Goniec sceny na piętrze

8
Poznań, 3 listopada 2011 Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego NR 4/2011 N ikodem Dyzma, Fornalski, Stanisław Anioł, Antoni Pochroń, Józef K. i Fryderyk Haen- del. W filmach i spektaklach grał postacie śmieszne, tragiczne, przejmujące, bądź odpychające, ale zawsze wiarygodne i niejednoznaczne. Roman Wilhelmi z pewnością był świetnym polskim aktorem. Z pewno- ścią też jako aktor zagrał za mało – o wiele mniej, niż mógł zagrać. Fenomenem jest zaś to, że 17 lat po jego śmierci popularność Romana Wilhelmiego nie gaśnie. Co rusz wznawiane są płytowe edycje seriali z jego udziałem. Roman Wilhelmi zawsze pojawia się w zestawieniach najlepszych polskich aktorów i to nieustannie na czo- łowych miejscach. Pamiętane są jego kreacje filmowe i teatralne. Jest on jak lekkoatleta doskonały: jego re- kordy nigdy nie zostaną pobite. A rekordów ustanowił wiele: chociażby w „Karierze Nikodema Dyzmy” czy „Kolacji na cztery ręce”. Jest głęboką niesprawiedliwością, że Roman Wil- helmi został zapomniany w swoim rodzinnym mieście. Choć Poznań przepełniony jest miejscami z nim zwią- zanymi, choć tu mieszkają jego bliscy – poznaniacy wciąż nie pamiętają, że ten wielki aktor mieszkał kie- dyś na Jeżycach czy na Łazarzu. Gdy wyemigrował do Warszawy, jako aktor wracał na Masztalarską. Tu występował przed poznańską pu- blicznością, tu też przyjechał ze swoją ostatnią premie- rą: monodramem „Sammy” Kennetha Hughesa. Tablica pamiątkowa, która pojawiła się na fronto- nie „Sceny na Piętrze” ma przypominać o Wilhelmim – poznaniaku nie tylko miłośnikom teatru. Zawieszamy ją w tym miejscu dla poznaniaków – by pamiętali, i dla przyjezdnych – by zazdrościli. Aby odsłonięciu tablicy nadać godną oprawę przy- gotowaliśmy kilkudniowe obchody Dni Wilhelmiego – z wystawą zdjęć, pokazem filmów, serialowym marato- nem i zwiedzaniem „Rudego 102”. Obchody objął pa- tronatem Prezydent Miasta Poznania, przyjęli sympatią Przyjaciele i Rodzina Romana Wilhelmiego, a groszem wsparli poznańscy i wielkopolscy Mecenasi. Ról było wiele i wielkich Poznań 3 listopada 2008 Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego Roman Wilhelmi w teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Wraz z Grażyną Barszczewską wystąpili 16 marca 1985 roku w wieczorze poezji prezentując „Słów- ka” Tadeusza Boya Żeleńskiego. Autorem zdjęcia jest Przemysław Karczewski. Pochodzi on ze zbiorów Jana Janusza Tycnera i na odwrocie posiada dedykację: Januszkowi mojemu jedynemu dobrozłoczyńcy z serca Roman Wilhelmi. Będzie pomnik! Ale to już było...

description

Publisher to commemorate the 20th anniversary of the death of Roman Wilhelmi

Transcript of Goniec sceny na piętrze

Poznań, 3 listopada 2011Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego

NR 4/2011

Nikodem Dyzma, Fornalski, Stanisław Anioł, Antoni Pochroń, Józef K. i Fryderyk Haen-

del. W filmach i spektaklach grał postacie śmieszne, tragiczne, przejmujące, bądź odpychające, ale zawsze wiarygodne i niejednoznaczne. Roman Wilhelmi z pewnością był świetnym polskim aktorem. Z pewno-ścią też jako aktor zagrał za mało – o wiele mniej, niż mógł zagrać.

Fenomenem jest zaś to, że 17 lat po jego śmierci popularność Romana Wilhelmiego nie gaśnie. Co rusz wznawiane są płytowe edycje seriali z jego udziałem. Roman Wilhelmi zawsze pojawia się w zestawieniach najlepszych polskich aktorów i to nieustannie na czo-łowych miejscach. Pamiętane są jego kreacje filmowe i teatralne. Jest on jak lekkoatleta doskonały: jego re-kordy nigdy nie zostaną pobite. A rekordów ustanowił wiele: chociażby w „Karierze Nikodema Dyzmy” czy „Kolacji na cztery ręce”.

Jest głęboką niesprawiedliwością, że Roman Wil-helmi został zapomniany w swoim rodzinnym mieście. Choć Poznań przepełniony jest miejscami z nim zwią-zanymi, choć tu mieszkają jego bliscy – poznaniacy wciąż nie pamiętają, że ten wielki aktor mieszkał kie-dyś na Jeżycach czy na Łazarzu.

Gdy wyemigrował do Warszawy, jako aktor wracał na Masztalarską. Tu występował przed poznańską pu-blicznością, tu też przyjechał ze swoją ostatnią premie-rą: monodramem „Sammy” Kennetha Hughesa.

Tablica pamiątkowa, która pojawiła się na fronto-nie „Sceny na Piętrze” ma przypominać o Wilhelmim – poznaniaku nie tylko miłośnikom teatru. Zawieszamy ją w tym miejscu dla poznaniaków – by pamiętali, i dla przyjezdnych – by zazdrościli.

Aby odsłonięciu tablicy nadać godną oprawę przy-gotowaliśmy kilkudniowe obchody Dni Wilhelmiego – z wystawą zdjęć, pokazem filmów, serialowym marato-nem i zwiedzaniem „Rudego 102”. Obchody objął pa-tronatem Prezydent Miasta Poznania, przyjęli sympatią Przyjaciele i Rodzina Romana Wilhelmiego, a groszem wsparli poznańscy i wielkopolscy Mecenasi.

Ról byłowiele i wielkich

Poznań 3 listopada 2008

Jednodniówka pamięci Romana Wilhelmiego

Roman Wilhelmi w teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Wraz z Grażyną Barszczewską wystąpili 16 marca 1985 roku w wieczorze poezji prezentując „Słów-ka” Tadeusza Boya Żeleńskiego. Autorem zdjęcia jest Przemysław Karczewski. Pochodzi on ze zbiorów Jana Janusza Tycnera i na odwrocie posiada dedykację: Januszkowi mojemu jedynemu dobrozłoczyńcy z serca Roman Wilhelmi.

Będzie pomnik!

Ale to już było...

2 Goniec sceny na piętrze

Zatrzymane w kadrzeKiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się na Dniach Romana Wilhel-miego znakomitego aktora, który urodził się w Poznaniu i był z nim związany grając, a także realizując spektakle m.in. w Scenie na Pię-trze, nikt chyba nie przypuszczał, że zaowocują one nie tylko tablicą pamiątkową na frontonie budyn-ku, ale także nadaniem imienia jednemu z poznańskich skwerów, a przede wszystkim doprowadze-niem do realizacji wspaniałego projektu uczczenia aktora pomni-kiem. Przypomnijmy więc sobie jak wyglądały te dni w fotografii.

Pamiątkowe zdjęcie przed tablicą w chwilę po jej odsłonięciu.

Nasz „Goniec” stał się integralną częścią obchodów Dnii Wilhelmowskich.

Młodzież aktywnie wpisuje się każdego roku w Dni Romana Wilhelmiego.

Do tradycji należy składanie kwiatów i uroczysta warta honorowa.

Fotosy na wystawie corocznie organizowanej ku pamięci aktoraGościem specjalnym III Dni był reżyser Filip Bajon

Każdego roku wiele osób odwiedza wystawę pamięci aktora przygotowaną w Galerii na Piętrze.

Syn Rafał i Brat Adam, Romana Wilhelmiego spotkali

się w czasie I Dni na odsłonięciu tablicy

pamiątkowej.

Goniec sceny na piętrze 3

Rozmowa z Romanem Ko-smalą, artystą rzeźbiarzem, twórcą pomnika Romana WilhelmiegoRzeźbiarz to człowiek potężnej postury, bo przecież musi dźwigać ogromne kamienie. Pracownia zwykle bywa na poddaszu, a on nie rozstaje się z dłutem. Takie mamy najczęściej wyobrażenie o arty-stach tworzących w kamieniu. Ten obraz ma bardzo mało wspól-nego z rzeczywistością. Roman Kosmala swoją pracownię ma w niewielkim budynku na ul. Rolnej, tak by nie było kłopotów z dźwiganiem po schodach mate-riału i rzeźb. Ważne jest także, by wokoło nie było sąsiadów, którym przeszkadza ryk pił i szlifierek, bo współczesne dłuto rzeźbiarza to elektryczne narzędzia strasz-nie hałasujące. Praca odbywa się w okropnym kurzu, a sama pra-cownia wygląda jak wielki warsz-tat rzemieślnika: stolarza, szlifie-rza, malarza w jednym. Od dziecka zamierzał zostać Pan rzeźbiarzem?- Lubiłem siedzieć z nożem w ręce i coś dłubać. Od zawsze inte-resowała mnie rzeźba. To było to, co chciałem robić. Po szkole pod-stawowej rodzice zdecydowali, że pójdę do technikum chemiczne-go. Ojcu wydawało się, że to jest właśnie przyszłość dla syna. To były lata sześćdziesiąte i ruszał wielki przemysł chemiczny. Po-tem razem z kolegą, żeby uciec od pracy w tym właśnie przemyśle,

dostaliśmy się na studia biologicz-ne. Skończyłem Wydział Biologii i Nauki o Ziemi. A co z rzeźbą? - Była obecna cały czas. Zdałem na zaoczne studia w PWSSP w Pozna-niu na Wydział Wychowania Pla-stycznego. Po otrzymaniu dyplo-mu z wyróżnieniem, senat uczelni zgodził się mnie przyjąć na trzeci rok Malarstwa, Grafiki i Rzeźby w pracowni prof. Józefa Petruka, który ukończyłem z wyróżnie-niem. Uczelnia dała mi naprawdę dużo. Pozwoliła mi oswoić się np. z malarstwem, bo do tej pory nie miałem śmiałości sięgać po pę-dzel. Wyrażać się i w tej sztuce. Skąd pomysł na taki właśnie pomnik Romana Wilhelmie-go?- Kiedy dostałem propozycję od Romualda Grząślewicza przygo-towania projektu pomnika, po-szedłem na skwer, żeby zobaczyć w jakim otoczeniu ma stanąć. Przy-szedł mi do głowy pomysł popier-sia na lekkim cokole. Nie chciałem stawiać wielkiego piedestału, bo nie wiem, czy Roman Wilhelmi dobrze by się na nim czuł. Zresztą, skwer jest niewielki i pomnik nie może go przytłaczać, nie może do-minować nad nim.Będzie to twarz artysty z cha-rakterystycznym półuśmie-chem.- Chciałem, żeby był mniej oficjal-ny. Dlatego jest w golfie z podnie-sionym kołnierzem płaszcza, lek-ko zawadiackim wyrazem twarzy.

Dzięki lekkiemu cokołowi będzie miał nowocześniejszą formę.Pomnik takiego aktora to wy-zwanie dla artysty.- Dla mnie szczególnie trudne. By-liśmy z żoną w Scenie na Piętrze na spektaklu „Dwoje na huśtaw-ce”, gdzie Roman Wilhelmi wy-stępował z Grażyną Barszczewską. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem. Nigdy nie udało mi się tak prze-żyć sztuki, nie tylko jej treści, ale także gry aktorskiej. Miałem akto-rów prawie na wyciągnięcie ręki. To było niesamowite wydarzenie. Do tego Roman Wilhelmi jest uwielbianym przez wielu widzów aktorem, dlatego też kolana mi się trochę trzęsą przy tworzeniu tego projektu. Roman Kosmala - rzeźbiarz, ry-sownik, malarz. Urodził się w 1948 roku. Studia: Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Biologii i Nauk o Ziemi, dyplom, 1972; Państwowa Wyższa Szkoła

Sztuk Plastycznych w Poznaniu, Wydział Wychowania Plastyczne-go, dyplom z wyróżnieniem, 1991, Wydział Malarstwa, Grafiki i Rzeźby - Pracownia prof. J. Petruka, dy-plom z wyróżnieniem, 1993. Poza uprawianiem działalności twórczej uczy rzeźby i biologii w Państwo-wym Liceum Sztuk Plastycznych im. P. Potworowskiego w Pozna-niu. Ponadto od 2002 roku pełni funkcję Prezydenta Wielkopolskie-go Oddziału Związku Polskich Ar-tystów Rzeźbiarzy. Artysta wziął udział w ponad 30 wystawach, w kraju i za granicą, uzyskując zna-czące nagrody i wyróżnienia.Jego dziełem są m.in. makie-ty stadionu miejskiego i Starego Rynku w Poznaniu przygotowane dla niewidomych. Kilka dni temu odsłonięto na gmachu dawnego hotelu Bazar tablicę pamiątko-wą ku czci braci Henryka i Józefa Wieniawskich autorstwa Romana Kosmali.

Wieczny poszukiwacz

4 Goniec sceny na piętrze

W samym centrum miasta tuż obok Starego Rynku, vis a vis Sceny na Piętrze jest skwer, który przez wiele lat był zapomniany, często też przez służby sprzątające, ale tak-że, co gorsza, był on bezimienny. Dzięki staraniom ludzi dobrej woli, udało się znaleźć godnego patrona dla tego miejsca – Anioła. Od 6 czerwca tego roku jest nim po-znaniak z krwi i kości – wybitny aktor Roman Wilhelmi. W stosunku do tego Artysty, określenie Anioł jest wie-loznaczne. Wszak jako patron, będzie dobrym Aniołem tego miejsca, ale będzie też dobrym stróżem, z wszystki-mi atrybutami, jakie wyrysował w roli niepowtarzalnego ciecia, o pardon gospodarza domu, w słynnym serialu „Alternatywy 4”. Będzie także Aniołem tego miejsca, bo już w przyszłym roku dzięki m.in. Fundacji sceny na piętrze TESPIS, stanie na skwerze pomnik Aktora, wy-konany i zaprojektowany przez Romana Kosmalę. I tak oto historia zatacza koło - bezimienny placyk, przyjmuje pod swoje skrzydła wybitnego poznaniaka, o którego ko-rzeniach wielu zapomniało, jak o tym placyku w samym sercu miasta nad Wartą. W ten czerwcowy dzień i pla-cyk, i aktor zostali zwróceni Poznaniowi, na zawsze, po wsze czasy.

Poznański skwer ma już swojego Anioła

Plansze zapowiadające czerwcową część IV Dni Wilhelmowskich.

W czasie czerwcowej części IV Dni Romana Wilhelmiego Dixi Company zagrał w czasie nadania imienia skwerowi mini koncert muzyki filmowej.

Wielu poznaniaków, władze miasta i radni obecni byli w czasie uroczystości nadania imienia skwerowi przed Sceną na Piętrze.

Goście uczestniczący w wernisażu wystawy fotogramów aktora.

Wystawa przypomina najwybitniejsze kreacje aktora stworzone również na deskach Sceny na Piętrze.

Goniec sceny na piętrze 5

W samym centrum miasta tuż obok Starego Rynku, vis a vis Sceny na Piętrze jest skwer, który przez wiele lat był zapomniany, często też przez służby sprzątające, ale tak-że, co gorsza, był on bezimienny. Dzięki staraniom ludzi dobrej woli, udało się znaleźć godnego patrona dla tego miejsca – Anioła. Od 6 czerwca tego roku jest nim po-znaniak z krwi i kości – wybitny aktor Roman Wilhelmi. W stosunku do tego Artysty, określenie Anioł jest wie-loznaczne. Wszak jako patron, będzie dobrym Aniołem tego miejsca, ale będzie też dobrym stróżem, z wszystki-mi atrybutami, jakie wyrysował w roli niepowtarzalnego ciecia, o pardon gospodarza domu, w słynnym serialu „Alternatywy 4”. Będzie także Aniołem tego miejsca, bo już w przyszłym roku dzięki m.in. Fundacji sceny na piętrze TESPIS, stanie na skwerze pomnik Aktora, wy-konany i zaprojektowany przez Romana Kosmalę. I tak oto historia zatacza koło - bezimienny placyk, przyjmuje pod swoje skrzydła wybitnego poznaniaka, o którego ko-rzeniach wielu zapomniało, jak o tym placyku w samym sercu miasta nad Wartą. W ten czerwcowy dzień i pla-cyk, i aktor zostali zwróceni Poznaniowi, na zawsze, po wsze czasy.

Chłopcze! Chłopcze! Tylko nie cieciem dobra?!

Tylko nie cieciem! Ja jestem tu

gospodarzem domu!

Poznański skwer ma już swojego Anioła

Plansze zapowiadające czerwcową część IV Dni Wilhelmowskich.

Jak co roku w uroczystościach wziął udział Adam Wilhelmi z rodziną brat Romana, wybitnego poznańskiego aktora.

Sławomir Hinc, wiceprezydent Poznania, przed tablicą pamiątkową Romana Wilhelmiego.

Goście uczestniczący w wernisażu wystawy fotogramów aktora.

6 Goniec sceny na piętrze

Dyzma to majstersztyk

Rozmowa z Dariuszem Ła-będzkim, karykaturzystą, rysownikiem, człowiekiem z... humorem, autorem por-tretu Romana Wilhelmiego w trzech osobach.

6 czerwca tego roku z okazji nadania skwerowi przy ulicy Masztalarskiej, imienia Ro-mana Wilhelmiego, Poczta Polska wydała specjalną kar-tę pocztową. Pan był auto-rem grafiki. Skąd pomysł na właśnie takie przedstawienie postaci wybitnego aktora i po-znaniaka?- Odpowiedź jest prosta: wspo-mniany aktor, mimo wielu wybit-nych kreacji filmowych i teatral-nych, w pamięci widzów jest koja-rzony głównie z rolami jakie przed-stawiłem.Czy Roman Wilhelmi kojarzy się także Panu przede wszyst-

kim z Dyzmą, Olgierdem z „Czterech pancernych“ i go-spodarzem domu Aniołem?- Najbardziej z Dyzmą - ta rola to prawdziwy majstersztyk. Pozosta-łymi dwiema aż tak bardzo się nie zachwycam. Pamiętam natomiast świetną rolę Wilhelmiego z filmu „Pan W”. To właściwie miniatura filmowa, taka perełka, w której ak-tor rewelacyjnie, moim zdaniem, zagrał postać obrońcy opryszków, którzy trochę narozrabiali. Za co lubi Pan Wilhelmiego?- Za sposób gry aktorskiej, za pewien dystans, który nie umniejszał praw-dziwości odtwarzanej postaci, ale jednocześnie uzmysławiał widzowi fakt, że to tylko film czy teatr.Karykatury Wilhelmiego w trzech odsłonach Pana cór-ka przekazała bratu aktora, Adamowi, czy był to wyraz Pana szacunku dla twórczości tego wybitnego aktora?

- Sprostujmy: to nie były karykatu-ry. Zaprezentowałem je co prawda w Głosie Wielkopolskim, w mojej piątkowej rubryce „Gwiazdozbiór”, poświęconej głównie karykaturze, ale nie wyłącznie. I w tym wypad-ku były to fizjonomie bez deforma-cji. Lubię rysować aktorów, gdyż - w przeciwieństwie np. do polityków - ich dokonania są wartością trwałą. Wiele moich prac dotyczących fil-mu zakupiło swego czasu Muzeum Kinematografii w Łodzi, jednak te rysunki Wilhelmiego z prawdziwą przyjemnością podarowałem ro-dzinie aktora. Według relacji mojej córki, Sylwii, pan Adam Wilhelmi przyjął je z radością.W Pana dorobku jest wiele ka-rykatur znakomitych aktorów, kabareciarzy, ludzi estrady. W jaki sposób przygotowuje się Pan do narysowania ich portretów satyrycznych? Czy zna ich Pan osobiście?

- Trzeba tu wyróżnić dwie sytuacje. Jeśli mam wykonać pracę, która będzie komuś wręczana muszę po-skromić nieco wodze satyryczne – chodzi bowiem o to, by obdaro-wany nie czuł się jakoś szczególnie ośmieszony. Stosuję wtedy mniej-szą deformację lub też twarz rysuję jak portret, a cała zabawa polega na dorysowaniu małego tułowia i ja-kichś atrybutów postaci. Tak było np. w przypadku 12 grafik do kalen-darza „Mocium Panie” – stworzo-nego przeze mnie na zamówienie producenta filmu „Zemsta”, w reż. Andrzeja Wajdy. Druga sytuacja to karykatura robiona dla własnej przyjemności – nie muszę się wtedy liczyć z reakcją modeli, bo te prace nie są dla nich przeznaczone. Ry-suję ostro i często eksperymentuję. Nie muszę osobiście znać modela, nawet czasem wolę go nie znać. Zanim jednak przystąpię do pracy zawsze staram się dowiedzieć cze-goś o nim, przeglądam wiele zdjęć, czytam rozmaite informacje. Jeśli rysuję aktorów zawsze oglądam fil-my, w których grają. W roku 2000 wykonałem kalendarz z karykatu-rami 12 bohaterów filmu „Ogniem i mieczem”, w reż. Jerzego Hoff-mana. Ponieważ wiedziałem, że re-żyser ten zawsze cenił sobie humor trylogii Sienkiewicza (nawet ru-baszny niekiedy dowcip Onufrego Zagłoby) w przypadku tego kalen-darza poszedłem na całość i zasto-sowałem mocną deformację. Jakie osoby Pan najchętniej portretuje?- Oczywiście charakterystyczne.Jest Pan organizatorem mię-dzynarodowego festiwalu satyry. Pana rysunki moż-na znaleźć na łamach gazet, w tym także „Głosu Wielko-polskiego“, organizuje Pan plenery, spotkania, wystawy, działa Pan w wielu organiza-cjach. Jak znajduje Pan na to wszystko czas?- Szczerze mówiąc to nie znajduję tego czasu, albo inaczej: nie mogę wygospodarować go tyle ile bym chciał. Przyjąłem zasadę robienia rzeczy istotnych – jak festiwal czy wystawa to z rozmachem, jak ple-ner dla karykaturzystów to boga-ty w atrakcje i w fajnym miejscu, a jeśli rysuję na konkurs to o du-żej randze i tylko wtedy, gdy na-prawdę mam pomysł. Gdy chodzi o Poznań, to… niestety - po śmierci Prezydenta Macieja Frankiewicza nie mam żadnego wsparcia władz miasta i moja Fundacja Festiwa-lu Satyry Europejskiej „Kozioł-ki”, której zadaniem było m.in.

Goniec sceny na piętrze 7

Dyzma to majstersztyk rozsławienie naszego grodu jako ośrodka sprzyjającego humorowi, ostatnio bardziej udziela się poza Wielkopolską. Rok temu np. dzięki pomocy Muzeum w Malborku zor-ganizowałem w tamtejszym zamku krzyżackim finał międzynarodowe-go konkursu i wystawę satyryczną „Grunwald na wesoło” Obecnie jestem konsultantem powstające-go w Warszawie satyrycznego pro-gramu telewizyjnego, wróciłem też niedawno z Francji, gdzie przewo-dziłem polskiej ekipie rysowników zaproszonych na międzynarodowy festiwal rysunku prasowego i hu-moru. W Poznaniu tymczasem, za sympatyczną rozmową i słowną aprobatą pana Prezydenta Sławo-mira Hinca dla pewnego mojego pomysłu związanego z Euro 2012, nie poszły żadne konkretne decy-zje pomocy finansowej. A z tego co wiem, podobny do mojego pomysł niebawem ogłosi jedno z miast konkurujących z Poznaniem. No cóż, c’est la vie Z wielką radością

przyjąłbym pomoc jakiegoś pry-watnego mecenasa, który docenia inteligentny humor i satyrę – bo tylko temu rodzajowi hołduję.W tym roku jury XII Festiwa-lu Dobrego Humoru w Gdań-sku przyznało Panu nagrodę za najdowcipniejszy rysunek satyryczny. Czy w życiu pry-watnym jest Pan też człowie-kiem dowcipnym?- Nagroda w Gdańsku była niezwy-kle sympatyczna choć może nie tak prestiżowa jak zeszłoroczne Grand Prix zdobyte w międzynarodowym konkursie „Chopin’s smile”. Tak, uważam się za człowieka dowcip-nego i mam nadzieję, że i inni tak mnie postrzegają. Truizmem jest twierdzenie, że śmiech to zdrowie, ale dobry humor i dystans do rze-czywistości (i samego siebie) po-zwala mi rzeczywiście przetrwać cięższe niekiedy chwile, nałado-wać akumulator i trwać dalej przy nadziei na lepsze jutro … dla kary-katury.

Starosta powiatu poznańskie-go, Jan Grabkowski od początku wspiera pomysł Dni Romana Wil-helmiego. Był obecny podczas od-słonięcia tablicy pamiątkowej na kamienicy na ulicy Masztalarskiej 3 listopada 2008 roku. Jak się oka-zało, starosta prywatnie jest wiel-kim fanem aktora i to nie tylko jego ról filmowych, czy serialowych, ale także teatralnych.Które role Romana Wilhel-miego są Panu najbliższe?- Oczywiście Nikodem Dyzma. Cho-ciaż po raz pierwszy w latach mło-dzieńczych oglądałem go w serialu „Czterej pancerni i pies”. Potem miało miejsce też moje spotkanie z Romanem Wilhelmim na deskach niewielkiej Sceny na Piętrze, kiedy przyjechał z Grażyną Barszczewską ze spektaklem „Dwoje na huśtaw-

ce” w reżyserii Kazimierza Kutza.Co tak bardzo fascynowało Pana w jego rolach?- To niesamowity aktor. Bardzo męski, a jednocześnie bardzo uczu-ciowy, potrafiący oddać emocje. Ja się na tym nie znam, potrafię mó-wić tylko o tym, co mi się podoba, albo nie. Większość ról to niezapo-mniane kreacje.Od początku wspiera Pan idee Dni Romana Wilhelmiego w Poznaniu.- Nie może być inaczej. To świetna inicjatywa przywracania pamię-ci wybitnego aktora Poznaniowi. Dzięki temu zdajemy sobie spra-wę, że Wilhelmi choć był aktorem warszawskim, bo tam zrobił karie-rę, to jednak był też poznaniakiem i chętnie tutaj wracał ze swoimi spektaklami.

Niesamowity aktor

Henryk Talar o swojej przyjaźni z Romanem WilhelmimBardzo chciał żyć

Jak pracowało się z Romanem Wilhelmim?- Pracuje, bo w pewnym sensie jest on nadal obecny w obsadach wielu spektakli, filmów, seriali. Dwadzie-ścia lat po jego odejściu nadal robi się przymiarki, że w tej roli on byłby właśnie najlepszy, a ponieważ nie może zagrać, więc ktoś inny jest na jego miejsce. Romek kojarzy mi się więc z tym, że jest nadal.Które spotkanie utkwiło naj-bardziej w Pana pamięci?- Chyba były takie dwa. Pierwsze, kiedy w Teatrze Ateneum w reży-serii Macieja Domańskiego na Sce-nie 61 przygotowywaliśmy spektakl „Wyspa” Athola Fugarda (premie-ra 1979 rok). Z nim pojechaliśmy na Festiwal de la Bâtie w Genewie. Obaj dostaliśmy nagrody aktorskie. Jednak Romek nie mógł mi daro-wać jednej rzeczy i to nie tego, że on dostał wyróżnienie, a ja na-grodę, tylko recenzji. Nie wiem, czy dokładnie zapamiętałem, ale brzmiała mniej więcej tak: Biały Anioł zza żelaznej kurtyny, Henryk Talar, któremu towarzyszy Roman Wilhelmi... Wracaliśmy samolo-tem, siedzieliśmy koło siebie, ale on całą drogę się nie odzywał ani słowem. Całe szczęście szybko mu przeszło.I druga rzecz. Pamiętam dzień, w którym umierał. Opiekował się nim w szpitalu nasz przyjaciel, też już niestety nieżyjący doktor Krzysz-tof Jarek. Wybraliśmy się tego dnia z Maciejem Domańskim odwiedzić Romka. Maciej poszedł do niego, a ja wszedłem do Krzysztofa i zapy-tałem tylko „kiedy“. Ordynator po-wiedział bez ogródek - dziś lub ju-tro. Domańskiego nie było wtedy ze mną, nic nie wiedział. Kiedy wsze-dłem do sali Romka, leżał sam, jak na gwiazdę przystało, widać było, że się ucieszył. Mówiły o tym jego oczy, bo tak naprawdę nie miał już sił. W pewnym momencie odezwał się tym swoim głosem: - Heniuś, k..., pokaż mi swój kalendarz. Pa-trzcie, i wyciągnął rękę, by sięgnąć ze stolika obok łóżka swój kalen-

darzyk, ja mam terminy zajęte na najbliższe 5 lat. I opadł bez sił. Nie wytrzymałem napięcia. Osunąłem się bez czucia, na korytarzu Maciej Domański mnie jakoś ocucił. Rano był telefon od doktora Jarka, że Romek nie żyje. Bardzo chciał żyć. Bardzo chciał poukładać to wszyst-ko, co mu się w życiu nie poukła-dało. Osiągnął sukces zawodowy, ale cierpiał, że nie udało mu się go osiągnąć w życiu prywatnym.Pamiętam jeszcze jedno wydarze-nie. Na tym festiwalu w Genewie zostaliśmy zaproszeni z Romkiem na prapremierę spektaklu. Nie bar-dzo wiedzieliśmy co to za sztuka, ani kto gra. Poszliśmy, siedliśmy, a tam na scenie rozłożony był pa-pier, na środku niego stał karton. Dwóch aktorów: jeden ten kar-ton zawijał, drugi go odwijał i tak przez pół godziny. Myśleliśmy, że

jesteśmy w Szwajcarii, wśród ob-cojęzycznej publiczności. Romek nachylił się do mnie i szeptem, takim teatralnym, który słychać było chyba w odległości 500 me-trów, stwierdził: Heniuś, nas tu k... w ch... robią. Nagle wokoło rozle-gły się śmiechy. Okazało się, że to był spektakl Kantora, a na widowni siedzieli prawie sami Polacy.Specjalnie, by uczcić pamięć Romana Wilhelmiego prze-jedzie Pan 650 kilometrów w jedną stronę i potem 650 km w drugą z planu filmowe-go dosłownie na jeden dzień do Poznania.- Nawet chcieliśmy przełożyć to na przyszły rok, ale Bóg wie co będzie. Nie jestem przesądny, twardo stoję na ziemi i dlatego wiem, że kiedy jest okazja, że mogę przyjechać, to muszę ją wykorzystać. Robię to

nie tylko dla Romka Wilhelmiego, ale także dla Romka Grząślewicza, za to wszystko co robi na tej małej scenie.

Goniec Sceny na Piętrze

JednodniówkaRedakcja: Elżbieta i Juliusz PodolscyTeksty: Elżbieta PodolskaZdjęcia: www.filmpolski.pl, Archiwum Sceny na Piętrze, Krzysztof Styszyński, Elżbieta Podolska, Archiwum Roman Kosmala, Archiwum Dariusz ŁabędzkiProjekt graficzny i przygotowanie: tel. 602 601 830

Druk: Drukarnia SERIKON® - www.serikon.pl

Dziękujemy!

Fundacja scena na piętrze Tespis, dziękuje

Rafałowi Pogrzebnemu za pomysł stworzenia Dni

Wilhelmiego, za jego zaangażowanie, za stronę

internetową www.romanwilhelmi.pl. Dziękuje

także wszystkim sponsorom i przyjaciołom

wspierającym Dni Wielkiego Aktora, a także tym,

którzy zadeklarowali wsparcie finansowe przy

budowie pomnika Romana Wilhelmiego.

Aktualności, repertuar, ciekawostki, wywiady,

rozmowy

wszystko to znajdziesz

na naszej stronie

www.scenanapietrze.pl