More Maiorum nr 37

80
nr 2 (37)/2016 1 O RODZINIE GEBETHNERÓW STAROPOLSKIE BIESIADOWANIE MERKI RYBACKIE / / More Maiorum pierwszy polski periodyk genealogiczny online nr 2(37), 10 lutego 2016 r. issn 2450-291X POD PATRONATEM moremaiorum.pl CO MOŻEMY PISAĆ O ZMARŁYCH JAK WYGLĄDAJĄ WYNIKI DNA? POLACY WOLELIBY MYŚLEĆ, ŻE TO, CO ROBILI NASI PRZODKOWIE ICH NIE DOTYCZY – DR MAREK JERZY MINAKOWSKI CHROMOSOMY PRZODKACH? GENETYCZNI KREWNI KOLOR OCZU

description

Lutowy numer More Maiorum (2016)

Transcript of More Maiorum nr 37

Page 1: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 1

O RODZINIEGEBETHNERÓW

STAROPOLSKIEBIESIADOWANIE

MERKIRYBACKIE/ /

More Maiorumpierwszy polski periodyk genealogiczny online

nr 2(37), 10 lutego 2016 r.

issn 2450-291X

POD PATRONATEM

moremaiorum.pl

CO MOŻEMY PISAĆ O ZMARŁYCH

JAK WYGLĄDAJĄ WYNIKI DNA?

POLACY WOLELIBY MYŚLEĆ, ŻE TO, CO ROBILI NASI PRZODKOWIE

ICH NIE DOTYCZY– DR MAREK JERZY MINAKOWSKI

CHROMOSOMY

PRZODKACH?

GENETYCZNI KREWNIKOLOR OCZU

Page 2: More Maiorum nr 37

More Maiorum2

POLUB MORE MAIORUMNA FACEBOOKU!

www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum

Page 3: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 3

Autorzy tekstów:AlAn JAkmAn – “Polacy woleliby myśleć, że to, corobili nasi przodkowie ich nie dotyczy” – dr Marek Jerzy Minakowski; Jan Gołąbecki – czyli jak „120-letni” weteran oszukał francuskiego kró-la; Wydarzyło się 100 lat temu; Od członka ONR do prokuratora PRL-u; Sygnatariusz traktatu wersalskiego urodził się w Kamionku; Z dawnych reklam i ogłoszeń; Humor; NowościRafał GóRny – Struktura i organizacja NSDAP na przykładzie ŚląskaERyk Jan GRzEszkowiak – Jak wyglądają wyniki DNA?MałGoRzata Lissowska – Księgarze, twórcy kiosków RUCH-u – czyli o rodzinie GebethnerówJoLanta iLnicka – Postaw się a zastaw się – o staropolskim biesiadowaniuPawEł BEckER – Genealogiczne refleksje: moje pięć lat z genealogiąDawiD ŻąDłowski – Sztuczny TIFF, czyli prawie wszystko o graficznych formatach cyfrowych w digitalizacjiMichał konkEL – O merkach rybackichGRaŻyna stELMaszEwska – Płockie historie, czyli ulica Sienkiewicza 28izaBELa hERoPoLitańska – Ochrona “czci” i “prywatności”osoby zmarłejMaRcin MaRynicz – Województwo stanisławowskie; Osoba miesiącaMaRia kLawE-MazuRowa – À propos SchielówPawEł hERManowicz – O pradziadku Jakubie, udziale w I wojnie światowej i morderstwie banderowców...

wyDawca – Alan Jakmanul. Wita Stwosza 27/15 43-300 Bielsko-Biała e-mail: [email protected] naczELny – Alan Jakman korektA – Małgorzata Lissowska, Alan JakmanskłaD i łaManiE tEkstu – Alan JakmanokłaDka oRaz oPRawa GRaficzna – Alan Jakmanissn 2450-291X

&Wszystkie prawa zastrzeżone (włącznie

z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie,

rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody

Redakcji będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich.

&

Redakcja More Maiorum

POLUB MORE MAIORUMNA FACEBOOKU!

www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum

Page 4: More Maiorum nr 37

More Maiorum4

22 jak wyglądają wyniki DNA? 52 o formatach

digitalizacyjnych

More Maiorumnr 2(37), 10 lutego 2016 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

W roku 2001 zabrałem się za przetworzenie 17-tomowego „Herbarza polskiego” Adama Bonieckiego w interaktywną bazę danych. Opublikowałem go jesienią roku 2002, początkowo sprzedając go na płytach CD-ROM.

Po otrzymaniu wyników DNA zazwyczaj odkrywa się od kilkuset do kilku tysięcy krewnych genetycznych. Ze znaczną większością krewnych wspólnych przodków będziemy mieli wiele pokoleń wstecz (dlatego też tak ważne jest sporządzenie możliwie najpełniejszego wywodu przodków), ale coraz częściej zdarza się znaleźć wśród genetycznych krewnych osoby, z którymi wspólnych przodków mamy już w XIX wieku.

Głównym celem digitalizacji jest ochrona cennych zbiorów, a następnie udostępnienie ich w wersji cyfrowej dla szerokiego grona użytkowników1. Te obiekty cyfrowe w naszej literaturze przedmiotu zostały podzielone na kopie wzorcowe i kopie użytkowe, które mogą występować pod postacią plików graficznych lub audiowizualnych, zapisywanych we właściwych formatach.

32à propos Schielów

Ulica Ciepła, Krochmalna, Grzybowska, Waliców, Żelazna to w połowie XIX wieku centrum browarnictwa warszawskiego. Już w XVIII wieku „Taryffa miasta Warszawy do składki na koszary na rat sześć cztero-miesięcznych w 1784 roku ułożona perceptę z kwitami zgodną okazuiąca” 5 wymienia w tamtej okolicy 14 browarów

6 wywiad z dr. Markiem J. Minakowskim

Page 5: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 5

6 “polacy woleliby myśleć, że to, co robili nasi przodkowie ich nie dotyczy” – dr marek jerzy minakowski

12 jan gołąbecki – czyli jak „120-letni” weteran oszukał francuskiego króla

15 wydarzyło się 100 lat temu

18 struktura i organizacja nsdap na przykładzie śląska

22 jak wyglądają wyniki dna?

26 od członka onr do prokuratora prl-u

29 księgarze, twórcy kiosków ruch-u – czyli o rodzinie gebethnerów

32 maria klawe-mazurowa: à propos schielów

38 postaw się a zastaw się – o staropolskim biesiadowaniu

44 sygnatariusz traktatu wersalskiego urodził się w kamionku

50 genealogiczne refleksje: moje pięć lat z genealogią

52 sztuczny tiff, czyli prawie wszystko o graficznych formatach cyfrowych w digitalizacji

58 o merkach rybackich

60 płockie historie, czyli ulica sienkiewicza 28

64 ochrona “czci” i “prywatności” osoby zmarłej

70 o pradziadku jakubie, udziale w i wojnie światowej i morderstwie banderowców...

72 województwo stanisławowskie

76 osoba miesiąca – józef brandt

78 z dawnych reklam i ogłoszeń

79 humor

79 nowości

ARTYKUŁY NA STRONIE WWW

W Stanach Zjednoczonych trwa walka wśród kandydatów Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej. W stanie Iowa z ułamkiem procent Bernie Sanders – kongresman polskiego pochodzenia, przegrał z byłą sekretarz stanu Hilary Clinton. 74-letni Sanders często mówi o swoim polskim pochodzeniu.

Studniówka – wszyscy ją znamy, ale wiemy o niej stosunkowo niewiele

Samym założeniem studniówki jest oczywiście zabawa. Dlaczego jednak tak bardzo włączyła się ona w naszą kulturę? Od początku w człowieku występuje potrzeba pewnej inicjacji. W plemionach pierwotnych było to wyjście na łowy, w średniowieczu rycerzowi przypinano ostrogi, jednak wiele z tych zwyczajów przetrwało do dziś.

Zmiany w CAW. Można fotografować udostępnione dokumenty!

Na stronie Centralnego Archiwum Wojskowego opublikowano nowy regulamin korzystania z materiałów archiwalnych w Pracowni Udostępniania Akt. W CAW przechowywana jest dokumentacja wytworzona przez jednostki i instytucje wojskowe, a także akta związane z obronnością państwa, wytworzone przez inne urzędy państwowe.

Bernie Sanders – kandydat na prezydenta USA to syn polskiego imigranta [skany dokumentów]

Page 6: More Maiorum nr 37

More Maiorum6

Alan Jakman

“Polacy woleliby myśleć, że to, co robili nasi przodkowie ich nie dotyczy”– dr Marek Jerzy Minakowski

» fot. metryki.genealodzy.pl

1 Parę tygodni temu wśród wielu internautów zawrzało – opubli-kował Pan informację, że dziadek

Mateusza Kijowskiego „zwalczał ban-dy nacjonalistyczne”. Dlaczego ta wia-domość wywołała aż takie emocje?

Chyba myśleli, że ja się na Mateusza Kijowskiego uwziąłem, bo go nie lu-bię. A tymczasem ja badam powią-zania wewnątrz całych polskich elit – tego jednego procenta populacji, do którego należą ludzie sławni, po-

wszechnie znani, o których się pisze w książkach, których się pokazuje w telewizji i których nazwiska nadaje się placom i ulicom.

Dziadek lidera KOD-u – Józef Kijowski, był posłem na Sejm PRL, a więc wybit-nym dygnitarzem – dlatego jego rodzi-na mnie interesuje tak samo, jak rodzi-ny wszystkich polskich parlamentarzy-stów od XV wieku do dzisiaj.

2 A może ludzie po prostu lubią wiedzieć, czyim wnukiem jest polityk z partii X czy Y?

Raczej lubią tego nie wiedzieć. Chyba woleliby myśleć, że to, co robili nasi przodkowie nas nie dotyczy. Że jak coś przeskrobią, to nikt ich wnukom tego nie będzie wypominał. A przecież jeżeli ktoś dziś jest profesorem, to najpraw-dopodobniej na studia trafił jeszcze przed rokiem 1989, a więc wtedy, gdy na studia szły prawie wyłącznie dzie-ci rodzin inteligenckich, bo inteligenci zarabiali mało, fachu w rękach nie mieli i zajmowali się rzeczami „niemęskimi”, takimi jak czytanie książek.

A jeżeli do inteligencji należeli jeszcze przed rokiem 1989 – to znowu z du-żym prawdopodobieństwem może-my powiedzieć, że przynajmniej jed-no z ich dziadków już przed wojną do niej należało. Z kolei jeśli nikt w rodzinie nie należał do inteligen-cji przedwojennej, to zapewne ten awans zawdzięcza sowieckim oku-pantom, którzy władali Polską w la-tach 1944-1989.

3 Czasami pojawiają się głosy, że tylko prawica przeprowadza „lustrację przodków” – z czego

wynika takie myślenie?

» fo

t. sc

reen

pro

filu

na F

aceb

ooku

WG

M

Page 7: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 7

dr Marek Jerzy Minakowski – doktor nauk humanistycznych z zakresu filozofii, historyk i genealog. Członek Zespołu Demografii Historycznej Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk na kadencję 2016-2018.

Twórca elektronicznej wersji “Herbarza polskiego” Adama Bonieckiego, a także e-publikacji “Ci wielcy Polacy to nasza rodzina”.

Jak sam pisze jego “dziełem życia jest Wielka Genealogia Minakowskiego (www.wielcy.pl) i jej fragment znany jako Genealogia Potomków Sejmu Wielkiego (www.sejm-wielki.pl)”.

WYWIAD» fot. M

arek Jerzy Minakow

ski

A co to jest lewica i prawica? Ja się nie identyfikuję z żadnym z tych określeń. Zresztą w obecnej Polsce ich użycie jest absurdalne – bo jeżeli przez lewi-cę uważamy tych, którzy bronią inte-resów niższych warstw społeczeństwa względem tych, którzy sobie dobrze radzą (mają pieniądze, kontakty, wy-kształcenie), to prawdziwą lewicą są ci, którzy reprezentują białych katoli-ków z małych miasteczek i wsi, pracu-jących w małych, prywatnych firmach – a ich prapradziadkowie byli chłopa-mi i odrabiali pańszczyznę. Jeżeli tym ludziom zlustrujemy przodków, to najwyżej dowiemy się, że w czasie po-wstań narodowych dobijali rannych powstańców lub wyłapywali ich po la-sach i dostarczali zaborcom.

Natomiast badanie przodków tych osób, które są wykształcone, kultural-ne, obyte, bogate i mają liczne znajo-mości – jest bardzo ciekawe. Bo oni w dużej części wszystko to wynieśli z domu. Tam więc po prostu jest czego szukać. A jak się szuka, to się znajduje.

4 Wiele osób pejoratywnie po-strzega pisanie o genealogii znanych osób, nazywając to

„niepotrzebnym grzebaniem w ży-ciorysach”…

Mam liczne kontakty z osobami, któ-re mają w rodzinie kogoś świętego albo jakiegoś bohatera narodowego – od nich nigdy nie usłyszałem, że ba-danie tych koligacji to „niepotrzebne grzebanie w życiorysach”. Z mojego doświadczenia wynika, że mówią tak głównie ci, którzy wstydzą się swoich przodków i mają ku temu obiektywne powody.

5 Czy wiedza o przodkach może zostać wykorzystana w walce politycznej? Mamy przecież

przykład Jacka Kurskiego, który wy-ciągnął Donaldowi Tuskowi dziad-ka z Wehrmachtu… A wieści te na pewno przyczyniły się do zwycię-stwa konkurenta Tuska.

Ja się nie zajmuję walką polityczną. Zajmuję się budową społeczeństwa obywatelskiego, w którym każdy my-śli o tym, by jego prapraprawnuki były szczęśliwe, że miały takiego prapra-pradziadka. Ale tego nie da się osią-gnąć bez świadomości tego, kim z ko-lei byli nasi praprapradziadkowie. Ja większość swoich praprapradziad-ków znam i nie wiem o niczym, czego miałbym się za nich wstydzić.

6 Może, za przykładem Stanów Zjednoczonych, polscy politycy, a w szczególności kandydaci na

urząd prezydenta/premiera, powinni publikować swój wywód przodków,

unikając tym samym sytuacji, w któ-rej ktoś wyciągnie „pradziadka ko-munistę” w czasie kampanii?

Im lepiej się nawzajem znamy, tym le-piej dla całego społeczeństwa. „Pozna-cie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

7 Jednak nie byłoby tych „breaking newsów” gdyby nie Wielka Ge-nealogia Minakowskiego… Jakie

były początki portalu?

W życiu tworzyłem jeden „portal”. Nazywał się on „onet.pl”. Zacząłem w nim pracować tuż przed obroną mojego doktoratu z filozofii (na temat

Page 8: More Maiorum nr 37

More Maiorum8

{ do Wielkiej Genealogii Minakowskiego co roku dodawanych jest średnio ponad 40 tys. osób

WYWIAD

logiki u Sokratesa, Platona i Arystote-lesa). Zajmowałem różne wysokie sta-nowiska (byłem m.in. szefem redakcji gospodarczej, poczty, wyszukiwarki). Zacząłem tam pracować w roku 1997, skończyłem w 2011. To tyle, jeśli chodzi o „portale”.

Ale nigdy nie zerwałem ze światem akademickim i już w roku 2001 za-brałem się za przetworzenie 17-to-mowego „Herbarza polskiego” Ada-ma Bonieckiego w interaktywną bazę danych. Opublikowałem go jesienią roku 2002, początkowo sprzedając go na płytach CD-ROM.

Przetworzyłem go na bazę danych w formacie GEDCOM/GeneWeb i okazało się, że udało się z tego zrobić genealogię znacznej części elit polskich z okresu XIV-XIX wieku. Wiosną 2005 r. opublikowałem ją (też na CD-ROM) pod tytułem „Ci wielcy Polacy to na-sza rodzina”. Miała wtedy ok. 170 tys. osób, tworzących jedną wielką rodzinę od średniowiecza do dziś.

We wstępie do pierwszego wydania (maj 2005) napisałem:

„Baza liczy w tej chwili 167,9 tys. zi-dentyfikowanych osób (nie licząc np. nieznanych matek). Wykorzystane źródła to:

1) Boniecki, Herbarz Polski, oprac. M.J. Minakowski, wersja 2.0, Dr Mi-nakowski Publikacje Elektroniczne, Kraków 2004. (94,6 tys. osób),

2) W. Dworzaczek: plik GEDCOM, [w:] Teki Dworzaczka, Biblioteka Kór-nicka PAN, Kórnik 1997 oraz Tablice, w: W. Dworzaczek, Genealogia, PWN, Warszawa 1959 (razem 40,0 tys. osób, bez wspomnianych u Bonieckiego),

3) Łuszczyński, Teki, rękopis w Biblio-tece Narodowej, opracowany elek-tronicznie przez Bibliotekę Kórnicką PAN (23,2 tys. osób bez wspomnia-nych powyżej),

5) Polski Słownik Biograficzny, tomy 1-42 (5,9 tys. osób, bez wspomnia-nych powyżej),

5) E. Sęczys, Szlachta wylegitymowana w Królestwie Polskim, DiG, Warszawa 2000 (2,6 tys. osób bez wspomnianych powyżej),

6) M. J. Minakowski, niepublikowane wyniki badań archiwalnych nad wła-sną rodziną, zwłaszcza Radzickimi h. Nałęcz (1,4 tys. osób, bez wspomnia-nych powyżej)”.

8 Ile osób znajduje się obecnie w bazie?

Teraz, 11 lat później, moja gene-alogia liczy 639 443 osoby.

Od kilku lat, gdy XIX-wieczne her-barze jako źródło zostały już przeze mnie wykorzystane, korzystam głów-nie z metryk udostępnianych online i indeksowanych zwłaszcza w Gene-tece. Warto przypomnieć, że pierwszy jej projekt przedstawiłem osobiście 12 lat temu na grupie dyskusyjnej pl.soc.genealogia (wtedy jeszcze nie było fo-

rów, dyskutowało się w Usenecie) – było to w czasie, gdy pracowaliśmy nad pomysłem powołania Polskiego Towa-rzystwa Genealogicznego. Potem, żeby pokazać, że to jest do zrobienia, sporzą-dziłem własnoręcznie indeks wszyst-kich małżeństw zawartych w Wol-nym Mieście Krakowie – było ich 14,5 tysiąca, a spisanie zajęło mi tydzień. Nikt nie przewidywał wtedy, że kiedyś te metryki będą dostępne online, jako skany – spisywałem je oczywiście w archiwum, w pracowni naukowej. Udostępniłem spisy w Internecie, zachęciłem innych... I teraz nie muszę już jeździć po archiwach.

Page 9: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 9

WYWIAD

9W jakim tempie przybywa ko-lejnych postaci do WGM?

Jak widać z tego zestawienia, średnio przybywa 42 tysiące osób rocznie. Ale to tylko dlatego, że sta-ram się ograniczać – wprowadzam jak najmniej osób, spoza grona (jakkol-wiek rozumianych) elit społeczeństwa polskiego od średniowiecza do dziś. Mógłbym dodawać ich dużo więcej, ale wtedy nie mógłbym nad tą bazą zapanować.

10Główne kryterium przyjęcia bądź odrzucenia kandydata, chcącego dołączyć do bazy?

Ci, których dołączam, zwykle już nie żyją, więc nikt ich nie pyta, czy chcą, czy nie. Elity społeczne to sieć, gdzie ludzie są między sobą powiązani mnó-stwem koneksji rodzinnych, towarzy-skich i zawodowych. Ja rekonstruuję tę sieć (w warstwie rodzinnej) i dołączam do niej te osoby, których mi brakuje. Czyli ceruję dziury w tej sieci.

Jako kryterium używam obecnie przede wszystkim współczynnika zwanego przeze mnie „Rankingiem koligacji PSB”. To miara, podobna

do „Page Ranku” wykorzystywane-go przez wyszukiwarkę Google. Wy-liczam ją w ten sposób, że dla każdej osoby w mojej bazie genealogicznej (dla każdej z tych 640 tysięcy) wynaj-duję 100 najbliższych jej osób, które mają biogram w Polskim Słowniku Biograficznym (opisano tam dotąd ponad 27 tys. osób). Następnie mierzę jak blisko od tej osoby jest owych 100 sławnych, które są jej najbliższe.

W ten sposób jeżeli ktoś jest w cen-trum sieci społecznej – jest blisko spo-krewniony z wieloma sławnymi ludź-mi – albo jego bliscy (żona, teść, ku-zyn, zięć) są z nimi blisko spokrew-nieni – interesuje mnie bardziej, a jeśli w jego bliskiej rodzinie jest mało osób interesujących (z punktu widzenia hi-storyka), to mniej.

Ponadto staram się odnaleźć wszyst-kie osoby, które są potomkami które-goś z niecałych 500 posłów i senatorów Sejmu Wielkiego, względnie są potom-kami brata lub siostry takiej osoby.

Staram się też odnaleźć powiąza-nia ze wszystkimi osobami opisany-mi w „Polskim Słowniku Biograficz-nym”. Obecnie z tych ponad 27 ty-

sięcy mam w swojej rodzinie 52,7% (14323 osoby).

11Co Pana najbardziej za-dziwiło w trakcie badania kolejnych powiązań pol-

skich elit?

Jako przykład lubię podawać, że oj-ciec duchowy polskiego kapitalizmu, Stefan „Kisiel” Kisielewski, to brat cioteczny komunistycznej bohaterki, Hanki Sawickiej. Ale teraz coraz mniej już mnie dziwi – spędziłem nad gene-alogią dziesiątki tysięcy roboczogo-dzin i chyba wszystko już widziałem...

12 Czego życzyłby Pan sobie w 2016 roku?

Spokoju. Żebym już wresz-cie skończył tę robotę i mógł spokoj-nie poczytać książkę. Ale najprawdo-podobniej nigdy się to nie stanie – bo nie widzę nikogo, kto mógłby przejąć to po mnie. A przecież ktoś to musi zrobić.

13 A pozostałym genealo-gom?

Owocnego indeksowania!

» fot. screen strony głównej sejm

-wielki.pl

Page 10: More Maiorum nr 37

More Maiorum10

Interesujesz się historią XX wieku?

Chciałbyś publikować swoje artykuły?

Page 11: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 11

Interesujesz się historią XX wieku?

NA TWOJE ZGŁOSZENIE CZEKAMY POD ADRESEM [email protected]

dołącz doredakcji

More Maiorum!

Chciałbyś publikować swoje artykuły?

Page 12: More Maiorum nr 37

More Maiorum12

Jan Gołąbecki – czyli jak „120-letni” weteran oszukał francuskiego króla

Alan Jakman

Niedawno w Internecie dużo pisano o Janie Gołąbeckim, który miał być uczestnikiem blisko 29 kompanii i umrzeć w wieku 120 lat. Jak się okazało, sprytny Polak oszukał samego króla francuskiego, podszywając się pod datę urodzenia swojego ojca!

Gołąbecki miał się rzeko-mo urodzić 1 marca 1730 r. w Ostrowie. Nie podano jed-

nak, gdzie owa miejscowość miała się konkretnie znajdować. Na mapie Pol-ski można znaleźć prawie 50 miast

i wsi o tej nazwie. W wieku 44 lat miał wstąpić do wojska francuskiego. Kil-kanaście lat później miał otrzymać stopień kaprala, a w wieku blisko 80 lat miał zostać wcielony do 3. pułku nadwiślańskiego!

W całej niespotykanej historii wręcz niemożliwe wydaje się, by mając 84 lata zostać rannym na froncie, a na-stępnie być przydzielonym do kom-panii podoficerów straży nieuchron-nej. Licząc 116 lat miał zostać wete-ranem w 5. kompanii weteranów. Ku-rier Warszawski w 1850 r., za jednym

z francuskich dzienników, informo-wał o 120-letnim weteranie, pisząc:

„Kolombeski (tak pisano o nim we Francji – przypisek red.) ma więc dzisiaj lat 120, miesięcy 4, dni 3; li-czy 75 lat służby i 29 kompanji”.

Sam król francuski Ludwik Filip I, przebywając w Dreux, miał wręczyć Gołąbeckiemu Krzyż Legii Honoro-wej, który wcześniej odpiął ze swojej marynarki. W 1850 r. Polak miał do-stać dożywotnią emeryturę, a rok póź-niej umrzeć w Paryżu.

HISTORIA XVII/XIX WIEKU»

fot.

book

s.goo

gle.p

l

Page 13: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 13

Cała historia jest tak niewiarygodna, a w dodatku poszczególne wydarze-nia w życiu „weterana” są stosunko-wo odległe, że nie zostało nic innego, jak sprawdzić prawdziwość tej po-staci. Wystarczyło zajrzeć do fran-cuskiej prasy bulwarowej z 1855 r.,

aby dowiedzieć się kilku informacji o Gołąbeckim.

„Wszyscy pamiętają przypadek słynnego 100-latka, Polaka, Ko-lombeskiego i jego tupet z jakim oszukał władze francuskie. Ko-lombeski przypisał sobie bez że-

nady wiek swojego ojca, posłu-gując się jego papierami. Władze przyznały mu Krzyż Honorowy (Legia Honorowa) i umieściły go w Inwalidach (Hotel ten służył jako szpital i pensjonat dla inwa-lidów wojennych – dopisek red.). Jego śmierć ujawnia oszustwo. Ten 100-latek okazał się 70-ciolatkiem (!) bardzo postarzałym”.

W kolejnym artykule poświęconym Kolombeskiemu we francuskiej pra-sie, również obalono mit, mówią-cy o 120-letnim Polaku-weteranie. W rzeczywistości żołnierz miał mieć w chwili śmierci 91 lat. Po raz drugi wspomniano, że sprytny Jan z Ostro-wa posługiwał się dokumentami ojca, po którym dostał imię. Nie wiadomo nic o jego ewentualnej rodzinie – nie wiadomo gdzie mieszkał, a spis od-znaczonych Legią Honorową nie za-wiera nazwiska Gołąbecki (Kolombe-ski i innych podobnych).

W archiwum paryskim można odna-leźć odtworzony akt zgonu Jeana Ko-lombeskiego. Oryginały niestety spło-nęły podczas tzw. Komuny Paryskiej. ■

HISTORIA XVII/XIX WIEKU»

fot.

book

s.goo

gle.p

l» fot. canadp-archivesenligne.paris.fr

Page 14: More Maiorum nr 37

Luty 1916 r. był dla wielu bardzo trudnym okresem – żołnierze na froncie zmagali się z trudną zimą i ciągle przedłużającą się wojną, na którą nikt nie był przygo-towany, a cywile cierpieli z powodu głodu. Ważnym momentem w trwającym konflikcie, była bitwa francu-sko-niemiecka pod Verdun. Trwała ona blisko rok – do grudnia 1916 r., pochłonęła setki tysięcy ofiar, nie przy-nosząc żadnej ze stron wymiernych efektów.

Jednak nie tylko to miejsce krwawo zapisało się w lu-towych zmaganiach wojennych – 26 lutego na Morzu Śródziemnym zginęło blisko 1000 osób, dzień później na kanale La Manche utopiło się ponad 150 osób z nie-mieckiego statku podwodnego. Polskie gazety w du-żej mierze żyły wiadomościami z wojennych frontów. W pierwszym lutowym numerze Ilustrowanego Kuryera Codziennego (IKC) pytano „Kiedy się wojna się skoń-czy?”. Bardzo ciekawie wyliczono datę zawarcia pokoju

– sądzono, że będzie to miało miejsce 10 lipca 1916 r. A metoda zaskakująca „Austrya prowadziła ostatnią wojnę w r. 1866. Wybuch wojny światowej – 28/7 1914 roku co daje nam kolejno liczby 28 7 1 9 1 4. Dodajmy je do roku ostatniej wojny a otrzymamy rok zawarcia po-koju – 1916. Dzień zaś obliczymy przez dodanie dwóch cyfr tej 1+9=10, 1+6=7, a więc 10 7 1916 r. Tego dnia bę-dzie zawarty pokój”.

Nie tylko jednak sprawami wojennymi żyli ówcześni dziennikarze – również sprawy przyziemne, te będące najbliżej czytelników, były dla nich ważne. Jak choćby news, poświęcony brakowi mąki, który był odczuwany coraz bardziej. Krakowianom coraz trudniej było kupić chleb, a piekarze nie mieli produktu, niezbędnego do jego wypieku. W tej sprawie wysłano nawet kilka tele-gramów do władz centralnych „przedstawiając objek-tywnie cały stan rzeczy”.

Wydarzyło się lat temu

More Maiorum14

WYDARZYŁO SIĘ 100 LAT TEMU

Page 15: More Maiorum nr 37

Wydarzyło się lat temu100To nie koniec problemów miesz-kańców Krakowa – oprócz sza-lejącej wojny, braku wyżywienia, w mieście wybuchła epidemia ospy. Choroba zataczała coraz większe kręgi w Galicji – władze postano-wiły przeprowadzić obowiązko-we szczepienie ludności. Magistrat krakowski apelował, że obowią-zek szczepienia mają: „osoby, któ-re nie były szczepione w ostatnich 6 latach, albo były szczepione bez skutku”. Skutkiem niezgłoszenia się w ciągu 14 dni od opublikowa-nia wezwania, było niewydanie kart chlebowych, paszportów, a także zakaz wstępu na targi.

Nagromadzenie różnych przykrych wydarzeń nie zniechęciło do przy-jazdu ministra spraw wewnętrz-nych ks. Hohenlohego oraz mini-stra ds. Galicji – dr. Morawskiego.

Spotkali się oni z przedstawiciela-mi Krakowa, zwiedzili Wawel oraz Muzeum Narodowe. Wyrazili rów-nież troskę o „wiejską ludność i wy-pytali o położenie jej i obecne po-trzeby”.

22 lutego w IKC pojawił się apel do ludności m. Krakowa, w którym proszono o pomoc „dla uchodź-

ców krakowskich”. Zbierano „ofia-ry pieniężne dla ludności chrześci-jańskiej”, a także na rzecz ludności izraelickiej.

nr 2 (37)/2016 15

WYDARZYŁO SIĘ 100 LAT TEMU» fot. M

ałopolska Biblioteka Cyfrow

a (4)

Page 16: More Maiorum nr 37

More Maiorum16

W Krakowie ostrzegano przez ospą, zaś w stolicy, tamtejszy Kurier War-szawski (KW) rozpisywał się nt. ty-fusu wysypkowego. Rada Warszaw-skiego Towarzystwa Higienicznego zorganizowała konferencję, na któ-rej opisywano przyczyny choroby, podawano także jej skutki. Głów-nym powodem był brak higieny – tyfus pojawiał się głównie w „kra-jach ubogich, brudnych, stojących na nizkim poziomie kultury”. Choć choroba ta nie zbierała tak dużych żniw w Polsce, tak jak np. w Rosji (ponad pół miliona zmarłych w cią-gu 8 lat), to już w trzecim miesią-cu wojny zdiagnozowano pierwsze przypadki zachorowań. Lekarze upatrywali w wojnie główny po-wód rozprzestrzeniania się choro-by – podawano, że z 350 lekarzy armii serbskiej na tyfus zmarło już 120. Apelowano więc o „tępienie wszelkiego robactwa”, częstą zmia-nę odzieży, bielizny oraz pościeli, bowiem to one były najczęściej sie-dliskiem wszelkich bakterii.

Bezpośrednio powiązany z rozprze-strzenianiem się chorób jest komu-nikat zamieszczony blisko dwa ty-godnie później, w którym informo-wano o zmniejszającej się liczbie le-karzy na prowincji. M.in. w Skier-niewicach, Łowiczu, Sochaczewie, Piotrkowie Trybunalskim czy Wy-szkowie, nie było żadnej pomocy lekarskiej. Stowarzyszenie lekarzy szukało doktorów, chcących roz-począć pracę w wyżej wspomnia-

nych miejscowościach – „ze stałym wynagrodzeniem, gwarantowane przez organa miejscowe”.

Mimo trwającej wojny i odra-dzających się szans na odzyska-nie niepodległości przez Polskę, na terenie „obszarów Rosji, nie należących do jenerał-guberna-torstwa warszawskiego, okupo-wanych przez armję niemiecką” wprowadzono kolejne przepisy cenzorskie. Od 9 lutego 1916 r. wszystkie pisma oraz wydawnic-twa periodyczne mogły być wyda-

wane jedynie w języku niemiec-kim, a otrzymywanie wszelkich druków zagranicznych było zaka-zane. Co więcej, za łamanie prze-pisów groziły konkretne sankcje – kara w wysokości 12 tys. marek albo 3 lata więzienia.

16 lutego przeprowadzono również spis ludności Warszawy. Na podsta-wie ilości wydanych kart chlebo-wych obliczono, że w stolicy miesz-ka 813 753 osób – o blisko 6 tys. więcej niż „w okresie poprzedzają-cym”. Tylko w dwóch okręgach (na piętnaście) liczba warszawiaków się zmniejszyła.

Nie zapomniano również o spra-wach wagi światowej – w ostatnim lutowym wydaniu KW opisywano toczącą się bitwę pod Verdun. Opis miejsca walk był przerażający – „na wschód i na zachód stanowiska Do-uamont, którego zbocza pokryte są zwłokami niemców, wojska nasze ściskają mocne te z oddziałów nie-mieckich(…)”.

WYDARZYŁO SIĘ 100 LAT TEMU» fot. e-biblioteka U

niwersytetu W

arszawskiego (2)

Page 17: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 17

Znaczną część Kuriera Poznańskie-go (KP) poświęcono komunikatom wojennym z różnych stron świata – choć wiele gazet ograniczało się do tych, wydawanych przez Fran-cję, Rosję, Austrię czy Niemcy, po-znańscy dziennikarze publikowali również te z Turcji, Włoch czy An-glii. Wiele tekstów poświęconych było trwającej wojnie – również ten opublikowany 5 lutego, w któ-rym zastanawiano się nad przyszło-ścią bytu prawa międzynarodowe-go, które przecież w 1914 r. zostało złamane. Jednak artykuł jest moc-no tendencyjny – przedstawiono bowiem tezę, że Niemcy nie mogą ufać Anglikom w kwestii podpisa-nia traktatu o wolnej żegludze na morzach, a jedynie „zupełne pod-bicie Anglji i stworzenie niezwy-ciężonej potęgi niemieckiej na mo-rzu”, pozwoli osiągnąć uprawnio-ną wolność mórz. Przedstawiono również opozycyjną opinię specja-listy od prawa międzynarodowego – p. Liszta, który wyrażał nadzieję, że po zakończeniu wojny, zostanie utworzone nowe prawo między-narodowe, jeszcze lepsze, sprawie-dliwsze i skuteczniejsze. W przeci-wieństwie Reventlova, m.in. wol-ność mórz miałaby być wynikiem układu pomiędzy wszystkimi pań-stwami europejskimi.

W poznańskiej prasie nie brakło również artykułów mniej poważ-

WYDARZYŁO SIĘ 100 LAT TEMU

nych… Bo jak brzmi tytuł „Tłuszcz z komarów”? Jeden z niemieckich profesorów proponował, by zebrać „masy komarów i innych owadów”, z których następnie będzie można uzyskać tłuszcz. A komary byłyby specjalnie hodowane, aby w efek-cie „wziąć je pod prasę celem wy-tłoczenia tłuszczu”. Profesor nie był jednak inicjatorem leczenia koma-rzym tłuszczem – już wcześniej, co sam przypominał, pewna lekar-

ka przepisywała swoim pacjentom tłuszcz z komara. Aptekarze, nie mając w magazynach takich wyna-lazków, sprzedawali klientom zwy-kły tłuszcz wieprzowy.

Nie brakowało również wiadomo-ści sensacyjnych – można tu przy-toczyć choćby sytuację byłego oby-watela ziemskiego z Nakła – Wacła-wa Barta. Opuścił on Wielkopolskę i wyprowadził się do Berlina. Tam, kiedy gościł w piwiarni zum Präla-ten został zamordowany. Sprawcą był nietrzeźwy, chwilowo „od woj-ska puszczony”, 22-latek o imieniu Ernst. A jaki był powód? Prozaicz-ny – chłopak po całodziennej liba-cji obrażał gości piwiarni, w której był Bart. „Rozważny i nader spo-kojny” obywatel z Nakła zwrócił mu uwagę – Ernst pchnął mężczy-znę, a następnie wbił mu w pierś sztylet. Starszy człowiek zmarł po kilku minutach, sprawca próbował uciec, ale goście zum Prälaten zła-pali go i oddali w ręce policji.

» fot. Wielkopolska Biblioteka C

yfrowa (2)

Page 18: More Maiorum nr 37

More Maiorum18

struktura i organizacja NSDAP na przykładzie Śląska

Rafał Górny

Funkcjonowanie NSDAP w III Rzeszy to także „rozwój” genealogii. Każdy, kto pretendował do awansu na wyższe stanowisko w hierarchii społecznej, musiał udowodnić swoje aryjskie pochodzenie. A jak wyglądała organizacja NSDAP na Śląsku?

Ślusarz Anton Drexler i żurnali-sta Karl Harrer założyli 5 stycz-nia 1919 roku w Bawarii Nie-

miecką Partię Robotników (Deutsche Arbeiterpartei)1. Na jedno z jej posie-dzeń został wydelegowany Adolf Hi-tler2. Bardzo szybko ta niewielka or-ganizacja zyskała jego sympatię. Po kilku latach napisał: „Wydawać by się mogło, że los sam daje mi znak. Nig-dy nie chciałem wstępować do żad-nej z istniejących wielkich partii i wy-jaśnię dokładnie swoje powody. We-dług mnie było zaletą, że ta śmiesz- na mała grupa z garstką członków nie przekształciła się w „organizację”, ale oferowała jednostkom prawdziwe otwarcie się dla ich aktywności. Tu można było pracować, a im mniejszy był ruch, tym szybciej mógł uzyskać właściwy kształt. Można było określić jego charakter, cel i metodę, co już na początku było niemożliwe w przy-padku wielkich partii. (...) nabierałem przekonania, że właśnie poprzez taki mały ruch jak ten można przygotować odrodzenie narodu, co nigdy nie uda się politycznym partiom parlamentar-nym, które trzymają się przestarzałych wyobrażeń albo partycypują w korzy-

1 C. Schmitz-Berning, „Vokabular des Nationalsozialismus”, Berlin-New York 2007, str. 422.2 A. Hitler, „Mein Kampf ”, München 1941, str. 236.

ściach nowych rządów“ – tł. własne3. 24 lutego 1920 roku w monachijskim Hofbräuhaus Hitler przekształcił tę niewielką partię w Narodowosocja-listyczną Niemiecką Partię Robotni-ków (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter Partei – NSDAP), stając się jej przywódcą i określając jej program w 25 punktach. Po nieudanym zama-chu stanu w 1923 roku partia zosta-ła zdelegalizowana. Przywrócono ją do życia po wyjściu Hitlera z więzie-nia w Landsbergu, najpierw jako par-tię nielegalną, która w 1925 roku po zmianach w statucie została zalegali-zowana i zyskała prawo startu w wy-borach do Reichstagu.

Na terenie Śląska struktury organi-zacji partyjnej założono oficjalnie 15 marca 1925 roku4. Czołowy działacz narodowosocjalistyczny na Śląsku – Helmuth Brückner, powołał wówczas do życia śląski okręg NSDAP (Gau Schlesien der NSDAP), stając się tym samym pierwszym jego przywódcą (Gauleiter)5. Stopniowo partia zyski-wała coraz większą popularność, a jej apogeum przypadło na początek 1933 roku, kiedy to stała się partią rządzą-cą. Wówczas to z powodu masowe-go napływu członków, kierownictwo musiało ogłosić zakaz przyjmowania nowych chętnych6. W miarę rozrostu partii rozbudowywano jej struktury organizacyjne. Śląski okręg podzielo-

3 Ibidem, str. 242-243.4 F. Połomski, „Uwagi o działalności NSDAP na Śląsku Opolskim”, [w:] „Studia Śląskie”, t. 10, 1966, str. 127.5 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna na Śląsku w latach 1933-1945. Organizacja i działalność”, Wrocław 1995, str. 14.6 Ibidem, str. 24

ny został na obwody (Bezirk), obej-mujące po kilka powiatów, na Gór-nym Śląsku natomiast funkcjonowała struktura pośrednia – podokręg (Un-tergau) z Josefem Joachimem Adam-czykiem na czele (Untergauleiter). Struktury terenowe partii tworzyły: kierownictwa powiatowe (Kreisleitun-gen), grupy miejscowe (Ortsgruppen), obejmujące po klika gmin lub osie-dle w mieście, komórki (Zellen), obej-mujące jedną wieś bądź część osiedla, bloki (Blocks), obejmujące część wsi lub kwartał budynków7.

W grudniu 1934 roku Helmuth Brück-ner został odwołany z funkcji Gaule-itera okręgu śląskiego za swoje powią-zania z Ernestem Röhmem. Jego na-stępcą został Josef Wagner, stojący na czele okręgu w Westfalii, który cieszył się szczególnym zaufaniem ze strony Hitlera8. W 1935 Führer na wniosek Wagnera zniósł podział na podokręgi, wprowadzając urząd zastępcy Gaule-itera. W 1941 roku okręg śląski został podzielony na dwa: okręg górnośląski (Gau Oberschlesien) z siedzibą w Ka-towicach, obejmujący rejencję opolską i  katowicką gdzie Gauleiterem został Fritz Bracht i okręg dolnośląski, w któ-rym Gauleiterem został Karl Hanke9.

Kierownictwo powiatowe (Kreisle-itung) stanowiło pośredni szczebel struktury organizacyjnej partii. Na jego czele stał Kreisleiter mianowany przez Führera na wniosek Gauleite-

7 Ibidem, str. 17.8 R. Kaczmarek, „Pod rządami gauleiterów. Elity i instancje władzy w rejencji katowickiej w latach 1939-1945”, Katowice 1998, str. 42.9 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 33.

ARCHIWUM GŁÓWNE AKT DAWNYCH

Page 19: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 19

ra, któremu bezpośrednio podlegał10. Zgodnie z zasadą wodzostwa (Führer-prinzip11) Kreisleiter rządził jednooso-bowo bez zastępcy, mając jednakże cały sztab współpracowników do po-mocy. Miał prawo powoływania i od-woływania kierowników grup miej-scowych oraz musiał dbać o właściwy światopogląd polityczny swoich pod-

10 „Organisationsbuch der NSDAP”, München 1937, str. 131.11 Zasada wodzostwa została wprowadzona dla kierownictwa partii w 1921 roku i objęła wszystkie struktury organizacyjne. Każdy Führer i Unterführer podejmował decyzje jednoosobowo i sam ponosił za nie odpowiedzialność, por. C. Schmidt-Berning, op. cit., str. 245-247.

władnych i kreowanie odpowiednich postaw ludności. Obowiązany był tak-że czuwać, by wszystkie wiece i ze-brania w powiecie nie były sprzeczne z ideologią i interesami partii12. Cza-sami powierzano Kreisleiterom spe-cjalne zadania (np. Kreisleiterowi ny-skiemu zlecono kierowanie placówka-mi dla uchodźców z Czechosłowacji i Austrii)13. Kierownictwo powiatowe tworzyli ponadto m.in.: kierownik ds. szkoleń (Schulungsleiter), kierownik

12 „Organisationsbuch...” op. cit., str. 131-132.13 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 240.

ds. organizacyjnych (Organisationsle-iter), zarząd (Geschäftsführung), kie-rownik ds. propagandy (Propagan-daleiter), kierownik ds. personalnych (Personalamtsleiter) i kierownik kasy (Kassenleiter)14. Poza wyżej wspo-mnianymi pionami administracji par-tyjnej, w struktury partii wchodziły także urzędy administracji specjal-nej. Najważniejszym z nich był urząd ds. opieki społecznej (Amt für Vol-kswohlfart), w ramach którego funk-cjonowała Narodowosocjalistyczna Opieka Społeczna (Nationalsoziali-stische Volkswohlfahrt – NSV). NSV została włączona w struktury partii na mocy rozporządzenia Hitlera z 3 maja 1933 roku. Zajmowała się głów-nie zbiórką pieniędzy i pomocą rodzi-nom wielodzietnym (Hilfswerk Mutter und Kind), zapewniając opiekę przed-szkolną. Istotną była także działalność na rzecz opieki zdrowotnej dla doro-słych (Hitler-Freiplatz-Spende) oraz tzw. pomoc zimowa (Winterhilfswer-k)15. Urzędowi do spraw urzędników (Amt für Beamte) podporządkowa-no pracowników administracji pań-stwowej w celu ich narodowosocjali-stycznej indoktrynacji. Realizował on swoje zadania poprzez afiliowaną or-ganizację – Związek Urzędników Nie-mieckich w Rzeszy (Reichsbund der Deutschen Beamten – RDB)16.

Po przejęciu władzy przez partię w 1933 roku została zorganizowa-na nowa struktura sądownictwa par-tyjnego. Najwyższą instancję tworzył Naczelny Sąd Partii (Oberste Parte-igericht) z Walterem Buchem jako na-czelnym sędzią partii. Dla okręgu ślą-skiego utworzono Gaugericht Schle-sien, któremu podlegały partyjne sądy powiatowe (Kreisgericht) oraz działa-jące w większych miastach sądy przy grupach miejscowych (Ortsgericht)17. Sądy powiatowe (sądy I instancji) składały się najczęściej z jednej lub ►

14 Organisationsbuch...”, op. cit., 135.15 C. Schmitz-Berning, „Vokabular des...”, op. cit, str. 443.16 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 341.17 Ibidem, str. 178.

» Karl Hanke (Wrocław, 1945 rok)/fot. Bundesarchiv, Wikimedia Commons

ARCHIWUM GŁÓWNE AKT DAWNYCH

Page 20: More Maiorum nr 37

More Maiorum20

dwóch izb (Kammer), w  których za-siadali tzw. laicy (nie byli zaprzysiężo-nymi sędziami), z których co najmniej jeden musiał być członkiem Oddzia-łów Szturmowych (SA). Ich jurysdyk-cji podlegali członkowie partii zrze-szeni we wszystkich grupach miej-scowych powiatu18. Głównym celem partyjnego sądownictwa było dbanie o czystość idei narodowego socjali-zmu. Rozróżniano 5 trybów postępo-wania sądowego: postępowanie karne (Strafverfahren), postępowanie spor-ne (Streitverfahren), postępowanie o obronę czci (Ehrenschutzverfahren), postanowienie oddalające (Ablehnun-gsverfahren) w przypadkach wnio-sków o przyjęcie do partii, postępo-

wanie w sprawach rasowych i wolno-mularskich (Verfahren in Rasse- und Freimaurersachen)19. Jako kary prze-widziane były: wykluczenie z partii, upomnienie, nagana, kara grzywny lub pozbawienia wolności20.

Najważniejszymi lokalnymi struktura-mi partii w powiecie były grupy miej-scowe (Ortsgruppe). Obejmowały one najczęściej obszar jednej gminy lub jednej ulicy w mieście i skupiały od 50 do 500 członków. Nadawano im nazwę gminy albo imię lokalnych czy ogól-nokrajowych „bohaterów” narodowe-go socjalizmu21 (np. grupa miejscowa Prudnik Litzmann, Prudnik Luden-dorff, Głogówek Schlageter). Struktura organizacyjna wyglądała analogicznie jak w przypadku kierownictwa powia-towego. Na czele stał kierownik grupy (Ortsgruppenleiter) podległy Kreisleite-rowi, a mianowany po uprzedniej ak-ceptacji Gauleitera. Odpowiadał on m.in. za przyjmowanie nowych człon-

18 „Organisationsbuch...“ op. cit., str. 342-34419 Ibidem, str. 344.20 Ibidem, str. 349-350.21 Ibidem, str. 116-117.

ków i wręczał im legitymacje partyj-ne, organizował narady i posiedzenia, czuwając nad przestrzeganiem właści-wej politycznej i światopoglądowej li-nii partii22. Podlegali mu ponadto kie-rownicy poszczególnych sekcji: do spraw szkoleń, propagandy, kierownik kasy, kierownik sekcji organizacyjnej, rzecznik prasowy23. Liczba grup miej-scowych rosła w miarę wzrostu liczby członków partii, w szczególności po 1937 roku, kiedy to ograniczono zakaz przyjmowania chętnych24.

Jedną z ważniejszych organizacji, któ-ra nie weszła bezpośrednio w struktu-ry NSDAP był Niemiecki Front Pracy (Deutsche Arbeitsfront – DAF). Sto-

warzyszenie to zostało utworzone 10 maja 1933 r. podczas kongresu pra-cy w Berlinie. Jego kierownictwo ob-jął Robert Ley. Powołane by zastąpić związki zawodowe i związki praco-dawców, otrzymało strukturę organi-zacyjną zbliżoną do struktury partii. Podzielono je na 13 geograficznych re-jonów25. Na szczeblu okręgu na czele DAF stał Gauobmann, któremu pod-legali odpowiednio w powiecie – Kre-isobmann, a na szczeblu grupy miej-scowej – Ortsobmann26. Ze związkiem bezpośrednio była połączona organi-zacja „Siła przez radość” (Kraft durch Freude), która zajmowała się zapełnia-niem czasu wolnego i wypoczynkiem pracowników w duchu narodowego socjalizmu27.

Zadania związane z państwową orga-nizacją pracy realizowała Służba Pra-

22 Ibidem, str. 119-122.23 Ibidem, str. 125.24 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 262.25 25 C. Schmitz-Berning, „Vokabular des...”, op. cit, str. 135.26 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 321.27 C. Schmitz-Berning, „Vokabular des...”, op. cit, str. 437-438.

cy Rzeszy (Reichsarbeitsdienst – RAD) powołana ustawą z 26 czerwca 1935 roku. Stanowiła „służbę honorową na rzecz narodu niemieckiego” (Ehren-dienst an Deutschem Volke). Zrzesza-ła młodzież obojga płci w wieku mię-dzy 18 a 25 rokiem życia28. Dzieliła się na pion męski (Reichsarbeitsdienst der männlichen Jugend) i pion żeński (Reichsarbeitsdienst der weiblichen Ju-gend). Poprzez pracę w zorganizowa-nych z dala od domu paramilitarnych obozach na wsiach (Reichsarbeitsdien-stlager) młodzież kształtowała odpo-wiednie postawy obywatelskie. Orga-nizacyjnie RAD podzielona była na okręgi (Arbeitsgau), grupy (Arbeits-dienst-Gruppe) i oddziały (Abteilung)29.

Na Śląsku wyodrębniono począt-kowo trzy okręgi – okręg 10 Dolny Śląsk, okręg 11 Środkowy Śląsk i okręg 12 Górny Śląsk z siedzibą w  Opolu. W latach późniejszych natomiast dzia-łał już tylko jeden okręg30. Osoby za-trudniane w RAD jako dowódcy obo-zów, musiały udokumentować swoje aryjskie pochodzenie, mieć uregulowa-ny stosunek do służby wojskowej i zo-bowiązywały się do pracy przez okres co najmniej 10 lat31.

Po zakończeniu II wojny światowej NSDAP oraz wszystkie jej przybu-dówki i organizacje afiliowane zostały zlikwidowane przez Sojuszniczą Radę Kontroli Niemiec mocą stosownego rozporządzenia32, a sama partia pod-czas procesu norymberskiego została uznana za organizację zbrodniczą. ■

28 Reichsarbeitsdienstgesetz vom 26 Juni 1935, [w:]Reichsgesetzblatt Teil I, Jahrgang 1935, str. 769 – 772.29 „Organisationsbuch...“ op. cit., str. 467.30 T. Kruszewski, „Partia Narodowosocjalistyczna...” op. cit., str. 323-32431 Reichsarbeitsdienstgesetz..., § 11.32 Kontrollratgesetz Nr 2 Auflösung und Liquidierung der Naziorganisationen vom 10 Oktober 1945.

osoby zatrudnione jako dowódcy obozów musiały udokumentować aryjskie pochodzenie{

ARCHIWUM GŁÓWNE AKT DAWNYCH

Page 21: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 21

» Korespondencja w sprawie ustalenia aryjskiego pochodzenia - wnioski klientów, AP w Poznaniu/ fot. szukajwarchiwach.pl

ARCHIWUM GŁÓWNE AKT DAWNYCH

Page 22: More Maiorum nr 37

More Maiorum22

jak wyglądają wyniki DNA?Eryk Jan Grzeszkowiak

GENEALOGIA GENETYCZNA

Korzyści genealogicznych płynących z testów DNA jest bez liku – weryfikowanie drzewa, odnajdywanie krewnych czy wyniki etniczne. Często jednak najskuteczniejszą zachętą do rozpoczęcia przygody z własnym DNA jest zobaczenie na własne oczy czyichś wyników genealogiczno-genetycznych.

Ważnym elementem są wy-niki etniczne. Choć szaco-wanie etnicznego pocho-

dzenia na podstawie DNA jest narzę-dziem nadal dalekim od doskonałości,

często dzięki niemu jesteśmy w sta-nie dowiedzieć się więcej o naszych przodkach.

Poniższy zrzut ekranu obrazuje przy-kładowe wyniki etniczne. Wszyscy prapradziadkowie tej osoby rodzili się na terenie dzisiejszej Polski. Według szacunków ok. 88 proc. jej DNA po-chodzi z Europy Wschodniej (co naj-pewniej dotyczy jej polsko-słowiań-skich korzeni), 7 proc. ze Skandynawii (najprawdopodobniej dziedzictwo po olędrach – skandynawski DNA często jest mylony z niemieckim) i 5% od ży-dowskich przodków.

Wyniki etniczne są nie tylko miłą cie-kawostką, o której można wspomnieć na rodzinnych zjazdach, ale pozwa-lają też na skuteczniejsze odkrywa-nie krewnych. Dzięki wykonaniu tzw. mapy chromosomów, możemy zazna-czyć, które fragmenty naszego geno-mu pochodzą od której populacji.

Genetyczni krewni

Po otrzymaniu wyników DNA zazwy-czaj odkrywa się od kilkuset do kilku tysięcy krewnych genetycznych. Ze znaczną większością krewnych wspól-nych przodków będziemy mieli wiele

Page 23: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 23

GENEALOGIA GENETYCZNA

pokoleń wstecz (dlatego też tak ważne jest sporządzenie możliwie najpełniejszego wywodu przodków), ale coraz częściej zdarza się znaleźć wśród genetycznych krewnych osoby, z którymi wspól-nych przodków mamy już w XIX wieku.

Z każdym z krewnych na liście możemy skontaktować się drogą elektroniczną – co więcej, część krewnych udo-stępnia w ramach bazy danych swoje drzewo ge-nealogiczne, dzięki czemu możemy od razu odnaleźć wspólnych przodków lub przy-najmniej zawęzić poszukiwania do nie-których gałęzi. Krewni są domyślnie po-sortowani według szacunkowego stop-nia pokrewieństwa, co pozwala nam na zajmowanie się najpierw bliższymi krewnymi (z którymi łatwiej będzie odnaleźć wspólnych przodków), a dopiero później dalszymi. Im dalszy stopień pokrewieństwa, tym przed większym wyzwaniem stoi genealog – im wcześniejsze pokolenie, tym więcej przodków jest możliwymi kandydatami na dawcę wspólnego odcinka DNA.

Przeglądarka chromosomów

Jednym z najciekawszych i najbardziej użytecznych narzędzi genealogiczno-ge-netycznych jest przeglądarka chromosomów. Dzięki niej możemy zobaczyć, któ-

Page 24: More Maiorum nr 37

More Maiorum24

re odcinki DNA dzielimy z poszczegól-nymi krewnymi. Pokrewieństwo staje się czymś namacalnym – nie tylko wie-my, kim byli nasi przodkowie, ale rów-nież dowiadujemy się, co łączy ich po-tomków. Niewykluczone, że za kilka lat będziemy mówili nie tylko o krewnych z linii Nowaków, ale również o krew-nych z dwunastego chromosomu.

Wykres poniżej przedstawia 46 chro-mosomów osoby, która wykonała test genetyczny. Kolorem zaznaczono te odcinki, które ma wspólne ze swo-ją przecioteczną siostrą. Oznacza to, że te odcinki obie krewne odziedzi-czyły po swoich pradziadkach. Dzię-ki temu nie tylko wiemy, że w żyłach ich przodków dumnie płynęły wła-śnie te informacje genetyczne, ale również pozwala nam to na skutecz-niejszą analizę wyników. Jeśli zdarzy się, że w bazie odkryjemy genetycz-nego krewnego, z którym obie krew-

ne mają wspólny odcinek DNA na jednym z kolorowych odcinków (np. na chromosomie 13), możemy być pewni, że jest spokrewniony przez li-nię któregoś ze wspólnych pradziad-ków obu pań. Stanowi to ogromne usprawnienie badań genealogicz-nych – gdybyśmy nie dysponowa-li tymi informacjami, musielibyśmy brać pod uwagę nie dwoje pradziad-ków, a ośmioro. Odkrycie każdego kolejnego krewnego daje nam cenne informacje o naszej genealogiczno-genetycznej przeszłości – czy nie jest to wspaniałe uczucie wiedzieć, która cząstka naszego genomu pochodzi od osiemnastowiecznego antenata, które-go znamy być może z kilku tylko po-żółkłych dokumentów?

Kolor oczu

Każdy z takich odcinków DNA za-wiera geny, które wpływają na nasz

wygląd, charakter czy zdrowie. Jedną z interesujących cech, które możemy zbadać dzięki testom genetycznym to barwa tęczówki.

W rzeczywistości liczba mutacji wpły-wających na wygląd tęczówki jest znacznie większa niż w podręczni-kowych przykładach, w których oko albo jest niebieskie, albo brązowe. Po-niższa symulacja komputerowa wy-korzystała aż dwanaście pozycji w ge-nomie. Na tej podstawie program był w stanie nie tylko oszacować barwę tęczówki, ale również szczegóły, takie jak ciemna obwódka wokół zewnętrz-

GENEALOGIA GENETYCZNA

Page 25: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 25

nej krawędzi tęczówki, czy jasnobrą-zowy obszar wokół źrenicy.

W rodzinach często rozmawia się o tym, po której babci czy dziadku wnuczek odziedziczył oczy. W rzeczy-wistości z naszych oczu patrzy wie-lu przodków i każdą z tych drobnych cech możemy za pomocą badań ge-netycznych przypisać właściwemu przodkowi.

Jeśli mamy możliwość zbadania kil-ku potomków danego przodka, może-my odtworzyć część jego DNA i na tej podstawie oszacować, jakimi oczyma

przyszło mu patrzeć na świat. Jest to wiadomość na wagę złota, zwłaszcza gdy nie zachowały się zdjęcia przodka lub gdy te, które się zachowały, nie są kolorowe.

Wierzchołek góry lodowej

To, co sprawia, że genealogia genetycz-na jest tak pochłaniająca to ogrom-ne bogactwo informacji, jakie płynie z wyników genetycznych. Tylko od naszej ciekawości zależy, jak głęboko postanowimy zanurkować w odmęty genetycznej przeszłości – a od upar-tości – co z nich zdołamy wyłowić.

Zachęcam wszystkich genealogów do zbadania najstarszych pokoleń w swo-jej rodzinie i ocalenia tej cennej cząst-ki rodzinnej historii, której na próżno szukać w archiwach. ■

Więcej informacji na temat testów DNA i ich genealogicznego zasto-

sowania mogą Państwo znaleźć na stronie www.genealogiagenetyczna.com – pierwszym polskim blogu poświę-

conym genealogii genetycznej

GENEALOGIA GENETYCZNA

Page 26: More Maiorum nr 37

More Maiorum26

NA TROPIE PRZODKÓW KOMUNISTÓW

Zgodnie z informacjami o miejscu urodzenia Walerego Stefana – jego akt urodzenia powinien znajdować się w jednej z warszawskich para-fii. Pod numerem 384, w księdze chrztów par. św. Andrzeja, zapisa-no że 3 października 1886 r. – Józef Ligięza – 31-letni buchalter, ojciec, zgłosił narodziny syna – Waleria-na Stefana, urodzonego 12 września tego samego roku z jego 22-letniej żony Walerii z Sokolnickich. Dom Ligięzów znajdował się w Warszawie przy ulicy Leszczyńskiej nr 2789.

Ojciec Henryka był zaangażowany w walce z okupantem – w 1939 r. bro-nił Warszawy. O jego postawie może również świadczyć fakt, że został od-znaczony wieloma medalami, w tym Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Niepodległości czy Krzyżem Walecz-nych. Można zaryzykować stwierdze-nie, że patriotycznej postawie próbo-wał wychowywać swojego syna.

Henryk w wieku 24 lat ukończył Wy-dział Prawa na Uniwersytecie War-szawskim, co pozwoliło mu pod-

jąć pracę w Ministerstwie Skarbu i Urzędzie Skarbowym. Był również członkiem Obozu Narodowo-Rady-kalnego, a w czasie wojny ZWZ-AK. Brał czynny udział w powstaniu war-szawskim w Obwodzie „Żywiciel”. Następnie, przez niespełna rok, do kwietnia 1945 r. był więźniem stala-gu XI A Altengrabow.

Dopiero po wojnie pokazał swoje prawdziwe oblicze. Wpierw referent Państwowego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych w Krakowie, a następ-nie członek Polskiej Partii Robotni-czej, rozpoczął karierę w stalinowskiej prokuraturze. W 1946 r. został powo-łany do wojska, a 4 lata później trafił do Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Zajmował się sprawami szczególnej wagi – udało mu się awansować do stopnia podpułkownika.

Po śmierci Bolesława Bieruta, komi-sja Mazura powołana do zbadania przypadków łamania prawa w na-

Syn maszynisty drukarskiego, wnuk buchaltera. Przed wojną uczestnik powstania warszawskiego i żołnierz AK, po wojnie jeden z najgorszych prokuratorów…

Henryk Ligięza przyszedł na świat 22 marca 1912 r. w Krakowie. Był synem

Walerego oraz Michaliny z Jurkiewi-czów. Rodziców udało się odnaleźć w spisie ludności, przeprowadzonym dwa lata przed narodzinami Henry-ka – nie byli wówczas małżeństwem.

Pod liczbą 1238 zapisano Walerego Stefana Ligięze – maszynistę drukar-skiego, urodzonego 12 września 1886 r. w Warszawie. Gminą, do której przy-należał był Strzyżów w Galicji, nie-daleko Rzeszowa. Kilkaset numerów dalej można odnaleźć jego przyszłą żonę – niezamężną Michalinę Jur-kiewicz, 19-letnią pomocnicę kra-wiecką, urodzoną w Przeworsku.

Jest to jedyny ślad Ligięzów znalezio-ny w krakowskich spisach ludności.

od członka ONR do prokuratora PRL-uAlan Jakman

» Spis ludności m. Krakowa z 1910 r./ fot. MBC

Page 27: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 27

NA TROPIE PRZODKÓW KOMUNISTÓW

Henryk Ligięza

• urodzony 21 marca 1912 r. w Krakowie

• zmarły 25 września 1973 r. w Warszawie

• sekretarz administracyjny i referendarz kontraktowy w Ministerstwie Skarbu

• od 1940 do marca 1942 r. poborca podatkowy w getcie warszawskim

• uczestnik powstania warszawskiego

• komendant obozu w Gocie do 24 lipca 1945 r.

• 4 grudnia 1946 r. został• powołany do Wojska Polskiego• od 1954 do 1955 r. wiceproku-

rator Wydziału VIII Naczelnej Prokuratury Wojskowej

• zwolniony dyscyplinarnie z wojska 29 kwietnia 1955

czelnych wojskowych organach ści-gania i wymiaru sprawiedliwości, przyjrzała się prokuratorowi Ligię-zie. W raporcie napisano:

„oszukiwał Partię co do przeszłości do kwietnia 1955 r. (…) Należał do prokuratorów, którzy najgorzej za-pisali się w minionym okresie”.

Komisja prokuratora Mazura zarzu-ciła Henrykowi Ligięzie m.in. niedopeł-nienie obowiązku nadzoru nad śledz-twem b. Ministra Bezpieczeństwa Pu-blicznego i sprowadzenia go do czczej for-malności, uczestniczenie w preparowa-nych „konfrontacjach”, stosowanie oso-

biście przymusu wobec aresztowanych – niektórzy oskarżeni donosili, że Ligięza osobiście uderzał ich głowami o ścianę.

Wobec tych zarzutów, Henryk Li-gięza w kwietniu 1955 r. został wy-

rzucony z PZPR. Rozpoczął pracę w Biurze Zbytu Łożysk Tocznych, a następnie był radcą prawnym w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Warszawie. Zmarł 25 września 1973 w Warszawie. ■

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. eBUW

» Fragment aktu urodzenia Walerego Stefana Ligięzy/ fot. metryki.genealodzy.pl

Page 28: More Maiorum nr 37

More Maiorum28

STALI SIĘ POLAKAMI

Oni

Page 29: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 29

Oniksięgarze, twórcy kiosków RUCH-u – czyli o rodzinie Gebethnerów

Małgorzata Lissowska

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Wydawnictwo i wiele księgarń, skąd pochodziły książki, na których wychowały się kolejne pokolenia Polaków, Czarne Koszule, czyli klub sportowy Polonia oraz kioski RUCH-u, . Czy coś może je ze sobą łączyć?

Rodzina Gebethnerów przywę-drowała z Niemiec do Wiel-kiego Księstwa Poznańskie-

go najprawdopodobniej w pierwszej połowie XVIII wieku. Najczęściej przedstawianym protoplastą rodu jest Jerzy Fryderyk Gebethner, któ-ry przed końcem XVII wieku zjawił się w okolicach Warszawy wraz ze swoim synem Gotfrydem Augustem i jego małżonką Anną Reginą z Ra-schków. Gotfryd był mistrzem bed-narskim, zmarłym 5 stycznia 1823 roku w Warszawie1, o czym informu-je metryka ślubu jego najmłodszego syna Fryderyka Wilhema. Pierwszą udokumentowanym faktem o mi-gracji rodziny oraz jej przybliżonym okresie, jest metryka zgonu Anny Re-giny z 1836 roku, znajdująca się w pa-rafii ewangelicko-augsburskiej w War-szawie, która informuje o jej narodzi-nach około 1867 roku „w Mieście Lis-sa w Wielkim Xięstwie Poznańskim”.

Fryderyk Wilhelm w 1828 roku po-ślubił Annę Juliannę z Rietzów Ge-bethner, wdowę po Janie Auguście Gebethnerze2 – majstrze profesji bed-

1 Metryki zgonów z 1823 roku z VII Cyrkułu w którym zamieszkiwali, nie są dostępne.2 Metryki zgonów z 1826 roku z parafii ewangelicko – augsburskiej, nie są dostępne, dlatego też trudno jednoznacznie określić stopień pokrewieństwa Fryderyka Wilhelma i Jana Augusta.

narskiej. Fryderyk przy ulicy Tamka posiadał zakład produkujący mydło oraz świece stearynowe. W 1831 roku małżonkom urodził się syn Gustaw Adolf. Dorastając kształcił się w księ-garni Rudolfa Friedleina, gdzie po-znał swojego przyszłego wieloletnie-go współpracownika – Roberta Wolf-fa. W wieku 26 lat Gustaw otrzymał pozwolenie na otwarcie własnej księ-garni, którą początkowo była sygno-wana jego imieniem i nazwiskiem „Gustaw Gebethner i spółka”. Istotną rolę w rozwoju firmy odgrywała loka-lizacja księgarni – kordegarda pałacu Potockich przy Krakowskim Przed-mieściu w Warszawie. Dobrze pro-sperująca księgarnia naukowa, umoż-liwiła właścicielom zakup dziennika „Kurjera Warszawskiego” już w 1867 roku. Firma rozpoczęła także działal-ność wydawniczą, stając się jednym z najbardziej znanych wydawnictw w Polsce.

Niespełna 5 lat później nastąpiła zmia-na nazwy wydawnictwa na „Gebeth-ner i Wolff ”, a także otwarcie pierw-szej filii w Krakowie (kolejne powstają w Łodzi – 1899, Lublinie – 1908, Za-kopanem – 1914, Poznaniu, Wilnie – 1922 oraz za granicą w Paryżu i No-wym Jorku – 1925).

Do końca XIX wieku firma przejęła „Kurier Codzienny”, „Tygodnik Ilu-strowany”, „Ruch Literacki” czy „Wia-domości Księgarskie”. W księgarniach Gebethnera i Wolffa można było na-być najważniejsze pozycje literatury polskiej od powieści Henryka Sien-kiewicza, Elizy Orzeszkowej na Wła-

dysławie Reymoncie kończąc, a także lektury czy podręczniki szkolne. Po śmierci Gustawa Adolfa Gebethnera w 1901 roku, firmę wraz z Robertem Wolffem i jego synem Józefem, pro-wadził Jan Robert Gebethner (1860-1910), który posiadał wówczas kilku-nastoletni staż w wydawnictwie.

W 1906 roku przy ulicy Siennej w War-szawie wzniesiono gmach, w którym umieszczono centralę firmy, kolejną księgarnię w Warszawie, a także re-dakcję „Tygodnika Ilustrowanego”. Jan Robert Gebethner poślubił Marię Her-se – współwłaścicielkę słynnego domu mody Herse. Mieli trzech synów, z których każdy w inny sposób zapi-sał się w historii, oraz dwie córki. Naj-starszy syn Jan Stanisław (1894-1981) w 1918 roku razem z Jakubem Mort-kowiczem, powołali do życia Polskie Towarzystwo Księgarń Kolejowych RUCH. Utworzyli sieć kiosków dwor-cowych, w których zakupić można było prasę, tytoń oraz drobne artykuły. „Pierwszy kiosk został otwarty ►

» Logo wydawnictwa Gebethner i Wolff/ fot. Wikimedia Commons

Page 30: More Maiorum nr 37

More Maiorum30

w styczniu 1919 r. na peronie dwor-ca Kolei Wiedeńskiej w Warszawie. W niespełna pół roku funkcjonowa-ło już ponad 60 kiosków i księgarń”3. Zielone, a w ostatnich latach także szare kioski RUCHU, pomimo zmia-ny właściciela przetrwały do dziś i są chyba najpopularniejszym miejscem zakupu prasy, tytoniu czy innych arty-kułów, jak blisko 100 lat temu.

Kolejnym synem był Tadeusz Je-rzy (1897-1944). Razem ze starszym bratem Janem oraz szkolnymi kole-gami często grywał w piłkę w War-

3 O firmie Ruch, [dostęp z dn. 01.02.2016 r.], http://ruch.com.pl/o-nas/o-firmie.

szawskim Kole Sportowym. W 1915 roku w domu Gebethnerów przy uli-cy Zgoda 12 odbyło się zebranie or-ganizacyjne zawodników, zaintere-sowanych utworzeniem klubu spor-towego Czarnych Koszul, jak wów-czas nazywano tę drużynę piłkarską. Na jego czele stanął osiemnastoletni Tadeusz Gebethner, który został ka-pitanem drużyny Polonii. W 1921 roku uzyskał tytuł wicemistrza Polski, a w ciągu swojej całej kariery piłkar-skiej (1915-1925), rozegrał przeszło 130 meczów4. Do 1939 roku pracował także w rodzinnym wydawnictwie. Na

4 Legendy Polonii Warszawa, [dostęp z dn. 01.02.2016 r.], http://1911.pl/legendy/gebethner.php.

uwagę zasługuje także jego patriotycz-na postawa. W 1918 roku wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych, w 1920 roku brał udział w wojnie polsko-bolsze-wickiej, a na początku II wojny świa-towej, będąc porucznikiem rezerwy, dołączył do 102. Pułku Ułanów. W la-tach 1942-1944 ukrywał rodzinę ży-dowską, za co pośmiertnie otrzymał tytuł Sprawiedliwego wśród Naro-dów Świata. Brał udział w powstaniu warszawskim, podczas którego został ciężko ranny – miał amputowaną rękę oraz nogę. Trafił do lazaretu jeńców wojennych Stalagu XI A Altengrabow,

» Wacław Gebethner, redaktor naczelny “Tygodnika Ilustrowanego”/ fot. NAC, sygn. 1-K-830

» Tani Tydzień Książki w księgarni Gebe-thner i Wolff. Przed księgarnią stoi stół z książkami/ fot. NAC, sygn. 1-G-5886

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 31: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 31

gdzie zmarł w wyniku odniesionych ran w 1944 roku5.

Najmłodszy syn Wacław (1899-1959), podobnie jak starsi bracia, grał w pił-kę nożną w barwach Polonii. W latach 1915-1925, został jednym ze skutecz-niejszych strzelców Czarnych Koszul. Był także lekkoatletą i to w tej dziedzi-nie osiągnął najwięcej. W 1920 roku zdobył mistrzostwo Polski w biegu

5 Powstańcze Biogramy – Tadeusz Jerzy Gebethner, [dostęp z dn. 01.02.2016 r.], http://www.1944.pl/historia/powstancze-biogramy/Tadeusz_Gebethner.

rozstawnym 4x100 metrów, w tym samym roku wszedł w skład kadry olimpijskiej na Igrzyska Olimpijskie w Antwerpii, jednak z powodu woj-ny polsko-bolszewickiej, polska ekipa ostatecznie nie wzięła w nich udzia-łu. Rok później, podczas Mistrzostw Polski Seniorów we Lwowie, zdobył srebrne medale w skoku w dal oraz trójskoku. Podczas II wojny światowej walczył w kampanii wrześniowej.

W 1929 roku potomkowie Jana Stani-sława Gebethnera wykupili wydaw-nictwo od spadkobierców Wolffa, jed-

nakże do końca jej istnienia pozostała niezmieniona nazwa. Podczas dwu-dziestolecia międzywojennego, ciągle rozwijająca się firma nabyła „Przegląd Sportowy”, a także ilustrowany maga-zyn „Naokoło Świata”. Na początku II wojny światowej Niemcy przejęli pręż-nie działające wydawnictwo, jednak pomimo to konspiracyjnie rozprowa-dzano wojskowe książki. W 1952 roku władze zmusiły wydawnictwo do za-kończenia działalności edytorskiej. W następstwie sądowego postępowa-nia upadłościowego firma przestała istnieć w 1973 roku. ■

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 32: More Maiorum nr 37

More Maiorum32

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Maria Klawe-Mazurowa: à propos Schielów

Maria Klawe-Mazurowa

Wiele publikacji – nawet tych aspirujących do literatury naukowej, zawiera błędy, które powielane są w kolejnych artykułach. Podobnie jest w przypadku rodziny Schiele i prowadzonego przez nią browaru.

W poprzednim numerze „More Maiorum” ukazał się ciekawy artykuł na te-

mat rodziny warszawskich browarni-ków, potomków Konstantego Schiele. Autorka przedstawiła tę rodzinę czy-telnikom, korzystając z metryk kolej-nych pokoleń i bardzo obfitej literatu-ry przedmiotu. Niestety, literatura, na-wet ta o ambicjach naukowych, może zawierać nieraz bardzo wiele błędów, zwłaszcza, jeżeli podane w niej źródła są wątpliwe a tym bardziej, jeżeli nie ma ich wcale.

Trudno dziś powiedzieć, czy na sku-tek czyjejś niewiedzy czy może tylko zbiegu niefortunnych pomyłek w róż-nych publikacjach, później powtarza-nych i kumulowanych, powstał nie-zupełnie zgodny z prawdą obraz po-czątków warszawskiego browaru p.f. Haberbusch i Schiele SA. i historii rodziny Schiele. Przydający znacze-nia jednym jej członkom, a pomijają-cy zupełnie innych, niejednokrotnie bardziej zasłużonych dla dziejów ro-dzinnej firmy. W różnych opracowa-niach pochodzących z XX i XXI wie-ku, drukowanych w prasie współcze-snej i przedwojennej oraz przepisy-wanych do Internetu, jest wiele nie-dokładności i niedomówień. Czasami wynikają one z niesumiennej analizy

tekstów z epoki, uważanych za wiary-godne źródła1. Błędy te ujawniają się jak na dłoni po drobiazgowej analizie źródeł zachowanych w warszawskich archiwach na ulicy Długiej2 i Krzy-wym Kole3, a także archiwach w Puł-tusku, Otwocku i Milanówku4. Warto więc niektóre fakty sprostować, przy-dając przy tym parę szczegółów doty-czących raczej tła historycznego i in-nych warszawskich rodzin, ale zwią-zanych jednak z Schielami.

Ulica Ciepła, Krochmalna, Grzybow-ska, Waliców, Żelazna to w połowie XIX wieku centrum browarnictwa warszawskiego. Już w XVIII wieku „Taryffa miasta Warszawy do skład-ki na koszary na rat sześć cztero-mie-sięcznych w 1784 roku ułożona, per-

1 B. Hensel-Moszczyńska, Warszawscy Schielowie, [w:] Zeszyty Wolskie, nr 5, Warszawa 2003, na stronie 7, powołując się na „Skorowidz mieszkańców miasta Warszawy na rok 1854” pisze, że Schiele jest w nim wymieniany jako właściciel posesji nr hip.1000, Klawe jako właściciel posesji nr hip.1003, a Haberbusch tylko jako piwowar. Być może tak jest w jednym miejscu tej publikacji, ale na stronie 289 Schiele jest nazwany właścicielem posesji nr 1003, na stronie 140 Klawe – właścicielem posesji nr 1000, na stronie 102 jako miejsce zamieszkania Haberbuscha podano nr 1003, a na stronie 9, według wykazu właścicieli domów, nr 1000 - kamienica i browar należą do Klawego a nr 1003 - kamienica i browar należą do Haberbuscha, Schielego i Klawego, choć wiemy z ksiąg hipotecznych, które w tym wypadku są jedynym wiarygodnym źródłem, że w 1854 roku posesja nr 1003 należała do Haberbuscha i Klawego a posesja nr 1000 należała do wszystkich trzech wspólników w równych częściach. Określa to dobitnie wartość tego źródła.2 Archiwum Główne Akt Dawnych, ul. Długa 7, 00-263 Warszawa3 Archiwum Państwowe w Warszawie (dalej APW), ul. Krzywe Koło 7, 00-270 Warszawa. 4 APW, Wieloosobowe stanowisko ds. działalności Archiwalnej, ul Stefana Okrzei 1, 05-822 Milanówek (Milanówek); Oddział APW w Otwocku, ul Górna 7, 05-400 Otwock (Otwock); Oddział APW w Pułtusku, u. Zaułek 22, 06-100 Pułtusk (Pułtusk).

ceptę z kwitami zgodną okazuiąca”5 wymienia w tamtej okolicy 14 browa-rów (zob. tabela 1).

W roku 1832 liczba browarów urosła do 186, część z nich to browary uloko-wane na tych samych posesjach, co 50 lat wcześniej, część to browary nowe. W roku 1854 liczba browarów utrzy-muje się nadal, choć niekoniecznie w tej samej lokalizacji7, później stop-niowo będą się zamykać pod napo-rem konkurencji lub będą wchłaniane przez browar Haberbuscha powstały w 1846 roku8.

Właśnie przy ulicy Krochmalnej znaj-dowały się browary, których dzieje zwią-zane były z dziejami rodziny Schiele.

Pierwszy z nich to browar Schäffera przy ulicy Ciepłej, róg Krochmalnej nr hipoteczny 11089. Działka ta, należała, wraz ze znajdującym się na niej browa-rem, do rodziny Schaeferów10. W me-tryce ślubu Jana Jerzego Glimpfa – pi-wowara urodzonego w Niemczech, ►

5 Warszawa 17846 J.Glücksberg, „Taryffa domów miasta stołecznego Warszawy i przedmieścia Pragi według nowego podziału”, Warszawa 1832 (taryffa 1832)7 „Skorowidz mieszkańców miasta Warszawy z przedmieściami na rok 1854 ułożony pod kierunkiem Zarządu Policyi”, Warszawa 18548 W. Dzierżanowski, Przewodnik warszawski informacyjno-adressowy na rok 1869. Warszawa (1869).9 J. Glücksberg, „Taryffa...” op.cit., Idem., „Taryffa domów miasta stołecznego Warszawy i przedmieścia Pragi według nowego podziału”, Warszawa 1839, H. Świątkowski, „Taryffa domów miasta Warszawy i Pragi z planem ogólnym i 128 szczegółowych planików ulic i domów ułożona”, Warszawa 1852 (taryffa 1852)10 Wprawdzie w 1808 roku w taryfie nazwisko jest nieco inaczej zapisane, ale wydaje się brzmieć podobnie, w taryfach późniejszych już nie ulega wątpliwości.

Page 33: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 33

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Nr hip. parceli Ulica Rok 1784 Rok 1832 Rok 1854 Rok 1869

1000 Korchmalna - Suchocki JakubHaberbusch, Schiele i Kla-we

Haberbusch i Schiele

1002 Korchmalna - Suchocki Ludwik Sztencel -

1003 Korchmalna - -Haberbusch, Schiele i Kla-we

Haberbusch i Schiele

1031 Grzybowska Prądzyński - -

1032 Grzybowska Wasilewski Żurawski Żurawski Żórawski(!)

1041 Grzybowska - - - Krauze

1045 Grzybowska Niewiński - - -1046 Grzybowska Snarski - - -1047a

b

Grzybowska Gample -

Jung

Zymerman

Jung

1048 Grzybowska Budel Szuffel LipkauLipkau de-stylarnia

1051 Grzybowska Budel Kazimirus Kazimirus Rajch

1108 Ciepła Drozd SchaefferSchaeffer i Glimpf

-

1109 Waliców Martyn Wołowski Wołowski -1111 Waliców Szyldbach Zieliński Kowalski -1113 Grzybowska Schephe Wołowski - -

1116 Waliców - Rudnicki Rudnicka -

1118a

b

Ceglana Zomer

Jasiński

Szymanowski

Zylbercan

Lantmann

-

-

1119/20 Ceglana - Orłowski Emmel Boenisch

1123 Żelazna - Szymanowski Berger -

1124 Żelazna - Vetter - Limprecht

1125 Żelazna Schoret Gierszon - -

1129 Żelazna Dwernicki Kijok - -

1141 Żelazna - Zawadzki Kadler -

1144 Żelazna - - Wołowska -

Razem - 14 18 18 8

Tabela 1

Page 34: More Maiorum nr 37

More Maiorum34

z Bogumiłą Teklą Targońską, który zo-stał zawarty w 1830 roku w Czersku w kościele rzymsko-katolickim (religia panny młodej), a następnie w Warsza-wie, w kościele ewangelicko-augsbur-skim (religia pana młodego), zapisano, że pan młody jest piwowarem zamiesz-kałym w Warszawie przy ulicy Kroch-malnej, pod numerem hipotecznym 1108, której to posesji właścicielem jest świadek na tym ślubie Jan Jerzy Schaef-fer11. W tym właśnie browarze, urodzo-ny w roku 1817 w Warszawie Konstanty Schiele, uczył się fachu piwowarskiego.

Drugi z interesujących nas browa-rów należał do Ludwika Suchockie-go, nabyty przez niego przed 1820 rokiem12, mieszczący się także przy ulicy Krochmalnej pod numerem hi-potecznym 1003. Sprzedany w dro-dze licytacji w 1842 roku niejakiemu Korzybskiemu, który z kolei w tym samym roku odsprzedał go Dani-szewskim. Ponieważ nowi właściciele również nie byli w stanie spłacić dłu-gów ciążących na działce, została ona ponownie wystawiona na licytację w roku 1845. I na tej właśnie dział-

11 APW, Akta stanu cywilnego parafii ewangelicko-augsburskiej w Warszawie, Akta urodzeń małżeństw i zgonów za rok 1830, akt ślubu nr 41, sygn. 72/181/0/-/3.12 APW Milanówek, Hipoteka Warszawska (HW), księga hipoteczna nieruchomości warszawskiej (ks. hip.) nr hipoteczny 1003, sygn. 1260 (hip. 1003).

ce znajdzie się później browar „Ha-berbusch Schiele i Klawe”. Była ona zlokalizowana na przeciwnym niż browar Schaeffera końcu ulicy Kroch-malnej, pod numerem hipotecznym 100313. Jeszcze w roku 1852, kiedy

13 Idem., APW, Pułtusk, HW, ks. hip., nr hip. 1000 (hip. 1000) ; H. Świątkowski, „Taryffa…” op.cit.

browar HSiK będzie już rozlokowa-ny na dwóch działkach hipotecznych 1003 i 1000, Schäffer na swojej dział-ce nr 1108 będzie prowadził browar, a więc nie sprzedał go w 1846 roku Haberbuschowi14.

14 H. Świątkowski, „Taryffa…” op. cit.

» Fragment księgi hipotecznej nierucho-mości nr 1003. Dział 2, karta 2/ fot. APW Milanówek, Maria Klawe-Mazurowa

» Fragment planu Lindleya naniesiony na aktualny plan Warszawy/ fot. mapa.um.warszawa.pl

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 35: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 35

I to jest właśnie pierwszy błąd doty-czący historii browaru i rodziny Schie-lów, powtarzany w wielu publikacjach i wywiadach15, mianowicie, że browar Haberbusch i Schiele był kontynuacją browaru Schaeffera, ulokowanego na zakupionej od niego działce. Wpraw-dzie Schafer dzierżawił w ciągu kilka miesięcy browar Suchockiego, zanim nabyli go przyszli wspólnicy16, ale fir-ma HSiK nie była kontynuacją jego browaru.

Browar na drugiej działce nr hipo-teczny 1000, kupionej przez Klawego i wspólników, należał również do Su-chockiego, ale nie Ludwika tylko Ja-kuba i to ten browar nabyto w drodze licytacji, na którą wystawił go Bank Polski, jako wierzyciel spadkobierców Suchockiego17.

Karol Błażej Haberbusch, podob-nie jak Jan Jerzy Glimpf, urodzony w Niemczech piwowar, został do Kró-lestwa Polskiego sprowadzony z Nie-

15 A. Dworak, „Warszawskie piwo. Jasne że jasne i mocne...”, [dostęp: 18.01.2016 r.], http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/234339,warszawskie-piwo-jasne-ze-jasne-i-mocne,id,t.html; T.W. Świątek, „Rody Starej Warszawy”, Warszawa 2000, str. 33; J. Niklewska, „Browar na Krochmalnej, czyli dzieje firmy Haberbuschów i Schielów”, [w:] „Zeszyty Wolskie nr 2”, Warszawa 2000.16 Hip. 1003.17 Hip. 1000.

miec do browaru Jana Jerzego Schaef-fera około roku 1840, celem produkcji piwa tzw. bawarskiego, odmiennego od ówczesnych, słabych i nienadają-cych się do dłuższego przechowywa-nia, piw polskich18.

Współpraca z Schaefferem nie ukła-dała się dobrze, bo zarówno Glimpf, który po ślubie przeniósł się do Do-brzykowa i tam prowadził browar19, jak i Haberbusch odeszli z jego bro-waru20.

Haberbusch znalazł w Warszawie in-nego wspólnika. Jan Henryk Klawe, również urodzony w Niemczech, ale od ponad 50 lat mieszkający na zie-miach polskich, majster piekarski i młynarski był właścicielem pose-sji nr 1398 oraz stojących na niej bu-dynków i piekarni21, przy ulicy Mar-

18 Gazeta Przemysłowo-Rzemieślnicza, R. IV, 1874, nr 44, s. 346.19 APW, Akta stanu cywilnego parafii ewangelicko-augsburskiej w Warszawie, Akta urodzeń małżeństw i zgonów za rok 1847, akt ślubu nr 54, sygn. 72/181/0/-/16.20 Choć Glimpf prawdopodobnie powrócił w latach późniejszych do Schaeffera, ale już jako równoprawny wspólnik. 21 I tutaj również myli się przywoływany już autor błędnie opisanych dziejów rodziny Schiele i Klawe – T.W. Świątek. Właścicielem piekarni nie był Jan Ludwik, młodszy z braci Klawe, tylko Jan Henryk, u którego Ludwik był czeladnikiem i zamieszkiwał w latach 20 XIX wieku, co wynika

szałkowskiej22 oraz przylegającej do niej od tyłu posesji z dużym ogrodem o numerze hipotecznym 1332 zloka-lizowanej przy ulicy Świętokrzyskiej. Obaj zdecydowali się na wspólną in-westycję23.

W dniu 11 marca 1846 roku naby-li wspólnie nieruchomość przy ulicy Krochmalnej pod numerem hipotecz-nym 1003 (za 28,5 tys. a nie za 24 tys. złotych), co zostało zapisane w księdze hipotecznej 15 września tegoż roku24.

Schiele w zakupie browaru na Kroch-malnej nie uczestniczył. I to jest wła-śnie drugi błąd powielany w monogra-fiach rodziny Schiele25, czyli uczestnic-two Schielego w nabyciu przyszłej ro-dzinnej firmy przy ulicy Krochmalnej.

Schiele uczestniczył dopiero w zaku-pie działki pod nr hip. 1000, którą na-byli w równych częściach trzej wspól-nicy, Klawe, Haberbusch i Schie-le, na licytacji w 1850 roku26 (a nie w 1849 roku). Natomiast Schiele stał się współwłaścicielem głównej części browaru dopiero w roku 1861, kie-dy nabył za własne pieniądze 4 tysią-ce metrów wydzielonych z sąsiedniej działki i przyłączył je hipotecznie do działki nr 100327.

Spółka Haberbusch Schiele i Klawe rozpoczęła produkcję piwa w grudniu 1846 roku, co szeroko zapowiadano w Kurierze Warszawskim.

Czy od początku ci trzej wspólnicy pro-dukowali w tym miejscu piwo, czy mię-dzy majem a grudniem Haberbusch i Klawe uruchomili produkcję z inny-mi udziałowcami (na co mogłaby ►

z zapisów w przywoływanych wyżej Taryffach oraz księgach hipotecznych i metrykach urodzin dzieci Jana Henryka.22 Hip. 1398.23 Ibidem.24 Hip. 1003.25 W większości przywoływanych monografii mówi się o zakupie browaru przez Haberbuscha i Schielego albo przez nich dwóch przy pomocy ich wspólnego teścia Klawego. 26 Hip. 1000.27 Hip. 1003.

» Fragment księgi hipotecznej nierucho-mości nr 1003. Dział 2, karta 2-3/ fot. APW Milanówek, Maria Klawe-Mazurowa

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 36: More Maiorum nr 37

More Maiorum36

wskazywać ewentualnie ludowa po-ezja cytowana w prasie28), trudno jesz-cze określić na tym etapie źródłowych poszukiwań. Ale niewątpliwie Kon-stanty Schiele, przystępujący do spół-ki jako ostatni, najmłodszy, bez apor-tu finansowego i ze znacznie mniej-szym doświadczeniem piwowarskim, nie mógł być głównym wspólnikiem, jak sugerują różne opracowania29. Jego pozycja w browarze umocniła się dopiero po ślubie z trzecią córką naj-starszego wspólnika, Dorotą Karoliną Klawe, w 1851 roku.

Jan Henryk Klawe odszedł ze spółki w wieku 73 lat, z dniem 19 lipca 1865 roku (a nie w 1866 r.). Warunki re-gulujące zasady tego odejścia i kwotę rekompensaty zapisano w akcie nota-rialnym przed notariuszem warszaw-skim.

Na mocy tej umowy Jan Henryk Kla-we rezygnował z udziału i wszelkich późniejszych profitów, ale także miał

28 „Więc każda bawarska dusza poszła szukać Haberbuscha, Wolfa, Lenzkiego i Klawe, by tam łzy swe ronić krwawe” fragment anonimowego wiersza „Lament po bawarze Schaefferowskim”, Kurier Warszawski, R. 74, 1894, nr 207, s. 2 te dwa pozostałe nazwiska to mogli być właściciele mniejszych browarów a nie wspólnicy.29 np. B. Hensel-Moszczyńska, Warszawscy Schielowie, [w:] Zeszyty Wolskie, nr 5, Warszawa 2003, s.6-7

nie ponosić konsekwencji w przy-padku ewentualnych strat z browaru oraz zobowiązywał się wyprowadzić z mieszkania znajdującego się na po-sesji nr hip. 1000. Pozostali wspólni-cy zobowiązywali się wypłacić mu w kilku rocznych ratach sumę ry-czałtową w wysokości 42 tysięcy ru-bli srebrem. Czterdziestu dwóch, a nie 280 tysięcy rubli, jak napisano – któ-ra to suma była i tak bardzo wysoką. Dla porównania roczna płaca lekarza w wiejskim szpitalu w tym samym roku wynosiła 150 rubli srebrem30, a rządowe emerytury wahały się od kilkudziesięciu do 300 rubli rocznie. Tylko sporadycznie bywały wyższe,

30 KW, R. 1865, nr 100, s.1.

chociaż były i takie w wysokości 15 rubli rocznie31.

Natomiast odszkodowanie wynoszą-ce 42 tysięcy rubli srebrem, istotnie równało się 280 tysiącom, ale złotych i stąd zapewne ta liczba.

Zarówno Klawe (z drugą żoną poślu-bioną w 1844 roku), jak i Haberbusch i Schiele, mieli liczne potomstwo. Naj-starszych synów od dziecka wdrażano do pracy w browarze i po skończeniu studiów piwowarskich w Niemczech mieli przejąć spółkę po ojcach. Odej-ście Klawego ze spółki sprawiło, że jego syn Leon Wiktor musiał szukać pracy w obcych browarach i ostatecz-nie stał się dzierżawcą, a potem zało-życielem własnego browaru na terenie dzisiejszej Ukrainy. Natomiast, zgod-nie z niemiecką tradycją, najstarszy syn Haberbuscha Karol i najstarszy syn Schielego Adolf, przygotowywa-ni byli do objęcia firmy. Życie nieco zmieniło te plany, w roku 1874 zmarł Adolf, student akademii piwowarskiej w Weichenstephan 32.

Rosnące podatki od spadków, a może również, coraz gorszy stan zdrowia Haberbuscha, sprawia, że 9 maja 1877 roku Błażej Haberbusch notarial-nie przepisuje swoje udziały w firmie Haberbusch i Schiele na najstarszego syna Karola (oficjalnie sprzedaje Ka-

31 Dziennik Warszawski, R. 1864/65, nr 3, s. 9-10.32 KW, R. 55, 1875, nr 133, s. 3.

» Reklama zapowiadająca otwarcie firmy Haberbusch, Schiele i Klawe/ fot. e-BUW

» Fragment aktu notarialnego rozwiązu-jącego umowę między Błażejem Haber-buschem i Konstantym Schiele a Janem Henrykiem Klawe/ APW, Kancelaria Notariusza Józefa Żbikowskiego, rok 1865, akt nr 1940, sygn. 72/805 /0/

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 37: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 37

rolowi)33, natomiast młodsi synowie i córki otrzymują zapisem testamen-towym odpowiednie sumy. Następ-nie Karol odstępuje (sprzedaje) poło-wę swoich udziałów młodszemu bratu Henrykowi, który także otrzymał pi-wowarskie wykształcenie34. Najmłod-szy z braci Haberbuschów Aleksander (drugiego imienia Jan nie używał)35 nigdy nie był udziałowcem browaru. Posiadał własną firmę handlową, nie-mającą nic wspólnego z piwem.

Konstanty Schiele poszedł śladem Ha-berbuscha i również za życia prze-pisał swoją połowę firmy na potom-ków. Ponieważ jednak po stronie Ha-berbuschów w roku 1884 było dwóch udziałowców, Konstanty swoją połowę przepisał (sprzedał) podobnie dwóm starszym synom, Feliksowi i Kazimie-rzowi. Najmłodszy Jan (imienia Ka-rol nigdy nie używał36) w rodzinnym przedsiębiorstwie piwowarskim nie partycypował37.

Udział kolejnych synów Haberbuscha i Schielego w rodzinnej spółce jest następną informacją błędnie przed-stawianą w różnych opracowaniach. W wielu pracach, i również w PSB, zupełnie pomijany lub uwzględniany w bardzo ograniczonym zakresie jest Feliks Schiele.

Po śmierci Konstantego Schiele bro-warem w praktyce kierował Karol Haberbusch, który doprowadził do utworzenia w 1898 roku spółki ak-cyjnej. Do śmierci zasiadał na fotelu prezesa firmy. Po nim objął go kolejny wiekiem wspólnik, czyli Feliks Schie-le (a nie Kazimierz, jak podaje wie-

33 Hip. 1000 i hip.1003.34 Idem.35 Grobonet, [dostęp: 25.01.2016 r.], http://www.polskie-cmentarze.com/wawamlynarska/grobonet/start.php?id=wyniki&name=Haberbosch&x=0&y=0; KW, R. 77, 1897 r., nr 301, str.6.36 Grobonet, [dostęp: 25.01.2016 r.], http://www.polskie-cmentarze.com/wawamlynarska/grobonet/start.php?id=wyniki&name=Jan+Schiele&x=67&y=25; KW, R. 97, 1917, nr 158, s. 10.37 Hip. 1000, hip. 1003 .

le opracowań wymienianych powy-żej). Feliks kierował spółką rodzinną do końca 1920 roku, a także później, po zjednoczeniu z innymi browarami warszawskimi w 1920 roku38, kierował nią nadal aż do śmierci w 1923 roku.

Feliks Schiele był najdłużej urzędują-cym prezesem browarów Haberbusch i Schiele, czyli przez 15 lat. Nie wia-domo dlaczego prawie zupełnie zapo-mnianym przez literaturę przedmiotu, choć to właśnie dzięki niemu browar po I wojnie światowej nie upadł, tylko doszło do udanej fuzji z innymi bro-warami warszawskimi. Karol Haber-busch obejmował stanowisko prezesa w ciągu 10 lat, młodszy brat Feliksa Kazimierz Schiele przez 8 lat, po nim Julian Machlejd przez 6 lat i ostatnim prezesem browaru pod firmą Haber-busch i Schiele, od roku 1836, był Jan Patzer, mąż wnuczki Błażeja Haber-buscha i Anny z Klawów.

Obok rady nadzorczej, w której zasia-dali obok Machlejda i Patzera także przedstawiciele innych rodzin piwo-warskich, wchodzących do spółki oraz drugi z czterech synów Feliksa Schie-le – Edward, w strukturze browaru ist-niał zarząd, zajmujący się doraźnym kierowaniem firmą. Od chwili za-

38 PAR, Spółki Akcyjne w Polsce, 1921/22, str. 98.

wiązania spółki z innymi browarami, funkcję dyrektora naczelnego, zwa-nego czasem prezesem zarządu pełnił Jan Patzer. Po jego przejściu do rady nadzorczej w 1932 roku (po śmierci Kazimierza Schiele) prezesem zarzą-du został Henryk Oppenheim, który pozostawał na tym stanowisku jeszcze w czasie okupacji niemieckiej (co naj-mniej do roku 194239).

Aleksander Schiele – syn Kazimierza, jeszcze w roku 1930 był tylko zastęp-cą członka zarządu40. Dopiero w roku 1932, po śmierci ojca, wymienia-ny jest jako członek zarządu i jeden z czterech dyrektorów41. Informacja, że był dyrektorem „do końca lat dwu-dziestych” jest nieprawdziwa.

Te drobne uzupełnienia i sprostowa-nia w niczym nie umniejszają warto-ści artykułu o rodzinie Schiele, nato-miast mam nadzieję, że przyczynią się do pogłębienia wiedzy o tym, tak za-służonym dla dziejów przemysłu war-szawskiego rodzie. ■

39 Wykaz czynnych telefonów warszawskiej sieci 1940, Warszawa 1940.40 Rocznik Informacyjny o spółkach Akcyjnych w Polsce, R. 2, 1930, poz. nr 661.41 Rocznik Polskiego Przemysłu i Handlu: połączone wydawnictwa: „Rocznik Informacyjny o Spółkach Akcyjnych w Polsce” i „Polski Przemysł i Handel (Rynek Polski)”, R. 3, 1932, poz. nr 2319.

» Nekrolog zamieszczony w Kurierze Warszawskim informujący o śmierci prezesa Zjednoczonych Browarów Warsza-wskich p.f. Haberbusch i Schiele – Feliksa Schiele/ fot. e-BUW

ONI STALI SIĘ POLAKAMI

Page 38: More Maiorum nr 37

More Maiorum38

postaw się a zastaw się – o staropolskim biesiadowaniu

Jolanta Ilnicka

„Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanka, swawola; Ledwie karczmy nie rozwalą”.

To chyba najkrótszy opis biesiady w literaturze polskiej, ale jakże trafnie oddający nasze wyobrażenie o staropolskich ucztach. Spotkania przy zastawionym stole stały się wyróżnikiem polskiej kultury.

Organizowano je na cześć danej osoby, z okazji świąt – bądź zupełnie bez okazji – dla umilenia czasu. Biesiady mogły być także użyte, nazwijmy to, w celach propagan-

dowych. Bo czymże była uczta u Wierzynka, jak nie chęcią po-kazania, na co nas stać? Nie wiemy, co podczas niej spożywano, ale musiała być ona zorganizowana z niesamowitym rozma-chem, skoro wspominają o niej kronikarze i pamiętnikarze pra-wie wszystkich ówczesnych państw europejskich.

Pierwszą polską biesiadą opisaną w źródłach historycznych jest oczywiście uczta wydana przez Piasta i Rzepichę z okazji po-strzyżyn ich syna. Tu Gall Anonim uchylił rąbka tajemnicy i wiemy, czym ugościł swoich sąsiadów Piast Kołodziej: prosiak i piwo. No cóż, w porównaniu z późniejszymi biesiadami sar-mackimi, było to niezwykle ubogie menu, ale w tamtych cza-sach jadano skromnie nawet na dworach władców. Podstawą menu królów były kasze i ryby, podobnie jak i poddanych. Wraz ze wzrostem zamożności państwa i jego obywateli, zmieniał się także stół i zwyczaje przy nim obowiązujące. Najbogatsze, i chy-ba najwspanialsze, były uczty wydawane przez polskich szlachci-ców w XVII i XVIII w. Znamy je z opisów w dziełach Mickiewicza i Sienkiewicza. Staropolska biesiada kojarzy się z ogromną ilością jadła i picia. Nie tylko ilość spożywanych potraw robi wrażenie, ale także ich wygląd i nazwy:

”Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów, Z Ingredyjencyjami pomuchl, figatelów, Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów; Owe ryby! łososie suche, dunajeckie, Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie, Szczuki główne i Szczuki pogłówne, łokietne, Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!

GENEALOGIA OD KUCHNI

Page 39: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 39

W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona, U głowy przysmażana, we środku pieczona, a mająca po-trawkę z sosem u ogona”. (podkreślenia własne)

Równie ciekawe, jak potrawy goszczące na stołach naszych pro-toplastów, jest to, co się działo wokół stołu i w kuchni gospo-darza przyjęcia. Stanisław Kazimierz Herka zwany Herciusem w swoim dziele „Bankiet narodowi ludzkiemu...zgotowany” za-leca, aby gospodarz:

„wcześnie się przedtym z małżonką swoją rozmówił i ze sto-dołą, oborą, komorą, szkatułą, piwnicą i z czeladzią tak swo-ją, jak przychodnią, przed zaproszeniem dobrze poracho-wał. Much, jeżeli je masz w głowie, zapomnieć, jeżeli w izbie i pchły, wygnać je sposobem napisanym. Ścierki białe do na-czynia stołowego i wody nagotować. Psy z ogonami kosmaty-mi z izby wygnać,

Stół, obrusami białymi i serwetami nakryty i inszymi appara-mentami do niego należącymi, niech goście gotowy zastaną,

Podczas obiadu nie zawadzi muzyce (dawszy im przed obia-dem przystojnie jeść i pić) kazać się ozwać, aby się oraz myśl wesoła naprawiała i ciało posilało,

„Gdy widzisz, że goście szklenice i kieliszki ochotnie wysusza-ją, nie marszcz twarzy, ani się drap w głowę, bo goście barziej u skąpca piją — ale dodawaj ochoty, albo jaką kwestją wnieś ucieszną”.

Sukces towarzyski gospodarza zależał jednak nie tylko od spełnienia tych nakazów, ale i od fachowości tych, którzy do stołu służyć mieli. Podczas biesiady w zamożnym domu gości obsługiwała cała rzesza tak zwanych officiales, których rów-nież nazywano „biesiadnymi urzędnikami”.

Kredencerz, zwany inaczej srebrowym, miał obowiązek roz-kładać na stołach srebro, pilnować dostatków pańskich i przede wszystkim być zawsze trzeźwym! To on miał nadzorować służbę i strzegł, aby wszystko było w porządku. Nad tym, by kucharz miał z czego gotować, czuwał szafarz, który wydawał produk-ty ze spiżarni. Przygotowaniem stołu zajmował się stolnik. Do jego obowiązków należała także troska o właściwą kolejność po-dawania potraw podczas uczty. Krajczy popisywał się niełatwą niekiedy sztuką krojenia potraw, a podczaszy zajmował się roz-lewaniem napoi do kielichów. W niektórych domach najmowa-no - pilnowaczy dla niezbierania ze stołu potraw – wspomi-na o nich w Compendium ferculorum Stanisław Czerniecki. Ich zadaniem było pilnować, aby goście nie wynosili jedzenia (!). I oczywiście cała rzesza pomniejszej służby:

„przed rozpoczęciem uczty przystępowało do każdego go-ścia po kolei czterech rękodajnych dworzan gospodarza, ►

» fot. Pixabay.com

GENEALOGIA OD KUCHNI

Page 40: More Maiorum nr 37

More Maiorum40

a mianowicie najpierw dwaj, z któ-rych jeden niósł nalewkę srebrną z wodą, drugi zaś miednicę srebr-

ną wielkich rozmiarów; jeden na-lewał wodę na ręce, drugi podtrzy-mywał miednicę. Dwaj dalsi trzy-mali za końce ręcznik długości kil-ku łokci, którym goście obcierali dłonie”.

A jeżeli uczta przewidywała tańce (a na ogół się one odbywały), to po-trzebny był jeszcze zamiatacz przed

tańcem. Oj, niejednej współczesnej pani domu marzyłaby się taka rzesza pomocników!

Żadna biesiada nie mogła obyć się bez toastów. I tu fantazja naszych przodków nie miała sobie równych! Zwyczajowo pierwszy toast wzno-sił gospodarz, a miało to miejsce po pierwszym daniu, kiedy to goście już trochę się posilili. Służba wnosi-ła spory kielich z winem, stawiała go przed gospodarzem, a ten wznosił go do góry, następnie wskazując na naj-

wyższego rangą gościa wypowiadał słowa „w twoje ręce, zdrowie twoje w gardło moje” i wypijał łyk wina. Przekazywał kielich adresatowi ży-czeń , ten odwdzięczał się gospoda-rzowi w ten sam sposób. Następnie całą ceremonię gospodarz powta-rzał w stosunku do kolejnego gościa i następnego, aż obdarzył wszystkich biesiadujących. Na tym nie kończył się ten „wędrujący” toast, bo teraz każdy z gości musiał przepić do po-zostałych, oczywiście z tego samego kielicha. Obyczaj ten nie był mile wi-dziany przez cudzoziemców, gosz-czących na naszych bankietach – pi-cie z jednego kielicha uważali z nie-higieniczne.

Biesiadnicy obowiązkowo musieli wznieść toast za ojczyznę i za króla. Jeżeli gospodarz nie wykazywał się umiejętnościami oratorskimi, to za-trudniał specjalnego człowieka (ora-tora), który siedząc razem z gośćmi przy stole, miał za zadanie wznosić to-asty, a rozstawiona pod ścianami służ-ba pilnowała, aby wszyscy ucztujący pełne kielichy mieli. Nie można było odmówić wypicia toastu, zresztą jak tu odmówić gdy słyszymy słowa:

„Kto zdrów, kto dobrze pije, Kto jest przyjaciel prawdziwy, Niechaj to zdrowie wypije: Wiwat dom (tu nazwisko) poczciwy!”.

Inwencja twórcza naszych przodków była niewyczerpana. Ciekawe jak dzisiaj za-reagowaliby nasi goście, gdyby usłyszeli: „Wypijmy za nasz pogrzeb!”? Tak, tak to jeden z toastów, jakie wznoszono przy sta-ropolskim stole. Oburzeni? Nie ma czym. Dalsze słowa brzmiały mniej więcej tak:

„żeby była na nim cała nasza ro-dzina, wszyscy przyjaciele, żeby or-

jak zaregowaliby nasi goście, słysząc słowa toastu – “wypijmy za nasz pogrzeb?{

» fo

t. Po

lona

.pl

GENEALOGIA OD KUCHNI

Page 41: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 41

szak czarnej husarii odprowadzał trumnę na cmentarz, żeby ta trum-na była z pięknego, co najmniej 100-letniego dębowego drewna i żeby drzewo na to drewno posa-dzono jutro. Wiwat!!!”.

Znany był także toast pity z damskie-go pantofelka. Opisuje go Johann Jo-seph Kausch w swych obserwacjach z końca XVIII wieku:

„W Polsce, gdzie bóg wina wznosi tak wysoko swój tyrs, młody kawa-ler zdejmuje z nogi swej bogdanki jedwabny pantofelek, napełnia go wi-nem i wypija łapczywymi haustami. W obecności jednego z mych znajo-mych pewien Polak chciał w ten spo-sób przejawić rycerskość wobec pew-nej damy z Austrii. Dama zrozumia-ła, że jest to atak na jej piękną nóżkę, głośno krzyknęła w kierunku męża i dopiero po długich przekonywa-niach tego ostatniego pozwoliła ryce-rzowi spełnić życzenie”.

Podobny zwyczaj zauważył również Bernadine de Saint-Pierre. W zapi-skach z podróży do Polski nadmie-nia, że widział, jak biesiadnicy uklękli

przed pewną księżną i – zdjąwszy jej pantofelek – napełnili go winem, na-stępnie umoczyli koniuszek jej stopy i pili jej zdrowie.

Ach, łezka w oku się kręci na wspo-mnienie takich bankietów. Na zakoń-czenie uczty szlachcic, wsiadając na konia, wypijał ostatnie toasty: wsiada-nego i strzemiennego.

Na zakończenie dla miłych czytelni-ków przepis na wymienioną w „Panu Tadeuszu”: rybę nie krojoną, u głowy przysmażaną, we środku pieczoną, a mającą potrawkę z sosem u ogona

„Szczuka jedna, całkiem nieroz-dzielna, nierozkrajana, smażona głowa, warzony śrzodek do rosołu albo kaszanatu, pieczony ogon, któ-rą tak zrobisz: Weźmij szczukę, jaką wielką chcesz, ogol trochę od gło-wy, w śrzodku zostaw łuseczkę. Od ogona też trochę ogol, spraw, na-tknij na rożen mięśny ten śrzodek z łuszczką, obwiń chustą, a obwiąż sznurkami, zmaczawszy tę chustę w occie winnym osolonym. Potrzą-śnij też solą głowę i ogon, a przyłóż do wolnego ognia, piecz a obracaj.

Miej ocet winny, solony w rynce przy ogniu, któryby wrzał, a polewaj nim często tę chustę, którąś obwinął szczukę. Głowę też wcześnie pozyn-guj oliwą albo olejem, albo masłem, a potrząśnij trochę mąką pszenną i drugi i trzeci raz to czyń, to się smażyć będzie, a ogon na ostatku, gdy się rumienić pocznie, pozynguj także czym chcesz, ale mąką nie po-trząsaj, a gdy rozumiesz, że już go-rąco, zdejmij z rożna, chustę odwiń, będziesz miał Szczukę smażoną, warzoną i pieczoną”. ■

Bibliografia:

1) Jarosław Dumanowski, Andrzej Pawlas, Jerzy Poznański, „Sekrety kuchmistrzowskie Stanisława Czernieckiego”, Warszawa 2012, 2) W. Łoziński, „Życie polskie w dawnych wiekach”, Lwów 1931, 3) A. Mickiewicz, „Ballada Twardowska”, Warszawa 1982, 4) A. Mickiewicz, „Pan Tadeusz”, Warszawa 1982, 5) Dorota Lewandowska, „Toast z damskiego pantofelka”, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://www.wilanow-palac.art.pl/toast_z_damskiego_pantofelka.html

» fot. prywatne archiw

um Jolanty Ilnickiej

GENEALOGIA OD KUCHNI

Page 42: More Maiorum nr 37

More Maiorum42

Z archiwumMore Maiorum

Page 43: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 43

Z archiwumMore Maiorum

Page 44: More Maiorum nr 37

More Maiorum44

Ojciec – brukarz, wywodzący się z zubożałej szlachty. Matka – córka czeladnika garbarskiego. On – 179-centymetrowy ciemny blondyn. O kim mowa?

Oczywiście tą osobą jest Ro-man Dmowski – twórca no-woczesnej polskiej myśli na-

rodowej, jeden z architektów niepod-ległej II Rzeczpospolitej. Dmowski przyszedł na świat w m. Kamionek, która obecnie jest częścią Pragi-Po-łudnie.

Ignacy Chrzanowski i Władysław Ko-nopczyński w „Polskim Słowniku Bio-graficznym” pisali o Romanie:

„W pierwszych latach szkolnych Dmowski nie grzeszył pilnością: po-mimo wielkich zdolności, w drugiej, trzeciej i czwartej klasie siedział po dwa lata. Lecz nastąpił zwrot, pod niemałym wpływem ojca, który nie tracił nadziei, że «Roman jesz-cze niejedno zrobi dla Polski». Ja-koż w klasach wyższych wziął się do pracy: przykładał się nade wszystko

do historii, łaciny i języka polskie-go; znajdował czas i na korepetycje i na lekturę pozaszkolną: pochłaniał «Prawdę» i «Przegląd Tygodniowy», dzieła Buckle’a, Drapera i Spence-ra oraz «Historię narodu polskiego» Teodora Morawskiego”.

W akcie urodzenia Romana Dmow-skiego zapisano, że był on synem Wa-lentego – brukarza z Pragi, mające-

go pięćdziesiąt jeden lat. Chrzestny-mi przyszłego sygnatariusza traktatu wersalskiego byli – Jan Zemła – ofi-cjalista skarbowy, oraz Helena Za-wadzka. Walenty i Józefa Dmowscy

sygnatariusz traktatu wersalskiego urodził się w Kamionku

Alan Jakman

{akt urodzenia

Romana Dmowskiego

GENEALOGIA» fot. szukajw

archiwach.pl

Page 45: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 45

GENEALOGIA» fot. W

ikimedia C

omm

ons

Page 46: More Maiorum nr 37

More Maiorum46

{

podpis z aktu slubu

Walentego Dmowskiego

GENEALOGIA

mieli jeszcze sześcioro dzieci – dwój-ka zmarła w wieku niemowlęcym, a dwie córki – Maria, mając 18 lat, Ja-dwiga w wieku 27 lat, natomiast pozo-stała dwójka synów – Wacław i Julian, dożyła dorosłości.

Wśród niektórych środowisk popu-larna jest opinia, że Walenty Dmow-ski był analfabetą. Istnieją jednak przesłanki, że odmawiał on podpisa-nia wszelkich dokumentów, czy to ko-ścielnych, czy cywilnych, napisancyh w języku rosyjskim. A może to po-twierdzić fakt, że Walenty złożył pod-pis pod swoim aktem ślubu.

Ani Roman, ani nikt z jego rodzeństwa nie posiadał potomstwa. Choć w życiu Dmowskiego było wiele kobiet, z żad-ną nie chciał się żenić – tłumaczył to tym, że małżeństwo nie pozwoliłoby mu poświęcić się Polsce. Jedną z jego kochanek była Maria Juszkiewiczów-na – przyszła żona Marszałka Józe-fa Piłsudskiego. Ostatecznie porzuci-ła ona Dmowskiego, jeszcze bardziej kłócąc i tak nie pałających do siebie sympatią panów.

Dmowscy

Walenty Dmowski i Józefa Lenarska pobrali się 5 października 1854 r. w pa-rafii MB-Loretańskiej w Warszawie. W akcie dowiadujemy się, że Walenty Dmowski był brukarzem, urodzonym we wsi Wólka Wybranowska (Wybra-niecka) w guberni Warszawskiej. Jego rodzicami byli nieżyjący Kazimierz Dmowski i Marianna z Barankiewi-czów. W momencie ślubu Dmowski miał 42 lata. Urodził się więc ok. 1812 r. – był niewiele młodszy od swojego teścia, który urodził się w 1807 r.!

Jego wybranką była Józefa Lenar-ska, panna urodzona w Warszawie, ochrzczona w kościele MB-Loretań-skiej. Była córką Ignacego i Marianny Łukasiewicz Lenarskich. Miała 23 lata.

Świadkami ślubu byli – Józef Krzyża-nowski – urzędnik magistratu miasta Warszawy, oraz Władysława Wanda – urzędnik rady administracyjnej.

Ojciec Romana Dmowskiego oprócz brukarstwa, zajmował się również ry-bactwem jako dzierżawca jezior ska-ryszewskiego i gocławskiego. Zmarł w 1884 r., dorabiając się jeszcze wła-snego domu na Pradze.

O szlacheckim pochodzeniu Dmow-skich może świadczyć chociażby fakt, że Herbarz Adama Bonieckie-go wzmiankuje Juliana i Wacława – synów Walentego, wylegitymowa-nych ze szlachectwa z herbem Pobóg w 1862 roku.

Naromiast Herbarz Seweryna Uru-skiego powtarza powyższe wiado-mości, dodając istotne uzupełnienie, że wymienione osoby pochodzą z li-nii rodu „po Wojciechu, subdelegacie grodzkim lubelskim 1670 r.”

Protokół Rady Stanu Królestwa Pol-skiego z dnia 9/21 Mca Grudnia roku 1861 informuje, że

Julian Walenty 2ch im. i Wacław bracia nieletni Dmowscy h. Po-bóg, Których dowody w połączeniu z dowodami wylegitymowanych ich Krewnych Ludwika i Francisz-ka po Macieju Dmowskich, prze-konywają, że w roku 1670 Wojciech Dmowski sprawował Urząd Subde-

legata Liwskiego, że tenże miał syna Macieja, Maciej Wawrzyńca, Waw-rzyniec Wojciecha po Którym idzie Józef po Józefie Kaźmierz po Kaź-mierzu Walenty ojciec proszących.

Aktu urodzenia Walentego Dmow-skiego nie udało się odnaleźć, jed-nak w parafii MB-Loretańskiej można odnaleźć zapisy, świadczące że w la-tach 1803, 1818, 1819 i 1821, rodzi-ły się dzieci Kazimierza i Marianny Dmowskich. Informacje te pomogły odnaleźć akt zgonu dziadka Romana Dmowskiego.

Kazimierz Dmowski zmarł 8 maja 1828 r. w domu nr 240 na Pradze. W momencie zgonu miał 60 lat i zo-stawił po sobie owdowiałą żonę Ma-riannę. Nie zapisano, gdzie urodził się zmarły, ani jak nazywali się jego ro-dzice.

Jednak ze strony sejm-wielki.pl, pro-wadzonej przez dr. Marka Minakow-skiego, można dowiedzieć się, że Ka-zimierz urodził się 15 grudnia 1770 r. we wsi Dmochy Mingosy. Był sy-nem Wawrzyńca Dmowskiego h. Po-bóg, zmarłego 15 lipca 1797 r., oraz Agnieszki. Najstarszym znanym przodkiem po mieczu jest urodzony w 1717 r. Kazimierz Dmowski. Jako ciekawostkę można podać, że Jan Dłu-gosz pisał w 1462 r. o Pobogach, iż „są skłonni do gniewu, porywczy, wybu-chowi (ad iracundiam proni)”.

» fot. szukajwarchiw

ach.pl

Page 47: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 47

GENEALOGIA

{akt urodzenia Józefy

Lenarskiej

Linia po kądzieli

W praskiej parafii udało się natomiast odnaleźć akt urodzenia matki Roma-na Dmowskiego – Józefy Lenarskiej. Na świat przyszła 26 grudnia 1833 r. Ochrzczona została 5 dni później. Stawił się wówczas Ignacy Lenarski – 22-letni czeladnik garbarski w przy-tomności dwóch świadków – Jana Twardo i Michała Gołębiewskiego. Matką ochrzczonej dziewczynki była 29-letnia Marianna Łukasiewicz.

Czeladnicy garbarscy musieli się od-powiednio zachowywać. Mówi o tym wydana w 1873 r. broszura „Kilka słów o cechach rzemieślniczych i gar-barstwie”

„Zwyczaje i przepisy wymagały aby czeladnik po za domem nosił zawsze wysoki cylindrowy kape-lusz: przy pierwszem pozdrowie-

niu poznawano się tajnemi wyra-zami (Spruch), przy czem należało mieć zapigty surdut, uchylić kapelu-sza, i kij trzymać w ręku. W podró-ży rzemiosła odróżniały się kolorem fartucha, zwiniętego zwykle w rólkę na wierzchu mante1zaku (felćeisen): garbarze mieli kolor pomarańczowy, mydlarze niebieski i t. d.”.

Pisano również, że

Nieumiejętność rzemiosła, pijaństwo, próżniactwo i rozwiązłość, nie znaj-dowały nagany pomiędzy czeladźmi; przeciwnie zaś, wszelkie uchybienia cechowe, surowo były karane”.

Poszukiwania aktu ślubu Ignacego i Marianny nie przyniosły oczekiwa-nego efektu. Udało się natomiast od-naleźć metrykę małżeństwa z roku 1830, w której miłość do końca ży-cia przysięga Bonifacy Ignacy Lenar-

ski. Był to 23-letni czeladnik garbar-ski, syn Wojciecha i Katarzyny. Panną młodą była Marianna Asnyk.

Akt zgonu z 1833 r. wyjaśnił sytu-ację. Pod numerem 65 można prze-czytać informacje, że zmarła Ma-rianna Lenarska z Asnyków. Ignacy musiał więc w ciągu kilku miesięcy po zgonie Marianny ożenić się z Łu-kasiewiczową.

Ignacy Lenarski, zgodnie z informa-cjami podanymi w akcie ślubu, uro-dził się na Pradze. Jego metryka chrztu znajduje się pod numerem 84 w księ-dze chrztów parafii MB-Loretańskiej z roku 1807. W tej samej parafii, 16 lat wcześniej, ślub wzięli jego rodzice – Wojciech Lenarski i Katarzyna Janu-szewska. Również w praskim kościele urodziła się babcia Romana Dmow-skiego – Marianna Łukasiewicz. Stało się to 1804 r., jej rodzicami byli Lau-renty i Marianna. Niestety skany me-tryk nie są dostępne on-line. ■

» fot. szukajwarchiw

ach.pl»

fot.

gene

teka

.gen

ealo

dzy.p

l

Page 48: More Maiorum nr 37

Kazimierz Dmowski *1717

† 11.05.1767 Dmochy-Mrozy

Rozalia NN*

† 15.04.1775 Dmochy-Mrozy

Mikołaj Wojewódzki * ok. 1713

† 09.08.1774Katarzyna Paczóska

Wojciech Lenarski

Katarzyna Januszewska

Laurenty Łukasiewicz

Marianna NN

More Maiorum48

Wawrzyniec Dmowski * ok. 1749

† 15.07.1797 Dmochy-Mingosy

Agnieszka Wojewódzka * ok. 1750

† 13.11.1817 Dmochy-Mrozy

GENEALOGIA

Page 49: More Maiorum nr 37

IgnacyLenarski

*1807 Praga-

Warszawa †

MariannaŁukasiewicz

* 1804 Praga-

Warszawa†

GENEALOGIA

nr 2 (37)/2016 49

Roman Dmowski

* 09.08.1864 Kamionek † 02.01.1939 Drozdowo

WalentyDmowski

*ok. 1812 Wólka Wybranowska

Józefa Lenarska

*26.12.1833 Praga-Warszawa † 21.03.1972

KazimierzDmowski

*15.12.1770 Dmochy Mingosy

† 08.05.1828 Praga-

Warszawa

MariannaBarankiewicz

*†

GENEALOGIA

» fot. Wikimedia Commons

Page 50: More Maiorum nr 37

More Maiorum50

genealogiczne refleksje: moje pięć lat z genealogią

MOIM ZDANIEM...

{

Paweł Becker

Pięć lat temu, w lutym 2011 roku otrzymałem maila od pewnej kobiety – Katarzyny Pawłowskiej. Otóż jej babka ojczysta – Anna Cichocka de domo Becker pochodziła z Wąbrzeźna. Okazało się, że owa Anna to rodzona siostra mojego dziadka Wacława. Całkiem bliska rodzina, o której nie miałem pojęcia. No i (nie)stety się zaczęło…

Niestety, bo wpadanie w na-łóg w zasadzie powinno być postrzegane jako rzecz ne-

gatywna. Genealogia uzależnia. Bar-dzo. Jest to nałóg nieuleczalny, ale też nikt chyba nie chce się leczyć. W moim przypadku nałóg wyglądał klasycznie – najpierw spisanie tego, co sam wiem, potem informacje od rodziców, wuj-ków, cioć, dalszych krewnych… Drze-wo w wersji komputerowej rozrosło się przez te pięć lat do niemal tysiąca osób, krewnych, powinowatych…

Na początku miałem ambicje poznać tylko imię mojego prapradziadka po mieczu. Ale, że apetyt rośnie w miarę jedzenia…

Czy pięć lat temu mogłem przypusz-czać, że dowiem się, że mój prapra-dziadek Józef Becker brał udział w po-wstaniu styczniowym? Że pierwsza karczma w Wąbrzeźnie została wznie-siona przez innego przodka, Józefa

Bystrzyńskiego? A legenda o zbójec-kiej karczmie, w której okrutny karcz-marz mordował co bogatszych klien-tów, okaże się historią domu, który po I wojnie światowej nabył mój pra-dziadek Stanisław Portalski? A wizy-ta u poety i weterana walk Września, kuzyna mojej babci, który kończył w 2014 roku sto lat? Udało mi się na-mówić teścia mego kuzyna, pana Jana Sobolewskiego, by w wieku 99 lat wy-dał swoje wspomnienia „Zawiłe drogi życiowe”, odkryć, że moich przodków chrzcił sam Hugo Kołłątaj, że we wsi rodzinnej mojego dziadka, w Kołacz-kowicach znajduje się szkoła im. Bata-lionów Chłopskich, w których dziadek walczył? Z kolei kuzynem pradziadka okazał się Wojciech Grzegorczyk-Po-niewierka i jego żona Rozalia, ludowi poeci Gór Świętokrzyskich?

I oczywiście udało mi się poznać kuzy-nów, krewnych do wielu dalekich poko-

leń, dalekich miejsc i powiązań rodzin-nych. Bo przecież genealogia to nie lista zmarłych przodków, ale też żywi ludzi, połączeni z nami więzami krwi.

Jest też coś niezwykłego w starych fo-tografiach, na których uwieczniono na lata jedną chwilę, jedną pozę u fo-tografa, jeden ulotny uśmiech, czasem jedyne zdjęcie robione w życiu. A nie-które z nich dotarły do mnie z dale-

kiej Kanady przesłane przez córkę syna z pierwszego małżeństwa maco-chy bratanka mojej prababki… Ktoś inny załamałby ręce nad takim zda-niem, porównywalnym do słynnego filmowego stryjecznego wuja szwagra drugiego męża babci Wolańskiej. Ge-nealog zrozumie, przemyśli, rozrysuje i wcale nie zdziwi go tak dalekie po-wiązanie. O tak, genealog zrozumie, że o pierwszej w nocy największą bo-lączką jest odczytanie pół słowa po ła-cinie na dwustuletnim dokumencie. Ostatnio przyjaciel patrzył na mnie z przerażeniem, gdy opowiadałem mu, że bardzo się cieszę, bo właśnie dowiedziałem się o śmierci kilku bli-skich mi osób. Odetchnął dopiero, gdy wyjaśniłem, że chodzi o zdobycie kil-ku aktów zgonu z XIX wieku…

Po moim prapradziadku Wawrzyńcu prócz wpisów w księgach, nie zostało żadne zdjęcie. Tylko kapliczka we wsi

Chałupki na kielecczyźnie z napisem „Boże błogosław Wawrzeńcowi Wil-kowi zajmującemu się tą figurą 1917”. Dla kogoś nic wielkiego, dla mnie jed-na z najbardziej niezwykłych pamiątek.

W kościele parafialnym spoglądam niekiedy na posadzkę i uświadamiam sobie, że pod nią spoczywają Łukasz, Walenty i Anna Kareccy, moi przod-kowie z XVIII wieku, burmistrzowie

genealogia jest nałogiem, ale jakże przyjemnych. Dlatego odmawiam leczenia

Page 51: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 51

MOIM ZDANIEM...

miejscy pochowani w farze. Są tak bli-sko, a tak odlegli w czasie.

W opowiadaniu „Puszcza jodłowa” Stefana Żeromskiego wzmiankowany jest Marek Grzegorczyk z Krajna, mój krewniak z XIX wieku. Przez tyle lat czytywałem Żeromskiego i nie wie-działem, że mój przodek był jednym z jego literackich bohaterów.

W jednym z herbarzy znalazłem herb Becker, półksiężyc i gwiazdkę, w zasa-dzie jest to odmiana tyszkiewiczow-skiej Leliwy. Czy to herb mojego rodu? Wątpliwe. Podobnie jak brak informa-cji, czy rzeczywiście moi przodkowie z rodu Portaskich walczyli z Batorym w Inflantach, a wcześniej podali do sądu samą królową Bonę, gdy chcia-ła niesłusznie posiadać dochody z ich stawu. Piękne legendy rodzinne? Za-pewne, ale też są elementem genealo-gicznej przygody.

No i oczywiście od dwóch lat w tej przygodzie elementem jest „More Ma-iorum”, z którym współpracuję od lutego 2014. Przede mną kolejne po-szukiwania, kolejne mam nadzieję, odkrycia, postaci, kontakty, więzy, po-dróże do miejsc związanych z rodziną.

Wady genealogii? Odbierają złudze-nie, że oto pewnego dnia dostaniemy spadek po wuju z Ameryki, o którym

nie mieliśmy pojęcia. Genealog nie ma krewnych, o których nic nie wie i nagle dostaje po nich spadek. Rok temu były podejrzenia o pokrewień-stwo z dawnymi właścicielami pałacu Maciejowa na Śląsku. Od razu wie-

działem, że to niestety tylko zbież-ność nazwisk.

Tyle tytułem wad genealogii. Jest ona nało-giem, ale jakże przyjemnych. Odmawiam leczenia. Na własną odpowiedzialność. ■

» Katarzyna i Józef Grzegorczykowie /fot. prywatne archiwum Pawła Beckera

» Akt urodzenia mojej prababki, Wiktorii Wilk de domo Majka. Inny wiek, inna epoka, inny język, inny kraj - inny świat, a przecież to babcia mojej mamy, niby tak bliska /fot. metryki.genbaza.pl

Page 52: More Maiorum nr 37

More Maiorum52

sztuczny TIFF, czyli prawie wszystko o graficznych formatach cyfrowych w digitalizacji

Dawid Żądłowski

W artykule omówię krótko zagadnienie formatów cyfrowych stosowanych w digitalizacji w archiwach. Ograniczę się tylko do formatów graficznych oraz spróbuję zastanowić się nad ich przyszłością.

Głównym celem digitalizacji jest ochrona cennych zbiorów, a następnie udostępnie-nie ich w wersji cyfrowej dla szerokiego

grona użytkowników1. Te obiekty cyfrowe w naszej literaturze przedmiotu zostały podzielone na kopie wzorcowe i kopie użytkowe, które mogą występo-wać pod postacią plików graficznych lub audiowi-zualnych, zapisywanych we właściwych formatach. Kopia wzorcowa (kopia-matka, kopie źródłowe, ko-pie zabezpieczające, dane wzorcowe, master file) są obiektami, które muszą zawierać wystarczające ilo-ści informacji do wiernego odwzorowania orygi-nału, nie podlegające obróbce graficznej… Ale co znaczy wystarczające ilości informacji? Przyjęto, że głównym formatem wzorcowego zapisu cyfrowego jest format TIFF 6.02, bez kompresji, rozdzielczość od 300 do 600 ppi (w zależności od rodzaju mate-riału, który jest skanowany) z głębią kolorów 8 bi-tów szarości lub 24 bity RGB. Te wymagania okre-ślamy właśnie jako wystarczające ilości informacji.

W przypadku kopii użytkowych (kopie pochod-ne) nie mamy podanych najczęściej minimalnych ani maksymalnych wymagań. Mowa jest jedynie o formacie zapisu. Najczęściej używanym forma-tem graficznym jest stratny JPG. Takie kopie naj-częściej sporządza się z plików wzorcowych. Nazew-nictwo jest różnorodne. W „Standardach w procesie digitalizacji obiektów dziedzictwa kulturowego” wy-mienia się obiekty cyfrowe wtórne tj. kopie wzorcowe (o dużej dokładności i wierności odtwarzania) ►

1 „Digitalizacja piśmiennictwa”, D. Paradowski (red.), Warszawa 2010, str. 27.2 Zob. http://partners.adobe.com/public/developer/tiff/index.html

Page 53: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 53

» fot. Pixabay.com, C

C0 Public D

omain

Page 54: More Maiorum nr 37

More Maiorum54

GENEALOG W ARCHIWUM

oraz użytkowe (pochodne – o mniej-szej dokładności, przeznaczone do udostępniania w sieci)3 a także natu-ralne obiekty cyfrowe (born digital)4.

Aleksander Trembowiecki w swej „Digi-talizacji dla początkujących” podzielił... podzielił formaty na archiwalne (pliki matrycowe, matryce, mastery) i repre-zentacyjne, które są z kolei podzielone na formaty graficzne i formaty hybrydowe5.

#w archiwach

Głównym dokumentem, określają-cym politykę digitalizacyjną jest Za-rządzenie Nr 14 Naczelnego Dyrek-tora Archiwów Państwowych z dnia 31 sierpnia 2015 roku w sprawie digi-talizacji zasobu archiwalnego archi-wów państwowych6. Kopia wzorco-wa, według zarządzenia, to kopia za-pisana w formatach bezstratnych bez kompresji lub z kompresją bezstratną. Takie pliki nie mogą być poddawa-ne obróbkom graficznym (prócz ka-drowania, mającego na celu usunię-cie tła wokół obiektu skanowanego). Natomiast kopie użytkowe wykonu-je się z kopii wzorcowych, które różnią się od nich mniejszą rozdzielczością, innym nazewnictwem, zastosowaną obróbką graficzną np. dodanie znaków wodnych. Mogą być też poddawanie procesom OCR. W załączniku tegoż Zarządzenia podano parametry wymagań dotyczących kopii wzorco-wych. Rozdzielczość skanowania ze względu na rodzaj dokumentów wy-nosi od 300 do 600 ppi, format zapisu TIFF 6.0 bez kompresji, głębia kolo-rów 8-bitowa skala szarości i 24-bitowa RGB. W skanowaniu mikrofilmów do-puszcza się format JPG (100 proc. ja-kości) ze względu na spowolnienie pra-

3 „Standardy w procesie digitalizacji obiektów dziedzictwa kulturowego”, G. Płoszajski (red.), Warszawa 2008, str. 40.4 „Standardy…”, op. cit, str. 15.5 A. Trembowskiecki, „Digitalizacja dla początkujących”, Warszawa 2014, str. 76.6 Zarządzenie Nr 14 Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych z dnia 31 sierpnia 2015, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://archiwalna.archiwa.gov.pl/images/stories/zarz_14-2015.pdf.

cy skanera trakcie zapisu w formacie TIFF. Kolejnym dokumentem jest „Ka-talog praktyk i standardów digitalizacji materiałów archiwalnych”7, który jest praktycznie rozbudowaną wersją za-rządzenia. Podane są te same definicje oraz te same założenia digitalizacyjne. Katalog ma kilka wersji: dla materia-łów archiwalnych, bibliotecznych, mu-zealnych i audiowizualnych8.

Ciekawym rozwiązaniem jest podział dokumentów ze względu na typ do-kumentu. Taki podział pojawił się w „Standardach…”, gdzie rodzaje ma-

7 Katalog praktyk i standardów digitalizacji materiałów archiwalnych, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://nimoz.pl/upload/Programy_ministra/OCDK/Katalogi_zalecenia_2015/Katalog_praktyk_i_standardow_digitalizacji_materialow_archiwalnych.pdf.8 Wieloletni Program Rządowy KULTURA+, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://www.nina.gov.pl/programy-ministra/wieloletni-program-rz%C4%85dowy-kulturaplus/.

teriałów przeznaczonych do digitali-zacji podzielono na siedem grup (od A do G)9. Wszystkie te grupy mają określone wymagania minimalne oraz wymagania zalecane pod kątem formatu, rozdzielczości itp. Jednak ta propozycja nie przyjęła się. Podział ten ma swoje lata, więc należałoby po-nownie przeprowadzić analizę zasad-ności takich, a nie innych wymagań.

#formaty zapisu

Formaty zapisu można podzielić ge-neralnie na dwie grupy: wzorcowa (TIFF, RAW, JPG2000), użytkowa (JPG, DjVu, PDF).

#TIFF

Format TIFF został opracowany w 1986 roku i służy do zapisywania

9 „Standardy…”, op. cit., s. 204.

» fot. Flickr.com, Patrick Hudepohl, CC BY-NC-SA 2.0

Page 55: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 55

GENEALOG W ARCHIWUM» Photo credit: C

omm

unity History SA

via Foter.com / C

C BY-N

C-N

D

grafiki rastrowej10. Praktycznie format ten zmonopolizował w kwestii zapisu plików przez skanery. TIFF pozwala na zapisywanie dokumentów wielostro-nicowych, pozwala też na zapisywanie obrazów stworzonych w skali szaro-ści oraz w trybach koloru. Obsługuje 64-bitową głębię kolorów. Może prze-chowywać ścieżki i kanały alfa, profile koloru, komentarze tekstowe. Do wy-boru jest kompresja bezstratna (LZW lub CCITT T.6), kompresja stratna lub bez kompresji. Obecnie obowiązuje standard TIFF 6.0. Jedyną wadą tego formatu jest duży rozmiar plików.

#RAW

Format ten głównie występuje w fo-tografii cyfrowej11. Plik RAW w od-

10 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tagged_Image_File_Format.11 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/RAW.

różnieniu od np. TIFF, zawiera suro-we dane z matrycy światłoczułej. Jest uważany za cyfrowy odpowiednik negatywu. Format ten charaktery-zuje się dużym zakresem tonalnym, brakiem kompresji stratnej i zawie-ra zazwyczaj 12 lub 14 bitów na pik-sel. Obsługuje kolory w trybie RGB, CMYK i odcienie szarości. Proble-mem jest to, że obecnie każdy pro-ducent aparatów stosuje własny, naj-częściej niezgodny z innymi, format plików typu RAW. Także wiele prze-glądarek wymaga instalacji odpo-wiednich dodatków, aby móc przeglą-dać ten format, nie mówiąc o obróbce graficznej. W digitalizacji format ten jest nieczęsto stosowany.

#JPG2000

Stosunkowo młody i stosunkowo mało popularny format12. Generalnie jest to nowsza wersja JPG z kompresją bezstratną. Zaletą formatu jest lepsza jakość obrazu przy tym samym stop-niu kompresji. Inną zaletą jest mała wielkość plików w porównaniu do plików TIFF czy RAW. W digitaliza-cji ten format jest mało popularny ze względu na brak wsparcia w progra-mach graficznych.

#JPG

Standard JPEG (Joint Photographic Experts Group) jest bez wątpienia najpopularniejszym formatem gra-fiki rastrowej używanym w fotogra-fii cyfrowej, na stronach WWW itp. Początki formatu JPG sięgają 1983 roku. Publikacja standardu nastąpiła w 1991 roku13. Plik JPG jest zapisy-wany w trybie RGB po 8 bitów na ko-lor. W JPG możemy zastosować pełną gamę kolorów. Mamy możliwość też ustalenia stopnia kompresji. Wiel-ką zaletą jest niewielki rozmiar oraz wsparcie przez wszystkie programy graficzne. Jest to format stratny (wer-sją bezstratną jest wspomniany wy-

12 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/JPEG_2000.13 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/JPEG.

żej format JPG2000). W digitalizacji format ten używa się głównie w two-rzeniu kopii użytkowych na potrzeby własne jak i dla użytkowników.

#DjVu

Jest to bardzo ciekawy format gra-ficzny. Można go nazwać formatem hybrydowym, mającym w sobie od-dzielnie tekst i grafikę14. Format ten jest oparty na metodzie segmentacji obrazu15. Polega to na rozdzieleniu obrazów na odrębne warstwy i pod-daniu ich odrębnej optymalizacji i kompresji. Wyróżniamy zazwyczaj dwie warstwy – warstwę tła i treści. Aby taki plik był bardziej funkcjo-nalny dodaje też trzecią warstwę – OCR zawierający rzeczywisty tekst. Dokumenty w formacie DjVu oglą-da się najczęściej za pomocą prze-glądarki internetowej, uzupełnionej o odpowiednią wtyczkę. Można też stosować odrębne przeglądarki pli-ków. Zarówno wtyczki, jak i przeglą-darki dostępne są bezpłatnie16. Istot-ną cechą plików DjVu są bardzo małe rozmiary, mogą być nawet 1000 razy mniejsze niż standartowy TIFF. Nie-wielki rozmiar powoduje, że pliki mogą być szybciej przesyłane, a co za tym idzie, szybciej otwierane. Jest to format popularny głównie w bibliote-kach cyfrowych17.

#PDF

PDF (Portable Document Format) został stworzony przez firmę Adobe i jest formatem hybrydowym służący do prezentacji tekstu jak i grafiki18. Jest to popularny format, mający duże wsparcie w postaci wielu pro-gramów do przeglądania, do edycji, darmowych, jak i płatnych. Do zalet formatu PDF można zaliczyć: ►

14 Zob. http://www.djvu.com.pl/.15 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Segmentacja_obrazu.16 Zob. http://www.djvu.com.pl/download0.php17 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Biblioteka_cyfrowa.18 Zob. https://pl.wikipedia.org/wiki/Portable_Document_Format.

Page 56: More Maiorum nr 37

More Maiorum56

możliwość umieszczenia w pliku grafiki rastrowej, wektorowej, aka-pitowego tekstu, tworzenie zakła-dek, hiperłączy, dodanie warstwy OCR. Ważną kwestią jest bezpie-czeństwo. Istnieje możliwość szy-frowania dokumentów PDF i moż-

liwość ograniczenia czynności, któ-re nie mogą być dokonywane przez użytkownika. Do wad należy zali-czyć brak możliwości powiększa-nia tekstu, problemy z skopiowa-nie tekstu z dokumentu, brak do-brych narzędzi wyszukiwawczych

w dokumentach. Pomimo tych wad, w digitalizacji format PDF jest dość popularny, jako format użytko-wy (głównie do prezentowania na stronach WWW). Jest także możli-wość użycia formatu dla przechowy-wania plików wzorcowych.

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 57: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 57

#podsumowanie

Jak widzimy w kwestii zapisu cyfrowe-go dominuje bezkonkurencyjnie format TIFF. Obecnie nie ma przesłanek, aby jakiś inny format mógłby zastąpić obec-ne zapisy. Co nie znaczy, że nie są pro-

wadzone prace nad nowymi formatami graficznymi. Z jednym pretendentów mógłby być format FLIF, oczywiście po odpowiednim dopracowaniu (zob. FLIF - bezstratny format kompresji grafiki). Nawet jeśli pojawi się lepszy format, który mógłby zastąpić inne znane nam

formaty najważniejszą kwestia pozosta-je jego promocja, tj. wsparcie w progra-mach graficznych czy systemach opera-cyjnych. Bez tego nawet najlepszy for-mat przepadnie, zginie. Obecnie prze-widuje się, że szybciej zostaną wydane nowe specyfikacje starych formatów. ■

GENEALOG W ARCHIWUM» fot. Flickr.com

, Paul Trafford, CC

BY 2.0

Page 58: More Maiorum nr 37

More Maiorum58

o merkach rybackichMichał Konkel

WIATR OD MORZA

» C

hrist

offer

Wilh

elm

Eck

ersb

erg

(178

3-18

53),

The

Cor

vette

Naj

aden

in R

ough

Sea

s

Słyszeliście kiedyś takie nazwy, jak Odrowąż, Leliwa, Korab, Szreniawa, Wczele, Poraj, Nałęcz, Gozdawa, Abdank? Pewnie większość z Was słyszała, ba, wie doskonale, że to rodzaje herbów szlacheckich. Jednocześnie zapewne znaczna część z nas może jedynie pomarzyć, by znaleźć się w tym szacownym gronie.

Ale to wcale nie oznacza, że i my, a przynajmniej nie-którzy z nas, nie mogą odnaleźć swego „herbu”, zna-ku, merku rodowego. Tak, tylko czym ten znak miał-

by być i skąd się wziął? Postaram się sprawę wytłumaczyć na przykładzie merków rybackich.

Merk – to znak, którego podstawą rysunkową (w ogromnej większości) jest kreska i niezliczone jej kombinacje, służący

do oznaczania przedmiotów, celem uwidocznienia związ-ku między nimi a właścicielem. Znaki te pochodzą

z czasów, kiedy sztuka pisania i czytania nie była jeszcze rozpowszechniona, a rysunki te z ła-

twością wskazywały właściciela.

Dawniej merkami oznaczany był cały dobytek, począwszy od domu, po-przez wszystkie rzeczy, na żywym

inwentarzu kończąc. Używa-ny był praktycznie wszędzie

i przez wszystkich.

Page 59: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 59

WIATR OD MORZA

Rybak oznaczał swe sieci, łódź, przy-bory rybackie, kamieniarz obrobio-ne kamienie, złotnik zostawiał je na swych wyrobach, merkami oznaczano kamienie graniczne, ba, hełmy i tar-cze także nosiły merki swych właści-cieli. Właśnie tak, z początku wszy-scy używali merków, a zaczęły one zanikać w miarę rozwoju umiejętno-

ści piśmienniczych. Część dawnych merków zanika zupełnie, część zostaje zastąpiona podpisami, lub inicjałami, niektóre zaś przemieniają się w pierw-sze znaki herbowe. Z kolei tam, gdzie ich użycie wydaje się być praktyczne, przetrwały niemal do dziś. Oczywi-ście znacząco zmienił się ich charakter i z typowo rysunkowych ewoluowały w wielu przypadkach w znaki literowe, a ich obecność dość mocno zaznacza-ła się jeszcze w XX wieku, szczególnie u rybaków, czy też bartników w pusz-czy kurpiowskiej.

Funkcja rozpoznawczo-własnościo-wa merku ściśle wiązała się z jego dziedzicznością, co bardzo ułatwia-ło identyfikację rodzinno-klanową. Sam znak używany był także w cha-rakterze podpisu, o czym świadczy częste wykorzystywanie merku np. przy podpisywaniu aktów. Dziedzi-

czony był na zasadzie pierworódz-twa. Poszczególni bracia dodawali do dziedziczonego znaku dodatkową kreskę lub kropkę, dla odróżnienia się od ojca oraz między sobą.

Badacze próbowali – z różnym skut-kiem – ustalić stosunek istniejący między merkami a znakami herbo-

wym. Merki rybackie są do pewne-go stopnia odrębną grupą zwyczajo-wą, choć ich wygląd i charakter praw-no-zwyczajowy niewątpliwie wiąże je z herbami szlachty i mieszczan. Co więcej, długi szereg merków rybac-kich ma swoje odwzorowanie w her-bach szlacheckich. Taki stan rzeczy wydaje się mieć wytłumaczenie w sta-rożytności znaków. Dawniej zwyczaj-nie były używane przez wszystkich, co nie zmieniło się także przy podziale społeczeństwa na poszczególne sta-ny. Owszem, zmieniła się wymowa, czy też dostojność poszczególnych znaków, lecz jeszcze w średniowieczu wszystkie pełniły tę samą rolę.

Za przykłady, że znak napieczętny nie był dawniej monopolem jedynie osób herbowych niech posłużą nam sołtys Konrad, człek niewątpliwie prostego stanu, który wystawiwszy dokument

w 1273 r. zauważa, że przywieszono do niego trzy pieczęcie: ksieni ołobockiej, księcia panującego i sołtysią właśnie; czy Stefan Powiskała, syn Robaka, któ-ry w 1340 r. sprzedaje plebanowi z Szy-manowic łan za 4 grzywny srebrne, stwierdzając sprzedaż pieczęcią swoją i urzędu miejskiego w Pyzdrach. Przy-kładem takiej pieczęci może być herb

Jaśka, wójta w Pyzdrach w 1311 r. Była to tarcza przedzielona poprzecz-nym pasem na dwa pola. W górnym polu dwa listki sercowatego kształtu, w dolnym zaś jeden, ale nieco większy.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że tekst ten tylko powierzchownie dotyka bar-dzo ciekawego tematu. Jednak moim celem było zwrócenie uwagi na, cza-sem zapomniane bądź nie do końca doceniane, rzeczy, które naznaczo-ne zostały merkiem, a którego zna-czenia mogliśmy nie być świadomi. Spotkać je można w najmniej oczeki-wanych miejscach. Miałem przyjem-ność zetknąć się z nim na grobie jed-nego z moich przodków. Oczywiście, w tym przypadku nie jest to już zestaw prostych linii, lecz wizerunek bardziej artystyczny. Jednak jest to znakomite źródło do dalszych poszukiwań. ■

» rys. własne

» rys. własne

Page 60: More Maiorum nr 37

More Maiorum60

» fot. archiwum

Autorki

Grażyna Stelmaszewska

płockie historie, czyli ulica Sienkiewicza 28

» fot. blog p. Krzysztofa W

iśniewskiego

Jako dziecko, idąc z mieszkania babci przy ulicy Kolegialnej 27 w kierunku centrum, czyli do Tumskiej, musieliśmy minąć ulicę Sienkiewicza i kamienicę, która odkąd pamiętam, zawsze mnie przytłaczała.

Była szara, ciemna i wydawa-ło mi się, że jest osmolona ogniem i dymem. To osmole-

nie, to był wymysł mojej wyobraźni, mojego przerażenia tym miejscem.

Przy drzwiach wejściowych wisia-ła czarna tablica, przed którą często z babcią lub rodzicami stawaliśmy. A mówiła ona, że w tym miejscu 19 stycznia 1945 roku spalono 79 Po-laków.

Chociaż informacje dotyczące tego tragicznego zdarzenia znam od dzie-ciństwa, powróciłam do tego tematu dzięki p. Krzysztofowi Wiśniewskie-mu – znanemu płockiemu działaczo-wi społecznemu, a także miłośnikowi Płocka i jego historii.

Była już końcówka wojny. Armia nie-miecka na wschodnim froncie dozna-wała coraz większych niepowodzeń. Wywoływało to nadzieje Polaków, ale też większe zdenerwowanie okupan-ta. To zdenerwowanie widać było tak-że w Płocku. Coraz więcej Niemców, głównie cywili, którzy chcieli tu stwo-rzyć dla siebie miejsce stałego poby-tu, kierowało się z walizami, paczkami w kierunku dworca, gdzie w przepeł-nionych pociągach jechali w kierunku zachodnim. Wyjątkową nerwowość wykazywało Gestapo.

Właśnie w tym czasie odnotowano na-głe przewożenie więźniów z miejsca na miejsce, likwidowanie ich w pobliskich lasach. Dlaczego pod koniec wojny? Ponieważ te zabójstwa, egzekucje jesz-cze w większym stopniu pokazywały mordercze instynkty wroga, który li-czył się z przegrywaną już wojną.

Wspominając kamienicę przy uli-cy Sienkiewicza 28 w Płocku od razu wspomina się jednego z więźniów – nauczyciela Tadeusza Kuligowskie-go. To dzięki niemu znamy wszystkie szczegóły tragizmu. Opisał wszystko

dokładnie w swym „Protokole wła-snym”, który w obecnie znajduje się w zbiorach Biblioteki im. Zielińskich w Płocku.

Kuligowski razem z grupą zmarznię-tych, wynędzniałych, przestraszonych więźniów ruszył z Przasnysza w nie-znane. Zatrzymywali się w Działdo-wie, Mławie, Rypinie, by przybyć na-gle do Płocka. Jak wspominał, skuty był w parze z volksdeutschem, któ-ry podawał, że nazywa się Ludwik Robert Dżbiński-Kloska. Gdy vol-ksdeutscha zwolniono, Kuligowski oswobodził się z kajdanek i czekał na okazję do ucieczki. 19 stycznia 1945 roku transport dotarł do Płoc-ka. Cała grupa przemierzała ulicami: Dworcową, Kilińskiego, Sienkiewicza w kierunku więzienia. Tu zostali prze-kazani Gestapo.

Została ona skierowana na ulicę Sien-kiewicza. Należy dodać, że kamienica ta znajdowała się w niewielkiej odle-głości od gmachu Gestapo. Eskortu-jący gestapowcy do grupy więźniów dołączali także złapanych po drodze płocczan.

Page 61: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 61

podnosząc się spod ciał pomordowanych, zobaczył twarze dwóch współwięźniów{

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Gdy wszyscy doszli do ulicy Sienkie-wicza 28 na podwórzu rozkuto ich, ustawiono piątkami i kolejno wpro-wadzano do kamienicy. W pierwszej piątce znajdował się Tadeusz Kuli-gowski. On i jego grupka skierowana została do narożnego pokoju z wyrwą w ścianie, powstałej wcześniej w wy-niku bombardowania miasta przez Rosjan. Stało tam żelazne łóżko z siat-ką i na nim rozkazano położyć się całej piątce.

W „Protokole własnym ” Tadeusz Ku-ligowski napisał:

„Wchodzę do pokoju, gdzie widać załamany sufit, rozwaloną ścianę, dwa puste łóżka. Rozkuwają nas i każą nam się kłaść na sprężyno-wą siatkę. Naiwnie wciskam głowę w zimny drut. Tak jakby miało to, co pomóc. Wiem, co teraz powinno nastąpić. Myśli toczą się po głowie

tak szybko, jak krajobraz widziany z okna pociągu. Dom, rodzina, bli-scy. Błyskawicznie krótkie są te ob-razy. Teraz na przykład widzę jasną główkę swej córki… Pojedyncze, suche, ostre. Sąsiad z lewej, który łokciem dotyka mnie, już obficie krwawi. Widzę- przez siatkę łóż-ka, jak krew powoli rozlewa się po

podłodze, i paruje. Mój towarzysz od kajdan ledwie zdążył westchnąć. Leży teraz spokojnie. Przez głowę znowu przewalają się myśli, – dla-czego tak długo...

Teraz jakiś ranny jęczy straszliwie i woła – dobijcie! Pada strzał i głos cichnie. Ja ciągle czekam. Zwieram teraz napiętki saperskich butów, jeszcze mocniej przyciskam gło-wę do siatki i staram się nieznacz-nie oddychać. Drażni mnie słod-kawy i mdły zapach krwi… Mój towarzysz od kajdan, który dobrze znal ich język teraz już nie rozumie. Krew wolno sączy się z jego głowy... Nowa piątka więźniów staje przy łóżkach. Gestapowcy coś im krzy-kliwie nakazują.

Znowu strzały. Tak jak przedtem pojedyncze. Krew leci na podło-gę strugami jak deszcz... Nie je-

stem nawet jeszcze ranny, ale boję się. Boję się, bo może mnie trafić kula nie dla mnie przeznaczona. Do pokoju wciska się warkot samo-lotów. – Schnell, schnell – słychać rozdrażniony bełkot. Nowe ofiary. Esesmani strzelają coraz szybciej. Głos ich syczy niespokojnie. Mam teraz w głowie zupełną pustkę, nie

mogę zebrać myśli. Gdy przytom-nieję, czuję, że nogi mi się rozwarły, a ręce zbroczone mam krwią. Hitle-rowcy wpędzają do pokoju następ-ną piątkę. Kilku innych gnają do przodu. Za ścianą w innym pokoju ostro, w pośpiechu wybijają resztę ludzi. Strzały i ciała padają niemal jednocześnie. Ktoś kwili jak ptak, czyjeś słowo umiera w połowie nie-dopowiedziane. Potem cisza, długa cisza... Czuję, jak powoli odpływa ode mnie nagi, okrutny strach. Leżę spokojnie przykryty martwymi cia-łami i czekam. Boję się oddychać. Może w pokoju stoi esesman i cza-tuje na każdy ruch i jęk? Jak długo leżę, sam nie wiem...”.

Z relacji więźnia wynika, że na ową piątkę kładła się następna piątka i zno-wu strzały, znowu następni kładli się i znowu strzały. Ciała na Kuligowskim rosły, odczuwał ich ciężar i coraz więk-sze ilości spływającej krwi, ale ciągle żył. Był pewny, że takie same egzekucje od-bywały się w pokojach obok, bo strzały nie milkły. Skąd pochodziła druga gru-pa rozstrzeliwanych dotychczas nie wia-domo. Tak naprawdę nie wiadomo nic o tej drugiej grupie. Pewnie też, dlatego, bo nikt z nich nie ocalał.

Wiadomo natomiast, że do grupy przy-wiezionej z Przasnysza dołączono 45 osób z płockiego więzienia i 8 płocczan

złapanych po drodze. Kuligowski w swych relacjach wspominał, że gdy ucichły strzały rozległy się wybuchy granatów za-palnych. Pojawiał się dym, a języki ognia wchodziły na ściany. A on leżał pod cia-łami. Znacznie później usłyszał szurające kroki osoby wydostające się na zewnątrz. Nie miał odwagi poruszyć się, cho-ciaż paliła się już podłoga w pokoju, ►

“Podaj mi rękę” - mówił anioł,a był to świt jak uśmiech dziecka blady.“Oto się unosimy z daleka wołaniom”.Słychać było powietrza srebrne wodospadyi cichy duchów poświst teraz mi wiadomy.Płynęliśmy.— Krzysztof Kamil Baczyński

Page 62: More Maiorum nr 37

More Maiorum62

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

a dym stawał się coraz bardziej gryzący i duszący. Gdy do jego uszu znowu do-tarł odgłos szurających nóg, jakiś nie-pewny ruch i ostrożne kroki. Podnosząc się spod ciał pomordowanych zoba-czył twarze dwóch współwięźniów z transportu, którzy ostrożnie zaczę-li wychodzić przez wyrwę w ścianie. Byli to Stanisław Zbyrowski i Izydor Antosiak. I wtedy Tadeusz Kuligow-ski zdecydował się również wyjść na zewnątrz. Była to właściwie ostatnia chwila, bo dym stawał się coraz bar-dziej gęsty i utrudniał już oddychanie, a ognie pojawiały się w różnych szcze-linach i na podłodze. Zbawiennym był tu otwór w ścianie i ocalały wię-zień zdawał już sobie sprawę, że to jest jedyny ratunek, tym bardziej, że pod-łoga już płonęła. Wyjście spod tak du-żej góry ciał nie było łatwe i zajęło Ku-ligowskiemu wiele czasu, aż w końcu obolały, przyduszony dymem, wyczoł-

gał się przez otwór. Było już ciemno. Gdy na podwórzu dostrzegł człowie-ka znowu zamarł, ale ponieważ ten nie okazywał jakiejkolwiek agresji spytał, czy może wyjść na ulice. Człowiek ten patrząc jak na ducha pokazał mu dro-gę ucieczki w stronę ulicy Królewiec-kiej. Ocalały cudem więzień skierował się w stronę Rogatek Bielskich. W No-tatkach Płockich przeczytałam:

„W jednej z napotkanych bram zdjął wierzchnie spodnie niemiec-kie, bardzo pokrwawione, a po-został w drugich, własnych nieco czystszych. Plamy krwi na butach i kurtce posypał miałem z cegły znalezionym w bramie. Upodob-nił się w ten sposób do człowieka pracującego. Furażerkę, w której był przywieziony, zostawił w po-koju mordu, a wziął czyjąś czapkę cywilną, chociaż wykonana była

z płaszcza wojskowego. Za rogatka-mi Bielskimi przyłączył się do trzy-osobowej rodziny idącej w stronę Sierpca uważając, że razem będzie bezpieczniej wędrować. W drodze zaczepił go podoficer niemiecki pytając, czy nie jest „Ruskim”, bo jego czapka uszyta była z płaszcza żołnierskiego radzieckiego i bu-dziła podejrzenie. Kuligowski po-kazał mu plamy krwi na kurtce i spodniach i powiedział, że jest ranny w bombardowaniu Płocka i ucieka na wieś. Niemiec zrozu-miał i pozwolił iść dalej”.

Z dokumentów wynika, że mord w płockiej kamienicy przeżyło 5 osób. Mieszkańcy pobliskich mieszkań zeznawali po wojnie, że z płonącego domu wyszedł też męż-czyzna, ale ciężko ranny upadł na podwórku, skąd szybko został za-

Page 63: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 63

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

brany do pobliskiego mieszkania.Mimo udzielanej mu pomocy nie-szczęśnik zmarł. Jego rany były roz-ległe, a upływ krwi zbyt duży.

21 stycznia 1945 roku Płock został wy-zwolony. Ale ten dzień nie był takim radosnym, jakby chciano. Zbrodnia dokonana w domu przy ulicy Sienkie-wicza 28 wstrząsnęła mieszkańcami Płocka. Już wszyscy wiedzieli, że na Sienkiewicza rozstrzelano i spalono nie tylko więźniów przywiezionych z Przasnysza, więźniów w płockie-go więzienia, ale także 8 osób złapa-nych na płockich ulicach. Tylko jed-nemu mężczyźnie udało się uciec. Był to Władysław Koncewicz. Skorzystał on z zamieszania, jakie powstało przy wprowadzaniu więźniów do korytarza kamienicy, wbiegł po schodach na I piętro, a następnie wyskoczył przez okno.

Znając różne zakamarki pobliskich ogrodów, udało mu się wydostać z nie-bezpiecznego miejsca. Uratował swoje życie, ale po tych traumatycznych prze-życiach, długo dochodził do zdrowia.

Ale nie tylko „Protokół własny” nauczyciela Tadeusza Kuligowskiego dał nam obraz mordu na ulicy Sienkiewicza. Wiele wyjaśnień wnosi relacja odszukanego po wojnie Stani-sława Zbyrowskiego.

On także szczęśliwie ocalał, chociaż jego ciało pokrywało wiele ran. Nie były groźne, nie zagrażały jego życiu, chociaż bardzo krwawiły. Mimo że dom już pło-nął, Zbyrowski wydostał się spod mar-twych ciał, zabierając ze sobą ciężko rannego Izydora Antosiaka.

Zbyrowski był w drugiej piątce wpro-wadzanej do pokoju egzekucji i widział strzelającego z automatu majora SS. Sta-nisław Zbyrowski wspominał:

„przy wolniejszym przesuwaniu automatu zabijał wszystkich, nie-których trafiał nawet kilkakrotnie, a przy szybszym ruchu rozrzut po-cisków był rzadszy i nie każdego trafiał. Dzięki temu niektórzy prze-żyli ten masowy mord”.

W „Notatkach Płockich” moż-na odnaleźć zapis, mówiący o wędrówce Zbyrowskiego i Anto-siaka. Podobnie jak inni ocaleni, skierowali się w stronę ogrodów

„następnie przez Nowy Rynek do-szli do mieszkania kowala przy ro-gatkach Bielskich. Tam nieco od-poczęli, pożywili się i opatrzyli prowizorycznie rany, przy pomocy domowników. Stamtąd poszli do najbliższej wsi w kierunku Bielska. Była to prawdopodobnie wieś Nie-głosy w pobliżu Płocka. Zatrzyma-li się w opuszczonym przez ewaku-owanych Niemców mieszkaniu, aby odpocząć i przenocować oraz lepiej opatrzyć krwawiące rany. Antosiak słabł coraz bardziej, prawdopodob-

nie wytworzyło się już zakażenie. Jeszcze nie zdążyli się przygotować do spoczynku, gdy usłyszeli zbliża-jące się samochody. Nadjechał nie-wielki oddział SS, uciekający przed wojskami radzieckimi. Zbyrowski i Antosiak, zapytani -co tu robią? — odpowiedzieli, że zostali ran-ni w czasie bombardowania miasta przez samoloty radzieckie i dlatego przyszli do wsi, aby się tu schronić, odpocząć i opatrzyć rany. Po tym wytłumaczeniu zawołano do nich lekarza wojskowego, który opatrzył im rany. Następnie przyniesiono im jedzenie. Oddział SS po krótkim wypoczynku odjechał, a oni prze-nocowali w pustym domu i ran-kiem 20 stycznia poszli dalej w kie-runku Chorzel”.

Niestety stan Antosiaka pogarszał się. Spotkany po drodze oddział radziecki, który podążał w kierunku Płocka, za-brał ciężko rannego do wozu sanitar-nego, a następnie do szpitala w Płoc-ku, gdzie zmarł.

27 stycznia 1945 roku odbył sie uro-czysty pogrzeb rozstrzelanych i spalo-nych Polaków. Na podwórzu posesji, przy ul. Sienkiewicza 28 z czasem po-stawiono pomnik ku ich pamięci, a na ścianie budynku zawieszono tablicę mówiącą, że jest to miejsce uświęcone krwią Polaków.

Lata minęły, szara, ciemna kamienica zmieniła się w piękny, jasny hotel. Tyl-ko na tyłach pozostał pomnik, wspo-minający egzekucje i spalenie. Dla płocczan to miejsce święte, więc ze zdziwieniem czytam w miejscowych gazetach, że dostęp do miejsca trage-dii jest utrudniany. Kłódka i łańcuch wywołują u rodzin zamordowanych sprzeciw oraz żal. Biznes zaczyna wy-grywać z miejscami pamięci. Oblega-ny Hotel, pełne sale konferencyjne, re-stauracja…, więc i rozbudowa. Tylko, co z pomnikiem? Miejsce pamięci na-rodowej związane jest z konkretnym miejscem. To świętość! ■

» Identyfikacja zwłok/ fot. blog p. Krzysztofa Wiśniewskiego

Page 64: More Maiorum nr 37

More Maiorum64

GENEALOGIA A PRAWO

ochrona “czci” i “prywatności”osoby zmarłej

Izabela Heropolitańska

Zmarłemu jest niewątpliwie obojętne co o nim piszą, ale nie jest obojętne jego bliskim.

Prawa osobiste po śmierci

De mortuis aut bene, aut ni-hil (O zmarłych albo dobrze, albo wcale). Sentencja ta

przypisywana jest Chilonowi ze Spar-ty. Ale można napisać ją przewrotnie De mortuis aut bene, aut nihil?

Według art. 23 Kodeksu cywilnego (dalej KC) dobrami osobistymi czło-wieka są w szczególności cześć, na-zwisko lub pseudonim, wizerunek, ta-jemnica korespondencji. Jak pisałam w poprzednim artykule1 wymienienie to jest przykładowe, a do dóbr osobi-stych zalicza się wszystko, co jest zwią-zane ze sferą życia prywatnego, rodzin-nego, a także ze sferą intymności2.

Godność człowieka chroniona jest tak-że przez art. 30 Konstytucji. Mówi on, że przyrodzona i niezbywalna god-ność człowieka stanowi źródło wol-ności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna. Podobnie art. 8 konwencji z dnia 4 listopada 1950 r. o ochronie praw człowieka i podsta-wowych wolności3 podkreśla, że każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego, swoje-go mieszkania i swojej korespondencji.

1 I. Heropolitańska, „Kult osoby zmarłej”, More Maiorum z 2015, nr 11.2 Por. np. Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 18 stycznia 1984 r., I CR 400/83, Orzecznictwo Sądu Najwyższego (dalej OSN) z 1984, nr 11, poz. 195.3 Dz.U. z 1993 r. Nr 61, poz. 284.

się o zmarłym obraźliwie, źle lub kłamliwie. Bowiem właśnie z chwi-lą śmierci człowieka powstaje do-bro osobiste bliskich do ochrony sfe-ry uczuciowej, związanej z kultem pamięci najbliższej osoby zmarłej6. Nie jest to jakaś kontynuacja ochro-ny dóbr osobistych osoby zmarłej, ale odrębne, własne dobro osobiste bliskich. Jego ochrona prawna nie jest uzależniona od zakresu ochro-ny dóbr osobistych osoby zmarłej, jaka zostałaby jej udzielona za ży-cia7. Przysługująca osobom bliskim ochrona prawna nie jest skiero-wana na ochronę czci ani zmarłe-go, ani też tych osób bliskich, lecz

6 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 12 lipca 1968 r., I CR 252/68, OSN z 1970, nr 1, poz. 18.7 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 23 września 2009 r., I CSK 346/08, OSN z 2010, nr 3, poz. 48.

Dobra osobiste, jak to stanowi art. 23 KC, są ściśle związane z konkret-ną jednostką ludzką. Z przepisu tego wynika zatem jednoznacznie, że do-bra osobiste są dobrami żywego człowieka. Nie mogą być one prze-niesione na inną osobę ani w dro-dze czynności prawnych między ży-jącymi, ani w drodze spadkobrania. Przysługują człowiekowi od chwili narodzin i gasną z chwilą jego śmier-ci4. Dotyczy to także takich dóbr, jak cześć i prywatność zmarłego.

Również na gruncie obecnie obowią-zującego kodeksu karnego, zniesła-wienie osoby zmarłej albo pamięci po niej nie stanowi przestępstwa5. Ozna-cza to, że nie jest możliwe jej zniesła-wienie.

Prawa osobiste osób bliskich osobie zmarłej

To, że z chwilą śmierci wygasa-ją prawa osobiste nie oznacza, że dopuszczalne jest wypowiadanie

4 Jest to pogląd dominujący np. A. Szpunar, „Ochrona dóbr osobistych”, Warszawa 1979, str. 97; M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny. Komentarz. Część ogólna”, LEX 2014, komentarz 15 do art. 23; wyrok Sądu Apelacyjnego w Lublinie z dnia 5 kwietnia 1991 r., I ACr 50/91, Orzecznictwo Sądów Apelacyjnych (dalej OSA) z 1991, nr 3, poz. 15 odmiennie np. J. Mazurkiewicz, „Non omnis moriar. Ochrona dóbr osobistych zmarłego w prawie polskim”, Wrocław 2010, dostępna również online, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://www.bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/publication/28001?tab=1.5 Por. P. Jóźwiak, „«De mortuis aut bene, aut nihil» (O zmarłych należy mówić dobrze albo wcale). Prawnokarna ochrona czci osoby zmarłej (postulaty de lege ferenda)”, Edukacja Prawnicza z 2008, nr 12; zagadnienie to już przed wojną było przedmiotem dyskusji np. STR. Glaser, „Znieważenie pamięci zmarłego”, Głos Sądownictwa z 1937, nr 2, str. 100 i n.

Page 65: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 65

GENEALOGIA A PRAWO

snych dóbr osobistych osób najbliż-szych w zakresie, w jakim godzi to w ich uczucia12.

Przy ustalaniu osób, którym przy-sługuje prawo do ochrony pamię-ci osoby zmarłej, winien też być bra-ny pod uwagę stopień zażyłości oraz więzy emocjonalne z osobą zmarłą. Przykładowo, osoba najbliższa, która nie utrzymywała ze zmarłym kontak-tów lub sama zachowywała się wobec niego niewłaściwie, nie może doma-gać się ochrony13.

Przepisy prawa natomiast nie wska-zują kim musi być naruszający to do-bro osobiste. Może to być zatem za-równo osoba obca zmarłemu, jak też osoba mu najbliższa. Z analizy orzecznictwa sądowego wynika, że nie należą do rzadkości spory po-między osobami bliskimi zmarłemu. Często bowiem zdarza się, że kult pa-mięci tej samej osoby zmarłej stano-wi dobro osobiste więcej niż jednego człowieka (np. kilku krewnych). ►

12 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 23 września 2009 r., I CSK 346/08, OSN z 2010, nr 3, poz. 48; K. Matuszewski, „Pamięć i kult osób zmarłych …”, op. cit., str. 1086-1087; M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…”, op. cit., komentarz 98 do art. 23; A. Szpunar, „O ochronie pamięci osoby zmarłej”, Palestra 1984, nr 7–8, str. 1 i n.13 M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…”, op. cit., komentarz 98 do art. 23.

zmierza do ochrony uczucia pie-tyzmu, jaki osoby te żywią wzglę-dem zmarłego8. Dotyczy ono przede wszystkim możliwości zapamięta-nia tej osoby jako dobrego, godnego, uczciwego człowieka9.

Komu przysługuje prawo do ochrony sfery uczuciowej związanej z kultem pamięci osoby zmarłej

W przypadku ochrony dobra osobi-stego, związanego z kultem pamię-ci osoby zmarłej, prawo do ochrony

8 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 10 czerwca 1992 r., I ACr 190/92, Wokanda z 1998, nr 12, str. 33; M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…”, op. cit., komentarz 98 do art. 23.9 K. Matuszewski, „Pamięć i kult osób zmarłych jako autonomiczne dobro osobiste”, Monitor Prawniczy z 2012 r., nr 20.

będzie przysługiwało tylko osobom najbliższym zmarłego. Przy czym krąg tych osób nie ogranicza się do wskazanych w art. 10 ustawy z dnia 31 stycznia 1959  r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych10 tj.: 1) pozosta-ły małżonek lub małżonka; 2) krewni zstępni; 3) krewni wstępni; 4) krew-ni boczni do 4 stopnia pokrewień-stwa; 5) powinowaci w linii prostej do 1 stopnia. Ustawa ta nie reguluje bo-wiem zasad ochrony dóbr osobistych osób dla zmarłego bliskich11. Tak więc grono osób objętych ochroną będzie szersze. Oprócz krewnych i powino-watych, do osób bliskich należy zali-czyć np. konkubenta.

Natomiast należy odmówić ochrony dalszym krewnym, dalszym powino-watym czy przyjaciołom. W tym wy-padku nie chodzi bowiem o ochro-nę czci zmarłego, która uzasadniała-by przyznanie ochrony takim osobom w razie każdego stwierdzenia obrazy zmarłego. Chodzi tu o ochronę wła-

10 Tekst jednolity Dz.U. z 2011, Nr 118, poz. 687 ze zm.11 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 31 marca 1980 r., II CR 88/80, Legalistr.

» fot. Pixabay.com, C

C0 Public D

omain

Page 66: More Maiorum nr 37

More Maiorum66

Każda z tych osób może samodzielnie i niezależnie od pozostałych zaspoka-jać swoje potrzeby uczuciowe związa-ne z kultem pamięci zmarłego i w tym celu wykonywać przysługujące jej uprawnienia. Ponieważ jednak każ-dej z nich przysługuje również ochro-na prawna przed zagrożeniem lub na-ruszeniem jej dobra osobistego, prze-to pozostałe osoby mają obowiązek powstrzymywania się od wszelkich działań, które by stanowiły takie za-grożenie lub naruszenie14. Przykła-dowo, według brata zmarłego napisa-nie, że zmarły był nałogowym alkoho-likiem jest tylko przekazaniem znane-go faktu. Natomiast przez wdowę po zmarłym może to być odebrane jako naruszenie jej dobra osobistego, któ-rym jest kult pamięci zmarłego męża.

Trzeba także podkreślić, że ochrona taka nie jest nieograniczona w czasie. Po wielu latach od śmierci danej oso-by odpada cel ochrony jej pamięci15. Więź emocjonalna pomiędzy zstępny-mi dalszego stopnia jest słaba, względ-nie nie ma jej w ogóle. Sam fakt pokre-wieństwa nie będzie tu wystarczający.

Działania naruszające dobro osobiste

Do tego aby można było domagać się ochrony własnego dobra osobistego musi wystąpić co najmniej zagroże-nie go przez cudze działanie. Tym „działaniem” będą najczęściej nie-prawdziwe lub krzywdzące wypowie-dzi o zmarłym, czy to ustne, czy to pi-semne. Dobro osobiste może być tak-że naruszone przez treści opublikowa-ne w Internecie16.

O tym, czy nastąpiło naruszenie do-bra osobistego decyduje obiektywna

14 Wyrok SN z dnia 12 lipca 1968 r., I CR 252/68, OSNCP 1970 nr 1, poz. 18.15 M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…”, op. cit., komentarz 98 do art. 23; A. Szpunar, „O ochronie pamięci osoby zmarłej”, Palestra 1984, nr 7-8, str. 1 i n.16 A. Rogacka-Łukasik, „Naruszenie dóbr osobistych w Internecie oraz ich ochrona na podstawie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną”, Roczniki Administracji i Prawa. Teoria i Praktyka. Rok XII, str. 247-250.

ocena konkretnych okoliczności, a nie subiektywne odczucie osoby zainte-resowanej17. Należy więc uwzględnić opinię występującą w społeczeństwie, a nie reakcję społeczeństwa na kon-kretne zachowanie danej osoby18. Przy czym podstawowe znaczenie mają po-glądy rozsądnych i uczciwie myślą-cych ludzi19.

Bezprawność działania osoby naruszającej dobro osobiste

Kodeks cywilny przyjmuje, że każde zagrożenie dobra osobistego jest bez-prawne. Wskazuje na to konstrukcja art. 24 KC, w którym zostało napisane „chyba że nie jest ono bezprawne”. Takie sformułowanie przepisu wyraź-nie wskazuje, że w procesie o ochronę dóbr osobistych to pozwany ma obo-wiązek wykazać, że jego działanie nie było bezprawne20.

Bezprawność działania będzie przede wszystkim w przypadku, gdy jakaś osoba w swojej wypowiedzi zawarła:

1) informacje ze sfery życia prywatne-go, rodzinnego lub z jego sfery intym-ności, naruszając przez to dobra oso-biste osoby bliskiej zmarłemu;

2) fakty i oceny przedstawione ze świa-domością niezgodności ich z prawdą21.

Nie ma jednolitego poglądu, co należy do sfery intymności. Niektórzy uważają, że można do niej zaliczyć w szczególności22:

17 Por. np. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 11 marca 1997 r., III CKN 33/97, OSN z 1997, nr 6-7, poz. 93; wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi z dnia 28 sierpnia 1996 r., I ACr 341/96, OSA z 1997 nr 7-8, poz. 4318 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 29 września 2010 r., V CSK 19/10, OSN - Zbiór dodatkowy z 2011, nr B, poz. 3719 A. Szpunar, „Zadośćuczynienie za szkodę niemajątkową”, Bydgoszcz 1999, str. 104; J. Wierciński, „Niemajątkowa ochrona czci”, Warszawa, str. 104-107.20 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 19 kwietnia 2000 r., I ACa 1455/99, Orzecznictwo Sadów Apelacyjnych z 2001, z. 5, poz. 27.21 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 19 października 1989 r., II CR 419/89, Orzecznictwo Sadów Polskich i Komisji Arbitrażowych (dalej jako OSPiKA) z 1990 nr 11, poz. 377.22 J. Sieńczyło-Chlabicz, „Prawo do ochrony sfery intymności jednostki”, PiP 2004, z. 11, str. 44.

1) informacje o stanie zdrowia;

2) informacje o uzależnieniu od nar-kotyków czy zakażeniu wirusem HIV23;

3) informacje na temat spraw związa-nych z seksem, orientacją seksualną24;

4) informacje na temat stosunków po-zamałżeńskich;

5) informacje o życiu uczuciowym;

6) informacje na temat utrzymywanej w tajemnicy wstydliwej przeszłości;

7) informacje o potrąceniach należno-ści alimentacyjnych pracownika25.

Natomiast według innych pkt 226 oraz 4–7 należą tylko do sfery prywatności, a nie intymności27. Można także spotkać pogląd, że np. informacja o poddaniu się leczeniu psychiatrycznemu to sfera pry-watności osoby, a nie sfera intymności28.

Życie intymne każdej osoby podlega zawsze pełnej ochronie prawnej. Nie obala zatem domniemania bezprawności działania wykazanie, że ujawnione okoliczności z cudzego życia intymnego były obiektywnie prawdziwe29.

Bezprawność naruszenia dobra oso-bistego wyłącza uprzednia zgoda uprawnionego np. na opublikowanie informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia.

23 Tak też Sąd Apelacyjny w Warszawie w wyroku z dnia 3 kwietnia 1997 r., I ACr 19/94, niepublikowany.24 Tak też wyrok Sąd Najwyższego z dnia 11 marca 1986r., I CR 4/86, OSPiKA 1987, z. 7, poz. 86. 25 Por. uchwała składu 7 Sędziów Sądu Najwyższego z dnia 16 lipca 1993 r., I PZP 28/93, OSN z 1994 nr 1, poz. 2.26 Tak też Sąd Apelacyjny w Białymstoku w wyroku z dnia 12 kwietnia 1995 r., I C 1178/93, orzeczenie z bazy danych Centrum Monitoringu i Wolności Prasy.27 M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…”, op. cit., komentarz 98 do art. 23.28 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z dnia 19 października 1995 r., I A Cr 328/95, orzeczenie z bazy danych Centrum Monitoringu i Wolności Prasy.29 Por. wyrok Sąd Najwyższego z dnia 11 marca 1986r., I CR 4/86, OSPiKA 1987, z. 7, poz. 86.

GENEALOGIA A PRAWO

Page 67: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 67

Nieświadomość niezgodności z praw-dą wypowiedzi zniesławiających pa-mięć zmarłego nie zawsze będzie chro-niła jej autora. Jeżeli bowiem nie ma on świadomości, bo nie sprawdził praw-dziwości i rzetelności faktów, o których pisze, nie zachował staranności przy zbieraniu i wykorzystaniu materia-łów, oparł się tylko na jednym źródle informacji, a pominął inne dostępne, wówczas może zostać mu postawiony zarzut naruszania sfery uczuciowej osób bliskich zmarłemu. Tak będzie nawet wówczas, gdy autor powoła się na wypowiedzi osób trzecich30.

Fakt, że autor wypowiedzi nie zamie-rzał naruszyć dobra osobistego innej osoby nie jest istotny31.

Ponadto autor winien rzetelnie wy-ważyć, aby przyjęty przez niego opis, styl wypowiedzi, użyte słownictwo nie prowadziły do naruszenia dobre-go imienia innej osoby, jej godno-ści i czci32. Z kolei krytyka nie może zmierzać do poniżenia lub ośmiesze-nia danej osoby, lub jej bliskich33.

Nie ma przy tym znaczenia do jak dużej ilości osób dotarła taka wypo-wiedź. Nie chodzi tu bowiem o reak-cję społeczeństwa, lecz o opinię wystę-pującą w społeczeństwie34.

Działania naruszające dobro osobiste osób publicznych i „postaci historycznych”

Poglądy w sprawie ochrony sfery intym-nej osób publicznych są podzielone.

Według pierwszego z nich, ochrona prawna sfery intymności życia zarów-

30 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 10 czerwca 1992 r., I ACr 190/92, Wokanda z 1998, nr 12, str. 33.31 J. Wierciński, „Niemajątkowa…”, op. cit., str. 104.32 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z dnia 12 kwietnia 1995 r., I C 1178/93, orzeczenie z bazy danych Centrum Monitoringu i Wolności Prasy.33 A. Szpunar, „Zadośćuczynienie…”, op. cit., str. 146.34 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z dnia 3 października 2012 r., I ACa 435/12 , www.orzeczenia.mstr.gov.pl.

no w stosunku do osób prywatnych, jak i osób wykonujących działalność publiczną powinna być równa35. Nie obala bezprawności działania wyka-zanie, że ujawnione okoliczności z cu-dzego życia intymnego, były obiek-tywnie prawdziwe36.

Zwolennicy drugiego poglądu uwa-żają, że dopuszczalna jest ingerencja w sferę intymności osób publicznych. Uchylenie bezprawności ma miejsce wówczas, gdy zostaną spełnione na-stępujące warunki: informacja ta do-tyczy osoby publicznej, ma związek z wykonywaniem przez tę osobę dzia-łalności publicznej oraz jej opubliko-wanie jest motywowane interesem społecznym (tzw. usprawiedliwione zainteresowanie)37.

Można spotkać także stanowisko po-średnie, w myśl którego ze sfery in-tymnej mogą być ujawnione wyłącz-nie te fakty, które stanowią czyny nie-dozwolone lub są sprzeczne z zasada-mi współżycia społecznego (dobrymi obyczajami). Całkowite pozbawienie intymności osób publicznych godzi-łoby w ich godność, a to nie może być usprawiedliwione zaciekawieniem publiczności38.

Niejednolita będzie także niewątpli-wie ocena, czy w konkretnej sytuacji

35 Np.: A. Kopff, „Koncepcja praw do intymności i do prywatności życia osobistego. Zagadnienia konstrukcyjne”, Studia Cywilistyczne, t. XX, Warszawa – Kraków 1972, str. 33; STR. Rudnicki, „Ochrona dóbr osobistych na podstawie art. 23 i 24 k.c. w orzecznictwie Sądu Najwyższego w latach 1985–1991”, Przegląd Sądowy 1992, nr 1, str. 59 - 60; A. Szpunar, „Ochrona dóbr…” op. cit., Warszawa 1979, str. 153.36 Wyrok SN z dnia 11 marca 1986 r. , I CR 4/86, OSPiKA 1987, z. 4, poz. 86; podobnie wyrok SN z dnia 12 września 2001 r., V CKN 440/00, OSNC 2002, nr 5, poz. 68.37 Np. SN w uchwale składu 7 sędziów z dnia 18 lutego 2005 r. , III CZP 53/04, OSNC 2005, nr 7–8, poz. 114; J. Serda, „Cywilnoprawna ochrona dóbr osobistych w praktyce sądowej” [w:] J. St. Piątowski (red.), „Dobra osobiste i ich ochrona w polskim prawie cywilnym”, Wrocław 1986, str. 453; J. D. Sieńczyło-Chlabicz, „Naruszenie prywatności osób publicznych przez prasę. Analiza cywilnoprawna”, Kraków 2006, str. 254-255, 468; K. Szczygieł, „Charakter prawny sfery intymności”, Wiedza Prawnicza z 2012, nr 4, str. 44-45.38 M. Pyziak-Szafnicka Małgorzata, [w:] „Kodeks cywilny…” op. cit., komentarz 114 do art. 24.

doszło do naruszenia dobra osobiste-go osób bliskich zmarłej osobie pu-blicznej.

Środki służące usunięciu skutków naruszenia dobra osobistego

W razie dokonanego naruszenia ten czyje dobro zostało naruszone może żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skut-ków, w szczególności ażeby złoży-ła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pie-niężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel spo-łeczny (art. 24 § 1 zd. 2 KC).

Katalog środków ochrony wymie-nionych w art. 24 KC jest otwarty. W przypadku publikacji naruszającej dobro osobiste jest to często dalszy zakaz publikacji, zakaz rozpowszech-niania książki, wycofanie nakładu pu-blikacji z obiegu, usunięcie z kolejne-go wydania określonych wypowiedzi, a nawet całego rozdziału, sprostowa-nie wypowiedzi, złożenie oświadcze-nia o określonej treści.

Przykłady naruszenia kultu pamięci osoby zmarłej

I.

Za naruszenie kultu pamięci oso-by zmarłej sąd uznał wykorzystanie informacji posiadanych o zmar-łym, zwłaszcza tak wrażliwych, jak stan zdrowia psychicznego, rozpo-wszechnianie ich, czy w inny spo-sób czynienie z nich użytku. Mo-głoby to bowiem godzić w uczucie, jakim osoby bliskie darzą zmarłe-go, zakłócać ich spokój psychiczny, burzyć szacunek dla jego dokonań, a przez to godzić w dobro osobiste, za jakie doktryna i orzecznictwo uznaje kult pamięci zmarłego39. ►

39 Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia

GENEALOGIA A PRAWO

Page 68: More Maiorum nr 37

More Maiorum68

II.

Naruszeniem dobra osobistego osób bliskich zmarłemu będzie po-stawienie nieprawdziwego zarzutu, że zmarły współpracował ze Służ-bą Bezpieczeństwa. Współpraca, jak i gotowość takiej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa jest aktual-nie w świadomości społecznej dość powszechnie oceniane jako nega-tywne. Niewątpliwie przedstawie-nie kogokolwiek w taki sposób, po-przez skojarzenie z totalitaryzmem i instytucjami służącymi do jego utrzymywania i ochrony powodu-je w przeważającej części społe-czeństwa wytworzenie dystansu do takiej osoby i często także do jego bliskich, niechęci i utraty zaufania. Postawienie takiego zarzutu, choć-by nie wprost, ale w sposób łatwy do odczytywania intencji autora, niewątpliwie naraża na uszczerbek dobre imię zmarłego, a tym samym narusza dobra osobiste przysługu-jące jego rodzinie40.

III.

W sprawie, która rozpatrywał Sąd Okręgowy w Lublinie, a następnie Sąd Apelacyjny w Lublinie oraz Sąd Najwyższy41 Irena S.-N., Maria N.-M. i Agnieszka D. pozwały Ewę L.-M. jako autorkę i współwydaw-cę oraz Sergiusza M. jako współwy-dawcę i wydawcę książek pod tytu-łem „Zaporczycy”1943-1949”, „Za-porczycy. Relacje, Tom I” oraz „Za-porczycy. Relacje, Tom II”, które ukazały się nakładem wydawnic-twa Clio w latach 1995-1999, o na-ruszenie dóbr osobistych poprzez bezpodstawne, nieprawdziwe po-mówienia i oszczerstwa, rzucają-ce cień na dobre imię Władysława S.-N., przez co została obrażona

9 sierpnia 2012 r., I ACa 1013/11, LEX.40 Por. wyrok Sądu Apelacyjnego w Białymstoku z dnia 3 października 2012 r., I ACa 435/12, www.orzeczenia.mstr.gov.pl.41 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 24 lutego 2004 r., III CK 329/02, OSN 2005, nr 3, poz. 48.

pamięć o Nim, a w konsekwencji naruszone zostały dobra osobiste przysługujące Jego rodzinie.

Sąd Okręgowy ocenił, a Sąd Ape-lacyjny i Sąd Najwyższy ocenę tę zaaprobowały, że Ewa L.-M. nie zadośćuczyniła wymogom rzetel-nej pracy historyka, a jej działania w doborze materiału źródłowego i jego weryfikacja nie zostały pod-jęte z należytą starannością i nie odpowiadają wymaganiom rzetel-nego warsztatu historycznego. Po-czynione przez nią zabiegi literac-kie, doprowadziły do zniekształce-nia rzeczywistych wydarzeń oraz oceny Władysława S.-N. Ponad-to Sąd wskazał, że Ewa L.-M. nie przeprowadziła pogłębionych ba-dań tematu i nie wykorzystała in-nych dostępnych źródeł. Autorka nie wykazała też, by poszukiwała dalszych świadków wydarzeń, cho-ciaż – jak się okazało – tacy istnie-li, a z ich zeznań wyłaniał się inny obraz zarówno opisywanych wyda-rzeń, jak i osoby Władysława S.-N.

Sąd ustalił, że książki, w wielu frag-mentach zawierają nieprawdziwe informacje o Władysławie S.-N. Skutek uchybień pozwanej jako au-torki i obojga pozwanych jako wy-dawców, jest bardzo poważny, gdyż z publikacji wynika zarzut dopusz-czenia się przez Władysława S.-N. zdrady i kolaboracji z komuni-styczną policją polityczną. Doszło wskutek tego do naruszenia dobra osobistego powódek w postaci kul-tu pamięci bliskiego (męża i ojca) zmarłego42.

IV.

Opublikowana została informa-cja, że zmarły syn był narkoma-nem oraz nosicielem wirusa HIV. Przez taką wypowiedź nie zostało naruszone dobro osobiste zmar-

42 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 24 lutego 2004 r., III CK 329/02, OSN 2005, nr 3, poz. 48.

łego. Doszło natomiast do naru-szenia dobra osobistego jego mat-ki, którym jest kult pamięci osoby zmarłej. W restrykcyjnie nastawio-nym społeczeństwie, nie czynią-cym w zasadzie rozróżnień między narkomanią, nosicielstwem wirusa HIV i chorobą AIDS, wystąpienie negatywnych rezultatów ujawnie-nia takich informacji jest pewne43.

V.

Czy napisanie o zmarłym, że był nieślubnym dzieckiem narusza do-bra osobistego jego dzieci i wnuków w postaci kultu pamięci o bliskim zmarłym bowiem hańbi i zniesła-wia jego pamięć? Czy też może zwrot taki nie jest ani obraźliwy, ani zniesławiający? Niewątpliwie trudno w tym wypadku o jednoli-tą ocenę44. Natomiast zarzut naru-szenia dóbr osobistych nie będzie zasadny, jeżeli taka wypowiedź na temat zmarłego wynika ze źródeł powszechnie dostępnych np. z aktu chrztu czy urodzenia sporządzone-go przed rokiem 1916.

VI.

Sąd Najwyższy rozpatrywał spra-wę z powództwa bliskich zmarłe-go Jacka K.: Andrzeja K., Joanny L.-K., Jakuba K., Jana K., Kacpra K. i Grażyny K. o ochronę ich dóbr osobistych wywołaną wypowiedzią Romana G. wiceprzewodniczące-go Rady Ministrów oraz Ministra Edukacji Narodowej i sprawujące-go jednocześnie mandat posła na Sejm. Roman G. w dniu 30 sierp-nia 2006 r. podczas konferencji prasowej w Katowicach wypowie-dział następujące słowa: „Ja nie twierdzę, że Jacek K. był agentem Służby Bezpieczeństwa, ja twier-dzę coś znacznie gorszego i zawsze

43 Por. wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 3 kwietnia 1997 r., I ACa 148/97, Wokanda 1998 nr 4, str. 4044 Por. J. Wierciński, „Niemajątkowa…”, op. cit., str. 103

GENEALOGIA A PRAWO

Page 69: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 69

tak twierdziłem – że to porozu-mienie, które zostało zawarte przy okrągłym stole m.in. przez niego, było porozumieniem, które szko-dziło Polsce i było zdradą ideałów milionów ludzi, którzy należeli do «Solidarności»”. Na pytanie dzien-nikarza, czy należy usunąć nazwi-sko Jacka K. z podręczników szkol-nych, pozwany dodał: „Nie, tak samo jak Szczęsnego Potockiego czy Janusza Radziwiłła nie nale-ży usuwać z podręczników histo-rii”, po czym – kierując swą wypo-wiedź do dziennikarza – stwierdził: „Można, panie redaktorze, to moc-niej powiedzieć czy nie”.

Sądy rozpatrujące sprawę w kolej-nych instancjach uznały, że treść i forma wypowiedzi Romana G. naruszyła dobra osobiste powodów w postaci kultu po zmarłym ojcu i bracie przez poniżenie i zakwe-stionowanie uczciwości oraz do-brego imienia zmarłego. Wobec zmarłego Jacka K. postawione zo-stały przez Romana G. najcięż-sze zarzuty, jakie można postawić obywatelowi każdego państwa i to niezależnie od jego funkcji piasto-wanej wcześniej w życiu społecz-nym, tj. zarzut zdrady i szkodzenia własnemu krajowi. Odwołanie się Romana G. do dwóch zdecydowa-ne negatywnych postaci historycz-nych (Szczęsnego Potockiego i Ja-nusza Radziwiłła) stanowiło jedno-znacznie negatywną ocenę Jacka K. jako człowieka i obywatela. W Pol-sce zdrada i szkodzenie własnemu krajowi zawsze było uważane za postawę szczególnie naganną, od-rażającą i godną potępienia, istnia-ły zatem uzasadnione podstawy do przyjęcia, iż omawiana wypowiedź pozwanego naruszyła dobra osobi-ste powodów w postaci kultu pa-mięci o bliskim zmarłym.

Sąd Najwyższy stwierdził, że wy-powiedź Romana G., zawierająca drastycznie negatywny osąd oso-

by Jacka K., nie została poparta wskazaniem „rzetelnych i wiary-godnych źródeł”. Sąd nie podzielił zatem stanowiska Romana G., że prawidłowa wykładnia art. 54 ust. 1 Konstytucji i art. 10 ust. 1 kon-wencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności w zakre-sie oceniania polityków nie nakła-da na oceniającego obowiązku sto-sowania się do arbitralnie ustana-wianych przesłanek faktycznych, gdyż istotą wolności słowa jest brak konieczności posługiwania się ja-kimikolwiek przesłankami do wy-rażania negatywnej opinii o dzia-łalności polityków. Tymczasem wskazanie właśnie takiej podstawy faktycznej formułowanego osądu czyni go rzetelnym i dającym się odpowiednio zweryfikować. Sko-ro pozwanego Romana G. obciążał obowiązek wskazania na rzetelne i wiarygodne źródła osądu osoby Jacka K., a nie uczynił zadość tej powinności, należało przyjąć, że przekroczył zakres swobody wypo-wiedzi przewidzianej w art. 54 ust. 1 Konstytucji i art. 10 ust. 2 kon-wencji. Tym samym działanie Ro-mana G. Sąd uznał za bezprawne45.

VII.

Sąd Okręgowy w Warszawie rozpa-trywał sprawę z powództwa Alicji K. oraz drugą sprawę z powództwa Rene M. – żony i córki zmarłego Ryszarda Kapuścińskiego przeciw-ko Arturowi Domosławskiemu au-torowi książki „Kapuściński non-fiction”. Wdowa uznała, że naru-szono jej prawo do dobrej pamięci po mężu oraz prawo do życia pry-watnego. Podkreślała, że Artur Do-mosławski nie miał prawa pisać o życiu osobistym pisarza i „nie zo-stał upoważniony do pisania o cór-ce”. Córka zarzucała mu narusze-nie w książce jej prawa do prywat-

45 Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 23 września 2009 r., I CSK 346/08, OSN 2010, nr 3, poz. 48

ności. Książka zawierała też liczne szczegóły o życiu intymnym pisarza i o jego trudnych relacjach z córką.

W nieprawomocnym wyroku Sąd Okręgowy oddalił większość zarzu-tów Alicji K. Uznał jeden zarzut do-tyczący naruszenia dóbr osobistych powódki w obszarze kultu pamięci po zmarłym mężu. Dotyczy to in-formacji z jednego rozdziału książ-ki „O miłości i innych demonach”, który opowiada o relacjach Ryszar-da z żoną Alicją, romantycznej na-turze pisarza, a także miejscu ko-biet w jego twórczości reporterskiej i poetyckiej46. Artur Domosławski wniósł apelację od wyroku co do zakwestionowania przez sąd moż-liwości ponownego opublikowania rozdziału „O miłości i innych de-monach”.

Natomiast Sąd oddalił pozew cór-ki pisarza. W jawnym uzasadnieniu sędzia wyjaśniła, że nie naruszono dóbr powódki, bo książka nie za-wierała nieprawdy na jej temat. Od-nosząc się do relacji córka-ojciec, sędzia podkreśliła, że autor opisał je w sposób „stonowany i delikat-ny”, a w biografii dopuszczalne są hipotezy oparte na zebranych ma-teriałach i wypowiedziach świad-ków. Dodała, że powódka chciała-by, by obraz ojca w książce odpo-wiadał jej oczekiwaniom, ale zada-niem autora jest jak najwierniejsze oddanie tego, co wynika z mate-riałów. Według sędzi, informacje z książki o życiu intymnym ojca nie stanowią dla powódki – jako córki, w przeciwieństwie do wdo-wy – przeszkody w kultywowaniu dobrej o nim pamięci47. Wyrok jest nieprawomocny. ■

46 Dziennik Opinii Krytyki Politycznej, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1621079,1,artur-domoslawski-o-zakonczonym-procesie-w-sprawie-biografii-kapuscinskiego.read.47 wPolityce.pl, „Córka Kapuścińskiego przegrała proces wytoczony za książkę o ojcu”, [dostęp: 02.02.2016 r.], http://wpolityce.pl/kultura/263429-corka-kapuscinskiego-przegrala-proces-wytoczony-za-ksiazke-o-ojcu.

GENEALOGIA A PRAWO

Page 70: More Maiorum nr 37

More Maiorum70

Paweł Hermanowicz

o pradziadku Jakubie, udziale w I wojnie światowej i morderstwie banderowców...

» fot. prywatne archiw

um autora

Po przeczytaniu tytułu konkursu – „Z którego przodka jesteś najbardziej dumny” – z pewnością, wielu osobom stanęły przed oczami brawurowe szarże kawalerii i zakrwawieni żołnierze, w gradzie kul wynoszący z placu boju rannych towarzyszy.

Cóż, mój umysł w pierwszej chwili zdecydował przypo-mnieć mi twarz pradziadka

z oglądanej przed kilkoma dniami fo-tografii. Historia Jakuba Buczyńskie-go, bo o nim mowa, wzbudzała we mnie największe emocje od czasu, gdy poznałem ją z ust jego ostatniej żyją-cej córki.

Życie Jakuba rozpoczęło się w małej podkarpackiej wsi, gdzie przyszedł na świat jako jeden z sześciorga ro-dzeństwa. Jako młody chłopak prze-prowadził się wraz z rodziną na Kre-sy Wschodnie. Gdy wybuchła I woj-na światowa był jeszcze za młody, by trafić do wojska, ale tyle dojrzały, że wcielono go do formacji pomoc-

niczej i w jej szeregach opuścił dom, aby pracować przy kopaniu okopów dla austrowęgierskiej armii. Od tego momentu Jakub daje się poznać jako osoba niezwykle łagodnego i przy-jacielskiego usposobienia i jako mój ideał prostego oraz prawego człowie-ka. Wojenna zawierucha rzuciła go do Węgier, gdzie zaprzyjaźnił się z „ma-dziarskim” rówieśnikiem. Wraca-jąc do domu wiózł w sercu przyjaźń, a w plecaku dokładnie zapakowane sadzonki węgierskich winogron. Ku-lisy jego znajomości z owym Węgrem nigdy nie zostały ujawnione. God-nym odnotowania jest, że ani on nie znał języka polskiego, ani pradziadek węgierskiego! Fakt regularnego wy-mieniania przez nich koresponden-cji przez lata niezmiennie bawił boją babcię. Treści owych listów nikt, poza Jakubem, nie poznał.

Znamiennym jest fakt przywiezienia z wojny szczepów winogron. Pradzia-dek od najmłodszych lat pasjonował się ogrodnictwem, a gdy dojrzał roz-winęły się w nim dodatkowo pasje do pszczelarstwa i stolarstwa. Jego ma-rzeniem było zbudowanie drewnia-

nej kapliczki, którą planował zawiesić na rosnącym przed domem drzewie. Pracował nad nią, lecz nie było mu dane jej ukończyć. Ponadto utkwiły mi w pamięci fragmenty opowieści jego córki, w których opisywała wyjąt-

» Ukrainiec Stiepan, który ostrzegł pra- dziadka Jakuba przed bandami UPA/ fot. prywatne archiwum autora

Page 71: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 71

kowe zamiłowanie ojca do pszczelar-stwa. Miał on pracować przy ulach bez ubrań ochronnych, twierdząc że jego pszczoły nigdy by go nie użądliły. Za-pamiętała również często powtarzają-cą się scenę, gdy siedząc już z matką na wozie musiały czekać na Jakuba, który pędził jeszcze do pasieki i przy-stawiał ucho do kolejnych uli, a na-stępnie wyrokował w którym pszczoły będą się roić.

Powracając w pamięci raz po raz do tych obrazów, nie mogę pozbyć się przekonania, że pradziadek prowadził wzór spokojnego, prostego i prawego życia. Dowodem na to – paradoksal-nie – jest tego życia tragiczny koniec.

W 1944 roku, gdy w najlepsze trwa-ły już mordy band UPA na Polakach, pradziadek nadal nie mógł zdecydo-wać się na opuszczenie rodzinnych stron. Doskonale wiedział, jaka była sytuacja, ale nie był w stanie, nie po-trafił zrozumieć, dlaczego ktoś miał-by sobie życzyć jego śmierci, skoro on – w swym przekonaniu – nikomu krzywdy nie wyrządził. Ostatecznie, namówiony przez znajomych, rodzi-nę i przede wszystkim swojego ukra-ińskiego przyjaciela, zamówił wagon pociągowy, którym wszyscy mieli od-jechać na zachód. Oczekiwanie jed-nak dłużyło się i wymagało od Jaku-ba częstych wizyt na stacji kolejowej. Podczas jednej z nich miał spotkać wspomnianego już Ukraińca – Stiepa-na, który widząc go wykrzyknął „Ku-buś, co ty tu robisz, ty uciekaj!”. Prze-konał on pradziadka, aby ten ukrył się u niego z żoną i dziećmi do czasu podstawienia składu. Wieczorem 13 czerwca Jakub i Anna udali się wozem do swojego domu po raz ostatni, aby zabrać pozostawione tam rzeczy. Gdy już zapadły ciemności ich dzieci zo-stały obudzone przez czuwającą nad nimi ciocię, która zawołała „Dzwo-ny biją!”. Było to jedynie złudzenie, a może przeczucie, jednak wszyscy wybiegli przed budynek, aby w odda-li zobaczyć łunę pożaru. Noc spędzili

na modlitwie i płaczu, a wraz z pierw-szymi promieniami brzasku popędzili w ślad za rodzicami.

Przed zgliszczami domu znaleźli ich oboje. Jakuba zarąbano siekierą, nato-miast jego żonę zakłuto bagnetem.

Epilogiem tej historii oraz dowodem szczerej przyjaźni, jaką pradziadek wzbudzał w osobach, które go znały, niech, po raz kolej-ny, będzie zachowanie Stiepa-na. W latach 70. XX w. bab-cia z rodzeństwem pojechały na Ukrainę i odszukały grób rodziców, aby ustawić na nim przywieziony z kraju krzyż z polskim napisem. Znając nastawienie swoich współ-ziomków do Polaków, Stie-pan kilka kolej-nych nocy spę-dził przy grobie pradziadków, aby ochronić go przed zbez-czeszczeniem. ■

» Pradziadek Jakub z córką Zofią/ fot. pry-w

atne archiwum

autora

KONKURS

Page 72: More Maiorum nr 37

More Maiorum72

STANISŁAWOWSKIEWojewództwo stanisławowskie – pol-skie województwo utworzone 23 grud-

nia 1920 r., zgodnie z ustawą o tymczasowej organizacji władz administracyjnych II in-

stancji na obszarze byłego Królestwa Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim oraz na wchodzących w skład Rzeczypospoli-

tej Polskiej obszarach Spisza i Orawy. Stoli-cą nowo powstałego województwa został Stanisławów. Od północy graniczyło ono z dwoma innymi polskimi województwa-mi – lwowskim oraz tarnopolskim, zaś od południa z Rumunią i Czechosłowacją.

Sam Stanisławów ma nieco ponad 450-let-nią historię – został założony 7 maja 1662 r.

Miasto powstało na miejscu wsi Zabłotów. Za-łożycielem był kasztelan krakowski, hetman po-lny koronny – Andrzej Potocki, syn Stanisława, na którego cześć nadano imię.

Województwo stanisławowskie było bardzo zróżnicowane pod kątem etnicznym. Na jego

terenach mieszkali (oprócz Polaków, Rusinów i Ży-dów) m.in. Bojkowie (nazywali siebie Werchowyńciami),

Hucułowie, posiadający własny przemysł ludowy, regionalne stroje i oryginalną kulturę.

W 300. rocznicę powstania miasta, Sowieci z polskiego Stanisławowa utworzyli Iwano-Frankiwsk. Poprzednia na-zwa wciąż jednak jest stosowana – głównie wśród starszych mieszkańców. Komisja Standaryzacji Nazw Geograficz-nych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej uznaje nazwę Stanisławów jako egzonim.

» fo

t. W

ikim

edia

Com

mon

fot.

Wik

imed

ia C

omm

ons

Page 73: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 73

» fot. AG

AD

Page 74: More Maiorum nr 37

More Maiorum74

» Kolegiata – kościół pw. NMP/ fot. Roman Zacharij, Wikimedia Commons

STA

NIS

ŁAW

ÓW

FAKTY

■ STOLICA – Stanisławów■ WAŻNE MIASTA – Horodenka – Knihinin – Kołomyja – Stryj – Śniatyn – Turka – Tłumacz■ ZNANE OSOBY – Zbigniew Cybulski – Ludomił Gyurkovich – Izaak Mikołaj „Złotousty” Isakowicz – Hubert Linde – Stanisław Lityński

1361■ pierwsze wzmianki

o osadzie leśnej Cisek 1473 1503■ papież Aleksander IV

potwierdza nadanie dziesię-

cin ze wsi Cisek dla altarii

św. Stanisława w kolegiacie

warszawskiej

1533■ potwierdzenie

przywileju erekcyjnego

i praw dla miasta Stanisławowa

■ Cisek miał własną

parafię i młyn rudny 1660■ Stanisławów liczył 40

domów, 5 rzemieślników,

2 piwowarów oraz około 200

mieszkańców

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 75: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 75■ Stanisławów liczył 40

domów, 5 rzemieślników,

2 piwowarów oraz około 200

mieszkańców

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe Historyczne Archiwum Ukrainy we Lwowie pl. Soborny 3 79000 Lwów, Ukraina

■ Archiwum Państwowe Obwodu Iwanofrankiwskiego ul. Sahajdachnoho 42a 76007 Ivano-Frankivsk

■ Archiwum abpa E. Baziaka w Krakowie ul. Bobrzyńskiego 10 30-348 Kraków

P O M O C N I K G E N E A L O G A

1781■ Franciszek Xawery

Woyna, generał - major w woj-

sku koronnym, zostaje starostą

Stanisławowa

1905■ rozpoczął się strajk

w szkole w Stanisławowie.

Dzieci podarły książki

rosyjskie

1918■ odzyskanie nie-

podległości. Na rynku stanisła-

wowskim zasadzono „drzewa

wolności”, cztery białe topole

STRONY

■ Archiwum Główne Akt Dawnych – skany metryk dostępne online■ Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa – Tarnopolski Dziennik Wojewódzki

1820■ Stanisławów liczył

655 mieszkańców 1944■ Patrol bojowy AK

opanował urząd

pocztowy

w Stanisławowie

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 76: More Maiorum nr 37

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum76

osoba miesiąca - Józef Brandt

lat później działała tam nieformalna szkoła, do której przychodziły głów-nie osoby polskiego pochodzenia.

W 1877 r. Józef Brandt poślubił 29-letnią Helenę Augustę z Woj-ciechowskich Pruszakową, wdowę po Aleksandrze Ksawerym Macie-ju Pruszaku, zmarłym 4 lata wcze-śniej. Ze związku z Brandtem miała dwie córki – Krystynę Marię i Marię Anielę.

OSOBA MIESIĄCA

ki malarstwa. Szybko wszedł do śro-dowiska artystycznego, a jego ko-lejne prace odnosiły ogromne suk-cesy (np. obraz „Chodkiewicz pod Chocimiem” wzbudził ogromne za-interesowanie ze strony Francuzów i Niemców, a kompozycja „Powrót spod Wiednia – Tabor” zakupiona została do zbiorów cesarza Austrii – Franciszka Józefa. W 1870 r. zamiesz-kał na stałe w Monachium i tam też otworzył własną pracownię. Kilka

Historia człowieka, który nie wybrał kariery lekarza, tak jak jego ojciec i dziadek. Został malarzem i trzeba przyznać, że udało mu się to nad wyraz dobrze.

Józef Stanisław Adam Brandt uro-dził się 11 lutego 1841 r. w Szcze-brzeszynie, zmarł 12 czerw-

ca 1915 r. w Radomiu. Był polskim malarzem, przedstawicielem nurtu batalistycznego (druga połowa XIX wieku), przywódcą polskiej kolonii artystycznej w Monachium.

Na świat przyszedł najprawdopo-dobniej jako jedyne dziecko swych rodziców – Alfonsa Jana Brandta (1812-1846) i Anny Krystyny Ma-rianny Lessel (1811-1878). Pocho-dził z zamożnej rodziny. Zarówno ojciec, jak i dziadek ojczysty, byli le-karzami. Franciszek Brandt (1777-1837), dziadek malarza, był profe-sorem medycyny na Uniwersytecie Warszawskim. Drugi dziadek – Fry-deryk Albert Lessel (1767-1822) – był znanym architektem.

W latach 1858-1860 Józef Brandt studiował w Paryżu, tam też poznał Juliusza Kossaka i pod jego wpły-wem zdecydował związać swoją przyszłość z malarstwem. Pod ko-niec 1860 r. wrócił do Polski i wraz ze swoim mentorem wybrał się w po-dróż na Ukrainę i Podole. Tamtejsze krajobrazy wywarły ogromne wra-żenie na Brandcie, a pierwsze dzieła były w znacznym stopniu z nimi po-wiązane.

W latach 60. XIX wieku przebywał głównie w Paryżu i Monachium, gdzie kształcił się i poznawał tajni-

Marcin Marynicz

Page 77: More Maiorum nr 37

» fot. Family Search

nr 2 (37)/2016 77

Najważniejsze dzieła Brandta powstały w latach 70. i 80. XIX wieku, to wtedy artysta był u szczytu sławy. W 1873 r. został odznaczony Orderem Francisz-ka Józefa, a 8 lat później Krzyżem Ka-walerskim Orderu św. Michała. W wie-

ku 51 lat przyznano mu Order Zasłu-gi Korony Bawarskiej, który nadawał szlachectwo królestwa Bawarii.

Ostatnie półtorej dekady swojego ży-cia spędził na przekształcaniu swoich

dawnych motywów. Ograniczał się do obrazów ukazujących dużą dynamikę ruchu ludzi i koni. Obrazów Brandta nie da się jednoznacznie sklasyfiko-wać, większość jednak uważa, że jest to „coś na wzór polskiego realizmu”. ■

OSOBA MIESIĄCA

» Akt urodzenia Józefa Brandta/ fot. Family Search

» Akt zgonu Józefa Brandta/ fot. Family Search

Page 78: More Maiorum nr 37

» fot. WBC

(1), MBC

(3), e-BUW

(3)

More Maiorum78

z dawnych reklam i ogłoszeń

Page 79: More Maiorum nr 37

nr 2 (37)/2016 79

HUMOR NOWOŚCI

Zmiany w CAW. Można fotografować udostępnione dokumenty

Zgodnie z nowym regulaminem Centralnego Archiwum Wojskowego zainteresowani

mogą fotografować wszystkie dokumenty:

“1. W toku korzystania z udostępnionych mate-riałów archiwalnych użytkownicy mogą nieodpłat-

nie wykonywać ich fotografie cyfrowe własnym sprzętem. (…)

3. Dopuszczalne jest również samodzielne fotogra-fowanie kopii materiałów archiwalnych,

w tym obrazów wyświetlanych na czytnikach mikrofilmów”

***NDAP wspiera społeczne archiwa

Na rok 2016 Naczelny Dyrektor Archiwów Państ-wowych przeznaczył blisko milion złotych na dofi-

nansowanie organizacji pozarządowych, gromadzących zbiory archiwalne. Wnioski można

składać do 29 lutego br.

Szczegółowe informacje nt. dofinansowania projek-tów, w tym również kryteria ich oceny oraz sposób przeprowadzania konkursu, dostępne są na stronie

Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych.***

Plany publikacji materiałów na szukajwarchiwach.pl w 2016 r.

Wśród udostępnianych materiałów znajdą się m.in. akta miasta Krakowa oraz archiwum miasta Kaz-

imierza pod Krakowem z zasobu Archiwum Naro-dowego w Krakowie, zespół Urząd Wojewódzki

Szczeciński z Archiwum Państwowego w Szczecinie, z Archiwum Państwowego w Pozna-niu zespół Rada Narodowa w Poznaniu oraz akta staniu cywilnego z Archiwum Państwowego w: Kaliszu, Lublinie, Łodzi, Płocku, Poznaniu wraz z Oddziałem w Koninie, Przemyślu, Warszawie Oddział w Otwocku i Grodzisku Mazowieckim.

Dokładne plany dostępne tutaj.

Page 80: More Maiorum nr 37

More Maiorum80

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

Współpracują z nami: