Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w...

28
ORGANIZACJI PARTYJNEJ UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO SERIA SPECJALNA Zeszyt sir 1 KATOWICE 1981 DO UŻYTKU WEWNĘTRZNEGO Michał Waliński KULTURA JAKO ŹRÓDŁO ZAGROŻEŃ DLA WŁADZY, CZYLI O POLITYCE KULTURALNEJ W SŁUŻBIE SUŁTANIZMU 1 W okresie od wydarzeń sierpniowych polska opinia publiczna otrzymała stosunkowo znaczną dawkę informacji o współczesnym Śląsku i Zagłębiu. Z licznych artykułów publicystycznych, wywiadów i reportaży wyłoniła się stopniowo — bolesna i ponura w przeważającej mierze — prawda o regionie. Publikacje te przyjdzie na ogół ocenić pozytywnie, gdyż przyczyniły się one niewątpliwie do częściowej przynajmniej weryfikacji na forum ogólnopolskim licznych mitów i stereotypów, bałamuctw i nieporozumień związanych z GOP-em i Zagłębiem Dąbrowskim. Stosunkowo mniej uwagi poświęcano jednak w okresie posierpniowym, szczególnie na łamach prasy centralnej, sytuacji kultury w woj. katowickim. Brak zwłaszcza w tym zakresie diagnoz i bardziej kompleksowych ujęć. Siłą rzeczy kultura „przegrywała" z barwnymi opisami wyczynów i poczynań miejscowej elity władzy dotyczących innych dziedzin życia. Dziś wiemy np., przynajmniej w przybliżeniu, jakie są skutki — tu i teraz katastrofy ekologicznej, w obliczu której stoi woj. katowickie, jakie spustoszenia w życiu i zdrowiu jego mieszkańców czynią rak, pylica, ołowica, anemia, krzywica i inne choroby cywilizacyjne. Do stanu tego doprowadzono metodycznie i z dużą dozą premedytacji przez ponad trzy dziesiątki lat. Decydując się na skreślenie niniejszych refleksji, mamy na uwadze skutki społeczne i psychologiczne „raka", który od lat toczy kulturę śląsko-zagłębiowską i — powodowaną nim — postępującą erozję w sferze świadomości społecznej i jednostkowej. Choroby kultury, choroby „duszy" ludzkiej nie są czymś tak bezpośrednio wymiernym jak chociażby wspomniane choroby cywilizacyjne, niemniej wystarczy elementarna wiedza historyczna i odrobina wyobraźni — ich żniwo może przybrać wymiar równie dramatyczny czy tragiczny. Szkic ten skupi uwagę w pierwszym rzędzie na mechanizmach realizowanej w konurbacji śląsko-zagłębiowskiej „polityki kulturalnej", wychodzimy bowiem z 1 Konwertując zawartość broszury do formatu Worda, pominąłem – ze względu na prawa autorskie - wstępy: Jerzego Maciągi Od redakcji oraz Stanisława Gębali Przygotowanie do lektury. Szczególnie ten drugi tekst, ze swadą napisany i polemiczny wobec szkicu Walińskiego, jest godny uwagi. Przyp. M. W.

description

Przyczynek do polityki kulturalnej doby PRL.

Transcript of Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w...

Page 1: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

O R G A N I Z A C J I P A R T Y J N E J U N I W E R S Y T E T U Ś L Ą S K I E G O

S E R I A S P E C J A L N A

Zeszyt sir 1

KATOWICE 1981

DO UŻYTKU WEWNĘTRZNEGO

Michał Waliński

KULTURA JAKO ŹRÓDŁO ZAGROŻEŃ DLA WŁADZY,

CZYLI O POLITYCE KULTURALNEJ W SŁUŻBIE SUŁTANIZMU1

W okresie od wydarzeń sierpniowych polska opinia publiczna

otrzymała stosunkowo znaczną dawkę informacji o współczesnym Śląsku i

Zagłębiu. Z licznych artykułów publicystycznych, wywiadów i reportaży

wyłoniła się stopniowo — bolesna i ponura w przeważającej mierze —

prawda o regionie. Publikacje te przyjdzie na ogół ocenić pozytywnie, gdyż

przyczyniły się one niewątpliwie do częściowej przynajmniej weryfikacji na

forum ogólnopolskim licznych mitów i stereotypów, bałamuctw i

nieporozumień związanych z GOP-em i Zagłębiem Dąbrowskim.

Stosunkowo mniej uwagi poświęcano jednak w okresie posierpniowym,

szczególnie na łamach prasy centralnej, sytuacji kultury w woj. katowickim.

Brak zwłaszcza w tym zakresie diagnoz i bardziej kompleksowych ujęć. Siłą

rzeczy kultura „przegrywała" z barwnymi opisami wyczynów i poczynań

miejscowej elity władzy dotyczących innych dziedzin życia.

Dziś wiemy np., przynajmniej w przybliżeniu, jakie są skutki — tu

i teraz — katastrofy ekologicznej, w obliczu której stoi woj. katowickie, jakie

spustoszenia w życiu i zdrowiu jego mieszkańców czynią rak, pylica,

ołowica, anemia, krzywica i inne choroby cywilizacyjne. Do stanu tego

doprowadzono metodycznie i z dużą dozą premedytacji przez ponad trzy

dziesiątki lat. Decydując się na skreślenie niniejszych refleksji, mamy na

uwadze skutki społeczne i psychologiczne „raka", który od lat toczy kulturę

śląsko-zagłębiowską i — powodowaną nim — postępującą erozję w sferze

świadomości społecznej i jednostkowej. Choroby kultury, choroby „duszy"

ludzkiej nie są czymś tak bezpośrednio wymiernym jak chociażby

wspomniane choroby cywilizacyjne, niemniej — wystarczy elementarna

wiedza historyczna i odrobina wyobraźni — ich żniwo może przybrać

wymiar równie dramatyczny czy tragiczny. Szkic ten skupi uwagę w

pierwszym rzędzie na mechanizmach realizowanej w konurbacji

śląsko-zagłębiowskiej „polityki kulturalnej", wychodzimy bowiem z

1 Konwertując zawartość broszury do formatu Worda, pominąłem – ze względu na prawa

autorskie - wstępy:

Jerzego Maciągi Od redakcji oraz Stanisława Gębali Przygotowanie do lektury. Szczególnie

ten drugi tekst, ze swadą napisany i polemiczny wobec szkicu Walińskiego, jest godny

uwagi. Przyp. M. W.

Page 2: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

2

założenia (oczywistego?), iż dopiero bezwzględne i dokładne wyplenienie

tych mechanizmów pozwoli optymistyczniej spojrzeć na przyszłość

kulturalną tego arcybogatego w tradycje kulturowe regionu. Siedząc zaś owe

mechanizmy, winniśmy mieć stale na względzie świadomość,, dwóch

faktów: powikłanych, skomplikowanych historycznie losów Górnego

Śląska, jak i stosunków śląsko-zagłębiowskich, oraz faktu, iż Śląsk wraz z

Zagłębiem to największe w Polsce skupisko wielkoprzemysłowej klasy

robotniczej.

I

Sytuacji w kulturze Śląska i Zagłębia nie można, rzecz oczywista,

traktować i analizować w oderwaniu od całokształtu zjawisk i procesów

charakteryzujących życie kulturalne w kraju, jak i stylu polityki kulturalnej

kształtującej się w dekadzie gierkowskiej. Na systemie kultury, strukturze

życia kulturalnego i uczestnictwie w kulturze zaważyły w sposób wyjątkowo

niekorzystny takie czynniki, jak wzrastające niedoinwestowanie kultury,

błędna polityka w zakresie okrojonych już inwestycji, permanentne cięcia

budżetowe i „oszczędzanie" na kulturze, biurokratyzacja kultury, kompletne

niemal nieliczenie się decydentów z powstającymi prognozami rozwoju

kultury, brak takichże prognoz w wielu województwach, poważne błędy i

wypaczenia w kierowaniu systemem kultury i jej instytucjami, wyrażające

się m.in. w manipulacyjnym stosunku do wartości kulturalnych, kulturowych

bądź artystycznych. O ile jednak wiele, zwłaszcza tradycyjnie prężnych

kulturalnie ośrodków — jak Kraków, Warszawa, Wrocław, Gdańsk czy

Poznań — wyszło z niekorzystnego dla kultury splotu czynników

negatywnych stosunkowo obronną ręką (mimo wszystko! wyłączamy takie

niekorzystne tendencje w skali ogólnopolskiej, jak spadek produkcji książek,

czasopism, płyt etc.), o tyle dziesięcioletnie rządy ponurej pamięci Z.

Grudnia doprowadziły w konurbacji śląsko--zagłębiowskiej do ostatecznego

upustynnienia kulturalnego tych ziem, a nieliczne ożywcze „oazy"

potwierdzają jakby ów „status" pustyni. Na paradoks zakrawa przy tym fakt,

iż postępującej degradacji i rozkładowi kultury towarzyszył tu w ostatniej

dekadzie sukcesywny wzrost ilościowy środowisk twórczych, naukowych,

inteligenckich. W tymże przecież okresie okrzepł i rozrósł się np.

Uniwersytet Śląski, wypuszczając całe armie absolwentów. Pod względem

utajonego potencjału twórczego i intelektualnego — można zasadnie

zakładać — region wytrzymuje porównanie z wieloma tradycyjnie silnymi

ośrodkami w kraju. Śląsk i Zagłębie, jak zobaczymy, to kraina paradoksów.

W tym miejscu niezbędna wydaje się bardziej generalna uwaga. Jest

niepodważalnym faktem, co unaoczniają dziesiątki przykładów, że

kumulacja negatywnych procesów i przedsięwzięć przypada tu — jak i gdzie

indziej — na ostatnią dekadę, szczególnie zaś jej drugą połowę. Byłoby

jednak zbytnim uproszczeniem obciążać za obecny stan kultury w regionie

jedynie ostatnią z partyjnych ekip. Procesy degradacji kultury na Śląsku i w

Zagłębiu mają własną, odrębną — znacznie odmienną od ogólnopolskiej —

historię i specyfikę. Takie metody sterowania systemem kultury, jak

nadmierna centralizacja, biurokratyzacja czy „etatyzacja", które —

pominąwszy okres stalinowski — dochodzą do głosu w innych regionach

dopiero z biegiem lat 70., tutaj są stosowane w praktyce nieprzerwanie od

pierwszych lat powojennych. Śląsk i Zagłębie nie zaznały na większą skalę

Page 3: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

3

dobrodziejstw ani odwilży październikowej, ani okresu pewnego „luzu”

charakteryzującego życie kulturalne w Polsce jeszcze w latach 60-tych

(przynajmniej do 1956 r.). Inaczej, od zarania Polski Ludowej, kształtowały

się tutaj relacje między władzą a kulturą. Gros przyczyn warunkujących

obecny obraz kultury tych ziem wiązać należy, właśnie z kształtującym się

tutaj od kilku dziesiątków lat modelem sprawowania władzy, antycypującym

jakby deformacje, które charakteryzować będą rządy ekipy zasiadającej w

centrali w latach 70-tych. Model ów — Szczególnie z biegiem lat 60. i 70. —

przybierał coraz więcej cech charakterystycznych dla tzw. sułtan izm u, z

takimi jego atrybutami, jak autokratyzm, despotyzm i skrajny, oparty o

czysto irracjonalne, kryteria, woluntaryzm.

Koncepcja Śląska i Zagłębia jako swego rodzaju szejkanatu rysowała

się już wyraźnie w epoce i w głowie poprzedniego I sekretarza KW E.

Gierka, a do „właściwych" wymiarów doprowadził ją jego następca. Tego

rodzaju separatystyczne ciągoty nie mogły były prawdopodobnie powstać i

rozwinąć się w okresie powojennym w żadnym innym regionie kraju. Ich

najbardziej zasadne wytłumaczenie — wypada zgodzić się z K. Kutzem —

opiera się na „teorii" ekonomicznej. (Por. Niczego nie poprawię... Rozmowa

z reżyserem Kazimierzem Kutzem. „Trybuna Robotnicza. Magazyn

Niedziela" 1980 r., nr 264). Otóż ich bezpośrednią przyczyną było

ugruntowywane w świadomości kolejnych kierownictw politycznych

regionu poczucie siły i bezkarności, jakie dawało zdecydowane uzależnienie

ekonomiki kraju od olbrzymiego, nie zrujnowanego w okresie wojny

potencjału gospodarczego województwa. Refleksem tej świadomości jest

niewątpliwie m.in. rozdmuchany zwłaszcza w ostatnich latach, ale

funkcjonujący już znacznie wcześniej, mit o regionie jako „kuźni kadr

kierowniczych" dla kraju. Śląsk i Zagłębie to nie tylko kraina paradoksów,

ale i kraina przychylna mitom i mitotwórcom.

Można by się spierać do pewnego stopnia o ścisłe określenie

wykreowanego tutaj modelu sprawowania władzy: „patrymonializm" czy

„sułtanizm"? Oba typy władzy — ujmując rzecz teoretycznie —

charakteryzuje rozbudowany wedle specjalnych zasad aparat

biurokratyczny. Sułtanizm jednakże, w odróżnieniu od patrymonializmu,

cechuje zdecydowanie negatywny stosunek do tradycji, odcięcie się od

wszelkich ograniczeń i pęt, jakie nakłada na władzę tradycja. Z tego m.in.,

aczkolwiek nie jedynego względu, model katowicki wydaje się najbliższy

sułtanizmowi. Dla porównania i lepszego zobrazowania sprawy: model

gierkowski, kształtujący się w polityce centrali lat 70., przyjmował z biegiem

czasu coraz wyraźniejsze cechy systemu patrymonialno-stanowego.

