Goniec Kresowy nr 72

40
2/2013 (72) ISSN 1234-2408

description

72. numer Gońca Kresowego - Pisma Towarzystw Przyjaciół Grodna i Wilna w Białymstoku.

Transcript of Goniec Kresowy nr 72

Page 1: Goniec Kresowy nr 72

2/2013 (72)

ISSN 1234-2408

Page 2: Goniec Kresowy nr 72

Wydanie 71 numeru

Budżetu Miasta Białegostoku

www.fundacja.sos.pl | www.facebook.com/grodzienszczyzna

PROJEKT JEST REALIZOWANY PRZY WSPARCIU FINANSOWYM

PREZYDENTA MIASTA BIAŁEGOSTOKU

PROJEKT JEST REALIZOWANY PRZY WSPARCIU FINANSOWYM

PREZYDENTA MIASTA BIAŁEGOSTOKU

KRS – 0000000291

Wydanie 72 numeru Gońca Kresowego sfinansowano ze środków

Page 3: Goniec Kresowy nr 72

Od RedakcjiLato, lato, lato czekaRazem z latem czeka rzekaRazem z rzeką czeka lasA tam ciągle nie ma nas.

Pamiętacie drodzy Czytelnicy? Śpiewaliśmy tę piosenkę. Jak wyruszali-śmy na obozy harcerskie czy turystyczne szlaki, ona zawsze nam towarzyszy-ła. A i teraz zna ją młode pokolenie, bowiem jej słowa ciągle są aktualne. Po raz pierwszy usłyszeliśmy ją w latach sześćdziesiątych XX w., kiedy na ekra-ny naszych kin wszedł film „Szatan z siódmej klasy”. Nie pamiętam kto był jego reżyserem, a także uleciało już mi z pamięci nazwisko kompozytora. Pa-miętam natomiast, że wystąpiło w filmie wielu znanych ówczesnych aktorów. A w roli głównej widzieliśmy, uroczą, pełną młodzieńczego wigoru, kochaną przez wielu widzów Polę Raksę.

To taka chwila wspomnień. Lato to taka pora roku, na którą czekamy z utę-sknieniem przez cały rok. Snujemy plany na wakacje, myślimy kogo z bliskich nam osób odwiedzić, których dawno już nie widzieliśmy. Lato sprzyja takim spotkaniom. Jeszcze nie tak dawno wystarczyły nam pobliska łąka czy rze-ka, a jak w ciągu roku uzbieraliśmy trochę grosza, to i do Zakopanego można było pojechać, czy podziwiać Bałtyk z mola w Sopocie lub Międzyzdrojach. A pamiętamy nasze wyjazdy nad Baloton na Węgrzech czy do rumuńskiej Mamaji albo Albeny czy Złotych Piasków w Bułgarii? W tych miejscach wy-poczynkowych, aż do późnych dni jesiennych, stale słyszało się język polski. Dziś przed nami mamy otwarty świat i warto z tego skorzystać. Oferty biur podróży, oby tylko nie zbankrutowały, kuszą nas odległymi stronami nie tyl-ko naszego kontynentu, ale Afryki, Azji, a nawet Ameryki Południowej. In-dywidualiści, ci odważni młodzi ludzie, wyruszają w głąb czarnego lądu, do Mongolii czy na wyspy Pacyfiku.

Drodzy Czytelnicy niezależnie, gdzie wyruszycie latem, zawsze pamiętaj-cie o „Gońcu Kresowym”, niech on towarzyszy Wam w podróży. Zapoznajcie z nim krewnych i znajomych. W tym numerze, jak zawsze, staraliśmy się za-mieścić wiele interesujących publikacji. Wśród ich autorów znana Wam, Li-liana Narkowicz, dla której Kresy stanowią niewyczerpaną kopalnię wiedzy, którą dzieli się z nami, już od kilku lat. Wśród nowych autorów witamy ser-decznie Annę Bielawską z Muzeum Historycznego w Białymstoku i Martę Pietruszko z zaprzyjaźnionej z nami Galerii im. Sleńdzińskich. Piszą dla nas także Teresa Siedlar-Kołyszko z Krakowa oraz Danuta Kucmin z Suwałk.

Gdy ten numer trafi w Wasze ręce będzie już po kolejnym Krajowym Zjeź-dzie naszego Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna, który zaplanowano na 15 czerwca br. w Białymstoku – relację przedstawimy w następnym numerze.

Cóż tu więcej pisać! Drodzy Czytelnicy życzymy Wam miłych wrażeń z podróży po kraju i świecie, spokojnego wypoczynku, nowych znajomości oraz dużo, dużo słońca, wszędzie tam gdzie będziecie, ale i wiatru, tym Czy-telnikom, którzy wybiorą wczasy na Mazurach.

Aleksander MiśkiewiczRedaktor naczelny

Page 4: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

adres:ul. Świętojańska 22 15-277 Białystok, e-mail:[email protected]żury redakcjiw każdy czwartek pod nr tel.85 73 23 770 (godz. 10-14)konto tpgiwPKO BP S.A. I O/Białystoknr 08 1020 1332 0000 1002 0187 8941wydawca, redakcja tekstów i korektaTowarzystwo Przyjaciół Grodna i Wilnaoddział w Białymstoku,Prezes Rafał Cierniak.redaktor naczelnyAleksander Miśkiewiczzastępca redaktora naczelnegoMaria Gedyminsekretarz redakcjiEugeniusz KopysteckikolportażKrystyna Sadolewskaprzygotowanie materiałówMarina Bućko, Irina Kononprojekt graficzny pisma Magdalena Szewczuwianiec, Łukasz SłupskiDTP i przygotowanie do drukuAdam Kierzkowski

ISSN 1234-2408

Wydano dzięki pomocy finansowejUrzędu Miejskiego w Białymstokui Fundacji na rzecz Pomocy Dzieciomz Grodzieńszczyzny

Redakcja zastrzega sobie prawo dodokonywania zmian i skracaniaotrzymywanych materiałów.Opinie i poglądy autorów artykułównie zawsze są zbieżne z opiniamii poglądami Redakcji.

Goniec Kresowy dostępny jest także w wersji onlinena stronie www.tpgiw.pl

[email protected]. Świętojańska 22 15-277 Białystokwww.tpgiw.pldyżur telefoniczy: 85 73 23 770

czwartki godz. 10-14

Spis treści5

8

12

15

16

20

24

2629

30

3435

3738

Przegląd Prasy Wieści z Wileńszczyzny – Irena Konon

500 lat województwa Podlaskiego500 lat województwa podlaskiego, 1513 – 2013 – anna BIelawsKa

historia330 lat zwycięskiej wyprawy króla Jana III w obronie Wiednia. Kronika najważniejszych wydarzeń – aleKsander MIśKIewIcz

wsPoMNieNiaZ nieludzkiej ziemi do Polski – Klara rogalsKa

Na latoDawne obyczaje i plażowanie na Litwie – lIlIana narKowIcz

XiV dNi kultury kresowej Białystok’ 2013XIV DNI Kultury Kresowej relacja – rafał cIernIaK

PaMięć dla PokoleńKASZUBIŃCE – Józef PorzecKI

VariaStroje Izabeli i Jana Klemensa Branickich w pałacowej bramie – Marta PIetruszKo

Czterdziestolecie Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego w Wilnie – aleKsander MIśKIewIcz

rePortaż„Ani krowy ani kościoła” – teresa sIedlar-KołyszKo

książkiZagłada dworów w województwie białostockim po roku 1939 – BarBara noworolsKa

O przysmakach z Jurty czyli o tradycyjnej kuchni Tatarów polskich – aleKsander MIśKIewIcz

od czytelNikówPamięć o kresach – danuta KucMIn

Wpłaty

Page 5: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

5

Przegląd Prasy

Przegląd „tygodnika wileńszczyzny”

Wieści z Wileńszczyzny07.02 – 13.02.2013 • SzkolnictwonaWileńszczyźnieznów

znalazło się w centrum uwagi. Tym razem za sprawą Audrone Pitreniene, przewodniczącej sejmowego komitetu oświaty, nauki i kultury, która na cze-le sejmowo-ministerialnej delegacji 4 lutego br., odwiedziła placówki oświa-towe w rejonie wileńskim i solecznic-kim. W spotkaniu udział wzięli po-słowie frakcji Akcji Wyborczej Pola-ków na Litwie – starosta Rita Tama-šuniene, zastępca Wanda Krawczonok, prezes ZPL Michał Mackiewicz, pre-zes „Macierzy Szkolnej” Józef Kwiat-kowski, Zbigniew Jedziński, Leonard Talmont – oraz wiceminister oświaty Edyta Tamošiunaite. Parlamentarzyści AWPL kolejny raz zapewnili, że kon-sekwentnie będą stać na straży obrony oświaty mniejszości narodowych.

• 10lutegobr.,wDomuKulturyPolskiejmiłośnicy dobrej muzyki mieli oka-zję do spotkania z Eweliną Saszenko, która po dłuższej przerwie wystąpiła przed rodzimą publicznością z koncer-tem „Alicja w krainie Wilna”.

• Rekordowaliczbamiłośnikówbiegównarciarskich – 210 uczestników stanę-ło na linii startowej XI Międzynarodo-wego Maratonu Narciarskiego im. Gie-dymina, który 2 lutego br., tradycyjnie odbył się na trasach w okolicach Bez-dan. W maratonie wzięli udział ama-torzy białego szaleństwa nie tylko z Li-twy, ale też z Polski, Łotwy i Rosji.

14.02 – 20.02.2013• 9lutegobr.wDomuKulturyPolskiej

w Wilnie odbyła się sprawozdawczo-wyborcza konferencja Stowarzyszenia Nauczycieli Szkół Polskich na Litwie „Polska Macierz Szkolna”. Przybyło na nią 236 delegatów z 92 kół na Wi-leńszczyźnie. Wieloletni prezes Sto-warzyszenia – Józef Kwiatkowski – za-chował stanowisko prezesa na kolejną czteroletnią kadencję. Opowiedziało się za tym 182 delegatów (udział w głoso-waniu wzięło 189 osób), wstrzymało się od głosu – 7, nikt nie głosował przeciw-ko. Kwiatkowski był jedynym kandyda-tem zaproponowanym przez delegatów na prezesa, kieruje nieprzerwanie już 22 lata. Podczas sobotniej konferencji zo-

stał też wybrany nowy zarząd Stowa-rzyszenia.

• Pierwszapołowalutegobr.tookresin-tensywnych kontaktów polsko-litew-skich, którego ostatnim akordem bę-dzie wizyta w Wilnie prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w dniu Święta Odrodzenia Litwy. 12 lutego br. w Warszawie gościł premier Litwy Algirdas Butkevičius, a w ubiegłym ty-godniu szef MSZ-u Linas Linkevičius. Podczas spotkania premierów Donald Tusk oświadczył, że relacje Polski i Li-twy mogą być i powinny być lepsze niż dobre, dodając, że „idzie ku lepszemu”. Z kolei Algirdas Butkevičius poinfor-mował, że w marcu grupa robocza ds. mniejszości ma przedstawić litewskie-mu rządowi wnioski ze swoich prac.

• WizytapremieraLitwyAlgirdasaBut-kevičiusa w Solecznikach, która odby-ła się 7 lutego br. stała się wydarzeniem polityczno-medialnym na skalę kraju. Zainteresowanie mediów tematem roz-mów premiera z solczanami było prze-niknięte problemami nurtującymi pol-ską mniejszość narodową na Litwie oraz poczynaniami nowo wybranego rządu na rzecz ocieplenia stosunków na linii Wilno-Warszawa.

21.02 – 27.02.2013• PrezydentPolskiBronisławKomorow-

ski 16 lutego br. złożył wizytę w Wil-nie z okazji 95. rocznicy Dnia Odrodze-nia Państwa Litewskiego. Pomimo de-klaracji czołowych polityków litewskich o dążeniu do ocieplenia stosunków mię-dzy obu krajami, przez gospodynię cere-monii został przyjęty dość chłodno. Zu-pełnie inna atmosfera panowała podczas spotkania z przedstawicielami społecz-ności polskiej.

• 13osóbzrąkJanuszaSkolimowskiego,ambasadora RP na Litwie, otrzyma-ło odznaczenia przyznane przez prezy-denta Bronisława Komorowskiego. Uro-czystość wręczenia odbyła się 14 lutego, przed Dniem Odrodzenia Państwa Li-tewskiego.

• 14lutegoUniwersytetim.WitoldaWiel-kiego w Kownie, świętujący rocznicę za-łożenia, uhonorował tytułami honoris causa czterech naukowców. Wśród wy-różnionych znalazł się profesor nadzwy-

czajny Katolickiego Uniwersytetu Lu-belskiego Jana Pawła II – ks. dr hab. Ma-rek Chmielewski.

28.02 – 06.03.2013• LitewskiZwiązekTłumaczyLiteratu-

ry, każdego roku ogłaszający plebiscyt na najlepsze tłumaczenie literatury obcej, rok 2013 ogłosił Rokiem Literatury Pol-skiej. Polscy autorzy walczą w tegorocz-nym plebiscycie m.in. z takimi znanymi na całym świecie autorami jak Haruki Murakami, Orhan Pamuk czy Franco-ise Sagan.

07.03 – 13.03.2013• Obwarzankiilizaki,palmyikoszyki,

dzbanki i korale... Zdawałoby się, co roku to samo, ale urok ponad czterech-setletniego wileńskiego Jarmarku Ka-ziukowego nadal kusi i nie daje spokoj-nie usiedzieć w domu. Nogi same bie-gną do straganów, tłumu, gwaru i zapa-chów, które w pierwszy weekend marca rozchodzą się po głównych ulicach sto-licy. Tegorocznemu kiermaszowi prze-wodzili mieszkańcy Suwalszczyzny.

• Odpoczątkurokuszkolnegowżłob-ku-przedszkolu „Kasztan” na Antokolu działają trzy nowe grupy przedszkolne – dwie polskie i jedna rosyjska. Sytuacja na korzyść rodzin mniejszości narodowych, zamieszkujących tę jedną z najstarszych dzielnic Wilna, zmieniła się dzięki ini-cjatywie radnych Akcji Wyborczej Po-laków na Litwie stołecznego samorzą-du, którzy w ubiegłym roku podjęli de-cyzję o utworzeniu dodatkowych grup w przedszkolu.

• BolesławDaszkiewicz,dyrektoradmi-nistracji samorządu rejonu solecznic-kiego i Kazys Eidukaitis, dyrektor spół-ki „Ekstra statyba”, w ostatnim dniu lu-tego podpisali umowę o wykonaniu prac rekonstrukcyjnych pałacu Balińskich w Jaszunach.

• KsiądzDariuszStańczykzostałuka-rany grzywną w wysokości 500 Lt za zorganizowanie Marszu Wolności uli-cami Wilna w 150 rocznicę Powstania Styczniowego, na które nie miał sto-sownego zezwolenia. Wileński Okrę-gowy Sąd Administracyjny wyznaczył najniższą możliwą karę, przewidzianą za tego typu wykroczenie. Ukarany za-

Page 6: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

6

Przegląd Prasy

pewnił, że nie ma zamiaru składać od-wołania.

14.03 – 20.03.2013• Litewscyuczniowiez37szkóładoptują

zabytki Powstania Styczniowego w ra-mach projektu zainicjowanego przez In-stytut Polski w Wilnie.

• TradycjewileńskichobchodówKaziu-ka promowali w zachodniej Polsce ar-tyści polskiego zespołu folklorystycz-nego „Solczanie”. W dniach 1 - 5 mar-ca zespół z Solecznik wystąpił w woje-wództwach wielkopolskim i zachodnio-pomorskim. Każdy z koncertów „Sol-czan” odbywał się w salach koncerto-wych wypełnionych przez publiczność po brzegi.

21.03 – 27.03.2013• 19marca br.wplacówkach oświato-

wych rejonu wileńskiego rozpoczął się cykl imprez poświęcony upamiętnieniu życia kapłana Józefa Obrembskiego.

• Owydobyciugazułupkowego,energiiodnawialnej, rozwoju energetyki rozma-wiał minister energetyki Jarosław Nie-wierowicz w Domu Kultury Polskiej w Wilnie podczas spotkania z przed-stawicielami polskich organizacji zrze-szających przedsiębiorców, inżynierów i naukowców Litwy.

• OddziewięciulatDomKulturyPol-skiej odwiedzają zajączki, misiaczki, biedroneczki, skrzaciki, kotki i pie-ski... A każde z tych zabawnych stwo-rzonek tańczy, śpiewa, recytuje z ta-kim oddaniem, że mógłby pozazdro-ścić im nawet zawodowy artysta. Udział w Festiwalu „Rozśpiewane przedszko-le” jest dla maluchów, wychowawczyń, kierowników muzycznych i rodziców ogromnym przeżyciem, bo przygoto-wanie cztero- czy pięciolatka do wystę-pu na scenie wymaga ogromnej pracy. Wystarczy tylko spojrzeć na różnorod-ność i pomysłowość strojów, aby zrozu-mieć ile trudu i fantazji włożono w ich przygotowanie.

28.03 – 03.04.2013• Dociechanowiskichpalmiareknana-

ukę sztuki wicia palm przyjeżdża nie tylko młodzież szkolna, dorośli czy go-ście z zagranicy. W ubiegłym tygodniu swych sił w wiciu palm w Izbie Palm i Użytku Codziennego w Ciechano-wiszkach wypróbowała prezydent Li-twy Dalia Grybauskaite.

• Dziesięciufinalistów24OlimpiadyLi-teratury i Języka Polskiego będzie re-prezentowało Litwę na ogólnopolskich zmaganiach polonistycznych w Warsza-wie. Zdecydowana większość tegorocz-nych laureatów jest wychowankami pol-skich szkół w Wilnie.

• Średniowiecznemonetysrebrne,pocho-dzące z jednego z największych w Eu-ropie skarbów, były do obejrzenia w wi-leńskim Muzeum Sztuki Użytkowej. 21 marca br. została tu otwarta wystawa numizmatyczna „Skarb z Głogowa”.

04.04 – 10.04.2013• 6kwietniabr.,ejszyskikościółbyłmiej-

scem niezwykłego koncertu z udziałem dziewięciu zespołów artystycznych z Li-twy i Polski. Po raz pierwszy na Litwie wykonano pop-oratorium „Miłosierdzie Boże”, oparte na Orędziu Miłosierdzia Bożego, które Jezus Chrystus przeka-zał ludzkości poprzez św. s. Faustynę. 7 kwietnia br., artyści pop-oratorium „Miłosierdzia Bożego” wystąpili w wi-leńskim kościele pw. Ducha Świętego.

• Corocznyfestiwal-konkurssztukpięk-nych, organizowany przez Wydział Oświaty samorządu rejonu wileńskie-go odbywał się w trzech strefach: star-tował 19 marca w Gimnazjum im. Gie-dymina w Niemenczynie, po nim – 20 marca – w Szkole Średniej im. ks. Józe-fa Obrembskiego w Mejszagole, a za-kończył się 22 marca w Gimnazjum „Rytas” w Rudominie. Celem imprezy było kształtowanie zdolności artystycz-nych uczniów, stymulowanie chęci wy-rażenia swej osobowości, angażowanie młodzieży do treściwego spędzenia cza-su. Uczestniczyły w nim chóry szkolne i gimnazjalne, zespoły folklorystyczne, wokalne i instrumentalne.

• Jużporaz18odbyłsięwWilniemiędzy-narodowy festiwal filmowy „Kino pa-vasaris” („Wiosna filmowa”). Główna nagroda przypadła reżyserowi z Polski – Sławomirowi Fabickiemu za jego naj-nowszy film pt. „Miłość”. Twórca naj-lepszego filmu otrzymał 7 tys. euro oraz statuetkę.

11.04 – 17.04.2013• 11 kwietnia br. liczne imprezy kultu-

ralne uświetniły 15 rocznicę nawiąza-nia przyjaźni pomiędzy stolicami Litwy i Polski. Zainaugurowało wszystko ofi-cjalne spotkanie mera Wilna Arturasa Zuokasa z panią prezydent Warszawy

Hanną Gronkiewicz-Waltz i podpisa-nie umowy o współpracy miast part-nerskich w stołecznym Ratuszu. Na-stępnie otwarto wystawy prac artystów warszawskich „Warszawa: Nazajutrz...” w galerii „Vartai” i „Żyd Niemalowa-ny w Ziemi Kanaan” w Centrum To-lerancji (sekcja Państwowego Żydow-skiego Muzeum im. Gaona Wileńskie-go). Wieczorem w Litewskiej Narodo-wej Filharmonii odbył się koncert Li-tewskiej Państwowej Orkiestry Symfo-nicznej pod batutą Moniki Wolińskiej, solista Tadeusz Domanowski.

18.04 – 24.04.2013• OstatnieakordyIIIMiędzynarodowe-

go Festiwalu Muzyki Sakralnej „Chry-stus króluje! Alleluja!” przebrzmiały 14 kwietnia w sali stołecznego Ratusza. Trwający dwa tygodnie festiwal zgro-madził setki uczestników – ponad 20 chórów, około 10 zespołów, 15 solistów – z różnych miejscowości Litwy.

• Jużporaztrzecinajmłodsiuczniowiepolskich szkół Wilna stanęli do rywa-lizacji z języka polskiego. Tegoroczna Mini-Olimpiada Języka Polskiego klas 3-4 odbyła się w dniach 10-12 kwietnia w Szkole Średniej im. Wł. Syrokomli, której nauczycielki klas początkowych są inicjatorkami tego konkursu.

25.04 – 01.05.2013• Wystawa z okazji 20-lecia działalno-

ści Centrum Kultury Polskiej na Litwie im. Stanisława Moniuszki, odbyła się w Domu Kultury Polskiej w Wilnie 18 kwietnia, zainaugurowała cykl imprez rocznicowych, które jesienią br. uwień-czy uroczysta gala z udziałem 70 polskich zespołów artystycznych z całej Litwy.

• 16kwietniawGimnazjumim.św.Rafa-ła Kalinowskiego w Niemieżu odbył się finał konkursu, poświęconego 150 rocz-nicy Powstania Styczniowego „W imię Boga za naszą i waszą wolność”.

02.05 – 08.05.2013• Wtrosceopamięć150rocznicyPowsta-

nia Styczniowego multimedialny portal „Wilnoteka” zorganizował pokaz pol-skiego filmu dokumentalnego pt. „Rok 1863”, który odbył się 26 kwietnia br. w Domu Kultury Polskiej w Wilnie.

• 26kwietniabr.,wSolecznikachodbyłosię posiedzenie Rady Samorządu rejonu solecznickiego. W toku obrad radni roz-patrzyli 39 kwestii dotyczących polity-

Page 7: Goniec Kresowy nr 72

Redaktor naczelny: Zygmunt Żdanowicz

Zespół redakcyjny:Andrzej Kołosowski (rejon solecznicki)Iwona KlimaszewskaJan Lewicki Irena MikulewiczCzesława Paczkowska Teresa StrumiłoTeresa Worobiej

Współpraca:Antoni Pawłowicz - rejon trockiWaleria Tomaszun - rejon szyrwinckiMaria Jakubowska - rejon święciańskiDanuta DanowskaAnna Żaworonok

Opracowanie komputerowe:Tadeusz FedorowiczSławomir Subotowicz

Wydawca:ZSA “Rejspa” Kalvinės 5, Sużany, rejon wileński

Adres do korespondencji:LT-09318 Wilno, ul. Rinktinės 50, pokój 501, tel./fax 275-31-66

Redakcja dziękuje Senatowi RP i Fun-dacji “Pomoc Polakom na Wschodzie” za dofinansowanie wydawania tygodnika

Redakcja prowadzi wysyłkową prenume-ratę tygodnika za granicę po otrzymaniu potwierdzenia wpłaty 5 dolarów amery-kańskich lub ich równowartości w innej walucie za każdy miesiąc (adres: LT-09318 Wilno, ul. Rinktines 50, “Tygodnik Wi-leńszczyzny”), której można dokonać na konto nr 89 1060 0076 0000 4010 4001 0789 w Banku Przemysłowo-Handlo-wym BPK SA oddział w Warszawie, ad-res - ul. Nowogrodzka 50, 00-693 War-szawa, Fundacji Wspierającej Oświatę Pol-ską za Granicą “Samostanowienie” z dopi-skiem - “Tygodnik Wileńszczyzny”.

goniec kresowy 2/2013 (72)

7

ki gospodarczej oraz socjalnej samorzą-du solecznickiego.

09.05 – 15.05.2013• Tradycyjnie z okazjiDniaKonstytu-

cji 3 Maja, Polacy spotkali się przy pły-cie grobu Matki i Serca Syna na wileń-skiej Rossie. Składając kwiaty przy gro-bie, w którym spoczywa serce Marszałka Józefa Piłsudskiego, oddano hołd twór-com Konstytucji.

• Około 10 tysięcy Polaków przema-szerowało ulicami wileńskiej Starów-ki, w ramach obchodów Dnia Polonii i Polaków za Granicą. Przez kilka go-dzin w grodzie Giedymina dominowa-ły biało-czerwone barwy i śpiewy pol-skich piosenek, zaś podniosły nastrój i radość z przynależności do wielkiej rodziny narodu polskiego były tego dnia udziałem każdego, kto się stawił na przemarsz, zorganizowany po kil-kuletniej przerwie przez Związek Po-laków na Litwie.

• Pierwszaniedzielamaja–dzieńpoświę-cony Matkom – rozbrzmiewała głosa-mi uczestników tradycyjnego już na Wi-leńszczyźnie Festiwalu Piosenki i Po-ezji Religijnej „Ciebie, Boże, wysławia-my”. 5 maja sala Domu Kultury Polskiej w Wilnie wypełniła się chórzystami, którzy przybyli z różnych parafii archi-diecezji wileńskiej oraz z Polski.

16.05 – 22.05.2013• JużporazdziewiątywMiędzynarodowy

Dzień Muzeów, obchodzony 18 maja, muzealnicy Europy zapraszają na „Noc muzeów”. Z tej okazji w sobotę sporo się działo również w Wilnie i okolicach.

• WniedzielnepołudniemieszkańcyNie-mieża i okolic oraz goście zgromadzili się w miejscowym kościele pw. św. Rafała Ka-linowskiego na Eucharystii, której prze-wodniczył ks. prałat Wacław Wołodko-wicz. Było to wyjątkowe nabożeństwo, które zainaugurowało niemieską majów-kę. Niedziela bowiem, 12 maja, w Niemie-

żu przebiegała pod hasłem dobrej zabawy i integracji miejscowej społeczności.

23.05 – 29.05.2013• WramachXVIIIFestiwaluFolklory-

stycznego „Pieśń znad Solczy”, który odbył się w Solecznikach 19 maja, miał miejsce jarmark rzemieślniczy oraz pre-zentacja polskiego, litewskiego i biało-ruskiego folkloru. W największej im-prezie kulturalnej rejonu solecznickie-go wzięły udział dorosłe i młodzieżo-we zespoły artystyczne z różnych za-kątków rejonu.

• GościezWileńszczyzny,PolskiiNie-miec przybyli do Królewskich Miednik, aby wziąć udział w obchodach jubile-uszowych miejscowego zespołu „Prze-pióreczka”, świętującego w tym roku 25-lecie działalności.

Irena Kononwybór i opracowanie wiadomości

Przegląd Prasy

Page 8: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

8

500 lat województwa Podlaskiego

Tworzenie się województwa podlaskiego jest datowane od 1509 r. i związane z decyzją króla Zygmunta I o wyznaczeniu komisarzy do rozgraniczenia Wielkiego Księstwa Litewskiego od Mazowsza.

Anna Bielawska

500 lat województwa podlaskiego, 1513 – 2013

W tymże roku król zezwolił Iwanowi Sapiesze na budowę zamku w Boćkach. Sapieha zbudował zamek w miejscowo-ści Dubno, kilka kilometrów od Bociek. Tam zbiegały się granice ziem ówczesne-go Podlasia: drohickiej, brzeskiej, bielskiej, kamienieckiej i mielnickiej1.

1 J. Maroszek, J. Tęgowski, Pogranicze polsko – ru-sko – litewskie, w: Historia województwa podlaskie-go, red. A. Dobroński, Białystok 2010, s. 32.

Pierwszym wojewodą podlaskim zo-stał Iwan Sapieha. 29 sierpnia 1513 r. w Wilnie król wystawił Sapiesze nomi-nację na województwo. Tą datę uznaje się za formalne utworzenie województwa2. Jednak już 2 lipca 1513 r. na dokumencie wystawionym przez Zygmunta I Sapieha

2 W. Jarmolik, Powstanie województwa podlaskie-go, w: „Białostocczyzna” nr 4(16), Białystok 1989, s. 8.

wystąpił z tytułem wojewody podlaskie-go. Iwan Sapieha zmarł w grudniu 1517 r. na zamku w Dubnie. Przez kilka lat król nie powołał jego następcy. 10 lipca 1520 r. w Toruniu król Zygmunt I ustanowił wo-jewództwo podlaskie. W akcie nie zastała użyta nazwa, a wymieniono tylko ziemie wchodzące w jego skład: drohicką, biel-ską, kamieniecką, mielnicką i kobryńską. Janusz Kostewicz został mianowany dru-gim wojewodą podlaskim. Z racji pełnie-nia funkcji miał prawo zasiadać w radzie panów zaraz po wojewodzie nowogródz-kim. Król uzasadnił utworzenie nowe-go województwa dużą odległością od sie-dziby, co niejednokrotnie było przyczyną wielu pomyłek i błędów w zaprowadze-niu sprawiedliwości społecznej, a także

Page 9: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

9

500 lat województwa Podlaskiego

utrudnienia podczas organizowania wy-praw wojennych3.

W roku 1566 została przeprowadzona re-forma administracyjna WKL, w której do-konano nowego podziału na województwa. Województwo podlaskie podzielono na dwie odrębne jednostki: brzesko – litewską (zie-mia brzeska, kamieniecka, kobryńska, oraz dołączona pińska) i podlaską (ziemia bielska, drohicka i mielnicka). W pozostałej części Wielkiego Księstwa Litewskiego utworzo-no duże powiaty z własną hierarchią urzęd-niczą, z marszałkiem powiatowym na cze-le. W tym samym roku 1566 powołano też urząd kasztelana podlaskiego, a pierwszym kasztelanem był Grzegorz Tryzna4.

10 stycznia 1569 r. w Lublinie rozpoczął obrady sejm, który miał podstawowe znacze-nie dla całej Rzeczypospolitej. Ziemia dro-hicka, mielnicka i bielska, które z dawna do Polski należały, król Zygmunt August posta-nowił ponownie przyłączyć do Korony Pol-skiej. 5 marca 1569 r. posłowie podlascy za-siedli między posłami koronnymi, a korzy-stając z osłabienia opozycji litewskiej Zyg-munt August, przy aprobacie obradującego nadal sejmu polskiego, tego dnia przyłączył Podlasie do Korony. Inkorporowany został również Wołyń. Król argumentując swoją decyzję tłumaczył, że te ziemie jeszcze przed Władysławem Jagiełłą należały do Króle-stwa Polskiego, a król Kazimierz Jagielloń-czyk oderwał je od Polski, dlatego zasadnym jest ich ponowne przyłączenie. Ostateczny tekst aktu unii polsko – litewskiej wyklaro-

3 J. Maroszek, J. Tęgowski, dz. cyt., s. 324 W. Jarmolik, dz. cyt., s. 8.

wał się pod koniec czerwca 1569 r. 1 lipca zaprzysięgli go senatorowie i posłowie pol-scy i litewscy, a 4 lipca zatwierdził go król Zygmunt August5.

W 1569 r. Grzegorz Chodkiewicz nie złożył przysięgi i należące do niego dobra ziemskie: Gródek, Zabłudów, Dojlidy, Cho-roszcz, a także uposażenie mnichów (Topi-lec, Baciuty, Zaczerlany, Fasty, Porosły, Ły-ski, Bacieczki), a także wsie bojarów chod-kiewiczowskich (Krynickie, Ignatki, Tata-rowce, Bobrowa, Sobolewo) nie zostały in-korporowane do Korony Polskiej i pozostały w granicach WKL jako część powiatu gro-dzieńskiego w województwie trockim. Taki stan rzeczy utrzymał się do 1795 r. Podob-nie Wasilków aż do 1795 r. pozostał w po-wiecie grodzieńskim6.

Po III rozbiorze Polski ziemie na wschód od Niemna i na północ od Bugu znalazły się w zaborze pruskim, a usta-nowiona na Bugu granica państwowa od-dzielała panowanie austriackie od pruskie-go. Dwa powiaty należące od początku do staropolskiego województwa (sokołow-ski i węgrowski) zostały odłączone i już nigdy nie wchodziły w skład wojewódz-twa białostockiego czy dzisiejszego podla-skiego. Bardzo istotnym faktem był awans Białegostoku, prywatnego miasta Branic-kich, na stolicę departamentu w utworzo-nej prowincji Prus Nowowschodnich (No-wych Prus Wschodnich). Najwyższą wła-

5 J. Maroszek, J. Tęgowski, dz. cyt., s. 356 Tamże, s. 36; por. J. Maroszek, Dzieje Białego-stoku w latach 1547-1692, w: Historia Białegostoku, red. A. C. Dobroński, Białystok 2012, s. 61.

dzę w departamencie stanowiła Kamera Wojny i Domen, na czele której stał pre-zydent7.

Na mocy postanowień traktatu w Tylży zawartego 7 lipca 1807 r. Napoleon poda-rował carowi Aleksandrowi I obwód biało-stocki złożony z powiatów: białostockiego, bielskiego, drohiczyńskiego (bez Kuczyna), dąbrowskiego (do Biebrzy), skrawków bie-brzańskiego (Goniądz) i części supraskie-go (Tykocin). Niemal całe staropolskie wo-jewództwo podlaskie – bez pasa ziemi na północ od Biebrzy włącznie z Augustowem – dostało się Rosji. Taki stan przetrwał do lata 1915 r.8

Obwód białostocki obejmował 9 tys. km2, co stanowiło trzecią część departamen-tu białostockiego z czasów pruskich. Ob-wód podzielono na cztery powiaty: biało-stocki, bielski, drohicki (od 1843 r. włączo-ny do bielskiego) i sokólski. Były to ziemie staropolskiego województwa podlaskiego, ale i województwa trockiego (powiat sokól-ski, wschodnia część powiatu białostockie-go z Gródkiem, Michałowem, Supraślem i Zabłudowem)9.

W grudniu 1842 r. car wydał ukaz o włą-czeniu tych ziem do guberni grodzieńskiej, jednocześnie likwidując powiat drohiczyń-ski10. Po 1864 r. były obwód białostocki za-chował podział na trzy powiaty z trzema

7 A. C. Dobroński, Od rozbiorów do końca lat dwu-dziestych XIX w., w: Historia województwa podla-skiego, s. 109.8 Tamże, s. 113.9 Tamże, s. 115.10 A. C. Dobroński, Stracone szanse. Utrwalanie po-działów, w: Historia województwa podlaskiego, s. 141.

Page 10: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

10

miastami będącymi siedzibami władz po-wiatu. Dodatkowo liczył 16 miast nadeta-towych i 40 wołosti (gmin)11.

W 1915 r. Gubernia Suwalska znalazła się pod okupacją niemiecką i została włączo-na do tzw. Ober – Ostu (Zarząd Główno-dowodzącego Wschodem). Przejściowo jed-nak Suwalszczyznę zespolono z Okręgiem Wileńskim. 11 sierpnia do Łomży, a dwa dni później do Białegostoku, wkroczyły woj-ska niemieckie, co zamknęło okres zaborów a rozpoczęło okupację. Gubernia łomżyń-ska pozostała odrębną jednostką administra-cyjną, a na wschód został utworzony nowy okręg wojskowy Białystok – Grodno. Oku-pacja niemiecka utrzymała się w Łomżyń-skiem do 11 listopada 1918 r., w Białostoc-kiem do lutego 1919 r., a w Suwalskiem do lata 1919 r.12

W lipcu 1919 r. Rada Ministrów zade-cydowała o utworzeniu pięciu województw, w tym białostockiego, z terenów byłego Królestwa Polskiego. Województwo bia-łostockie miało obejmować: byłą gubernię łomżyńską bez powiatu makowskiego i wę-growskiego (były w składzie guberni zaled-wie od 1913 r.); trzy powiaty byłej guberni suwalskiej (suwalski, augustowski i sejneń-ski), oraz trzy powiaty byłej guberni gro-dzieńskiej (białostocki, sokólski i bielski). Procedura została zakończona przyjęciem przez Sejm Ustawodawczy w dniu 2 sierp-nia ustawy tymczasowej o organizacji władz administracyjnych II instancji13.

Białystok stał się stolicą województwa białostockiego. W ostatnich dziesięciole-ciach Białystok zdystansował pod wzglę-dem rozwoju wszystkie inne ośrodki miej-skie w regionie, również te pełniące funkcje administracyjne. Przewyższył je liczbą lud-ności, potencjałem gospodarczym, a także położeniem na skrzyżowaniu szlaków ko-munikacyjnych, w tym ważnych linii kole-jowych: Brześć – Grajewo (i dalej do Prus Wschodnich), Warszawa – Wilno i War-szawa – Moskwa (przez Wołkowysk i Ba-ranowicze). Cały obszar nowego wojewódz-twa był jeszcze pod kontrolą władz polskich, a zanim rozpoczął urzędowanie pierwszy wojewoda minęło kilka miesięcy. Naczel-nik państwa Józef Piłsudski mianował wo-jewodą białostockim Stefana Bądzyńskiego

11 Tegoż, Opór przed rusyfikacją. Zmiany gospo-darcze i społeczne (1866-1904), w: Historia woje-wództwa podlaskiego, s. 155. 12 Tegoż, Ku wolności, w: Historia województwa podlaskiego, s. 180.13 J. J. Milewski, Województwo białostockie. Zarys dziejów (1919-1975), Białystok 2011, s. 19.

19 listopada 1919 r., ale przybył on do miasta dopiero w połowie lutego następnego roku14.

Początkowo województwo białostockie liczyło 12 powiatów. Polskie wojska wkro-czyły do Wołkowyska już 13 lutego 1919 r., a do Grodna 28 kwietnia, ale te powiaty (a także białowieski) zostały włączone do-piero na mocy ustawy z 4 lutego 1921 r. Do połowy 1920 r. podlegały Zarządowi Cywil-nemu Ziem Wschodnich, a następnie Za-rządowi Terenów Przyfrontowych i Etapo-wych. W składzie województwa znalazło się, po Łomży i Suwałkach, trzecie wcześniej gubernialne miasto, czyli Grodno. W 1921 r. województwo liczyło 15 powiatów. Jed-nak ta liczba w latach następnych się zmie-niła, ze względu na likwidację i podział mię-

14 Tamże, s. 20.

dzy sąsiednie powiatu białowieskiego (1922 r.), sejneńskiego (w 1925 r.) i kolneńskiego (1931 r.). Przybył powiat grodzki Białystok15.

Ze względu na powierzchnię (32518 km2) województwo białostockie było drugim, po województwie poleskim, województwem w kraju. Jednak pod względem liczby ludno-ści nie znajdowało się w pierwszej dziesiątce najludniejszych województw. Na podstawie spisu powszechnego z 30 września 1921 r. zamieszkiwało je przeszło 1305 tys. osób16.

Po wybuchu II wojny światowej Suwalsz-czyzna znalazła się pod okupacją niemiecką. Powiat suwalski wszedł w skład wschodnio-pruskiej rejencji Gumbinnen (Gąbin). W taj-nym protokole dołączonym do układu Rib-

15 Tamże, s. 20-21.16 Tamże, s. 21.

500 lat województwa Podlaskiego

Page 11: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

11

bentrop – Mołotow z 23 sierpnia 1939 r. roz-graniczono strefę wpływów niemieckich i sowieckich wzdłuż linii rzek Pisa – Na-rew – Wisła – San. Jeszcze zanim Armia Czerwona 17 września wkroczyła do Polski, wojska niemieckie były daleko na wschód od tej linii. Ostatecznie według układu podpi-sanego 28 września w Moskwie na półno-cy województwa po stronie niemieckiej po-został powiat suwalski i północna część po-wiatu augustowskiego. Granica była na po-łudnie od wsi Chomontowo, wzdłuż rzeki Blizna do jeziora Necko, dalej wzdłuż je-zior na północ od Augustowa do Czarne-go Brodu i dalej Kanałem Augustowskim. Zachodnią granicę strefy sowieckiej wy-znaczała rzeka Pisa, dalej biegła Narwią do Bugu pozostawiając Ostrołękę, Ostrów Mazowiecką i Małkinię po stronie nie-

mieckiej. Na południu granicę stanowi-ła rzeka Bug. Teren okupacji niemieckiej na zachodzie został jeszcze podzielony na dwie części. Resztki powiatu ostrow-skiego i południowe gminy ostrołęckiego znalazły się w Generalnym Gubernator-stwie, zaś większość powiatu ostrołęckie-go została wcielona do Rzeszy i stała się częścią rejencji ciechanowskiej17.

W końcu września 1939 r. pod okupacją sowiecką znalazło się prawie całe przedwo-jenne województwo białostockie (z wyjąt-kiem powiatu suwalskiego i dwóch gmin

17 Tamże, s. 102. Kwestie związane z okupacją na białostocczyźnie, podziałem stref wpływów oraz po-litykę władz szczegółowo opisuje w swojej pracy W. Śleszyński, Okupacja sowiecka na białostocczyźnie w latach 1939 – 1941. Propaganda i indoktrynacja, Białystok 2001.

powiatu augustowskiego). 22 października 1939 r. odbyły się wybory do Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Białorusi. Zgroma-dzenie obradowało w Białymstoku 28-30 października 1939 r. Po uchwałach najwyż-szych władz ZSRR o włączeniu „Białoru-si Zachodniej” do ZSRR, 4 grudnia Prezy-dium Rady Najwyższej ZSRR wydało de-kret o utworzeniu obwodu białostockiego. Obwód objął większość przedwojennego województwa białostockiego18.

22 czerwca 1941 r. III Rzesza wypo-wiedziała wojnę i dokonała zbrojnej agresji na ZSRR. Rozpoczęły się walki na fron-cie wschodnim. 17 lipca 1941 r. Hitler wy-dał dekret o utworzeniu na zajętych tere-nach m.in. okręgu Białystok („Bezirk Bia-lystok”), który obejmował obszar dawne-go obwodu białostockiego z okresu okupa-

cji sowieckiej, poszerzonego o gminy które w latach 1939 – 1941 włączono do obwodu brzeskiego oraz część powiatów brzeskiego i prużańskiego. Bez zmian pozostała przy-należność Suwalszczyzny19.

W trakcie ofensywy Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. wyparto Niemców z resz-tek ziem woj. białostockiego. Powstała moż-liwość przeniesienia różnych władz tworzo-nych z nadania PKWN na zapleczu fron-tu. Powiat łomżyński od początku trakto-wano jako część województwa białostockie-go, chociaż formalnie wszedł w jego skład dopiero na mocy dekretu z 7 lipca 1945 r. Do białostockiego włączono także trzy po-wiaty z okręgu mazurskiego: ełcki, gołdap-

18 J. J. Milewski, dz. cyt., s. 106-108.19 Tamże, s. 127-128.

ski i olecki. Od tak ukształtowanego obsza-ru województwa odpadły dwa przedwojen-ne powiaty wschodnie – grodzieński i woł-kowyski – przyłączone do BSRR. Wschod-nia granica państwa nie przebiegała wzdłuż granic dawnych powiatów. Poza Polską zna-lazły się cztery gminy z pow. augustowskie-go, kilkadziesiąt miejscowości z powiatu so-kólskiego (w tym Odelsk) oraz kilkanaście wsi z powiatu bielsko – podlaskiego. W gra-nicach pozostała część gminy Jałówka z po-wiatu wołkowyskiego oraz Hołynka i Kryn-ki z powiatu grodzieńskiego20.

W wyniku przesunięcia granicy na za-chód, do rejonu Wysokie Litewskie przyłą-czono 24 miejscowości należące wcześniej do Polski, natomiast do Polski odeszło 40 miej-scowości będących wcześniej częścią rejonów Brzostowica i Szereszew. W kwietniu 1949 r. do Polski przyłączono 19 wsi z rejonu So-poćkinie, a ostateczne uregulowanie nastą-piło w połowie 1955 r., kiedy z obwodu gro-dzieńskiego odeszło do województwa biało-stockiego 26 wsi21.

Na mocy ustawy z 28 maja 1975 r. wpro-wadzony został nowy podział administracyj-ny w kraju. Dotychczasowe 17 województw podzielono na 49 mniejszych i zlikwidowa-no powiaty. Województwo białostockie zo-stało podzielone na trzy małe województwa: białostockie, łomżyńskie i suwalskie. Nowe województwo białostockie składało się z ziem dawnych powiatów: białostockiego, bielskie-go, dąbrowskiego, hajnowskiego, łapskiego, monieckiego, siemiatyckiego i sokólskiego22.

1 stycznia 1999 r. weszła w życie ustawa z 24 lipca 1998 r. o wprowadzeniu zasadni-czego trójstopniowego podziału terytorialne-go państwa, na gminy, powiaty i 16 nowych województw. Powstało nowe województwo podlaskie ze stolicą w Białymstoku. Granice administracyjne obejmowały ziemie byłego województwa białostockiego, łomżyńskiego i suwalskiego, ale bez Ełku, Olecka i Gołda-pi. W województwie funkcjonuje 118 gmin, 17 powiatów. Sieć osadniczą stanowi 36 miast i ponad 3,9 tys. wsi23.

Od Redakcji:artykuł ilustrujemy zdjęciami z Parady na 500 lat naszego wo-jewództwa, która przeszła ulicami Białegostoku 26 kwietnia 2013 roku.

20 Tamże, s. 149. 21 Tamże, s. 149-151. 22 M. Kietliński, Niespełnione nadzieje, w: Histo-ria województwa podlaskiego, s. 282. 23 Tegoż, W suwerennej Polsce, w: Historia wo-jewództwa podlaskiego, s. 316.

500 lat województwa Podlaskiego

Page 12: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

12

historia

Obrona Wiednia uchroniła Europę środ-kowo-wschodnią przed agresją turecką i na-rzuceniem jej rządów sułtana, bitwa warszaw-ska zaś zatrzymała pochód armii bolszewic-kiej w kierunku Europy, niearaz już wiodło ożywioną dyskusje wielu historyków i publi-cystów, zajmujących się historią, tak czy owak, obie te bitwy stały się niepodważalną chwa-łą oręża polskiego.

Największy okres wojen z Turcją przypadł na XVII stulecie, chociaż pierwszy konflikt Polski z Turcją nastąpił za króla Jana Olbrach-ta, spowodowany w 1497 r. wyprawą wojsk polskich do Mołdawii na prośbę hospodara mołdawskiego Stefana Wielkiego /w skład księstwa mołdawskiego wchodziła Mołda-wia i Wołoszczyzna/ celem obrony jego ziem przed Turcją. Wyprawa zakończyła się nie-powodzeniem, a hospodar w obawie przed Turcją, przeszedł na jej stronę. Od tego cza-su nastąpiła rywalizacja o wspomniane księ-

Bitwę pod Wiedniem 12.09.1683 r., podczas której wojska Rzeczypospolitej wraz z posiłkami austriackimi i niemieckimi, dowodzonymi przez Jana III Sobieskiego pokonały armię turecką, oblegającą Wiedeń, porównuje się niekiedy do zwycięstwa wojsk polskich dowodzonych przez Józefa Piłsudskiego, nad bolszewickimi pod Warszawą 13-15.08.1920 r.

Aleksander Miśkiewicz

330 lat zwycięskiej wyprawy króla Jana III w obronie Wiednia. Kronika najważniejszych wydarzeń

Jan III sobieski konno, jako triumfator; obraz nieokreślonego artysty z XVII w.

Page 13: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

13

historia

stwo między Rzecząpospolitą a Turcją ze względu na sprzyjający teren dla prowadzenia handlu, głównie dla magnatów kresowych. Przez dłuższy czas nie dochodziło z tej racji do konfliktów zbrojnych między obydwoma państwami, a okres panowania Jagiellonów sprzyjał nawet do pokojowego ich współżycia, pomimo najazdów tatarskich na południowo--wschodnie ziemie Rzeczypospolitej i napa-dów kozackich na bogate miasta czarnomor-skie należące do Turcji.

Wydarzenia poprzedzające wyprawę wiedeńską.1587-1632 panowanie króla Zygmunta II Wazy.1600 początek wojny ze Szwecją o Inflanty. Dowództwo wojsk polskich walczących ze Szwedami przejmuje z rąk Jana Zamoyskie-go, Jan Karol Chodkiewicz hetman polny li-tewski, który odnosi kilka zwycięstw nad woj-skami szwedzkimi, w tym największe w bi-twie pod Kircholmem 27.09.1605 r.1609 dalsze zwycięstwa Chodkiewicza w Inflantach. Wojna ze Szwecją przygasa na kilka lat, a obie strony angażują się w kon-flikt z Rosją.1610-1612 wojna z Rosją, zwycięstwo Stani-sława Żółkiewskiego hetmana wielkiego ko-ronnego pod Kłuszynem 4.07.1610 r.Październik 1620 r. wyprawa hetmana Żół-kiewskiego do Mołdawii w celu objęcia wbrew Turcji opieki nad hospodarem Graz-zianim. Dalszy ciąg rywalizacji o Mołda-wię. Wojska polskie przegrywają bitwę pod

Cecorą i wycofują się z Mołdawii. Podczas odwrotu ginie z rąk tureckich hetman Żół-kiewski.1621 Szwedzi wznawiają wojnę z Polską i zdo-bywają Rygę 25.09.1621 r.1621 wyprawa turecka na Polskę. Obrona po-łożonego nad Dniestrem zamku w Chocimiu. Dowodził obroną hetman Chodkiewicz, któ-ra umiera podczas oblężenia twierdzy. Jednak dzięki bohaterskiej obrony Chocimia przez oddziały polskie i kozackie atamana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego, Turcy przystę-pują do rozmów. Zawarty pokój ustala gra-nicę na Dniestrze, ale rywalizacja o Mołda-wię trwa nadal.1622 rozejm ze Szwedami na Mitawie. Szwe-dzi zatrzymują Łotwę i Parnawę. Większa część Inflant pozostaje przy nich.1626-1629 ponowna wojna ze Szwecją, któ-ra dąży do przewagi w handlu morskim u wybrzeży Prus Książęcych i królewskich. Flota polska pokonuje flotę szwedzką w bi-twie pod Oliwą w Zatoce Gdańskiej, li-kwidując blokadę Gdańska, 28.11.1627 r.1629 rozejm ze Szwecją w Starym Targu /Altmarku/. W rękach szwedzkich pozosta-je większa część Inflant oraz wszystkie por-ty pruskie, poza Gdańskiem, Puckiem i Kró-lewcem.1632-1648 Panowanie Władysława IV.12.09.1635 rozejm w Sztumie ze Szwecją, która wycofała swoje wojska z twierdz na wy-brzeżu pruskim.1648-1653 powstanie kozackie na Ukrainie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego.

1648-1668 panowanie Jana Kazimierza /ab-dykował 16.09.1668 r./26.05.1648 Przegrana bitwa z Kozakami pod Korsuniem.Sierpień 1649 r. ugoda Zborowska, przyzna-nie Chmielnickiemu tytułu hetmańskiego.28-30.06.1651 bitwa pod Beresteczkiem na Wołyniu, wojska polskie pod dowództwem króla Jana Kazimierza zadają klęskę wojskom kozackim.1651 ugoda z Kozakami w Białej Cerkwi, co jednak nie oznacza zakończenia z nimi wojny.1653 ugoda z Kozakami w Żwańcu na wa-runkach ugody Zborowskiej.1654-1656 wojna polsko-rosyjska, utrata Smo-leńska i części Litwy z Wilnem.1655-1660 wojna polsko-szwedzka. Wojska szwedzkie zajmują duży obszar kraju. Szwe-dom nie udaje się zdobyć Częstochowę /obro-na 19.11-27.12.1655/.3.05.1660 pokój ze Szwecją w Oliwie, Jan Ka-zimierz zrzekła się praw do tronu szwedzkie-go, Polska zatrzymuje południowo-wschodnią część Inflant z Dyneburgiem.1660-1661 wznowienie wojny z Moskwą, ale po zwycięstwie wojsk polskich pod Połonką i Cudnowem, wojska rosyjskie wycofały się z Litwy, oddając Wilno.Polska wyszła znacznie osłabiona gospodar-czo, szczególnie po wojnie ze Szwecją, tra-cąc przy tym dobra narodowe kultury, które wywieźli Szwedzi, ograbiając zamki, pałace i dworki szlacheckie, pozbawili także armię polską znacznej części broni i amunicji zabie-rając ze sobą wyposażenia wielu arsenałów.

Bitwa pod wiedniem, mal. stanisław chlebowski ok. 1883 r. , Muzeum narodowe w Krakowie

Page 14: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

14

Wydarzenia związane z odsieczą wiedeńską.1669-1673 panowanie króla Michała Kory-buta Wiśniowieckiego.1672 początek wojny z Turcją. Państwo Oto-mańskie będące stale w konflikcie z Austrią, postanowiło najpierw zdobyć ziemie ukra-inne, aby zabezpieczyć się przed atakiem ze strony Rosji, a także Polski, która pozosta-wała sojusznikiem Austrii. Wojska austriac-kie posiłkowały wojska polskie podczas woj-ny ze Szwecją /1655-1660/.1672 zdobycie przez wojska tureckie twier-dzy w Kamieńcu Podolskim. Według układu w Buczaczu Polska utraciła wiele ziem ukra-innych oraz zobowiązała się płacić roczną da-ninę w wysokości 22 tys. dukatów, jako upo-minek dla sułtana. Traktat ten nie został ra-tyfikowany przez sejm, był uważany za wielką plamę na honorze Rzeczypospolitej. Pomimo osłabienia po potopie szwedzkim, sejm szyb-ko podjął uchwałę o podatkach na armię pol-ską, co zostało przyjęte w obawie o los kraju.1673 zwycięska bitwa wojsk polskich z turec-kimi pod Chocimiem, dowodzonych przez Jana Sobieskiego, hetmana wielkiego koron-nego.1674-1696 panowanie Jana III Sobieskiego, obranego jednogłośnie królem podczas elek-cji, jako zwycięskiego wodza spod Chocimia.22.08.1675 zwycięstwo Jana III nad wojskami turecko-tatarskimi pod Lwowem.1676 bitwa pod Żórawnem, obrona tej twier-dzy, którą dowodził Jan III. Zawarcie ukła-du w Żórawnie z Turcją, w wyniku którego 2/3 Ukrainy powróciło do Polski. Po stronie tureckiej pozostał Kamieniec Podolski. Nie było w treści układu o daninie, jako podar-ku dla sułtana.1677 wizyta Jana III Sobieskiego w Gdań-sku. Niezrealizowana myśl króla odzyskania Prus Książęcych.1683 wiosną tego roku, w wyniku nadal wy-stępującego zagrożenia tureckiego Polska i Austria podpisały układ zaczepno-odporny, który przywidywał sojusz obu państw prze-ciwko Turcji, szczególnie w jego myśl w razie bezpośredniego zagrożenia Krakowa, z odsie-czą przyjdzie Austria, to samo obowiązywało Polskę, wobec zagrożenia Wiednia.12.09.1683 Wielkie zwycięstwo wojsk sprzy-mierzonych pod wodzą Jana III pod Wied-niem Echa tego wydarzenia rozeszły się szyb-ko po Europie, przynosząc królowi i Polsce sławę i wielki szacunek.7-9.10.1683 Dalsze walki z wojskami turecki-mi. Brak dobrego rozpoznania okolic twier-dzy pod Parkami, przyczynił się nawet do po-rażki wojsk sprzymierzonych 7.10. W tym też

zagrożone zostało życie króla 9.10, Zwycię-stwo wojsk sprzymierzonych pod Parkana-mi, poddanie się twierdzy, dalszy już zwycię-ski marsz wojsk sprzymierzonych. Wejście do walki wojsk litewskich, które przybyły z du-żym opóźnieniem i stoczyły tylko jedną bi-twę, stając się udręką dla ludności słowackiej.1683 powrót Jana III Sobieskiego z częścią wojsk polskich w wigilię tamtego roku do Krakowa.1684 Polska i Austria nadal kontynuują woj-nę z Turcją, następuje przymierze nazywane „Ligą Świętą”, do którego weszły też Waty-kan i Szwecja.1686 wyprawa Jana III Sobieskiego na Moł-dawię w celu zaszachowania Turcji i zmusze-nia jej do opuszczenia Podola i Ukrainy. Wy-padła niepomyślnie, jak także druga w 1691 r.1697-1733 panowanie Augusta II.26.01.1699 Pokój Austrii i Polski z Turcją w Karłowicach. Polska odzyskała Podole z Kamieńcem i Ukrainę prawobrzeżną.

W XVIII stuleciu panował przez cały czas spokój na pograniczu polsko-tureckim, a nad-

graniczny Kamieniec Podolski przekracza-ły często poselstwa i delegacje przebywają-ce ze Stambułu do Warszawy i podążające w odwrotnym kierunku. Pogranicze to sta-ło się miejscem wielkiej wymiany handlowej.

W Polsce rozpowszechniła się moda na orient, tj. naśladowanie wschodniego stylu życia, szczególnie w ubiorze bogatej szlach-ty, w budownictwie dworów czy wyposaże-niu ich wnętrz. W drugiej połowie XVIII w. powszechnie pito kawę nie tylko na dworach szlacheckich, ale także w domach u bogatych mieszczan. Używano nawet jej jako leku na różne dolegliwości, głównie żołądkowe. Prze-stała być uważana za napój barbarzyński.

W XIX w. kiedy Turcja nie uznała rozbio-rów Polski to na jej terenie wielu Polaków uzy-skało azyl polityczny, wielu służyło w armii tureckiej czy też pracowało, jako lekarze czy inżynierowie. Założona została nawet wieś polska Adampol. Wśród Polaków, którzy zna-leźli się wówczas w Turcji było wielu z rodo-wodem kresowym. Ale o nich w następnym wydaniu „Gońca”.

historia

Page 15: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

15

wsPoMNieNia

Dla nas Polaków zabłysło światełko w tu-nelu. Rozpoczęły się pertraktacje ze Stali-nem w sprawie powrotu do Polski. Wyjaz-dem do Ojczyzny, wydawaniem dokumen-tów i wszelkimi sprawami zajął się Zwią-zek Patriotów Polskich. Władze sowieckie stwarzały różne trudności np. uważały, że dana osoba, która przed wojną mieszkała na Kresach wschodnich, nie była narodowości polskiej lecz białoruskiej.

Wreszcie moja rodzina – Ojciec, Mama i ja (2 braci i siostra opuścili „gościnną zie-mię” z wojskiem Generała Andersa) po przekroczeniu wszelkich trudności wyjeż-dżamy do Polski. Kołchoz w którym prze-żyliśmy sześć ciężkich lat opuszczaliśmy jako ostatni, ponieważ Ojciec był przedsta-wicielem Związku Patriotów Polskich i jego obowiązkiem było dopilnowanie, aby z pod-ległych mu kołchozów wyjechali wszyscy Polacy.

Był początek lipca 1946 roku i jak w tę stronę, tak i teraz dojechaliśmy ciężarówką do stacji Pietropawłowsk w północnym Ka-zachstanie. Razem z nami jechały trzy ro-dziny. Żegnała nas cała wieś. Trzeba przy-znać, że na przestrzeni tych 6 lat zżyliśmy się z tą ludnością, pomagaliśmy sobie wza-jemnie, była przecież wojna a mężczyzn w 1939, a potem w 1941 zabrano na front.

Jednak tym razem bez konwojentów za-ładowaliśmy się do towarowych wagonów, nikt nas nie poganiał. Były to te same wa-gony, którymi w 1940 roku jechaliśmy na zsyłkę. Na drogę otrzymaliśmy trochę kon-serw rybnych i mięsnych od UNRY (orga-nizacja takich państw jak Ameryka, Anglia czy Indie, która przesyłała jedzenie i odzież dla Polaków na zesłaniu).

Po rozlokowaniu się w wagonach ruszy-liśmy do Kraju – radość nasza była nie do opisania. Tylko w sercach tych, którzy po-zostawili swoich bliskich w kazachskich ste-pach, pozostał ogromny żal.

Wagony podczas postojów były otwarte. Gdy zatrzymaliśmy się za granicami dwor-ców i miast rozpalaliśmy ogniska i wspól-

nie gotowaliśmy je-dzenie. Na dworcach dostawaliśmy wodę, dzięki temu mogli-śmy się też umyć.

Wreszcie przeje-chaliśmy Ural. Mo-gliśmy podziwiać pięk-no i ogrom tych gór. Wjechaliśmy do Euro-py. Często na postojach podchodzili do nas ludzie i prosili o chleb. Z sąsiednich wagonów do-chodziły polskie piosenki patriotyczne i reli-gijne. Widzieliśmy też zniszczenia, jakie po-zostawiła po sobie wojna. Naprzeciw nas je-chały pociągi wojskowe, to zmęczeni żołnie-rze wracali po wojnie do ojców, matek, żon, dzieci. Do granicy z Polską towarzyszył nam rosyjski konwój. Dopiero na granicy zasaluto-wali i krzycząc „praszczajcie” odeszli.

Wreszcie byliśmy w upragnionej Ojczyź-nie. Nie pamiętam nazwy miasta graniczne-go, ale wiem, że byliśmy już w Polsce – wiel-ka radość, modlitwa...

Zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji, otwie-ramy drzwi i w tym momencie posypały się w naszą stronę kamienie, a ktoś krzyknął „to wracają Żydzi”. Zamknęliśmy wagony i ru-szyliśmy w dalszą drogę. Dużo osób wysia-dało na Grodzieńszczyźnie, mieli nadzieję że zastaną swoje domostwa tak jak przed wy-wózką. Niestety rzeczywistość okazała się tragiczna, zamiast domów były tylko ruiny, czasem pozostała stodoła.

My jechaliśmy dalej. Wreszcie dotarliśmy do Warszawy. Zatrzymali nasz transport na moście kolejowym, a pod naszym wagonem płynęła Wisła. To co ujrzeliśmy po otwar-ciu drzwi było przerażające, cała Warsza-wa w ruinach. Dopiero teraz zdaliśmy sobie sprawę jak ogromne zniszczenia przyniosła ta wojna. Na moście stali żołnierze, podcho-dzili do nas, rozmawiali, wypytywali skąd i dokąd jedziemy. Jeden z żołnierzy podszedł do naszego wagonu i chciał żebym wysia-dła. Miał pod Warszawą dom po rodzicach

i chciał się ze mną ożenić. Mówił, że zawiozą nas na „ziemie odzyskane”. Oczywiście jego propozycji nie przyjęłam, a potraktowałam jako żart... gdy pociąg ruszył zaczęliśmy się zastanawiać, co to są te „ziemie odzyskane”, nie mieliśmy zielonego pojęcia. Dojechali-śmy do Poznania. Tu pociąg wyjątkowo za-trzymał się na dworcu. Ludzie podchodzi-li do nas podawali jedzenie, picie (lipiec był bardzo gorący). Niektórzy z ciekawskich ro-bili nam zdjęcia. Część wagonów skierowa-no do Szczecina, nasz zaś pojechał na za-chód dojechaliśmy do Myśliborza i tu kie-rownik pociągu prosił, abyśmy wysiedli, bo to już koniec podróży, dalej już tylko granica niemiecka. Powstał popłoch, płacz jak to do-piero wyrwaliśmy się od Ruskich, a tu Niem-cy. Kierownik uspokajał, ludzie z powrotem wsiadali do wagonów. W pewnym momen-cie mój Ojciec zauważył kobietę i mężczyznę z opaskami czerwonego krzyża. Oni rów-nież nas uspokajali i mówili, że tu jest Pol-ska. Ulokowano nas w budynku w ogromnej sali, gdzie w czasie wojny był szpital wojsko-wy. Na drugi dzień przyszli do nas przedsta-wiciele PUR-u (Polski Urząd Repatriacyj-ny). Przywieziono nam żywność, otrzyma-liśmy pieniądze i zaczęto przydzielać miesz-kania. Rozpoczynaliśmy nowe życie, ale to już inny temat.

Do Polski przybyłam w dniu 22 lipca 1946 – w pierwszą rocznicę uchwalenia Manifestu Lipcowego. Pierwsze kroki skierowaliśmy do kościoła, aby podziękować Bogu za szczęśli-wy powrót do Ojczyzny z „nieludzkiej ziemi”.

Rok 1945, ucichły wiadomości o działaniach wojennych Ci, którzy przeżyli front wracali do rodzinnych domów.

Klara Rogalska

Z nieludzkiej ziemi do Polski

Mariewka, Kazachstan, 20.08.1945

Page 16: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

16

Na lato

Dawniej wyznacznikiem pochodzenia kobiet były nie tylko kapelusze (zdradza-ły jej status społeczny), blade liczko i dło-nie (noszone latem rękawiczki oraz parasol-ki były nieodłącznym atrybutem garderoby), ale i…zepsute zęby. Zdrowe uzębienie było oznaką niskiego pochodzenia. Ich właścicie-li nie stać było ani na cukier, ani na łakocie.

Do połowy XIX w. Europa nie wie-działa co to znaczy higiena osobista. Jesz-cze u schyłku stulecia osoby przyjmujące kąpiel raz w miesiącu były uważane za wy-jątkowych czyścioszków. U schyłku XIX w. z miednicy w bogatych domach korzystano w najlepszym razie raz w tygodniu, w niedzielę.

Latem, nawet wśród arystokratów, mycie się uważano za rzecz zbędną, bo i tak wcho-dziło się przecież do wody (morza, basenu, je-ziora). Do I Wojny Światowej mało w jakich pałacach i dworach na Kresach były sanita-riaty. W drugiej połowie XIX stulecia w zna-nych wtedy na Wileńszczyźnie uzdrowiskach letnich, Druskiennikach czy Połądze, drew-nianych osobno stojących „budek” było mało. Najpilniejsze potrzeby załatwiało się w gąsz-czu zieleni. Inna sprawa, że przy willach za-możniejszych pilnował „interesu” służący z wiaderkiem i łopatką, a jeżeli letnicy pokoje wynajmowali, to był to obowiązek gospodarza.

Pruderyjny wiek wiktoriański wymagał pełnych kostiumów plażowych. Nie do po-myślenia było nawet w końcu XIX w. od-słonić ręce na plaży. Kolana także musia-ły być zakryte. Nad Morzem Bałtyckim w okolicach obecnej Połągi wchodzenie do wody dla mężczyzn i kobiet z dziećmi było w różnych godzinach. A i tak nad brzegiem morza stały drewniane budki na czterech ko-łach służące w charakterze przebieralni dla pań i panienek. Za pomocą trąbki akustycznej da-wano sygnał, aby siedzący na koniu w zaprzęgu wciągał te „domki” z piaszczystych wydm do wody. Tam dopiero wychodziły z nich panie w strojach kąpielowych do morza. Po zażytej kąpieli przedstawicielki płci pięknej wchodzi-ły z powrotem do budek, dawały sygnał, a po wciągnięciu z powrotem na wydmę, przebie-rały się. W tym czasie służący odpinał konia

Liliana Narkowicz

Dawne obyczaje i plażowanie na LitwieLato… W tym roku spóźnione, długo wyczekiwane. Najpierw tęskniliśmy za słoneczkiem, teraz uporczywie szukamy cienia, żeby się schować. Opalenizna, mimo przekonań lekarzy, że nie jest zdrowa, ciągle jest modna.

dawniej nakrycie głowy zdradzało status kobiety.

Page 17: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

17

Na lato

i zaprzęgał do kolejnej budki z klientką. Czy Litwa była pod tym względem w tam-

tych czasach wyjątkiem? Absolutnie nie. Przed I wojną światową w ogóle mało gdzie w Eu-ropie były tolerowane kąpiele w morzu wspól-ne dla obojga płci. W godzinach popołudnio-wych, kiedy był zakaz plażowania, nad mo-rzem był tłok od spacerowiczów różnej płci, maści i wieku. Ale do południa, na przykład w królowej belgijskich kurortów, Ostendzie, rozbierano się w dwukołowych zamkniętych kabinach wciąganych przez konia do morza po pas. Schodziło się po schodkach od razu w fale. Kobiety miały prawo zażywać przy-jemności do godziny 11-ej. W drodze do wy-najmowanych pensjonatów, willi i hoteli panie mijały się z mężczyznami spieszącymi na pla-żę. Po godz. 14-ej był absolutny zakaz kąpieli. Wyjątek stanowiło włoskie Lido, gdzie wielką miejscową atrakcją, licznie ściągających tury-stów z zagranicy były wspólne kąpiele i opa-lanie się na piasku „bez różnicy płci”!

A w ośrodkach wczasowych, gdzie nie było kabin i budek na kołach wciąganych przez ko-nie? Tam były nad brzegiem wody stałe bu-dynki służące jako przebieralnie. Z tym, że do morza szło się w długim (do kostek) obszer-nym płaszczu typu szlafrok. Tuż przed wej-ściem do morza rzucano je na piasek lub to-warzyszącej kąpielowej (w wypadku pań) czy kąpielowemu (w wypadku panów). Bo i taka funkcja służących niegdyś istniała.

W XIX w. modne było wyjeżdżanie do francuskich kurortów – Biarritz, Dieppe, Ni-cea, ale też na skalistą portugalską Maderę, gdzie bardziej od plażowiczów, ze względu na wyjątkowo łagodny klimat, ciągnęło gruźli-ków i astmatyków. W latach 70-ych tamtego

stulecia powozów konnych, a tym bardziej aut, tam nie znano. Bruku na żadnej z dróg tam też nie było. Każdy przyjeżdżający tu musiał za-bezpieczyć sobie na miejscu środek lokomocji. Do wyboru były tylko trzy: a) Sanie na żela-znych płozach ciągnięte przez dwa woły. Woź-nica miał dzban wody i ścierkę, więc non stop , w biegu, to z lewej strony, to z prawej podkła-dał pod płozy mokrą ścierkę, by się nie zagrza-ły. b) Paniom, niedołężnym starcom i dzieciom proponowano hamak z żaglowego płótna (ze skórzaną poduszką i płócienną kołdrą na nogi), zawieszony na grubym drągu, którego końce na przemian lądowały na plecach dwóch dra-bów. Chodzili w takt, przerzucając drąg z jed-nego ramienia na drugi. Przemieszczano się, rzecz jasna, w pozycji leżącej, ale każdy sam trzymał nad sobą parasolkę od słońca, c) Dla odważnych był koń z nieodstępnym stangre-tem, który nie poganiany poruszał się z szyb-kością 15 km na godzinę, więc, jak zanotował naoczny świadek „trzymając się za ogon ko-nia wieczorem jechało się tak na jakieś przyję-cie we fraku, lakierkach i zawsze z parasolem”.

W Wilnie i na Wileńszczyźnie w latach 20-tych za najwytworniejsze miejsce do kąpieli uważano ryski Strand. Któż by tam jechał do Ostendy czy Lido marnować czas i pieniądze, skoro Ryga była dużo bliżej a do tego tańsza? Najwyżej jakiś snob arystokrata lub przemy-słowiec bawiący w okolicy za potrzebą. W ry-skim Majornenhofie było wszystko, a i nad morzem również „po cukierniach rankami, na chodnikach w południu siedzą panowie w ką-pielowych strojach tylko okryci od niechcenia płaszczami „eponge…” no i panie w takim że chyba aż nadto negliżowym stroju”.

A biedniejsi gdzie plażowali? Gdzie było

bliżej – nad Wilią, Niemnem, Jeziorem Troc-kim, Niewiażą (głównie w okolicach Czer-wonego Dworu koło Kowna), Czeremuszką, Kierozią, Sikunią….

Po przejrzeniu prasy wileńskiej okresu mię-dzywojnia nie ulega wątpliwości, że za „mo-rze” ówczesnej szeroko pojętej Wileńszczy-zny uznawano jezioro Narocz (obecnie na Bia-łorusi), leżące w dawnym powiecie święciań-skim. Był to największy wówczas polski akwen wodny – 82 tys. metrów kwadratowych, a przy tym niezwykle zasobny w ryby. Pięknie po-łożony przy zwartym lesie łączył się z woda-mi jeziora Miastry i rzeką Narocz, zasilają-cą Dzisnę i Wilię. Jednak mimo wybudowa-nego tu schroniska turystycznego i wycieczek (w tym plażowiczów) organizowanych z prze-wodnikiem, z powodu braku stałej komunika-cji, a więc uciążliwego dojazdu, wyjazdy w te strony nigdy nie zdobyły takiej popularności, na jaką to miejsce, wtedy prawie dziewicze, je-dyne w swojej krasie, a do tego owiane legen-dami, zasługiwało.

Rzecz jasna, że Kościół II Rzeczypospo-litej walczył z plażowiczami i noszonymi ku-symi strojami grożąc niedawaniem rozgrze-szenia. Wypominano „nieprzyzwoite tańce” (w modę wchodziły foxtrot i charleston), ga-niono „podkasane spódnice i wycięcia zbyt głębokie u szyi”, ale i „ręce całkiem obnażone” tudzież „suknie przejrzyste”. Modę nazywano „pędem owczym”, wątpiąc zresztą „aby kobie-ty były kiedyś w stanie ją porzucić na czyjkol-wiek rozkaz oprócz na rozkaz modystek pary-skich i ich żurnalów”.

W korespondencji księży pełniących dusz-pasterstwo na Kresach w latach 20-tych XX w. czytamy: „Niewiasty nasze, jedne ze wzglę-

stroje kąpielowe z lat 30-tych XX w. sztuczne groty i kaskady nad jeziorem były punktem obowiązkowym w majątkach arystokracji.

Page 18: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

18

du na wygodę, inne przez skłonność do małpo-wania, a jeszcze inne wskutek grubej zmysłowo-ści, nie przestają się ubierać nieskromnie. Nie tyl-ko wystawiają swe członki i skórę, często zresz-tą szpetne, nieraz w dodatku nadmiernie obma-lowane (jeno patrzeć, jak przywieszą sobie na wzór dzikich do nosa i uszu błyszczące ciężarki), ale cynicznie odsłaniają przed światem brudne poruszenie swych dusz, zmysłów i serc. Owszem zdaje się nieraz, że chcą uchodzić za brudniej-sze, niż są w rzeczywistości, bo np. te, co się nie ośmielają występować z gołymi łydkami, nacią-gają pończochy cielistego koloru, aby jednak ucho-dzić za gołonożne.”

Cóż jednak znaczyły te oskarżenia wobec przyjemności plażowania, którą między woj-nami uprawiano bez opamiętania? Owszem, wyjazdy po morskich zagranicznych wybrze-żach zdarzały się i w wiekach minionych, ale na to mogli sobie pozwolić tylko wpływowi, dobrze urodzeni i bogaci. A w międzywoj-niu kąpano się i opalano powszechnie i wszę-dzie, po całym kraju – nad morzem, jezio-rem, rzeką, stawem, sadzawką… Słowem, „byle jaką wodą”. O co właściwie chodziło w tym wszystkim, tłumaczy nam szanowany w Wilnie dziennik „Słowo”: „ Bo chodzi prze-cie tylko o to, aby nad brzegiem wody byle nieco większej od kałuży po deszczu, tedy nie wysy-chającej przez lato, było trochę piasku”. Publicz-ność wileńska tak bardzo polubiła plażowa-nie, że nawet zaproponowano dyrektorowi bardzo popularnej wtedy cukierni „Czerwo-nego Sztralla” przy ul. Mickiewiczowskiej, dysponującej salą taneczną, „urządzenie wie-czorami w głównej sali zakładu zimowego plażowania”. Po co? W obawie, że „namięt-ni plażowicze mogą nie przeżyć do następ-nego lata…”.

Dlaczego właściwie chodziło głównie o piasek? Odpowiem słowami dziennika-rza z epoki: „Jeszcze nie ma u nas plaż bez pia-sku. Tarzać się w stroju prawie Adamowym… koedukacyjnie, to znaczy w mieszanej kompa-nii mężczyzn i kobiet po trawie, jakby nie wy-pada (jeszcze nie wypada). Nie przyjęte. Szok. Natomiast po piasku.. Prosimy bardzo. Ile tyl-ko się zmieści…”

W latach międzywojnia w sezonie letnim znaczna część życia towarzyskiego stolicy li-tewskiej Kowna przenosiła się nad Bałtyk do Połągi. Corocznie odpoczywał z rodziną li-tewski prezydent Antanas Smetona. Człon-ków korpusu dyplomatycznego (w tym pol-skiego, urzędującego w Kownie) stać było na urlopy w letniskach nadmorskich koło Rygi na Łotwie oraz zagranicznych uzdrowiskach europejskich, jednak spędzić chociaż parę dni latem w Połądze należało do dobrego tonu. Połąga, znana w XIX w. od Wilna do Kijo-wa i od Warszawy po Petersburg zawsze była traktowana jako zdrowotny „zabieg hydropa-tyczny”, gdyż woda była tu przeraźliwie zim-na nawet w upalne lipcowe dni. W ostatnich przedwojennych latach nad brzegiem morza była czynna restauracja prowadzona przez hrabinę, wdowę Antoninę Feliksową Tysz-kiewiczową, która po okrojonych dobrach w wyniku reformy litewskiej, pomimo przy-jęcia przez rodzinę obywatelstwa litewskie-go, musiała zarabiać na utrzymanie pałacu. Jedno ze skrzydeł było przeznaczone na pen-sjonat, a przypałacowy park zawsze otwarty dla wycieczkowiczów i kuracjuszy. Plaża pu-stoszała przed godziną 17-tą. Automatycznie zapełniały się spacerowiczami uliczki miasta i park. Wieczorami w hrabiowskim kurhau-zie przygrywała orkiestra do tańca.

Letnisko nadmorskie i plaża kąpielowa otwarte dla przyjezdnych w II-ej połowie XIX stulecia przez właściciela Połągi – hra-biego Józefa Tyszkiewicza (zm.1892) herbu Leliwa, pana na Landwarowie, Kojranach, Kretyndze, Zatroczu i licznych dobrach na Polesiu, było głównym magnesem ścią-gającym przed I wojną światową Polaków. Wille, pensjonaty, jadłodajnie, salon – czy-telnia połączone z biblioteką, sala tanecz-na, orkiestry grające w parku, przejażdżki konne, wystawy kwiatowe, przedstawienia teatralne, park atrakcji dla dzieci (w tym przejażdżki na kucykach) sprawiły, że po-mimo niewygody pokonywania odległości, zawsze było tu tłumnie. Ściągano tu ze-wsząd, nawet z Kazania. Oczywiście z koń-mi, powozami, kucharzem, nianiami i inną służbą. Każdy przywoził to, co uważał za potrzebne na okres pobytu nad morzem, niektórzy nawet meble. Hrabina Helena Ostrowska wspomina: „Do morza było dość daleko po piaszczystej drodze, ciężkiej do prze-bycia. Wkrótce jednak zrobiono deptak, a jesz-cze później ułożono szyny, na których platfor-ma z ławkami ciągnięta przez konie przewo-ziła na plażę. Można było też dojeżdżać na żmudzkich konikach, na cyrkowych siodłach, na których dwie osoby łatwo mogły się pomieścić.”

Drukowaną reklamę Połągi sprzed I Wojny Światowej, w formie osobnej ksią-żeczki z planem miasta, wydano w War-szawie pt. „Połąga. Letnisko i kąpiele mor-skie”. Dowiadujemy się z niej, że wtedy po miasteczku kursował tramwaj. Była poczta, telegraf, policja, apteka, kawiarnie, teatr, kurhauz, hala gimnastyczna, a nawet pobu-dowano już wtedy „ciepłe łazienki”. Pobyt spacerowiczów uatrakcyjniało molo. Ką-

takich przewoźników na jeziorach dziś już nie ma.Biwak nad jeziorem narocz.

Na lato

Page 19: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

19

piele pod dachem (zarówno ciepłe i zim-ne), dzieliły się na I i II klasę. Katolicy mo-gli pójść do kościoła, prawosławni do cer-kwi. Wszystkim było dobrze. Największą popularnością cieszyły się lokalne wyroby ze lnu i bursztynu, już wtedy eksportowa-nego za granicę, w tym do Niemiec i Tur-cji. Dojazd nad Bałtyk w tamtych czasach był jednak uciążliwy: pociągiem, statkiem i powozem, bądź wysłanym przez hrabie-go z pałacu autem, ale to tylko dla gości szczególnych, z wielką kasą. Jak się spoj-rzy na zachowane w źródłach nazwiska, to prawie same rody utytułowane, magnaci: Tyszkiewiczowie, Lubomirscy, Czartory-scy, Ogińscy, Dębińscy, Kozieł-Poklewscy, Ostrowscy, Puttkamerowie. Mało było ro-dzin drobnoszlacheckich z Wileńszczy-zny. Tym dużo łatwiej było dotrzeć do Druskiennik.

Z korespondencji (połowa XIX w.) za-chowanej w archiwum wileńskim wynika, że Druskienniki wybierano na miejsce wy-poczynku wówczas, „jak już całkiem ban-krutują grzechy młodości”, by „słoną wodą leczyć stare ciała”. Za chorymi i niedoma-gającymi jechali rodzice i krewni, przyja-ciele i przyjaciółki, a „dla ich zabawy” także „artyści, komedianci, szulerzy, marcybelle”. Wiadomo, gdzie duży tłum, tam panie lek-kiego prowadzenia się, oszuści i żuliki róż-nej maści. Kiedy jeden próbował zaintere-sować starszą damę fikuśną skaczącą małp-ką lub rzewną piosenką o bezpowrotnych latach młodości, drugi odpinał cenną kolię.

Czas wolny upływał tu wszystkim miło. Po godzinach leczniczych organizowa-no zabawy: pod dachem, jak też na świe-żym powietrzu. Były czynne: cukiernie,

restauracja, księgarnia i kramy. Zjeżdża-no się „z różnych stron”. Powozów mnó-stwo, wszystkie ostatniego fasonu, co do-tyczyło także ubrań. Większość zamożnych pań i panów przyjeżdżało z całym zastępem służby, a nawet całymi taborami, by w wy-najętych mieszkaniach nie zabrakło nicze-go, do czego dotąd nawykli. Kamerdyne-rzy nosili herbowe liberie.

W Druskiennikach, między wojnami ulubionym miejscu kuracji leczniczych Jó-zefa Piłsudskiego, plażę urządzono dopie-ro w II Rzeczypospolitej. Zaprzyjaźnio-na z Marszałkiem doktor Eugenia Lewic-ka kurowała ruchem, wodą i powietrzem. Sport i ćwiczenia ruchowe były tam od lat 20-tych bardzo popularne. Lokalne złoża soli i lasy sosnowe doczekały się należy-tej uwagi jeszcze za czasów królowej Bony, która zwróciła uwagę na to, że „przebywa-jąc w tych stronach lepiej się poczuła”. Prze-prowadzono wstępne badania „kopiąc i wa-rząc sól” i zainwestowano w „solanki” – ką-piele mające na celu usunięcie różnych do-legliwości, poczynając od reumatyzmu do rozpowszechnionej wtedy kiły. Pierwsze „sanatoria” były niewybredne. W drewnia-nych beczkach z ciepłą mocno soloną wodą moczono delikwentów tak długo, jak dłu-go wytrzymali. Wiadomo, że „parzył się” w Druskiennikach król Stanisław August Poniatowski. Kurowali się także literaci – Władysław Syrokomla, Józef Ignacy Kra-szewski, Jan Czeczot, Eliza Orzeszkowa. Wypoczywał z rodziną, przy okazji orga-nizując koncerty, również Stanisław Mo-niuszko.

Wieczorami przygrywała muzyka w kilku miejscach. Zapraszała do stolików

karcianych rzęsiście oświetlona Sala Resur-sowa, gdzie były wieczory wyłącznie mę-skie, bądź mieszane. Bufet oferował roz-maite przekąski i dużo trunków. Najwięk-szą popularnością cieszyła się rosyjska czy-sta, litewska starka i zamorskie likiery. Po zaproszeniu kapelmistrza do tańca w mig ustawiały się „strojne dziewice jak towar na wystawie”. Słowem, przyjemne można było łączyć z pożytecznym.

A dla najbiedniejszych z Wilna i oko-lic zostawały Troki. Zamek do II Wojny Światowej był jeszcze nieodbudowany, więc do dobrego tonu należała przejażdż-ka łódką w kierunku ruin na wyspie celem odbycia romantycznego spaceru bądź urzą-dzenia tam pikniku. U potomków Kara-imów, sprowadzonych jeszcze przez wiel-kiego księcia litewskiego Witolda (Vytauta-sa) z Krymu, od wieków trudniących się tu ogrodnictwem, nabywano słynne odmiany gruszek i ogórków. U miejscowych rybaków za grosze kupowano węgorze. Zresztą, dla zwykłej przyjemności, można było samemu posiedzieć nad brzegiem mocząc nogi i po-gawędzić z miejscowymi, a czasem i obej-rzeć organizowane tu w latach 30-tych XX w. międzynarodowe regaty.

Z okresu międzywojnia do dziś prze-trwała lokalna opowiastka: Starsze mał-żeństwo, wczasowicze, spacerują wzdłuż brzegu Jeziora Trockiego. Pani, widząc dwa blisko siebie pływające, co jakiś czas przy-tulające się łabędzie, rozmarzona mówi : „Franuk, patrzaj, ot jakby nam tak ra-zem na wodzie…” Pan Franciszek, moc-no zniesmaczony, odpowiada: „Waruśka, ty co? Cały dzień w wodzie d..a moczyć?.. Ja tak by nie wytrzymawszy”.

Przedwojenną atrakcją trok były przede wszystkim łódki.takich przewoźników na jeziorach dziś już nie ma.

Na lato

Page 20: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

20

XiV dNi kultury kresowej

Od lat mam problem z numeracją Dni Kultury Kresowej – przed imprezą zawsze mi się mylą te cyfry – które to już kreso-we święto w Białymstoku – i tak naprawdę chyba numer nie jest aż tak bardzo ważny – najważniejsza jest zawartość, to co wymy-ślimy, kogo zaprosimy, jak to obudujemy. Tegoroczne Dni Kultury Kresowej jeszcze

w styczniu zapowiadały się na jedne z naj-mniej rozbudowanych w swej historii, brak jednej z dotacji, drastyczne obniżenie dru-giej postawiły pod znakiem zapytania moż-liwość przeprowadzenia imprezy w jej do-tychczasowej formie. Zabiegi organizato-rów pozwoliły jednak, aby kresowa kultura rozbłysła w Białymstoku pełnym blaskiem.

Tradycyjnie rozpoczęliśmy muzycz-nie – Koncertem Inauguracyjnym. Nasze zaproszenie przyjął Zespół Pieśni i Tańca Świtezianka z Wilna, działający w Szkole Średniej im. Szymona Konarskiego. Zespół przyjechał do Białegostoku z programem przygotowanym na swoje 35-lecie, które ob-chodzono pod koniec 2012 roku. Program

XIV DNI KULTURY KRESOWEJ

XIV DNI KULTURY KRESOWEJ relacja

Page 21: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

21

XiV dNi kultury kresowej Białystok’ 2013

jubileuszowy pt. Jak ze starej fotografii za-brał widzów w podróż, podróż jakiej bia-łostocka widownia na kresowych koncer-tach jeszcze nie widziała. Wilno na Kaziu-ka – wesołe, roztańczone, rubaszne, Wilno i Wileńszczyzna z lat wojny i okupacji – tra-gedia wywózek, Sybir, nieludzka ziemia, powroty, zmiana granic; Wilno współcze-sne – stolica Litwy, ale też stolica Polaków z Litwy, trudne współistnienie, ale zawsze z nadzieją na lepsze. Dzieci i młodzież ze Świtezianki w mistrzowski sposób poka-zali wszystkie te obrazy w sposób nowa-torski, czasem umowny, symboliczny. Au-torami widowiska byli Teresa Andruszkie-wicz – kierownik grupy tanecznej, Jurgita Jurgaitiene – choreograf, Anna Michajłow-ska – kierownik chóru, Krzysztof Stankie-wicz – szef kapeli.

Pierwsza niedziela Dni Kultury Kreso-wej już tradycyjnie zarezerwowana jest na Kaziuka, czyli Wielki Jarmark Kaziukowy (inny niż wszystkie). Dzięki pomocy Woje-wódzkiego Ośrodka Animacji Kultury oraz zaangażowaniu wolontariuszy z Fundacji na rzecz Pomocy Dzieciom z Grodzieńsz-czyzny i Fundacji Polska Pomoc ta bardzo duża impreza kulturalno-handlowa odby-ła się bez większych problemów. Blisko

Kaziuki

Page 22: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

22

XiV dNi kultury kresowej Białystok’ 2013

120 stoisk, sztuka, rękodzieło, jadło, wio-sna i Wielkanoc, palmy, palmy, palmy…. Stoiska twórców z Wileńszczyzny, z Gro-dzieńszczyzny, z Podlasia i wielu innych re-gionów Polski. Było w czym wybierać, choć pogoda w tym roku nas nie rozpieszczała.

7 marca w siedzibie współorganizatora Dni Kultury Kresowej – Galerii im. Sleń-dzińskich (najbardziej kresowej z białostoc-kich placówek kulturalnych) odbyło się spo-tkanie z prof. Józefem Poklewskim z Toru-

nia, spotkanie poświęcone, jak głosił tytuł, niesłusznie zapomnianemu artyście Anto-niemu Wiwulskiemu. Twórca m.in. Trzech Krzyży w Wilnie, kaplicy w Szydłowie czy pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie, dzisiaj jest rzeczywiście zapomniany, na-zwiska artysty nie łączy się z jego dzieła-mi. Profesor Poklewski, posiłkując się zdję-ciami opowiedział o życiu i twórczości Wi-wulskiego, o losach jego dzieł po II wojnie światowej, białostoccy Wilniucy zadawali wiele pytań, wspominali Trzy Krzyże, po-równywali ich przed- i powojenny kształt. Spotkanie prowadziła Marta Pietruszko z Galerii im. Sleńdzińskich.

Tym razem we współpracy z Zespo-łem Szkół Gastronomicznych w Białym-stoku i w siedzibie szkoły odbyło się dru-gie spotkanie poświęcone kuchni kresowej – Smaki Kresów. Nauczyciele i uczniowie

Piotr siwicki ze związku Piłsudczyków

Prezes tPgiw rafał cierniak

prof. J. Poklewski smaki Kresów

smaki Kresów

smaki Kresów

Page 23: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

23

XiV dNi kultury kresowej Białystok’ 2013

wraz z gośćmi z Polskiej Macierzy Szkolnej z Grodna przygotowali współczesną wer-sję kuchni kresowej, potrawy często jadane dzisiaj na Grodzieńszczyźnie. Zupa-krem ze szczawiu z jajkiem, kurczak faszerowa-ny blinami, ciasteczka z serem, warstwo-wa sałatka, kompot owocowy. Wszystko pięknie podane, dania zachwycały nie tyl-ko smakiem ale i wyglądem, którego mo-głaby nam pozazdrościć nawet Magda Ges-sler . Smaki Kresów przygotowały Ire-na Zaborowska (Prezes Klubu Kobiet Po-lka-Grodno), Anna Zaborowska (Grodno), Anna Mironiuk (Grodno), Barbara Sawic-ka (Wicedyrektor Centrum Kształcenia Praktycznego ZSG Białystok), Agnieszka Januszkiewicz (Kierownik ds. produkcji CKP ZSG Białystok), Irena Konon (TPGiW Białystok).

Sobotnie przedpołudnie 16 marca za-rezerwowali sobie miłośnicy historii kre-sów. W Muzeum Wojska w Białymstoku odbyła się sesja popularno-naukowa po-święcona kresowym uczestnikom Powsta-nia Styczniowego. Sesję współorganizowa-ło Towarzystwo Miłośników Sztuki, Kre-sów i Dziejów Ojczystych, a wykłady wy-głosili Józef Waczyński, Edward Ciesnow-ski i Karol Krajewski.

19 marca – Józefa, Dzień Imienin Marszał-ka – to tradycyjnie ostatni dzień białostockich Dni Kultury Kresowej. I również tradycyjnie współpraca z białostockim oddziałem Związ-ku Piłsudczyków. Dzień ten rozpoczęliśmy mszą św., po której delegacje złożyły kwiaty pod pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskie-go. Ze względu na opady śniegu pozostałe im-

prezy tego dnia przenieśliśmy do drugiej sie-dziby Galerii im. Sleńdzińskich, tam o Mar-szałku opowiedział Piotr Siwicki ze Związ-ku Piłsudczyków, tam też wystąpiły dzie-ci z Przedszkola nr 27 w Białymstoku i bia-łostockiej szkoły nr 21, obie placówki noszą imię Marszałka. Pieśni i piosenki legionowe w wykonaniu 5-6 latków zachwyciły licznie zebraną publiczność. Ostatnim wydarzeniem tego dnia była promocja książki pt. Przecież tu Polska kiedyś była i spotkanie z jej autor-ką Teresą Siedlar-Kołyszko z Krakowa. Pani Teresa pięknie opowiadała o swoich spotka-niach z Polakami na Litwie, Białorusi, Ukra-inie, ale także w Czechach i Stanach Zjedno-czonych. Odpowiadała na pytania, podpisy-wała swoje książki, dzień wcześniej podob-ne spotkanie odbyło się w Centrum Kultury w Choroszczy.

I tak oto wyglądały XIV Dni Kultury Kresowej Białystok’ 2013.

Patronat Honorowy Prezydenta Miasta Białegostoku. Koncepcja, scenariusz i prze-prowadzenie imprezy – Towarzystwo Przy-jaciół Grodna i Wilna oddział w Białymsto-ku i Fundacja na rzecz Pomocy Dzieciom z Grodzieńszczyzny – Marina Bućko, Kla-ra Rogalska, Irena Konon, Katarzyna Smol-ska, Wanda Leonowicz, Krystyna Sadolew-ska, Józef Waczyński, Piotr Siwicki, Daniel Przybyłowski, Rafał Cierniak.

Zadanie dofinansowane ze środków z bu-dżetu Miasta Białegostoku.

Do zobaczenia za rok!Rafał Cierniak

dzieci z Przedszkola nr 27 w Białymstoku na Imieninach Marszałka

na pierwszym planie t. siedlar-Kołyszko

Page 24: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

24

PaMięć dla Pokoleń

KASZUBIŃCEwww.pamiecdlapokolen.pl

Rejon grodzieński (32 km na wschód od Grodna). Zespół dworski w dawnym majątku ziemskim. Położony około 5 km na północny zachód od Skidla.

Józef Porzecki

W XVIII w. dobra należały do zakonu Jezuitów. Po kasacie zakonu przeszły w posiadanie Chreptowiczów, a potem Dankiewiczów. W okresie Powstania Styczniowego 1863 roku majątek należał do Boczejków. Za ich udział w powstaniu majątek został skonfiskowany przez władze carskie. Według historyka Grzegorza Rąkowskie-go w końcu XIX w. właścicielami dóbr byli z kolei Bogatkowie, a później Myślińscy. W okresie międzywojennym córka po-wstańca Boczejki, Maria Bławdziewicz odzyskała majątek na własność. Jej mąż, Marian Bławdziewicz był senatorem II Rzeczypospolitej. Aktywnie angażował się w działalność społeczną. Był preze-sem Społecznego Komitetu Obywatelskie-go, wspierającego szereg inicjatyw kultu-ralno – oświatowych. Wspomagał działal-ność teatru miejskiego w Grodnie, organi-zował wycieczki krajoznawcze do miejsc historycznych.

Według informacji zawartej w spisie ziemian Rzeczypospolitej Polskiej w roku 1930, majątek Kaszubińce wraz z folwar-kiem Kotra liczył 562 hektary ziemi.

Zachował się obszerny drewniany dwór, wybudowany w drugiej połowie XIX wie-ku. Budynek został wzniesiony na planie prostokąta, parterowy, kryty wysokim da-chem. W podwyższonej części środkowej usytuowany jest czterokolumnowy portyk zwieńczony trójkątnym szczytem. Kolum-ny portyku wykonane są z drewna. We-wnątrz dworu od wejścia głównego prowa-dzą drewniane schody na poddasze. Praw-dopodobnie z tego samego okresu pocho-dzi dobudowana do lewego skrzydła dwo-ru w takim samym stylu i kryta osobnym dachem przybudówka, zwana alkierzem. Niestety brakuje źródeł dotyczących wy-posażenia wnętrz dworu.

Dawny zespół dworski przypominają zniszczone zabudowania gospodarcze, a tak-że resztki zdziczałego parku krajobrazowe-go z prowadzącą do dworu malowniczą ale-ją lipową. W posiadaniu Bławdziewiczów majątek znajdował się do września 1939 r. Następujące wspomnienia o majątku i jego właścicielach zostały spisane przez Wojcie-cha Szewczaka od mieszkańca Kaszubiń-ców, Mikołaja Korczakowskiego, ojciec któ-rego pracował u Bławdziewiczów: „W ma-

jątku Pana Bławdziewicza można powie-dzieć, że raj był. Wszystko było zadbane i bardzo dobrze zagospodarowane…wszy-scy go szanowali, parobkom jak i wszyst-kim, którzy żyli w tym majątku było bar-dzo dobrze…Tutaj w majątku były czworaki, domy dla parobków, była stajnia, duża sto-doła, była swoja mleczarnia, w której robi-li sery i wozili je do Grodna. Był magazyn, gdzie składano zboże… Była jego też cegiel-nia…Był młyn swój, wszystko było pięknie ogrodzone, a drogi były brukiem wyłożone. Były tez swoje stawy i wielki sad. Pan inte-resował się drzewami z zagranicy i nawet szkółka tych drzew była. Kiedy latem za-kończył się na polach zbiór zbóż…Pan ro-bił dożynki. Na dożynki zbierali się wszy-scy parobki i Pan robił przyjęcie. Wszystko było pięknie przygotowane i ładnie wszystko wyglądało i muzykanci byli. U pana Bław-dziewicza była stara gospodyni i kiedy my,

Page 25: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

25

małe dzieci przychodziliśmy na dożynki, ona nam dawała podarunki. Było bardzo weso-ło, a Pan pozdrawiał wszystkich swoich pa-robków…U Pana Bławdziewicza była córka i syn. Córka w Warszawie pracowała i była zamężna, a syn jeszcze był chłopakiem. Oni też przyjeżdżali tutaj latem odpocząć, bo tu-taj ładnie było, kwiaty na klombach, park i sadzawki, wszystko było pięknie zadbane.

Syn uczył się w Warszawie na lotnika, kie-dy przyjeżdżał tutaj chodził na polowanie i mnie brał ze sobą, a ja wtedy mały chło-pak był. Nosiłem za nim zające i kuropatwy.

Kiedy żenili się chłopcy i dziewczyny za mąż wychodziły, Pan sam przychodził na wesele… zawsze przynosił podarunki i po-zdrawiał młodych. Kiedy było Boże Na-rodzenie wszyscy przychodzili pozdrawiać

Pana Bławdziewicza i my dzieci też przy-chodziliśmy, a gospodyni która była u Pana, nam też dawała podarunki. Wszystkie dzieci dostawały prezenty. Była tam choinka i przy niej dostawaliśmy te prezenty, było bardzo przyjemnie i miło. Kiedy chłopaki i dziew-czyny pozdrawiali Pana Bławdziewicza, on dawał im podarunki i pieniądze. Kiedy w 1939 r. przyszli Ruskie, Pana zabrali. Po-tem jego przywieźli tutaj i zebrali wszyst-kich na dziedzińcu i pytali, czy on dobry Pan był. Wszystkie robotniki powiedzieli, że pie-niądze zawsze dobrze płacił i że dobry Pan był… i wszyscy podpisali listę, że Pan Bław-dziewicz był dobry i jego ruskie puścili i po-jechali, a Pan płakał i wszyscy ludzie pła-kali…” Ze wspomnień M. Korszakowskie-go wynika, że jakiś czas Marian Bławdzie-wicz przebywał u księdza na plebanii, po-tem pojechał do Białegostoku i jego dalszy los nie jest znany. Natomiast jego żona, Ma-ria zmarła przed wojną, została pochowana na cmentarzu w Kaszubińcach. Po drugiej wojnie światowej zespół dworski został wła-snością powstałego tam kołchozu. Budynek dworu jest jedną z nielicznych budowli drew-nianych tego typu na Grodzieńszczyźnie, która zachowała się do tego czasu. Obecnie kilka pomieszczeń budynku zajmują osie-dli tutaj lokatorzy, a większa część dawnego dworu nie jest użytkowana. Zewnątrz i we-wnątrz budynek jest w stanie zaniedbanym i niszczejącym.

Page 26: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

26

Varia

Marta Pietruszko

Stroje Izabeli i Jana Klemensa Branickich w pałacowej bramie

W studni od ul. Mickiewicza będzie moż-na obejrzeć hologramy postaci z różnych epok opowiadające o życiu miasta, w studni od Le-gionowej - wykopaliska archeologicznie i pro-jekcje w 3D. W bramie, oprócz ekspozycji za-bytkowego zegara pojawią się multimedia, a także rekonstrukcje barokowych strojów: sukni Izabeli Branickiej i kontusza hetma-na Jana Klemensa Branickiego. Wykonanie tych strojów powierzone zostało białostoc-kiemu Stowarzyszeniu na rzecz Muzeum Mody i Tekstyliów. Koordynatorem zadania został Wojciech Bokłago de Bof – projek-tant mody, a głównym projektantem- Zofia de Ines, scenografka teatralna, operowa, ba-letowa, filmowa i telewizyjna, współpracują-ca z najważniejszymi polskimi scenami. Stro-je wykonała Elżbieta Wysocka- kostiumo-graf z Teatru Dramtycznego w Białymsto-ku. Konsultację historyczną zapewniła au-torka niniejszego artykułu.

Celem projektu było przybliżenie zwiedza-jącym dwóch kluczowych dla historii Białego-stoku postaci, osadzenie ich przybliżonego wy-glądu na tle dzieła ich życia – Pałacu Branic-kich, wkomponowanie w park pałacowy, z po-wodzeniem rewitalizowany i przybierający swą pierwotną, późnobarokową formę.

Rekonstrukcja strojów Branickich była przedsięwzięciem czasochłonnym i wy-magającym dość wnikliwych studiów ko-stiumologicznych i konsultacji naukowych z ogólnopolskimi specjalistami w tej dzie-dzinie. Szczęśliwie potrzebne do tego celu wykroje znalazły się w nieocenionym pod-ręczniku Marii Gutkowskiej-Rychlewskiej „Historia ubioru”.

Rekonstrukcja sukni Izabeli Branickiej odbyła się na podstawie portretu autorstwa Antoniego Tallmana z ok. 1760 r. znajdują-cego się w kościele p.w. Świętej Trójcy w Ty-kocinie.

Na portrecie Izabela Branicka ubrana jest w suknię z błękitno zielonkawej ta-fty ozdobioną haftami na gorsecie i dolnej części od wysokości kolan w dół, o krót-kich rękawach zakończonych wolanta-mi (rodzaj rozkloszowanego mankietu), spod których wystają rękawy białej koszu-

li, również szerokie, zebrane na wysokości łokcia i zakończone podwójnymi koronko-wymi angażantami. W głębokim dekolcie sukni widać koronkowe wykończenie ko-szuli. Przez prawe ramię Izabela ma luź-no przerzucony ciemnoniebieski płaszcz z białą podszewką.

antoni tallman, Portret Izabeli Branickiej, ok. 1760, fot. urząd Miejski w Białymstoku

W maju bieżącego roku, wraz z rozpoczęciem sezonu wiosenno-letniego po raz drugi zostało otwarte Multimedialne Centrum Informacji Turystycznej, mieszczące się na przeddziedzińcu pałacu Branickich w Białymstoku, zorganizowane z inicjatywy Biura Promocji Miasta.

Page 27: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

27

Varia

Według konsultacji dr Anny Straszewskiej z Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, specjalizującej się w dziedzinie ubiorów histo-rycznych - suknia z portretu I. Branickiej re-prezentuje typ robe ronde zwany inaczej suk-nią kategorii grande parure. Tego typu suknie były w XVIII w. ubiorem oficjalnym, używa-nym w czasie największych uroczystości. Ich krój nie odzwierciedlał najnowszych wpływów mody, był raczej konserwatywny i nawiązy-wał do kroju sukni XVII-wiecznej. Suknia I. Branickiej złożona jest z dwóch oddzielnych części: gorsetu z krótkimi rękawami, z wszy-tymi w niego fiszbinami oraz spódnicy ułożo-nej na niezbyt szerokiej rogówce – ażurowym usztywnieniu poszerzającym spódnicę na bo-kach i spódnicy. Obie części były ze sobą pro-wizorycznie zszywane po nałożeniu. Suknie typu paradnego szyte były z ciężkiej, sztyw-nej lamy przetykanej złotą lub srebrną nicią, jak również z jedwabiów, najczęściej broszo-wanych lub haftowanych. Suknia I. Branic-kiej pokryta jest prawdopodobnie srebrnym haftem. Dr Straszewska uważa, że sposób zdobienia sukni trudny jest do jednoznacz-nego rozpoznania, ponieważ malarz potrak-tował powierzchnię sukni zbyt dekoracyjnie, mało realistycznie.

Suknia z tykocińskiego obrazu jest całko-witym przeciwieństwem biało-zielonej sukni noszonej przez naszą bohaterkę na portrecie pędzla Marcelego Bacciarellego z podobnego okresu. Ta druga, choć efektowna, jest suknią nieformalną, noszoną na przechadzki i spo-tkania w bliskim gronie. Uszyta z leciutkich, białych materiałów, prawdopodobnie stano-wi niezwykle modną w owym czasie robe a la francaise – suknię z fałdą – trenem przebiega-jącym z tyłu od łopatek aż do ziemi. Portret damy w tego typu sukni nie mógłby się zna-leźć w kościele.

Do rekonstrukcji sukni Izabeli Branickiej użyto francuskiej tafty z naturalnego jedwa-biu w kolorze jasnobłękitnym, jaśniejszej niż na obrazie, z przyczyny ograniczonego wybo-ru tego typu materiałów na polskim rynku. Pani kostiumograf pracę rozpoczęła od uszy-cia bielizny składającej się z rogówki zwanej też panier, złożonej z dwóch lekkich ażuro-wych półwałków uformowanych z trzech za-giętych fiszbinów . Półwałki obszyte są płót-nem i przyszyte do paska. Po założeniu two-rzą wypukłości jedynie na biodrach. Z tego sa-mego płótna powstała sztywna spódnica - hal-ka. Rekonstrukcję sukni rozpoczęto od uszycia gorsetu, w który wszyto ukosem70 fiszbinów. Na gorset został naszyty z zewnątrz materiał sukni - jedwabna tafta. Między bufkami rę-kawa a wolantami w zmarszczeniu doczepio-

augustyn Mirys, Portret Jana Klemensa Branickiego, po 1757, fot. urząd Miejski w Białymstoku

Page 28: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

28

no biżuteryjne metalowe dodatki, podobnie na szpicu gorsetu. Od spodu rękawa doszy-to imitacje rękawów koszuli z białego muśli-nu, do nich angażanty z podwójnej warstwy szerokiej białej koronki. Spódnicę uszyto od-dzielnie, układaną w fałdy, z tej samej jedwab-nej tafty, co gorset. Niestety nie dało się po-wtórzyć wielce skomplikowanego haftu, któ-ry mógł być również wymysłem malarza, za-tem przód gorsetu oraz dół spódnicy ozdobio-no koronkami o motywach kwiatowych, ha-ftowanych koralikami.

Rekonstrukcja ubioru hetmana Jana Kle-mensa Branickiego odbyła się na podstawie portretu autorstwa Augustyna Mirysa z ok. 1750 r. Portretowany jest tam widoczny w uję-ciu do bioder, ubrany w kontusz – czechman z czerwonego aksamitu o szerokich przy wszy-ciu i mocno zwężających się ku dołowi ręka-wach. Kontusz zapięty jest na metalowe grusz-kowate, raczej bogato zdobione guzy. W wy-cięciu kontusza widoczny jest fragment kre-mowego lub bladozłotego żupana z trzema wi-docznymi pasmanteryjnymi owalnymi guzi-kami w tym samym kolorze. Wyżej widoczny jest mały kołnierzyk białej koszuli spięty okrą-głą broszą. Kontusz przewiązany jest pasem ze złotogłowiu. Na ciemnoniebieskiej wstę-dze widać Order Orła Białego, wzór z 1713 r. Przez prawe ramię przewieszona jest skó-ra lamparcia spięta broszą i ciemnoniebieski płaszcz. W rękach portretowany trzyma sza-blę i buławę.

W celu zrekonstruowania kontusza i żu-pana skontaktowano się z Muzeum Narodo-wym w Krakowie, gdzie znajduje się auten-tyczny kontusz J.K. Branickiego wyjęty z jego trumny, bardzo podobny do tego na portrecie. Widać nawet na nim ślad po odpruciu gwiazdy Orderu Orła Białego. Obiekt jest depozytem parafii św. Piotra i Pawła w Krakowie, gdzie w krypcie kościelnej znajduje się grób hetma-na. Jego fotografię można znaleźć w katalogu wystawy „Ubiór narodowy w dawnej Rzeczy-pospolitej” Ireny Turnau.

Widoczny na portrecie czechman jest od-mianą kontusza używaną ok. połowy XVIII w, o szerokich u góry i mocno zwężających się do dołu rękawach. Tym różnił się od tradycyjnego kontusza, że jego rękawy były normalnej dłu-

gości, gdyż nie służyły do odrzucania na ple-cy. Mogły być nierozcinane, lub lekko rozcię-te tylko po to, aby uwidocznić rękawy żupana.

Do jego rekonstrukcji użyto czerwonego aksamitu bawełnianego, a na podszewkę sa-tynę w kolorze bladozłotym, ponieważ pod-szewka kontusza przeważnie odpowiadała kolorem żupanowi. Mimo, że w XVIII wie-ku często obszywano kontusze sznureczka-mi po krawędziach, oryginalny kontusz Bra-nickiego z Krakowa nie został nimi obszyty, zatem rekonstrukcja też nie. Guzy do kontu-sza zakupiono w zakładzie jubilerskim, srebr-ne, w kształcie orzechów. Jest to wzór rosyjski z przełomu XVII i XVIII w. Niestety żaden złotnik w kraju nie miał w sprzedaży guzów o gruszkowatym, późnobarokowym kształ-cie. Mimo, że znane są wymiary oryginalnego kontusza, rekonstrukcję uszyto większą z przy-czyn ekspozycyjnych.

Żupan wykonano z bladozłotej tafty z na-turalnego jedwabiu. Szczegóły jego kroju i wy-kończenia zostały sprecyzowane podczas oglą-dania kopii żupana Jana Potockiego z podob-nego okresu w Muzeum Pałacu w Wilanowie. Żupan podszyto płótnem. Jego kołnierz i poły obszyto jedwabnym sznureczkiem ręcznie wy-konanym przez Joannę Grabowską-Danieluk z grupy rekonstrukcji historycznej „Kompu-towa Chorągiew Stefana Czarnieckiego”. Po-nadto wykonała ona owalne guziki pasman-teryjne (tzw. szmuklerskie – oplecione nicią na drewnianej foremce) do zapięcia pod szyją oraz haftki z posrebrzanego drutu do innych zapięć żupana.

Pas do kontusza został zakupiony w ma-nufakturze tkackiej przy Łazienkach Królew-skich w Warszawie. Kopia Orderu Orła Białe-go wykonana została z masy plastycznej, po-złocona i wykończona przez autorkę artyku-łu. Wykonana została na podstawie orderu po Franciszku Stanisławie Kostce Czapskim z Muzeum Narodowego w Krakowie.

Bibliografia:

Maria Gutkowska-Rychlewska, Historia ubioru, Ossolineum, Warszawa 1968.

Elżbieta Kowecka, Dwór najrządniejszego w Polszcze magnata, Warszawa 1991.

Irena Turnau, Ubiór narodowy w dawnej Rzeczypospolitej, Warszawa 1991.

Beata Biedrońska-Słotowa, Polski ubiór narodowy zwany kontuszowym, Kraków 2005

Anna Drążkowska, Odzież grobowa w Rzeczypospolitej w XVII i XVIII wieku, UMK Toruń 2008

Ewa Orlińska-Mianowska, Modny świat XVIII wieku. Katalog ubiorów od

początku XVIII do początku XIX wieku ze zbiorów Muzeum Narodowego

w Warszawie, Warszawa 2003.

Stanisław Czarnowski, Ozdoby złotnicze w męskim stroju polskim,

w: „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” nr 3, rok 1986.

Małgorzata Możdżyńska-Nawotka, O modach i strojach, Wrocław 2005.

Małgorzata Możdżyńska-Nawotka, Od zmierzchu do świtu. Historia mody balowej,

Wrocław 2007

Varia

Page 29: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

29

Varia

Czterdziestolecie Szkoły Średniej im. Szymona Konarskiego w Wilnie

Na tegorocznych „Kaziukach” gościliśmy Zespół „Świtezianka”, który tworzy mło-dzież ze tytulowej Szkoły w Wilnie. Szko-ła ta 25 marca br. obchodziła swoje 40-lecie. Z tej okazji wydany został specjalny folder poświęcony tej polskiej placówce oświatowej w Wilnie. Składam w tym miejscu serdecz-nie podziękowania p. Krystynie Bogdano-wicz, nauczycielce tej szkoły i opiekunce tan-cerzy ze „Świtezianki” za podarowanie jego naszej redakcji.

Na podstawie kroniki zamieszczonej w tym folderze dowiadujemy się, że Szkoła Średnia im. Szymona Konarskiego powstała w latach 1963-1964, decyzją ówczesnego Ministerstwa Oświaty i Wychowania Litwy, będącej jesz-cze częścią Związku Sowieckiego. Pierwszym dyrektorem była Katarzyna Palionienie (1963-1980), drugim dyrektorem Henryk Bukowski (1980-1996), a trzecim, który sprawuje tę funk-cję do dziś Teresa Michajłowicz, od 1996 r. Pierwsi absolwenci szkoły opuścili ją w roku szkolnym 1965/66.

Szkoła, zanim nastąpiło jej usamodzielnie-nie się, zmieniała często swoją siedzibę i jako Szkoła nr 29 z litewskim językiem nauczania, przenoszona była do różnych dzielnic Wilna.

Obecnie jako samodzielna placówka oświato-wa położona jest w najdalej wysuniętej połu-dniowo-zachodniej części Wilna, na byłym niegdyś przedmieściu, Pohulance. Do roku szkolnego 2000/2001 językami nauczania był polski i rosyjski, potem tylko polski.

Wielkim wydarzeniem dla kadry peda-gogicznej, uczniów i ich rodziców było nada-nie Szkole imienia Szymona Konarskiego, 16 czerwca 1993 r. Każdego roku były organizo-wane na cześć Patrona uroczystości, szczegól-nym wydarzeniem wśród nich było wręczenie sztandaru Szkole 1-2 marca 1996 r. Pomimo, że jest to Szkoła Średnia, to jednak odbywa się w niej nauka od pierwszej klasy szkoły po-wszechnej. Odbywają się w niej różne uroczy-stości jak np.: pasowanie na ucznia, powitanie pierwszoklasistów z elementarzem, Dzień Ję-zyków Europejskich, Konkurs „Wieczór Wi-gilijny” i wspomniane już Dni Patrona.

Oczywiście nie może się obejść bez stud-niówki, organizowanej zawsze w pierwszy piątek lutego. Zabawa, zabawą, ale klasa maturalna występuje na niej w przebraniu, a pomysłów jej uczniów nie sposób tu wy-mienić. Każda studniówka musi się różnić od poprzednich.

Ale przede wszystkim, na koniec nauki, tj. po maturze, nowo upieczeni absolwenci Szkoły spotykają się na Balu Maturalnym! I jak napisano o nich w folderze, że jak ptaki opuszczają rodzinne gniazdo i lecą za swo-ją szczęśliwą gwiazdą. Wielka Chwała Dy-rekcji Szkoły, za podtrzymywanie tej pięk-nej tradycji. Osobiście miałem bal matural-ny w mojej byłej szkole średniej w Szczeci-nie – to wielkie przeżycie. Dlaczego póź-niej zaniechano balów maturalnych – czy-ja w tym wina?

Powróćmy do naszych Rodaków ze Szko-ły im. Konarskiego. Ważnym środkiem wy-chowawczym są tam zajęcia pozalekcyjne, to dzięki nim poznaliśmy w tym roku Ze-spół „Świtezianka”, który występował już nie tylko na Wileńszczyźnie, lecz także w Pol-sce, Białorusi, Łotwie, Rosji, Ukrainie. Obok tego dochodzi sport, a uprawiane są różne jego dyscypliny.

Jeśli chodzi o zespół artystyczny, to w pra-cy choreografów występują trudności, z bra-ku miejsca do zajęć. Jak pisze do mnie, w li-ście, Krystyna Bogdanowicz, poszerzenie sali gimnastycznej, rozwiązałoby problem, w spe-cjalnej dobudówce do niej miałby gdzie ćwi-czyć zespół taneczny. Sam projekt został już zatwierdzony przez odpowiednie władze oświatowe Litwy, pozostaje jeszcze zebra-nie odpowiedniej gotówki. A może my tak-że pomożemy?

Pozostając przy folderze pragnę wymie-nić jego skład redakcyjny: Lucyna Jaglińska, Barbara Zinkiewicz, Anna Gulbinowicz, Te-resa Januszewska i Helena Koszewska. Jak widzimy zawdzięczamy go samym paniom, nauczycielkom tej Szkoły. Autorem fotogra-fii do niego była także pani – Jadwiga Braz-dilenie. Wydany został w języku polskim, ze skrótem na początku w języku litewskim.

Należy jeszcze dodać, że w 1997 r. objęło patronatem Szkołę Województwo Wrocław-skie (dziś Dolnośląskie), w roku szkolnym 1997/1998 nastąpiła wymiana międzyszkol-na ze Szkołą Podstawową nr 4 w Kołobrze-gu. Obok tego sponsorami Szkoły są pra-cownicy „Petrobalticu” i litewscy nafciarze z „Geonafty”.

Aleksander Miśkiewicz

Page 30: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

30

rePortaż

Tym upragnionym celem była Smolarnia, zaścianek szlachecki ,w którym dzieje się cu-downa książka Czarnyszewicza „Naderezyń-cy”. Żeby dotrzeć do wymarzonej Smolarni trzeba ją było najpierw znaleźć, a nie było to łatwe, bo Smolarni nie znaleźliśmy na żad-nej i to nawet dokładnej białoruskiej mapie. Wiedzieliśmy tylko, że była jakieś czterdzie-ści kilometrów od Bobrujska i ponad sześć-dziesiąt od Mohylewa nad Dnieprem. wie-dzieliśmy, że powinna być w lasach i blisko miasteczka Wończa. To była wiedza z książ-ki. Na tej dokładnej białoruskiej mapie nie było ani zaścianka ani miasteczka. I tu przy-szła nam z pomocą zupełnie niespodziewa-nie „komórka”! Tak, nowoczesna „hiper, su-per” komórka Ryszarda w której były oprócz wszystkich innych najdziwniejszych infor-macji mapy satelitarne. Na mapie obejmują-cej Białoruś, Ryszard, trzeba dodać wykazu-jąc wielką cierpliwość i samozaparcie, odna-lazł ku naszej ogromnej radości SMOLAR-NIĘ i to nie cyrylicą, a w naszym alfabecie!

Wiedząc już gdzie jest Smolarnia jechaliśmy z lżejszym sercem, ale przed nami z Pińska była długa droga najpierw do Bobrujska.

Jechaliśmy przez Łuniniec, minąwszy przedwojenną granicę z Sowietami wjecha-liśmy na ziemie przedrozbiorowe. Mniej tu było domów, gorzej lub wcale uprawione pola, ale to co rzucało się w oczy przede wszystkim, to zupełny brak na łąkach pasącego się bydła. Całe przestrzenie puste, jakby wymarłe sło-wem jak w tytule ani krowy, czy bodaj kozy, owieczki, czy barana nie spotkaliśmy na tej kilkaset kilometrów liczącej drodze. No i zu-pełny brak nie tylko kościołów, ale wszyst-kich świątyń. Bo nie było też cerkwi już nie mówiąc o synagogach. Ziemia niczyja, zie-mia bez Boga.

Ostatnia była katedra w Pińsku, a potem dopiero przedziwny z odrąbaną wieżą, ko-ściół w Bobrujsku. Napisałam przedziwny. Bo właściwie trudno go znaleźć. Na samej dłu-giej ulicy nie widać żadnego kościoła. Same bloki, urzędy. A przecież kiedyś: „Kościół był

murowany i okazalszy niż wszystkie gmachy, niż wszystkie świątynie w mieście. Wieża wy-soka, że strach z niej spojrzeć w dół. Wnętrze na pięknych filarach, obszerne, przepełnio-ne pamiątkami świętymi, upiększone sztu-ką. Ołtarz potrójny, ze spiczastymi wieżycz-kami, rzeźbiony. Przepiękne drogocenne ży-randole. Las chorągwi i bogatych sztanda-rów. Wkoło olbrzymie obrazy i posągi świę-te. Okna w witrażach. Ławki, fotele, trony, konfesjonały kunsztowne. Organ tak potęż-ny, ze ludzie mówili, iż gdyby organista puścił na cały duch, serce by się człowiekowi ode-rwało. Dzwony, gdy biły, zagłuszały całe mia-sto”. Więc gdzie ten piękny niegdyś i tak bo-gato wyposażony kościół?

A jest, można powiedzieć jest część ko-ścioła. Wchodzi się do niego przez urząd. Wprawdzie odrąbano wieżę i kruchtę, a nawę główną przyklejono do jednego z urzędów. Nie pasowała do bolszewickiej rzeczywistości strzelista wieża neogotyckie-go kościoła, więc odrąbali ją. Na to miejsce postawili blok (w kościele na zapleczu blo-ku za komunizmu był jakiś skład). I dopiero jak cudem ocaleli tu Polacy, kiedy już było można, upomnieli się o kościół i dotąd pro-sili, jeździli do władz aż wreszcie oddano im ten magazyn, który znów jest kościołem z „oryginalnym” wejściem przez korytarze państwowej instytucji.

Teresa Siedlar-Kołyszko

„Ani krowy ani kościoła”Po pięknych radosnych i tak bardzo polskich dniach przeżytych w Pińsku na Polesiu, ruszyliśmy w dalszą drogę. To „ruszenie” odbyło się dzięki pińszczaninowi, panu Konstantemu Matuszewiczowi, przeze mnie nazwanego Kościkiem, który zgodził się powieść nas do celu podróży.

Bobrujsk - wejście do kościoła przez biurowiec wnętrze kościoła

Page 31: Goniec Kresowy nr 72

rOCZNICA POWSTANIAgONIeC kreSOWy 2/2013 (72)

31

Poza kościołem w Bobrujsku trudno jest znaleźć cokolwiek co przypominałoby czasy opisane w „Nadberezyńcach” i „Wiciku Ży-wicy”. A przecież tu, w tym mieście stacjo-nował, tu tworzył swoje legiony generał Do-wbór Muśnicki. „Dowództwo Korpusu mie-ściło się w jednym z budynków twierdzy. Mi-nąwszy bramę, przeszli parę kwartałów zyg-zakiem byli u mety. (...) Niech będzie pochwa-lony Jezus Chrystus, powiedzieli i pokłonili się nisko. Dzień dobry Panom, Panowie do mnie? – Zapytał generał uprzejmie. Tak jest, Wielmożny panie Generale, - ludzie polskie z zaścianku Smolarni...(...) czym mogę Panom służyć? Wielmożny Panie Generale – zaczął Mieczyk, wysunąwszy się naprzód. – Ludzie polskie w zaścianku Smolarni, gminy Woń-czańskiej, dowiedziawszy się przedwczoraj, że Wielmożny Pan Generał ze swoim „gieroj-skim” wojskiem wypędził bolszewików z Bo-brujska i zaczął w nim Polskę, zwołali natych-

miast „schod” rozpisali się wszyscy na papierze i wysłali nas pokłonić się Wielmożnemu Panu Generałowi, podziękować za taki uczynek dla naszego narodu i poprosić żeby nas wziął do pomocy, do dalszej z tymi bosiakami walki.(...) Wielmożny panie Generale – ciągnął – Siano nasze, owies nasz, bydło i konie nasze, i my sami, któren tylko do czego zdolny, oddaje-my się pod Twoje całkowite rozporządzenie. Rządź nami jak własnymi synami, a dobyt-kiem naszym jak własnym dobytkiem.”

Dziś nie ma twierdzy, w której urzędował wielki generał. Ot kupa gruzów, zwalisk. Ka-plica w twierdzy spalona i właściwie rozwa-lona. Jako tako trzymają się odrapane nędz-ne budynki szpitala, tego w którym leżeli le-cząc się z ran kolejni bohaterowie obu powie-ści. Nie ocalał też piękny park z cienistymi alejkami na których też wiele się działo, po których nasi bohaterowie często spacerowali. Zarośnięty chwastami, zaśmiecony wszelkimi

śmieciami nie przypomina w ogóle parku i tyl-ko przebłyskująca przez te chaszcze tafla Be-rezyny, płynącej pod wzgórzem nasuwa myśl, że przecież kiedyś dawniej wszystko inaczej tutaj wyglądało. Nie istnieje nic co przypomi-nałoby, że tu w Bobrujsku kwitło życie odra-dzającej się Rzeczypospolitej, ze przez prawie dwa lata była tu już wolna Polska z urzęda-mi, wojskiem, policją.

Dziś nie istnieje już nawet tak spontanicz-nie założony w latach dziewięćdziesiątych Związek Polaków. Starsi wymarli, a wśród młodych widać nie ma woli działania. Nieste-ty nie pomaga też Polakom nowy ksiądz pro-boszcz, który bardzo niechętnie i to tylko raz w tygodniu odprawia mszę po polsku. I choć studiował w Grodnie nawet nie chce rozma-wiać po polsku. No cóż, najpewniej komplet-nie nie zna historii. Jakże inaczej było w Bo-brujsku kiedy tam byłam kilkanaście lat temu za księdza Foksińskiego. Jeszcze msze były po polsku, siostry katechizowały po polsku, a lud Boży, polski lud Boży ocalały z zagłady śpie-wał co sił w piersiach polskie pieśni. Wszyst-ko to przepadło.

Tak więc jedyne co ocalało to wspaniała majestatyczna Berezyna. Ona już i tylko ona mogłaby nam wiele o dziejach tego miasta, tych stron opowiedzieć. „W kwadrans Bo-brujsk ukazał Smolarzanom swe oblicze. Po szerokiej a łagodnej toni Berezyny, przesuwa-ły się parostatki pasażerskie, Berliny towaro-we i wycieczkowe łodzie. W lewo o jakie pół wiorsty wisiał most żelazny, wyraz ostatniej techniki. Za rzeką, tuż przy wyjściu mostu pontonowego, którym przechodzili, stała wy-soka ceglana basznia. Po jednej i drugiej stro-nie owej baszni, zielenił się piękny sad klo-nów, topoli i brzóz, kryjąc w sobie twierdzę.” Tak było wtedy...

W ponurym nastroju wyjeżdżałabym z Bobrujska gdyby nie widok z mego hotelo-

wieże obcięto na ich miejsce przyklejono do kościoła biurowiec

Boćki nad Berezyną

wnętrze kościoła

Page 32: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)rocZnicA PowsTAniA

32

wego okna. Hotel był nad Berezyną, jej błę-kitna wstęga migotała wśród zieleni drzew. Między rzeką, a moim balkonem na wyso-kim drzewie było gniazdo bocianie, a w nim piękna para boćków szykująca się do założenia rodziny. Dzięki nim z lżejszym sercem ruszy-łam w dalszą drogę do Mohylewa.

Nazwy mijanych miejscowości, osad, wsi czy miasteczek wydawały mi się znajome, na przykład Popławszczyzna, Michaliszki, Ło-sza, Lizuny, Szpyrki, Grodzianka brzmiały swojsko i mimo cyrylicy przypominały sło-wa polskie. Jechaliśmy na północny wschód i odchodziliśmy z każdym kilometrem od Be-rezyny zbliżając się tym samym do Dniepru.

Mohylew duże wojewódzkie miasto leży nad Dnieprem. Nie byłam tu prawie dwa-dzieścia lat. Wtedy po raz pierwszy jechałam do Mohylewa z Berezyny nad Berezyną. Je-chałam by zobaczyć odbudowywaną katedrę w której gospodarzył wtedy ksiądz Blin, obec-ny biskup witebski. W kościele ludzie modlili się i śpiewali tylko po polsku. Po polsku też ka-techizowały siostry. Nastrój był radosny i bar-dzo optymistyczny. Wtedy właśnie w Mo-hylewie poznałam pana Jerzego Żurawowi-cza prezesa świeżo powstałego Związku Po-laków. Pan Jerzy nie tylko oprowadził mnie po mieście, ale i znalazł schronienie u miłej Po-lki, pochodzącej jak wszyscy tu nad Dnieprem z jednego z licznych niegdyś zaścianków pol-skiej szlachty zagrodowej. W czasie wędrów-ki pan Jerzy pokazał dawne polskie gimna-zjum, pokazał sowiecką „Nataszę” na wynio-słym brzegu Dniepru i tablicę obok, która gło-siła chwałę i wieczna pamięć czerwonoarmiej-com, którzy tu zginęli w WALCE Z BIA-ŁOPOLAKAMI !!! Tak!, tu nad Dnieprem jeszcze w dwudziestym roku ubiegłego stu-

lecia nasi ojcowie walczyli o kształt i wiel-kość odradzającej się Polski. Zapewne trud-no to sobie uzmysłowić współczesnym Pola-kom żyjącym w Polsce najmniejszej w całych swoich dziejach.

Na jednej z głównych ulic stary dziewięt-nastowieczny gmach teatru, pan Jerzy zatrzy-muje się i głosem, w którym brzmi duma ob-jaśnia „z tarasu tego teatru, proszę pani, gene-rał Dowbór Muśnicki odbierał defiladę pol-skiego wojska”. Tak było...

W czasie jednej z wędrówek, wtedy przed dwudziestu laty, pan Jerzy wskazał na stary mocno zniszczony budynek i powiedział, wie Pani, marzy mi się by nam dali ten dom i by w nim był Dom Polski. Minęło kilkanaście lat i oto dziś w jednej z wąskich uliczek, blisko katedry, słowem w samym centrum wielkiego Mohylewa przyciąga oczy jasna fasada piętro-

wego domu, na nim napis: DOM POLSKI. Pan Jerzy jest jego nie tylko założycielem ale i dyrektorem. Przy wejściu duży napis „Tu-taj prosimy mówić tylko po polsku”. Pierw-sze spotkanie i już zasiadamy na stylowych kanapach i fotelach i rozmawiamy. Tym ra-zem nie o Domu Polskim, ani o tym co się w nim dzieje, ten ogromny temat zostawia-jąc na osobny reportaż, bo dziś rozmawia-my o Polakach żyjących tu między Dnieprem a Berezyną. Pan Jerzy ożywia się ogromnie, bo przecież mówi o swojej ziemi rodzinnej, o swoich przodkach, którzy też tu w zaścian-kach polskich żyli dopóki nie zmiażdżył ich i nie unicestwił najazd bolszewickich barba-rzyńców ze wschodu.

Rozkładamy mapę i „jedziemy” palcem po mapie wzdłuż drogi z Mohylewa do Bobruj-ska, a pan Jerzy wyszukuje miejsca, gdzie były

to była niegdyś kaplica w twierdzy

dawny szpital w twierdzy w którym leżeli nasi bohaterowie(nadberezyńcy)

Page 33: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

33

rePortaż

majątki jego rodziny. „Miejscowości z której pochodził mój dziadek, to znaczy zaścianka Żurawowicze nie ma na tej mapie, ale kiedy czytałem „Nadberezyńców” wciąż myślałem, ze to wszystko tak blisko się działo i, ze naj-pewniej i mój dziadek ruszył z całą młodzie-żą i w ogóle polską ludnością na ten wielki fest do Bobrujska nie tylko na katolicką ale i narodową polską procesję. Bo co to było dla dziadka te trzydzieści czy czterdzieści kilo-metrów kiedy miał 22 lata. A o tu, widzi Pani, tu był Grzybowiec, majątek skąd pochodzi-ła moja babcia, tam nic nie zostało, zrównali wszystko z ziemią. A w Grzybowcu był ko-ściół katolicki, była szkoła i babcia skończyła kilka klas tej szkoły. Tam było ze sto domów. Okoliczni ludzie z tych nadberezyńskich hu-torów przyjeżdżali do kościoła do Grzybow-ca właśnie. No, teraz tam już nic nie ma. Ja z kolegą, z którym razem pracujemy chodzi-łem piechotą po terenie tu między Berezy-ną a Dnieprem, szukałem tych polskich za-ścianków, polskich śladów. Moim zamierze-niem było napisać książkę o Polakach, któ-rzy tu dawniej mieszkali. Niestety stanęliśmy z tą pracą bo zabrakło środków. To była mo-zolna praca i obliczona na dłuższy czas. Sło-wem trzeba było i czasu i pieniędzy, pytanie skąd wziąć. I na razie stoimy...”

Na drugi dzień ruszamy z panem Jerzym szukać naszej upragnionej Smolarni. Czy ją znajdziemy, czy coś w ogóle z niej zostało. Po drodze ma być Wończa, miasteczko najbliż-sze Smolarni, w której przecież nasz boha-ter Staś Bałasiewicz, czyli autor książki Flo-rian Czarnyszewicz pobierał w ruskiej szko-le nauki. Niestety Wończy na mapie nawet w komórce nie ma. A przecież pisarz opisuje ją dokładnie: „Wończa. Stara ludzka siedziba. Nad samą rzeczką. Teren wysoki, pola spa-dziste, urodzajne prawie jak słuckie. Za rzecz-ką lasy nieskończone. Dawniej wieś i dwór.(-) Teraz Wończa to miasteczko. Zwykłe kreso-we: budynki drewniane, ulice bez bruku i bez trotuarów; moc Żydów, sklepy, rzemieślnicy, młyn, cerkiew, monopolka, poczta, synagoga i szkoła powszechna, szkoła czterooddziałowa i jedyna na przestrzeni 350 wiorst kwadrato-wych. Budynek szkoły szczupły, staroświec-ki, prawie nie różniący się od porządnej go-spodarskiej chaty”.

W dalszej części książki dowiadujemy się, że w Wończy odbywały się jarmarki i że także w Wończy pobudowali Polacy kaplicę. To na poświecenie tej kaplicy przyjechał do Woń-czy sam biskup Łoziński, na którego powi-tanie i spotkanie z wielkim kapłanem przy-były tysiące mieszkańców polskich zaścian-ków. To do nich, do nadberezyńskich Pola-

ków mówił biskup: „Gdy wrócę z objazdu, pojadę do Warszawy i powiem o tym teraź-niejszemu Rządowi, jakkolwiek nie wyzwo-lonej jeszcze Polski. Powiem przed Radą Re-gencyjną – tam na dalekich kresach, u sty-ku ziem mińsko-mohylewskich mocno ża-rzy się Polska.”

Dziś nie ma Wończy, nie ma więc i kaplicy w niespokojnym czasie wojny i rewolucji po-budowanej. Czyżby nic nie zostało z dużego ludnego miasteczka? Zachodzimy w głowę. Na mapie i przed nami na drodze jest spore miasteczko Kliczew, jak wszystko sowieckie nijakie. Ot, rzędy byle jakich bloków i wła-ściwie nic więcej. Wyjeżdżając z miastecz-ka w kierunku, w którym po sześciu kilome-trach powinna być Smolarnia, tablica z napi-sem Gończa. Zgadzałoby się miejsce (sześć kilometrów od Smolarni) ta część Kliczewa robi dobre wrażenie, ładne czyste, ukwieco-ne domy zwykłe drewniane, gospodarskie. W środku wsi Muzeum! Tak, muzeum tej ziemi, ale znów o Wończy nikt, nic, myślę o paniach pracujących w muzeum, nikt ni-gdy nie słyszał, więc chyba tak musi zostać, nie ma Wończy choć była, nie ma na tej ziemi Rzeczypospolitej choć kilkaset lat też była... Nie pozostaje nam nic innego jak ruszyć do upragnionego celu.

Zjeżdżamy na bitą drogę prowadzącą w bok ku Berezynie i między dwoma dosyć odległymi ścianami lasu. Ani śladu wody, rze-czułek, wierzchowodzia o którym tyle pisał Czarnyszewicz. Nie ma pól uprawnych i nie ma też ludzi. Na szczęście na drodze ze stro-ny w której winna być Smolarnia ukazuje się człowiek na motorze, w biegu pytamy czy jedziemy do Smolarni, „Tak to już Smolar-nia”. „Minęli czwarty z rzędu bród zalany jak Wończanka wierzchowodziem i wyjechali na smolarskie pole. To pole nazywa się Klinem – rzekł Stach. To już wiesz, jak zmiany pola się nazywają? Zdziwił się ojciec(...) wiem też jak zaścianek stoi. Kościk mi wszystko opo-wiedział. Po lewej stronie stoją budynki, po prawej sady. Domy kryte gontą, wielkie, po trzy i cztery pokoje mające. Dziedzińce i ulica ogrodzone ostrymi kołami, obsadzone kudła-tym drzewem. Za sadami znajdują się ogro-dy kapuściane, a do ogrodów ta sama puszcza się dotyka; za chlewami są gumna, za gumna-mi wygon. Za wygonem pole, za polem łąka, za łąką drugi las, ale nie puszcza. Wszystko wiem. W Smolarni jest 22 gospodarki”.

Jest słoneczny wiosenny dzień 3 Maja! Do-tarłam do Smolarni. Ale jakaż inna ta dzi-siejsza Smolarnia. Nie ma zagonów kapusty, nie ma pól, nie ma gumien, nie ma obór sło-wem nie ma nic. Przecież przez 70 lat były tu

kołchozy, w których pracowali ci, których nie wywieziono lub nie wymordowano.

I oto dziś 3 Maja 2012 roku przed nami pośród starych a nawet bardzo starych drzew, kilka chat po obu stronach drogi. Między do-mami, coś co pozostało po dawnych zabudo-waniach, po dawnym domu może naszych bohaterów, resztki cegieł, kamieni, zbutwiałe bale drzewa, a wokół krzewy niegdyś pewnie rosnące przed oknami, a to jaśmin, a to bez czy wreszcie czeremcha. Część stojących jesz-cze domów, choć trzyma się dobrze jest już opuszczona. Ale są i zamieszkałe. Świadczy o tym porządek wokół domu w całym obej-ściu. Zatknięte na płocie do suszenia słoiki i garnki gliniane, wreszcie grządki kwiatowe przed domem z właśnie rozkwitającymi tu-lipanami. W całym ocalałym zaścianku naj-lepiej trzymają się drzewa, są stare ogrom-ne. Osłaniały niegdyś domostwa przed wi-chrami, dawały cień. Pod wielką brzozą sto-jącą tuż przy płocie jednego z ładnie utrzy-manych domów ustawiona fantazyjna ławecz-ka zrobiona z siedziska dawnej bryczki za-pewne. To co najbardziej uderza to wrażenie pustki, nie słychać piania kogutów, nie gda-czą kury, nie beczą owce, ani nie muczą kro-wy. Nie słychać śmiechu, śpiewu i w ogóle ludzkiego głosu. Martwa cisza słonecznego majowego południa.

Ale oto z ostatniego domostwa otoczone-go wysokim płotem z bramą zamkniętą na kłódkę słychać szczekanie, zaglądamy przez szpary, prawdziwy burek pilnuje domostwa groźnie poszczekując, a więc i tu ktoś oca-lał. Chciałoby się krzyczeć z radości, że są, są jeszcze Żywi Ludzie w Smolarni. Dziś ich nie ma, najpewniej pojechali gdzieś do pra-cy, bo przecież tu nic już nie ma do roboty, ani bydła oporządzić, ani oplewić zagonów, ani trawy nażąć dla żywiołu. Wrócą najpew-niej na sobotę i niedzielę. Wzruszenie ściska za gardło. Ale zaraz przelatuje myśl: a kim są, czyżby ktoś ze Smolarni ocalał? Czy mają jeszcze świadomość swego pochodzenia, wia-ry? Niestety pora wracać do Polski. Dzisiej-szej Polski, 700 kilometrów na zachód! Po-zostaje niewiadoma.

Wierny swojej ziemi pan Jerzy Żurawo-wicz zostaje i obiecuje, że kiedyś w spo-sobnej chwili odwiedzi jeszcze Smolarnię w dzień świąteczny, porozmawia i może uzyska odpowiedź na dręczące nas pyta-nia, które zabieramy ze sobą, ale jeśli ktoś jednak ocalał obiecujemy sobie, ze mimo trudów dalekiej drogi wrócimy do Smo-larni by tym żyjącym wręczyć epopeję ich rodu i dziedziny: „Nadberezyńców” Floria-na Czarnyszewicza.

Page 34: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

34

książki

Praca Zagłada dworów w wojewódz-twie białostockim po roku 1939 to wła-ściwie obszerny katalog towarzyszący wy-stawie wędrującej po obecnym wojewódz-twie podlaskim. I wystawa i towarzyszą-ce jej opracowanie charakteryzuje się este-tyczną, przemyślaną szatą graficzną. For-mat książki, dobór kolorów, podział na kolumny tekstu, rozmieszczenie ilustra-cji świadczą o wysokim poziomie grafiki Studia Navigator i starannej pracy autora projektu Bogdana Supruna. Słowa uzna-nia należą się także za jakość reproduko-wanych fotografii. Zdjęcia stare mają to do siebie, że podobnie jak nasza pamięć tracą ostrość i z upływem czasu blakną. Trzeba dużego wysiłku by przywrócić im wyrazistość, a to się udało Białostockim Zakładom Graficznym.

Na plus autorom publikacji zaliczyć należy także zamieszczenie w odpowied-nich partiach tekstu autentycznych doku-mentów, niestety ich jakość jest już słab-sza – to wynik oryginałów często sporzą-dzanych niestety starannie. Na szczęście mimo tych niedoskonałości są one jednak czytelne. Dobry jest także wybór fotogra-fii. Pokazują różnorodność siedzib szla-checkich od dworów drewnianych nie-wiele różniących się od zamożnych chat chłopskich po siedziby murowane i rezy-dencje typu pałacowego. Oddaje to zróż-nicowanie stanu szlacheckiego na wyzna-

czonym badaniami terenie. Towarzyszą-ce krótkie biografie rodzin domy te za-mieszkujących dotyczące lat1939-1950 wykazują podobieństwo losów niezależ-nie od ich pozycji materialnej. Potwier-dza to tezę o wpływie ówczesnej polity-ki na losy właścicieli majątków. Publika-cja od strony wizualnej jest przemyślana i zostawiająca wrażenie. Niezaprzeczalnie utrwala ślad historii najnowszej na mate-rialnym kształcie zasobu budowli północ-nego Mazowsza i Podlasia.

Teksty merytoryczne ośmiu autorów publikacji tworzą całość edycji – każdy z osobna – nie budzą merytorycznych za-strzeżeń, owszem pochwalić trzeba wkład pracy autorów. A jednak całość rodzi pew-ne uczucie niedosytu. Może z tej przyczy-ny, że eksponowane w tytule lata były cza-sami trudnymi, bardzo różnymi politycz-nie i ekonomicznie. Inne warunki życia dworów stwarzała okupacja hitlerowska – z czego zdaje sobie sprawę Ewa Roga-lewska, o czym świadczy powołanie się na pamiętnik Franciszka Ryszki, opisującego okupacyjną egzystencję majątków kreso-wych i ich pracowników w czasie zmien-nych kolei losów czasu wojny. Oprócz wojsk i administracji hitlerowskiej miesz-kańcy dworów i ich majątki podlegały na kresach stalinowskiej władzy, co, zdajemy sobie sprawę, jeszcze nie zostało historycz-nie opracowane, a co siłą rzeczy musiało

zostać i tu przedstawione tylko szkicowo. Dalszy czas też był różnorodny. Lata 1944 po początek 1946 roku to właściwie cią-gle peleryna Związku Radzieckiego nie-przychylnego indywidualnym gospodar-stwom rolnym, później czas pewnej odwil-ży, wreszcie trudne lata początkowe dru-giej połowy XX wieku. A lata późniejsze to i kontynuacja, ale i spadek przeszłości i zaskakujące zmiany. Poznałam je, wła-ściwie dotknęłam przypadkiem. Przyje-chała na Białostocczyznę do pracy w 1961 roku. Niedługo potem jechałam z kierow-nikiem Domu Kultury, dawnym nauczy-cielem, do Kolna. Obok jakiejś bocznej drogi w pobliżu Święcka zobaczyłam dwo-rek drewniany jakby żywcem wyjęty z ilu-stracji w starym pamiętniku. Zatrzymali-śmy się i urzeczona jego gankiem zdobnym w wole oczka zapragnęłam wejść do środ-ka. Obok małą grządkę okopywała star-sza, zgarbiona kobieta w walonkach, fu-fajce, chustce na głowie. Zapytałam czy można wejść do dworu. Kobieta się wy-prostowała, uniosła brodę w górę, za-błysły jej zasmucone oczy. I usłyszałam: - Można jeśli ja zaproszę – Zapraszam.

Okazało się, że jedna połowa dworu jest zrujnowana, druga pozbawiona sta-rych sprzętów, zostały tylko przepięk-ne, intarsjowane, chyba XVIII-wieczne, drzwi od ściennych szaf. – pamiątki daw-nej świetności dworu. Równie interesujące

Z księgarskiej półkiBarbara Noworolska Zagłada dworów w województwie białostockim po roku 1939. Red. Nauk. Dr Ewa Rogalewska, Łukasz Lubicz – Łapiń-ski. Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku. Białystok 2012 r.

Page 35: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

35

były losy właścicielki. Mąż i najstarszy syn zostali rozstrzelani przez Gestapo, młod-szy zginął w jakiejś potyczce WIN-u. Ma-jątek miał 39 hektarów, ale w przeciwień-stwie do drewnianego dworu, były obszer-ne, murowane zabudowania gospodarcze, został więc zabrany na mocy Dekretu o re-formie rolnej. Dworu do rejestru zabytków nie dało się nam wpisać mimo przyzwo-itości ówczesnego konserwatora zabytków, ale mój towarzysz podróży załatwił wła-ścicielce jakąś niską rentę i w samą porę bo do sprzedaży już we dworze nic nie zosta-ło. Tak poznawałam nie z lektur, ale z au-topsji fragment historii najnowszej Pod-lasia. Zaś w końcu lat 60-tych pracowa-łam w Muzeum Okręgowym i byłam na konferencji muzealnej w Przemyślu. Była to jakaś impreza wysokiego szczebla, bo było na obradach dużo osób z Minister-stwa Kultury, a i jakieś osoby z Komitetu Centralnego PZPR. W czasie spotkania był też bankiet dla luminarzy muzealnic-twa. Nie miałam zaproszenia na bankiet – byłam w tym szacownym gronie płotką, ale że wtedy miałam wdzięk i urodę zosta-łam więc zaproszona przez jednego z dy-rektorów Muzeum jako osoba towarzyszą-ca. A że ciekawość jest moją wadą, więc poszłam. Towarzysz mój rychło udał się do znajomych załatwiać jakieś służbowe

sprawy, a ja wędrowałam od grupy do gru-py szukając kogoś z kim można porozma-wiać. W pewnym miejscu sali pan z pod-goloną czupryną na dawnego szlachciurę i z sarmackim wąsem dość głośno wygła-szał swoje poglądy. Stanęłam i słuchałam. Pewne zdania wzbudziły mój sprzeciw więc zawołałam – ależ to demagogia! Za-padła złowroga cisza. Zdałam sobie spra-wę, że strzeliłam gafę, ale jej rozmiar po-znałam dopiero później. Wiedziałam, że jestem młoda i niebrzydka, więc nie ucie-kłam tylko się uśmiechnęłam i powie-działam: Zauroczył mnie Pan wyglądem dostojnego, autentycznego szlachcica i ta Pańska opinia jakoś mi do wyglądu nie pa-suje... Przepraszam. I zrobiłam minę skru-szoną, ale z iskierkami w oczach... Dygni-tarz się uśmiechnął, wziął mnie pod rękę i odprowadził w róg sali – Widzi Pani, - powiedział scenicznym szeptem – nie pani pierwsza zwraca uwagę na mój wy-gląd, ale o demagogię posadziła mnie pani pierwsza. – Przeprosiłam – powtórzyłam już poważnym tonem. Wtedy usłyszałam: - A ja będę pamiętał tylko Pani komple-ment. Ledwo zdążyłam powiedzieć – to miło – gdy zostałam odciągnięta od dy-gnitarza i wyprowadzona z bankietu. Ty wiesz z kim rozmawiałaś? Mój towarzysz uświadamiał mnie nieco zdenerwowany.

– to członek egzekutywy KC! Cóż byłam wtedy młoda... Żałowałam, że ledwo spró-bowałam wina. Przytaczam tę przygodę na dowód, że stosunek do szlachty ule-gał powolnej, ale wyraźnej zmianie i po niechęci nadeszła moda na sygnety, po-lowania i dacze jako nawiązania do daw-nych tradycji szlacheckich. Na herby i fa-milijne drzewa także. Ale to już znacznie wykracza poza ramy czasowe wyznaczo-ne w tytule omawianej pracy. Jest jednak znakiem, że problematyka dworów i fami-lii szlacheckich dobrze znana Ewie Roga-lewskiej mimo dotychczasowych opraco-wań, w których ma ona swój znaczony pu-blikacjami udział, jest ciągle warta uwagi i stanowi interesujące, nie wyeksploatowa-ne do końca pole badawcze. Szczególnie istotne, z przyczyn i osadnictwa i dziejów historycznych terenów północnego Ma-zowsza, Podlasia i słabo jeszcze rozpraco-wanych naukowo terenów Prus Wschod-nich. Fakt, że problematyka dworów zna-lazła się pod lupą aż dziewięciu autorów i ukazała się w książce o atrakcyjnej sza-cie graficznej zasługuje na wyrazy szcze-rego uznania. Jest bowiem sygnałem, że prace badawcze nad sytuacją historyczną i gospodarczą dworów Mazowsza i Pod-lasia będą trwały, a ich wyniki będą pu-blikowane.

Takiej książki nikt jeszcze nie napisał. Były książki o kuchni białoruskiej, li-tewskiej czy ogólnej kresowej, ale kuch-nią tatarską i dotyczącą ziem kresowych,

jak dotąd nikt się nie interesował. Co prawda, znajdujemy przeglądając pra-sę polską jeszcze sprzed pierwszej woj-ny światowej i z lat międzywojennych,

publikacje o życiu Tatarów na Kresach, w tym i o ich kuchni, ale były to prze-ważnie wrażenia osób goszczących u ro-dzin tatarskich, słynących z gościnno-

Aleksander Miśkiewicz

O przysmakach z Jurty czyli o tradycyjnej kuchni Tatarów polskich

książki

Page 36: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

36

książki

ści, a przy tym wspominających o po-trawach jakimi ich częstowano. Niektó-re przysmaki z kuchni tatarskiej kreso-wej poznawali sąsiedzi Tatarów głów-nie Polacy i Białorusini, z którymi przy-jaźniono się i zapraszano się wzajemnie w gościnę na święta, tak chrześcijańskie jak i muzułmańskie. Tak było na Wi-leńszczyźnie, Nowogródczyźnie i Gro-dzieńszczyźnie przed wojną, a nawet na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie osie-dliło się wiele rodzin tatarskich po dru-giej wojnie światowej. I tam też pozna-no gościnność Tatarów polskich m. in. w Gorzowie Wlkp., Szczecinie, Wrocła-wiu, Trzciance czy Szczecinku.

Wróćmy zatem do wspomnianej książki. Jej autorkami są dwie panie Ka-tarzyna Jędrzejczak-Kuliniak i Barbara Pawlic-Miśkiewicz. Zaznaczam z miej-sca, że ta druga osoba, to nie jest moja krewna, wystąpiła tylko zbieżność na-zwisk. Jej treść zaczyna się od wiersza Selima Chazbijewicza o najbardziej zna-nej potrawie Tatarów polskich, kołdu-nach.1 Tatarzy uważają, że jest to ich narodowa potrawa, którą niestety przy-właszczyli sobie Litwini, bardzo są nie-zadowoleni jeśli w spisie potraw serwo-wanych w niektórych restauracjach mówi się o kołdunach litewskich.

Zasadniczą treść książki poprzedza wstęp, w którym jej autorki nawiązują krótko do początków osadnictwa tatar-skiego, od poł. XIV w. na terenie Wiel-kiego Księstwa Litewskiego, a także pi-szą o Podlasiu, które w naszych czasach stanowi region wielokulturowy, takim jakim były niegdyś należące do Rzeczy-pospolitej Kresy. Dalej dowiadujemy się w zarysie o obyczajowości Tatarów pol-skich wynikających z ich tradycji religij-nych. Ciekawe są wszelkie nakazy i za-kazy jakie dotyczą wszystkich wyznaw-ców islamu na świecie, a których wielu Tatarów w Polsce nie przestrzega, w tym picia przy różnych okazjach wszelkie-go rodzaju trunków, na co zwracał już uwagę w XIX stuleciu Władysław Sy-rokomla.2

Opis potraw tatarskich rozpoczyna się od pieroga zwanego „pierekaczew-nikiem”, znanego nie tylko w Polsce, lecz też na Białorusi. Podawany był przeważ-nie podczas świat muzułmańskich i spo-tkań rodzinnych. Przygotowywany był w cieście nadziewanym chudą wołowiną, cielęciną lub indykiem. Także była jego wersja na słodko, z serem lub owocami tj. farsz owocowy składał się ze śliwek, rodzynek lub jabłek. Obecnie nie każda rodzina tatarska zna ten rodzaj ciasta. Każdy kto pragnie posmakować piereka-czewnika, powinien, nie tylko w sezonie letnim, udać się do Kruszynian w powie-cie sokólskim województwa podlaskiego, do Zajazdu „Jurta Tatarska”, tam znako-micie przyrządzają to ciasto, a także inne potrawy kuchni tatarskiej. Jej mistrzy-nią jest współwłaścicielka tego zajazdu, Dżenneta Bogdanowicz.

Po pierekaczewnikach, jako drugą po-trawę, bo jakże mogło być inaczej, są wspomniane już kołduny. Tę potrawę znają wszystkie rodziny tatarskie, a przy-gotowywane są nie tylko od święta. Są to pierożki nadziewane, najlepiej mię-sem wołowym lub baraniną. Podawane są w małej misce w rosole lub jako dru-gie danie na talerzu a do tego dołącza się filiżankę gorącego rosołu. Wszyst-ko według gustu miłośników kołdunów, do których należą nie tylko Tatarzy. Ich przygotowanie jest bardzo długie, gdyż sporo czasu zabiera robienie ząbków na każdym pierożku. Tutaj potrzebna jest kobieca cierpliwość, inaczej nic by z tego nie wyszło. W dawnych latach mówio-no, że gdy dziewczyna potrafi robić ząb-ki na kołdunach, to znaczyło, ze jest go-towa do zamążpójścia. Panowie przy ro-bieniu kołdunów żonom nie pomagają, to jest robota tylko dla pań, za to lubią je konsumować, chwaląc przy tym swo-je małżonki, jako wytrawne gospodynie. A popijają nie tylko rosołem...

Dalej opisano bielusz, potrawę mięsną nadziewaną baraniną lub gęsiną, przy-gotowywaną przede wszystkim w świę-ta. Nie mogło się obyć bez halwy, cia-sta miodownika, gdyż miód odgrywa w nim najważniejszą rolę. Halwa zwią-zana jest z pamięcią o osobach zmarłych i wykonuje się ją po 40 dniach żałoby, lub w każdą rocznicę odejścia bliskiej osoby. Podobny charakter posiada dżajma, tak-że przygotowywana z miodem.

Obok wspomnianych potraw w kuch-ni tatarskiej występują też potrawy znane

innym mieszkańcom Kresów czy obec-nego Podlasia. Są to przypominające kołduny bezduszniki, a poza nimi kar-toflaniki, cebulniki, pyzy z mięsem i jak-że popularna na całym Podlasiu, babka ziemniaczana. U Tatarów tylko z woło-winy lub gęsiny. Dochodzi do tego jesz-cze pilaw, potrawa mięsno-ryżowa, lecz pochodząca z dalekiej Azji Środkowej.

I na koniec należy wspomnieć o potra-wach słodkich. Należą do nich ciastecz-ka „Czak-Czak”, o rodowodzie z Ka-zachstanu i „laliuniki” nazywane naj-częściej pampuszkami serowymi. Są to bułeczki podawane w śmietanie na go-rąco, dziś to już potrawa zapomniana przez tatarów. Dobrze, ze przypomnia-no ją w tej książce. W latach międzywo-jennych, o czym nie ma w książce, po-pularna była głównie wśród Tatarów ze Słonimia w województwie nowogródz-kim. Po wojnie także w Szczecinku na Pomorzu Zachodnim, gdzie osiedliło się wiele rodzin pochodzących ze Słonimia. Znana była także w okresie powojennym u niektórych rodzin w Szczecinie.

Do słodkości Tatarów polskich nale-żą też znane powszechnie serniki, ma-kowniki i drożdżówki. Nie było święta czy spotkania rodzinnego, aby nie zna-lazły się one na stole rodzin tatarskich. Podobnie jest i obecnie.

Książka zawiera także przedrukowa-ne z przedwojennych publikacji wiado-mości o kuchni tatarskiej, w tym Ale-go Ismaiła Woronowicza, Imama Gmi-ny Muzułmańskiej w Warszawie i Stani-sława Kryczyńskiego, wybitnego bada-cza dziejów Tatarów polskich w latach międzywojennych.

Uzupełniają ją podziękowania skiero-wane od autorek książki do wszystkich gospodyń tatarskich, które pomogły im ją napisać. A także wykaz literatury po-święcony najważniejszym pracom o tej grupie etnicznej z lat międzywojennych i po 1945 r.

Książka ukazała się w tym roku, z datą 2012, a jej głównym wydawcą był Mu-zułmański Związek Religijny w Rzeczy-pospolitej Polskiej, to ten, który Tatarzy powołali w 1925 r. w Wilnie, nie należy mylić go z innymi związkami czy stowa-rzyszeniami muzułmańskimi, jakie po-wstały obecnie w Polsce. Wsparcia fi-nansowego udzielił Urząd Marszałkow-ski Województwa Podlaskiego i Urząd Miasta w Białymstoku. Książka liczy 58 stron i posiada ilustracje.

1 Wiersz ten pochodzi z jego zbioru: „Baśnie, po-dania i legendy polskich Tatarów”, Białystok 2012, s. 15. Selim Chazbijewicz jest nie tylko poetą, lecz także profesorem, politologiem na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.2 W. Syrokomla, Wędrówki po Litwie w promie-niach od Wilna, t. I, Wilno 1857, s. 29.

Page 37: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

37

od czytelNików

Można to zrozumieć, gdyż już w XVI w. Grodno za swoją architekturę było wpi-sane w encyklopedię BRAUNA jako jed-no z piękniejszych miast Europy. W koń-cu XVIII w. przeżywało boleśnie agonię Rzeczypospolitej Polskiej.

Ja na tej ziemi przyszłam na świat i pięć lat wczesnego dzieciństwa spędziłam. Bar-dzo wcześnie byłam ciekawa świata i po-dróżowałam z ukochaną ciocią Polą, aż do wyjazdu „na zachód” tzn. do Ełku w kwietniu 1946 roku. Natomiast ciocię w 1952 roku „wyprawili” z trójką małych dzieci aż do Kazachstanu!

Wspomnienia to wracanie do miejsc i ludzi, którzy żyli, byli i odeszli na zawsze.

Nadarzająca się sposobność wspólnego – z ełckim chórem „Kontrapunkt” – wy-jazdu do Grodna nie mogła być pominię-ta przeze mnie. Dnia 2 czerwca 2012 roku wczesnym rankiem wyjechaliśmy z Ełku i po kilku godzinach witano nas w Grodnie w szkole średniej nr 3. Tak, witano!! Bar-dzo uroczyście, chlebem z miodem i przy dźwiękach 5-osobowej orkiestry. Przywi-

tała nas uczennica w pięknym regional-nym stroju i zaprosiła, aby przejść do sali w szkole i spróbować tego chleba maczając w soli. Po zdjęciu wierzchniej garderoby i krótkiej degustacji przeszliśmy do szkol-nej świetlicy z estradą. A na trasie, w holu,

przygrywała profesjonalna orkiestra z tej placówki. W świetlicy zaśpiewał dla nas chór dziewcząt z tej szkoły pod batutą Ire-ny Deikało, akompaniowała Olga Awier-kiejewa. Oficjalnie przemową przywitał nas pan dyrektor szkoły Dmitrij Martion. Po tym, nauczycielka Kasia Birukowa od-czytała powitalny wiersz autorstwa Ana-stazji Cielesz. W treści przywoływał on braci Polaków, aby żyć w zgodzie, serdecz-ności, żyć z miłością, kochać się i bawić wspólnie. Śpiewała też wspaniała Diana Szymanowicz – solistka, uczennica szko-ły artystycznej. Rozkoszy dla duszy było dużo, wszystko grało!

W dalszej części imprezy wystąpił ełc-ki „Kontrapunkt” z dyrygentem Rafałem Sulimą wykonując kilka polskich piose-nek, m.in. Mazur, Szła dzieweczka, By-

stra woda, przy akompaniamencie gita-ry. Następnie oba chóry i trio nauczycie-lek z Grodna zaśpiewały wiązankę pieśni. Na „zakąskę” Diana Szymanowicz zaśpie-wała po polsku pieśń „Kasztany”.

Przeszliśmy ze świetlicy do specjal-nych sal w szkole takich jak: galeria na-uczycieli, którzy pracowali, muzeum pa-miątek szkolnych – sala pamięci, oraz ga-leria przodujących absolwentów tej szko-ły. Na tym część oficjalną pierwszego dnia zakończyliśmy. Zaproszono na obiad do szkolnej stołówki i poinformowano o ko-lacji i noclegach w akademiku Wyższej Szkoły Rolniczej.

Czas wolny, od godziny 15-ej ja z Elą Obrycką i Henią Kalinowską spędzili-śmy z moimi kuzynami – mieszkającymi w Grodnie – udając się w teren po Gro-dzieńszczyźnie. Odwiedziliśmy cmentarz w: Sopoćkiniach, Adamowiczach i Podła-bieniu, oraz dzielnicę Baranowicze – daw-niej samodzielna wieś podgrodzieńska – gdzie się urodziłam.

Na cmentarzu w Sopoćkiniach zwrócił moją szczególną uwagę rząd białych ka-miennych krzyży nagrobkowych z epita-fium, też „szczególnym”. Odkąd uczyłam się historii nigdy i nigdzie nikt o tym nie wspominał: co było, co się zdarzyło 22 IX 1939 roku właśnie tam, w okolicy Sopoć-kiń. To był temat TABU przez ponad pół wieku. Strzałem „katyńskim” zlikwido-wano generała, jego adiutanta i wielu żoł-nierzy. O tej „tajemnicy” pierwsze opraco-wanie Józefa Porzeckiego w „Magazynie Polskim” w Grodnie ukazało się w 1993 roku. Na pozostałych cmentarzach odwie-dzałyśmy groby rodzinne, naszych przod-ków, rodzeństwa i bliskich krewnych, a jest tam dużo.

Po tak wyczerpującej podróży i przy-wołującej w pamięci niezatarte wspomnie-nia z dzieciństwa, moi kuzyni, Ala i jej syn Andrzej /biznesmen/ ugościli sytą kola-cją i dobrze po północy odwieźli nas trzy do akademika na nocleg. Miałyśmy pokój 3-osobowy z oddzielnym węzłem sanitar-nym oraz małą kuchenkę. Warunki w peł-ni europejskie.

Następnego dnia po śniadaniu w aka-demickiej stołówce, w grupie, a później indywidualnie zwiedzaliśmy z przewod-

Pamięć o kresachDanuta Kucmin

spotkanie opłatkowe tPgiw oddział w ełku (19.01.2013)

Grodno, Baranowicze...... nazwy miejscowości z wielkim sentymentem i rozrzewnieniem wspominane wiele lat przez moją mamusię.

Page 38: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)

38

od czytelNików

Na budowę kościołów na Białorusi

558 Hubisz Ryszard Kraków 50 zł

559 Szyszko Zdzisław Ostrów Wielkopolski 50 zł

560 Widejko Jerzy Nowy Targ 14 zł

561 Makowska Wanda Szczawno Zdrój 50 zł

562 Uszkiewicz Janusz Łódź 20 zł

563 Żywuszko Halina Radomsko 20 zł

564 Kołban Witold Tychy 20 zł

565 Giedryś Krystyna Zduńska Wola 50 zł

566 Choiński Marek Kraków 20 zł

567 Błażejewska Apolonia Milicz 50 zł

568 Jamrożek Wiesław Poznań 20 zł

569 Kwapisz Ryszarda Chorzów 20 zł

570 Obuchowicz Sławomir Bartoszyce 50 zł

571 Szymańska Wanda Pińczów 20 zł

572 Mierzwa Ryszard Gdańsk 20 zł

nikiem miasto oraz oglądałyśmy wystę-py zespołów folklorystycznych z różnych krajów, regionów Rosji, które uczestni-czyły w IX Festiwalu Folklorystycznym. Stroje w poszczególnych zespołach były urzekające, powiedziałabym bogate i nie-zwykle kolorowe. Sporo zespołów otrzy-mało dyplomy Ministra Kultury. „Kon-trapunkt” z Ełku również. Po wystę-pach chórów zaprzyjaźnionych – „Kon-trapunkt” i „Liryka” – już w godzinach popołudniowych udaliśmy się do szkoły na pożegnalny lunch.

Otrzymaliśmy regionalne upominki i po serdecznym pożegnaniu ze śpiewami wyjechaliśmy w drogę powrotną.

Przez cały czas pobytu w Grodnie, na ulicach spotykałam Polaków, mówiących po polsku, którzy są tam od urodzenia w I-ej połowie XX wieku. Rozdawali ga-

zety z programem Festiwalu i bardzo chęt-nie nawiązywali konwersację, opowiada-jąc o swoim życiu i pytali o naszą sytuację w kraju oraz codzienne życie.

Ja osobiście czułam się jak u siebie. Tak, bo tak to jest, jak przesiąknie się senty-mentem od kolebki, wyssie z mlekiem MATKI dobro w stosunku do ludzi i sza-cunek do otoczenia.

Opłatek TPGiW w EłkuŻycie nieubłaganie biegnie do przodu

i zmienia nie tylko wokół, ale i nas samych. W Oddziale ełckiego TPGiW z każdym spotkaniem opłatkowym jest coraz mniej obecnych. W tym roku odbyło się ono w dniu 19 stycznia.

Nasza prezes Pani Halina Orzechow-ska jest coraz słabszej kondycji fizycznej i nie ma już dalekosiężnych planów w dzia-

łaniu. Powspominaliśmy dawne dzieje na-sze i naszych Kresowych „korzeni” oraz Pani Maria Konopko rozdała schematy „Ankiety” z prośbą o napisanie i przesła-nie na jej adres e-mailowy. Ankieta doty-czy losów polskich rodzin, które po 1945 roku osiedliły się na Ziemiach Odzyska-nych, szczególnie w Ełku i okolicy.

Dyskutowany był temat obchodów święta Kaziuka, który w Ełku ma się odby-wać po raz dwudziesty czwarty w dniach od 1 do 3 marca.

Od Redakcji:danuta Kucmin – ur. w 1940 r. w Baranowiczach, zamieszkała w ełku od 1950 r. Jej rodzice byli repatriantami, którzy w 1946 r. najpierw za-trzymali się koło Bargłowa, a później osiedlili się we wsi Mącze koło ełku. do ełku trafiła w roku 1950.

Wpłatylista dotyczy wpłat do 30 kwietnia 2013 roku

Zarząd białostockiego oddziału TPGiW bardzo dziękuje za przekazane darowizny

Page 39: Goniec Kresowy nr 72

romantyczne ruiny zamku trockiego. (zdjęcie z artykułu str. 16)

Page 40: Goniec Kresowy nr 72

goniec kresowy 2/2013 (72)rocZnicA PowsTAniA

40