G. Adamow - Wygnanie władcy - 1952 (zorg)

download G. Adamow - Wygnanie władcy - 1952 (zorg)

of 356

Transcript of G. Adamow - Wygnanie władcy - 1952 (zorg)

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    1/355

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    2/355

    Wygnanie wadcy G. Adamow

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    3/355

    CZPIERWSZA

    Na prno kryje nam ten szlak, Z zachodnich brzegw ku wschodowi, Natury srogiej mrone tchnienie! Rozumu okiem przenikliwymWidz: Rosyjski Kolumb pord lodw Pynie i lekcewayLos.

    omonosow, 1752.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    4/355

    Rozdzia 1 UCIEKINIER

    Byo ciche poudnie. Sierpniowe soce stao wysokona niebie.

    onierze wolni od suby spali w chodnych sypialniach, inni w cieniu drzew zajmowali sitresowaniem psw, rozbierali i czycili bro lub przerabiali teoretyczny kurs strzelania. Toczyo sizwyke, codzienne ycie pogranicznej stranicy.

    W gabinecie dowdcy inspektor Ministerstwa Bezpieczestwa, major Komarow , zaznajamia si zpracami stranicy.

    Praca organw bezpieczestwa, tu na granicy, jest rnorodna. Kategori najliczniejszych wykroczestanowi uciekinierzy sp oza kordonu. Kadego z nich trzeba przesucha, zdoby odpowiednieinformacje i sprawdzi jego zeznania, przejrze skpe dokumenty, jakie postrzpione papiery, zktrymi zazwyczaj ludzie ci usiuj przekroczy granic. Wszystko to naley zrobi moliwie szybko,przy czym w bardzo trudnych warunkach, zwaywszy, e rda informacji znajduj si za granic.

    Ot i obecnie na tej niewielkiej stranicy przebywa siedmiu ludzi zatrzymanych za nielegalneprzekrocze nie granicy. Maj oni dzisiaj by przesani do dowdztwa rejonu; jeden z nich znajduje sina stranicy ju prawie dwadziecia dni.

    - Co to za sprawa? - odrywajc oczy od papierw i podnoszc okrg, ogolon gow, zapytuje majortowarzysza Nikitina. - Dl aczego tak dugo trzymacie u siebie Kardana?

    - Ach, to pechowiec, towarzyszu majorze - odpowiedzia Nikitin.- Postrzelili go, gdy przepywarzeczk. Mia jednak tyle jeszcze si, e prawie dopyndo brzegu po naszej s tronie; pozostawaotylko trzy metry do przebycia, gdy zacz ton. Nasi onierze popieszyli mu z pomoc. Stiepanowrzuci si do wody i wycign go prawie nieprzytomnego.

    - Tak... - przemwi Komarow. - Czy rana powana?

    - Nie bardzo. W biodro. Ale krwi straci duo. onierze nasi zaoyli mu opatrunek na miejscu iprzyprowadzili tutaj. Nasz lekarz odesa go do szpitala sowchozu; trzeba byo wyj kul.

    - Jaka kula?

    - Z karabinu Sandersa.

    - Jak si czuje obecnie?

    - Ju wyzdrowia. Trzy dni temu wypisali go ze szpitala. Al w pierwszych dniach byo z nim le.Widocznie nerwy nie wytrzymay. To mia si, to paka, bagajc, eby go nie wydawa z powrotem.

    - Protok przesuchania przesalicie do dowdztwa rejonu?

    - Posaem zaraz na drugi dzie po zatrzymaniu go. Kardan uciek z obozu koncentracyjnego pod

    Kotolani. Dowdztwo rejonu stosunkowo szybko sprawdzio jego zeznania, jeszcze gdy by w szpitalu.W kotolaskiej gazecie pojawio si ogoszenie komendanta obozu o ucieczce Kardana, jego

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    5/355

    fotografia, znaki szczeglne i obietnica nagrody za jego schwytanie. Znaki szczeglne zgadzaj si.Otrzymaem polecenie odesania Kardana do dyspozycji rejonowego dowdztwa. Po rosyjsku Kardannie rozumie, ale zna dobrze jzyk francuski.

    - Tak, tak... - w zamyleniu powiedziaKomarow pocier ajc wygolony podbrdek. - No, dalej, zrobimy

    przegld zatrzymanych.

    - Od kogo yczycie sobie zacz, towarzyszu majorze?

    - Po kolei... Kto tam pierwszy? - Komarow spojrza na list. - Kornelius! No, dawajcie Korneliusa.

    Starszy lejtenant wycign rk do aparatu, ktry sta na stole, i nacisn guzik. Srebrzysty ekranaparatu rozjani si i zaraz ukaza si na nim wysoki pokj z opuszczonymi w oknach roletami. Wkcie stao ko, obok st i krzeso. Na stole- otwarta ksika, karafka z wod, szklanka,przybory dopisania. Na ku spa mczyzna, zwrcony twarz do ciany.

    - Zawarcie znajomoci z Korneliusem trzeba bdzie odoy na pniej- zauway major.

    - Odsypia - umiechn si starszy lejtenant. - Wszyscy oni przez pierwsze dwa - trzy dni pi bezprzerwy. Nastpny na licie, zdaje si, Ganiecki?

    - Tak, dawajcie Ganieckiego.

    W pokoju, podobnym do poprzedniego, Ganiecki - may, wychudzony czowieczek ze smutnymioczyma i dugimi, aonie opuszczonymi wsami- sta pod oknem i troskliwie oglda swjsfatygowany but, usiujc podwiza sznurkiem odstajc zelwk.

    - Hm... Tak... Sprawa nieatwa - powiedzia Komarow. - Moglibycie mu da, towarzyszu Nikitin, butyze specjalnego zapasu... No, idmy dalej.

    W nastpnych pokojach jedni czytali, inni chodzili niespokojnie z kta w kt, jeszcze inni pisali listy.

    Kardan, krpy mczyzna, o niadej, chudej twarzy z cienkim, garbatym nosem i czarnymi, gstymiwsami, sta tyem do okna. Manipulujc przed sob lusterkiem, przechylajc gow tak i owak,bacznie- przyglda si jakiej plamce na podbrdku. Nagle umiechn si, odoy lusterko, opucigow i pocz podkrca wsa; potem z wyrazem niezadowolenia targn go par razy w d iprzeszed si po pokoju. Przystan koo stou pod oknem i zamylony patrzy w przestrze. Postapar minut, obrci si i wichrzc gste, zwisajce nad czoem wosy znw zacz chodzi wolno popokoju: Na czole, pod wosami, bysna niewielka, rowa blizna. MajorKomarow- uwanie goobserwowa.

    - Czy blizna na czole jes t odnotowana w znakach szczeglnych? - zapyta nie odrywajc oczu odekranu.

    - Zaznaczona, towarzyszu majorze - odpowiedzia komendant stranicy.

    - O wsach co wspomniano?

    - Tak. Czarne i gste.

    - Nic wicej?

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    6/355

    - Nie. Wsy- w ogle nie s znakiem szczeglnym. Dzi ma , nastpnego dnia zgoli...

    - Zapewne, o ile jednak s...

    Kardan podszed do krzesa. Siad, opar si wygodnie, z naturaln swobod zaoy nog na nog i

    sign po otwart ksik lec na stole. Skoniwszy gow zacz czyta. Niedua, niada domikkim, prawie nieuchwytnym ruchem dugich palcw odwrcia kart. Kardan czytaaKomarow niespuszcza z niego uwanych, spokojnych oczu. Kardan znw odwrci kart. W gabinecie panowaacisza. Komendant stranicy, nieco zniecierpliwiony, spoglda to na ekran, to na majora.

    Ten, nie odwracajc gowy, w kocu cicho zapyta.

    - W zeznaniach poda zawd?

    - Tak, towarzyszu majorze. Elektryk - monter:

    - Ile lat pracuje?

    - Dwadziecia, od osiemnastego roku ycia.

    - Gdzie pracowa ostatnio?

    Komendant stranicy przerzuci par kartek w teczce z papierami:

    - W fabryce instalacji elektrycznych Fidlera i Poltoniego.

    - W charakterze?

    - Prostego robotnika.

    - Dugo by prostym robotnikiem?

    - Dwa lata i osiem miesicy.

    - Prawdziwo zezna stwierdzona?

    - Stwierdzona.

    - Jakie wyksztacenie?

    - Nisza szkoa elektrotechniczna w Traworze.

    - Tak...

    Nie podnoszc gowy Kardan wyj z kieszeni kurtki papierosa, zapali, zacign si i ze wstrtemrzuci na pask popielniczk.

    - Jakie papierosy pali Kardan? - nieocze kiwanie zapyta major, gwatownie nachylajc si w stronekranu.

    - Doprawdy, nie wiem... - odpowiedzia zaskoczony komendant stranicy.

    - Dowiedzcie si, prosz.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    7/355

    - Rozkaz, towarzyszu majorze.

    Komendant nacisn guzik na stole. Po upywie minuty do gabinetu wszed onierz zarzdzajcygospodarstwem.

    - Czy wy zaopatrujecie Kardana w papierosy?

    - Ja, towarzyszu starszy lejtenancie.

    - Co to za papierosy?

    - Wiosna, towarzyszu komendancie.

    - Wiosna? - wtrci Komarow. - To, zdaje si, s papierosy trzeciego gatunku? Czy -wszyscyzatrzymani dostaj takie same?

    - Zatrzymani otrzymuj gatunek tytoniu lub papierosw wedug wasnego wyboru, towarzyszumajorze. Kardan prosi o zwyczajne papierosy. Powiedzia, e do lepszych nie jest przyzwyczajony.

    - Ach, t ak! No, to wszystko w porzdku. Wspominalicie, zdaje si- tu Komarow zwrci si dokomendanta - e Kardan zna jzyk francuski. Czy mieszka we Francji?

    - Tak, zezna, e par lat tam pracowa.

    Komendant odprawi onierza.

    Komarow powoli wsta i wyczy ekran telewizyjny.

    Major by wysokim, barczystym mczyzn. Mia mocn, jakby z metalu odlan szyj, du, okrg,gadko ogolon gow. Twarz o rysach wyrazistych, opalone, nieco pene policzki, wysokie czoo,szare, spokojne ocz y pod gstymi, z lekka rudawymi brwiami. Zacinite, o adnym rysunku wargi,ciki, prawie kwadratowy, poyskujcy od dokadnego golenia podbrdek.

    Zaoywszy rce na plecy, lekkim krokiem, mimo cikiej postaci,Komarow przeszed si pogabinecie.

    - Tak... - odezwa si. - Ciekawy typ...

    Starszy lejtenant nic nie odpowiedzia, spogldajc w dalszym cigu badawczo na Komarowa. Zbytdobrze zna tego gonego w ich zawodowej sferze tropiciela, by nie przywizywa wagi donajdrobniejszych nawet objaww jego zainteresowania z jakiegokolwiek powodu.

    - A gdzie mj lejtenant? - zapyta major. - Gdzie Chiski?

    - Jeszcze nie wrci z objazdu posterunkw. Wyjecha wczesnym rankiem.

    - Tak, tak...

    Komarow podszed do stou i znowu wczy pokj Kardana do telewizora.

    - Jednak pali... - zauway patrzc uwanie na ekran i najwyraniej mylc o czym innym.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    8/355

    - Dlaczego jednak, towarzyszu majorze?- zdecydowa si zapyta starszy lejtenant.

    Komarow spojrza na niego.

    - Dlaczego jednak?- wolno powtrzy pytanie. - Oczywiste, e Kardan nie lubi tych papierosw. Ma

    wstrt do nich... Gdyby tylko do papierosw... - mwi, jakby gono mylc,Komarow. - Czyzwrcilicieuwag, jak si zachowuje, jak siada na krzele, zakada nog na nog? Swobodne, lekkiemaniery... nie ka nciaste ruchy czowieka cikiej pracy fizycznej. Dwa lata i osiem miesicy jakorobotnik fizyczny, trzy lata cikich robt w obozie koncentracyjnymi. W cigu takiego czasu kadyzawodowy inteligent straciby swoj wytworn o ruchw. Brwi starszego lejtenanta powoli unosiysi w gr. - I to nie wszystko - cign Komarow. - Jak on czyta! Zauwaylicie? Ksika w jego rkachto nie rzadki, przypadkowy go! Przywyk do niej, umie si z ni obchodzi. Jak sprawnie jego palceodwracaj stronice! Swobodnie, lekko, pewnie! Czy tak czytaj ludzie z grubymi palcami, z rkamiprzyzwyczajonymi do cikiej pracy?

    Kto zapuka do drzwi. Rozleg si mody, dwiczny gos: - Czy mona?

    - Prosz... wejdcie! - z oywieniem powiedziaKomarow.

    Do gabinetu wszed szybkim krokiem mody lejtenant, wysoki, dobrze zbudowany; spod gstych brwi,zrastajcych si prawie u nasady nosa, patrzyy bystre, czarne oczy. Jego wejcie oywio atmosfergabinetu.

    Z widoczn w oczach i umiechu sympatiKomarow spojrza na modego lejtenanta i zapyta:

    - No, jak tam posterunki, linia graniczna, Lwie Markowiczu?

    - Mog zameldowa, towarzyszu majorze, e praca idzie sprawnie. Czujno i karno onierskawzorowe. Usiowaem ich zapa na czym, ale nie udao si. Jedno tylko- tu Chiski zwrci si dokomendanta stranicy - na odcinku Siedmiu dbw linia infraczerwonych automatycznych aparatwniezupenie wydaje mi si pewna.

    Za maym wzniesieniem udao mi si niepostrzeenie przepezn. Co prawda, wasz pies... zdaje siReks... usysza... W kadym razie zwrciem uwag sierantowi.

    - No, dobrze - powiedzia Komarow.- Siadaj, Lwie Markowiczu.

    -- Chiski usiad, zdj czapk i otar opalone czoo.

    - Och, diabelnie si zmachaem! Soce pali niemiosiernie. A tam, na tej spiekocie - ze miechemzwrci si do Komarowa- na czce rozsiad si jaki dziwak- staruszek i goli si. Lusterko chwieje sina pieku, nie chce sta, staruszek je poprawia, ustawia tak i siak, a ono wci si przewraca.Staruszek klnie, pluje... twarz caa w mydle... Z pi minut patrzylimy na to z sierantem izamiewalimy si. Co to za jeden, towarzyszu starszy lejtenancie?

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    9/355

    - Ach! - umiechn si Nikitin - stary dziadek, pastuch z ssiedniego sowchozu. Mwic nawiasem,czowiek wyksztacony, co prawda po starowiecku. Zna francuski, stale korzysta z naszej biblioteki.On tam goli si co dzie, skoro zapdzi bydo przed upaem do lasu. Srogi staruszek, wielki dziwak,peen godnoci i mwi grnolotnym stylem.

    Komarow i Chiski mieli si.

    - To orygina, ten wasz pastuch!

    - No, piknie! Pal diabli tego cudaka- przerwa Komarow, - Koczmy, towarzyszu Nikitin. Dzisiaj zlejtenantem musimy jecha dalej...

    - A co z Kardanem? - zapyta komendant stranicy.

    - Ot wanie, co do Kardana... - rzek Komarow - Kiedy mylicie odesa go do rejonu?

    - Dzisiaj o godzinie siedemnastej, z ca parti, towarzyszu majorze. Nikitin, przejdcie z lejtenantemChiskim przez korytarz i przy pokoju Kardana powiedzcie gono do lejtenanta po rosyjsku, e tenzatrzymany jest podejrzany i e dzisiaj o godzinie dwudziestej- drugiej wyprawicie go, oddzielnie odcaej partii, do dowdztwa rejonu. Gdy wrcicie, dokoczymy przegldu pozostaych uciekinierw.

    - Rozkaz, towarzyszu majorze.

    Chiski i starszy lejtenant wyszli.Komarow wczy do telewizora pokj Kardana.

    Ten czyta w dalszym cigu, ale ju lec na ku, twarz do Komarowa.

    Komarow obserwowa go nie odrywajc oczu.

    Ksika wida bardzo zainteresowaa Kardana. Przewraca stronice rwnomiernie i szybko jedn podrugiej. Upyno kilka minut. Nagle brwi Kardana drgny, rozszerzone oczy nieruchomo zatrzymaysi na jakim wierszu, niada twarz zacza powoli szarze. Odoy ksik i zamkn oczy.

    wiato soneczne zalewao pokj.

    Kardan otworzy oczy, leniwie obrci gow, spojrza w okno, na podniesion rolet, jakby walczc zpragnieniem opuszczenia jej. Potem powoli wsta, przecign si, dotkn z bolesn min skry nadwarg i wzi lusterko. Stanwszytyem do okna, w potoku wiata sonecznego, znowu zacz

    przyglda si odbiciu swej twarzy, dotykajc skry na podbrdku, wykrzywiajc si, krcc iprzesuwajc lusterko w rne strony. W kocu pooy je na st i przeszed si par razy po pokoju.

    Nagle snop promieni sonecznych bysn przez okno Kardana i olepi na chwil Komarowa.Zajczek przelizn si po suficie, znik, pojawia si i znw znika, gdzie nad drzwiami. Trwao to zdziesi minut. Gadzc od czasu do czasu podbrdek, Komarow uwanie ledzi harce plamkiwietlnej. Kardan lea ju na ku, twarz do gry, i bezmylnie, zdawao si patrzy w sufit ponaddrzwiami wejciowymi w miejsce nie objte ekranem, gdzie bez przerwy skaka zajczek wpadajcprzez okno. Komarow wsta, wyczy ekran i zaoywszy rce na plecy, z opuszczon gow, rwnymikrokami poc z chodzi po gabinecie. Minie szczk drgay na jego spokojnej twarzy.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    10/355

    Chodzi dugo, potem nagle stan przed stoem, wczy dwik do aparatu telewizyjnego i wezwadowdztwo rejonu. Za jego porednictwem poczy si z Moskw i poprosi do ekranu wiceministrabezpieczestwa.

    Rozmowa trwaa dugo.

    - No c, Dymitrze Aleksandrowiczu- powiedzia wreszcie wiceminister - eksperyment waszakceptuj. Tylko zastanwcie si, czy dla bahej rzeczy nie odrywacie si od waniejszych spraw?ledzeniem Kardana mgby si zaj jaki mniej odpowiedzialny funkcjonariusz. Na budownictwiearktycznym zaczyna si dzia niedobrze.

    - Towarzyszu ministrze - stumionym, spokojnym gosem odpowiedzia Komarow - ja czuj, e zaKardanem kryje si co bardzo wanego. Przypomn sobie mi nione lata. A jeli bd potrzebny wsprawach budownictwa arktycznego, to atwo mnie bdzie znale.

    - Wierz w wasz wch, Dymitrze Aleksandrowiczu. On was, zdaje si, nigdy nie zawid.

    - Dzikuj, towarzyszu ministrze.

    - No, to bdcie zdrowi. ycz powodzenia.

    Komarow wyczy aparat, wsta, wzi owek ze stou, zdecydowanym i rwnym krokiem podszeddo wielkiej ciennej mapy okrgu i zagbi si w jej studiowanie.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    11/355

    Rozdziali 2RYZYKOWNY EKSPERYMENT

    Bezksiycowa noc w lesie bya jeszczeciemniejsza.

    Porywisty wiatr hucza w konarach drzew, skrzypiay gazie, szumiay licie jak fala morska, gdywpada na piaszczyste wybrzee.

    Napyway chmury. Gdzie, daleko pomrukiwa grom. W lesie, w ciemnociach, midzy dwiemaczarnymi cianami rozkoysanych drzew, droga bya ledwo widoczna.

    Z przodu, w znacznej odlegoci byskay w wietlistym oboku czerwone punkty- tylne wiata elektromobilu 1 Panszina. Elektrocykle 2, z pogaszonymi wiatami, suny cicho w lad za nim. Cicho, piewniegray motory pod siodekami, opony mikko mlaskay. Wiatr gwizda w uszach, napenia nozdrzaaromatem widncych traw, opadych lici i zapachem ziemi przed burz.

    Jak uderzenie malekim bacikiem, chlasna w twarz pierwsza, dua kropla deszczu.

    - Bdzie burza - powiedzia Komarow pgosem. - Z pewnoci, towarzyszu majorze - padaodpowied z ssiedniego siedzenia. - Dim denerwuje si. Boi si zgubi lad.

    Pies niecierpliwie zaskowycza usyszawszy swe fanie. Nagle olepiajca byskawica owietlia niebo,ziemi, las - i zgasa. Ciemno na chwil staa si gsta, niemal dotykalna. Z oguszajcym trzaskiempka nad gow opona nieba, z hukiem, uderzajc o siebie, potoczyy si z niewidzialnej gryogromne, puste elazne beczki. Lun deszcz.

    Czerwone ogniki na przodzie, ledwo widoczne, jakby przez gst, migocc siatk, nagle podskoczyyw gr, potem w bok i zniky. tawy obok wiata rozrs si, przeskoczy na drug stron drogi; jaskrawe promienie roztopionym brzem oblay wynurzone z ciemnoci pnie drzew. Owietlonprzestrze przeciy jakie cienie.

    W szumie burzy dolecia z daleka saby krzyk i urwa si nagle. Napyna ciemno, poknapromienie i zalaa wietlisty obok.

    - Stop, P atonow!-- urywanym gosem zawoa Komarow i podni sszy do ust aparat mikroradia 3 zakomenderowa: - Lejtenant, sto p! Wysiada. Do mnie. Sierancie, wychodcie z Dimem!

    Po kilkunastu sekundach dwie sylwetki zarysoway si w ciemnociach.

    - Tutaj, towarzyszu majorze - rozleg si cichy gos Chiskiego.

    - Naprzd! - rzuciKomarow.

    1 Elektromobil - samochd wprawiany w ruch motorem elektrycznym, zasilanym w energi elektryczn przezakumulatory.2 Elektrocykl - motocykl poruszany motorem elektrycznym.3 Mikroradio - kieszonkowy, odbiorczy i nadawczy, aparat radiowy. Jego uycie-stao si, moliwe z chwil

    wynalezienia bardzo pojemnych akumulatorw. Mikroradio wyglda jak suchawka mikrofonu (telefonu); zboku ma przymocowany trzon, ktry mona wycign do gry (jak w teleskopie) tworzc anten. Wewntrzsuchawki znajduje si akumulator, zewntrz krek z ruchom strzak, ktr mona nastawia na dan fal.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    12/355

    Cztery cienie ludzkie milczc, w potokach deszczuj ruszyy zalan drog. Na przedzie, z napit jakstruna smycz bieg Dim cignc za sob sieranta.

    Nagle smycz rozlunia si i opada, sierant omal nie wpad na zastygego wbezruchu psa.

    - Stj! - stumionym gosem zawoa sierant. W poprzek drogi staa czarna brya maszyny. Da sisysze saby, przyguszony jk.

    Komarow rzuci si do otwartych na ocie drzwiczek elektromobilu. Promie latarki kieszonkowejowietli na pododze kabiny zwizanego onierza stray granicznej, z zakneblowanymi ustami. Oboklea karabin.

    - Panszin! - gucho krzyknKomarow ; szybko i umiejtnie uwalniajc z wizw onierza, podczas gdyChiski wyjmowa mu knebel.

    - Nie ranny? - zapyta Komarow.

    onierz milczc, jakby z trudem odzyskujc przytomno, poruszy przeczco gow.

    - Oguszony?

    - Uderzyli mnie czym... po gowie... towarzyszu majorze- wykrztusi Panszin podnoszc si przypomocy Chiskiego.

    - Bronilicie si?

    - Prosiem o lito, towarzyszu majorze - weselej, umiechajc si odpowiedzia mocniejszym jugosem Panszin. - Rzuciem karabin... Rozemieli si... Jeden powiedzia: To i lepiej. Wszystko poszotak, jak przepowiedzielicie, towarzyszu majorze.

    - Mwili po rosyjsku?

    - Po rosyjsku.

    - Ilu ich byo?

    - Zdaje si, e czterech. W maskach.

    - W jaki sposb zatrzymali maszyn?

    - W poprzek drogi przecignli sznur... Spostrzegem go na czas... zahamowaem. Maszyn zarzucio.

    - Gdzie Kardan?

    - Zwizali go i zabrali ze sob.

    - W ktr stron?

    - Drog. W stron mostu. Chiski nagle skoczy w gb kabiny.

    - Majorze! Kartka!

    W rogu siedzenia biela kawaek papieru.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    13/355

    Komarow wzi go i owietli latark. Na papierze by napis drukowanymi literami: mier zdrajcy.Tak bdzie z kadym. Bez podpisu.

    Komarow milcza, przypatrywa si kartce, wreszcie, gadzc podbrdek, powiedzia:

    - Gupia robota... Pisane dla naiwnych. Deszcz bbni po masce karoserii. - Zdoacie doprowadzi maszyn do stranicy? - zapyta Komarow Panszina, wychodzc na ulew.

    - Na pewno, towarzyszu majorze. Ju przyszedem do siebie.

    - Doskonale! Sierancie, oddajcie mu Dima. Przy takiej pogodzie pies si nam nie przyda. Gdzieelektrocykle?

    - Tutaj, towarzyszu majorze - odpowiedzia sierant. - Andriejew przyprowadzi je.

    - Do maszyn! -- zakomenderowa Komarow. - Powiedzcie, Panszin, komendantowi stranicy, ebystaruszka Pawa nie rusza, ale z oczu go nie spuszcza. Szczeglnie, gdy dziadek goli si na socu...Mody i gupi... koguta nie kupi... No, ruszajcie!...

    Huk grzmotu zaguszy ostatnie sowa Komarowa. Byskawica na chwil owietlia drog pen kau.Elektrocyk le penym biegiem pomkny w ulew.

    - Daleko do posterunku? - zapyta przez wist wiatru Komarow , wyjmujc z wiszcego na piersifuterau infraczerwon nocn lornetk 4.

    - Zaraz bdzie - odpowiedzia sierant.

    Wsun dwa palce w usta, cicho gwizdn i zwolni biegmaszyny. Na skraju drogi poja wi si cie.Elektrocykl stan. Cie podszed blisko. Zarysowaa si sylwetka onierza w paszczu, z karabinem.

    - Przechodzi kto drog? - zapyta Komarow.

    - Czterech. Pobiegli w stron mostu. Dwch nioso jaki ciar na ramionach.

    - Dobrze! - powiedzi a Komarow. - Naprzd! Podnis do oczu nocn lornetk i dugo wpatrywa si wciemnoci wzdu drogi.

    - Nic nie wida- szepn.

    Gdy przejechali kilometr, znowu z ukrycia wyszed onierz i zaraportowa:

    - Przebiego czterech. Z tumokiem na ramionach. W stron mostu.

    Ale lornetka nic jeszcze nie moga uchwyci.

    Za mostem droga rozwidlaa si. Z gstych, przydronych krzakw wyoni si owietlony byskawiconierz ociekajcy wod i zaraportowa:

    4

    Infraczerwona lornetka. - Za czerwony m kracem widma przebiegaj niedostrzegalne dla oka in fraczerwonepromienie o dugoci fali od 1 mm do 0,76 mikrona. Infraczerwona lornetka chwyc te promienie zmieniajc jew widzialne, dziki czemu umoliwia w nocy widzenie oddalonych przedmiotw.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    14/355

    - Tylko co przebiego piciu. Wsiedli w oczekujc maszyn ze zgaszonymi wiatami. Pojechali prawdrog. Usyszaem sowa: Gieorgiju Nikoajewiczu, siadajcie przy szoferze.

    - Co to za maszyna? - zapyta Komarow.

    - Koloru nie mogem rozrni. Z ksztatu karoserii- tulska TEM-146. Elektrocykle wziy najszybszy bieg. Deszcz sabn. Burza mijaa. Wiatr zapiera oddech. Las skoczysi i od razu stao si widniej.

    - Ile jeszcze posterunkw przed nami? - zapyta Komarow sieranta, nie odejmujc lornetki od oczu. -Zdaje si, pi?

    - Pi, towarzyszu majorze.

    - Czy to droga do stacji?

    - Tak jest. Droga do centrum rejonu zostaa na lewo.

    - Najbliszy pocig ze stacji?

    - Czwarta pidziesit osiem. Do Kijowa.

    - Doskonale... Jest i auto! - cicho krzyknKomarow . Daleko, w szarej mgle majaczya nika, ciemnaplama, szybko posuwajca si naprzd. Po paru minutach plama zacza przybiera bardziej wyraneksztaty. Bysny czci metalowe. Przez lornetk mona ju byo rozpozna nisk, wyduonkaroseri tropionego auta.

    Komarow prawie lea na ramie przy czepki, wpatrujc si uporczywiej a do blu w oczach, w zarysyauta.

    - Tak - powiedzia w kocu, prostujc si i opuszczajc lornetk. - Dobrze zauway. TEM-146. Jaknazwisko onierza na rozwidleniu drg, towarzyszu sierancie.

    - Krasawin, towarzyszu majorze.

    - Zapamitajcie: macie zaraportowa komendantowi stranicy o spostrzegawczoci i sumiennympenieniu suby przez Krasawina.

    - Rozkaz, towarzyszu majorze!

    Komarow wydoby aparat mikroradia, po omacku, odchyli dolne wieczko paskiego futerau -mikrofon, wysun anten, przyoy suchawk do ucha i przesun strzak na inny punkt tarczy.

    - Dowdztwo rejonu, szedziesit cztery?... Indianin... Kto przy mikrofonie?... Przyczciedyktafon... Mwi Komarow Starszy inspektor z Gwnego Urzdu... Dwiecie osiemdziesit sze.Przekacie terminowo na stacj Wiszniewsk: Do stacji zblia si elektromobil tulski TEM-146. Piciulub szeciu pasaerw. Uwaa na krpego mczyzn: szeroka, niada twarz o wydatnych kociachpoliczkowych, czarne wosy spadajce na czoo, czarne, gste wsy, wydatny, ostry nos z garbem.

    Mie na oku take pozostaych. Jad w lad za TEM-146 dwoma elektrocyklami waszej pogranicznej

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    15/355

    stranicy. Numery: dwa zera dziewidziesit sze i dwa zera dziewidziesit siedem. Poda mi nastacji informacje. Wszystko.

    Z przeciwnej strony, siejc matowe wiato, pdzio ogromne auto ciarowe zaadowane grworkw, tumokw i skrzynek. Mign mglisty, rozpywajcy si zarys jakiego budynku przy drodze,

    za nim drugi, trzeci. Zaczo wita. Nadchodzi ranek. Z daleka ukazaa si grupa budynkw.Rwnoczenie dolecia daleki, przecigy dwik syreny.

    - Ekspres Odessa- Kijw- zauway sierant.

    - Zdymy?- z trwog zapyta Komarow.

    - Zdymy. To sygna przed zakrtem toru, 30 kilometrw od stacji. Pocig musi nas jeszcze min,tam - z prawej strony.

    Na drodze coraz czciej zaczy si pojawia samochody i ludzie. Trzeba byo zmniejszy szybko.

    Par razy TEM-146 znika z oczu, potem znw pokazywa si, gdy elektrocykl zwiksza szybko.

    Z prawej strony na rozjanionym ju horyzoncie ukazaa si ciemna wstga, szybko sunca w poprzekkierunku drogi elektrocyklw i TEM-146.

    Stacja kolei bya ju zupenie blisko. Ale i ruch na szosie coraz wikszy.Komarow spostrzeg przezlornetk, jak elektromobil wpad w ulic prowadzc do stacji i zrcznie lawirujc midzysamochodami, skry si wrd nich.

    - Zwikszy szybko- rzuciKomarow i obejrza si.

    Elektrocykl Chiskiego, w odlegoci dwustu metrw, pdzi z tyu. Chiski w cywilnym ubraniu,podobnie jak i Komarow , siedzia obok onierza-kierowcy, rwnie po cywilnemu. Wiatr targa jegoczarne wosy. Komarowowi wydao si, e w niadej, pocigej twarzy modego lejtenanta bysnyzby w szerokim umiechu. Komarow odpowiedzia serdecznym, porozumiewawczym umiechem.Przypomnia sobie rado swego modego pomocnika, kiedy ten dowiedzia si, e major bierze go zesob. Lejtenant po raz pierwszy bra udzia w tak powanej pogoni...

    Pocig elektryczny ju sta na stacji. Na semaforze zapono zielone wiato. TEM-146 wolnoodjeda od stacyjnego podjazdu.

    Komarow i Chiski wyskoczyli w biegu, zanim elektrocykle stany. Szybko popdzili szerokimikamien nymi schodami do budynku stacyjnego. Na ostatnim stopniu sta mczyzna. Komarowprzebieg koo niego, szepnwszy tylko jedno sowo: Indianin.

    Mczyzna pody za majorem, mwic pgosem:

    - Trzeci wagon, pity przedzia... Dwch. Czterech zostao.

    - Miejcie ich na oku - rzuciKomarow wybiegajc z budynku na peron.

    Wzdu peronu, nabierajc szybkoci, migay lakierowane wagony z zasuwajcymi si automatyczniew biegu skrzydami drzwi. By to pocig popieszny, o opywowych ksztatach, bez przerw midzy wagonami, z wciganymi stopniami i porczami.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    16/355

    Gdy Komarow dobieg do koca peronu, ostatni wagon zrwna si z nim. Komarow spojrza nawzrokiem penym rozpaczy. Ale nagle przysiad, skoczy w potwarte jeszcze drzwi wagonu iprzycisn je ramieniem.

    W nastpnym mgnieniu oka, o mao nie obaliwszy go z ng, wpad na niego Chiski i obj go

    ramieniem. Dwigajc na sobie Chiskiego,Komarow zrobi krok do wntrza wagonu i puci drzwi,ktre cicho zasuny si za nim.

    Pocig pdzi ju wrd pl, mikko, koyszc si i gucho stukajc na spojeniach szyn.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    17/355

    Rozdzia 3 POD OBSERWACJ

    - ...Stanowczo twierdz, e gdyby nie przedwczesna mier, Kraskow daby jedyne w swoim rodzajurzeczy. Taka na przykad Dziewczyna z kwiatami, jak-wysok ma warto. Albo Na boiskusportowym! Ile pikna w tych ptnach, jaka delikatno rysunku! Nie waham si powiedzie, e byyto dopiero pierwsze kroki geniusza.

    - No... zaraz geniusza! Przesadzasz, Lwie Markowiczu - cicho odpar Komarow poprawiajc wetknite w ucho zak oczenia rurki akustycznej. Drugi jej koniec przyciska szczelnie do otworu przewoduregulatora powietrznego 5 by uchwyci gosy dochodzce z ssiednich przedziaw. To nieprzeszkadzao mu podtrzymywa rozmowy z Chiskim o sztuce.

    Gdy bya mowa o sztuce, w szczeglnoci o malarstwie, Chiski traci spokj i opanowanie, w czym

    tak starannie usiowa naladowa Komarowa.

    - Zapewniam was, Dymitrze Aleksandrowiczu, to by artysta o olbrzymich zdolnociach. Po prostu zamao znacie jego prace - gorco dowodzi Chiski.Komarow podnis ostrzegawczo rk, pochyligow do ciany wagonu i nasuchiwa.

    Pocig lekko si koyszc pdzi szybko naprzd. Sycha byo monotonny warkot motorw podpodog i czstotliwe stukanie k. Za szczelnie zamknitym oknem, w zapadajcym zmierzchu,wiroway kby przydronego kurzu.

    Chiski, pochylony naprzd, z wycignit szyj, rwn ie zacz nasuchiwa.Komarow wreszciepodnis gow, mia zawiedzion min, poprawi zakoczenie rurki akustycznej w uchu, mocniejprzycisn jej drugi koniec do otworu regulatora powietrznego i powiedzia:

    - O czym mwi,... ale tak cicho, e nic nie mog zrozumie. W ktrym z dalszych przedziawgono gadaj, zaguszaj... Rozrniem tylko: Nikoajew i lotnisko.

    Chiski zamyli si. Wzi ze stolika wieczorny biuletyn dla pasaerw pocigu i usadowiwszy siwygodnie, zacz czyta. Zmierzch gstnia.

    - W Wozniesiesku staniemy zero trzydzieci - na wp pytajco, na wp twierdzco powiedziaKomarow.

    - Tak jest, Dymitrze Aleksandrowiczu.

    - To znaczy, wedug poudnika Nikoajewa, o jedenastej trzydzieci...

    Chiski pochyli si w stron kontaktu i cicho zapyta:

    - wiato nie bdzie wam przeszkadzao?

    5 Regulator powietrzny - urzdzenie doprowadzajce powietrze i utrzymujce dany stopie jego ciepa,

    czystoci i wilgotnoci. Regulator powietrzny skada si z szeregu aparatw: chodzcego lub podgrzewajcego,zwilajcego lub osuszajcego i innych. Dziki temu urzdzeniu mona zim i latem w kadym zamknitymmiejscu utrzymywa odpowiednio umiarkowan temperatur.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    18/355

    Uchwyci niewyrane skinienie gowy Komarowa siedzcego w ciemnym kcie. wiato zalaoprzedzia. Komarow z przymknitymi oczami siedzia nieruchomo przy cianie.

    Milczenie trwao dugo. Motory huczay, koa prdko i niewyranie co wystukiway pod podog.Wreszcie Komarow westchn i podnis oczy,

    - Co nowego w biuletynie? - zapyta cicho.

    - Program zimowego sezonu w Wielkim Teatrze... Nowa opera Charamowa... Odkrycie profesoraKurdiumowa... Nowa metoda transfuzji krwi... O!... chwilk...

    Chiski szybko przebieg oczyma par wierszy.

    - Nagle zmar Wiszniakow... Pamitacie, Dymitrze Aleksandrowiczu? Sprawa sfaszowaniageoradiogramw w arktycznym budownictwie. W wizieniu ledczym, w zagadkowychokolicznociach- donosi komunikat.

    Oczy Komarowa zabysy.

    - Szczegw nie podaj? - zapyta.

    - Nie, tylko w przeddzie lekarz bada Wiszniakowa i stwierdzi, e by zupenie zdrw.

    - Dziwne - Komarow zamyli si.- Wypadki nagej mierci stay si u nas do rzadkie. Co by to mogoby?

    Po krtkim milczeniu Chiski powiedzia:

    - Na linii Wadywostok- Jokohama - San Francisko skasowano rejsy elektrostatkw Karelia,Dniepr i Szczors, a na linii Leningrad- Londyn - Nowy Jork elektrostatki Diesna, Potawa iDon. Oddano je do dyspozycji WAR-u celem przyspieszenia jego transportw morskich.

    - Tak, maj tam jakie trudnoci transportowe - zauwayKomarow; - Syszaem o tym jeszcze przedwyjazdem z Moskwy... Niead, zamt... majc do rozporzdzenia tak potn flot!... Gotw jestempomyle, e Katulin zapomnia, jak to si prowadzi powane przedsiwzicie...

    Chiski przerwa mu:

    - Powa ne przedsiwzicie?... To niewaciwe sowo. Wielkie! Gigantyczne! Brak mi sw na waciweokrelenie... Ju drugi rok idzie budowa, czwarty jak porusza do gbi cay Zwizek Radziecki, ba- caywiat, a ja wci jeszcze nie mog si przyzwyczai i mwi o tym spokojnie, na zimno. Zastanowi sitylko: przebudowa Arktyki! Dech zapiera na sam myl o tym! Nie! awrow to geniusz! A ja dotd niemiaem monoci uda si tam.

    - Wszystko to prawda - powoli powiedzia Komarow , zajty swymi mylami.- Obawiam s i tylko, czywasze yczenie nie speni si o wiele prdzej, ni sdzicie... czy nie znajdzie si tam dla nas jakarobota...

    - Sdzicie, majorze? - ywo zapyta Chiski.- Skd? Dlaczego?

    - Ta sprawa rozpalia zbyt wielkie namitnoci, poruszya zbyt wiele wrogich si midzynarodowych.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    19/355

    Komarow umilk, po chwili znw zacz:

    - Nie podoba mi si sprawa Wiszniakowa... i jego zagadkowa mier. Ten zamt w sprawachbudownictwa... To nie pasuje do Katulina.

    Na matowym ekranie nad drzwiami rozbys zielony napis: Kolacja w wagonie restauracyjnym odgodziny 21 do 24. Menu... Tu nastpowa dugi spis da, zaksek i napojw.

    Napis trwa pi minut, zgas, a zamiast niego zapon nowy: W wagonie-sali koncertowej odgodziny 22 seans telewizyjno- dwikowy: OtelloSzekspira, ze sceny leningradzkiego TeatruWielkiego. W rolach gwnych: Otello- Bierkutow, Desdemona - Korolewa, Jago - Sikorski.

    Komarow wskaza gow na drzwi i poleci Chiskiemu:

    - Idcie, rozejrzyjcie si, ale nie tracie ze mn cznoci...

    Chiski odoy biuletyn, wsta, przejrza si w lustrze, poprawi krawat i wyszed z przedziau. W wskim korytarzu dwch mczyzn ywo rozmawiao, trzeci sta przy oknie i patrza na poruszajcesi w ciemnociach jaskrawe wiato. To elektro-kombajny popiesznie koczyy drugi zbir pszenicyo przypieszonym dojrzewaniu.

    Chiski rwnie stan przy oknie, koo wejcia do ssiedniego przedziau.

    Wkrtce drzwi otworzyy si, z przedziau wyszed barczysty mczyzna redniego wzrostu, z jasnymi,zaczesanymi do ty u wosami, z podun, ogolon twarz. Szybko zamkn drzwi za sob. W tejkrtkiej chwili Chiski obejrzawszy si zdy zauwayw przedziale mczyzn z czarnymi wsami.

    Lea na awce i czyta gazet. Pasaer, ktry wyszed z przedziau, szybko i nieznacznie rozejrza si,potem spokojnie ruszy w stron wagonu restauracyjnego.

    Chiski, przycisnwszy czoo do szyby i zasoniwszy rkami oczy od wiata korytarza, uda, epochon go cakowicie widok ycia nocnego w polu.

    Po upywie minuty pody za nieznajomym.

    W hermetycznie zamknitych przejciach midzy wagonami silnie koysao, goniej stukay koa ihuczay motory. Chiski przeszed dwa wagony, nie spuszczajc oczu z nieznajomego, ubranego w jasnobrzowy garnitur.

    Wagon restauracyjny by jasno owietlony, mieni si ywymi kolorami kwiatw na stolikach, lnibiel serwet, szkem i metalem nakry stoowych. Przez krysztaow szyb wewntrznych drzwi,wrd elegancko ubranych i z oywieniem rozmawiajcych ludzi, Chiski spostrzeg swegonieznajome go, ktry ju zajmowa miejsce przy stoliku.

    Wzdu wewntrznych cian wagonu, nad stonkami, biega czterograniasta rura z czarnejlakierowanej masy plastycznej. Nad kadym stolikiem, w ciance rury bya wmontowana tabliczka zrnokolorowymi guziczkami icyframi obok nich.

    Nieznajomy przejrza jadospis, obrci si do tabliczki i nacisn par guzikw. Potem wzi gazet,osun si na oparcie krzesa i zacz czyta.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    20/355

    Chiski postanowi przekaza informacje o nieznajomym. W korytarzyku, gdzie sta, na prawo byydrzwi z napisem: Toaleta. Chiski szybko wszed tam i zamkn drzwi na zasuwk. Wyjwszykieszonkowy radiotelefon, nastawi go na fal Komarowa. Po chwili rozlego si ciche brzczenie.Chiski prawie szeptem wymwi nad mikrofonem haso:

    - India nin i Lew... Tak, to ja... Gwny zosta, towarzysz w wagonie restauracyjnym... Tak...Rozumiem... Do koca?... Dobrze... Rozejd si... Tak jest...

    Chiski schowa aparat do kieszenie wyszed z kabiny i uda si do sali restauracyjnej. Tutajniepostrze enie dotar do oddalonego stolika w rogu wagonu.

    W tym momencie w rurze nad stolikiem nieznajomego rozleg si cichy dzwonek i otworzyy simalekie drzwiczki. W ich otworze wida byo dwie tamy transportera: wysza, z brudnyminaczyniami, nieustannie przesuwaa si, druga, z kromkami chleba na talerzu, staa nieruchomo.Nieznajomy zdj talerz. Tama przesuna si nieco i znw stana; w otworze pojawi si stos

    talerzy, sosjerki o raz komplet yek, widelcw i noy. Potem na suncej wolno tamie ukazyway sikolejno naczynia z zamwionymi daniami. Nieznajomy zdejmowa je, ustawia na stoliku, potemzabra si do jedzenia. Sdzc po iloci zamwionych da i popiechu, z jakim je spoywa, musia bybardzo godny.

    Ba, od rana nic nie jad... - wspczujco pomyla Chiski.

    Dla siebie Chiski zamwi skromn kolacj; take odczuwa gd.

    Strzaka wielkiego ciennego zegara ju zbliaa si do godziny 23. Chiski posiliwszy si postawibrudne naczynia na grn tam i zabra si do owocw. Nieznajomy skoczy kolacj. Posta chwil

    przy stoliku, jakby niezdecydowany, i ruszy w stron sali koncertowej. Chiski, odczekawszy parchwil, uda si za nim.

    Sala bya zaciemniona. Na mocno owietlonym ekranie demonstrowano scen z leningradzkiegoteatru. Otel lo mwi z Jagonem, unosi si, oburza, zatruty ju jadem podejrze. Widzowie z napituwag ledzili znakomit gr Bierkutowa i Sikorskiego.

    Trzeci akt dobiega koca, gdy Chiski zauway, e pocig zwalnia biegu.

    Jedziemy pod gr! - pomyla, ale zaraz odrzuci to przypuszczenie. Dla ekspresu, ktry robi stopidziesit kilometrw na godzin, adna pochyo nie moe stanowi przeszkody powodujcej takznaczne zmniejszenie szybkoci. Pocig stopniowo zwalnia biegu. Do sali dochodziy czste,przyg uszone gwizdy.

    Szedziesit... czterdzieci kilometrw...- ze wzrastajcym niepokojem okrela Chiski szybko,wsuchujc si w stukot k.

    Zwrci si do ssiada i szeptem zapyta:

    - Czy nie wiecie, towarzyszu, dlaczego pocig zwolni biegu?

    - Remont toru od trzech dni - uprzejmie odpowiedzia nieznajomy nie odrywajc oczu od ekranu.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    21/355

    W tym momencie wzdu okien z obu stron wagonu przemkno kilka czerwonych wiateostrzegawczych.

    Chiski uspokoi si, a widzc, e jego nieznajomy siedzi na miejscu, znw zacz patrze na ekran. Popiciu minutach pocig zacz przyspiesza i jakby odrabiajc stracony czas, pomkn w ciemno ze

    zdwojon szybkoci. Po pnocy, na p godziny przed Wozniesieskiem, ekran zgas, bysnowiato na sali, widzowie zaczli rozchodzi si. Nie tracc z oczu nieznajomego, Chiski uda si zanim do swego wagonu. Gdy nieznajomy wszed do przedziau, lejtenant otworzy drzwi swego igucho krzykn.

    Przedzia by pusty. Komarow znik.

    W otwarte wbrew surowym przepisom okno, ze wistem wlatywa wiatr, trzepoczc firankami,napeniajc przedzia kbami kurzu, piasku i wszelkiego porwanego pdem miecia. Rczniki,serwetka, wazonik z kwiatami leay na pododze. Kurz przymi wiato; trudno byo oddycha.

    Machinalnie zamknwszy za sob drzwi, Chiski chwil sta na rodku przedziau, rozgldajc si zezdumieniem i usiujc co z tego zrozumie. W kocu powoli podszed do okna i zamkn jeprzekrcajc rczk hermetycznego zatrzasku. Potem puci w ruch wentylatory i zwikszy dopywczystego powietrza z regulatora. Jego mzg gorczkowo pracowa, gste, czarne brwi zetkny si unasady nosa.

    Co si tu stao? Gdzie on si podzia?... Moe po prostu wyszed i zaraz wrci? Ale okno!...

    Uwanie obejrza przekrcon przed chwil rczk hermetycznego zatrzasku i sprawdzi jegodziaanie. Nie... w porzdku. Okno musiao by przez kogo otwarte. Ale tego surowo zabraniaj

    przepisy dla pasaerw, eby nie zanieczyszcza wieego powietrza, ktre aparatami dochodzi doprzedziaw... Widocznie co bardzo wanego zmusio Komarowa do przekroczenia tych przepisw.Komarow nie naley do ludzi postpujcych nieopatrznie - Tak... Ale gdzie on si podzia? Opuciprzedzia w popiechu, nie zdywszy zamkn okna?

    Wtem nowa myl cisna mu serce !

    Napad! Wyrzucili go przez okno!

    Chiski szybko obejrza si. Nie... Nie wida adnych ladw walki...Komarow nie daby si tak atwowzi... Przy tym haas... Zbiegliby si ludzie...

    Chiski nieco si uspokoi. Znowu podszed do okna i pocz systematycznie oglda stolik, dolncz ramy okiennej, miejsce, gdzie siedziaKomarow.

    Pod cienk warstw kurzu nie zauway nic podejrzanego.

    Prawda, serwetka! Na stoliku bya serwetka!

    Mody lejtenant podnis j z podogi i pocz bada centymetr po centymet rze. Jest!

    W rodku serwetki, tu przy zgiciu, ledwie widoczna, zaznaczaa si szeroka plama o niewyranie

    zaokrglonym konturze.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    22/355

    Chiski wyj z kieszeni lup i skierowa j na podejrzane miejsce. Teraz kontury plamy wystpiywyranie.

    Podeszwa! Podeszw a buta! Ale... czy to nie on sam przypadkiem nastpi na serwet?... Nie... Dobrzepamita, podwiadomie, ale z zakorzenionego gboko nawyku, omija lec na pododze serwetk.

    Od pierwszej chwili, gdy przeraony nieobecnoci Komarowa wszed do przedziau, stara si niczegonie dotyka przeczuwajc, e wszystko to trzeba bdzie zbada, przemyle... Prcz tego, on mawski but, a tu lad daleko szerszy. Komarow ma wanie stop szerok...

    Chiski ostronie pooy serwetk na stoliku, odciskiem ladu do gry. Oba zagicia przylegay rwnodo kantw stolika. Serwetka znalaza si na swym miejscu. Kontur ladu zaczyna si od strony, gdziesiedzia Komarow , tak e nosek buta przypada na rodek serwetki.

    Chiskiemu zrobio si gorco. Po raz pierwszy samodzielnie musia wysnuwa wnioski.

    Tak, wicKomarow stan jedn nog na stoliku. W jakim celu? Do okna?

    Chiski odchyli rczk hermetycznego zamknicia, pocz wolno i ostronie opuszcza ram okna.

    Gorcy, kujcy ziarenkami piasku wiatr uderzy go w twarz, rozwichrzy mu wosy.

    Centymetr za centymetrem Chiski oglda czarne, kauczukowe ebro ramy okiennej. Ledwodostrzegalne i nieco postrzpione dranicie... zupenie wiee, jeszcze nie wygadzone, szo wpoprzek ebra od wewntrz na zewntrz. A oto drugie, wzdu ebra... Nie mogo by wtpliwoci!Komarow wyskoczy przez okno! Poczuwszy nagle osabienie Chiski zamkn okno i pad na awk.

    W penym biegu pocigu!... To mier! Samobjstwo! Lejtenant zerwa si z miejsca i skoczy dodrzwi.

    Alarmow a! Zatrzyma pocig! Trzeba go szuka... moe ju tylko trupa...

    Chwyci za klamk i zatrzyma si.

    Nie! Nie, nie... Wykluczone!... Komarow nie naraaby si na pewn, a bezcelow mier... e te odrazu nie przyszo mu na myl!... Wida tak trzeba byo... i... mona byo... Co tu musiao zaj... GdzieKardan? Niemoliwe, abyKomarow zostawi Kardana. A wic i Kardan rwnie...

    Nagle przypomnia sobie: czerwone wiata, remont toru, zwolniony bieg pocigu... To jasne!

    Saby umiech oywi twarz lejtenanta, wstpia we nadzieja. Przechylony w ty, z piecami naoparciu, siedzia tak kilka minut nieruchomo, z zamknitymi oczami. Potem wsta, zdj z haczykaodkurzacz i zacz uprzta przedzia.

    Daleko za oknem pokazao si wiato. Perowy, wietlisty obok wci rs i wreszcie zala horyzont.

    Pocig zwalnia biegu, zatrzs si na pierwszej zwrotnicy.

    Ot i Wozniesiesk.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    23/355

    * * *

    W Wozniesiesku nieznajomy nie sprawia kopotu lejtenantowi. By pewny siebie i widocznie czu si

    tutaj bezpiecznie.

    Nie chc c nasuwa mu si na oczy, lejtenant przekaza inwigilacj miejscowym funkcjonariuszom.Codziennie Chiski, osobicie lub przez mikroradio, otrzymywa raporty o tym, co robi nieznajomy, jak si prowadzi, kogo odwiedza.

    Zreszt ju pierwszego dnia pobytu w Wozniesiesku czowiek ten przesta by nieznajomym. Wwielkiej fabryce, ktr odwiedzi rano po przyjedzie, znano go od dawna: Piotr Oskarowicz Gnter,kontroler-odbiorca WAR-u - Wielkich Arktycznych Robt.

    Do Wozniesieska przyby on na inspekcj kontrolerw-odbiorcw w tutejszych fabrykach.

    Gnter by bardzo surowy, wymagajcy, nawet drobiazgowy. Najmniejszy szczeg nie uszed jegouwagi. Administracja fabryk i kontrolerzy z szacunkiem przyjmowali jego uwagi. Jego wymagania byyuzasadnione i nie wywoyway sprzeciww.

    W Wozniesiesku Gnter zabawi dwa dni. Te dwa dni Chiski spdzi w hotelu, prawie niewychodzc na ulic. Chocia kadej chwili mg otrzyma zawiadomienie o wyjedzie Gntera,nieustannie szuka Komarowa w eterze przy pomocy swego mikroradia. Cigle mia nadziej, emajor, by moe, znajduje si jeszcze w zasigu dziaania tego maego aparatu, gdzie w odlegocidwustu kilometrw od Wozniesieska.

    Wtpliwoci i obawa nie daway spokoju modemu lejtenantowi. W cigu roku wsplnej pracy zKomarowem zdy ca dusz przywiza si do swego zwierzchnika, zawsze spokojnego,opanowanego, uzdolnionego tropiciela, czowieka o rozlegych i rnorodnych zainteresowaniach.Rozmowy z nim o pracy zawodowej, dugie, serdeczne dysputy o yciu, sztuce, sprawiay Chiskiemuprawdziw przyjemno. Otwieray mu one nowe horyzonty, czsto wrcz nieoczekiwane, tak emody czowiek gotw by caymi godzinami sucha swego zwierzchnika i przyjaciela.

    Komarow by samotny. Dwa lata temu straci on. Nalea do tych ludzi, ktrzy kochaj tylko raz wyciu; tote zasklepiona, lecz nie zabliniona rana serca dotychczas go bolaa. Czego mu wcibrakowao, czu jakby puste, nie zajte miejsce koo siebie. Syn zmar jako may chopiec. Crka wprzeszym roku wyjechaa z kochanym czowiekiem do Taszkientu. Rzadkie widzenia z ni zaporednictwem telewizefonu nie mogy wypeni pustki jego mieszkania.

    Pene entuzjazmu przywizanie modego lejtenanta wzruszyo Komarowa swoj szczeroci. Pokochago jak syna dawno utraconego, a teraz jakby na nowo odnalezionego.

    ...Niepokj drczy lejtenanta. To wyobraa sobie okaleczone ciao Komarowa lece samotnie kootoru, to zdawao mu si, e widzi swego majora otoczonego wrogami, gdy ranny, opadajc z siodpiera ciosy, t o wreszcie majaczyo mu si, e zmczony, osabiony pragnieniem, posuwa si wpalcych promieniach soca

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    24/355

    Chiski rzuca ksik, zrywa si z krzesa, chodzi nerwowo po pokoju, znw chwyta radioaparat iposya w eter swoje sekretne wezwania.

    Najprociej, zdawao si, byoby wszcz poszukiwania przez Urzd Bezpieczestwa. LeczKomarowmg by niezadowolony, e w spraw, ktr on podj si prowadzi samodzielnie, zostali wcignici

    inni ludzie. Jedynym krokiem, na ktry zdecydowa si Chiski pierwszego dnia, byo zasignicieinformacji na odcinku naprawianego toru pod Wozniesieskiem. Dowiadywa si, czy ubiegej nocylub dzisiejszego rana nie znaleziono tam rannego lub zabitego czowieka, wysokiego, barczystego, zogolon gow, ubranego w szare ubranie, w ciemnoszarych mikkich kamaszach, zapinanychsuwakiem byskawicznym.

    Przeczca odpowied nieco uspokoia Chiskiego.

    Trzeciego dnia rano Gnter odlecia pasaerskim samolotem, ktry szed bez ldow ania do Charkowa.Chiski uda si za nim. W Charkowie Gnter, zajty tymi samymi sprawami, spdzi trzy dni, po czym

    kolej, ekspresem Sewastopol -Moskwa, wyjecha do stolicy, Chiski jecha tym samym pocigiem. Im bliej byo Moskwy, tym bardziej wzrastao podniecenie lejtenanta. W Moskwie wiele powinno sibyo wyjani i zdecydowa.Komarow jeszcze w pocigu wyrazi przekonanie, e jeeli jegopodejrzenia s suszne, to Kardan nie ominie Moskwy, e nic, w tej chwili bardzo jeszcze popltana,ma swj pocztek wanie tam, w stolicy. Musi wic lej tenant mie si szczeglnie teraz na bacznoci,dokadnie ledzi Gntera w Moskwie, chwyci ni, ktr ten, by moe, niebacznie upuci.

    Prcz tego Chiski postanowi osobicie powiadomi wiceministra o znikniciu Komarowa. Moe ju onim co wie? Jemu przecie major ma obowizek donosi o przebiegu sprawy i o zwizanych z tymzmianach miejsca pobytu na terytorium Zwizku. Jeli tylko zdrw... jeli yje... Do Moskwy... jaknajprdzej do Moskwy!

    Pocig przyby do Moskwy pno, koo drugiej w nocy.

    Wprost z wagonu Gnter skierowa si do podziemnego garau przy dworcu. Ku zdziwieniuChiskiego wybra tam mocne auto niewygodne do jazdy po ruchliwych ulicach miasta. Usiadszyprzykierownicy wyprowadzi auto z garau. Chiski w odpowiedniej odlegoci jecha za nim na szybkim,

    jednoosobowym elektrocyklu.

    Po paru minutach zrozumia wybr Gntera. Jego brzowy elektromobil wkrtce skrci na

    podmiejsk szos. Trzymajc si w przyzwoitej odlegoci Chiski nie straci z oczu elektromobilu. Noc bya ciemna, bezgwiezdna. Neonowe lampy do brze owietlay szerok, gadk drog, jazda nieprzedst awiaa trudnoci. Wiatr wista w uszach. Po obu stronach drogi migay wrd drzew konturyupionych willi, przelatyway wiata nocnych, podmiejskich kawiar i restauracji, przydrone stacjezasilania akumulatorw. Liczba mijanych maszyn bya coraz mniejsza. Droga pustoszaa. Chiski zgasiwiata elektrocyklu i zwikszy szybko.

    Tylne czerwo ne wiata auta Gntera zbliyy si.

    Drog Chiski zna doskonale. Okolic pamita jeszcze z lat modzieczych. I teraz, mknc w ciszy z

    ogromn szybkoci, poznawa osiedla, stacje, sanatoria, domy wypoczynkowe, cignce si wzdudrogi.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    25/355

    Ju dawno w tyle zostay Mytyszcze;. Czeluskin, wkrtce, za Klam, powinno byo zjawi siPuszkino.

    Elektromobil Gntera w owietlonym oboku wasnych latarni pdzi wytrwale naprzd.

    Dokd go licho niesie?- pomyla Chiski i spojrza na wiecc tarcz zegarka. Ju byo wp do trzeciej.

    Z prawej strony mign w ciemnoci znany mu maszt z wiatrakiem pompujcym wod do ogrodw.

    Klama- odnotowa w myli Chiski.

    Zaledwie to pomyla, gdy wietlny obok przed nim zgas i elektromobil Gntera znik.

    Nie nabierzesz mnie, obywatelu! - pomyla Chiski, przyspieszajc biegu elektrocykla.- Tu jest tylko jeden zakrt, na prawo, w ulic Komunardw.

    Bystrymi oczami wypatrzy w ciemnociach zakrt i skierowa elektrocykl w ulic. Wkrtce Chiskioswojony z ciemnoci spostrzeg przed sob ciemn mas elektromobilu.

    Odlego midzy maszynami szybko si zmniejszaa. Widocznie Gnter zwalnia. Nagle elektromobilzazgrzyta hamulcami i stan. Chiski omal nie wylecia z siodeka, zatrzymawszy wz w penymbiegu. Po kilku sekundach lejtenant lea na ziemi w cieniu krzakw rosncych wzdu drogi,przycigajc ku sobie przewrcony na bok elektrocykl.

    Trzasny drzwiczki elektromobilu. Day si sysze powolne kroki na piaszczystej ciece, potem nakamiennych stopniach. Widocznie Gnter sta ju przed drzwiami domu.

    Wstrzymawszy oddech lejtenant czoga si powoli, ostronie w kierunku willi.

    Kilkanacie krokw od niej przywar do ziemi i znieruchomia. Z wntrza domu dochodzi jakiprzytumiony gos.

    Gnter cicho powiedzia.

    - Swj... Kosariew... Ukony od Asty! Nowe mruczenie za drzwiami.

    - P do sidmej - pgosem odpowiedzia Gnter .

    Szczkn acuch, stukna gono zasuwka, bez szmeru otworzyy si drzwi, a potem, ju bezzachowania ostronoci, z lekkim trzaskiem zostay zamknite. Nastaacisza.

    Chiski lea w dalszym cigu, nie podnoszc gowy.

    Upyno z dziesi minut. Czarne otwory okien patrzyy w noc, nie mign w nich najmniejszy byskwiata.

    Chiski z powrotem przyczoga si do elektrocyklu, potem, cicho stpajc, przeszed na drug stronulicy. Pragn, o ile na to pozwalay ciemnoci, obejrze will, ssiednie budynki, zapamita miejsce.

    Trzymajc si moliwie najdalej od jezdni, w czarnym cieniu drzew, ruszy w lewo i doszed do rogu.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    26/355

    Zdaje si, e to ulica Padziernikowa?- pomyla i postanowiwszy sprawdzi ruszy z powrotem, bydoj do drugiego rogu.

    Nie spuszczajc oczu z domu mija go sunc cicho prawie nad ziemi. Wtem instynktownie uskoczy wbok, pod parkan; mia wraenie, e jaki cie wyoni si zza rogu i zaraz znik.

    Nie, co jest! Ledwo dosyszalny szmer skradajcych si krokw doszed do uszu lejtenanta.

    Przywar plecami do parkanu, serce walio mu, cisnpici.

    Aha. Maj wasn ochron!

    Bezszelestne stpanie przysuwa si, ju jest blisko. Wysoki cie zgstnia w ciemnociach, da sisysze stumiony oddech.

    Lejtenant cisn zby, serce zaczo wali mu motem. I nagle cie, zupenie bliski, zrobi ostry zwrot,

    gono zaskrzypia piasek, podniosa si ludzka rka. Chiski zamar.

    Przemkna mu w myli zasada Komarowa:

    - W bjce nie broni si, lecz atakowa!

    Byskawicznym ruchem Chiski pochwyci zagraajc rk i cisn j jak w kleszczach.

    Rozleg si stumiony jk, ale w nastpnej chwili lejtenant wylecia w gr, wywin koza i grzmotncaym ciaem o ziemi. Chiski jeszcze nie zdy si opamita, gdy jaka potna, cika postaruna na niego

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    27/355

    Rozdzia 4 SKOK W NOC

    Gdy Chiski poszed do wagonu restauracyjnego, Komarow ze zdwojon uwag pocz przysuchiwasi odgosom z ssiedniego przedziau. Zgodnie z przewidywaniem usysza wkrtce, jak kto otworzydrzwi. Kto wyszed, ale kto? Obaj czy tylko jeden? TegoKomarow nie mg okreli.

    Nie pozostawao nic innego, tylko czeka i nasuchiwa dalej.Komarow dugo siedzia nieruchomo wswym kcie, chwytajc niewyrane odgosy rozmowy, dochodzce z bliszych i dalszych przedziaw,lub szmery, ktre rozlegay si w samym regulatorze. Z tego strumienia szmerw i brzmie naleaowyowi tylko te, ktre byy istotne i mogy mie znaczenie. Po pewnym czasie wyczulone uchopochwycio delikatny szmer. By to swoisty szelest cienkiego, mikkiego papieru.

    Wic kto zosta w przedziale i czyta gazet. Ale kto? Kardan czy jego kompan?

    W tym momencie Komarow usysza stumiony sygna mikroradia schowanego w kieszeni. Kto gowzywa. Oczywicie Chiski! Istotnie, z mikrofonu dochodzio umwione na biec dekad oglnehaso: Indianin i ich wasne, wzajemne: Lew.

    Chiski komunikowa, e gwny zosta w przedziale, a jego towarzysz jest w wagonierestauracyjnym. W takim razie niech Chiski ledzi go i nie odstpuje na krok, nawet gdyby wysiad wWozniesiesku bez gwnego i zasza konieczno rozdzielenia si... Nie?... Dlaczego?... Wszystkomoliwe!...

    Wic to Kardan zosta w przedziale. Dlaczego? Co zamierza? Powinien pj- do wagonurestauracyjnego! Od rana nic nie jad, musi by godny!... Postanowi czeka do Wozniesieska? No,to... czekajmy. Komarow znowu zamyli si.

    Nikoajew... Dlaczego mwili o Nikoajewie?I lotnisko... Co prawda te sowa nie nastpowaybezporednio po sobie w ich rozmowie. W Nikoajewie jest lotnisko. Ale poczenia z ekspresem wWozniesiesku do Nikoajewa nie ma. Wic z Wozniesieska udadz si do Nikoajewa? Ale przecie iw Wozniesiesku jest lotnisko! Nie, tu co nie pasuje...

    Komarow gubi si w domysach. Wysuwa rne moliwoci, ale adna nie wytrzymywaa krytyki.

    Czas pyn. Bya godzina dwudziesta trzecia, gdyKomarow zauway, e pocig zwalnia. Koa stukaywolniej, motory huc zay ciszej. W ciemnociach za oknem migno czerwone wiato.Komarow nagledrgn. Z ssiedniego przedziau doszed wyrany szmer: szybkie szuranie ng po pododze, jakiemetaliczne szczkanie... Pocig wci zwalnia. Drugie czerwone wiato wolno przepyno wstecz zaoknem... Co si stao? Naprawa toru?... A! do diaba! Komarow omal nie krzykn: przez sw rurkakustyczn usysza omot jakiego spadajcego przedmiotu, lekki wist... Komarow skoczy zsiedzenia nie spuszczajc oczu z okna. W tym momencie za oknem przepyno trzecie wiato. W jego krwawym blasku ujrza, jak koo okna przeleciaa w powietrzu jaka ciemna masa, podobna dotumoka, z rozrzuconymi w obie strony ramio nami i utona w ciemnociach.

    - A to diabe! - mrukn Komarow przez za cinite zby.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    28/355

    Byskawicznie wyrwa rurk z otworu w cianie, schowa do kieszeni, rzuci si do okna i opuci ram.Gorcy, duszny wiatr wtargn do przedziau, zatrzepota firankami, nanis tumany kurzu. Trzymajcsi ramy, jednym ruchem, zaledwie dotknwszy nog stolika, Komarow znalaz si za oknem. Nogzawadzi o ram, do o mao nie pucia pod wpywem ciaru, ale przytrzyma si drug i zawis wpowietrzu. Pod nim przelatyway czarne cienie jakich maszyn, stosy pyt i innych materiaw.Zbliao si czwarte wiato.Komarow silnie si rozbuja, wcign gboko powietrze i odbi nogamiod wagonu. Z dou, z ciemnoci, z zawrotn szybkoci leciaa na niego jaka ciemna, kopulasta masa.Komarow wycign rce. Naprzd rkami, potem klatk piersiow uderzy o co twardego. Jkn ikoziokujc stoczy si w d po nasypie... Pocig dzwonic acuchami i zderzakami, ziejc ogniami, zhukiem przelecia obok, znika jv ciemnociach i wkrtce umilk zupenie.

    Na stepie zapanowaa z powrotem noc i cisza.

    * * *

    Z daleka, nie wiadomo skd, jako dziwnie i cicho zatrzeszcza krtk seri karabin maszynowy iurwa... Potem, zupenie blisko, odezwa si drugi... Nie, to nie karabin... To jakby terkotaa maszynado szycia... w domu... u babki... Wiono wspomnieniem wczesnego, sonecznego dziecistwa...Potem nagle zimny dreszcz przeszed po ciele.

    Komarow otworzy oczy.

    Na pochyoci czystego nieba krace dugiego, postrzpionego oboczka pony w zotej obwdce.Tu przy uchu, w gstej trawie konik polny cyka sw porann piosenk.

    Komarow , szybko przyszed do siebie.

    - Oto masz karabin maszynowy i babcin maszyn do szycia!- Umiechn si i usiad.

    Konik polny zatrzepota skrzydekami, wzbi si w powietrze, zatoczy uk i znik za pryzm wiru.

    Bl w piersiach i w prawym ramieniu przypomnia majorowi wszystko, co zaszo w nocy.

    W oddali klekotaymaszyny, huczay motory, brzczao elaziwo.

    Moje szczcie, e upadem tutaj. - Naprawa toru na tym odcinku zostaa ju skoczona, narzdzia,szyny, kami enie przesunito dalej, na miejscu zostay tylko kupki piasku i drobnego wiru.

    W poudniowych stepach nawet w sierpniu wita bardzo wczenie. Soce stao ju na horyzoncie.Zota obwdka na oboczku zblada. Powia orzewiajcy wiatr. Cicho szumiaa pszenica stojcazwart, wysok cian po obu stronach plantu. Chwiejc si i rozcierajc stuczon pier Komarowpowoli wsta, otrzsn py z ubrania i utykajc ruszy wzdu toru patrzc uwanie w ziemi i wtraw, ktra porastaa niewysokie zbocze nasypu. ladw byo duo - wieych i starych, trawawszdzie pognieciona, zakurzona lub przysypana ziemi.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    29/355

    Komarow obliczy sobie, e wyskoczy z wagonu i upad mniej wicej szedziesit metrw od tegomiejsca, w ktrym powinien by upa Kardan. Jednak, przeszedszy znacznie wicej, nie spostrzegnic takiego, co by mona byo uwaa za lad Kardana. WtedyKomarow oddali si nieco od nasypu iruszy z powrotem do punktu wyjcia. Po lewej rce mia an falujcej pszenicy. Zociste morze koswcigno si jak okiem sign, a po sam widnokrg. Ani w pszenicy, ani na drodze, ani na kupkachpiasku - nigdzie nie byo najmniejszego podejrzanego ladu.

    - Co u diaba? - mrukn Komarow . Potar podbrdek i zmarszczy si; nie ogolona od dwch dnibroda kua, co byo bardzo nieprzyjemne.

    - Gdzie on si mg podzia? Czy nie poszed w stron Znamienki?... Ale Nikoajew! Zobaczymy zdrugiej strony toru.

    Komarow przeszed przez plant. I tu grunt by poryty, leay kupki wiru i piasku, a dalej cianaszumicej pszenicy. Krok za krokiem Komarow pocz szczegowo bada przestrze midzy plantem

    a pszenic i nagle pochyli si do samej ziemi. Na nieduym kamieniu, w skonych promieniachsoca, jak okruch czerwonego szka, byszczaa kropla krwi. Nieco dalej, na piasku czerwienia sidruga. Komarow ostronie dotkn jej palcem. Palec zaczerwieni si.

    - wiea - pomyla Komarow i podnis gow. Tu przed nim, zgniecione, rozsunite w obie strony kosy tworzyy wskie przejcie. Przyjrzawszy si dokadnie,Komarow zauway na falujcejpowierzchni pszenicznego morza jakby ciemn prg wijc si daleko w kierunku poudniowo-wschodnim.

    - Tak... Oczywicie... Depta pszenic?! Nikt inny nie pozwoliby sobie na to. Wic, do Nikoajewa?...-mrucza Komarow . Przyjrza si sobie, oczyci jeden rkaw, potem drugi, poprawi marynark izdecydowanie ruszy wygniecionym szlakiem. Ju po dwch krokach poczu si Jakby zagubiony wgstym podwodnym lesie. Niby pywak w morzu kujcej wodyKomarow rozgarnia przed sobobydwiema rkami falujc gstwin o cikich kosach, podobnych do malekich kolb kukurydzy.Kosy kuy w oczy, w uszy, w nos. Droga bya mozolna i mczca. Py zboowy przenika do nosa, doust, drapa w gardle, soce, stojce ju wysoko, pieko niemiosiernie odkryt ogolon gow, nogipltay si w gstwinie odyg. AleKomarow wci szed nie mylc o odpoczynku, pilnie wpatrywa siw zboe, by nie straci ladu.

    Oblicza, o ile mg wyprzedzi go Kardan? Jeeli wyskoczy szczliwie i zaraz ruszy w drog, towyprze dzi go o jakie cztery godziny. To byoby bardzo duo. Ale nie! Krew jeszcze niezupeniezakrzepa... Wic mona przypuszcza, e w pszenic wszed jakie dwie godziny temu. Prcz tego,szed pierwszy, torowa drog, byo mu ciej. W takim razie sprawa nie wygldaa tak beznadziejnie.

    I zacisnwszy zbyKomarow dalej rozgarnia fale pszenicznego morza, jakby pyn abk. W bkiciedzwoniy skowronki. Soce palio gow coraz mocniej. Ciko byo oddycha. Czu amanie w rkach,plecach i w szyi. Bolaa stuczona przy upadku pier. Przed oczami coraz czciej skakay mu ognisteplamy. Zasychao w gardle, mczyo pragnienie. Morze pszenicy nie miao koca. Wydawao si, ecae ycie upynie w tym szelecie kosw, w jednostajnym, nucym ruchu rk naprzd i w bok, znwnaprzd i znowu w bok...

    Nagle, po jeszcze jednym rozgarniciu kosw, jak za rozsunit firank, zmczonym oczom ukaza sinieobjty, soneczny wiat. Skoczy si an pszenicy.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    30/355

    W kierunku poudniowym, daleko, prawie a po horyzont, cigno si puste, te rysko. Alespojrzawszy w prawo Komarow ujrza kolumn ogromnych- maszyn, cikich i niezgrabnych jak stadoprzedpotopowych zwierzt. Jedna za drug, w znacznych odstpach, suny w stron Komarowawzdu ciany nieztej pszenicy. Byy to elektryczne kombajny dokonywajce niw.

    Komarow wycierajc chusteczk twarz i gow podszed do pierwszej maszyny. Maszyna byapitrowa. Cicho buczc suna na niskich, grubych koach, poyskujc miedzi, mas plastyczn istalowym szkem. Za kombajnem posuwaa si ogromna platforma o wysokich burtach, zaadowanarzdami kwadratowych, somiano -tych cegieek. Od kombajnu szo dugie koryto, wzniesione nadplatform. Korytem tym bez przerwy pyn strumie cegieek i ukada si w rzdy. Z prawej stronykombajnu w poziomej paszczynie obracay si dugie skrzyda pochylajc pszenic pod noeniwiarki, std zte kosy na tamie transportera szy do maszyny i znikay w niej.

    Dawniej kombajn przeprowadza zbir zboa tylko do momentu otrzymania czystego ziarna i snopwsomy, obecnie maszyna, stopniowo udoskonalana, przeksztacia si w kombajn -myn i w fabryk

    prasowanej w cegieki somy. Przeszedszy przez odpowiednie urzdzenia, ziarno zmienia si w czystmk i otrby, a soma zostaje pocita i sprasowana w cegieki, ktre potem id jako surowiec dopapierni lub fabryk chemicznych.

    Za szerokim, oszklonym oknem w przedniej czci kombajnuKomarow- zobaczy mod twarz,spogldajc na niego ze zdumieniem. Komarow podnis rk. Maszyna stana. W odmykajcychsi z boku drzwiczkach ukaza si mody czowiek i po schodkach zszed na ziemi. Ubrany by wnienobiay kombinezon z lekkiej materii, na gowie mia kapelusz z szerokim rondem, na nogachbiae, lekkie pantofle. W opalonej twarzy byszczay ywe, pene ciekawoci oczy. Mody mczyznaszybko podszed do Komarowa i z yczliwym umiechem wycign do niego rk.

    . - Witajcie, towarzyszu! Czym mog suy? Zmczylicie si! Prosz, wejdcie do mojej kabiny. Tam jest chodno, odpoczniecie i odwieycie si...

    Modzieniec mwi szybko, badawczo spogldajc na Komarowa. Ciekawo malowaa si na jegotwarzy.

    Komarow podnis przekrwione oczy i ochrypym gosem powiedzia:

    - Dzikuj bardzo... Ale przede wszystkim... Nie zauwaylicie, czy przede mn nie wyszed kto zpszenicy?

    - Tak, tak!... - z popiechem potwierdzi kombajnista. -> To mnie wanie uderzyo! Jestecie drugosob, ktra wysza z pszenicy. I to w tym samym miejscu. Widocznie szlicie ladem pierwszego idlatego, mam nadziej, pszenica nie bardzo ucierpiaa. Popltanych i zgniecionych odyg naszemaszyny nie lubi...

    - Wiem... - przerwa mu Komarow. - Wybaczcie... Ale gdzie si podzia ten czowiek?

    - To ja sam odwiozem go do sowchozu!. - odpowiedzia kombajnista i niespokojnie si obejrza. - Alewejdmy do kabiny. Tam pomwimy. Idca z tyu maszyna dogania mnie. Mog wynikn przykroci, jeli j zatrzymam.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    31/355

    W kabinie kombajnisty, wskiej i dugiej, byo wygodnie i chodno. Na przedniej cianie, wok okna,mieciy si tablice rozdzielcze do kierowania wszystkimi kombajnami tej grupy, przyborykontrolujce, czerwone i zielone lampki sygnalizacji, automatyczny szofer i ekran telewizefonu. Podoknem naprzeciwko drzwiczek wejciowych sta stolik i dwa lekkie krzesa, wzdu tylnej ciany-wska kanapka, nad ni pka z ksikami, w rogu- maa chodnia. Na stole stao przygotowaneniadanie: miso, jarzyny, otwarta puszka skondensowanego bulionu, owoce, karafka zorzewiajcym napojem. Kombajnista widocznie zamierza zje niadanie.

    - Siadajcie, towarzyszu, do stou - serdecznie zaprasza modzieniec przepuszczajc gocia do kabiny. -Pokrzepcie si. niadanie skromne, ale posilne. Ja tylko puszcz maszyn w ruch i zaraz przycz sido was.

    Komarow ciko usiad na krzele, z rozkosz wypi jedn, potem drug szklank przyjemnego napojuz karafki.

    - Moglicie nie podnosi rki- cign gadatliwy kombajnista sadowic si w fotelu kierowcy przedoknem w przedniej cianie i uruchamiajc maszyn. - Automatyczny szofer i tak by zatrzy makombajn przed wami.

    - Automatyczny szofer dziaa inf raczerwonym hamulcem? - zapyta Komarow , z apetytem zabierajcsi do jedzenia.

    - Nie, ma zwyk wiatoczu komrk. Aparat ten na odlego dwudziestu piciu metrw reagujena kady przedmiot wystajcy ponad trzydzieci centymetrw od ziemi. Uprzedza o tym kierowcdzwonkiem, a gdy ten pi, lub go chwilowo nie ma, sam zatrzymuje kombajn. Taka sama wiatoczuakomrka utrzymuje maszyn na skraju pszenicznego pola i nie pozwala jej zboczy z kursu.

    Maszyna rwno, z lekka si koyszc suna naprzd. Za tyln cian kabiny mikko huczay motory.Wewntrzne agregaty wznowiy przerwan prac, zewntrz, za bocznym oknem zaczy obraca siwskie, dugie skrzyda grabi, naginajce kosy pod noe niwiarki.

    Mody kombajnista wsta z siedzenia kierowcy i usiad przy stole.

    - Co was tu przynioso, towarzyszu? - zapyta nie mogc powstrzyma swej ciekawoci. - Dlaczego ztrudem przedzieralicie si przez an, kiedy pi kilometrw std jest doskonaa droga?

    Komarow milczc skoczy drug kanapk i popi lemoniad.

    - Bardzo mi przykro, przyjacielu - zacz wreszcie - e nie mog odpowiedzie na wasze, najzupeniejuprawnione, pytanie. Natomiast sam chciabym zapyta was o to i owo. Czy moglibycie opisa miwygl d tego czowieka, ktry pojawi si przede mn?

    Mody kombajnista zmiesza si i poczerwienia.

    - Chtnie... Wybaczcie, jeli zbyt natarczywie pytaem... Co do tego czowieka, by to krpy, barczystymczyzna, o niadej twarzy, gstych, czarnych wsach i czarnych wosach. Praw do miaobwizan chusteczk do nosa; przez chusteczk przesikaa krew. Szed utykajc. Wyjani mi, e

    mia wypadek pracujc przy remoncie torw, e chcieli go odesa do Wozniesieska, ale on wola,skoro musia porzuci na pewien czas prac, spdzi par dni u swej rodziny w Nikoajewie. Poniewa

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    32/355

    wszystkie samochody ich odcinka byy w rozjazdach, liczy na to, e zabierze si pierwsz napotkanpo drodze maszyn. Bunkry mego kombajnu byy ju wypenione mk, miaem j wanie odstawido sowchozu. Wic zabraem go ze sob.

    Komarow sucha uwanie.

    - Jeszcze jedno pytanie, towarzyszu. W jakim jzyku mwilicie z tym czowiekiem?

    Zdziwiony kombajnista spojrza na Komarowa. - Jak to, w jakim? Oczywicie po rosyjsku!

    Umiech zadowolenia zjawi si na ustach Komarowa. - Tak, tak... po rosyjsku. No, oczywicie porosyjsku. - Opanowawszy mimowolny umiech pyta dalej. - Czy nie zauwaylicie w jego mowiecudzoziemskiego akcentu?

    - Nie - odpowiedzia kombajnista - adnego. Majorowi pojaniay oczy.

    - Doskonale! Znakomicie! To wanie, co chciaem wiedzie. Bardzo wam jestem wdziczny. Agdziecie go zostawili?- Oczy Komarowa promieniay.

    - W sowchozie. Tam mu obiecali, e pierwszym wolnym elektromobilem albo helikopterem6 odstawigo do miasta.

    Komarow nastawi uszu.

    - A co dalej, nie wiecie?

    - Nie wiem. Szybko wyadowaem mk i wrciem na pole.

    - Macie, zdaje siei bezporedni czno z sowchozem. Widz w rogu aparat telewizefonu. Czy niemoglibycie poprosi do ekranu kogo z sowchozu?

    W kilka minut potem Komarow ju wiedzia, e nieznajomy, przywieziony do sowchozu przezkombajnist, pitnacie minut temu odjecha ciarowym elektromobilem do miasta, e zatrzymaauta nie mona, gdy ma zepsuty telewizefon, e wszystkie osobowe aut a sowchozu s w rozjazdach,pierwsze wrci za dwadziecia minut; do Nikoajewa z sowchozu jest zaledwie sto kilometrw.

    Ekran zgas.Komarow z niezadowoleniem pociera kujcy podbrdek.

    - Jak prdko pojedziecie do sowchozu? - zapyta.

    Kombajnista spojrza na przyrzd kontrolujcy ilo mki w bunkrach, potem na pole pszenicy.

    - Za jakie dwadziecia minut. Dorniemy do drogi, tam koczy si mj odcinek, bunkry napeni simk.

    - A jak daleko do sowchozu?

    6 Helikopter - rodzaj samolotu, ze migem na osi pionowej. Helikopter moe wznosi si i opada prostopadle,

    nie potrzebuje placu do startu i ldowania. W odrnieniu od zwykego samolotu, helikopter moe wisienieruchomo w powietrzu w jednym miejscu, a w miastach przelatywa z jednego dachu na drugi lub ldowawprost na ulicy.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    33/355

    - Z p godziny jazdy.

    - Nie ma rady, towarzyszu, t rzeba nam bdzie ruszy std natychmiast.

    Mody kombajnista ze zdumieniem spojrza na pewnego siebie i tak wymagajcego gocia.

    - Przepraszam... Nie rozumiem... Czemu tak nagle?... Robota nie skoczona... to wprowadzi zamt wpracy caej kolumny... Naruszymy porzdek, ustalon norm...

    Po chwili wahania Komarow odezwa si:

    - Rozumiem, przyjacielu, i bardzo przepraszam za bezceremonialno. Ale- tego wymagaj; wzgldybezpieczestwa pastwa.

    Komarow odgi klap marynarki. Bysn pod ni zoty znaczek.

    W pierwszej chwili kombajnista osupia, potem zarumieni si z radoci: pierwszy raz w yciu zdarzymu si tak rzadki wypadek - uczestniczy w sprawie oglno-pastwowego znaczenia.

    Zakrztn si, podbieg do tarcz sygnalizacyjnych:

    - Ju, towarzyszu... towarzyszu... Nie wiem, jak mam was nazwa?- I nie czekajc odpowiedzi naswoje niemiae pytanie, kontynuowa: - Tylko wezw pomocnika, zdam mu kierownictwo kolumny...Trzeba j... inaczej uszykowa!

    W kilka minut potem wielki kombajn, koyszc si ciko na niskich koach i nabierajc rozpdu, ruszyryskiem wzdu anw pszenicy.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    34/355

    Rozdzia 5 NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE

    Niedaleko sowchozu Komarow wyszed z kabiny kombajnu, siad na aweczce w przydronej alei iwyjwszy aparat z kieszeni, wysa w eter swe haso. Par minut z kim mwi; w tym czasie nadjechaosobowy elektrom obil, wysany przez dyrektora sowchozu do jego dyspozycji.

    Elektromobil szybko pomkn po szorstkiej jezdni. W tyle pozostay pola pszenicy z wolno suncymipo nich kombajnami. Pocztkowo cigno si, jakby ostrzyone maszynk na jea, paskie rysko,potem zaczy si pola z arbuzami. Tutaj pracoway dziwaczne maszyny o dugich metalowych apachz pazurami. apy kolejno opaday, podnosiy z ziemi ogromn, cik kul, podrzynay kcze,obracay si i ostronie skaday arbuz na wozie idcym za maszyn.

    Skoczyy si pola z arbuzami, zaczy si sady.- Ju niedaleko lotnisko - powiedzia - kierowca

    obrciwszy si do Komarowa- a miasto tam... Gdzie yczycie sobie podjecha?

    - Najpierw na lotnisko. Tam mamy si spotka.

    Rzeczywicie, zanim jeszcze ukazaa si biaa wiea dworca lotniczego, w przydronej alei zjawi silekki elektrocykl. Jadcy na nim podnis rk, elektromobil zwolni biegu i obie maszyny poszyrazem. Komarow wysun gow przez okno i pytajcym wzrokiem spojrza na elektrocyklist. Tenzapyta o numer.

    - Dwiecie osiemdziesit sze - odpowiedzia Komarow.

    - Ciarowy samochd sowchozu przyjecha do miasta pusty - raportowa elektrocyklista. - Pasaerwysiad kilometr przed lotniskiem, przy wejciu do ostatniego ogrodu. Wkrtce potem interesujcywas osobnik pojawi si na lotnisku. Rysopis zgadza si.

    - Gdzie on jest w tej chwili?

    - Zapisa si na samolot Nikoajew-Worone -Kujbyszew- Swierdowsk i poszed do restaurac jidworcowej. Samolot odchodzi czternasta dziesi... - za par minut.

    - Zd? - szybko zapyta Komarow . Kierowca ruszy ramionami.

    - Wtpi, towarzyszu...

    - Jazda!. - krzyknKomarow zwracajc si do kierowcy. - Penym gazem! Do dworca lotniczego!

    Elektromobil szarpn, podskoczy i popdzi na eb na szyj. Wiatr przenikliwie zagwizda w uszachKomarowa. Elektrocykl nie pozostawa w tyle.

    - Czy jest pod obserwacj? -- zapyta Komarow starajc si przekrzycze wiatr i huk motorw.

    Elektrocyklista twie rdzco skin gow.

    Komarow spojrza na zegarek. Pozostawao tylko trzy minuty do odlotu. Komarow zrozumia; e moesi spni; na dugo, a moe i zupenie straci Kardana z oczu. Chwil trwa w przekonaniu, e

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    35/355

    wszystko przepado. Chodna, wolno narastajca wcieko opanowaa go. Jakie mog wyniknnieszczcia, jeeli podejrzenia w stosunku do tego czowieka s suszne? Dywersja! Katastrofa! Zginludzie! I jak on. Komarow , spojrzy w oczy wiceministrowi bezpieczestwa pastwowego?-. Jakdoniesie o sw ym niepowodzeniu, o tym, e po prostu wypuci z rk tego czowieka? Zgrzytnzbami i rozpaczliwym wysikiem woli zdusi ogarniajcy go niepokj.

    Przede wszystkim nie jcze, nie szale, lecz dziaa!

    Wrci z drogi helikopter, wysawszy rozkaz przez radio? Jaki powd? eby przyj spnionegopasaera? Nonsens! To zwrci tylko uwag Kardana.... Na nic! Dopdza na drugim aparacie? Ale czylotnisko rozporzdza drug maszyn? A jeeli nawet tak, nim przygotuj do odlotu... i jak rozwijaszybko... Na nic! Posa rozkaz do Woronea, Kujbyszewa, Swierdowska, eby czekali tam naKardana i ledzili go? Ale Kardan moe na danie- spuci si gdziekolwiek po drodze naspadochronie - czste zjawisko na liniach powietrznych Zwizku Radzieckiego. Potem szukajwiatru wpolu! Na nic! Na nic! Co robi?

    Elektromobil pdzi ju wjazdow alej dworcow. Na szczcie bya pusta. Maszyny zbliay si dobiaego budynku dworca.Z prawej strony przez gazie drzew wida byo szeroki, rwny plac- miejscestartu samolotw. Przy peronie sta gotowy do odlotu ogromny helikopter, podparty, niby jednnog, wysokim na wzrost dwch ludzi, sprynowym amortyzatorem w ksztacie supa rozszerzonegou podstawy.

    Kadub helikoptera, podobny z ksztatu do wieloryba, byszcza w socuszerokimi oknami kabin. Jegopkolisty ster do zwrotw w paszczynie poziomej wisia wysoko w powietrzu. Z przodu,spozakaduba, wyglday srebrzyste paty metalowego miga. Nad kadubem, nieustannie zwikszajc

    szybko obrotu dugich migie, wy olbrzymi, horyzontalny rotor7

    .

    Drzwi i okna helikoptera byy ju hermetycznie zamknite, odprowadzajcy stali na peronie machajcchusteczkami i kapeluszami. Potny Dedal szykowa si do skoku w wysokie, blade od upau niebo.

    Trzymajc rczk drzwiczekKomarow siedzia zacisnwszy zby, gotw do skoku z maszyny. Draznerwowego napicia. I nagle, nieoczekiwanie dla samego siebie, krzykn kierowcy:

    - Do helikoptera! Z lewej strony stopnia!

    Z wysikiem otworzy drzwiczki napierane przez gwatowny pd. Elektromobil, jak meteor, przeci

    wir powietrza wywoany ruchem migie i helikoptera i zarzuciwszy tylnymi koami, z ostrym zgrzytemstan przy amortyzatorze. Komarow byskawicznie wyskoczy z pojazdu. W tej samej chwilihelikopter zrobi gigantyczny skok w powietrze i zawis wysoko nad ziemi.

    Z ust zgromadzonych na lotnisku ludzi wyrwa si krzyk. Zamarli z przeraenia. rd aurowychprtw amortyzatora wida byo malek posta czowieka wspinajcego si pewnymi ruchami wgr pod brzuch kaduba. Helikopter chyo wznosi si coraz wyej, wreszcie wzi kurs i znik nahoryzoncie.

    Towarzyszcy Komarowowi elektrocyklista pobieg na dworzec do kabiny radiowej.

    7 Rotor - cz maszyny wprawiajca w ruch obrotowy migo w helikopterach. Umieszczony jest na osipionowej miga.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    36/355

    * * *

    Wiszc ju w powietrzu, zacisnwszy zby,Komarow z wpraw sportowca podcign si w gr i pominucie , chwytajc rkami prty, znalaz si w aurowym dzwonie amortyzatora, pod kadubemhelikoptera.

    Dedal by ju na wysokoci blisko dwch tysicy metrw i cicho warczc lecia w kierunkupnocno -wschodnim, gdy z jego kaduba zacza wysuwa si opona z plastycznej masy, ktra okryaamortyzator ze wszystkich stron, nadajc mu opywowe ksztaty. Wewntrz zrobio si zupenieciemno. Oparty nogami o jeden prt i mocno trzymajc si rkami drugiego, Komarow odetchn zulg. Huraganowy, lodowato zimny wiatr ju przenika go na wskro, a skra rk i twarzy pieka.Przytrzymujc si jedn rk. Komarow szybko rozpi skrzany pasek i nie bez wysiku przywiza sido jednego z prtw. Rce mia swobodne. Wyj wic mikroradio i pocz je nastawia na danfal. Trzeba si byo spieszy: Dedal ju wkrtce przekroczy dwustukilometrow stref zasigumikroradia.

    Komarow schwyci fal Nikoajewa, miejscowego urzdu bezpieczestwa.

    - Indianin... Indianin...- poczo unosi si w eterze. - Dwiecie osiemdziesit sze... Dwiecieosiemdziesit sze... Tak, tak... Komarow ... Kto przy aparacie?... Wczcie dyktafon. Mwi zamortyzatora pasaerskiego helikoptera Dedal. Nikoajew - Swierdowsk. Natychmiast kaciekomendantowi Dedala, cile poufne, aby mnie przyj na pokad... Bez haasu i zbdnych

    rozmw... Co?... Fali Dedala nie znam... Co? Nie. Lepiej, ebycie to sami zakomunikowali. Stuka wluk nie chc... Popieszcie si... Bardzo zimno... Trudno oddycha- To wszystko...

    Helikopter jeszc ze wznosi si w gr, temperatura szybko spadaa, chd dokucza coraz bardziej.Rce i nogi kostniay, niewymownie trudno byo woy z powrotem aparat radiowy do kieszeni. Krewmotem walia w skroniach, krcio si w gowie, zbierao si na mdoci, brako powietrza.Komarowchwyta je spazmatycznymi haustami.

    Dedal szybowa prawdopodobnie ju na wysokoci siedmiu - omiu tysicy metrw.

    Minuty wydaway si godzinami. Leniwie pyny myli. Dlaczego zwlekaj na Dedalu? Czyby jeszcze nie otrzymali r ozkazu? Wkrtce zamarzn... Moe zastuka w luk!...

    Znuenie wzrastao - rezultat intensywnie przeytego dnia i niskiego cinienia na tej wysokoci. Rcestraciy si uchwytu,) uginay si osabione kolana. Ciao poczo zwisa, podtrzymywane pasem.Myl gasa. Daleki, cichy jk miga zmieni si w ryk wypeniajcy i rozrywajcy gow.

    Trzeba zastuka... Osabn zupenie... Wszystko przepadnie... Wskutek niesychanego napicia wolizakrcio mu si w gowie. Co ciepego pado na do. Krew... z nosa... Znw... coraz czciej...Ostatkiem si Komarow oderwa od prta cik jakby z elaza rk i podnis j do gry, by uderzyw luk.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    37/355

    Rka trafia w prni i zostaa tam pochwycona czyim i ciepymi, przyjacielskimi domi.Komarowlekko drgn. Jak przez sen spostrzeg obok siebie gitk, metalow drabink, szybko schodzcychdwch ludzi w elektryzowanych kombinezonach i w tlenowych maskach. Zrczne palce byskawicznieodpiy pasek. Jeszcze chwila i wcignity do gry silnymi rkamiKomarow ockn si w niewielkiejkabinie. Lec na kanapce, wdychajc bogate w tlen ciepe powietrze, w rozkosznym pnie odd a sitroskliwym doniom, ktre rozebray go, wysmaroway skostniae ciao i poday pokrzepiajcy napj.

    Wyszepta pierwsze sowa:

    - Czy Worone ju blisko?

    - Worone? - usysza zdumione pytanie zamiast odpowiedzi. - Zrobilimy zaledwie sto kilometrw odNikoajewa!

    Z radosnym zdziwieniem spojrzaKomarow na swego rozmwc. Ten dobrodusznie umiecha si.

    Zna byo, e nie kamie. Wic upyno zaledwie dziesi- pitnacie minut od chwili startu! Awydawao si wiecznoci... Komarow umiechn si i pokiwa gow.

    Jad arocznie i po jedzeniu od razu poczu si lepiej. Gdy si poywia, do kabiny wszed komendantpowietrznego statku. Komarow rozmwi si z nim i uzyska obietnic, e o kadym daniuldowania na spadochronie, komen dant uprzedzi go natychmiast.

    Krtki sen ostatecznie przywrci siy Komarowa. Dosa lonu pasaerskiego wszed ogolony, rzeki,spokojny jak zawsze, z przyjemnoci pocierajc gadki podbrdek. Jego wejcie nie wywoaodnego zainteresowania wrd pasaerw. Kardan z obandaowan rk, z gazet na kolanach

    drzema w wygodnym, gbokim fotelu przy oknie. Komarow zrobi tylko niedostrzegalny ruch brwiami. Od razu wpad mu w oczy nierosyjski tytugazety.

    * * *

    W Woroneu helikopter ldowa na lotnisku centralnym o godzinie szesnastej. Po paru minutachpostoju kontynuowa swj lot, zostawiajc w miecie Kardana i Komarowa.

    Zjadszy obiad w restauracji dworca lotniczego Kardan dugo chodzi ulicami, jakby chcia dokadniepozna miasto.

    O zmroku skrci w cich, wysadzan krzewami i drzewami, ulic Komunardw i doszed ni a doparku Elektrykw. Przed ostatnim domem z wysokim ukowym wjazdem przeszed par razy tam i zpowrotem i jakby uspokojony panujc wok cisz, zdecydowanie wszed na rzsicie owietlonypodjazd.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    38/355

    Ukryty za gstym krzakiem jaminu,Komarow widzia przez szyb wejciowych drzwi, jak Kardanwchodzi po schodach na gr . Poczekawszy nieco Komarow wyj z kieszeni aparat mikroradia izacz z kim cicho rozmawia.

    Z dziesi minut trwa na swym posterunku nie spuszczajc oczu z owietlonego podjazdu. Wok

    byo cicho i pusto. Tylko z ulicy Rewolucji Padziernikowej dochodzi nieprzerwany szum i gwar tumu,przytumione sygnay elektromobilw i elektrocyklw. Od strony parku dolatyway urywki melodii zPeer Gynta8 chwilami zaguszane dwicznymi gosami i wybuchami miechu.

    Nagle z czarnego cienia drzew wyoni si czowiek i zbliy si do Komarowa. Par minut mwili zesob i czowiek znowu znik w ciemnociach.

    Komarow w dalszym cigu obserwowa podjazd.

    Po upywie kwadransa czowiek powrci.

    - Posterunki rozstawione, towarzyszu majorze - cicho zaraportowa. - W ogrodzie tego domu znajdujesi hangar z dwoma sportowymi helikopterami typu Ikar. Na drugim pitrze mieszka laborantfabry ki kondensowanych rodkw ywnoci, Zammel. Jeden helikopter naley do niego.

    - Wic tak rzeczy stoj... - w zamyleniu powiedziaKomarow. - Jego numer, charakterystyczne znaki?

    - Numer MF 26-140. Czerwony kadub w ukone, niebieskie pasy.

    - Doskonale, towarzyszu lejtenancie. Rysopis przyjezdnego ju podaem. W cigu pitnastu minutprzyl wam powikszone zdjcie, ktre udao mi si zrobi mikroaparatem w czasie drogi. Id terazdo zarzdu. Dostarczcie je posterunkom. Utrzymujcie ze mn czno, co godzina prosz przysyaprzez radio meldunki. W razie odlotu albo przygotowa do odlotu natychmiast zakomunikujcie.

    - Rozkaz, towarzyszu majorze!

    Przez cztery dni Kardan nie opuszcza mieszkania Zammela. Posterunkowym udao si tylko dwa razyzauway jego profil w oknie wychodzcym na podwrze.

    Czwartego dnia, pnym wieczorem, otrzyma nareszcie Komarow meldunek, e czerwony helikopterstoi przed hangarem i e go przygotowuj do odlotu. Po piciu minutach nadszed nowy meldunek, edo helikoptera weszli Zam mel i Kardan. Po upywie minuty helikopter wznis si w powietrze,

    okry, miasto i wzi kurs na pnocny zachd. Komarow w swoim helikopterze z pogaszonymi wiatami polecia za nim. Miasto podobne doognistego jeziora szybko przemkno pod maszyn.

    Noc bya bezksiycowa, ciemna, chocia gwiadzista. Tylko dziki infraczerwonej lornecieKomarowmg mie na oku maszyn Kardana, lecc za ni w znacznej odlegoci.

    Po godzinie lotu, gdy bielejca plama Tuy przepyna z lewej strony,Komarow, nie odej mujclornety od oczu, powiedzia do pilota:

    - Lecimy na Moskw.

    8 Peer Gynt - suita kompozytora norweskiego Griega.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    39/355

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    40/355

    Zaskoczony tym Komarow jkn, ale wolna rka prawie automatycznie, jak stalowa dwignia, szybkospada na przeciwnika, uniosa go w powietrze i rzucia na ziemi.

    W nastpnej chwili Komarow caym swym ciarem zwali si na przeciwnika, przycisn godo ziemi,mruczc przez zby:

    - Mody... gupi... koguta... nie kupi...

    I nagle usysza saby, przyduszony jk, bolesny i radosny zarazem:

    -- Komarow!

    Napite muskuy zmiky, zawirowao z radoci w gowie, na chwil zaparo mu oddech.

    - Chiski!...

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    41/355

    Rozdzia 6 PAR LAT WSTECZ

    Lato owego roku byo upalne i duszne, niebo blade, bez jednego oboczka. W poudnie soce palioniemiosiernie.

    awrow wszed na bulwar nadbrzeny. Od rzeki powiao chodem. Znalazszy si w cienistej aleiplatanw odetchn z ulg i zdj biay beret.

    Mimo witecznego dnia ludzi byo niewiele.

    awrow szed szybko, roztargnionym wzrokiem patrzc na drugi brzeg, na miae, lekkie uki mostw.Za rzek wida byo wysokie budowle, podobne do paacw, z kolumnami, z balkonami, z posgami wniszach.

    Jak zwykle latem w dzie witeczny rzeka roia si od rnego rodzaju odzi.Z biaonienych jachtw, szalup, kutrw, ubranych flagami, wypenionych ludmi, dolatywaa muzyka. Wolno imajestatycznie, rozdzierajc od czasu do czasu powietrze ostrzegawczymi sygnaami syreny, pynwielki elektrostatek. 9

    Nie mniejszy ruch panowa w powietrzu. Nad rzek i miastem unosiy si jaskrawo pomalowaneaeromobile 10 z wysuwanymi, krtkimi skrzydami, podobne do chrabszczy; helikoptery o wskich jaku konika polnego lub dwupitrowych w ksztacie baszty kadubach; ornitoptery 11 z ptasimiskrzydami.

    awrow jakby tego wszystkiego nie widzia.

    Za gstym szpalerem ywopotu okalajcego alej ukazaa si wielka budowla. Z tarasw i balkonwosnutych pnczami dobiegay dziecice gosy, migay barwne suknie kobiet. rodek gmachu wyginasi pkolem w gb od linii fasady. Przed gwnym wejciem zieleniy si trawniki z klombamikwiatw, szemray fontanny wyrzucajce w gr supy mienicej si wody. W gbi pkola, zarzdem prostych kolumn cign si obszerny przedsionek, podobny do zaktka gstego ogrodu.

    Cicho szeleszczcym eskalatorem12 awrow dosta si na pierwsze pitro i stan przed w ysokimi,rzebionymi drzwiami z tabliczk: Irina Wasiljewna Dienisowa, inynier. W obu skrzydach drzwi, nawysokoci czowieka, byszczay dwa srebrne owale. Jeden z nich odbi, jak matowe zwierciado,twarz awrowa - mod, pocig, z cienkim nosem i maymi, starannie podstrzyonymi czarnymiwsikami. Pod wysokim czoem, o nieco wklsych skroniach, byszczay, to kryjc si w dugichrzsach, to zapalajc si wewntrznym ogniem, niebieskie, zamylone oczy.

    awrow czeka spokojnie przed drzwiami; wkrtce owal zrobi p obrotu i drzwi cicho si otworzyy.

    9 Elektrostatek statek poruszany motorami, ktrym dostarczaj energii elektrycznej potne akumulatory. 10 Aeromobil jedno lub dwuosobowy pojazd, poruszany motorem elektrycznym; przystosowany do poruszaniasi na ldzie, wodzie i w powietrzu. 11 Ornitopter aparat lotniczy z ruchomymi skrzydami, oparty na zasadzie lotu ptakw. Utrzymuje si w

    powietrzu, podobnie jak szybowiec, wyzyskujc opr prdw powietrza. Posiada rwnie niewielkie motory.Ornitoptery szkoleniowe i dowiadczalne obliczone s na wprowadzenie w ruch wasnymi siami lotnika. 12 Eskalator - ruchome schody.

  • 8/9/2019 G. Adamow - Wygnanie wadcy - 1952 (zorg)

    42/355

    awrow wszed do wysokiego przedpokoju, drzwi z agodnym trzaskiem zamkny si za nim. Usyszalekkie kroki.

    - Sergiusz! Kochany! Jak to adnie z twej strony, e nie zapomniae o mnie! Ju zaczynaam si nudzii miaam wanie dzwoni do ciebie.

    Przed awrowem staa moda dziewczyna. Dwa grube warkocze o miedzianym poysku spyway jej naramiona. Wielkie, szare, nieco wypuke oczy lniy jak bryki lodu, a policzki o delikatnym rumiecubyy tak wiee, jakby umyte przed chwil w rdlanej wodzie.

    - Dzie dobry, Irino!... Przyjmij yczenia w pierwsz rocznic...

    - Dzikuj, Sergiuszu! To radosny dla mnie dzie. Pierwsza rocznica pracy w fabryce na stanowisku.

    - Kt u nas nie cieszy si w takim dniu! Ju dawno wybieraem si do ciebie.

    - Strasznie si dugo wybiera!... - umiechna si. -- Ale chodmy! Przez salon przeszli do nieduego pokoju z mikkimi meblami. Okna byy szczelnie zamknite, alepowietrze, dostarczone przez regulatory, byo czyste, wiee i pachnce jedlin.

    - Cigle wybieraem si- mwi awro w siadajc.- Bardzo chciaem ci zobaczy, ale przedewszystkim pomwi o pewnej sprawie...

    Umilk raptownie, niezdecydowany, czy mwi dalej. Irina usiada wygodnie w rogu kanapy,podwi nwszy nogi pod siebie.

    - Mw, prosz - i grzebic w kieszeni dorzucia:- Ach! jaka szkoda! Ju nie mam cukierkw!

    Odrzuciwszy warkocze na plecy, skoczya z kanapy, wybiega z pokoju i po chwili wrcia z garcicukierkw w przezroczystych papierkach.

    - Prosz, sku si! atwiej ci bdzie mwi! No, sucham!- Ssc cukierek sadowia si na kanapie.awrow w zamyleniu zwija i rozwija szeleszczcy papierek od cukierka.

    - Dugo wahaem si, Irino - zacz. - Ale to mnie porwao. I im dalej, tym bardziej. Czasami wpadaemw rozpacz, czasami znw taka mnie ogarniaa rado, e wszystko wydawao si atwe i moliwe. Ach,Irino, gdyby ty moga mnie zrozumie!

    awrow wsta gwatownie i podniecony zacz duymi krokami przemierza pokj. Irina suchaa gospuciwszy oczy.

    - Mw, Sergiuszu, przeciezawsze ci rozumiaam - szepna.

    - Iro! - krzykn awrow zatrzymawszy si przed ni z cukierkiem w podniesionej doni.- To pomysolbrzymi! W pierwszej chwili moe si wyda niewykonalny, ale po zastanowieniu przyznasz, eobecnie sta nas na to, e nastay czasy dla takich potnych projektw

    Rumieniec powoli znika z twarzy Iriny, jej rwne, cienkie brwi podnosiy si coraz wyej, a szare,

    szeroko o twarte oczy ze zdumieniem spoglday na zarumienione