More Maiorum nr 20

88
1 More Maiorum

description

Wrześniowy numer More Maiorum

Transcript of More Maiorum nr 20

Page 1: More Maiorum nr 20

1 More Maiorum

Page 2: More Maiorum nr 20

2More Maiorum

Redakcja More Maiorum:Redaktor Naczelny – Alan Jakman email: [email protected] Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Marta ChmielińskaSkład i łamanie tekstu – Alan JakmanOkładka oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Czekając na śmierć, Nowości, HumorMarcin Marynicz – Rydlowie i ich przodkowie, Osoba miesiąca, Wydarzenie miesiąca Paweł Becker – Zygmunt Działowski Agnieszka Kubas – Liczna rodzina KomorowskiegoGrażyna Stelmaszewska – Skąd przychodzimy?Historykon.pl – Dama modnawMeritum.pl – Dmowski i nieznane faktyGenealogia Polaków – JowialistaLisak.net – Regulamin jazdy na rowerze Ogrodywspomnien.pl – Tadeusz Adamowicz - biogram

&Wszystkie prawa zastrzeżone

(włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994r. o prawie autorskim jakiekol-wiek kopiowanie, rozpowszechnian-ie (we fragmentach, lub w całości)

zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie trak-towane jako naruszenie praw autor-

skich.

&

Page 3: More Maiorum nr 20

3 More Maiorum

More Maiorumnr 8(19), 10 sierpnia 2014 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Dziś wiem, że około 1550 roku protoplastą mego rodu był Błażej

młynarz

o swoich poszukiwaniach rodzinnych, początkach z genealogią oraz projektach

indeksacyjnych opowie:

Krzysztof Dławichowski

„Przypadków odmowy przyjęcia pokarmów, zarówno w formie grupowe, jak i indywi-

dualnej nie ma. Odwrotnie, są jeńcy, którzy brzydali na wadze 4-6-8-10 kilogramów!” - do lektury o życiu w obozach, raportach władz radzieckich i zapiskach więźniów

zaprasza:

Alan Jakman

A myśl czasem natrętna biega ze znakami zapytania, które mnożą się i mnożą, szukając odpowiedzi. Ponad wszystkie pytania jedno

najważniejsze – skąd przychodzimy? Odpowiedzi poszukuje:

Grażyna Stelmaszewska

•Zapraszamy do

współpracy!

Rydlowie i ich czescy przodkowie

Po

lec

am

y

4 wywiad z krzysztofem dławichowskim9 czekając na śmierć16 rydlowie i ich przodkowie54 dama modna59 zygmunt działowski62 dmowski i nieznane fakty64 jowialista 65 liczna rodzina komorowskiego68 regulamin jazdy na rowerze 70 skąd przychodzimy? 71 tadeusz adamowicz - biogram 74 woj. świętokrzyskie i genealogia78 osoba miesiąca 82 wydarzenie miesiąca84 z pierwszych stron gazet 85 nowości86 humor

Page 4: More Maiorum nr 20

Krzysztof Dławichowski - urodzony w 1952 r., rodowity koszalinianin, syn Artura i Heleny z Galińskich, ojciec córki Anity i syna Huberta.

Ukończył Bałtycką Wyższą Sz-kołę Humanistyczną w Koszalinie oraz Oficerską Szkołę Służby Więziennej w Kaliszu. Przez 5 lat pracował w Zakładzie Karnym w Koszalinie jako młodszy wychowawca ds. kulturalno-ośw-itowych i bibliotekarz. Zakład Karny w Koszalinie był jego miejscem pracy przez 20 lat.

Jego zainteresowania - oprócz ge-nealogii - to żeglarstwo, turystyka, majsterkowanie.

Otrzymał nagrodę Zasłużonego Honorowego Dawcy Krwi oraz medal za zasługi dla Koszalina.

Cechy charakteru:- dodatnie - raz a dobrze-ujemne - a może po mojemu?

4More Maiorum

wywiadkrzysztof dławichowski

Jak długo zajmuje się Pan poszukiwaniami genealogicznymi?

■ Mam 62 lata i dopiero 20 lat temu odczułem potrzebę pozna-nia swoich przodków. 40 lat myślałem, że mając tak zdawałoby się rzadkie nazwisko – moja rodzina, czyli wszystkich których znałem – jest jedyną. Aż tu nagle moja żona Hala (także gene-alog amator rodu Szyćko) będąc w szpitalu poznaje Dławichow-skiego, którego nie znam. Jakie było moje ogromne zdziwienie, kiedy pojechaliśmy do nich i drzwi otworzył mi mój ojciec nie-żyjący przecież od wielu lat. Takie było wielkie podobieństwo, że postanowiłem szukać. Odszukałem i dzięki organizowa-nych przeze mnie zjazdach, poznałem osobiście wszystkich. Ale początki były trudne. Nawet nie wiedziałem gdzie szukać. W ruch poszły leżące na poczcie książki telefoniczne. Całe noce pisałem setki listów do nieznanych mi przecież ludzi. Potem zacząłem ich wraz z żoną wręcz niespodziewanie odwiedzać. Pierwszym ważnym zakupem był cyfrowy aparat fotogra-ficzny, który wtedy kosztował tyle tysięcy złotych, ile miał milionów pikseli. Fotografowałem zdjęcia i listy. Ale telefony nie miały dyktafonów, więc po powrocie spisywaliśmy to co każdy z nas zapamiętał. Kobiety zwracają uwagę na zupełnie inne fakty, jak mężczyźni. Świetnie uzupełniamy się do dziś. Posiadam wiele zawodów i zawód bibliotekarza pozwolił mi na bez-problemowe dotarcie do klasyki Dworzaczka i Szymańskiego. Rafał Prinke i Małgosia Nowaczyk swoje książki wydali wiele lat później. W bibliotece ślęczałem nad herbarzami (śmiech). Jak wielu. Baza PESEL świętej pamięci profesora Kazimierza Rymuta znacznie przyśpieszyła moje poszukiwania.

Jaki był powód rozpoczęcia zagłębiania rodzinnej historii?

■ Powód. Na pewno zwykła, ludzka ciekawość. A zaraz potem, gdy tylko uzbierałem trochę danych pojawiło się pytanie. Urodziłem się na tak wte-dy zwanych „ziemiach odzyskanych”. Tu wszyscy są przyjezdni. Są skądś. Więc mój ojciec i dziadek skąd są? A miałem i pecha, i szczęście. Dziadków bowiem nie znałem. Rodzice mi także szybko zmarli. Obie ciotki z miaż-dżycą. No, nie ma kogo popytać. A szczęście? Ha. „Tylko działanie zmienia rzeczywistość”. Mając w akcie zgonu ojca miejsce Jego urodzenia, po pro-stu pojechałem tam. Do Goliny pod Koninem. Tam znalazłem „swoich” na cmentarzu i zostawiłem kartkę. Niedaleko bo w Starym Mieście, także. W samym Koninie też. I wreszcie na cmentarzu w Kazimierzu Biskupim było tyle grobów z moim nazwiskiem, że nie miałem już złudzeń. Tu musi być moje „gniazdo”. Więcej można dowiedzieć się z mojej strony rodu: dlawich.pl

Którego wieku sięgają Pana najstarsze znaleziska rodzinne? Są to zwykłe metryki? Czy może dokumenty pozametrykalne? Jacy przod-kowie przeważają – zwykli rolnicy, rzemieślnicy, mieszczanie, szlach-ta…?

■ Dziś śmiało mogę powiedzieć, że już dalej cofnąć w przeszłość się nie

Page 5: More Maiorum nr 20

5 More Maiorum

da. A jeszcze pół roku temu, byłem święcie przeko-nany, że wtedy doszedłem do samego początku. „Ni-gdy nie mów nigdy” (śmiech). Cały ród pochodzi z Kazimierza Biskupiego i wystarczyło zindeksować księgi ślubów (efekt wstawiony do Poznań Project autorstwa Łukasza Bieleckiego). Potem zindeksować księgi chrztów i zgonów wtedy dostępne w AP Po-znań, a dziś w jakże niegościnnym dla genealogów, AP Konin (efekt wstawiony do projektu Marka Mi-nakowskiego). Jeszcze potem, zindeksować starsze księgi metrykalne dostępne w AD Włocławek (efekt wstawiony na stronę rodową). Ale wtedy kto myślał o takich luksusach jak własna strona internetowa. Kupiłem komputer i ucząc się jego obsługi żmudnie w Excelu połączyłem wszystkich ze wszystkimi. Za-pisałem się, chyba w 1999 roku, do Poznańskiego To-warzystwa Genealogiczno-Heraldycznego i tam jego prezes – Leszek Krajkowski, osobiście zweryfikował prawdomówność moich wypocin, po czym w perio-dyku „GENS”, wydrukował. Potem od kolegi Rafa-ła Prinke kupiłem program jego autorstwa „Strzeż brata swego”. I właśnie Rafał na którymś spotkaniu powiedział mi, że w Archiwum Głównym Akt Daw-nych są dwie księgi radzieckie „mojego” Kaźmierza i dwie wójtowskie. Pojechałem z Koszalina do stolicy i w jeden dzień wertowania w AGADzie (a wtedy była to instytucja warownia) cofnąłem się do 1612 roku!

Ród mój, liczący obecnie 179 osoby, to ród rzemieślni-czy, mieszczański. Zgodnie z testamentem Katarzyny z tego roku, wdowie po Lenarcie młynarzu – młyn i całą resztę dziedziczą dwie zamężne córki. Jeden z synów zwany Ziarnym jest kantorem Lechickim, a drugi zwany Dławichem jest burmistrzem Kazimie-rza Biskupiego. Nic więc dziwnego, że należący do pa-trycjatu, Jego syn a później i wnuk szybko do nazwiska dodali końcówkę –ski. Indeksując rok temu owe księgi radzieckie i wójtowskie odnalazłem jeszcze starsze, zweryfikowane innymi wpisami informacje, które cof-nęły mnie o dwa pokolenia. Znalazłem ojca i dziadka Lenarta i dziś wiem, że około 1550 roku protoplastą mego rodu jest Błażej młynarz, jeszcze wtedy bez na-zwiska.

W jaki sposób archiwizuje Pan swoje znaleziska. Jest to zapis tradycyjny, komputerowy? Czy może jedno i drugie?

■ Nie mam pamięci do dat i powiązań rodowych, więc bez „PAF-a” – magazynu wszelakich danych, nie wy-obrażam sobie życia. Natomiast wgląd do tablicy po-koleń dla wszystkich możliwy jest na stronie rodu za pośrednictwem polskiego „Drzewa Genealogicznego” (cudze chwalicie a swego nie znacie) przez zakładkę „NASZA GENEALOGIA”. Udostępniam też dane za pośrednictwem programów interaktywnych jak „Geni”, „My Heritage” i pozostałe, ale bardzo mnie irytują. Skomercjalizowały się i dziś dane stały się wła-snością tych, którzy w przeszłości mieli kamienice. Nie uzupełniam ich.

Jakie tereny zamieszkiwali Pana przodkowie?

■ Każdy ród ma swoich „godnych szacunku i naśla-dowania” i tych o których „nie warto strzępić języka”. Mało się mówi o emigrantach. À propos. Muszę tu wtrącić dygresję. Kto chce na „własnej skórze” w je-den dzień odbyć podróż statkiem z Bremen do New York i znaleźć się w „manifeście”, niech kupi w Ge-nui bilet do Muzeum Morza. Niesamowite przeżycie. Ale do rzeczy. Mało mówi się o zdradach, bękartach czy ucieczkach z miłości od rodziny. Chwalmy się po-wstańcami styczniowymi, legionistami, czy też rodziną z Dąbrowy Górniczej zasłużonej w ostatniej wojnie. Po niej, socjalistyczne nakazy pracy porozrzucały ród, a to do Wrocławia, Cybinki, Gościna, Kołobrzegu, Koszali-na, Otwocka, Katowic, Krakowa i najbliższego Konina, Poznania.

/ Chwalmy się powstańcami styczniowymi.

» Ugoda dzieci Paprocińskich z 1612 r. (fragment) - prywatne archiwum p. Krzysztofa Dławichowskiego

Page 6: More Maiorum nr 20

6More Maiorum

» Podczas fotografowania zasobów w AP Łowicz - prywatne archiwum p. Krzysztofa Dławichowskiego

Page 7: More Maiorum nr 20

7 More Maiorum

Czy ma Pan inne zainteresowania?

■ Myślę, że każdy emeryt szuka swej nowej pasji. Wia-domo, genealogia w moim przypadku. Ale także czyn-nie uprawiam żeglarstwo biorąc udział w lokalnych regatach. Pływam „Pogorią” po Morzu Śródziemnym i „Wojewodą Koszalińskim” po Morzu Północnym. Jachtem po naszym Bałtyku. Co roku organizuję ro-dzinny wypad do Afryki sprawdzając się w ekstremal-nych doznaniach, jak rafting w Turcji, nurkowanie w Egipcie czy skok na bungie z mostu. Chodzenie po rejach, to dla mnie wyzwanie tylko w nocy i tuż przed sztormem. Jestem także niezrzeszonym tak zwanym „morsem” w myśl porzekadła „ w zdrowym ciele – zdrowe cielę” (śmiech). A codziennie, gimnastyka po-ranna i jazda na rolkach.

W Polskim Towarzystwie Genealogicznym (dalej PTG) pełni pan funkcję skarbnika. Za co jest Pan dokładnie odpowiedzialny?

■ Owszem. Wybrany zostałem właśnie ze względu na moje doświadczenie. Kiedy współzakładaliśmy ze Sta-siem Pieniążkiem i Adamem Kamińskim Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne, jedną kadencję byłem szefem Sądu Koleżeńskiego i kilka kadencji właśnie skarbnikiem. Skarbnikiem jestem także w kole swo-jej partii. W tym roku współzakładałem z Wojtkiem Wilskim Zachodniopomorskie Towarzystwo Gene-alogiczne POMERANIA. Pełnię tam funkcję sze-fa Sądu Koleżeńskiego. Współzakładając z Arturem Ornatowskim i Tomkiem Nitschem Polskie Towarzy-stwo Genealogiczne nie liczyłem się, że i tu spotkam się z takim zaufaniem. Funkcję skarbnika przejąłem od Jacka Okulusa, który stworzył solidne podstawy zakładając Księgę inwentarzową. PTG nie jest jeszcze Organizacją Pożytku Publicznego jak wielkopolskie „GNIAZDO”. Póki co rozliczany jestem z efektyw-ności ściągalności składek. Dzięki pomysłowi Włodka Sroczyńskiego, walne zgromadzenie członków zobo-wiązało mnie do Kwartalnego sprawozdania finanso-wego na stronie genealodzy.pl. Na tym to forum in-formuję także wszystkich o wpływających donacjach i sposobu ich wydatkowania. Oczywiście, dokonuję także zakupów.

Jak często spotyka się Zarząd PTG? Jakie sprawy są wówczas najczęściej omawiane?

■ Tak naprawdę Zarząd działa cały czas. Każdy z jego członków mieszka w innym mieście, więc wszystkie decyzje zapadają na Skype konferencjach, po wcze-śniejszych uzgodnieniach telefonicznych. Rozmawia-my na pewno raz w tygodniu. Częściej – kiedy jest potrzeba. Nie we wszystkich działaniach uczestniczę, jak choćby podczas uzgodnień do podpisania poro-

zumienia z AP Toruń i AP Bydgoszcz. Bo i po co tam skarbnik? Ale w spotkaniu uczestniczyłem reprezentu-jąc „moje” towarzystwo poznańskie.

Jak wygląda realizacja projektów genealogicznych – głównie digitalizacja – od kuchni, czyli od strony finansowej? Jaki sprzęt trzeba wymieniać najczę-ściej?

■ Właśnie digitalizacja ksiąg metrykalnych zawiązała przyjaźń między mną i Leszkiem Ćwiklińskim. Lata temu Leszek zaproponował mi udział najpierw w sesji fotograficznej a potem współorganizowania pierwsze-go w Polsce, całkowicie wyposażonego, udostępniają-cego cały swój zdigitalizowany skarb metrykalny AD Pelplin. Zostałem „prawą ręką” Leszka i z Jackiem Okulusem powstało zdigitallizowane AD Warszawa-Praga i AD Warszawa-Bielany. Z Kornelią Major AD Kielce. Z Piotrkiem Rzeszutkiem sfotografowaliśmy metrykalia w AP Sandomierz. Z Bronkiem Popkowi-czem AP Grodzisk Mazowiecki. Z Elizą Parcheniak AP Mława. No i poszło z górki. Z całym zespołem Pomor-skiego TG rozpoczęło się fotografowanie zespołów USC w AP Gdańsk. Z Elizą Parcheniak w AP Łódź i AP Łowicz. Z Wawrzyńcem Myślińskim AP Mława i AP Pułtusk. Z Kornelią Major AP Kielce. Oczywiście fotografujemy także bezpośrednio w parafiach. I w tym miejscu mam apel do wszystkich czytelników. Razem z Leszkiem Ćwiklińskim jesteśmy gotowi na własny koszt jechać fotografować wszędzie tam, gdzie kto-kolwiek zapewni dostęp do ksiąg metrykalnych. Jeżeli tylko ksiądz wyrazi chęć posiadania ksiąg metrykalnych w postaci cyfrowej, chroniąc tym samym swoje archi-wum parafialne przed zniszczeniem. Moim marzeniem są zasoby z AP Kalisz i AD Włocławek. A jak wyglą-da cały proces digitalizacji? Najtrudniej było stworzyć przenośne stanowisko fotograficzne składające się ze składanego stołu, statywu, bezpiecznej dla ksiąg lam-py oświetleniowej, pilota, laptopa z licencjonowanym programem do obróbki zdjęć, aparatu cyfrowego, obiektywu. Pamiętam przypadek, kiedy telefonicznie z księdzem dyrektorem AD Włocławek uzgodniłem nasz przyjazd. Wyraził zgodę, ale kiedy zobaczył cały ten rozstawiany sprzęt, po prostu wystraszył się i zgodę cofnął. Powracając do rzeczy. Po wielu próbach foto-grafowania różnymi aparatami sugerowanymi na fo-rach dyskusyjnych, najlepszym okazał się Canon EOS 60 D i obiektyw Canon EF 17-40/4L USM oraz lampa pierścieniowa. Statyw i stolik robiony jest na zamówie-nie według Leszka projektu. Aparat traci gwarancję po wykonaniu 200 tysięcy zdjęć, zaś przez 8 godzin pracy wykonuje do 8 tysięcy zdjęć. Aby nie komplikować na-praw i by mieć części zamienne w całej Polsce wszyscy pracujemy na jednakowym sprzęcie. Aparaty stanowią więc najczęstszy zakup a w drugiej kolejność dyski

Page 8: More Maiorum nr 20

8More Maiorum

\przenośne, służące nie tylko do archiwizowania foto-grafii, ale także do wymiany. Kiedy fotografujący wysy-ła pocztą zapełniony danymi dysk Leszkowi do obróbki zdjęć, musi mieć dysk drugi, gdyż przecież dalej foto-grafuje. Wawrzyniec Myśliński z Przasnysza opracował łatwy w obsłudze formularz rejestrowania roczników, bezpośrednio podczas sesji. Po powrocie do domu, niezmordowany Leszek Ćwikliński całość „urobku” poddaje obróbce i tę ogromną bazę miliardów pikse-li trzeba przesyła do Marty Nalazek, która umieszcza wszystko w Genbazie i w Poczekalni w zależności, czy jest już chętna osoba do indeksowania danej parafii, czy nie. Staramy się bowiem zawsze fotografować najpierw te parafie, na które jest chętny genealog amator do in-deksowania. A udostępnić takiej osobie zdjęcia trzeba w taki sposób, by nie naruszyć praw własności i innych obwarowań zdefiniowanych w podpisanych umowach. Cała ta operacja przebiega na płaszczyźnie wolonta-riackiej. Darczyńcy wpłacają pieniądze na konto PTG określając cel lub też nie. Każde stanowisko to koszt 12 tysięcy złotych, a na jaki element trwa zbiórka wi-dać po ikonce na stronie www. W tym miejscu, korzy-stając z okazji chciałbym OGROMNIE podziękować wszystkim darczyńcom, a najbardziej tym, którzy jakby opodatkowali się i comiesięcznym zleceniem stałym dokonują wpłaty. Koszty dojazdu, noclegu, wyżywienia opłaty pocztowej ponosi fotografujący. Wierzcie mi, to są naprawdę duże pieniądze a PTG sporadycznie i sym-bolicznie je rekompensuje. Najpoważniejszym i najważ-niejszym kosztem miesięcznym w budżecie PTG stano-wi opłata serwerów i domeny. Swój udział w sprawnym funkcjonowaniu strony ma także Sebastian Gąsiorek i Maria z Zielonej Góry. Nie wyobrażam sobie jej dzia-łania bez społecznego zaangażowania obu tych osób.

Od kilku lat w Internecie pojawia się coraz więcej zdigitalizowanych metryk – Family Search, szu-kajwarchiwach.pl, AGAD i oczywiście metryki.genealodzy.pl oraz Genbaza. Czy Za kilka, kilka-naście lat może stać się tak, że będziemy mogli odnaleźć swoich przodków w kilka minut. Czy taki stan rzeczy nie zabije ducha genealogii?

■ Myślę, że absolutnie nie. Genealog, to taki detektyw. On kombinuje, gdzie by tu znaleźć określony doku-ment i niekoniecznie będzie to akt metrykalny. Zmieni więc tylko środowisko, w którym przyjdzie mu szukać. Nie parafia czy archiwum, ale aktów własności i do-kumentów notarialnych będzie szukał w sądach, na przykład. Na pewno ja nie dożyję chwili, kiedy wszyst-kie księgi metrykalne będą dostępne w sieci. Kiedy już będą, taki genealog będzie chciał poznać warunki spo-łeczne, historyczne, polityczne w jakich przyszło żyć wybranemu przodkowi. Zaczną się więc poszukiwania innych źródeł w miejscach ich występowania. Może w ZUSie (śmiech). Przypuszczam, że „na pierwszy ogień” zostaną zdigitalizowane Księgi cmentarne.

Czy wybiera się Pan na Ogólnopolską Konferencję Genealogiczną organizowaną przez Koło Opol-skich Genealogów, która odbędzie się w dniach 11-12 października 2014 r. w Brzegu?

■ Niestety. Będę w tym czasie rodzinną paką w Ma-roko.

Panu Krzysztofowi serdecznie dziękujęmy za udzielo-ny wywiad, życzymy pomyślności w dalszych poszuki-

waniach, a także podziwiamy trud włożony w projekty indeksacyjne!

» Z Leszkiem Ćwiklińskim - prywatne archiwum p. Krzysztofa Dławichowskiego

Page 9: More Maiorum nr 20

9 More Maiorum

\czekając na śmierć

Alan JakmanWYSTARCZYŁ ROK

Zgodnie z rozkazem sze-fa NKWD – Ławrientija Berii, z 19 września 1939 r., na terenie Związku

Radzieckiego utworzonych zostało około 100 obozów dla polskich jeń-ców wojennych. Świadome i zamie-rzone działania ze strony sowieckiej, która 17 września 1939 r. anektowa-ła wschodnią część Polski, dopro-wadziły do skutecznej likwidacji znacznej części polskich jeńców. Efektem bezlitosnej polityki Stalina i Berii były masowe mordy Polaków – od kwietnia do maja 1940 r. Do czasu egzekucji wszyscy jeńcy – od zwykłych szeregowych, po kadrę oficerską – musieli przejść przez zniesławione obozy radzieckie. Chociaż funkcjonowało ich ponad sto, to najbardziej znane były trzy – Starobielsk, Kozielsk, Ostaszków…

Do radzieckiej niewoli dostało się około 250 tys. jeńców polskich – z czego prawie 46 tys. zostało zwol-nionych (głównie szeregowców i podoficerów), a ponad 180 tys. wywiezionych w głąb Związku So-wieckiego1.

Co dokładnie miało dziać się z polskimi jeńcami po wzięciu ich w radziecką niewolę? Sprawę tę re-gulował tajny protokół podpisany 28 września 1939 r. w Moskwie przez ZSRR i Niemcy2. Zgodnie z jego postanowieniami szeregowi żołnie-rze, którzy pochodzili z zaanekto-wanych województw wschodnich (województwa: stanisławowskie, lwowskie, tarnopolskie, łuckie, no-wogródzkie, wileńskie, białostockie oraz poleskie), mieli zostać zwol-nieni. Po podpisaniu odpowiedniej

1 Piotr Żaroń, Ludność Polska w Związku Radzieckim w czasie drugiej wojny światowej, Warszawa 1990, str. 57-58.2 Katyń. Dokumenty Zbrodni, t.1, Jeńcy nie wypowiedzianej zbrodni…, str. 125-133.

deklaracji lojalności do domów mogła również wrócić grupa 800 Czechów, którzy tworzyli w Polsce Korpus Czeski. Z kolei szeregowi żołnierze polscy, którzy pochodzili z terenów zajętych przez III Rzeszę, mieli zostać umieszczeni w obozie kozielskim (obwód smoleński) oraz putywelski (obwód czernihowski). W obozach tych mieli jednak prze-bywać do momentu odrębnego po-rozumienia radziecko-niemieckiego.

Specjalny obóz zorganizowano dla jeńców wojennych – funkcjona-riuszy wywiadu i kontrwywiadu, żandarmów, policjantów i służby więziennej, których postanowiono umieścić w obozie ostaszkowskim. Z kolei żołnierze w randze gene-rałów, podpułkowników, wysokich urzędników państwowych poleco-no umieścić w Starobielsku – około 250 km na południowy-wschód od Charkowa.

STAROBIELSK

Obóz w Starobielsku został zorga-nizowany na terenach dawnego pra-wosławnego żeńskiego monastyru Opieki Matki Bożej. Klasztor ten zajmował teren kilku hektarów. Po-łożony był na obrzeżach miastecz-ka. W czasie rewolucji wymordo-wano wszystkie mniszki i już wtedy utworzono tutaj przejściowy obóz dla więźniów przeznaczonych na zesłanie. Tam też dokonywano na nich wyroki kary śmierci.

W kalendarzyku rtm. Juliusza Nikla-sa znalezionym w Charkowie w gro-bie nr 7/94 [6] odnotowano trasę do Starobielska:

Listopad 12 – wyjazd do Szepie-tówka Listopad 13 – Kijów Listopad 14 – Połtawa Listopad 16 – przyjazd Starobielsk

3 października 1939 r. obóz liczył sobie już 7352 jeńców wojennych. Więźniów było tak wielu, że do władz NKWD meldowano, aby opróżnić 2 tys. ton ziarna, które za-legało w pomieszczeniach klasztor-nych, które służyły za spichlerze3. Po opróżnieniu jedzenia zwolnione miejsce w klasztorze miało pomie-ścić kolejnych 2 tys. jeńców. Przeka-zano również informację, że obóz jest wypełniony do granic możliwo-ści i część więźniów musi przebywać pod gołym niebem.

Brak tylko wody do picia i do chleba.Obóz ten był stworzony bardzo prowizorycznie – brak było kuch-ni, pralni, pomieszczeń dla wartow-ników. Więźniowie mieli również styczność z tamtejszą ludnością cy-wilną, co było niezgodne z obozo-wym regulaminem. Wartownicy nie mieli umundurowania, a niektórzy jeńcy nie posiadali własnej bielizny! Z powodu braku pościeli w obozie panowała wszawica i szerzyły się inne choroby.

W kalendarzyku z 1939 r. znalezio-nym w Charkowie w grobie nr 7/94 [6], podpisanym ołówek Paczkowski (Bolesław), Mała 7 m. 4, czytamy:

13 XII – regulamin obozu (odczy-tać można pojedyncze słowa). 30 XII – odprawa, na końcu dopi-sek – towarzyszyć w nocy tym, co robią inspekcję 23 I (1940) – odprawa: wyznacze-nie służb, ceny napraw obuwia – zelówek 6 rubli 10 kopiejek – czas urzędowania 29 I do godz. 12-tej. 9 II – odprawa: sprawy wykonane,

3 Ibidem., str. 144-145.

Page 10: More Maiorum nr 20

10More Maiorum

sprawozdanie. 12 II – rano pieniądze, depesze, pa-lenie papierosów, kuchnia, bielizna. 7 III – odprawa (dalej nieczytelne)4.

Według stanu z 14 października 1939 r. w obozie przebywało 7045 jeńców, w tym 4813 szeregow-ców, 2232 oficerów oraz 4 kobiety. Z braku miejsca jeńców umiesz-czano w korytarzach, piwnicach, namiotach, a nawet w ziemiankach, które zostały przez nich zbudowane.

Kontrola obozu dokonana pod ko-niec stycznia 1940 r. przez NKWD wykazała wiele uchybień – naka-zano podniesienie murów wokół klasztoru co najmniej o metr (ich wysokość była równa 1,7 m), a tak-że zalecono obwarować je trzema rzędami drutu kolczastego. Kadra 4 Andrzej Kola, Archeologia Zbrodni, Toruń 2011, str. 27.

obozu miała również co najmniej trzy razy dziennie dokonywać repre-syjnych kontroli w wybranych blo-kach obozowych, a dodatkowo raz w miesiącu miały być organizowane niezapowiedziane rewizje pomiesz-czeń. Nakazano również powtórne przesłuchanie jeńców.

Na specjalny wniosek Berii każdy jeniec miał zakładaną kartę ewiden-cyjną w postaci dwóch egzempla-rzy. Jeden z nich wysyłany był do

Zarządu do Spraw Jeńców Wojen-nych w Moskwie. Każdemu jeńco-wi tworzono także kwestionariusz osobowy – zawierał on różnora-kie informacje, m.in. o jego rodzi-nie, o jego stosunkach służbowych w cywilu, przekonaniach politycz-nych. Informacje te miały posłużyć do celów operacyjnych. Przesłuchi-

wania, których dokonywali funkcjo-nariusze NKWD, miały pozwolić poznać stosunek jeńców polskich do Związku Sowieckiego. Tą drogą sowieckie władze chciały pozyskać agentów.

W kalendarzyku więźnia por. Aloj-zego Babińskiego, znalezionym w Charkowie w grobie nr 28/95 [4], o jego aresztowaniu, drodze do Starobielska i pierwszych tygo-dniach pobytu:

3 X 1939 (wtorek) – niewola 16 X (poniedziałek) – cały dzień przystajemy. W Mińsku (…) dali wszystkim tylko wody gorącej, cu-kru i machorki. 18 X (środa) – (…) wyjechaliśmy z Mińska. Jedziemy na południe. Nikt mi (…) nic nie może pomóc (…) przekłuć mogę i faktycznie nie

» Charków, Polski Cmentarz Wojenny Piatichatki.

Page 11: More Maiorum nr 20

11 More Maiorum

boli (…) 59 zostało nas w wagonie. Jedziemy prawdopodobnie na Kijów, minęliśmy już Borujuską (…) Fasunek jak zwykle, brak tylko wody do picia i do chleba. 20 X (piątek) – Jedziemy na Char-ków. Nie było b. zimno (…) śnieg pada. Kilku towarzyszy gra w prefe-ransa, oczko i (…) 22/23 X (niedziela/poniedziałek) – STAROBIELSK 31 X (wtorek) – Deszcze okresami. Mamy dzień pracy (…) przepro-wadzki (…) deratyzacja ubrań, gdyś pokazały się (…) Anki 2 XI (czwartek) – (…) poszedłem. W drodze pierwotnej przeprowa-dzają rewizję. 5 XI (sobota) – Był tutaj natomiast kpt. Jaszek St(anisław) 8 XI (środa) – Ostatni dzień świętowania (…) kupiłem sobie paczkę kawy 90 kopiejek, paczkę kakao 3,9 rubla, 5 bułek 34 kopejki. Widziałem się z Janowskim i Ol-szewskim. Byłem na filmie anty (…) na sali zja mi się, że również jest por. Rosikon (Rosikoń Bogumił – dopisek red.) (…) 15 XI (środa) – (…) do czasu (…) nowych oficerów z obozu w Sze-pietówce. Jestem chory. 17 XI (piątek) – Byłem chory (…) anginę. (…) 27 XI (poniedziałek) – Od dziś listy wolno pisać, ale z braku kartki nie mogłem dziś napisać. Jutro mogą być kartki.

Z listopada 1939 r. pochodzi raport o sytuacji sanitarnej obozu w Staro-bielsku5. Wynika z niego, że w obo-zie zmarły dotychczas 3 osoby, u 9 stwierdzono chorobę weneryczną, a 21 umieszczono w szpitalu miej-skim. Przez ambulatorium obozowe prowadzone przez lekarzy-jeńców, od 28 października do 13 listopada, przeszło niespełna 3000 osób.

Polskich jeńców próbowano na wszelkie sposoby indoktrynować – utworzono kino, w którym można 5 Katyń… Ibidem., str. 257-266.

było oglądać radzieckie filmy pro-pagandowe, funkcjonowała również fotogazetka o podobnym charakte-rze.

W jednym z meldunków – dość gro-teskowym – znaleźć można infor-mację, że przypadków odmowy przyjęcia pokarmów, zarówno w formie grupowe, jak i indywidualnej nie ma. Odwrotnie, są jeńcy, którzy brzydali na wadze 4-6-8-10 kilogramów! Ten sam meldunek mówi również o tym, że w styczniu (1940 r.) zmarło 2 jeńców – w wyni-ku gruźlicy płuc6.

Z kalendarzyka por. Alojzego Ba-bińskiego:

(…)

26 XII (wtorek) – (…) cały dzień padał śnieg. Kupiłem sobie trzewiki za 28.30 rubli. Kurtkę pożyczyłem od Stacha Pietrzyka. 27 XII (środa) – (…) Dziś nie pra-cuję, mrozów jeszcze u nas nie ma. Dzisiaj zaszczepiono nas przeciw durowi i ropie. (…) 7 I (sobota) – Byliśmy dziś do foto-grafii. Zdjęcia z przodu i boku. (…) (…) 10 I (wtorek) – Mróz powyżej 40oC. (…) Badania trwają w dalszym cią-gu (…) (…) 7 II (środa) – (…) 7 obozów rosyj-skich.

PRAKTYKA „TROJEK”

Na przełomie lutego i marca 1940 r. po uzgodnieniu ze Stalinem pod-jęto decyzję o radykalnym zlikwi-dowaniu polskich oficerów. Po-stanowiono wrócić do dawnego sposobu „trojek”, czyli skazywania bez przedstawiania jakichkolwiek zarzutów i bez procedury sądowej. Metodę tę postanowiono zastoso-wać wobec oficerów, a stosowna decyzja co do takiego rozwiązania sprawy jeńców przetrzymywanych wiosną 1940 r. w obozach NKWD 6 Ibidem, str. 430.

w Kozielsku, Ostaszkowie oraz Sta-robielsku, podjęta została w dniu 5 marca 1940 r. Beria zaproponował wówczas Stalinowi wymordowanie polskich jeńców. Od lutego trwała więc akcja kompletowania wszyst-kich kwestionariuszy, które następ-nie przykazywane były do Moskwy. Na początku marca w stolicy ZSRR odbyła się narada przedstawicie-li organów NKWD, którzy mieli opracować dokładny plan „rozłado-wywania obozów”. Po długich dys-kusjach opracowany projekt przeka-zano do zatwierdzenia Berii.

Beria w piśmie, w którym informu-je Stalina o metodzie działań, pi-sze, że w obozach NKWD ZSRR dla jeńców wojennych i we więzie-niach zachodnich obwodów Ukra-iny i Białorusi przetrzymywana jest duża liczba byłych oficerów armii polskiej, policji i organów wywiadu, członków polskich nacjonalistycz-nych kontrrewolucyjnych partii, członków ujawnionych kontrrewo-lucyjnych organizacji powstańczych, uciekinierów i innych. Jednakże wszyscy oni są zawziętymi wrogami władzy radzieckiej, pełnymi niena-wiści do ustroju radzieckiego. Jeńcy ci, oficerowie i policjanci, próbują kontynuować działalność kontrre-wolucyjną, prowadzą agitację anty-radziecką.

Beria uznając, że wszyscy więzieni Polacy są zatwardziałymi, nie rokujący-mi poprawy wrogami władzy radzieckiej – w imieniu NKWD ZSRR – postu-lował przekazać ich do dyspozycji NKWD ZSRR i ich sprawy rozpatrzyć w trybie specjalnym, z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. Proponuje on powie-rzyć te działania swojej „trojce”: Mierkułowowi, Kobułowowi oraz Basztakowowi7.

Z kalendarzyka por. Alojzego Ba-bińskiego:

5 IV (piątek) – Ubrali mnie, żeby 7 Andrzej Kola, Archeologia Zbrodni, Toruń 2011, str. 38.

Page 12: More Maiorum nr 20

12More Maiorum

(…) przygotować do wyjazdu i na początek na dworzec kol(ejowy). Jesteśmy (…) 6 IV (sobota) – Otrzymałem osob-ny przedział do (…). Nocą wyje-chaliśmy, kierunek Charków. Leżę cały czas, by (…) przód (…) tem-peratura mniejsza.

W kalendarzyku rtm. Juliusza Ni-klasa czytamy:

[1940 r.] 7 kwietnia niedziela – wyjazd ze Starobielska 8 kwietnia ponie-działek – przyjazd do Charkowa 1100

KOZIELSK

Prawie 150 lat przed zniewoleniem polskich jeńców przez radzieckie władze, Michał Kleofas Ogiński skomponował znany polonez for-tepianowy „Pożegnanie Ojczyzny”.

Jednak Ogiński żegnał Polskę po upadku insurekcji kościuszkowskiej – wiedział też, że wraz z innymi Polakami udaje się na emigrację do Francji. Polscy jeńcy w 1940 r. mieli przed oczyma tylko śmierć, chociaż wielu z nich wierzyło, że trafią na zsyłkę do innego kraju… Stało się jednak inaczej.

Kozielski obóz dla polskich jeńców został stworzony w dawnym klasz-torze – była to „Pustelnia Optyńska” znana z barwnego opisu rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego za-mieszczonego w powieści „Bracia Karamazow”.

W obozie początkowo przebyło 6 tys. jeńców – w tym jedyna zamor-dowana w Katyniu kobieta – Janina Lewandowska, córka znanego pol-skiego generała Dowbóra-Muśnic-kiego. Lewandowska została zamor-dowana przez NKWD dokładnie

w dniu swoich 32. urodzin – w tym samym czasie z rąk Niemców zginę-ła jej siostra…

PAN ŻYCIA I ŚMIERCI

Wasilij Michajłowicz Zarubin – to on decydował w Kozielsku kto pojedzie prosto do Smoleńska, a następnie do Katynia, a kto do kolejnych obozów przejściowych. Od jego humoru, jego woli, jego widzimisię, zależało życie pojedyn-czego żołnierza. Dzięki podpisane-mu paktowi Sikorski-Stalin, część Polaków uniknęła śmierci i znalazła się w szeregach armii gen. Andersa. Jednak warto przy tej okazji napisać, że część Polaków, która wyszła cało z rosyjskiego piekła, wcale nie zo-stała „wypuszczona” dzięki dobro-ci Stalina, a była to kolejna odsłona szerokiej goebbelsowskiej propa-gandy w radzieckim wydaniu. Skoro część oficerów z trzech obozów jest u An-dersa, to inni też tam dojadą, pewnie się »rozproszyli« – tłumaczył Stalin.

W momencie rozpoczęcia „rozłado-wania” obozu kozielskiego w środę, 3 kwietnia 1940 r., znajdowało się w nim około 4,5 tys. polskich ofice-rów, wśród nich czterej generałowie: Bronisław Bohaterewicz, Henryk Minkiewicz, Mieczysław Smorawiń-ski i Jerzy Wołkowicki. Był też kon-tradmirał Ksawery Czernicki, ok. 100 pułkowników, ok. 300 majorów, ok. 1000 kapitanów i rotmistrzów, ponad 2 tys. poruczników, podcho-rążowie.

Nie jest przesadą powiedzieć, że w lesie katyńskim nie umierali tylko wojskowi, ale cały kwiat ówczesnej inteligencji polskiej. Wielu z zamor-dowanych była na czas wojny powo-łana do rezerwy – byli młodzi, wy-kształceni. Dla rosyjskich władz byli więc niewygodni, dlatego postano-wiono się ich pozbyć – to był głów-ny powód. Przemawia za tym sam fakt, że w Katyniu zginęło ponad pięciuset nauczycieli – gdyby doli-czyć tych zamordowanych w Twe-

» Część kozielskiego obozu jenieckiego, fot. Wikimedia Commons

Page 13: More Maiorum nr 20

13 More Maiorum

rze i innych rosyjskich miastach, „lekko” moglibyśmy się ich doliczyć się ponad tysiąca.

Uderzyły mnie przyjemne zapachy wiosny.Z kozielskiego obozu – podobnie jak z tego starobielskiego – zacho-wały się zapiski pomordowanych Polaków. W tym m.in. majora Sol-skiego, który ostatnie swe słowo zapisał na stacji Gniezdowo k. Smoleńska, godzinę później już nie żył… Zachowała się również relacja ocalałego z mordu katyńskiego pro-fesora Stanisława Swianewicza.

Profesor Swianiewicz pisał 30 kwietnia 1940 r.: Po wyjściu z wagonu

uderzyły mnie przyjemne zapachy wio-sny z pól i zagajników, gdzie miejscami jeszcze leżał śnieg. Był piękny poranek, wysoko nad głowami śpiewały skowronki. Trochę dalej od miejsca naszego postoju znajdowała się stacja, ale nie zauważyłem tam nikogo. Nasza lokomotywa zosta-ła już odczepiona i odjechała. Z drugiej strony składu docierały jakieś dźwięki, ale nie widziałem, co się tam dzieje. Puł-kownik NKWD zapytał mnie, czy nie mam ochoty na herbatkę... Zaś kapi-tan Solski pisał rankiem 9 kwietnia, w dniu swojej śmierci: Rano, paręna-ście przed 5 pobudka w więziennych wa-gonach i przygotowanie się do wychodze-nia. 6. Mamy jechać samochodami. I co dalej? (...). Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne). Przywieziono gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szcze-gółowa rewizja. Zabrano mi zegarek, na którym była godzina 6.30, pytano mnie o obrączkę, zabrano ruble, pas główny, scyzoryk.

Profesor Swianiewicz pisał również: … Bardzo szybko po przybyciu do Ko-zielska stało się jasne, że był to przede wszystkim obóz śledczy, którego celem było wyjaśnienie — z punktu widzenia sowieckiej służby bezpieczeństwa, na czele której stał osławiony Beria — cha-rakterystyki każdego jeńca i podzielenie więźniów na pewne kategorie… Na cze-le całego zespołu prowadzącego te studia stał kombrig Zarubin, wysoki urzędnik NKWD, człowiek kulturalny, władający językami. bardzo przyjemny w konwersa-cji. Przypominał w pewnym stopniu typ wykształconych oficerów żandarmerii car-skiej… Jemu podlegali oficerowie śledczy, przeważnie w stopniach od porucznika do majora, których zadaniem było wypra-cowanie charakterystyki poszczególnych jeńców… Ostateczna synteza wszystkich sprawozdań prawdopodobnie należała do kombriga, który dość często wyjeżdżał do Moskwy oraz odwiedzał również Staro-bielsk i Ostaszków… W Kozielsku jeń-

» Kolumna aresztowanych policjantów i cywilnych “wrogów ludu” konwojowana przez Armię Czerwoną - wrzesień 1939 - sowiec-ka kronika filmowa., fot. Wikimedia Commons

Page 14: More Maiorum nr 20

14More Maiorum

cy otrzymali prawo wysyłania listów do rodzin, przy czym musieli podawać swój adres zwrotny jako »dom wypoczynkowy im. Gorkiego« w Kozielsku…

OSTASZKÓW

Ostaszków był największym obo-zem specjalnym podległym NKWD. Mieścił się on ok. 10 km od miasta Ostaszków, na północny-zachód od Kalinina (ob. Twer), w byłym mo-nasterze Niłowa Pustyń. W listopa-dzie 1939 r. obóz liczył prawie 8,5 tys. więźniów, podczas jego „roz-ładowywania” jeńców było o 2 tys. mniej. Trafili tu – oprócz funkcjo-nariuszy Policji Państwowej i Policji Województwa Śląskiego – głównie żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza, a także uważani przez NKWD za szczególnie niebezpiecznych: oficerowie, podoficerowie i szeregowi wywiadu, Żandarmerii Wojskowej, Straży Granicznej, Straży Więziennej

i wymiaru sprawiedliwości II RP.

24 listopada 1939 r. w ostaszkow-skim obozie przeprowadzono dwie rewizje pomieszczeń zajmowanych przez jeńców. Podczas nich zarekwi-rowano:

1. Papierowych złotych – 187 tys. złotych 2. Amerykańskich złotych – 6 do-larów 3. Sowieckich pieniędzy – 245 rubli 4. Polskich pieniędzy w srebrze – 454 złotych 5. Latarek elektrycznych – 33 szt. 6. Kompasów – 31 szt. 7. Medali i innych odznaczeń – 180 szt. 8. Aparaty fotograficzne – 1 szt 9. Lornetka wojskowa – 1 szt. 10. Kart do gry – 30 talii 11. Map topograficznych – 15 szt 12. Masek przeciwgazowych – 6 szt. 13. Ostrych naboi – 28 szt.

14. Noży – 43 szt. 15. Gwizdków policyjnych – 49 szt. 16. Lupy – 4 szt. 17. Raportówek – 4 szt.8

Według sowieckiego raportu obóz ostaszkowski był źle zarządzany – dopatrzono się m.in. nieprawidło-wości:

a) Jeńcy nie pracują 8 godzin, tylko 5 a nawet 2 godziny

b) Wydawanie dodatkowych racji żywnościowych (ko-lacji) nie tylko tym, którzy pracowali dobrze, ale pra-cującym w ogóle, wskutek czego jeniec wojenny nie był zainteresowany wykona-niem zadania, tylko „szedł do pracy”.

c) (…)9

Ciekawostką jest, że jeniec mógł mieć przy sobie tylko 100 rubli (100

8 Pod redakcją Grzegorza Jakubowskiego, Naznaczeni piętnem Ostaszkowa. Wyka-zy jeńców obozu ostaszkowskiego i ich rodzin, Warszawa 2000, str. 29-30.9 Ibidem., str. 30.

» Cmentarz Wojenny w Miednoje, fot. prywatne archiwum redakcji

Page 15: More Maiorum nr 20

15 More Maiorum

złoty), wszystkie kwoty ponad tę sumę były przechowywane w Od-dziale Finansowym obozu. Prośby jeńców o wypłatę pieniędzy z kasy rozpatrywał Naczelnik Oddziału Fi-nansowego po zezwoleniu Naczel-nika Obozu. Pieniądze wypłacane były tylko wtedy, kiedy jeniec wydał posiadane 100 rubli. Kiedy otrzymał on pieniądze od rodziny wydawano mu tylko 100 rubli, reszta trafiała do ww. kasy, na co dostawał on pisem-ne potwierdzenie10.

Włożył skórzane ręka-wice (...) Zobaczyłem kata.Ciekawy jest także wykaz naruszeń regulaminu obozu przez jeńców polskich od 1 stycznia do 15 lutego 1940 r. Zapisano w nim m.in., że 10 Ibidem, str. 41.

miało miejsce 13 przypadków od-mowy pracy, 3 razy „złapano” jeń-ców na „prowokacyjnych plotkach”, a także 15 razy skazano na „odsiad-kę w obozie karnym” za grę w kar-ty11.

Kolejna rewizja w ostaszkowskim obozie wykazała, że 8 jeńców po-siadało siekierę, 23 „różne młotki”, 150 cegły, które ukrywano pod ma-teracami, 4 osoby miały przy sobie łom. Rzeczy tych jednak wówczas nie zarekwirowano12.

MIASTO PŁYNĄCE KRWIĄ

Jeńców więzionych w Ostaszko-wie mordowano w kwietniu 1940 r. w Kalininie (ob. Twer), który był oddalony o 200 km od obozu. Jak wyglądały rozstrzeliwania? Podłoga specjalnie wyłożona była sianem, 11 Ibidem, str. 43.12 Ibidem., str. 44.

aby oficjaliści z NKWD nie musie-li stać w kałużach pełnych krwi. To pomagało również wygłuszać strza-ły, których dziennie oddawano na-wet kilkaset.

Wasilij Błochin wprowadził też wie-le usprawnień do pracy NKWD, m.in. zastąpił szybko nagrzewające się rewolwery Nagant niemieckimi Waltherami PP i nakazał zaadapto-wanie skórzanych fartuchów używa-nych w rzeźniach tak, aby mundur funkcjonariusza NKWD pozostał „zawsze czysty i schludny”. Według zeznań gen. Dmitrija Tokariewa, w 1940 roku szefa Obwodowego Zarządu NKWD w Kalininie, zło-żonych w marcu 1991 przed rosyj-skim prokuratorem Anatolijem Jab-łokowem, przygotowania Błochina do rozstrzeliwania więźniów wyglą-dały następująco:

Jabłokow: Czy to było już w pierwszy dzień?

Tokariew: To było już w pierwszy dzień. Tak więc poszliśmy. I wówczas zo-baczyłem całą tę grozę. Przyszliśmy tam. Po kilku minutach Błochin włożył swoją odzież specjalną: brązową skórzaną czap-kę, długi skórzany brązowy fartuch, skó-rzane brązowe rękawice z mankietami po-wyżej łokci. Na mnie wywarło to ogromne wrażenie – zobaczyłem kata (...)13.

Rozstrzeliwania trwały od nocy do świtu – szybki strzał w tył gło-wy, która następnie okręcana była płaszczem, ciało wrzucono do cię-żarówki, którą wywożono je do lasu w okolicach wsi Miednoje, a następ-nie zakopywano w dołach. W ten sposób zamordowano ponad 6 tys. Polaków…

Jak pisał ks. Twardowski - jest taka Matka Boska, co nie ma kaplicy, na jed-nym miejscu pozostać nie umie. Przeszła przez Katyń, chodzi po rozpaczy, spotyka niewierzących. Nie płacze. Rozumie.

13 Zeznanie Tokariewa, „Zeszyty Katyńskie” (nr 3), Warszawa 1994, s. 36.

» Zwłoki majora Adama Solskiego z 57 Pułku Piechoty opodczas ekshumacji w 1943 roku, fot. Wikimedia Commons

Page 16: More Maiorum nr 20

16More Maiorum

Rydlowie i ich przodkowiemarcin marynicz

Akcja dramatu „Wesele”, pióra Stanisława Wy-spiańskiego, rozgrywa się w dniach 20-21 listo-pada 1900 r. (głównie noc). Jest to opis wydarzeń mających miejsce podczas wesela Lucjana Rydla

i Jadwigi Mikołajczykówny, które odbyło się w rodzinnej wsi panny młodej – Bronowicach Małych, a dokładniej w dwor-ku Włodzimierza Tetmajera i jego żony – Anny zd. Mikołaj-czyk, siostry świeżo upieczonej żony Rydla. Sam ślub miał miejsce w Bazylice Najświętszej Maryi Panny w Krakowie.

Ślub odbył się pod koniec roku, a mimo to w spisie ludno-ści dla m. Krakowa z 1900 r., Rydlowie byli już zapisani jako małżonkowie. Według tegoż spisu Lucjan Rydel urodził się 17 maja 1870 r. w Krakowie, a jego żona – Jadwiga zd. Mi-kołajczyk – 1 marca 1883 r. w Bronowicach Małych. Wynika z tego, że w chwili ślubu pan młody miał skończone 30 lat, a panna młoda – lat 17.

Małżonkowie zamieszkali w podkrakowskich Toniach, w 1908 przenieśli się do Bronowic.

FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

źródło/ fot. Małopolska Biblioteka Cyfrowa

Page 17: More Maiorum nr 20

17 More Maiorum

Jakub Mikołajczyk – 38-letni wdowiec i Jadwiga Czepiec – 20-letnia panna, pobrali się w krakowskiej parafii pw. Marii Panny, w dniu 16 października 1870 r. Według powyższej metryki, małżonkowie na świat przyszli w Bro-nowicach Małych, pan młody był synem Józefa Mikołajczyka i Zofii Kijonki, z kolei rodzicami panny młodej byli Adam Czepiec i Małgorzata Morawiec.

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

RODZINA MIKOŁAJCZYK

Page 18: More Maiorum nr 20

18More Maiorum

źródło/ fot. szukajwarchiwach.pl

źródło/ fot. szukajwarchiw

ach.pl

Zgodnie z danymi z metryki ślubu, Jacek Mikołajczyk na świat przyjść powinien w roku 1832 – względnie rok wcześnie, i tak też było. Urodził się 10 sierpnia 1832 r. jako syn 34-letniego Józefa Mikołajczyka, zagrodnika i jego 28-letniej żony Zofii Kijankowej.

Wiek panny młodej również został podany prawidłowo. Jadwiga Katarzyna Czepiec urodziła się 13 października 1850 r., więc ślub wzięła 3 dni po swoich 20. urodzinach. Rodzice to 29-letni Adam Czepiec, włościanin i 31-letnia Małgorzata Morawiec.

Matka Jacka Mikołajczyka w chwili jego narodzin miała 28 lat, więc była maksymalnie kilkanaście lat po ślubie. Okazuje się, że było to niespełna 9 lat wcześniej. Dnia 10 listopada 1823 r. w Krakowie ślub wzięli Józef Wojciech Mikołajczyk, kawaler, zagrodnik, lat 24 mający, ochrzczony w parafii Marii Panny. Był on synem nieżyjącego już Józefa Mikołajczyka i Rozalii zd. Cepuch, mieszkającej wraz z synem. Panną młodą była Zofia Katarzyna Kijonka, ochrzczona w tej samej parafii. Miała 20 lat i była córką żyjących Jacka Kijonki i Katarzyny zd. Dymka.

Page 19: More Maiorum nr 20

19 More Maiorum

źródło/ fot. szukajwarchiw

ach.pl

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 20: More Maiorum nr 20

20More Maiorum

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/ fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

W chwili ślubu Józefa Mikołajczyka z Zofią Kijonką, żyła matka pana młodego i oboje rodziców panny młodej. Niestety metryki zgonu Józefa Mikołajczyka seniora nie udało się namierzyć. Być może owdowił swą żonę krótko po narodzinach Józefa juniora (ur. ok. 1799 r.). Z kolei Rozalia Czepiec po Mikołajczyku miała jeszcze dwóch mężów. Pierwszym z nich był Kraj, a drugim Jakub Sarna. Potwierdza to powyższa metryka zgonu, z której do-wiadujemy się, że 11 marca 1836 r. w Bronowicach Małych zmarła 62-letnia Rozalia zd. Cepuch. Zgon zgłosił syn Józef Mikołajczyk i Jakub Kraj – prawdopodobnie krewny drugiego męża zmarłej.

Tym samym udało się odnaleźć metrykę ślubu z ostatnim mężem – Jakubem Sarną. 10 lutego 1825 r. ślub wzięli 62-letni Jakub Sarna, zagrodnik z Bronowic Małych i Rozalia Salomea „z Morawców inaczej z Czepuchów Kray-owa”, zagrodniczka z Bronowic Małych, lat 51 mająca, córka nieżyjących Antoniego i Barbary Morawców vel Czepuchów.

Page 21: More Maiorum nr 20

21 More Maiorum

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 22: More Maiorum nr 20

22More Maiorum

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/ fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

Katarzyna Kionka zmarła 3 maja 1850 r. jako 76-letnia wdowa po Jacku. Rodem była z Bronowic Małych.

Rodzicami Zofii Kijonki byli Jacek i Katarzyna. W chwili ślubu córki jeszcze żyli, zmarli więc po 10 listopada 1823 r. Doczekali się wnucząt, w tym m.in. Jacka Mikołajczyka – bohatera „Wesela” – ojca panny młodej. Jacek Kianka (zapis oryginalny) zmarł 7 sierpnia 1849 r., czyli na 3 dni przed 17. urodzinami wnuka – swojego imiennika. Zmar-ły miał 82 lata i pozostawił po sobie żonę Katarzynę z Dymków.

Page 23: More Maiorum nr 20

23 More Maiorum

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 24: More Maiorum nr 20

24More Maiorum

źród

ło/ f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

Jadwiga Katarzyna Czepiec na świat przyszła 13 października 1850 r. w Bronowicach Małych, jako córka 29-let-niego Adama Czepca i 31-letniej Małgorzaty Morawiec. Ich ślub odbył się nieco ponad 10 lat przed narodzinami wcześniej wspomnianej córki. Miało to miejsce w krakowskiej parafii Maryi Panny, w dniu 15 lutego 1840 r. Oka-zuje się, że dotychczasowy Adam Czepiec w rzeczywistości nazywał się Tomasz Adam Czepiec, więc posługiwał się drugim imieniem. Był 18-letnim kawalerem, urodzony w Bronowicach Małych i tam też mieszkał przy matce. Jego rodzicami byli Piotr Czepiec i Marianna zd. Szperłak, drugiego ślubu Liszka. Panną młodą była Małgorzata Regina Morawiec, 19-letnia panna mieszkająca przy ojczymie, córka zmarłych Józefa Morawca i Marianny zd. Mazur

Tomasz Adam Czepiec urodził się w Bronowicach Małych dnia 22 grudnia 1821 r. Jego ojcem był 26-letni Piotr Czepiec, zagrodnik, a matką – 28-lenia Marianna zd. Szperłak. Rodzice byli stosunkowo młodzi, stąd stworzyły się duże szanse na odnalezienie metryki ich ślubu. Ceremonia ślubna miała miejsce 5 lat przed narodzinami Tomasza Adama Czepca. Dokładnie 16 listopada 1816 r. w Krakowie ślub wzięli Piotr Paweł Czepiec, kawaler, urodzony 28 czerwca 1795 r., syn zmarłego Antoniego Czepca i żyjącej Małgorzaty zd. Wojtasek (drugiego ślubu Szczygieł). Panną młodą była Marianna Sperłak, stanu wolnego, urodzona 30 maja 1792 r., córka żyjącego Piotra Sperłaka i zmarłej Tekli zd. Wójtowicz.

Page 25: More Maiorum nr 20

25 More Maiorum

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

Niestety poszukiwania metryk zgonów rodziców pary młodej zakończyły się fiaskiem. Natomiast udało się odna-leźć metrykę zgonów pana młodego – Piotra Pawła Czepca. Zgon miał miejsce17 lipca 1831 r. w Bronowicach Małych. Zmarły miał mieć 52-lata i żonę Mariannę zd. Sperłak. W rzeczywistości był krótko po 36. urodzinach – dodano mu więc, bagatela, 16 lat!

Piotr zmarł niecałe 15 lat po swoim ślubie. Z tego też powodu nie było mu dane poznać żadnego zięcia, czy synowej – nie wspominając o wnukach. Żoną jego syna – Tomasza Adama, była Małgorzata Regina Morawiec, urodzona 8 lipca 1820 r. w Bronowicach Małych z 48-letniego Józefa Morawca i jego 28-letniej żony – Marianny zd. Mazur.

Page 26: More Maiorum nr 20

26More Maiorum

Różnica wiku między rodzicami Małgorzaty Reginy Morawiec jest dość spora, ale wiek matki daje cień szansy na to, że także metryka ich ślubu jest także dostępna w zbiorach online.

24 listopada 1814 r. w Krakowie zawarte zostało małżeństwo między Józefem Andrzejem Morawcem, włościani-nem, lat 38, synem zmarłego Mateusza Morowca i żyjącej Małgorzaty z Maroniów. Jego żoną została Marianna Mazur, panna, lat 24, ochrzczona w parafii Modlnica Wielka, córka Jana Mazura i Katarzyny zd. Wojtasek.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 27: More Maiorum nr 20

27 More Maiorum

Page 28: More Maiorum nr 20

28More Maiorum

Matka Józefa Morawca zmarła kilka lat po jego ślubie, a dokładnie miało to miejsce 11 listopada 1821 r., więc przeszło rok po narodzinach wnuczki (imienniczki) – Małgorzaty, późniejszej żony Adama Czepca. Według po-wyższej metryki, Małgorzata Morawiec zmarła w Bronowicach Małych jako 80-letnia wdowa. Mieszkała z synem, prawdopodobnie z Józefem, który był pierwszym ze zgłaszających.

Teściowa Józefa Morawca, a matka Marianny zd. Mazur – Katarzyna, zmarła 24 stycznia 1825 r. w Modlnicy Wielkiej. W chwili śmierci – według metryki zgonu, była ona 60-letnią wdową po Janie Mazurze. Śmierć zgłosili krewni – syn – Antoni Mazur oraz zięć – Gabriel Szkoczek.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 29: More Maiorum nr 20

29 More Maiorum

RODZINA RYDEL

Po kilku latach zmarł sam Józef Morawiec. Stało się to w Bronowicach Małych dnia 14 maja 1832 r. Dwóch zgłaszających – m.in. wuj zmarłego – Michał Maron, oświadczyli, że Józef liczył 54 lata i był podwójnie żonaty. Pierwszą żoną była nieżyjąca Katarzyna zd. Drewniak, z kolei drugą – żyjąca Marianna zd. Mazur.

Od strony panny młodej Jadwigi Mikołajczykówny z „Wesela” na obecną chwilę przedstawiliśmy wszystkie infor-macje oraz metryki, które udało nam się znaleźć w Internecie. Przodkowie weselnej panny młodej – oczywiście nie wszyscy, a ci dotychczas odnalezieni – wywodzą się z Krakowa i pobliskich Bronowic Małych.

Według, dodanego na początku artykułu fragmentu ,spisu ludności miasta Krakowa z 1900 r., Lucjan Rydel uro-dzić miał się 17 maja 187 0r. w Krakowie. Potwierdzeniem tego jest poniższa metryka chrztu. Wyczytać można z niej, że Pan Młody miał jeszcze dwa imiona – Antoni oraz Feliks. Pierwsze imię stanowczo odziedziczył po ojcu – Lucjanie Rydlu, który był doktorem medycyny i chirurgii, a także profesorem uniwersyteckim. Rodzicami Lucjana seniora byli Bonawentura Rydel i Joanna Wojtawska. Jego żoną, a matką Lucjana juniora, była Helena Kremer, córka Józefa Kremera, doktora prawa cywilnego i Marianny Mączyńskiej. Rodzicami chrzestnymi byli Bonawentura Rydel i Ludwika Mączyńska. Z całą pewnością byli to krewni chrzczonego dziecka. Ojciec nie mógł być dziadkiem po mieczu, ponieważ ten zmarł kilkanaście lat wcześniej. Matka chrzestna mogłaby być prababcią dziecka – miałaby wówczas ok. 75 lat.

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

Page 30: More Maiorum nr 20

30More Maiorum

Lucjan Antoni Feliks Rydel był pierwszym ślubnym dzieckiem swych rodziców. Pobrali się oni nieco ponad rok przed narodzinami syna. Miało to miejsce 10 kwietnia 1869 r. Panem młodym był 35-letni Lucjan Andrzej Józef Rydel, kawaler, urodzony w Strzelcach Wielkich, syn Bonawentury Rydla i Joanny Wojtowskiej. Panną młodą natomiast 23-letnia Helena Maria Ludwika Kremer, urodzona w Krakowie, córka Józefa Kremera, profesora Uni-wersytetu Jagiellońskiego i Marii Mączyńskiej.

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

Page 31: More Maiorum nr 20

31 More Maiorum

Wiek Heleny Marii Ludwiki Kremer był podany prawidłowo, ponieważ ślub wzięła 3 dni po swych 23. urodzinach. Na świat przyszła 7 kwietnia 1846 r. Dwa dni później w parafii Marii Panny w Krakowie stawił się 40-letni Józef Kremer, który okazał dziecko narodzone z jego małżonki Marii Mączeńskiej, lat 22 mającej.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 32: More Maiorum nr 20

32More Maiorum

Różnica wieku między rodzicami ochrzczonego dziecka była stosunkowo duża, ponieważ ojciec był prawie dwa razy starszy od matki. Można przypuszczać, że Maria była kolejną żoną Józefa, chociaż to nie jest pewne, być może w pierwszych latach życia postawił na karierę zawodową, a dopiero później myślał o założeniu rodziny.

Wszystko staje się jasne po odnalezieniu metryki ślubu Józefa Jakuba Kremera i Marianny Aurelii Mączyńskiej. Pobrali się oni równe dwa lata przed chrztem wyżej wspomnianej córki – Heleny Marii Ludwiki. Małżonkowie stanęli na ślubnym kobiercu 9 kwietnia 1844 r. w Krakowie. Pan młody był 38-letnim kawalerem, doktorem pra-wa. Ochrzczony był w krakowskiej parafii Marii Panny. Jego rodzicami byli żyjący Józef Kremer i zmarła Anna zd. Erber, której metryka zgonu znajduje się w księgach parafii św. Szczepana. Marianna Aurelia Mączyńska była 19-letnią panną, córką żyjących Macieja Mączyńskiego i Ludwiki zd. Mainoni.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 33: More Maiorum nr 20

33 More Maiorum

Józef Kremer urodzić się powinien w 1806 r. – względnie rok wcześniej – niestety jest to okres, w którym nie były jeszcze prowadzone akta stanu cywilnego, stąd też ksiąg z krakowskich parafii za te lata nie ma online. Inaczej wygląda sprawa z jego młodszą żoną. Na świat przyjść powinna w 1824 r. lub 1825 r.

Marianna Aurelia Mączeńska urodziła się 8 listopada 1824 r. w Krakowie jako córka 33-letniego Macieja Mączeń-skiego, komisarza rządowego i jego żony Ludwiki z Mainonich, lat 29 mającej.

źród

ło/fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

plźr

ódło

/fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

Page 34: More Maiorum nr 20

34More Maiorum

Rodzice byli młodzi, więc ślub powinien być zawarty kilka lat przed narodzinami Marianny Aurelii. Wzajemną wierność Mączyński i Maynoninowa przyrzekali 27 listopada 1819 r. w krakowskiej parafii Marii Panny.

Pan młody – Maciej Kazimierz Mączyński – był 27-letnim kawalerem, kupcem, synem żyjącego Macieja Mą-czyńskiego, kupca i wójta dziesiątej gminy w wolnym mieście Krakowie i zmarłej Marianny zd. Sobieniowskiej. Panna młoda – Ludwika Barbara Maynoni – była stanu wolnego i miała 24 lata, mieszkała przy swojej babci. Jej rodzicami byli Antoni Maynoni, kupiec mieszkający we Lwowie, ale obecnego w chwili zawarcia małżeństwa przez córkę i Barbara z Dzianottów, która nie była obecna ze względu na stan zdrowia. Świadkami zawarcia małżeństwa byli trzej krewni zaślubionych – Jakub Mączyński, lat 50, stryj pana młodego, Onufry Dzianott, lat 40, wuj panny młodej i Józef Sobieniowski, krewny matki Macieja Kazimierza. Z treści aktu nie wynika, jak nazywała się babcia Ludwiki Barbary Maynoni, ale wśród podpisów są dwa wykonane przez kobiety. Jeden przez pannę młodą, drugi „Barbara Dzianotta” musi być tejże babci i można uściślić, że chodzi o tę po kądzieli.

Page 35: More Maiorum nr 20

35 More Maiorum

Maciej Mączyński i Ludwika Maynoni przeżyli razem 27 lat. On zmarł 8 lipca 1847 r. w Krakowie przeżywszy 56 lat. Zgon zgłosili krewni zmarłego – Ignacy Mączyński – 62-letni stryj i Józef Mączyński – 36-letni brat. Maciej w chwili śmierci był urzędnikiem miasta Krakowa. Podano także dane rodziców – Maciej Mączyński i Marianna Sobieniowska. Informacje te zapewne były dobrze znane z tego względu, że zgon zgłosili bliscy krewni zmarłego.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

plźr

ódło

/fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

Page 36: More Maiorum nr 20

36More Maiorum

Ludwika jako wdowa przeżyła ponad 30 lat. Z ziemskiego padołu zeszła 7 sierpnia 1879 r. mając 84 lata. Rok urodzenia jest zgodny z tym, który podany jest w akcie ślubu. Długowieczność prawdopodobnie odziedziczyła w genach po swej babci. Nie wiadomo jednak jak długo żyła jej matka, ponieważ wraz ze swym mężem, a ojcem Ludwiki, mieszkała we Lwowie.

18 lutego 1829 r. w krakowskiej parafii Marii Panny stawili się Tadeusz Trzciński i Dominik Biasioni. Oświadczyli oni, że dzień wcześniej (tj. 17 lutego) w Krakowie zmarła Barbara z Bartschów Dzianotta, obywatelka krakowska, wdowa po Franciszku Dzianottym, lat 86 mająca. Metryka nie wymienia danych rodziców zmarłej, ani też pocho-dzenia. Jednak na podstawie dostępnych w Internecie danych, była ona córką Józefa i Joanny de Chedeville. W 1809r. wspomagała stronę polską w wojnie prowadzonej przez Księstwo Warszawskie z Austrią.

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 37: More Maiorum nr 20

37 More Maiorum

Barbara została wdową pod koniec XVIII wieku. Jej mąż zmarł prawdopodobnie w wyniku panującej wówczas w Krakowie epidemii. Franciszek Dzianotti był kupcem, ławnikiem sądu miejskiego, a od 1760r. rajcą krakowskim. W latach 1774-1791 pełnił funkcję burmistrza Krakowa. W 1794r. był świadkiem przysięgi Tadeusza Kościuszki. Jego rodzicami byli Jakub Dzianotti i Marianna z Torianich.

Pochodził z włoskiej rodziny kupieckiej Gianotti de Castellati, obdarzonej szlachectwem w Niemczech w XVI wieku. W Polsce ród używał formy nazwiska Dzianotti i uzyskał indygenat w 1662 za sprawą brata Jana, Piotra, towarzysza roty husarskiej Jerzego Lubomirskiego

Żoną Macieja Mączyńskiego była Marianna Sobi(e)niowska, której metryka zgonu znajduje się w księgach parafii Bożego Ciała w Krakowie – informacja z aktu małżeństwa jej syna. Nie podano tam jednak roku, więc była oba-wa, że mogła umrzeć przed 1810r. i nie będzie możliwe znalezienie tego dokumentu. Na szczęście poszukiwania dały pozytywny wynik, czego potwierdzeniem jest powyższa metryka. Dowiadujemy się z niej, że Marianna z So-biniowskich Mączyńska zmarła 5 stycznia 1817 r. w Krakowie. Miała 44 lata i była żoną Macieja Mączyńskiego, wójta gminy dziesiątej wolnego miasta Krakowa. Niestety zgłaszający nie podali, jak nazywali się rodzice zmarłej.

Maciej Mączyński zmarł między 27 listopada 1819r. (ślub syna) a 8 lipca 1847r. (śmierć syna). W dostępnych on-line księgach parafii Marii Panny w Krakowie nie ma tej metryki. Istnieje szansa, że akt ten znajduje się w jednym z kilku brakujących roczników lub zgon zarejestrowany został w księgach innej parafii.

Wydawać by się mogło, że na tym koniec informacji o tej linii, jednak pojawia się cień szansy na znalezienie większej ilości przodków. Znani są trzej krewni Macieja Mączyńskiego, którzy nosili to samo nazwisko – Ignacy, Jakub i Józef. Pierwszy i trzeci zgłaszali jego zgon, a drugi był świadkiem na jego ślubie. Jakub urodził się ok. 1769 r., Ignacy – ok. 1785 r. i obaj byli stryjami Macieja, z kolei Józef – ur. ok. 1811 r. – jego bratem. O ile istnienie

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

Page 38: More Maiorum nr 20

38More Maiorum

tego ostatniego nie pomaga w ustaleniu rodziców rodzeństwa, o tyle dokumenty dot. jego stryjów mogą okazać się pomcone. Przypuszczalny rok urodzenia Macieja nie jest niestety znany, ponieważ nigdzie nie pojawia się jako stawiający, a metryka jego zgonu wciąż pozostaje zagadką. Wiadomo, że jest ojcem urodzonego w 1792 r. Ma-cieja Kazimierza. Żona, która go owdowiła w 1817 r., urodziła się ok. 1773 r., więc prawdopodobnie on sam był w podobnym wieku.

20 sierpnia 1814 r. w krakowskiej parafii Marii Panny stawił się Jakub Mączeński, lat 52 (ur. ok. 1762r.) i oświad-czył, że poprzedniego dnia – tj. 19 sierpnia, w Krakowie zmarł jego ojciec – Wojciech Mączeński, lat 78 mający, urodzony w Krakowie, obywatel i posesjonat. Pozostawił po sobie żonę Mariannę z Dzianotych. Był synem nieży-jących już Macieja Mączeńskiego i Zofii zd. Zayglicz.

Niespełna 20 lat później zmarła żona wcześniej wspomnianego Wojciecha – Marianna z Dzianottych Mączeńska. Stało się to 4 grudnia 1833 r. w grodzie Kraka. Zgon zgłosił syn Ignacy Mączeński, lat 50 (ur. ok. 1783r.). Oświ-adczył on, że jego matka w chwili śmierci miała 88 lat, była wdową i urodziła się w Krakowie.

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

Page 39: More Maiorum nr 20

39 More Maiorum

źródło/fot. szukajwarchiwach.pl

Wracając do metryki ślubu Józefa Jakuba Kremera z Mari(ann)ą Aurelą Mączyńską, należy wspomnieć, że przod-kowie panny młodej zostali sprawdzeni do stopnia, który umożliwiają metryki online. Jeśli chodzi o pana młodego, to początkowo sprawa nie wyglądała najlepiej. On urodzony w latach sprzed ASC, a nazwiska rodziców brzmiące całkowicie obco.

Z metryki jego zgonu nie wynika zbyt wiele. Dowiedzieć się można jedynie, że zmarł on 2 czerwca 1875 r. w wieku 70 lat, był profesorem uniwersyteckim i pozostawił po sobie żonę – Marię zd. Mączyńską.

Na szczęście sam Józef Kremer był osobą, która dużo w życiu osiągnęła, stąd wiele można znaleźć na jego temat. Jego rodzicami byli Józef Kremer i Maria Anna Erb – to jest fakt i dane te pochodzą z aktu ślubu. Dodatkowo udało się ustalić, że ojciec pochodził z Opawy, zaś matka z Karlsbadu (czes. Karlovy Vary, niem. Karlsbad). Dodatkowym potwierdzeniem pochodzenia ojca jest metryka ślubu jego bratanicy, która urodziła się w Opawie z nieżyjącego wówczas (w chwili ślubu) Jana Kremera i jego żyjącej i mieszkającej tam (w Opawie) żony, więc tylko część rodziny przeniosła się do Krakowa.

źród

ło /f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl

Page 40: More Maiorum nr 20

40More Maiorum

Czeska linia przodków

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. szukajwarchiwach.pl

Józef Kremer zmarł 14 maja 1848 r. w Krakowie, ale z metryki zgonu zbyt wiele na jego temat się nie dowiadu-jemy. Poznać można wiek zmarłego – 78 lat, a także dane dwóch żon. Pierwszą była wcześniej już wspominana Anna zd. Erb, a drugą Elżbieta zd. Lucc

Maria Anna Ludmiła (niem. Maria Anna Ludmilla) ochrzczona została 16 września 1769 r. w parafii Karlovy Vary (niem. Karlsbad). Była ona córką Kacpra (niem. Caspar) Erba i jego żony Katarzyny (łac. Catharina) zd. Zirkendörffen.

Warto w tym momencie wspomnieć, że na terenach, które zamieszkiwali przodkowie wyżej wspomnianej Marii Anny Ludmiły, ludność często używała drugiego imienia, stąd czasem wydawać się może, że metryka ślubu nie dotyczy chrzczonego dziecka, ponieważ imiona się różnią i wtedy warto zwrócić uwagę na drugie imię. Wszystkie dokumenty, które pojawią się w tym artykule, a dotyczą przodków małżonków Erb, pochodzą z ksiąg parafii św. Marii Magdaleny w miejscowości Karlovy Vary

Page 41: More Maiorum nr 20

41 More Maiorum

źródło /fot. portiafontium.cz

Maria Anna Ludmiła urodziła się krótko po ślubie swych rodziców. Można wysnuć wniosek, ze była ona ich córką pierworodną. Jan Kacper (niem. Johann Caspar) Erb i Ewa Katarzyna (niem. Eva Catharina) Zirkendörffen pobrali się 11 grudnia 1766 r. Obydwoje byli stanu wolnego. Tutaj objawia się kolejny urok czeskich metryk – pomimo odległych czasów i dość ubogich w dane zapisów – brak nawet wieku małżonków – można wyczytać imiona ojców pary młodej. W tym przypadku są to kolejno Jan Adam (niem. Johann Adam) Erb i Józef Franciszek (niem. Joseph Franz) Zirkendörffen. Małżonkowie ci, w chwili chrztu wcześniej już wspominanej córki, zapisani zostali pod swoimi drugimi imionami.

Page 42: More Maiorum nr 20

42More Maiorum

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Ewa Katarzyna (niem. Eva Catharina) ochrzczona została 15 września 1744 r., a urodziła się dzień wcześniej. Była ona córką Franciszka Józefa (niem. Frantz Joseph) Zirkendörffen i Anny Małgorzaty (niem. Anna Margaretha).

Matka dziecka prawdopodobnie pochodziła z innej parafii, ponieważ poszukiwania metryki ślubu w parafii Św. Marii Magdaleny, zakończyły się fiaskiem. Obydwoje zmarli w 1772 r., więc jedno ich dziecko na pewno miało już swoją własną rodzinę.

Małgorzata (niem. Margaretha) Zirkendörffen pochowana została 29 maja 1772 r. Według metryki zgonu miała ona 56 lat i mieszkała w domu nr 317.

Page 43: More Maiorum nr 20

43 More Maiorum

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Franciszek (niem. Franciscus) Zirkendörffen pochowany został 3 miesiące po swojej żonie. Miało to miejsce na tym samym cmentarzu. Zmarły przeżył 54 lata i mieszkał w tym samym domu, co jego żona w chwili śmierci.

Józef Franciszek (niem. Josephus Franciscus) Zirkendörffen ochrzczony został wraz z bratem bliźniakiem dnia 29 marca 1719 r. Ich rodzicami byli Jan Jerzy (niem. Joannes George) Zirkendörffen i Zuzanna (niem. Susanna / Sußanna)

Jan Jerzy Zirkendörffen i Zuzanna Hambach pobrali się 8 sierpnia 1713 r., czyli już ponad 300 lat temu! Pan młody był synem Mateusza (niem. Matloß) - obywatela (łac. civis) w m. Tyrschendeith, z kolei ojcem panny młodej był Tobiasz (niem. Tobiaß) - obywatela w m. Schönfeldt. Świadkami byli Krystian (niem. Christian) Hönigs, Mateusza (niem. Matthaei) Kugler oraz Jan Jerzy (niem. Joannes Georgy) Selb

Page 44: More Maiorum nr 20

44More Maiorum

źród

ło /f

ot. p

ortia

font

ium

.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Katarzyna Erbin zd. Zirkendörfen zmarła 19 września 1797 r. w m. Karlovy Vary. W momencie śmierci miała 54 lata i była wdową po zmarłym mężu.

Nieco więcej udało się ustalić o przodkach jej męża, czyli Jana Kacpra Erba, syna Jana Adama.

28 listopada 1738 r. ochrzczony został Jan Kacper Augstyn (niem. Joannes Casparus Augustinus). Dane ojca się pot-wierdzają – był nim Jan Adam, a matką Maria Anna.

Page 45: More Maiorum nr 20

45 More Maiorum

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

27 września 1735 r. został zawarty związek małżeński między Janem Adamem Erbem, a Marią Anną Voigt. On był synem Jana, a ona Krystiana (niem. Christian). W małżeństwie przeżyli ze sobą niespełna 46 lat. Małżonków, z blisko półwiecznym stażem, rozdzieliła śmierć męża – Jana Adama Erb, który pochowany został 19 czerwca 1781 r. Przeżył on 68 lat. Mieszkał w domu nr 314. Ciekawe jest to, że pomimo takiego wieku, znane były jego dwa imiona.

Page 46: More Maiorum nr 20

46More Maiorum

źródło/ fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Maria Anna Erb zmarła kilka lat później. Pochowana została 18 stycznia 1790 r. Zmarła w wieku 77 lat i mieszkała w tym samym domu, w którym mieszkał jej mąż w chwili śmierci.

Znany jest rok urodzenia Jana Adama Erb (wyliczony na podstawie metryki zgonu, więc nie ma 100% pewności, czy jest on poprawny). Powinien przyjść na świat około roku 1713. Wiadomo również, że jego ojcem był Jan...

Jedyny pasujący Jan Adam Erb ochrzczony został 23 grudnia 1713 r., więc rocznikowo pasuje, ale jego ojcem był nie Jan, a Wacław (niem. Wenceslaus), a matką – Anna Sabina. Rodzicami chrzestnymi byli: Jan Dawid (niem. Joannes David) Ceistel, Jan Andrzej (niem. Joannes Andreas) Richter, Regina Kodauerin oraz Maria Franciszka (niem. Maria Francisca) Demlin.

Wątpliwości rozwiewa metryka ślubu Jana Wacława (niem. Joannes Wanceslau) Erba z Anną Sabiną Stöher, który miał miejsce 1 listopada 1712 r. Dodatkowo poznajemy dwa kolejne imiona. Ojcem pana młodego był Herman Erb, z kolei panny młodej – Jan (niem. Joannes) Stöher. Świadkami byli: Franciszek (niem. Francisci) Höffer oraz Adam Pietens.

Page 47: More Maiorum nr 20

47 More Maiorum

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Poszukiwania akt chrztu Jana Wacława Erba niestety nie zakończyły się sukcesem. Pośród metryk z czeskiej parafii znajdują się inne dzieci Hermana, jednak brak pośród nich przodka Lucjana Rydla.

Pozytywny rezultat przyniosły natomiast poszukiwania wśród chrzczonych dzieci Anny Sabiny Stöher. Jedyną wątpliwością w tym dokumencie, jest brak pierwszego imienia “Anna”. Dziecko zostało ochrzczone 14 czerwca 1686 r. Urodziło się z ojca Jana (niem. Johann) Stöher - w akcie Stoni - oraz matki Małgorzaty (niem. Margaretha).

W tym momencie nie jestem w stanie szukać dalszych dokumentów o rodzinie Erbów - w latach 20. XVII w. występuje niejaki Herman Erb, być może jest to ojciec Jana Wacława, jednak żadnej pewności mieć nie mogę.

Musimy wrócić do metryki ślubu z 1735 r., kiedy to na ślubnym kobiercu stanęli Jan Adam Erb oraz Maria Anna Voigt - córka Krystiana.

Panna młoda urodziła się 22 lata przed zawarciem małżeństwa - czyli w roku 1713. 14 lipca została ochrzczona Maria Anna Małgorzata (niem. Maria Anna Margaretha), córka Krystiana (niem. Christian) Voigta juniora oraz Anny Rozalii (niem. Anna Rosina). Dziewczynkę do chrztu trzymała Anna Katarzyna (niem. Anna Catharina) Mahrin, natomiast rodzicami chrzestnymi byli Jan (niem. Joannes) Schmidt, Andrzej (niem. Andreas) Kodauer, Józef (niem. Joseph) Stibr, Katarzyna (niem. Catharina) Voigt(ia) oraz Sabina Scheferin.

Słowo „junior” przy danych ojca sugeruje, że było co najmniej dwóch mężczyzn o takim imieniu i nazwisku, stąd powstała ich identyfikacja poprzez użycie takiego określenia.

W 1706 r. w odstępie kilku miesięcy ślub wzięło dwóch Krystianów Voigtów. Jeden był kawalerem, synem zmarłego Jana. Drugi był wdowcem, a o ojcu nie napisano nic. Prawdopodobnie to ten sam Krystian, który w 1694r. wziął ślub jako kawaler.

Page 48: More Maiorum nr 20

48More Maiorum

źródło/ fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

4 maja 1706 r. ślub wzięli Krystian (niem. Christian) Voigt - kawaler, syn zmarłego Jana Voigt, obywatel i tutejszy rzemieślnik oraz panna Anna Rozalia (niem. Anna Rosina) Spann, córka Jana Jerzego (niem. Joannis Georgy) Span-na.- obywatela i tutejszego zamesznika. Świadkami byli: Jan Dawid (niem. Joanne David) Kolb, Adam Püttroff, Jan Andrzej (niem. Joanne Andrea) Huinwing oraz Kacper (niem. Casparo) Götzrl.

22 stycznia 1681 r. ochrzczony został Krystian (niem. Christian) Voigt, syn Jana (niem. Joannes) Voigt i Łucji (niem. Lucia). Wynika z tego, że w chwili ślubu miał skończone 25 lat.

Jan (niem. Johann) Voigt - w powyższej metryce Vögl, oraz Łucja (niem. Lucia) Zamb (?) pobrali się 4 listopada 1674 r. Pan młody był synem Bartłomieja (niem. Bartl. - skrót), natomiast panna młoda była córką Jana (niem. Johann)

Page 49: More Maiorum nr 20

49 More Maiorum

źródło/ portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

źródło /fot. portiafontium.cz

Metryki z parafii Karlovy Vary dostępne są od 1569 r., dlatego odnalezienie chrztów pary młodej było mozliwe. Jako pierwsza urodziła się Łucja (niem. Lucia). Została ochrzczona 11 sierpnia 1652 r. jako córka Jana Jerzego (niem. Johann Georg) - organisty. Imię matki nie jest niestety możłiwe do odczytania. Natomiast rodzicami chrz-estnymi byli: Katarzyna (niem. Catharina) Braßovin, Rozalia (niem. Rosina) Lippert, Jan Jakub (niem. Johann Jacob) Schindler oraz Jan (niem. Hans) Kolb.

Bartłomiej (niem. Bärtl - skrót ) został ochrzczony 2 marca 1653 r., z ojca Jana (niem. Johann) oraz matki Katarzyny (niem. Catharina).

W aktach ślubów za rok 1651 można odnaleźć zapis małżeństwa pomiędzy Bartłomiejem (niem. Barthl - skrót)Voigtem, synem Jerzego (niem. Georg), obywatela i kowala a panną Katarzyną (niem. Catharina) Friedwiesin, córką Szymona Jana (niem. Simon Johann)

27 lat wcześniej, w metrykach chrztów, znajduje się akt dot. urodzenia Bartłomieja (niem. Bartholomey), syn Jerzego (niem. Georg) Voigta - w metryce Voigter, oraz Małgorzaty (niem. Margaretha). 24 sierpnia 1624 r. na chrzcie obecni byli również: Bartłomiej (niem Bartholomey) Braudeur, Tomasz (niem. Thomas) (...), Saußia Pittras, żona, oraz Jan (niem. Johannes) Saberger.

Page 50: More Maiorum nr 20

50More Maiorum

źródło/ fot. vademecum.archives.cz

źródło/ fot. vademecum.archives.cz

Bartłomiej prawdopodobnie był pierworodnym dzieckiem swoich rodziców, którzy pobrali się niecałe 2 lata przed jego narodzinami. 11 października 1622 r. proboszcz parafii Karlovy Vary pobłogosławił związek małżeński pomiędzy kawalerem Jerzym (niem. Georg) Voigtem - synem Mateusza (niem. Mathias), a panną Małgorzatą (niem. Margaretha) - córką Szymona (niem. Simon) Ditalpa.

W ten sposób, spokojnym krokiem, doszliśmy do XVI wieku! Państwo młodzi na pewno urodzili się przed rokiem 1601. Jedna z metryk chrztów z 1592 r. pasuje do Małgorzaty Ditalp - ojcem jest Szymon, jednak nazwisko w tym dokumencie jest inne. Był to okres, kiedy nazwiska się dopiero formowały, więc nie można się temu dziwić. Jed-nakże nie mam żadnej pewności, że Małgorzata z tego aktu jest “nasza”.

Nieco lepiej wygląda kwestia metyki chrztu Jerzego Voigta. Co prawda nie udało się odnaleźć aktu z zapisem nazwiska “Voigt”, ale z “Wagnas”. Być może końcem XVI w. nazwisko “Voigt” nie było do końca wykształcone.

W każdym razie zaprezentuję tę metrykę, ponieważ XVI-wieczny dokument to jednak perełka.

27 kwietnia 1591 r. w m. Karlovy Vary ochrzczono synka (niem. söhnlein) Jerzego (niem. Georgus), syna Mateusza (niem. Matthia) Wagnasa.

Niestety metryki ślubu Mateusza nie udało się odnaleźć. Myślę jednak, że XVI w. jest i tak dużym osiągnięciem.

Powracając jeszcze do Kremerów, o których wiadomo tyle, że pochodzą z Opawy.

Józef Tomasz Adam Kremer ochrzczony został 22 grudnia 1769 r. i był synem Ignacego (niem. Ignatz) , który wytwarzał grzebienie, być może te potrzebne w tkactwie i Joanny. Jego rodzice urodzili się w tym samym roku, czego potwierdzeniem są poniższe metryki chrztów.

Page 51: More Maiorum nr 20

51 More Maiorum

źródło/ fot. vademecum.archives.cz

Joanna Helena została ochrzczona 16 maja 1742 r. i była córką Antoniego Gaussa (Gauß) oraz Zuzanny.

W Opawskiej parafii udało się również odnaleźć akt chrztu Ignacego (niem. Ignatius) Krammer. Został ochrzc-zony 31 lipca 1742 r. i był synem Macieja oraz Magdaleny.

Dzięki uprzejmości p. Justyny Krogulskiej, możliwe było poznanie przodków Bonawentury Rydla, który począt-kowo wydawał się ostatnim znanym przodkiem. Okazuje się, że p. Justyna jest spokrewniona z prawdopodobnie najbardziej znanym „panem młodym” w Polsce – Lucjanem Antonim Feliksem Rydlem, urodzonym 17 maja 1870r. w Krakowie. Był on synem Lucjana Andrzeja Józefa Rydla i jego żony Heleny Marii Ludwiki Kremer, której przodkowie już zostali opracowani. Ojcem Lucjana seniora był wcześniej już wspomniany Bonawentura, który był dwukrotnie żonaty z siostrami Wojtawskimi – Antoniną i Joanną (ur. 1 sierpnia 1805 r., zm. 16 czerwca 1857 r.). Bonawentura był starszy o 16 lat od swej drugiej żony, co poniekąd potwierdza (chociaż różnie bywało – ale tu jest to pewne) jego wdowieństwo. Urodził się on 10 lipca 1789 r. jako syn Józefa Wincentego Rydla i Salomei zd. Gomońskiej. Józef Wincenty Rydel urodził się 27 kwietnia 176 2r. w Rabce jako pierwsze dziecko Mikołaja Rydla i jego żony Teofilii zd. Morawickiej. Ci z kolei pobrali się 24 stycznia 1761 r. w Krakowie. Mikołaj Rydel zmarł 10 lipca 1800 r. w wieku 70 lat, co było prawdą, ponieważ urodził się 3 grudnia 1729 r. w Żywcu jako Mikołaj Fran-ciszek, syn Ferdynanda (ur. ok. 1696 r.) i Elżbiety. Ojciec Ferdynanda – Jan (ur. ok. 1673r.) pisał się już przez dwa „l”. Jego ojcem, a ostatnim znanym przodkiem o tym nazwisku jest Samuel Rydell, urodzony ok. 1648 r.

Teofila z Morawickich Rydlowa była córką Marcina Morawickiego, prezydenta miasta Wojnicza i Agnieszki zd. Kieciowskiej. Z kolei Marcin Morawicki (ur. 1696 r., zm. 1773 r.) był synem Stanisława Morawickiego, który w Wojniczu osiedlił się ok. 1680 r., a urodził się mniej więcej 25 lat wcześniej. Ożeniony był z Agnieszką. Serdecznie dziękujęmy Pani Justynie Krogulskiej za nadesłane dane.

Źródło:Artykuł z Zeszytów Wojnickich numer 2 z roku 2013. Autor Mariusz Lesław KrogulskiJustyna Krogulska szukaj-korzeni.pl

Podsumowując. Udało się znaleźć ponad 100 przodków Lucjana i Jadwigi Rydlów. Czeska linia przodków sięga XVI w., natomiast linia Rydlów do roku 1648.

Wywód przodków pary z “Wesela” można pobrać z naszej strony internetowej, zakładka Genealogie znanych Polaków

Page 52: More Maiorum nr 20

52More Maiorum

Page 53: More Maiorum nr 20

53 More Maiorum

Page 54: More Maiorum nr 20

54More Maiorum

dama modnahistorykon.pl

Maniery i wygląd były jednakowo ważne dla naszych XIX-wiecz-nych rodaków. W ży-

ciu publicznym i towarzyskim liczyły się głównie te dwa aspekty. Podąża-nie za modą było obowiązkiem każ-dego lepiej urodzonego człowieka. Nieistotne, że ta moda zniewalała, krępowała, ograniczała ruchy i była po prostu niewygodna. Zarówno kobiety jak i mężczyźni (szczególnie młodzi) byli niewolnikami trendów ubraniowych i fryzjerskich. Dziś przynajmniej możemy decydować jak się ubieramy, natomiast 200 lat temu wybierano jedynie kolor i ro-dzaj tkaniny. Wachlarz krojów i sty-lu był bardzo ograniczony i z góry ustalony przez paryskie trendy. Chęć odstępstwa od wytyczonych zasad narażała nie tylko na krytykę ale i pośmiewisko.

Niepodążanie za modą wywoływa-ło plotki i narażało na śmieszność. Nie wolno było też sprzeciwiać się niewygodzie. Wszelkie zmiany drobnych niuansów modowych do-puszczone były tylko w gronie le-piej urodzonych dam. Podobnie jak mężczyźni, kobiety przebierały się kilka razy dziennie, czasem nawet pięć. W każdą podróż zabierano ze sobą wiele bagaży. Do podstawo-wej podróżnej garderoby ówczesnej damy należały: elegancki szlafrok na rano, suknia codzienna, wizyto-wa, spacerowa na pogodę i druga na niepogodę oraz dwie balowe.

Ubrania szyto u krawców (co było bardzo kosztowne), lub kupowano gotowe w specjalnie przeznaczo-nych do tego magazynach. W 1859 r. Merrit Singer wynalazł maszynę do szycia, dzięki której szybciej po-wstawały falbany i inne drapowane akcenty. Skrócił się także czas szycia

ubrań, dlatego nieco staniały.

KRYNOLINAPrzez większą część XIX w. noszo-no ogromne krynoliny – stalowy stelaż, na którym upinano spódni-cę, potem spódnice powróciły do skromniejszych rozmiarów. W złym tonie było nie założenie sukni na krynolinie.

Krynolina sprawdzała się, kiedy było ciepło. Natomiast wraz z na-dejściem chłodniejszej aury, panie miały problem z założeniem na suknię grubszego okrycia, dlatego okrywano się jedynie ciepłymi sza-lami. Pod koniec lat 60. XIX w. kry-nolinę używano już do wszystkich rodzajów sukien i na różne okazje. W 1890 r. uciążliwy stelaż całkowi-cie wyszedł z użycia.

TURNIURA

Od czasów rewolucji francuskiej skończyła się moda na monstru-alne suknie i fryzury. Jednak likwi-dacja objętości spowodowała chęć kolejnych eksperymentów modo-wych i zaczęła być modna turniura – okazały stelaż w kształcie podko-wy, który znajdował się z tyłu pod spódnicą, na którym drapowano fantazyjnie materiał. Początkowo wynalazek ten był sporych roz-miarów i noszenie go przysparzało duże trudności, dlatego nie przyjął się w swojej pierwszej formie. Po-dobnie jak krynolina, turniura unie-możliwiała nakładanie na suknie cieplejszej odzieży, dlatego zakła-dano okrycie, które było z przodu dłuższe, a z tyłu krótsze. W efekcie czego z przodu przypominało długi płaszcz, natomiast z tyłu krótki ża-kiet. Turniury deformowały kobie-cą sylwetkę cofając biodra do tyłu, a górna część ciała wysuwała się do

przodu za sprawą gorsetu. Idealna sylwetka miała przypominać kształ-tem literę „S”.

O tym, jak zakładanie takiej kon-strukcji było konieczne w ówcze-snym świecie, świadczy przykład Heleny Modrzejewskiej. Aktorka pokazała się na ulicach Nowego Jor-ku bez turniury, która nie była już modna w Europie, a świeciła jeszcze triumfy za oceanem. Przechodnie śmiali się z niej i wytykali palcami.

SUKNIE I STROJE WYJŚCIO-WE

Suknię wizytową szyto z dużym dekoltem ozdobionym bertą, czyli kołnierzem z koronki, odsłaniając ramiona. Taka suknia była zakłada-na na bale, spektakle czy uroczyste obiady. Na co dzień dekolt w suk-niach był zakryty, doszywano na-wet stójki. Po domu panie chodziły w luźniejszych sukniach przypomi-nających szlafroki.

Najbardziej eleganckie było założe-nie na wieczorne wyjście całego bi-żuteryjnego garnituru, w skład któ-rego wchodziły: kolczyki, pierścio-nek, bransoletka, broszka, naszyj-niki, guziki od mankietu, łańcuszek od zegarka i od parasolki. Biżuterię na bal można było wypożyczyć od jubilera.

Pod koniec XIX w. nastała moda na antyczne suknie, wzorowane na grec-kich chitonach. Były to luźne suknie empirowe, wykonane ze zwiewnych materiałów i odcinane pod biustem. By podkreślić smukłość talii, szyto dość szeroki i ozdobny dół. Posze-rzano także ramiona sukni. Na bie-liznę jaką nakładano obowiązkowo pod każdą suknię składały się: długa koszula, halka, pantalony i gorset.

Page 55: More Maiorum nr 20

55 More Maiorum

Pod koniec wieku natomiast poja-wia się nowy element stroju – gigot (dosł. z francuskeigo udziec barani) – rękaw z marszczonymi lub po-dwojonymi bufami zwężający się przy nadgarstku.

Obowiązującym kolorem sukni ślubnej był biały. Równie ważnym dodatkiem był welon symbolizujący dziewictwo. Biel była też powszech-nym kolorem odświętnych ubranek dzieci obu płci, a stroje komunijne przypominały suknie ślubne. Na-tomiast podczas żałoby po najbliż-szych i żałoby narodowej kobiety nosiły czarny welon.

Najpopularniejsze materiały, z któ-rych szyto ubrania elegantek to atłas, tiul, welwet, kaszmir, aksamit, suk-no, jedwab, wełna czy pekin. Suknie ślubne zazwyczaj powstawały z ko-ronki lub muślinu.

W gazetach nie pisano o ciąży, ani też nie pokazywano rycin przedsta-wiających panie „przy nadziei”, cho-ciaż przeciętna kobieta rodziła kilko-ro dzieci. Dopiero pod koniec XIX w. pojawiają się ryciny z modelkami w luźniejszych strojach z podpisem „dla młodej mężatki”, co można in-terpretować jako propozycja sukni dla kobiety brzemiennej.

Ponieważ suknie sięgały do ziemi, sprawiały problem przy chodzeniu podczas deszczowej pogody. Dla-tego do takiego wytwornego stroju zakładano kalosze, a suknie panie unosiły lekko do góry. Jednak takie rozwiązanie też nie było zgodne z ówczesnymi zasadami savoir-vi-vre. Wedle tamtejszych obyczajów damie nie wypadało pokazywać nóg powyżej kostek, ani nosić suk-ni w dłoniach. Niektóre poradniki

dobrych manier radziły by panie nie wychodziły z domu podczas desz-czu i błota.

Nie prano sukni, z uwagi na możli-wość ich zniszczenia, dlatego odzież wietrzono, trzepano, lekko zapiera-no, lub usuwano brud szmatką. Do tego przepisy porządkowe Krako-wa zabraniały wieszania w oknach ubrań by je przewietrzyć.

Wielkość kalepulsza świadczyła o majętności AKCESORIA

Kobiety wychodząc zawsze miały ze sobą jakiś gadżet zajmujący ręce, np.: wachlarz – na bal ze strusich piór (czarnych lub szarych), para-solkę, kwiaty lub chustkę do nosa, która służyła jako ozdoba (zwisa-ła swobodnie z dłoni). Pod koniec XIX w. chustki zaczęły wychodzić z mody. Oprócz tego noszono ze sobą ozdobne woreczki, również trzymane w rękach.

Za wachlarzami śmiano się z innych gości bądź plotkowano. Wachlarz służył też do wachlowania w chwili przeciągłej ciszy, gdy dama nie wie-działa co powiedzieć lub popełniła jakąś gafę.

Z parasolką panie wychodziły w sło-neczne dni, by chronić się przed słońcem. Opaleniznę uważano za domenę kobiet takich jak chłopki, przekupki czy robotnice. Poza tym parasol służył jako broń w przypad-ku ujadającego psa czy zaczepiające-go panią natrętnego przechodnia.

Page 56: More Maiorum nr 20

56More Maiorum

Wszystkie damy nosiły nakrycia głowy. Wielkość kapelusza świad-czyła o majętności i pochodzeniu. Im większy, tym pochodzenie damy bardziej znamienite. Panie zostawia-ły kapelusz na głowie podczas pry-watnych wizyt u znajomych, w re-stauracji czy teatrze.

Nie rozstawano się również z ręka-wiczkami w miejscach publicznych, a także w sytuacjach towarzyskich, i podczas tańca. Wyjątek stanowiło jedzenie, i w przypadku mężczyzn – gra w karty. W dobrym tonie było zakładać rękawiczki przed wyjściem na ulicę. Jeśli ktoś przypomniał so-bie o nich dopiero przed domem, zakładanie ich na chodniku uzna-wane było za faux pas. Niektórzy chodzili w rękawiczkach bez palców po domu, ponieważ uważali posia-danie tego elementu garderoby za kompletny strój. Najpopularniejsze były jasne rękawiczki ze skóry. Na balach widywało się rękawiczki bia-łe lub kremowe. Ciemniejsze kolory rękawiczek wybierano do wyjść po-rannych lub w podróż.

Detale takie jak hafty, biżuteria, klamerki przy paskach lub obuwiu ozdabiane były motywami fauny lub

flory, np.: egzotyczne i polne kwiaty, wijące się pędy lub ważki.

Przed wyjściem z domu panie obo-wiązkowo zakładały kapelusz zdo-biony koronkami, piórami, kwiatami lub małymi ptaszkami. W ciepłe dni do kapelusza miały przymocowane woalki, które starannie upinano: jedną nad nosem, drugą nad brodą oraz dwie symetrycznie po bokach. Obowiązkowo dodatkowym atry-butem były ażurowe rękawiczki bez palców oraz irchowy woreczek (kre-mowy bądź popielaty) z koralikami tworzącymi ptasie wzory.

CIAŁO I GORSET

W sukniach odsłaniano dekolt, dba-no także o wygląd piersi. Ponieważ nie było jeszcze operacji plastycz-nych, dla powiększenia biustu sto-sowano ćwiczenia gimnastyczne lub ćwiczono na przyrządach elektrycz-nych oraz stosowano masaż. Do tego istniały specjalne mikstury do wcierania w dekolt np. „Bernardine” czy „Royal – skin – food”. Poza tym należało mieć pulchne ramiona bez muskułów. Śnieżnobiałą skórę uzy-skiwano przez zastosowanie białego pudru.

Gorsety pomagały zachować prostą sylwetkę, jednak noszenie ich pro-wadziło do zaniku mięśni i proble-mów z oddychaniem. Natomiast na-głe „odstawienie” gorsetu sprzyjało garbieniu się i bólowi pleców. Ist-niały także gorsety dla kobiet upra-wiających sporty, np. do jeżdżenia konno, balowe, do prac w domu, do pływania, czy do noszenia pod-czas ciąży.

Stale ulepszano gorsety, pojawiały się nowe „modele”; w 1824 r. ślu-sarz Wajler konstruował gorsety z metalu, słomy, łyka i rogu.

FRYZURY

Fryzury naszych przodków również ewoluowały i zmieniały się dość często w przeciągu XIX w. Był czas, że modne były antyczne fryzury – włosy czesano tak, by tworzyły loki po obu stronach twarzy, a na czubku robiono bujną, acz misternie ułożo-ną, fryzurę. W latach 40. XIX w. fry-zury stają się bardziej naturalne. W tym czasie także zmniejsza się rondo kapelusza. Pod koniec wieku trend znów się zmienia i fryzury stają się bardziej luźne, upinane nad karkiem i nieco wysunięte nad czołem.

Page 57: More Maiorum nr 20

57 More Maiorum

Bardzo uporczywe było tworzenie wyjściowej fryzury, która z założenia musiała być ogromnych rozmiarów. Włosy upinano do góry w okrągły kok na środku głowy, a nad czołem formowano podwiniętą grzywkę. Ponieważ nie każda dama miała włosy aż do pasa, stosowano tapi-rowanie lub pukiel cudzych włosów (postiche) wkładany do wewnątrz koafiury. Postiche kupowano w za-kładach fryzjerskich lub na składach włosów, gdzie najdroższymi były włosy blond i siwe. Cała konstruk-cja ufryzowana na czubku głowy nie dość że była ciężka, to i niestabilna. By kok trzymał się na miejscu na-leżało utrzymywać głowę nierucho-mo, co było niemożliwe chociażby w tańcu.

Fryzjerzy przychodzili do domów pań przed balami, choć istniała możliwość czesania także w salonie fryzjerskim, w którym sprzedawano dodatkowo kosmetyki do włosów, perfumy, pomady, grzebienie, pu-dry, mydła do mycia i golenia oraz peruki.

Dbano także o wygląd takich salo-nów, szczególnie modne stały się secesyjne zasłony z bambusowych słomek wieszane w drzwiach za-kładów fryzjerskich. Malowano je w motywy florystyczne - egzotyczne rośliny oraz pawie czy ibisy.

KOSMETYKI

Podobnie jak dziś, panie stosowały kosmetyki, szczególnie kremy, by pozbyć się zmarszczek, piegów, wy-

kwitów skórnych a nawet proszek usuwający zbędne owłosienie na damskiej twarzy. Skarbnicą wiedzy na temat ówcze-snych kosmetyków było Warszaw-skie Laboratorium Chemiczne, któ-re ok. roku 1880 wydało „Przewod-nik perfumeryjno – hygieniczny”, prezentujący rodzime produkty, bę-dące zamiennikami tych droższych, zagranicznych. Broszura Labora-torium wspomina o następujących perfumach: „Bukiet tatrzański”, „Bukiet warszawski”, „Zefir majo-wy”, „Zamrocznia”, czy „Szczęśli-woń”. Odpowiednikiem francuskiej wody kolońskiej Eau do Cologne była Eau de Pologne, którą także perfumowano chusteczki i wnętrza pokoi.

Elastyczna szczękaWielofunkcyjnym kosmetykiem do włosów była pomada o zapachu kwiatów, która jak przekonywali producenci z Warszawy, nadawa-ła połysk, wzmacniała, zamieniała siwiznę w czerń, zapobiegała wy-padaniu włosów, oraz utrzymywała przedziałek w należytym miejscu. Wśród wytwarzanych mydeł były toaletowe o różnych kształtach – jajka, kuli (imitujących odpowiednio kształt jabłka i gruszki), czy Kupi-dyna jadącego na lwie. Oprócz tego było mydło z kwiatów tatrzańskich, „mydła kąpielowe pływające”, my-dła do golenia, oraz mydło dla psów i koni.

Całkiem dobrze miał się przemysł kosmetyków kolorowych i innych kosmetyków upiększających: kredki do oczu, pomadki do ust w rolkach oraz w słoiczkach, proszki do pole-rowania paznokci, zapachowe pudry w kolorach biały, różowy i żółty, pu-dry do włosów, które kryły siwiznę,

Page 58: More Maiorum nr 20

Zostań redaktorem na stronie MM!

Napisz na maila:

[email protected]

Autorka: Katarzyna Krogulec, Historykon.pl

58More Maiorum

farby do włosów, proszki i płyny przeciw poceniu się.

DBANIE O ZĘBY

Każdy kto chciał bardziej dbać o hi-gienę, mógł również zaopatrzyć się w szczoteczkę i proszek do mycia zębów. Jednak bardziej powszech-ną metodą czyszczenia zębów było stosowanie węgla drzewnego lub żucie skórki chleba czy cytryny. Znane były także już wykałaczki zwane wtedy zębodłubami. W 1869 roku reklamowano w „Kur-jerze Warszawskim” pastę do zębów, zapewniając, że wybiela zęby i daje im połysk, nie zostawia osadu na szczoteczce oraz wzmacnia dziąsła. Jak można przypuszczać, było to novum w ówczesnym czasie. Rów-nie nowoczesnym wynalazkiem była „elastyczna szczęka”, dla tych, któ-rzy swoje zęby już stracili. W 1896 r. doktor Herzl reklamował swój unowocześniony model elastycz-nej szczęki oraz zapewniał, że leczy zęby w „zaledwie” kilka godzin.

Bibliografia

Balicka-Knotz R., Ubiory kobiece i męskie od XVIII do początku XX wieku w zbiorach Muzeum Okrę-gowego w Rzeszowie: katalog. Rze-szów : Muzeum Okręgowe, 1974.Lisak A. , Życie towarzyskie w XIX wieku, Warszawa 2013.Samozwaniec M., Maria i Magdale-na, Warszawa - Rzeszów 2004.Rościszewski M. Dobry ton, War-szawa 1920.Solski L. , Wspomnienia, Kraków 1961.Błędowska H., Pamiątka przeszło-ści,Słomczyński A., Warszawskie to i owo, Warszawa 1997Balicka-Knotz R., Ubiory kobiece i męskie od XVIII do początku XX wieku w zbiorach Muzeum Okrę-gowego w Rzeszowie: katalog. Rze-szów : Muzeum Okręgowe, 1974.Boucher F., Historia mody. Dzieje ubiorów od czasów prehistorycz-nych do końca XX w.. Warszawa 2003.Gutkowska-Rychlewska M., Histo-

ria ubiorów. Wrocław : Zakład Na-rodowy im. Ossolińskich, 1968.Gutkowska-Rychlewska M., Taszyc-ka M., Ubiory i akcesoria mody wie-ku XIX. Kraków : Muzeum Naro-dowe, 1967.Możdżyńska-Nawotka M., O mo-dach i strojach. Wrocław : Wydaw-nictwo Dolnośląskie, 2002.Wykaz czasopism:Bluszcz. Pismo tygodniowe illustro-wane dla kobiet. Red. i wyd. Z. Se-idlerowa, Warszawa.Dziennik Mód Paryskich, Lwów.Journal des Dames et des Modes, Frankfort a/M.Magazyn Mód. Dziennik przy-jemnych wiadomości, redagowany przez Joannę Widulińską, Warsza-wa.Mody Paryzkie. Pismo illustrowane dla kobiet. [Wychodzi] 5 i 20 każde-go miesiąca. Wyd. W.Garncarczyk, red. Stefania Małaszkiewicz, War-szawa.Świt. Pismo tygodniowe illustro-wane dla kobiet wraz z dodatkiem wzorów, robót i ubrań kobiecych. Red. – wyd. S. Lewental, Warszawa.

Page 59: More Maiorum nr 20

Zostań redaktorem na stronie MM!

Napisz na maila:

[email protected]

59 More Maiorum

paweł becker

FOT. PAW

EŁ BECK

ER

Zygmunt Działowski

Powstaniec styczniowy, mecenas archeologii, za-łożyciel Towarzystwa Na-ukowego w Toruniu. Oto

przed państwem Zygmunt Dzia-łowski.

Wywodził się ze szlacheckiego rodu Działowskich herbu Prawdzic, osia-dłego w centrum ziemi chełmiń-skiej, we wsi Działowo, później władając innymi okolicznymi mająt-kami. W XVIII wieku ród podzie-lił się na dwie linie – działowską i turznieńsko-mgowską, z której po-chodził Zygmunt. Był synem Ksa-werego Działowskiego i Klotyldy hrabianki Sierakowskiej.

Zygmunt Alfons Działowski (1843-1878) uczył się początkowo w Po-znaniu, a następnie, po tragicznej śmierci brata, rodzice przenieśli go do Metzu we Francji. Pobyt za gra-nicą rozbudził w nim pasje kolek-cjonerskie, zamiłowanie do historii, archeologii i sztuk pięknych, co za-owocowało w przyszłości jego dzia-łalnością i mecenatem. Po powrocie z Francji w 1862 roku zapisał się na Uniwersytet Jagielloński w Krako-wie1.

Wraz z wybuchem powstania stycz-niowego, Zygmunt zebrał gru-pę około stu ochotników z ziemi chełmińskiej i przedostał się przez Drwęcę na teren zaboru rosyjskie-go. Tam jego oddział został rozbity, jednak sam Zygmunt dzięki brawu-rze nie został pojmany. Wrócił do Mgowa, gdzie został aresztowany przez wojska pruskie 12 września 1863 roku. Początkowo został osa-dzony w więzieniu w Chełmnie, a następnie w berlińskim Hausvog-tei. Zygmuntowi udało się zorga-nizować ucieczkę z więzienia wraz

1 Serczykowa B., Zygmunt Działowski [w:] Działacze Towarzystwa Naukowego w Toruniu 1875 – 1975, red. Biskup M., Warszawa 1975, str. 12.

z współwięźniami2. Uciekli oni do Paryża, gdzie Zygmunt sam zgłosił się do władz francuskich i oddał się pod sąd. Przed sądem berlińskim, który rozpoczął przesłuchania 7 lipca 1864 roku, stanęło kilkudzie-sięciu świadków, a rozprawa trwała sześć miesięcy. Zygmunt i podobni mu Polacy zostali oskarżeni o zdra-dę stanu. Postępowanie przeciwko Działowskiemu rozpoczęło się 26 października 1864 roku. Oskarżony dzięki inteligentnej obronie i zbija-niu punkt po punkcie aktu oskarże-nia został 23 grudnia uniewinniony. Osobiste niepowodzenie a jedno-cześnie ogólna klęska powstania wpłynęły na zmianę światopoglądu Zygmunta. Stał się zwolennikiem pracy u podstaw3. Prywatnie, pisano o nim, że był umiarkowany w pokarmie, wstrzemięźliwy w napoju, czysty w obycza-jach, w obcowaniu skromny, dla przyjaciół gościnny, dla wszystkich usłużny4.

Przewodniczył nabożeństwom majowymDobra sytuacja materialne pozwa-lała Zygmuntowi Działowskiemu na liczne podróże i dokształcanie się. Wiadomo, że odbył podróż do Afryki, Ziemi Świętej i do Włoch, gdzie na prywatnej audiencji przy-jął go papież Pius IX. Zyskał sobie 2 W części opracowań jest tylko określenie „współwięźniowie”, jak gdyby miało być ich wielu, co podkreślałoby brawurę i odwagę Działowskiego. W rzeczywistości owych współwięźniów było ledwie dwóch.3 Oskwarek A., Walkiewicz I., Zygmunt Dzia-łowski – sylwetka patrona [w:] Szkolne pokole-nia, red. Czarnecki A., Wąbrzeźno 2006, str. 136; dalej: Oskwarek, Walkiewicz… 4 Chotkowski W., Mowa pogrzebowa na po-grzebie śp. Zygmunta Działowskiego, posła na sejm Rzeszy Niemieckiej, dziedzica dóbr Mgo-wa, w kościele parafialnym w Wielkołące na dniu 24 lutego 1878, Poznań 1878 r., str. 14

sympatię ludu we własnych mająt-kach, wspierał kształcenie młodzie-ży, zwłaszcza wiejskiej. Z mowy pogrzebowej wygłoszonej na jego pogrzebie wiadomo, że sam prze-wodniczył nabożeństwom majo-wym odbywającym się w przypała-cowej kaplicy św. Barbary w Mgowie z udziałem mieszkańców wsi5.

Jednocześnie aktywnie działał w wielu organizacjach i instytu-cjach. I tak w 1874 roku był jednym z członków komitetu organizują-cego wystawę rolniczo – przemy-słową w Toruniu; wraz z Adolfem Pawińskim zakładał warszawskie „Ateneum”, uczestniczył w działa-niach Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. W 1874 roku, z ramie-nia Towarzystwa Przyjaciół Nauk, Działowski został delegatem na III Słowiański Kongres Archeologicz-ny, który odbywał się w Kijowie. Wygłosił tam referat poświęcony wykopaliskom archeologicznym Poznania, nie omieszkał wspomnieć też o historii Polski. W ówczesnym świecie nauki głośnym echem odbi-ła się nie tyle treść referatu, co fakt, że Działowski wygłosił go w języku polskim.

5 Ibidem, str. 26, 24.

Page 60: More Maiorum nr 20

60More Maiorum

Zapewne wtedy – w Kijowie, poznał Gotfryda Ossowskiego, wybitnego archeologa, którego gościł u siebie w Mgowie. Jego nakładem ukazała się w Paryżu Mapa archeologiczna Prus Królewskich oraz Mapa archeologicz-na Wołynia autorstwa Ossowskiego Jego gościem był także Wojciech Kętrzyński, opracowujący gene-alogie rodów pruskich. Kętrzyński pracował w bibliotece Działowskie-go w Wałyczu, był pod wrażeniem ogromnego księgozbioru, w tym wszystkich wydań Biblii w języku polskim. Działowski był wielkim kolekcjonerem, zbierał dokumenty, odpisy, akta, autografy, znaleziska ar-cheologiczne, bron i militaria i inne pamiątki. Nie zachował się niestety inwentarz zbioru6, a znaczną część zbiorów podarował polskim insty-tucjom, zwłaszcza do Towarzystwa Naukowego w Toruniu, jednak za-wierucha wojenna spowodowała ich rozproszenie. Wiadomo też, że Zyg-munt chciał spisać dzieje polskich militariów, jednak nie wiadomo czy wprowadził myśl w czyn i czy chciał 6 Prawdopodobnie Działowski nie prowadził inwentarza, na co wskazuje komentarz o jego zbiorach z listu Adama Lwa Sołtana do Józe-fa Kraszewskiego: bezładnie kupuje co nadybie – żeby miał jaki system w zbiorze – a tu cha-os jakim sam jest (…) i głosi, że ma Muzeum, a zbieranina bez sensu, ładu i żadnej wartości, [za:] Rzyska D., Waplewo Sierakowskich – przy-kład muzeum – rezydencji na Pomorzu [w:] Muzea – rezydencje w Polsce, red. Kornacki K., Kozłówka 2004, str. 363.

dzieło to wydać7.

Popularność skłoniła Działowskie-go do kandydowania w wyborach do niemieckiego parlamentu, Re-ichstagu. Został wybrany jako poseł z okręgu kartusko – wejherowskie-go, jednak jego prace w parlamencie trwały ledwie rok i nie przyniosły większych efektów.

Niewątpliwie najważniejszym do-konaniem Zygmunta Działowskie-go było utworzenie Towarzystwa Naukowego w Toruniu. 18 marca 1875 roku wystąpił z wnioskiem na zebraniu Towarzystwa Moralnych Interesów o wyłonienie komitetu, który zajął by się stworzeniem To-warzystwa Naukowego działające-go na terenie Prus Zachodnich. Do komitetu weszli oprócz Zygmunta, jego kuzyn, Adam Sierakowski i An-toni Donimirski. Spotkanie założy-cielskie Towarzystwa odbyło się 16 grudnia 1875 roku w hotelu „Trzy Korony” w Toruniu. Po burzliwej dyskusji ostatecznie podjęto decyzję o utworzeniu samodzielnego To-warzystwa, wbrew proponowanej też filii towarzystwa poznańskiego. Kontrowersyjne wypowiedzi Dzia-łowskiego wpłynęły na jego porażkę w wyborach na prezesa towarzystwa. Prezesem został Ignacy Łyskowski. Jako rekompensatę otrzymał stano-7 Oskwarek, Walkiewicz…str. 138.

wisko przewodniczącego Wydziału Historyczno – Archeologicznego. Zygmunt przekazał część własnych zbiorów do powstającego też mu-zeum towarzystwa, finansował też wydawanie „Roczników Towarzy-stwa Naukowego”8.

Nowy Rok 1878 spędził w Dreźnie u swojej ciotki, Julianny. W drodze powrotnej zatrzymał się w Berli-nie, gdzie musiał przerwać podróż ze względu na stan zdrowia. Zmarł prawdopodobnie na gruźlicę, 16 lu-tego 1878 roku w Berlinie, w wieku zaledwie 35 lat. Ciało przewieziono najpierw do Turzna, a następnie zło-żono w grobowcu w Wielkiej Łące9.

16 grudnia 1982 roku Liceum Ogólnokształcące w Wąbrzeźnie otrzymało imię Zygmunta Dzia-łowskiego. Jego imię noszą też ulice w Wałyczu, Toruniu i Gdyni.

Zygmunt zmarł bezpotomnie, zu-pełnie bezpodstawna wydaje się być legenda, w której mowa jest o jego dwóch córkach, Barbarze i Alek-sandrze. Niewykluczone, że legen-da odnosi się do innego właściciela Mgowa i jego młodo zmarłych có-rek10.

8 Ibidem.9 Ibidem.10 Wołyński P., Rowerem do gminy Płużnica [w:] CWA, nr 22/2009.

Page 61: More Maiorum nr 20

61 More Maiorum

Page 62: More Maiorum nr 20

62More Maiorum

wmeritum.plDmowski i nieznane fakty

150 lat temu, dnia 9 sierpnia 1864 roku, w podwarszaw-skiej wsi Kamionek, urodził się Roman Dmowski. Zapisał

się w historii Polski jako jedna z naj-wybitniejszych postaci, mąż stanu, architekt odzyskania przez Polskę niepodległości po I wojnie świato-wej, twórca nowoczesnej polskiej myśli narodowej, patron młodzieży akademickiej oraz niekwestionowa-ny lider środowisk prawicowych. Artykuł ten ma pokazać mniej zna-ną stronę Romana Dmowskiego, przedstawiając go również jako zwy-kłego człowieka. Czytelnicy znają-cy jego osobę wyłącznie od strony działacza społeczno – politycznego mogą być zaskoczeni niektórymi faktami.

ROMAN DMOWSKI – JAK WYGLĄDAŁ I ZACHOWYWAŁ SIĘ NA CO DZIEŃ?

Był ciemnym blondynem o wzro-ście 179 cm. Zarówno w zwykłe dni, jak i w czasie ważnych spotkań oraz uroczystości, starał się wyglądać ele-gancko i schludnie. Bardzo często nosił na głowie kapelusz, a w póź-niejszym okresie życia podpierał się laską. W relacjach międzyludzkich pozostawał otwarty, jednak w bliż-szych kontaktach bardzo starannie dobierał sobie towarzystwo. Zde-cydowanie bardziej cenił zacisze biblioteki niż huczne sale bankie-towe i wystawne przyjęcia. O wielu ludziach – w tym także o osobach z najbliższego otoczenia, wyrażał się krytycznie, dosadnie piętnując ich wady i często publicznie akcentu-jąc swoje niezadowolenie. Dobrym przykładem jest jego współpraca z jednym z przywódców Stronnic-twa Polityki Realnej – Erazmem Pil-tzem, którego osobiście uważał za mało inteligentnego. Wielokrotnie podczas zebrań członków Komite-tu Narodowego Polskiego otwarcie

ganił go za krótkowzroczność poli-tyczną i szafowanie pustymi hasłami, nie mającymi pokrycia w rzeczywi-stości. Dmowski znany był również z nietuzinkowego i wysublimowa-nego poczucia humoru. Zapytany kiedyś jak ocenia swój wygląd z per-spektywy upływu lat odpowiedział: Mam oblicze rozpustnika, pozującego na męża stanu. Przebywając, razem z premierem Ignacym Paderewskim na konferencji pokojowej w Paryżu, zadano mu pytanie, jaką widzi per-spektywę na polepszenie relacji mię-dzy obydwoma panami, Dmowski odpowiedział: Trzeba udusić panią Paderewską. Znany był ze swojego pragmatycznego podejścia do życia i zawsze starał się trzeźwo oceniać rzeczywistość. Często pracował do późnych godzin nocnych, ponieważ wtedy jego zdaniem umysł pracuje bardziej wydajnie. W dzieciństwie natomiast uczył się poprawnie, jed-nak bez większych sukcesów. Wspo-minając tamten okres sam mówił o sobie, że lubił czasem „łobuzo-wać”.

NAJBLIŻSZA RODZINA I RO-DZEŃSTWO

Rodzicami Romana Dmowskiego byli Walenty i Józefa z Lenarskich. Miał sześcioro rodzeństwa – brata i siostrę, którzy zmarli w wieku nie-mowlęcym i niestety nie posiadamy o nich żadnych informacji; siostrę Marię, która zmarła w wieku 18 lat; Jadwigę, która zmarła w wieku 27 lat; braci – Juliana i Wacława, któ-rzy dożyli wieku starczego. Ani Ro-man, ani nikt z jego rodzeństwa, nie posiadał potomstwa, wobec czego wraz z jego śmiercią w 1939 roku, linia Dmowskich wygasła. Ojciec Walenty pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej herbu Pobóg i z zawo-du był brukarzem. Przy okazji na-leży obalić nieprawdziwą informa-cję propagowaną przez środowiska

nieprzychylne endecji, jakoby był on analfabetą. Pomówienie wzięło się z faktu, że konsekwentnie odmawiał składania podpisów w języku rosyj-skim pod oficjalnymi dokumentami państwowymi i kościelnymi. W ten sposób w rubryce pozostawała ad-notacja – osoba niepiśmienna. Ro-dzicie Romana pomimo skromnych dochodów kładli ogromny nacisk na edukację, co niewątpliwie miało pozytywny wpływ na dalszą jego karierę. Ukończył Cesarski Uniwer-sytet Warszawski z tytułem doktora nauk przyrodniczych.

ŻYCIE PRYWATNE I STOSUNKI Z KOBIETAMI

Roman Dmowski zapytany kiedyś dlaczego się nie ożenił, oznajmił, że małżeństwo i rodzina przeszko-dziłyby mu w pracy na rzecz naro-du polskiego. Nie jest to do końca prawdą, ponieważ miał we wcze-śniejszych latach pewien miłosny epizod. Obiektem jego zaintereso-wań była Maria Juszkiewiczówna, późniejsza żona Józefa Piłsudskie-go. Pomimo przelotnego romansu, częstych odwiedzin i wspólnych spacerów, Maria ostatecznie wybra-ła Piłsudskiego, czym dodatkowo wzajemnie zantagonizowała i tak nie lubiących się panów. W środo-wiskach nieprzychylnych prawicy pojawiła się plotka o rzekomym homoseksualizmie Dmowskiego. Jest to absolutna nieprawda. Roman Dmowski był zagorzałym przeciw-nikiem zarówno homoseksualizmu, jak i feminizmu. Uważał, że te czyn-niki wpływają bardzo szkodliwie na jednorodne polskie państwo naro-dowe.

STOSUNEK DO INNYCH PAŃSTW, NARODÓW I CYWI-LIZACJI

Roman Dmowski przez pewien okres swojego życia dużo podró-

Page 63: More Maiorum nr 20

63 More Maiorum

żował. Odwiedził między innymi Wielką Brytanię, Japonię, Algie-rię, Brazylię, Stany Zjednoczone, Francję, Szwajcarię. Każda wypra-wa przynosiła nie tylko nowe do-świadczenia poznawcze, ale również wpływała na dalsze kształtowanie się poglądów oraz wizji przyszłego niepodległego państwa polskiego. Ponieważ Dmowski był poliglotą, władał biegle językiem francuskim, angielskim, rosyjskim i portugal-skim (odmiana brazylijska) oraz rozumiał język niemiecki, kontak-ty z lokalnymi społeczeństwami przychodziły mu bez większych problemów. W tym miejscu należy zdecydowanie odrzucić fałszywy pogląd o rzekomej ksenofobii czy poczuciu wyższości nad innymi na-rodami. Roman Dmowski bardzo wysoko sobie cenił system spra-wowania władzy w Imperium Bry-tyjskim, uważając go pod wieloma względami za bliski ideału państwa nowoczesnego. Z podziwem odno-sił się do Japonii, chwaląc cesarstwo za harmonijny sposób połączenia niebywałego wręcz jak na azjatyckie warunki postępu technologicznego z zachowaniem wielkiego szacun-ku dla tradycji i kultury narodowej. Cesarstwo Niemieckie, którego był nieprzejednanym przeciwnikiem, chwalił za wewnętrzną dyscyplinę, umiejętność organizacji i wysoki rozwój cywilizacyjny. W odniesieniu do powyższych państw, Dmowski nie miał skrupułów w piętnowaniu

wad Polaków, do których najczęściej zaliczał: lenistwo, bierność, niezdol-ność do pracy zbiorowej, problemy z higieną, pijaństwo. Kolejnym bez-podstawnym zarzutem jest rzekomy antysemityzm. Roman Dmowski żywił stosunek do Żydów dokład-nie taki sam, jak do wszystkich in-nych narodów świata. Jego niepokój wzbudzał natomiast ich status ma-jątkowy, położenie społeczne i li-czebność. Miał obawy, że przyszłe odrodzone po I wojnie światowej państwo polskie zostanie zdomino-wane w handlu, przemyśle i banko-wości przez ludność niepolską, czyli w tym wypadku właśnie przez Ży-dów. Był to problem całkiem realny, widoczny szczególnie na terenach byłego Królestwa Kongresowego i Galicji zachodniej. Dmowski prze-strzegał jedynie przed koncentracją kapitału i siły produkcyjnej w rę-kach niepolskich, ponieważ mogło to doprowadzić do wewnętrznego osłabienia odradzającego się pań-stwa.

OPINIA NA TEMAT PO-WSTAJĄCYCH EUROPEJ-SKICH TOTALITARYZMÓW

Do dnia dzisiejszego liberalna le-wica chętnie podnosi argument na temat rzekomego popierania przez Romana Dmowskiego europejskich totalitaryzmów. Najczęściej teza ta popierana jest wyrwanym z kontek-stu cytatem, pochodzącym z Gazety

Warszawskiej wydanej w 1925 roku: Gdybyśmy byli podobni do dzisiej-szych Włoch, gdybyśmy mieli taką organizację jak faszyzm, gdybyśmy wreszcie mieli Mussoliniego, naj-większego niewątpliwie człowieka w dzisiejszej Europie, niczego wię-cej nie byłoby nam potrzeba. Zagłę-bianie się w temat wymagałoby od-dzielnego artykułu, więc zaznaczę tu tylko, że 1925 rok to początkowy okres rządów Benito Mussoliniego. W tym okresie Włochy stwarzały jeszcze pozory państwa demokracji parlamentarnej, Mussolini był pre-mierem i nie tytułował się w tym czasie duce, kraje europejskie na ogół popierały jego władzę, widząc w nim silnego człowieka, który się sprawdzi w nadchodzącym trud-nym czasie. Włochy traktowane do tej pory z lekceważeniem na arenie międzynarodowej, zyskały na zna-czeniu i zaczynały się stawać poważ-nym partnerem, z którym trzeba się liczyć. Szybki wzrost produkcji przemysłowej, walka z mafią i uru-chamianie robót publicznych w od-powiedzi na bezrobocie, stawiały Mussoliniego w korzystnym świetle. Początkowo nic nie wskazywało na to, że będzie on prowadził aż tak agresywną i w konsekwencji nie-roztropną politykę zagraniczną. Nie tylko więc Dmowski w tym czasie uważał go za dobrego przywódcę, ale robiło to również wielu innych wpływowych ludzi ówczesnej Euro-py.Autor: Jarosław Szeler, wMeritum.pl

Page 64: More Maiorum nr 20

Jedną z typowych postaci po-jawiających się we dworkach szlacheckich był jowialista, „Kubuś”. Nie miał on sta-

łego zamieszkania, lecz układał so-bie życie podróżując od dworku do dworku, i często można było spo-tkać go w pałacach, czy biedniej-szych dworach.

Stan jego posiadania ograniczał się do bryczki, pary koni – wypasio-nych dobrze po dworach, i kilku strojów, które często bywały skrojo-ne na jakąś ciekawą modę. Wszystko miało budzić bardziej zaciekawienie niż podziw czy szacunek. Był to za-zwyczaj ubogi szlachcic z wybitną umiejętnością do zajmowania towa-rzystwa.

Powołaniem jego było w czasie po-bytu na dworze zabawiać mieszkań-ców, miał więc w zanadrzu mnóstwo żarcików, facecji, także wiadomości ze świata, informacji o intrygach,

planowanych ożenkach, nowych i starych waśniach rodzinnych. Gdy zasób tych informacji zaczynał się wyczerpywać, przenosił się do są-siedniego dworu. Powracał jednak prędzej czy później mając już nowy zapas informacji.

Jowialista ten inicjował zazwyczaj kuligi, zabawy. Był też zagorzałym patriotą, czemu nie trudno się dzi-wić, gdyż łatwiej było jako wolnemu wyrażać swoje poglądy buńczucz-nie i otwarcie. Pomimo wesołości i ochoty do zabaw był to człowiek nabożny, religijny ale jednak „nie ostatni do kielicha”.

Franciszek Morawski tak pisał o tej postaci:

Najbardziej przecież o tem i duma i ma-rzyCzy tam będzie ów Kubuś, figlarz nad figlarzyKubuś cudak, hulaka, rębacz, tancerz

walnyKubuś w wiecznych konceptach, Kubuś jowialnyNajhuczniej on po wszystkich kuligach wywijaI rej wodzi w drabantach i ciżby rozbijaA gdy sobie na jakiej podochoci stypieI krocie dykteryjek jak z rękawa sypieWyganiają swe panny, stare matki, ciotkiJak przed biesem się jakim żegnają de-wotkiWiwat nasz Kubuś, grono wykrzyka hulaczeA potężne od śmiechu trzęsą się brzucha-cze.

A gdzie indziej:

Wśród koła tłumnej ciżby i wśród głów jak makuRegentowa! – i jeszcze z Kubusiem w kozaku!Z każdą jego przysiudą, susem skocznej wdowySzerzy sięją głośny oklask, krzyk i wi-wat nowy

Potężne od śmiechu trzęsą się brzuchacze.

64More Maiorum

genealogia polaków

Opracowanie redakcja „Genealogia Polaków”, www.genealogia.okiem.pl

jowialista

Page 65: More Maiorum nr 20

65 More Maiorum

agnieszka kubasliczna rodzina Komorowskiego

Liczna rodzina Krzysztofa Komorowskiego przez Andrzeja Komonieckiego opisana…

W jednym z poprzednich numerów rozpoczęłam analizę „Dziejopisu żywieckiego…” Andrzeja Komo-nieckiego pod kątem przydatno-ści w badaniach genealogicznych jednego z ważniejszych źródeł do dziejów Żywiecczyzny. W niniej-szym artykule przyjrzyjmy się bliżej Krzysztofowi Komorowskiemu, jego żonom i najbliższym potom-kom, które pozwolą nam pozyskać ciekawe wnioski.

„Dziejopis żywiecki…” nie prze-kazuje informacji o narodzinach Krzysztofa Komorowskiego, ani o dacie zawarcia pierwszego związ-ku małżeńskiego. Jednak tego typu informacje możemy zaczerpnąć z adnotacji o śmierci żon Komo-rowskiego. Pierwszą towarzyszką życia właściciela Państwa Żywiec-kiego była Jadwiga Lutomirska, któ-ra wydała na świat czworo dzieci. W 1566 r. urodziła się pierworodna córka – Zofia1, zgodnie z przekazem Komonieckiego, narodziła się we wtorek przed Zielonymi Świątkami w Krakowie na Gródku. Dwa lata później w Żywcu, dziedzic żywiecki, doczekał się drugiej córki Barbary2. Jednak najdonośniejszym wydarze

niem stały się narodziny pierwszego syna – Jana:

(…) Roku tegoż (1570 – przypis red.) dnia 3 listopada po Wszystkich Świętych godziny 14 panu Krzysztofowi Komorow-skiemu narodził się syn najpierwszy tu w Żywcu, któremu dano na krzcie imię

1 A. Komoniecki, Chronografia albo Dziejopis żywiecki…, oprac. S. Szczotka, Żywiec 1937, s. 106.2 Ibidem, s. 107.

Jan, z wielka radością państwa3.

Szczęśliwie pożycie małżeńskie Krzysztofa i Jadwigi nie trwało długo, ponieważ rok 1573, oprócz wspaniałych chwil, przyniósł rów-nież tragiczne wydarzenie w rodzi-nie Komorowskich. Tegoż roku w Żywcu narodziła się trzecia córka Pana żywieckiego – Szczęsna, ale wkrótce, prawdopodobnie po poro-dzie, z ziemskiego padołu odeszła pani Lutomirska:

(…) Roku tegoż (1573 – przypis red.) w dzień świętych Trzech Króli z soboty na niedzielę Jej Mość pani Jadwiga Lutomir-ska, małżonka pana Krzysztofa Komo-rowskiego, tu w Żywcu pobożnie umarła, którą w żywieckim kościele pogrzebano4.

Krzysztof Komorowski nie roz-paczał długo po śmierci Jadwigi. Zapewne potrzebował też kobiety, która stanie się matką dla jego osie-roconych dzieci. Dlatego w roku 1575 wziął za żonę Annę – córkę Płazy starosty lubaczowskiego5. Można stwierdzić, że Anna była ko-bietą wyjątkowo silną i zdrową, po-nieważ począwszy od roku 1577 do 1585 rodziła corocznie dziecko!

W 1577 r. w Żywcu na świat przy-szła Anna. Rok później Mikołaj, który sprzedał Państwo Żywieckie królowej Konstancji:

Roku 1578 panu Krzysztofowi Komo-rowskiemu narodził się tu w Żywcu syn imieniem Mikołaj, ten który Żywieckie Państwo w zastawie Konstancji, królowej polskiej, podał, o czym niżej napisano bę-dzie6.

Podczas kolejnych porodów Anna przebywała w Gołuchowcu, nie-opodal Wadowic, tam na świat ko-3 Ibidem, s. 108.4 Ibidem, s.109. 5 Ibidem, s. 112. 6 Ibidem, s. 113.

lejno przyszli synowie – Krzysztof i Piotr7. Z kolei w 1581 r. roku Ko-morowscy musieli pożegnać cztero-letnią Annę:

(…) Roku tegoż (1581 – przypis red.) Anna, córka pana Krzysztofa Komorow-skiego, na Wysoczycach umarła, którą z wielką pompą do Żywca przywieziono i pochowano8.

W Moskwie zabity i tam pogrzebionyLecz w tym samym roku, ponownie w Gołuchowcu, na świat przyszła Katarzyna, a w 1582 r. Stanisław, który zmarł, przeżywszy zaledwie rok. Odszedł tuż przed narodzinami swojej siostry – Elżbiety:

(…)Roku tegoż (1582 – przypis red.) Stanisław, syn pana Krzysztofa Komo-rowskiego , przeszłego roku narodzony, umarł, który tu w Żywcu «in mausoleo proavi sui sabbatho in wigilia pentecostes» (w grobowcu pradziada swojego w sobotę przed Zielonymi Świątka-mi (25 maja) – przypis red.) pogrze-biony9.

Andrzej Komoniecki w „Dziejopi-sie żywieckim…” przytacza cieka-wą anegdotkę dotyczącą narodzin w 1584 r. kolejnego syna Komorow-skich – Andrzeja:

Roku tegoż w sobotę, dnia 9 czerwca An-drzej, syn pana Krzysztofa Komorowskie-go, w Krakowie na Stradomiu narodził się. W drodze przypadło porodzenie mał-żonki, gdzie w domu jednego stolarza po-łóg odprawowała. A ten syn potym w Mo-

7 Ibidem, s. 114-115. 8 Ibidem, s. 116. 9 Ibidem, s. 117.

Page 66: More Maiorum nr 20

66More Maiorum

FOT.

WIK

IMED

IA C

OM

MO

NS

skwie zabity i tam pogrzebiony…10.

Zdecydowana kumulacja zdarzeń w rodzinie Komorowskich nastąpi-ła w 1585 r. Wówczas, w krótkim odstępie czasu zmarła dwójka dzieci Krzysztofa i Anny – piętnastoletni Jan (syn z pierwszego małżeństwa) i sześcioletni Krzysztof. Obaj zostali pochowani w tym samym dniu. Nie wiemy, jaka była przyczyna śmierci chłopców. Być może jakaś choroba zakaźna.

Roku Pańskiego 1585 w dzień św. Szczepana w Godnie Święta pan Jan Ko-morowski w lat 15, syn, w młodym wie-ku umarł. Po którym w kielka dni zaś Krzysztof, mała dziecina, umarł na Go-łuchowcu, których obu wespół odprawo-wał się pogrzeb w Żywcu we środę w dzień św. Wincenta11.

Oprócz śmierci Krzysztofa i Jana, ważnym wydarzeniem roku 1585, były narodziny kolejnego dziecka – Aleksandra, nieco wcześniej, bo już we wrześniu. Przypomnijmy, że również w tym roku zmarł Jan Spy-tek Komorowski.

Krzysztof Komorowski doczekał się jeszcze narodzin dwóch synów, którzy otrzymali imiona po zmar-łych braciach – Jan (urodzony 1587 r.) i Stanisław (1589 r.). Być może 10 Ibidem, s. 120. 11 Ibidem, s. 121.

powikłania po ostatniej ciąży i licz-ne porody, w krótkich odstępach czasu, przyczyniły się do śmierci żony pana żywieckiego Anny.

Roku Pańskiego 1591 dnia 20 miesiąca sierpnia w nocy J.M. pani Anna Płazion-ka J.M. pana Krzysztofa Komorowskiego, kasztelana sądeckiego małżonka, długo chorując, w Żywcu umarła, która pogrze-biona jest we czwartek dnia 22 paździer-nika roku przyszłego 159212.

W roku 1608, siedemnaście lat po śmierci drugiej żony, nie żeniąc się ponownie, zmarł Krzysztof Komo-rowski:

Roku Pańskiego 1608 po niedzieli szó-stej po świątkach, dnia szóstego miesiąca lipca godziny osiemnastej na całym zyga-rze J. M. Pan Krzysztof Komorowski, kasztelan sądecki, a Pan na Żywcu, Ło-dygowicach, Ślemieniu i Suchej dziedzicz-ny, tu w zamku żywieckim świątobliwie umarł13.

Krzysztof Komorowski podzie-lił Państwo Żywieckie między sy-nów Piotra, Aleksandra i Mikołaja. Umarł, oddając część swojego ma-jątku na rzecz kościoła żywieckiego i szpitala. Doczekał się zamążpój-ścia swoich córek i przedwczesnej śmierci, jako młodych mężatek. Jego postać odegrała ważną rolę 12 Ibidem, s. 127. 13 Ibidem, s. 140.

w historii regionu.

Nie chrzcijcie już więcej tymi Stasiami!W czasie swojego życia doczekał się piętnaściorga dzieci – czworo po-chodziła z małżeństwa z Jadwigą, a jedenaścioro ze związku z Anną. Miał sześć córek i dziewięciu synów. Część z nich zmarła jeszcze w wie-ku dziecięcym. Kim były wobec tego żony Krzysztofa? Zapewne bohaterkami, które poświęcały swój czas dzieciom – zwłaszcza Anna, która w pewnym momencie rodziła co roku dziecko! Słusznie możemy także podejrzewać, iż obie kobiety mogły poronić kilka ciąż. Prawdo-podobnie powikłania po przebytych ciążach były przyczyną ich śmierci. Tej hipotezy nie możemy jednak potwierdzić dlatego, że posiadamy jedynie zdawkowe informacje na temat Jadwigi i Anny. Na zakończe-nie warto zwrócić jeszcze uwagę na jedną rzecz, a mianowicie „dziedzi-czenie” imion po zmarłym rodzeń-stwie. Wśród potomstwa Krzysz-tofa Komorowskiego odnajdujemy dwóch Janów i Stanisławów. Czyż to zjawisko nie jest zauważalne w póź-niejszych czasach? Zadając sobie to pytanie przypomina się mi sytu-acja, która wystąpiła w mojej rodzi-nie. Mój dziadek miał trzech braci, noszących imię Stanisław, z czego dwóch zmarło w wieku dziecięcym. Pradziadkowie chyba uporczywie chcieli posiadać dziecko o imieniu Stanisław, dlatego po śmierci jedne-go Stasia, nowonarodzony syn był także Stasiem. Ksiądz, który udzie-lał chrztu wszystkich trzem Stasiom, za trzecim razem miał stwierdzić: Nie chrzcijcie już więcej tymi Stasiami, bo wam się te Stasie nie udają. Trzeciemu Stasiowi jednak udało się!

Page 67: More Maiorum nr 20

67 More Maiorum

Page 68: More Maiorum nr 20

Pod koniec XIX wieku nie było wątpliwości, że oto społeczeństwu przyszło żyć w szalonych czasach pędu i hałasu, świat stawał na głowie. W gazetach lekarskich coraz częściej pojawiały się artykuły poświęcone nerwowości „grasującej w społeczeństwie”, wywołanej postępem techniki. Przykładowo w 1893 roku na rynku ukazało się już drugie wydanie książki Bertolda Gutenberga pt. „Nerwowość i małżeństwo”. Au-

tor pisał w niej z ubolewaniem: nasz wiek pary i elektryczności, nasz wiek najwyższego rozwoju ducha ludzkiego, nasz tak wychwalany „wiek dziewiętnasty” zasługuje również sprawiedliwie na miano wieku chorób nerwowych i osłabienia nerwowego

Utrapień, które dręczyły chcących żyć spokojnie obywateli było wiele: jaskrawe elektryczne światło, od którego bolała głowa, żelazna kolej, śmierdzące benzyną automobile, a także rowerzyści. Ci ostatni były to prawdziwe zakały miasta. Mknęli po parkach i ulicach we wszystkich kierunkach świata, potrącali przechodniów i znikali za rogiem jak gdyby nigdy nic. By jakoś ukrócić ten żywioł na kółkach w 1899 roku w Rzeszowie wydano Regulamin jazdy na kole (czyli rowerze). Jego lektura nie pozostawia wątpliwości – rowerzyści w Rzeszowie nie mieli lekko.

***

§1 Koło każdego typu uważa się pod względem przepisów policyjnych za wóz lekki…

§2. Nie wolno w obrębie miasta Rzeszowa:

a. jeździć w ogrodach publicznych, po drogach i chodnikach przeznaczonych dla pieszych, po ulicach i placach targowych podczas targów, w dzień Wszystkich Świętych i w dzień zaduszny po ulicy Kościuszki, Rynku, Mickie-wicza i Cmentarnej, wreszcie po placach przeznaczonych dla ćwiczeń wojskowych,

b. prowadzić koła przez chodniki,

c. jeździć po ulicach kilku osobom koło siebie,

d. brać ze sobą na koło małe dzieci,

e. przywiązywać psów do koła.

§3. Kolarz winien wymijać w lewo, wyprzedzać w prawo, jechać na skrętach i skrzyżowaniu ulic powoli i wczas ostrzegać dzwonkiem.

§4. Nie wolno jechać szybko, to jest w tempie przewyższającym chyżość raźnego kłusu koni.

§5. Do kierownicy każdego koła mają być przymocowane hamulec i donośny dzwonek lub inny podobny przy-rząd sygnałowy, nocną zaś porą do przodu koła u góry latarka zapalona o szkle bezbarwnym.

§6. (…)

§7. Na wezwanie organów policyi winien każdy kolarz zsiąść z koła i wylegitymować się kartą legitymacyjną, paszportem, kartą wizytową itp. Jeżeli nie może się wylegitymować, winien udać się ze strażą do najbliższego lo-kalu władzy bezpieczeństwa i tam na żądanie złożyć koło, celem zabezpieczenia grzywny.

§8. (…)

§9. Regulamin niniejszy wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.

Magistrat królewskiego wolnego miasta. Rzeszów, dnia 25 kwietnia 1899.

68More Maiorum

lisak.netregulamin jazdy na rowerze

Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=3235

Page 69: More Maiorum nr 20

69 More Maiorum

Źródło: blog historyczno – obyczajowy Agnieszki Lisak, http://www.lisak.net.pl/blog/?p=3235

Page 70: More Maiorum nr 20

70More Maiorum

grażyna stelmaszewskaskąd przychodzimy?

Każdy z nas oglada się do tyłu, za siebie, przywo-łując obrazy bliskich, które żółcą się na poje-

dynczych zdjęciach. A myśl czasem natrętna biega ze znakami zapyta-nia, które mnożą się i mnożą, szu-kając odpowiedzi. Ponad wszystkie pytania jedno najważniejsze – skąd przychodzimy? W takich przypadkach widzimy drogę, która niesie ze sobą zapach domu, ulicy i odgłosy co-dziennego życia.

Ale obrazy, przekazywane ustnie czy w formie pisanej, łączą się z historią danego regionu, kraju. Bo to wszyst-ko łączy się w jedność. Ktoś spyta – a po co nam ta historia? A ona inspiru-je. Bo kto nie zna historii obraca się w ciemnej masie nie wiedząc co to wolność, tożsamość polska i rodzin-na. Ta znajomość historii to budowa pełnego szkieletu i psychiki.

Wielu zadaje sobie też pytanie – kim jestem, skąd pochodzę?A gdy złapią bak-cyla historii rodzinnej, każde zdjęcie, każda rozmowa o przeszłości, łączy dodatkowe puzzle układanki.

Ja zajmuję się historią, historią ro-dzinną. Nie tylko dlatego, że lubię, ale z wewnętrznej potrzeby zgłę-biania i odkrywania niewiadomego. A niewiadome układają się w kart-ki pisanej książki przeznaczonej dla bliskich i dalszych. By kładąc na półce książkę z najważniejszymi dziejami mojej rodziny być pew-nym, że nauki prababci, babci, ból i krople krwi dziadków, wujków, stryjków nie poszła na marne. Mu-simy pamiętać, że dzieje naszych przodków, państwa i narodu zaklę-

tego są w starych domach, ulicach, kościołach, cmentarzach czy w po-żółkłym papierze starych dokumen-tów. A ta historia to nie tylko woj-ny i rewolucje, daty, wydarzenia, ale nawet kulinarne przepisy. To także niezwykłe życie zwykłych ludzi, na-szych dziadków i pradziadków. Żyli oni w cieniu wielkich wydarzeń, ale byli też ich częścią. Chcę przybliżyć i pomóc w poznaniu tych małych historii. Znowu ktoś spyta – a po co to wszystko? Drzewo bez korzeni usy-cha, a nie znając własnej tożsamości traci się wiele. Warto więc poczuć i uświadomić sobie, dlaczego tu i w tym miejscu jesteśmy, być dum-nym ze swoich przodków i pokazać swoim dzieciom te miejsca i przed-mioty, które nas określają i są naszą spuścizną. Wszystko po to, by nie tylko pogłębiać swoją świadomość, ale w końcu wiedzieć, dokąd się zmierza.

A ja miałam szczęście. Szczęście, że rodzinne dzieje przekazywane są od lat, a na straży ich stoi ukocha-na ciocia Krysia Cybulska. Jej półki uginają się od notatek, przywoływa-nych zdań i wydarzeń, uginają się od zdjęć, wycinków i zapisków. A prze-cież w każdej rodzinie jest ktoś, kto potrafi wspominać i wtłaczać w nasze głowy historie zwykłe i nie-zwykłe. Każdy może mieć tu swo-ją cegiełkę. Zapomniana opowieść, anegdota, pożółkłe zdjęcie...

To o Nas i dla Nas... A historia nasza może też być w formie wierszy de-dykowanych tym, co rysują z nami nasze dzieje. Mój wiersz jest o Cioci, która z wielkim uporem odnajduje miejsca, zdarzenia, które były…

Na ulicy Kolegialnej, czyli wiersz dla cioci Krysi

To było jakby wczoraj

Ulice przecinały dni codzienne.

Kolegialna, Tumska…

A nad nimi tysiące głów

wpatrzonych w gołębie

i kawałki pociętych chmur.

Poniedziałek, niedziela…

Wykrzywione nogi rysowały swoje istnienie

tak normalnie, bez min, chichotów i narzekań.

Dom jeden, drugi,

a trzeci z wystającym balkonem

i kamiennymi schodkami

pokrytymi skrawkami szmatek,

które udawały lalczyne suknie.

Kolegialna, Tumska …

Brzegi, przed którymi uciekały wes-tchnienia

i przydługie dni.

Podwórko jedno, potem drugie,

podzielone na kawałki

ręką znaną i nieznaną.

A ta znana dodała drzewo,

by rosło z zapisaną w liściach

historią placu zabaw i smutków.

Grażyna Stelmaszewska - od dwóch lat jest emerytowaną policjantką. Pracowała w Wy-działe Dochodzeniowo-Śledczym zajmując się przemocą w rodzinie. Do dziś stara się działać na rzecz kobiet. Od zawsze pisanie sprawiało jej wielką przyjemność, pisywała do lokalnych i resortowych gazet. Wiersze pisała od zawsze, wydała tomik „Zielone jabłka”. Jej drugą pasją są podróże po ziemiach wschodnich naszego kraju. Poznawanie ludzi, pa-miątek polskich, dzieje polskości, historia...

Page 71: More Maiorum nr 20

71 More Maiorum

Tadeusz Adamowiczogrodywspomnien.pl

Tadeusz Adamowicz, pseu-donim „Sęk” – pierwszy w plutonie zwiadowców

Zakochany w przepięk-nej żonie Serafinie Janinie z domu Hanczke Adamowicz, bogaty Ka-zimierz uchyliłby nieba, aby jego żona wyzdrowiała, a że ówczesna medycyna przeciw gruźlicy poleca-ła terapię klimatyczną, woził ją do wód. Wynajął willę górach Davos w Szwajcarii, później dla niej pobu-dował Stellę w Zakopanem.

Tam 1 października 1916r. uro-dził się ich syn, a 26 marca 1920 r., córka. Niestety, dzieci straciły mat-kę we wczesnym dzieciństwie – on mając sześć lat, ona zaledwie dwa. Już wkrótce jej rolę w życiu rodzi-ny przejęła Zofia z Nowackich – od 1926 roku druga żona Kazimierza Adamowicza, który z dziećmi wró-cił do Szadku.

Rodzina Adamowiczów – zgodnie z tradycją przekazywaną od pokoleń – pochodziła spod Wilna z zaścian-ków Adamowicze herbu Leliwa.

Tadeusz Kazimierz Adamowicz wychowany został w duchu usza-nowania tradycji wolnościowych. Jak głosi rodzinna legenda; jego dziadek Józef wraz z pradziadkiem – także Józefem – walczyli o wolną Polskę w powstaniu styczniowym. Z wieloletniego zesłania wrócił tyl-ko dziadek Tadeusza – pradziad nie przeżył, pozostał na nieludzkiej sy-beryjskiej ziemi.

Tadeusz uczęszczał do Szkoły Po-wszechnej w Szadku, a następnie do Państwowego Gimnazjum Ko-edukacyjnego im. K. Wielkiego w Zduńskiej Woli. Wysoki, dobrze zbudowany, sprawny fizycznie. W okresie gimnazjalnym był człon-kiem Towarzystwa Gimnastycznego Sokół w Szadku, w którym tężyznę

fizyczną, odwagę i dzielność kształ-towali też inni młodzi szadkowianie. Wśród tego grona spotkał przyszłą żonę Leokadię z Łazuchiewiczów.

Jeszcze przed II wojną światową ukończył jako prymus szkołę pod-oficerską. w Łodzi. O wysokiej oce-nie i sukcesach w nauce świadczy nagroda, jaką został uhonorowany na zakończenie nauki. Otrzymał wówczas książkę Józefa Kisielew-skiego Ziemia gromadzi prochy z dedy-kacją Prymusowi Szkoły Podoficerskiej Adamowiczowi Tadeuszowi. Łódź, dnia 19 VIII 1939 r. podpisał dowódca Gru-py Leonard Lubański pułkownik oraz zegarek marki Omega z wygrawe-rowaniem BOMBARDIEROWI TADEUSZOWI ADAMOWICZO-WI – Pierwszemu w plutonie zwiadow-ców 10 p.k.a.l dowódca Grupy Leonard Lubański pułkownik Wkrótce przy-szło i Tadeuszowi dołączyć do gro-na przodków, którzy swe młode lata i życie poświęcili Ojczyźnie.

W sierpniu 1939 r. dostał kartę mo-bilizacyjną. Był podoficerem bom-bardierem Jako dowódca zwiadu 10. pułku konnej artylerii lekkiej słu-żył pod dowództwem pułkownika Lubańskiego. Brał udział w walkach Armii Łódź gen. Rómmla od linii rzeki Warty po Warszawę. Propo-

nowano mu awans, odznaczenie. Po klęsce kampanii wrześniowej takich odznaczeń nie chciał przyjąć. Wró-cił do Szadku, gdzie prowadził swój tartak. W pracy i w interesach po-magał mu ojciec Kazimierz.

Po przejęciu tartaku i domów ro-dzinnych przez Niemców, Tade-usz – nagabywany przez Niemców w sprawie podpisania volkslisty – wraz z żoną i synem wyjechali z ro-dzinnego miasteczka. Na miejscu pozostał ojciec Kazimierz z drugą żoną Zofią z Nowackich Adamo-wicz i córką Zofią, studentką filo-logii klasycznej Uniwersytetu Jagiel-lońskiego, która podczas okupacji działała w tajnych strukturach Ar-mii Krajowej. Była łączniczką mię-dzy kapitanem Stacheckim a Szad-kiem.

Tadeusz wraz z żoną Leokadią z Łazuchiewiczów i jednorocznym synem Maćkiem przeprowadził się do Bełchatowa. Tu znalazł zatrud-nienie jako kierownik tartaku, któ-rego właścicielem był Sitkiewitsch, i pracował tam od 16 maja 1941 r. do 22 maja 1944 roku.

W tym samym czasie działał w taj-nych strukturach Armii Krajowej. Był dowódcą drużyny w plutonie

Page 72: More Maiorum nr 20

72More Maiorum

podchorążego Czesława Grzy-bowskiego w Bełchatowie. Nieste-ty tylko trzy lata... W przeddzień powstania warszawskiego Niemcy zabezpieczali tyły. Rozszyfrowa-li polskie struktury rejonu Łodzi, Piotrkowa i Bełchatowa. W nocy z 22 na 23 maja rodzinę obudził ło-skot do drzwi. Niemcy splądrowali mieszkanie – nie oszczędzili nawet sprzętu fotograficznego i rodzin-nych albumów. Ojca pobili, zakuli w kajdany i na oczach czteroletnie-go dziecka wyprowadzili z domu. To były ich ostatnie wspólne chwi-le. Z domu w największej z walizek gestapowcy wynieśli patefon, płyty z nagraniami, sprzęt fotograficzny,

zdjęcia...Jeszcze rodzina – ojciec Ta-deusza i matka – podjęli rozpaczliwe próby ratowania Syna. Bezskutecz-nie...

Tadeusz Adamowicz z towarzysza-mi broni – dowódcą plutonu pod-chorążym Wojska Polskiego Cze-sławem Grzybowskim i dowódcą drużyny Konstantym Sztajnertem, wywiezieni zostali do Piotrkowa, a potem do Katowni Gestapo na Szterlinga w Łodzi i straceni 3 sierp-nia 1944 roku na cmentarzu żydow-skim zwanym Kircholmem i tam we wspólnym dole zakopani.

Już po wyzwoleniu do rąk wdo-

wy trafił medalik z wygrawerowa-nym napisem Kocham Cię, Lodziu i gryps z informacją: Czekam na wy-rok. Jestem w celi śmierci. Ucałuj Maćka.

Po latach komunistycznej pogardy i zapomnienia, już w III Rzeczpo-spolitej, prochy rozstrzelanych zo-stały ekshumowane z żydowskiego cmentarza na Radogoszczu. Po uro-czystej Mszy Świętej z wojskowymi honorami, sztandarami i żołnierską salwą pochowani zostali – żołnierze polskiej Armii – Armii Krajowej – Tadeusz Adamowicz i Jego Towa-rzysze Broni. Wśród uczestników uroczystości honor zmarłym oddali także harcerze.

Page 73: More Maiorum nr 20

73 More Maiorum

» Akt ślubu Kazimierza Adamowicz - źródło/ fot. metryki.genealodzy.pl

Page 74: More Maiorum nr 20

Województwo świętokrzyskie – jedno z 16 województw powstałych w 1999 r. Jest położone w południowej części centralnej Polski. Ma powierzchnię 11 710,5 km2, co czynie je przedostatnim, co do wielkości, województwem w Polsce. Nie jest to jednak wprost proporcjonalne względem ludności (stan na 1 stycznia 2013 r.), ponieważ woj. świętokrzyskie uplasowało się na czwartej

pozycji od końca, co daje większą gęstość zaludnienia. Składa się ono z 14 powiatów – jednego grodzkiego i trzynastu ziemskich,

oraz 102 gmin.

Województwo świętokrzyskie powstało w dużym stopniu z dawnego, sprzed ostatnich zmian, województwa kieleckiego,

części tarnobrzeskiego oraz małych powierzchniowo: częstochowskiego, piotrkowskiego i radomskiego.

Województwo to graniczy z sześcioma innymi województwami: mazowieckim, małopolskim, łódzkim, śląskim, podkarpackim i lubelskim (kolejność wg długości granic – malejąco).

Na terenie województwa działa Świętokrzyskie Towarzystwo Genealogiczne „Świętogen”, które powstało ponad 7 lat temu z inicjatywy p. Kornelii Major, która od dłuższego czasu zajmuje się digitalizacją zasobów kieleckich Archiwów (wraz z oddziałami), a także świętokrzyskich parafii.

PARAFIE

Pod względem kościoła rzymskokatolickiego, województwo świętokrzyskie obejmuje kilka diecezji. W największym stopniu – diecezja kielecka, diecezja sandomierska, diecezja radomska

74More Maiorum

genealogiczne województwo

ŚWIĘTOKRZYSKIE

Page 75: More Maiorum nr 20

75 More Maiorum

Towarzystwo nasze skupia osoby badające dzieje swoich rodzin, a wspólnym celem jest wzajemna pomoc w po-szukiwaniach genealogicznych i działalność zgodna z naszym regulaminem.

Spotykamy się na zebraniach w drugi czwartek miesiąca w Kielcach ul.Domaszowska 106 (budynek Spółki „Agat”)Nasi członkowie to ludzie z bardzo dobrym doświadczeniem genealogicznym: archiwiści, historycy, oraz osoby dopiero rozpoczynające przygodę z genealogią.

Jesteśmy częstymi gośćmi archiwów państwowych, kościelnych, bibliotek. Celem naszego Towarzystwa jest m.in. upowszechnianie wiedzy genealogicznej, heraldyki, koordynowanie badań w tym zakresie, roztaczanie opieki nad dziedzictwem kultury ze szczególnym uwzględnieniem ziemi świętokrzy-skiej - strona WWW „Świętogenu”

KAŻDY POSZUKIWACZ - GENEALOG JEST DLA NAS CENNY.ZACHĘCAMY MŁODZIEŻ ZE SZKÓŁ ŚREDNICH I WYŻSZYCH DO WSPÓŁPRACY Z NAMI.

» Akt chrztu Witolda Gombrowicza

Page 76: More Maiorum nr 20

KIE

LCE

■ STOLICA - Kielce■ WAŻNE MIASTA - Pińczów - Końskie - Sandomierz - Skarżysko-Kamienna - Włoszczowa - Staszów - Opatów■ ZNANE OSOBY - Wincenty z Kielczy - Stanisław Staszic - Ks. Piotr Ściegienny - Stefan Żeromski - Józef Lis

» Bazylika katedralna Wniebow

zięcia Najśw

iętszej Maryi

Panny, fot. Wikim

edia Com

mons

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

76More Maiorum

FAKTY

1171■ powstanie kolegiaty pw.

Najświętszej Marii Panny1364■ nadanie Kielcom prawa

magdeburskiego 1496■kardynał Fryderyk

Jagiellończyk nadaje

Kielcom herb1655■ zniszczenie miasta

podczas potopu szwedzkiego1789■ przejście miasta na

własność Rzeczypospolitej1809■ włączenie miasta do

Księstwa Warszawskiego

Page 77: More Maiorum nr 20

P O M O C N I K G E N E A L O G A

STRONY

■ Stankiewicze.com - indeksy z niektórych świętokrzyskich parafii■ Welka.pl - indeksy świętokrzyskich parafii■ Metryki.genealodzy - skany metryk z woj. świętokrzyskiego ■ Genbaza - skany metryk z woj. świętokrzyskiego■ Geneteka - indeksy świętokrzyskich parafii■ Szukajwarchiwach.pl - skany metryk z całej Polski■ Family Search - skany metryk z wielu świętokrzyskich parafii■ TGZCz- indeksy z niektórych parafii obecnego woj. świętokrzyskiego■ Matriculla - indeksy z niektórych świętokrzyskich parafii■ Narodowa.pl - skany ksiąg metrykalnych z parafii Kunów

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Kielcach ul. Janusza Kusocińskiego 57 25-045 Kielce■ Archiwum Państwowe w Kielcach Oddział w Jędrzejowie pl. Kościuszki 19 28-300 Jędrzejów■ Archiwum Państwowe w Kielcach Oddział w Sandomierzu ul. Żydowska 4 27-600 Sandomierz■ Archiwum Państwowe w Kielcach Oddział w Starachowicach ul. Hutnicza 14 27-210 Starachowice

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Diecezji Kieleckiej ul. Jana Pawła II 3 25-013 Kielce ■ Archiwum Diecezjalne w Sandomierzu ul. Katedralna 1 27-600 Sandomierz

■ Archiwum Diecezji Radomskiej ul. Malczewskiego 1 26-600 Radom

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

77 More Maiorum

1809■ włączenie miasta do

Księstwa Warszawskiego1815■ przejęcie Kielc przez

Rosję1844■ aresztowanie ks. Piotra

Ściegiennego przygotowującego

powstanie przeciwko administracji

rosyjskiej

1872■ w Łodzi zaczęły

powstawać pierwsze banki

1914■ zaprzysiężenie

w Kielcach I Pułku Legionów

Polskich

1939■ bombardowanie

miasta przez lotnictwo

niemieckie, początek okupacji

hitlerowskiej

Page 78: More Maiorum nr 20

» Michał D

rzymała, fot. H

istoria magistra vitae

» A

kt ch

rztu

Mic

hała

Drz

ymał

y, fo

t. sz

ukaj

war

chiw

ach.

pl»

Akt

ślub

u W

akeb

tegi

Drz

tnał

y z M

aria

nną

Budą

, fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

78More Maiorum

osoba miesiąca - Drzymała

Michał Drzymała urodził się 13 września 1857 r. we wsi Zdrój, ochrzczony tego samego dnia w parafii w Gro-dzisku Wielkopolskim. Był on synem Walentego Drzy-mały i Magdaleny zd. Buda.

Można powiedzieć, że jego narodziny były prezentem dla rodziców z okazji ich pierwszej rocznicy ślubu. Walenty Drzymała, 25-letni kawaler i Magdalena Flis (zd. Buda), 30-letnia wdowa pobrali się w Grodzisku Wielkopolskim dnia 14 września 1856 r.

Page 79: More Maiorum nr 20

79 More Maiorum

Page 80: More Maiorum nr 20

80More Maiorum

Page 81: More Maiorum nr 20

» FOT. W

IKIM

EDIA

CO

MM

ON

S

81 More Maiorum

Michał Drzymała 31 stycznia 1881 r. zawarł związek małżeński z Józefą Vetter. Para ta miała co najmniej trzech synów. Rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania, więc cały czas żyli „na walizkach”. Najpierw kupili dom od Niemca, który sprzedali po pięciu latach i przenieśli się do Słocinia. Stamtąd do Narożnik. W 1900 r. ruszyli w dalszą drogę. Jednym z „przystanków” były Rakoniewice, gdzie zatrzymali się na okres ośmiu miesięcy. Na-stępnie były Podgradowice, gdzie w 1904 r. Niemiec sprzedał im działkę ze stodołą. Aby wybudować na tej ziemi dom, potrzebna była zgoda władz pruskich. Drzymała nie miał zbyt wiele szczęścia, ponieważ w tym samym roku, w którym dokonał zakupu, wprowadzono ustawę o nie wydawaniu zgód na budowę osadniczą Polaków. Była to jedna z kolejnych akcji germanizacyjnych.

Drzymałowie przez dwa lata musieli mieszkać w stodole, która znajdowała się na zakupionej ziemi. Tam nie mieli też spokoju, ponieważ zabroniono im palenia – ogrzewania się tudzież podgrzewania posiłków. Najgorzej było podczas zimy, stąd Michał wpadł na pomysł zakupu cyrkowego – lub też cygańskiego – wozu, w którym zamiesz-kał z rodziną. O sprawie zrobiło się głośno m.in. w mediach polskich i zagranicznych. Drzymała trafił nawet do więzienia, w którym nie chciał jeść podawanych posiłków, ponieważ bał się, że mogą być otrute. Rodzina w sta-rym wozie mieszkała do maja 1908 r. Wtedy też przenieśli się do nowego wozu, który otrzymali w darze od ludu polskiego. Niedługo potem Drzymała ponownie został zamknięty w areszcie. Wówczas też znaleziono przepis o postoju wozów cygańskich nie dłuższym niż doba. Jemu jednak to nie przeszkadzało, ponieważ codziennie prze-suwał swój wóz o kilka metrów. Później jeszcze dopatrzono się drugiego przepisu, który mówił o wysokości, jaką musiał mieć dom mieszkalny – przynajmniej dwa i pół metra, czego nie spełniał wóz Drzymałów. Zostali niestety wyeksmitowali, po czym przenieśli się do ziemianki Również tam długo nie mieszkali, więc zostali zmuszeni do zakupu domu w Cegielsku wraz z ziemią.

W czasie I wojny światowej na froncie zginęło jego dwóch synów. W lipcu 1927 r. Drzymała uczestniczył w od-słonięciu pomnika Henryka Sienkiewicza w Bydgoszczy, a 1 października tego samego roku otrzymał od polskich władz ziemię w Grabównie. W 1931 r. wraz z żoną obchodził złote gody.

Michał Drzymała zmarł 25 kwietnia 1937 r. Zmarł mając 79 lat. Pochowany został w Miasteczku Krajeńskim. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W czasie II wojny światowej grób Drzymały uległ zniszczeniu –dewastacja przez hitlerowców, a jego żyjącą wów-czas żonę wywieziono do obozu na terenie Niemiec. Zmarła 25 marca 1942 r. w Grabau, czyli w Grabównie – wynika z tego, że udało jej się wrócić z obozu.

Page 82: More Maiorum nr 20

82More Maiorum

wydarzenie miesiąca

Kampania wrześniowa 1939 – działania wojenne na terenie Polski rozpoczynające II wojnę światową: walki przeciw agresji Niemiec prowadzone w dniach 1 września – 6 października 1939r. oraz od 17 września przeciw agresji Związku Socjalistycznego Republik Radzieckich (ZSRR). W sierpniu 1939 r. Adolf Hitler zawarł z Józefem Stalinem układ o nieagresji (pakt Ribbentrop-Mołotow), gwarantując

ZSRR wschodnią część terytorium Polski oraz państwa nadbałtyckie jako strefę wpływów. Polska licząc na pomoc Zachodu, zawarła sojusze z Francją i Wielką Brytanią. Uderzenie wojsk pancernych i zmotoryzowanych oraz lotnictwa miało zapewnić Niemcom szybkie zwycięstwo w krótkiej kampanii (tzw. wojna błyskawiczna – Blitzkrieg). W Polsce po ciężkich walkach na Pomorzu (Westerplatte, Kępa, Oksywka, Hel) i północnym Mazowszu, nad War-tą, na Śląsku i Podhalu wojska niemieckie przełamały linię oporu. Nie zdołali jednak okrążyć sił polskich, które wycofały się za Wisłę i San. Straty Polaków w walce z Niemcami, według Biura Odszkodowań Wojennych, wyniosły: 66 tys. zabitych, 134 tys. rannych i 420 tys. jeńców. Dodatkowo ponad ćwierć miliona żołnierzy i oficerów trafiło do niewoli niemieckiej. W walce z armią radziecką zginęło ok. 20 tys. polskich żołnierzy, którzy to w głównej mierze zostali zabici po wzięciu do niewoli. Niemcy w działaniach wojennych w Polsce stracili ok. 45 tys. żołnierzy, 1 tys. czołgów i 700 samolotów. Straty armii radzieckiej to 2,5 tys. zabitych i rannych oraz ok. 200 czołgów.

Page 83: More Maiorum nr 20

83 More Maiorum

Page 84: More Maiorum nr 20

Echo Sieradzkie, 12 września 1933 nr 252

Dziennik Poznański, 10 sierpnia 1939, nr 182

84More Maiorum

Nabita fuzja w ręku chłopca.

14-letni brat zastrzelił 24-letnią siostrę.

Częstochowa, 12 września. We wsi Wierzchowisko Górne wydarzył się okropny wypadek, który pociągnął za sobą życie młodej kobiety. Oto syn jednego z gospodarzy, 14-letni Władysław Cichocki, manipulując nabitą fuzją ojca śmiertelnie postrzelił stojącą w pobliżu 24-letnią sio-strę, Genowefę, która po kilku godzinach straszliwych cierpień zmarła. Okropny ten wypadek spowodowany nieumiejętnem obchodzeniem się młodego chłopca z nabitą fuzją, wywarł na do-monikach, jak i mieszkańcach wioski przygnębiające wrażenie.

Gdańsk, 15.9. (PAT.) Funkcjonariusze gdańskiej policji politycznej zatrzyma-li wczoraj trzech pełniących służbę listonoszy polskich: Edmunda Dąbrowskiego, Franciszka Rabkę i Stanisława Rakowskiego. Zatr-zymanych odprowadzono, grożąc użyciem siły w razie oporu, do prezydium policji. Przejrzano im całą korespondencję i odebrano kilkadziesiąt egzemplarzy „Illustrowanego Kuriera Codziennego” i „Kuriera Bałtyckiego” (zawieszonych na terenie w m. Gdańska).

Po przesłuchaniu listonoszy i spisaniu protokołów, zwolniono ich, oświadczając, że zostanie przeciwko nim wdrożone postępowanie karne za rozpowszechnianie wydawnictw zakazanych na terenie w. m. Gdańska.

z pierwszych stron gazet

Page 85: More Maiorum nr 20

!INDEKSY METRYKALNE Z PODBESKIDZIA!

Podbeskidzie na genealogicznej mapie Polski to biała plama - metryk brak, w archiwach państwowych niew-iele, a większość dokumentów znajduje się na parafiach. Pierwsza tego typu wyszukiwarka dla parafii z okolic Bielska-Białej jest już dostępna! Niesamowite efekty pracy Łukasza Kominiaka można zobaczyć tutaj.

WYSTAWA ARCHIWA RODZINNE

Prezentowane na wystawie archiwalia pochodzą z zasobu lubelskiego Archiwum i archiwów domowych stanowiących własność osób biorących udział w warsztatach archiwalnych odbywanych w lubelskim Archiwum w ramach ogólnopolskiej akcji „Archiwa Rodzinne”. Niniejsza wystawa jest pewnym podsu-mowaniem naszych dotychczasowych spotkań.

Przedstawione na wystawie fotografie, dokumenty oraz plany ilustrują nie tylko zawartość archiwów domowych ale także losy osób i rodzin, na tle historii kraju i regionu. W jej trakcie poznamy spuściznę archiwalną rodzin: Łosiów, Sobieszczańskich, Zawadzkich, Luchowskich, Barszczewskich, Rudnick-ich, Armatysów, Piesiewiczów, Skomorowskich, Glądałów, Kiernickich, Walterów oraz osób Stanisła-wa Jasińskiego (znanego pszczelarza) Romana Woroszyńskiego (starosty podhajeckiego i urzędnika lubelskiego urzędu wojewódzkiego), Józefa Minuty (żołnierza 12 Wołyńskiego Batalionów Strzelców, uczestnika bitwy pod Monte Cassino) czy też Tadeusza Imbora (pedagoga i wychowawcy). Na wystawie starano się pokazać całą różnorodność dokumentów wytwarzanych na przestrzeni wieków od czasów staropolskich aż do czasów współczesnych i przechowywanych w archiwach domowych.Wystawa przygotowana została z myślą o wszystkich osobach intersujących się historią własnej rodziny, poszukiwaniami genealogicznymi, starymi dokumentami i fotografiami.Patronat medialny nad wystawą „Archiwa Rodzinne” w lubelskim Archiwum objęły lokalne media: Kurier Lubelski, portal naszemiasto.pl, Radio Lublin, oraz TVP Lublin.

Otwarcie wystawy odbędzie się 18 września br. (czwartek) w Galerii Wystawowej Archiwum o godz. 16:30. Po otwarciu zapraszamy do Sali Konferencyjnej, gdzie o 17:10 spotkamy się z właścicielami prez-entowanych archiwów domowych. Wystawa będzie prezentowana do końca października br.

POMOCE Z CAW

Centralne Archiwum Wojskowe (CAW) na swojej stronie internetowej pod koniec lipca 2014 r. udostępniło pomoce archiwalno-wyszukiwawcze w postaci inwentarza Wojskowej Komisji Archiwal-nej, która po 1992 r. zgromadziła kopie dokumentów z archiwów rosyjskich, białoruskich, litewskich i ukraińskich, ukazujących losy żołnierzy i formacji polskich na terytorium ZSRR w II wojnie światowej (akta śledcze aresztowanych, akta deportowanych, kartoteki personalne jeńców). Uwaga: inwentarz NIE zawiera skanów! Strona WWW

ODKRYCIE - INWENTARY-ZACJA - DYGITALIZACJA

Małopolskie Towarzystwo Gene-alogiczne i Genealogia Polaków utworzyły doraźny zespół pod kierunkiem dr Stanko z Katedry Archiwistyki Uniwersytetu Papies-kiego Jana Pawła II.

85 More Maiorum

nowości

Page 86: More Maiorum nr 20

O zwyczajach polskiej szlachty:

***Z narodzinami wiązało się dość duża liczba prze-sądów. Należało do nich wylewanie wody z kąpie-li nowo narodzonego dziecka dopiero po trzech

dniach. Nowy członek rodziny był także przykry-wany starym, podartym płótnem. Miało to na celu osłonę dziecka przed demonami i złymi duchami

***Podczas obrad sejmowych posłowie jedli i pili (ist-nieli także sprzedawcy, którzy podawali im odpow-

iednie towary). Jeśli posłowie byli niezadowoleni z przemówienia, jednego z jego kolegów na sejmie,

to obrzucali go twardymi jabłkami i gruszkami.

***Śluby były bardzo okazałe. W roku 1637 Władysław IV wziął ślub z Cecylią Renatą. Na wesele zabito 40

tys. kogutów i kapłonów (specjalnie utuczony młody kogut), 20 tys. gęsi, parę setek wołów oraz „nieskońc-zoną ilość” dzikiego ptactwa. Co ciekawe, weselnicy uskarżali się na braki potraw. Powodem było praw-dopodobnie duża kradzież jedzenia. Wesela trwały minimum 3 dni, ale zdarzały się takie, które trwały

tygodniami.

***Popularne było podawanie ptaków w pełnym upier-zeniu, wykładanie na półmiski świnie i dziki, a także

ich farbowanie i złocenie.

***

Opis typowo polskich dewocji autorstwa Charlesa Ogiera „Podczas mszy, gdy ksiądz Ciało Pańskie

w górę podnosi, w usta, czoło, policzki i piersi silnie się biją i głową o ziemię uderzają”. Szlachta także

często wyjmowała szable podczas czytania Ewangelii (co zrozumiałe, bo graniczyliśmy z tureckim impe-rium). Jako pokuta za grzechy zdarzało się, że msza

była wysłuchiwana w pełnej zbroi i podniesioną szablą. Typowe było także leżenie krzyżem.

***

86More Maiorum

humor

Page 87: More Maiorum nr 20

» A

kt zg

onu

Fryd

eryk

a C

hopi

na -

met

ryka

nad

esła

na p

rzed

A. S

zcze

rbę

87 More Maiorum

Page 88: More Maiorum nr 20

88More Maiorum

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą…~Ks. Jan Twardowski

Współpracują z nami: