Monitor Polonijny 2013/11-12

36
Janusz Zaorski: „Film powinien być rozmową twórcy z widzami“ str. 10 str. 4 P i ę k n i o s i e m n a s t o l e t n i

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2013/11-12

Page 1: Monitor Polonijny 2013/11-12

Janusz Zaorski:„Film powinien być

rozmową twórcyz widzami“

str. 10

str. 4

Piękni

osiemnastoletni

Page 2: Monitor Polonijny 2013/11-12

2 MONITOR POLONIJNY P

SzanowniCzytelnicyW bieżącym roku

redakcja„Monitora Polonijnego“boryka się z poważnymiproblemamifinansowymi, o czyminformowaliśmy już nałamach naszego pisma.Byliśmy nawet o krok odzawieszenia działalnościwydawniczej, ale dziękiwsparciu MinisterstwaSpraw Zagranicznych RP,przy wstawiennictwiePana AmbasadoraTomasza Chłonia i PanaKonsula Radcy-MinistraGrzegorza Nowackiego,mamy zagwarantowaneśrodki, wystarczające natę działalność do końcaroku. I właśnie za towstawiennictwochciałbym serdeczniepodziękować naszymPrzyjaciołom z Ambasady – PanuAmbasadorowi i PanuKonsulowi, bez pomocyktórych nie bylibyśmy w stanie utrzymaćciągłości wydawniczejnaszego miesięcznika.

Tym razem w Państwaręce oddajemy numerpodwójny „MonitoraPolonijnego” –listopadowo-grudniowy.Na dwa oddzielnenumery nie pozwoliłanam sytuacjafinansowa.

Co przyniesie rok2014? Czy będziemy w stanie wydawać naszepolonijne pismo? Tegojeszcze niestety niewiemy.

TOMASZ BIENKIEWICZ,prezes Klubu Polskiego –

Stowarzyszenia Polaków i IchPrzyjaciół na Słowacji, wydawcy

„Monitora Polonijnego”

Fundacja Cultura Animi, przy współpra-cy Instytutu Polskiego w Bratysławie

oraz Centrum Języka i Kultury Polskiej w Bańskiej Bystrzycy, była organizatoremkoncertów polskiej muzyki klasycznej, któ-re wpisały się w tradycję odbywających sięod siedmiu lat jesienią występów młodychpolskich muzyków na Słowacji, Węgrzech(w ramach festiwalu muzyki polskiej w Győr)i w Austrii (w tym roku w  pałacu Schön -brunn w Wiedniu). Działalność fundacjima na celu wspomaganie rozwoju utalen-towanych młodych muzyków, studentów i uczniów, poprzez organizację ich wystę-pów przed publicznością, także zagranicz-ną, udziału w festiwalach, warsztatach orazrozwój szkolnictwa muzycznego.

W tym roku na Słowacji odbyły się dwakoncerty: w Bratysławie i w Bańskiej By -strzy cy. W Bratysławie w siedzibie Insty tu -tu Polskiego, w Bańskiej Bystrzycy – w go-ścinnych progach prężnie działającegoMuzycznego Atrium (Hudobné átrium)przy Państwowej Bibliotece Naukowej. Do -kładnie w Narodowe Święto Niepodle gło -

ści, 11 listopada, w kameralnej sali Atriumrozbrzmiały utwory polskich kompozyto-rów, tworzących w czasie, kiedy Polski namapie Europy nie było i kiedy to na strażynarodowej tożsamości stała kultura – Fry -deryka Chopina, Henryka Wieniawskiego,oraz tych, którzy tworzyli już po II wojnieświatowej – Grażyny Bacewicz, HenrykaMi koła ja Góreckiego, Romualda Twardow -skiego. Zagrały pianistki Aleksandra Pła -czek i Aleksandra Janusz oraz kwartetskrzypcowy „Primalia” w składzie: NataliaJastrzembska, Karolina Rudaś, MagdalenaJaniak i Paulina Bogus.

Koncert w znakomity sposób uświetniłobchody jednego z najważniejszych w ka-lendarzu świąt Polaków, a ponadto był oka-zją do zaprezentowania polskiego dziedzic-twa kulturowego słuchaczom słowackim.Spełnił też rolę edukacyjną – wśród zgro-madzonych gości znaczną grupę stanowilibowiem studenci bańskobystrzyckiej polo-nistyki. JAKUB PACZEŚNIAK

Centrum Języka i Kultury Polskiejprzy UMB w Bańskiej Bystrzycy

ZDJĘCIA: FUNDACJA CULTURA ANIMI

Święto Niepodległościw muzycznej oprawie

Page 3: Monitor Polonijny 2013/11-12

33

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Agnieszka Drzewiecka, Ingrid Majeríková, Katarzyna Pieniądz,

Magdalena Zawistowska-Olszewska KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra Krcheň

JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE: Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduelis Stehlik

ZAKLADAJÚCA ŠÉFREDAKTORKA: Danuta Meyza-Marušiaková ✝(1995 - 1999) • ADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Bratislava

KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel./Fax: 031/5602891, [email protected]

PREDPLATNÉ: Ročné predplatné 12 euro na konto Tatra banka č.ú.: 2666040059/1100

REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO: EV542/08 • IČO: 30 807 620

Redakcia si vyhradzuje právo na redigovanie a skracovanie príspevkov • Realizované s finančnou podporou Úradu vlády Slovenskej Republiky

w w w . p o l o n i a . s k

Symbole świąt Bożego Narodzenia, czekoladowe mikołaje,ograne melodie kolęd na kilka tygodni przed świętami? To jużchyba norma w dzisiejszym konsumpcyjnym świecie,nastawionym na zyski i dlatego nastrajającym do zakupówdługo przed Wigilią. W tym roku redakcja „MonitoraPolonijnego“ też z wyprzedzeniem przygotowała niektóreartykuły o tematyce świątecznej, ale bynajmniej nie z chęci zyskufinansowego, ale… z braku funduszy na wydanie oddzielnego, grudniowegonumeru. Dlatego w tym listopadowo-grudniowym numerze znajdą Państwo –jak co miesiąc – materiały z ulubionych rubryk stałych oraz takie, którenawiązują do Bożego Narodzenia i nie tylko, bowiem przed nami jeszczejedno święto – 18-lecie „Monitora Polonijnego“. Tak, tak, 18 lat temu podredakcją pani Danuty Meyzy-Marušiakovej powstał pierwszy numer naszegopisma. Wtedy zapewne zespół redakcyjny z dużym wyprzedzeniem myślał o koncepcji nowopowstającego wydawnictwa, jak i o tematach związanych ze świętami. Zajrzawszy do archiwum redakcyjnego, chcę przypomniećCzytelnikom, co znalazło się w numerze z grudnia 1995 roku. A były tożyczenia z okazji powstania pisma oraz życzenia świąteczne, składane przezówczesnego ambasadora RP w RS Jerzego Korolca, pierwszy wpis „Od redakcji”,w którym Danuta Meyza-Marušiaková wyjaśniała koncepcję pisma, genezęjego tytułu oraz zachęcała do współpracy przy tworzeniu miesięcznika. Nie zabrakło też artykułu dotyczącego Klubu Polskiego, którego autorem byłpierwszy jego prezes, Ryszard Zwiewka. Oprócz tego opublikowany zostałartykuł o blaskach i cieniach małżeństw mieszanych i kilka materiałówpoświęconych Bożemu Narodzeniu. To już historia, dla wielu z naswzruszająca, przywodząca wspomnienia tamtych czasów, osób, które odeszły…

Podobnie jak 18 lat temu, tak i teraz publikujemy życzenia dla naszychCzytelników od ambasadora RP w RS, a także od obecnego i pierwszegoprezesa Klubu Polskiego.

„Osiemnastka“ to wyjątkowy moment, przekroczenie progu dorosłości, więcpostanowiliśmy ją uczcić w wyjątkowy sposób, organizując DyktandoPolonijne, które odbędzie się 30 listopada i na które zapraszamy wszystkich.Tego samego dnia, ale trochę później, zaraz po ogłoszeniu Mistrza PolskiejOrtografii, będziemy wspólnie świętować jubileusz „Monitora“ (więcejszczegółów w „Ogłoszeniach”, str. 33). Będzie okazja do rozmów, życzeń,wspomnień… A tym z Państwa, którzy nie będą mogli wziąć udziału w dyktandzie ani spotkać się z nami po nim, już teraz życzymy wesołych świątBożego Narodzenia oraz miłej lektury naszego pisma.

W imieniu redakcji

Piękni osiemnastoletni 4Z KRAJU 4Życzenia 5OPOWIEŚCI POLONIJNEJ TREŚCIRęcznie zdobione bombki 8I ty możesz zostaćŚwiętym Mikołajem 9WYWIAD MIESIĄCA JanuszZaorski: „Film powinien byćrozmową twórcy z widzami“ 10Z NASZEGO PODWÓRKA 13Groby polskich żołnierzy z okresu I wojny światowej na cmentarzach Słowacji 19Pożegnanie premiera 20CZUŁYM UCHEMPowrót z i do przeszłości 20WAŻKIE WYDARZENIAW DZIEJACH SŁOWACJIGimnazjum w Revúcy 22POLAK POTRAFI W tajnejsłużbie brytyjskiego wywiadu 23KINO-OKOPodsłuchiwać czy nie? 24SŁOWACKIE PEREŁKIHallowenowa romantyka 25MONITOR GOŚCI MNIEJSZOŚCINaród wybrany 26POLSKA MEDIALNAŚmierć tygodnika.Krajobraz bez Przekroju 28BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI Kilkatrupów na jesienne wieczory 28SPORT!? Wspomnienie 30Pod reglami z Polskina Słowację 31OKIENKO JĘZYKOWE RegulaminII Dyktanda Polonijnego 32OGŁOSZENIA 33ROZSIANI PO ŚWIECIECzeska ziemia obiecana 34MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMIW czasie świątdzieci się nie nudzą 35PIEKARNIK Gemerska bomba 36

PAŹDZIERNIK 2013

Page 4: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY P 4

PIĄTEGO PAŹDZIERNIKA minęło30 lat od przyznania LechowiWałęsie Pokojowej Nagrody No -bla w uznaniu jego działań narzecz wolności i demokracji.Wyróżnienie to 10 grudnia 1983 r.odebrali żona Wałęsy, Danuta, i jego syn Bogdan podczas gali w Oslo. Wałęsa, w latach 1990-

1995 prezydent RP, jest jedynymPolakiem wyróżnionym PokojowąNagrodą Nobla.

LAUREATKĄ TEGOROCZNEJ Litera -ckiej Nagrody „Nike” zostałaJoanna Bator. Pisarkę uhonoro-wano za książkę „Ciemno, prawienoc“. Uroczystość wręczenia na-grody odbyła się 6 październikaw Bibliotece UniwersytetuWarszawskiego.

DNIA 7 PAŹDZIERNIKA zmarłaJoanna Chmielewska, autorkapoczytnych powieści kryminalno-

obyczajowych, takich jak „Le -sio“, „Wszystko czerwone“ czy„Skarby“; miała 81 lat. Zadebiu -towała w roku 1964 powieścią„Klin“; przełomem w jej twórczo-ści stał się opublikowany w 1973roku „Lesio“. Kolejne powieści to m.in. „Studnie przodków“,„Upior ny legat“, „Romans wszechczasów“, „Wszystko czerwone“ i „Skarby“.

HANNA GRONKIEWICZ-WALTZ po-zostanie prezydentem Warszawy.Referendum o jej odwołanie, któ-re odbyło się 14 października

i w którym wzięło udział ponad343 tys. osób, okazało się jed-nak nieważne z powodu zbyt ni-skiej frekwencji.

FILM ANDRZEJA WAJDY „Wałęsa.Człowiek z nadziei“, który wszedłna ekrany 4 października, oka-zał się hitem kinowym. W ciąguponad tygodnia obejrzało go ok.400 tys. widzów. Filmowa bio-grafia przywódcy „Solidarno ści“powstała na podstawie scena-riusza Janusza Głowackiego. W rolę Wałęsy wcie lił się Ro -bert Więckiewicz, Danutę Wałę -

M O N I T O R P O L O N I J N Y ● 1 8 L A T ● M O N I T O R P O L O N I J N Y ● 1 8 L A T ●

Że otwarto w Warszawie pier -wszą linię metra, co z pewnościąpomogło w myśleniu o stolicy ja-ko metropolii, za to pozbawionoją trolejbusów, odbierając tymsamym miastu nieco uroku? Byłto też rok, w którym prezydentLech Wałęsa ustąpił pola Ale -ksan drowi Kwaśniew skie mu, a z taśmy montażowej fabryki nawarszawskim Żeraniu zjechałypierwsze samochody Daewoo,substytut światowego luksusuza rozsądną cenę. Marek Ka -miń ski jako pierwszy Polakzdo był biegun południowy, a naSłowa cji grupa zapaleńców do-prowadziła do wydania pier -wszego numeru „Monitora Po -lo nij ne go”.

To już osiemnaście lat – twór-czych, zmiennych i pełnych wy-zwań, bowiem tworzenie prasypolonijnej rządzi się odmienny-mi prawami niż zwykła pracadzien nikarska. Ale każde pismopolonijne ma jeden cel – do-trzeć do czytelników ze swojąwizją świata, dzielić się z nimiwiedzą, jednoczyć rozproszonepolskie dusze w poczuciu spo-łecznej jedności.

Danuta Meyza-Marušiak, pier -wsza redaktor naczelna „Monito -ra Polonijnego”, zmarła w lutymtego roku, miała ambitną wizjęstworzenia pisma, w którym natrwałe miały być obecne polskahistoria i polska kultura, towa-rzyszące życiu czytelnika-emi-granta. Żyć w nowych realiach,ale nie zapominać o ojczyźnie,nie tracić z nią więzi. Śledzić i przekazywać nastroje i osią-gnięcia, którymi oddycha krajrodzinny, popularyzować jegokulturę i nie wstydzić się zwy-czajów – to sposób na satysfa -kcjonujące funkcjonowanie w co -dzienności emigracyjnej. Te zało-żenia pionierów dziennikarskiejpolsko-słowackiej współpracykulturalnej z pewnością zostałyspełnione – „Monitor” przez latadoskonalił swoją formę i treść,dzięki czemu w tym roku zostałnagrodzony prestiżową Nagrodąim. Macieja Płażyńskiego. Znaw -cy tematu – albowiem niby skądzwykły czytelnik miałby to wie-dzieć – uważają, że „Monitor” ja-kością treści i szaty graficznejwyróżnia się z większości pismpolonijnych na świecie.

Nasz osiemnastolatek napraw -dę dorósł. A przecież dojrzewa-nie to proces niełatwy. Nietru -dno o pomyłkę, niezrealizowa-ny plan czy zabrnięcie w ślepąuliczkę. Wraz z upływającymczasem niektóre wątki i tematystraciły na aktualności, innenie przeszły próby zaintereso-wania czytelniczego. Kilka razyzmieniała się szata graficzna pi-sma. Za to jeden dział rozrósłsię ogromnie – to relacje zespotkań z Polakami, z imprezpopularyzujących polską kul-turę, sztukę i zwyczaje.

C zy ktoś jeszcze pamięta najważniejsze wydarzenia1995 roku? To, że od 1 stycznia za sprawądenominacji złotego zamiast szastać milionami, nagle

zaczęliśmy wydawać skromniutkie złotówki?

Piękniosiemnastoletni

Pierwszy numer „Monitora Polonijnego“ukazał się osiemnaście lat temu

Page 5: Monitor Polonijny 2013/11-12

5 PAŹDZIERNIK 2013

sę zagrała Agnie szka Grochow -ska.

W WIEKU 88 LAT zmarł 9 paździer-nika pisarz Edmund Niziur ski,twórca klasyki literatury młodzie-żowej, autor „Księgi urwisów“,„Sposobu na Alcybiadesa“ i „Nie -wiarygodnych przygód Mar kaPiegusa“; spoczął 15 paździer -nika na warszawskich StarychPowązkach.

EUROPEJSKI TRYBUNAŁ Praw Czło -wieka w Strasburgu uznał, że niemoże ocenić rosyjskiego śle -

dztwa z lat 1990-2004 ws. zbro -dni katyńskiej, bowiem Rosjaprzyjęła Europejską KonwencjęPraw Człowieka dopiero w 1998 r.,a więc osiem lat po rozpoczęciuprzez prokuraturę postępowaniawyjaśniającego zbrodnię ka tyń -ską. Na nieprawidłowości w tymśledztwie wskazywały skarżąceRosję rodziny katyńskie. Trybu -nał podzielił argumentację rząduRosji, który ponadto twierdził, żetrybunał nie ma uprawnień dooceny śledztwa, ponieważ doty-czyło ono wydarzeń z 1940 r.,czyli z czasu, gdy nie tylko nie

było strasburskiego trybunału,ale również konwencji prawczłowieka (weszła ona w ży cie w 1953 r.)

W WARSZAWIE przez trzy dni ob-radowali laureaci PokojowejNagrody Nobla, którzy 23 paź-dziernika, na zakończenie szczy-tu, wezwali do całkowitego zaka-zu użycia broni jądrowej i ograni-czenia wydatków na zbrojenia.Przyznawaną przez nich NagrodęPokoju odebrała amerykańskaaktorka Sharon Stone. Obrady, w których udział wzięli m.in.

Dalajlama XIV, Frederik Willemde Klerk, Muhammad Yunus,Shirin Ebadi, odbyły się w 30. ro -cznicę przyznania Lechowi Wałę -sie Pokojowej Nagrody Nobla.

W DNIU 28 PAŹDZIERNIKA zmarłTadeusz Mazowiecki, działaczopozycyjny, polityk, publicysta i były premier. Stanowisko to ob-jął w 1989 roku jako pierwszyniekomunistyczny szef rządu.Miał 86 lat. Pochowano go 3 li-stopada na cmentarzu w podwar-szawskich Laskach.

MP

Tomasz Chłońambasador Polski na Słowacji

Szanowni Państwo,Szanowna Redakcjo!

Z maturą bywa różnie. PamiętająPaństwo, jak Czerwone Gitaryśpiewały „Już za rok matura“? Z puentą o poprawce? Patrząc z perspektywy lat przekładałabymmaturę w nieskończoność, byle tylkomóc wiecznie cieszyć się studniówką i „osiemnastką“. Forever Young! Ale Forever Young jest tylko w piosenkach.

Z drugiej strony, dojrzałość maswoje zalety. Mówią, że w ars amandinajlepsi są ci po czterdziestce, którzynabierają też potrzebnego dystansudo świata i do siebie.

Ale znów z innej strony, to w wieku dojrzałym zaczynają nascoraz uporczywiej nurtowaćkłopotliwe pytania o sens... wieluspraw. A „osiemnastka“ to filozoficzna beztroska.

Ha! Młodsi czytelnicy „Monitora“w tym miejscu chyba ze mną się niezgodzą, zarzucając mi amnezję. Jakto? Nie miał Pan problemówegzystencjonalnych?

Miałem. Dziś, summa summarum,wydają się one jednak mniejznaczące, albowiem były to sytuacjewyjątkowe.

Cóż, dziś to „Monitor Polonijny“zdaje maturę. Czytelnicy oceniają jegodotychczasowy dorobek, a redakcjazastanawia się, który kierunekstudiów wybrać, gdyż nie mawątpliwości, że egzamin dojrzałościprzebiegnie pomyślnie. To zasługawszystkich związanych

P ierwszy numer „Monitora Polonijnego“ ukazał sięosiemnaście lat temu. Publikujmey życzenia z okazjitego jubileuszu, które dotarły do naszej redakcji.

M O N I T O R P O L O N I J N Y ● ● 1 8 L A T ● M O N I T O R P O L O N I J N Y ● 1 8 L A T

Naprawdę się dzieje! „Moni -tor” dojrzał wraz z rozwojem ży-cia kulturalnego Polaków naSłowacji, z potrzebą bycia ze so-bą i wymiany życiowych do-świadczeń rodaków w nowejojczyźnie. To szczególnie waż-ne w przypadku rodzin, w któ-rych młodsze pokolenia Polskęznają już mniej, a choć do grani-cy nie jest aż tak daleko, to niesposób śledzić na bieżąco wszy -stkiego, co się za nią dzieje.Dlatego „Monitor” od początkuzbierał dla swych czytelnikównajważniejsze informacje, bywiedzy o kraju ojców nikomunie brakowało.

Redagowanie gazety w warun-kach zmienności polityczno-fi-nansowej przypomina czasamiżeglowanie po oceanie – nibyjest spokojnie, ale już za chwilęnadchodzi sztorm i wtedy naj-ważniejsze jest, by przeżyć. I tak,drogi Czytelniku, bywało i bywateż z „Monitorem”. Chociaż gdyna pokład zaprasza się wyjątko-wego gościa, to dba się o jego wy-gody i strawę duchową oraz o to,by zbytnio nie odczuł on zawiro-wań pogodowych.

Drogi Nasz Gościu, Czytelniku,płyńmy więc dalej na spotkanie z jutrem, dorośli, chociaż wciąż z dziecięcym zapałem i marzenia-mi do spełnienia.

AGATA BEDNARCZYK

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 6: Monitor Polonijny 2013/11-12

M O N I T O R P O L O N I J N Y ● 1 8 L A T ● M O N I T O R P O L O N I J N Y ● 1 8 L A T

z pismem – kolegiumredakcyjnego, autorów, kolejnychredaktorów naczelnych. Ich pracazostała wszak docenionaprestiżową Nagrodą im. MaciejaPłażyńskiego.

Jako ambasadorRzeczypospolitej Polskiej naSłowacji chcę im wszystkimwyrazić serdecznepodziękowania i wdzięczność zato, że tworzą pismo, będąceważnym źródłem informacji o życiu Polaków i Polsce. A także,a może przede wszystkim za to,że są jednym z najważniejszychośrodków na Słowacji, wokółktórych ogniskuje się dyskusja i refleksja o Polsce. I koncentrująmyśli o niej. A Ona – Polska –staje się coraz fajniejsza.

Jestem przekonany, że pomaturze nadal będziemywspólnie troszczyć się o słowackąPolonię i pielęgnować szczególnezwiązki i sympatie międzyPolakami i Słowakami, międzyPolską i Słowacją. Łączą nasbowiem relacje rzadko spotykanew stosunkach międzynarodowych.

A jak się nam powiedzie, toumocnimy je w sposób niezwykły– wspólną organizacją zimowych

igrzysk olimpijskich w Krakowiei Tatrach w 2022 r.

