Monitor Polonijny 2008/01

28

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2008/01

Page 1: Monitor Polonijny 2008/01
Page 2: Monitor Polonijny 2008/01

G dzie, jak niew Domu Spotkań

Polsko–Słowackichw Kieżmarku, mogli sięspotkać prezydenciPolski i Słowacji? DomEuroregionu „Tatry”odwiedzili oni razemz małżonkami 3 grudnia2007 roku.

Lech Kaczyński i Ivan Gašpa-rovič przyjechali tu z wizytą pół-prywatną, o której decyzja zapadłazaledwie kilkanaście dni wcze-śniej. Obaj przyznali, że mają na-dzieję, iż takie wizyty wpiszą się nastałe w ich programy.

W towarzystwie ambasadoraSłowacji w Polsce Františka Ruži-čki, radcy ministra Bogdana Wrzo-chalskiego i honorowego konsulaPolski na Słowacji Tadeusza Frą-ckowiaka spotkali się z przedstawi-cielami Euroregionu „Tatry” orazprzedstawicielami miasta Kie-żmark. Chcieli spotkać się z tymi,którzy na co dzień rozwijają i uma-cniają stosunki polsko-słowackie.Spotkanie miało charakter tymbardziej symboliczny, że odbyło siętuż przed wejściem obu państw dostrefy Schengen, po którym to gra-nice między Polską i Słowacją stałysię historią.

Jak na Tatry przystało, prezyden-ci witani byli góralską muzyką, któ-ra stworzyła niezwykle miłą i nie-

oficjalną atmosferę. Zwiedzili wy-stawę starych fotografii tatrzań-skich, zatytułowaną „Fotografia re-gionu tatrzańskiego“, na której,dzięki współpracy słowackichi polskich muzeów, pokazano kil-kaset unikatowych zdjęć.

Prezydenci zapoznali się z do-tychczasową 13-letnią działalno-

ścią Euroregionu „Tatry” oraz per-spektywami na przyszłość. Odwie-dziny Domu w Kieżmarku nie byłyprzypadkowe. Przed trzema laty –19 listopada 2004 r. – prezydentSłowacji Ivan Gašparovič odwie-dził polską siedzibę Euroregionu

„Tatry” w Nowym Targu. Była pa-miętna data, albowiem właśniew tym dniu Tatry nawiedziłastraszna wichura, która wyrządziłaogromne szkody. Ten dzień sło-wacki prezydent pamięta do dziś...

Obaj panowie uznali, że Euro-region „Tatry” jest dobrym przykła-dem współpracy dwóch narodóww ramach Unii Europejskiej.Reprezentuje nowoczesną i dyna-miczną formę współpracy regio-nów i miast, leżących na pograni-czu polsko-słowackim. W historiiobu krajów trudno znaleźć jakieśkonflikty między obydwoma naro-dami, co tym bardziej potwierdzaprawdziwość słów, że „Polaki Słowak to dwa bratanki”. Nawet

odwieczny spór o Janosikanie zaszkodził i nie zaszko-dzi dobrym stosunkom pol-sko-słowackim, co po-twierdziły uśmiechem gło-wy obu państw.Aby prezydenci pamięta-li o Tatrach, które od wie-ków łączą oba narody,otrzymali od gospodarzyspecjalne dary. Były to

oczywiście rzeźbione góralskieciupagi, które, mamy nadzieję,wiszą gdzieś na ścianach obyd-wu pałaców prezydenckichi przypominają tę przyjacielskąwizytę w Kieżmarku.

JUSTYNA CHOVAŇÁKOVÁ

2

Dwóch prezydentów w jednym Domu

ZDJĘ

CIE:

PAV

OL H

UMEN

ÍK

ZDJĘ

CIA:

JUS

TYNA

CHO

VAŇÁ

KOVÁ

Page 3: Monitor Polonijny 2008/01

OD REDAKCJI

Początek roku to taka umowna granica między

rokiem mijającym, a tym nowym, do którego

wkraczamy z nowymi oczekiwaniami,

postanowieniami, przedsięwzięciami, planami,

marzenia… I właśnie temat granic przewija się

w styczniowym numerze „Monitora”. Wspominamy

granice państwowe, które oddzielały Polskę

i Słowację, a które zostały zlikwidowane pod koniec

ubiegłego roku w chwili wejścia naszych krajów do

strefy Schengen. O przejściach przez „zieloną granicę“

w czasach mrocznego komunizmu wspomina ksiądz

Stanisław Ługowski, którego losy opisujemy

w rubryce „Co u nich słychać?“ Natomiast

w „Wywiadzie miesiąca“ tym razem przedstawiamy

rozmowę z przedstawicielką Polaków mieszkających

na Białorusi Andżeliką Borys, która walczy o życie

normalne w kraju, zamykającym swoje granice przed

demokracją. Oprócz tego przedstawiamy jeszcze inne,

lubiane przez Państwa stałe rubryki.

A ponieważ to pierwszy numer naszego pisma

w roku 2008, życzymy Państwu w Nowym Roku

bezgranicznej miłości, spełnienia marzeń, zdrowia

i pomyślności!

W imieniu redakcji

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAREDAKTOR NACZELNA

STYCZIEŃ 2008 33

SPIS TREŚCISpaliliśmy granice 4

Z KRAJU 4

Otwarcie granic 6

Granice wolności 7

Na chwałę i na wstyd… 8

Współbrzmienie 2 9

Co u nich słychać?W drodze dobezgranicznej wolności 10

WYWIAD MIESIĄCAAndżelika Borys: „Chciałabym,aby człowieka traktowanojak człowieka, a nie jak bydło“ 12

Z NASZEGO PODWÓRKA 15

MŁODZI W POLSCE SŁUCHAJĄEdyta Górniak 17

KINO-OKOJasne błękitne okna 18

TO WARTO WIEDZIEĆJak wyrosła Gdynia 19

BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIJacy byliśmy i jacy jesteśmy 20

Pilot nie dojechał... 22

OKIENKO JĘZYKOWEModa na „mataczenie” 24

OGŁOSZENIA 25

POLSKA OCZAMISŁOWACKICH DZIENNIKARZYPoľské prekvapenia 26

MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI 27

PIEKARNIKKropka nad „i“ 28

ŠÉFREDAKTORKA: Małgorzata Wojcieszyńska • REDAKCIA: Agata Bednarczyk, Pavol Bedroň, Andrea Cupał -Bar icová , Anna Mar ia Ja r ina , Ma jka Kad leček , Danuta Meyza -Maruš iaková , I zabe la Wójc ikKOREŠPONDENT V REGIÓNE KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • JAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE :Maria Magdalena Nowakowska, Małgorzata Wojcieszyńska • GRAFICKÁ ÚPRAVA: Stano Carduel is Stehl ikADRESA: Nám. SNP 27, 814 49 Brat is lava • TLAČ: DesignText • KOREŠPONDENČNÁ ADRESA: Małgorzata

Wojcieszyńska, 930 41 Kvetoslavov, Tel . /Fax: 031/5602891, monitorp@orangemail .sk • PREDPLATNÉ:Ročné predplatné 300 Sk na konto Tatra banka č.ú. : 2666040059/1100 • REGISTRAČNÉ ČÍSLO: 1193/95

Realizované s Finančnou podporou Ministerstva kultúry SR - program kultúra národnostných menšín

VYDÁVA POĽSKÝ KLUB – SPOLOK POLIAKOV A ICH PRIATEĽOV NA SLOVENSKU

w w w . p o l o n i a . s k

Page 4: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY4

POLSKA WESZŁA do strefySchengen. Dopełnił się ostatniakt integracji europejskiej,obejmującej Litwę i Polskę –powiedział prezydent LechKaczyński podczas uroczysto-ści symbolicznego otwarciagranicy na przejściu w Budzi-sku (Podlaskie). Z kolei szefKomisji Europejskiej JoseBarroso na polsko-czeskiejgranicy Porajów-Hradek po-wiedział, że rozszerzenie stre-

fy Schengen to wielki dzieńdla Europy, mający ogromneznaczenie dla gospodarkieuropejskiej.

POLSKIE URZĘDY konsularnerozpoczęły 21grudnia wyda-wanie wiz Schengen. Pier-wsze wydano w Ałmatyw Kazachstanie oraz w Mo-skwie – poinformowało Mini-sterstwo Spraw Zagrani-cznych.

PREZYDENT LECH KACZYŃSKIw orędziu noworocznym, wy-głoszonym w TVP1 podkreślił,że jako naród, jako społecze-ństwo Polacy mają wszelkie

powody, by z optymizmem pa-trzeć w 2008 rok. Z przesła-niem zwrócił się też do roda-ków na świecie. Życzył wszy-stkim powodzenia w życiuprywatnym. Podsumowująckończący się rok, prezydentpowiedział, że był to rok szyb-kiego wzrostu gospodarczegoi umacniania się pozycji Polskina arenie międzynarodowej.

DNIA 3 STYCZNIA 6 górnikówrozpoczęło strajk 700 metrówpod ziemią w kopalni „Bu-dryk” w Ornontowicach. W ko-ńcu strajkowało pod ziemiąblisko 150 górników. Górnicywcześniej deklarowali, że

chcą przerwać strajk i wrócićdo pracy. Po zjeździe na po-ziom 1050 metrów zmienilijednak zdanie. Pieszo przeszlina poziom 700 metrów, by do-łączyć do już strajkującychtam górników.

W KWESTII TARCZY antyrakie-towej minister spraw zagra-nicznych Radosław Sikorskijest zdania, że najgorszy sce-nariusz to sytuacja, w którejPolska zgodzi się na tarczę,poniesie koszty polityczne,a potem baza nie zostanie wy-budowana, bo w USA zmienisię rząd. Tej sprawy nie da sięzrealizować bez umowy, która

Kiedy w latach 90-tych powstawałEuroregion „Tatry”, zniesienie granic mię-dzy obydwoma krajami było daleko wybie-gającą w przyszłość wizją, o której jednakw tamtych czasach myślano bardziej w ka-tegorii zniesienia barier między ludźmi,zmian sposobu myślenia i naturalnejwspółpracy we wszystkich dziedzinach ży-cia. Dziś marzenie to stało się rzeczywisto-ścią, szlabany zniknęły, a wszelkie bariery,które rozdzielały nasze narody, zostałysymbolicznie spalone we wspólnych wa-trach na wielu przejściach granicznych.

W czwartek 20 grudnia 2007 r. naprzejściu granicznym Chyżne-Trstena we-jście do strefy Schengen świętowali góralez Orawy. Imprezę zorganizowało miastoTrstena wraz z okolicznymi wsiami i oby-watelami gminy Jabłonka. Dla licznie zgro-madzonych przybylych osób grały i śpie-wały zespoły ludowe, o północy nieborozświetliły sztuczne ognie, a tuż po nich

przepiłowano szlaban graniczny. Mróznie był aż tak dokuczliwy, ponieważ orga-nizatorzy zadbali o rozgrzewającą sło-wacką kapustnicę i polski bigos. Z dumąodsłuchano hymnów Polski, Słowacjii Unii Europejskiej, a pierwsze 10 osób,które po północy przekroczyły granicę,dostało na pamiątkę tego wydarzeniaspecjalne zaświadczenie.

Na Łysej Polanie spotkali się przedsta-wiciele polskich i słowackich władz samo-rządowych oraz mieszkańcy Podhala.Kapele góralskie z obu stron granicyzaintonowały „Odę do radości” – hymn

Unii Europejskiej, a marszałek MałopolskiMarek Nawara oraz wiceprzewodniczącywojewództwa preszowskiego Milan Baran,po pasowaniu na zbójników i przyodzianiuzbójnickich nakryć głów, wielką piłą prze-cięli symboliczny drewniany szlaban, któ-rego kawałki z pamiątkową pieczątką ofia-rowano najważniejszym gościom, przyby-łym na to historyczne spotkanie. Zbójnicyzaś obdarowali się zwyczajowymi już upo-minkami – Polacy ofiarowali sól z Wielicz-ki, a Słowacy wino. Z budynku straży grani-cznej zdjęto tablicę informującą o przejściugranicznym, która wisiała tu od 1925 r.

Spaliliśmy graniceNa granicy polsko-słowackiej jeszcze 20 grudnia 2007 r.

znajdowały się 54 przejścia graniczne – 51 drogowych(w tym turystyczne) oraz 3 kolejowe. W związkuz przystąpieniem Polski i Słowacji do strefy Schengen z dniem21 grudnia 2007 r. wszystkie te przejścia zostały zlikwidowane.

Page 5: Monitor Polonijny 2008/01

5STYCZIEŃ 2008

w Polsce będzie podlegać raty-fikacji w parlamencie – stwier-dził Sikorski. Wybory prezy-denckie w Stanach Zjedno-czonych odbędą w listopadzie.

WARSZAWSKI SĄD uniewinnił17 grudnia rzeczniczkę Ogól-nopolskiego Związku Zawo-dowego Pielęgniarek i Poło-żnych Ewę Obuchowską odzarzutu przewodniczenia nie-legalnemu zgromadzeniu przedkancelarią premiera. Chodzio postawione przez pielę-gniarki przed kancelarią pre-miera tzw. białe miasteczko.Jak podkreślił sąd w uzasa-dnieniu wyroku, postępowanie

wykazało, że nie ma podstaw,aby stwierdzić, że Obuchow-ska w jakikolwiek sposób prze-wodniczyła demonstracji.

PIELĘGNIARKI WE WSZY-STKICH regionach kraju po-nownie grożą protestemOgólnopolski Związek Zawo-dowy Pielęgniarek poinfor-mował, iż w przypadku nieotrzymania podwyżek pielęg-niarki mogą odejść od łóżekpacjentów.

NELLY ROKITA, Hanna Gronkie-wicz-Waltz i Julia Pitera totrzy najpopularniejsze kobietyw polskiej polityce 2007 r. –

wynika z sondażu „Rzecz-pospolitej”.

DNIA 27 GRUDNIA w Warsza-wie w wieku 85 lat zmarłJerzy Kawalerowicz, wybitnyreżyser i scenarzysta, twórca17 filmów fabularnych. Byłon współtwórcą słynnej pol-skiej szkoły filmowej orazwspółzałożycielem i pier-wszym prezesem (1968-1978), a potem także preze-sem honorowym Stowarzy-szenia Filmowców Polskich.W 2007 roku na gdyńskimfestiwalu filmów fabularnychnagrodzono go za całokształttwórczości.

Z KOLEI 6 STYCZNIA zmarłEdward Kłosiński, jeden z naj-wybitniejszych polskich ope-ratorów, autor zdjęć do ponad60 filmów fabularnych. Kło-siński był długoletnim współ-pracownikiem Andrzeja Waj-dy, Janusza Morgensterna,Jerzego Stuhra, Feliksa Falkaoraz Krzysztofa Zanussiego.Był też współzałożycielemwarszawskiego Teatru Polo-nia, członkiem Zarządu Fun-dacji Krystyny Jandy naRzecz Kultury. Prywatnie byłmężem Krystyny Jandy.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ,WARSZAWA

Przepiłowano też szlaban w Chochoło-wie-Suchej Horze, ale ten w przeciwień-stwie do szlabanu z Łysej Polany, nie byłatrapą, ale prawdziwym starym szlaba-nem, który przez długie lata oddzielał odsiebie górali z pogranicza polsko-słowac-kiego. Na spotkanie przyszli mieszkańcySuchej Hory, Hladovki i Vitanovej oraz gó-rale z Chochołowa, Czarnego Dunajca,Witowa, Kościeliska i zakopiańskich Krze-ptówek. Szlaban przecięto przy dźwiękachgóralskich i orawskich kapel, górale tań-czyli zbójnickiego, a po przejściu na pol-ską stronę rozpalono wielką watrę naznak palenia granic. Budynek byłej stra-żnicy w Suchej Horze jest własnościąprywatną, możliwe więc, że w przyszło-ści powstanie w nim hotel.

Uroczyste piłowanie szlabanów i pale-nie watr miało miejsce także w Piwnicznej-Mniszku nad Popradem, Niedzicy-Łysejnad Dunajcem i wielu innych. W Niedzicyuroczystościom towarzyszyły występy ze-społów regionalnych ze Słowacji i Polski.

