More Maiorum nr 22

72
More Maiorum 1 fot. Monika Bayer-Smykowska

description

Listopadowy numer More Maiorum

Transcript of More Maiorum nr 22

Page 1: More Maiorum nr 22

More Maiorum 1

fot.

Mon

ika

Baye

r-Sm

ykow

ska

Page 2: More Maiorum nr 22

More Maiorum2

Redakcja More Maiorum:Redaktor Naczelny – Alan Jakman e-mail: [email protected] Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Marta Chmielińska, Alan JakmanSkład i łamanie tekstu – Alan JakmanOkładka oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Wywiad z Damianem Jureczko, Umierając z głodu, Województwo kujawsko-pomorskie, Nowości, Humor, Geneo-pro-gramMarcin Marynicz – Witolda Gombrowicza spotkanie z metrykami, Województwo kujawsko-pomorskie ,Osoba miesiąca, GazetyPaweł Becker – Refleksje nad mogiłami Grażyna Stelmaszewska – Siostra generała, czyli Sikorskiej miejsce mogiłą znaczoneMałgorzata Lissowska – Początki polskiej państwowościMarta Czerwieniec– Poszukiwania genealogiczne na Kresach – UkrainaGrażyna Rychlik – Genealogia Marii z Szumskich DąbrowskiejAndrzej Szczudło – Chciał umrzeć w Polsce...Michał Ostaszewski – Jak ugryźć chmurę?GTG “Silius Radicum” – Genealogia Wojciecha KorfantegoMogiłę pradziada ocal od zapomnienia – Polski cmentarz przy granicy ukraińsko-mołdawskiejGenealogia Polaków – Bronisława Stecka - początki badań dziejów rodzinyLisak.net – O teatralnych bójkach, kolejkach i tym podobnych Ogrodywspomnien.pl – List z Kozielska...

&Wszystkie prawa zastrzeżone

(włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994r. o prawie autorskim jakiekol-wiek kopiowanie, rozpowszechnian-ie (we fragmentach, lub w całości)

zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie trak-towane jako naruszenie praw autor-

skich.

&

Page 3: More Maiorum nr 22

More Maiorum 3

More Maiorumnr 11(22), 10 listopada 2014 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Większość moich przodków pochodzi z terenów Górnego Śląska...

o swoich poszukiwaniach rodzinnych, początku z genealogią i Górnośląskim Towa-rzystwie Genealogicznych „Silius Radicum”

opowie:

Damian Jureczko„Jako pierwsza odmówiła Dziubka Sokulska. Na operację wezwano ją 13 marca – powie-działa, że nie pójdzie...” - do lektury o życiu

w Ravensbrück i wyzwoleniu obozu zaprasza:

Alan Jakman

„Teraz zawołajcie telewizję, zróbcie zdjęcia! Pokażcie, że Polak nawet wrogowi potrafi

zapalić znicz, że potrafi się zachować wobec zmarłych!” - Wszystkich Świętych z punktu

widzenia

Pawła Beckera

„Blaski i cienie korzystania ze źródeł po-średnich oraz potencjalne problemy w

poszukiwaniu przodków na Mazowszu” - o genealogii Marii z Szumskich Dąbrowskich i

poszukiwaniach na Mazowszu opowie:

Grażyna Rychlik

•Zapraszamy do

współpracy!

Witolda Gombrowicza spotkanie z metrykami

Po

lec

am

y

4 wywiad z damianem Jurczko8 umierając z głodu15 gombrowicza spotkanie z metrykami26 początki polskiej państwowości32 refleksje nad mogiłami34 poszukiwania genealogiczne na ukrainie36 genealogia marii z szumskich dąbrowskiej 40 bronisława stecka - młodość42 wojciech korfanty i jego korzenie46 polski cmentarz przy granicy ... 48 o teatralnych bójkach50 siostra generała 52 chciał umrzeć w polsce ...56 jak ugryźć chmurę?60 list z kozielska62 woj. kujawsko-pomorskie i genealogia66 osoba miesiąca - jan alojzy matejko 69 z pierwszych stron gazet 70 nowości70 humor71 geneo-program tv

Page 4: More Maiorum nr 22

Damian Jureczko - urodzony w 1979 r., żonaty, ojciec dwóch córek - Pauliny i Karoliny.

Jego przodkowie zamieszkiwali teren Górnego Śląska, okolice Częstochowy, a także Wielko-polskę - wsie niedaleko Koła.

Z zamiłowania genealog, jeden z inicjatorów powstania Górnośląskiego Towarzystwa Genealogicznego “Silius Radi-cum”, od początku istnienia jest jego prezesem. Oprócz tego interesuje się sztuką, fotografią, a od niedawna zgłębia tajniki grafiki komputerowej.

More Maiorum4

Alan Jakman

Damian Jureczko w rozmowie z More MaiorumJaki był początek Pana pasji ge-nealogicznej?Kiedy był początek? Trudno to stwierdzić. Pamiętam, że jako mały chłopiec pytałem mojego dziadka Walentego, jak nazywali się jego tata i mama, dziadkowie, czy nawet pra-dziadkowie. Rysowałem sobie wy-kresy, takie małe drzewka, i byłem niezwykle podekscytowany, tym że ktoś urodził się przed 1900 rokiem. Potem to wszystko ucichło, miałem inne zainteresowania, aż pod koniec studiów znowu zacząłem wypyty-wać krewnych o przeszłość i tak już zostało do chwili obecnej.

Z którego roku pochodzą naj-starsze zachowane zdjęcia ro-dzinne? Najstarsze zdjęcia pochodzą z ko-lekcji, która dotyczy przodków mo-jej żony Ewy – jej genealogia badana jest równolegle z moją. W albumie znajdują się zdjęcia jej prapradziad-ka Tomasza Bujoczka(ur. 1867r. Na-kło Śląskie), zrobione przed I wojną światową. Dla mnie najcenniejsze jest zdjęcie ślubne z 1930 r. Karo-la Jureczko i Jadwigi zd. Machulec. Karol był bratem mojego pradziad-ka Oskara. Na tym zdjęciu jest cała rodzina Jureczko, prapradziadko-wie – Ludwik Jureczko i Joanna z d. Thomik, i ich dzieci z małżonkami. Ciekawostką jest historia państwa młodych. Karol Jureczko zginął w obozie w Spassku(Kazachstan) w 1943 r., natomiast jego żona Ja-dwiga zmarła w 2013 r., dożywając prawie 103 lat. Sam byłem jeszcze na jej setnych urodzinach. Posiadam również fotografie pradziadków od strony mamy – Ernesta Gordałę i Jadwigę zd. Popanda.

Który język używany w metrykach sprawiał Panu największe trudności podczas badań genealo-gicznych?Zdecydowanie rosyjski. Nigdy się go nie uczyłem. Tereny, z których pochodzi rodzina mojej babci Janiny Jureczko zd. Żak , czyli wspomniane Koziegłowy i Koziegłówki ,początkowo były dla mnie nie do przejścia. Na szczę-ście pomoc ze strony innych genealogów pozwoliła mi na opra-cowanie całkiem sporego drzewa genealogicznego.

Z jakich terenów wywodzą się Pana przodkowie? Większość moich przodków pocho-dzi z terenów Górnego Śląska. Ro-dzina ojca, w tym moi przodkowie z nazwiskiem Jureczko, mieszkali od XVI wieku w okolicach Suszca i Kryr – niedaleko Pszczyny, ale są i tropy prowadzące na Opolszczy-znę i do Karniowa. Rodzina mamy ojca, to z kolei okolice Koziegłów i Koziegłówek, tam też znalazłem, jak dotąd najstarszego z moich przodków – Tomasza Grzybow-skiego z Lgoty, który urodził się w drugiej połowie XVII wieku. Naj-mniej mam rozwiniętą linię dziadka ze strony mamy. Henryk Przybylski urodził się w Toruniu, choć jego rodzice (z pewnością matka) po-chodzili z okolic miejscowości Ko-ło(Wielkopolska), a dokładnie We-ronika Przybylska z domu Grzelak, urodziła się w Kupininie w 1909 r. (córka Józefa Grzelaka i Feliksy zd. Kamińskiej).Rodzina babci ze strony mamy pochodziła z różnych stron: Krasiejów na Opolszczyźnie,

WYWIAD

Page 5: More Maiorum nr 22

More Maiorum 5

FOT. D

AM

IAN

JUREC

ZKO

Tarnowskie Góry, Sadów, Lubecko, Sieraków, Sączów, Kępno i Żary.

Czy odwiedza (lub odwiedził) Pan miejscowości, z których wy-wodzą Pana antenaci? Gniazda rodowe czyli Suszec i Kry-ry odwiedziłem wielokrotnie. W Kryrach do jakiegoś czasu funkcjo-nowały nawet nazwy Jureczkówka i Matuszówka, odnoszące się do gospodarstw ongiś zamieszkałych przez moich przodków. Z innymi miejscowościami jest różnie, czasem tylko przejeżdżałem, czasem odwie-dzałem okoliczne cmentarze. Może kiedyś będę miał więcej czasu i od-wiedzę te miejscowości, w których przyszło żyć moim antenatom.

Z jakich warstw społecznych pochodzą Pana antenaci?Przodkowie żyjący na przełomie XIX i XX wieku, to głównie robot-nicy. W kolejnych pokoleniach byli to chłopi – od bogatych siodłoków (Bauerów), po ubogich komorni-ków. Mam także kilka linii miesz-

czańskich – w tym krawców, rzeź-ników, jeden malarz, oraz młynarzy. Jak dotąd, pomimo bardzo rozbu-dowanego drzewa genealogicznego i wielu linii doprowadzonych do XVII , a nawet XVI wieku, nie uda-ło mi się znaleźć nikogo szlachetnie urodzonego.

Górnośląskie Towarzystwo Ge-nealogiczne „Silius Radicum” (dalej GTG), którego jest Pan Prezesem, jest bardzo młodym towarzystwem, powstało dopiero w 2013 r. Kto był głównym po-mysłodawcą tego przedsięwzię-cia? Dlaczego postanowiliście zrzeszyć górnośląskich genealo-gów?

Kilka lat temu zauważyłem, że co-raz więcej osób, które mieszkały stosunkowo blisko mnie, interesuje się genealogią. Gdy powstało Zagłę-biowskie Koło Genealogiczne, mia-łem początkowo ochotę się z nim związać, ale do Sosnowca miałem za daleko. Najbliższe moim wła-

snym poszukiwaniom było Towa-rzystwo Genealogiczne Ziemi Czę-stochowskiej. Na ich portalu bywam codziennie. Ciągle jednak nie było stowarzyszenia „stąd”, takiego któ-re skupiałoby ludzi interesujących się genealogią Górnego Śląska. Ist-niało wszakże Śląskie Towarzystwo Genealogiczne z siedzibą we Wro-cławiu, ale więcej tutaj było genealo-gii kresowej.

Postanowiłem to zmienić i wraz z Gosią Mzyk-Poradą, Leszkiem Benszem, Dawidem Machurą, Zyg-muntem Schaeferem i Leonem Wostalem, założyliśmy „Silius Radi-cum”.

Od samego początku wiedzieliśmy , że w kręgu naszego zainteresowania będą leżały tereny związane z Gór-nym Śląskiem. Oczywiście zdawali-śmy sobie sprawę, że genealogia nie zna granic i poszukiwać będziemy także w innych rejonach Polski i Eu-ropy, ale każdy z nas miał przod-ków, którzy urodzili się na Śląskiej

WYWIAD

Page 6: More Maiorum nr 22

More Maiorum6

FOT. D

AM

IAN

JUREC

ZKO

ziemi. Początkowo istniał projekt „Śląskie Korzenie” – jego łacińskie tłumaczenie to „radices silesienses”. Ładnie , ale nie wpadało w ucho. Po małym przekształceniu wyszło nam „Silius Radicum” i tak już zostało. Nazwa trochę tajemnicza, niedo-słowna, ale nawiązująca do orygi-nalnej pisowni.

Początki nie były łatwe, ale dość szybko przybywało nam członków. Najwięcej problemów mieliśmy ze stroną internetową. Dopiero trzeci informatyk stworzył to, czego ocze-kiwaliśmy. Cały czas usprawnia-my jej działanie. Na chwilę obecną mamy 26 członków i nasze grono stale się powiększa.

Co należy do Pana obowiązków jako Prezesa GTG?

Jestem oczywiście głównym przed-stawicielem i reprezentantem Towa-rzystwa na zewnątrz. Wszelkie spra-wy dotyczące funkcjonowania GTG takie, jak: wynajem sali , współpraca z innymi instytucjami – w tym ar-chiwami, organizacja kolejnych spo-

tkań, zarządzanie stroną, tworzenie dokumentacji Towarzystwa, należy do moich obowiązków. Nie ozna-cza to, że jestem sam z tym wszyst-kim. Mój zastępca Dawid Machura pomagał mi systematycznie w pro-wadzeniu dokumentacji. Finansami zajmował się nasz skarbnik Leon Wostal. Piszę o tym w czasie prze-szłym, dlatego że niecały miesiąc temu na Walnym Zgromadzeniu GTG podjęto decyzję o wpisaniu „Silius Radicum” do KRSu. Nie chcę jeszcze mówić o szczegółach, ale niebawem o wszystkim napisze-my na naszej stronie internetowej siliusradicum.pl

W każdym razie, rozwijamy się!

Jakie są najważniejsze cele To-warzystwa?

Nasze cele podane są w regulaminie na stronie internetowej. Są to kolej-no:

1. upowszechnianie genealogii jako nauki pomocniczej hi-storii,

2. zrzeszanie osób zajmują-cych się badaniami genealo-gicznymi i integracja środo-wiska genealogów,

3. doskonalenie i pogłębia-nie wśród swoich człon-ków znajomość genealogii i warsztatu badawczego,

4. inicjowanie badań genealo-gicznych,

5. wspomaganie nawiązywania więzi rodzinnych i wielopo-koleniowych, opartych na wspólnym dziedzictwie kul-turowym.

Oczywiście te podpunkty zawierają jeden całościowy przekaz – Stworze-nie miejsca na Górnym Śląsku „przyja-znego” ludziom, chcącym poznać swoje korzenie; mającym świadomość że „tu i te-raz” zawdzięczamy temu, co było kiedyś.

Czy aby zostać członkiem Towa-rzystwa trzeba spełniać określo-ne warunki?

Głównie trzeba wyrazić chęć przyłą-czenia do nas i interesować się gene-

WYWIAD

Page 7: More Maiorum nr 22

More Maiorum 7

\

FOT. D

AM

IAN

JUREC

ZKO

alogią. Dodatkowo, trzeba także, co zrozumiałe, realizować cele GTG. Nie mamy specjalnych ograniczeń, ale też nie każdy może zostać na-szym członkiem. Myślę, że odbywa się to na podobnych zasadach, jak w innych towarzystwach genealo-gicznych. Funkcjonowanie takiego stowarzyszenia jak nasze wymaga pewnego zaangażowania się , ale szanujemy osoby, które mają trochę mniej czasu na działalność w sa-mym GTG, ale regularnie udzielają się na naszej stronie. Wśród człon-ków mamy osobę, która mieszka poza granicami naszego kraju i siłą rzeczy nie jest w stanie uczestniczyć w spotkaniach, ale oczywiście jeste-śmy z nią w stałym kontakcie i po-maga nam w inny sposób, działając w swoim kraju zamieszkania.

W jakie projekty angażuje – bądź angażowało się Górnoślą-skie TG? Jesteśmy młodzi, ale od samego początku mieliśmy pewne plany. Jednym z nich było opracowywanie genealogii znanych Górnośląza-ków i materiały cały czas groma-dzimy. Udało nam się sprostować informację o miejscu urodzenia Wawrzyńca Hajdy nazywanego „Śląskim Wernyhorą”. Wszędzie,

zarówno w literaturze, jak i w ogól-nym przekonaniu, funkcjonowały różne miejscowości – m.in. Piekary Rudne, Bobrowniki Śląskie... Tym-czasem urodził się on w Nowych Reptach. Mamy jeszcze klika takich rewelacji odnośnie innych osób, ale o tym napiszemy niebawem. Jako Towarzystwo Genealogiczne dążymy do pozyskania jak najwięk-szej liczby źródeł genealogicznych przydatnych w poszukiwaniach. Na stronie rozpoczęliśmy zamiesz-czanie wykazów mieszkańców z różnych miejscowości – praca jest dość żmudna, a mamy jesz-cze kilkadziesiąt miejscowości do dodania. Naszym wewnętrznym projektem jest wspólne drzewo genealogiczne – większość z nas jest już w jakiś sposób ze sobą po-wiązana, a niektóre osoby nawet na kilka sposobów. Będzie to nasza wizytówka i zachęcam inne towa-rzystwa do spróbowania tego typu przedsięwzięcia. Wspólny przodek dla kilku genealogów daje większe prawdopodobieństwo odnalezienia jego dalszej genealogii.

Niebawem rozpoczniemy digitali-zację wybranych ksiąg z Archiwum Państwowego w Katowicach. Po-szczególne opracowane zespoły bę-

dziemy dodawać na naszą stronę. W tym miejscu pragnę podziękować dyrektorowi Piotrowi Greinerowi za chęć współpracy i zaufanie, któ-rym nas obdarzył. Mamy nadzieję, że z czasem dotrzemy do innych archiwów, w tym Archidiecezjalne-go w Katowicach i Diecezjalnego w Gliwicach. Obecnie czekamy na odpowiedź ze strony AD w Gliwi-cach.

Czy GTG ma konkretną strate-gię działania na kolejne miesią-ce, lata?

Tak jak pisałem wcześniej, nieba-wem będziemy Towarzystwem za-rejestrowanym. To stworzy nam zdecydowanie więcej możliwości, a co za tym idzie będziemy mogli się jeszcze szybciej rozwijać. Jednak GTG to przede wszystkim ludzie. Czekamy na takich, którzy mają po-mysły i chęć działania. Ale też na ta-kich, którzy są cierpliwi w tych dzia-łaniach. Na pewno na pierwszym miejscu jest teraz nasza współpraca z AP w Katowicach.

Panu Damianowi serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad. Życzymy wielu suk-cesów w genealogii, a także pomyślności w rozwijaniu Górnośląskiego Towarzy-stwa Genealogicznego „Silius Radicum”!

WYWIAD

Page 8: More Maiorum nr 22

More Maiorum8

Alan Jakman Koniec wojny był coraz bliżej, coraz większy natomiast był wszechobecny głód. Operacje doświadczalne nie były już prze-prowadzone – być może na sku-tek buntu „królików”. Przybyłe z mniejszych obozów kobiety, pozbawione były jednak czło-wieczeństwa …

Wybór do pufu. Tak zaczął się bunt – Niemcy co jakiś czas urządzali wśród

więźniarek – głównie młodych, rzecz jasna – pobór do „pufu”, czy-li domu publicznego dla żołnierzy. Akces oznaczał oczywiście pewną wolność, więc głównie zgłaszały się już zawodowe prostytutki, które miały na pasiaku „czarną łatę”.

Pewnego dnia na taki apel wezwa-no blok piętnasty, wszystkie miały „czerwony trójkąt” oznaczający to, że były więźniarkami politycznymi. Która chciała wstąpić do „pufu” miała wystąpić. Po tej propozycji nastała głęboka cisza. Jednak po jakimś czasie wystąpiła jedna Po-lka – zawodowa prostytutka, która nie była jednak oznaczona „czarną łatą”. Po raz pierwszy w obozie za-wrzało. Pozostała grupa Polek wy-gwizdała tę jedną, która zdecydowa-ła się wystąpić. Chociaż gwiżdżące Polki wiedziały, że może ich spotkać śmierć, zdecydowały się na to, aby wysłać delegację do Lagerkomman-danta z „uprzejmą prośbą, by nam – polskim więźniarkom – nigdy nie stawiano takich propozycji, gdyż to obrażą naszą godność kobiecą, że jesteśmy więźniarkami politycznymi i prosimy, żeby pan Lagerkomman-dant o tym raczył pamiętać”. Oczy-wiście komendant obozu zgłupiał i nie wiedział, co powiedzieć. W końcu po dłuższej chwili zapytał – Was für Block?

Cały blok dostał dwutygodniową karę, nikt z bloku nie mógł wów-

Umierając z głodu...

HISTORIA XX WIEKU

Page 9: More Maiorum nr 22

More Maiorum 9

czas otrzymywać paczek. Począt-kowo Niemcy rozdawali przysyłane paczki innym więźniarkom. Wtedy było widać obozową solidarność. Każda więźniarka odmawiała przy-jęcia paczki. Dopiero nowoprzyby-łe cyganki rzuciły się na przysłane jedzenie.

Od teraz starsze kobiety z „pięt-nastki” zarzucały młodym, że przez nich, przez ich głupotę, muszą cier-pieć. Jedna z „pyskatych młodych” odpowiedziała, że przecież im nie proponowano tego zawodu, ponie-waż ma on ściśle określony limit wieku, który one już dwadzieścia lat temu przekroczyły. Wówczas wytworzył się niesamowicie napięty nastrój, który z każdym dniem się zaogniał.

OPERACJA ZAMIAST EGZEKUCJI?

Początkowo kobiety były przekona-ne, że zostały operowane w zamian za wykonanie egzekucji. Jeszcze bardziej utwierdziły się w swoich domysłach, kiedy ułaskawiano ko-lejne więźniarki z lubelskiego trans-portu od kary śmierci. Wkrótce inne więźniarki zaczęły nawet zazdrościć tego, że 71 Polek zostało podda-nych operacji. Przeżyło 66 – reszta zmarła podczas operacji lub zaraz

po niej.

Wszystkie domysły dały jednak w łeb, kiedy zabrano pięć kobiet z lubelskiego transportu – w tym Marysię Gnaś, która była operowa-na pięciokrotnie.

ODMOWA OPERACJI

Jako pierwsza odmówiła Dziubka Sokulska. Na operację wezwano ją 13 marca – powiedziała, że nie pój-dzie. Stojące esesmanki wprawiła w osłupienie – odesłały ją więc do komendanta. To samo powiedziała również jemu, ten nie wiedząc jak ma się zachować zapytał tylko:

– Czy Pani zdaje sobie sprawę z konsekwencji? – Jawohl!

O dziwo, puszczono ją do bloku. Została przywitana z wielką rado-ścią przez pozostałe kobiety. Ran-kiem następnego dnia przyszła lista z pięcioma nazwiskami Polek, które miały stawić się do rewiru. Jedno-głośnie zapadło: „Nie!”, „Nie pój-dę!”.

Kobiety w tej chwili zaczęły pisać „petycję” do władz obozowych. Re-dagowała ją Pani Halina Chorążyna – wynikało z niej, że my niżej podpi-sane więźniarki polityczne, zapytujemy

pana komendanta, czy jest mu wiadome, że w obozie są dokonywane operacje do-świadczalne na zupełnie zdrowych kobie-tach – więźniach politycznych. Że operacje te powodują kalectwo, a nawet śmierć (tu następowały nazwiska zmarłych po operacji – dopisek red.), i że żadna prawo międzynarodowe nie dopuszcza operacji doświadczalnych na ludziach bez ich zgody. Że my, operowane, protestujemy przeciwko operacjom.

Kobiety do komendanta poszły „czwórkami” – wiele z nich jeszcze kulało, najsłabsze noszone były na rękach. Ponad 50 kobiet szło ulicą Lagrową – makabryczny pochód, rzekłoby się. Nikt nie wiedział co się dzieje. Na terenie obozu zapanował niepokój.

Tłum kobiet doszedł do budynku, w którym przebywał komendant. Nie raczył nawet wyjść do grupy więźniarek – wysłał tylko urzędnicz-kę, która przekazała, że mówienie o ja-kichś operacjach to »histeryczne« wymysły bab, bo wezwane (kobiety – dopisek red.) miały tylko trzy razy dziennie mie-rzyć temperaturę – nic więcej.

Aufzejerka nie mówiła jednak tych słów z pewnością. Szczególnie, że mówić o histerycznych wymysłach bab w obliczu tylu obandażowanych nóg, jest sporą hipokryzją. Polki

HISTORIA XX WIEKU

» Krematorium w Ravensbrück /fot. Alan Jakman

Page 10: More Maiorum nr 22

More Maiorum10

jednak wykorzystały tę sytuację i po-wiedziały, że jeśli to tylko mierzenie temperatury, to niekoniecznie musi iść tych pięć kobiet z listy. Zasko-czona urzędniczka przyznała im ra-cję. Komendant niemal natychmiast wysłał wezwanie do wszystkich bloków, aby chętne kobiety do mie-rzenia temperatury zgłaszały się do rewiru. Oczywiście żadnych ochot-niczek nie znaleziono.

Bród, głód i... naturalnie wszy, pchły… Mrowie…Dzięki tej jakże odważnej postawy kilkudziesięciu kobiet została ura-towana piątka młodych kobiet – nie zostały one operowane ani dnia na-stępnego po buncie, ani za tydzień, w ogóle ich nie operowane. W 1945 r. opuściły obóz ze zdrowymi, moc-nymi nogami. Nie wyciągnięto na-wet konsekwencji wobec „bloku piętnastego” – być może bano się, że sprawa może wyjść poza teren obozu?

KU KOŃCOWI

Koniec wojny był coraz bliżej. Pa-nował wówczas straszny głód – tzw. Durchfall głodowy. Kanalizacja, która przygotowana była dla dziesięcio-krotnie mniejszej ilości osób, nie wytrzymywała. Góry cuchnącego kału znajdowały się przez blokami. Bród, głód i... naturalnie wszy, pchły… Mrowie… – tak ten czas opisuje p. Wanda Półtawska.

Do Ravensbrück zaczęto przywo-zić więźniów mniejszych obozów koncentracyjnych, które musiały zo-stać ewakuowane. Chude, zagłodzone kobiety, szkielety, zdziczałe tłumy, które rzucały się nieprzytomnie na wszystko, co dało się zjeść. Sytuacja ta zmusiła więźniarki obozu Ravensbrück do pilnowania kotłów z jedzeniem i bi-

cia Zugangów! Dlaczego? Nowoprzy-byłe kobiety napadały inne, niosące zupę. Wpadały do kotłów, wylewały pokarm i zlizywały resztki z ziemi…

Władzę obozowe zauważyły to i od tego czasu dawały wózki, aby więź-niarki mogły przewieść jedzenie do swych bloków – w asyście pilnują-cych, oczywiście. Na teren obozu przyjechała również komisja Czer-wonego Krzyża, przydzieliła wów-czas dzieciom mleko, które roz-dzielały polskie więźniarki. Dzieci musiały wypijać mleko w ich obec-ności – inaczej inne dzieci rzucały się na te z kubkiem mleka i w efek-cie nie zostało ono wypite. Ponadto cyganki handlowały owym mlekiem.

DO GAZU!

Był już rok 1945, do bloku numer piętnaście przyszła lista nazwisk kobiet, które miały stawić się na na-stępny dzień. Miałyśmy umierać teraz, w 1945 roku? Starsze wiekiem więź-niarki postanowiły ukryć młode ko-biety. Z obozu nie można było uciec – mury zbyt gładkie, wysokie, a do tego druty wysokiego napięcia. Po-mogła polska blokowa – przecho-wała młode Polki wśród Zugangów – Ukrainek i Jugosłowianek, które nie potrafiły mówić w żadnym innym języku, niż w swoim ojczystym.

Przed Wielkanocą zarządzono apel tego bloku. Przybył lekarz i wybierał schorowane, starsze, kalekie kobiety do zagazowania. Oczywiście opero-wane Polki miały widoczne blizny – część z nich miała również zdefor-mowane nogi. Na szczęście obozy lekarz nie zauważył tego i wszystkie, ukrywające się Polki, przeżyły.

UMIERAJĄC Z GŁODU

Władze obozowe postanowiły wy-słać część kobiet z Ravensbrück do mniejszego obozu Neustadt-Glewe. Polki miały jechać pod przybrany-mi numerami (w Ravensbrück ich

nie tatuowano, a malowano) i przy-branymi nazwiskami kobiet, któ-re zmarły w Oświęcimiu. Właśnie z grupą z Auschwitz „króliki” miały dotrzeć do mniejszego obozu. Zgo-dziły się.

Transport dojechał. Mały obóz, odcięty od wszelkich dostaw jedze-nia. Warunki były znacznie gor-sze niż w Ravensbrück. Dzienna porcja pożywienia składała się z zupy zrobionej z obierzyn ziemniaczanych – którą niewiele osób dostało, oraz kromki chleba. Spać też nie było gdzie – brak łóżek doprowadził do tego, że spano na gołej podłodze. Każdy dzień przybliżał, przebywające tam kobiety do śmierci.

Sytuacja ta doprowadziła do tego, że więźniarki miały tzw. Durchfall głodo-wy – nie mogły przyjmować żadnych pokarmów. Takie osoby zaprowa-dzano na rewir, gdzie znajdowały się już „półtrupy”. Na początku za-glądano tam, donoszono zupy, ale nikt nie mógł przełknąć pokarmu. Dlatego przez następnych kilka dni umierano – nikt nie przychodził do rewiru.

Kobiety umierały jedna za drugą – co jakiś czas jedna zrzucała dru-gą – która umarła – z łóżka. Dwa, trzy dni przed zakończeniem wojny w rewirze znajdowały się już same trupy – przynajmniej tak sądzono. Pośród tych zmarłych leżała jeszcze p. Wanda Półtawska – przeżyła.

Pewnego dnia przyszedł jakiś męż-czyzna i rozciął nożycami kolczaste druty – zawołał

– Dziewczęta, jesteście wolne! – Drugi powiedział do niego – Ty głupi, czego się drzesz? To trupiarnia!

Na terenie obozu grupa kobiet napa-dła wręcz na magazyn z żywnością – przy okazji, taranując co najmniej kilkanaście słabszych więźniarek.

HISTORIA XX WIEKU

Page 11: More Maiorum nr 22

More Maiorum 11

Wydzierały sobie jedzenie, szarpały za włosy, wyrywały sobie paznok-ciami skórę – pojawiła się krew…

Radzieccy i amerykańscy żołnierze wyzwolili obóz – więźniowie pozo-stawienie zostali sami sobie. Domy esesmanów były już splądrowane, sklepy w pobliskim miasteczku, również.

P. Wanda Półtawska wraz z grupą Polek, postanowiła wyruszyć do kraju. Potrzebowały tylko zapasów jedzenia na drogę – jedna z nich od-delegowana została do upolowania jakiejś zwierzyny w pobliskim lesie. Wzięła więc nóż kuchenny i pobie-gła. Biegnąc po leśnych ścieżkach ujrzała konia, właściwie źrebaka, który ledwo żył. Nie myśląc za wie-le wbiła nóż w zwierzę. Nagle ze wszystkich stron zaroiło się koło mnie od bab. Rzuciły się na mojego źrebaka. Stałam z boku i patrzyłam. Źrebak umilkł Rozerwały go na kawałki bez narzędzi. Trzymałam nóż w ręce, a one rozdrapały konia pazurami i zębami. Szarpały kawały mięsa wprost ze skór-ką. Po chwili Wszystko ucichło. Zostały końskie kości.

Wkrótce więźniarki obozu, które chciały przejść na stronę aliantów, otrzymały odpowiednie zaświad-czenie, że wracają z obozu i władze terenowe mają im pomagać podczas wędrówki. Wędrówka ta trwała od 8 do 28 maja 1945 r. …

Poniżej przedstawiam życiorys p. Zofii Kiecol – więźniarki obozu Ravensbrück, była jedną z kilku-dziesięciu operowanych kobiet, nie przeżyła. Biografia napisana przez p. Monikę Bayer-Smykowską, dla której p. Zofia jest ciocią.

Jej życie zaczęło się we Lwowie, gdzie od trzech pokoleń mieszkała rodzina Bayerów.

Urodziła się 30 listopada 1906 roku w rodzinnym domu przy ul. Inwa-lidów 7, na lwowskim Kleparowie. Była córką Heleny z Iwańskich i Ludwika Bayerów, miała starsze-go brata Stanisława oraz młodszą siostrę Jadwigę, która zmarła, mając niespełna dwa lata. Zosia została ochrzczona w kościele parafialnym św. Anny u zbiegu ulic Janowskiej i Gródeckiej. Wcześnie została osie-rocona przez matkę, która zmarła

ok. 1910 r., kiedy Zosia miała zale-dwie 4 lata.

Naukę w Szkole Powszechnej roz-poczęła najprawdopodobniej jesz-cze przed I wojną światową we Lwo-wie, przypuszczam że we wrześniu 1913 roku. W aktach personalnych w Sądzie Grodzkim w Chełmie, podała że posiadała wykształcenie niższe – domowe. Jednakże z zacho-wanej korespondencji z lat I wojny światowej jej ojca z ciotką, u której wówczas mieszkała, wynika że cho-dziła do szkoły. Może czas wojny polsko-bolszewickiej spowodował, że w tych latach nauki pobierała w domu. Okres I wojny światowej spędziła razem z bratem Stanisła-wem we Lwowie pod opieką ciotki Kamili Wróblewskiej (nieznane jest mi pokrewieństwo).

Około 1920 roku przeprowadziła się do Zamościa, gdzie w miejsco-wym Urzędzie Skarbowym od po-łowy 1916 roku pracował jej ojciec Ludwik. Tutaj kontynuowała naukę w 8-klasowym Żeńskim Gimna-zjum im. Marii Konopnickiej, które ukończyła w 1927 roku. Świadectwo

HISTORIA XX WIEKU

» Lista operowanych Polek w obozie Ravensbrück /fot. Alan Jakman

Page 12: More Maiorum nr 22

More Maiorum12

ukończenia gimnazjum otrzymała 21 czerwca 1927 roku. Świadectwa dojrzałości nie uzyskała, gdyż nie zaliczyła żadnego z maturalnych egzaminów pisemnych (historia, ła-cina, matematyka) i nie została do-puszczona do egzaminów ustnych. W kolejnych latach nie ma jej na li-stach maturzystek tego gimnazjum.

W lutym 1928 roku rozpoczęła pracę w Wydziale Odwoławczym Sądu Okręgowego w Zamościu jako praktykantka w służbie przy-gotowawczej. 14 grudnia 1929 roku poddała się egzaminowi na stanowi-ska urzędnika III kategorii w zarządzie centralnym Ministerstwa Sprawiedliwości oraz w sądach i urzędach wymiaru spra-wiedliwości i zaliczyła go z wynikiem bardzo dobrym. 16 grudnia 1929 r. została mianowana kancelistką (w XI stopniu służbowym) w Sądzie Okręgowym w Zamościu i 15 lutego 1930 r. złożyła przysięgę służbową. Na początku listopada 1930 roku została przeniesiona służbowo na równorzędne stanowisko w Sądzie Powiatowym w Zamościu.

W pierwszej połowie lat 30. XX w. Zofia pracowała również w kance-larii chełmskiego komornika Jana Berezy. Tam najprawdopodobniej poznała swojego przyszłego męża – Tadeusza Kiecola.

No i co, jak myślisz, czy wrócimy, czy tylko wrócimy?Zofia i Tadeusz pobrali się w Cheł-mie 3 marca 1935 r., w kościele p.w. Rozesłania Św. Apostołów, a świad-kami na ich ślubie byli brat Tadeusza – Wacław Kiecol oraz urzędniczka Wiktoria Muciek. Rok później – 9 kwietnia 1936 r., urodziła się im cór-ka Maria Zofia.

Mieszkali w Chełmie najpierw przy ul. Obłońskiej 24, a 26 październi-ka 1937 roku przeprowadzili się do budynku przy ul. Reformackiej 33c.

10 kwietnia 1937 roku Prezes Sądu Apelacyjnego w Lublinie awansował ją na X stopień służby państwowej, a w 1938 roku odznaczył ją Brązo-wym medalem Za długoletnią służbę.

W tym samym roku w Zamościu, 13 maja 1938 roku, zmarł jej ojciec – Ludwik Bayer. Od tej chwili to właśnie Zofia była osobą scalającą rodzinę i utrzymującą kontakty po-między przyrodnim rodzeństwem (jej ojciec Ludwik z kilku małżeństw miał pięcioro dzieci).

Po agresji Niemiec na Polskę Kieco-lowie pozostali w Chełmie.

W czasie okupacji hitlerowskiej za-angażowali się w działalność nie-podległościową. Prawdopodobnie należeli do Związku Walki Zbrojnej, gdyż już na przełomie 1939/40 roku działały w Chełmie i okolicach róż-nego rodzaju antyhitlerowskie orga-nizacje patriotyczne, w listopadzie 1939 roku powstała Służba Zwy-cięstwu Polski, a w styczniu 1940 r. tworzone były we Włodawie i Cheł-mie – struktury ZWZ, w działal-ność których włączyła się chełmska inteligencja : nauczyciele, urzędnicy, działacze społeczni i polityczni.

W ich mieszkaniu spotykali się daw-ni pracownicy sądu, teoretycznie na brydża, prawdopodobnie jednak towarzystwo prowadziło nasłuch ra-diowy. Spotkania w ich domu zwra-cały uwagę otoczenia. Ostrzegani przez rodzinę, ukrywali się przez jakiś czas w Zamościu, dzięki cze-mu ominęły ich aresztowania inte-ligencji chełmskiej przeprowadza-ne przez Gestapo w czerwcu 1940 roku. Rodzice Tadeusza, mieszka-jący w Lublinie i prowadzący tam sklep z galanterią, namawiali ich na przeprowadzkę do Lublina, jednak

Zofia z Tadeuszem nie zdecydowali się na takie rozwiązanie. Sądząc, że niebezpieczeństwo aresztowania mi-nęło, wrócili z Zamościa do Chełma 21 listopada 1940 r. wraz z młodszą, przyrodnią siostrą Zofii – Janiną Bayerówną. Jednakże mieszkająca na przeciwko nich folksdojczka do-niosła na Gestapo o ich powrocie. Zostali aresztowani nad ranem 29 li-stopada 1940 roku, a w ich mieszka-niu przy ul. Reformackiej Gestapo urządziło kocioł. Zofia była wtedy w ostatnim miesiącu ciąży z drugą córką.

Początkowo zostali osadzeni w areszcie Gestapo w Chełmie, ale wkrótce wraz z grupą innych pra-cowników sądownictwa, zostali przewiezieni do hitlerowskiego wię-zienia na Zamku w Lublinie. Pierw-sze przesłuchania miały miejsce już w areszcie w Chełmie, w Lublinie byli wielokrotnie przesłuchiwani, zarówno w więzieniu na Zamku jak i w lubelskiej siedzibie Gestapo, mieszczącej się przy ul. Uniwersy-teckiej 3 w domu „Pod Zegarem”. Byli torturowani – w czasie jednego z przesłuchań Zofia została pobita do nieprzytomności tak, że współ-więźniarki wciągały ją do celi, gdyż nie była w stanie wejść o własnych siłach.

W więziennym szpitalu 6 grudnia 1940 r. Zofia urodziła drugą córkę – Urszulę. Dziewczynkę udało się przekazać poza więzienie, czasowo przebywała w sierocińcu prowadzo-nym przez siostry zakonne w Cheł-mie, a w marcu wzięli ją pod swoją opiekę państwo Stefania i Tadeusz Kosińscy – przyjaciele Zofii i Tade-usza (Tadeusz Kosiński prowadził aptekę w Chełmie).

W pierwszych miesiącach 1941 roku na korytarzu lubelskiego więzienia doszło do spotkania małżonków. Więźniów ustawiono po obu stro-nach korytarza, po jednej stronie

HISTORIA XX WIEKU

Page 13: More Maiorum nr 22

More Maiorum 13

kobiety, po drugiej – mężczyźni, aby odczytać im wyroki śmierci. Tadeusz widząc Zosię odwrócił się do niej, chciał coś powiedzieć, dać znak. Natychmiast został uderzony przez pilnującego więźniów gesta-powca tak mocno, że się przewrócił. To było ostatnie ich spotkanie.

Zofia była nadal przetrzymywana w więzieniu na Zamku w Lublinie. W tym okresie pracowała, wycho-dząc z komandem poza budynek więzienia, dzięki czemu mogła się z nią kontaktować rodzina. Osła-biona zachorowała na tyfus i była leczona w więziennym szpitalu.

Transportem w dniu 23 września 1941 roku, została przewieziona do kobiecego obozu koncentracyjnego w Ravensbrück z wyrokiem śmierci, otrzymała tam nr obozowy 7866. Ze wspomnień współwięźniarek wyni-ka, że pracowała na terenie obozu.

Została zoperowana doświadczalnie 7 października 1942 roku, w grupie 12 kobiet; były to operacje mięśnio-we, zakaźne. Po operacji nie odzy-skała przytomności i zmarła w kilka dni później.

Jej śmierć była wynikiem zakażenia bakterią Clostridium novyi, Clostridium perfrinens (stara nazwa Oedema ma-lignum), Bacillus oedema maligni, któ-ra powoduje zgorzel gazową (ang. gas gangrene). Ponieważ Zofia miała gangrenę w nodze, tylko amputa-cja kończyny mogła uratować jej

życie, ale tak jak i inne operowane w Ravensbrück kobiety, była pozo-stawiona bez opieki lekarskiej.

Datę jej śmierci można w przybliże-niu określić na 10-11 października 1942 roku.

W wydanej w Warszawie w 1972 roku książce „Ponad ludzką mia-rę: wspomnienia operowanych z Ravensbruck” zostało zamiesz-czone m. in. wspomnienie pani Le-okadii Kwiecińskiej z Lublina, która była operowana tego samego dnia, co Zofia. Poniżej zamieszczam frag-ment jej wspomnień, wktórym opo-wiada o Zofii Kiecol :

Ja wzięta byłam 7 października 1942 roku. Pamiętam, był wtedy piękny, ciepły, słoneczny dzień.

Pracowałam na nocnej zmianie i akurat układałam się do spania po zjedzeniu obiadowej zupy, gdy do izby wpadła blo-kowa, wołając, że przyszła po mnie auf-seherin i mam wyjść zaraz. Ponieważ do-tychczas na operacje zabierano zwykle po rannym apelu, a po południu na egzeku-cje – uważałam los swój za przesądzony. Koleżanki, które jeszcze nie spały zaczęły mnie ściskać i żegnać.

(…) Z drugiej strony bloku, ze strony »A«, wyprowadzono Zosię Kiecol, matkę dwojga małych dzieci, z których młodsze urodziła już w więzieniu. Zawsze była mizerna, ale teraz twarz jej była zupełnie szara – nie biała, tylko szara. Wzięły-śmy się pod ręce, słyszałam, że mówiła

coś do mnie, ja odpowiadałam jej zupeł-nie spokojnie, ale miałam wrażenie, że idę w stanie jakiegoś zamroczenia, że otacza mnie jakby mgła, a przecież był piękny, słoneczny dzień. (…)

(…) Wkrótce po operacjach z naszej gru-py zmarły trzy, wśród nich Zosia Kiecol. Biedaczka, tak bardzo bała się śmierci, tak bardzo chciała wrócić do kraju, do dzieci. Pracowałyśmy razem na nocnej zmianie. Czasami, korzystając z chwilo-wej nieobecności, pilnującego nas wachma-na, przychodziła do mego stołu, siadała przy mnie z niezmiennym pytaniem: »No i co, jak myślisz, czy wrócimy, czy tylko wrócimy?«

Nie wróciła. I mąż jej nie wrócił także. Córki wychowywała rodzina i obcy, życzliwi ludzie. ■

Artkuł został napisany na podsta-wie relacji, wspomnień, zawartych w książce p. Wandy Półtawskiej „I boję się snów”.

Serdecznie dziękuję p. Monice Bay-er-Smykowskiej za udostępnienie biografii p. Zofii Kiecol!

Życiorys p. Zofii Kiecol z Bayerów dostępny jest na stronie Towarzy-stwa Genealogicznego Centralnej Polski - Zofia z Bayerów Kiecol 30.11.1906 Lwów-11.10.1942 Ravensbrück

HISTORIA XX WIEKU

» Aktu ślubu Ludwika Bajera (Bayera) i Heleny Iwańskiej, Lwów 1904 r. /fot. AGAD

Page 14: More Maiorum nr 22

Na imię mu było Witold, nazwisko – GombrowiczZ pozoru był to sobie zwykły spacerowiczLecz tkwiła w nim dzika dziwność nieświadoma siebieZ tego konia będzie kiedyś niezłe źrebię!

More Maiorum14

» Zofia i Tadeusz Kiecolowie - Chełm 1 marca 1936 r. /fot. pryw. archiwum p. Moniki Bayer-Smykowskiej

Page 15: More Maiorum nr 22

Na imię mu było Witold, nazwisko – GombrowiczZ pozoru był to sobie zwykły spacerowiczLecz tkwiła w nim dzika dziwność nieświadoma siebieZ tego konia będzie kiedyś niezłe źrebię!

More Maiorum 15

Autor „Pornografii”, potomek zamożnej szlachty h. Ostoja i h. Kościesza. Urodzony na Sandromierszczyźnie, najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Przed 1939 r. wyruszył za ocean, żyjąc na skraju ubóstwa...

Witold Marian (właściwie Marian Wi-told) Gombrowicz – urodził się 4 sierpnia 1904 r. w Małoszycach, zmarł 25 lipca 1969 r. w Vence. Pol-

ski powieściopisarz. W latach 1939-1963 mieszkał w Argentynie, a od 1964 r. we Francji. Z jego indy-widualistycznej filozofii bliskiej egzystencjalizmowi zrodziły się groteskowo-satyryczne i parodystycz-ne utwory literackie, niezwykle oryginalne zarówno w swojej treści, jak i formie. Powieści: Ferdydurke (1937), Trans-Atlantyk (1953), Pornografia (1960), Kosmos (1965). Wyrazem dążenia do bezkompro-misowej szczerości jest Dziennik (t. 1-3, 1957-1966). Utwory dramatyczne: Iwona, księżniczka Burgunda („Skamander” 1938, wydanie osobne 1958), Ślub (1953), Operetka (1966), Dzieła zebrane (t. 1-10, wy-dane 1969-1973), Dzieła (t. 1-9, wydane 1986).

Tak pisał o Gombrowiczu pisał Witkacy:

Z danych, zawartych w metryce chrztu pisarza, moż-na wywnioskować, że błędnie podaje się jego imiona. Ochrzczony został jako Marian Witold i chociaż po-sługiwał się tym drugim imieniem, warto jest o tym wspomnieć, a nie błędnie podawać odwrotną kolej-ność. Został on ochrzczony w kościele we Wszech-świętych ponad miesiąc po narodzinach – 8 września 1904 r.

FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

Marcin Marynicz

Witolda Gombrowicza spotkanie z metrykami

GENEALOGIAFO

T. GEN

BAZA

Page 16: More Maiorum nr 22

Ojciec miał litewską, skrytą naturę i jego stosunek z nami nie był bliski. […] Był ostatnim z Gom-browiczów cieszącym się szacunkiem, wzbudzającym zaufanie […]. Miał opinię człowieka poważnego, odpowiedzialnego i uczciwego. Kontrast między jego poprawnym i godnym zachowaniem, a pewnymi dziwactwami nas, synów, niejednemu nasuwał refleksje w rodzaju: , albo . […]Ojciec był jeszcze panem w sposób naturalny, z całą swobodą, i muszę przyznać, że pro-ści ludzie chwytali tę jego naturalność instynktem i o wiele chętniej krzątali się wokół niego niż wokół nas – panów już kurczowych, usiłujących nadrabiać miną.

More Maiorum16

GENEALOGIA

Jan Onufry Gombrowicz i Antonina Marcella Kotkowska pobrali się 8/20 października 1892 r. w Denkowie, więc Witold Marian na świat przyszedł blisko 12 lat po ślubie swoich rodziców. Według powyższej metryki, pan młody w chwili ślubu miał 24 lata, był synem nieżyjących już Onufrego i Antoniny z Dąbrowskich małżonków Gombrowiczów, urodził się w miejscowości Kwiecinki w parafii Mariampol, a mieszkał Małoszycach, które na-leżały do parafii grocholickiej. Panna młoda miała 20 lat, była stanu wolnego, a jej rodzicami byli żyjący Ignacy i Aniela Bronisława z Kotkowskich małżonkowie Kotkowscy. Urodziła się ona w Sulisławicach, gdzie też została ochrzczona, a mieszkała w Bodziechowie przy rodzicach.

Tak o ojcu mówił sam Gombrowicz:FO

T.POC

ZEKA

LNIA

.GEN

EALO

DZY.PL

Page 17: More Maiorum nr 22

More Maiorum 17

GENEALOGIA

Niestety już w tym momencie nie ma możliwości zbadania przodków po mieczu Witolda Gombrowicza. Wynika to z prozaicznego problemu – metryki z interesujących nas parafii nie ma w Internecie. Oczywiście metryki te można odnaleźć w archiwach państwowych, ale na chwilę obecną nie mamy takich możliwości. Z kolei z przod-kami po kądzieli zapowiadają się braki ze względu na możliwy ubytek przodków – dziadkowie macierzyści mieli to samo nazwisko – zarówno przed, jak i po ślubie.

Antonina Marcela Kotkowska na świat przyjść powinna w 1872 r. (względnie rok wcześniej) w Sulisławicach. Powyższa metryka jest tego dowodem. Według niej 6/18 czerwca 1872 r. urodziła się córka 35-letniego Ignace-go Kotkowskiego i jego 22-letniej żony Anieli Kotkowskiej. Natomiast pojawia się problem z imionami, ponie-waż dotychczasowa kolejność okazuje się być fałszywą. Dziecko zostało ochrzczone imionami w następującej kolejności – Marcela Antonina. Rodzicami chrzestnymi jej byli Józef Kotkowski i Antonina Kotkowska.

Jak można zauważyć w metrykach regularnie pojawia się nazwisko Kotkowski – zarówno przy nazwisku ojca, panieńskim matki, ale również w przypadku rodziców chrzestnych! W tym przypadku trudno określić, z którym z rodziców byli spokrewnieni kumowie, a jeśli z obojgiem, to z którym bliżej.

Według metryki chrztu, Ignacy Kotkowski powinien urodzić się ok. 1837 r., a jego żona – Aniela (Bronisława) Kotkowska, ok. roku 1850. Aniela matką została w wieku 22 lat, więc musiało to być stosunkowo krótko po zawarciu ślubu.

FOT.G

ENBA

ZA

Page 18: More Maiorum nr 22

More Maiorum18

GENEALOGIA

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PL

Page 19: More Maiorum nr 22

More Maiorum 19

GENEALOGIA

Ignacy Leonard Kotkowski i Aniela Bronisława Kotkowska pobrali się 21 stycznia / 2 lutego 1871 r. w Denko-wie, więc Marcela Antonina była ich pierwszym ślubnym dzieckiem, ponieważ na świat przyszła nieco ponad 15 miesięcy po zawarciu małżeństwa przez swoich rodziców. Według metryki ślubu, pan młody był 34-let-nim kawalerem, synem Józefa i Antoniny z Ząbczeńskich małżonków Kotkowskich, a na świat przyszedł w Bodziechowie. Panna młoda była nieco młodsza, bo liczyła sobie 22 lata, nie wychodziła wcześniej za mąż, a rodzicami jej byli żyjący Marceli Kotkowski i nieżyjąca Agnieszka z Fijałkowskich Kotkowska. Urodziła się w tej samej wsi, co pan młody. Dodatkowo w dokumencie potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia, a dokładniej pokrewieństwo małżonków. Byli oni dla siebie bardzo bliskimi krewnymi, bo nazwać można ich rodzeństwem stryjecznym, czyli ojcowie nowozaślubionych byli braćmi.

Ignacy Leondard Kotkowski na pozczątku 1871 r. miał 34 lata, więc powinien urodzić się w 1837 lub w 1836 r. Miejscem narodzin miał być Bodziechów w denkowskiej parafii. Z odnalezieniem dokumentu nie było żadnego problemu i tym sposobem udało się ustalić, że Ignacy Leonard na świat przyszedł 3 lutego 1837 r. jako syn 30-letniego Józefa Kotkowskiego – dzierżawcy fabryk żelaznych i jego 27-letniej żony, An-toniny z domu Ząbczeńskiej. Świadkami chrztu, odbytego w dniu 23 lutego, byli Józef Ciszewski – 65-let-ni ekonom i Wojciech Grabowski – 52-letni strażnik lasu. Rodzicami chrzestnymi dziecka byli Walenty Urbański – inżynier obwodu opatowskiego i Agnieszka Kotkowska – posesorka, prawdopodobnie również babcia ojczysta Ignacego Leonarda.

Ignacy i Aniela Kotkowscy przeżyli w małżeństwie równe 30 lat. Na krótko po jubileuszu, a dokładniej 13/26 kwietnia 1901 r. w Bodziechowie zmarł 64-letni Ignacy Leonard Kotkowski, syn Józfa i Agnieszki z Ząbczyń-skich małżonków Kotkowskich i pozostawił po sobie owdowiałą Anielę z Kotkowskich Kotkowską. Zgodnie z wcześniej wspomnianymi dokumentami, wszystkie dane się potwierdzają. Jedyną drobną różnicą jest zapis nazwiska panieńskiego matki Ignacego, ponieważ w akcie chrztu jest to Ząbczeńska, a w akcie zgonu – Ząb-czyńska.

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PL

Page 20: More Maiorum nr 22

More Maiorum20

GENEALOGIA

Aniela z Kotkowskich Kotkowska zmarła 26 grudnia 1937 r. w wieku 88 lat. Zgon zgłosił 43-letni wnuk zmar-łej, a rodzony brat Witolda – Janusz Gombrowicz, wraz z 50-letnim Józefem Matysiakiem. Według aktu zgonu, zmarła była ziemianką, urodziła się 6 kwietnia 1849 r., a rodzicami jej byli Marceli i Aniela z Fijałkowskich mał-żonkowie Kotkowscy. Była wdową po (zmarłym w 1901 r.) Ignacym Kotkowskim, a przyczyną jej śmierci była starość.

Tym sposobem też doprecyzowana została lokalizacja aktu chrztu Anieli Kotkowskiej, ponieważ znana jest do-kładna data narodzin. Co prawda w księgach ochrzczonych zapisy prowadzone są chronologicznie według dat chrztów. Data chrztu nie zawsze jest tożsama z datą urodzin, co więcej zdarza się, że różnica między tymi dwoma

FOT.G

ENBA

ZAFO

T.KSIĘG

I METRYK

ALN

E PARA

FII DEN

KÓW

, KSIĘG

A

ZMA

RŁYCH

, ROK

1937, AK

T NR 124

Page 21: More Maiorum nr 22

More Maiorum 21

GENEALOGIA

wydarzeniami wynosi kilka lub kilkanaście miesięcy. Na szczęście rodzina nie miała problemów z ochrzczeniem dziecka i nie ociągali się z tym sakramentem, bo już 10 kwietnia 1849 r. w denkowskiej parafii stawił się 44-letni Marceli Kotkowski, dziedzic wsi Bodzechów z przyległościami i w przytomności dwóch świadków – Józefa Jakubowskiego i Józefa Ciszewskiego, okazał dziecię płci żeńskiej, które urodziło się w jego domu cztery dni wcześniej z jego żony – 34-letniej Anieli z domu Fijałkowskiej. Na chrzcie świętym nadane zostały dwa imio-na – Aniela Bronisława, a rodzicami chrzestnymi byli wcześniej wspomniany Józef Jakuboski wraz z Antoniną Kotkowską – prawdopodobnie stryjenką chrzczonego dziecka.

Kilka lat po urodzeniu ostatniego dziecka, Aniela umiera. Niestety w akcie nie wpisano, co było powodem śmierci, można się jednak domyślać, że jej organizm był osłabiony poprzez tyle porodów. Zmarła młodo – miała zaledwie 40 lat. Zgon nastąpił 13 sierpnia 1863 r. o północy. Aniela pozostawiła po sobie męża Marcele-go Kotkowskiego i dzieci: Gustawa, Bronisława, Juliusza, Marcelego, Wacława, Kazimierza, Mariannę, Emilię, Bronisławę i Anielę. Łatwo policzyć, że świadkowie podali dziesięć imion! Niestety dane rodziców i miejsce pochodzenia wciąż pozostają zagadką.

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PLFO

T.POC

ZEKA

LNIA

.GEN

EALO

DZY.PL

Page 22: More Maiorum nr 22

More Maiorum22

GENEALOGIA

Marceli jako wdowiec pożył jeszcze kilkanaście lat, ponieważ zmarł prawie 12 lat po swojej żonie. Stało się to dokładniej 8/20 stycznia 1875 r. w Bodzechowie. W tym przypadku dokumenty były „bogatsze” w informacje, ponieważ oprócz podstawowych danych dotyczących wieku zmarłego – 72 lata, stanu cywilnego – wdowiec, pojawiły się imiona rodziców – Ignacy i Agnieszka z Kliszewskich małżonkowie Kotkowscy, ale i tu nie podano, skąd zmarły pochodził.

Nieco ponad 1,5 roku po śmierci Marcelego, zmarł jego rodzony brat – Józef, który był jednym z czterech (tak jak jego brat) pradziadków Witolda Gombrowicza. Według poniższej metryki, Józef Kotkowski zmarł 24 lipca/5 sierpnia 1876 r. w Bodziechowie. Żyć miał niewiele mniej, niż jego brat, bo 68 lat, a dane rodziców są takie, jak w powyższej metryce, co jest potwierdzeniem ich pokrewieństwa. Zmarły pozostawił po sobie żonę Antoninę z domu Ząbczyńską.

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PLFO

T.POC

ZEKA

LNIA

.GEN

EALO

DZY.PL

Page 23: More Maiorum nr 22

More Maiorum 23

GENEALOGIA

Antonina bez męża przeżyła prawie 9 lat. Zmarła 24 stycznia/5 lutego 1885 r. w Bodziechowie jako 77-letnia wdowa po Józefie Kotkowskim. Niestety powyższy dokument jest bardzo ubogi w informacje i nie ma nawet nazwiska panieńskiego zmarłej, które na szczęście znane jest z innych dokumentów.

11 października 1852 r. w Bodzechowie zmarła 77-letnia Agnieszka Kotkowska – dziedziczka dóbr Bodzechów. Pozostawiła po sobie męża Ignacego Kotkowskiego i sześcioro dzieci – Marcelego, Józefa, Franciszka, Sewe-ryna, Marię i Emilię. Niestety nie ma tu informacji o jej rodzicach, czy też miejsca urodzenia, które pomogłoby ustalić, skąd pochodziła ta rodzina.

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PLFO

T.POC

ZEKA

LNIA

.GEN

EALO

DZY.PL

Page 24: More Maiorum nr 22

More Maiorum24

GENEALOGIA

Ostatni dokument dotyczy zgonu prapradziadka pisarza – Ignacego Kotkowskiego, który życie zakończył w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, tj. 26 grudnia 1854 r. Zmarł nieco ponad 2 lata po swojej żonie, a był w tym samym wieku, co może świadczyć o tym, że był on od niej młodszy lub zgłaszający się pomylili. Ignacy w chwili śmierci był wdowcem, a także dziedzicem dóbr Borzechowa. Pozostawił po sobie te same dzieci, co jego żona.

Wywód przodków Witolda Gombrowicza dostępny jest na stronie More Maiorum w zakładce „Genealogie znanych Polaków”

Poniżej zamieszczamy ciekawe wsponienia Gombrowicza z czasów maturalnych...

Na kilka miesięcy przed egzaminem maturalnym zdałem sobie sprawę z grozy położenia. Od lat nie uczyłem sie systematycznie, pojęcia nie miałem o łacinie, algebrze, trygonometrii i w innych przedmiotach byłem koronnym osłem… Czekało mnie pięć egzaminów piśmiennych i osiem ustnych – co robić? Jako konsekwentny próżniak postanowiłem nic nie robić, tym bar-dziej że właściwie już nic nie było do roboty poza oddaniem się w opiekę Najwyższemu. Tak nadszedł groźny dzień, w kwietniu chyba, 1922 roku: zasiedliśmy w największej z sal szkol-nych, każdy na osobnej ławce, aby unimożliwić ściąganie i w śmiertelnej ciszy podano nam temat wypracowania polskiego. Napisałem sporo i dosyć byłem z siebie zadowolony. Właściwa tragedia rozpoczęła się dnia następnego gdy pojawił się na moim pulpicie papier z łacińskim tekstem, który należało przetłumaczyć. Rzuciwszy okiem na tych kilka zdań, pojąłem że nic nie rozumiem, nic nie chcę wiedzieć, że nie przetłumaczę nawet trzech słów. Cisza panowała śmiertelna. Sam na tej ławce wobec tego idiotycznego papieru, sam wobec łaciny z niepraw-dziwego zdarzenia – nigdy absurd, zarzynający, zabójczy, nie uderzył we mnie z równą mocą.

(...)

Ale z wypracowania z polskiego dostałem piątkę z plusem. A z francuskiego, którym włada-łem nieźle z domu, też piątkę z plusem. Komisja egzaminacyjna zbaraniała i postanowiła prze-słać moje prace do ministerstwa, gdzie zapadł wyrok przychylny: zdałem. Maturę oblewaliśmy w mieszkaniu tak zwanego Prezesa, czyli Miecia Grabińskiego, na ulicy Jerozolimskiej wprost Dworca Głównego. Ja się upiłem, jak wszyscy, i rzygałem z okna piątego piętra na ulicę; ale nie zauważyłem w pijanym widzie, że na dole była kawiarnia i stały stoliki na chodniku. Ryk dochodzący z dołu skłonił mnie do pośpiesznego zaalarmowania moich towarzyszy i zabary-kadowaliśmy drzwi wejściowe, gotowi bronić się do ostatka.

FOT.PO

CZEK

ALN

IA.G

ENEA

LOD

ZY.PL

Page 25: More Maiorum nr 22

More Maiorum 25

GENEALOGIAFO

T.WIK

IMED

IA C

OM

MO

NS

Page 26: More Maiorum nr 22

More Maiorum26

Małgorzata Lissowska

początki polskiej państwowościChrzest Polski, bitwa pod Ce-dynią, czy zjazd gnieźnieński, to najważniejsze fakty z począt-ków polskiej państwowości, o których uczy się każde dziecko już w szkole podstawowej. Oto najciekawsze i najważniejsze wydarzenia, mające miejsce w X wieku na ziemiach ówczesnej Polski.

Mieszko I ur. 922-945 zm.25 maja 992 r. Pierwszy historycz-nie udokumentowa-

ny władca Polski. Syn Siemomysła, wnuk Lestka.

O pogańskim księciu Polan, walczą-cym z Wichmanem, po raz pierwszy wspomina Widukind z Korbei, w kronice Res gestae saxonicae sive an-nalium libri tres. Innym źródłem jest kronika żydowskiego podróżnika – Ibrahima ibn Jakuba, który to w latach 965-966 podróżował po kra-jach słowiańskich. Niestety na próż-no szukać informacji o młodzień-czych latach życia Mieszka; tylko Gall Anonim wspomina o siedmio-letniej ślepocie przyszłego władcy Polski, najazdach na sąsiednie kra-je i 7 pogańskich żonach. W 964 r. Mieszko I oraz Bolesław I Srogi – książe Czech, zawierają porozu-mienie, zgodnie z którym Mieszko zobowiązuje się do przyjęcia wiary chrześcijańskiej oraz poślubienia córki Bolesława – Dobrawy (Dąb-rówki) Przemyślidki.

Urodzona w 930 r., przyszła księżna Polan – Dobrawa, w zależności od przekazów, była młodsza lub star-sza od Mieszka. Ślub odbył się w 965 r. a już rok później, wiosną 966 r. Mieszko I przyjął chrzest w imie-niu państwa polskiego, data ta jest uznawana za symboliczny początek

państwa polskiego. W tym momen-cie pojawia się zasadnicze pytanie „Czy znana jest data dzienna chrztu Mieszka?”. Tak, był to 14 kwietnia 966 r. W przeciwieństwie do obec-nych czasów, sakramentu chrztu nie można było przyjąć dowolnego dnia roku, zgodnie z przekazami św. Ambrożego już w IV wieku, chrzest przyjmowano tylko i wyłącznie w Wielką Sobotę (obecnie postępuję się tak, tylko w przypadku chrztu osoby dorosłej). W 966 r. uroczy-stość ta przypadała właśnie na 14 kwietnia, dlatego też owa data uzna-wana jest za dzień przyjęcia religii chrześcijańskiej przez Mieszka. Rok później na świat przychodzi ich pierwszy potomek, późniejszy król Polski – Bolesław I Chrobry zwany Wielkim. Dobrawa i Mieszko mieli jeszcze jedno dziecko – Świętosła-wę (Sygrydę), urodzoną między 960 a 972 r., późniejszą królową Szwecji, Danii i Norwegii. Jednym z efektów przyjęcia chrztu przez Mieszka, było utworzenie w 968 r. pierwszego bi-skupstwa misyjnego w Poznaniu, na czele którego stanął biskup Jordan.

BITWA POD CEDYNIĄ 24 CZERWCA 972 R.

Przyczyny ataku margrabiego mar-chii łużyckiej, Hodona, na państwo Polan, nie są do końca znane. Jak podaje w Kronice biskup mersebu-rski Thietmar Hodo, zebrawszy wojsko napadł z nim na Mieszka, który był wierny cesarzowi i płacił trybut aż po rzekę Wartę.1 Najprawdopodobniej margrabiemu nie podobała się co-raz to większa ekspansja Mieszka I, który to poza terenami Mazowszan i 1 Thietmar z Merseburga, Kronika, XI wiek, cyt. za: Tomasz Małkowski, Jacek Rześniowiecki, Historia II. Podręcznik dla klasy II gimnazjum, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, 2010, s. 14.

Goplan, planował włączyć do kraju również Pomorze. 24 czerwca 972 roku Hodon wraz z wojskami prze-prawił się przez Odrę, gdzie czekał na nich Mieszko I ze swoją armią. Władca Polan planowo wycofał się pod Cedynię, gdzie w ukryciu oczekiwał jego brat – Czcibór wraz pozostałymi wojskami. Tego go-niący Hodon się nie spodziewał, na Niemców początkowo spadł deszcz strzał, później zostali otoczeni z trzech stron przez wojska Polan i ponieśli klęskę. Na wieść o tym cesarz niemiecki wysłał czym prędzej gońców, nakazując Hodonowi i Miesz-kowi, aby pod rygorem utraty jego łaski zachowali pokój do czasu, gdy przybędzie na miejsce i osobiście zbada sprawę2.

Pięć lat po zwycięskiej bitwie umie-ra małżonka Mieszka – Dobrawa (977 r.), ten znany z zamiłowania do kobiet, szybko poślubia Odę Dytrykównę (ur.955, zm.1023) – córkę Dytryka, magrabiego Marchii Północnej. Z tego związku na świat przychodzi trzech synów: Mieszko (ur. 978-984), Świętopełk (ur. 979-985) i Lambert (ur. 981-986). Nie-znane są dokładne lata ich śmierci.

DAGOME IUDEX

Najstarszy dokument pochodzą-cy z państwa Polan, spisany przez Mieszka I po łacinie (przez nie-których historyków nazywany jego testamentem, ze względu na wskazanie dzieci z drugiego mał-żeństwa), w którym to oddaje swoje państwo pod opiekę stolicy apostolskiej. Dzięki Dagome iudex znany jest za-sięg terytorialny ów-czesnego kraju.

2 Ibidem

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 27: More Maiorum nr 22

More Maiorum 27

WARTO WIEDZIEĆ

Spisana w latach 983-993 przez Gerharda z Augsbur-gahagiografii św. Udalryka (Miracula Sancti Oudalrici) zawiera legendę, według której Mieszko został raniony zatrutą strzałą i uniknął śmierci jedynie dzięki pomocy biskupa Augsburga Udalryka.

Tekst oryginalny:

Item in alio tomo sub Iohanne XV papa Dagome iudex et Ote senatrix et filii eorum: Misicam et Lambertus – nescio

cuius gentis homines, puto autem Sar-dos fuisse, quoniam ipsi a IIII iu-

dicibus reguntur – leguntur beato Petro contulisse unam civi-

tatem in integro, que vo-catur Schinesghe, cum

omnibus suis per-tinentiis infra

hos affines, sicuti incipit a primo latere longum mare, fine Bruzze usque in locum, qui dicitur Russe et fines Russe extendente usque in Craccoa et ab ipsa Craccoa usque ad flumen Oddere recte in locum, qui dicitur Alemure, et

ab ipsa Alemura usque in terram Milze recte intra Oddere et exinde ducente iuxta flumen Oddera usque in predictam civitatem Schinesghe.3

Tłumaczenie:

Podobnie w innym tomie z czasów papieża Jana XV Da-gome, pan, i Ote, pani i synowie ich Mieszko i Lambert (nie wiem, jakiego to plemienia ludzie, sądzę jednak, że to byli Sardyńczycy, ponieważ ci są rządzeni przez czte-rech „panów”) mieli nadać świętemu Piotrowi w całości jedno państwo, które zwie się Schinesghe z wszystkimi swymi przynależnościami w tych granicach, jak się zaczyna od pierwszego boku wzdłuż morza [dalej] granicą Prus aż do miejsca, które nazywa się Ruś, a granicą Rusi [dalej] ciągnąc aż do Krakowa i od tego Krakowa aż do rzeki Odry, prosto do miej-sca, które nazywa się Alemure, a od tej Alemu-ry aż do ziemi Milczan i od granicy Milczan prosto do Odry i stąd idąc wzdłuż rzeki Odry aż do rzeczonego państwa Schinesghe.

Pierwszy historyczny władca Pol-ski umiera 25 maja 992 r., za miejsce jego pochówku uznaje się działające ówcześnie biskupstwo w Poznaniu

(obecnie Archikatedra pw. Apostołów Piotra i Pawła). Rządy w państwie przej-muje najstarszy syn, Bolesław I Chrobry i wyrzuca z kraju swą macochę wraz z przy-

rodnimi braćmi: Mieszkiem, Świętopełkiem i Lam-bertem.

3 Wersja według tzw. redakcji D. Por. np. Gerard Labuda: Słowiańszczyzna starożytna i wczesnośredniowieczna : antologia tekstów źródłowych. Poznań: Wydawnictwo Poznańskiego Towarzyst-wa Przyjaciół Nauk & Wydawnictwo Sorus, 1999, s. 159–161

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 28: More Maiorum nr 22

More Maiorum28

ETYMOLOGIA IMIENIA MIESZKO

Imię Mieszko w X wieku zostało wymienione w pięciu niezależnych źródłach – Widukind, Żywot św. Udalryka z Augsburga, dwie noty nekrologiczne i Dagome iudex. Ist-nieje teoria, że Mieszko miał nosić imię Dagobert, czyli jasny dzień. Imię to zostało w Dagome iudex bądź zniekształcone przy kopiowaniu, bądź też połączone z imieniem Mieszko (Dagome = Dagobert+ Mesco.

Imię Mieszka już od średniowiecza starano się zinterpretować poprzez tzw. etymologię ludową. Według Wincentego Kadłubka:

(...)nazwany (…) został »Mieszka« to jest »zmieszanie«, ponieważ rodzice skło-potali się, gdy urodził się ślepy.

Autor późniejszej Kroniki Wiel-kopolskiej zaproponował zbliżone tłumaczenie:

Polacy widząc to, nadto zaniepokojeni, że król Ziemomysł w przeciągu siedmiu lat nie spłodził innego syna, mówili: »Oto znowu zamieszka w królestwie!« Miesz-ka bowiem, czyli zamęt, nazywa się od rozruchu

ZJAZD GNIEŹNIEŃSKI 7-15 MARCA 1000

Pielgrzymka cesarza niemieckiego Ottona III do grobu św. Wojciecha (zamordowanego trzy lata wcze-śniej, przez pogańskich Prusów). Jak przedstawił wspomniany już wcześniej Gall Anonim za jego czasów cesarz Otto Rudy przybył do [grobu] św. Wojciecha dla modlitwy i pojednania, a zarazem w celu poznania sławnego Bole-sława, jak o tym można dokładniej wy-czytać w księdze o męczeństwie [tego] świę-tego. Bolesław przyjął go tak zaszczytnie i okazale, jak wypadło przyjąć króla, cesarza rzymskiego i dostojnego gościa. […] A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i

za chorągiew tryumfalną dał mu w da-rze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego, w zamian za co Bolesław ofiarował mu ramię św. Wojcie-cha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa i nazwał go przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego.4

Jednym z celów zjazdu, zwanego też synodem, było uzyskanie przez cesarza, poparcia księcia polskiego dla utworzenia cesarstwa uniwersa-listycznego, jego skutkiem zaś było ogłoszenie pierwszego na terenach polskich arcybiskupstwa w Gnieź-nie pod wezwaniem św. Wojciecha oraz trzech biskupstw: w Krakowie, Wrocławiu i Kołobrzegu. Powstałe wcześniej biskupstwo w Poznaniu, zostało włączone w arcybiskupstwo w Gnieźnie. Pierwszym arcybisku-pem został Gaudenty – brat św. Wojciecha.

4 Bielowski A., Galla Kronika, (wyd.). Lwów 1864, s. 399-402

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 29: More Maiorum nr 22

More Maiorum 29

Bolesław Chrobry, władca chrześcijański dopiero w drugim pokoleniu, dążył, jak na neofitę przystało, do skrupulatnego prze-strzegania zasad życia chrześcijańskiego. Surowo też karał wszystkich, którzy w jakikol-wiek sposób tym regułom się sprzeniewie-rzyli. Kazał na przykład wybijać zęby tym, których przyłapano na spożywaniu mięsa w dni postne.Chrobry znany był również ze swojej tuszy. Świadczy o tym wzmianka ruskiego kronika-rza: „ Był Bolesław wielki i ciężki, że ledwie na koniu mógł usiedzieć, ale bystrego umysłu” O jego wyglądzie zachowała się też wzmianka, w kronice Thietmara, biskupa merseburskiego, wyraźnie Polsce nieprzychylnego. Pisze on, że podczas wojny na zachodnich rubieżach, gdy przeciwnicy, zanim rozpoczęli bitwę, wzajemnie, a zgodnie z przyjętą tradycją, obrzucali się obelgami, jeden z wrogów księcia zawołał: »Oto rozpruję twój brzuch tłusty!«

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 30: More Maiorum nr 22

More Maiorum30

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Siedem lat ślepoty Mieszka I i nagłe odzyskanie wzroku ma symbolizować pogaństwo kraju Polan oraz oświecenie, czyli przyjęcie chrztu.

PRZODKOWIE MIESZKA

Jak już wspomniałam, Mieszko był pierwszym historycznym władcą Polski. O jego legendarnych przod-kach wspomina tylko w swych kro-nikach Gall Anonim. Byli to Sie-mowit zmarły na przełomie IX i X wieku, syn Piasta oraz Rzepichy. Po jego zgonie na jego miejsce wstąpił syn jego, Lestek, który czynami rycerskimi dorów-nał ojcu w zacności i odwadze. Po śmier-ci Lestka nastąpił Siemomysł, jego syn, który pamięć przodków potroił zarów-no urodzeniem, jak godnością.1 Lestek zwany też Leszkiem zmarł ok. 930 r. po czym władzę przejął jego syn, ojciec Mieszka – Siemomysł żyjący do 960r.

TERYTORIUM POLSKI ZA ŻYCIA MIESZKA

Na początku X wieku na terenach obecnej Polski żyły następujące plemiona: Polanie, Wiślanie, Ma-zowszanie, Pomorzanie, Ślężanie, Lędzianie i Goplanie. Na próżno szukać dokładnych informacji, mó-wiących o zasięgu terytorialnym państwa w latach 60. X wieku, kiedy to Mieszko przejmuje władzę. Wia-

1 Bielowski A., Galla Kronika, (wyd.). Lwów 1864, s. 397-398

dome jest, że Piastowie panowali w państwie Polan czyli na terenach obecnej Wielkopolski i Kujaw. Ksią-że w latach 70. przyłączył ziemię sandomierską oraz Grody Czer-wieńskie (które w 981 r. utracił na rzecz Rusi). Pod koniec życia Miesz-ka terytorium Polski wynosi ok. 250 tys. km2 i liczy około miliona miesz-kańców.

SIEDZIBA PIASTÓW OSTRÓW LEDNICKI

O Biskupinie, czyli najstarszym gro-dzie na terenach obecnej Polski, sły-szało na pewno każde dziecko na jednej z pierwszych lekcji historii. Niestety pytając o Ostrów Lednic-ki lub Wyspę Władców, nie każde z nich umie cokolwiek na ten temat powiedzieć, a to duży błąd z hi-storycznego punktu widzenia. Jest to jedna z pięciu wysp na jeziorze lednickim, położona pomiędzy Po-znaniem a Gnieznem. Prowadzone tam już od połowy XIX wieku po-szukiwania archeologiczne ukaza-ły, powstałe w latach 60. X wieku: gród, baptysterium (basen służący do liturgii chrzcielnej, ponieważ ówcześnie chrzest polegał na całko-

witym zanurzeniu w wodzie osoby chrzczonej), kompleks pałacowo-sakralny, mosty czy wały obronne. Wykopaliska archeologiczne przy-czyniły się do odkrycia także, tzw. zabytków ruchomych, do najważ-niejszych z nich należy zaliczyć reli-kwiarz w kształcie krzyża łacińskie-go, poza tym znaleziono również srebrne i złote ozdoby, monety z różnych stron świata, sprzęty gospo-darstwa domowego: gliniane naczynia, drewniane wiadra, noże, drewniane łyżki i czerpaki z rzeźbionymi rączkami, a także narzędzia rolnicze, warsztaty tkac-kie, narzędzia stolarskie, sprzęt rybacki. […] zbiór militariów, liczący niemal 300 sztuk broni. Są wśród nich m.in. kolczu-ga, hełm z nosalem wykuty z jednego kęsa żelaza. miecze, inkrustowane srebrem i miedzią groty włóczni, topory, zdobio-ne geometrycznie strzemiona2. Pierwszy gród, o średnicy 40 metrów, powstał już na początku X wieku. Podczas panowania Mieszka I w jego miej-scu został zbudowany nowy gród, zdecydowanie większy, połączony z lądem dwoma mostami o szerokości 6 m, wschodnim liczącym 170 m i zachodnim o długości 440 m. Gród wznosił się w południowej części wyspy, otoczony był wałem obron-nym o wysokości ok 12 m i długości ok 500 m. Prawdopodobne miejsce Chrztu Polski, narodzin Bolesława I Chrobrego oraz przyjęcia Ottona III podczas Zjazdu Gnieźnieńskie-go. W 1994 roku wyspę Ostrów Lednicki uznano za Pomnik Histo-rii. 2 http://www.nid.pl/pl/Informacje_ogolne/Zabyt-ki_w_Polsce/Pomniki_historii/Lista_miejsc/mie-jsce.php?ID=307 dostęp z dnia 01.11.2014

Page 31: More Maiorum nr 22

More Maiorum 31

POLSKA PRZEZ WIEKI

Przypuszczalny zasięg państwa Mieszka I i Bolesława Chrobrego w 992 r. Wschodnia granica Grodów Czerwieńskich oparta jest na przebiegającym przez ten obszar europejskim dziale wod-nym. Według Dagome iudex, obejmuje Pomorze oraz ziemie Polan, Kujawian, Mazowszan i Lędzian, natomiast poza jego terytorium znajdują się Grody Czerwieńskie, Ziemia Krakowska, Morawy, po-łudniowa część Śląska (pomiędzy Odrą a Sudetami), Milsko i Łużyce, które to ziemie przyłączył do Polski książę Bolesław I Chrobry.

WARTO WIEDZIEĆ

Page 32: More Maiorum nr 22

» Grobowiec Szczepańskich przed sprzątaniem i po. Fot. Paweł Becker, Bartosz SłowińskiMore Maiorum32

Paweł Becker

refleksje nad mogiłami

1 LISTOPADA

1 i 2 listopada – dni wiernej pa-mięci o tych wszystkich, którzy już odeszli. Dni refleksji nad życiem, przemijaniem, śmier-cią, sensem naszego istnienia. Odwiedzamy wtedy cmentarze, dbamy o groby. Ale przecież są groby zapomniane, nieistnieją-ce, wstydliwe, omijane celowo. Im chciałbym poświęcić kilka słów. Im i nadziei na ich ratowa-nie.

Do dziś w zachodniej i północnej Polsce za-chowały się tysiące wiejskich cmentarzy

ewangelickich, na których spoczęli dawni mieszkańcy tych terenów. W wyniku przesunięcia granic Niemcy, w większości ewangelicy, opuścili swoje rodzinne miejscowości, a ich miejsce zajęli Polacy. Cmentarze celowo niszczono po zakończeniu II wojny światowej, wyżywano się na nich w odwecie za hitlerowskie zbrodnie. Niszczono mogiły nie-winnych ludzi. W samym powiecie wąbrzeskim (ziemia chełmińska) jest ich kilkadziesiąt. W 2003 roku grupa licealistów z Liceum Ogólno-kształcącego im. Zygmunta Dzia-łowskiego w Wąbrzeźnie podjęła się mrówczej pracy – opracowali wszystkie cmentarze ewangelickie powiatu pod opieką nauczyciela historii Aleksandra Czarneckiego

– Bartosz Borysowski, Marcin Ja-rzębski i Karolina Karska byli oso-biście na wszystkich opisanych tam nekropoliach, ratując je chociaż do-kumentalnie od zapomnienia.

A pośród nich tylko jeden zadbany, jak gdyby normalny cmentarz. Ten niezwykły cmentarz w Stanisław-kach został po wojnie skazany na zapomnienie. Ostatnia żyjąca we wsi Niemka, została zmuszona, by nigdy tam nie iść. Paulina Kozdra płakała, przecież tam były groby jej rodziców. Wizyta na cmentarzu była ryzykowna, groziło to wezwa-niem na milicję, przesłuchaniem, nawet torturami. Umierając, Pauli-na powiedziała do swojej wnuczki: Czekaj na lepsze czasy, gdy będzie można przyznać się do niemieckiego pochodzenia i zadbaj o te groby.

kulturę narodu poznać po zadbanych cmentarzachWnuczka Pauliny – Irena Szymion, wypełniła tę obietnicę. W 1990 roku po przemianach w Polsce zapali-ła pierwsze znicze na cmentarzu. Najpierw sama, a potem z pomocą uczniów pobliskiej szkoły zaczę-

ła doprowadzać cmentarz do jego pierwotnego stanu. W myśl zasady Ojczyzna to ziemia i groby zadbała o ten cmentarz, a w jego sąsiedztwie założyła skansen w chacie pod strze-chą. Irena Szymion wyznaje zasa-dę kulturę narodu poznać po zadbanych cmentarzach. Niezwykły, poewange-licki cmentarz w Stanisławkach był często tematem reportaży telewizyj-nych, artykułów prasowych, opisała go też sama autorka w opowiada-niu „Bliskość cmentarza” i swoich książkach „Pod trzcinowym dachem w Stanisławkach” i „Zdarzyło się w Stanisławkach”.

Z kolei o cmentarz w Brudzawkach dba Estera Szymańska, ratując go przed dewastacją na miarę swoich możliwości. To ona uratowała że-liwne tabliczki i krzyże informujące, kto spoczął w konkretnym grobie. Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci… pisała Wisława Szymborska. Pani Estera uratowała kilka takich wieczności…

Jestem nauczycielem historii w My-śliwcu. Kilka dni temu zabrałem młodzież z gimnazjum na miejsco-wy cmentarz ewangelicki. Odmó-wiliśmy modlitwę, zapaliliśmy jeden symboliczny znicz dla tych, którzy tam spoczywają. Zaskoczyła mnie postawa uczniów – nikt nie miał wątpliwości, aby dbać o te groby, zarośnięte dziś bzem i skryte pod sporą warstwą mchu. Jedna z uczen-nic powiedziała – To nie jest ich wina, że dziś nie ma nikogo, kto zapaliłby im znicz. Dlatego my musimy to zrobić. Czy

Page 33: More Maiorum nr 22

» FOT. PAW

EŁ BECK

ER

More Maiorum 33

1 LISTOPADA

uda się kiedyś zadbać o cmentarz w Myśliwcu, tak jak o ten w Stanisław-kach?

W alei grobowców starego, polskie-go katolickiego i nadal używanego (!) wąbrzeskiego cmentarza znajdują się miejsca spoczynku hrabiów Dąmbskich i pierwszego polskiego starosty – Józefa Szczepańskiego. A w praktyce śmietnik, miejsce libacji, publiczna toaleta i miejsce schadzek zakochanych. Gdy byliśmy tam z grupą harcerzy z 60. Wąbrzeskiej Drużyny Starszoharcerskiej „Even-tyr”, zebraliśmy 11(sic!) worków śmieci! Następnego dnia, przed jed-nym z grobowców, ktoś po prostu się załatwił… Miała rację Irena Szy-mion: kulturę narodu poznać po zadba-nych cmentarzach…

Ta sama drużyna harcerska dba o grób żołnierzy polskich poległych w 1939 roku w walkach w okolicach Wąbrzeźna i o groby zamordowa-nych bestialsko w Nielubiu Pola-ków. Z kolei zastęp Obrońcy Pocz-ty Gdańskiej zajmuje się grobem Romana Sarniewicza, niepozorną mogiłą kryjącą szczątki powstańca wielkopolskiego.

W Wąbrzeźnie obok siebie znaj-dują się dwie kwatery żołnierskie – wspomniana już mogiła Polaków

poległych we Wrześniu 1939 i obok żołnierzy radzieckich poległych w walkach z Niemcami w styczniu 1945 r. W programie Miejskiej Tele-wizji Kablowej w 2013 roku powie-działem, że im wszystkim, niezależ-nie od tego jakiej byli narodowości i po której stronie frontu stali, należy się znicz. Nawet żołnierze radzieccy nie są winni temu, że zginęli daleko od domu, w miejscu którego nie znali i gdzie spocząć nie chcieli. Po programie, 1 listopada wieczorem zadzownił do mnie kamerzysta, Da-wid Wiecki (publikujący już w More Maiorum) i powiedział, żebym po-jechał na cmentarz. Co się okazało? Na obu zbiorowych mogiłach stało po tyle samo zniczy, postawionych i Polakom, i żołnierzom radzieckim.

Ktoś zapytał mnie, dlaczego sta-wiam znicz Rosjanom. Dlaczego to robię? Dla ich matek. Wyobrażam sobie starą kobietę, gdzieś na Sy-berii, która nie ma grobu swojego syna, dla której „Wąbrzeźno” to tyl-ko napis w akcie zgonu przysłanym z frontu. Z pewnością zastanawia-ła się, czy jej syn gdzieś daleko ma grób i czy ktoś o niego dba. Dla tej matki właśnie, a dziś dla siostry, cór-ki, wnuczki, to robię.

1 września tego roku składaliśmy znicze podczas uroczystości 75.

rocznicy wybuchu II wojny świa-towej. Gdy przed uroczystościami zapytałem kombatantów, czy mamy stawiać znicz też żołnierzom ra-dzieckim, ofuknięto mnie, jak w ogóle mam wątpliwości. Oczywiście, że tak! Jedna z kombatantek, która przeżyła piekło wojny, gdy składa-liśmy znicz na grobie radzieckim powiedziała głośno: Teraz zawołajcie telewizję, zróbcie zdjęcia! Pokażcie, że Po-lak nawet wrogowi potrafi zapalić znicz, że potrafi się zachować wobec zmarłych!

Od kilku lat organizowana jest zbiórka pieniędzy na restaurację na-grobków. Odczyszczono grób ks. Ksawerego Połomskiego, odczysz-czono grobowiec Dąmbskich (a ra-czej wydobyto go z haszczy samo-siejek), ekshumowano do nowego grobu rodziców Sługi Bożego ks. Franciszka Nogalskiego, w planach jest odrestaurowanie grobu ks. Jana Nepomucena Zakrysia.

Wymagamy by Litwini dbali o Ros-sę, Włosi o Monte Cassino, Ukraiń-cy o Łyczaków… Zachowajmy się tak samo wobec mogił, które mamy u siebie. ■

W powyższym artykule zostały zaprezen-towane prywatne poglądy autora tekstu. Bardzo prosimy o powstrzymanie się pisa-nia obraźliwych komentarzy. Zapraszamy do nadsyłania swoich artykułów, w których można umieścić własną opinię na ten te-mat.

Page 34: More Maiorum nr 22

More Maiorum34

POSZUKIWANIA ZAGRANICZNEFO

T. M

ART

A C

ZERW

IEN

IEC

Page 35: More Maiorum nr 22

More Maiorum 35

poszukiwania genealogiczne na Kresach – Ukraina

Marta Czerwieniec

Badania genealogiczne na dawnych Kresach związane są przede wszystkim z maksymal-nym utrudnieniem życia rodzin-nym historykom, szczególnie poprzez wszechobecnie rozbu-dowaną biurokrację.

Największym zaintere-sowaniem cieszą się ar-chiwa. Inaczej wygląda tam obsługa osoby,

która pojawia się po raz pierwszy i tej, która przyjeżdża po raz kolej-ny. Jeśli pierwszy raz przyjeżdżamy do danego archiwum należy uzbroić się przede wszystkim w cierpliwość. Trzeba zrozumieć, że Ukraina to na-dal świat głębokiego PRLu, dla wie-lu już nieznany.

Po wejściu do archiwum najpierw należy napisać prośbę do dyrekcji o zgodę na korzystanie z zasobów, którą zresztą zazwyczaj dostaje się automatycznie. Potem można już wejść do pracowni naukowej zwa-nej czytalni sal. Tam trzeba wypisać ankietę z danymi osobowymi, tema-tem zainteresowań, a w niektórych archiwach (Łuck i Stanisławów) do-łączyć zdjęcie legitymacyjne. Potem można już zamawiać interesujące nas materiały. Czas oczekiwania na dokumenty jest różny. W Żytomie-rzu i Równem zamówione materia-ły można otrzymać w tym samym dniu, w Kijowie, Chmielnickim (dawnym Płoskirowie) i Łucku, do-piero na następny dzień. Natomiast we Lwowie czeka się do 2-3 dni na zamówione materiały.

Każde archiwum ma swoje zasady, jak również dysponuje innym cen-nikiem za wykonywane prace. Dla

nas, badaczy, najbardziej atrakcyjna jest możliwość samodzielnego foto-grafowania zamówionego materia-łu. Opłaca się wykonanie pojedyn-czego zdjęcia lub serii zdjęć jednej sprawy. Jedną sprawą jest zarówno teczka wywodu szlacheckiego, czy też metryka józefińska zawierają-ca kilkadziesiąt stron dokumentów gruntowych lub podatkowych, jak i jedna metryka z księgi metrykalnej. Ceny są zróżnicowane, od 4 hrywi-en (Chmielnicki) do 70 hrywien za zdjęcie (Żytomierz). Niezależnie od opłat zyskujemy jednak to co nas in-teresuje, od razu, bez czekania.

Podobnie też dzieje się jeśli chodzi o godziny otwarcia archiwów. W każdym z nich, niezależnie od tego, czego dowiemy się w Internecie, możemy zastać zamknięte drzwi. We Lwowie, Kijowie, Równem czy Łucku archiwum otwarte jest 5 dni w tygodniu, w Winnicy piątek jest dniem zamkniętym, a w Żytomierzu pracować można tylko od wtorku do czwartku.

Trudniejsza przeprawa czeka nas w ZAGSie, czyli ukraińskim odpo-

wiedniku polskiego USC. W ZAG-Sach często znajdują się XIX-wiecz-ne księgi metrykalne, od zakończenia których nie upłynęło jeszcze 100 lat, dlatego też, nie zostały oddane do właściwego archiwum. Także i godziny otwarcia są różne, po-nadto w różne dni, można składać inne dokumenty. Przykładem może być ZAGS w Husiatynie na Podo-lu, w którym to w poniedziałek rejestrują tylko zgony, w związku z czym, nie przyjmą nawet napisanej przez nas zajawy (prośby).

W ZAGSie należy wykazać się wszystkimi metrykami poświadcza-jącymi, że szukana przez nas osoba jest naszym krewnym. Ponadto na-leży posiadać przetłumaczone na język ukraiński poświadczenie pasz-portu. Dokumenty składamy wraz z zajawą – czyli prośbą, do ZAGSu o wydanie nam interesujących nas dokumentów. Odpowiedź możemy otrzymać w ciągu godziny bądź na adres ukraiński. Wszelkie materiały przesyłane do Polski zostaną prze-słane drogą oficjalną, czyli przez Konsulat RP. W związku z tym, konieczne będzie uiszczenie opła-ty konsularnej, w kwocie około 30 USD za każdą stronę dokumentu.

Życzę Państwu powodzenia w poszukiwaniach genealogicznych, a w razie potrzeby, chętnie pomogę. ■

POSZUKIWANIA ZAGRANICZNEFO

T. FOTER.C

OM

Page 36: More Maiorum nr 22

More Maiorum36

Grażyna Rychlik

genealogia Marii z Szumskich Dąbrowskiej, czyli...Blaski i cienie korzystania ze źródeł pośrednich oraz poten-cjalne problemy w poszukiwaniu przodków na Mazowszu.

Maria Dąbrowska jako „osoba miesiąca” go-ściła w październiko-wym numerze More

Maiorum. W 2014 r. obchodzo-na była jej 125. rocznica urodzin, a już za rok obchodzić będziemy 50. rocznica jej śmierci.

Genealogią Marii Dąbrowskiej zain-teresowałam się niedawno i prawdę mówiąc nieco przypadkowo. W za-sadzie nie planowałam poszukiwań, chciałam jedynie zaspokoić swoją ciekawość. Oczekiwałam, że wrzu-cę do wyszukiwarki imię i nazwisko autorki jednej z polskich powieści wszechczasów i dotrę do strony in-ternetowej, która będzie publikowa-ła przynajmniej częściowe drzewo genealogiczne Marianny Kazimiery Szumskiej po mężu Dąbrowskiej. Niczego takiego nie udało się odna-leźć, trafiłam natomiast na dwa por-tale, które na temat historii rodziny Marii Dąbrowskiej podawały w za-sadzie takie same informacje. Bra-kowało tam jedynie ich źródeł. Szu-kając dalej trafiłam do książki Ewy Korzeniewskiej pt.: Maria Dąbrow-ska, kronika życia, wydanej w 1971 r., która uważana jest za w miarę pełne opracowanie na temat pisarki. Autorka omawia źródła, z których korzystała sama Maria Dąbrowska przy próbie odtworzenia historii swojej rodziny; podaje również wie-le faktów z życia przodków Szum-skich i Gałczyńskich (rodzina matki Marii Dąbrowskiej). Kronika życia nie jest jednak opisem genealogicznym, a i zainteresowania Marii Dąbrow-

skiej związane z historią jej rodziny wynikały raczej z jej potrzeb powie-ściopisarskich, niż genealogicznych. Zrozumiałam więc, że jeśli chcę dowiedzieć się czegoś o genealogii Dąbrowskiej, muszę sama zacząć szukać dokumentów. Ze względu na dostępność źródeł w Interne-cie zajęłam się rodziną Szumskich. Punktem wyjścia do poszukiwań były informacje zebrane przez samą Marię Dąbrowską w przekazie Ewy Korzeniewskiej. Jeśli chodzi o Szu-mskich, to głównym informatorem o historii rodziny, był stryj Marii – Franciszek Szumski, i ogólnie rzecz biorąc jego przekaz był skromny i niezadawalający dla samej Marii Dąbrowskiej. Z tych informacji dowiadujemy się, że obydwaj bra-cia Szumscy – Józef (ojciec Marii) i Franciszek urodzili się w Zielonej koło Kuczborka, Franciszek był kilka lat młodszy od Józefa oraz że Józef był drugim dzieckiem swoich rodziców.

Wiadomo, że rodzice Marii pobrali się w Warszawie w 1884 r. – kopia aktu ślubu (łatwo dostępna na szu-kajwarchiwach.pl) została zamiesz-czona w październikowym artykule w More Maiorum. Pojawia się więc pierwsza niezgodność, gdyż według informacji rodzinnych Józef Kon-stanty Szumski (na co dzień używał imienia Józef) urodził się w Zielonej, a według aktu ślubu w Wawrowie, znajdującym się w parafii dłutow-skiej. Która informacja jest zatem poprawna? W aktach parafii w Zie-lonej (dla rozróżnienia nazywanej w archiwum w Mławie Mławską) aktu urodzenia ojca Marii nie odna-lazłam. Natomiast w księgach para-fii w Dłutowie, oddalonym około 13

km na północ od Zielonej, znajdują się zapisy zarówno ślubu dziadków Szumskich jak i akty urodzenia ich dwóch synów.

Teofil Szumski – dziadek Marii, według aktu małżeństwa urodził się około 1818 r. (żeniąc się miał 25 lat) w Piegłowie (parafia Żmije-wo). W Dłutowie dnia 28 czerwca 1843 r. zawarł związek małżeński z Marianną Florentyną Sółkowską, panną urodzoną 7 września 1820 r. w Dłutowie, córką zmarłych Pawła i Marianny Sółkowskich, „we Dwo-rze służącą”. W akcie małżeństwa za-pisano, że Teofil był wtedy pisarzem prowentowym Dworu Dłutowskie-go. Dziadkowie Marii poznali się więc zapewne w pracy. W należącym do tej samej parafii Wawrowie, gdzie przynajmniej w latach 1844-1845 Teofil Szumski był ekonomem, uro-dziło się jego dwóch synów – Józef Konstanty Szumski 11 marca 1844 r. i Franciszek Szumski 4 października 1845 r. Teofil Szumski z rodziną przez jakiś czas mieszkał więc na te-renie parafii dłutowskiej. Wydaje się być raczej pewne, że Józef Konstan-ty był pierworodnym synem swoich rodziców, a jego brat Franciszek był od niego młodszy o rok i siedem miesięcy, więc mniej niż kilka lat – kalendarzowo był między nimi tylko rok różnicy. Dodatkowo data dzien-na urodzenia Józefa Konstantego z aktu urodzenia (11 marca) była inna niż ta podawana przez rodzinę (11 kwietnia). Wpis aktu urodze-nia Józefa Konstantego do księgi pochodzi z 16 marca 1844 r., data kwietniowa nie jest więc poprawna. Niezależnie od faktycznego stanu rzeczy być może chodziło o nie-podważalność poczęcia dziecka po ślubie i stąd dokonano takiej rodzin-nej korekty. Teofil Szumski zmarł 27 lutego 1884 r., więc następnego dnia po ślubie syna Józefa Konstantego i jak podają biografowie – rodzice Marii ze swojego ślubu w Warszawie pojechali prosto na pogrzeb Teofila.

LISTY CZYTELNIKÓW

Page 37: More Maiorum nr 22

More Maiorum 37

Według aktu zgonu Teofil Szum-ski zmarł we wsi Osówka w parafii Zielona (Mławska). Zgłaszającym jego zgon był między innymi jego syn Franciszek zamieszkały w Zie-lonej. W którymś momencie ro-dzina Szumskich musiała się więc przeprowadzić do Zielonej, czy to do samej Zielonej, czy na teren tej parafii. Być może było to wtedy, gdy synowie byli jeszcze mali i dlatego to Zielona pojawiła się w opowieści stryja Franciszka, a nie Dłutowo czy Wawrowo.

Ze Słupska poszedł ojciec do powstania w styczniu 1863 r.Przekaz rodzinny dotyczący Szu-mskich był więc nie tylko niezado-walający, ale i nie zawsze poprawny.Aktu urodzenia Teofila Szumskiego nie odnalazłam w parafii Żmijewo. Być może jest to moje przeoczenie, a może trzeba szukać w innych la-tach lub innej parafii. Natomiast ła-two było odnaleźć akt małżeństwa rodziców Teofila właśnie w Żmi-jewie w 1818 r. – Józef Andrzej Szumski lat 29, a więc urodzony około 1789 r., kawaler „w Piegło-wie w służbie lokajskiej mieszkają-cy” dnia 28 stycznia zawarł związek

małżeński z Katarzyną Cyleńską lat 23, według zapowiedzi poprzedza-jącej akt zawarcia małżeństwa i zapi-sanej w tej samej księdze, „w Piegło-wie w służbie zostającą”, obydwoje szlachetnie urodzeni. Niestety akt ślubu nie podaje ani imion i nazwisk rodziców, ani miejsc urodzenia mał-żonków. Wiadomo natomiast, że informacje o wieku zaślubiających się pochodziły z metryk wyjętych dla Józefa Andrzeja z parafii słup-skiej, a dla Katarzyny z parafii rości-szewskiej. Jeżeli informacja jest po-prawna, to akt urodzenia Katarzyny można będzie odnaleźć w księgach z Rościszewa. Jeśli chodzi o miej-sce urodzenia Józefa Andrzeja to są dwie miejscowości, których wersja przymiotnikowa nazwy jest bardzo podobna i może być błędnie od-czytywana z manuskryptu – Stupsk w gminie Stupsk i Słupia w gminie Zawidz. Obydwie nazwy w wersji przymiotnikowej dla opisania słowa parafia to słupska i stupska. Kroni-ka życia cytuje Marię Dąbrowską – Ze Słupska poszedł ojciec do powsta-nia w styczniu 1863 r. Wydaje się, że nie chodzi tu o Słupsk w obecnym województwie pomorskim. Chodzi więc albo o Stupsk i jest to być może błąd w transkrypcji, albo o Słupię, ale z wersji przymiotnikowej po-wstał Słupsk, a nie Słupia. Należa-łoby zajrzeć do oryginalnego zapisu Marii Dąbrowskiej, by wyjaśnić tę

kwestię. Gdyby chodziło o Słupię to być może można by powiązać przebywanie tam Józefa Konstan-tego z krewnymi. Według aktu ślu-bu Teofila jego rodzice (dziadkowie Józefa Konstantego) nie żyli już w 1843 r., a więc w 1863 r. musia-łoby to być jakieś inne powiązanie rodzinne. Oczywiście można też próbować odczytać zapis z aktu ślubu Józefa Andrzeja inaczej, mia-nowicie, że metryka pochodziła z parafii stupskiej, więc ze Stupska. Istnieje wcześniejszy sumariusz z tej parafii za lata 1765-1817 i można tam odnaleźć najprawdopodobniej tylko jedną rodzinę Szumskich, któ-ra miała dzieci pod koniec XVIII w. Nie ma tam jednak zapisu o urodze-niu Józefa Andrzeja w latach 80. lub 90. XVIII w. Być może akt zgonu Józefa Andrzeja będzie zawierał in-formacje o jego miejscu urodzenia oraz o imionach i nazwiskach rodzi-ców i pomoże potwierdzić kolejne pokolenie Szumskich.

Analizując informacje z doku-mentów można przyjąć, że opo-wieść stryja Franciszka Szumskie-go o historii rodziny Szumskich jest z grubsza poprawna. Jednakże niektóre szczegóły nie zgadzają się z informacjami zapisanymi w doku-mentach urzędowych. Oczywiście z zasady przyjmujemy, że informacje z aktów metrykalnych są poprawne.

LISTY CZYTELNIKÓW

» Fragment zapowiedzi ślubu Józefa Andrzeja Szumskiego z Katarzyną Cyleńską /poczekalnia.genealodzy.pl

Page 38: More Maiorum nr 22

More Maiorum38

Przekazy rodzinne, czy to ustne, czy zachowane na piśmie, mają unikalną wartość, ponieważ na ogół zawie-rają wiele informacji, które nie są przydatne do wytwarzania żadnych dokumentów. W dokumentach metrykalnych ich nie odnajdziemy. Natomiast pozwalają nam one przy-bliżyć sobie, jak wyglądało życie naszych przodków, co przynosiło w ich życiu radość i satysfakcję, ja-kie mieli rozterki, jakie mieli podej-ście do czasów, w których przyszło im żyć, czy angażowali się w walkę o niepodległość czy też w walkę z zacofaniem społecznym, a może wspierali zaborców i przeciwdziała-li rozwojowi społecznemu, a może byli ofiarami historii. Dla Marii Dą-browskiej aspekt historyczno-spo-łeczny był w opowieściach rodzin-nych najważniejszy. Jeżeli jednak interesuje nas także genealogia, to warto pamiętać, by fakty genealo-giczne z przekazów rodzinnych weryfikować w źródłach bezpośred-nich, takich jak metryki. I trzeba być przygotowanym na to, że znane i obowiązujące treści, mogą nie zo-

stać potwierdzone w dokumentach urzędowych. Dzięki takiej weryfi-kacji możemy dotrzeć do nowych informacji, które czasami pomogą rzucić nowe światło na historię na-szych rodzin, czy też poznać przy-czyny decyzji, które nasi przodkowie musieli podejmować. Jeżeli okaże się, że faktycznie istnieją rozbież-ności między przekazem rodzinnym i informacjami z dokumentów nie oznacza to (choć oczywiście w nie-których przypadkach może być ina-czej), że niepoprawne informacje z przekazu rodzinnego podawano celowo. Na ogół podawano je zgod-nie z posiadaną wiedzą, która nie za-wsze musiała być poprawna.

Jeżeli natomiast bezkrytycznie przyjmiemy informacje z przekazu rodzinnego, to może się okazać – jak w przypadku niektórych faktów z historii rodziny Szumskich – że będziemy powielali niepoprawne wersje wydarzeń, które być może trafią nawet do druku i będą obo-wiązywały dopóki ktoś nie pokusi się o ich sprawdzenie.

Dla niektórych osób przekaz ro-dzinny pozostanie niepodważalny i w przypadku rozbieżności będą się one dopatrywać raczej ułomno-ści dokumentów lub przyczyn ich potencjalnego zafałszowania czy to przez osoby podające informacje, czy też przez twórców dokumen-tów. Udowodnienie zafałszowa-nia dokumentów może się okazać łatwe, czasem trudne, a najczę-ściej niemożliwe. W tym ostatnim przypadku wybór wersji zdarzeń może być potraktowany uznaniowo i wtedy decyzja jest na ogół wersją preferowaną z takich czy innych względów, choć potwierdzenie po-prawności genealogicznej wymaga, by wybór poparty był poprzez jakieś wiarygodne źródło.

Poszukiwania informacji o przod-kach Marii Dąbrowskiej na pół-nocnym Mazowszu pokazują tak-że problemy, z którymi zetknie się większość genealogów, których antenaci pochodzili z tamtych tere-nów. Cechą podstawową jest niesta-łość miejsca zamieszkania. Zmienia się ono często nawet kilkakrotnie

LISTY CZYTELNIKÓW

» Akt zgonu Teofila Szumskiego /poczekalnia.genealodzy.pl

Page 39: More Maiorum nr 22

More Maiorum 39

LISTY CZYTELNIKÓW

w ciągu życia jednej tylko rodziny i choćby akty urodzenia dzieci mogą się znajdować w wielu odległych od siebie parafiach i czasami bez dodat-kowej wiedzy czy indeksów odnale-zienie wszystkich członków rodziny może być trudne do tego stopnia, że nie zawsze będziemy mieli pew-ność, czy odnaleźliśmy na przykład wszystkie dzieci, które urodziły się w danej rodzinie. Bardzo często przedstawiciele każdego nowego pokolenia przemieszczali się po okolicy. Stwarza to duże trudno-ści w namierzeniu krewnych z linii bocznych. Wielką pomocą są indek-sy zapisów metrykalnych, ale nie za-wsze zindeksowane są te parafie, do których trafili nasi przodkowie czy krewni. W sukurs mogą nam przyjść dokumenty inne niż metrykalne, a także przekaz rodzinny. Źródła te pomijają z kolei fakty, które uwa-żano za nieistotne, między innymi dzieci zmarłe w niemowlęctwie czy dzieciństwie, więc też nie zapewnią nam one skompletowania danych. Nawet w tych niezakończonych po-szukiwaniach genealogii Szumskich pokazuję w zasadzie jedynie wywód przodków. Na obecną chwilę niewia-domo ile rodzeństwa mieli Szumscy

i ich żony na każdym poziomie po-koleniowym. Powiązania rodzinne z pewnością można odtworzyć, ale będzie wymagało przejrzenia mate-riału z obszaru większego niż jedna czy dwie parafie lub poczekania na zakończenie indeksacji wszystkich zasobów z tamtych terenów. Moja początkowa ciekawość została za-spokojona, ale daleka jeszcze droga do tego, by odtworzyć genealogię rodziny Szumskich, przodków Marii Dąbrowskiej.

Duża mobilność przodków na niewielkie odległości w dzisiej-szym rozumieniu przestrzeni, ale na warunki dziewiętnastowieczne do miejscowości znajdujących się o 2-3 dni drogi od siebie, a nawet dalej, jest niestety powszechna dla przedstawicieli wszystkich warstw społecznych północnego, a może i całego Mazowsza. Poszukiwania mazowieckich przodków mogą więc być nie lada wyzwaniem. Nie nale-ży się tym jednak zrażać. Dużą po-mocą jest nie tylko indeksacja me-trykaliów, ale i fakt, że coraz więcej źródeł z tego terenu dostępnych jest w Internecie ipodróżowanie do ar-chiwów nie jest już konieczne. ■

Wykorzystane źródła dotyczące ro-dziny Szumskich:

■ ASC gminy Żmijewo, Szum-ski-Cyleńska, zapowiedź nr 19 z 1817/1818 (1818). ■ ASC gminy Żmijewo, Szumski-Cyleńska, akt małżeństwa nr 10 z 1817/1818 (1818). ■ ASC gminy Dłutowo, Marianna Florentyna Sułkowska, akt urodze-nia nr 13 z 1820/1821 (1820). ■ ASC parafii rz.-kat. w Dłutowie, Szumski-Sułkowska, akt małżeń-stwa nr 10/1843. ■ ASC parafii rz.-kat. w Dłutowie, Józef Konstanty Szumski, akt uro-dzenia nr 16/1844. ■ ASC parafii rz.-kat. w Dłutowie, Franciszek Szumski, akt urodzenia nr 67/1845. ■ ASC parafii rz.-kat. Narodzenia NMP w Warszawie, Szumski-Gałczyńska, akt małżeństwa nr 108/1884. ■ ASC parafii rz.-kat. w Zielo-nej, Teofil Szumski, akt zgonu nr 14/1884.

Pani Grażynie serdecznie dzię-kujemy za nadesłanie artykułu!

» Akt chrztu Józefa Teofila Szumskiego /poczekalnia.genealodzy.pl

Page 40: More Maiorum nr 22

More Maiorum40

Genealogia Polaków

Bronisława Stecka - początki badań dziejów rodziny

GENEALOGIA POLAKÓW

Zebranie informacji o życiu i kręgu rodzinnym Bronisławy Steckiej-Jaroszewskiej natrafia na duże trudności, mimo że od jej śmierci upłynęło zaledwie 55 lat...

Trudności wynikają mię-dzy innymi z zamieszki-wania Steckich na obsza-rach najbardziej chyba

dotkniętych brakiem metrykaliów – Wołynia i ziemi przemyskiej, a także:

• zawodów rodzinnych (admini-stratorzy majątków), które spo-wodowały problemy w ustaleniu miejsc życia i przodków wcze-śniejszych niż wzmiankowane w opowiadaniach,

• zniszczenia wszystkich trzech dworów – miejsc życia Broni-sławy,

• częściowego zniszczenia i zagu-bienia archiwum rodzinnego.

Dlatego też niniejsza praca opie-ra się nie tylko na archiwaliach, ale również na pamiętnikach, kronikach klasztornych, badaniach tereno-wych, rozmowach z mieszkańcami opisywanych wsi. Autorowi zależa-ło nie tylko na ustaleniu faktów, ale też na jak najbardziej dokładnym odtworzeniu warunków życia i cech osoby.

Bronisława Krystyna Stecka h. Radwan, córka Michała i Ludwiki Anastazji Ostrowskiej, ur. 2 lipca 1871 w m. Ordów, zm. 10 czerwca 1959 w Krakowie. Mężem był Ka-zimierz Jaroszewski, ur. 12 marca 1861 w m. Stara Sól, zm. 3 maja 1929 w Krakowie, syn Henryka i Honoraty de Laveaux.

Z tego związk narodziło się troje dzieci:

• Jan Bronisław, ur. 24 czerwca 1895 w m. Sokal,

• Stefania Honorata, ur. 1899,

• Maria Irena, ur. 14 września 1905 w m. Jaśniszcze.

Narodziny i przodkowie

Jak wynika z aktu chrztu, Bronisła-wa Stecka urodziła się w niewielkim majątku Ordów koło Stojanowa, w którym ojciec był ekonomem, a później administratorem dóbr – zapisany w księgach jako dominus – stąd przypuszczenie, że posiadał szlachectwo i herb Radwan

Do dzisiaj w Ordowie zachowały się stawy dworskie, jednak na miejscu dworu stoją budynki kołchozu.

Na maleńką wioskę składało sie kil-kadziesiąt domów i mała cerkiewka. Wieś była położna wśród płaskich pól i podmokłych łąk. Z map au-striackich rysowanych w połowie XIX wieku wynika, że obszar dwor-ski miał, oprócz budynku mieszkal-nego, zapewne parterowego z gan-kiem, spory folwark – składający się z ok. 6 budynków, oraz duży sad. Wieś miała lepszą komunikację z le-żącym na zachód Rozdziałowem niż pobliskim Ordowem, oddzielanym rozlewiskami niewielkiego strumie-nia zwanego Młynówką – dopływu Bugu. Pod koniec XIX wieku była tu filia szkoły (zapewne jedna klasa), a także niewielka kasa pożyczkowa (kapitał 303 zł). Wcześniej właści-cielami wioski byli Mikołaj Polanow-ski, Stanisław Sadowski, Apolinary Jaworski – poseł i minister Galicji.

To prawdopodobnie on był praco-dawcą Michała Steckiego. Tuż przed II wojną światową właścicielem Or-dowa został Alfred Więckowski.

W czasie gdy Michał Stecki admi-nistrował majątkiem Ordów Adolf Stecki był właścicielem niedalekie-go majątku Śródpolce, w którym rodziły się jego dzieci. Wcześniej, na przełomie XVIII i XIX wieku, miejscowość Siedliszcze Bramo-we (k. Bełza) w swym posiadaniu miał Ignacy Kajetan Stecki. Za-równo Ignacy Kajetan, jak i Adolf pochodzą z tej samej rodziny herbu Radwan. Informację o tym herbie odnajdujemy w teczce legitymacyj-nej Ignacego Kajetana, a genealogia tej rodziny znana jest z wielu mniej lub bardziej poważnych herbarzy.

Rodzina Bronisławy nie pochodzi-ła z Ordowa, gdyż w zachowanej księdze metrykalnej z lat 1834-1858 brak jakichkolwiek śladów tego na-zwiska. Z aktów chrztu trojga z jej rodzeństwa, odnalezionych w księ-dze chrztów parafii Stojanów, wia-domo że jej dziadkowie to Eliasz Stecki i Anastazja Michaluk (Michal-czuk) oraz Jan Ostrowski i Francisz-ka Mosbauer. W księdze tej brakuje jednak aktu urodzenia najstarszej siostry – Franciszki, co wskazuje na to, że rodzina Steckich zaczęła pracować w Ordowie między 1862 a 1865 rokiem.

FOT. G

ENEA

LOG

IA PO

LAKÓ

W

Page 41: More Maiorum nr 22

More Maiorum 41

Opracowanie redakcja „Genealogia Polaków”, www.genealogia.okiem.pl

GENEALOGIA POLAKÓW

W księgach ordowskiej parafii od-najdujemy wpis dotyczący ślubu Franciszki z Kazimierzem Giebuł-towskim. Adnotacja do tego aktu to jedyny ślad po możliwym wcześniej-szym miejscu zamieszkania, wynika z niej bowiem, że Franciszka musia-ła dostarczyć poświadczenie chrztu, które uzyskała w Tartakowie. Z kolei przy rodzicach matki jest wskazane miejsce pochodzenia – miejscowość Sokal. Odnalezione informacje zga-dzają się z opowieściami Marii Ja-roszewskiej, w których występują te nazwy jako wcześniejsze miejsca pracy. Niestety księgi metrykalne z Tartakowa i z Sokala, które do tej pory udało się zlokalizować w ar-chiwach, pochodzą z wieku XVIII, a tam nazwisko Stecki nie występu-je. Brak również informacji o wła-sności w Tartakowie lub Sokalu (Tabula Krajowa), co jednak nie dziwi, gdyż prawdopodobnie obie rodziny, zarówno ze strony ojca, jak i ze strony matki, zajmowały funkcje oficjalistów dworskich. Obie miej-scowości leżą blisko siebie, jest więc bardzo prawdopodobne, że rodzice Bronisławy– Michał i Anastazja – mogli się poznać w tych okolicach.

Co ciekawe, Tartaków, w latach 90. XVIII wieku przeszedł w ręce Mią-czyńskich, u której to rodziny po-tem pracował w Jaśniszczach mąż Bronisławy.

Młodość

Według relacji rodziny Bronisława w młodości chciała pójść do klasz-toru. Gdy okazało się to niemożli-we „często leżała na desce (ławie) i płakała”. Miała czarne włosy, locz-ki przy uszach, przeważnie krótko ostrzyżona i zgrabna. Rodzina jej ojca Michała – składała się oprócz żony Anastazji Ostrowskiej i Bro-nisławy z jej siostry – najstarszej z rodzeństwa – Franciszki, i trój-ki braci: Wincentego, Stanisława i Tadeusza. Musieli się znać dobrze z rodziną Tomanów – gdyż przyszły teść Zygmunta jest też jego chrzest-nym, a Waleria Tomanek chrzestną Bronisławy. Trudno powiedzieć czy Bronisława znała swoich dziadków, gdyż nie udało się ustalić ich dat zgonu. Istnieje duże prawdopodo-bieństwo, że Ostrowscy mieszkali do końca życia w Sokalu (w 1871 roku brat Anastazji – Antoni, no-

towany jako mieszkający w Sokalu bierze ślub w Byszowie). Bronisława miała duże wymagania co do stro-ju. Gdy mąż przywiózł jej kiedyś ze Lwowa piękną suknię w kolorze zielonym, powiedziała „w tym wor-ku chodzić nie będę”. Wypowiada-ła się z godnością, nie nadrabiała nigdy niby-kulturalnym zachowa-niem. Była wychowana tak, jak się wychowywało panienki z dobrych domów – z godnym dystansem do ludzi, ale i z bliskością oraz troską o człowieka. Szanowała zasady i kie-rowała się nimi. Była w niej godność prawdziwej damy, w chwilach trud-nych godziła się jednak na najgor-sze traktowanie i najgorsze ubranie – szczególnie w czasie wojen. Lubi-ła kwiaty i bardzo dbała, aby zawsze rosły przed domem. Według rela-cji córki aleja, która prowadziła do domu rządcy w następnym jej miej-scu życia – Jaśniszczach, była wy-sadzona słoneczkami. Klomby też były zawsze pełne kwiatów. W czasie wojny, gdy kończyły się pieniądze na jedzenie, kupowała kwiat i stawiała przed posągiem Matki Boskiej.

Page 42: More Maiorum nr 22

More Maiorum42

GTG “Silius Radicum”

Wojciech Korfanty i jego weneckie korzenieWojciech Korfanty – osoba, któ-rą na Śląsku kojarzy chyba każ-dy człowiek. Do dziś ta niezwy-kła postać budzi wiele sprzecz-nych emocji. Tak jak za życia, tak po chwilę obecną ma swych zwolenników i przeciwników.

Jeden z najwybitniejszych przywódców śląskich, uro-dził się 20.04.1873 r. w Sa-dzawkach, która dzisiaj sta-

nowi dzielnicę Siemianowic Śląskich. Zmarł 17.08.1939 r. w Warszawie. Ciekawostką jest to, że na chrzcie otrzymał imię Albert, a nie jak to się powszechnie uważa Adalbert (tożsamy z Wojciechem). W każdym razie znany jest jako Wojciech, syn górnika – Józefa Korfantego i Ka-roliny z domu Klecha.

Ślub rodziców Wojciecha Korfan-tego odbył się 21.04.1872 r. w Sa-dzawkach. Józef Korfanty, urodzo-ny 19.11.1845 r. w Sadzawkach, syn Adama i Franciszki z domu Wypiór poślubił Karolinę, córkę Jana Kle-chy i Józefy z domu Cyroń. Karo-lina urodziła się 31.10.1849 r. w Ka-linie w powiecie lublinieckim, zmar-ła 26.04.1928 r. w Siemianowicach).

Linia matczyna Wojciecha Korfan-tego jest znacznie mniej rozbudo-wana, więc łatwiej ją omówić.

Rodzice Karoliny to Józefa zd. Cyroń, która urodziła się ok. 1818 r. i była córką Szymona Cyronia (leśniczego) i Antoni von Zayczek. Nazwisko babci Wojciecha nasuwa na myśl szlachtę o tym nazwisku, jednak ta linia genealogiczna nie zo-stała jeszcze zbadana. Sam Szymon Cyron(Czyron) zmarł w marcu

1847 r. w Droniowicach – według metryki zgonu urodził się ok. 1778r.

Ojciec Karoliny z domu Klecha to Johann Klecha urodzony ok. roku 1812 – dane o latach urodzenia Jo-hanna i Karoliny ustalono na pod-stawie wieku podanego przy ślubie z 16.10.1836 r. w Sadowie. Był on synem Johanna Klechy i Cathari-ny Marii z domu Sitek (Schytek/Schittek).

Ślub rodziców Johanna (Jana) Kle-chy odbył się 28.01.1810 r. w Boro-nowie. Catharina (Katarzyna) była córką Matheusa Sitek . Znamy jej datę zgonu: 9.05.1832 r. Johann (Jan) Klecha był synem Loren-za (Wawrzyńca) Klechy i Sophii (Zofii) zd. Reil (Reylin/Raylin). Johann (Jan) urodził się 31.03.1782 r. (par. Sadów), a zmarł 17.04.1836 r. w Kalinie. Jego rodzice pobra-li się 19.10.1780 r. w parafii Sadów (Chwostek). Pomimo występujące-go w tej parafii nazwiska Rail, uro-dzenia Zofii nie udało się odnaleźć. Natomiast Lorenz to urodzony 6.08.1760 r. syn Simona (Szymo-na) Klechy i Susanny (Zuzanny) z domu Polaczek. To wszystko, co udało się na tę chwilę ustalić w od-niesieniu do linii matczynej Wojcie-cha Korfantego.

Linia ojcowska jest dużo bardziej zagadkowa.

Ojciec Wojciecha – Joseph (Jó-zef) Korfanty (1845-1916) był synem górnika Adama Korfan-tego i Franciszki Wypiór. Ich ślub odbył się w Michałkowicach 16.01.1826 r. Rodziców Francisz-ki nie znamy. Adam Korfanty

urodził się natomiast 22.01.1801 r. (zmarł 13.06.1873 r. w Sadzawkach) w Siemianowicach jako syn Simo-na (Szymona) i Marianny zd. Niejodek (ur. ok. 1782 r.), których ślub odbył się 02.02.1799 r. w Cze-ladzi.

Znamy również rodziców Szymo-na, urodzonego 26.10.1774 r., nie znamy natomiast rodziców Ma-rianny z domu Niejodek. Simon

LISTY CZYTELNIKÓW

» Wojciech Korfanty w wieku 32 lat /fot. Wikimedia Commons

Page 43: More Maiorum nr 22

More Maiorum 43

(Szymon) Korfanty był synem Adalberta (Wojciecha) Korfan-tego i Urszuli z domu Kra-juszek. Pobrali się oni w Czeladzi 19.07.1767 r. Adalbert (Wojciech) był wtedy wdowcem po Zofii z d. Wawroszek.

Urszula – jego druga żona, uro-dziła się 22.10.1740 r. w Przełajce jako córka Stephana Krajuszka i Jadwigi zd. Zasadzin. Stephan

(Stefan/Szczepan) urodził się 03.08.1713 r. jako syn Wojciecha (Alberta – nie Adalberta) i Zofii Krajuszków.

Adalbert (Wojciech) Korfanty – prapradziadek bohatera artyku-łu, urodził się 03.04.1693 r. w Sie-mianowicach (zm. 13.12.1775 r.). Był synem Mateusza Korfantego i Doroty.

I w tym miejscu wypada się za-trzymać. Księgi z Czeladzi wymie-niają jeszcze Mateusza i Dorotę. 07.07.1737 r. w Siemianowicach umiera niejaki Bartholomeus (Bartłomiej) Korfanty. Na chwilę obecną nie znam źródeł, które mo-głyby poprowadzić tę genealogie dalej. Jednakże krewny Wojciecha Korfantego – Jan Artur Korfanty (1885-1945), potomek wyżej wy-mienionego Adalberta (Wojcie-cha) Korfantego (1693-1775) i jego pierwszej żony Zofii zd. Wawro-szek opracował genealogię swoich przodków, w tym i Wojciecha Kor-fantego – przywódcy śląskiego.Źródła tej genealogii ponoć tkwią w archiwach watykańskich. Trudno jest z perspektywy ekranu kompu-tera dyskutować o autentyczności owej genealogii, ale należy wspo-mnieć, że jest ona niezwykle do-kładna, jeśli chodzi o daty oraz co tu dużo pisać, imponująca. Nie tylko ukazuje Wojciech Korfantego jako potomka znanych rodów wenec-kich, ale i starej szlachty śląskiej. Jej fragment oparty na informacjach ze strony internetowej poświęconej ro-dzinie Korfanty (http://prac.us.edu.pl/~okonska/Korfanty/) zamiesz-czono poniżej:

Wspomniany już Mateusz Korfan-ty (mąż Doroty) jest tutaj synem Bartłomieja, który zmarł w 1737 r. w Siemianowicach. Mateusz Kor-fanty, wolny chłop w Siemianowi-cach, ur. 24, 02.1666 r. W Bańgowie

bierze ślub 15.05.1692r. w Podie-bradach (Czechy) z Dorotą Mariną Styrnski von Stirn herbu Leliwa. Dorota jest urodzoną w Podiebra-dach- 27.09.1670 r. córką Kapitana Cesarskiego Austriackiego Pułku Piechoty – Piotra Styrnski von Stirn herbu Leliwa i jego małżon-ki Anity Georgii von Rucki. Do-rota zmarła 8.09.1700r. W Siemia-nowicach, a pochowana została 28.09.1700 r. na cmentarzu Św. Sta-nisława w Czeladzi

Mateusz zmarł 7.12.1699 r. W Sie-mianowicach, a pochowany został w Czeladzi na tym samym cmenta-rzu co Dorota, dnia 10.09.1699 r.

Ojcem Mateusza jest Bartolo-meusz Korfanty(Korfanti), wolny chłop i właściciel ziemski w Sie-mianowicach. Naczelnik i sędzia dla Siemianowic, Głębokiej, Sadzawek, Przełajki i Bańgowa. Urodził się w Ołomuńcu 24.08.1643 r., a ślub wziął w Raciborzu 14.01.1664 r. z Innocencją Rozyną de Grotow-ską herbu Łodzia – urodzoną 2 lu-tego 1648 r., córką samodzielnego i prawnego właściciela ziemskiego Mateusza Franciszka de Grotow-skiego herbu Łodzia i jego mał-żonki Felicji Marii de Mosovsky. Innocencja zmarła w Bańgowie 25.07.1677 r. – pochowana zosta-ła trzy dni później na cmentarzu w Czeladzi.

Bartolomeus zmarł 7.07 lipca 1737 r. (ten fakt mogę potwierdzić – do-pisek red.) w Bańgowie, a pochowa-ny został w Czeladzi 10 .07.1737r.Bartolomeus Korfanty to syn Konstantego Hektora Korfanti (Corfanti), podpułkownika Chor-wackiej Kawalerii w Pułku Hrabie-go Isolano. Hektor był inwalidą wojennym, następnie właścicielem ziemskim i wolnym chłopem w Sie-mianowicach-Bańgowie.

LISTY CZYTELNIKÓW

» Wojciech Korfanty w wieku 32 lat /fot. Wikimedia Commons

Page 44: More Maiorum nr 22

More Maiorum44

Hektor urodził się 8.12.1619 r. w Wenecji. 12.05.1641 r. w obozie polowym koło Ołomuńca (Mora-wy) poślubił Amandę Weronikę von Jurowski herbu Lzawa (tutaj zapewne wkradł się błąd i nazwi-sko powinno brzmieć Żyrowski – dopisek red.), córkę sekretarza wojennego Andrzeja Feliksa von Jurowski (Żyrowski) herbu Lza-wa i jego żony Apolonii Jadwigi de Warkocz. Amanda Weronika zmarła 10.10.1649 r. W Siemianowi-cach-pochowana została w Czeladzi dwa tygodnie później.

Hektor zmarł 12.12.1677 r. W Siemianowicach, pochowany zo-stał 15.12.1677 r. przy zewnętrznym północnym murze rzymsko-katolic-kiego kościoła parafialnego.

Ojcem Hektora był Leon Achilles Corfanti Kapitan Republiki Wenec-kiej, urodzony 9.01.1592 r. w We-necji, który 12.07.1617 r. w Wenecji poślubił Marię Corona di Cardini, córkę kupca i dzierżawcy magazy-nów Pio Jakuba di Cardini i jego żony Marii Magdaleny Memmi. Maria Corona di Cardini urodzi-ła się w Wenecji dnia 10.05.1598 r., a zmarła 12.09.1655r.

Leon Achilles Corfanti zmarł 12.02.1652 r. w Wenecji. Pochowa-ny został z wojskowymi honorami na cmentarzu Św. Jakuba Rialto.

Ojcem Leona Achillesa Corfanti był mistrz budowlany i patrycjusz wenecki Emil Corfanti. Urodził się w Wenecji 18.08.1562 r., a ślub wziął 6.02.1591 r. (w Wenecji) z Letycją Carrucci, urodzoną w Fiesole dnia 11.12.1573 r., córka artysty malarza Jakuba Carrucci i jego żony Ma-rietty Sacci. Letycja zmarła we Florencji 22.03.1642 r. i została po-chowana na cmentarzu św. Marka.

Emil Corfanti zmarł 16.01.1638 r. w Wenecji i został pochowany trzy dni później na cmentarzu św. Jana.

Ojcem Emila był Klemens Syl-wiusz Corfanti magister obojga praw (juris utriusque), patrycjusz we-necki, zaprzysiężony rzeczoznaw-ca i obrońca (adwokat). Urodził się 31.12.1534 r. w Wenecji. Ślub z Innocencją Marią Aldobrandi-ni odbył się w Bolonii 19.06.1561 r. Innocencja ur. się 13.05.1543 r. w Bolonii i była córką złotnika Se-bastiana Aldobrandini i jego żony Marii Anity Onigo. Innocencja

zmarła w Wenecji 16.09.1600 r. Po-chowana została na cmentarzu św. Jana trzy dni później.

Na tym samym cmentarzu w dniu 23.12.1601 r. został pochowany Klemens, który zmarł 3 dni wcze-śniej.

Ojcem Klemensa był Feliks An-toni Corfanti, kupiec i patrycjusz wenecki. Urodził się 11.01.1501 r. w Wenecji, a. 3.11.1532 r. Poślubił Klarę Foscarini. Klara urodziła się 7.05.1514 r. była córką kupca i patrycjusza weneckiego Jakuba Foscarini i jego żony Ewy Calgi.

Feliks i Klara utonęli w kanale San Marco podczas Zielonych Świątek w 1535 r. Osierocili rocznego syna Klemensa.

Ojcem Feliksa, a dziadkiem Kle-mensa, był Sylwester Ludwik Corfanti. Urodził się w Wenecji 21.07.1475 r., był kupcem i patry-cjuszem weneckim. 9.11.1498 r. poślubił w Brescii Paulę Sybillę Petari, córkę uczonego nauk praw-niczych doktora obojga praw (juris utriusque) Waleriana Petari i jego żony Anny Marii Banduri. Paula

LISTY CZYTELNIKÓW

» Akt chrztu Wojciecha Korfantego, syna Macieja i Doroty, rok 1693 /fot. Family Search

Page 45: More Maiorum nr 22

More Maiorum 45

Sybilla zmarła 7.03.1538 r. w m. Brescia, a Sylwester Ludwik Cor-fanti 19.09.1542 r. w Wenecji.

Ojcem Sylwestra Ludwika był Ju-liusz Pawel Corfanti, kupiec i pa-trycjusz wenecki, urodzony w We-necji dnia 29.07.1438 r., poślubił on Antonie Monikę Laccio. Ślub od-był się w Padwie 10.01.1473 r. An-tonia urodziła się w Wielką Sobotę 1442 r. w Padwie jako córka radcy Pio Laccio i jego żony Lauren-cji Buonda. Zmarła 28.01.1510 r. w Wenecji. Natomiast Juliusz Pa-weł Corfanti zmarł 13.04.1528 r. w Wenecji

Ojcem Juliusza był Paweł Jan Cor-fanti, kupiec i stały obywatel wenec-ki, urodzony w Wenecji 8.05.1409 r., także w Wenecji ożenił się z Perpe-tuą del Lafita w dniu 14.08.1436 r.Perpetua urodziła się w Weronie, w 1418 r., była córką kupca Witosa del Lafita i jego żony Marii Fran-chi. Zmarła w Wenecji 19.01.1492 r., również tam zmarł 27.07.1485 r. Paweł Jan Corfanti.

Ojcem Pawła był Rafał Mikołaj Corfanti, kupiec i stały obywa-tel wenecki. Urodził się w Wenecji 24.12.1380 r., zmarł 27.01.1448 r. Jego żona, a matką Pawła, była Re-gina Tarda z Ferrary.

Rodzicami Rafała Mikołaja Cor-fanti byli małżonkowie Pius Cor-fanto (Corfanti) i Cecylia Do-neri. Pius urodził się w Wenecji 2.11.1351 r. Był kupcem i stałym obywatelem weneckim. Zmarł w Wenecji 3.12.1395 r.

Ojcem Piusa był Grzegorz Cor-fanto, kupiec i stały obywatel we-necki który urodził się w tym mie-ście 17.02.1323 r., a zmarł 5.04.1390 r. Jego żoną była bliżej nieznana Klaudia.

Rodzicami Grzegorza byli Kle-mens i Kamila Corfano (Corfan-to). Klemens – kupiec i obywa-tel wenecki urodził się 5.10.1298 r. w Wenecji. Zmarł 11.07.1360 r., tamże. Nazwisko rodowe Kamili nie jest znane.

Ojcem Klemensa był Walerian Corfano – kupiec i obywatel we-necki. Urodził się w maju 1271 r. w Wenecji i tam zmarł 12.08.1323 r. Jego żoną i matką Klemensa była kobieta o imieniu Donata.W 1248 r. w Wenecji urodził się ojciec Waleriana Kamil Orfano (Corfano), który zmarł w czerwcu 1285 r. Matka Waleriana była Ma-rietta.

Protoplastą rodu był Gabriel Orfa-no, także kupiec i obywatel wenecki. Znana jest data jego zgonu – ma-rzec 1288r. Zmarł w Wenecji, jako 70-letni mężczyzna, zatem urodzić się powinien około roku 1218.

Tutaj kończy się ta wspaniała gene-alogia. Czy prawdziwa? Jej dokład-ność wskazuje na to, że tak. Mam nadzieję, że prędzej czy później, zostanie ona rozpracowana przez dociekliwych badaczy. Jeśli się po-twierdzi, to nasuwa się pytanie, na ile świadomy swego pochodzenia był Wojciech Korfanty? ■

LISTY CZYTELNIKÓW

» Akt chrztu StefanaKrajuszka, s. Wojciecha i Zofii, rok 1713 /fot. Family Search

Page 46: More Maiorum nr 22

FOT. M

OG

IŁĘ PRAD

ZIAD

A O

CA

L O

D ZA

POM

NIEN

IA

More Maiorum46

KRESOWE CMENTARZE

Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia

polski cmentarz przy granicy ukraińsko-mołdawskiejJampol to miejscowość położo-na w Besarabii na południowej Ukrainie. Miasto jest przejściem granicznym pomiędzy Ukrainą a Mołdawią, granicę przekracza się za pomocą promu przez rze-kę Dniestr.

Jampol był opisywany w „Panu Wołodyjowskim” przez Henryka Sienkiewicza, jako kresowa stanica. Miasto

do II rozbioru Polski znaj-dowało się w granicach Rzeczypo-spolitej Obojga Narodów, jednakże po 1918 roku nie weszło w skład nowoutworzonego państwa. Mimo to, na tych terenach żyli Polacy i cho-ciaż do dziś pozostało ich niewielu, to jednym ze śladów polskości jest tak zwany „polski cmentarz”. Znaj-duje się on w zachodniej części tego niewielkiego miasteczka (ok. 11 000 mieszkańców), przy drodze na wieś Porohy. Cmentarz ma nieregularny kształt, płynnie przechodzi z części prawosławnej w katolicką, a potem znowu w prawosławną. Pośrodku stoją ruiny kaplicy, po której zacho-wały się jedynie ściany, jednakże na-wet one świadczą o niegdysiejszej wspaniałości tej budowli.

Początki cmentarza sięgają około 1800 roku. Z roku 1809 pochodzi najstarszy zachowany nagrobek, na-leżący do lokalnego proboszcza. Na

„polskim cmentarzu” znajduje się około 70-80 czytelnych nagrobków zapisanych alfabetem łacińskim oraz co najmniej drugie tyle zapisa-ne alfabetem cyrylicznym – w róż-nych jego wariantach. Oprócz tego jest niestety niezliczona ilość na-grobków, na których nie zachowały się żadne inskrypcje – większość na-grobków wykonanych jest z lokal-nego piaskowca.

Wśród nagrobków dominują pły-towe, w formie krzyża kozackiego oraz pionowo ustawione krzyże osadzone na cokole. W gronie tych „pospolitych” kształtem wyróżniają się 3 mogiły. Pierwsza, to podziem-ny grobowiec rodziny Witkowskich (dawnych właścicieli Jampola), do którego prowadzą wrota, a jego na-ziemną częścią jest czarna metalowa „wieża” zwieńczona krzyżem, z na-zwiskami i imionami pochowanych tam członków rodu. Drugim jest wyróżniający się z otoczenia, bardzo wysoki, pomnik rodziny Pobógów, który góruje nad resztą otoczenia. I wreszcie trzecim, najpiękniej-szym chyba grobowcem, jest krypta Konstantego Korwin-Sarneckiego, wybitnego kompozytora i wiolon-czelisty, kuzyna Karola Szymanow-skiego, który przejeżdżając przez Jampol w 1911 roku, zachorował i zmarł. Został pochowany na jam-polskiej ziemi, a w miejscu jego po-

chówku postawiony został wspania-ły marmurowy pomnik z rabatami i kolumnami połączonymi łańcu-chem, tworząc swoisty taras z wi-dokiem na Dniestr. Jest to niewąt-pliwie najpiękniejszy grobowiec na jampolskim cmentarzu, stworzony w Warszawie, Dniestrem zaś spła-wiony do miejsca, w którym obec-nie stoi. Warto również wspomnieć o charakterystycznych dla Podola motywach nagrobnych, do których należą kwiaty i słońca, umieszczane na ramionach krzyży, czaszka z pisz-czelami oraz „Oko Boga”. Szczegól-nie interesujący wydaje się symbol półksiężyca, mogący mieć powiąza-nia z tematyką maryjną lub herbami pochowanych mieszkańców.

Pomimo że w Jampolu zostało już niewielu Polaków, są oni głównie skupieni wokół parafii katolickiej oraz księdza Chałupniaka, to szacu-je się, że około połowa mieszkań-ców ma polskie korzenie. Jampola-nie życzliwie odnoszą się do wolon-tariuszy, pracujących na cmentarzu. Ponadto władze miasta z merem na czele zawsze służą pomocą podczas porządkowania polskich mogił. ■

Page 47: More Maiorum nr 22

FOT. M

OG

IŁĘ PRAD

ZIAD

A O

CA

L OD

ZAPO

MN

IENIA

More Maiorum 47

KRESOWE CMENTARZE

Page 48: More Maiorum nr 22

FOT. LISA

K.N

ET

More Maiorum48

Agnieszka Lisak

o teatralnych bójkach, kolejkach i tym podobnychW XIX wieku teatr był rozrywką zdecydowanie popularniejszą niż dzisiejsze kino. Gazety do-nosiły o „próbach pamięcio-wych” do sztuk, które miały ukazać się niebawem, a także o wydarzeniach z życia aktorów.

Z ciekawością śledzono afi-sze, komentowano nowe role. Przed kasami nie raz trzeba było nieźle wystać

się i nieźle wymiąć sobie garnitur, by kupić bilet na upragniony spektakl, o czym donosi „Kurjer Warszaw-ski” z 1870 roku:

Od rana już Afisze różowe ogłaszają otwarcie tymczasowego teatru letniego. W tej chwili pod kassą teatralną ścisk tak wielki, że cały przedsionek zapełniony i mnóstwo wyczekujących stoi pod filarami. Kasjer w formalnem oblężeniu. Ci którzy zdołali zakupić bilety, wychodzą z tłoku jakby z łaźni parowej z kroplami potu na czole. Krwawa to bowiem praca dostać się do tego szczęśliwego okienka w którem sprzedaż się odbywa.Część panów chodziła do teatru czy na balet nie tylko po to, by ob-

cować ze sztuką, ale także po to, by móc obejrzeć damskie nóżki, a przy odrobinie szczęścia nawet znacznie więcej.

Sposób odbioru teatralnych przesta-wień był znacznie bardziej ekspre-syjny niż dziś. Zdarzało się, że pod-czas przedstawienia ostentacyjnie wychodzono z sali, wygwizdywano aktorów, syczano, buczano, wołano ze sceny, komentując grę, dochodzi-ło nawet do bójek.

Największym jednak utrapieniem porządnych bywalców teatru było „klaskanie huczne”. Każdy klaskał, kiedy miał ochotę, do niego dołą-czał się drugi i z powodu grzmotu trzeba było przerwać przedstawie-nie. Aktorzy stali jak wryci, czekając aż publiczność skończy swój własny koncert. A czasami nawet nie był to „koncert oklasków”, ale jakaś teatralna burda. Jak opisuje H. Tar-czyński:

uderzam w dłonie po raz trzeci, daję upust szaleństwu: łomoczę kijem w podłogę, szu-ram i tupię, wrzeszczę: bravo! bis!!… wy-wołuję z nazwiska któregokolwiek artystę

lub artystkę, inni naturalnie jak zwykle tak i teraz nie odmawiają poparcia, lecz wtórując wydają nieludzkie głosy, głosy rozwścieczonych hien, jaguarów… O roz-koszy!… trzęsą się mury, ryczy tłum jak morska nawałnica, jak huragan, trzęsie się budynek cały…, a ja?… powtórzyw-szy przez wieczór podobne wrzaski kil-kakroć, zadowolony z siebie nad wyraz, czuję się wyśmienicie za swe pieniądze zabawionym: do syta się nahałasowałem, a co więcej, wysłuchać należycie utworu tym co go wysłuchać pragnęli – nie pozwoliłem.

Czasami awantury w teatrze od-bywały się z powodów natury es-tetycznej. Gdy grupa wielbicieli lub klakierów chciała oklaskać swą ulubioną aktorkę, przerywając jej występ, wrzawę podnosili jej prze-ciwnicy i zaczynała się „walka na argumenty”. Jedni buczeli, gwizdali, inni bili brawo, zdarzało się nawet, że dochodziło do bijatyk. Burdy w teatrach nie były tylko specjal-nością naszego kraju. Jak donosi Elabon podobne incydenty z rzu-caniem jajek włącznie miały miejsce także w innych krajach Europy.

Zastanawiam się, do czego te poma-rańcze na ilustracji po prawej stronie roznoszone przez sprzedawczynie, czy do jedzenia, czy do rzucania. ■Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=4903

LISAK.NET.PL

Page 49: More Maiorum nr 22

FOT. LISA

K.N

ET

More Maiorum 49

LISAK.NET.PL LISAK.NET.PL

Page 50: More Maiorum nr 22

More Maiorum50

siostra generała, czyli Sikorskiej miejsce mogiłą znaczone

Grażyna Stelmaszewska

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Czasem do poznania niesamo-witych historii wystarczy jedno słowo, czasem dwa, a czasem zdjęcie. Ot, impuls, który nie-wiadomą siłą zmusza do reakcji.

I tak było w tym przypadku. Spojrzałam na zdjęcie wyko-nane przez znanego w Płocku społecznika, fotografa, miło-

śnika Płocka, Wisły i historii – Pana Krzysztofa Wiśniewskiego. Moja re-akcja – ja przecież to widziałam, byłam tam, słyszałam o tym. Bo tak jest, że przez wiele lat człowiek przemiesz-cza się obok niesamowitych miejsc, by nagle tym jednym impulsem spo-wodować dalsze poznawanie.

Ulica Padlewskiego w Płocku znaj-duje się blisko Kolegialnej. A przy Kolegialnej 27 stał dom mojej bab-ci. Ulica Padlewskiego znana była mi z dziecinnych zabaw, gdy bawiąc się w tzw. podchody przemierzałam z innymi dzieciakami kilometry, by uciec goniącej nas grupie, ale i z tego, że niejeden chłopak rzucał we mnie kamieniem, bo wchodzi-łam w ich rewiry. W dorosłym już życiu ulica Padlewskiego przypomi-na o niezwykłych historiach.

Historia ta łączy się z generałem Władysławem Eugeniuszem Sikor-skim – polskim wojskowym i poli-tykiem, z Naczelnym Wodzem Pol-skich Sił Zbrojnych i premierem Rządu na Uchodźstwie podczas II wojny światowej; bowiem bohaterka mojej opowieści Eugenia Sikorska-Dąbrowska była młodszą siostrą generała. Urodziła się ona w 1884 r. jako czwarte dziecko Emilii i Toma-sza Sikorskich, od swego brata Wła-dysława młodsza była o trzy lata.

Ktoś spyta A jak i dlaczego Eugenia znalazła się Płocku? Bo była wojna, moi drodzy – wojna, rok 1939!

Wcześniej Eugenia Sikorska-Dą-browska mieszkała w różnych miejscach, ale zawsze związanych z lasem i leśniczówkami. Leśniczym, bowiem był jej mąż Władysław Dą-browski. Ostatnie miejsce zamiesz-kania to Szarłata w kompleksie Bo-rów Tucholskich. W 1939 roku zaraz po wybuchu wojny, wiele rodzin za-mieszkujących te tereny otrzymało nakaz opuszczenia domów. Miejsce docelowe – Warszawa. I tak jak inni Pani Eugenia Sikorska załadowała to, co niezbędne na wóz i ruszyła w kierunku stolicy. Jechali na tych wozach, szli pełni obaw o przy-szłość, a na dodatek ciągle ostrzeli-wani i bombardowani.

Dobrnęli do Gąbina. Walki tu były duże, niebezpieczeństwo wiel-kie. Uchodźcy zdołali dotrzeć do pierwszego domu, jak okazało się miejscowego adwokata Pietrzaka. Dalej się już po prostu nie dało. Schronienie znaleźli w kamiennej piwnicy – ciągłe ostrzały uniemoż-liwiały jakiekolwiek podróże. Po-strachem mieszkańców Gąbina, oprócz ostrzałów, byli także snaj-perzy. A strzały padały z różnych stron, zabić mogły w każdej chwili. Jak wspominają świadkowie zda-rzeń, uchodźcy z Borów Tuchol-skich pozostali w Gąbinie ponad tydzień. A gdy ostrzały zmniejszały się uchodźcy zaczęli planować dal-szą drogę do Warszawy. Świadek zdarzeń, młodziutka wówczas dziewczynka wspominała, że po długich dniach siedzenia w piwnicy, po wielkim stresie, gdy nastała cu-downa cisza i spokój, Pani Eugenia

Sikorska wzięła kilkoro dzieci i całą gromadką udali się na spacer. I na-gle ten spokój przerwały pojedyncze strzały. Dzieciaki rozbiegły się, po-ukrywały w różnych zakamarkach, ale Pani Eugenia Sikorska nie zdą-żyła uskoczyć, schować się. Kule i odłamki świstały, a na jej jasnym płaszczu zaczęła pojawiać się coraz większa czerwona plama. Na krzyk dzieci dorośli w popłochu wybiegli z domów, matka jednej z dziewczy-nek zabrała ranną kobietę do domu, opatrzyła ranę, ale dowiezienie Eu-genii Sikorskiej do szpitala nie było możliwe. Strzały nasilały się, a wal-ki dalej się toczyły. Dopiero pod wieczór można było wyjść z domu i szukać pomocy w szpitalu, który ulokowany był w miejscowej szkole. Rannych było jednak wielu. Leżeli wszędzie, a lekarze dwoili się i troili, by pomóc wszystkim. Panią Euge-nią zajął się lekarz, a później felczer płocki Aleksy Akimow. Rana była bardzo poważna. Kobieta traciła przytomność, na chwilę odzyski-wała i znowu traciła. Aby ratować siostrę generała felczer Akimow przewiózł ranną do Płocka. Wśród strzałów, najpierw furmanką do Radziwia (dzielnicy Płocka), a póź-niej łódką przez Wisłę do swego mieszkania przy ulicy Padlewskiego 19. Codzienna walka o życie siostry generała nie należała do prostych.

» FOT. PRY

WATN

E ARC

HIW

UM

P. EWY W

OJTA

SIK

Page 51: More Maiorum nr 22

More Maiorum 51

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Rana była duża, uszkodziła płuca. Pani Eugenia jednego dnia budziła się ciekawie spoglądając na miesz-kańców małego mieszkania, by za chwilę stracić przytomność ku prze-rażeniu młodego felczera. Mimo starannej opieki Akimowa stan Eu-genii Sikorskiej niestety nie był sta-bilny, pogarszał się i ranną przewie-ziono do szpitala Św. Trójcy.

Ja rozpędzając swoją wyobraźnię za-stanawiam się, czy ranną nie zajął się mój przodek ze strony babci, znany płocki lekarz – Wacław Jaworski, wielce oddany chorym i pokrzyw-dzonym? Ale tego nikt nie wie.

Mimo wielkiego poświęcenia, mimo troskliwej opieki wielu ludzi na sku-tek odniesionych ran zmarłasiostra generała Eugenia. Według danych jakie znalazłam, akt zgonu znajduje się w kościele Św. Stanisława Kostki w Płocku, a podpisał go ksiądz Sta-nisław Pływaczyk. Skrócony odpis aktu zgonu znajduje się w USC pod numerem 196/1939.

Eugenia Dąbrowska. Nazwisko ro-

dowe – Sikorska. Mężatka 55 lat. Ostatnie miejsce zamieszkania – Szar-łata, Gmina Osie. Powiat – Świecie Data zgonu 15 października 1939 r. w Płocku. Zgon nastąpił o godz. 20.00.

Jako przyczynę zgonu podano zapa-lenie płuc. Nikt w owych wojennych czasach nie odważyłby się napisać, że zmarła z powodu odniesionych ran postrzałowych.

Eugenia pochowana została na cmentarzu przy ul. Kobylińskiego. I ci, którzy opiekowali się siostrą ge-nerała, opiekowali się też jej grobem, pilnując by nie uległ zniszczeniu, zapomnieniu. By pamięć nie zosta-ła usunięta, bo ta była niewygodna, uwierająca. Na początku grób usy-pany z piachu, a dzięki staraniom potomków ludzi, którzy tak bardzo angażowali się w ratowanie Euge-nii Sikorskiej, dzięki płockim spo-łecznikom, został on odnowiony. Dziś już nowy, oznaczony jako Miejsce Pamięci Narodowej.

A to jeszcze nieskończona opo-wieść. W 1942 roku felczer Alek-sy Akimow, mieszkający w Płocku przy ul. Padlewskiego 19, za ukry-wanie i za opiekę nad ranną siostrą generała Władysława Sikorskiego, został aresztowany przez Gestapo. Zadenuncjował go sąsiad z kamie-nicy – z pochodzenia Niemiec. I ten młody, dzielny płocczanin w wieku 29 lat zginął w Auschwitz.

A ileż takich historii, nieznanych, tajemniczych zdarzeń umknęło pa-mięci? Czasem wystarczy tylko słu-chać, patrzeć na mogiły tych, którzy odeszli. A pamięć to cmentarz, uczucia przeżyte. ■

Ach, nie płacz, nie płacz, to jest takie nic, smutne ucicha-nie,a właściwie to jest cisza pierwsza i je-dyna...usychające kwiaty nad mdlącym po-słaniem...i właściwie nic...i pusta głębia... (K.K.Baczyński)

Artukuł powstał na podstawie ma-teriałów p. Kazimierza Papińskiego, które udokumentował p. Zenon Dylewski.

» Napis na mogile Eugenii Sikorskiej/ fot. Krzysztof Wiśniewski

Page 52: More Maiorum nr 22

More Maiorum52

chciał umrzeć w Polsce...

LISTY CZYTELNIKÓW

Andrzej Szczudło

Pochodzę z Sejneńszczyzny, po-łożonej na pograniczu polsko-li-tewskim. Tam są moje korzenie rodzinne, zarówno ze strony ojca, jak i matki. Jako dziecko miałem znikomą wiedzę na ten temat…

Znany mi krąg rodzinny zawężony był do kilku-dziesięciu osób z okolicy. Bliższe kontakty utrzy-

mywaliśmy tylko z osobami z pobli-ża, ze względu na brak możliwości transportowych, a i czasu na cele-browanie spotkań. W opowieściach domowych dominowała powta-rzana wielokrotnie przez mamę hi-storia o bojarskim pochodzeniu jej przodków Buchowskich. Po latach zachciało mi się ją sprawdzić, ale i dorzucić do niej coś o korzeniach rodowych Szczudłów. Tak „wdep-nąłem” w genealogię. Zająłem się głównie trzema nazwiskami w ro-dzinie: Buchowski – panieńskie mo-jej mamy, oraz Szczudło i Rynkie-wicz – ojcowskie. Z Rynkiewiczów pochodziła moja babcia Marianna, taty matka.

KREWNY Z AMERYKI

W rodzinie Rynkiewiczów z Kra-snopola od zawsze krążyła legenda o „krewnym z Ameryki”. Nikt jed-nak z obecnie żyjących nie potrafił określić kto to był i jaka relacja ro-dzinna ich wiązała. Pokłady pamięci uruchomił mój ojciec – Zygmunt, który wspomniał, że do ich domu w Zagówcu (nazwa funkcjonująca do 1975 roku, po którym wieś przy-łączono do sąsiedniej o nazwie Ga-wieniance) w okresie międzywojen-nym przychodziły paczki z różnymi „dobrociami” zza oceanu. Jedna z nich szczególnie zapadła w pa-

mięci, gdyż wywoływała uśmiech na twarzy. „Jakiś tam” wujek z USA przysłał mojej babci maść, ale w oba-wie przed zjedzeniem jej przez nie-świadomych ludzi ze wsi, napisał tak jak umiał: Marianna, ty nie musisz tego jeść. Miał zapewne na myśli, że bab-cia nie powinna tego jeść, lecz sma-rować bolące miejsce, ale po kilku-dziesięciu latach w USA wujek miał prawo nie znać słów „powinien, na-leży”, które lepiej oddawałyby sens tego zdania. Wyszło śmiesznie, ale dzięki temu zostało zapamiętane, że był taki wujek z Ameryki, który przysyłał paczki. Wiadomo też, że w tych paczkach bywały bibułki do papierosów, które potem Jan Szczu-dło – mąż wspomnianej Marianny, a mój dziadek, wyciągał rytualnie zza belki swojego domu. Miał za tą belką więcej sprzętów; specjal-ną deseczkę i ostry nożyk do cięcia machorki, a także woreczek do niej. Z lat dziecięcych, kiedy mieszkając stale w Olecku bywałem na waka-cjach u dziadka, pamiętam widok kiedy ten zabierał się do przygoto-wania papierosa. Skupiając się wysu-wał charakterystycznie język (ma to po nim mój ojciec, mam i ja) i prze-ciągał po nim krawędź bibułki. Po-tem to sklejał i papieros był gotowy. Czasami tej amerykańskiej bibułki nie starczało i wtedy dziadek Jan używał zwykłej gazety. Strasznie to śmierdziało i może właśnie dlatego na całe życie zniechęciłem się do papierosów.

ŚPIESZMY SIĘ KOCHAĆ LUDZI…

Dziadek odszedł do wieczności rok po babci, w 1970 roku. Z dziecię-cych obserwacji zostało mi poucza-jące wspomnienie, że kiedy żyła, kłócił się z nią na zabój, ale kiedy jej

zabrakło, miał odwagę powiedzieć, że już wolałby mieć ją chorą, nosił-by ją – byleby tylko była. Ciśnie się tu na usta znana fraza księdza Twar-dowskiego o pośpiechu w kochaniu ludzi, bo tak szybko odchodzą.

W POSZUKIWANIU TAJEM-NICZEGO WUJKA

Od tego czasu minęło ponad 40 lat i dopiero teraz udaje nam się docho-dzić do prawdy, kim był ów tajemni-czy wujek z Ameryki. Historię krew-nego zza oceanu opowiedziała mi w 2007 roku ciocia Halina Dębińska z Gdyni, córka Antoniego Rynkie-wicza, brata mojej babci Marianny. Wspominała, że przed laty kontak-tował się z nim jej ojciec Antoni. Ja-kiś czas po naszym spotkaniu, ciocia odszukała w domowym archiwum dokumenty, które to wyjaśniały.

Właściwie niewiadomo, kiedy do-kładnie i w jakich okolicznościach Jan Rynkiewicz wyjechał do Ame-ryki. Z archiwalnych dokumentów wiadomo jednak, że w latach 20. XX w. był poszukiwany przez Lu-dwikę Wierzbicką. 30 grudnia 1936 roku Sąd Okręgowy w Grodnie Wy-dział Zamiejscowy w Suwałkach na posiedzeniu niejawnym rozpatrywał sprawę z wniosku wspomnianej Lu-dwiki o uznanie Jana Rynkiewicza oraz Antoniny i Wiktorii Krzywic-kich za zaginionych i o wyznacze-nie kuratora na skutek wniosku Prokuratora Sądu Okręgowego w Grodnie z dnia 22 grudnia 1936, o uchylenie kurateli ustanowionej dla obrony praw i majątku Jana Ryn-kiewicza vel Renkiewicza wobec nadesłania przez tegoż pełnomoc-nictwa na imię Józefa Renkiewicza, które to pełnomocnictwo zostało do wniosku dołączone w orygina-le, poświadczonym należycie przez Konsulat Generalny Rzeczpospoli-tej Polskiej w dniu 2 czerwca 1936. Zgodnie z wnioskiem prokuratora sąd wtedy postanowił Decyzję Sądu

Page 53: More Maiorum nr 22

More Maiorum 53

LISTY CZYTELNIKÓW

Okręgowego w Suwałkach z dnia 7 czerwca 1922 roku i z dnia 29 sierpnia 1923 roku w części, doty-czącej uznania Jana Rynkiewicza za zaginionego i wyznaczenia kuratora uchylić Józefa Świackiego od obo-wiązków kuratora praw i majątku Jana Rynkiewicza zwolnić i dalsze postępowanie w sprawie niniejszej umorzyć, o czym zawiadomić Józe-fa Świackiego oraz Józefa Renkiewi-cza, któremu zwrócić pełnomocnic-two. Odpis niniejszego postanowie-nia wraz z podaniem Józefa Renkie-wicza przesłać Prokuratorowi Sądu

Okręgowego w Grodnie. Treść pełnomocnictwa (pisownia oryginalna):Ja niżej podpisany, Jan Renkiewicz, były mieszkaniec w Krasnopol, z Ziemi Su-walskiej w Polsce, a obecnie zamieszkany w mieście Meriden, powiat New Haven, stan Connecticut, Północnej Ameryki, daje owe pełnomocnictwo dla Józefa Ryn-kiewicza obecnie zamieszkany w Krasno-pol, w Ziemi Suwalskiej w Polsce.Mocą tego pełnomocnictwa upoważniam Józefa Rynkiewicza do zarządzania mo-jego majątku i realności położony w Kra-

snopolu, w Ziemi Suwalskiej, w Polsce. Dalej upoważniam Józefa Rynkiewicza w mojiem imieniu jako zarządca i opie-kuńcem aż do mego przyjazdu lub przy-bycia do Polski. Jozef Rynkiewicz jest upoważniony wy-dzierżawić za pieniądze komu mu się zechce. Pieniądze otrzymane od mojej re-alności mają być używane na opłacenie po-datków od mojej realności, a pozostająca część ma być odłożona do banku na imię Jana Renkiewicza. Dalej upoważniam Józefa Rynkiewicza nadając mu ogólną moc i władzę zastępo-wania we wszystkich sprawach sądowych i pozasądowych i bronienia moich intere-sów odnośnie w mojej realności stawania przy wszelkich komisyach i.t.p.W dowód czego niniejsze pełnomocnictwo jako zgodne z mojej woli spisany uznaje i owe wobec świadków własnoręcznie pod-pisuje.Meriden, Connecticut, dnia 22go Maja, 1936 rokuOdręczny podpis; Jan Renkiewicz

REALNOŚĆ W KRASNOPO-LU I AKT NOTARIALNY

Lata mijały, a Jan z Ameryki nie wra-cał. Tak przyszły lata 50., a z nimi kolejna urzędowa korespondencja w sprawie „realności w Krasnopo-lu”. W piśmie z 13 grudnia 1956 roku wyjawia się cała zagadka gene-alogiczna odnośnie Jana. Oto jego treść:Akt notarialnyJa, Jan Renkiewicz, używający niegdyś nazwiska rodowego Rynkiewicz, urodzo-ny dnia 13 maja 1881 roku, syn Fran-ciszka i Józefy z domu Andruszkiewicz, zamieszkały obecnie przy 5 Main Street, New Britain, Connecticut, USA, jestem właścicielem działki ziemi o obszarze 8,40 ha graniczącej od północy z grun-tem Jana Kowalewskiego, od wschodu Bolesława Nosekowskiego, od południa Kazimierza Malinowskiego, i od zachodu Stanisława Karłowicza, położonej w Kra-snopolu, dawny powiat Suwałki, obecnie sejneński województwa białostockiego, Polska.

» Marianna Szczudło z Rynkiewiczów - moja babcia /fot. A. Szczudło

Page 54: More Maiorum nr 22

More Maiorum54

Działką tą na mocy notarialnego pełno-mocnictwa, wydanego przeze mnie w dniu 22 maja 1936 zarządza mój stryjeczny brat Józef Rynkiewicz, a obecnie dzier-żawi ją mój stryjeczny bratanek Antoni Rynkiewicz syn wymienionego Józefa Ryn-kiewicza i Stefanii z domu Stawińskiej, urodzonej. Aktem niniejszym wyżej opisaną nieru-chomość wraz ze wszystkimi częściami składowymi i przynależnościami darowu-ję memu stryjecznemu bratankowi Anto-niemu Rynkiewiczowi wymienionemu na początku aktu. Aktem niniejszym upoważniam Anto-niego Rynkiewicza do wszelkich czynno-ści sądowych i hipotecznych, potrzebnych do uregulowania własności opisowej wyżej wymienionej nieruchomości, jak również do ujawnienia niniejszego aktu w księdze wieczystej.Jan Renkiewicz

OPOWIEŚCI CIOCI

Z opowiadań cioci Haliny Dębiń-skiej wiem, że w latach 60 XX w. Jan

kontaktował się z Antonim w Pol-sce chcąc złożyć tu swoje stare ko-ści. Był już jednak zbyt stary i scho-rowany, żeby samemu wybrać się w podróż zza oceanu. Na wyjazd po niego do USA nie zdecydował się też Antoni. Miała na to ochotę jego córka, Halina, ale niestety nie otrzy-mała paszportu.

Epilog tej wzruszającej historii za-warty jest w liście z 5 września 1967 roku. Adel Raffler z Meriden – cór-ka Jana Renkiewicza pisze do Anto-niego Rynkiewicza, mieszkającego wtedy w Świnoujściu (pisownia ory-ginalna):

Drogi Wujek!Serdecznie żałuję wam pisać, że nasz tata John Renkiewicz pomar w tamten tydzień, w czwartek o jedenastej z rania. Nasz tata nie buł zdrowi parę lat już. Tata mnie na-kazał pisać wam i dać znać kiedy tata be umarł. Tata nasz miał 8 dziewczyn i 4 bojsów. Nasza mama pomarła 3 lat temu (tj. około 1964 r.). My Bogu dziękujemy,

LISTY CZYTELNIKÓW

że tata dożył do tylu lat. Tata umarł 31 sierpnia 1967 roku o godzinie 11 z rana. Niech Bóg wam wszystkim da zdrowie, długiego życia i błogosławieństwa.Adel Raffler, 59 Frary Ave, Meriden, Connecticut, 06450, United States

SIŁA INTERNETU

Mając już sporo wiadomości o „amerykańskim wujku” i potężne narzędzie jakim jest Internet, już na początku XXI w. podjąłem starania odszukania chociaż jednej osoby z rodzin jego dwunastu dzieci. In-formacje o Renkiewiczach z Meri-den i okolicy były w sieci, ale długo nikt na nie odpowiadał na moje wia-domości. Domyślni członkowie tej rodziny akceptowali moje zaprosze-nia na Facebooku, ale w dyskurs nie wchodzili.

Bardziej przydatny okazał się kon-takt przez mojego przyjaciela z USA, też Rynkiewicza, ale z innej linii. Kilkanaście lat temu zdecy-

» Karta rejestracyjna do wojska Johna Renkiewicza z 1942 r. /fot. A. Szczudło

Page 55: More Maiorum nr 22

More Maiorum 55

LISTY CZYTELNIKÓW

dowałem się pomóc mu wyszukać w Polsce jego rodzinę, co w końcu się udało. Przodkowie Johna po-chodzą ze wsi Mścichy i Żebry pod Grajewem. Od tego czasu jestem jego „Help in Poland”, a on moim wsparciem w USA. John Rynkie-wicz uruchomił w Internecie forum familijne, na które trafiali różni Ryn-kiewiczowie. Wreszcie pojawił się tam także Słowak John Noel Latzo, którego matka była z naszych Ryn-kiewiczów. To on zdecydował się wydać kilka tysięcy dolarów na po-szukiwania dokumentów. Zadania podjęła się firma z Warszawy, która robiąc kwerendę po polskich archi-wach wyszukała odpowiednie me-tryki. Powstała z nich pełna historia rodu Rynkiewiczów, poczynając od 1730 roku. Protoplastą był Szymon Rynkiewicz, którego najstarsze śla-dy pobytu stwierdzono we wsi Wił-kokuk w parafii Berżniki na Sejneń-szczyźnie. Potem ród przemieścił się do Żłobina, Krasnopola i szero-ko rozrósł się w okolicy. Część osób emigrowała do Ameryki. Prawdo-podobnie pierwszym z nich był Feliks ur. 1848 r., potem jego brat Józef ur. 1845 r., który był wielce zasłużonym dla społeczności mia-steczka Shenandoah w Pensylwanii obywatelem. Kolejną osobą z tej sa-mej krasnopolskiej rodziny był dru-

gi Feliks syn Benedykta i Franciszki Kraszewskiej ur. w 1879 roku, któ-ry w 1900 r. ożenił się w Ameryce z Michaliną Cichocką, córką emi-granta z Jeziorek Małych, wsi poło-żonej kilka km od Krasnopola. Dziś ich kuzyn Joe Cichocki z Teksasu skrzętnie gromadzi dowody bytno-ści tej rodziny w Ameryce.

Główny bohater tego tekstu – Jan Rynkiewicz, znalazł się w Ameryce na początku XX w. W roku 1905 ożenił się, a w 1934 uzyskał amery-kańskie obywatelstwo i dopiero wte-dy podjął pełnoprawne dyspozycje odnośnie swojej „realności w Kra-snopolu”. To on przesyłał paczki swoim pozostawionym w Polsce krewniakom.

SPOTKANIE Z AMERYKAŃ-SKIMI KREWNYMI

Epilogiem sprawy był mój wy-jazd do USA, który miał miejsce w czerwcu 2014 roku. Mając do dyspozycji tylko 3 tygodnie, w tym wesele u zaprzyjaźnionej rodziny w Chicago, od razu zrezygnowałem z chęci zwiedzenia całych Stanów. Wspólnie z żoną i dwoma synami, czyli w pełnym składzie rodziny, ru-szyliśmy na wschód USA. Już po kil-ku dniach w Buffalo spotkaliśmy się

z Johnem J. Rynkiewiczem – moim „wsparciem w USA”, a w drugim tygodniu podróży dotarliśmy pod Filadelfię, gdzie w swoim bajkowym domku przywitał nas sponsor ryn-kiewiczowskiej kwerendy – John Noel Latzo. Witał mnie jako krew-niaka w jedenastym pokoleniu, ale poziom serdeczności wskazywał na relacje zdecydowanie bliższe.

Kolejny ze spotkanych Rynkiewi-czów, właściwie John Renkiewicz był wnukiem tajemniczego Johna Renkiewicza (Jana Rynkiewicza), który jest głównym bohaterem tej opowieści. U tego wnuka, któ-ry jest prawie moim rówieśnikiem, spędziliśmy kilka sympatycznych godzin. Zabrał nas także na zwie-dzanie Waszyngtonu, gdyż miesz-ka niedaleko tego miasta. Od tego czasu mamy żywy kontakt na Face-booku i zapewnienie, że amerykań-scy krewni wkrótce odwiedzą stary kraj swoich przodków. Obiecuję im swoje wsparcie w zwiedzaniu Polski i wiem, że „będzie się działo”. ■

Panu Andrzejowi serdecznie dzię-kujemy za nadesłanie artykułu! Tym samym serdecznie zachęcamy do podzielenia się z czytelnikami swo-imi tekstami.

» Tablica nagrobna rodziny Johna Renkiewicza /fot. A. Szczudło

Page 56: More Maiorum nr 22

More Maiorum56

Michał Ostaszewski

jak ugryźć “chmurę”?

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

Czym jest chmura? Każde dziec-ko wie. Czym jest chmura w uję-ciu informatycznym, pewnie też każde dziecko wie, ale już nieje-den trzydziestolatek może mieć problem z jasną odpowiedzią, nawet jeśli „coś tam dzwoni”.

Chmura informatyczna, tak jak ta prawdziwa, wisi gdzieś tam wysoko, przeciętny Kowalski nie

potrafi określić ani jej dokładnego rozmiaru, ani wysokości na jakiej się znajduje. Wie jednak, że ta chmura jest i jaki ma wpływ na jego życie, zwłaszcza jak chmura robi się ciem-na i płaska od spodu. Podobnie jest z chmurą informatyczną – ona gdzieś tam sobie jest, nie wiemy do-kładnie gdzie, ale możemy trzymać w niej nasze pliki, uruchamiać w niej aplikacje, serwisy, całe serwe-ry! Jak wejdziemy w temat głębiej, dowiemy się, że chmura może być publiczna, prywatna, hybrydowa. Nowego znaczenia nabiera też okre-ślenie „chmura obliczeniowa”. To co jednak nas interesuje, to usługa dostarczana przez różnorakich do-stawców – a więc chmura publicz-na, pozwalająca przede wszystkim na przechowywanie naszych plików, zdalny dostępu do nich, a także inne usługi, jak skrzynka mailowa, pakiet biurowy czy kalendarz.

KTÓRĄ CHMURĘ WYBRAĆ?

Oferta różnych dostawców w tym zakresie jest bardzo szeroka. Jednak rynek, jak to często bywa, zdomino-wany jest przez kilku największych graczy i to na ich produktach się sku-pimy. Dlaczego? Większy dostawca ma większe szanse przetrwania, ma lepszą, bardziej zaawansowaną in-frastrukturę, szerszy wachlarz usług

i co ważne, da nam więcej za darmo. Do najpopularniejszych rozwiązań należą Google Drive, OneDrive (Microsoft, wcześniej usługa zna-na była pod nazwą SkyDrive) oraz Dropbox. Swoją wersję usługi do-starcza też Apple, ale jest ona ogra-niczona wyłącznie do platformy Apple (nie skorzystamy z niej mając np. telefon z systemem Android), więc tym razem nie będę jej poświę-

cał czasu. Zarówno Google Drive jak i One-Drive oferują 15GB bezpłatnego miejsca na dane. W obydwu przy-padkach zakładając konto dosta-jemy szereg innych usług – m.in. skrzynkę email, pakiet oprogramo-wania biurowego. Google daje nam bardzo dobre narzędzie do two-rzenia ankiet dostępnych online, Microsoft natomiast dokłada One-Note, bardzo dobre narzędzie do

uporządkowania naszych notatek (o nim więcej już niebawem). Dropbox swego czasu zdobył ogromną popu-larność, jednak obecnie trochę wy-blakł na tle konkurencji, limit 2GB na dane i brak dodatkowych usług sprawia, że coraz więcej osób wy-biera usługi konkurencji.

Na kogo zatem postawić? Oferta Google i Microsoft wydaje się być porównywalna. Ja osobiście głównie używam OneDrive od Microsoft, choć i z usługi Google zdarza mi się korzystać.

JAK ZACZĄĆ?

Jeśli jeszcze nie masz konta, musisz wejść na stronę usługodawcy i się zarejestrować. Jeśli konto już po-siadasz (np. korzystasz już z poczty Gmail lub Outlook.com) wystarczy, że się zalogujesz.

Zarówno Google Drive jak i One-Drive pozwalają na dostęp do Two-ich plików nie tylko przez stronę WWW, ale również bezpośrednio z komputera, telefonu lub tabletu. Jeśli jesteś użytkownikiem smart-phone’a lub tabletu, zapewne nie będziesz miał problemów z zainsta-lowaniem odpowiednich aplikacji. Wystarczy wejść do „sklepu” i wy-szukać po nazwie. Przy pierwszym uruchomieniu aplikacja zapyta nas o login i hasło. Bardzo praktyczne jest też zainstalowanie aplikacji na komputerze – w systemie Windows lub MacOS. Ani Microsoft, ani Go-ogle nie oferuje aktualnie klienta dla systemów Linux. Gdzie znaleźć link do instalacji programu, pokazują obrazki poniżej.

Po instalacji, otwierając Eksplorator Plików w menu po lewej, zobaczy-my OneDrive lub Google Drive, tak jakby były dodatkowym dyskiem lokalnym. Jest to bardzo wygodne. Pliki i foldery możemy przegrywać przeciągając je myszką, wszystkie

Page 57: More Maiorum nr 22

More Maiorum 57

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

operacje wykonujemy jak na dys-kach lokalnych. Również z poziomu innych aplikacji będziemy je widzie-li, więc będziemy mogli np. zapisać dokument w naszej chmurze bezpo-średnio z edytora tekstu.

Warto wiedzieć, że synchronizacja naszych plików teoretycznie odby-wa się na bieżąco, jednak w praktyce może chwilę trwać – w zależności od szybkości łącza. Jeśli zapisujemy jakiś plik w chmurze, korzystając z naszego komputera (z aplikacjami, jak opisane powyżej), plik tak na-prawdę najpierw zapisywany jest lo-kalnie, a dopiero potem kopiowany na serwery zewnętrzne. Dopiero, kiedy zakończy się kopiowanie do „chmury” (dzieje się to w tle, bez dodatkowych działań użytkowni-ka) plik będzie dostępny z innych urządzeń – smartphone’a, tabletu, czy innego komputera. Jeśli będzie to mały plik tekstowy, zapewne czas ten będzie bardzo krótki, jednak w przypadku większych plików (np. filmów) należy się liczyć z tym, że może to potrwać nawet kilkadziesiąt

minut lub dłużej – wszystko zależy od prędkości naszego łącza interne-towego.

Jeśli pliki zostały stworzone/umieszczone za pomocą innego urządzenia, na swoim komputerze będziemy je widzieć, ale w rzeczy-

wistości nie będzie jeszcze ich lo-kalnej kopii na naszym komputerze. Dopiero próba otwarcia pliku spo-woduje jego ściągnięcie – co znowu może powodować irytujące opóź-nienie w przypadku dużych plików i/lub wolnego łącza.

Page 58: More Maiorum nr 22

More Maiorum58

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

OneDrive pozwala ustawić, które foldery chcemy, aby były synchroni-zowane natychmiast, jak pojawią się w nich nowe pliki tak, żebyśmy mo-gli je szybko otworzyć w przyszłości lub też które foldery nigdy nie mają być przechowywane lokalnie, nawet jeśli otworzymy jakiś plik, aby za-oszczędzić miejsce na dysk.

OK, mamy już konto u wybranego dostawcy usług, mamy już zainsta-lowane aplikacje na komputerze, te-lefonie i tablecie. Chcielibyśmy teraz podzielić się naszymi plikami z inny-mi. Nic prostszego.

Zarówno w Google Drive i w One-Drive mamy dwie opcje udostępnie-nia pliku. Wskazując konkretną oso-bę (adres email) lub generując link, który możemy sami wysłać mailem.Warto zwrócić uwagę, jakie upraw-nienia nadajemy. Rozróżniane są dwa podstawowe poziomy – „może wyświetlać” i „może edytować”. Tej drugiej opcji używamy tylko i wy-łącznie w przypadku osób, do któ-rych mamy pełne zaufanie i które mają mieć możliwość edycji naszych plików. W zdecydowanej większości przypadków powinniśmy zezwalać jedynie na oglądanie. W OneDrive od razu na ekranie udostępniania widzimy, komu dany plik/folder jest udostępniony, w Google Drive musimy wejść w „Zaawansowane”. Tam też możemy usunąć dostęp dla poszczególnych osób.

AUTOMATYCZNY BACKUP ZDJĘĆ Z TELEFONU

Obydwaj dostawcy dają możliwość automatycznego backupowania zdjęć z telefonu na naszym dysku w chmurze. W przypadku OneDri-ve możemy ustawić to z poziomu aplikacji OneDrive (w sekcji Usta-wienia/Settings), W przypadku Go-ogle Drive, musimy mieć zainstalo-waną również aplikację Google+. Klikamy ikonkę w lewym górnym rogu, a następnie wybieramy „Pho-tos”/”Zdjęcia”. Po włączeniu bac-kupu, nasze zdjęcia znajdą się auto-

Page 59: More Maiorum nr 22

FOT. FO

TER.CO

M

More Maiorum 59

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

matycznie w Google Picassa. Warto wiedzieć, że Microsoft w przypadku aktywacji automatycznego backupu zdjęć z telefonu, dokłada nam do-datkowe 15GB przestrzeni dysko-wej (do wykorzystania nie tylko na zdjęcia).

Wiemy jak zacząć, jak korzystać, po-zostaje pytanie, czy warto? Dostęp do swoich plików z różnych urzą-dzeń nie dla każdego będzie wystar-czającym argumentem. Jednak każ-dy, kto choć raz wraz ze spalonym dyskiem stracił wszystkie (lub dużą część) dane lub wraz ze skradzio-nym/zgubionym/utopionym tele-fonem raz na zawsze pożegnał się z bezcennymi zdjęciami, długo nie powinien się zastanawiać.

Page 60: More Maiorum nr 22

FOT. O

GRO

DYW

SPOM

NIEN

.PL

More Maiorum60

ogrodywspomnien.pl

list z Kozielska...Kpt. Władysław KISZCZAK s. Aleksandra i Urszuli z Madejskich ur. 30 XII 1906 w Emilianowie, pow. lubel-ski. Absolwent SPPiech. w Ostrowi Maz. (1932). Dca 3 kompanii 24 pp. W VII 1939, po ukończeniu kursu w CWPiech. w Rembertowie, awansował na kapitana. Do niewoli sowieckiej dostał się we Włodzimierzu Woł. Żo-naty z Marią z Kopińskich.

We wrześniu 1939 r. walczy w dywizji gen. Drapelli, po rozbiciu w okolicy Bydgoszczy zgłosił się do Lublina do 8 pułku piechoty gen. Smorawińskiego.W dniu 20.11.1939 r. pisze jedyny list do żony z obozu w Kozielsku. List ten nadszedł w Wigilię 1939 r.W póżniejszym okresie nadchodzi do żony kartka pisana wcześniej, prawdopodobnie przez kolegę o treści:Władek zawiadamia, że jedzie do Szepietówki do niewoli radzieckiej

OGRODY WSPOMNIEŃ

Page 61: More Maiorum nr 22

FOT. O

GRO

DYW

SPOM

NIEN

.PL

More Maiorum 61

OGRODY WSPOMNIEŃ

Page 62: More Maiorum nr 22

Województwo kujawsko-pomorskie – jed-no z 16 województw powstałych w 1999 r. Poło-

żone jest w północno-centralnej części Polski. Składa się głównie z następujących dawnych województw: bydgoskiego, toruńskiego i wło-cławskiego. Swą nazwę zawdzięcza terenom, jakie obejmuje i stąd ta dwuczłonowość. Pra-wie całe Kujawy znajdują się na terenie tego

województwa, a zaledwie niewielka część poza jego granicami. Pozostały teren obejmuje Po-morze Gdańskie, dzięki któremu wojewódz-two zawdzięcza drugi człon nazwy. Tych skła-

dowych jest więcej, chociaż niektóre wręcz w śladowych ilościach. Generalnie jest ono zróżnicowane terenowo obszar. Wojewódz-

two kujawsko-pomorskie składa się z 19 po-wiatów oraz 144 gmin. Jest jednym z dwóch wo-

jewództw, które posiada dwie stolice – Bydgoszcz i Toruń.

Województwo kujawsko-pomorskie graniczy z pięcioma województwami. Są to kolejno województwa (we-dług długości granic – rosnąco): wielkopolskie, pomorskie, mazowieckie, warmińsko-mazurskie i łódzkie (niespełna 30 kilometrowa granica).

Tereny województwa kujawsko-pomorskiego podlegają pod pięć różnych diecezji, z czego żadna nie funk-cjonuje wyłącznie na terenie jednego województwa. Są to kolejno: diecezja bydgoska (dekanaty: Białe, Błota, Bydgoszcz I-VI, Kcynia, Łabiszyn, Mroczna, Nakło, Osielsko, Sępólno Krajeńskie oraz Szubin), archidiecezja gnieźnieńska (dekanaty: Barcin, Gniewkowo, Inowrocław I-II, Kruszwica, Mogilno, Rogo-wo, Strzelno, Złotów, Żnin), diecezja pelpińska (dekanaty: Jeżewo, Kamień Krajeński, Koronowo, Nowe nad Wisłą – częściowo, Świecie nad Wisłą – częściowo, Tuchola), diecezja toruńska (dekanaty: Bierzgło-wo, Brodnica, Chełmno, Chełmża, Golub, Górzno, Grudziądz I-II, Jabłonowo Pomorskie, Kowalewo Pomorskie, Łasin, Radzyń Chełmiński, Toruń I-IV, Unisław Pomorski oraz Wąbrzeźno), a także diecezja włocławska (dekanaty: Aleksandrów, Bądków, Brześć, Chodecz, Czerników, Izbica, Kowal, Lipno, Lubicz, Lubraniec, Nieszawa, Piotrków, Radziejów, Szpetal, Włocławek I-II).

More Maiorum62

KUJAWSKO-POMORSKIE

Page 63: More Maiorum nr 22

More Maiorum 63

Na terenie województwa działa prężnie rozwijające się Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne, tak piszą o sobie:

Kujawsko-Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne skupia miłośników genealogii, zwłaszcza z terenu wojewódz-twa kujawsko-pomorskiego. Poszukiwanie własnych korzeni jest zajęciem bardzo pasjonującym, ale też wymaga-jącym dużo cierpliwości.

Celem towarzystwa jest ułatwienie poszukiwań poprzez współpracę i wzajemną pomoc członków towarzystwa, dzielenie się swoimi osiągnięciami. Chcemy propagować i upowszechniać genealogię, inicjować i koordynować badania w tym zakresie. Wśród członków towarzystwa są zarówno zaawansowani poszukiwacze jak i osoby, które dopiero zaczynają przygodę z poszukiwaniem historii własnych rodzin.

KPTG jest organizacją otwartą, zachęcamy wszystkie bratnie dusze do współpracy z nami. Spotkania odbywają się w ostatnią sobotę miesiąca.

» Akt chrztu ojca Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego

Page 64: More Maiorum nr 22

TORU

Ń

■ STOLICA - Bydgoszcz oraz Toruń■ WAŻNE MIASTA - Włocławek - Inowrocław - Grudziądz - Żnin - Rypin - Mogilno - Kruszwica■ ZNANE OSOBY - Mikołaj Kopernik - Jan Kasprowicz - Fryderyk Skarbek - Jan Olbracht - Fryderyk Chopin

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

More Maiorum64

FAKTY

1230■ założenie miasta

przez Krzyżaków 1365■ Toruń otrzymuj tzw.

prawo składu 1411■ w Toruniu zawarto

I pokój toruński między Polską

i Litwą a Krzyżkami 1466■ zakończenie wojny

trzynastoletniej podpisaniem

II pokoju toruńskiego 1557■ Toruń oficjalnie stał

się miastem luterańskim 1724■ doszło do tzw. tumultu

toruńskiego, zakończonego

ścięciem protestanckiego burmi-

strza miasta

Page 65: More Maiorum nr 22

P O M O C N I K G E N E A L O G A

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Bydgoszczy ul. Dworcowa 65 85-009 Bydgoszcz ■ Archiwum Państwowe w Bydgoszczy Oddział w Inowrocławiu ul Narutowicza 58 88-100 Inowrocław ■ Archiwum Państwowe w Toruniu Plac Mariana Rapackiego 4 87-100 Toruń ■ Archiwum Państwowe w Toruniu Oddział we Włocławku ul. Ks. Skorupki 4 87-800 Włocławek ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Kuria Diecezjalna Diecezji Bydgoskiej ul. ks. T. Malczewskiego 1 85-104 Bydgoszcz

■ Archiwum Diecezjalne we Włocławku ul. Gdańska 2/4 87-800 Włocławek

■ Archiwum Archidiecezjalne w Gnieźnie ul. Kolegiaty 2 62-200 Gniezno ■ Kuria Diecezji Pelplińskiej ul. Biskupa Dominika 11 83-130 Pelplin

■ Kuria Diecezjalna Toruńska ul. Łazienna 18 87-100 Toruń

BIBLIOTEKI

■ Biblioteka Główna Uniwersytetu Mikołaja Kopernika ul. Gagarina 13 87-100 Toruń■ Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Książnica Miejska im. Mikołaja Kopernika ul. Słowackiego 8 87-100 Toruń■ Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Bydgoszczy ul. Długa 39 85-068 Bydgoszcz

STRONY

■ Metryki.genealodzy - skany metryk z całej Polski ■ Genbaza - skany metryk z całej Polski■ Geneteka - indeksy z całej Polski■ Szukajwarchiwach.pl - skany metryk z całej Polski■ PoznanProject - indeksy do r. 1899 z całej Polski■ http://www.szpejankowski.eu - indeksy z wielu parafii Ziemi Dobrzyńskiej■ Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne - prawie 3 mln indeksów z Pomorza

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

More Maiorum 65

1724■ doszło do tzw. tumultu

toruńskiego, zakończonego

ścięciem protestanckiego burmi-

strza miasta

1809■ Toruń na trzy tygodnie

stał się stolicą Księstwa

Warszawskiego1867■ wydano pierwszą

polskojęzyczną gazetę na

Pomorzu „Gazeta Toruńska” 1921■ Toruń został stolicą

województwo pomorskiego1945■ utworzono

Uniwersytet im. Mikołaja

Kopernika1921■ Toruń liczy prawie

38 tys. mieszkańców

Page 66: More Maiorum nr 22

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

More Maiorum66

Marcin Marynicz

osoba miesiąca - Jan Alojzy MatejkoNajwybitniejszy przedstawiciel polskiego malarstwa historycz-nego XIX wieku. Student w kra-kowskiej Szkole Sztuk Pięknych w latach 1851-1858 u Wojciecha Kornelego Stattlera i Władysła-wa Łuszczkiewicza, a w Mona-chium rok później u Hermanna Anschütza.

Jan Alojzy Matejko – uro-dzony 24 czerwca 1838 r. w Krakowie, zmarły 1 li-stopada 1893 r. tamże. Od

1864 r. był członkiem Towarzystwa Naukowego Krakowskiego (tak-że wielu akademii zagranicznych). Od 1873 r. dyrektor Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie. Od połowy lat 50. XIX wieku tworzył obrazy z dziejów ojczystych, poprzedzone studiami historycznymi (oparta na źródłach ikonograficzna charakte-rystyka postaci dziejowych), m.in. Stańczyk (1862), Kazanie Skargi (1864), Rejtan (1866), Unia Lubel-ska (1869), Stefan Batory pod Psko-wem (1872), Zawieszenie dzwonu Zygmunta (1874), Bitwa pod Grun-waldem (1878), Hołd pruski (1882), Sobieski pod Wiedniem (1883), Ko-ściuszko pod Racławicami (1887), cykl Dzieje cywilizacji w Polsce (1889), Konstytucja 3 maja (1891). Są to wielkich rozmiarów kompozy-cje, łączące realistyczną obserwację i dokumentalną ścisłość szczegółów. Pod względem formalnym malar-stwo Matejki nie oderwało się od swych akademickich korzeni, a pod względem treściowym i symbolicz-nym – było skrajnie subiektywne i wizyjne. Matejko był też wybitnym portrecistą (portret żony w sukni ślubnej, S. Tarnowskiego, A. Potoc-kiego, M. Pusłowskiej, prezydenta Krakowa – M. Zyblikiewicza, rek-torów i profesorów: J. Szujskiego

i J.K. Dietla). Autor polichromii w kościele Mariackim w Krakowie (1889-1891). Stworzył wiele rysun-ków, m.in. album Ubiory w Polsce (1860), cykl Poczet królów i książąt

polskich (1892). Uczniami Matejki byli m.in. M. Gottlieb, J. Malczew-ski (jego genealogia pojawiła się w kwietniowym numerze More Maio-rum – 4(15)/2014), J. Mehoffer, S. Wyspiański.

OSOBA MIESIĄCA

Page 67: More Maiorum nr 22

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

More Maiorum 67

Jan Alojzy Matejko na świat przyjść miał 24 czerwca 1838 r. w Krakowie, jednak po odnalezieniu metryki chrztu, pojawia się całkiem inna data – 28 lipca 1838 r. Znany polski malarz był synem Franciszka Matejki i Karoliny zd. Rosberg. Miał on liczne rodzeństwo – z przewagą braci. Urodził się blisko 14 lat po ślubie swoich rodziców.

OSOBA MIESIĄCA

Page 68: More Maiorum nr 22

More Maiorum68

Jan Alojzy Matejko na świat przyjść miał 24 czerwca 1838 r. w Krakowie, jednak po odnalezieniu metryki chrztu, pojawia się całkiem inna data – 28 lipca 1838 r. Znany polski malarz był synem Franciszka Matejki i Karoliny zd. Rosberg. Miał on liczne rodzeństwo – z przewagą braci. Urodził się blisko 14 lat po ślubie swoich rodziców.

OSOBA MIESIĄCA

Page 69: More Maiorum nr 22

Echo Kaliskie Ilustrowane, 4 listopada 1933 r.

Echo Kaliskie Ilustrowane, 4 listopada 1933 r.

More Maiorum 69

Dwaj bandyci napadli na listonosza.

Zrabowano mu torbę z pieniędzmi.

Katowice, 4 listopada. Na drodze z Kalet do Kuczowa w powiecie Lublinieckim napadnięty został listonosz Franciszek Sienkiewicz z Kalet przed dwóch nieznanych, zamaskowanych i uzbrojonych w rewolwery bandytów, którzy pod groźbą użycia broni zerwali listonoszowi torbę i zbiegli do pobliskiego lasu w kierunku Truszczyce – Miasteczko, nakazawszy listonoszowi leżeć na ziemi i nie wszczynać alarmu do chwili, dopóki nie znikną w lesie. W torbie listonosza znajdowało się 937 zł., w bilonie 5 zł. I 50 groszy. W lesie, około 120 metrów od miejsca napadu bandyci porzucili torbę z listami, zabierając jedynie gotówkę. W ślad za zbiegłymi bandytami puszczono 2 psy pościgowe ze Straży granicznej. Pościg jednak nie dał w ciągu całego dnia wczorajszego pożądanego wyniku. Rysopis bandytów: 1) wzrost około 160 cm, szczupły, siwe zniszczone ubranie, siwa cyklistówka, bez płaszcza, 2) wzrost 160 cm, siwe i bardzo zniszczone ubranie, siwa cyklistówka, długie spodnie oraz półbuciki.

Słup reklamowy zwalił się na wózek z dzieckiem.

Częstochowa, 14 listopada. W południe o godz. 1-ej przy zbiegu II Alei i ul. Kościuszki wydarzył się nieszczęśliwy wypadek, który omal nie spowodował śmierci dwojga osób. Oto od kilku dni na środku Alei wkopano dwa wysokie słupy, na których umocowano reklamę kinową i w południe jeden ze słupów obluzowany widocznie przez wiatr, prze-wrócił się, przygniatając ciężarem swym przejeżdżającą podówczas: wózkiem z dzieckiem p. Słotową, żonę pracownika ciura elektrowni. Ofiara wypadku odniosła ranę głowy, tak iż opatrunku udzielono jej w szpitalu N.M.P. Dziecko na szczęście nie odniosło żadnego szwanku.

z pierwszych stron gazet

Page 70: More Maiorum nr 22

NOWOŚCI

Stare mapy miast!

Celem powstania projektu jest zebranie jak największej ilości starych planów miast,

map oraz zdjęć lotniczych i udostępnienie ich jako nakładki na Mapy Google. Sposób

udostępnienia nakładek, umożliwiający reg-ulację ich przezroczystości, a tym samym porównywanie ich ze stanem aktualnym, może stanowić ciekawe zajęcie obrazujące rozwój naszego miasta na przestrzeni lat

***1,2 mln skanów online

Miło nam poinformować, że od 1 listopa-da w serwisie szukajwarchiwach.pl można znaleźć prawie 13 milionów skanów mate-riałów archiwalnych. Ostatnia publikacja zawierała 1,2 miliona skanów materiałów

przechowywanych w archiwach państ-wowych w całej Polsce.

***Warsztaty archiwalne,19 listopada 2014!

Archiwum Państwowe w Lublinie zaprasza serdecznie na kolejne spotkanie z cyklu „Środy Archiwalne” organizowanego w ramach akcji „Archiwa Rodzinne”. Na-

jbliższe warsztaty odbędą się 19 listopada 2014 r. o godz. 16.00 w sali konferencyjnej

Archiwum Państwowego w Lublinie. Wstęp wolny.

***

Mapa parafii

Na stronie More Maiorum pojawiła się nowa zakładka “Parafie”. Docelowo będzie tam można znaleźć cztery mapy z zaznac-zonymi parafiami. Każdy znacznik będzie

zawierał takie informacje, jak: rok erygowa-nia, adres, metryki, indeksy, zdjęcie (jeśli

dostępne w Wikipedii)Aktualnie dostępna jest mapa parafii do roku 1945, ponad 3 tys. (ok. 70% mapy)

***

HUMOR

More Maiorum70

GENEO-PROGRAM TV

Page 71: More Maiorum nr 22

More Maiorum 71

GENEO-PROGRAM TV

Tajna historia XX wiekuponiedziałek, 10 listopada 21:30 | Polsat Play

Z programu widzowie dowiedzą się m.in. jakie tajemnice kryje MRU (Międzyrzecki Rejon Umocniony) i jaką odegrał rolę podczas II wojny światowej, czym jest Kostrzyn nad

Odrą... [WP]

Narodziny, małżeństwo i śmierć w średniowieczu

środa, 12 listopada 21:10 | Polsat Viasat History

Historyk Helen Castor docieka, w jaki sposób ludzie w okresie śred-

niowiecza radzili sobie z fundamen-talnymi momentami przemiany,

takimi jak narodziny, małżeństwo i śmierć. [WP]

Towarzysz Wiesław. Od agitato-ra do dyktatora

czwartek, 13 listopada 12:55 | TVP Historia

W filmie została przedstawiona sylwetka Władysława Gomułki,

towarzysza Wiesława - pierwszego sekretarza KC PZPR w latach 1956

- 1970. [Telemagazyn]

Pola Negri - życie jest marzeniem

sobota, 15 listopada 11:25 | TVP Historia

Była wielką gwiazdą światowego kina, fascynowała widzów talentem i urodą. Pola Negri, czyliApolonia Chałupiec - pierwsza europejska

aktorka - i jak dotąd jedyna Polka, która podbiła Hollywood. [WP]

Mroczna charyzma Adolfa Hitlera

niedziela, 16 listopada 11:40 | Polsat Viasat History

Adolfa Hitlera można prawdo-podobnie uznać za najbardziej niezwykłego wodza w historii.

Dziedzictwo zniszczenia jakie po-zostawił nie ma sobie równego w

historii. [WP]

Józef Piłsduski wtorek, 11 listopada 13:20 | TVP Historia

Film dokumentalny z 1937 roku autorstwa Ryszarda Ordyńskiego opowiadający o życiu Marszał-ka Piłsudskiego. TVP weszła w

jego posiadanie dzięki darowiźnie Wincentego Gawrona z USA.

[Telemagazyn]

Page 72: More Maiorum nr 22

More Maiorum72

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Przestajemy istnieć kiedy popadamy w zapomnienie~Marek Bartosiewicz

Współpracują z nami: