Monitor Polonijny 2010/4

32

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2010/4

Page 1: Monitor Polonijny 2010/4

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 1

Page 2: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY2

Na fortepianie gra od dziecka.Pierwsze kroki muzyczne sta-

wiał w rodzimym Opolu, ale studiowałna Akademii Muzycznej w Katowicach,potem w Niemczech i we Włoszech. Nazaproszenie japońskiej wytwórni w wie-ku piętnastu lat nagrał pierwszą płytę.Debiutował w Tokio, mając lat szesna-ście. Został profesorem honorowymUniwersytetu Narodowego w Kostary-ce i jurorem na międzynarodowych fe-stiwalach pianistycznych. Występowałna wszystkich kontynentach opróczAustralii. W roku 2003 jego nazwiskozostało wpisane na prestiżową listę TheSteinway & Sons Artists’ Roster oboknazwisk takich sławnych pianistów, jakLang Lang, Leif Ove Andsnes, DianaKrall czy Billy Joel.

O kim mowa? O Rafale Łuszczew-skim, zaliczanym do najlepszychpolskich pianistów, który 11 marcai 12 marca zagrał dwa wyjątkowekoncerty na Słowacji. Pierwszy od-był się w historycznym budynkuSłowackiego Teatru Narodowego,gdzie polski pianista zagrał razem

z SymfonicznąOrkiestrą Słowa-ckiego Radia, dru-gi miał miejscew Bańskiej By-strzycy i był solowym recitalem.Koncert w Bratysławie miał charak-ter wyłącznie „chopinowski”. We-dług własnych słów pianisty, kon-cert ten zaczął ćwiczyć on w wie-ku dwunastu lat. Prawda, żewówczas nie myślał o jego wyko-naniu w Bratysławie, ale ćwiczyłgo wbrew temu, co powiedziałamu jego ówczesna nauczycielkafortepianu, która twierdziła, żejeszcze jest za mały, by z tym kon-certem występować, chociaż od-powiednią technikę już posiadł.

A co pianista sądzi o Chopinie i je-go muzyce? „Chopin był bardzowrażliwym człowiekiem, pełnymemocji, które starał się wyrazić zapośrednictwem swej muzyki, któraz tego powodu jest tak różnorodna– raz liryczna, potem heroiczna, ro-mantyczna, ale zawsze patriotyczna.Patriotyczna w tym sensie, że zawie-ra polskie melodie, polskie rytmy,co oznacza, że jest inspirowana pol-ską muzyką ludową”.

Na pytanie, jak to możliwe, żew tak młodym wieku można miećjuż tyle osiągnąć, tyle podróżować,tyle koncertować, i co jest do tegopotrzebne (oczywiście oprócz ol-brzymiego talentu i jeszcze większe-go wysiłku), artysta odpowiada:„Często zależy to od zupełnie pro-stego przypadku. Jedna chwila po-trafi zmienić całe życie. Ja na przy-kład wygrałem raz pewien konkurspianistyczny w Chile, potem zapro-sili mnie na koncert, potem na dru-gi, potem do innych krajów Ame-ryki Południowej i tak zapraszająmnie do dziś”.

MILICA URBÁNIKOVÁ

Kolejne posiedzenieRady Klubu Polskie-

go odbyło się 13 marcaw Nitrze. Na wstępieprezes organizacji IrenaCigaň przeczytała nade-słane wcześniej listy odprezesów Klubu Polskie-go z Żyliny i Martina,w których Leszek Dłu-żniewski i Izabela Šichto-vá-Liwoń poinformowaliczłonków Rady Klubuo podjętych decyzjach,dotyczących tychże or-ganizacji regionalnych:Klub Polski Żylina zawie-

sza swoją działalność, a je-go prezes rezygnuje z fun-kcji oraz członkostwaw Klubie Polskim, KlubPolski Martin zaprzestajeswojej działalności, przyczym dotychczasowi jegoczłonkowie pozostają zrze-szeni w Stowarzyszeniu„Polonus”, a prezes mar-tińskiej organizacji regio-nalnej rezygnuje z człon-kostwa w Radzie KlubuPolskiego. Rada Klubu

przyjęła te decyzje do wia-domości.

Podczas posiedzenia za-

jęto się też zagadnieniami,dotyczącymi przygotowy-wanych poprawek w sta-tucie Klubu Polskiegooraz programem zbliża-jącego się kongresu, któryodbędzie się prawdopo-dobnie w maju. Wyłonio-no komitet organizacyjny,mający zająć się jego przy-gotowaniem. Ponadtoomówiono priorytetowezadania Klubu oraz możli-wości ich realizacji.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKANitra

Wybitny pianista w Bratysławie

Posiedzenie Rady KlubuZDJĘCIA: MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘCIE: MAREK SOBEK

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 2

Page 3: Monitor Polonijny 2010/4

Mamy dla Państwa „odlotową” wiado-mość! Otóż w maju spośród naszychprenumeratorów zostanie wylosowanaosoba, która odbędzie lotu szybowcem, zasterami którego zasiądzie nasz rodak, asprzestworzy Tadeusz Wala. Artykuł o tym ciekawymczłowieku z pasją możecie Państwo przeczytać w rubryce „Cou nich słychać?” na stronie 16.

Warunkiem wzięcia udziału w losowaniu jest uiszczenie dokońca kwietnia rocznej prenumeraty naszego pisma, dlategoprzypominamy o tym obowiązku tym z Państwa, którzyjeszcze tego nie zrobili. Majowe egzemplarze naszegomiesięcznika będą opatrzone specjalnymi numerami, którenależy zachować do czasu opublikowania wynikówlosowania, co nastąpi na łamach czerwcowego numeru„Monitora”.

Zaś w kwietniowym „Monitorze” zwracamy Państwauwagę także na artykuły poświęcone smutnej historiinaszego narodu, bowiem w tym miesiącu upływa właśnie 70 lat od tragicznych wydarzeń w Katyniu. Artykuły na tentemat znajdziecie Państwo na stronach 14-15. Pokazują onetragedię nie tylko samych ofiar zbrodni, ale i ich rodzin.

Poza tym w naszym piśmie jak zwykle wiele ciekawychtematów, również tych, związanych ze świętami WielkiejNocy. Zachęcamy do lektury „Monitora”, a przy okazjiwszystkim naszym wiernym Czytelnikom życzymy wesołejWielkanocy z jej wszystkimi atrybutami, czyli wiosną,słońcem, barankiem, pisankami, mazurkiem, no i oczywiścietradycyjnym śmigusem-dyngusem. Niech tym świętomtowarzyszą też odpoczynek i wiele przeżyć duchowych.

REDAKTOR NACZELNA „MONITORA POLONIJNEGO“

3KWIECIEŃ 2010

Historia zamkniętapod kruchą skorupką 4Z KRAJU 4ANKIETA 5Opowiadanie wielkanocne 6WYWIAD MIESIĄCA Marcin Mroziński:„Dziś spełniam swoje marzenia…“ 815 LAT „MONITORA“ 10Z NASZEGO PODWÓRKA 11Katyń – bolące miejsce narodupolskiego 14Piętno ludobójstwa 15CO U NICH SŁYCHAĆ?Z podziemia do nieba 16MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄAgnieszka Chylińska 18OKIENKO JĘZYKOWESpolegliwy oportunista 18KINO-OKO Niewidzialny autor 19TO WARTO WIEDZIEĆ Uprowadzenieprzywódców Polski podziemnej 20BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIKryminał i sensacja 22SPORT!? Vancouver radości za nami 24PRZEGLĄD POLSKIEJ PRASY 26Towarzystwo Słowaków w Polscezaprasza Klub Polski do współpracy 26OGŁOSZENIA 27ROZSIANI PO ŚWIECIE Na emigracji 29MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMIWielkanocne kurczaki 31PIEKARNIKLekko, świeżo, wielkanocnie… 32

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorza ta Wojc ieszyńska • REDAKCIA : Agata Bednarczyk , Andrea Cupa ł -Bar icová , Anna Mar ia Ja r ina , A l ic ja Korczyk-Chovanec , Ingr id Ma je r íková , Danuta Meyza -Maruš iaková , Magda lena P ietz

KOREŠPONDENTI : KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • NITRA – Monika Dikaczowa • TRENČÍN – Aleksandra KrcheňJAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE : Mar ia Magda lena Nowakowska , Ma łgorza ta Wojc ieszyńska

GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Cardue l i s S teh l ik • ADRESA: Nám. SNP 27 , 814 49 Bra t i s lava • KOREŠPONDENČNÁADRESA: Małgorza ta Wojc ieszyńska , 930 41 Kvetos lavov, Te l . /Fax : 031/5602891, mon i to rp@orangemai l . sk

PREDPLATNÉ: Ročné predp la tné 12 euro na konto Ta t ra banka č .ú . : 2666040059/1100REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08

R e a l i z o v a n é s F i n a n č n o u p o d p o r o u M i n i s t e r s t v a k u l t ú r y S R - p r o g r a m k u l t ú r a n á r o d n o s t n ý c h m e n š í n

V Y D Á V A P O Ľ S K Ý K L U B – S P O L O K P O L I A K O V A I C H P R I A T E Ľ O V N A S L O V E N S K U

w w w . p o l o n i a . s k

Informujemy, że koszty roczne prenumeratynaszego czasopisma na rok 2010 wynosią 12 euro

(emeryci, renciści, studenci – 10 euro). Wpłatnależy dokonywać w Tatra banku (nr konta

2666040059, nr banku 1100). Dokonując wpłatyprosimy o napisanie w formularzu bankowymimienia i nazwiska. Nowych prenumeratorów

prosimy o zgłoszenie adresu, pod który „Monitor”ma być przesyłany. Kontakt do redakcji:

[email protected] lub nr tel. 0907 139 041.

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 3

Page 4: Monitor Polonijny 2010/4

Ale czy zdajemy sobie sprawę z fak-tu, że symbolika i historia jajka wiążesię z tradycjami znacznie starszyminiż nasze, słowiańskie? W głębokiejstarożytności, w sumeryjskiej Mezo-potamii, malowano już pisanki i wła-śnie owe sumeryjskie wykopaliska tonajstarsze na świecie dowody kultujajek. W dawnej Grecji i Egipcie jajkabyły atrybutami bogiń, a na Filipinachi w Indiach wierzono, że z wielkiegojajka powstał świat.

Najstarsze polskie pisanki znalezio-no w miejscu dawnego grodu sło-wiańskiego w Opolu. Ich powstaniedatuje się na X wiek. Były wykonanez wapienia, na którym wzór malowa-no roztopionym woskiem i farbowa-no w używanym do dzisiaj wywarzez łupin cebuli. Wygląda więc na to, że

tzw. babcine sposoby ozdabiania pi-sanek są naprawdę stare, wręcz pra-praprababcine… Już tysiąc lat temudo farbowania jaj używano nie tylkocebulowych łupin, ale też kory dębuczy skorupek orzechów, które to bar-wiły pisanki na czarny kolor. Wywarz kwiatów malwy był naturalnymbarwnikiem fioletowym, a sok z bura-ka – różowym. Młode, zielone zbożafarbowały skorupki na kolor zielono-żółty, zaś kolor czerwony uzyskiwa-no, mocząc jajka w krokusach, olcho-wych szyszkach, owocach czarnegobzu. Metod i sposobów barwienia ja-jek było naprawdę wiele i nie sposóbzliczyć wszystkich. Skoro od tak daw-na istotne było malowanie i zdobie-nie jajek, to można przypuszczać, żerównież ok. X wieku, a nie zapomi-najmy, że jest to okres przyjęcia przez

Polskę chrztu i wkroczenia w świattradycji chrześcijańskich, nabrały oneznaczenia w obchodach świąt wielka-nocnych.

Dzisiaj najczęściej dzielimy się po-święconym wcześniej jajkiem na po-czątku wielkanocnego śniadania, ży-cząc sobie nawzajem zdrowia, szczę-ścia i miłości, czyli tego wszystkiego,co symbolizuje kolorowa pisanka.W niektórych regionach Polski prze-trwała jeszcze „walatka”, czyli zaba-wa, polegająca na uderzaniu pisankąo pisankę. Osoba, której jajko pęknie,dostaje wszystkie pisanki przeciwni-ka. Kiedyś popularne było przerzuca-nie jajek ponad dachem kościoła lubchaty oraz obdarowywanie nimi po-tencjalnych, upatrzonych sobie wcze-śniej kandydatów na męża lub żonę.Jeśli pisankowy darczyńca doczekałsię podobnej odpowiedzi, ślub do ko-lejnej Wielkanocy był raczej murowa-ny. Często jajka toczono po grzbie-tach zwierząt domowych, odczynia-jąc w ten sposób złe uroki i zapew-niając tym samym dobrobyt – zwie-rzaki miały rosnąć zdrowo i tłusto,a głód i choroby miały omijać gospo-darzy. Gdy w Wielki Piątek malowanopisanki, do obowiązków panien nale-żało umycie twarzy i włosów w wo-

MONITOR POLONIJNY4

POLSKA PRZYGOTOWUJE się do je-siennych wyborów prezyden-ckich. Znanych jest już kilku kan-dydatów. Jako kandydat Prawai Sprawiedliwości pod uwagę jestbrany obecnie urzędujący prezy-dent Lech Kaczyński, ale: ,,Decy-zja o starcie należy do niego sa-mego” – oświadczył JarosławKaczyński. O tym, kto będzie kan-dydatem Platformy Obywatelskiejjej członkowie zdecydowali w pra-

wyborach. A kandydatów na kan-dydata było dwóch: BronisławKomorowski i Radosław Sikorski.W lutym o swoim stracie w tego-rocznych wyborach prezyden-ckich poinformował przewodni-czący Prawicy RzeczypospolitejMarek Jurek, zaś Jerzy Szmaj-dziński będzie kandydatem Soju-szu Lewicy Demokratycznej.Swój start ogłosili też założycieli przewodniczący ,,SolidarnościWalczącej” Kornel Morawiecki,Tomasz Nałęcz oraz niezależnykandydat Andrzej Olechowski.

PRAWYBORY W PO mimo tak dużejreklamy chrakteryzowała niskafrekwencja. Sikorski wspomniałnawet o ich przedłużeniu. Ich wy-

nik, jak zapewnia Donald Tuskjest wiążący. Wygrał BronisławKomorowski. Uprawnionymi dogłosowania byli obecni członko-wie PO, co zapobiegło ewentual-nemu zapisywaniu się osób, tylkow celu zwiększenia poparcia dlajednego z kandydatów. Systeminternetowego głosowania zapew-nia szczelność i bezpieczeństwo,mówił premier, a tym samym po-twierdził, iż jego ugrupowanie jużod dłuższego czasu przygotowy-wało się do ewentualnych prawy-borów.

AFERA HAZARDOWA TRWA. Byływiceszef Kancelarii PrezydentaRobert Draba powiedział komisjiśledczej, że nie lobbował na rzecz

Totalizatora Sportowego. Dodał,że pisma, które skierował do re-sortu finansów w 2007 r. w spra-wie uwag Totalizatora, były stan-dardową korespondencją. Komi-sja śledcza wezwała też szefaRządowego Centrum LegislacjiMacieja Berka. Wniosek o jegoprzesłuchanie złożył ZbigniewWassermann (PiS).

NAJWYŻSZY SĄD Gospodarczyw Mińsku utrzymał wyrok na fir-mę „Polonika”, której dyrektoremjest Andżelika Borys. Firma musizapłacić 40 mln rubli białoruskich (40 tys. zł) grzywny za nielegalnądziałalność koncertową. ZPB pla-nuje zaskarżenie wyroku. Białoru-skie władze nie uznają kierowa-

Historia zamknięta pod kruchą skorupkąCh hyba w całym

roku nie jemytylu jajek, co

w okresie wielkanocnym.Wiemy, że jajko to symbolżycia, skarbnica zdrowia,najpopularniejszy składniknaszych jadłospisów.

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 4

Page 5: Monitor Polonijny 2010/4

5KWIECIEŃ 2010

nego przez Andżelikę Borys Zwią-zku Polaków, który przez War-szawę uważany jest za jedynyprawomocny. Dla Mińska legalnyjest ZPB, na którego czele stoiobecnie Stanisław Siemaszko.

SĄD MOŻE UNIEWINNIĆ RyszardaBoguckiego i Andrzeja Zielińskie-go, pseudonim Słowik, gangste-rów oskarżonych o udział w mor-derstwie generała Marka Papały.Wszystko przez sprzeczne zezna-nia wdowy po zabitym szefie pol-skiej policji, według których wie-czorem 25 czerwca 1998 r., w mo-mencie śmierci jej męża, pod blo-kiem przy ul. Rzymowskiego nawarszawskim Służewcu minął jąBogucki, który najpierw był blon-

dynem, potem brunetem. „Dzien-nik Gazeta Prawna” poinformował,że na emeryturę odchodzi kieru-jąca do tej pory śledztwem mło-dsza inspektor Małgorzata Wiercho-wicz. Jej odejście daje szansę nanowe otwarcie śledztwa. Przez la-ta Wierchowicz forsowała tylkojedną wersję wydarzeń. Jej zda-niem za zleceniem morderstwaPapały stał Edward Mazur.

W DNIU 3 MARCA odbyła się ofi-cjalna premiera książki ArturaDomosławskiego „Kapuścińskinon-fiction”. Biografia o wybitnymreportażyście już wcześniej wzbu-dziła wiele kontrowersji. Jej wyda-nie próbowała zablokować wdowapo Ryszardzie Kapuścińskim, po-

wołując się na ochronę dóbr oso-bistych i praw autorskich. Książkakwestionuje wierność szczegółówopisywanych w słynnych reporta-żach Kapuścińskiego; zawiera teżwiele szczegółów, między innymio życiu intymnym pisarza oraz do-tyczące jego związków z SB. We-dług Alicji Kapuścińskiej książkaDomosławskiego godzi w dobreimię jej zmarłego 3 lata temu męża.

W WIEKU 85 LAT 17 marca zmarłnagle kompozytor, pianista, jazz-man Tadeusz Prejzner, któryskomponował wiele piosenek,m.in. dla „Alibabek”, Igi Cem-brzyńskiej, Urszuli Dudziak, KalinyJędrusik, Andrzeja Rosiewicza,Ireny Santor. Tworzył także utwo-

ry symfoniczne i kameralne. W la-tach 50. współpracował ze stu-denckimi kabaretami, m.in. „Szpa-kiem”, „Dudkiem” i STS.

POLSKA UROCZYŚCIE obchodzi200. rocznicę urodzin FryderykaChopina. Dokładna data przyjściakompozytora na świat nie jestznana – urodził się albo 22 lutego,albo 1 marca 1810. Dwa lata te-mu Sejm podjął uchwałę, ustana-wiającą rok 2010 Rokiem Fryde-ryka Chopina. W całym kraju z tejokazji odbywają się liczne kon-certy. W Warszawie po gruntow-nym remoncie modernizacjiotwarto muzeum genialnego kom-pozytora.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ

Po stanowiliśmy wysondować, do jakiego stopnia polskieczy słowackie tradycje, związane ze ŚwiętamiWielkanocnymi, goszczą w domach naszych rodaków

mieszkających na Słowacji.

W naszej rodzinie nie pielę-gnujemy zbytnio tradycji wiel-kanocnych. Święta spędzamyw gronie rodzinnym. Podczasśniadania wielkanocnego ży-czymy sobie nawzajem dużozdrowia. Telefonicznie kontak-

tujemy się z rodziną z Bra-tysławy i z Polski (pani Teresapochodzi z Bytomia – przypod. red). Kiedy synowie bylimłodsi w lany poniedziałekchodzili chłostać witkami kole-żanki.

Przygotowania do Świąt WielkiejNocy rozpoczynamy od gruntow-nych porządków. Moja żona zdobicałe mieszkanie zielonymi gałązkamijabłoni, baziami i różnymi pisankami.Jajko jest nieodłącznym symbolemtych świąt. Podobnie jak moi rodzicei moi teściowie przed Wielką Nocą

pościmy. W Wielki Czwartek wedługtradycji słowackiej spożywamy szpi-nak. Podczas wielkanocnego śniada-nia jemy jajka, wędliny z chrzanemi ćwikłą. Dawniej, kiedy żyła mojamama, częściej jeździliśmy na świętado Katowic, skąd pochodzę, terazspędzamy je w Bratysławie.

Henryk Feliks, Bratysława

W mojej rodzinie staramy się połączyćtutejsze zwyczaje świąteczne z polskimi.Dotrzymujemy postu w Wielki Piątek,malujemy pisanki. W niedzielę przygoto-wujemy uroczyste śniadanie, dzielimysię jajkiem, składamy życzenia świąte-czne. Poniedziałek Wielkanocny zaś ob-chodzimy według tutejszej tradycji. Moisynowie wraz z mężem odwiedzają bli-skie nam kobiety, polewając je i „chło-szcząc”. Z polskich zwyczajów najbar-dziej brakuje mi święcenia pokarmów

w Wielką Sobotę oraz takiej typowo pol-skiej świątecznej atmosfery, którą pod-kreśla choćby straż przy grobie Chrys-tusa. Mam wrażenie, że tu PoniedziałekWielkanocny jest o wiele poważniej trak-towany niż niedziela. Niestety, do tej po-ry, a mieszkam na Słowacji od 19 lat, nieudało mi się na Wielkanoc ściągnąćrodziny do Polski, więc nie miała onaokazji przeżyć tego, o czym tak chętnieim opowiadam. Mam jednak nadzieję, żewkrótce to się zmieni.

Edyta Balážová, Galanta

Teresa i Marian Pavlaskowie, Trenczyn

dzie, w której wcześniej gotowa-no jajka, co zapewniać miało gła-dką skórę i lśniące włosy. Pewniezaraz zaczniemy się tłumaczyć, żekiedyś dziewczęta i kobiety miaływięcej czasu (chociaż jestemprzekonana, że wcale nie) i dlate-go zdobienie wielkanocnych ja-jek było prawdziwą sztuką. Trze-ba przyznać, że współcześniezdobienie jaj to umiejętność ra-czej zanikająca. Najczęściej daje-my jajka dzieciakom, by się nanich artystycznie wyżyły, co dajeczasami porażające efekty, lub sa-mi na szybko wrzucamy je – jaja,nie dzieci – do gotowych barwni-ków, wykorzystując do zdobieniatermokurczliwe folie lub naklej-ki. Całe to woskowanie, skroba-nie i tworzenie skomplikowanychornamentów chyba już przerastanasze siły. Trochę szkoda, bo ko-lejna z ciekawych tradycji powoliodchodzi w zapomnienie.

Kiedy, siedząc przy stole, nietylko tym wielkanocnym, zechce-my skosztować nasze swojskie ja-jeczko, pomyślmy, jaką niezwykłąi bogatą historię zamknięto w je-go kruchej skorupce. Może wartoją opowiedzieć komuś, wcho-dzącemu dopiero w dorosłe ży-cie? W końcu czym skorupka zamłodu nasiąknie…

AGATA BEDNARCZYK

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 5

Page 6: Monitor Polonijny 2010/4

6 MONITOR POLONIJNY

Od wielu lat święta były dlaniej uciążliwe, ponieważ

spędzała je w samotności. Po nieu-danym związku rzuciła się w wirpracy. Na co dzień radziła sobie do-skonale. Jej kariera rozwijała sięw zawrotnym tempie. Pięła się po jejszczeblach, osiągając coraz wyższestanowiska, uznanie w firmie orazodpowiednie wynagrodzenie.Całym jej życiem stała się praca.Była najlepszym pracownikiem, dys-pozycyjnym, oddanym. Pozostałychkolegów traktowała z pogardą, po-nieważ nie byli w stanie poświęcićsię pracy do takiego stopnia jak ona,a ich wymówki, dotyczące chorobydziecka, urodzin teściowej, walenty-nek, występu dziecka w przedszkoluz okazji Dnia Matki, badań alergo-logicznych… denerwowały ją do tegostopnia, że czasami na złość byłaskłonna odmówić podwładnym ur-lopu czy zwolnienia choćby na kilkagodzin z pracy. „Niech wiedzą, co jestw życiu ważne. Niech wiedzą, żepraca powinna być na pierwszymmiejscu“ – myślała, kręcąc głowąw odpowiedzi na prośby swoich pra-cowników. Podczas weekendówczęsto brała udział w szkoleniach,a później, gdy posiadła pewną wie-dzę, sama na nich wykładała.Bywały też i takie weekendy, kiedynie miała obowiązków zawodo-wych, i wówczas miała czas dla sie-bie – chodziła na siłownię, do kina,na kursy językowe. Najważniejszedla niej były aktywność i rozwój oso-bowości. „Niech wszyscy wiedzą, naile mnie stać“ – myślała. Może to byłw pewnym sensie odwet za niedoce-nienie jej przez Tego mężczyznę?Może czasami odzywały się w niejkompleksy z dzieciństwa? Była prze-cież pulchnym dzieckiem w okula-rach, z którego przez dłuższy czaswyśmiewali się rówieśnicy… Ale onapokazała im, że pracą, uporem mo-żna osiągnąć wiele. Jeszcze w szkoleśredniej zaparła się i postanowiła,że zrzuci zbędne kilogramy, że do-stanie się na studia, że będzie kimś.Potem miał się pojawić ten jedyny,wymarzony… I pojawił się, ale… za-wiódł ją. Wielka miłość okazała sięwielką pomyłką.

Wielkanocne Święta obchodzi-my, łącząc polskie i słowackietradycje: malujemy pisanki,w niedzielę przygotowujemyuroczyste śniadanie. W WielkąSobotę zgodnie z tradycją szu-kamy jajek – kiedy jest ładna

pogoda czekoladowe jajeczka chowam gdzieś nadworze, wieszam je na drzewach, kiedy pogoda niedopisuje, rodzina szuka ich w mieszkaniu. Gdydzieci były małe, prześcigały się w tym, kto znaj-dzie więcej czekoladowych niespodzianek. Tu,w Trenczynie nie mamy możliwości święcenia po-

karmów w kościele, więc robięto sama. Wodą święconą święcę przygotowanew koszyczku pokarmy: ugotowane na twardo jajka,kawałek szynki, masło, sól, chleb. Zwyczaj, któryprzywiozłam z Polski, który od wielu lat praktykujęna Słowacji to robienie baranka z masła masłai prosiaczka z cytryny. Pieczemy też babkę albo ty-powy polski sernik. Do lanego poniedziałku w wer-sji słowackiej długo się przyzwyczajałam – chodzio to, że tutaj polewają wodą tylko chłopcy i za todaje im się pieniądze. Kiedy do naszego domu za-pukają chłopcy, by polać nas wodą, już wiedzą, żei ja ich poleję, tak jak to się robi w Polsce.

Renata Straková, Trenczyn

Wyrastałam w mieszanej rodzinie na Słowacji(mama jest Polką, tato Słowakiem), jednak dopierojako dorosła osoba miałam okazję zobaczyć i prze-żyć polskie tradycje świąteczne. U nas w domuspędzało się święta według tutejszych zwyczajów.Kościół, post, pisanki, złoty deszcz, bazie, babkaoraz uroczysty lany poniedziałek były ich niero-złączną częścią. Polskie zwyczaje znałam jedyniez opowieści mojej mamy, której do dziś brakujeświęcenia pokarmów i która do tej pory nie możesię przyzwyczaić do tutejszego śmigusa-dyngusa.Dopiero podczas studiów w Polsce miałam okazjępoznać polskie tradycje. Pierwszym doświadcze-niem był śmigus-dyngus w akademiku, gdzie wodalała się nawet po schodach i nie było sposobuukryć się przed kolegami, trzymającymi pełne wia-dra wody. Rok później Wielkanoc spędziłam w je-dnej polskiej wsi niedaleko Kielc. Było wszystko to,o czym słyszałam od mamy, czyli kościół, świę-conka, śniadanie, dzielenie się jajkiem, makowiec,sernik, ale również i zabobony, o których do tej po-

ry nie miałam pojęcia(np. w rodzinie, w którejbyłam, w sobotę po pow-rocie z kościoła nie wol-no było ruszać święcon-ki z miejsca, uważanobowiem, że w przeciw-nym razie w domu roz-mnożą się mrówki). Obecnie wraz z córkami spę-dzamy Święta Wielkanocne na przemian w Polsceu rodziny męża lub na Słowacji. Dzięki pobytomw Polsce odkryłam kolejne danie tradycyjne - zupęze święconki (na gotowaną wodę z octem i cukremwrzuca się utarte żółtka z ugotowanych jajek, po-krojoną szynkę, kiełbasę, boczek, tarty chrzan),którą w domu rodzinnym mojego męża podaje siępodczas śniadania wielkanocnego. Muszę przy-znać, że polskie zwyczaje mnie oczarowały swojąrozmaitością i już teraz cieszę się z czekającegomnie tegorocznego wyjazdu i zapewne nowych do-świadczeń.

Andrea Baricová-Cupał, Galanta

Święta spędzam w Pol-sce. Kilka lat temu zo-stałam zaproszona naWielkanoc przez kole-żankę – Słowaczkę dojej domku w górach.Przybyło tam wtedy

12 znajomych. Rozpoczęło się od porządkowaniachaty i jej otoczenia (no bo przecież święta!), a by-ło to w Wielki Piątek. Nie było żadnego wyciszenia,a w Wielką Sobotę nie było żadnego wyjścia do ko-ścioła ze święconką. Z kolei w Wielką Niedzielę mo-je koleżanki postanowiły zrobić na śniadanie jaje-cznicę, bo tak wygodniej dla tylu osób. Trochę sięwówczas zbuntowałam i przygotowałam jajka go-

towane, które podałam na talerzyku, by wszyscymogli się nimi symbolicznie podzielić i przy okazjizłożyć sobie życzenia. Znajomi patrzyli wtedy namnie jak na jakąś egzotyczną osobę – dla nich jaj-ka w takiej czy w innej postaci nie miały znaczenia.Jedynym elementem tradycji podczas tych świątbył śmigus-dyngus. Może nie miałam szczęścia doówczesnych znajomych, którym specjalnie nie za-leżało na tradycjach? Moje córki, które wtedy mia-ły około 12-13 lat i wydawałoby się, że wcześniejnie zwracały uwagi na żadne tradycje, powiedziałymi, że chcą spędzać święta w Polsce. Od tamtegoczasu, choćby nie wiem, co się działo, na świętastaram się wyjeżdżać do mojej rodzinnejCzęstochowy. red

Katarzyna Tulejko, Bratysława

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

ZDJĘ

CIE:

STAN

O ST

EHLI

K

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 6

Page 7: Monitor Polonijny 2010/4

7KWIECIEŃ 2010

Zbudowała swój świat samodziel-nie. Nie było w nim miejsca na uczu-cia, bo te kiedyś doprowadziły ją dodepresji, z której wychodziła przezkilka miesięcy. Nie chciała już nigdyzaznać takiego rozczarowania. Żyław świecie poukładanym. Tylko świę-ta wymykały się jej spod kontroli, bozazwyczaj spędzała je w czterechścianach swojego eleganckiego mie-szkania. Bywało i tak, że ktoś z nie-licznego grona znajomych zapra-szał ją wówczas do siebie, ale godzi-ny spędzane najczęściej wśródrozwrzeszczanych dzieciaków ją de-nerwowały. Poza tym święta u zna-jomych kojarzyły się jej z obżar-stwem, którym gardziła. Wolała byćsam na sam ze sobą.

Tym razem miało być podobnie.Zbliżała się Wielkanoc. Wcześniejjednak miała pojechać do swojejrodzinnej miejscowości. Opustoszałypo śmierci rodziców dom stał jużdłuższy czas, czekając na odpowie-dniego kupca. Właśnie przed święta-mi miała go sprzedać. Chciała tylkopodpisać umowę z kupującym, do-pełnić formalności i wrócić do swoje-go „wielkiego świata“.

- Nie chce Pani przejrzećrzeczy, które tu zostały? –zapytał nowy właściciel jejrodzinnego domu po doko-naniu transakcji. – Może-my się umówić, że odda mipani klucze po Wielkanocy.I tak przecież podczasświąt nie będę zajmowałsię tym domem.

W pierwszej chwili chcia-ła odpowiedzieć, że wcalenie jest tym zainteresowana,że nie chce być sentymental-na, że ma obowiązki…Przecież wcale ją nie inte-resowały stare, zniszczo-ne rupiecie. Stać ją było naeleganckie wyposażeniemieszkania. Ale kolejne zda-nie, wypowiedziane przezmężczyznę, ją zastanowiło.

- Pani Agato, pamiętampanią jako małą dziewczyn-

kę. Była pani takim radosnym dzie-ckiem! Oczkiem w głowie rodziców.

Wspomnienia, dotyczące rodzi-ców, zawsze wyprowadzały ją z ró-wnowagi. Były częścią jej życia peł-nego uczuć, od którego starała sięuciec. I tym razem pewnie postąpiła-by podobnie, oddając po prostu klu-cze nowemu właścicielowi, ale…uświadomiła sobie, że to ostatniaokazja, by pobyć w tym domu, by…pożegnać się raz na zawsze z daw-nym życiem.

Podobnie jak wiele innych świąti te spędziła samotnie, ale… Byław domu, który przypominał jej dzie-ciństwo, bliskich. To nic, że na ścia-nach wisiały pajęczyny, że stary fotelbył zakurzony, że sprężyny w łóżkutrzeszczały. Przeniosła się w czasiedo beztroskich lat dzieciństwa, kiedyto jako mała dziewczynka w wielka-nocną niedzielę szukała schowa-nych przez rodziców łakoci, przy-noszonych ponoć przez zajączka. Na

strychu znalazła starą drewnianąforemkę w kształcie baranka do ro-bienia masła. Przypomniała sobie,jak nie mogła się doczekać, kiedywreszcie mama otworzy tę formęi wyjmie z niej maślanego baranka,któremu ona będzie mogła zrobićoczy z ziarenek pieprzu, a do pyskawłożyć gałązkę bukszpanu.

W półmroku, który panował nastrychu odnalazła też wiklinowykoszyczek, ozdabiany co roku przezmamę białą, wykrochmaloną ser-wetką, do którego później wkładanoświęconkę. Potem mama zaplatałajej włosy i wiązała białe wstążki,a sama wkładała elegancki płaszcz.I tak odświętnie ubrane szły do ko-ścioła, by tradycji stało się za dość,by pokarmy na wielkanocny stółzostały poświęcone.

Kiedy zaraz po świętach, we wto-rek rano usłyszała pukanie do drzwi,wiedziała, że zaraz będzie musiałaopuścić swój rodzinny dom. Przydrzwiach stały torby, do którychwrzuciła kilka drobiazgów, przypo-minających jej dzieciństwo i beztro-skie lata. Była wdzięczna kupcowi,że namówił ją do spędzenia ostat-

nich dni w tym domu. Przeżyław nim prawdziwe zmartwy-chwstanie: nie tylko to reli-gijne, do którego dużą wagęprzywiązywali jej rodzice,ale i to duchowe w innymwymiarze. Wiedziała, że no-wy właściciel za kilka dnizburzy jej dom rodzinny, byw tym właśnie miejscu wybu-dować duży sklep. Nie chciaławidzieć buldożerów, mają-cych zrównać z ziemią jejwspomnienia. Już raz spo-tkała się z takimi „buldoże-rami“ i wówczas sama po-zwoliła im zrujnować swojeżycie uczuciowe. Teraz dopie-ro zauważyła, jakiego spu-stoszenia dokonały napraw-dę. Tym razem chciała ocalić

coś cennego: nie tylko parędrobiazgów po rodzicach, ale

przede wszystkim wartości, któ-re dla nich były tak ważne.

ELŻBIETA FUS

Opowiadanie wielkanocne

ILUSTRACJA: TADEUSZ BŁOŃSKI

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 7

Page 8: Monitor Polonijny 2010/4

8

Kiedy przed naszą rozmową wpisałemw wyszukiwarce internetowej hasło„Marcin Mroziński“, przeczytałem:„aktor, wokalista, prezenter”. W której roli czuje się Pan najlepiej?Z wykształcenia jestem akto-

rem, z zamiłowania wokalistą, cza-sem też zdarza mi się poprowa-dzić jakiś program. Zapewniam,że gdyby nie korzystał pan wyłącz-nie z wyszukiwarki, a bazował nawłasnych obserwacjach, poznał-by Pan kolejne moje wcielenia.Zawsze byłem niespokojnym du-chem.

Po wynikach polskich eliminacji dokonkursu Eurowizji w „GazecieWyborczej” przeczytałem, że wziął Panudział w tych eliminacjach dzięki„dzikiej karcie” od TVP. Czym jest „dzika karta“?„Dzika karta“ umożliwiła mi

udział w polskich preselekcjach –bez niej po prostu nie wystąpił-bym w tym koncercie. Możliwośćta pojawiła się dość niespodziewa-nie, na dwa tygodnie przed pol-skim finałem. Inni artyści na przy-gotowanie występu mieli prawie2 miesiące, ja dostałem 2 tygodnie,ale mimo wszystko się udało!W maju spełnię swoje marzeniei będę reprezentował Polskę nakonkursie Eurowizji…

… gdzie wykona Pan piosenkę„Legenda“. Czym „Legenda“ możezachwycić europejską publiczność, by stać się legendą festiwalu?Stawiam na oryginalność, połą-

czenie języka polskiego z angiel-skim oraz motywy folklorysty-czne. Mam nadzieję, że w tym ro-ku zachwycimy Europę!

„Legenda“ to połączenie muzykiludowej z motywem angielskiej ballady.Skąd pomysł takiego „duetu“?To była szybka, spontaniczna de-

cyzja. Chciałem stworzyć coś cha-rakterystycznego polskiego, alejednocześnie zrozumiałego dla eu-ropejskiego słuchacza. Z pomy-słem trafiłem do kompozytoraMarcina Nierubca. On napisał mu-zykę, ja słowa i tak narodziła się„Legenda“.

Jak Pan sądzi, czy jadąc na Eurowizjęwarto ryzykować i pokazać całejEuropie coś nowego, oryginalnego, czy lepiej pozostać w sprawdzonymschemacie i zaśpiewać coś, co możebędzie mniej autentyczne, ale za to będzie miało większą szansę na wygraną?Zawsze warto ryzykować! Ina-

czej ten konkurs nie miałby jakie-gokolwiek sensu! Wyobraża pansobie, co by było, gdyby wszyscy

uczestnicy festiwalu zaśpiewaliw taki sam sposób, w podobnymstylu? To byłby koniec Eurowizjii!

Pan stanął przed takim dylematem? Czy „Legenda“ jest tym, co naprawdęgra w duszy Marcina Mrozińskiegoi czym będzie on chciał podbićpubliczność w Polsce, Europie czy na świecie?„Legenda“ to moja tegoroczna

propozycja dla Europy. Włożyłemw nią bardzo dużo pracy i serca.Jej losy w polskich preselekcjachpraktycznie do końca stały podznakiem zapytania. Na szczęścieto widzowie wybierali, oddającswoje głosy za pomocą SMS-ów.Wygraliśmy! Nie spodziewałemsię tak miażdżącego zwycięstwa!Teraz wiem, że warto było walczyćdo końca. W Oslo również będęwalczył. Trzymajcie Państwo zamnie kciuki!

Marcin Mroziński:„Dziś spełniam swoje marzenia…“

M arcin Mroziński ma 25 lat i szansę, by na długo nie dać o sobie

zapomnieć. Jako reprezentant Polski wystąpi 25 maja

na 55. Konkursie Piosenki Eurowizji w Oslo. Zaśpiewa tam utwór

pt. „Legenda”, który bezwzględnie wygrał w polskich eliminacjach, dając tym

samym szansę Marcinowi na podbój europejskiej sceny muzycznej.

Czy mu się to uda? Zależy w dużej mierze od głosów Polonii, a więc i Państwa.

Na co dzień Marcina można zobaczyć na scenie warszawskiego teatru

„Komedia”, gdzie gra główną rolę w musicalu „Boyband”, od roku występuje

też w popularnym programie telewizyjnym „Jaka to melodia”, w którym śpiewa

znane przeboje gwiazd.

MONITOR POLONIJNY

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 8

Page 9: Monitor Polonijny 2010/4

Powiedział Pan przed eliminacjami, żena Eurowizję powinien jechać najlepszyartysta z utworem na najwyższympoziomie, z którego wszyscy będądumni. Czuje się Pan takim artystą?Kiedy poczuję się najlepszym

artystą, będzie to koniec mojejkariery, a panu daję prawo pierw-szeństwa do opublikowania takiejinformacji. Mówiąc poważnie –nie, nie czuję się najlepszy. Czuję,że przede mną lata ciężkiej pracyi żelaznej dyscypliny. Nigdy niejest tak dobrze, żeby nie mogłobyć lepiej!

Dawniej przeboje Eurowizji byłyprzebojami całego świata (np.„Waterloo” zespołu „Abba”), potembyła cisza – zwycięzcy festiwalu niebyli w stanie trafić ze swoimi utworamido szerszej publiczności. Czy obecnieEurowizja ma większy zasięg? Na coPan liczy, biorąc udział w tymfestiwalu?Nauczyłem się nie liczyć na zbyt

wiele. Liczę na wyjście z półfinału.Liczę na to, że godnie będę repre-zentował nasz kraj, że poznam wo-kalistów z całej Europy. Czy wylan-suję hit na miarę światową? Ha, ha,ha! To byłaby niespodzianka! Ktowie?

Boi się Pan „kolesiostwa“ i tego, że i tym razem Europa zagłosuje po sąsiedzku?Wierzę, że wygra najlepszy!

Dlaczego Polonia na Słowacji powinna na Pana zagłosować?Mam nadzieję, że spodoba się

Państwu mój utwór! Liczę na Pań-stwa głosy!

Jak długo trwa Pana miłość do muzyki?Śpiewam, odkąd pamiętam! Ra-

zem z siostrą występowaliśmy nawielu konkursach. Potem przyszłatelewizja, festiwal w Opolu, pro-gramy „Szansa na sukces” i „Idol”,zespół „Mazowsze”, a w końcu mójdyplom sceniczny, czyli rola Raou-la de Chagny w „Upiorze z Opery“.

Czego wymaga od artysty miłość do sztuki?

Talentu, dyscypliny, samozapar-cia, pracowitości, konsekwencjii pieniędzy. Miłość do sztuki jestbardzo wymagająca i nie zawszeszczęśliwa. Mimo to wiem, że war-to!

Kogo i za co ceni Pan na polskiejscenie muzycznej?Polska pełna jest bardzo zdol-

nych ludzi. Zawsze była. EdytaGórniak, Mieczysław Szcześniak,Kayah, Justyna Steczkowska tomoi muzyczni idole. Poza talen-tem mają też osobowość! Nie-których mam zaszczyt znać osobi-ście, a to wiele dla mnie znaczy,bowiem mogę się uczyć od naj-lepszych.

W prowadzonym przez Pana programie„Staraoke”, nadawanym przez program„Carton Network”, dzieci, które źlezaśpiewają, są oblewaną dziwnym,klejącym płynem. Czy Pan jako młody, dobrze zapowiadający sięartysta dostał już taki zimny prysznic od życia?Pewnie, że tak! I to nie raz! Nie

chcę mówić o swoich niepowo-dzeniach, wiem jednak, że tegotypu doświadczenia są nam nie-zbędne, uczą pokory i mobilizujądo dalszej pracy nad sobą. Dosta-łem od losu kilka kopniaków.Czasem bardzo bolało. Dziś jednaknie żałuję, jestem zahartowany!

Trudno jest młodym artystomw Polsce? Da się być w 100% sobą, nie wpisując się koniecznie w rynek,który gwarantuje sukces?Myślę, że nigdy nie było łatwo.

Najważniejsze to wiedzieć, czegosię chce, a później konsekwentnierealizować swój plan. Nie mamkontraktu płytowego, nie pracujena mnie sztab ludzi. I choć czasemnie jest łatwo, nie żałuję. Dziś spe-łniam swoje marzenia, robię to, cokocham. Czy można chcieć czegoświęcej?

Wielu wokalistów zaistniało na sceniemuzycznej tylko jako wykonawcyjednego przeboju. Co Pan zrobi, żebyw Pana przypadku nie było podobnie?Na to mam jedynie taką odpo-

wiedź: praca, praca i jeszcze razpraca.

Nie przeraża Pana to, że w polskichrozgłośniach naszych artystów możnausłyszeć prawie wyłącznie w nocy?W ten sposób rozgłośnie obchodząustawę, określającą minimum polskichpiosenek, nadawanych na antenie.W ciągu dnia natomiast promują coś,co ma być lekkie, przyjemne, częstobez wartości.Wierzę, że moje piosenki będą

nadawane w czasie największejtzw. słuchalności.

MATEUSZ KUMOROWSKIWarszawa-Kraków

9KWIECIEŃ 2010

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 9

Page 10: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY10

„Monitor Polonijny“ towa-rzyszył mi od pierwszych dnimojego pobytu w Bratysła-wie. W dniu 15 kwietnia1997 roku, kiedy pismo tomiało zaledwie dwa lata,obejmowałem funkcję amba-sadora RP w RS, zaś dwa dnipóźniej na ręce prezydentaRS Michala Kovača złożyłemlisty uwierzytelniające. „Mo-nitor“ wychodził wówczasw dużym formacie, był czar-no-biały, ale mimo młodegowieku wcale nie raczkował,co było niewątpliwą zasługąjego ówczesnej redaktor na-czelnej pani Danusi Meyzy-Marušiakovej.

Zamieszczane relacje i in-formacje z życia Polonii i am-basady przeplatały się za-wsze ze znacznie ambitniej-szymi artykułami o tematycehistorycznej lub wspomnie-niowej. Śledząc dalsze losy„Monitora“ aż po dzień dzisiejszy,konstatuję, że pani Danuta tej po-ważnej tematyce pozostała wierna,traktując swój wkład w tworzeniepisma jako misję edukacyjną dla sło-wackiej Polonii. Jej dorobek z tego za-kresu mógłby dziś stworzyć całkieminteresujący tomik.

Dosyć wcześnie zostałem zapro-szony do współpracy z „Monitorem“,by opisać własne wspomnienia,szczególnie te, związane z górami, boone pokazywały, jak nauka pokory,pobrana w ekstremalnych sytua-cjach, pomaga w dalszym życiu.

Od samego początku, przez kolej-nych ponad sześć lat, a z tego, co ob-serwuję i czytam, także i obecnie,„Monitor“ miał zawsze taki sam pro-blem – brak dostatecznych środkówfinansowych.

Bardzo sobie ceniłem zaufanie, ja-kim darzyła mnie pierwsza „szefre-daktorka”, bo dzięki temu udawałosię rozwiązywać trudne problemyz pomocą dobrych ludzi, którychwspólnie znajdowaliśmy. Zawsze mo-gliśmy liczyć na życzliwość Stowarzy-szenia „Wspólnota Polska“ i polskiegoSenatu. Gorzej bywało z pomocą am-basady. Nie miałem prawa dyspono-

wania środkami finansowymi, prze-znaczonymi na wsparcie Polonii, bojest ono zastrzeżone dla kierownikaWydziału Konsularnego, który – w ró-żnych okresach bywało różnie – nie za-wsze chciał się zgadzać ze swoim pro-tokolarnym przełożonym, tzn. ze mną.Zawsze jednak jakoś dawaliśmy sobieradę, a „Monitor“, choć bywał zagrożo-ny, dzięki stałej dotacji MinisterstwaKultury RS i tym dodatkowym, skrom-nym środkom zawsze się ukazywał,choć czasami z opóźnieniami.

„Monitor“ był i jest znakomitymi w zasadzie jedynym środkiem stałejkomunikacji bardzo rozproszonej sło-wackiej Polonii. Dbały o to bardzostarannie wszystkie kolejne redaktornaczelne, z których po pani DanucieMarušiakovej wspominam panią Joan-nę Matloňovą i obecną Małgosię Woj-cieszyńską. Zawsze, kiedy zbliżały sięŚwięta Bożego Narodzenia i NowyRok, byłem proszony o złożenie ży-czeń czytelnikom „Monitora“.

Ponieważ bardzo wiele podróżo-wałem, spotykając się prawie zawszez większą lub mniejszą grupką roda-

ków, wiem, co znaczyło dlanich to pismo, żywo komento-wane w czasie takich spotkań.„Monitor“ zaczął się ukazywaćza czasów ambasadorowaniamojego poprzednika śp. panaprofesora Jerzego B. Korolca,który dobrze znał potrzebyPolonii, pełniąc w latach 1990– 1993 funkcję konsula gene-ralnego RP w Bratysławie. Towłaśnie pan profesor pomógłsłowackiej Polonii założyćswoje pismo i dlatego, jak są-dzę, każdy kolejny ambasadorpowinien z całych sił tegoskarbu strzec. Napisałem „skar-bu”, bo nie da się wycenićwartości „Monitora Polonijne-go“ dla Polaków mieszkają-cych na Słowacji. Świadczyłyi świadczą o tym listy czytelni-ków, które zawsze z uwagączytałem.

„Monitor“ w ciągu minio-nych 15 lat zmieniał swoją sza-

tę graficzną i objętość, ale nieod-miennie był z zasady pismem niezale-żnym. To także ogromna wartośćsama w sobie. Nie był nigdy niczyimorganem, a od inwencji i osobistejodwagi kolejnych redaktor naczel-nych zależał krytycyzm, wyrażany na-wet wobec wydawcy, tj. KlubuPolskiego. Wolność słowa jest bardzoważna, bowiem to od niej właśnie za-leży autorytet pisma. Na przykładzieniektórych polskich i słowackichwielonakładowych czasopism dobrzewidzimy, jak jest z tą niezależnością,będącą niekiedy głębokim, politycz-nym zaangażowaniem. To śmiertelnezagrożenie dla wolności słowa i nie-zależności prasy. „Monitorowi Polo-nijnemu“ życzę, aby nigdy nie dot-knęła go pokusa schlebiania, a plura-lizm przedstawianych poglądówtowarzyszył jego łamom zawsze.

Bardzo mi się spodobało skutecznenamówienie J. E. Pana AmbasadoraAndrzeja Krawczyka do publikowa-nia w „Monitorze“ artykułów histo-rycznych, pisanych przez zawodowe-go historyka. Dzięki temu pan amba-sador jest nie tylko najwyższymprzedstawicielem RzeczpospolitejPolskiej w Republice Słowackiej, ale

15 lat„MONITORA“

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 10

Page 11: Monitor Polonijny 2010/4

KWIECIEŃ 2010 11

także człowiekiem, który swojąwiedzę i erudycję bezinteresownieofiarowuje czytelnikom „Monito-ra“, a więc tej części rodaków, któ-ra z bardzo różnorakich przyczynżyje poza Polską, dla której pismoto jest comiesięcznym łącznikiemz ich pierwszą Ojczyzną. To trzebawiedzieć i to trzeba rozumieć.

Niezwykle ważną częścią redak-cyjnego dorobku „Monitora“ byłyi będą relacje z życia Polonii, toznaczy większych lub mniejszychgrup rodaków, zrzeszonych np.w oddziałach Klubu Polskiego, aletakże opowieści o życiowych lo-sach pojedynczych niezwykle inte-resujących osób, których nigdywokół nas nie brakowało – trzebaich tylko umiejętnie znajdować.Dla mnie wspaniałe było poznawa-nie za pośrednictwem „Monitora“ciekawych rodaków, których losi Opatrzność związały z tą ziemią.W każdym niemal numerze odkry-waliśmy takie osoby, które dziękiodpowiedniej publikacji stawałysię osobistościami polonijnymi,o których mówiło się potem i nasłowackich i na polskich salonach.Niech wspomnę tutaj np. naszą odkilku już lat nieżyjącą rodaczkęPanią Marię Holubkovą-Urbasiów-nę, mieszkankę Trenczyna, którejwystawę fotograficzną sprzedI wojny światowej, w 104. rocznicęjej urodzin (dożyła 106 lat, żyjąc naprzełomach XIX, XX i XXI wieku)otworzył podczas Dni Polskich,zorganizowanych przez Klub Pol-ski w Pałacu Prymasowskim w Bra-tysławie, w czasie wizyty oficjalnejówczesny prezydent RP Aleksan-der Kwaśniewski. Wielu z nas do-wiedziało się wówczas, że ta wieko-wa, niezwykle sympatyczna dama,znana jako najstarsza obywatelkaSłowacji, jest w rzeczywistościnajczystszej krwi Polką, urodzonąw Cesarstwie Austro-Węgierskimna Zaolziu. Takie relacje czy wy-wiady z podobnymi osobistościa-mi podnosiły polskiego duchaw środowisku polonijnym.

Nie będę w tym miejscu wymie-niać co najmniej dalszej dziesiątkizapamiętanych przeze mnie „zna-

jomości”, zawartych dzięki „Moni-torowi”, bo dotyczą one osób ży-jących, a niewłaściwa kolejność lubpominięcie kogoś mogłyby spra-wić temu komuś niepotrzebnąprzykrość.

W końcu także role się odwróci-ły. W roku ubiegłym „Monitor”,a ściślej jego obecna redaktor na-czelna pani Małgosia Wojcieszyń-ska „odnalazła” w Vel’kej Mani, mię-dzy Vrablami a Šuranami, pewnegopolskiego emeryta, który wraz z żo-ną i wnukami, zakochany w Słowa-cji, wspominał początki swojej fa-scynacji tym pięknym krajem. Towłaśnie Małgosi Wojcieszyńskiejudało się, nie po raz pierwszy zre-sztą wyciągnąć mnie, bo to o mniechodzi, na zwierzenia, przechowy-wane pieczołowicie w zakamar-kach duszy.

Poproszony o napisanie tegowspomnienia o 15 latach aktywne-go życia „Monitora“ nie jestemwięc całkiem obiektywny, ale czyjest to w ogóle możliwe, jeżeli byłosię i po dzień dzisiejszy jest choćbypoprzez czytelnictwo tak bardzoz tym pismem związanym?

Cenię „Monitor Polonijny“ i jegokolejne redaktor naczelne i z całe-go serca chciałbym, aby, tak jak do-tychczas, był to periodyk, wyró-żniający się w plejadzie wielu polo-nijnych pism w świecie swoją spe-cyfiką, charakterem i wartościami.

W czasach wolnego rynku, któryczasami nabiera charakteru „wol-nej amerykanki”, 15 lat ukazywaniasię jednego czasopisma zasługujena uznanie.

My, czytelnicy – życzymy „Moni-torowi” wielu, wielu lat w najlepszejkondycji, w doskonałej, graficznejoprawie i w treści – tak jak było tow ciągu minionych 15 lat – niepo-wtarzalnej, a w gruncie rzeczy ro-dzinnej i ciepłej. Na zakończeniewypadałoby zaśpiewać „Sto lat”. Ciktórzy mnie znają, wiedzą, że czynięto pełnym głosem i z całego serca.

JAN KOMORNICKIAmbasador RP w RS w latach 1997-2003.

Zgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie przeznaczone na dofinansowanie

oficjalnych obchodów jubileuszu 15-lecia „Monitora“.

Z miłości do ChopinaKiedyś w szkole muzycz-

nej za wybitne postępyw nauce otrzymałam ksią-żkę autorstwa prof. dr. Józe-fa Reissa, zatytułowaną „Naj-piękniejsza ze wszystkichjest muzyka polska“, którądo dziś cenię sobie ogromnie. Jej tytuł wy-dać się może w pierwszej chwili niezbyt po-ważny i wywoływać wrażenie, iż praca tajest tylko wyrazem taniej demagogii. Takjednak nie jest, ponieważ w tym tytule za-warte jest poczucie i przywiązanie do war-tości narodowych. A jeśli wśród naszych wi-elkich kompozytorów mamy tak wspania-łych geniuszy, jak Fryderyk Chopin czyStanisław Moniuszko, to czy nie mamy pra-wa twierdzić, że najpiękniejsza jest naszamuzyka?

W kształtowaniu się osobowości człowie-ka, a szczególnie muzyka, i jego później-szych upodobań szczególną rolę odgrywająnajwcześniejsze przeżycia muzyczne. Mojadroga muzyczna była przepełniona miłościądo twórczości Fryderyka Chopina. Przy-znam się, że często tęsknię za polską muzy-ka poważną, której moim zdaniem brak naSłowacji. Nie neguję oczywiście muzykiobcej, nie mniej jednak bardzo ucieszyłamnie wiadomość o koncercie, w programiektórego koszycka filharmonia umieściłautwory Chopina w wykonaniu polskiegopianisty Pawła Kowalskiego, który jest je-dną z najciekawszych polskich osobowościmuzycznych i wszechstronnym pianistą.Studiował w trzech szkołach: Hochschulefur Music w Kolonii, Akademii Muzycznejw Warszawie i Akademii w Vancouver.W swoim repertuarze ma wiele utworówFryderyka Chopina. Karierę rozpoczął odwykonania w Warszawie koncertu fortepia-nowego Witolda Lutosławskiego pod dy-rekcją samego kompozytora.

W dniu 25 lutego sala PaństwowejFilharmonii w Koszycach rozbrzmiewałamuzyką Chopina. Paweł Kowalski wrazz orkiestrą pod batutą Jerzego Swobodyzagrał Koncert fortepianowy f-moll op. 21Fryderyka Chopina, a na bis Poloneza As-dur op. 53. Rok bieżący jest RokiemFryderyka Chopina i oby takich koncertówbyło więcej.

URSZULA SZABADOSKoncert odbył się pod patronatemInstytutu Polskiego w Bratysławie.

Monitor04 28.03.10 17:37 Stránka 11

Page 12: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY12

W Klubie Polskim Śro-dkowe Poważe zda-

nia są podzielone – jedniuważają to święto za nie-aktualne, drudzy chcą jeobchodzić, by wesprzećstuletnią tradycję, bo prze-cież nadal aktualne są ha-sła, dotyczące równo-uprawnienia kobiet, i na-dal płeć brzydsza ma zaco kobietom dziękować.

Spotkanie polonijnez okazji Dnia Kobiet za-

planowano na sobotę 6 marca w dubnickiej sie-dzibie Klubu Polskiego

W roku bieżącym im-preza została sfinansowa-na wyłącznie z własnychśrodków –składek człon-

kowskich. Choć wydawa-ło się, że będzie skrom-nie, to w końcu stołyzapełniły się różnymismakołykami domowymi,które przynieśli ze sobąuczestnicy spotkania, na

które przybyło też pięćosób z MK Trenczyn oraznowa członkini MK Dub-nica Marika Bartošova(to już druga Słowaczkaw gronie poważskichPolonusów!).

Prezes Klubu Polskie-go Środkowe Poważe Zbi-gniew Podleśny podzię-kował paniom za ichofiarność i wkład w dzia-łalność polonijną, życzącim pomyślności, zdro-wia, miłości i wielu łaskbożych. Potem wzniesio-no toast i zabrzmiało „Stolat”. Spotkanie upłynęłow miłej i wesołej atmo-

sferze przy akompania-mencie polskich piose-nek.

Dziękuję serdeczniewszystkim uczestnikomza przybycie i pomocprzy realizacji imprezy.

ZBIGNIEW PODLEŚNYDubnica nad Wagiem

Dzień Kobietw Dubnicy nad Wagiem

ZDJĘ

CIA:

ZBI

GNIE

W P

ODLE

ŚNY,

IREN

A ŠU

JAK

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 12

Page 13: Monitor Polonijny 2010/4

13KWIECIEŃ 2010

W dniach 6-13 marca w Zakopa-nem odbyły się VIII Światowe

Zimowe Igrzyska Polonijne. Przyby-ło na nie ponad 730 uczestnikówz 25 państw. My wzięliśmy w nichudział po raz pierwszy jako repre-zentanci Słowacji.

O zimowych igrzyskach polonij-nych przeczytaliśmy na łamach„Monitora Polonijnego“ w relacjiz Bielska-Białej z 2008 roku. Jużwtedy wraz z żoną zapragnęliśmywziąć udział w kolejnym takimprzedsięwzięciu. Ponieważ zawodyodbywają się co dwa lata, postano-wiliśmy się do nich przygotowaćwcześniej i już na początku tego ro-ku podjęliśmy kroki, by zakwalifi-kować się do wyjazdu.

Udało się i pełni oczekiwania ru-szyliśmy do Zakopanego.

Pierwszego wieczora odbyła sięinauguracja igrzysk, w której wzięliudział m.in. prezydent Lech Ka-czyński oraz Maciej Płażyński – pre-zes Stowarzyszenia „WspólnotaPolska“. Reprezentanci wszystkichkrajów przemaszerowali w pocho-dzie, niosąc flagi państw, z którychprzyjechali. Po raz pierwszy na ta-kich igrzyskach pojawiła się flagasłowacka, którą niosła moja żona.Szliśmy w korowodzie, złożonymz przedstawicieli różnych państw,uszeregowanych alfabetycznie.Przed nami maszerowali Polonusiz Rosji, których do Zakopanegoprzybyło około 60, za nami była gru-pa szwedzka, licząca 70 osób.Poczułem się trochę nieswojo, bo-wiem nasza ekipa była tak nielicz-na. Zauważyłem też, że reprezen-tanci innych krajów byli ubraniw kombinezony w barwach naro-dowych, z nazwami poszczegól-nych stowarzyszeń polonijnych.Później okazało się również, że i po-ziom przygotowania sportowegodalece przewyższał nasze umieję-tności, gdyż w skład innych repre-zentacji wchodzili niemalże profe-sjonaliści.

Podczas ceremonii otwarciaigrzysk flagę Polski na maszt wcią-gnął pierwszy polski medalista zi-

mowej olimpiady Franciszek Gąsie-nica- Groń (brązowy medal w kom-binacji norweskiej w 1956 Cortinad’Ampezzo), a flagę igrzysk – bie-gaczka Józefa Pęksa-Czerniawska,również uczestniczka igrzysk z 1956roku (5. miejsce w sztafetach).

Igrzyska w Zakopanem trwałytydzień. Zawodnicy walczyli w 14 kon-kurencjach – w tym roku do grupyolimpijskich sportów polonijnychdołączyły hokej, skoki narciarskiei biathlon. Wraz z żoną wzięliśmyudział w trzech konkurencjachalpejskich: slalomie, slalomie-gigan-cie i carvingu. W zestawieniu z po-ziomem pozostałych zawodników,występujących w tych dyscypli-nach, okazało się, że szans na medalnie mamy, ale cieszyliśmy się, kiedyudało nam się ukończyć wyścig. Naczele klasyfikacji medalowej znale-

źli się Polacy z Czech, Litwy i USA.Jak się okazało w swoich krajach or-ganizują oni zgrupowania sporto-we z treningami i obozy narciar-skie, słowem wykazują prawdziwiesportowe podejście do igrzysk.Patrząc na nich, doszliśmy do wnio-sku, że w tej dziedzinie nasza sło-wacka Polonia jest daleko, dalekow tyle. Owszem, organizujemy za-bawy taneczne, spotkania towarzy-skie, ale nie dbamy o sport. A szko-da, bo wydaje się nam, że i wśródnas znalazłoby się kilku dobrych za-wodników, którymi warto byłobysię zaopiekować, by potem moglioni godnie reprezentować nasząPolonię na igrzyskach. Przecież dzia-łalność polonijna nie musi polegaćtylko na konsumpcji. Czy odkryje-my w sobie sportowego ducha?

BUGUSŁAW KOŁATEK

ZDJĘCIA: BUGUSŁAW KOŁATEK, BEATRICE KOŁATKOVÁ

V I I I Ś W I AT OW E Z I M OW E I G R Z Y S K A P O L O N I J N E W Z A KO PA N E M

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 13

Page 14: Monitor Polonijny 2010/4

Niemcy szybko zaczęli publikować nazwiskaosób, których dokumenty znaleziono przy zwło-kach. Niestety, zgadzały się one z nazwiskamizaginionych. Wyglądało na to, że wiosną 1940roku Rosjanie w zorganizowany sposób, strzała-mi w tył głowy zamordowali tysiące polskich ofi-cerów, z których większość była rezerwistami,czyli na co dzień nauczycielami, urzędnikami,aptekarzami czy sędziami. Dla narodu polskiegobyła to wielka strata, w zasadzie nie do odrobie-nia. Ogrom tragedii porażał. Niemcy obwieścili,że w kilku masowych grobach znaleziono ponad4 tysiące zwłok, a przecież zaginionych żołnie-rzy było o wiele więcej. Dzisiaj wiemy, że byłyi inne miejsca zbrodni: Miednoje koło Tweru, Pia-tichatki koło Charkowa i może jeszcze gdzieś ko-ło Mińska. Symbolem tych wszystkich miejscpozostał jednak Katyń. Władze niemieckie,chcąc osłabić morale Polaków, szerzyły infor-macje o Katyniu, publikując wraz z nimi wstrzą-sające zdjęcia tej zbrodni. Władze III Rzeszy, tesame, które były odpowiedzialne za Auschwitzi Holocaust, zaproponowały, by polski rząd emi-gracyjny przysłał do Katynia delegację. Na toPolacy zgodzić się jednak nie mogli, ale nie mo-gli też nic nie robić w tej sprawie. Śmierć 20 ty-sięcy polskich obywateli była zbyt wielką trage-dią. Nie chcąc w jakikolwiek sposób współpra-cować z niemieckim okupantem, rząd emigra-cyjny poprosił o zbadanie sprawy szwajcarskiCzerwony Krzyż. Związek Radziecki w cynicznyi tchórzliwy sposób odpowiedział na to zerwa-niem stosunków dyplomatycznych. W rok pó-źniej strona radziecka poinformowała, że powo-łała własną komisję śledczą, która rzekomoustaliła, iż mordu w Katyniu dokonali Niemcy powkroczeniu na terenyZSRR. Był to oczywistyabsurd, który jednak nieprzeszkodził Rosjanomzbrodnię w Katyniu umie-ścić w akcie oskarżeniagłównych niemieckich zbro-dniarzy w Norymberdze.Tu jednak ponieśli klęskę.Nawet w ówczesnej atmo-sferze świeżej pamięcio niemieckich zbrodniach

Trybunał odmówił wpisania Katynia na listęzbrodni niemieckich.

Po wojnie w Polsce nie wolno było nawetwspominać o katyńskiej tragedii. Rodziny po-mordowanych były represjonowane. Nie wolnoim było na cmentarzu ufundować bliskim nawetsymbolicznego grobu, a dzieci ofiar, chcąc do-stać się na studia, musiały kłamać, że ojca zabi-li Niemcy. Naród polski jednak pamiętał. Chociażnigdzie publicznie nie mówiono o zbrodni katyń-skiej, wszyscy o niej wiedzieli. Bolało, że takwielką i brutalną zbrodnię próbowano wymazać.Sił dodawało natomiast to, że gdzieś tam w wiel-kim świecie prawdę o niej można było wypowie-dzieć: w 1952 roku dochodzenie w sprawieKatynia przeprowadził amerykański Kongres,który winą za zamordowanie tysięcy polskichoficerów oficjalnie obciążył Sowietów. Pod pa-tronatem gen. Andersa – wielkiego polskiego au-torytetu na emigracji – na początku lat 70-tychopublikowano dokumentację tej zbrodni, by jużnigdy nie można było jej zaprzeczyć.

Przemiany polityczne i odzyskanie przez Pol-skę podmiotowości i demokracji przyniosły na-dzieję na możliwość powiedzenia prawdy o Ka-

tyniu. Także w Rosji „pie-restrojka” i „głastnost” spo-wodowały, że w ramachrozliczeń z komunizmempojawili się politycy, którzy– czy to z powodów mo-ralnych, czy też z politycz-nego wyrachowania – zde-cydowali się przyznać, żezbrodni dokonała służbabezpieczeństwa państwasowieckiego. W 1990 ro-

ku ostatni szef partii komunistycznej MichaiłGorbaczow przyznał rosyjskie sprawstwo zbrod-ni, a rok później prezydent Borys Jelcyn przeka-zał stronie polskiej wybrane dokumenty, doty-czące tragedii polskich oficerów, w tym ten naj-ważniejszy – protokół z 5 marca 1940 r., zawie-rający decyzję kierownictwa partii komunistycz-nej o zamordowaniu ponad 20 tysięcy ludzi zato, że byli oni polskimi patriotami. Dokument tennie tylko potwierdza odrażającą zbrodnię, alejest też swoistym pomnikiem polskiego patrio-tyzmu – stwierdza się w nim bowiem, że Polacynie chcą zdradzić swych ideałów i nie dadzą sięprzerobić na komunistyczną modłę.

Rok 1991 nie był niestety końcem historiikłamstwa katyńskiego. W Rosji uznano bowiem,że jej historia musi być „święta i czysta” i niemożna jej „zabrudzić” pamięcią o zbrodni, doko-nanej na sąsiednim narodzie. Rosyjskie władzezaczęły się wycofywać z wcześniej przyjętegostanowiska wobec Katynia, nie chcą uznać, żebyło to ludobójstwo. Według Izby WojskowejSądu Najwyższego Rosji było to 22 tysiące przy-padków indywidualnych morderstw, popełnio-nych przez Ławrentija Berię i jego współpracow-ników. Odmówiono udostępnienia akt osobo-wych pomordowanych, na co liczyły ich rodziny.Przed Polakami zamknięto szczelnie archiwa, bynie mogli oni zbadać szczegółów zbrodni.

Stosunki polsko-rosyjskie znalazły się w sy-tuacji patowej. Nie jest z tym dobrze ani Pola-kom, ani Rosjanom. Wbrew obiegowym opiniomo odwiecznej wrogości, trudno przecież zna-leźć dwa narody, których losy byłyby ze sobątak splecione. Historycznie Polacy są najbliżsiRosjanom, a Polacy i Polska były zawsze obec-ne w sprawach rosyjskich. Polak – KonstantyRokossowski był jedynym rosyjskim marszał-kiem-cudzoziemcem; Polacy założyli w Rosji ta-kie instytucje, jak np. Ministerstwo Spraw Zagra-nicznych, i… sowiecką policję polityczną. Z dru-giej strony Warszawę zmodernizował kiedyś ro-syjski generał Sokrates Starynkiewicz, zakocha-ny w tym mieście. Są więc podstawy do dobrejwspółpracy. Być może szansą na poprawę sto-sunków stanie się fakt, który nie ma preceden-su: rosyjski prezydent Władimir Putin zaprosiłpolskiego premiera do Katynia, by 7 kwietniawspólnie z nim oddać hołd pomordowanym.

Obyśmy w imię przyszłości naszych narodówumieli wykorzystać tę szansę na pojednanie,a ofiary zbrodni katyńskiej zostały w końcu god-nie i w pokoju uczczone.

ANDRZEJ KRAWCZYKZgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie

przekazane na nagrody dla dzieci, biorących udziałw konkursach ogłaszanych na łamach „Monitora“.

14 MONITOR POLONIJNY

bolące miejscenarodu polskiego

W kwietniu 1943 radio berlińskie ogłosiło, że w lesie katyńskim koło

Smoleńska odkryto tysiące zwłok polskich oficerów. Wcześniej polskie

władze na emigracji oraz dowództwo armii Andersa w sowieckiej Azji nie

mogły się doliczyć ok. 20 tysięcy żołnierzy spośród tych, którzy zostali wzięci do

niewoli przez Armię Czerwoną jesienią 1939 roku, po zdradzieckiej napaści sowieckiej

na Polskę w momencie, kiedy ta toczyła dramatyczny bój z niemieckim najeźdźcą.

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 14

Page 15: Monitor Polonijny 2010/4

15KWIECIEŃ 2010

My, którzy chodziliśmy do szkoły w czasachpoprzedniego ustroju,

pamiętamy, że uczono nas „innej“historii. Tej prawdziwej, dotyczącejnaszego narodu, uczyliśmy sięz zakazanych źródeł.

Pamiętam, jak moja koleżanka zeszkolnej ławy opowiedziała mi o tra-gicznej śmierci swojego dziadka, któ-ry zginął w Katyniu. Potem w naszymdomu pojawiły się skrypty, nielegal-nie drukowane w podziemiu, w któ-rych opisywano mroczną prawdęo zbrodni katyńskiej. Jakie piętno wy-warła ta zbrodnia na rodzinach ofiar,którym przyszło żyć pod rządami ko-munistów? Poniżej przedstawiamyhistorię życia pani Zofii Timoszew-skiej, której ojciec - rotmistrz JanKurnicki wraz z tysiącami polskichżołnierzy został zamordowany w be-stialski sposób w Katyniu.

Pierwsza tragediaW powietrzu wisiała wojna. Nic

więc dziwnego, że w marcu 1939 ro-ku rotmistrz Jan Kurnicki – instruk-tor jazdy konnej, służący w CentrumWyszkolenia Kawalerii w Grudzią-dzu, dostał powołanie do udziałuw manewrach wojskowych. W tymczasie jego ciężarna żona wraz z 4-let-nim synem pojechała do swojej matkido Kielc. W czerwcu na świat przy-szła Zosia, a niespełna 2 tygodnie pó-źniej jej matka zmarła. „Zszokowanyojciec przyjechał na pogrzeb, gdziepo raz pierwszy i, jak się potem oka-zało, ostatni mógł mnie zobaczyć“ –wspomina Zofia Timoszewska. Nie-mowlęciem zaopiekowała się siostramatki wraz z mężem, natomiast bratanaszej bohaterki przygarnęła innaciocia. Rozwiązanie miało być tym-czasowe, bowiem nikt nie miałwówczas wątpliwości, iż dziećmi za-opiekuje się ich ojciec po powrociez wojska. Los jednak chciał inaczej.

Tragedia drugaPo napaści bolszewików na Polskę

Jan Kurnicki znalazł się w oboziew Starobielsku, gdzie zgrupowanook. 4 tys. internowanych polskich żoł-

nierzy, niemal wyłącznie oficerów.Mimo trudności można było począ-tkowo z nimi korespondować. Tenkontakt urwał się jednak bezpowro-tnie wiosną 1940 r. W roku 1941 nateren ZSRR wkroczyli Niemcy, którzyniedaleko Smoleńska odkryli maso-we groby. Zainteresowali się nimi,powołali komisję, która stwierdziła, iżw grobach znajdują się ciała zaginio-nych polskich oficerów. Komunikatyna ten temat obwieszczały przezradio kilka razy dziennie „niemieckieszczekaczki”. Nie od razu im uwie-rzono. „Moja rodzina długo łudziłasię, że ojciec ocalał, wierząc, że po-mogła mu znajomość języka rosyj-skiego, którego nauczył się podczasstudiów na politechnice w Peter-sburgu“ – opisuje Zofia. Wierząc cią-gle w powrót Jana, małej Zosi niezmieniono nazwiska.

Zakazane tematy„Kiedy poszłam do szkoły, chciałam

jak inne dzieci mieć rodziców, za-częłam więc do cioci i wujka zwracaćsię mamo, tato“ – wspomina naszabohaterka. Dziewczyna z nazwiskiemwojskowego, którego istnienie ów-czesne władze chciały przemilczeć,stała się tarczą ataków. W latach 50-tych przeprowadzono rewizjęw domu, w którym mieszkała z przy-branymi rodzicami. Odnalezionowtedy zdjęcie jej ojca w mundurze,które dziewczynka nosiła przy sobie.„Zabrano mnie na przesłuchanie naUB i wtedy usłyszałam, że mój tatosprzedał Polskę! – opisuje moja roz-mówczyni, nie kryjąc podenerwowa-nia. – Co na taki zarzut mogło odpo-wiedzieć dziecko? Chyba tylko tyle,że tatuś nie handlował”. Za taką od-powiedź dostała pięścią w twarz.

W 1954 brat Zofii, zdając egzaminywstępne na Akademię Medyczną,w rubryce „ojciec” wpisał „nie żyje”.Jak się okazało, chłopak zachował sięniewłaściwie. Cała rodzina miałamilczeć na temat ojca! W przeciw-nym razie jej członkom groziła odpo-wiednia „rozmowa“. „Strach przed

metodami tych towarzyszy był dużyi na pewno odcisnął na nas piętno –ocenia pani Zofia. – Pamiętam, żew latach 70-tych pod presją ówcze-snych władz mój brat musiał zmienićnapis na grobie matki, skąd musiałzniknąć dopisek: żona rotmistrza”.

Przybrani rodzice pani Zofii próbo-wali odszukać jej ojca za pośredni-ctwem Czerwonego Krzyża, ale po1949 roku to, niestety, nie było jużmożliwe. Dopiero po latach nasza bo-haterka otrzymała pisemne potwier-dzenie, iż nazwisko jej ojca znajdujesię na tzw. liście katyńskiej. „Mój są-siad, który w latach 70-tych wyjeżdżałza granicę, by wykładać na uniwersy-tecie, przywiózł mi fotokopię z archi-wum w Londynie“ – mówi.

PiętnoPani Zofia zawsze starała się poru-

szać zakazane tematy, uświadamiającswoją córkę oraz znajomych, jakiekrzywdy wyrządzili Rosjanie polskiejelicie. Na własnej skórze poznała me-tody, stosowane przez komunisty-cznych włodarzy. Zaangażowała sięw ruch solidarnościowy, aktywniedziałając na terenie Wrocławia, wie-rząc w odzyskanie wolności przezPolskę. Kiedy odkryto jej działalność,postawiono jej ultimatum: więzieniealbo przymusowa emigracja. Wrazz mężem i nastoletnią córką w 1985roku wyjechała do Niemiec.

A jaki jest jej stosunek do Rosjan?„Nie mam do nich pretensji, przecieżprzeciętny Rosjanin nawet nie ma po-jęcia o tym, co się wydarzyło – mówi.– Oni najczęściej nie mają wiedzy na-wet o tym, ilu ich rodaków wymor-dowali Stalin i Beria“. Ubolewa, żeobecne władze Rosji nie są zaintere-sowane odtajnieniem mordów, doko-nanych zarówno na swoich roda-kach, jak na polskich żołnierzach i in-teligencji. Cieszy ją fakt, że Polacy mo-gą wreszcie mówić na głos o zbrodnikatyńskiej, a młodym poleca, by czy-tali publikacje, dotyczące tragicznegonapadu ZSRR na Polskę.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

Piętno ludobójstwa

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 15

Page 16: Monitor Polonijny 2010/4

16

Gdyby zliczyć godziny, spędzoneprzez niego w powietrzu, okazałobysię, że pan Tadeusz Wala jako pilotszybowca spędził w nim dwa lata,a w barwach Czechosłowacji czteryrazy pobił rekord narodowy! Z koleiza wynalazki konstruktorskie zostałnagrodzony prestiżową nagrodąKrištáľové krídlo. Ten pełen energiirodak z Zaolzia zgodził się opowie-dzieć mi historię swojego życia.

Sedno życia

„Może się Pani zdziwi, ale uczę-szczam na kurs języka angielskiego,dlatego proponuję przesunąć naszespotkanie o godzinę później” – napi-sał do mnie w e-mailu pan TadeuszWala, kiedy ustalaliśmy termin ro-zmowy. Dostosowuję się do jego pro-śby i pełna oczekiwań wyruszam doPrievidzy. Lotnisko w tym mieście jestpięknie usytuowane – widać stąd ma-lownicze góry, na tle których impo-

nująco prezentuje się zamek w Bojni-cach. Do restauracji na lotniskuwchodzi energiczny pan w elegan-ckim płaszczu – od razu wiem, że tomój rozmówca, choć nigdy wcześniejgo nie widziałam.

„Latem urządzamy tu mistrzostwaświata w szybownictwie, ja będę jed-nym z jurorów i współorganizatorów,dlatego muszę doszlifować swój an-

gielski” – wyjaśnia na wstępie. Wi-dząc z jakim zaangażowaniem opo-wiada o swoich zajęciach, wiem, że tocałe jego życie. Marzenia o lataniu to-warzyszyły mu od najmłodszych lat.

Bakcyl szybownictwa

Urodził się w 1932 roku na Zaolziuw polskiej rodzinie. Już w dzieciń-stwie wraz z rówieśnikami obserwo-wał latające nad ich głowami samolo-ty, odgadując ich marki. Kiedy nieda-leko Suchej Górnej, gdzie mieszkał,w 1938 roku przymusowo wylądowałsamolot, pobiegł obejrzeć go z bliska.„Ponieważ silnik został zdemontowa-ny, a kabina wystawała z kadłuba,przypominał porzucony w lesie auto-bus” – wspomina pan Tadeusz. Pod-czas wojny widział z bliska jeszcze kil-ka innych samolotów. Może to wła-śnie spowodowało, że po wojnie zde-cydował się na podjęcie nauki w lice-um w Bielsku-Białej, które działałoprzy zakładach szybowcowych? W szko-le tej zgłębiał tajniki budowy płatow-ców i marzył, by podjąć studia w tymkierunku, ale w Czechosłowacji takiestudia można było podjąć tylko naAkademii Wojskowej. Ponieważ, jakto określa mój rozmówca, nie chciałwłożyć munduru, zaczął studiowaćna wydziale mechanicznym Akade-mii Górniczej w Ostrawie. Szkolenieszybowcowe rozpoczął jako 14-latekw Błędowicach na Zaolziu. „Pamię-tam, jak wzniosłem się w powietrzena wysokość 50 metrów – wspomina.– To było niesamowite przeżycie!”.Uważa, że ten, kto raz połknął bakcylaszybownictwa, potrafi mu poświęcić

Z podziemia do niebaU mawiam się z moim rozmówcą w Prievidzy na

lotnisku, z którym związana jest znaczna część

jego życia. Tu realizował swoje największe

marzenia: i te konstruktorskie, i te lotnicze.

ZDJĘCIE: ARCHIWUM TADEUSZA WALY

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 16

Page 17: Monitor Polonijny 2010/4

KWIECIEŃ 2010 17

całe życie. „To jak narkotyk, bez które-go nie można żyć” – twierdzi.

Między kopalnią a przestworzami

Po ukończeniu studiów dostał przy-dział pracy do Prievidzy, dokąd wyru-szył z żoną i córką. Pracował w kopalnijako technik do spraw remontu ma-szyn górniczych. Później dla Górnicze-go Instytutu Badawczego zajmował sięrozwojem mechanicznym, czego efek-tem był jego projekt obudowy hydrau-licznej, za którą otrzymał nagrodępaństwową. „Na co dzień pracowałemdla tych, co pod ziemią, ale każdą wol-ną chwilę poświęcałem temu, co w po-wietrzu – przyznaje. – W szufladziezawsze miałem jakieś projekty, związa-ne z szybownictwem”. To było ciągłelawirowanie między niebem a podzie-miem. Pierwsza jego szybownicza kon-strukcja, zrealizowana po godzinachpracy, ujrzała światło dzienne w 1971roku, a był to projekt szybowca wyczy-nowego. „Latałem nim na zawodach

międzynarodowych naWęgrzech, a pewien mój kole-

ga wygrał na nim mistrzostwaNiemiec!” – opowiada z dumą. Ko-

lejny jego projekt to pierwszy w Cze-chosłowacji szybowiec kompozyto-

wy. Kilka lat temu został przekazanydo muzeum lotnictwa w Koszycach.

“Dynamik” – najmłodsze “dziecko”

Spacerujemy po hali produkcyjnej,założonej przez pana Tadeusza wrazze wspólnikami. Mój rozmówca poka-zuje mi różne etapy powstawaniaswojego największego osiągnięcia –samolotu WT9 „Dynamik”. „Proszę

sprawdzić, jak lekkie jest to skrzydło”– zwraca moją uwagę. Rzeczywiście,skrzydło, które niedługo zostanieprzymocowane do kadłuba, jestemw stanie podnieść sama, bez niczyjejpomocy. Potem oglądam kolejne sta-nowiska pracy, gdzie powstają ele-menty szybowca. „Niech pani spojrzyna mapę i zobaczy, gdzie w świecielatają Dynamiki” – wskazuje mój roz-mówca. Przyglądam się małym cho-rągiewkom, rozmieszczonym na ma-pie i widzę, że „Dynamik” znalazł od-biorców na każdym kontynencie,z wyjątkiem Antarktydy. Wreszcie do-

cieramy do go-towego modelu,

przygotowanegodla polskiego od-

biorcy. Tu nasz boha-ter instruuje mnie, jak

się do tego pojazdu wsia-da, do czego służą konkretne przy-rządy, jak się obsługuje stery.

Spełnione marzenia

Pan Tadeusz nadal jest aktywnympilotem. W ubiegłym roku przelatał100 godzin, a dwa lata temu spełniłosię jego największe marzenie: przele-ciał na raz blisko 1000 kilometrów.Miało to miejsce w Australii, gdzie pa-nują doskonałe warunki do szybow-

nictwa. „Taki lot trwa nie-malże 10 godzin i jest nie-samowitym osiągnięciem,choć rekord to 3 tysiącekilometrów” – wyjaśniapan Wala, a ja widzę malującesię na jego twarzy zadowolenie.„Miałem szczęście w życiu, ponieważmiałem odpowiednie warunki do re-alizacji swoich pomysłów – podsu-mowuje. – jestem zadowolony z lo-su!”. Lataniem zaraził swojego syna,z którym wspólnie realizują podróżew przestworzach. „Podczas uroczy-stości z okazji 50-lecia mojej aktywno-ści lotniczej, syn podziękował mi zapasję, którą go zaraziłem” – wyznajei dodaje, że kiedy jego żona była jesz-cze zdrowa (obecnie porusza się nawózku inwalidzkim), razem latali szy-bowcem w odwiedziny do mie-szkającej w Zwoleniu córki.

Nigdy nie marzył o lataniu samo-lotami pasażerskimi, bo, jak samokreśla, pilotowanie samolotów li-niowych to dorożkarstwo. Kiedyrozmawiamy o jego upodobaniach,dowiaduję się, że w młodości miałjeszcze jedną pasję – muzykę! Grałna saksofonie w orkiestrze tanecz-nej na Zaolziu, a po przeprowadzcedo Prievidzy udzielał się w zespole,z którym pierwsze kroki stawiały ta-kie gwiazdy, jak Marcela Lajferová,czy Eleonora Blahová.

Choć większość swojego życiaprzeżył w Czechosłowacji, czuje sięPolakiem, a Polskę zna bardzo do-brze – głównie z lotu ptaka.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAAutorka składa podziękowanie panuZbigniewowi Podleśnemu za kontakt

z bohaterem artykułu.

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 17

Page 18: Monitor Polonijny 2010/4

F aktem jest, że większośćz nas lubi używać wyra-

zów modnych i obcych, boodnosimy wówczas wraże-nie, że w ten sposób może-my wydać się mądrzejsii zaimponować otoczeniu.Jeśli jednak tych obcychleksemów używamy, alew niewłaściwym znacze-niu, to efekt może byćwręcz odwrotny.

Do wyrazów, którychznaczenia Polacy chyba do-brze nie znają, ale którychczęsto używają, należy„oportunista”. Dwa lata te-mu w wypowiedzi jednegoze znanych polityków (dziśpoza Sejmem), dotyczącejpewnego dziennikarza, dośćkrytycznego wobec ugru-

powania polityczne-go, reprezentowane-go przez tego pier-wszego, można byłousłyszeć: „Zawsze po-litycznie był naszymoportunistą”. A żeprowadzący wywiaddziennikarz chyba też niepałał miłością do owegopolityka, więc zapytał: „Jakpan rozumie to słowo?”.„W sensie nienegatywnym”- tłumaczył tamten. Cóż…chciałoby się krzyknąć zaCyceronem: „o tempora,o mores!”, ale po co? Jasnesię stało, że polityk nie miałpojęcia, co użyty przez nie-

go wyraz znaczy na-prawdę. Nie on jedenzresztą. Jakoś dziw-nie „oportunista” ko-jarzy się Polakom zeswojskim „oporem”i łączą go właśniez tym znaczeniem.

Okazało się, że np. „oportu-nista” odbierany jest pozy-tywnie, albowiem kojarzo-ny jest z człowiekiem nie-przejednanym, nie zmie-niającym poglądów. W zwią-zku z tym nawet gen. Jaru-zelski, który kiedyś samo sobie powiedział: „Byłemoportunistą”, zyskał uzna-nie wielu osób, które my-

ślały, że był przeciw. A prze-cież wyraz ten ma znacze-nie dokładnie odwrotne.Jak podaje Uniwersalnysłownik języka polskiego(red. S. Dubisz, PWN, wer-sja multimedialna) to ‘czło-wiek bez stałych zasad,przystosowujący się do oko-liczności dla osiągnięciaosobistych korzyści’ (łac.opportunus = ‘wiatr wie-jący w kierunku portu;przychylny; wygodny’) i nicnie wskazuje na to, by zna-czenie tego leksemu uległozmianie czy rozszerzeniu.

W ciągu ostatnich kilkulat zmieniło się natomiastznaczenie drugiego lekse-mu, użytego w tytule tegożartykułu. Pierwotnie przy-

Spolegliwy oportunista

MONITOR POLONIJNY18

„Kocham śpiewać“ - tę deklaracjęczęsto słyszy się z ust AgnieszkiChylińskiej, która kiedyś chciała pisaćksiążki, malować, ale nie miała do te-go cierpliwości.

Za to muzyką interesowała się oddzieciństwa. W jej domu było dużomuzyki rockowej, później zaczęła sięinteresować muzyką swojego bratai siłą rzeczy sięgała po płyty takich ze-

społów, jak „Iron Maiden”, „MotleyCrew“, „Led Zeppelin“ czy „DeepParple“.

Rodzice bardzo chcieli, by studio-wała filologię romańską. Kiedy ogło-szono konkurs piosenki francuskiejw Starogardzie Gdańskim, zgłosiła sięi zajęła trzecie miejsce. Wówczas najej talent zwrócił uwagę jeden z lide-rów zespołu „Kombi” Grzegorz Ska-wiński. Rodzice zgodzili się na współ-pracę córki z muzykiem.

Kiedy debiutowała w szkole śred-niej, mając zaledwie 18 lat, siłą rzeczyszukała zrozumienia w oczach ludzipodobnych do niej. Często bywała za-gubiona, ale starała się udowodnić, żena scenie nie znalazła się przypadko-wo, że stale ma coś do powiedzenia.Ze szkolnej ławy trafiła prosto do pro-fesjonalnego zespołu „O.N.A.”, z któ-rym wystąpiła po raz pierwszy na fe-stiwalu w Opolu. Debiutancka płytazespołu „Modlishka” znalazła sięw czołówce polskich list przebojów.Kolejnym sukcesem okazał sie album„Bzzzzz “.

W tym czasie grupa otrzymała ażdwie statuetki Fryderyków: jako naj-lepszy zespół i za najlepszy album ro-ku 1996. W następnych latach wyszłykolejne płyty „T.R.I.P“, „Mrok“ orazDVD „Wszystko, co my“.

W 2002 roku Agnieszka zostałauhonorowana Paszportem Polityki i

postanowiła założyć własny zespół„Chylińska”, z którym wydała płytę„Winna“.

Często uważana jest za skandali-stkę, choć sama postrzega siebie ina-czej. Jest co prawda szalona, impul-sywna, ale też i wrażliwa. Po pięciu la-tach przerwy nie chce powracać doimagu dawnej 18-letniej dziewczynyz czasów zespołu O.N.A. Zmieniła się,co innego jej w duszy gra.

Superdama polskiego rocka wy-stępuje obecnie jako jurorka w pro-gramie TVN „Mam talent“. W dalszymciągu pisze teksty o życiu niełatwym,zagmatwanym.

Wydała kolejną płytę, zatytułowaną„Modern rocki”, którą promowałapiosenka „Nie mogę zapomnieć“wraz z nową, inną Chylińską. Na tejpłycie fani nie znajdą co prawda ro-ckowej Agnieszki, ale, jak ona samamówi: „To, że nagrałam taką, a nie in-ną płytę, nie jest sygnałem, że od dzi-siaj będę nagrywać pop. To informa-cja, że od dziś mogę nagrać wszystko,na co mam ochotę.“ Twierdzi, że trze-ba robić, co się lubi, zmieniać się i iśćdo przodu, nawet wbrew tym, którzymówią, co jest trendy, a co nie.

URSZULA SZABADOS

AgnieszkaChyliƒska

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 18

Page 19: Monitor Polonijny 2010/4

miotnikiem „spolegliwy”określano osobę, ‘na którejmożna polegać, na którąmożna liczyć, godną zaufa-nia; pewną’. Wyraz ten zo-stał poniekąd spopularyzo-wany przez wybitnego filo-zofa Tadeusza Kotarbiń-skiego, który w pracach natemat teorii skutecznegodziałania (m.in. w „Trakta-cie o dobrej robocie”) kre-ślił ideał etyczny „opiekunaspolegliwego”. Pochodze-nie tego wyrazu łączy siębądź z kalką niemiecką zu-verlässig lub z czeskim spo-lehlivý. Prawidłowe zna-czenie tego wyrazu jest teżzapewne znane osobom,znającym język słowacki,bo przecież po słowacku

spoľahlivý, to nic innegotylko taki, na ktorý sa dáspoľahnúť. WspółcześniPolacy coraz częściej spo-legliwość łączą jednakz uległością i kompromi-sem, co często nadaje temuwyrazowi trochę negatyw-nego zabarwienia. JeszczeWielki słownik poprawnejpolszczyzny PWN (red.Andrzej Markowski, War-szawa 2004) przestrzegaprzed używaniem omawia-nego przymiotnika w zna-czeniu ‘uległy, pokorny’, aleinne słowniki, w tym wyżejwspomniany Uniwersalnysłownik języka polskiego,odnotowują już jego pod-wójne, choć w rzeczy samejprzeciwstawne znaczenie.

Rodzi się zatem pytanie:czy bycie spolegliwym tow czasach dzisiejszych wa-da czy zaleta? Czasami trud-no bowiem stwierdzić,w którym znaczeniu „spo-legliwość” została użyta.Kiedy były polski premierwypowiadał się o premie-rze obecnym, powiedział,iż jest on „spolegliwy wo-bec Niemiec”. Nie dam je-dnak konia z rzędem temu,kto odgadnie, które znacze-nie zostało tu wykorzysta-ne, bo wszyscy wiedzą, żepanowie nie darzą się sym-patią i że były premier ra-czej nie chwaliłby obecne-go za „spolegliwość” w zna-czeniu pierwotnym.

Podany przeze mnie wy-

żej przykład pokazuje, cowart jest głos ludu w spra-wach językowych – wię-kszość ma zawsze rację,przynajmniej w wielu przy-padkach. I niech się buntu-ją niektórzy, że to bez sen-su, by jeden wyraz miał dwaprawie przeciwstawne zna-czenia, ale… kto wie, czy jużniedługo i z „oportunistą”nie będzie podobnie.

Na pewno jednak niestanie się to przed tego-rocznymi Świętami Wielka-nocnymi, z okazji którychżyczę Państwu spolegli-wych (w tym pierwszymznaczeniu) przyjaciół i wio-sny w sercu.

MARIA MAGDALENANOWAKOWSKA

19KWIECIEŃ 2010

Od ponad miesiąca film ten cieszysię niesłabnącym zainteresowaniempolskich widzów i nie schodzi z ekra-nów kin. Już pierwsze sceny budująnapięcie – na promie widzimyopuszczony samochód terenowy,który zabiera policja; później dowia-dujemy się, że należał on do MichaelaMcAry’ego – pisarza biografii byłegopremiera Wielkiej Brytanii AdamaLanga. W rolę intrygującego premie-ra z zawiłą przeszłością wcie-lił się jeden z najprzystoj-niejszych aktorów średnie-go wieku Pierce Brosnan.Widzowi wydaje się, że pro-wadzony jest za rękę, ale całyczas nie wie, kto stoi za za-bójstwem McAry’ego. Każdaz przewijających się postaciwydaję się podejrzana i ka-żda zaskakuje, bowiem, gdyjuż jesteśmy pewni, że to

właśnie ona jest mordercą, okazujesię, że jednak nie.

Podczas śledztwa poznajemy tytu-łowego „ghostwritera”, mającego do-kończyć biografię (świetna rolaEwana McGregora), który za olbrzy-mie honorarium zrzeka się swoichpraw autorskich. Pisząc książkę, pro-wadzi szczegółowe rozmowy z pre-mierem, przypadkowo odnajdujezdjęcia i informacje swojego poprze-

dnika i coraz bardziej angażuje sięw sprawy związane z przeszłościąLanga.

Kto stoi za śmiercią McAry’ego? Jakzakończy się szperanie „autora wid-ma”? Jaka była przeszłość premieraWielkiej Brytanii? Odpowiedzi na tepytania znajdą Państwo oczywiściew filmie. Nie zdradzę ani jego zakoń-czenia, ani ciekawych rozwiązań, któ-re często mają więcej niż jedno wy-tłumaczenie, bo niby dlaczego miała-bym Państwa pozbawiać tylu emocji.Ale wszystkich tych, którzy lubiąthrillery, zaskakujące rozwiązania,gwałtowne zwroty akcji, napięcie, fil-my Polańskiego, aktorstwo Brosnanai/lub McGregora, europejskie kino,zachęcam do obejrzenia „AutoraWidma”.

MAGDALENA PIETZ

Niewidzialny autorW poprzednim numerze „Monitora” informowaliśmy

o sukcesie najnowszego filmu Romana Polańskiego(reżyseria, scenariusz wraz z Richardem Harrisem, na

podstawie jego powieści) „Autora Widmo” (The Ghost Writer), który w Berlinieuzyskał nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia.

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 19

Page 20: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY20

Tak w liście z dnia 9 grudnia 1944roku, adresowanym do prezydentaRP Władysława Raczkiewicza, sytua-cję w Polsce po powstaniu warszaw-skim oceniał gen. Leopold Okulicki,którego Bór-Komorowski, jeszcze za-nim się dostał do niewoli niemieckiej,mianował dowódcą Armii Krajowej.

Ta nowa rzeczywistość to takżezmęczenie wojną, a także dążenie donormalności, w której na terenachPolski lubelskiej dla robotników, na-uczycieli, lekarzy, inżynierów, praw-ników czy księży najważniejsze byłouruchomienie szkół, fabryk, komuni-kacji, szpitali czy kościołów i w tymzakresie większość z nich była goto-wa współpracować z każdą władzą.

Ta nowa rzeczywistość to takżeprzekształcenie Polskiego KomitetuWyzwolenia Narodowego w popiera-ny przez Moskwę Rząd TymczasowyRzeczypospolitej Polskiej, umacnia-nie się między Bugiem i Wisłą sił ko-munistycznych, których celem byłonie tylko budowanie nowych insty-tucji i przeciąganie na swoją stronętych warstw społecznych, którymbliska była idea rewolucji społecznej,ale przede wszystkim destrukcja pol-skich struktur podziemnych. Procesumacniania się rządów komunistycz-nych przebiegał w obecności wieloty-sięcznej armii radzieckiej. Na tereniePolski lubelskiej działał również ra-dziecki kontrwywiad gen. Sierowa,jak i specjalna, jedenastotysięczna je-dnostka NKWD, która do stycznia1945 roku uwięziła ponad 60 tysięcyosób, w tym także żołnierzy AK, za-trzymanych w związku z zakończe-niem akcji „Burza”. Znaczna ich częśćzostała zesłana w głąb ZSRR, wielu za-mordowano na miejscu. Według da-nych NKWD w lecie 1945 roku w obo-zach na terenie ZSRR znajdowało sięponad dwadzieścia tysięcy interno-

wanych żołnierzy Armii Krajowej (da-ne liczbowe za: Paczkowski A., Półwieku dziejów Polski (1939-1989),PWN Warszawa 1996). Działał też apa-rat polskiego Urzędu BezpieczeństwaPublicznego. Na podstawie wyda-nych w sierpniu i październiku dekre-tów wyrok śmierci groził za przynale-żność do organizacji zbrojnej, prze-chowywanie broni, sabotaż, dywersję,atakowanie żołnierzy radzieckich, a ta-kże za przynależność do jakiejkolwiekinnej organizacji podziemnej czy prze-chowywanie aparatu radiowego. W ka-tegorii „zdrajców narodu” obok kola-borantów niemieckich znaleźli się żoł-nierze Armii Krajowej i członkowieDelegatury Rządu RP na Kraj.

Jednym z pierwszych rozkazówgen. Leopolda Okulickiego po klęscepowstania warszawskiego było za-kończenie 26 października 1944 rokuakcji „Burza” i polecenie oddziałomArmii Krajowej, by walkę z Niemcamiograniczyć do dywersji i obrony lud-ności.

W połowie stycznia 1945 roku ru-szyła wielka ofensywa Armii Czerwo-nej i w ciągu kilkunastu dni Niemcyzostali wyparci poza granice Polskiz 1938 roku. W tej sytuacji gen. L. Okulicki 19 stycznia 1945 roku wy-dał swój ostatni rozkaz, rozwiązującyArmię Krajową.

Rozformowanie struktur organiza-cyjnych Amii Krajowej wymagało cza-su, tym bardziej, że dokonywało sięw warunkach represjonowania i ści-gania żołnierzy podziemia przezNKWD i polski aparat bezpieczeń-stwa. Rozwiązując Armię Krajową,gen. Okulicki zachował ściśle zakon-spirowaną jej niewielką organizacjękadrową „NIE” („Niepodległość”).

Gdy w lutym 1945 roku do publicz-nej wiadomości podano decyzje, pod-jęte przez Wielką Trójkę na konfe-

rencji jałtańskiej (4-11.02.1945), spo-łeczeństwo polskie przeżyło szok.Jałta stała się symbolem zdrady Polskiprzez jej dotychczasowych zachod-nich sojuszników. Rząd RP w Londy-nie oraz władze Polskiego PaństwaPodziemnego musiały sobie odpo-wiedzieć na pytanie, czy w związkuz postanowieniami jałtańskimi istnie-ją jeszcze jakiekolwiek szanse obronypolskich interesów. Takich szans niedostrzeżono, dlatego już 13 lutegowładze w Londynie oświadczyły, „żedecyzje konferencji Trzech, dotyczą-ce Polski, nie mogą być uznane przezRząd Polski i nie mogą obowiązywaćNarodu Polskiego”. Tym samym zre-zygnowano z wpływu na dalszy biegwydarzeń nad Wisłą.

Z kolei w kraju Rada JednościNarodowej, pełniąca rolę podziem-nego parlamentu, protestując m.in.przeciwko postanowieniom w spra-wie granicy wschodniej, w przyjętej22 lutego po długiej dyskusji uchwalewygłosiła, że „zmuszona jest zastoso-wać się” do postanowień jałtańskichw nadziei zachowania niepodległościPolski oraz ułożenia stosunkówz ZSRR na zasadach obustronnej nie-ingerencji w sprawy wewnętrzne.Politycy Polski podziemnej w zapo-wiadanym na konferencji w Jałcie po-wołaniu nowego rządu z udziałemprzedstawicieli środowisk niepodle-głościowych oraz w deklarowanymprzeprowadzeniu wolnych wyborówwidzieli możliwość ratowania niepo-dległości Polski. Uzyskanie wpływuna tworzenie tego rządu i udziałuw przygotowaniu wyborów byłobyjednak możliwe tylko wtedy, gdybypoprzedzało je wyjście przedstawi-cieli Polski podziemnej z konspiracji.Jeszcze zastanawiano się, jak to uczy-nić, by takie ujawnienie nie zostałopotraktowane jako uznanie RząduTymczasowego, gdy nieoczekiwaniegen. Okulicki „Niedźwiadek” i dele-gat Rządu Jan Stanisław Jankowski

„...w wyniku przegranej bitwy warszawskiej w szeregach Armii Krajowej naprowincji wystąpiły poważne objawy rozprężenia. Powstały również nowenastroje społeczeństwa i nowa rzeczywistość, z którą należy się liczyć”.

Uprowadzenieprzywódców Polski podziemnej

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 20

Page 21: Monitor Polonijny 2010/4

21KWIECIEŃ 2010

w pierwszych dniach marca otrzyma-li pod swymi zakonspirowanymi ad-resami listy, podpisane przez radzie-ckiego płk. Pimienowa, w których za-praszano ich na spotkanie z gen. Iwa-nowem, przedstawicielem dowódz-twa I Frontu Białoruskiego. Nie byłato pierwsza tego rodzaju propozycja;już w lutym gen. Okulicki otrzymałpodobną, choć sformułowaną dośćmgliście. Wówczas jednak Rada Je-dności Narodowej jednomyślnie od-radziła mu pójście na takie spotkanie.Tym razem spotkanie zaaprobowała.Fakt, że listy dotarły do adresatów,oznaczał, z czego zdawali sobie onisprawę, że zostali rozpracowaniprzez NKWD. Nie wiedzieli nato-

miast, że pod nazwiskiem Iwanowkryje się Iwan Sierow, szef radzieckie-go kontrwywiadu, okrutnego Smer-szu. O otrzymanej propozycji Jan-kowski zawiadomił Londyn, który za-akceptował podjęcie rozmów z przed-stawicielem strony radzieckiej, a tymsamym ujawnienie się przedstawicie-li Polskiego Państwa Podziemnego.

Generałowi Okulickiemu, mające-mu już wcześniejsze doświadczeniaz radzieckim aparatem represji (jakokomendant AK terenów wschodnichbył więziony w Moskwie od styczniado sierpnia 1941 roku), nie spiesznobyło do spotkania, mimo że płk Pimie-now we wspomnianym liście pisał, iż„/.../ jako oficer Armii Czerwonej, któ-remu przypada w udziale tak ważnamisja, daję Panu pełną gwarancję, żeod chwili, kiedy Pana los będzie zale-żny ode mnie (od przyjazdu do nas),będzie Pan całkowicie bezpieczny”.

Z Pimienowem pierwszy spotkał siędelegat Rządu RP na Kraj Jan Sta-nisław Jankowski. Stało się to 17 mar-ca w Pruszkowie, w willi, gdzie kwa-terował sowiecki generał. Podczasspotkania jego gospodarz został poin-formowany, że wchodzące w składRady Jedności Narodowej stronni-ctwa chcą rozpocząć jawną działal-ność i że byłoby wskazane spotkaniegen. Iwanowa z całą „egzekutywąRady”. Jankowski zwrócił się do Pi-mienowa również z prośbą o umożli-wienie wysłania delegacji polskiegopodziemia do Londynu w celu poro-zumienia się z rządem i Mikołajczy-kiem. Pimienow okazał się świetnymrozmówcą, z życzliwością odnoszą-

cym się do przedstawianych sprawi obiecał m.in. zorganizowanie wyja-zdu polskiej delegacji do Londynu.W równie dobrej atmosferze przebie-gały spotkania z przedstawicielamipartii politycznych, które Pimienowodbył w następnych dniach. To na je-go prośbę wypełnili oni szczegółoweankiety, dotyczące reprezentowa-nych przez siebie partii.

Na ponownym spotkaniu z Pimie-nowem, które odbyło się 21 marca,Jankowski dowiedział się, iż gen. Iwa-now przyleci w najbliższych dniachi zamierza, być może w obecnościmarszałka Georgija Żukowa, spotkaćsię z przedstawicielami Rady Jedno-ści Narodowej. Zaraz po tym spotka-niu 12 polskich polityków miało po-lecieć radzieckim samolotem do Lon-dynu. Spotkanie zaplanowano na 28marca. W przeddzień Pimienow za-prosił na bardziej kameralne spotka-

nie Jankowskiego, Okulickiego orazKazimierza Pużaka, przewodniczące-go Rady Jedności Narodowej.

Kiedy Okulicki, Jankowski i Pużak27 marca przybyli do wspomnianejjuż willi w Pruszkowie, Pimienowprzyjął ich obiadem. Później gościezostali przewiezieni na Pragę, gdziemiał ich oczekiwać gen. Iwanow.Najpierw poinformowano ich, że roz-mowy odbędą się nazajutrz, a ranooświadczono, że zostali zaproszenido Moskwy i że czeka na nich samo-lot. Polecieli… Z moskiewskiego lot-niska trafili prosto do więzienia naŁubiance.

Przywódców podziemia, zaproszo-nych na 28 marca, spotkał podobnylos. Gdy do pruszkowskiej willi przy-byli reprezentujący Stronnictwo Lu-dowe: Kazimierz Bagiński, AdamBień, Stanisław Mierzwa, Stronni-ctwo Narodowe: Stanisław Jasiuko-wicz, Kazimierz Kobylański i Zbi-gniew Stypułkowski, StronnictwoPracy: Józef Chaciński i StanisławUrbański, Zjednoczenie Demokraty-czne: Eugeniusz Czarnowski i Stani-sław Michałowski, przedstawicielPolskiej Partii Socjalistycznej AntoniPająk oraz tłumacz Józef Stemler-Dąbski z Departamentu Informacjii Prasy Delegatury, przewieziono ichna nocleg do podwarszawskichWłoch. Rano zaś poinformowano, żemarszałek Żukow oczekuje ich w Po-znaniu. W samolocie, którym mielitam dotrzeć, czekał na nich wcześniejaresztowany Aleksander Zwierzyńskize Stronnictwa Narodowego. Polecie-li. Lądowali awaryjnie nie w Pozna-niu, ale na podmoskiewskich polach,skąd pociągiem zostali przewiezinido Moskwy, a potem na Łubiankę. Nakilka miesięcy słuch o nich zaginął.

Wiadomość o porwaniu przywód-ców Polski podziemnej przekazał doLondynu szef Departamentu SprawWewnętrznych Delegatury RząduStefan Korboński ze StronnictwaLudowego. Tam ambasador EdwardRaczyński złożył w brytyjskim Fo-reing Office notę, wzywającą do in-terwencji. Podobnie postąpił ambasa-dor Polski w Waszyngtonie JanCiechanowski. Ambasadorzy Wielkiej

gen. Leopold Okulicki Jan Stanisław Jankowski Kazimierz Pużak

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 21

Page 22: Monitor Polonijny 2010/4

Nie zawiedzie się napewno czytelnik, który się-gnie po powieść TomaszaKonatkowskiego Nie matakiego miasta (W.A.B.Warszawa 2010). Z jej bo-haterem, komisarzem war-szawskiej policji AdamemNowakiem przeżyje fascy-nującą przygodę śledczą,

a właściwie aż dwie przy-gody. Jedną w Londynie,gdzie wraz z przebywa-jącym tam na miesięcznymstażu komisarzem nie tylkoma możliwość poznaniaproblemów polskiej emi-gracji, ale także uczestni-czy w śledztwie, mającymwyjaśnić śmierć młodego

polskiego geja. I choć po-czątkowo wydaje się, żemorderstwo popełnionezostało z przyczyn raso-wych, to szybko okazujesię, że ofiara mogła byćzamieszana w handel nar-kotykami. Komisarz No-wak wraca do Warszawyi tu zajmuje się sprawą ska-towanego Anglika. W tejsprawie pojawiają się na-zwiska tych samych osóbco w śledztwie londyń-skim… Autor za pośredni-ctwem komisarza Nowakawciąga nas w fascynująceszukanie odpowiedzi napytanie, co łączy oba przy-padki.

Gorąco zachęcam też doprzeczytania powieści Mar-cina Świetlickiego, GaiGrzegorzewskiej, Irka Gri-

na Orchidea (Wydawni-ctwo EMG, Kraków 2009).Zachęcam nie tylko z tegowzględu, że jest to pierw-sza powieść kryminalna,napisana po wojnie przeztrójkę autorów (duet pisar-ski już znamy – Czubaji Krajewski), ale przedewszystkim ze względu nawybraną przez autorówambitną formę literacką.Napisali oni bowiem pa-stisz powieści kryminalneji to pastisz niezwykle uda-ny. Tak więc obok ucze-stniczenia w wyjaśnianiuzagadki kobiety, powieszo-nej pod krakowskim mo-stem Dębnickim, na czytel-nika Orchidei czekają fajer-werki tego najlepszego hu-moru, zapewniającego do-brą zabawę, co w tego ro-

K ryminał i sensacja mają gronoswych stałych czytelników,którzy z przyzwyczajenia

najchętniej sięgają do przekładów tejliteratury z języków zachodnich.Tymczasem w ostatnim dziesięcioleciu na półkach księgarńpojawiło się szereg wartych uwagi powieści tego rodzajuautorstwa polskich pisarzy.

Brytanii i USA, którzy interweniowaliw Moskwie, otrzymali odpowiedź, żeporwanie to wymysł Polaków. Do-piero 4 maja Stalin poinformowałChurchilla o tym, że Polacy znajdująsię w moskiewskim więzieniu. Dwadni później agencja TASS wydała ko-munikat o uwięzieniu szesnastu pol-skich działaczy i oznajmiła, że stanąoni przed radzieckim sądem za dzia-łalność dywersyjną na tyłach AmiiCzerwonej.

Po niemal trzech miesiącach inten-sywnych przesłuchań 18 czerwca 1945 roku przywódcy Polski podziem-nej stanęli przed radzieckim sądemwojskowym. Pokazowy proces, któryprzeszedł do historii jako „proces sze-snastu”, trwał cztery dni i odbył sięw Sali Kolumnowej moskiewskiegoDomu Związków Zawodowych, w tejsamej sali, w której wcześniej sądzonoRykowa, Bucharina, Kamieniewa czyTuchaczewskiego. Sądowi przewodni-czył gen. Wasilij Ulrich, przewodni-czący Kolegium Wojskowego Sądu Naj-wyższego ZSRR. W składzie sędziow-skim zasiedli gen. mjr Nikołaj Afana-sjew, generalny prokurator wojskowyZSRR, i Roman Rudenko, który późniejreprezentował ZSRR w procesie no-

rymberskim. Przed sie-dzącymi na podiumoskarżonymi stali stra-żnicy, trzymający w rę-kach karabiny z nasta-wionymi bagnetami,a na sali byli obecni m.in.przedstawiciele amba-sad amerykańskiej i bry-tyjskiej oraz dziennikarze.

Za podstawę aresztowania władze ra-dzieckie uznały porozumienie z polskimKomitetem Wyzwolenia Narodowegoz dnia 26.07.1944 roku, poddającym ju-rysdykcji wodza naczelnego armii radzie-ckiej strefę działań wojennych na zie-miach polskich w momencie uwalnianiatych terenów spod okupacji niemieckiej.Polacy byli oskarżeni na podstawie arty-kułu 58. kodeksu karnego ZSRR, mó-wiącego o działalności kontrrewolucyj-nej. Artykuł ten przewidywał kary odczterech miesięcy po karę śmierci.Oskarżonym zarzucono prowadzenieprzeciwko Armii Czerwonej akcji wywia-dowczo-szpiegowskiej i wywrotowej po-czątkowo poprzez działalność „nielegal-nej organizacji AK, współdziałającejz Niemcami”, a następnie organizacji„Niepodległość”, a także pomoc „niele-galnej tzw. Rady Jedności Narodowej”.

Tak więc w akcie oskar-żenia radziecki proku-rator stwierdzał arbi-tralnie, że zarówno Ar-mia Krajowa, jak i RadaJedności Narodoweji Rada Ministrów naKraj były nielegalne.Szczególnie perfidne

było oskarżenie AK o współpracęz Niemcami i przygotowywanie wspól-nego z Niemcami planu wystąpieniazbrojnego przeciwko ZSRR.

W trakcie procesu w charakterzeświadków oskarżenia przesłuchanoniektórych wcześniej uwięzionych ofi-cerów i żołnierzy AK i „NIE”. Ci, złamanidługotrwałym śledztwem, recytowalito, czego od nich oczekiwano. Gdy gen.Okulicki poprosił o wezwanie wskaza-nych przez siebie świadków, okazałosię, że gen. L. Bittnera, płk. Jana Koto-wicza i płk. Władysława Filipkowskiegoodesłano do odległych łagrów, a innych„nie wykryto na terenie ZSRR”, mimo iżprzebywali w radzieckich obozach.

Radzieccy obrońcy, których oskarże-ni poznali dopiero na sali sądowej,w większości przyznawali się w ichimieniu do winy, zapewniając o skruszei prosząc o wielkoduszność – tylko nie-

MONITOR POLONIJNY22

Kryminał i sensacja

Proces szesnastu

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 22

Page 23: Monitor Polonijny 2010/4

dzaju powieściach nie czę-sto bywa.

Trzecia powieść, na któ-rą warto zarezerwowaćsobie wolny weekend, toKrzysztofa KotowskiegoNiepamięć (Cat Book, War-szawa 2009). Kotowskie-mu w Niepamięci udało siępołączyć w jedną całośćelementy powieści krymi-nalnej, fantastycznej, szpie-gowskiej i... rozliczenio-

wej. W rezultacie powstałdobry lekki utwór, w któ-rym autor nie unika stawia-nia pytań ważnych. Akcjarozpoczyna się od zagi-nięcia starszej kobiety, poktórym następują zaginię-cia kolejnych osób, uwikła-nych w śledztwo, prowa-dzone przez komisarzaSkalferina. Sprawa jestskomplikowana, albowiemokazuje się, iż klucza do jej

rozwiązania trzeba szukaćw przeszłości.

Ostatnią z książek pole-canych w tej notatce jestpowieść sensacyjna An-drzeja Ziemiańskiego Ucie-czka z Festung Breslau(Wydawnictwo Dolnoślą-skie, Wrocław 2009). Akcjatej powieści toczy sięw 1945 roku, gdy dzisiejszyWrocław był jeszcze twier-dzą Breslau. W oblężonym

mieście w tajemniczychokolicznościach giną lu-dzie, przygotowujący wy-wóz cennych dzieł sztuki.Sprawą interesują się agen-ci różnych wywiadów,a śledztwo prowadzi oficerAbwehry, absolwent Ox-fordu, pacyfista DieterSchielke. Śledztwo to jestpoczątkiem nieprawdopo-dobnych wydarzeń, spo-tkań i zbiegów okoliczno-ści. W oblężonej twierdzyrozgrywa się akcja w gang-sterskim stylu, nie mającanic wspólnego z jej obro-ną.

Lektura każdej z prezen-towanych powieści możestać się całkiem skutecz-nym lekarstwem na wio-senne zmęczenie.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

którzy z nich wnosili o uniewinnienieswych klientów. Generał Okulicki, wi-cepremier Jankowski i działacz obozunarodowego Stypułkowski bronili sięsami. Ten ostatni odrzucił wszystkieoskarżenia i żądał uniewinnienia. Jan-kowski przyznał swą odpowiedzialnośćza zarzucane mu działania i nadzór nadorganizacją „NIE” oraz posługiwanie sięradiostacjami. Najdłuższe było przemó-wienie gen. Okulickiego, który, przy-znając się do części zarzutów, np. doposługiwania się radiostacjami, wyda-nia rozkazu ukrycia broni i sprzętu woj-skowego, do kierowania organizacją„NIE” i prowadzenia wywiadu, sta-nowczo zaprzeczył zarzutowi o współ-pracy z Niemcami. Odpierając go, po-wiedział m.in.: „Najlepsi patrioci i de-mokraci brali udział w tej walce /.../Oskarżenia o współpracę z Niemcamito /.../ pozbawienie honoru, to /.../oskarżenie narodu polskiego o to, żebrał udział w podziemnej walce”.

Prokurator gen. N. Afanasjew w mo-wie oskarżycielskiej stwierdził m.in., że„proces podsumował zbrodniczą dzia-łalność reakcji polskiej, która walczyław ciągu wielu lat przeciw ZwiązkowiRadzieckiemu i zaprzedała interesyswego narodu”.

W dniu 21 czerwca ogłoszono wy-rok: gen. Okulicki został skazany na 10 lat więzienia, Jankowski na 8, Bieńi Jasiukiewicz na 5, Pużak otrzymał 1,5 roku, Bagiński 1 rok, Zwierzyński 8miesięcy, Czarnowski 6 miesięcy, Mierz-wa, Stypułkowski, Chaciński i Urbańskidostali po 4 miesiące z zaliczeniemaresztu, Michałowskiego, Kobylańskie-go i Stemlera-Dąbskiego uniewinniono.Trzech skazanych zmarło w więzieniu.Pierwszy z nich gen. L. Okulicki zmarł24 grudnia 1946 roku w moskiewskichButyrkach (istnieje też relacja, że zostałzamordowany), o czym Moskwa poin-formowała Międzynarodowy Czerwo-ny Krzyż w 1956 roku. Na dwa tygodnieprzed końcem odbywania kary, 13 mar-ca 1953 r., zmarł w ciężkim więzieniuwe Władymirze nad Klaźmą J. S. Jan-kowski. Stanisław Jasiukowicz zaś zmarł22 października 1946 w szpitalu wię-ziennym w Butyrkach. Skazany na 5 latw osobnym tajnym procesie AntoniPajdak po odbyciu kary został zesłanyna zawsze do Krasnojarskiego Kraju,ale dzięki staraniom córki powrócił dokraju w 1955 roku.

Po procesie prasa radziecka pełna by-ła zachwytów nad głębokim humanita-ryzmem sowieckiego sądownictwa, zaś

brytyjski ambasador w Mokwie procespolskich przywódców ocenił pozytyw-nie, ponieważ„nikogo nie skazano naśmierć, oskarżeni mogli się bronić”.Z kolei brytyjski „Times” już 22 czerwcapisał: „/.../ wyrok nikogo nie powiniendziwić, kto śledził antyradziecką działal-ność rządu polskiego”. Podobne stano-wisko zajęły inne gazety brytyjskiei amerykańskie. Stalin mógł się cieszyć– sprawdziło się jego przewidywanie,że przywódcy zachodni nie będą szuka-li prawdy.

W tym czasie, gdy w Sali Kolumno-wej sądzono przywódców PolskiegoPaństwa Podziemnego, w innej mo-skiewskiej sali toczyły się w obecno-ści Stalina rozmowy między przedsta-wicielami promoskiewskiego RząduTymczasowego Rzeczypospolitej Pol-skiej a niektórymi politykami emi-gracji polskiej w Londynie (wśródktórych był m.in. S. Mikołajczyk)i przedstawicielami krajowych, kom-promisowych wobec komunistówśrodowisk politycznych. Tematemrozmów było uzyskanie porozumie-nia w sprawie utworzenia w Polscedeklarowanego w uchwałach jałtań-skich rządu koalicyjnego.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

KWIECIEŃ 2010 23

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 23

Page 24: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY24

W dniach 12 – 28lutego 2010 rokuprzeżywaliśmy

start naszej reprezentacjinarodowej na XXIZimowych IgrzyskachOlimpijskichw kanadyjskim Vancouver.Zapowiadało się nieźle.

Reprezentacja Polski je-chała do Kanady pełnanadziei po świetnych wy-stępach w PucharzeŚwiata Justyny Kowal-czyk i z medalowymiszansami Adama Mały-sza, którego forma rosłaz dnia na dzień, orazTomaszem Sikorą, którymiał sprawić niespodziankę.

Najlepsze igrzyska zimowe w histo-rii polskiego sportu już za nami, alejak tu je opisać na „góra trzech stro-nach”? Cóż… Pani redaktor naczelnawymaga…

W Vancouver polscy sportowcyzdobyli sześć medali, w tym jedennajcenniejszy – złoto Kowalczykw biegu na 30 km. Po 38 latach odzdobycia złotego medalu przez Woj-ciecha Fortunę w Sapporo docze-kaliśmy się drugiego zimowego mi-strza olimpijskiego. Medale Kowal-czyk nie były jednak niespodzianką,podobnie jak i medale Małysza, alekilka miejsc blisko medalowej trójkipodgrzewa nadzieję na przyszłość.Jednak największa grupa naszych re-prezentantów – używając języka nie-śmiertelnej grupy działaczy sporto-wych – „zbierała doświadczenia”.

Poprzedni sezon 27-letnia JustynaKowalczyk zakończyła na pier-wszym miejscu w klasyfikacji Pucha-ru Świata (PŚ) w biegach kobiet.

W tym sezonie też jest pierwsza.Zdobyła tytuł najlepszego spor-towca 2009 roku, a do Kanadypoleciała jako liderka PŚ i zwy-ciężczyni prestiżowego cyklu Tourde Ski. Jej trener Aleksander

Wierietielny mimo kolejnych zwy-cięstw powtarzał, że jego podopiecz-na… „nie jest jeszcze w najwyższej for-mie”. Zapewniał jednak, że „Justynawstydu nam nie przyniesie”.

Polka znalazła się pod olbrzymiąpresją oczekiwań, ale była dobrzeprzygotowana i wyposażona. Zabrałaze sobą ponad 80 par nart (!), z czegoniemal aż 60 przeznaczona była dostartów w czterech konkurencjachindywidualnych i sztafecie. Reszta po-służyła do testowania i dobierania od-powiednich smarów na trasy.

W inauguracyjnym starcie na tra-sach w Whistler w biegu na 10 kmtechniką dowolną, mimo że była je-dną z faworytek, zajęła jednak piątemiejsce. Agencja AFP uznała to za naj-większą niespodziankę dnia! Naszej„królowej nart” do medalu zabrakłozaledwie 5,8 sekundy! Natychmiastpojawiły się obawy o jej kondycję,zdrowie i możliwości. Kowalczyktłumaczyła zaś, że „to nie jej styl i niejej dystans”. Drugi start i pierwszy

medal - srebro zdobyła w biegusprinterskim techniką klasyczną nadystansie 1,4 km! Wyścig był pełenemocji, a walka o medalowe miejscana ostatniej prostej przyprawiła wi-dzów przynajmniej o palpitację.W Turynie w 2006 roku w tej konku-rencji Polka zdobyła brąz, teraz sre-bro. Według CBOS 86% rodakówspodziewało się jednak złota.

Następny był brązowy medalw biegu łączonym na 15 km (7,5 kmtechniką klasyczną i 7,5 km technikądowolną). Oglądając ten występ Ko-walczyk, znów można było dostać za-wału. Po ostrej walce z norweską za-wodniczką Kristiną Steirą długonie było wiadomo, kto zajął trzeciemiejsce. Najpierw na tablicy wyni-ków pojawiło się nazwisko Norwe-żki, dopiero później podano, że brązzdobyła jednak Polka.

Najważniejsze jednak, że Kowal-czyk zdobyła w końcu i złoto! Po pa-sjonującej walce w biegu na 30 kmtechniką klasyczną, która na trwałeweszła do historii polskiego sportu,minimalnie pokonała Norweżkę Ma-rit Bjoergen i zdobyła upragnionemistrzostwo olimpijskie! Faktem jest,że na trasach w Whistler królowałaBjoergen – zdobyła 5 medali, w tym3 złote, ale najbardziej prestiżowąkonkurencję biegową wygrała Polka!Do tego pokonała ona rywalkę w bez-pośredniej walce. Kowalczk zyskałatrzy medale! Więcej od niej na igrzy-skach Vancouver zdobyły tylko czteryzawodniczki. Nasza reprezentantkazostała więc jedną z największych„multimedalistek” igrzysk.

Na sukces kładły się cieniem napię-cia poza trasami startowymi. Nieprzy-jemnie było pomiędzy Kowalczyka jej trenerem. Aleksander Wierie-tielny nie tylko nie pojawił się na ce-remonii dekoracji swojej podopiecz-nej, ale potem nie chciał przyjąć odniej medalu w prezencie. Był nieuch-wytny, nie rozmawiał z nikim, nawetz Kowalczyk zamienił zaledwie paręsłów. Okazało się, że wcześniej się po-kłócili. Nie po raz pierwszy. Napięciapojawiały się również między zawo-dniczkami. Norweżka Bjoergen za-rzuciła Polce, że ta nie umie przegry-wać. Nasza reprezentantka zaś rzuca-

Vancouverradościza nami

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 24

Page 25: Monitor Polonijny 2010/4

KWIECIEŃ 2010 25

ła oskarżenia czy tylko sugerowała, żerywalki, a zwłaszcza Norweżki, stosu-ją doping, ponieważ… większość za-wodniczek leczy się na astmę i zaży-wa leki wspomagające płuca, co mo-że wpływać na ich wydajność sporto-wą. Kowalczyk podkreślała: „Z całejczołówki tylko ja nie jestem astma-tyczką. Pójdę do lekarza i poproszęo zaświadczenie, że mam astmę”.

Aby podnieść szanse medalowe za-wodników, wyznaczano nawet kon-kretny dzień ich przybycia do Van-couver, by ich organizmy mogły sięwłaściwie zaaklimatyzować. Małyszna igrzyskach pojawił się na pięć dniprzed startem. Czy to właśnie pomo-gło? Skakał jak natchniony i nie po-zostawił wątpliwości, że nadal należydo światowej czołówki. Orzeł z Wisłyzdobył w Whistler dwa srebrne me-dale olimpijskie!

Największa, bo jedenastoosobowaekipa Polskiego Związku Narciar-skiego, zdobyła zatem 5 medali! Te-go piątego nie spodziewali się nawetnajwięksi optymiści.

Polskie panczenistki (szybka jazdana łyżwach) w składzie KatarzynaBachleda-Curuś, Katarzyna Wo-źniak i Luiza Złotkowska wywal-czyły olimpijski brąz w drużynowymwyścigu na dochodzenie. W konku-rencjach indywidualnych spisywałysię słabo, zaś drużynowo sprawiły naj-większą niespodziankę. Przedostat-niego dnia igrzysk stoczyły dwa pory-wające pojedynki. Najpierw w półfina-le z Japonkami mogły zdobyć co naj-mniej srebro, ale przegrały o 0,19 se-kundy! W wyścigu o trzecie miejscepoczątkowo ustępowały Amerykan-kom, ale jechały bardzo dobrze. Ry-walki nie wytrzymały narzuconegoprzez siebie tempa i w końcówceprzegrały. Zdobyty przez Polki brąz topierwszy olimpijski medal naszychpanczenów od pół wieku! Na igrzy-skach w Squaw Valley w 1960 rokuElwira Seroczyńska była druga,a Helena Pilejczyk trzecia w wyści-gu na 1500 metrów.

Rozczarował 36-letni Tomasz Si-kora, który na igrzyskach startowałjuż po raz piąty. Na poprzednich zdo-był swój pierwszy medal olimpijski –srebro w biegu masowym. Na drugiej

pozycji, najwyższej w karie-rze był w klasyfikacji gene-ralnej PŚ w sezonie 2008/09.W tym sezonie zajmował 18. miejsce. W Vancouver wal-czył dzielnie, plasując się namiejscach w okolicy pierwszej dzie-siątki, ale kiepsko szło mu strzelanie.Wiązano z nim nadzieje, choć niezbytuzasadnione. W indywidualnym bie-gu na 20 km zajął siódme miejsce. Namecie ocenił, że górę wzięły emocje.Tłumaczył się, że „przeszkadzał tro-chę wiatr. Na pierwszym strzelaniuwiał z prawej, na drugim z lewej.Trzeba było dużo myśleć przy tym”.Dalej też mu nie szło. W biegu na do-chodzenie na 12,5 km zajął 18. lokatę.

Działo się także trochę w środowi-sku biathlonowym. Pochodzący z Ukrai-ny trenerzy kadry Roman Bonda-ruk i Nadia Biłowa zapowiedzieliswoje odejście, a zawodnicy rywalizo-wali w nowych strojach z flagamiczerwono-białymi.

A inni polscy reprezentanci? Fatal-nie zaprezentowali się snowboardzi-ści. Klan Ligockich, czyli trójka rodze-ństwa, zajmował miejsca bliżej końcastawki. Niespodziankę miała sprawićw snowboardowym halfpipe Pauli-na Ligocka, która udanie rozpoczęłarok, zajmując szóste miejsce w zawo-dach PŚ w Austrii. Na jej barkachspoczywało zadanie uratowania ho-noru polskiego snowboardu, któryw igrzyskach w Vancouver poniósłjednak dotkliwą porażkę. PrezesPKOl Piotr Nurowski zapowiedziałzmiany w finansowaniu tej dyscypli-ny. Nawet na krótką wzmiankę nie za-służyli łyżwiarze figurowi. Za „plus”uznać należy ósme miejsce ambitnejsaneczkarki Eweliny Staszulonek.

Zdobycie medalu olimpijskiego todla sportowców sukces, rekompensu-jący wieloletni trud i pracę, włożonąw przygotowania. Komitety olimpij-skie, chcąc dodatkowo nagrodzić za-wodników, a także zmotywować ich

do osiągania jak najle-pszych wyników, przewi-dują premie uzależnioneod koloru zdobytegoprzez nich krążka. Nasimedaliści mogli liczyć na

250 000 PLN za zdobycie złotego meda-lu, srebro gwarantowało 150 000 PLN,a brąz 100 000 PLN. Co istotne, takiesame kwoty PKOl obiecał sztabomszkoleniowym i medycznym polskichreprezentantów, z zastrzeżeniem, żeczęść premii ma trafić do kieszenipierwszego trenera lub nauczyciela,który odkrył talent medalowegosportowca.

Dla porównania – bułgarski meda-lista dostałby (Bułgarzy nie zdobyliżadnego medalu) premię w wysoko-ści 200 000 BGN (410 000 PLN) zazdobycie złotego medalu, 170 000 BGN(348 500 PLN) za srebro i 140 000 BGN(287 000 PLN) za brąz.

Szybko podliczono, że Justyna Ko-walczyk, zdobywając trzy medaleolimpijskie, w dwa tygodnie zarobiła740 tys. zł, łącząc nagrody i premie.

XXI Zimowe Igrzyska Olimpij-skie przeszły do historii. Były udanepod względem sportowym, zwłasz-cza dla polskiej ekipy. Zdobyte przeznaszych sześć medali – złoty, trzysrebrne i dwa brązowe – to niemal ty-le, ile Polacy zyskali podczas wszy-stkich poprzednich startów. W klasy-fikacji medalowej Polska zajęła 15. miej-sce. To najlepszy rezultat w historii.Sukces ten, a właściwie przygotowa-nia 47 startujących w igrzyskach po-chłonęły kwotę 31 milionów złotych(więcej niż wydała Wielka Brytaniana czteroletnie przygotowania swo-ich 52 uczestników). Z poprzednichigrzysk przywieźliśmy jeden medalsrebrny, jeden brązowy i 20. miejscew klasyfikacji. W klasyfikacji medalo-wej wszechczasów Polska jest na 25. miejscu.

Kolejne zimowe igrzyska za cztery la-ta w rosyjskim Soczi. Czy będzie lepiej?Czas biegnie szybko. Może pojawi sięnowa gwiazda? A przynajmniej niechby było tak samo jak w Vancouver!

ANDRZEJ KALINOWSKIZgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie

przekazane na nagrody dla dzieci, biorących udziałw konkursach ogłaszanych na łamach „Monitora“.

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 25

Page 26: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY26

W poprzednim numerze „Monitora”pisaliśmy o tym, jak radzi sobie„lustrzane odbicie” Klubu

Polskiego, jakim jest Towarzystwo Słowakóww Polsce. Dziś czas na kontynuację.

Mniejszość słowacka w Polsce znajdujesię w zupełnie odmiennej sytuacji, niżmniejszość polska na Słowacji. Inne jest jejpochodzenie, problemy, sytuacja material-na. Jednak w opinii działaczy słowackichz Małopolski, ten fakt wcale nie musiprzeszkadzać we wzajemnym poznaniui współpracy obu mniejszości. „Bardzochętnie nawiążemy ściślejszą współpracę.Wiele nierozwiązanych spraw wspólnymisiłami możemy popchnąć do przodu” –deklaruje w rozmowie z „Monitorem” se-kretarz generalny TSP Ludomir Molitoris.

Według niego obie organizacje powin-ny wspólnie wystąpić do rządów Polskii Słowacji z wnioskiem o wypełnienie po-stanowień międzyrządowej umowy o mniej-szościach narodowych. „Teraz jest tak, żew wielu sprawach dotyczących mniejszo-ści Warszawa i Bratysława decydują nieja-ko ponad głowami samych zainteresowa-nych. Dlatego proponuję, byśmy wspólniewystąpili z wnioskiem o sfinansowanie ześrodków, przeznaczonych na mniejszościnarodowe, tego, czego nam najbardziejpotrzeba. A konkretnie: siedziby dla KlubuPolskiego w centrum Bratysławy, w któ-rym mieściłaby się również redakcja wa-szego miesięcznika, a także Domu Słowa-ckiego, pełniącego również funkcję mu-zeum słowackiej kultury, na Orawie lubSpiszu” – tłumaczy Ludomir Molitoris.

Zdaniem słowackich liderów jednąz największych bolączek, z jakimi spotykasię ich organizacja, są trudności w finan-sowaniu inwestycji infrastrukturalnych.O ile polskie ministerstwa kultury, edu-kacji czy spraw wewnętrznych i admini-stracji udzielają dosyć chętnie dotacji naprojekty miękkie, takie jak wydarzeniakulturalne czy wymiana młodzieży, to po-zyskanie grantu na dokończenie budowyDomu Słowackiego na Spiszu jest bardzotrudne. „Władza nie powinna decydowaćza nas, co jest dla mniejszości najważniej-sze” – mówią słowaccy działacze. Jaktwierdzą, po dokończeniu budowy Domu

● Całe szczęście, że Państwo te-go nie widzicie – to ulubionezdanie komentatorów sporto-wych idealnie pasuje do tegoprzeglądu prasy. Polska to smut-ny kraj. Tak przynajmniej prze-konywały gazety.

● W „Dużym Formacie”, czyliczwartkowym dodatku do „Ga-zety Wyborczej” (11 marca2010) Wojciech Staszewskiopublikował reportaż „Szczuryna kiju”. Kim są tytułowe szczu-ry? Otóż to osoby, które pracu-ją, ale oszukiwane są przezswych pracodawców, którzynie zatrudniają ich na etatach.„Pracują jak w XIX wieku, bezzagwarantowanego urlopu,zwolnienia lekarskiego, nad-godzin, perspektyw emerytal-nych i bez poczucia godności.Półtora miliona ludzi” – pisałStaszewski. „Teresa z Gdańskabędzie musiała w nieskończo-ność studiować, żeby szef jejnie wyrzucił z pracy. Damianaze skupu złomu szef właśniewyrzucił, bo ciągle jęczał o etat.Marta z Krakowa jest zadowolo-na z pracy na zlecenia, ale nawypadek zwolnienia kseruje,co się da – wnioski o urlop,podpisane listy obecności, gra-fiki pracy. Bo najpierw jest upo-korzenie, a na końcu zemsta” –tak żyje wielu Polaków.

●Problem ten nie dotyczy tylkobohaterów tekstu WojciechaStaszewskiego. Joanna Rybusw łódzkiej „Gazecie Wyborczej”w tekście „Dyrekto: - Pokaż cyc-ki. Aktorzy: - Mobbing” (12 mar-ca 2010) opisała los aktorów te-atru „Arlekin”: „Aktorzy są je-dną z trzech grup zawodowych,obok portierów i bileterów,którzy pracują w Arlekinie naumowę o dzieło. Od 13 lat teatrnie odprowadza za nich składek

emerytalnych, artyści nie mająteż zapewnionych podstawo-wych świadczeń socjalnych.Ich wynagrodzenie zależy odliczby spektakli i prób. Kiedychorują, spektakl jest odwoły-wany – wtedy nie zarabia niktz obsady. Proszę sobie wyobra-zić, że z powodu choroby nieprzychodzi pan do pracy,a pensji za ten dzień nie dosta-je całe piętro – tłumaczyławczoraj [prezydentowi] Sa-dzyńskiemu Ewa Mróz, aktorkateatru”. To nie wszystko, akto-rzy zarzucają mobbing Walde-marowi Wolańskiemu, dyrekto-rowi teatru. „Wolański za ka-żdym razem, gdy próbujemyz nim rozmawiać, odpowiada:Jak nie będziesz podskakiwać,to przedłużę Ci umowę, Pokażcycki, to dostaniesz 50 złotychwięcej”. Trauma aktorów możesię niedługo skończyć. Ich miej-sce najprawdopodobniej zajmątegoroczni absolwenci Wydzia-łu Aktorskiego łódzkiej szkołyfilmowej.

● Gdyby wykorzystani przezpracodawców Polacy chcieliosłodzić swój los i pójść obej-rzeć w kinie polski film, znówspotka ich rozczarowanie. Przy-najmniej tak uważa TadeuszSobolewski w swym felietonie,opublikowanym w „Kinie”(kwiecień 2010), a napisanympodczas festiwalu filmowegow Berlinie. „Tylko jeden z na-szych filmów [„Las” w reżyseriiDrzymały] ostatniego czasumógłby konkurować ze zwy-cięzcami Berlina. On jeden za-biera widza w jakąś drogę.Inne – przy wszystkich walo-rach formalnych – zatrzymująsię na odkryciu patologii i mło-dzieńczym odkryciu: tyle złana świecie! Dla naszych fil-mowców człowiek jest nie-przeniknioną tajemnicą – inniusiłują ją zgnębić” - piszeSobolewski. Coś mi mówi, żeon chyba jest na etacie.

ŁUKASZ GRZESICZAK

Przeglądpolskiej prasy

Towarzystwo Słowaków w P

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 26

Page 27: Monitor Polonijny 2010/4

27KWIECIEŃ 2010

Słowackiego ten obiekt będziemógł częściowo na siebie zarobićdzięki wynajmowaniu pokoi go-ścinnych i w ten sposób pozyski-wać środki na imprezy kulturalne.„Potrafimy na siebie zarobić, jednakobecny system dotacji wspiera ra-czej przejadanie grantów, a niewsparcie długofalowych inwestycjiw infrastrukturę, która przez dłu-gie lata będzie służyć naszej spo-łeczności. Sami tego systemu niezmienimy, ale przy współpracyz Klubem Polskim nasz wspólnygłos będzie lepiej słyszalny” – do-dają działacze TSP.

Sam Ludomir Molitoris twierdzi,że doskonale rozumie potrzeby Klu-bu Polskiego. „Powinniście miećswoją siedzibę i być dzięki temuniezależni. My was w tej sprawiepopieramy” – mówi sekretarz gene-

ralny TSP. Co ciekawe, pracownicykrakowskiego sekretariatu Towa-rzystwa Słowaków w Polsce są do-skonale zorientowani w sprawachKlubu Polskiego dzięki lekturze„Monitora Polonijnego”, który jestdla słowackiej mniejszości źródłemwielu inspiracji.

Kolejnym polem współpracy To-warzystwa Słowaków w Polscei Klubu Polskiego może być wspól-ny lobbing na rzecz lepszych połą-czeń komunikacyjnych między na-szymi krajami. O potrzebie zmianw tym zakresie nie trzeba chybaczytelników przekonywać – dośćwspomnieć, że podróż pociągiemz Bratysławy do Krakowa zajmujeaż 9 godzin, a transgraniczne połą-czenia autobusowe można policzyćna palcach jednej ręki. „Tymi spra-wami właściwie powinien zajmo-

wać się Euroregion Tatry, ale mamywrażenie, że jego liderzy zajęci sączym innym” – mówi LudomirMolitoris.

Słowaccy liderzy sugerują, żeobie mniejszościowe organizacjemogłyby połączyć wysiłki w lob-bingu na rzecz zmiany tej sytuacji.Tym bardziej, że to, co władzeEuroregionu „Tatry” uznają za nie-wykonalne (wsparcie transgrani-cznych linii autobusowych ze śro-dków unijnych, przy współudzialeEuroregionu), doskonale funkcjo-nuje na pograniczu słowacko-austriackim. Obie organizacje mo-głyby też wspólnie wystąpić dowładz Polski i Słowacji o odbudo-wę dwudziestokilometrowegoodcinka linii kolejowej Nowy Targ– Trstena, co również przyczyniło-by się do likwidacji barier międzynaszymi krajami.

JAKUB ŁOGINOW

Wakacyjny obóz językowo – krajoznawczy dla uczniów szkół polonijnych z krajów europejskichStowarzyszenie „Wspólnota Polska” Oddział w Krakowie zaprasza uczniów szkół poloni jnych do udziału w wakacyjnym

obozie językowo-krajoznawczym. Zapewniamy zajęcia językowe z lektorem, atrakcyjny program edukacyjny orazspotkania z rówieśnikami polskiego pochodzenia z różnych krajów świata. Termin: od 1 do 14 sierpnia 2010 r.

Program obozu:• zajęcia językowe z lektorem (5 godz. dziennie)• zwiedzanie wybranych muzeów i zabytków

Krakowa• wycieczki edukacyjne m.in. Muzeum

Auschwitz - Birkenau w Oświęcimiu, DomRodzinny Jana Pawła II w Wadowicach,Kopalnia Soli w Bochni

• wycieczki krajoznawcze (Spływ PrzełomemDunajca lub Zakopane)

• zajęcia rekreacyjno-sportowe, taneczne, basen(dwa razy w tygodniu)

• ogniska, dyskoteki

Zakwaterowanie: CentrumEdukacyjne „Radosna Nowina”w Piekarach (10 km odKrakowa), obiekt strzeżonyi monitorowany, zakwaterowaniew domkach, w pokojach trzyi czteroosobowych (wspólnełazienki), możliwośćdodatkowego korzystaniaz basenu i siłowni.Strona internetowa ośrodkawww.fund.pl/nowinaCena: 400 EURO

Organizator: Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” Oddział w Krakowie, Rynek Główny 14, 31-008 Kraków, tel./faks 48 12 422 43 55Koordynator zadania: Barbara Dudzik, e-mail: [email protected], www.wspolnota-polska.krakow.pl

Świadczenia zawarte w cenie: noclegi, trzy posiłkidziennie (pierwszym posiłkiem w dniu przyjazdu jestobiadokolacja), opieka wykwalifikowanychwychowawców, opieka medyczna, zajęcia językowez lektorem, wycieczki w ramach programuedukacyjno-kulturalnego, bilety wstępu dozwiedzanych obiektów.Warunki uczestnictwa w obozie:• młodzież polskiego pochodzenia uczęszczająca na

zajęcia z języka polskiego• wiek od 14 do 17 lat• co najmniej podstawowa znajomość języka

polskiego

ów w Polsce zaprasza Klub Polski do współpracy

LudomirMolitoris

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 27

Page 28: Monitor Polonijny 2010/4

MONITOR POLONIJNY28

K W I E C I E Ń W I N S T Y T U C I E P O L S K I M

➨ Wieczór Pleyela • 26 kwietnia,Bratysława, Primaciálny palácKoncert kompozycjimuzycznych JohannaNepomuka Hummela, JohnaFielda i Fryderyka Chopina nazrekonstruowanym fortepianiePleyel z roku 1843. •W koncercie wystąpią m.in.węgierski wirtuoz fortepianuAlex Szilasi i japońskapianistka Aya Okuyama.

➨ PIEŚNI CHOPINA27 kwietnia, Bratysława, Pálffyhopalác • Koncert pieśni i mazurkówChopina w interpretacji artystówz Polski i Francji

➨ NOC Z CHOPINEM30 kwietnia, godz. 17.00, Bratysława,Primaciálny palác • Fortepianowymaraton – koncerty pianistówz Polski, Węgier, Francji i SłowacjiW programie Chopinowe preludia,etiudy, walczyki i ballady

➨ SZKŁO POLSKIE I SŁOWACKIE12 kwietnia – 9 maja,Bratysława, Galeria NOVA,Baštová 2 • Wystawa szkłaartystycznego AgnieszkiLeśniak i Patrika Illa (SK).

➨ FOTOGRAFIE ELŻBIETYWASZCZUK13 kwietnia – 6 maja,Bratysława, Instytut Polski,Nám. SNP 27Wystawa fotografii ElżbietyWaszczuk

FESTIWAL WIOSNA CHOPIN, Kwiecień 2010, Bratysława➨ WYSTAWA PLAKATÓW FILMOWYCHDo 9 kwietnia 2010, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 • Wystawa, towarzysząca projekcjifilmów w ramach festiwalu „Febiofest 2010”,prezentująca wybór najlepszych czeskich i słowackichplakatów filmu polskiego z lat 1950-1990.

KONCERTY W RAMACH FESTIWALUBRATYSŁAWSKA GITARA KAMERALNA➨ Koncert Hommage a Chopin Marka Długosza

7 kwietnia, godz. 19.00, Bratysława, CC Centrum,Jiráskova 3

➨ Koncert Łukasza Kuropaczewskiego9 kwietnia, godz. 19.00, Bratysława, Zrkadlová sieňPrimaciálneho paláca

U W A G A ! ! !Informujemy, że koszty roczne

prenumeraty naszegoczasopisma na rok 2010

wynosą 12 euro(emeryci, renciści, studenci –

10 euro). Wpłat należydokonywać w Tatra banku

(nr konta 2666040059, nr banku 1100). Dokonującwpłaty prosimy o napisanie

w formularzu bankowymimienia i nazwiska. Nowychprenumeratorów prosimy

o zgłoszenie adresu, pod który„Monitor” ma być przesyłany.

Kontakt do redakcji:[email protected] nr tel. 0907 139 041.

SZANOWNI CZYTELNICY!Na imprezy, organizowane przezKlub Polski, jego członkinie przygo-towują wyśmienite smakołyki. Czę-sto pytacie Państwo nas, jak przy-gotować te smaczne wypieki czy in-ne dania, dlatego od nowego rokuw rubryce „Piekarnik“ prezentujemyte przepisy, które cieszyły się naj-większym zainteresowaniem Pań-stwa. Prosimy więc Czytelnikówo przysyłanie pod adresem e-mailredakcji ([email protected])przepisów na ulubione dania i po-trawy.

Polonia w Żylinie i MartiniePonieważ już od ponad roku do naszej redakcji nie wpływają ża-dne informacje ani zaproszenia na przedsięwzięcia przygotowy-wane w Żylinie i Martinie, postanowiliśmy Państwu przybliżyćofertę działającej tam organizacji „Polonus“, z którą można się za-poznać, zaglądając na jej stronę internetową www.plonus.skZ niej dowiedzieliśmy się między innymi, że 24 kwietnia 2010 r.w Martinie odbędzie się spotkanie mniejszości narodowych orazbal, a zainteresowani proszeni są o kontakt mailowy z IrenąZachar ([email protected]) lub pod adresem: [email protected] stronie „Polonusa” widnieje też informacja, że od 30 kwietnia do 2 maja 2010 r. w Strečnie ma się odbyć Zlot Polonii i DzieńPolskiej Flagi. Organizatorzy proszą zainteresowanych o kontaktpod adresem: [email protected] w celu zamówienia miejscnoclegowych. red

Redakcja „Monitora Polonijnego“oferuje zakup roczników naszegopisma z lat 2005-2008,oprawionych w twarde okładki.Cena jednego tomu wynosi 15 europlus koszty przesyłki (na terenie Słowacji to koszt 1 euro, do Czech – 5,50 euro, do pozostałych krajów UE – 6,90 euro).

Zainteresowanych prosimy o zgłaszanie

zamówień pod adresem e-mail:

[email protected]ądź pod numerem telefonu:+421 907 139 041ILOŚĆ EGZEMPLARZY OGRANICZONA!

UWAGA CZYTELNICY!Na konto „Monitora“ wpłynęłokilka niezidentyfikowanych wpłatza prenumeratę naszego pisma.Nie wiemy od kogo one pochodzą,bowiem nie zostały opatrzoneżadną adnotacją. Osoby, któretakich wpłat dokonały, prosimyo kontakt z redakcją w celuuzupełnienia niezbędnych danych.

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 28

Page 29: Monitor Polonijny 2010/4

29KWIECIEŃ 2010

Redakcja Monitora Polonijnego poszukuje osób

z Żyliny i Martina chętnych do współpracy z redakcją,

które pełniłyby funkcję korespondentów z tego regionu. Kontakt

z redakcją: [email protected], telefon: 031/5602891

Uwaga Czytelnicy!WÊród naszych prenumeratorów

zostanie rozlosowana nagroda

LOT SZYBOWCEMza sterami którego zasiàdzie nasz rodak Tadeusz Wala.

Wyniki losowania zostanà opublikowane w numerze czerwcowym.

Tych, którzy jeszcze nie dokonali wp∏aty, prosimyo uiszczenie nale˝noÊci za prenumerat´ naszego pisma

do koƒca kwietnia. Egzemplarze majowego wydania„Monitora“ b´dà opatrzone specjalnymi numerami.

Wspólnota Polaków w Górnej Austrii pragnie zaprosić Klub Polski zeSłowacji na II Zlot i Igrzyska Polonijne Górnej Austrii, które odbędą sięw Linzu 12 czerwca 2010 roku. Uroczyste otwarcie imprezy nastąpio godz. 14.30, a rozpocznie się wręczeniem Pucharu Górnej Austrii zwy-cięzcom II Turnieju Piłkarskiego oraz dekoracją medalistów igrzysk z ró-żnych dyscyplin sportowych. W części kulturalnej festynu nad Dunajemgrać będzie zespół muzyczny z Wiednia oraz kapela góralska z Gilowic.W czasie zlotu jego uczestnikom i gościom będą serwowane potrawyz grilla. W programie uwzględniono również wybór polonijnej Miss Lata2010. Na zakończenie odbędzie się zabawa taneczna. Jeżeli dysponująPaństwo swoją drużyną piłkarską, to zapraszamy do wzięcia udziałuw turnieju. Więcej informacji znajdą Państwo na naszej stronie interne-towej: www.poloniaoberoesterreich.com

KONKURS NA TEKST HYMNU POLONIIOkoło 20 mln naszych rodaków mieszka poza granicami Polski. Są pewneideały, wartości wspólne dla Polonii na całym świecie. Postanowiliśmy więcogłosić konkurs na tekst hymnu Polonii, tekst oddający poczuciewspólnoty i solidarności, zawierający elementy patriotyczne. Celemstworzenia współczesnego hymnu Polonii jest idea integracji Polonii,wzrostu jej poczucia świadomości narodowej, mimo życia poza granicamiPolski. Muzykę do hymnu Polonii skomponuje Jan Wojdak z zespołu„Wawele“. Tekst powinien składać się ze zwrotek i refrenu. Terminnadsyłania tekstów upływa 2 maja 2010 r., w Dzień Polonii i Polaków zaGranicą. Teksty prosimy nadsyłać na adres: e - mail: [email protected],faks: +43 1/292 34 81 lub listownie: Redakcja Polonika, Rennweg 9/1, A-1030 Wien. Najlepszy tekst zostanie wybrany przez komisję konkursowąw składzie: Ewa Lipska, poetka • Anna Wyszkoni z zespołu „Łzy“ • Feli-cjan Andrzejczak, wokalista zespołu „Budka Suflera“ • Jacek Cygan, autortekstów piosenek, poeta • Grzegorz Stróźniak z zespołu „Lombard“• przedstawiciele redakcji „Poloniki“: Sławomir Iwanowski, Mariusz Michalski

Na emigracjiMój powód wyjazdu na emigrację był

chyba trochę nietypowy. Nikt mnienie prześladował. Biznes pomocy

szkolnych do spółki z kolegą funkcjonowałlepiej niż dobrze. Kupiliśmy w dwie rodziny110-hektarowy folwark od PGR-u na Warmii,mieliśmy samochody, konie i inne zwierzaki.Czemu więc wyjechałem? Główne powody były dwa: nic niemożna było zrobić normalnie, wszystko trzeba było„załatwić”, ale, mimo że było to frustrujące, można sobiebyło poradzić. Drugi powód pojawił się po mojejtrzymiesięcznej wizycie u siostry w Kanadzie w 1980 roku.Zawsze kochałem przestrzeń i nagle zobaczyłem ją -niezmierzoną i wolną. Zapragnąłem tam żyć.

Po powrocie w amba-sadzie kanadyjskiej zło-żyliśmy papiery na emi-grację. Był to rok 1981.W grudniu wprowadzo-no stan wojenny, a naszepapiery przyszły w stycz-niu 1982. Próbowałemdać dwa samochody zatrzy paszporty (żona, syni ja), ale nie było ich ko-mu wziąć. Tak więc naszwyjazd nastąpił dopieropięć lat później, w sier-pniu 1987 roku, niby tona wycieczkę tygodnio-wą do Włoch. Jechaliśmyfiatem 125 combi. Nie-wiele ze sobą wzięliśmy,oficjalnie jechaliśmy prze-cież tylko na tydzień.Wyjechaliśmy wcześnierano, granica z Czecho-słowacją przekroczonabez kłopotów, potembłądzenie w Pradze, do-jazd nocą do granicyz RFN, niepokój, czy naspuszczą, czy nie cofną.Nasze paszporty nie byłycałkiem legalne. Wielkaulga po zachodniej stro-nie. To były czasy, gdynikt nie wierzył, że ko-muna kiedykolwiek upa-dnie, chociaż stało się to

dosłownie trzy lata pó-źniej. Jazda przez Niem-cy, Szwajcarię do Włoch,powrót do Niemiec i roktam spędzony w oboziedla uchodźców (naszepapiery emigracyjne da-wno utraciły ważnośći trzeba było wszystko za-łatwiać od początku) totemat na oddzielne opo-wiadanie.

Dokładnie 8 września1988 wylądowaliśmy w Ka-nadzie, w Toronto, by roz-począć nowe życie w wie-ku lat 36, z 400 dolaramiw kieszeni i całą masąoptymizmu. Mieliśmy gotyle, starczyłoby dla puł-ku wojska. WymarzonaKanada, zdrowe ręce i gło-wa. Mieszkająca w Missi-ssauga siostra odebrałanas z lotniska. Pomie-szkaliśmy u niej 2 tygo-dnie, póki nie zwolniłosię mieszkanie w bloku.Już po trzech dniach do-stałem pracę, po trzechmiesiącach zmieniłem jąna lepszą. Pracę dostałateż żona. Nie znaliśmyjęzyka, ale rząd zapew-

29

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 29

Page 30: Monitor Polonijny 2010/4

nia emigrantom darmowe kursy.Chodziliśmy na nie po pracy, alegeneralnie język poznawałem wła-śnie w pracy. Po dwóch latach ku-piliśmy dom. Jak w powieści.

W życiu Polonii zacząłem braćżywy udział dopiero, gdy dobrzepoznałem angielski. To było wyra-chowanie. Wiedziałem, że jeżeliod początku wejdę w środowiskopolskie, polską pracę i polskądzielnicę, to nie nauczę się angiel-skiego, a to tak, jakby żyć połowążycia. Czy tęskniłem za Polską?Szczerze powiem, że nie. W Polscebyłem wszędzie, w każdej gminie,jeździłem każdą drogą. Tutaj mia-łem cały nowy wielki kraj do zwie-dzania. Kraj, którego jedna pro-wincja jest cztery razy większa odPolski, a takich prowincji jest 12,nie licząc trzech jeszcze wię-kszych terytoriów. I jeździłem.Najpierw blisko – Montreal, Otta-wa, Sudbury. Potem dalej – wscho-dnie wybrzeże, USA, dalekie pół-nocne Ontario. A potem przyszłaprzygoda życia – praca, dzięki któ-rej terenowym samochodem, z ka-rabinem, piłą łańcuchową i lapto-pem przejechałem kilka razy odAtlantyku do Pacyfiku poprzezprerie, Góry Skaliste, puszcze On-tario. Wyprawy, polowania…

Kanada różni się od innych kra-jów swoją życzliwością dla ludzi.Kanadyjczycy są dla siebie mili,uprzejmi. Nie dziwi powitanie ob-cego zwyczajnym „hey”, uśmie-

chem, pytaniem o cokolwiek. Alejest jeszcze więcej. To jedyny kraj,a widziałem ich sporo, gdzie niepatrzy się z góry i ze zniecierpli-wieniem na kogoś, kto mówi z ob-cym akcentem lub prawie nie znajęzyka. Wręcz przeciwnie, tymżyczliwiej się odnoszą do niegoi służą pomocą. Nie ma tego w Niem-czech, we Włoszech, Szwajcarii,USA. Nie ma tego w Polsce.

Do Polski pojechałem po razpierwszy po 17 latach. To był szok.Nie spodziewałem się, że aż takmoże się zmienić. W tym samym2004 roku pojechałem ponownie,tym razem na Światowe ForumMediów Polonijnych i od tej porybyłem tam prawie co rok. W roku2007 również byłem dwa razy.Najpierw we wrześniu na forum,a potem w grudniu. Przyjazd w gru-dniu miał być ewentualnym po-wrotem na stałe. Dostałem w Pol-sce niezłą pracę, mieszkałem z żo-ną w Warszawie tuż przy Łazien-kach i wszystko wydawało się byćna dobrej drodze, póki nie zaczęływyłazić z ciemnych kątów stareprzyzwyczajenia, rodem ze stare-go systemu. Nie potrafiłem wejśćna stare ścieżki, a nowych dlamnie było jeszcze za mało. Chybamusi wymrzeć moje pokolenie, byzapomnieć o starym układzie kole-siów, załatwianiu i kumoterstwie.Opisałem to w opowiadaniu „Re-emigracja”, który można przeczy-tać na mojej stronie www.marek-mankowski.com w dziale „Ar-chiwum”. Po 9 miesiącach, w sier-pniu 2008 wróciłem do Kanady.

Na balkonie mojego mieszkaniaw Calgary wiszą flagi – polska i ka-nadyjska. Jestem Polakiem i jes-tem z tego dumny. Cieszę się, żePolska, że Polacy w kraju tak szy-bko potrafili podnieść się z maraz-mu komuny. Ale jestem też Kana-dyjczykiem i też jestem z tegodumny, bo to również mój kraj. Napewno żyje się tu łatwiej i za takąsamą pracę jak w Polsce otrzymujesię dwa razy więcej pieniędzy, któ-re mają dwa razy większą siłę na-bywczą. Tak, poszedłem na łatwi-znę. Ale mam 57 lat i walkę o zmia-ny czas zostawić młodym. Niechcę należeć do tej grupy Polonu-sów, którym się wydaje, że pozja-dali wszystkie rozumy i chcą po-uczać Polaków w kraju, jak powin-no się żyć. Jeśli ktoś chce to robić,to niech wraca, żyje tam i pracuje,a nie wymądrza się z zagranicy.Nie chodzę na polskie wybory dokonsulatu, bo uważam, że to nie-moralne, by Polonia wybierałaludziom w Polsce ich przedstawi-cieli. Nie ponosi przecież konse-kwencji tego wyboru. Wspanialejest pojechać do Polski na waka-cje. To piękny kraj. Ale jeszcze nieczas dla mnie, by tam znowu za-mieszkać. Nie potrafię.

Kanada ani razu mnie nie zawio-dła. Nie chcę przez to powiedzieć,że jest tu idealnie. Nie ma takiegokraju na świecie. Ale mam tu swo-ją wolność, swoją przestrzeń, swo-je życie.

MAREK MAŃKOWSKI, KANADA

30 MONITOR POLONIJNY

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 30

Page 31: Monitor Polonijny 2010/4

Ciepły wietrzyk powie-wał w gospodarstwie pań-stwa Maślaków. W sadziena drzewach pojawiły siępierwsze zielone pąki. Nałące za stodołą topniałśnieg, a krokusy uśmiecha-ły się fioletowymi płatkamido Słońca.

W kurniku od rana pano-wał harmider. Zbliżały sięświęta wielkanocne i wszy-stkie kury szykowały jaje-czka dla gospodarzy. KuraGdaczka, główna kwoka,zaprosiła do pomocy króli-ka, by ten pomalował wszy-stkie zniesione przez niąjajka. Pisanki miały być pre-zentem dla dzieci Maśla-ków – Marysi i Piotrusia.Gdy były już gotowe, Gda-czka udała się do norki za-jąca Skoczka.

- Dzień dobry Skoczku!Przyniosłam pisanki. Pa-miętaj, by pochować je naczas w gospodarstwie Ma-ślaków. Jutro już jest Wiel-ka Niedziela i dzieci będąich szukały.

- Dobrze Gdaczko! Zjemtylko obiadek i skoczę szyb-ko jak potrafię – odrzekł za-jączek.

- Ko, ko, ko! Tylko bądźostrożny i uważaj na nasze ja-jeczka – zagdakała Gdaczka.

Gdy Skoczek został sam,naszykował sobie miskęmarchewek i schrupał je zesmakiem. Potem ogarnęłogo błogie zmęczenie, więc

postanowił uciąć sobiedrzemkę. Napalił w komin-ku i rozsiadł się wygodniew fotelu.

- Chwilę się zdrzemnę,a potem pochowam pisan-ki – uszy opadły mu naoczy i otulił go sen. Słonkozdążyło schować się za ho-ryzontem, a jego miejscezajął Księżyc. Gdy rano je-go miejsce zajęło ponow-nie Słonko, zaczął się nowydzień. Słonko postanowiłoza pomocą promyczkówobudzić zajączka.

- Pstryk, pstryk, Skoczku!Koniec spania! – Zajączekwyprostował swe długieuszy i skoczył na równe łapy.

- Zaspałem! Co powieGdaczka! – szybko pokicałdo koszyka z pisankami.A tam zobaczył tylko po-pękane kolorowe skoru-pki. W kuchni panowałogromny harmider.

- Co się tutaj stało? – krzy-knął, kiedy ujrzał kolorowekurczaki, skaczące po jegomarchewkach.

- Było nam tak ciepło, żepostanowiłyśmy się wydo-stać ze skorupek, a terazjesteśmy bardzo głodne!Twoje marchewki jednaknam nie smakują! – za-piszczały pisklęta. Skoczekzłapał się za uszy.

- Co ja teraz powiemGdaczce? Taki wstyd!!! Comam teraz zrobić?- martwiłsię zając.

Tymczasem dzieci go-spodarzy zaczęły poszuki-wania pisanek. Niestetybez skutku. Kury je obser-wowały i coraz bardziej sięmartwiły.

- Co ten Skoczek w tymroku wymyślił? – zastana-wiały się.

A Skoczek zabrał pisklętaza stodołę, by tam mogłyposzukać jedzenia w ziemi.Jednak miały za małe dzio-bki, by coś wygrzebać spodśniegu. Płakały głośnieji głośniej.

- Kic, kic, będę musiałprzyznać się kurom do błę-

du i odprowadzić ich dzie-ci do kurnika. Zebrał kur-czaczki, kazał im złapać sięsznurka i tak razem skiero-wali się w kierunku domu.

Tymczasem dzieci byłybardzo rozczarowane, gdyżnie znalazły ani jednej pi-sanki, a kury odczuwaływielki niepokój. Nagleoczom wszystkich ukazałsię niezwykły widok. Popodwórku skakały koloro-we kurczęta, jedne w krop-ki, inne w paski, jeszcze in-ne w kwiatki. A przed nimimaszerował szary zając.

- Jakie piękne koloro-we kurczaczki! – krzyk-nęły dzieci i pobiegły jeprzywitać.

- A więc to spotkałonasze pisanki… – rzekłaGdaczka i pogroziła Sko-czkowi pazurem.

Państwo Maślakowiewyjrzeli przez okno.

- Zawitało do nas noweżycie i wiosna! – orzeklizgodnie.

A zając Skoczek ucałowałGdaczkę w pazur i trochęprzestraszony powiedział:

- Nie ma tego złego, co byna dobre nie wyszło!

KASIA UFNAL

31KWIECIEŃ 2010

Uwaga, dzieci i młodzież! Ogłaszamy konkurs rysunkowy nanajpiękniejszą pracę, której tematem będą postaci z polskichbajek, filmów czy książek. Z pewnością będzie to okazja dosięgnięcia po polskie lektury lub do obejrzenia polskich filmówdla dzieci i młodzieży. Prace prosimy przesyłać do końca majapod adresem redakcji. Autorzy wyróżnionych prac otrzymająnagrody, zaś wszyscy uczestnicy konkursu drobne upominki!

Wielkanocne kurczaki

ILUSTRACJE: KASIA UFNAL

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 31

Page 32: Monitor Polonijny 2010/4

AGATA BEDNARCZYK

Czekoladę ścieramy na tarceo drobnych oczkach, orzechysiekamy, a rodzynki moczymyw brandy.Następnie dokładnie mielemy seri żółtka, a kostkę masła ucieramyz dwiema szklankami cukru, dodającstopniowo ser z żółtkami. Łyżkimasy odkładamy, do resztydodajemy orzechy i rodzynki (brandyzostawiamy na później). Po

delikatnym przemieszaniuprzekładamy masę do wysokiejformy, wyłożonej gazą, przykrywamytalerzykiem i obciążamy, trzymającokoło 12 godzin w lodówce. Potemrozpuszczamy pozostałe masło,łączymy z odłożoną masą serową,resztką cukru oraz kakao. Powystudzeniu mieszamy z brandy.Paschę wyjmujemy z lodówkii dekorujemy masą kakaową.

Gdy słonko cieplej przypiecze, perspektywarozgrzanej i pracującej na pełną parękuchni jakoś nie wprawia mnie w dobrynastrój. Pora zatem wyszukaćw kulinarnych zeszytach potraw lekkich,wiosennych, takich, które zastąpią długogotowane, pieczone i duszone dania zimowe.Święta Wielkanocne to idealna okazja –

niektóre z proponowanychodświętnych dań mają długątradycję, a jakoś niezasłużeniezostały zepchnięte na dalszy planwielkanocnych popisów.Pani Ilona Wikieł nadesłała do„Piekarnika” przepis na paschę – idealnynie tylko od święta deser z tradycjami.

Składniki:• 1kg białego, tłustego sera• 8 żółtek ugotowanych

na twardo• 15dag gorzkiej czekolady• 5dag orzechów włoskich• 5dag rodzynek• kieliszek brandy• półtora kostki masła• 2 i 1/2 szklanki cukru pudru• 3 łyżki kakao

Tradycyjną paschęwielkanocną jada siętylko na święta – jejrozmaite odmiany mogązadziwić gości w każdeciepłe popołudnie.Pamiętam, że kiedyśjadłam paschę,serwowaną na kształtlodowych kulek, podanąna dżemie z czarnejporzeczki. To byłnaprawdę olśniewającypopis gospodyni,zadowolonej z naszychmin. Paschęprzyrządziła onaw płaskim naczyniu, coumożliwiło nabieraniejej łyżką do lodów.Reszta była już sprawąwyobraźni, której życzęPaństwu na święta i nietylko.

Sposób przyrządzania:

Pascha grzechu warta

Monitor04 28.03.10 17:38 Stránka 32