More Maiorum nr 30

92
More Maiorum 1

description

Lipcowy numer More Maiorum

Transcript of More Maiorum nr 30

Page 1: More Maiorum nr 30

More Maiorum 1

Page 2: More Maiorum nr 30

More Maiorum2

Redakcja More Maiorum:Redaktor Naczelny – Alan Jakman e-mail: [email protected] Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Małgorzata Lissowska, Alan JakmanSkład i łamanie tekstu – Alan JakmanOkładka oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Paweł Szymon Towpik–“twórzmy nowe herby oby-watelskie”, Rudolf Modrzejewski, czyli jak Polak podbił Amerykę, Hanka Sawicka i wyrwany akt urodzenia jej ojca, Genealogia Mich-ników, Szybki przewodnik – Ancestry.com, Województwo lubelskie (miasta+osoby+kalendarium), Nowości, HumorMarcin Marynicz – Trzeci w pokoleniu architektów, aktor i lektor, Województwo lubelskie, Osoba miesiąca, Z pierwszych stron gazetMałgorzata Lissowska – Kres państwowościPaweł Becker – Opowieść o Marii MościckiejAgnieszka Kubas – Międzywojenne strajki robotnikówGrażyna Stelmaszewska – Gabriel Galec »Płowy« – leśny z JatyOlga Diacova-Sosnowska – W poszukiwaniu korzeni –państwo SosnowscyIzabela Heropolitańska – odmowa przejrzenia ASC, wydania odpisu ASC lub nieodpłatnego wykonania fotokopiiEwa Fortak-Mordalska – Dla mnie wieś Czarnocin zawsze będzie miejscem wyjątkowymAnna Górska – Czy do genealogii trzeba dojrzeć?Marcin Niewalda– Tu była Polska? Rosja? Ukraina?

&Wszystkie prawa zastrzeżone

(włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie,

rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych

artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako

naruszenie praw autorskich.

&

Page 3: More Maiorum nr 30

More Maiorum 3

More Maiorumnr 7(30), 10 lipca 2015 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Najczęściej swoje niezadowoleniemanifestowali pracownicy fabryk, popierani przez związki zawodowe. Czy strajki pracowników z międzywojnia różniły się od dzisiejszych?

Postępowanie w wypadku odmowyumożliwienia przejrzenia aktów stanu cywilnego lub odmowy wydawania odpisu aktu stanu cywilnego

Jan Suzin na świat przyszedł 12 kwietnia 1930 r. w Warszawie jako syn Leona Marka Suzina i jego żony Heleny Marii zd. Mucharskiej. Para ta była nieco ponad półtora roku po ślubie, który miał miejsce 18 września 1928 r. również w Warszawie.

Dane z herbarza mogą być co najwyżej szkieletem do dalszych badań, pomocnym kierunkowskazem, ale nigdy podstawowym źródłem naszych badań

4 Wywiad z Pawłem Szymonem Towpikiem

Strajki w okresie międzywojennym58 Co zrobić, kiedy USC

odmówi wydania akt?

A w numerze również

34O przodkach Jana Suzina

66

4 WYWIAD Z PAWŁEM SZYMONEM TOWPIKIEM 22 RUDOLF MODRZEJEWSKI, CZYLI JAK POLAK PODBIŁ AMERYKĘ32 HANKA SAWICKA I WYRWANY AKT URODZENIA JEJ OJCA 34 TRZECI W POKOLENIU ARCHITEKTÓW, AKTOR I LEKTOR50 GENEALOGIA MICHNIKÓW52 KRES PAŃSTWOWOŚCI56 OPOWIEŚĆ O MARII MOŚCICKIEJ58 MIĘDZYWOJENNE STRAJKI ROBOTNIKÓW60 GABRIEL GALEC »PŁOWY« – LEŚNY Z JATY64 W POSZUKIWANIU KORZENI – PAŃSTWO SOSNOWSCY

66 ODMOWA PRZEJRZENIA ASC, WYDANIA ODPISU ASC LUB NIEODPŁATNEGO WYKONANIA FOTOKOPII70 “DLA MNIE WIEŚ CZARNOCIN ZAWSZE BĘDZIE MIEJSCEM WYJĄTKOWYM”78 CZY DO GENEALOGII TRZEBA DOJRZEĆ?80 TU BYŁA POLSKA? ROSJA? UKRAINA?82 SZYBKI PRZEWODNIK – ANCESTRY.COM84 WOJ. LUBELSKIE I GENEALOGIA88 OSOBA MIESIĄCA – KORNEL MAKUSZYŃSKI 90 Z PIERWSZYCH STRON GAZET91 HUMOR91 NOWOŚCI

Page 4: More Maiorum nr 30

More Maiorum4

Alan Jakman

1 Jaką drogą polski szlach-cic stawał się posiada-czem herbu?

Choć o heraldyce szlacheckiej napisano już bardzo wiele, nadal jednak jest tu mnóstwo spraw sła-bo wyjaśnionych, a często i mocno spornych. Przede wszystkim przy-pomnijmy, że szlachecki herb, tak jak i samo szlachectwo, mógł być dziedziczony jedynie po ojcu szlach-cicu i to w przypadku, kiedy urodze-nie miało miejsce w legalnym związ-ku małżeńskim. Dopuszczano też sytuację, kiedy dziecko urodziło się w związku niesakramentalnym, jed-nak ojciec-szlachcic ożenił się póź-niej z matką tegoż dziecka i uznał je za swoje. Co prawda w pamiętnym 1578 r. takiego wyjątku zakazano, jednak w 1768 r. zakaz cofnięto, ze skutkiem do 1578 r. To nie był je-dyny taki przypadek, kiedy w Rze-czypospolitej celowo nie respek-towano zasady, niedziałania prawa wstecz. Pochodzenie stanowe mat-ki w dziedziczeniu herbu nie miało przy tym znaczenia, bo i tak prawo stanowiło, że szlachcianki herbu swego nie przekazują. Tak więc, jeśli szlachcianka brała ślub z nieszlach-cicem, jej szlachectwo na męża, ani na ich potomstwo nie przechodziło. W posiadanie herbu szlacheckiego oczywiście wchodziło się również przy wejściu do stanu szlacheckiego, drogą adopcji herbowej do jednego z istniejących szlacheckich rodów lub drogą nobilitacji królewskiej. W przypadku tej pierwszej, adopto-wany przyjmował istniejący już herb rodu, który go adoptował, choć nie-raz mu go modyfikowano. Niemoż-liwym jest określić ile takich prywat-

nych adopcji mogło mieć miejsce. Z czasem zaczęto to dawne prawo zwyczajowe ograniczać konstytu-cjami, a ostatecznie w 1633 r. adop-cje herbowe zostały zakazane pod groźbą utraty szlachectwa osoby adoptującej i dodatkowo anulowano też wszystkie takie przypadki mają-ce miejsce od 1578 r. Przy nobilitacji królewskiej początkowo monarcha również adoptował do swojego ro-dowego herbu, nadając go zazwy-czaj w wersji uszczerbionej, a więc mniej lub bardziej zmienionej (np. herb Pogonia nadawany przez Ja-giellonów).

za Poniatowskiego przeprowadzono tysiąc nobilitacjiZ czasem jednak zaczęły domino-wać nobilitacje przy których po-wstawały zupełnie nowe herby. Od 1578 r. król mógł nobilitować tylko podczas obrad sejmu, za wiedzą po-słów lub w obozie podczas wojny, za szczególne męstwo. Od 1601 r. wprowadzono wymóg, że kandy-daci do nobilitacji musieli być pole-cani przez senat, sejm lub hetmana, a sama nobilitacja musiała być po-twierdzona konstytucją sejmową. Od czasów króla Jagiełły, aż po Po-niatowskiego, miało miejsce około 2150 nobilitacji, przy czym niemal tysiąc miało miejsce za czasów tego ostatniego. Nobilitacje z nadaniem herbu miały także miejsce i po roz-biorach. Specyficzne nobilitacje woj-skowe znał okres napoleoński, co ciekawe dopuszczały one możliwość

herbowej adopcji. Nobilitacje odby-wały się w tzw. Kongresówce oraz przede wszystkim z ręki poszczegól-nych zaborców. Były one zarówno dziedziczne, jak i jedynie osobiste, a więc nie przechodzące na potom-stwo i wygasające wraz ze śmier-cią uszlachconego. Niektóre z nich przychodziły automatyczne, gdyż otrzymywano je po przepracowaniu odpowiedniej ilości lat na określo-nych stanowiskach urzędniczych, albo też wynikały z awansu wojsko-wego. Trzeba też pamiętać o po-wstałej w ostatniej ćwierci XVI w. instytucji indygenatu, a więc uzna-

Paweł Szymon Towpik–“twórzmy nowe herby obywatelskie”

WYWIAD» fot. Paweł Szymon Towpik

Page 5: More Maiorum nr 30

More Maiorum 5

nia szlachectwa obcego. Zazwyczaj wiązało się to z przyjęciem istnie-jącego już herbu obcego, niekiedy w zmodyfikowanej jego formie. Początkowo indygenat był nada-wany przez króla i zatwierdzany przez sejm, ale już w I połowie XVII w. stał się domeną sejmu. Łącznie uzyskało go około 450 osób. Nie wszystkie jednak nobi-litacje i indygenaty weszły w życie, choćby ze względu na wprowa-dzony w 1775 r. i często niedo-pełniany obowiązek terminowego zakupu określonej wartości ziemi na terenie Rzeczypospolitej.

W okresie średniowiecza zapewne musiało też mieć miejsce zjawisko przejmowania herbów przez tzw. rycerstwo służebne, walczące pod znakami swoich możnych panów. Trudno jest bowiem wytłumaczyć w inny sposób, tak niekiedy bardzo dużą ilość rodzin, posługujących się tym samym herbem. Już bowiem w herbarzu Kaspra Niesieckiego mamy wymienionych np. po blisko 100 nazwisk u Ślepowronów i u Je-litów, ponad 100 u Leliwów, ponad 150 u Lubiczów oraz u Nałęczów i aż 300 u Jastrzębców. Tak duże rozrodzenie nie wydajne się możli-we, szczególnie jeśli weźmiemy po-równawczo pod uwagę liczebność poszczególnych rodów szlacheckich na Śląsku, gdzie herby i nazwiska przyjmowano wcześniej niż w Ma-łopolsce, Wielkopolsce, czy na Ma-zowszu oraz gdzie pod wpływem heraldyki niemieckiej, niemal każdy dopływ do uprzywilejowanego sta-nu, wiązał się z powstaniem nowego herbu, ściśle powiązanego z nazwi-skiem. Nadreprezentację niektórych średniowiecznych polskich herbów, trzeba też tłumaczyć zjawiskiem za-rzucania własnych herbów na rzecz tych bardziej znanych, należących do możnych urzędniczych rodów, szczególnie zaś, kiedy były do siebie podobne.

Gdzie jednak szukać początków herbów u rodzin, dla których fak-

tycznie były to własne herby rodo-we, od nikogo obcego nie przejęte? Przede wszystkim w różnych osobi-stych i rodowych znakach własno-ściowych, jakie widzimy szczególnie w godłach najstarszych pieczęci. Wzorując się na rodzinie panują-cych Piastów i kościelnych dygni-tarzach, wybitniejsi przedstawiciele polskiego rycerstwa przywieszają swoje pieczęcie do dokumentów w zasadzie już od schyłku XII w. Po-czątkowo godła tych pieczęci przed-stawiały różnego rodzaju układy kresek i łuków, nieraz przypominają nawet jakieś monogramy. Z czasem coraz częściej w tych znakach kre-skowych widać godła konkretnych późniejszych herbów, jak np. Awda-niec, Bogoria, Kościesza, Lis, Mą-drostki, czy Odrowąż. Jednocześnie już w I połowie XIII w. na Śląsku i II połowie XIII w. w innych dziel-nicach, na pieczęciach pojawiają się także godła obrazowe, przedsta-wiające różne motywy zwierzęce, roślinne, czy ludzkie (w tym także różną broń). Z czasem wyprą one większość wcześniejszych znaków kreskowych. Niektóre z tych ob-razowych godeł mogły pochodzić z chorągwi bojowej danego rodu, która obok różnych znaków wła-snościowych i idących od nich go-deł napieczętnych, również była zapewne ważnym źródłem powsta-jących herbów. Bez wątpienia, duże też znaczenie przy kształtowaniu

Szymon Paweł Towpik – historyk, doktorant Instytutu Historii Uni-wersytetu Zielonogórskiego, właściciel Ośrodka Badań Genealog-iczno-Heraldycznych i Regionalnych „HISTORIAE” (www.historiae.pl), członek Polskiego Towarzystwa Heraldycznego i Polskiego Towarzystwa Historycznego, współzałożyciel i sekretarz Polskiej Wspólnoty Heraldy-cznej (www.novaheraldia.net), członek zarządu Fundacji “Pro Heraldica”.

Prócz wielu opracowań wykonanych w ramach działalności zawodowej, jest także autorem kilkunastu artykułów naukowych, głównie dotyczą-cych genealogii, demografii i epigrafiki terenów będących przedmiotem jego szczególnych zainteresowań badawczych: Berezy Kartuskiej (Bi-ałoruś) oraz zielonogórskiej Ochli i Krempnej (Polska).

WYWIAD» fot. Paweł Szymon Towpik

Page 6: More Maiorum nr 30

More Maiorum6

się herbów rodowych miały wzor-ce przenikające do nas szczególnie z heraldyki czeskiej, śląskiej, węgier-skiej i ogólnie ujmując, niemieckiej. Proces naturalnego tworzenia się herbów przypadł w Polsce głównie na XIII i XIV w., w tym też czasie miało miejsce formowanie się stanu szlacheckiego, które przedłużyło się jeszcze na wiek XV. Z okresu śre-dniowiecza mamy informacje o nie-spełna 300 polskich herbach.

nie wszystkie nazwiska zakończone na -ski są szlacheckieW miarę rozrastania się rodów i uzy-skiwania przez szlachtę kolejnych przywilejów i nadań, powstawała też coraz większa liczba nowych osad, często daleko poza dotychczasowy-mi terenami gniazdowymi. Coraz częściej też dochodziło do różnego rodzaju obrotu posiadaną ziemią, a wraz z upływem czasu coraz bar-dziej też ulegała ona rozdrobnieniu. Wszystko to wpływało na koniecz-ność lepszej identyfikacji osobowej. Wspólny herb identyfikował więc i jednoczył rodowców. Znajomość herbów (ich wizerunków lub za-wołań) swoich bliskich przodków była ważna choćby z tego powodu, że ułatwiała udowodnienie swoje-go szlachectwa w przypadku jego zakwestionowania, czyli nagany. Źródła podają więc przynależność rodową, posługując się przy tym np. określeniami typu: „godło”, „si-gnum”, „arma”, „clenodio”, „proc-lamatio”… i stosunkowo późno, bo dopiero w XV w. słowem „herb”.

W średniowieczu identyfikowano również poprzez podawanie przy imieniu rycerza przydawki posesjo-natywnej, wskazującej najczęściej na aktualnie zamieszkiwaną i będącą

jego własnością osadę. Praktyka ta pojawia się już w XIII w., a mniej więcej od przełomu XIV i XV w. przydawki te coraz częściej przybierają końcówkę -ski, -dzki, -cki, by wiek później stać się już w tej for-mie zjawiskiem masowym. Jednak jeszcze w XVI w. wie-le z tych nazwisk mia-ło krótki żywot, bo zmieniały się wraz ze zmianą miejsca za-mieszkania. Zdarzało się, że rodzeni bracia nosili inne nazwiska, czy też, że jedna oso-ba występowała pod-czas swojego życia z kilkoma takimi „na-zwiskami”. Ale coraz częstsze były też takie, które przy dłuższym za-mieszkaniu rodziny, prze-kazywane były z pokolenia na pokolenie, a nawet pozo-stawiane, mimo zmiany miejsca zamieszkania. Wyjątkowy był tu przede wszystkim teren Śląska, skąd znamy wiele nazwisk szlacheckich powstałych już w I połowie XIV w. (a niekiedy nawet wcześniej), które dotrwały do czasów nam współcze-snych (oczywiście forma ich zapisu ustalała się zazwyczaj znacznie dłu-żej). Sytuacja taka była tam możliwa ze względu na fakt, że owa przy-dawka posesjonatywna stawała się nazwą herbu, a to działało zwrotnie, utrzymując w żywotności powstałe od przydawki tej nazwisko.

Trzeba tu także podkreślić, że nie wszystkie istniejące dziś nazwiska na -ski, -dzki, -cki, są szlacheckie, gdyż podobne, a niekiedy i identycz-ne, powstawały najpierw u miesz-czan, a później także u chłopów, nie zawsze też będąc nazwiskami od-miejscowymi. Co więcej, jest wiele

szlacheckich nazwisk odmiej-scowych, które nie noszą takich końcówek, by wymienić tu dla przykładu nazwiska: Roman i Cza-rzasty, powstałe od północno-ma-zowieckich wsi Romany i Czarzaste. Są też szlacheckie nazwiska patroni-miczne, a więc powstałe od imienia ojca, szczególne często spotykane na terenach Wielkiego Księstwa Litew-skiego, np.: Stankiewicz, Rałowicz, Wiesztort, ale nie tylko tam. Są wresz-cie nazwiska szlacheckie powstałe od przydomków, czy nawet przezwisk, choćby takie jak np. Wilk, Siłka, czy Kiełbasa. Geneza nazwisk szla-checkich i nie tylko szlacheckich, to

WYWIAD

Page 7: More Maiorum nr 30

More Maiorum 7

skądinąd bardzo ciekawy, ale bardzo też

obszerny temat…

2Czy każdy polski szlachcic musiał po-siadać herb?

Powszechnie uważa się, że każdy szlachcic musiał posiadać herb. Jeśli weźmiemy pod uwagę okres średniowiecza oraz XVI w. i panujące wtedy zasady obrony szlachectwa, to faktycznie ciężko było wtedy herbu nie mieć, a uści-ślając, nie znać przynależności rodo-wej swoich najbliższych przodków. Później jednak znajomość swojego

herbu nie była aż tak bardzo ko-nieczna, więc duża część szlachty w praktyce herbów przestała uży-wać i je pozapominała. Zdarzały się

też rodziny szlacheckie, które herbów najpraw-

dopodobniej nigdy nie posiadały. Naj-prawdopodobniej,

ponieważ nie zawsze możemy być co do tego pewni, ze względu na częsty brak stosownych źródeł do badań heral-dycznych danej rodziny. Są jednak przypadki, kiedy brak herbu wyda-je się być pewny i naj-częściej mamy z takimi sytuacjami do czynienia wśród drobnej szlach-ty z terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego,

gdzie w ogóle panowały odmienne od ziem Korony

Polskiej tradycje heraldycz-ne. Ale mamy też jeszcze nie-

porównanie częstszą sytuację, kiedy co prawda przedstawiciele

danej rodziny posługiwali się jakimś herbem, lub byli do jakiegoś nawet urzędowo przypisywani, ale nigdy nie był to ich prawdziwy herb rodowy.

Zacznijmy jednak od tego, że okres masowego powstawania sta-łych nazwisk w XVI w., wiązał się z postępującym wtedy odejściem od wspólnoty heraldycznej. Stan szla-checki był już uformowany, zaopa-trzony w liczne przywileje i mocno ukonstytuowany, miał też znacznie większy wpływ na monarchę niż wcześniej, dlatego ochrona jaką dawała niegdyś wspólnota rodowa, nie była już tak potrzebna. Pojęcie szlachectwa coraz bardziej wiązało się ze specyficznym, zgodnym ze szlacheckim prawem, ziemiańskim stylem życia. I kiedy stałe dziedzicz-ne nazwisko było już w zasadzie po-wszechne (choć oczywiście zdarzały

się oboczności), konstytucja z 1633 r. jako podstawę wywodu szlachec-twa wprowadziła dokumenty ma-jątkowe. Dotychczas bezwzględnie konieczni świadkowie z rodu ojca, matki i babki ojczystej, stracili na swoim dawnym znaczeniu, podob-nie jak znajomość swojego i ich herbów. Zyskało zaś bardzo szla-checkie nazwisko, a w konsekwencji wzmocniła się jego niezmienność. To wszystko przypieczętowało upadek dominacji systemu heral-dyczno-rodowego. Dla dużej części szlachty świadomość swojego herbu po prostu nie miała w codziennym życiu zbyt dużego zastosowania. Sy-tuacja taka miała szczególnie miej-sce u drobnej ubogiej szlachty, czę-sto dość marginalnie uczestniczącej w życiu społeczno-politycznym i go-spodarczym kraju, czy nawet swojego powiatu. A jeśli nawet jakaś doraźna konieczność użycia swojego herbu za-istniała, niejednokrotnie ratowano się herbem cudzym. Wywód heraldyczny stosowany był już rzadko, np. przy ubieganiu się: o indygenat, o wyższe urzędy i tytuły kościelne (np. kano-nicy katedralni, biskupi), o człon-kostwo w zakonach rycerskich (np. Zakonie Kawalerów Maltańskich), czy o zaszczytne ordery (np. usta-nowiony w 1765 r. Order Św. Sta-nisława Biskupa Męczennika). Nic więc dziwnego, że od 1772 r., kiedy zaczęły się wywody szlachectwa na terenach anektowanych przez pań-stwa zaborcze, czy też już w XIX w. przed Heroldią Królestwa Polskie-go, zdecydowana większość szlach-ty albo swoich herbów zupełnie już nie znała, albo też miała bardzo po-ważne problemy z ich identyfikacją. Zazwyczaj stąd też właśnie wynikały bardzo często błędnie przypisywane poszczególnym rodzinom herby. I co gorsze, takie fałszywe herby nie tylko ugruntowały się w tradycji tych ro-dzin oraz zaistniały w herbarzach, ale nierzadko weszły także do współcze-snych naukowych opracowań.

WYWIAD

Page 8: More Maiorum nr 30

More Maiorum8

Wracając do terenów Wielkiego Księstwa Litewskiego, od początku panowała tam duża samowola he-raldyczna i związany z tym bałagan. Pieczęć i herb nigdy też nie nabrały tam takiego znaczenia, jak miało to miejsce w Polsce. Jednym z głów-nych tego powodów był fakt, że w zasadzie aż do III Statutu Litew-skiego, a więc do 1588 r., nie było tam instytucji nagany szlachectwa w formie jaką znamy z ziem Koro-ny. Najczęściej mieliśmy bowiem do czynienia z sytuacją, kiedy zazwy-czaj podupadła materialnie bojarska rodzina, była przymuszana przez ja-kiegoś lokalnego urzędnika książę-cego lub jakiegoś możnego pana, do uiszczania dziakła (daniny w zbożu i sianie), płacenia czynszów, a nawet odrabiania pańszczyzny. Atakowana rodzina przede wszystkim broniła się przedstawiając dokument po-świadczający nadanie im przez ho-spodara własności ziemi w zamian za obowiązek świadczenia służby wojskowej. Oczywiście starano się też stawiać świadków, szczególnie zaś kiedy mogli to być jacyś rodow-cy na urzędach, ale dowód z doku-mentu była zazwyczaj wystarczający. Także w 1447 r., kiedy w przypadku utraty dokumentów pozwolono na dowodzenie z samych tylko świad-ków, nie musieli to być krewni, choć niejednokrotnie nimi byli. Nie żąda-no więc przez długi czas konkret-nych świadków, nie powoływano się na herby. Ale nawet w II połowie XVI w., kiedy wprowadzono nagany na wzór polski, oczyszczenie z niej wymagało znacznie mniejszego za-chodu. Tylko 4 świadków, po dwóch z rodów ojca i matki, a jeśli ród był już na wymarciu, można było powołać na świadków zaledwie 2 szlacheckich sąsiadów. Wszystko to w sytuacji, kiedy w Polsce nadal wy-maganych było aż 6 krewnych – po 2 z rodów ojca, matki i babki ojczy-stej. Nowe zasady nie miały także kiedy bardziej się zakorzenić, sko-

ro już w 1633 r., idąc za zmianami w Koronie, ponownie przywrócono prymat dokumentu.

zawołanie stało się częścią herbuInnym powodem słabej tradycji her-bu w Wielkim Księstwie Litewskim, jest późniejsze tam jego pojawienie się. Co prawda Jan Długosz pisał, że Litwini przed Horodłem herbów nie mieli, ale już dawno udowodnio-

no, że się w dużej mierze mylił. Nie-którzy litewsko-ruscy bojarzy uży-wali bowiem heraldycznych pieczęci już od co najmniej ostatniej ćwierci XIV w., nie wiemy natomiast jaka ich część mogła mieć jedynie cha-rakter znaku osobistego, a jaka była już traktowana jak herb rodowy. Pie-częcie te były wzorowane na heral-

dycznych pieczęciach niemieckich i zazwyczaj kreskowych ruskich.

Dla historii heraldyki litewsko-ru-skiej, unia horodelska z 1413 r. ma bardzo duże znaczenie. W jej trakcie bowiem, przedstawiciele co najmniej 47 polskich szlacheckich rodów, do-konali adopcji herbowej tyluż przed-stawicieli katolickich bojarów litew-skich. Ze strony polskiej szlachty był to gest niezwykły i zapewne wysoce emocjonalny, zważywszy na znaczenie, jakie odgrywała przyna-leżność rodowa, której symbolem

był darowany herb. Co więcej, ad-opcja ta objęła nie tylko potomstwo bezpośrednio adoptowanych, ale też ich krewnych po mieczu oraz owych krewnych potomków. Ad-optowane więc zostały całe litew-skie rody. Niedługo później, bo już w 1434 r. wszelkie przywileje uzyskane przez Litwinów w 1387

WYWIAD

» Podczas konferencji naukowej Instytutu Historii Białoruskiej Akademii Nauk - Bereza Kartuska 2014 r. /fot. Mikalai Sinkevich

Page 9: More Maiorum nr 30

More Maiorum 9

i 1413 r., w tym także prawo do herbów, otrzymali bojarzy ruscy i prawosławni. Nieprawdą zaś jest, co głosi „Kronika Bychow-ca” i co niestety nadal przewija się w różnych opracowaniach, że w 1453 r. na zjeździe w Parcze-wie, Polacy próbowali zgładzić li-tewsko-ruskich bojarów, i że kie-dy ci się o tym dowiedzieli, zwrócili Polakom nadane w Horodle herby i powrócili do swoich starych zna-ków. Udowodniono już bowiem, że podczas trwającego ówcześnie kon-fliktu, Litwini pisali antypolskie listy

do Krzyżaków, nadal pieczętując je polskimi herbami.

Jednak polskie herby nie kojarzyły się z własnymi rodowymi legenda-mi, chwalebnymi czynami przod-ków itp. historiami, a więc nie mogły aż tak bardzo wpisać się w litewsko -ruską tradycję. Rozprzestrzeniały

się po rodzinach bojarskich bar-dzo dowolnie. Prócz normalnego rozrodzenia, adopcji herbowych i nobilitacji, miało też miejsce swo-bodne przejmowane herbów od do-wolnych krewnych, od żon, a także z chyba już zupełnie dziś niemoż-liwych do ustalenia źródeł – być może nawet zwykłego estetycznego upodobania sobie, jednego z wize-runków herbowych. Ale na Litwie i Rusi funkcjonuje duża liczba tzw. herbów Własnych, o godłach czę-sto będących lub mocno sugerują-cych swoje powstanie z jakiś daw-nych indywidualno-własnościowych znaków kreskowych, a może nawet runów – jak niektórzy tego dowo-dzą (zresztą także w stosunku do niektórych herbów polskich). Dla większości z nich trudno jednak stwierdzić jak starą mogą mieć ge-nezę. Były też herby należące do osiadłych (w większości za czasów Witolda Kiejstutowicza) Tatarów, mające w godłach ich tamgi lub go-dła od nich się wywodzące.

Mimo jednak tak dużej swobo-dy herbowej, u wielu szczególnie drobnoszlacheckich rodzin, wywo-dzących się nierzadko z bojarów putnych (czy pancernych), żadnych herbów nie widzimy. Co więcej, nie wymusza ich nawet wprowadzo-ny w XVI w. wymóg pieczętowania dokumentów, którymi zawierane są różne transakcje i dyspozycje mająt-kowe. Prócz pieczęci stron, zawiera-jących jakiś układ, bądź pieczęci po-jedynczego wystawcy (np. testament) na sporządzanym dokumencie miały się także zawsze znajdować odciśnię-te pieczęcie zazwyczaj trzech, ale nie-raz i większej ilości świadków. Tam bowiem, gdzie nie ma odcisków sy-gnetów herbowych, często pojawiają się odciski z układami kresek, albo też różnego rodzaju prostymi mono-gramami. Heraldyka Wielkiego Księ-stwa Litewskiego, na pewno wymaga jeszcze wielu badań…

3 Jaka jest historia za-wołania herbowego? Czy każda rodzina herbowa posiadała

takie zawołanie?

Zawołanie zwane też proklamą, to był okrzyk spełniający rolę hasła, które miało za zadanie zwoływać, mobilizować, czy też ostrzegać członków rodu w jakichś wyjątko-wych sytuacjach. Np. jeśli jakiś ry-cerz został przygodnie napadnięty, wykrzykując zawołanie, tym samym wołał swoich krewniaków na ratu-nek. Podobnie było podczas bitwy, gdzie zawołanie pobudzało do wal-ki, pozwalało rozpoznać swoich lu-dzi lub zebrać ich, gdy się za bardzo rozproszyli. Używali go także pod-dani, np. przy napadzie na wieś wzy-wali nim swojego pana do obrony, ostrzegali pozostałych mieszkań-ców. Zawołanie musiało być na tyle częstym elementem ówczesnego życia, że dla rodów heraldycznych stało się werbalną częścią ich herbu. Nieraz także stawało się lokalnym elementem tradycji ludności poda-nej. Znane są bowiem przypadki, kiedy dana wieś ostrzegała się jesz-cze jakimś zawołaniem, mimo że już dawno związany z nim ród nie był właścicielem tej wsi.

Uważa się, że przynajmniej cześć zawołań powstała jeszcze zanim za-częto przyjmować różne wizerunki herbowe. Prawdopodobnie każdy z rodów jakieś zawołanie posiadał, a na pewno miały je wszystkie więk-sze, znaczące rody. Często też jeden ród używał kilku zawołań. Z róż-nych XIV i XV-wiecznych zapisków herbowych widać, że duża część za-wołań, jeśli nie większość, stanowiła także nazwę rodową. Było to więc swego rodzaju nazwisko całego rodu, lub jakiejś jego gałęzi.

Etymologia zawołań jest dość róż-norodna. O części z nich można

WYWIAD

» Podczas konferencji naukowej Instytutu Historii Białoruskiej Akademii Nauk - Bereza Kartuska 2014 r. /fot. Mikalai Sinkevich

Page 10: More Maiorum nr 30

More Maiorum10

powiedzieć, że pochodzą od imion, zapewne protoplastów rodów lub ich szczególnie wybitnych przed-stawicieli. I tak mamy np. zawoła-nie: „Grzymała” od Grzymisława, czy „Awdaniec” – ponoć od nor-mańskiego imienia „Auda”. Jest grupa zawołań, wywodząca się od przezwisk, powstałych zapewne ze względu na jakieś dominujące ce-chy charakteru, czy wyglądu, albo też związane z jakimś wydarzeniem: „Junosza” – młodzieniec, „Mądrost-ki” – niezbyt mądrzy, „Pierzchała” – co uciekli, pewnie z pola walki. Są też wskazujące na miejscowość gniazdową rodu, czyli osadę, z któ-rej ród się wywodził: „Brzezina”, „Bogoria”, „Łodzia”; gród, wokół którego zamieszkiwali i gdzie się chronili: „Biała”, „Rawa”, „Strze-gomia”, „Doliwa” – czyli do Liwa; albo rzeki: „Mozgawa”, „Prosna”, „Szreniawa”. Zdarza się też nazwa większego rejonu: „Pałuki” – czyli z ziemi pałuckiej, albo nazwa et-niczna: „Prus” – czyli, pochodzą-cy z bałtyckiego plemienia Prusów lub ogólnie z ich terytorium. Są również określenia stanu ducha, pewne określenia symboliczne: „Odwaga”, „Krzywda”, „Ostoja”, „Prawda”, czy „Świeboda” – czy-li wolność. Są też typowo bojowe: „Biją w łeb”, „Wali uszy” – czyli może „uderz w uszy”, albo ci co odcinają uszy, „Orzy-Orzy” – czyli „rżnij-rżnij”, albo „Zerwi kaptur”, ale też niektóre trudne do wyja-śnienia, np.: „Po trzy na gałąź” – czyżby wieszali na gałęziach swoich wrogów? Widać też, że bardzo wiele z zawołań było tożsamych z nazwą herbu, co tym bardziej dowodzi, że większość musiała funkcjonować także jako nazwy rodów.

4 Czy osoba, nie po-siadająca szlachec-kiego pochodzenia, mogła posługiwać się

herbem?

Na zachodzie Europy zdecydowa-nie tak. Prócz herbów szlacheckich, bardzo liczne były tam również herby mieszczańskie, a na niektó-rych terenach także i chłopskie (np. w Szwajcarii, czy na obszarze daw-nej Fryzji). Na ziemiach Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Li-tewskiego, było to zjawisko znacz-nie mniej powszechne, ze względu

na dominującą pozycję szlachty, która mocno broniła swojej uprzy-wilejowanej pozycji, w tym także prawa do herbów, uważając je za swoją tylko domenę.

Niewątpliwie istniały jednak herby mieszczańskie, zazwyczaj posia-dane przez przedstawicieli boga-tego patrycjatu. Najczęściej więc

WYWIAD

» Podczas jednej z zagranicznych kwerend archiwalnych – Wilno 2015 r. /fot. T. H. Piłat

Page 11: More Maiorum nr 30

More Maiorum 11

możemy odnaleźć je w dużych ośrodkach miejskich, mających też dobrze rozwinięty miejski samo-rząd. Doskonale znane są herby mieszczan gdańskich i toruńskich, ale też warszawskich, krakowskich, lwowskich, czy poznańskich. Znamy także przykłady z mniejszych miast. Wiele z herbów mieszczańskich graficznie niczym nie różniło się

od herbów szlacheckich. Tak samo składały się z tarczy, na której było jakieś obrazowe godło (motywy roślinne, zwierzęce, ludzkie, różne przedmioty) i znajdującego się nad nią ukoronowanego hełmu pręto-wego, całość otaczały labry, a hełm dodatkowo zwieńczony był jakimś klejnotem (często pękiem stru-sich piór). W przypadku nobilitacji mieszczanina, zazwyczaj stawały się herbami szlacheckimi, nierzadko bez jakichkolwiek zmian. W prze-ciwieństwie do herbów mieszczań-skich z zachodniej Europy, rzadko kiedy stosowano dominujący tam hełm tzw. „żabi pysk”, czy też rezy-gnowano z korony i medalionu. Ale funkcjonowały też herby bez korony i klejnotu oraz bardzo uproszczone, składające się z samej tarczy (zastę-powanej nieraz kartuszem) i godła w postaci jakiegoś znaku kresko-wego. W przypadku tych ostatnich w zasadzie powinniśmy już mówić nie o herbach, a o gmerkach. Były to osobiste lub rodowe znaki roz-poznawczo-własnościowe, zazwy-czaj w postaci różnego rodzaju układu kresek, krzywizn, kół, bę-dących też nierzadko monograma-mi. Używano je często bez tarczy i były one znacznie bardziej licz-ne niż mieszczańskie herby. Czę-sto też, a może przede wszystkim, używali je zwykli rzemieślnicy, czy drobni kupcy. Poszczególne miesz-czańskie herby mogły mieć bardzo różną genezę. Poza nielicznymi przypadkami nadań królewskich i magnackich, w Rzeczypospolitej w zasadzie herbów mieszczańskich nie nadawano. Było to przeciwień-stwem do np. krajów niemieckich, gdzie władca czynił to specjalnym listem herbowym. Także samo przyjęcie do prawa miejskiego, a więc uzyskanie obywatelstwa mia-sta i związanych z tym przywilejów, nie wiązało się z nadaniem herbu. Najczęściej herby mieszczańskie powstawały na bazie istniejących

już gmerków. Część ukształtowa-nych już herbów mieszczańskich przyniosły ze sobą rodziny, które przybyły do nas z różnych (acz szczególnie niemieckich) europej-skich krajów. Były też sytuacje, kie-dy rodzina mieszczańska wywodzi-ła się z osiadłej w mieście szlachty i nadal używała swego szlacheckie-go herbu, rzadko kiedy go jakoś modyfikując.

Innym przykładem herbu bez szla-chectwa, są co prawda rzadkie, ale jednak odnotowane przypadki po-siadania go przez wolnych chło-pów na Pomorzu i Śląsku. Dodam, że na pewno nie chodzi tu o zna-miona bartne, czy rybackie merki, które w wyglądzie przypominały mieszczańskie gmerki, a o obra-zowe godła na tarczy z hełmem. Ponieważ przypadki te nie były dokładnie badane (a przynajmniej ja nie znam konkretnego opraco-wania na ten temat), nie możemy wykluczyć, że mogą to być jed-nak herby osiadłych na wsi rodzin mieszczańskich, które wykupiły sołectwa, jakichś potomków pod-upadłej drobnej szlachty, albo też relikty średniowiecznego rycerstwa służebnego, czy też włodyków.

Znane są także przypadki używa-nia herbów przez nie pochodzą-cych ze stanu szlacheckiego wyż-szych duchownych (np. kanoni-ków i biskupów). Miało to miejsce przede wszystkim w średniowieczu i z czasem przypadki takie stawały się coraz rzadsze. Przyczyną tego były wprowadzane już od I poło-wy XV w. zakazy piastowania wyż-szych stanowisk kościelnych przez mieszczan, czy potomków chłopów. Istniały jednak ograniczone ilo-ściowo wyjątki dla osób z tytułem doktora teologii, prawa lub medy-cyny. W tej chwili każdy biskup, bez względu na swoje pochodzenie, może używać herbu.

WYWIAD

» Podczas jednej z zagranicznych kwerend archiwalnych – Wilno 2015 r. /fot. T. H. Piłat

Page 12: More Maiorum nr 30

More Maiorum12

5 Z czego biorą się nieścisłości w różnych herbarzach?

Przede wszystkim z ogro-mu tematu jaki podejmują. Wy-starczy, że uświadomimy sobie, jak wiele różnych błędów możemy po-pełnić przy opracowywaniu jednej tylko rodziny, i to zajmując się nią latami, by zupełnie zrozumiałym było istnienie błędów w opracowa-niach dotyczących setek, czy wręcz tysięcy rodzin. Siłą rzeczy zbieranie informacji o każdej z nich, musiało sprowadzać się do wykorzystania jedynie mocno ograniczonej ilości źródeł, a wykonywane później ana-lizy ich genealogii, czy przynależno-ści herbowej były zazwyczaj dość pobieżne. To zawsze generuje błę-dy. Takie ujęcie tematu, szczególnie w przypadku herbarza, dotyczącego całego obszaru dawnej Rzeczypo-spolitej, jest wymuszane zarówno przez ograniczony czas, jak też ogra-niczone środki finansowe na podję-te badania. Zauważmy, że herbarze były pisane przez pojedyncze osoby, nierzadko wykorzystujące na ten cel jedynie swoje prywatne fundusze. I nawet jeśli ich autorzy posiłkowali się finansowo jakimiś przedpłatami od zainteresowanych osób, mieli wielu przygodnych informatorów, czy nawet etatowych współpracow-ników, albo mogli korzystać z nie-istniejących już dziś źródeł, które wprost podawały informacje, jakie dziś możemy ustalić jedynie poszla-kowo, to i tak nie byli w stanie nie tylko uniknąć błędów, co niekiedy nawet zakończyć swych dzieł przed swą śmiercią (by wymienić tu choć-by Kojałowicza, Bonieckiego, Uru-skiego, czy Ostrowskiego).

Innym powodem jest presja ko-mercyjna, zazwyczaj wymuszająca przedkładanie ilości nad jakość. Im więcej bowiem herbarz zawierał bę-dzie nazwisk i związanych z nimi

choć szczątkowych informacji ge-nealogicznych i heraldycznych, tym większe jest grono potencjalnych kupujących, a tym samym łatwiej o sukces wydawniczy.

Jeszcze innym powodem nieścisło-ści i błędów w herbarzach, jest nie-doskonałość warsztatu badawczego ich autorów. Tu możemy wymienić bardzo wiele różnych czynników, zapewne zaistniałych zarówno przy zbieraniu materiału źródłowego,

analizie pozyskanych informacji, jak i samym redagowaniu poszczegól-nych haseł. Przede wszystkim mogą to być błędy powstałe już przy od-czytywaniu i tłumaczeniu oryginal-nych źródeł, sporządzonych w za-leżności od ich rodzaju, czy okresu i miejsca powstania, w różnych prze-cież językach (np. łacinie, ruskim, ro-syjskim, niemieckim – a to przecież tylko te najbardziej podstawowe na

ziemiach dawnej Rzeczypospolitej). Mogą to być także skutki wyciągania błędnych wniosków, choćby z po-wodu nadmiernego przywiązania do jakichś kryteriów badawczych (np. imionowego, nazwiskowego, geo-graficznego, dziedziczenia tytułów, urzędów, zawodów), czy też opiera-nia jednej hipotezy na innej równie wątpliwej. Istotnym błędem herba-rzy jest też wrzucanie pod jedno ha-sło wszystkich wzmianek o danym nazwisku, co w przypadku nazwisk

niezmiernie rzadkich ma jeszcze sens, ale w przypadku pozostałych jest nieuprawnionym sugerowaniem pokrewieństwa (szczególnie jeśli po-jedyncze wzmianki dzielą duże odle-głości geograficzne i czasowe). Z całą pewnością herbarze bardzo często też stanowią bezkrytyczną kompila-cję różnych innych wcześniejszych opracowań. A przecież nawet orygi-nalne urzędowe źródła mogły zawie-

WYWIAD

» Pieczęcie heraldyczne na dokumencie z II poł. XVI w. (fot. Paweł Szymon Towpik - dok. z LVIA Wilno)

Page 13: More Maiorum nr 30

More Maiorum 13

rać błędy, więc tym bardziej powin-no się weryfikować wtórne do nich opracowania. Znaną też sprawą jest często bezmyślne kopiowanie treści wywodów szlachectwa z akt różnych heroldii, tak jeśli chodzi o genealogie, jak i szczególnie często błędnie po-dawane tam herby.

Każdy jednak, kto doświadczył pra-cy badawczej przed erą komputerów i Internetu, doskonale wie, że daw-ne metody systematyzowania zebra-

nych informacji, siłą rzeczy musiał być mniej wydajne i bardziej narażo-ne na błędy, choćby z powodu ko-nieczności ręcznego przepisywania. Błędy w herbarzach mogą być też wynikiem zwykłego niechlujstwa, a też i niekiedy celowych fałszerstw.

Ale nawet gdyby współcześnie stwo-rzyć bardzo duży zespół doświad-czonych historyków i archiwistów,

dając im do pomocy najlepsze opro-gramowanie (np. OCRy, wspaniale uczące się ręcznego pisma, dosko-nale radzące sobie translatory, czy też niesamowicie pojemne i szybkie bazy danych z genialnymi algoryt-mami wyszukiwawczymi), i nawet jeśli projekt trwałby wiele lat, to i tak nie uniknęłoby się błędów, a może przy pokusie nadmiernej automaty-zacji byłoby ich jeszcze więcej. Na pewno też nie wyczerpano by tema-tu, a koszty takiego przedsięwzięcia

byłyby gigantyczne, niewspółmier-ne do efektów.

6 Który z herbarzy jest według Pana najbar-dziej dokładny, jeśli chodzi o zawarte

w nim informacje?

Według tego, co wcześniej powie-działem, powinienem teraz odpo-

wiedzieć, że żaden. Jeśli liczymy na gotowe genealogie i 100 proc. po-twierdzone herby, to o czymś takim zapomnijmy. Ale z drugiej też stro-ny, aż tak bardzo tych herbarzy nie demonizujmy. Wszystko zależy od tego, czego konkretnie w nich szu-kamy i jak to, co znajdziemy, potrak-tujemy. Jeśli interesuje nas informa-cja o przynależności herbowej danej rodziny, to zapewne bezpieczniejsze są herbarze powstałe przed wywo-dami szlachectwa w heroldiach, gdyż tym samym nie mogą one być nimi skażone. Pamiętajmy też, że autorzy najstarszych herbarzy za-mieszczali w nich dane często uzy-skane drogą bezpośrednich kontak-tów z opisywanymi rodzinami, albo też kontaktów z osobami skoligaco-nymi, sąsiadami, towarzyszami wal-ki itp. Im starszy więc herbarz, tym chyba większa szansa, że poprawnie identyfikuje herb z rodziną, bo im bliżej średniowiecza, tym pamięć o przynależności do konkretnego rodu heraldycznego powinna być większa. Dlatego nadal wartościowe dla informacji herbowej powinny być herbarze: Bartosza Paprockiego „Gniazdo Cnoty i Herby rycerstwa polskiego” z II połowy XVI w., 3-tomowy „Orbis Polonus” Szymo-na Okolskiego oraz „Compendium i Nomenclator” Wojciecha Wijuk-Kojałowicza z okolic połowy XVII w. i wreszcie 4-tomowa „Korona Polska” Kaspra Niesieckiego, wy-dawana w II ćwierci XVIII w. Przy rodzinach z pogranicza z Górnym i Dolnym Śląskiem, warto sięgnąć do herbarzy niemieckich, np. 2-tomo-wego „Schlesischer Kuriositäten” Jana Sinapiusa z lat 20. XVIII w. Te stare herbarze mają także swoją wartość genealogiczną. Szczególnie warto bowiem zwracać w nich uwa-gę na fragmenty, mówiące o poko-leniach żyjących w czasach, kiedy są one wydawane, czy też w okresie stosunkowo temu bliskim. Istotne są również te fragmenty, które są cy-

WYWIAD

» Pieczęcie heraldyczne na dokumencie z II poł. XVI w. (fot. Paweł Szymon Towpik - dok. z LVIA Wilno)

Page 14: More Maiorum nr 30

More Maiorum14

towaniem lub wskazaniem na inne pierwotne źródła, np. epitafia, elek-cje, konstytucje sejmowe, konkretne nobilitacje itp. Z tego względu są także wartościowe różne później-sze spisy szlachty np. „Wiadomość o klejnocie szlacheckim” Ewarysta Andrzeja Kuropatnickiego wydana za czasów Sejmu Czteroletniego, czy też z tego samego okresu „Zbiór na-zwisk szlachty” Piotra Nałęcza-Ma-łachowskiego, wznowiony jeszcze na początku XIX w. W późniejszym okresie liczba herbarzy gwałtownie wzrasta i trudno tu nawet odnieść się do tych najważniejszych. Zdecy-dowanie tracą one walory poznaw-cze, jeśli chodzi o poprawność przy-

pisywanych herbów. Z drugiej jed-nak strony, coraz więcej jest w nich informacji genealogicznych i coraz częściej mają one podane konkret-ne źródła. Są nimi głównie daty i miejsca dyskusyjnych wywodów przeprowadzonych przed heroldia-mi, ale pojawiają się już także opra-cowania, bazujące bezpośrednio na dawnym materiale archiwalnym, albo licznych od połowy XIX w. ich edycjach. Z tych konieczne jest wy-mienienie takich pozycji, jak: „Her-barz” Ignacego Kapicy Milewskie-go, „Poczet rodów w Wielkim Księ-stwie Litewskim w XV i XVI w.” Adama Bonieckiego i „Kniaziowie litewsko-ruscy do końca XIV w.”

Józefa Wolfa – wszystkie te pozycje wydane w ostatnich trzech deka-dach XIX w. Wartym wyróżnienia jest także obfity w szczegółowe in-formacje, choć na pewno nie po-zbawionym błędów, niedokończony 17-tomowy „Herbarz polski” Ada-ma Bonieckiego, wydawany od koń-ca XIX w. po niemal I wojnę świato-wą. Zdecydowanie mniej dokładny i bardziej bezkrytycznie kompilator-ski jest 15-tomowy herbarz „Rodzi-na” Seweryna Uruskiego, wydawany mniej więcej przez pierwsze dwie dekady XX w. Natomiast 31-tomo-wa „Złota Księga Szlachty Polskiej” Teodora Żychlińskiego, wydawana w ostatniej ćwierci XIX i w pierw-sze dekadzie XX w., wręcz roi się od błędnych powiązań genealogicz-nych. Na szczególną uwagę zasługu-je zaś, wydany w okresie międzywo-jennym „Herbarz rodzin tatarskich w Polsce” Stanisława Dziadulewicza.

hebarze nigdy nie powinny być pod-stawowym źródłemCo do herbarzy współczesnych, po-wiem tylko tyle, że wartościowe są jedynie te, które przede wszystkim podają dokładne źródła zamiesz-czanych informacji i jednocześnie nie są tylko kompilacjami pozycji już istniejących, ale wnoszą także nowe, niepublikowane jeszcze informa-cje. Wszelkie zaś opracowania, czy to drukowane, czy też internetowe, ograniczające się do podania suchej listy nazwisk z ponoć przysługujący-mi im herbami, z naukowego punktu widzenia nie mają żadnej wartości.

Żadnego z herbarzy nigdy nie trak-tujmy jako wyroczni. Każdy intere-sujący nas w nich zapis – o ile to jest możliwe – starajmy się zweryfiko-wać oryginalnymi źródłami z epoki,

WYWIAD

» Przy jednej z ekshumacji żołnierzy z okresu II wojny światowej– okolice Zielonej Góry, 2010 r. /fot. T. Czabański)

Page 15: More Maiorum nr 30

More Maiorum 15

których dotyczą. Dane z herbarza, jak często powtarzam, mogą być co najwyżej szkieletem do dalszych ba-dań, pomocnym kierunkowskazem, ale nigdy podstawowym źródłem naszych badań, czy ostatecznym ich wynikiem.

7 Największe przekła-manie herbowe z jakim się Pan spotkał...?

Odnośnie przypadków ro-dzin, które nie są szlacheckiego po-chodzenia, a mimo to wprowadzo-no je do herbarzy, albo nawet zdoła-ły się wywieść przed jakąś heroldią, mógłbym się wypowiedzieć przede wszystkim na przykładzie kilku prowadzonych przeze mnie badań komercyjnych. Proszę mnie jednak zwolnić z tego pytania. Obowiązuje mnie bowiem tajemnica zawodowa, szczególnie zaś w sytuacji, kiedy mó-wienie o przodkach moich klientów, musiałoby stawiać owych przodków w złym świetle. Tym bardziej, że są to akurat nazwiska dość rzadkie. O ile też wiem, moje badania i wyjaśnienia skutkowały tym, że żaden z klientów, mających takich przodków, już nie twierdzi, że jest szlachcicem.

Teraz jedynie chciałbym przestrzec, np. przed pracami przedwojenne-go Instytutu Kultury Historycznej, mieszczącego się przy ul. Mokotow-skiej 49 w Warszawie, prowadzo-nego przez Janusza Starykonia-Ka-sprzyckiego, któremu chyba często zdarzało się produkować dla swo-ich klientów nieprawdziwe wywody szlachectwa. Miałem okazję zetknąć się z takimi zafałszowanymi indywi-dualnymi opracowaniami, ale ślady tej działalności można także znaleźć w ogólnie dostępnej, wydawanej przez niego wielotomowej „Polskiej Encyklopedii Szlacheckiej”.

Z rodzin zaś, którymi zajmowa-łem się czysto naukowo, mógłbym

wspomnieć choćby o Wiesztortach i Hamszejach, którzy począwszy od Kojałowicza, po przypisy we współczesnych edycjach Metryki Litewskiej, łączeni są w jeden ród z Wiesztortami. Tak jednak w rze-czywistości nie było. Informując w wielkim skrócie, źródła dowo-dzą, że rodziny te były ze sobą sko-ligacone tylko poprzez ślub córki Jana Miszkowicza Wiesztortowicza z Jurijem Hamszejem, mający miej-sce zapewne u schyłku XV w. Obie rodziny pieczętowały się co prawda herbem Sulima, ale w ówczesnych realiach Wielkiego Księstwa Litew-skiego, wspólnego pochodzenia to jeszcze dowodzić nie może. Sam zaś Kojałowicz, żyjący na Litwie za cza-sów ostatnich Hamszejów, zapewne bezpośrednio od nich samych uzy-skał skądinąd dobrze odtworzo-ną genealogię, poza owym błędem w pierwszym i drugim pokoleniu, który jego informatorzy popełni-li (być może zupełnie świadomie, chcąc ukryć swoje neofickie korze-nie – bo i taka wyłania się hipoteza początków Hamszejów).

No i oczywiście sprawa tzw. „her-bów z sąsiedniej kartki” lub „są-siedniokartkowych”, jak to zjawisko ładnie nazywał i wytrwale nagłaśnia Adam Pszczółkowski, a co chyba po raz pierwszy sygnalizowane było już w przedwojennych artykułach Mie-sięcznika Polskiego Towarzystwa Heraldycznego. Proceder opierał się przede wszystkim na herbarzu Niesieckiego, a jego początki sięgają jeszcze I połowy XVIII w. Z powo-dzeniem korzystał z niego heraldyk Wojciech Wielądko, jednak na zupeł-nie masową skalę rozrósł się w okre-sie legitymacji przed heroldiami państw zaborczych. Na czym to po-legało? Jak już wspominałem, były rodziny szlacheckie, które herbów swoich nie posiadały, było też wiele, mających tzw. herby Własne, a jesz-cze większa ilość rodzin w II poło-

wie XVIII, czy w XIX w. po prostu herbów swych już nie znała. Do do-kumentów heroldii trzeba było jed-nak jakiś herb podać. W heroldiach zaś królował herbarz Niesieckiego. Jeśli ktoś przychodził z herbem własnym, nie mo¬gąc go znaleźć u Niesieckiego, heroldia zapisywa-ła rodzinę z herbem wizerunkowo najbardziej podobnym, szczególnie jeśli przy owym herbie widniało na-zwisko legitymowanej rodziny. Tym pewnie należy tłumaczyć m.in. przy-padek badanej przeze mnie rodziny Dzieżyców herbu Własnego, którą zatwierdzono w szlachectwie z her-bem Lubicz. Zdecydowanie jednak częściej szlachcic przychodził bez konkretnej znajomości herbu, a wte-dy procedura była następująca. Jeśli znaleziono u Niesieckiego identycz-ne lub bardzo podobne do wywo-dzonego nazwisko i był dla niego podany w herbarzu tym herb, wtedy stawał się on również herbem legi-tymującej się rodziny. Jeśli jednak nie znaleziono tego nazwiska, ani żadnego bardzo podobnego, wtedy zazwyczaj przewracano kartkę-d-wie (częściej wstecz, niż w przód) i przypisywano legitymującej się rodzinie pierwszy znaleziony przy jakimś nazwisku herb, lub też naj-bliższy herb opisany odrębnym artykułem. W ten właśnie sposób załatwiono m.in. badane przeze mnie rodziny: Wiesztortów, dając im herb Waszkiewicz, Bosiackich, zapisując z Bogorią, czy Poma-skich z herbem Łopot. We wszyst-kich tych przypadkach zupełnie nie przejmowano się faktem, że rodzi-ny, które w ten sposób „udostęp-niły” swój herb, były zupełnie dla wywodzących się rodzin obce. Co więcej, zdarzają się też przypadki, kiedy zapisany przy wywodzie herb w ogóle nie sposób wytłumaczyć. Taki proceder prowadziły wszyst-kie heroldie, choć z różnym nasi-leniem. Zdecydowanie najmniej jest tego w aktach heroldii pruskiej,

WYWIAD

Page 16: More Maiorum nr 30

More Maiorum16

więcej w austriackiej (działającej na terenie Galicji i Lodomerii), a jesz-cze więcej w rosyjskiej, zaś zupeł-nie już przoduje w tym działająca w latach 1836-1861 Heroldia Kró-lestwa Polskiego. Przy okazji tak fał-szowanych herbów, niejednokrotnie fałszowane są także same genealogie i niekiedy jest to tak ordynarnie wyko-nane, że już przy ogólnej analizie na-stępujących po sobie pokoleń widać, choćby z międzypokoleniowych od-ległości czasowych (np. gdy starcom rodzą się gromadki dzieci), że mamy do czynienia z jakimś wymysłem. Taki zaś przypadek miałem ostatnio przy wy¬wodzie rodziny Osipowskich, o której skądinąd wiadomo, że bez-sprzecznie szlachtą o wczesnonowo-żytnym rodowodzie była. Są też przy-padki zupełnych już fałszerstw, kiedy zatwierdzona w szlachectwie zostaje wzbogacona rodzina mieszczańska, czy neoficka, a słyszałem o przypad-kach rodzin chłopskich.

Trzeba też dodać, że i współcześnie spotykam się (i pewnie nie ja jeden, a wielu z nas) z osobami, które nie mają prawa do używania danego herbu, nazwiska, czy tytułu, a jed-nak świadomie to czynią…

8 Jeśli w metryce zapi-sano, że nasz przo-dek posiadał herb, to od czego zacząć

poszukiwania, by potwier-dzić tę informację?

Co prawda zdarzają się zapisy me-trykalne, które mogą bezpośrednio podawać herb, np. nazwisko będą-ce jednocześnie nazwą herbu, albo np. umieszczenie nazwy herbu w dwuczłonowym nazwisku,…, albo podawanie jakiegoś przydomku tożsamego z nazwą herbu, zasad-niczo jednak metryki nie wskazują przynależność herbowej, a jedy-nie mogą świadczyć o przynależ-

ności do stanu szlacheckiego. By zaś ustalić, czy zweryfikować herb, przede wszystkim powinniśmy mieć wiarygodną i możliwie jak najda-lej wstecz odtworzony rodowód naszego nazwiska. Jedna uwaga: warto nie ograniczać się jedynie do bezpośredniej ojcowskiej męskiej linii naszych przodków, ale starać się także odtworzyć poszczególne męskie linie idące od braci naszych pradziadów w poszczególnych po-koleniach. Nierzadko bowiem, bar-dzo ważne informacje odnośnie poszukiwanego herbu mogą znaj-dować się w dokumentach, doty-czących akurat nie naszych bezpo-średnich przodków, a ich stryjów, braci, braci stryjecznych, czy synow-ców. W pierwszej więc kolejności, powinniśmy sięgnąć po kościelne księgi metrykalne. Tak odtworzony rodowód, będzie dla nas swego ro-dzaju stelażem, niezbędnym do pro-wadzenia poszukiwań już w innych

WYWIAD

» Fragment dokumentu w języku ruskim z pieczęcią opłatkową z XVII w. /fot. Paweł Szymon Towpik (dok. z LMAVB Wilno)

Page 17: More Maiorum nr 30

More Maiorum 17

źródłach. Dopiero po tym etapie możemy rozglądnąć się po różnych herbarzach, a w dalszej kolejności sprawdzić, czy nie zachowały się jakieś wywody szlachectwa przed którąś z zaborczych heroldii, czy też przed podporządkowaną heroldii ro-syjskiej heroldią Królestwa Polskiego. To mogą być dokumenty powstałe od I rozbioru, po I wojnę światową. Nie-kiedy już na tym etapie udaje się uzy-skać poszukiwane informacje o herbie naszej rodziny. Ale uwaga(!) – w żad-nym wypadku nie powinniśmy na tym etapie zaprzestać dalszych poszukiwań, bo zapisy w herbarzach, czy dokumen-tach legitymacji szlacheckich często są błędne. Pozyskane z tych źródeł dane, zapewne jednak pomogą nam w dal-szych szczegółowych badaniach. I tu, jeśli rodzina posiadała jakiś większy majątek ziemski, powinniśmy spraw-dzić, czy zachowały się jakieś związane z nim dokumenty, bo na niektórych z nich mogą znajdować się pieczęcie z herbem owych przodków, zazwyczaj w postaci lakowych pieczęci sygneto-wych. Podobnie też, jeśli nasz przodek pełnił jakiś urząd, jego pieczęć herbo-wa może znaleźć się na wystawionym przez niego dokumencie.

Zawsze też należy sprawdzać księgi sądów szlacheckich (np. grodzkich, ziemskich, podkomorskich) z tere-nów, gdzie przodkowie mieszkali. Dla niektórych ziem zachowały się one aż po schyłek XIV w., z treścią niekiedy dotyczącą jeszcze wcze-śniejszego okresu. Po pierwsze, są to podstawowe źródła do odtwarzania genealogii w okresie przedmetrykal-nym, a po drugie, jest to ogromna kopalnia bardzo różnorodnych, niekiedy nawet zupełnie niesamo-witych historii z życia codziennego. Będą tam więc m.in. zapisy odno-śnie kupna-sprzedaży, dzierżaw, czy pożyczek pod zastaw nieruchomo-ści, zapisy posagów wnoszonych do małżeństwa przez żony, czy też wian na wypadek wdowieństwa za-

pisywanych przez mężów, wydzie-lanie majątków dla dzieci, spisane testamenty, sprawy spadkowe, spo-ry graniczne, ale też i różne sprawy kryminalne, z rozbojami, zabójstwa-mi, najazdami i podpaleniami włącz-nie. Przy tych wszystkich spisywa-nych wydarzeniach niejednokrotnie można natrafić na informacje do-tyczące przynależności herbowej. Szczególnie zaś cenne są, znajdujące się w księgach sądowych, różnego rodzaju szlacheckie genealogiczno-heraldyczne wywody, sporządza-ne choćby przy okazji dowodzenia praw do jakiejś nieruchomości, czy już bezpośrednio związane ze spra-wami nagany szlachectwa, a więc jego kwestionowania i obrony.

ważnym źródłem jest Metryka KoronnaNaganami w ostatniej ćwierci XVI w. zaczęły zajmować się powstałe wte-dy Trybunał Główny Koronny i od-powiadający mu Trybunał Główny Litewski (sądy apelacyjne dla więk-szości spraw sądów szlacheckich). Niestety akta po tym pierwszym za-chowały się w ilości śladowej, gdyż zostały spalone przez Niemców w 1944 r., razem z ogromną ilością innych staropolskich archiwaliów, znajdujących się wtedy w Warsza-wie. Dzięki wspomnianym księgom sądów szlacheckich, zazwyczaj do-trzemy do okresu powstania ba-danego przez nas nazwiska. Jeśli jednak chcemy doprowadzić bada-nia heraldyczne do końca, musimy przejść z poprawnie odtworzoną ge-nealogią, od okresu szlacheckiego, do czasów średniowiecznego rycer-stwa. Od tego momentu zaczyna się najtrudniejszy i najbardziej niebez-pieczny etap badań. Ławo bowiem zagubić się w zmieniających się, nie-kiedy używanych zaledwie kilka-kil-kanaście lat, „nazwiskach” (których

od pewnego momentu w ogóle nie będzie), czy jednopokoleniowych patronimikach, przy jednoczesnym pomijaniu przez źródła informacji o herbie lub częstych zmianach po-siadanych przez przodków miejsco-wości. Z drugiej jednak strony, wraz z coraz większym zagłębianiem się w okres średniowiecza, powinniśmy odnajdować informacje, wskazujące na konkretny ród heraldyczny, z któ-rego wywodzą się nasi przodkowie, a tym samym w pełni już zweryfiku-jemy ich herb.

Bardzo ważną grupą źródeł, które mogą dostarczyć nam kluczowych informacji przy ustalaniu herbu, jest także Metryka Koronna, Me-tryka Mazowiecka i Metryka Li-tewska, a więc mówiąc najkrócej, zbiory dokumentów wystawianych przez kancelarie: królewską, książąt mazowieckich i wielkiego księcia li-tewskiego. Zachowane księgi sięga-ją I połowy XV w., choć i tu znaj-dziemy wiele informacji o czasach wcześniejszych. Przede wszystkim będziemy szukać wystawionych na-szym przodkom: królewskich i ksią-żęcych nadań ziemi, przywilejów ekonomicznych, sądowych immu-nitetów, czy nominacji na urzędy. Znajdziemy ich tam również, jeśli użytkowali królewszczyzny, albo je-śli np. mieli jakieś sprawy proceso-we, toczące się przed obradującym sejmem (np. karne, grożące utratą praw, banicją, a nawet gardłem). Istotnym źródłem genealogicznym, ale też i pozwalającym odtworzyć status majątkowy rodziny, będą in-formacje zawarte w znajdujących się tam również rejestrach podat-kowych (np. podatku łanowego, pogłównego, podymnego). Tam też znajdziemy rejestry wojskowe oraz wiele innych, cennych dla naszych badań źródeł.

Nie możemy także zapominać o ważnej kopalni wiedzy genealo-

WYWIAD

Page 18: More Maiorum nr 30

More Maiorum18

gicznej i heraldycznej, jaką bez wąt-pienia stanowią różnego rodzaju akta po wyższych urzędach kościel-nych, znajdujące się w archiwach diecezjalnych i archidiecezjalnych. W księgach biskupich znajdziemy m.in. sprawy, dotyczące udzielanych dyspens małżeńskich, przy których często pojawiają się informacje o przynależności herbowej, a tak-że sporządzone podczas wizytacji opisy parafii z informacjami o wła-ścicielach dóbr. W księgach sądów konsystorskich możemy znaleźć in-formacje heraldyczne podane przy okazji rozstrzygania szlacheckich sporów o patronat nad danym ko-ściołem. Interesujące nas osoby mo-gły także wchodzić w osobiste spory z duchownymi, zakończone proce-sami. Mogły również prowadzić z kościelnymi instytucjami spory o ziemię, zbiegłych poddanych, czy jakieś poczynione szkody. Archiwa-lia pokonsystorskie zawierają także sprawy związane z unieważnianiem małżeństw, zapisy testamentowe i spadkowe. Być może też znajdzie-my naszych przodków w księgach administracyjnych i majątkowych, jako bezpośrednich zarządców lub dzierżawców kościelnych dóbr. Jeśli mieliśmy krewnych stanu duchow-nego, być może piastowali oni, albo przynajmniej ubiegali się, o różne kościelne urzędy i godności. Warto więc to zweryfikować np. w księgach beneficjów, czy też księgach kapitul-nych (katedralnych, kolegiackich, czy zakonnych). Ponieważ wyższe urzę-dy i godności kościelne były już od schyłku średniowiecza zarezerwowa-ne dla szlachty, więc niejednokrotnie trzeba było to pochodzenie genealo-gicznie i heraldycznie wykazać, co też skrzętnie w aktach notowano.

Z archiwów kościelnych warto też wspomnieć o archiwach, znajdują-cych się przy seminariach duchow-nych oraz archiwach przyklasztor-nych.

Będąc tak w archiwach państwo-wych, jak i kościelnych, ale też w różnych muzeach, czy dużych bibliotekach, pamiętajmy o znaj-dujących się tam kolekcjach luź-nych dokumentów, sięgających często jeszcze czasów średniowie-cza. Te najstarsze pergaminowe mają przywieszone na podobnych paskach lub konopnych sznurkach woskowe pieczęcie, zaś na póź-niejszych zobaczymy już pieczęcie

sygnetowe, odciśnięte bezpośred-nio w papierze lub w laku.

Choć w dwóch zdaniach wspo-mnieć też trzeba o może nie aż tak bardzo licznych, niemniej war-tościowych dla badań herbowych, zachowanych zabytkach epigra-ficznych i funeralnych. Mam tu na myśli różnego rodzaju nagrobki i epitafia, szczególnie liczne na Ślą-sku i częściowo w Wielkopolsce, ale też niekiedy obecne na innych terenach. Zazwyczaj znajdziemy bowiem na nich nie tylko herb oj-czysty osoby, dla której obiekt ów wystawiono, ale też często herb matki, babki ojczystej i babki ma-cierzystej, a nieraz nawet jeszcze dalszych krewnych. Herby znaj-dziemy także na trumnach oraz na trumiennych portretach.

Jest naprawdę bardzo wiele róż-nego rodzaju źródeł, na podsta-wie których możemy weryfiko-wać, czy też ustalać od podstaw herb naszego przodka. Pamiętaj-my jednak, że poszukiwania he-raldyczne mogą trwać nieraz lata-mi, zanim uda nam się osiągnąć sukces, a czasami też, mimo zba-dania bardzo wielu różnorodnych źródeł, pozostaniemy nadal bez odpowiedzi…

9 Pięć największych błędów popełnianych w trakcie poszukiwań herbowych krewnych

przez genealogów?

Jeśli w jakichś źródłach, dotyczą-cych naszego przodka, pojawiają się odnośnie niego określenia, jaki-mi wyróżniano szlachtę, nie ozna-cza to jeszcze, że przodek ten był szlachcicem. Wystarczy bowiem, że mieszkał z dala od terenów, gdzie się urodził (a więc mieszkał tam, gdzie nieznano jego pochodzenia) i jedno-cześnie prowadził życie ziemiańskie (np. był zarządcą, dzierżawił jakiś majątek), albo też ogólnie wyróżniał się w swoim otoczeniu wyższym poziomem majątkowym, jakimiś bli-skimi relacjami ze szlachtą (np. miał żonę szlachciankę), by takie okre-

WYWIAD

» Fragment pierwszej strony aktykacji dokumentu z genealogią rodziny Wasilewskich w jednej z ksiąg Sądu Grodzkiego Prużańskiego z końca XVIII w. /fot. Paweł Szymon Towpik (dok. z NIAB Mińsk)

Page 19: More Maiorum nr 30

More Maiorum 19

ślenia, jak „generosus”, „urodzo-ny” itp. mogły się niekiedy wkraść do związanych z nim metryk, czy jakichś innych dokumentów. Wery-fikując szlachectwo zawsze trzeba brać pod uwagę różnego rodzaju dokumenty, wystawiane w różnych miejscach, na przestrzeni możliwie jak najdłuższego okresu.

Kiedy mamy już dobrze udokumen-towane, nie budzące wątpliwości

szlachectwo, i jesteśmy na etapie poszukiwań przynależnego nam herbu, nie poprzestawajmy na jego wyłącznym sprawdzeniu w herba-rzach. Podobnie też nie przyjmujmy bezkrytycznie informacji o herbie podanej w dokumentach wytwo-rzonych przy okazji różnych wy-wodów szlachectwa. Szczególnie zaś uważajmy na legitymacje przed zaborczymi heroldiami i Heroldią Królestwa Polskiego, w których jak wiemy królowała patologia herbów z sąsiedniej kartki.

Tak samo też bądźmy uważni na wielopokoleniowe genealogie poda-wane przy wywodach szlachectwa. To, że została ona przyjęta do ksiąg sądowych, albo też była podstawą zatwierdzenia w stanie szlacheckim przez jedną z heroldii, nie oznacza

jeszcze, że jest prawdziwa, że nie ma w niej nieumyślnych błędów, ale też i celowych zafałszowań. Zawsze starajmy się weryfikować takie gene-alogiczne wywody i herby, możliwie dużą ilością pojedynczych, najlepiej oryginalnych dokumentów, wytwo-rzonych czasowo możliwie jak naj-bliżej zdarzenia, którego dotyczą (względnie ich wiarygodnymi edy-cjami). Dla przykładu załóżmy, że w sądowym wywodzie szlachectwa

z końca XVIII w., mamy podane imię jednego z przodków, żyjącego na początku np. XVII w., a jedno-cześnie dotarliśmy też np. do dwóch dokumentów z połowy XVII w., gdzie syn tegoż przodka, składając zeznania w jakiejś tam sprawie, po-daje zupełnie inne imię ojca. Roz-sądnym jest więc dać wiarę synowi, a nie np. praprawnukom, którzy wy-wodzili się półtora wieku później.

Uważajmy na powtarzalność imion i nazwisk, która może skierować nas na niewłaściwych przodków i niewłaściwy herb. Zdarzało się bo-wiem, że w jednej szlacheckiej wsi, czy też tzw. okolicy szlacheckiej, żyły w tym samym czasie dwie rodzi-ny o tym samym nazwisku, często wziętym od nazwy owej miejscowo-ści, a jednak rodziny te wywodziły

się z różnych rodów heraldycznych. Przy jednoczesnej powtarzalności imion i nie występowaniu, a raczej nie odnotowywaniu w metrykach przydomków poszczególnych linii, koniecznym może okazać się kom-pleksowe odtworzenie wszystkich występujących w metrykach osób o tym nazwisku oraz szczególnie dokładne i obszerne śledzenie za-pisów w księgach sądowych, reje-strach podatkowych i wojskowych, jak i innych źródłach.

Pamiętajmy także, że niektóre herby, choć powstały niezależnie od siebie, w różnym czasie i na różnym tere-nie, poprzez przynależność do tej samej, czy też bardzo podobnej kul-tury materialnej i duchowej, mogły wyglądać bardzo podobnie, a pew-nie nieraz zdarzały się i niemal iden-tyczne. Niestety sprzyjało temu nie-istnienie w Rzeczypospolitej insty-tucji centralnej heroldii. Sytuacja ta może więc skutkować zbyt pochop-nemu wywodzeniu mniej znanych rodzin, od rodów heraldycznych bardziej utrwalonych w źródłach. Co więcej, zdarzały się też przypad-ki zarzucania przez rycerstwo, czy później szlachtę, swoich pierwot-nych herbów na rzecz podobnych, ale należących do wpływowych i możnych rodów. Niekiedy też herb był zmieniany na zupełnie inny.

I może już ostatni przykład takiego dużego niebezpieczeństwa podczas badań. Chodzi o tzw. nagany szla-chectwa, których analizy wymaga-ją szczególnej uwagi i konfrontacji z istniejącymi, wcześniejszymi źró-dłami. Znane mają być przypadki, kiedy proces nagany, z założenia mający ujawnić oszusta podającego się za szlachcica, mógł być tak od-powiednio ustawiony (dzięki prze-kupionym, mówiącym nieprawdę świadkom), że w rezultacie stawał się furtką pozwalającą na wejście do szlacheckiego stanu. Są nawet

WYWIAD

» Fragment pierwszej strony aktykacji dokumentu z genealogią rodziny Wasilewskich w jednej z ksiąg Sądu Grodzkiego Prużańskiego z końca XVIII w. /fot. Paweł Szymon Towpik (dok. z NIAB Mińsk)

Page 20: More Maiorum nr 30

More Maiorum20

teorie, że niektóre nagany były ce-lowo wszczynane, by takie oszu-stwo zaszło. Osobiście nie znam udowodnionych przypadków takich ustawionych nagan, niemniej warto mieć świadomość, że coś takiego mogło zajść.

Te zmiany herbów, czy ustawione nagany, to są słabo naukowo zbada-ne kwestie, bo i też trudne do badań.

10 Czy wśród Pana klientów pojawiają się osoby, które

wyrażają chęć posiadania herbu, mimo że ich pocho-dzenie na to nie wskazuje?

Dość często mam klientów, którzy chcą zweryfikować rodzinne prze-kazy o szlacheckim pochodzeniu i ustalić, jaki przodkowie mieli herb. Oczywiście badania takie kończą się różnie. U jednych faktycznie okazu-je się, że ich męska linia przodków to szlachta, której początki nierzad-ko udaje się odnaleźć jeszcze w śre-dniowieczu. U innych pojawia się szlachta jedynie gdzieś tam po ką-dzieli. Są też klienci, u których nie ma żadnych szlacheckich przodków. W tym pierwszym przypadku, nie zawsze jest możliwe odnalezienie właściwego herbu, choćby z tego powodu, że dana rodzina szlachec-ka mogła go po prostu nigdy nie posiadać. W drugim przypadku, na-wet jeśli udało się ustalić konkretne herby, zgodnie z tradycją, wynika-jącą z prawa, jakie funkcjonowało w I Rzeczypospolitej, nie należy tych herbów przyjmować za swoje. Tym bardziej więc w trzeciej z sytu-acji, a więc posiadając samych nie-szlacheckich przodków, nie można być uprawnionym do używania hi-storycznych herbów.

Co prawda adopcji herbowych sejm zakazał jeszcze w I połowie XVII w.,

króla dziś nie mamy, a współcze-sny sejm herbami rodowymi już się nie zajmuje, nie ma jednak po-wodu zabraniać posiadania her-bu osobom, których przodkowie herbów nie mieli. Choć znany jest przypadek z 2002 r., kiedy to pod-czas sporu pomiędzy Habsburga-mi a Browarem Żywiec, polski sąd apelacyjny uznał, że herb rodowy „stanowi dobro osobiste, niezależ-nie od utraty jego znaczenia w ży-ciu publicznym”, było to bardziej oceną rozpatrywanego wtedy stanu faktycznego, niż wykładnią obowią-zującego w Polsce prawa. Dzisiejsze polskie ustawodawstwo, nic bowiem nie stanowi o herbach rodowych. Skoro więc nie ma obowiązującego w tym temacie prawa, powinna zo-bowiązywać nas tradycja. Ta zaś nie daje prawa do herbów szlacheckich czy mieszczańskich, jeśli nie jest się potomkiem w prostej linii męskiej osób, które taki herb posiadały. Ale jednocześnie tradycja pozwala nam na powstawanie nowych osobistych lub rodowych herbów w oparciu o swobodniejsze zasady heraldyki mieszczańskiej.

twórzmy nowe herby obywatelskieJeśli więc mój klient wyraża chęć posiadania herbu, ale jednocześnie nie ma podstaw, by używać jeden z herbów historycznych, propo-nuję stworzenie zupełnie nowego. Zresztą nie dotyczy to tylko mo-ich klientów, bowiem każdy samo-dzielnie, może sobie zaprojektować i używać własny herb obywatelski. Ważne by ten nowy znak graficzny, nie był zbytnio podobny do herbu historycznego, bo nie tylko mogło-by to narazić jego posiadacza na za-rzut jakiejś uzurpacji, ale po prostu byłoby sprzeczne z podstawowym zadaniem herbu, a więc właściwą

identyfikacją rodową jego właścicie-la. Ten nowy herb powinien też być wykonany zgodnie z wielowiekowy-mi zasadami heraldyki, tak polskiej, jak i szerzej biorąc, europejskiej. Dlatego jeśli ktoś nie zna owych za-sad oraz trudno jest mu sprawdzić, czy jego projekt przypadkiem nie wygląda jak inny, istniejący już herb (bo biorąc pod uwagę całą Europę jest ich kilkaset tysięcy), to chętnie w jego wykonaniu i sprawdzeniu niepowtarzalności pomagam. A po-nieważ herb taki powinien zaistnieć publicznie, choćby po to, by ograni-czyć możliwość powstania kolejne-go o takim samym wyglądzie, warto jest zarejestrować go w jednej z ist-niejących w Europie ról herbowych, np. w naszej polskiej „Novej Herol-dii”, założonej przed 10 laty przez Norberta Wacławczyka i działającej obecnie jako organ stowarzysze-nia Polska Wspólnota Heraldycz-na. „Nova Heroldia” publikuje taki herb w swoim herbarzu zamiesz-czonym na portalu internetowym oraz w wydawanym co jakiś czas, herbarzu papierowym. Dla odróż-nienia herbów nowopowstałych od historycznych szlacheckich, „Nova Heroldia” przede wszystkim nie umieszcza na hełmach w nowych herbach koron rangowych, zastępu-jąc je zawojem. Wyjątkowo korona szlachecka w nowym herbie może wystąpić, jeśli osoba fundująca herb udowodni źródłami archiwalny-mi swoje szlacheckie pochodzenie, a jednocześnie herb szlachecki jej przodków jest nieznany lub go ni-gdy nie było.

Twórzmy więc i używajmy nowe herby obywatelskie oraz przekazu-jemy je z pokolenia na pokolenie, by heraldyka nie sprowadzała się do historycznych rozpraw i debat, ale by była nadal żywa. Pamiętajmy też przy tym o uszanowaniu istnieją-cych już polskich herbów i polskiej tradycji heraldycznej. ■

WYWIAD

Page 21: More Maiorum nr 30

More Maiorum 21

WYWIAD

» Wywód heraldyczny do pokolenia 8 przodków na epitafium nagrob-nym z początków XVII w. /fot. Paweł Szymon Towpik (kościół w Bytomiu Odrzańskim)

Page 22: More Maiorum nr 30

More Maiorum22

Alan Jakman

Rudolf Modrzejewski, czyli jak Polak podbił Amerykę

HISTORIA XX WIEKU

Pianista, który został inżynie-rem, twórcą ponad 40 najwięk-szych mostów w USA. Według plotek, wnuk ks. Sanguszki. Oficjalnie urodzony w Bochni, nieoficjalnie w Krakowie, lecz aktu urodzenia nigdzie nie ma.

Helena Modrzejewska – matka Rudolfa, uro-dziła się 12 paździer-nika 1840 r. w Krako-

wie. Jej matka – Józefa, w tym dniu jest już od 5 lat wdową po kupcu Szymonie Bendzie. Od tego czasu żyła w niezobowiązującym związku z Michałem Opidem – aplikantem przy senacie Rzeczypospolitej Kra-kowskiej1.

Józefa Bendowa z domu Mizel, urodziła się albo w 1800 r., albo rok wcześniej. Podobno była wnuczką dyrektora kopalni solnych w Wie-liczce i Bochni, a córką inżyniera min. Była pogrobowcem – jej ojciec stracił życie, ratując górników z za-jętej ogniem miny. Kiedy miała rok została się również bez matki, która poślubiła urzędnika, przeprowadza-jąc się do Królestwa Polskiego. Jó-zefa została oddana w opiekę babki. Ta podobno zginęła od uderzenia pioruna w 1847 r. Została wówczas oddana w wychowanie przyjaciół-ki babci, która wydała ją za maż za szanowanego obywatela, Szymona Bendę. O ile obywatelem był szano-wanym, o tyle był o 30 lat starszy od Józefy i miał dorosłe dzieci.

Ojciec Heleny pozostaje nieznany. Jeśli wierzyć legendom, miał nim być książę Władysław Sanguszka 1 Józef Szczublewski, Modrzejewska. Życie w odsło-nach, Warszawa 2009, str. 4

z Gumnisk pod Tarnowem, sama Helena twierdziła, że był to Michał Opid.

W księgach ochrzczonych, parafii Wszystkich Świętych w Krakowie, znajduje się akt urodzenia Heleny. „Roku tysiąc osiemset czterdzie-stego, dnia dwunastego październi-ka o godzinie czwartej z południa, przed nami, zakrystianem Kolegia-ty i Parafii Wszystkich Świętych, urzędnikiem Stanu Cywilnego w Krakowie, stawiła się pani Zofia Voltaire, akuszerka, lat pięćdziesiąt cztery licząca, przy ulicy Grodzkiej pod liczbą trzydzieści ośm i dzie-więć, urodziło się dziecię płci żeń-skiej, nadając mu imiona Helena Jadwiga. Dziecię to zrodzone jest z pani Józefy z Mizlów Bendowej, lat czterdzieści liczącej wdowy, oby-watelki, w swym własnym domu za-mieszkałej”.2

W swoim pamiętniku aktorka pisze: „Ów pradziadek (dziadek matki Go-lec – dopisek red.) był usposobienia bardzo fantastycznego. Powiadano o nim, że raz, podróżując po Wę-grzech, ujrzał w drzwiach domu pew-nego miasteczka lub wioski śliczną dziewczynę węgierską. (…) Nic po śmierci nie zostawił po sobie prócz dwóch córek i syna, który przez długi czas obejmował posadę przy kopal-niach węgla w Galicji. Jedna z córek wyszła za mąż za inżyniera górniczego w Swoszowicach, Misela”.3

W wieku sześciu lat, 30 maja 1846 r., w Krakowie w kościele Wszystkich Świętych, została ochrzczona Hele-na Jadwiga. W akcie potwierdzono 2 Idem., str. 83 Idem., str. 10

datę i miejsce urodzenia dziecka i jednocześnie zapisano nieślubne pochodzenia dziewczynki, nie wy-mieniając imienia ojca4.

Najciekawsze jest to, że w księdze chrztów Helena będzie Bendą, córką wdowy Józefy Bendowej z Mislów, Bendówną będzie nazywana w kręgach rodzinnych, a aktach cywilnych będzie

4 Idem., str. 12

» Helena Modrzejewska. Fotograf Melacjusz Dutkiewicz w Warszawie /fot. Wikimedia Commons

Page 23: More Maiorum nr 30

More Maiorum 23

Heleną Misel (co potwierdza spis lud-ności m. Krakowa z 1850 r.), długo bę-dzie nazywa Opidówną, a umrze jako … Modrzejewska!

Zimajer. Pierwsza miłość

W indeksie do spisu ludności m. Krakowa z 1850 r. znajduje się Mi-zel Helena (z siostrą) …A tym spisie ludności zapisano, że w domu miesz-

ka osiem osób – Józefa Benda, ur. 1804, wdowa; Józef Benda, syn, ur. 26.03.1827 (nieobecny, wypro-wadził się); Szymon Benda, syn, ur. 6.08.1830; Feliks Benda, syn, ur. 24.05.1833; Adolf Opid, przy-brany syn, ur. 16.06.1838; Helena Mizel, córka, ur. 1840; Józefa Mi-zel, przybrana(!) córka, ur. 1842; Teresa Goltz, ciotka, ur. 1797.

Należy zwrócić uwagę na ciekawy zapis, dotyczący Józefy Mizel. Miała być ona córką Józefy, mimo że ta nosi jej nazwisko? Adolf Opid rzeczywi-ście nie był synem Józefy, i to zostało skrzętnie zanotowane… Czyżby mat-ka chciała w ten sposób zaznaczyć, że ojciec Józefy nie jest ojcem Hele-ny…? Możemy się tylko domyślać.

Latem 1850 r. w Krakowie miał miejsce wielki pożar, który znisz-czył znaczną część miasta, w tym dwa domy Bendowej. Strata ta była tym większa, że nie były one ubez-pieczone, dlatego matka Heleny, była zmuszona tułać się po domach przyjaciółek, razem z szóstką swo-ich podopiecznych5.

Pożar przerwał również prywatną edukację małej Heleny, od teraz po-bierała naukę w publicznej klasztor-nej szkole przy ul. Św. Jana. Również w tym samym roku, kiedy Helena miała 10 lat, w domu Bendowej po-jawił się 25-letni Gustaw Zimajer. Był wówczas żonaty z dwukrotnie starszą od niego wdową Katarzyną. Został nauczycielem niemieckiego trójki dzieci. Niemiecki znał bardzo dobrze, bowiem pochodził ze spo-lonizowanej rodziny.

5 Idem., str. 14

Trudno w to uwierzyć, ale Helena, będąca właściwie jeszcze dziec-kiem, zakochała się w starszym o 15 lat Gustawie. Był jednak dla niej bar-dziej jak ojciec, którego przecież nie posiadała. Kiedy stracił posadę w ma-gistracie krakowskim wskutek wykra-cia niezgodności w sprzedaży gruntów przyfortecznych, trafił do więzienia. Józef Szczubleszewski, pisał że „He-lena wiernie chodziła »na widzenia»”6.

Zimajer postanowił, że Helena zo-stanie aktorką niemiecką – nie mo-gła się marnować jako nauczycielką, co było wolą matki, a kariera na pol-skiej scenie aktorskiej nie ma sensu. W 1860 powiernik jej serca opła-cił jej nawet lekcje gry aktorskiej u niemieckiego aktora Axtamanna.

Rok później, w styczniu 1861 r., rodzi się pierwszy syn – Rudolf. Zimajer chciał nadać swemu sy-nowi prawdziwie europejskie imię. Wiele artykułów i książek donosi, że Rudolf Modrzejewski urodził się w Bochni7. Niestety przegląd-nięcie kilku roczników z tej para-fii nie przyniosło żadnych rezul-tatów8. Książka „Modrzejewska. Życie w odsłonach” zawiera in-formacje, że Rudolf tak naprawdę urodził się jeszcze w Krakowie, a dopiero kilka miesięcy po na-rodzinach, małżonkowie przenie-śli się do Bochni, gdzie prawdo-podobnie mieszkali jacyś krewni matki Heleny9. Autor biografii, pisze też, że nie jest znany ani akt urodzenia Rudolfa, ani też jego akt chrztu10.6 Idem., str. 187 Zob. Józef Głomb, Człowiek z pogranicza epok, Warszawa 1988, str. 128 Informacja od p. Magdaleny Smolskiej-Kwinty9 Józef Szczublewski, Modrzejewska..., str. 2410 Idem.

HISTORIA XX WIEKU

» Helena Modrzejewska. Fotograf Melacjusz Dutkiewicz w Warszawie /fot. Wikimedia Commons

» Indeks do spisu ludności m. Krakowa z roku 1850 /fot. szukajwarchiwach.pl

Page 24: More Maiorum nr 30

More Maiorum24

Warto również wspomnieć, skąd wziął się pseudonim „Modrzejew-ska”, który w efekcie stał się na-zwiskiem Heleny i jej syna Rudolfa. Aktor Konstanty Łobojko wymyślił to nazwisko, bowiem twierdził, że reszta nazwisk, czyli Opido, Mi-sel, Bendowa, czy też Zimajer, źle brzmi, a niektóre są już rozsławione przez innych aktorów. Pseudonim

ten spodobał się tak bardzo Hele-nie, że stało się ono jej nazwiskiem, a także nazwiskiem jej dzieci. Rów-nież w czasie występów, Helena i Gustaw byli przedstawiani jako „Małżonkowie Modrzejewscy”.

W kwietniu 1865 r. Zimajer zabie-ra Helenę do Wiednia, zabiegając o zatrudnienie w różnych teatrach. Okazało się jednak, że Modrze-jewska zbyt słabo zna niemiecki, by grać na wiedeńskich deskach. Wiosną tego roku umarła trzyletnia Marylka – drugie dziecko Zimajera i Modrzejewskiej.

Ucieczka od męża. Ślub w Krakowie

Śmierć maleńkiej córeczki musiała bardzo wpłynąć na psychikę Heleny. Kiedy z nieudanej podróży wiedeń-skiej, Modrzejewscy musieli wrócić do Czerniejewic, Helena postanowi-ła, że ucieknie od Gustawa. Wpierw przedostała się do Lwowa parowo-zem, by tam przesiąść się do pocią-gu, jadącego do Krakowa. Zimajer jechał za nią, ale dogonił ją dopiero w Krakowie. Tam jednak Helena z 4-letnim Rudolfem dostała ochro-

nę policji, Zimajer nie dowiedział się, gdzie przebywa matka11. W swoim pamiętniku Modrzejewska zapisała: „Matka i brat mój Feliks przywieź-li mnie i mojego synka Rudolfa do Krakowa, i od tej chwili rozeszłam się z Panem Modrzejewskim”.

Pewnego razu, kiedy w 1866 r., zo-stawiła syna w garderobie – tam cze-

kał zazwyczaj, kiedy matka zejdzie ze sceny, Modrzejewska zapomnia-ła go zabrać. Okazało się, że został porwany przez ojca i wywieziony prawdopodobnie na Węgry. Do-piero po interwencji krakowskiego adwokata Machalskiego, udało się wykupić Rudolfa. Zawarte porozu-

mienie między Heleną a Zimajerem zawierało też podobno zobowiąza-nie Gustawa, że nie będzie używał więcej nazwiska Modrzejewski12.

Podróżując po teatrach całej Pol-ski, w Poznaniu poznała ziemia-11 Idem., str. 2512 Józef Głomb, Człowiek z pogranicza epok, War-szawa 1988, str. 16-17

nina Karola Chłapkowskiego, któ-rego poślubiła 12 września 1868 r., zachowując swój pseudonim arty-styczny. Metryka ślubu znajduje się w krakowskiej parafii św. Anny pod numerem 913. Pan młody – Ka-rol Feliks Chłapowski miał 26 lat, był synem Stanisława – dziedzica dóbr (łac. haeredis bonorum) Czerw(i)ona, oraz Henryki Morawskiej.

W nawiasie zapisano, że pochodzi z poznańskiego.

Panna młoda – 27-letnia Hele-na Jadwiga Misel (zwana rów-nież) Modrzejewska, była cór-ką Józefy Misel, z pierwsze-go małżeństwa Benda, wdowy.

Modrzejewska pochodzi z Krakowa. W nawiasie zapisano, że jest aktorką.

Świadkami ślubu byli – Adam Skorupka, canteprener Teatru Kra-kowskiego, a także Józef Goebell, kupiec i obywatel krakowski. 13 szukajwarchiwach.pl, http://szukajwarchiwach.pl/29/323/0/2/M87/skan/full/MGQsjybisq_vWrjy-doyurA, [dostęp: 01.07.2015 r.]

HISTORIA XX WIEKU

» Akt ślubu Karola Chłapowskiego z Heleną Modrzejewską. Parafia św. Anny, rok 1868 /fot. szukajwarchiwach.pl

» W 1881 r. jako Modjeski został przyjęty na studia w prestiżowej Państwowej Szkole Dróg i Mostów

Page 25: More Maiorum nr 30

More Maiorum 25

Emigracja do Ameryki

8 lat później, latem 1876 r., Mod-rzejewska pożegnała polską pu-bliczność w Warszawie, i razem z 15-letnim już Rudolfem, wyjecha-ła do Stanów Zjednoczonych.

To Ameryka okaże się miejscem, w którym wielką karierę inżynierską zrobi jej syn Rudolf. Początkowo Modrzejewski otrzymał wykształ-cenie muzyczne. Jego nauczycielem był sam Ignacy Jan Paderewski14. Jednak zamiast kariery na scenie, Modrzejewski wybrał studia inży-nierskie. Będąc w Paryżu, w wieku 24 lat, ukończył prestiżową Ecole des Ponts et Chausess, jako najlep-szy student roku15. A od czego za-częła się fascynacja inżynierią? W Fi-

14 Dr Jan S. Plachta, Mosty Rudolfa Modrzejew-skiego, www.kptnno.krakow.pl/images/II_Kongres/JPl.pdf, [dostęp: 01.07.2015 r.]15 Idem.

ladelfii Chłapowscy kilkakrotnie od-wiedzali ekspozycje maszyn i różnych urządzeń16. Może wtedy nastoletni Rudolf zafascynował się inżynierią?

„Chciałabym bardzo mocno, że-byś, podobnie jak Mamuś Two-

ja, w skromnym naszym zakresie wszędzie, gdzie pracujesz i dzia-łasz na świecie, uczył obcokrajow-ców wymawiania polskiego imienia z szacunkiem” – pisała Helena Mo-drzejewska do swojego syna Rudol-fa, studiującego wówczas w Paryżu.

W Stanach małżonkowie Chłapow-scy prowadzili niewielką farmę. Jed-nak żadnego dochodu z tej działal-ności nie było, a warszawskich ru-bli ubywało. Już w styczniu 1877 r. Helena wyjeżdża do San Francisco. Intensywnie ucząc się angielskiego,

16 Józef Głomb, Człowiek… op.cit., str. 23

przygotowuje się do pierwszych występów17.

Ślub Modjeskiego z kuzynką Bendą

Wtedy też Helena, razem z Ru-dolfem, zmieniła trudne do wy-mowy nazwisko Modrzejewka na „Modjeska”. W Stanach Zjedno-czonych, w wieku 24 lat, Rudolf poślubił Felicję Bendównę. Była to córka brata przyrodniego Mo-drzejewskiej – Feliksa Bendy. Helena od początku „upatrzy-ła” sobie „piękną blondynkę” jako żonę swojego syna. Razem z nim spędziła niepełne trzy lata w Anglii, gdzie Bendówna po-bierała nauki. Nowojorska gaze-ta, w dniu 20 grudnia 1885 roku, napisała „W środę jedyny syn Modjeskiej, liczący dwadzieścia jeden(!) lat, pośubi swą kuzynkę Felicję Benda w polskim koście-le katolickim. Aby mogło dojść do małżeństwa, musiał otrzymać od papieża specjalną dyspensę. Jest on pracownikiem oddziału głównego inżyniera kolei Chicago-Burlington-Quincy i przyjechał z Omaha na miesiąc urlopu”18. Rekord dot. ślubu Rudolfa i Felicji można odnaleźć w serwisie Family Search19.

2 miesiące później, pod koniec stycznia 1886 r., Modrzejewska pisze o małżeństwie syna do kra-kowskiego przyjaciela, Karola Estereichera: „…ożeniłam syna i szczęśliwa para mieszka obecnie

17 Idem., str. 3018 Idem., str. 4319 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:24SK-Z1B, [dostęp: 01.07.2015 r.]

HISTORIA XX WIEKU

» Lista osób przybył do Nowego Jorku w 1885 r., powyżej zapisano Helena i Ralpha Modjeskich oraz Felicję Bendę

» Ralp

h M

odjes

ki w

1914

r. /f

ot. W

ikim

edia

Com

mon

s

Page 26: More Maiorum nr 30

More Maiorum26

w stanie Nebraska, gdzie Rudolf objął posadę asystenta przy bu-dowie mostu na rzece Missouri i gdzie pozostanie aż do końca budowy mostu, tj. 2 lata”20.

W 1885 r., w dokumentach, po-twierdzających przybycie do No-wego Jorku, zapisano 40-letnią He-lenę Modjeską (w rzeczywistości miała 45 lat), 22-letniego Ralpha (w rzeczywistości miał 24 lata), oraz 16-letnią Felicję Bendę.

6 sierpnia 1886 r. na świat przy-chodzi pierwsze dziecko Modrze-jewskich – Feliks. W liście do Anny Wolskiej – przyjaciółki z Paryża, Helena pisze: „Obecnie mam wa-kacje, które spędzam przy Dolciu, Felci i małym Felciu, który urodził się 6 sierpnia o 6 rano”21.

Modjescy w amerykańskich dokumentach

Modrzejewskim pomagała matka – Rudolf nie był w stanie utrzymać rodziny ze swojej niewielkiej pensji, która wynosiła 100 dolarów. Dopie-ro w 1893 r. otrzymał pierwsze wiel-kie zlecenie. Miał nadzorować bu-dowę mostu przez Missisipi w Rock Island, w Illinois. „Ciężki kamień spadł mi z serca – pisała wtedy Helena do Anny Wolskiej. – Ten konkret otwiera mu drogę do przy-szłej kariery”22. 7 lat później w li-ście do Marii Chłapowskiej pisała: 20 Józef Głomb, Człowiek… op.cit., str. 4621 Idem., str. 5022 Idem, str. 53

HISTORIA XX WIEKU» fot. Fam

ily Search

Page 27: More Maiorum nr 30

More Maiorum 27

„Rudolf ma dobrą pracę, której opisać nie umiem: wiem tylko, że w jego biurze pracuje zawsze od ośmiu do dwunastu ludzi pod jego kierownictwem –więc wnoszę z tego, że ma dużo roboty. Pracuje dla różnych kolei żelaznych, robiąc plany mostów i nadzorując wy-konania. Jest zdrów, nabrał tuszy i dobrze wygląda(…)”23.

W spisie ludności, przeprowadzo-nym w 1900 r., zapisano Ralpha Modjeskiego wraz z żoną i trójką dzieci – Feliksem, Mary (Maryl-ką), Charlsem. Już trzy lata później, w wieku 42 lat, Modjeski zostaje nazwany „Engineer of the Year”. W chicagowskiej gazecie zamiesz-czono nawet portret Rudolfa na tle mapy USA24.

W 1906 r., jako Ralph Modjeski, starał się o wydanie amerykań-skiego obywatelstwa. Przedłożył stosowny dokument, w którym spisał takie informacje, jak: uro-dzony w Krakowie, w 27 stycznia 1861 r., mający żonę Felicję (ur. w 1868), córkę Mary (13 lat) oraz syna Karola (11 lat). Do USA wy-23 Idem, str. 5524 Idem., str. 58

płynął z Niemiec (port w Bre-men), statkiem „Steamer donan” 15 stycznia 1876 r. W USA miesz-ka już 30 lat (od 1876 do 1906 r.), a obecnie mieszka w Chicago. Zapi-sano również dane, dotyczące jego fizjonomii: w 1906 r. miał 45 lat, miał 5 stóp i 7 cali wzrostu (ok. 174 cm), wysokie czoło, niebieskie oczy, raczej sterczący (wystający) nos, średnie uszy i podbródek, ciemno-brązowe włosy, zwykłą cerę i owalną twarz.

W 1909 r.25, 1911 r.26, 1912 r.27, 1913 r.28, zarejestrowano jego po-25 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:JX17-J2Q, [dostęp: 01.07.2015 r.]26 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:JJPG-YNY, [dostęp: 01.07.2015 r.]27 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:JJ5H-147, [dostęp: 01.07.2015 r.]28 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:JNPP-6QM, [dostęp: 01.07.2015 r.]

byt w Nowym Jorku. Natomiast w grudniu 1912 r. przebywał w Chi-cago29. W spisie ludności z 1920 r. odnotowano wyłącznie Ralpha Modjeskiego. Dziewięć lat później odnotowano jego pobyt w Seatl-le, do którego przybył statkiem „President Jackson”. Natomiast w 1932 r. przypłynął do Nowe-go Jorku „Monarch of Bermuda”. W styczniu 1936 r. wypłynął z portu Los Angeles do Nowego Jorku. Co ciekawe, w 1930 r. odnotowano go w spisie ludności, w mieście Nowy Jork, wraz z mieszkańcem tego sa-mego domu Iracy, Hariet M.

Jednym z większych projektów Modjeskiego była budowa mostu 29 Family Search, https://familysearch.org/ar-k:/61903/1:1:JJ1G-SZP, [dostęp: 01.07.2015 r.]

HISTORIA XX WIEKU

1900

1920

1929

1932

1936

1940

» fot. Family Search

» fot. Family Search

» fot. Family Search

» fot. Family Search

Page 28: More Maiorum nr 30

More Maiorum28

drogowo-kolejowego przez Missi-sipi w St. Louis. Było to nieda-leko teatru, w którym grała Mo-drzejewska. W ciągu trzech lat zbudował jeden z najdłuższych mostów Ameryki, liczący, łącznie z częścią dojazdową, prawie dwa kilometry. Mimo że z Chicago, gdzie mieszkał Rudolf, do St. Lo-uis jest 300 mil (prawie 500 km), to Modjeski był co najmniej raz na budowie30.

Rudolf został wychowany przez matkę w wielkiej miłości. Odwza-jemniał ją, ale kiedy zyskał pełną samodzielność, w jednej kwestii się nie zgadzali – Modrzejewski chciał odzyskać kontakt ze swoim ojcem. Syn pomaga Zimajerowi fi-nansowo, oddaje nawet swój dom w Zakopanem, który otrzymał w prezencie ślubnym od matki31.

W 1908 r. Helena Modrzejewska pisze „Moja wnuczka Marylka ma już szesnasty rok. (…) Wybiera-ją się, tj. mój syn, synowa, Maryl-ka i Karolek, najmłodszy wnuczek mój, do Zakopanego na kilka tygo-dni”32. Co prawda wyjazd ten na-stąpił, ale w nieco „innej” intencji. 17 lipca 1909 r. Rudolf wraz z rodzi-ną szedł za trumną matki z kościoła Św. Krzyża na cmentarz Rakowicki…

30 Idem, str. 6331 Idem, str. 8832 Idem., str. 92

Pogrzeb matki, rozpad rodziny

Karol Chłapowski, po pogrzebie żony, nie wrócił już do Stanów Zjed-noczonych. Syn Feliks, już w wieku 21 lat ożenił się z Jane Doty, Karol studiuje, a żona Rudolfa wciąż po-dróżuje z córką po całej Europie. Modrzejewski został się sam – kie-dy Felicja wraz z córką, wróciła do Chicago, w mieszkaniu nie zastała męża. W kolejnych latach kontak-ty rodzinne są bardzo „dorywcze”. W 1916 r. Rudolf dostał sądową separację. Dopiero 15 lat później, po wielu staraniach i procesach są-dowych, Rudolf uzyskał rozwód z Felicją.

Na następny dzień, 7 lipca 1931 r., Rudolf ożenił się z Virginią Mary Giblyn – bardzo młodą artystką kabaretową33. Pierwsza żona – Feli-cja, wciąż podróżowała. Zmarła 24 kwietnia 1936 r. w Filadelfii.

Redaktor Ignacy Morawski, który bardzo dobrze znał Modrzejew-skiego, pisał o nim: „ (…) Je-śli idzie o polskość, to był bez-względnie Polakiem, czuł się Polakiem i o tym wiedział każ-dy, który się z nim towarzysko stykał”34. Niestety jego dzie-ci, prócz Marylki, bardzo słabo znały polski. Córka jako jedyna

33 Idem., str. 13434 Idem., str. 136

utrzymywała kontakty z rodziną w Polsce. Po II wojnie światowej kilka razy odwiedziła Kraków.

W latach 30. XX w. Modrzejewski zaczął tracić siły. Przekazał firmę Masterowi (wieloletniemu współ-pracownikowi) i przeniósł się do Los Angeles. Cieszyły go wizyty wnuka Karola i córki Marylki. Modjeski ostatni raz został zapisany w spisie ludności przeprowadzonym w roku 1940 – kilka miesięcy przed śmier-cią.. Razem z nim mieszkała jego żona – Virginia. Zmarł 26 czerwca 1940 r. w wieku 79 lat. Został po-chowany na cmentarzu Inglewood w Eternity Mausoleum35.

Kilka miesięcy później zmarł syn Fe-liks, cztery lata później drugi syn Karol i zięć, mąż Marylki, Sydney Pattison. Sama Marylka mieszkała w Arizonie w skromnych warunkach. Wańko-wicz, który odwiedził ją pod koniec lat 50. XX w. pisze że udzielała wówczas lekcji muzyki. Zginęła w wypadku sa-mochodowym w 1966 r.36 W latach 80. XX w. żył jeszcze jeden poto-mek Rudolfa po mieczu – Tho-mas Modjeski, wnuk Feliksa. Firma „Modjeski&Masters” istnieje do dzisiaj. Frank Masters, który prze-jął firmę po śmierci Modjeskiego, odeszedł na emeryturę w 1972 r., mając 90 lat. ■

35 Idem., str. 13936 Idem., str. 139

HISTORIA XX WIEKU» fot. Fam

ily Search

Page 29: More Maiorum nr 30

More Maiorum 29

HISTORIA XX WIEKU

» fot. Biographical Mem

oirs of the National Academ

y of Sciences

Page 30: More Maiorum nr 30

More Maiorum30

Page 31: More Maiorum nr 30

More Maiorum 31

Serdecznie zapraszamy wszystkich rodzinnych historyków do wzięcia udziału w konkursie, w którym do wygrania jest program

Drzewo Genealogiczne II ufundowany przez firmę PL-SOFT!

CO NALEŻY ZROBIĆ, BY WYGRAĆ?

1) Napisz tekst, w dowolnej formie, w którym poruszysz Twoją największą, naj-trudniejszą zagadkę genealogiczną – nieważne czy już ją rozwiązałeś, czy dopie-ro „układasz puzzle” tej historii

2) Do tekstu możesz dołączyć jedną ilustrację – fotografię, skan metryki, doku-mentu, listu etc.

3) Tekst może liczyć MAKSYMALNIE 5 tys. znaków (ok. 2 strony A4 przy czcionce Times New Roman, rozmiar 12, interlinia 1,5)

4) Wyślij tekst na adres: [email protected] do 24 lipca 2015 r. do go-dziny 24.00

5) Regulamin dostępny tutaj

WYNIKI KONKURSU DO 8 SIERPNIA 2015 R.

Page 32: More Maiorum nr 30

More Maiorum32

Alan Jakman

Hanka Sawicka i wyrwany akturodzenia jej ojcaJuż w wieku 25 lat aktywnie działała w Polskiej Partii Ro-botniczej, pierwsza przewodni-cząca Związku Walki Młodych. Córka inżyniera-elektryka, wnuczka handlarza, najbliższa kuzynka Stefana Kisielewskie-go… – Hanka Sawicka.

Hanna Sawicka, a wła-ściwie Hanna Szapiro, urodziła się 19 grud-nia 1917 r. w Krako-

wie. Z racji, że akta stanu cywilne-go (urodzenia) młodsze niż 100 lat udostępniane są wyłącznie rodzinie, nie mamy możliwości dojścia do tego dokumentu.

Jednak siedem lat wcześniej, w roku 1910, przeprowadzono w Krakowie spis ludności. Pod numerem 621 za-pisano został ojciec Hanki Sawickiej – Bernard Szapiro. Zapisano przy nim, że jest wdowcem oraz prywat-nym inżynierem. Co ciekawe, nie zna-

lazłem nigdzie informacji, by Szapiro miał wcześniej inną żonę, niż Marię – matkę Sawickiej. Według bardzo wielu portali, książek i innych do-kumentów, Bernard Szapiro urodził się 25 grudnia 1866 r. we Lwowie. Według bazy dr. Marka Minakow-skiego ojciec Hanki Sawickiej przy-szedł na świat w Warszawie1.1 Genealogia Potomków Sejmu Wielkiego, dr Ma-rek J. Minakowski, http://www.sejm-wielki.pl/b/psb.33193.1 [dostęp: 01.07.2015 r.]

Żadna z powyższych miejscowości nie jest poprawna. Nie wiem czy Lwów był podawany „oficjalnie”, czy ktoś, gdzieś źle wpisał i in-formacja ta uznana jest za pewną. Dzięki powyższemu spisowi ludno-ści można dowiedzieć się, że Sza-piro przyszedł na świat 25 grudnia 1866 r. w Serejach w guberni suwal-skiej w Królestwie Polskim.

Mojżeszowe księgi narodzin w Se-rejach dostępne są w Internecie – niestety nie wszystkie roczniki. W indeksie do księgi z roku 1868 jako pierwszy wymieniony jest Bernard Lejzerowicz Szapiro. Ku wielkiemu zdziwieniu – strona z aktem nr 1, dotyczącym uro-dzenia ojca Hanki Sawickiej, zo-stała wyrwana! Strona zaczyna się aktem nr 5, kolejny jest akt 2, a następny akt nr 4. Została więc również wyrwana metryka Eliasza Ariowicza Gutowicza. Nie wiem czy miał on jakikolwiek związek

z Szapirami, czy metrykę tę wy-rwano „przypadkowo”.

Nie wiadomo, gdzie urodziła się siostra Bernarda – Salomea, matka Stefana Kisielewskiego. Znana jest tylko data – 14 sierpnia 1882. Prze-szukanie dostępnych ksiąg z parafii w Serejach oraz w lwowskich księ-gach mojżeszowych, nie przyniosło pozytywnych rezultatów.

W Serejach udało się odnaleźć me-trykę urodzenia Judela Szapiro – brata Bernarda. Urodził się on 13 grudnia 1864 r. z Lejzera Mowszy Szapiro – 28-letniego handlarza, oraz Rochli (Racheli) Judelowej – jego 23-letniej żony. Co ciekawe, jednym ze świadków zgłoszenia narodzin Judela, był 58-letni in-troligator Dawid Gutowicz.

Czy to, że w 1868 r. nie ma me-tryki urodzenia na nazwisko Gu-towicz i to, że świadkiem narodzin syna Szapirów był również Guto-wicz, to tylko przypadek?

Cztery lata po narodzinach Jude-la, na świat przyszedł (przyszła) Bejla. Narodziny dziecka zgłosił ojciec – 30-letni (4 lata wcześniej miał 28 lat) kupiec Lejzer Szapiro, 35-letni Icek Wilkowski – nauczy-ciel (ten sam świadek był w po-przednim akcie), oraz 61-letni in-troligator – Dawid Gutowicz.

We wcześniejszych latach nie zna-lazłem innych Szapirów. Warto przy tym zaznaczyć, że metryki z lat 1862-1863 nie są dostępne. Z racji, że w 1864 r. matka miała 23 lata, a przed 1861 rokiem nie ma żadnej metryki ślubu na na-zwisko Szapiro, ślub najprawdo-podobniej odbył się albo w 1862, albo w 1863 r. Są to jednak tylko przypuszczenia.

NA TROPIE PRZODKÓW KOMUNISTÓW» fot. MBC

» fot

. szu

kajw

arch

iach.

pl

Page 33: More Maiorum nr 30

More Maiorum 33

W 1872 r. zanotowano urodzenie Michała Szapiry, syna Sz… Szapira – grabarza, mającego wówczas 46 lat. Czy są to krewni Hanki Sawic-kiej? Tego nie udało się ani potwier-dzić, ani zaprzeczyć. Nie wiadomo również, czy Sereje były gniazdem rodzinnym Szapirów, jednak z ana-lizy metryk z lat 20. i 30. XIX w. tej parafii, wynika że Szapirów jeszcze tam nie było. Uwzględniając fakt, że Lejzer był handlarzem, mógł często zmieniać miejsce zamieszkania.

Dzięki uprzejmości Archiwum Państwowego w Łodzi udało się odnaleźć akt urodzenia matki Han-ki Sawickiej – (Marii) Ity Frendzel. Fakt narodzin córki zgłosił ojciec 22 lutego 1879 r., siedem dni po narodzinach dziecka. W Łodzi sta-wił się wówczas 28-letni targowiec (dosłownie) Wolf Frendzel (w akcie

jako Frenzel), stale zamieszkujący w Warszawie. Razem z nim stawi-li się świadkowie – Majzel Eliasz i Joska Flaks. Matką była 19-letnia Gitla Desncyger. Co ciekawe, we-

dle wielu źródeł książkowych matka Hanki Sawickiej miała dwa imiona – Maria Ita. W akcie urodzenia zapisa-no tylko jedno – Ita. Kiedy pojawiło się imię Maria – nie wiadomo. ■

» fot. szukajwarchiw

ach.pl» fot. A

rchiwum

Państwowe w Łodzi, A

kta stanu cywilnego gm

iny żydowskiej w

ŁodziNA TROPIE PRZODKÓW KOMUNISTÓW

Page 34: More Maiorum nr 30

More Maiorum34

Jan Suzin – znany polski prezen-ter telewizyjny, lektor oraz aktor. Tak jak ojciec, z zawodu był ar-chitektem, jednak w wyuczonej profesji nie pracował długo.

Marcin Marynicz

Jan Suzin (właściwie Zenon Suzin) na świat przyszedł 12 kwietnia 1930 r. w Warsza-wie jako syn Leona Marka

Suzina i jego żony Heleny

Marii zd. Mucharskiej. Para ta była nieco ponad półtora roku po ślubie, który miał miejsce 18 września 1928 r. również w Warszawie, a dokładniej w parafii pw. św. Jana.

GENEALOGIA

trzeci w pokoleniu architektów, aktor i lektor» fot. YouTube

Page 35: More Maiorum nr 30

1901

1889

More Maiorum 35

Jego ojciec – Leon Marek Suzin, był polskim architektem i malarzem-akwarelistą. Na świat przyszedł w War-szawie dnia 18 czerwca 1901 r. jako syn 41-letniego Stanisława Kazimierza Joachima Suzina oraz jego 37-let-niej (według powyższego aktu chrztu 34-letniej) żony Janiny Józefy zd. Troetzer.

Stanisław Kazimierz Suzin i Joanna (w akcie pojawia się imię Joanna, natomiast w podpisie Janina) Józefa Tro-etzer pobrali się w warszawskiej parafii św. Andrzeja dnia 15/27 sierpnia 1889 r. o godz. 11. Świadkami zawarcia przez nich związku małżeńskiego byli Józef Troetzer (panna młoda miała brata o takim imieniu, który urodził się w 1866 r., więc miał wówczas 23 lata) – student, i Wincenty Żyniewicz – księgowy. Pan młody był 29-letnim kawalerem, inżynierem architektem (zauważyć można, że to już trzecie pokolenie Suzinów związane z zawodem architekta), urodził się w Brześciu (gubernia grodzieńska) jako syn Augustyna i Wiktorii z Zawadzkich małżon-ków Suzinów. W chwili ślubu mieszkał w Opatowie w guberni radomskiej. Ona z kolei była panną, liczyła 25 lat, urodziła się w Warszawie i mieszkała tam przy rodzicach – Adolfa i Joannie z Chedelów. Zapowiedzi przedślubne ogłoszone zostały w warszawskiej parafii św. Andrzeja oraz w Opatowie w dniach: 30 lipca/11 sierpnia, 6/18 i 13/25 sierpnia 1889 r. Nowozaślubieni oświadczyli, że zawarli umowę przedślubną u notariusza Henryka Jano-wicza Ciunkiewicza w dniu 14/26 sierpnia. Kazimierz i Janina Suzinowie przeżyli ze sobą 13 lat.

GENEALOGIA

O J C I E C

DZIADKOWIE

» fot. szukajwarchiw

ach.pl (źródło)» fot. szukajw

archiwach.pl (źródło)

Page 36: More Maiorum nr 30

1902

1896

More Maiorum36

13 listopada 1902 r. w Warszawie po ciężkiej i długiej chorobie zmarł Stanisław Kazimierz Joachim Suzin. Zamieszkały przy ulicy Ogrodowej pod numerem 27. Dane z aktu zgonu zgadzają się z tymi, które pojawia-ją się w akcie małżeństwa – miejsce narodzin (tu dopisano, że chodzi o Brześć Litewski), imiona rodziców, a także wiek i dane żony.

Augustyn Suzin zmarł 6 czerwca 1896 r. w Opatowie. Według aktu zgonu w chwili śmierci miał 88 lat. Był synem Leona i Barbary z Wójcickich małżonków Suzinów. Pozostawił po sobie Wiktorię zd. Zawadzką.

GENEALOGIA

DZIADEK

PRADZIADEK

» fot. szukajwarchiw

ach.pl (źródło)

» fot. eBUW (źródło)

» fot

. gen

baza

.met

ryki

.pl (

źród

ło)

Page 37: More Maiorum nr 30

More Maiorum 37

Matka Stanisława Suzina przeżyła go o niespełna 3 lata – zmarła w Kałuszynie 17 września 1905 r. przeżyw-szy 75 lat, jako była obywatelka ziemska i wdowa po Augustynie Suzinie – naczelniku stacji Chotyłów. Po-zostawiła po sobie córkę, synową (wdowę po Stanisła-wie zmarłym w 1902 r.), wnuki (m.in. 4-letniego Leona Marka, późniejszego ojca Zenona »Jana«) oraz prawnuki. Pochowana została na Powązkach w grobie rodzin-nym. Nabożeństwo żałobne odbyło się 20 września, w środę, w kościele św. Karola Boromeusza o godzinie 10.30.

Adolf Troetzer zmarł 5 stycznia 1900 r. w Warszawie. W nekro-logu określony został jako prze-mysłowiec i obywatel miasta Warszawy, natomiast w akcie zgonu zapisano go jako żonate-go fabrykanta, lat 75 mającego (w nekrologu podano niższy o 2 lata wiek). Urodzić miał się

w Pilznie w Czechach, a jego rodzicami byli Jan i Ludwika zd. Ilek mał-żonkowie Troetzer. Pozostawił po sobie żonę Joannę zd. Szebel.

Joanna z Chedlów Troetzerowa zmarła 27 lipca 1903 r. w Świdrze przeżywszy 63 lata.

GENEALOGIA

1881

P R A DZIADEK

» fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

» fot. eBUW (źródło)» f

ot. e

BUW

(źró

dło)

» fot

. eBU

W (ź

ródł

o)

Page 38: More Maiorum nr 30

1902

1894

More Maiorum38

Helena Maria Mucharska na świat przyszła 15 stycznia 1904 r. w Warszawie. Ochrzczona 8 kwietnia 1904 r. w warszawskiej parafii pw. Wszystkich Świętych. Rodzicami byli Józef Wojciech Hermenegild Mucharski – 43-letni księgowy, oraz jego 35-letnia żona Maria Józefa zd. Godlewska. Na marginesie zanotowano, że zawarła ona związek małżeński z Leonem Suzinem w parafii św. Jana dnia 18 września 1928 r.

Helena Maria z Mucharskich Suzinowa zmarła 13 lutego 1994 r. – niespełna miesiąc po 90 urodzinach.

Józef Hermenegild Wojciech Mucharski i Maria Józefa Godlewska pobrali się 2 sierpnia 1894 r. w Warsza-wie. On był 33-letnim kawalerem, urodził się w Warszawie, a ochrzczony został w parafii św. Krzyża. Jego rodzicami byli nieżyjący już Maciej i Zofia z Olszewskich małżonkowie Mucharscy. Ona była stanu wolnego, miała 25 lat, a na świat przyszła w Godlewie Wielkim (par. Zuzela, pow. ostrowski, gub. łomżyńska) jako córka Kajetana Ludwika i Marianny Karoliny z Jastrzębskich małżonków Godlewskich.

GENEALOGIA

M ATKA

DZIADKOWIE

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło)

» fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

Page 39: More Maiorum nr 30

1861

1931More Maiorum 39

Józef Hermenegild Wojciech Mucharski na świat przyszedł 13 kwietnia 1861 r. w Warszawie jako syn 36-let-niego Macieja Mucharskiego – kasjera szpitala Dzieciątka Jezus, oraz 34-letniej Zofii zd. Olszewskiej.

Józef i Maria Mucharscy prze-żyli ze sobą 35 lat – on zmarł pierwszy dnia 22 grudnia 1929 r. w Warszawie w wieku 68 lat. Pozostawił po sobie żonę, cór-kę, synów, synową oraz zięcia i innych krewnych. Był dziad-

kiem Zenona (Jana) Suzina, jednak zmarł kiedy jego synowa była mniej więcej w połowie trwania ciąży, więc nigdy nie zobaczył wnuka.

Marii Mucharskiej dane było poznać swego wnuka, jednak nie nacieszyła się nim za długo, ponieważ zmarła 6 listopada 1931 r.

GENEALOGIA

DZIADEK

» fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

» fot

. eBU

W (ź

ródł

o)» f

ot. m

etry

ki. g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

Page 40: More Maiorum nr 30

1859

More Maiorum40

Maciej Mucharski żonaty był dwa razy – na ślubnym kobiercu w obu przypadkach stawał wraz z córką Fran-ciszka i Scholastyki Olszewskich. W 1845 r. pojął za żonę Teresę (1821-1857), a 14 lat później o 6 lat młod-szą siostrę Zofię Antoninę Józefę (1827-1892). Kiedy żenił się z późniejszą prababcią Suzina, to w akcie małżeństwa określony został jako 35-letni wdowiec. Rodzić się miał w Warszawie ze Stanisława i Ludwiki z Markiewiczów małżonków Mucharskich. Natomiast jego żona była 32-letnią panną, mieszkającą w Warsza-wie przy matce, a urodzoną w Mławie. Jej rodzicami byli Franciszek i Scholastyka z Ludwińskich małżonkowie Olszewscy. Ze względu na zachodzące powinowactwo, wydane zostało odpowiednie zezwolenie.

GENEALOGIA

PRADZIADKOWIE

» szu

kajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

Page 41: More Maiorum nr 30

More Maiorum 41

Zofia Antonina Józefata urodziła się 10 maja 1826 r. w Mławie jako córka Franciszka Olszewskiego – 38-let-niego brukarza z Mławy, oraz jego małżonki – 30-letniej Scholastyki zd. Ludwińskiej. Rodzicami chrzestnymi byli Feliks Budkiewicz i Bogumiła Dawidowna.

Maciej i Zofia Mucharscy przeżyli razem 33 lata, po czym w wieku 66 lat zmarła Zofia. On przeżył żonę o 12 lat i zmarł 6 lipca 1904 r., mając 80 lat.

Maria Józefa Godlewska urodziła się 3 lutego 1868 r. w Godlewie Wielkim, ochrzczona została nieco ponad pół roku później w Zuzeli. Jej rodzicami byli 37-letni Kajetan Ludwik Godlewski i jego żona, 27-letnia Ma-rianna Karolina zd. Jastrzębska.

GENEALOGIA

1826

1868

PRABABCIA

BABCIA

» fot

. met

ryki

.genb

aza.p

l (źr

ódło

)» f

ot. m

etry

ki. g

enea

lodz

y.pl (

źród

ło)

Page 42: More Maiorum nr 30

» fot

. met

ryki

. gen

ealo

dzy.p

l (źr

ódło

)

1865

More Maiorum42

Kajetan Ludwik Godlewski i Marianna Karolina Jastrzębska pobrali się 20 czerwca 1865 r. w Broku. On został określony jako 34-letni kawaler, possesor dzierżawny w Godlewie Wielkim. Jego rodzicami byli Wawrzyniec i Teresa z Jeziorkowskich małżonkowie Godlewscy. Ona była stanu wolnego, liczyła 26 lat i była córką Woj-ciecha i Anieli z Szerów małżonków Jastrzębowskich, urodziła się w Szpetalu Górnym.

GENEALOGIA

PRADZIADKOWIE

Page 43: More Maiorum nr 30

» fot

. met

ryki

. gen

ealo

dzy.p

l (źr

ódło

)» f

ot. s

zuka

jwar

chiw

ach.

pl (ź

ródł

o)

More Maiorum 43

Kajetan Ludwik Godlewski urodził się 6 sierpnia 1830 r. w Godlewie Wielkim jako syn 54-letniego Wawrzyńca Godlewskiego – possesora dzierżawnego, i jego żony, 33-letniej Teresy zd. Jezierkowskiej.

Ludwik Kajetan (taka kolejność imion w akcie zgonu) zmarł 19 stycznia 1903 r. w Czyżewie. Dane w metryce zgonu są zgodne z tymi, które pojawiają się w akcie chrztu i akcie małżeństwa.

GENEALOGIA

1830

1903

PRADZIADEK

PRADZIADEK

Page 44: More Maiorum nr 30

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło),

(źró

dło)

, (źr

ódło

)

1824

More Maiorum44

Wawrzyniec Godlewski i Teresa Łucja Jeziorkowska pobrali się 19 marca 1824 r. w czyżewskiej parafii. Pan młody był 46-letnim kawalerem, porucznikiem byłych Wojsk Polskich, possesorem dzierżawnym dóbr Gołyń Drewnowo, synem Stanisława i Julianny z Podgórskich małżonków Godlewskich. Panna młoda była stanu wolnego i miała 31 lat. Jej rodzicami byli Ignacy i Elżbieta z Oborskich małżonkowie Jeziorkowscy.

W allegatach do powyższego ślubu dołączone były odpisy z metryk chrztów państwa młodych. Wawrzy-niec Godlewski urodził się 9 sierpnia 1770 r. z szlachetnego Stanisława i Julianny z Podgórskich. Rodzicami chrzestnymi byli szlachetny Franciszek Grodzicki oraz szlachetna Franciszka Uscieńska.

Panna młoda – Teresa Łucja Jeziorkowska została ochrzczona 18 października 1793 r. Rodzicami byli wiel-możny Ignacy i Elżbieta z Okorskich. Do chrztu świętego trzymali ją: wielmożna Maria Magdalena Sienicka – wdowa po Józefie, Jaśnie Wielmożny Ignacy Drewnowski

GENEALOGIA

2x PRADZIADKOWIE

Page 46: More Maiorum nr 30

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło)

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło)

1794

1842

More Maiorum46

Wawrzyniec Godlewski zmarł 12 stycznia 1842 r. w miejscowości Brulino-Kaski. Według metryki zgonu miał 64 lata, był dziedzicem dóbr Brulino-Kaski. Był wdowcem po Teresie z Jezierkowskich.

Jego rodzice – Stanisław Godlewski i Julianna Podgórska pobrali się w 1774 r. w Zuzeli.

GENEALOGIA

2x PRADZIADEK

3x PRADZIADKOWIE

Page 47: More Maiorum nr 30

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło)

» fot

. met

ryki

.gene

alodz

y.pl (

źród

ło)

1853

1840

More Maiorum 47

Elżbieta z Oborskich Jeziorkowska zmarła 8 stycznia 1853 r. w Brulinie-Kaskach przeżywszy 86 lat. W chwili śmierci była wdową po Ignacym Jeziorkowskim, natomiast rodzicami jej byli Wojciech i Martyna z Obryckich

małżonkowie Oborscy. Elżbieta przeżyła swoją córkę Teresę Łucję o kilkanaście lat.

Teresa z Jeziorkowskich Godlewska zmarła 15 lutego 1840 r., mając 39 lat. Pozostawiła po sobie męża Waw-rzyńca Godlewskiego (zmarłego dwa lata później). Była córką Ignacego i Elżbiety z Oborskich małżonków Jeziorkowskich.

GENEALOGIA

3x PRABABCIA

2x PRABABCIA

Page 48: More Maiorum nr 30

» fot

. szu

kajw

arch

iwac

h.pl

(źró

dło)

» fot. eBUW (źródło)

1856

More Maiorum48

Aniela Jastrzębowska (zd. Szer/Cher) zmarła 22 kwietnia 1856 r. w Warszawie w wieku 43 lat. W akcie zgonu określona została jako żona profesora agronomii w Marymoncie. Urodzić się miała we wsi Falenty w powiecie warszawskim ze Stanisława i Scholastyki Cherów.

Wojciech Jastrzębowski zmarł 30 grudnia 1882 r. w Warszawie przeżywszy 83 lata. Urodził się w Gierwa-tach w powiecie przasnyskim jako syn Mateusza i Ma-rianny z Leśnikowskich małżonków Jastrzębowskich. Wojciech był polskim przyrodnikiem, profesorem botaniki, fizyki, ogrodnictwa oraz zoologii. Wykładał w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa w Marymoncie.

Wojciech wywodził się ze starej szlachty, pieczętującej się herbem Pobóg, której gniazdo znajduje się w Jano-wiec-Jastrząbki w parafii Janowiec Kościelny na Pobo-żanach. Jego matka była dziedziczką części wsi Szczep-kowo-Giewarty. Większość dzieci została ochrzczona w pobliskim miasteczku Janowo nad Orzycem w po-wiecie przasnyskim.

GENEALOGIA

2x PRABABCIA

Page 49: More Maiorum nr 30

» fot. Lukasz2 /Wikimedia Commons. Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

More Maiorum 49

GENEALOGIA

Page 50: More Maiorum nr 30

» fot. Stephan Röhl/ Wikimedia Commons» fot. M

BC» fot. M

BC

» fot. MBC

More Maiorum50

Alan Jakman

genealogia MichnikówMatka Adama Michnika, a także jego przyrodniego brata Stefana, urodziła się w 1903 r. w Krakowie. Z racji, że w Archiwum Narodowe w Krakowie, udostępniło kilka spisów ludności z tego miasta, można było poszukać przodków Michnika.

Najnowszy spis ludności pochodzi z roku 1910. Już w nim można od-naleźć rodziców Hele-

ny (a właściwie Hindy), czyli dziad-ków Adama i Stefana Michników, a także jednego ich pradziadka. Cały ten spis zawiera 14 osób o nazwisku Michnik.

Pod numerem 240, zapisano Hirscha Michnika, wyrobnika dziennego (=nieosiadły, pracujący za kontrak-tem w posiadłościach ziemskich), zamieszkałego wraz z rodziną przy ul. Św. Sebastiana 34. Hirsch urodził się 26 listopada 1869 r. w Krakowie. Jego żona – Perl (Pepi, Pesel) Do-brys Gru(ü)nwald przyszła na świat 8 lat później od swojego męża, a do-kładnie 20 sierpnia 1877 r. również w Krakowie.

Odnotowano także dzieci Michni-ków, którzy urodzili się w Krakowie:

1) Ryfka Laje, ur. 3 listopada 1901 r.

2) Hinde, ur. 19 lipca 1903 r.

3) Józef, ur. 22 czerwca 1905 r.

Kilka numerów wcześniej, pod liczbą 237, zapisano ojca Hirscha, a pradziadka Adam Michnika – Se-liga. Nie podano przy nim ulicy, ale zapisano numer – 34. Można się więc domyślać, że mieszkał razem z rodziną syna. Selig urodził się 15 maja 1845 r. w Chrzanowie, a jego profesją była… znajomość Talmu-du, był więc Talmudystą. Tak o tym zawodzie pisał w słowniku Dorosz-kiewicz: „tamudysta – (…) zasłynęli

polscy i litewscy żydzi jako znakomi-ci talmudyści, którzy, całkiem niby scholastycy średniowieczni, z nie-zmierną pracą a zdumiewającym uzdolnieniem dialektycznym i dow-cipem ostrym wypracowali najsub-telniejsze dociekania nad szczegóła-mi wiary i obrządków (…)”

Żoną Seliga była Golde Bine Eichorn (właściwie Eichhorn), uro-dzona 1 stycznia 1842 r. w Krako-wie. Data ta, zapisana w spisie lud-ności, jest błędna, bowiem inne, wcześniejsze dokumenty, podają że Golde Bine urodziła się 13 września 1841 r. w Krakowie.

Kolejne ślady Michników można odnaleźć już w kolejnym (właściwie poprzednim) spisie z roku 1900. Pod numerem 532 zapisano Seliga Mich-

nika. Dane osobowe się powtarzają, z tym że miejsce urodzenia jakie po-dano, czyli Chrzanów, zostało prze-kreślone i poprawione na Kraków, z adnotacją, że informacja pochodzi ze spisu ludności z roku 1870.

Przy żonie Seliga, Goldzie Binie, za-pisano błędną datę urodzenia – 13 listopada 1841 r. Razem z małżon-kami mieszkała czwórka dzieci:

1) Hirsch, ur. 26 listopada 1869 r. w Krakowie

GENEALOGIA

Page 51: More Maiorum nr 30

» fot. Stephan Röhl/ Wikimedia Commons

» fot. MBC

» fot. szukajwarchiw

ach.pl

More Maiorum 51

2) Nechmie Chaje, ur. 19 maja 1874 r. w Oświęcimiu Białej

3) Jachet, ur. 21 grudnia 1878 r. w Oświęcimiu Białej

4) Izaak, ur. 1868 r. w Krakowie

W indeksie nazwisk do spisu ludno-ści z 1880 r. nie znalazłem żadnych Michników, ale dziesięć lat wcze-śniej już tak.

W arkuszu zapisano, że Selig Michnik, urodzony w 1845 r., jest subiektem, żo-naty z Goldą z Eichhartów. W domu nr 219 mieszkały również dzieci:

1) Isaak Aron, ur. 1868 r.

2) Hirsch, ur. 1869 r.

3) Ester Feigel, ur. 1867 r.

W najstarszym udostępnionym spisie, pochodzącym z roku 1850, odnala-złem dwóch Michników – Salomo-

na, służącego, zamieszkałego w domu pod numerem 20; oraz Kaspra, cze-

ladnika stolarskiego, który potwier-dził swój pobyt w Krakowie paszpor-tem. Nie wiadomo jednak, czy któryś z mężczyzn jest ojcem Seliga.

W spisie tym udało się jednak od-naleźć innych przodków Adama i Stefana Michników. Mianowicie matka Heleny, a więc babka braci, Pesel Dobrys, nosiła nazwisko pa-nieńskie Grünwald. W roku 1850 zapisano w spisie jej dziadka, a więc prapradziadka Michników, Leibela Grünwalda.

Grünwald mieszkał w domu pod numerem 207, w mieszkaniu nr 9. Z zawodu był nauczycielem. Uro-dził się w 1792 r. (inne portale po-dają, że w 1802). W spisie zapisano również piątkę dzieci:

1) Izrael, ur. 13 marca 1832 r.

2) Kalman (pradziadka Adama Michnika), ur. 27 stycznia (inne strony podają 8 lutego) 1837 r.

3) Rajzel(?), ur. 2 czerwca 1842 r.

4) Frigel, ur. 1826 r.

5) L…(?), ur. 1830 r.

Jak widać, na podstawie samych spisów ludności można ustalić genealogię jednej osoby w miarę szczegółowo. ■

Wywód przodków dostępny tutaj.

GENEALOGIA

Page 52: More Maiorum nr 30

sji – Piotr I, zwyciężył Szwedów pod Połtawą. W tym samym roku kraj opuszcza Stanisław Leszczyń-ski. W 1710 roku August II Moc-ny zostaje uznany przez szlachtę za prawowitego władcę Rzeczpo-spolitej. Król dążył do uzyskania władzy absolutnej przy pomocy wojsk saskich. To nie spodobało się szlachcie, czego skutkiem był bunt, nazywany kon-federacją tarno-grodzką (1715). Do pośredniczenia w spo-rze zaproszono cara Pio-tra I, który chcąc zagwa-rantować sobie bezbron-ność sąsiada, doprowadził do pokoju, na mocy którego, król nie mógł wszczynać wojny, bez zgody szlachty. Postanowienia te zaakceptowano w 1717 roku podczas sejmu niemego, nazwanego tak ponieważ żaden poseł nie został dopuszczony do głosu.

W 1732 roku Rosja, Prusy oraz Austria zawarły tajny traktat trzech czarnych orłów, który miał na celu utrzymanie słabości Rzeczpospolitej oraz niedopusz-czenie do przedłużenia unii pol-sko-saskiej, związanej z panują-cym władcą, jak i przejęcia tronu przez Stanisława Leszczyńskiego. W ten sposób Rzeczpospolita powoli zaczęła tracić swoją nie-zależność.

More Maiorum52

Małgorzata Lissowska

W 1747 roku w Rzeczpospolitej otwarto pierwszą publiczną bibliotekę, jedną z najwięk-szych w ówczesnej Europie – Bibliotekę Załuskich.

WARTO WIEDZIEĆ

kres państwowości

POLSKA PRZEZ WIEKI

Po niezwykle burzliwym i wy-niszczającym wojnami XVII wieku, Rzeczpospolita miała nadzieje, że sytuacja na konty-nencie się uspokoi, a ona wróci do czasów świetności, jednak ubiegłe stulecie to był dopiero początek końca…

Pod koniec zeszłego stu-lecia, władzę w Rzecz-pospolitej objął panujący już w Saksonii, Fryderyk

August z dynastii Wettinów. Od tej pory znany jako August II Mocny, rozpoczął panowanie dynastii Sa-sów na polskim tronie, trwającym przez ponad pół stulecia.

W 1700 roku wybuchła III wojna północna. Było to starcie koalicji Rosji, Saksonii, Danii oraz Rzecz-pospolitej Obojga Narodów prze-ciwko Szwecji, z którą walczyliśmy przez większą część ubiegłego stu-lecia. W tym roku, król szwedzki Karol XII zajął Kopenhagę oraz pokonał wojska rosyjskie pod Narwą. Sukcesy te zachęciły wład-cę do ataku na osłabioną Rzeczpo-spolitą. W 1702 roku zajął Warsza-wę oraz zwyciężył wojska saskie króla Augusta i hetmana wielkiego koronnego Hieronima Lubomir-skiego pod Kliszowem. To z kolei pozwoliło mu wejść do Krakowa.

W lutym 1704 roku podczas kon-federacji warszawskiej, zawiązanej przeciwko panującemu władcy, ogłoszono bezkrólewie, a kilka mie-sięcy później wybór nowego króla Stanisława Leszczyńskiego, popie-ranego przez Karola XII. Wskutek tego dwa lata później August II Mocny zrzekł się korony polskiej. Do kraju powrócił w 1709 roku, kiedy to sprzymierzony car Ro-

Page 53: More Maiorum nr 30

Król August II Mocny (Sas) zmarł 2 lutego 1733 w Warszawie, jego ciało zostało podzielone. Serce spoczęło w kościele dworskim w Dreźnie, w którym mieszkał przez większą część swojego życia. Wnętrzno-ści w kościele kapucynów (kościół

Przemienienia Pańskiego) w War-szawie, a ciało w 1734 roku

w katedrze na Wawelu.

Król August był największym amantem na polskim tronie. Po-siadał co prawda jedną żonę, która w związku z wyznaniem nie była koronowana na królową Polski, ale ilości kochanek, zwanych me-tresami i dzieci z nimi poczętymi, nie sposób policzyć. Oficjalnie król uznał 11 dzieci, jednak ich liczba mogła być kilka, a nawet kilkana-ście razy większa.

W okresie bezkrólewia miał miej-sce sejm konwokacyjny, trwający od końca kwietnia do końca maja 1733 roku. Podjął uchwałę, na mocy któ-rej cudzoziemcy, nie mogli być wy-brani na króla Rzeczpospolitej. Po-nadto zabronił innowiercom zasia-dania w sejmie oraz sprawowania funkcji urzędniczych. Na początku września, pomimo zawarcia trakta-tu trzech czarnych orłów, na króla ponownie został wybrany Stani-sław Leszczyński. 6 tygodni póź-niej, miała miejsce druga elekcja podczas której wybrano syna Augu-sta II Mocnego – Augusta III. Roz-począł się okres walk o tron polski. Wojna zakończyła się w 1735 roku. W jej wyniku król Stanisław Lesz-czyński zrzekł się tronu i wyjechał z kraju do Francji, gdzie otrzymał, od swego zięcia – króla Francji Lu-dwika XV, Księstwo Lotaryńskie w dożywotnie władanie. Tam też zmarł w 1766 roku. Został pocho-wany w kościele Notre-Dame de Bon Secours w Nancy. W związku ze zniszczeniem kościoła podczas rewolucji francuskiej, jego prochy zostały przywiezione do Polski. Po upadku powstania listopadowego odnalazły się w Petersburgu, gdzie przebywały do 1924 roku. 4 lata

później złożone zostały w kaplicy zamkowej na Wawelu, skąd 14 lat później przeniesiono je do katedry też na Wawelu. Jakby tego było mało w 1973 roku, prochy zostały zbezczeszczone przez nieznanych sprawców. Ostatecznie szczątki króla umieszczono w szklanym re-likwiarzu.

August III Sas był jedynym ślub-nym dzieckiem Augusta II Moc-nego oraz Krystyny Eberhardyny Hohenzollernówny. W przeciwień-stwie do swego ojca, nie zabiegał o wzmocnienie władzy królewskiej, skutkiem czego, kryzys w państwie się pogłębiał. Sejmy zwoływane od lat 40. XVIII wieku były prak-tycznie każdorazowo zrywane. Od połowy wieku do życia polityczne-go weszła Familia – stronnictwo zorganizowane wokół magnackich rodzin Poniatowskich i Czartory-skich. Pod koniec lat 50. próbowała reorganizować trybunały oraz po-większyć armię. W latach 60. pla-nowała dokonać zamachu stanu, którego skutkiem byłaby naprawa Rzeczpospolitej poprzez, między innymi, zniesienie liberum veto, przez które prace sejmu co raz były przerywane.

5 października 1763 roku w Dreź-nie umarł król August III Sas. Po-chowano go kościele dworskim w Dreźnie, gdzie spoczywa do dziś.

Podczas bezkrólewia, od początku maja do końca czerwca 1764 roku, ma miejsce sejm konwokacyjny, który przeprowadza wiele reform pod wpływem Familii. Do najważ-niejszych z nich należy zaliczyć

More Maiorum 53

WARTO WIEDZIEĆ

W drugiej połowie XVIII wieku zaczęto wydawać jedno z najstar-szych polskojęzycznych czasopism – Monitor. Założone zostało przez Ignacego Krasickiego i Franciszka Bohomolca. Pismo wy-dawane było dwa razy w tygodniu.

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 54: More Maiorum nr 30

utworzenie Komisji Skarbowej Koronnej i Litewskiej oraz Komisji Wojskowej Koronnej, ograniczenie władzy hetmanów i podskarbich, zniesienie prywatnych ceł i myt oraz wprowadzenie na granicy państwa cła generalnego, częścio-we zniesienie liberum veto spowo-dowane wprowadzeniem głosowa-nia większościowego w sprawach skarbowych.

Rok po śmierci poprzedniego władcy, przy poparciu Familii oraz carycy Katarzyny, na ostatniego króla Rzeczpospolitej, wybrany zo-staje Stanisław August Poniatow-ski. W pacta conventa, przyszły król zobowiązuje się do zatwierdzenia uchwał wprowadzonych podczas niedawnego sejmu konwokacyj-nego. Koronacja ma miejsce 25 li-stopada 1764 roku w kolegiacie św. Jana Chrzciciela w Warszawie.

Już 4 lata po wyborze króla, 29 lu-tego 1768 roku, w Barze na Podo-lu, zostaje zawiązana konfederacja (barska), która jest zbrojnym związ-kiem szlachty, przeciwko władcy. Jej głównym celem było zniesienie wszystkich ustaw wprowadzonych za panowania Stanisława Augusta oraz jego obalenie. Konfederaci liczyli na pomoc Turcji, Francji, Austrii czy Saksonii, walcząc nie tylko z wojskami koronnymi, ale i rosyjskimi. Rok później powstaje naczelna władza konfederatów – Generalność. W październiku 1770 roku ogłasza detronizację króla Stanisława Augusta, a pod koniec 1771 przeprowadza nieudaną pró-bę jego porwania. Na początku kolejnego roku upadają ostatnie punkty obronne konfederatów: Lanckorona, Jasna Góra i Tyniec.

Konfederacja barska bezpośred-nio przyczyniła się do pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej. Trak-tat rozbiorowy został podpisany 5

sierpnia 1772 roku w Petersburgu. Na jego mocy Austria zagarnęła część województwa krakowskiego aż do Wisły, część województwa sandomierskiego, fragment Śląska, Ruś Czerwoną i fragment Podola z miastami Lwowem, Przemyślem i Sanokiem. Prusy przejęły Prusy Królewskie bez Gdańska i Toru-nia, ale z Elblągiem, Malborkiem czy Chełmnem. Rosja zajęła Pol-skie Inflanty oraz część ziem biało-ruskich po Dniepr i Dźwinę. Rok później uchwałą sejmu zatwier-dzono rozbiór Polski. Sprzeciwiło się temu dwóch posłów – Tadeusz Korsak i Tadeusz Reytan.

W 1787 roku Rosja i Austria pro-wadziły wojnę z Turcją, w której obronie stanęły Prusy oraz Anglia. Rok później zwołano sejm, który miał przeprowadzić niewielkie re-formy skarbowe oraz przestawić stanowisko Rzeczpospolitej w tym konflikcie. Z związku z długością jego trwania nazwano go Cztero-letnim (1788-1792) lub też Wiel-kim z powodu zmian przez niego wprowadzonych. Podczas obrad zwiększono liczbę wojska do 100 tys. oraz utworzono Komisję Woj-skową, uchwalono prawo o mia-stach i zniesiono Radę Nieustającą. Najważniejszym osiągnięciem Sej-mu Czteroletniego było uchwale-nie konstytucji 3 maja 1791 roku. Do jej głównych postanowień za-liczyć można zniesienie liberum veto, ustanowienie religii katolic-kiej panującą, ale z równoczesną wolnością wyznaniową, ustalono, że władza w kraju dzieli się na pra-wodawczą, wykonawczą oraz są-downiczą.

Pod koniec trwającego Sejmu Wiel-kiego, w maju 1792 roku w Targo-wicy, przeciwnicy nowej konstytu-cji, będący zarazem zwolennikami carycy Katarzyny, zawiązali konfe-derację, mającą na celu przywróce-

nie dawnego ustroju. Przywódca-mi jej byli: Stanisław Potocki, Ksa-wery Branicki, Seweryn Rzewuski. Konfederacja targowicka posłuży-ła Rosji za pretekst do wkrocze-nia na terytorium Rzeczpospolitej. W ten sposób rozpoczęła się wojna polsko-rosyjska. W lipcu tego roku do konfederacji przystąpił sam król Stanisław August Poniatowski, równocześnie wydając rozkaz za-przestania działań wojennych.

Skutkiem tych działań był prze-prowadzony w 1793 roku II roz-biór Rzeczpospolitej, w której udział wzięły Rosja, zagarniając województwo mińskie, kijowskie, bracławskie i podolskie, część wi-

leńskiego, nowogrodzkiego, brze-sko-litewskiego, wołyńskiego oraz Prusy, w skład których weszło wo-jewództwo gnieźnieńskie, poznań-skie, sieradzkie, kaliskie, inowro-cławskie, brzesko-kujawskie, a tak-że część rawskiego, mazowieckiego oraz krakowskiego. Podczas II roz-bioru Toruń oraz Gdańsk zostały zajęte przez zaborcę.

Kolejny rozbiór Polski, wywołał fale oburzenia wśród społeczeń-stwa. Ruchy patriotyczne doprowa-dziły do wybuchu powstania nazy-wanego kościuszkowskim w marcu 1794 roku. Poprzedziło je odczyta-nie „AKTU POWSTANIA OBY-WATELOW MIESZKANCOW WOIEWODZTWA KRAKOW-SKIEGO 1794. R. MARCA 23. DNIA W KRAKOWIE w ZAM-KU” oraz przysięgi: „Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu

More Maiorum54

Czy wiesz, że prochy ostat-niego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, zostały spro-wadzone do Polski dopiero w 1995 roku?

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 55: More Maiorum nr 30

Boga całemu Narodowi Polskie-mu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie jej dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszech-nej wolności używać będę. Tak mi Panie Boże dopomóż i niewinna męka Syna Jego”. Wtedy to Tade-usz Kościuszko formalnie stanął na czele insurekcji jako Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodo-wej. Pierwsza zwycięska bitwa mia-ła miejsce 4 kwietnia 1794 roku, pod Racławicami, kiedy to wojska

dowodzone przez Kościuszkę, po-konały wojska rosyjskie. Mimo że zwycięstwo nie zostało w pełni wy-korzystane, to w znacznym stopniu podniosło morale powstańców. Kolejnym ważnym starciem była bitwa pod Maciejowicami (10 paź-dziernika 1794), w skutek klęski powstańców, Tadeusz Kościuszko dostał się do niewoli. Ostatnim zrywem insurekcji była bohaterska obrona warszawskiej Pragi, stoczo-na 4 listopada pod dowództwem generała Józefa Zajączka. Po prze-granej bitwie, Rosjanie dokonali

rzezi ludności cywilnej (ok. 20 tys. osób), co doprowadziło do kapitula-cji Warszawy.

Upadek powstania kościuszkow-skiego zadecydował o ostatecznym podziale Rzeczpospolitej. 24 paź-dziernika 1795 roku miał miejsce III rozbiór Polski. W jego wyniku Ro-sja zagarnęła tereny na wschód do Bugu i Niemna, Prusy – wschodnie Mazowsze z Warszawą oraz tereny litewskie aż do Niemna, Austria – Małopolskę z Krakowem oraz część Podlasia i Mazowsza. ■

More Maiorum 55

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 56: More Maiorum nr 30

Bohaterka największego skan-dalu obyczajowego II Rzeczy-pospolitej, ostatnia z pierwszych dam przedwojennej Polski i je-dyna spośród nich, która za ży-cia zadbała o swoją genealogię – Maria z Hubal-Dobrzańskich 1v. Nagórna 2v. Mościcka

Urodziła się 13 sierpnia 1896 roku w Warszawie. W 1919 roku poślubia młodego i przystojne-

go adiutanta– Tadeusza Nagórnego. Ślub odbył się przy sprzeciwie jej rodziców, przez co Maria zerwała z nimi kontakty i niemalże uciekła z małżonkiem. Nagórny jednak za-raz po ślubie rozpoczął flirty i ro-manse, nie stroniąc od zaciągania do łóżka nawet mężatek. Pewnego razu po upojnej nocy z pewną po-znanianką, „pożyczył od niej” za-wrotną kwotę 30 tys złotych. Na-iwne dziewczę po pewnym czasie napisało list do samego prezydenta, szukając ukochanego i pal sześć pie-niądze, ale co złego mu się stało? Sprawa dotarła do Zamku Królew-skiego, otarła się o kilka ministerstw, Nagórnego odnaleziono, zdegrado-wano, nie utrudniano unieważnienia ślubu z Marią, a ją samą, jako po-krzywdzoną sprowadzono do pre-zydenckiej rezydencji, gdzie stała się sekretarką Pierwszej Damy, aktyw-nej na każdym polu, pracocholicz-ki, działaczki, feministki, aktywistki Michaliny Mościckiej.

Michalina Mościcka zmarła w czasie prezydentury swego męża, Ignace-go w 1933 roku. I oto krótki czas po pogrzebie owdowiały Mościc-ki oświadcza się niczego nie spo-dziewającej się Marii! Okazywał jej wyrazy szacunku, nawet sympatii,

ale ślub?! Trzy tygodnie zwlekała z odpowiedzą, jednak ostatecznie powiedziała: tak. Skromny ślub odbył się na Zamku Królewskim jeszcze w tym samym 1933 roku, a wybranka była młodsza od prezy-denta Najjaśniejszej Rzeczypospoli-tej o niemal 30 lat! Była rówieśnicą jego dzieci! Nie dziwi zatem, że war-szawskie salony nie zostawiły na niej suchej nitki, treść plotek wymyślali niekiedy chyba pijani wariaci, nie brak w nich był biegającego nago po zamku prezydenta…

Maria, jako pierwsza dama porusza-ła się po swym urzędzie niepewnie – popadała ze skrajności w skraj-ność, raz przyznając się do braku doświadczenia i prosząc o pomoc Aleksandrę Piłsudską, usuwając się w cień swej poprzedniczki Michali-ny w działalności, której nawet nie próbowała z nią konkurować. Raz zdwała się być naturalna i nieśmiała, ujmująca dyplomatów najzwyklej-szym uśmiechem, to znów popada-ła w pompatyczność jak żadna inna żona prezydenta Polski, tworząc ociekający dworem dwór, każąc za-granicznym dyplomatpom odwie-dzać się w swych apartamentach, tak, iż nawet król Rumunii mu-siał fatygować się do niej po wą-skich schodach. Warszawskie ulice okrzyknęły ją legendarną potem „Czarną Mańką”, choć zyskała z czasem sympatię ludzi.

W 1939 roku wraz z mężem ucie-kła do Rumunii a stamtąd do Szwajcarii, gdzie Mościccy spę-dzili resztę życia. Po śmierci męża w 1946 roku popadła w manię zbierania pamiątek po nim, listów, obrazów, pieczęci, skończywszy nawet na bieliźnie. Jej bogata ko-

More Maiorum56

Paweł Becker

opowieść o Marii Mościckiej

GENEALOGIA PIERWSZEJ DAMY

Page 57: More Maiorum nr 30

respondencja jest dziś niewyczer-panym źródłem archiwalnym, tym bardziej, że po śmierci całe swe zbiory przekazała do archiwum Jasnej Góry. Zmarła w 1979 roku. W 1993 roku prochy jej i męża sprowadzono do Polski, Jego po-chowano w podziemiach warszaw-skiej archikatedry św. Jana. Ją – na Powązkach. Są rzeczy, których się nie robi. Nie rozdziela się, nawet pośmiertnie, dwojga kochających się ludzi…

Wśród jasnogórskich archiwaliów przekazanych przez Marię Mo-ścicką, znajdziemy jej genealogię, spisaną krótko po ślubie. Czegóż się z niej dowiadujemy?

Maria czuła silną więź z Cypry-sińskimi, z których to wywodziła się jej babka po kądzieli. Wymie-

nia ona wśród swych przodków m.in. współtwórcę Konstytucji 3 Maja, Augusta Cyprysińskie-go. Po wymienieniu kilku innych przodków z Hubal-Dobrzańskich (np. Aleksandra z XVIII, obda-rzonego Orderem Orła Białego, kanonika Wawelskiego Mikołaja czy swego dziada okulistę Alek-sandra) przechodzi wprost do rodziców. Zagłębmy się jednak w losy przodków prezydentowej. Kogo tam znajdziemy?

Wśród najgłębszych korzeni od-najdujemy Antoniego Nosarzew-skiego, znaczągo gospodarza w powiecie przasnyskim z XVIII wieku. Był właścicielem Szulmie-rza, Kalisza, Kozdrojowa, Radzy-mina, Włosta, Dezerek, Włodko-wa, Kotermania, Koziczyna, Nie-borzyna… Żoną jego była Fran-ciszka Jackowska. Zmarł w 1839 roku.

Córka jego Elżbieta Nosarzew-ska (1787-?) poślubiła Franciszka Romockiego, urodziła mu cór-kę Leokadię (1809-1858), która odziedziczyła po swym dziadku cały majątek. Z takim to posagiem została żoną Antoniego Cyprysiń-skiego (1806-1860) syna Marcina i Marii z Zaleskich (zm. 1838).

Córka ich, Maria Cyprysińska (1847-1890), poślubiła Józe-fa Kinnela (1838-1902). Ona to odziedziczyła majątek Koziczyn, gdzie Józef był lekarzem. Leczył m.in. młodego wikarego, który później jako kardynał Kakow-ski, dawał ślub Marii Mościckiej. To Józef zbudował w Koziczynie włoską willę w stylu neorenesan-sowym. Doczekali się córki Zofii (1874-1920), zamężnej z Zygmun-tem Hubal-Dobrzańskim (1867-1927), synem Aleksandra i Stani-sławy z Kijeńskich – to już rodzice przyszłej prezydentowej. ■

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 57

GENEALOGIA PIERWSZEJ DAMY

Page 58: More Maiorum nr 30

More Maiorum58

międzywojenne strajki robotnikówAgnieszka Kubas

ŻYCIE ZAWODOWE NASZYCH PRZODKÓW

Okres międzywojenny był szcze-gólnie trudnym czasem dla robotników pracujących w fa-brykach. Kryzys gospodarczy lat dwudziestych i trzydziestych, pozbawiał wielu z nich miejsc pracy, bądź motywował do ak-tywnego uczestnictwa w straj-kach. Najczęściej swoje nieza-dowolenie manifestowali pra-cownicy fabryk, popierani przez związki zawodowe. Czy strajki pracowników z międzywojnia różniły się od dzisiejszych?

Większość przyczyn międzywojennych manifestacji nie róż-niła się znacząco od

współczesnych motywacji pracow-ników. Podstawową kwestią było niezadowolenie na tle finansowym – robotnicy domagali się podwy-żek pensji, premii, albo cofnięcia niekorzystnych decyzji, na przykład skrócenia czasu pracy. Zazwyczaj dyskusja na temat ewentualnej ma-nifestacji była rozpoczynana przez działaczy związków zawodowych, głównie socjalistycznych, którzy często wykorzystywali niezadowole-nie pracowników do realizacji celów politycznych. Od czasu do czasu, „siejąc zamieszanie” wśród załogi przedsiębiorstwa, głosili że ośmio-godzinny dzień pracy to za dużo – robotnik powinien pracować krócej, wprost przeciwnie do pracownika umysłowego, bądź rolnika, których pracę uważano za „lżejszą”. Nie bez znaczenia pozostawały również za-targi – pomiędzy załogą a dyrekto-rem, urzędnikami fabrycznymi czy innymi robotnikami, wywodzący-mi się z mniejszości narodowych. W czasie wielkiego kryzysu go-spodarczego z przełomu lat dwu-

dziestych i trzydziestych robotnicy, solidaryzując się z bezrobotnymi, chętnie brali udział w wiecach na ulicach miast, bądź w solidaryzowali się z pracownikami innych zakła-dów, którzy protestowali z powodu niezadawalających warunków pracy.

W jaki sposób strajkowano?

Najpopularniejszym rodzajem ma-nifestacji były wiece w zakładach albo na placach przed fabrykami, gdzie wygłaszali przemówienia przedstawiciele związków zawodo-wych, bądź liderzy załogi. Często pracownicy, pod wpływem chary-

zmatycznych przywódców, udawali się do biur zakładu, skąd siłą wypro-wadzali dyrektorów i urzędników. Strajkujący niechętnie odnosili się do „łamistrajków”, którzy podejmowa-li pracę. Próbowali przeszkodzić im w wykonywaniu obowiązków, bądź nawet wejściu na teren przedsiębior-stwa. Właściciele fabryk, próbując uniknąć strat finansowych musieli podejmować decyzje, dzięki którym można było zapobiec niekorzyst-nym konsekwencjom. Najczęściej, w czasie niesubordynacji robotni-ków, pracami fizycznymi zajmowali się urzędnicy lub ludzie oddelego-wani z innych fabryk. Najbardziej

» Strajk okupacyjny robotników Żywieckiej Fabryki Papieru „Solali”, lata trzydzieste /fot. Archiwum Państwowe w Katowicach Oddział w Żywcu

Page 59: More Maiorum nr 30

More Maiorum 59

efektywną formę manifestacji przy-jęli pracownicy browarów, którzy rozpoczynali strajk w momencie, gdy w piwnicach fermentacyjnych znajdowały się składniki do produk-cji piwa w fazie fermentacji. Niewy-korzystanie produktu w odpowied-nim czasie skutkowało ogromnymi stratami finansowymi dla browaru. Zdarzało się, że robotnicy nie do-puszczali do pracy przy warzeniu piwa urzędników, wobec czego dy-rekcja była zmuszona zaakceptować, przynajmniej częściowo, żądania załogi. Bardzo często pracownicy organizowali również strajki okupa-cyjne. Zamykali się w przedsiębior-

stwie albo poza bramami zakładów, gdzie przebywali czasami nawet kil-ka tygodni, oczekując na zaakcepto-wanie propozycji przedstawionych dyrektorom. Wówczas rodziny do-starczały strajkującym robotnikom żywność oraz czyste ubrania. Od czasu do czasu pracownicy fizyczni wychodzili na ulice miast, organizu-jąc pochody i wiece pod siedzibami lokalnych władz. Niektóre z nich kończyły się starciami z policją.

Jakie były efekty strajków?

W czasie sprzyjającej koniunktury gospodarczej robotnicy, w wyniku

manifestacji, bardzo często uzy-skiwali podwyżki lub dodatki so-cjalne. Najmniej efektywne ma-nifestacje miały miejsce w czasie kryzysu gospodarczego przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Dyrektorzy przedsiębiorstw nie mogli zapewnić załodze stabilno-ści zatrudnienia oraz podwyżek, gdyż w wyniku braku zamówień i spadku popytu na produkowane przez nich towary nie posiadali środków finansowych. Część pra-cowników rozumiała rozterki swo-ich przełożonych i godziła się na ograniczenie czasu pracy (na przy-kład do trzech dni w tygodniu), inni (zazwyczaj pod wpływem agitacji związków zawodowych) rozpoczynali długotrwałe manife-stacje. Wobec braku efektywnych rozwiązań fabrykanci decydowali się na lokaut, czyli natychmiasto-we zamknięcie zakładu i zwolnie-nie wszystkich pracowników. Tego typu działania były zazwyczaj po-dejmowane przez przedsiębior-stwa zajmujące się obróbką metali, gdzie silne wpływy posiadał pro-socjalistyczny związek zawodowy metalowców. Lokaut był tragedią dla robotników, którzy najczęściej utracili całkowicie źródło utrzy-mania. Wielu z nich odwracało się od związków zawodowych i prosiło przełożonych o ponow-ne przyjęcie do pracy. Dyrekcja najczęściej wyrażała na to zgodę, pod warunkiem choćby obniżenia pensji i likwidacji związku zawo-dowego na terenie fabryki.

Strajk robotników był dużym problemem dla fabrykantów, którzy borykając się z skutkami kryzysu gospodarczego, nie byli w stanie spełnić żądań załogi. Szukali pomocy wśród lokalnych władz, które również nie były w stanie zareagować, gdyż zmaga-ły się z problemem wzrastającego bezrobocia. ■

ŻYCIE ZAWODOWE NASZYCH PRZODKÓW

» Strajk okupacyjny robotników Żywieckiej Fabryki Papieru „Solali”, lata trzydzieste /fot. Archiwum Państwowe w Katowicach Oddział w Żywcu

Page 60: More Maiorum nr 30

More Maiorum60

Gabriel Galec »Płowy« – leśny z JatyGrażyna Stelmaszewska

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Kto uważnie czytał ostatnie nu-mery „More Maiorum” to wie, że Pani Danuta Galec – łączniczka ze Stanina, od kilku miesięcy wspominała i zapoznawała nas z Leśnymi – partyzantami z Jaty.

Poznawaliśmy krok po kro-ku leśne tereny, obóz, mo-kradła, poznawaliśmy hi-storię sztandaru, krwawe

walki, rozpacz po stracie przyjaciół i legendarnych dowódców. I dzięki niej niedaleka przecież historia, po-krywana już zapomnieniem, wraca-ła do nas z jaskrawym obrazem. Ja zaś słuchając, robiąc notatki, wyjeż-dżając z Panią Danutą na cmentarz w Staninie, w miejsca walk staram się chwycić każde zdanie, każdy szczegół. Chciałam za wszelką cenę podkreślić, że nasze babcie, prabab-cie czy dziadkowie to historia, to in-formacje, które niezauważane mogą umknąć bezpowrotnie.

— „Młodzi, dzielni chłopcy, młode, dzielne dziewczyny – rodzi-ły się jakieś miłości?” – spytałam przewrotnie, wiedząc że jeden z le-śnych, czyli Gabriel Galec, zawró-cił w głowie Danusi na całe życie. Uśmiechnęła się figlarnie, wiedząc że mam na myśli jej męża.

— „Tak. I chociaż wcześniej mówiłam, że wszystkie dziewczyny kochały się w dowódcy Rejmaku „Ostoi”, to z czasem serca kiero-wały się w zupełnie inną stronę…” – 88-letnia Pani Danuta w takich chwilach zamyślała się, długo zbie-rała myśli. To, co działo się dawniej pamiętała znacznie lepiej niż to, co było o poranku. A gdy zaczęła mó-wić, był to już potok zdań, które łatwo było zapisać. I tylko od cza-

su do czasu podpowiadałam nazwy Okręgów czy Inspektoratu, bo te miały już inne dla Niej znaczenie.

— „Ja zaczęłam uważniej przyglą-dać się Gabrielowi, on oczami wo-dził za mną. Znaliśmy się długo. Gabriel przyjaźnił się z moim bra-tem Zbyszkiem. Obaj w Armii Krajowej byli niemal od początku. Nasz Rejon (Łukowski) był jednym z liczniejszych i wchodził w skład Radzynia (Inspektorat Radzyń Pod-laski). Do Jaty Gabriel Galec dołą-czył w czerwcu 1944 roku. Wcze-śniej, bo w kwietniu, ukończył kurs

Młodszych Dowódców i otrzymał stopień starszego strzelca, później podporucznika. Był takim niebie-skookim blondynkiem. Szczupły, o cienkich nogach, milczący. Gadu-łą nigdy nie był. Ważył każde słowo i nieraz trzeba było pięć razy pytać, by szczegółowo odpowiedział. Ale potrafił być romantyczny, chociaż do końca nie wiem, czy to był jego odruch serca, czy wzory z książek, które czytał namiętnie. Zrywał dla mnie polne kwiat, ale dawał i ró-życzki. Pewnie z ogródka mamy.

Pamiętam chwile poświęcenia Sztan-daru Oddziału w Jacie. Gabriel był w poczcie sztandarowym. Dumny, poważny. Już wcześniej mówiłam, że to mama Gabriela, Helena Galec z razem z córkami Basią i Teresą za-

Page 61: More Maiorum nr 30

More Maiorum 61

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

projektowały, a następnie uszyły ten sztandar. Helena wyhaftowała.

Leśny Gabriel nie tylko walczył, ale i uczył się na tajnych kompletach. W listopadzie 1944 roku ukończył Liceum Ogólnokształcące w Łuko-wie, otrzymał świadectwo dojrzało-ści. Jego mama Helena Galec, jako nauczycielka także udzielała lekcji na tajnych kompletach w szkołach podstawowych i średnich.

O akcjach, w których brał udział Gabriel, niewiele wiem. Trudno było wyciągnąć od niego kilka zdań. Gabriel z moim bratem Zbyszkiem, znikali nieraz na wiele dni, tygodni. To były trudne dni, bo wtedy ja, tata i mama częściej spoglądaliśmy w okno, nasłuchiwaliśmy czy wiatr

nie niesie odgłosów strzelaniny. I wtedy tak cicho było w domu, nikt o zbędnych rzeczach nie mówił, chociaż wiedzieliśmy, że myślimy ciągle o tym samym… Nawet ja, czy tata, jeżdżąc do Jaty, nie zawsze mie-liśmy szczęście, by ich spotkać. Ot nie ma ich i już. Nikt szczegółów nie udzielał”.

oskarżono ich o szpiegowanieA później przyszedł gorszy czas. W lecie 1944 r. na terenach łukow-skich rozpoczęto akcję „Burza”.

Pani Danuta o wszelkich ruchach w łukowskim dowiedziała się póź-

niej, łączyła fakty i wydarzenia. Nie było spokojnie. Rozchodziły się wieści o rozbrajaniu przez Rosjan oficerów AK podczas nawiązywania kontaktu.

— „Podczas jednej z takich prób aresztowano naszych. Oskar-żono ich o szpiegowanie na rzecz Niemców. I tylko przypadek po-mógł im w ucieczce. W tym samym czasie nasiliły się niemieckie naloty na Łuków. Leśni wykorzystali ten chaos, kilku uciekło, kilku zginęło w strzelaninie”.

— „Pamiętam, że byliśmy zdezorientowani. Po wkroczeniu Armii Czerwonej i zatrzymaniu frontu, spadły na nas coraz więk-sze represje. Jeden drugiemu prze- » fot. pryw

atne archiwum

rodzinne Galców

Page 62: More Maiorum nr 30

More Maiorum62

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

kazywał niepokojące informacje, ja częściej jeździłam z meldunkami. Przez ten niecały rok od lata 1944 do wiosny 1945, nastąpiły maso-we aresztowania, wywózki w głąb ZSRR oraz likwidacja żołnierzy podziemia przez NKWD i UB. Chłopcy opuścili Jatę, nie było Ga-briela, nie mieliśmy informacji od mojego brata Zbyszka. Baliśmy się, że chłopcy zostali aresztowani. Póź-niej dowiedzieliśmy się, że „Ostoja”, spodziewając się rozbicia oddziału, rozwiązał zgrupowanie partyzanc-kie, nakazał czekanie na rozkazy.

Z perspektywy czasu wiemy, że „Ostoja” podjął dobrą decyzje. Rozczłonkowanie Zgrupowania Ar-mii Krajowej, liczącego prawie 300 ludzi, spowodowało, że uniknięto niespodziewanego rozbicia przez dysponującą przewagą militarną Ar-mię Czerwoną.

— „A aresztowania nasila-ły się. Wielu znanych mi żołnierzy, w tym i kobiety ładowano na sa-mochody ciężarowe i pod eskortą wywożono do obozu przejściowe-go w Sokołowie. Stamtąd na Sybir. Nas to ominęło. Gabriel z innymi

znowu znaleźli kryjówkę w Jacie. Tylko, że tym razem było trudniej. Od czasu do czasu pojawiali się le-śni z innych miejscowości. Rozpro-szeni, zagubieni, ścigani. Pamiętam, że Gabriel przyprowadził do nasze-go domu „Romka”, 15-16 letniego chłopaka z okolic Żelechowa. Chu-dy był strasznie i tak dziwnie seple-nił. A to seplenienie spowodowane było opuchlizną i raną biegnącą przez policzek w kierunku ucha. Miałam wrażenie, że ten policzek opada mu na kołnierz. Zręczne ręce mojej mamy opatrywały niejedną żołnierską ranę, więc i tu pomogła w cierpieniu chłopaka. Czekali na Zbyszka, a później z kilkoma innymi zniknęli, przedostając się do Jaty. Co dziwne, dopiero po pewnym czasie mama dowiadywała się, że za sadem naszym w takim lekkim, porośniętym wgłębieniu w ziemi, niejeden czekał na Zbyszka. Gabriel często mi mówił »Mniej wiesz, dłużej żyjesz«”.

a później został moim mężem, dwoje leśnych – Ja i Gabryś

Wspomnienia tamtego okresu po-wodowało u Pani Danuty Galec zdenerwowanie, oczy robiły się mokre.

— „W tym samym czasie do naszego domu dokwaterowano ro-syjskiego oficera. Jego lekko skośne oczy wskazywały, że pochodził ze wschodnich części Rosji. Ja wyraź-nie mu się podobałam, co podkre-ślał na każdym kroku. Był spokojny, inteligentny, chociaż nie wdawali-śmy się z nim w dyskusje. Pamię-tam, że lubił owoce i chodził do naszego sadu. Zawsze pytał mamę o zgodę. To dzięki niemu nie aresz-towano mojego brata Zbyszka i Ga-briela. A tego dnia pod dom pod-

» fo

t. pr

ywat

ne a

rchi

wum

rodz

inne

Gal

ców

Page 63: More Maiorum nr 30

More Maiorum 63

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

jechało dwóch Rosjan. Być może był to przypadek, bo wiele domów, gospodarstw w Staninie było prze-szukiwanych przez Rosjan. Zawsze szukali młodych. Nie pamiętam, po co, ale wcześniej przybyli też Zby-szek i Gabriel. Na ucieczkę było za późno, więc mama ukryła ich w łóż-ku pod pierzyną. Była bardzo opa-nowana, mówiła wolno, składnie, tłumaczyła. Ja do dziś pamiętam to drganie każdej komórki mojego cia-ła. Bałam się, że zauważą jak drgają mi nogi, ręce. Do rozmowy włączył się Rosjanin. Mówił bardzo zdecydo-wanie. Wyglądało to tak, że był zły, że chcą przeszukać dom, w którym on stacjonuje. To chyba był cud, że ustąpili. Sądzę, że on domyślał się, że ukryliśmy chłopców, ale nic nam nie mówił. Pewnie udawał. A oni dłu-go leżeli w pokoju mamy przykryci pierzynami. Później mama wypuści-ła ich przez okno. Po tym zdarzeniu

Gabriel ukrywał się przed NKWD i UB w Siedlcach, a kiedy i tam został zdekonspirowany, w lipcu 1945roku przeniósł się do Świerży Górnych nad Wisłą, gdzie zamieszkał u zna-jomych ojca pod zmienionym nazwi-skiem Aleksander Stawowski. Pracę znalazł w Zarządzie Gminnym…

Dokumenty przygotował mu oj-ciec Sekretarz Gminy Stanin Józef Galec. Wydawał on fałszywe doku-menty – m.in. Ausweiskarten oraz świadectwa pracy dla zdekonspiro-wanych żołnierzy podziemia, chcą-cych uniknąć wcielenia do Baudien-stu (przymusowa Służba Budowlana – dopisek autorki) lub wywózek na przymusowe roboty do III Rzeszy.

Wkrótce dołączyła do niego sio-stra Basia Galec i Piotr Nowiński. Nie pamiętam czy byli już małżeń-stwem, czy jeszcze nie. W 1945 roku Gabriel przeniósł się do Lublina, wstąpił na Katolicki Uniwersytet Lubelski, który ukończył z tytułem magistra prawa. W Lublinie na stałe został mój brat Zbyszek.

A później…później Gabriel został moim mężem. Dwoje Leśnych – Ja i Gabryś”.

Porucznik Gabriel Galec PS. „Pło-wy” urodzony 15.01.1923 r., zmarł 11 marca 2011 roku. Jego trumnę, wystawioną w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, przykrył Sztandar Leśnych z Jaty, ten Sztandar, który wyhaftowała jego mama – Helena Galec, boha-terska nauczycielka, dowodząca sta-nińskimi „peżetkami” (Pomoc Żoł-nierzowi). ■

» fot. prywatne archiw

um rodzinne G

alców

» Pani Danuta Galec – łączniczka ze Stanina /fot. prywatne archiwum rodziny Galec

Page 64: More Maiorum nr 30

More Maiorum64

Olga Diacova-Sosnowska

w poszukiwaniu korzeni – państwo SosnowscyPoszukiwanie korzeni to zawsze droga ku tajemnicom. Czasami trafi się na rzeczy niezwykłe, całkiem niespodziewane.

Niekiedy da się udowod-nić pokrewieństwo osób z rożnych stref czasowych, gdyż ist-

nieją pewne źródła w formie doku-mentów, jednak czasami można się tylko domyślać, zakładać hipotezy...

W historii mojej rodziny o nazwi-sku Sosnowski, istnieje wiele bia-łych plam. Paweł Sosnowski – mój pradziadek, został rozstrzelany w 1938 roku w trakcie „operacji pol-skiej” oraz terroru stalinowskiego

w ZSRR. Prababcia ukrywała się ja-kiś czas z dziećmi, musiała ratować swoją rodzinę. Zwłaszcza z tego po-wodu teraz brakuje wielu dokumen-tów. Również dlatego starsi człon-kowie rodziny nie lubili opowiadać o swojej polskiej historii. Jak wiele innych osób pochodzenia polskie-go, oficjalnie zmienili narodowość na „ukraińską”. Ostatnio chciałam wyruszyć w podróż do Bałty, gdzie prawdopodobnie zachowały się ar-chiwa z aktami chrztówo oraz ślubu moich pradziadków. Dowiedziałam się jednak, że archiwum tam nie istnieje, zlikwidowano je. Ale coraz

bardziej interesowała mnie historia tej ziemi...

Tym z państwa, którzy nie czytali mojego ostatniego artykułu, przy-pomnę, że Bałta to miasteczko, kie-dyś należące do Polski, a obecnie znajdujące się terytorium Ukrainy. Miasto to położone jest nad rzeką Kodymą, a założył go książę Józef Lubomirski w sierpniu 1765 roku. W 1765 r. murowany kościół or-miańsko-katolicki p.w. św. Stanisła-wa BM – swojego patrona. Świąty-nię zbudowano w centrum miasta.

Józef Lubomirski, założyciel miasta Bałta na terytorium województwa bracławskiego, zwróconego Polsce

po podpisaniu pokoju Karłowic-kiego w 1699 rok, interesuje mnie szczególnie z tego powodu, że może być spokrewniona z moją rodziną. Książę Józef Lubomirski ożenił się z Ludwiką Sosnowską, znaną jako ukochana Tadeusza Kościusz-ki. Wszelkie informację, dotyczące Sosnowskiej, znajdujemy w literatu-rze biograficznej, poświęconej temu bohaterowi. Ludwika Sosnowska urodziła się w roku 1751 w domu Józefa Sosnowskiego, hetmana po-lnego litewskiego. Według rożnych źródeł, wolą ojca została poślubio-na Józefowi Lubomirskiemu, i miała

z nim troje dzieci, Henryka Ludwi-ka i Fryderyka Wilhelma oraz cór-kę Helenę. Zamieszkiwali w Bałcie. Wiadome jest, że wnuki Jozefa Lu-bomirskiego oraz Ludwiki Sosnow-skiej, mieli na imię: Kazimierz, Jerzy Henryk, Felicja, Ludgarda, Adam... Swoją drogą Jerzy Henryk zostanie pradziadkiem znanego kardynała Adama Sapiehy. Chcąc dalej odkry-wać drzewo genealogiczne hetmana, Józefa Sosnowskiego, natrafiamy na mur. Nie ma dalszych informacji.

Jednak wiadomo, że w latach dwu-dziestych ubiegłego stulecia, w Ko-dymie, mieszkali państwo Sosnow-scy, Piotr oraz Elżbieta. Później ter-ror stalinowski zabrał życie wszyst-kim ich synom, a mieli trzech: Anto-niego, Pawła oraz Mikołaja. Każdy z nich zostawił po sobie dzieci. Moi pradziadkowie, Paweł i Nina rów-nież mieli troje dzieci: Józefa, Ana-tola oraz Emilię. W roku 1962, już w Mołdawskiej ZSRR, Anatol po-

ślubił Ninę Szulanską, a rok później urodziła się Swietłana, moja mama. Od niej, jako dziecko, słyszałam opo-wieści o rodzinnej historii. Słyszałam o moich polskich korzeniach, o losie Polaków w ZSRR. Wspólnie z mamą szukamy teraz krewnych z rodziny Sosnowskich. Z powodów wyżej opisanych, nie jest to łatwa sprawa. ■

Korzystając z okazji, w tej chwili proszę o ewentualny kontakt wszyst-kich państwa, zwłaszcza w przypad-ku, gdybyście spotkali tu imiona oraz nazwiska swoich krewnych. Email: [email protected]

MOJE POLSKIE KORZENIE» Photo credit: gw

ilmore / Foter

/ CC

BY-NC

-SA

Page 65: More Maiorum nr 30

More Maiorum 65

MOJE POLSKIE KORZENIE

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 66: More Maiorum nr 30

More Maiorum66

Izabela Heropolitańska

odmowa przejrzenia ASC, wydania odpisu ASC lub nieodpłatnego wykonania fotokopii

PRAWO A GENEALOGIA

Postępowanie w wypadku odmo-wy umożliwienia przejrzenia ak-tów stanu cywilnego lub odmo-wy wydawania odpisu aktu stanu cywilnego, lub uniemożliwienia nieodpłatnego wykonania foto-kopii.

Sposób załatwiania wnio-sków o wydanie odpisu aktu stanu cywilnego.

W razie pozytywnego roz-patrzenia wniosku o wydanie odpi-su aktu stanu cywilnego urząd stanu cywilnego (dalej USC) wydaje taki odpis bez poprzedzania go decyzją administracyjną1.

Natomiast odmowa wydania odpi-su aktu stanu cywilnego następuje w formie decyzji administracyjnej2, do wydania której kierownik USC jest zobowiązany na podstawie art. 2 ust. 6 pr.a.s.c. oraz art. 104 KPA3 w związku z art. 12 ust. 1 pr.a.s.c. Decyzja musi być wydana w formie pisemnej lub w formie dokumentu elektronicznego doręczanego środ-kami komunikacji elektronicznej45.

W uzasadnieniu takiej decyzji musi być przedstawiona pełna argumen-tacja prawna, przemawiającą za od-1 art. 2 ust. 5 oraz art. 44 ust. 1 pr.a.s.c.; por. wy-rok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu z dnia 11 października 2007 r., III SAB/Wr 12/07, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/F96A-51D8A42 art. 2 ust. 6 pr.a.s.c. oraz art. 104 KPA w związku z art. 12 ust. 1 pr.a.s.c.; por. wyrok z przypisu 53 kodeks postępowania administracyjnego4 ustawa z dnia 28 listopada 2014 r. Prawo o aktach stanu cywilnego5 na temat formy dokumentów w postępowaniu administracyjnym była mowa w artykule „Wyda-wanie przez USC odpisów aktów stanu cywilnego” opublikowanym w More Maiorum nr 5/2015

mową wydania stronie, tj. osobie wnioskującej żądanego odpisu6.

Decyzja powinna być wydana tak-że w wypadku, gdy USC odmawia umożliwienia przejrzenia aktów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania oraz gdy nie chce umożliwić wykonania nieodpłat-nie fotokopii aktu stanu cywilnego, sporządzonego w księdze stanu cy-wilnego prowadzonej przed dniem 1 marca 2015 r. Bowiem zgodnie z art. 104 § 1 KPA organ administra-cji publicznej załatwia sprawę przez wydanie decyzji, chyba że przepisy kodeksu stanowią inaczej. Przepisy pr.a.s.c. nie zawierają odmiennych postanowień.

Przy czym decyzja zostanie wydana tylko wówczas, jeżeli zostanie zło-żony w USC wniosek dot. wydania odpisu aktu stanu cywilnego lub umożliwienia przejrzenia aktów sta-nu cywilnego, lub wykonania nieod-płatnie fotokopii aktu stanu cywil-nego7. Decyzja nie zostanie wydana jeżeli zwracamy się do USC w spo-sób niesformalizowany np. w for-mie ustnej prośby.

Decyzja powinna zawierać: ozna-czenie, że została wydana w USC, datę wydania, oznaczenie strony, powołanie podstawy prawnej, roz-strzygnięcie, uzasadnienie faktyczne i prawne, pouczenie, czy i w jakim 6 por. wyrok z przypisu 5; na temat pojęcia „stro-ny” w postępowaniu administracyjnym była mowa w artykule „Wydawanie przez USC odpisów aktów stanu cywilnego” opublikowanym w More Maiorum nr 5/20157 na temat wniosku do USC była mowa w artykule „Wydawanie przez USC odpisów aktów stanu cywil-nego” opublikowanym w More Maiorum nr 5/2015

trybie służy od niej odwołanie, pod-pis kierownika USC z podaniem imienia i nazwiska oraz stanowiska służbowego lub innej osoby upo-ważnionej do wydania decyzji lub, jeżeli decyzja wydana została w for-mie dokumentu elektronicznego, powinna być opatrzona bezpiecz-nym podpisem elektronicznym we-ryfikowanym za pomocą ważnego kwalifikowanego certyfikatu.

Przepisy KPA nie przewidują dorę-czania decyzji stronie w kserokopii czy w odpisie. Decyzje stronie dorę-cza się zawsze w oryginale z własno-ręcznym podpisem osoby reprezen-tującej USC8.

Za decyzję należy uznać nie tylko dokument nazwany formalnie „de-cyzją”. Będzie nią każde pismo po-chodzące od USC, w którym wska-zano adresata, zawarto odmowę wy-dania odpisu aktu stanu cywilnego lub umożliwienia przejrzenia aktów stanu cywilnego, lub wykonania nie-odpłatnie fotokopii aktu stanu cy-wilnego i podpis kierownika urzędu stanu cywilnego albo innej osoby upoważnionej9.

Decyzja odmowna

Od decyzji kierownika USC odma-wiającej wydania odpisu aktu stanu cywilnego lub umożliwienia przej-rzenia aktów stanu cywilnego, lub wykonania nieodpłatnie fotokopii aktu stanu cywilnego na podsta-wie art. 127 KPA służy odwołanie do organu administracji publicznej wyższego stopnia tj. do wojewody. Odwołanie od decyzji kierownika USC może być wniesione tylko je-den raz i tylko do jednej instancji.8 por. postanowienie Naczelnego Sądu Administra-cyjnego z dnia 24 lipca 2014 r., I OSK 898/13, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/4BCDDF08F69 por. postanowienie Naczelnego Sądu Admini-stracyjnego z dnia 22 lipca 2014 r., II GSK 1683/14, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/246D274A4B; wy-rok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Kra-kowie z dnia 18 kwietnia 2013 r., II SA/Kr 1288/12, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/C068B8EDF7

Page 67: More Maiorum nr 30

More Maiorum 67

PRAWO A GENEALOGIA

Odwołanie wnosi się w termi-nie czternastu dni od dnia dorę-czenia stronie decyzji kierowni-ka USC na piśmie lub za pomo-cą środków komunikacji elek-tronicznej (art. 129 § 2 KPA). Przy czym „doręczenie decyzji” nie jest tożsame z „wydaniem decyzji”. Datą wydania decyzji jest data jej sporządzenia, a w przypadku decy-zji pisemnej, dzień jej podpisania10.

Przykład 1

9 lipca 2015 r. Jan Nowak odebrał z poczty list zawierający decyzję kie-rownika USC z dnia 3 lipca 2015 r. Termin do wniesienia odwołania od tej decyzji biegnie od dnia 10 lipca 2015 r., a nie od dnia 4 lipca 2015 r.

Ze względu na to, że w przepisie nie jest powiedziane, że są to dni ro-bocze – będą to dni kalendarzowe. Tym samym do tych 14 dni wlicza-ne są dni ustawowo wolne od pracy. Tylko wówczas, gdy koniec terminu przypada na dzień ustawowo wolny od pracy, za ostatni dzień termi-nu uważa się najbliższy następny dzień powszedni (art. 57 § 4 KPA). Należy przy tym podkreślić, że w postępowaniu administracyjnym sobota jest uznawana za dzień rów-norzędny z dniem ustawowo wol-nym od pracy11.

Przykład 2

9 lipca 2015 r. Jan Nowak odebrał z poczty list zawierający decyzję kie-rownika USC z dnia 3 lipca 2015 r. Termin do wniesienia odwołania od tej decyzji biegnie od dnia 10 lipca 2015 r. i upływa 22 lipca 2015 r. Po-10 por. wyrok Naczelnego Sądu Administracyjne-go z dnia 5 lutego 2014 r., I OSK 838/12, LEX nr 1568943  11 uchwała 7 sędziów Naczelnego Sądu Admini-stracyjnego z dnia 15 czerwca 2011 r., I OPS 1/11, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/83AB1A8892 ale odmiennie np. wyrok Wojewódzkiego Sądu Admi-nistracyjnego w Warszawie z dnia 24 stycznia 2012 r., II SA/Wa 1767/11, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/67CF199A4E, według którego za dzień ustawo-wo wolny od pracy nie uważa się tzw. wolnych sobót.

nieważ 18 i 19 lipca (sobota i nie-dziela) przypadają w trakcie terminu są one wliczane do ilości dni prze-widzianych do wniesienia odwołania

Termin do wniesienia odwołania uważa się za zachowany, jeżeli przed jego upływem zostało ono w szcze-gólności:

1) wysłane w formie doku-mentu elektronicznego do organu administracji publicznej, a nadawca otrzymał urzędowe poświadczenie odbioru;

2) nadane w polskiej pla-cówce pocztowej operatora wy-znaczonego w rozumieniu ustawy z dnia 23 listopada 2012 r. - Prawo pocztowe;

3) złożone w polskim urzę-dzie konsularnym.

Odwołanie wnosi się za pośrednic-twem kierownika USC, który wydał decyzję. Jest on obowiązany prze-słać odwołanie wojewodzie w ter-minie siedmiu dni od dnia, w któ-rym otrzymał odwołanie.

Przykład 3

Decyzję o odmowie wydania Jano-wi Nowakowi odpisu urodzenia jego pradziadka wydał kierownik USC w Koronówku. Odwołanie od tej de-cyzji Jan Nowak składa zatem w USC w Koronówku, a nie w Urzędzie Wo-jewódzkim, pomimo że formalnie od-wołanie skierowane jest do wojewody.

Odwołanie może być wniesione pi-semnie, telegraficznie, za pomocą telefaksu lub ustnie do protokołu, a także za pomocą innych środków komunikacji elektronicznej przez elektroniczną skrzynkę podawczą organu administracji publicznej utworzoną na podstawie ustawy z dnia 17 lutego 2005 r. o informa-

tyzacji działalności podmiotów re-alizujących zadania publiczne12.

Odwołanie od decyzji kierownika USC powinno zawierać żądanie strony odwołującej się. Natomiast nie wymaga szczegółowego uza-sadnienia (art. 63 KPA). Wystarczy, jeżeli z odwołania wynika, że stro-na nie jest zadowolona z wydanej decyzji kierownika USC (art. 128 KPA). Z treści odwołania powinno przynajmniej wynikać, co jest przez odwołującego kwestionowane w zaskarżonej decyzji kierownika USC oraz żądanie uchylenia zaskar-żonej decyzji13. Nie jest natomiast konieczne uzasadnienie takiego żądania.

Przykład 4

Kierownik USC odmówił Janowi Kowalskiemu wydania odpisu aktu urodzenia jego pradziadka. Jan Ko-walski wnosząc odwołanie od tej decyzji powinien co najmniej na-pisać, że odmowa wydania takiego odpisu jest, według niego, niezgod-na z prawem w związku z czym żąda uchylenia decyzji kierownika USC. Nie musi natomiast wskazać jakie przepisy zostały naruszone.

Jest jednakże oczywiste, że dokładne uzasadnienie odwołania, w szczegól-ności wskazanie przepisów prawa jakie zostały naruszone przez kie-rownika USC, leży w interesie stro-ny, może bowiem pomóc organowi odwoławczemu w podjęciu rozstrzy-gnięcia korzystnego dla strony od-wołującej się. Może także spowodo-wać, że kierownik USC po zapozna-niu się z uzasadnieniem odwołania uzna, że zasługuje ono w całości na uwzględnienie i wyda żądany odpis.

12 na temat formy dokumentów w postępowaniu administracyjnym była mowa w artykule „Wyda-wanie przez USC odpisów aktów stanu cywilnego” opublikowanym w More Maiorum nr 5/201513 por. wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 5 czerwca 2008 r., I OSK 888/07, http://orze-czenia.nsa.gov.pl/doc/A7639CD6AF

Page 68: More Maiorum nr 30

More Maiorum68

PRAWO A GENEALOGIA

Przykład 5

Kierownik USC odmówił Janowi Kowalskiemu wydania odpisu aktu urodzenia jego pradziadka uzasad-niając, że może żądać wyłącznie od-pisu aktów stanu cywilnego swoich rodziców. Jan Kowalski wnosząc od-wołanie od tej decyzji pisze, że od-mowa wydania takiego odpisu jest, według niego, niezgodna z prawem w związku z czym żąda uchylenia de-cyzji kierownika USC. Ponadto do-daje, że narusza ona art. 45 pr.a.s.c., który stanowi, że odpis aktu stanu cywilnego wydaje się w szczegól-ności zstępnemu osoby, której akt dotyczy. Ponieważ w przepisie użyte zostało jedynie ogólne sformułowa-nie „zstępny” oznacza to, że dotyczy on każdego zstępnego niezależnie od stopnia pokrewieństwa łączącego go z osobą, której akt stanu cywilne-go dotyczy.

Jeżeli w wyniku wniesionego odwo-łania wojewoda wyda decyzję pod-trzymującą odmowną decyzję kie-rownika USC, na odstawie art. 16 § 2 KPA decyzja wojewody może być zaskarżona do wojewódzkiego sądu administracyjnego w trybie określo-nym w przepisach ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. Prawo o postępowa-niu przed sądami administracyjnymi.

Wojewódzki sąd administracyjny rozstrzyga sprawę wyrokiem (art. 132 ww. ustawy). Od wydanego przez wojewódzki sąd administra-cyjny wyroku przysługuje stronie skarga kasacyjna do Naczelnego Sądu Administracyjnego (art. 173 ww. ustawy).

Niezałatwienie sprawy w terminie

USC jest zobowiązany załatwiać sprawy bez zbędnej zwłoki (art. 35 § 1 KPA). Załatwienie sprawy wyma-gającej postępowania wyjaśniające-go powinno nastąpić nie później niż

w ciągu miesiąca, a sprawy szcze-gólnie skomplikowanej – nie póź-niej niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania, tj. od dnia złożenia do USC żądania przej-rzenia aktów stanu cywilnego lub wydania odpisu aktu stanu cywilne-go, lub nieodpłatnego wykonania fotokopii (art. 35 § 3 KPA).

Jeżeli USC nie może załatwić sprawy w terminie określonym w art. 35 KPA jest zobowiązany zawiadomić o tym stronę, podając przyczyny zwłoki i wskazując nowy termin załatwienia sprawy. Ten sam obowiązek ciąży na USC również w przypadku zwłoki w załatwieniu sprawy z przyczyn nie-zależnych od niego (art. 36 KPA).

Przewlekłości USC w załatwieniu spra-wy w żaden sposób nie usprawiedliwia fakt, że do USC wpłynęła duża ilość spraw podobnych np. wniosków o wy-danie odpisu aktów stanu cywilnego14.

Na niezałatwienie sprawy w termi-nie przysługuje zażalenie do woje-wody (art. 37 § 1 KPA).

Niewydanie przez USC decyzji

Jeżeli pomimo złożenia wniosku15 USC będąc do tego zobowiązany 14 por. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administra-cyjnego w Krakowie z dnia 21 marca 2014 r., II SAB/Kr 9/14, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/FA9F42D33715 na temat wniosku w postępowaniu administra-cyjnym była mowa w artykule „Wydawanie przez USC odpisów aktów stanu cywilnego” opublikowa-nym w More Maiorum nr 5/2015

Page 69: More Maiorum nr 30

More Maiorum 69

PRAWO A GENEALOGIA

uchyla się od wydania decyzji względnie otrzymane z USC pi-smo nie spełnia kryteriów decyzji wówczas na bezczynność USC można złożyć zażalenie do woje-wody. W takim bowiem wypadku USC nie podejmuje bowiem dzia-łań, do których zobowiązuje go pr.a.s.c.16

Oczywiście zawsze, zanim się wniesie zażalenie, można skie-rować do USC pisemne żąda-nie wydania decyzji powołu-jąc się przy tym na art. 2 ust. 6 pr.a.s.c. oraz art. 104 KPA

16 wyrok  Wojewódzkiego Sądu Administracyj-nego w Łodzi z dnia  18 listopada 2014  r., III SAB/Łd 34/14, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/E54D62479A

w związku z art. 12 ust. 1 pr.a.s.c. i dopiero w razie odmowy wnieść zażalenie do wojewody.

Natomiast, w wypadku gdy zwró-ciliśmy się do USC w sposób nie-formalny, a on ani nie podejmuje działań, których od niego oczeki-waliśmy, ani nie wydaje decyzji od-mawiającej, wówczas należy złożyć w USC formalny wniosek na piśmie albo w formie dokumentu elektro-nicznego w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 17 lutego 2005 r. o informatyzacji działalności pod-miotów realizujących zadania pu-bliczne doręczanego środkami komunikacji elektronicznej17 o:

17 tekst jednolity Dz. U. z 2014 r. poz. 1114

1) umożliwienie przejrzenia aktów stanu cywilnego lub

2) wydawanie odpisu aktu stanu cywilnego, lub

3) umożliwienie nieodpłat-nego wykonania fotokopii.

W treści wniosku celowe jest wy-raźne zażądanie wydania decyzji dot. sprawy, w której zwracamy się do USC, jeżeli USC odmówi podjęcia wskazanych we wniosku działań.

W razie bezczynności USC należy postąpić w sposób wyżej opisany. ■

Page 70: More Maiorum nr 30

More Maiorum70

Ewa Fortak-Mordalska

“dla mnie wieś Czarnocin zawsze będzie miejscem wyjątkowym”Chociaż urodziłam się i wycho-wałam w Łodzi, to jednak moje korzenie sięgają miejsc, które niegdyś obfitowały w pola peł-ne złocistego zboża, zielone łąki i bujne lasy.

Od wielu pokoleń ży-cie moich pradziadów związane było ze spo-łecznością wiejską,

która posiadała własne wierzenia i tradycje. Ich codzienne życie kon-centrowało się wokół spraw związa-nych z ziemią, gospodarstwem, ro-dziną i sąsiadami. Jako ich potomek odziedziczyłam po nich zarówno wygląd zewnętrzny, cechy charakte-ru, jak i tradycje, które były dla nich tak ważne.

Od kilkudziesięciu pokoleń przod-kowie mojego ojca zamieszkiwali jedną z najstarszych polskich wsi – Czarnocin, leżącą przy drodze z Będkowa do Tuszyna. Pierwsza wzmianka o tej osadzie pochodzi z XIII wieku. Wieś należała do tak zwanych wsi narodowych, czyli wsi skonfiskowanych za przestępstwa ich właścicieli. W latach 20. XIII wie-ku książę mazowiecki – Konrad I, nadał ją pruskiemu biskupowi Chry-stianowi, a czterdzieści lat później stała się ponownie wsią książęcą. Pod koniec XIII wieku erygowano tu parafię pod wezwaniem Wniebo-wzięcia Najświętszej Maryi Panny. Od roku 1289, przez kolejnych pięć wieków, Czarnocin należał do dóbr wolborskich – własności biskupów włocławskich.

Ciekawym materiałem źródłowym, do którego udało mi się dotrzeć

w swoich badaniach genealogicz-nych, są inwentarze stołowe dóbr biskupstwa włocławskiego z XVI i XVII wieku. Inwentarze są bardzo cenne dla badacza, bowiem zawiera-ją imienne wykazy ludności wiejskiej i miejskiej zamieszkującej dobra ko-ścielne, opisy stanu gospodarczego, a także wykazy ciężarów ponoszo-nych przez poszczególnych miesz-kańców wsi na rzecz gospodarki folwarcznej. Najwcześniejszy opis, który odnalazłam, a dotyczący dóbr czarnocińskich, pochodzi z dzieła Monumenta Historica Dioeceseos Wla-dislaviensis z 1567 roku. Kolejny opis znalazłam w inwentarzu z początku XVII wieku.

Folwark czarnocki

„Budowanie folwarkowe. – Do dworu wjeżdżając wrota dobre na biegunach, forta przy nich, parkan z żerdzi ociosanych po obydwu stron. Dom gospodarki gontami pobity, drab na nim. Drzwi do sieni na biegunach, z sieni do izby drzwi na zawiasach z antabą, z haczykiem, klamką i wrzeciądzem, piec biały z kominkiem murowanym, ławy wkoło w izbie i u pieca, okien szkla-nych 5 (4), stoły 2, dębowy jeden, drugi sosnowy(…) Dom czeladny słomą poszyty, sień delami położo-na, a w niej dwoje drzwi na biegu-nach i do izby na biegunach. W izbie piec i koryto dla spuszczania krów. Dom drugi naprzeciwko, w nim sionka z izdebką, w której okien szklanych 6(…) W izbie komora, w niej okna bez błon, drzwi na bie-gunach(…) Piwnica pod izbą nowa naprawiona, z wrzeciądzem i skoblą. Chłodnik laskami opleciony. Gum-

no, do niego wrota z podwórza i z fortą na biegunach ze dwu stron odelowane, z drugiej strony żerdzia-mi ogrodzone. Stodoła o dwu sąsie-kach stara, wrota u nie z kunami(…)

Obora, trzema stronami szopy idą. W jednej szopie wołownia z żłoba-mi, drabinami. W rogu tych szop jest młocarnia (nie masz nic)”.

Wieś Czarnocin

Osiadłość tej wsi:

„Ta wieś ma włók osiadłych 15 ½. Z włóki dają czynszu fl. 1-6 (flore-nów 1 i 6 groszy), stróżnego fl. 1, za drogę wiślną fl. 2, owsa korców 14, kapłunów 2, gęsi 2, kurów 2, jajec 30.

(…)Zagrodników 8, dawają czynszu 4 po groszy 24, a śterej po groszy 27,

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

» Czarnocin – drewniany budynek dworca kolejowego /fot. “Jednodniówka” – wydana z okazji dziesięciolecia szkolnictwa 1918-1929

Page 71: More Maiorum nr 30

More Maiorum 71

robią po dni 3. (Piwo koleją szyku-ją, a nie robią przez dwie niedzieli). Do tej wsi młynik, na tydzień dwa wymiaru żyta 2 ćw. wieprza karmne-go(…)W tej wsi jest kościół. Dzie-sięcina na dziekana wolborskiego (plebanowi czarnockiemu). Granice z pany Romisewskim i z Zamoscim p. Mikołaiewskim i z Dalkowem, wsią kapituły krakowskiej”.

W roku 1797 wieś została przejęta przez zaborczy rząd rosyjski i tym samym stała się własnością cara. Po Kongresie Wiedeńskim prze-szła pod rządy Królestwa Polskie-go, a po powstaniu 1830 roku, car zdecydował o nadaniu Czarnocina zasłużonemu oficerowi, dowódcy 9 Dywizji Piechoty – Timofiejowi. W „Tabeli miast, wsi i osad Króle-stwa Polskiego” z 1827 roku, Czar-nocin opisany jest jako największa

wieś w okolicy, która w tym czasie liczyła 67 domów i 494 mieszkań-ców, zaś cała parafia Czarnocin de-kanatu piotrkowskiego, 2648 dusz. Po zniesieniu pańszczyzny w 1864 roku część majątku, zgodnie z car-skim ukazem, nadano służbie fol-warcznej. Czarnocin jest także jedną z nielicznych wsi, która za-chowała historyczny układ prze-strzenny i dlatego stanowi cenny element kultury materialnej. Jest to „ulicówka” datowana na 1289 rok. Wieś leży na dawnym szlaku kolei warszawsko-wiedeńskiej wybudo-wanej w roku 1846.

„Na drodze(…)trakcyjnej miastecz-ka wiodącej koło zabudowań domi-nium Remiszewice i zwracającej się do Czarnocina, jest przystanek ko-lejowy Drogi Żelaznej Warszawsko – Wiedeńskiej. Przystanek ten był

założony pod mianem „Wolborka” od chwili przeprowadzenia samej linii żelaznej.”

Taką informację o początkach i pierwszej nazwie kolejowego przy-stanku, znanego ostatnio pod nazwą Czarnocin, można znaleźć w „Dzie-jach Parafii i Kościoła w Będkowie” spisanych w latach 1899-1900 przez ówczesnego proboszcza tej parafii ks. Alfonsa Trepkowskiego. Ponad 110 lat temu, w pobliżu przystanku kolejowego, ustawiono niezwykłą poczekalnię. Historia tego pięknego budynku jest bardzo ciekawa i za-sługuje na to, by o niej wspomnieć. Ten drewniany i misternie zdobiony budynek został zbudowany w 1896 roku przez Szkołę Techniczną Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej w Warsza-wie. Był to pawilon ekspozycyjny kolei, wyprodukowany specjalnie na odbywającą się wówczas w Niżnym Nowogrodzie nad Wołgą, Wielką Wszechrosyjską Wystawę Przemy-słowo-Handlową. Po zakończeniu wystawy dyrekcja kolei postanowiła zachować pawilon i przewiozła go na przystanek kolejowy Wolbórka, gdzie został zaadaptowany na po-czekalnię dla pasażerów kolei wie-deńskiej. Kiedy wiele lat później, w pobliskim Czarnocinie, została otworzona duża i bardzo nowocze-sna, jak na tamte czasy, szkoła rol-nicza, powstał pomysł obdarowa-nia jego nazwą także położonego nieopodal przystanku kolejowego. Być może chodziło również o to, by przybywający tu zewsząd koleją uczniowie szkoły, mogli bez trudu do niej dotrzeć. Przy zmianie nazwy przystanku nie wzięto pod uwagę faktu, iż znajdował się on w owym czasie poza granicą gminy Czarno-cin, która przebiegała kilkanaście metrów przed owym przystankiem. W latach II wojny światowej, z roz-kazu władz niemieckich, poczekal-nia została przeniesiona na drugą stronę torów. Pod koniec lat 90.

» Czarnocin – drewniany budynek dworca kolejowego /fot. “Jednodniówka” – wydana z okazji dziesięciolecia szkolnictwa 1918-1929

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

Page 72: More Maiorum nr 30

More Maiorum72

ub. wieku poczekalnia przestała być użytkowana przez PKP. Wsku-tek braku konserwacji i nadzoru budowla w zastraszającym tempie popadała w ruinę. W końcu, dzięki staraniom wielu ludzi, została wpi-sana do rejestru zabytków, rozebra-na i przeniesiona do Skansenu Rzeki Pilicy gdzie jej renowacja trwała kil-ka miesięcy. Przywrócono także jej pierwotną nazwę - „Wolbórka”.

Na początku XIX wieku w Czar-nocinie powstała pierwsza szkoła parafialna, do której mogły uczęsz-czać dzieci chłopskie. Sto lat później powstał pomysł założenia szkoły rolniczej, nad którą patronat objął poseł na Sejm II Rzeczypospolitej, minister rolnictwa w kilku rządach międzywojennej Polski – Juliusz Poniatowski. Jej otwarcie nastąpiło w 1924 roku i było wówczas du-żym wydarzeniem. Wokół szkoły utworzono także sad i park. Szkoła w Czarnocinie stała się wkrótce zna-nym ośrodkiem oświaty rolniczej przyciągając młodzież z całego kraju.

Od wieków wieś polska przesiąk-nięta była tradycjami i obrzędami, które choć takie same, różniły się od siebie w zależności od regionu kra-ju. Mieszkańcy Czarnocina byli spo-łecznością zintegrowaną i przywią-zaną do swoich zwyczajów, tradycji i strojów choć te z biegiem lat ule-gły zmianom. W swym opracowaniu „Ilustrowane okolice Piotrkowa” Mi-chał Rawita-Witanowski w 1930 roku, tak opisał ubiór mieszkańców wsi:

„Włościanie ubierają się podobnie jak w okolicach Tuszyna. Mężczyź-ni noszą sukmany białe, samodzia-łowe, z kołnierzem wywiniętym z tyłu fałdowane. Zarówno klapy kołnierza, jak i szwy na plecach oraz kieszenie, obszyte są czarną taśmą. Z przodu, na piersiach z takiejże taśmy szamerowanie. Sukmanę tą w zimie kładą na kożuch. Spodnie płócienne w lecie, a sukienne zimo-wą porą noszą wpuszczone w buty z cholewami. Na głowie kapelusz czarny filcowy, dosyć wysoki i moc-no zwężający się ku górze dzba-

nuszkowato, z wąskimi brzegami, przybrany szeroką, czarną wstążką, z metalową klamrą z boku. Kapelu-szy takich używają już tylko starzy bo młodzież woli nosić czarne lub granatowe kaszkiety, wstydząc się używać kapeluszy-„na podobień-stwo świńskiego ryja”. Strój ten męski bardzo przyozdabia pas weł-niany, czerwony, przetykany wzdłuż barwą zieloną lub ciemną, którym opasują się na sukmanie wiążąc po-dwójnie na przodzie. Strój kobiecy bardziej jeszcze wytworny. Na ko-szulę z haftowaną freską spadającą na ramiona i ozdobioną na mankie-tach haftem kolorowym, przeważnie czerwonym, zawieszają na szyi parę sznurków błyszczących paciorków z medalikami świętymi. Na nią kładą dziewczęta gorsecik aksamitny czar-ny z patkami, wyszyty paciorkami lub cekinami we wzory o motywach roślinnych i sznurowany czerwoną, wełnianą wstążką. Spódnicę zwaną „wełniakiem”, w pasy na przemian: czerwone, zielone czarne, bordo, amarant-suto fałdowaną, pokry-

» Czarnocin – budynek Urzędu Gminy wzniesiony w 1923 r. /fot. Zespół Szkół Rolniczych im. J. Poniatowskiego w Czarnocinie

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

Page 73: More Maiorum nr 30

More Maiorum 73

wają z przodu „zapaską” również wełnianą, różnobarwną, a w razie zimna drugi fartuch wełniany, za-rzucają na głowę i ramiona, zręcz-nie go związując nad czołem. Trze-wiki sznurują czerwoną lub czarną tasiemką. Głowy okrywają chustką bawełnianą, o jaskrawych czerwo-nych kolorach. Mężatki zawiązują je w rodzaj zawoju, z pod którego wygląda marszczony z tiulu garni-runek. Mowa tutejsza zbliża się do gwary wielkopolskiej, choć wszędzie zachowuje tak zwane „mazurzenie”. Jak widzimy z tego wieśniacy tutejsi do dzisiaj zachowali wiele ze swych właściwości narodowych bo oprócz ubiorów i gwary ludowej, przecho-wali poczciwy obyczaj słowiański i wiele prastarych obrzędów”

Na ziemi piotrkowskiej, jednym z obecnie mniej znanych zwyczajów, była zabawa urządzana w przed-pościu. Po wsiach chodziła grupa młodych osób w przebraniu. Wśród tych przebierańców znajdował się miś, turoń, poganiacz, Żyd, lekarz, kominiarz, diabeł, Cyganie, chłop z batem oraz jeźdźcy na koniach. Do grupy tej wchodziły także kukły – baba i dziad, które kręciły się na kole utwierdzonym na podwoziu, a inne naśladowały traczy, rznących piłą pień drzewa. W zespole grał skrzypek, bęben, a w późniejszych czasach i akordeon. Turoniowy zespół wyruszał na obchód przy dźwiękach muzyki, zwykle rano lub koło południa. Przodem kroczył tu-roń i miś, a za nimi reszta. Dawniej turoń i niedźwiedź uważany był za wysłannika wiosny. Z misia kobiety dyskretnie skubały trochę grocho-win, którymi był okręcony. Grocho-winy te kobiety wkładały do gniazd gęsich i kurzych, bowiem wierzono, że grochowiny mają magiczną moc i przyczyniają się do dobrego wycho-wu drobiu. Na odchodnym przebie-rańcy zapraszali na zabawę zwaną „Siemieńcem”. We wsi Rzeczków,

leżącej nieopodal Czarnocina, urzą-dzało ją dwóch chłopaków, którzy dobierali sobie pomocników, jedne-go do zbierania pieniędzy, drugie-go do tańca. Pierwszy zasiadał na kominie z garnuszkiem lub czapką i śpiewał. Drugi natomiast brał po kolei każdą z obecnych dziewczyn i tańczył z nią przez kilka minut. Tań-czącą dziewczynę ktoś z obecnych wykupywał lub nie, w zależności od jej piękności i zalet. Skarbnik wykup-ne skrupulatnie zapisywał na komi-nie. Po wykupieniu wszystkich dzie-wek, rozpoczynała się kilkugodzinna zabawa. W czasie jej trwania zjawiali się parobcy w przebraniu męskim lub kobiecym. Wśród biesiadników siali spore zamieszanie gdyż niejeden z nich z dziurawym worem popio-łu na barkach rozpoczynał hulankę ze swoją domniemaną towarzyszką losu. W ten sposób zmuszał niejed-nego z tańczących do opuszczenia „koła”. Często też przebierańcy po-siadali kije, które puszczali na gapiące się dzieci. Taka zabawa trwała zwy-czajowo do północy.

Maj to najpiękniejszy miesiąc roku, a w kościele to okres szczególnej czci Matki Bożej. W ubiegłym wie-ku popularne stały się nabożeństwa odprawiane nie tylko w kościołach parafialnych, ale także przy przy-drożnych kapliczkach i krzyżach, gdzie licznie gromadzili się wierni. Pierwsze nabożeństwa majowe od-prawiono w Polsce w połowie XIX wieku w Płocku, Toruniu, Nowym Sączu i Krakowie. W ciągu kolej-nych trzydziestu lat stały się one po-pularne w całym kraju. Mieszkańcy wsi znacznie oddalonych od swoich kościołów parafialnych, gromadzili się właśnie przy tych przydrożnych kapliczkach i krzyżach, które przy-ozdabiano kwiatami i kolorowymi wstążkami, a te, które wymagały odnowienia, pokrywano świeżą far-bą. Tradycja upiększania kapliczek i krzyży zachowała się do dnia dzi-

siejszego. W jednym z numerów tygodnika piotrkowskiego z 1874 roku, tak opisano to majowe święto :

„Ze zbliżeniem się pierwszych dni maja, nowa radość i nadzieja wstę-puje do serca, bo to miesiąc wio-sny i miły dla nas, a tem milszy, że cała przyroda nowem życiem oddy-cha i każdy dzień świeże szczęście zwiastuje(…) O jak pięknie miesiąc ten zielonością się przyozdabia, jak świeżym i wonnem kwieciem się wieńczy, jakby na dzień święta jakie-go. I czyż nie słuszna, aby ten mie-siąc kwiatów, życia, nadziei i woni cudownej, miesiącem nazwał się Maryi, która najpiękniejszym jest świętości kwiatem, której cnoty nie-biański wzór na całej ziemi stano-wią? To też przez kochających Ma-ryję, miesiąc ten Maryi poświęcony został, w którym czczoną bywa na-bożeństwami, zwanem Majowe(…) Miesiąc maj, zawsze był miesiącem wesela i nadziei, a raczej oczekiwa-nia wesela po Zmartwychwstaniu Pańskim, spodziewanego Zesłania Ducha Świętego(…)Pozwólcie, że mały obrazek z miejscowości pew-nej religijnej zdjęty, przedstawię szanownym czytelnikom Tygodnia, jako wzór godzien naśladowania(…) Co jest najpiękniejszych kwiatów, wszystko to idzie na ołtarze Maryi w kościele i w domach urządzone; co najbogatszych ozdób, wszystko to służy Maryi(…) We wszystkich domach obrazy Matki Boskiej ubra-ne w kwiaty, a wieczorem w rzęsiste światło, niby gwiazdy otaczające Maryję, na przypomnienie, że ona niebios królową; w wieczornej porze słychać rzewny śpiew Litanii, Zdro-waś Maryjo, Serdeczna Matko, które to pieśni malują dokładnie położe-nie nasze(…) W każdej rodzinie, w najprzedniejszym miejscu domu, ubrany i przystrojony ołtarzyk Ma-ryi zgromadza w pewnej godzinie wszystko co żyje, nawet maleńkie dziatki z złożonemi rączkami klęczą

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

Page 74: More Maiorum nr 30

More Maiorum74

i każdy z rodziny obraz Maryi czcią swoją wieńczy i w modlitwach swo-ich śpiewają Maryi, czytają o Maryi, mówią o Maryi. Daj Boże więcej ta-kich przykładów.”

Po majowym święcie przycho-dził czas zabawy, która przypadała w Noc Świętojańską i popularnie zwana była Sobótką. Rozpalano wówczas ogniska i palono zioła, a towarzyszyły temu tańce i pusz-czanie w nurt rzeki przez dziewczę-ta wianków z zapalonymi świecami. Ten pogański zwyczaj z wielką czcią kultywowano także w Czarnoci-nie. Michał Rowita-Witanowski tak o tym napisał:

„Otóż w Czarnocinie na ty-dzień przed Św. Janem, gdy mrok zapada, jeżdżą po wsi konno szeregiem, dziewczęta sie-dząc na ko-niach po m ę -

sku i potrząsają trzymanymi do góry tyczkami, z wiechciami słomy co na-zywają »wiosną«. W wigilię św. Jana, przed chatami gdzie są dziewczęta zakładają wieńce plecione z kwia-tów oraz bylicy i łopianu, tych ziół mitycznych, obrzędowych. Wszak już w XVII wieku piszący Kacper Twardowski, w poemacie p.t. »Byli-ca świętojańska« powiada: »W dwu-dziesty czwarty dzień czerwca Księ-życa swą uroczystość miała ta Świę-cica. Ku czci jej ognie z tryumfem palono, domy, kościoły bylicą majo-no«. Gdy zmierzch zapadnie nie palą już stosów sobótkowych (zwyczaj ten zaniknął), tylko chłopcy wiej-

scy biegają z zapalonymi wiechcia-mi słomy, zatkniętymi na drążkach, w około granic pól uprawnych, bo to pomaga od »gradobicia«. Starusz-ka - Franciszka Bednarek opowiada-ła piszącemu, że i tu dawniej palono »Sobótki« to jest stos uchego drze-wa, zwłaszcza jałowca i choiny, bo: »Gdzie sobótki zapalają tam grady nie przeszkadzają«. Przy tej zabawie śpiewano i tańczono, przeskakując przez płonące stosy, wreszcie »orano dziwkami«. Zwyczaj zasadzał się na tym, że parobcy chwytali dziewczynę, najczęściej nie lubianą za »plotkowa-nie«, jeden za nogi drugi za ramiona i naśladując oranie pługiem, po kilka razy wokoło ogniska przewłóczyli.

Około północy, zarów-

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW»

fot.

“Daw

ny P

iotr

ków

” alb

umy

Page 75: More Maiorum nr 30

More Maiorum 75

no dziewczęta, jak i chłopcy, idą szu-kać po lesie kwiatu paproci, który raz tylko do roku, w noc świętojańską z hukiem rozkwita. Kto kwiat ten uj-rzy, a zgarnie go »za pazuchę« temu wszystkie skarby ukryte w ziemi będą wiadome. Lecz na odnalezienie tego cudownego ziela nie można iść z pu-stymi rękami, trzeba się zaopatrzyć w »świętości«, gdyż straszne wiedź-my bronią dostępu śmiałkowi.

Zaiste, ileż to czaru poezji, ileż wie-ści z prastarych wieków, odnaleźć można wpośród wsi naszych! Trze-ba je tylko całym sercem ukochać, starać się, aby je poznać i zrozumieć, a otworzą one przed nami prawdzi-we skarby wiedzy, jak ów kwiat cu-downej paproci”.

Dziś Noc Świętojańska jest nadal kultywowana

tak na wsiach, jak i w miastach,

choć obrzę-

dy z nią związane daleko odbiegają od tych dawnych.

W minionych wiekach społeczność wiejska dzieliła między siebie za-równo radości, jak i smutki codzien-nego życia. Każda wieś czy osada pełna jest ciekawych i zaskakują-cych wydarzeń, których świadkami byli zapewne i moi pradziadowie. Niekiedy zdarzało się, że w danej miejscowości czy parafii znalazła się osoba piśmienna, która przez wiele lat spisywała wszystkie najważniej-sze wydarzenia, jakie miały miej-sce. Tak powstawały kroniki, które obecnie są dla nas cennym źródłem informacji. Niestety, nie miałam tyle szczęścia i nie natrafiłam na tego typu dokument. Jednak pewnego razu, przeglądając w archiwum stos dokumentów, natknęłam się przy-padkowo na akta sądowe powiatu piotrkowskiego z lat 1845-1866. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wśród nich odnalazłam akta pew-

nej sprawy z lutego 1858 roku, a dotyczącej dwóch miesz-

kańców Czarnocina. Opisane przez

wójta zajście m i a ł o

miejsce na terenie kościoła parafial-nego, podczas uroczystości pogrze-bowych jednego z włościan o na-zwisku Chubka. Dwaj włościanie, uczestnicy owej smutnej uroczysto-ści, przed wyprowadzeniem zwłok, udali się do kościoła, aby ze skrzyn-ki Bractwa, pobrać świece potrzeb-ne do dalszego obrzędu. W pewnej chwili, nie wiadomo z jakiego po-wodu, musiało dojść między nimi do zatargu, z którego wywiązała się ostra bójka. Krewcy włościanie, nie bacząc na powagę sytuacji, zaczęli się z całych sił okładać świecami. Świadkami zajścia byli – Floren-tyn Chachała i Wincenty Stępnicki. A oto, jak o całym wydarzeniu napi-sał w swoim raporcie do władz Gu-berni, wójt Czarnocina:

„Dwaj włościanie czynszowi ze wsi Czarnocin Józef K. i Baltazar J. w czasie przygotowań do pogrzebu pobili się świecami w kościele skut-kiem czego ostatni jest mocno cho-ry i, że z powodu takiego znieważe-nia świątyni, proboszcz miejscowy zmuszony był zaprzestać odprawia-nia obrzędów religijnych w Koście-le i prosić Konsystorza o nowe po-święcenie Kościoła”.

Z początku pokutę kościelną wło-ścianom miała wymierzyć władza duchowna, lecz ze względu na sku-tek, jaki ta bójka wywołała, zostali obaj odesłani przed oblicze Temidy celem pociągnięcia do odpowie-dzialności karnej.

Kiedy w drugiej połowie XIX wieku w Piotrkowie zaczął ukazywać się ty-godnik pod nazwą „Tydzień”, dość często pojawiały się w nim ciekawe informacje, dotyczące Czarnocina. I tak w marcu 1888 roku napisano:

„W Czarnocinie w powiecie łódz-kim miejscowy kościół parafialny, a głównie podziurawiony dach na nim, wymaga szybkiej reparacyi.

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

Page 76: More Maiorum nr 30

More Maiorum76

Parafianie już podobno coś my-ślą o tem. Reparacyja ta jednak nie obejdzie się jedną ani nawet kilkoma setkami rubli; co najmniej, potrze-ba na nią do 1500 rubli”.

W lipcowych numerach tego tygo-dnika z 1891 roku, informowano czytelników o tym, że pełniący do tej pory funkcję wójta gminy Czarnocin – Jakub Ceranka, z roz-porządzenia wyższej władzy zo-stał „uwolniony od obowiązków”, a teren gminy nawiedziło silne gradobicie, które spowodowało ogromne zniszczenia na polach. Ważnym wydarzeniem dla miesz-kańców Czarnocina był pogrzeb proboszcza miejscowej parafii ks.

Romana Bułczyńskiego w paź-dzierniku 1897 roku. Na tę oko-liczność w prasie ukazał się krótki artykuł:

„W dniu 3 b.m. zakończył życie w Czarnocinie, powiecie łódzkim, 3 mile od Piotrkowa ś.p. ks. Ro-man Bułczyński, proboszcz parafii Czarnocin. Urodzony 6 września 1835 roku w księstwie Poznańskiem w miasteczku Pobiedziskach, po ukończeniu szkół w Trzemesznie przeszedł do seminaryjum w Wło-cławku, które skończył w 1865 roku. Po wyświęceniu był wikaryju-szem w Turku, Dłutowie, Gaworz-nie, a następnie proboszczem w Ko-ścielcu, Stęczniewie i wreszcie przez

11 lat w Czarnocinie, w którym cały kościół z gruntu wewnątrz i ze-wnątrz odrestaurował. Na pogrzeb zmarłego przybyło 18 kapłanów z okolicy, kolegów i z archidyjecezyi. Przewodniczyli pogrzebowi ks. Dzie-kan Jankowski i ks. Kanonik Sałaciń-ski z Piotrkowa. Mowy pogrzebowe wygłosili ks. Hoffman Aleksy , wika-ry ze Srocka i ks. Antoni Zagrzejew-ski, proboszcz z Kurowic. Tak w ko-ściele jak na cmentarzu przygrywała miejscowa muzyka włościańska”.

Wzmianki o Czarnocinie znalazłam także w wydawanej w tym czasie w Łodzi, gazecie „Rozwój”. Trudno jest mi dokładnie wymienić wszyst-kie wydarzenia, które opisane zostały

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW»

fot.

Ogo

lnop

olsk

a Ba

za K

olej

owa

– C

zarn

ocin

Page 77: More Maiorum nr 30

More Maiorum 77

w ówczesnej prasie, dlatego skupi-łam się tylko na tych, które zaintere-sowały mnie najbardziej. I tak w lu-tym 1902 roku, we wsi pojawiła się epidemia szkarlatyny i dyfterytu, któ-ra zebrała obfite żniwo wśród miesz-kańców Czarnocina, a szczególnie dzieci. Ważną sprawą dla mieszkań-ców okazała się również stała pomoc medyczna, co w tym czasie na wsi miało duże znaczenie. W lipcu 1903 roku w łódzkiej prasie pisano:

„Zaprowadzenie stałej pomocy lekarskiej dla ludności Czarnocina i okolicznych wiosek, projektowane jeszcze przed rokiem przez księdza J. Januszewskiego, proboszcza z Czarnocina, doszło – jak nam obecnie donoszą – do skutku, dzięki pomocy ze strony admini-stratora majoratu Czarnocin, p. Sulmarka, który zgodził się raz na tydzień posyłać konie do sąsiednie-go Tuszyna po doktora i odwozić go z powrotem. Proboszcz oddał do rozporządzenia lekarza pokój na organistówce, dokąd też od paru tygodni co czwartek zbierają się mniej lub więcej liczni chorzy z są-siednich wiosek, którym udziela porad dr. Skalski z Tuszyna. Zdaniem ludno-ści okolicznej jest to wielka dogodność dla narodu, bo teraz rachować nie po-trza tak daleko jechać do doktora”.

Duże wrażenie na społeczności Czar-nocina wywarła śmierć młodej dziew-czyny – Agaty Fryndzianki, której tra-giczna historia opisana została także na łamach tygodnika:

„W Czarnocinie umarła niedaw-no młoda, bo zaledwie 22 lata li-cząca dziewczyna, niejaka Agata Fryndzianka. Po śmierci ojca, który umarł przed 6 laty, została matka z dwoma córkami (trzecia za życia ojca wyszła za mąż i dostała wiano) oraz małoletnim chłopcem. Matka nie chciała wyjść za mąż, a córkom nie trafiali się zalotnicy, gospodarka

nieduża, 8 morgów zaledwie, a tu 3 kobiety i chłopak w dodatku. To też nikt się nie kwapił. Ale też i kobiety były niezwykłe. Młode dziewczęta wraz z matką zabrały się do pracy, same orały, siały, młóciły, słowem wykonywały całą męską część pracy rolnej, a duszą tej pracy była zmar-ła Agata. To też w czasie niedługiej choroby (śmierć, zdaniem lekarza, nastąpiła wskutek zamknięcia świa-tła kiszek) i po śmierci towarzyszył zmarłej żal serdeczny ze strony naj-bliższej rodziny i szczere uznanie dla jej pracowitości ze strony ogółu”.

Mieszkańcy wsi z wielkim zaanga-żowaniem podchodzili także do spraw swojej parafii i kościoła. W li-stopadzie 1903 roku prasa donosiła:

„Kościół w Czarnocinie został nie-dawno przyozdobiony piękną bra-mą z kutego żelaza i takiemi samemi furtami, prze co zyskał na pewnym wykończeniu. Dotychczas szeroko otwrte miejsce na bramę szpeci-ło front kościoła i dawało dostęp wszelkiego rodzaju stworzeniom, jak to, nieprzymierzając, ma jeszcze miejsce na cmentarzu grzebalnym w Tuszynie. Brama, o której mowa, zasługuje na tem większą uwagę, że wyszła z rąk kowala piotrkowskie-go p. Piotra Krzemińskiego, który ją wykonał we własnym warsztacie za 260 rubli”.

Po wybuchu rewolucji w Rosji, przez cały 1905 rok, w każdej gu-berni Królestwa Polskiego, miały miejsce wystąpienia o charakte-rze politycznym i ekonomicznym. W czasie żniw strajki ogarnęły tak-że i tereny wiejskie. Powszechny strajk i determinacja uczestniczą-cych w nim obywateli w walce o de-mokratyczne prawa i konstytucję, zmusiły cara do wydania Manifestu, w którym obiecał między innymi: „Darować ludności niewzruszone zasady wolności obywatelskiej (…)

wolności sumienia, słowa, zgroma-dzeń i związków”. Dlatego wielkie niezadowolenie wywołała wśród czarnocińskich kobiet, wroga po-stawa pisarza gminnego zabraniają-cego nauki w języku polskim. Fakt ten opisał „Tygodnik” w swym li-stopadowym numerze:

„W gminach: Łaznowie i Czarnoci-nie dzieją się rzeczy niezrozumiałe dla nas po wydaniu Najwyższego Manifestu o konstytucji. Pisarz gmi-ny Łaznów, jak nam donoszą, Stani-sław Pachniewicz, wobec wszelkiej akcji narodowej, swobodnej i po-kojowej, miejscowych gminiaków zajął postawę wprost wrogą i wy-zywającą. Czarnociński zaś pisarz gminny bojkotuje matki, domaga-jące się uczenia dzieci w szkółkach wiejskich po polsku. Korespondent nasz widocznie przez zapomnienie nie zakomunikował nam jednak, jak się ów pan pisarz nazywał”.

Po I wojnie światowej Czarnocin należał do jednej z prężnie rozwija-jących się gmin.

Jakże cenne okazały się dla mnie te wszystkie informacje. Stały się one swoistym rodzajem kroniki i pozwo-liły bliżej poznać życie mieszkańców wsi z przełomu XIX i XX wieku.

Czarnocin, który odwiedziłam nie tak dawno, zmienił swój charakter i wygląd, wypiękniał i z pewno-ścią nie przypomina już tej daw-nej, przedwojennej wsi, choć nadal wierny jest swoim tradycjom i zwy-czajom, ale już w nieco zmienionej formie. Zmienili się także i jego mieszkańcy, ich mentalność i spo-sób patrzenia na świat. Dla mnie Czarnocin zawsze będzie miejscem wyjątkowym, miejscem, gdzie ro-dzili się i żyli moi pradziadowie, i których prochy na wieki spoczęły na miejscowym cmentarzu, wśród swoich. ■

ARTYKUŁY CZYTELNIKÓW

Page 78: More Maiorum nr 30

More Maiorum78

Anna Górska

czy do genealogii trzeba dojrzeć?Jeśli jesteś niecierpliwy, mało zainteresowany przodkami, to nawet się za to nie zabieraj, szkoda zachodu. Nie doprowa-dzisz tego do końca. Dobra żar-towałam. Zaczniesz i wpadniesz jak śliwka w kompot!

Ten esej chcę dedykować wszystkim amatorom genealogom, którzy od-naleźli swe zamiłowa-

nie w nowym hobby. Genealogia to niezwykle ciekawa część historii naszego rodu. Jeśli tylko zaczniesz szu-kać informacji, znajdziesz stare zdję-cie, dzieci zapytają cię o pradziadków, sam/a zaczniesz zastanawiać się i jak to się popularnie mówi złapiesz bakcyla.

Polacy są mocno związani z rodziną, a zatem ważni są także przodkowie, ród.

Genealogia na pewno wciąga, tak głęboko, że nawet zarwane noce i zmęczenie specjalnie nie przeszka-dzają. Siadając do jednej gałęzi drze-wa genealogicznego okazuje się, że ciągle możemy coś odnaleźć, odszu-kać w dokumentach, poprawić. Czę-sto robimy opisy, które ciągle aktuali-zujemy. I nadal się nam nie nudzi.

Fakt, czasami trzeba odpuścić, po-czekać, ale wtedy biorę się za kogoś innego z rodziny i zaraz okazuje się, że trafiłam na informacje o dalszych członkach rodu. Jestem już cierpliwa – nauczyłam się czekania. Po jakimś czasie okazuje się, że dodano już dane, na które czekałam. Powiecie na pewno, jedź na Litwę do Wilna i szu-kaj! Na żywo! A więc wybieram się i wybieram, i niestety nie daję rady. Genealogia jak raz pochwyci w swe szpony – nie puści. Odkładamy ją na chwilę i wracamy znów.

Szukając przodków w metrykach mamy przeświadczenie, że to osta-teczna wersja, ta jedyna prawdziwa. Jednak często to złudzenie. Bowiem trzeba wziąć pod uwagę, że zdarzają się błędy, przekręcanie nazwisk, złe tłumaczenie czy brak możliwości od-czytania wszystkich słów. Sama mam problem tej natury. Pojawiają się lite-rówki, przekręcenie imion, nazwisk.

Poszukiwania moje zaczęły się od informacji o przodku szlachcicu – Korsaku z Dejwan, do którego należało 7 wsi, otrzymane za służ-bę wojskową. Brak imienia, brak informacji o miejscu. Informacja ta została podana przez siostrę dziad-ka Antoniego Korsaka jako wspo-mnienie przekazane przez rodziców. Jednakże nie mieliśmy żadnych in-formacji. Czym były Dejwany? Do tej pory nie wiemy. Nie możemy ustalić, czy taka nazwa pojawiła się w okolicy Wilna. Najbliższa podob-na nazwa to wieś Delidany. Ale cho-dziło o XVIII wiek, ok. 1750 roku. Mój pradziad Józef Albin Korsak był żołnierzem, szlachcicem z adnotacją dworzanin (ros. dworianin). Urodził się w Niemenczynie, 1.03.1871 roku, a zmarł tam w 1936 roku.

Jego ojcem był Innocenty (ros. Ino-kientij) Korsak (ok. 1821-17.11.1886 roku). Za żonę wziął sobie Adelajdę z Murawskich.

Istnieje akt ślubu (nr 32) niejakiego Wincentego Korsaka i Adelajdy Mo-rawskiej, córki Jana Kuczewskiego i Justyny. Odnalazłam informacje o ślubie niejakiej Justyny Kuczewskiej i Jana Murawskiego, z roku 1826.

Jest to zapis polski, sprzed powsta-nia listopadowego. Nie odnalazłam

aktu małżeństwa Morawskich Jana i Justyny. Czy mogę więc przypusz-czać, że Innocenty i Wincenty to jedna osoba, która zmieniła imię dla dobra rodziny po powstaniach, szczególnie że rodzina ma wojsko-

FELIETON

Page 79: More Maiorum nr 30

More Maiorum 79

FELIETON

we tradycje? Tym bardziej, że by-liśmy pod zaborami, a wszystko zapisywano w cyrylicy? Albo mał-żeństwo Murawskich po powstaniu styczniowym także zdecydowało się na zmianę litery z tego samego

względu? A może to tylko błędy skryby/księdza?

Najbardziej przemawia do mnie fakt, że Innocenty został zamordo-wany przez „burłaków” i kilka dni

konał od zadanych ran. Fakt, że była to nieszczęśliwa pomyłka, ale oddaje w pełni sytuację, konspirację i strach jakie wówczas panowały. Umarł jako syn Matwieja (Macieja/Mate-usza). Wincenty z kolei w akcie ślu-bu podał za ojca Marcina Korsaka i Krystynę z Sobolewskich. Dopóki nie odnajdę aktu ślubu Innocente-go i Adelajdy, to tylko własne prze-myślenia i dywagacje. Ten Maciej/Mateusz, a może Marcin, miał być synem Korsaka z Dejwan. A może ktoś z Was natknął się na nazwę Dejwany w starych książkach?

Niestety i daty urodzeń się nie zgadzają u nikogo. I tak kroczymy w miejscu, zastanawiając się czy na-tkniemy się na kolejne informacje.

Aby wysunąć prawidłowe wnioski należy rzetelnie wszystko sprawdzić. Dopiero wtedy można mówić, że dojrzało się do bycia genealogiem. W zachwycie poszukiwań łatwo bowiem o błędy, które niestety są częste w metrykach lub ich tłuma-czeniu. O wiele trudniej jest dotrzeć do prawdy. Może i ja kiedyś dotrę. ■

Page 80: More Maiorum nr 30

More Maiorum80

Marcin Niewalda

tu była Polska? Rosja? Ukraina?Lata 30. XIX wieku. Julian Ho-roszkiewicz, próbuje na wsi galicyjskiej znaleźć poparcie dla sprawy narodowej. Odkrywa przerażony, że wśród chłopów panuje przekonanie, że tu, od zawsze była … Austria, słowo „Polacy” określa natomiast jakąś grupę wojskową, która chciała wzniecić bunt przeciwko najjaśniejszemu cesarzowi.

Lata 80. XX wieku. Minę-ło kilkadziesiąt lat zaboru radzieckiego. Na ziemiach w okolicach Lwowa więk-

szość ludności jest przekonana, że prawo dominacji Rosji do całej sło-wiańszczyzny jest odwiecznym, na-turalnym prawem, i że oczywiste jest pragnienie zjednoczenia Unii Sło-wiańskiej pod przewodem Moskwy.

Rok 2015. Minęły 24 lata wolnej Ukrainy. Wielu ludzi, mieszkających w okolicach Lwowa, Stanisławowa, Kijowa jest przekonana, że tu za-wsze była Ukraina, że Biali Chorwa-ci byli praprzodkami ludności rzym-skiej, że Łemkowie to Ukraińcy, że Małopolska to inna nazwy ziem ru-sińskich, że ojciec Lwa-Ukraińca za-łożył nie tylko „ukraińskie” miasto Lwów, ale też dynastię francuską, posługującą się herbem Lwa.

Nie potrzebne są tysiące lat zacie-rania pamięci. Wystarczy kilkadzie-siąt lat indoktrynacji i świadomość mieszkańców każdego terenu moż-na zmienić całkowicie. Czy znane są inne przykłady z historii? Oczywiście. Niewola Babilońska trwała ok. 70 lat, a zmieniła świadomość Izraelitów tak, że potomkowie tego, który rozpoznał Boga w krzewie ognistym, nie rozpo-znali Go nawet w człowieku.

Podobnie działo się na ziemiach sło-wiańskich. Do niedawna panowało w nauce przekonanie, że ludność słowiańska przybyła na nasze tereny w VI wieku „nie-wiadomo-skąd”, a wcześniej istniały tu kultury cał-kowicie odmienne związane z Hu-nami, Awarami, Celtami, Waregami itp. Badania genetyczne jednak po-twierdzają to, że ta sama słowiańska ludność mieszkała tu od kilku tysię-cy lat. Następowały jednak podboje, które przynosiły zmianę świadomo-ści, zmianę kultury, języka, sposobu lepienia garnków, ozdabiania do-mów, wierzeń, metod pochówku.

W czasie najazdu ludność kryła się w lasach, powracała do spalonych wiosek, do których przybywał „po-borca podatkowy”, nakazywał nowe metody prowadzenia rolnictwa, po-sługiwał się innym językiem. Na tar-gu można było kupić rzeczy wyko-nane w nowy sposób, nowe ozdoby, nowa świadomość, nowe przekona-nia – kilkadziesiąt lat i cały teren sta-nowił już inną kulturę, zapominając o tym, kim był naprawdę.

Tak samo dzieje się i dzisiaj. Nowy „poborca podatkowy” narzuca nową kulturę. Było jednak u Słowian coś, co nie zmieniało się przez tysiące lat. Coś niezwykłego, wyjątkowego w dziejach świata. Mentalność.

Najazdy mongolskie w XIII wie-ku wytrzebiły ludność tak, że na terenach na północ od Karpat, ist-niały obszary bezludne. Państwo Polan i Wiślan, wówczas rozbite dzielnicowo, musiało zostać po-składane na nowo. Wykorzystywa-ły to dynastie ościenne, próbując zajmować tereny słowiańskie (jak np. Rurykowicze, z których Daniel,

jako lennik tatarski, zdominował cały Wołyń i m.in. założył miasto Lwów).

Władcy Polski działają wówczas planowo szybko, odzyskując tereny słowiańszczyzny. Teodor Gryfita zostaje już wcześniej wyznaczony do prowadzenia akcji osadniczej w Małopolsce. Powstają, lub zyskują na znaczeniu w ciągu 200 lat, licz-ne wsie i miasta, takie jak: Myśleni-ce, Nowy Targ, Nowy Sącz, Sanok, Lesko, zostają fundowane klasztory (np. w Szczyrzycu, Ludźmierzu). Najważniejsza staje się jednak idea szacunku dla szlachetności. Wtedy to rody otrzymują herby, na znak piastowanej odpowiedzialności za innych.

Do tworzonego organizmu wspól-notowego ciągną od początku wy-pędzane rody z całej okolicznej Europy. Nie mamy pewności co do szczegółów, ale przypuszczamy że Jaksa – słowiański książę Sprewia, z okolic dzisiejszego Berlina osie-dla się w Miechowie i tu prowadzi osadnictwo, zakładając ród Gry-fitów, Duninowie przybywają być może z Łużyc, a Piotr Włostowic funduje bodaj 70 kościołów. Wiel-ki ród Aba wypędzony z Węgier, znajduje schronienie prawdopodob-nie na wyżynie krakowsko-często-chowskiej, przyjmując herb Amadej, a także zakładając rody Mazurow-skich, a może nawet Myszkowskich. Przybywają też uciekinierzy z gra-nic Azji jak Sołtanowie, z których Aleksander niezwykły rycerz pro-wadzi w Rzeczypospolitej akcję bu-dowania unii między katolicyzmem

FELIETON

Page 81: More Maiorum nr 30

More Maiorum 81

a prawosławiem. Potomkowie tych rodzin żyją do dzisiaj.

Słowo „Ukraina” długo było sto-sowane ogólnie jako „ziemie krań-ców” Rzeczypospolitej. Jeszcze w XVII w, używane jest mapach na określenie pewnej części „u kraju” i oznaczała mniej więcej tyle, co step, pogranicze. Na górską część tego pogranicza przybywają Woło-si. To naród, który w XIV-XVI w. przyszedł tutaj przez Węgry, wypę-dzeni 1000 lat wcześniej z góry Dy-narskich, będący częścią cesarstwa rzymskiego, Illiryjczycy – wymie-niani w Piśmie Świętym, odwiedze-ni przez św. Pawła. Ludność ta, jak i inni, przybyła do Rzeczypospolitej, aby być częścią wspólnoty wielu na-

rodów, reprezentowanej przez króla polskiego. Dzisiaj ich potomkom: Łemkom, Bojkom, Hucułom, Do-linianom, próbuje się wmówić, że są rdzenną ludnością ukraińską, nie mającą nic wspólnego ani z Rzecz-pospolitą, ani Wołochami.

Wiele rodów i narodów ciągnie do Rzeczpospolitej. Idea wspólnoty duchowo kierowanej przez osoby najbardziej poważane rozwija się. Każdy może mieć wpływ na losy tej unii o ile jest szanowany i szla-chetny. Dochodzi do podpisania kilku traktatów z których Unia Polski z Litwą, jest najgłośniej-szym. Powstaje niezwykła Rzeczy-pospolita – Rzecz-wspólna Wielu Narodów. Organizm, który nie ma sobie równych ani wcześniej, ani później, oparty nie na bogactwie, lecz na wyjątkowym poczuciu

szlachetności i odpowiedzialności za słabszych, wynikający z głę-bokiego chrześcijaństwa. Lwów „Semper Fidelis” (zawsze wier-ny), Wilno, Grodno i inne, stają się szybko, obok Krakowa, naj-ważniejszymi z miast tej Rzeczy-pospolitej, dają licznych królów, naukowców, hetmanów, biskupów, ludzi sztuki i wiary.

Ale idea wspólnoty – rzeczy wspól-nej, nie jest na tych ziemiach niczym nowym. Przypuszcza się, że Wiśla-nie nie zostali podbici przez Polan, lecz razem stworzyli coś w rodzaju unii typu „władza nasza – religia wa-sza”. Choć rządzili Piastowie, to naj-starsze rody miały wyraźny wpływ na losy kraju. „Święci w dziejach na-

rodu polskiego” pełnią fundamen-talną rolę. Ród Toporów nazywany jest być może właśnie dlatego „Sta-rza” (najstarsi).

W Rzeczypospolitej stan rycer-ski – szlachecki, zaczyna tworzyć i budować tę niezwykłą wspólnotę opartą, jak widać na mentalności ist-niejącej tutaj od kilku tysięcy lat. To nie Anglia, Francja czy Rosja, gdzie okropnie bogata magnateria posia-da i wyzyskuje niewolników. Rze-czypospolita, to kraj, gdzie 15 proc. stanowi szlachta, a więc nie są to lu-dzie majętni. To ludzie którzy opie-kują się ludnością, a każdy chłop czy mieszczanin, jeśli tylko wykazuje się odpowiedzialnością za innych, może uzyskać szlachectwo. Wystarczy-ło przez kilkadziesiąt lat sumienne pełnić funkcje wojskowe, społeczne lub gospodarcze, a rodzina na za-

wsze uzyskiwała szlachectwo. Rzecz niespotykana w Europie. Ludność wiejska wcale nie przymiera głodem. W średniowieczu na ziemiach póź-niejszej Rzeczpospolitej żyje się do-statnie i poza najazdami – spokojnie.

Wszyscy garną się pod skrzydła króla polskiego. Doprowadza to do tego, że na przełomie XVI i XVII w. Rze-czypospolita sięga od morza do mo-rza, i jako jedna w dziejach, podbija nawet Moskwę. Papieże radzą się nas we wszystkich światowych ważnych sprawach, a moda na znajomość ję-zyka polskiego, panuje nawet w Por-tugalii. Rzeczypospolita staje się jed-nym z najważniejszych organizmów państwowych w Europie. Działają najwięksi odkrywcy – jak Kopernik. Je się tu widelcami podczas, gdy w Europie wciąż jeszcze palcami. Kraków skanalizowany został na długo zanim w Wersalu pojawiły się zwykłe toalety.

Niestety dobrobyt był atrakcyjny. Do dominacji dochodzi kilka rodów magnackich – powiedzielibyśmy dzisiaj biznesmenów, oligarchów, niekoniecznie rdzennie słowiań-skich (np. Radziwiłłowie), które dążą do dominacji na danym obsza-rze, wyzyskują ludność, zmuszając do pracy ponad siły. To ludzie, któ-rzy nie pojmują naszej mentalności współodpowiedzialności. Dochodzi do słusznych buntów – takich jak na ten na Dzikich Polach, osłabienia kasy państwowej. Magnaci sprowa-dzają Potop Szwedzki, wojska mo-skiewskie, tatarskie. Rzeczypospoli-ta wciąż walczy, ale słabnie. Coraz silniejsi są lizusi obcych oligarchów. Następują rozbiory, nowi hrabio-wie usłużnie wprowadzają nową władzę. W kilkadziesiąt lat ludność wiejska uważa, że tu zawsze była Austria, Rosja, Prusy. Kilkadziesiąt lat i ta niezwykła, wytworzona przez wiele rodów i narodów idea Rzecz-pospolitej odchodzi w niepamięć. ■

FELIETON

Page 82: More Maiorum nr 30

More Maiorum82

ANCESTRYSZYBKI PRZEWODNIK

www.ancestry.com

Ancestry.com powstało w 1997 roku, a właściwie już 14 lat wcześniej. Wpierw zaczęto sprzedawać na dys-kietkach oraz dyskach kompaktowych publikacje Mor-monów. Ich pierwszy produkt, będący na płycie CD, to LDSCollectors Edition, wydany w kwietniu 1995 roku, sprzedając go za prawie 300 dolarów. Produkt jeszcze w tym samym roku dostępny był online.

Główną zaletą portalu ancestry.com jest naprawdę ogromna baza danych, głównie z terenu Stanów Zjed-noczonych i Kanady, ale także z Australii, Anglii, Walii, Irlandii czy Meksyku. Pośród milionów dokumentów można znaleźć spisy ludności z XX, XIX, a nawet z po-łowy wieku XVII! Ancestry.com posiada również wiele dokumentów z Europy.

Prócz tego na portalu znaleźć można dokumenty ludzi przybyłych do Stanów Zjednoczonych, metryki urodzeń, małżeństw, zgonów, dokumenty wojskowe, zdjęcia, rekor-dy dotyczące ludności żydowskiej i wiele, wiele innych.

Ancestry.com oferuje również możliwość zamówienia testu DNA, który może nam pomóc w ustaleniu po-chodzenia sprzed dziesiątek tysięcy lat.

Niestety wszystkie te rozkosze nie są za darmo... Po 14-dniowym okresie próbnym, chcąc czy nie chcąc, trzeba zapłacić za dalsze użytkowanie Ancestry.com. Ceny pakietów wahają się od 19.99$ (za miesiąc do na-wet 199$ (za pół roku). Być może dla Amerykanów to nie są wysokie ceny, ale na naszą polską kieszeń są one dość wygórowane.

PLUSY+ ogromna baza danych – miliony danych ze spisów ludności, list pasażerskich i in.+ automatyczne dopasowanie profili+ dobra, intuicyjna i nowoczesna strona inter-netowa+ jeden z najstarszych portali genealogicznych+ możliwość wykonania testu DNA

MINUSY– bardzo wysokie ceny pakietów premium (jak na polskie warunki)– strona nie jest dostępna w języku polskim

nazwa pakietu

co zawiera się w pakiecie cena (miesiąc/pół roku)

U.S. Dis-covery

dostęp do wszystkich danych związanych z USA – spisy ludności, listy pasażerskie, dokumenty natu-

ralizacyjne

19.99 $ (ok. 76 zł) /99 $ (ok.

399 zł)

World Explorer

dostęp do wszystkich danych związanych z USA oraz innych,

międzynarodowych dokumentów, znajdujących się w bazie Ancestry

34.99 $ (ok. 134 zł) /149 $ (ok.

571 zł)

All Access

dostęp do wszystkich powyższych baz oraz do portali: Newspapers.com,

Fold3.com i AncestryAcademy

44.99 $ (ok. 172 zł) /199 $ (ok.

762 zł)

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH» fot. A

ncestry.com» fot. A

ncestry.com

» fo

t. A

nces

try.c

om»

fot.

Anc

estr

y.com

Page 83: More Maiorum nr 30

More Maiorum 83

“Gender” – z rozwijanej listy wybieramy płeć szukanej osoby. W oknie “Nation-ality” możemy wpisać narodowość szukanej osoby

W tych dwóch oknach wpisujemy pierwsze (ewentu-alnie kolejne imię) oraz nazwisko szu-kanej osoby

Tutaj możemy wpisać “słowa kluczowe”, czyli to, co związane jest z daną osobą – np. zawód, adres zamieszkania

W tym oknie może-my wpisać mie-jscowość, stan lub państwo, w którym żył szukany przez nas krewny. Obok możemy wpisać jego rok urodzenia

Na mapie obok możemy wybrać kraj (lub kontynent), w którym szukamy naszego przodka – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Irlandia, Europa, Kanada, Australia i Nowa Zelandia. Po kliknięciu w wybrany kraj (kontynent) pokaże nam się mapa z zaz-naczonymi krajami (stanami) oraz ostatnio dodanymi doku-mentami. Np. w tym przypad-ku ostatnio został dodany spis ludności USA z roku 1940

W opcji “add event” może-my wybrać rodzaj zdarzenia, którego szukamy – urodzenia, ślub, zgon, miejsce zamieszkania albo jakiekolwiek wydarzenie

Możemy również dodać osobę powiązaną (ojciec, matka, rodzeństwo, mąż/żona, dzieci) z szukanym krewnym, by za-wężyć liczbę wyników.

Z rozwijanej listy możemy wybrać bazę (kraj), w którym portal ma szukać tej osoby

W tym miejscu możemy oznaczyć, w jakich kolekcjach portal ma szukać naszej osoby: rekordy historyczne (np. spisy ludności), drzewa genealog-iczne, fotografie i mapy, historie i publikacje

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH»

fot.

Anc

estr

y.com

» fo

t. A

nces

try.c

om

Page 84: More Maiorum nr 30

Województwo lubelskie – jedno z 16 województw obecnej Polski, położone w jej wschodniej części. Graniczy z kilkoma

innymi województwami, z czego z dwoma (woj. mazo-wieckie i podkarpackie) w znacznym stopniu, a z po-zostałymi (woj. podlaskie i świętokrzyskie) granica jest krótka. Wschodnią granicę dzieli natomiast z dwoma sąsiednimi państwami – Białorusią i Ukra-iną. Na woj. lubelskie składa się 20 powiatów, a te

z kolei dzielą się na 213 gmin (20 miejskich, 21 miej-sko-wiejskich i 172 wiejskie).

Początki województwa lubelskiego sięgają XV wie-ku, kiedy to polski król Kazimierz IV Jagiellończyk

utworzył je, wyłączając z ówczesnego województwa sandomierskiego. Na województwo składały się trzy powiaty – lubelski, łukowski oraz urzędowski, których ogólna powierzchnia wynosiła nieco ponad 11 tys. km² (za „Polska XVI wieku pod względem geograficzno-staty-stycznym” Adolfa Pawińskiego), czyli mniej niż połowa powierzchni obecnego woj. lubelskiego.

Przez lata następowało wiele zmian w funkcjonowaniu województwa lubelskiego, zmieniały się również granice. W 1837 r. zostało ono przemianowane, ukazem cara Mikołaja I, na gubernię lubelską. 7 lat później połączona została z gubernią podlaską, co trwało do 1867 r., kiedy to powrócono do stanu sprzed zmian. Na terenie guberni lubelskiej przeważała ludność polska. Stan ten dalej utrzymywał się w 1921 r., kiedy to według danych zebranych przez GUS Rzeczypospolitej Polskiej województwo lubelskie mieszkało nieco ponad 2 mln osób, z czego przeszło 85 proc. stanowili Polacy. Do mniejszości należeli Żydzi (~11 proc.), Ukraińcy (3 proc.) i Niemcy (~0,5 proc.). Wyznaniowo przeważała wiara rzymskokatolicka (ponad 3/4 ludności).

Granice obecnego województwa lubelskiego wyznaczone zostały w 1999 r. W jego skład weszły w całości województwa: chełmskie, lubelskie oraz zamojskie i częściowo: bialskopodlaskie (z wyjątkiem pow. łosickie-go), siedleckie (pow. janowski i kraśnicki) oraz tarnobrzeskie (pow. łukowski oraz gm. Kłoczew)

More Maiorum84

L U B E L S K I E

Page 85: More Maiorum nr 30

Lubelskie Towarzystwo Genealogiczne jest organizacją zrzeszają-cą miłośników genealogii niezależnie od stopnia wiedzy. Lubelskie TG powstało w 2006 roku w Lublinie. Inicjatorem spotka-nia założycielskiego był późniejszy pierwszy prezes Lubelskiego TG, Piotr Glądała. Wówczas przy jednym małym stoliku w nieistniejącej już kawiarence przy ulicy Kościuszki spotkało się pięciu zapaleńców, którzy chcieli zrobić coś dobrego dla mieszkańców województwa. Po-trzeby były wielkie. Genealogia zdobywała coraz więcej hobbistów, co niosło za sobą chęć porozmawiania o swoich badawczych problemach, podzielenia się swoimi wynikami czy po prostu, zdobyć większą wiedzę.

Z czasem LTG rozwijało się. Powstawały nowe projekty, nowe pomysły ale zawsze chodziło o zainteresowa-nie genealogią jak najszerszej grupy społeczeństwa i służenie jej pomocą. Tak zostało do dnia dzisiejszego.

Obecnie organizacja prowadzi szeroki wachlarz działalności i współpracuje z różnymi ośrodkami badaw-czymi, organizacjami pozarządowymi, szkołami, bibliotekami itp. Dzięki współpracy z lokalnymi uniwer-sytetami, udaje się przeprowadzać konferencje, wydawać własne publikacje, zapraszać na spotkania LTG ciekawych referentów.

More Maiorum 85

» fot. szukajwarchiw

ach.pl

Page 86: More Maiorum nr 30

LUBL

IN

■ STOLICA – Lublin■ WAŻNE MIASTA – Chełm – Zamość – Biała Podlaska – Puławy – Świdnik – Kraśnik■ ZNANE OSOBY – Julia Hartwig – Bogdan Łazuka – Wanda Półtawska – Jan Długosz – Hentryk Wieniawski – Wincenty Pol

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. Nutaj /W

ikimedia C

omm

ons. Creative C

omm

ons Attribution-Share A

like 3.0 Poland

More Maiorum86

FAKTY

poł. XII w.

■ na Wzgórzu Zamkowym

rezydował kasztelan 1198■ wzmiankowany jest

archidiakon lubelski 1282■ ufundowanie gotyckiego

kościoła parafialnego pw. św. Michała

na Wzgórzu Staromiejskim 1317■ Władysław Łokietek wydał

dokument, na mocy którego lokację

Lublina powierzono wójtowi

Maciejowi z Opatowca1506■ zawarcie umowy

z rurmistrzem Janem na budowę

wodociągów

1655-1657

■ okupacja Lublina przez

Szwedów

Page 87: More Maiorum nr 30

P O M O C N I K G E N E A L O G A

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 87

1506■ zawarcie umowy

z rurmistrzem Janem na budowę

wodociągów

1655-1657

■ okupacja Lublina przez

Szwedów1805■ papież Pius VII powołuje

diecezję lubelską 1918■ w nocy z 7 na 8 listopada

powstał w Lublinie Tymczasowy

Rząd Ludowy Republiki Polskiej

1877■ otwarcie linii kolejowej,

łączącej Lublin z Warszawą1941■ na jesieni Niemcy

rozpoczęli budowę obozu

koncentracyjnego Majdanek

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Lublinie ul. Jezuicka 13 20-400 Lublin

■ Archiwum Państwowe w Lublinie Oddział w Chełmie ul. Partyzantów 40 22-100 Chełm

■ Archiwum Państwowe w Lublinie Oddział w Kraśniku ul. Kardynała Wyszyńskiego 2 23-210 Kraśnik

■ Archiwum Państwowe w Lublinie Oddział w Radzyniu Podlaskim ul. Generała Franciszka Kleeberga 10 21-300 Radzyń Podlaski

■ Archiwum Państwowe w Zamościu ul. Hrubieszowska 69A 22-400 Zamość

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Archidiecezjalne w Lublinie ul. Prymasa Wyszyńskiego 2 20-950 Lublin

1805■ papież Pius VII powołuje

diecezję lubelską

■ Archiwum Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej ul. Hetmana J. Zamoyskiego 1 22-400 Zamość

BIBLIOTEKI

■ Biblioteka Główna Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej ul. Radziszewskiego 11 20-036 Lublin

■ Biblioteka Uniwersytecka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ul. Chopina 27 20-950 Lublin

STRONY

■ Metryki.genealodzy – skany metryk z całej Polski ■ Genbaza – skany metryk z całej Polski■ Geneteka – indeksy z całej Polski■ Szukajwarchiwach.pl – skany metryk z całej Polski■ PoznanProject – indeksy małżeństw do r. 1899 z całej Polski■ Lubegens – wiele tysięcy indeksów z lubelskich parafii ■ Family Search – skany metryk z diecezji lubelskiej

Page 88: More Maiorum nr 30

» fot. Wikimedia Commons

More Maiorum88

osoba miesiąca – MakuszyńskiKornel Makuszyński – urodził się 8 stycznia 1884 r. w Stryju, zmarł 31 lipca 1953r. w Zakopa-nem. Pisarz, krytyk teatralny, poeta i humorysta.

Od 1937 r. członek Pol-skiej Akademii Lite-ratury. Na jego róż-norodną i obszerną

twórczość składają się zbiory poezji („Połów gwiazd”, 1908; „Narodzi-ny serca”, 1918; „Piosenki żołnier-skie”, 1919; „Pieśń o Ojczyźnie”, 1924), powieści („Perły i wieprze”, 1915; „Po mlecznej drodze”, 1917; „Słońce w herbie”, 1918), felietony humorystyczne. Najbardziej znane są jego utwory dla dzieci i młodzie-ży, cieszące się do dziś niesłabnącą poczytalnością, dzięki żywej fabule przygodowej i lirycznemu humoro-wi, połączonym z subtelnym dydak-tyzmem (za Wielka Encyklopedia Oxfordu). Należą do nich między innymi: „O dwóch takich co ukra-dli księżyc” (1928), „Panna z mo-krą głową” (1933), „Wielka bra-ma” (1936), „Wyprawa pod psem” (1936), „Awantura o Basię” (1937), „Szatan z siódmej klasy” (1937), „Szaleństwa panny Ewy” (1940),

OSOBA MIESIĄCA

Marcin Marynicz

opowieści obrazkowe z ilustracjami Mariana Walentynowicza: o Kozioł-ku Matołki (1933-1934) i o małpce Fiki-Miki (1935-1936).

Kornel Makuszyński był jednym (przedostatnim) z ośmiorga dzie-ci Edwarda Makuszyńskiego – syna Jana Makuszyńskiego i Anny zd. Til-ger, i jego żony, Julii/Julianny (Łucji) zd. Ogonowskiej – córki Tomasza Ogonowskiego i Magdaleny (Karo-liny) zd. Kaflowskiej. Wychował się przede wszystkim wśród osób płci żeńskiej, ponieważ wśród siedmiorga rodzeństwa był zaledwie jeden brat, który zresztą zmarł w niemowlęctwie. Krótko po wstąpieniu w nastoletnie życie, zmarł ojciec późniejszego po-ety – Edward. Stało się to 12 kwietnia 1896 r. w Stryju. Według metryki zgo-nu, miał 68 lat, a pozostała żona to Łucja zd. Ogonowska. Co do imienia małżonki, są pewne nieścisłości, po-nieważ w większości metryk chrztów dzieci pojawia się ona jako Julia bądź Julianna, jednak w 1870 r. zapisano ją jako Łucja. 6 lat później pojawi-ła się jako Julia, jednak w nawiasie dopisano drugie imię. W 1882 r. jeszcze raz jako żona Edwarda Makuszyńskiego, występuje Łucja.

Ciekawe jest to, że imię pojawia się w kilku dokumentach i to w róż-nych odstępach czasowych – coś musiało być na rzeczy.

Page 89: More Maiorum nr 30

More Maiorum 89

OSOBA MIESIĄCA

Makuszyńscy w Stryju mieszka-li na pewno w 1870 r., bo właśnie w tym roku, 23 lipca rodzi im się córka Aniela. To właśnie w jej ak-cie chrztu matka pojawia się jako Łucja, której matką była Mag-dalena – to dwie różnice, które wynikają z porównania metryk chrztów Kornela i jego starszej sio-stry. Edward wraz z żoną miesz-kał wówczas w domu numer 44. Kolejnym dzieckiem tej pary była Wilhelmina, urodzona 28 marca 1874 r. W miejscu, gdzie powinien wpisany być numer domu, zapisano jedynie „M”. W jej akcie chrztu jako babcia macierzysta pojawia się Tekla Przesiecka, co całkowicie nie pasuje do wcześniejszych ustaleń i trudno powiedzieć, skąd wzięła się taka

rozbieżność. Może tak nazywała się jedna z babek Ogonowskiej? Na następne dziecko, Makuszyńscy nie czekali zbyt długo, ponieważ uro-dziło się w następnym roku, a stało się to 22 września 1875 r. W metry-ce chrztu jako miejsce zamieszkania wpisano „70 Łany”. Dziecku nada-no imię Ludmiła, a chrzestną była Anna, żona Józefa Kohla – szewca. Czwarta metryka chrztu, dotyczą-ca dzieci Edwarda i Julii Makuszyń-skich, i w każdej jednym z rodziców chrzestnych była osoba o nazwi-sku Kohl. „Co rok to prorok” – to chyba była ówczesna dewiza Maku-szyńskich, ponieważ w następnym roku rodzi im się kolejne dziecko. Edward zapewne nie mógł wyjść z zachwytu, dlatego też nadał mu swoje imię – w końcu to pierwszy syn. Dziecko urodziło się 25 paź-dziernika 1876 r. Niestety nie było dane mu długo żyć, ponieważ zmarł 3 marca 1877 r. Śmierć jedynego syna i w ogóle strata dziecka musiała być ogromnym ciosem dla rodziny. Ko-lejne pojawia się dopiero w 1880 r. – była to córka Karolina, która na świat przyszła 13 stycznia. Jako miej-sce zamieszkania wpisano dom nr 90. Następnie urodziła się Matylda, a miało to miejsce 14 czerwca 1882 r., a Makuszyńscy wciąż mieszkali pod numerem 90. Wraz z nastaniem nowego – 1884 roku, rodzina się po-

większyła o kolejne dziecko – był to syn Kornel, a w metryce chrztu Cornelius. Wydarzyło się to 8 stycz-nia 1884 r. Wówczas mieszkali pod numerem 168, jednak nie na długo, bo kiedy Edwardowi i Julii rodzi się ostatnie dziecko – córka Helena – mieszkali pod numerem 68. He-lena urodziła się 18 sierpnia 1887 r. Jej matką chrzestną była Krystyna Krentzig (Krajzig), żona Rudolfa. Co ciekawe, ta sama do chrztu trzymała troje jej starszego rodzeństwa (w tym późniejszego poetę). Helena jako je-dyna przy akcie chrztu ma adnotację o zawartym małżeństwie. Nie poda-no jednak, z kim go zawarła, a jedy-nie gdzie i kiedy – Żydaczów, 1906 r. Rodzina spokojnie żyła w Stryju, nie wydając już potomstwa na świat. Ko-lejne dzieci osiągały pełnoletność. Na-gle na rodzinę spadła choroba i śmierć ojca. Edward Makuszyński zmarł 12 kwietnia 1896 r. z powodu zapale-nia płuc. Najmłodsza córka miała nie-spełna 9 lat, a najstarsza trzy miesiące później skończyła 26. Trochę ponad dwa miesiące po śmierci ojca, jedna z córek wychodzi za mąż. Była to 21-letnia Ludmiła, której wybran-kiem okazał się o 2 lata starszy Jan Martinka alias Martinger, syn nie-żyjącego już szewca – Franciszka, i jego żony Anny zd. Schuster. Uro-dził się on w Bolechowie (wówczas dystrykt doliński). ■ » fot. M

athiasrex Maciej Szczepańczyk /W

ikimedia C

omm

ons

Page 90: More Maiorum nr 30

Echo Sieradzkie , 20 lipca 1932

Kurier Lwowski, 18 lipca 1925

More Maiorum90

Ponura scena na cmentarzu. Pogłoska o pogrzebaniu żywcem 17-letniej dziewczyny.

Drohobycz, 19 lipca. Rozeszła się pogłoska o pogrzebaniu żywcem 17-let-niej Jarosławy Dregon, służącej u właściciela dwupiętrowej kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej 18 p. M. Sprawa ta przedstawia się następująco: Właściciel kamienicy p. M., mimo że jest żonaty, kochał się na zabój w swej 17-letniej służącej. Ostatnio Jarosława ciężko zaniemogła i przed dwoma dniami zmarła. Wczoraj odbył się pogrzeb. Podczas pogrzebu ktoś „nabrał” p. M., że Jarosła-wa nie zmarła, tylko choruje na śpiączkę, ten zaś uwierzył w te słowa i zażądał odkopania trumny, co też uczyniono, ale okazało się, że Jarosława nie żyje. Pogłoska o pochowaniu żywcem zmarłej Dregon rozeszła się jednak po mieś-cie i są ludzie, którzy w to uparcie wierzą.

Warszawa, 17. 7. (Tel. wł.).

Dziś w południe przechodzący przez podwórze więzienia karnego przy ul. Długiej, dozorca Frączak, zauważył kłęby dymu, wydoby-wające się z poddasza piekarni więziennej. Zaalarmowano natychmiast ogniową straż i wezwano pomocy policji na wypadek roz-ruchów w więzieniu. Przybyły wszystkie cztery oddziały straży warszawskiej. W przeciągu 15 minut pożar został zlikwidowany. Jednak roz-rzucanie zgliszcz i wyrąbywanie dachu trwało całą godzinę. W budynku więziennym znaj-dowało się 500 więźniów. Część z nich zajęta była w warsztatach. Gdy pożar wybuchł, prace przerwano i zamknięto więźniów w celach.

z pierwszych stron gazet

Page 91: More Maiorum nr 30

NOWOŚCI

Prawie 100 tys. nowych skanów na szukajwarchiwach.pl!

Narodowe Archiwum Cyfrowe dodało na portal szukajwarchiwach.pl 96 146 skanów metryk z zasobu Archiwum Państwowego w Lublinie oraz Archiwum Państwowego

w Siedlcach.

Listę parafii można znaleźć tutaj***

Czy Twoje nazwisko zostało dodane do BASI? Sprawdź!

Chcesz wiedzieć, czy poszukiwane przez Ciebie nazwisko nie zostało w ostatnim

czasie dodane do BASI?

Teraz wystarczy uzupełnić swój profil użytkownika w sekcji “Moje nazwiska”, aby za każdym razem gdy wybrane nazwiska

pojawią się w bazie (jednak nie częściej niż raz w tygodniu) otrzymywać e-mail z powi-

adomieniem oraz bezpośrednim odnośnikiem do odnalezionych wpisów.

W adresie http://basia.famula.pl/?l-name=TwojeNazwisko należy podstawić

poszukiwane nazwisko pod “TwojeNazwis-ko” i otworzyć ten adres w przeglądarce.

***Zapisy na II Konferencję Genealogiczną

w Brzegu rozpoczęte!

W dniach 11-13 września br. w Brzegu odbędzie sie II Konferencja Genealogiczna, której jednym z organizatorów jest Opol-

skie Towarzystwo Genealogiczne.

Zapisy na to wydarzenie już ruszyły. Więcej informacji tutaj, strona wydarzenia na

Facebooku tutaj

More Maiorum będzie obecne! :-)

Informacje z profilu FB Genealodzy.PL

HUMOR

» fo

t. p

rofil

FB

Mał

opol

skie

j Bib

liote

ki C

yfro

wej

Echo Sieradzkie , 20 lipca 1932

More Maiorum 91

Page 92: More Maiorum nr 30

More Maiorum92

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Avito vivit honore Żyję zaszczytami przodków

Współpracują z nami: