More Maiorum nr 18

68

Click here to load reader

description

Lipcowy numer More Maiorum

Transcript of More Maiorum nr 18

Page 1: More Maiorum nr 18

1 More Maiorum

Page 2: More Maiorum nr 18

2More Maiorum

Redakcja:

Redaktor Naczelny – Alan JakmanZ-ca Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Marta ChmielińskaSkład i łamanie tekstu oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Korzenie wieszczów - Zygmunt Krasiński, 17 sposobów na organizację domowego archiwum, Nowości, Wydarzenie miesiąca, HumorMarcin Marynicz – Ćwiklińska i jej przodkowie, Podróż śladami przodków - Narol, Osoba miesiąca, Genealogiczne WojewództwoPaweł Becker – Rodzina Curie Agnieszka Kubas – Dziejopis żywiecki jako...

Page 3: More Maiorum nr 18

3 More Maiorum

More Maiorumnr 7(18), 10 lipca 2014 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Opowieści mojego dziadka mocno działa-

ły na moją dziecięcą wyobraźnię...

o swoich poszukiwaniach genealogicznych i firmie szukaj-korzeni.pl opowie:

justyna krogulska

Prawnuk okrutnego bogacza, potomek ma-gnaterii, kochanek uczennicy Chopina

i niszczęśliwy mąż. Czyli na opowiadanie o rodzinie i życiu Krasińskiego zaprasza:

Alan Jakman

Gdy już zgromadzimy podstawowe informacje, ciekawość nie pozwala nam

poprzestać na tym. Rozpoczynamy coraz szersze poszukiwania.

O „Dziejopisie Żywieckim...” opowie:

Agnieszka Kubas

A w numerze także:

• 17 sposób na organizację domowego archiwum• Rodzina Langiewiczów • Historia polskiego antysemityzmu • Podróż śladami przodków - Narol • Rodzina Curie • Ludwik Czyżewski

Zapraszamy do współpracy!

Mieczysława Ćwiklińska - genealogia

Po

lec

am

y

4 wywiad z justyną krogulską8 korzenie wieszczów - zygmunt krasiński14 ćwiklińska i jej przodkowie28 przodkowie napoleona cz. 1 33 rodzina curie35 o langiewiczach słów kilka39 wygląd izby typowego dworu41 dziejopis żywiecki jako...44 17 sposobów na organizację archiwum47 o historii polskiego antysemityzmu 49 podróż śladami przodków53 ludwik czyżewski54 wielkopolska i genealogia - nowość58 osoba miesiąca 63 wydarzenie miesiąca65 z pierwszych stron gazet 66 nowości67 humor

Page 4: More Maiorum nr 18

Justyna z Morawickich Krogulska (ur. 1975), absolwentka Uniwer-sytetu Warszawskiego, magister ad-ministracji, pasjonatka genealogii, członek Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, autorka artykułów i opracowań, w tym monografii „Genealogia rodziny Rylów od XVIII do XXI wieku”. Prow-adzi własną firmę genealogiczną szukaj-korzeni.pl

Mieszka z rodziną w Warszawie. Mama trójki dzieci: Leny, Juliana i Maksymiliana.

4More Maiorum

wywiadjustyna krogulska

Jak długo zajmuje się Pani poszukiwaniami genealogicznymi?

■ Mogę powiedzieć, że genealogia to pasja, która towarzyszy mi przez blisko połowę mojego życia. Już w dzieciństwie chętnie słu-chałam wspomnień mojego dziadka Mieczysława Dynusa z czasów I wojny światowej. Był wówczas uczniem polskiej szkoły w Smoleń-sku. Opisywał mi niezwykle trudne warunki, w jakich znalazła się jego matka z pięciorgiem dzieci, po powołaniu ojca do armii carskiej. Wspominał między innymi ewakuację z Łodzi na Białoruś, a potem powrót do Polski po wybuchu rewolucji bolszewickiej. Te opowieści mocno działały na moją dziecięcą wyobraźnię. Jednak o podjęciu konkretnych poszukiwań genealogicznych zaczęłam myśleć dopiero pod koniec szkoły średniej.

Co było powodem rozpoczęcia poszukiwań? ■ Impulsem do rozpoczęcia poszukiwań moich przodków było od-nalezienie w albumie rodzinnym starej fotografii, na odwrocie której ktoś z rodziny wyrysował niewielkie drzewko genealogiczne Morawickich. Najpierw przerysowałam je sobie na kartkę i – pytając babcię i ciotki – pró-bowałam uzupełnić daty, dopisać brakujące osoby oraz młodsze pokolenia. Okazało się, że o najstarszych przodkach z tego wykresu nikt z moich naj-bliższych nic nie wiedział. I to właśnie zmotywowało mnie do dalszych po-szukiwań, początkowo raczej nieporadnych, a z czasem coraz bardziej ukie-runkowanych na zdobycie konkretnych informacji. Pierwszym źródłem były opowieści rodzinne. Przy okazji pytałam ciocie i wujków o stare dokumenty, ale okazało się, że prawie nic się nie zachowało. W związku z tym przez kilka lat – korzystając z rodzinnych, przeważnie świątecznych i wakacyjnych spotkań – uzupełniałam drzewo genealogiczne o współczesnych, żyjących krewnych. Wraz z rozwojem Internetu moje możliwości zaczęły się posze-rzać. Odnalazłam i nawiązałam kontakty z dalszą rodziną w Polsce, a także w Argentynie oraz w Rosji. Trafiłam też w Internecie, w 2002 roku, na grupę genealogiczną pl.soc.genealogia, gdzie uzyskałam wiele cennych wskazówek. Od tego momentu moje poszukiwania nabrały szybszego tempa. To był praw-dziwy przełom. Zaczęłam wtedy poszukiwania w archiwach państwowych i parafialnych. I wtedy też przyszły pierwsze satysfakcjonujące mnie odkrycia.

Kiedy urodził się Pani najdalszy (pokoleniowo) przodek?

■ Dotychczas udało mi się ustalić dziesięć pokoleń rodziny Morawickich. Najstarszym moim przodkiem ze strony ojca był Stanisław Morawicki (ok. 1655-1696), mieszczanin zamieszkały w Wojniczu koło Tarnowa, gdzie w 1691 roku sprawował urząd wójta, a następnie burmistrza (1694). Z zacho-wanych dokumentów wynika, że nie był on rodowitym wojniczaninem. Przy-był tutaj na początku lat 80. XVII wieku. Niestety, na razie nie udało mi się ustalić skąd pochodził…

Czy podczas poszukiwań trafiła Pani na jakiegoś bardzo znanego krewnego?

■ Wśród Morawickich, którzy są głównym przedmiotem moich badań gene-alogicznych, nie było postaci szczególnie zasłużonej czy zapisanej w histo-

Page 5: More Maiorum nr 18

5 More Maiorum

rii kraju. Natomiast w dziejach lokalnej społeczności wojnickiej na trwałe zapisał się Marcin Józef Mora-wicki (1696-1773), syn wspomnianego wcze-śniej Stanisława. Był on człowiekiem wykształconym jak na owe czasy, majętnym, wpływowym, a przede wszystkim niezwykle przedsię-biorczym, dlatego też przez wiele lat pełnił najważniejsze funkcje w Wojniczu: ławnika, rajcy, podwójciego, potem wójta (co najmniej 20 lat), burmistrza i prezydenta. We wrześniu 1754 roku repre-zentował mieszczan, jeżdżąc w ich sprawach do Warszawy do Augusta III, co zaowoco-wało zatwierdzeniem przez króla dotychczasowych praw mieszczan w październiku tego roku. Dbał o rozwój Wojnicza i wspierał miejscową szkołę, dla której w 1766 roku utworzył fun-dusz w wysokości 1000 złotych pol-skich, przeznaczony na wynagrodzenie dla nauczyciela. Zawodowo trudnił han-dlem, utrzymując kontakty z Krakowem, Lubli-nem, a nawet z Węgrami. Był najbogatszym ówcze-snym obywatelem miasta, właścicielem kilku domów oraz licznych gruntów. Na podstawie zachowanych inwentarzy i testamentów można wycenić jego ma-jątek na ponad 20 tysięcy złotych polskich, co sta-nowiło mniej więcej równowartość pięciu dużych, piętrowych kamienic. Z dwóch żon miał co najmniej szesnaścioro dzieci, z których aż piętnaścioro dożyło pełnoletniości. Warto dodać, że czterech jego synów obrało stan duchowny.

Jakie obecne tereny zamieszkiwali Pani przodko-wie?

■ Przodkowie ze strony ojca, czyli Morawiccy, przez około 150 lat zamieszkiwali na terenach Małopolski. Najpierw - od końca XVII do końca XVIII wieku - w Wojniczu. Później, z racji pełnionych obowiązków (ekonomów, pisarzy i urzędników), przenosili się czę-sto z jednego do drugiego majątku między Krakowem a Kielcami, by wreszcie w 1850 roku osiąść na stałe w Kielcach. Po zakończeniu I wojny światowej mój pradziadek Jan Morawicki przyjechał z żoną i dzieć-mi do Warszawy, gdzie nasza rodzina mieszka do dziś. Z kolei przodkowie ze strony mamy – Dynusowie - wywodzili się z parafii Wielgomłyny w dzisiejszym województwie łódzkim, gdzie odnotowani są w naj-starszych zachowanych metrykach z pierwszej połowy

XVII wieku. Niecałe 200 lat później jeden z antenatów otworzył karczmę w niedalekim Maluszynie. Na

początku XX wieku mój pradziadek Fran-ciszek Dynus przeniósł się do Łodzi,

gdzie pracował jako tkacz. Nato-miast dziadek, Mieczysław Dynus,

w okresie międzywojennym przy-jechał na studia do Warszawy, a po założeniu swojej rodziny pozostał na stałe.

Czy udało się Pani kogoś „zarazić” genealogią?

■ Wśród moich najbliższych genealogią zarażone są dwie osoby – mój mąż i ja. Jak na jedną rodzinę wystarczy (śmiech).

Dlaczego genealogia to Pani hobby? Co jest w niej tak fa-

scynującego?

■ Moja pasja wiąże się z dużymi emocjami, związanymi z odkrywaniem

nowych miejsc, osób i faktów z przeszło-ści. To doskonała „zabawa” w detektywa. Chyba

z niczym nie mogę porównać satysfakcji z rozwiązania, czasem po wielu latach poszukiwań, rodzinnej zagadki czy też przywróceniem do życia anonimowej postaci z fotografii, dla której - żmudnie dopasowując pojedyn-cze fakty - „piszę jej życiorys”. Innym fascynującym przeżyciem związanym z genealogią jest to, że miasta i miejsca związane z przodkami stają się mi bliższe, bardziej znajome. Odczuwam do nich większy senty-ment. Spacerując po Warszawie wiem w którym domu mieszkał pradziadek, gdzie prowadził sklep dziadek, do której szkoły chodziła babcia…

Jednak genealogia to dla mnie nie tylko odkrywanie przodków, ale także nawiązywanie kontaktów z innymi pasjonatami. Oprócz wielu znajomości internetowych najbardziej cenię te bezpośrednie. Od ponad roku wspólnie z Grażyną, Basią, Ewą, Joanną i Beatą raz w miesiącu w piątki spotykamy się w ulubionym, stałym miejscu, gdzie w miłej atmosferze możemy opowiadać o swoich najnowszych odkryciach, wyjazdach i przy-godach, a poza tym zwyczajnie poplotkować. Dzielimy się doświadczeniami i zawsze możemy liczyć na radę życzliwych koleżanek. Niejednokrotnie przywozimy ze sobą własne opracowania oraz zakupione interesujące książki z zakresu genealogii. Nasze grono powoli się rozszerza, bo dołączyły do nas Maria, Łucja i ostatnio Monika.

Page 6: More Maiorum nr 18

6More Maiorum

Gdyby miała Pani możliwość przywrócenia do ży-cia jednego z przodków, kto by to był i dlaczego?

■ Chyba najbardziej chciałabym się spotkać z moim najstarszym przodkiem Stanisławem Morawickim z Wojnicza, bo wtedy, zamiast po omacku szukać w archiwach, mogłabym go wprost zapytać – skąd po-chodził, kim byli jego rodzice oraz o inne fakty, któ-rych prawdopodobnie nigdy nie uda mi się ustalić. To z punktu widzenia genealoga. Natomiast z sentymen-tu najbardziej zależałoby mi na porozmawianiu z pra-dziadkiem Janem Morawickim, o którym słyszałam dużo ciekawych opowieści, a nie miałam możliwości go poznać...

Które źródło pozametrykalne jest według Pani naj-cenniejsze i najciekawsze dla genealoga?

■ Źródła pozametrykalne są bardzo interesującym ma-teriałem dla genealoga, chociaż nie zawsze należycie docenianym. Dla mnie w poszukiwaniu najdalszych przodków bardzo cenne okazały się zachowane w ar-chiwum księgi radzieckie i ławnicze Wojnicza, w któ-rych odnalazłam między innymi testament Marcina Morawickiego z 1759 roku. Dzięki temu dowiedziałam się wiele na temat jego stanu majątkowego i powiązań rodzinnych. Jeśli chodzi o czasy nam bliższe, to warto sięgnąć do archiwów uczelnianych, a także pracowni-czych, gdzie przechowywane są teczki osobowe zawie-rające często odpisy metryk, życiorysy, a nawet zdjęcia.

Dlaczego postanowiła Pani – razem z mężem – za-łożyć firmę szukaj-korzeni.pl?

■ Od wielu lat wspólnie z mężem realizujemy naszą

genealogiczną pasję. Razem jeździmy po archiwach, przeglądamy księgi metrykalne w parafiach, odwie-dzamy stare cmentarze odnawiając w miarę możliwo-ści zniszczone rodzinne nagrobki. Zebrane materiały opracowujemy w formie artykułów i książek. Pochło-nięci pasją, z dużym zaangażowaniem badamy dzieje nie tylko własnych rodzin, ale też zupełnie z nami nie związanych. Okazuje się, że nasze publikacje docierają do szerokich kręgów odbiorców, bo wiele osób zwraca się do nas o pomoc w prowadzeniu własnych poszu-kiwań. Założenie firmy genealogiczno-wydawniczej szukaj-korzeni.pl było więc dla nas czymś naturalnym. Zdobyte doświadczenie utwierdza nas bowiem w prze-konaniu, że każdy ród ma w swej historii jakieś intere-sujące karty, które warto odkryć.

Czy w Polsce „rynek genealogiczny” jest już prze-pełniony? Czy może nadal jest to nisza rynkowa?

■ Genealogia cieszy się w Polsce wzrastającą popular-nością. Coraz więcej ludzi chce poznawać przeszłość swoich rodzin, ustalić pochodzenie przodków. Powsta-ją kolejne towarzystwa genealogiczne, a niektóre uczel-nie otwierają nawet nowe kierunki studiów poświęcone tej tematyce. Wobec tak dużego zainteresowania, trud-no dziś mówić o przepełnieniu rynku.

Jakie trzy podstawowe rady dałaby Pani początku-jącemu genealogowi?

■ Odpowiem krótko – bądź dociekliwym dziennika-rzem, wytrwałym podróżnikiem i dobrym detektywem.

Pani Justynie Krogulskiej serdecznie dziękujemy za udzie-lony wywiad. Życzymy wielu sukcesów genealogicznych

oraz dalszego rozwoju firmy szukaj-korzeni.pl!» Jedno z piątkowych spotkań genealożek. Warszawa 2014

Page 7: More Maiorum nr 18

7 More Maiorum

» Testament Marcina Józefa Morawickiego z Wojnicza z 1759 roku

Page 8: More Maiorum nr 18

8More Maiorum

korzenie wieszczówAlan Jakman

Zygmunt Krasiński to ostatni spośród trzech polskich wieszczów narodowych – potomek magnaterii, prawnuk słynącego z okrucień-stwa bogacza, nieszczęśliwy mąż i kochanek

uczennicy Chopina…

Napoleon Stanisław Adam Feliks Zygmunt Krasiński – bo tak brzmią wszystkie imiona poety, pieczętował się herbem Ślepowron. Podobno herb ten powstał z połączenia herbów Pobóg i Korwin. Urodził się on 19 lutego 1812 r. w stolicy Francji, w Paryżu. Tam też – za-ledwie w wieku 47 lat – zmarł. Ojcem poety był generał – Wincenty Krasiński, pełniący obowiązki namiestnika Królestwa Polskiego. Ojciec poety już w wieku ośmiu lat został członkiem kawalerii narodowej, a dwa lata później został mianowany po-rucznikiem. Nie miało to bynajmniej związku z rzeczywistą służbą woj-skową, a tradycją rodzinną.

Dziadkiem Wincentego był je-den z inicjatorów konfedera-cji barskiej, która uznawana jest przez niektórych histo-ryków za pierwsze powsta-nie narodowe. W zastępie za Radziwiłła został pierw-szym jej marszałkiem.

Powróćmy jednak do sa-mego Wincentego, któ-ry we wrześniu 1803 r., w wieku 21 lat poślubił Ma-rię Urszulę ks. Radziwiłł. Ówczesne gazety tak pisa-ły o tym wydarzeniu: Dnia 13 [września 1803 roku – dopisek red.] wziął ślub w kościele księży Mi-sjonarzów Wincenty Krasiński, powszech-nie lubiony młodzieniec, a syn sławnego z mocnej wymowy sejmowej i gorliwości o dobro ojczyzny, której nie przeżył, Krasińskiego, starosty opinogórskiego, z księżniczką Radziwiłłówną, pasierbicą JW. Małachowskiego, nie spracowanego marszałka pamiętnego na zawsze Sejmu Czteroletniego. Zabierając się ta piękna para do stanu małżeńskiego dopełniła ściśle starodawnym zwyczajem wszystkich przed- i poślubnych obrządków kościoła rzymskie-go, a między innymi kazała ogłosić potrójne zapowiedzi, jedne w kościele na wsi w dobrach dziedzicznych, a drugie w koście-le katedralnym i Św. Krzyża w stolicy tutejszej. Prowadzili do ołtarza oblubienicę Ludwik Radziwiłł i JP. Karol Czapski, generał, oblubieniec zaś zbliżył się do niego licznym orszakiem

przychylnej sobie młodzieży otoczony. Odebrała ta para ślub-ne pierścionki i błogosławieństwo z rąk JW. Cieciszowskiego, biskupa łuckiego, w obecności JW. Małachowskiego, ojczyma księżniczki, JW. Krasińskiej, matki oblubieńca i licznego gro-na przyjaciół. Odprowadzali zaś od ołtarza nową mężatkę Stanisław Małachowski, rotmistrz, z Bronikowskim genera-łem. Po dopełnieniu tego aktu nastąpiła wieczerza na 40 osób w domu JW. Małachowskiego, marszałka.

W załączonym fragmencie tekstu pojawia się hrabia Małachowski, kim on był dla Marii Urszuli? Jej rodzi-ce – Dominik i Konstancja Czapska nie byli najszczę-śliwszym małżeństwem. Konstancja urodziła tylko jedną córkę – wcześniej wspomnianą Maria Urszula,

matkę Zygmunta. Konstancja, wraz ze swoją siostrą Urszulą, odziedziczyły po ojcu ja-

kiś gen choroby, najpewniej gruźlicę. Babka Krasińskiego zmarła zaledwie

w wieku lat 40, Urszula zaś bezpo-tomnie. Małżeństwo Dominika i Konstancji Radziwiłłów zaraz po narodzinach córki się roz-padło – Konstancja uzyskała rozwód oraz dyspensę, dzię-ki której mogła ponownie wyjść za mąż. Tym razem wybrankiem jej serca stał się Stanisław Małachowski. O samym Małachowskim jed-nak za chwilę.

Powróćmy jeszcze do sa-mych Czapskich, czyli ro-dziny Konstancji. Jej ojciec

– Tomasz, podczas walki o tron polski między Leszczyń-

skim a Sasem, stanął po stronie tego pierwszego. Ten wysłał go z li-

stem do swojej żony Katarzyny, która przebywała we Francji. Czapski – choć

miał wówczas nieco ponad 20 lat – był już na tyle bogaty, że swój majątek musiał skrywać.

Przechowywał go nawet w Wenecji! Tomasz nie sły-nął jednak tylko i wyłącznie z bogactwa – był nad-zwyczaj sknerowaty, okrutny, a do tego niezwykły erotoman i rozpustnik. Znana jest opowieść jakoby Czapski miał nabijać swoich nieprzyjaciół do beczek nabitych od środka wielkimi gwoździami i toczyć je po drodze! Prowadził również regularne bitwy ze swoim sąsiadem Branickim. Wskutek tego został postawiony przed sądem i skazany na rok i sześć tygodni więzienia

Page 9: More Maiorum nr 18

9 More Maiorum

w wieży oraz 100 tys. grzywny za gwałty. Gwałt należy jednak rozumieć jako zbrojny najazd na dom szlach-cica. Z drugiej strony Czapski był również mecena-sem sztuki – w swojej warszawskiej posiadłości zgro-madził ogromny księgozbiór. Stał się on zaczątkiem Biblioteki i Muzeum Ordynacji Krasińskich. Przebu-dowany przez niego Pałac Czapskich w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu to dziś siedziba Akademii Sztuk Pięknych. Paradoksem jest to, że Czapski wspie-rał również Kościół – kontynuując dzieło swej matki Konstancji z Gnińskich, wzniósł klasztor Kapucynów w Rywałdzie. Jego żoną, a zarazem prababką Zygmun-ta Krasińskiego, była Maria Czapska, która była córką jego przyrodniego brata Jana. Doczekali się aż dwana-ściorga dzieci, z czego przeżyło tylko dwoje – Urszu-la oraz Konstancja. Kiedy Konstancja miała 34 lata Hutten-Czapski zmarł. Cały majątek ojca, w którego skład wchodziły wsie: (Mełno, Boguszewo, Dąbrów-ka Szlachecka, Szczuplinki, Rywałd, Linowo, Wronie), przeszedł na jedyną żyjącą córkę Konstancję.

Nieco wyżej pisałem o hrabim Małachowskim – dru-gim mężu Konstancji Hutten Czapski 1v. Radziwiłł. Co zdecydowało o ożenku Stanisława z Konstancją? Miłość? Skądże! Oczywiście był to dobry „interes”. Jego wybranka posiadała olbrzymi posag, na który składały się 100.000 złp w gotówce oraz klejnoty i sre-bra o wartości 55.955 złp 20 gr., a także majątek odzie-dziczony po ojcu. Fortuna ojca była jednak mocno za-dłużona – Dominik Radziwiłł nie potrafił zarządzać finansami, dopiero Małachowski okazał się przykład-nym ojczymem i człowiekiem, który uporządkował rodzinny spadek. W roku 1791 zmarła Konstancja i Małachowski zajął się wychowaniem przyszłej mat-ki naszego wieszcza. Dziewczynka mieszkała razem z ojczymem w pałacu Czapskich na Krakowskim Przedmieściu. Przez służbę była tytułowana Jaśnie Wielmożną Księżniczką, ponieważ tylko tytuł ksią-żęcy odziedziczyła po ojcu Dominiku, który po roz-wodzie z Konstancją ożenił się powtórnie i przestał zupełnie interesować się córką. Marszałek nie mając innych dzieci całą swą miłość rodzicielską przelał na pasierbicę, starając się jej dać należyte wychowanie i wykształcenie. Małachowski długo zwlekał z wy-daniem pasierbicy za mąż. W grę wchodził bowiem jej duży posag, który marszałek próbował zachować w rodzinie. Dlatego też chciał wydać ją za swojego sy-nowca Stanisława Aleksandra Małachowskiego. Kiedy to się nie udało, upatrzył jako kandydata na męża Win-centego Krasińskiego – wnuka swej siostry Katarzyny Czackiej. Kandydat na męża był młodszy o pięć lat od wybranki. Mimo różnicy wieku oraz braku urody panny młodej, Wincenty nie opierał się planom ma-trymonialnym – wszelkie niedostatki niwelował posag

wybranki. 9 IX 1803 r. spisano intercyzę ślubną. Mała-chowski zapisał pasierbicy starostwo knyszyńskie przy-noszące rocznie 55.200 złp dochodu oraz dobra Meł-no z przyległościami dające 20.000 złp dochodu. Prócz tego przepisał na jej nazwisko 159.000 złp w gotówce znajdujące się w skarbcu i oddzielnie sumę 22.429 ta-larów, które należały się Małachowskiemu ze skarbu w Białymstoku. Ponadto otrzymała w spadku po matce połowę pałacu w Warszawie.

7 marca 1791 r., czyli niecałe dwa miesiące przed uchwaleniem Konstytucji 3 Maja, zmarła Konstancja z Hutten-Czapskich 1v. Radziwiłł 2v. Małachowska.

W Gazecie Warszawskiej znaleźć można jej nekrolog: Dnia 7. tego Miesiąca, JP. Konstancya z Czapskich Mała-chowska Referendarzowa Koronna, po wycierpianey, długiey , bo 5 miesięczney a ciężkiey chorobie o godzinie 7. z rana z tym się rozstała światem zostawiwszy po sobie żal nieznośny Mężowi swemu JP. Małachowskiemu, Referendarzowi, Mar-szałkowi Seymowemu i Konfederacyi Kor., który w pracach publicznych wszystkie uciski y przykrości miał słodzone radą, pociechą, cnotliwym, poczciwym y zgodnym pożyciem tak sza-nowney Małżonki. Zacna ta Pani, obowiązki życia domowego łącząc z prawdziwym do Oyczyzny przywiązaniem była wzorem dla Familii y Przyjaciół. Szacunek, który sobie ziednała, za-świadcza żal powszechny w tey Stolicy okazany; lud pospolity, Cechy, wielorakie odprawiały z dobrey woli Publiczne Nabo-żeństwa na uproszenie u Boga przedłużenia iey życia. Lud nie zawsze uwielbia cnotliwych, ale żalu okazywać nie umie, tylko przy stracie ludzi, których dobroczynność y cnoty były mu wia-dome. S. p. JP. Referendarzowa, przygotowana do przyjęcia tego Opatrzności wyroku, zgodna z wolą Stwórcy swego, dopełniw-szy wprzód obowiązków Religii, nieprzepomniała oraz wypłacić się z obowiązków dobrey Matki y Żony, poleciwszy w opiekę JP. Marszałka Xiężniczkę Maryannę Radziwiłłównę, iedyną swych cnot y majątku Dziedziczkę; przez co okazała dowód, iak wysoce szacowała Męża swego w życiu, gdy go chciała mieć Opiekunem Dziecięcia własnego. Urodziła się Roku 1750 d. I. września z Maryi Czapskiey Pdskarbianki W. Koron. y z Tomasza Czapskiego Starosty Knyszyńskiego.

Rok po ślubie Wincentego Krasińskiego i Marii Urszuli ks. Radziwiłł – w 1804 r. przychodzi ich pierwsza córka – Laura Antonina. Na syna para musiała czekać aż 9 lat. 19 lutego 1812 r. w Paryżu narodził się przyszły poeta, Zygmunt Krasiński. Do chrztu trzymali go Ludwik Pac oraz Maria Walewska, kochanka Napoleona Bonaparte. Mam nadzieję – iż będzie dobrym Polakiem i poczciwym czło-wiekiem - napisał po jego narodzinach ojciec, Wincenty Krasiński.

Matka Krasińskiego zmarła kiedy ten miał zaledwie 10 lat. Matkę pamiętał i jej postać opisał w swoim, chyba najbardziej znanym dziele, Nie-boska komedia.

Page 10: More Maiorum nr 18

10More Maiorum

Jest tam przedstawiona jako matka Orcia, chłopca, któ-ry stracił ją jako dziecko. Była dla niego opiekunem, aniołem.

Zygmunt Krasiński – mimo młodzieńczego buntu – od zawsze był kierowany przez ojca – to on „doradzał” mu politycznie i także on wskazał kim będzie jego przy-szła żona! Wincenty znany był z antypolskiej postawy, pod wpływem ojca Zygmunt nie wziął więc udziału w powstaniu listopadowym i innych demonstracjach patriotycznych. Ojciec zmarł w 1858 r. i społeczeństwo zapamiętało jego nastawienie wobec Polski. Zarządca dóbr opinogórskich Feliks Karpiński tak pisał o tym przy okazji pogrzebu Zygmunta Krasińskiego, któ-ry przeżył ojca o zaledwie trzy miesiące: Rozhowor był w Opinogórze wielki. Samych wielkich pań i panów zjechało się do stu, dwieście koni zwoziło i odwoziło gości... pogrzeb ten, reprezentowany przez obywatelstwo, był demonstracją narodową; na pogrzebie generała nie było wcale obywateli; osiemdziesięciu

mnichów zastępowało wszystkie stany...

Miłością Krasińskiego od zawsze była Delfina Potoc-ka. Myli się ten, kto myśli, że Potocka to nazwisko pa-nieńskie Delfiny … W wieku zaledwie 18 lat wyszła za mąż za prawdopodobnie najbogatszego Polaka poło-wy dziewiętnastego wieku, a także awanturnika – Mie-czysława Franciszka Józefa Potockiego. Małżeństwo to niebyło jednak usłane różami … Delfina urodziła Potockiemu dwie córki, które zmarły w dzieciństwie. Mieczysław nie mogąc się doczekać dziedzica i spad-kobiercy swojego majątku znęcał się nad swoją żoną. Delfina wykorzystując wybuch powstania listopadowe-go ucieka od Potockiego do Francji. Związek właści-wie rozpadł się a mąż do końca życia wypłacał swej (byłej) żonie rentę. Dopiero w 1843 r. uzyskał drogą prawną rozwód z Delfiną i rok później w Kijowie oże-nił się z Emilią Świejkowską. Jako ciekawostkę należy podać, że Potocki obiecał swej żonie milion złotych

» Gazeta Warszawska 1791- źródło

» Akt zgonu Konstancji Hutten-Czapskiej

Page 11: More Maiorum nr 18

11 More Maiorum

za urodzenie syna. Syn faktycz-nie się urodził a ojciec wariował na jego punkcie. Wariacja doszła do tego stopnia, że Potocki pobił Emilię, jej siostrę jak i matkę. Dru-gie małżeństwo również szybko znalazło swój kres.

Delfina poznała Krasińskiego w Neapolu w 1838 r. – on miał wtedy 26 lat, ona z kolei była o 5 lat starsza. Potocka szybko stała się dla poety natchnieniem, muzą do której pisał swe wiersze, której zwierzał się ze wszystkich swoich przemyśleń i zamiarów. Delfina w wieku lat nastu była uczennicą samego Fryderyka Chopina, który był także jej kochankiem. Delfina Potocka wywarła nie tylko ogrom-ny wpływ na Krasińskiego, ale tak-że Mickiewicza, Słowackiego czy Norwida, których znała osobiście. Do dzisiaj zachowała się korespon-dencja pomiędzy Zygmuntem Kra-sińskim a Delfiną Potocką.

Ale wśród nich wszystkich jest dziwna istota, która stoi już za przepaścią; istota, której duszę żywą i silną i prawdziwie wszystkimi dary, któ-rymi Bóg Polki obdarzył, do najwyższego stopnia obrzuconą, przepsuł Paryż i Londyn, książę d’Orléans, pan Flahault, mąż niegodny i próżność fashionu, najnędzniejsza z próżności.

Mimo to jednak zostały w tej duszy iskry, podobne wybuchom wulkanu, kiedy wspomnienie jakie lub nadto silna boleść je rozdmucha; została żądza długa, namiętna, długa jak nuta włoska, przeciągniona przez doskonałą śpiewaczkę; żądza wyższego stanu rzeczy, piękniejszej sfery dla ducha, spokoju jakiegoś promiennego po tylu obłędach i prawdziwych nieszczę-ściach. […] Czy poznasz z tych rysów panią Delfinę Potocką?

Krasiński był jednak przez ojca namawiany do poślu-bienia Elizy Branickiej. W 1843 r. w Dreźnie odbył się ich ślub. Romansu z Delfiną Potocką jednak nie prze-

» Informacja o śmierci Wincentego Krasińskiego. Kurier Warszawski, 1858, nr 313

rwał. Delfina jakby na złość Krasińskiemu adorowała kolejnych mężczyzn. Wśród nich był również przyjaciel Krasińskiego książę Jerzy Lubomirski. To do niego Kra-siński pisał Już zapadłem w melancholię i nie rozumiem, jak z niej wydobędę się. We troje wszyscy umieramy... trojaka śmierć nas trojga, choć każdy najszlachetniej działa. 3 lata później spędzili nawet wakacje w trójkącie! Krasiński, Potocka i Eliza Branicka, która była w ciąży z drugim dziec-kiem. Eliza urodziła mu w sumie czwórkę dzieci. Do-piero pod koniec życia, kiedy poeta był już schorowa-ny, docenił swoją żonę i jej starania o wspólne pożycie. Krasiński zmarł w Paryżu w wieku 47 lat pozostawia-jąc po sobie żonę z dziećmi. Branicka wyszła ponow-nie za mąż za Ludwika Józefa Krasińskiego. Wspól-nym przodkiem obu Krasińskich był ich pradziadek Michał Hieronim Krasiński. ■

Page 12: More Maiorum nr 18

12More Maiorum

» Akt chrztu Zygmunta Wincentego Jerzego Augusta Aleksandra Krasińskiego - syna Zygmunta i Elizy (Elżbiety) Krasińskich

Page 13: More Maiorum nr 18

13 More Maiorum

» Akt ślubu Ludwika Krasińskiego z wdową po Zygmuncie - Elizą (Elżbietą) Krasińską z Branickich

Page 14: More Maiorum nr 18

Ćwiklińska Mieczysława, właściwie Mieczysława Aleksandra Trapszo (ur. 1 stycznia 1879 r. w Lublinie, zm. 28 lipca 1972 r. w Warszawie) – pol-ska aktorka teatralna i filmowa, śpiewaczka (sopran). Debiutowała w Warszawie w 1900 r. w roli Helenki w Grubych rybach M. Ba-

łuckiego. Występowała m.in. od 1900 r. w zespołach Warszawskich Teatrów Rządowych, 1922-1924 w Teatrze Polskim, 1926-27 w Teatrze Ćwiklińskiej i Fertnera, 1927-1939 w Teatrze Na-rodowym oraz za granicą (Drezno, Berlin, Paryż). Po II wojnie światowej grała w teatrach Krakowa i Warszawy oraz gościnnie w licznych miastach. Popularność zdo-była w operetkach i wodewilach (Krysia – Krysia leśni-czanka G. Jarno) oraz w farsach i lekkich komediach, zwłaszcza francuskich (Królowa Anna – Szklanka wody E. Scrobe’a), a także polskich (Szambelanowa – Pan Jowialski, A. Fredry, Ochotnicka – Klub kawa-lerów M. Bałuckiego, Dulska – Moralność pani Dul-skiej, G. Zapolskiej). Od 1933 r. współpracowała z filmem (m.in.: Antek policmajster, 1935 r.; Trędowata, 1936r .; Pani Twardowska, 1936 r.; Pani minister tańczy, 1937 r.; Dziewczęta z Nowolipek, 1937 r.; Ulica Graniczna, 1948 r.) i Teatrem Polskiego Radia.

Mieczysława Aleksandra Trapszo urodzić się miała w Lublinie w pierwszym dniu 1879 r., ale metryka chrztu sporządzona musiała być gdzieś indziej, ewentualnie ochrzczona została w późniejszych latach lub w innej parafii. Na szczęście nie było problemu z lokalizacją metryki pierwszego małżeństwa z Zygmuntem Kazimierzem Bartkiewiczem. Związek za-warty został w warszawskiej parafii św. Aleksandra. Miało to miejsce dnia 21 czerwca / 3 lipca 1897r. W akcie o pan-nie młodej napisano:

… a Mieczysławą Aleksandrą /dwóch imion/ Trapszo, panną, przy rodzicach w Warszawie […] zamieszkałą […], urodzoną w mieście Lublinie, a ochrzczoną w parafii świętego Marcina w mieście Poznaniu, córką Marcela i Aleksandry urodzonej Ficzkowska mał-żonków Trapszo, siedemnaście lat mającą …

Zdobycie metryki chrztu Mieczysławy Aleksandry stało się niemal niemożliwe (jeśli chodzi o poszukiwania onli-ne), a z kolei w indeksie chrztów z parafii świętego Marcina w Poznaniu, nie pojawia się nazwisko Trapszo – podobnie pa-nieńskie nazwisko matki. Ostatecznym rozwiązaniem zagadki może okazać się zajrzenie w metryki załączone do tego aktu, ale niestety na chwilę obecną nie było to możliwe.

14More Maiorum

Ćwiklińska i jej przodkowiemarcin marynicz

» Mieczysław

a Ćw

iklińska /Wikim

edia Com

mons

Page 15: More Maiorum nr 18

15 More Maiorum

» Akt ślubu Zygmunta Bartkiewicza z Mieczysławą Ćwiklińską - źródło/ szukajwarchiwach.pl

Page 16: More Maiorum nr 18

Ciekawy jest fakt, że ślub rodziców Mieczysławy odbył się w Lublinie i to w dodatku w 1881 r., czyli ponad dwa lata po narodzinach córki.

Marceli Trapszo i Aleksandra Julia Ficzkowska pobrali się w lubelskiej parafii katedralnej św. Jana. Miało to miejsce dnia 15/27 sierpnia 1881 r. Jednym ze świadków był ojciec pana młodego, czyli 50-letni Anastazy Trapszo. Mar-celi określony został jako 21-letni kawaler, artysta dramatyczny, urodzony w Warszawie, syn Anastazego i Eugenii z Ćwiklińskich, zamieszkały w Lublinie. Z kolei jego żona w chwili ślubu była 24-letnią panną, zawód ten sam, co Marceli, urodzona w mieście Krakowie w Galicji, zamieszkała w Lublinie, córka Antoniego i Marcjanny z Motło-szyńskich. Brak jakiejkolwiek informacji o uznaniu dzieci, więc może Mieczysławę ochrzcili dopiero po ślubie?

16More Maiorum

» Akt ślubu Marcela Trapszo z Aleksandrą Julią Ficzkowską - źródło/ szukajwarchiwach.pl

Page 17: More Maiorum nr 18

Co do samych małżonków, to lepiej być nie mogło. Ślub w Lublinie, on z Warszawy, ona z Krakowa i zero in-formacji o parafiach, z których byli. Traf chciał, że sprawdzałem metryki par. św. Jana pod kątem Trapszów i znalazłem dwa ciekawe zapisy w księdze za rok 1879. Były to dwie kolejne metryki chrztów. W obu przypadkach chrzczone były dzieci tej samej pary, czyli Anastazego i Anny Eugenii z Ćwiklińskich małżonków Trapszów. Pierw-szym ochrzczonym był Marceli, który – jak zaświadcza metryka – urodził się 4/16 grudnia 1860 r. w Warszawie. Kolejnm dzieckiem była jego młodsza siotra Irena, która na świat przyszła w Kaliszu dnia 4/16 stycznia 1868 r. W obu przypadkach wiek małżonków jest taki sam, co świadczy o tym, że podano wiek w chwili chrztu rodzeństwa (11-letniego i 18-letniej) Trapszów. Anastazy był 49-letnim dyrektorem teatru, zaś Anna Eugenia była młodsza o 3 lata. Marceli - ochrzczony był z wody 4 dni po urodzeniu na mocy decyzji biskupa pomocniczego warszawskie-go Jana Dekerta (który zmarł w 1861 r., więc nie mógłby ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, że tak było), a dopiero jako wobec 18-latka dopełniono ceremonii w Lublinie.

17 More Maiorum» Metryki chrztu Marcelego i Stanisława Trapszo - źródło /szukajwarchiwach.pl

Page 18: More Maiorum nr 18

Z Krakowem jest o tyle łatwiej, że było tam mniej parafii i były one stosunkowo niewielkie. Los Mieczysławy Alek-sandry (jak i innych członków rodziny) był z góry znany, bo mając ojca artystę – potomka m.in. dyrektora teatru i matkę także artystkę – córkę artysty dramatycznego. Prościej mówią - dwoje rodziców i obydwu dziadków było związanych z teater, więc sama Ćwiklińska była „w temacie”. Aleksandra Julia Ficzkowska urodziła się 18 lutego 1854 r. w Krakowie, a ochrzczono ją na następny dzień w krakowskiej parafii św. Floriana. Ojcem był 36-letni Antoni Ficzkowski, zaś matką 28-letnia Marianna Motłosińska. Rodzina mieszkała na Kleparzu pod numerem 5. Matka dziecka była stosunkowo młoda, więc jeśli wiek był prawidłowy, to akt małżeństwa powinien być niewiele przed narodzinami Aleksandry. Tak też było, ponieważ ślub odbył się w parafii św. Floriana niewiele ponad 6 lat wcześniej. Ich córka, a przyszła matka Mieczysławy, urodziła się dzień po 6. rocznicy ślubu. Małżeństwo zawarte zostało więc 17 lutego 1848 r.

Według metryki po prawej stronie panem młodym był 29-letni Antoni Paweł Fickowski (błędnie zapisano, po-nieważ podpisał się jako Ficzkowski – być może błąd jest w metryce chrztu), kawaler, ochrzczony w parafii św. Szczepana, artysta dramatyczny, syn szewca – Michała Fic(z)kowskiego, który w dniu zawarcia małżeństwa przez syna znajdował się „gdzieś” w Królestwie Polskim i Marianny z Bilskich. Panna młoda to 23-letnia Marcjanna Daniela Agnieszka Motłosińska, ochrzczona w par. św. Anny, córka muzykusa – Feliksa Motłosińskiego, który w chwili ślubu przebywał w Warszawie i Agnieszki z Kozłowskich.

18More Maiorum

» Akt chrztu Aleksandry Julii Ficzkowskiej - źródło/ szukajwarchiwach.pl

Page 19: More Maiorum nr 18

19 More Maiorum

Page 20: More Maiorum nr 18

Niestety z parafii św. Anny na stronie www.szukajwarchiwach.pl można znaleźć zaledwie jedną księgę chrztów, która obejmuje lata znacznie późniejsze, czyli nie ma możliwości odszukania metryki chrztu panny młodej. Trosz-kę inaczej jest z Antonim Pawłem, ponieważ na stronie Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego dostępne są skany ksiąg metrykalnych z parafii św. Szczepana i tym sposobem udało się odnaleźć metrykę chrztu pana mło-dego z powyższego aktu małżeństwa.

» Akt ślubu Pawła Fic(z)kowskiego z Marcjanną Danielą Agnieszką Motłosińską - źródło/ szukajwarchiwach.pl

20More Maiorum

Page 21: More Maiorum nr 18

» Akt chrztu Antoniego Pawła Fic(z)kowskiego - źródło /Małopolskie Towarzystwo Genealogiczne

Z powyższego aktu można wyczytać, że dnia 15 stycznia 1818 r. stawił się 31-letni Michał Fickowski, szewc, zamieszkały na Piaskach pod numerem 121. Okazał dziecko płci męskiej i oświadczył, że urodziło się ono dzień wcześniej (tj. 14 stycznia 1818r.) z niego i jego żony Marianny z Bielskich, lat 28. Na chrzcie świętym nadane mu zostały wcześniej już wspomniane imiona – Antoni Paweł.

Ze strony matki Mieczysławy Aleksandry Trapszo to prawdopodobnie wszystko, co udało się „wygrzebać” online. Po mieczu jeszcze trochę jest, chociaż też nie ma tego zbyt wiele. Niestety metryki ślubu rodziców Marcelego – Anastazego Trapszo i Anny Eugenii Ćwiklińskiej – nie udało mi się odnaleźć. Skoro dwóch synów ochrzcili w 1879 r., a ci za dwa lata wzięli ślub, to wcale nie zdziwiłoby mnie to, że pobrali się oni po narodzinach dzieci i stąd tak późne chrzciny. Ciekawe jest to, że babcia Mieczysławy miała dwóch mężów. Pierwszym był Antoni Gustaw, z którym pobrała się w parafii świętego Marcina w Poznaniu dnia 7 marca 1848 r. Sam akt niestety za wiele nie wnosi, bo podano w nim jedynie wiek małżonków (Antoni – lat 28, Anna Eugenia – lat 23), pochodze-nie (on z Górzewa, ona z par. św. Agnieszki). W rubryce ze zgodami, zapisano sygnaturę orzeczenia sądowego, którego treść niestety nie jest znana, chociaż może być bardzo ciekawa i zawierać wiele ważnych informacji. W samym akcie nie odnotowano rodziców pary młodej (tak samo jak w sąsiednich metrykach – czyli po prostu tak prowadzono zapisy), ale jednym ze świadków był Antoni Ćwikliński, który – jak odnotowano – był ojcem panny młodej. Tym samym udało się zdobyć dane siedmiorga z ośmiu pradziadków Mieczysławy Aleksandry Trapszo. Niestety dane matki Anny Eugenii na obecną chwilę nie są znane, a żadne dostępne źródła, nie podają chociażby jej imienia. Niespełna rok od zawarcia związku małżeńskiego, w Poznaniu rodzi się syn tej pary – Bolesław Miec-zysław Napoleon Tadeusz, który później został przyrodnim bratem ojca Mieczysławy. W 1892 r., a dokładniej 4 września, przez zawarcie związku małżeńskiego, związał się z 50-letnią Walerią Machnacką (skan aktu na stronie nr 23). Jednym z dwóch świadków był Anastazy Trapszo, czyli ojczym pana młodego. Para po ślubie dzieci nie miała (ze względu na wiek żony), ale może aktorskim obyczajem, dzieci były, ale przed ślubem? Antoni i Waleria przeżyli w małżeństwie jedyne 7 lat. Antoni zmarł 6 dni po tej rocznicy.

21 More Maiorum

Page 22: More Maiorum nr 18

» Akt chrztu Bolesława Gustawa Trapszo - źródło/ szukajwarchiwach.pl

Wracając jeszcze do Anastazego Trapszo i jego rodziny, to warto nadmienić, że był jednym z dziesięciorga dzieci swych rodziców. Urodził się 2 maja 1832 r. w Zamościu jako przedostatnie dziecko. Po nim był jeszcze Ludomir Franciszek, który na świat miał przyjść w Grójcu. W rodzeństwie przeważali chłopcy, ponieważ było ich aż dzie-więciu, zaś dziewczynka tylko jedna – Tekla, która miała brata bliźniaka – Maurycego. Zmarła ona niestety w pią-tym tygodniu życia. Głowa rodziny – Franciszek Trapszo urodził się około 1783 r. Przed 1814 r. służył w Dywizji Polskiej, utworzonej pod dowództwem marszałka Louisa Davouta w 1808 r. 1 marca 1814 r. został awansowany do stopnia wachmistrza. W tym samym roku walczył pod Brienne (29 stycznia), Montmirail (11 lutego), Laon (8 marca) i Château-Thierry i Arcis-sur-Aube (20-21 marca). Najprawdopodobniej uczestniczył w powstaniu li-stopadowym i wojnie z Rosją w 1831 r. W maju 1836 r. określany jako murgrabia pałacu rządowego - chociaż tę funkcję pełnił już co najmniej 16 lat wcześniej, z kolei w późniejszych latach jako urzędnik wojskowy i oficer by-łych wojsk polskich. Franciszek Trapszo zmarł 20 lipca 1857 r. w Warszawie. Zgon zgłosili dwaj synowie – Marcin, urzędnik z biura oberpolicmajstra miasta Warszawy, lat 35 i Michał, sekretarz urzędu lekarskiego, lat 38. Według metryki, zmarły był wdowcem, liczył 79 lat i był synem nieżyjących już Stanisława i Anny z Kropów małżonków Trapszo.

22More Maiorum

Page 23: More Maiorum nr 18

» Akt ślubu Bolesława Gustawa Trapszo z Walerią Machnacką - źródło/ szukajwarchiwach.pl

23 More Maiorum

Page 24: More Maiorum nr 18

» Akt zgonu Franciszka Trapszo - źródło/ szukajwarchiwach.pl

Franciszek wdowcem był od niespełna 5 lat, ponieważ jego żona – Domicella zmarła 9 sierpnia 1852 r. Według metryki zgonu, miała 58 lat, a zgłaszający o miejscu pochodzenia i rodzicach nic nie wiedzieli. Domicela była z domu Kwasiborska, ale nie odnotowano tego. Informacja pochodzi z metryk chrztów dzieci Franciszka i Do-miceli.

Wywód przodków Mieczysławy Ćwiklińskiej do pobrania ze strony More Maiorum - zakładka Genealogie znanych Polaków

Chciałbym bardzo serdecznie podziękować Panu Aleksandrowi Kopińskiemu za wspaniałą współpracę przy odnajdo-waniu kolejnych informacji o przodkach Mieczysławy Ćwiklińskiej. Dziękuję również Panu Łukaszowi Bieleckiemu,

który sprawdził parafię św. Marcina w Poznaniu pod kątem chrztu Mieczysławy i ślubu jej babci po mieczu

» Akt zgonu Domicelli Trapszo - źródło/ szukajwarchiwach.pl

24More Maiorum

Page 25: More Maiorum nr 18

» Władysław Trapszo (brat Mieczysławy Ćwiklińskiej) z ojcem i ciotkami Ireną i Teklą Trapszo

25 More Maiorum

Page 28: More Maiorum nr 18

28More Maiorum

marszałkowie Napoleona, cz.1historykon.pl

Spośród licznych współpracowników i podwładnych Napoleona Bonaparte szczególną pozycję posiadali marszałkowie. Ludzie ci pozostawali często w cieniu swojego

wodza, jednakże rola jaką odegrali w dziejach wojen napoleońskich nie jest wcale mała. Niniejszy artykuł, pierwszym z serii, pragnie przybliżyć ich sylwetki.

Stopień marszałka istniał w armii francuskiej już w czasach królewskich (od XII w.). W okresie rewolucji zaprzestano jego przyznawania, gdyż uważano go za jeden z reliktów dawnego reżimu i domenę arystokracji. W momencie ustanawiania cesarstwa godność marszałka przywrócono. Stało się to dokładnie 18 V 1804 r. uchwałą Senatu.

W hierarchii cesarstwa marszałkowie zajmowali piąte miejsce (po parze cesarskiej, rodzinie cesarskiej, wielkich dygnitarzach i ministrach). Nazywano ich za „kuzynami” Napoleona, który często tytułował ich w ten sposób w swojej korespondencji.

Zgodnie z przytoczoną wyżej uchwałą przyjęto regułę, iż marszałków może być maksymalnie szesnastu. Pierwsze nominacje nastąpiły już 19 V 1804 r. kiedy to Napoleon przyznał stopień marszałka czternastu generałom. W kolejności alfabetycznej byli to: Augereau, Bessieres, Bernadotte, Berthier, Brune, Davout, Jourdan, Lannes, Massena, Moncey, Mortier, Murat, Ney, Soult. Dodatkowo przyznano cztery tytuły marszałka honorowego dla generałów pozostający poza czynną służbą. Byli to: Kellermann, Lefebvre, Perignon i Serurier.

Kolejne nominacje przyznawano wraz z kolejnymi kampaniami. W 1807 r. buławę otrzymał Victor, w 1809 – Macdonald, Marmont i Oudinot, w 1811 – Suchet, w 1812 – Gouvion St.-Cyr, w 1813 – ks. Poniatowski, wreszcie w 1815 r. ostatni – Grouchy. Zatem łącznie było to 26 osób.

Maksymalna liczba marszałków została osiągnięcia tylko raz – w okresie 1812-1813. W chwili otrzymania buławy nominowani byli w różnym wieku. Najmłodszy był Davout liczący w chwili nominacji 34 lata, z kolei

najstarszy – Kellermann był dokładnie dwa razy starszy.

Marszałkowie wywodzili się z różnych grup społecznych: trzech wywodziło się z plebsu, najwięcej bo dziesięciu – z drobnej burżuazji lub kupiectwa, sześciu – z zamożnej burżuazji lub drobnej szlachty, a drugie tyle – z wysokiej szlachty lub arystokracji. Zdecydowana większość z przyszłych marszałków służyła przed wybuchem rewolucji w armii królewskiej.

Przejdźmy zatem do biografii poszczególnych postaci (zostanie zachowana kolejność alfabetyczna).

Pierre Augereau, książę Castiglione

Urodził się 21 X 1757 roku w rodzinie plebejskiej. Karierę wojskową rozpoczął w 1774 roku. Do wybuchu rewolucji zdążył być żołnierzem kilku armii – francuskiej armii królewskiej, armii pruskiej, a także armii neapolitańskiej. Po wybuchu rewolucji służył w Gwardii Narodowej, a następnie w armii regularnej. Brał udział w tłumieniu powstania w Wandei za co otrzymał stopień generał. Po raz pierwszy z Bonapartem zetknął się w Armii Italii, gdzie Augereau dowodził jedną z dywizji. Odznaczył się w tej kampanii m.in.

w bitwach pod Castiglione i Arcole. Dzięki zasługom został mianowany dowódcą

okręgu paryskiego. Kojarzony ze stronnictwem jakobinów poparł zamach stanu 18 fructidora dzięki czemu objął dowództwo nad Armią Sambry i Mozy, a potem Armii Renu i Mozeli. Godność marszałka otrzymał w pierwszej turze promocji. Od 1805 r. dowódca VII Korpusu Wielkiej Armii. Walczył w 1805 r., a także przeciwko Prusakom i Rosjanom w latach 1806-1807. Ranny pod bitwie Pruską Iławą, gdzie jego korpus poniósł ciężkie straty (został potem rozwiązany). W wojnie z Austrią w 1809 r. dowodził VIII Korpusem, w latach 1809-10 przebywał w Hiszpanii. W czasie inwazji na Rosję w 1812 r. dowodził XI Korpusem (był to korpus odwodowy), lecz w samej kampanii nie wziął udziału. Po klęsce w Rosji bił się kampanii niemieckiej odznaczając się pod m.in. Lipskiem. W 1814 r. dowodził Armią Lyonu broniącą Delfinatu. Przeszedł na stronę Burbonów za co w okresie 100 dni został usunięty z listy marszałków. Po ponownym powrocie Burbonów usunięty z armii. Zmarł 12 VI 1816 roku.

» Pierre Augereau - źródło

Page 29: More Maiorum nr 18

29 More Maiorum

Napoleon, który osobiście nie przepadał za Augereau, cenił go za jego dokonania z czasów rewolucji. Uważał jednak, że zaszczyty i godności źle na niego wpłynęły. Miał on nim powiedzieć na Świętej Helenie: Postarzał się 20 lat pod moimi rozkazami, nie ma już dawnego zapału. Zresztą jego zdolności wojskowe niepoparte były ani geniuszem ani wykształceniem.

Jean Baptiste Jules Bernadotte, książę Pontecorvo, król Szwecji i Norwegii (jako Karol XIV Jan)

Urodził się 26 I stycznia 1763 r. jako syn prawnika z Pau. Służył w armii królewskiej od 1780 roku, w której dosłużył się stopnia sierżanta. Po wybuchu rewolucji pozostał w armii, gdzie szybko awansował. Generalskie szlify otrzymał w 1794 roku. Walczył głównie na północy – nad Renem oraz w Niderlandach. W 1797 r. wraz ze swoją dywizją poszedł do Włoch, aby wspomóc Armię Italii Bonapartego. Po zakończeniu kampanii włoskiej był ambasadorem w Wiedniu, a w 1799 r. – ministrem wojny. Z racji poglądów republikańskich nie poparł zamachu 18 brumaire’a. Plotkowano, że pozycję, a później także marszałkowską buławę zawdzięcza osobie żony - Désirée Clary, która przez pewien czas była narzeczoną Napoleona. Dowódca I Korpusu Wielkiej Armii w latach 1805-1807. Nie przyszedł z pomocą Davoutowi pod Auerstedt (14 X 1806) za co był krytykowany. W kampanii 1809 r. dowódca korpusu saskiego. 21 VIII 1810 został

wybrany przez szwedzkie zgromadzenie narodowe na następcę tronu Szwecji (szwedzki król Karol XIII nie posiadał potomstwa z prawego łoża). Jako regent Szwecji (od 1811 r.) stał się rzecznikiem tendencji

» „Rok 1814”, mal. Jean Meissonier 1864 - źródło

» Jean Baptiste Jules Bernadotte, - źródło

Page 30: More Maiorum nr 18

30More Maiorum

konserwatywnych. Bernadotte dążył do odzyskania okupowanej przez Rosję Finlandii, albo zajęcia należącej do Danii Norwegii. Początkowo prowadził politykę profrancuską, jednakże w 1812 w wyniku zajęcia przez Francuzów szwedzkiej części Pomorza związał się z Rosją i Anglią (z którymi pertraktował już dwa lata wcześniej). W 1813 r. przyłączył się do VI koalicji antyfrancuskiej. Bił się m.in. pod Lipskiem. Walczył także przeciw Duńczykom (sojusznikom Napoleona) zmuszając ich na mocy traktatu z Kilonii (14 I 1814) do oddania Norwegii. Jako Karol XIV Jan panował w Szwecji od 5 II 1818 r. do swojej śmierci 8 III 1844 r. Założona przez niego dynastia do dziś panuje w Szwecji. Uważany za miernego dowódcę.

Jak powiedział on nim Napoleon (…) to człowiek zużyty, który chce pieniędzy, przyjemności, zaszczytów, ale bez kupowania ich na wojnie za cenę niebezpieczeństw i zmęczenia. Mimo to ze wszystkich napoleońskich marszałków osiągnął największy sukces. Przytoczmy na koniec jeszcze raz słowa cesarza: Bernadotte był na swój sposób Szwedem i zawsze przyrzekał tylko to, czego miał zamiar dotrzymać.

Louis-Alexandre Berthier, książę Neuchâtel, książę Wagram, Wielki Łowczy Cesarstwa

Louis Berthier przyszedł na świat 20 XI 1753 r. w Wersalu w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Absolwent Szkoły Wojsk Inżynieryjnych w Charleville-Mézières (1766). W wojsku od 13 roku życia, walczył w wojnie o niepodległość USA, gdzie po raz pierwszy objawiły się jego zdolności sztabowe. Po powrocie do Francji dowodził wersalską Gwardią Narodową, był także szefem sztabu Armii Północy Lafayette’a. Zwolniony z wojska w 1793 r. powrócił do niego dwa lata później. Szef sztabu Armii Italii oraz Armii Wschodu. Po zamachu stanu pełnił funkcję ministra wojny w latach 1799-1807. Szef sztabu Wielkiej Armii brał udział we wszystkich kampaniach lat 1805-1814. Napoleon, oprócz zadań ściśle wojskowych wykorzystywał Berthiera w zadaniach dyplomatycznych m.in. negocjował ślub z Marią Ludwiką, ze strony cesarza uczestniczył też w zaślubinach per procura.

W 1814 r. jako jeden z pierwszych marszałków opuścił Napoleona udając się pod pozorem urlopu do Paryża, co Bonaparte później mu wypominał. Po restauracji Burbonów zachował tytuły i pozycję. Po ucieczce Napoleona z Elby nie przyłączył się do cesarza osiadając

w Bawarii. Zmarł 1 VI 1815 wypadając z okna swojego domu w Bambergu. Do dziś nie wiadomo czy był to wypadek, zabójstwo czy samobójstwo. Faktem jest, że brak Berthiera jako szefa sztabu bardzo odczuł Napoleon w 1815 roku.

Uważany za najwybitniejszego sztabowca epoki. Potrafił przelać rozkazy cesarza na papier. Odpowiadał także za planowanie, administrację, zaopatrzenie i transport. M.in. dzięki niemu Wielka Armia sprawnie przemieściła się znad kanału La Manche nad Ren w 1805 roku. Zdolności sztabowe nie szły w parze ze zdolnościami dowódczymi. Napoleon powiedział kiedyś o nim, że owszem - jest dobrym szefem sztabu, ale w polu powierzyłby mu dowodzenie góra… 50 ludźmi. Słowa te w pełni pokazał początek kampanii 1809 roku. Warto także zaznaczyć, że sztab Berthiera

był jednym z protoplastów dzisiejszych sztabów generalnych.

Jean-Baptiste Bessières, książę Istrii

Przyszedł na świat 6 VIII 1768 r. w niezbyt zamożnej rodzinie. W 1792 r. delegowany do gwardii konstytucyjnej Ludwika XVI. Po jej rozwiązaniu służył w Pirenejach, a od 1795 – w Armii Italii w ramach której walczył w I kampanii włoskiej. W 1798 r. generał brygady, walczył w Egipcie odznaczając się pod Abukirem. Powrócił do Francji razem z Napoleonem. Wziął czynny udział w zamachu stanu

18 brumaire’a. W czasie II kampanii włoskiej (1800 r.) odznaczył się pod Marengo. W 1802 r. generał dywizji, dwa lata później marszałek. Przez większość okresu Cesarstwa dowodził kawalerią Gwardii Cesarskiej (kampanie 1805, 1806-1807, 1809, 1812). Podobno w wolnych chwilach uczył swych podwładnych… pływania. Zazwyczaj wykonawca rozkazów, jedyne samodzielne dowództwo sprawował w Hiszpanii. W kampanii wiosennej 1813 dowodził całością rezerwowej kawalerii francuskiej. Poległ od kuli armatniej 1 V 1813 r. w potyczce pod Weissenfels. Obok Murata uznawany za najlepszego dowódcę kawalerii francuskiej, pozostawał jednak w jego cieniu. Był powszechnie lubiany w armii. Jak sam mawiał: Wyszedłem z szeregów i nigdy o tym nie zapomnę. Doceniany przez Bonapartego, który na Św. Helenie wyraził się on nim następująco: Miał chłodną odwagę i spokój w ogniu; obdarzony był dobrym okiem i świetnie znał taktykę kawaleryjską. Energiczny, lecz

» Jean-Baptiste Bessières - źródło

Page 31: More Maiorum nr 18

31 More Maiorum

zarazem ostrożny i przezorny. We wszystkich wielkich bitwach oddał ogromne usługi. Dostał za mało tego, czego Murat otrzymał za dużo.

Neuchâtel, książę Wagram

Urodzony 13 V 1763 roku. Przed rewolucją urzędnik prokuratury, następnie właściciel drukarni (którą musiał ostatecznie zamknąć) i dziennikarz (współpracował z J. Maratem). W 1789 r. obrany kapitanem paryskiej Gwardii Narodowej, w 1792 r. mianowany generałem brygady i komisarzem wojennym. Tłumił wraz z Bonapartym rojalistyczną próbę zamachu stanu 13 vendemiaire’a roku IV (5 X 1795). Walczył w I kampanii włoskiej jako dowódca jednej z brygad. W 1797 r. generał dywizji, rok później dowodził Armią Italii zastępując Napoleona, który wyruszył do Egiptu. W 1799 r. dowódca wojsk francuskich w Hollandii pokonał wojska angielskie ks. Yorku pod Bergen i zmusił je do podpisania kapitulacji w Alkmaar. W 1800 r. dowodził Armią Zachodu, na której czele walczył z szuanami. W tym samym roku objął komendę Armii Italii. Zwyciężył Austriaków nad Mincio, zdobył Weronę kończąc zmagania podpisaniem rozejmu w Treviso. W latach 1802-1804 ambasador w Stambule. Po ustanowieniu Cesarstwa mianowany marszałkiem. W 1805 r. po odejściu Wielkiej Armii nad Ren dowodził wojskami pozostawionymi w obozie w Boulogne. W linii ponownie w kampanii 1807 roku. Zajął Stralsund (należący do Szwecji). Popadł w niełaskę w wyniku użycia w konwencji kapitulacyjnej zwrotu „armia francuska” zamiast „armia Jego Cesarskiej Mości”. Od tej chwili pozostawał poza służbą. W IV 1814 przeszedł na stronę Burbonów. W czasie Stu Dni poparł Napoleona i został gubernatorem Prowansji. Zamordowany przez rojalistów w Awinionie 2 VIII 1815 roku, jego ciało zostało wrzucone do Rodanu.

Niedoceniany przez Napoleona za życia, który zwrócił mu honor po śmierci mówiąc: Straciłem do niego serce na wskutek jego zachowania wobec króla Szwecji (…) Oddaję sprawiedliwość marszałkowi Brune, dobrze spisał się w Holandii; bitwa pod

Akmaar (Bergen – przyp. aut.) uratowała Republikę przed wielkim niebezpieczeństwem.

Louis Nicolas Davout, książę Auerstädt, książę Eckmühl

Urodzony 10 V 1770 r. w starej rodzinie szlacheckiej o długich tradycjach wojskowych, o której mawiano: Za każdym razem, kiedy rodzi się d’Avout [jest to prawidłowa pisownia nazwiska, przyszły marszałek zmienił ją w czasie rewolucji – przyp. red.], jedna szabla wychodzi z pochwy.

Jako jedyny z marszałków ukończył paryską szkołę wojskową (1788) po czym w stopniu podporucznika rozpoczął służbę w jednym z pułków kawalerii. W 1791 r. dowodził batalionem ochotniczym. Szlify generalskie uzyskał w 1793 roku. Walczył Wandei, Nadrenii i Niderlandach. W czasie rządów jakobinów poza służbą, do której wrócił w X 1794 roku. Jako dowódca brygady służył w pod rozkazami gen. Desaixa w Armii Sambry i Mozy. 21 IV 1797 r. zdobył tzw. furgon Klinglina,

w której odnaleziono dowody na zdradę gen. Pichegru (jednego z bardziej wpływowych dowódców francuskich).

Po raz pierwszy pod rozkazami Bonapartego znalazł się w czasie wyprawy egipskiej, gdzie dowodził brygadą dragonów. Bił się pod piramidami i Abukirem. W 1800 r. powrócił do Francji, uprzednio wzięty do niewoli przez Anglików w trakcie podróży. W tymże roku generał dywizji, objął dowództwo kawalerii Armii Italii. W 1801 objął komendę pułku grenadierów pieszych Gwardii Konsularnej. Od 1803 r. dowódca

obozu w Brugii. Jako najmłodszy znalazł się na

liście marszałków z 1804 roku. Dowódca III Korpusu Wielkiej Armii, z którego starał uczynić najlepszą formację Grande Armée (sam marszałek miał powiedzieć do Bonapartego: Najjaśniejszy Panie, Trzeci Korpus będzie dla Ciebie zawsze tym, czym Legia Dziesiąta dla Cezara). Odznaczył się pod Austerlitz,

» Louis-Alexandre Berthier - źródło

Page 32: More Maiorum nr 18

Zostań redaktorem na stronie MM!

Napisz na maila:

[email protected]

Autor: Dawid Gralik, Historykon.pl

32More Maiorum

gdzie jego wojska zadecydowały o utrzymaniu prawego skrzydła Francuzów.

Największym zwycięstwem Davouta była niewątpliwie bitwa pod Auerstädt z 14 X 1806 r., gdzie na czele swojego korpusu pokonał główną armię pruską po czym ze swoim korpusem zdobył Berlin. Ponownie odznaczył się w 1807 r. jako dowódca prawego skrzydła w bitwie pod Pruską Iławą. Po podpisaniu pokoju w Tylży kwaterował w Księstwie Warszawskim, potem na Śląsku. W wojnie z Austrią 1809 r. ponownie na czele III Korpusu. Zwyciężył pod Eckmühl, miał znaczny wpływ na zwycięstwo pod Wagram, gdzie dowodził prawym skrzydłem. W latach 1810-1812 dowodził Armią Niemiec w związku z kampanią rosyjską przekształconą w I Korpus (najliczniejszy w całej Wielkiej Armii). Walczył w największych bitwach kampanii (Smoleńsk, Borodino, Małojarosławiec, Berezyna). Obwiniany niesłusznie przez Napoleona za jednego z winnych niepowodzeń kampanii. Jak powiedział Montholonowi: Gdyby Davout był wówczas takim, jakim go zawsze znałem, armia rosyjska zostałaby całkiem zniszczona i nie doszłoby do wielkich nieszczęść. W 1813 r. objął dowództwo XIII Korpusu będącego garnizonem Hamburga, którego bronił aż do 27 V 1814 roku na zdecydowany rozkaz Ludwika XVIII. W okresie Stu Dni minister wojny, nie wziął udziału w kampanii belgijskiej (co wypomina cesarzowi Francuzów wielu znawców epoki). Po drugiej abdykacji Napoleona dowodził Armią Loary, po czym podporządkował się Burbonom. Pozbawiony tytułów, odzyskał je w 1817

roku. Dwa lata później zasiadł w Izbie Parów. Zmarł na zapalenie płuc 1 VI 1823 roku.

Davout uznawany jest za jednego z najwybitniejszych, jeśli nie najwybitniejszego marszałka Napoleona. Jako jeden z niewielu potrafił samodzielnie dowodzić. Pod pewnymi względami przerósł nawet swojego wodza, gdyż nigdy nie przegrał bitwy. Nie zawodził Napoleona dowodząc w różnych bitwach. Marszałek znany był ze swojego chłodnego charakteru. Dbał o swoich żołnierzy, ale surowo pilnował dyscypliny w szeregach (powiadano, że tam, gdzie jest Davout, kurczęta mogą bez obawy spacerować między koszarami). Za najmniejsze przewinienie groziła kara śmierci. Nienawidził także zdrajców, ludzi przekupnych i szpiegów, dlatego też „miał na pieńku” z Bernadotte’m, był także bezwzględny jako komendant Hamburga.

Pewien sentyment do tego marszałka mogą mieć Polacy. Davout popierał dążenia niepodległościowe Polaków (coś nie od samego początku). Była więc to postać nietuzinkowa, która odegrał niepośrednią rolę w wydarzeniach epoki.1,2,3,4,5

1 Robert Bielecki, Encyklopedia wojen napoleońskich, Warszawa 20022 Robert Bielecki, Wielka Armia Napoleona, Warszawa 20043 J. Gallagher, Żelazny marszałek, Gdańsk 20004 M. L. Lanning, 100 największych dowódców wszechczasów, Warszawa 19985 A. G. Macdonell, Napoleon i jego marszałkowie, Kraków-Międzyzdroje 2008

Page 33: More Maiorum nr 18

Zostań redaktorem na stronie MM!

Napisz na maila:

[email protected]

33 More Maiorum

paweł becker

Żadna inna rodzina nie zapisała się w dziejach światowej nauki jak oni – kilka pokoleń na-ukowców, badaczy i aż pięciu noblistów w trzech dziedzinach, w tym jedna dwu-

krotna zdobywczyni tej nagrody. Mowa o rodzinie Marii Skłodowskiej-Curie.

Na czele rodu stoi Józef Skłodowski (1804-1882), pedagog, bibliotekarz, powstaniec listopadowy i na-uczyciel. Wraz z żoną Salomeą Sagtyńską mieli syna Władysława. Tenże Władysław był matematykiem i fizykiem, a także dyrektorem dwóch męskich gimna-zjów warszawskich. Ożenił się z Bronisławą Boguską i doczekali się piątki dzieci: Zofii, Bronisławy, Józefa, Heleny i Marii.

Spośród nich najsłynniejsza jest oczywiście Maria Skłodowska (1867-1934), najbardziej znana kobieta naukowiec. Dzięki ogromnej determinacji i pomocy starszej siostry Bronisławy ukończyła matematykę i fizykę na paryskiej Sorbonie, pierwsza kobieta, któ-ra uzyskała doktorat tejże uczelni, pierwsza kobieta w dziejach, która zyskała tytuł profesora. Pierwsza kobieta, która zdobyła Rysy. Kobieta, która ręcznie

przerobiła kilka ton blendy uranowej w celu uzyskania śladowych ilości nowego pierwiastka – radu. Później odkryła drugi pierwiastek, który na cześć swojej ojczy-zny nazwała polon. Literatura na jej temat jest bogata i zainteresowanych odsyłam do jej licznych i ciekawych biografii. Była najwybitniejszą z rodziny, ale nie jedyną.

Nawet w dniu ślubu rozmawiała z Pierre`em o pro-mieniotwórczości. Pierre Curie (1859-1906) był synem lekarza. Zarówno on jak i jego brat Jacques studio-wali fizykę. Był profesorem Uniwersytetu Paryskiego i członkiem Francuskiej Akademii Umiejętności. Zgi-nął w 1906 roku pod kołami wozu konnego.

Po jego śmierci Maria wpadła w depresję, przy życiu trzymały ją córki, Irena i Ewa. Kilka lat później nawią-zała romans ze współpracownikiem Pierre`a, Paulem Langevinem. Romans, który drogo ją kosztował. Lan-gevin był żonaty, a żona znalazła listy kochanków i opu-blikowała je w prasie brukowej. Gazety nie mogły wy-baczyć Marii próby rozbicia małżeństwa Langevinów, zarzucano jej żydowskie pochodzenie, przypisywanie sobie zasług męża, kazano „tej cudzoziemce” opuścić Francję. I w tym momencie ze Sztokholmu przyszła

rodzina Curie

Page 34: More Maiorum nr 18

34More Maiorum

wieść o Nagrodzie Nobla w dziedzinie chemii za rok 1911. Mimo głosów sprzeciwu odradzających jej oso-bisty odbiór lauru, Maria odebrała go z podniesionym czołem, zaznaczając, że jej życie prywatne nie ma nic do osiągnięć naukowych, a za takowe została jej przy-znana Nagroda Nobla.

Maria zrehabilitowała się w oczach Francuzów w czasie I wojny światowej, gdy zrobiła prawo jazdy (pierwsza kobieta w historii!) i osobiście zorganizowała karetki z aparatami rentgenowskimi, którymi jeździła na front, by pomagać w leczeniu żołnierzy. Dzielnie towarzyszy-ła jej w tym starsza córka Irena.

Gdy rad zaczął być coraz bardziej popularny, a Polska odzyskała niepodległość, Maria Skłodowska-Curie po-stanowiła otworzyć w swojej rodzinnej Warszawie In-stytut Radowy. Na czele Instytutu stanęła jej siostra, Bronisława Dłuska. Bronisława (1865-1939) była lekar-ką, wraz z mężem Kazimierzem założyli w Zakopanem sanatorium. Kazimierz był założycielem TOPR-u, Mu-zeum Tatrzańskiego im. Tytusa Chałubińskiego i dele-gatem Komitetu Narodowego Polskiego na konferen-cji pokojowej w Paryżu w 1919 roku. Oboje aktywnie działali przy powstawaniu Instytutu Radowego (obec-nie Centrum Onkologii – Instytut im. Marii Skłodow-skiej-Curie).

Dodajmy, że Maria ofiarowała dla Instytutu 1 gram radu uzyskany z daru od kobiet amerykańskich. Dwukrotnie akcję zbiórki pieniędzy na rad organizowała przyjaciół-ka Marii, Missy Meloney, amerykańska dziennikarka, swoiste „skrzyżowanie matki chrzestnej z dobrą wróż-ką” (jak to określiła Shelley Emling) i jednocześnie wul-kan energii i tytan pracy.

W tym czasie Irena wychodzi za mąż za Frederica Jo-liot. Irena i Frederic wspólnie odkryli zjawisko sztucz-nej promieniotwórczości, za co otrzymali w 1935 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. To Frederic jako pierwszy zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo związa-ne z ich badaniami, co potwierdziło powstanie bomby atomowej i użycie dwukrotnie w 1945 roku w Hiro-szimie i Nagasaki. Po tych wydarzeniach Irena i Ewa stwierdził zgodnie, że dobrze się stało, że ich matka nie doczekała tego dnia.

Syn Ireny i Frederica, Pierre Joliot (ur. 1932) również jest naukowcem specjalizującym się w biochemii, do-radcą premiera Francji w dziedzinie nauki i technolo-gii.

Z kolei siostra Pierre`a, Helene Joliot nie tylko została kontynuatorką dynastii naukowców jako fizyk jądrowy, ale również sprawiła, że historia zatoczyła koło – jako wnuczka Marii Curie, poślubiła wnuka Paula Langevi-na – Michaela Langevina. Syn Helene i Michaela, Yves Langevin jest astrofizykiem.

I jeszcze słowo o Ewie, młodszej córce Marii. Jej nie-naukowy życiorys jest bodaj najciekawszy spośród wszystkich. Pisarka, dziennikarka, korespondentka wojenna przemierzająca w czasie II wojny światowej Amerykę, Afrykę i Azję, pianistka, polityk, działacz-ka społeczna. Czynnie zaangażowana w działalność UNICEF, doradca sekretarza generalnego NATO. Po-ślubiła dyplomatę Henry`ego Labouisse`a i wspólnie z nim odbierała w 1965 roku Pokojową Nagrodę Nobla w imieniu UNICEF. To właśnie ona napisała pierwszą biografię swojej matki – Madame Curie.

August Emil Fieldorf „Nil” w spisie ludności dla m. Krakowa 1910 r.

Page 35: More Maiorum nr 18

35 More Maiorum

wmeritum.pl

August Emil Fieldorf „Nil” w spisie ludności dla m. Krakowa 1910 r.

o Langiewiczach słów kilka

Historię rozpoczyna sylwetka Wojciecha – lekarza, uczestnika powstania listopa-dowego, jego synów Mariana – dyktatora powstania styczniowego i Józefa – dok-

tora oraz uczestnika powstania styczniowego oraz ich synów: Tadeusza (syna Mariana) – majora austriackiej armii oraz Marcelego (syna Józefa) prawnika i sze-fa Rady Ludowej w Krotoszynie podczas powstania wielkopolskiego.

Wojciech Langiewicz urodził się w Zdunach (po-łudniowa Wielkopolska) 20 kwietnia 1794 r. Był sy-nem Antoniego i Kazimiery z Cesarskich. Miał żonę, Eleonorę Kluczewską (17971861), córkę Melchiora i Krystyny Suchockiej (lub Sucheckiej h. Poraj). Kry-styna Suchowska była córką Jana i Anny Siemieńskiej. Jan z kolei był synem Marcina i Ewy Wolskiej córki Stanisława i Marianny Dunin. Eleonora Kluczewska urodzona ok. 1795-1797 zmarła w 1861 r. w Witko-wie. Urodziła się najprawdopodobniej w Zdunach lub w okolicy. Miała brata Tomasza (ur. 1784), któ-ry zmarł 13 sierpnia 1831. O najstarszym pokoleniu niewiele jednak wiadomo. Wiemy jedynie, że Melchior Kluczewski zmarł w Zdunach 14 stycznia 1822 r. Woj-ciech i Eleonora mieli trzech synów: Aleksandra (1824-1882), Antoniego Józefa (1826-1879) i Mariana (1827-1887). Wojciech Langiewicz studiował (1808-1814) medycynę na Uniwersytecie Warszawskim, a w latach 1815-1820 na Uniwersytecie Wrocławskim. Pracował jako lekarz kaliski i lekarz w Krotoszynie. Jego drugi syn Antoni Józef także został lekarzem. Wojciech ok. 1824 r. zamieszkał w Jutrosinie lub Grąbkowie (Wiel-kopolska), a rok później w Krotoszynie w domu, któ-ry obecnie znajduje się przy alejach im. Powstańców Wielkopolskich (dzisiaj szkoła podstawowa i gimna-zjum). Zmarł w 1831 r. z wycieńczenia lub epidemii tuż po powstaniu listopadowym. Był doktorem me-dycyny, chirurgiem i oficerem pruskim. Służył praw-dopodobnie w oddziale krotoszyńskim, porzucił swą służbę w wojsku ok. 1830 r. i przedostał się do Króle-stwa Polskiego by wziąć udział w zbliżającym się po-wstaniu. W Wojsku Polskim był Sztabslekarzem. Była to ważna funkcja, ponieważ w całym pułku był tyl-ko jeden sztabslekarz i dwóch lekarzy batalionowych. I tu warto zadać sobie pytanie czy była to rodzina szlachecka, czy może mieszczańska? Prof. Włodzi-mierz Dworzaczek pisze o nich tak: Langiewicz, rodzi-na mieszczańska, ale z pretensjami do szlachectwa. Najbar-dziej znanym synem Wojciecha był Marian Melchior

Antoni Langiewicz, który urodził się 5 sierpnia 1827 r. w Krotoszynie. Po śmierci ojca rodzina pozosta-ła bez środków do życia. Początkowo naukę pobierał w domu, a od 1836 r. uczęszczał do szkoły powiatowej tzw. progimnazjum (dziś liceum im. Hugona Kołłąta-ja). W 1844 r. jego rodzina przeniosła się do Trzemesz-na i tak uczęszczał do gimnazjum niemieckiego. Jego brat Aleksander poświęcał się wówczas handlu, a Józef Antoni medycynie. Walery Przyborowski pisał o nim tak: Miał umysł pełen fantazji, nieco marzycielski i ambitny, co w każdym razie było dowodem podnioślejszej duszy i szczerych pragnień. W gimnazjum przebywał 4 lata, w tym pierwszą klasę powtarzał. Tam miał problemy ze wzrokiem, jednak jego talent do nauki pomógł mu w ukończeniu szkoły.

» Marian Langiewicz - fot. Wikimedia Commons

Page 36: More Maiorum nr 18

36More Maiorum

W 1848 r. brał udział w utarczkach wojskowych w szko-le w Trzemesznie (pod Gnieznem). W tymże roku wy-jechał na studia na Uniwersytecie Wrocławskim, póź-niej jednak do Pragi na słowianistykę. Potem przebywał w Berlinie na studiach matematyczno-fizycznych, by w 1853 r. wrócić krótko do Wrocławia. W 1854 r. wstą-pił jako ochotnik jednoroczny do pułku artylerii gwar-dii pruskiej w Berlinie. W 1859 r. został porucznikiem artylerii pruskiej i poprosił o dymisję, wyjeżdżając do Paryża. Tam poznał generała Milbitza i z nim wyruszył do Włoch, gdzie trwało zjednoczenie państwa. Należał do sławnego tysiąca generała Garibaldiego i wylądował na Sycylii. Walczył mężnie pod Millazzo, gdzie został ranny. Później był adiutantem Milbitza, gdzie poznał samego Garibaldiego. W tym czasie został kapitanem. Pod koniec 1862 r. Marian Langiewicz został wezwa-ny do Komisji Zakupu Broni. Kupował ją głównie we Włoszech, ale prowadził również rozmowy w Paryżu, Belgii, Francji i Niemczech. Przybył potem do War-szawy i został nominowany pułkownikiem i naczel-nikiem sił zbrojnych województwa sandomierskiego. Gdy wybuchło powstanie Langiewicz nie był z niego zadowolony, ze względu na zły dobór osób i nieprzy-gotowanie. Utracono Szydłowiec. 23 stycznia 1863 r. zorganizował oddział wojskowy w Wąchocku, co było trudne. Po ciężkich walkach z silniejszymi Rosjanami wycofał się z Gór Świętokrzyskich na południe. W tym czasie został generałem i naczelnikiem sił zbrojnych województw: krakowskiego i sandomierskiego. Później jego oddział stoczył jedną z najkrwawszych bitew pod Małogoszczą. Następnie ruszył do Pieskowej Skały, gdzie odparł chwilowo ataki wroga, następnie rusza do Goszczy. Autor (o pseudonimie jr) krotoszyńskiej pu-blikacji pisze: Był to jedyny oddział, który odradzał się jak Feniks z popiołów i kontynuował swoją działalność. W ciągu swego marszu stoczył 7 bitew i masę potyczek, co przyniosło mu sławę. 10 marca 1863 r. został ob-wołany dyktatorem powstania. Potem decyduje się ru-szyć do Gór Świętokrzyskich. Stoczył w międzyczasie szereg potyczek i zwycięską bitwę pod Grochowiskami, choć początkowo wydawała się ona być przegraną. Na-stępnie musiał opuścić oddział i udać się do Krakowa, z kilkoma osobami. W czasie przeprawy został zdra-dzony przez jednego z powstańców i aresztowany. Zo-stał osadzony w Tarnowie, potem w Brnie, a na koniec w Tysznowie.

Po dwóch latach zostaje zwolniony. Otrzymawszy szwaj-carskie obywatelstwo rusza do tego kraju. W Szwajcarii odwiedza Władysława Platera. Wśród polskich emi-grantów jest witany jak bohater. Pod koniec 1865 r. ru-sza do Anglii i tam działa w Ognisku Rewolucyjnym

Polskim. Nie widząc sensu działalności organizacji ru-sza z kilkoma weteranami powstania do Turcji. Później wycofał się z polityki. W tym czasie zmarła jego cięż-ko chora żona. Tam pracuje jako urzędnik w kolejach tureckich, a w 1877 r. zatrudniony zostaje jako agent zbrojeniowy, kupując broń w zakładach Kruppa w Es-sen. W owym czasie dorobił się nieco, za co kupił sobie stadninę koni arabskich. W 1873 r. ożenił się ponownie z Angielką Zuzanną Bery. W ostatnich latach życia ma-rzy o powrocie do Ojczyzny i rusza do Galicji, aby tam pertraktować o zakupie posiadłości w Nowym Sączu. Wróciwszy do Konstantynopola zapadł na zapalenie płuc i zmarł 12 maja 1887 r. Został pochowany na cmentarzu angielskim z czasów wojny krymskiej Ha-idar Pasha w Stambule. Marian miał dwie żony. Pierw-szą była poślubiona w latach 60. XIX w. Marie Ma-ximiliane Christiane Bauer urodzona 8 września 1834 r. w Mannheim (Badenia, Niemcy)córka Karla Bauera oraz Leopoldine von Hinkeldey. Musiała ona umrzeć przed 1873 r. Z nią miał syna Tadeusza, ale o nim w dalszej części tekstu. Drugą żoną była Suzanne Rod-well (2 lutego 1837 – 24 listopada 1906). Ślub odbył się w 1873 r. w ambasadzie brytyjskiej w Konstanty-nopolu. Marian był czwartym mężem Suzanne Pierw-szym poślubionym przez Suzanne był Louis Coxhead w 1858 r., drugim Bertold Wierciński. Oboje poślu-bieni w Albionie. Trzecim był George Augustus Berry w Konstantynopolu 27 maja 1869 r. Susanne była córką Rodwellów: Jamesa i Elizabeth z domu Read. Pochowana razem z Marianem. O Tadeuszu synu Ma-riana i Marie Maximiliane Christiane Bauer wiemy bar-dzo mało. Tadeusz Langiewicz urodził się w 1867 r. w Konstantynopolu. Zmarł 13 czerwca 1915 r.

Był majorem 13 pułku ułanów armii austriackiej, po-legł w Galicji wiosną 1915. Był najwyższym stopniem oficerem poległym z tego pułku. Upamiętniony zo-stał na tablicy będącej zarazem epitafium poległych oficerów i ułanów trzynastki, w kościele Kapucynów. Ciężko ranny został koło Lityni podczas ofensywy wiosennej 4 KD GM Berndta. Pochowany na Zen-tralfriedhof w Wiedniu. Jak twierdzi Gazeta Toruńska wskutek ran odniesionych na północnym terenie walki, umarł w ostatnich dniach we Wiedniu. Marian miał jeszcze dwóch braci: Aleksandra Romana, który urodził się 28 lute-go 1825 r. w Grąbkowie k. Jutrosina, a zmarł 23 maja 1882 r. w Witkowie. Jego żoną była Pelagia Seredyńska (1842-?). Niewiadomo czy mieli dzieci. Aleksander był kupcem w Witkowie. Drugim bratem Mariana był Jó-zef Narcyz urodzony 18 marca 1826 r. w Krotoszynie. W latach 1854-1866 był lekarzem w Witkowie. Miał żonę Ignację Łukomską. Józef zmarł 1879 r. w Gnieź-

Page 37: More Maiorum nr 18

37 More Maiorum

nie. Był doktorem medycyny. Ukończył gimnazjum w Trzemesznie tak jak Marian, a później studiował w Gryfii. Osiadł w Witkowie, gdzie prowadził prak-tyki lekarskie i cieszył się dużym szacunkiem. Tutaj mieszkała spora część jego rodziny m.in. brat i matka. W 1863 r. niósł pomoc powstańcom jak jego ojciec trzy dekady wcześniej. Działał szczególnie w lazare-cie ruchocińskim. Po śmierci dr. Stanowskiego został lekarzem w Gnieźnie. Jak podaje Dziennik Poznański Jako lekarz miejski odznaczył się śp. Langiewicz nie mniej gor-liwością, sumiennością i bezinteresownością. Jeżeli gdzie to na tem polu okazuje się całe poświęcenie polskich naszych lekarzy. Do ciasnych, ciemnych, dusznych, zadymionych i zatęchniałych zakątków, po sklepach i pod strychem jak niestrudzony żoł-nierz z narażeniem zdrowia i życia, niepomny na dolę własnej rodziny, która traci w nim męża, ojca, opiekuna, tam w pierw-szym rzędzie podąża lekarz, aby często wspólnie z kapłanem polskim nieść ratunek, pomoc, ulgę i pociechę, a przedewszyst-kiem okazać serce opuszczonej i pozbawionej opieki biedzie naszej polskiej”.

