Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

50
qwertyuiopasdfghjklzxcvbnm- wertyuiopasdfghjklzxcvbnmq- ertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyu- opasdfghjklzxcvbnmqwertyuio- klzxcvbnmqwertyuiopasdfghjk- qwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq- pasdfghjklzxcvbnmqwertyuiop- lzxcvbnmqwertyuiopasdfghjkl- wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqw- asdfghjklzxcvbnmqwertyuiopa- zxcvbnmqwertyuiopasdfghjklz- ertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwe- sdfghjklzxcvbnmqwertyuiopas- xcvbnmqwertyuiopasdfghjklzx- rtyuiopasdfghjklzxcvbnmqwer- dfghjklzxcvbnmqwertyuiopasd- cvbnmqwertyuiopasdfghjklzxc- tyuiopasdfghjklzxcvbnmqwert- fghjklzxcvbnmqwertyuiopasdf- vbnmqwertyuiopasdfghjklzxcv- 1982

description

Pierwsze dwie części szkicu o dowcipach z roku 1980-81 (opublikowane w "Literaturze Ludowej" później, gdy zelżała cenzura.Czy zawsze - mając aspiracje nukowe - trzeba na dany temat pisać napuszonym, pseudomajestatycznym językiem? Szczególnie gdy rzecz dotyczy dowcipów?

Transcript of Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

Page 1: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

qwertyuiopasdfghjklzxcvbnm-wertyuiopasdfghjklzxcvbnmq-ertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwertyu-opasdfghjklzxcvbnmqwertyuio-klzxcvbnmqwertyuiopasdfghjk-qwertyuiopasdfghjklzxcvbnmq-pasdfghjklzxcvbnmqwertyuiop-lzxcvbnmqwertyuiopasdfghjkl-wertyuiopasdfghjklzxcvbnmqw-asdfghjklzxcvbnmqwertyuiopa-zxcvbnmqwertyuiopasdfghjklz-ertyuiopasdfghjklzxcvbnmqwe-sdfghjklzxcvbnmqwertyuiopas-xcvbnmqwertyuiopasdfghjklzx-rtyuiopasdfghjklzxcvbnmqwer-dfghjklzxcvbnmqwertyuiopasd-cvbnmqwertyuiopasdfghjklzxc-tyuiopasdfghjklzxcvbnmqwert-fghjklzxcvbnmqwertyuiopasdf-vbnmqwertyuiopasdfghjklzxcv-

1982

Page 2: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

W PODZIEMIU FOLKLORU

(In the Underground of Folklore)

I. DOWCIP KONTRA FOLKLORYŚCI1 (Part I - The Joke contra Folklorists) II. NOTATKI DO PSYCHOSOCJOLOGICZNEJ CHARAKTERYSTYKI DOWCIPU2

(Part II – Psycho-Socjological Charakteristics of Humour)

1 Pierwodruk: „Literatura Ludowa” 1985 nr 5/6, s.128-142.

2 Pierwodruk: „Literatura Ludowa” 1986 nr 1, s.70-90. Cz. III - oczekuje w maszynopisie.

Page 3: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

I

DOWCIP KONTRA FOLKLORYŚCI

Prasa kulturalna ostatnimi czasy jakby nieco „uschła”, obrodziły natomiast

dowcipy, zajrzyjmy zatem do podziemia folkloru.

1

Skłonność człowieka do opowiadania dowcipów jest stara jak świat, a jej geneza

sięga bez wątpienia czasów prehistorycznych i biblijnych Trudno jednoznacznie i z całą

pewnością ustalić, kto, komu i w jakich okolicznościach opowiedział po raz pierwszy

dowcip, chociaż ten historyczny moment jest niewątpliwie godny wnikliwego zbadania.

Być może było to w Raju, a pierwszy dowcip wyszedł z ust Adama w chwilę później,

gdy u jego boku stanęła ta, która stanowi praźródło das Ewigweibliche. Jeżeli oczy-

wiście jest prawdą, że pierwszy mężczyzna przedstawił się Ewie kalamburem: „Madam,

I' m Adam”. Byłby to poniekąd ważki argument za stanowiskiem, wedle którego dow-

cip jest elementem „męskiej zdobywczości”, a opowiadanie dowcipów domeną wybit-

nie męską, wymaga bowiem zdolności do precyzyjnego, abstrakcyjnego i logicznego

rozumowania itd. Nie jestem jednak pewien, czy tego rodzaju poglądy wytrzymują

próbę czasu. Dowcipy, co prawda, różnie sobie poczynają z demokracją, jednak de-

mokratyczne czasy, w jakich przyszło nam żyć, a mnie kreślić te uwagi –zobowiązują.

Niewykluczone zresztą, że pierwszy dowcip powiedział sam Pan Bóg, kiedy to kon-

tentując się swoim dziełem, parsknął: „Ale kawał!” i ... puścił perskie oko. Ta wersja

wydaje się najbardziej bezpieczna.

2

Dowcip towarzyszy ludzkości od zarania, nie będę jednak zajmować się historią

dowcipu, a jego dniem dzisiejszym. Z góry zatem muszę sformułować kilka zastrzeżeń.

Page 4: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

O dowcipie trudno jest pisać dowcipnie i chociaż kilkanaście następnych paragrafów

okraszę paroma bardzo nieprzyzwoitymi i niecenzuralnymi dowcipami, istotę niniej-

szych wywodów traktuję wcale poważnie. Nie wejdę jednak w arkana ogólnej teorii

komizmu (bo się na tym nie znam), a szczególnie w trudne i złożone rozważania nad

istotą dowcipu językowego (bo inni robią to lepiej3) Interesuje mnie bardziej żywot

dowcipu w ścisłym powiązaniu z meandrami kondycji człowieczej, a więc coś, co

można by nazwać psychologią i socjologią dowcipu. Nie podejmę poza tym żadnej

próby „naukowego” zdefiniowania dowcipu a kieruje mną nie tyle zwykłe asekuranc-

two, ile raczej przeświadczenie, że wysiłki takie są zwykle mało owocne. Zresztą defi-

nicji dowcipu nie ma znowu aż tak wiele, a od tych najbardziej scientystycznych, na-

jeżonych groźnymi terminami, odpowiada mi bardziej trafne powiedzenie K. Čapka, że

„dowcip to komedia zredukowana do kilku sekund”4. Komedia ludzka – dodałbym –

pomny istnienia licznej grupy dowcipów o zwierzątkach i takoż licznej grupy dowci-

pów tzw. abstrakcyjnych. (Nawiasem mówiąc, jeśli już padło słowo „komedia”, to

profetyczna część mojej duszy podpowiada mi, że w orbicie rozważań nad naturą i

fenomenem dowcipu – prędzej czy później – muszą pojawić się nieuchronnie słowa

„dramat” i „tragedia”). Są czasy i sytuacje, które bardziej sprzyjają opowiadaniu dow-

cipów (twórczości …dowcipiarskiej), i są okresy i momenty, które twórczości tej nie

sprzyjają wybitnie. Przyjmuję, że bardzo wielu z nas opowiada czasem dowcipy, a ol-

brzymia większość (wyłączywszy pustelników) wysłuchała w życiu przynajmniej

jednego dowcipu. W najgorszym razie tego o babie, co to poszła do lekarza, a lekarz ją

pyta: „Co pani je?” – a ona na to: „Krawcowa”. Lub tego o lwie i sprytnym zajączku. Z

czego wyprowadzam oczywisty i niepodważalny wniosek, że wszyscy intuicyjnie

wiemy, co to jest dowcip, i nie ma potrzeby wgłębiać się w tym miejscu w problematykę

ich definiowania.

Bywają jednak dowcipy i dowcipy, powinienem przeto ustalić jeszcze dwie

rzeczy.

3

3 Na przykład D. Buttler, Polski dowcip językowy, Warszawa 1974.

4 K. Čapek, Marsjasz, czyli na marginesie literatury, przeł. H. Janaszek-Ivaničkova, Kraków 1981, s. 37.

Page 5: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

5

Po pierwsze – raczej nie będę zajmował się w tym miejscu dłuższymi, komicznymi

opowieściami, dla których chętnie zarezerwowałbym terminy „humoreska”, „facecja”

może „anegdota”, a które metodyczni – i w tej dziedzinie – Niemcy określają jako

Schwank. Interesują mnie bardziej dowcipy krótkie, oparte o błyskotliwą, zaskakującą

pointę, które Niemcy – w celu odróżnienia od poprzednich – nazywają Witz; i to te

najbardziej aktualne, obiegowe – muszę zaznaczyć. Jak trafnie zauważa D. Simonides,

język polski jest bardzo, ale to bardzo nieprecyzyjny, jeśli chodzi o nazewnictwo od-

mian dowcipów5. W jednej ze wcześniejszych prac

6 rozróżnia ona (dłuższą) „anegdotę”

od (krótszego, intelektualnego) „żartu”, zwracając przy okazji uwagę na różnice funk-

cjonalne. Pozostaje w tym wypadku w zgodzie z tokiem myślenia Utleya, który mówi o

„wyrafinowanym żarcie”, bazującym na niedomówieniu, i o „narracyjnym dowcipie z

indeksu typów Aarne-Thompsona”7. Utley zwraca – chyba trafnie – uwagę, że dowcipy

narracyjne zapamiętywane są i opowiadane przez gawędziarza jak bajki i inne typy

klasycznej ludowej prozy ustnej, podczas gdy żarty oparte na niedomówieniu modeluje

się odpowiednio do zaistniałej sytuacji. Te i inne rozróżnienia nie są na pewno teore-

tycznie i optymalnie precyzyjne; istnieją przypadki, i to liczne, kiedy niuanse w prak-

tyce zacierają się, są jednak bardzo przydatne i funkcjonalne z punktu widzenia meto-

dyczno-badawczego i dlatego nie można ich odrzucać. Rodzi się nieśmiała sugestia, że

rozróżnienie „anegdoty” i - „żartu” ujawnia nie tylko różnicę funkcji, ale i różnicę

kultur (choć i anegdota, i żart wchodzą do szeroko rozumianej kultury ustnej, ten ostatni

nie jest własnością jednej tylko grupy społecznej).

Można np. odnieść wrażenie (por. niektóre przekazy8), iż nasi szlacheccy

przodkowie lubowali się bardziej w opowiadaniu długich facecyj, które niejednokrotnie

przekształcały się w całe komiczne opowieści i gawędy, co nie oznacza, że nie znali

krótszych „żartów”. Nie bez zazdrości trzeba skonstatować, że nasi przodkowie mieli

5 D. Simonides, Wstęp [w:] Księga humoru ludowego, red. naukowa D. Simonides, wybór i oprac. tekstów D.

Simonides, J. Hajduk-Nijakowska, T. Smolińska, Warszawa 1981. 6 D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, Opole 1969, s. 67-78.

7 F. L. Utley, Literatura ludowa – definicja operacyjna, przeł. E. Aumer i M. Waliński, „Literatura Ludowa"

1974, nr 1, s. 52. 8 Na przykład Dawna facecja polska (XVI-XVIII w.), oprac. J. Krzyżanowski i K. Żukowska-Billip, Warszawa

I960; lub K. Żera, Vorago rerum. Torba śmiechu. Groch z kapustą. A każdy pies z innej wsi..., wstęp, komentarz

i oprac. K. Żukowska, Warszawa 1980.

Page 6: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

ku temu odpowiednie warunki. Wydaje się, że dłuższym formom sprzyja typ kultury

świątecznej, biesiadnej, konsumpcyjnej, „dionizyjskiej”; dostatek jadła i napitków, a

przede wszystkim – wolnego czasu. Zdecydowanie zaś nie sprzyja im np. reglamentacja

żywności. Z innego jeszcze punktu widzenia wydaje się, że formom dłuższym sprzyjają

typy kultur rytualnych, przez co nie chcę powiedzieć, że chłopi i dzicy pozbawieni byli

intelektu.

Jedno jest pewne: ogrom przemian techniczno-cywilizacyjnych, jakie zaszły i

ciągle zachodzą w naszym stuleciu, generalnie wybitnie nie sprzyja opowiadaniu i

wysłuchiwaniu długich dowcipów. Spróbujmy wyobrazić sobie człowieka, którego w

zatłoczonym pociągu lub tramwaju (czy kolejce) próbuje ktoś rozśmieszyć poprzez

opowiadanie tasiemcowego i zawiłego szmoncesu. Prędzej rozszarpie on na strzępy

niefortunnego gawędziarza, aniżeli pęknie ze śmiechu. A przynajmniej będzie tak

wściekły, jak wściekli bywamy, kiedy ktoś „zarzyna” dobry dowcip.

We współczesnym, znerwicowanym, zabieganym, zestresowanym, konflikto-

wym życiu króluje niepodzielnie dowcip krótki, zwięzły, dowcip-kalambur, dow-

cip-zagadka, dowcip-gra słów, parozdaniowa forma z ostro zarysowaną sytuacją, „bo-

haterami” i celną pointą lub niedopowiedzeniem, które pełni jej funkcję (wyjątki

oczywiście istnieją, potwierdzając powyższą tezę). Pośpiech i tempo współczesności

wyciska piętno na wszystkich, niestety, dziedzinach życia, a doskonale ilustrują to

właśnie dowcipy: On: „Zgwałcę cię, tylko pomóż mi!”. Ona: „Pomogę ci, tylko zgwałć

mnie!”. Przyznamy, że dowcip taki w czasach Cassanovy byłby wyraźnie nie na miej-

scu. Jest w jakimś sensie uprawniona analogia między sztuką współczesnego dowcipu a

sztuką błyskawicznego orgazmu-wyładowania, osiąganego ukradkiem, najczęściej.

Formy dłuższe dowcipu zyskują współcześnie większą popularność w obiegu

literackim, zwłaszcza antologijnym, lub w obiegu scenicznym, kabareto-

wo-estradowym. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że inny jest odbiór dowcipów z anto-

logii (czy sceny), inaczej one oddziałują na odbiorcę. Dowcip jest – chciałoby się po-

wiedzieć „nierozerwalnie” – związany z mową żywą, naszym slangiem powszednim.

Pismo, druk (a w dużej mierze także scena, choć jest to jeszcze inna sytuacja) neutra-

lizują w znacznym stopniu podstawowe funkcje dowcipów, ubezwłasnowolniają ich

Page 7: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

7

bezpośredniość, drapieżność. Choć zawsze trzeba mieć w pogotowiu pytanie, na ile i jak

np. drukowana antologia dowcipów (kabaret czy estrada) wzbogacają obieg ustny.

4

A właśnie, po drugie: interesuje mnie dowcip jako forma twórczości ludzkiej

związana historycznie (genetycznie), „nierozerwalnie” z żywiołem słowa mówionego

jako forma „dyskursu naturalnego”9, jako element „wymiany słów”, a więc produkt

kupowany i sprzedawany na wielkim „targowisku językowym” naszych czasów.

Krótko mówiąc, uważam dowcip za jeden z najbardziej ekspansywnych, rzucających

się w oczy (a ściślej – uszy) gatunków współczesnego folkloru ustnego. Niektórzy

uczeni – jak np. Lutz Rőhrich – skłonni są nawet posuwać się do twierdzenia, iż dowcip

to j e d y n y żywotny w dniu dzisiejszym gatunek, który ostał się ze wszystkich żywych

ongiś historycznych form i gatunków folkloru ustnego10

. Ze swej strony proponuję

jednak większą wstrzemięźliwość w orzekaniu tego rodzaju autorytatywnych sądów,

chociaż rozumiem Rőhricha. Przejawia on w tym momencie częstą u wielu badaczy

skłonność, bardzo ludzką i naturalną poniekąd, do swego rodzaju „przeceniania”

przedmiotu własnych badań. Zajmując się przez dłuższy czas naukowo jakimś tematem,

„przywiązujemy się” do niego i temat ów zaczyna nam przysłaniać nieco całą resztę.

Tak więc dla jednych dominantę we współczesnym folklorze stanowić będą dowcipy,

dla innych różne gatunki prozy ustnej czy pieśni. Jeszcze innym, jak np. G. Legmanowi,

zwanemu nie bez racji „Childem folkloru erotycznego”11

, spojrzenie na świat folkloru

wyraźnie przysłania seks, chociaż nie jest to bynajmniej, w moim przekonaniu, wy-

starczającym powodem, aby temu bezinteresownemu, pozbawionemu dotacji, środków,

mecenatu, wytrwałemu tropicielowi werbalnych śladów seksualnej aktywności czło-

wieka, a zarazem płodnemu eseiście i antologiście, odmawiać po kilkakroć członkostwa

szacownego American Folklore Society. Skąd my to znamy? Zostawmy jednak bani-

9 Odwołuję się tu do terminologii B. Hersrstein-Smith z pracy On the Margin of Discourse. The Relation of

Literature to Language. University of Chicago 1978; por. rec., M. E. Workman, “Journal of American Folklore”

[dalej: “JAF” – przyp. M.W.], R. 94, nr 371, s. 90-92. 10

L. Rőhrich, Der Witz. Figuren, Formen, Funktionen, Stuttgart 1977. 11 Jak pisze w recenzji z jednej z prac Legmana B. Jackson, por. „JAF” 1980, R. 93, nr 368, s. 208-210.

Page 8: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

tę-Legmana12

, wyrażając nadzieję, że nieocenione „Argumenty” – w zbożnym dziele

krzewienia na pogańskim gruncie polskim seksualnej religii i erotycznych rytuałów –

ogłoszą niebawem konkurs na folklor erotyczny i polskiego „sex-Childa”. Jest to, było

nie było, dziedzina przyjemniejsza i bezpieczniejsza, aniżeli globalne studia nad

współczesnym folklorem czy też dowcipem współczesnym „w ogóle”.

5

Niniejszy odcinek „serialu” o dowcipie mają – w założeniu – wypełnić różnej

natury uwagi wstępne. Ze zgrozą uświadamiam sobie jednak, że ten felieton o dowcipie

przeradza się momentami w felieton o seksie, a przecież nie jestem ani Legmanem, ani

Childem. ani – jak sądzę – erotomanem. Myślę, że dzieje się tak nie bez powodów,

jednak nie tylko dlatego, że świat ukrywany na co dzień skrzętnie pod spodniami,

spódnicą czy kołdrą jest źródłem szczególnej inspiracji dla twórczości kawalerskiej.

Jeśli już padło nazwisko nieszczęsnego Legmana, wypada powiedzieć słowo o

pewnych niuansach wzajemnych stosunków między dowcipem a folklorystami.

Przykład autora The Horn Book. Studies in Erotic Folklore, Rationale of Dirty

Jokes. An Analysis of Sexual Humor czy13

jest nawet współcześnie przykładem

skrajnym, wyjątkowym, choć w samych Stanach Zjednoczonych znalazło się np. wielu

(najczęściej niby-) uczonych, którzy wykorzystując koniunkturę, zaczęli produkować w

celach raczej komercyjnych w masowych nakładach antologie „brzydkich” dowcipów

czy popularne opracowania na ich temat. Przykładem choćby dzieło Coffina A Proper

Book of Sexual Folklore14

, do którego wiele słusznych, jak można się zorientować,

pretensji, zgłasza R. L. Welsch15

.

Dowcip był i jest istotnym elementem świata folkloru. Jak wiadomo, przez

niemal stulecie folklor chłopski był w zasadzie jedynym (z nielicznymi wyjątkami)

zbieranym i studiowanym typem folkloru. Bardzo niewiele jednak, w gruncie rzeczy,

12

Pracuje prywatnie w ciszy i osamotnieniu we Francji. 13

G. Legman, The Horn Book. Studies in Erotic Folklore, New York 1961; tenże, Rationale of Dirty

Jokes. An Analysis of Sexual Humor of Sexual Folklore, New York 1968; tenże, The New Limeric, New

York 1977. 14

T. Potter Coffin, A Proper Book of Sexual Folklore , The Seabury Press, New York 1978. 15

R. L. Welsch (rec), „JAF", R. 93, nr 370.

Page 9: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

9

możemy powiedzieć o dowcipach, jakie w ubiegłym stuleciu krążyły w chłopskich

chatach, świetlicach, karczmach i na wiejskich gumnach Czyżby chłopi nie gustowali w

tym gatunku? A może, dowcipkując, preferowali jedynie pewne określone tematy? Nie!

Mamy dowody na to, że było inaczej, a dowcip stanowił gatunek bodaj najpopular-

niejszy nie tylko wśród chłopstwa, ale wśród mas ludowych w ogóle. Zaistniałą „sy-

tuację poznawczą” zawdzięczamy długo pokutującym wśród zbieraczy i badaczy

folkloru romantycznym konwencjom patrzenia na lud i jego twórczość. Dowcip – nawet

„synonimizując” i „metonimizując” – nazywa rzeczy po imieniu (wszystkie rzeczy) i

nie uszanuje żadnej świętości. A wszakże w interiorze wiejskim szukano takich

„świętości”, wzorów moralnych i estetycznych, które – jak naiwnie wierzono – mo-

głyby poprawić morale i samopoczucie zdeprawowanych przez cywilizację mie-

szczuchów. Dziś, m.in. dzięki znanym pracom Hernasa, Simonides. Bartmińskiego czy

Sulimy i Jastrzębskiego, dzięki szczęśliwym nieraz przypadkom i odkryciom, nowszym

zapisom lub reinterpretacjom. przełamano w jakiejś mierze „zmowę milczenia” wokół

„pewnych spraw”, chociaż nie oznacza to, niestety, końca cierniowej drogi dowcipu do

warsztatów badawczych. Trudno się także na dłuższą metę pocieszać faktem, że presja

romantycznego stereotypu to bolączka nie tylko folklorystyki polskiej, że protestantom

nie jest, być może, łatwiej16

.

Kiedy folkloryści uznali, iż dowcip chłopski – a nawet szerzej: ludowy, obej-

mujący bowiem także „lud” miejski – zasługuje jednak na uwagę, ich główną troską i

ambicją stało się na długi czas i pozostaje w dużej mierze do dnia dzisiejszego wpisy-

wanie rejestrowanych dowcipów w odpowiednie miejsca do „indeksów” typów, wąt-

ków i motywów (choć można wątpić czy bierze się przy tym pod uwagę wszystkie z

16 Na konieczność odrzucenia wielu dawnych kryteriów zwraca np. uwagę – badając ewolucję „teatru ludowego” –

A. C. Burson w artykule Model and Text In Folk Drama, „JAF”, R. 93, nr 369; por. także uwagi D. Hymesa

(„JAF”, R. 92, nr 366, s. 491-492) na temat pojęć, takich jak „prymitywny” i „ludowy”, konieczności poszerzenia

zakresu pola badań folklorystycznych i – w pewnym sensie –„pracy poza definicjami” (na marginesie pracy S.

Diamonda, In Search of Primitive. A Critique oj Civilization, New Brunswick, New Jersey 1974). Ważkie głosy

przeciwko „folklorystycznemu antykwariatowi” i konieczności „oczyszczenia” folklorystyki z wielu stereotypów

myślowych zawiera – inspirowana zdobyczami antropologii – praca zbiorowa Text and Context: The Social

Anthropology of Tradition, pod red. R. K. Jain, Institute for the Study of Human Issues, Philadelphia 1977. Do

jakich błędów prowadzi kurczowe trzymanie się pewnych pojęć i konwencji, ukazuje książka R. Finnegan, Oral

Poetry: Its Nature, Significance and Social Context, Cambridge University Press, New York 1977. Por. też choćby

fragment dotyczący obscoenów w świetnym, osadzonym w kręgu folklorystyki humanistycznej, studium V. W.

Briscoe, Ruth Benedict, „Anthropological Folklorist”, „JAF” 1979, R. 92, Nr 366, ss. 445 - 476. To tylko kilka

przykładów.

Page 10: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

zapisanych tekstów). Przypomina to rozwiązywanie szarady, a sens tej pracy tłumaczy

się najczęściej – czemu nie można odmówić zasadności – łatwo uchwytnym podo-

bieństwem wielu motywów pojawiających się w anegdotach czy dowcipach z mo-

tywami bajek, legend, podań i innych. Nawet jeśli folklorysta ułoży już taki rebus, nie

ma najczęściej siły, aby zadać sobie pytanie w rodzaju: co z tego wynika, jak to

wzbogaca naszą wiedzę o dowcipie i jego funkcjach społecznych, dlaczego opowia-

damy dowcipy, co nas w nich śmieszy i wiele równie ważkich. Jestem w tym miejscu

jak najdalszy od silenia się na tanie dowcipy celem zdewaluowania takich czy tym

podobnych wysiłków (np. trudu tropienia historycznej wędrówki danego wątku), bo na

pewno wiedza, że współczesny dowcip o prominentach i Św. Piotrze był już opowia-

dany w starożytnej Persji, poprawia nasze samopoczucie (nie my pierwsi!). Kieruje mną

raczej pewna, uzasadniona jak się wydaje, wątpliwość, czy z naukowego punktu wi-

dzenia „przykrawanie” dowcipów (branych jako element w s p ó ł c z e s n e j rzeczy-

wistości folkloru) do starych „indeksów”, a więc eo ipso do starych paradygmatów

myślowych, jest prawomocne. Rzecz nie tylko w dowcipach; dotyczy także innych

gatunków współczesnego folkloru. Powstaje poważna obawa o tę nie dającą się przy-

kroić „resztę”, z którą zwykle nie wiadomo, co zrobić. A tak się składa, że – wraz z

różnymi odkryciami archiwalnymi, wraz z rozwojem metod i metodologii i posze-

rzaniem pola badawczego folklorystyki – ta „reszta” staje się coraz obszerniejsza i na

dobrą sprawę nie jestem pewien, czy nie zdominowała już dawnego (romantycz-

no-pozytywistycznego) „centrum”. Znakomicie obrazuje to właśnie sytuacja dowcipu.

Olbrzymia ilość gatunków – a może większość, jeśli weźmiemy pod uwagę te nigdzie

nie drukowane i nie dokumentowane –„drwi sobie” wyraźnie z usiłowań folklorystów i

„rozsadza” stare indeksy. Najbardziej zainteresowani współczesnością folkloru bada-

cze, szczególnie ci uwrażliwieni na jego ezoteryczność, hybrydalność, „niekonwen-

cjonalność”, podnoszą w związku z tym konieczność zrewidowania i uwspółcześnienia

starych „indeksów”. U nas problem ten pojawiał się wielokrotnie m.in. w pracach D.

Simonides. Na drugiej półkuli stawia go otwarcie np. – w związku z „pieprznymi”

opowieściami z plemienia Cuna – J. Bierhorst w artykule pod charakterystycznym ty-

tułem: Hot Pepper Story: The Need for an Expanded Motif-Index17

. Ideałem byłyby

17

J. Bierhorst, Hot Pepper Story: The Need for an Expanded Motif-Index. „JAF” 1979, R. 92, nr 366, s. 482-483.

Page 11: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

11

„indeksy” wznawiane i aktualizowane co roku, a więc wydawnictwa na kształt Who is

Who, książki telefonicznej czy księgi rekordów Guinessa.

W związku z tym jedna z najbardziej ważkich kwestii, a mianowicie, jak dzielić,

klasyfikować dowcipy? – pozostaje ciągle otwarta. Można je – i robi się tak – dzielić

klasycznie podług tematów (wątków), jak jednak wybrnąć np. z sytuacji, kiedy dowcip

polityczny jest par excellance dowcipem erotycznym i vice versa?

7

Z przyczyn, o których była mowa, a także tych, które pominąłem, niewiele da

się, na dobrą sprawę, powiedzieć o wkładzie poszczególnych szkół i orientacji folklo-

rystycznych (i antropologicznych) do teorii dowcipu. Z perspektywy ich jakże ważkich

niejednokrotnie dokonań widać najwyraźniej, iż dowcip jest bękartem folklorystyki.

Gdzież mu tam równać się np. z takimi ewidentnymi „pieszczochami” ludoznawców,

jak mit, bajka czy ballada! O badaczach romantycznych była już mowa. M. Müller nie

miał czasu, pochłonięty bez reszty związkami między meteorologią, astronomią i gra-

matyką porównawczą. Benfey i jego uczniowie przyjęli za punkt honoru, że wszystko,

co najgenialniejsze w folklorze, pochodzi oczywiście z Indii, w związku z tym dowcip

nie miał szans, aby zostać poddanym obróbce w „rękach jakiejś genialnej jednostki” i

uzyskać status dzieła sztuki. Twórcy szkoły fińskiej uwikłali się bez reszty w geografię

i kartografię (w mniejszym zaś stopniu, wbrew pozorom, w historię) i choć mają na

swym koncie niepodważalne osiągnięcia, to jednak można im i ich następcom postawić

zarzut swojego rodzaju pruderii. A pruderia i badania dowcipu wykluczają się wza-

jemnie. Child – wiadomo! Tylor – budując teorię przesądu jako przeżytku, nie wziął,

jeśli się dobrze orientuję, pod uwagę dowcipu jako „środka lokomocji” tegoż przesądu.

Ratzel, Graebner, Schmidt brali pod lupę problemy i fakty wyłącznie wielkiego kalibru

i o światowym zasięgu, dlatego dyfuzje dowcipów nie mogły rozpalić ich wyobraźni.

Można się długo zastanawiać nad powodami, dla których większość ze znaczących

ongiś szkół i orientacji nie zmierzyła swych sił i talentów z dowcipem, choć z drugiej

Jest to polemika z artykułem J. Sherzer, Strategies in Text and Context: ,,Cuna kaa kwento”, „JAF”, 1979, R. 92. s.

145-I67.

Page 12: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

strony nie mogę też nic pewnego powiedzieć o kwestiach: strukturalizm a dowcip,

marksizm a dowcip.

Tak się złożyło, że przez długi czas folkloryści nie doceniali jakby inspiracji

zawartych w pracach monograficzno-terenowych i teoretycznych B. Malinowskiego,

przy czym nie chodzi wyłącznie o opisane przez niego typy tubylczych opowieści, ale i

o te partie jego dzieła, które dzisiaj zaliczylibyśmy do etnolingwistyki czy etnografii

mowy. W związku z powyższym do autora Życia seksualnego dzikich trzeba będzie

koniecznie powrócić.

Toteż autentycznym wzięciem cieszył się dowcip przez długi czas głównie

wśród zwolenników psychoanalitycznej interpretacji zjawisk folklorystycznych.

Asumpt do tego dał sam Mistrz, poczynając od pracy Dowcipy i ich stosunek do

nieświadomości (1905), gdzie postawił tezę o efekcie humorystycznym jako wyniku

gwałtownego spadku napięcia lękowego, która to teza – jak pisze K. Obuchowski –

została zresztą kilkanaście lat temu pozytywnie zweryfikowana18

. Sposób rozumowania

Freuda jest, można powiedzieć, „typowy”. W pracy Psychologia zbiorowości i ana-

liza ego pisze on: „W toku naszego [tj. jednostkowego, M.W.] rozwoju dokonaliśmy

podziału zasobów naszej psychiki na spójne ego i pozostawioną poza nim, nieświa-

domą dziedzinę stłumień, i wiemy, że stabilność tej zdobyczy wystawiona jest ciągle na

wstrząsy. W marzeniach sennych i w nerwicy te wykluczone treści dobijają się do bram

ego bronionych przez opory, a na jawie i w stanie zdrowia używamy szczególnych

podstępów, aby – pominąwszy opory i zyskując przyjemność – choćby na pewien czas

dopuścić do ego treści stłumione. Dowcip i humor, a poniekąd także komizm, należy

rozpatrywać właśnie w tym świetle”19

.

Dowcipolodzy spod znaku psychoanalizy uruchamiają cały bogaty repertuar

terminów mistrza, by przez analizę „symboli” i „sytuacji” odzwierciedlonych w treści i

strukturze dowcipu (fakt, że w praktyce będą to zwykle ściśle zlokalizowane szczegóły

anatomiczne i ściśle określone rodzaje czynności fizjologicznych) zgłębić tajniki

podświadomości i psyche człowieka. W interpretacjach ich, jak np. wspomnianego

18

K. Obuchowski, Przedmowa do III wydania w przekładzie polskim, [w:) Z. Freud, Wstęp do psychoanalizy,

Warszawa 1982. s. 15-16. 19

Z. Freud, Poza zasadą przyjemności, przekł. J. Prokopiuk, Warszawa 1975, s. 341.

Page 13: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

13

Legmana, dowcip jest więc zazwyczaj traktowany jako wyładowanie tłumionej przez

superego energii libidoidalnej, wyrażającej się w aktach agresji i marzeniach ero-

tycznych. Coś w tym zapewne jest. Wiele uczyniono, by wykpić Freuda i jego naśla-

dowców; odsyłanie jednak – mimo niewątpliwej naiwności pewnych interpretacji –

metody psychoanalitycznej in extenso do lamusa byłoby ze szkodą dla wiedzy o dow-

cipie. W ostatnich latach – nie bez inspiracji tezami Freuda – prowadzi się np. inten-

sywne badania nad związkami między agresją a seksem20

, a wiedza ta okazuje się

niezwykle przydatna, kiedy mowa o funkcjach społecznych dowcipu.

8

W zasadzie jednak dopiero od dwóch-trzech dziesiątków lat nauka na serio za-

częła sobie zdawać sprawę ze znaczenia studiów nad obiegowymi dowcipami dla

wiedzy O człowieku, grupach społecznych i etnicznych oraz społeczeństwach. Podej-

mowane jest więc w nowym świetle m.in. istotne zagadnienie źródeł i dyfuzji dowci-

pów, przy czym najczęściej dochodzi się do wniosku, że w grę wchodzić może zarówno

monogeneza, jak i …poligeneza21

. Znakomita jednak większość badaczy – szczególnie

jeśli chodzi o folklorystykę anglosaską – reprezentuje metody interpretacji, które

ogólnie (czy „zbiorczo”) można by określić jako podejście kontekstualno-funkcjonalne.

Skupienie uwagi na funkcjach społecznych dowcipów i kontekście to milowy krok w

badaniach nad tym gatunkiem. I pomyśleć, sprawa tak kardynalna musiała czekać na

swój czas tak wiele dziesięcioleci!

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie byłoby to możliwe, gdyby przedstawicielom

klasycznej folklorystyki nie przyszli niejako w sukurs badacze reprezentujący takie dys-

cypliny, jak psychologia społeczna czy socjologia (rozwój zainteresowań przesądem,

uprzedzeniami, stereotypami itd.), nie wspominając o psychologii indywidualnej. Byli

oni i są dalecy od lekceważenia dowcipu, jak i innych, w jakimś sensie spokrewnionych

z dowcipem, form ekspresji umysłu ludzkiego, traktując je jako istotne, znaczące

symptomy życia społecznego. Zatem w interdyscyplinarnych studiach upatrywać na-

leży największe szanse dla rozpoznania gatunku.

20

K. Obuchowski, op. cit. 21

Jako „wzorcowym przykładem” posłużymy się pracą G. A. Fine’a, Cokelore and Coke Law: Urban Belief Tales

and the Problem of Multiple Origins, „JAF” 1979, R. 92, nr 366, s.477-482.

Page 14: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

9

Może się ktoś zżymać na taki pogląd, ale nad znacznymi obszarami folklorystyki

polskiej ciągle jeszcze unosi się „widmo” romantycznych konwencji myślenia o folk-

lorze i widzenia folkloru. Ba, przyszłym adeptom folklorystyki podsuwa się „poradniki”

metodycznego postępowania w terenie, które tchną atmosferą sielskiej prostoty i za-

dziwiają pewnością prostodusznej wiary w jasność i klarowność tego świata. Wydaje

się, że postępując ściśle według zawartych w nich wskazań i pouczeń, folklorysta jest

przygotowany na wszystkie możliwe niespodzianki i komplikacje. Autorom się wydaje

– oczywiście.

W jednym z nich czytamy zatem, że „Przed rozpoczęciem badań terenowych

folklorysta powinien opracować dokładną koncepcję badań, zdefiniować przedmiot

badań i jego zakres oraz cele i założenia badawcze”. Słusznie! – choć z „dokładnym

definiowaniem” powstrzymałbym się do zakończenia badań. Dalej dowiadujemy się, że

„Najczęściej folklorysta poszukuje w terenie pewnych określonych zagadnień ujętych

w formie gatunków folklorystycznych. Powinien więc przed wyruszeniem w teren za-

znajomić się z istniejącą typologią i klasyfikacją tradycyjnych form przekazu ustnego”.

Intrygują mnie niezmiernie owe „pewne zagadnienia ujęte w formę gatunków”, nie czas

jednak na emocje, bo trzeba powiedzieć, z czym powinien zapoznać się folklorysta

przed włożeniem trampek. Otóż zbieracz bajek powinien koniecznie poznać układ

systematyczny Krzyżanowskiego i indeks Aarne-Thomsona, zbieracz przysłów –

zbiory Adalberga, Bystronia, Krzyżanowskiego i Taylora, poszukiwacz ballad – z ty-

pologiami Childa, Coffina i D. Jagiełło [D.? – M.W.]. W tym miejscu można by po-

stawić nieco przekorne pytanie: co by było, gdyby ktoś zaczął poważnie dowodzić, iż

klasyczny polski folklor chłopski nie wykształcił nigdy takiego gatunku, jaki pod ter-

minem „ballada” rozumiał Child? Albo inne: czy wspomniane typologie są wystar-

czające, aby dotrzeć do wszystkich (różnych) form balladowych, które krążyły bądź

krążą nadal w przekazach ustnych? Zostawmy jednak przekorne (nie obrażę się, jeśli

ktoś je nazwie głupimi) pytania, bo przecież – poza tym – „należy oczywiście przestu-

diować odpowiednie hasła w Słowniku folkloru polskiego czy w folklorystycznych

encyklopediach obcojęzycznych”.

Page 15: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

15

Docieramy do informacji o największym znaczeniu: „Podstawowe wyposażenie

badacza terenowego to notatnik i długopis. Niektórzy zbieracze prowadzą też dziennik

badań. Chociaż tradycyjny notatnik terenowy jest do dziś głównym narzędziem i do-

kumentem pracy terenowej, to jednak nie jest on już jedynym «urzadzeniem» do zapisu

informacji. Od wielu już lat stosuje się zapis magnetofonowy”. Magnetofon może być

jednak źródłem nieoczekiwanych pułapek, dlatego też przed wyruszeniem w teren po-

tencjalny folklorysta powinien się zapoznać z instrukcją obsługi magnetofonu, „spo-

sobem zasilania” i „możliwością pracy w różnych warunkach”. Niestety, „diabelska” ta

„skrzynka” z reguły wzbudza lęk, przerażenie i trudne do przełamania opory tubylców.

Od czegóż jednak poradnik? Dowiadujemy się zatem natychmiast, jak przełamać opór.

Otóż „«opór» indagowanych zazwyczaj pokonuje badacz poprzez wstępne objaśnienie

na temat działania urządzenia i poprzez próbne nagrania głosu informatora”. Zasta-

nawiam się, czy nie ma jeszcze innych sposobów przełamywania oporu tubylców płci

obojga, ale widocznie nie, bo poradnik taktownie milczy na ten temat.22

Nowoczesny

folklorysta terenowy korzysta oczywiście także z aparatu filmowego i kamery. „Przy-

pomnijmy – czytamy a propos – że aparat fotograficzny musi być wyposażony w lampę

błyskową umożliwiającą dokonywanie zdjęć w pomieszczeniach i przy złym oświetle-

niu”. (Uwzględniając różnorodność „zagadnień ujętych w formie gatunków”

…leżących w terenie, dodałbym tu jeszcze przynajmniej noktowizor, teleobiektyw i

aparat podsłuchowy.)

Po takim „przygotowaniu teoretycznym – wyposażony w stosowny sprzęt oraz w

uprzednio przygotowane kwestionariusze i ankiety do prowadzenia wywiadów – ba-

dacz wyrusza w teren. Pierwszą czynnością terenowca jest nawiązanie kontaktów z

badanym terenem. Wstępny rekonesans – czytamy dalej – odbywają badacze dzięki

pośrednictwu lokalnych autorytetów. Czasem są nimi instytucje społeczne [...], czasem

ludzie cieszący się poważaniem w danym środowisku (np. ksiądz, lekarz, nauczyciel,

sołtys, milicjant), niekiedy osoby pełniące istotną rolę w wykonywaniu lokalnych ob-

rzędów i zwyczajów (np. główny czarownik plemienia, swatka weselna)”. W tym

miejscu nasuwa się drobna z pozoru uwaga: jest lekarz, ale nie ma znachora. Jest sołtys,

22

F. Kotula wspomina w jednej z licznych prac poświęconych materiałom i przygodom terenowym, jak dobrym

sposobem na rozwiązanie języka jakiejś babuli ze wsi, skrywającej w pamięci prawdziwe skarby folkloru, było

postawienie tejże ćwiartuchny dobrej siwuchy.

Page 16: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

ale nie ma Wielkiego Wodza. A jak ma zachować się folklorysta-„terenowiec”, kiedy

zaczną go konsumować wojownicy czuwający nad suwerennością terenu, w którym

władzę pełni sołt..., przepraszam! – Wielki Wódz?

Dochodzimy do p u n k t u k r y t y c z n e g o : „Po nawiązaniu wstępnych kon-

taktów badacz lub jego grupa nawiązują kontakty indywidualne z daną grupą społeczną.

W tym momencie – uchyla się kokieteryjnie cytowany „poradnik” – trudno już for-

mułować, jak mają wyglądać te indywidualne kontakty, gdyż zadzierzgnięcie więzów

między indagującymi i indagowanymi odbywa się na płaszczyźnie porozumienia wza-

jemnego”. I słusznie: indywidualnie, grupowo, na krzyż, byle tylko na płaszczyźnie

porozumienia!

Docieramy wreszcie do niezwykle ważnej części pracy, poświęcone czemuś, co

można by nazwać „terenowym savoir-vivrem”, z której można się dowiedzieć, że

„indagujący” musi być dyskretny, taktowny, towarzyski, tolerancyjny, inteligentny,

błyskotliwy, przyjazny, pomocny i spolegliwy. Długo analizowałem dokładnie ten

zestaw atrybutów i wiem już, gdzie szukać idealnego kandydata na „terenowca”. Otóż

idealnego „terenowca” należy szukać wyłącznie poprzez ogłoszenia matrymonialne w

„Kurierze Polskim”.

Tak uzbrojony w wiedzę, teorię i narzędzia (chociaż warto dorzucić tu jeszcze

kompas i strzelbę) „terenowiec” nie zginie – pragnę wierzyć – w najbardziej dziewi-

czym polskim interiorze.

Sumienna lektura „poradnika”23

wzbudza wiele ważkich refleksji natury ogól-

niejszej, nasuwa problemy szczegółowe, które chciałoby się roztrząsnąć, np. jak sobie

radził B. Malinowski bez tego „poradnika”, jeśli potrafił ukazać aż tyle pikantnych

szczegółów z życia Triobriandczyków i Melanezyjczyków? Cos na ten temat wiemy,

ale nie powiemy. „Terenowiec” powinien być – jak przeczytaliśmy – „dyskretny”,

„taktowny” i „spolegliwy”. Czy dopuszczalne jest zatem podglądanie przez dziurkę od

klucza i podsłuchiwanie? Jak daleko „terenowiec” może posunąć się w tzw. obserwacji

uczestniczącej i na ile może być spolegliwy, badając np. zwyczaje i praktyki miłosne

23

Poradnik ten stanowi VI cz. książki (skryptu) V. Krawczyk-Wasilewskiej, Wprowadzenie do folklorystyki, Łódź

1979. Pragnę zaznaczyć, że tego, co powiedziałem (zacytowałem) nie traktuję jako podstawy do deprecjacji całej

pracy autorki. Jej walorem jest np. bibliografia. Nasuwa się jednak refleksja, że gdyby autorka wyciągnęła wła-

ściwe wnioski z teorii, które mniej lub bardziej udanie referuje, zwłaszcza w cz. V (a także częściowo IV), „po-

radnik” metodyczny musiałby wyglądać inaczej.

Page 17: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

17

tubylców? (Czy właśnie cnocie dyskrecji zapewne należy zawdzięczać – in extenso –

dzieło Malinowskiego i dziesiątki wspaniałych książek F. Kotuli?) Roztrząśnięcie tych i

wielu innych problemów szczegółowych pozostawiam na inną okazję. Jedna tylko

uwaga ogólniejsza: z kart omówionego „poradnika” wyłania się wyraźny portret wir-

tualnego folklorysty-terenowca. Czy tylko „wirtualnego”? Ukazało się, także w ostat-

nich latach, wiele dzieł napisanych w myśl recepty: zbierz garść przysłów, anegdot,

bajek i przyśpiewek pszczelarzy, zajrzyj do Słownika folkloru i wypisz odpowiednie

hasła, streść to, co trzymasz w garści i zakończ kilkoma wnioskami. Jak duża porcja

wiedzy o terenie, ludziach, k u l t u r z e została „dzięki” opisanej metodzie badawczej

na zawsze zagubiona w terenie? Jaka wizja terenu jest w nich kreowana? Czy to jakiś

tajemniczy przypadek, że w ostatnich kilkunastu latach zdecydowanie – jeśli o reje-

strację peryferyjnych faktów społeczno-kulturowych chodzi – zdystansował fol-

klorystów polskich polski reporter?

*

Zrobiło mi się smutno, i to nie tyle w wyniku nostalgii za starymi, wypróbo-

wanymi metodami, ile przekonania, że idąc terenem tak malowniczo opisanym przez V.

Krawczyk-Wasilewską, do aktualnych obiegowych dowcipów nigdy nie dotrzemy. Od

czasów wielkiego Boasa i równie wielkiego Malinowskiego wiele negatywnych sądów

wypowiedziano pod adresem tzw. antropologii gabinetowej.

Po przeczytaniu „poradnika” V. Krawczyk-Wasilewskiej g ł o s z ę w i e l k ą

p o c h w a ł ę f o l k l o r y s t y k i g a b i n e t o w e j i i n t e n s y w n e j p r a c y m y -

ś l o w e j w f o t e l u .

10

Uwagi powyższe – na marginesie refleksji nad sytuacją w dziedzinie badań nad

dowcipem – były niezbędne m.in. z tego powodu, że pozwalają wskazać na najważ-

niejsze ograniczenie współczesnej folklorystyki rodzimej, jej „grzech” najcięższy. Jest

to „g r z e c h” d a l e k o p o s u n i ę t e g o r e d u k c j o n i z m u b a d a w c z e g o . Cią-

Page 18: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

ży on zresztą także nad niektórymi innymi dyscyplinami społeczno-humanistycznymi24

.

Przyczyny owego redukcjonizmu upatrywać należy w splocie kilku co najmniej czyn-

ników i nie wszystkie one – bądźmy sprawiedliwi – obciążają sumienia folklorystów.

Wskażę kilka zaledwie, najważniejszych z nich.

Po pierwsze – wzmiankowana już kilkakrotnie „sugestywność” i „uporczywa

obecność” w świadomości wielu badaczy spetryfikowanych postromantycznych obra-

zów folkloru i ...ludu. Rozpatrując rzecz w perspektywie czysto ludzkiej, nie można

potępiać, ani szydzić z czyjegoś przywiązania do pewnej wizji sztuki ludowej, która

może być – i najczęściej jest – wynikiem określonej tradycji i atmosfery naukowej, w

jakiej wychował się badacz. Z drugiej jednak strony stereotyp – nawet stereotyp naro-

dowo-romantyczny! – jako drogowskaz i budulec w postępowaniu naukowym jest

czymś nie do przyjęcia.

Po drugie – i to wydaje się „grzechem” równie ciężkim – chodzi o postępowanie

w myśl reguł, jakie podsuwają fakultatywne25

„poradniki” w rodzaju tu cytowanego, a

w tym – korzystanie z ankiet, jakie proponują niektórzy autorzy. Nie będę tej sprawy

szerzej komentował w tym miejscu, choć taki komentarz jest niezbędny. O niebezpie-

czeństwach, jakie wiążą się ze stosowaniem skategoryzowanej ankiety, można by na-

pisać obszerną rozprawę. Ankieta – rozpisując „na punkty” i „pytania” obraz, który

ukształtował się w umyśle folklorysty – zbyt często w sposób rygorystyczny, arbitralny

i natarczywy ukierunkowuje „indagowanego” i steruje niejako jego wypowiedziami.

Korci mnie jednak, żeby podać jeden, dwa przykłady. W ankiecie Drzewa w folklorze

żądają: „Prosimy notować odpowiedzi osób starszych, miejscowych”. Domyślam się

intencji, ale jednak pytałbym także dzieci, nastolatków, a nawet przybyszów, którzy w

danym miejscu się osiedlili. Inne żądanie: „Szczególnie pytać o dziki bez, jarzębinę,

jawor, klon, jesion, dąb, topolę, lipy, leszczynę, szakłak”. Dlaczego nie, u licha, o

wierzbę, modrzew lub kalinę z liściem szerokim? A może właśnie nalewką z liścia

kaliny leczono jakąś chorobę?26

Z punktu widzenia wymogów obiektywizmu ba-

dawczego szczególnie niebezpieczny i zwodniczy jest ten typ procedury badawczej,

24

Por. np. A. Tyszka, Znamiona redukcjonizmu socjologii kultury , „Teksty" 1980, nr 5. 25

Skrypt Krawczyk-Wasilewskiej przeznaczony jest „dla studentów polonistyki, etnografii, pedagogiki, kultu-ro-znawstwa i muzykologii". 26

Krawczyk-Wasilewska, Wprowadzenie..., s. 142.

Page 19: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

19

który zmierza do umiejscowienia ankiet, kwestionariuszy i tym podobnych w centrum.

Jako swoisty punkt wyjścia i dojścia. Oznacza on bowiem pogrzebanie pewnych na-

dziei, jakie wiązać można z rozwojem metodologii folklorystycznej. A nadzieje te – to,

mówiąc hasłowo, „folklorystyka antropologiczna, rozumiejąca”, „współczujące stu-

dium form” – jak to określa Sapir (piszę o tym w innym miejscu).

O ile jednak można mieć nadzieję na przezwyciężenie lub sprowadzenie do

rozsądnych wymiarów dwóch pierwszych z wymienionych „ograniczeń” folklorystyki

rodzimej – o tyle o wiele gorzej przedstawia się sprawa, jeśli chodzi o trzeci czynnik

ograniczający. Po trzecie więc – mam na uwadze negatywne z punktu widzenia rozwoju

folklorystyki jako samodzielnej dyscypliny naukowej (jednej z ważniejszych dyscyplin

rozpoznających istotne aspekty współczesnego życia społecznego, bo przynoszącej

wiele nowych danych uwiarygodniających naszą wiedzę, o sposobach uczestnictwa

społeczeństwa w kulturze), a o b i e k t y w n i e i s t n i e j ą c e nie od dzisiaj,

determinaty pozaśrodowiskowo-folklorystyczne, pozanaukowe, niemerytoryczne.

Najoczywistszym skutkiem redukcjonizmu folklorystycznego wydaje się – i to

jest stan na dzień dzisiejszy – daleko posunięta selektywność danych, na jakich się

pracuje i z jakich się dedukuje. Co to oznacza – wiadomo. Ofiarą redukcjonizmu pada,

niestety, nie tylko aktualny dowcip.

11

Nic więc dziwnego, że stan posiadania folklorystyki polskiej w interesującej nas

dziedzinie przedstawia się nadzwyczaj skąpo. Jest on, można powiedzieć, odwrotnie

proporcjonalny do stopnia popularności i ekspansywności dowcipów wśród szerokich

warstw społeczeństwa. Nie licząc dawniejszych prac Bystronia, np. Komizm, a

zwłaszcza Megalomania narodowa – w znacznym stopniu ciągle niedocenianych27

mamy trochę, utrzymanych w „stylu klasycznym”, przyczynków i rozpraw poświęco-

nych anegdotom niektórych grup zawodowych, które jednakowoż niewiele (lub nic) do

wiedzy o społecznej transmisji dowcipów wnoszą.

27

Piszę o tym w „Regionach” (Renesans Jana Stanisława Bystronia) 1982, nr 1-3.

Page 20: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

Godne odnotowania i podkreślenia z punktu widzenia, jaki określa niniejsze re-

fleksje, a więc z punktu widzenia w s p ó ł c z e s n o ś c i folkloru, obserwacje, przemy-

ślenia i ustalenia zawarte są zwłaszcza w pracach D. Simonides, począwszy od

Współczesnej śląskiej prozy ludowej28

. Osiągnięcia to tym bardziej godne uwagi, iż

rejestrują także – i to bez „klasycznej pruderii” – niemal na bieżąco repertuar niektórych

grup czy środowisk, czego przykładem jest kilkakrotnie wznawiany Humor śląski.29

Prace Simonides, cenne zarówno ze względu na walory dokumentacyjne, jak i teore-

tyczne, powinny inspirować do dalszych badań i przemyśleń.

Z tym większym uznaniem należy odnotować Księgę humoru ludowego pod

redakcją naukową D. Simonides30

. Księgę ilustrował obficie i znakomicie Andrzej

Czeczot, wspaniale – i nie po raz pierwszy – utrafiając grafiką w konwencję humoru

ludowego i szerzej – ludowości. Księga przynosi 427 tekstów dłuższych i krótszych –

pochodzących głównie z XIX i XX w., przy czym spora ich grupa to teksty „niekon-

wencjonalne”, spisane na gorąco z żywego obiegu ustnego. D. Simonides we Wstępie

potwierdza obserwację, o której była mowa w pkt. 3: „Zjawiskiem występującym

współcześnie coraz częściej jest tendencja do skracania dawnych długich tekstów i

ograniczania ich nieraz do samego dialogu, niemal do pointy, choć i to zależy w dużej

mierze od gawędziarza i jego talentu”. Podkreśla ponadto rzecz bardzo istotną: „Próbkę

poczucia humoru i potrzeby śmiania się w wydaniu ludowym pragnęliśmy tu przed-

stawić, przypominając czytelnikom, iż prezentowane teksty – wyrwane ze społecznego

kontekstu, pozbawione funkcji, która je każdorazowo powołuje do życia, gestykulacji i

mimiki gawędziarza, a nade wszystko śmiechu i reakcji odbiorców – są wyraźnie

uboższe od ich autentycznego, ustnego życia w kręgu społecznym”31

.

Autorki próbują więc przełamać Księgą pewne „obowiązujące” schematy i z

dużym powodzeniem kompromitują mit „sterylnego folkloru”, a jeśli urażą czyjś gust,

to będzie to zapewne ktoś kompletnie pozbawiony poczucia humoru. Zresztą dowcip

nie liczy się z gustami. Ponadto dowcip szybko starzeje się i dezaktualizuje, toteż

28

D. Simonides, Współczesna… 29

Humor śląski.”Bery śmieszne i ucieszne”, zebrała i oprac. D. Simonides, wyd. 5, Kraków 1978; por. też Skarb w

garncu. Humor ludowy Słowian Zachodnich, red. D. Simonides, Opole 1979. 30

Księga humoru... 31

Tamże, s. 7.

Page 21: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

21

słusznie zrezygnowano w Księdze z wielu tekstów nieczytelnych współcześnie. Księga

jest rezultatem ostrożnego kompromisu między tradycją a współczesnością i dlatego

(nie formułuję tego jako zarzutu) daleko stąd jeszcze do tego wszystkiego, co atakuje i

obnaża bezlitośnie aktualny dowcip; innymi słowy, daleko nam jeszcze do reprezenta-

tywnej antologii aktualnego dowcipu.

Mają swoje wystawy, wernisaże i albumy twórcy karykatur i dowcipów rysun-

kowych. Spróbujmy pomarzyć, iż Księga otworzy w wydawnictwach szerzej furtkę dla

współczesnego dowcipu słownego, np. dla antologii tematycznych. Na początek mo-

głyby to być antologie dowcipów o zwierzętach, kobiecie, małżeństwie, teściowych,

dalej abstrakcyjnych, erotycznych, a jak dobrze pójdzie, to... Marzenia te wynikają z

głębokiego przekonania, iż nie można pomijać, bo takie są wymogi postępowania na-

ukowego, żadnych faktów, jeśli są one faktami ludzkiego zachowania. W istotnej

mierze i w sposób szczególny odnosi się to i do folklorystyki, jeśli nie chce ona uzyskać

„statusu” nauki wiecznie nie nadążającej za współczesnością.

[…]

Page 22: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

II

NOTATKI DO PSYCHOSOCJOLOGICZNEJ

CHARAKTERYSTYKI DOWCIPU

Prasa kulturalna jakby ostatnio „nieco drgnęła”. Nie można oczywiście powie-

dzieć, że wychodzimy już z kryzysu, ale mamy chyba za sobą okres gwałtownego

spadania w dół. Całość ciągną niezawodne lokomotywy – „Tu i Teraz”, „Polityka”,

„Rzeczywistość” – dostarczając tak niezbędnego tlenu naszej publicystyce kulturalnej.

Pojawiły się pewne, niewielkie jeszcze, ale jednak, szanse na eksport i zdobycie ryn-

ków. Każdy uczciwy i obiektywnie myślący obywatel, każda jednostka, która liczy się z

wymową realistycznych faktów, musi przyznać, że całą tę ogromną machinę przestawia

się na nowe tory. To musi potrwać i dlatego nic nie obiecujemy. Dowcipy nadal, nie-

stety, są przedmiotem ożywionej spekulacji czarnorynkowej i źródłem nieuzasadnio-

nych zysków i korzyści jednostek z marginesu społecznego. Zjawiska tego rodzaju

dewiacji społecznych śledzimy z całą uwagą i dlatego – na wszelki wypadek – nie

wychodzimy jeszcze w tym numerze z podziemia folkloru.

12

Maszerują szosą dwa pomidorki i wesoło sobie śpiewają. Nagle zza zakrętu

wyjeżdża ogromny TIR i rozjeżdża jednego pomidorka. Na co drugi: „Nie wy-

głupiaj się, Keczup! Wstawaj. Idziemy dalej!” Byłem absolutnie przekonany, że to

ja wymyśliłem ten dowcip, aż do momentu, kiedy docent N. nie zaczął arbitralnie do-

wodzić, iż to on właśnie jest jego autorem. Ale ja i tak nie wierzę N., chociaż on ma

monopol na opowiadanie dowcipów, którego ja nie posiadam.

Otóż każdą charakterystykę obiegowych dowcipów (chętnie nazwałbym je „ulicz-

nymi”, aczkolwiek opowiada się je także i w salonach, i najwyższych gremiach), należy

rozpocząć od stwierdzenia: konia z rzędem temu, kto złapie dowcip na niecnym

uczynku jego połogu! Być może warto rozpisać ankietę, która pozwoliłaby uchwycić

takie – u d o k u m e n t o w a n e – przypadki na wzór chociażby ankiety przeprowa-

Page 23: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

23

dzonej w listopadzie 1955 roku przez „Sunday Pictorial”, a dotyczącej przypadków tzw.

dzieworództwa32

. Powiedziałem „na wzór”, i popełniłem istotny błąd. Dowcipy tym się

różnią od przypadków hipotetycznego dzieworództwa, iż nie mają ani ojca, ani matki.

Nie mają metryki urodzenia, mają za to często podrabiane legitymacje. Są bezdomne

jak wałęsające się po gościńcach, placach i zaułkach bezpańskie kundle.

Prawda, że zdarzają się, i to stosunkowo często, osobnicy, którzy zgłaszają pre-

tensje do autorstwa określonych dowcipów. O „kradzież” (plagiat?) kawałów posądzo-

no nawet D. Simonides, a uczynił to pewien czytelnik którejś z rzędu edycji Humoru

śląskiego33

. Otóż argumentował on ni mniej, ni więcej, że kilkanaście dowcipów, jakie

przytacza w swym zbiorze autorka antologii, są niezbywalną własnością jego dziadka.

Historia milczy, czy doszło w opisanym przypadku do procesu, ale spróbujmy wy-

obrazić sobie przed jak monstrualnymi trudnościami stanąłby ewentualnie sędzia.

Bezskutecznie szukałem zresztą w orzecznictwie sądowym odpowiedniego przepisu,

który mógłby być precedensem prawnym. Dowcip drwi sobie z kodeksów, paragrafów,

kolegiów orzekających i sądów wszelkiej instancji; dowcipu nie można skazać.

Zdarzają się też dowcipy, i jest to pokaźna ilościowo grupa, których autorstwo

przypisuje się jakiejś znanej czy wybitnej osobistości. Podejrzewam, że eksplozja tego

rodzaju dowcipów wybucha zwłaszcza po śmierci danej osobistości. Bo powiedzmy

szczerze, gdyby zebrać wszystkie dowcipy przypisywane np. G. B. Shawowi czy M.

Twainowi, musieliby oni przeżyć (łącznie) co najmniej kilka swoich żywotów („żyć”?),

aby te wszystkie kawały wymyślić i puścić w obieg, a z tego wynika, że nie starczyłoby

im już na pewno czasu na napisanie Pigmaliona, Przygód Hucka i paru innych nie-

złych rzeczy. Mamy tu do czynienia z tym samym przypadkiem, co z rzekomymi wy-

czynami erotycznymi Casanovy, i w pewnym stopniu cassus identyczny z problemem

tzw. dowcipów szkockich. Nie odmawiam daru dowcipu G. B. Shawowi i M. Twa-

inowi, byłoby to absurdalne, ale jest raczej tak, że istniejące, krążące już wcześniej

dowcipy adaptuje się w pewnych sytuacjach (często modyfikując je odpowiednio) „na

użytek” jakichś znakomitych person, osób na świeczniku itd. Są to suigeneris dowcipy

32

» A. Smith, Ciało, przeł. H. Wasylkiewicz, Warszawa 1971, s. 96. 33

» Por. Drogi Czytelniku! [w:] Humor śląski. „Bery śmieszne i ucieszne”, zebrała 1 opracowała D. Simo-

nides, Kraków 1978, s. 14.

Page 24: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

„przechodnie”. Dowcipami tego rodzaju bawiły się kolejne pokolenia studentów. Ich

treść była mniej więcej taka sama, lecz zmieniał się ich bohater: raz był to prof. B.,

innym razem S. lub H. Specjalna odmiana takich „przechodnich” dowcipów przysłu-

giwała kadrze dowódczej studiów wojskowych i, rzecz charakterystyczna, każde SW

przy uczelni miało przynajmniej jedną taką anegdotyczną postać, a zarazem źródło

dowcipów.

13

Rozpatrzmy jeszcze jeden zbliżony przypadek. Istnieje także duża grupa dowcipów

– od medycznych, poprzez małżeńskie i erotyczne, po polityczne – które opowiada się

jako zdarzenia autentyczne, prawie na tej samej zasadzie, na jakiej kolportuje się plotki,

pogłoski czy sfabularyzowane memoraty, bijąc się przy tym w piersi, że to, o czym się

mówi, zdarzyło się osobnikowi X, Y czy Z „naprawdę”. Są to czasem dłuższe opowieści

komiczne, ale nie tylko. W każdym szpitalu można usłyszeć dziesiątki „opowieści” w

rodzaju: Pewien facet (najczęściej jest to – „jak Boga kocham!”, „klnę się!”, „na-

prawdę”, „daję słowo!”, „nie wierzysz?!” –„mój wujek”, „sąsiad z góry”, „szwagier”

itd.) lubił sobie podczas codziennej pewnej czynności natury fizjologicznej za-

palić. Pewnego razu, kiedy wyrzucił zapałkę pod siebie, nastąpił gwałtowny

wybuch i facet doznał ciężkich oparzeń w wiadomym miejscu. Okazało się, że

żona wylała do muszli klozetowej moment wcześniej benzynę zużytą do czysz-

czenia kołnierza z lisa. Wezwano pogotowie. Kiedy sanitariusze usłyszeli, co się

stało, tak ryczeli ze śmiechu, że podczas znoszenia biedak wypadł z noszy na

schody, złamał sobie nogę i pękła mu śledziona. Lekarz, który na sali operacyjnej

dowiedział się o historii przypadku, nie mógł opanować śmiechu i przez nie-

uwagę wyciął operowanemu wątrobę. Podczas pogrzebu... itd. Dowcip ten opo-

wiadany jest w wielu wariantach. (Folklor szpitalny w ogóle pełen jest takich, nieko-

niecznie komicznych czy tragikomicznych, opowieści „prawdziwych” o różnych po-

myłkach lekarzy, zaszytych we wnętrzu pacjenta rozmaitych przedmiotach, nagłych,

tajemniczych zgonach i cudownych wyzdrowieniach). Na podobnej zasadzie i w wielu

wariantach opowiada się dowcipy, których inspiracją jest hipotetyczny przypadek tzw.

vaginismus inter coitum seve contracts vaginae sive penis captivus (nb. nawet

Page 25: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

25

autorytety naukowe, analizując te przypadki, powołują się głównie na folklor i prasę

brukową34

).

Pewnego razu podróżowałem pociągiem osobowym na trasie Polanica Zdrój – Ka-

towice. Pasażerowie płci obojga, którzy podróżowali w „moim” przedziale, bardzo

szybko weszli w komitywę, ustalając coś w rodzaju – jakby powiedział E. Goffman35

„roboczego” (na czas podróży) interakcyjnego modus vivendi. Ustalanie reguł „gry”

poszło szybko i typowo: Może pani zapali carmena? O, dziękuję, z przyjemnością!

Gdzie pan dostał? Może kieliszeczek? Kanapeczkę? itd. Nie warto się na ten temat

rozpisywać (aczkolwiek warto zwrócić uwagę na niebagatelną rolę deminutiwów i

hipocoristikonów w kreowaniu nieoficjalnych, „familiarnych” więzi społecznych).

Posypały się opowieści „z życia” i dowcipy. Nie będę ich tu z kilku względów przyta-

czał, zaintrygował mnie zresztą szczególnie jeden moment. Bo oto, kiedy już 144.

dowcip został opowiedziany i wena jakby zaczęła opuszczać towarzystwo, odezwała się

nagle dwudziestoparoletnia dziewczyna (która do tej pory raczej milczała, ale po-

zytywnie brała udział w „przedstawieniu”): A u nas w sanatorium wczoraj rano

jedna pani poszła na wizytę do ginekologa, a zaraz potem piętro wyżej do sto-

matologa. Tam zauważyła, czerwieniejąc ze wstydu, że nie ma na sobie maj tek,

które niżej, siłą rzeczy, musiała zdjąć z siebie. Zbiegła na dół, pytając: „Czy nie

zostawiłam u pana swoich, hmm...?” „Nie – odpowiedział ginekolog – może

zostawiła pani u dentysty?” Więź społeczna zawiązana w „moim” przedziale została

uratowana. Trudno jednak, doprawdy, powiedzieć, kto w tym wypadku popisał się naj-

większym poczuciem humoru: dwudziestoparoletnia „narratorka”, ginekolog czy za-

pominalska.

Nie przeczę. Zdarzają się w naszym życiu sytuacje tak komiczne i dowcipne, że

samo ich najlapidarniejsze „zreferowanie” przekształca się w dowcip. Zatem mimo-

wolnym źródłem dowcipu może być niekiedy jakaś konkretna sytuacja i jej „ofiara”.

Zakładając, że jeśli w tego rodzaju dowcipach czy „opowieściach” tkwi nawet

34

T. Bilikiewicz, Klinika nerwic płciowych, Warszawa 1969, s. 50-51.

35

Nawiązuję tu do terminologii z głośnej książki E. Goffmana, Człowiek w teatrze życia codziennego,

przeł. H. i P. Śpiewakowie, Warszawa 1981 (b. tytuł oryginału The Presentation of Self in Everyday Life został

oddany niezbyt fortunnie w polskim przekładzie).

Page 26: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

„źdźbło prawdy”, to jedynie w wyjątkowych przypadkach ich autorem będzie „ofiara”

zdarzenia. Któż bowiem z przeciętnych łudzi zaryzykuje wystawienie na szwank swojej

godności? Przeciętny człowiek, bo taka jest natura psychiki ludzkiej, najczęściej „ata-

kuje” innych, bawi się ich kosztem, wyjątkowego sprzymierzeńca zyskując właśnie w

dowcipie. Dzieje się tak, jak zobaczymy, nie bez powodów.

Zacytowane dotąd przykłady nasuwają także przypuszczenie, iż istnieje jakaś –

bliżej nie określona – psychosocjologiczna więź między dowcipem a plotką, pogłoską,

„opowieścią z życia”. Można jednak cytować przebogatą literaturę naukową, dotyczącą

różnych aspektów funkcjonowania plotki i pogłoski, od aktu narodzin począwszy,

powołującą się przy tym na badania „laboratoryjne”36

, nie odnajdziemy jednak naj-

prawdopodobniej żadnego studium opisującego dowcip in statu nascendi. O akcie

narodzin dowcipu można w miarę zasadnie wnioskować jedynie a posteriori, docie-

kając np., jakie sytuacje i czynniki go determinują (prowokują), z jakim typem psy-

chicznej osobowości można go kojarzyć itd.

Dwóch mężczyzn pije alkohol metylowy. Po godzinie jeden z nich mówi:

„Chodźmy do domu, bo zaczyna się ściemniać!” Czasem trzeba odświeżyć jakiś

truizm. Można zatem dodać, że źródłem dowcipów jest samo życie – we wszystkich

wymiarach i znaczeniach – i niewykluczone, że w tym właśnie należy doszukiwać się

największych trudności, jakie dowcip sprawia folklorystom i nauce. Jakby powiedział

Čapek, życie to bezmierna dżungla i dlatego tak trudno poruszać się w gąszczu dow-

cipów. Nauce! – bo przecież wszakże nie ich kolporterom.

Co zaś się tyczy kilku refleksji powyższych, trzeba przyjąć, że pierwszą, pry-

marną – i może najbardziej brzemienną w konsekwencje – cechą dowcipu jest jego

anonimowość, bezimienność i, chcąc nie chcąc, zadowolić twierdzeniem o „zbioro-

wym” autorze kawałów. Dowcipy zatem są własnością (twórczością) „ludu”, szerokich

„mas” społecznych. Można je w wielu wypadkach utożsamiać, identyfikować z jakąś

konkretną grupą społeczną, ale – uwaga! – nie w każdym przypadku takie zabiegi

przynoszą rezultaty tak pewne, jak np. wyodrębnienie dowcipów górniczych. Oto jeden

„drobny” przykład: sporo pisano u nas (zwłaszcza publicystyka) nt. tzw. polish jokes.

36

Por. choćby K. Thiele-Dohrmann, Psychologia plotki, przeł. A. Krzemiński, Warszawa 1980; R. L. Rosnow, O pogłosce, przeł. H. Wa-

lińska de Hackbeil, „Literatura Ludowa” 1976 nr 2; G. Jahoda, Psychologia przesądu, przeł. J. Jedlicki, Warszawa 1971; K. B. Madsen,

Współczesne teorie motywacyjne, przeł. A. Jakubczyk, . Łapiński i T. Szustrowa, Warszawa 1980; S. Mika, Psychologia społeczna, Warszawa

1981 (w ostatnich dwóch pracach por. szczególnie uwagi na temat teorii L. Festingera).

Page 27: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

27

Jak się powszechnie przyjmuje, są to dowcipy tworzone przez różne grupy etniczne

zamieszkujące Stany Zjednoczone, a wymierzone w amerykańskich Polaków (a po-

średnio w Polaków w ogóle). Paradoksalny w związku z tym może się wydać udoku-

mentowany fakt, że wiele z tych dowcipów – nawet najbardziej paszkwilanckich –

bywa tworzonych i kolportowanych przez członków polskich grup etnicznych w USA!

Ten sam dowcip może służyć różnym grupom (społecznym, etnicznym) i atakować

różne grupy37

. O niesłychanej „elastyczności” dowcipu będzie zresztą jeszcze mowa.

14

Intrygują mnie jednak ciągle owi bezimienni twórcy dowcipów. Kimże oni są?!

Że są zazwyczaj piekielnie inteligentni, czuli i wrażliwi na wszystko, co związane ze

skomplikowaną materią tego świata – to pewne. Kontynuują wszakże nie byle jakie

tradycje, bo – z jednej strony – tradycję nurtu plebejsko-sowizdrzalskiego, a z drugiej

–wielką tradycję intelektualnego esprit.

Wedle jednej z typologii Freuda wszystkie dowcipy można podzielić z grubsza

na dwa rodzaje: „niewinne” i „tendencyjne”38

. Można by zatem wśród autorów (i kol-

porterów, dodajmy) dowcipów wyróżnić grupę „niewinnych” kpiarzy, lubiących po-

pisać się taką czy inną anegdotką, której obiektem staje się znajomy czy przyjaciel. Ot,

takie sobie żarty, aluzje towarzyskie, przytaczane „od niechcenia”, jakby przypadkowo.

Zważając na cele takiego „niewinnego dowcipkowania”, które na ogół wiążą się z

chęcią podniesienia własnej atrakcyjności w opinii najbliższego otoczenia, po-

zyskaniem „zwolenników”, odniesieniem okazjonalnego sukcesu – proponuję nazwać

je „dowcipami ingracjacyjnymi”39

.

Autorów dowcipów „tendencyjnych” zaś umieściłbym – korzystając z refleksji

Pankowskiego poświęconej zjawisku tzw. przez niego poezji nieokrzesanej40

– pośród,

37

Por. L. Fish, Is the Pope Polish? Some Notes on the Polack Joke in Transition, “JAF” 1980 R. 93 nr

370, s. 450-454; także J. B. Kerman, The Light-Bulb Jokes: Look at Social Action Processes, tamże, s. 454

-458. 38

Por. na ten temat K. Thiele-Dohrmann, Psychologia…, s. 137 i n.

39

Por. M. Lis-Turlejska, Ingra-cjacja, czyli manipulowanle ludźmi za pomocą zwiększania własnej

atrakcyjności, [w:] Osobowość a społeczne zachowanie się ludzi, praca zbiorowa pod red. J. Rejkow-

skiego, Warszawa 1980. 40

M. Pankowski, Polska poezja nieokrzesana (próba określenia zjawiska), „Teksty” 1978, nr 4.

Page 28: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

jak to określił w swoim szkicu, „marginesowców” (choć to bardzo nieprecyzyjne

określenie). „Marginesowcy” to jednostki, które z różnych przyczyn i powodów, często

mimo woli, na zawsze lub w jakimś określonym czasie pozostają w sytuacji konfliktu

lub opozycji do oficjalnie (centralnie) aprobowanych lub lansowanych norm i wartości,

urzędowych stereotypów, instytucji społecznych, państwowych, ustrojowych. To wła-

śnie „marginesowcy” „organizują” podziemie folkloru i kierują nim. Zaznaczmy, że

pojęcie „konfliktu” czy „opozycji” dotyczy tu bardzo wielu spraw i problemów, a

dowcip nie jest, oczywiście jedyną formą współczesnej twórczości „marginesowców”.

Dokonując pobieżnego nawet przeglądu aktualnych dowcipów, łatwo zauważyć, iż ol-

brzymia ich ilość (większość?) – to dowcipy „tendencyjne”, których strategie nadawcze

kształtuje właśnie stan lub świadomość (a może lepiej rzec: instynkt) „frustracji”,

„opozycyjności”, „wrogości”, „walki”. Inaczej mówiąc, strategie owe animuje zawarty

w postawie psychologicznej „marginesowców” pierwiastek „agresywności”, osiągający

różną skalę i natężenie. Agresja – jak poucza psychologia – bywa bardzo często spe-

cyficzną formą „postawy obronnej”, a więc reakcji na „lęk”, który należy jakoś roz-

ładować. Jak widać, twierdzenie, że nie można pewnych pomysłów i teorii Freuda

wrzucać beztrosko do lamusa, nie jest pozbawione podstaw (por. cz. I, 7).

Pragnę raz jeszcze podkreślić nieprecyzyjność zaproponowanej typologii, ale

uważam, że może ona w jakimś momencie okazać się użyteczna. Tak np. nawet owe z

pozoru „niewinne” dowcipy nie są najczęściej takie „niewinne”. Kokietując odbiorców

zawartym w nich „ziarnkiem prawdy”, mogą w konsekwencji wywołać falę plotek czy

pogłosek. A w tym momencie sprawa zaczyna się robić poważna. Z drugiej strony –

także dowcipy określone jako „tendencyjne” mogą być, i bywają, używane w funkcji

„ingracjacyjnej”.

Dodać w tym miejscu trzeba – mając na względzie końcową refleksję nad

funkcjami społecznymi dowcipów – jeszcze jedną istotną uwagę. W powyższych kilku

fragmentach była mowa o „wirtualnych”, „hipotetycznych” autorach dowcipów. Otóż

wydaje się jak najbardziej prawomocna i uzasadniona teza, że kolporterzy dowcipów

„wchodzą” zawsze w jakimś stopniu, mniej lub bardziej, w role społeczne „margine-

sowców”, „wczuwając się” jakby w ich świadomość i (podświadomie, mechanicznie,

instynktownie?) aprobując ją, a przynajmniej jej nie odrzucając. Gdyby tak nie było, nie

Page 29: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

29

widziałbym sensu funkcjonowania ogromnej ilości dowcipów i trudno byłoby tłuma-

czyć fenomen ich niesłabnącej popularności. (Rzecz jasna, reguła ta może mieć, i

pewnie ma, wyjątki). Twierdzenie, że dowcip służy do pośmiania się, jest oczywiście

jak najbardziej słuszne, ale dalece nie wystarczające do wyjaśnienia fenomenu dowcipu.

15

Toteż parę słów chciałbym poświęcić sprawie, którą generalnie dałoby się ująć

jako: dowcip a demokracja.

Ulubiony mój autor, Karel Čapek, wiele błyskotliwych, celnych i trafiających w

sedno sądów i uwag poświęcił wzajemnym stosunkom między ludem a humorem,

traktując dowcipy jako „w znacznej mierze przywilej warstw społecznie niższych”41

.

Trudno mi autorytatywnie wypowiadać się, jak w przeszłości rozkładały się dokładnie

proporcje w poczuciu humoru między różnymi klasami i warstwami społecznymi.

Wiele przemawia za tym, że znaczna ilość kursujących współcześnie dowcipów tkwi

korzeniami w plebejskości, czerpiąc natchnienie z „dołów” kultury. Choć naprawdę nie

wiem, czy Čapek ma rację, dowodząc, iż „humor ma w istocie charakter ludowy”, że

„humor jest z reguły głosem ludu, tak jak slang jest mową ludu”42

itd., zwłaszcza że nie

przeszkadza mu to równocześnie dowodzić, że „Anegdota i dowcip odwołują się do

intelektu, dlatego rozwijają się najbujniej w obrębie klas odznaczających się przewagą

intelektualną, nie należy więc uważać ich za pozycję czysto ludową”43

.

Ów Homer ludu praskiego powiadał np., że trzech murarzy, spotkawszy się,

narobi więcej psikusów i kawałów, aniżeli – cytuję – „czterdziestu ministrów”. Jeśli za

czasów Čapka było właśnie tak, jak on twierdzi (a był, to nie ulega wątpliwości, nie-

przeciętnym obserwatorem życia), to musimy wysunąć tezę, że w ciągu ostatniego

półwiecza nastąpił niebywały proces demokratyzacji humoru i dowcipów. A tezy tej nie

41 K. Capek, Marsjasz, czyli na marginesie literatury, przekł. H. Janaszek-Ivaničkova, Kraków 1981, s.

42. 42

« Ibidem, s. 41-42. 43

« Ibidem, s. 33.

Page 30: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

chcę bynajmniej wspierać wyłącznie spostrzeżeniem, że dzisiaj trzech ministrów potrafi

spłatać więcej „figlów” aniżeli półtora miliona murarzy.

Uznajmy zatem, że humor był zawsze zjawiskiem z gruntu demokratycznym, co

Čapek zresztą intuicyjnie wyczuwał44

. Dowcip zaś wydaje się dzisiaj najbardziej de-

mokratycznym z demokratycznych gatunków twórczości ludzkiej. I trudno byłoby,

doprawdy, wskazać jakąś konkretną grupę społeczną, którą cechowałby zdecydowany

ostracyzm wobec dowcipu. Z danych antropologiczno-kulturowych wynika, że humor i

dowcip towarzyszy wszystkim społeczeństwom, włącznie z pierwotnymi, choć nie

wiem, jakie dowcipy opowiada się aktualnie w innuickim igloo. Można zasadnie mówić

o predylekcji pewnych grup społecznych (etnicznych) czy kręgów środowiskowych do

pewnego rodzaju humoru i typu dowcipu, które dla jednych są do przyjęcia, a dla innych

nie (ma to istotne znaczenie dla analizy sytuacji, w których nawiązuje się komunikacja

poprzez dowcip). Na tej zasadzie np. środowiskom młodzieżowym przypisuje się

„skłonność” czy „zamiłowanie” m. in. do tzw. dowcipów abstrakcyjnych w rodzaju: Na

drzewie siedzą dwie krowy i robią na drutach. Nagle patrzą, a tu leci słoń. „O!”

–mówi jedna krowa i dalej robi na drutach. Po chwili patrzą, a tu leci drugi słoń,

potem trzeci, czwarty... „Pewnie gdzieś tu muszą mieć gniazdo!” – mówi druga

krowa i dalej robi na drutach; na drzewie siedzą dwa słonie i robią na dru tach...;

na drutach siedzą dwa słonie...; na drzewie siedzą dwa gniazda... Lub qu-

asi-abstrakcyjnych typu: O czym myśli pająk wiszący nad jeziorem? Odpowiedź:

Jak tu się spuścić, żeby nie wpaść. Nie wiem, czy są one „własnością” wyłącznie

młodzieży.

Możemy się zatem spokojnie umówić, że – wyłączając dewiantów – dowcipy

opowiadają i słuchają dosłownie wszyscy. Każdy obywatel, pominąwszy niemowlęta,

ma (przynajmniej teoretycznie) równy dostęp do dowcipu i dlatego dowcip jest jednym

z dwóch najbardziej egalitarnych dóbr konsumpcyjnych, jakie znam.

Egalitaryzm i powszechna dostępność nie obejmuje, niestety, talentu do opo-

wiadania dowcipów i dlatego wszystkich, którzy je opowiadają, można podzielić na

44

Capek nie był ani teoretykiem kultury, ani literatury czy folkloru, ale jego „teoria kultury" felietonem pi-sana wyprzedza wiele ustaleń „poważnych uczonych" i przewyższa wnikliwością sądów wiele współczesnych, hermetycznym językiem pisanych tzw. rozpraw naukowych. Próbowałem to uzasadnić w omówieniu Marsjasza (Karela Čapka teoria literatury popularnej i ludowej), „Regiony” 1982 nr 4.

Page 31: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

31

tych, co czynią to znakomicie, tych, co wykonują je poprawnie, i wreszcie tych, którzy

notorycznie kładą („zarzynają”) dowcip już pierwszym wypowiedzianym słowem.

Wśród tych pierwszych zdarzają się niezwykle często arcymistrzowie sztuki, talenty o

fenomenalnej pamięci i zdolnościach narracyjno-aktorskich. Można ich śmiało po-

równać z najwybitniejszymi spośród opisanych przez badaczy indywidualnościami

„klasycznego” folkloru, lecz żaden z nich, jak dotąd, nie odnalazł swojego Karadżića,

Azadowskiego, Kadłubca czy Lomaxa, któremu z folklorystów przyjdzie bowiem do

głowy, że jego sąsiad z góry, niepozorny, zasuszony gryzipiórek, wiecznie posztur-

chiwany pantoflem wiedźmowatej żony, który „odnajduje się” i błyszczy dowcipem we

własnym gronie, to prawdziwy artysta, fenomen na skalę Jeżowicza – godny dysertacji

naukowej?

Dałoby się wyróżnić jeszcze tych, którzy namiętnie zapisują w notesie każdy

usłyszany dowcip. Zapisywanie kawałów na „prywatny użytek” może więc stać się

czymś w rodzaju hobby, namiętności, podobnie jak hodowla kaktusów, rozwiązywanie

krzyżówek lub czekanie w kolejce. W pewnych skrajnych przypadkach przekształca się

w manię. (Od razu wyjaśniam, że kilka grubych notesów z dowcipami z ostatnich

miesięcy zgubiłem.) Niestety, nie wiadomo, dlaczego jednych dowcipy „trzymają się” i

w dodatku potrafią oni fantastycznie nas nimi zabawić, a inni permanentnie je „zarzy-

nają”. Wynika to z jakichś nadzwyczajnych i nie zbadanych predyspozycji (lub nie-

dyspozycji) psychicznych, i nie wiadomo, jak się to ma do stopnia wykształcenia, inteli-

gencji ogólnej, płci, zawartości adrenaliny lub alkoholu we krwi, przynależności par-

tyjnej, pochodzenia, determinantów grupowych, społecznych, etnicznych itd. Przypadki

notorycznego pociągu do zapisywania dowcipów oświetlić mogą wyłącznie psychiatrzy

i oczywiście rzecz nie dotyczy folklorystów. Jako przypadki klasyfikujące się do le-

czenia należy zaliczyć także tych, którzy „specjalizują się” w opowiadaniu wyłącznie

kawałów obsceniczno-seksualnych i czynią to w sposób wyjątkowo nieraz natrętny,

każdy pretekst uważając za dobry do ich opowiadania.

Dowcip wymaga pewnej wykształconej umiejętności słuchania i odbioru. Dla-

tego też – odpowiednio – można wyróżnić idealnych słuchaczy dowcipów, którzy

chwytają w lot każdy niuans, aluzję, gest, odbierają je każdą komórką ciała; dalej –

Page 32: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

odbiorców „opornych”, którym trzeba kawał powtórzyć, i wreszcie – kompletnych

analfabetów w tej dziedzinie, którym trzeba opowiadane dowcipy tłumaczyć.

A tak w ogóle, pragnę zauważyć, nie ma – jeśli o wyżej poruszone kwestie

chodzi – żadnych specjalnych i istotnych różnic między społeczeństwami nowocze-

snymi, rozwiniętymi a pierwotnymi czy ludowymi; i o naszych współczesnych można

powiedzieć dokładnie to samo, co Malinowski o poczuciu humoru Melanezyjczyków:

„zmienia się [...] [ono – M. W.] zależnie od człowieka; skala jest bardzo rozległa: od

mrukliwego gbura lub naiwnego, dobrodusznego prostaka do jednostki naprawdę

dowcipnej i pełnej humoru, zawsze gotowej do żartu, zawsze mającej dobrą opowieść w

pogotowiu i rzadko obrażającej się bez powodu”.

16

Przypomnę, że nadal rozważamy kwestię demokratyczności anegdoty i dowcipu.

Wzmianka o „ero

todowcipomanii”, jak i dygresja antropologiczna, przywiodły mi na myśl (pewnie na

zasadzie luźnych skojarzeń słownych) po raz któryś z rzędu mojego ulubionego autora

K. Čapka. Otóż w jednym ów trafny diagnosta społeczny zdecydowanie przesadził! A

mianowicie, kiedy wielokrotnie i arbitralnie stwierdzał, że „Dowcip jest w ogóle męską

formą wypowiedzi”45

, którą to tezę wspierał wieloma argumentami. A to, że niby kobie-

ty w ogóle nie mają poczucia humoru i ich stosunek do komizmu jest pasywny, a to, że

niby nie chcą opowiadaniem dowcipów narażać na szwank godności własnej, na którą

są podobno wyjątkowo uczulone (fakt, że opowiadanie dowcipów grozi takim niebez-

pieczeństwem), a to, że o sprawach intymnych mówią najczęściej we własnym gronie, i

to tylko szeptem, i poważnie, a to, że lubują się w dłuższych pieszczotach i igraszkach

słownych, podczas gdy dowcip wymaga refleksu, szybkości i zwięzłości. Dowcip jest

więc, wedle Čapka, atrybutem wyłącznie męskim, „elementem zdobywczości męskiej”,

częścią erotycznego rynsztunku mężczyzny. W zwięzłej, błyskotliwej formie dowcipu

wyładowuje się jakoby energia, agresja i potencja intelektualna męska, tak jak cechy

45

K. Čapek, Marsjasz..., s. 35.

11

Page 33: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

33

psychiki damskiej wyładowują się rzekomo w formie np. plotki. A już tzw. słone ka-

wały są, według niego, wyłącznie domeną męską. Powołuje się przy tym mój ulubiony

autor na jakieś popularne i bliżej nie określone „lekcje” antropologii, wspominając np. o

domach kawalerów w plemionach pierwotnych, w których „odbywają się misteria

męskie” i opowiada się kawały o teściowych i żonach46

. Być może asumpt do tego

rodzaju twierdzeń dały Čapkowi – odnotowywane także przez folklorystów polskich

zainteresowanych dowcipem – opowiadane przez mężczyzn anegdoty poświęcone in-

dolencji kobiet w dziedzinie opowiadania dowcipów47

. Ale przecież z tego faktu nie

należy wyciągać generalnych wniosków. Bardziej prawdopodobne jest, że Čapek –

znany z ciętych złośliwostek pod adresem freudyzmu – wpadł w tym wypadku w sidła

psychoanalizy „ulicznej”, stosowanej na gruncie myślenia potocznego. Pogląd, iż

dawniej, a więc pół wieku temu, za czasów Čapka, sztuka dowcipu była determinowana

płciowo, wydaje się mało prawdopodobny. Powoływałem się już wcześniej na dzieło

Brantomme'a. Nawet w epoce wiktoriańskiej, przedstawianej zwykle jako moralny

monolit, istniała katastrofalna przepaść między oficjalną „fasadą” a nieoficjalnymi

„tyłami”, czego zresztą nie dostrzegają jakby niektórzy badacze kultury, literatury i

folkloru tej epoki48

. Być może Čapek, znany ponadto ze swej niechęci do wszelkich

przejawów myślenia i konwencji mieszczańskich (drobnomieszczańskich), uległ w tej

jednej kwestii zwalczanym konwencjom, widząc kobietę taką, jaką chciał widzieć. Bo

nie bardzo chce mi się wierzyć, że omawiana kwestia przedstawiała się tak bardzo

różnie w czasach autora Marsjasza w porównaniu z dniem dzisiejszym, chociaż do-

ceniam wszelkie przejawy emancypacji kobiet, jakie się od tego czasu dokonały.

Zatem tego rodzaju poglądy (typowe zresztą nie tylko dla Čapka i jego czasów)

należy poddać zdecydowanej rewizji. Życie poucza, iż kobiety są równie namiętnymi

opowiadaczami dowcipów, jak mężczyźni bywają zatwardziałymi plotkarzami. Cechą

agresywności (także intelektualnej) współczesne niewiasty biją często na głowę nie-

jednego mężczyznę. Jeśli jest inaczej, to znaczy, że od lat obcuję i komunikuję się z

kobietami …„upadłymi”, w co trudno mi uwierzyć. Nie istnieją, twierdzę z obserwacji,

żadne kobiece „zahamowania” w dziedzinie najbardziej nawet słonych kawałów, choć z

46

Ibidem. 47

D. Simonides, Współczesna śląska proza ludowa, Opole 1969, s.71. 48

Por. np. J. Kosidowski, W cieniu dobrej Królowej Wiktorii, „Kobieta i Zycie” 1982 nr 35.

Page 34: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

drugiej strony – nie wykluczam, że istnieje rodzaj specyficznej „subkultury” kobiecej49

.

Jeśli przypadkiem uda się nam podsłuchać, jakim to językiem dzisiejsze uczennice,

studentki i robotnice opowiadają we własnym gronie nie tylko o sprawach intymnych,

to okaże się zapewne, że w zestawieniu z tym językiem przysłowiowy język szewców

przypomina gaworzenie niemowląt. Czy jest to aż taki ewenement i czy należy zatem

wyciągać stąd wnioski o kompletnym upadku obyczajów i kultury w naszych czasach?

Zapewne nie! Najtrudniej jest stawiać trafne i wiarygodne diagnozy odnośnie obycza-

jów epoki, w kręgu których przychodzi nam się codziennie obracać.

Co zaś się tyczy Čapkowych odniesień antropologicznych, to folklor seksualny

ludów pierwotnych, na który składały się obsceniczne i erotyczne piosenki, często

bardzo dosadne i nieprzyzwoite, jak i opowiastki czy opowiadania komiczne, był ele-

mentem wspólnej zabawy (zalotów, gry miłosnej) chłopców i dziewcząt, tzw. domy

kawalerów natomiast były oazami przyzwoitości, a nie pierwotnymi domami scha-

dzek50

.

Może zatem lepiej, miast dywagować o wyższości jednej czy drugiej płci w

sztuce opowiadania dowcipów, przytoczyć trafną obserwację (a zarazem postulat) Mali-

nowskiego: „Wzajemne stosunki pomiędzy płciami układają się według określonego

wzoru przyzwoitości, który, zbytecznie chyba o tym mówić, nie jest tym samym co mo-

ralność. Mowa korzysta z dużo większego marginesu swobody. Porównanie względ-

nych zakresów mowy i postępowania byłoby interesującym tematem badania dla po-

równawczej etnologii, ponieważ, zdaje się, nie rozwijają się one równolegle. W istocie

większa swoboda mowy, działając jako klapa bezpieczeństwa, może kojarzyć się z

większą powściągliwością w postępowaniu, i na odwrót”51

. Fakt, że słowa te inspiro-

49

Jest to problem kontrowersyjny, ale na pewno ciekawy. Niektórzy badacze optują za istnieniem „subkultury

kobiecej", przy czym biorą pod uwagę dwa typy argumentowania. „Pierwszy [...]: odmienność cech psychicznych

każdej pici prowadzi do odmiennego postrzegania świata, co z kolei wywołuje odmienne posługiwanie się języ-

kiem i inny styl zachowań. Drugi typ argumentów odwołuje się do praktyki, do podziału sfer działalności,

wskazując, że z odmiennymi rolami społecznymi wiążą się odmienne oczekiwania kulturowe" – pisze I. Reszke w

artykule Kulturowe i biopsychiczne uwarunkowania feminilzacji zawodów („Studia Socjologiczne” 1980 nr

3). Argumenty„za" przynoszą liczne opracowania lingwistyczno-antropolcgiczne (m.in. prace D. Crystala, R.

Lakoffa czy R. Hamayona). Niektóre z tych argumentów przemawiają za tezami Čapka, niemniej jednak obstaję,

że dowcip – dzisiaj – nie jest źródłem podziałów męsko-damskich. 50

B. Malinowski. Życie seksualne…, s. 338 i n.; nb. tematy żartów i dowcipów „dzikich” o treści seksualnej

przytaczane przez Malinowskiego nie różnią się zasadniczo od kawałów z tej „branży” kursujących w społe-

czeństwach współczesnych. 51

Ibidem, s. 535.

Page 35: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

35

wane były badaniami obyczajów miłosnych dalekich Melanezyjczyków, nie ma tu

większego znaczenia.

Z obserwacji, że opowiadając dowcipy, można skutecznie poderwać dziewczy-

nę, nie powinno się więc wyciągać zbyt daleko idących, arbitralnych wniosków doty-

czących teorii dowcipu. A Čapka rozumiem doskonale, bo i ja chętnie poznałbym do-

kładniej, o czym szepczą między sobą westalki. Współczesne westalki!

17

Funkcją demokratyczności i egalitarności dowcipu jest również bezprzecznie

fakt, iż kawały opowiada się – dosłownie – wszędzie. Opowiada się je w różnych oko-

licznościach i w obliczu takich sytuacji, które często – wydawać by się mogło – w

najmniejszym stopniu nie sprzyjają ich opowiadaniu. (Nie stoi to w niezgodzie – jak się

przekonamy, z cechą „familiarności” dowcipu; ponadto nie wyklucza istnienia sytuacji

szczególnie predysponowanych i produktywnych dla seansów kawalerskich).

U opisywanych przez Malinowskiego północno-zachodnich Melanezyjczyków

istniały pewne, usankcjonowane tradycją „regulatory” społeczne, które ściśle określały

sfery tabu i sytuacje, w których nie można było opowiadać dowcipów ani zabawiać się

określonym rodzajem folkloru52

. Brak danych naukowych, jak to wygląda w naszej

współczesnej obyczajowości, czy dałoby się w naszym (ucywilizowanym?) życiu za-

sadnie wyodrębniać tego rodzaju sfery tabu dla dowcipu. Nie jestem pewien, czy do sfer

takich można zaliczyć dzisiaj np. świątynie, albo nawet, czy np. czyjaś śmierć oznacza

określone zakazy w tej materii, przy czym liczba dowcipów o grabarzach nie jest tu

argumentem. Badacze folkloru okupacyjnego odnotowują fakt olbrzymiej ilości dow-

cipów, które – z perspektywy przeciętnej nawet wrażliwości i moralności – określili-

byśmy jako „makabryczne”, „nie na miejscu”, „ohydne”, „nieetyczne”. Także i

współcześnie opowiada się dowcipy w obliczu ewidentnej tragedii. Wytłumaczenia

niesamowitej ekspansywności, tupetu, niepohamowania, „bezczelności” dowcipów

szukać należy, jak sądzę, w analizie ich funkcji społecznych. W czasie powodzi w woj.

płockim opowiadano następujący dowcip: Jaki jest szczyt bezczelności? –Wojewoda

52

Ibidem, s. 532 i n.

Page 36: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

katowicki teleksuje do wojewody płockiego z pytaniem: „Jak wam się powodzi?”.

Dowcip obnaża nieraz szybciej aniżeli oficjalne środki przekazu pewne aspekty zaist-

niałych sytuacji społecznych, politycznych. A swoją drogą, seria dowcipów o „incipi-

cie”: „jaki jest szczyt bezczelności” (odwagi itd.) jest nieśmiertelna i nieskończona.

18

Pewna duszyczka jest w niebie i śmieje się bez ustanku. Zdziwiony św.

Piotr pyta: „Dlaczego się śmiejesz? A ona: „A bo już od godziny tu jestem, a tam

na dole jeszcze mnie operują!”; Poszedł baca na hale z owcami, ale nagle

wszystkie zdechły. Przychodzi do domu, a tu pożar –chałupa spłonęła. Baca

modli się. Wkrótce cała rodzina wymarła mu na zarazę. Baca patrzy w niebo i

pyta: „Boże, czemu jesteś taki niełaskawy?” Błysnęło, zagrzmiało, rozsuwają się

chmury, ukazuje się Bóg i mówi: „A bo cię nie lubię!” (podaję wersję skróconą tej

współczesnej parafrazy przypowieści o Hiobie); Przyjechał minister do szkoły spe-

cjalnej. Jasiu po powrocie ze szkoły opowiada mamusi o wizycie pana ministra.

Mówi, że dzieci śpiewały piosenkę, a minister płakał. Mamusia pyta, dlaczego

płakał. Jasiu odpowiada: „Bo śpiewaliśmy, że będą nas miliony”.; „Mamusiu,

kim ja jestem –Żydem czy Polakiem?” „Polakiem, synku, ale spytaj tatusia”.

„Tatusiu, kim ja jestem –Żydem czy Polakiem?” –„Żydem, synku!” –„Oj, po-

wiedzcie mi wreszcie, czy mam targować się o ten rower, który chcę, czy go od

razu ukraść?!”; Milicjant pisze list. Podchodzi do niego kolega. –„Co robisz?” –

„Piszę list”. –„Do kogo?” –„Nie wiem. Dostanę go dopiero jutro”.; Antek mówi

do Zośki: „Chodź, pójdziemy do lasu na spacer”. Zośka: „Eh, Antek, ale ja się

boję z tobą iść!” Antek: „Zośka, przecież ci nic nie zrobię!” Zośka: „No to po co

pójdziemy?!”; Spotyka dinozaur dinozaurzycę. Dinozaur pyta: „Ile masz lat?”

„Dwa miliony” –odpowiada dinozaurzyca. „A ty? 2,5 miliona” –odpowiada

dinozaur i kontynuuje: „Jak tak, to możemy się postosunkować”. Dinozaurzyca:

„Nic z tego, mam tysiączkę!”; Przychodzi baba do lekarza i mówi: „Chciałabym

mieć dziecko”. Lekarz: „To niech się pani położy”. „Ale, panie doktorze – mówi

baba – pierwsze dziecko chciałabym mieć z mężem!”; W cyrku facet pokazuje nu-

Page 37: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

37

mer z krokodylem. Puka go w głowę – krokodyl otwiera paszczę. Następnie

wkłada mu w paszczę narząd płciowy i puka go znowu. Krokodyl zamyka paszczę.

Po chwili znów go puka i krokodyl otwiera paszczę. Facet pokazuje, że wszystko

jest w porządku i pyta, kto chce powtórzyć numer. Zgłasza się młoda pani i mówi,

że ona chce, tylko żeby nie bił zbyt mocno po głowie; Pytanie: „Co to jest? Leży

na trawie i nie dycha?” Odpowiedź: „Dwie dychy”; Leci lodówka nad morzem.

Spotyka ją mewa: „Lodówka lata!” I lodówka spadła. Zaszumiała woda i kulawy

odzyskał nogę. Przyjechał ślepy na wózku nad morze, woda zaszumiała i dostał

nowe dętki; Przychodzi kogut do restauracji, widzi na rożnach kury i krzyczy:

„To wy się tu, kurwy, opalacie, a tam nie ma kto jajek znosić!”; Pani kazała

Jasiowi napisać zdanie z wyrazem „pięknie” użytym dwa razy. Jasiu napisał:

„Pięknie, kurwa, pięknie”.

Dowcip nie gardzi żadnym (personalnym i niepersonalnym) „obiektem”, od

Boga i polityków poczynając – na scenach z życia małżeńskiego kończąc, i każdy z tych

„obiektów” jako potencjalne źródło ataku i śmiechu stawia na równi. Rzecz jasna,

obejmuje to również stosunek dowcipu do działań i czynności ludzkich. Jego przed-

miotem mogą być stosunki panujące w niebie, piekle i biurze (nawet politycznym),

wybitne persony i persony całkiem przeciętne (jakiś Wicek, Francek czy Gustlik),

wielka i mała polityka, stosunki międzyludzkie, grupy środowiskowe, zawodowe, et-

niczne czy religijne, całe narody i społeczeństwa, ludzkie wady i przywary, kalectwo i

ułomność fizyczna, cała gama” czynności fizjologicznych, ciało ludzkie, a zwłaszcza

ściśle wydzielone jego okolice, zwierzątka i ... rzeczy nie istniejące. Najistotniejszą

inspiracją dowcipów, ich głównym motorem napędowym, wydają się n a z w y , do

której to tezy w odpowiednim miejscu powrócę. Biorąc pod uwagę ów nieustający

proces demokratycznego zrównywania, zachodzący na płaszczyźnie dowcipu, można

dostrzec, iż dowcip nie liczy się z ustalonymi hierarchiami i porządkiem społecznym.

Wszystko jest bowiem dozwolone na poziomie słowa.

19

Rozwodziłem się długo na temat „demokratyczności” dowcipu. Ta pozytywna na

pierwszy rzut oka cecha – trzeba to już w tym momencie zasygnalizować – nie stoi w

Page 38: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

żadnej mierze w sprzeczności z faktem, iż dowcip może sprzymierzyć się równie dobrze

z Bogiem, jak i diabłem, oddać się w służbę najpiękniejszej i najwznioślejszej idei

demokratycznej, internacjonalistycznej, jak i najbrudniejszej idei nacjonalistycznej czy

szowinistycznej, robić dobrą i wredną robotę. Nie jestem pewien, czy istnieją „neu-

tralne” dowcipy53

. I do tego – pozornego – paradoksu wypadnie jeszcze wrócić.

20

Opowiadają sobie w dalekich Stanach Zjednoczonych następujący dowcip o

Polakach (Finach, Nowofunlandczykach, czyli „Newfies”): Ilu Polaków („Newfies”,

Finów) potrzeba do wymiany żarówki? Trzech (lub w niektórych wersjach więcej).

Jeden trzyma żarówkę, a dwóch kręci drabiną54

. Słuchamy tego dowcipu i głowimy

się, skąd my to znamy, aż nagle przychodzi olśnienie. Tak! To ten sam dowcip opo-

wiada się w odniesieniu do jednej z niezbyt popularnych (w każdym społeczeństwie

zresztą) służb zawodowych [w latach 80. XX w. w Polsce chodziło konkretnie o ZOMO

- przyp. M.W.].

Snując refleksje o dowcipie, nie można zatem nie wspomnieć o tej cesze, jaką

jest jego „internacjonalność”. Cecha to stara, jak stare są dowcipy, i idzie w parze z

superelastycznością kawałów. Będzie to internacjonalność całych struktur dowcipo-

wych, jak i poszczególnych wątków. Wątki i motywy folkloru krążą po świecie od

wieków, nie jest to więc wyłącznie nowe zjawisko, jednakże stopień internacjonalności

dowcipów (i wielu innych form folkloru) zwiększył się i zwielokrotnił zdecydowanie

wraz z fantastycznym, choć nieokiełznanym, rozwojem środków masowego przekazu,

mobilnością w przestrzeni fizycznej współczesnego człowieka, łatwością podróżowa-

nia. Spróbujmy tedy wyobrazić sobie folklorystę badającego mobilność w przestrzeni

współczesnych dowcipów metodami starych, klasycznych szkół z kręgu dyfuzjonizmu,

próbujących wyjaśniać fakt „odnajdywania się” tych samych treściowo czy struk-

turalnie dowcipów w odległych zakątkach świata. Jak już zostało powiedziane (pkt 8),

53

„Za cechę wyróżniającą dowcip ogół teoretyków uważa jego inte-lektualizm, neutralność uczuciową;

dowcip jest popisem sprawności myślowej twórcy i okazją do ujawnienia takichże dyspozycji odbiorcy” (D.

Butler, Polski dowcip językowy, Warszawa 1974, s. 33).

54

J. B. Kerman, The Light-Bulb Jokes…

Page 39: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

39

w grę wchodzić może zarówno teoria dyfuzji, jak i poligenezy źródeł, przy czym nie

zapominajmy, że dowcipy opowiadają także Eskimosi, Indianie Bororo i Pigmeje.

Obie te teorie mogą być użyteczne zarówno w odniesieniu do faktów rejestro-

wanych w skali całego globu ziemskiego, jak i w skali jednego, złożonego społeczeń-

stwa. Niestety, wbrew nadziejom i dobrym chęciom badaczy z kręgu szkoły filolo-

giczno-komparatystycznej, musimy w tej kwestii pogodzić się z postawą (zasadą) re-

latywizmu poznawczego. Ale, na szczęście, folklorystyka nie wchodzi w obręb dys-

cyplin ścisłych.

21

Kilkakrotnie już w poprzednich ustępach padały aluzje pod adresem środków

masowego przekazu. Ogromnie ważny, skomplikowany i złożony problem relacji:

dowcip a środki masowego przekazu, mogę w tym momencie jedynie zamarkować,

mając nadzieję, że będzie jeszcze okazja, aby do niego wrócić. Ażeby zaś wprowadzić

się w lepszy nastrój, który czasami psuje nam telewizja, przytoczę kilka przynajmniej

dowcipów (spośród setek krążących między ludźmi): Słyszeliście, że Sejm uchwalił

nową ustawę? –Nie, jaką?! –Nie będzie wiosny w tym roku; Najnowsza „do-

branocka”? –„Kryzysik i rekompensatka”. Czy wiesz, dlaczego 13 grudnia nie

było w telewizji Pszczółki Mai? –Nie?! –Bo nie zdążyli przygotować odpowied-

nich mundurków; Jaki jest najniższy stopień wojskowy? –Spiker telewizyjny. A

jeszcze niższy? (...); Jak długo potrwa stan wojenny w Polsce? Dopóki te lewizja

nie nauczy nas wszystkich piosenek z festiwali w Kołobrzegu; Czy słyszałeś, że od

marca istnieje zakaz wstępu na cmentarze? –Nie!? Dlaczego? –Żeby nie kon-

taktować się z podziemiem; Jak się teraz nazywa bimber? –?! –Bimber marki

KPN –?! –Koniak Pędzony Nocą.

Była już wcześniej mowa o tym, że źródłem dowcipów jest życie we wszystkich

jego wymiarach i odcieniach. Porównując dowcipy dawniejsze, np. krążące w okre-

ślonych grupach środowiskowych, zawodowych czy etnicznych, z dowcipami współ-

czesnymi, obiegającymi całe bez mała społeczeństwo, można odkryć znamienną róż-

nicę. Otóż dawniej impulsem do powstawania dowcipów była wnikliwa obserwacja

życia i ludzi, odkładająca się przez wieki w coś, co określamy doświadczeniem po-

Page 40: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

tocznym, wiedzą zdroworozsądkową. W olbrzymiej ilości współczesnych dowcipów

odbija się natomiast – niczym w krzywym zwierciadle – świat skondensowany w ko-

munikacie telewizyjnym, radiowym czy gazetowym. Prymat w zakresie dowcipo-

twórczej funkcji należy dziś bez wątpienia do telewizji, zresztą nie tylko w Polsce.

Pożywkę dla tworzenia dowcipów dają różne formuły charakterystyczne dla przekazu

telewizyjnego (i innych mass mediów) – od „czystej” informacji o aktualnych wyda-

rzeniach społeczno-politycznych, poprzez propagandę i publicystykę, po typ kultury

artystycznej związanej z masowymi mediami, jak również – głównie na Zachodzie –

reklamę. Będzie jeszcze o tym mowa. Tu zaś dodajmy, że szczególnym wzięciem

dowcipów (i znów nie jest to wyłącznie polska specjalność) cieszy się, nie bez powo-

dów, adresowana do szerokich rzesz społecznych propaganda. Bądźmy jednak obiek-

tywni: kanwą dowcipu równie dobrze może się okazać próba ulepszania dziennika

telewizyjnego za pomocą zmiany planszy czy sygnału, kwaśno-urzędowa mina lektora

lub mdły, sztuczny uśmiech lektorki „DTV”.

Uwypuklając dowcipotwórczą funkcję środków masowego przekazu w czasach

współczesnych, wypowiadam największy z możliwych banałów, mam jednak na

uwadze konieczność uświadomienia sobie wielu realnych i możliwych konsekwencji

tego faktu. Stara prawda głosi, że pod latarnią jest zwykle najciemniej. I jest tak w

istocie, bo nad sprawami „najbardziej oczywistymi” najczęściej nie zastanawiamy się w

ogóle. Zadowala nas zazwyczaj i rozgrzesza fakt ich rzekomej oczywistości.

22

Doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko, co powiedziałem do tej pory, jedy-

nie w niewielkim stopniu rozjaśnia nam fenomen dowcipów. Pozwala jednak, choć

może zabrzmi to niezbyt skromnie, zorientować się w jakiejś mierze, jak wiele pro-

blemów i zagadek do rozwiązania stoi przed badaczami dowcipów.

Jednym z najbardziej intrygujących problemów jest bez wątpienia (chociaż i w

tym wypadku nasz leniwy umysł skłonny będzie raczej rozpatrywać go w kategoriach

„spraw oczywistych”) zagadka ich odwiecznej i ciągłej żywotności i popularności.

Teza, iż wzrost społecznej roli środków masowego przekazu wpływa w stopniu wprost

Page 41: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

41

proporcjonalnym na zwiększenie ilości kursujących w społeczeństwie dowcipów, nie

załatwia sprawy, przynosi bowiem „prawdę” ledwie statystyczną, a więc uproszczoną.

Jeszcze trudniejszą zagadką jest, znany zresztą od dawna, „zwyczaj” kursowania dow-

cipów w „stadach”, „pęczkach”, „wiązkach” (o głuchych, ślepych, głupich, parality-

kach, zwierzętach, politykach, Adamie i Ewie, policjantach, dinozaurach, rzeczach

makabrycznych itd.). Ale najtrudniejsza z trudnych w większości przypadków zagadka

zawiera się w pytaniu: dlaczego niektóre z tego rodzaju s e r i i pojawiają się najczęściej

nagle, całymi falami, stając się czymś w rodzaju środowiskowych, a nawet narodowych

m a n i i , a później, jakby bez żadnego powodu, równie nagle znikają, aby znowu nie-

kiedy powrócić. Podobnie, nie bardzo w gruncie rzeczy dokładnie wiadomo dlaczego,

pojedynczy dowcip znika przed dziesięcioleciami i nieoczekiwanie w pewnej sytuacji

„odnajduje się”. Pamiętamy np. pojawiające się w ostatnim dziesięcioleciu serie dow-

cipów makabrycznych, abstrakcyjnych, o milicjantach, o zwierzątkach. Były, zniknęły,

może znów się pojawią?

Na zagadki tego rodzaju można z większą dozą prawdopodobieństwa odpo-

wiadać tylko w odniesieniu do nielicznych serii czy typów i jedynie w związku ze

specyficznymi i wyjątkowymi sytuacjami społecznymi lub politycznymi.

Nie wiem np., jak trafna jest moja obserwacja, ale w wyniku wydarzeń zapo-

czątkowanych latem 1980 roku wszystkie gatunki dowcipu zniknęły na pewien czas z

naszego życia. Pytanie jednak, czy w związku z tym można wyciągać jakieś bardziej

generalne wnioski w rodzaju: wysoki stopień czynnego i emocjonalnego zaangażowa-

nia społeczeństwa w walkę o najwyższe – z punktu widzenia szerokich rzesz społecz-

nych – ideały i wartości, a więc głębokie zaabsorbowanie owych rzesz celami wyż-

szymi, eliminuje dowcipy z życia. Wiem jedynie, że nie można – bez dokładnych da-

nych – przedwcześnie generalizować. Choćby dlatego, że nie wiadomo, czy np. dow-

cipy nie krążyły wówczas wśród grup interesów zdecydowanie niechętnych od po-

czątku wydarzeniom, o których mowa, wszelkim przemianom i reformom życia spo-

łecznego. Okres, w którym (jak się wydaje) w ogóle czy prawie nie opowiadano dow-

cipów był zresztą stosunkowo krótki. Po 13. grudnia rozmnożyły się znowu.

Próbując interpretować tego rodzaju zagadki i fakty, badacze i teoretycy skupiają

zwykle największą uwagę na dowcipie politycznym czy o tematyce społecznej. Z

Page 42: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

bezcenną pomocą przychodzą im szczególnie takie dyscypliny, jak psychologia spo-

łeczna, socjologia, teoria informacji lub cybernetyka społeczna. Przyjmuje się na ogół

zgodnie, że takie czynniki (determinaty), jak „zamkniętość” i daleko posunięta selek-

tywność informacji przekazywanych przez centralne kanały lub represyjny, autokra-

tyczny, „totalitarny” model sprawowania rządów (polityki społecznej), blokada czy

ograniczanie (a w pewnych sytuacjach całkowite wyłączanie) pewnych istotnych, za-

bezpieczających – psychicznie i fizycznie – życie społeczeństwa lub zbiorowości

urządzeń czy instytucji demokratycznych, co bezpośrednio implikuje powstanie takich

dewiacji w psychice społecznej, jak ogólna frustracja, całkowite zwątpienie w wiele

istotnych wartości, lęk przed jutrem – sprzyjają zdecydowanie masowemu pojawianiu

się całej fali tendencyjnych i bardzo nieraz agresywnych dowcipów. Prowadzi to np. K.

Thiele-Dohrmanna do wyrażenia autorytatywnego sądu, że „Dowcipy uważa się za

miernik wolności politycznej w danym kraju. Można powiedzieć, że kraj, w którym

agresywne dowcipy polityczne opowiada się, a nawet drukuje bez lęku, daje swym

obywatelom więcej wolności niż te państwa, w których czyni się to tylko ukradkiem –

nawet jeśli «wolność» jest pojęciem bardzo rozciągliwym”55

. Cenię tę opinię Thie-

le-Dohrmanna, chociaż z kolei powątpiewam, czy istnieje kraj, w którym nie istnieje

żadna absolutnie cenzura (w szerokim rozumieniu tego słowa).

Jeżeli jednak dowcipy polityczne, dotyczące różnych aspektów polityki (w tym

także polityki społecznej), znajdują licznych i wiarygodnych interpretatorów, to o wiele

trudniej już o wiarygodną, przekonującą i w miarę pełną interpretację faktów doty-

czących psycho- i socjogenezy dowcipów seksualnych (obscenicznych). Wbrew po-

zorom! A zdarzają się też fakty (np. serie tzw. dowcipów abstrakcyjnych), które ob-

nażają całkowitą niemal bezradność potencjalnego interpretatora.

Tajemnicę cudownego „rozmnażania się” dowcipów usiłował wyjaśnić docie-

kliwy Čapek. I jego intryguje fakt, iż wiele ze starych, zapoznanych kawałów ujawnia

się w określonych okolicznościach, pełniąc, i to znakomicie, rolę dowcipów „najnow-

szych”, „najbardziej aktualnych”. Przykładów można przytaczać dziesiątki. Nie tak

dawno opowiadano np. następujący „najnowszy” dowcip: Przychodzi Albin Dupa do

55

K. Thiele-Dohrmann, Psychologia..., s. 144.

Page 43: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

43

urzędu i mówi, że chce zmienić nazwisko. „Na jakie?” – pyta urzędnik. „Na

Alfred Dupa!” [dowcip był znany wiele lat wcześniej, zamiast jednak Albina, w

domyśle Siwaka, w dowcipie była mowa o Adolfie, w domyśle Hitlerze – przyp.

M.W.]. W myśl teorii Čapka dowcipy rozmnażają się „przez pączkowanie”, a jedna

anegdota „rozrasta się na innej”, a w ogóle to można wymienić, jego zdaniem, nie

więcej niż dwanaście podstawowych rodzin dowcipów. Reszta to „narośl”56

. Nie mo-

żemy przyjąć tej teorii w jej literalnym brzmieniu, chociażby dlatego, że mocno

upraszcza zagadnienie, ale też proponuję, abyśmy jej przypadkiem arbitralnie nie od-

rzucali.

W dodatku autor Marsjasza powiada coś zastanawiającego: a mianowicie, że

„anegdota nie wyrasta na twardym drzewie życia”57

.

23

Ano właśnie... Kilkakrotnie już powoływałem się na ścisłe więzi dowcipu z życiem.

Geneza dowcipu (i humoru) – co widać szczególnie wyraźnie z perspektywy histo-

rycznej – bezprzecznie tkwi w życiu i doświadczeniach kondycji ludzkiej, i twierdzenie

to jest generalnie bez zarzutu. Niemniej jednak analiza treści i sytuacji przedstawionych

w obiegowych dowcipach nakazuje wprowadzić tu drobną, ale istotną, korektę uści-

ślającą. W zastanawiającym (i nieco szokującym) sądzie Čapka dostrzegam głębszy

sens.

Czyż nie jest przypadkiem tak, że pomiędzy „realnym życiem” (jak go widzą i

definiują np. materialistycznie zorientowani filozofowie lub przedstawiciele ścisłych

dyscyplin naukowych), czyli tzw. obiektywną rzeczywistością, a „wyklutym” już

dowcipem rozpościera się coś, co można by nazwać tradycyjnym doświadczeniem ży-

ciowym „zwykłego”, „przeciętnego” człowieka, a więc rodzajem „posagu” pieczoło-

wicie uzupełnianego i przekazywanego z pokolenia na pokolenie? „Posag” ów, przej-

mowany z „całym dobrodziejstwem inwentarza”, a więc zazwyczaj świadomie, jest

podstawowym i najistotniejszym elementem potocznej wiedzy o świecie. Myślę, że nikt

56

Čapek, Marsjasz..., s. 33. 57

Ibidem, s. 32..

Page 44: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

nie jest tak naprawdę wolny od tego posagu, a rolę i wagę potocznej wiedzy o świecie

potwierdzają dziesiątki codziennych sytuacji i okoliczności.

Jeśli zaś tak właśnie jest, to należałoby przyjąć, że impulsów inspirujących i

animujących spontaniczną, nieokrzesaną” twórczość „dowcipiarską” dostarcza – fak-

tycznie – życie w całej swojej krasie, a więc dziejąca się na naszych oczach i mieniąca

niczym kalejdoskop a k t u a l n o ś ć , lecz impulsy te „sprzęgają się” – na zasadzie

automatycznych skojarzeń – z rozmaitymi (w zależności od okoliczności) elementami

wiedzy potocznej, funkcjonującej w świadomości grup i „przeciętnych” jednostek.

Inaczej mówiąc, impulsy te uruchomiają określone stereotypy myślowe. Drogę dow-

cipowi toruje zatem cały łańcuch zdarzeń o charakterze przyczynowo-skutkowym,

który można przedstawić w postaci schematu: ŻYCIE (specyficzna zaistniała sytuacja,

okoliczność, konkretna interakcja społeczna) → IMPULS (psychofizyczny) → WIE-

DZA POTOCZNA (stereotyp) → DOWCIP (pewien sposób reagowania na życie).

W tym kontekście trzeba zapewne analizować także owe zdarzające się n a -

p r a w d ę w życiu sytuacje tak komiczne, że same w sobie stają się – od chwili, kiedy

„zreferował” je po raz pierwszy jakiś anonim – dowcipem. Dopasowują się bowiem –

mimowolnie – do pewnych funkcjonujących stereotypów. Dowcipy abstrakcyjne na-

tomiast, będące swego rodzaju „czystą” zabawą intelektualną, wiązane najczęściej ze

środowiskami wykszałconymi (młodzież licealna, studenci, intelektualiści, przedsta-

wiciele środowisk twórczych), dałoby się być może interpretować w kategoriach reakcji

na funkcjonujące – na pewnych płaszczyznach świadomości społecznej – stereotypy

myślowe. Ujmuję tego rodzaju konstatacje jako rodzaj ostrożnych domniemań, które

być może już z góry skazane są na ostrą weryfikację poprzez analizę konkretnych fak-

tów. Nie jest pewne np., czy predylekcję do humoru abstrakcyjnego można przypisywać

wyłącznie środowiskom wykształconym. Folklor chłopski (klasyczny chłopski i

współczesny) nie wykształcił np. tak popularnego w krajach anglosaskich gatunku,

jakim jest limeryk, a więc rodzaj twórczości opartej w głównej mierze na zdolności do

myślenia abstrakcyjnego, „somnambulicznego”58

. Zdobył on pewną popularność na

58

Por. uwagi B. Jacksona na marginesie książki Legmana o limerykach w „JAF” 1980 R. 93 nr 368, s. 208

-210.

Page 45: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

45

gruncie poezji „wysokiej” (Gałczyński), ale to raczej wpływy obce. Jednak już nawet

klasycznemu ludowi polskiemu wcale nie był obcy rodzaj „wyobraźni limerycznej”,

której wiele przykładów odnajdziemy w bajkach, przysłowiach czy zagadkach.

24

Wydaje się, że bez odwołania do teorii stereotypów badania nad obiegiem spo-

łecznym i funkcjami aktualnych dowcipów są – na obecnym etapie wiedzy – mało

efektywne poznawczo, a więc skazane na wiele niedomówień. „Wprzęgnięcie” do ba-

dań nad dowcipem pojęcia „stereotyp” pozwala bowiem połączyć różne perspektywy

oglądu: psychologiczną, socjologiczną, antropologiczną czy lingwistyczną. Folklorystę

mogą zainteresować przy tym różne znaczenia przypisywane temu pojęciu; na szcze-

gólną uwagę zasługują np. znane prace i inicjatywy badawcze J. Bartmińskiego59

.

Z punktu widzenia, który determinuje niniejsze refleksje, za interesujące i

przydatne uważam znaczenia, jakie pojęciu „stereotyp” przypisuje A. Schaff w nie-

wielkiej objętościowo, ale ważkiej, pracy Stereotypy a działanie ludzkie60

. Definicja

w niej zawarta jest w jakiejś mierze „podsumowaniem” dotychczasowego dorobku

nauki światowej w tej dziedzinie. Za szczególnie inspirujące dla badań nad dowcipem (i

wieloma innymi gatunkami współczesnego folkloru) uznać należy zwłaszcza rozwa-

żania Schaffa nt. pragmatycznej funkcji stereotypu. Niezbędne np. w tym wypadku bę-

dzie uświadomienie sobie roli tych cech stereotypu, które czynią go „swoistą strukturą

poznawczą, ale dzięki tej swoistości, polegającej m. in. na jedności w jej ramach

czynnika poznawczego i emocjonalnego, jest ona również swoistą strukturą pragma-

tyczną, tzn. elementem leżącym u podstaw ludzkiego działania, a w konsekwencji –

wchodzącym w skład teorii działania ludzkiego. Można to wysłowić jeszcze inaczej:

stereotypy mają aspekt poznawczy, emocjonalny i pragmatyczny [i – M. W.] spełniają

pewną funkcję w działaniu ludzkim”61

. W końcowej partii książki rozważa autor pro-

blemy socjotechniki w kontekście funkcjonowania stereotypów, proponuje pewne za-

59

Na przykład Słownik ludowych stereotypów językowych. Zeszyt próbny, oprac. zespół pod kierunkiem

J. Bartmińskiego, Wrocław 1980. 60

A. Schaff, Stereotypy a działanie ludzkie, Warszawa 1981.

61

Ibidem, s.119-120.

Page 46: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

biegi terapeutyczne62

, by dojść do pozornie „banalnej”, ale jakże istotnej – konkluzji, iż

ze stereotypami (niemalże) nie sposób walczyć. Dlaczego? Przywołajmy jedną jeszcze

konstatację, która może okazać się bardzo przydatna w ostatniej części rozważań nad

dowcipem: „Siła oddziaływania stereotypu na tym [...] polega, że ta dwoistość [chodzi o

ścisłą symbiozę elementu „poznawczego” i „emotywnego” w myśleniu stereotypowym

– M. W.] jest nieuświadomiona, że ż y j e m y w p s y c h i c z n e j z ł u d z i e j e d -

n o ś c i p r z e ż y c i a ”63

.

Można więc przyjąć, że dowcip (prawie każdy, lecz czy z wyłączeniem dowci-

pów abstrakcyjnych, tego nie jestem pewien) jest zawsze w jakimś stopniu „nasycony”

wiedzą stereotypową (stereotypami); jest więc jednym z ważniejszych „wehikułów”,

które ułatwiają transmisję stereotypowych przekonań, wpływając na ich społeczną

stabilizację, notoryczną trwałość. Komizm i zdolność dowcipów do rozśmieszania nas

jest w głównej mierze wynikiem zderzenia stereotypowej wizji świata, „kablowanej”

przez anegdoty i żarty, z wizją świata uznawaną z różnych powodów za „oficjalną”, a

więc ideami, wartościami, normami na jakichś zasadach „usankcjonowanymi” i z ja-

kichś powodów „egzekwowanymi”. W najprostszych przypadkach będzie to swoista

„przyjemność”, wynikająca z faktu naruszania zakazów64

. (Warto przy tym pamiętać,

że wspomniane idee, wartości i normy swoją powszechność i szeroki zasięg społeczny

zawdzięczają faktowi, iż są zwykle przekazywane w formie komunikatów, również

skażonych mniej lub bardziej cechą stereotypowości – np. komunikaty etyczne, ide-

ologiczne, propagandowe itd.) W tym sensie opowiadanie dowcipów oznacza toczenie

„świętej wojny” stereotypów ze stereotypami. Nie ma, jak sądzę, potrzeby szerszego

uzasadnienia tego stwierdzenia. Wystarczy uświadomić sobie, jak np. funkcjonujący w

dowcipach wizerunek kobiety ma się do różnych lansowanych i postulowanych modeli

kobiecości („Matka-Polka” i to nie tylko z prasy katolickiej; „kobieta gospodarna i

zaradna” z „Przyjaciółki”; „kobiecość elitarna” z „Kobiety i Życia” czy „Ty i Ja”; ko-

biecość socjalistyczna a la Liga Kobiet), jak funkcjonujące w dowcipach stereotypy

seksu i „miłości” mają się np. do doktryny M. Wisłockiej czy …kościelnej, jak dow-

62 Ibidem, s. 144 i n.

63

Ibidem, s. 145.

64

J. Ziomek, Powinowactwa literatury, Warszawa 1980, s. 324 i n.

Page 47: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

47

cipowe stereotypy władzy mają się do ideologiczno-propagandowych (auto-) wize-

runków tejże władzy itd.

Proces społecznej transmisji dowcipów zatem to forma komunikacji i interakcji

„reżyserowana” w znacznej mierze przez różne pragmatyczne funkcje stereotypów,

które to funkcje nie są najczęściej uświadamiane przez uczestników owej komunikacji i

interakcji. Uwypukliłem gdzieś wyżej rolę „impulsów psychofizycznych” w komuni-

kacji przez dowcip. Innymi słowy dałoby się powiedzieć, iż uczestnikami tej ko-

munikacji kierują najczęściej „reakcje quasi-instynktowne”65

. Łatwo zauważyć, iż to

jakaś bliżej nie rozpoznana i nie opisana przez badaczy intuicja podpowiada, w jakim

czasie, w jakim miejscu, w jakim środowisku i w jakiej sytuacji psychologicznej można

wystąpić z typową formułą inicjalną: „Czy znasz ten dowcip?”. Jest to zapewne zależne

od potocznej znajomości i „instynktownego” wyczucia różnych, funkcjonujących w

danym okresie kodów społeczno-kulturowych. Padło tu nie po raz pierwszy w tych

refleksjach słowo „interakcja”, i znów nie bez powodu: pragmatyczne funkcje ste-

reotypów „reżyserują” również całą gamę zachowań pozawerbalnych, łączących się z

przekazywaniem dowcipów, i jest to jeden z argumentów za podejściem holistycznym.

W jednym z poprzednich ustępów sformułowana została opinia o janusowym

obliczu dowcipów, przed chwilą zaś przytoczyłem sąd o „dwoistości” stereotypu. Ła-

two zauważyć, że „janusowość” dowcipu wyraża się na jeszcze jednej płaszczyźnie.

Można bowiem mówić o pewnych konkretnych cechach dowcipu, wiążących go, z

jednej strony, z zachowaniami się „tłumu” czy „masy” (np. cecha „zaraźliwości”, od-

rzucanie „hamulców społecznych”, związek z typem reakcji, które określa się jako

„zachowanie niekontrolowane” itp.66

), a z drugiej – o atrybutach, które wiążą go

równie ściśle z „małymi grupami” (poczynając od kontaktu dwóch jednostek), two-

rzonymi często ad hoc „wspólnotami” czy różnymi interakcyjnymi „układami fami-

65 Zdaniem Schaffa (op. cit.), „Mechanizm, który zastępuje zanikające reakcje o charakterze in-

stynktow nym, są reakcje quasi-instynktowne, choć podyktowane nie przez kod genetyczny, lecz przez nakłada-

jący się nań kod kulturowy” (s. 121). Ma to istotne znaczenie w sytuacjach wymagających szybkiej decyzji i

reakcji, a więc także – choć to pozornie błaha dziedzina – w komunikacji przez dowcip.

66

Por. np. K. Mannheim, Człowiek i społeczeństwo w dobie przebudowy, przekł. A. Rażniewski,

Warszawa 1974, s. 423.

Page 48: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

liarnymi” (łatwość, z jaką dowcip steruje nawiązaniem „swojskich” kontaktów mię-

dzyludzkich, zdolność do chociażby chwilowego, ale jednak, „zespalania” w pewien

monolit osobników różnego autoramentu i pochodzenia, do tworzenia efemerycznych

„wspólnot”, które wiąże współodczucie „irracjonalności” i „absurdalności” tego świata

i relatywnie to samo poczucie ludyczności). Wzmiankowaną dwoistość cech dowcipu

warto, jak sądzę, polecić szczególnej uwadze.

Świadomość roli, jaką stereotypy odgrywają w tworzeniu dowcipów, społecznej

ich transmisji (alias komunikowaniu się poprzez dowcip), jak i wreszcie w odbiorze,

pozwala w moim przekonaniu, jeśli nie rozwiązać całkowicie, to przynajmniej zbliżyć

moment rozwikłania wielu zasygnalizowanych wyżej problemów i „zagadek”. W

szczególności zaś może być wielce przydatna w: 1) wyjaśnieniu zagadki wiecznej ży-

wotności dowcipów; 2) zrozumieniu fenomenu ogromnej elastyczności dowcipów, ich

wybitnych zdolności adaptacyjnych i ... adopcyjnych, a więc stałej „gotowości” do

działania, uwzględniającej każdą aprioryczną (potencjalną) sytuację życiową; 3) bliż-

szym naświetleniu „tajemnicy” cudownego rozmnażania się dowcipów „przez pącz-

kowanie” i (przynajmniej w niektórych przypadkach) wyjaśnieniu zagadki nagłego

pojawiania się czy znikania pojedynczych dowcipów lub całych ich serii; 4) dokład-

niejszym określeniu i scharakteryzowaniu sytuacji i czynników dowcipotwórczych (w

skali mikro- i makrospołecznej); 5) głębszym i precyzyjniejszym opisie meandrów

społecznej transmisji dowcipów; 6) bliższym scharakteryzowaniu struktural-

no-semantyczno-komunikacyjnych i socjopsychicznych więzi łączących dowcip z

plotką, pogłoską oraz jakże liczną rodziną współczesną tzw. personal stories czy life

stories, odgrywających istotną rolę w naszym codziennym życiu i powszednich in-

terpersonalnych kontaktach werbalnych, a ignorowanych (z wyjątkami, które potwier-

dzają regułę67

) przez polskich folklorystów; 7) uświadomieniu złożoności funkcji spo-

łecznych, jakie pełnią obiegowe dowcipy.

Tego rodzaju punktów można by wymienić więcej. Miast tego – krótka refleksja.

Świadom znaczenia wielu wypunktowanych problemów był Bystroń w – rewelacyjnej

jak na czasy, w których powstała –Megalomanii narodowej, aczkolwiek sam nie

67 Cytowane w tej i poprzedniej części prace D. Simonides, także R. Sulimy (np. Dokument i literatura,

Warszawa 1980).

Page 49: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)

49

używał terminu „stereotyp”, a mówił o „wyobrażeniach”. Jego studia o „obcych” –

oparte w głównej mierze na polskim folklorze, krążących w różnych grupach anegdo-

tach, dowcipach, opowieściach komicznych, pogłoskach – uznać należy za prekursor-

skie nie tylko w skali polskiej68

.

Michał Waliński

68

Warto porównać daty powstania pracy Bystronia i głośnej książki Lippmanna (por. cz. I, przyp. 24).

Page 50: Michał Waliński W podziemiu folkloru (rzecz o dowcipie)