ruczaj cafe nr 2 (2013)

16
egzemplarz bezpłatny ISSN 2083-1633 nr 2 (23) luty 2013 MAGAZYN DLA NAS I O NAS rozmowa z Beatą, Konradem i Mikołajem Tulejami Z dzieckiem Wołowina z brokułami i czosnkiem

description

numer 2 (2013) gazety "Ruczaj cafe"

Transcript of ruczaj cafe nr 2 (2013)

Page 1: ruczaj cafe nr 2 (2013)

MAG A Z YN D L A N A S I O N A S

egzemplarz bezpłatnyISSN 2083-1633

nr 2 (23) ■ luty 2013

MAG A Z YN D L A N A S I O N A S

rozmowa z Beatą, Konradem i Mikołajem Tulejami

Z dzieckiem

Wołowina z brokułami i czosnkiem

Page 2: ruczaj cafe nr 2 (2013)
Page 3: ruczaj cafe nr 2 (2013)

w Ruczaj CafeZareklamuj się

»[email protected]

»

»

»

»

»

Nie znajdziesz nas wśród ulotek wysypujących się ze skrzynek pocztowych.

Jesteśmy eko, szanujemy drze-wa, więc ukazujemy się w na-kładzie 12 000 egzemplarzy, zgodnie z realnymi potrzebami rynku.

Jesteśmy na wyciągnięcie ręki. Znajdziesz nas w najbliższym centrum handlowym, sklepie osiedlowym, przychodni lekar-skiej, ośrodku sportowym etc. (patrz s. 4).

Jesteśmy magazynem do czy-tania, a nie tylko do przegląda-nia. Poruszamy ważne tematy, przedstawiamy ciekawych ludzi, polecamy dobre miejsca. Pisze-my dla nas i o nas.

Wydanie on-line na w w w . r u c z a j c a f e . p l

niż myślisz Taniej

tel. 604 400 464

Page 4: ruczaj cafe nr 2 (2013)

SMOCZE JADŁO – KAMPUS UJ ul. Gronostajowa 7 ul. Łojasiewicza 4

PIEKARNIA ZŁOTY KŁOSul. Obozowa 41

KAWIARNIA MYSIKRÓLIKul. Przyzby 1

SKLEP SPOŻYWCZY AGAul. Ceglarska 27

SKLEP TERESKO Skotnikiul. Batalionów Chłopskich 2 A

SKLEP SPOŻYWCZY Pychowice, ul. Skalica 28

DELIKATESY TYMBARK Pychowice, ul. Sodowa 19/9

CUKIERNIA ZAJĄCul. Grota-Roweckiego 9 ul. Kobierzyńska 93

PERFECT GYMul. Zakopiańska 62 lokal F

KAMPUS UJKOLPORTAŻ BEZPOŚREDNI

Egzemplarz bezpłatny. Nakład 12 000 egz.Zdjęcie na okładce: Beata, Konrad i Mikołaj Tulejowie / Fot. arch. pryw.

Redakcja: Jędrzej Majka (redaktor naczelny), Agnieszka Kania (sekretarz redakcji), Mikołaj Mańko, Paweł Chmiel, Ewa Ginter (korekta), Marcin Jakubionek (projekt graficzny, skład i łamanie).

Kontakt: [email protected], tel. 604 400 464.

MAG A Z YN D L A N A S I O N A S

w n

umer

ze

© Wszystkie prawa zastrzeżone. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Reklama: [email protected],tel. 604 400 464, tel. 694 428 866.Kolejny numer ukaże się 4.03.2013. Zamówienia na reklamy przyjmujemy do 11.02.2013.

68

1112131415 Czekamy na listy:

[email protected]

w.ru

czaj

cafe

.pl

Wydawca: Wydawnictwo Nemrod, ul. Chmieleniec 29/22, 30-348 Kraków, www.nemrod.pl, e-mail: [email protected].

Druk: Drukarnia Colonel, ul. Dąbrowskiego 16, Kraków.

KAUFLANDul. Norymberska 1

CENTRUM HANDLOWEPASAŻ 33ul. Bobrzyńskiego 33

CENTRUM HANDLOWE OSIEDLE EUROPEJSKIEul. Bobrzyńskiego 37

CENTRUM HANDLOWE PASAŻ RUCZAJ ul. Raciborska 17

SUPERMARKET ŁOKIETEK ul. Borkowska 17b ul. Kobierzyńska 123

LEWIATANul. Kobierzyńska 42

GALERIA HANDLOWA SOLVAY PARK ul. Zakopiańska 105

GALERIA SMAKU U JACKA ul. Chmieleniec 2 ul. Szuwarowa 1

SKLEP WINA Z GRUZJIul. Lipowa 6 E

DŻIN MARKETul. Borsucza 12

DAY SPA CASCADA ul. Szuwarowa 1

JAGIELLOŃSKIE CENTRUM INNOWACJI ul. Bobrzyńskiego 14 PRZYCHODNIA DĘBNIKIul. Szwedzka 27

PRZYCHODNIA RUCZAJ–ZABORZE ul. Miłkowskiego 19

PRZYCHODNIA RUCZAJ–ZACHODNIAul. Zachodnia 27

SAMORZĄDOWE PRZEDSZKOLE NR 58 ul. Skośna 2

J&J SPORT CENTER Skotniki, ul. Winnicka 40

DELIKATESY EURO ul. Jahody 2

RESTAURACJA MIĘDZY-NAMI Colosseum ul. Miłkowskiego 3 A

NASZE SKLEPY AVITA ul. Kamieniecka 13ul. Miłkowskiego 3 A

tu nas znajdziesz»

Z dzieckiem w plecakurozmowa z Beatą, Konradem i Mikołajem Tulejami

Potrzebne silne nogirozmowa z Michałem Kaprzykiem

Jak przejść od zauroczenia do miłości?o. Leon Knabit 10Wołowina z brokułami i czosnkiemMikołaj Mańko

Żadna mama nie jest samaWanda Hałuniewicz

Szukamy inspiracjiKatarzyna Piękosz

Cross Fitness – o co cały ten szum?Fitness Platinium®

Przystanek SamarkandaJędrzej Majka

Page 5: ruczaj cafe nr 2 (2013)

Od redakcji: List z prośbą o wsparcie leczenia Soni

publikujemy jako wciąż aktualny, dziękując Czytelnikom RC za wszelką dotychczasową pomoc.

„Królewski Trakt” na YouTube

Szanowna Redakcjo i Czytelnicy! Jestem krakowskim muzykiem i „niepo-

prawnym” lokalnym patriotą, który moc-no wierzy w to, że Kraków jest Centrum Wszechświata i cały wszechświat powinien z podziwem na nas spoglądać... A teraz po-ważnie: Tak – kocham Kraków i martwię się o jego przyszłość, bo nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Poważna część dochodów Krako-wa to turystyka, a los grających tu muzyków zależy od liczby turystów.

Co zrobić, aby miasto lepiej prosperowało, czyli jak zwiększyć ruch turystyczny? Myślę, że oprócz działań promocyjnych, które są dość konkretnie prowadzone przez UMK, bardzo mogą się przydać takie inicjatywy jak moja. Internet to potęga i bardzo skutecznie można go wykorzystać. Stworzyłem z kolega-mi kilkuminutowy film pt. „Królewski Trakt”. Liczymy na to, że dotrze on do szerokiej rze-szy potencjalnych turystów na całym świecie i zachęci ich do odwiedzenia Krakowa. Film ma formę spaceru po Królewskim Trakcie, lecz jest wykonany specyficzną techniką, która podkreśla klimat, który chcieliśmy osiągnąć. Pomysł tego filmu powstał w mo-jej głowie już parę lat temu i wtedy zacząłem komponować muzykę do niego. Film jest do-stępny w sieci (w dwóch wersjach, z polskimi i angielskimi napisami) m.in. na kanale You-Tube. Pojawił się tam 24 grudnia 2012 r. i jest moim świątecznym prezentem dla Krakowa. Można go odnaleźć, wpisując w wyszukiwar-ce hasło: pieculewicz królewski trakt. W trzy tygodnie film osiągnął około 2 tys. „wejść” i bardzo dobre komentarze, co jest niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę fakt, że nie pro-mowałem go w żaden profesjonalny, komer-cyjny sposób.

Rozesłałem sporo maili do różnych me-diów, urzędów, instytucji i potencjalnych sponsorów ewentualnej profesjonalnej pro-mocji tego filmu. Są już pierwsze pozytyw-ne reakcje, zatem jestem dobrej myśli. Mój apel skierowany do Krakowian: „Zróbmy coś dla miasta, wszyscy jedziemy na jednym wózku”. Proszę o pomoc w promocji filmu i mojej inicjatywy.

Pozdrawiam,Robert Pieculewicz

Listy do redakcji

Groteska i sekrety sceny

Podczas ostatniej akcji „Wyruszamy z Ru-czaju” (czyli zwiedzania ciekawych miejsc w Krakowie z redakcją Ruczaj Cafe) w świat masek teatralnych, pacynek i kukie-łek zabrała nas aktorka teatru Groteska Ilona Buchner. Obejrzeliśmy scenę na pierwszym piętrze, garderobę aktorów mieszczącą się nieco wyżej oraz wysłuchaliśmy przepięknej opowieści o pracy aktora w masce i z lalką.

Była możliwość przymierzenia maski i zagra-nia epizodu z jedną z wielu lalek teatralnych.

Po spotkaniu z panią Iloną Buchner nie-znany świat lalek nie ma już dla nas żadnych tajemnic.

Dziękujemy i gorąco polecamy wizyty w Grotesce.

Ela Chruścicka

„Kiedy Sonia będzie zdrowa…”

Nasza córka urodziła się w lipcu 2009 r. w 34 tygodniu ciąży. Kiedy miała 7 miesięcy, rozpoznano u niej dziecięce porażenie móz-gowe i niedowidzenie znacznego stopnia. Wtedy zaczęła się walka.

Niestety, zawiedliśmy się na polskiej służbie zdrowia i teraz rehabilitujemy Sonię na włas-ną rękę, wszelkimi dostępnymi metodami. Chwytamy się każdej szansy i twórczo zdoby-wamy środki na leczenie. Finansowo pomaga też rodzina, przyjaciele i wiele osób, których nawet nie znamy. Rehabilitacja Soni w ubie-głym roku kosztowała ponad 60 tys. zł.

Oprócz Soni mamy jeszcze dwóch synów: 13-letniego Michała i 10-letniego Szymona. Oni cały czas wierzą, że ich siostra będzie taka jak inne dzieci. Często zaczynają zdanie od słów: „Kiedy Sonia będzie zdrowa…”. So-nia ich uwielbia, a oni z chęcią bawią się z nią i pomagają jej przy ćwiczeniach.

Nasza córka należy do podopiecznych Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Można jej pomóc, przekazując 1% podat-ku. KRS: 0000037904. Cel szczegółowy: 11 534 Sonia Nawara.

Więcej informacji na stronie www.sonianawara.pl

Z góry dziękujemy za pomoc.Iwona i Romek Nawarowie

Page 6: ruczaj cafe nr 2 (2013)

6

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

R O Z M O W A M I E S I Ą C A6

Beat

a, K

onra

d i M

ikoł

aj T

ulej

owie

/ Fo

t. ar

ch. p

ryw

.

Z dzieckiem

rozmowa z Beatą, Konradem i Mikołajem Tulejami JĘDRZEJ MAJKA: Pierwsze pytanie muszę zadać waszemu siedmioletniemu synowi Mi-kołajowi. Lubisz podróżować?MIKOŁAJ: Tak, bardzo lubię. Ciągle pozna-ję nowych ludzi i zwiedzam nowe miejsca. Na przykład w Gruzji mam przyjaciół: Annę Ma-rię i Daniela; w Górskim Karabachu pasałem owce i krowy razem z dziećmi pana, który nas zaprosił do domu, a w Armenii gasiłem z tatą pożar lasu. No i jestem najlepszym łapaczem autostopów – tak mówi mama. Podczas każ-dej podróży rodzice kupują mi dużo lodów, które uwielbiam. Zawsze też zatrzymujemy się nad morzem.

Narodziny dziecka to wspaniały moment w życiu małżeństwa, ale jednocześnie przy-chodzi obawa, że przyszedł czas rezygnacji z własnych pasji. Czy zawsze tak musi być?BEATA: Nie zawsze, to zależy od rodziców. W naszym przypadku dziecko nie było ogra-niczeniem, a wręcz przeciwnie – szansą na rozwój. Mikołaj nadał naszemu podróżowa-niu nowy, inny wymiar. W podróży musimy dostosować się do dziecka, nie odwrotnie. Patrzymy na wszystko z perspektywy małe-go człowieka, który poznaje świat, który nie spieszy się do pracy. Dostrzega się wówczas rzeczy i zjawiska z pozoru zwyczajne, ale tyl-ko dla dorosłych. Świat staje się niesamowi-

ty, nieschematyczny, na każdym kroku coraz ciekawszy.

KONRAD: W naszych włóczęgach z roku na rok dojrzewamy też jako rodzina. Nie wyobrażam sobie podróżowania innego niż we troje. Dla Mikołaja nasza pasja stała się normalnością, bo w takich warunkach się wychowuje. W rodzinnym podróżowaniu scala nas każda chwila, przygoda, porażka czy sukces górski. Czas wyprawy jest czasem tylko dla nas. Ulubione powiedzenie Beaty, przywiezione z Kaukazu, brzmi: „Kto się spieszy, ten się spóźnia”. Nie chcemy spóźnić się na dzieciństwo naszego syna, dlatego tak wiele robimy razem. Nie chcemy spóźnić się na nasze życie, które jest za krótkie, by spędzić je na gonitwie za mamoną.

W czasie podróży poślubnej wpadliście na pomysł zdobywania najwyższych szczytów państw Europy, tzw. Perły z Korony Europy...KONRAD: Właściwie była to, jak to w na-szym przypadku, planowana improwizacja. Tak więc romantyczne noce podróży poślub-nej spędziliśmy w namiocie w Czarnohorze na Ukrainie oraz w Transylwanii. Wyszliśmy wówczas na Howerlę (2061 m n.p.m.) – naj-wyższy szczyt Ukrainy oraz Moldoveanu (2544 m n.p.m.) – najwyższy szczyt

Rumunii i Karpat Południowych w Górach Fogaraskich. Obiecałem też żonie, że co najmniej jedną noc spędzimy nad morzem i dotrzymałem słowa. Przejechaliśmy całą Ru-munię, by zażyć kąpieli w Morzu Czarnym w Mangalii, tuż przy granicy z Bułgarią.

Tamta podróż zapaliła w nas pasję zwiedza-nia świata za małe pieniądze i tak już zostało. Od tamtej pory, już we troje, zwiedziliśmy Półwysep Bałkański, na którym wspięliśmy się na najwyższy szczyt Grecji Mytikas (2918 m n.p.m.) i wyszliśmy na najwyższy szczyt Al-banii i Macedonii – Korab (2764 m n.p.m.).Dwa lata później przejechaliśmy z wózkiem dziecięcym przez najwyższe pasmo górskie Hiszpanii – Sierra Nevada (Beata nazwała je „górami księżycowymi”); wyszliśmy też na drugi szczyt Gór Betyckich – Veletę (3393 m) oraz najwyższy szczyt Półwyspu Iberyjskiego i europejskiej części Hiszpanii – Mulhacén (3480 m). Doszliśmy do najdalej wysunięte-go na południowy zachód punktu Europy – Przylądka Św. Wincentego. Odwiedziliśmy Lizbonę, Madryt i Pragę.

Następnie był fantastyczny tramping na upalnej Malcie. A przez ostatnie dwa lata kierowaliśmy się na wschód, bo tam taniej,

i zwiedzaliśmy Południowy Kaukaz: Ar-menię, Azerbejdżan, Górski Karabach

i Gruzję.

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Page 7: ruczaj cafe nr 2 (2013)

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

7R O Z M O W A M I E S I Ą C A

Kiedy wasza rodzina powiększyła się, pomy-śleliście, że na jakiś czas koniec z podróżami tego typu?BEATA: Nie, to przyszło naturalnie. Nie za-stanawialiśmy się wtedy nad końcem podró-żowania, bo właściwie wówczas dopiero zaczynaliśmy. Paradoksalnie, z małym dzie-ckiem bardzo dobrze się podróżuje. Dopiero wtedy, kiedy Mikołaj był za duży na nosidło, a za mały, by samodzielnie mógł długo ma-szerować, narodziły się we mnie obawy, że to chyba będzie koniec. Ale jak się chce, to i z wózkiem można pojechać na księżyc (śmiech).KONRAD: Jedyna myśl, jaka wówczas mi przyszła do głowy, to jak to zrobić, byśmy wyjechali. Mikołaj od urodzenia jest podróż-nikiem. Sypiał tylko na spacerach z mamą,

więc Beata dwa razy dziennie chodziła z dzie-cięcym wózkiem do Parku Lotników Polskich (wówczas mieszaliśmy w Czyżynach). Potem, kiedy już siedział, kupiliśmy nosidło górskie i zwiedzaliśmy bliższe i dalsze okolice Krako-wa. Wreszcie przyszedł czas na biwaki w Be-skidach czy Gorcach.To, czy rodzice zabierają dziecko pod na-miot czy do ekskluzywnego hotelu, jest tylko wyborem dorosłych. Dla dziecka to nie ma większego znaczenia. Naturalne środowisko to najlepszy plac zabaw i szkoła. Mikołaj wraz z nami poznaje świat praktycznie. Nie z ekra-nu komputera czy telewizora, którego zresztą nie mamy (śmiech).

Pierwsza podróż z Mikołajem?KONRAD: 2007 rok – trekking i tramping bałkański. Spore emocje, mało pieniędzy, czy-li jak zawsze. Ale przygotowywaliśmy się do wyjazdu bardzo starannie. Informacje, mapy, logistyka, jak na komercyjnych wyprawach (śmiech).

Beata nosiła Mikołaja w nosidle plus przy-troczony worek z rzeczami. Namiot, jedzenie, ubrania i cały szpej dla naszej trójki mieściły się w moim ponad 30-kilogramowym ple-caku. Mikołajek miał wówczas 22 miesiące i chorował na atopowe zapalenie skóry. Nie byliśmy pewni, jak zareaguje na inny klimat i jedzenie. Ale syn wówczas nas zaskoczył. Podczas podróży wyzdrowiał; jadł jogurt z miodem, mnóstwo owoców (melony, arbu-

zy, figi) i wszystko to, co my, dorośli. Zachoro-wał znowu po powrocie do Krakowa.Podczas tego wyjazdu nauczyliśmy się przede wszystkim jednego: trzeba mieć marzenia i nie bać się ich realizować. Podczas wspinaczki na Mytikas miałem Mikołajka w nosidle. Nikt nie wierzył, że to jest możliwe. Nam się udało i to bez większego trudu.BEATA: Nigdy nie zapomnę, jakie dostali-śmy brawa po zejściu do schroniska, gdzie stał nasz namiot. To było niesamowite. Wszyscy nam gratulowali. Mikołaj dostał pamiątkowy znaczek. Może tego nie pamięta, ale wszystkie wrażenia i pozytywne emocje, jakich doświad-cza, zostają w nim na zawsze.

To wówczas zrodził się projekt „Z dzieckiem w plecaku”?KONRAD: Nazwa narodziła się w 2010, kiedy to założyliśmy stronę, by pomóc sobie w dalszych „eskapadach” i szukać partnerów wy-praw. Wraz z rosnącym Mikołajem dojrzewają też nasze plany. Z roku na rok są ambitniejsze, na miarę rosnących możliwości naszego syna.BEATA: A może to jest tak, że każdy z nas nosi wewnętrzne dziecko w plecaku (śmiech)?

Mikołaj wspina się dziś o własnych siłach, a strona www.zdzieckiemwplecaku.pl pozo-stała.KONRAD: Nazwa jest tylko rodzajem meta-fory. Nasz styl podróżowania jest niezmienny: dziecko, plecak, namiot i autostop. Do tego dochodzą góry: trekking i wspinaczka. Mikołaj od dwóch lat uwielbia łazić po jaskiniach.

Najbliższe plany?BEATA: 2013 to rok „krainy gór” – Dagestan, Czeczenia, Inguszetia – Osetia Północna – Kabardyno-Bałkaria – i dalej Karaczajo-Czer-kiesja – Kraj Krasnojarski. Planujemy też od-wiedzić Krym i Mołdawię. Chcemy wspiąć się na Bazardüzü dağı (4466 m n.p.m., wybitność 2454 m) – najwyższy szczyt Dagestanu i Azer-bejdżanu, zwiedzić dolinę Bezengi, wspinać się na klifach Morza Azowskiego oraz przejechać setki kilometrów autostopem. Po podróży na Północny Kaukaz zamierzamy wydać książkę o rodzinnych podróżach na Kaukaz. Jej robo-czy tytuł to: „Kaukaz z dzieckiem w plecaku”.KONRAD: Aby pomóc sobie w tak am-bitnym planie, bierzemy m.in. udział w Me-moriale Piotra Morawskiego. Zwycięzcy memoriału otrzymują wsparcie dla swojej wyprawy. Jeśli Państwu podoba się nasz po-mysł, prosimy o głosy. Szczegóły na stronie www.zdzieckiemwplecaku.pl

Beat

a, K

onra

d i M

ikoł

aj T

ulej

owie

/ Fo

t. ar

ch. p

ryw

.

wspieraj naszych! Ona – Beata Rudnik–Tulej, pedagog, terapeuta zaburzeń emocjonalnych.

On – Konrad Tulej, nauczyciel wychowania fizycznego, pracownik naukowo-dydaktyczny krakowskiej AWF.

On – Mikołaj Tulej, uczeń szkoły podstawowej, zafascynowany wspinaczką skałkową i meblową.

Page 8: ruczaj cafe nr 2 (2013)

8

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

ści, ale to jest lęk przestrzeni. Z czasem to mija, człowiek się przełamuje. Warto spróbować.

Przygodę ze ścianką zaczynają nawet oso-by w wieku pięćdziesięciu lat, przychodzą też dzieciaki, które mają pięć, sześć lat.

Co jest niezbędne?Na pierwszy raz wszystko można wypożyczyć, nic nie trzeba kupować. W przyszłości pierw-szym zakupem powinny być buty i uprząż. Buty do wspinaczki kupuje się 1-2 numery za małe. Taka jest zasada. Na początku cierpią nasze sto-py, ale wtedy but dobrze się układa, a ma prze-cież zagwarantować jak najlepszą przyczepność.

Jeśli wybieramy się w skały, to jest już spo-ry wydatek. Musimy zainwestować we wspo-mniane buty i uprząż, duże zakręcane kara-binki, komplet ekspresów wspinaczkowych, przyrząd asekuracyjny oraz rzecz najdroższą, czyli linę o długości 50-60 m. W okolicy Jury Krakowsko-Częstochowskiej ta standardowa długość jest wystarczająca.

Kraków to dobre miejsce zamieszkania dla pasjonatów wspinaczki?Idealne. Mieszkańcy Ruczaju, ledwie wyjdą z domu, mają Zakrzówek. I tam na Skałkach Twardowskiego mogą się wspinać. 20 minut jazdy samochodem dzieli nas od Jury Krakow-sko-Częstochowskiej. Świetnym miejscem do wspinaczki jest np. Dolina Będkowska.

Celem wspinaczki jest szczyt czy sama droga na niego?Każdy wspinacz odpowiedziałby inaczej. My-ślę, że jest to przede wszystkim rodzaj walki ze sobą. Przełamujemy swoje bariery. Drogi wspinaczkowe mają różne stopnie zaawanso-wania. Zaczynamy od prostych tras, z czasem wyznaczamy sobie coraz trudniejsze. Z włas-nego doświadczenia wspinaczkowego wiem, że na sukces czasem trzeba poczekać. Kolej-ny dzień z rzędu jechałem na tę samą drogę, a ona – jak to się mówi w żargonie wspinacz-kowym – nie puszczała. Dopiero po tygodniu przyszedł dzień, że w końcu puściła.

Michał Kaprzyk jest kierownikiem Sektora Sporty Zimowe w DECATHLON ZAKOPIANKA

przy ul. Zakopiańskiej 62a.

JĘDRZEJ MAJKA: Ścianka sztuczna czy musi być skała prawdziwa?MICHAŁ KAPRZYK: Różnica między sztuczną ścianą a skałą jest ogromna. Ta pierwsza przydaje się zimą, ale nigdy nie zastąpi prawdziwej skały. To zupełne inna przygoda. Zresztą istnieją różne rodzaje wspi-naczki. Mamy bouldering, czyli wspinanie się bez asekuracji na niskich wysokościach. Mamy wspinanie z liną. Mamy również wspinanie wielowyciągowe, kiedy lina mierzy 60 m, a droga, którą się wspinamy, ma przykładowo 200 m. Jest i wspinaczka górska, która znacz-nie różni się od tej skałkowej. Jeśli ktoś chce spróbować, na początek polecam ściankę. Trzeba sprawdzić, czy to dyscyplina dla mnie.

W pana przypadku okazało się, że tak?Siedem lat temu zaczynałem od bo-

ulderingu. Po trzech latach treno-wania zacząłem wspinać się z liną.

Żeby osiągnąć jakieś wyniki, trzeba tre-nować regularnie. Jeśli sobie odpuścimy,

zatrzymamy się na pewnym poziomie i koniec. Dlatego najlepiej ćwiczyć codzien-

nie, ale trzeba być realistą. Osoby należące do sekcji wspinaczkowych spotykają się zazwy-czaj dwa, trzy razy w tygodniu.

Zaczynamy z instruktorem?Myślę, że warto. Wiedzę na temat podsta-wowych węzłów, podstawowych technik

asekuracji i bezpieczeństwa najlepiej przeka-że nam instruktor. O wypadek nietrudno, trzeba uważać.

Polecam kursy skałkowe. Trwają one od 3 do 7 dni. Po ich ukończeniu otrzymuje się certyfikat z podstawowych technik wspi-naczkowych i to w zupełności wystarcza, by dla przyjemności uprawiać tę dyscyplinę.

Wspinaczka jest dla każdego? Jak najbardziej. Potrzebne są tylko silne nogi. Wbrew panującemu przekonaniu to nie sil-ne ręce, a właśnie nogi ułatwiają wspinaczkę. Wspinanie polega na pracy nóg, ręce mają nam tylko pomagać. Wspinaczka jest zatem dla wszystkich.

Dla wszystkich? Ja mam lęk wysokości...To jest naturalne. Ludzie nie są przyzwyczaje-ni do dużej przestrzeni i wysokości. Wszyscy podczas wspinania mówią, że mają lęk wysoko-

S T R E F A S P O R T U

rozmowa z Michałem Kaprzykiem, pasjonatem wspinaczki

partner działu „Strefa sportu” Mic

hał K

aprz

yk /

Fot.

arch

. pry

w.

Potrzebnesilne nogi

8

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Page 9: ruczaj cafe nr 2 (2013)

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

9

silne nogiM

icha

ł Kap

rzyk

/ Fo

t. ar

ch. p

ryw

.

Page 10: ruczaj cafe nr 2 (2013)

10

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Jak przejść od zauroczenia

S T R O N A O J C A L E O N A

zdję

cia:

jm

To przychodzi z czasem. Miłość po-trzebuje czasu. To tak, jak z pisa-niem. Wieczorem przychodzi jakieś

natchnienie, jakaś świetna myśl, która wydaje się nam idealna. Siadamy do biurka, serce nam bije mocniej, myśli wirują, piszemy szybko, by niczego nie uronić, niczego nie stracić. Czyta-my i myślimy sobie – genialne. Potem kładzie-my się spać. Rano wstajemy, bierzemy arkusz, czytamy ten tekst i nagle widzimy, że zbyt dużo w nim emocji, że trzeba tu i tam poprawić, w ogóle zmienić tonację, tu rozwinąć, a tam skró-cić. Sama idea jest świetna, ale trzeba ją inaczej przedstawić. Czas pozwala nam na dystans, na trzeźwość. Podobnie jest z zauroczeniem i mi-

łością. Trzeba czasu, by zauroczenie przekon-wertować w miłość albo stwierdzić, że to tylko zauroczenie i – cześć! Żeby kogoś nie poranić, może lepiej tego zauroczenia tak za szybko i za-nadto na zewnątrz nie okazywać.

Nie mam swojej definicji miłości. Jest to rzeczywistość bardzo bogata, przerastająca moją wiedzę. Wielcy

teologowie średniowiecza mówili: „Miłość to pragnienie dobra dla innego”. Uważam, że jest to trafna definicja. Takiej postawy uczymy się całe życie. A małżonkowie nadają temu sfor-mułowaniu specyficzny, przez Boga zamie-rzony, kształt.

o. Leon Knabit

do miłości?

Fot:

jm

Page 11: ruczaj cafe nr 2 (2013)

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

11

zdję

cia:

jm

Mikołaj Mańko

11D O B R Z E D O P R A W I O N E

Mikołaj Mańko – pochodzi z Drohobycza, autor książki Kuchnia klasztorów prawosławnych. Na co

dzień przewodnik po Krakowie, można go spotkać w różnych częściach miasta, zawsze w otoczeniu

ludzi. Kiedy nie oprowadza turystów, zamyka się w kuchni i gotuje.

Mieszka w Pychowicach.Fot:

jm

W poszukiwaniu wyjątkowego sma-ku warto eksperymentować. Po-daję Czytelniczkom i Czytelni-

kom prosty przepis na wyjątkowo smaczne danie z kuchni chińskiej. Jedyną trudnością w jego przygotowaniu jest wybranie się do sklepu z sosami i przyprawami używanymi w kuchni orientalnej. Trudność ta nie jest jednak aż tak wielka, bo produkty te są do-stępne w każdej galerii handlowej, a sosu so-jowego wielu mieszkańców Ruczaju używa na co dzień. Różne sosy na pewno przydadzą się nam jeszcze niejeden raz, bo wołowina z brokułami niechybnie poprowadzi nas ku fascynacji kuchnią azjatycką.

Wołowinę pokroić na cienkie ka-wałki o grubości 5 mm, włożyć do miseczki, dodać sos sojowy, ocet,

olej sezamowy, a na końcu mąkę kukurydzia-ną, dobrze wymieszać i odłożyć na 25 minut. Oddzielić różyczki brokuła od łodyg, łodygi pokroić w plasterki, różyczki rozdrobnić na mniejsze. Czosnek posiekać w kostkę. Na głębokiej patelni lub w woku mocno rozgrzać 2 łyżki oleju, wrzucić brokuły z czosnkiem, lekko posolić i smażyć 5 minut, mieszając. Brokuły przełożyć do innego naczynia, a wok wytrzeć do sucha ręcznikiem papierowym. Wlać do woka 3 łyżki oleju, mocno rozgrzać. Gdy olej zacznie dymić, wrzucić marynowa-ne mięso, smażyć 5 minut, mieszając, aż lekko zbrązowieje. Wyjąć mięso łyżką cedzakową i umieścić w sitku lub durszlaku, żeby ociekło z tłuszczu. Tłuszcz z woka wylać, naczynie

Wołowinaz brokułami i czosnkiem

Składniki:■ 400 g chudej wołowiny■ 1 brokuł■ 4 ząbki czosnku■ 2 łyżki jasnego sosu sojowego■ 2 łyżeczki oleju sezamowego■ 1 łyżeczka octu ryżowego■ 2 łyżeczki mąki kukurydzianej■ 3 łyżki sosu ostrygowego■ olej do smażenia, najlepiej z orzeszków ziemnych■ sól

wytrzeć ręcznikiem papierowym. Jeszcze raz rozgrzać wok na dużym ogniu, wlać sos ostrygowy, a gdy się zagotuje, wrzucić mię-so, wymieszać, dodać brokuły, jaszcze raz wymieszać, przełożyć na półmisek i od razu podać na stół.

Do wołowiny z brokułami można osobno ugotować ryż. Smacznego.

Page 12: ruczaj cafe nr 2 (2013)

12

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Fot.

Kata

rzyn

a Pi

ękos

z

Dzisiaj często osiedlamy się daleko od bli-skich, od rodziny, przenosimy się z powodu studiów, pracy... Kiedy pojawia się dziecko, najczęściej mama zostaje w domu. Na urlopie wychowawczym nie przysługuje zasiłek, więc

zwykle tata, by ratować budżet domowy, rzu-ca się ze zdwojoną siłą w wir pracy, a mama zostaje sama z maluchem na długie godziny... Dziecko to wielkie szczęście, ale i wielka re-

wolucja w rytmie życia. Dobrze nam robi wsparcie kogoś, kto sam jest lub był bardzo niedawno w podobnej sytuacji.

Projekt „mama nie sama” nie jest dzia-łalnością nastawioną na zysk – płynie

z serca, z własnej potrzeby i z chęci wspiera-nia innych. Chciałabym stworzyć miejsce, do którego każda mama może przyjść ot tak, bez okazji – nie na warsztat, nie na spotkanie chustowe czy wymiankowe, ale tak zwyczaj-nie – usiąść, napić się aromatycznej herbaty lub chłodnej wody z miętą, zjeść kawałek domowego ciasta, ponarzekać, a może na-wet chwilę poużalać się nad sobą, ale także podzielić się radościami z macierzyństwa albo ucieszyć się z byle czego. W dalszej kolejności chcę też organizować warsztaty i wykłady. Spotkania odbywać się będą przy ul. Zachodniej 10/18 – mam do dyspozycji spory pokój z dostępem do kuchni i łazien-ki. Najbliższe spotkanie już 18 lutego (po-niedziałek) około godz. 11.00 – zapraszam serdecznie! Wszystkie szczegóły odnośnie spotkań można znaleźć na www.pasiata.pl

Wanda Hałuniewicz – Certyfikowany Doradca Nosze-nia ClauWi®, prywatnie mama Tosi i Wojtusia.

M A M A N A R U C Z A J U

Żadna mama

Kiedy zostałam po raz pierwszy mamą (teraz mam już dwójkę małych urwisów), czułam się w tej roli bardzo niepewnie –

czytałam poradniki, wertowałam internet, rozmawiałam z własną mamą, starszą siostrą, słuchałam pediatry i pielęgniarki środowi-skowej, ale wszystko to wcale nie dodawało mi pewności siebie. Odczuwałam silną po-trzebę tego, żeby ktoś był ze mną, żeby mnie wspierał „dobrym słowem”, bo, obiektywnie patrząc, z dzieckiem radziłam sobie zapew-ne nie gorzej niż każda inna mama w mojej sytuacji. Mąż w pracy, mama daleko, siostra daleko, w domu tylko ja i Ona, a na spacerze brak śmiałości, żeby zagadywać przypadko-wo napotykane mamy z maluchami.

Kiedy zostałam Doradcą Noszenia w chu-stach i nosidłach miękkich i zaczęłam

się spotykać i rozmawiać z wieloma młodymi rodzicami (najczęściej mamami), okazało się, że nie tylko ja miałam taki problem!

Dawniej było łatwiej – wielopokole-niowe domy rzadko zostawały puste,

nie zdarzały się sytuacje, w których nie było kogo poprosić o pomoc czy chwilę rozmowy.

nie jest sama

12

Skąd pojawił się pomysł na spotkania dla mam pod hasłem „mama nie sama”? Mogę chyba powiedzieć, że z potrzeby serca. Sama, jako początkująca mama, miałam potrzebę spotkania z innymi mamami. Teraz wiem, że nie jestem w tym odosobniona, a na Ruczaju jest nas – młodych mam – dużo, więc czemu nie spróbować się jakoś skrzyknąć?

Fot.

arch

. Pas

iata

.pl

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Page 13: ruczaj cafe nr 2 (2013)

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

13P O M Y S Ł N A W N Ę T R Z E 13

Katarzyna Piękosz

Fot.

Kata

rzyn

a Pi

ękos

z

W poprzednim numerze RC rozpoczęłam cykl „Pomysł na wnętrze” od omówienia jednej z najważniejszych

zasad projektowania dobrego wnętrza, czyli jego funkcjonalności i dopasowania do po-trzeb i zwyczajów domowników. Kolejnym ważnym krokiem w aranżacji mieszkania czy domu jest szukanie inspiracji do stworzenia takich przestrzeni, które będą miały swój nie-powtarzalny klimat i w których poczujemy się rzeczywiście jak u siebie.

Aby nie pogubić się w gąszczu różnorod-nych rozwiązań, trzeba zawsze znaleźć

swój własny pomysł na wnętrze. Inspiracją może być wszystko – obraz, wiersz, film, przyroda, pory roku, pamiątka rodzinna lub przywieziona z podróży, kolekcja książek czy ornament na skrawku materiału. Wokół wybranego motywu można komponować i rozwijać koncepcję aranżacji poszczegól-nych pomieszczeń lub całego mieszkania.

Najlepiej założyć teczkę, w której będą gromadzone wycinki z gazet i maga-

zynów, zdjęcia, próbki materiałów, tapet, wzorniki kolorów, notatki i spostrzeżenia. Można wtedy dowolnie zestawiać materiały, eksperymentować z nimi, bawić się. Można także podpatrywać, jak mieszkają bohatero-wie seriali, oglądać gotowe rozwiązania u zna-jomych, szukać podpowiedzi w tematycznych czasopismach. Jednak wszystkie wskazówki i spostrzeżenia trzeba zawsze dopasowywać do własnych potrzeb i podchodzić do nich z krytycznym nastawieniem: to ciekawe roz-wiązanie, ale czy na pewno dobre dla mnie?

Przy projektowaniu domu musimy wziąć pod uwagę upodobania i pomysły

wszystkich domowników, również te naj-młodszych, które są nieraz zaskakująco trafne. Jeśli mamy taką możliwość, kompo-nujmy wspólną przestrzeń wszyscy razem, a za drzwiami poszczególnych pokoi niech się otwierają zupełnie inne światy, tożsame z funkcją, którą pełnią i charakterem ich go-

spodarzy. Dużą umiejętnością jest znalezienie wspólnej klamry (oprócz przedpokoju), która połączy te indywidualne aranżacje w spójną całość stylistyczną.

Wiedza na temat stylów czy trendów w architekturze wnętrz jest oczywiście

bardzo przydatna, jednak nie należy trzymać się zbyt sztywno zasad, jakie w nich obowią-zują, szczególnie wtedy, kiedy nie do końca mamy sprecyzowane nasze upodobania. War-to natomiast pamiętać, że piękno tkwi w pro-stocie, dopracowanych szczegółach i w konse-kwencji w realizowaniu przyjętych rozwiązań. Im mniej przypadkowych zestawień kolorów czy materiałów, a także nieprzemyślanych do-datków kupowanych pod wpływem impulsu, tym lepiej.

Samodzielne projektowanie swojego wy-marzonego wnętrza to dla wielu praw-

dziwe wyzwanie, ale wyobraźnia i wiara we

własne siły, w połączeniu z kilkoma uniwer-salnymi zasadami oraz prostymi narzędziami, takimi jak kartka i ołówek, mogą przynieść świetne efekty i ogromną satysfakcję. Uła-twić zadanie mogą nam również programy komputerowe lub dekoratory on-line, dzięki którym stworzymy wiarygodną wizualizację naszych pomysłów.

W kolejnej części cyklu napiszę więcej o tym, na co warto zwrócić uwagę,

dobierając kolory, materiały czy oświetlenie do naszego wnętrza. Zapraszam wszystkich zainteresowanych tematem do zadawania pytań oraz pisania swoich uwag na adres: [email protected] lub na FB.

przytulna sypialnia

fiolety - zmysły

ciepłe szarości - wyciszenie

nuta złota i czerwieni - emocje

przestrzeń wspólna kuchnia/salonkolory ziemi, tapeta w motywy roślinne, naturalne materiały

Szukamy

inspiracji

Katarzyna Piękosz – absolwentka Wydziału Architektury PK i Podyplomowych Studiów Terenów

Zieleni. Zajmuje się projektowaniem domów, obiektów, ogrodów i wnętrz. Mama dwójki urwisów.

W wolnych chwilach bywa poetką.

Żadna mama

Page 14: ruczaj cafe nr 2 (2013)

14

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Cross Fitness to...…najprościej rzecz ujmując – trening wy-trzymałościowo-siłowy. Stanowi połączenie trzech elementów: podnoszenia ciężarów, gimnastyki oraz ćwiczeń cardio (to rodzaj ćwiczeń o umiarkowanej intensywności, wy-konywanych przez dłuższy czas, np. trening na rowerku, bieżni, orbitreku). Trening ten jest przede wszystkim intensywny i różno-rodny. To jego dwa podstawowe założenia.Od razu na wstępie warto zaznaczyć, że o ile Cross Fitness nie jest może „morderczy”,

o tyle „spacerkiem” także ciężko go określić. To naprawdę męczące ćwiczenia, dające jed-nak nieprawdopodobną satysfakcję. Podczas treningu nie ma czasu na rozmowy ani dłuż-szy odpoczynek. Pracuje się cały czas na bar-dzo wysokich obrotach.

Specyfika ćwiczeńJakie ćwiczenia obejmuje Cross Fitness? Bar-dzo różnorodne, m.in. przysiady, klasyczne ćwiczenia siłowe, jak podnoszenie ciężarów czy podciąganie na drążku, ale też biegi, sko-ki, rower, wiosłowanie i wiele innych.

Zakres aktywności wykonywanych pod-czas treningu Cross Fitness jest naprawdę duży. Trening trwa 20-30 minut. Rozpoczy-na się od rozgrzewki, a następnie ćwiczący za-czynają bardzo intensywny wysiłek, stawiając wyzwanie swojej wytrzymałości.

Korzyści z treninguCross Fitness to absolutny hit, jeśli chodzi

o poprawę wydolności, kondycji i wytrzyma-łości. Wzmacnia też mięśnie całego ciała, po-lepsza gibkość, szybkość, koordynację i rów-nowagę. Efekty widać już po krótkim czasie od rozpoczęcia treningów. Oprócz tego jest to idealny wybór dla wszystkich, którzy chcą się pozbyć kilku nadprogramowych kilogramów.Ogromna satysfakcja i „kop energii” to do-datkowe korzyści, jakie można wynieść z treningu Cross Fitness. A co najlepsze, taki sposób ćwiczenia nie nudzi. Ciągłe zmiany ćwiczeń skutecznie to uniemożliwiają. To

także oszczędność czasu, gdyż trening trwa najczęściej około 30 minut.

Ćwiczyć każdy może?Tak! Ćwiczyć może zarówno wysportowany dwudziestolatek, jak i osoba starsza lub bory-kająca się z nadwagą. To zajęcia dla każdego, niezależnie od wieku i stopnia sprawności fizycznej. Jak to możliwe? Otóż stopień ob-ciążenia, intensywność czy czas poświęcony na dane ćwiczenie są dopasowywane do indy-widualnych możliwości każdego ćwiczącego.Od razu warto także obalić pewne błędne za-łożenie – trening Cross Fitness nie jest prze-znaczony tylko dla mężczyzn. Z powodze-niem ćwiczyć mogą także kobiety.

Skąd pomysł?Trening Cross Fitness narodził się w Stanach Zjednoczonych, gdzie bije rekordy popular-ności. Stamtąd przeniósł się do Europy Za-chodniej i w następnej kolejności nad Wisłę.

W USA kolebką tego programu były… siłow-nie garażowe, w których zawzięcie trenowali młodzi Amerykanie. Stąd wzięła się specyfi-ka Cross Fitnessu – prostota i intensywność.

Gdzie ćwiczyć Cross Fitness w Krakowie?Kraków nie obfituje w obiekty treningowe do Cross Fitnessu. W pełni profesjonalną strefę Cross Fitness posiada klub Fitness Pla-tinium Solvay Park (ul. Zakopiańska 105), a także klub tej samej sieci przy ul. Mogilskiej

97. Warto zacząć od zajęć grupowych, pod-czas których każdy nowy uczestnik otrzyma garść informacji od instruktora oraz zostanie przeprowadzony bezpiecznie przez cały tre-ning. Sieć Fitness Platinium® planuje także w niedługim czasie otwarcie tzw. „boxu” – klubu o specyfice typowo crossowej.

Trenujesz? Sprawdź się!Już wiosną wszyscy fani Cross Fitnessu będą mieli niepowtarzalną okazję na sprawdzenie się i zmierzenie z innymi. Na początku marca w klubie Fitness Platinium Solvay Park od-będą się otwarte zawody Platinium Cross Fitness Challenge. Duża pula nagród i zdro-wa rywalizacja powinny być wystarczającą zachętą do udziału.

Twój Fitness Platinium®

Więcej informacji na:

Cross Fitness – o co cały ten szum?

Sam

arka

nda

/ Fot

. Jęd

rzej

Maj

ka

Ż Y Ć A K T Y W N I E

Być może niektórym obiło się o uszy, że Cross Fitness to „morderczy trening”, przeznaczony tylko dla bardzo wy-sportowanych osób, a polegający głównie na podnoszeniu ciężarów i… toczeniu opon. Cóż, to nie do końca prawda. Przeczytaj i przekonaj się, czym jest ta nowa dyscyplina, na której punkcie zwariował świat fitnessu.

www.fitnessplatinium.pl

Przystanek Samarkanda

Fot.

arch

. Fitn

ess

Plat

iniu

m

Page 15: ruczaj cafe nr 2 (2013)

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

15

wersję płowu. Przyrządza się go w podgrzewanych na ognisku kot-łach z ryżu, łoju i mięsa baraniego, cebuli oraz kilku rodzajów mar-chwi. Niesamowity smak nadają mu jednak przyprawy. Bez nich nie ma prawdziwego płowu. Berberys. Ostra i słodka papryka. Czarny pieprz. Liść laurowy. Kurkuma. Suszone pomidory. I najważniej-sza: zyra, czyli kmin rzymski. Samarkandzki płow był rewelacyj-ny. Jak prawdziwy Uzbek popijałem go zieloną herbatą. Herbatę zaparza się w czajniczkach, a pije ze specjalnych piałek. Zgodnie z obowiązującym zwyczajem przy wejściu do czajchany zdejmuje się buty. Rozłożyłem się na ławce i obserwowałem, co dzieje się wokół.– Skąd jesteś? – spytał mężczyzna siedzący przy sąsiednim stoliku.– Z Polski.– Andriej Gołota.Uśmiechnąłem się.– Ja swojemu synowi dałem imię Muhammad Ali – powiedział.Jako wybitny znawca sportu nie bardzo potrafiłem pociągnąć temat dalej. Chwilę jeszcze leżakowałem, ale myśl o wędrowaniu wśród straganów szybko podniosła mnie do pionu. Choć byłem najedzo-ny, nie mogłem się powstrzymać od próbowania tego wszystkiego, co sprzedawcy prawie wpychali mi do ust. W najgorszym wypadku tylko wąchałem. Uzbeckie bazary pachną melonami. Tutejsze żółta-we podłużne melony potrafią ważyć więcej niż dziesięć kilogramów. Na straganach leżały ponadto tony orzeszków arachidowych. I duże ciemne rodzynki kysz-mysz. Po wizycie na bazarze na kolację nie miałem już apetytu.

Sam

arka

nda

/ Fot

. Jęd

rzej

Maj

ka

15

Z Taszkentu uciekałem po dwóch dniach. Temperatura po-wietrza dochodziła do czterdziestu stopni. Przy niskiej wilgotności pobyt w betonowym mieście stawał się nie do zniesienia. Miejscowi mówili, że przed trzęsieniem ziemi

było to śliczne miasto. W nowym mieście, odbudowywanym po roku 1966, nie zachowało się nic z dawnej atmosfery. Nie marnując więc cza-su, spakowałem plecak i pojechałem na południowy zachód. Moje na-dzieje były wielkie. Samarkanda to w końcu jedno z najstarszych miast na świecie. Licząc ponad dwa i pół tysiąca lat, jest równolatką Aten i Rzymu. W czasach starożytnych była jednym z głównych przystan-ków na jedwabnym szlaku. W Samarkandzie stawali na postój kupcy udający się z Chin do Europy i na Bliski Wschód. I tak bazar w Samar-kandzie stał się upragnionym celem mojej podróży.

Pierwsze kroki w Samarkandzie skierowałem na bazar Siob, usy-tuowany w cieniu meczetu Bibi Chanum. Po podróży byłem głodny, więc usiadłem w pierwszej napotkanej czajchanie.

Zamówiłem zieloną herbatę i płow. To uzbeckie danie, znane w Polsce pod nazwą pilaw, popularne jest we wszyst-kich krajach byłego Związku Radzieckiego. Każdy region Uzbekistanu ma własną

Wygląda jak pomidor, smakuje jak słodka śliwka. W każ-dym kraju ma inną nazwę. Polacy ochrzcili go śliwodak-tylem, ale w marketach nadal piszą kaki. W Uzbekistanie oraz innych krajach wschodniej i południowej Azji, gdzie jest uprawiany, to po prostu hurma. Na dworcowym stra-ganie w Taszkencie kupiłem więc hurmę. Do tego owoc granatu oraz dwie bułeczki nadziewane jagnięciną i ce-bulą, zwane samsa. To miał być mój prowiant na podróż do Samarkandy.

Ś W I A T W E D Ł U G M A J K I

Jędrzej Majka – w każdą podróż zabiera aparat fotograficzny. Ulubiony kierunek: Wschód. Autor książek: Kresy. Śladami naszych przodków (2002),

Ostatni dzień Lwowa (2004) oraz albumów fotograficznych: Lwów. Trzy eseje (2005), Ukraina (2006), Kresy (2009). Ostatnio

wydał Pociąg do świata – zapis dwunastu podróży. Mieszka na Nowym Ruczaju.

www.blog.jedrzejmajka.pl

Przystanek Samarkanda

Fot.

arch

. Fitn

ess

Plat

iniu

m

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013

Page 16: ruczaj cafe nr 2 (2013)

16

RUCZAJ CAFE ■ nr 2 ■ luty 2013