Monitor Polonijny 2012/12

32
str. 8 Na kogo czeka puste miejsce str. 4 Andrzej Stasiuk: „Ja bym się dał za tę Polskę pokroić!“

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2012/12

Page 1: Monitor Polonijny 2012/12

str. 8

Na kogo czekapuste miejsce

str. 4

Andrzej Stasiuk:„Ja bym siędał za tęPolskępokroić!“

Page 2: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 2

C oroczne spotkania podtrenczyńskim zamkiem

w ramach projektu „Przy -jaźń bez granic” umożliwia-ją jego uczestnikom nawią-zywanie nowych, cieka-wych kontaktów i wzmac-nianie więzi między gość-mi i członkami Klubu Pol -skiego. W tym roku pro-gram imprezy wzbogaciłwystęp dziecięcego Zespo -łu Muzyki Dawnej i TańcaHistorycznego Capella Ni -co polensis z Mikołowa k. Ka -towic. Pobyt w Trenczyniei możliwość wspólnego wy -stępu z miejscowym zespo-łem Musica Poetica tak bar-dzo spodobał się gościom,że Andronika Krawiec, kie-rownik polskiej grupy, za-proponowała kolejne spo-

tkanie, tym razem w Miko -ło wie.

Zaproszenie to oczywi-ście zostało przyjęte takprzez słowacki zespół i je-go kierownika Dušana Do -biaša, jak i przez przedsta-wicieli Klubu Polskiego z Trenczyna. Trzeba pod-kreślić, że z grupą z Mikoło -wa klubowicze współpra-cują już od lat, a muzykędawną w ich wykonaniuczęsto słychać na impre-zach polonijnych – ostat-nim wspólnym projektemjest płyta z polskimi kolęda-mi renesansowymi.

Z rewizytą do Mikołowaudali się 23 listopada człon-kowie trenczyńskiego ze-społu Musica Poetica wrazz przedstawicielką Klubu

Polskiego i jednocześniedyrektor Centrum SenioraIvetą Matejkovą.

Przywitanie na miejscubyło niezwykle serdeczne.Mikołów, jak się okazało, tobardzo malownicze śląskiemiasto, liczące ok. 40 tys.mieszkańców. Pier w szy wy -stęp gości i gospodarzy, za-tytułowany „Kon cert dlaprzyjaciół”, miał miejscewieczorem w wypełnionejpo brzegi sali miejscowegoDomu Kultu ry. Oba zespo-ły zaprezentowały po kilkautworów renesansowych,niektóre z nich wykonującwspólnie, co przyjęto z du-żym aplauzem. Na prośbęAn dro ni ki Krawiec IvetaMa tej ková przedstawiła (posłowacku!) zebranym KlubPolski w Trenczynie, jegohistorię i działalność. Obe -c ni byli mile zdziwieni, żeSłowaczka jest aktywnymczłonkiem polskiego sto-

warzyszenia. Mało tego,oka zało się, że wśród ucze -stników koncertu jest obe -cny członek Stowarzy sze -nia Słowaków w Polsce, je -dnocześnie redaktor ichczasopisma – Bronislav Kna -p čík, który chętnie nawią-załby kontakt ze swoimi ro-dakami oraz Klubem Pol -skim w Trenczynie. Wspo -mniano również o możli-

wości nawiązania współ -pracy seniorów, spotykają-cych się w Domu Kulturyw Mikołowie, ze starszymimieszkańcami Trenczyna.

Następnego dnia grupaze Słowacji najpierw zosta-ła przyjęta uroczyście w Urzę dzie Miasta przezzastępcę burmistrza, a po-tem – w czasie wolnymprzed następnym koncer-tem – zwiedziła miasto i naj -bliższą okolicę.

Program weekendowe-go spotkania obu zespołówzakończył drugi, sakralnykoncert w katedrze w So -snowcu.

Na odjezdnym klubowi-cze z Trenczyna otrzymaliw podarunku opłatki naswoje spotkanie wigilijnewraz z życzeniami weso-łych świąt i kolejnych, takmiłych spotkań....

Red.

Przyjaźń bez granic – ciąg dalszy...

ZDJĘCIA: IVETA MATEJKOVÁ

Page 3: Monitor Polonijny 2012/12

GRUDZIEŃ 2012 33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Ingrid Majeríková, Danuta Meyza-

Marušiaková, Katarzyna Pieniądz, Linda Rábeková KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň

JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik

ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA:Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected]

PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 12 euro na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100

REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08

Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky

V Y D Á V A P O Ľ S K Ý K L U B – S P O L O K P O L I A K O V A I C H P R I A T E Ľ O V N A S L O V E N S K U

w w w . p o l o n i a . s k

Codziennie rano wstaję z łóżka i naciskam dwa przyciski:ekspresu do kawy i internetowego polskiego radia. Budzą mniewięc kawa i wiadomości z Polski. Czasami to przebudzenie jestdosyć brutalne (ale dzięki temu skuteczne), bowiem niektórepłynące z naszego kraju wiadomości są naprawdę pełne emocji, nerwów,agresji (więcej w rubryce „Z kraju”, str. 4). O negatywnych emocjach w naszymkraju mówił podczas dyskusji w ramach Forum Środkowoeuropejskiego polskipisarz Andrzej Stasiuk. Pytany przez uczestników spotkania o nienawiść,mówił o przemarszach z okazji Święta Niepodległości różnych ugrupowań,które dzieli wszystko oprócz jednego – negatywnych emocji. W wywiadzie,którego udzielił naszej redakcji, trochę nas uspakaja, bowiem według niegożycie w Polsce na szczęście nie toczy się wyłącznie wokół polityki („Wywiadmiesiąca”, str. 8).

Czym więc żyją nasi rodacy w Polsce? W grudniu tematem numer jeden, jakco roku, są zapewne święta Bożego Narodzenia. My też się do nichprzygotowujemy. Tym razem na łamach „Monitora“ zastanawiamy się nadpustym miejscem przy wigilijnym stole. Czy to tylko tradycja, przeżytek, czy teższczera chęć zaproszenia kogoś do naszego domu? A może jest to pamięć o bliskich, którzy już odeszli? Temat ten rozwijamy w artykule pt. „Na kogoczeka puste miejsce“ (str. 4), uzupełniając go przeprowadzoną wśród naszychczytelników ankietą (str. 5), zaś w ramach deseru publikujemy świąteczneopowiadanie (str. 7). O temacie świątecznym traktuje też przygotowana tymrazem przez uczniów szkoły polskiej w Bratysławie rubryka „Między namidzieciakami“ (str. 31) i rubryka kulinarna (str. 32).

Poza tym w numerze znajdą Państwo sprawozdanie ze szkoleniamotywacyjnego, przygotowanego dla swoich działaczy przez Klub Polski (str. 12), oraz relacje z polskich imprez kulturalnych na Słowacji (od str. 11).Oprócz nich oczywiście recenzje nowości kinowych, literackich, muzycznych i wiele innych.

A ponieważ święta tuż, tuż, w imieniu całej redakcji chciałabym Państwuzłożyć świąteczne życzenia, dlatego też, nawiązując do wypowiedzi AndrzejaStasiuka, który mówił o jednoczących niektórych ludzi negatywnych emocjach,życzę Państwu i Państwa bliskim, by nigdy nie łączyły Państwa żadnenegatywne emocje, których pokłosiem jest zniszczenie, niech zawsze będą toemocje pozytywne, które budują.

W imieniu redakcji

Na kogo czeka puste miejsce 4Z KRAJU 4ANKIETA 5OPOWIADANIE Honorowe miejsce 7WYWIAD MIESIĄCAAndrzej Stasiuk: „Ja bym się dałza tę Polskę pokroić!“ 8Z NASZEGO PODWÓRKA 11KINO-OKO Ile jest bitwy w Bitwie? 16CZUŁYM UCHEMLepiej późno niż wcale– Ala Janosz odkryta na nowo 17POLAK POTRAFI Polak potrafi...ale nie w Polsce? 18SŁOWACKIE PEREŁKINiebo na ziemi 19ZWIERZENIA PODNIEBIENIADla miłośników muzykii dobrego jedzenia 20WAŻKIE WYDARZENIAW DZIEJACH SŁOWACJIPolak na Słowacji za Jagiellonów:Ścibor ze Ściborzyc 20Dyplomacja wojskowa w okresiemiędzywojennym i w latachokupacji niemieckiej 22TO WARTO WIEDZIEĆ JózefHieronim Retinger, współtwórcazjednoczonej Europy (3) 22BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIZ Czarnego Lądu i znad Sprewy 24SPORT?! Przed namiznowu Nowy Rok 26OKIENKO JĘZYKOWE Czy ten pani pani są w sobie zakochani… 27PORADNIK DLA POLAKÓW NA SŁOWACJI Jak wyrobić polskipaszport i dowód osobisty 28OGŁOSZENIA 29ROZSIANI PO ŚWIECIETożsamość. Między Włochami,Argentyną a Polską 30MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMIMagia świąt 31PIEKARNIKNajsmaczniejszy prezent 32

Działanie jest współfinansowane przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” ze środków otrzymanych od MinisterstwaSpraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej w ramach konkursu „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą”

Page 4: Monitor Polonijny 2012/12

Do prawdziwej Gwiazdki ozdobyw galeriach handlowych bledną,bombki pokrywa kurz, a my, zanimjeszcze zabierzemy się do przygoto-wywania własnej Wigilii, czujemy sięzmęczeni tą sztucznie narzucaną at-mosferą. Ale zwątpieniu nie możnasię poddawać. Zbyt wiele wyjątko-wych chwil i drogocennych śladówprzeszłości kryje się w tradycjachBożego Narodzenia, dlatego wartote wartości przekazać kolejnym po-koleniom.

Każdy na swój własny sposób prze-żywa święta Bożego Narodzenia.

Niekiedy trudno jest zasiąść wspól-nie do wigilijnego stołu po latach nie-zrozumienia i kłótni, obojętności i in-nych negatywnych uczuć. Czasamizaś bywa przy tym stole smutno, bobrakuje kogoś najważniejszego naświecie. I może właśnie dlatego tra-dycja jest bezwzględna i każe namusiąść do Wigilii i mocno wierzyć w cud, który zdarzył się kiedyś tej no-cy – cud narodzin tego, co lepsze.

Przodkowie każdego roku dająnam świąteczny prezent – to zwyczajzostawiania pustego miejsca przy sto-le. Dla tych, których pragnęlibyśmy

zobaczyć i których kochamy, a z dru-giej strony dla kogoś nieznanego, ktomoże odmienić nasze życie. Czy topuste miejsce jest ważne?

Kiedyś uważano, że tak. Ludzieprzed wiekami naprawdę wierzyli,że w tę świąteczną noc do domuprzybywają duchy przodków. Szy -kowali więc im miejsce, zaś na stolenie brakowało przysmaków, mają-cych obłaskawić niewidzialnych go-ści. Wiele wspólnego miał ten zwy-czaj ze świętem zmarłych; dusze,które wspominano od listopada, zapraszano do wigilijnej wieczerzy,zapewniając sobie w ten sposób ichżyczliwość w niebie.

Dziś dodatkowy talerz nie budzi naogół żadnej refleksji, raczej nie spo-dziewamy się, że w trakcie kolacji wigilijnej ktoś zapuka do naszychdrzwi, a my go najzwyczajniej w świe-cie posadzimy przy stole. W ten spo-sób tradycja staje się tylko pustym gestem, a my zamiast celebrowaćświą teczne chwile, jak zaprogramo-wani odhaczamy jedynie kolejnepunkty rodzinnego spotkania.

Tymczasem to puste miejsce magłęboki sens. Nie patrzmy na niesmutno, gdy w ciągu ostatniego rokuodszedł z rodziny ktoś bliski – otrzyj-my łzy i przypomnijmy sobie najpięk-niejsze święta z udziałem tej osoby,najzabawniejsze chwile i zdarzenia.Może właśnie wtedy zagości pośródnas ktoś, kogo tak bardzo chcieliby-śmy zobaczyć, i znowu będziemyprzez chwilę razem?

MONITOR POLONIJNY G 4

ZARZUT PRZYGOTOWYWANIA za-machu na prezydenta, rząd i Sejmusłyszał zatrzymany 9 listopadaBrunon K., 45-letni pracownik na-ukowy Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie – poinformowała pro-kuratura i ABW. Zamach miał być

przeprowadzony podczas posie-dzenia z udziałem prezydenta,premiera i ministrów. W związkuz zatrzymaniem podejrzanegoprzeszukano kilkadziesiąt miejscw całej Polsce i znaleziono mate-riały wybuchowe, takie jak hekso-gen, pentryt, trotyl, proch. Opiniępubliczną poinformowano o spra-wie dopiero 20 listopada.

WEDŁUG PROKURATURY i ABWBru non K. próbował zorganizo-wać grupę, która miała mu po-móc w realizacji zamachu na wła-dze państwowe. W związku z tym w charakterze świadków

przesłuchano czterech uczestni-ków kursów pirotechnicznych,prowadzonych przez podejrzane-go. Oprócz Brunona K. zarzutyusłyszeli też Maciej O. i Artur K. –obaj są podejrzani o posiadaniebroni, a Ma ciej O. dodatkowo o handel bronią. Brunona K. obję-to w areszcie szczególną ochro-ną, mającą mu zapewnić bezpie-czeństwo.

WALDEMAR PAWLAK złożył 19 li-stopada dymisję z funkcji wice-premiera i ministra gospodarki.Decyzja o odejściu z rządu, to wy-nik przegranej z Januszem Pie -

chocińskim o fotel prezesa PSLpodczas kongresu partii – Piecho -ciński otrzymał 547 głosów, Pa -wlak 530.

PONOWNY POGRZEB ostatniegoprezydenta RP na uchodźstwieRy szarda Kaczorowskiego odbyłsię 3 listopada w ŚwiątyniOpatrzności Bożej w Warszawie.Ciało Kaczorowskiego, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej,ekshumowano 22 października.Po badaniach DNA okazało się,że zostało ono błędnie zidentyfi-kowane i zamienione z ciałem in-nej ofiary tej samej katastrofy.

P rzywykliśmy już chyba do tego, że za sprawą telewizyjnychreklam, odświętnych witryn sklepów i okładek czasopism BożeNarodzenie obchodzimy już gdzieś w drugiej połowie listopada.

Na kogo czeka puste miejsce

Page 5: Monitor Polonijny 2012/12

5 GRUDZIEŃ 2012

Może puste miejsce jest dla tych,którzy nawet w czasie świąt nie mogąsię pogodzić? Zaprośmy ich zatem, bywspólnie się zastanowić, jak długotrwać będą jeszcze wzajemne urazy,bo przecież czas płynie tak szybko, żemoże go nam zabraknąć, by sobiewzajemnie wybaczyć.

Niektórzy boją się Bożego Naro dze -nia, bo nie potrafią obudzić w sobiepotrzeby odmiany – odrzucają propo-zycje, by inaczej spędzić święta, bojąsię opuścić swoją domową twierdzę.Wiedzą, że w nowym otoczeniu mu-sieliby wysilić się na serdeczność,wstać z fotela i pomóc innym. Niechim również puste miejsce da nieco domyślenia. Wkrótce może się bowiemokazać, że odpowiedni moment nazmiany już minął i pozostanie tylko żalza czymś, co nie wróci.

Często zdarza się, że to dodatko-we nakrycie w ferworze Wigilii gi-nie pod błyszczącymi papierami,zdzieranymi z prezentów, staje sięnaczyniem na resztki lub dodatko-we smakołyki. Ale nie zapominajmyo nim – wiedząc, że chwilowa ra-dość jutro będzie jedynie wspo-mnieniem, doceńmy każdą chwilęprzy wspólnym rodzinnym stole.

Boże Narodzenie to wyzwanie, doktórego powinniśmy podejść odpo-wiednio, bo inaczej szkoda nas, naszych duchów i mijającego czasu.Wykorzystajmy to święto, by na-uczyć się cieszyć i wierzyć w cuda!

Wesołych świąt!AGATA BEDNARCZYK

NA WRAKU SAMOLOTU prezyden -ckiego, który 10 kwietnia 2010 r.rozbił się pod Smoleńskiem, odna-leziono ślady materiałów wybucho-wych: trotylu i nitrogliceryny – takąinformację 30 października podała„Rzeczpospolita”, która po ostrymdementi tego doniesienia przez pro-kuraturę przyznała się do pomyłki.W związku z nierzetelnym i nienale-życie udokumentowanym tekstemzwolniono redaktora naczelnegogazety Tomasza Wróblewskiego,jego z-cę Bartosza Marczuka, szefadziału krajowego Mariusza Stani -szew skiego oraz autora tekstu o trotylu Cezarego Gmyza.

PODCZAS ORGANIZOWANYCH z oka-zji Święta Niepodległości marszówdoszło 11 listopada w Warszawiedo zamieszek, podczas którychrannych zostało ponad 200 ichuczestników i prawie 50 policjan-tów. Zniszczeniu uległo kilka wo-zów policyjnych, a także wóz trans-misyjny TVN 24 oraz samochódTVN Meteo. Policja zatrzymała 210osób.

OKOŁO 5-6 TYSIĘCY osób przema-szerowało 24 listopada ulicamiGdań ska pod hasłem „PowstańPolsko, skrusz kajdany“. Mani -festa cję w obronie Telewizji Trwam

poprzedziła msza z udziałem księ-dza Rydzyka. Według posłów PiS,którzy szli na czele pochodu, podprotestem do KRRiT w sprawie nie-przyznania TV Trwam miejsca namultipleksie podpisało się już pra-wie 2,5 mln ludzi, a w całym krajuzorganizowano wiele marszów pro-testacyjnych. KRRiT odmówiłaTelewizji Trwam miejsca na multi-pleksie naziemnej telewizji cyfro-wej, tłumacząc swą decyzję nie-pewną sytuacją finansową spółkifinansującej TV Trwam.

ZAOSTRZENIA PRZEPISÓW anty -abor cyjnych nie będzie. Zde cy -

dował o tym Sejm 24 października.Propozycję zakazu aborcji zewzglę du na upośledzenie lub nie-uleczalną chorobę zgłosili posłowieSoli darnej Polski. Ich projekt prze-padł głosami 245 posłów przeciw184. Odrzucenie go rekomendowa-ły sejmowe komisje zdrowia orazpolityki społecznej i rodziny.

WOWO BIELICKI, reżyser, scenarzy-sta i aktor, zmarł 25 października.Miał 80 lat. Był współtwórcą legen-darnego kabaretu studenckiego„Bim Bom“, który w latach 1954-1960 działał w Gdańsku.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ

W okresie przygotowań do świąt BożegoNarodzenia przeprowadziliśmy ankietęwśród naszych czytelników, dotyczącą

zwyczaju przygotowywania dodatkowegonakrycia przy wigilijnym stole dlanieoczekiwanego gościa. Spytaliśmy, czy totylko tradycja, przeżytek, czy też szczera chęć zaproszeniakogoś do swojego domu.

Święta spędzam w Czę sto cho -wie, skąd pochodzę. Tego ro -

cz ne święta będą jeszcze bardziejwyjątkowe, bo prawdopodobniebędę po raz pierwszy gościłachłopaków moich córek. Zawszezostawiam wolne miejsce przystole i – odkąd sięgnę pamięcią –zawsze czekam na to, że być mo-

że ktoś obcy nagle zapuka dodrzwi. Co bym zrobiła, gdybyten gość nie byłby zbyt czysty i zadbany? Mimo wszystko za-prosiłabym go do stołu, choćzdaję sobie sprawę, że takiewydarzenie wpłynęłoby na at-mosferę wieczoru. Ale prze-cież, gdybym tego nie zrobiła,to tak jakbym nie zdała egzami-nu z człowieczeństwa i wiary,że w każdym człowieku jestcząstka Boga.

W ten jeden jedyny wieczórodmawiamy wspólnie krótkąmodlitwę przed posiłkiem.

Mimo pewnych oporów niektó-rych członków rodziny, podtrzy-muję tę tradycję, bowiem daje miona okazję, by wspomnieć naj-bliższych, którzy już odeszli, czylimojego tatę i babcię, którym du-żo zawdzięczam. Chciałabymbar dzo, żeby moje córki te zwy-czaje kontynuowały.

Katarzyna Tulejko z Bratysławy

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 6: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 6

Aneta Adamczyk z Bratysławy

Święta spędzam co roku w Radomiu, z rodziną. Przy wigilijnym stole zosta-

wiamy dodatkowe nakrycie. Ten zwyczajzawsze był w naszej rodzinie, pamiętamgo od zawsze, gdy święta spędzaliśmyjeszcze u dziadków. Od kiedy odszedł odnas mój tata, oczywiście pierwsza myślprzy dodatkowym nakryciu biegnie doniego. Gdyby jednak przyszła z ulicy ja-kaś osoba w odwiedziny, to oczywiściezaprosilibyśmy ją, by zasiadła z nami dowigilijnego stołu. To jest szczególny wie-czór i każdy, nie tylko bezdomny, ktochciałby spędzić ten czas właśnie z nami,byłby mile widziany. RED.

Monika Borkowska z Nitry

Przy wigilijnym stole zostawiam jedno pustenakrycie dla niespodziewanego gościa. I jest

to, przyznaję, jeden z nielicznych zwyczajów, o którym nigdy nie zapominam. Mam wtedy namyśli Chrystusa, który może przyjść pod jakąkol-wiek postacią. Ponieważ mój mąż pochodzi z ro -dziny niepraktykujących ewangelików, więc w je go domu nie było tego zwyczaju, chociaż o nim słyszał. Jakbym się zachowała, gdyby ktośnas rzeczywiście odwiedził podczas Wigilii? Niemam pojęcia, niestety, szczególnie, gdybym zo-baczyła za drzwiami obdartusa z ulicy...

Stefania Gajdošová z Koszyc

Podczas świąt spędzanych w do-mu rodzinnym zawsze było puste

miejsce przy stole dla niespodziewa-nego gościa – byliśmy przygotowani,bo przecież może ktoś zadzwonić dodrzwi i kogoś, kto na wigilii nie maswojego miejsca, należy zaprosić dostołu. Nigdy się to nie zdarzyło. To pu-ste miejsce to taki symbol pamięci o tacie, który zmarł. Kiedyś spędza-łam święta wśród bliskich mojegopartnera i okazało się, że oni nie znajątego zwyczaju, a ja czułam się, jakby-śmy o kimś ważnym zapomnieli.

Ten zwyczaj był prakty-kowany w moim ro-

dzinnym domu – domuPolki i Słowaka na Słowacji.Od dzieciństwa pamiętam,że przy stole było zawszeprzygotowane dodatkowejedno miejsce. Tłuma czo -no mi, że to jest miejsce dlakogoś, kto nas odwiedzi.Nigdy nikt niespodziewa-nie nie odwiedził nas w ten

szczególny wieczór wigilij-ny, ale dodatkowy talerzstał na stole do północy.Ponieważ tę tradycję wy-niosłam ze swojego domurodzinnego, zawsze pod-czas świąt, które przygoto-wuję, stawiam dodatkowenakrycie dla niespodziewa-nego gościa. Zdarzało siętak, że odwiedził nas sa-motny kolega mojego mę-ża, ale ponieważ o jego od-wiedzinach wiedzieliśmywcześniej, więc to nie onbył tym niespodziewanymgościem i dodatkowy ta-lerz nadal czekał na stole.Podczas pierwszych świątpo śmierci męża przygoto-wałam dwa dodatkowe na-krycia, a na talerz, przygo-towany dla męża, nałoży-łam świąteczne potrawy.

Maria Sikorska z Revucy

Aleksandra Krcheňz Trenczyna

Zwyczaj stawiania do-datkowego nakrycia

pod czas kolacji wigilijnejwyniosłam z mojego ro-dzinnego domu i prakty-

kuję go zarówno pod-czas świąt spędzanychna Słowacji, które przy-gotowuję, jak i oczywi-ście w Polsce, którą od-wiedzamy co dwa lataw okresie świąt Boże -go Narodzenia. Ale kie-dy się tak zastanawiam,jakbyśmy zareagowali,gdyby w drzwiach po-jawił się rzeczywiściektoś niespodziewany,to wydaje mi się, że za-prosilibyśmy go do do-mu, choć pewnie bym

się bała tej obcej osoby. Czyo kimś myślę, nakrywającdodatkowe miejsce przystole? O nikim konkret-nym, bo na szczęście w na -szej rodzinie nikt nas nieopuścił – jesteśmy rodzi-ną w komplecie.

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 7: Monitor Polonijny 2012/12

Każdego roku święta BożegoNarodzenia Marta spędzała

w rodzinnym domu babci.Wszystko było jak za czasówstaropolskich: pierwsza gwiazdka,dwanaście potraw, siano podobrusem, puste krzesło... Urokliwebyło też to, że w domu napustkowiu z powodu brakuzasięgu nie działały telefonykomórkowe. Taka atmosferapozwalała zapomnieć o pozostawionych w wielkimmieście obowiązkach. Relaks,rodzina, uśmiech bliskich...Sielanka! Sielanka, którą dla Martyod jej najmłodszych lat tworzyłybabcia i mama. W ten sposóbstarały się wynagrodzićdziewczynce życie bez ojca. Naświątecznych zdjęciach brakowałokogoś, o kim mogłaby powiedzieć„tato”. Ten temat był tabu, więcMarta nie dopytywała, dlaczegorodzice się rozstali. Nawetspecjalnie nie odczuwała brakukogoś, kogo tak naprawdę nigdy w jej życiu nie było...

Któregoś roku do ich kobiecychspotkań rodzinnych dołączyłKrzysztof – jej wielka miłość.Spełniona. Uwieńczona ślubem.

Kilka lat później... Brzęczącysygnał telefonu o świcie nie wróżyłnic dobrego. Dzwonili sąsiedzi,żeby poinformować ją, że babcianie żyje.

Wszystko się zmieniło. Nie byłojuż domku na pustkowiu, nie byłoserdecznej babci... Owszem,spotykała się z matką, kiedy taprzyjeżdżała do niej w odwiedziny,ale to już nie było to samo...

Zbliżały się pierwsze święta bezbabci. Pierwsze święta w wielkimmieście, w małym mieszkanku jej i Krzysztofa. Starała się jeprzygotować tak, jak to robiłababcia: pierwsza gwiazdka,dwanaście potraw, siano podobrusem, puste krzesło... Niepomyślała o tym, by wyłączyćtelefon. Żeby żaden dźwięk niepopsuł atmosfery świątecznej, żebybyło tak, jak na pustkowiu u babci.

I... kiedy już wszystko było

niemalże gotowe... rozległ siędzwonek. Była przekonana, że tomatka informuje ją o tym, że jestjuż drodze do nich na Wigilię.

W słuchawce usłyszała jednaklekko złamany męski głos.Intuicyjnie pomyślała o ojcu i intuicja jej nie zawiodła. Kiedyzadał pytanie, czy może tenwieczór spędzić z nimi,odpowiedziała twierdząco. Niewiedziała, jaki będzie ten wieczór i jak jest ten ojciec, którego miaładopiero poznać. Nie wiedziała też,jak matka zareaguje na tospotkanie po latach i to właśnie

w Wigilię... Ale przecież w takidzień nie można przed nikimzamykać drzwi. Myśli plątały sięjej w głowie. Wiedziała jedno, żemusi przygotować dodatkowenakrycie. Do tej pory co rokupuste krzesło było przygotowanejakby dla ojca. Dziś miał jewreszcie zająć… Tak bardzochciała, by była przy tym babcia...To przecież dzięki niej czuła siębezpiecznie przez ponadtrzydzieści lat swojego życia.

Honorowe miejsce przy stoleprzygotowała dla Niej.

MATEUSZ KUMOROWSKI

GRUDZIEŃ 2012

ILUS

TRAC

JA: T

ADEU

SZ B

ŁOŃS

KI

OpOwiadanie

Honorowe miejsce

7

Page 8: Monitor Polonijny 2012/12

8

Otrzymał Pan zaproszenie od organizatorów ForumŚrodkowoeuropejskiego w Bratysławie,by wziąć udział w dyskusji na tematnienawiści. Zaskoczyło to Pana?Nie, dlaczego? Dostaję różne zapro-

szenia. Przyjechałem, ponieważ mia-łem poczucie winy, bo w zeszłym roku odmówiłem udziału w takimforum. Wsiadłem więc w samochód i przyjechałem – ode mnie z domu doBratysławy jest tylko pięć godzin jaz-dy. Ja to przecież robię dla pieniędzy!To taki rodzaj pracy. Nie ma co uda-wać, że uczestnicy debat przyjeżdża-ją, by tylko dyskutować.

To po co przyjeżdżają? Po co Pan przyjechał?Przyjechałem porozmawiać z ludź-

mi, spotkać paru znajomych, pozna-łem tu profesora Baumana. Tu się zda-rzają ważne rzeczy. A przy okazji cośtam powiedziałem. Ludzie klaskali.Fajnie! Proszę pani, ja piszę książki!To jest moje główne zajęcie. Udział w takim panelu to jest tylko dodatek,powiedzmy przyjemność czy prze-rwa w mieszkaniu na wsi (śmiech).Nie jestem zawodowym panelistą. Po -łowa z tych ludzi, którzy wzięli udziałw tym panelu, żyje z tego – jeździ z jednego seminarium na drugie.

Skoro Pana zapraszają, i to niepierwszy raz, a skwitował to Pan przedchwilą, że to taki rodzaj pracy, możewięc zaczyna się z Pana robić panelista?Nie, ja tego nie znoszę! Nie lubię ro-

bić z siebie idioty. Ja lubię sam wystę-pować, wtedy jest zupełnie inaczej.

Panelista-solista?Lubię opowiadać swoje historie,

prywatne obsesje. Piszę swoją praw-dę, bo tylko ją potrafię opowiedzieć.

Czyli dla Pana udział w takim forum tobardziej towarzyska korzyść?

Tylko taka jest korzyść z udziału w tego typu przedsięwzięciach. Janie bardzo wierzę, że ktoś siedzi nasali i wyciąga z tego jakieś inne korzy-ści. Chociaż?... Może ktoś inny tak, aleja chyba nie. Dla mnie to przedewszystkim wydarzenie towarzyskie.Jutro pokażę mojej żonie Bratysławę,bo nigdy tutaj nie była. Poprzyja -źnimy się z niektórymi ludźmi... Tosię liczy. Z tego potem powstają książ-ki, ciche historie.

Po wizycie w Bratysławie powstanie książka?Co pani! Z Bratysławy ma powstać

książka?

Łapię Pana za słowo…Książka powstaje ze zdarzeń, które

się sumują. Cóż ja mogę napisać o Bratysławie? Trzeci raz tu jestem.Pierwszy raz odwiedziłem to miasto z piętnaście lat temu – byłem wtedykompletnie pijany, więc nic nie pa-miętam.

Według Pana Warszawa to plebejskiemiasto. A jaka się jawi Bratysława?Cała Słowacja jest bardziej chło -

p ska niż mieszczańska. Mieszczań -stwo tu było węgierskie i niemiec-kie. Podobna historia jak w Polsce– naród wiejski. Ale to nic złego!Nie wypiera się własnej tożsamo-ści. Ja sobie cenię plebejskośćWar szawy. Zawsze uważałem, żestolicą Polski nie jest Warszawa,tylko Praga warszawska, bo bar-dziej oddaje ducha tego kraju. NieŚród mieście, nie Nowy Świat, alePraga oddaje to, czym jest Polska –tym dążeniem, żeby się z chłopaprzekształcić w mieszczanina. I natej Pradze utknęły dwie trzecie na-rodu!

„L udzie z tej części Europy są bardziej oswojeni z nienawiścią, a nienawiść jest uczuciem, które ich łączy“ –powiedział m.in. Andrzej Stasiuk podczas dyskusji

publicznej, poświęconej nienawiści, odbytej w ramach ForumŚrodkowoeuropejskiego, przebiegającego w Bratysławie w dniach 15 – 18 listopada. Jego krótkie, ale treściwe wypowiedzi, słuchaczenagradzali brawami. Z tym cenionym polskim pisarzem, autoremtakich powieści, jak „Mury Hebronu“, „Jadąc do Babadag“,„Opowieści galicyjskie“, znanym również z zamiłowania do Słowacji(mieszka w Beskidzie Niskim, tuż przy granicy słowackiej),rozmawialiśmy już na łamach „Monitora Polonijnego“ cztery latatemu, kiedy to był w Bratysławie, by promować film „Winotruskawkowe“, nakręcony na podstawie jego powieści („MonitorPolonijny”, czerwiec 2008). Wówczas głównym tematem była jegotwórczość, choć zahaczyliśmy również o politykę. Tym razem naszarozmowa dotyczyła między innymi współczesnej Polski i Słowacji.

Andrzej Stasiuk: „Ja bym siędał za tę Polskę pokroić!“

„Życie, prawdziwe życiesię liczy! Ale to się toczy

poza mediami! Ja naszczęście nie mam

telewizora”.

MONITOR POLONIJNY G

Page 9: Monitor Polonijny 2012/12

9

Cztery lata temu, podczasPana drugiej wizyty w Bratysławierozmawialiśmy międzyinnymi o polityce. Wtedypowiedział Pan, że polska scenapolityczna to niesamowity spektakl.Nadal Pan tak uważa?O tak! Były przecież chwile dra-

matyczne, była śmierć. Myślę, że po-lityka jest teatrem, a politycy grająjakieś role. Polityka ma coraz mniejwspólnego z rzeczywistością. Kiedyspotykają się normalni ludzie, o po-lityce się nie rozmawia.

Mieszkając za granicą, śledząc relacje mediów z Polski, człowiekma wrażenie, żePolacy niczyminnym nie żyją,tylko polityką. I to jaką!

O ludzie! Pani myśli, żeko goś rozpala katastrofasmo leńska? Poza politykamii ludźmi zbliżonymi doświa ta mediów nikogo to

nie interesuje! Życie, prawdziwe ży-cie się liczy! Ale ono się toczy pozamediami! Ja na szczęście nie mam te-lewizora. Na wet gazet nie kupuję.Tylko czasami w Internecie spraw-dzam, co się dzieje w świecie.

Ale nie obraził się Pan na Polskę?Nie! Ja kocham ten kraj, nigdy nie

chciałbym się z niego wyprowadzić.Gdzie ja takie rzeczy będę widział, jaknie w Polsce? Gdzie ja takie opowie-ści bym mógł pisać, jak nie w Polsce?Ja bym się dał za tę Polskę pokroić!

Ale jest jeszcze ta druga ojczyzna, jakPan nazwał kiedyś Słowację…

Mieszkam na samej słowackiejgranicy, jeżdżę do Bardejova, do su-permarketów, bo tam są większe

i fajniejsze niż w mojej okolicy.Przechadzam się po tym świecie

przedmiotów…

I co?Oglądam sobie, czasami coś ku-

pię. To jest fascynująca opowieść,jak się zmienia społeczeństwo, jakludzie kupują przeróżne rzeczy. Tonadęcie! Wie pani, co na Słowacjikupuję? Wę gierską albo słowackąkiełbasę i wina. Ale jeżdżę tam dlaprzyjemności pochodzenia sobiepo takim świecie – świecie ludzi,którzy kupują. Patrzę sobie na nich.

Słowacja stała się bardziej europejskaod czasu wprowadzenia euro?Nie sądzę. Zbyt często jestem

w tym kraju, by to zauważyć, a prze-cież pewne rzeczy widzi się dopieropo długich przerwach. Ale wie pani,dziś, jadąc z żoną do Bratysławy,gdzieś na wysokości Martina, a możewcześniej, zobaczyłem, że tu jest pra-wie tak brzydko jak w Polsce!

Co konkretnie jest tak brzydkie?Rozpacz tych reklam przydroż-

nych. Tego śmietnika, tej tak zwanejeuropeizacji!

W parlamencie słowackim był pomysł,żeby zakazać ustawiania bilbordówprzy drodze…Ale to nie tylko bilbordy! Te przy-

drożne knajpy, jakieś harleye… W ogó-le śmietnik, który ja w Polsce uwiel-biam! Kłócę się czasami z moim zna-jomym, Węgrem z pochodzenia, któ-ry nienawidzi tego badziewia. A jamu mówię, że przecież ta Polska ba-dziewiem stoi! Ktoś sobie postanowi,że postawi takie dziadostwo i bronitego, bo to jest jego. I w tym się speł-nia. Właśnie dziś coś takiego zobaczy-łem na Słowacji: taki sam śmietnikikonografii, jak w Polsce.

Kiedyś tego nie było?Nie wiem. Może zobaczyłem to, boliście opadły? I wtedy powiedzia-

łem sam do siebie: o kurde, jak w ojczyźnie! Wie pani, i tak so-

bie dyskutuję o Polsce, o Sło -wacji z tym moim znajomympół-Węgrem, który jest bar-

dzo antysłowacki.

Staje Pan w obronie Słowaków?Tak. Ale ja też kocham Węgry.

GRUDZIEŃ 2012

ZDJĘ

CIA:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

„Polskabadziewiem

stoi!“

Page 10: Monitor Polonijny 2012/12

10

To dlaczego jest Pan po stronie Słowaków?To są żarty oczywiście, Słowacja

sobie poradzi beze mnie. Lubię temoje kraje ościenne. Lubię poje-chać przez Słowację na Węgry, po-patrzeć, jak się zmienia krajobraz.Wjeżdżając na Węgry, obserwujępejzaż, który staje się wygładzony,ładny, ludzki, mniej zaśmiecony re-klamą. Wszystko schlu dne, poukła-dane. Nawet PGR-y są na Węgrzechładne. Dobrze jest tam pojechać, aleczy żyć w tym pejzażu jest tak faj-nie? Jestem patriotą TEJ Polski.Bardzo się cieszę, że Słowacja jest taka sama. Gdyby nie język, czło wiekby nawet nie zauważył, że przekro-czył granicę innego kraju.

Przemawia przez Pana, użyję tusłowackiego określenia, škodoradosť?Może tak. Ale ja nie buntuję się

przeciwko światu, w którym żyję.Tak ta Polska ma wyglądać, tak mawyglądać Słowacja. Nic na siłę sięnie da zmienić.

Z podróży po Rumunii, które opisujePan z entuzjazmem, wraca Panzabłoconym samochodem, ponieważtam w niektórych miejscach po prostukończy się droga… Czy na Słowacji teżodkrywa Pan urokliwe miejsca,oddalone od cywilizacji?Z Rumunii wracam autem nie tyl-

ko zabłoconym, ale i obesranym, bopo tych drogach łażą krowy i zosta-wiają swoje odchody! WschodniaSłowacja ma w sobie coś niesamo-witego, co bardzo lubię: pustkęprzygraniczną, przepiękne wylud-nione góry! A wzdłuż węgierskiejgranicy pejzaż się spłaszcza i zmie-nia w równiny bagienne, niskie łąki. Ta słowiańszczyzna zamieniasię we wschodnią słowiańszczyznę,gdzie mówi się po rosyjsku, mia-steczka są biedniejsze…

Odwiedził Pan Medzilaborce?O Jezu, to moje ulubione miasto!

Absolutnie!

Za Medzilaborcami, w kierunku polskiej granicy stoi czołg…No tak, to Údolie smrti. Tam, jak

się głębiej wjedzie, to można zoba-czyć kilkanaście czołgów! Porozsta -wia nych na pamiątkę! To robi taksurrealne wrażenie, że człowiek so-bie myśli: kurde, co tu się dzieje?Jestem absolutnym fanem Medzi -laborec i Svid níka.

Był Pan w muzeum Andy’ego Warhola?Oczywiście! Ze dwadzieścia razy!

Jak odwiedzają mnie goście z Za -chodu, przywożę ich do tego mu-zeum w Medzilaborcach i oni sąbardzo zaskoczeni, nie potrafią sko-jarzyć, że amerykański artysta po-chodził właśnie stąd!

O! Czyli poniekąd wciela się Pan w rolę słowackiego ambasadora?Kiedyś napisałem wielki tekst do

„Polityki“ pod tytułem „Druga oj-czyzna“, właśnie o Słowacji! Jakowydawnictwo (Stasiuk wraz z żonąMoniką Sznajderman prowadzi Wy -dawni ctwo Czarne – przyp. red.)organizujemy odpłatne warsztatypi sarskie. Teoretycznie uczymy, jaksię pisze książki, zatrudniamy na-szych przyjaciół – pisarzy. Za namijuż druga edycja. Podczas pierwszejzorganizowaliśmy wyprawę do Ko -szyc, by uczestnikom pokazać miej-sce, gdzie żył Sán dor Márai – coprawda Węgier, ale mieszkający w Koszycach. Druga wycieczka byłado Medzilaborec, tej przedziwnejprzestrzeni, skąd pochodził jeden z najgłośniejszych artystów XX wie-ku. Chcieliśmy, by uczestnicy szko-lenia mogli popatrzeć od tej drugiejstrony na amerykański pop art, i po szukali w nim śladów słowacko-ści. Ostatnio pisałem na jakąś wysta-wę w Nowym Sączu duży tekst o War holu i o naszym Nikiforze.Pró bo wa łem spiąć losy tych dwóchŁemków, pierwszego – spryciarzaabsolutnego, i drugiego – zupełnieprzegranego, kalekę, przeklętegoprzez los. Ale, jak się prześledzi ichlosy, nie trudno zauważyć, że oby-dwaj żyli w totalnej samotności.

Wie pani, ta Słowacja jest dla mniestrasznie ważna.

Wcześniej poruszał się Pan po „tychokolicach“, ale ostatnio pociągnęłyPana Chiny…Jeździłem aż po turecką granicę,

ale ta rzeczywistość bałkańska czyśrodkowoeuropejska zrobiła się cia-sna. Ja strasznie lubię przestrzeń. Jaksię gdzieś pojedzie na Wschód, toczłowiek ma świadomość, że kraj siękończy za 10 tysięcy kilometrów! Aledo Chin nie da się wjechać samocho-dem, trzeba mieć chińskie prawo jaz-dy. Latamy tam z Moniką (żoną –przyp. red.) samolotem i na miejscuporuszamy się pociągiem. To dopierojest coś! Na przykład próbujemy so-bie na prowincji sami kupić bilet ko-lejowy. Tam nikt nie włada żadnym ję-zykiem, poza chińskim! Jeździmy teżdo Mongolii, gdzie wynajmujemy au-to, podróżujemy po kraju. Tam jestnieco łatwiej, bo można się trochę do-gadać po rosyjsku.

Z tego też będzie jakaś książka?Taaak, coś się zrobi. Bo co ja z tym

zrobię? Coś muszę zrobić, muszę z czegoś żyć!

„Jestem absolutnymfanem Medzilaborec

i Svidníka“.

ZDJĘ

CIA:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

MONITOR POLONIJNY G

Page 11: Monitor Polonijny 2012/12

We Wschodnio s łowa ckimMuzeum w Koszy cach 15 li-

stopada otwarto wystawę „Szopkikrakowskie – rozprávkové betlehemyz Kra ko va”.

Inicjatorem wystawy był konsul ge-neralny Słowacji w Krakowie MarekLisan ský, który jest zarówno oby -watelem Koszyc, jak i mieszkańcemKrakowa. Zaproponował on prezen-tację bogatych dzieł sztuki rękodziel-niczej, przedstawiających zabytkowebudowle historyczne z Krako wa i Ko -szyc w miniaturze. Kraków na werni-sażu reprezentował dyrektor krakow-skiego Muzeum Histo ry czne go Mi -chał Zawistow ski oraz wiceprezy-dent Kra kowa Tadeusz Trzmiel.

Twórcą prezen-towanych szopekjest krakowski architekt MaciejMoszew, który na podstawie ikono-grafii i zdjęć stworzył też szopkiprzedstawiające budowle koszyckie,m.in. wieże katedry św. Elżbiety, ele-menty wieży Urbana, pałac Jakuba.

Patronat nad wystawą objął amba-sador RP na Sło wacji Andrzej Kraw -czyk, żupan województwa Ko szy -ckiego Zdenko Trebuľa, prezydentKoszyc Richard Raši oraz wiceprezy-dent Krakowa Tadeusz Trzmiel.

Wystawa została zorganizowana w ramach 23. Fes tiwalu Sztuki Sakral -nej i potrwa do 13 grudnia.

URSZULA SZABADOS

11

Czyli Pan kalkuluje, że pojedzie tu czy tam i napisze książkę?Nie. Wiem, że jak pojadę tu czy

tam, to coś napiszę. Nic nie kalkulu-ję. Co ja z tym mogę zrobić? Tylkopisać. Owszem, podróżuję po świe-cie, bo mnie interesuje, co się z tymświatem stało.

I co się stało?Nie wiem. Co pani myśli, że jak się

gdzieś pojedzie, to od razu człowiekznajdzie odpowiedź? Tam polskieopowieści o komunizmie są jak z baj-ki! Tam można zobaczyć, czym był ko-munizm na skalę kosmiczną.

Czyli jesteśmy szczęściarzami?Myślę, że tak. To pieprzenie, że

Pol ska jest biedna, nieszczęśliwa, toidiotyzm.

Romów, których Pan często opisywał, porzuca Pan teraz na rzecz Chińczyków?Oni byli po prostu przy drodze!

Kiedy człowiek podróżuje i potemopisuje rzeczywistość przydrożną,przy której Romowie się zjawiają, tonaturalną rzeczą jest, że są jej waż-nym elementem. A co, ja im cośobiecywałem, że ich niby porzu-cam? Co, robi się teraz ze mnie ja-kiegoś rzecznika romskiego? Oni sąna takich prawach, jak reszta świa-ta, którą dostrzegam. Nigdy nie by-łem rzecznikiem Romów!

Ale przyglądał im się Pan, a oni potempojawiali się w Pana powieściach.Jakoś nigdy nie jeździłem do tych

wiosek, żeby Romów podglądać, jakna safari. Oni już stracili to coś z tejswojej romskości… Ale wie pani, cza-sem, kiedy podróżujemy przezwscho dnią Słowację, smutną i banal-ną w swojej architekturze, moja żonamówi, że w tej części Słowacji tylkoarchitektura cygańska się broni!(śmiech). Te cygańskie osiedla zbudo-wane w tym pejzażu to jest coś niesa-mowitego!

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

„To pieprzenie, że Polskajest biedna, nieszczęśliwa,

to idiotyzm“.

Koszyce i Krakówna wspólnej drodze

GRUDZIEŃ 2012

Page 12: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 12

Był to wstęp do roz-mowy na temat moty-wacji i hierarchii po-trzeb. Oka zało się, żeczłonkostwo w Klu biei możliwość działaniaw nim zabezpieczająnasze potrzeby, po-cząwszy od tych pod-stawowych, przez po-trzebę bezpieczeń-stwa, przynależności, sza-cunku i uznania, na potrze-bie samorealizacji kończąc.I to stwierdzenie stało siedobrym punktem wyjścio-wym, by rozpocząć szkole-nie z zakresu motywacji.

„Czuję, że mam nałado-wane akumulatory do dal-szego działania na rzeczKlubu Polskiego“, „Terazwi dzę, jaki potencjał w nasdrzemie“, „Uwierzyłam w sie bie i swoje możliwo-ści“ – to tylko niektóre z wy -powiedzi uczestników, pod -

sumowujących szkolenie,które poprowadzili To -masz Kobylański i MarcinMołoń z Centrum Szko -leniowo-TerapeutycznegoSELF z Rzeszowa.

Około dwudziestu dzia-łaczy Klubu Polskiego z ró -żnych miast Słowacji (z Bra -tysławy, Koszyc, Revucy,Nitry, Trenczyna i Mala -cek) zebrało się podczaswee kendu 24 – 25 listopa-da w uroczym hotelu Sparkw Malackach (pro wadzi gonasza rodaczka – pani

Krystyna Sečká rová),by podnieść swojeumiejętności w za-kresie pracy na rzeczPolonii. Naj pierw po-przez gry i ćwiczeniauczyliśmy się, jak kla-syfikować typy oso-bowości, by później

W dniach 5 i 6 listopa-da 2012 roku w Kon -

sulacie Honorowym w Li -ptow skim Mikulaszu złożyłwizytę Ambasador RP An -drzej Krawczyk, który koń-czy swoją misję dyploma-tyczną na terenie RepublikiSłowackiej. Towarzyszył mukonsul RP, radca ministerGrzegorz Nowacki. Gościezapoznali się z pracą konsu-latu honorowego, rozma-wiali również o aspektachgospodarki handlowej w sto-sunkach polsko-słowackich.Następnego dnia spotkalisię z burmistrzem miastaLiptowski Mikulasz Ale xan -drem Slafkovskim, jego za-stępcą Jozefem Repas kimoraz przewodniczącym Eu -ro regionu Tatry, a jedno-cześnie burmistrzem Ru -żom berka Jánem Pavlí kiem.Uczestnicy tego spotkaniaoptymistycznie odnieśli siędo pomysłu wspólnegoubie gania się Polski i Sło -

wa cji o organizację zimo-wych igrzysk olimpijskichw roku 2022. Podkreślili,że region Liptowa i Tatr maodpowiednie warunki, abytakie przedsięwzięcie zor-ganizować. Gdyby jednakdo realizacji tego przedsię-wzięcia nie doszło, to samonagłośnienie kandydaturyregionu przyczyni się do te-go, że tereny po obu stro-nach granicy zostaną za-uważone.

Ambasador i radca mini-ster odwiedzili również no-wą siedzibę administracyj-ną i centrum logisty cznefirmy VEREX HOLDING,której dyrektorem general-nym jest konsul honorowyRP w Liptowskim Mikula -szu Tadeusz Frąckowiak.Fir ma VEREX HOLDINGzatrudnia na rynku słowac-kim ponad 500 osób i ści-śle współpracuje z firmamipolskimi, szczególnie z bran -ży spożywczej. j.d.

„Co Wam daje Klub Polski?“ – zapytał nasprzed rozpoczęciem szkoleniamotywacyjnego prowadzący.

Podzieleni na grupy przygotowywaliśmy odpowiedzi,by potem wspólnie zapisać je na tablicy.

Obudzony potencjał

Wizyta ambasadoraw Liptowskim Mikulaszu

Page 13: Monitor Polonijny 2012/12

13 GRUDZIEŃ 2012

móc korzystać z potencja-łu, który każdy z nas w so-bie posiada. Kolejne ćwi-czenie dotyczyło umiejęt-ności stawiania sobie ce-lów i osiągania ich. Ta wie-dza okazała się niezwykleprzydatna przy opracowy-waniu projektów kultural-nych pod okiem szkole-niowców. W utworzonychwedług przynależności doregionu Klubu Polskiegogrupach dochodziło do bu-rzy mózgów, konstruktyw-nych sprzeczek, twórczejwymiany zdań, podziałuobowiązków. Podczas ćwi-

czeń przekonaliśmy się, żenasza różnorodność jestnaszym atutem, pozwalają-cym na odpowiedni po-dział ról podczas wykony-wania stawianych przednami zadań.

„Przed przyjazdem zapo-znałam się z programemszkolenia i stwierdziłam, żebędzie trudno wytrzymaćtyle godzin – zwierzyła sięjedna z uczestniczek – aleokazało się, że ten czas takszybko zleciał, a ja aniprzez chwilę się nie nudzi-łam“. Mało tego, przewi-dziany czas zajęć za zgodąwszystkich uczestnikówzostał wydłużony do póź-nych godzin nocnych, kie-dy to podczas prowadzo-

nych przez szkoleniowcówgier poznawaliśmy się na-wzajem. „Te zajęcia nas po-łączyły, przeżyliśmy cośwspólnie, a to jeszcze bar-dziej daje poczucie przyna-leżności do grupy“ – pod-sumowywał jeden z uczest-ników.

Pierwsze szkolenie mo-tywacyjne w dziedziniekultury pokazało, że to do-bra inwestycja w samychsiebie, która z pewnościązaowocuje w postaci atrak-cyjnych działań na rzeczKlubu Polskiego.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

PRZEDSIĘWZIĘCIE ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU KANCELARII RADY MINISTRÓW RS, PROGRAM – KULTURA MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH 2012

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 14: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 14

„Wybrałem życie de-sperado. Na grani-

cy. Tuż przy śmierci“ – ta-kim wstępem opatrzył swo-ją autobiografię TomaszStańko. Nawiązuje w niejmiędzy innymi do swojegoidola Milesa Devisa. „To jestmój guru, niewątpliwiemistrz i bardzo go cenię ja-

ko artystę, to jest dla mniejeden z  największych arty-stów XX wieku“ – wyjaśniai  opisuje, że jemu właśniezawdzięcza swój osobliwystyl muzyczny. „Mój dźwięktrąbki jest rozpoznawalny,unikalny, tak jak i  Mailesa,byłem bowiem zachwyco-ny jego filozofią muzyki“.Ale Stańko nie stroni też odeuropejskiej muzyki, a z pol -

skich artystów najwięcejzawdzięcza zmarłemu w 1969Krzysztofowi Komedzie, któ -rego stał się nadwornymtrębaczem. ‚„Nasze pierw-sze spotkanie odbyło się w kuluarach Sali Kongreso -wej w 1963 roku, gdzie de-biutowałem. Po tym kon-cercie od razu było wiado-mo, że będziemy dalej gralirazem“ – wspomina arty-sta. W pierwszych latachswojej kariery Stańko byłszczególnie mocno związa-ny z Komedą, który naj-mocniej przyczynił się dostworzenia polskiej odmia-ny nowoczesnego jazzu.Przejął od niego pewientyp wrażliwości i głębokie-go przeżywania, co po-brzmiewa w jego muzycedo dziś. Podczas festiwaluJazz for sale w Koszycachmiałam wrażenie, że pod-czas interpretacji „Kattor -ny” Komedy przez Stańkę,

nad sceną unosił się duchtego pierwszego.

Tomasz Stańko, któryprzed niespełna dwomamiesiącami obchodził sie-demdziesiąte urodziny, tosymbol polskiego jazzu.Zdarzali się już muzycyo  porównywalnej skali ta-lentu, ale nie było jednaki pewnie długo nie będziedrugiego, który potrafiłbyutrzymać tak wysoki po-ziom muzyki przez tak dłu-gi czas. Stańko stoi takżepoza konkurencją, jeśli idzieo wymiar sukcesu w skaliświatowej. W Koszycachwraz z zespołem (Wasilew -ski - pianino, Kurkiewicz -gitara basowa, Miśkiewicz -perkusja) zagrał koncert,jakiego jeszcze w tym mie-ście nie było. Blask jegotrąbki pozostanie na długow pamięci koszyckich słu-chaczy.

URSZULA SZABADOS

Na zaproszenie przewodniczą-cego wrocławskiego oddzia-

łu Klubu Rotary Dariusza Dynera re-daktor naczelna „Monitora Polonijne -go“ Małgorzata Wojcieszyńska podkoniec października wzięła udział wspotkaniu działaczy tego stowarzysze-nia, by zaprezentować wydawaneprzez słowacką Polonię czasopismo iporozmawiać o Słowacji. Zebrani bylizainteresowani nie tylko słowackąkulturą, atrakcjami turystycznymi te-go kraju, ale również działalnościąpolonijną. Prezentacja zamieniła sięw ciekawą dyskusję na temat warun-ków gospodarczych Słowacji powprowadzeniu euro oraz o powiąza-niach Słowacji z Polską.

Rotary International (RI) to najstar-sze stowarzyszenie klubów służeb-nych na świecie. Zrzesza około 32 000 Klubów Rotary w prawie 170 krajach. Należy do nich ponad 1 200 000 członków, czyli rotarian.Wywodzą się oni z różnych środo-wisk zawodowych, religijnych, poli-

tycznych i kulturowych, a łączy ichchęć niesienia pomocy lokalnym spo-łecznościom oraz światu. Oficjalnecredo klubów Rotary brzmi: „Służbana rzecz innych ponad własną ko-rzyść” (ang. Service Above Self). Red.

Blask

trąbki

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 15: Monitor Polonijny 2012/12

15

Na tegorocznym festiwalu DniJazzu w Bratysławie (Brati -

slav ské jazzové dni - BJD), które odbyłysię w dniach 26-28 października, wystą-piła polska legenda jazzu - ZbigniewNamysłowski wraz z zespołem.

Dlaczego chodzimy na koncerty?Współczesne nagrania studyjne są takdoskonałe, że przewyższają jakościądźwięku większość sal koncertowych -włącznie z salą Incheby, gdzie odbył siębratysławski koncert Namysłowskiego.Ośmielę się zaryzykować twierdzenie,że większość z nas chodzi na koncerty,by się zabawić i dać ponieść specyficz-nej atmosferze, która wciąga w światdźwięków inaczej niż nagrania płytowe.

Niestety, pan Zbigniew zdaje się zu-pełnie zapomniał o tym, okazując pod-czas koncertu ogromne zniecierpliwie-nie z powodu świateł, które nie oświe-tlały wystarczająco nut muzyków –  je-dyny uśmiech, którym obdarzył pu-bliczność, pojawił się na jego twarzy potym, jak zerknął na zegarek pod konieckoncertu. Skupienie, perfekcjonizm,zmęczenie, znudzenie, rozczarowanie– takie słowa pojawiały się w kuluarachpo koncercie polskiej gwiazdy. Szkoda.

Uważnemu oku nie mogła wszakuni knąć sympatia, którą pan Zbyszekokazywał młodemu muzykowi, grające-mu na puzonie. Był to jego syn Jacek,świetnie dopełniający matowym brzmie -niem swego instrumentu ostry dźwięksaksofonu ojca. Jak dowiedziałam siępóźniej, tradycja muzyczna w rodzinieNamysłowskich sięga jeszcze dziadkapana Zbigniewa – Karola, twórcy słyn-nej w całej Polsce Orkiestry Włościań -skiej z Zamościa. Muzyką zajmuje się teżcórka Namysłowskiego – Maria, na któ-rej koncercie miałam okazję być kiedyś.

Ale wracając do koncertu w Braty sła -wie, na fortepianie wyśmienicie grał

Sławomir Jaskułka, laureat polskiegojazzowego Oskara z  roku 2002, paro-krotnie nominowany również do na-grody Fryderyka, choć pozostawał tro-chę w cieniu Andrzeja Swięsa, czołowe-go kontrabasisty młodego pokoleniapolskiej sceny jazzowej. Na perkusjiakompaniował im Grzegorz Grzyb, lau-reat Fryderyka z roku 1995. Artyści za-prezentowali swoje tradycyjne etno -jazzowe utwory, w których dało się roz-poznać motywy polskich tańców ludo-wych (również na góralską nutę).

Zbigniewa Namysłowskiego nie trze-ba przedstawiać. Może warto tylkoprzypomnieć, że ten nestor polskiegojazzu, multiinstrumentalista i wybitnykompozytor współpracował m.in. z Krzy -sztofem Komedą, Michałem Urbania -kiem, Czesławem Niemenem, UrszuląDudziak, a także z niedawno goszczą-cym w Bratysławie wspaniałym Lesz -kiem Możdżerem. Nagrywał i koncerto-wał z jazzmanami zagranicznymi i pol-skimi zespołami rockowymi, m.in. z gru -pą Niebiesko-Czarni i Niemen Enigma -tic. Z własnymi zespołami koncertowałna najważniejszych festiwalach jazzo-wych w Polsce, Stanach Zjednoczo -nych, Indiach, Kanadzie, Nowej Zelan -dii, Australii, Izraelu, Meksyku, naKubie i w wielu krajach Europy.

Koncert w bratysławskiej Inchebiesprawił, że trochę inaczej będę odbie-rać swoje ulubione płyty Namysłow -skie go: „Astigmatic”, „Winobranie” czy„Namyslowski Quartet & Górale”. Napewno jednak pozostanie we mnie sza-cunek do perfekcjonizmu wielkiegomistrza, a  przede wszystkim wdzię -czność za to, że zaprasza do swojegoświata muzyki młodych, zdolnych in-strumentalistów, którzy dzięki niemutworzą najwyższej jakości nowy polskijazz. ANNA MARIA JARINA

GRUDZIEŃ 2012

Podkarpackie konfrontacjefotograficzne i wystawamalarstwa w Koszycach

Regionalne Centrum KulturPogranicza w Krośnie od

wielu lat współpracuje z Woje -wódz kim Ośrodkiem Kulturyw Ko szycach. Tym razem dzię-ki tej współpracy swoją twór-czość mogło zaprezentowaćdwóch artystów z krośnień-skiego fotoklubu.

Pierwszy z nich - StanisławMaterniak kieruje się myślą: zo-baczyć, być i uwiecznić, usiłujewięc zapamiętać, wszystko, cozo baczył, i uwiecznić to na zdję-ciach.

Z kolei ma lar -ka Mał gorza taTwar dzik-Wilkp r z e d s t a w i ł awystawę zatytu-łowaną „Zaułkiwy o bra źni, zaułkipa mię ci“. Jaktwier dzi, w pew -nych miejscachsię bywa, prze-

żywa, kontempluje i to właśniete miejsca zapadają w pamięć.„Prze twa rzam je na obrazy, na ja-kieś swoje wizje, pejzaże, kwia-ty, motywy, które często wyglą-dają na granicy ab strakcji“ – wy-jaśniała artystka.

URSZULA SZABADOS

Namyslený Namysłowski

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 16: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 16

Zapłaciłam za bilet dwa-dzieścia złotych i uważam,iż to były świetnie zainwe-stowane pieniądze, bo-wiem bawiłam się tak do-brze podczas seansu, że odśmiechu bolały mnie mię-śnie twarzy i przepona.Krytykowano polskie sztan -dary ze współczesnym, a nie siedemnastowiecz-nym orłem, który patrzynie w tę stronę, w którą po-winien. Krytykowano faktpojawienia się pastorałuJana Pawła II, skrzydła hu-sarii oraz przekłamaną da-tę bitwy. Te wszystkie błę-dy, dotyczące realiów hi-storycznych, to dla mnie, w kontekście tego dzieła,tak zwany mały pikuś. To,co jest słabe w tym filmie,to po prostu sam film. Połą -cze nie nudnego, rozlazłe-go scenariusza ze złą grą ak-torską i scenografią, przy-pominającą fototapetę, da-je efekt komiczny, przypo-minający niskobudżetoweprodukcje klasy B, a możenawet C. Grubo mylą się ci,którzy myślą, że film jest o tym, jak Polacy bohater-sko walczyli o Wiedeń. Sa -ma bitwa pokazywana jestbowiem około pięciu mi-

nut, a kolejne dwie go-dziny filmu wypełnio-ne są scenami przypo-minającymi parodięWładcy pierścieni, Ba -śni z tysiąca i jednej no-cy oraz Tańczącego z wil -kami.

Marek z Aviano spotykaw lesie duchy. Te przekazu-ją mu miecz, który w rę-kach młodziaka zaczyna siężarzyć. Co jakiś czas w ży-ciu przyszłego kaznodzieipojawia się komputerowywilk, który znacząco spo-gląda na niego i okazuje siębyć jego dziadkiem. Turcja,stworzona w słabej jakościprogramie graficznym, po-grążona jest w baśniowejróżowo-pomarańczowejmgle i wygląda jak kiczo-waty plakat. Plenery przy-pominają landszafciki z po -cztówek, na których braku-je tylko jelenia na rykowi-sku. Istambuł z lotu ptakawygląda jak tekturowa ma-kieta. Sokoły i gołębie latajązawieszone na żyłkach, a ra -ny i blizny aktorów wyko-nane są z plasteliny polanejketchupem. Wszystko tobyłoby do przełknięcia…dziesięć, piętnaście lat te-mu. Dziś jest żenujące.

Jeżeli chodzi o aktor-stwo to, delikatnie mó-wiąc, pozostawia ono wie-le do życzenia. Owszem, cipolscy wywiązali się z po-wierzonego im zadania, aleniestety pojawiają się w ro-lach epizodycznych, a ichgra ogranicza się do zrobie-nia jakiejś miny oraz wypo-wiedzenia pojedynczego

słowa. Mnie zachwyciłEnrico Lo Verso w roliKara Mustafy. Ach, jakon pięknie, nerwowowywraca ślepiami (chy -

ba gra strach), rozdziawiagębę (zdziwienie) i zaciskaszczęki (jest groźny). F. Mur -ray Abraham w roli Markajest egzaltowany do granicbólu i wypowiada swekwestie, krzycząc, szepcząclub trzęsąc się w uniesie-niu. Adamczyk jako Leo -pold I Habsburg jest miłąodmianą i wypada na tymmarnym tle fantastycznie.Całe szczęście, że reżyserEnzo Martinelli nie sparto-lił przynajmniej tego. Wi -dać, że Adamczyk miał po-mysł na swoją rolę, zagrał jąbrawurowo i stworzył świe -tną karykaturę głupawego

cesarza. A inni? Jerzy Sko -limowski faktycznie wyglą-da jak Sobieski, a BachledaCuruś po prostu „wyglą-da”, zaś Szyc nie mówi nic,za to Olbrychskiemu po-zwolili powiedzieć dwasłowa. Właściwie możnapowiedzieć, że najauten-tyczniej w tym filmie wy-padły konie, które łamiąnogi i padają na polu bitwyw sposób bardzo reali-styczny. Jedna ze scen uka-zuje polskie wojsko, które

nocą w błocie i strugachdeszczu wspina się mozol-nie na Kahlenberg. Nad ranem ci sami żołnierze,stojąc na wzgórzu, są czy-ści, mają wyprasowanemundury, a ich zbrojeświecą się jak psu… wiado-mo co. Sama treść filmu

miała być z założenia prze-pełniona wartościami chrze -ścijańskimi, jednak religiazostała tu bardzo spłaszczo-na. W jednej ze scen Marekz Aviano prowadzi uducho-wioną rozmowę z KaraMustafą. Chyba miał to byćdyskurs filozoficzno-teolo-giczny, ale wyszła przepy-chanka dzieciaków w pia-skownicy, typu: „Mój Bógjest większy”, „A właśnie,że nie, bo mój Bóg jest wię -kszy”, „Ale mój Bóg niesieświatłość”, „A właśnie, żenie, bo mój niesie świa-tłość”. Większość dialogówopiera się na mieszance ka-techizmu dla dzieci i afory-zmów rodem z Paulo Coel -ho. Moją ulubioną frazą,pochodzącą z filmu, zosta-ły słowa Kara Mustafy: „Tyl -ko eunuchy i kobiety pła-czą”. Jako kobieta miałamwięc prawo się popłakać,co prawda ze śmiechu, alejednak!

Krytycy czepiają się orłana sztandarze, a przecieżfilm Bitwa pod Wiedniemma do zaoferowania o wie-le więcej smaczków. Oglą -da jąc go, miałam przedniązabawę. Szkoda tylko, że w tej bitwie tak mało byłobitwy!

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

Ile jest bitwy w Bitwie?

F ilm Bitwa pod Wiedniem zebrał w Polscemiażdżące krytyki, więc trochę z ciekawości, a trochę z przekory wybrałam

się do kina, by go obejrzeć.

Page 17: Monitor Polonijny 2012/12

17

D ziesięć lat temu, kiedylicencjonowany program„Idol” debiutował

w Polsce, wydawało się, żeudział w nim to jest COŚ.

Gwarancja sławy, popularności,wielkich pieniędzy. Przepustka doświata gwiazd, kontrakt z czołowąwytwórnią płytową (w razie wygra-nej); no, uśmiech losu po prostu. Ty -siące chętnych w długich kolejkachczekały na szansę zaprezentowaniasię podczas castingów, często zupeł-nie nie biorąc pod uwagę całko wite -go braku umiejętności wokalnych.Później miliony ludzi gromadziły sięprzed telewizorami, wierząc, że ma-ją wpływ na stworzenie naprawdęwielkiej gwiazdy; z zapartym tchemśledząc i komentując zmaganiauczestników.

Teraz, po latach, jako telewidzowiejesteśmy przyzwyczajeni do formułytalent-show. Taki program ma dziś w swojej ofercie każda większa stacjatelewizyjna – tak prywatna, jak i pu -bli czna. Konkurencja między nimijest większa niż między uczestnikami.I teraz, dziesięć lat po pierwszym„Idolu”, wiemy, że taki program niema na celu wyłonienia najlepszej, naj-bardziej utalentowanej osoby. Wie -my, że zwycięzcy nie zapewni ani sła-wy, ani wielkich pieniędzy – przy-najmniej nie w polskich realiach. I żenajbardziej na udziale w nim korzy-stają jurorzy, którzy za swoje występyotrzymują gigantyczne stawki, i że tooni są tak naprawdę jedynymi gwiaz-dami.

Tę pierwszą edycję „Idola”, o którejwspomniałam, wygrała młodziutka,wówczas zaledwie siedemnastoletniaAlicja Janosz. Były gratulacje juroróww finale, były łzy szczęścia i wróżbywielkiej kariery. Rzeczywistość oka-zała się jednak brutalna. Mło dziu -tka Janosz, wrzucona na głębokąwodę, z dobrym głosem, ale jeszczebez własnego repertuaru i arty-stycznej wizji, związana kontrak-tem z dużą wytwórnią płytową i pod każdym względem od niej za-leżna, zupełnie nie poradziła sobiejako „gwiazda”. Jej debiutancka pły-

ta, „Ala Janosz”, została bezlitośniewy śmiana tak przez odbiorców, jak i krytyków (szczególnie wdzięcznymmateriałem do żartów okazała się pio-senka „Zbudziłam się”, zwłaszczafragment: „zbudziłam się/nie byłoźle/za oknem brzask/śnieg, zaspanaulica/tramwaju szum, za ścianąśpiew/i jajecznica”). A później zapa-dła cisza. Ala „Jajecznica” Janosz cza-sem gościnnie pojawiała się w nagra-niach innych wykonawców, śpiewałana rozmaitych festiwalach, ale byłapostrzegana przede wszystkim jakowielka przegrana pierwszej edycjipolskiego „Idola”.

Lepiej zaczęło się dziać w 2009 ro-ku. Alicja Janosz zakończyła wtedywspółpracę z wytwórnią Sony BMGPoland. Mądrzejsza i dojrzalsza, posta-nowiła pójść własną artystycznąścieżką. Z tego postanowienia zrodziłsię pierwszy album, który chciałabymPaństwu w tym numerze polecić.Janosz nagrała go z zespołem HoodooBand (tak też zatytułowany jest krą-żek) i wydała pod szyldem wytwórniLuna Music w 2010 roku. Próżno natej płycie szukać nastolatki, która wy -stępowała w „Idolu”; próżno do słu -chi wać się echa nieszczęsnej jaje -cznicy. To jest po prostu porcja do-skonałej muzyki, świetnie zagranej i doskonale skomponowanej. Album

składa się z dwóch płyt. Na pierwszątrafiły autorskie kompozycje HoodooBand, pozytywnie zaskakujące świe-żością, ale i obeznaniem w muzycz-nych gatunkach. To wysmakowana,ale energiczna mieszanka funku, ja -zzu, bluesa i soulowych dźwięków,naprawdę pozytywnie wyróżniającasię wśród propozycji, które pojawiająsię na polskim rynku. Na drugimkrążku, wchodzącym w skład tegowydawnictwa, znalazł się występ ze-społu, który odbył się z w 2009 rokuz okazji Polskiego Dnia Bluesa w Stu -diu im. Agnieszki Osieckiej w Progra -mie Trze cim Polskiego Radia. Pod -czas koncertu grupa wykonała m.in.„Talkin loud and say nothing” z reper-tuaru Jamesa Browna i „She’s 19 yearsold” Muddy’ego Watersa. Słucha siętego fantastycznie.

Drugi album, do którego posłucha-nia serdecznie zachęcam, to solowapłyta Alicji Janosz „Vintage”, wydananiespełna rok temu. Muzycznie jest toudana inspiracja retro soulem: stylemAmy Winehouse i dokonaniami wo-kalistów, występujących w latachsześćdziesiątych ubiegłego stulecia.Większość utworów, które znalazłysię na płycie, wyszła spod pióra Ja -nosz. Może dzięki temu brzmią prze-konująco, świeżo i bezpretensjonal-nie (co nie znaczy mało ambitnie).

Ca łość jest spójna, wysmakowana ielegancka. Nie ma tu tandetnegoR&B, są przemyślane kompozycje,lata świetlne oddalone od pozio-mu debiutanckiego albumu. Na ta-ką płytę warto było czekać. Miejmyjednak nadzieję, że kolejny albumAlicji Janosz ukaże się nieco szybciej. KATARZYNA PIENIĄDZ

GRUDZIEŃ 2012

Czulymuchem-

Ala Janosz odkryta na nowo

Lepiej późno niż wcale

Page 18: Monitor Polonijny 2012/12

Wynika z niej, że jest onow zatrważająco złej kondy-cji i trzeba reagować na-tychmiast. Kolejni mini-strowie zapowiadają rewo-lucyjne zmiany, mówią, żezdają sobie sprawę z powa-gi sytuacji, i podkreślają z mocą, że jest ona winąpoprzedniego obozu rzą-dzącego.

Słowne przepychankitrwają, niewiele się zmie-nia i tylko w ramach zim-nego prysznica od czasudo czasu pojawia się jakiśtrudny do przełknięcia ran-king. Na przykład świato-wych uczelni, w ktorym tez Polski albo się nie poja-wiają, albo plasują w ogo-nie. W najbardziej znanym,szanghajskim, figurują tyl-ko Uniwersytet Warszaw -ski i Uniwersytet Jagielloń -ski - pod koniec liczącej500 pozycji listy... W dodat-ku pod względem kreatyw-ności i innowacyjności bijąnas na głowę nawet krajeznacznie mniejsze. Euro -pej ski Urząd Patentowyprzy znał w 2011 roku 45 pa -tentów wnioskom, którezłożyli Polacy. Dużo? Zna -cznie mniejsza od PolskiSło wenia otrzymała ich 42.Pięciokrotnie więcej niż

Polska patentów (w przeli-czeniu na liczbę mieszkań-ców) miały Węgry, Czechy,Estonia i Łotwa. Najlepsi,Niemcy, mieli ich 13,5 ty-siąca, a inne państwa z czo-łówki średnio 100 razywię cej niż Polska.

Czy to znaczy, że jeste-śmy narodem głupszymniż inne? Mniej inteligent-nym? Odpowiedź twier-dząca byłaby podłym, krzy -wdzącym nadużyciem. Bar -dziej prawdopodobne wy-daje się nieumiejętne ukie-runkowanie ludzi z ogrom-nym potencjałem (tych napewno nam nie brakuje),ba!, tego potencjału lekko-myślne marnowanie. Bojak wytłumaczyć fakt, żePolacy, którzy mają możli-wość rozwoju poza grani-cami kraju, nagle okazująsię – jak za dotknięciemczarodziejskiej różdżki –su perzdolni i pomysłowi?

Na pewno pamiętają Pań -stwo naszych projektan-tów, którzy pracują dla naj-większych samochodowychmarek, o których pisałamkilka miesięcy temu. Nie malkażdy z nich w dzie ciń -stwie wyjechał z Polski i szan sę na zaistnienie do-stał zagranicą. I coraz wię-cej takich Polaków z po-chodzenia odnosi sukcesyw przeróżnych dziedzi-nach. Wspomniana przezemnie informacja o niskimpoziomie wynalazczości i kreatywności w Polsce,która niedawno pojawiłasię w Internecie, sąsiado-wała z inną wiadomością.Oto patent Polaka, MarcinaJakubowskiego, trafił doczołówki zestawienia naj-lepszych innowacji 2012roku, które przygotował

prestiżowy magazyn „Time”.Dzieło Jakubowskiego – ze -staw do stworzenia cywili-zacji – znalazł się na czelenajlepszych propozycji 2012roku obok łazika „Curio -sity” i drukarki 3D. Czymjest zestaw do stworzeniacywilizacji? To zbiór in-strukcji, które każdemuczłowiekowi pozwolą nastworzenie 50 najpotrzeb-niejszych do życia urzą-dzeń (m.in. pieca do wy-pieku chleba, wiertarki,traktora, który samodziel-nie można zbudować w sześć dni, oraz pięciu ty-sięcy cegieł, które w ciągu

doby można zrobić z bru-du i kurzu). Instrukcje sądostępne nieodpłatnie w In -ternecie, a konstruowaniecywilizacji (np. samowy-starczalnej wioski) przypo-mina budowanie z kloc-ków lego. Nad stworze-niem takiego zestawu Mar -cin Jakubowski pracowałod 2003 roku, kiedy utwo-rzył organizację OpenSour ce Ecology. „Naszymcelem jest utworzenieskarbnicy projektów, którasprawi, że jedna płyta DVDmoże stać się zestawemstartowym cywilizacji” –mówił podczas konferencjinaukowej Technology En -ter tainment and Design w 2011 roku, kiedy prezen-tował efekty swojej pracy.Pomysłem wyposażeniagospodarstw w propono-

wane przez Jakubow skie -go narzędzia typu lego za-interesowały się już organi-zacje pozarządowe ze Sta -nów Zjednoczonych i Afry -ki. On sam jest przekonany,że „to może być coś rewo-lucyjnego” i podkreśla ni-skie koszty oraz wysokąwydajność proponowane-go przez siebie rozwiąza-nia.

Marcin Jakubowski jestautorem pomysłu, o któ-rym z entuzjazmem dono-szą światowe media. Na -ukow cy wypowiadają się o nim z uznaniem; zdoby-wa znaczące nagrody. Mo -

MONITOR POLONIJNY G 18

POLAKPOTRAFI

Odkilku lat z mniejszym lub większymnatężeniem toczy się wśród publicystów,naukowców i polityków w Polsce dyskusja

na temat poziomu krajowego szkolnictwa.

ale niew Polsce?

Page 19: Monitor Polonijny 2012/12

19 GRUDZIEŃ 2012

P ewnego popołudnia przyładnej pogodzie postanowiłamprzespacerować się po

Starym Mieście Bratysławy, a konkretnie przejść pieszo z Auparku na ulicę Rajską.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy nie-spodziewanie spośród nieciekawych i bu-rych postkomunistycznych zabudowańwyłonił się mały, niebieski kościółek. Ażprzystanęłam ze zdumienia, jednocześnieuświadamiając sobie, iż przez kilka do-brych lat tkwiłam w błędnym przekona-niu, że to kościół Wniebowzięcia NMP,zwany blumentalskim, jest uważany zaniebieski kościółek. Czyżby zmylił mnieturkusowy kolor dachówek...?!?

Słońce leniwie prześwitywało przezbezlistne łodygi drzew, oświetlając niety-powy kształt kościoła, z eliptyczną wieżą i czterospadowym niebieskim dachem.Kościółek wyglądał nierealnie, jakbyprze niesiony z tysiąca i jednej baśni. Jestzupełnie inny niż typowe wielkie, ciężkie i przytłaczające kościoły z panującym w środku półmrokiem czy też te nowo-czesne, bez spójności i architektonicznejharmonii. Niewielkich rozmiarów ko-ściółek św. Elżbiety, zwany niebieskim ko-ściółkiem (Modrý kostolík) przyciągauwagę nie tylko niezwykłym kolorem, odktórego wziął swoją nazwę, ale równieżswoją oryginalną budową i skromnymwnętrzem. Całość sprawia wrażenie nie-zwykle delikatne i subtelne. Być możedlatego właśnie ten, a nie inny kościół cie-szy się taką popularnością wśród osób zawierających małżeństwo.

Świątynię zbudowano w ciągu 4 lat we-dług projektu znanego węgierskiego ar-chitekta Odona Lechnera. Jej budowęukończono w 1913 roku. Fundatorem byłcesarz Franciszek Józef I, który w ten spo-sób chciał uczcić pamięć swojej tragicz-nie zmarłej małżonki Elżbiety.

Założeniem architekta było stworzenieswoistej, wymyślonej przez niego odmia-ny stylu Art Nouveau w połączeniu z sece-syjną asymetrią i ornamentacją roślinną, a także elementami rokoka. Uwagę zwra-cają urocze neoromańskie filary z ele-

mentami orientalnymi, umieszczoneprzy wejściu głównym do świątyni, orazniezwykła mozaika, przedstawiająca pa-tronkę kościoła z różami. Opiekunką tego Domu Bożego ogłoszono żyjącą w XIII wie ku i urodzoną na bratysław-skim zamku św. Elżbietę Węgierską.

Jednonawowe wnętrze jest równiepiękne. Zachwyca dominującą niebieskąbarwą oraz cudowną ceramiką z manu-faktury w Peczu. W niewielkim ołtarzuumieszczono relikwie św. Elżbiety, Kle -mensa, Wincentego i Teodory, a brakprzesadnych zdobień w połączeniu z bie-lą i błękitem sprawiają, że wnętrze jest jasne i przestronne.

A dlaczego kościół jest niebieski?Tego można jedynie się domyślać.Może dlatego, iż kolor ten symbolizujemądrość, powagę, harmonię, wiernośćoraz bezpieczeństwo i najczęściej koja-rzy się z niebem.

Niebieski kościółek jest niewątpliwieniezwykłą, fascynującą i niespotykaną bu-dową. To błękitna laguna na morzu ota-czającej go szarzyzny i tandety. Warto wy-brać się tu na niedzielną mszę lub po pro-stu wstąpić na chwilę, by odnaleźć spokóji równowagę w przedświątecznym roz-gardiaszu i otulić się wnętrzem w kolorzebłękitu, by móc potem zanucić piosenkęzespołu Maanam: „Oprócz błękitnego nie-ba, nic mi dzisiaj nie potrzeba”.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

Słowackieperełki

że więc nie jest tak źle z kondycją polskiej nauki?Pewnie nie będą Państwo za-skoczeni, gdy napiszę, żeMarcin Jakubowski jest kolej-nym Polakiem, który rozwijasię zagranicą. Z Polski wyje-chał podczas stanu wojenne-go jako dziesięciolatek. Ukoń -czył z wyróżnieniem Uniwer -sytet Princeton, na Uniwersy -tecie Wisconsin otrzymał ty-tuł doktora fizyki jądrowej.Notabene moment napisaniadoktoratu był przełomowydla jego kariery naukowej, alenie w taki sposób, jak możnaby się spodziewać. „Dobiłemdo trzydziestki z doktoratem z fizyki jądrowej i odkryłem,że jestem bezużyteczny” –opowiadał podczas konferen-cji TED.

Jestem dumna z MarcinaJakubowskiego, podobnie jakjestem dumna z wszystkichPolaków, którzy odnoszą mię-dzynarodowe sukcesy, są do-ceniani. Tylko przykro mi, żeprzeważnie dopiero pozaPolską mają możliwości roz-woju, że znaczących odkryć,wynalazków, projektów pra-wie w naszym kraju nie ma, żestudia na polskim uniwersyte-cie nie gwarantują nawet ni-sko płatnej pracy, podczas gdyanalogiczny kierunek, realizo-wany na uczelni np. w USA,otwiera wiele możliwości.Czy to tylko kwestia pienię-dzy? Mentalności? Złego pro-gramu nauczania? Co i jaktrzeba zmienić, by Polakchciał i potrafił – także u sie-bie?

KATARZYNA PIENIĄDZ

Niebo na ziemi

ZDJĘ

CIE:

MAG

DALE

NA Z

AWIS

TOW

SKA-

OLSZ

EWSK

A

Page 20: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 20

Jego potężne ruiny pozwalają wy-obrazić sobie, jak mogła wyglądaćtwierdza w czasach swojej świetności,czyli w XV wieku. I od razu widzimy ry-cerzy, damy, pojedynki, ciężkie wozyciągnące do składów na zamku, a nawetczyhających w górach rabusiów. Zamekchronił odcinek głównego szlaku han-dlowego, prowadzącego z Polski naWęgry i dalej do Turcji. Przez Kraków,Beckov i dalej na południe przewożonoozdoby, sukna i materiały z Flandrii, z których szyto suknie dla dworu wę-gierskiego. Dziś podobną funkcję peł-nią tiry, przewożące rozmaite towary.

Niewiele jednak osób, przejeżdżają-cych obok ruin wie, że zamek w Bec -kovie swoje najlepsze lata przeżywałpod rządami Polaka, którego los w służ-bie króla Węgier rzucił aż tutaj. Jak naXIV wiek, to historia niebanalna. Wartoją poznać.

Ścibor ze Ściborzyc herbu Ostoja uro-dził się w roku 1347. Bardzo szybko do-szedł do godności starosty brzeskiegow Małopolsce. Był synem wojewodyinowrocławskiego (rodzina pochodziłaz Pomorza), więc karierę miał ułatwio-ną. I byłby to pewnie jeden z wielu ży-ciorysów w historii młodych, dyna-micznych ludzi robiących karierę, gdy-by jego los nie wpisał się w ambicje i ry-walizację dwóch wielkich europejskichrodów królewskich: Jagiellonów i An -de gawenów. Nie znamy żadnych szcze-gółów początków działalności politycz-nej Ścibora. Wiemy jedynie, że w kraju

Z pewnością wszyscy z niecierpli-wością oczekujecie świątecz-

nych jarmarków. Zanim jednak ogar-nie Was świąteczne szaleństwo, chcęsię z Wami, Drodzy Czytelnicy, po-dzielić jeszcze jednym kulinarnymdoświadczeniem. W Bratysławie ma-my już restauracje specjalizujące sięw różnych kuchniach. Są takie, któ-rych domeną jest kuchnia azjatycka,grecka czy indyjska. Ale ja tym razemodwiedziłam otwartą dopiero w tymroku restaurację, która zdecydowała,że jej menu będzie się składało z dańkuchni amerykańskiej. Owa restaura-cja to Infiniti Rock Cafe. Miejsce tomoże się pochwalić nie tylko ciekawąofertą dań, ale i klimatem! Jest to bo-wiem miejsce dla ludzi kochających i dobre jedzenie, i dobrą muzykę. Jużpo przekroczeniu progu lokalu wi-dać, że „rock” w jego nazwie znalazłsię nie bez powodu – wszędzie widaćperkusje, gitary, plakaty rockowychgwiazd.

A jak wygląda oferta kulinarna?Można w niej znaleźć wszystko, cokochający kuchnię amerykańską lu-bią najbardziej, czyli burgery, frytki,sosy, steki. Tym, którzy jednak nieprzepadają za kuchnią naszych przy-

jaciół zza oceanu Infiniti Rock Cafeoferuje risotto czy makaron na różnesposoby oraz rozmaite sałatki wa-rzywne.

Ja jednak postanowiłam się poddaćburgeromanii i zamówiłam wielkiAmerican Barbecue (BBQ) burger.Spora porcja, klasyczna bułka z pla-strem mięsa w środku, sosem, ogó-reczkiem i frytkami. Mniam! Burgerymożna zamówić również w wersjiwegetariańskiej, np. z mozzarellą.Podczas pałaszowania zamówionychdań, z głośników dobiega rockowamuzyka, która uprzyjemnia spędzonyw Infiniti czas.

I tu się pochwały nie kończą.Fantastyczna jest obsługa – młode,uśmiechnięte kelnerki to wielki plustego miejsca. Zresztą pojawiają siębłyskawicznie zawsze wtedy, gdytrzeba. Mam nadzieję, że w InfinitiRock Cafe taki poziom uda się utrzy-mać długo! A Wam, Drodzy Smako -sze, serdecznie polecam to miejsce i życzę smacznych Świąt!

SYLWIA KIŠ TOMASZEWSKARedakcja informuje, że artykuły zamieszczane w rubryce

„Zwierzenia podniebienia” w żaden sposób nie sąsponsorowanei że wszelkie wydatki, związane z wizytami

w prezentowanych lokalach, autorka pokrywa sama.

Polak na Słowacjiza Jagiellonów:

Ścibor zeŚciborzyc

K iedy jedziemy autostradąD1, pomiędzy Bratysławą a Trenczynem zwraca na

siebie uwagę zamek Beckov.

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Zwierzeniapodniebienia

Dla miłos’ników muzyki i dobrego jedzenia

Page 21: Monitor Polonijny 2012/12

21

pod panowaniem Kazi -mie rza Wielkiego był zwo-lennikiem Ludwika Wę -gier skiego, który przygo-towywał się do objęcia tro-nu polskiego (kilka lat póź-niej został zresztą królempolskim). W Polsce potrak-towano to jako nielojalność i w roku1362 Ścibor musiał uchodzić na Węgry.Został tam urzędnikiem dworskim, słu-żył jako dowódca wojskowy i dyploma-ta. Zasłużył się w walkach z Turkami. W ćwierć wieku później został współ-pracownikiem nowego, młodego króla– Zygmunta Luksemburskiego. Ówkról, który później został cesarzem, za-pewne nie znał poczucia i pojęcia naro-dowości, ale najprawdopodobniej czułsię proto-Francuzem, choć i polskośćbyła mu bliska, bowiem jego matką byłaElżbieta Pomorska, pradziadkiem Kazi -mierz Wielki, a rodzice ślub zawarli w Krakowie. Podobno stosunki króla i Ścibora były bardzo bliskie, bowiempołączyło ich wspólne pochodzenie z Pomorza. Na dodatek, według legen-dy, w wielkiej bitwie pod Nikopolis (tu-recka twierdza nad Dunajem) we wrze-śniu 1396 roku Ścibor miał uratowaćżycie Zygmuntowi. Potem dowodziłkar ną wyprawą węgierską do Siedmio -grodu, gdzie rozbił wojska nielojalnegowobec króla hospodara mołdawskiegoWłada, którego wziął do niewoli (Wład,lawirując między Polską, Węgrami a Turcją, chciał stworzyć niezależnepaństwo mołdawskie). W podzięce zate działania Ścibor otrzymał od króla ty-tuł wojewody siedmiogrodzkiego. Po -nad to król nagrodził go za wierną służ-bę, darując mu między innymi miastoNove Mesto nad Vahem i zamek Beckov.W ciągu następnych kilkunastu lat Ści -bor ze Ściborzyc herbu Ostoja zostałwłaścicielem 31 zamków i ponad 300wsi, a ponadto sprawował funkcję woje-wody (żupana) w Trenczynie i w Nitrzei uchodził za jednego z najbogatszychludzi ówczesnej Europy. W roku 1397został też żupanem bratysławskim.Dokupił wtedy – już z własnych środ-ków – znany dzisiaj każdemu bratysła-wianinowi – zamek w Devinie. Podo -bno lubił, jak nazywano go Panem całe-go Wagu.

Po roku 1400 – miał wtedy już ponad

50 lat, a więc jak na tamteczasy był człowiekiem starym – zaczął myśleć o śmier ci i przyszłościswej rodziny. W Krakowieprzy kościele św. Katarzy -ny ufundował kaplicę, któ-ra miała stać się rodzin-

nym grobowcem. Przy okazji z Pomo -rza ściągnął brata Andrzeja i postarałsię, by przyznano mu stanowisko żupa-na trenczyńskiego.

Stał się jednym z najbardziej zaufa-nych ludzi króla Zygmunta Luksem bur -skiego, który zlecił mu misję stworze-nia sojuszu węgiersko-krzyżackiego,wymierzonego niestety przeciwko Pol -sce i Władysławowi Jagielle. Ścibor jeź-dził w misjach do Brandenburgii i Mal -borka. Doprowadził do sprzedaży Za -konowi przez Zygmunta Nowej Marchii(w przybliżeniu chodziło o dzisiejsząZiemię Lubuską); są pewne podejrze-nia, że sam zarobił na tej transakcji gi-gantyczne pieniądze.

Zwycięstwo Jagiełły i Polaków nadZakonem było dla niego nieprzyjem-nym zaskoczeniem. Wtedy zapewne,widząc rosnącą potęgę państwa pol-skiego, wpadł na pomysł zbliżenia – po-mimo wszelkich osobistych uraz – pol-sko-węgierskiego. Niestety, bezpośred-nio po Grunwaldzie musiał na polece-nie króla dowodzić wyprawą na Polskę,która miała odciągnąć część polskich siłod ziem krzyżackich. Ścibor na czelewojsk węgierskich wpadł wówczas naSądecczyznę i złupił, a potem spaliłStary Sącz.

Wkrótce potem stał się jednym z ar-chitektów przymierza węgiersko-pol-skiego. Był głównym negocjatorempodpisanej ostatecznie 8 listopada 1412roku w Zagrzebiu umowy w imieniuZygmunta Luksemburskiego, Króla Wę -gier (wówczas już także Króla Niemiec)oraz Władysława Jagiełły, Króla Polski,dotyczącej pożyczki 37 tysięcy kop groszy praskich w zamian za zastaw 16 miast spiskich. Zygmunt Luksem -burski potrzebował dramatycznie pie-niędzy na walkę z husytami. Pożyczkabyła ogromna; miała wartość 7,5 tonyczystego srebra. Bez niej Luksembur -czyk nie byłby w stanie bronić Czech i kościoła przed husycką rebelią. Poży -czone pieniądze nigdy nie zostały zwró-

cone i Spisz pozostał w rękach pol-skich. Dopiero w roku 1769 tereny tezajęły wojska austriackie, pod pretek-stem zapobieżenia rozprzestrzenieniusię zarazy. W 1772 Spisz na mocy I roz-bioru Polski został przyłączony doAustrii (ale nie włączono go do Węgier;to nastąpiło dopiero w roku 1867).

Ścibor ze Ściborzyc został jednym z świeckich delegatów Zygmunta Lu -ksemburskiego na sobór w Konstancji,gdzie miano m.in. rozpatrywać sprawęherezji Jana Husa. Podczas tegoż sobo-ru w 1412 roku zmarł. Miał 65 lat.

Za życia Ścibora zamek w Beckovieprzeżywał swój złoty okres. Pamięć o Wielkim Panu przetrwała pokole-nia i obrosła wieloma legendami –dobrymi i złymi. Nurt naturalizmu w literaturze słowackiej, a później i komuniści usiłowali wykreowaćopowieści o okrutnym panu, terrory-zującym poddanych, którego pierwo-wzorem miał być właśnie Ścibor.Najbar dziej jednak żywa w pamięciSłowa ków pozostaje legenda o mą-drym błaźnie Ścibora, zwanymBeckiem, od którego imienia rzeko-mo pochodzi nazwa zamku.

Hic transit gloria mundi… (‘takprzemija chwała świata’). Przejeż dża -jąc obok zamku w Beckovie, pomyśl-my o jego historii, losach ludzi z nimzwiązanych, no i o tym Polaku, któryzapewnił tym okolicom miejsce w hi-storii.

Na koniec warto nadmienić, żeimię Ścibor ze Ściborzyc brzmi jakbywymyślone specjalnie, by nikt pozaPolakami nie mógł go wymówić.Słowacy owego arystokratę nazywająStiborem zo Stiboric, zaś Węgrzy i Niemcy zapisywali jego imię po łaci-nie: Styborius de Stiborich.

Co ciekawe, Ścibor zapisał się też w historii języka słowackiego. Jest bo-wiem autorem najstarszego zachowa-nego zapisu w języku czeskim ze sło-wackimi wtrąceniami i zwrotami.Zapis ten powstał 13 grudnia 1422 ro-ku i jest potwierdzeniem długuŚcibora wobec Beneša Hernika zeSłupna i jego żony Kateriny w wyso-kości 600 złotych węgierskich.

ANDRZEJ KRAWCZYKZgodnie z życzeniem autora jego honorarium

zostanie przekazane na nagrody dla dzieci,które biorą udział w konkursach „Monitora”

GRUDZIEŃ 2012

Page 22: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 22

Wersalski traktat poko-jowy z 1919 r. zakazy-

wał pokonanym w I woj-nie światowej państwomcentralnym wysyłania zagranicę misji wojskowych.Inne państwa natomiastznacznie rozbudowały powojnie sieć ataszatów woj-skowych. Zakaz utrzymy-wania attaché wojskowychprzez państwa pokonanew I wojnie został zniesionypra ktycznie dopiero w koń -cu lat 20., jednak Niemcywysłały swoich pierwszychattaché wojskowych zagranicę dopiero w 1933 r.

W latach międzywojen-nych attaché wojskowi wy-korzystywani byli także donegocjacji oraz kontroli i nadzoru porozumień roz-brojeniowych, a także doprowadzenia dochodzeńw przypadkach sytuacjikonfliktowych i incyden-tów wojskowych.

Przyjmując pierwszegoniemieckiego attaché woj-skowego w Polsce, marsza-łek Piłsudski oświadczył,że w zasadzie jest przeciw-ny jego misji i uważa zanie dopuszczalne jego bez-pośrednie stosunki z woj-skiem (S. Sawicki: Instytu -cja attaché wojskowego;Zeszyty Naukowe ASW nr 39 z 1985 r. str. 186).

Wzrost znaczenia sił po-wietrznych w czasie I woj-ny, jak i po niej, spowodo-wał pojawienie się nowejinstytucji attaché lotnicze-go, wysyłanego w celu stu-diowania problemów zwią - zanych z tą specjalnością.

W połowie lat 30. atta-ché wojskowi w wielu sto-

licach zaczęli tworzyć od-rębny korpus attaché woj-skowych oraz wybieraćswojego dziekana. Władzepaństwa pobytu zaczęłynatomiast przydzielać ta-kiemu korpusowi opieku-na, którym był oficer, mają-cy za zadanie dostarczanieattaché wojskowym okre-ślonych informacji i opie-kowanie się nimi.

W okresie poprzedzają-cym wybuch II wojny świa -towej, jak i w trakcie jejtrwania coraz więcej atta-ché wojskowych było ofice-rami służb technicznych,przy czym najliczniejszągrupę stanowili oficerowieartylerii. Przygotowania wo-jenne, czynione przez po-szczególne państwa, spowo-dowały dalszy wzrost zna-czenia attaché wojskowychwśród dyplomatów. Z dru -giej zaś strony niektóre pań-stwa ograniczyły swobodęporuszania się attaché woj-skowych po terytoriumswoich krajów. Dla attachéwojskowych państw zaprzy-jaźnionych i neutralnych or-ganizowano wycieczki poterytorium państw zajętych.I tak np. Niemcy w 1941 r.zorganizowali taką wyciecz-kę do państw podbitych, tj.Polski, Danii, Belgii i Ho lan -dii. Nie zapraszano już wów-czas attaché wojskowych napola walk, jak to miało miej-sce jeszcze w czasie I wojnyświatowej. W momenciewybuchu wojny państwa w niej zaangażowane wyco-fały swych attaché wojsko-wych z Niemiec. Wyjątkiembyła Jugosławia, której atta-ché wojskowego Niemcy nie

wypuścili, lecz osadzili w obozie koncentracyjnym.Polskiego attaché wojskowe-go w Niemczech do 1932 r.,płka Witolda Mo raw skie go,hitlerowcy zamordowali 1 li-stopada 1944 r. w obozieMauthausen (L. Gondek –Wy wiad polski w III Rzeszy1933-1939, Warszawa 1975,s. 70-71, inne źródła podająnatomiast datę 9 listopada1944 r.). Natomiast niemiec-cy attaché wojskowi w Oslowłączyli się do walki, obej-mując dowództwo nad oddziałami inwazyjnymiw Nor wegii.

Na okres II wojny świato-wej przypada również mia-nowanie pierwszej kobietyna stanowisko w dyplomacjiwojskowej. Była nią mjr Flo -rencja Jepson, mianowanaw kwietniu 1944 r. zastępcąattaché wojskowego USA w Londynie.

Wśród wyższych dowód-ców z okresu II wojny świa-towej doświadczenie w pra-cy attaché wojskowego mie-li np. gen. Eisenhower, mar-szałek Czujkow (attachéwoj skowy w Chinach), szefsztabu armii włoskiej gen.Mar ras (attaché wojskowyw  Berlinie), szef sztabuwojsk radzieckich na Dale -kim Wschodzie gen. Putna i inni.

Okres II wojny światowejw sferze działalności atta-ché wojskowych charakte-ryzował się rozwojem peł-nionych przez nich funkcji.Dokonywało się to poprzezwzrost nakładanych na nichzadań wywiadowczo-rozpo-znawczych, koalicyjne uzga -dnia nie przedsięwzięć woj-skowych oraz wymianę do-świadczeń i informacji (S. Sa wicki – op. cit. str. 188).

KRZYSZTOF JOŃCAZgodnie z życzeniem autora jegohonorarium zostanie przekazane

na nagrody dla dzieci,które biorą udział w konkursach „Monitora”

JózefHieronimRetingerwspółtwórcazjednoczonejEuropy

Dyplomacja wojskowaw okresie międzywojennymi w latach okupacji niemieckiej

„W roku 1946czułem, żejeszcze raz

nadeszła pora odnowieniastarań na rzeczzjednoczonej Europy” –odnotował w swympamiętniku JózefHieronim Retinger.

Page 23: Monitor Polonijny 2012/12

23

Pierwszym krokiem, który w tymkierunku uczynił, było wygłoszenie 7 maja 1946 roku w londyńskimKrólewskim Instytucie Międzynaro -do wym odczytu, zatytułowanegoKontynent Europejski. Mówiąc o da -wnych podziałach w Europie, o pro-blemach spornych między państwa-mi, przypomniał wojenną inicjatywęgrupy małych i średnich państw, ma-jącą po uzyskaniu niepodległości do-prowadzić do przezwyciężenia przy-czyn powstawania sytuacji konflikto-wych. Postulował o utworzenie w Eu -ro pie obszaru bez konfliktów. Po -wrócił do własnej, prezentowanej w czasie wojny koncepcji integracjieuropejskiej, której podstawą powin-na stać się współpraca gospodarcza.

Kolejnym krokiem Retingera byłapodróż do Brukseli na spotkanie z bel gijskim politykiem i ekonomistąPaulem van Zeelandem. Obaj pano-wie znali się jeszcze z wojennegoLondynu, kiedy to niejedną godzinęspędzili na dyskusjach o przyszłej in-tegracji europejskiej. Paul van Zee -land podzielał poglądy Retingera; i onuważał, że droga do wspólnej Europypowinna zacząć się pokojową współ-pracą gospodarczą. Dla swej idei po-zyskali dalszych zwolenników, m.in.P. H. Spaaka i P. Kerstensa, co umożli-wiło im utworzenie w czerwcu 1946roku Niezależnej Ligi WspółpracyGospodarczej z siedzibą początkowow Brukseli, a potem w Hadze. Prze -wo dniczącym nowo powstałej orga-nizacji został van Zeeland, zaś Retin -ger pełnił w niej funkcję sekretarza.

Dzięki jego wręcz nieprawdopo-dobnej aktywności kolejne oddziałyLigi powstały w Holandii, Francji,Wielkiej Brytanii, Szwecji i w Austrii.Nie udało mu się założyć oddziałóww Szwajcarii i w Portugalii. WkrótceLiga była obecna niemal we wszyst-kich państwach Europy Zachodniej,w tym także we Włoszech. Prawdzi -wym sukcesem zakończyła się wizytaRetingera w Stanach Zjednoczonych,gdzie dla idei integracji na baziewspółpracy gospodarczej pozyskałnajwiększych potentatów gospodar-czych, takich jak Rockefellerowie,Alfred Swan, Charles Hook, WiliamWiseman czy Georg Franklin. Wszy -

scy oni zdecydowanie po-parli Ligę i weszli w składKomitetu na rzecz Zje -dno czonej Europy, po-wstałego już po wizycieRetingera.

Retinger zakładał moż-liwość objęcia działalnością Ligi takżepaństw Europy Środkowej i Wscho -dniej, znajdujących się w radzieckiejsferze wpływów, czemu dał wyraznie tylko w deklaracji programowejJedność kontynentu, ale również w pamiętnikach, pisząc: „Nigdy niemyśleliśmy o jedności Europy – szcze-gólnie w dziedzinie gospodarczej –jako obejmującej jedynie zachodniączęść kontynentu. Uważaliśmy (mo-im zdaniem słusznie), że należy dążyćdo tego, aby zarówno wschodnia, jaki zachodnia Europa współpracowałydla dobra całego kontynentu”. Planyte nie powiodły się; ani w Polsce, aniw Czechosłowacji nie powstały od-działy Ligi. Nie udało się też założyćich na Bałkanach.

Niezależna Liga Współpracy Go -spo darczej nie była w drugiej poło-wie lat 40. XX wieku jedyną organiza-cją propagującą integrację. W Euro -pie, która policzyła swych martwych i zbilansowała wojenne straty mate-rialne, obserwować można było w tymczasie bardzo silne dążenia do utwo-rzenia wspólnoty, która byłaby ko-rzystna nie tylko dla powojennej od-budowy, ale w przyszłości potrafiłabyzapobiegać konfliktom. Winston Chur -chill na inauguracji roku akademic-kiego 1946/1947 w Szkole Politechni -cznej w Zurichu wzywał do utworze-nia Stanów Zjednoczonych Europy i wkrótce utworzył w WielkiejBrytanii Ruch Zjednoczonej Europy,któremu przewodniczył, zaś jego zięćDuncan Sandys, poseł partii konser-watywnej, został sekretarzem tegożruchu. W Amsterdamie działała UniaFederalistów Europejskich, a weFran cji Francuska Rada ZjednoczonejEuropy.

Wielość nowo powstałych organi-zacji potwierdzała popularność ideiintegracji, ale równocześnie osłabiałaskuteczność ich działania, co wcze-śnie dostrzegł Retinger, który przed-stawił Sandysowi projekt zjednocze-

nia europejskich organizacjiprointegracyjnych. Uzyskaw -szy akceptację tak Sandysa, jaki Churchilla, doprowadził dotego, że 20 czerwca 1947 rokuw jednej z paryskich restaura-cji przy Champs Elysees spo-

tkali się przedstawiciele różnych or-ganizacji i powołali Komitet Koordy -nacyjny Ruchów na rzecz JednościEuropejskiej. Jego honorowym prze-wodniczącym został Churchill, prze-wodniczącym Sandys, a honorowymsekretarzem Retinger. Sandys i Retin -ger stanęli również na czele Komi -tetu Wykonawczego, którego najważ-niejszym zadaniem było przygotowa-nie i zorganizowanie międzynarodo-wego kongresu zjednoczeniowego.Udało im się pozyskać poparcie wie-lu rządów, znanych osób, organizacji,instytucji, w tym także kościelnych.Idei integracji europejskiej nie popar-li przywódcy brytyjskiej Partii Pracy,uważający, że działania Churchilla i Sandysa są chwytem przedwybor-czym, mającym zapewnić konserwa-tystom wzrost poparcia w wyborach.

Kongres Europejski, popularniezwany kongresem haskim, odbył sięw dniach 7–10 maja 1948 roku w gma -chu parlamentu holenderskiego w Ha -dze. Uczestniczyło w nim ponad 800delegatów stowarzyszeń działającychna rzecz integracji. W obradach brałoteż udział wielu wybitnych polity-ków, byłych i aktualnych premierów,ministrów, ekonomistów, naukow-ców, ludzi kultury, przedstawicielizwiązków zawodowych i kościołów.W charakterze obserwatorów byli w Hadze obecni również przedstawi-ciele rządów emigracyjnych z krajówEuropy Środkowej i Wschodniej, a wśród nich Polacy – Edward Ra -czyń ski i Stanisław Mikołajczyk.

Na temat idei i sposobów integracjieuropejskiej dyskutowano w trzechkomisjach: politycznej, społeczno-go-spodarczej i kulturalnej. Najgorętszedyskusje przebiegały w komisji poli-tycznej; starli się tam zwolennicy ra-dykalnych rozwiązań federalistycz-nych ze zwolennikami umiarkowanejkoncepcji konfederacyjnej. Każda z komisji opracowała rezolucję, za-wierającą wnioski z dyskusji. Do naj-

GRUDZIEŃ 2012

Page 24: Monitor Polonijny 2012/12

Wojciech Albiński, uro-dzony w 1935 roku w War -szawie, absolwent Polite -chniki Warszawskiej, wy-emigrował w 1963 roku.Przez pewien czas przeby-wał w Paryżu, potem wGenewie, skąd przeniósłsię do Afryki, gdzie praco-wał jako geodeta. Przezwiele lat mieszkał w Bot -

swanie i w RPA.Zadebiutowałpó źno, bo dopie -ro w roku 2003,ale za to jak! De -biutancki tom opowiadańKalahari krytyka przyjęłaentuzjastycznie, a jego au-tor otrzymał Nagrodę im.Józefa Mackiewicza i nomi-nację do Nagrody Lite ra -

ckiej NIKE. Do -tych czas wydałpięć książek, w których konse-kwentnie przy-

bliża nam sprawy Czar -nego Lądu. Czyni to w spo-sób szczególny – nie epatu-je egzotyką, ale w krótkichopowiadaniach rzeczowoopisuje przede wszystkim

codzienność południowejAfryki.

Także ostatni tom jegoopowiadań Soweto – mylove, wydany przez W. A. B.w 2012 roku, jest tomemafrykańskim. U Albińskie -go nie ma jednej Afryki;jest Afryka zmodernizowa-na, której wizytówką jestwielkie miasto Johannes -burg, i jest tytułowe czarneSoweto, dwa światy, któreżyją równolegle i w któ-rych kultury miejskie sąsia-dują z plemiennymi.

W większości opowia-dań z tomu Soweto – my lo-ve są obecne czasy dawne-go apartheidu. Jest wśródnich przejmujące opowia-danie, w którym rodzina

W ojciecha Albińskiego i Magdalenę Parys, autorów książek, do przeczytania których pragnę zachęcić, różni tak wiek, jak i forma wypowiedzi literackiej, łączy znów fakt, że

oboje żyją i tworzą poza krajem, ale swe książki wydają nad Wisłą i nad Wisłąmają swego czytelnika.

Z Czarnego Lądu i znad Sprewy

ważniejszych należały: postulat po-wołania Rady Europy i ZgromadzeniaEuropejskiego, przyjęcie Karty PrawCzłowieka i powołanie Europej skie -go Trybunału Praw Człowieka.Podkreślano wspólnotę europejskie-go dziedzictwa cywilizacyjnego i kul-turalnego oraz potrzebę rozwijaniaświadomości europejskiej. Apelo wa -no do rządów o tworzenie jednościekonomicznej kontynentu.

Kongres zakończono przyjęciemPrzesłania do Europejczyków, w któ-rym uczestnicy zobowiązali się dodziałań prowadzących ku zjednocze-niu kontynentu. Otwarta pozostałakwestia, czy zjednoczenie miałobymieć charakter federacji, czy bardziejluźnej konfederacji.

Józef Retinger później napisał w pamiętniku: „W Hadze położyliśmyfundamenty pod wszystko to, co mia-ło wyznaczyć postęp idei europej-skiej w następnym dziesięcioleciu.Wszystkie wielkie traktaty europej-skie wyrosły z żyznego gruntu tegośmiałego zebrania. Jednocześnie usta-nowiliśmy zasady i doktryny jednościeuropejskiej”.

Retinger był przy tym, gdy 28 paź-dziernika 1948 roku w Brukseli do -szło do zjednoczenia sił proin te gra -cyjnych w niezależną organizację po-zarządową – działający do dziś Ruch

Europejski – i został jego sekretarzemgeneralnym, prezydentami zaś zostaliChurchill, Blum, de Gaspe ri i Spaak, a przewodniczącym Sandys.

W dniu 5 maja 1949 roku w lon-dyńskim pałacu św. Jakuba dziesięćpaństw europejskich – Belgia, Dania,Francja, Holandia, Irlandia, Norwe -gia, Szwecja, Wielka Brytania, Włochy– podpisało ustalony we wcześniej-szych wielostronnych rokowaniachstatut, określający kształt nowej orga-nizacji międzynarodowej. Trzy mie-siące później, gdy statut wszedł w ży-cie, powstała Rada Europy jako orga-nizacja międzynarodowa o charakte-rze subregionalnym, otwarta tylkodla państw europejskich. Stało się tow Strasburgu.

Retinger zajął się tworzeniem w stru -kturach Ruchu Europejskiego Euro -pejskiego Centrum Kultury w Gene -wie, Kolegium Europejskiego w Bru -gii oraz Komisji do spraw EuropyWschodniej, mającej przygotowaćodpowiednie warunki do przyszłegowstąpienia do Rady Europy państw,znajdujących się w sferze wpływówZwiązku Radzieckiego.

Przyjęcie przez Radę Europy Euro -pejskiej Konwencji Praw Człowieka i powołanie do życia EuropejskiegoTrybunału Praw Człowieka, aktówocenianych jako „klejnot w jej koro-

nie”, kończyło pierwszy konstruktyw-ny okres tej instytucji. Spory międzykonfederalistami a zwolennikami fe-deracji w znacznej mierze osłabiałyskuteczność jej działania. Rada Euro -py, która odegrała ważną rolę w pro-cesie jednoczenia kontynentu, niezdołała doprowadzić do zacieśnieniawięzi ekonomicznych między pań-stwami, a przecież te miały być pod-stawą integracji. Gdy Robert Schu -mann ogłosił 9 maja 1950 roku swójplan, a przede wszystkim gdy 18 kwie -tnia 1951 roku podpisano w Paryżutraktat, powołujący Wspólnotę Węglai Stali, było już jasne, że wspólnaEuropa nie będzie dziełem RuchuEuropejskiego. Retinger, podobniejak wielu innych polityków, zakoń-czył w nim swą działalność, co nie by-ło równoznaczne z zakończeniemprzez niego działalności politycznej.Uznał, iż nadszedł czas na ożywienierelacji Europa – Stany Zjednoczone,które straciły na intensywności powycofaniu wojsk amerykańskich zestrefy okupacyjnej. Dla swej inicjaty-wy pozyskał polityków i ekonomi-stów europejskich oraz aktywnyudział w jej realizacji księcia Bern -harda Holenderskiego. Na pierw-szym spotkaniu znanych politykóweuropejskich, przekonując o potrze-bie integracji transatlantyckiej, Re tin -

MONITOR POLONIJNY G 24

Page 25: Monitor Polonijny 2012/12

prosi o mszę za niepamięćdziadka, podejrzewające-go, że we wnuczce nie pły-nie „czysta krew”, i chcące-go dowieść, że nie możeona chodzić do szkoły dlabiałych dzieci.

Rzeczywistość afrykańskaopisywana jest przez Albiń -skiego z ogromnym dystan-sem – autor jest świa domy,że do tego świata, do jegokultur i systemu wartościnie pasują nasze utarte poję-cia, stąd jego powściągli-wość w ocenach. Powścią -gliwość ta w połączeniu z mistrzowską narracją wy-raźnie wzmacnia wy mowęopowiadań Al biń skiego i tru -dno nie przy znać racjiMaciejowi Urbanowskiemu,

który o je go pisarstwie napi-sał: „Tak daleko w głąb Czar -nego Lą du nie zapuścił siężaden pisarz polski”.

Dużo młodsza od Albiń -skiego Magdalena Parys, uro-dzona w Gdańsku w 1971 ro-ku, od 1983 roku mieszka w Berlinie. Ukoń czyła polo-nistykę i pedagogikę na Uni -wersytecie Hum boldtówi obecnie przygotowuje pra-cę doktorską. Debiutowałapowieścią Tunel, wydanąw ubiegłym roku przez �ŚwiatKsiążki. Książka została do-brze przyjęta przez zwykledość powściągliwych kryty-ków, a wręcz entuzjastycz-nie przez czytelników, chwa-lących ją na różnych porta-lach internetowych. Akcja

tej wielowątkowejpowieści toczy sięw drugiej połowielat 80. wieku XX,kiedy to grupaosób postanawiapod dzielącym mia -sto murem wyko-pać tunel, którymmożna by przejśćdo Berlina Zachodniego.Większość uczestników te-go przedsięwzięcia nie wie,że tunel umożliwi przejściena drugą stronę tylko jednejosobie.

Uczestnicy tego niebez-piecznego przedsięwzięciaznają się na tyle dobrze, by w nim brać udział, nie oba-wiając się zdrady, ale okazujesię, że nie wiedzą o sobie

wszystkiego i toczęsto tego najważ-niejszego. Stopnio -wo, wraz z po stę -pem budowy tune-lu, na jaw wycho-dzą coraz to innenowe połączeniaerotyczne i polity -czne jego budowni-

czych. Magdalena Parys po-przez biografie bohaterów,często sięgające czasów woj-ny, kreśli portret Niemców,próbujących się odnaleźć w powojennej rzeczywisto-ści. Umiejętne połączeniepowieści obyczajowej z ele-mentami politycznego thril-lera sprawia, że książkę czytasię jednym tchem.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

25

ger przedstawił projekt utworzeniaelitarnej grupy przywódczej, składają-cej się z posiadających duży autorytetosobistości reprezentujących StanyZjednoczone i Europę Zachodnią.Kiedy dla swego projektu uzyskał ak-ceptację, bez reszty zaangażował sięw jego realizację. Kilkakrotnie odwie-dzał Stany Zjednoczone, gdzie popar-ły go sfery przemysłowe i bankowe,politycy, a nawet sam prezydentDwight Eisenhower.

W maju 1954 roku na zaproszenieksięcia Bernharda Holenderskiegoprzybyło do hotelu Bilderberg kołoArhem w Holandii kilkudziesięciu

wybitnych polityków, przemysłow-ców, finansistów i naukowców zeStanów Zjednoczonych i Europy napierwsze spotkanie forum, które po-czątkowo nazywano Grupą Bilder -berg, a później Spotkaniami Bilder -ber skimi. Józef Retinger był jego se-kretarzem, kierującym pracami stałe-go Komitetu Wykonawczego. Forumistnieje do dziś i do dziś zachowujeswój elitarny charakter. Spotkania od-bywają się raz w roku w coraz to in-nym kraju. Zależnie od tematu obradzmieniają się jego uczestnicy, a zapro-szenia do udziału w nim wysyłaKomitet Wykonawczy. Stworzone

przez Retingera forum jest dziś jed-nym z najważniejszych miejsc, gdziewymienia się poglądy i podejmuje de-cyzje, dotyczące aktualnych i najważ-niejszych problemów światowych,ale o czym konkretnie dyskutują naj-ważniejsi tego świata w trakcie takichspotkań, nie informują żadne media.Rezultaty tychże rozmów są bowiemgłęboko utajnione. Z Polaków, którzymieli jakieś powiązania ze Spotka nia -mi Bilderberskimi, wymienia sięAndrzeja Olechowskiego, AleksandraKwaśniewskiego, Hannę Suchocką, a ostatnio także obecnego ministra fi-nansów Jacka Rostowskiego.

Retinger był sekretarzem general-nym forum do końca lat pięćdziesią-tych, kiedy to z powodu złego stanuzdrowia wycofał się z życia politycz-nego. Zmarł 12 czerwca 1960 roku.Pochowano go na londyńskim cmen-tarzu East Sheen. W uznaniu jego za-sług przedstawiciele EuropejskiejLigi Współpracy Gospodarczej, Ru -chu Europejskiego i Grupy Bilder -sberg ufundowali mu tablicę pamiąt-kową, umieszczoną w Krakowie naka miennicy przy ulicy Wiślnej 2. W Natolinie nadano jego imię jedne-mu z budynków Kolegium Europej -skiego, a Kolegium w Brugii ufundo-wało stypendium jego imienia.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

GRUDZIEŃ 2012

Page 26: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 26

Ze sportowego (popular-nego) punktu widzenianajważniejsze będą meczenaszej piłkarskiej reprezen-tacji w eliminacjach do mi-strzostw świata w piłce

nożnej w Bra -zylii w roku2014. Tu bę-dzie wiele ży-czeń, spekula-cji i jeszczewię cej marzeń

i nadziei. Podobne emocjew kibicach rozpalą mi-strzostwa Europy piłkarzyręcznych w Danii i Pol sce(20-29 września 2013 r.).

Co roku jest tak samo.Zmieniają się tytuły, staty-styki, pojawiają się nowikomentatorzy, mniej lubbardziej dosadne uwagi.Kto tym razem zabłyśnie?Kto będzie nadal dobrzesię zapowiadać? Odpowie -dzi na te pytania z każdymdniem są coraz bliżej.

Nadchodzący rok 2013,obecny i przyszłorocznysezon i rok sportowy zaczy-nają się dla nas bardzo obie -cująco. W zimie pewnie bę-

dzie dobrze. Justyna Ko -wal czyk już wygrała w pier -wszych zawodach sezonuw Finlandii. Potwierdzasię, że jest w dobrej formie.Nowym bohaterem zimymoże zostać jednak nieJustyna Kowalczyk, nieKamil Stoch, który rozpo-czyna sezon skoków nar-ciarskich, ale… Artur Waś,nasza wschodząca gwiazdałyżwiarstwa szybkiego. Ten26-latni zawodnik pokazał,że drzemią w nim ogrom-ne możliwości. Podczas li-stopadowych zawodów Pu -charu Świata (PŚ) w łyż-wiarstwie szybkim w Ho -landii zajął drugie miejscew wyścigu na 500 metrów,zaś kilka dni później, 18 li-stopada, na tym samym dy-stansie był piąty. To były je-go najlepsze wyniki w do-tychczasowej karierze. Dlaprzypomnienia: po razosta tni Polak na dystansie500 metrów stał na po-dium zawodów PŚ przedblisko 12 laty! W wyścigu,w którym Waś zajął drugiemiejsce, do zwycięstwa zabrakło mu zaledwie…0,02 s. Potem, kiedy był pią-

ty, przegrał walkę o po-dium o 0,01 sekundy! Bę -dziemy mu kibicowaćpodczas mistrzostw, któ-re odbędą się 21-24 marca w Soczi.

Świetnie kończy rok i za-powiada wiele wrażeń za-równo w przyszłym roku,jak i sezonie nasz 22-letnitenisista Jerzy Janowicz.Wygrał z trzecim w rankin-gu światowym mistrzemolimpijskim BrytyjczykiemAndym Murrayem i awan-sował do ćwierćfinału ha-lowego turnieju rangi ATPMasters 1000 na twardychkortach w Paryżu. Po zwy-cięstwie wyrzucił w góręręce w geście triumfu, a pochwili padł na kort, jakbynie wierząc, czego doko-nał. Publiczność obu gra-czom zgotowała owację nastojąco! Wcześniej nasz ro-dak, przebijając się przezkwalifikacje do turnieju,

pokonał w Paryżu dwóchinnych zawodników z naj-lepszej dwudziestki świata– Niemca Philippa Kohl -schrei bera i Chorwata Ma -ri na Cilica. To największysukces w karierze sklasyfi-kowanego na 69. miejscuw rankingu ATP TourJanowicza.

Na dobre do ścigania sięwrócił Robert Kubica. W li-stopadzie wygrał osiem z jedenastu etapów wyści-gu we Włoszech… To jesz-cze nie bolidy Formuły 1,ale kto wie, może już nie-długo...

Nadal trwa dobra passaAgnieszki Radwańskiej,któ ra po raz pierwszy po-konała Serenę Williams…

A poza tym? Będzie nor-malnie. Raz lepiej, raz go-rzej. Ważnym tematem napewno pozostanie sytuacjaw Polskim Związku PiłkiNożnej (PZPN) i działanianowego prezesa Zbignie -wa Bońka. Zaistnieją za-pewne też – niestety – nasikibole.

Taaak, tempus fugit… Dokolejnego sylwestrowegotoastu jeszcze nie raz sko-czy nam adrenalina. To do-brze. A potem znów i znów,by później po raz kolejny…I tak w kółko.

Życzę duuużo szczęściai radości oraz oczywiściewielu sportowych wrażeń i wzruszeń w nadchodzą-cym roku.

ANDRZEJ KALINOWSKIZgodnie z życzeniem autora jego

honorariumzostanie przekazane nanagrody dla dzieci, które biorą udział

w konkursach „Monitora”

Przed nami znowu Nowy Rok

Kolejny rok nadziei przed nami. Za kilka dni będziemy sobie życzyćszczęśliwego Nowego Roku.

Towarzyszyć nam będą nadzieja i pytaniao to, co przyniesie annus Domini 2013.

Page 27: Monitor Polonijny 2012/12

27

Pomijam fakt, że niektórzy języ-koznawcy zaliczają je nawet dozamków, gdyż – jak podaje Uni wer -salny słownik języka polskiego –każdy z nich to także „forma grze -czno ściowa, używana przy zwraca-niu się do mężczyzny//kobiety, z któ rym//któ rą się nie jest w sto-sunkach rodzinnych, zażyłych, po-ufałych, lub w rozmowie o nim//niej”. Z tego też względu formy„pan”, „pani” , podobnie jak i „pań-stwo” , są nieodzownym elemen-tem polskiego savoir-vivre’u języko-wego.

W przypadku „pani” problemspra wia zwrot grzecznościowy o cha rakterze neutralnym – „pro-szę pani” czy „proszę panią”??? Z przykrością stwierdzić muszę, żezdecydowanie częściej słyszę for-mę niepoprawną, ale jakby logicz-niejszą, czyli „proszę panią”, gdyżczasownik „prosić” łączy się z bier-nikiem, a ten w przypadku „pani”brzmi „panią”! Tylko że użyte w zwrocie grzecznościowym „pro-szę” wcale nie ma wartości czasow-nika! To czysta konwencjonalnagrzeczność!!! I w takiej sytuacjimu si być z nim użyty dopełniaczod „pani”, czyli także „pani”, np.Proszę pani, która godzina? Oczy -wiście połączenie „proszę panią”może być poprawne, ale w zupeł-nie innej sytuacji, kiedy rzeczywi-ście prosimy o coś kobietę, np. Pro -szę panią o całusa! Niekiedy zasta-nawiam się jednak, czy walka o po-prawność językową w tym przy-padku ma sens, skoro ogromnaczęść mówiącego po polsku społe-

czeństwa używa formybłędnej. Może w związku z tym na-leżałoby po prostu zmienić normęi uznać „proszę panią” za popraw-ne (oczywiście fakultatywnie)?Choć oczywiście moja świado-mość językowa się buntuje prze-ciw temu. Ale… może… kiedyś…

Trochę inaczej jest z „panem”. W swojej odmianie nie sprawia ażtak wielkich kłopotów, ale i jednakon co raz częściej pojawia się w błędnej formie jednego przy-padka. Chodzi o miejscownik, od-powiadający na pytanie o kim? o czym? Otóż rzeczowniki męskietwardotematowe, a taki jest „pan”,w tym przypadku przyjmują koń-cówkę –e, co łączy się z wymianątwardej głoski tematycznej na mię -k ką, np. brat – o bracie, stół – o sto-le, pies – o psie itp. (przy okazji do-dam, że rzeczowniki męskie o te -ma cie miękkim lub zakończonymna –k, –g, –ch przybierają końców-kę –u, np. rok – o roku, róg – o ro-gu, duch – o duchu). A zatem lo gi -czne byłoby, żeby „pan” w miej -scowniku brzmiał „o panie”. Istotąjęzyka logika wcale jednak niejest!!! Okazuje się, że końcówkę –u (jak miękkotematowe) przybie-rają też wyjątkowo nieliczne rze-czowniki twardotematowe, do któ-rych należy właśnie „pan”, a to zna-czy, że nie „o panie”, lecz „o panu”jest poprawne, podobnie jak „o sy-nu” i „o domu”, czyli w pozosta-łych wyjątkach. Forma „o panie”oczywiście może być formą po-prawną, ale jeśli będzie pełnićfunkcję wołacza, np. O panie mój!

Wokatywne „panie” pojawia sięteż w formach adresatywnych, za-wierających nazwy stanowisk, sto -pni i funkcji, np. panie rektorze,panie ambasadorze, panie kie-rowniku. Obowiązuje jednak takazwyczajowa zasada, że w sytuacjizwracania się do odbiorcy płci mę-skiej nie łączymy tej formy z nazwi-skiem, tzn. nie zwracamy się doniego np. panie Nowak, bo jest to po prostu niegrzeczne. Jednak i w tym wypadku są wyjątki, bo-wiem polski językowy savoir-vivrepozwala na zastosowanie takiejformy adresatywnej, lecz tylko w określonych sytuacjach – kiedywywołuje się kogoś z grupy, np.Panie Kowalski, teraz kolej na pa-na, oraz podczas zwracania się doosoby, będącej częścią małej spo-łeczności, w której wszyscy sięznają i do której samemu się należy(w niektórych wsiach na wscho-dzie Polski zwracanie się do od-biorcy po nazwisku nadal sygnali-zuje jego wyższy status społeczny).

Kończąc te krótkie rozważaniana temat „pana” i „pani”, przypo-mnę jeszcze, że choć ostatnio pa-nuje moda zwracania się na „ty“właściwie do wszystkich osób, bezwzględu na wiek i status, to jednakzwroty adresatywne z „panem” i „panią” są nadal wykładnikiempolskiej kultury językowej, a na do-datek są po prostu eleganckie.Używając tych form wraz z nazwi-skiem, w sytuacji mówienia o oso-bach trzecich (nie zwracania siędo nich), osiągamy szczyt tejże ele-gancji.

No a kiedy „pan” z „panią” sięspo tkają i się w sobie zakochają, torazem stworzą „państwo”, ale o „pań stwu” następnym razem.

Tymczasem, korzystając z okazji,życzę Państwu, by nie tylko w świę -ta, ale i przez cały kolejny rok i dłu-żej każdy „pan” i każda „pani” byliw sobie nawzajem zakochani!

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

GRUDZIEŃ 2012

Tak śpiewała Ania Wyszkoni. Ale niestety,rozczaruję Państwa – to nie będzie tekst o miłości. Nie ważne, czy „pan i pani są w sobie

zakochani”, ważne, że „pan” i „pani”, bo terzeczowniki dość często sprawiają problemużytkownikom języka swoją odmianą.

Czy ten pan i pani są w sobie zakochani

Page 28: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 28

Dowód tylko w PolsceNajważniejszą rzeczą, o której musi-

my pamiętać, jest to, że dowodu osobi-stego niestety nie wyrobimy w konsula-cie. Konieczna jest w tym przypadkuosobista wizyta w Polsce.

Dowód osobisty wyrabia się w urzę-dzie miasta lub gminy, w którym danaosoba jest zameldowana lub (co w na-szym przypadku jest częstsze) była zameldowana po raz ostatni przedwyjazdem z Polski. W przypadku, gdytakiego miejsca nie da się ustalić lubudokumentować, dowód osobisty moż-na wyrobić w urzędzie dzielnicy Śród -mieście miasta Warszawy. Ta zasada do-tyczy również wielu innych procedururzędniczych, które załatwić trzeba w Polsce. Jeżeli na stałe mieszkamy zagranicą i nie mamy w kraju stałego za-meldowania, przepisy z reguły traktująnas tak, jak byśmy byli zameldowani w Warszawie-Śródmieściu. Sprawy zała-twia się więc w urzędach właściwychterytorialnie dla tamtejszych mieszkań-ców, a więc w tamtejszym urzędziedzielnicowym czy – np. w przypadkupaszportu – w Mazowieckim UrzędzieWojewódzkim.

Po wejściu Polski do Unii Euro pej -skiej rola dowodu osobistego znacz-nie wzrosła. Na jego podstawiemożna podróżować pokra jach UE i kilku innych,a także posługiwać się nimpodczas załatwiania większo-ści spraw na Słowacji czy w in-nych krajach unijnych, do czegowcześniej potrzebny był paszport.Należy jednak pamiętać, że na podsta-

wie dowodu nie można pojechać np. naUkrainę czy do Egiptu. Polski dowódosobisty jako dokument podróży uzna-ją ustawowo wszystkie kraje Unii Euro -pejskiej i strefy Schengen (a więc takżem.in. Norwegia i Szwajcaria) oraz grze -cznościowo kilka innych państw, głów-nie bałkańskich (Chorwacja, Serbia,Czarnogóra).

Paszport – można w konsulacie,ale lepiej w kraju

W odróżnieniu od dowodu polskipaszport można wyrobić w polskimkonsulacie, ale wiąże się to z dłuższymoczekiwaniem. Obecnie czas oczekiwa-nia na paszport wynosi aż 2 miesiące,bowiem dokumenty te są sprowadzanez Polski. W kraju oficjalny czas wyrobie-nia paszportu to miesiąc, z reguły jed-nak (zwłaszcza poza sezonem letnim)dokument ten jest wydawany w ciągu2-3 tygodni od złożenia wniosku. Opła -ta za wydanie paszportu w Polsce wy-nosi 140 zł, zaś w konsulacie aż 106 eu-ro. Dlatego warto w miarę możliwościsprawę tę załatwić w kraju – w urzędziewojewódzkim właściwym dla miejscazameldowania lub ostatniego miejsca

zameldowania przed wyjazdem za gra -nicę, ewentualnie w Mazowie ckim

Urzędzie Wojewódzkim w War -sza wie. Formalności zwią zane

z wyrobieniem paszportu(zarówno w kraju, jak

i w konsulacie) musimyzałatwić osobiście –po trzebne jest złoże-

nie odcisków palców zapośrednictwem specjalnego

czytnika (nie ma tam tuszu, więc urzą-dzenie nie brudzi rąk).

W razie pilnej potrzeby można wystą-pić w konsulacie o paszport tymczaso-wy, ważny 12 miesięcy. Cała procedurazwiązana z jego wyrobieniem kosztuje121 euro i trwa dużo krócej. Należy jed-nak wiedzieć, że do tych kosztów do-chodzą też inne wydatki, np. na wyro-bienie dokumentów wymaganych dozłożenia wniosku, zdjęcia, dojazdy doBratysławy. Wykaz wymaganych doku-mentów znaleźć można na stroniewww.bratyslawa.gov.pl.

Najważniejszym problemem przywyrabianiu dokumentów przez emi-grantów z najdłuższym stażem jest braknumeru PESEL. Obecnie ten numerewidencyjny jest wydawany automa-tycznie przy narodzinach, jednak samsystem został wprowadzony dopiero w 1979 roku, więc osoby, które wyemi-growały wcześniej, mogą go nie posia-dać. Problem dotyczy też wielu dzieci,urodzonych za granicą i niezgłoszonychdo polskiego systemu. Osoby, które nieposiadają numeru PESEL, powinny ko-niecznie złożyć (np. w konsulacie)wniosek o jego przyznanie, do czegopotrzebny jest polski odpis aktu uro-dzenia.

Od kilku lat nie ma też możliwościpodróżowania dziecka na podstawiewpisu w paszporcie rodziców. Każdedziecko, nawet niemowlak, musi miećwłasny dokument – paszport lub do-wód osobisty. Wyrabianie dokumen-tów dla dziecka również nie jest łatwe,dlatego tą kwestią zajmiemy się szcze-gółowo w kolejnym numerze naszego„Poradnika”.

JAKUB ŁOGINOW

Jak wyrobic polski paszport i dowód osobisty’

D owód osobisty i paszport to dwa najważniejsze dokumenty,poświadczające polskie obywatelstwo. Wiele osób,mieszkających od dłuższego czasu na Słowacji, odkłada

wyrobienie nowych dokumentów na ostatnią chwilę, a tymczasemformalności z tym związane wcale nienależą do prostych. Co ważne, w ostatnim czasie wiele przepisówzwiązanych z wyrobieniem dokumentówsię zmieniło, niekoniecznie na lepsze.

Poradnikdla Polaków

na Słowacji

Page 29: Monitor Polonijny 2012/12

29

K L U B P O L S K I N I T R A

K L U B P O L S K I K O S Z Y C E

Ż Y C Z E N I A

informuje, że dnia 10grudnia o godz. 15.25 w programie STV1zostanie nadany MagazynPolski z Koszyc.

zaprasza na spotkanieprzedświąteczne, które zostałozaplanowane na 16 grudnia w restauracji „Med Malina”. Więcejinformacji u prezes Urszuli Szabados.

zaprasza dzieci, młodzież i rodziców na spotkanie podhasłem „Moje korzenie“, podczasktórego zaplanowane są występynajmłodszych członków klubu.Spotkanie odbędzie się 14.12.2012o godz. 17.00 w CentrumPastoralnym Wolnego Czasu –Nitra Klokočina.

zaprasza na spotkanie„Polskie kolędy“, któreodbędzie się dnia27.12.2012 o godz.17.00w nitrzańskiej katedrze,zaraz po mszy świętej w języku polskim, którazaczyna się ogodz.16.00

Alince Kabele i jej mężowiJozefowi składamynajserdeczniejsze życzenia z okazji 40. rocznicy ich ślubu.Życzymy WAM zdrowia,radości, spełnienia marzeń!Przyjaciele z Klubu Polskiego

Panu Jozefowi Marušiakowi,poloniście, tłumaczowi polskiejliteratury na język słowacki, z okazji 80. urodzin składamyżyczenia zdrowia, sukcesów w pracy twórczej i spełnieniawszystkich marzeń.

Przyjaciele z Klubu Polskiego

GRUDZIEŃ 2012

W imieniu Klubu Polskiego wszystkimRodakom oraz słowackim Przyjaciołomżyczę zdrowych, pogodnych, pełnychmiłości chwil, przeżytych w gronie bliskich.

Tomasz Bienkiewiczprezes Klubu Polskiego na Słowacji

Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O N A G R U D Z I E Ń 2 0 1 2� WYSTAWA FOTOGRAFII „…RĘKOPISY

TU GRZEBIĘ I SIEJĘ…” PAMIĘĆ ŚWIATA.PODZIEMNE ARCHIWUM GETTAWARSZAWSKIEGO • 6-18 grudnia,godz.17.00, Bratysława, Instytut Polski,Nám. SNP 27 • Żydowski InstytutHistoryczny gromadzi i chroni archiwaliazwiązane z kulturą Żydów polskich.Zajmuje się również edukacją – starasię przełamywać uprzedzenia i wskazywać na wartości, którymikierowali się polscy Żydzi i któreprzekazywali z pokolenia na pokolenie.

� PAMIĘĆ HISTORYCZNA - DEBATA POLSKO-SŁOWACKA • 6 grudnia, godz. 17.00,Bratysława, Poľský inštitút, Nám. SNP 27Polsko-słowacka debata na tematpamięci historycznej z udziałem PawłaŚpiewaka, dyrektora ŻydowskiegoInstytutu Historycznego.

� PRZEDSTAWIENIE TEATRALNE NIENAWIDZĘ8 grudnia, godz. 19.00, Bratysława, InstytutPolski, Nam. SNP 27 • Spektakl MarkaKoterskiego zaprezentuje Divadlo Kontra.O bezimiennym głównym bohaterzespektaklu wiemy niewiele: boi się wstaćrano, i otworzyć oczy. Stale żyje w stresie,który zwiększa życie codzienne.

� MARIUSZ SZCZYGIEŁ W BRATYSŁAWIE10-12 grudnia, Bratysława, Štúdio 12,Jakubovo námestie 12 • Prezentacjaksiążki Mariusza Szczygła „Gottland“. Jest to wybór znakomitych reportażypoświęconych Czechom, uwikłanymw czasy, w jakich przyszło im żyć.Czechosłowacja i Czechy, czylitytułowy Gottland, to kraj horroru, smutkui groteski. Książka Szczygła nie ma nicwspólnego ze stereotypową opowieściąo kraju wesołków, zabijających czas przypiwie.

10 grudnia, godz. 17.00 • Dyskusja z M. Szczygłem w księgarni Pantha Rhei(prowadzenie: Dado Nagy)10 grudnia, godz.19.00 • Czytanie fragmentów książkiM. Szczygła „Gottland” w Štúdiu 12 (Jakubovonámestie 12)11 grudnia, godz.17.00 • Spotkanie z M. Szczygłem i tłumaczem jego książki w Instytucie Polskim (Nám. SNP 27)

� WIECZÓR LUDWIKA ZAMENHOFA12 grudnia, godz. 17.00, Bratysława, Poľský inštitút,Nám. SNP 27 • Uroczysty wieczór z okazji 153.rocznicy urodzin Ludwika Łazarza Zamenhofa,autora języka esperanto, połączony z prezentacjąksiążki „Ludwik Zamenhof. Życie i dzieło”.

� ANTYGONA W NOWYM JORKU16 grudnia, Trenczyn, Trenčianske hradné divadlo, P. Bezruča 17 • Tragifarsa, polski dramatwspółczesny w dwóch aktach, szesnastu scenach,inspirowany historią „Antygony” Sofoklesa,autorstwa Janusza Głowackiego.

Klub Polski Bratysława przy wsparciuambasady RP w RS organizuje „Spotkanie z mikołajem“, które odbędzie się 14 grudnia(piątek) 2012 r. o godz. 17.00 w InstytuciePolskim w Bratysławie. Zgłoszenia dzieci (do lat 15) prosimy przysyłać pod adreseme-mail: [email protected] podaniem imienia, nazwiska i wiekudziecka. Z uczestnikami imprezy chcemy mieć kontakt mailowyrównież na wypadek zmian organizacyjnych.

U W A G A ! C Z Y T E L N I C Y !Informujemy, że koszty roczne prenumeraty naszegoczasopisma na rok 2013 wynoszą 12 euro (emeryci, renciści,studenci – 10 euro). Do końca roku obowiązuje cena promocyjna– 10 euro (emeryci, renciści, studenci – 8 euro). Wpłat należydokonywać w Tatra banku (nr konta: 2666040059, nr banku1100). Prosimy o umieszczenie swego imienia i nazwiska naformularzu bankowym. Nowych prenumeratorów prosimy też o zgłoszenie do redakcji adresu, pod który „Monitor” ma byćprzesyłany. Kontakt z redakcją: [email protected]

K L U B P O L S K I B R A T Y S Ł A W A

Page 30: Monitor Polonijny 2012/12

MONITOR POLONIJNY G 30

Opisali mi Polskę, jakąznali z własnego dzieciń-stwa i wczesnej dorosłości,pełną skrzatów, szlachet-nych rycerzy, księżniczek,królów, smoków, szew -czyków... najpiękniejszychkwia tów, najgęstszych la-sów, najwspanialszych pała-ców, najstarszych zamków,drewnianych domów, wie-loletnich gniazd powracają-cych co roku bocianów…

Jesienią mego życia od-kryłam, że Polska to nie baj-ka, że Polska to rzeczywi-stość, w której tym razemjedną z ról mogłam zagraćja. Nie spodziewałam się te-go, kiedy po przekroczeniu 60 lat ży-cia i ¼ długości obwodu kuli ziem-skiej stanęłam po raz pierwszy naprogu mego domu, który znałam wy-łącznie z opowiadań. Gdy wylądowa-łam na Okęciu w Warszawie, gdzierozpoczęła się moja magiczna po-dróż, towarzyszyły mi różne uczucia.Zakochałam się w tym kraju tak, jak w dzieciństwie w legendarnym śpią-cym rycerzu.

Urodziłam się we Włoszech, w Bari,mieście królowej Bony. Rodzice – oj-ciec, urodzony w Łunińcu na Polesiu,a mama w Wilnie – każde z nich w swoich opowieściach wychwalałoswój kraj dzieciństwa. Sowiecki oku-pant wywiózł ich do łagrów, gdzie –nie znając się jeszcze – ciężko praco-wali. Dzięki Bogu po paru latach dołą-czyli do Polskich Sił Zbrojnych w ZSRRgenerała Andersa. Po wędrówceprzez Środkowy Wschód i Afrykę do-tarli do Włoch, gdzie się poznali.Mama pracowała w szpitalu jako sani-tariuszka, a ojciec był podporuczni-

kiem w 3. dywizji. Po bitwie o MonteCassino, gdy alianci cieszyli się z ry-chłego upadku III Rzeszy, wśród du-żej części polskich żołnierzy panowałpesymizm, co do powojennej przy-szłości. Powrót do opisywanych mipóźniej miejsc był niemożliwy.

Nadzieją była emigracja, ale przed-tem życie zaprowadziło Włodka i Ja -dzię do kościoła Santa Sofia, gdzie w styczniu 1945 r. odbył się ich ślub,a później, 25 listopada, na tym świe-cie zjawiłam się ja.

Jako córka polskich patriotów, któ-rych strony rodzinne były już pozaPolską, urodzona we Włoszech, zapi-sana w archiwach brytyjskich, wy-chowana po polsku, mając niepełnetrzy lata dotarłam do Argentyny powcześniejszych próbach wyjazdu doUSA.

Tu rozpoczęła się tułaczka i poszu-kanie swojego miejsca w zupełnienieznanym kraju.

Ojciec dostał taką pracę, że co kilkamiesięcy zmienialiśmy miejsce poby-

tu… A gdy skończyłam 6 lat,trzeba było posłać mnie doszkoły hiszpańskojęzycznej.Okazało się, że ja, córeczkapolskich rodziców, ani sło-wa nie mówię w tym języku!Mijały lata, w końcu opano-wałam język „argentyński”(trochę różniący się odhiszpańskiego), gdy osie-dliśmy na stałe w roku1961 w Bue nos Aires. Udzie -lałam się w HarcerstwiePolskim i w Chórze Cho -pina, wszędzie mówiąc popolsku – w domu i DomuPolskim, co pozwoliło mizachować język ojczysty.

Jako prawie dorosła, za-częłam się zastanawiać, kimnaprawdę jestem: nie Wło -szką, nie Argentynką, no i zdecydowałam, że będęobywatelką świata. Po jesz-cze jednej próbie wyjazdudo USA wszyscy przyjęliśmyobywatelstwo argentyńskie,

bo już wtedy miałam siostrę, urodzo-ną w Argentynie. Ale marzyłam o po-siadaniu polskiego paszportu.

Założyłam rodzinę… I wreszcie jakoredaktor naczelny „Głosu Polskiego”otrzymałam możliwość odwiedzeniaPolski. Pojechałam tam w 2007 na XVŚwiatowe Forum Mediów Polonij -nych w Tarnowie, by stwierdzić, żePolska istnieje, że jest piękna, mocna,uprzejma, gościnna, rodzinna... aż takrodzinna, że od razu poczułam się w niej jak w domu. Przeleciałam 12 tys. km, zostawiając najbliższych w Argentynie, ale dzięki temu zbliży-łam się do swoich przodków! Byłamzachwycona, że ja, tak mało ważna re-daktorka „Głosu Polskiego”, jedynegopolskiego czasopisma w Argentynie,dotarłam w końcu do kraju opisywa-nego mi przez rodziców. Nie mogłampojechać na Litwę i Białoruś, musiałami wystarczyć dzisiejsza Polska – i wystarczyła!

BARBARA SOBOLEWSKA DE SORDELLI(BUENOS AIRES), ARGENTYNA

Od dzieciństwamarzyłam o Polsce,

którą znałam z bajkowychopowieści rodziców.

Tożsamość Między Włochami, Argentyną a Polską

Page 31: Monitor Polonijny 2012/12

Bez względu na to, czy zasiadamydo stołu ze słowackimi, czy polskimispecjałami święta Bożego Narodze -nia to święta szczególne. I dla doro-słych, i dla dzieci. Wtedy celebrujemynarodziny Jezusa, spotykamy się z ro-dziną, rozmawiamy.

W Polsce 24 grudnia nazywany jestwigilią, wilią, pośnikiem lub postni-kiem. Uroczysta kolacja zwyczajoworozpoczyna się wraz z ukazaniem sięna niebie pierwszej gwiazdy na pa-miątkę tej, która ukazała się w czasienarodzenia Jezusa nad grotą w Betle -jem.

Wieczerzę wigilijną rozpoczyna sięczytaniem Ewangelii św. Łukasza, a następnie wszyscy dzielą się opłat-

kiem i składają sobie życzenia. To na-prawdę wzruszająca chwila.

W większości polskich domówwieczerza wigilijna jest postna, cooznacza, że wigilijne potrawy są bez-mięsne. Według tradycji powinno ichbyć 12 i każdej należy spróbować.Tego wyjątkowego wieczora wszyst-ko ma znaczenie: opłatek to symbolmiłości, zgody i jedności, kapusta da-je życiodajną siłę, chleb – dobrobyt,zboża – moc, a groch chroni przedchorobami.

Na stole stoi pusty talerz dla nie-spodziewanego gościa, a pięknieubrana choinka kusi prezentami, któ-re można rozpakować dopiero po ko-lacji! A później śpiewa się kolędy!

W naszej polskiej szkole (SzkolnyPunkt Konsultacyjny przy Ambasa -dzie RP w Bratysławie) co roku dzie-limy się opłatkiem, składamy sobie życzenia, oglądamy jasełka, czylikrótkie przedstawienie nawiązującedo narodzin Dzieciątka Jezus, próbu-jemy dań wigilijnych, śpiewamy kolę-dy. Magia świąt Bożego Narodzeniasprawia, że wszyscy razem, zarównouczniowie, jak ich rodzice i nauczy-ciele czują się jak w rodzinie, polskiejrodzinie!

I tego Wam życzymy – wspania-łych, rodzinnych, magicznych Świąt!

GRUDZIEŃ 2012

A jak Wy spędzacie Wigilię i Boże Narodzenie?

Wigilia i Boże Narodzenie to dla mojejrodziny bardzo ważny i przyjemnyczas, który zawsze jest wyjątkowy!Wszyscy spotykają się wieczorem przywigilijnym stole, by zjeść razem kolację.Na świątecznym stole nie możezabraknąć karpia i barszczu z uszkami. Przed kolacją dzielimy sięopłatkiem i składamy sobie życzenia.Po jedzeniu nadchodzi czas naoglądanie prezentów. Następniesiadamy razem i gramy w różne gryalbo oglądamy telewizję.

ZUZIA ŁEBEK, KL. VI

Święta Bożego Narodzenia to czas,kiedy cała rodzina spotyka się przywigilijnym stole, dzieli się opłatkiem,je przepyszne potrawy i śpiewakolędy. Wcześniej dzieci ubierająchoinkę, a uwielbiają to robić i niemogą się doczekać prezentów, któreprzynosi Święty Mikołaj.

MARTYNA KOCZOTOWSKA I ADA OLECH, KL. VI

Magia świątO blátky czy opłatek? Kapustnica czy barszcz

z uszkami? Zemiakový šalát czy kapustaz grochem? Bobálky czy makiełki?

Święta w opisie uczniów szkoły polskiej w Bratysławie

Page 32: Monitor Polonijny 2012/12

• sól, pieprz• vegeta, ocet• ryż w ilości zależnej

od liczby gości

Najpierw przygotowujemy kurczaka.Miód, olej i sok z cytryny łączymy i mieszamy – to nasza marynata.Kurczaka porządnie solimy ipieprzymy (również wewnątrz), anastępnie polewamy marynatą, którąrozcieramy, by dotarła wszędzie.Potem wstawiamy kurczaka dolodówki na 4 – 5 godzin.Następnie zabieramy się zaburaczki. Gotujemy je do miękkości,potem studzimy i obieramy zeskórki. Ścieramy na tarce o średnichoczkach. Cebulkę drobno kroimy i

podsmażamy na tłuszczu, dodajemydo niej starte buraczki i dalejprzesmażamy na mniejszym ogniukilka minut. Od czasu do czasumieszamy. Potem opruszamy mąką,podlewamy wodą i doprawiamykilkoma kroplami octu i vegetą.Piekarnik nagrzewamy do 250stopni, wkładamy do niego kurczakaw otwartej brytfance i pieczemy 8minut z jednej i 8 minut z drugiejstrony. Potem zmniejszamy

temperaturę do 200 stopni,przykrywamy brytfankę i pieczemydalej do miękkości, co 15 minutobracając kurczaka i polewając gopowstałym na dnie sosem.Upieczone mięso podajemy zciepłymi buraczkami i ryżem orazsosem powstałym z pieczenia. Doryżu można dodać rodzynki.

AGATA BEDNARCZYK

Żyjemy w czasach obfitości. Chcąc kogośobdarować, można dziś kupić praktyczniewszystko, na co pozwalają nammożliwości finansowe. Nasze dzieciakiwręcz pływają w morzu niepotrzebnychzabawek i gadżetów. Jakiż więc prezentsprawić na święta swoim bliskim? Co podarować tym, którzy wszystko mają?Odpowiedź jest tylko jedna – trzeba

przygotować dla nich cośniezwykłego, coś, co zapiera dech w piersiach,rozpływa się w ustach i prowadzi prosto do kulinarnego nieba.I właśnie przepis na taki prezent nadesłałado „Piekarnika” pani Halina Medvedová z Bratysławy.

Składniki:

Sposób przyrządzania:

Jedzenie też może być prezentem.Wyjątkowym, bo przygotowanym własnoręcznie i z serca.Smakowitych pełnych miłości potraw!

Kurczak na miodziez zasmażanymi

buraczkami• kurczak• 1/2 kubka oleju• 1/3 kubka miodu• sok z jednej cytryny

• 1 kg buraków• 1 cebulka• 1 łyżka mąki

pszennej