Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia...

32

Transcript of Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia...

Page 1: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR
Page 2: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

2

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Pakt diabłów śmiercią podpisany Michał Elmerych

Pogrzeb Żołnierzy WyklętychNorbert Nowotnik

Gdyńskie Westerplatte Katarzyna Wojciechowska

Pupil HitleraKatarzyna Wojciechowska

Szczecin poziom minus jedenMichał Elmerych

Szarża pod Krojantami – symbolkampanii polskiej 1939 r.

Waldemar Kowalski

Tankietka TK – pierwszy polski czołg

Wojciech Weiler

Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów w nadsyłanych materiałach. Materiały powin-ny być podpisane pełnym imieniem i nazwiskiem autora tekstu i zdjęcia oraz zawierać jego prywatny adres i telefon kontaktowy, a także krótką notkę o autorze tekstu. W miarę możliwości prosimy o dostarczanietekstów i materiałów graficznych (zdjęcia o rozdzielczości 300 dpi) w wersji elektronicznej (na CD lub pocztąelektroniczną). Artykułów niezamówionych redakcja nie zwraca. Rubryka Poszukujemy jest bezpłatna.

Kolportaż: Tomasz Nejmanowski, [email protected], tel. (22) 661 86 67

K O L P O R T A Ż

Lekkie czołgi rozpoznawcze, nazywane po -pularnie tankietkami, były najliczniejszymipojazdami pancernymi Wojska Polskiegoprzed II wojną światową. „Na papierze”po kazywały potęgę oręża i podnosiły mo -rale żołnierzy – a ich mit dopełniany byłopowieściami o tym, że niemieckie czołgisą z tektury. Niestety, zderzenie z wojen -ną rzeczywistością pokazało zupełnie co in -nego.

28

Pamięć o Żołnierzach Wyklętych – bo -haterach walki o wolną od sowietyzacjiPolskę – już nigdy nie zaginie. Na „Łącz -ce” Cmentarza Wojskowego na Powąz -kach w Warszawie odbył się pogrzeb 35 bohaterów polskiego podziemia, któ -rzy po 1945 r. z bronią w ręku stawili dra -matyczny opór komunistycznej władzy.Miał po nich zaginąć wszelki ślad, a dziśkażdy może oddać im hołd w nowymPanteonie-Mauzoleum.9

21

24

28

w numerze

BIULETYN URZĘDU DO SPRAW KOMBATANTÓWI OSÓB REPRESJONOWANYCH

Redakcjaul. Wspólna 2/4, 00-926 Warszawae-mail: [email protected]

Redaktor odpowiedzialny za wydanie:Monika Bąktel. (22) 661 87 45e-mail: [email protected]

Współpraca reporterska: Alina Nowacka

Redakcja tekstów: Wojciech Lewicki

Korekta: Dariusz Saracyn

Archiwalne numery „Kombatanta”dostępne są na stronie www.udskior.gov.pl

Wydawca:Urząd do Spraw Kombatantówi Osób Represjonowanychul. Wspólna 2/4, 00-926 Warszawacentrala tel. (22) 661 81 11 punkt informacyjny tel. (22) 661 81 29(22) 661 87 06, www.udskior.gov.pl

Opracowanie graficzne: Hanna Sater

Druk: TOPDRUK Sp. z o.o.ul. Nowogrodzka 151a, 18-400 Łomża

Nakład: 4200 egz.

Pomnik w kwaterze na „Łączce” FOT. ARCHIWUM

Partnerem Projektu jest Narodowe ArchiwumCyfrowe

FOT.

FOT.

HUGO

JAEG

ER

FOT.

ARCH

IWUM

3

9

13

16

Page 3: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

3

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

D atę dzienną przesądzenia lo -su milionów ludzi można po -dać dokładnie. To 23 sierpnia

1939 r. Wtedy uzgodniono wszyst-kie szczegóły, dzień później podpi-sano dokument. Nazywany niemiec-ko-radzieckim paktem o nieagresji,był z pozoru zwykłym traktatemekonomicznym. Poświęcono w nimsporo uwagi gospodarczym relacjomwzajemnym, sowiecko-hitlerowskim,określając ich plany na najbliższemiesiące, które miały zostać po-twierdzone dodatkowymi umowa-mi. Pozornie nic groźnego opróczzwiązania się Stalina z Hitlerem,

a nie z Francją i Wielką Brytanią, jakwydawało się jeszcze wiosną. Pozor -nie, ponieważ opinia publiczna niepoznała tajnego protokołu ustaleń, a to on właśnie sprawiał, że na 60lat Pol ska oraz kraje bałtyckie trafi-ły w orbitę wpływów ZSRS, tracącprak tycznie niepodległość, a w przy-padku Li twy, Łotwy i Estonii – tak -że państwowość. To właśnie w taj-nym protokole do paktu Ribbentrop--Mołotow dokonano IV rozbioruPol ski, potwierdzonego miesiąc póź-niej odrębnym traktatem, kiedywojna nad Wisłą była już praktycz-nie zakończona.

Ta historia zaczyna się 23 sierpnia1939 r. i dla wielu naszych rodakówtrwa do dzisiaj. Warto zacytować w ca-łości dokument, który to spowodował:

Z okazji podpisania paktu o nie-agresji między Rzeszą Niemiecką a ZSRR podpisani pełnomocnicy obustron poruszyli w ściśle poufnej wy-mianie zdań sprawę wzajemnegorozgraniczenia sfer interesów obustron. Wymiana ta doprowadziła donastępującego wyniku:1. Na wypadek przekształcenia te-

rytorialno-politycznego obszarunależącego do państw bałtyckich(Finlandia, Estonia, Łotwa i Li -twa), północna granica Litwy two- rzy automatycznie granicę sferyinteresów niemieckich i ZSRR,przy czym obie strony uznają rosz- czenia Litwy do terytorium wi-leńskiego.

Od lat toczy się dyskusja, kto był większym zbrodniarzem – Józef Wisarionowicz Stalinczy Adolf Hitler. Dla Polaków, którzy we wrześniu 1939 r. znaleźli się po dwóch stro -nach nowej sowiecko-hitlerowskiej granicy, te historyczne spory nie mają wielkiegoznaczenia. Dla nich oba nazwiska oznaczały jedno: terror, strach i bardzo często śmierć.

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

MICHAŁ ELMERYCH

PAKT DIABŁÓW ŚMIERCIĄ PODPISANY

FOT.

NARO

DOW

E ARC

HIW

UM C

YFRO

WE (

WW

W.N

AC.G

OV.PL

)

Page 4: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery -toriów należących do państwapolskiego, sfery interesów Nie -miec i ZSRR będą rozgraniczonew przy bliżeniu przez linię Na rew--Wi sła-San. Kwestia, czy i w in-teresie obu uznane będzie za po-żądane utrzymanie niepodległegopaństwa polskiego, zostanie defi-nitywnie zdecydowane dopiero w ciągu dalszego rozwoju wypad-ków politycznych. W każdym ra -zie oba rządy rozwiążą tę kwestięna drodze przyjacielskiego poro-zumienia.

3. Jeżeli chodzi o południowy wschódEuropy, to ze strony radzieckiejpodkreśla się zainteresowanie Be -sarabią. Ze strony Niemiec stwier-dza się zupełne desinteressmentodnośnie do tego terytorium.

4. Protokół ten traktowany będzieprzez obie strony w sposób ściśletajny.Niżej były podpisy Wiaczesława

Michajłowicza Mołotowa i UlrichaFriedricha Willego Joachima vonRibbentropa.

Bez litościZaczęło się prawie wszędzie tak

samo. Oto wspomnienia dr. AdamaKiełpińskiego spisane przez jegobratanka. Przenieśmy się do wrze-śnia 1939 r., kiedy doktor jest w drodze między Grodnem, gdziebył ordynatorem w szpitalu powia-towym, a Brześciem, do którego zo-stał skierowany.

– Siedemnastego września mieli-śmy postój w bogatej kolonii czeskiejw pobliżu Dubna. Mogliśmy wresz-cie wypocząć, umyć się i po tyludniach lepiej zjeść. Korzystaliśmy z tego i chwaliliśmy sobie ten postój,aż tu nagle gruchnęła wiadomość –sowieci przekroczyli granicę i tocząwalki. W nocy już było słychać ka-nonadę od wschodu. Nie było dokądcofać się. Byliśmy wzięci w dwa og -nie. Zbliżał się koniec naszego oporu.Dziewiętnastego września nasz szpi-

tal dostał się do niewoli sowieckiej.Pod konwojem kazano nam iść

w kierunku Dubna, gdzie odebranonam wyekwipowanie szpitala, a per-sonel ulokowano na placu koszaro-wym. Tu znajdowało się już wielepolskich jednostek wziętych do nie-woli. Personel mojego szpitala miałwyjątkowe szczęście. Major NKWD,który prowadził nasze sprawy, zwol-nił wszystkich lekarzy, nawet zawo-dowych – jak np.: mnie i kol. dr Ma -linowskiego. Inna rzecz, że nie po-daliśmy tego, że jesteśmy oficerami – a na szczęście nikt nas nie wsypał.W innych szpitalach lekarzy niezwalniano, a odsyłano do obozów.Wiadomo, że na liście katyńskiejznalazło się około 600 lekarzy.Zginęło tam m.in. moich kilku ko-legów: mjr Marynowski i Gołyński– obaj ze szpitala wileńskiego. Zgi -nął tam również dr Tarasiewicz, re-zerwista z Grodna. Przeżycia tychkoszmarnych dni, po siedemnastymwrześnia, łącznie z poprzednią kon-tuzją zaraz po zwolnieniu z niewoli,zwaliły mnie z nóg. Z ulicy przenie-siono mnie do najbliższego szpitala.Po wypisaniu ze szpitala zamieszka-łem w domu zamożnej rodziny ży-dowskiej, która trzymała mnie bezmeldowania. Nadal czułem się źle i nie mogłem swobodnie chodzić. O wyruszeniu w dalszą drogę same-mu nie było mowy. Kraj już zostałpodzielony między okupantów. Za -mość i moja rodzina znaleźli się podNiemcami. Lwów pod sowietami.

W tej opowieści jest wszystko, cotak naprawdę targało wtedy ludź-mi, których ruch Robotniczo--Chłop skiej Czerwonej Armii za-skoczył. Strach, poczucie bezna-dziejności i nieuniknionej – tak nie-uniknionej katastrofy, która zbliżałasię z każdą godziną, a której końcembyły doły Katynia, Miednoje i Char -kowa czy obozy pracy GUŁagu.Przesada? Oto kolejna relacja.

– Dnia 17 IX o świcie transportnasz został zatrzymany w Białej podTarnopolem. Dowódców i komen-

dantów poszczególnych wagonów za-wołano na odprawę. Na odprawęprzybył również oficer Armii Czer -wonej. Po odprawie zostaliśmy po-wiadomieni, że ekwipunek, plecaki i rzeczy osobiste możemy z wagonówzabrać ze sobą. Broń palną i białąwinniśmy zostawić w wagonach.

Uprzedzono nas, że w wypadku opo -ru z naszej strony i strzałów czołgiradzieckie, którymi otoczony jesttransport, otworzą ogień z ar mat i karabinów maszynowych. Bez wal -ki więc zostaliśmy rozbrojeni, choćprawdę powiedziawszy w tran spor-cie naszym jechało zaledwie kilku-dziesięciu żołnierzy uzbrojonych w karabiny.

Po odprowadzeniu nas na jakiśplacyk za stacyjką oddzielono nasod oficerów. Pamiętam słowa nasze-go kapitana (starego legionisty): Trzy -majcie się razem i pomagajcie sobienawzajem, a łatwiej wam będzieprzetrwać niewolę. Do zobaczenia w wolnej Polsce. Przy następnej se-gregacji oddzielono od nas podofice-rów zawodowych. Pozostałych oto-czył konwój radzieckich żołnierzy i odprowadził na pole poza mia-steczkiem, czy wsią Biała.

Prawie przez godzinę płakałemjak małe dziecko. Straszna rozpacztargała mną przez cały dzień. Przed

4 NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

– Siedemnastego września mieliśmypostój w bogatej kolonii czeskiej w po-bliżu Dubna. Mogliśmy wreszcie wypo-cząć, umyć się i po tylu dniach lepiejzjeść. Korzystaliśmy z tego i chwaliliśmysobie ten postój, aż tu nagle gruchnęławiadomość – sowieci przekroczyli gra-nicę i toczą walki.

W nocy już było słychać kanonadęod wschodu. Nie było dokąd cofać się.Byliśmy wzięci w dwa ognie. Zbliżał siękoniec naszego oporu. Dziewiętnastegowrześnia nasz szpi tal dostał się do nie-woli sowieckiej.

Page 5: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

zmrokiem zaprowadzono nas nasta cję kolejową pełną wagonów z napisami różnych miast polskichleżących na wschodnich ziemiachpolskich. Wsiadłem do wagonu z na-pisem Brześć n/Bugiem, gdyż infor-matorzy z czerwonymi opaskami narękawach twierdzili, że wagonyzgodnie z napisami odjadą do tychmiast. Wydano nam po raz pierwszyniewolniczą porcję chleba. Tym ra -zem był to jeszcze polski chleb z ka-wałkiem paprykowanej polskiej, woj- skowej słoniny.

W oczekiwaniu na odjazd pocią-gu, otuliwszy się płaszczem, złoży-łem głowę na plecaku i zasnąłem.Zbudziłem się o północy zlany po -tem. We śnie od wschodu nadlaty-wała ogromna chmura niemieckichsamolotów. Przed bombami zrzuca-

nymi przez te samoloty nie było gdzieuciekać. Z każdym ułamkiem sekun-dy potężniało wycie bomb. Obu dzi -łem się właśnie w momencie wybu-chu tych sennych, a raczej śnionychbomb.

Przez parę godzin przetaczanowagony i formowano pociągi. O świ-cie zbudziły mnie głośne rozmowy.Pociąg stał w Wołoczyskach nadradziecką granicą. Bardzo długipociąg z napisami na wagonach:Brześć, Lublin, Grodno, Wilno, Lwówitd. nie pojechał dalej. Po godzinie

pusty pociąg odjechał w głąb Polski,my zostaliśmy. Długa kolumna wczo- rajszych żołnierzy polskich zosta-ła otoczona konwojentami i ruszyław stronę radzieckiej granicy.

Był to chyba najsmutniejszy po-chód, jaki przeżyłem w dotychczaso-

wym życiu. Wśród mijanych tłumniezebranych na trasie naszego marszumieszkańców tego miasteczka, wi-dzieliśmy wiele płaczących niewiasti dzieci wdzięcznie kiwających namrączkami na pożegnanie. Przy prze-kraczaniu granicy kolumnę podzie-lono na grupy po 100-u żołnierzy i kon woje będące po polskiej stroniegranicy przekazały te grupy konwo-jom oczekującym na nas po radziec-kiej stronie. Dalszy marsz w głąbZSRR odbywał się bez pośpiechu.Rozmowy w naszej 100-osobowejgrupie ucichły, twarze spoważniały.Wielu żegnało ziemię ojczystą ser-decznymi łzami.

Po całodziennym marszu, przedwieczorem dobrnęliśmy do kołchozuPorochnia. Umieszczono nas na du -żym placu ogrodzonym płotem. Żoł -nierze radzieccy przeprowadzilidokładną rewizję naszych ubrań,plecaków i chlebaków. Na noc, zewzględu na przymrozek wpuszczononas do pustych obór, gdzie za posła-nie służyła nam stara, stęchła słomarzucona na klepisko cuchnące kro-wim łajnem. W czasie kilkudniowe-go pobytu w Porochni powoli oswa-jaliśmy się z głodem i warunkamibytowania, które towarzyszyć nammiały z małymi odchyleniami dokońca niewoli. Z urywków rozmówzasłyszanych od cywilów i gazet ro-syjskich dowiadywaliśmy się, że w Polsce trwają jeszcze walki z Niem-cami i ciągle mieliśmy jeszcze na-dzieję, że Francuzi i Anglicy dotrzy-mają zawartych z nami umów i ladadzień uderzą na osłabione walkamiz Polakami Niemcy.

Tak wspominał Apolinary Nar -kie wicz, dla którego kampania wrze-śniowa zaczęła się w okolicachWielunia, a zakończyła wymarszemw głąb sowieckiego terytorium.

Cywile też cierpieliTo wspomnienia żołnierzy. Przez

lata niezbyt mile widziane, bo prze- cież sam pakt Ribbentrop-Mo łotow,jego konsekwencje, 17 wrze śnia i to,

5

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

12 listopada 1940 r., Berlin. Przyjęcie w hotelu „Kaiserhof”. Minister spraw sagranicznych Rzeszy Joachimvon Ribbentrop (z prawej) wita komisarza ludowego Wiaczesława Mołotowa FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

(WWW.NAC.GOV.PL)

Page 6: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

co stało się jeszcze później, było te-matem tabu. A jednak pojawiają się,bo liczba polskich żołnierzy, którazostała odcięta na wschodzie, mie-ści się w okolicach pół miliona.

Owszem, nie były to elitarne i świetnie uzbrojone jednostki, alew sprzyjających okolicznościachmożna było tych ludzi rzucić prze-ciwko sowieckiej armii. Rozkaz byłjednak inny. Najsłynniejsze zdania z wydanego przez marsz. Rydza--Śmigłego polecenia zna praktycz-nie każdy: – Sowiety wkroczyły. Na -kazuję ogólne wycofanie na Ru mu -nię i Węgry najkrótszymi drogami.Z bolszewikami nie walczyć, chybaw razie natarcia z ich strony lubpróby rozbrojenia oddziałów. Za -danie Warszawy i miast, które mia -ły się bronić przed Niemcami – bezzmian. Miasta, do których podejdąbolszewicy, powinny z nimi pertrak-tować w sprawie wyjścia garnizo-nów do Węgier lub Rumunii.

Połowa z tego pół miliona żołnie-rzy posłuchała rozkazu, reszta z róż-nych powodów została na dawnychterenach II Rzeczypospolitej. Tamtewrześniowe dni i późniejsze lataodcisnęły swoje piętno także na cy-wilach. Nawet na dzieciach. – Powkroczeniu bolszewików zarekwiro-wali część naszego mieszkania, więcprzenieśliśmy się do małego miesz-kania obok siostry mojej Mamy,Cioci Mani, mamy Mietka. Z przed-wojennego Lwowa pamiętam naj-bardziej oświetlone tramwaje wie-czorem i neonowe reklamy – nigdyprzedtem coś takiego nie widziałem.– wspomina Marek Schwetz.

W mo mencie wkroczenia wojsksowieckich miał zaledwie 4 lata. –Ojca aresztowali w październiku.Po śle dztwie we Lwowie był wywie-ziony, nie wiedzieliśmy gdzie. Po nasprzyszli 13 kwietnia 1940, o piątejrano i dali Mamie 15 minut do spa-kowania się. Powiedzieli jej, że je-dzie do męża, więc spakowała jegorzeczy i dyplom! Potem była kilku-tygodniowa podróż na Kazachstan.

Na Kazachstanie te rzeczy Mamazamieniała na żywność, bo kupićtam jedzenia nie było możliwe. NaKa zachstanie znaleźliśmy znajo-mych ze Lwowa – była pani Anto -niewicz, ormianka, pani Chlipalskaz synami Adam i Paweł, i paniMakowska z dwojgiem dzieci Woj -tek i Basia.

Do dziś żyją tam potomkowietych, których 17 września 1939 r.zastał po wschodniej stronie – wy-znaczonej przez Ribbentropa i Mo -łotowa jeszcze w sierpniu – linii de-markacyjnej, a potem granicy so-juszniczych państw. Ilu ich na-prawdę było? To liczba bardzo cięż-ka do ustalenia. Po pierwsze dlate-go, że podczas przesuwania sięwrześniowych frontów oraz uciecz-ki mas ludności spod niemieckiegozagrożenia nikt nie prowadził ewi-dencji. Spójrzmy na statystyki: we-

dług spisu powszechnego z 1931 r.na terenie ośmiu kresowych woje-wództw mieszkało ponad 13 mlnosób, w tym prawie 6 mln posługu-jących się językiem polskim. Tylewięc mniej więcej ludzi znalazło siępod sowiecką okupacją.

Stalinowski aparat terroru nieczekał długo z tym, aby przeprowa-dzić akcje mające zrealizować kilkastawianych przed nim przez genera-lissimusa celów. Pierwszym byłyprzesiedlenia jako kara za bycie Po -lakami. Dokładnie – za „bycie Pola -kami”, bo bardzo często nie znajdo-wano żadnego innego argumentu jakwłaśnie taki. Taki los już w paździer -niku 1939 r. spotkał ponad 50-tys.rzeszę uciekinierów przed frontem.Oficjalny powód? „Konieczność roz- ładowania tłoku w miastach”. Po -laków skierowano jeszcze dalej nawschód Białorusi i Ukrainy.

6

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

Lwów, 1941 r. Tylny dziedziniec II więzienia NKWD FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

FOT.

NARO

DOW

E ARC

HIW

UM C

YFRO

WE (

WW

W.N

AC.G

OV.PL

)

Page 7: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

Rozwiązanie ostateczneTak wyglądały pierwsze tygodnie

i miesiące pod sowiecką okupacją.Tych tygodni miało być jeszcze wie -le. Jednak nie dla wszystkich. Kiedytylko w sowieckie ręce trafiali pol-scy jeńcy, natychmiast rozpoczynałasię selekcja – chociaż bliższe byłobytemu, co się działo, słowo – segre-gacja. Oddzielano oficerów od zwy-kłych żołnierzy, wyłuskiwano poli-cjantów, celników, funkcjonariuszyKorpusu Ochrony Pogranicza. Sta -ro bielsk, Kozielsk i Ostaszków – w tych trzech miejscach wyznaczo-no główne punkty koncentracji tych,których postanowiono odizolowaćod reszty społeczeństwa.

Józef Czapski do obozu w Sta -robielsku trafił w październiku: – Był to obszar w przybliżeniu 10––15-hektarowy. Stała tam wielkacerkiew z obłamanymi krzyżami,wówczas używana jako spichlerz dopszenicy. W naszej obecności do tejcerkwi zwożono z całej okolicy setkiwozów pszenicy, a w przeciągu zimywywieziono cały zapas, jak namwów czas mówiono, do Niemiec. By łai druga cerkiew, mniejsza, zapełnio-na aż po szczyt piętrami prycz i za-

pchana jeńcami. Poza tym był szeregbudynków poklasztornych, gdzie wów- czas jeszcze tysiące przepływającychprzez Starobielsk jeńców mieszkało i spało na gołej ziemi, na pryczach,na korytarzach, wszędzie. Dopierow końcu października wywiezionostamtąd 5000 szeregowych, pozosta-wiając prawie wyłącznie oficerów,kilkudziesięciu podchorążych orazkilkudziesięciu cywilnych. Spędzonetu zostały w tę przedwczesną śnież-ną i mroźną jesień tysiące ludzi obe-rwanych i zawszonych. Nie było mo -wy z początku, by wszyscy moglimieszkać pod dachem. Porozsta wia -no w tymże Starobielsku namioty.Przez pierwsze tygodnie nie były zor-ganizowane elementarnie ani łaźnie,ani odwszalnie, ani wystarczająceodżywianie. Za to wszędzie na po-dwórzach, nawet w łaźni, poustawia -no marne głośniki radiowe, które odrana do nocy ryczały, chrypiały jakw całej Rosji „kawałki” propagan-dowe, antypolskie, przeplatane...Cho pi nem. (Nawet przez podłe radionagły strzęp etiudy, nokturnu czy so-naty olśniewał i wzruszał) – pisał we„Wspomnieniach starobielskich”.

Natomiast w wywiadzie dla „Or łaBiałego”, gazety Polskich Sił Zbroj -nych, dodawał: – Jednym z najbar-dziej przejmujących dla mnie wy-darzeń był powrót tej brudnej, za-wszonej, zrozpaczonej gromadyludzkiej do człowieczeństwa i życiaintelektualnego. Pierwszym wstrzą-sem był 11 listopada (1939 r.). By -łem obecny na jednym ze zbiorowychnabożeństw, gdy ks. Aleksandrowiczodczytał ze szczęśliwie przewiezio-nego łacińskiego brewiarza ewan-gelię o dzieweczce, którą Chrystuswskrzesił. Słowa „nie umarła, aleśpi” przyjęte zostały ze zrozumiałymwzruszeniem. Potem odbyła się aka-demia, na której młody podporucz-nik deklamował „List z Syberii” Or--Ota, i któryś z wierszy Lechonia.Wkrótce potem NKWD rozpoczęłopierwsze nocne wywożenia naszychkolegów w nieznanym kierunku. Wy-

wiezieni zostali wówczas por. Kwo -lek, rtm. Kuczyński i inni. Jedynie oKwolku doszła nas wieść, że umarłna suchoty na dalekiej północy.Drugim wielkim wydarzeniem w na-szym życiu duchownym były świętaBożego Narodzenia. Kiedy pomyśli-my, że wszyscy ci ludzie prawie napewno nie żyją, nawet najmniejszeszczegóły z tych czasów nabierająswoistego, patetycznego za-barwienia. Pamiętam jak dziś długistół zbity z desek, skradzione gdzieśdrzewko, kilka bułeczek i cukierkówi cały Starobielsk rozbrzmiewającyprzez noc kolędami. Władze obozo-we były przerażone i nie mogły sobiedać z nami rady. W tym czasie roz-poczęły się po poszczególnych bara-kach odczyty i w ogóle życie umysło-we zaczęło odżywać.

Zostały guzikiJózef Czapski nie jest przypad-

kowym bohaterem i autorem wspo-mnień. Nie tylko był więźniem Sta -robielska, ale przede wszystkim nawyraźne polecenie gen. Władysła -wa Andersa podczas formowaniasię Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS– próbował ustalić los, jaki spotkałpol skich żołnierzy, policjantów i KOP-istów. Kiedy wiosną 1943 r.Niem cy ogłosili, że w Katyniu odkry-li zbio rowe mogiły z pochowanymiw nich polskimi oficerami, takwspominał poszukiwania w rozmo-wie z „Orłem Białym”: Między wy-puszczeniem mnie z obozu i wyjściemnaszej armii z ZSRR objechałemwszystkie możliwe urzędy, o którychmożna było przypuścić, że coś wie-dzą o losie mo ich współtowarzyszy.Nic pewnego nie mogłem się dowie-dzieć. Dotar łem również do gen. Raj -chmana, je dnego z wyższych dygni-tarzy NKWD w Moskwie. Przyjąłmnie z początku z chłodną uprzej-mością i obiecał sprawę wyświetlić.W kilka dni później zatelefonowałjednak, że wyjeżdża i nie będzie sięmógł ze mną zobaczyć. Radził zwró-cić się do Wyszyń skiego (wicekomisarz

7

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

– Ojca aresztowali w październiku. Po śledztwie we Lwowie był wywiezio-ny, nie wiedzieliśmy gdzie. Po nas przy-szli 13 kwietnia 1940, o piątej rano i dali Mamie 15 minut do spakowaniasię. Powiedzieli jej że jedzie do męża,więc spakowała jego rzeczy i dyplom!Potem była kilkutygodniowa podróż na Kazachstan.

Na Kazachstanie te rzeczy Mamazamieniała na żywność, bo kupić tamjedzenia nie było możliwe. Na Kazach -stanie znaleźliśmy znajomych ze Lwowa– była pani Antoniewicz, ormianka,pani Chlipalska z synami Adam i Paweł,i pani Makowska z dwojgiem dzieciWojtek i Basia.

Page 8: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

spraw zagranicznych ZSRR), który maakta tej sprawy. Do Wyszyń skiegozwracał się jednak uprzednio osiemrazy ambasador Kot – bezskutecznie.

We „Wspomnieniach starobiel-skich” napisał zaś trzy punkty:

– Należy stwierdzić, że: 1) Pogłoski, meldunki o tym, jakoby

nasi koledzy ze Starobielska Nr 1,Kozielska Nr 1 i Ostaszkowa znaj- dować się mieli w dalekich obo-zach ZSRR, były zawsze z trzeciejręki, ogólnikowe, niepewne, nie-możliwe do sprawdzenia.

2) Od kwietnia 1940 r., to znaczyod chwili rozładowania tych obo-zów, nie doszedł do kraju, do ro-dzin, ani później do nas, do Armii,ani jeden bezpośredni znak życiaod jednego chociażby z naszychzaginionych kolegów.

3) Że w roku formowania Armii Pol -skiej w ZSRR (1941–1942), kie -dy spływali do nas Polacy, młodzii starzy, z najdalszych granicRosji sowieckiej, z Komi, z NowejZiemi, z Workuty, Norylska, Ko -łymy czy granicy chińskiej, niewrócił z nich ani jeden. Nie mogli wrócić. Ponad 21 tys.

Polaków decyzją Stalina i Ła wrien -tija Berii, ludowego komisarza sprawwewnętrznych, z 5 marca 1940 r. – zostało zamordowanych.

Transporty szły na wschódGarstka kolegów Czapskiego, któ-

ra jakimś cudem ocalała z katyń-skiego pogromu, zaczęła zasilać two-rzoną w Związku Radzieckim polskąarmię. Oczywiście dopiero wtedy,kiedy okazało się, że tajny protokółpaktu Ribbentrop-Mołotow już nieobowiązuje, bo nawet po jego nie-tajnej części nie ma śladu, a niegdy-siejsi przyjaciele stali się śmiertel-nymi wrogami. To wtedy powsta-ła tzw. Armia Andersa.

Układ Sikorski-Majski podpisa-no 30 lipca 1941 r., miesiąc i osiemdni po ataku III Rzeszy na ZSRS.Budził kontrowersje, bo nie okre-ślał, jak ma przebiegać polsko-so-

wiecka granica, ale dawał przedewszystkim wolność Polakom i moż-liwość stworzenia na terenie Zwią -zku Sowieckiego polskiej armii.Wol ność tym, którzy przeżyli te pół-tora roku pod sowiecką okupacją. A nie było o to łatwo.

Cztery deportacje, jakie zorgani-zowano do 1941 r., również zebra -ły swoje żniwo, często śmiertelne.W lutym 1940 r. wywieziono osad-ników wojskowych, średnich i niż-

szych urzędników państwowych,służbę leśną oraz pracownikówPKP. Wszystkich bez wyjątku z ro-dzinami. Trafili na daleką północ. W kwiet niu pojechali kolejni – ro-dziny urzędników państwowych,wojskowych, policjantów, służbywię ziennej, nauczycieli, działaczyspołecznych, kupców, przemysłow-ców i bankierów oraz rodziny osóbaresztowanych dotychczas przezNKWD i zatrzymanych przy niele-galnej próbie przekroczenia granicyniemiecko-sowieckiej. Miejscem ichprzeznaczenia był Kazachstan. Mię -dzy majem a lipcem na północ wy-słani zostali uchodźcy z centralnej i zachodniej Polski przybyli w czasiedziałań wojennych na tereny, któreznalazły się potem pod okupacją ra-dziecką. W końcu ludność ze środo-wisk inteligenckich, pozostali jesz-

cze uchodźcy, rodziny kolejarzy, ro -dziny osób aresztowanych przezNKWD w czasie drugiego roku oku-pacji, wykwalifikowani robotnicyoraz rzemieślnicy – tuż przed zaata-kowaniem ZSRS przez Niemcy tra-fili na wschód. Ta ostatnia akcja naj-bardziej dotknęła położone przy so-wiecko-niemieckiej granicy powiaty.Tak jakby czyszczono przedpoleprzed atakiem. W świetle obec nychustaleń historyków, z których wyni-

ka, że Stalin szykował się do zada-nia wyprzedzającego ciosu, ma tododatkowe uzasadnienie. W sumiewywieziono blisko 800 tys. osób.

Policzalni kontra niepoliczalniKiedy Polacy zaczęli gromadzić

się wokół Armii Andersa, do ośrod-ków tworzenia Polskich Sił Zbroj -nych w Związku Sowieckim dotar-ło ok. 115 tys. osób. Kiedy swojewojsko zbierał Berling – kolejne30 tys. Przybywali ze wszystkich re-jonów olbrzymiego sowieckiego te-rytorium. Ilu z nich zostało tam nazawsze – do dziś nie wiadomo.

8

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

1 sierpnia 1940 r. – komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow (za pulpitem) podczas przemówienia w Radzie Najwyższej ZSRR, uzasadniającego radziecką politykę zagraniczną FOT. NARODOWE ARCHIWUM

CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

Zdjęcia udostępniło Narodowe Archiwum Cyfrowewww.nac.gov.pl

Page 9: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

9

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

U roczysty pochówek ŻołnierzyWyklętych – niezłomnych żoł-nierzy szkalowanych przez

komunistyczną propagandę, skazy-wanych w majestacie sądowegobezprawia, mordowanych strzałem w potylicę lub haniebną śmiercią nastryczku i grzebanych pod osłonąnocy – odbył się 27 września br. Z honorami wojskowymi i w obec-ności najwyższych władz państwo-wych pożegnano tak wybitnych do-wódców Armii Krajowej i powojen-nego antykomunistycznego Zrzeszenia„Wolność i Niezawisłość”, jak mjr Hie-ronim Dekutowski „Zapora”, mjr Bo-lesław Kontrym „Żmudzin” oraz os -tatni dowódca NSZ ppłk StanisławKasznica „Maszkowski”. W ostat-niej drodze Żołnierzom Wyklętymtowarzyszyły tłumy warszawiaków i osób z całej Polski.

Cześć i chwała bohaterom– Polska zbyt długo czekała z przy-

wróceniem wobec Żołnierzy Wyklę -tych sprawiedliwości historycznej i ludzkiej – napisał w liście do ucze -stników pogrzebu prezydent An drzejDuda, którego obowiązki zatrzy-

mały na zgromadzeniu ONZ w No -wym Jorku. – Jako prezydent Rze czy -pospolitej w imieniu całego Na rodupolskiego pochylam czoło w hołdziedla poległych i zamordowanych żoł-nierzy drugiej konspiracji. Skła da -jąc ich doczesne szczątki w Panteo -nie-Mauzoleum, niepodległa Polskawypełnia chrześcijańską powinność i choć w niewielkiej części spłacadług wdzięczności wobec swoich naj-wierniejszych synów – napisał pre-zydent, którego słowa podczas cere -monii odczytał podsekretarz w je goKancelarii, Wojciech Kolarski.

Panteon-Mauzoleum, przy któ-rym zebrali się obok przedstawicie-li władz także najbliżsi krewni ofiar,jest wyrazem hołdu dla żołnierzypodziemia antykomunistycznego.Kwatera na „Łączce” już od wielulat jest miejscem polskiej pamięcinarodowej. Od czasów PRL do dziśprzychodzą tam ludzie, składająkwiaty i zapalają znicze. Od 2012 r.udało się ze znajdujących się na tymterenie „dołów śmierci” wyekshu-mować ok. 200 ofiar komunistycz-nego terroru. Żołnierze polskiego

NORBERT NOWOTNIK

Pogrzeb ŻołnierzyWyklętych

Pamięć o Żołnierzach Wyklętych – bohaterach walki o wolną od sowietyzacji Polskę– już nigdy nie zaginie. Na „Łączce” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w War -szawie odbył się pogrzeb 35 bohaterów polskiego podziemia, którzy po 1945 r. z bro -nią w ręku stawili dramatyczny opór komunistycznej władzy. Miał po nich zaginąćwszelki ślad, a dziś każdy może oddać im hołd w nowym Panteonie-Mauzoleum.

FOT.

ARCH

IWUM

Skła da jąc ich docze-sne szczątki w Pan teo -nie-Mauzoleum, niepodległa Polska wy-pełnia chrześcijańskąpowinność i choć w niewielkiej częścispłaca dług wdzięczno-ści wobec swoich naj-wierniejszych synów

Page 10: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

podziemia po wykonaniu na nichwyroków śmierci w więzieniu naMokotowie byli w tym miejscu po-tajemnie grzebani przez funkcjona-riuszy Urzędu Bezpieczeństwa w la-tach 1948–1956.

Prezydent, którego odczytywanielistu przerywały oklaski, a także gło-śne okrzyki „Cześć i chwała bohate-rom”, podkreślił również, że powąz-kowska „Łączka” to jeden z najbar-dziej wymownych symboli III Rze-czypospolitej. – Tutaj przez bliskosiedemdziesiąt lat spoczywały szczą -t ki żołnierzy naszego ostatniego po-wstania – powstania antykomu-nistycznego. Zagłada uczestnikówdru giej konspiracji była fundamen-tem powojennej władzy. Była wa-runkiem koniecznym, by narzuconynarodowi reżim utrzymał kontrolęnad krajem. (…) Pragnę podkreślić,że obecna uroczystość wieńczy pier -wszy etap pracy poszukiwań na „Łącz-ce”, lecz ich nie zamyka. Uważamza rzecz olbrzymiej wagi, by praceekshumacyjne zostały dokończone, a wszyscy odnalezieni – zidentyfiko-wani i godnie pochowani. Prawda o heroizmie i tragedii podziemia an-tykomunistycznego jest fundamen-tem suwerennej Rzeczypospolitej.