Józef Langiewicz należał do Komitetu Powiatowego Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego. Miał 8 dzieci, w tym Marcelego Ignacego, którego chrzest-nym był właśnie stryj generał. Marceli był prawnikiem urodzonym w 1867 r., zasiadał w Powiatowej Radzie Ludowej w Krotoszynie, a później został jej przewod-niczącym. Rada działała w czasie powstania wielko-polskiego. Przed powstaniem był jedynym adwokatem polskim w Krotoszynie. W mieście cieszył się bardzo dużym autorytetem. Przed I Wojną był też członkiem zarządu polskiej szkoły. W 1885 r. został absolwen-tem razem z bratem Janem Królewskiego Gimnazjum Gnieźnieńskiego, dzisiaj 16 Liceum Ogólnokształcące w Gnieźnie. W 1899 r. w Kostrzyniu k. Środy Wiel-kopolskiej wziął ślub z Władysławą Teklą Sokolnicką h. Nowina (ur. 3 września 1875 w Tarnowie, zmarła 24 września 1920 r. w Krotoszynie) córką Bartłomieja Sokolnickiego i Lucyny Teresy z Moszczeńskich h. Na-łęcz. Prawdopodobnie nie miał dzieci. Marceli w latach 1920-1926 był notariuszem powiatu krotoszyńskiego. Początkowo mianowany 22 lutego 1922 r. notariuszem przez Ministra Sprawiedliwości do 1 kwietnia 1923 r., lecz jego kadencja przedłużyła się do 1926 r., w roku w którym zmarł. Pochowany został razem z żoną w Kro-toszynie przy głównej alejce. Nie znamy dzieci syna Mariana – Tadeusza. Wiemy, że potomstwo Mariana i jego drugiej żony mieszka w w USA1,2,3,4,5,6,7.

1 Stanisław Myśliborski-Wołomski, „Generał Marian Lang-iewicz 1827 – 1887” – Warszawa 19712 Elżbieta Halina Nejman, „Szlachta Sieradzka w XIX wieku | Herbarz”, J. Chosłowski, „Ś.p. dr. Józef Langiewicz” w „Dzien-niku Poznańskim”, 12 marca 1879 r. nr 59 „Gazeta Toruńska” 1915, nr 115 r. 513 Lista absolwentów na stronie 16 LO w Gnieźnie http://www.absolwent.gniezno.pl/strona.php?mi=603&lang=4 Maryan Langiewicz „Relacye o kampanii własnej 1863 r.” wydał Bertold Merwin, Lwów 19055 „Strażnica Kresowa: miesięcznik młodzieży Gimnazjum im. ks. Hugona Kołłątaja w Krotoszynie” 1931.05.15 R.1 Nr3 Dziennik Urzędowy Ministerstwa Sprawiedliwości, Warszawa 15 lutego 19226 Krzysztof Grobelny, Grzegorz Kryg, „Dzieje Zdun”, Zduny 1994, TMiBZK, „Krotoszyn” t. II „Historia”, pod red. Dionizego Kosińskiego, Poznań Krotoszyn 1996,7 Stanisław Kośmiński, „Słownik lekarzy polskich”, zeszyt I, Warszawa 1883, „Generał Marian Langiewicz 1827 1887” Krotoszyn 1987 r.

» Pomnik Generała Mariana Langiewicza w Krotoszynie z 1987 r. park przy ul. Rynkowej i Małym Rynku - fot. Łukasz Cichy

Autor: Łukasz Cichy, wMeritum.pl

Page 38: More Maiorum nr 18

» Grób Langiewiczów - fot. Łukasz Cichy

38More Maiorum

Page 39: More Maiorum nr 18

39 More Maiorum

genealogia polaków

Opracowanie redakcja „Genealogia Polaków”, www.genealogia.okiem.pl

Wygląd głównej izby typowego małego dworu wielkopolskiego XVIII/XIXwNa przykładzie dworu w Godurowie, wg opisu Franciszka Morawskiego „Dworzec mego dziad-ka” (wyd. 1851)

Do dworu prowadziły drzwi przy których mieściła się czarka z wodą święconą natomiast na drzwiach pisano litery trzech królów. Dwór przedzielony był sienią, mając po jednej stronie mieszkanie po drugiej część czeladną. Sień ta obfitowała w trofea myśliwskiej, a u powały widać było wieniec żniwiarzy.

Główna izba była największa, a zarazem pierwsza z rzędu komnat ciągnących się dalej, bardziej prywatnych. Okna niewielkie i wąskie, z ochrony zarówno przed zimnem jak i przed innymi niebezpieczeństwami. W poprzek izby powałę podtrzymywała największa we dworze belka dębowa. Miała ona znaczenie konstrukcyjne, co też wpływało na jej odbiór i przeznaczenie. Wypisywano tam bowiem datę budowy, jak też i sentencje modlitewne „podtrzy-mujące dom”. Belki te jednak cieszyły się niebezpieczną sławą, gdyż nie wolno było pod nimi żadnych ważnych spraw podejmować, a jeśli się co złego wydarzyło (choćby i podczas gry w karty) przypisywano to temu że ktoś siedział pod ową belką.

Po przeciwległej stronie od wejścia stał kredens, wielki mebel z przeszklonymi półkami na których oprócz srebr-nych mis stały puchary i kielichy. W Godurowie obok kredensu stał „pod prassą serwet muzułman wąsaty”, praw-dopodobnie szafka na serwety podtrzymywana przez wyrzeźbioną postać klęczącego Turka.

Na ścianie wejściowej z sieni stał wielki kaflowy piec, z rzeźbionym popiersiem Sobieskiego, z olbrzymią komorą zdolną pomieścić sążeń drewna, a obok osobno kominek również sporych rozmiarów. Najważniejszym meblem w tej izbie był oczywiście jednak stół dębowy do budowy którego użyto 5 kloców.

Na ścianach wieszano portrety antenatów. W przypadku Godunowa były to pary małżonków na 4 portretach – Piotr (prawd. Starosta gniewkowski 1704) i Jakub z żonami, zwróconymi do nich twarzami:

Jeden w lśniącym kirysie i z podpartym bokiemDrugi z brodą kępiastą i czubem na głowie…Tamta w lśniących bławatach jak Juno dostojnaTa zaś czepcem i drogim naszyjnikiem strojna

Zawartości dopełniały drobniejsze sprzęty, jak zegar z kurantem, kord, rusznica, gromnica z palmą i wiankiem wiszące na ścianie. Stał też nieopodal kominka niewielki „kantorek” – stolik na którym pan zwykł jadać śniadanie, na którym rozgrywano partyjkę gry w karty, lub odbywano bardziej prywatne rozmowy. Przy tym stoliku odbywały się też rozmowy z osobami, które prosiły o wybaczenie przewinień, lub proponowały jakiś układ. Stał też fotel w którym siadał sługa grzejąc się przy kominku przysypiał wieczorem.

Całości dopełniał krzyż wiszący centralnie.

wygląd izby typowego dworu

Page 40: More Maiorum nr 18

40More Maiorum

agnieszka kubasdziejopis żywiecki jako...

„Dziejopis żywiecki” Andrzeja Komonieckiego jako źródło do genealogii

Podstawowym źródłem do badań genealogicznych dla każdego genealoga – amatora są księgi metrykalne chrztów, małżeństw i zgonów. Dostarczają one elementarnych informacji o naszych przodkach. Stanowią jeden z pierwszych punktów żmudnych poszukiwań informacji o minionych pokoleniach. Gdy już zgro-madzimy podstawowe informacje, ciekawość nie pozwala nam poprzestać na tym. Rozpoczynamy coraz

szersze poszukiwania. W niniejszym artykule chciałabym omówić bardzo ważne źródło, które może stanowić kolejny etap poszukiwań genealogicznych, jakim jest „Dziejopis żywiecki” Andrzeja Komonieckiego

„Dziejopis żywiecki” , którego pełny tytuł brzmi: „Chronografia albo dziejopis żywiecki w którym roczne dzieje spraw przeszłych, starodawnych miasta Żywca i pobliskich jego miejsc znajdują się. A ten jest z różnych autorów, pism i wiadomości zebrany i wypisany, a w żywą i trwałą pamięć miastu żywieckiemu jako ojczyźnie swojej miłej ofiarowany roku Pańskiego 1704, przez sławnego ANDRZEJA KOMONIECKIEGO wójta na ten czas żywiec-kiego, manu propria” jest jednym z najważniejszych źródeł do dziejów Żywca i Żywiecczyzny. Autor tego wieko-pomnego dzieła żył w latach 1658-1729. Był wójtem żywieckim. W trakcie pełnienia urzędu stworzył opowieść o dziejach regionu od 1400 do 1728 r. Autor opierał się na trzech rodzajach informacji. Dzieje Żywiecczyzny do 1686 zostały opracowane na podstawie dwóch typów źródeł:

1. Lata 1400-1568 zostały opracowane głównie na podstawie kroniki Marcina Bielskiego2. Dzieje z lat 1568-1686 opierają się na dokumentacji miejskiej i kościelnej przechowywanej dawniej w Żyw-

cu, do której Komoniecki miał dostęp dzięki sprawowanej funkcji wójta.

Z kolei historia Żywiecczyzny z lat 1686-1728 została zrekonstruowana na podstawie własnych obserwacji auto-ra, żyjącego właśnie w tym okresie. Oczywiście „Dziejopis żywiecki” nie jest wolny od własnych fantazji autora, dlatego nosi bardziej znamiona pamiętnika, na którego karty zostały wplecione informacje zawarte w rożnych do-kumentach. Pomimo tego, „Dziejopis żywiecki” posiada ogromną wartość historyczną, ponieważ jest w zasadzie jedynym źródłem, odwołującym się do informacji, które zgromadzono w licznych dokumentach, zniszczonych następnie w skutek pożaru miasta.

Oprócz wartości typowo historycznej, dla dziejów miasta i regionu oraz społeczeństwa ówczesnej epoki „Dzie-jopis żywiecki” może spełniać również funkcję znakomitego źródła do genealogii dawnych właścicieli Żywca oraz częściowo ludności zamieszkującej region.

Page 41: More Maiorum nr 18

41 More Maiorum

Analiza treści dzieła, pozwala nam wyróżnić następujące informacje genealogiczne, z których możemy w mniejszy, bądź w większy sposób skorzystać:

1. Informacje genealogiczne o właścicielach Żywca i ich rodzinach.2. Listy duchownych wywodzących się z Żywiecczyzny.3. Informacje o mieszkańcach, w tym geograficzny podział nazwisk, który w pewnym stopniu utrzymuje się

do dzisiaj.4. Informacje o chorobach, przyczynach śmierci oraz anomaliach, związanych z narodzinami i śmiercią. ge-

nealogiczną

Przyjrzyjmy się teraz każdej z wymienionych kategorii i na podstawie przykładów z „Dziejopisu żywieckiego” zastanówmy się nad wartością każdej z nich. Rozpocznijmy od analizy dziejów rodziny Komorowskich, właścicieli Żywiecczyzny od 1474 r.

Ród Komorowskich rozpoczął panowanie w Państwie Żywieckim w momencie przybycia do niego Piotra Ko-morowskiego, hrabiego Liptowskiego i Orawskiego. Protoplasta rodu żywieckich dziedziców, w wyniku sporu z węgierskim władcą Maciejem Korwinem, wraz ze swoją rodziną przybył do Polski, otrzymując od polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka Państwo Żywieckie i inne okoliczne ziemie. Andrzej Komoniecki pisał o tym wydarzeniu w następujący sposób: Skąd [z Zamku Orawskiego – dopisek red.] Piotr Komorowski z całą swoja familią do Polski się przyprowadził, gdzie pięknie przyjęty i Żywiec mu miasteczko z szerokim państwem za życzliwość jego król Kazimierz polski darował. (…) A nie tyl-ko Państwem Żywieckim obdarowany jest, ale barwałdzkie starostwo ku temu przydano, gdzie zamek potężny na wysokiej górze naprzeciwko Lanckorony stojący (…) Będąc do tego starostwa wsi pięć Barwałd, Stanisławów, Głuchowiec, Schocznia [dzisiejsza Chocznia – dopisek red.] i Mikołaj u Wadowic, które państwa do ostatniego potomstwa w rekach Komorowskich zostawały1. Niezwykle ciekawą część dzieła A. Komonieckiego stanowi legenda herbowa rodu Komorowskich, który posłu-giwał się herbem Korczak. Tego typu opowieści stanowiły istotny element tożsamości wielkich rodów. Legenda herbowa rodu Komorowskich odwołuje się do najdawniejszych przekazów o początkach państwa Węgierskiego. Zawiera w sobie elementy symboliczne oraz wizję postrzegania woli Bożej, jako czynnika wpływającego na podej-mowanie ważnych decyzji. Wobec tego dowiedzmy się, jak powstał herb Korczak:(…) klejnot herbu (…) przedtym z dawności tej familie przodkowie czaszą się złotą w czerwonym polu, a w niej psia głowa, a w chełmie trzby białe rzeki, pieczętowali. Który herb potym odmienił Ludwik, król polski i węgierski, we stu i we dwudziestu lat, brzydząc się tą baśnią, którą powiadano o tym herbie, że Wę-growie jeszcze przed przyjściem Hunów do Panoniej (…) mieli króla obierać i nie mogąc się zgodzić postanowili między sobą, kto najpierw wnidzie w on gmach albo izbę, kędy siedzieli, ten królem miał być. Oczekiwując króla, drzwi szeroko otworzyli, w tym pies wszedł. Oni nie chcąc umowy pasować, spodziewając się, aby to już był król, od Boga im naznaczony, poczeli mu się kłaniać jako panu. W tym czas przyszedł, że wszyscy jeść mieli; nie chcieli jeść, ażby pana pierwej nakarmili. Przykryli stół, psisko pilnowało jeść, którego posadzili na przednim miejscu, a w tym przyniesiono potrawy. Krajczy przystąpił, krając, dawał jako królowi jeść, obrawszy mięso z kości, rzucił kość do złotej wanienki albo czasze. Pies skoczył za kością, w tym krajczy dobywszy szable, ciął go w kark, aż mu głowa do złotej czasze wpadła, mówiąc »Jeśli chcesz być królem, przestań psich obyczajów« A Węgrowie do szabel skoczą, a on wtym dopadłszy konia, uciekł przez trzy rzeki albo wręby, któremu potym dano na pamiątkę ten herb2.

Żywiecki dziejopisarz w swojej kronice uwiecznił również informacje o narodzinach, ślubach i zgonach poszczególnych członków rodu. Informując czytelnika o zgonach kolejnych Komorowskich, A. Komoniec-ki podaje nam rok, a czasem także dzień i miesiąc śmierci, czasami zgodnie z datacją według świąt i wspomnień świętych. Szczególne znaczenie od-grywają również cechy, jakie zostały przypisanie zmarłym. Autor zazwyczaj wymienia wybitne osiągnięcia i cechy charakteru godne pochwały. Niezwykle ważnym elementem jest wymienienie fundacji i darów przekazanych kościołowi. Tuż po patetycznej charakterystyce zmarłego A. Komoniecki cytuje

1 A. Komomiecki, Chronografia albo Dziejopis żywiecki…, oprac. S. Szczotka, Żywiec 1937, s. 70-712 Ibidem., str. 72

Page 42: More Maiorum nr 18

42More Maiorum

treść epitafium zdobiącego nagrobek kolejnych Komorowskich w krypcie żywieckiego kościoła. Przywołanie tre-ści epitafiów posiadających walory literackie, odgrywa duże znaczenie, ponieważ niektóre z nich nie są już widocz-ne z powodu niszczącego upływu czasu.

Dziejopisarz w adnotacji z 1674 r. informuje o śmierci Piotra Komorowskiego: Lecz nie długo ten Piotr Komorowski panujący na Żywcu z Janem i Wawrzyńcem, synami, umarł i w Żywcu pogrzebiony jest, jako o tym «epithapium» w kościele żywieckim nad zakrystią, od Jana Spytka z Komorowa na marmurze czerwonym wybite, po-kazuje w ten niżej łaciński sposób, które w słowo od słowa w tych wierszach nie tylko łacińskich, ale zaś na polskie wytłumaczone i złożone są tak:EPITHAPIUM

maginifici domini Petri de Comorow, comotis Araviae et Liptow in Żywiec, sepulti cum filiis suis Ioanne et Alexandro, qui obiit anno Salutis 1472

[Nagrobek wielmożnego Pana Piotra z Komorowa, hrabiego Orawskiego i Liptowskiego pochowanego w Żywcu ze swoimi synami Janem i Aleksandrem, który zmarł w roku od Zbawienia Pańskiego 1472/ tłum. Stanisław Szczotka/]

Tu leże pogrzebany cny Piotr Komorowski, Którym był zacny hrabia orawski, liptowski. Serce mężne i śmiałe natura mi dała, Zwycięstw Macieja, Węgier (króla) też niemała chwała. Między tym Kazimierza, w Węgrach będącego, Wyzwoliłem od Węgrów, prześladującego. Odniosły go Ojczyźnie, cnej Polskiej Korony. Skąd Matias, król Węgier, gniewem zajuszony, Wszystko odebrawszy, z Zamków wyniść kazał, Za co mi król Kazimierz Żywiec darem nadał. Tu z Janem, Aleksandrem, synami pogrzebiony, Jestem ciężkim kamieniem na wiek przywalony, Tędy kto jest niepamiętny w tym wieku mego, Proszę, by za mnie prośbę wniósł do Boga swego. A kto przydzie przed mój grób, niechaj się nie wstydzi Powiedzieć, że tu leżę, choć mnie w cieniu widzi3.

Epitafium Piotra Komorowskiego wykonane na zlecenie Jana Spytka w wierszowanej formie opowiada o hero-icznej postawie protoplasty rodu właścicieli Żywca. Konstrukcja podmiotu lirycznego wypowiadającego się w pierwszej osobie pozwala nam niemalże stanąć osobiście twarzą w twarz z Piotrem Komorowskim – nieugiętym i skromnym człowiekiem.

Kilkadziesiąt lat po śmierci Piotra ziemski padół opuścili jego synowie. Jako pierwszy zmarł w 1550 r. Wawrzyniec Komorowski:

Roku Pańskiego 1550 dnia 10 maja pan Wawrzyniec Komorowski, sekretarz JK Mści, a pan na Żywcu dziedziczny pobożnie i świątobliwie tu w Żywcu umarł, który wiek swój wszytek w młodzieństwie prowadził, a kościołowi żywieckiemu, także miastu Żywcowi dobrze uczynił, będąc pan zawsze dobrotliwy, o którym powiadają, że swoję cząstkę albo połowicę Państwa swojego tego Żywieckiego, nań przychodzącego, na wystawienie wieże żywieckiej odrynował, czego dokonał Jan Spytek Komorowski, podczaszy, a synowiec jego w lat trzydzieści i trzy…4

Szesnaście lat później zmarł Jan Komorowski, ojciec wspomnianego wcześniej Jana Spytka Komorowskiego pod-czaszego królowej Katarzyny. A. Komoniecki nie zapomniał o zacytowaniu epitafium Jana, sporządzonego przez jego syna:Roku 1566 dnia 15 września dobrotliwy wielce pan Jan Komorowski, kasztelan połaniecki i oświęcimski, a fundator wielki i do-brodziej kościoła żywieckiego, który ten kościół wespół z Wawrzyńcem, bratem, wymurował i wiele dostatnich ozdób temu kościołowi zostawił, jako to srebrną wielką monstrancją, która jedenaście w sobie funtów waży srebra albo grzywien, krzyż wielki, kielichów etc., etc., ornatów etc., pobożnie i świątobliwie w Żywcu umarł. Który z wielkim żalem od synów i wszystkich poddanych w kościele farnym3 Ibidem., str. 76-774 Ibidem, str. 99

Page 43: More Maiorum nr 18

43 More Maiorum

dnia 10 grudnia, miesiąca w tymże roku pogrzebiony jest. Po którego śmierci pan Jan Spytek Komorowski, podczaszy Katarzyny, królowej polskiej, syn jego własny nagrobek mu z kamienia wykonany w kościele żywieckim między ołtarzami południowej strony ś. ś. Fabiana, Sebastiania i Agneski, jako kochanemu rodzicowi swemu, wystawił, przypisawszy mu takie «eppitaphium» łacińskim stylem w te słowa:

Wielmożnemu panu Janowi z Komorowa, kasztelanowi połanieckiemu, a dziedzicowi na Żywcu, znamienitemu mężowi o niezwykłej duszy i ciała dzielności, wyznawcy katolickiej wiary, prawdziwemu mistrzowi życia o znamienitej nieskazitelności, względem wszyst-kich dobrze zasłużonemu, zmarłemu w roku 1566 dnia 15 września Jan Spytek Komorowa, podczaszy królewskiej Katarzyny, jako ojcu najukochańszemu ten pomnik miłości wystawił w r. 1583. /tłum z j. łac.– Stanisław Szczotka/5

Komoniecki niezwykle wzruszająco wykreował informację o śmierci ukochanej żony Jana Spytka Komorowskiego – Anny Walaszkównej. Uchwycił w niej historię miłości przedstawiciela rodu Komorowskich i niebogatej miesz-czanki krakowskiej, odznaczającej się nadzwyczajnymi cechami charakteru. Jan Spytek przygotował również dla swojej zmarłej małżonki piękne epitafium, ku pamięci potomnych:

(…)Roku tegoż [1580 – dopisek red.] dnia 15 miesiąca lipca pobożna pani Anna Walaszkówna, pana Jana Spytka podczasze-go najlepsza małżonka, tu w Żywcu świątobliwie umarła, mając wieku swego 36 lat, która lubo Krakowianka była i niebogatych rodziców, ale w potrzebności, wstydzie i żywota obyczajów i inszych cnót od Boga obdarowana, którą sobie nad insze szlachetne panie za małżonkę obrał. Pogrzebawszy ją z wielkim żalem, nagrobek jej z czerwonego marmuru, w którym jako żywa stoi, wystawił, a tę każdy, wstępując do kaplice, widzieć może; przywiawszy jej na nim takie «epitaphium», temi łacińskimi słowami niżej:

D.O.M.

Urodzony i wielmożny pan Jan Spytek z Komorowa, na Żywcu [pan – dopisek red.], najszlachetniejszej pani Annie Walasz-kównie, najlepszej o dobrze zasłużonej małżonce, która chociaż była córka krakowskiego mieszczanina wcale niebogatego, to jednak pobożnością, czystością, nieskazitelnością obyczajów i innemi cnotami tak była przez boga obdarząną, że ją z pominięciem innych szlachetnych kobiet za żonę sobie obrał, ten nagrobek polecił wystawić, w którym jak żyła razem z nim niech po śmierci obok niego spoczywa. Zmarła w roku od Zbawienia Pańskiego 1580 dnia 15 lipca, licząc 36 lat życia. /6 tłum. Stanisław Szczotka

Pięć lat później zmarł Jan Spytek. Z przekazu A. Komonieckiego dowiadujemy się, że przygotował on już dla siebie nagrobek trzy lata wcześniej, a na nim epitafium. Czyżby obawiał się, że nikt z jego krewnych nie dopełni obowiązku pamięci o zmarłych członkach rodziny? A może samodzielnie chciał nadzorować przygotowania?

(…)Tegoż roku 1585 we wtorek w dzień św. Barbary [4 grudnia], godziny dziewiętnastej wielmożny pan Jan Spytek z Komorowa, podczaszy Katarzyny, królowej polskiej, świętobliwie, z wielkim nabożeństwem i żalem pospolitego ludu, jako miłych poddanych, tu w Żywcu umarł. Którego pogrzeb aż w rok odprawiono we czwartek przed św. Jedrzejem to jest 28 listopada 1586 roku.

A ten wystawił sobie przed trzema laty za żywota swego zacny nagrobek, który od kaplice na północnej kościoła stronie jawnie wszystkim pokazuje się i postać jego wszystka w leżącym się wyraża, którego «epithapium» łacińskim językiem te wiersze sobie brzmi takie:

Grobowiec szlachetnego pana Jana Spytka z Komorowa, podczaszego królowej polskiej Katarzyny, córki cesarza Ferdynanda. Nie lęka się dziedziców mąż świetny Jan Spytek, nie cieszy się przepychem, czczym rzeczom się hołduje, jako żywy gotując sobie grobowiec, sądzi jednak, że po zbożnym żywocie dopiero należy się oddać cześć w pogrzebie. Miłość pomnieć dnia tego ostatniego. Mądry niech czyni to samo i wcale nie zwleka. Żył lat .…, zmarł roku 1585. /7 tłum. Stanisław Szczotka/

A. Komoniecki, informując czytelnika o śmierci poszczególnych przedstawicieli rodu Komorowskich kreował wizerunki pobożnych i pokornych katolików, dbających o swoje otoczenie, dobro wspólne i innych. Informacje stanowią postawę do badań nad genealogią właścicieli Państwa Żywieckiego, a zarazem są znakomitym materia-łem do analizy zjawisk i rytuałów towarzyszących budowaniu pamięci o przodkach. Nie są to jedyne informacje genealogiczne dotyczące rodu Komorowskich, dalsza analiza pozwoli nam przyjrzeć się między innymi wielkiej rodzinie Krzysztofa Komorowskiego.

Ciąg dalszy w następnym numerze More Mairoum…5 Ibidem, str. 105-1066 Ibidem, str. 1157 Ibidem, str. 121-122

Page 44: More Maiorum nr 18

44More Maiorum

alan jakman17 sposobów na organizację archiwum

Podczas badań genealogicznych liczba metryk rośnie wręcz lawinowo. Liczba przodków w każdym pokole-niu zwiększa się dwukrotnie, więc przy 5xpradziadkach (łącznie 255 przodków) powinniśmy mieć 765 me-tryk – chrzty, małżeństwa, zgony. Oczywiście ustalenie wszystkich przodków do tego pokolenia jest zadaniem bardzo trudnym i szczerze mówiąc trzeba mieć też spo-ro szczęścia. Jednakże nasi przodkowie mieli przecież braci, siostry, kuzynów, więc ilość znalezionych metryk jest naprawdę potężna. W dodatku nie tylko metryki kościelne są źródłem naszych poszukiwań, dochodzą do tego koperty dowodowe, księgi grodzkie, sprawy spadkowe, spisy ludności, skany gazet i mnóstwo in-nych dokumentów. W pewnym momencie ilość wszel-kich papierów tudzież plików nas zalewa i przytłacza, więc trzeba je jakoś posegregować, poukładać, czyli po prostu zorganizować małe archiwum domowe. More Maiorum przedstawia Wam 15 porad, które powinny być pomocne w prowadzeniu naszego małego domo-wego archiwum.

Segregatory. To chyba najlepszy możliwy po-dział naszego rodzinnego archiwum – można je kupić w najzwyklejszym sklepie papierni-czym. Najlepiej kupić segregatory o różnych kolorach – tak, aby jeden kolor przypadał na jedną rodzinę.

2 Nie ma większego sensu wrzucania wszystkich metryk do jednego segregatora – szybko pogu-bimy się co gdzie powinno być. Można je po-dzielić ze względu na miejscowość – jeśli przod-

kowie nie byli bardzo mobilni. Można też podzielić je na grupy rodzin, tzn. jeden segregator przypada np. na przodków dziadka po mieczu, drugi na babcię po mie-czu, trzeci na dziadka po kądzieli i czwarty na babcię po kądzieli. Oczywiście w następnych etapach na pew-no jeden segregator nie pozwoli nam na zgromadzenie wszystkich metryk dot. przodków naszych dziadków. Wówczas można dokonać jeszcze jednego podziału – tutaj zależy to tylko i wyłącznie od nas, kiedy dokonamy rozdzielenia. Najlepiej zrobić to tak, aby w jednym se-gregatorze znalazło się jak najwięcej metryk.

Ciekawym sposobem organizacji genealogii może być również podział segregatorów ze względu na literę nazwiska. Np. jeden segre-gator będzie zawierał dokumenty osób o na-zwiskach na litery A-D, drugi E-G, etc., etc. To jaka gru-pa liter znajdzie się w konkretnym segregatorze zależy od nas. Trzeba to zrobić przemyślanie, aby w każdym z segregatorów znalazło się mniej więcej podobna ilość

metryk. Należy zaznaczyć, że w przypadku kobiet naj-lepiej przyporządkować je do nazwiska panieńskiego. To znacznie nam ułatwi odszukanie konkretnej osoby.

4 Można również przygotować całkiem osobny segregator dla naszych przodków, w którym znajdować się będą dokumenty tyczące się tyl-ko i wyłącznie naszych antenatów. Resztę me-

tryk można podzielić np. pokoleniami, jednak sposób ten raczej utrudni nam lokalizację konkretnej metryki niżeli ułatwi.

Nie wszystko jednak musimy trzymać „na papierze”, nie po to wymyślono komputer, aby nie skorzystać z jego dobrodziejstwa. Na „rynku genealogicznym” jest wiele pro-gramów genealogicznych oferujących budowę drzewa genealogicznego, a co za tym idzie tworzenie swoistej bazy danych. Witryny online prezentują przeważnie drzewo w formie graficznej – nie zawsze jest to wy-godne, a do tego dane stają się automatycznie wła-snością tegoż portalu. Z drugiej strony można znaleźć rodzinę poprzez automatyczne dopasowania „podob-nych” osób do innych drzew. Niezależnie od tego czy wybierzemy program offline czy online pozwoli nam on uporządkować naszą rodzinną bazę danych.

6 W pędzącej digitalizacji zasobów archiwów państwowych możemy na spokojnie w domu odnaleźć metryki naszych przodków, a co za tym idzie od razu jego pobrać na nasz dysk. Od

samego początku musimy ustalić sobie metodę działa-nia, czyli w jakim formacie nadajemy nazwę konkret-nym plikom. Kiedy każdą metrykę będziemy nazywać według innego schematu to bardzo szybko pogubi-my się co gdzie jest. Trzeba przyjąć prostą, czytelną i najszybszą metodę, np. „U – Jan Kowalski – 1760”. Czyli akt urodzenia/chrztu Jana Kowalskiego z 1760 r. Oczywiście można dodać nazwę parafii/wsi lub inne informacje, które wydają nam się istotne.

Zapisane zdjęcia należy również odpowied-nio wykadrować, nie ma sensu trzymać pli-ku z kilkoma metrykami, w których później będzie trzeba na nowo szukać krewnego. Od razu po zapisaniu wytnijmy naszą metrykę – przy użyciu najprostszych programów, które każdy z nas posiada. Oczywiście musimy wówczas utworzyć foldery – albo podzielić je tak samo jak segregatory, albo w inny, wygodny dla nas sposób.

7

5

3

1

Page 45: More Maiorum nr 18

45 More Maiorum

8 Do wydrukowanej metryki – w języku obcym – można dołączyć jej transkrypcję/tłumaczenie. Znacznie ułatwi nam to znalezienie potrzeb-nych informacji z aktu. Aby bezsensu nie mar-

nować papieru tłumaczenie można wydrukować na drugiej stronie metryki.

Wracając do segregatora – dla każdego przodka można zrobić „Kartę osobową”, czyli najważniejsze dane o osobie – data i miejsce urodzenia/zawarcia związku małżeń-skiego/zgonu, imiona rodziców, dane małżonka, dzie-ci i inne uwagi. Wydrukowanie karty dla wszystkich osób w drzewie może być problematyczne, bo liczby te często idą w tysiące… Jednak stworzenie takiego zestawienia dla naszych antenatów będzie dość pro-ste i nie zaabsorbuje nam wiele czasu. Niektóre pro-gramy pozwalają na wygenerowanie dla każdej osoby z drzewa takiej karty. More Maiorum kilka miesięcy temu przygotowało „Kartę Osobową”, którą można wypełnić w PDF lub ręcznie – do pobrania z naszej strony – zakładka Download.

Genealog jednak nie samymi me-trykami żyje. Podczas swoich po-szukiwań znajdujemy również fo-tografie naszych krewnym. Czasami – chociaż rzadko niestety – mamy

szanse otrzymać oryginalne zdjęcie. Często mocno zniszczone przez czas i warunki, w których było prze-trzymywane. Takiego zdjęcia pod żadnym pozorem nie należy umieszczać w foliowych koszulkach! Aby je bezpiecznie przechować musimy zaopatrzyć się w kopertę bezkwasową. Przed tym wykonajmy skan fo-tografii w jak największej rozdzielczości – aby w przy-szłości jak najrzadziej wyciągać zdjęcie z koperty. Mają one często ponad 100 lat, a musza przetrwać co naj-mniej drugie tyle, dlatego każdego jego niepotrzebne dotykanie może być szkodliwe.

Mazaki. Wszyscy już dawno zakoń-czyliśmy edukację przedszkolną, ale mazaki tudzież zakreślacze mogą okazać się dla nas bardzo pomocne. Kiedy postanowiliśmy, że nasz zbiór dokumentów podzielimy ze względu na nazwisko lub miejscowość warto każdy dokument zaznaczyć ko-lorem, który przypisany jest dla konkretnej rodziny. Czerwony – dla rodziny dziadka po mieczu, niebieski – dla rodziny babci po mieczu, zielony – dla dziadka po kądzieli, żółty – dla babci po kądzieli. Dzięki tej prostej czynności nie będziemy musieli się zastanawiać z jakiej rodziny pochodzi nasz daleki krewny – wszyst-ko powiedzą nam kolory.

Kiedy już wykonamy skan można go zretuszować – jeśli fotografia była mocno wyblakła lub posiadała wiele zagięć. Następnie warto wydrukować zdjęcie i albo wsadzić go do albumu,

albo trzymać w zwykłych kopertach, które organizu-jemy wedle założonego schematu. Zdjęcie można wy-drukować w domu – przy użyciu odpowiedniego pa-pieru (najlepiej matowego) lub wybrać się do punktu fotograficznego.

Swoją „elektroniczną” genealogię ko-niecznie musimy zapisać również na jakimś zewnętrznym –niezależnym od komputera, dysku. Dlaczego? Wyobraźmy sobie sytuację, że „pada nam system” i wszystkie dane z komputera się usunęły – odzyskanie plików nie jest wcale tanie i nie zawsze możliwe. Także musimy zaopatrzyć się w pendrive’y lub jeden dysk zewnętrzny. Koszty są nieporównanie mniejsze w stosunku do odzyskiwania danych, a i stre-sów mniej.

Ciekawą metodą archiwizowania zdjęć może być stworzenie cyfrowego albumu zdjęć – co to jest? Wiele firm w Internecie proponuje stworzenie własnej, unikalnej książki cyfrowej.

Przy użyciu odpowiedniego programu – do którego dostęp daje nam konkretna firma, możemy umieścić zdjęcia, metryki, dokumenty i wysłać taką książkę do druku. Może ona być nawet lepsza od tradycyjnego albumu – bowiem możliwości graficzne komputera są nieskończone, a wszystko zależy tylko od naszych umiejętności i wyobraźni.

W organizacji naszego domowego archiwum pomocne mogą okazać się również fiszki – takie podobne do tych, które możemy zobaczyć w bibliotece. Spisywanie danych do zeszytów nie jest ra-czej dobrym pomysłem – nie daje bowiem możliwości uzupełnienia danych o konkretnej osobie. Takie fiszki można w dogodny dla nas sposób przestawiać, porów-nywać z innymi czy też powielać.

Jedna fiszka powinna zawierać tyl-ko dane o jednej osobie – dla każdej z nich powinniśmy przypisać odpo-wiedni kod – w celu szybkiego zlo-kalizowania konkretnej osoby. Na

kartce można również nanieść kody rodziców i kody małżonków. System kodowania należy jednak mądrze opracować – tak aby w pewnym momencie nie okaza-ło się, że będziemy mieć dwie osoby o takim samym

9

10

11

12

13

14

15

16

Page 46: More Maiorum nr 18

46More Maiorum

kodzie. Niektóre programy – np. Drzewo Genealogiczne II, generują automatycznie ID danej osoby. Można je wykorzystać – w ten sposób pogodzimy elektroniczną genealogią z tą papierową.

Przykład fiszki:

NAZWISKO Pierwsze imię Drugie imię KODKod ojcaKod matki

Data i miejsce urodzenia, nr aktu, parafiaData i miejsce zgonu, nr aktu, parafia

1) Data i miejsce ślubu, nr aktu, parafia, kod małżonka 1

Dzieci: Imię 1, kod Imię 2, kod Imię 3, kod Imię 4, kod Imię 5, kod

Już na samym początku fiszki należy podzielić na grupy rodzinne – bowiem bardzo szybko za-czną się one wymykać spod naszej kontroli. Pierwsze fiszki można wydrukować, a w miarę przy-bywania informacji dopisywać ręcznie. Należy jednak to robić regularnie, w innym przypadku nie będziemy pamiętać co zostało wpisane, a co jeszcze nie. Warto również zapisać źródła pozy-skanych informacji – szczególnie tych niepewnych. Można to uczynić na odwrocie naszej fiszki.

17

Page 47: More Maiorum nr 18

47 More Maiorum

lisak.neto historii polskiego antysemityzmu

Dziewiętnastowieczne społeczeństwo drążył rak nieróbstwa. Pracowali bied-ni i średniozamożni, by związać koniec z końcem, ale nie elita. Wśród arystokra-

cji powszechne było przekonanie, że w wykonywaniu pracy zarobkowej jest coś uwłaczającego godności i poniewierającego „ złoty klejnot szlachectwa”. Do jakiego stopnia był rozwinięty w naszym kraju kult „nicnierobienia” najlepiej widać na przykładzie ko-biet. Wiele arystokratek nie potrafiło nawet liczyć pieniędzy, czego nie poczytywały sobie za ujmę, ale wręcz przeciwnie za wyznacznik wysokiego statusu społecznego. Świadczyło to bowiem o tym, że kobieta miała wystarczającą ilość służby, która załatwiała za nią wszelkie sprawy dnia codziennego. Ona tymczasem mogła żyć jak anioł w świcie wyższych wartości: poezji, oper, teatralnych sztuk, towarzyskich spotkań. Matka Wacławy Dembińskiej słodka, salono-wa dama przyznawała się bez skrępowania, że nie ma pojęcia, ile to jest 200 złotych pol-skich, „czy mała, czy duża to suma, bo nigdy nic z pieniędzmi nie miała do czynienia.” Gdy los odwrócił się od rodziny z arystokratycz-nymi tytułami, gdy w oczy zaglądało widmo ubóstwa, wiele kobiet w ogóle nie brało pod uwagę możliwości podjęcia pracy, uznając, że byłoby to widomą oznaką deklasacji – istną to-warzyską kompromitacją. Uważały, że najlep-szym wyjściem z sytuacji będzie przeczekanie, pomoc rodziny, modlitwa, czy też bogate wydanie za mąż córki.

Podobne było podejście mężczyzn. „Porządny” ary-stokrata nie kalał swoich rąk pracą, od zarządzania majątkiem, w tym folwarkami ziemskimi miał admini-stratorów. On był od przyjmowania mniej lub bardziej rzetelnych sprawozdań i podejmowania ważniejszych decyzji. Łatwo domyślić się, jak wyglądał taki zarząd w imieniu pana, który o niczym nie miał pojęcia, nie był w stanie rozliczać i wymagać. W dodatku zajęty życiem towarzyskim przez duże „Ż” nie czytał facho-wej prasy, nie znał racjonalizatorskich nowinek, które za granicą były już w powszechnym użyciu.

Biedniejsza szlachta oczywiście musiała pracować, co poczytywała sobie jednak nie za przywilej, ale za ujmę na honorze. Na salonach wyśmiewano tych, którzy z uwagi na skromny majątek musieli siedzieć na pro-

wincji i w wysokich butach doglądać na polu roboty, a czasami nawet samemu zakasać rękawy. J. Gołuchow-ski, będący przedstawicielem prowincjonalnej szlachty, pisał z goryczą, my jesteśmy ludzie nieokrzesani, niezgrabni, nieułożeni, niestojący na wysokości poloru światowego, i jako stary albo niezgrabny mebel zapakowani w pakę parafiaństwa do wyniesienia z wytwornego towarzystwa, jeżeli nas nie wolą obnosić ku pośmiechowisku i szyderskiej zabawie, że nie jesteśmy ubrani, my – a mianowicie żony i córki nasze, podług najnow-szej mody, i że dopiero to, co w stolicy dawno z mody wyszło, do nas jako najświeższa nowość się dostaje.

Wzorce zachowań propagowane przez arystokrację starali się naśladować niżej urodzeni. Niejeden, które-mu udało się dorobić majątku, częściej myślał o tym, by w końcu przestać pracować i zacząć żyć jak praw-dziwy arystokrata, niż pomnażać fortunę. I powoli dochodzimy do konkluzji. Jak przekładało się takie arystokratyczne „nicnierobienie” na stosunki społecz-ne, doskonale widać w „Lalce” Prusa. Chory z miłości do Izabeli Łęckiej Wokulski postanowił wycofać się z założonej przez siebie i dobrze prosperującej spółki, tak by choć trochę upodobnić się do niej w „nicnie-robieniu”. – Zbliżyć się do arystokratycznej klasy. Czy można sobie wyobrazić głupszy powód wystąpienia ze spółki? Na pozostałych udziałowców, stanowiących śmietankę towarzyską Warszawy, padł blady strach. Wśród dobrze wykształconych, dobrze urodzonych i majętnych nie było ani jednej osoby, która byłaby w stanie objąć funkcję członka zarządu. Nikt, pomi-mo posiadania wykształcenia i dobrze brzmiących na-

Page 48: More Maiorum nr 18

Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=4461

48More Maiorum

zwisk nie znał się na ekonomii oraz biznesie. Ze zgrozą myślano o tym, że kolejną firmę trzeba będzie oddać w ręce Żydów. I tak też się stało.

Paradoksalnie w XIX wieku najlepiej wykształcona elita kraju, która miała największe predyspozycje ku temu, by go rozwijać, dźwigać z kryzysu, była zainteresowa-na wszystkim, tylko nie postępem. Arystokracja żyła w nierealnym świecie teatrów, przyjęć, balów, pojedyn-ków. Inni zaś starali się ją ślepo naśladować.

Nie lepsze było nastawienie do postępu wśród warstw niższych. Jak opisuje E. Krawiec jeszcze w dwudzie-stoleciu międzywojennym niejeden chłop wolał umrzeć z głodu, niż wprowadzić w uprawie roli jakiekolwiek zmiany. Czytano książeczki do nabożeństwa, gazetki przywożone z jarmarków, ale nie fachową literaturę rol-niczą.

Z opisanych powyżej powodów w Polsce rozbiorowej nie doszło do wykształcenia się mocnej klasy średniej. I tą lukę zapełnili właśnie Żydzi, którym przyświecał kult pracy i zarabiania pieniędzy. Kraj nasz ze wszystki-mi narodowymi wadami był dla nich doskonałym miej-scem na robienie interesów. Na to nałożyła się kolejna narodowa cecha, a mianowicie zawiść. Żydów nienawi-dzono za to, że byli bogaci, że należały do nich wszyst-kie karczmy, większość sklepów i kamienic w mieście, że wszędzie potrafili zwietrzyć interes i na wszystkim zarobić. Choć z drugiej strony nie szanowano Pola-ków, którzy sami trudnili się handlem. Tak naprawdę nie szanowano nikogo, kto ciężką pracą zarabiał pie-niądze. Właściciel sklepu, choćby był szlachcicem nie miał wstępu na arystokratyczne salony, jako ten, który „sponiewierał złoty klejnot szlachectwa” kupczeniem. Nawet Wokulski w „Lalce” musiał sprzedać swój sklep, by stać się człowiekiem bardziej światowym, skoro za-mierzał starać się o rękę Izabeli Łęckiej. Jak wspomina Magdalena Samozwaniec, także Jacek Malczewski nie miał wstępu na posadzki Pałacu pod Baranami, należą-cego do Potockich. Jego towarzyskim grzechem cięż-kim było to, że śmiał wyjść za pannę Gralewską, która była córką tylko aptekarza.

Polski antysemityzm ma długą tradycję, która korze-niami wykracza daleko poza XIX wiek. Wcześniej na-kładały się na niego także względy religijne, aczkolwiek w podtekście zawsze były pieniądze.

Dziś niechęć do Żydów weszła na zupełnie nową dro-gę z pogranicza groteski. Co niektórzy myślą o nich, przeczytać możemy na murach. Biorąc pod uwagę ilość błędów ortograficznych, pojawiających się w ta-kich manifestach, należy wnioskować, że piszący nie należą do elity intelektualnej kraju. Gdy po raz kolejny czytam na murze o „Rzydach, którzy powinni wyjehać do izraela”, zaczynam zastanawiać się, czy ich autorzy wiedzą, gdzie w ogóle leży ten „izrael” pisany z małej litery i czy kiedykolwiek w życiu przeczytali choć jedną historyczną książkę.

***

Przez całe wieki Żydzi byli nie tylko obiektem niena-wiści, ale także bohaterami niewybrednych żartów. Po-niżej antysemickie żarty z pisma satyrycznego Bocian z 1900 roku.

***Dyrekcja teatru ulegając wpływom żydowskim daje spektakle w każdy szabas. Toteż w lożach i fotelach rozpierają się krzywe nosy i rude „pięknoszczy”. Obcy myślą, że się znajdują w Jerozolimie, a co najmniej w Brodach.

***Pewien bankier Żyd oprowadza gości po swoim salonie, pokazuje obrazy i objaśnia. Przed jednym z obrazów staje gość i pyta.

– A to czyj portret?

- To jest portret mojej córki? Prawda, że ładna?

- Rzeczywiście, wie pan, to mało że ładna, istna We-nera.

- Panie nie opowiadaj nawet takich rzeczy, zaręczam że zdrowa.

***- Skąd wracasz?

- Byłem u tego lichwiarza Baumingera.

- A to po co?

- Doktor zapisał mi pijawki żółte, a że ja tych małych nie znoszę, więc poszedłem do Baumingera, do wiel-kiej rudej pijawki.

***

Page 49: More Maiorum nr 18

Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=4461

49 More Maiorum

podróż śladami przodkówmarcin marynicz

Narol marzył mi się od lat. W 2008r. była tam moja Ciocia, więc mogłem mieć jakąś informację o krewnych z pierwszej ręki, jednak to nie to samo, bo najlepiej przeżyć to samemu – tego nikt nie zastąpi. Lata mijały i mimo moich wielkich chęci i namawiania wielu krewnych, niestety nigdzie nie pojechałem. Trochę się zmieniło wraz ze skończeniem przeze mnie 18 lat, kiedy miałem już więcej

praw. Urodziny mam we wrześniu, więc niestety jest to krótko po czasie wakacyjnym. Już pod koniec zeszłego roku zrodziła się pierwsza realna chęć wyjazdu.

Najbliższym terminem były ferie zimowe, które obejmowały w moim województwie dwa pierwsze tygodnie lu-tego. Czas powoli mijał byłem mniej więcej emocjonalnie przygotowany na wyjazd – nawet poinformowałem o tym moich krewnych, których miałbym wówczas spotkać. Miałem więc zamawiać bilety na drugi tydzień lutego i jak nagle przed feriami zmogła mnie choroba, to wraz z nawrotem trzymała mnie cały luty, czyli z wyjazdu nici ... Oczywiście, co się odwlecze, to nie uciecze. Bardzo mi zależało na tym wyjeździe, stąd próbowałem wcisnąć go w jakiekolwiek możliwe wolne od szkoły. Jednak nie było nic na tyle odpowiedniego, aby udało się zrealizo-wać wyjazd. Traf chciał, że wszystkie egzaminy maturalne przypadły mi jednym „ciągiem” i już od połowy maja miałem wolne. Wtedy też była szybka decyzja – jadę! W zasadzie, to – jedziemy, bo nie pojechałem sam. Ogar-nięcie terminu nie było bardzo trudne, chociaż do najłatwiejszych też nie należało. Trzeba było kilka rzeczy zgrać w jednym czasie. Jednak wszystko się udało i tak też we wtorek, 27 maja, kilka godzin po południu, razem z Mamą wyruszyłem z rodzinnego Międzyrzecza do Gorzowa Wielkopolskiego, skąd mieliśmy jechać dalej. Stamtąd kilka minut przed 19 mieliśmy pociąg do Krzyża Wielkopolskiego, który był ostatnim celem tego dnia. Po ponad go-dzinie czekania, wsiedliśmy w końcu do pociągu relacji Świnoujście-Przemyśl. Naszą stacją docelową był Jarosław, czyli ostatni przystanek przed Przemyślem... Noc minęła spokojnie i nastał dzień. Podróż trwała do ok. 12, więc w jednym pociągu spędziliśmy blisko 15h. W Jarosławiu wysiedliśmy planowo, więc z dalszą podróżą nie było problemu.

Zdążyliśmy zrobić jeszcze małe zakupy (spore miasto, a znaleźć tam jakiś market to ciężka sprawa). Na szczęście jest możliwość bezpośredniego dotarcia z Jarosławia do Narola, to też wsiedliśmy do busa stojącego przed bu-dynkiem PKP i to chyba był błąd... Miała to być nasza ostatnia podróż komunikacją międzymiastową i po tylu godzinach bez spania, mieliśmy nadzieję na spokojną podróż, ale kierowca chyba zapomniał, że wiezie ludzi, bo chwilami było tak, jakby wiózł worki ziemniaków... Droga trwała trochę ponad godzinę i tak też w Narolu wylądo-waliśmy około 14:30. Stamtąd zadzwoniłem do właściciela agroturystyki, gdzie mieliśmy nocować (Agroturystyka pp. Mamczur).

Nagle nad Narolem pojawiły się ciemne burzowe chmury, a zaraz telefon od Pana, z którym wcześniej rozmawia-łem, że podjedzie po nas. Było to bardzo miłe z jego strony, ponieważ gdybyśmy mieli przejść pieszo taką trasę (przy takiej pogodzie i dużym zmęczeniu), to nie byłoby wesoło. W końcu dotarliśmy do upragnionego miejsca, gdzie można było odetchnąć i w końcu się odświeżyć. Nie minęło zbyt wiele czasu i nastała godzina 17, więc trzeba było się zebrać, ponieważ na 18 była msza w kościele w Lipsku, a po niej – spotkanie z Księdzem. Idealnie zdążyliśmy na mszę. Większość ławek była zajęta, stąd usiedliśmy z boku. Po mszy było jeszcze kilkunastominu-towe klęczenie i modlitwy i coś jeszcze, ale po tym już odpadłem... Na plebanię wszedłem ostatecznie koło 20 i tam miałem niewiele czasu, bo robiło się dość ciemno. Zostaliśmy jednak bardzo mile przyjęci i gdyby na każdej parafii byli tacy Księża, to byłoby idealnie. W lipskich księgach metrykalnych udało mi się odnaleźć sporo zapisów dotyczących moich przodków – m.in. informację o śmierci 5xpradziadków – Szymona i Marianny Maryniczów. Zmarli oni w kwietniu 1812 r. w odstępie zaledwie 20 dni... Pierwsza zmarła Marianna i podano, że żyła 43 lata, zaś Szymon miał liczyć sobie 78 lat! Stamtąd bardzo szybkim krokiem udaliśmy się w stronę agroturystyki, a było już całkowicie ciemno... Kawałek za Lipskiem, zatrzymała się pewna miła kobieta (jak się później dowiedziałem – mieszkanka Łukawicy), która zaproponowała nam podwózkę główną drogą. Resztę (jak wskazuje znak - 1,7km, więc do samego domku jeszcze więcej) przeszliśmy już pieszo, chociaż szliśmy drogą pierwszy raz i w dodatku po ciemku! Po dniu pełnym wrażeń dość szybko zasnęliśmy i nastał kolejny dzień. Czwartek był po części zaplano-wany. Najpierw pieszo przeszliśmy szlakiem, chociaż podczas podróży kilka razy zastanawialiśmy się, czy dobrze idziemy. W końcu trafiliśmy na obrzeża jakiejś miejscowości, którą okazała się Jędrzejówka. Miejsce dotychczas

Page 50: More Maiorum nr 18

» Kościół w Lipsku - fot. Marcin Marynicz

50More Maiorum

znane mi tylko z zapisów metrykalnych (tak samo jak wcześniej odwiedzane miejscowości) … aż tu nagle jestem w samym centrum... To właśnie w tej samej wsi w 1849 r. urodził się mój 2xpradziadek Andrzej Marynicz (1849-1933), a 7 lat później zmarła jego matka, zaś za kolejne 6 - ojciec. Epizod Jędrzejówki pod względem moich przodków Maryniczów to kwestia kilkunastu lat. To w 1843 r. mój praprapradziadek Jan Marynicz przez zawarcie związku małżeńskiego z Magdaleną Szuper, wżenił się do Jędrzejówki, jednak nie na długo, bo zmarł 19 lat póź-niej. Jego potomkowie żyją tam do dziś, chociaż mój prapradziadek chyba wolał Narol Wieś, bo tam zamieszkał po ślubie w 1876 r. i tak też rozpoczął kolejną - narolsko-wiejską - linię Maryniczów. Z Jędrzejówki drogą asfaltową udaliśmy się do samego Narola. W końcu mogłem zobaczyć miasteczko na spokojnie. Miasto, które jest związane z moimi przodkami od pokoleń. Nazwa znana jest mi od małego, stąd też o korzeniach i rodzinie w Narolu wie-działem niemal odkąd sięgam pamięcią. Pierwszym moim celem był narolski cmentarz. Sam nie wiem, czego po nim się spodziewałem, chociaż z opowieści wnioskowałem, że mogę tam znaleźć prawie wszystko. Na szczęście nie ma tam niszczenia grobu po 20 latach (przy braku opłaty). Brak tam jakiegokolwiek ładu (ten dopiero jest przy nowszej części cmentarza), ale to ma swój urok. Przejrzeć taki cmentarz jest o tyle trudno, że trzeba podzielić go na bardzo wiele mniejszych części i uważnie patrzeć, bo pominąć tam jakiś grób, to nie problem, ale jakoś (chy-ba) mi się udało. Prawie wszystkie nazwiska znajome, więc poczułem się jak u siebie. Szukałem, fotografowałem i w głowie większość z nich lokalizowałem w drzewie genealogicznym. Dużo czasu minęło zanim znalazłem grób jakiegokolwiek przodka. Gdzieś z oddali zobaczyłem znany mi już grób (z fotografii, którą dostałem w zeszłym roku od mojego Wujka). Był to grób brata mojej prababci Rozalii Marynicz (zd. Gmiterek) (1900-1926) – Andrze-ja (1914-1989), zaś obok był grób ich siostry – Stanisławy (po mężu Zuchowskiej) (1912-2003). Zapaliłem znicze i ruszyłem dalej. Ze względu na to, że za tymi grobami nie było kolejnych, to musiałem się cofnąć i to, co zoba-czyłem przed grobami rodzeństwa – Andrzeja i Stanisławy, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Pochowani tam byli Gmiterkowie, ale za to jacy! Tomasz (1873-1945), Zofia (1880-1936) i mała Waleria (1941-1942). To było niesamowite uczucie. Pierwszy raz w życiu stałem nad grobem kogoś z pokolenia prapradziadków! Oczywiście wszystko udokumentowałem, po tym zapaliłem znicz na grobie przodków i ruszyłem dalej...

Kolejne znaleziska były mi już wcześniej znane, bo był to grób prapradziadka Andrzeja Marynicza (1849-1933) i jego bliskich. Jest tam też prawdopodobnie grób mojej praprababci Marii Marynicz (1859-1897). Właśnie ten grób uprzątnąłem razem z Mamą, ponieważ był bardzo zaniedbany... Obok pochowany był mój pradziadek Fran-ciszek Marynicz (1897-1964) wraz z drugą żoną. A prababcia? Szukałem jej grobu, ale niestety bezskutecznie. Było tam kilka bezimiennych krzyży, ale czy któryś postawiono dla prababci Rozalii?

Page 51: More Maiorum nr 18

» Kościół w Lipsku - fot. Marcin Marynicz

51 More Maiorum

Pozostałe groby dotyczyły już tylko głównie krewnych. Na cmentarzu spędziliśmy przeszło dwie godziny. Zaraz po tym mieliśmy iść na jakiś obiad, ale w zasadzie wyszło tak, że zaszliśmy tylko na chwilkę do sklepu, a po tym zaraz na Zagrody, celem spotkania się z siostrą Dziadka i tu nadarzyła się niesamowita wręcz historia... Szliśmy spokojnie przez Narol i skończył się teren zabudowany i zaczął las. Nie przeszliśmy zbyt wiele, kiedy na horyzon-cie pojawiła się pewna kobieta na rowerze. W zasadzie nie zwróciłem na nią uwagi, ale moja Mama szybko zare-agowała, że „to musi być ktoś z Maryniczów!”, więc zagadałem w zasadzie tak po omacku, ale sytuacja naprawdę aż „filmowa”. Przywitałem się mówiąc „dzień dobry”, na co oczywiście dostałem taką samą odpowiedź, jednak na moje „przepraszam”, dostałem odpowiedź „przecież powiedziałam dzień dobry” i wtedy zapytałem, czy to Pani Jadwiga, okazało się, że tak. Pytam więc dalej i zagaduję o nazwisko panieńskie „czy z domu Marynicz?” i tu już z wielkim zdziwieniem: „taaaak” i wtedy przedstawiłem się i przywitaliśmy się już jak rodzina. Ciocia zawró-ciła i zabrała nas ze sobą do domu. Tam zostaliśmy poczęstowani pysznym gulaszem i po rozmowie, wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy do Narola Wsi. Odwiedziliśmy tam trzy domy, czyli trzy osoby spokrewnione. Gdyby jednak dobrze przeanalizować wszystko, to okazałoby się, że znaczna część mieszkańców Narola Wsi to rodzina. Posłuchałem kilku wspomnień i trzeba było ruszyć do domu. Oczywiście uprzejmości nie było końca i zostaliśmy odwiezieni pod sam domek w Pizunach. Kolejny dzień się skończył i zaraz miał nastać w zasadzie ostatni, czyli piątek. Dzień wcześniej umówiłem się z Ciocią Jolą Skalską, która przyleciała ze Stanów Zjednoczonych i tak to wszystko idealnie wyszło, że mogliśmy się spotkać (po kilku latach znajomości). Piątek zaczęliśmy inaczej niż zwykle, bo przy głównej drodze zamiast skręcić w lewo (w stronę Lipska i Narola), to podążyliśmy w przeciwnym kierunku, czyli do Łukawicy. Wiedziałem, że mieszka tam mój krewny – Jan Gmiterek, który bardzo dobrze znał się z moim Dziadkiem, a swoim kuzynem – mieli oni wspólnych Dziadków, więc byli kuzynostwem pierwszego stopnia. O Janie wiedziałem także, że był chrzestnym przedostatniego dziecka moich Dziadków – Ryszarda (1958-1959). Ostatni był mój Tata – Adam (1963-2011) i to on jako jedyny dożył dorosłości spośród czterech synów Dziadków. Na szczęście bez problemu zostaliśmy przyjęci i zaraz rozpoczęły się rozmowy i przeglądanie starych zdjęć. Czas niestety gonił i trzeba było się zbierać. W drodze do Narola, poszliśmy zobaczyć łukawicką parafię, która znajduje się kawałek od centrum miasteczka. Niedaleko jest też cmentarz, gdzie również zaszliśmy i znala-złem kilka „znajomych” osób. Potem od razu do Narola i tam nieudana próba zajścia na parafię (okazało się, że plebania jest gdzieś po drugiej stronie ulicy, a my krążyliśmy po terenie parafii i obok starej, ale odremontowanej szkoły, na której teren jest przejście z kościoła. Zaraz nastała godzina spotkania z Ciocią Jolą i jej bliskimi. Naj-pierw odwiedziliśmy naszych wspólnych krewnych – Maryniczów, a później jeszcze wstąpiliśmy do Cioci Joli, skąd po raz kolejny zostaliśmy odwiezieni znowu pod sam dom. Piątek dobiegł końca, a sobota to już nasz powrót, więc rano zdążyliśmy jedynie odwiedzić Dom Modlitwy, który jest w Pizunach. Szerzony jest tam kult błogosławionej siostry Bernardyny (Marii) Jabłońskiej, która – jak się okazuje – ma powiązania z Maryniczami. Kiedy w 1893 r. umiera jej matka, ojciec 40 dni później żeni się ponownie. Jego drugą żoną została Cecylia Marynicz. Jej ojcem był Józef Marynicz (ur. 1844), więc była to kuzynka pierwszego stopnia mojego pradziadka Franciszka Marynicza (1897-1964). Ciekawe są te rodzinne powiązania...

Na tym niestety zakończył się pobyt na Podkarpaciu. W Jarosławiu sporo czekaliśmy na pociąg, który miał opóź-nienie (a Jarosław to zaledwie druga stacja, nie licząc początkowej) i do Krzyża Wielkopolskiego trafiliśmy bodajże 2 godziny po planowanym przyjeździe, ale udało nam się bardzo szybko przebiec jeszcze na pociąg do Gorzowa i stamtąd był autobus na Międzyrzecz (a że była to niedziela, to niestety wszystkiego było mniej) i do domu trafi-liśmy ok. 14.

Starczyło kilkadziesiąt godzin, aby tak wiele się dowiedzieć, zobaczyć i poczuć. Nic nie zastąpi stąpania po tej samej ziemi, po której stąpali przodkowie. Bycie na cmentarzu, gdzie pochowani są przodkowie też zwiększa więź między nami. Wiem na pewno, że wrócę tam jeszcze nieraz. Tam wszystko jest inne. Ludzie są bardzo życzliwi i pomocni i oddaliby ostatni kawałek chleba dla gościa. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem po tej podró-ży. W tak krótkim czasie mogłem poznać osoby, które znał mój Dziadek, którego z kolei ja nie poznałem. Była to jego siostra, kuzynostwo, nawet jedna Ciocia i wiele innych krewnych. Dziadka znam tylko z fotografii, ale teraz mogłem widzieć podobnie, jak widział mój Dziadek kilkadziesiąt lat temu. Tam są świadkowie tego, co było – co przeminęło. Niesamowite jest poznać osobę, która znała moich prapradziadków, którzy byli jej teściami albo po prostu mijała się wiele razy z moim prapradziadkiem, czy jego synem lub innymi krewnymi.

Page 52: More Maiorum nr 18

52More Maiorum

Page 53: More Maiorum nr 18

53 More Maiorum

Ludwik Czyżewskiogrodywspomnien.pl

Syn Michała i Wiktorii z Zawistowskich. Uczył się w Brzeżanach, gdzie ukończył gimnazjum klasyczne (matura 1911 r.). Studiował na Uniwersytecie we Lwowie medycynę i przyrodę (działał w ZWZ i Związku Strzeleckim).

W momencie wybuchu I wojny światowej Został powołany do armii austriackiej (ukończył szkołę oficerów piechoty rezerwy przy 100 pp). W okresie 1914-1918 jako oficer rezerwy dowodził na fron-cie wschodnim. Brał udział w bitwach pod Kraśnikiem, Majdanem Skrzyneckim, gdzie został ranny. Walczy pod Gorlicami, Bieczem i Jasłem oraz następnie na froncie włoskim. paźdzerniku 1918 ut-worzył w Lublanie oddział polski, na którego czele powraca do kra-ju (współorganizator w Piotrkowie Trybunalskim 9 pp późniejszego 26 pp, w którym dowodził kompanią, a potem baonem najpierw na Górnym Śląsku, a potem na Śląsku Cieszyńskim).

W 1922 r. uczestniczy w kursie dla oficerów sztabowych w Centrum Wyszkolenia Piechoty.

W styczniu 1932 r. wyznaczony na stanowisko zastęp-cy dowódcy 2 pułku piechoty Legionów w Sandomierzu. W 1935 r. objął dowództwo tego pułku i dowodził nim w wojnie obronnej 1939 r., w składzie 2 Dywizji Legionów, walczył w bitwie pod Borowską Górą oraz w obronie Modli-na gdzie dowodzi odcinkiem obrony „Zakroczym”.

Po kapitulacji Modlina 28 września 1939 r. wzięty do niewoli i umieszczony w przejściowym obozie jenieckim w Działdowie, skąd go zwolniono końcem października 1939 na zasadzie umowy kapitulacyjnej. Potem przebywa w Warszawie, gdzie działa w konspiracji ZWZ/AK. Od lutego 1940 do maja 1942 był inspektorem KG ZWZ/AK.

Przeniesiony w maju 1942 na stanowisko Komendanta Okręgu AK Łódź. Aresztowania wśród żołnierzy AK na terenie okręgu spowodowały zmiany organizacyjne. W końcu grudnia 1942 zostaje odwołany z stanowiska i przeniesiony z dniem 1 III 1943 na funkcję Komendanta Okręgu AK Lwów (na początku 1944 r. zwraca się z prośbą o zwolnienie z funkcji w związku ze swoim sprzeciwem wobec scalenia komendy miasta z komendą Okręgu Lwów, a także zagrożeniem aresztowaniem przez Niemców). 16 lutego 1944 r. został odwołany z pełnionego stanowiska (przeniesiony do dyspozycji KG AK).

Po rozwiązaniu AK w styczniu 1945 r. podjął pracę jako nauczyciel szkoły podstawowej w Adamkach pow. Kalisz. W 1946 r. ujawnia się i powraca do rodowego nazwiska. Wyjechał do Wrocławia gdzie się osiedla na stałe. Pracuje przy odbudowie tamtejszego ratusza a następnie w Książnicy „Atlas”, przeniesionej z Lwowa do Wrocławia i przekształconej w oddział Państwowego Przedsiębiorstwa Wydawnictw Kartograficznych, którego został dyrektorem. Na tym stanowisku pozostawał do czasu przejścia na emeryturę w marcu 1968 r. Dnia 3 maja 1972 r. został awansowany na generała brygady - profil na portalu OgrodyWspomnień

Page 54: More Maiorum nr 18

Województwo wielkopolskie – utworzone na mocy reformy administracyjnej, która weszła w życie 1 stycznia 1999 r. Polska podzielona została wówczas na szesnaście jednostek terytorialnych. Uczyniono to, ponieważ dotychczasowa ilość (49) uniemożliwiała efektywne wykorzystywanie środków finansowych i zarządzanie terytorium województwa. Województwo wielkopolskie było (i wciąż jest) drugie, co do wielkości terytorium, natomiast względem liczby ludności (stan na 1 stycznia 2013 r.) zajmowało trzecie miejsce.

Województwo wielkopolskie przed 1 stycznia 1999 r. (obejmując całą poprzednią reformę) składało się z kilku mniejszych województw: poznańskiego, konińskiego (bez gminy Uniejów, Grabów i Świnice Warckie), pilskiego (bez gmin powiatu wałeckiego), leszczyńskiego (bez gmin

powiatu górowskiego i wschowskiego), kaliskiego (bez gmin powiatu wieruszowskiego i oleśnickiego), zielonogórskiego (tylko gminy Wolsztyn, Siedlec, Zbąszyń), gorzowskiego (tylko gminy Międzychód, Miedzichowo) i bydgoskiego (tylko gmina Trzemeszno).

PARAFIE

Pod względem kościoła rzymskokatolickiego, województwo wielkopolskie obejmuje następujące diecezje: poznańską, kaliską, włocławską, gnieźnieńską, bydgoską, koszalińsko-kołobrzeską. Z tego powodu, poszukiwania w wielkopolskich parafiach mogą być zagmatwane. Tutaj dla przykładu – Uniejów, który nie został włączony do woj. wielkopolskiego w 1999 r. Księgi metrykalne tej parafii można znaleźć w aż trzech województwach! Część w wielkopolskim (AP Konin), część w łódzkim (AP Łódź) i pozostałe w kujawsko-pomorskim (AD Włocławek).

ARCHIWA

Natomiast co do samego województwa wielkopolskiego, to księgi z jego terenu znaleźć można w wielu miejscach. Sam fakt, że na jego terenie znajduje się sześć diecezji, to na każdą przypada Archiwum (Archi)Diecezjalne, a do tego też Archiwa Państwowe. Tych jest troszkę więcej, ponieważ miejscami Archiwa z sąsiednich województw sięgają też tych obok i tak też dokumenty z województwa wielkopolskiego znaleźć można w następujących Archiwach Państwowych: Gorzów Wielkopolski, Zielona Góra, Poznań (+ oddziały w Pile, Gnieźnie i Koninie), Leszno, Kalisz, Bydgoszcz (+ oddział w Inowrocławiu), a nawet Płock (+ oddziały w Kutnie i Łęczycy).

54More Maiorum

genealogiczne województwo

WIELKOPOLSKA

Page 55: More Maiorum nr 18

» Akt chrztu Marianny Szumskiej

55 More Maiorum

Genealogów z całej Polski i świata jednoczyło kilka portali internetowych, gdzie największym powodzeniem cieszyły się fora i listy dyskusyjne związane z wymianą doświadczeń, prośbami o porady, o przetłumaczenie metryk, zlo-kalizowanie parafii, czy odnalezienie wioski gdzieś na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej.

Tak właśnie powstało Wielkopolskie Towarzystwo Genealogiczne „Gniaz-do”. Głównym inicjatorem przedsięwzięcia był jego obecny prezes Wojciech Jędraszewski. Myśl taka pojawiła się podczas chłodnych, zimowych miesię-cy 2006 roku. Ostatecznie pierwsze spotkanie założycielskie odbyło się w Gnieźnie – legendarnej siedzibie władców słowiańskich. Miało ono miejsce 28.10.2006 roku w restauracji Królewska w Gnieźnie, a uczestniczyło w nim

sześć osób. W miarę upływu czasu Wielkopolskie TG zaczęło się rozrastać; w jego szeregi wstępowało i wstępu-je coraz więcej osób, którzy chcą podzielić się własną wiedzą i doświadczeniem z innymi, chcą spotkać się raz na jakiś czas i podyskutować o własnych odkryciach, zwiedzić ciekawe miejsca, zostawić coś po sobie, zaangażować się w projekty objęte patronatem WTG - strona WWW Wielkopolskiego TG.

Page 56: More Maiorum nr 18

POZN

■ STOLICA - Poznań■ HISTORYCZNE STOLICE - Poznań i Kalisz■ WAŻNE MIASTA - Kalisz - Konin - Leszno - Gniezno - Jarocin - Gorzów Wlkp. - Piła■ ZNANE OSOBY - Hipolit Cegielski - Stanisław Barańczak - Kazimiera Iłłakowiczówna - Maria Dąbrowska

» Katedra w

Gnieźnie, fot. W

ikimedia C

omm

ons

» Poznań/ WIkim

edia Com

mons

56More Maiorum

1780■ założenie w Poznaniu

loży masońskiej „Stałość

Uwieńczona”

FAKTY

1257■ po raz pierwszy

użyto nazwy Wielkopolska1382■ rozpoczęcie krwawej

wojny domowej możnych

rodów wielkopolskich 1496■ Środa Wielkopolska

zostaje miejscem sejmików

szlachty z województwa poznań-

skiego i kaliskiego1573■ otwarcie kolegium

jezuickiego1655■ „Potop Szewdzki” -

pospolite ruszenie szlachty

wielkopolskiej

Page 57: More Maiorum nr 18

P O M O C N I K G E N E A L O G A

STRONY

■ Poznań Project - spis małżeństwz terenu Wielkopolski do roku 1899■ BaSIA - metryki i indeksy z terenu Wielkopolski ■ RootsWeb - indeksy niektórych parafii z całej Polski - w tym tych z Wielkopolski■ Slupcagenealogy.com - indeksy z niektórych wielkopolskich parafii■ Welka.pl - indeksy wielkopolskich parafii■ Metryki.genealodzy - skany metryk z powiatu kolskiego ■ Geneteka - indeksy wielkopolskich parafii■ Szukajwarchiwach.pl - skany metryk z całej Polski■ FamilySearch - skany metryk z okolic Poznania■ Powstańscy-wielkopolscy.pl - list odznaczonych Wielkopolskim Krzyzem Powstańczym■ Nekrologi - nekrologi z wielkopolskiej prasy■ Wielkopolscy księża - wyszukiwarka wielkopolskich księży - od XVIII w. do XX w.■ Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Poznaniu ul. 23 Lutego 41/43 60-967 Poznań■ Archiwum Państwowe w Poznaniu Oddział w Koninie ul. 3 Maja 78 62-500 Konin■ Archiwum Państwowe w Poznaniu Oddział w Gnieźnie ul. Jana III Sobieskiego 20 62-200 Gniezno■ Archiwum Państwowe w Gorzowie Wielkopolskim ul. Ignacego Mościckiego 7 66-400 Gorzów Wielkopolski■ Archiwum Państwowe w Zielonej Górze al. Wojska Polskiego 67 65-762 Zielona Góra■ Archiwum Państwowe w Bydgoszczy ul. Dworcowa 65 85-009 Bydgoszcz■ Archiwum Państwowe w Bydgoszczy Oddział w Inowrocławiu ul. Narutowicza 58 88-100 Inowrocław■ Archiwum Pańswowe w Płocku ul. Kazimierza Wielkiego 9b 09-400 Płock■ Archiwum Pańswowe w Płocku Oddział w Kutnie ul. Zamkowa 4 99-300 Kutno■ Archiwum Pańswowe w Płocku Oddział w Kutnie ul. Belwederska 38 99-100 Łęczyca■ Archiwum Pańswowe w Łodzi pl. Wolności 1 91-415 Łódź

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie ul. Kolegiaty 2 62-200 Gniezno ■ Archiwum Archidiecezjalne w Poznaniu ul. Ks. Ignacego Posadzego 2 61-108 Poznań

■ Archiwum Diecezjalne we Włocławku ul. Gdańska 2/4 87-800 Włocławek■ Archiwum Diecezjalne w Kaliszu ul. Widok 80-82 62-800 Kalisz■ Archiwum Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej ul. Seminaryjna 2 75-817 Koszalin■ Kuria Diecezjalna Diecezji Bydgoskiej ul. ks. T. Malczewskiego 1 85-104 Bydgoszcz

WAŻNIEJSZE BIBLIOTEKI NAUKOWE

■ Biblioteka Instytutu Zachodniego ul. Mostowa 27 61-854 Poznań■ Miejska Biblioteka Publiczna im. Edwarda Raczyńskiego Pl. Wolności 19 60-967 Poznań

57 More Maiorum

1780■ założenie w Poznaniu

loży masońskiej „Stałość

Uwieńczona”

1793■ Wielkopolska

wchodzi wskład państwa

pruskiego

1848■ wielkopolska „Wiosna

Ludów”1874■ język niemiecki stał

się językiem urzędowym1918■ wybuch powstania

wielkopolskiego 1939■ Poznań zajmują

wojska niemieckie1956■ „Potop Szewdzki” -

pospolite ruszenie szlachty

wielkopolskiej ■ „Poznański

Czerwiec”

Page 58: More Maiorum nr 18

» Władysław

Grabski, fot. W

ikimedia C

omm

ons

» Akt chrztu Władysława Grabskiego

58More Maiorum

osoba miesiąca - Grabski

Grabski Władysław Dominik (ur. 7 lipca 1874 r. w Borowie, zm. 1 marca 1938 r. w Warszawie), brat Stanisława Feliksa – dzia-łacza politycznego, ekonomisty i ojciec

Władysława Jana – pisarza, poety. Polityk i ekonomi-sta. Od 1904 r. związany z Narodową Demokracją. Od 1905 r. członek Ligi Narodowej, w latach 1905-1912 poseł do rosyjskiej Dumy Państw. Współtwórca i prezes Centralnego Komitetu Obywatelskiego w Warszawie. Delegat (1919 r.) na konferencję pokojową w Paryżu. Poseł na sejm z list Związku Ludowo-Naro-dowego, w 1918 r. minister rolnictwa, w latach 1919-1920 i 1923-1925 minister skarbu, w 1920r. i 1923-1925 premier. Założyciel (1924) Banku Polskiego, autor re-formy walutowej i wprowadzenia stabilnego złotego. W latach 1926-1928 był rektorem Szkoły Głównej Gospo-darstwa Wiejskiego (SGGW). W 1936 r. założył Insty-tut Socjologii Wsi. Dzieła: Idea Polski (1905), Wieś i folwark (1930).

Dnia 29 czerwca / 11 lipca 1874 r. w parafii Oszkowice stawił się Feliks Grabski, 45-letni dziedzic zamieszkały we wsi Borów. W przytomności świadków – Kazimie-rza Garneckiego, lat 31 i Stanisława Jędrzejczaka, lat 62 – okazał dziecię płci męskiej i oświadczył, że urodziło się ono w Borowie 5 dni wcześniej (tj. 24 czerwca / 6 lipca) z jego żony Stanisławy z Mittelsztetów, lat 31 mają-cej. Dziecię na chrzcie świętym otrzymało imiona Władysław Dominik, a rodzicami chrzestnymi byli Jan i Anna Mittelsztetowie.

Page 59: More Maiorum nr 18

» Akt ślubu Władysława Grabskiego z Katarzyną Lewandowską

59 More Maiorum

Page 60: More Maiorum nr 18

» Grobowiec rodziny Grabskich, fot. Wikimedia Commons

60More Maiorum

Page 61: More Maiorum nr 18

» Grobowiec rodziny Grabskich, fot. Wikimedia Commons

61 More Maiorum

Page 62: More Maiorum nr 18

62More Maiorum

Dnia 22 maja / 4 czerwca 1903 r. w warszawskiej parafii św. Aleksandra zawarte zostało małżeństwo między 29-letnim Władysławem Dominikiem Grabskim, kawalerem, dziedzicem, urodzonym i zamieszkałym we wsi Bo-rów (par. Oszkowice) w powiecie łowickim, synem Feliksa i Stanisławy z Mittelsztetów małż. Grabskich a Ka-tarzyną Lewandowską, 23-letnią panną, urodzoną we wsi Piątek (pow. łowicki) jako córka Stanisława i Antoniny z Konowalczyków małż. Lewandowskich, zamieszkałą w Warszawie. W akcie zawarto także informację nt. dwójki nieślubnych synów – Wacława, urodzonego 27 września / 10 października 1900r. (akt nr 2583 w par. MB Lore-tańskiej (Praga)) i Władysława, urodzonego 8/21 października 1901r. (akt nr 2255 w par. Wszystkich Świętych).

» Akt chrztu Wacława Grabskiego

Page 63: More Maiorum nr 18

Konstytucja Księstwa Warszawskiego - akt prawny regulujący podstawy funkcjonowania Księstwa Warszawskiego nadany przez Napoleona Bonapartego w Dreźnie 22 lipca 1807 r. Wraz z wprowad-zonym równocześnie Kodeksem Cywilnym Napoleona obaliła dawną nierówność stanową. Głosząc zasadę równości wobec prawa (art. 4), likwidowała odrębne sądy na rzecz jednolitego sądownic-

twa dla wszystkich obywateli kraju. Przy wyborach do Sejmu zapewniała jednak przewagę szlachcie (art. 35). Znosiła poddaństwo chłopów, zapewniając im wolność osobistą; nie podjęto jednak decyzji o ich uwłaszczeniu ani nie zniesiono pańszczyzny. Późniejszy dekret z 21 grudnia 1807 przyznawał dziedzicom pełne prawo własności chłopskich gospodarstw i pozwalał na usuwanie chłopa z ziemi.

Ograniczenia prawne dotyczące dzieci pozamałżeńs-kich były konsekwencją dążenia kodeksu do ochro-ny interesów legalnej rodziny. Wyróżniono dzieci nieślubne (tzw. “naturalne”) oraz dzieci pochodzące ze związków cudzołożnych i kazirodczych. Dzieci naturalne mogły zostać uprawnione przez późniejsze małżeństwo ich rodziców (per subsequens matrimo-nium) lub dobrowolnie uznane przez ojca. Dzieci będące owocem cudzołóstwa lub kazirodztwa były szczególniej dyskryminowane i nie posiadały moż-liwości legitymacji. Były traktowane przez prawo jako nie posiadające ani ojca, ani matki. Dochodze-nie ojcostwa zarówno dla jednych, jak i drugich było zabronione, a dochodzenie macierzyństwa znacząco utrudnione.

Prawo małżeńskie kodyfikacji napoleońskiej prze-widywało pełną laicyzację instytucji małżeństwa. Małżeństwo pod względem prawnym traktowane było jako umowa cywilna (określenie takie użyte zostało już w konstytucji z 1791), a do jego zawar-cia dochodziło na przed urzędnikiem stanu cywil-nego (śluby cywilne). Dopuszczony został rozwód jako forma rozwiązania małżeństwa, a jurysdykcja w sprawach małżeńskich stała się domeną wyłącznie powszechnych sądów cywilnych. Sytuacja kobiety była zasadniczo gorsza od sytuacji jej męża - żona mogła wystąpić o rozwód tylko gdy mężczyzna odmówił wydalenia nałożnicy trzymanej w domu wspólnym małżonków.

Na mocy artykułu 69 konstytucji Księstwa Warszawskiego z 22 VII 1807 r. i dekretu króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka Augusta z 27 I 1808 r. wprowadzono Kodeks Napoleona, przewidujący powołanie do życia świeckich urzędów stanu cywilnego, które miały być prowadzone w każdej gminie Księstwa Warszawskiego dla wszystkich religii i wyznań łącznie. Mimo że zgodnie z założeniami na czele urzędów stanąć mieli urzędnicy świeccy, jednak w praktyce czynności rejestracji stanu cywilnego nadal wykonywali duchowni. Księgi stanu cywil-nego spisywano od 1808 r. w języku polskim w dwóch egzemplarzach, tzw. unikacie i duplikacie. Sytuacja taka ist-niała do 1825 r., kiedy to wszedł w życie Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego, który złączył akta stanu cywilnego z metrykami kościelnymi poszczególnych wyznań. Pełna treść Konstytucji.

» Napoleon nadaje konstytucję K

sięstwu W

arszawskiem

u 22 lipca 1807, fot. W

ikimedia C

omm

ons

63 More Maiorum

wydarzenie miesiąca

Page 64: More Maiorum nr 18

64More Maiorum

Page 65: More Maiorum nr 18

Echo Sieradzkie, 15 lipca 1931r., nr 189

Echo Sieradzkie, 15 lipca 1931r., nr 189

65 More Maiorum

WIELKA AFERA CELNA WE LWOWIE.

Papiery fotograficzne bez cła. Lwów, 14. 7. – Władze policyjne wpadły obecnie na trop wielkiej afery przemytniczej, która zatoczy szerokie kręgi. Drogą poufną dowiedziały się władze o wielkiej aferze przemytniczej, w jakiej uczestniczył od dłuższego czasu kupiec lwowski H. Rismak, właściciel składu przyborów fotograficznych przy ul. Kopernika 7.Sprawą tą zainteresował się prezes tutejszej izby skarbowej Polak, który zawiadomił o niej władze policyjne.

Przeprowadzono rewizję w sklepie Rismaka, który ma wyłącznie zastępstwo papierów fotografic-znych Mimoza, a papiery sprowadzał z Niemiec, przy tem jak się okazało nie opłacał cła, lecz towar ten przemycał, narażając skarb państwa na wielkie szkody.W toku dalszych dochodzeń okazało się, że Rismak oszukał skarb państwa przez to, że zataił ol-brzymie obroty przed władzami skarbowemi. Rewizję przeprowadziły u niego policja, komisariat straży granicznej i funkcjonariusze izby skarbowej. Zakwestjonowano księgi buchalteryjne, oraz korespondencję.

W sprawę tę wmieszany jest cały szereg osób, których nazwisk podać nie możemy ze względu na tajemnicę śledztwa. Śledztwo w tej sprawie prowadzą izba skarbowa, urząd celny oraz policja.

Piotrków, 14.7. – W czasie wybierania żwiru w miejscowości Kamocinek powiatu Piotrków, natrafiono na wielki przedhistoryczny cmentarz.

Wydobyto kilkanaście urn z resztkami popiołów i kości ludzkich z epoki przedhistorycznej. Znaleziono również w trakcie kopania różne przedmioty, pochodzące z zamierzchłej epoki i stanowiących niewątpliwie wartość historyczną. Mie-jscowi wieśnacy przed zawiodomieniem władz o dokonanem odkryciu, porozbijali, niestety, urny, poszukując w nich rzekomego złota i skarbów, przez co straciło się kilka rzadkich okazów muzeualnych.

Wobec zupełnie możliwego przypuszczenia, iż w odkrytem miejscu dałoby się znaleźć bogate rezulitaty. Pożądanem jest prowadzenie pod fachowem kierownictwem dalszych poszukiwań.

z pierwszych stron gazet

Page 66: More Maiorum nr 18

Czechy

Dla czeskich poszukiwaczy przod-ków mapa państwa z podziałem na regiony i strony, na których znaleźć można skany z poszczególnych terenów kraju - http://www.genealo-gie.cz/aktivity/digitalizace/

Lista odznaczonych Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym

Lista odznaczonych Wielkopolskim Krzyżem Powstańczym sporządzona została dla upamiętnienia osób biorących udział w Powstaniu Wielkopolskim, którzy zostali uhonorowani tym odznaczeniem. Jest to jedyna kompletna lista, bowiem sporządzono ją w oparciu o oryginalne uchwały Rady Państwa (1957-1989), jak również postanowienia Prezydenta PRL (1989) i Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (1990-1999).

Obecna zawartość wyszukiwarki stanowi zaledwie pierwszy etap prac. W przyszłości lista zostanie uzupełniona o dalsze dane osobowe odznaczonych oraz opis ich udziału w Powstaniu Wielkopolskim wynikający z kwerendy wniosków o przyznanie Krzyża Powstańczego (etap II). Prace drugiego etapu zostały rozpoczęte i w końcu grudnia 2014 planowane jest ich zakończenie - powstancy-wielkopolscy.pl

!INDEKSY METRYKALNE Z PODBESKIDZIA!

Podbeskidzie na genealogicznej mapie Polski to biała pla-ma - metryk brak, w archiwach państwowych niewiele, a większość dokumentów znajduje się na parafiach. Pierwsza tego typu wyszukiwarka dla parafii z okolic Bielska-Białej jest już dostępna! Niesamowite efekty pracy Łukasza Kominiaka można zobaczyć tutaj.

Nowości w bibliotece cyfrowej Małopolskiego TG

* SPIS ABONENTÓW Państwowej Sieci Telefonicznej Okręgu Krakowskiej Dyrekcji Poczt i Telegrafów. Według stanu z dnia 31 grudnia 1924. Drukarnia Henryka Nowaka w Cieszynie.

* Encyklopedya do krajoznawstwa Galicyi pod względem historycznym, statystycznym, topografic-znym, orograficznym, hydrograficznym, geognostycznym, etnograficznym, handlowym, przemy-słowym, sfragistycznym, etc. etc. zebrał i wydał Antoni Schneider, Tom I - zeszyt 1. Lwów 1868. i Tom II Lwów 1873

http://www.mtg-malopolska.org.pl/bibliotekacyfrowa.html

66More Maiorum

nowości

Page 67: More Maiorum nr 18

Kawały z XIX wieku - czyli co

śmieszyło naszych pradziadków?

***P r z y z w o i t o ś ć.

„A fe!” - krzyknął ktoś - Czy nie wstydzisz się ucierać nos palcami?” - „Co chcesz! - odrzekł zapytany - przecież do tego nóg używać nie

mogę”.

***

“Jasiu”, woła żona oficera, “idź do restau-

racyi pod “złotym barankiem” i jeżeli

twój pan tam będzie, powiedz mu, żeby

czem prędzej do domu wrócił, bo czekają na

niego”. - Jaś (po kwadransie godziny): “Wielmożna pani, pana nie znalazłem pod “złotym barankiem”; jam to sobie zaraz myślał”. Pani: “Czemużeś sobie to myślał?” Jaś: “Gdym biegł do “złotego baranka”,

po drodze widziałem pana w hotelu “pod nied-źwiedziem”, wyglądającego z okna!”

***

- Panie! oświadczam panu, że już ostatni raz przy-chodzę po swoje pieniądze... - Chwała Bogu! przyna-

jmniej już teraz będę miał spokój!...

***

Podróżny mówi do górala: - No moi kochani, czy dobrze przeprowadzicie mię przez tę wysoką górę? - Niebójcie się panie - odrzekł góral - już ja przez tę

górę niejedną sztukę bydła szczęśliwie przepędziłem.

***

67 More Maiorum

humor

Page 68: More Maiorum nr 18

68More Maiorum

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Aby mierzyć drogę przyszłąTrzeba wiedzieć, skąd się przyszło

~Cyprian Kamil Norwid

Współpracują z nami: