Monitor Polonijny 2007/01

28

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2007/01

Page 1: Monitor Polonijny 2007/01
Page 2: Monitor Polonijny 2007/01

Na początku ubiegłego roku po-wstał pomysł ogłoszenia konkur-su, a później wydania książki,w której znalazły się wiersze i pro-za autorów w trzech kategoriachwiekowych (werdykt jury przed-stawialiśmy w grudniowym nu-merze „Monitora Polonijnego“).Projekt opracowała i jego realiza-cją zajęła się Maria Peruňská – pre-zes Klubu Polskiego z Poważskiej

Bystrzycy. W efekcie powstał dwu-języczny zbiorek prac – pierwszapublikacja Klubu Polskiego! „Spo-tkałam się z wieloma pozytywny-mi opiniami osób, które przeczyta-ły prace konkursowe“ – powie-działa Maria Peruňská. I choć, jaksama twierdzi, projekt wymagałsporego zaangażowania, dostarczyłjej dużo satysfakcji. „Najbardziejwzruszającą chwilą był moment od-bioru książki z drukarni, kiedy poja-wiło się coś materialnego“ – mówiorganizatorka przedsięwzięcia.

Podczas wieczoru w PoważskiejBystrzycy były obecne media lokal-ne, które zainteresowały się ży-ciem Polonii, mieszkającej na Po-ważu. „Program był emitowanypodczas i po świętach. Po jegoemisji odezwało się do mnie wieleosób, które zainteresowały się ży-ciem Polonii na Słowacji“ – dodajePeruňská. Prawie roczna praca zos-tała rozłożona w czasie, ale przy-niosła wymierne efekty: publika-cję i popularyzację Klubu Pol-skiego na Słowacji.

W tym roku organizatorka za-mierza zrealizować podobny pro-jekt, choć trochę inaczej ukierun-kowany – tematem prac mają byćzabawne sytuacje, związane z po-dobieństwem języka polskiegoi słowackiego.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA,POWAŻSKA BYSTRZYCA

„Polne dzwoneczki symbolizują współbrzmiącetony, stąd pomysł, by konkurs Współ-

brzmienie był opatrzony tym symbolem“powiedziała Maria Peruňská podczas prezentacjipublikacji konkursowych prac. Uroczysta imprezamiała miejsce 9 grudnia w Poważskiej Bystrzycyw auli szkoły muzycznej.

Pierwsza publikacja Klubu Polskiego na Słowacji!

Książka została ochrzczona dzwonkami,które stały się symbolem „Współbrzmienia“.Ojcem chrzestnym publikacji został MichalBroska – dyrektor szkoły muzycznejw Poważskiej Bystrzycy

Podczas wieczoru zebrani goście mogliusłyszeć fragmenty nagrodzonych prac

W drugiej części imprezy pojawił się ŚwiętyMikołaj, który obdarował prezentaminajmłodszych. Był czas łamania sięopłatkiem, składania życzeń świątecznych,wspólnego śpiewania kolęd

Organizatorka i jurorzy wręczali dyplomyi nagrody zwycięzcom konkursu

FOTO

: STA

NO S

TEHL

IK

MONITOR POLONIJNY

Page 3: Monitor Polonijny 2007/01

OD REDAKCJITo już trzeci z kolei styczeń, od kiedy mam przyjemność

redagować nasz miesięcznik. Tak, jak pisze w niniejszymnumerze „Monitora“ Majka Kadleček (rubryka „Słowackiewydarzenia i polskie spostrzeżenia“ – str. 9), każdy z nas liczyswoje lata od momentu urodzenia i momentu przeprowadzkina Słowację. A ja zauważam jeszcze coś – ważne momentyw życiu. Właśnie taki był dla mnie styczeń 2004, kiedyz drukarni odbierałam „swój” pierwszy numer „Monitora“,który wraz z grupą współpracowników tworzyliśmy na prędce,z pewną dozą niepewności, obawiając się, jak zostanie przyjętyprzez czytelników. Podobne odczucia miała autorkai realizatorka projektu „Współbrzmienie“ – Maria Peruňská,dzięki której Klub Polski dorobił się pierwszej publikacjiksiążkowej (czytaj str. 2). A jakie momenty Państwo rejestrujeciew swojej pamięci?

Koniec starego roku i początek nowego to czas podsumowańi podejmowania nowych wyzwań. To czas planowania, alei zabawy, bowiem zaczyna się karnawał. Chcąc zatem Państwaodpowiednio nastroić, przedstawiamy w tym numerze artykułyo polskich dyskotekach (str. 6-7) i mocniejszych trunkach („Towarto wiedzieć” – str. 17). Rozpoczynamy też serię artykułów,przy tworzeniu których możecie nam, drodzy Czytelnicy, pomóc.Chodzi bowiem o swoistą ściągawkę, dotyczącą ciekawych,wartych zwiedzania miejsc na Słowacji, miejsc urokliwych,które odkryliście Państwo po przyjeździe do tego kraju, a któresą już po prostu „Wasze“, i które pokazujecie odwiedzającymWas gościom. Te urokliwe miejsca, jak i związane z nimismaczne potrawy regionalne chcemy opisywać na naszychłamach.

A zatem z Nowym Rokiem postaramy się trochę odświeżyćnasz miesięcznik, zachowując oczywiście stałe rubryki, cieszącesię nie słabnącym zainteresowaniem. No a przede wszystkimuprzejmie donoszę w imieniu redakcji, że objętość „Monitora“w tym roku (miejmy nadzieję, że finanse na to pozwolą)zwiększy się o kolejne 4 strony!

Szczęśliwego Nowego Roku!MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

REDAKTOR NACZELNA

STYCZIEŃ 2007 33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Pavol Bedroň, Ivana Juríková, Majka Kadleček,Katarzyna Kosiniak-Kamysz, ks. Jerzy Limanówka, Melania Malinowska, Danuta Meyza-Marušiaková, DariuszWieczorek , I zabe la Wó jc ik , • KOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszu la Zomerska -Szabados• JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik• ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: MałgorzataWojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected] • PREDPLATNÉ: Ročnépredplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 •Redakcia s i vyhradzuje právo na redakčné spracovanie ako a j vykracovanie doručených materiálov, na želanie autora zaručuje anonymitu uverejnených materiálov a l istov.

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

REALIZOVANÉ S FINANČNOU PODPOROU MINISTERSTVA KULTÚRY SR - PROGRAM KULTÚRA NÁRODNOSTNÝCH MENŠÍN

SPIS TREŚCIKonferencja „pierwszego śniegu“ 4

Z KRAJU 4

SŁOWACKIE WYDARZENIAI POLSKIE SPOSTRZEŻENIA 5

W rytmie disco 6

Ankieta 7

Polski zawrót głowy 8

Zabiorę Cię w moje miejsca... 9

„Najważniejsze jestpo prostu być razem...” 10

WYWIAD MIESIĄCAHanna Banaszak: „Jeżdżę nanajwyższych przerzutkach” 12

Z NASZEGO PODWÓRKA 14

MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄZespół „Łzy” 16

NASŁUCHUJEMY 16

TO WARTO WIEDZIEĆCo nalewano do kulawców 17

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIHistoria według profesora Tazbira 19

Mamy srebrooo!!! I nie tylko! 20

Polsko-słowackie ciekawostki 21

Język polski w Preszowie 22

OKIENKO JĘZYKOWEGalimatias z miesiącami 22

CZYTELNICY OCENIAJĄ 24

OGŁOSZENIA 24

List biskupów do Polakówżyjących poza krajem 25

POLSKA OCZAMISŁOWACKICH DZIENNIKARZYMilí poľskí kamaráti... 26

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 27

PIEKARNIKPowstanie styczniowe,czyli żołnierska grochówka 28

Page 4: Monitor Polonijny 2007/01

MONITOR POLONIJNY4

NA POCZĄTKU GRUDNIA „GazetaWyborcza” opublikowała arty-kuł, w którym Aneta Krawczyk,była radna Samoobrony w łódz-kim sejmiku i była dyrektor biu-ra poselskiego Stanisława Ły-żwińskiego, ujawniła, że pracęw Samoobronie dostała w za-mian za usługi seksualne świa-dczone Andrzejowi Lepperowii posłowi Stanisławowi Łyżwiń-skiemu. Jak wynika z publika-cji, nie była jedyną taką osobą.

Krawczyk przyznała też, że zło-żyła pozew do sądu o ustalenieojcostwa jej trzeciego dziecka.Wg Leppera afera seksualna toperfidne oszustwo i prowokacja.

STANISŁAW ŁYŻWIŃSKI niejest ojcem dziecka AnetyKrawczyk. Badania DNA,przeprowadzone przez łódz-ką prokuraturę, wykluczyłytaką możliwość. Krawczyktwierdziła, że ojcem jej dzie-cka jest Stanisław Łyżwiń-ski i że namawiał ją on dousunięcie ciąży, a należącydo Samoobrony technik we-terynarii miał próbować wy-wołać poronienie.

ANDRZEJ LEPPER usunął z Sa-moobrony posła Stanisława Ły-żwińskiego, stwierdzając, żepojawiły się obciążające go ze-znania kilku kobiet. LiderSamoobrony podkreślił, że niejest w stanie kontrolować pry-watnego życia wszystkichczłonków swojej partii.

WICEPREMIER ANDRZEJ LEPPERodejdzie z rządu, jeśli prokura-tura postawi mu zarzutyw związku z aferą seksualnąw Samoobronie. Oświadczył, żebędzie to dla niego kwestia ho-noru. Podkreślił jednak, żew całej sprawie nie ma na razieżadnych zarzutów.

BYŁY PREMIER Kazimierz Mar-cinkiewicz został doradcąprezesa PKO BP SławomiraSkrzypka. Marcinkiewicz po-informował, że będzie się sta-rał o stanowisko prezesa PKO BP.

PRUSKIE POWIERNICTWO, nie-miecka spółka, domagająca siędla przesiedlonych Niemcówodszkodowań bądź zwrotu ma-jątków, złożyło w EuropejskimTrybunale Praw Człowiekaw Strasburgu zapowiadane odlat pozwy przeciwko Polsce.Prezydent Lech Kaczyńskiuznał to za zagrożenie dla sto-sunków polsko-niemieckich.

Na przełomie listopada i grud-nia w Liptowskim Mikulaszu od-było się ciekawe, pierwsze tegorodzaju spotkanie dziennikarzypolskich i słowackich pod nazwą„Polsko-słowackie warsztaty dzi-ennikarskie pierwszego śnieguPolska – Słowacja – Unia Euro-pejska“. Organizatorami przed-sięwzięcia były Ambasada RPw Bratysławie, miasto LiptowskiMikulasz, Konsulat HonorowyRP we współpracy z Eurore-gionem Tatry i Instytutem Pol-skim w Bratysławie.

O obecności problematykiPolski i Słowacji w mediach dys-kutowali dziennikarze obu kra-jów. Artykuły na temat sąsiadówpojawiają się niezbyt często, cowynika być może z bezproble-mowych kontaktów. Dzisiejszemedia poświęcają wiele miejscaspektakularnym, sensacyjnymwydarzeniom. Jak stwierdził pro-fesor Marek Barański z Uniwersy-tetu Śląskiego, coraz mniej chce-my rozumieć, coraz więcej chce-my widzieć. „Nie racjonalny, ale

Konferencja „pierwszego śniegu“D yskusje dziennikarzy i analityków polskich i słowackich krążyły

wokół kontaktów Polski i Słowacji. Te są najczęściej bezproble-mowe i stąd, być może, po prostu mdłe i mało interesujące dla mediów.Na linii Warszawa – Bratysława niewiele się dzieje (obrazowoi dosłownie, bo przecież drogi łączące oba kraje zmieniają się w tempieślimaczym, a połączenia lotnicze zostały zlikwidowane!). A jednakdwudniowa dyskusja na ten temat dowodzi, że owe kontakty są ważne.

Page 5: Monitor Polonijny 2007/01

5STYCZIEŃ 2007

Rząd Niemiec „nie widzi żadne-go powodu do renegocjacji trak-tatu z Polską z 1991 r.” – to re-akcja strony niemieckiej, prze-kazana przez rzecznika niemiec-kiego rządu Ulricha Wilhelma

CZTEREJ NASTOLATKOWIE w wie-ku od 13 do 15 lat dopuszcza-li się gwałtów na swoich kole-żankach w nielegalnym klu-bie, mieszczącym się w jed-nym z bloków w DąbrowieGórniczej. Według ustaleń po-licji ich ofiarą padło co naj-mniej siedem dziewczynek –najmłodsza ma 10 lat. Natrop młodocianych gwałcicieliwpadli policjanci z dąbrow-

skiej komendy, na co dzieńzajmujący się sprawami nie-letnich.

PO DŁUGIEJ I CIĘŻKIEJ chorobie29 listopada zmarł znany aktorLeon Niemczyk. Zagrał w po-nad 400 filmach, m.in. Polań-skiego i Hassa. W grudniuskończyłby 83 lata. Jego naj-ważniejsze filmy kinowe to„Celuloza”, „Pociąg”, „Krzyża-cy”, „Nóż w wodzie” i „Rękopisznaleziony w Saragossie”.

W ŚWIĘTO PATRONKI górnikówśw. Barbary pracownicy kopalńnie bawili się, jak co roku, przygolonce i górniczej orkiestrze.

Tragedia w kopalni „Halemba”i związana z nią śmierć 23 kole-gów zmieniła dzień zabawyw dzień zadumy. Zdaniem górni-ków Barbórka już nigdy nie bę-dzie tym samym świętem, cokiedyś. Stała się dniem wspo-mnień i pamięci o trudzie i po-święceniu.

DNIA 19 GRUDNIA zmarła w War-szawie piosenkarka i aktorkaDanuta Rinn. Debiutowaław Krakowie, a w 1963 rokuprzeniosła się do Warszawyi rozpoczęła karierę piosenkarki.Jej przeboje „Tyle wdzięku“ czy„Gdzie ci mężczyźni“ znamywszyscy. Występowała też w fil-

mach, takich jak np. „Zazdrośći medycyna“, „Bilans kwartal-ny“, „Doktor Murek“, „KarieraNikosia Dyzmy“. W ostatnich la-tach życia często pojawiała sięw polskich serialach (np. „Nia-nia“, „Graczykowie, czyli Bułai spóła“, „Samo życie“, „Adami Ewa“).

POLSCY SIATKARZE w grudniuzdobyli srebrny medal mist-rzostw świata. Półżywi, ochrypli,ale szczęśliwi w walce o złotoulegli nieziemskiej Brazylii 0:3,o której prasa napisała, iż byłanie do pokonania.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ,WARSZAWA

Zaczyna się coroczne odliczanie. Jeszcze tylkodziesięć sekund, osiem, pięć, dwie i jest to tu!Startujemy! Nowy Rok. Szampan wystrzelił, kie-liszki zabrzęczały. Życzenia zostały złożone.Możemy zacząć kolejny rok. Następny rok w ka-lendarzu. To nie tylko nowa data. Dla nas,Polaków mieszkających na Słowacji, to również.któryś tam rok od momentu, kiedy podjęliśmy de-cyzję o wyjeździe. Dla niektórych drugi, dla in-nych piętnasty albo czterdziesty trzeci. Ale dlawszystkich jednakowo to któryś rok naszej obec-ności tu i nieobecności tam. Mamy jakby dwa ak-ty urodzenia. Możemy żyć według podwójnej mia-ry czasu. Niech nam wszyscy zazdroszczą. Wciążmożemy być młodzi.

Czy zaczynają Państwo nowy rok z obawami,co będzie, czy raczej z nadzieją? Na pewno wszy-scy będziemy o rok starsi, piękniejsi, bardziejzdrowi chyba już nie, ale... Przecież mamy pod-wójną metrykę! W rzeczywistości mamy lat czter-dzieści? No i co z tego? Kiedy właśnie mija namosiemnasty rok życia tutaj, to czujmy się wciążjak nastolatek! Mówiąc językiem ludzi młodych(przecież tacy jesteśmy) – wrzućmy luz w tym ro-ku. Korzystajmy z życia, śmiejmy się, ile wlezie,i płaczmy rzewnie, gdy mamy powód. Nie wypa-da czegoś robić? Ależ wszystko wypada, gdy masię wciąż tak mało lat!

MAJKA KADLEČEK

S Ł O W A C K I E W Y D A R Z E N I AI P O L S K I E S P O S T R Z E Ż E N I A

emocjonalny efekt się liczy,a w tym wypadku Słowacjanie przyciągnie rzesz czytel-ników“ – wyjaśniał.

Tomasz Grabiński, współ-pracujący z „Gazetą Wybor-czą” i „Sme”, podkreślił, żeo zagadnieniach dotyczącychPolski i Słowacji piszą ci, któ-rzy się nimi interesują, a niedlatego, że takie jest zapotrze-bowanie redakcji. RadosławZenderowski z UniwersytetuKardynała Stefana Wyszyń-skiego fakt małego zaintere-sowania Słowacją w Polsceobjaśniał tym, że Słowacja poprostu stoi na uboczu polity-ki międzynarodowej. „Nie-wiele wiadomo o partiachi elitach politycznych Słowa-cji. W Polsce i na Słowacji do-minują wektory patrzenia nawschód i zachód, a Tatry sąjakby za wysokie, by je prze-skoczyć“. Według Darka Wie-czorka z PAP zainteresowa-nie Bratysławą jest małe, po-nieważ ta jest zbyt oddalonaod polskiej granicy. „StolicaSłowacji jest gdzieś daleko, zagórami, za lasami. Polacy, jeślisię interesują Słowacją, to tą

przygraniczną, z punktu wi-dzenia turysty, narciarza“ –wyjaśniał. Dodał jednocześ-nie, że przebywając na Słowa-cji od kilku lat nadal spotykasię z obrazem Polaka – pijaka– handlarza. W obronie pozy-tywnego obrazu Polakóww słowackich mediach stanąłPeter Stano – redaktor Słowac-kiego Radia, który powiedział:„W ważnych sprawach częstosłychać głos Polski, co świad-czy o tym, że wyrażamy w me-diach podziw i respekt wzglę-dem naszych sąsiadów“.

Konferencja „pierwszegośniegu“ za nami, a więc pier-wsze koty za płoty! Dyskusjena tematy polsko-słowackiezapewne staną się pretek-stem do kolejnych spotkań,bowiem jest jeszcze nadczym pracować, o czym świa-dczy obraz nakreślony przezprelegentów, obraz Polakai Słowaka – sąsiadów, którzywiedzą o swoim istnieniu,a jednak stoją odwróceni dosiebie plecami.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA,LIPTOWSKI MIKULASZ

Page 6: Monitor Polonijny 2007/01

MONITOR POLONIJNY6

W krajach, gdzie przebywa-ją Polacy, powstają polskiesklepy, kioski z gazetami, ka-wiarnie, restauracje, dyskote-ki, ba, nawet całe dzielnice,jak na przykład znany GreenPoint w Nowym Jorku. Jaktwierdzą niektórzy, w takichwarunkach nawet nie trzebaznać języka kraju, w którymsię przebywa, bowiem polskaobsługa załatwi za klientawszystko. PrzedsiębiorczyPolacy dbają też o swoich ro-daków, oferując im możliwo-ści spędzenia wolnego czasu.

Trochę inaczej jest na Sło-wacji, gdzie liczebność Pola-ków nie jest tak duża, a naszai słowacka mentalność są do-syć podobne. Nie mniej jed-nak może właśnie polski lokalznalazłby swoich klientów,oferując coś typowo polskie-go. Pierwszą taką jaskółką jest

restauracja w Koszycach, któ-rą prowadzi Polak – KonradSchönfeld. W swoim menuoprócz dań kuchni międzyna-rodowej oferuje również nie-które polskie przysmaki, np.barszcz z krokietami i piero-gi. Imprezy, organizowaneprzez polskiego przedsiębior-cę również poza swoim loka-lem, jak choćby kiermasze bo-żonarodzeniowe, przyciągająwielu klientów i zagranicz-nych, i tych mieszkających naSłowacji.

W pobliskim Wiedniu Pola-cy mają do wyboru kilka dys-kotek. Do najbardziej zna-nych należą: „U Marcina”, sta-tek „Johann Strauss”, cumu-jący w kanale oddzielającympierwszą dzielnicę Wiedniaod drugiej i dziewiątej, orazdyskoteki „Daniela”, „Cobra”,„Studio 37”. We wszystkich

gra na żywo muzyka, przyktórej bawią się ludzie bezwzględu na wiek. Największylokal to statek „Johann Strauss”,składający się z dwóch części– dyskotekowej i dancingo-wej. Osoby w średnim wiekunajchętniej odwiedzają dan-cing, gdzie przeważa muzykapop, dance i retro, a do tańcagrają i śpiewają Polak - Jurekz Wiednia i Słowaczka - Marta,dojeżdżająca na występy coweekend. W części dyskote-kowej „kawałki“ do tańca mi-ksuje DJ – króluje tu więc mu-zyka techno, rap, hip hop.„Z moich obserwacji wynika,że przy wyborze lokalu klien-ci często sugerują się tym, ktow nim występuje, i wybierająten, gdzie goszczą ich ulu-bieńcy polskiej sceny mu-zycznej” – ocenia Mariusz Mi-chalski, mieszkający w Wied-niu od kilkunastu lat. „Ja naj-częściej wybieram lokal U Mar-cina i statek ze względu namuzykę i bezpieczeństwo.Tam bowiem niekulturalnigoście są wypraszani przezochroniarzy“ – dodaje.

W Paryżu Polacy najczę-ściej chodzą do dyskoteki,która tylko z nazwy jest pol-ska, prowadzi ją bowiem Ju-gosłowianin. „To, co tam zo-baczyłam, będąc raz na im-prezie w tym lokalu, nie zado-woliło mnie“ – mówi AnnaPiskor, mieszkanka Paryża.„Plastikowe kubki, bałagan.W tym lokalu liczy się ilość,nie jakość, bo po prostu ktośodkrył, że na Polakach, którzylubią się bawić, można zaro-bić“ – dodaje. Jednocześnieocenia, że Polacy mieszkającywe Francji mają specyficznepodejście do swoich roda-ków – widząc często, że ko-muś, kto otworzył restauracjęczy kawiarnię, powodzi się,

W rytmie discoW rytmie discoKarnawał to czas balów, tańców i pląsów. Niektórzy na samą myśl,

że muszą się „obowiązkowo“ bawić na jakimś firmowym balu,dostają gęsiej skórki, inni ten okres wykorzystują maksymalnie. Tym,którzy lubią wirować na parkiecie, zwykłe bale nie wystarczą, onikrólują na dyskotekach, prywatkach. Ponieważ Polacy należą raczej doludzi, którzy lubią się bawić, postanowiliśmy zainteresować się tymtematem, a ściślej – dyskotekami w polskim stylu.

Page 7: Monitor Polonijny 2007/01

7STYCZIEŃ 2007

przestają tam przychodzić.„Może to jest zazdrość sukce-su?“ – zastanawia się moja roz-mówczyni.

„Jakieś 25 lat temu, akurato tej porze roku jako świeżyemigrant w Szwecji zauważy-łem pierwszą kolejkę do cze-goś czy za czymś. Oczywiściesprawdziłem – była to kolejkado dyskoteki. Pamiętam towrażenie, bo w Polsce byłstan wojenny i puste półki,a w zimnym Sztokholmie lu-dzie pragnęli rozrywki“ –wspomina Tadeusz Urbańskize Sztokholmu. Do 2004 rokutamtejsi Polacy nie potrzebo-wali własnej dyskoteki. Poko-lenie dwudziestolatków, uro-dzone w Szwecji, żyło, jeślichodzi o rozrywkę, na sposóbszwedzki. Generacja ich rodzi-ców i starsi urządzali oczywi-ście sylwestry w polskich

i szwedzkich lokalach, a w kar-nawale i przy innych ważnychokazjach prawdziwie wielkiepolskie bale w prestiżowychrestauracjach. Kilkakrotnie ta-kie imprezy odbyły się w sa-lach Ratusza, gdzie coroczniebawią się laureaci nagrodyNobla, para królewska i ichgoście. Wraz z wejściem doUnii Europejskiej profil Po-lonii sztokholmskiej się zmie-nił, by nie powiedzieć od-młodniał. Zmieniły się i ichpotrzeby. Do pracy przyjecha-li ludzie z całej Polski, zgodnico do jednego: zarobić i w mia-rę możliwości miło spędzićczas wolny. No i się zaczęło!Po roku jeden z polskich re-stauratorów musiał zamknąćlokal, bo zbyt często była tamwzywana policja. Ale po upły-wie pół roku grupa młodzieżyzawarła umowę z tureckim

restauratorem i w każdy pią-tek może się tam spotkać.Niedawno swoje podwojeotworzyła dla Polaków w so-boty szwedzka dyskoteka.Oczywiście przychodzą tami inne nacje, ale już się utarło,że Polacy są w większości. „Naobcym terenie jesteśmy grze-czniejsi, mniej pewni siebie.Byłoby przesadą, gdybym po-wiedział, że panuje tam całko-wity spokój, ale ponieważ wszy-stkim się to opłaca i jest karna-wał, nie ma momentów dras-tycznych“ – ocenia Urbański.

Bawią się więc w Paryżu,bawią się w Wiedniu i chłod-nym Sztokholmie. A jak się ba-wią i czy w ogóle chcą się ba-wić Polacy mieszkający naSłowacji?

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAWSPÓŁPRACA: MARIUSZ MICHALSKI,

TADEUSZ URBAŃSKI

S koro zajrzeliśmy na parkiety polskichdyskotek w kilku krajach europejskich,

postanowiliśmy sprawdzić, czy znaleźliby się chętni,by pobawić się w polskim stylu na Słowacji.

SILVIABUJOKOVÁz Bratysławy– córka Polkii Słowaka z Żyliny

Chętnie chodziłabymna polskie dyskoteki,

jeśli w Bratysławie powstałby taki lokal, po-nieważ bardzo lubię tańczyć. Przebywającw Polsce u rodziny, nigdy nie miałam przy-jemności bawić się na typowej dyskotece, bomoi kuzyni po prostu nie chcieli mnie ze sobązabrać. Bywałam jednak na polskich wese-lach i wiem, że Polacy potrafią się świetnie ba-wić, bardzo dobrze tańczą, częściej w parachniż solo, a to mi się bardzo podoba. W ogólepodziwiam polskich facetów, którzy potrafiąfajnie tańczyć. Dodatkowym atutem polskiejdyskoteki byłyby polskie przeboje, które znami lubię, czasami bowiem słucham polskiego ra-dia przez Internet.

JOANNAKABIESZ– od kilku latpracującaw międzynarodowejfirmiew Bratysławie

Nie mam zdania na temat polskichdyskotek, gdyż w ogóle ich nie odwie-dzam. Mieszkam przy granicy polsko-cze-skiej, więc na każdy weekend wracamdo domu (w Polsce mam swoje stałeżycie). Jestem jednak przekonana, żew Bratysławie na pewno przydałaby siępolska knajpka lub restauracja. Coprawda nasze potrawy są podobne dosłowackich, ale fajnie byłoby mieć mo-żliwość spotkań ze znajomymi w miej-scu, w którym można by posłuchać pol-skiej muzyki, wypić polskie piwko i zjeśćnasze pierogi z kapustą i grzybami.

VERONIKASTRAKOVÁ– córka Polki i Słowaka,mieszkającaw Trenczynie

Bardzo trudno wypo-wiedzieć się na ten te-mat. W Polsce spędziłam najwięcej czasujako dziecko i nastolatka. Nie miałam zbytdużo możliwości, by poznać polskie dys-koteki. Byłam tylko raz na zabawie i z tegoco pamiętam... wytrzymałam może półgodziny. Niestety, jako nastolatce ten stylmuzyczny nie przypadł mi do gustu.

Teraz na pewno zmieniłabym zdanie,gdybym miała możliwość poznać polskąmuzyką disco (chociaż myślę, że disco-po-lo wcale się nie zmieniło przez tych paręlat). Mimo wszystko taniec jest dla mniebardzo ważny, więc nawet rytmy takiejmuzyki nie powinny przeszkodzić mi w za-bawie. Gdyby więc powstała polska dys-koteka, z pewnością odwiedziłabym ją,choćby z ciekawości, a gdyby mnie tenstyl zabawy wciągnął, może chodziłabymtam częściej. mw

A N K I E T A

Page 8: Monitor Polonijny 2007/01

MONITOR POLONIJNY8

„Większość ludzi przychodzi tu zewzględu na Wandzię, ona jest uroczai świetnie śpiewa” – mówi moja sąsiad-ka, która od razu przechodzi ze mną na„ty”. Krysia ze swoimi koleżankami sie-dzi przy stoliku obok baru. Przy nimzawsze znajdzie się miejsce dla kilkuosób, bowiem stoi tu narożna kanapa, naktórej można wygodnie się rozsiąść. Nadkanapą wisi lustro, optycznie powiększa-jące niedużą przestrzeń. Na sobotni wie-czór należy wcześniej zarezerwowaćmiejsce albo przyjść odpowiednio wcze-śniej. „W sobotę jest tu najwięcej ludzi,czasami do 150 osób” – komentuje wła-ściciel lokalu Witek, który swoją posturąi zachowaniem od razu rzuca się w oczy.Jak na prawdziwego gospodarza przy-stało, serdecznie wita przyjaciół – sta-łych bywalców. Z większością jest poimieniu, co chwilę podchodzi do stoli-ków, interesując się, czy wszyscy gościemają to, czego potrzebują. Również na je-go skinienie pracują kelnerzy – polskaobsługa, która doskonale wie, jak zaspo-koić gusta klienteli. Wejścia do lokalu„bronią” ochroniarze. „Tu jest pełna kul-tura. Jeśli ktoś zbyt dużo wypije, chcepodskakiwać, od razu go wyprowadzają,by nie psuł zabawy innym” – informujemnie sąsiadka. Krysia przychodzi tu nie-

malże co weekend. „Można siędobrze zabawić, spotkać znajo-mych, kogoś poderwać.” –śmieje się, puszczając do mnieoko i wskazując na mężczyzn,siedzących przy barze. Wła-ściciel Witek dobrze wie, czegopotrzebuje polski bywalec dys-kotek, spragniony ojczyźnia-nych klimatów, dlatego co jakiśczas sprowadza do Wiedniagwiazdy, kojarzące się z daw-nymi, dobrymi czasami młodo-

ści, spędzonymi na dyskotekowych par-kietach w Polsce. Raz jest to wokalistagrupy „Wawele”, innym razem IzabellaTrojanowska, Halina Frąckowiak, HalinaKunicka czy Jacek Lech. Co roku teżWitek organizuje bal „Białej róży”. Ci,którzy lubią dyskoteki u Witka, zwyklebiorą udział w karnawałowej imprezie.Wtedy też Witek imprezę taką przenosiz podziemia do pomieszczeń Baum-garten Casino w XIV dzielnicy Wiednia.

Co jakiś czas dyskoteka u Witka macharakter odświętny, bowiem taką oka-zję stwarzają na przykład andrzejki czyśledzik. Witek poszerza wówczas ofertędań i własnoręcznie gotuje bigos lubbarszcz z krokietami. „To takie miłe, żeWitek o nas dba. Dziś tu jest inaczej,bardziej uroczyście, gdybym wiedziała,ubrałabym się lepiej” – komentuje mojarozmówczyni, zerkając ukradkiem podstół na swoje sporto-we obuwie. Ale i takwiększość pań (w wie-ku średnim) ma wie-czorowe kreacje i ma-kijaż. Klienci Witkadobrze wiedzą, że naaustriackiej dyskotecetak dobrze się nie za-bawią, jak na tej pol-

skiej. „My potrafimy bawić się, tańczyćw parach, Austriacy tylko się przeginająnajchętniej w rytm muzyki techno” –twierdzi jeden ze stałych bywalców.

Dym papierosowy unosi się ponadgłowami głośno rozmawiających Pola-ków, na parkiecie tańczą i klaszcząw rytm starych przebojów Jana Wojdakauczestnicy zabawy. Piosenkarka nieschodzi ze sceny – widać, że dawnechwile sławy jakby powróciły, w oczachzebranych na parkiecie Polaków znówjest gwiazdą sprzed lat. Jeszcze kilka bi-sów i na podium znów wkracza Wandzia,która dźwięcznym głosem oczarowujeswoich wielbicieli. „Pochodzę spod Kra-kowa, gdzie zaczynałam śpiewać z pew-nym zespołem, ale los mnie rzucił doWiednia, gdzie na stałe mieszkam odtrzech lat” – wyjaśnia. Wandzia na codzień wykonuje inny zawód. Wraz z ze-społem na bieżąco przygotowują reper-tuar, żeby iść z duchem czasu. Z powo-dzeniem więc śpiewają nowe przebojeKayah, „Ich troje” i innych polskich wy-konawców. „To trudna praca, ale ja to ko-cham, w ten sposób podczas każdegoweekendu mogę realizować się jako pio-senkarka” – ocenia Wandzia. „Ona tu sięmarnuje!” – wtrąca moja sąsiadka. „Wan-dzia ma taki talent, że powinna robić ka-rierę, ale my ją kochamy i jesteśmy dum-ni, że śpiewa dla nas!” – dodaje i za chwi-lę znika na parkiecie.

Mimo że jest po północy, gości w loka-lu Witka wciąż przybywa. Dyskoteka wy-daje się być jak z gumy, bo wciąż jeszcze„zmieści się” za zgodą szefa jakiś znajo-my, który prosi, by znaleźć dla niego miej-sce choćby przy barze. W taki wieczór li-czy się przede wszystkim dobra zabawa,nawiązywane znajomości. Nie ważna jestcena biletu wstępu czy trunków serwowa-

nych przez wyszko-lonych barmanów.Liczy się tu i teraz.

MAŁGORZATAWOJCIESZYŃSKA,

WIEDEŃ

Polski zawrót głowyN ieduży lokal w podziemiach kamienicy w szerszym centrum

Wiednia, wszystkie miejsca zajęte, a na parkiecie ścisk,szczególnie wtedy, gdy publiczność bawi piosenkarka Wandzia, jak jątutaj wszyscy pieszczotliwie nazywają.

FOTO

: MAR

IUSZ

MIC

HALS

KI

Page 9: Monitor Polonijny 2007/01

9STYCZIEŃ 2007

G dy myślę o tym, co najbar-dziej lubię w Bratysławie, od

razu staje mi przed oczamiHorski Park i jego okolice. To ma-giczne miejsca, zdrowe dla ciałai budujące dla duszy. Sam parkswoją naturalnością pozwala cał-kowicie zapomnieć, że jesteśmyw centrum miasta, a otaczającego unikatowe ślady historii i ma-lownicze zakątki o każdej porzeroku mają nam coś do zaofero-wania. Nad parkiem góruje koś-ciół Panny Marii Śnieżnej, a obokniego w niezwykłej grocie znaj-dziemy intencje wotywne nawetsprzed stu lat. Wiele z omszo-nych tabliczek zostało napisa-nych po polsku! Z kościoław stronę centrum możemy pójśćHlboką cestą – wąwozem stwo-rzonym co prawda ludzką ręką,ale i tak zjawiskowo pięknym,pełnym głazów, odkrytych korze-ni drzew i po tolkienowskumrocznym. Lubię tutejsze prze-chadzki, bo każdy zakątek maswoje tajemnice – a to obok od-nowionych domów kusi mro-kiem jakaś zarośnięta drzewamiwilla, do której prowadzi ze stoschodów, to znów zdumiewaswoją szerokością rozweselającakażdego ponuraka uliczka Pod-horskiego, która nie jest niczyminnym jak wąską ścieżynką, pra-wie miedzą, której ktoś, nie wie-dzieć czemu, nadał status ulicyi to w dodatku z rozmachem za-znaczonej na mapie. Intrygującajest także Kalwaria, miejsce nie-gdyś święte, teraz opuszczonei zaniedbane. Nie wiem, dlacze-go, ale zawsze, gdy stoję przy kal-waryjskim drewnianym krzyżu,mam wrażenie, że na tym wzgó-rzu straszy...

Slavin, doskonale widocznyz Kalwarii, to pomnik dawnychwyzwolicieli miasta, ale przedewszystkim świetny punkt wido-kowy oraz miejsce na roman-

tyczne spotkania, podczas któ-rych, patrząc na mieniącą sięwieczornymi światłami Braty-sławę, jej historyczne zabytkii modernistyczne dokonania,możemy, ogarniając wzrokiemwinnice, Dunaj i Hrad, utwier-dzić się jedynie w przekonaniu,iż żadne miasto, które ma takwiele, nie może być nijakie.

Napoleon cenił bratysławskąwodę, którą czerpano ze studnina leżącym nieopodal SlavinaMurmanskim Vrchu, ja nato-miast najbardziej lubię wybraćsię z koszykiem na główny targ.Ulica Miletičova, gdzie mieścisię targ - „miletička“, jak mawia-ją niektórzy - to prawdziwy rajdla kulinarnych szperaczy. Tyl-ko tam kupuję doskonałe trady-cyjne słowackie sery, świeże ma-sło pachnące wakacjami u bab-ci, a do smakowitego kompletu -

warzywa i owoce. To naMiletičovej przekonałam się, żeistnieje coś takiego, jak jajko kla-sy A – w Polsce niemal nie dozdobycia, chyba że ma się za-przyjaźnioną wiejską babuleń-kę. Latem stoiska uginały się odsoczystych, dojrzałych arbuzówi melonów, teraz królują orze-chy, cytrusy, jabłka i domoweprzetwory. Oj, chciałoby się, pa-trząc na te wszystkie dobra, ni-czym Makłowicz (znany polskismakosz, prowadzący w TV kuli-narne programy, autor książekkulinarnych – przyp. od red.)rozłożyć między straganamiswoje garnki i gotować, piec,smażyć...

A na deszczowe dni polecamHawanę – kubańską restauracjęze świetną muzyką i takim sa-mym jedzeniem. Nawet gdy niemam ochoty na obiad, lubięusiąść w Hawanie przy oknie i,popijając herbatę, spoglądać naturystów, którzy z przewodnika-mi w rękach zwiedzają mojemiasto. Ja patrzę na nich, oni zaśna stojącą naprzeciwko najwęż-szą kamienicę w Europie, a gdypochylam głowę nad gazetą, oniwznoszą wzrok, podziwiającobowiązkowy punkt wycieczek– Michalską Wieżę. Myślę sobiewtedy, że ktoś mógłby w końcunapisać, jak piękna jest Bratysła-wa „nieprzewodnikowa”. A mo-że jednak nie, niech te wszyst-kie magiczne zakątki pozostanątylko moje...

AGATA BEDNARCZYK

Zabiorę Cię w moje miejsca...D rodzy Czytelnicy, rozpoczynamy nowy cykl artykułów, w których

chcemy zaprezentować najciekawsze miejsca Słowacji, widzianeWaszymi oczami. Rozejrzyjcie się wokół siebie – gdzie lubicie spędzaćwolny czas, co smakowitego można zjeść w Waszym regionie, jakąpamiątkę z niego przywieźć... Stwórzmy Polonijny Przewodnik poSłowacji, do którego każdy z nas dopisze własną historię.

Page 10: Monitor Polonijny 2007/01

MONITOR POLONIJNY10

Agata i Ania mieszkają w Bra-tysławie pół roku – ich mężowiepracują w tej samej firmie. Tutajrok temu zamieszkała też Dobro-sława z mężem i synem, kiedy tomęża oddelegowano do pracy naSłowacji. W Zahorskiej Bystricyod półtora roku mieszka rodzinaAsi – jej mąż pracuje w słowac-kim oddziale holenderskiegobanku. Dorota z mężem są naSłowacji najdłużej – cztery lata.

Wszystkie te kobiety znalazłysię na Słowacji w związku z pracąmałżonka, trochę w atmosferzeprzygody (czy chcesz, czy niechcesz), ale głównie za sprawąmiłości, z której rezygnować niesposób nawet wtedy, gdy mążoznajmia nagle, że otrzymał ofertęnie do odrzucenia i właściwie jużza miesiąc zaczyna pracę ponadsześćset kilometrów od domu...

Początki„Byłam zagubiona – wspomi-

na przyjazd z wiosennego Paryżado zasypanej śniegiem Bratysła-wy Dobrosława. – Nie miałam ni-kogo, kto by pokazał mi, gdzie

można zrobić sensowne zakupy,oddać rzeczy do pralni itp.”.Najważniejszym wyzwaniem,które wyrosło przed nią, było za-łatwienie szkoły dla syna i upora-nie się ze stresem, związanymz aklimatyzacją w nowym miej-scu. Na szczęście poradziła sobieznakomicie.

„Moja córka miała w szkoleopowiedzieć coś o sobie i nau-czyciel chciał, aby przyniosłazdjęcia z dzieciństwa – wspomi-na Asia. – Skąd mogłam wie-dzieć, pakując w Warszawie na-sze rzeczy, że akurat albumsprzed kilku lat zaważy na jejpierwszej ocenie w nowej szko-le?”. W takich sytuacjach to wła-śnie dzieci uświadamiają doro-słym, iż wyjazd do innego krajunie jest jedynie przygodą, jak my-ślą niektórzy. Dzieci tęsknią doswoich przyjaciół, swoich miejsc.Te starsze często przeżywają dra-mat pierwszych miłości, którenie wytrzymują próby czasu.Młodsze, nie rozumiejąc, dlacze-go odrywa się je od znanych,bezpiecznych miejsc, stają się

nieposłuszne i uparte, a osaczo-ne przez niezrozumiały językczasami milkną na długi czas.

Coś własnego„Znaleźliśmy sposób, by oswo-

ić nowe życie – mówi Ania. –Zwiedzamy naszą dzielnicę i ro-bimy zdjęcia, które pewnie będąmotorem wspomnień o Bratysła-wie, tak jak te, zrobione w Buda-peszcie, gdzie mieszkaliśmywcześniej przez trzy lata”. Na fo-tografiach zostały uwiecznionekolejne domy, w których rósł ichsyn, przyjaciele pozostawieni zagranicą, ukochane miejsca. „Gdy-by nie Internet, byłoby nam bar-dzo ciężko. Jednak mając do dy-spozycji e-mail, Skype’a, czujemysię obywatelami świata, pozosta-jąc w kontakcie z tymi, którychkochamy” – dodaje Ania.

Każda z naszych bohaterek od-nalazła w Bratysławie swoje miej-sce – park, kawiarenkę, nawetplac zabaw, na którym, patrzącna własne dzieci, szalejące na hu-śtawkach, nabiera się pewności,że takie życie ma wiele zalet. To

I lu nas tutaj na Słowacji, tyle pewnie jestpowodów wyjazdu z kraju: za pracą, za

miłością, za przygodą... Niektórzy znajdują tudrugi dom, inni przystanek w długiejpodróży. Nie tak dawno temu nabratysławskiej Kolibie spotkało się pięćPolek. Popijając herbatę, gawędziłyo różnościach: o tym, co jepołączyło, jaki jest powód ichpobytu w Bratysławie, co jezaskoczyło, za czym tęsknią…Zachęcamy do zapoznania sięz „nowymi” w Bratysławie.

Najważniejsze jest po prostubyć razem...

OD LEWEJ ANIA, ASIA, AGATA I DOBROSŁAWA FOTO: AGATA BEDNARCZYK

Page 11: Monitor Polonijny 2007/01

11STYCZIEŃ 2007

walory turystyczne, możliwośćpoznania nowego języka. Z włas-ną karierą trzeba się raczej po-żegnać, jednakże można zyskaćwiększą samodzielność i wzmoc-nić poczucie swojej wartości. Toteż szczególny czas dla związku.„Podejmując decyzję o wyjeź-dzie, zrezygnowałam z ambicjizawodowych, ale taka jest cenamiłości – mówi Dorota. – Naszymdomem powoli staje się Europa,a nie jeden konkretny kraj, i jeślimój mąż chce realizować się za-wodowo, pracując to tu, to tam,nie mogę mu tego zabronić, botak naprawdę najważniejsze jestpo prostu być razem”. Dorota,jak sama twierdzi, jest typem sa-motnika, nie przywiązuje się domiejsc i ludzi, chociaż pielęgnujewspomnienia i często myślio najbliższej rodzinie, która po-została w ojczyźnie. „Dopóki czu-ję, że wspieramy się z mężemnawzajem, niczego więcej mi nietrzeba” – dodaje.

Ludzie„Od początku uderzyło nas to,

jak życzliwi są Słowacy dla obco-krajowców – wspominają mojerozmówczynie. – Pewnie dziwiłyich nasze problemy, ale zawszebezinteresownie pomagali jerozwiązywać”. Istotny jest fakt, iżbariera językowa nie stanowiproblemu, sporo słów ma po-dobne znaczenie, a posiłkując sięgestami i mimiką można porozu-mieć się w satysfakcjonującysposób. „To nasz pierwszy tegotypu wyjazd z kraju. Gdyby nie tabliskość obu narodów, pewnienie zaaklimatyzowałabym się tutak szybko” - mówi Agata. Naj-częściej jednak szuka się kontak-tu z innymi Polakami. Moje roz-mówczynie przyznają, że pierw-szy kontakt z polską ambasadąrozczarowuje, a informacji o ro-dzimej prasie, kulturze czy pracytrzeba szukać na własną rękę.

Perełki„My przyjechaliśmy tutaj w peł-

ni lata i Bratysława nas zafascy-nowała” – wspomina Agata, któ-ra wraz z mężem każdą wolnąchwilę przeznaczała na zwiedza-nie okolicy. „Teraz mogę powie-dzieć, że otwierając się na obcykraj, szukając pozytywów takie-go wyjazdu, przetrwaliśmy nie-jedną chwilę tęsknoty za do-mem”. Dobrosława jest też zafas-cynowana swoim nowym mias-tem, podziwia architektonicznyrozmach i konsekwencję, z jakąto miasto chce podbić świat.„Piękna starówka, autostrady,śmiałe projekty architektoniczne– widać, że stolica Słowacji roz-wija się szybciej niż np. Warsza-wa” – ocenia. Zadowolona jestrównież z oferty kulturalnej sło-wackiej stolicy. „Dzięki wyjaz-dom moje dzieci stały się ba-rdziej samodzielne, łatwiej na-wiązują kontakty – stwierdzaAsia. – To duży plus, bo uczą sięjęzyków, podróżują, nabywająnowych umiejętności. W Polscenie byłyby tak aktywne”.

KamyczkiNiby nasze narody sąsiadują,

ale nasze kuchnie różnią sięw dużym stopniu. „W sierpniuzjeździłam całą Bratysławę w po-szukiwaniu czerwonych buracz-ków – śmieje się Agata. – A gdyokazało się, że nigdzie nie możnakupić kaszy w woreczkach,obecnej w najmniejszym pol-skim sklepie, byłam załamanai zastanawiałam się, co my tubędziemy jeść”. Ale na szczęścietrzeba po prostu dobrze poznaćmiasto, by odnaleźć wiele z po-szukiwanych artykułów. „Tylkoże często to, co nam wydaje sięogólnodostępne i niedrogie, naSłowacji traktowane jest jak pro-dukt ekstra i kosztuje sporo wię-cej, na przykład ryby” – dodajeDobrosława. Tęsknota za ulubio-

nymi smakami jest chyba czymśnaturalnym, a fakt, iż najbardziejceni się swojską, polską szynkę,biały ser czy ciasta, jest elemen-tem naszych wspomnień o do-mu.

Jakie są minusy emigracji z ko-nieczności? „Kilka przyjaźni,o których myślałam, że są na wie-ki, nie przetrwało próby czasu,mimo iż bardzo starałam się jepodtrzymać” – wzdycha Aniai opowiada, jak ciężkie są mo-menty, w których obecność ro-dziny i przyjaciół staje się ogrom-nie ważna, np. choroba, samot-ność, pomoc przy maleńkimdziecku. „Nie zastąpi ich choćbynajlepsza niania, bo chciałoby siężeby bliscy po prostu byli obok,przytulili, pozwolili się wypła-kać”. Z kolei Dobrosława chciała-by wrócić do swojej pracy: „Narazie podążam za mężem, ale kie-dyś, kto wie?”.

Happy end„Gdy skończy się kontrakt,

wracamy do kraju – mówi Aga-ta. – To ciekawe życie, ale zbytwiele zostawiliśmy w Polsce”.Ania i Asia są gotowe pojechaćdalej. A Dorota? „To, co najistot-niejsze, jest zawsze ze mną: mążi wspomnienia. Każdy wyjazdnas wzmacnia. Nie żałuję więc,że zgodziłam się na taki los, prze-cież coś trzeba w życiu robić,by się wzbogacać, a nie mam namyśli zamożności finansowej”.

Zapewne większość czytelni-ków „Monitora” dobrze zna opi-sywane odczucia, ponieważ nie-jeden z nich musiał podjąć decy-zję o wyjeździe z ojczyzny i staraćsię ułożyć sobie życie na nowo naSłowacji. Ale dziś już pewnie i tuwiększość osiągnęła swoją stabili-zację. Czy byliby jednak gotowido ponownego pakowania wali-zek i oswajania nowej rzeczywis-tości gdzieś w obcym kraju?

AGATA BEDNARCZYK

Page 12: Monitor Polonijny 2007/01

WYWIAD MIESIĄCA

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY12

Niektórzy artyści zmienia-ją się wraz z modą, Pani po-zostaje wierna sobie.

Moda nigdy mnie nie intereso-wała, ważna jest muzyka i treść.I to nawet nie chodzi o to, że po-winnam się utożsamiać z tym,o czym śpiewam, ale poprzez sło-wa piosenek, które wykonuję,chcę wyrażać siebie. Zawsze in-teresował mnie artystyczny roz-wój, dlatego sięgałam po różnegatunki muzyczne. Zdarzało misię śpiewać jazz, piosenkę lite-racką, klasykę, zaśpiewałam na-wet partię sopranową z „Requiem”Mozarta. Wyznaczam sobie zada-nia, a nowe wyzwania kształtująsens mojej drogi artystycznej.Lubię to, co jest przede mną, to,czego jeszcze nie odkryłam.

W pewnym momencie za-proponowano Pani między-narodową karierę, która jed-nak nie miała happy endu.Czy nie odczuwa Pani pewne-go rozczarowania?

Wiele lat temu, tuż po staniewojennym, kiedy Polska była bar-dzo znana na świecie z uwagi nawydarzenia polityczne, ktoś wpadłna pomysł, by wybrać polskiegoartystę, którego wylansowano byw Japonii, Australii i StanachZjednoczonych. Padło na mnie.Byłam zdziwiona. Zgodziłam się,bo powodowała mną ciekawość.Moim głównym sponsorem stałsię pewien japoński samuraj – je-den z najbogatszych ludzi w Japo-nii. Po mojej wizycie w tym kraju,gdzie goszczono mnie jak mega-gwiazdę, dowiedziałam się, że ówsponsor został zastrzelony. Tooznaczało również, że nie będziewięcej pieniędzy na moją promo-cję. Ale powiem Pani, że odetch-nęłam z ulgą, ponieważ już wtedywiedziałam, czego na pewno niechcę, co mi nie odpowiada.

Co Pani nie odpowiadało?Zasugerowano mi wtedy leciut-

ko, abym trzymała się bardzo ko-biecego stylu bycia, była zalotnąkobietką, z dużą dozą wdzięku. Tojest bardzo fajne – przez lata to tak-że robiłam. Ale robiłam „także”,a nie wyłącznie. Takie próby wło-żenia mnie w pewne ramy, chęciwykreowania, hamowały mój roz-wój. Stąd odetchnęłam, kiedyz zawrotnej kariery międzynarodo-wej nic nie wyszło, bo, jak podej-rzewam, w pewnym momenciepostawiłabym weto. Już wtedy by-łam zbyt dojrzała na to, żeby dać so-bą manipulować.

Ma Pani stabilną pozycjęi nie musi Pani niczemu pod-legać, ale gdyby Pani zaczy-nała karierę w dzisiejszychczasach, to myśli Pani, żewyglądałaby podobnie?

Ja niczemu nie podlegam, wręczbuntuję się przeciwko niektórymrzeczom. Gdybym musiała się pod-porządkować, pewnie wybrała-bym inną drogę, może zmienila-bym zawód. Jest tyle innych – pię-knych…

Na przykład?Może studiowałabym psycholo-

gię, filozofię? Mam też zdolnościplastyczne. Sądzę, że młodzi ludzie,

którzy zaczynają swoją karierędziś, mają gorzej.

Dlaczego Pani tak uważa?Zaczynałam jeszcze w czasach,

kiedy stawiało się na wartości.Rozpoczynałam od współpracyz najwartościowszymi artystamimojego czy starszego pokolenia,miałam wspaniałe wzorce. Mojepierwsze piosenki tworzyli Przy-bora, Wasowski, Młynarski, potemwspółpracowałam z JonaszemKoftą itd. Natomiast dzisiaj, kiedypatrzę na młodych ludzi, to ser-decznie im współczuję. Kiedyśw telewizji można było obejrzećcoś wartościowego, dzisiaj jest onazalewana przez bylejakość, a prze-de wszystkim surogaty. Jest całamasa ludzi, śpiewających wedługjakichś wzorców, naśladującychswoich idoli. Ale to nie ma nicwspólnego ze sztuką. Sztuka to cośznacznie trudniejszego niż zaśpie-wanie nawet tak dobrze, jak ktośinny. Sztuka to odnalezienie kawa-łeczka siebie, swojej osobowości,niepodobnej do nikogo i zarażenietą osobowością publiczności.

W którym momencie Paniodkryła to „coś” w sobie?

Chyba mam to „coś” w sobie odpoczątku, jak twierdzi moja pub-liczność.

J ako amatorka zadebiutowała w duecie z Piotrem Żurowskimw 1973 r., zaś jako profesjonalna artystka podczas koncertu Młode

Talenty na KFPP Opole ’76. Jej domeną są „piosenki z tekstem”i z muzyką w najlepszym gatunku. Jest wokalistką jazzową,wykonującą z wielką swobodą zarówno piosenki ze światowegorepertuaru lat 20. i 30., jak i współczesne. Jej największe przeboje,jak np. „W moim magicznym domu”, „Żegnaj kotku”, „Pogoda ducha”,„Apetyt na życie”, „Jesienny pan”, zna cała Polska. Hanna Banaszak,bo o niej mowa, zgodziła się na wywiad dla naszego miesięcznikaprzed swoim koncertem w Wiedniu.

Hanna Banaszak: „Jeżdżę nanajwyższych przerzutkach”

Page 13: Monitor Polonijny 2007/01

13STYCZIEŃ 2007

Aby osiągnąć sukces, niewystarczy więc tylko talent?

Co piąta osoba, napotkana naulicy, ma głos, słuch i można by jąnauczyć śpiewać, ale to nie natym polega. Tu chodzi o osobo-wość, czyli o to, co w świecie ar-tystycznym nazywa się wypełnia-niem sobą sceny.

Jak Pani ocenia innych pio-senkarzy, wykonujących pio-senki z Pani repertuaru?

Kompletnie mnie to nie inte-resuje.

Ale z pewnością słyszałaPani wersje swoich piosenekw wykonaniu Anny MariiJopek?

Nie do mnie należy ocena, aledo jej publiczności.

Czy to oznacza, że niechę-tnie „dzieli się” Pani swoimipiosenkami z innymi?

Nie mam nic przeciwko temu,żeby ludzie śpiewali piosenki,które ja śpiewałam. Jednakże jestcoś takiego, że piosenki, którezostały napisane dla mnieprzez Jonasza Koftę, to kawa-łek mojego życia, odzwier-ciedlenie pewnych relacji.To są pewne opowieści i, cotu dużo mówić, jestem donich przywiązana, ponie-kąd jak do swojej własno-ści. Dlatego wykonawcy,którzy zamierzają śpiewaćpiosenki z czyjegoś reper-tuaru, powinni mieć na ty-le wyczucia, żeby się zwró-cić do pierwszych wyko-nawców z prośbą o zgodę nawykonanie ich utworu. Ta kur-tuazja byłaby mile widziana, tonależy do etyki zawodowej.Taki rodzaj podziękowania zaskorzystanie z połowy cudze-go sukcesu. Ja też śpiewałamrepertuar innych, ale zawszepytałam ich o zgodę.

Nikt się do Pani nie zwróciłz taką prośbą?

Ania Jopek nie zapytała o to.Niewątpliwie zgodziłabym się.Pamiętam, że przed laty zatelefo-nowałam do Kaliny Jędrusikz pytaniem, czy mogę wykonaćjej piosenkę. Nie miała nic prze-ciwko temu, ale pamiętam, że by-ła niezadowolona z paru piosen-karek, które o zgodę nie poprosi-ły. Mimo wszystko nie przeszka-dza mi to talentu Ani cenić.

Jak Pani reaguje na kryty-kę pod swoim adresem, kie-dy to zarzuca się Pani senty-mentalizm?

Nie ma dla mnie kompletnegoznaczenia. Ja tego w ogóle nieczytam. Mnie interesuje rzetelnaocena. Jeśli krytyka – to kon-struktywna, z sensowną argu-mentacją. Nawet, gdyby miałamnie zdruzgotać. Podobnie jestz akceptacją. Jeśli jest powierz-chownym komplementem, dzię-kuję i idę dalej. Dla mnie najwa-żniejsza jest relacja ja – odbior-ca. Powierzchowne komple-menty są dla mnie zbyt płytkie.

W show bussinesie liczysię sprzedaż płyt, a zatem,by osiągnąć zadowalająceefekty, niektórzy bazują naskandalach, aby zaintere-sować ludzi swoją osobą.Pani chyba nigdy nie ucie-kała się do takich wybie-gów?

Kiedyś ktoś wywołał wokółmnie skandal, puszczającw naród plotkę na mój temat,która nie miała nic wspólnegoz prawdą. Z perspektywy cza-su widzę, że najrozsądniej by-

ło nie reagować, choć su-gerowano mi, żebymdementowała te bzdu-ry, udzielając jakiegośwywiadu. Uznałam jed-nak, że nie będę siętaplać w błocie. Jeśliczłowiek nie ma sobienic do zarzucenia, topo co miałby wdawaćsię w takie dyskusje?Wszystko to rozeszło

się po kościach. Dziś po-radziłabym młodym dziew-

czynom, które mają podob-ne problemy, żeby zamknęły

usta i nie dawały się po-nosić emocjom. Odno-sząc sukces, zawsze nale-ży się liczyć z tym, że czło-wiek spotka się z zawiś-cią, i na to trzeba być od-pornym.

Page 14: Monitor Polonijny 2007/01

14

Skoro mowa o sukcesie,uważa Pani, że go odniosła?

Myślę, że odniosłam sukces,ale na zupełnie innym gruncie.

Jak to? Na jakim?Trochę kokietuję. Na gruncie

zawodowym za największy suk-ces uważam to, że nie dałam sięzwariować temu zawodowi.Sukcesem jest to, że mogę dyk-tować pewne warunki, że mamszansę się rozwijać, także jakoczłowiek, w wielu różnychdziedzinach.

Jakie to dziedziny?Piszę wiersze, fotografuję,

projektuję biżuterię, jeżdżę narowerze, co jest istotnym za-jęciem w moim życiu.

Jakie ma Pani marzeniaartystyczne?

Od roku przygotowuję płytę,która jest dla mnie dużym wy-zwaniem. Idzie mi to jak krewz nosa, ale kiedy ją dokończę,będzie to pewien rodzaj speł-nienia, które poprzedza trud.

Czy Pani zawsze wybieratrudniejsze ścieżki?

Przekładając to na język ro-werzysty – jeżdżę na najwyż-szych przerzutkach. Kiedy mu-szę się natrudzić, wtedy odczu-wam przyjemność z jeżdżeniana rowerze. W życiu też sobieutrudniam zadania, ale to pew-nie jest związane z moją naturą.Dla mnie ciekawe są zmagania,a nie odcinanie kuponów odczegoś, co wiem, że robićumiem, że bez twórczego wy-siłku lekko sobie poradzę.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA,WIEDEŃ

Autorka wywiadu składapodziękowanie organizatorce koncertu

Hanny Banaszak w Wiedniu paniMarii Buczak za umówienie

spotkania z artystką.

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A

W okresie przedświątecznym już trady-cyjnie spotykamy się w gronie naszych ro-daków i ich przyjaciół. W tym roku spotka-nie wigilijne odbyło się 16 grudnia w res-tauracji „Rosto” w Koszycach. Dzieląc sięsymbolicznie opłatkiem, składaliśmy sobieżyczenia. Po wspaniałej szczodrej polskiejwieczerzy, którą przygotował nasz drogiprzyjaciel Konrad Schönfeld z rodziną,zwróciłam się do naszych rodaków z pyta-niem, jaki był dla nich rok 2006 i czego sięspodziewają w nadchodzącym nowym ro-ku. Ogólnie wszyscy byli zadowoleni z tego,co udało się osiągnąć, wszyscy też życzylisobie jednego – żebyśmy się częściej spo-tykali.

Było żywiołowo, sympatycznie i po gó-ralsku, czyli od serca. A to dzięki zespołowigóralskiemu „Hamernik” z Krakowa, który

zawitał do Koszyc na zaproszenie KonradaSchönfelda. Członkami tego zespołu są oso-by w wieku 15 lat, pochodzące przeważniez Podhala, a zamieszkałe w Krakowie, orazrodowici krakowianie, rozmiłowani w folk-lorze podhalańskim. Oprócz tego, że swojąmuzyką uprzyjemnili nam wieczór wigilijny,następnego dnia (17 grudnia) w ramach„Košickych Rozprávkových Vianoc”, rok-rocznie organizowanych przez miasto, wys-tąpili z programem śpiewno-tanecznym nascenie w samym sercu Koszyc, gdzie za-prezentowali „Szopkę hamernicką”. Pogodadopisała, grzaniec galicyjski nas rozgrze-wał, publiczność szalała, a niektórym za-kręciła się łezka w oku. Przeżyliśmy dwa cu-downe dni. I za nie pragnę podziękowaćKonradowi Schönfeldowi.

URSZULA SZABADOS

Wigilijna wieczerza, najwspanialsześwięta w roku, które rozpoczynają się wrazz pojawieniem się na niebie pierwszej gwia-zdy. Wszyscy zasiadamy do wspólnegostołu, uśmiechamy się, a w naszych du-szach panuje spokój. Pod świątecznym

obrusem słoma, pod talerzem ziarno, wokółdużo smakołyków i przepięknie dekoracje.Zapalamy pierwszą świeczkę i rozpoczyna-my ten wspaniały obrzęd. Powstajemyi zaczynamy dzielić się opłatkiem na znakpojednania, miłości, przyjaźni i pokoju.

Studencka wigilia w Bańskiej Bystrzycy

ZDJĘ

CIA:

ZDE

NKA

BŁOŃ

SKA

Spotkanie opłatkowe w Koszycach

Page 15: Monitor Polonijny 2007/01

15STYCZIEŃ 2007

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

Mikołajkowy opłatek w NitrzeW tym roku nasz Mikołaj przebył długą dro-gę, a do tego jeszcze miał bardzo ciężki wo-rek, pełen słodkich prezentów. Dzieci, na-wet te najmniejsze, cierpliwie czekałyi skandowały: „Mikołaju! Mikołaju! Przyjdźjuż do nas!!!“. W końcu Mikołaj przybył dodomu ojców Salwatorianów, gdzie się zgro-madziliśmy. Kiedy wszedł, było dużo rado-ści, ale i trochę strachu – niektóre dziecischowały się za mamę czy tatę, ponieważtam czuły się bezpieczniej. Inne nawet uro-niły łzę. Jednak kiedy Mikołaj potrząsnąłpełnym workiem i powiedział, że w nim jestdużo prezentów, znaleźli się pierwsi odwa-

żni. Później już wszy-stkie dzieci po koleiwychodziły na śro-dek sali, prezentującpięknie przygotowane polskie piosenkii wierszyki. Pozwoliły odejść Mikołajowi do-piero wtedy, kiedy już wszystkie słodkieprezenty zostały rozdane. Potem wszyscyzłożyliśmy sobie życzenia świąteczne. Dodomów wracaliśmy, śpiewając w myślachkolędy. Za ten miły wieczór dziękujemy am-basadzie polskiej – pani konsul UrszuliSzulczyk-Šliwińskiej oraz oo. Salwatoria-nom za udostępnienie pomieszczeń.

ROMANA GREGUŠKOVÁ

Nie tylko nagóralską nutęW bożonarodzeniowym nastroju 19 grudniaw bratysławskim teatrze „Astorka Korzo‘90” wystąpiła Hanka Chowaniec-Rybkawraz z zespołem. Ci, którzy woleli zostaćw domach i przygotowywać świątecznesmakołyki, zamiast wziąć udział w jej kon-cercie, zorganizowanym przez InstytutPolski, niech żałują. Artystka po prostu „dałaczadu”! Zaprezentowała góralskie piosenkii kolędy, dobrze się przy tym bawiąc. Jej na-strój udzielił się zgromadzonej publiczności,która, choć nieliczna, uległa czarowi młodejgóralki i nawet próbowała z nią śpiewać.Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że kon-cert miał typowo folklorystyczny charakter.Obdarzona wspaniałym głosem artystka po-kazała, co potrafi. Śpiewała nie tylko w taktgóralskiej muzyki. Wykorzystując swojeogromne możliwości wokalne, połączyła folkz jazzem, co dało efekt piorunujący, alew tym dobrym, a nawet najlepszym znacze-niu. W przerwach opowiadała dowcipy, oczy-wiście góralskie i po góralsku, co zasługujena szczególną uwagę, albowiem kobieta, pre-zentująca na scenie dowcipy, z których nadodatek śmieje się publiczność, to ewene-ment. Świadczy to też o dużym poczuciu hu-moru artystki, która zyskała sobie serca chy-ba wszystkich zgromadzonych. Dla wieluz nich było to pierwsze zetknięcie się z twór-czością Hanki Chowaniec-Rybki, koncertu-jącej już od kilku lat i będącej laureatką wie-lu znaczących nagród muzycznych. Piosen-karka nagrała też dwie płyty, które po bardzodostępnej cenie można było kupić po kon-cercie i które teraz, przyznaję, umilają mi wie-czory. Jej nazwisko warto zapamiętać! Onanam jeszcze pokaże! mmn

Opłatki są poświęcone i mają wewnętrznąsiłę, siłę jednoczenia nas wszystkich.Ponownie siadamy za stołem, rozpoczynasię długo oczekiwana wieczerza. W sali roz-lega się wspaniały głos sopranistki Mgr. Pa-ulíny Jabbour, akompa-niuje jej pianistka Mgr.Žofia Hrnčiarová. Sły-szymy pieśń „Cichanoc, święta noc“, naj-bardziej znaną melodięBożego Narodzeniai kolędę „Uspávanka Panny Márie“. Późniejprzychodzą do nas Peter Bažík – gwiazda„Superstar” i studenci Akademii Sztukw Bańskiej Bystrzycy. Magiczną atmosferętworzy muzyka kapeli ludowej w składzie:Ľudka Záňová, Slavomír Melicherčík,Miroslav Výboch i Zdeno Černák.

Jesteśmy już na ostatnim roku studiów

i tego wieczora mieliśmy łzy w oczach. Niebyły to jednak tylko łzy nostalgii, ale takżełzy ogromnej radości. Zwłaszcza kiedyobejrzeliśmy jasełka, które przedstawili stu-denci pierwszego i drugiego roku. Nie mu-

simy zatem się mart-wić, że wraz z naszymodejściem, zaniknietradycja polskich wie-czorów. Nic jednak niepowstałoby bez czło-wieka, któremu chcieli-

byśmy powiedzieć wielkie DZIĘKI, a któryjest dla nas bardzo „IMPORTANTNY“ (tymsłowem, wyraziliśmy to, co dla nas znaczy,już na pierwszym roku, kiedy jeszcze nieznaliśmy polskiego odpowiednika). DziękiGabrielko Olchowa.

STUDENCI POLONISTYKIZ BAŃSKIEJ BYSTRZYCY

FOTO

: ROM

ANA

GREG

UŠKO

Page 16: Monitor Polonijny 2007/01

16

Ponieważ na Słowacji jes-tem dosyć krótko, cały czasbrakuje mi nie tylko polskiejmuzyki, ale i języka. W zale-żności od nastroju słuchammuzyki lat 60-tych, 70-tych,„Starego Dobrego Małżeń-stwa”, czy na przykład Mar-ka Grechuty.

Bardzo często wspomi-nam wydarzenia z mojegożycia, w których muzyka

odgrywała ważną rolę: wie-czory przy ognisku – wspól-ne śpiewanie piosenek bie-siadnych, żeglowanie poMazurach – szanty, Niepłacz Ewka czy Kocham cięjak Irlandię – na obozachwakacyjnych.

Z kolei ze znajomymi ba-wiliśmy się przy takich hi-tach, jak To nie ja byłamEwą Edyty Górniak czy Księ-

życowa piosenka zespołu„Varius Manx”.

Jednak najchętniej spę-dzaliśmy czas, śpiewającpiosenki przy akompania-mencie gitary. Nie były to

tylko polskie przeboje, alerównież powszechnie znaneutwory angielskie.

Z drugiej strony, od parulat poznaję słowacką scenęmuzyczną. Na przykład,ostatniego Sylwestra uroz-maicaliśmy sobie karaoke.Razem z moimi słowackimiznajomymi śpiewaliśmyV cudzom meste Jany Kir-schner oraz piosenki bardzoznanego i lubianego „Elánu”.

VS

P olski zespół muzyczny „Łzy”powstał w 1996 roku w Pszo-

wie. W skład zespołu wchodząAnna Wyszkoni – wokal, DawidKrzykała – perkusja, Adrian Wie-czorek – instrumenty klawiszo-we, Adam Konkol – gitara, RafałTrzaskalik – gitara i Arek Dzier-żawa – gitara basowa.

Początkowo muzycy chcieli graćbardzo smutną muzykę, stąd wzięła sięnazwa zespołu „Łzy”. Wielokrotnie su-gerowano im, żeby tę nazwę zmienili, żejest niechwytliwa, smutna, ale postawilina swoim. Łzy przecież wcale nie musząbyć smutne. Mogą okazać się łzami

szczęścia. Droga do sukcesu była jed-nak daleka od przeciętnej. Nie stała zanimi żadna firma fonograficzna. Samiprodukowali płyty, rozwozili je do hur-towni. W swoje ręce wzięli promocję.

Konsekwentnie ignorowali wszelkiekrytyczne sugestie. Po pierwszych kon-certach dzielili się pieniędzmi - po 10 zło-

tych na osobę, było ciężko, odmawianoim koncertów. Teraz jest odwrotnie, sąjednym z czołowych polskich zespołówpop-rockowych. Ich teksty opowiadająo miłości, poruszają trudne tematy sa-mobójstwa czy eutanazji. Przed niminikt jeszcze o tym nie śpiewał.

Pierwsza płyta ukazała się w 1998roku i nosi tytuł Słońce. Największeprzeboje z tego krążka to: Agnieszka,Oczy szeroko zamknięte, Narcyz,Gdybyś był.

Zagrali 250 koncertów, w latach2002, 2003 i 2006 występowali w kon-kursach premierowych w Opolu.Otrzymali dwie Superjedynki 2004

w kategoriach zespół roku oraz przebójroku za piosenkę Oczy szeroko zamkni-ęte. Nagrali siedem albumów Słońce(1998), W związku z samotnością(2000), Jesteś jaki jesteś (2002), Nieczekaj na jutro (2003), Historie, którychnie było (2005), The best of 1996-2006(2006) i ostatnią – reedycję z dodatko-wym krążkiem, zawierającym utworyi wersje akustyczne – The best of 1996-2006. Złota płyta.

Grupa, nie zwracająca uwagi na prze-ciwności rynku fonograficznego, dziękiswojej ciężkiej pracy stała się w Polsceczołowym zespołem.

URSZULA SZABADOS

T ym razem na pytanie: „Jakiej słuchasz muzyki?”, odpowiedziała OLA KRCHEŇ z Trenczyna.

Zespół

„ŁZY”

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

Zespół

„ŁZY”

Page 17: Monitor Polonijny 2007/01

17

Warto więc przypomnieć, co nasi szla-checcy i chłopscy przodkowie nalewali doswych kwart, pucharów, kufli czy owychtytułowych potężnych kulawców, czyliokrągłych naczyń, z których musiano pićdo dna, gdyż nie miały nóżki.

Pierwszym napojem, którego istnienie naziemiach polskich zostało potwierdzone pise-mnie, jest piwo. Wspomina o nim Anonim zwa-ny Gallem w swej kronice, pisanej za panowa-nia Bolesława Krzywoustego (1107 – 1138),opisując skromną ucztę wydaną przez Piasta,oracza księcia Popiela, z okazji postrzyżynswego syna Siemowita. Na tej legendarnej ucz-cie goście Piasta obficie zapijali jedzenie „be-czułką dobrze sfermentowanego piwa”.

Nie wiemy wprawdzie, kto pierwszy naziemiach polskich warzył piwo, wiemy jed-nak, że nasi przodkowie szybko w tym na-poju zagustowali. Już w XIII wieku LeszekBiały (1186 – 1227) tłumaczył papieżowi,iż nie może wziąć udziału w ślubowanejwyprawie krzyżowej z powodu „zmienione-go w naturę” przyzwyczajenia picia miodui piwa, którego w Palestynie nie było.Dodajmy, że papież uznał ten argumenti zwolnił Leszka Białego ze ślubu.

Piwo słowiańskie było lekkie, jasne i mu-sujące, a pito je by ugasić pragnienie i w cza-sie posiłków, a na śniadanie jedzono polew-kę z piwa z kostkami twarogu, tzw. gramat-kę. Początkowo piwo warzono w dworach,dworkach i chatach dla własnej potrzeby.Później przywilej warzenia piwa zyskały nie-które miasta, klasztory, klucze magnackiei rody szlacheckie, a piwowarstwo stało sięważną i opłacalną gałęzią gospodarki. O tym,że piwo przynosiło bogactwo, świadczy fakt,iż istniejący w Krakowie już w XV wieku cechpiwowarski posiadał własną basztę w mu-rach miejskich, z której w czasie oblężeniabronił miasta.

Piwa były rozmaite, a znawcy przedmiotupodają, iż w XVII wieku na ziemiach polskichbyło ich ponad 120. Dzięki JakubowiTrembeckiemu (1643 – 1719), poecie i tłu-maczowi, niektóre z nich poznajemy bliżej,bo w swym Wirydarzu podaje ich dłuższąsystematykę. Mowa w nim m.in. o łagodnymLeszczyńskim, pienistym Brzezińskim, Ło-wieckim - „co więc chłopom gęby krzywi”,o wareckim, ujskim, wielickim, żółkiewskim,jezuickim, międzyrzeckim, a także jeżew-skim, białobrzeskim, końskowolskim, kości-erskim czy lidzbarskim, a z wielkopolskicho najbardziej cenionym grodziskim, które na-wet do Brandenburgii wywożono.

W połowie wieku XVIII piwa krajowe bar-dzo straciły na popularności, zaczęto je uzna-wać za napój pospólstwa. Jako jedno z nie-licznych zachowało swą renomę właśnie pi-wo grodziskie, o którym Jerzy Kitowicz(1728 – 1804) pisze, iż „szlachcic, który niemiał w swoim domu piwa grodziskiego, po-czytany był za mizeraka albo za skąpca”.W ciągu wieku XVIII modne na polskich sto-łach stały się ciężkie piwa angielskie,a Gdańsk był centrum importu porteru angiel-skiego.

Ale nie tylko piwem napełniali swe pucha-ry nasi przodkowie. Równie ulubionym trun-kiem był miód pitny, napój znany w Europie

północnej i wschodniej od dawna. Średnio-wieczny dyplomata wenecki Ambrogio Con-tarini w swych uwagach o Polakach odnoto-wał m.in. „Nie mając wina, robią pewien na-pój z miodu, który upija ludzi znacznie bar-dziej niż wino”. Wiemy już, że pijał go wspo-mniany Leszek Biały. W średniowieczu zie-mie polskie z miodu i wosku słynęły, a bart-nicy cieszyli się powszechnym szacunkiem,posiadali specjalne spisane prawo bartne,a za zniszczenie barci lub kradzież pszczółgroziła kara śmierci. W rozległych lasachi puszczach nie brakowało drzew, którychpień był dostatecznie gruby, by bartnik mógłw nim wydrążyć barć, ale praca ta nie byłałatwa. Barć drążono na wysokości od 3 do 18metrów, a bartnicy na tę wysokość wspinalisię za pomocą powroza splecionego z łykalub konopi. Takim samym powrozem posługi-wali się przy miodobraniu, które najczęściejodbywało się w sierpniu. Z jednej barci uzys-kiwano około 8 kg miodu.

Nie wiemy, kto pierwszy w Polsce spo-rządził sycony miód pitny, być może był towłaśnie anonimowy bartnik, który odcedzo-ne z miodu plastry zalewał wodą i uzyskiwałtak napój, zwany sytą. Przybyli z południai zachodu zakonnicy udoskonalili miejscowesłowiańskie receptury, ale dopiero sprowa-dzenie czy też wyselekcjonowanie szlachet-nych gatunków drożdży oraz umiejętnośćprzygotowania brzeczki miodowej (miód pluswoda w odpowiednich proporcjach) oraz do-dawanie przypraw korzennych i soków owo-cowych nie tylko podniosło jakość syconychmiodów pitnych, ale spowodowało zwiększo-ne zainteresowanie ich produkcją wśród pol-skiej i litewskiej szlachty. Średniowieczneźródła pisane potwierdzają istnienie licznychmiodosytni na Mazowszu, Pomorzu i w Mało-polsce. Zachował się także dokument z XVwieku, w którym biskup krakowski ZbigniewOleśnicki uznawał działalność bractwa mio-dosytników przy kościele w Grzybowie.

Obok beczki piwa w każdej szlacheckiejpiwnicy musiał być sycony miód pitny, którytak opiewał późnorenesansowy poeta i saty-ryk Sebastian Klonowic (1545 – 1602):Miód prosto z niebios spuszczony być musi.Miód rosa niebios i manna jedyna.Niech inszy w winie piją ziemne soki,My Haliczane mamy nektar boży.

TO WARTO WIEDZIEĆ

Co nalewano do kulawcówTo, że nasi praszczurowie za kołnierz nie wylewali, nie jest

tajemnicą. Świadczą o tym stare kroniki, fraszki, traktaty,zapiski sądowe. Trąbochlajów, szmirusów, kirusów, kwartopijców,haustołyków, sączykuflów, goligardeł, moczymord, pomp czy oliw – czylipo prostu tych, którzy płukali zęby, psuli szkło, urzynali się w trupa lubw sztok nie brakowało ani w magnackich pałacach, ani w szlacheckichdworach czy dworkach, nie brakowało ich też pod chłopską strzechą.

STYCZIEŃ 2007

Page 18: Monitor Polonijny 2007/01

Podobnie jak piwo, tak i miód pitny w dru-giej połowie XVIII wieku w wyższych sferachstał się niemodny i jego picie zaczęło ucho-dzić za staroświecczyznę. Jednak tradycjamiodu pitnego przetrwała zarówno w Polsce,jak i na Litwie do dziś. To właśnie z tych kra-jów pochodzą te najlepsze półtoraki, dwój-niaki, trójniaki i czwórniaki, robione z naj-lepszych miodów lipowych, akacjowych lubkoniczynowych.

Ale powróćmy do wieku XVIII, kiedy totradycyjne staropolskie napoje – piwo i miód– ustąpiły miejsca na biesiadnych stołach in-nym trunkom. W tym czasie zaczęło wyra-źnie dominować wino, choć znano je na zie-miach polskich dużo wcześniej. Wino znanow Polsce już w średniowieczu. W pobliżu ka-tedr i klasztorów powstawały też pierwszewinnice. Monsignore Ruggieri w 1565 rokudaje świadectwo istnieniu winnic w okoli-cach Krosna, jednocześnie jednak oceniającpolskie wino jako kwaśne i zauważając, żewinorośle często wymarzają. Nic więc dziw-nego, że ani w XVI, ani w XVII wieku winonie należało do ulubionych trunków naszychrodaków. Rodzime było niesmaczne, a za-graniczne zbyt drogie, stąd gościło jedyniena stołach magnackich. W miarę jednak bo-gacenia się szlachty coraz częściej trafiałodo dworków i dworów. Pod koniec XVII wie-ku sławił je już pisarz skarbu koronnego, po-eta krakowski Jan Gawiński, pisząc:

Wino, wino, moszczu słodki,Przez twe ugłaszcz serca środki, Cię nie piją Turkomanie,Lecz sami chrześcijanie,Przecież nie gmin, tałatajstwo,Lecz książęta, szlachta, państwoLub rad osoby publiczne,Gdzie miasta polityczne.Polacy zasmakowali w winie i pili bardzo

różne jego gatunki. Można szlachta do obia-du popijała francuskie burgundzkie, miesza-ne z wodą, czy muszkatołowy frontignanoraz wina langwedockie. Morską drogą przy-wożono nie tylko wina francuskie, ale takżewłoskie i hiszpańskie, różne pinioły i alakan-ty oraz madery i kanary. Szlakiem bałkań-skim przez Kamieniec i Światyń sprowadza-no z Krety słynną małmazję. Reńskie wino pi-to z cukrem. Pito też wina austriackie i mo-rawskie, które były nie tylko łatwo dostępne,ale i tanie. Jednak w opinii szlacheckiej naj-

wyższym uznaniem cieszył się węgrzyn.Wino tokajskie, najbardziej cenione, spro-wadzane z Węgier w beczkach i butelkowa-ne w szlacheckich piwnicach - uchodziło zanajlepsze, najszlachetniejsze, godne naj-większych pochwał. Na transporcie winz Węgier bogaciły się miasta podkarpackie –Dukla, Sącz, Krosno, Sambor czy Stryj. Nie-jedna fortuna krakowska na winie wyrosła,choć tam nie zawsze czyste wino nalewano.Już Szymon Starowolski, siedemnastowiecz-ny historyk i publicysta oskarża winiarzy kra-kowskich, iż różnymi dodatkami tysiąc kufmorawskiego wina „za tydzień w tokajskieobróci”.

Wino pito chętnie, ale nie było ono napo-jem rodzimym. Natomiast zdecydowanie ro-dzimym trunkiem była okowita, gorzałka,czyli po prostu wódka. Zarówno słowo „wód-ka”, jak i technologia jej produkcji pochodząz Polski XV i XVI wieku. Początkowo tenmocny alkohol z jęczmienia, żyta, pszenicyprodukowano w miedzianych alembikach do-mowych. Później przywilej propinacyjny mie-li magnaci, szlachta oraz niektóre miasta, np.od połowy XVI w. do największych ośrod-ków produkcji gorzałki należał Kraków, skądeksportowano ją na Śląsk, wódkę produko-waną w Poznaniu sprzedawano do Niemiec.Polską wódkę eksportowano m.in. do Rosji,Anglii, Holandii, Danii i krajów skandynaw-skich, a także do Czech czy na Węgry.

Początkowo ten silny napój wyskokowytrafiał w Polsce przede wszystkim do karczmi gospód i traktowany był jako napój pospól-stwa. Potem dopiero trafił na szlachecki stół,choć, jak zapewniają nas znawcy przedmio-tu, w wieku XVII „o tym, by na wystawnymprzyjęciu można było wódkę podawać, niebyło mowy, chyba w zupełnie wyjątkowychwypadkach” (J. St. Bystroń: Dzieje obycza-jów w dawnej Polsce). Najpierw gorzałkę

traktowano jako lekarstwo i w szlacheckiejapteczce domowej mieściły się wódki, a ra-czej nalewki różne: tatarakowe, piołunowe,dzięgielowe, selerowe oraz spirytusy: bocia-nowe, mrówkowe, jałowcowe. Szybko jed-nak wódki powędrowały na stoły i nasipraszczurowie popijali wódkę alembikową,szumówkę, korzenną, alkiermesową, cyna-monkę, anyżkową, białomorwówkę, kurdy-banówkę, no i żubrówkę, kminkówkę i tę naj-pospolitszą – żytniówkę. Nie najlepsze mnie-manie o polskich wódkach domowych miałJakub Kazimierz Haur (1632 – 1709), se-kretarz królewski, autor traktatu rolnegoEkonomika ziemiańska generalna i kilkupodręczników rolnictwa. Pisał on: „Gorzałkiwszelkie z różnymi ingrediencjami przepala-ne raczej tylko do wąchania albo w potrzebiejakiej do smarowania, a nie do napoju służą,a do picia przynajmniej karwatką nie kwartą,oraz na półtory godziny przed obiadem zażyćmoże... i zajeść ją czym dobrym”.

Wśród wódek, które na szlacheckie stołykupowano, największym uznaniem cieszyłysię wódki gdańskie. W XVI-wiecznymGdańsku pracowało 680 gorzelni, a w 1598roku założył tu swą słynną wytwórnię wódekgatunkowych holenderski mennonita Ambro-sius Vermollen, który jako religijny odszcze-pieniec musiał opuścić swój kraj. WytwórniaAmbrożego Vermollena wsławiła się przedewszystkim słynnym likierem Guldenwasser,później Goldwasser, w którym pływały 1,5gramowe płatki złota. Holendrowi udało sięstworzyć unikatową kompozycję 20 ziółi korzeni, które nadawały likierowi wyjątko-wy smak i aromat. Likier ten nie był tanii choć ulubiony, na stołach szlacheckich po-jawiał się tylko przy wyjątkowo uroczystychokazjach. Statki ze złotym likierem docierałydo portów Niemiec, Anglii, Francji, Hiszpanii,Portugalii i Rosji, a sam trunek zdobył sobietytuł „likier królów – król likierów”.

Nieśmiało wchodząca na stoły wódka –produkt rodzimy – rozpowszechniła sięw Polsce na początku wieku XIX.

Nasi praszczurowie lubili dobre trunki, aleprzede wszystkim cenili dobre towarzystwo,w którym te trunki popijali i dzięki temu zys-kali opinię najgościnniejszego narodu, kieru-jącego się zasadą „Gość w dom, Bógw dom”.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

MONITOR POLONIJNY18

Page 19: Monitor Polonijny 2007/01

19STYCZIEŃ 2007

Janusz Tazbir jestprofesorem InstytutuHistorii PAN, człon-kiem rzeczywistymPAN, StowarzyszeniaPisarzy Polskich orazPen Clubu. Od wielulat zajmuje się dzieja-mi obyczajów i kultu-ry staropolskiej orazstosunkami wyznaniowymi XVI– XVIII wieku. Jest autorem po-nad dwudziestu książek. Napi-sał m.in. Państwo bez stosów(1967), Świat panów Pasków(1986), Okrucieństwa w nowo-żytnej Europie (1993), Polskana zakrętach dziejów (1997).Uprawia także publicystykę his-toryczną; opublikował kilkasetartykułów.

Uwagę czytelnika, któremu„bliskie są dzieje polskich oby-czajów, kultury, a także prze-miany naszej świadomości na-rodowej oraz historycznej”, któ-rego interesują manipulacjewiedzą o przeszłości, pragnęzwrócić na dwie książki prof.Tazbira. Pierwsza to Silva Re-rum Historicarum, wydanaprzez „Iskry” w 2002 roku, dru-ga, wydana w 2005 roku przezto samo wydawnictwo, nosi ty-tuł Polacy na Kremlu i inne his-toryje.

Obie są zbiorami ese-jów historycznych,a ich tematyka stanowipretekst do rozważańnad problemami, którebyły i są aktualne w dzie-jach Polski od czasównowożytnych po współ-czesność. Z wielomazawartymi w nich tek-

stami czytelnik wcześniej mógłsię zapoznać w „Gazecie Wy-borczej”, „Polityce” czy „Rzecz-pospolitej”, ale dopiero zebra-ne w książkach pozwalają namw pełni rozsmakować się w pu-blicystyce historycznej JanuszaTazbira, publicystyce, którejautor wiedzę historyka łączyz temperamentem pisarza.Pisanie o sprawach ważnychi poważnych nie rzadko ubar-wia przednim, nieco sarkas-tycznym humorem.

W obu książkach znalazły sięprace poświęcone bardzo ró-żnorodnej tematyce –od historii politycznejpo obyczajową. Autor,przekonany, że czytelni-cy pragną dowiadywaćsię tylko tego, o czymdawno już wiedzą, piszeo faktach znanych nam,ale ukazuje je w całkowi-cie innym świetle.

W książce Silwa Rerum His-toricarum znajdziemy uwagio staropolskich granicach swo-body słowa i czynu, o tolerancjii nietolerancji, o „lustracjach postaropolsku”, o tym, jak to byłow Polsce ze stosami, na którychpalono nie tylko czarownice,przeczytamy też gorzkie słowao konstytucji majowej i innychświętościach narodowych, a tak-że o naszych przodków „obycza-jach nie zawsze chwalebnych”.Nie brak w tej publikacji uwago współczesności i przyszłości.Uważny czytelnik znajdzie je nietylko w esejach, zawartych w ro-zdziale, zatytułowanym Co przy-niesie jutro, ale także w wielu in-nych tekstach, traktujących o spra-wach tylko pozornie odległychod dnia dzisiejszego.

W najnowszym zbiorze ese-jów i szkiców histo-rycznych, zatytuło-wanym Polacy naKremlu i inne histo-ryje, zajął się JanuszTazbir historią „zna-ną i nieznaną”, m.in.tą, którą nie tak daw-no przypomniała nam

Historia wedługprofesora Tazbira„Muzie zwanej Klio należy przywrócić podstawowe

funkcje historiografii. Są nimi z jednej stronyukazywanie historycznych korzeni teraźniejszości,z drugiej zaś wyrobienie umiejętności krytycznegospojrzenia na serwowane nam poglądy”. A to po to, byzdaniem prof. Janusza Tazbira, stworzyć „tarczę ochronnąprzeciwko różnego rodzaju manipulacjom, którymi zestrony mass mediów bywamy codziennie poddawani“.

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

Page 20: Monitor Polonijny 2007/01

decyzja rządu rosyjskie-go, ustanawiająca świę-tem narodowym „dzieńwyzwolenia Moskwyspod polskiego jarz-ma”. Do niekomplet-nej wiedzy o dwulet-nim (1610 – 1612) wła-daniu Moskwą przez Polakówwnosi autor wiele nowego i do-tąd nieznanego. Literatura ro-syjska o wielkiej smucie w pań-stwie moskiewskim za ówczes-ną tragedię odpowiedzialnościąobarczała wyłącznie Polaków,tymczasem Tazbir wskazuje, żeokoliczności polityczne, którezaważyły na relacjach polsko-ro-syjskich, były znacznie bardziejzłożone od tych przedstawia-

nych przez autorów ro-syjskich. Ale nie tylkoo wielkiej smucie piszew tym tomie JanuszTazbir. Są tu i „inne his-toryje”.

Czytelnik znajdziem.in. odpowiedzi na

takie pytania, jak: dlaczego po-słowie carscy domagali się odwładnących Rzeczypospolitąpalenia książek o Rosji, jak na-zywano łapówkę w dawnejPolsce, czy słusznie umieszcza-no Andrzeja Frycza Modrzew-skiego wśród najwybitniej-szych przedstawicieli polskiejmyśli politycznej. Z tekstów za-wartych w tej książce dowiadu-jemy się m.in. o przyczynach

polskiej pobłażliwości w sto-sunku do zdrady narodowejw dawnej Polsce i o granicy mię-dzy lojalnością wobec władzyzaborczej i zaprzaństwem naro-dowym. Pasjonujące są te o in-strumentalnym posługiwaniusię historią, o tworzeniu mitównarodowych i kreowaniu nie-prawdziwego obrazu dziejówdla doraźnych celów politycz-nych. Tazbir wskazuje też nazagrożenie prawdy historycz-nej przez legendy, zakorzenio-ne w świadomości społecznej.

Problematyka podjęta przezautora w esejach i szkicach his-torycznych zawartych zarównow Silva Rerum..., jak i w Po-lakach na Kremlu... zmusza

MONITOR POLONIJNY20

Po klęsce naszych siatkarek namistrzostwach zarząd PolskiegoZwiązku Piłki Siatkowej na posie-dzeniu w dniu 10 grudnia 2006 ro-ku negatywnie ocenił realizacjęplanu szkoleniowego i sportowegoreprezentacji Polski kobiet w roku2006. W związku z tym, podjętodecyzję o rozwiązaniu reprezen-tacji Polski seniorek z dniem 31grudnia!!!

W przeciwieństwie do pań,bardzo dobrze poszły mistrzostwanaszym siatkarzom. Po 10 wygra-nych spotkaniach nasza męska re-prezentacja zdobyła na mistrzo-stwach świata w Japonii srebrnymedal! Wcześniej Polacy pokonalipo pięciu setach Rosję. Mecz okre-ślono jako dreszczowiec. Był teżswego rodzaju rewanżem, ponie-waż z obecnym trenerem, Argen-tyńczykiem Raulem Lozano, nasisiatkarze przegrali z Rosjanamidwukrotnie – podczas kwalifikacjido MŚ w Rzeszowie i w ubiegłym

roku w Rzymie na mistrzostwachEuropy. Mecz uznano za najpię-kniejszy w całym turnieju. Nasiwygrali też z Serbią, która przyje-chała na mistrzostwa po złoty me-dal. W półfinale pokonali równieżBułgarię. Przegrali z drużyną Bra-zylijczyków, nazwano drużynąwszechczasów.

Po takim sukcesie Polska osza-lała na punkcie siatkarzy. Wyróżniłich też prezydent Lech Kaczyński,spotykając się z reprezentacjąw Pałacu Prezydenckim. Wszyscyzawodnicy zostali uhonorowaniZłotymi Krzyżami Zasługi, po-śmiertnie takie odznaczenie otrzy-mał również Arkadiusz Gołaś(zmarły tragicznie w 2005 roku).Trener Raul Lozano i jego asystentAlojzy Świderek otrzymali KrzyżeKawalerskie Orderu OdrodzeniaPolski. Wszyscy członkowie ekipyodebrali listy gratulacyjne. Po czę-ści oficjalnej spotkania zespół zo-stał poczęstowany tortem w kształ-

cie... boiska do siatkówki. Zespraw przyziemnych wspomniećtrzeba, że wysiłek siatkarzy doce-niono. Za zdobycie srebrnego me-dalu mistrzostw świata otrzymająoni z Ministerstwa Sportu nagrodęw wysokości blisko 300 tys. zło-tych, a ponadto do 2008 roku,czyli do czasu igrzysk olimpijskichzostaną objęci systemem stypen-dialnym. Przez najbliższe dwa latabędą otrzymywać stypendia spor-towe w wysokości 6 000 zł mie-sięcznie. Ministerstwo Sportu prze-znaczy również, tylko w 2007 ro-ku, 7 milionów złotych dla Polskie-go Związku Piłki Siatkowej po to,aby przygotowania do igrzysk od-bywały się w optymalnych warun-kach – powiedział Tomasz Lipiecna spotkaniu ze srebrnymi meda-listami w Kancelarii Prezesa RadyMinistrów.

Na pływackich MistrzostwachEuropy w Helsinkach nasi zdobyli12 medali!!! Trzy złote, pięć srebr-

nych i cztery brązowe, a, co naj-ważniejsze, Otylia Jędrzejczak nadobre wróciła do światowego pły-wania. Tryumfowali m.in. PawełKorzeniowski, który obronił mi-strzowski tytuł na 200 m stylemmotylkowym na krótkim basenie,nie dając żadnych szans rywalom,a wcześniej był trzeci na 400 mstylem dowolnym. Mateusz Sawry-mowicz, 19-letni szczecinianin,zdobył 2 srebrne medale – na1500 m stylem dowolnym i na200 metrów stylem motylkowym.Z kolei Aleksandra Urbańczyk za-jęła 4. miejsce w finale wyścigu na100 m stylem zmiennym.

Piłka nożna w wykonaniu naszejreprezentacji nabiera nowej jako-ści. Powiodło się naszej reprezen-tacyjnej jedenastce! Pomimo bra-ku pięciu podstawowych graczypierwszego składu drużyny naro-dowej nasi wygrali w Brukseliz Belgią!!! Mecz podsumowanokrótko – gracze Beenhakkera wal-czyli, ale co ważniejsze znów graliw piłkę. Wygrali już w 18. minucie,kiedy po strzale Radosława Matu-siaka bramkarz belgijski był bezszans. Wśród 15 tysięcy Polakówna trybunach wybuchła radość.

Mamy srebrooo!!! I nie tylko!W prawdzie mamy sezon sportów zimowych, ale rozwiązał się worek

z sukcesami w dyscyplinach kojarzonych raczej ze słońcem, upałemi latem. A biało-czerwoni mają się czym pochwalić.

Page 21: Monitor Polonijny 2007/01

21STYCZIEŃ 2007

Zakupy w PolsceSłowacy prezenty pod choinkę kupowali w Polsce.

Informował o tym w grudniu dziennik „Sme”, pisząc, iż w wie-lu domach północno-wschodniej Słowacji większość prezen-tów, przyniesionych przez Ježiška, pochodziła właśnie z Polski.

Słowacy od lat jeżdżą na zakupy do Polski. Tam kupująprzede wszystkim żywność i prezenty. Ostatnio w kilku sło-wackich miastach (Medzilaborce, Sabinov, Preszów) powstały„polskie” sklepy, oferujące towar w cenie nie odbiegającej odtych, obowiązujących na targowiskach w Polsce. Uniwersalneprezenty, kupowane najczęściej przez Słowaków w Polsce, togóralskie kapcie i drobny sprzęt gospodarstwa domowego,a dla dzieci – lalki i samochodziki.

„Sme” podkreśliło, że to dzięki obywatelom Słowacji, ku-pującym głównie mięso, rozrosła się przygraniczna wieśLeluchów, a tamtejsi handlowcy przenieśli się z prowizorycz-nych ulicznych budek do murowanych dużych sklepów.Większe miasta, takie jak Zakopane, Nowy Targ czy NowySącz, odwiedzają Słowacy zainteresowani kupnem odzieży,mebli, wyrobów z wikliny czy kożuchów, albowiem tam mająwiększe możliwości wyboru. Tam również, o wiele taniej niżu siebie, mogą kupić materiały budowlane, meble kuchenne,zasłony i firany – napisało „Sme”, które dodało, że po wejściuPolski i Słowacji do Unii, od czasu zniesienia kontroli celnej nagranicy w zasadzie nigdy nie ma kolejek.

„Z odzysku” nagrodzonew Bratysławie

Film Sławomira Fabickiego „Z odzysku”, którego współpro-ducentem jest TVP, odniósł kolejny sukces. Zdobył aż trzy nag-rody na grudniowym Międzynarodowym Festiwalu Filmowymw Bratysławie. Otrzymał prestiżową nagrodę Międzyna-rodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI, nagrodępubliczności oraz nagrodę dla najlepszego aktora – AntoniegoPawlickiego – odtwórcy głównej roli. Do konkursu 8. Między-narodowego Festiwalu Filmowego w Bratysławie zakwalifiko-wano cztery polskie filmy: „Chłopiec na galopującym koniu”Adama Guzińskiego i „Z odzysku” Sławomira Fabickiego –prezentowane w międzynarodowej sekcji I i II filmów fabular-nych (Competition of First and Second Feature Films),„Skazany na Bluesa” Jana Kidawy-Błońskiego, pokazanyw sekcji National Hits oraz „Summer Love” Piotra Ukłańskiego– w kategorii Made in Europe. W ciągu ośmiu dni bratysław-skiego festiwalu, zorganizowanego w salach kinowychAuparku, pokazano ponad 200 filmów, prezentowanych w 10 różnych kategoriach konkursowych. Tylko jeden – wła-śnie polski obraz „Z odzysku”, zdobył aż trzy nagrody. Ten filmjest także polskim kandydatem do Oscara.

NA PODSTAWIE PORTALI INTERNETOWYCH OPRACOWAŁ MARIUSZ MICHALSKI

P O L S KO - S Ł O WA C K I E C I E K AW O S T K I

Po przegranej z Finlandią kibicemogli myśleć, że będzie, jak zwykle.Po trzech kolejnych zwycięstwachjesteśmy na trzecim miejscu w gru-pie eliminacyjnej i droga na Euro2008 stoi otworem. O wadze meczui zapewne sile naszej jedenastki mo-że świadczyć to, że, jak podał„Dziennik”, dzień przed meczemBelgowie chcieli kupić wynik! Propo-nowali naszym 10 tys. euro za sfau-lowanie ich gracza na polu karnym...

W innym „męskim” sporcie, 25listopada 2006 25-letni Krzysztof„Diablo” Włodarczyk został mis-trzem świata jednej z największychorganizacji boksu zawodowego –IBF. W wadze junior ciężkiej pokonałw Warszawie na punkty Amerykani-na Steve’a Cunninghama. Zwyciężyłstosunkiem głosów 2:1 i było to je-go 37. zwycięstwo (dotychczas po-niósł jedną porażkę). Jego rywalprzegrał po raz pierwszy (ma 19 wy-granych). Był to najtrudniejszy poje-dynek w zawodowej karierze nasze-go pięściarza. Wyższy o kilka centy-metrów Cunningham (którego atu-tem był też dłuższy zasięg ramion)sprawił naszemu rodakowi wieleproblemów, ale niemal wszystkierundy były wyrównane. „Diablo”

z pewnością był jednak aktywniej-szy, częściej starał się atakować. Pozwycięstwie został drugim Pola-kiem, po Tomaszu Adamku (czem-pion WBC w wadze półciężkiej), któ-ry ma w dorobku mistrzowski pasjednej z najpotężniejszych federacjibokserskich.

Czas na akcent zimowy. W fiń-skiej miejscowości Levi, w slalomie,inaugurującym sezon Pucharu Świa-ta w narciarstwie alpejskim, Katarzy-na Karasińska zajęła 19. miejsce, exaequo z zawodniczką z Włoch. Obiestraciły do zwyciężczyni 3,76 s. Na-sza 24-letnia narciarka, która do-tychczas dwukrotnie zajmowałapunktowane miejsca w zawodachPŚ, odnotowała najlepszy wynikw karierze, była 30. na igrzyskacholimpijskich w Turynie. W klasyfi-kacji generalnej Pucharu Świata jestna 19. miejscu z 12 punktami.W klasyfikacji drużynowej Polskazajmuje 10. miejsce. Jest także na10. miejscu w klasyfikacji PucharuNarodów.

ANDRZEJ KALINOWSKI

P.S. W następnym numerzepokibicujemy Adamowi Małyszowi

i powspominamy jego sukcesy.

czytelnika do dokonania nie-jednej rewizji własnych po-glądów na dzieje ojczyste, skła-nia do głębszego zamyśleniai refleksji, a czasem wywołujeochotę podjęcia polemicznegodialogu z szacownym autorem.Jedno jest niezaprzeczalne – pu-blicystyka historyczna profeso-ra Janusza Tazbira nigdy nienudzi, niezależnie od tego, czyczytamy o nieistniejącym szla-chcicu Walentynie Potockim,rzekomo spalonym w XVIIIwieku w Wilnie na stosie zakonwersję z katolicyzmu na ju-daizm, czy o tym strasznymwieku XX i o „Solidarności”.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Page 22: Monitor Polonijny 2007/01

Przewodniki turystyczne zwra-cają uwagę na szczególne geo-graficzne i polityczne położe-nie miasta, które poprzez swojąhistoryczną i współczesną blis-kość z granicami innych państwstało się miejscem styku kultur.Jest to widoczne na każdymkroku. Chociażby świątynie.Przy głównej ulicy znajdują siętuż obok siebie kościół katolic-ki, protestancki i unicki. Nie-daleko jest cerkiew i synagoga.

Nie tylko jednak możność ob-cowania z historią decydujeo atrakcyjności współczesnegoPreszowa. Wielu maturzystówwybiera Preszów i decyduje sięstudiować właśnie na istnie-jącym od 1959 roku Uniwersy-tecie Preszowskim.

Katedra Slawistyki, kierowa-na przez panią profesor JúlięDudášovą, kształci przyszłychznawców języków słowiań-skich. Studenci, jako głównego,mogą uczyć się jednego z trzechjęzyków: polskiego, bułgarskie-go lub białoruskiego.

Wspomniane wcześniej poło-żenie Preszowa, jego bliskiekontakty z miastami polskimisprzyjają zainteresowaniu nau-ką języka polskiego. W nowymroku akademickim naukę języ-ka polskiego będą kontynuo-wać studenci III i IV roku. Przezpięć lat poznają język, a także li-teraturę i kulturę naszego kraju.Lektorat to przede wszystkimpraktyczna nauka języka. To po-znawanie jego gramatyki, leksy-ki, frazeologii, a także różno-rodnych sytuacji komunikacyj-

nych. To kształcenie umiejętno-ści rozumienia i mówienia, czy-tania i pisania. Studia filologicz-ne zobowiązują do wszech-stronnego rozwoju, nie tylkow sferze języka. Toteż przed stu-dentami stoi zadanie uzyskanianie tylko wiedzy gramatycznej,ale też sprawności komunika-cyjnej. Oznacza to, że po skoń-czeniu edukacji powinni po-prawnie i precyzyjnie mówići pisać oraz wiedzieć, jakich za-chowań językowych wymagająokreślone sytuacje. Dobra zna-jomość języka pozwala głębiejwniknąć i lepiej zrozumieć za-równo literaturę, jak i szerokorozumianą kulturę. Toteż „nau-kową” atmosferę zajęć urozmai-ca wspólne oglądanie filmów,oczywiście polskich, słuchaniepiosenek i pieśni oraz czytanieartykułów prasowych, prezen-tujących aktualną problematy-kę kulturalną, społeczną i poli-tyczną. Potem można o tymwszystkim porozmawiać.

W programie studiów zna-jdują się też wykłady i ćwicze-nia poświęcone zagadnieniomjęzykoznawczym i literaturo-znawczym. Ze względu na spe-cyfikę kierunku problematykapolonistyczna usytuowana jestw kontekście wiedzy slawi-stycznej. Studenci poznają więcmiędzy innymi historię rozwo-ju języków słowiańskich i ichgramatykę porównawczą. Jestto niezwykle istotne, gdyżuświadamia im różnorodnośćprocesów zachodzących w ję-zyku, budzi refleksję nad podo-

bieństwem i odmiennościąkształtowania się mowy posz-czególnych narodów słowiań-skich. Pokazuje, jak poprzezwieki z jednego prasłowiań-skiego języka wyodrębniły się,a potem rozwijały języki, który-mi posługujemy się dziś. Dlawielu jest to prawdziwa gratka,kiedy mogą odkrywać tajemni-ce zawarte w historii języka.Potem przychodzi czas na za-jęcia ze współczesnej polsz-czyzny. Obejmują one fonetykęi fonologię, morfologię, skład-nię i stylistykę. Dla filologa zna-jomość struktury języka, prawi reguł nim rządzących jest pod-stawą. Poza tym teoria lingwis-tyczna pomaga w doskonaleniuposługiwania się językiem, prze-de wszystkim poprzez budzenierefleksji nad tym, jak mówimy,

MONITOR POLONIJNY22

Język polski w PreszowieP reszów położony jest nad rzeką Torysą, u podnóża rozległego

pasma Gór Slanskich. Turystów zachwyca architekturą StaregoMiasta. Niezwykle malownicze kamieniczki otaczają wrzecionowatyrynek, tak charakterystyczny dla miast tego regionu.

Galimatiasz miesiącami

K ilka lat temu pewni moipolscy znajomi dostali

zaproszenie na konferencję doCzech. Miała się ona odbyćw „květniu”. Pojechaliw oznaczonym terminie,a tam… Okazało się, żei owszem, że konferencja sięodbędzie, ale w czeskim„květniu”, czyli w polskimmaju. Podróże kształcą!

OKIENKOJĘZYKOWE

Page 23: Monitor Polonijny 2007/01

23STYCZIEŃ 2007

Słowacy nie mają większychproblemów z nazwami miesięcy,bowiem przyjęli nazwy charakte-rystyczne dla większości języ-ków europejskich, a pochodzącez łaciny. Ale niektóre języki sło-wiańskie (polski, czeski, chor-wacki) operują swoimi, tradycyj-nymi nazwami, niekiedy podob-nymi do siebie, ale niestety na-zywającymi zupełnie inne mie-siące i stąd cały galimatias. Dla-czego Czesi nasz maj nazywają„květniem”? Czyżby tam wszyst-ko kwitło później? DlaczegoChorwaci nasz październik nazy-wają „listopadem”? Może tamwcześniej opadają liście? Po-dobne pytania można mnożyć.

Skąd zatem takie, a nie innenazwy polskich miesięcy? Po-czątek roku to odpowiednia porana tego typu rozważania.

Styczeń – nazwa pochodzi odtyki, które w tym czasie spo-rządzali gospodarze, ale ludowaetymologia tłumaczy, iż to mie-siąc, w którym stary rok stykasię z nowym.

Luty – w staropolszczyźnie lu-ty to ‘ostry, mroźny’, czyli taki,jaka zwykle w tym miesiącu by-wa zima.

Marzec – tę nazwę polszczyz-na przejęła z łaciny – to miesiącMarsa, rzymskiego boga wojny.

Kwiecień – w tym miesiącu,zgodnie z polską tradycją, wszy-stko kwitnie (a przynajmniej po-winno).

Maj – ta nazwa pochodzi z ła-cińskiego Maius. Pierwszy dzieńtego miesiąca w kalendarzurzymskim poświęcony był boginiMai, czyli matce.

Czerwiec – ta nazwa nie majednolitej etymologii. Niektórzywywodzą ją od czerwia, czyli lar-wy pszczoły, inni zaś są zdania,że związana jest ona z czerw-cem polskim – owadem czerwo-nego koloru. Z tych to owadów,zbieranych z korzeni roślin wła-śnie w tym miesiącu, wyrabianoczerwony barwnik.

Lipiec – tu chyba nikt nie mawątpliwości, iż to nazwa po-chodząca od kwitnących lip

(które obecnie kwitną trochęwcześniej, bo w czerwcu).

Sierpień – to miesiąc zbioruzbóż, w dawnych czasach ścina-nych sierpami.

Wrzesień – i znów miesiączwiązany z kwitnieniem, tym ra-zem wrzosów, ścielących sięo tej porze na łąkach jak naj-piękniejsze dywany.

Październik – o tym miesią-cu wspominała na łamach„Monitora” Majka Kadlečekw swojej październikowej rub-ryce kulinarnej, kojarząc jegonazwę z płytą paździerzową.I była bardzo blisko, albowiemrzeczywiście nazwa wywodzisię od paździerzy, czyli skórekpokrywających włókna lnu lubkonopi, stanowiących odpadpowstały w wyniku międleniaroślin, odbywającego się wła-śnie w tym miesiącu.

Listopad – to miesiąc opada-jących liści.

Grudzień – to pierwszy mie-siąc zimy, kiedy ziemia zamarza,tworząc grudy.

Jak więc widać, nazwy pol-skich miesięcy to nazwy mówią-ce (oprócz marca i maja) – infor-mują o tym, co działo się (nie-kiedy i dzieje nadal) w przyro-dzie i gospodarstwie.

Dawna polszczyzna używałai innych nazw, np. tyczeń, godniklub ledzień (styczeń), sieczeń lubstrąpacz (luty), ugornik bądź zok(czerwiec), paździerzec, paździe-rzeń, pościernik, a także winnik(październik), prosień lub prosi-niec (grudzień). Niektóre z tychstarych nazw przypominają dzi-siejsze nazwy czeskie lub chor-wackie, bo przecież czeski „le-den” to polski styczeń, zaś „prosi-nec” to grudzień. Ale uwaga –chorwacki „siječanj” to styczeń (!),a nie jak w staropolszczyźnie luty.Wszystko to dowodzi bliskościnaszych języków, czyli wspólnychsłowiańskich korzeni. Niech tylkota bliskość nie będzie przyczynąnieporozumień, podobnych temu,o którym pisałam na początku.

MARIA MAGDALENANOWAKOWSKA

a jak moglibyśmy to lepiej po-wiedzieć. Oczywiście studia sla-wistyczne nie koncentrują siętylko i wyłącznie na wiedzyjęzykoznawczej. Jest też czas naliteraturę. Studenci slawistykimają możliwość poznania tek-stów literackich, reprezenta-tywnych dla poszczególnychsłowiańskich literatur narodo-wych. Ci, których głównymjęzykiem jest język polski, sku-piają się na literaturze polskiej.Można tylko ubolewać, że na za-jęciach uniwersyteckich nie dasię pokazać wszystkiego, cow naszej literaturze zasługiwa-łoby na uwagę.

Niezwykle pomocne w nau-ce języka są wyjazdy stypendial-ne do Polski. Można wybrać wa-kacyjny kurs językowy albo se-mestralny pobyt w jednym

z polskich uniwersytetów. Po-byt, szczególnie semestralny,oprócz doskonalenia języka da-je też szansę poznania naszegokraju, jego kultury, historii,a także współczesności.

Tak wygląda teraźniejszość. Nazakończenie może kilka słówo tym, jakie były początki naucza-nia języka polskiego w Preszo-wie. Trzeba sięgnąć aż do rokuakademickiego 1969/70. Ówcze-sny kierownik Katedry Językai Literatury Słowackiej profesorPavol Petrus i polska słowacystkaDanuta Abramowicz byli pomy-słodawcami, aby właśnie w Pre-szowie rozpocząć nauczanie języ-ka polskiego. Jak pisze profesorJúlia Dudášová, stworzyło to stu-dentom słowacystyki szansę uzys-kania bezpośrednich informacjio polskim językoznawstwie, lite-

raturze, historii, kulturze i w du-żym stopniu także o polskiej filo-zofii życiowej. Zrodziło równieżwiele kontaktów naukowychz polskimi uniwersytetami. Au-torka wspomina o wspólnychkonferencjach i programach ba-dawczych. Warto tu przywołaćwspółpracę warszawskich, kra-kowskich i preszowskich dialek-tologów przy powstawaniu mię-dzynarodowego lingwistycznegoprojektu – „Atlasu gwar karpac-kich”.

W roku akademickim 1992/93powstał nowy kierunek – slawis-tyka. I to jest już dzień dzisiejszy.

BOŻENA KOTUŁA

Informacje te pochodzą z: Júlia Dudášová,Lektorát poľského jazyka na Filozofickej

fakulte Univerzity P. J. Safárika v Prešove[w:] Práce z dejín slavistiki XVII, Praha 1994.

Page 24: Monitor Polonijny 2007/01

Wszystkim Czytelnikom w Nowym Rokunajserdeczniejsze życzenia składają

Redakcja oraz Wydawca

Instytut Polski w Bratysławie wraz z Katedrą FilologiiSłowiańskich Uniwersytetu Komeńskiego planują na przełomiemaja i czerwca 2007 roku przeprowadzenie przez polską komisjęegzaminów poświadczających znajomość języka polskiego jakoobcego na poziomach: podstawowym, średnim ogólnymi zaawansowanym. Do egzaminów mogą przystąpić osobypowyżej 18 roku życia (w wyjątkowych przypadkach młodsze),będące cudzoziemcami lub Polakami na stałe zamieszkałymi zagranicą. Szczegółowe informacje (w tym przykładowe testy)można znaleźć na stronach internetowych Państwowej KomisjiPoświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego:www.buwiwm.edu.pl/certyfikacja. Wszelkie pytania dotycząceuzyskiwania certyfikatów można kierować pod adresamiinternetowymi Komisji: [email protected] i dr MariiMagdaleny Nowakowskiej: [email protected] (tel. 0908 169 743).Chętni mogą zgłaszać się już teraz do dr M. M. Nowakowskiej lubdo sekretariatu Instytutu (tel. 02/20655513, e-mail:[email protected]). Przypominamy, że certyfikat jest jedynymurzędowym dokumentem potwierdzającym znajomość językapolskiego jako obcego i jest uznawany w krajach Unii Europejskiej(i nie tylko). Informację podajemy już teraz, aby wszyscy chętni dozmierzenia się z językiem polskim mieli czas na odpowiednieprzygotowanie się do egzaminów.

MONITOR POLONIJNY24

CzytelnicyOCENIAJĄ

Jak polubiłam „Monitor Polonijny”?Czy można napisać jeszcze coś nowegow rubryce, w której już tyle osób miałomożliwość chwalenia i krytykowania?

W Słowacji mieszkam już 13 lat i gdyzamyślam się nad moją karierą czytel-niczki „Monitora”, zauważam pewienzwiązek przyczynowo-skutkowy.

Otóż jako świeża emigrantka i pracowniczka InstytutuPolskiego, będąc jeszcze jedną nogą w Polsce, czytałamwyłącznie polską prasę, Wtedy powstanie Klubu Polskiegoi miesięcznika „Monitor Polonijny” nie miało dla mniewiększego znaczenia. Potem, stopniowo, asymilując sięz kulturą słowacką, chłonęłam ogromne ilości słowackiejliteratury, prasy, filmów i przedstawień teatralnych.

Od 2-3 lat czytuję „Monitor Polonijny”, który daje miprzegląd o życiu Polonii na Słowacji i namiastkę pod-stawowych informacji o kraju. Oczywiście nie zastę-puje mi on lektury tygodników, takich jak „Wprost”,„Polityka” i „Tygodnik Powszechny” (do dziś nie zna-lazłam równych im poziomem tygodników słowackich,ale nie o tym miała być mowa).

W „Monitorze” najchętniej czytam rubrykę „Z kraju”,artykuły Pavla Bedroňa o filmach (szkoda, że nie poleca jakiśkonkretnych filmów do obejrzenia, bo czasami tylkooblizuję się z żalu, że nie wiedziałam, gdzie i kiedy dało sięcoś dobrego zobaczyć), historyczne rozważania pani DanutyMeyzy-Marušiakowej i „Okienko językowe” Marii MagdalenyNowakowskiej, która pomaga mi zachować boleśniezapominane niuanse mojego języka ojczystego.

Lubię teksty Majki Kadleček i Melanii Malinowskiej,zazdroszcząc im lekkości słowa i pewnej lekkościbytu... Kłamałabym, twierdząc, że przygotowałam jużcoś według apetycznych w swojej formie językowejprzepisów kulinarnych Majki, ale chętnie je czytami będzie to pewnie Majka, która pomoże miprzezwyciężyć moją wrodzoną awersję do gotowania.

Doceniam jeszcze profesjonalną szatę graficznączasopisma, którą gwarantuje Stano Stehlik, i zawszeciekawe rozmowy-wywiady redaktor naczelnej MałgosiWojcieszyńskiej z osobowościami polskiej scenypolitycznej i kulturalnej.

Cieszę się, że od pewnego czasu „Monitor” załączaprogram Instytutu Polskiego, a fajnie by było, gdyby na jegołamach publikowano informacje o innych, godnychpolecenia polskich imprezach kulturalnych. A tego sobie,redakcji i czytelnikom serdecznie życzę w Nowym Roku.

ANNA JARINA

• O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I

•18 stycznia, godz. 17.00, Bratysława, Instytut KulturyRepubliki Węgierskiej, Palisády 54 Salon wyszehradzki - dyskusja panelowa na temat „Państwo –Kościół – gdzie jest granica?”

•18 stycznia, godz. 20.00, Bratysława, DK Zrkadlový haj –Klub Za zrkadlomKoncert zespołu „Swoją drogą” w składzie: WeronikaGrozdew-Kolacińska – śpiew, Magdalena Sobczak – śpiew,cymbały huculskie, instrumenty perkusyjne, MaciejKierzkowski – gitara, instrumenty perkusyjne, Robert Lipka –akordeon, Agnieszka Obst – skrzypceWspółorganizator: Instytucje Kulturalne PetrżalkiZespół „Swoją drogą” ma w swoim repertuarze oryginalneopracowania polskiej muzyki ludowej z regionu Mazowsza,Kurpi, Lubelszczyzny, łączonej m.in. z elementami muzykibałkańskiej, skandynawskiej, muzyki dawnej, a nawet jazzu.Na jego sukces złożyło się umiejętne łączenie tzw. auten-tycznego nurtu wykonawstwa ze zmodernizowaną stronąharmoniczną i instrumentacyjną. Zespół proponuje nowewykonawstwo, pełne temperamentu, odkrywcze, stroniąceod wszelkiego banału i naśladowania rutyny komercyjnejw muzyce popularnej.

•24 stycznia, godz. 17.30, Bratysława, Instytut Polski – czy-telnia, Nám. SNP 13 Inauguracja cyklu „Wieczory z polskim filmem”. „Zbigniew Cybul-ski – aktor kultowy” – w związku z 40. rocznicą śmierci aktora

INSTYTUT POLSKI W BRATYSŁAWIE PROG

Page 25: Monitor Polonijny 2007/01

25

KLUB ZAMAGURČANOV v BRATISLAVE v spolupráci s Veľvyslanectvom Poľskej republiky na Slovensku

pozývajú na tradičný ples

ZAMAGURSKÉ FAŠIANGY 2007dňa 10. februára 2007

Ples sa uskutoční v jedálni Ekonomickej univerzity v Petržalke,Dolnozemská cesta 1/b,začiatok o 19,00 hod. V programe budú ukážkytradičného folklóru zo Zamaguria, ukážka tradičného poľského tancaPOLONÉZ v prevedení poľských účastníkov plesu, vystúpenie klubovspoločenských tancov, živá hudba a diskotéka. Hosťami programubudú aj účinkujúci z Bratislavského konzervatória. Čestným hosťomplesu bude obec ČERVENÝ KLÁŠTOR. Plesu sa zúčastnia aj významnéosobnosti – rodáci zo Zamaguria a predstavitelia Veľvyslanectvaa obchodného oddelenia Poľskej republiky na Slovensku.

Vstupné: 550.- SkV cene je aperitív, 2 x večera, 0,5 litra vína , ochutnávka poľskýchdestilátov a bigosu, káva a zákusok. Prípadná cena do tomboly alebosponzorský dar sú vítané. Rezervácia vstupeniek a ich predaj je naVeľvyslanectve Poľskej republiky na Hummelovej ul.4, tel. 02/ 54413196, fax. 02/ 544 13193, e-mail: [email protected]

Tešíme sa na Vašu účasť!Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w balu i życzymy

Państwu wspaniałej zabawy.

STYCZIEŃ 2007

A • O G Ł O S Z E N I A • O G Ł O S Z E N I A •

Projekcja filmu „Popiół i diament“ A. WajdyMłody akowiec, Maciek Chełmicki, otrzymuje rozkaz zastrzeleniasekretarza KW PPR. Zbieg okoliczności powoduje, że zabija kogośinnego. Spotykając się twarzą w twarz ze swoją ofiarą, doznaje szoku.Staje przed koniecznością powtórzenia zamachuZbigniew Cybulski (ur. 3 listopada 1927 w Kniażach k. Stanisławowa,zginął tragicznie 8 stycznia 1967 r. we Wrocławiu) – polski aktorteatralny i filmowy, powszechnie określany mianem aktora kultowego.Ze względu na karierę, jak i sposób życia czerpany ze wzorcówzachodnich nazywano go „polskim Jamesem Deanem”.

•31 stycznia, godz.17.30, Bratysława, Instytut Polski – czytelnia, Nám. SNP 13 „Wieczory z polskim filmem”, „Zbigniew Cybulski – aktor kultowy”Projekcja filmu „Rękopis znaleziony w Saragossie“ W. HassaAdaptacja powieści XVIII-wiecznego pisarza, uczonego, filozofa, żołnierzai podróżnika, jednego z najciekawszych umysłów ówczesnej Europy.Trzygodzinna ekranizacja dla jednych stała się filmem awanturniczym spodznaku „serca i szpady“, dla innych komedią kostiumową lub też fantastycznąbaśnią z duchami, wisielcami, opętanymi i tajemniczymi księżniczkami.Podobnie jak powieść, w swej głębszej warstwie film jest racjonalistycznąsatyrą na ludzką głupotę i zabobon.

•26 stycznia, Zwoleń, Teatr J. G. TajovskiegoWystawa plakatów do inscenizacji teatralnych utworów S. Wyspiańskiego,pochodzących z kolekcji Dydo Poster Gallery

•27 stycznia, Zwoleń, Teatr J. G. TajovskiegoPremiera spektaklu Wesele Stanisława Wyspiańskiego, zrealizowanego napodstawie nowego przekładu Mariána Kováčika, w wykonaniu studentówWydziału Dramatycznego Akademii Artystycznej w Bańskiej Bystrzycy

RAM – STYCZIEŃ 2007 – NIEKTÓRE PROPOZYCJE

List biskupów do Polakówżyjących poza krajem6 stycznia 2007, Warszawa (PAP) – Episkopat Polski zaapelowałdo Polaków, żyjących poza krajem, aby nie utracili duchazdrowego patriotyzmu i nie zrywali więzi z narodem. „Pozostającw jedności duchowej z Ojczyzną, z braćmi i siostrami w Polsce,dawajcie świadectwo wiary” – piszą biskupi w liście z okazjiprzypadającego 16 stycznia światowego Dnia Migranta.„Pragniemy zachęcić wszystkich do zachowania wszędzie, takżena emigracji, postawy chrześcijanina, katolika i Polaka.Podtrzymujmy więzy rodzinne, pamiętając w modlitwie orazw konkretnych relacjach i kontaktach o pozostawionej w krajurodzinie, rodzicach, współmałżonku i dzieciach oraz przyjaciołachi znajomych. Niech nie będzie wśród Was takich zjawisk, jakzazdrość, szkodzenie sobie - zamiast wzajemnej pomocy, braksolidarności, wchodzenie do nieuczciwych związków” -przekonują biskupi Polaków przebywających w innych krajach.Trwająca od kilku lat intensywna emigracja zarobkowa stała siędla kraju bardzo poważnym i niepokojącym problememspołecznym i ekonomicznym – ocenia Episkopat w liściei przypomina zasługi, jakie mają polskie parafie i misjeduszpasterskie za granicą dla podtrzymania polskiej tożsamościi kultury.Początki coraz większej liczebnie emigracji polskiej sięgają końcaXVIII w. Nowa fala emigracji miała miejsce w okresie„Solidarności” i po stanie wojennym. Polskę opuściło wówczaskilkaset tysięcy ludzi. W 2004 r., kiedy Polska weszła w strukturyUnii Europejskiej, rozpoczęła się emigracja ludzi młodych, którzyw poszukiwaniu pracy i lepszych zarobków wyjeżdżali na Zachód.„W wielu krajach polskie parafie i misje duszpasterskie są wciążjedynymi ośrodkami polskiej tożsamości i kultury. Polacy naemigracji budowali kościoły i kaplice, troszczyli sięo sprowadzenie i utrzymanie kapłanów, wspierali czynnie dążeniaRodaków w Ojczyźnie do wolności i w ramach duszpasterstwapolonijnego zakładali stowarzyszenia religijne i patriotyczne.Myślimy o nich z uznaniem i troską” – piszą biskupi.„Chylimy też czoła przed tymi, którzy wiele wycierpieli dlazachowania wierności Chrystusowi, zwłaszcza w krajach EuropyŚrodkowo-Wschodniej i na Wschodzie. Nie wolno namzaprzepaścić tego bogatego dziedzictwa kultury i wiary,użyźnionej ofiarną pracą i zaangażowaniem przodków, a niekiedynawet męczeńską krwią” – piszą członkowie EpiskopatuPolskiego w swym w liście. (PAP)

U W A G A C Z Y T E L N I C Y ! Przypominamy o prenumeracie naszego czasopisma na rok 2007.

Koszty roczne prenumeraty wynoszą 300 Sk.(emeryci, renciści, studenci – 250 Sk). Wpłat należy dokonywać w Tatra banku

(nr konta 2666040059, nr banku 1100), a następnie zgłosićna adres e-mail: [email protected] lub posłać SMS

pod nr tel. 0907 139 041 i podać adres, pod który „Monitor” ma być przesyłany.

Page 26: Monitor Polonijny 2007/01

26 MONITOR POLONIJNY

Moja prvá zahraničná cestaviedla k Vám do Zakopaného.Tam sme sa na mamin popuda pod jej dozorom eštev útlom veku spolu so sestra-mi vybrali z neďalekého Ždia-ru. Tam sme každoročne trá-vili letné aj zimné rodinnédovolenky. A to je tiež už do-statočne poľskom ‚šmrncnu-tá‘ dedinka. Pôsobili ste vtedyna mňa malého ako veselíprefíkanci. Počul som totižrôzne príbehy, ako môj ded-ko z Levoče ku koňom z PĽRprišiel a babička.... ale nič.

Potom prišli osemdesiateroky, keď sa mi zmienka o Vásjavila odľahlo, pretože našanormalizačná cenzúra praco-vala na plné obrátky. Tiež ten-to stav mohol zapríčiňovať ajfakt, že som bol v hlbokej pu-berte, takže som riešil inékaždodenné náročné úlohy.

V roku 1987 som sa dostaldo Krakova. Pamätám si, žeuž kilometer za hranicouvhupol do nášho autobusu fe-šák s plnými vreckami Vašejnárodnej meny a s láskou ichmenil za tie naše komunistic-ké šušne. Aj v Krakove bolovtedy veľmi veľa láskavých ľu-dí, ktorí chceli meniť svojepeniaze za moje. Neviem len,odkiaľ všetci vedeli, že somspoza hraníc. Prekvapoval mana naše vtedajšie pomery ču-

lý obchodný ruch a výkladydrobných podnikateľov v cen-tre mesta plné tovaru, samo-zrejme, s výnimkou potravín.

Rok 1989 mal pre stredoeu-rópske dejiny zásadný vý-znam. Pre mňa tiež… spoznalsom svoju poľskú polku, tedapolovičku.

Musím sa priznať, že anirok strávený za morom mi ne-otvoril oči až natoľko ako mo-je krátkodobé pobyty u Vás.A otvárajú sa mi ešte aj dnes.Totiž prebývanie s osobou odVás a každodenná realita unás, človeka sústavne nabáda-

jú, aby porovnával. Nedá satomu ubrániť. Porovnávaniepatrí aj k prvým komunikač-ným bodom pri našich me-dzinárodných priateľskýchnávštevách hneď po zdvori-lostných uvítaniach. Priznámsa, že niekedy som z toho ta-ký vyčerpaný, že ani neviem,či je lepšie tu, alebo tam, pre-tože v slovenskej komuniteobhajujem Vaše záujmy a akouž mnohí isto tušia, medziVami obhajujem nás. Kdežeby mi v mojej roztopašnej slo-bodomyseľnej mladosti na-padlo, že žijem v malom štáti-ku a v malej Bratislave a či sanechcem presťahovať do Poľ-ska? Toto sme s kamarátmi ni-kdy neriešili. Rozhodne to aleučí pokore a poznaniu, že niesme stredom vesmíru.

Aj keď si naše národy preja-vujú vzájomné sympatie a po-ciťujem ich naozaj často, stáleešte medzi nami zotrváva čo-si zatuchnuté. Mrzí ma naprí-klad, že ešte stále medzi namiSlovákmi pretrváva obrazo Vás ako o národe šmeliná-rov alebo medzi Vami o za-ostalých Slovákoch, ktorí ho-voria po česky. Vyplýva tohlavne z nevedomosti a mož-no aj hlúposti.

Aj my, aj Vy ste si v blízkej ajďalekej minulosti užili rôznešlamastiky. Ťažko mi naprí-klad bolo pred desiatimi, dva-nástimi rokmi, keď sme tumali takmer totalitu a vlastneani nebolo čo obhajovať. Te-raz je to, našťastie, iné, aj keďnie sme úplne za vodou.

Je úsmevné, keď vidím, akosa naši povyšujú nad Vamialebo naopak. Pretože vzá-jomná blízkosť spočíva ajvtom, že oba naše národy súv tom istom bahienku. Svor-ne sa z neho hádam ľahšie vy-motkáme…

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

STANO STEHLIKšéfredaktor mesačníka

SLOVAKLINES

Milí poľskí kamaráti…N áklonnosť k Vášmu (poľskému) národu som pociťoval od ranej

mladosti, pretože k najošúchanejším, teda najhranejším platniamv maminej zbierke patrila práve tá s poľskými ľudovými piesňami. Užani neviem, či to bol Śląsk alebo Mazowsze, pamätám si len, že toveľmi škŕkalo. A keďže moja mama svojho času spievala aj v Lúčnici,tak ani doma nezaháľala a s obľubou sa pridala k poľskémuľudovoumeleckému kolektívu. To boli pekné časy.

Page 27: Monitor Polonijny 2007/01

27

B rzmi to niewiarygodnie, ale minął kolejny rok.Powiedzcie sobie na głos: rok dwa tysiące

siódmy! Jeszcze brzmi to trochę niezwyczajnie.Ile razy w styczniu pomylicie się przy pisaniudaty? Rok 2007 – jak dziwnie się to pisze,prawda? Ale do wszystkiego można sięprzyzwyczaić. Również do nowej daty. Przecież coroku jakoś w końcu się do niej przyzwyczaicie.Jesteście ciekawi, co ciekawego czeka Wasw nowym roku? Na pewno tysiącświetnych chwil i sytuacji. Spotkaniaz kolegami z klasy, rodzinneuroczystości, ferie zimowei wakacje, gry, zabawy i wiele,wiele innych przyjemnychprzeżyć.

Nowy rok – poważny pan

lecz miesiące zwariowane

każdy chce innym być

w styczniu – wyciągamy sanie

choć śnieg nie zawsze jest...

w lutym – z grypą idziesz do lekarza

wciąż mróz trzyma, więc to się zdarza

w marcu – słońce delikatnie świeci nam na nos

ale czapkę albo beret jeszcze noś

w kwietniu – wreszcie wiosna jest prawdziwa

zapach kwiatów niesie ciepły wiatr

w maju – pierwsze lody mogą być

oh, w majowy dzień to chce się żyć

no a w czerwcu – koniec szkoły

z korytarzy zniknie wrzawa

lipiec – to wakacje

radości podstawa

w sierpniu – morze, namiot i upały

A we wrześniu – znowu szkoła

również grzybobrania dobra pora

w październiku – deszcz i kalosze

na spacery chętnie noszę

w listopadzie – morze z liście klonu

na chodniku koło domu

no a w grudniu – odliczamy dni do świąt

a potem ...

od początku

Nowy rok – poważny pan

lecz miesiące zwariowane

każdy chce innym być

w styczniu – wyciągamy sanie ..

i choć śnieg nie zawsze jest ...

i tak dalej...

MAJKA KADLEČEK

STYCZIEŃ 2007STYCZIEŃ 2007

Nowy rok – poważny pan,

lecz miesiące zwariowane

– każdy chce innym być.

W styczniu – wyciągamy sanie,

choć śnieg nie zawsze jest...

W lutym – z grypą idziesz do lekarza,

wciąż mróz trzyma, więc to się zdarza.

W marcu – słońce delikatnie świeci nam na nos,

ale czapkę albo beret jeszcze noś.

W kwietniu – wreszcie wiosna jest prawdziwa,

zapach kwiatów niesie ciepły wiatr.

W maju – pierwsze lody mogą być,

oh, w majowy dzień to chce się żyć.

No a w czerwcu – koniec szkoły,

z korytarzy zniknie wrzawa.

Lipiec – to wakacje

radości podstawa.

W sierpniu – morze, namiot i upały,

a we wrześniu – znowu szkoła,

również grzybobrania dobra pora.

W październiku – deszcz i kalosze

na spacery chętnie noszę.

W listopadzie – morze z liści klonu

na chodniku koło domu.

No a w grudniu – odliczamy dni do świąt,

a potem...

od początku:

Nowy rok – poważny pan,

lecz miesiące zwariowane

– każdy chce innym być.

W styczniu – wyciągamy sanie,

choć śnieg nie zawsze jest...

i tak dalej...

MAJKA KADLEČEK

Page 28: Monitor Polonijny 2007/01

Człowiek patrzy przezokno i nie wie, czy mapakować się na narty, czypodziwiać pierwsze kroku-sy. Ludzie nie lubią zbytniozmian, ale ja nie narze-kam. Styczeń w wydaniuklasycznym, czyli siarczystemrozy i zaśnieżone ulice, tozdecydowanie nie dlamnie. Może pozostał miuraz z dzieciństwa? Ileś lattemu urodziłam sięwłaśnie w tym miesiącu.Na pewno to był szok dlaniemowlęcych oczu. Takistyczniowy dzieciak możesobie potem myśleć, żeświat to czarno-biały film.Jedyne, co w styczniu jestfajne, to to, iż można sobieo nim powiedzieć, że mija.

Potem luty, taki krótki, i juzzaczyna się wiosna! Chybaprzesadziłam – do wiosnyjest jeszcze strasznie, strasz-nie daleko...

Co ma wspólnego grochó-wka ze styczniem? Jeślidobrze pamiętam z lekcjihistorii, to prawie wszyst-kie rewolucje albo powsta-nia miały miejsce w sezo-nie jesienno-zimowym. Aledlaczego? Przecież to niejest całkiem praktyczne.Może dlatego, że walczylinajczęściej mężczyźni, a –jak wiadomo – mają oniczasami problemy z prakty-czną strona życia. Przecieżgdy mróz i deszcz, to polasach biega się zdecydo-wanie trudniej niż latem,

że nie wspomnę o nocowa-niu w różnych bunkrachi okopach! Jedynym wytłu-maczeniem takiego stanurzeczy jest… grochówka.Żołnierska grochówka, go-towana na kuchni poloweji zjadana w plenerze. Tooczywiste, że gorąca zupasmakuje lepiej w chłodnydzień niż w upalne po-południe... Ludzie, odkry-łam przyczynę powstań! Poprostu grochówki chcieli sięnajeść dzielni mężczyźni!Grochówka, jak większośćdań z roślin strączkowych,hm, hm – jest przyczynąwzdęć i dlatego bezpiecz-niej jest podawać ją naświeżym powietrzu!

ZA MIESIĄC: KRÓTKI MIESIĄC, WIĘC KRÓTKIE GOTOWANIE MAJKA KADLEČEK

nie całkiemżołnierska, ale dobra!

SKŁADNIKI:35 dag grochu, mała włoszczyzna, kawałek boczkuwędzonego, cebula, masło, dwa ząbki czosnku,suszony majeranek, sól

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIAGroch opłukać i namoczyć (najlepiej na całą noc),a następnie ugotować w tej samej wodzie, w którejsię moczył. Kiedy zmięknie, przetrzeć przez sito.Osobno ugotować wywar z włoszczyzny i boczku.Ugotowaną włoszczyznę przetrzeć przez sito.Cebulę podsmażyć na maśle, dodać mąkę i takązasmażkę rozprowadzić kilkoma łyżkami zimnejwody. Połączyć wywar i groch, dodać zasmażkę.Grochówkę można podawać z parzoną kiełbasą,pokrajaną w kostkę wędzonką lub z grzankami.

GROCHÓWKA

ZA MIESIĄC: KRÓTKI MIESIĄC, WIĘC KRÓTKIE GOTOWANIE MAJKA KADLEČEK

S tyczeń jest chyba najzimniejszym miesiącem w roku, a przynajmniej powinien takiwłaśnie być. Jednak w czasach globalnego ocieplenia nigdy nic nie wiadomo.