W pierwszych latach po II wojnieświatowej zbrodnie wymierzoneprze ciwko Polakom-patriotom, któ-rzy ofiarnie walczyli z komunistycz-ną bezpieką, popełniano także pozaWarszawą. W tym kontekście pre-zydent wymienił m.in. kazamaty i miejsca zbrodni w takich miastach,jak Białystok, Rzeszów i Gdańsk,gdzie – jak podkreślił – jeszcze dłu -go będą odkrywane szczątki ofiar„czerwonego terroru”. „Łączka” naCmentarzu Wojskowym na Powąz -kach jest jednym z wielu miejsc naterenie Warszawy, gdzie do 1956 r.władze komunistyczne potajemniegrzebały zwłoki niewinnie straco-nych, zamęczonych i zmarłych więź- niów politycznych – głównie z wię-zienia mokotowskiego. Obszar po- chówków obejmował kwaterę „Ł”

i częściowo obecne kwatery „ŁII”,„M”, „MII”. Po włączeniu w 1964 r.„Łączki” w granice cmentarza ko-munalnego na Powązkach urządzo-no tu kompostownię, a następnieśmietnik. Komuniści, którzy w 1945 r.dzięki pomocy Armii Czerwonej i NKWD przejęli władzę w Polsce,chcieli w ten sposób całkowicie wy-mazać z pamięci historycznej Pola -ków żołnierzy niepodległościowegopodziemia zbrojnego.

Panteon z jasnego kamienia– Żołnierze Wyklęci walczyli sa-

motnie, by dać świadectwo niezby-walnych praw do samostanowieniaPolski. Był to heroizm najwyższejpróby. Żołnierze niezłomni, wyklęcizapłacili za służbę Rzeczypospolitejcenę życia (…). Mamy wobec nichwielki dług wdzięczności. Wiemy też,że bez ich ofiary nie moglibyśmy sięcieszyć wolnością, którą odzyskali-śmy przed ćwierćwieczem – powie-działa podczas uroczystości premierEwa Kopacz. W jej ocenie, Żołnie rzeWyklęci byli jednym z ogniw w łań-cuchu pokoleń, które walczyły o nie-

podległą Polskę w XX w. – Dzisiajdokładamy starań, by wniknąć w losy każdej z ofiar. By nikt nie po-został bezimienny. By komunistycz-ny terror z lat 1945–1956 nazwać,udokumentować i opisać ku prze-strodze dla przyszłych pokoleń. Bypamiętać i oddać hołd bohaterom.Dlatego tu jesteśmy.

W uroczystościach poza licznymirodzinami ofiar, szefową rządu i mi-nistrami w Kancelarii Prezydenta

RP Wojciechem Kolarskim i Macie -jem Łopińskim obecni byli także wi-cepremier i minister obrony narodo-wej Tomasz Siemoniak, ministerkultury i dziedzictwa narodowegoMałgorzata Omilanowska, wojewodamazowiecki Jacek Kozłowski orazwładze Instytutu Pamięci Narodo -wej, na czele z prezesem IPN Łu ka -szem Kamińskim. Wojskową asystęhonorową i wyjątkowo podniosłąop ra wę uroczystości zapewniłoDo wódz two Garnizonu Warszawa. W ce remonii pogrzebowej wzięłyudział także liczne poczty sztanda-rowe związków i stowarzyszeń kom-

10 NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

Pomnik Danuty Siedzikówny „Inki”, zamordowanej przez komunistów sanitariuszki 5. Brygady Wileńskiejmjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, został odsłonięty na terenie kościoła św. Stanisława Biskupa i Męczennika oraz Katolickiego Zespołu Edukacyjnego im. ks. Piotra Skargi na warszawskiej Woli FOT. ALINA NOWACKA

Page 11: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

11

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCHBIULETYN

URZĘDUDO

SPRAWKOM

BATANTÓW

IOSÓB

REPRESJONOW

ANYCH

batanckich, m.in. weteranów ArmiiKrajowej i Powstańców Warszaw skich.

Wyjątkowe słowa do uczestni-ków pogrzebu skierował dr AndrzejKrzysztof Kunert, sekretarz RadyOchrony Pamięci Walk i Męczeń -stwa; instytucji, która była odpo-wiedzialna za zbudowanie na woj-skowych Powązkach Panteonu-Ma u-zoleum: – Nie jesteście od dzisiajanonimowymi ofiarami pogrzebany-mi na zapomnienie w dołach śmier-ci. Macie swoje miejsce tutaj w Pan -teonie-Mauzoleum, zbudowanym z ja snego kamienia, tak jak wybu-dowany został czwarty cmentarz ka-tyński w Kijowie-Bykowni. Z jasne-go kamienia, bo wydobywamy Was

z ciemności i z zapomnienia. Ta ja-sność w symboliczny sposób pokazu-je, że Wasza ofiara, przez kilka dzie-siątków lat skrywana, nie była ofia rądaremną.

Panteon-Mauzoleum ma formękamiennych jasnych bloków tworzą-cych zwarty czworobok. Jego pro-jekt, wybrany w konkursie, przygo-towali architekci Jan Kuka i MichałDębek. Na zewnętrznej części umiesz- czono inskrypcje – symbol narodowe-

go orła i krzyż oraz napis „Nie złom -ni Wyklęci. Panteon-Mau zoleumżołnierzy i działaczy podziemia nie-podległościowego zamordowanychprzez reżim komunistyczny w latach1945–1956. Wierni Bogu i Ojczyź -nie złożyli najwyższą ofiarę w boha-terskiej walce o godność i wolnośćRzeczypospolitej”. Całość uzupeł-nia fragment wiersza Artura Op p -ma na „Pacierz za umarłych”: – Gdziesą ich groby Polsko! Gdzie ich niema! Ty wiesz najlepiej – i Bóg wiena niebie! oraz cytat z Ewangeliiśw. Łukasza 19,40: – Jeśli ci umilk-ną, kamienie wołać będą. W Mau -zo leum znajdują się nisze, gdzieumieszczono trumny ze szczątkami35 ofiar odnalezionych podczas eks-humacji na „Łączce”. Na zamykają-cych je pokrywach umieszczono naro-dowe godło, imię, nazwisko, sto pieńwojskowy, najbardziej popularny

pseu donim, datę i miejsce urodze-nia oraz datę śmierci bez miejsca.Umiesz czono je jedynie w przypad-ku, jeżeli jest inne niż Warszawa, a rodzina ofiary życzyła sobie, byspoczęła ona w Mauzoleum.

– Kilkadziesiąt polskich rodzin li-czących ponad trzy setki osób czeka-ło na dzisiejszy dzień i na dzisiejszypogrzeb. To państwo, przez sześć-dziesiąt, a nawet siedemdziesiąt lat,pamiętaliście, tęskniliście i czekali-ście. Czekaliście najpierw na odna-lezienie miejsca pochówku, potem naekshumacje i identyfikacje. Czeka -liś cie na jakąkolwiek wiadomość.Nie wątpię i my wszyscy nie wątpi-my ani na moment, że jeszcze bar-dzo wiele polskich rodzin podobnychswoich dni doczeka – dodał sekre-tarz ROPWiM. Wyraził również na-dzieję, że w najbliższym czasie udasię przeprowadzić kolejne ekshuma-cje na „Łączce”, po usunięciu z niejgrobów, które wybudowano w la-tach 80. Wśród poszukiwanych sątak ważne dla polskiej pamięci oso -by, jak gen. August Emil Fieldorf„Nil”, rtm. Witold Pilecki „TomaszSerafiński” i ppłk Łukasz Ciepliński„Pług”. Panteon-Mauzoleum ma for -mę, która pozwala na jego rozbudo-wę na kolejnych kwaterach „Łącz -ki”, gdy zostaną one wpisane dorejestru cmentarzy wojennych.

Mają gdzie złożyć kwiatyKrewni ofiar, którzy przybyli na

uroczystość, nie kryli wzruszenia.Wśród nich była Krystyna Frąsz -czak, siostrzenica słynnego mjr. Hie-ronima Dekutowskiego „Zapory”,którego szczątki odnaleziono na „Łącz-ce” wraz ze szczątkami jego żołnie-rzy. Był żołnierzem Polskich SiłZbrojnych na Zachodzie, cicho-ciemnym, dowódcą oddziałów par-tyzanckich Armii Krajowej i Zrze -sze nia „Wolność i Niezawisłość”.Wyrok śmierci na tym znakomitymżołnierzu władze komunistyczne wy- konały 7 marca 1949 r. w więzieniuna warszawskim Mokotowie.

Popiersie mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” stanęło w parku Jordana w Krakowie FOT. ARCHIWUM

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Prace ekshumacyje na „Łączce” doprowadziły do odnalezienia i identyfikacji wielu ofiar represji komunistycznych FOT. ARCHIWUM UDSKIOR (2)

Page 12: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

12

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

– Jestem szczęśliwa i wzruszona.Tak długo czekaliśmy na tę chwilę,żałuję tylko, że najbliższa rodzinatego nie dożyła. Bardzo długo wie-rzyliśmy, że wuj nie został stracony,tylko gdzieś wywieziony za grani-cę, wymieniony za jakiegoś agenta. Z czasem straciliśmy nadzieję, jaosobiście nie wierzyłam, że jego szcząt-ki kiedykolwiek się odnajdą, że takzostały unicestwione. Dlatego kiedyw 2012 r. pojawiła się szansa, żejego szczątki mogą się znajdować na

„Łączce”, to była radość i uspokoje-nie. To, że znalazł swoje miejsce po-chówku, że możemy tu złożyć kwia-ty, to wielka ulga – mówiła KrystynaFrąszczak.

Uroczystości na Cmentarzu Woj -skowym, które były zorganizowanerównież w związku z 71-leciem po-wstania Polskiego Państwa Pod ziem-nego, poprzedziła przed południemodprawiona na placu PiłsudskiegoMsza żałobna. Liturgii przewodni-czył biskup polowy Wojska Pol skie -go, gen. bryg. Józef Guzdek. – Mielizniknąć na zawsze, zamordowani,szkalowani i wymazani z pamięcipokoleń. Determinacja rodzin Żoł -nierzy Niezłomnych, ich towarzyszybroni oraz środowisk niepodległo-ściowych przyczyniła się do tego, żedoczesne szczątki pomordowanych

zostały wydobyte z ziemi. PolegliNiezwyciężeni odzyskali swoją toż-samość – mówił podczas homilii. PoMszy trumny ze szczątkami Żoł -nierzy Wyklętych, w tym pięć ude-korowanych wstęgami Orderu Vir -tuti Militari, przewieziono w kon- duk cie żałobnym na WojskowePowązki.

To nie koniecPoszukiwania szczątków ofiar ko-

munizmu rozpoczęły w listopadzie

2011 r. trzy instytucje – InstytutPamięci Narodowej, Rada OchronyPamięci Walk i Męczeństwa orazMinisterstwo Sprawiedliwości. Dzię-ki temu powstał m.in. projekt nau -

ko wo-badawczy „Poszukiwania nie -znanych miejsc pochówku ofiar ter -roru komunistycznego z lat 1944––1956”, którym kieruje zasłużonydla tej sprawy historyk, prof. Krzysz-tof Szwagrzyk. Do tego projektu ak-tywnie włączyły się uczelnie me-dyczne ze Szczecina i z Wrocławia.Powstała Polska Baza GenetycznaOfiar Totalitaryzmów, której przed-stawiciele wraz z wyżej wspomnia-nymi instytucjami nieustannie po-nawiają apele do rodzin ofiar bez-pieki o przekazywanie materiaługenetycznego – niezbędnego dosku tecznego przeprowadzenia iden-tyfikacji wyekshumowanych szcząt-ków.

W Panteonie-Mauzoleum zostalipochowani: Stanisław Abramow -ski „Bury”, Władysław Borowiec„Żbik”, por. Henryk Borowy-Bo -row ski „Trz miel”, Bolesław Bude -lew ski „Pług”, por. Edmund Bu kow- ski „Edmund”, mjr Jan Czeredys,por. Julian Czer wiakowski „Jurek”,Bolesław Częś cik „Orlik”, mjr Hie -ronim Deku tow ski „Zapora”, AdamGajdek „Agata”, por. Stefan Gło -wacki „Smuga”, Marian Kaczmarek„Paweł”, ppłk Stanisław Kasznica„Maszkowski”, ppłk Aleksander Ki -ta, mjr Bolesław Kontrym „Żmu -dzin”, por. Józef Kozłowski „Las”,Zygfryd Kuliński „Albin”, StanisławKutryb „Ryś”, kpt. Stanisław Łu -kasik „Ryś”, Józef Łukaszewicz„Kruk”, ppłk Antoni Olechnowicz„Pohorecki”, płk Ma rian Orlik,Henryk Roman Paw łow ski „HenrykOrłowski”, por. Ta de usz Pelak „Ju -nak”, ppor. pil. Edward Pytko, Ka -rol Rakoczy „Bystry”, Eu geniuszSmoliński „Kazimierz Stani szew -ski”, kpr. pchor. Dionizy Sos now ski„Zbyszek”, por. Zygmunt Szy ma -now ski „Jezierza”, mjr Lud wik Świ -der „Johann Puk”, kpt. Alek san derTomaszewski „Al”, por. Ed mundTudruj „Mundek”, por. Wa c ław Wa -licki „Tesaro”, por. Arkadiusz Wa si -lewski „Biały”, Ryszard Widel ski„Irydion”. Cześć Ich pamięci!

Tymczasowe miejsce pamięci w kwaterze na „Łączce” (2014) FOT. ARCHIWUM

Nie jesteście od dzisiaj anonimowymiofiarami pogrzebanymiw dołach śmierci.Macie swoje miejscetutaj w Pan teonie--Mauzo leum, zbudo-wanym z ja snego ka-mienia, bo wydobywa-my Was z ciemności i z zapomnienia

Page 13: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

13

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

G dy 1 września o 4.45 „Schles -wig-Holstein” otworzył ogieńna Westerplatte, Niemcy roz-

poczęli również ostrzał artyleryjskiGdyni od strony Sopotu. Chwilę po-tem zaatakowali granicę polsko-gdań -ską w Kolibkach, ale natrafili na sil -ny opór 2. Morskiego Pułku Strzel cówpod dowództwem ppłk. IgnacegoSzpunara. Walka od początku nie by-ła równa – wróg dysponował trzy-krotną przewagą w ludziach, cztero-krotną w broni maszynowej, dzie-więciokrotną w artylerii.

Przed żołnierzami ppłk. SzpunaraNiemcy czuli jednak respekt – dotego stopnia, że uznali, iż Gdyni nieda się zdobyć od południa i zacho-du. Postanowili więc uderzyć odKępy Oksywskiej, o czym polskiedowództwo dowiedziało się z prze-jętych rozkazów i nakazało przegru-powanie skromnych sił.

„Schleswig-Holstein”ostrzeliwuje GdynięNa Kępie Oksywskiej – odsłonię-

tym płaskowyżu o powierzchni ok.40 km2 – mieściło się dowództwofloty, koszary, magazyny i warsztaty,stanowiska baterii nadbrzeżnej orazartylerii przeciwlotniczej. W latach1928–1939 była to główna baza pol-skiej floty, wraz z portem wojennymOksywie, stanowiącym północną częśćportu gdyńskiego. Latem 1939 r.,po przeniesieniu głównej bazy flotyna Hel, Kępę Oksywską podporząd-kowano legendarnemu płk. Stani sła-wowi Dąbkowi, dowódcy LądowejObrony Wybrzeża. Rolą Kępy miałobyć stworzenie bastionu wspomaga-

jącego Hel od strony lądu i bronią-cego bezpośrednio portów w Gdyni.