A jak zima, to i święta. Dlategowszystkim Czytelnikom„Monitora“, jego Twórcom i wszystkim Polkom i Polakomna Słowacji pragnę przekazać w imieniu ambasady i swoimżyczenia najlepszego BożegoNarodzenia! I Nowego Roku!Aby każdy dzień był wartpodsumowania fragmentempiosenki SewerynaKrajewskiego „Jest takidzień”!

MONITOR POLONIJNY L

Ryszard Zwiewkazałożyciel Klubu Polskiego,pierwszy jego prezes

Wszystkim stałym i okazjonalnymczytelnikom „Monitora Polonijnego”składam serdeczne życzeniabożonarodzeniowe, by w radosnejatmosferze, przypominającejprzyjście na świat Zbawiciela,wspomnieli w swych modlitwach i jutrzniach Tych, którzy w ostatnim roku odeszli,

pozostawiając nam świeżebruzdy wspomnień.

Przekazuję również pozdrowienia i słowa podziękowania SzanownejRedakcji „Monitora Polonijnego” orazkierownictwu Klubu Polskiego na szczeblucentralnym i regionalnym. W tymtrudnym okresie, kiedy muszą Państwointensywniej niż dawniej starać się o przychylność decydentów środkówfinansowych, życzę Państwu, byprzedkładane projekty znalazły uznaniewładz i – co najważniejsze – trafiały w potrzeby Polonii.

Wszystkiego najlepszego z okazji świątBożego Narodzenia i 18. rocznicywydawania „Monitora Polonijnego”.

Drogi „Monitorze“, SzanowniCzytelnicy

„Osiemnastka” to zawsze dużasprawa. Dla człowieka oznacza, że odtego mementu jest on w pełnidojrzały, poważny i odpowiedzialny.A co oznacza dla pisma, które przecieżod początku było poważne, dojrzałe i odpowiedzialne? Może to okazja dowspomnień i podsumowaniadoświadczeń? Może refleksja nadkolejnymi wyzwaniami?

Z całego serca życzę „Monitorowi“,żeby „trzymał tak dalej” – żeby nadalbył poważny i odpowiedzialny, ale też

tak samo dowcipny, atrakcyjny,ciekawy świata i ludzi. Żeby nadalłączył tutejszych Polaków i ichsłowackich przyjaciół, bo to wciążniezwykle ważna misja. Żebypokazywał Polaków w Słowacji i naświecie i żeby informując, potrafił teżbawić.

Sto lat „Monitorze!“!!Korzystając z okazji proszę

wszystkich Czytelników „Monitora“ o przyjęcie najserdeczniejszych życzeńwszelkiej pomyślności z okazji ŚwiątBożego Narodzenia i Nowego Roku.Oby rok 2014 przyniósł tylko samedobre wiadomości!

Andrzej JagodzińskiI radca ambasady RP, dyrektor Instytutu Polskiego w Bratysławie

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

ZDJĘ

CIE:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 7: Monitor Polonijny 2013/11-12

Szanowni Czytelnicy„Monitora Polonijnego“!

Kiedy kilka lat temu w moje ręce poraz pierwszy trafił „MonitorPolonijny“, byłem pozytywniezaskoczony. Najpierw zauważyłemświetną szatę graficzną, późniejdoceniłem treści, zebrane informacje,dotyczące działalności polonijnej,ciekawe wywiady ze znanymi osobistościami, które nawiązują do naszychrealiów – Polaków mieszkających na Słowacji.„Monitor“ podbił też moje serce piękną polszczyzną,dobranymi słowami, wręcz dopieszczonymi. A mam z czym porównywać, bowiem przez kilka latmieszkałem za granicą i sięgałem po różnewydawnictwa polonijne. Z czystym sumieniem mogęwięc stwierdzić, że słowacka Polonia może być dumna zeswego pisma, dlatego w tym roku, kiedy dotarła do mnieinformacja, że można zgłaszać kandydatury czasopismpolonijnych do Nagrody im. Macieja Płażyńskiego, niezawahałem się i zgłosiłem nasz miesięcznik. Kiedy poustaleniach kapituły Nagrody dotarł do mnie werdyktjurorów, byłem zachwycony tym, że „Monitor“ został

doceniony też w Polsce, w świecie dziennikarskim, i uzyskał tę prestiżową nagrodę.

W tym roku „Monitor Polonijny“ skończył 18 lat. W dorosły wiek wszedł w trudnych czasach: okrojonedotacje, walka o środki i przetrwanie. Dlatego jegoRedakcji życzę z całego serca przede wszystkimwytrwałości i optymizmu, zaś Czytelnikom wielukolejnych numerów ulubionego pisma.

A ponieważ zbliża się Boże Narodzenie, święta,które lubimy najbardziej, bowiem kojarzą nam się z domowymi przysmakami, szczególną atmosferą,spokojem i radością, pozwolą Państwo, że złożęPaństwu życzenia – niech te święta będą spokojne,pogodne, pełne optymizmu.

● M O N I T O R P O L O N I J N Y

7 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Drodzy Czytelnicy!

Jak ten czas szybko płynie; jeszczenie tak dawno niemowlę, potemmłodzieniaszek, a teraz, proszę, jużpełnoletni. „Monitor Polonijny“,którego pamiętamy raczkującego,potem szukającego swojej formy,rozglądającego się po świecie,nabierającego sił na przekórtrudnościom i przeszkodom, ma już18 lat! Osiemnaście lat istnienia i działania na rzecz słowackiejPolonii, osiemnaście lat wytrwałościludzi, którzy go tworzyli,osiemnaście lat wiernościCzytelników.

Miejsca i zdarzenia, którewspominamy z nostalgią,zmieniają się lub przemijają.Pozostają w naszej pamięci i na fotografiach. Natomiast słowopisane pozostaje, niezmiennie trwai żyje, świadcząc o naszej polskości,o naszej kulturze i tradycji. Dbajmyo to nasze polskie słowo

i pielęgnujmy je, pamiętajmy o naszych obyczajach i kulturze,dzielmy się nimi z innymi, uczmyich nasze dzieci.

Tutaj, na Słowacji, jesteśmycząstką naszej ojczyzny i niepowinniśmy o tym zapominać.

Dziękuję wszystkimdotychczasowym twórcom„Monitora Polonijnego“ za pracę,którą włożyli w jego redagowanie,dziękuję tym, którzy z determinacjąwalczyli o jego przetrwanie. CałejRedakcji życzę wiele radości i zadowolenia w dalszymtworzeniu „Monitora Polonijnego“,a Wam, drodzy Czytelnicy, radości z jego czytania. I proszę,pogłaszczcie Go czasem po wyjęciuz koperty, gdyż jest tego wart!

Zaś z okazji zbliżających sięŚwiąt Bożego Narodzenia życzęwszystkim dużo zdrowia, jeszczewięcej szczęścia, a podczas łamaniasię opłatkiem przy wigilijnym stolepamiętania o tym, skąd jesteśmy.

Czesław Marek Sobekreprezentant polskiej mniejszości w Radzie d.s. Mniejszości Narodowychw Kancelarii Rady Ministrów RS

Tomasz Bienkiewiczprezes Klubu Polskiego

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 8: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY L

Ustawiała okazałe gwiazdybetlejemskie w doniczkach

wokół olbrzymiej sztucznej choinki,która zdobiła hotelowy hol. Była totaka imitacja prawdziwych świąt,namiastka tego, w czym wyrastała.W słonecznej scenerii WyspKanaryjskich brakowało jej śniegu,mrozu, zapachu świerku. Ile by dałaza to, by tamtą atmosferę przywołaćprzynajmniej na ten jeden dzień w roku.

Tylko w swoim małym mieszkan-ku, które tu wynajmowała, na cho-ince, oczywiście sztucznej (bo skądw tej szerokości geograficznej wziąćprawdziwą!), wieszała jedną z bom-bek przywiezionych z Polski.Bombkę wyjątkową, albowiem zro-bioną specjalnie dla niej przez jejmatkę chrzestną, pracującą kiedyśwłaśnie w fabryce bombek. W dzie-ciństwie dostała trzy takie bombki z wymalowanymi przez ciotkę od-ręcznymi zdobieniami: na każdej z nich była postać małej dziewczyn-ki, czyli jej, oraz bohaterowie z bajeki napis: „Dla Magdusi od ciociJagody“. Te bombki wieszała na cho-ince każdego roku, najpierw w do-mu rodzinnym, później w domu,który próbowała stworzyć ze swoimmężem, ale im nie wyszło…Smutnym symbolem końca małżeń-stwa stała się właśnie jedna z tychbombek, która rozbiła się, spadającz choinki, po tym, kiedy zatrzasnęłysię drzwi za opuszczającym ją mężem.

Kiedy podjęła decyzję o przepro-wadzce na odległą wyspę, nie zda-wała sobie sprawy, jak długo tu bę-dzie. Wiedziała tylko, że musi za-cząć żyć na nowo. Talent do językówmiała zawsze, więc szybko znalazłapracę w restauracji ekskluzywnego

hotelu. Z roku na rok przyjeżdżałotu coraz więcej gości z Polski, a ona,wykazując się zdolnościami mena-dżerskimi, awansowała. Zarządzałasporą grupą kelnerów, ściągającychtu do pracy z różnych części świata.Najczęściej byli to młodzi ludzie, szu-kający przygody, ulegający urokowihiszpańskich wysp, gdzie sezon letnitrwa cały rok.

Opuszczając Polskę, spakowałatylko najpotrzebniejsze rzeczy. Ale o dwu bombkach od cioci Jagodynie zapomniała.

- Przynajmniej będą mi przypomi-nać Polskę i nasze dzieciństwo – od-powiedziała bratu, który pomagałjej przy pakowaniu.

Kiedy wylądowała na miejscu zesmutkiem stwierdziła, że jedna z bombek podróży nie przetrwała.„Mam nadzieję, że to nie jest złyznak“ – pomyślała.

Początkowo nowa rzeczywistośćją fascynowała, kilka miesięcy póź-niej pojawiły się różne obawy... Ona sama najbardziej obawiała sięWigilii, dlatego tego wieczora wzięładyżur. I choć w Hiszpanii nie świętu-je się 24 grudnia, był to wieczór jakkażdy inny, było jej przykro, że wra-ca o północy do pustego mieszkan-ka, że gdzieś daleko jej znajomi, bratz rodziną spędzają Wigilię.Prawdziwą. Polską. Ze śniegiem,barszczem z uszkami, karpiem,opłatkiem… Ona siedziała w pustymmieszkaniu, zajadając samotnośćturonami – tradycyjnymi bożonaro-dzeniowymi hiszpańskimi słodycza-mi. I choć bliscy z Polski, narzekającczęsto czy to na mrozy, czy to na plu-chę, zazdrościli jej i Hiszpanii, i ciągłego lata, to ona dałaby wiele,by choć na chwilę przenieść się doPolski.

Później poznała polskie małżeń-stwo. Obydwoje byli muzykami,umilającymi turystom pobyt na wy-spie. Kilka Wigilii spędziła z nimi.

Cieszyły ją te wieczory. Niestety, w tym roku ich dzieci zdały maturęi rozpoczęły studia na lądzie… Ląd –marzenie każdego mieszkańca wy-spy! W ślad za dziećmi udali się teżjej przyjaciele. Została sama…

Po nieudanym małżeństwie stro-niła od mężczyzn, ale któregoś razuzdecydowała się na randkę. Wróciłarozczarowana. Nie było kwiatów,„gentlemen“ przybył na spotkanie w klapkach, krótkich spodenkach.Nie było romantyki, nie było czaro-wania i oczarowania…

Zbliżały się kolejne święta. Wigiliępostanowiła znów spędzić w pracy.Właśnie kończyła ozdabiać hotelo-wy hol. Podniosła głowę i w prze-szklonej windzie zobaczyła znajo-mą twarz. Mężczyzna, będący w to-warzystwie młodej damy, patrzyłwłaśnie na nią. „Czy ja go znam?“ –pomyślała. I nagle ją olśniło!Przecież to Marek, „chłopak z sąsiedztwa”.

- Magda, co za spotkanie! Co tu ro-bisz? – zapytał mężczyzna, wycho-dząc z windy. – Poznaj, to moja córka – przedstawił jej nastoletniątowarzyszkę.

Po wymianie kilku grzecznościo-wych zdań, umówili się na kawę.

Spotkanie okazało się szalenie mi-łe. „Chłopak z sąsiedztwa“ nastroiłją optymistycznie. Jego pobyt na wy-spie właśnie się zaczynał, więc obie-cali sobie, że spędzą ze sobą trochęczasu. Były więc wycieczki po wy-spie, spacery po plaży, nawet wspól-ne zakupy…

- Nie było barszczu z uszkami, niebyło tradycyjnej Wigilii, ale dla mnieto były szczególne święta – wyznałMarek w ostatni wieczór przed swo-im odlotem.

Zaprosiła go do swojego mieszkan-ka. Mężczyzna zwrócił uwagę na wi-szącą na małej choince bombkę.

Pamiętam te bombki, jeszcze z dzieciństwa, kiedy z rodzicami od-wiedzaliśmy was. Jak ja ci ich za-zdrościłem… - powiedział, uśmiecha-jąc się sentymentalnie.

Kiedy rano wychodził, szepnął jejdo ucha, że w dzieciństwie był w niejzakochany. Spojrzała na niego zdzi-wiona. Przed wyjściem jeszcze raz ją

Ręcznie zdobione bombkiOpowieści

polonijnej

treści

Page 9: Monitor Polonijny 2013/11-12

9 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Z roku na rok coraz bardziej są wi-doczne różnice pomiędzy bogatymi a biednymi. Kontrasty te obserwujemyjuż w przedszkolu, gdzie to dziecichwalą się, co mają w domu i dokąd jeż-dżą na wakacje. Szkoła umacnia podziałna biednych, których nie stać na marko-we ubrania i sprzęt najnowszej genera-cji, oraz tych „pięknych i bogatych”,prezentujących swoje supernowe tele-fony, uczęszczających na modne zajęciadodatkowe i urządzających urodziny w drogich klubach. Bieda i ograniczo-ne radzenie sobie we współczesnychrealiach powodują, że ludzie coraz czę-ściej tracą sens życia i przestają odczu-wać radość nawet z tych pozornie oczy-wistych faktów, jak posiadanie rodziny,dzieci czy obchodzenia różnych świątw towarzystwie ich i przyjaciół.

Z roku na rok na szczęście przybywachętnych do bezinteresownego poma-gania innym. I chociaż to zapewne kropla w morzu potrzeb, każda akcja,mająca na celu realne wsparcie potrze-bujących, jest czymś ważnym dla obustron. Jednym pozwala lepiej znosić codzienność, innych uczy wrażliwościna los drugiego człowieka.

W tym przedświątecznym czasie w Polsce szczególnie aktywne stają sięznane i sprawdzone organizacje –Caritas, Polska Akcja Humanitarna,Szlachetna Paczka. W dużych sklepachwystawia się kosze, do których możnawrzucać produkty żywnościowe, roz-dawane później najuboższym. Sprzedażsłynnych kartek świątecznych prowa-dzi Program Trzeci Polskiego Radia. A zaraz po Nowym Roku hucznie graWielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i z roku na rok bije kolejne rekordy wy-sokości zebranych przez wolontariuszysum. Jerzy Owsiak, pomysłodawca tejakcji, został uhonorowany MedalemSzczytu Laureatów Pokojowej NagrodyNobla. Przez dwadzieścia lat działalno-ści Orkiestra zebrała ponad 140 milionydolarów!

To oczywiste, że przed Bożym Na -rodzeniem budzą się nasze sumienia, łatwiej dostrzec krzywdę dzieci i biedęinnych. Często jednak wydaje się nam,że sami nie możemy zbyt wiele, a jedno-razowa pomoc i tak niczego nie zmieni.To jednak nieprawda. Pieniądze, wrzu-cone do puszki w czasie kwesty, zapew-

ne wspomogą inną dużą akcję, ale tojednak na naszą osobistą dobroczyn-ność mamy największy wpływ. Wystar -czy się rozejrzeć. Podpytać w pracy, w szkole, przedszkolu. Jestem przeko-nana, że nie trzeba długo szukać, by od-naleźć ludzi, którzy o nic nie proszą,choć pomocy potrzebują najbardziej.Można anonimowo dorzucić się doopłaty za przedszkole, za szkolne obia-dy czy wycieczkę któregoś z dzieci w potrzebie. Można upiec ciasto i ofia-rować je z życzeniami „WesołychŚwiąt”. Można wreszcie zrobić solidneporządki w szafach, wyprać ubrania i zabawki w dobrym stanie, a potem zanieść tam, gdzie ich potrzebują. Bezwstydu, odważnie.

Świat rozwija się w szalonym tempie.Ale niezależnie od nowych technologiiczłowiek nadal potrzebuje drugiegoczłowieka. Zwykłego ludzkiego zainte-resowania, ciepłego gestu. Dla tych,którzy chcieliby pomagać, ale nie mająodwagi, śmiałości, okres przedświą-teczny jest idealny, by zacząć – nikt sięwtedy nie wyśmiewa, nie krytykuje, a pożytku z takiego gestu dobrej wolijest zdecydowanie najwięcej. Każdy z nas może więc zostać Świętym Miko -ła jem, nawet jeśli w sympatycznego sta-ruszka z białą brodą nie wierzy. Czyminnym jest jednak wiara w drugiegoczłowieka, w moc małego ludzkiego ge-stu. Są ludzie, którzy wierzą, że dobro,którym obdarzamy innych, zawsze wra-ca… Może właśnie w chwili, gdy będzie-my go najbardziej potrzebować? Niechżyczenia „Wesołych Świąt” nie będą tyl-ko sloganem, pustym hasłem, wygłasza-nym przed Wigilią w telewizji, sklepie,pracy. Obserwujmy uważnie otoczeniei umiejętnie obdarowujmy radością in-nych. AGATA BEDNARCZYK

przytulił. Próbował coś obiecy-wać, wspomniał o separacji zżoną, ale zamknęła mu usta.W pewnym momencie Marekodwrócił się niefortunnie i…potrącił choinkę. Ostatniabombka z ręcznymi zdobienia-mi rozbiła się w drobny mak.„Oby to nie był zły znak“ – po-myślała.

Potem były SMS-y, telefony...Marek próbował zdawać jej re-lację z sali sądowej, gdzie wła-śnie odbywał się jego procesrozwodowy. Coś szło nie tak.Źle to znosiła. Pewnego dniapoprosiła go, by już więcej niedzwonił. Znów rzuciła się w wir pracy.

Zbliżały się kolejne świętaBożego Narodzenia. W wigilij-ny wieczór, podobnie jak przedrokiem, miała dyżur w restau-racji. No i odezwała się nostal-gia. Miała nieuzasadnione na-dzieje, że może znów pojawisię Marek, by spędzić święta z dala od Polski. Zapytała na-wet recepcjonistkę, czy na liściegości nie pojawiło się przypad-kiem jego nazwisko. Ale nie…Niestety. Posmutniała.

Skończywszy dyżur, zmęczo-na przechodziła obok recepcji.

- Masz tu paczkę – poinfor-mowała ją koleżanka.

Spojrzała zdziwiona. Wzięłamałą przesyłkę i wsiadła do sa-mochodu. Rozpakowała ją do-piero w domu. Była w niej ręcz-nie zdobiona bombka: obokpostaci dziewczynki była teżpostać chłopca. I napis: „DlaMagdusi od Marka“. Odwróciłaszklaną kulę… i zobaczyła jesz-cze jeden napis: „Wyjdziesz zamnie?“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

I ty możesz zostaćŚwiętym Mikołajem

Page 10: Monitor Polonijny 2013/11-12

Janusz Zaorski: „Film powinien byćrozmową twórcy z widzami“

MONITOR POLONIJNY

Pana najnowszy film „Syberiadapolska“ to historia Polakówwywiezionych na Sybir. Taki los dotknąłrównież kogoś z Pańskiej rodziny?Od mojej babci się dowiedziałem,

że część naszej rodziny zginęła naSyberii. Nie mogłem w to uwierzyć.Miałem wtedy może siedem, możedziesięć lat. Do tego czasu żyłemw nieświadomości, bo w latach 50.nic złego nie można było powie-dzieć o Związku Ra dzieckim, ponie-waż to był nasz wielki brat. Rodzicepracowali, a mnie i mojego bratawychowywała babcia, która pota-jemnie mnie ochrzciła, ponieważ oj-ciec był w partii i lepiej było nie wtajemniczać go w to.

Można więc powiedzieć, że uzyskanaod babci informacja rozpoczęła w Panażyciu trwającą wiele lat drogę do realizacji filmu, którego premieraodbyła się na początku tego roku?Tak, bo czym skorupka za młodu

nasiąknie, tym na starość trąci. Ten te-mat w moim życiu powracał. Kiedyjako reżyser w latach 70. wyjeżdża-łem na różne zagraniczne festiwale,zawsze przed czy po projekcji pod-chodzili do mnie Polacy tam mieszka-jący, którzy tęsknili za krajem, chcielidowiedzieć się, jak wygląda ulica,skwerek, który dla nich coś znaczył.Często rozmowy takie kończyły sięnad ranem, w ich domach, do któ-rych mnie zapraszali. Podczas tychdyskusji okazywało się, że większośćz nich otarła się o Syberię – ktoś z ichrodziny, rodzice, dziadkowie, wujekczy siostra dzielili los Sybiraków.Takich historii słuchałem w Australii,Kanadzie, Stanach Zjednoczonych,Europie. Zaczęły mnie one intereso-wać. Czytałem wszystkie publikacjena ten temat, gromadziłem materiały.

Kiedy siedem lat temu producent zło-żył mi propozycję zrealizowania„Syberiady“, byłem przygotowany i nie musiałem czytać kilkudziesięciuksiążek na ten temat – znałem je już i wiedziałem, jak z nich skorzystać.

Od razu miał Pan wizję, jak zrobić ten film?Zdawałem sobie sprawę, że muszę

zrobić coś typowego, ale nie stereoty-powego, w sposób prosty, ale nie pro-stacki, bo przecież to pierwszy film,który przeciera szlaki. Wiedziałem, żemuszę go nakręcić realistycznie. Poprostu chciałem zrobić epicką sagę o losach Polaków wywiezionych naSybir. Starałem się, by była ona zrozu-miała zarówno dla nastolatków, jaki i dla starszych. W Polsce przez osiemmiesięcy film obejrzało 400 tysięcywidzów. To bardzo dobry wynik jakna tak trudny temat. To nie jedna z ko-medii romantycznych, które ludziechętnie oglądają w kinach, chcąc sięodprężyć, szukając rozrywki. To film,który daje do myślenia, wzbudza re-fleksje. Byłem świadkiem, kiedy filmoglądało paru Sybiraków. Oni płakali,nie wytrzymali i musieli wyjść z kina,bowiem bali się, że ich serca tego niewytrzymają.

Trudno było zdobyć pieniądze na ten film?Było trudno. Sporo nas kosztowały

przeloty na Syberię, hotele itd. Obli -czyłem, że w Stanach Zjednoczonychtaki film byłoby trzysta razy droższy.W Polsce jest o tyle dobrze, że mamyPolski Instytut Sztuki Filmowej, którydostaje półtora procent z reklamwszystkich telewizji, łącznie z sateli-tarnymi i kablowymi. Z PISF możnaotrzymać 49% procent środków narealizację filmu.

To norma?Debiutanci mogą otrzymać więcej.

Ponieważ „Syberiada“ jest filmem hi-storycznym, koprodukcją, więc moż-na było dostać jeszcze jakąś zwyżkę,ale resztę należało uzupełnić. I tu byłproblem, bowiem trudno przekonaćsponsorów, producentów, by zainwe-stowali w film, w którym nie możnapokazać żadnej marki samochodu czytelefonu komórkowego. Nie wszy -stkie sceny zostały zrealizowane. Po -czątko wo planowałem, że film będzietrwał dwie i pół godziny, w efekcietrwa piętnaście minut krócej. Nie -których scen nie udało mi się nakrę-cić, ponieważ w ciągu realizacji mate-riału dziecięcy aktorzy zbyt urośli.

Podczas Festiwalu Filmów Emigracyjnych EMiGRA Janusz Zaorskibył jednym z honorowych gości. Przed pokazem swojej najnowszejprodukcji, „Syberiady polskiej“, z entuzjazmem opowiadał

o powstawaniu tego niełatwego filmu, nad którym pracował blisko 7 lat.Ale postawił na swoim, czego efektem jest wzruszający obrazopowiadający o wywiezionych na Syberię Polakach. Sporo scenzrealizowano w trudnych warunkach, bezpośrednio na Syberii, ale – jaktwierdzi reżyser – tylko w ten sposób można było oddać autentycznośćtamtych czasów. W Polsce film zyskał przychylne recenzje, a Zaorskijeździ teraz po świecie, by promować swoje dzieło. Na jego trasie masię znaleźć też Bratysława. Zanim jednak to nastąpi, publikujemywywiad z reżyserem, który oprócz „Syberiady” nakręcił takie filmy, jak„Piłkarski poker“, „Szczęśliwego Nowego Jorku“ czy „Matka Królów“.

„Chciałem zrobić epickąsagę o losach Polaków

wywiezionych na Sybir”.

Page 11: Monitor Polonijny 2013/11-12

11

Motto tego filmu brzmi: „Nie odbiorą ci ojczyzny, jeśli nosisz ją w sercu“. To uniwersalne przesłanie, które z pewnością mocno rezonuje w tych,którzy mieszkają z dala od ojczyzny. O takich ludziach opowiada Pan też w filmie „Szczęśliwego Nowego Jorku“.Rozważał Pan kiedyś możliwośćemigracji?Tak. Będąc studentem wydziału re-

żyserii, dowiedziałem się, że w przy-gotowaniu jest projekt na wzór RadiaWolna Europa – Wolna Europa Tele -wi zyjna. To był koniec lat 60. Po mar-cu 1968 roku wszystko, co działo sięw Polsce, było okropne, niegodne.Chciałem się więc zgłosić do tegoprojektu telewizyjnego, ale ten niedoszedł do skutku. Obecnie byłoby tomożliwe, bo obraz przesyłany jest zapomocą satelity, wtedy jednak trzebaby było wozić kasety, co logistyczniebyło potwornie skomplikowane. Dru -gi raz rozważałem możliwość wyemi-growania w stanie wojennym, którymnie zastał w kraju. Ale właśnie pra-cowałem nad bardzo ważnym filmem„Matka Królów“. Musiałem go skoń-czyć – uważałem, że to jest najważ-niejsze. Kiedy go skończyłem, był1982 rok.

A film przeleżał potem jeszcze kilka lat na półce.Przeleżał aż pięć lat! Później

przez cztery lata nie miałempaszportu, więc nie mogłemwyjechać.

Czy widzów, naszych rodakóww Polsce, interesuje temat Polaków mieszkającychza granicą?

Bardzo interesuje. Przecież „Szczę -śliwego Nowego Jorku“ obejrzało700 tysięcy widzów. To był rekord.Miałem ambicję stworzyć zapis my-ślenia Polaków u schyłku XX wieku:tych za granicą i tych w Polsce. W tymobrazie pokazałem życie gastarbaite-rów na Greenpoincie i ich bliskich w kraju. Ci z Ameryki wysyłali kase-ty wideo, podkolorowując swoje ży-cie, pokazując się na tle cudzego samochodu czy w czyimś mieszka-niu, by ci w kraju im zazdrościli. Z kolei oni mogli oglądać na kase-tach miejsca w Polsce, które opuści-li, rodziny, które na nich czekały.

Którzy inni reżyserzy, według Pana, z sukcesem podjęli się tematówemigracyjnych?Jako udany oceniam serial „Lon dyń -

czycy“. Pierwsze odcinki robił emi-grant ze Szwajcarii Greg Zbiński(obecnie mieszka w Polsce, bo tu sięożenił). Paweł Pawlikowski, który wewrześniu wygrał Festiwal FilmówPolskich filmem „Ida“, wyemigrowałz Polski wraz z matką mając 15 lat.Fantastycznie opisał w filmie lata 60.Nikt w Polsce tego tak nie zrobił.Widać stop klatki z tego kraju, do któ-rego mógł przyjechać dopiero po1989 roku. On to zapamiętał rewela-

cyjnie! Pamiętam takie sklepy, lady, autobusy… Wyszedł

przejmujący film.

Jak Pan ocenia bliskąPańskiemu sercu TelewizjęPolonia?

Bardzo dobrze, bo onawreszcie robi to, do

czego zostałapowoła-

na. Wymyśliłem program TV Polonia,będąc prezesem telewizji i nie kon-sultując tego z nikim. Parlamen ta -rzyści mieli do mnie o to żal, ale poparu latach mi gratulowali, bo dziękitemu kanałowi byli znani za granicą.To TV Polonia ich pokazywała, kiedyprzyjeżdżali do Sztokholmu, Braty sła -wy czy Pragi.

Powiedział Pan kiedyś, że interesuje go człowiek przeciętny wobecprzerastającej go sytuacji. Przykłademmogą być wspominane już filmy: „Matka Królów“ czy „Syberiada polska“, ale również monodram w wykonaniuKrystyny Jandy pt. „Danuta W.“. Jak doszło do tej współpracy?Zaproponowała mi ją Krystyna

Janda. Znamy się od lat. Jej nieżyjącyjuż mąż, operator, Edward Kosińskibył moim przyjacielem i to on robiłzdjęcia do „Matki Królów“. Kiedy po-jawiła się książka Danuty Wałęsy, odrazu ją przeczytałem, ale nie snułemżadnych planów reżyserskich z niązwiązanych. Nie miałem na to pomy-słu. Ale zadzwoniła do mnie Krystynai przedstawiła swój projekt. Pono -wnie przeczytałem książkę i wiedzia-łem, że idealnie nadaje się na mono-dram. Zrozumiałem, że można poka-zać przeciętną kobietę wobec wyda-rzenia nieprzeciętnego. Pamiętałemwszystkie polityczne utarczki z cza-sów prezydentury Wałęsy. W tamtychczasach byłem prezesem do spraw ra-dia i telewizji, sporo wiedziałem o kuchni politycznej. Poznałem teżpanią Danutę. Pamiętam pewne spo-tkanie w Belwederze, kiedy ona prze-ciwstawiła się mężowi. Bardzo mi sięto spodobało i pomyślałem sobie, żema charakter. Problemem w realizacji

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 12: Monitor Polonijny 2013/11-12

12

monodramu była obfitość materiału,trudno było zdecydować, które par-tie książki wybrać. Uważałem, żepierwszy akt powinien mieć maksi-mum godzinę, a drugi 50 minut. W sumie pierwszy ma godzinę 10 mi-nut, a drugi godzinę 20 minut. Proszęsobie wyobrazić, że Krystyna Jandagra przez dwie i pół godziny! To mia-ra jej wielkiego talentu.

A jak widzowie reagują?Od roku spektakle są wyprzedane.

Jeśli Krystyna będzie miała siły i ocho tę, to może grać panią Wałęsędo końca tego wieku.

A propos Wałęsów, jak ocenia Pan filmAndrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei“?To nie jest film dla mnie, to film dla

młodych ludzi lub obcokrajowców. Jato wszystko przecież wiem, oczeki-wałbym bardziej skomplikowanegofilmu, a on jest dosyć prosty, ale bar-dzo potrzebny. Cieszę się, że powstałi dotrze do widzów na świecie. To najwyższy stopień trudności, zro-bić film o człowieku żyjącym, kiedypostać jest niejednoznaczna, impul-sywna. Film mógłby otwierać 93 festi-wale! Tyle otrzymał zaproszeń. Toewenement! Nie wiem, czy którykol-wiek film, pokazany w Wenecji, zo-stał zaproszony aż na tyle festiwali.Każdy z organizatorów chciałby, by to właśnie ten film otwierał danyfestiwal, najlepiej w obecnościWałęsy i Wajdy.

Ma szansę na Oscara?Będzie bardzo trudno. Zazwyczaj

wygrywają tytuły, przynajmniej ostat-nio, z mniejszych kinematografii.Jakby Akademia chciała pokazać, żemamy dobre serduszka, popieramytych biedniejszych, jeszcze nie dokońca zorganizowanych. Zawsze tojest loteria. Proszę pamiętać, że więk-szość decydentów to ludzie zaawan-sowani wiekowo, natomiast ci młodsipracują, robią filmy, często nie majączasu obejrzeć wszystkich nomino-wanych produkcji. Właściwie to niktnie daje rady obejrzeć wszystkich fil-mów. Dlatego tak ważna jest odpo-wiednia promocja. Musiałoby mnó-

stwo ludzi brać pod łokieć akademi-ków, odwozić ich na i z projekcji itd.To kosztowna praca, a wiemy, że za-wsze tych finansów brakuje.

Rozmawialiśmy o wspomnieniachDanuty Wałęsy, a w tym roku ukazałasię książka, mówiąca o tych samychwydarzeniach, ale widzianych z drugiejstrony, autorstwa Moniki Jaruzelskiej –córki generała Jaruzelskiego. Pojawiłysię też informacje, że być może napodstawie tej pozycji powstanie film.Myśli Pan, że to dobry pomysł?Według mnie ta książka jest bar-

dziej impresyjna, nie jest tak beha-wioralna, jak to lubi film. Pani Moni -ka uprawia innego rodzaju slalommiędzy kartkami, więc decydującygłos należałoby oddać scenarzyście,który zdecydowałby, czy widzi moż-liwość zrobienia filmu na podstawietej pozycji.

A Pan by się podjął reżyserowaniatakiego filmu?Nie, to nie jest mój temat, choć

wiek XX bardzo mnie interesuje.Myślę, że Andrzej Wajda będziemiał jeszcze ciężkie życie z filmemo Wałęsie.

Dlaczego?Ze względu na podziały polityczne.

Nigdy nie byłem w żadnej partii –udało mi się. Nie lubię partyjniactwa,dla mnie państwowość jest ważna.Mojemu filmowi też się oberwa-ło, ponieważ pra-wicowa prasa napoczątku napisałao „Syberiadzie“ bar-dzo dobre recenzje,więc lewicowa obje-chała go, oceniła, żeto dno itd. Stałemsię częścią rozgryw-ki między opcjamipolitycznymi.

Prawica przywłaszczyła sobie Pańskie dzieło?W prawicowym piśmie napisano,

że to bardzo dobry film, zachęcającwidzów do obejrzenia go. Tylko tyle.A to wystarczyło. Wielu stwierdziło,że ten Zaorski to chyba prawicowiec.A ja jestem, proszę pani, centrystą. I nikt mnie nie przeciągnie ani na le-wo, ani na prawo. A fundamentali-stów na skrzydłach nienawidzę.

Czyli filmu o Smoleńsku też by Pan nie reżyserował?Myślę, że w tej chwili na pewno

nie. Ten film po prostu przeszko-dziłby w zjednoczeniu Polaków. Jacoś wiem na ten temat, bo film musitrafić w swój czas. Z niektórymi fil-mami mi się powiodło, jak na przy-kład z „Piłkarskim pokerem“, którynie traci na aktualności. „MatkaKrólów“ udała się, ale „Dziecinnepy tania“, trzymane na półkach 9 lat,kiedy dostały się do kin, były passé,bowiem ich czas minął.

Spotykamy się podczas pierwszejedycji festiwalu filmów emigracyjnychEMiGRA. Jak Pan ocenia tę inicjatywę?Generalnie jestem za wszelkiego

rodzaju festiwalami, dniami filmu,ponieważ one są pretekstem, by za-prosić widzów do kin, by obejrzelifilmy, może coś przemyśleli albouzupełnili. Widzę dużą oryginal-ność tego pomysłu i potencjał. Tenfestiwal może się rozwijać w sposóbharmonijny, zwłaszcza, że nie cho-dzi w nim tylko o filmy fabularne,które przecież na temat Polonii niebędą aż tak często realizowane, alei o dokumenty, reportaże, którychpowstaje mnóstwo. Co roku możnawięc wybierać rodzynki z filmowe-go ciasta czy telewizyjnego zakalca i pokazywać je widzom. Film powi-

nien być rozmową twórcy z widza-mi, a festiwal jest doskonałą okazją

do takiej dyskusji.MAŁGORZATA

WOJCIESZYŃSKA,WARSZAWA

MONITOR POLONIJNY L

„Prawicowa prasa na początku napisała o „Syberiadzie“ bardzo

dobre recenzje, więclewicowa objechała go,

oceniła, że to dno“.

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

Page 13: Monitor Polonijny 2013/11-12

13

Chór Camerataz Wieliczki w katedrześw. Marcina w Bratysławie

W niedzielę, 13 paździer-nika, w katedrze św. Mar -

cina w Bratysławie wystąpiłpolski chór Camerata z Wieliczki.

Camerata jest amatorskimchórem mieszanym, z wyraźnąprzewagą głosów żeńskich, ma-jącym w swoim repertuarze po-nad 200 utworów. Koncertowałnie tylko w Polsce, ale i poza jejgranicami: w Czechach, Niem -czech, na Litwie, w Rosji, Łotwie,Estonii czy Austrii, a także weWłoszech i Francji. Na SłowacjiCamerata wystąpiła już po razkolejny.

Chór rozpoczął mszę świętąhymnem „Gaude Mater” w opra-cowaniu Teofila Klonowskiego,czym wzbudził zachwyt obec-nych. Oprócz znanego na Sło wa -cji repertuaru chóralnego „AveVerum” czy „Panis Angelicus”przedstawił też utwory polskie,które zabrzmiały przepięknie w doskonałej akustyce gotyckiejkatedry św. Marcina. Po mszyrozległy się ogromne brawa, zaktóre – w imieniu chórzystów –głębokim ukłonem podziękowa-ła dyrygent Izabela Szota.

ANNA MARIA JARINA

W związku z 70. rocznicą zbrodniludobójstwa na Wołyniu i w Ga -

li cji Wschodniej IPN ogłosił w pierw-szej połowie bieżącego roku konkursdla nauczycieli szkolnych i akademic-kich na scenariusz lekcji lub cyklu zajęćpoświęconych tym tragicznym wyda-rzeniom. Laureaci (wśród nich niżejpodpisany) w nagrodę pojechali w paź-dzierniku na wycieczkę objazdową poWołyniu. Jej program skupiał się wokółdwóch tematów: zbrodni wołyńskiej1939-1945 i dziejów dawnej Rzeczpo -spolitej na Kresach Wschodnich. W ra-mach pierwszej części programu ucze -stnicy odwiedzili wybrane miejsca kaź-ni Polaków, mordowanych przez nacjo-

nalistów ukraińskich w czasie II wojnyświatowej, m.in. Ostrówki, Poryck (dzi-siaj Pawliwka), Kisielin, Wiśniowiec,zobaczyli również miejsce, gdzie działa-ła polska samoobrona w Przebrażu(dzisiaj Hajowe), która stała się symbo-lem skutecznego oporu wobec zbrod-niczych działań OUN-UPA. Mentorami-przewodnikami tej części byli Ewa Sie -maszko (współautorka pracy „Ludobój -stwo dokonane przez nacjonalistówukraińskich na ludności polskiej Woły -nia 1939-1945”) oraz dr Leon Popek (hi-storyk IPN, autor m.in. „Wołyń. Ocalićod zapomnienia”). Druga część obej -mo wała wizyty w takich miejscach, jakŁuck (katedra, zamek Lubarta), Ołyka(zamek Radziwiłłów, kościół św. Trój -cy), Ostróg (zamek Ostrogskich), Mię -dzy rzecz Ostrogski (kiedyś obronnyklasztor franciszkański, dziś monastyrprawosławny), Zbaraż (warowna rezy-dencja Zbarskich, pole bitwy z 1649 r.,opisywany przez H. Sienkiewicza w „Og -niem i mieczem”), Wiśniowiec (park z pałacem Wiśniowieckich), Krzemie -niec (Liceum Krzemienieckie, muzeumJ. Słowackiego).

Dyskusje uczestników objazdu sku-piały się na refleksji, dotyczącej tragicz-nej przeszłości sprzed 70 lat. Większośćdawała wyraz swoim odczuciom, że towciąż (za) mało znana karta w historiidwudziestowiecznej Polski i Europy.Karta zasługująca na pamięć szczegól-ną, bo ofiarami niepojętej zbrodni byliniewinni, bezbronni ludzie, w tym ty-siące dzieci, którzy w większości nadalczekają na godne uczczenie – a to nale-żytym pochówkiem, a to pomnikiem, a to wreszcie odnotowaniem nazwiskana bezimiennych grobach. Wymiarzbrodni należałoby określić jako geno-cidium atrox, czyli ‘ludobójstwo okrut-ne’, dokonywane ze szczególnym be-stialstwem mordy, których ofiarami by-ła ludność cywilna w liczbie szacowa-nej nawet na 130 tys. osób.

Wciąż pojawiają się pytania typu: cospowodowało, że żyjący w zgodzie z Po -lakami Ukraińcy uwierzyli ideologomnacjonalizmu i zaczęli mordować swo-ich sąsiadów, tylko dlatego że byliPolakami, dlatego że żyli na terenie,który miał być terytorium czystej et-nicznie Ukrainy.

Scenariusze zajęć laureatów konkur-su mają być opublikowane na stronachinternetowych Biura Edukacji Publi -cznej IPN, by mogły być wykorzystane i realizowane podczas zajęć w szkołachi na uczelniach, w tym zagranicznych,gdzie naucza się polskiej historii czypolskiej kultury.

JAKUB PACZEŚNIAKUniwersytet Mateja Bela w Bańskiej Bystrzycy

LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

ZDJĘCIE: ANNA MARIA JARINA

Pamięć jako fundament przyszłości

Page 14: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY 14

Wystawa prac StefaniiGajdošovej-Sikor -

skiej, zatytułowana „DrogaJedwabna“, po prezentacjiw Bratysławie i Trenczyniedotarła do Koszyc, skąd po-chodzi jej autorka.

Malowane na jedwabiuobrazy powstawały w Ko -szycach, choć są odzwier-ciedleniem podróży artyst-ki w czasie, spotkań z róż-nymi ludźmi w różnychmiejscach świata. Zwiedza -ją cy wystawę mogą podzi-

wiać nie tylko twórczośćabstrakcyjną, ale i portretybliskich, ważnych dla au-torki osób.

Tę artystyczną ucztęprzy gotował dla mieszkań-ców i  turystów, odwiedza-jących Koszyce – Europej -skie Miasto Kultury 2013,Klub Polski. Wystawa pre-zentowana jest w MuzeumWschodniosłowackim. Na

jej otwarciu, które miałomiejsce 15 listopada nie za-brakło przedstawicieli pol-skiej ambasady – konsularadcy-ministra GrzegorzaNowackiego i attaché woj-skowego Zbigniewa Ko -mań skiego, a także innych

gości specjalnych – artystkipolskiego pochodzeniaZden ki Zaborskiej-Błoń -skiej, pracowników szkołyartystycznej, w której pra-cuje Stefania Gajdošová-Sikorska, jej podopiecz-nych, a nawet jej nauczycie-li ze szkoły średniej, no i oczywiście rodakówz  Klu bu Polskiego. O mu-zyczną oprawę wernisażuzadbał młody wirtuoz gi-tary, 11-letni DominikSikor ski.

Wystawę można oglądaćdo 15 grudnia 2013.

URSZULA SZABADOSzdjęcia: Jakub Gajdoš,

Stefania Gajdošová-Sikorska

Pełna suwerenność państwa jestzłudzeniem. Żaden kraj nie jest

w stu procentach suwerenny, bo ża-den nie jest w stanie zagwarantowaćsobie bezpieczeństwa, nie wchodzącw układy z innymi państwami – uwa-ża wybitny socjolog, filozof i eseistaZbigniew Bauman. Podczas spotka-nia 5 listopada w Instytucie PolskimBauman tłumaczył, że nie istniejepaństwo, które jest w stanie poradzićsobie bez pomocy innych; żyjąc w sta-nie izolacji. Kontakty z innymi kraja-mi są niezbędne w każdej sferze jegofunkcjonowania, nie tylko w zakresiewspomnianego już bezpieczeństwa,ale również w kwestii ekonomii, go-spodarki, obronności, a nawet – zwła -szcza w dobie Internetu – kultury.

Na spotkania, prelekcje, debatychodzę odpowiednio wcześniej, by

zająć miejsce, poobserwować przyby-wających ludzi. Tak było też w tymprzypadku. Sala Instytutu Polskiegow Bratysławie zapełniała się, a wręczprzepełniała, bowiem nazwisko pro-fesora Baumana przyciągnęło rzeszezainteresowanych!

Zygmunt Bauman urodził się w Pol -sce, ale od 40 lat jego domem jestWielka Brytania. Uważany jest za jednego z najbardziej oryginalnych i wpływowych socjologów naszychczasów, twórcę koncepcji postmo-dernizmu (ponowoczesności – to ter-min, którym on sam najczęściej ope-ruje), zaangażowanego komentatora i publicystę. W Polsce jest postaciąbardzo kontrowersyjną ze względu

na powojenną działalność w komuni-stycznym Korpusie BezpieczeństwaWewnętrznego. Jest też laureatemwielu prestiżowych nagród i odzna-czeń, m.in. Europejskiej NagrodyAmalfi, którą otrzymał za pracę„Nowoczesność i zagłada”, Nagrodyim. Theodora W. Adorno i NagrodyKsięcia Asturii, a także autorem i współ autorem wielu książek; naj-nowsza z nich, wydana w 2013 roku,nosi tytuł „Płynna inwigilacja.Rozmowy”.

Bauman podczas spotkania pod-niósł kwestię spadającego zaufaniado instytucji rządowych oraz corazmniejszego poczucia przynależnoścido struktur europejskich. „Nie cho-

Europejskie laboratorium

Kolejny przystanekna Drodze Jedwabnej

Projekt zrea l izowano z   f inansowym wsparc iem Ambasady RP w RS

Page 15: Monitor Polonijny 2013/11-12

15

Przed rokiem Leszek Mo -żdżer wystąpił w wiel-

kiej sali Słowa ckiego Radiaw ramach wyszehradzkiejwspółpracy Mosty – Gesha -rim w towarzystwie Cze -szki Ivy Bittowej (śpiew,skrzypce), Słowaka OskaraToroka (trąbka) i WęgraMi halyego Drescha (sakso-fon). W tym roku, 10 paź-dziernika, wystąpił w tej sa-mej sali, tym razem ze swo-im Trio Możdżer-Daniel -sson-Fresco.

Zespół, w skład któregooprócz Polaka wchodząszwe dzki kontrabasista LarsDanielsson i  izraelski per-kusista Zohar Fresco, po-wstał w 2004 roku. Po razpierwszy wystąpił pod na-zwą Dream Team na festi-walu jazzowym w Warsza -wie. Ma na swoim konciejuż 3 płyty („The Time”,„Between us and the light”,„Live CD&DVD”). Najnow -szy album wyjdzie za mie-siąc i przede wszystkimutwory z tej płyty zostałyzaprezentowane na braty-sławskim koncercie.

Podczas tegorocznego

bratysławskiego koncertuMożdżera sala słowackiegoradia była wypełniona pobrzegi. Wśród słuchaczyzauważyłam osoby, któreczęściej pojawiają się nascenie, niż na widowni, np.Mariana Vargę, legendę sło-wackiej sceny muzycznej,grającego – podobne jakMożdżer – na instrumen-tach klawiszowych.

Trio Możdżer-Danielsson -Fresco rozpoczęło koncertutworem, który miał wpro-wadzić ogólny nastrój całe-go programu. Zohar Frescozaczął od przedstawieniaswoich instrumentów per-kusyjnych – jakże skrom-nych wizualnie – prezentu-

jąc, co potrafi z nich wycza-rować. Zaśpiewał też pier -w szy utwór, bardzo deli-katnie, jakby chcąc spraw-dzić akustykę sali.

Lars Danielsson, stojącypośrodku sceny, pełnił fun -kcję łącznika między forte-pianem a instrumentamiperkusyjnymi. Podczas ca-łego koncertu pozostawałw stałym muzycznym dia-logu ze skupionym na swo-jej grze Leszkiem Możdże -rem i pogrążonym w ryt-mie swoich bębnów Zoha -rem Freskiem.

Najmłodszy z tria, PolakLeszek Możdżer potwier-dził swoją wirtuozerię gryna fortepianie: to liryczne

piano pianissimo, to znówdynamiczne staccato… taklekkie, sprawiające wraże-nie jakby ręce artysty ucie-kały po klawiszach przednim samym, nieposłusznewoli ich szczerze tym roz-bawionego właściciela.

Możdżer nie tylko wspa-niale grał, ale i prowadziłkonferansjerkę. Przyznajęjednak, że niektóre treści,deklarowane w tytułachutworów, były dla mnie tru -dne do odczytania w dźwię-kach, jak na przykład: „Shetold she was a painter, thatof course wasn´t true” (‘Po -wiedziała, że jest malarką,co oczywiście nie było pra -wdą’).

Na koniec trio zagrało„Finish suffering” (‘Konieccierpienia’), autorstwa Lar -sa Danielssona, co odebra-łam jako przekorne pyta-nie, skierowane do słucha-czy, czy się na koncerciedobrze bawili, czy też mo-że cierpieli.

Odpowiedź muzycy otrzy -mali od razu, zmuszeniowacjami na stojąco do bi-sów. ANNA MARIA JARINA

Leszek MożdżerZNÓW ZDOBYŁ SERCA BRATYSŁAWSKIEJ PUBLICZNOŚCI

ZDJĘCIE: STANO STEHLIK

dzi o to, co trzeba zrobić (aby popra-wić sytuację – przyp. od red.), ale ktoma to zrobić. Mamy teraz siłę, któranie podlega kontroli politycznej, na-tomiast w polityce tej siły brakuje“ –powiedział prelegent i podkreślił, żeefektem takiego stanu rzeczy jest spa-dek zaufania do rządu, polityki i – coza tym idzie – instytucji europejskich,natomiast wzmacnia się poczucie lo-kalnej tożsamości.

„Obecnie znajdujemy się w okre-sie, w którym czujemy, że stare sposo-by rozwiązywania problemów niewystarczają, ale brakuje nam no-wych“ – powiedział też Bauman.Zwrócił uwagę na to, że Europejczycymają wspólne interesy, ale nie warto-ści. Na koniec ściszył głos i przyrów-nał Europę do wielkiego laborato-rium, przed którym stają duże wy-zwania.

Podobne wnioski płynęły z wystą-pienia drugiej uczestniczki spotkania,polskiej socjolog Aleksandry Jasiń -skiej-Kani, która przedstawiła wynikiswoich badań. Jasińska-Kania wskaza-ła na to, że w Polsce spada identyfika-cja jednostek jako części świata(w Cze chach i na Słowacji jest onanieco wyższa), za to rośnie poczucieprzynależności do społeczności lokal -nej i miejsca, w którym żyją badani.

Moderatorem spotkania był Ladi -slav Volko, socjolog, pierwszy dyrek-tor Instytutu Słowackiego w Warsza -wie. Współorganizatorem przedsię-wzięcia zorganizowanego przezInsty tutu Polski w Bratysławie byłWydział Komunikacji MasmedielnejUniwersytaeu św. Cyryla i Metodegow Trnawie. ADRIANA MAJKA

Tłumaczenie: KATARZYNA PIENIĄDZ

ZDJĘ

CIE:

ADR

IANA

MAJ

KA

Page 16: Monitor Polonijny 2013/11-12

Aby uczcić kolejną rocz-nicę odzyskania nie-

podległości Polski, ambasa-dor RP w Bratysławie To -masz Chłoń zaprosił gościna koncert Orkiestry Muzy -ki Nowej pod batutą Szy -mo na Bywalca, który odbyłsię w ramach Międzyna ro -dowego Festiwalu MuzykiWspółczesnej „Melos-Étos“.W programie zabrzmiałyzarówno utwory słowac-kie, np. „Préférence per 9 strumenti” Juraja Benešaczy „Mutácia” Ilji Zeljenki,jak i polskie, np. „Łańcuch I”

Witolda Lutosławskiego czy„I” Cezarego Duchnow skie -go. Z zainteresowaniemprzywitano też słowackiepremiery Lukáša Borzíkaoraz kompozycję AgatyZubel, która podczas tego-rocznej 60. Międzyna ro -dowej Trybuny Kompo zy -to rów UNESCO w Pra dzeotrzymała najwyższą na-grodę.

Przy okazji warto pod-kreślić, że pierwsza edycjaMelos-Étos odbyła się podpatronatem polskiego fe-stiwalu Warszawska Jesień.

Tegoroczna, dwunasta jużedycja, przebiegała pod ha-słem „Muzyka jest wszę-dzie”. W jej ramach odbyłosię 20 koncertów, a jednym

z nich był właśnie koncertgoszczącej w BratysławieOrkiestry Muzyki Nowej,istniejącej od roku 1996,znanej dobrze poza grani-cami kraju, która wię -kszość słowackich słucha-czy zaskoczyła swoim mło-dym wiekowo składem.

Roman Berger, wybitnykompozytor i myśliciel pol-skiego pochodzenia, szcze-rze pochwalił polskich mu-zyków, cicho przyznając,że dzięki nim zmienił zda-nie o  kompozycji WitoldaLutosławskiego „Łańcuch I“,

który dotychczas uważał zagodny raczej szuflady niżuszu słuchaczy. Zaś amba-sador Tomasz Chłoń pokoncercie podziękował ar-tystom za skojarzenia, któ-re wywołała w nim prezen-towana muzyka. Wspo -mniał niektóre z polskichzrywów niepodległościo-wych, a także żołnierzy,którzy oddali swoje życie,biorąc m.in. udział w róż-nych współczesnych mi-sjach pokojowych. Pamięćich, po odśpiewaniu pol-skiego hymnu, uczczonominutą ciszy.

Miłym akcentem spotka-nia było wręczenie JoannieMatloňovej medalu AmicusLegationis (‘przyjaciel am-basady’) w dowód uznaniaza promocję Polski naSłowacji i integrację środo-wiska polonijnego. Laurea -tce składamy gratulacje!Przypominamy też, że w la-tach 1999-2004 była ona re-daktor naczelną „MonitoraPolonijnego“, a obecnieprowadzi portal interneto-wy www.slovakforum.eu.

ANNA MARIA JARINA

MONITOR POLONIJNY L 16

Spośród czternastu po traw, pre-zentowanych przez czternaście

narodowości, biorących udział w festiwalu zup, zorganizowanym12 października br. w Koszycach– Europejskiej Stolicy Kultury2013, pierwsze miejsce zajął pol-

ski przysmak – góralska zupabryndzowa! Zupę tę wystawiłopolskie stoisko „Karczma – Młyn“.Przypomnijmy, że w ubiegłym ro-ku Polacy zajęli III miejsce ze swo-im żurkiem.

HELENA GEREC

Festiwal zup w Koszycach

Nietradycyjne obchodyNarodowego Święta Niepodległości

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 17: Monitor Polonijny 2013/11-12

17 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

„Lech Wałęsa – niezwy-kła historia elektryka

ze stoczni gdańskiej, przy-wódcy legendarnej »Soli -dar ności«, nagrodzonegoPokojową Nagrodą Nobla,prezydenta Rzeczypo spoli -tej Polskiej” – tak brzmiałtekst na zaproszeniu na de-batę z okazji 70. urodzinLecha Wałęsy, którą zorga-nizowały Biblioteka Uni -wer sytecka w Bratysławie,Mulitifunkcyjne CentrumKultury i Agencja Artysty -czna Yksa. Debata ta odby-ła się 10 października w sie-dzibie biblioteki.

Gośćmi, którzy liczniezebranej publiczności przy -bliżyli postać Lecha Wałę -sy, byli: dziennikarka Mał -gorzata Wojcieszyńska, po-litolog Juraj Marušiak orazsocjolog Michal Vašečka.Moderatorem wieczoru był

dziennikarz Peter Tur čík,który przypomniał zebra-nym dawne czasy „Solidar -ności“, prezentując m.in.występy Jana Pietrzaka czyMarka Grechuty, śpiewają-cych piosenki o wolności,które w tamtych czasachwzmacniały w Polakachwiarę w przyszłość. JurajMarušiak nakreślił sytuacjęw Polsce w latach 70., opi-sując pozorny dobrobyt zaczasów Edwarda Gierka.To wprowadzenie byłopunktem wyjścia do zrozu-mienia okoliczności po-wstania „Solidarności“. Mał -gorzata Wojcieszyńska wska -zała na cechy charakteruprzywódcy „Solidar no ści“,które pozwoliły mu skupićwokół siebie nie tylko ro-botników, stoczniowców,ale też inteligentów. Mi -chal Vašečka z kolei wspo-

minał o antypolskiej pro-pagandzie, prowadzonej wCzechosłowacji w obawie,by duch rewolucyjny niedotarł również i do niej.„Myślę, że celowo wymyśla-no wtedy poniżające Pola -ków dowcipy, np. dotyczą-ce braku artykułów spo-żywczych w Polsce, byzniechęcić Czechów i Sło -waków do podobnychdziałań“ – mówił Vašečka.

Uczestnicy debaty podkre-ślili też rolę Kościoła i pa-pieża Jana Pawła II w prze-mianach w Polsce i całejEuropie.

Nie zabrakło też wspo-mnień, dotyczących obradokrągłego stołu i pierw-szych częściowo wolnychwyborów w Polsce. Od dziel -nym tematem był czas pre-zydentury Lecha Wałęsy.Na koniec Małgorzata Woj -cieszyńska przybliżyła ze-branym współczesną dzia-łalność Wałęsy i zachęciłado obejrzenia najnowsze-go filmu Andrzeja Wajdy„Lech Wałęsa. Człowiek z nadziei“. Podczas spotka-nia bohater wieczoru jawiłsię nie tylko jako wielkiprzywódca, lecz także jakozwykły człowiek, ale z cha-ryzmą.

red.

Pod koniec września, podczas festi-walu teatralnego Divadelná Nitra,

miałem okazję być jednym z uczestni-ków debaty „Načo pamäť?” (‘Po co ko-mu pamięć?’). Ogólna refleksja z tej

debaty odnosiła się oczywiście doznanej definicji pamięci, według któ-rej wiedza o przeszłości ma służyć te-mu, by w przyszłości nie powtarzaćbłędów historii. Ta refleksja została

uzupełniona o spostrzeżenia, wskazu-jące na pamięć jako czynnik budującybądź podtrzymujący tożsamość za-równo narodów, jak i jednostek, któ-re dzięki niej mają możliwość odkry-wania w historii przodków równieżwłasnych bogactw czy własnych mo żliwości, będących z kolei istotnąsiłą napędową na przyszłość. Pod -kreślo ne zostało też to, iż pamięć niepowinna być wybiórcza ani podległapolitycznej poprawności, natomiastbłędy przeszłości winny być zawszerozliczone.

JAKUB PACZEŚNIAKUniwersytet Mateja Bela

w Bańskiej BystrzycyZDJĘCIE: CTIBOR BACHRATÝ

ZDJĘCIA: PETER PROCHÁZKA

„Po co komu pamięć?”

W 70. urodziny Lecha Wałęsy

Page 18: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY L 18

Konsul radca-ministerGrzegorz Nowacki

i attaché wojskowy Zbi -gnie wa Komański zawitalido Ko szyc, gdzie 14 listopa-da w restauracji „Rosto”spotkali się z  członkamiKlubu Polskiego. Tematemich ro zmów były kwestie

podwójnego obywatelstwa,złej opinii o polskiej żyw-ności oraz braku połączeńkolejowych i  autobusowychna trasie Koszyce – Rze szówczy Koszyce – Kra ków. „Je -steśmy odcięci od Polski,choć to przecież tak blisko.Ale jeśli ktoś nie posiada sa-

mochodu, jego podróż doojczyzny jest bardzo skom-plikowana“ – żalili się ro-dacy z Koszyc. Konsul uspa -kajał i zapewniał, że pol-scy dyplomaci pracująnad tym, by uczulić sło-wackie władze na nurtują-ce Pola ków problemy.

Następnego dnia gościez  ambasady wraz prezes

Klubu Polskiego w Koszy -cach Stefanią Gajdošovą-Si korską i Urszulą Szaba -dos udali się na cmentarzmiejski w Koszycach w ce-lu złożenia wieńców nagrobach polskich żołnie-rzy, poległych na ziemiachsłowackich podczas I woj-ny światowej.

URSZULA SZABADOS

Na cmentarzu wojskowym z I woj -ny światowej w Nitrze dnia

17 listopada odbyło się uroczystezłożenie wieńców. W uroczystościudział wzięli konsul radca-ministerGrze gorz Nowacki, attaché obronypłk Zbi gniew Komański, burmistrzNitry Jozef Dvonč, zastępca bryga-dy obrony przeciwlotniczej wojsksłowackich w Nitrze ppłk JozefPanko, nitrzańska Polonia orazmieszkańcy miasta. W ten sposóbuczcili oni pamięć tych, którzy zgi-nęli podczas I wojny światowej. Na

grobach polskich żołnierzy zapalo-no też znicze na znak, że pamięć

o nich nigdy nie zginęła. Po tej uro-czystości i mszy świętej nitrzańskaPolonia spotkała się u ojców sal-watorianów, gdzie była okazja dorozważań na temat historii naszejojczyzny.

Warto podkreślić, że opiekę nadgrobami polskich żołnierzy w Ni -trze sprawują studenci, co bardzocieszy i świadczy, że i młode poko-lenie jest zaangażowane w opiekęnad miejscami pamięci narodo-wej.

ROMANA GREGUŠKOVÁZgodnie z życzeniem autorek, ich honorarium

zostanie przeznaczone na działalność administracyjnąszkółki polonijnej w Nitrze.

Klubu Polskiego w KoszycachSpotkanie

Święto Niepodległości w Nitrze

ZDJĘCIA: URSZULA SZABADOS

Page 19: Monitor Polonijny 2013/11-12

z okresu I wojny światowej na cmentarzach Słowacji

Polacy nie mieli w tym czasie wła-snego państwa i kiedy wybuchła I wojna światowa, jako poddani – żoł-nierze ówczesnych państw zabor-czych – musieli walczyć po obu stro-nach frontu, często przeciwko sobie.

Szczególnie krwawy przebieg mia-ły działania wojenne w latach 1914-1915. Rozstrzygające znaczenie dlaich wyniku miała tzw. operacja w re-jonie Gorlic, na południowych zie-miach polskich, gdzie w maju 1915 r.zostały odparte przez armie państwcentralnych, Niemiec i Austro-Wę -gier, wojska rosyjskie, próbujące sięprzebić na Nizinę Węgierską. Po stro-nie austriackiej walczyły dwie armie,liczące ponad 100 tys. żołnierzy, oraz11. armia niemiecka, sprowadzona z frontu zachodniego, w której skła-dzie znajdowała się 12. dywizja pie-choty, złożona głównie z Polaków(pochodzących z terenów Wadowic,Cieszyna, Nowego Sącza i Tarnowa).Połączone siły austriacko-niemieckieliczyły łącznie około 217 tys. żołnie-rzy, a wojska carskie zaledwie 80 tys.żołnierzy. W bitwie gorlickiej zginęłookoło 20 tysięcy żołnierzy obu wal-czących stron. Dalsze działania wo-jenne spowodowały klęskę Rosjan i oswobodzenie całej Galicji Zacho -dniej, w tym odzyskanie Lwowa.

Poległych żołnierzy chowano w pły tkich prowizorycznych grobach, a część ciał pozostawiono nawet napobojowiskach. W celu uporządko-wania pól bitewnych ówczesneaustriackie ministerstwo wojny zbu-dowało potem cmentarze wojenne.

Natomiast ciężko rannych żołnierzywywożono na tyły frontu, do szpitalipolowych, utworzonych na terenachobecnej Słowacji, gdzie często umie-rali i tu byli chowani.

Polscy żołnierze polegli w latach1914-1918 spoczywają na cmenta-rzach słowackich razem z innymi żoł-nierzami walczących stron, którzy po-chodzili z Czech, Słowacji, Bośni,Chorwacji, Serbii, Rumunii, Ukrainy,Mołdawii, Austrii, Węgier, Niemiec i Rosji. Po zakończeniu I wojny świa-towej w wyniku prowadzonej nacmentarzach (w dużych miejscowo-ściach) akcji ekshumacyjnej z powo-dów sanitarnych tworzono zbiorowemogiły żołnierskie. Na niektórych z nich znajdują się dziś pomniki lubcentralne krzyże, zawierające in-skrypcje na temat liczby pochowa-nych oraz ich narodowości. Jednakżewiele grobów zostało już zapomnia-nych bądź uległo dewastacji.

Ambasada RP w Bratysławie celemzachowania pamięci o poległych pol-skich żołnierzach, którzy są pocho-wani na terenie Słowacji, podejmujeod lat działania związane z ewiden-cjonowaniem żołnierskich mogił,wspieraniem poczynań lokalnychwładz słowackich dotyczących odno-wienia tablic pamiątkowych orazuporządkowania otoczenia grobów i pomników. Z okazji Dnia Odzy ska -

nia Niepodległości, będącego jedno-cześnie rocznicą zakończenia I wojnyświatowej, przedstawiciele Ambasa -dy RP oddają każdego roku hołd pole-głym Polakom, składają wiązanki i za-palają znicze w miejscach ich spo-czynku. Do tych poczynań przyłącza-ją się również, jak np. w Nitrze, przed-stawiciele miejscowej Polonii.

GRZEGORZ NOWACKI

19 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Groby polskich żołnierzy

C mentarze wojenne i groby żołnierzy z okresu I wojnyświatowej związane są na terenie Słowacji z ciężkimi bojamiw rejonie Karpat, które toczyły się na froncie austriacko-

węgiersko-rosyjskim.Do czasów obecnych zachowały się i otoczone są opieką groby polskich

żołnierzy z tego okresu na następujących cmentarzach:

Cmentarz Wojenny Kopčany– Bratislava Petržalka

11 PolakówCmentarz Wojenny Molmoš – Nitra

31 PolakówCmentarz Miejski –Trenčin

kwatera z I wojny światowej58 Polaków

Cmentarz Główny – Prešovkwatera zbiorowa 1521 żołnierzy

I wojny świat., w tym 226 PolakówCmentarz Centralny – Košice

XI kwartał zbiorowy okresu I wojnyświatowej – ogółem 6421

pochowanych, w tym 561 PolakówCmentarz Miejski – Rimavská Sobota

57 Polaków,Cmentarz Miejski – Nové Zámky

7 Polaków

ZDJĘCIA: DOMINKA GREGUŠKOVÁ

Page 20: Monitor Polonijny 2013/11-12

Płyta – legenda. Zapowiadana i nagrywana od piętnastu lat.

Partie instrumentalne zarejestro-wano w 2001 roku, ale brakowałowokalu. Edyta Bartosiewicz wyja-śniała, że pracuje nad odzyskaniemswojego głosu, nad jego brzmie-niem, gdyż nie jest z niego zadowo-lona. Premierę albumu wielokrot-nie przekładano, wreszcie w paź-dzierniku 2013 stał się on faktem,bowiem „Renovatio” – taki nosi ty-tuł – trafił na sklepowe półki.

Wiele się zmieniło odkońca lat dziewięćdzie-siątych ubiegłego wie-ku, kiedy Edyta Barto sie -wicz świę ciła swoje naj-większe triumfy. Na gra -ne wtedy przez nią płytysprzedawały się na pniu, wielokrot-nie osiągając status złotych i platyno-wych – np. „Sen” sprzedał się w nakła-dzie 600 tysięcy egzemplarzy, cooznacza, że uzyskał status potrójnejplatynowej płyty, „Szok ‘n’ show” roz-

szedł się w liczbie 400 tysięcy egzem-plarzy. Wspominam o tym, bo i al-bum „Renovatio” dwa dni po premie-rze pokrył się złotem za... 15 tysięcysprzedanych egzemplarzy. Tak, polskirynek fonograficzny w niczym nieprzypomina tego, który przed laty nadługo opuściła Edyta Bartosiewicz(nie licząc gościnnych występach tu i ówdzie). Zmieniły się też muzyczneupodobania odbiorców; zmienilisię artyści – dziś gwiazd, którewówczas przeżywały swoje złote lata,albo już nie ma, albo w niczym nieprzypominają siebie samych (vide:Agnieszka Chylińska). Edyta Barto -

MONITOR POLONIJNY L 20

Miał świadomość tego,że sprawowanie urzędupremiera w ówczesnej sy-tuacji politycznej będzieogromnie trudnym wy-zwaniem. „Panie Krzyszto -fie, jak być premierem, ma-jąc z jednej strony Wałęsę, a z drugiej Jaruzelskiego?Przecież pana szef będziesię do wszystkiego wtrą-cał” – mówił do sekretarzaLecha Wałęsy, KrzysztofaPusza, po otrzymaniu pro-pozycji objęcia stanowiskaprezesa Rady Ministrów.Ostatecznie ofertę przyjął,zaznaczając jednocześnie,że chce być szefem rządu o mocnej pozycji i faktycz-nym wpływie na losy pań-stwa. „Mogę być premie-rem dobrym lub złym, alenie zgodzę się być premie-rem malowanym” – powie-dział krótko przed obję-

ciem funkcji szefa rządu.Nie chciał być zależny aniod Lecha Wałęsy, ani od komunistów, którzy wciążmieli wielkie wpływy w Pol sce. Wielokrotniezresztą powtarzał później,że woli być premierem w stylu bry tyjskim – od-grywać klu czową rolę i mieć faktyczną władzę,niż w stylu francuskim,czyli być postacią o drugo-rzędnym znaczeniu.

Obejmując stanowiskoszefa rządu, chciał szybkoprzystąpić do wprowadza-nia niezbędnych zmian.Zaznaczył, że nie zamierzaskupiać się na przeszłości,ale chce intensywnie pra-cować nad budowaniemPolski na nowych zasa-dach. „Przeszłość odkreśla-my grubą linią. Odpowia -dać będziemy jedynie za to,

co uczyniliśmy, by wydo-być Polskę z obecnego sta-nu załamania” – mówił pod -czas przemówienia w Sej -mie. Krytycy Tadeusza Ma -zowieckiego bardzo częstowykorzystywali przeciwko

niemu sformułowanie „gru -ba linia” (z niewyjaśnio-nych przyczyn zmienione i częściej przywoływane ja-ko „gruba kreska”), argu-mentując, że oznacza onopobłażliwość w stosunku

Czulymuchem-

Powrót z i do przeszłości

Pożegnaniepremiera

Tadeusz Mazowiecki (1927-2013)– człowiek-symbol, bezdyskusyjnie jeden z najważniejszych polskich polityków

na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat – zmarł 28 października. Był negocjatorem podczas obradOkrągłego Stołu, pierwszym niekomunistycznympremierem nie tylko w Polsce, ale i w całym blokupaństw socjalistycznych.

Page 21: Monitor Polonijny 2013/11-12

sie wicz ze swoim „Renovatio” wra-ca tak, jakby tych kilkunastu lat

przerwy nie było, jakby wybudziłasię, niczym Maks i Albert z „Seks -misji”, z hibernacji i oczekiwałaświata, który zapamiętała sprzedeksperymentu.

„Renovatio” mogłoby powstać w latach dziewięćdziesiątych XX wie-ku. To Edyta Bartosiewicz w kli-matach, w których zdecydowanieczuje się najlepiej; podążająca utar-tymi ścieżkami, bez poszukiwanianowych brzmień, bez śledzeniatrendów. Lekko zachrypnięty głoswokalistki wciąż fascynuje i jest ja-kością samą w sobie. Teksty, pozakilkoma ocierającymi się o infantyl-

ność, trzymają niezły poziom. Alecałość jest bardzo zachowawcza i – niestety – archaiczna. In pluswyróżniają się jedynie „Italiano” i „Cień”, ale to, po piętnastu latachczekania i rozbudzających apetytdoniesieniach o szlifowaniu mate-riału w studio, po prostu za mało,by „Renovatio” słuchać bez poczu-cia rozczarowania i niedosytu.Rozgłośnie radiowe pewnie będąpiały z zachwytu nad tą płytą, któ-rej autorka dla wielu ma status ar-tystki kultowej, ale moim zdaniemjest ona ledwie przyzwoita.

KATARZYNA PIENIĄDZ

21 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

do funkcjonariuszy komu-nistycznej dyktatury i nie-rozliczenie zbrodni, nad-użyć oraz innych niemoral-nych działań, których się w czasach PRL dopuścili.W obliczu takiej interpreta-cji swoich słów TadeuszMazowiecki tłumaczył, żemiał na myśli „(…) rewolu-cję pokojową, a nie rewolu-cję (...), w której zwycięzcyspychają pokonanych dotakiej pozycji, jaką im sa-mym stwarzały dawne wa-runki: obywateli drugiejkategorii”. Wspomniana„gruba linia” miała ozna-czać „zaoferowanie demo-kracji wszystkim i być fun-damentem nowego po-rządku”.

Budowanie owego no-wego porządku nie obyłosię bez problemów. W wy-wiadzie dla „Monitora Po -lonijnego” (całość ukazałasię na łamach naszego pi-sma w numerze 7/2009)Tadeusz Mazowiecki wspo-minał, że stworzenie rządui znalezienie odpowied-nich kandydatów na sze-fów poszczególnych resor-tów było niezwykle trud-ne. „Niektórzy mi zarzuca-li, że trwało to (konstrukcjarządu – KP) za długo, alenie było łatwo sformuło-

wać pierwszy rząd. Wtedy,w przeciwieństwie do póź-niejszych czasów, ludzienie pchali się do władzy.Wszyscy mówili mi, że bę-dą mi doradzać, ale odpo-wiedzialności nie chcielibrać, więc musiałem nama-wiać, np. Leszka Balcerowi -cza, Krzysztofa Skubiszew -skiego”. Po personalnychprzepychankach udało sięw końcu zbudować nowąRadę Ministrów. W jej składweszło – poza premierem– ponad dwudziestu mini-strów. Jedenastu z nich re-prezentowało obóz solidar-nościowy, po czterech ZSL(Zjednoczone StronnictwoLudowe) i PZPR (PolskaZjednoczona Partia Robo -tni cza), trzech – SD (Stron -ni ctwo Demokratyczne);bezpartyjnym ministrembył Krzysztof Skubiszew -ski.

W tempie ekspresowymrząd Tadeusza Mazowie -ckie go zdołał przeprowa-dzić szereg istotnych re-form. Zmieniono ustrój po-lityczny, godło i nazwępaństwa (z PRL na RP) orazkonstytucję.

Wprowadzono równieżpakiet ustaw gospodarczo-ustrojowych, potocznie zwa -ny planem Balcerowi cza.

Plan miał doprowadzić dostabilizacji ekonomicznejkraju; przede wszystkimopanowania szalejącej in-flacji oraz umożliwieniaprzekształcenia gospodar-ki centralnie sterowanej narynkową. Społeczeństwoakceptowało te zmiany i uważało je za pozytywne– na początku kadencji rzą-du jego politykę popierało80 procent. Polaków.

Tadeusz Mazowiecki pia-stował stanowisko premie-ra do stycznia 1991 roku.Przyczyną upadku jego rzą-du był przede wszystkimkonflikt z Lechem Wałęsą,czyli tzw. wojna na górze,co doprowadziło do po-działu obozu solidarno-ściowego i niespodziewa-nej rywalizacji obu polity-ków w wyborach prezy-denckich w 1990 roku.Jeszcze jako premier, namiesiąc przed ustąpieniemz urzędu, Mazowiecki zo-stał przewodniczącym no-wej partii na polskiej sce-nie politycznej – Unii De -mokratycznej. W pierw-szych całkowicie wolnychwyborach do Sejmu w 1991roku ugrupowanie to uzy-skało najwyższe w skalikraju poparcie wśród ko-mitetów wyborczych.

Z Unią Demokratyczną(przekształconą później w Unię Wolności) TadeuszMazowiecki był związanydo 2002 roku. Później, w 2005 roku, został jed-nym z założycieli PartiiDemokratycznej – demo-kraci.pl, jednak wobec bra-ku sukcesów i marginalne-go znaczenia tego ugrupo-wania wycofał się z działal-ności partyjnej i od wrze-śnia 2010 aż do śmierci byłdoradcą prezydenta Bro - ni sława Komorowskiego ds. po lityki krajowej i mię-dzynarodowej.

Tadeusz Mazowiecki zo-stanie zapamiętany jako wy -ważony, uczciwy i szanują-cy adwersarzy, ale jedno-cześnie stanowczy polityk.Pełen odwagi do działaniaw trudnych warunkach, napewno ryzykujący i popeł-niający błędy, ale przecieżdziałający w zupełnie no-wej, nieznanej rzeczywi-stości. Dzięki jego strategiiPolska po latach komuni-zmu relatywnie bezboleśnieodzyskała wolność – po lity -czną i gospodarczą – i w kró -tkim czasie stała się waż-nym członkiem Unii Euro -pejskiej. Trudno nie uznaćtego za sukces.

KATARZYNA PIENIĄDZ

Page 22: Monitor Polonijny 2013/11-12

Uwagę przyciąga przedewszy stkim XIX-wiecznybudynek z tablicą: „Tu mie-ściło się pierwsze słowac-kie gimnazjum”. Rzeczywi -ście, pierwsza słowackaszkoła średnia powstaławłaśnie w Revúcy. W trud-nej historii narodu słowac-kiego, w powolnym proce-sie narodowej emancypa-cji był to bardzo ważny mo-ment. Gimna zjum istniało12 lat. Potem realizującemadziaryzacyjną politykęwładze w Peszcie, dla któ-rych było ono cierniem w oku, zamknęły je. W de-cyzję tę zaangażowany byłosobiście wę gierski pre-mier, który przy okazji wy-powiedział pamiętne sło-wa: „Ża den naród słowackinie istnieje”.

Revúca w połowie XIXwie ku była dość dobrzeprosperującym ośrodkiemwydobycia i produkcji ru-dy żelaza. Miasto miało cie-

kawą, a jednocześnie typo-wą dla ziem słowackich hi-storię. W XIV wieku dotarlitam niemieccy osadnicy,którzy założyli tu warsztatysukiennicze. W XVI wiekuna Gemer dotarli Turcy. W nieodległej RimavskiejSo bocie założyli lokalnecentrum administracyjne.W samej Revúcy się jednaknie pojawiali, ale kazali so-bie płacić coroczny haracz.

W okolicznych dolinachod XVI wie ku wydobywa-no rudę w tzw. hamrach i wytapiano ją w dość pry-mitywnych piecach, sta-wianych przez miejsco-wych fachowców. Z nie-urodzajnych ziem w gór-skich dolinach ciężko byłowyżyć. Toteż tutejsi ludziewyspecjalizowali się w fur-maństwie. Można ich byłospotkać w całej byłej au -stria cko-węgierskiej monar -chii. Od 1807 działało w Re -vúcy Stowarzy sze nie Żela -

zne, powstałe w wynikupołączenia sił kilkudziesię-ciu miejscowych przedsię-biorców. Stowarzy sze niewybudowało nawet dwawiel kie piece hutnicze. Ru -da żelaza przyczyniła się dozniwelowania w okolicynajgorszej biedy.

W 1812 roku do Revúcyprzybył pastor Samuel Reuss,gorliwy patriota słowacki,który poświęcił życie naopisanie środkowej Słowa -cji – jej historii, ludowychopowieści, mineralogii, or-nitologii. Probostwo w Re -vúcy stało się punktemzbornym słowackich naro-dowców. W 1822 roku Reusszałożył pierwszą chyba lu-dową słowacką bibliotekę.

Na starość, w latach 50-tych, widząc postępującąmadziaryzację i cier piąc z po -wodu braku wykształcenialudu słowackiego, zacząłpopularyzować ideę zało-żenia słowackiego gimna-zjum, czyli instytucji, któramogłaby kształcić przy-szłych słowackich nauczy-cieli, księży, urzędników i aptekarzy. Przekonał radęmiejską Re vú cy, której isto -

tną część stanowili świado-mi narodowo Słowacy, abyprzeznaczyła dość sporąsumę – 24 tysięcy złotychw srebrze – na budowętzw. szkoły realnej, czyliszkoły średniej, ale nie dają-cej matury, to znaczy pra-wa do dalszych studiów.Jego parafia ewangelickazadeklarowała beztermino-we wypłacanie pensji jed-nemu nauczycielowi. Je denz synów pastora, Julius,który był architektem, zadarmo przygotował pro-jekt budynku szkoły. Drugiz synów, L’udovít, który postudiach został wikarym w parafii ewangelickiej u oj ca, opracował historięSłowaków i pracował nadsłownikiem języka słowac-kiego. Był on na tyle znany,że w roku 1855 przyjecha-ła do niego z Czech BoženaNěmcová, znana autorka„Babički”, aby namówić gona wydanie w Pradze opo-wiadań historycznych jegoautorstwa.

Idea powstania słowackie -go gimnazjum stała się real-na, gdy zaangażował się w nią Štefan Marko Dax -ner. To jeden z nielicznychSłowaków z wyższym wy-kształceniem, prawnik, któ -ry 10 maja 1848 roku zor-ganizował ogólnosłowackizjazd w Liptowskim Miku -la szu, na którym przyjętopierwszy narodowy pro-gram Žiadosti slo ven skéhonároda. Za słowacką akty -w ność, którą węgierscy po-wstańcy traktowali jako

Revúca to małe miasto na pograniczu środkowej i wschodniej Słowacji, czyli starego, historycznegoGemera. Niełatwo do niego dotrzeć, bowiem omijają

je główne drogi. Ale warto pokonać wszelkie niedogodności,by w jego centrum poczuć dech historii.

MONITOR POLONIJNY L 22

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Gimnazjum w Revúcy

Samuel Reuss Štefan Marko Daxner August Škultéty

Page 23: Monitor Polonijny 2013/11-12

23 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Mimo ogromnego ryzyka nocna prze-prawa przez Tatry, mająca być dla

Skarbek swoistym sprawdzianem, powio-dła się. Kolejne zadania i operacje, w któ-rych uczestniczyła, wymagały jeszcze więcej doświadczenia, sprytu i odwagi. Jakchoćby wtedy, gdy przeprowadzała pięciuczeskich oficerów do Jugosławii. Na nie-szczęście ich samochód się zepsuł i całagrupa została skontrolowana przez Niem -ców. Wyposażona w fałszywe dokumentySkarbek nie tylko zachowała zimną krew i nie zdekonspirowała Czechów, ale udałosię jej namówić niemiecki patrol, by po-mógł im przepchnąć samochód przez gra-nicę! Innym razem, w pociągu z Krakowado Warszawy, natknęła się na grupę nie-mieckich żołnierzy. Traf chciał, że miała w plecaku ulotki dla polskiego podziemia;ich odnalezienie podczas rewizji mogłosię dla niej skończyć tylko w jeden sposób–rozstrzeleniem. Sytuacja wydawała siębez wyjścia. Nie mając wiele do stracenia,Skarbek rozpoczęła rozmowę z młodymoficerem Wehrmachtu, który siedział obokniej. Udając słodką panienkę i wykorzystu-jąc swój niekwestionowany urok osobisty,owinęła go sobie wokół palca i poprosiła,by wziął jej plecak do swojego bagażu.Wyjaśniła, że wiezie w nim herbatę dlachorej matki i bardzo się boi, że zostanieona zarekwirowana przez patrol. Żołnierzpomógł jej – przewiózł paczkę w swoimbagażu i zwrócił ją Skarbek na dworcu w Warszawie, nie sprawdzając, co było wniej ukryte.

Za jedną z najbardziej wyrafinowanychakcji Krystyny Skarbek bez wątpieniauznawane jest brawurowe uwolnienieFran cisa Cammaerta z rąk Niemców w sier -pniu 1944 roku. Cammaert, brytyjskiagent organizujący ruch oporu we Francji,wraz z dwoma współpracownikami wpadłw zasadzkę Gestapo. Zapadła decyzja o roz -strzelaniu go, więc Skarbek miała przeraź-liwie niewiele czasu na działanie. Skon ta -kto wała się z Albertem Schenckiem, łą -cznikiem między Gestapo a francuską pre-fekturą. Za 2 miliony franków zgodził sięon zorganizować jej spotkanie z szefemGestapo, Maxem Waemem. Skarbek posta-wiła wszystko na jedną kartę – przyznałaWaemowi, że jest brytyjską agentką i za-proponowała układ. W zamian za uwolnie-nie Cammaerta Waem miał otrzymać gwa-rancję nietykalności po wkroczeniu wojskalianckich i uciec, dokąd będzie miał

ochotę. Wtedy losy wojny były już przesą-dzone, więc propozycja Skarbek wydawa-ła się Niemcowi atrakcyjna. Przystał naproponowane przez nią warunki i na go-dzinę przed zaplanowaną egzekucją Cam -maert został uwolniony.

Powojenna rzeczywistość okazała siędla Skarbek brutalna. Została zdemobilizo-wana w kwietniu 1945 roku. Nie mającwówczas brytyjskiego obywatelstwa (uzy-skała je dopiero później), otrzymała odpra-wę w wysokości 100 funtów. Jej poczucianiesprawiedliwości i osobistej klęski nieosłodziły ani osobiste podziękowaniaWinstona Churchilla, ani przyznane jej or-dery. W Wielkiej Brytanii jej przygoda zeszpiegostwem była skończona; po zmianiewładzy i rozwiązaniu Secret OperationsExecutive wywiad nie był zainteresowanykorzystaniem z jej usług. Z kolei do komu-nistycznej Polski, jako arystokratka, w do-datku była współpracowniczka obcegowywiadu, nie mogła już wrócić. Jej sytu-acja była tak dramatyczna, że aby przeżyć,imała się różnych zajęć – była telefonistką,pokojówką, sprzedawczynią w londyń-skim domu towarowym Harrods... W koń-cu znalazła stałą pracę jako stewardesa nastatkach rejsowych, pływających doNowej Zelandii i RPA. To zajęcie ani nie za-spokajało jej ambicji, ani nie wykorzysty-wało jej możliwości – pocieszała się jed-nak, że dzięki niemu może zobaczyć przy-najmniej kawałek świata.

Podczas jednego z takich rejsów pozna-ła irlandzkiego stewarda Dennisa Muldo w -neya. Oszalał na jej punkcie i, obsesyjniezakochany, poprosił ją o rękę. Gdy odmó-wiła, dźgnął ją nożem. Zginęła na miejscu.Muldowneya skazano na karę śmierci.

KATARZYNA PIENIĄDZ

W tajnej służbiebrytyjskiego wywiadu

POLAKPOTRAFI

zdradę i kolaborację z Au -stria kami, został skazany nakarę śmierci. Wyzwolony z więzienia przez wojska austriackie został jednym z do wódców korpusu sło-wackiego istniejącego do li-stopada 1849 roku.

Po tym, jak fala rewolucyj-na opadała, został urzędni-kiem państwowym i to dośćwysokim – objął funkcję za-stępcy komisarza żupy w Ri -mavskiej Sobocie. Jako urzę -dnik austriacki pozostał wie -rny ideałom słowackim i lobbował za założeniemsłowackiego gi mnazjum.Wy brał środkową Sło wację,Gemer. Szko łę chciał założyćw Revúcy albo w Tisovcu.We współpracy z rodzinąReussów udało mu się zreali-zować swoją ideę na począt-ku 1862 roku. Wiosną pozy-skał poparcie kościoła ewan-gelickiego, który całą akcjęobjął patronatem, a 16 wrze -śnia nastąpiło uroczysteotwarcie szko ły w Revúcy.Na początku powstały tu tyl-ko dwie klasy: pierwsza i druga. Dyrektorem pla-cówki został August Škul -tety, także ewangelicki ksiądz,proboszcz z Rozlo žnej, po-eta, autor zbioru „Słowackiehistorie”.

Szkoła utrzymywała się z dotacji różnych słowac-kich miast i wsi oraz datkówosób prywatnych. Często by-ły to zupełnie drobne sumy,zbierane od rolników pod-czas nabożeństw. Niektórzyzamiast pieniędzy dawali napotrzeby szkoły żyto alboziemniaki, wykorzystywanew szkolnej stołówce. W pier -wszym roku nauki do szkołyuczęszczało 42 uczniów: 32 do klasy pierwszej i 10 dodrugiej. Uczy ło ich 4 nauczy-cieli.

ANDRZEJ KRAWCZYKdokończenie w następnym

numerze „Monitora“

Page 24: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY L 24

Czesko-słowacko-polskiobraz Juraja Nvoty, zaty-tułowany „Konfident“ (ty-tuł oryginalny „eŠteBák”),obejrzałam na wiedeń-skim Lets Cee Film Festi -val. Film opowiada o ko-munizmie i choć tematten był już wielokrotniewykorzystywany, to trze-ba przyznać, iż ta wersjajest wyjątkowo udana – łą-czy dramat z komedią,

a takie mariaże najlepiejtrafiają do widza. Głównybohater (przekonującyJiří Mádl) jest z zawoduradiotechnikiem. Po za-kończeniu obowiązkowejsłużby wojskowej dostajepracę na małym lotnisku i prowadzi spokojny trybżycia. Ponieważ jest teżdobrym fachowcem, tosłużby specjalne chcą gozwerbować do podsłuchi-wania współobywateli.Adamowi nie w smak do-nosicielstwo, ale… Jegomłoda żona Ewa (MiškaMajerníková) doświadczarepresji bezpieki, w zwią -zku z czym w zamian za

pozostawienie jej w spo-koju bohater zgadza sięna współpracę. Służbybezpieczeństwa oferująmłodemu małżeństwu

tak że pomoc w osiągnię-ciu stabilizacji finanso-wej, zaś Adam donosi na-wet na najbliższych. Co -raz częściej jednak mawyrzuty sumienia, za do-

bra materialne płaci roz-terkami moralnymi, stającwobec wyboru: być czymieć. Kiedy dociera doniego szkodliwość takie-go postępowania, jest jużza późno. Ale czy na pew-no? Może jednak uda sięodkupić grzechy i napra-wić błędy?

Film trzyma w napię-ciu, ale nie jest jedyniesensacją. Wątek rozdarciamoralnego, dobrze po-prowadzony i świetnie za-grany, wprowadza go nadrogę dramatu psycholo-gicznego. Smaczku doda-ją elementy komediowe,które łagodzą trudny te-mat. Miłym zaskoczeniemjest pojawienie się na ekra -nie Macieja Stuhra w roliJacka. To chyba pierwszewcielenie polskiego akto-ra w rolę czarnego cha-

rakteru. Jak się okazuje,pomimo chłopięcej twa-rzy miłego chłopca Stuhrjest w tej roli bardzo prze-konujący.

„Konfident” to, podob-nie jak polskie „80 milio-nów”, dobrze pokazanyobraz czasu komunizmu.Nie uderza w mentorski,martyrologiczny ton, madobrze skrojoną, wciąga-jącą fabułą z historią w tlei rozdartym wewnętrzniebohaterem. Warto pod-kreślić, iż realizatorzy fil-

mu zadbali też o najmniej-sze detale, odzwierciedla-jące ówczesną rzeczywi-stość, czego efektem jestwspaniała scenografia i wy -jątkowe kostiumy.

Polecam, bo warto obej -rzeć!

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

T ym razem nie będzieo filmie polskim, ale o koprodukcji, której

tematyka jest nam bliska i w której Polacy teżmaczali palce.

Podsłuchiwaćczy nie?

Page 25: Monitor Polonijny 2013/11-12

25

Mój znajomy zapro-ponował mi muzycz-ne spotkanie na Paj -štú nie. Nie byłoby w tym nic szczególne-go, gdyby nie fakt, iżmiało się ono odbyć w ruinach średnio-wiecznego zamku w najmroczniejsząnoc w roku, w Halloween.

Propozycja spędzenia wieczoru nazamku w tak wyjątkową noc wydałami się niezwykła i bardzo ekscytująca.Późnym popołudniem wybrałam sięwięc z chłopakiem 20 km na północod Bratysławy do wsi Borinka. Po pół-godzinnym marszu czerwonym szla-kiem przez bukowy starodrzew do-tarliśmy na wierzchołek wapiennejskały, na której znajdowały się ruinyXIII-wiecznego zamku. Kiedyś nale-żał on do systemu grodów granicz-nych – miał chronić północno-zacho -dnie granice państwa węgierskiego.Strzegł też najważniejszych szlakówhandlowych, zwłaszcza głównej dro-gi, wiodącej z Brna do Bratysławy.Nie wiadomo dokładnie, kto go wy-budował. O jego powstaniu krążywiele legend. Od IV wieku władalinim hrabiowie ze św. Jura i Pezinka,

którzy na przestrze-ni wieków go rozbu-dowywali i przebu-dowywali. W połowieXVIII w. na zamkuwybuchł pożar, jed-nak doszczętnego zni szczenia dokonały

w 1809 roku wojska napoleońskie,wysadzając zamek w powietrze.

Stojąc na wysokości 486 m n.p.m.podziwialiśmy malownicze widokina okoliczne wzgórza Małych Karpat,Nizinę Zahorską oraz na dolinę Stru -mienia Stupawskiego. Podczas sprzy-jającej pogody można stąd dojrzeć na-wet  szczyty austriackich Alp. Obej -

ście resztek murów wokół centralne-go dziedzińca zajęło nam tylko kilkaminut. Do dziś zachowały się frag-menty zewnętrznych ścian pałacówi  fortyfikacji, okna, wykusze i połu-dniowa brama.

Był słoneczny i ciepły dzień, jednakjesienne słońce szybko skryło się zahoryzontem i pojawił się księżyc, któ-rego blask dodał zamkowi posępno-ści i tajemniczości. Pod jedną ze ścianpalił się czerwony znicz, potęgującnastrój grozy. A kiedy z pobliskich zarośli doleciał dziwny szelest, dosta-łam gęsiej skórki, a po plecach prze-szedł mi dreszcz. To była na szczęściegrupa młodych ludzi, do której dołą-czyliśmy i która najwyraźniej nic so-bie nie robiła z panującego mroku i ślizgających się po wiekowych mu-rach cieni. Razem graliśmy i śpiewali-śmy, ogrzewając się przy ognisku i za-jadając kiełbaski, a echo niosło naszgromki śpiew daleko. To było niesa-mowite przeżycie, ot, taka hallowe-enowa romantyka.

Zauroczeni atmosferą straciliśmypoczucie czasu i choć hulał zimnywiatr, to przytuleni przesiedzieliśmyprzy ognisku całą noc w oczekiwaniuna świt. Nad ranem przemarznięcischodziliśmy z góry, błądząc wśróddrzew i mgły. Na szczęście dzięki do-bremu zmysłowi orientacji szczęśli-wie dotarliśmy do Borinki, by złapaćpierwszy autobus do Bratysławy.

Pajštún to ulubione miejsce wy-cieczek mieszkańców słowackiejstolicy i okolic. O każdej porze rokumożna tu spotkać piechurów, rodzi-ny z dziećmi i amatorów górskiejwspinaczki. Spędzenie nocy w tymmiejscu to wyczyn ekstremalny, alena weekendowy piknik serdeczniepolecam.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

N iedawno spędziłam weekend z grupąprzyjaciół w drewnianym domku gdzieś w środku lasu. Opowiadaliśmy sobie

mroczne historie i właśnie wtedy przypomniała mi się przygoda, która miała miejsce kilka lat temu.

Słowackieperełki

Halloweenowaromantyka

Page 26: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY 26

Pierwsza Słowaczka w rodzinie

Jej rodzina ze strony matki pocho-dziła z Budapesztu – dziadek przyje-chał do Bratysławy, by budować tu to-ry tramwajowe. Ojciec z kolei pocho-dził z rodziny niemieckojęzycznej, z austriackiego Eisenstadt. Ona jestpierwszą osobą z rodziny, która uro-dziła się na ziemiach słowackich trzylata po II wojnie światowej. To onauczyła słowackiego swoją mamę; oj-ciec chodził do szkół w Brnie, więc ję-zyk słowacki opanował z łatwością.Dla każdego z rodziców pani Viery tobyło drugie małżeństwo. Pierwszymąż matki naszej rozmówczyni zostałzamordowany podczas wojny w obo-zie w Mauthausen. „Mama całe życieprowadziła z Panem Bogiem cichą woj -nę, nie mogła mu tego wybaczyć“ – ła-miącym się głosem opisuje pani Viera.Z kolei ojciec rozwiódł się ze swojąpierwszą żoną ze względu na jej bar-dzo ortodoksyjny styl życia. Przy ro -dnia siostra pani Viery przyszła na światw obozie pracy w Seredi. To z nią łą-czą ją bardzo silne więzi. W domu sio-stry przeżywała też wszystkie świętaw pełnym, ortodoksyjnym obrządku.

Rodzice wychowywali panią Vieręw głębokiej tolerancji, otwartości naróżne wyznania, stąd wśród jej przy-jaciół są ludzie różnych wyznań i po-glądów. Ale ona pamięta też sytuacjęz dzieciństwa, kiedy po raz pierwszyodczuła, że jest „inna“, bowiem dziecibiegały za nią i przezywały „Żidlą“.„Było to dla mnie nieprzyjemne, alemój tato wyjaśnił mi, że takim lu-dziom trzeba współczuć, a nie odpła-cać im za ich głupotę, bo nie pocho-dzenie jest ważne, ale to, co człowiekosiągnie“ – wspomina pani Viera.

Celebrowanie świątW jej rodzinnym domu celebrowa-

no jedynie najważniejsze święta ży-dowskie. „Na Słowacji, oprócz rabi-nów w Bratysławie i w Pieszczanach,chyba tylko pięć osób prowadzi orto-doksyjne domy“ – wyjaśnia moja roz-mówczyni i dodaje, że taki styl życiajest obwarowany wieloma przykaza-mi i zakazami, np. pobożni mężczyźni

powinni ich przestrzegać aż 613! „Wewspółczesnym świecie to bardzotrudne, szczególnie dla osób pracują-cych zawodowo, które nie są w staniepoświęcić np. całego dnia na sprząta-nie, robienie zakupów, gotowanieprzed szabasem, który zaczyna się w piątek wieczorem. Potem należyjuż tylko się modlić, wyciszyć, nie wy-konywać żadnej pracy, nawet jedze-nia nie można podgrzewać“.

Spora część żydowskich rodzin ce-lebruje takie święta jak Jom Kippur,Rosz ha- Szana, Purim i Pesach. Wtedyschodzi się cała rodzina, by zasiąśćprzy wspólnym stole, na którym niebrakuje typowych dań, przygotowy-wanych na różne sposoby głównie z ryb, ale i wędzonej gęsiny, warzyw,chleba bez zakwasu, czyli macy. Niewszyscy gotują dania z koszernychproduktów, bowiem te są na Słowacjitrudno dostępne. Ci, którym na tymzależy, jeżdżą na zakupy do Wiednia.Dziś można utrzymywać temperaturędań na specjalnych płytach grzew-czych, dawniej babcia mojej rozmów -czyni przechowywała garnki z potra-wami pod pierzyną, by nie trzeba było ich podgrzewać.

Żydowskie pochodzenie„Prezes naszej organizacji zwykł

mawiać, że w momencie, gdy Żydzizapominali, kim są, zawsze im to przy-

pomniano“ – opisuje pani Viera i wra-ca do czasów wojny, kiedy to w 1941roku zaczęły się deportacje Żydów.Nawet ci, którzy Żydami się nie czuli,zmienili swoje nazwiska, zasymilowa-li się ze słowackim środowiskiem, po-nosili konsekwencje swojego pocho-dzenia, bowiem za Żydów uznawanowszystkich tych, którzy do trzeciegopokolenia mieli żydowskich przod-ków. Moja rozmówczyni ze łzami w oczach zastanawia się, jak ci, którzywojnę przeżyli, byli w stanie wyjaśnićsobie, że coś takiego spotkało ich na-ród. „Niektórzy chcieli wymazać z pa-mięci fakt, że są Żydami, i rozpoczęlinowe życie“ – opisuje i jako przykładpodaje rodzinę swojej przyjaciółki z dzieciństwa, która dopiero jako do-rosła dowiedziała się od swojej matkistaruszki, że jest Żydówką. „Jej mamaprzeżyła obóz w Auschwitz, jej pierw-szy mąż tam zginął. Po powrocie dodomu usunęła wszystkie pamiątki,świadczące o pochodzeniu, a swojącórkę wychowywała jako Słowaczkę,dopiero na starość, kiedy człowiekstaje się bardziej sentymentalny, wy-jawiła swoją tajemnicę“ – opisuje pa-ni Viera.

Jak w witrynie sklepowej„Wielu dziś pyta, dlaczego Bóg nie

wybierze sobie innego narodu, bobardzo ciężko jest być tym wzoro-

P odczas konferencji na temat mniejszościachnarodowych, która odbyła się 20 września br. w Koszycach (relację z niej publikowaliśmy

w październikowym „Monitorze“), Viera Kamenickázaprezentowała mniejszość żydowską. Jej wystąpienie byłowzruszające. Postanowiłam więc spotkać się z nią, by nałamach „Monitora“ przedstawić losy tej najmniejszej mniejszości naSłowacji, która wg ostatniego spis powszechnego liczy 631 osób.Umówiłyśmy się w Muzeum Żydowskim w Bratysławie, gdzie pani Vierapracuje od początku jego istnienia. Już w windzie, wiozącej nas do jejgabinetu, z entuzjazmem opowiadała, że właśnie przygotowuje zajęciadla dzieci ze szkół podstawowych, których tematem jest żydowski ślub.

gości

mniejszości

Monitor

Naród wybrany

Page 27: Monitor Polonijny 2013/11-12

27

wym, na który zwrócone są wszystkieoczy jak na witrynę sklepową“ – kon-statuje pani Viera i wraca do wymo-gów, opisanych w Starym Testamen -cie, które są nałożone na Żydów.„Wybrany naród to nie tylko przywi-leje, ale też obowiązki i kary“ – wyja-śnia, dodając, że wyjątkowość narodużydowskiego wynika z tego, że wciążprzed czymś uciekał. Żydzi nauczylisię, że wiedza, którą zdobędą, jesttym, czego im nikt nie odbierze, stądobowiązkiem każdego ojca jest kształ-cić synów. Na moje pytanie o wy-kształcenie córek pani Viera odpo-wiada, że każdy ojciec, mając wy-kształconych synów, z pewnością niebędzie chciał mieć głupich córek.Przykładem może być siostra naszejbohaterki, która na Słowacji pracowa-ła jako onkolog w klinice. Była jedynąkobietą w męskim gronie i… „tąŻydówką“. To spowodowało, że do-skonaliła się w swoim fachu, starałasię być lepsza niż jej koledzy, bowiemwiedziała, że zawsze będzie musiałaudowadniać, że zasługuje na zajmo-wane stanowisko. Kiedy przeprowa-dziła się do Izraela, zaczynała od po-czątku. Dziś jest tam dyrektoremubezpieczalni zdrowotnej.

Może dlatego pęd do wiedzy, za-szczepiony w Żydach, przynosi efek-ty, choćby w postaci Nagród Nobla?Podobno najwięcej zyskali ich wła-śnie Żydzi.

W gruzachPani Viera w 1967 roku skończyła

szkołę artystyczną (umelecká prie-myslovka) i podjęła pracę w Woje wó -

dzkim Instytucie Zabytków. Jednym z pierwszych jej zadań było fotografo-wanie dzielnicy żydowskiej tuż przedjej wyburzeniem. W tym miejscu wy-budowano potem trasę szybkiego ru-chu, prowadzącą z Nowego Mostu docentrum. „Na moich oczach burzonosynagogę. Widziałam stojących i pła-czących ludzi. Ja też płakałam“ –wspomina. Bratysławską synagogęwybudowali Żydzi za własne pienią-dze. Istnieją dokumenty, świadcząceo tym, że społeczność żydowska pro-wadziła zbiórkę na ten cel, oferującm.in. odpłatne miejsca siedzące dlawiernych. „Nie ma prawa narzekaćten, kto się nie odezwie, kto cierpi w swoim wnętrzu, bo kogo to intere-suje? – pyta na głos. – Byłam wtedybardzo młoda, wiedziałam, że każdysprzeciw groził niebezpieczeństwem“.Pani Viera nadal, po tylu latach niekryje oburzenia, że Słowacy, by wybu-dować w centrum nowe drogi, zli-kwidowali tyle zabytkowych budyn-ków. Z ulgą jednak dodaje, że na szczę -ście zamek bratysławski, który teżmiał być rozebrany, udało się ocalić.

EmigracjaKilka razy w życiu nadarzały się pa-

ni Vierze okazje do wyjazdu za grani-cę. Po raz pierwszy jej rodzice, tuż pojej urodzeniu, mieli wyjechać doAustralii. Nic z tych planów nie wy-szło, jej mama bowiem nie była w sta-nie podjąć decyzji o emigracji.

Z kolei w 1968 roku pani Vierawraz z mamą przebywały w Wiedniu,gdzie miały mieszkanie i pracę w fa-bryce kapeluszy, którą zapewnił im

jej wuj. „Mama wcześniej była właści-cielką salonu z kapeluszami w Braty -sławie, ale komuniści go jej odebrali“– wspomina. W Wiedniu mogła więcpracować w swoim fachu, ale paniąVierę ciągnęło do Bratysławy, gdyżnie mogła sobie wyobrazić, że nigdynie wróci do tego miasta. Podobniebyło, kiedy niedawno próbowała za-mieszkać ze swoją przyrodnią siostrąw Izraelu. Po dziesięciu miesiącachwróciła na Słowację. „Tu jest mojemiejsce. Okazało się, że nie potrafiężyć bez spacerów po bratysławskichuliczkach, spotkań ze znajomymi z dzie -ciństwa, przyjaciółmi“ – opisuje.

Chatam Sofer„Nie wiem, czy osiągnęłam sukces

w życiu, ale jestem zadowolona: przy-gotowuję wystawy, piszę książki, na -dal fotografuję“ – konstatuje Viera Ka -menická. Jej droga zawodowa od latjest związana z zabytkami. Od 1993roku pracuje w Muzeum Żydowskim.Tu oprowadza wycieczki w językuwęgierskim, słowackim, niemieckim.Przygotowuje programy edukacyjnedla dzieci. Z zadowoleniem opowiadahistorię muzeum, które na początkuzajmowało tylko jedno z pięter, alepod koniec lat dziewięćdziesiątychuzyskało do dyspozycji cały budynek– jedną z dwóch perełek architekturyżydowskiej, zachowanej na ulicy Ży -dowskiej. „Na dwóch piętrach mamyekspozycje, w suterenie symbolicznycmentarz, gdzie wyjaśniamy zwiedza-jącym, jak chowani są Żydzi, jakie ob-rzędy temu towarzyszą “ – opisujemoja rozmówczyni, oprowadzającnas po salach wystawowych. Wspo -mina też o pomieszczeniu na modli-twy oraz o izbie poświęconej słyn-nym osobistościom żydowskim. I tudochodzimy do bardzo ważnego mo-mentu w życiu mojej rozmówczyni,bowiem największą fascynacją paniViery jest jeden z najznamienitszychŻydów w dziejach tego narodu, którymieszkał w Bratysławie, ChatamSofer. „Kedy miałam 5 czy 6 lat razemz ojcem poszłam do jego grobowca.Panowała tam ciemność, wokół stali i modlili się na czarno ubrani pano-wie z pejsami. To było przeżycie, któ-

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 28: Monitor Polonijny 2013/11-12

Jednym słowem to czło-wiek orkiestra. Ostatnio, ja-ko naczelny tygodnika„Wprost”, zasłynął z upu-blicznienia tzw. sprawyFibaka, o której chyba wię -kszość z Państwa zapewnesłyszała, a jeśli nie, to napi-szę tylko, że to właśnie onujawnił, iż jednym z zajęćznanego polskiego tenisi-sty jest poznawanie ze so-bą młodych dziewcząt z bo-

gatymi starszymi panami.Nie będę ukrywać, ale do-piero po aferze z Fiba kiemnazwisko Latkowskiego od -świeżyło się w mojej pa-mięci. Wcześniej nawet nie

wiedziałam, iż zajmuje sięon także beletrystyką – bar-dziej znany mi był jako au-tor filmów dokumental-nych. No cóż, jestem tylkoczłowiekiem, a plotka i sen-

sacja mają swoją siłę. W zwią zku z tym, będącw polskiej księgarni, ku-piłam kryminał „Czarnystyczeń”, wydany w 2012roku przez Świat Książki,napisany właśnie przeznaczelnego „Wprost”. Po -myślałam, że warto, byśmydali sobie szansę… I byłato świetna decyzja! Mó -wiąc banalnie, książkęczyta się dobrze, szybko i chce się wiedzieć, co bę-dzie na następnej stronie.A czego można chcieć

S ylwester Latkowski imał się wielurzeczy – był biznesmenem,kręcił teledyski, filmy,

dokumenty, pisał teksty społeczne ipolityczne, ba, siedział nawet w więzieniu!

Kilka trupów na jesienne wieczory

MONITOR POLONIJNY L 28

re wywarło na mnie bardzo silne wra-żenie“ – wspomina Kamenická.Postać Sofera przewijała się w jej ży-ciu wielokrotnie, bowiem w latach70. na prośbę osób, które starały się o odrestaurowanie jego grobowca,przygotowywała dokumentację foto-graficzną tego miejsca. „Spędziłam w tych ciemnościach dwa tygodnie,nie było tam prądu, zdjęcia mogłamrobić tylko z lampą błyskową, którąmusiałam trzymać w skórzanej ręka-wiczce, bowiem panowała tam takduża wilgoć“ – opisuje. Ale właśnie te-mu ultraortodoksyjnemu rabinowizawdzięcza sporo, bowiem ze zdjęcia-mi jemu poświęconymi objechaławiele zakątków na świecie.

Organizacje żydowskieOrganizacje żydowskie działają

w kilku miastach na Słowacji.Prezesem stojącym na ich czelejest Igor Rintel. Oficjalnie w Bra -tysławie liczą one 400 członkówpłacących składki członkowskie.Ich siedziba mieści się przy ulicyPanenskej 4, w odnowionych po-mieszczeniach, gdzie działają róż-ne kluby. „Ja chodzę do klubuJachat, co znaczy Razem, działa tuteż Klub Seniorów, Klub Mło -dzieży Żydowskiej, Klub Ukrywa -nych Dzieci, które dziś mają około80 lat“ – wymienia pani Viera.Każdy z klubów organizuje swojeprogramy, biesiady. Najaktywniejsisą seniorzy, którzy spotykają się cotydzień w środy i debatują o poli-tyce i kulturze. Zazwyczaj rozma-wiają po słowacku, niektórzy powęgiersku. Po hebrajsku małokto mówi i choć były organizowa-ne kursy językowe, to ich uczest-nikom trudno było zgłębić tajnikitej mowy. Pani Viera zna hebraj-ski, choć żartuje, że po hebrajskupotrafi czytać i pisać, ale nic nierozumie.

Mniejszość żydowska wydajeksiążki, czasopismo (w językusło wackim), organizuje wystawyi spotkania. Na tego rodzaju ak-tywność czerpie dotacje z Kance -la rii Rady Ministrów RS. W tymroku otrzymała wsparcie w wyso-kości 60 tysięcy euro.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Pierwszy numer „Przekroju” uka-zał się 15 kwietnia 1945 roku

w Krakowie. W powojennej, trudnejrzeczywistości pismo z założenia lek-kie i zabawne, ale inteligentne, zosta-ło przyjęte entuzjastycznie. Twórcą i pierwszym redaktorem naczelnym(aż do roku 1969) był Marian Eile,przed wojną redaktor „WiadomościLiterackich”, i to pod jego kierownic-twem „Przekrój” przeżywał swój naj-lepszy okres. Do grona współpracow-ników należeli wówczas m.in. Kon -stan ty Ildefons Gałczyński i Jerzy Wal -dorff. To właśnie Eile zdecydował sięzamieszczać na łamach „Przekroju”prace młodego, mało znanego rysow-nika Sławomira Mrożka. Nie była to je-dyna postać, zaliczana później do„wielkich”, którą odkrył i wypromo-wał Eile. Współpracowników dobie-rał rozważnie i dbał, by pismo konse-

Polskamedialna

Page 29: Monitor Polonijny 2013/11-12

kwentnie trzymało wy-soki poziom. „Dobre pi-smo robi się przeciwkoczytelnikom, o stopieńwyższe niż czytelnicy.Oni się powoli podciąga-ją i kochają swój tygo-dnik” – mawiał i zgodniez tym założeniem pro-wadził „Prze krój”. Czy -tel nicy faktycznie poko-chali tygodnik lekko iro-niczny, ale nie jadowity; wysokiej jakości teksty poświęcone kulturze i literaturze i świetne rysunki wspo-mnianego Sławomira Mrożka, Zbi -gnie wa Lengrena (twórcy słynnegoProfesora Filutka) oraz Daniela Mro -za. Podobała się rubryka poświęconamodzie, w której Barbara Hoff, twór-czyni Hofflandu, prezentowała Pola -kom najnowsze trendy; dużym zainte-resowaniem cieszyły się porady z za-kresu savoir-vivre’u, dawane przezJana Kamyczka, czyli ukrywającą siępod tym pseudonimem Janinę Ipo -horską. W latach siedemdziesiątychubiegłego stulecia „Przekrój”, już podwodzą Mariana Czumy (redaktoremnaczelnym „Przekroju” był 27 lat), cie-szył się renomą i statusem kultowegotygodnika, a jego nakłady sięgały im-ponujących 700 tys. egzemplarzy.

Złe czasy dla „Przekroju” nastałykrótko po roku 1989 . Do tej pory ty-godnik z Krakowa był dla Polakówwyrocznią w wielu kwestiach, powie-wem świeżości i źródłem nowinek

oraz trendów zza żela-znej kurtyny. Po upadkukomunizmu stało się ja-sne, że w dotychczaso-wym kształcie przesta-nie być dla czytelnikównowoczesny i atrakcyjny.Niestety, pomysłu na to,jak w „nowych czasach”powinien ukształtowaćsię profil pisma, nie by-ło. Czytelnikom, zwłasz-

cza z młodszego pokolenia, przestałwystarczać nimb kultu i piękna prze -szłość „Przekroju”. Sprzedaż pikowa-ła, a to w czasach gospodarki wolno-rynkowej jest absolutnie nie doprzyjęcia.

W 2002 roku upadający tytuł kupi-ło szwajcarskie wydawnictwo Edi -pres se i zdecydowało o przeniesieniujego siedziby z Krakowa do Warsza -wy. W związku z przeprowadzką z pi-sania dla tygodnika zrezygnowałowielu dziennikarzy. Rozpoczął sięburzliwy czas nieustających roszadpersonalnych. Po spokojnych dziesię-cioleciach w latach 2000-2013 „Prze -krój” miał dwunastu (sic!) redakto-rów naczelnych, wśród nich m.in.Piotra Najsztuba, Mariusza Ziome -ckie go i Romana Kurkiewicza. Każdyz nich miał inny pomysł na ratowanietytułu; w efekcie pismo się szamotało,chcąc dorównać konkurencyjnym ty-tułom, i coraz bardziej traciło swojątożsamość. Nie miało zaplecza finan-sowego i personalnego, które pozwo-

liłoby mu konkurować z tygodnikamiopinii – „Newsweekiem”, „Polityką” i „Wprost”. Nie sprawdził się jako pi-smo typu people, nie dał sobie rady ja-ko pismo kulturalne. W 2009 rokuEdipresse pozbyło się tygodnika,sprzedając go Grzegorzowi Hajdaro -wi czowi. Ten zdecydował o przepro-wadzce części redakcji z powrotemdo Krakowa. Przez kolejne cztery lata„Przekrój” próbował jeszcze walczyćo czytelników; czasem wydawało się,że jest szansa na odrodzenie jego po-tęgi. Jednak sprzedaż wciąż utrzy-mywała się na poziomie nieprzyno-szącym zysków. Nakład był niepo-równywalnie mniejszy niż przed la-ty; wynosił ok. 44 tys. egzemplarzy,a i tak sprze dawano ok. 18 tys. Dlaporównania – liderem wśród ogól-nopolskich tygodników jest obec-nie „News week”, którego sprzedajesię ok. 137 tys. egzemplarzy.

Kilka tygodni temu Hajdarowiczzdecydował o zamknięciu nierentow-nego pisma i zwolnieniu całej redak-cji. Ostatni numer „Przekroju” ukazałsię 30 września. Jest już nowy właści-ciel, który zapowiada, że odbuduje ty-godnik, ale nie zamierza do niego do-kładać. I że może „Przekrój” wróci nawiosnę, ale… „nie jest to termin wiążą-cy”. Jak miałby wyglądać, kto miałbyzostać naczelnym – nie wiadomo.

Katarzyna Pieniądz

więcej od powieści kry-minalnej? „Czarny sty-czeń” jest napisany spra -wnie, a autor udowadnia,że jest dobrym rzemieśl-nikiem słowa. Główną za-letą książki jest świetnieskrojona postać główne-go bohatera, Filipa, które-go charakter nie jest jed-noznaczny, co czyni gociekawszym.

Z jednej strony Filip na-leży do półświatka, jestby łym więźniem, ale z dru -giej strony jest ścigany za

morderstwa, do którychnie przyłożył ręki. Jestwięc bohaterem, który –choć jest bandytą – jest nie-winny. Lubimy go, bo niejest nudnym pięknym i czy-stym jak łza księciem z baj-ki na białym ko-niu. Jest życiowoprzegrany, bezro-botny, samotny,zamknięty w so-bie, a dzięki uro-kowi bad boyachyba seksowny,bo kobiety do nie-

go lgną. Ściga go policja i wszystkie mafie środko-woeuropejskie od Mo skwypo Berlin. W powieści po-jawia się też handel ży-wym towarem, prostytu-cja, skorumpowani poli-

cjanci, spasienimafiosi i trzy -dzieści dwa ki-lo kokainy. Trupco prawda nieściele się gęsto,ale jak się jużpojawia, to po-rządnie zmasa-

krowany. Bohater jest in-trowertycznym twardzie-lem, a jego kochanka ru-dowłosym wampem. Mo -że razem tworzą stereo-typową parę, w ogólesporo w powieści stereo-typów, ale… jak kryminał,to kryminał! Latkowskito nie Dostojewski, a je-go książka, którą możnaprzeczytać np. w drodzez Polski na Słowację (lubodwrotnie) dostarcza do-brej rozrywki.

MAGDALENA MARSZAŁKOWSKA

29 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

ŚMIERĆ T YGODNIKA. KRAJOBRAZ BEZ „PRZEKROJU”

Page 30: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY L 30

Kolejny rok pozostawiłpo sobie puste miejsca

w świecie sportu. Odeszlizarówno znani, jak i ci ro-kujący nadzieję – mężowie, synowie,przyjaciele... Pozostały wspo mnienia.Mijający rok zadawał nam bolesneciosy właściwie co kilka tygodni. I choć nie sposób tu wymienić wszy -stkich, których pożegnaliśmy, uczcij-my ich, wspominając choćby kilku.

Na początku marca br. śmierć podBroad Peak ponieśli Maciej Berbekai Tomasz Kowalski. Piątego marca2013 r. podczas zejścia po zdobyciuszczytu Berbeka i Kowalski oddzielilisię od schodzących szybciej kolegówi nie zdołali wrócić na noc do obozu.Biwakowali w ekstre-malnych warunkach,Kowalski na grani nawysokości ok. 7960 mn.p.m., a Berbeka naj -praw dopodobniej naprzełęczy na 7900 mn.p.m. Berbeka był widziany następnegodnia rano na ścianiepod przełęczą, któraprowadziła do obozu. Ósmego marca2013 r. kierownik wyprawy oficjal-nie poinformował, że obu himala-istów uznaje za zmarłych. Ciało Ko -walskiego odnaleziono w lipcu br.na grani, na której ponoć spędziłostatnią noc, i pochowano go 100 mniżej. Ciała Berbeki nie odnalezio-no. W trakcie wyprawy było trochęniedociągnięć technicznych i orga-nizacyjnych. Za błąd kierownika wy-prawy uważa się brak wymuszeniana uczestnikach wyprawy i traga-rzach wniesienia tlenu medycznegodo najwyżej położonego obozu.Wspominano, że Berbeka pomimoswoich 59 lat nie przeszedł przedwyprawą sprawnościowych badańlekarskich, a jednak wziął udział w wejściu na szczyt.

W dniu 17 kwietnia br. w wy padkusamochodowym zginął wybitny pilotWacław Nycz. Prowadził samochód,

który uderzył w słup wiaduk-tu w pobliżu stołecznego lot-niska im. Fryderyka Chopina.Trzykrotny mistrz świata w la-

taniu precyzyjnym miał 59 lat.Wacław Nycz był światowej klasy pi-lotem, trzykrotnym mistrzem świataw lataniu precyzyjnym i mistrzemEuropy (1985, 1987, 1992). Wygrywałindywidualnie i  drużynowo. Starto -wał też w konkurencji rajdowo-nawi-gacyjnej, był drużynowym mistrzemświata w  nawigacji (1988). Przezwiększą część kariery sportowejzwiązany był z Aeroklubem Rze -szowskim.

Z kolei 7 kwietnia br. zmarł jeszczeniezbyt znany kibicom Antoni Jura -

szek, zaledwie 15-letni zawodnik Klu -bu Sportowego Wisła-Ustronianka.Znaleziono go martwego w pobliżudomu. Przyczyną zgonu było wychło-dzenie organizmu… Juraszek w tymsezonie zajmował piąte miejsce w klasyfikacji generalnej LOTOS Cup w sko kach narciarskich. Trenował teżkombinację norweską. Był w czołów-ce skoczków swej kategorii wiekoweji wielką nadzieją polskich skokównarciarskich.

W wieku 57 lat 30 maja br. zmarłAndrzej Józef Nowak, hokeista, re-prezentant Polski, olimpijczyk. Wrazz drużynami, w których grał na pozy-cji obrońcy, zdobył siedem tytułówmistrza Polski. Był zawodnikiem Pod -hala Nowy Targ i Zagłębia Sosnowiec,występował w niemieckich klubachw Deggendorf, Esslingen i Liebezell.W reprezentacji Polski rozegrał 50 me czów, strzelił 5 goli. Ucze stni -

czył w ig rzyskach olimpijskich w Sa -ra je wie w 1984 roku.

Na marcowej tragedii w najwyż-szych górach świata nie skończył siętragiczny okres polskiego himala-izmu. Siódmy lipca br. przyniósł kolej-ną smutna wiadomość. Na stokuGaszerbrum I w pakistańskim Kara -ko rum zginął Artur Henryk Hajzer,51-letni taternik, alpinista i himala-ista. Jeden z najbardziej znanych pol-skich ludzi gór, twórca projektuPolski Himalaizm Zimowy 2010-2015,kierownik wypraw działających w ra-mach tego projektu. Wspinał się odroku 1976 w Tatrach, potem w Al -pach. Na najwyższych szczytach de-biutował w 1982. Był w zespole, który3 lutego 1987 roku dokonał pierw-szego zimowego wejścia na Annapur -nę. Wspinał się z legendami polskie-go himalaizmu, m.in. z Jerzym Kuku -czką, Wandą Rutkiewicz, AdamemBieleckim, Ryszardem Wareckim. W sumie zdobył siedem ośmioty-sięczników. Podczas ostatniej swojejwyprawy na Gaszerbrum I, wycofu-jąc się z obozu III do II, odpadł ze ścia-ny Kuluaru Japońskiego. Potwierdziłto Marcin Kaczkan, który widział spa-dającego Hajzera, odnalazł i zidentyfi-kował jego ciało.

Kto z nas nie słyszał nazwiskaSzo zda? Kolarz szosowy StanisławSzo zda zmarł 23 września br. weWro cławiu. Miał 63 lata. Lista jegosukcesów, dających ogromną radośćkibicom, jest imponująca. Zwyciężyłw Wyścigu Pokoju w 1974, był drugiw 1973 i 1976, zwyciężał też w Tourde Pologne, był dwukrotnym sre -brnym medalistą olimpijskim w wy-ścigu drużynowym na 100 km (Mona -chium 1972 i Montreal 1976), a takżedwukrotnym drużynowym mistrzemświata amatorów (1973 i 1975), brązowym medalistą drużynowym w 1971 i 1977, wicemistrzem świataamatorów w 1973 w wyścigu indywi-dualnym. Zwyciężał w wielu wyści-gach w Europie i Afryce Północnej.

Uczcijmy ich pamięć. Uczcijmy pa-mięć wszystkich sportowców, którzyjuż odeszli…

ANDRZEJ KALINOWSKIZgodnie z życzeniem autora jego honorarium zostanie

przekazane na nagrody dla dzieci, które biorą udział w konkursach „Monitora”

Wacław Nycz

Stanisław Szozda

Wspomnienie

Page 31: Monitor Polonijny 2013/11-12

31 LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Moim zdaniem taką rolęmoże spełniać pomysł prze -dłużenia na Słowa cję Drogipod Reglami, która dziświedzie z Zakopanego dowylotu Doliny Chochołow -skiej, czyli kończy się zaled-wie kilometr przed słowac-ką granicą. Wystarczy jed-nak dobudować dwa kilo-metry szlaku, by połączyćistniejącą Drogę pod Re -glami z leśną drogą w sło-wackiej Orawskiej DolinieCichej, prowadzącą do ku-rortu Oravice. Z technicz-nego i finansowego punk-tu widzenia koszty projek-tu są niewielkie, a efekt w postaci poprawy dostęp-ności komunikacyjnej tejczęści polsko-słowackiegopogranicza bezcenny.

Przystąpienie Polski i Sło -wacji do strefy Schengenbyło niewątpliwie epoko-wym wydarzeniem – od te-go momentu można prze-kraczać granicę nie tylkona przejściach granicznych,ale też w każdym innymmiejscu. No właśnie. For -mal ne ograniczenia co pra -wda zniknęły, ale pozostałabariera fizyczna, bowiembrak jest nie tylko dróg, alenawet zwykłych leśnychczy polnych ścieżek, któredochodziłyby z obu strondo granicy, umożliwiając jejprzekroczenie.

Z punktu widzenia Pola -ków mieszkających na sta-łe w Bratysławie, Koszy -cach czy Żylinie, prezento-wany problem może wy-dawać się sztucznym. Notak, może i fajnie byłobyprzekraczać granicę na tejprzedłużonej Drodze podRe gla mi, ale co to tak na-prawdę zmieni? Ile razy w życiu skorzystamy z tejdrogi? Raz, dwa, może w porywach pięć? Jednymsłowem, nie ma o co kru-szyć kopii.

Jeśli patrzeć na tę kwe-stię tylko w kategoriachdoraźnych, to może rzeczy-wiście tak jest. Ale brak ta-kich lokalnych leśnychścieżek, którymi dałoby siębez problemu przejść z Polski na Słowację, to pro-blem nie tylko Podhala i Orawy, ale całego polsko-słowackiego pogranicza. I skoro nie da się korzystaćz tych najprostszych możli-wości, jakie daje układ z Schengen, to trudnoocze kiwać, by polsko-sło-wackie stosunki kwitły w bardziej zaawansowa-nych aspektach. Przedłu -żenie Drogi pod Reglamido słowackich Oravic oczy-wiście nie będzie reme-dium na nieciekawy stanintensywności polsko-sło-wackich kontaktów, alemoże stać się pewnymsymbolem, precedensem,za którym pójdą kolejne te-go typu działania. Tym bar-dziej, że największe polsko-słowackie uprzedzenia wy-stępują właśnie na pograni-

czu, w re jonie Zakopanegoi Orawy. Ich przyczynatkwi w przeszłości, czyli w konflikcie granicznym z lat 1918-1920, słowackiejagresji na Polskę w 1939roku i powojennej działal-ności kontrowersyjnegokomendanta Józefa Kura -sia „Ognia”. Dlatego jakie-kolwiek inicjatywy, mogą-ce poprawić polsko-sło-wackie relacje na tym pro-blematycznym terenie, sąna wagę złota.

Wydaje się, że dla realiza-cji pomysłu przedłużeniaDrogi pod Reglami istniejąwszelkie potrzebne prze-słanki. Już teraz osoby, któ-re znają dobrze te okolice,mogą bez problemu poko-nać pieszo lub rowerem

problematyczny odcinekmiędzy wylotem DolinyKościeliskiej a końcówkąOrawskiej Doliny Cichejna Słowacji. Oba punktydzielą – jak już wspomnia-łem – zaledwie 2 km. Natym odcinku istnieją jużwydeptane ścieżki i mo-stek nad Potokiem Cho -cho łowskim, wystarczyło-by więc wyznaczyć tu tylkoszlak turystyczny. Zapytanio to właściciele terenu, czy-li Wspólnota Leśna z Wito -wa, pozytywnie odnieślisię do tego pomysłu. „Chce -cie wyznaczyć tu szlak i za-płacicie za to? Nie mamynic przeciwko” – zaznaczy-li włodarze Wspólnoty. Ró -wnie pozytywnie odnieślisię do pomysłu włodarzegminy Kościelisko oraz li -cz ni aktywiści. Skoro tak,to w czym problem?

Otóż problem w tym,kto na to wszystko wyłożypieniądze. Moim zdanieminicjatywę w tym zakresiepowinni przejąć nasi pre-zydenci: Komorowski i Ga -šparovič, którzy już od kil-ku lat spotkają się właśniew Oravicach i sąsiedniejgminie Kościelisko. Prezy -den cki patronat nad wyty-czeniem tu szlaku, łączącysię ze znalezieniem środ-ków w budżecie central-nym na jego wytycznie,byłby idealnym zwieńcze-niem polityki, którą obajprezydenci starają się odkilku lat prowadzić – na ra-zie niestety nie wychodzącpoza same deklaracje.

JAKUB ŁOGINOW

z Polski na słowacjęPod reglami

P olsko-słowackie relacje potrzebująkonkretnego projektu, który popchnie je doprzodu. To może być nawet mała i łatwa do

realizacja inwestycja, ale taka, która będzietrwałym przykładem, że jednak polsko-słowackiesąsiedztwo nie ogranicza się tylko do nagonki napolską żywność i zapewnień prezydentów o tym,jak się przyjaźnimy.

Page 32: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY L 32

W tym roku „Moni torPolonijny” obchodzi

osiemnaste urodziny. Z tejokazji redakcja pisma po-stanowiła zorganizować ta -kie trochę hipsterskie (ktojeszcze nie wie, co to zna-czy, niech zajrzy do następ-nego numeru „Monitora”,w którym w tej rubryce bę-dzie mowa m.in. o tymmodnym przymiotniku) uro -dziny, a w ich ramach m.in.drugą edycję Dy ktanda Po -lonijnego. Przypominamy,że pierwsze Dyktando Po -lonijne odbyło się w listo-padzie 2011 r. i cieszyło siędużym zainteresowaniemzarówno Polaków mieszka-jących na Słowacji, jak i ichprzyjaciół oraz rodowitychSłowaków, a także przed -sta wicieli innych nacji. Po nieważ dyktando to nietylko zabawa, ale i kon-kurs z nagrodami, zatemaby nie było żadnych nie-domówień i nieporozu-mień, poniżej publikuje-my jego regulamin, przy-gotowany przez autorkęniniejszej rubryki MarięMagdalenę Nowakowską,która jest także autorką naszych dyktand. Jaki tekstprzygotuje nam w tym ro-ku i czym nas zaskoczy,przekonamy się już 30 li-stopada. Tego dnia wrę czy -my też nagrody mistrzomortografii w poszczegól-nych kategoriach i pozna-my Mistrza II DyktandaPolonijnego.

Wszystkich chętnych ser -decznie zapraszamy dozmierzenia się z polską pi-sownią! Jej mistrz jestwśród nas!

1. Informacjeogólne.

Organizatorem II Dy -ktan da Polonijnego jestredakcja miesięcznika„Mo nitor Polonijny” i KlubPolski – Stowarzy sze niePolaków i Ich Przyjaciółna Słowacji.

Honorowy patronat nadII Dyktandem Polonij nymsprawuje Ambasador RPna Słowacji Tomasz Chłoń.

II Dyktando Polonijneodbędzie się  30  listopa-da 2013roku o godz. 11.00w pomieszczeniach In -stytu tu Pol skie go w Bra -ty sła wie (Nám. SNP 27).

Konkurs ma na celupropagowanie kultury ję-zyka ojczystego oraz za-sad poprawnej pisowni.

Tekst dyktanda zosta-nie opracowany na pod-stawie obowiązującychzasad pisowni i inter-punkcji, zawartych w ak-tualnych słownikach or-tograficznych PWN.

2. Zasadyuczestnictwa.

W dyktandzie mogą wziąćudział obywatele polscy,mieszkający na stałe lubtymczasowo na Słowacji(lub za granicą), oraz oby-watele słowaccy (i in-nych państw), którzyzgłoszą chęć ucze stni -ctwa w II Dyktandzie Po -lo nij nym do 28 li sto padapod adresem:[email protected]ądź pod numerem tele-fonu: 0905 623 064.

Nie mogą wziąć w nimudziału laureaci indywi-dualni Dyktan da Polonij -nego z 2011 roku.

3. Jury.Nad przebiegiem dyktandaczuwać będzie komisjakonkursowa z przewodni-czącą dr Marią Magda lenąNowakowską. Komisja tazajmie się w szczególnościprawidłowym przebie-giem dyktanda, ogłosze-niem listy nagrodzonych,interpretacją postanowieńniniejszego regulaminuoraz rozstrzyganiem zwią-zanych z dyktandem spo-rów.

4. Przebieg II DyktandaPolonijnego.

Zadaniem uczestnikówII Dy ktanda Polonijnegojest poprawne napisanietekstu dyktanda.

Tekst dyktanda zosta-nie odczytany przez prze -wodniczącą komisji kon-kursowej.

Nie wolno dyktowane-go tekstu pisać wersalika-mi, czyli wielkimi literamidrukowanymi.

Podczas pisania tekstudyktanda uczestnikom niewolno korzystać z żadnychpomocy naukowych anisłowników, porozumiewaćsię między sobą, opuszczaćsali przed zebraniem prac,korzystać z jakichkolwiekurządzeń elektronicznych(telefonów komórkowych,notesów, laptopów itp.).

Ewentualne poprawki w tekście należy nanosićprzez skreślenie wyrazubłędnego i napisanie po-wyżej wersji poprawnej.Skreślenia muszą być wy -raźnie zaznaczone. Ró -wnież w poprawkach niewolno używać wielkichdrukowanych liter.

Ogłoszenie wyników i wręczenie nagród odbę-dzie się w dniu przeprowa-dzenia konkursu.

5. Zasady oceny.Ocenie podlegać będziezarówno poprawnośćortograficzna, jak i inter-punkcyjna.

W pierwszej kolejnościoceniane będą błędy orto-graficzne, z uwzględnie-niem podziału na błędy I stopnia (niezgodna z nor-mą pisownia rz, ż, ó, u, h,ch, ę i ą, pisownia łączna i rozdzielna, pisownia małąi wielką literą, opuszczeniewyrazu) i II stopnia (innebłędy, np. pisownia głosekbezdźwięcznych na miej-scu dźwięcznych, brak oz -na czenia miękkości, opusz-czone pojedyncze litery,przestawienie wyrazów w zdaniu, zniekształconekońcówki wyrazów itp.).Błędy interpunkcyjne będątraktowane jako błędy or-tograficzne II stopnia.

Wszelkie nieczytelne i niejednoznaczne zapisywyrazów, grup wyrazo-wych i znaków inter-punkcyjnych będą inter-pretowane na nieko-rzyść piszącego.

Zwycięzcy zostaną wyło-nieni w kilku kategoriach:obywatele polscy, obywa-tele słowaccy (i inni), ucz -niowie szkoły podstawo-wej, uczniowie gimnazjum,uczniowie liceum, słowac-cy studenci uczący się języ-ka polskiego itp. O zwycię-stwie w danej kategoriizdecyduje bezbłędne napi-sanie tekstu dyktanda lubpopełnienie w nim naj-mniejszej liczby błędów.

Regulamin II Dyktanda Polonijnego

Page 33: Monitor Polonijny 2013/11-12

Dyktando rozpocznie się 30 listopada (sobota) o godz. 11.00 w Instytucie Polskim w Bratysławie (Nám. SNP 27). Przeprowadzi je dr Maria Magdalena Nowakowska z Katedry

Lingwistyki Stosowanej i Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. W dyktandzie mogą wziąć udziałwszyscy (oprócz laureatów poprzedniego Dyktanda Polonijnego), tzn. Polacy mieszkający za

granicą, Słowacy, a także przedstawiciele innych narodowości, młodzi, trochę starsi, a także cinajstarsi, uczniowie, studenci oraz przedstawiciele najróżniejszych profesji. Przewidywane jestwyłonienie mistrzów w poszczególnych kategoriach i jednego Mistrza II Dyktanda Polonijnego.

Nagrody ufundowała redakcja „Monitora Polonijnego“ wraz z Instytutem Polskim w Bratysławie oraz Ambasadą RP w RS. Fundatorem nagrody głównej – dwudniowego

pobytu dla dwóch osób w apartamencie w Thermal Parku Bešeňová – jest TadueszFrąckowiak – konsul honorowy RP w Liptowskim Mikulaszu.

Zgłoszenia chętnych do pisania dyktanda przyjmowane będą do 28 listopada pod adresem:[email protected] lub pod numerem telefonu: 0905623064.

Ogłoszenie wyników dyktanda nastąpi 30 listopada o godzinie 16.30 w instytuciepolskim w Bratysławie. Po nim zapraszamy na występ znanego polskiego aktora

Grzegorza heromińskiego (znanego m.in. z filmów „Kingsajz“ czy „U Pana Boga w ogródku“), który przedstawi monodram „Emigracja na wesoło“.

Ostatnim punktem programu będzie koncert petra adamovaoraz tomasza olszewskiego z polskim i międzynarodowym repertuarem, którzy

w andrzejkowy wieczór, także 30 listopada, wystąpią o godzinie 19.00 w Bratysławie w lokalu „La Vecchia bottega” (ul. Medena 17).

SErDEcznIE zaPraSzamy!Projekt dofinansowany przez ambasadę RP w RS oraz Kancelarię Rady Ministrów RS.

pod patronatem ambasadora rp na słowacji tomasza chłonia

W Y B Ó R Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O N A G R U D Z I E ŃË ERROR: TEATR GRODZKI

30 listopada, godz. 17.00, Bratysława,Pisztoryho palác, Štefánikova 25W ramach VII MiędzynarodowegoFestiwalu Teatrów Społecznych i Bezdomnych „Error” będzie możnazobaczyć 9 spektakli teatralnych i 2 filmy. Polskę będziereprezentować Teatr Grodzki z grupąaktorów niesłyszących, którzyzaprezentują przedstawienie„Rękoczyny”. Więcej informacji:www.divadlobezdomova.sk,www.teatrgrodzki.pl.

Ë MARCIN OLAK TRIO i CROSSING BORDERS3 grudnia, godz. 19.30, Koszyce, Kasarňe –Kulturpark, Kukučínova 2 • Koncert Marcin OlakTrio - „Crossing Borders, Lutosławski i jazz“ w ramach cyklu „Jazz v Kasarňach”. MarcinOlak Trio to jeden z najciekawszych zespołówna nowej polskiej scenie jazzowej. To, co gowyróżnia spośród innych, to oryginalneinstrumentarium i stylistyka.

Ë QUASARS ENSAMBLE3 grudnia, Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27 • Koncert muzyki kameralnej QuasarsEnsemble • W programie utwory WitoldaLutosławskiego, Romana Bergera i Ivana Buffy

Ë WYSTAWA TYPOGRAFII: TOMASZ BIERKOWSKI, MARCEL BENČÍK11 grudnia 2013 – 10 stycznia 2014, Bratysława,Instytut Polski, Nám. SNP 27 • Wystawatypografii Tomasza Bierkowskiego z KatedryProjektowania Graficznego ASP w Katowicachoraz Marcel Benčík z Katedry KomunikacjiWizualnej VŠVU w Bratysławie

Ë WROCŁAW KOSZYCOM • 13 grudnia, Koszyce,Bábkové divadlo, Tajovského 4 • ZakończenieEHMK 2013 w Koszycach - program kulturalnypod nazwą: Wrocław Koszycom, przygotowanyprzez artystów z Wrocławia, EuropejskiejStolicy Kultury 2016

33

Klub Polski Nitra serdecznie zaprasza na dziecięcą akademię, która odbędzie się 6 grudnia 2013 roku o godz.16.30 w Pastoralnym Centrum Wolnego Czasu w Nitrze.

LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

Z okazj i 18- lec ia „Monitora Poloni jnego“ jego redakcja oraz K lub Polsk i Bratys ławawe współpracy z Instytutem Polsk im w Bratys ławie zapraszają na

II Dyktando Polonijne

Dyktando wyłoni teżMistrza II Dyktanda Polo -nijnego. Zostanie nim po-jedyncza osoba, która na-pisze tekst dyktanda bez-błędnie lub popełni naj-mniej błędów.

Jeśli na podstawie napi-sanych przez uczestni-ków konkursu prac niebędzie można wyłonićzwycięzcy (będzie kilkaprac bezbłędnych lubprac z tą samą liczbą błę-dów), komisja konkurso-wa może podjąć decyzję o przeprowadzeniu do-grywki w postaci pisaniakolejnego tekstu.

Możliwości wglądu doprac konkursowych na żą-danie ich autorów będziemożliwe w czasie określo-nym przez komisję kon-kursową.

6. Uwagi końcowe.Organizatorzy zapewniajądyskrecję wyników dyktan -da i jednocześnie zastrze-gają sobie prawo do opu-blikowania listy zwycięz-ców z podaniem imienia i nazwiska tych osób.

Wszelkie sprawy, którenie zostały objęte powyż-szym regulaminem, roz-strzyga przewodniczącykomisji.

Page 34: Monitor Polonijny 2013/11-12

MONITOR POLONIJNY LISTOPAD - GRUDZIEŃ 201334

Kiedy zaczęłam studio-wać bohemistykę, niektó-rzy stukali się w głowę. „A co ty po tych studiachbędziesz robić, dziecko?”.Ale mnie ten kierunek i takwydawał się bardziej prag-matyczny niż początkowoplanowana polonistyka czykulturoznawstwo. Wyjazdna stypendium do CzeskiejRepubliki był dla mniekwe stią oczywistą. Zwła -szcza kiedy zauważyłam, żepo dwóch tygodniach wa-kacyjnej pracy w Czechachmoja znajomość języka roz-winęła się bardziej, niż podwóch semestrach spędzo-nych na uczelni w Polsce.W końcu gdzie najlepiej sięuczyć czeskiego, jeśli niew ojczyźnie Hrabala? Wy -bór uczelni nie był trudny– oczywiście Uniwer sy tetKarola w Pradze. Kto niechciałby studiować na jed-nej z najlepszych uczelni w Europie?

Początki nie były łatwe.Wrocław, w którym wcze-śniej studiowałam, wyda-wał mi się przytulny i ma-lutki. Praga przytłaczałamnie swoim ogromem. Niemogłam wyobrazić sobieżycia w mieście, o którymnie wiedziałam, gdzie siękończy, a gdzie zaczyna.Ale rok postanowiłam wy-trzymać. Wtedy jeszcze niewiedziałam, że po kilkumiesiącach zakocham sięw tym mieście, zdam tu eg-zaminy na studia, przy oka-zji znajdę pracę, a w tram-waju spotkam swoją drugąpołówkę. I zostanę tu nierok, ale cztery lata, a zapo-wiada się, że i dłużej.

Studia w Pradze, zgodniez oczekiwaniami, miałyzbawienny wpływ na moją

znajomość czeskiego. No,może przeceniam tutajwpływ samych studiów.Jak mawia jeden z moichprofesorów, niektórzy ucząsię języka w bibliotece, a inni w knajpie. W moimprzypadku druga metodaokazała się o wiele bardziejskuteczna. Uczyłam się cze-skiego wszędzie: na ulicy,w sklepie, z gazet, z filmów,z zasłyszanych rozmów. Poprostu chłonęłam. Oczywi -ście początki były różne.Pamiętam, że kiedy po razpierwszy usłyszałam, że autobus spóźni się z důvo-du zacpy, szczerze współ-czułam kierowcy z powo-du jego problemów tra-

wiennych. Na szczęście by-łam świadoma odmien-nych znaczeń podobniebrzmiących w obu języ-kach słów, więc udało misię uniknąć typowych pol-sko-czeskich wpadek języ-kowych.

W Polsce w ostatnich la-tach panuje moda na Cze -chy – to swoiste czechofil-skie szaleństwo. Już kiedyzaczynałam studia we Wro -cławiu, Czesi budzili sporąsympatię Polaków, ale te-raz – mam wrażenie – tasympatia osiąga poziomniezdrowej fascynacji. Nie -zdrowej, bo bezkrytyczneji opartej na wyobraże-niach, które nie mają wielewspólnego z rzeczywisto-ścią. Czechy co prawda sądość liberalnym państwem,ale wbrew wyobrażeniompolskiej młodzieży marihu-any nie można kupić tutajw każdym kiosku, a zakazpicia alkoholu obowiązujew większości miejsc pu-blicznych. Również wypra-wy na porno-party nie na-leżą do czeskich weeken-dowych rytuałów,mimo że kiedyśna takiej imprezieprzyłapano córkęczeskiego prezy-denta. Czeski odpo-

wiednik ZUS nie jest dużotańszy od tego w Polsce, a jednoosobową działal-ność szybciej zakłada się w War szawie niż w Pradze,więc przenoszenie firmydo Czech nie będzie wielkąoszczędnością. W knajp-kach rzadko można spotkaćprofesora dyskutującego z robotnikiem o losachwszechświata, a perma-nentny uśmiech, przyle-piony do twarzy Czecha,ma tyle wspólnego z rze-czywistością, co „szma ti -czku na patyczku” z pa-rasolką.

Polacy, którzy postana-wiają się tutaj przeprowa-dzić, doznają zapewne szo-ku, kiedy pęka bańka my-dlana ich czechofilskichwyobrażeń. Ale rozczaro-wanie nie musi trwać dłu-go, bo jest tutaj parę rzeczy,które naprawdę istnieją i mają pozytywny wpływna jakość życia. Po ważnedokumenty nie trzeba jeź-dzić do miasta oddalonegoo 100 km, ale można je do-stać na prawie każdej po-czcie w tzw. Czech-Poin -tach. Segregowanie śmiecijest elementem codzienno-ści, a nie ewenementem naskalę wojewódzką. Podró -żni, którzy chcą wejść doautobusu, nie przypuszcza-ją na niego szarży, ale spo-kojnie ustawiają się w ko-lejce. To tylko parę przykła-dów tego, że wbrew pozo-rom powodem wygodne-go życia w Czechach niejest wyłącznie liberalizacja.

Inną kwestią, która możezasmucić polskiego imi-granta, jest fakt, że miłośćPolaków do Republiki Cze -

skiej nie jest od-w z a j e m n i o n a .Wie dza Czechówna temat naszegokraju ogranicza

się do Krakowa

C zesi mają wszystko „naj-”.Najsmaczniejsze i najtańszepiwo na świecie,

najśmieszniejsze komedie w historiikinematografi i , najbardziej l iberalny i wyzwolonykraj, najpiękniejszą stolicę w Europie,najbardziej przyjazny obywatelom systempodatkowy. A co mają Polacy? Najbardziejwyidealizowany obraz Czeskiej Republiki .

Czeska ziemia obiecana

Page 35: Monitor Polonijny 2013/11-12

35MONITOR POLONIJNY LISTOPAD - GRUDZIEŃ 2013

i Lecha Wałęsy. Niedawnorozszerzyła się jeszcze o afery związane z ekspor-towaną z kraju nad Wisłążywnością, z których cze-skie media urządziły sobieprawdziwą ucztę. Jednakw ostatnim czasie medial-ny image Polski znaczniesię poprawił. Dużo pracyw tworzenie pozytywne-go wizerunku naszegokraju, jak i zrzeszanie na-szych rodaków w Pradze,wkłada Instytut Polski.Wielu gromadzi wokół sie-bie również Polska ParafiaDominikanów. Ale Polacy,jak to Polacy, lubią trzy-mać się w grupie, więcgromadzą się również sa-mi, w czym aktywnie po-magają im portale społecz-nościowe. Dotyczy toprzede wszystkim Pola -ków nie mówiących poczesku, którzy zazwyczajpracują tu w korporacjachczy międzynarodowychfirmach i obywają się bez czeskiej społeczności.Wspólny język i wspo-mnienie smaku żurku za-wsze zbliża na emigracji,nawet jeśli od Polski niedzieli nas ocean.

Być może Czechy niesą ziemią obiecaną kre-owaną w polskich ste-reotypach, być może Pra -ga czasem męczy tętnią-cym turystycznym ulem,być może bez względuna to, jak długo będęuczyć się czeskiego, za-wsze będę mieć krátkýzobák, ale czuję, że teraztu jest moje miejsce.Tutaj studiuję, pracuję i żyję. A w wolnych chwi-lach tłumaczę Macourka.Bo skoro Polacy tak ko-chają Czechy, to przecieżdla Macha i Šebestovejoszaleją, prawda?

MARTA SZEWCZYK,Praga, Czechy

„Ptak “Żył sobie raz jeden ptak. Miał na imię

Tomek i pochodził z Indii. Kiedy był jużstarszy, postanowił znaleźć płytką rzekę.Długo szukał, aż znalazł. Była tam teżpewna wróżka o imieniu Zuzia. Onapowiedziała, że ptak może mieć trzyżyczenia, dotyczące rzeczy, którychnajbardziej pragnie.

- Najbardziej chciałbym byćczłowiekiem, gdyż nie bawi mnie jużbucie ptakiem.

Chciałbym mieć piękną dziewczynę,która by mnie kochała. A na koniec dobrysamochód! I jeździć nim po drogach, bypoznawać świat – powiedział Tomek.

Wróżka Zuzia się zgodziła, ale Tomekmiał jeszcze coś zaśpiewać. Szczęśliwyptak wesoło śpiewał, skakał i tańczył.Zuzia zaś dotrzymała słowa i spełniłajego trzy życzenia.

Tomek, już nie jako ptak, ale człowiek,żył długo i szczęśliwie.

Warto mieć marzenia!

Właściwie już jesienią za-czyna się oczekiwanie

na św. Mikołaja i Boże Naro -dzenie. Prezen ty są bardzoprzyjemne, jednak nie naj-ważniejsze… W tym roku ma-rzy mi się zestaw klocków„Lego Friends”, ale jeśli dosta-nę coś innego, to też będę zadowolona. Tym bardziej,że wiele dobrego już się wy-darzyło w ostatnim czasie.Kilka dni temu w naszymdomu pojawiła się Figa,suczka-znajda, która trafiłado nas ze schroniska dlazwierząt aż spod Łodzi.Teraz należy do naszej rodziny i jest bar-dzo szczęśliwa, a my wraz z nią.

Moja młodsza siostra Hesia niecierpliwieczeka na Wigilię, bo jedno z wierzeń mówi,że zwierzęta w tę wyjątkową noc przema-wiają ludzkim głosem… Mnie się wydaje toniemożliwe, ale fajnie jest powyobrażać sobie, co by nam Figa powiedziała.

Ostatnio rozmawiałyśmy z mamą o róż-nych tradycjach bożonarodzeniowych.My z Hesią uwielbiamy piec pierniczki, a potem przystrajać nimi choinkę, razemz kuzynkami i kuzynami z Boguchwały lu-bimy także przebierać się za postaci z szop-ki i wspólnie śpiewać kolędy. Na naszymstole wigilijnym zawsze muszą być pierogi z grzybami i kapustą, a wśród nich jedenniezwykły z... sianem. Wiele śmiechu i ra-dości towarzyszy wybieraniu pierogów

z półmiska. Babcia Marta mówi, że na czyjtalerz trafi ów pieróg, tego w nadchodzą-cym roku czeka szczęście. Ilekroć u dziad-ków – rodziców mojego taty – wyciągałytaki pieróg ciocie, to w następnym roku rodziły się im dzieci. Kiedy ciocia Anitamiała już troje moich kuzynów w domu i spostrzegła, że to znowu ona „wylosowa-ła” pierożka z sianem, to połówkę szybciut-ko wrzuciła na talerz siedzącej obok sio-stry. I wiecie co? W tym roku urodziły misię dwie kolejne kuzynki – jedna u ciociAnity, druga u cioci Gosi.

Już czekam z niecierpliwością na wyjazdświąteczny do rodziny, do kuzynostwa, że-by im pokazać naszą Figę, z której jestemtaka dumna i z którą wszyscy będziemy siębawić… Dziewięcioro dzieci i Figa.

BEATA OŚWIĘCIMSKA I SONIA PACZEŚNIAK

Wletnim numerze „Monitora Polonijnego“ ogłoszone zostały wyniki kon-kursu na najpiękniejszą bajkę. Konkurs ten, adresowany do dzieci i młodzieży,

zorganizowała redakcja „Monitora Polonijnego“ we współpracy ze Szkolnym PunktemKonsultacyjnym w Bratysławie. W poprzednich numerach naszego pisma opublikowa-ne zostały prace Zuzi Lackovej, która zajęła pierwsze miejsce, i Izy Lackovej – drugiemiejsce. Tym razem przedstawiamy pracę Alexandry Fifikovej (14 lat), uczennicy gim-nazjum Szkolnego Punktu Konsultacyjnego w Bratysławie, laureatki trzeciego miejsca.

W czasie świątdzieci się nie nudzą

Page 36: Monitor Polonijny 2013/11-12

Składniki na ciasto• 3 kg surowych, startych ziemniaków• 1 kg ziemniaków gotowanych

w łupinach• 1 jajko• 1 – 2 garście bułki tartej• czosnek, sól, pieprz,

majeranek do smaku

nadzienie, czyli dynamit:• 1 kg słowackiej dobrej kiełbasy• 1 kg wieprzowiny• ok. 30 dag wędzonej karkówki• 3 ząbki czosnku• 1 jajko• sól, pieprz

Nie jest łatwo myśleć o codziennych sprawach, gdy nadworze zimno, wiatr i deszcz.Najchętniej by się wtedy poleżało,pospało, a tu do pracy trzebachodzić, sprzątać, no i gotować,

bo rodzina głodna. Pani MariaSikorska z Revúcy poleca namjadło w sam raz na chłody, proste,sycące, ale pełne zapachów i aromatów, które rozweseli namszare dni i doda energii.

Sposób przyrządzaniaNajpierw przygotowujemy ciasto:surowe starte ziemniaki odcedzamyna sitku, ale wyciekającej z nichwody nie wylewamy – przyda siępóźniej. Dodajemy starte ugotowaneziemniaki, jajko, bułkę tartą orazprzyprawy, wszystko mieszamy i wyrabiamy na gładką masę.

Następnie przygotowujemy mięso –mielemy wszystkie rodzaje,dodajemy rozdrobniony czosnek,jajko i przyprawy. Dobrze mieszamy.Z mięsa formujemy małe kulki, któreotaczamy masą ziemniaczaną,tworząc większe kule, mieszczącesię w dłoni. Te otaczamy w mące. W większym garnku gotujemy wodę,doprawioną 3 ząbkami czosnku, 3 listkami laurowymi, solą orazskrobią, pozostałą po odcedzeniu

ziemniaków. Wrzucamy nasze pyzyna wrzątek i delikatnie mieszamy.Gotujemy 20 min. na małym ogniu.Kiedy wypłyną na wierzch,wyjmujemy, wkładamy do miseczki i przykrywamy.Gemerskie bomby możemy podawaćz cebulką, słoninką lub rodzajemsosu zwanego kysel. Wystarczywtedy do wywaru, w którymgotowały się pyzy, dodać mlekazaciągniętego mąką.

To idealny obiad na zimne dni! W Revúcy podaje się go na święto Trzech Króli, co wcale nie dziwi, bo po swojejdługiej drodze do Dzieciątka zmęczeni monarchowiemusieli przecież coś porządnego zjeść. Smacznego!

Gemerskie pyzy z dynamitem

AGATA BEDNARCZYK