Sobiesiak, Józef & Jegorow, Ryszard – Burzany – 1966 (zorg)

download Sobiesiak, Józef & Jegorow, Ryszard – Burzany – 1966 (zorg)

of 265

Transcript of Sobiesiak, Józef & Jegorow, Ryszard – Burzany – 1966 (zorg)

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    1/265

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    2/265

    BurzanyJzef Sobiesiak , Ryszard Jegorow

    Spis treciCz pierwsza......................................................................................................................................... 3

    Niezwyky go .................................................................................................................................... 3

    W stron Prypeci ............................................................................................................................... 11

    Niecodzienne przygody ..................................................................................................................... 17

    Prowokacja ........................................................................................................................................ 25

    Tragiczna wyprawa ............................................................................................................................ 37

    Kowpak .............................................................................................................................................. 39

    Prba ................................................................................................................................................. 48

    Jecy .................................................................................................................................................. 55

    Partyzancki wynalazek ....................................................................................................................... 61

    Cz druga............................................................................................................................................ 67

    Bogosawiona wiosna ....................................................................................................................... 67Ostatnia wyprawa Karpenki .............................................................................................................. 70

    Parole ............................................................................................................................................... 79

    Tajemnica opancerzonego pocigu ................................................................................................... 95

    Gd ................................................................................................................................................. 104

    Chwile smutku i radoci................................................................................................................... 108

    Skoczek z Londynu ....................................................................................................................... 111

    Puapka ............................................................................................................................................ 122

    Cz trzecia ........................................................................................................................................ 131

    Nowe zadania .................................................................................................................................. 131

    Pogrom ............................................................................................................................................ 135

    Krwawa una .................................................................................................................................... 149

    Zamknity rachunek ........................................................................................................................ 156

    Panowie delegaci ............................................................................................................................. 161

    Wszystkie drogi wiod do partyzanckiego kraju ............................................................................. 167

    Takie sobie rne historie................................................................................................................ 180

    Operacja Kursk ............................................................................................................................. 187

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    3/265

    Obawa ............................................................................................................................................ 195

    Sprawy mae i wielkie ...................................................................................................................... 207

    Cz czwarta ...................................................................................................................................... 213

    Brygada imienia Frunzego ............................................................................................................... 213

    Atak na Cuma ................................................................................................................................ 219

    Na pnoc ........................................................................................................................................ 227

    Wyzwolenie ..................................................................................................................................... 237

    W Kijowie ......................................................................................................................................... 246

    Ilustracje .............................................................................................................................................. 251

    Mapy .................................................................................................................................................... 263

    Cz pierwsza

    Niezwyky go

    W izbie by pmrok. Maleka lampka oliwna, ponca pod obrazem Matki Boskiej, rzucaa sabe

    blaski. wiateko pegao po suficie i cianach, lizao krawdzie sprztw, przelizgiwao si potwarzach ludzi i niko.

    Gdzie od strony Houzji szczekay zajadle psy.

    Na dworze zachrzci ostro nieg, pniej dao si sysze charakterystyczne skrzypienie zamykanych

    wrt i zgrzyt skobli. Kiedy w zeszym roku przez kilka tygodni siedziaem ukryty w stodole Sowikw,

    czsto wsuchiwaem si w podobne odgosy. Wtedy te bya zima, Kazik wieczorami odwiedza mnie

    w barogu, a gdy odchodzi, starannie zamyka za sob wrota stodoy. Znw ostre skrzypienie niegu.

    Kroki zbliay si ju do drzwi.

    - Gadzina dostaa swoje - rzek Kazik otrzepujc w sieni nieg z walonek. - Teraz moemy sobie

    pogada. Ale nie o suchym pysku. Trzeba to jako uczci. Tyle czasu ci nie byo... - Zacz szpera pozakamarkach kredensu dzwonic szklankami.

    - Rzeczywicie, a mnie si zdaje, e to byo wczoraj - rzekem.

    - Nie kademu tak czas leci jak tobie. Nieraz wydaje si, e to wszystko cignie si ju wiele lat,

    a koca nie wida. Wojna zere czowieka na prchno...

    - Daj spokj. To ju ostatni rok - owiadczyem.

    - Wiem, co chcesz powiedzie. Stalingrad. No tak, ale to nic jeszcze nie rozwizuje. Mog przyj tu,

    jak bdzie za pno. Nie Niemcy, to bulbowcy nas wykocz. Teraz si szykuj. Szwaby im daj bro -

    mwi, stawiajc na stole szklanki i butelk.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    4/265

    - Nie poradz. Za nami jest nard.

    - Co ty wiesz o tym narodzie? Ja tu siedz od lat. Za wiele cierpia, eby milcze. Teraz przyszed czas.

    Maj swojego Boga i bokw. Bd si mci. Za krzywdy i za cerkiew. Popi robi swoje. Borowiec nie

    pi. S kozaki, jest sicz, zeeni, policjanci i inne drastwo.

    - Ale przecie si ami. Wielu ju teraz myli inaczej. Do nas stale przychodz nowi ludzie. Jestemysilniejsi.

    - Tak, to prawda. Ale Niemcy te nie siedz z zaoonymi rkoma. Podegaj przeciwko Polakom.

    - Musimy uwiadamia ludzi, wyjania sytuacj...

    Kazik podnis szklank w gr:

    - Za zwycistwo!

    - Wiwat!

    Na chwil zapada cisza. Promyk wiata przesun si po czole Kazika. Zobaczyem, e wpatruje siwe mnie uwanie.

    - Mwiem, e teraz wielu myli inaczej. Czy pamitasz Szewczuka? Tego inyniera, sekretarza

    Rejonowej Uprawy z Maniewicz? - spyta.

    - Oczywicie. Przecie azi za mn po lesie z mauzerem.

    - Grozi, e ci wykoczy... A teraz on klnie Szwabw w ywy kamie. Zwolni si z tej posady ju z p

    roku temu...

    O, tak doskonale przypominaem sobie tamte chwile. To byo ubiegej zimy, podczas mojego

    samotnego ycia w lesie. Szewczuk przyjani si wwczas ze Slipczukiem. Nacjonalistyczne hasaBandery tak go ujy, e sta si ich ordownikiem. To z inspiracji Slipczuka inynier chodzi za mn po

    lesie z karabinem. Nie wiedzia, nieszcznik, e ja ukryty za jakim pniem trzymaem go wielokrotnie

    na muszce pistoletu maszynowego i tylko usilne proby Sowika powstrzymay mnie przed wysaniem

    go na ono Abrahama. Nie mogem zrozumie, jakie wzgldy kieroway Kazikiem, gdy prosi mnie,

    bym nie robi Szewczukowi krzywdy. W gruncie rzeczy miaem pene prawo zlikwidowa przeciwnika,

    ktry czyha na moje ycie. Ale ju wtedy tak bardzo ceniem sobie przyja Kazika, e nie mogem

    sprzeciwi si jego yczeniom. Pniej dowiedziaem si, e Szewczuk zrezygnowa ze stanowiska w

    Rejonowej Uprawie i niebawem jego zaye stosunki ze Slipczukiem ochody.

    - Mwisz, e on zmieni pogldy? - spytaem. - No c, to si czasami zdarza, ale ja bym mu nie

    wierzy.

    - Kady ma prawo zbdzi - mwi powoli Kazik. - Oczywicie jest w tym wszystkim jaka granica,

    ktrej nie mona przekroczy, to granica ludzkiej moralnoci. Myl, e on nie przekroczy tej granicy.

    Znam go dobrze. To czowiek o chorobliwej wyobrani, ale uczciwy, szczery. On potrafi

    w odpowiedniej chwili wycofa si z niewaciwej gry.

    - Tak sdzisz?... - Niezbyt przekonyway mnie jego argumenty.

    - Jestem tego pewny - powiedzia twardo i zawaha si na moment. - Suchaj, Jzek, nigdy ci tego nie

    mwiem, ale teraz musz szczerze wszystko wyzna. Pamitasz, jak przyniosem ci dokadne

    wiadomoci o policjantach z Karasina, wtedy gdy by pogrzeb Sajduka? Tej nocy urzdzilimyzasadzk. Udao si gadko. Nie pytae mnie wcale, od kogo zdobyem te dane. Ija te ci nie

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    5/265

    powiedziaem. Ale teraz nie mog ju tego ukrywa. To Szewczuk. Pniej nieraz jeszcze informowa

    mnie, co si dzieje w maniewickim gestapo i w policji oraz na stacji kolejowej.

    - Tego bym si nigdy nie spodziewa - powiedziaem zdziwiony. - To znaczy, e on wiedzia, komu

    suy.

    - Waciwie tak...

    - No dobrze, ale dlaczego milczae?

    - To byo zbyt ryzykowne. Widzisz, w tej rozgrywce ryzyko ponosiem tylko ja. A ponadto przez dugi

    czas sam nie przypuszczaem, e on si wszystkiego domyli. Dopiero trzy dni temu wyzna mi ca

    prawd, proszc, bym go skontaktowa z tob.

    - W jakim celu?

    - Sam rozumiesz chyba, o co mu chodzi. Powiedzia, e chce bra udzia w walce z broni w rku.

    - To mi wbi niezego klina - zaczem si zastanawia, jak tu wybrn z kopotliwej sytuacji.

    Kazik po raz drugi napeni szklanki. Nagle przysza mi do gowy pewna myl, ale nie chciaem si z ni

    tak od razu zdradza przed Sowikiem. Postanowiem zrobi prb, eby si naocznie przekona, ile

    jest wart protegowany przez niego Szewczuk.

    - Dobrze - rzekem - zgadzam si. Moesz pj do niego, ale to trzeba zaatwi jeszcze tej nocy. Jutro

    bdzie za pno. Niech tu przyjdzie. Zobaczymy...

    Kazik ucieszy si bardzo. Nie pyta, dlaczego mi si tak spieszy z t spraw. By zadowolony, e mnie

    przekona.

    Wiadomo, e Szewczuk chce wstpi do oddziau partyzanckiego, przyjem z pewn rezerw. Bdco bd nie mia on czystego sumienia, wysugiwa si Niemcom. Wprawdzie nie syszaem, by kogo

    specjalnie skrzywdzi, jednak w tym najciszym okresie, kiedy zapanowa terror okupacyjny, nie

    potrafi stan na waciwej pozycji. To nic, e szybko si wycofa, e by moe zrozumia swj bd.

    To nie by pewny czowiek. Takie byo moje mniemanie o nim. Rzecz oczywista, e oceniajc go tak

    surowo kierowaem si rwnie wzgldami osobistymi. Bo przecie Szewczuk jeszcze tak niedawno

    temu nastawa na moje ycie. Prbowaem tumaczy go przed samym sob, szukaem argumentw

    mogcych usprawiedliwi jego postaw, a mimo to na dnie mojej duszy wci tkwi cier urazy.

    Teraz postanowiem tak zaatwi spraw, aby rozstrzygn wreszcie niejasn sytuacj. Nie miaem

    adnej gwarancji, e nie kryje si w tym jaki podstp. Szewczuk mg przecie dziaa za namow

    Slipczuka i gestapo.

    Wszystko pozostae mogo by tylko pozorem. Taki czowiek wyrzdziby z pewnoci oddziaowi

    wiele szkd. Ajednak zdecydowaem si na ten ryzykowny krok.

    Nastpnego dnia z rana odchodzi ze stacji w Maniewiczach transport ropy. Wanie zamiar

    zniszczenia tego transportu zatrzyma mnie tej nocy u Sowika w Konisku. Przed witem

    zamierzalimy uda si std na stacj kolejow w Maniewiczach i umieci na cysternach min

    magnetyczn. Miaem ze sob piciu partyzantw, ktrzy spali w stodole Kazika. Powierz

    Szewczukowi zadanie umieszczenia miny na transporcie - powiedziaem sobie. - Jeli je wykona, bd

    mia dowd jego uczciwoci i odwagi...

    Jeszcze przed pnoc Kazik wrci z Maniewicz i przyprowadzi ze sob Szewczuka. W sabym wietle

    zobaczyem jego przyblad twarz i smutne oczy. Szewczuk pooy na stole karabin i pistolet i rzek:

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    6/265

    - Tak mi przykro za tamto. Nie wiem nawet, jak o tym mwi. Pan mgby mnie teraz rozstrzela i to

    by byo najsuszniejsze. Ale...

    - Nie mwmy o tym. Tak bdzie lepiej.

    - O, tego nie mona pomin - powiedzia gorco. - Przecie ja pana nazywaem bandyt. Ale to nie

    pan nim by. To ja byem bandyt. Wystpiem przeciwko swojemu narodowi...

    - O ile wiem, nikogo pan nie zamordowa. Nie trzeba wic tak mwi. Teraz najwaniejszy jest dzie

    dzisiejszy i to, co przyniesie jutro... Syszaem, e chce pan wstpi do oddziau.

    - Tak, to jest moje najwiksze pragnienie.

    - Zgoda. Gotw jestem to zaatwi, ale zanim do tego dojdzie, otrzyma pan do wykonania pewne

    zadanie - to rzekszy wyszedem z mieszkania i udaem si do stodoy, gdzie spali nasi chopcy.

    Obudziem Butk.

    - Dawaj adunek z abk - powiedziaembiorc od niego ma min magnetyczn zawinit

    w szmaty. - Teraz o nic nie pytaj. Przed witem pjdziesz z Bulikiem do Maniewicz.

    Gdy wrciem do chaty, rozwinem paczk i owiadczyem:

    - Na stacji w Maniewiczach stoj cysterny z benzyn i rop. Jutro o dziesitej rano transport wyruszy

    w dalsz drog w kierunku Sarn. Trzeba zniszczy ten transport - mwic to patrzyem mu uwanie

    w oczy, chcc z nich wyczyta wraenie, jakie wywoaj na nim moje sowa. Dostrzegem, e nozdrza

    jego zadrgay lekko, a oczy zalniy jakim ywym blaskiem. - T zabawk trzeba przyczepi do jednej

    z cystern. Najlepiej do ktrej w rodku. Ale tak, eby nie bya widoczna. Czy zna si pan na tym?

    Oglda przez chwil min, po czym odpowiedzia:

    - Nie.

    - To jest tak zwana abka - mwiem dalej pokazujc mu lec na stole min.-Trzeba wstawi

    zapalnik. O, w ten sposb... A nastpnie przylepi do cianki cysterny. Najlepiej pod spodem. Nie

    odpadnie, nie ma obawy, magnes bdzie trzyma mocno.

    - Jake si ciesz - powiedzia gorco Szewczuk. - Zrobi, co bd mg, eby wykona zadanie...

    Jestem panu bardzo wdziczny. Dzikuj...

    Jego sowa zabrzmiay szczer radoci. Byem tym troch zaskoczony, bo przecie zadanie, ktre mu

    powierzyem, nie naleao do atwych i prostych. Sprbowaem wyjani mu, na czym polega jego

    ryzyko.

    - Musz tu doda, e zadanie jest trudne i niebezpieczne. Transport, o ktrym mowa, znajduje si pod

    ochron Wehrmachtu. Wartownicy patroluj na bocznicy wzdu pocigu. Trzeba si mie na

    bacznoci, eby nie wpa im w apy. Bo wtedy moe by gorco...

    - Myl, e dam sobie rad.

    Kury ju piay, gdy Szewczuk uzyskawszy ode mnie dokadne instrukcje opuci zagrod Sowikw.

    Niebawem ruszyli za nim potajemnie Waka Butko i Bulik. Otrzymali oni polecenie ledzenia tego

    dnia kadego kroku inyniera.

    *

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    7/265

    Po poudniu wrcili Butko z Bulikiem i opowiedzieli mi, co widzieli na stacji. Przed godzin dziewit

    Szewczuk zjawi si na peronie w kolejarskim ubraniu, z motkiem i wielk olejark w rkach. miao

    podszed do stojcego na bocznicy transportu z cysternami. Chwil rozmawia o czym z niemieckim

    wartownikiem, penicym wart przy cysternach, a nastpnie zabra si do sprawdzania osi

    wagonw stukajc tu i wdzie motkiem...

    Nastpnego dnia uzyskaem dodatkowe informacje dotyczce akcji przeprowadzonej przez

    Szewczuka. Wynikao z nich, e 20 km przed Sarnami wylecia w powietrze pocig z adunkiem

    benzyny i ropy. Okoo 400 ton adunku ulego zniszczeniu.

    Kiedy w dwa dni pniej spotkaem si ze Sowikiem i powiedziaem mu o czynie inyniera,

    umiechn si i odpar:

    - Teraz ju wiesz chyba, dlaczego go tak uparcie broniem. To przecie w gruncie rzeczy swj

    czowiek...

    Od tej pory Szewczuk sta si czonkiem naszej organizacji. Wykonywa najprzerniejsze polecenia,

    wywizujc si z nich wzorowo. Czasami chodzi na akcje dywersyjne razem z grupami bojowymi,czasami dziaa samodzielnie; zbiera informacje o ruchach wojsk na stacjach kolejowych w Kowlu,

    ucku, Sarnach, Brzeciu...

    W dwa tygodnie pniej przyszed do mnie bardzo stroskany. Spytaem go o powd zmartwienia, lecz

    nie od razu odpowiedzia. Wreszcie po dugich naleganiach wybuchn:

    - Jestem winien. Moe mnie pan kaza rozstrzela.

    - Co si takiego stao?

    - Ten ajdak Slipczuk dowiedzia si jako, e czsto znikam z domu na par dni i domyli si, gdzie

    chodz. Wczoraj wieczorem przyszed do mnie i powiedzia, e do ma ju suby dla Niemcwi chciaby si spotka z panem.

    Byem zaskoczony t wiadomoci. W pierwszej chwili pomylaem, e chodzi tu ojaki grubszy

    podstp i poaowaem, e przyjem do oddziau Szewczuka. Ale przecie, u czorta, Szewczuk nie

    prowadzi roboty na dwie strony - zreflektowaem si zaraz. - Wysadzenie pocigu z cysternami byo

    chyba najlepszym dowodem jego uczciwych intencji. Natom iast danie Slipczuka to by szczyt

    bezczelnoci. Czego mg oczekiwa ode mnie ten wyrzutek spoeczestwa, majcy na sumieniu setki

    istnie ludzkich?

    - To rzeczywicie bardzo dziwne - odparem. - A co wy o tym sdzicie sami?

    - Slipczuk to kanalia. Ale on twierdzi, e zna jakie wane dane, ktre mog zadecydowa o dalszym

    istnieniu oddziaw partyzanckich na tym terenie.

    - A, to nawet interesujce. To on a tak bardzo si o nas troszczy? Odpowiedzcie mu, e ja nie ycz

    sobie takiego spotkania. Jeli bdgo potrzebowa, eby mu wymierzy sprawiedliwo, to i tak

    stanie przed nami.

    - Prosz wic mnie rozstrzela - niemal zaka Szewczuk.

    - Gupstwa pleciecie - rzekem. - Trzeba si uspokoi.

    - On powiedzia stanowczo, e jeli do jutra nie umwi tego spotkania, zaatwi si z moj rodzin...

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    8/265

    - Ach tak. No, oczywicie, po nim si mona tego spodziewa. Wic dobrze, zaczekajcie do wieczora.

    Musz to jeszcze przemyle...

    Odbyem w tej sprawie rozmow z Chwiszczukiem i Butk. Obydwaj byli zdania, e nie wolno naraa

    rodziny Szewczuka i trzeba si zgodzi na to spotkanie. Postanowilimy tylko, w celu uniknicia

    zasadzki, ubezpieczy dokadnie cay pobliski teren i przygotowa wszystko do wykonania wyroku nakacie, ktry wielu naszym partyzantom wymordowa osobicie ich rodziny.

    Na spotkanie ze Slipczukiem wybraem Smoodwk. Bya to leniczwka pooona w odlegoci kilku

    kilometrw od Maniewicz. Waciwie nie wierzyem wcale w to, e stawi si on na wyznaczonym

    miejscu. W dalszym cigu dopatrywaem si w tym wszystkim jakiego podstpu. Aeby nie dopuci

    do niespodzianki, na caej trasie, ktr musia przeby Slipczuk, wyznaczyem czujki i patrole,

    a miejsce spotkania ubezpieczyem wartami. Na dalsze czujki wybraem przewanie tych ludzi, ktrzy

    paali najwiksz nienawici do Slipczuka, w ten sposb chciaem wykluczy wszelkie niepotrzebne

    sceny. Byem bowiem przekonany, e na widok Slipczuka rzuciliby si ku niemu i rozerwali go na

    strzpy.

    Po poudniu kazaem rozpali niewielkie ognisko w pobliu leniczwki. Siadem przy nim

    w towarzystwie Chwiszczuka, Butki i Borysiuka. Nie bardzo wierzylimy w przybycie Slipczuka. Mimo

    to czekalimy w napiciu, czsto spogldajc ku zanieonej lenej drodze.

    - Zakpi sobie z nas, ani chybi - rzek Butko. - A teraz miejesi bestia, e Maksa wzi na gupi kawa.

    - Na pewno przyjdzie. Zobaczysz - przerwa mu z powag Chwiszczuk.

    - A dlaczeg to miaby przyj? Czy znajdziesz gdzie takiego gupca, eby sam si pcha z gardem

    pod stryczek? Przecie wie, co go czeka...

    - Ju on co takiego wymyli, e przyjdzie na pewniaka. Albo zechce nasa na nas Niemcw. O, to

    chytry lis, najlepszego myliwego wykouje...

    Przysuchiwaem si milczco temu sporowi Butki z Chwiszczukiem i czuem si bardzo gupio, e

    daem si wcign w tak bezsensown gr. Przecie na dobr spraw mogem zaatwi t rzecz

    zupenie inaczej. Wystarczyo wysa noc grup dywersyjn do Maniewicz i porwa Slipczuka

    z domu. Na tak akcj zgosioby si wielu chtnych. Uniknbym w ten sposb tej niejasnej sytuacji

    i nie podkopywa swego autorytetu.

    Zblia si wieczr, a na lenej drodze wiodcej do leniczwki nikt si nie pojawia. Spotkanie ze

    Slipczukiem wyznaczyem na godzin czwart po poudniu. Teraz byo ju dziesi minut po czwartej.

    Nie chcc dopuci do pogorszenia si i tak ju dostatecznie gupiej sytuacji, powiedziaem ostro:

    - Skocz, Wasia, cignij posterunki! Wracamy do bazy.

    Wasia Butko poderwa si na nogi i pobieg wypenimj rozkaz. Po minucie zobaczyem, e wraca

    z powrotem, woajc:

    - Jad! Jad!

    Niebawem usyszelimy skrzypienie niegu i na drodze ukazay si sanie, w ktrych siedziao dwch

    mczyzn. W jednym z nich rozpoznaem z atwoci Szewczuka. Mia na sobie zielon kurtk

    z biaym konierzem podszyt barankowym futrem. Drugimczyzna ubrany by w brzowy kouch,

    skrzan pilotk i dugie rkawice. Sanie zatrzymay si i obydwaj mczyni zbliyli si do ogniska.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    9/265

    Teraz dopiero poznaem Slipczuka. Bardzo si zmieni, jego twarz staa si ziemista jak po przebytej

    chorobie. Trzs si wyranie, mimo e mia na sobie kouch. Niemiao wycign do mnie rk.

    Popatrzyem na niego z odraz. Zrozumia to i opuci do, po czym siad niedaleko ogniska i zacz

    mwi zamanym gosem:

    - Pewno was to dziwi, e ja sam przyszedem do was. Ale ju nie mogem duej wytrzyma. Pan,panie Sobiesiak, jest szczliwym czowiekiem. Wybra pan suszn drog. Ja postawiem na

    Niemcw, mylaem, e to waciwy ko. Pomyliem si. Gdybym nie by tak bardzo

    skompromitowany, prosibym pana o przebaczenie. Sprbowabym naprawi zo, jakie wyrzdziem...

    - Czy nie sdzi pan, e przesiadanie si z konia na konia moe si le skoczy? - spytaem.

    - Oczywicie. Wiem, e nie zasuguj na nic wicej, jak tylko na potpienie. Ale prosz mnie

    wysucha do koca. Jako komendant rejonowej policji w Maniewiczach mam pod sob kilkuset

    ludzi... Ci ludzie s mi oddani. Jeli powiem sowo, pjd ze mn do lasu. Znam doskonale wszystkie

    niemieckie garnizony w obrbie stu kilometrw i znam wiele tajemnic o charakterze cile tajnym.

    Nietrudno si byo domyli, do czego zmierza Slipczuk. Ten ajdak mia nadziej, e moe co u naswskra. Byo to po prostu co niepojtego. Zaczem si zastanawia, czy dziaa on we wasnym

    interesie, czy te jest to prowokacja uknuta przez gebietskomisariat kowelski. Ogarniaa mnie coraz

    wiksza wcieko i musiaem si zdoby na wielki wysiek woli, by dosucha jego bredni do koca.

    Slipczuk tymczasem cign dalej:

    - Nie dam, ebycie mnie przyjli do siebie, bo rozumiem, e jest to obecnie niemoliwe. Ale

    pniej, kiedy wyka si czym... Zapewniam, e wiele mog dla was zrobi. Teraz na przykad

    Niemcy szykuj na was wielk obaw w rejonie Krasnego Boru. Onegdaj byem na odprawie

    u gebietskomisarza Kasnera. Uderzenie nastpi z trzech stron; z Kamienia Koszyrskiego, z Maniewicz

    i z Rafawki - Bielska Wola. Z kadego miejsca wyruszy okoo tysica ludzi. Wszystkie oddziay maj

    si spotka ze sob w samym rodku Krasnego Boru. W obawie bd bra udzia jednostki wojskowe

    i andarmeria, wasowcy i policja. Kazano nam zwerbowa rwnie grupy banderowcw, ktre

    otrzymaj zadanie likwidacji drobnych i rozproszonych grupek partyzanckich... Zrobicie dobrze, jeli

    usuniecie si do osiemnastego stycznia z tych okolic...

    Suchaem tego, comwi Slipczuk, z wielk uwag. To takie tajemnice chcia nam przekaza, mylc,

    e w ten sposb chwyci nas na sw wdk... Wszystko to mogo by prawd, lecz w jego ustach

    brzmiao jak zwyka prowokacja. Butko i Borysiuk umiechali si drwico, kiwajcgowami, wida

    byo, e ani troch mu nie wierz. Ija miaem ju do tej paplaniny.

    - Czy macie co jeszcze, Slipczuk, do powiedzenia? Niewiele zostao nam czasu, wic koczcie ju... -

    przerwaem mu.

    Popatrzy na mnie ze zdziwieniem.

    - Pan mi nie wierzy? W takim razie widz, e niepotrzebnie tu przyszedem. Ale chciaem wam pomc

    uczciwie, nie dajc nic w zamian. Czy nie potraficie tego oceni?

    - Ty gadzie! - nagle Borysiuk zerwa si z miejsca i z caych si trzasn go w twarz. - Szukasz u nas

    litoci?Faszystowski psie! Zaraz ci tu ukatrupi na miejscu. - Widziaem, e siga za pas po pistolet,

    chwyciem go wic mocno za rk.

    W tej samej chwili Szewczuk, ktry sta niedaleko, podbieg do nas i odwoa mnie na bok. Usyszaem

    jego bagalny gos:

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    10/265

    - Panie Maks, nie zabijajcie go. To, co mwi o obawie, jest chyba prawd, bo sam widziaem dzi

    transport wojska wyadowujcy si na stacji w Maniewiczach.

    - To nic nie zmienia. Suchajcie, Szewczuk, mam tego do. Kogo wy chcecie broni? Gdybym to

    powtrzy chopcom, z miejsca daliby i wam w eb. Zasuy na stryczek. Zdechnie jak pies.

    - Co ja nieszczsny poczn - zaka Szewczuk. - On przed wyjazdem z domu przyszed do mnie razemze swoim bratem Fiodorem i powiedzia: Ty, Fiodor, bd askaw rozstrzela pani Szewczukow

    i dzieci, jeli ja nie wrc do pnocy.

    Poczuem, e zimny pot wystpuje mi na czoo. A wic ten dra wiedzia jednak, co go czeka,

    i asekurowa si na wszelki wypadek. C miaem teraz robi? Przedstawiem sytuacj Szewczuka

    Butce i Chwiszczukowi. Widziaem, e ich to poruszyo, lecz nie odezwali si ani sowem,

    pozostawiajc powzicie decyzji mnie samemu.

    - Nie widz innego wyjcia, jak puci go wolno - rzekem.

    - To sukinsyn! - rzuci przez zby Chwiszczuk.

    Slipczukowi oczy biegay trwoliwie. Powiedziaem, ebysi szykowa do powrotnej drogi. Od razu si

    uspokoi. Rozkazaem Butce, eby zaprzono rwnie nasze sanie, miao na nich jecha czterech

    partyzantw. Po paru minutach wszystko byo gotowe. Wskoczyem razem ze Slipczukiem do jego

    sa. Za nami, na drugich saniach, usadowia si ochrona.

    W czasie gdy si to dziao, spostrzegem, e partyzanci stojcy na posterunkach zaczli wysuwa si

    zza drzew. Zdziwiy ich nasze niespodziewane przygotowania do drogi i to, e ja sam zajem miejsce

    obok Slipczuka. Obawiaem si, by widzc, co si wici, nie zechcieli mi przeszkodzi w bezpiecznym

    odtransportowaniu Slipczuka. Wiedziaem, e gdybym go puci w drog samego, nie zdoaby zrobi

    nawet stu metrw. Dlatego zdecydowaem si towarzyszy mu a pod Maniewicze.

    Przejechalimy moe kilkadziesit metrw, gdy zobaczyem, e po obydwu stronach lenej droyny

    przemykaj si midzy pniami sylwetki partyzantw. Zaniepokoiem si powanie, e ktry z nich

    zechce mimo wszystko wzi Slipczuka na muszk. Zaczem wic wykonywa takie ruchy na saniach,

    eby zasoni go sob.

    Partyzanci w dalszym cigu nie odstpowali nas ani na krok. Niebawem czterech z nich zbliyo si do

    sa na odlego kilkunastu metrw. Poznaem ukieczukia, Sylwestra Mytkayka, Sasz Nierod i

    Bulika... Szli w milczeniu, wczepiwszy si we mnie gronymi spojrzeniami.

    - Chopcy, wracajcie! - zawoaem, lecz nie usuchali mojego wezwania. Wtedy wziem bat od

    Slipczuka i zaczem okada nim konia. Sanie pomkny raniej. Zobaczyem, e mimo to partyzancibiegn za nami. Biem wic konia coraz zapalczywiej, pragnc oderwa si od nich jak najdalej....

    Kiedy po godzinie wrciem do leniczwki, wok ogniska siedzieli pospni partyzanci. Tu i wdzie

    toczyy si zaarte spory i dyskusje. Na mj widok wszyscy ucichli, po czym zaczli si rozchodzi. Przy

    ognisku zostali jedynie Borysiuk, Butko, Mytkayk, ukieczuk i Sasza Nieroda. Patrzyli na mnie

    niechtnie, zwaszcza Mytkayk i ukieczuk. Musiaem rozadowa przykr atmosfer, wyjani im,

    dlaczego postpiem tak, a nie inaczej.

    - Nie byo wyjcia - powiedziaem. - Wiecie przecie, e chodzio o ycie niewinnych ludzi. Za jednego

    zbrodniarza zginyby a trzy osoby.

    Milczeli...

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    11/265

    W stron Prypeci

    Jeszcze w grudniu Bryski powierzymi zadanie urzdzenia pozorowanego obozowiska w odlegoci

    trzech kilometrw od miejsca postoju mojego oddziau. W ten sposb chcielimy zamaskowa nasze

    waciwe miejsce pobytu. Byo to konieczne ze wzgldu na to, e Niemcy do czsto wysyali

    samoloty, ktre patroloway lasy szukajc ladu naszych obozowisk.

    W wyznaczonym miejscu wybudowalimy takie niby ziemianki z chrustu i mchu, na odkrytym terenie

    ustawilimy kilkadziesit kukie, a do drzew przywizalimy cztery chore konie, ktre gryzy sobie

    spokojnie rozsypane wok nich siano. Na rozcignitych od drzewa do drzewa sznurkach

    rozwiesilimy kolorowe arkusze papieru, majce pozorowa suszc si bielizn. W obozowisku tym

    penili stale sub dwaj najmodsi Nierodowie: dziesicioletni Griszka i czternastoletni Borys. Ich

    zadanie polegao na nieustannym paleniu kilku ognisk. W wypadku pojawienia si na niebie samolotu

    chopcy mieli czmycha w gb lasu. Naturalnie nasza waciwa baza zostaa dokadnie zamaskowana.Wkrtce po zbudowaniu tego obozu na przynt Niemcy zaatakowali go z powietrza i zrzucili

    kilkadziesit bomb. Nastpnego dnia w miejscowej gadzinwce, wydawanej w Kowlu wjzyku

    ukraiskim, ukaza si artyku o zniszczeniu przez lotnictwo niemieckie bazy bandyckiej w lasach

    Krasnego Boru. Mielimy wic niemao uciechy, gdy egzemplarz tej gazety trafi w nasze rce.

    Przez jaki czas by spokj. W owym okresie wzmoglimy jeszcze bardziej akcje na torach. Niedugo

    jednak zaobserwowalimy, e lotnicy niemieccy znw interesuj si Krasnym Borem. Wiedziaem

    z dowiadczenia, e wrg przed kad wiksz akcj wymierzon przeciwko nam stara si zebra

    maksimum informacji dotyczcych gwnie miejsca dziaania oddziau, jego si i moliwoci. Tak byo

    przed obaw w ubiegym roku, kiedy to zmuszeni bylimy przenie si na wyspy rozsiane wrd

    rozlanych szeroko wd Stochodu. Niemcy prbowali wtedy ledzi nas przez swych agentw,

    zwikszyli ilo lotw rozpoznawczych. Niewiele jednak mogli wwczas zobaczy. Oddzia masz liczy

    zaledwie kilkudziesiciu ludzi, nie mielimy tak rozbudowanego obozu jak obecnie. atwo mona si

    byo ukry lub rozproszy w terenie nie pozostawiajc za sob wikszych ladw. Dziaalimy przecie

    w czasie wiosny, lata ijesieni. Teraz bya zima, a zim trudniej jest ukry si przed wrogiem.

    Znajdowalimy si wic pod tym wzgldem w znacznie gorszej sytuacji i dlatego obawa

    o bezpieczestwo partyzanckiej bazy oraz lenych osad cywilnych, pozostajcych pod nasz opiek.,

    bya gwn trosk kierownictwa brygady.

    Analizujc obecn sytuacj doszedem do wniosku, e Slipczuk mwi prawd; Niemcy rzeczywicie

    szykowali przeciw nam jak wiksz akcj.

    Nie chcc niepotrzebnie niepokoi Bryskiego postanowiem najpierw przeprowadzi wywiad.

    Wysaem wic grupy zwiadowcze do Maniewicz, Kamienia Koszyrskiego i Rafawki z zadaniem

    zdobycia danych o stanie ilociowym Niemcw i ich ruchach.

    Przed wieczorem otrzymaem szczegowe meldunki, z ktrych wynikao, e na stacjach kolejowych

    tych trzech miejscowoci wyadowuj si eszelony wojskowe. Wobec tego, nie czekajc ani chwili,

    udaem si do dowdcy brygady. Byo to 15 stycznia 1943 roku.

    Bryski zrobi natychmiast odpraw sztabu, w ktrej uczestniczylimy rwnie ja, Koniszczuk i

    Kartuchin. Jak si okazao, sztab brygady posiada ju z innych rde dane wiadczce

    o przygotowywaniu si Niemcw do obawy.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    12/265

    Wedug prowizorycznych oblicze nieprzyjaciel grupujcy si wok nas liczy ponad trzy tysice ludzi

    i by uzbrojony w bro maszynow, modzierze, lekkie dziaa oraz samoloty. W skad naszej brygady

    wchodzio trzystu partyzantw wyposaonych w najrozmaitsz bro: pepesze, karabiny rosyjskie,

    niemieckie, francuskie, strzelby, obrzynki, kilkanacie erkaemw i dwa cekaemy. Niemcy posiadali

    wic nad nami dziesiciokrotn przewag w ludziach i przynajmniej dwudziestokrotn w sprzcie

    bojowym.

    W tych warunkach nie mogo by nawet mowy o wszczciu z nimi bezporedniej walki. Ponadto

    dochodzia jeszcze trudno najwaniejsza: nie wolno nam byo naraa piciuset bezbronnych ludzi,

    zgrupowanych w lenych osadach, ktrzy w kadej chwili mogli si sta ofiar rozbestwionych

    hitlerowcw.

    Widziaem wyraz zatroskania malujcy si na twarzy Bryskiego, gdy rozwaa trudn sytuacj

    oddziau. Patrzy na map, mierzy i oblicza jakie odlegoci. Wreszcie rzek:

    - Prosz, proponujcie co, towarzysze....

    Mia zwyczaj zwraca si zawsze do dowdcw oddziaw i wysuchiwa ich zdania, zanim sam podjdecyzj. Zreszt bya to nasza partyzancka zasada.

    - Ech, co tu mwi - odezwa si Kartuchin. - Sytuacja jest diabelnie trudna. Jak tu si bi, kiedy ma si

    na gowie taki balast? Mwiem, e to si le skoczy. Ot, i masz babo placek - to rzekszy rozoy

    szeroko rce.

    - No, ale co radzicie? - spyta Bryski.

    - Nic nie wiem. Moe Maks co wymyli. To przecie on utworzy t len republik. Partyzanckie

    odwody... - zakoczy z drwin.

    Siedziaem w milczeniu, bardzo zgnbiony. Nieraz ju zarzucano mi, e niepotrzebnie wziem sobiena kark t mas cywilnych ludzi, co utrudniao akcje partyzanckie, krpowao ruchy i mogouatwi

    wrogowi zniszczenie oddziau. Wszystko to byo oczywicie prawd, ale mimo to nie potrafibym

    zrzuci z siebie odpowiedzialnoci za ich losy. Nie starczyoby mi odwagi, eby i i owiadczy im:

    radcie sobie sami, my partyzanci mamy inne zadania.Widziaem przecie ich niedol, pamitaem,

    co wycierpieli od faszystw i przyrzekem sobie, e obroni tych ludzi przed cakowit zagad. Teraz

    jednak wszystko sprzysigo si przeciwko mnie. Nie wiedziaem, co odpowiedzie na sowa

    Kartuchina, milczaem wic.

    - Nasze zadanie jest jasne - rzek Aniszczenko, szef sztabu brygady. - Niemcom trzeba psu krew.

    Wywala transporty. To prawda, e nie byo takiego rozkazu, eby tworzy lene republiki. Moe

    inne oddziay miay takie polecenie, my nie. Ale skoroju jest taka sytuacja, e mamy takrepublik, to nie mona teraz chowa gowy w piach.

    Kartuchin machn z rezygnacj rk. Bryski umiechn si do mnie znaczco, spostrzeg widocznie

    moje przygnbienie.

    - Sprawa jest trudna - rzek po chwili. - Ale trzeba znale jak rad. Mona na przykad opuci

    Krasny Br, zanim tu wliz Niemcy... O, choby przenie si troch dalej na wschd. Mona w stron

    Prypeci... gdzie pod Swarycewicze - pokazywa na mapie obszar lasw i bagien oddalony od nas

    ojakiesto kilometrw. - Tu nie ma nigdzie garnizonw niemieckich i do Linkowa bliej... W Krasnym

    Borze zostawioby si ze stu chopakw do akcji dywersyjnych i nkania wroga.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    13/265

    Pochylilimy gowy nad map i ledzilimy ruch czerwonego owka, ktrym Bryski znaczy

    zamierzony kierunek.

    - Ale sanie bd potrzebne. Wielka ilo sa. Ze sto... albo wicej. niegi spady due. Mrz tgi.

    Bdzie ciko - mwi dalej Bryski patrzc nam w oczy.

    - A po co tyle transportu? - spyta Kartuchin.

    - Sami przecie nie pjdziemy. Zabierzemy rodzink Maksa - odpar artobliwie Bryski. - Ty,

    Kartuchin, daj spokj. On ma racj.

    Odprawa trwaa krtko. Teraz trzeba byo dziaa. Lada chwila moglimy si bowiem spodziewa

    nadejcia wroga. Rozesalimy niezwocznie grupy partyzantw do pobliskich majtkw i wsi w celu

    zwerbowania na nastpny dzie odpowiedniej iloci sa niezbdnych do ewakuacji ludzi.

    W lenej osadzie Birobidanspotkaem si z Michelem Bratem. Peni tu obowizki komendanta.

    W osadzie panowao zamieszanie: ludzie biegali w popiechu, niektrzy pakali, inni kcili si ze sob.

    - Co si tu dzieje? - spytaem Brata.

    - Panie Maks. Kto puci plotk, e Niemcy okraj Krasny Br i partyzanci zostawi nas w lesie.

    - Suchajcie, Brat. Uspokjcie ich, do diaba. W ten sposb rzeczywicie mog sprowadzi

    nieszczcie. Samoloty nas wykryj i zrobi tu jatk...

    - Niech pan powie, panie Maks, czy to wszystko prawda?

    - Nie. Niemcy s jeszcze daleko. Mog tu by najwczeniej za dwa dni. Powiedzcie ludziom, e

    wszyscy zostan jutro ewakuowani w inny, bezpieczny rejon. Ale musz si zachowywa spokojnie...

    W tym momencie podbiego do mnie kilka niewiast. Jedna z nich rzucia mi si ze szlochem do ng.- Ratuj moje dzieci albo zabij na miejscu!

    Podniosem j z ziemi i potrzsnem mocno.

    - Uspokj si. Nic wam nie grozi. Jutro wieczorem wszyscy std wyjedziecie razem z partyzantami.

    Wyraz niepokoju znik momentalnie z jej twarzy.

    Podobne sceny rozgryway si w osadzie Palestyna i Nalewki. W kocu jednak udao nam si

    opanowa sytuacj.

    Nazajutrz Bryski zwoa jeszcze jedn odpraw, na ktrej uzgodnilimy szczegy dziaania. Do walkiz Niemcami w rejonie Krasnego Boru zostawilimy stu partyzantw. Podzieleni na niewielkie grupy

    zaopatrzone w materia wybuchowy, granaty i amunicj mieli dziaa konno i na nartach (narty robili

    tutejsi chopi).

    Zadaniem tych grup byo minowanie drg, mostkw i grobli, prowadzcych do centralnej bazy,

    robienie rnego rodzaju puapek i nocnych zasadzek na wroga. Niezalenie od tego trzy niewielkie

    oddziay bojowe miay zorganizowa napad na opuszczone przez Niemcw koszary w Kamieniu

    Koszyrskim oraz zaatakowa posterunki policji i gestapo w Mielnicy, Trojanwce, Rafawce i

    Maniewiczach. Na linie kolejowe Kiwerce - Kowel i Kowel - Maniewicze skierowano specjalne grupy

    dywersyjne.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    14/265

    Ze wzgldu na szczeglne zadania tych grup przydzielilimy do nich ludzi modych, silnych i sprytnych.

    Z mojego oddziau wytypowalimy pidziesiciu partyzantw, a wrd nich Butk, Chwiszczuka,

    Sasz Nierod, Karpenk, Bulika, Borysiuka i innych. Kada z tych grup miaa dziaa zupenie

    samodzielnie, tylko w wyjtkowej sytuacji mogy si czy ze sob. W ten sposb chcielimy

    zapewni du elastyczno dziaania poszczeglnych grup i zdezorientowa Niemcw co do wielkoci

    i rozlokowania naszych si. Na dowdc caoci zosta wyznaczony starszy lejtenant Danilczenko.

    Sztab brygady z pozosta czci oddziaw bojowych i ewakuowan ludnoci mia wyruszy

    wyznaczon tras - przez Jezierce, Mynek, Bia, Dubrowsk, Zielin - w rejon zwartego masywu

    lenego w okolicach Swarycewicz. Po drodze grupa rajdowa powinna bya pokona dwie wiksze

    przeszkody wodne - Styr i Stubi.

    W nowym rejonie dyslokacji zamierzalimy zosta do chwili, kiedy wrg zakoczy obaw i opuci

    teren naszej partyzanckiej bazy. Nie mielimy bowiem najmniejszej ochoty rezygnowa ma stae

    z odpowiadajcego nam z wielu wzgldw obozowiska w Krasnym Borze. W cigu jesieni zdoalimy

    stworzy tu sobie znone warunki bytowe; mielimy w lesie nie tylko ziemianki z piecykami

    wewntrz, ale take ani, pralni, magazyny, warsztaty, piekarni i inne urzdzenia, bez ktrychtrudno nam byo przetrwa duszy okres czasu.

    Bazia w Krasnym Borze odpowiadaa nam zreszt i z wielu innych, zasadniczych wzgldw: zaledwie

    kilkanacie kilometrw dzielio nas od tak wanej arterii komunikacyjnej wroga, jak bya linia

    kolejowa Kowel - Sarny, doskonale znalimy okoliczny teren, wszystkie bezpieczne droyny i przejcia,

    a ponadto tu wanie mielimy dobrze zorganizowan i sprawnie funkcjonujc sie informacyjn.

    *

    18 stycznia przed poudniem opucilimy ziemianki i niebawem kto yw zabra si do kopania

    prowizorycznych pozycji obronnych w odlegoci dwch kilometrw na zachd od uroczyska Krasny

    Br. W wykonanym okopie ustawilimy kuky zrobione z chrustu i szmat, do ktrych przywizalimy

    kije majce imitowa karabiny. Jednoczenie do pracy przystpiy grupy minierskie. Minowali, co si

    tylko dao; najpierw sam okop, pniej cieki, drogi, mostki... Kiedy zabrako ju maych min-

    puapek, chopcy dla kawau przewlekli po ziemi, wok starych nie nadajcych si do uytku sa,

    sznurek majcy sugerowa Niemcom, e w pobliu znajduje si jaka niebezpieczna mina.

    Tymczasem do lasu zaczy ciga dziesitki sa zarekwirowanych w okolicznych majtkach lub

    przysanych nam przez mieszkacw wsi.

    Wikszo transportu zostaa przeznaczona do ewakuacji ludnoci cywilnej, gwnie chorych, dzieci,

    kobiet i starcw oraz zapasw ywnoci. Modzi mczyni i dziewczta mieli maszerowa pieszo. Jak

    to zwykle bywa w tego rodzaju wypadkach, zrobio si spore zamieszanie. Wybuchay ktniei lamenty, kady chcia zalicza si do tych najsabszych, by korzysta z prawa transportu. Niektrzy

    usiowali adowa na sanie cay zgromadzony dobytek, a wic czstorzeczy zupenie zbdne.

    Musiaem wci interweniowa, przekonywa, wysuchiwa narzeka i paczw.

    W tym kbowisku ludzkim, w gwarze i bieganinie natknem si na Melchiora, ktry ujrzawszy mnie

    podbieg szybko i spyta z wielkim przejciem:

    - Pianie dowdco, co robi? Jedna kobieta rodzi wanie dziecko...

    Przeraziem si t informacj i niewiele mylc palnem gono:

    - Wstrzyma, doktorze!

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    15/265

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    16/265

    Wiedziaem, e nie wolno mi si waha. Trzeba przepuci szpic i tu, na tej linii, zaj pozycj

    obronn, po czym przyj walk z gwnymi siami, aby umoliwi przepraw kolumny przez Styr.

    Jedcy zrwnali si wanie z nami i chopcy, ktrzy wzili ich ju ma muszki pepeszek i karabinw,

    czekali teraz w napiciu na mj rozkaz.

    Na drodze skrzypia nieg pod pozami sa, stukay po lodzie koskie kopyta. Nagle jeden z naszychukrytych w gstwinie koni zara. Zawtroway mu dwa inne.

    Jedcy zeskoczyli momentalnie na ziemi, padli na nieg i wypucili w nasz stron seri strzaw.

    Uniosem palec do ust, nakazujc chopcom milczenie. Po minucie zobaczyem, jak wstaj z ziemi

    otrzepujc si ze niegu.

    - To ci gupcy! Tchrze, nie partyzanci! - zawoa jeden z mniemanych policjantw. - Sun mi zaraz

    dwch w krzaki i zbada wszystko jak naley.

    O mao nie wybuchnem miechem. To to by gos dziadka Mytkayka! To ci dopiero heca.

    - Ej wy, partyzanci, chodcie tu! My, policjanci, czekamy na was i tak si strasznie boimy, e niemoemy si ruszy z miejsca! - krzyknem dononie.

    Niektrzy znw popadali na ziemi.

    - Ot, gupcy! - powtrzy dziadek. - Nie mwiem? Wstawa mi zaraz jeden z drugim, nie syszycie, e

    dowdca was wzywa?

    Nie pozostao mi ju nic innego, jak wysun si z krzakw. Dziadek wyszed mi naprzeciw.

    - Melduj o wykonaniu rozkazu... - zacz skada raport.

    - Skd macie te mundury? - spytaem.- Trzeba ich byo troch przeszkoli - pokaza na zwiadowcw. - No i podeszlimy pod posterunek w

    Perekalach. Ale faszyci nie spali. Dali ognia. No to i my im te troch podsypalimy. Po dziesiciu

    minutach byo zaatwione.

    Z kolei dziadek opowiedzia mi, e na posterunku w Perekalach znajdowao si piciu policjantw. Po

    zlikwidowaniu ich partyzanci zabrali mundury, bro, zapasy amunicji i ywnoci.

    Na przeprawie zostao ju tylko kilkanacie sa. Na lodzie leay deski i chrust. W ten sposb

    wzmacniao si saby miejscami ld. Mimo to, jak si dowiedziaem, nie obeszo si bez wypadkw,

    pi koni utono. Na szczcie ofiar w ludziach nie byo.

    Stanlimy na biwaku w lesie o trzy kilometry na zachd od wsi Biaa. Bryski ubezpieczy rejon

    wypoczynku silnymi placwkami.

    Ludzie byli zmczeni i przemarznici. Wszyscy rzucili si od razu do rozpalania ognisk.

    Po rozmowie z Bryskim postanowiem zabroni indywidualnego palenia ognisk. Trzeba byo

    zachowa rodki ostronoci. Samoloty rozpoznawcze mogy nas szybko odkry. Z pomoc przyszed

    nam Matwiejew. Pochodzi z Syberii i zna sposoby zbiorowego zabezpieczenia si przed mrozem.

    Matwiejew zaproponowa, by ludzie podzielili si na pidziesicioosobowe grupy. Kada taka grupa

    wybieraa sobie miejsce i odgarniaa nieg tworzc z niego okrgy wa. Wewntrz koa ukadao si

    suche, drobne gazie. Nastpnie ludzie zdejmowali odzie i obuwie i kadli je na chrust, cz odzieyprzeznaczano do przykrycia si. Z kolei wszyscy kadli si jeden obok drugiego. Porodku za palio si

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    17/265

    ognisko grzejc stopy, suszc onuce i buty. Przy ognisku czuwali dyurni, ktrzy mieli zadanie

    podtrzymywa ogie.

    Jak si okazao, by to doskonay sposb na zimno.

    Zanim usnem, wsuchiwaem si w dalekie echa wybuchw niosce si z zachodu. To w Krasnym

    Borze nasi dywersanci cierali si z Niemcami.

    Wstaem koo poudnia i poszedem do szaasu Bryskiego. Zastaem go pochylonego nad map.

    - Nie mamy adnych wiadomoci od Danilczenki - rzek. - A tam a huczy od walki...

    - Moe kogo wysa?

    - Jeszcze wpadnie w apy frycw.

    - Nie wpadnie. Czego ma wpa?...

    - No to posyajcie...

    Niecodzienne przygody

    19 stycznia o wicie Niemcy rozpoczli obaw. Z Kamienia Koszyrskiego, z Maniewicz i Rafawki

    ruszyy dugie kolumny sa, samochodw z dziaami i motocykli. Z rozkazu gubernatora Schne na

    akcj okrajc wysano wszystkie siy wojska, andarmerii, policji i wasowcw. cignito w tym

    celu rwnie garnizonyz Kowla, Rwnego, ucka, Lubomla i innych mniejszych miast. W koszarach

    i posterunkach policji zostaytylko mae oddziaki penice sub wartownicz.

    O godzinie pierwszej przednia szpica niemieckich si gwnych, maszerujcych od strony Kamienia

    Koszyrskiego, liczca dwie kompanie piechoty wzmocnione plutonem modzierzy osigna Stochd

    w rejonie wsi Rudka. Niemcy zaczli si przeprawia przez rzek, lecz gdy tylko wyszli na otwart

    przestrze, w pobliu chutoru Koomycha zostali zasypani gradem pociskw. Operowaa tu grupa

    bojowa pod dowdztwem Bulika. Niemcy stracili natychmiast okoo dziesiciu ludzi. Zajli wic

    pozycje obronne, nastpnie rozwinli si w tyralier szykujc si do ataku.

    W tym czasie partyzanci wycofali si skrycie do tyu, pozostawiajc na skrzyowaniu drg wiodcych

    do Nowych Czerwiszcz i Hrywy kilka maych min. Miny te zaczy wybucha w momencie, gdy

    partyzanci zajli ju nowe stanowiska w zasadzce, o trzy kilometry na wschd, w pobliu uroczyska

    Dugi Las. Std byo ju zaledwie jeden kilometr do linii pozorowanych okopw. Grupa Bulikapoczya si tu z partyzantami pod kierownictwem starszego lejtenanta Danilczenki, ktry dowodzi

    caoci si partyzanckich.

    W tym miejscu, na wzgrzu otoczonym sosnowym zagajnikiem, zajo pozycj w zasadzce

    czterdziestu partyzantw.

    Ta akcja miaa zadecydowa o caym planie operacji, jaki nakreli sobie Danilczenko. Chodzio

    o cignicie na ten odcinek gwnych si wroga, ktre maszeroway z Kamienia Koszyrskiego, i o

    zmuszenie Niemcw oraz policji do rozwinicia kompanii i przypuszczenia ataku na linie nie

    istniejcej obrony.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    18/265

    Tym razem Niemcy pojawili si maymi grupkami, jednoczenie w kilku punktach: niedaleko chutorw

    Stpa i Masiowka oraz wzgrza 158. Zasadzka oczekujc na gwne siy przepucia niemieckie

    patrole zwiadowcze.

    Mino z dziesi minut, kiedy na drodze z Czerwiszcz ukazaa siduga kolumna wojska. Niemcy szli

    plutonami, szykiem rozczonkowanym, trzymajc bro w pogotowiu.Na odgos pierwszej partyzanckiej salwy hitlerowcy zaczli rozwija si w tyralier prowadzc ogie.

    Nie zatrzymywali si, lecz z marszu przystpili do ataku. Dotychczas jednak milczay jeszcze dwa

    partyzanckie cekaemy i trzy erkaemy umieszczone na skrzydach zasadzki. Niemcy zapewne sdzili, e

    napotkali na swej drodze ten sam may oddziaek, ktry ostrzela ich na przeprawie przez Stochd,

    i postanowili zniszczy go atakiem z marszu.

    Danilczenko za tylko na to czeka. Chcia, eby wrg podszed bliej, by mc zaskoczy go nagym

    silnym ogniem i przygwodzi na jaki czas do ziemi, a potem, obchodzc duym manewrem z prawa,

    wyj przez bagnisko Dugi Las na tyy niemieckich wojsk.

    Niemcy atakowali w dwch rzutach, dwoma kompaniami. Ogie z ich karabinw i empi ci gaziesosnowego zagajnika. Kule z gwizdem weray si w pnie drzew, upay kor, bzykay jazgotliwie, lecz

    partyzanci nie ponosili wikszych strat; zaledwie dwch ludzi odnioso lekkie postrzay. Danilczenko

    czeka. Partyzanci niepokoili si. Ju tylko sto pidziesitmetrw dzielio hitlerowcw od linii

    partyzantw, kiedy pada komenda ognia. Zaterkotaa bro maszynowa koszc pierwsze szeregi

    atakujcych wrogw. Niemcy, zaskoczeni tym, zaamali si i zalegli, lecz na niegu wida ich byo

    doskonale. Partyzanci strzelali wic jak do tarcz.

    Po stronie hitlerowcw paday teraz gorczkowe, chaotyczne rozkazy, rozlegay si jki. Z tyu, za

    drug liniatakujcych, pluton modzierzy zajmowa pospiesznie stanowiska ogniowe. Obsugi

    modzierzy odgarniay nieg, ustawiay pyty podstaw i wycigay zjaszczw miny. Par serii

    z cekaemu unieszkodliwio jeden modzierz, lecz wkrtce dwa pozostae zaczy prowadzi ogie

    nkajcy. Miny paday daleko w tyle za partyzanck lini i tylko dwie z nich rozerway si na skraju

    lasu zabijajc trzech partyzantw. Dwch innych byo rannych. Niemcy okopywali si w niegu.

    Danilczenko rozkaza przerwa ogie.

    Po chwili hitlerowcy znw poderwali si do ataku sdzc, e ogie z modzierzy zniszczy

    partyzantw, a tymczasem ledwie zdoali zrobi kilkanacie krokw zerwa si jeszcze wikszy ogie

    ni poprzednio. Tym razem pado ze trzydziestu Niemcw i wrg musia znw zale na niegu.

    Strzelanina nie cicha. Walka trwaa ju z pgodziny Tymczasem Danilczenko otrzyma meldunek od

    obserwatora, ktry peni sub ukryty w koronie wysokiej sosny, e od strony Czerewiszcz

    nadcigaj wiksze siy Niemcw i policji.

    - A wic dobra nasza - powiedzia na gos Danilczenko. Obok niego lea za grubym pniem Karpenko,

    a nie opodal Bulik z go gow: odamek z modzierza zerwa mu bowiem czapk kubank i rzuci

    gdzie do tyu. Karpenko coraz to przywiera swoj obronit dug szczecin twarz do oa

    karabinu i pociga za jzyk spustowy, szepcc zawzicie:

    - A masz, to ju drugi za Franka... A teraz ty, masz za Iwana... Jeszcze chcesz? Dobrze... No, poka no

    si jaki psi synu...

    - Jak to dobrze, Karpo, e ci Maks liczy nauczy, a to by nawet nie wiedzia, ktrego fryca

    sprztne - szepn artem Bulik.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    19/265

    - A ty myla, e Karpo to ju tylko arcie umie warzy. Gupi. Rachunek mj z nimi duy. Dug trzeba

    spaci uczciwie - odpar Fiodor biorc na cel nastpnego Niemca.

    Tu obok lea ciko ranny partyzant, odamek z miny modzierza oderwa mu ca praw stop. By

    to mody, moe siedemnastoletni chopiec imieniem Makar, ktry zaledwie tydzie temu przyszed

    do oddziau ze wsi Rudka. Niemcy zamordowali mu ojca, wic poszed do partyzantw, eby pomcijego mier. Teraz jcza wijc si z blu. nieg wok niego poczerwienia.

    Bulik cofn si i poczoga ku niemu: chopiec ciska oburcz kikut zakrwawionej nogi, a zy

    strumieniami cieky mu po policzkach.

    - Dobij mnie - mamrota. - Nie mam ju po co y...

    - Cicho bd! Musisz y - odpar Bulik cigajc mu pasek od spodni i wic go mocno na ydce. -

    A teraz le tu i nie rozpaczaj, bdziesz y sto at.

    Kiedy po paru minutach Bulik znw znalaz si na swoim stanowisku i pocign pierwsz seri

    z automatu, wyrzek mciwie:

    - To za ciebie, Makar. Masz, frycu, w sam d...

    Na przedpolu pojawiy si teraz posiki. Niemcy podcigali gwne siy. Danilczenko zza drzewa

    patrzy przez lornetk w kierunku ich pozycji. Nagle rzuci ostro:

    - Przygotowa si do odejcia! - Po czym powiedzia do Karpenki:-Zabierzcie rannych. Zostawiam

    wam druyn Bulika. Trzeba ich odstawi do Serchowa. Doktor Dunin-Wolska bdzie miaa robot...

    Pniej sprbujcie przedosta si do Jakowlewa... albo do Saszy...

    W chwil potem Fiodor wraz z Bulikiem i grup bojow zabra si do cigania rannych. Byo ich

    szeciu; trzech, z nich, lej rannych, mogo si porusza o wasnych siach, pozostali trzej potrzebowali

    pomocy kolegw.

    Sprawa eskorty rannych nie naleaa do prostych, jeli zway, e odlego do Serchowa wynosia

    std okoo pitnastu kilometrw, a po drodze w kadej chwili mona si byo zetkn z Niemcami.

    Fiodor rozumia todoskonale. Ale przecie musia wypeni rozkaz, mimo e wolaby z pewnoci

    zosta przy oddziale bojowym.

    Pod oson ognia udao mu si przedosta na tyy i wej razem z rannymi w gste lasy uroczyska

    Ok, cignce si ku poudniowi, a do olbrzymich botnych rozlewisk noszcych nazwy: Sitniewka,

    Czeremyski, ypa, Dalszewo.

    Tymczasem reszta oddziau Danilczenki zacza si stopniowo wycofywa. Niemcy, spostrzegszy to,rozpoczli pocig. Pocztkowo partyzanci cofali si na pnocny wschd, a wic prosto na lini

    pozorowanych okopw, szybko jednak zmienili kierunek i wykorzystujc gstwiny lene i zarola

    ruszyli na poudnie, wzdu wschodniego skraju bagniska Dugi Las. Manewr wykonany zosta tak

    zrcznie, e wrg nie zdoa si w niczym zorientowa.

    W tym wanie momencie od strony Rafawki, gdzie dziaay grupy bojowe Saszy Nierody i

    Jakowlewa, las przynis echa strzelaniny. Na ten odgos walki rozwinite w tyralier kompanie

    niemieckie, jakby pokrzepione na duchu, zjeszcze wikszym impetem poszy w gb Krasnego Boru.

    Nie mino p godziny, jak atakujcy Niemcy osignli pozycj przed lini okopu. Dostrzegli bez

    trudu jego dugi wowaty zarys, a wewntrz sylwetki partyzantw. Jednoczenie zaczy wybuchaminy-puapki rozmieszczone na przedpolu. Ten i w hitlerowiec zawahasi na moment, i to

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    20/265

    odebrao odwag innym. Nie chcieli i do bezporedniego ataku, bowiem uczono ich, e pozycje

    obronne trzeba zdobywa planowo: najpierw rozpozna je, pniej zgnbi obrocw silnym ogniem,

    zama ich wol obrony, a nastpnie uderzy zmasowanymi siami. Zgodnie z zasadami taktyki zajli

    wic stanowiska w niegu, wykorzystujc do tego krzewy i pnie drzew, i zaczli ostrzeliwa

    partyzantw. Powoli nadcigny pozostae kompanie.

    Pozycje partyzantwwci milczay. Nagle z tyu, za lini obrony, rozbrzmiay suche trzaski. To

    kompanie Niemcw z garnizonu Mroczno, syszc strzelanin, nadcigny swoim z pomoc. Lecz

    zdezorientowane dowdztwo garnizonu z Kamienia Koszyrskiego wzio zbliajc si odsiecz za

    partyzantw i wydao rozkaz otwarcia skoncentrowanego ognia na lini okopw.

    Rozpocza si mordercza strzelanina z obydwu stron. Niemcy walczyli ze sob ponad dwie godziny,

    podrywajc si par razy do ataku. Bitwa ucicha dopiero wtedy, gdy kilka kukie trafionych pociskami

    zapalio si, zrozumiano wwczas, e caa obrona jest fikcj, a partyzanci przepadli gdzie jak kamie

    w wodzie.

    Koczy si pierwszy dzie obawy w Krasnym Borze. Niemcy stracili w niej ponad stu onierzy,

    podczas gdy straty partyzanckie sigay jedenastu ludzi. Niemcy nie mieli zamiaru i tego wieczoru

    dalej w gb bazy partyzanckiej. Postanowili spdzi noc na miejscu, a o wicie kontynuowa obaw.

    Na decyzj ich wpyny takie fakty, jak brak informacji o rozlokowaniu partyzantw, nieprzybycie na

    czas innych oddziaw niemieckich w naznaczony rejon oraz zupenanieumiejtno prowadzenia

    walki w nocy w warunkach lenych. Nim jednak nadesza noc, partyzanci dali jeszcze o sobie zna.

    Zgodnie z ustalonym planem grupy bojowe Jakowlewa, Saszy Nierody, Danilczenki i ydajewa

    znalazy si po zewntrznej stronie niemieckich oddziaw. Wkrtce tu i wdzie partyzanci rozpoczli

    strzelanin. Mae grupki skraday si pod same biwaki niemieckie, po czym otwieray ogie i znikay.

    Niemcw ogarn strach. Niejasna sytuacja pogbiaa jeszcze bardziej stan niepokoju i przeraenia.

    Noc i las robiy swoje.

    Najpierw rozpocza si panika w obozie policjantw. Miaa ona zupenie nieprzewidziane dla

    Niemcw skutki...

    *

    Do tego, co si dziao tej nocy w lesie, na placwce policjantw, wybitnie przyczyni si Fiodor

    Karpenko ze swymi partyzantami. Pozostawiwszy rannych w Serchowie Fiodor niezwocznie

    pospieszy na pole walki, pragnc jeszcze z wieczora przyczy si do Saszy Nierody. Okazao si to

    jednak niemoliwe. Niemieckie oddziay, ktrych nie byo jeszcze w Krasnym Borze, w momencie gdy

    grupa Karpenki opuszczaa ten teren, teraz nadcigny i zajy olbrzymie poacie lasu.

    Fiodor nieustannie natrafia na wysunite placwki i czujki niemieckie i nie mg przedrze si przez

    nie. W kocu udao si mu przelizn midzy dwoma oddziaami, ale niebawem stwierdzi, e

    znajduje si w samym rodku niemieckiego obozu. Niemcy palili ogniska. Fakt ten uniemoliwi

    Fiodorowi i Bulikowi ich zamiar. O pnocy dwunastu partyzantw ukryo si w, gstych zarolach, tu

    obok placwki policji. Chopcy wyczerpani caodzienn walk i dug drog padali po prostu z ng.

    Byli godni i senni. Syszeli od strony Rafawki serie strzaw i domylali si, e to ich koledzy

    niepokoj Niemcw. Tym bardziej wic odczuwali swoj przykr sytuacj.

    Fiodor nie zamierza jednak przez ca noc siedzie bezczynnie w zagajniku. By pewien, e o wicie

    jego grupa i tak zostanie wykryta, uwaa wic, e naley co przedsiwzi.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    21/265

    - Suchaj, stary - rzek szeptem do Bulika. - Daj mi dwch chopcw. Pjd na zwiad. Ty zosta tu

    z reszt. Nie ruszajcie si std, a wrc. Cicho, ani mru-mru.

    - Dobra - Bulik cisn rami Fiodora na znak zgody.

    W chwil pniej trzy cienie wysuny si z krzakw.

    Mimo niegu i poncych ognisk byo ciemno, gdy niebo zacigno si zwaami chmur. W lesie

    panowa gwar. Niemcy i policjanci, nie mogc si dostatecznie ogrza przy ognisku, zabijali rce

    i tupali nogami. Fiodor tym razem nie mia zamiaru unika spotkania z wrogiem, szed prosto do

    obozowiska, gdzie sysza ukraisk mow. Wiedzia, e Niemcy potworzyli z rnych posterunkw

    policji kompanie liczce ponad stu ludzi. Bya to zbieranina nie przedstawiajca wikszej wartoci

    bojowej. Ludzie ci nie znali si nawzajem, niektrzy tylko dlatego poszli na akcj, e zmusili ich do

    tego Niemcy.

    W odlegoci stu metrw od obozu Fiodor usysza gos wartownika.

    - Stj! Kto idzie?

    - Swj. Czort by to wzi. Poszlimy na patrol i zbdzili. Cae szczcie, e trafilimy... Ci przeklci

    partyzanci chyba napadli na Rafawk - rzek Fiodor.

    - Przechodcie. A na drugi raz to zmwcie modlitw. Strzela bd! - odpar wartownik.

    - Cholerny mok...-mrukn jeszcze pod nosem Fiodor przechodzc w gb obozowiska.

    Tutaj nikt ju nie zwraca na nowo przybyych adnej uwagi, mimo to woleli oni trzyma si z dala od

    ognisk, w cieniu. Policjanci prowadzili ze sob gorczkowe rozmowy wbrew rozkazom dowdcy

    oddziau. Klli zimno i Niemcw.

    Partyzanci rozproszyli si po obozie, ale tak, eby nie traci si nawzajem z oczu. Fiodor przysuchiwasi przez jaki czas dyskusjom, w kocu odszed na bok i skin na chopcw.

    - Ty pjdziesz na prawo, a ty w lew stron - powiedzia po cichu. - Jak zawoam: Partyzanci okraj

    nas, zaczniecie strzela i krzycze: Ucieka, komu drogie ycie, a pniej wiejcie sami do

    zagajnika...

    Zrozumieli go od razu.

    Fiodor mia zamiar oddali si od rodka obozowiska ojakie sto metrw. Nie chcia przechodzi linii

    czat; jego woanie miao naladowa krzyk wartownika. Szed powoli, odliczajc kroki, gdy

    nieoczekiwanie natkn si na wartownika, ktry nerwowo spyta:

    - A ty dokd idziesz?

    Fiodor run nagle w nieg, woajc:

    - Alarm! Partyzanci okraj! Strzela, chopcy!

    Jego krzyk ponis si echem, podrywajc na nogi cayobz. Jednoczenie gruchny serie

    z pistoletw i podniosy si niesamowite wrzaski. Wartownik, ktry pocztkowo oniemia, teraz

    zacz pdem ucieka.

    W obozowisku wrzao jak w ulu. Gsto paday strzay. Ludzie rozbiegli si we wszystkich kierunkach.

    Fiodor nie ucieka. Zmienia tylko nieustannie stanowisko i strzela.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    22/265

    Panika, jaka wybucha w obozie policjantw, przeniosa si rycho i do biwakw, w ktrych

    stacjonoway oddziay Wehrmachtu i gestapo. Tam rwnie rozpocza si bezadna strzelanina.

    Wtedy Fiodor wrci do swoich.

    Upyna godzina, zanim wszystko si uspokoio. Lecz niebawem do obozu policji przybyo gestapo.

    Rozbysy latarki. Sprawdzono stan ludzi i okazao si, e brakuje kilkunastu policjantw. Dowdcakompanii w porozumieniu z oficerem gestapo wyda polecenie rozstrzelania trzydziestu spord tych,

    ktrzy uciekli na odgos pierwszych strzaw, a dopiero pniej wrcili. Wrd skazanych znaleli si

    rwnie tacy, ktrzy nie ulegli panice. Zapono due ognisko, pniej pady salwy.

    W szeregach przygldajcych si egzekucji policjantw zakotowao si nagle. Kto podnis karabin

    i kropn w pier dowdcy kompanii, inni rzucili si na gestapowcw. Faszyci bili si teraz ze sob.

    Bagnet zgrzyta o bagnet, chwytano si za gardziele, za bary. Nieludzkie wrzaski rannych i konajcych

    mieszay si z przeklestwami.

    Policjanci od pierwszej chwili wzili gr nad Niemcami, ktrzy nie spodziewali si takiego obrotu

    sprawy. Nie zaleao im ju na niczym, chcieli wzi odwet za swych kolegw. W tej ywioowej walce

    przeciwnicy pomieszali si w ciemnoci ze sob i nie mona byo odrni, kto swj, a kto wrg.

    Gestapowcy zaczli ratowa si ucieczk. Nie cigano ich, dobijano tylko tych, ktrzy zostali na placu.

    *

    Wrzawa tej walki staa si sygnaem dziaania dla partyzantw ukrytych w zagajniku. Widzieli

    przybycie gestapowcw, a nastpnie na tle ogniska obserwowali egzekucj i dalsze jej nastpstwa.

    Widok toczcych si krwawych zapasw podnieca ich do walki. Niektrzy prbowali wysun si

    z krzakw i doczy do walczcych, ale Fiodor i Bulik nie puszczali nikogo. Dopiero w momencie gdy

    gestapowcy zaczli wymyka si z pola, pad rozkaz Karpenki:

    - Chopcy, dusi faszystw!

    Ledwie w pobliu krzeww pojawili si pierwsi zadyszani uciekinierzy, aju zaskoczyli im drog

    partyzanci. Bili bagnetami i kolbami automatw. Zaatwiano si z nimi szybko. Gestapowcy, zmczeni

    poprzedni utarczk i ucieczk, padali teraz jak muchy, coraz to nowe, mae grupki faszystw

    pojawiay si w zasigu partyzanckiej broni. Zabijano ich w walce wrcz.

    Zgiek toczcej si bitwy pomkn w las budzc przeraenie wrd zgrupowanych tu oddziaw

    niemieckich. Znw zaterkotay karabiny. W owym czasie partyzanckie grupy bojowe dziaajce pod

    Rafawk i w innych kierunkach zbliyy si na ma odlego do rozlokowanych na postoju

    Niemcw i obsypayich gradem pociskw.

    Wielu onierzy rozbiego si w popochu, odrywajc si od swoich pododdziaw. W tej sytuacji

    dowdca niemieckiego oddziau z Moroczna wyda na wasn rk rozkaz wyjcia z lasu i powrotu do

    koszar.

    Rozpocz si odwrt. Szczcie jednak nie sprzyjao Niemcom. Nad ranem, gdy byli ju niemal

    w pobliu miasta, stwierdzili, e nad Morocznem unosi si wielka una poaru. Dochodziy stamtd

    czste i potne huki wybuchajcych granatw, chocia dla ochrony koszar pozosta zaledwie jeden

    pluton onierzy.

    Mimo e absolutnie nie wiedzieli, co si dzieje w Morocznie, Niemcy nie cofnli si ju do Krasnego

    Boru. Ruszyli przed siebie. Niedugo potem zostali ostrzelani silnym ogniem broni maszynowej

    i modzierzy. Walka trwaa trzy godziny. Wikszo onierzy batalionu z Moroczna pada w tym boju.Reszta ucieka z powrotem do lasw, gdzie zetkna si z pozostaymi oddziaami niemieckimi,

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    23/265

    przynoszc tragiczne, wyolbrzymione meldunki o siach partyzantw zgrupowanych wok Krasnego

    Boru. Snuto nawet przypuszczenia, e w tym rejonie wyldoway noc jakie specjalne oddziay

    spadochroniarzy radzieckich.

    *

    Wydarzenia pod Morocznem byy rwnie zagadk dla grup partyzanckich dziaajcych w rejonieKrasnego Boru. Nikt nie wiedzia, co si tam naprawd dziao. Przypuszczano oglnie, e Niemcy

    przez pomyk bili si sami ze sob. Niebawem wszystko si wyjanio.

    Ot Karpenko po likwidacji gestapowcw, uciekajcych z obozu policjantw, pospieszy niezwocznie

    w kierunku, skd dochodziy serie strzaw. Po charakterystycznym terkocie automatw pozna,

    w ktrym miejscu znajduj si partyzanci. Grupa Karpenki nie utracia ani jednego czowieka. Jedynie

    dwch partyzantw odnioso lekkie rany kute od bagnetw. W pobliu zagajnika zostao natomiast

    na niegu kilkunastu martwych gestapowcw.

    Po pgodzinnym przedzieraniu si przez gsty las partyzanci znaleli si w bezporedniej stycznoci

    z garnizonem z Moroczna, na jego tyach. Lecz grupy bojowe Danilczenki i Saszy odeszy ju z tegomiejsca. Strzay ucichy. Partyzanci obserwowali z ukrycia wroga; Niemcy sformowali szyki i zaczli

    maszerowa w kierunku wschodnim.

    Bulik, ktry ani na krok nie odstpowa Fiodora, spyta nagle:

    - Czy rozumiesz co z tego?

    - Nic a nic.

    - eby Saszka da chocia jaki znak. Strzelaj wtedy, jak nie trzeba, teraz to szukaj, czowieku, wiatru

    w polu...

    - Nie taki on gupi, eby da si zapa. Dobr ma szko. U frycw te skoczy seminarium - odpar

    pszeptem Fiodor. - Szwaby jednak musieli co zwcha i teraz chyba id ich tropem.

    - W nocy lis ma tysic drg, a myliwy jedn. Gdyby byo inaczej, nie siedzielibymy w tym lesie.

    - Ale trzeba si przyczy do chopakw. Taki mielimy rozkaz.

    - Co radzisz?

    - Pjdziemy za Szwabami. Jeli id za naszymi, to w razie czego sypniemy im po zadkach troch

    oowiu. Dopiero bdzie zabawa, jak ich wemiemy w dwa ognie.

    Niemcy maszerowali szybkim krokiem i ten fakt jeszcze bardziej upewni Fiodora i Bulika, e wrgpragnie docign cofajcych si partyzantw. Polecili wic swoim chopcom wyciga dobrze nogi,

    by nie oderwa si za daleko od Niemcw. Wdrwka ta trwaa jednak zbyt dugo. Nogi odmawiay

    ju posuszestwa. Ten i w zostawa w tyle. Fiodor wci popdza:

    - Cign, chopaki, bo nam fryce zwiej sprzed nosa.

    Lecz nalegania te niewiele mogy zdziaa. Szczeglnietrudno byo maszerowa rannym. W cigu

    poprzedniego dnia i caej nocy zrobili ju z pidziesit kilometrw.

    Niebawem Niemcy wyszli z lasw.

    - Gupia sprawa - rzek wreszcie Fiodor zatrzymujc si.-Zdaje mi si, e fryce maj dosy lasui wracaj do garnizonu.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    24/265

    - Nabrali nas - odpar jeden z partyzantw.

    - Co teraz robi? - spyta Bulik.

    - Musimy znale jakie miejsce na odpoczynek - owiadczy Karpenko. - Za dwie, trzy godziny zacznie

    wita. Trzeba si troch przespa.

    Wyszukali w pobliu niewielki jar i odgarnwszy nieg uoyli si jeden obok drugiego. Karpenko, nie

    dowierzajc nikomu, sam zosta na warcie. Ale mimo mocnego postanowienia, e wytrwa na

    posterunku, po kwadransie usn twardo.

    Obudzi go huk wybuchajcych granatw.Fiodor zerwa si na nogi i przetar oczy. Na dworze by ju

    dzie. Od wschodu niebo czerwienio si un poaru. Rozbudzeni ze snu partyzanci patrzyli na un

    i wsuchiwali si w odgosy toczcej si walki.

    - Ot, i widzicie, cocie narobili. Tam nasi chopcy gin, a wy sobie chrapiecie w najlepsze - rzuci ze

    zoci Fiodor. - Mwiem, eby maszerowa za frycami. Jazda, biegiem za mn!...

    Chopcy nie zdyli jeszcze dobrze przetrze oczu, aju poderwali si do przodu. Biegli po ubitejniemieckimi buciskami polnej drodze.

    Fiodor sun na samym przodzie. By ubrany w krtki kouszek, niemieckie buty i czapk kubank.

    nieg spod jego ng pryska Bulikowi, ktry znajdowa si tu za nim, prosto w twarz i zasypywa mu

    oczy. Bulik nie zwraca jednak na to uwagi i take par z caych si do przodu. Nawet dwaj ranni nagle

    zapomnieli o swoich dolegliwociach i pdzili, jakby im przyprawiono skrzyda.

    Nagle stanli jak wryci. Naprzeciw nich, w odlegoci okoo dwustu metrw, pdzili Niemcy. Byo ich

    piciu. Z rozpitymi paszczami, bez broni, bez czapek. Dwch nie miao nawet na sobie paszczy.

    Ujrzawszy partyzantw zatrzymali si i podnieli rce do gry.

    Byli wrd nich mody oberleutnant i dwch feldfebli. Twarze mieli wymczone, ziemiste. Oczy

    rozbiegane, bagajce o lito. Oficer by mizerny i mundur zdawa si na nim wisie jak na kiju.

    - Co wy za jedni? - spyta Fiodor.

    - My zoldaty - odpowiedzia barczysty brunet w zgrabnym mundurze feldfebla.

    - A ty sam, kto taki?

    - Jo lzok. Od Opola.

    - Przed kim nawiewalicie?

    - Nie rozumiem.

    - No to co z ciebie za lzak, jak ludzkiej mowy nie rozumiesz? - rzek z nagan Fiodor.-Kto was goni?

    - Ja, ja. Rozumiam. Partyzany. Bum, bum. Cae kazarmy spalili i nasz abtajlung ty rozbili. Ja, ja. Uni

    som niedaleko.

    Fiodor sign do polowej torby oficera. Wycign z niej map i notatnik. Niemiec trzs si

    z przeraenia.

    - Sprawdzi wszystkich! - rozkaza Fiodor.

    Szybko wywrcono zawarto kieszeni Niemcw, leczoprcz rnych drobiazgw nie znalezionow nich nic godnego uwagi.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    25/265

    - Prowadzi! - rozkaza Fiodor i skierowa si w stron, skd przybyli Niemcy.

    Dwa kilometry dalej, wzdu drogi wiodcej do Moroczna, leao kilkadziesit trupw niemieckich

    onierzy. Wikszo Niemcw bya bez butw. Nie znaleziono te ich broni. Po kilkudziesiciu

    metrach nowe pobojowisko zasane niemieckimi trupami.

    Po obydwu stronach drogi szumia sosnowy las. lzak pokazywa, e wanie z tych laswzaatakowali ich partyzanci. W kwadrans pniej ujrzeli przed sob niewielk grup jedcw. Fiodor

    pozna, e nie s to Niemcy. Zatrzyma swoich ludzi i sam wyszed im naprzeciw. Jedcy stanli

    rwnie. Kiedy zbliy si na odlego pidziesiciu metrw, jeden z kawalerzystw zawoa:

    - Cocie za jedni?!

    - Partyzanci - odpar Fiodor.

    - Z jakiego oddziau?

    - Diadi Pieti.

    - Jeli esz, zawiniesz na gazi. Chod tu bliej.

    Fiodor podszed rano. Jedcy zeskoczyli z koni. Dopiero teraz Fiodor zobaczy na ich czapkach

    czerwone gwiazdki. Jeden z nich miay, krpy, ubrany w biay kouszek, zbliy si do niego i spyta:

    - A gdzie jest teraz twj dowdca?

    - Tego nie powiem.

    - Widz, e nie taki gupi, na jakiego wygldasz. Jedziemy do sztabu...

    Fiodor machn rk na stojcych z tyu partyzantw zjecami.

    *

    Okazao si, e ludzie, na ktrych natkna sigrupa Karpenki, naleeli do zgrupowania

    partyzanckiego Saburowa. Oddzia ten liczcy kilkuset ludzi przyby w rejon Swarycewicz zza Horynia,

    w chwili gdy Niemcy wyruszali na obaw. Oddziaem dowodzili dwaj radzieccy oficerowie: Fiodorow

    i komisarz Kizia. W Swarycewiczach nawizali kontakt ze sztabem naszej brygady i korzystajc

    z nieobecnoci Niemcw zorganizowali kilka napadw na garnizony. W ten sposb zniszczone zostay

    koszary w Morocznie, a na powracajcy batalion urzdzono zasadzk w lesie, likwidujc go niemal

    w caoci. Ocalay jedynie mae grupy. Jedn z tych grup przywid do obozu saburowcw Karpenko.

    Bya to bardzo cenna zdobycz, bowiem mapa i notatnik znalezione u oficera zawieray cay plan

    operacyjny i sytuacj Niemcw podczas obawy.

    W obozie Fiodor spotka rwnie Danilczenk, ktry zetkn si z saburowcami zupenie

    przypadkowo. Zaintrygowany walk pod Morocznem przyby tu ze swoj grup bojow. Wanie

    Danilczenko poleci Fiodorowi uda si do sztabu brygady.

    Prowokacja

    Stalimy obozem w Swarycewiczach. Bya to do dua wie, dobrze zagospodarowana, otoczonazewszd rozlegymi lasami. Wie od dawna znajdowaa si pod wpywem oddziaw partyzanckich.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    26/265

    Stacjonoway tu oprcz miejscowych partyzantw oddziay Korczewa i Misiury. Swarycewicze

    speniay rol bazy zaopatrzenia w bro i ywno. W miejscowej kuni miecia si prowizoryczna

    fabryczka uzbrojenia i amunicji. Stary kowal, ktry kierowa tym partyzanckim zakadem

    zbrojeniowym, produkowa dla nas karabiny, partyzanckie noe, naboje i granaty.

    Rozmiecilimy ca ludno cywiln przyby z lenych obozw w chopskich chatach, sami zazajlimy stodoy i obory. Wok wsi postawilimy silne strae. Niemcy wci jeszcze przetrzsali

    rejon naszego obozu w Krasnym Borze w poszukiwaniu partyzantw. Grupy bojowe toczyy z nimi

    utarczki dniem i noc. Jednoczenie wysyalimy coraz to nowe mae oddziaki dywersyjne na linie

    kolejowe, stacje, mosty, wiadukty. Dziaalno dywersantw podczas trwania obawy wprowadzaa

    w szeregi wroga jeszcze wiksz demoralizacj i niepokj.

    W owym czasie sztab brygady nawiza kontakty ze sztabem oddziaw Fiodorowa i Kizi.

    Opracowywano plany wspdziaania, wyznaczano rejony partyzanckie, uzgadnialimy ze sob

    sposoby cznoci. Ponadto, korzystajc z wolnego czasu, sporzdzilimy dokadne sprawozdanie

    z dotychczasowych akcji bojowych. Po podsumowaniu iloci wysadzonych pocigw, zniszczonych

    linii komunikacyjnych i telefonicznych, spalonych skadw, rozbitych posterunkw i garnizonwokazao si, e bilans by bardzo pokany. Zaledwie w cigu dwch minionych miesicy, to znaczy od

    czasu powstania brygady, grupy dywersyjne wysadziy w powietrze a 120 niemieckich transportw

    kolejowych.

    Pitego dnia od chwili rozpoczcia przez Niemcw akcji w Krasnym Borze przyjecha do Swarycewicz

    Bulik. Spotkaem go przed chat, w ktrej mieci si nasz sztab. Bulik by bardzo zmczony,

    widziaem, e ledwie si trzyma na nogach.

    - Towarzyszu dowdco, melduje...

    Chwyciem go w ramiona i pocignem do chaty. Gdy zjad niadanie zoone z caego bochna chleba

    i garnka mleka, opowiedzia ze szczegami o akcjach grup bojowych. Niemcy stracili

    w dotychczasowych utarczkach z partyzantami ponad trzystu ludzi, nie liczc tych, ktrzy padli

    podczas akcji przeprowadzonych poza rejonem Krasnego Boru, w garnizonach i placwkach, gdzie

    operoway specjalne grupy dywersyjne. Wrd partyzantw byo trzydziestu zabitych i rannych.

    Wiele oddziaw hitlerowskich nieustannie nkanych przez naszych ludzi, nie mogc znie trudnych

    warunkw ycia w lesie, wrcio do garnizonw. W Krasnym Borze pozostao jeszcze kilka wikszych

    oddziaw SS i gestapo, ktre w sumie liczyy okoo dwch tysicy ludzi. Wszystko wskazywao jednak

    na to, e i te oddziay zaniechaj wkrtce dalszej bezskutecznej obawy. Niemcy zaczli si ju

    domyla, e gwne siy partyzanckie zdoay si im wymkn sprzed nosa. Nie mieli jednak pojcia,

    gdzie nas szuka.

    Bryskiego bardzo interesowaa sprawa udziau w obawie miejscowej policji i nacjonalistw

    ukraiskich.

    - A o policjantach i siczowcach nic nie wiesz? - spyta nagle. - Przecie mwi co o tym Karpenko.

    A moe nas stary ocygani?

    - No wanie. Policjanci, jak to policjanci. Jedni robi, co im Niemcy ka, a drudzy uciekaj od nich.

    Karpenko nie kama. Samimy przy ich pomocy nakadli pod Kucheck Wol kup gestapowcw.

    A pniej caa kompania policjantw posza w las - mwi gorczkowo Bulik. - Ale na tym nie koniec.

    - Mwe, co jeszcze wiesz?

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    27/265

    - Wanie. To, co najwaniejsze, chciaem zostawi na koniec. Pod Jeziorcami, w lesie, spotkalimy si

    z innymi. Zaczynamy ich ostrzeliwa, a oni wywieszaj na karabinach biae flagi.

    - Ale kto taki? Mw janiej - wtrci Bryski.

    - No wanie. Kompania ze Stolina. Dowodzi nimi taki dziadyga siwy, podobno kapitan. Fomin si

    nazywa.

    Na dwik tego nazwiska wszyscy w sztabie oywili si. Fomin uchodzi w tutejszych stronach za

    jednego z wikszych otrw. Syszaem o nim, e podczas rewolucji padziernikowej dowodzi sotni

    kozack biaogwardzistw. Pniej - po zwycistwie wadzy radzieckiej - przebywa na terenie Polski.

    Z chwil wkroczenia Niemcw przeszed na ich sub i wykaza wielkie okruciestwo wobec

    miejscowej ludnoci. Pod swymi rozkazami mia okoo osiemdziesiciu policjantw.

    - I co byo dalej?

    - Oni woaj do nas: Partyzanci, nie strzelajcie. My ucieklimy od Niemcw. Chcemy razem z wami

    bi frycw. No i przestalimy. Podeszli i zaczli kl szwabw, przyrzeka i przysiga, e zma winy.

    Wtedy Danilczenko kaza wywoa ich dowdc. Patrzymy, wlecze si starzec wysoki, siwobrody,

    w kozackiej rubasze z carskimi naramiennikami, w spodniach z lampasami. A oczy przetarlimy ze

    zdziwienia, bo wyglda, jakby wyszed z muzeum. Danilczenko odszed na bok, mwi z nim

    z godzin, a chopcy gwarzyli sobie z policjantami. A dziw bra, e ci dranie tak si odmienili od czasu,

    jak Niemcy wzili lanie pod Stalingradem.

    - Mw do rzeczy.

    - No wanie. Pniej wrci Danilczenko i wezwa mnie. Pojedziesz do sztabu - powiedzia - razem

    z policj. Zostawisz ich w lesie, par kilometrw od bazy, a sam zameldujesz si dowdcy brygady.

    No i to wszystko.

    - Gdzie s ci policjanci? - spyta Bryski.

    - W lesie pod Dubrowskiem. Stary prosi o rozmow.

    - Jed zaraz i przyprowad Fomina.

    Koniszczuk, Aniszczenko, Butko ija patrzylimy na Bryskiego ze zdziwieniem. Dostrzeg to wida, bo

    doda:

    - Zobaczymy, porozmawia zawsze warto. On ma ludzi, ktrzy si mog przyda.

    Nie oponowalimy.

    *

    Wygld Fomina rzeczywicie odpowiada opisowi Bulika. Nie przyjecha do Swarycewicz sam.

    Towarzyszya mu jego kochanka, moda dwudziestoletnia, ognista brunetka o piknych oczach

    i wspaniaych wosach upitych w koron. Fomin liczy sobie ju okoo szedziesitki, tym bardziej

    wic dziwilimy si, co trzyma przy nim tak pikn dziewczyn.

    Stary, zanim wszed do sztabu, obcign swj mundur, poprawi pas przybierajc dziarsk postaw.

    Po chwili w towarzystwie dziewczyny wkroczy do wntrza obszernej izby, gdzie za stoem siedzia

    Bryski. Obok zajli miejsca Aniszczenko, Koniszczuk, Kartuchin, Butko i ja.

    - Panie dowdco, melduje si kapitan Fomin ze swoj sotni! - Stary stukn gono butami i przyoy

    energicznie do do czapki.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    28/265

    Bryski przyjrza mu si uwanie i odpar:

    - To wy, kapitanie Fomin, ju stary dziad. Nie lepiej na piecu siedzie, zamiast uczciwym ludziom

    krew psu?

    Fomin zmiesza si i zblad, a dziewczyna parskna nagle miechem. Stary obrzuci j karccym

    wzrokiem.

    - Czowiek na stare lata zgupia - zacz teraz z pokor. - Zawiniem, moecie mnie sdzi. Nie bd

    si zapiera, jakem Fomin. Ale zwacie, e przyszedem do was sam, uczciwie, z dobrawoli.

    - Potrafimy to uszanowa. Nic wam tu nie grozi, jeli tak.

    - Ty, Wala, wyno si std. No, prdko za drzwi i czekaj tam! - rzuci rozkaz dziewczynie. Na jej twarzy

    odmalowaa si nieukrywana zo, lecz usuna si posusznie.

    - Ludzie, bracia... - powiedzia Fomin - sze krzyykw mam na karku, a teraz dopiero zrozumiaem,

    em bdzi. Suyem wrogom ojczyzny... - W tym momencie gos mu si jakby zaama.

    - Siadajcie, kapitanie Fomin - Bryski wskaza wolne krzeso. - Ludzie bdz, nie wy pierwsi i nie

    ostatni. Wane, eby zrozumie i zacz inne ycie, pki jeszcze czas...

    - Dzikuj, stokrotnie dzikuj. Od razu wiedziaem, e partyzanci swoi ludzie. Wy na pewno Rosjanin,

    jak ija... wiele si czowiek nacierpia za Polski sanacyjnej. Ale to przez swoj gupot. Grzechw

    miaem troch na sumieniu i strach byo wraca do Rosji sowieckiej. - Stary dugo opowiada o swoim

    yciu, a do ostatniej chwili, kiedy zdecydowa si odej od Niemcw.

    - Hu macie ludzi? - spyta Bryski.

    - Siedemdziesiciu dwch.

    - A uzbrojenie?

    - Niemieckie. Kabeki i troch broni maszynowej.

    - Nic wam nie obiecuj. Dostaniecie zadanie ijeli si dobrze sprawicie, zobaczymy...

    - Moi chopcy ju dzi chcieliby zosta partyzantami.

    - Zd.

    Na tym skoczya si cz oficjalna rozmowy z Fominem. Bryski artowa z niego troch. mia si

    i pokpiwa. My rwnie wdalimy si z nim w dyskusj.

    *

    Ludzie Fomina byli na kilku mniejszych akcjach i wywizali si z nich niele. Zdawao si wic, e

    wszystko jest w najlepszym porzdku. Ale byy to tylko pozory. W rzeczywistoci za wraz

    z przybyciem policjantw do brygady zawiso nad nami do powane niebezpieczestwo.

    Na szczcie sprawa wysza szybko na jaw. Zaczo si od tego, e ktrego wieczoru zgosio si do

    mnie dwch ludzi z oddziau Fomina.

    - Czego chcecie, chopcy? - spytaem.

    - My mamy pewn tak spraw do pana dowdcy - rozejrzeli si bacznie po izbie.- No to na co czekacie? Walcie.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    29/265

    - Ale to jest tajemnica... Czy tu w drugiej izbie nie ma nikogo? Fomin by nam nie popuci. Ju on wie,

    jak si mci...

    - Nie ma nikogo. Moecie mwi.

    Siedli na wskazanych przeze mnie stokach. Przyjrzaem si im. Jeden szczupy, wysoki, z czarnymi

    wsami, drugi, prawie chopiec, piegowaty, niewielkiego wzrostu, o szarych oczach.

    - Jak si nazywacie?

    - My bymy chcieli, eby to pozostao w tajemnicy - odpar starszy.-Tak, na razie, bdzie dla nas lepiej.

    - Jak chcecie.

    - Panie dowdco, jest le... To prawda, e nasi ludzie, w wikszoci, chcieli i do partyzantw, ale nie

    wszyscy. S te w sotni tacy, co wcale o tym nie myleli. Oni by jeszcze dzi wrcili do Niemcw -

    mwi dalej wsaty.

    - Niech uciekaj. Baba z wozu, koniom lej...

    - Kiedy oni nie mog.

    - Boj si, e nie dojd. I chyba maj racj - rzekem.

    - Nie mog, bo im Niemcy tak przykazali.

    - O, to co nowego. Mw, bracie. Tylko pamitaj bez adnych bajd.

    - Gdzie nam teraz do bajd, kiedy sytuacja niebezpieczna. Na starego, panie dowdco, trzeba uwaa.

    Na starego i na t jego... dziwk, Wal. Jeszcze w Stolinie przyjedali do nich jacy gestapowscy

    dygnitarze. Pili ca noc. No opowiedz, Grisza, panu dowdcy, co tam wtedy byo - wsaty zwrci si

    do chopca. - On by ordynansem kapitana - doda.

    Chopak dra wyranie. By bardzo przejty.

    - Nie bj si, nikt ci nic nie zrobi - rzekem.

    - To byo trzy dni przed wyjazdem na obaw - mwi teraz piegowaty. - Zjechao si do pana kapitana

    trzech oficerw gestapo z Kowla. Wszyscy przywitali si z Wal i Fominem. T Wal to oni sami

    przysali panu kapitanowi p roku temu, eby miaa na wszystko oko. To czort nie baba. Sotnika

    trzyma w garci i komenderuje nim jak sam pukownik. Wanie wtedy pan kapitan kaza mi zostawi

    wszystko i przygotowa wieczerz. A oni radzili ze trzy godziny. Z pocztku nie wiedziaem, o czym tak

    rozprawiaj. Dopiero jak sobie dobrze podpili i zaczli gono mwi, usyszaem co nieco. Akurat

    sprztaem ze stou, kiedy jeden z gestapowcw powiedzia po ukraisku do kapitana: Ty, stary,

    krzy elazny dostaniesz, jak rozgromisz bandytw, a ten mu odpowiada: Zrobi si. Z takimi tylko

    podstpem. Wtedy znowu ten Niemiec do dziewuchy: Wala, musisz uwaa, bo to moe was drogo

    kosztowa. A pniej wszyscy woali: Niech yje Fhrer, miali si i obmacywali Wal.

    Rano Niemcy kazali wezwa niektrych policjantw. Mwili z kadym z osobna. By Miszka Czorny,

    Bohaty, Filipczuk, Hry ijeszcze inni, najwiksi zbje, ktrzy mieli znajomoci, w gestapo. Syszaem

    takie sowa Niemca: Trzeba ich rozbi od rodka. Z pocztku robi, co ka, ale pamita

    o meldunkach, ebymy wszystko wiedzieli. Sucha Fomina i Wali... - Chopiec przerwa, a spoci si

    z emocji.

    - No i co dalej? - spytaem z zainteresowaniem.

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    30/265

    - Wczoraj stary wzywa do siebie Czornego i Filipczuka. Czorny dostajakie pismo i wyjecha po cichu

    z obozu - powiedzia wsaty.

    - To jeszcze niczego nie dowodzi, ale dobrze zrobilicie przychodzc z tym do nas - owiadczyem im. -

    Jeli si dowiecie czego nowego, meldujcie z miejsca. Aeby zachowa ostrono, kontaktujcie si

    najpierw z moim adiutantem Kalinikiem...

    Po ich odejciu zaczem rozmyla nad tym, co usyszaem. Historia ta moga by oczywicie

    zmylona. Kto wie, moe ci dwaj maj jakie osobiste porachunki z Fominem i innymi ludmi z jego

    sotni i szukaj teraz okazji, eby je wyrwna. A nie chciao si wierzy, e stary mg liczy na

    rozsadzenie brygady od wewntrz. Byo nas ponad trzystu partyzantw. Stan moralno-polityczny

    naszych ludzi by - szczeglnie w ostatnim okresie - bardzo wysoki. Dlatego te nie do pomylenia

    byo, aby jakakolwiek akcja propagandowa wroga moga naruszy jedno naszych oddziaw.

    Partyzanci traktowali sotni Fomina z wyran pogard, graniczc z wrogoci. Zdarzay si ju

    nawet pojedyncze wypadki bjek z policjantami. Dotychczasowe obserwacje, poczynione przez sztab

    brygady, wykazyway, e przewaajca cz ludzi z sotni Fomina sza na akcj przeciwko Niemcom

    z brawur, nie szczdzc ycia. Byo to zjawisko pozytywne, wiadczyo bowiem o szczerej chcinaprawienia za.

    Jedyna rzecz, ktr z powodzeniem mg uprawia Fomin, to szpiegostwo i przekazywanie informacji

    Niemcom... Tak, ale w ostatecznym rozrachunku mogo to spowodowa atwe otoczenie oddziau

    i zniszczenie go.

    Musiaem wic powiadomi o wszystkim Bryskiego. Bryski nie da jednak wiary temu, co mwili

    policjanci, i kaza sprawdzi przy okazji ich personalia. Mino jeszcze kilka dni, lecz tamci nie zjawiali

    si. Mogem ich z atwoci odnale udajc si na inspekcj do sotni, ale wolaem jeszcze zaczeka.

    Obawa wKrasnym Borze dobiegaa koca. Resztki oddziaw niemieckich opuszczay ju rejon lasw

    partyzanckich. I my zaczlimy si wic przygotowywa do powrotu. Byo to o tyle konieczne, e nasz

    duszy pobyt w tych stronach na pewno nie uszedby uwagi wroga, poza tym istniay powane

    problemy natury materialnej. Wasna ywno, zabrana w popiechu z bazy, ju nam si wyczerpaa

    i ciar utrzymania okoo tysica ludzi spad teraz na dwiecie miejscowych zagrd, w ktrych

    mieszkaa przewanie biedota.

    I wanie wtedy, ostatniego dnia przed powrotem do bazy, odbyo si w sztabie nadzwyczajne tajne

    zebranie, ktre zadecydowao o losie Fomina. Spowodowa je jeden z naszych partyzantw imieniem

    Kolka. By to postawny i bardzo przystojny chopak, znany w oddziale uwodziciel dziewczt. Od

    samego pocztku asystowa Wali. Wieczorami wymyka si czsto ze swojej kwatery, ale nikt wtedy

    nie przypuszcza, e jego zaloty bd miay taki epilog.- No mw, Kolka - powiedzia Bryski. - Niech wszyscy usysz...

    - Troch gupio mwi o takich rzeczach - odpar partyzant. - Ale sprbuj...

    *

    Wala, jak to szybko odkry Kolka, nie darzya Fomina gbszym uczuciem. Wprawdzie stary kapitan

    usiowa roztoczy nad ni troskliw opiek, ale ona umiaa go atwo wyprowadzi w pole. Mieszkali

    wjednej chacie. Fomin pi wieczorami duo, niemal do utraty przytomnoci. Wala mu asystowaa,

    lecz w miar. Kiedy Fomin kad si spa, wychodzia z domu i sza do stodoy.

    Mody partyzant nie by jej obojtny. Zorientowa si w tym do prdko. Ju podczas pierwszegospotkania spyta j:

  • 7/27/2019 Sobiesiak, Jzef & Jegorow, Ryszard Burzany 1966 (zorg)

    31/265

    - A starego si nie boisz? On chyba zazdrosny. Taki wszystko moe zrobi.

    - Pfi, ja jego? To to stare prchno. Trzymam go w garci i taczy, jak zapiewam. Przeklinam ten

    dzie, kiedym do niego przysza.

    - Chwacka z ciebie dziewczynka. A czego do niego przysza? Lepiej wziaby sobie modego.

    - Wszystko chcesz od razu wiedzie.

    - Bo mi si strasznie podobasz. - Chwyci j w ramiona i przycign do siebie. Nie opieraa si wcale.

    Ktrego wieczora przysza na spotkanie skwaszona i przybita. Pozna, e sporo pia.

    - Dlaczego tyle pijesz? - spyta. - Zmarnujesz si, dziewczyno.

    - Co mi tam! Ja i tak nikomu niepotrzebna.

    - Ej, gupia jeste. wiat przed tob. Wojna si skoczy i zaczniesz normalnie y. Bdziesz miaa

    ma, dzieci.

    Zakaa. Przygarn j do piersi i przytuli. Nagle ujajego twarz w swoje rce. W blasku ksiyca

    przenikajcego przez szpary w stodole zobaczy jej rozszerzone, byszczce oczy wpatrzone w niego

    zjak dziwn eks