Szeroko opisano od sierpnia istotę tzw. nomenklatury.

Obowiązywała ona także i w szejkanacie śląsko-zagłębiowskim, aczkolwiek

w wersji specyficznej. Tzw. nomenklaturę określa, mimo wszystko, pewna

logika: przynależność partyjna, długi staż pracy w aparacie, „dziedziczne"

prawo do zajmowania stanowisk etc. Tutaj logikę tę tłumiły jakby względy

„inne", zależne od sympatii lub antypatii szejka, jego. poczucia lub braku

poczucia humoru, osobistych przyjaźni etc. Słowem, o wyborze decydowały

nader często względy nie „nomenklaturowo-racjonalne", ale czysto

wolicjonalne. Bywało, iż na decyzje personalne i inne wpływała po prostu

plotka, poszeptywanie na ucho etc. Na pierwszym posierpniowym plenum

KW jeden z mówców — twórca wielce zasłużony dla śląskiej kultury — w

Page 4: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

4

sposób bardzo sugestywny przedstawił metaforycznie „drogi" prowadzące w

Katowicach do „Wielkiego Ucha". (Nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, iż

materiały z tamtego plenum, w których wiele istotnych partii poświęconych

było właśnie sytuacji w kulturze, wbrew zapowiedzi „Trybuny Robotniczej",

nie zostały udostępnione szerokiej opinii partyjnej).

Zasady tzw. selekcji negatywnej przyniosły w Katowickiem — w

porównaniu z innymi regionami — najsmutniejsze żniwo, włączając w nie

także dziedzinę kultury. Jej sprawy zależały tu od lat praktycznie wyłącznie

od aktu woli jedynego władcy lub od przemyślnie dobranych, lojalnych i

bezwzględnych wykonawców tej woli obsadzających „kluczowe"

stanowiska. W tym układzie o konkretnych faktach mógł decydować czy¬sty

kaprys szejka (np. słynny „Dezember Palast"), jego wytrawny smak

artystyczny („ureprezentacyjnienie" zespołu „Śląsk" po „odejściu" S.

Hadyny, budowa „music-hallu" w Chorzowie) lub też — najczęściej —

„najwyższa, ideologiczna konieczność" (koturnowe galerie tzw. „Ludzi

Dobrej Roboty", plenery plastyczne w Hucie „Katowice") i in.

Zasady obowiązującego systemu, rzecz jasna, absolutnie nie

sprzyjały otwartym, merytorycznym dyskusjom w istotnych lub

kontrowersyjnych sprawach związanych z kulturą. Sprawy istotne

„załatwiało się" w kuluarach i zaciszu gabinetów, ucinając je zdecydowanie

w myśl zasady „cel uświęca środki". Zwierzył się niedawno W. Szewczyk,

jak to skserografowany wywiad, którego udzielił tygodnikowi „itd.", krążył

ongiś w gmachu KW w charakterze swego rodzaju „listu gończego". W

wywiadzie tym pisarz ośmielił się mieć „nieco" odmienne — od

obowiązującego — zdanie na temat śląskiej rzeczywistości kulturalnej.

Sięgnijmy raz jeszcze do bogatego — po Sierpniu — repertuaru zwierzeń

autora „Hanysa": „Pozwolę sobie przypomnieć jeszcze spotkanie z dnia 28

grudnia 1978; odbyło się ono w Urzędzie Wojewódzkim, dokąd na

zaproszenie wojewody przybyli przedstawiciele środowisk twórczych i

działacze kultury. Miano im wyrazić podziękowanie za pracę w kończącym

się roku. [...] »Uzgodnieni« mówcy chwalili rzekomy rozkwit życia

kulturalnego w regionie i w Katowicach. Pozwoliłem sobie być odmiennego

zdania, poparł mnie w tym doc. Witold Nawrocki. Dowiedziałem się potem,

że były to głosy „trędowatych", wysłuchać też musiałem kolejnej

reprymendy." (por. W. Szewczyk, Kto choruje na oćmę. „TR. Magazyn

Niedziela" 1980, nr 270).

Otwarcie, na użytek opinii publicznej, system dopuszczał co

najwyżej możliwość sloganowego „dyskursu" nad kwestiami pozornymi.

Obowiązywała urzędowa teza, iż rzeczywistość jest „słuszna".

Nieprzystawalnych do politycznych wizji ideologów i strażników systemu

„krnąbrnych" fragmentów rzeczywistości nie zauważano najczęściej (np.

faktyczny stan kultury robotniczej). Stało się to podłożem niezliczonych

operacji mitotwórczych (propaganda i w ogóle język komunikacji władzy ze

społeczeństwem). Magiczne praktyki „obłaskawiania" rzeczywistości

współgrały ze stale cyzelowanym systemem „nagród" i „kar". K. Kutz — w

cytowanym już wywiadzie — powiada niedwuznacznie o swoistych

„umowach handlowych" między władzą a twórcami, postawy tych ostatnich

tłumacząc „synekurą za cenę milczenia". „Istniała w tym województwie taka

tradycja — mówi — że przed 22 Lipca na spotkaniu z władzami,

przedstawiciele środowisk twórczych podnosili palce i skwapliwie pytali o

Page 5: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

5

czym mają pisać. Była to polityka swoistego apartheidu. Najpierw stało się to

nawykiem, potem jedynym stylem." Sytuacja ta sprzyjała totalnej

demoralizacji wielu jednostek, której rozmiary ujawniono w części — i to

dopiero pod naciskiem „dołów" — na czerwcowej konferencji

wojewódzkiej.

Zarysowany kontekst pozwoli lepiej zrozumieć znaczenie i rolę

sprawczą pewnego, powstałego jeszcze w prehistorycznym okresie

wykluwania się katowickiego sułtanizmu, mitu, umiejętnie podsycanego i

demonizowanego przez aparat władzy z biegiem lat, z biegiem dni. Chodzi o

mit „zagrożeń" ze strony kultury i nauki. Jak zwykle w wypadku opowieści

mitycznych, nie dojdziemy dokładnie jego zaczątków i jego twórców. Ex

definitione jest to zresztą konstrukcja fabularna posiadająca „zbiorowego"

autora, przekazywany od ucha do ucha w półmroku gabinetów i blasku

koniakówek wytwór kultury oralnej. Nie uda nam się zapewne uzyskać

pełnego, żywego zapisu nawet jednego wariantu tej opowieści, choćbyśmy

dysponowali najlepszym warsztatem, folklorystycznym. Istnienie tego mitu

jest jednak faktem, możliwa jest jego cząstkowa rekonstrukcja, odnajdujemy

bowiem jego refleksy i pogłosy w propagandzie, wypowiedziach i

przemówieniach, publicystyce — nie mówiąc o konkretnych działaniach.

Dowodu na istnienie tego mitu /powinny dostarczyć także niniejsze uwagi in

extenso.

Mówiąc o „zagrożeniach" ze strony kultury, mamy na uwadze

szerokie rozumienie pojęcia. Obejmie ono wartości zwane potocznie

„duchowymi", różnego typu instytucje kultury czy w końcu tzw.

uczestnictwo w kulturze. Interesom sułtanizmu „zagrażały" nie tylko

enklawy twórczo-artystyczne; sytuacja bodaj znacznie niebezpieczniejsza

mogła zaistnieć w momencie stworzenia społeczeństwu pełnych,

optymalnych warunków uczestnictwa w kulturze. Co zaś się tyczy sfery

nauki, chodziło tu w pierwszym rzędzie, aczkolwiek nie jedynie, o

„zagrożenia" płynące od centrów myśli humanistycznej, największej z

punktu widzenia sułtanizmu „zarazy" (gwoli ścisłości: niebezpieczeństwa ze

strony nauk społecznych, jak się wydaje, nie groziły już systemowi w latach

70-tych; cały niemalże kompleks tych dyscyplin został skutecznie

„skanalizowany" już^ znacznie wcześniej; tym większej czujności i dozoru

wymagał rozbudowujący się u progu dekady Wydział Filologiczny). Toteż

humanistycznej „zarazie" poświęcimy nieco więcej uwagi w dalszej partii

szkicu.

Wspomniany mit domaga się ekspozycji godnej jego rangi. Był on

stale obecnym narzędziem realizowanej tutaj „polityki kulturalnej" i w dużej

mierze także polityki społecznej, jako że pomiędzy obiema politykami

istnieje ścisły związek. Ułatwiając uruchomianie odpowiednich

mechanizmów sprawczych odegrał istotną rolę w procesach upustynniania

kulturalnego regionu, jak i jego „separatyzacji” od reszty kraju. Nie bez

powodu — nad czym warto się zastanowić— w slangu tutejszych środowisk

twórczo-intelektualnych pojawiły się i takie określenia, jak „śląska Biafra",

„totalna Katanga" czy „apartheid".

Poczucie permanentnego, wręcz irracjonalnego zagrożenia

charakteryzujące śląskich szejków, zwłaszcza ostatniego z nich, wpłynęło

niewątpliwie na kształty prowadzonej przez nich polityki zewnętrznej. Z

patologicznym stanem umysłów wiązać należy zatem stworzenie wyjątkowo

Page 6: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

6

silnych i skutecznych barier informacyjnych między woj. katowickim a

innymi regionami kraju. W praktyce oznaczało to zdecydowaną i

tendencyjną selekcję ogólnopolskich treści kulturalnych dokonywaną przez

lokalne środki masowego przekazu, przy czym na szczególną uwagę

zasługują tu poczynania „Trybuny Robotniczej" i OTV Katowice. Selekcja

obejmowała treści i fakty związane z szeroko rozumianym życiem literackim

kraju (charakterystyczny będzie choćby zestaw recenzowanych pozycji),

repertuar teatrów i kin, wystawiennictwo, teatr i kabaret studencki i szereg

innych dziedzin. Istotnym, opanowanym do perfekcji przez tutejszą

propagandę chwytem było deformowanie i zniekształcanie informacji, na

zasadzie wmawiania społeczeństwu, iż „białe" jest „czarne" — i odwrotnie.

W wielu wypadkach selekcja oznaczała przemilczanie sukcesów

zasłużonych dla regionu twórców; tak było chociażby w przypadku nagród

przyznanych S. Hadynie w konkursach UNESCO, o czym informowała np.

szeroko prasa szczecińska. Istniał tutaj cichy zakaz pisania o Krakowie i

kulturowo-historycznych więzach łączących go ze Śląskiem. „W komitecie

do spraw rewaloryzacji Krakowa nie znalazł się nikt z naszego

województwa. Ani jeden obiekt nie został przez nas zrekonstruowany w

darze — Opole miało ten gest." — pisze T. Kijonka w podejmującym jakże

istotne sprawy śląskiej kultury i humanistyki artykule Prześmiewisko,

odrzuconym przez „Trybunę Robotniczą" wiosną 1981 r. (cyt. za

„Panoramą").

Przy tym wszystkim usilnie dążono do stworzenia pozorów, że

preferowany w woj. katowickim model kultury charakteryzuje „lepszość" i

„wyższość" w stosunku do innych regionów. Tupet i megalomania

ostatniego z szejków, jak i jego najbardziej bezkrytycznych pretorian,

przekroczyły granice zdrowego rozsądku. Doszło w końcu do groteskowej

nieco sytuacji, iż treści i wartości uznane i funkcjonujące w kulturze

ogólnonarodowej, oceniano i selekcjonowano z punktu widzenia wartości

obowiązujących w regionie, sugerując tutejszemu odbiorcy istnienie

jakiegoś odrębnego ,śląsko-zagłębiowskiego systemu

normatywno-estetycznego.

II

W ścisłym związku z mitem „zagrożeń" ze strony kultury i nauki, jak i

scharakteryzowanymi wyżej pokrótce podstawowymi atrybutami

katowickiego sułtanizmu, pozostają wszystkie najważniejsze mechanizmy

realizowanej tutaj „polityki kulturalnej". Nie są one w latach 70-tych

wyłącznością woj. katowickiego, tutaj jednak przyjęły postać karykaturalną

osiągając, jak się wydaje, swego rodzaju apogeum. Spróbujmy zatem

dokonać ich krótkiego przeglądu, rezygnując z ryzykownej próby ich

hierarchizowania.

1. Woluntaryzm, połączony z brakiem wyobraźni społecznej,

aro¬gancją i ślepotą polityczną ludzi decydujących o rozwoju kultury, a

często — zbyt często, niestety — ich intelektualnym prymitywizmem,

niezdolnością do zrozumienia prymarnych kwestii związanych z kulturą, a

więc „organicznie" niezdolnych do ochrony jej elementarnych interesów. Na

niewydolność intelektualną składała się — co jest znanym psychologii

stanem umysłu — „naturalna" wrogość do kultury.

Page 7: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

7

Wystarczy wspomnieć, że nie zaprzątano sobie tu głowy prognozami

rozwoju kultury, nie realizowano w praktyce żadnego długofalowego

programu rozwoju kultury, nie poddawano tych problemów szerokiej

społecznej konsultacji, a bywało, że przygotowywane „raporty" o stanie

kultury w regionie ogniskowały — tuszowanymi skrzętnie — lokalnymi

skandalami. Istnieją dowody, iż wiele wycinkowych ekspertyz naukowych,

dotyczących np. kultury robotniczej, zalega po dziś dzień w szufladach i

sejfach. Realizując w praktyce „politykę kulturalną" pałki, młota i koparki

(do wyrywania nieprawomyślnych chaszczy), usiłowano stwarzać pozory

istnienia i stosowania jakichś programów, jakiejś planowej polityki w tym

zakresie; vide — oficjalna propaganda, środki masowego przekazu,

wystąpienia polityków i działaczy. W rzeczywistości „planowość" tę

wymierzają pustosłowie i tromtadracja uchwał kolejnych plenów,

konferencji i narad partyjnych.

Ów woluntaryzm kulturalny nie mógł się nie rozmijać z

rzeczywistymi odczuciami i potrzebami społecznymi. Jak

wzmiankowaliśmy już, coś takiego jak opinia społeczna de facto nie istniało

tutaj, toteż jakiekolwiek skrupuły przy wcielaniu w życie najbardziej

karkołomnych i bulwersujących zamierzeń władzy — motywowanych

zresztą „na okrągło" w kategoriach „najwyższej, politycznej czy

ideologicznej racji stanu" — nie wchodziły w grę. Dla kierownictwa regionu

nie było tedy rzeczy niemożliwych do przeprowadzenia, a do rangi symbolu

wyrastają, zaniechane ze względów wyłącznie finansowych, plany

przeniesienia centrum Sosnowca w miejsce urodzenia E. Gierka. Skutki

rozpasanego woluntaryzmu układają się w długą listę, na której znajdzie się

m.in. zaaranżowana pseudopolitycznymi względami, urągająca logice,

zdrowemu rozsądkowi i tradycji parcelacja Uniwersytetu Śląskiego,

haniebna decyzja wyburzenia secesyjnego centrum Bytomia (włącznie z

byłym ośrodkiem walki o polskość Śląska) i w ogóle stopniowa degradacja

substancji zabytkowej regionu, szereg decyzji personalnych etc.

2. Otwarte preferencje dla wartości konsumpcyjnych. Był to w

ostatniej dekadzie oczywiście trend ogólnopolski, jednakże tutaj przybrał

wyjątkowo trywialną oprawę „ideologiczną", o czym najlepiej przekonuje

analiza przekazów zaliczanych do szeroko rozumianej propagandy. Język

propagandy, język przemówień politycznych, język wstępniaków w

„Trybunie Robotniczej" sugerował niedwuznacznie, iż wartości

konsumpcyjne, a co za tym idzie — konsumpcyjny styl życia, uznane zostały

niejako oficjalnie za jedną z nadrzędnych wartości światopoglądowych,

stając się sui generis kategorią ideologiczną. „Wmawiacze" wykorzystywali

przy tym w nadmiarze — znany skądinąd z historii propagandy — „tani"

chwyt polegający na łączeniu wartości konsumpcyjnych z wartościami

rodzinnymi. To bowiem połączenie warunkowało pożądane efekty

psychologiczne.'

Tak więc wszechobecny język kliszy i sloganu perswadował

nieustannie mieszkańcom regionu, że posiadanie dóbr jest podstawowym _

warunkiem szczęścia, że rodzina śląska, a zwłaszcza rodzina górnicza jest

rodziną obowiązkowo, a priori szczęśliwą, szczęście osiąga się jedynie

solidną pracą, trzeba więc rzetelnie i wiele pracować, a najbliższą

perspektywę szczęścia stwarza praca na kopalni. Jakby tego typu przekazów

nie analizować, wychodziło zawsze, że gromadzenie dóbr materialnych i ich

Page 8: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

8

rodzinna konsumpcja jest patriotycznym i socjalistycznym obowiązkiem

każdego obywatela. Doskonałe ilustracje kultu wartości konsumpcyjnych

dają plakaty typu „Nie ma jak u »Wujka«, „U »Wujka« najlepiej", idylliczne

portrety rodzin górniczych na tle małego fiata czy własnego domku, inseraty

gazetowe szkół górniczych i kopalń itd.

Negatywne implikacje ideologii konsumpcyjnej w odniesieniu do

uczestnictwa w kulturze są niewątpliwie, dlatego ideologię tę —

bezalternatywną w gruncie rzeczy — postawić należy w rzędzie najbardziej

„skrytobójczych" czynników rozkładających kulturę.

3. Otwarte preferencje dla rozrywkowych, masowych, często po

prostu jarmarcznych, a więc w sumie wybitnie bezrefleksyjnych form

uczestnictwa w kulturze typu: mecz futbolowy i w ogóle widowisko

sportowe, rewia, masowy, „ludowy" festyn, kultura knajpiana etc. Jeśli

istniała w szejkanacie jakaś polityka programowa i inwestycyjna w

dziedzinie kultury, to była ona ukierunkowana na tego rodzaju właśnie

imprezy. Nie bez powodów tutejszy slang uwzględnia także pojęcie

śląskiego „trójkąta bermudzkiego", którego wierzchołki wytyczają Stadion

Śląski, „Spodek" i WAIA. Rozrywkowa orientacja „polityki kulturalnej

pozostaje w oczywistym związku z ideologią konsumpcji. Notabene w

urzędowej, oficjalnej frazeologii obowiązującej w szejkanacie, a

poświadczają to wypowiedzi „animatorów" kultury, publicystów i

polityków, nader często i — można sądzić — tendencyjnie pojęcie sportu i

rozrywki „mylono" z pojęciem kultury, a dokładniej mówiąc — z pojęciem

„kultury duchowej". Charakterystycznych danych w tym rzędzie dostarczają

np. „wstawki" reklamowo-kulturalne serwowane przez OTV Katowice.

Bardzo sporadycznie pojawiały się tu szersze informacje o spektaklach

teatralnych, imprezach filharmonicznych (było nie było, działa tu od lat

znakomita i głośna w świecie WOSPRiTV) czy dobrych filmach, natomiast

codziennie obowiązkowo gościła na szklanym ekranie reklama działalności

„kulturalnej" katowickiej restauracji „Centrum". Szczyty „kultury" w

wydaniu „Centrum-Variete" to popisy wokalne byłego kulomiota i licznych

zużytych gwiazd piosenki i estrady, trup magicznych i akrobatycznych,

nieapetycznych dam ściągających z siebie nadwyrężoną spodnią garderobę

czy girlasek w podartych pończochach. Innym szlagierem reklamowym

tutejszej telewizji, który również wypadnie podciągnąć pod pojęcie

działalności kulturalnej była i jest od lat reklama regionalnej gry liczbowej.

Ów wizerunek infantylnej Karolinki wraz z towarzyszącą mu idiotyczną

piosenką, jak i realizowane przez OTV Katowice słynne w głębi Polski

programy „Przy sobocie, po robocie", stały się na długo symbolem

rzeczywistości kulturalnej regionu, (dodajmy, że z anteny TV zniknęły

katowickie spektakle teatralne).

Do podstawowej strawy duchowej mieszkańców województwa

należy bez wątpienia zaliczyć także cotygodniowe odcinki cyklu „Z teki

Alfreda Hitchcocka" _ redagowane dla „Magazynu TR" w latach 70. przez

samego Macieja Szczepańskiego. Warto zwrócić uwagę, że pośród wzorców

etycznych i estetycznych, jakie poprzez „Tekę" propagował były prezes

Radiokomitetu, znajdą się cynizm, makiawelizm, kult sprytu, apoteoza

gwałtu, morderstwa i czysto biologicznego seksu, wszystkie odcienie

brutalności i sadyzmu, kult bogacenia się za wszelką cenę i wiele równie

„sympatycznych". W warstwie etyczno-estetycznej „Teka" M.

Page 9: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

9

Szczepańskiego dorównuje najlepszym osiągnięciom prozy Spillane'a.

Nakład „Magazynu" osiągał wówczas grubo ponad milion egzemplarzy i był

wykupywany głównie ze względu na zawartość ostatnich stron: „Tekę",

krzyżówkę, program TV, ciekawostki ze świata typu „księżniczka Anna

znów spadła z konia", prymitywne dowcipy rysunkowe i bogaty dział

sportowy (zmonopolizowany przez pewnego natchnionego poetę pióra).

Według ostrożnego rachunku należy przyjąć, że ostatnie trzy strony w

„Maga¬zynie" były czytane przez 2—3 miliony czytelników, a dla wielu z

nich był to jedyny kontakt ze słowem pisanym. Wspomniany aspekt

działalności b. prezesa jest prawdopodobnie mniej znany opinii publicznej,

warto tedy wiedzieć, że produkcja „Hitchcocków" przynosiła mu rocznie

bodaj od 50 do 90 tys. zł, do czego przyjdzie jeszcze dorzucić tantiemy za

przedruki w innych gazetach. Dla porównania: honorarium za 10-arkuszową

książkę naukową w Wydawnictwie US1. wynosiło i nadal wynosi

równowartość ok. 10—12 „Hitchcocków".

Cóż jeszcze, poza tego rodzaju kontaktami z „kulturą", pozostawało

masom robotniczym? Ano, niezmiennie mecz futbolowy. Wspomnijmy, jak

na funkcje sportu (nie mylić z kulturą fizyczną!) patrzyli szejkowie Edward i

Zdzisław, znani koneserzy piłki kopanej. Byli oni mianowicie wyznawcami

tezy, iż od wyniku meczu piłkarskiego zależy cotygodniowy urobek w

kopalni, a tezę tę przez lata skwapliwie i z upojeniem wbijali do głowy

społeczeństwu przy pomocy lokalnych tam-tamów publicyści. Toteż region

dzierży światowe pierwszeństwo, jeśli chodzi o powstawanie zespołów a la

„Cosmos". Niegdyś był to „Górnik", którego potęga powstawała m.in.

kosztem bytomskiej „Polonii' (kontynuatorki tradycji lwowskich, o czym

raczej głośno nie mówiło się) i in. drużyn, ostatnio zaś „Zagłębie", łączone

nie bez powodów z imieniem Przywódcy Narodu — drużyna, której nie

wolno było spaść do niższej ligi. Na „Zagłębie" pracowała — i nadal pracuje

— zjednoczona klasa robotnicza całego bez mała Sosnowca. Aby zaś Wielki

Patron nie musiał się wstydzić, zakupiono klubowi — w pobliskich

Milowicach — odpowiednią metrykę urodzenia, z której wynika „niezbicie",

iż sosnowiecki „Cosmos" to najstarszy klub w Polsce (1906 r.).

Robotnik zaś mógł jeszcze uczestniczyć w wielkim dorocznym

festynie „TR", którą to imprezę, sądząc z oprawy propagandowej,

traktowano jako najważniejsze wydarzenie kulturalne roku w szejkanacie.

Nie bierzemy w tym miejscu pod uwagę różnych imprez i akcji politycznych,

posiadających tutaj specyficzną oprawę kulturalną, jako że odrywano na nie

robotników od warsztatów, nie wchodzą więc w pojęcie czasu wolnego.

4. Totalna „administryzacja" kultury i przeniesienie w jej sferę — ze

sfery zarządzania gospodarką i partią — stylu kierowania

charakterystycznego dla tzw. „systemu centralizmu b i u r o k r a t y c z n e g

o". Stosunek katowickich szejków, jak i ich agentów do specjalnych

poruczeń, do lokalnych środowisk twórczo-intelektualnych charakteryzował

styl wybitnie dyrektywny, metoda stawiania „na baczność". Pojęcie

mecenatu kulturalnego państwa i partii sprowadzone zostało tutaj niemal

wyłącznie do rozbudowanego systemu „nakazów" i „zakazów".

Co się z tym wiąże, żaden chyba region w Polsce nie wytrzymuje

porównania z woj. katowickim, jeśli idzie o stopień, zakres tudzież

absurdalność bezpośrednich i — bardziej zawoalowanych — pośrednich

ingerencji aparatu władzy w życie kulturalne i naukowe. Pewne przykłady

Page 10: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

10

już padały, podajmy jeszcze kilka: zainspirowane w KW niedopuszczenie

przez zespół Teatru im. S. Wyspiańskiego na gościnne występy na tejże

scenie Teatru Narodowego pod dyr. Hanuszkiewicza (politycznie wszakże

niepewnego), brutalna ingerencja w sesję naukową poświęconą. literaturze

polskiej XXX-lecia, zorganizowaną przez ówczesny (1974 r.) Instytut

Filologii Polskiej USl, takaż ingerencja w planowaną przez studenckie Koło

Naukowe Polonistów sesję Herbertowską, szykany wobec studenta

polonistyki, który zwyciężył w konkursie na esej — zorganizowanym przez

wspomniane Koło i „Poglądy" — tekstem o Szymborskiej i Barańczaku,

polityka ostracyzmu wobec niepokornych twórców i nauczycieli

akademickich, zgrzyt, jakim zakończył się „pamiętny" złą sławą katowicki

Zjazd ZLP i szereg innych. Stosunek aparatu do kultury przypominał tu jako

żywo stosunek odpowiednich resortów do PGR-ów, z tym jednak, iż metody

kulturalnych ekonomów bywały nader finezyjne. Oto jak m.in. wspomina K.

Kutz zorganizowany na wiosnę 1980 r. w Katowicach publiczny „sąd" nad

„Paciorkami jednego różańca": „Kompletnie zaskoczyła mnie metoda. Było

to tym bardziej dramatyczne, gdyż dowiedziałem się, że losy mojego

ostatniego filmu zależą niejako od przebiegu tego spotkania. [...] Jeden z

zarzutów dotyczył popełnionego przeze mnie fałszu. Pytano mnie, dlaczego

moi bohaterowie jedzą wyłącznie jajka, podczas gdy przecież w sklepie

mamy dużo mięsa i kiełbas. Druga osoba płci nadobnej, podająca się za córkę

górnika, zarzuciła, że to film na wskroś katolicki, co obraża jej uczucia.

Zabrała również głos pewna pani profesor, specjalistka od gerontologii i

oświadczyła, powołując się na własne badania naukowe, że taki bohater w

tym wieku nie jest możliwy." (cyt. jak wyżej). Tym podobne „anegdoty"

można by cytować w nieskończoność.

Wszystko to — włącznie z wzmiankowanym wcześniej „systemem"

zapisów lokalnych — posiada zasadną analogię chyba wyłącznie w tzw.

społeczeństwach autorytarnych. Jednak za symptom społecznie groźniejszy,

aniżeli najsroższe nawet „zakazy" i „nakazy", uznać należy stopień i zakres

„ocenzurowania wewnętrznego" poszczególnych środowisk twórczych i

intelektualnych.

„Administryzacja" sfery kultury, prowadząc do takich stanów

psychicznych i patologicznych objawów, jak nieufność, podejrzliwość

strach, sprzedajność, lokajskość, prowadzi zawsze, prędzej czy później, do

znacznego ubezwłasnowolnienia środowisk twórczych, jak i twórczej

impotencji. Centralizm biurokratyczny w polityce kulturalnej prowadzi

ponadto do niebezpiecznego z punktu widzenia podstawowych interesów

społecznych — zawężenia koncepcji kultury.

5. Polityka dezintegracji i antagonizacji środowisk twórczych i

naukowych. Jest to problem wieloaspektowy, zasługujący na odrębną,

gruntowną analizę. Sygnalizując go zaledwie w tym miejscu pragniemy

zaakcentować, iż mechanizmy dezintegrujące i antagonizujące uruchamiano

tu sukcesywnie od lat, a z analizy wielu następujących po sobie faktów

wynika, iż czyniono to w myśl pewnej „metodyki". Jako sztandarowy

przykład, co jest zresztą uzasadnione, przywołuje się dokonane w pierwszej

połowie lat 70. rozbicie Uniwersytetu Śląskiego. Oficjalnie decyzję tę

tłumaczono zawsze względami lokalowymi, jest to jednak, o czym

mówiliśmy już wcześniej, co najwyżej ćwierć-prawda. W istocie: 1°

Sosnowiec „musiał mieć swój uniwersytet z przyczyn, o których wiemy (ba,

Page 11: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

11

mówiło się niegdyś nawet o przeniesieniu całego kompleksu

uniwersyteckiego do miejsca urodzenia Przywódcy Narodu); 2° Z punktu

widzenia sułtańskich interesów bezpieczniejsza o wiele była sytuacja, kiedy

samo serce humanistyki, jakie tradycyjnie stanowią filologie, biło gdzieś na

peryferiach kultury, w oderwaniu od innych centrów humanistycznych (jak

widać, pogodzono tu „chytrze" pewną sprzeczność). Co więcej — w

akceptowanych przez władze polityczne programach nie było raczej miejsca

na ścisłą, planową współpracę badawczą, a nawet elementarną koordynację

badań nad współczesną i dawną kulturą regionu między np. humanistyką

uniwersytecką a humanistyką skupioną w Śląskim Instytucie Naukowym w

Katowicach i kulturoznawczym ośrodkiem w... filii Uniwersytetu w

Cieszynie, nie mówiąc już o planowej, zakrojonej na dłuższą metę

współpracy naukowej w dziedzinie badań śląsko-znawczych z WSP i

Instytutem Śląskim w Opolu.

Lata 70. charakteryzuje ponadto pogłębiający się dystans, a chyba i

pewne wyraźne niechęci, między uniwersyteckim środowiskiem

humanistycznym a środowiskami twórczymi. Nie istniały tu na dobrą

sprawę, najbardziej nawet elementarne, naturalne i typowe formy

spontanicznych kontaktów, jakie obserwować można tradycyjnie w innych

centrach uniwersyteckich, nie mówiąc już o kontaktach bardziej

sformalizowanych, jak choćby gościnne wykłady czy spotkania autorskie

pisarzy i twórców na uczelni. Odnosi się przykre wrażenie, że w przekonaniu

niektórych byłych decydentów akademickich otwarcie pomostów w

kierunku środowisk twórczych wiązało się niechybnie z wizją rozkładu czy

skażenia budowanej „pieczołowicie" moralności politycznej i czystości

ideologicznej studentów i ludzi nauki.

Dla obserwatora z zewnątrz nie ulega jednak także żadnej

wątpliwości fakt postępowania procesów dezintegracyjnych samych

środowisk twórczych, ich zamykania się „w sobie", a niejednokrotnie — jak

chociażby w przypadku środowiska literackiego — wewnętrznego skłócenia.

Nie można się temu specjalnie dziwić. Polityka preferowania wyłącznie

pewnych wartości i postaw artystycznych, wartości czysto utylitarnych,

instrumentalnych, wąsko pojętych wartości ideologicznych (często po prostu

pseudopolitycznych) i towarzyszący jej system „zachęt", za czym stały

pieniądz i uznanie szejka, musiały dawać wymierne rezultaty, tak jak

rezultaty musiał dawać brak liczącego się periodyku integrującego

środowiska twórcze i naukowe (w rodzaju wrocławskiej „Odry", gdańskiego

„Punktu" czy lubelskiego „Akcentu"). O ile we wszystkich niemal

środowiskach literackich w Polsce charakterystyczny jest i był przedział

między „młodymi" a „starymi", tutaj przybrał on formy tak drastyczne, że

nie sposób tłumaczyć go wyłącznie w kategoriach odwiecznych sporów o

wartości artystyczne, wizje literatury etc. Cóż, kiedy troska aparatu o

zabezpieczenie własnych interesów przyjmowała formy i tak groteskowe,

jak np. mianowanie sekretarzem POP w miejscowym oddziale ZLP twórcy

spoza środowiska.

*

Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na jedno jeszcze środowisko,

które tradycyjnie było zawsze środowiskiem par excellence twórczyni.

Mamy na uwadze społeczność studencką.

Page 12: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

12

Tzw. kultura studencka miała na Śląsku swój lepszy i jaśniejszy okres

— datujący się mniej więcej na połowę lat 60-tych (Gliwice, Bytom). W

latach 70., a szczególnie u ich schyłku, okres ten jest już tylko co najwyżej

sentymentalnym wspomnieniem. Nadmieńmy, że stąd właśnie rozległ się

„najdonioślejszy" głos przeciw studenckim „rebeliantom" w marcu 1968 r.

Ze stale wzrastającą liczebnie społecznością studencką zaczęto wiązać bodaj

największe zagrożenia, toteż było to środowisko intensywnie inwigilowane

— różnymi zresztą metodami — przez strażników systemu.

Permanentna w ostatnich latach anemia katowickiej kultury

studenckiej to nie wyłącznie — jak się zwykle oficjalnie przyjmowało —

skutek terytorialnego rozproszenia tego środowiska, dojazdów do szkół etc.

czy skutek oddziaływania pewnych czynników wewnątrzśrodowiskowych

(tu zwłaszcza niski autorytet wielu działaczy SZSP, jak i — ogólnie — całej

organizacji). Narzucany przez władze centralne model działania, który

powodował stałą degrengoladę tej nigdy na dobrą sprawę powszechnie nie

zaakceptowanej przez środowiska studenckie organizacji, obowiązywał w

całej Polsce. Nie przeszkodziło to względnemu przynajmniej trwaniu

tradycji kultury studenckiej w wielu innych ośrodkach »akademickich,

zwłaszcza w pierwszej, lepszej połowie lat 70-tych.

Fakt, iż kultura studencka nie zajęła należnego jej miejsca w pejzażu

kulturalnym Śląska i Zagłębia, tłumaczą — w naszym przekonaniu —

następujące przyczyny: 1. nie uwzględnianie przez aparat władzy — także w

uczelniach — podmiotowości kultury studenckiej (spontaniczna,

autentyczna kultura studencka rozwija się w oparciu o działania i atrybuty

charakterystyczne dla tzw. subkultury, a nieskrępowana podmiotowość jest

wszakże jednym z podstawowych warunków zaistnienia każdej subkultury);

2. długofalowa polityka dezintegrowania środowisk studenckich regionu i

ich inicjatyw kulturalnych (brak autentycznego centrum kultury studenckiej,

rozproszenie klubów i klubików oraz ich zamykanie pod byle pretekstem,

sztuczne „rozbijanie" juwenaliów studenckich itd.); 3. polityka izolacji

środowisk studenckich od reszty społeczeństwa — w tym od klasy

robotniczej (każda subkultura może w pełni zaistnieć i zrealizować się

jedynie w określonym kontekście społecznym); 4. różnorakie, często bardzo

drastyczne manipulacje i interwencje z zewnątrz.

Wysiłki garstek zapaleńców nie miały w tym układzie żadnych

niemal szans, aby skutecznie przeciwstawić się presji systemu. Rzeczą nie do

pomyślenia było tu względnie autonomiczne pismo studenckie (zwłaszcza

kulturalne czy literackie), względnie autonomiczny teatr studencki czy

kabaret. Jeśli takowe mimo wszystko powstawały, przechodziły rychło —

mowa o tych najbardziej interesujących — do pobliskiego Krakowa, gdzie

znajdowały lepsze możliwości rozwoju. Niejako „naturalna" i oczywista

była więc w tych warunkach koncepcja „kultury studenckiej" realizowanej

przy pomocy sieci „wychowawców" i „opiekunów" na zadane przez władze

tematy. Chodziło rzecz jasna o kulturę „reprezentacyjną", „na pokaz". Toteż

z uporem godnym lepszej sprawy forsowano tu studenckie zespoły

„folklorystyczne" i — kosztem milionów złotych — międzynarodowy

festiwal studenckich zespołów „ludowych". ,

W szejkanacie śląsko-dąbrowskim do podstawowych — poza nauką

— obowiązków studentów należało: 1. „aktywizować się"; 2. „brać udział w

pracach społecznych"; 3. „stale pogłębiać zaangażowanie"; 4. „powiększać

Page 13: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

13

szeregi partyjne"; 5. skandować i klaskać na licznych imprezach

politycznych; 6. głosować w wyborach do Sejmu o godzinie 6 rano; 7. nie

zadawać kłopotliwych pytań i nie zawracać głowy władzom. Najbardziej

typowe przejawy etosu studenckiego były w szejkanacie problemem

politycznym.

6. Polityka sukcesywnego ubezwłasnowolniania i dezautonomizacji

nauk s po ł e c z no - hu m a n i s ty c z n y c h. W dotychczasowych uwagach

kwestia ta zyskała już pewną argumentację — macki i czujki sułtanizmu

sięgały wszędzie, nie omijając instytucji naukowych. Można by w tym

miejscu przytoczyć dziesiątki obrazków, ukazujących plastycznie i

wymownie, jaką to wizję socjalistycznej uczelni wyższej usiłowali wcielać w

życie szejk Grudzień i niektórzy byli uczelniani prominenci. Zmieści się w

tej wizji obrazek setek studentów i pracowników naukowych odrywanych

wielokrotnie od zajęć i zwożonych na partyjne misteria, obrazek młodszych

pracowników naukowych maszerujących co roku „karnie" na rekolekcje

sosnowieckiego kacyka — postaci wyjątkowo karykaturalnej i groteskowej

(notabene wydalonego ostatnio z partii za teatralizację życia partyjnego) czy

obrazek pracowników naukowych oddelegowanych... w charakterze

robotników na spotkanie załóg wielkich zakładów przemysłowych z

pisarzami uczestniczącymi w katowickim Zjeździe ZLP. Można by poza tym

snuć barwne refleksje na temat techniki zdalnego, autokratycznego

manipulowania życiem uczelni wyższych i instytutów naukowych. Za

najistotniejsze ze względu na konsekwencje, uznać wypada jednak, te

bardziej „finezyjne", metody godzące w podstawowe funkcje nauk

społeczno-humanistycznych. Do nich zaliczyć należy m.in. świadome

zepchnięcie na daleki margines badań nad piśmiennictwem, literaturą i

folklorem śląskim, czemu towarzyszyło wyraźne usuwanie w cień grona

wybitnych niejednokrotnie uczonych, budujących podstawy pod śląską

humanistykę naukową jeszcze w latach 40.i 50. Nie można orzec, że tego

rodzaju badania nie rozwijały się w ogóle; owszem, przynosiły w

indywidualnych wypadkach nawet wybitne osiągnięcia. Nie miały one

jednak charakteru programu badań kompleksowego i długofalowego, a nie

mogły go mieć, gdyż nie mieściły się w „priorytetach". Śląski Instytut

Naukowy, placówka skądinąd wielce dla Śląska zasłużona już w latach

międzywojnia, odszedł zdecydowanie od badań kultury regionu i jej historii

„na korzyść" problematyki politycznej (nader wąsko zresztą pojmowanej) i

doraźnie świadczonych usług badawczych. Wydawnictwo „Śląsk" z dnia na

dzień zrezygnowało (?) z tak cennych inicjatyw jak seria „Biblioteka Karola

Miarki" czy „Zasłużeni Ludzie Śląska". Krańcowo różnie — dla porównania

— przedstawiała się w tym samym czasie sytuacja nauki w pobliskim Opolu.

Scharakteryzowane wyżej pokrótce mechanizmy były ściśle

sprzężone i ugruntowywane przez działalność lokalnych środków masowego

przekazu i, szerzej, propagandę, której poczynania w ostatniej dekadzie

winny doczekać się odrębnego, analitycznego studium. Kształtowany tutaj

model informacji i propagandy odbijał wszystkie braki, deformacje i

wypaczenia ogólnopolskiej propagandy okresu gierkowskiego, „wyróżniał

się" jednak na jej tle absolutnym brakiem krytycyzmu, galopującą

megalomanią, i lizusowską służalczością wobec lokatorów „pałaców

grudniowych", a ponadto notorycznym posługiwaniem się sfingowanym

Page 14: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

14

głosem „opinii publicznej" (tzw. listy do redakcji, „wizyty" czytelników,

którzy „poinformowali nas" etc), a co za tym idzie — niewiarygodnością,

faktyczną i w rzeczywistym odczuciu społecznym. Podarujemy sobie

dociekania, na ile zadecydowały o tym cechy charakterologiczne tutejszych

środowisk dziennikarskich (choćby większy niż gdzie indziej oportunizm),

na ile zaś obiektywny splot negatywnych czynników implikowanych przez

sułtanizm.

Jest niewątpliwie faktem, że tak jak największe dzienniki katowickie

były „ustami" szejka, tak — posiadające nieraz cenne tradycje —

cotygodniowe gazety lokalne stały się wyłącznie tubami Komitetów

Miejskich. Przybysz ze Śląska mógł niejednokrotnie przecierać oczy ze

zdumienia oglądając w TV codzienny lokalny dziennik we Wrocławiu, w

Krakowie czy Szczecinie — przybysza z głębi Polski zrażała z miejsca

„tyłkowlazcza" audycja katowickiego OTV pt. „Nasz dzień"

(charakterystyczne, że jej redakcja w komplecie stanęła na czele

śląsko-zagłębiowskiej „odnowy"). Jest faktem, że w Katowicach istnieje

jedyny w Polsce Wydział Grafiki Propagandowej. Jest faktem, że katowicka

filia KAW biła rekordy — szybkościowe i ilościowe — w wydawaniu

znakomitych technicznie i graficznie folderów propagandowych (np. wizyty

dostojników w Hucie „Katowice") i przecenianych w księgarniach

kalendarzy, odrzucała jednak np. zgłaszane przez pracowników US1

propozycje wydawania serii tematycznych antologii literackich dla

szerokiego kręgu odbiorców,, której potrzeby i znaczenia w tym regionie nie

trzeba uzasadniać. I tylko w Katowicach czy Sosnowcu można pewnie

spotkać neonowe hasła o treści propagandowo-po litycznej, które sąsiadują z

neonową reklamą knajp i najtańszej rozrywki.

Tutejsza propaganda — w nieustającym dążeniu do uwiarygodnienia

poczynań szejków i godzenia głoszonych przez nich przekonań z coraz

bardziej (jak zobaczymy) oddalającą się rzeczywistością, biła wszelkie

ogólnopolskie rekordy szalbierstw i nadużyć semantycznych, magii słownej

i werbalnego szamanizmu. Konsumpcja w rodzinnym gronie np., jak

wiadomo, jest podstawową i wiodącą ideą światopoglądu

drobnomieszczańskiego. Konsumpcja jako ... atrybut socjalistycznego stylu

życia i naczelna wartość socjalizmu to r e z u l t a t znamiennego „p r z e s u n

i ę c i a s e m a n t y c z n e g o", swobodnej kontaminacji takich pojęć i haseł

jak „socjalizm", „socjalistyczna Polska", „Polska dostatnia", „Druga

Polska", „Aby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej" etc.

Zaryzykujemy — z myślą o badaczach języka polskiego — tezę, iż region

śląsko-zagłębiowski jest polską kolebką tzw. nowomowy, która pełniła w

ostatniej dekadzie funkcję podstawowego — jak dowodzi J. Kmita — języka

władzy ze społeczeństwem, tudzież swoistego „klajstra" między narzuconą

ideologią oraz obiektywną rzeczywistością. (Por. cenne uwagi nt. polityki

kulturalnej w okresie gierkowskim Kmity i in. badaczy w pracy zbiorowej

Kultura — oceny i propozycje. Refleksje o kulturze i polityce kulturalnej lat

1970—1980. Warszawa 1981. „Do użytku służbowego")

III

Dywagowanie o mechanizmach polityki kulturalnej, nawet jeśli jest

to polityka w wydaniu sułtańskim, może się wydać — mimo liczne ilustracje

— nieco jałowe i „przeteoretyzowane". Spróbujmy zatem w tym miejscu

Page 15: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

15

unaocznić, do jakich — konkretnych, materialnych i namacalnych, a więc

wymiernych — efektów doprowadziło ich funkcjonowanie. Chodzi o

przykłady najbardziej wymowne opracowane bowiem w miarę pełnej listy to

raczej zadanie dla całego sztabu przygotowującego raport o stanie kultury w

regionie.

– Tragiczny pod względem poziomu artystycznego stan teatrów oraz

rachityczny poziom życia teatralnego na Śląsku i w Zagłębiu. W polityce

repertuarowej preferowano tu od lat wartości miałkie i tandetne, na wyraźną

niekorzyść dzieł wybitnych, nie mówiąc o kontrowersyjnych czy

dyskusyjnych. Tutejsza widownia teatralna pozbawiona została w dużej

mierze kontaktu nie tylko z najlepszymi dokonaniami dramaturgii

współczesnej, ale i niemal całym kanonem wielkiej klasyki polskiej i

europejskiej. W ostatnich latach uwidoczniła się poza tym koniunkturalna

tendencja do „folkloryzacji" repertuaru granego na tutejszych scenach

zawodowych, a do wzrostu poziomu artystycznego nie przyczyniały się stałe

roszady personalne w zespołach. Likwidacji uległa scena Teatru

„Rozmaitości".

– Takiż, a może jeszcze bardziej tragiczny, uwzględniwszy

proporcjonalnie większą widownię, stan „sieci" kinowej w województwie.

Operowanie pojęciem „sieci" wymaga w tym wypadku sporej wyobraźni i

dobrej woli. Wystarczy wspomnieć, iż 250-tysięczny Sosnowiec, miasto,

które sądząc z timbre'u lokalnej propagandy miało stanowić „dumę i chlubę

całej Polski", posiada raptem dwa kina (notabene: cała baza kulturalna tego

miasta urąga elementarnemu poczuciu kultury, jak i godności ludzkiej). Nie

lepiej przedstawia się baza kinowa w innych miastach. Niski — „przeciętnie"

— stan kultury filmowej mieszkańców województwa jest również skutkiem

braku sieci kin dyskusyjnych czy studyjnych (chlubnym wyjątkiem są tu

jedynie inicjatywy studenckie), zdecydowane preferowanie w polityce

repertuarowej obrazów wybitnie rozrywkowych, „bezpiecznego" i

neutralnego politycznie i społecznie filmowego kiczu, zamykanie dostępu do

kin otwartych filmom uznanym za wydarzenia ogólnopolskie lub też ich

krótka, „błyskawicowa" eksploatacja. Paradoksalnie zabrzmi w tym

zestawieniu informacja, iż na Uniwersytecie Śląskim działa od lat

najprężniejszy i najambitniejszy w Polsce ośrodek myśli filmoznawczej, od

lat zaś trzech funkcjonuje tu Wydział Radia i TV.

– Opłakany stan bazy muzealniczej w regionie, a zwłaszcza

krańcowo niekorzystna sytuacja lokalowa Muzeum Górnośląskiego,

skupiającego zbiory o unikatowej wartości (m.in. malarstwo polskie XIX i

XX w.). Przez lata ucinano tutaj zdecydowanie wszelkie dyskusje i głosy

opinii społecznej podnoszące etyczny i patriotyczny obowiązek odbudowy

zniszczonego przez hitlerowców gmachu Muzeum w Katowicach.

– Krańcowo zła sytuacja lokalowa Biblioteki Śląskiej. Trudności

lokalowe i rozproszenie zbiorów (Katowice, Bytom, Cieszyn) sprawiają, iż

można jedynie marzyć o pełnieniu przezeń roli głównej książnicy regionu,

skarbnicy słowa polskiego na Śląsku, a zarazem centrum informacji

kulturalnej i naukowej. Nie lepiej przedstawia się sytuacja Biblioteki

Uniwersyteckiej.

Page 16: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

16

– Urągająca elementarnemu poczuciu szacunku i dbałości o tradycję

sytuacja wojewódzkich zbiorów archiwalnych. W obecnym pomieszczeniu

(Bytom) woda zniszczyła bezpowrotnie część zbiorów. Stan zagrożenia, w

jakim znajdują się bezcennej nieraz wartości dokumenty, dalszy brak

odzewu i działań ze strony czynników administracyjnych pozwala mówić w

tym wypadku o zbrodni popełnianej na kulturze i historii Polski i re¬gionu.

– Zniszczenie infrastruktury kulturalnej w małych zwłaszcza

miejscowościach, brak takiejże infrastruktury w nowo zbudowanych

osiedlach (vide: osiedle w Gołonogu powstałe głównie z myślą o

pracownikach Huty „Katowice").

– Nieobecność galerii autorskich w dziedzinie plastyki, tłumienie

autentycznych inicjatyw twórczych w tej dziedzinie — na korzyść działań

pozornych o wydźwięku wyłącznie propagandowym.

– Brak liczącego się periodyku literacko-kulturalnego. Jedyne

„Poglądy", przy całym dla nich szacunku, ze względu choćby na objętość i

pełnione funkcje, nie były i nie są w stanie wpływać integruj ąco na

środowiska twórcze, artystyczne i naukowe. „Dziwnym" trafem nie ujrzał

dotąd światła dziennego zapowiadany hucznie przed dwoma laty przez „TR"

śląski almanach literacki złożony jakoby w Wydawnictwie „Śląsk".

– Kompromitujący poziom „Zarania Śląskiego", zalegającego

masowo liczne kioski w regionie. Ostatnie redakcje sprzeniewierzyły się

tradycjom tego wielce zasłużonego dla kultury śląskiej pisma, a wszakże

mogłoby ono z powodzeniem pełnić rolę pisma integrującego humanistykę

śląską, wychodzącego przy tym poza opłotki regionu.

To tylko kilka przykładów. Po szereg dalszych odeślijmy do

publikacji S. Piskora Kultura na Śląsku. Próba diagnozy — drogi wyjścia;

tegoż Kultura górnicza, czy górnik w kulturze („Poglądy" 1980 nr 22 i nr 23),

S. Wilczka Alarm dla kultury górniczej („Poglądy" 1980 nr 23) czy dyskusji

redakcyjnej Kultura studencka — podwójna blokada („Poglądy" 1981 nr 10).

IV

Dotychczasowe uwagi prowadzą do wniosku, iż realizowana w

szejka-nacie śląsko-zagłębiowskim „polityka kulturalna" nastawiona była

wyłącznie na dwie funkcje kultury: rozrywkową i — swoiście rozumianą —

funkcję „reprezentacyjną", pełniącą w rzeczywistości rolę fasady kulturalnej.

„Pikantności" zarysowanej sytuacji doda zapewne fakt, że nigdzie, w

żadnym regionie kraju, nie „trąbiono" tak głośno z

partyjno-propagandowych tub o potrzebie... humanizacji środowiska, jak

miało to miejsce w okresie panowania ostatniego z katowickich szejków. W

procesie humanizacji środowiska rolę „kluczową" odegrać miał Uniwersytet

Śląski; wszakże oficjalna propagandowa frazeologia do przesytu

eksponowała jego „kulturotwórczą funkcję". Wiemy już, iż uczelnia nie była

w stanie tej funkcji pełnić zgodnie ze swoimi realnymi, faktycznymi

możliwościami, w sposób kompleksowy i autentyczny, w praktyce bowiem

system permanentnie blokował większość możliwości, instrumentów i

rodzących się inicjatyw pracowników naukowych i studentów, które

mogłyby tej funkcji efektywnie sprzyjać. Wiele wskazuje na to, że władza

widziała w uczelni (a szczególnie w jej wydziałach

Page 17: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

17

społeczno-humanistycznych) nie tyle autentyczny uniwersytet, co fasadę

stanowiącą istotną cześć zasłony dymnej", którą sułtanizm przysłaniał

cynicznie rzeczywisty brak działań w dziedzinie humanizacji środowisk

technokratycznych i robotniczych, tudzież integracji różnych środowisk.

Pora zatem, by wejrzeć głębiej na tyły imponujących propagandowo

fasad, przyjrzeć się bliżej motywacjom, jakimi kierowali się animatorzy tak

rozumianej „polityki kulturalnej", a przede wszystkim zastanowić się nad

psychospołecznymi skutkami uruchomionych przez aparat sułtanizmu

mechanizmów.

Jednym z najbardziej ewidentnych i zatrważających rezultatów ich

oddziaływania było — bezprecedensowe nie tylko w skali polskiej —

zablokowanie dostępu szerokich mas społecznych do wybitnych i ogólnie

uznanych dóbr kultury. Stosunkowo łatwo, w oparciu choćby o czysto

teoretyczną analizę opisanych mechanizmów i faktów, wyprowadzić pewne

wiarygodne wnioski dotyczące np. uczestnictwa w kulturze mieszkańców

Śląska i Zagłębia. Potwierdzają je nader wymownie dane socjologiczne

uzyskane na podstawie badań empirycznych. Wynika z nich niezbicie, iż rolę

pierwszoplanową w życiu j rodzin zamieszkujących GOP odgrywają jakości

i wartości kulturalne (i kulturowe) związane z — w nomenklaturze prof. A.

Kłoskowskiej — tzw. pierwszym układem kultury, a więc realizowane

poprzez życie rodzinne, towarzyskie, to jest głównie kontakty typu „face to

face". Pod tym względem — dowodzą dane porównawcze — konurbacja

górnośląska stanowi fenomen na skalę ogólnopolską. Fakt ten, sam w sobie,

nie jest niczym „nagannym", wiązać go można nawet z szeregiem

pozytywów: kultura ustna jest swego rodzaju „przechowalnią" wielu

cennych wartości i norm tradycyjnych, które w „starciu" z bezdusznymi

mechanizmami nie stały bynajmniej — jak zobaczymy — na pozycji

całkowicie przegranej. Jako taki, fakt ten może być źródłem uzasadnionego

zainteresowania folklorystów i etnografów, jak i źródłem pewnego

optymizmu dla budujących złowieszcze prognozy w kontekście

cywilizacyjnych trendów pesymistycznie zorientowanych futurologów.

`Nieco jednak inaczej przyjdzie spojrzeć na ten sam fakt, kiedy się

uwzględni, że tzw. „drugi układ kultury", a więc wszelkie lokalne instytucje

kultury, odgrywają w życiu rodzin zamieszkujących GOP rolę zerową

(wyłączywszy wąski margines ludzi z wyższym wykształceniem) i że z

całokształtu instytucji współtworzących tzw. „trzeci układ kultury", tj.

kulturę udostępnianą przez zespół najważniejszych środków masowego

przekazu, zdecydowanie preferowana jest telewizja, na niekorzyść książki,

czasopism społeczno-kulturalnych, teatru, filmu etc. Badania

socjologiczno-kulturowe stwierdzają ponadto zdecydowany prymat

zachowań konsumpcyjnych w tym regionie i — globalnie — negatywnie

wyróżniają województwo, jeśli chodzi o uczestnictwo w kulturze, w skali

całego kraju. (Por. wyniki badań prezentowanych przez R. Milic-Czerniak w

„Studiach Socjologicznych", 1980, nr 3). Najpotężniejszy i najbogatszy

region przemysłowy kraju, region najbardziej przy tym zurbanizowany,

stanowi swoisty „interior" kulturowy, sui generis „globalną, pierwotną

wioskę", jakiej teoretyczne wizje budował śp. M. McLuhan. Istotę sprawy

trafnie ujmuje jeden z górników: „W Żorach mieszkam, a Żory to takie, jak

większość miast co teraz pobudowali: duża sypialnia i tyle. Nigdzie nie

Page 18: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

18

wyjdziesz, bo kaj? Gazetę człek przeczyta, na telewizor zagląda i idzie spać.

O świecie to się w tych Żorach tyle wiedziało, co w telewizorze, nie? Więc ja

żech mało wiedział." (za: D. Terakowska, Ta kopalnia — jak nasze dziecko,

„Przekrój", 1980, nr 1861).

Odnaleźliśmy tym samym rzeczywisty sens sloganowych określeń w

rodzaju „śląska Biafra" czy „Katanga". Gwoli ścisłości dodać należy, że jest

to także „Katanga" czy „Biafra" zagłębiowska, prawdopodobne, że w

większym nawet stopniu. Motywacje kryjące się za poczynaniami szejków

wydają się być jasne. Z punktu widzenia wyznawanej przez szejków „teorii

kultury", tę ostatnią musiano traktować — „nie bez racji" — jako „kulę u

nogi" systemu. Wcielana więc w życie bez pardonu „polityka kulturalna"

miała stanowić de facto podstawowe ogniwo w systemie zabezpieczeń,

jakimi obwarowała się władza. Narzuconą jej rolę kultura zaś spełniać mogła

wyłącznie pod warunkiem sprowadzenia jej do funkcji instrumentalnych, a

takąż funkcję pełniła i „rozrywka" i „kultura fasadowa". Tak sprostytuowany

„model" kultury wysterowano na dwa główne cele: rozmiękczanie

świadomości szerokich mas społecznych poprzez trywialne zabiegi

standaryzujące i homogenizujące oraz na — związane z tym ściśle —

dezorientujące i fałszujące świadomość społeczną efekty o wydźwięku

czysto propagandowym.

`Cele, ku jakim zmierzał katowicki sułtanizm, były —rzecz oczywista — nie

do pogodzenia z najbardziej nawet nieśmiałą wizją kultury jako wartości

„samej w sobie", wartości autonomicznej, rozwijającej się także, jeśli nie w

głównej mierz e, według własnych, immanentnych i nieskrępowanych

prawidłowości i reguł.

`W parze z instrumentalnym traktowaniem kultury postępowały w

szejkanacie wyraźne inklinacje do takiegoż, instrumentalnego traktowania

człowieka, nieliczenie się ze sferą czysto podmiotową, i dalej — procesy

uprzedmiotowiania jednostki, sprowadzania jej do roli roboczego,

konsumującego i bawiącego się muła, manipulowanego zdalnie i bezwolnie

poruszającego się w rytm propagandowych werbli, bezwzględnie

posłusznego poleceniom i zaleceniom aparatu władzy. Tak naprawdę —

wbrew składanym permanentnie deklaracjom — nie dostrzegano tu

człowieka, jego możliwości twórczych, jego czysto ludzkich potrzeb, praw i

nadziei. Jednostka funkcjonowała tu wyłącznie poprzez masę. Sułtanizm,

jako system wybitnie konserwatywny i autorytarny, jest systemem z gruntu a

h u m a n i t ar n y m.

Dotychczasowe refleksje pozwalają w miarę jasno, wydaje się,

określić właściwą funkcję mitu „zagrożeń" ze strony kultury i nauki.

Używany jako poręczny „straszak" wobec środowisk twórczych i

intelektualnych, jako ważny środek sterowania i manipulowania nastrojami

społecznymi, miał funkcjonować w praktyce jako podstawowe narzędzie

umacniania autokratycznego aparatu. Sułtanistyczny model sprawowania

władzy nie może się praktycznie obejść bez podsycania atmosfery totalnego,

irracjonalnego „zagrożenia", stanu permanentnej „gotowości bojowej" przed

urojonymi lub hipotetycznymi wrogami. To bowiem umożliwiało i

sankcjonowało sięganie do bogatego arsenału środków „perswazji" oraz

represji, które umacniały autorytet władzy — w jej mniemaniu. Jednym

słowem1, system — dla uwiarygodnienia racji swojego istnienia — musiał

Page 19: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

19

nieustannie wywoływać sztucznie „wojny" i „konflikty". Sułtanizm, jako

hiperautokrtyczny model sprawowania władzy, obudowuje się siecią

instytucji i autorytetów1 pozornych i może funkcjonować na dłuższą metę

wyłącznie dzięki ciągłej eskalacji środków prewencji i represji.

Znajdujemy się, jak widać, na wysokich piętrach urojonej logiki

absurdu. Nawarstwiające się z upływem lat sprzeczności między stosowaną

„logiką" władzy a nieubłaganą logiką obiektywnej rzeczywistości musiały,

prędzej czy później, doprowadzić do wybuchu, wykreowane zaś mity — w

starciu z tym, co ludzkie, materialne i racjonalne — ulec kompromitacji w

odczuciu społecznym. System działał i udoskonalał się przez lata, nie był

jednak w mocy — jak się okazało — „stotalizować" bez reszty całokształtu

zachodzących w kulturze procesów, szczególnie jej żywota bardziej

podskórnego, mniej oficjalnego, zwłaszcza jej najzdrowszego,

robotniczo-plebejskiego nurtu; mówiąc prościej — nie mógł zdławić jej

wymiarów najbardziej ludzkich. Obrazuje to istota wystąpień robotniczych

w Jastrzębiu. „Gdyby,, kobieto, na Wybrzeżu nie zaczęli, to prędzej czy

później i tak by to pieron strzelił. Bo tu było tak, że górnik to zaczynał się od

nadsztygara. I tych asów w paradnych mundurach nic tylko pokazywali na

wszystkie święta, partyjne i państwowe, w telewizorach i na akademiach... A

my dołowi — cicho, nikt nas nie widział... Wszystko te górnicze

zobowiązania ponad plan to oni za nas podejmowali, a my je mu¬sieli robić.

Czasem ja se tak myślę, że w nich nie było wiele z Polaka, jak oni swoich

ludzi tak gnoili... Do czego my doszli? Do tego, że ja cukierka kupić dziecku

nie mogę, a chleb za cudze pieniądze jem, bo my przecie ciągle tylko na

długach u zagranicy jademy. Co oni zrobili?! [...], Niektórzy myślą, że jak

długo będą im szukać — to ludzie zapomną. Nigdy nie zapomną. Oni z tego

Ślązaka zrobili czystego głupka w oczach Polski. Głupka i bogacza."

Komentarz szeregowego górnika jest aż nadto wymowny. (Cyt. za D.

Terakowską, ibid.)

Logiki absurdów i mitów starczyło jednak aż nadto, by dokonać

małych, w wielu wypadkach zatrważających, bo nie wiadomo czy

odwracalnych spustoszeń w sferze świadomości społecznej. . Ideologia

konsumpcji i preferencje dla trywialnych obiegów kultury nie mogły nie

sprzyjać wykształcaniu i stabilizowaniu się wśród coraz szerszych kręgów

społecznych zamieszkujących konurbację śląsko-zagłębiowską biernych,

inercyjnych, a więc eo ipso konsumpcyjnych postaw wobec kultury.

Sprzyjało to eliminacji wielu cennych inicjatyw oddolnych lub ich spychaniu

na margines; z wielkim trudem przebijały się tutaj na powierzchnię w

ostatnich latach wartości spontaniczne i autentyczne. Procesy te nie tylko że

„po cichu" akceptowano, ale wręcz wspomagano decyzjami „odgórnymi".

Zniknęło tedy z pola widzenia wiele regionalnych czy lokalnych — starych i

nowszych — tradycji kulturalnych (casus teatru Dormana, amatorskie lub

półprofesjonalne zespoły teatralne, pieśniowe, orkiestrowe, imprezy w

rodzaju — posiadających niegdyś rangę ogólnopolską — rybnickich dni

poezji wraz z tradycyjnym turniejem o „Górniczą lampkę", działalność

regionalnych towarzystw kulturalnych: „padł" ongiś i nie podniósł się do

dnia dzisiejszego cenny i dobrze redagowany „Rocznik Ziemi Będzińskiej",

przynoszący wiele informacji o historii i kulturze regionu). Ba, z lokalnej

anteny zniknęły bezpowrotnie śląskie, gwarowe, niegdyś nadzwyczaj

popularne programy radiowe. Wydawnictwo „Śląsk" zarzuciło edycje

cieszących się olbrzymim powodzeniem także poza woj. katowickim

Page 20: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

20

gwarowych tekstów ludowych (z pietyzmem mogło to robić i robi nadal

Opole). W miejsce autentycznych tradycji lokalnych zaczęły się coraz

natarczywiej pojawiać rozmaite formy komercyjnego, festiwalowego,

kiczowego folkloryzmu (czemu ideologię dorabiało wiele patronackich

instytucji, jak choćby Wydział Kultury czy TKF). A przecież nie można nie

brać pod uwagę, że wiele skazywanych na zapomnienie tradycji mogło — i

nadal może — stanowić czynnik wielce pozytywny w procesie asymilacji i

integracji licznych przybyszów z innych regionów kraju, nie mówiąc o ich

kapitalnym, psychologicznym znaczeniu dla tutejszych.

W potocznym, „zdroworozsądkowym" myśleniu o kulturze nie

zawsze uświadamiamy sobie w sposób wystarczająco jasny, jak istotne

związki zachodzą między takimi czy innymi procesami i zjawiskami w

szeroko rozumianej sferze kultury, z innymi, pozornie bardzo odległymi

dziedzinami życia.

Warto więc rozpatrzyć jeden przynajmniej przykład. Otóż

podniesienie ideału konsumpcyjnego do rangi wartości ideologicznej

musiało — wraz z innymi czynnikami — w stopniu zdecydowanie

negatywnym wpływać na etos, kulturę pracy poszczególnych grup

zawodowych. W wielu wypadkach prowadziło to do rozbicia kultur

profesjonalnych i funkcjonujących w ich ramach tradycyjnych wzorów i

wartości. Charakterystycznemu dla robotniczego, zwłaszcza górniczego

Śląska i Zagłębia, ideałowi dobrej, porządnej roboty, typowemu dla tego

regionu poczuciu szacunku dla własnego warsztatu pracy, przeciwstawiano

w ostatnim okresie coraz nachalniej jedno jedyne „bóstwo": tonę. Ono, jak to

podkreślali górnicy, zaczęło decydować o wszystkim.

Wyraźna sprzeczność ideologiczna między starym, tradycyjnym a

narzuconym wzorcem musiała powodować określone reakcje

psychologiczne, wpływając na podejście do pracy. Wyekspediowanie z

kopalń posążków Św. Barbórki nie przysłużyło się bogatej, o

wielowiekowych tradycjach kulturze górniczej. Na szczęście, w tym

wypadku stare wzorce, mimo prawdziwej inwazji przybyszów z rejonów o

tradycyjnie niższej kulturze pracy, mimo propagandowej młócki, okazały się

trwalsze i silniejsze, aniżeli można by przypuszczać. Dowodem tego m.in.

ostre veto górników wobec rabunkowej gospodarki w kopalniach. Truizmem

będzie stwierdzenie, iż nie zrozumie się istoty sierpniowych i

posierpniowych protestów górniczych, jeśli nie wniknie się w istotę

tradycyjnej kultury profesjonalnej. Żadna też władza nie wygra batalii o

węgiel, jeśli nie skoreluje mechanizmów gospodarczych, nowoczesnych

metod pracy z wartościami i normami stanowiącymi kościec tej kultury.

Talon na samochód czy kolorowy telewizor, nie mówiąc już o „talonie" na

mięso czy kiełbasę za pracę w wolne soboty, to metody tyleż prymitywne, co

krótkowzroczne. Pozostają one zresztą w drastycznej sprzeczności z

pojęciem godności zawodowej i czysto ludzkiej wpisanym w robotniczy

wzorzec. Wskażmy na inne jeszcze aspekty omawianego zagadnienia. Mimo

„urzędowego" do niedawna prymatu Zagłębia, nie da się ukryć, iż

społeczeństwo woj. katowickiego składa się jednak w zdecydowanie

przeważającej mierze z mieszkańców Śląska — ze Ślązaków. Zaiste

szaleńcza tedy i trudno wytłumaczalna — ze względów politycznych i

społecznych — wydaje się podjęta próba odcięcia olbrzymiej większości

ludności zamieszkującej województwo od jej własnych tradycji

Page 21: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

21

kulturowych, korzeni zapuszczonych na tej ziemi od wieków, więzów krwi i

imponderabiliów, które wielokrotnie już w niełatwej historii tych ziem

decydowały o przetrwaniu w poczuciu polskości.

Czy chodzi tu wyłącznie o niewyżyte ambicje przybyszów — a więc

„obcych" — którzy przybrali szatę i pozę samozwańczych szejków, jak to

ujmuje W. Szewczyk? (por. tegoż Czy istnieje „śląska mafia”? „Życie

Literackie", 1981, nr 5). W takim razie Zagłębie — w porównaniu z terenem

Górnego Śląska — winno się dzisiaj jawić w postaci kwitnącej, bogatej oazy

kulturalnej, a tego wszakże w żadnym wypadku stwierdzić nie możemy.

Zatem chodzi może o dokładnie ten sam stosunek przybyszów „z Polski" do

autochtonów i dokładnie o te same mechanizmy, które badał i opisywał S.

Ossowski na wsi opolskiej jeszcze w latach 1945-46? (por. tegoż

Zagadnienie więzi regionalnej i więzi narodowej na Śląsku Opolskim, w:

Dzieła, t. III. Warszawa 1967) Ta odpowiedź wydaje się bardziej

prawdopodobna i — niestety — bardziej wymowna. Pytania tego rodzaju

muszą doczekać się dokładnej odpowiedzi, pozwolą one bowiem rzucić

dodatkowe światło m.in. na skrętnie zaakceptowaną i przeprowadzoną przez

władze tzw. „akcję łączenia rodzin", określoną przez co światlejszych

publicystów jako najbardziej haniebna transakcja handlowa 35-lecia.

Konsekwencje tego rodzaju „dokonań" katowickiego sułtanizmu, skutki

społeczno-polityczne ingerowania w naukę, ograniczania badań nad

problematyką śląskoznawczą, procentują i będą długo jeszcze procentować,

przecież nie tylko w kraju.

Dotykamy kolejnej, nie poddającej się logicznej interpretacji sprawy.

Wydawać by się mogło, że realizowana przez tutejszych szejków polityka

separatyzmu mogła mieć na celu integrację Śląska i Zagłębia — dwóch

bardzo odmiennych pod względem kulturowym i jeśli chodzi o historyczne

losy regionów, regionów powiązanych jednak geografią i historią „na śmierć

i życie", regionów które mają przecież jeden, ale jakże istotny punkt

zwrotny: silną klasę robotniczą. Uruchomione przez sułtanizm mechanizmy

nie tylko nie przysłużyły się dziełu integracji Śląska i Zagłębia, ale cofnęły te

procesy o kilka pokoleń. Smutnym symbolem tego będzie ów wampir z

Zagłębia przechrzczony — urzędowo — na „wampira śląskiego". O tym, jak

kształtował się stosunek przeciętnego mieszkańca centralnych i północnych

obszarów Polski do mieszkańców województwa katowickiego (implikowany

negatywnym stereotypem Ślązaka, będącym ewidentną zasługą szejkowskiej

propagandy), można się było przekonać w okresie strajków sierpniowych,

studiując napisy na węglarkach powracających z Wybrzeża. Stymulowane

przez sułtanizm z premedytacją różnorakie procesy dezintegrujące

społeczeństwo miały na celu ułatwić manipulacje tymże społeczeństwem.

`W naszych uwagach parokrotnie wracaliśmy do przykładu Uniwersytetu

Śląskiego, ale też nie można obojętnie przejść wobec skutków moralnych i

społecznych bezwzględnego wtłaczania uczelni w tryby sułtanizmu,

realizowania owej decydenckiej wizji „wzorcowego, socjalistycznego

uniwersytetu". Katowice, wraz z Sosnowcem, to jedyny chyba ośrodek

akademicki w Polsce, gdzie stosunek przeciętnego mieszkańca regionu do

„swojego" uniwersytetu był wyraźnie obojętny, jeśli nie niechętny, a więc

pozbawiony typowej, przejawiającej się w rozmaitych formach, gestiach i

dowodach w innych ośrodkach estymy, szacunku, dumy. Bardzo niechętny

wydaje się być także „przeciętny" stosunek tutejszej ludności do studentów,

Page 22: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

22

o czym można się było dokładnie przekonać w okresie strajków studenckich

(zdecydowanie inaczej miała się rzecz w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu,

Krakowie, Gdańsku). Ucinając kulturze studenckiej skrzydła, ograniczono

możliwość zneutralizowania czy przezwyciężenia funkcjonującego na

robotniczym Śląsku tradycyjnie raczej negatywnego stereotypu „żaka".

Smutnym pogłosem niegdysiejszych „politycznych" decyzji, jest dzisiejsza

zdecydowana niechęć do uczelni części środowisk nauczycielskich,

zwłaszcza z terenu Sosnowca.

Przywoływane wcześniej przykłady, jak i pewne poczynania paru

uniwersyteckich politykierów — ślepych wyznawców sułtanizmu stały się,

niestety, zaczynem nienajlepszej legendy Uniwersytetu Śląskiego w

krajowej opinii naukowej. Czy zasłużenie? Z legendami, mitami,

stereotypami nie sposób na ogół walczyć przy pomocy rozumowych,

logicznych argumentów. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że mimo

wspomnianych deformacji, nie zawinionych w przeważającej mierze przez

społeczność akademicką, uczelnia legitymuje się niepodważalnym

dorobkiem naukowym, licznymi autentycznie i samodzielnie działającymi

zespołami badawczymi, dużym gronem uznanych i cenionych nie tylko w

kraju uczonych, poszukiwanymi na ogół na rynku naukowym

wydawnictwami, licznymi rocznikami dobrze przygotowanych do zawodu

absolwentów, z których wielu zasiliło szeregi kadry naukowej. W powstałej

sytuacji potrzebny byłby jakiś mag-rachmistrz, który potrafiłby dokonać

bilansu takich faktów, jak z jednej strony np. owej niechęci do uczelni części

środowisk nauczycielskich (psychologicznie uzasadniona —

Uniwersytetowi oddano m.in. budynki szkolne), a z drugiej — rozbudowy

chociażby przez Wydział Filologiczny systemu studiów zaocznych i

podyplomowych, kształcących i kształtujących głównie nauczycieli

podejmujących pracę czy pracujących w regionie, systematycznej akcji

odczytów i wykładów popularnonaukowych prowadzonej od lat dla szkół.

Bezprzykładnym — nawet jak na warunki ogólnopolskie lat 70. –

nieposzanowaniem przez sułtanizm względnej choćby niezależności czy

autonomii uczelni wyrządzono środowisku uniwersyteckiemu dużą krzywdę

Obraz kultury na Śląsku i w Zagłębiu, jaki wyłania się z

dotychczasowych rozważań, jest — nie ukrywamy — brudny i ponury jak

tutejszy smog, ale też nie było naszym zamiarem ani sporządzenie „raportu o

stanie", ani narysowanie laurki. Toteż pominęliśmy szereg przykładów, które

ustawić można po stronie pozytywów, jak wybudowanie olbrzymiego

kompleksu WPKiW wraz z Planetarium i ZOO, BWA czy „Spodka", jak

osiągnięcia śląskich muzyków i plastyków. Na najżyczliwszą uwagę

zasługuje działalność b. wojewody J. Ziętka, jedynego chyba lokalnego

polityka, któremu plebejskie doświadczenie 'i intuicja dyktowały mądry i

ludzki stosunek do kultury i ludzi z nią związanych i który — z tychże

właśnie powodów — został potraktowany przez sułtanizm z całą

bezwzględnością. Inna rzecz, iż wiele z pozytywnych dokonań, szczególnie

w sferze kultury materialnej, miało tu charakter wybitnie spektakularny.

Powstanie WPKiW nie zapobiegło katastrofie ekologicznej regionu i nie

rozwiązało — włącznie z osławionym „Spodkiem" — problemów rekreacji,

wypoczynku i uczestnictwa w kulturze. Pozytywy nie równoważą, niestety,

olbrzymich spustoszeń w dziedzinie kultury. O ile część z nich, zwłaszcza

tych zależnych wyłącznie od nakładów finansowych, będzie można prędzej

Page 23: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

23

czy później nadrobić, na odrobienie strat w sferze świadomości społecznej

przyjdzie czekać lata.

VI

Uruchomiony w regionie śląsko-dąbrowskim system zarządzania

kulturą ukazuje niby w laboratoryjnej formie pewien stan czy etap, ku

któremu zmierzała najwyraźniej przedsierpniowa polityka kulturalna w

Polsce, pozostająca — trzeba podkreślić — zdecydowanie w gestii partii i

państwa. Istnieje wiele przesłanek wskazujących na to, iż celem polityki

stymulowanej z gierkowskiej centrali było ukształtowanie przestrzeni

kulturalnej narodu i państwa na obraz i podobieństwo McLuhanowskiej

„globalnej wioski". Teza powyższa — tylko pozornie ryzykowna —

usprawiedliwia być może w jakiejś mierze całość niniejszych refleksji.

Warto pamiętać, że mentalność i horyzonty intelektualne, etyczne i

polityczne przywódcy narodu, dzierżącego w ręku losy i nadzieje narodu od

grudnia 1970 r. do początków września roku 1980, ukształtowane zostały

tutaj właśnie — w Katowicach. Był on wszakże jednym z współtwórców a

zarazem jednym z pierwszych najwybitniejszych absolwentów „katowickiej

kuźni kadr".

Zrezygnujemy w tym miejscu ze sporządzania obszernej listy

szczegółowych wniosków i postulatów dotyczących bezpośrednio spraw

kultury w woj. katowickim, narzucają się bowiem one same. Spróbujemy

natomiast przypomnieć kilka truizmów o znaczeniu i treści bardziej

generalnej. Z rzędu tych, o których trzeba stale, niestety, przypominać.

Opisane mechanizmy „polityczno-kulturalne" współtworzące system

umownie określony tutaj jako „sułtanizm", mają mało wspólnego nie tylko z

polityką kulturalną państwa socjalistycznego, ale — z socjalizmem w ogóle.

Nie mają zresztą z nimi nic wspólnego także i mechanizmy

„polityczno-kulturalne" uruchomione w ramach patrymonialno-stanowego

modelu sprawowania władzy charakteryzującego politykę centrali w

dekadzie Gierka.

Polityka kulturalna w państwie socjalistycznym nie da się, nade

wszystko, pogodzić z systemem dyrektywnego, sprowadzonego wyłącznie

do zakazów i nakazów, „zarządzania" czy też administrowania kulturą.

Pragnąc być w zgodzie z marksizmem — i Marksem — nie może ona

traktować wartości i dóbr kultury jako wartości instrumentalnych,

wykorzystywanych do osiągania doraźnych, utylitarnych, politycznych lub

wąsko pojętych „ideologicznych" celów. Za podstawowe, najważniejsze i

nadrzędne zadanie polityki kulturalnej w państwie socjalistycznym uznać

należy kształtowanie osobowości ludzkich — z akcentem na liczbę mnogą

właśnie. Orientacja polityki kulturalnej na ów cel wyklucza a priori

jakąkolwiek możliwość przekształcania jej w narzędzie — pośrednie bądź

bezpośrednie — uprzedmiotowiania jednostki, ubezwłasnowolniania jej i

manipulowania nią, jak i zakładania z góry bezinicjatywnego, biernego i

czysto konsumpcyjnego stosunku człowieka do kultury (ideologia

konsumpcji stoi w oczywistej sprzeczności z polityką kulturalną . państwa

socjalistycznego). Nie będzie ona w stanie wypełnić swego prymarnego

zadania zawężając model kultury do reprezentacyjnej „fasady" i jałowej

Page 24: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

24

„rozrywki" i nie wypełni go selekcjonując administracyjnie inne treści i

wartości kultury.

Wynika z tego, że jedną z podstawowych przesłanek polityki

kulturalnej w państwie socjalistycznym wiązać należy z uznaniem przez nią

faktu wielonurtowości, wielopoziomowości i wieloświatopoglądowości

kultury. Uznanie tego faktu zresztą jest elementarnym wymogiem myślenia

historycznego, zgodnego z nauką Marksa (inna rzecz, iż znakomitych

teoretycznych podstaw dostarczyć mogą tej polityce najwybitniejsi

przedstawiciele polskiej tzw. socjologii humanistycznej, jak S. Czarnowski,

S. Ossowski, F. Znaniecki, J. Chałasiński czy J. Szczepański). Wynika z tego

równie, jak się wydaje, jasno, iż żadna osobna organizacja, struktura czy

grupa społeczna — np. partia, kościół, państwo czy związek zawodowy —

nie może zgłaszać pretensji do monopolizowania polityki kulturalnej

w państwie socjalistycznym. Jakakolwiek tendencja do monopolizowania

polityki kulturalnej — pomijając fakt, że nigdy nie zyska aprobaty

większości społeczeństwa — prędzej czy później stanie w kolizji z wizją

kultury wielopoziomowej, wielonurtowej i wieloświatopoglądowej.

Monopol, zwłaszcza monopol budowany wbrew odczuciom i potrzebom

poważnych odłamów społeczeństwa, nie jest w stanie — jak tego dowodzą

przykłady — zagwarantować warunków swobodnego przepływu myśli

ludzkiej, a więc i pełnego i nieskrępowanego rozwoju osobowości ludzkich.

W tym kontekście prowadzone tu i ówdzie spory typu: „jedna czy

różne polityki kulturalne?", „polityka kulturalna państwa czy partii?" —

wydają się mało sensowne i przeradzają się zwykle w sofistyczne

roztrząsania „wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami

Wielkanocy" (por. np. M. Misiorny, Propozycje nowego spojrzenia, „Tryb.

Ludu", 1981, nr 162). Przyjmując jako prymarne wypunktowane wyżej

przesłanki, racjonalistyczna, realistyczna, rozumna i humanistyczna polityka

kulturalna w państwie socjalistycznym winna inspirować takie mechanizmy i

siły, które mogą zagwarantować bezkolizyjne, twórcze i trwałe (co nie

wyklucza konkurencyjności) funkcjonowanie różnych typów mecenatu nad

kulturą, które pogodzą różne typy szlachetnych partykularyzmów — w imię

celu nadrzędnego, jakim jest dobro jednostki, społeczeństwa, kultury

narodowej, państwa.

Osiągnięcie takiego stanu rzeczy nie jest bynajmniej teoretyczną

utopią i jest jak najbardziej możliwe pod warunkiem uspołecznienia kultury.

Jasną i klarowną wykładnię tych spraw daje A. Mencwel, pod którego

uwagami przyjdzie podpisać się w pełni (por. Etap prawdy. Przesłanki

programu kulturalnego, „Polityka" 1981, nr 25). Mecenat społeczny zatem

— byleby umieć zracjonalizować to pojęcie i nie zmitologizować go —

byłby w praktyce jedynym typem mecenatu nadrzędnego. Prowadzi to do

wniosku, iż polityka kulturalna jest ściśle sprzężona, jako jej funkcja, z

polityką społeczną w państwie socjalistycznym, toteż rewizji ulec muszą

również podstawy tej ostatniej.

Zgoda na przyjęcie powyższych tez oznacza ponadto zrewidowanie

ukształtowanych w pewnych kręgach władzy — ukształtowanych arbitralnie

i wbrew opinii społecznej — wyobrażeń i stereotypów na temat relacji

„władza — kultura", co byłoby tematem do odrębnego, wnikliwego

rozważenia. Powiedzmy zatem w tym miejscu tylko jedno: doszukiwanie się

w kulturze różnego rodzaju „zagrożeń", traktowanie poszczególnych dóbr i

Page 25: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

25

wartości ze sfery kultury jako społecznego „tabu" to niezawodne symptomy

władzy słabej, która autorytet swój opiera na pozorach i szykanach. Bo tylko

słaba władza boi się kultury. Niestety, jak tego dowodzą liczne przykłady z

dalszej i bliższej historii i jak poucza psychologia — z wewnętrzną słabością

idzie zazwyczaj w parze żądza władzy.

VII

Minął rok od podpisania pamiętnych porozumień w Szczecinie,

Gdańsku i w_ Jastrzębiu. W sposób niejako naturalny uwagi powyższe

winny kończyć się pytaniem, jakie zmiany w życiu kulturalnym Śląska i

Zagłębia zaszły w tym okresie. Mówiąc delikatnie, odczucia, jakie rodzi to

pytanie, są co najmniej ambiwalentne.

Niżej podpisany daleki jest od cynizmu, ale wiele wskazuje na to, że

procesy tzw. odnowy w sferze szeroko pojętego życia kulturalnego — a

przynajmniej główny ich nurt i impet — „zmaterializowały się" tutaj i

jakby... wyczerpały przede wszystkim w licznych wypowiedziach

publicystycznych, polemikach prasowych, kłótniach i intrygach,

personalnych oskarżeniach, a ściślej — w grze w personalnego

„ping-ponga". Jest to poniekąd zrozumiałe w pierwszej fazie zasadniczego

przełomu społecznego, tyle że etap „rozliczeń" winien procentować próbami

budowy elementarnego przynajmniej programu kulturalnego. Województwo

katowickie, jak dotąd, nie posiada nawet zarysu takiego programu.

W tym miejscu niezbędny wydaje się pewien wtręt. Nie ma

oczywiście powodów, aby nie ufać wypowiedziom dziesiątków bardziej lub

mniej poszkodowanych i zniewolonych przez katowicki sułtanizm

przedstawicieli świata twórczego i artystycznego, które to wypowiedzi

falowo pojawiały się po Sierpniu w lokalnej prasie i TV. Jeśli jednak chce się

oczyścić tutejsze „stajnie Augiasza", jeśli chce się uzyskać przekonujące

dane nt. stanu świadomości tutejszych środowisk twórczych, jeśli pragnie się

sporządzić dokładny raport o stanie kultury w regionie — a są to elementarne

warunki nie tyle „odnowy" (bo cóż tu odnawiać?), co generalnej

przebudowy, zmiany paradygmatu myślowego determinującego podstawy

życia kulturalnego na Śląsku i w Zagłębiu — niezbędna jest również

obiektywna i wiarygodna dokumentacja i analiza postaw i działań w aspekcie

jednostkowym. Można mieć np. pewne wątpliwości co do ogólnej

„niemożności", albowiem nie wszyscy chyba przedstawiciele tutejszego

świata twórczego mieli zamknięty dostęp do ogólnopolskich środków

masowego przekazu, Sejmu, odpowiednich wydziałów i komisji KC, nie

wspominając o Radach Narodowych.

Posierpniowe pozytywy? Niewątpliwie znajdzie się ich trochę.

Powstało kilka nowych towarzystw kulturalnych, na których ocenę jeszcze

za wcześnie. Jesienią ub. roku zainaugurował działalność Komitet

Porozumiewawczy Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych w Katowicach.

Określając siebie jako ciało będące „jedynym wyrazicielem środowisk, które

reprezentuje" (zastrzeżenie, skądinąd, zrozumiałe) — Komitet zapowiedział

przystąpienie do prac nad raportem o stanie kultury w regionie oraz

programem kulturalnym. Równolegle powstała w ramach — byłej już —

„Solidarności-Jastrzębie" i działa regionalna sekcja ds. kultury. Niestety, z

żalem należy stwierdzić, że informacja o działalności tych zespołów była i

Page 26: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

26

jest nader skąpa, by nie powiedzieć — żadna. Wiadomo, że KPSTiN

przewodzi K. Kutz, co cieszy, trudno jednakże — z braku tejże informacji —

powiedzieć cokolwiek o jego, Komitetu, reprezentatywności i o stanie prac

na dzień dzisiejszy, a są to sprawy istotne.

Z innych faktów, które cieszą, wymienić trzeba spontaniczne i

samorzutne inicjatywy zmierzające do integracji środowisk naukowych,

twórczych i robotniczych; mamy na uwadze np. działalność tzw.

„Wszechnicy Górnośląskiej" zainicjowaną przez NZS i „Solidarność" UŚ1.

Kapitalne i nieobojętne dla spraw kultury znaczenie miały

międzyśrodowiskowe kontakty zespołów partyjnych w ramach tzw.

„kontaktów poziomych", zainicjowane przez organizację partyjną UŚ1. Ich

praca została skutecznie przemilczana przez lokalną prasę, niemniej wyrazić

należy nadzieję, że będą one — w różnych formach — owocowały w bliższej

i dalszej przyszłości.

Wymieniając pozytywy warto wziąć pod uwagę wydarzenie, którego

sens i znaczenie wykracza daleko — tu, na Śląsku — poza rangę wydarzenia

stricte kulturalno-artystycznego. Chodzi o wystawioną w lipcu br. w

katowickim „Spodku" „Tragedię romantyczną", na którą złożyły się

„Dziady" i „Kordian" — inscenizację będącą dziełem dwójki młodych

reżyserów z Wydziału RTV UŚ1 i plejady wybitnych polskich aktorów.

Jedynie nieodpowiedzialny „głuptasek", który nic nie wie o współczesnej

rzeczywistości śląskiej, mógł przedsięwzięcie owe skwitować określeniem:

„najbardziej kiczowate przedsięwzięcie artystyczne ostatnich lat" (por. T.

Jasiński, „Złoty Knebel" czyli „Solidarność" i kabaret. „Rzeczywistość",

1981, nr 16). Na życzliwą uwagę zasługuje także posierpniowa działalność

katowickich „Poglądów", które uwolnione z pęt sułtanizmu, stały się pismem

po prostu dobrym i poszukiwanym. Wszystkie niemal fakty, które skłaniają

do odrobiny przynajmniej optymizmu na przyszłość, wiążą się — jak

świadczą przywołane i pominięte przykłady — z odradzającą się ze zgliszcz i

popiołów inicjatywą społeczną. Cieszy, iż nie zdławiono jej do końca.

Niestety, o wiele dłuższa byłaby, gdyby ją w pełni przedstawić, lista

posierpniowych „osiągnięć" negatywnych, a dotyczą one głównie pewnych

aspektów działalności ośrodków władzy, administracji, instytucji kultury i

instytucji dla kultury. Przykładowo, problemy kultury w regionie, jej stanu i

potrzeb, stanowiły ewidentny i odległy margines w trakcie dyskusji

przedzjazdowej, a materiały konferencji wojewódzkiej partii załatwiają je

kilkoma ogólnikami. Najgłośniej bodaj — jeszcze jesienią ub. i wiosną tego

roku — dyskutowana sprawa powrotu Wydziału Filologicznego do Katowic

utknęła w martwym — można domniemywać — punkcie. Przytoczone przez

prasę słowa A. Żabińskiego wypowiedziane na konferencji miejskiej w

Sosnowcu na pewno w niczym nie przyczyniły się — mówiąc

eufemistycznie — do załagodzenia „kontrowersji" i „niesnasek" wokół

„sprawy" Wydziału Filologicznego w niektórych środowiskach

sosnowieckich (pytanie, dlaczego wyeksponowano właśnie te fragmenty

wypowiedzi?). Ba, na konferencji miejskiej w Katowicach Uniwersytet stał

się dla niektórych działaczy negatywnym i... wziętym „argumentem" w

kampanii wyborczej, bo jak rozumieć stawiane tam retoryczne pytania w

rodzaju „ile Uniwersytet zamierza odebrać jeszcze szkół?" Takie stawianie

sprawy budzi, łagodnie mówiąc, pewne zdziwienie.

Page 27: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

27

Tutejsza propaganda, wydaje się, jakby trwale została skażona

„stylem Grudniowym", co najlepiej obrazuje działalność prasy, a zwłaszcza

„Trybuny Robotniczej" (poczynając jeszcze od okresu sierpniowych i

wrześniowych strajków w Gdańsku, Szczecinie i... Jastrzębiu. Gazeta ta,

odnosi się wrażenie, robiła wszystko, aby nie odzyskać — a raczej: pozyskać

— zaufania czytelników i opinii gazety wiarygodnej w odczuciu szerokich

rzesz społeczeństwa. Przytaczanie przykładów mija się w tym wypadku z

celem i traci sens. Co najwyżej może „dziwić" fakt dezinformacji opinii

partyjnej w sprawach dotyczących partii i życia partyjnego w gazecie

partyjnej. Do Śląskich i zagłębiowskich kin nie trafił bodaj ani jeden film

zaliczany do tzw. „półkowników", a tutejsze teatry ekscytują publiczność

kolejnymi zmianami personalnymi. WOSPRiTV otrzymała do swojej

dyspozycji część „Pałacu Grudniowego" (z inicjatywy znanych

publicystów... warszawskich), co bynajmniej nie zakończyło jej kłopotów.

Jeden jednak czy drugi spektakularny gest władzy wobec kultury to — w tym

regionie, po Sierpniu — o wiele za mało. Na dobrą sprawę, kultura w tym

regionie winna się bronić przed spektakularnymi gestami. Po stokroć zaś

mylą się ci, krótkowzroczni, którzy twierdzą, że w warunkach ciężkiego

kryzysu gospodarczego i społecznego, jaki przeżywa kraj, nie czas, by

zaprzątać sobie głowę sprawami kultury.

Sfera kultury w regionie śląsko-dąbrowskim dotknięta jest ciężką

chorobą. To wiemy. Analiza sytuacji, jaka zarysowała się po sierpniu,

potwierdza niestety słuszność opinii, iż tu — w tym regionie — będzie

niesłychanie trudno przezwyciężyć stare sposoby myślenia o kulturze, a co

za tym idzie — wyjść poza „administracyjny" i technokratyczny jej ogląd.

Kultura nie miała tu — z małymi wyjątkami — zwyczajnego szczęścia do

ludzi. Na to, jak silne są tutaj tęsknoty za „starym, dobrym stylem", wskazuje

szerokie, nie tylko „ideologiczne", poparcie jakie w pewnych kręgach;

uzyskała działalność tzw. ,Forum Katowickiego". Mając to m.in. na uwadze,

trudno — przynajmniej teraz — o generalnie bardziej optymistyczną wizję

kulturalnej przyszłości regionu. Tutejszy Uniwersytet opuszcza pierwszy

rocznik absolwentów kulturoznawstwa — tutejsze instytucje kultury nie

wydają się być tym szczególnie zainteresowane.

„Ech, kurde, jak to boli, jak człowiek to w sercu, o, tutaj, ma i jak go

to boli..." — pozwólmy sobie zakończyć te refleksje słowami znajomego

górnika dołowego z Kopalni „Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu.

Czerwiec, sierpień 1981 r.

Page 28: Michał Waliński Kultura jako źródło zagrożeń dla władzy, czyli o polityce kulturalnej w służbie sułtanizmu. PDF

28

Zeszyt przygotowali: Jerzy Maciąga i Bogdan Łomiński

Red. techn. Roman Klec

Artykuły zamieszczone na łamach niniejszego zeszytu są odzwierciedleniem

osobistych poglądów autorów.

Adres red.: Komitet Uczelniany PZPR US1., Katowice, ul. pok. 54 — tel.

594-466.

DUŚ zam. 1846/81 500 egz.