Przecięcia szlabanu dokonali gospodarzeimprezy - wójt gminy Łapsze Niżne PawełDziuban i burmistrz Spiskiej Starej WsiJozef Harabin, którzy potem wspólnierozpalili watrę. W niebo wystrzelonofajerwerki, które w tę noc pojawiły siętakże na wielu innych przejściachgranicznych. Również i tu nie zabrakłokwaśnicy i gorzałki, która w mroźnągrudniową noc rozgrzewała mieszka-ńców i zaproszonych gości.

Następnego dnia 21 grudnia 2007w Sromowcach Niżnych spotkali się przed-stawiciele i mieszkańcy Euroregionu „Ta-try”, a swoją obecnością zaszczycili amba-sador Słowacji w Polsce František Ružič-ka, chargé d’affaires a.i. Bogdan Wrzo-chalski reprezentujący Ambasadę Polskina Słowacji, oraz Olga Marhulíková z Mini-sterstwa Spraw Wewnętrznych RS. Po uro-czystych przemówieniach i odsłuchaniuhymnów, także i tu rozpalono olbrzymiąsymboliczną watrę. Następnie uczestnicyspotkania przeszli pieszo kładką na Dunaj-cu na słowacką stronę, gdzie odbyło sięuroczyste posiedzenie Rady Euroregionu„Tatry”. Przyjęto deklarację z okazji wej-ścia Polski i Słowacji do strefy Schengenoraz podsumowano działalność i projektyzrealizowane w roku 2007.

Wejście do strefy Schengen sprawiło,że teraz granicę państwa można nawetprzepłynąć wpław przez Dunajec, a ilość

górskich przejść znacznie się rozszerzyła,szczególnie w Tatrach Zachodnich. Obec-nie granicę można przekroczyć też naKasprowym, Tomanowej Przełęczy, BystrejPrzełęczy, Volovcu, Stwolskiej Przełęczy(Lučnym sedle). Jednak trzeba pamiętać,że na Słowacji od 1 listopada do 15 czerw-ca szlaki turystyczne w Tatrach są zam-knięte, w związku z tym brak granicy tury-ści odczują tak naprawdę dopiero latem.

Możliwości, jakie otworzyły się dla obupaństw po przystąpieniu do strefy Schen-gen, jest wiele, dlatego też z jeszcze wię-kszym zapałem i fantazją planujemy kolej-ne przedsięwzięcia w ramach Euroregionu„Tatry”. To właśnie euroregiony pomagałydotychczas w pokonywaniu barier grani-cznych, a Schengen jest największym suk-cesem integracji europejskiej. Granicew nas samych pokonaliśmy już dawno, je-dynymi, które oddzielały nas od resztyUnii, były szlabany, ale i te poszły terazz dymem...

JUSTYNA CHOVAŇÁKOVÁ

ZDJĘ

CIA:

MAR

EK D

LAPA

Page 6: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY6

Ś więta BożegoNarodzenia minęły

szybko, ale cudownie,w bardzo rodzinnejatmosferze. Spędziłam jeu mojej siostry naSłowacji, tuż kołoBratysławy. Przyjechałamwcześniej, aby pomócw przygotowaniach. Choćzajęć miałyśmy bardzodużo, nie mogłamprzegapić takiegowydarzenia, jakim byłootwarcie granic…

Po dniu spędzonymna sprzątaniu, wypie-kach i gotowaniuz wielką chęcią wie-czorem 20 grudniapojechałam wraz z ro-dziną – siostrą i szwa-grem – zobaczyć, jakSłowacy świętują nagranicy z Austrią wstą-pienie do strefySchengen

Z racji tego, że mie-szkam we Wrocławiu,z którego do naj-bliższej granicy z in-nym państwem jestdosyć daleko, byłambardzo zadowolona, iżbędąc na Słowacji mo-gę uczestniczyć w ta-kim wydarzeniu. W Pol-sce pewnie tej możli-wości bym nie miała.

A było war-to. Na przej-ściu granicz-nym Petržal-ka-Berg uro-czystości roz-poczęły się już okołogodziny 20.00. Było bar-dzo zimno, a licznieprzybyli ludzie rozgrze-wali się grzanym wi-nem, ciepłymi kiełbas-kami, tańczyli w rytmrozbrzmiewającej zesceny muzyki. Ponadtow oczekiwaniu na naj-ważniejszy moment –północ, można było ob-serwować pokazy szko-lenia psów straży gra-nicznej, zrobić sobie pa-miątkowe zdjęcia z cel-nikami-manekinami,obejrzeć wystawę cie-

kawych samochodów,a także prezentowanąbroń. Jednak najwię-kszym zainteresowani-em cieszył się specjal-nie na tą okazję przygo-towany posterunek cel-ny, gdzie po raz ostatnimożna było otrzymać

pieczątkę dopaszportu. Popamiątkowestemple usta-wiały się osta-tnie w histo-rii kolejki.

Tuż przedpółnocą na wielkimekranie pojawił się ze-gar. Wszyscy razem od-liczali sekundy do go-dziny zero, kiedy to

przybyły na miejsce sło-wacki minister sprawwewnętrznych RobertKaliňák wraz ze starostąmiasta Schengen Roge-rem Weberem dokonalisymbolicznego prze-cięcia granicznego szla-banu. Cały tłum śpiewałi podziwiał przepięknesztuczne ognie, niektó-rzy otwierali butelkiszampana, tańczyli, inniudzielali wywiadówobecnym na miejscudziennikarzom. Dla wie-lu była to bardzo wzru-szająca chwila. Był toteż z pewnością ważnymoment dla Polakówmieszkających na Sło-wacji, którzy kiedyś, wy-dawać by się mogło, żejeszcze nie tak dawnotemu, mogli tylko spo-glądać w stronę Austrii.

Cieszmy się więc, żeotwarcie granic to jed-nocześnie zamknięciepewnego etapu historii,dla wielu nieprzyjem-nego. Jak to dobrze, żeteraz, chcąc po prostuzwiedzić Wiedeń, jużnie będziemy musieliodpowiadać austriac-kim celnikom na pyta-nia, dokąd jedziemyi po co.

ANNA PORADA

Otwarcie granic

ZDJĘ

CIE:

MAR

IUSZ

MIC

HLSK

I

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 7: Monitor Polonijny 2008/01

7STYCZIEŃ 2008

Granice wolnościNo i doczekaliśmy się – od grudnia ubiegłego roku na mocy traktatu z Schengen

możemy przekraczać granice tak samo, jak każdy Europejczyk, czyli bezobowiązkowego postoju, kolejek i stresu. Czy daje to poczucie przynależności do tej„lepszej” części Europy? Pewnie tak, bo chyba każdy wie, a zwłaszcza emigrant, co znaczyniepewność, dotykająca nawet skrajnie uczciwego człowieka. Czy przepuszczą? Czy będąkontrolować auto? Czy wszystkie dokumenty są w porządku? No i nieśmiertelne pytaniacelników – dokąd jedziecie i po co? czy przewozicie coś nielegalnego?

Oj, nikt chyba tego nie lubi.Z moich obecnych obserwa-

cji, związanych z przekracza-niem granicy z Węgrami czyAustrią, wynika, że nawet naj-szybsze auta, pędzące autostra-dą od Bratysławy, jakoś tak tracąparę na widok dawnych poste-runków granicznych, a sporokierowców najzwyczajniejw świecie głupieje – podjeżdżai zatrzymuje się przy nieczyn-nych budkach – jakiż to stresopanowuje człowieka na widokcelnika… Sama pamiętam, kiedytaka graniczna „szopka” przeży-wała lata rozkwitu. Od czasu doczasu jeździłam z rodzicami doNiemiec na zakupy (oczywiściemowa o NRD) i już w powrot-nej drodze rodzice surowoprzestrzegali mnie, abym sie-działa spokojnie i zbytnio sięnie rozglądała. Oczywiście naogół było to związane z poupy-chanymi wszędzie „luksusowy-mi” zakupami – słodyczami, bu-tami, proszkami do prania…Kiedyś posadzono mnie nawetna rolkach tapet – bo w końcudziecka chyba nie ruszą… Czywyobrażacie sobie, jak na tejniemieckiej granicy musiało sięczuć dziecko wychowane na ko-lejnych emisjach „Czterech pan-cernych”? Jaką grozę budziłw nim surowy żołnierz, zagląda-jący do samochodu i długo, całąwieczność, przyglądający jegotwarzy?

W latach dziewięćdzie-siątych niby sporo się zmieni-ło. Kontrole przestały być ta-kie surowe i miały charakterraczej okazjonalny, ale wtedychyba dobitniej zaczęto sta-wiać sobie pytanie – dlaczegodla przeciętnego człowiekagranica jest barierą turystycz-ną, handlową, emocjonalną.Dlaczego lepsza część Europysprawnie funkcjonuje bez tejprzedziwnej machiny, a cały„blok wschodni” nie możeuporać się ze zniesieniem wza-jemnej nieufności, odpuścićtrochę obywatelowi i po-zwolić mu na niekontrolowa-ny międzynarodowy zryw,choćby tylko do najbliższegoobcego miasta po czekoladęi tenisówki? Polacy, jeżdżącywówczas po Europie handlo-wo czy turystycznie, na przy-kład na narty do Włoch, opo-wiadali niesamowite historieo tym, że granicę można prze-kraczać, nie zdejmując nogiz gazu, albo że na widok tabli-cy „Welcome to Italy” należypo prostu nieco zwolnić i ty-le. Mówili też niestety o tym,że przybysz ze Wschodu z re-guły jest traktowany podej-rzliwe, bo choć celników niema, to patrole policyjne niezniknęły i często zatrzymująobce auta właśnie do kontro-li, ignorując zupełnie swoja-ków.

Teraz i my możemy bezkarniemknąć na zachód, zwalniając je-dynie przy tablicy granicznej.Po tylu latach zaufano nami uwierzono, że nie jesteśmygorsi niż Francuzi czy Włosi.Ale czy kiedykolwiek byliśmy?

Dlatego, gdy już ochłoniecietrochę z tej „poschengenow-skiej” radości, pomyślcie choćprzez chwilę o tych „gorszych”ze Wschodu, o Ukraińcach,Białorusinach i Rosjanach, któ-rzy będą stali po drugiej stroniegranicy w kolejce, w brudziei stresie, czekając na to, kiedyim ktoś daruje normalność.Przywileje Europejczyka spra-wiają, że czujemy się dumni, alenie zapominajmy, że wszyscymamy wpływ na to, jakie two-rzą się rządy i jakie decyzje zbli-żają lub oddalają nas od poczu-cia szacunku dla drugiego czło-wieka, niezależnie od tego, poktórej stronie granicy mieszka.

AGATA BEDNARCZYK

Page 8: Monitor Polonijny 2008/01

8

Jaka to kraina? ZiemiaSpiska, moi drodzy! Gdypo najazdach tatarskichwęgierscy królowie spro-wadzili na Spisz osadni-ków z Saksonii, zaczął siędla tej krainy naprawdępomyślny okres, rozkwi-tał handel i rzemiosło,rozwijało się górnictworud.

Symbolem Spisza sąoczywiście ruiny gigan-tycznego zamku, roz-ciągające się na cztero-hektarowym nagim wzgó-rzu, które można wręczobjechać wkoło samo-chodem, nie tracąc ichz oczu nawet na chwilę.Mówi się, że to najwię-kszy zamek w EuropieŚrodkowej i wierzcie mi– coś w tym jest. Ruinymożna oczywiście zwie-dzać, a tym, dla którychspacer wśród starych ka-mieni nie jest szczególnąrewelacją, polecam poprostu wspiąć się nawzgórze i patrzeć, pa-trzeć, patrzeć…

Kościelną przeciwwa-gą dla obecności świe-ckiej władzy na tym tere-nie jest przedziwne mia-steczko Spiska Kapituła –słowacki Watykan. Mamyw nim przede wszystkim

wspaniałą XIII-wiecznąkatedrę św. Marcina, pa-łac biskupi, seminariumduchowne, wieżę, parędomków i …już. A ta mi-niaturowa całość ogro-dzona jest siedemnasto-wiecznymi murami ob-ronnymi!

Stolicą ziemi spiskiejjest Spiska Nowa Wieś,senne miasteczko o cie-kawej historii ze sporym

polskim akcentem. Otóżprzez ponad trzysta latmiasto owo było włączo-ne do Polski jako zastaw!Burzliwe losy SpiskiejNowej Wsi zostawiły dodziś swoje ślady – nawrzecionowatym rynkumożemy podziwiać nie-zwykłą rokokową kamie-nicę, na fasadzie którejumieszczono alegorycz-ne płaskorzeźby, przed-stawiające cnoty obywa-telskie – ot, taki rachu-

nek sumienia przechod-nia i turysty – naprawdęskłaniające do zadumy.

Mnie bardzo podobałasię wyprawa w okolicezamku spiskiego, a moimcórkom do gustu naj-bardziej przypadło poło-żone przy trasie nr 50,około trzy kilometry odSpiskiego Podgrodzia,źródełko Siwa Broda.U stóp pagórka z malow-niczą białą kapliczkąŚwiętego Krzyża tryskająminiaturowe gejzerki, razmniejsze, raz większe,a czasem pojawiające sięw miejscach zupełnie no-wych. To dla dzieci wiel-ka frajda, zwłaszcza, że naskutek działania wodywokół nich powstał białyosad trawertynowy, fak-tycznie przypominającybiałą brodę.

Ruiny spiskiego zam-ku zostały wpisane naListę Światowego Dzie-dzictwa UNESCO, a kilkakilometrów od nich znaj-duje się kolejny zabytektej rangi – maleńki ko-ściółek w Żehrze, gdzie

na ścianach nadal możnapodziwiać niezwykłe ma-lowidła z XIII, XIV i XVwieku. Przedstawiająone m.in. Trójcę Świętąjako istotę o trzech gło-wach, co jest rzadkością,albowiem takiego rodza-ju jej przedstawiania zo-stało zabroniono jużw XIII wieku! W czasieświąt kościelnych w tymmagicznym kościółkumożna spotkać jeszczebabuleńki w regional-nych spiskich strojach,które bardzo chętnie po-zują do zdjęć.

No a teraz trochęo wstydzie. Mimo iż niepierwszy rok żyję na tymświecie, to jednak to, conapotkałam pomiędzyzamkiem spiskim a Żehrą(a miejsca te dzieli jakieś5 kilometrów), zapisałosię w mojej pamięci nazawsze – olbrzymie rom-skie obozowisko, którena przekór Bogu i lu-dziom wydawało się fun-kcjonować całkiem spra-wnie. Wiem, że to tematdelikatny, ale nieporusze-nie go nie sprawi, że samproblem zniknie – wręczprzeciwnie. Dla turystyz daleka to obraz, którypozostanie w jego pa-mięci jeszcze długo poopuszczeniu Spisza. Naszczęście chwalebniej-szych miejsc jest w tymregionie zdecydowaniewięcej, więc podróż pourokliwych spiskich mia-steczkach będziemy kon-tynuować w następnymodcinku.

AGATA BEDNARCZYK

Na chwałę i na wstyd…W samym sercu Słowacji, choć pewnie ilu turystów, tyle tych „serc”

rozsianych po całym kraju, leży tajemnicza i pełna ziemia. Są w nieji zabytki, i zapierające dech w piersiach widoki, są wreszcie bogactwa,z których czerpać można garściami do dziś.

Page 9: Monitor Polonijny 2008/01

STYCZIEŃ 2008 9

Książeczka ma podtytuł „Słow-niczek polsko-słowackich niepo-rozumień” i jest zbiorkiem ane-gdot, związanych z językowyminieporozumieniami, które przy-darzyły się ich autorom nie tylkow pierwszych latach ich pobytuna Słowacji.

Wszyscy wiemy, że kiedySłowak powie „čerstvý”, Polakodbierze to najczęściej jako„czerstwy”, a nie „świeży”, kiedyzaś powie „čipka”, Polak też zro-zumie to zupełnie inaczej niż„koronka”.

W naszej książeczce w dolnejczęści każdej strony podajemy„fałszywych przyjaciół”,czyli słowa, powodu-jące nieporozumienia,i ich znaczenia, zaś nakońcu zamieściliśmysłowniczek wyrazów,brzmiących po słowa-cku i po polsku po-dobnie, jednak zna-czących zupełnie coinnego. Jest też strona,której nie odważyłamsię przetłumaczyć – to ostrzeże-nie, czego lepiej nie mówićw ogóle.

Książeczka powstawała w wiel-kim pośpiechu, dlatego prze-praszam za błędy, które się w niejpojawiły. Do końca październikaczekałam na anegdoty, przesłaneprzez Państwa. Niestety, nie do-czekałam się. Może winę za toponosi zbyt mała propaganda,może każdy sądzili, że to ktoś in-

ny pośle anegdotkę z tym samymsłowem, może po prostu nikogoten projekt nie obchodził na tyle,aby poświęcił mu kilka minut,przesyłając e-maila, list czy choć-by SMS-a.

Dlatego w tym miejscu chcia-łabym szczególnie podziękowa-nia Gosi Wojcieszyńskiej i Roma-nie Greguškovej, które pomogłymi przy zbieraniu materiału.Pomoc znalazłam również u mo-ich polskich przyjaciół, którzy odwielu lat regularnie przyjeżdżają„deptać” Tatry.

Materiał do książki gromadzi-łam przez cały rok, dzięki czemu

przeżyłam sporomomentów praw-dziwego olśnienia –nawet przy tłuma-czeniu dokumentówtechnicznych mojąuwagę zwracały ta-kie słowa, jak np.„nastroje” czy „od-byt”, a cała rodzinai znajomi wspoma-gali mnie w mojej

pracy i co jakiś czas dostawałamSMS-a z pytaniem, np. „A líčenie /liczenie już masz?” (to jedenz tych, które przyszły za późno).Tak więc przygotowywanie ksią-żeczki było dla mnie całorocznąprzygodą.

Chrzest „Współbrzmienia 2” od-był się na spotkaniu opłatkowymw Dubnicy nad Wagiem 9 grudnia.Matką chrzestną została pani kon-sul Urszula Szulczyk-Śliwińska.

Poprzednią książkę chrzciliśmydzwoneczkami, symbolizującymidźwięk, bo przecież współbrzmie-nie języków to też dźwięki. W tymroku postawiliśmy na chrzestbardziej tradycyjny, czyli płynem.Ponieważ jednak – po pierwsze –my książek nie „olewamy”, a podrugie – po słowacku „plyn” – toprzecież gaz, a gazem jest powie-trze, to pani konsul dała życie na-szej książeczce przez chuchnięcie.Dziękujemy!

Na spotkaniu była obecna -regionalna TV „Považie”, która -tydzień później wyemitowałareportaż z promocji książki.

Wszyscy obecni książeczkiotrzymali w prezencie. Otrzyma-ły je również poszczególne re-giony Klubu Polskiego, klubowa„centrala” i redakcja „Monitora”.Zaś na spotkaniu opłatkowym,mającym miejsce w Bratysławiew polskiej ambasadzie, naszapublikacja, wyłożona przy wej-ściu, szła jak ciepłe bułeczki.

Mam nadzieję, że jej zawartośćprzynajmniej raz wywoła uś-miech na twarzy czytelników.Wtedy efekt swojej pracy uznamza zadowalający.

MARIOLA PERUŇSKÁ,POWAŻSKA BYSTRZYCA

„Współbrzmienie 2”R ok temu „Monitor” informował o pierwszej publikacji Klubu Polskiego

– zbiorku opowiadań i wierszy „Współbrzmienie”, będącego efektemdwujęzycznego konkursu literackiego. Minął rok i mamy nową książkę –„Współbrzmienie 2”. Jest ona nieco inna, niż jej poprzedniczka –mniejsza, ale za to grubsza. Jest również dwujęzyczna i dladwujęzycznych odbiorców przeznaczona. Wydana została dzięki pomocyfinansowej Ministerstwa Kultury RS – za co w imieniu Klubu dziękuję.

ZDJĘ

CIE:

TV

POVA

ŽIE

Page 10: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY10

PowołaniePochodzi z wioski Skórzec, położonej nie-

daleko Siedlec, w której znajduje się klasztormarianów. Wszystko, co wiązało się z ko-ściołem, miało ogromny wpływ na życiemieszkańców tej wsi, a na Stanisława Łu-gowskiego szczególnie, albowiem już od wcze-snych lat młodości wiedział, że chce zostaćksiędzem. „Do kościoła ze swojego domurodzinnego miałem 3 minuty, a postawy ży-ciowe młodych chłopców, wstępujących dozakonu, wywarły na mnie ogromny wpływ”– wspomina ksiądz Stanisław. „Stali się onidla mnie atrakcyjnym towarzystwem do roz-mów, spacerów, spotkań czy uprawianiasportu“ – wyjaśnia. Choć po szkole podsta-wowej zdecydował się kontynuować naukęw liceum pedagogicznym, to decyzja tabardziej wypływała z chęci ukrycia prawdzi-wego wyboru drogi życiowej. „Nie chciałem,by mieszkańcy mojej wsi traktowali mnie ja-koś inaczej ze względu na wybór, dlategotrzymałem to w tajemnicy“ – mówi. Byłpierwszym mieszkańcem wsi Skórzec, którywybrał drogę kapłańską i pierwszym człon-kiem w rodzinie, który podjął decyzję służe-nia Bogu. Dopiero po latach w jego śladyposzła siostrzenica księdza Stanisława, któ-ra wstąpiła do zakonu urszulanek. „Sądzę,że moje powołanie było odpowiedzią namodlitwy mojej mamy, osoby bogobojnej,która była ze mnie bardzo dumna i późniejchętnie mnie odwiedzała w różnych miej-scach pełnienia przeze mnie posługi kapłań-skiej“ – opowiada mój rozmówca

Wbrew wszystkim przeciwnościom losui pokusom dnia codziennego, służąc Bogui ludziom, przepracował już 34 lata. „W życiuczłowieka pojawiają się różne wątpliwości.Niektórzy koledzy nawet po 5 latach naukiw seminarium nie wytrzymywali i odchodzili.Ja jednak nigdy nie zachwiałem się w posta-nowieniu, by służyć Bogu i ludziom“ – mówinasz bohater. Na pytanie, jakie cechy cha-rakteru powinien mieć kapłan, by dobrze peł-nił swoją posługę, zdecydowanie wskazujepokorę i człowieczeństwo. „Mądrość, wie-dza, elokwencja, piękny śpiew to cechy dru-gorzędne. Najważniejsze, by ksiądz był ludz-ki w normalnych codziennych kontaktach“ –ocenia. Twierdzi, że życie we wspólnocieuczy pokory, bowiem do zakonu przychodząludzie różnego pochodzenia i trzeba sięwśród nich odnaleźć, a nie każdy to potrafi.

Najważniejsza w pracy kapłańskiej wgksiędza Stanisława jest służba. Dzięki niejmożna poradzić sobie z np. koniecznościążycia w samotności. „Jeśli duchowość jestsilna, łatwiej jest żyć i ciągle na nowo wybie-rać – twierdzi. – Im wcześniej ksiądz czy kan-dydat do kapłaństwa uzna, że jest to decyzjana życie samotne, tym lepiej“. Samotnośćbywa czasami ciężarem, bowiem każdy czło-wiek potrzebuje bliskości, życzliwości.Małżonkowie razem niosą trudy dnia co-dziennego, ksiądz spotyka się z ludźmi, alekiedy ci ludzie wracają do swoich domów,ksiądz pozostaje sam w czterech ścianach.„To również szkoła życia, by nauczyć się wy-chodzić do ludzi, umieć prosić o pomoc

w trudnych chwilach, bo przecież ksiądz teżmoże być chory czy mieć gorszy nastrój“ –wyjaśnia nasz bohater. Dlatego potrafi doce-nić bliskich współpracowników, na którychmoże polegać.

Życie duchowe, jak każde inne, ma swojeblaski i cienie, ale na pytanie, czy podjąłbytaką samą decyzję, mając szansę ponowne-go wyboru drogi życiowej, mój rozmówcajednoznacznie odpowiada, że tak. „Ciągleuważam je za dar niezasłużony – dodajeskromnie. – Jestem szczęśliwy w kapłań-stwie, to całe moje życie“.

KomunizmW Polsce pracował 16 lat. Najpierw

w Głuchołazach, potem Warszawie i w GórzeKalwarii i po raz drugi w Głuchołazach. W la-tach komunizmu często jeździł do Czecho-słowacji. Dlaczego ciągnęło go najbardziejwłaśnie do południowych sąsiadów? Nie łą-czyły go z nimi żadne więzi rodzinne, jednakkontakt z młodymi Słowakami jeszcze pod-czas studiów spowodował, że zaangażowałsię w życie tego narodu.

Kończąc seminarium, działał w kole na-ukowym teologów i opiekował się gośćmi,przybywającymi na ich sympozjum. Byłrok1972, kiedy to na sympozjum pojawiłasię trójka Słowaków z Bratysławy: dziew-czyna i dwóch młodzieńców. Jak się póź-niej okazało ona była tajną siostrą zakon-ną, a oni kandydatami do kapłaństwa. Towłaśnie ta trójka dostarczała mu informacjio warunkach życia na Słowacji. „Byłemzaszokowany skalą prześladowań w tymkraju – wspomina ksiądz Ługowski. –Kościół w Polsce też nie był całkowicie wol-ny, ale nigdy nie został tak stłamszony jakw Czechosłowacji“.

Przypomnę tylko, że w 1950 roku w Cze-chosłowacji zlikwidowano wszystkie zakonymęskie, a siostry zakonne zgromadzonow obozach pracy. Pozostawiono tylko dwaseminaria duchowne – jedno w Bratysławie,drugie w Litomierzycach w Czechach, do któ-rych co roku przyjmowano zaledwie 20 kan-dydatów. O tym, kto mógł wstąpić do semi-

W drodze do bezgranicznej wolnościC O U N I C H S Ł Y C H A Ć ?P ochmurne dla Czechosłowacji lata 80-te w czasach komunizmu.

Wiara w Boga tematem niemalże tabu. Kiedy zapadał zmierzch,jechał miejskim autobusem do mieszkania w bratysławskiejPetržalce. Towarzyszyły temu nadzwyczajne środki bezpieczeństwa,dla niego wręcz niezrozumiałe. Wraz ze znajomą wsiadali do tegosamego autobusu, ale każde innym wejściem. Do bloku mieszkalnegoona szła jedną drogą, on drugą, ona wjeżdżała na szóste piętro, onna ósme. Potem schodził po schodach do prywatnego mieszkaniabiskupa Korca, gdzie czekała na niego grupa wiernych, dla którychodprawiał msze. Oto jeden z wątków służby duszpasterskiej księdzaStanisława Ługowskiego, którego los związał ze Słowacją i którywłaśnie Słowakom poświęcił wiele lat swojej pracy.

Page 11: Monitor Polonijny 2008/01

11STYCZIEŃ 2008

narium, decydowali pełnomocnicy pań-stwowi. Te i inne informacje na temat stanuczechosłowackiego Kościoła spowodowały,że nasz bohater zainteresował się tym kra-jem i zdecydował, że będzie pomagał wier-nym na Słowacji. Do następnego spotkaniaze wspomnianymi wyżej Słowakami doszłozimą 1973 roku na tajnym obozie dla wie-rzących, zorganizowanym w Vlkolincu. „Wte-dy po raz ostatni jeździłem na nartach, bo-wiem w ciągu dnia uprawialiśmy sport,a wieczorami tajnie studiowaliśmy PismoŚwięte i modliliśmy się“ – wspomina ksiądzStanisław. Pobyt na tym obozie zapoczątko-wał dalszą współpracę. Po święceniach ka-płańskich młody ksiądz Ługowski został od-delegowany do Głuchołaz, blisko granicyz Czechosłowacją, i tam rozpoczął swojąmisję. „Bratysława to miasto, które odwie-dzałem w życiu najczęściej, choć nigdy tu niezamieszkałem“ – opisuje. Kiedy okazało się,że Słowakom brakuje literatury religijnej, roz-poczęły się poszukiwania odpowiednichksiążek w Polsce. „Moje zaangażowanie na-brało jeszcze większej siły, kiedy poznałemznanego tajnego księdza Vladimira Juklai kardynała Jana Chryzostoma Korca orazdoktora medycyny Silvestra Krčmarego,którzy byli filarami pracy podziemnej studen-tów świeckich wśród inteligencji“ – wspomi-na. Wymienione przez niego osoby to ludzie,którzy przeżyli wieloletnie pobyty w więzie-niu. Ksiądz Stanisław był świadomy podob-nego zagrożenia, wiedział, że kontaktuje sięz ludźmi znienawidzonymi przez komuni-stów, śledzonymi, spychanymi na marginesżycia społecznego. „Nie myślałem wtedyo zagrożeniu własnego życia – wspomina. –Przekonanie, że robię coś sensownego, po-wodowało, że parłem do przodu bez względuna konsekwencje“.

Zaangażował się w przerzut literatury reli-gijnej z Polski na Słowację. Wyprawy te wy-magały dobrej kondycji fizycznej, albowiemogromne plecaki z książkami trzeba byłownosić na górskie szczyty. „Dla nas był topowiew wolności. Tam, na szczycie, czuli-śmy się całkowicie wolni – mówi z nostalgią.– Nawet krótki taki pobyt dodawał sił, abyprzeżyć, gdyż tam, w górze, nie było granic!“.Wyprawy takie nie zawsze kończyły siędobrze. W 1983 roku na granicy nadPiwniczną polscy wopiści złapali trzech

Słowaków, którzy przenosili dostarczoneprzez księdza Stanisława i jego przyjacielaksiążki, 25 tysięcy obrazków religijnych i pa-rę kielichów mszalnych. „Na granicy w lesieprzekazaliśmy Słowakom ciężkie plecaki,a po 5 minutach od naszego rozstania złapaliich“ – wspomina mój rozmówca. „Ci ludziebyli potem więzieni, wyrzuceni ze studiów,nie mieli możliwości podjęcia pracy“ – doda-je. Trzy miesiące od tego wydarzenia aresz-towany został również kolega księdzaStanisława. „Wtedy się bałem, wiedziałem,że mnie śledzą“ – mówi. Toteż kiedy zostałwezwany do urzędu wojewódzkiego w Opo-lu, spodziewał się najgorszego. Okazało sięjednak, że to była tylko reprymenda zadosadne kazanie, w którym cytował kardy-nała Wyszyńskiego.

SłowacjaZaraz po upadku komuny zniesiono

wcześniej obowiązujący w Czechosłowacjiprzepis, zakazujący działalności księżomzagranicznym, dzięki czemu ksiądz Sta-nisław zupełnie legalnie mógł podjąć pracęna Słowacji w Drietomie koło Trenczyna.„Dla mnie to była zmiana rewolucyjna, borozpocząłem pracę na Słowacji, w warun-kach wolności, bez konieczności organizo-wania życia podziemnego“ – wspomina.Zaraz rozpoczął naukę języka słowackie-go, ale „w biegu“, bo, jak sam twierdzi,utrudnienia techniczne nie powinny przy-słaniać wymiaru duchowego. Praca dusz-pasterska na Słowacji okazała się interesu-jąca i inspirująca. „Słowacy wyszli z komu-

nizmu bardzo umęczeni, ale jest to naródbardzo chłonny, poszukujący drogi doBoga“ – ocenia ksiądz Ługowski. I choćwidzi pewnie utrudnienia w pracy księży naSłowacji, bo tych jest po prostu dużo mniejniż np. w Polsce, to jednak z drugiej stronyksiądz na Słowacji cieszy się dużym auto-rytetem.

W 1991 roku, kiedy doszło do spotkaniakardynała Korca i ówczesnego prezydentaRP Lecha Wałęsy, ksiądz Stanisław,uczestniczący w tym spotkaniu, poznałJerzego Korolca, wówczas konsula, a późniejpierwszego ambasadora RP w RS, którywyszedł z propozycją zorganizowaniaw Bratysławie mszy w języku polskim.„Dzięki jego zaangażowaniu i pomocy paniBogumiły Suwary w 1992 roku odprawiłemw Bratysławie pierwszą mszę po polsku “ –wspomina ksiądz. Potem były kolejne. „Tobyły niezapomniane chwile, albowiem pomszy ambasador zapraszał wszystkich dokawiarni, co wpływało na integrację środo-wiska“ – dodaje.

Ksiądz Stanisław odprawiał polskie mszeraz w miesiącu do 1998 roku, potem to za-danie przekazał księdzu Markowi. Sam zaśdojeżdża obecnie do katedry w Nitrze, by ce-lebrować polskie msze na prośbę tamtejszejPolonii, zaś na stałe prowadzi parafięw Hornych Srniach.

Ksiądz Stanisław dzięki olbrzymiemu za-angażowaniu w pracę spotkał na swojejdrodze wielu ciekawych ludzi. Z wieloma sięzaprzyjaźnił. Przyjaciół znalazł też wśród emi-grantów słowackich, porozrzucanych po ca-łym świecie, którzy w mrocznych latach ko-munizmu angażowali się w pracę na rzecztych, którzy cierpieli w ojczyźnie. Wielo-krotnie zetknął się z papieżem JanemPawłem II – w Polsce, w Rzymie i na Sło-wacji. Z racji znajomości słowackich realióww 1991 roku został korespondentem sekcjipolskiej Radia Watykańskiego.

Kiedy w listopadzie 2007 r. odbierał od-znaczenie, przyznane mu przez prezydentaRP, powiedział: „To wyróżnienie nie kore-sponduje ze stylem życia, jaki obrałem, bopowołanie to po prostu służba Kościołowii Bogu, absolutnie więc nie oczekiwałem żad-nych pochwał, odznaczeń i podziękowań“.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 12: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY12

Od dwóch lat słyszymy o naciskach na Polaków mieszkających naBiałorusi. Dlaczego?W 2005 roku zostałam wybrana

na przewodniczącą ZwiązkuPolaków na Białorusi. Ten wybórnie podobał się władzom Białorusi.Od tego czasu jesteśmy napiętno-wani. Prześladowania dotyczą nietylko naszej organizacji, ale i in-nych, które władze albo zlikwido-wały albo absolutnie sobie pod-porządkowały, jak na przykładzwiązki zawodowe czy związekpisarzy na Białorusi.

Dlaczego to dotknęło właśnie polskiej mniejszości narodowej?Polacy są dużą grupą etniczną

mieszkającą na Białorusi. Do 2005roku nasza organizacja działałabardzo prężnie, spotykaliśmy sięw 16 polskich domach, którenależały do nas, a które zostaływybudowane za pieniądze pol-skich podatników. Polacy kojarzą

się jednoznacznie – Polska to krajUnii Europejskiej i właśnie z tegowzględu my powinniśmy być nausługach reżymu Łukaszenki, bypromować go za granicą. Mówisię, że w danym kraju rząd oceniasię na podstawie jego stosunkudo mniejszości narodowych.Nasza sytuacja sporo pokazuje.Mnóstwo norm prawnych, napodstawie których działamy naBiałorusi, a które są zapisanew białoruskiej konstytucji, mająwyłącznie charakter deklaratywny.

Dlaczego naciski na Waszą organizacjęnasiliły się właśnie w 2005 roku?W marcu 2005 zostałam wybra-

na na przewodniczącą naszegozwiązku. Do tego czasu zajmowa-łam się w jego ramach edukacją.Od marca do maja 2005 roku na-siliły się ataki na kierownictwozwiązku, w tym również na mnie,mające na celu podporządkowa-nie sobie nas, abyśmy robili to, co

nam się rozkaże odgórnie. Byli-śmy wzywani na przesłuchania.My chcieliśmy i nadal chcemydziałać jako niezależna organiza-cja. To powinna nam gwaranto-wać konstytucja białoruska.Jednak to nie podoba się tym nagórze. Zaraz po wyborach pode-szła do mnie pewna osoba i prze-kazała mi kartkę, na której byłonapisane, że natychmiast muszęskontaktować się z konkretnymiosobami, a jeśli tego nie zrobiębędę mieć problemy.

Skontaktowała się Pani?Nie, z nikim się nie kontaktowa-

łam. Jestem zdania, że ponieważreprezentuję polską organizację,nie muszę się nikomu spowiadać.Jakiś czas później dowiedziałamsię, iż prowadzę działalność poli-tyczną. Trzy miesiące późniejnastąpiła ingerencja w nasze we-wnętrzne sprawy związkowei wybory zostały unieważnione.

N ormalna kobieta, którapotrafi się śmiać, żartować.

Nie wygląda na osobę, która tyle przeżyła, któramusiała stawić czoła naciskom politycznym.W Polsce postrzegana jest jako symbol niezależnościi walki o prawa Polaków mieszkających na Białorusi,za którą to walkę otrzymała wiele nagród. Pomimomłodego wieku jest autorytetem i źródłem informacjio życiu w świecie reżymu. Silna, twardai zdecydowana. Najbardziej znana Polka mieszkającapoza Polską, mimo że nigdy nie miała polskiegopaszportu. Polacy mieszkający za granicą zapraszająją na imprezy kulturalne, by bezpośrednio od niejdowiedzieć się czegoś więcej o losie Polaków naBiałorusi. W ten sposób okazują jej wsparcie w jejdziałaniach na rzecz polskości. Spotkałam ją właśniena jednej z takich imprez, zorganizowanej przezPolaków mieszkających w Madrycie. Tam teżmogłyśmy porozmawiać o sytuacji na Białorusi.

A ndżelika Borys – działaczkapolonijna na Białorusi,

demokratycznie wybrana na przewodniczącąZwiązku Polaków na Białorusi, nie uznawanegoprzez reżym Aleksandra Łukaszenki. Ukończyłatechnikum pedagogiczne w Zamościu oraz studiapedagogiczne i psychologiczne w Białymstoku.Potem wróciła na Białoruś, by wykładać językpolski w polskiej szkole w Grodnie i we wsiOdelsk. Od 1995 roku jest członkiem ZwiązkuPolaków na Białorusi (ZPB), a w 1998 rokuzostała przewodniczącą Wydziału Edukacji. Na VI zjeździe ZPB w marcu 2005 roku została, ku zaskoczeniu władz Białorusi, wybrana naprzewodniczącą Związku, zastępując na tymstanowisku współpracującego z władzamipaństwowymi Tadeusza Kruczkowskiego. Dnia 12 maja 2005 roku białoruskie ministerstwosprawiedliwości unieważniło zjazd i jego decyzje.

Andżelika Borys: Chciałabym, aby człowiekatraktowano jak człowieka, a nie jak bydło

WYWIAD MIESIĄCA

Page 13: Monitor Polonijny 2008/01

13

Dlaczego nie zaakceptowano Pani,czego od Pani oczekiwano?Nic na mnie nie mieli, czym

mogliby mnie szantażować, abymną manipulować. Oni potrzebo-wali człowieka, który robiłbypropagandę na rzecz reżymuŁukaszenki nie tylko na Białorusi,ale również za granicą.

Na Białorusi działają teraz dwa związkiPolaków, jeden, który prowadzi Pani,i drugi, któremu przewodniczy człowiekwybrany przez ludzi Łukaszenki?Tak. Polacy nie zgodzili się na

odgórne manipulacje. Wtedy nasiłę wtargnęła do naszej siedzibymilicja i wyprowadziła naszychludzi z budynku. Zajęto naszą sie-dzibę, a na czele organizacji posa-dzono człowieka, który ma im słu-żyć. To już nie jest niezależna orga-nizacja, ale państwowa, która re-prezentuje interesy Białorusi, a niepolskiej mniejszości narodowej.

Czy to oznacza, że część Polakówwspółpracuje z szefem państwowej,jak ją Pani nazywa, organizacji,?Tak. Oni robią tylko to, co im

rozkażą, wtedy, kiedy dostają za-mówienia. Czasami ich spotykamna ulicy, zakrywają sobie twarze.

Jak w takim razie działa Wasz związek?Naszą obroną są wyłącznie pol-

skie media. Białoruska propagandadziała wszędzie przeciwko nam,aby wprowadzić zamieszanie.

Taka sytuacja w Waszych szeregachzapewne bardziej Was zjednoczyła?Bez solidarności nie przeżyliby-

śmy tego. Jesteśmy organizacją,która nie jest akceptowana odgór-nie, ale mimo wszystko działa na-dal. W ubiegłym roku wysłaliśmyna szkolenia i obozy dziecięceponad dwa tysiące osób, dla około300 nauczycieli zorganizowaliśmy

warsztaty językowe, przygotowuje-my imprezy kulturalne. To praw-da, że czasami zdarza się, żew ostatniej chwili dowiadujemysię, że pomieszczenie, w którymmiał właśnie się odbyć koncert czyinna impreza kulturalna, nie bę-dzie do naszej dyspozycji. Wtedymusimy imprezę odwołać. Dlategoczęsto korzystamy z gościnnościksięży. Na Białorusi nawet polskikonsulat nie może działać tak, jakchce. W listopadzie nie uzyskałpozwolenia na zorganizowanieuroczystości z okazji polskiegoŚwięta Niepodległości.

Jak zachowują się władze względemPani, skoro kieruje Pani związkiem,nie akceptowanym przez nie?Robię swoje, a w międzyczasie

chodzę na przesłuchania. Podczasdwóch lat byłam przesłuchiwana83 razy. Najdłużej byłam zatrzyma-na na 11 godzin, które spędziłamw strasznych warunkach, w celibez wody, w zimnie i smrodzie. Alemoi koledzy przesiedzieli dużowięcej, niektórzy nawet miesiąc.

Za co?Za to, że człowiek chce być nor-

malny. Ich sposoby są straszne.Kolegę zatrzymano kiedyś na przy-stanku, kiedy wracał z pracy.Zgarnięto go jak przestępcę.Siedział 10 dni za to, że mówił brzy-dkie słowa pod adresem milicjan-tów. Mnie wysyłają listy-zaprosze-nia. Zawsze, kiedy dostanę takie za-proszenie muszę iść na przesłu-chanie, w przeciwnym razie przyj-dą po mnie. Ja już usłyszałam tylenonsensów, np. że zdefraudowa-łam pieniądze organizacji, że ko-goś pobiłam, okradłam, że wyzy-wam funkcjonariuszy itp. To byłyprzesłuchania motywowane wy-powiedziami rzekomych anonimo-wych świadków. Człowiek musiałsię tłumaczyć z tego, czego nie zro-bił. To były bardzo mocne naciskipsychologiczne.ZD

JĘCI

E: M

AŁGO

RZAT

A W

OJCI

ESZY

ŃSKA

Page 14: Monitor Polonijny 2008/01

14

Jak Pani reaguje w takich sytuacjach?Znam prawo i wiem, co mogę,

a czego nie mogę. To trudne, psy-chologiczne uderzenia czasami bo-lą bardziej niż te fizyczne.

Jakie psychologiczne naciskiwywierano na Panią?Moi dwaj bracia zostali wy-

rzuceni z pracy. Byłam strasznieszkalowana w białoruskiej tele-wizji. To smutne, kiedy czło-wiek dowiaduje się, że chce naBiałorusi zrobić drugie Koso-wo, rozpętać wojnę narodowo-ściową. I z tym człowiek nic niemoże zrobić, ponieważ nieistnieją dwie strony, jest tylkojedna „prawda“. Na początku tostrasznie bolało, ale negatywnareklama też jest reklamą.

Spotyka Pani na ulicy ludzi, którzywyrażają poparcie dla Pani działań?Bardzo często, szczególnie

wtedy, kiedy byłam zatrzymana.Przed sądem zebrało się około200 osób, które mnie w tensposób wspierało.

Czy podczas tych przesłuchań nigdyPani nie przyszło do głowy, że wybrała sobie Pani trudną drogę,że może raczej mogła Pani wybraćżycie w spokoju?Zawsze myślałam tylko o jed-

nym: cokolwiek się stanie, ja to wy-trzymam. Czuję się odpowiedzial-na, Polacy mnie wybrali i ja ichbędę prowadzić.

Jak Pani sądzi, czy Pani postawaw jakimś stopniu pomoże uwierzyćobywatelom Białorusi, że uda im sięobalić reżym Łukaszenki?Nigdy nie myślałam o tym, by

dokonywać jakiś przewrotów.Postawiłam jedynie na to, żew XXI wieku mam prawo żyćnormalnie, w zgodzie z ludzki-mi prawami. Nie można prze-cież siedzieć cicho, kiedy sąwięzieni koledzy, kiedy zwalnia-

ją z pracy nauczycieli. Gdybymmilczała, wyglądałoby na to, żesię z tym zgadzam.

Wierzy Pani, że kiedyś dojdzie doupadku reżymu Łukaszenki?Wierzę w Boga, od Niego zależy

to, czy kiedyś coś się zmieni.Chciałabym, aby było normalnie,by człowiek był traktowany jakczłowiek, a nie jak bydło.

Jest Pani dobrze odbierana w Polsce.Gdyby nie było tego wsparcia z kraju,czulibyście się słabsi?Potrafię zrozumieć tych, którzy

żyją z dnia na dzień, którzy nie wi-dzą nadziei, którzy nigdy w życiunigdzie nie wyjechali i nie widzieli,że można żyć inaczej, że istnieje in-ny świat. Na Białorusi jest bardzodużo osłabionych ludzi, którymjuż nic się nie chce.

Dużo Pani podróżuje, była Panizapraszana do ParlamentuEuropejskiego, by zreferować sytuacjęna Białorusi. Nie bronią Pani wyjazdów za granicę?To jest chyba jedyna rzecz,

w której przestrzegają prawa. Jakoobywatel Białorusi mam prawo po-siadać paszport i podróżować, alenigdy nie wiem, czy uda mi sięprzekroczyć granicę. Niedawnozatrzymano mnie na granicy,a w czasie, kiedy jedni funkcjona-riusze robili mi kontrolę osobistą,inni w lusterku wstecznym samo-chodu, którym jechałam, znaleźlinarkotyki. To jedna z wielu prowo-kacji, kiedy starają się mnie przed-stawić jako przestępcę.

Pomoc ze strony Polski jest przezniektórych odbierana jako ingerencjaz zewnątrz. Jak Pani to ocenia?Białoruś podpisała różne umo-

wy z Polską, jeśli chodzi o współ-pracę w ramach kultury i edukacji.W Polsce jest białoruska mniej-szość narodowa, która otrzymujewsparcie finansowe od polskiego

rządu. Te umowy mają działać nazasadzie wzajemności. W 2005roku Białoruś złamała wszystkiepodpisane umowy. Zawsze byłotak, że białoruska strona starała sięopisać naszą sytuację jako wewnę-trzne spory kilku osób. Późniejzaczęto ludzi zamykać, wyrzucaćich z własnych domów. To już niesą kłótnie wewnętrzne, to już jestłamanie ludzkich praw. Interwen-cja polskich polityków była uza-sadniona. Dlaczego Polacy naBiałorusi nie mogą spotkać się nacmentarzu, by uczcić pamięć po-ległych żołnierzy, którzy są tampochowani? Co w tym złego?W żadnym kraju nie może być ta-kiej sytuacji, by ktoś z zewnątrzzmieniał przewodniczącegomniejszości narodowej! Ingeren-cja w sprawy wewnętrzne mniej-szości narodowej jest zakazana!Polski rząd wymaga respektowa-nia praw mniejszości, po to zosta-ły podpisane umowy z Białorusią.Te silne naciski międzynarodowenam pomogły. Kto wie, jakby towyglądało, gdyby tych głosówz zagranicy zabrakło?

Za zdecydowanie, odwagę otrzymujePani wyróżnienia zagraniczne, naprzykład w 2005 roku czytelniczkiprestiżowego miesięcznika kobiecego„Twój Styl“ wybrały Panią KobietąRoku. Co to dla Pani znaczy?Nigdy nie oczekiwałam, że do-

stanę jakieś wyróżnienia. Kiedykilka lat temu premier MarekBelka mi złożył propozycję, bymzostała konsulem honorowymPolski na Białorusi, propozycjinie przyjęłam, ponieważ jestemprzewodniczącą Związku Pola-ków na Białorusi.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKAAutorka dziękuje panu Andrzejowi

Janeczce – przewodniczącemuStowarzyszenia Polaków w Hiszpanii Nasz

Dom „Nuestra Casa” za zaproszenie naimprezę kulturalną oraz umożliwienie

przeprowadzenia wywiadu.

MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

Page 15: Monitor Polonijny 2008/01

15

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A •

Mikołaj w NitrzeWszystkie dzieci – i te malutkie, i te wię-

ksze – z nitrzańskiego Klubu Polskiegoz utęsknieniem czekały na tegorocznegoMikołaja. Kiedy wreszcie przyszedł, okazałosię, że tym razem w towarzystwie aniołków,które przedstawiły nam czarodziejską siłęŚwiąt Bożego Narodzenia. Dzieci, słuchającich, zerkały na Mikołaja, niektóre z niecierpli-wością, a niektóre z obawami, czy w tym rokuzostaną obdarowane prezentami. Mikołajprzyniósł słodkie prezenty i prezenty-niespo-dzianki, czyli polskie książki.

Spotkanie mikołajkowe trwało do późnegowieczora. Przybyła na nie też kierownik Wy-działu Konsularnego Ambasady PolskiejUrszula Szulczyk-Śĺiwińska, której serdeczniedziękujemy za całoroczną pomoc i opiekę nad

naszym Klubem. Na imprezę przybyło takwielu klubowiczów, że ledwo pomieścili sięw sali u oo. salwatorianów.

ROMANA GREGUŠKOVÁ

Folklor (cieszyński) śląsko-opolski –Zespół Szkolno-Gimnazjalny z Żędowic

Opłatek zbliża – kierowniczka polskiego zespołuJ. Breguła, prezes Z. Podleśny

Oficjalni goście – prezes MKTrenczyn R. Straková, konsulUrszula Szulczyk-Śliwińska,wiceburmistrz Dubnicy n. WagiemJ. Šlesar kierownik CON J. Bajza

Opiekunka kroniki – R. Straková

Chwila poezji:B. Kołatkováz MiejscowegoKoła KPTrenczyn

Chwilaromantyki:Peruňskýz MiejscowegoKoła KPPoważskaBystrzyca

Na paczkę trzeba zasłużyć –nauczycielka M. Kalinčík z dziećminaszych klubowiczów

Szkółka polonijna przy MiejscowymKole KP Poważska Bystrzyca

ZDJĘ

CIA:

ROM

ANA

GREG

UŠKO

Spotkanie opłatkowew Dubnicy nad Wagiem

STYCZIEŃ 2008

ZDJĘ

CIA:

TV

POVA

ŽIE

Page 16: Monitor Polonijny 2008/01

16 MONITOR POLONIJNYMONITOR POLONIJNY

W koszyckiej dzielnicy Ťahanovce 19 grudnia 2007 roku dokonano uro-czystego odsłonięcia pomnika z połowyXVII wieku, upamiętniającego miejsce,gdzie 11 grudnia 1848 r. na skrzyżowa-niu preszowskiej drogi pod furczańskimlasem zginęło 26 Polaków z ochotnicze-go oddziału polskich legionów, którzywalczyli w obronie Koszyc.

Ci, którzy polegli zostali pochowaniw pobliżu kapliczki – dzisiaj zrekonstru-

owanej pięknej budowli. W uroczystościwzięli udział konsul RP Urszula Szulczyk-Śliwińska, prezydent Koszyc FranciszekKnápik, burmistrz osiedla ŤahanovceCiril Betuš, arcybiskup Koszyc, posłowie,przedstawiciele firm i obywatele miasta.

O tym ciekawym i historycznym miej-scu informował wcześniej prezydent R. Schuster, a odsłonięcie pomnika ini-cjowali też prezes Klubu PolskiegoTadeusz Błoński oraz historyk GabrielKládek, który w jego rekonstrukcję wło-żył ogrom swojej pracę.

W czerwcu 2007 roku to miejsce od-wiedzili ambasador RP w RS ZenonKosiniak-Kamysz oraz kierownik Wydzia-łu Konsularnego Urszula Szulczyk-Śli-wińska.

Podczas uroczystości złożenia kwia-tów u grobu naszych rodaków zostałwmurowany pamiątkowy akt, informu-

jący o tym, co to jest i komu służy. Od tejchwili opiekę nad pominkiem objęła panikonsul Urszula Szulczyk-Śliwińska, a mo-tyw kapliczki stał się herbem koszyckiejdzielnicy Ťahanovce.

Uroczystość miała szczególne znacze-nie, ponieważ odbyła się dwa dni przedwstąpieniem naszych państw do strefySchengen, co niewątpliwie pogłębiło in-tegrację obu narodów.

URSZULA SZABADOS

Dzięki Polakom dzielnica Koszyc Ťahanovce ma swój herb

Tradycyjne spotkanieopłatkowe w ambasadziepolskiej w Bratysławieodbyło się 15 grudnia.Podczas uroczystościzaproszeni goście złożylisobie życzenia świąteczne.Była ona również okazjądo wręczenia ZłotegoKrzyża Zasługi prezesowiKlubu Polskiego RegionŚrodkowe PoważeZbigniewowi Podleśnemu.Odznaczenie to przyznałmu prezydent RP LechKaczyński.

red.

W okresie przedświątecznym tradycją stały się jużspotkania opłatkowe w Koszycach. Tym razem,podobnie jak w ubiegłym roku, było to wielobarwnespotkanie na góralską nutę. Szczególny nastrójpolskiego Bożego Narodzenia starał się stworzyćnasz przyjaciel Konrad Schonfeld oraz góralskakapela HAMERNIK z Krakowa.Było na co patrzeć i czego słuchać.

U.Sz.

Spotkanie opłatkowe w Koszycachna góralską nutę

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A

ZDJĘ

CIA.

ZDE

NKA

BŁOŃ

SKA

ZDJĘ

CIA.

ZDE

NKA

BŁOŃ

SKA

Page 17: Monitor Polonijny 2008/01

Jako 16-latka zdobyła wyróżnieniena festiwalu opolskim w koncercie de-biutów i rozpoczęła współpracę zeZbigniewem Górnym. Potem występo-wała w musicalu „Metro”. W 1994 rokureprezentowała Polskę na FestiwaluEurowizji w Dublinie z piosenką „To nieja“, do której muzykę napisał StanisławSyrewicz, zaś tekst Jacek Cygan, za-jęła drugie miejsce.

Redaktor Kosiedowski, relacjonującjej występ na tymże festiwalu, pisał:„Być może nie wszyscy zdają sobiesprawę, że mamy do czynienia z praw-dziwym objawieniem wokalnym na ska-lę światową, w każdym razie występw Dublinie nad wyraz to potwierdził”.

W roku 1995 wraz z grupą „WoobieDoobie” nagrała debiutancką płytę, za-tytułowaną „Dotyk”, z kolejnymi prze-bojami, takimi jak: „Jestem kobietą”,„Dotyk”, „Niebo to my”. Ten krążekokazał się jedną z najlepiej sprzeda-jących się polskich płyt. W sierpniu te-goż roku podczas koncertu w sopockiejOperze Leśnej za to nagranie otrzyma-ła platynową płytę.

W tym czasie wydała też pierwszyperfekcyjny zagraniczny album zatytu-łowany „Edyta Górniak”. Prezentuje nanim bardzo osobisty styl, charakteryzu-jący się dużą ekspresją.

Marzeniem każdego wykonawcyjest zaistnienie na arenie międzynaro-dowej, co przy ogromnej konkurencjiw muzyce jest szalenie trudne. Edycieto się udało. Jej głos urzekł samegoJose Carrerasa, co zaowocowałowspólną płytą „Hope For Us” i wspól-nym koncertem.

Kolejny album, wydany w 2002 ro-ku, to „Perła”. Jest to album dwupłyto-wy, zawierający wersje polsko- i anglo-języczne, powstałe z myślą o odbior-cach zachodnich. Płyta utrzymana jestw klimacie popowym i skierowana dosłuchacza w każdym wieku. Znalazłysię na niej takie przeboje, jak: „Jak naj-dalej”, „Nie proszę o więcej” czy„Słowa jak motyle”.

W roku 2005 na rynku fonograficz-nym pojawiła się kolejna płyta Edyty„Ona i On”, bardzoliryczna, z piosenkamio miłości.

Ogromnympowodzeniemcieszy się stale„Dumka na dwaserca”, którąnagrała w dueciez MietkiemSzcześniakiem dościeżki dźwiękowejfilmu „Ogniemi mieczem”.

Takie głosy, jak jej, nie rodzą się na co dzień. To postać diwy popowej.

URSZULA SZABADOS

17STYCZIEŃ 2008

Wyboryw Klubie PolskimRegion KoszyceDnia 5 grudnia w Klubie PolskimRegion Koszyce odbyły się wyboryprezesa oraz nowego zarządu.Większością głosów prezesem zostałwybrany ponownie Tadeusz Błoński,jego zastępcą – Urszula Szabados, se-kreterzem – Jadwiga Glezgo, skarbni-kiem – Jadwiga Gašpar, menagerem –Katarzyna Miślanová, członkowie zar-ządu: Adela Tóthová, Emilia Bacúrovái Helena Gerecová. U.Sz.

Edyta Górniakto bez wątpienia jedna z najatrakcyjniejszych polskich wokalistek.Chociaż sama nie komponuje ani nie pisze tekstów, to jednaknależy też do czołowych polskich piosenkarek ze względu nawspaniały głos, zarówno pod względem barwy, jak i skali.

• Z N A S Z E G O P O D W Ó R K A • MŁ

OD

ZI

W

P

OL

SC

E

UC

HA

Page 18: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY18

Bohaterkami filmu „Ja-sne błękitne okna” sądwie kobiety – Beatai Sygita. Poznały sięw dzieciństwie, zaprzyja-źniły i były nierozłączne.Przyrzekły sobie, że nicich nie rozdzieli. Jednakjako dorosłe kobiety wio-dą skrajnie odmienne ży-cia. Beata (Beata Kawka)wybrała drogę kariery,mieszka w Warszawiei jest gwiazdą telewizyjną(już jako 13-latka marzy-ła, aby zostać aktorką), ży-je dostatnio. Sygita (Joan-na Brodzik) znalazła swo-je miejsce u boku męża(kolegi sprzed lat), miesz-ka z nim i z córeczkąw rodzinnym miasteczku– Maciejowicach. I choćjej marzenia się spełniły– zawsze chciała założyćrodzinę, mieć dzieci – tojej życie nie przypominasielanki, albowiem jestmaltretowana przez mę-ża alkoholika.

Przyjaciółki spotykająsię po latach. Wracająwspomnienia. Wkrótceokaże się, że ich przy-jaźń zostanie wystawionana ciężką próbę. Jak wielebędą mogły sobie zaofero-wać? Jak wiele poświęcić?

Oglądając film, obser-wujemy relacje międzydwiema przyjaciółkamii uświadamiamy sobie,jak ważna jest przyjaźń,nawet ta uśpiona, aleprawdziwa, bo ona za-wsze potrafi odrodzić sięw odpowiednim mo-mencie. Becia dla chorejkoleżanki jest w staniezrobić wszystko, nawetsię upokorzyć i narazićna szwank swoją karierę.Film opowiada również

o tym, jak ważny w życiujest drugi człowiek, uczynas, że to właśnie on po-winien być priorytetem,ponieważ może nadejśćtaki czas, gdy go zabra-knie, gdy na wszystko bę-dzie już za późno. Jedno-cześnie uświadamia nam,jak ważne jest życie i jakłatwo można je stracić.

Obserwując losy boha-terek, warto wsłuchać sięw trafnie dobraną muzy-kę Wojciecha Waglew-skiego oraz przyjrzeć siępięknym zdjęciom Arka-diusza Tomiaka – ujęcianad morzem są godneszczególnej uwagi.

Film wszedł na naszeekrany na początku 2007roku, ale piszę o nim te-raz, ponieważ, niejakopodsumowując minionyrok, chcę go wyróżnić,

bowiem mile mnie za-skoczył. A dokładniej za-skoczył mnie jego reży-ser Bogusław Linda.Nigdy nie przypuszcza-łam, że Linda – najwię-kszy twardziel polskiegokina, macho wymachu-jący bronią na ekranie,w filmach przeważniewulgarny i popijającywódkę z butelki – potrafizrobić tak wzruszającyfilm o kobietach, przyja-źni, film pełen uczući wrażliwości.

Na uwagę zasługujerównież obsada aktorska.Powierzenie głównychról aktorkom, znanymwidzom do tej pory z se-riali telewizyjnych, byłoposunięciem odważnym,ale jak najbardziej tra-fnym. Zarówno JoannaBrodzik, jak i Beata Ka-

wka, która jest jednocze-śnie autorką pomysłu nafilm, wywiązują się zeswych zadań bardzodobrze. Szczególnie w pa-mięć zapadają mocnesceny z umierającą na ra-ka Sygitą. Jakże to od-mienna rola Joanny Bro-dzik, znanej dotychczasz ról lekkich i przyjem-nych, głównie z seriali„Magda M.” i „Kasia i To-mek”. Ponadto szczegól-ną sympatię i pozytywneemocje wzbudza filmo-wa córka Sygity Marysia,grana przez WiktorięKiszakiewicz. Warto tezpodkreślić dobre debiu-ty Weroniki Asińskiej ja-ko młodej Beaty i Olgi Jan-kowskiej – młodej Sygity.

Pisząc o obsadzie, niesposób nie wspomniećteż o znakomitych krea-cjach Barbary Brylskiej,Jacka Braciaka, JerzegoTreli, Stanisławy Celiń-skiej, a także BogusławaLindy, który znalazł dlasiebie miejsce w filmiew roli producenta telewi-zyjnego, partnera Beaty.

„Jasne, błękitne okna”to piękny i ogromniewzruszający film o życiu,miłości, nadziei i o prze-ciwnościach losu, z któ-rymi musimy się zmie-rzać. To także opowieśćo niezwykłej przyjaźni,o takich „błękitnych ok-nach”, które warto otwie-rać na siebie, na drugie-go człowieka. Ponieważnigdy nie wiadomo, jakiscenariusz napisze namnasze życie.

Zatem otwórzmy nasiebie okna…

ANNA PORADA,WROCŁAW

Co jest najważniejsze w życiu? Trudnojednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.

Zdrowie, szczęście – na pewno. A przyjaźń? Tak, aletylko ta prawdziwa, na dobre i na złe, przyjaźń, którapotrafi przetrwać najcięższą próbę. Taka może byćnajwiększym skarbem. Ale jak ją znaleźć i gdzie?Wszyscy wiemy, że to bardzo trudne. Im się to udało…

Page 19: Monitor Polonijny 2008/01

W tym samym dniu we wczesnych godzi-nach rannych Zdzisław Rozwadowski, dowód-ca pierwszego szwadronu Pułku SzwoleżerówRokitniańskich, zakwaterowanego we Wrzesz-czu, udał się z całym szwadronem do miejsco-wości Gdynia, by zgodnie z wcześniej otrzyma-nym rozkazem „nawiązać tam kontakt z mo-rzem“. W Gdyni wojsko polskie witała procesjamieszkańców, prowadzona przez księdza. Byłyłzy radości, uroczyste przemówienia, a po nichwszyscy przeszli nad brzeg morza. Żołnierzeweszli do wody po końskie kolana, a Rozwa-dowski w imieniu pułku złożył ślubowanie:„Szwoleżerowie będą bronić polskiego morzaze wszystkich swoich sił”. We wspomnieniachdowódcy szwadronu z tego uroczystego dnia,licząca wówczas 900 mieszkańców wieś,przedstawiona została jako skupisko rybackichchałupek z gospodą, jednym murowanym dom-kiem, zamieszkałym przez księdza, małą szko-łą i pocztą w jednej chałupie, była tam jeszczemała cegielnia i równie mały tartak. Nikt z ucze-stników uroczystości zaślubin nie przewidywał,że już wkrótce mieszkańcy nadmorskiej wioskistaną się obywatelami dużego, nowoczesnegomiasta.

Niewielką Gdynią zainteresowało się jużw 1920 roku dopiero co powstałe I Polskie To-warzystwo Kąpieli Morskich, planujące na jej te-renie budowę kąpieliska, które w ambicjach je-go założycieli miało prześcignąć sławne wó-wczas Sopoty. Równocześnie Gdynią zaintere-sowane było Ministerstwo Spraw Wojskowych,a to za sprawą inżyniera komunikacji TadeuszaApolinarego Wendy (1863-1948), absolwentapolitechniki w Petersburgu, cieszącego się sła-wą budowniczego linii kolejowych w Rosji i Kró-lestwie Polskim oraz portów. To właśnie on nazlecenie Departamentu Spraw Morskich przyMinisterstwie Spraw Wojskowych dokonał lu-stracji przyznanych Polsce regionów nadmor-skich i w swym raporcie wskazał na Gdynię ja-

ko teren najdogodniejszy dla lokalizacji portuwojennego, rybackiego, a w dalszej perspekty-wie także portu handlowego.

Budowa Tymczasowego Portu Wojennegooraz schroniska dla rybaków ruszyła natych-miast i jak każda budowa przyciągała ludzi.W 1921 roku w Gdyni mieszkało już 1300osób. Uroczyste otwarcie portu i jego poświę-cenie odbyło się 29 kwietnia 1923 roku. Samport nie był imponujący i trochę dziwi, że takdługo wznoszono dość prymitywną drewnianąkonstrukcję na palach, wypełnioną kamieniami,ale wypada przypomnieć, że był to port, któryw swej nazwie mieścił słowo „tymczasowy”.Samo otwarcie było jednak niezwykle uroczy-ste. Wzięli w nim udział prezydent RP StanisławWojciechowski, premier rządu gen. WładysławSikorski i prymas Edmund Dalbor. Z Gdyni pre-zydent zwrócił się do wszystkich Polaków, mó-wiąc: „Trzeba, aby cały naród polski zrozumiał,jakie znaczenie ma wolny dostęp do morza,zagwarantowany pełnym posiadaniem jego wy-brzeża. Tutaj winni zwrócić swój wzrok i prę-żność gospodarczą Mazurzy i Małopolanie, na-zbyt w przeszłości zapatrzeni ku wschodnim ru-bieżom i czarnoziemom podolskim, bo tutaj jestgwarancja wolnego oddechu dla piersi całegonarodu”. Wypowiadając te słowa, prezydent niemyślał tylko o istniejącym porcie wojennym,w którym zacumował pierwszy polski dywizjonćwiczebny, złożony z okrętów „Jaskółka”, „Ry-bitwa”, „Mewa” i „Czajka” – poniemieckich tra-łowców, zakupionych przez Polskę w Danii

w 1921 roku, myślał przede wszystkim o reali-zacji przyjętej przez Sejm wcześniej, bo 23września 1922 roku, ustawie o budowie w Gdy-ni „portu morskiego użyteczności publicznej”.

Ambitny projekt przyszłego portu z nowo-czesnymi głębokimi kanałami, szerokimi base-nami portowymi i wyspecjalizowanymi nabrze-żami również opracował inż. Tadeusz Wenda.Był projekt, była lokalizacja, ale w skarbie pa-ństwa nie było pieniędzy na realizację, a pry-watny kapitał zbyt się nie spieszył, uważając in-westycję za dość ryzykowną. Dopiero w latach1925-1926 sytuacja radykalnie się zmieniła.Na rynkach skandynawskich na polski węgielzaczął się boom, wywołany długotrwałym straj-kiem górników angielskich, ale z powodu pol-sko-niemieckiej wojny celnej istniały kłopotyz jego wywozem i to wielu politykom, a takżeprywatnemu kapitałowi otworzyło oczy na to,jak ważne dla całego kraju jest posiadanie por-tu handlowego. Idea szybkiej budowy portuw Gdyni zyskała też gorącego orędownikaw osobie Eugeniusza Kwiatkowskiego, ministraprzemysłu i handlu, a później ministra skarbui wicepremiera.

W 1925 roku w marcu doprowadzono doGdyni elektryczność, a jej mieszkańcy uczciliten fakt pogrzebem lamp naftowych. Obok sło-mą krytych rybackich chat wyrosły pierwszekamienice, stanął kościół Najświętszej MariiPanny, pierwsze letniskowe wille, gości przyjąłpierwszy hotel „Polska Riwiera”, a u sióstr wi-zytek leczono chore dzieci z całej Polski.W dniu 10 lutego 1926 roku Gdynia zyskałaprawa miejskie, a pod koniec tegoż roku mias-to miało już 12 tys. mieszkańców.

W maju 1926 roku zatwierdzono pierwszyplan miasta, pozwalający początkowo jedyniena budowę nie przekraczających trzech pięterkamieniczek małomiasteczkowych, albowiemGdynia stale miała status kurortu. Jednak szyb-ki rozwój wymusił kolejne korekty w tym planie;w tym samym roku można już było wznosić bu-dynki najpierw cztero-, a potem sześciopiętro-we. Pod koniec roku Dowództwo Floty Marynar-ki Wojennej miało okazałą siedzibę na Oksywiu.W nowym porcie wojennym mogły już zimowaćpolskie okręty, miasto posiadało nowy dworzeckolejowy, a mieszkańcy mogli oglądać filmyw pierwszym gdyńskim kinie „Czarodziejka”.

19STYCZIEŃ 2008

Jak wyrosła GdyniaP odpisany 28 czerwca 1919 roku traktat wersalski – najważniejszy

traktat kończący I wojnę światową – wszedł w życie 10 stycznia1920 roku. Miesiąc później wojsko polskie przejęło przyznany Polscefragment Pomorza. W dniu 10 lutego gen. Józef Haller, dowódcafrontu północno-wschodniego i frontu pomorskiego, dokonał w Puckusymbolicznych zaślubin Polski z morzem.

TO WARTO WIEDZIEĆ

Page 20: Monitor Polonijny 2008/01

Janusz Andermanbez wątpienia należydo tych pierwszych.Urodzony w 1949 rokujest jednym z najbar-dziej cenionych pisarzyswego pokolenia. Sła-wę zyskał również jakoautor sztuk teatralnych,

scenariuszy filmowychczy słuchowisk radio-wych. Jest laureatemwielu nagród, w tym ta-kże prestiżowej Nagro-dy Fundacji im. Kościel-skich.

Uwagę czytelnika pra-gnę zwrócić na wydaną

w 2006 roku przez kra-kowskie WydawnictwoLiterackie powieść An-dermana Cały czas. Au-tor poddaje w niej podrefleksję problem ostat-nio w Polsce nabrzmie-wający i prowokującynie jedną ostrą pozalite-racką dyskusję m.in.o kształcie i rodowodzieIII Rzeczpospolitej. Za-interesowanie proble-mem naszych zacho-wań i postaw jest tema-tem stałych felie-tonów Anderma-na, drukowanychw „Gazecie Wy-borczej”. Napisałteż kilka utwo-rów, należącychdo najlepszych li-

terackich świadectwstanu wojennego, a Ca-ły czas jest kontynuacjąjego wcześniejszej twór-czości, jak np. opowia-dań Kraj świata czynowszego zbioru Foto-grafie.

Bohater Całego cza-su pisarz A. Z., niekiedyporównywany przezkrytyków do NikodemaDyzmy, w towarzystwiepewnej aktorki jedziez Gdańska do Warsza-

wy autem, którew każdej chwilimoże się zderzyćz wyprzedzają-cym go tirem.W czasie kilkusekund, dzielą-cych A. Z. od wy-

Do niedawna krytycy literaccy zwykliutyskiwać, że albo nie mamy

w ogóle, albo mamy zbyt mało powieści,które zajmowałyby się stanem naszychumysłów przed wielkim przełomemi w czasie nieustannej transformacji.Wydaje się, że tego typu uwagi należą doprzeszłości. Coraz częściej autorzypowieści różnych generacji podejmują temat bagażu,z jakim wkroczyliśmy w III Rzeczpospolitą. Jednymudaje się to lepiej, innym gorzej.

Jacy byliśmy i jacy jesteśmy

MONITOR POLONIJNY20

BLIŻEJPOLSKIEJKSIĄŻKI

Najważniejszy jednak był port. Tu zmianynastępowały błyskawiczne i nic dziwnego, żewkrótce w Polsce przyjęło się powiedzenie„gdyńskie tempo”, na określenie czegoś, coszybko i dobrze zostało zrobione. Na NabrzeżuPilotów powstały dwa pierwsze magazyny,przy Nabrzeżu Szwedzkim most przeładunko-wy, oddano do użytku nabrzeże do przeładun-ku węgla, które zagospodarowało Polsko-Skandynawskie Towarzystwo Transportowe„Polskorob”, oparte na kapitale prywatnym.Firma ta kupowała portowe urządzenia przeła-dunkowe u najlepszych firm europejskich.Często były to nowinki techniczne, jak np. za-kupiona w 1928 roku w Duisburgu w firmie„Demag” wywrotnica, podnosząca cały wagoni wysypująca jego zawartość do ładowniokrętowych. Gdyński basen węglowy był pier-wszym basenem w Europie, na którego na-brzeżu taką wywrotnice zainstalowano. „Jakotaka była też podziwiana nie tylko u nas, alew całej Europie” – wspomina Napoleon Korzon,ówczesny dyrektor firmy „Polskorob”. Budowai uruchomienie nowoczesnego portu potrzebo-

wały wykwalifikowanych fachowców. Okazałosię, że takich polskich fachowców pracowałow przemyśle europejskim wielu. Oblicza się,że budowa Gdyni skłoniła do powrotu z za-granicy ponad 1300 osób, mających po-żądane kwalifikacje.

W 1926 roku rząd zakupił we Francji pięćmałych statków towarowych o napędzie paro-wym. Ich eksploatację powierzył powołanemuw tym celu przedsiębiorstwu państwowemu„Żegluga Polska”. Jej pierwszym dyrektoremzostał Julian Rommel. Port zmieniał się z dniana dzień: przybywało dźwigów, składów i na-brzeża. W 1928 roku wzrok przybyłych przy-ciągała pomalowana w biało-czerwone pasyŁuszczarnia Ryżu. W styczniu tegoż roku przynie wykończonym jeszcze nabrzeżu mola wę-glowego zacumował pierwszy z zakupionychwe Francji statków towarowych „Wilno”.W grupce ludzi, przeważnie robotników porto-wych, zwabionych wpłynięciem statku, ktoś za-intonował „Jeszcze Polska nie zginęła”.Skromnym statkiem „Wilno” zaczęła pisać swąhistorię Polska Flota Handlowa. W dniu 1 lipca

1926 roku córki marszałka Józefa Piłsudskiegozostały matkami chrzestnymi dwu stateczkówżeglugi przybrzeżnej „Wandy” i „Jadwigi”. Byłto doskonały pretekst, by do Gdyni ściągnąćMarszałka. Ministrowi Kwiatkowskiemu zależa-ło na jego obecności i obecności towarzy-szących mu decydentów przede wszystkimw celu uzyskania pieniędzy z rezerwy budżeto-wej na dalszą rozbudowę portu i miasta, nie by-ło bowiem tajemnicą, ,,że sprawy morskiePiłsudskiemu nie były najbliższe”. Manewr sięudał i cel został osiągnięty, a minister Kwia-tkowski mógł stwierdzić: „Piłsudski przyjechałi jak zobaczył rozbudowę Gdyni, żadnych trud-ności budżetowych nie miałem“.

W cieniu portu rozwijało się miasto. Pod je-go rozbudowę wykupywano tereny od rodzinkaszubskich. Kaszubskie pola zyskały na war-tości. W ciągu kilku lat cena gruntu wzrosłaz 21 gr za m2 do 150 zł za m2. Największe ka-szubskie rody budowały z tych pieniędzy ka-mienice przy głównych ulicach, inwestowaływ różne przedsięwzięcia. Zamożni inżynierowieczy przedsiębiorcy budowali wille na Kamiennej

Page 21: Monitor Polonijny 2008/01

padku, w jego świa-domości „przewi-ja” się film o jegożyciu.

Bohater powie-ści, żyjący w dru-giej połowie XXi na początku wiekuXXI, to jakby wirtualnyczłowiek, wytworzonyz tego, co irytuje, bolii kłuje Andermana. Czło-wiek złożony z ludzkichułomności, typowychnaszych wad obywatel-skich, z umiejętnościwykorzystywania ukła-dów i znajomości, z grypozorami, blichtru, cwa-niactwa i tupetu. Gdypo wielkim przełomiedawna strategia oszustwi kombinacji, interesow-nych przyjaźni czy nie-bezinteresownych pod-bojów miłosnych prze-staje być trampoliną do

sukcesu, a miej-sce farbowanegosocjalizmu zajmu-je twardy kapita-lizm, nasz bohaterdochodzi do wnio-sku, że jego życie

„było i jest fikcją”.Są w tej powieści

sportretowani, z tempe-ramentem właściwymAndermanowi, dawnibonzowie z komitetówwojewódzkich „jedy-nej” partii, członkowieSłużb Bezpieczeństwa,ale także polityczni gor-liwcy z peerelowskiejTVP czy świata literatu-ry. Są uwagi poważne,choć nie pozbawioneironii, dotyczące roli„Solidarności” i jej dzie-dzictwa politycznego,prowadzącego do dzi-siejszych konfliktów mię-dzy byłymi prominenta-

mi ruchów wolnościo-wych. W tej prozie od-czuwamy wielki zawódautora elitami politycz-nymi wywodzącymi sięz „Solidarności”, którenie podjęły we właści-wym czasie wysiłku,zmierzającego do nau-czenia naszych roda-ków reguł demokra-tycznych, i zamiast sta-wiać na nowoczesnośćw myśleniu, wykorzy-stują w walce o władzęprzesądy i konserwa-tyzm części społecze-ństwa. Nie unika teżuwadze Andermana spóro Polskę „solidarną” i „li-beralną”.

Owa analiza zbioro-wej świadomości Pola-ków, jaką niewątpliwieCały czas jest, nie szele-ści papierem, nie jest towypowiedź publicysty,

ale dobrze napisana po-wieść, w której ironia,a czasem uszczypliwyhumor sąsiadują z po-ważną autorską wypo-wiedzią i osądem. Jestprzysłowiowym krzy-wym zwierciadłem,w którym widzimy nietylko „nasze czasy”, aletakże samych siebiew tych czasach.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

STYCZIEŃ 2008

Górze. Ci biedniejsi gdyńscy pionierzy, którzyprzybyli z całej Polski, widząc w Gdyni swąszansę, zbudowali sobie z kartonów, blachyi papy w pobliżu portu tzw. Dzielnicę Chińską.Z przyportowych slumsów przenieśli się dodrewnianych, a ci szczęśliwsi do murowanychdomów na Witominie, pod które władze wyku-piły grunty. Większość z mieszkańców slum-sów na trwałe związała się z morzem i mia-stem, a ci energiczniejsi i zdolniejsi zrobili wiel-kie kariery zawodowe. W grudniu 1928 rokuGdynia miała już 15 tys. mieszkańców, a rokpóźniej – 25 tys.

W 1930 roku Gdynia wzbogaciła sięo Szkołę Morską, która obok nowoczesnychbudowli, boisk sportowych, krytej pływalni,miała statek szkolny „Dar Pomorza”. Od dwulat w mieście funkcjonowały nowoczesna pocz-ta, automatyczna centrala telefoniczna, księ-garnia, biblioteka miejska, pierwszy szpital, ka-wiarnia, przemysł przetwórczy. W dniu 31 lipca1932 roku na pierwsze obchody Święta Morzaz całego kraju przyjechało do Gdyni ponad 100 tys. osób. Samo miasto liczyło wówczas

38 tys. mieszkańców, a w następnym roku licz-ba ta wzrosłą o 10 tys. Ku zdumieniu Europynawet wielki kryzys ekonomiczny lat trzydzie-stych nie zahamował rozwoju tego najmłodsze-go miasta i portu.

W 1938 roku Gdynię zamieszkiwało już122 tys. osób i pod względem liczby miesz-kańców zajmowała ona 6. miejsce w krajupo Warszawie, Wilnie, Poznaniu, Bydgosz-czy i Lwowie. Z innymi ośrodkami gospo-darczymi w kraju miasto połączyła rozbudo-wana sieć komunikacji kolejowej, w tymsłynna magistrala kolejowa Katowice – Gdy-nia. Flota Polskiej Marynarki Handlowej li-czyła wówczas 30 statków o łącznej nośno-ści 120 tys. ton, a obroty towarowe portuwyniosły w 1937 roku 9 mln ton (dla po-równania: w 1924 r. 10 tys. ton). W latach1932-1938 przestarzałe jednostki floty wo-jennej (torpedowce, kanonierki i trałowce)zastąpiono nowoczesnymi 4 niszczycielami,5 okrętami podwodnymi, 1 stawiaczem mini 6 trałowcami. Ich główną bazą byłaGdynia, a portem pomocniczym Hel.

Franciszek Sokół, który od 1933 roku byłkomisarzem rządu w Gdyni, wspominając po la-tach rozwój portu i miasta, stwierdził: „Gdyniato największy interes, jaki kiedykolwiek naszaRzeczpospolita zrobiła”. Ale Gdynia to nie tylkointeres ekonomiczny. Jej cywilizacyjne znacze-nie dla Polski i Polaków najtrafniej chyba sfor-mułował Eugeniusz Kwiatkowski w opubliko-wanej w 1932 roku pracy Dysproporcje.Rzeczy o Polsce przeszłej i obecnej, pisząc:„Każdy metr Wybrzeża, każdy nowy dźwig, ka-żdy skład towarowy, każda nowa placówkahandlowa w Gdyni, każde ulepszenie komuni-kacji, każdy nowy okręt, każda nowa fabrykana Wybrzeżu, każdy nowy bank, każda nowawięź cementująca Gdynię z Pomorzem, a całewojewództwo pomorskie z resztą państwa, towielka zdobycz /.../ Tu koncentruje się jedyna,praktyczna akademia kupiecka Polski, tu stoiotworem droga najpewniejsza i najkrótsza dlawyrównania wartości człowieka w Polscez wartością człowieka w Europie, tu zbiega sięgranica współpracy z narodami całego świata“.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Page 22: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY22

Tytuł jest też może zbyt pesy-mistyczny, ponieważ Kubica za-kończył sezon na szóstym miejscu.Trzeba sobie jednak przypomniećjedno z wielu sportowych powie-dzonek, że „zwycięzca jest tylkojeden”. Pozostali, zawodnicy nadrugim, trzecim i dalszych miej-scach... po prostu nie wygrali. Posiedemnastu wyścigach na pięciukontynentach dopiero ostatni zde-cydował o kolejności na podiumzwycięzców. Mistrzem świata niezostał fenomenalny debiutantLewis Hamilton ani doświadczonyFernando Alonso z McLarena, aleKimi Räikkönen z Ferrari. Pier-wszy raz od 1986 roku trzech kie-rowców ścigało się o tytuł!

Minął ponad rok od debiutu pol-skiego kierowcy w Formule 1, mi-nął również jego pierwszy pełnysezon. W tym okresie z debiutanta,który znalazł się na torze F1 niecoprzez przypadek, przeobraził sięw znaczącą postać elitarnych wy-ścigów.

O pierwszej części sezonu pisa-łem wcześniej. W drugiej, po tra-gicznie wyglądającym wypadku na

torze Giles Villeneuve Circuitw Kanadzie Kubica stracił tylko je-den start. Nie został dopuszczonydo wyścigu w Grand Prix USA natorze Indianapolis Motor Speeda-wy. Z powodu rzekomego „cudow-nego” ocalenia z wypadku RobertKubica może być świadkiem pro-cesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II.PAP podał, że biuro postulatoraprocesu beatyfikacyjnego JanaPawła II zainteresowane jest otrzy-maniem świadectwa Kubicy. Naszrodak, który uszedł z życiem z nie-zwykle groźnego wypadku na to-rze wyścigowym, jeździł w kaskuz napisem „Jan Paweł II”. Wszyscy,którzy oglądali relację z Grand PrixKanady zgodnie twierdzili, że nadPolakiem musiała czuwać boska

opatrzność. Co bardziej spostrze-gawczy zauważyli, że choć jeszczew sezonie 2007 na jego kasku wi-dniał napis „Jan Paweł II”, to na ka-sku, w którym wystartował m.in.do Grand Prix Kanady, owego na-pisu już widać nie było...

Dalej było różnie. We Francjii w Wielkiej Brytanii zajął czwartemiejsca. W Grand Prix Węgier natorze Hungaroring, gdzie przed ro-kiem debiutował i gdzie teraz –przy oficjalnej cenie najtańszejwejściówki 100 euro – dopingo-wało go przynajmniej kilkanaścietysięcy Polaków, był piąty. Po-dobnie we Włoszech. Częściej je-dnak szczęście odwracało się odniego. Pomimo ambitnej walki natorze w Japonii zajął siódme miej-sce, w Turcji ósme, a w Belgii ukoń-czył wyścig na dziewiątej pozycji.Najgorzej chyba było w Chinach,gdzie swój udział w wyścigu za-kończył start na 33. okrążeniu…Sezon zakończył nieźle – na piątymmiejscu na torze Interlagos naprzedmieściach Sao Paulo w Bra-zylii – wyprzedzając swojego part-nera z teamu Nicka Heidfelda. Tużprzed tym ostatnim wyścigiemRobert Kubica zmienił kolory swo-jego kasku: czerwień zastąpiłamatowa czerń i w Brazylii jegokask był biało-czarny (z delikatny-mi wstawkami czerwieni i złota),a nie jak dotychczas biało-czerwo-ny czy czerwono-niebieski. Nowebarwy bardziej odpowiadały jegonastrojowi po ciężkim i rozczaro-wującym sezonie. Najbliżej miej-sca na podium był w Grand PrixChin w Szanghaju, gdzie dzięki

sprytnemu posunięciutaktycznemu – chwilowydeszcz przejechał na opo-nach do jazdy po suchymasfalcie – miał szansę na-wet na zwycięstwo. Aleszczęście nie trwało długo– awaria systemu hydrau-licznego zmusiła go do za-kończenia wyścigu.

Pilot niedojechał...Pilot niedojechał...

To trochę abstrakcyjny tytuł, bo pilot może co najwyżej niewystartować lub nie dolecieć, ale ponieważ mianem pilota

określa się również kierowców bolidów, a nasz rodak Robert Kubicanie dojechał do pierwszego miejsca, a nawet miejsca w pierwszejtrójce, pozwoliłem sobie na takie stwierdzenie w tytule.

Page 23: Monitor Polonijny 2008/01

23STYCZIEŃ 2008

W sumie w minionym sezonieKubica nie ukończył dwóch wyści-gów, a w jednym nie wystartował.„Mogło być lepiej, ale z drugiejstrony mogło być też gorzej, więcogólnie nie było źle” – tak RobertKubica podsumował sezon.

Trzeba jednak przyznać, że pro-blemy techniczne prześladowałyzespół – przede wszystkim nasze-go rodaka – przez cały sezon. Po-mijając wypadek, który mógł za-kończyć nie tylko jego karierę, aleprzede wszystkim życie, pech tra-pił go pod postacią przede wszy-stkim awarii technicznych. Były tom.in. awaria silnika przed GrandPrix Belgii, skrzyni biegów w Au-stralii (nie ukończył wyścigu) czybłąd teamu w doborze opon i śliz-gający się bolid w Turcji. W Malezjibył to defekt skrzyni biegów, naj-nowocześniejszej części samocho-du, dzieła sztuki bawarskiego kon-cernu, które miało dawać dziesiąteczęści sekundy na każdym okrąże-niu (dojechał na szarym końcu).W Bahrajnie na początku wyściguotworzyła się klapka przy wlociepaliwa. Kubica, jadąc zapasowymbolidem, tracił czas na szybkichzakrętach i podczas hamowania.Była i stłuczka, i kolizja na torzeFuji w Japonii. W Belgii trzeba by-ło wymienić silnik. W Brazyliiproblemem były opony. Niesamo-wite...

Na osłodę pocieszmy się wizjąstartu Roberta Kubicy w... GrandPrix Polski. Wszystko zaczęło sięod plotki o rychłym końcu GrandPrix Węgier. W reakcji na uwagio tym, że podobno Hungaroringjest w bardzo złym stanie technicz-nym i organizatorzy F1 szukająinnego toru w Europie Wscho-dniej, pojawiła się idea budowy to-ru w okolicy Łodzi. Za promocjębudowy toru zabrali się posłowie...„Samoobrony”, którzy złożyli w Sej-mie interpelację w tej sprawie dopremiera. Stwierdzono, że okoliceŁodzi są najlepszą lokalizacją dla

toru w Polsce, ponieważ miasto le-ży na przyszłym skrzyżowaniudwóch autostrad i ma już „odpo-wiednią infrastrukturę”. Projekt to-ru powstał już kilka lat temu (jakopraca dyplomowa małżeństwałódzkich architektów). Dziś jednaknie wiadomo, kiedy polski torw okolicach Łodzi mógłby pow-stać, ale mówi się, że za jakieś 3 - 7 lat (potrzebny jest teren o po-wierzchni 250 - 350 hektarów,a koszty oblicza się na około 150mln zł). Zakłada się, że oglądać wy-ścigi, a także treningi przyjeżdżało-by nawet 100 - 150 tys. osób nie tyl-ko z Polski, ale i z zagranicy.

Jako ew. lokalizację toru wymie-nia się okolice Strykowa, Rzgowa,Lututowa oraz lotniska im. Rey-monta (hałas w czasie wyścigówporównywalny jest z hałasem star-tujących i lądujących samolotów).Na wstępną lokalizację wybranotereny pod Strykowowem, któreodkryło już wiele firm, budującychtam swoje centra logistyczne – mo-gą być oni potencjalnymi sponso-rami i inwestorami. Lotnisko i torF1 obok siebie byłyby mniej kosz-towne dla środowiska, dodatkowotor i wyścigi wpłynęłyby pozytyw-nie na rozwój łódzkiego lotniska.Twierdzi się, że powinniśmy wy-korzystać moment, kiedy dziękisukcesom Kubicy zainteresowanieFormułą 1 w Polsce znacznie wzro-sło. Francuzi i Węgrzy nie mająobecnie dobrych kierowców, ale

mają tory wyścigowe. My mamydobrego kierowcę i powinniśmymieć tor.

Kubica i Heidfeld podpisaliz BMW „Sauber” umowy na rok2008, który może być przełomowydla zespołu. Za sezon startów naszrodak dostanie wg „Super Expre-ssu” 1,2 miliona euro! Prawdopo-dobnie jednak więcej. Mając dodyspozycji nowoczesny tunel aero-dynamiczny, potężny superkom-puter, olbrzymi budżet i ogromne,rosnące doświadczenie zapleczaoraz własne, obaj kierowcy mogąw nadchodzącym sezonie odegraćpierwszoplanowe role. Obecnyukład sił w F1 z góry jednak rezer-wuje dla bolidów BMW „Sauber”piąte i szóste miejsce. Jedyna szan-sa na walkę o wyższe miejsca totechniczne kłopoty lub błąd kie-rowcy – faworytów z zespołów„McLarena” i „Ferrari”. Do tego do-chodzą napięcia w zespole i utar-czki właśnie z Nickiem Heidfel-dem, i to nie tylko słowne – Heid-feld wypchnął Kubicę z toru, po-nadto krytykuje go, ale twierdzi, żego lubi, ponieważ Kubica „jestszczery i szybki”, zaś Kubicastwierdził publicznie, że „Heidfeldnie ma przyszłości w F1”.

Miejmy nadzieję, że podobniejak w minionym sezonie kibice na-dal śpiewać będą: „Pędzi, pędzi bo-lid, niczym błyskawica. Hej! Z wie-rzchu beemwica, a w środku Kubi-ca!”. Emocji nam nie zabraknie.Sezon rozpoczyna się już nieba-wem, bo 16 marca 2008 roku star-tem w Grand Prix Australii.

ANDRZEJ KALINOWSKI

Page 24: Monitor Polonijny 2008/01

MONITOR POLONIJNY24

Historia „mataczenia” zaczę-ła się chyba w 2003 r., kiedy toczłonkowie jednej z komisjisejmowych zaczęli używać ter-minów „mataczyć” i „matacze-nie” na określenie wykrętnychtłumaczeń „aferzystów”, wy-wodzących się z szeregówSLD. A potem poszło już gład-ko. Oczywiście z terminami,bo „aferzyści”, jeśli nimi byli,to, miejmy nadzieję, zostali od-powiednio ukarani. Wspo-mniane terminy przejęli innii teraz można je usłyszeć do-słownie wszędzie. Nawet zna-ny polski „Kabaret MoralnegoNiepokoju” w swoim repertu-arze ma piosenkę, zatytułowa-ną „Mataczenie”, śpiewaną namelodię popularnych niegdyś„Kawiarenek” Ireny Jarockiej.

Ale czymże w ogóle jest owo„mataczenie”?

Wyrazu tego nie odnotowu-ją starsze słowniki. I tak w „Sło-wniku języka polskiego” podred. W. Doroszewskiego znaj-dziemy „matactwo”, „matacza”i „mataczyć”. Dwa ostatniez adnotacją, iż są wyrazamiprzestarzałymi (!!!), oznacza-jącymi odpowiednio: ‘człowie-ka postępującego nieuczciwie,wykrętnie’ i ‘posługiwanie sięmatactwami, robienie intryg,wichrzenie, oszukiwanie, kła-manie’, co wskazuje wyraźnie,

że wyrazem wyjściowym jestwyraz pierwszy, tzn. „mata-ctwo”, czyli wg tegoż słownika‘postępowanie nieuczciwe, pod-stępne, pełne kłamstw, wybie-gów; czyn podstępny, oszu-stwo, krętactwo’. Z kolei we„Współczesnym słowniku języ-ka polskiego” pod red. B. Du-naja znajdziemy (bez adnota-cji) „matactwo”, czyli ‘nieuczci-we, pokrętne postępowanie,pełne wybiegów, oszustw,kłamstw; czyn będący efektemtakiego postępowania’, oraz„mataczyć” – ‘używać wykrę-tów, wybiegów, kłamiąc, dezin-formować; kręcić’. Zaś godnypolecenia uwagi „Uniwersalnysłownik języka polskiego” podred. S. Dubisza i owszemuwzględnia „matactwo”, „ma-tacza” i „mataczyć”, ale z adno-tacją, iż są to terminy książko-we (!!!), czyli nie zupełnie z ży-cia wzięte.

„Mataczenia” zaś w tych pu-blikacjach brak. Pewnie i słusz-nie, albowiem rzeczownikiodczasownikowe zakończonena -enie, -anie -cie tworzone sąod czasowników systemowo,czyli właściwie od każdego(z małymi wyjątkami) czasow-nika taki rzeczownik da sięutworzyć, ale z drugiej strony„mataczenie” było dotychczasdziałaniem, które jako rze-

czownik się nie pojawiało, al-bowiem jego funkcję pełniło„matactwo”. Dziś jednak wyda-je się, że „mataczenie” i „ma-tactwo” to dwa różne wyrazyi dwa różne znaczenia. Bezkonsekwencji bowiem mogę(prawdopodobnie) publiczniezarzucić komuś „mataczenie”,ale raczej nie mogę zarzucićmu „matactwa”, bo pewnie po-da mnie do sądu. Ponadto „ma-taczenie” dostało się do termi-nologii prawniczej i dziś jegoużycie w orzeczeniach proku-ratury czy sądu jest sprawązwyczajną.

Z powyższego mojego wy-wodu widać, że w języku teżpanują mody, a wyrazy kiedyśprzestarzałe czy książkowe, pomaleńkiej modyfikacji (lubi bez niej) zaczynają swoje no-we życie, być może bardzokrótkie, ale kto to wie na pe-wno.

Czy nie za bardzo „namata-czyłam”?

P.S. Już po napisaniu tegożartykułu znalazłam definicję„mataczenia” w „Wikipedii”(dla tych, którzy nie wiedzą,co to, dodam, że „Wikipedia”to taka internetowa encyklo-pedia, tworzona przez inter-nautów – ale czy zawsze wia-rygodna?), która tak definiujeinteresujący nas termin: „spo-sób na ukrycie faktów przezrozmówcę. Mataczenie pole-ga na takim wyrażeniu myślilub zdarzeń, by słuchacz niedowiedział się tego, o czymmówca nie chce mu powie-dzieć. Podczas mataczeniamówca może skorzystać z ta-kich technik jak: podawanienieprawdziwych informacji,udawanie, że informacja zo-stała przez niego zapomnia-na, mówienie nie na temat”.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

Moda na „mataczenie”O statnio zawrotną karierę w języku polskim zrobił wyraz

„mataczenie”. Słychać go na każdym kroku. A to policjantówoskarżono o „mataczenie we własnej sprawie”, a to żołnierzyaresztowano, aby „zapobiec ich mataczeniu”, to znów pewnadyrektorka pewnego gimnazjum „oskarża burmistrza o mataczenie”lub też „prasa rosyjska atakuje Kreml za mataczenie wokół katastrofsamolotów”, a pewien były poseł chce „wszczęcia śledztwa o mordi mataczenie”. „Mataczenie” atakuje nas z wszystkich stron. Czyżbynaprawdę wszyscy (oczywiście ci źli) i wszędzie „mataczyli”?

OK

IEN

KO

ZY

KO

WE

Page 25: Monitor Polonijny 2008/01

25STYCZIEŃ 2008

O G Ł O S Z E N I A

Przypominamy o prenumeracie naszegoczasopisma na rok 2008. Koszty roczneprenumeraty wynoszą 300 Sk (emeryci,renciści, studenci – 250 Sk). Wpłat należydokonywać w Tatra banku (nr konta2666040059, nr banku 1100) a następniezgłosić na e-mail: [email protected] SMS na tel. 0907 139 041 i podać adres,pod który „Monitor” ma być przesyłany(dotyczy nowych prenumeratorów lub tych,którym się zmienił adres).

We wtorek 15 stycznia 2008 rokuo godz.16.30 na II programie SłowackiejTelewizji zostanie wyemitowany MagazynPolski z Koszyc. Audycja została nakręconaw nowo otwartej karczmie polskiej.

Elżbiecie Dutkovej i jej rodzinie wyrazyglębokiego współczucia z powodu śmieciMamy składa w imieniu Klubu Polskiegona Słowacji Tadeusz Błoński

➨ 9.01. – godz. 17.00. – Bratysława, Instytut Polski, Nám. SNP 27Klub Filmu Polskiego: Profil filmowy Franciszka Pieczki z okazji 80. rocznicy urodzin:- projekcja filmu Austeria (1983,103 min.) reż. Jerzy Kawalerowicz, scen. JerzyKawalerowicz, Tadeusz Konwicki, Julian Stryjkowski, w gł. rolach: Franciszek Pieczka,Wojciech Pszoniak, Jan Szurmiej- projekcja filmu Jancio Wodnik (1993,100 min.) reż. i scen. Jan Jakub Kolski, w gł.rolach: Franciszek Pieczka, Grażyna Błęcka-Kolska, Bogusław Linda

➨ Karnawał czarnego humoru • Roland Topor Roland Topor (1938 -1997) – pisarz francuskipolskiego pochodzenia, autor opowiadań i spektakli teatralnych, rysunków i grafik.Reżyser teatralny i filmowy, aktor, scenarzysta i scenograf.

W programie:➨ 17.01. – godz. 17.00 – Instytut Polski

Otwarcie wystawy: Roland ToporTopolinoze zbiorów Atelier Clot z Paryża

➨ 17.01. – godz. 18.00 – InstytutFrancuskiOtwarcie wystawy: Roland Topor.Plakaty dla teatru Kammerspiel wMonachium ze zbiorów M. Binet

➨ 23.01. – godz. 17.00 – Instytut PolskiProjekcje filmów animowanych wgscenariuszy Rolanda Topora: Ślimaki (1966,Les Escargot, 10 min.), reż. Réné Laloux •Dzika planeta (1972, La Planete sauvage, 72min.), reż. Réné Laloux

➨ 24.01 – 17.00 – Instytut Polski • Projekcjafilmu Markiz (1989, Marquis, 79 min.), reż.H. Xhonneux, scen. R. Topor, H. Xhonneux

W Y B Ó R Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O

Celem konkursu jest promocja polskiej i słowackiej twórczości literackiej orazwspieranie rozwoju i umocnienie przyjaźni polsko-słowackiej poprzez działalnośćkulturalno-oświatową. Konkurs organizowany jest w kategoriach:a) poezji pisanej w języku polskim i słowackim,b) prozy o tematyce słowackiej, pisanej w języku polskim.Uczestnikiem konkursu może być każdy, kto potrafi pisać wiersze w języku polskimi słowackim lub prozę w języku polskim i chciałby przyczynić się do rozwojuprzyjaźni między narodami polskim i słowackim, bez względu na swojeobywatelstwo, narodowość, pochodzenie, status społeczny, miejsce zamieszkania,wiek, zawód i dorobek literacki. Warunkiem udziału w konkursie jest nadesłaniedotychczas nie publikowanych własnych prac o dowolnej tematyce w trzechegzemplarzach:a) w kategorii poezji – dwóch wierszy, jednego napisanego w języku polskim

i jednego w języku słowackim,b) w kategorii prozy – jednej pracy o tematyce słowackiej, napisanej w języku

polskim w maszynopisie lub w czytelnym rękopisie, objętości od 5 do 10 stron.

Prace konkursowe w poszczególnychkategoriach należy opatrzyć tytułem iodpowiednim godłem autora. Trzeba do nichdołączyć osobną, zaklejoną kopertę,oznaczoną godłem, zawierającą dane autoraprac: imię, nazwisko, dokładny adres, wiek,miejsce urodzenia, ewentualny kontaktinternetowy (e-mail) lub telefoniczny. Pracenadsyłać należy drogą pocztową podadresem Konkurs literacki „NASZE DROGI”(lub Literárna súťaž „NAŠE CESTY“),Poľský klub – Región Žilina, A. Rudnaya 105, 010 01 Žilina.

Prace, doręczone po 31 stycznia 2008 r.,będą automatycznie zakwalifikowane donastępnej edycji konkursu. Ocenynadesłanych prac i wyboru najlepszychz nich dokona komisja konkursowa,wyłoniona spośród przedstawicieli polskiegoi słowackiego środowiska kulturalno-społecznego, głównie znawców tematui twórczości literackiej. Uczestnicy konkursuzostaną poinformowani o jego wynikachnajpóźniej do końca marca 2008 r., a jegolaureaci otrzymają zaproszenie na uroczystepodsumowanie konkursu i wręczenie

nagród. Organizator konkursu zastrzegasobie prawo do ewentualnej nieodpłatnejpublikacji nagrodzonych oraz wyróżnionychprac w odpowiednim wydawnictwie oraz ichprezentacji w masowych środkach przekazuna Słowacji, w Polsce i innych krajach przyzachowaniu praw autorskich. Jednocześnieinformuje, że w przypadku nadesłanianiedostatecznej ilości prac, ma prawo nieprzyznać nagród lub konkurs odwołać.W sytuacji drugiej nadesłane prace będązakwalifikowane automatycznie donastępnej edycji konkursu.

KLUB POLSKIRegion Żylinaogłaszakonkurs literacki:NASZE DROGINAŠE CESTY

K O N D O L E N C J E

➨ 29.1. – 19.00 godz. – Bratysława, Filharmonia Słowacka, Reduta • Koncert duetufortepianowego Joanna Domańska i Andrzej Tatarski w ramach cyklu Kameralne wtorki / muzykai obrazy. W programie – K. Szymanowski: Fantazja C-dur op. 14, Maski op. 34, Harnasie op. 55

Page 26: Monitor Polonijny 2008/01

26 MONITOR POLONIJNY

Sledoval som poľské médiáa využil som každú príležitosťna cestu do Varšavy a niekoľ-kohodinové diskusie so svoji-mi poľskými priateľmi. Infor-mácie, ktoré som takýmtospôsobom zozbieral, boli sícena jednej strane poučné a vzru-šujúce, no stali sa aj zdrojomfrustrácie zo spôsobu, akýmo dianí v Poľsku informovaliniektoré vplyvné slovenskémédiá. Prezentovanie politic-kého zápasu medzi PiS a POako učebnicového súboja do-brých liberálov a zlých kon-zervatívcov ma dosť pobavilo.V poslednom období to premňa bol jeden z najpresvedči-vejších argumentov o proble-matickej úrovni nášho zahra-ničnopolitického spravodaj-stva. Ak takto informujú o su-sednej krajine, akú výpoved-nú hodnotu potom majú člán-ky a analýzy napríklad o Pakis-tane?

Druhým prekvapivým ziste-ním bolo, akou veľkou témouje v dnešnom Poľsku diskusiao vplyve bývalých komunis-tov na verejný život. Fascino-vane som počúval, ako mojipoľskí priatelia dokážu celéhodiny predebatovať, či voľbapolitiky hrubej čiary za minu-losťou bola dobrým alebozlým krokom. A musím priz-nať, že tých, ktorí to vnímajúako nešťastné rozhodnutie, jemedzi mojimi známymi výraz-

ná väčšina. Keď som sa svojhovaršavského kolegu pýtal, pre-čo je to pre poľskú spoloč-nosť také dôležité dnes, viacako desať rokov od pádu reži-mu, keď by už krajina malariešiť úplne iné výzvy, strohomi odpovedal: „Tomu ne-môžete rozumieť, vy ste malilustrácie, neurobili ste na roz-diel od nás hrubú čiaru za mi-nulosťou.“ Okrem toho, žemôj kolega sa mýlil a ani naSlovensku sme to s lustrácia-mi a vyrovnávaním sa s minu-losťou moc nepreháňali, ne-skôr som si uvedomil ešte jed-nu vec. Problém vlastne nie jev tom, že v Poľsku sa dnes

o tejto téme živo diskutuje,ale v tom, že na Slovensku jeo nej ticho. V situácií, keď na-ši traja najvyšší ústavní činite-lia sú bývalými členmi komu-nistickej strany, polícia a bez-pečnostné služby sú ešte ajdnes prelezené bývalými prí-slušníkmi ŠtB, by veru tiež bo-lo o čom sa baviť. Ako zle natom v porovnaní s Poľskomsme, mi však naplno došlo ažniekoľko týždňov po tomtorozhovore, keď som na festi-vale Jeden svet videl poľskýdokumentárny film Deti Soli-darity. Išlo o generačnú výpo-veď priamych účastníkov poľ-ského protikomunistickéhoodboja a ich potomkov. Uve-domil som si, že Solidarita bo-lo široké ľudové hnutie, kuktorého odkazu sa stále hlásiveľké množstvo Poliakov. Dása hovoriť o generácii, ktorápredstavuje veľkú intelektuál-nu a politickú silu. Na Sloven-sku sa aktívny odpor proti ko-munizmu grupoval okolo ma-lých skupiniek intelektuálova jeho odkaz sa pomaly vytrá-ca. A ak sa dnes v súvislostis novembrom 1989 dá hovoriťo nejakej silnej generácii, takje ňou práve generácia post-komunistických kádrov.

Vlastne ešte jedno minulo-ročné prekvapenie sa mi spá-ja s Poľskom. Keď som sa tes-ne pred Silvestrom vracalz výletu v turistickom mesteč-ku Wisla smerom na sloven-ské Kysuce, objavil som tesnepred hranicou vyhliadku,z ktorej bolo možné dovidieťna štíty slovenských Tatier. Akby ma deň predtým niektopresviedčal, že z hrebeňovpoľských Beskýd sa dá dovi-dieť na Tatry, neveril by som.A predsa.

P O L S K AOczami słowackich dziennikarzy

JOZEF MAJCHRÁKredaktor časopisu .týždeň

Poľské prekvapeniaS Poľskom sa mi v roku 2007 spájajú dve prekvapivé

zistenia. To prvé s ním síce až tak bezprostredne nesúvisí,ale pre mňa bolo v mnohom poučné. Keďže som sa ako novinárpomerne intenzívne venoval poľským predčasnýmparlamentným voľbám, snažil som sa čo najviac preniknúť dotém, ktoré hýbali predvolebnou diskusiou.

Page 27: Monitor Polonijny 2008/01

27STYCZIEŃ 2008STYCZIEŃ 2008

Witamy Nowy Rok, dorośli –lampką szampana, dzieci –petardami i sztucznymiogniami. Składamy sobieżyczenia szczęścia, pomyślnościi pewne postanowienia, abyw nowym roku coś zrobić, cośzmienić. Radzimy Wam jednak,abyście nie przecenialiwłasnych sił – lepiej jednorealne postanowienie, niż 10niemożliwych do zrealizowania!Podczas pokazów sztucznychogni i petardowych strzelaninwarto by było również

pomyśleć o naszychzwierzętach domowych, którew takich chwilach ze strachukurczą się po kątach, nierozumiejąc naszych ludzkichzwyczajów witania NowegoRoku.Jeżeli Wasi sąsiedzi mają psy,koty, papugi czy konie –wysadzajcie petardy daleko odich domu, abyście niewystraszyli zwierząt.W naszej kulturze witamyNowy Rok 1 stycznia, ale czywiecie, że według chińskiegokalendarza rok 2007pożegnamy dopiero 6 lutego?

Rok 2007 był w chińskimhoroskopie rokiem Świni,

a rok 2008 będzierokiem Szczura.

Chińczycy wierząw symbolicznesiły, któreodpowiedniezwierzętawnoszą donaszego życiaw danym roku.Zastanówcie się,jaką siłę niesie

Szczur na rok2008 i sprawdźcie

obok spod jakiegoznaku jesteście wg

horoskopu chińskiego.

NOWY ROK 2008W nastroju poświątecznym, karnawałowymzachęcamy Was do poplotkowania o świętych –wspólnie z ks. Janem Twardowskim i jegotomikiem „Trochę plotek o świętych”.

„Święty Antoni”Święty Antoni, święty AntoniRentę zgubiłam pod miedzą.Oj, co to będzie, oj co to będzie!„Wstyd, że tak mało” powiedzą.

„O świętym Walentym”Święty Walentyco ustawiasz ludzi do parypatronie zakochanychmłodych, średnich i starych

„Święty Jerzy”Święty Jerzy na koniuz ciupagąw góralskim kożuchupodnieś chuderlaków na duchu

„Święty Benedykt”Powiedział – módl się i pracujprzez wszystkie dnia w tym najważniejszymaleńki spójnik „i”

K Ą C I KC Z Y T E L N I C Z Y

stronę redaguje Moan

NOWY ROK 2008

Page 28: Monitor Polonijny 2008/01

Przyznam się, że ja,jeśli coś zaczynam, tobardzo nieśmiało,z wielkimi obawamii obiekcjami. Czasamicoś mi się uda, a czasamipo prostu coś schrzanięi muszę wycofać sięchyłkiem jak rak. A jeślijuż mowa o ulatnianiusię, to najbardziejprzypadło mi do gustuwyjście po angielsku –czyli cicho, bez rozgłosui zbędnego zwracania nasiebie uwagi. Noa dzisiaj, muszę się do

tego przyznać i otwarciepowiedzieć – nadszedłkoniec pewnego etapu.Styczniowy „Piekarnik”jest ostatnim spodmojego pióra,a dokładniej mówiącspod klawiatury. Niechciałabym jednaknapisać – ostatnie danie,ostatnia potrawa, bo toprzypomina mi ostatniposiłek skazańca.... Jakwięc tu zakończyć? Jakpostawić kropkę nad „i“?

A może raczej trzebawznieść toast? Toast na

zdrowie, za przyszłość,za dobry począteki dobry koniec? Hm, ale,choć jest karnawał, niepowinnam propagowaćnapojów alkoholowych.Może więc zostanę przyjedzeniu, nawet tegoostatniego posiłkuskazańca. W moimprzypadku byłby to napewno smażony ser,który zarówno mnie, jaki żadnemu Polakowinigdy, przenigdy chybasię nie przeje!

W życiu bywa różnie. Raz na wozie, raz pod wozem. Wszystkoma swój początek i koniec. I te końce i początki bywają

różne. Wesołe i smutne. Czasami pełne nadziei, czasami pełnerezygnacji. Ale czasami też trudno rozróżnić koniec od początku –na przykład na Sylwestra. Co właściwie świętujemy? Koniecstarego roku czy początek nowego? Trudno stwierdzić.

SKŁADNIKI:płatki sera o grubości około 1 cm,jajko, bułka tarta

SPOSÓB PRZYRZĄDZANIA:Płatki sera panierowaćw rozbełtanym jajku i w bułce tartej.Smażyć na gorącym oleju z dwóchstron. Podawać z frytkami i sosemtatarskim

SER SMAŻONYPANIEROWANY

MAJKA KADLEČEK