Monitor Polonijny 2005/3

28

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2005/3

Page 1: Monitor Polonijny 2005/3
Page 2: Monitor Polonijny 2005/3

N asi rodacy wspólnie ze Sło-wakami zbierali pieniądze na

rzecz ofiar żywiołu w południo-wo-wschodniej Azji. Dziesiątegolutego w Domu Sztuki w Pieszcza-nach odbył się koncert OrkiestrySymfonicznej Filharmonii Poznań-skiej. Wstęp był wolny, ale jegouczestnicy w zamian – niektórzybardzo hojnie – przekazywalipieniądze na rzecz ofiar tsunami.

Konkretna kwota uzbie-ranych datków nie jest jeszczeznana, ponieważ na konto sta-le wpływają kolejne wpłaty.Jednak przyglądając się stoją-cej przed wejściem na salękoncertową skarbonce, mo-żna było zobaczyć, oprócz sło-wackich i polskich, także ban-knoty naszych sąsiadów - cze-skie korony i węgierskie forin-ty. Nie zabrakło i euro, głó-wnie od kuracjuszy z Austriii Niemiec.

Pieniądze ze zbiórki zostanąprzekazane na konkretny cel.Zajmie się tym lokalny klubRotary, który już przekazał go-tówkę na zakup namiotów dla1200 osób w Sri Lance.

Sala z ponad 600 miejscamibyła prawie pełna. Orkiestrapod batutą Grzegorza Nowakarozpoczęła koncert „IX Symfo-nią” Ludwiga van Beethovena,czyli „Odą do młodości”, hym-nem Unii Europejskiej. Nie za-brakło też mazurka z opery„Straszny dwór” StanisławaMoniuszka, a także powsze-

chnie znanychu t w o r ó w :„ O b r a z k ó wz wystawy” Mo-desta Musorg-skiego, walczy-ków JohannaStraussa czy„Mamby” Leo-narda Bern-steina.

Występ po-znańskich fil-harmonikówz a ko ń c z y ł –

przy owacjach na stojąco –„Marsz Radeckiego”.

Koncert zorganizowały: am-basada RP na Słowacji, Insty-tut Polski, miasto Pieszczanyi zarząd mieszczącego sięw tym mieście uzdrowiska,miejski klub Rotary oraz piesz-czański Dom Sztuki. Szcze-gólne podziękowania należąsię naszemu rodakowi, Pawło-wi Jurkiewiczowi, właścicie-lowi agencji turystycznej„Suntour”, który był głównymorganizatorem tego charyta-tywnego koncertu.

Darek WieczorekFoto autor

Wspólnie ofiarom tsunami

2

Skarbonka była prawie pełna

Wśród publiczności nie zabrakło ambasadoraRP z małżonką

Na okładce zdjęcia z VII Balu Polskiego.Więcej na ten temat na str. 14.

FOTO: STANO STEHLIK & ROBERTO PORADA

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

Koncert zakończyły owacje na stojąco

Page 3: Monitor Polonijny 2005/3

3

OD REDAKCJIBędąc w grudniu w Polsce, pobiegłam do „empiku”,

gdzie zawsze kupuję gazety. Wtedy wpadł mi w ręce

wydawany w Austrii polonijny miesięcznik „Polonika”

(możemy pozazdrościć sąsiadom przedsiębiorczości!

a może i nasz Wydawca też mógłby „nas” wprowadzić

na gazetowe półki?). W owym miesięczniku przeczy-

tałam, że organizatorzy polskiego balu w Wiedniu, by

uatrakcyjnić wieczór, zapraszają gwiazdy z Polski.

Pomyślałam, że mogłabym z nimi zrobić wywiad. Od

pomysłu do realizacji jednak długa droga..., ale, na

szczęście, w tym przypadku uwieńczona sukcesem!

Kiedy organizatorka balu, pani Maria Buczak,

zadzwoniła do mnie w sobotni styczniowy poranek,

informując mnie, że umówiła mnie na popołudniowe

spotkanie z Grażyną Torbicką, bardzo się ucieszyłam.

Wraz z mężem popędziliśmy samochodem do Wiednia.

Jedno spotkanie miałam „zaklepane”, ale chciałam się

jeszcze spotkać z panami Jackiem Cyganem

i Ryszardem Rynkowskim. Udało się! W wiedeńskim

hotelu na Kertnerstrasse spotkałam wspaniałych ludzi,

znanych ze szklanego ekranu (i nie tylko), których

podziwiają wszyscy Polacy! Wiecie Państwo, niektórzy

znani, „napompowani” popularnością, sympatyczni

z ekranu w kontakcie osobistym tracą urok. W tym

wypadku było dokładnie odwrotnie. Sympatyczni,

dowcipni (tu prym wiódł Jacek Cygan), taktowni, bez

gwiazdorskich manier… Wracaliśmy z Wiednia we

wspaniałych humorach, a ja nie mogłam się doczekać,

kiedy zacznę przygotowywać materiał zebrany

podczas spotkania. W tym miesiącu przedstawiam

więc w „Wywiadzie Miesiąca“ Grażynę Torbicką.

Pozostałych moich rozmówców poznacie Państwo

bliżej w kolejnych numerach „Monitora“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAREDAKTOR NACZELNA

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Paweł Bednárčik, Pavol Bedroň, Zuzanna Fajth, Ivana Juríková, Majka Kadleček, Katarzyna Kosiniak-Kamysz, ks. Jerzy Limanówka, Irena Malec, Melania Malinowska,Danuta Meyza-Marušiaková, Dariusz Wieczorek, Izabela Wójcik, • KOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE - UrszulaZomerska-Szabados • JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska • V SLOVENČINE: MáriaBrečková • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • TLAČ: DesignText• KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891,[email protected] • PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100, číslozákazníka 142515 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • Redakcia si vyhradzuje právo na redakčné spracovanie ako ajvykracovanie doručených materiálov, na želanie autora zaručuje anonymitu uverejnených materiálov a listov.

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB - SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

FINANCOVANÉ MINISTERSTVOM KULTÚRY SR

SPIS TREŚCISekret zmartwychwstania 4

ANKIETAJak spędzą święta? 5

OPOWIADANIE 6Wielkanocna pomarańcza

Jan Nowak Jeziorański 8

Z KRAJU 9

Z NASZEGO PODWÓRKA 10

„Tu rozgłośnia Kraków, 11tu rozgłośnia Koszyce”

WYWIAD MIESIĄCA 12Grażyna Torbicka: „Trzeba mieć pewiendystans do swojej pracy”

WYDARZENIEVII Bal Polski 14

MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄ 16Oskar dla Polaka?

KINO-OKO 17Úspešné „Wesele”- dobrý „Żurek”

TO WARTO WIEDZIEĆ 18Gdy radio zaczynało...

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 20Paszport dla Sławomira Shuty

CO U NICH SŁYCHAĆ? 22Tydzień tu, tydzień tam

DYPLOMACJA I NIE TYLKO 24Tytułowanie

OGŁOSZENIA 25

OKIENKO JĘZYKOWE 25Jak to z radiem było, a jak jest obecnie

POLSKA OCZAMI SŁOWACKICH DZIENNIKARZY 26Zamilovanie do konca života

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 27Wielkanoc

PIEKARNIK 28Polska babka wielkanocna

MARZEC 2005

Page 4: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY4

A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremnejest nasze nauczanie, próżna jest także waszawiara – pisze św. Paweł w pierwszym liście doKoryntian. Zmartwychwstanie Chrystusa pozo-staje centralną prawdą wiary. Wielu było pro-roków przed Jezusem, ale żaden nie zmartwych-wstał. Wielu było też założycieli różnych religii, ależaden nie dokazał uczynić tego, co Jezus – pokonaćśmierć. Zmartwychwstanie daje bardzo optymisty-czną odpowiedź na podstawowe pytanie czło-wieka o sens życia i śmierci.

Jak na tak doniosłe wydarzenie w historiiludzkości i chrześcijaństwa fakt zmartwychwstaniamamy bardzo słabo udokumentowany. Wszystkostało się w cichy, niedzielny poranek. Fakt pustegogrobu (ale nie zmartwychwstania!) pierwszestwierdziły kobiety, które przyszły dokończyćobrzęd pochówku. Chodziło o odpowiednie nama-szczenie ciała, na co nie było czasu w piątek, pozdjęciu z krzyża. Fakt pustego grobu stwierdzilirównież uczniowie Piotr i Jan, którzy natychmiastprzybiegli powiadomieni przez kobiety. Nie mamyżadnego bezpośredniego świadka samego faktupowstania z grobu. Świadectwo żołnierzy, którzypilnowali grobu, jest odrzucane, ponieważotrzymali oni pieniądze, aby świadczyć o czymśprzeciwnym - o wykradzeniu ciała Jezusa. Zatemnie są oni wiarygodnymi świadkami.

Świadków zmartwychwstania jednak niebrakuje. Za nich uważają się przede wszystkimapostołowie. My jesteśmy świadkami wszystkiego,

co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie...Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Muukazać się nie całemu ludowi, ale nam,wybranym przez Boga na świadków, którzyśmyz Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu –mówi św. Piotr w jednym z kazań zapisanychw Dziejach Apostolskich. Za świadka zmartwych-wstania uważa się też św. Paweł, któremu Jezusukazał się pod Damaszkiem. Same spotkania zezmartwychwstałym Jezusem, podobnie jak pustygrób, wcale nie są żelaznym, niezbitym dowodemzmartwychwstania.

Dlaczego ten, który wskrzesił Łazarza i córkęJaira na oczach setek ludzi, nie postarał się chociażo jednego wiarygodnego świadka swojegozmartwychwstania? Dlaczego zostawił nas na łasceinterpretacji wieloznacznego znaku pustego grobui świadectwa osób, którym się objawił?

Oczywiście, odpowiedzi jest wiele, ale najważ-niejsza dotyczy szacunku dla wolności człowieka.Gdyby fakt zmartwychwstania był niepodważalny,trudno byłoby odmówić bóstwa Jezusowi z Na-zaretu. A tak pozostaje człowiekowi możliwość wy-boru: chcę albo nie chcę uwierzyć w zmartwych-wstanie. Sytuacja ludzi z XXI wieku niewiele sięróżni od tych, którzy byli współcześni Jezusowi.Oni i my mamy tylko fakt pustego grobui świadectwo apostołów. Tylko od nas samychzależy, czy to nas przekona do Jezusa i jegozmartwychwstania.

KS. JERZY LIMANÓWKA

Sekret zmartwychwstania FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 5: Monitor Polonijny 2005/3

5MARZEC 2005

Jak spędzą święta?Ś więta Wielkanocne już za pasem. W tym roku wyjątkowo wcześnie

będziemy obchodzić rocznicę zmartwychwstania Jezusa. Ale jak?W ubiegłorocznym numerze wielkanocnym „Monitora Polonijnego“prezentowaliśmy sposoby przygotowań i obchodów świąt Polakówmieszkających na Słowacji od dłuższego czasu. W tym rokuzaciekawiło nas, jak te święta spędzą nasi rodacy, którzy od niedawnamieszkają na Słowacji, a którzy w większości przyjechali do tego kraju,by podjąć pracę. Od jakiegoś bowiem czasu słyszymy, żew międzynarodowych firmach znalazło pracę sporo osób z Polski. Dziśświat stoi otworem, odważny człowiek może znaleźć zajęcie w różnychzakątkach świata. Również z różnych zakątków świata może wrócić naświęta do domu rodzinnego bądź spędzić je w nowym miejscu. Czegooczekują, jak sobie wyobrażają tegoroczne Święta Wielkanocne młodziPolacy, przedstawiamy w poniższej ankiecie.

Katarzyna Wachelkaz Zabrza

Mieszkamy z mężem(też Polakiem) w Braty-sławie od listopada2003 roku, kiedy to po-djęliśmy pracę - ja w fir-mie „British Airways”,mąż w IBM. Świętaspędzimy razem naSłowacji. Na Mazurach,gdzie się wychowałam,nigdy nie przygoto-wywaliśmy żurku, ale za to byłobardzo dużo różnych ciast,m.in. słynna babka. Postaram sięprzyrządzić jakieś potrawy wiel-kanocne, może przygotuję pi-

sanki? Prawdopodobnie pój-dziemy ze święconką do kościo-ła. Tegoroczne święta traktujęprzede wszystkim jako okazjędo odpoczynku.

Radosław Łach z Grudziądza

W Bratysławie pracuję od maja ubiegłego roku w IBM i,przyznam, jestem zmęczony słowacką mentalnością orazusługami na niskim poziomie. Święta spędzę w Polscez rodziną, choć jestem niewierzący i ten okres to dla mnietylko rodzinna tradycja. Nie wyobrażam sobie, żebymświęta miał spędzać samotnie w obcym kraju. Jeszcze ni-gdy nie spędzałem ich poza domem, a w naszej rodziniemają one szczególny charakter, ponieważ to czasodwiedzin, wspólnego biesiadowania przy stole.

Agnieszka Staniszewskaz Łomży

W Bratysławie mieszkam odlipca zeszłego roku, wtedy bo-wiem podjęłam pracę w firmie„SkyEurope”. Już się przyzwy-czaiłam do nowych warunków,ale pewnie nie pozostanę naSłowacji dłużej, bowiem chciała-bym spróbować szczęścia i po-pracować jeszcze gdzie indziejza granicą. Od czasu przyjazduna Słowację bardzo rzadko wi-duję moją rodzinę. Święta chcia-łabym spędzić w rodzinnymdomu, z trójką mojego rodzeń-stwa, rodzicami i babcią. To je-dyna okazja, by spotkać sięz rodzeństwem, które, podob-nie jak ja, rozjechało się poświecie. U nas w domu święta sątradycyjne, ze święconką i typo-wymi polskimi potrawami. Mójwyjazd jest jednak uzależnionyod tego, czy dostanę urlop. Jeślinie, to pewnie będę pracować,a odrobinę czasu wolnegospędzę gdzieś poza Bratysławą.

ANKIETA

FOTO

: ARC

HIW

UM

FOTO

: ARC

HIW

UM

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 6: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY6

W pochmurną wielkanocną sobotę w kierunkukościoła szła szybkim krokiem drobna stara kobieta. Tędrogę przemierzała codziennie. Ona sama nie uważałasię za dewotkę, ale nieliczni krewni właśnie tak jąnazywali. Już od dzieciństwa uwielbiała Wielkanoc.Kadzidła, dzwony, chór śpiewający Alleluja. Ale w tosobotnie rano poczuła w sobie nutkę zwątpienia. Jakiejest jej życie, którego sens odmierzają posiłki buregokocura z nadwagą – jedynego towarzysza?

W kościele mimo wczesnej godziny był tłum ludzi.Przepychali się z koszykami w kierunku stołówprzykrytych białym obrusem.

„Są katolikami dwa razy w roku” – pomyślała o nichz niechęcią.

Jak zawsze ze skupieniem słuchała słów księdza.Nagle, na stole, wśród wielu innych rzeczy, zobaczyław jednym koszyku pomarańczę. Kto się odważyłpomiędzy tradycyjne pokarmy włożyć takiegzotyczny owoc? Dla niej było to prawie jakświętokradztwo. Nie mogła już skupić się na słowach

księdza. Ta pomarańcza przyciągała jej wzrok, wręczfascynowała. Zrozumiała, że musi ją wziąć. W ogólnymzamieszaniu, które nastąpiło po poświęceniu pokarmów,udało się jej szybkim ruchem ręki włożyć owoc do kieszeniwiosennego płaszcza.

Karolina Sierackaz Gdyni

W Bratysławie mie-szkam od październi-ka 2003 roku. Przyje-chałam w odwiedzinydo znajomego Polakai okazało się, że mogępodjąć pracę w IBM,więc zostałam. Zeszło-roczne Święta Wielka-nocne spędzałam sa-ma w Bratysławie, bona tak krótki okresnie opłacało się je-chać do domu. Sie-działam dwa dniw mieszkaniu, ogląda-łam słowacką telewi-zję. Bałam się wyjśćna dwór, żeby mnie

nie oblano wodą.Ugotowałam sobie jaj-ka na twardo i to byłymoje święta. Ale od-poczęłam. W tym ro-ku będzie inaczej.

Zmieniła się moja sy-tuacja, mam narzeczo-nego – Słowaka, z któ-rym spędzimy teświęta razem. Chcęprzygotować pisanki,

jajka w majonezie,które bardzo smakująmojemu chłopakowi,może rybę w galare-cie. Wybierzemy sięteż ze święconką do

Wielkanocna

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 7: Monitor Polonijny 2005/3

7MARZEC 2005

kościoła, choć słysza-łam, że tylko w nielicz-nych kościołach w Bra-tysławie jest kultywo-wana tradycja świę-cenia pokarmów. Mójnarzeczony jeszczenigdy nie szedł ześwięconką do kościo-ła, a bardzo mu siępodobają nasze zwy-czaje. Gdy spędzali-śmy pierwsze naszewspólne święta w Pol-sce – Boże Narodze-nie – bardzo mu sięspodobał zwyczaj ła-mania się opłatkiem.To ciekawe, wzajem-ne wzbogacanie siękulturowe.

Aleksandra Grudzińskaz Łodzi

Na Słowacji jestemod lipca 2004 roku. Tupodjęłam pracę w fir-mie „British Airways”.Tegoroczne ŚwiętaWielkanocne zamie-rzam spędzić z moimnarzeczonym w Polsce.Będzie to dla mnieokazja do spotkania sięz rodziną, której niewiduję zbyt często, odkiedy mieszkam i pracuję naSłowacji. Dla mojego narzeczone-go, Słowaka, będzie to okazja dopoznania czegoś nowego, ponie-waż pochodzi z rodziny ewange-lickiej. Tradycyjnie udamy się więcdo kościoła ze święconką, cieszę się

również na wielkanocne potrawy:żurek, kiełbasę, jajka. W przyszłościprawdopodobnie święta będziemyspędzać na zmianę: raz w Polsce,raz na Słowacji.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAMELANIA MALINOWSKA

pomarańczaUkradła w kościele. Zgrzeszyła. Ona, która

w swoim życiu przestrzegała prawa, nie łamałakonwenansów i dotrzymywała tradycji...

Nie mogła się doczekać, kiedy wbije paznokiećw twardą, porowatą skórkę pomarańczy.

• • •

W najbardziej słonecznym kącie małegomieszkania stoi donica z drzewkiem poma-rańczowym. Stara kobieta, której sens życiaodmierza pojawienie się nowego listka nawychuchanej roślinie, płacze. W tymroku na Wielkanoc pierwszy razdrzewko zaowocowało - jedynym owo-cem pomarańczy. Było to jedno z naj-piękniejszych wydarzeń w jej życiu.Grzesznym życiu – nie przestrzegałaprawa, łamała konwenanse i nie dotrzy-mywała tradycji. W kościele nie była już dawno,ale dziś, w Wielką Sobotę, ogarnęła ją przeraźliwapotrzeba podzielenia się tą radością choćby z samymBogiem... Gdy brała koszyk ze stołu, pomarańczy w nimjuż nie było...

AGATA SASKA ILUSTRACJE: TADEUSZ BŁOŃSKI

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 8: Monitor Polonijny 2005/3

Jan Nowak-Jeziorański (1914 – 2005)

MONITOR POLONIJNY8

Urodził się 2 października1914 roku jako Zdzisław Je-ziorański. W Warszawieukończył gimnazjum im.Adama Mickiewicza, na uni-wersytecie poznańskim stu-diował ekonomię, był stars-zym asystentem prof. Edwar-da Taylora. Nakaz mobilizacjiprzerwał mu pisanie pracydoktorskiej. W czasie kampa-nii wrześniowej dostał się doniewoli niemieckiej, z którejudało mu się zbiec. Od 1941roku działał w konspiracjipod pseudonimem „Jan No-wak“ i odtąd to nazwisko to-warzyszyło mu przez całe ży-cie.

Komenda Główna ArmiiKrajowej powierzyła mu, ja-ko osobie nie związanejz żadnym ugrupowaniem po-litycznym, niezmiernie waż-ną funkcję emisariusza. Pię-ciokrotnie, jako kurier „Zych”,

przemierzał okupowaną Eu-ropę na trasie Warszawa – Lon-dyn, pośrednicząc międzyprzywódcami państwa pod-ziemnego i rządem RP nauchodźstwie. Walczył w po-wstaniu warszawskim, pod-czas którego wziął ślub z Ja-dwigą z Wolskich, łączniczką„Gretą”. Po upadku powsta-nia udało mu się z żoną do-stać za granicę, dokąd wy-wiózł dokumenty o tragediipowstańczej.

Już w 1945 roku opubliko-wał pracę 63 dni PowstaniaWarszawskiego, a dwa latapóźniej Rosja wobec Powsta-nia Warszawskiego. W latach1948–1952 stał na czele pol-skiej sekcji BBC. Po raz pierw-szy przemówił do rodaków wkraju 3 maja 1952 roku przezmikrofony Radia „WolnaEuropa“ – Głos Wolnej Polskijako jego dyrektor. Stano-

wisko to objął z rekomendacjiwiększości politycznych śro-dowisk emigracyjnych i wytr-wał na nim do roku 1975. Doswoich szczególnych osią-gnięć tego okresu zaliczyłkampanię na rzecz repatriacjiPolaków z ZSRR i demasko-wanie działalności gen. Mie-czysława Moczara. Po ode-jściu z Radia „Wolna Europa“mieszkał z żoną przez dwa la-ta na przełęczy Pass Thurnw Austrii, gdzie napisał ksią-żkę Kurier z Warszawy, utr-walającą jego okupacyjneprzeżycia. Z Europy przenie-śli się do Waszyngtonu. Tampowołano go na odpowie-dzialne stanowisko konsul-tanta Państwowej Rady Bez-pieczeństwa USA. Funkcję tępełnił za czasów prezydenturCartera i Reagana. Był też dy-rektorem krajowym Kongre-su Polonii Amerykańskiej.

W dniu 21 stycznia 2005 roku

zmarł Jan Nowak-Jeziorański,

legendarny kurier z Warszawy,

człowiek, który, choć dziesiątki lat

przebywał poza Polską, miał prawo

o sobie powiedzieć: „Mój aparat

nadawczo-odbiorczy był zawsze

nastawiony na Polskę, poczynając od

1945 roku, a zwłaszcza kiedy

zacząłem pracować naprzód w polskiej

sekcji BBC, a później w Radiu „Wolna

Europa”. Choć przyjął obywatelstwo

amerykańskie, zawsze odżegnywał się

od miana emigranta politycznego. Żył

dla Polski i Polaków.

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 9: Monitor Polonijny 2005/3

9MARZEC 2005

Po 1976 roku wspomagałopozycję w Polsce, a potememigrację polityczną. W latachdziewięćdziesiątych angażo-wał się w debaty na temat bez-pieczeństwa międzynarodo-wego, stosunków amerykań-sko-europejskich, stosunkówz Rosją. Polemizował z opinia-mi szkodliwymi dla Polski.Zabiegał o wsparcie USA dlapolskich wysiłków na rzecztransformacji ustrojowej. W la-tach 1993 – 1999 zaangażowałsię bez reszty w sprawę zape-wnienia Polsce trwałego bez-pieczeństwa poprzez przyję-cie jej do NATO. Nic więcdziwnego, że dzień przyjęciaPolski do Sojuszu był dniem je-go osobistego triumfu.

Później z nie mniejszym za-pałem zabiegał o włączenie doSojuszu Litwy, Słowacji, aletakże Estonii, Łotwy, Rumuniii Bułgarii. Ponowny triumfprzeżył 1 maja 2004 roku,w dniu wstąpienia Polski doUnii Europejskiej.

Po przełomie 1989 roku czę-sto przyjeżdżał do Polski.W Telewizji Polskiej prowadziłcykl programów „Polska z od-dali”. Trzy lata temu powróciłdo Polski na stałe.

Wydał kilka zbiorów wspo-mnień, esejów i artykułów, m. in. W poszukiwaniu na-dziei, Polska droga do wolno-ści, Wojna w eterze, Rozmowyo Polsce, Polska z oddali,Polska z bliska, Polska wczo-raj, dziś i jutro.

To o Janie Nowaku-Jeziorań-skim prof. Geremek powie-dział: „Zmarł jeden z najwspa-nialszych ludzi, jakich w życiuspotkałem. On nadaje właści-wy blask i sens słowu patrio-ta”.

dmm

Ponad 20 posłów z „Samo-obrony” ze swoim prze-wodniczącym AndrzejemLepperem na czele zablo-kowało mównicę sejmo-wą. Posłowie trzymali tran-sparent z napisem: „Stopdla wyprzedaży służbyzdrowia. Ratujmy chorych,broniąc płac w służbiezdrowia“.

Około 30 osób demon-strowało przed Sejmempoparcie dla projektu usta-wy o przeciwdziałaniuprzemocy w rodzinie,o którym dyskutują posło-wie. Według organizatora,Centrum Praw Kobiet,pikieta miała też upamię-tnić kobiety, które zostałyzamordowane przez part-nerów.

Jedna piąta Polaków sto-suje wobec swoich dziecikary cielesne - wynikaz badań CBOS, przytoczo-nych przez „Gazetę Wy-borczą”. Tyle samo bada-nych uważa, że rodzicomwolno bić własne dziecko.Dziennik publikuje wynikibadań w związku z przewi-dzianymi w Sejmie praca-mi nad projektem zmianw ustawie o przeciwdzia-łaniu przemocy w rodzinie.

Urzędnicy pozbawili hono-rowych dawców krwi ulgipodatkowej. Nie będą jużoni mogli odpisywać oddochodu równowartościoddanej krwi - pisze „ŻycieWarszawy”

Stała, pewna praca i niezłapensja w firmie z tradycja-mi. Wystarczy skończyćodpowiednią szkołę – takąofertę ma dla młodychludzi... Wojsko Polskie.W tym roku po raz pierw-szy do szkół podoficer-skich będą przyjmowaneosoby, które wcześniej niesłużyły w armii.

W końcu grudnia 2004roku w warszawskim urzę-dzie pracy zarejestrowa-nych było 64,5 tys. bezro-botnych. Osób poszukują-cych pracy było jednakzdecydowanie więcej - po-informowano na konferen-cji prasowej w UrzędzieMiasta Stołecznego War-szawy

Aż 69% internautów uwa-ża, że prostytucja w Pol-sce powinna być legalna,a osoby „pracujące”w tym zawodzie mają pra-wo do pracowniczych

przywilejów - wynikaz sondażu przeprowadzo-nego przez Wirtualną Pol-skę

Sejm nie będzie zajmowałsię zmianą w ustawie anty-aborcyjnej. Większość po-słów odrzuciła propozycjęSLD, by Sejm zaczął de-batę o złagodzeniu przepi-sów. Marszałek zapowie-dział, że takiej dyskusji niebędzie ani na kolejnym, anina żadnym innym posie-dzeniu do końca kadencji.

Polacy zatrudniani zagranicą zarabiają mniej,niż wynosi płaca minimal-na, mieszkają w fatalnychwarunkach, nie otrzymująwynagrodzenia za nadgo-dziny i nie są ubezpie-czani. W Wielkiej Brytanii,dokąd wyjeżdża pracowaćnajwięcej naszych roda-ków, co piąty pada ofiarąnadużyć - pisze „Rzecz-pospolita”.

NA PODSTAWIE PAPPRZYGOTOWAŁA

MELANIA MALINOWSKA

Page 10: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY10

W Wiedniu Polonia zorganizowała III Bal Wiosny, który odbył się 29stycznia br. „Dlaczego »bal wiosny«? Ponieważ wiosna niesie ze

sobą coś nowego, nadzieję, a my poprzez charytatywny charakter balustaramy się pomóc potrzebującym” - poinformowała nas organizatorkabalu, Maria Buczak, z Polsko-Austriackiego Stowarzyszenia „Takt”. Nabalu w reprezentacyjnej sali Pałacu Ferstel bawiło się 165 osób, z czegodwie trzecie to Polonia, pozostali to goście austriaccy. Imprezę uświetniłyswoją obecnością gwiazdy z Polski: Grażyna Torbicka, Jacek Cygan orazRyszard Rynkowski. O północy goście wysłuchali koncertu operowego.Nie zabrakło też polskiego żurku z kiełbasą, który przygotowałarestauracja, prowadzona przez panie polskiego pochodzenia. mw

W styczniu w Instytucie Polskim w Bratysławieodbyła się prezentacja prywatnej Szkoły

Morskiej z Gdyni. Celem spotkania byłopoinformowanie przede wszystkim młodzieżyo możliwościach kształcenia na oficerów morskich.Trwające dwa i pół roku studia kosztują 660 euro.Szkołę co roku opuszcza około 100 młodych ludzi,którzy zyskują stopień oficera wachtowego luboficera mechanika statku morskiego. „W tymzawodzie poszukuje się na całym świecie do pracyod 40 do 50 tysięcy oficerów” - poinformowałKrzysztof Michnal, prezes Zarządu Szkoły Morskiejw Gdyni. „Miesięczne zarobki zaczynają się odstawki 1800 dolarów, a stawki kapitańskiewynoszą od 4000 do 6000 dolarów”. Naukęw Gdyni pobierają chłopcy z różnych krajów, wśródnich jest też jeden Słowak.

Prezentacja wzbudziła duże zainteresowaniezebranych na sali. Szkoda tylko, że terminspotkania uniemożliwił dotarcie do Instytutuwiększej liczbie młodzieży, bowiem w tym dniu naSłowacji wręczano uczniom świadectwaukończenia pierwszego półrocza nauki.

mw

J ak co roku, w Instytucie Pol-skim odbyło się spotkanie no-

woroczne bratysławskiej Polonii.Po raz kolejny Polacy i zaprzyja-źnieni Słowacy spotkali się w miłejatmosferze, aby podsumować rok2004 i porozmawiać o planach narok bieżący.

Zebranych powitała Beata Woj-narowska, obecna prezes KlubuPolskiego Region Bratysława, któ-ra przedstawiła program imprez po-lonijnych na nadchodzące miesiące.Wspomniała o siódmym balu polskimw hotelu Dukla, zapowiedziała wizytę te-atru amatorskiego z Wiednia, który wy-stąpi z okazji święta Konstytucji 3 Maja,a także chóru polonijnego „Gaudete”, ró-

wnież z Wiednia, mającego uświetnićobchody polskiego Święta Niepodległoś-ci. Następnie Małgorzata Wojcieszyńskaprzypomniała o 10. rocznicy powstania„Monitora Polonijnego” i poinformowałao projekcie wydania w związku z tymspecjalnego, jubileuszowego numeruczasopisma, oraz o planowanej wysta-wie, przedstawiającej dorobek redakcji.Pani Iwona Frączek, wicedyrektor Insty-tutu Polskiego, zaprosiła Klub Polski naimprezy i spotkania organizowane przezInstytut.

Po części oficjalnej wszyscy gościeudali się na słodki poczęstunek, który,jak co roku, przygotowany został dobro-wolnie przez polskie i słowackie gospo-dynie. Nie zabrakło również dobregowina. Atmosfera całego spotkania byłabardzo sympatyczna, co potwierdza za-sadność organizowania tego typu spot-kań polonijnych.

Mamy nadzieję, że będą onekontynuowane jeszcze przynajmniejnajbliższych 100 lat.

MELANIA MALINOWSKA

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

FOTO

: ARC

HIW

UM

Page 11: Monitor Polonijny 2005/3

11MARZEC 2005

We wtorek, 8 lutego w Štátnej vedeckej knižniciw Bańskiej Bystrzycy odbyło się spotkanie z polskim

pisarzem Andrzejem Stasiukiem, podczas którego byłaprezentowana jego książka „Dukla” w przekładzie JozefaMarušiaka. Organizatorami tego przedsięwzięcia byli studencipolonistyki FiF UMB z Bańskiej Bystrzycy oraz Instytut Polskiz Bratysławy. Fragmenty przekładu odczytał aktor Michal Ďuriš.

Autor wyznał, że jest miłośnikiem Słowacji, często odwiedzawraz z przyjaciółmi Bardejov. „Zwłaszcza Słowacja wschodniajest dla mnie czymś fascynującym i jednocześnie kompletnienieznanym - gotycki Bardejov, cygańskie slamsy, muzeum War-hola. Potoczne myślenie Polaków o Słowacji to postrzeganie jejjako kraju, do którego jeździ się tylko na narty” – powiedział.Być tzw. Środkowoeuropejczykiem - to inność, być mieszkań-cem tego regionu - to wolność, dobra dla artysty, pozwalającarozwijać wyobraźnię.

Stasiuk w swoich książkach ukazuje stereotypy - trzeba mó-wić zawsze prawdę, trzeba się bawić i grać tymi stereotypami.

STUDENCI III ROKUPOLONISTYKI UMB

Z BAŃSKIEJ BYSTRZYCY

„Tu rozgłośnia Kraków,tu rozgłośnia Koszyce”

Każdy chyba lubi przynosićdobre wiadomości. Cieszę się i ja,mogąc w poniższym artykuleprzekazać interesujące i pozytywne dla nas wieści o wzajem-nej współpracy radiofonicznej Kraków – Koszyce. Wszystkoto zaczęło się 9 lutego, kiedy to do rozgłośni radiowejw Koszycach zawitał wraz z dziennikarzami prezes RadiaKraków z propozycją wzajemnej współpracy. Jako wieloletniradiowiec przywitałam tę ofertę z wielkim entuzjazmem.

Ciekawy zbieg okoliczności zrządził, że dwa regionalnestudia, czyli Kraków i Koszyce, powstały w tym samym czasie.Radio Kraków, najstarsza rozgłośnia regionalna w Polsce,swoją działalność zainaugurowało 15 lutego 1927 roku.Koszyckie radio zaistniało w eterze 17 kwietnia 1927 roku.

Jak wyobraża sobie współpracę prezes Radia KrakówJanusz Andrzejowski? „Wielu mieszkańców Małopolski,w szczególności Krakowa, często wyjeżdża na Słowacjęw celach turystycznych. Przyznam się, że sam jestem fanemSłowacji i nie jestem w tym osamotniony, co zresztą widaćna słowackich drogach. Uważam, że po informacjeo Słowacji najlepiej sięgać do źródeł, czyli właśnie dorozgłośni słowackiej, która przybliży nam elementy historiiczy inne ciekawe rzeczy, których nie znajdziemy w prze-wodnikach. Chodzi nam również o szybkie przekazywanieinformacji o warunkach drogowych, w sezonie narciarskimo wysokości pokrywy śnieżnej w górach itp.”

Żyjemy bardzo blisko siebie, ale stosunkowo mało o sobiewiemy, dlatego współpraca radiofonii ma przybliżyć PolakówSłowakom i Słowaków Polakom.

Z kolei dziennikarz Jan Stępień wyraził nadzieję, żerozgłośnie będą wymieniać między sobą nagrania muzycznei że w krakowskim radiu pojawią się nowe zespoły muzycz-ne. Wspomniał tu o zespole No name, którego nagrania sąjuż znane polskim słuchaczom. Dzięki takiej współpracy mło-dzi polscy wykonawcy będą prezentowani na Słowacji. „Ma-my wspaniałe teatry, reżyserów. Bardzo chętnie wymienimydoświadczenia i zaprezentujemy to, co w kulturze polskiej,krakowskiej jest najważniejsze” - dodał Stępień.

Ponieważ już niedługo przyjdzie lato i polscy turyścitłumnie zjadą na Słowację, w koszyckim radiu będąprzedstawiane najciekawsze miejsca tego kraju, który jestprzepiękny i stale jeszcze nie poznany.

Niebawem, w maju, będziemy obchodzić pierwsząrocznicę wejścia naszych krajów do Unii Europejskiej.W związku z tym regionalne studia w Krakowie i Koszycachzaplanowały szereg imprez związanych z obchodamirocznicowymi, o czym na pewno powiadomimy Państwaw odpowiednim czasie. URSZULA ZOMERSKA-SZABADOS

E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

Do podpisania umowy o współpracy między ZespołemSzkół nr 3 im. ks. prof. Józefa Tischera z Wadowic

a średnią szkołą spożywczą w Bratysławie (Stredné odbornéučilište potravinárske) doszło dnia 15.02.2005 r. w Bra-tysławie. Celem współpracy jest wymiana doświadczeńi praktyk zawodowych. Podczas podpisywania umowy obecnibyli dyrektorzy szkół oraz nasza koleżanka z Klubu Polskiego- Beata Wojnarowska, która pomogła w nawiązaniu współ-pracy. mw

FOTO

: MAR

TIN

KUBU

Ś

Page 12: Monitor Polonijny 2005/3

Od wielu lat cieszy się Paninie słabnącą popularnością.Jakie to uczucie być lubianymprzez telewidzów?

Nie traktuję siebie jako Graży-ny Torbickiej z okładki gazety, ba,nawet czasami, widząc swoją fo-tografię, zastanawiam się, czy toja. Życie toczy się jakby dwutoro-wo: z jednej strony codzienność,a z drugiej zadowolenie, że mogęwykonywać pracę dziennikarskąi prezenterską, czyli to, co na-prawdę lubię, co mnie pasjonuje.Miałam szczęście, że udało mi sięzaistnieć w tym zawodzie.

Marzyła Pani o takiej pracy?Zawsze chciałam być dzien-

nikarką, zajmującą się kulturąi sztuką. Nie marzyłam o tele-wizji i nie przywiązywałam wa-gi do popularności być możedlatego, że dorastałam w klima-cie popularności mojej mamy(Krystyny Loski, spikerki tele-wizyjnej = przyp. red.). Jakomała dziewczynka dziwiłamsię, że nieznani ludzie uśmie-chają się do niej na ulicy. Ona teuśmiechy odwzajemniała. Dlamnie to była sytuacja zastana,być może dlatego popularnośćnie była dla mnie celem. Co wi-ęcej, drażniło mnie to. Podczaszakupów, kiedy chciałam, żebymi mama doradziła, inni mi jąodbierali, chcieli z nią poroz-mawiać, zamienić dwa zdania.

Ale teraz Pani pewnie teżodwzajemnia uśmiechy na uli-cy, rozmawia z wielbicielami?

W tej pracy akceptacja publicz-ności jest szalenie dopingująca.Nawet teraz, w Wiedniu, w jed-nym sklepie podeszła do mniepewna pani, rozpoznała mniei wyraziła zadowolenie z naszegospotkania oraz przekazała po-zdrowienia dla mamy.

Wspomniała Pani o pracydziennikarskiej. Prowadzi Pa-ni w telewizji publicznej pro-gram „Kocham kino“, którego,niestety, nie ma na antenie TVPolonia

Szkoda, ponieważ przedsta-wiam dużo informacji o kinie mię-dzynarodowym i polskim, co mo-głoby Państwa - mieszkających zagranicą - zainteresować. Moimigośćmi były zarówno światowesławy, jak Nicol Kidman, OliverStone, Rober de Niro, StevenSpielberg, jak i młodzi twórcy pol-skiego kina, aktorzy, aktorki.

Czy zgodzi się Pani z okre-śleniem, że jest Pani wizytów-ką na okręcie flagowym Pol-skiej Telewizji?

Załoga na tym okręcie jest licz-na, tworzymy zespół, a to, co wi-dzowie oglądają na ekranie, toefekt pracy wielu ludzi. Z Telewi-zją Polską jestem związana od po-czątku mojej pracy i nigdy jej niezdradziłam. Mimo innych propo-zycji zostałam w TVP z nadzieją, żewłaśnie tu mogę realizować to, comnie interesuje najbardziej, czylipropagowanie kultury.

Wiele Pani koleżanek jed-nak z rozżaleniem opuściłoTVP, uskarżając się na niezdro-wą atmosferę, uzależnienia odszefów, którzy wymagali bez-względnej uległości.

Szef jest po to, żeby określał pe-wien kierunek pracy i zawsze odszefa jest się w pewnym sensieuzależnionym. Ważne jest to, żebyznaleźć sposób na siebie. Potemnależy przekonać szefa, że to, cosię robi, jest dla danej osoby naj-bardziej odpowiednie, że nie war-to przerabiać jej na kogoś innego.Mimo różnych zakrętów, sporówmiałam to szczęście, że udawałomi się przekonywać szefów domoich planów, zgodnych z moimizainteresowaniami. Jeśli sugero-wano mi coś, do czego nie miałamabsolutnie przekonania, to niekończyło się to konfliktem, ale po-przez wymianę argumentów znaj-dowaliśmy wspólne rozwiązanie.Telewizja jest o tyle niebezpiecz-na, że tu najczęściej człowieka mo-gą omamić pokusy zdobycia łat-wej popularności. Dlatego trzebamieć pewien dystans do swojejpracy.

Jest Pani dziennikarką, choćwiększość widzów TVP koja-rzy Panią z rolą spikerki.

Od wielu lat pracuję głównie ja-ko dziennikarka. Przygotowuję au-torskie programy, które równieżprowadzę. Czasami prowadzę du-że imprezy estradowe, programyrozrywkowe czy uroczystości ga-lowe, które są transmitowaneprzez telewizję. Bardzo to lubię,bo jest to bezpośrednie spotkaniez publicznością.

Grażyna Torbicka:Trzeba mieć pewien dystans do swojej pracy

J est jedną z najbardziej lubianych postaci pojawiających się na szklanymekranie. Dziennikarka, prezenterka telewizyjna i estradowa. Subtelna,

elegancka, piękna, urocza, interesująca, inteligentna, ambitna, tak ją opisująwielbiciele i ci, którzy z nią współpracują. Osoba, którą zna cała Polska,swoim urokiem i profesjonalizmem zyskała też sympatię Włochów, kiedy tokilka lat temu prowadziła uroczystość rozdania nagród na międzynarodowymfestiwalu filmowym w Wenecji. Grażyna Torbicka, bo o niej mowa,w specjalnym wywiadzie opowiada o swojej pracy i podejściu do życia.

WYWIAD MIESIĄCA

12 MONITOR POLONIJNY

Page 13: Monitor Polonijny 2005/3

Miewa Pani tremę?Tak, przed każdą imprezą.

Trema jest potrzebna do kon-centracji, a jeśli jej nie ma, toznaczy, że wpadamy w rutynęi należałoby szukać innego za-jęcia.

A jakie inne zajęcie widzia-łaby Pani dla siebie?

Zaczynałam moją pracę w tele-wizji jako reporterka, przygoto-wywałam materiały dokumental-ne. Chętnie do tego wrócę, bopraca z drugiej strony kamerybardzo mi się podoba.

Życie osób znanych jest ła-komym kąskiem dla prasybulwarowej. Pani chyba sięudaje unikać plotkarskiegoświata. Czy to znaczy, że pro-wadzi Pani nieskazitelnieczyste życie?

Od „nastu“ lat, odpukać, jestemw szczęśliwym związku małżeń-skim z tym samym mężczyzną,więc nie bardzo znajdują tu poledo działania ci, którzy tematówdo plotek szukają w moim życiu.

Czym są dla Pani wszystkiezdobyte nagrody? Przypom-nijmy, że w zeszłym rokuuzyskała Pani prestiżową na-grodę telewizyjną - Super-Wi-ktora, wcześniej otrzymałaPani sześć Wiktorów.

Ten Super-Wiktor mnie „załat-wił“, bo już nie mogę ubiegać sięo kolejnego Wiktora. I jaką jamam znaleźć motywację do dal-szej pracy? Żarty żartami, alemuszę przyznać, że nagrodyprzynoszą ogromną satysfakcję.

W zeszłym roku tę nagrodęwręczała Pani mama, mówiąc:„To przecież jeszcze dziecko...“

Tak, przecież każda z nas jest dlaswojej mamy zawsze dzieckiem.

Czy mama doradza Paniw pracy zawodowej?

Tak, oczywiście. Im jestem star-sza, tym bardziej liczę się ze zda-niem mamy. Gdy byłam nastolat-ką, nie brałam jej zdania pod uwa-gę, co więcej, zachowywałam siędokładnie odwrotnie, bo młodymczłowiekiem rządzi przekora.Z wiekiem przychodzi życiowamądrość i człowiek zaczyna odróż-niać te rady, które są radami odserca, od pseudorad. Powinno sięwiedzieć, że mama zawsze daje ra-dy od serca, ale to dopiero po ja-kimś czasie orientujemy się, żeniewiele jest osób, które rzeczy-wiście szczerze, rzetelnie nas oce-niają i ich uwagom i radom może-my zaufać, ponieważ są podykto-wane przede wszystkim chę-cią pomocy. Żeby sięo tym przekonać, trzebado tego dorosnąć. Obec-nie sugestie mamy roz-ważam, biorę pod uwa-gę, choć nie oznacza to, żerobię wszystko, co mi pod-powiada. Ważne jest zacho-wanie swojego stylu i swo-jego zdania.

Myślała Pani kiedyś o tym,żeby wyjechać z Polski i osiąść gdzieś za granicą?

Podziwiam wszystkich, któ-rzy znaleźli swoje miejsce pozaPolską. Na początku lat dzie-więćdziesiątych mieszkałamdwa lata we Włoszech, gdziemogliśmy oboje z mężem po-zostać, bo obydwoje mieliśmypropozycje pracy. Zbyt tęskni-łam za Polską, za rodziną, zamiejscami, które lubię. Myślę,że to, co pomaga Polakom żyćpoza Polską, to fakt, że znajdująw danym kraju swoją drugą po-łowę. Wtedy taki związek jestważniejszy od tęsknoty za oj-czyzną. Jeżeli ktoś znajdujedobrą pracę i miłość, to nicwięcej mu do szczęścia nie po-trzeba. Nasze miejsce jest tam,gdzie jest nasza druga połowa.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

Autorka dziękuje paniMarii Buczakz Wiednia zaumówienie spotkaniaz Grażyną Torbicką.

Page 14: Monitor Polonijny 2005/3

Aby tradycji stało się zadośćrównież w tegorocznym karna-wale - w sobotę 5 lutego - Amba-sador RP Zenon Kosiniak-Ka-mysz i prezes bratysławskiegoKlubu Polskiego Beata Wojna-rowska w pierwszej parze polo-neza otworzyli VII Bal Polski.

Dostojny polonez wyróżniaBal Polski spośród innych ba-lów, które w tym samym czasieodbywają się w Bratysławie,dlatego w rytmie tego wspani-ałego tańca rozpoczęły cało-nocną zabawę prawie wszyst-kie przybyłe na bal pary. Po

tak uroczystym wstępie każdymógł już bawić się przy typo-wej balowo-dyskotekowej mu-zyce, urozmaicanej polskimii słowackimi przebojami.Szczególnie miłą niespodzian-ką tegorocznego balu byłowystąpienie Urszuli Zomer-skiej-Szabados, która zagrałai zaśpiewała kilka utworów.

Dla bawiących się w hotelu„Dukla” gości z Polski, Słowacji,Austrii organizatorzy przygoto-wali również polskie dania -pyszne śledzie oraz bigos.

Kulminacyjnym punktem ba-lu była loteria. Wszyscy, którzykupili losy, w napięciu oczeki-wali, czy uda im się coś wygrać,czy też szczęście uśmiechniesię do nich dopiero za rok...A nagród w loterii było sporo:ciężkie do udźwignięcia butelkiwina, bony na zakupy w hurtow-ni odzieżowej, prenumerata ty-godnika „Polityka” i dziennika„SME”, kosze z niespodzianka-mi, zabiegi w salonie kosme-

VII

Ba

l Po

lsk

i K arnawał to czas zimowych zabaw, maskarad, pochodów. Polakom żyjącym w Słowacjikojarzy się przede wszystkim z Balem Polskim, organizowanym co roku przez Klub

Polski Region Bratysława oraz Ambasadę RP w Bratysławie.

Page 15: Monitor Polonijny 2005/3

tycznym, a także wycieczka doWieliczki, przelot samolotem dowybranego europejskiego miastaczy uroczysta kolacja w towa-rzystwie pana ambasadora z mał-żonką. Wybrańcy losu z uśmie-chem odbierali swoje wygrane,a ci, którym tym razem szczęścienie dopisało, mieli satysfakcję, żepieniądze z loterii zostaną przeka-zane na rozwój działalności szkół-ki piątkowej.

Zabawa trwała do białego ranaa echo, ...cho!!!, ...ho!!!, ....o!!!!!! ba-lu będzie dobrzmiewać jeszczedługo po zakończeniu karnawału.

IRENA MALEC

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK &

ROB

ERTO

POR

ADA

Klub Polski Region Bratysława składa podziękowaniaAmbasadorowi RP w RS, panu Zenonowi Kosiniako-wi-Kamyszowi, oraz panu konsulowi WojciechowiBilińskiemu, a także Piotrowi Wardakowi za pomocw przygotowaniu balu. Dziękuje również sponsorom,którzy finansowo wsparli przedsięwzięcie, czyliJanowi Badžgoňowi, Tadeuszowi Frąckowiakowi,Jurajowi Demidovowi oraz sponsorom, którzyufundowali nagrody na loterię, a którymi byli:Ambasada RP w RS, Badžgoň Jan, CIECH, Clarins /Salon Piękności, Drogeria rodziny Šramków,

Hurtownia OPERATÍVA Šamorín, ICE SLOVAKIA –Mária Sýkorová, Instytut Polski, AnnaJarina, KINO IMAX ORANGE, Kopalnia soliw WIELICZCE, KORATEX, MILI – MiroslavLipovský, OPEL C and S, PETIT PRESS –wydawca dziennika SME, POLITYKASpółdzielnia Pracy, SKY EUROPE,TAJPEX s.r.o., TEXTIL ŠAŇA, VINTOUR,Wydział Ekonomiczno HandlowyAmbasady RP. Pieniądze uzyskanez loterii zostaną przekazane nadziałalność szkółki piątkowej KlubuPolskiego w Bratysławie.

Imprezę monitorowały słowackie media: TV Markiza, STV, TA3, Slovenský rozhlas,Radio Regina, Radio Express, dziennik SME

Page 16: Monitor Polonijny 2005/3

16 MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

Oscar dla PolakaPolski kompozytor Jan A. P. Kaczmarek

zyskał Oscara za muzykę, którą skompono-wał do filmu „Marzyciel”. Film opowiadao Jamesie Matthew Barriem, autorze sztuki o Piotru-siu Panu, w którym główne role grają Johny Deep,Kate Winslet i Dustin Hoffman.

Kaczmarek jako kompozytor debiutował w awan-gardowym „Laboratorium” Jerzego Grotowskiego.Założył „Orkiestrę Ósmego Dnia”. Po tournee po USAnagrał tam debiutancki album zatytułowany „MusicFor The End”. Od 1989 roku mieszka w Ameryce.Światową sławę zyskał dzięki kompozycjom doznanych filmów: „Całkowite zaćmienie”, „PlacWaszyngtona”, „Trzeci cud”, wszystkie w reżyseriiAgnieszki Holland, oraz „Aimee i Jaguar” MaxaFarberbocka, „Niewierna” Adriana Lyne’a.

Polscy artyściwystąpili w specjalnymkoncercie na rzecz ofiartsunami. Koncert odbyłsię 6 lutego b.r. naPlacu Teatralnymw Warszawie. Byłtransmitowany przezTVP 2 i TV Polonia,a promowała gopiosenka Jacka Cyganai Romualda Lipki„Pokonamy falę”. W jejnagraniu wzięło udziałwielu wykonawców, m.in.Irena Santor, Kayah,Zbigniew Wodecki,Maryla Rodowicz, AnnaMaria Jopek, Urszula,Budka Suflera, „Kombi”,Justyna Steczkowska,Michał Wiśniewski.Oprócz artystów biorących udział

w nagraniu piosenki„Pokonamy falę”w koncercie wystąpilim.in. zespół „Blue Café”,„Sistars”, „Łzy”,Bogusław Mec.Trzygodzinny koncertzapowiadało 60prezenterówi dziennikarzy

telewizyjnych, którzy przedstawialikrótkie historie osóbposzkodowanych podczas tragediiw Azji. Impreza miała charaktercharytatywny. „Pokonamy falę, jeślikażdy z nas zbuduje brzeg z miłościswej...” – oto słowa piosenki,jednoczące Polaków z ofiaramiw Azji.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Pod koniec ubiegłego rokupojawiła się kolejna płytaJustyny Steczkowskiejzatytułowana „FemmeFatale”. Na krążkuznalazło się 14 znanychpiosenek z repertuaruzarówno światowych sław,takich jak: Edith Piaf, Mar-lena Dietrich, Marilyn Mon-roe, ale i polskichartystek: Ewy Demarczyk,Anny German czy samejSteczkowskiej. Ciekawearanżacje, nowe klimatystarych przebojów plusciekawe zdjęcia artystkiucharakteryzowanej naświatowe divy są warteposłuchania i obejrzenia.

Page 17: Monitor Polonijny 2005/3

17MARZEC 2005

V súťažnej kategórii prvýcha druhých hraných filmov saprezentovalo snímkom „Wese-le“ rež. Wojciecha Smarzow-ského oceneným v mnohých ka-tegóriach na ostatnom FFFv Gdyni. V poradí druhý celove-černý film režiséra prináša neo-byčajne ostrý a krutý pohľad nasúčasnú spoločnosť. Ako pred-text mu poslúžila svadobná hos-tina pri ktorej sa sťa v krivom zr-kadle odráža obraz spoločnostiposadnutej chamtivosťou a kul-tom peňazí. Zámožný vidieckyfarár Wojnar (vynikajúci herecký výkonMariana Diędziela – cena za hlavnú muž-skú rolu) v podkarpatskej oblasti vydávasvoju jedinú dcéru. Pozná veľkosť svoj-ho majetku a je si vedomý toho, že zapeniaze kúpi všetko. Aj zaťa pre svojudcéru Kasiu (skvelá Tamara Arciuch –známa zo seriálu Adam i Ewa), ktoráv čase štúdia v meste otehotnela a jejpartner o tom nechce ani počuť. ZaťJanusz (Bartolomej Topa) ako morálnusatisfakciu dostáva luxusné športovéAudi, ukradnuté a privezené z Nemeckašvagrom miestneho farára. Ten za svojeslužby žiada navyše aj dva hektárepôdy. Problém je v tom, že majiteľom ze-me je zanovitý dedko, ktorý nechce ak-ceptovať pofidérne kšefty svojho synai keď pôvodne mal zámer pôdu venovaťvnučke ako veno. Keď sa farárov šva-gor, gangster, dozvie od pripitých sva-dobčanov že sľúbenú pôdu nezíska, od-strelí Wojnorovi prst na výstrahu. Tenv zúfalstve prehovára otca, aby súhlasils prepisom pôdy a prostredníctvom pod-plateného notára (Arkadiusz Jakubik)previedol pôdu na nového majiteľa.Transakciu prekazí náhla smrť deda.Nebolo by vhodné narušiť svadobnú zá-bavu, a tak mŕtvola putuje do púzdra od

kontrabasu. Smarzowski nenecháva nasvojich hrdinoch suchej nitky. Dvojtvár-na morálka, korupcia, faloš a chamtivosťsú hlavné charakterové črty jeho prota-gonistov. Svet, ktorý predstavuje, je ne-chutne krutý ale bolestne pravdivý.Príznačným symbolom nenažranosti jesvadobný bigos, ktorý uvarili z pokaze-ných údenín, chutí výborne ale jeho zá-kernosť sa prejaví v plnej sile na toale-tách. Silnou stránkou tejto humorne la-denej tragifrašky je dokonalá súhra pro-fesionálnych hercov a amatérov. Mimo-chodom režisér obsadzoval všetkýchhercov prostredníctvom konkurzu. Mno-hí prirovnávajú jeho film k rovnomennejWajdovej adaptácii Wyśpianského drá-my zo 72. roku. Pokiaľ u Wyśpianskéhosvojský rytmus scén a dialógov určujesvadobná hudba, tentoraz filmový ryt-mus limituje množstvo vypitého alkoho-lu a jeho vplyv na svadobčanov. Tempo-rytmus kamery, strihu a hudby je v do-konalej symbióze s dramatickosťou dejo-vej línie. Právom bol tento filmárskyskvost vybraný medzi šesť najžiadanej-ších titulov na premietanie počasFilmovej noci. Novinárska obec ho vyso-ko ocenila za univerzálnosť predostrenejtémy v postsocialistickom priestore

a považovala ho za svojho fa-vorita. Škoda, že u poroty ne-našiel pochopenie. U mňa zví-ťazil. V sekcii európsky filmPoľsko predstavilo snímkuRyszarda Brylského „Żurek“.Tento absolvent Akadémievýtvarných umení na Filmo-vej škole v Łodzi nakrútil namotívy poviedky Olgy Tokar-czuk trpko-smutný príbeho bezradnej žene, hľadajúcejsvoje miesto v súčasnom bru-tálnom svete. Snaží sa zacho-vať predovšetkým svoju tvár

a česť. Príbeh sa odohráva v zabudnutejvidieckej osade na pohraničí v predvia-nočnom období. Halina (vynikajúca rolaKatarzyny Figury) a jej mladučká dcéraIwanka (Natalia Rybicka – známa zo se-riálu Samo życie) hľadajú otca dieťaťa.Malo byť pokrstené počas Vianoc. Takýbol prísľub Haliny svojmu manželovi. Tenspáchal samovraždu po zrušení želez-ničnej zastávky kde pracoval ako vý-pravca stanice. Ovinutý bielo-červenouzástavou sa hodil pod posledný vlak. 15-ročná Iwanka, ktorá má niekoľkomesač-né dieťa je zaostalá vo vývoji a tvrdošij-ne zamlčuje otca svojho syna. Matkapátra po identite neznámeho otca a nútidcéru k priznaniu. Tá však zakaždýmoznačí iného a vystavuje tým svoju mat-ku nepríjemným situáciam. Režiséra scenárista v jednej osobe vtisol príbe-hu hlbší rozmer univerzálnej ľudskej drá-my. Vďaka za pekný umelecký zážitok.Film získal zvláštnu cenu poroty na FFFv Gdyni 2003. Na Bratislavskom festiva-le udelila porota hlavnú cenu izraelské-mu filmu „Or (môj poklad)“ pôsobivejpsychologickej sonde vzťahu matky -prostitútky a jej 16-ročnej dcéry.

Do pozeraniaPAVOL BEDROŇ

6 . M E D Z I N Á R O D N Ý F I L M O V Ý F E S T I V A L B R A T I S L A V A

Úspešné “Wesele”- dobrý “Żurek”7 kinosál Palace Cinemas v Auparku bolo od 3.-11. 12. 2004 dejiskom prehliadky

celosvetovej filmovej produkcie v rámci 6. MFF Bratislava. Aj Poľsko malo svojezastúpenie v dvoch sekciách.

Page 18: Monitor Polonijny 2005/3

W dniu 18 sierpnia 1925 rokuo godz. 18.30 redaktor

Stanisław Odyniec stanął przedmikrofonem próbnej radiostacjiPolskiego Towarzystwa Radio-technicznego, by przekazać dopublicznej wiadomości informa-cję, że koncesję na budowęi eksploatację urządzeń radio-fonicznych na terytorium całegokraju otrzymała Spółka „PolskieRadio”. Po tej audycji stacja PTRzawiesiła swą działalność.

Wśród niewtajemniczonych zdumieniebyło ogromne. Zadawano sobie pytania,dlaczego wybrano właśnie tę małą, nie-znaną nikomu, istniejącą tylko na papie-

rze firmę, mającą w dodatku tylko sym-boliczny kapitał własny (przypomnijmy –2 tys. złotych). Dlaczego pominięto Pol-skie Towarzystwo Radiofoniczne, które-go działacze – entuzjaści radia – wygła-szali odczyty, prowadzili kursy, publiko-wali artykuły, „gardłowali” w parlamen-cie za ustawą radiową, które wreszcie ja-ko pierwsze wprowadziło w eter polskiesłowo?

By odpowiedzieć na te pytania i roz-wiać wątpliwości wokół zasadności ta-kiej decyzji, powróćmy do roku 1923.Jesienią tego roku w Warszawie dyrekto-rowi polskiego koncernu „Siła i Światło”,inż. Tadeuszowi Sułkowskiemu, złożyłwizytę powracający z Ameryki dr Zyg-munt Chamiec, lekarz, który nigdy niepraktykował, natomiast znany był w sfe-rach finansowych, bowiem piastował od-powiedzialne stanowiska w PolskiejKasie Kredytowo-Pożyczkowej, a potemw Banku Handlowym. Dr Chamiec wróciłz Ameryki pod wyraźnym wpływem pa-nującego tam szaleństwa radiowego.Jego wizyta u inż. Sułkowskiego nie by-ła przypadkowa i zaowocowała założe-niem w listopadzie 1923 roku Spółki„Polskie Radio” jako jednego z przed-siębiorstw koncernu „Siła i Światło”,pierwszej polskiej spółki akcyjnej po-wstałej po uzyskaniu przez kraj niepod-

ległości. Spółkę tę zarejestrowano 5 lu-tego 1924 roku. Jej zadaniem było cze-kać i w odpowiednim momencie wy-stąpić o koncesję na nadawanie progra-mu radiowego. Prezesem spółki był

dr Chamiec, a oparciem finansowympraktycznie nieograniczony ka-pitał koncernu „Siła i Światło,”któremu podlegały elektrownie,elektryczne koleje dojazdowe,tramwaje, przedsiębiorstwo bu-dowy sieci elektrycznej „KabelPolski”, a nawet miasto-ogródPodkowa Leśna. Dyrektor tegoświetnie zarządzanego koncer-nu, inż Sułkowski, był człowie-kiem w Polsce znanym i szano-

wanym, posiadającym też liczne koneks-je w zagranicznych sferach gospodar-czych. Obu panom udało się przyciągnąćdo nowej Spółki „Polskie Radio” wieluznaczących udziałowców. Jednym z nichbył również Leopold Skulski, chemik, za-łożyciel Narodowego Zjednoczenia Ludo-wego, przedstawiciel w Lidze Narodów,poseł na Sejm Ustawodawczy, któryw 1919 roku przez sześć miesięcy byłpremierem, a potem ministrem spraw za-granicznych. Porównanie możliwościekonomicznych i obszaru wpływów gru-py osób stojących za Polskim Radiemz możliwościami Polskiego TowarzystwaRadiotechnicznego wyjaśnia nam decy-zję o przyznaniu monopolistycznej kon-cesji na nadawanie programu na obsza-rze całego kraju właśnie Polskiemu Radiu.

W chwili otrzymania koncesji Spółka„Polskie Radio” nie miała ani własnej sta-cji nadawczej, ani doświadczenia w reali-zacji programu radiowego, zawarła więcporozumienie z Polskim TowarzystwemRadiotechnicznym, które oddało jej dodyspozycji swoją radiostację. PolskieRadio uruchomiło ją 26 listopada 1925roku. Pracowała ona do 14 marca 1926roku, kiedy to Spółka „Polskie Radio”rozpoczęła nadawanie próbne przez wła-sną stację radiową.

Pierwsza oficjalna stacja nadawczaPolskiego Radia w Warszawie zostałauruchomiona 18 kwietnia 1926 rokuo godzinie 17.00. Słowami: „Halo, halo,Polskie Radio Warszawa, fala 480” roz-poczęło regularną emisję programu.Otwarcie stacji było wielkim wydarze-niem. Dokonał go ówczesny premier i mi-nister spraw zagranicznych dr Aleksan-der Skrzyński, a przemawiali prezes za-rządu Polskiego Radia inż. Tadeusz Su-łowski oraz dyrektor dr Zygmunt Cha-miec. Program zapowiadała JaninaSztompkówna.

Tego samego dnia oddano do użytkurozgłośnię radiową w gmachu Towarzy-stwa Kredytowego Ziemskiego w War-szawie przy ulicy Kredytowej 1. Była topierwsza rozgłośnia Polskiego Radia,składająca się z jednego studia o kuba-turze ok. 100 m3 oraz pomieszczeń biu-rowych i technicznych.

Gdy radio zaczynało...

MONITOR POLONIJNY18

TO WARTO WIEDZIEĆ

Page 19: Monitor Polonijny 2005/3

19MARZEC 2005

Jeden kilowat mocy i zasięg30 km na detektor nie odpowia-dały potrzebom 30-milionowe-go państwa. Nic więc dziwnego,że równocześnie z otwarciemPolskiego Radia przystąpionodo budowy nowej stacji na-dawczej na wydzierżawionej150-metrowej działce (za cenękilograma żyta za metr kwadra-towy) na Forcie Mokotowskimprzy ul. Racławickiej 99. Zasto-sowano tam nadajnik QD8o mocy 10 kilowatów – seryjnyprodukt firmy Marconi WirlessCo. Ltd. Regularne nadawanieprogramu rozpoczęła stacja nafali o długości 1115 m (269kHz) 2 stycznia 1927 roku.Owe 10 kilowatów było na oweczasy mocą ogromną, toteżstacja na Forcie Mokotowskimnależała do europejskiej czo-łówki, nie ustępując takim sta-cjom, jak Rzym, Wiedeń czyBerlin. Antena o długości 130 m rozpiętabyła na masztach o wysokości 75 m.Odbiór detektorowy zwiększył się do 90 km. Nadajnik był wielokrotnie moder-nizowany. Polskie Radio zmieniło też stu-dio, przenosząc się w 1929 roku z ulicyKredytowej na ulicę Zielną 25, gdzie byłojuż pięć pomieszczeń studyjnych, z któ-rych największe miało kubaturę 1050 m3.

Wielkim wydarzeniem było urucho-mienie silnej stacji nadawczej w Raszy-nie, której budowę rozpoczęto w marcu1930 roku, a uroczyste otwarcie nastąpi-ło 24 maja 1931 roku. Antena o długości280 m była zawieszona na dwu stalo-wych masztach o wysokości 200 m ka-żdy. Było to najwyższe umieszczenie an-teny radiofonicznej na świecie. Raszynpracował na fali o długości 1339 m(224 kHz). Był najsilniejszą stacją radio-wą w Europie (120 kilowatów), jego zasięg na detektor wynosił do 300 km,a na odbiornik lampowy 4 tys. kilome-trów. Z Raszyna do całego świata docie-rał sygnał Warszawy, którym był Polo-nez A-dur Fryderyka Chopina, a pośmierci marszałka Józefa Piłsudskiegopoczątkowe takty Pierwszej Brygady.

Powróćmy jednak do czasów, gdy Pol-skie Radio zaczynało… Zaledwie kilka ty-godni po inauguracji Spółka „Polskie Ra-dio” zorganizowała w Warszawie, w gma-chu Szkoły Podchorążych przy AlejachUjazdowskich, pierwszą OgólnopolskąWystawę Radiową. Jej otwarcie zaplano-wano na 15 maja 1926 roku, ale po po-łudniu 12 maja Szkoła Podchorążych,broniąca Belwederu, znalazła się w ogniuszturmujących Warszawę oddziałówmarszałka Piłsudskiego. Przesunięcieotwarcia wystawy na czerwiec nie spo-wodowało spadku zainteresowania nią -zwiedziło ją ponad 70 tys. osób. Oble-gano przede wszystkim stoisko radioa-matorów, którzy przez własnoręcznieskonstruowane aparaty przesyłali naoczach widzów pozdrowienia dla radio-amatorów z Nowego Jorku, a już po kilkuminutach otrzymywali od nich podzięko-wania. Na wystawie pokazano m.in. urzą-dzenia studia, zorganizowano próby gło-sów z nagrodami dla najlepszych, a dzia-łający w jej ramach urząd pocztowy wy-dał ponad tysiąc zezwoleń na posiadanieradia. Po zakończeniu wystawy liczbaabonentów wzrosła w 1926 roku z pier-

wotnych 5 200 do 42 592.Opłata abonamentowa wyno-siła 3 złote, ale nie każdy po-siadacz skrzynki z magicz-nym zielonym okiem chciał jąpłacić. W 1926 roku odbył siępierwszy w historii PolskiegoRadia proces „radiopajęcza-rza”, którym był właścicielwarszawskiej piekarni „War-szawianka”. Wyrok sądu byłsurowy – 500 zł grzywny. Os-karżony tłumaczył się przedsądem, że radio było dla nie-go lekarstwem na impotencję.Znaczna większość abonen-tów nie traktowała jednak ra-dia jako środka leczniczego,lecz z uwagą słuchała progra-mu radiowego, który już odpoczątku był, jak oceniają his-torycy Polskiego Radia, doj-rzały i profesjonalny, porów-nywalny z audycjami innychstacji europejskich. Stale po-

szukiwano nowych form - przez pierw-szych dziesięć lat, nazywanych też zło-tym wiekiem Polskiego Radia, niemalcodziennie pojawiał się nowy pomysł, no-wa forma. Słuchano wszystkiego - muzy-ki, wykładów, programów literackichi sportowych, audycji dla dzieci i tzw.transmisji z życia, przypominających dzi-siejsze reportaże. Praca w radiu nie byławtedy prosta, bowiem wszystko szło „nażywo”, niczego nie zapisywano na żad-nych nośnikach. Sensacją stało się wyj-ście z mikrofonem poza studio, któryzainstalowano na trybunie sejmowej,i zapoczątkowanie służby sprawozdaw-czej Polskiego Radia. Ogromne wrażeniena opinii publicznej wywarło ogłoszeniewyniku wyborów prezydenckich już w kil-ka sekund po ogłoszeniu go w Sejmie.Pierwsza polska powieść radiowa Dnipowszednie państwa Kowalskich skupia-ła przy radioaparatach całe rodziny.Melomani z niecierpliwością oczekiwalipiątkowych transmisji koncertów z filhar-monii i nie przeszkadzały im ani trzaskiw eterze, ani zabłąkany w mikrofoniegłos damy, polecającej z sali koncertowejswej gosposi przygotowanie kolacji dla

Tade

usz

Boch

eńsk

iEw

a Ch

ojno

wska

Józe

f Opi

eńsk

iZb

igni

ew Ś

więt

ocho

wski

Jani

naSz

tom

pka-

Grab

owsk

a

Olbrzymią popularność zdobył zawód spikera. Podziwiano humor,przytomność umysłu i polszczyznę. Oto najsłynniejszi z nich.

Page 20: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY20

W tym roku Paszport „Polity-ki” w dziedzinie literatury otrzy-mał Sławomir Shuty za powieśćZwał, wydaną przez warszaw-skie wydawnictwo „W.A.B.”w 2004 roku. Powieść, o którejDariusz Nowacki, jeden z nomi-nujących krytyków, napisał:„…jadowita, szalona i demaska-torska powieść, najbardziej nie-przyjemna książka ostatniegosezonu.”

O Sławomiru Shuty koledzyz krakowskiego czasopisma„Ha!art” mówią, że jest totalnąosobowością, fotografuje, reży-seruje, promocje książek zamie-nia w performance, pisze mani-festy antykonsumpcjonistycz-ne. Ten prorok antykonsum-pcjonizmu (jak sam siebie nazy-wa) śmieje się ze wszystkiego,z siebie też. Jest twórcą jednoo-sobowego Cyrku Shuty, którynazywa „błazenadą na żywo”.Podczas najgłośniejszych per-formeance’ów biczuje się pa-rówkami z hipermarketu. Jegokoledzy twierdzą, że w ten spo-sób „biczuje się za błędy kon-sumpcyjne rodaków”.

sześciu osób. Dużą popularnością cie-szyły się też tzw. skrzynki radiowe, czyliaudycje przygotowane na podstawie lis-tów słuchaczy, zawierające porady z za-kresu różnych dziedzin. Do radiowychanegdot przeszła historyjka, dotyczącaredaktora jednej z takich skrzynek, panaStempowskiego, który to słuchaczce,skarżącej się na wypadanie włosów, po-lecił zrezygnowanie z jazdy na rowerze.Oburzenie radiosłuchaczy było tak wiel-kie, że tylko dzięki swej popularnościi tolerancji dyrekcji Polskiego Radia au-tor rady pozostał w rodzinie radiowców.

W pierwszym dziesięcioleciu powsta-ły rozgłośnie regionalne Polskiego Radiaw Krakowie, Poznaniu, Katowicach, Wil-nie, Lwowie, Łodzi, Toruniu. W 1937 ro-ku dołączyły do nich Warszawa II,w 1938 Baranowicze. Każda z tych roz-głośni wzbogacała program ogólnopol-ski o to, co miała najlepsze i najoryginal-niejsze: z Krakowa był to hejnał z wieżymariackiej, z Poznania gimnastyka po-ranna, z Wilna słuchowiska i audycje li-terackie, a ze Lwowa Wesoła lwowskafala Szczepcia i Tońcia.

W 1927 roku Polskie Radio jakopierwsze w świecie zainaugurowało mię-dzynarodową wymianę programów.Z zagranicy transmitowano przede wszy-stkim koncerty. Pierwszy był transmito-wany z Wiednia. Z ogromnym wzrusze-niem słuchano w 1931 roku transmito-wanego z Lozanny koncertu IgnacegoPaderewskiego.

Polskie Radio jak magnes przyciągałozarówno pisarzy, dyrygentów, aktorów,jak i polityków. Było największą sceną,największym wydawnictwem, najwię-kszą trybuną. W dwudziestoleciu mię-dzywojennym jego pracownikami lubwspółpracownikami byli m.in. Stefan Ja-racz, Aleksander Zelwerowicz, JerzySzaniawski, Jarosław Iwaszkiewicz, Ma-ria Dąbrowska, Maria Kuncewiczowa,Grzegorz Fitelberg, Zdzisław Górzyński.Trudno znaleźć wśród artystów, pisarzy,polityków i uczonych kogoś, kto nieuległ magicznej sile radia. Ale też każdy,kto znalazł się w radiowym studiu, mu-siał liczyć się z tym, że poddaje się kry-tycznej ocenie tysięcy radiosłuchaczy.

Olbrzymią popularność zdobył zawódspikera. Podziwiano humor, przytom-ność umysłu i polszczyznę najsłynniej-szej spikerki - pani Janiny Sztompków-ny. Podziwiano legendarnego dziś spike-ra - Tadeusza Bocheńskiego, który z ra-diem związany był od początków jegoistnienia przez całe swoje życie.Bocheński, zmarły w 1968 roku, pozos-tawił po sobie wspomnienia, zatytułowa-ne Znam tylko Twoje listy. Spikerw owych czasach był profesją wyjątko-wą, nie był tylko „zapowiadaczem” pro-gramu, ale musiał czuwać nad jego wy-konaniem, przyjmował występującychgości, po występie wypłacał im honora-ria, obsługiwał urządzenia studyjne, na-kręcał stojący w studiu gramofon sprę-żynowy, odbierał telefony, a wszystko tow stroju wieczorowym i na stojąco.Musiał być nienaganny, mieć podniosłytembr głosu, a jeśli się pomylił, to mówi-ła o tym cała Warszawa i bliższa orazdalsza okolica.

Wydarzeniem, zamykającym pierw-sze dziesięciolecie Polskiego Radia, swo-istym egzaminem technicznym i dzien-nikarskim była transmisja z pogrzebumarszałka Józefa Piłsudskiego w maju1935 roku. Trwała 15 godzin. Na trasiekonduktu, który kroczył ulicami Warsza-wy, potem koleją jechał do Krakowa i da-lej już pieszo na Wawel, umieszczono 34 mikrofony dla 11 przemieszcza-jących się sprawozdawców (na mikrofonw dzisiejszej postaci trzeba było jeszczedługo czekać).

Pierwsze dziesięć lat PolskiegoRadia to nie tylko okres jego rozwojutechnicznego, okres niebywałego roz-woju radiofonii w Polsce oraz dzienni-karstwa radiowego, ale również do-niosły czas budowania przez PolskieRadio etosu radia publicznego, integru-jącego społeczeństwo polskie, oraz eto-su polskiego radiowca. To wówczasPolskie Radio formowało wrażliwośćspołeczną i solidarność. Toteż dziś,w roku, gdy obchodzi ono swe osiem-dziesięciolecie i jest instytucją cieszącąsię największym zaufaniem społecz-nym, warto wiedzieć, jak zaczynało.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

J uż po razdwunasty redakcja

prestiżowego tygodnika„Polityka” wręczyła swojedoroczne nagrody –Paszporty. Redakcja traktujePaszporty „jako dowodyartystycznej tożsamościmiędzynarodowej klasy twórców”.Otrzymują je twórcy młodzi, dopierobudujący swą znaczącą pozycjęartystyczną. Nagrody „Polityki”przyznawane są za dokonaniaw następujących dziedzinach:literatura, film, teatr, sztukiwizualne, muzyka poważna, estrada.

J uż po razdwunasty redakcja

prestiżowego tygodnika„Polityka” wręczyła swojedoroczne nagrody –Paszporty. Redakcja traktujePaszporty „jako dowodyartystycznej tożsamościmiędzynarodowej klasy twórców”.Otrzymują je twórcy młodzi, dopierobudujący swą znaczącą pozycjęartystyczną. Nagrody „Polityki”przyznawane są za dokonaniaw następujących dziedzinach:literatura, film, teatr, sztukiwizualne, muzyka poważna, estrada.

Page 21: Monitor Polonijny 2005/3

Urodzony w 1973 rokuw Nowej Hucie pisarzuważa, że właśnie w tymmieście tkwi ogromny po-tencjał literacki i filmowy.Nic więc dziwnego, żestrony swych książek za-pełnia nowohuckimi blo-kersami, oszołomionymi rekla-mą, bezrobotnymi, znajomymi,przechodniami. Z właściwą so-bie ironią opisuje zarówno życiecodzienne Nowej Huty, jak i to„od święta“, a zna je doskonale,ponieważ do 15 roku życia nieprzekroczył granic swego osied-la, gdyż, jak pisze: „Szkoła, sklepy,magiel, boisko sportowe, bu-dowlanka – osiedle było mikro-światem. Nie było potrzeby sięstamtąd ruszać. Rodzice też niepalili się do wycieczek do Kra-kowa”. Z wykształceniajest ekonomistą, absol-wentem krakowskiejAkademii Ekonomicz-nej. Po studiach szukałswego miejsca: czterymiesiące pracował w ban-ku, potem była firma ku-rierska, wojsko, praca

w londyńskim przytułkudla narkomanów, po pow-rocie do kraju wykopaliskaarcheologiczne i znówbank, naturalnie w NowejHucie, w którym wytrzy-mał rok i trzy miesiące.

Debiutował w 1999 rokutomem opowiadań Nowy wspa-niały smak. W 2001 roku opub-likował powieść Beł-kot, rok później Cukierw normie oraz powieśćinternetową Blok. Pisałw „Rastrze,” „Lampiei iskrze Bożej” orazw kwartalniku underg-roundowym „Ha!art”.

Jego pierwsze próbyprozatorskie, w których przedewszystkim krytykował Polakówza układne i leniwe przysposa-

bianie się do nowego,kapitalistycznego syste-mu, nie wzbudzały wiel-kiego podziwu wśródkrytyków, którzy zarzu-cali autorowi m.in. ule-ganie schematom lite-rackim i wzorom małe-go realizmu. Ich po-

wściągliwość przełamał dopieroZwał. Powieść stała się głośna.Uznano, że krytyka autorska jestw niej nie tylko dojrzała, ale na-brała ostrości. Ponadto, co z lite-rackiego punktu widzenia i czy-telniczego zresztą też bardzo wa-żne, powieść charakteryzuje siębogatą inwencją narratorską,ciętym dowcipem i wyrafinowa-nym stylem przekazu.

Zwał jest opowieścią o grupiemłodych inteligentów zatrud-nionych w symbolicznym Ham-burger Bank, o której autor pi-sze: „…jesteśmy jak wpuszczonedo słodkich wód sukcesu, nie-znające goryczy i groszy wielkie-go oceanu, ryby gupiki”. Są w tejpowieści systematyczne spotka-nia integracyjne z serkami i wi-nogronkami. Jest menedżerka,która wie wszystko, co należy,zna ekskluzywne i najmodniej-sze trasy turystyczne, kuchnięi samochody, opiekuje się pra-cownikami ciemiężonymi nanajniższych szczeblach drabiny– idealna przedstawicielka kon-sumpcyjnego imperium. JestKrzysio i inne tuzy najwspanial-szego ze światów.

W Zwale Shuty przet-worzył rzeczywistość po-znaną w czasie swej ban-kowej kariery. Jest towięc powieść nie tylkoantykonsumpcyjna, aletakże przedstawiającanajrozmaitsze stany uza-leżnienia, modły składa-

ne gadżetom i zachłystywaniesię blichtrem cywilizacji.

Marek Zalewski tak napisało tej powieści: „…to napisanaz drapieżnym humorem, ironicz-na, a zarazem realistyczna proza,w której autor daje opowieśćo kolejnym, tym razem pokole-niu straconym inaczej, bo w try-bach kapitalistycznej rzeczywi-stości”.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAKOVÁ

21MARZEC 2005

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

dla Sławomira ShutyPaszport

dla Sławomira ShutyPaszport

Page 22: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY22

Od czwartku do czwartku

Darek Gleb ma miesiące po-dzielone na tygodnie – od czwart-ku do czwartku. Cały tydzieńspędza w pracy w ośrodku re-socjalizacyjnym w Tomkach, ko-lejny tydzień – ze swoją rodzinąw Bratysławie. Po tygodniu nie-obecności ma co nadrabiać –czekają na niego żona i 5-letniacóreczka. Taki styl pracy wyma-gał wyrzeczeń, kiedy cztery latatemu Darek zdecydował się nanową pracę. „Było mi przykro, żenie widział niektórych postę-pów małej Ani, że zna je tylkoz moich relacji telefonicznych” –mówi jego żona. „Brakowałonam Darka, ale trzeba było sięz tym pogodzić”.

Mama i córka nauczyły się żyćw cyklu: tydzień bez Darka, a po-tem tydzień z nim. Wbrew pozo-rom to wcale nie jest łatwe. PracyDarka musiała podporządkowaćsię cała jego rodzina. Dlaczegozdecydowali się na takie wyrze-czenia? „Byłam zaskoczona i peł-na podziwu dla jego odwagi pod-jęcia pracy w zupełnie nowejdziedzinie” – wyjaśnia Elena Gle-bová.

Początki

Darek z Elenką poznali sięw 1985 roku w Szczecinie, do-kąd Elenka przyjechała z grupąstudentów do pracy. Darek pra-cował w zakładzie chemicznym.Po dwóch latach znajomość za-owocowała ślubem. „Mogłemmieć mieszkanie w Warszawie,ale zastanawiałem się, co zaofe-ruję żonie oprócz octu i zielone-go groszku. Podjąłem decyzję, żeprzeprowadzę się do niej” –wspomina Darek. Po przyjeździe

do Czechosłowacji zaczął praco-wać jako tokarz. Najpierw mie-szkali w Pezinku, z teściami, potem w okolicy Senca. „Było cię-żko, musieliśmy wcześnie wsta-wać, żeby dotrzeć na czas do pra-cy do Bratysławy” – opisuje Da-rek. „Zimą wstawałem o 4.30, że-by napalić w piecu i zdążyć na au-tobus o 6 rano. Potem Elenka do-stała mieszkanie w Bratysławie”.

Darek blisko 10 lat spędziłw Bratysławie bez kontaktu z Po-lakami. „Bardzo tęskniłem zaPolską, ale w Instytucie Polskim,który często odwiedzałem, nienatknąłem się na żadną informa-cję o mieszkających tu Polakach”.Dopiero pod koniec 1996 rokupo raz pierwszy spotkał roda-ków, którzy, podobnie jak on,zdecydowali się zamieszkać naSłowacji.

Terapia

Do ośrodka terapeutycznegow Tomkach trafiają narkomani,którzy zdecydowali się wyjśćz nałogu. Spędzają tam cały rok.Żyją w grupie pod okiem wycho-wawców–terapeutów, pracując(pomagają np. w pracach kanali-zacyjnych, porządkują las) i dzie-ląc obowiązki między sobą: ktośgotuje, ktoś robi zakupy, każdyjest za coś odpowiedzialny. Popołudniu – porządki i wspólnezajęcia, np. piłka nożna, siatków-ka. Jak w rodzinie. Wieczorem

rozmawiają. Darek należy dotych, którzy mówią o proble-mach prosto w oczy, nie oszczę-dza rozmówcy. Oni wiedzą, żenie będzie „cackania się” z nimi.„Lubię ich, ale wiem, po co tuprzyszli” – wyjaśnia nasz boha-ter. „To radość widzieć, jak ci lu-dzie się zmieniają: na początkunie potrafią sobie wyobrazić ży-cia bez narkotyków, są rozbici,a po roku opuszczają ośrodekzupełnie inni”.

Według nieoficjalnych sta-tystyk 76% z nich to ludzie wyleczeni.

Dlaczego „brali”? Żeby zasma-kować czegoś nowego, odreago-wać złe relacje w rodzinie. Czę-sto są to młode osoby, pochodzą-ce z rozbitych rodzin. Do ośrod-ka trafiają ludzie pełnoletni, naj-starszy pacjent miał 40 lat. Darekpracuje w ośrodku cztery lata.Ma opinię wymagającego i bez-pośredniego. Podopieczni wie-dzą, że jest Polakiem. „Nie stano-wi to przeszkody. Czasami sięuśmiechną, gdy się przejęzyczę”– mówi nasz rozmówca. Połowęokresu ich pobytu spędza z nimi,żyje ich problemami, cieszy sięich sukcesami.

Odbić się od dna

Zdecydował się na pracę z uza-leżnionymi, ponieważ sam prze-szedł podobną drogę – walczyłz alkoholizmem. Trzy lata uczę-

G rupa 14 młodych ludzi. Wszyscy po przejściach. Każdy z bagażemdoświadczeń i życiowych zawirowań. Choć młodzi, wiedzą, co to

znaczy sięgnąć dna i być uzależnionym. To wieczorne spotkanie grupyterapeutycznej narkomanów w ośrodku resocjalizacyjnym ROAD, n.o.w Tomkach koło Malacek. Pod okiem specjalisty opowiadają o swoichproblemach. Darek Gleb służy im pomocą, podpowiada, naprowadza nawłaściwe ścieżki. Rozumie ich, w życiu przeszedł swoje.

Tydzień tu, tydzień tam

Page 23: Monitor Polonijny 2005/3

23MARZEC 2005

szczał do centrum uzależnio-nych alkoholików, miewał tzw.suche okresy, bywało, że nie pił 4miesięce czy 9, ale potem nastę-pował kryzys. Wystarczyło, żepojawiły się problemy. „Mówi-łem sobie, że każdy pije – to nor-malne. Alkohol był wszechobec-ny” – wspomina Darek. Niektó-rzy twierdzą, że alkoholik musidotknąć dna, by się od niego od-bić. „U każdego to wygląda ina-czej. Dno to wcale nie musi byćkałuża na ulicy” – wyjaśnia. Prze-łom nastąpił u niego 8 lat temu.„Przyznałem się sam przed sobą,że jestem alkoholikiem” – mówi.„Spojrzałem na siebie i postano-wiłem, że nie będę pić”. Alkoho-lizm to choroba. Człowiek musisam zdecydować, czy chce wy-zdrowieć. Czy wyleczenie zależyod silnej woli? Jeśli kogoś boliwątroba, to musi on zdecydo-wać, czy nadal będzie pić kawę,jeść słodycze i ciężkostrawne po-trawy, czy wyeliminuje te pozy-cje z jadłospisu, by ratować swo-je zdrowie.

A jak to wpłynęło na rodzinęDarka? „To jest mój problem” –wyjaśnia. „Ten, kto ma chorą wąt-

robę, nie może zmuszać innych,aby nie jedli rzeczy, które jemuszkodzą”. W domu Darka nie maalkoholu. Tak zdecydowała jegożona, choć nie był to warunek je-go abstynencji. Po czterech la-tach od podjęcia przełomowejdecyzji Darek otrzymał propo-zycję pracy na rzecz uzależ-nionych.

Nowe perspektywy

Dziś Darek niesie ludziom na-dzieję, pokazując możliwość wyj-ścia z trudnych sytuacji. Pracaw ośrodku otworzyła przed nimnowe perspektywy. „Od kiedyprzestałem pić, zrobiłem maturę,teraz rozpocząłem studia” – opi-suje. „Wcześniej były aspiracje,ale nie było silnej woli. Moje ży-cie dezorganizował alkohol”.

Darek jest studentem pierw-szego roku studiów zaocznych,kierunku praca socjalna, w Kate-

drze Pedagogiki UniwersytetuKomeńskiego w Bratysławie.

Chce być lepszym terapeutą,chce się sprawdzić, udowodnićsobie, że stać go na więcej. Udo-wadnia, że na naukę nigdy niejest za późno. „Choć mam 48 lat,nie czuję się stary. Pracuję z mło-dymi ludźmi, od nich czerpięenergię” – wyjaśnia nasz bohater.„Bardzo dużo zawdzięczam mo-jej żonie, która nie akceptowałapicia, ale akceptowała mnie” –dodaje.

Elenkę cieszy fakt, że Darekodnalazł swoje miejsce w nowejpracy, bo przecież nie każdy na-daje się do takich zadań. Ludzie,z którymi pracuje, to jego drugarodzina. „To trudna droga dlanaszej rodziny, ale wiem, że niebyłabym szczęśliwsza, gdybyDarek był cały czas z nami, bo-wiem wówczas nie mógłby reali-zować się zawodowo”.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Tym czytelnikom, którzy chcieliby porozmawiać o uzależnieniach,potrzebują rady, podajemy numer telefonu Darka Gleba: 0902 348 064.Informacje o ośrodku w Tomkach można znaleźć na stronachinternetowych: www.road-tomky.sk

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

Page 24: Monitor Polonijny 2005/3

Cesarza tytułujemy: „JegoCesarska Mość”, króla: „WaszaKrólewska Mość, zaś Papieża:„Wasza Świątobliwość” lub„Ojcze Święty”.

Do księcia zwracamy się„Wasza Książęca Wysokość”albo „Wasza Królewska Wyso-kość”.

Do prezydenta mówimy„Panie Prezydencie” w sto-sunkach wewnętrznych, zaśobywatele innych państwużywają w stosunku do niegotytułu kurtuazyjnego - „Eksce-lencjo”.

Tytuły dyplomatyczne obej-mują:

• ambasadora nadzwyczaj-nego i pełnomocnego, do któ-rego zwracamy się: „PanieAmbasadorze”,

• charge d’affairs – jest todyplomata pełniący chwilo-wo obowiązki szefa misji (gdynp. ambasador jest na urlopiealbo z kraju długo nie przyje-żdża następca poprzedniegoambasadora, który już wróciłdo ojczyzny) – zwracając siędo niego, używamy tytułu za-leżnego od rangi, jaką zajmujew ambasadzie, np. „radca” czy„sekretarz”,

• inne tytuły w ambasadach

to: I sekretarz, II sekretarz i at-taché.

Na placówkach dyploma-tycznych pracują też radcahandlowy i attache wojskowy.Rozmawiając z radcą handlo-wym używamy tytułu „radca”,zaś w kontaktach z attachewojskowym – jego tytułu woj-skowego, np. „pułkownik”.

Od siebie chciałabym do-dać, że do kogoś, pełniącegofunkcję konsula, posiadające-go też tytuł w hierarchii dyp-lomatycznej, np. I sekretarza,ładniej będzie zwracać się,mówiąc: „Panie Konsulu” niż„Panie Pierwszy Sekretarzu”,ponieważ drugi zwrot, zwła-szcza na obszarze naszychpostkomunistycznych kra-jów, po prostu źle się kojarzy.

Muszę też przyznać, że pro-blematyczne bywa też tytuło-wanie kobiet zajmujących sta-nowiska dyplomatyczne, któ-re powinniśmy nazywać np.„pani radca”, „pani pierwszysekretarz”, (nie „pani pierw-sza sekretarka”!), pani konsul,pani ambasador. Radczyni, tożona radcy, ambasadorowa, tożona ambasadora, konsulowa,to żona konsula.

A co robić w przypadku,

gdy to żona pracuje w misjidyplomatycznej, a mąż niepracuje w ogóle? Będąc z mę-żem na placówce w Budape-szcie, poznaliśmy bardzo miłąpanią konsul z Australii, któramiała męża Polaka. Nazywa-liśmy go żartem... „pan konsu-lowy”.

Oprócz już przedstawio-nych istnieją jeszcze tzw. tytu-ły kurtuazyjne, które wyrażająpoważanie dla kraju oraz oso-by, który ona reprezentuje.

„Ekscelencja” – to tytułprzysługujący głowie państ-wa, premierowi, ministromi ambasadorom obcychpaństw. W kontaktach z oso-bistościami własnego krajumówimy do nich: „PanieMinistrze”, „Panie Ambasado-rze”. „Ekscelencją” nazywamyteż dostojników Kościołarzymskokatolickiego: bisku-pów i arcybiskupów.

Do dostojników kościel-nych, którzy nie są odzianiw purpurę, mówimy: „KsiężeBiskupie”, „Księże Arcybisku-pie”.

Tytuł „eminencja” zarezer-wowany jest wyłącznie dlakardynałów, zaś „magnificen-cja” to zawsze rektor wyższejuczelni, ale tylko w sytuac-jach uroczystych, bowiem naco dzień mówimy do niego:„Panie Rektorze”.

Pamiętajmy jednak, by tytu-łów w rozmowie nie naduży-wać, gdyż wówczas staje sięona zbyt drętwa. Tytuł roz-mówcy wystarczy wtrącić odczasu do czasu.

KATARZYNA KOSINIAK-KAMYSZ

MONITOR POLONIJNY24

Wszystkim Czytelnikom składamy najserdeczniejszeżyczenia z okazji Świąt Wielkanocnych Redakcja oraz Wydawca

TytułowanieT ytuły używane w dyplomacji mogą, jak sądzę,

większości osób przysparzać więcej kłopotówniż tytuły urzędowe i naukowe. Tytuły głów państwdotyczą cesarzy, królów i oczywiście papieża. Dyplomacja

i nie tylko

• Ż Y C Z E N I A • Ż Y C Z E N I A • Ż Y C Z E N I A • Ż Y C Z E N I A • Ż Y C Z E N I A •

Page 25: Monitor Polonijny 2005/3

Jak to z radiem było, a jak jest obecnieW tym odcinku naszych rozważań językowych chciałabym zająć się przyswajaniem niektórych wyrazów

obcych do polszczyzny. Inspiracją do zajęcia się tą tematyką był zamieszczony w poprzednim numerze„Monitora”, a kontynuowany w tymże, ciekawy artykuł D. Meyzy-Marušiakovej o początkach polskiego radia.

25MARZEC 2005

•3.03. i 4.03. godz. 19.00, SłowackaFilharmonia, Bratysława – koncert świa-towej sławy polskiego pianisty PiotraPalecznego z Orkiestrą FilharmoniiSłowackiej w Bratysławie pod batutą Ja-kuba Hrušy. Program: A. Dvořák„Gołąbek” – baśń symfoniczna op. 110,F. Chopin „Koncert na fortepian i orkiest-rę nr 1 e-mol op. 11”, C. Franck –„Symfonia d-mol”•9.03. godz. 16.30, Instytut Polski - ot-warcie wystawy plakatów MarianaOslislo

•14.03. „Studio 12”, Jakubovo nam. 12 -wideoprojekcja spektaklu „Emigranci” S. Mrożka w reż. Kazimierza Kutza•16.03. godz. 18.00, Wielki KościółEwangelicki, ul. Panenska – w ramachfestiwalu muzycznego „JohannSebastian Bach – Slovensko 2005” –„Pasja wg św. Mateusza” z udziałempolskiej sopranistki Anny Mikołajczyk•16.03. godz. 15.00 – festiwal„Literárna Banská Bystrica“, a w jego ra-mach spotkanie z poetą i krytykiem lite-rackim Krzysztofem Lisowskim

•17.03. godz. 16.30, Instytut Polski– spotkanie autorskie z KrzysztofemLisowskim•22.03. godz. 19.00, Mała SalaSłowackiej Filharmonii – koncert wielka-nocny „Musica aeterna” z udziałemArtura Stefanowicza (kontratenor)•22.03. godz. 16.30, Instytut Polski– spotkanie z Andrzejem Kacorzynem,przedstawicielem Muzeumw Oświęcimiu, na temat „Edukacyjna ro-la Muzeum w Oświęcimiu”

Z P R O G R A M U N S T Y T U T U P O L S K I E G O W B R A T Y S Ł A W I E P O L E C A M Y :

Otóż rzeczownik radio jest pożyczką francuskiego skrótuwyrazu radiophone, zaś źródłem jego jest łacina (łac. radius‘promień’). Ma dwa znaczenia: 1. ‘odbiornik radiowy’; 2. ‘roz-głośnia, radiostacja’. Na podstawie swej budowy (końcówka–o) zaliczony został do rodzaju nijakiego i z początku byłwyrazem nieodmiennym, ponieważ –o kończy w polszczyźnierzeczowniki nijakie, ale z tematem twardym, zaś radio matemat miękki. Dziś jednak wyraz ten najczęściej odmieniamy:radio, radia, radiu..., ale forma nieodmienna jest nadalpoprawna, choć dziś już rzadko spotykana (w najnowszychsłownikach pojawia się z adnotacją „rzadka”). Do niedawna,np. w „Słowniku języka polskiego” pod red. M. Szymczaka,wersja multimedialna z 1998 r., nie zalecano stosowania formliczby mnogiej tego rzeczownika, ale już „Nowy słownikpoprawnej polszczyzny” pod red. A. Markowskiego z 2002 r.odnotowuje „zwykle brak liczby mnogiej” tylko przy znaczeniu‘rozgłośnia, radiostacja’. Ten sam słownik przy formiedopełniacza (kogo? czego?) wyrazu radio za uprawnioną,choć rzadko używaną, uznaje formę radiów. Niektórym wydajesię ona jeszcze nie do przyjęcia, ale przecież istnieje i jestzgodna z polskim systemem.

Przystosowanie obcego wyrazu radio do systemu językapolskiego ukazuje, że polszczyzna ciągle się zmienia. To, cojeszcze niedawno było niezgodne z normą, dziś już jestuznawane za poprawne. Język polski jest językiem fleksyjnymi wszelkie pożyczki, które przenosimy do niego, wcześniej czypóźniej zaczynamy odmieniać, jeśli oczywiście przypominająswą budową wyrazy typowo polskie.

To, co się stało z radiem, dotyczy i innego zapożyczonegorzeczownika studio, niegdyś nieodmiennego, dziś występują-cego we wszystkich formach przypadkowych: studia, studiu,

studiem itd. Żywy proces dostosowywania do polskiegosystemu fleksyjnego rzeczowników zakończonych na –o mo-żemy obserwować na przykładzie i innych wyrazów, np.nazwy własnej sieci supermarketów „Tesco”, która na raziejest nieodmienna: Idziemy do „Tesco”, ale ponieważ jej budo-wa przypomina inne rzeczowniki polskie, np. drzewko, możnajuż usłyszeć formę: Idziemy do „Tesca”, która dowodzi spol-szczeniu nazwy.

Wspólną walutą większości państw Unii Europejskiej jesteuro, dziś w polszczyźnie nieodmienne, ale ze względu napodobieństwo do innych rzeczowników rodzaju nijakiegoistnieje możliwość jego odmiany, co, jeśli ulegnie rozpowszech-nieniu, będą musiały uznać i normy poprawnościowe.Oczywiście jest to tylko przypuszczenie, ale historia innych,podobnych pożyczek, pozwala przewidzieć, że i ten wyrazzostanie przyswojony do polskiego systemu fleksyjnego. Jest totylko sprawa czasu. Warto w tym miejscu zauważyć, żew języku słowackim zarówno „Tesco”, jak i euro, choć przez„Slex 99”, czyli multimedialny słownik języka słowackiego, jesz-cze nie odnotowane, odmieniają się wg wzorców rodzimych.

Czy zatem bronić się przed przystosowywaniem do pol-skiego systemu fleksyjnego obcych wyrazów nieodmiennych?Dopóki oficjalna norma ich nie dopuszcza, to raczej tak, alerozsądnie, bowiem przedstawione wyżej sytuacje odzwiercie-dlają żywe procesy językowe zachodzące w polszczyźnie,która ciągle ulega przeobrażeniom.

Maria Magdalena NowakowskaP.S. Osoby zainteresowane przystosowaniem słowackich nazwwłasnych do pisowni polskiej odsyłam do nr. 5/2004 „Monito-ra Polonijnego”, w którym problem ten został szczegółowoprzedstawiony.

OKIENKOJĘZYKOWE

Page 26: Monitor Polonijny 2005/3

MONITOR POLONIJNY

Z rejme to bol zásahosudu, keď som si

ako 19-ročná úplnou ná-hodou kúpila v kníhku-pectve Poľštinu pre sa-moukov. Jazyk sa mipáčil – môj otec tvrdil,že poľština je slovanskáfrancúzština – spevavá,mäkká, príjemná preucho. Prebrala som vte-dy asi 5 lekcií. Po ro-koch, keď som sa pri-pravovala na výjazd doVaršavy ako spravodaj-kyňa Slovenského roz-hlasu, knižku akoby somnašla.

Ono – hovorí sa, ženaše jazyky sú podobné,a preto nemáme pro-blém sa dorozumieť. Alepráve v tej podobnostije aj nebezpečenstvo.Snažila som sa vyhnúťtomu, aby som rozprá-vala slovensko-českys poľským prízvukom.Chcela som rozprávaťsprávne. Chybičky mizostanú do konca živo-ta, ako aj prízvuk, v kto-rom poľština znie – akotvrdia domáci – smieš-ne, šušľavo, detsky, alesympaticky. Nevyhlasom sa ani rôznymsmiešnym situáciám, vy-plývajúcim práve z po-dobnosti oboch našichjazykov. Určite každýz vás pozná ten najzá-kladnejší bradatý vtipo ,,hľadaní bývania“a ,,zmeškaní ....“. Úplnývýbuch smiechu som

vyvolala vždy vtedy, keďsom sa ,,pochválila“, ževiem robiť ,,paličkovanúčipku“. Alebo keď somvysvetľovala, čo u násznamená slovo ,,wzrus-zony“.

Ak sa možno zamilo-vať do krajiny bezakýchkoľvek výhrad, takmne sa to v prípade Poľ-ska podarilo na sto per-cent. A to nielen kvôlikrásnej krajine, ale pre-dovšetkým kvôli ľuďom.Pamätám si na moje pr-vé Vianoce v Poľsku –

musela som zostať ,,slú-žiť“, pretože rozhlas vy-siela 24 hodín dennea 365 dní v roku. A do-stala som asi päť pozva-ní od rôznych poľskýchznámych, aby som Šted-rý večer a Vianoce strá-vila u nich v rodine. Bo-lo to veľmi milé, samaseba som sa vtedy pýta-la, či by sa niečo podob-né stalo aj na Slovensku.

No a kuchyňa nemáchybu! Ľúbim si dobrezapapkať – bigos či piro-hy, alebo ,,ryba po grec-

ku“ bolo to ,,pravé ore-chové. A hlavne – klobá-sa! Poľská klobása nemákonkurenciu – nikdyv živote som nezjedlatoľko klobásy v takomkrátkom čase ako právev Poľsku.

Vrátim sa však k ľu-ďom. Nechcem uraziťSlovákov – ale od začiat-ku sa mi videlo, že Polia-ci sú – najmä v oficiál-nom styku v rôznychúradoch a inštitúciách –milší a ochotnejší. Polia-ci sa síce vždy čudovali,keď som vyhlásila tentopostreh – ale ja vychá-dzam zo svojich skúse-ností, ktoré samozrej-me, štatisticky potvrde-né nemám. Nikdy somnenatrafila na arogant-ného čašníka či ne-ochotnú predavačku.Otázka ,,chutilo?“ poobede v reštaurácii je voVaršave niečo úplnenormálne. Poliakov somnedokázala zniesť v jed-nej jedinej situácii (pro-sím o odpustenie): Keďsi sadli za volant. Vtedysa títo milí, pokojnía priateľskí ľudia zázra-kom zmenili na ,,zvery“– arogantní a agresívni,bez rešpektovania pred-pisov – snáď okrem čer-venej na križovatke.Upokojuje ma, že títoarogantní a agresívnivodiči si to aj uznajú –keď vystúpia z auta. Naj-horšie však je, že ,,poľ-ský“ spôsob šoférova-nia som si osvojila ajja sama...

ZUZANA KOHÚTKOVÁspravodajkyňa Slovenského rozhlasu vo Varšave

26

Zamilovanie do konca života

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

Page 27: Monitor Polonijny 2005/3

MARZEC 2005

Wielkanoc. Wystarczy, żeusłyszycie to słowo i jużmacie przed oczamipisanki, kolorowe palemki,baranki i kurczaczki orazwiele innych tradycyjnychsymboli tego święta. Jednymz nich jest również... A może sami zgadniecie?

„Mały, szary i puchatyDługie uszy, krótki ogonSkacze, kica, stoi słupkaStartuj szybko i go dogoń”

Zając, a raczej zajączek, jest też główną postacią wielu, wielu dowcipów,np. tego:Przychodzi zając do sklepu i pyta:• Czy jest w sprzedaży mak?• Tak – odpowiada sprzedawczyni.• A ma pani kilko maku?• Tak, oczywiście.• A 10 kilo maku się znajdzie?• Tak.• A sto kilu maku? – nie daje za wygraną

zajączek.• Proszę poczekać, sprawdzę na zapleczu

– opowiada ekspedientka i znika zadrzwiami prowadzącymi do magazynu.Po chwili wraca i z zadowoleniemodpowiada kilentowi–zajączkowi:

• Mamy nawet sto kilo maku!• Ojej, tyyyle maku!

– reaguje zajączek.W niektórych regionachPolski w Wielkanoc„zajączkiem” są nazywanesłodycze darowane dzieciomz okazji świąt. Oczywiścienajczęściej są to czekoladowejajka i zające oraz cukrowebaranki.

Puchaty zajączek z milutkimpyszczkiem występuje naświątecznych pocztówkach,w telewizyjnych relacjachwielkanocnych kica pomiędzypisankami. To nie wszystko.UWAGA!!! Zające są wszędzie.Nie wierzycie? Zając to nietylko jeden ze świątecznychmotywów. Jest też bohaterem chybanajbardziej znanej rosyjskiej kreskówki.Pamiętacie jak sprytnemu zającowi zawsze,choć często w ostatniej chwili, udawało sięuciec wstrętnemu wilkowi?

Już na pewno wiecie! Tak! Gryzoń roślinożerny,średniej wielkości, zwanypotocznie zającem.

Gdy ktoś powie, że „złapałzająca”, to wcale nie musioznaczać, że akurat wróciłz polowania, ot, po prostupotknął się, przewrócił nachodniku.Lubicie obserwowaćruchomą plamkęświatła w słoneczny dzień? To ktoś„puszcza zajączki”, czyli za pomocąlusterka, szkiełka lub gładkiego metaluodbija światło.Wiadomo, że zające biegają po polu, ale cozając albo zajączek robi w lesie? Oczywi-ście rośnie! Zajączkiem jest nazywany po-pularny grzyb jadalny z oliwkowym kape-luszem, który rośnie w lasach liściastych.Nawet w ulubionym przysłowiu leniwychludzi występuje nasz przyjaciel szarak:„Robota nie zając, nie ucieknie”. A to wca-le nie jest prawda! Toteż precz z lenist-wem i do roboty, np. do świątecznychporządków (mama się ucieszy!).

STRONĘ OPRACOWAŁA MAJKA KADLEČEK

Page 28: Monitor Polonijny 2005/3

W pierwsze spędzane na Słowacji świętawielkanocne odwiedziłam trzy kościoły ześwięconym-niepoświęconym w koszyku i...nic. Po, wydawałoby się, katolickiej trady-cji ani śladu. Co roku wspominam tępierwszą Wielkanoc i wiem, co mnie czeka– smutne niby-święta.Jednak o pochodzeniu się nie zapomina i naczas świątecznego tygodnia staje się ze mniepolska „babka wielkanocna” (walcząca).• Zaczynam od malowania jajek i przygo-towania koszyczka. Następnie ignoruję jękimojego syna, który twierdzi, że „ciągle cho-dzimy do kościoła”, zmuszam męża dozmiany dresów na garnitur i udajemy siędo kościoła, znajdującego się nadrugim końcu Bratysławy, ześwięconką. Najmilsze jest to,że potem cała rodzina,wbrew wstępnemu opo-rowi, jest zadowolona.• Krok następny – boj-kot powtarzanych coroku na każdymprogramie bajekw telewizji.

Na początku członkowie rodziny cierpią(walka z uzależnieniem nie jest łatwa), alejakoś to przeżywają.• Walka trwa – czyli bunt przeciwkodyskryminującemu kobiety słowackiemulanemu poniedziałkowi. Bo dlaczego ja,dziewczyna nieco po trzydziestce, mamsiedzieć cały dzień zamknięta w domui czekać, aż ktoś przyjdzie, zbije mnierózgą po nogach, obleje wodą, a ja niemogę mu oddać? Mało tego, powinnamjeszcze się cieszyć i dziękować za to! Lepiejwięc wyciągnąć całą rodzinę na spacer dolasu, na starówkę, nad jezioro, broń Boże

nie do otwartych nawet podczascałych świąt centrów

handlowych!Bez koszyczka,

malowania pisaneki choć paru myśli

o sensie tych dniświęta wielkanoc-ne są warte tyle,ile czekoladowejajko-niespodzian-ka. A to zbyt mało.

Prawda?

SKŁADNIKI:3 szklanki mąki pszennej,kostka drożdży,4 jajka,5 łyżek cukru,180 g masła,1/4 litra mleka,szczypta soli,bakalie,polewa czekoladowa,lukier.

SPOSÓB WYKONANIA:Z drożdży, łyżki mąki, łyżki cukru i kilku łyżek ciepłego mlekazrobić zaczyn i zostawić do wyrośnięcia. Masło rozpuścić. Doprzesianej mąki dodać zaczyn i jajka, utarte z cukrem i soląoraz połową ciepłego mleka. Wyrabiać ręką, dolewającstopniowo resztę mleka. Gdy ciasto będzie miękkie, dodaćroztopione masło. Na koniec wsypać bakalie i wyrabiać dowtedy, gdy ciasto nie będzie się kleić do ścian miski i do ręki.Przełożyć do natłuszczonej formy i pozostawić do wyrośnię-cia. Piec w piekarniku nagrzanym do temperatury 180°C.Upieczoną i wystudzoną babkę polać polewą czekoladową,a po jej zastygnięciu udekorować lukrem i bakaliami.

ZA MIESIĄC: PRZEMĘCZENIE WIOSENNE MAJKA KADLEČEK

M am nadzieję, że nie wszędzie tak jest, ale w mojej okolicy świętawielkanocne sprowadzają się do lanego poniedziałku.

FOTO:

STANO STEHLIK