W dniach 1–9 września oddziałypolskie na Kępie Oksywskiej broni-ły się przed atakami lotnictwa nie-mieckiego i ostrzałem z wody. Pokapitulacji załogi Westerplatte pan-cernik „Schleswig-Holstein” ustawiłsię przy wyjściu z portu gdańskiego,aby z bezpiecznej odległości ostrze-liwać Gdynię i Hel. Następnego dniawznowił ogień, tym razem przeciw-ko polskim oddziałom na Oksywiu,zużywając 10 pocisków 280 mm i 192 pociski 150 mm.

Niemcy 10 września rozpoczęliataki lądowe. Dwa dni później prze-prowadzili generalny szturm, wspar-

KATARZYNAWOJCIECHOWSKA

Westerplatte broniło ok. 200 ludzi, zginęło 15. W obronie Kępy Oksywskiej brałoudział kilka tysięcy żołnierzy, którzy w ciągu 19 dni stoczyli ponad 110 potyczek.Bitwa była tak krwawa, że we wspomnieniach żołnierzy niemieckich pojawia sięokreślenie „kleines Verdun”, czyli „małe Verdun”.

GdyńskieWesterplatte

FOT.

NARO

DOW

E ARC

HIW

UM C

YFRO

WE (

WW

W.N

AC.G

OV.PL

)

Page 14: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

14 NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

ty lotnictwem oraz artylerią lądowąi okrętową. Tego samego dnia płkDąbek uznał, że jego wojska nie sąw stanie dłużej skutecznie bronićdostępu do Gdyni. Chcąc oszczę-dzić ukochane miasto i jego miesz-

kańców, nakazał odwrót i koncen-trację podległych mu oddziałów naKępie Oksywskiej.

– Cierpiał, bo nie miał czym wal-czyć – wspominał potem jego przy-jaciel Franciszek Sokół, ostatni Ko -mi sarz Rządu przedwojennej Gdy ni.– Oksywie to gdyńskie Wester platte.Garstka żołnierzy bez umocnień,bez bunkrów, ze wszystkich stronokrążona, ze wszystkich stron zarzu-cona tonami żelaza i ogniem pie-kielnym, broniła się bagnetami i kosami. A na gdańskim Wester - platte, wprawdzie mniej żołnierzy,ale były umocnienia, broń i amunicjipod dostatkiem. Tak Westerplatte,jak i Oksywie broniły się równo sie-dem dni.

Amerykańskie świadectwoByć może nikt nie opisał obrony

Oksywia tak uderzająco jak amery-kański dziennikarz William L. Shi -

rer. Był berlińskim koresponden-tem radia CBS i póki Stany Zje dno -czone nie znalazły się w stanie wojnyz III Rzeszą – korzystał z życzliwo-ści Niem ców. 1 września 1939 r. byłjuż dziennikarzem o uznanej marce

– miał na koncie ważne korespon-dencje z Indii Gandhiego, od kilkulat nadawał z rządzonego przezHitlera Berlina. Niemcy spodziewa-

li się po Shirerze relacji o triumfieWehr mach tu – wyszedł mu opis tra-gedii i pochwała polskiego heroizmu.

Hitlerowcy przewieźli Shirera z Sopotu do Gdyni, by z bezpiecz-nej odległości mógł obserwować

os ta teczny szturm. – Staliśmy nawzgórzu zwanym Kamienną Górąw środ ku miasta Gdyni pod wielkim– o ironio – krzyżem. Był to nie-

Koszary Marynarki Wojennej na Oksywiu. Widok na port wojenny z zabudowaniami admiralicji i koszar FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

6 stycznia 1934 r. Bal karnawałowy Korpusu Podoficerów w kasynie podoficerskim floty na OksywiuFOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

Page 15: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

15

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

miecki punkt obserwacyjny – opisujew książ ce „Dziennik berliński. Za -piski korespondenta zagranicznego1934–1941”. – Wokół oficerowienieodej mujący lornetek od oczu. Zamiastem, nad dachami nowocze-snych budynków tego wzorcowegomiasta, które było nadzieją Polski,patrzyliśmy na bitwę toczącą siędwie mile na północ.

Oglądali nierówną walkę: – Po -lacy – jak wnioskowaliśmy z odgło-sów ich ognia, bo widać było bardzoniewiele – nie tylko bronili się w oko-

pach i kępach krzewów, ale takżewykorzystywali każdy utrzymanybudynek jako gniazdo karabinówmaszynowych. (...) Po półgodzinieniemiecki pocisk spadł na dach szko-ły i podpalił ją. Potem niemieckapiechota, wspierana – przez lornetkizdawało się, że prowadzona – przezniemieckie czołgi, zaatakowała wznie- sienie i otoczyła budynek. Nie zdo-była go jednak. Polacy wciąż ostrze-liwali się z karabinów maszynowychprzez okna piwniczne płonącego gma- chu. Byli odważni i zdesperowani.Nad grzbietem krążył niemieckiwodnosamolot, kierujący ogniem ar-tylerii. Później dołączył do niegobombowiec i oba zeszły nisko, os trze -liwując polskie linie z karabinów

maszynowych. Wreszcie pojawił siędywizjon nazistowskich bombowców.

Tragiczne i groteskowePolacy, mimo beznadziejnego po-

łożenia, walczyli. Jak relacjonuje Shi-rer, obecni przy dziennikarzach ofi-cerowie niemieccy chwa lili ich dziel- ność: – Prosto pod nami na ulicachGdyni stały kobiety i dzieci, ponurei ciche, obserwujące nierówną wal -kę. Przed niektórymi budynkamiPolacy stali w długich kolejkach pożywność.

Wreszcie wszystko ucichło: KępaOksywska padła. – Gdy szykowali-śmy się do odejścia – relacjonujeShirer – Joe [Barnes] powiedział domnie: Tragiczne i groteskowe. Właś -nie takie to było. Nierówna bitwa,oszołomieni cywile na ulicach nadole – rzeczywiście tragiczne. A gro-teskowy był to widok dla nas, pra-wie zupełnie bezpiecznych, obserwu-jących mordowanie jak gdyby był tomecz, a my siedzielibyśmy w lożyhonorowej. Groteskowe było też ob-serwowanie z tej pozycji kobiet naulicach miasta, dla których grzmotdział, jaki słyszeliśmy, był gorzkątragedią osobistą.

Gdy odchodził, zapytał jednego z oficerów o polską artylerię. – Nie

mają jej – odpowiedział. – Gdybymieli choć jedną siedemdziesiątkępiątkę, rozwaliliby nas na kawałki.To tylko dwie mile, a wzgórze jestnaturalnym celem.

Sam organizował opórW bitwie o Kępę Oksywską zgi-

nęło ok. 2 tys. żołnierzy. Oto wspo m-nienie świadka ostatnich chwil płk.Dąbka i jego załogi: – Dąbek ściska-ny ze wszystkich stron, na małejprzestrzeni, przy beznadziejnej sy-tuacji, sam organizował opór. Samkierował ogniem karabinu maszyno-wego. A kiedy załoga jego, prze waż-nie oficerowie, bez jednego naboju w lufach, bez możliwości jakiej kol -wiek walki i sensu tej walki, zwłasz-cza że atakujący pierścień dochodziłdo 30 m od nieprzyjaciela, wywiesi-ła białą chorągiew na znak podda-nia się, Dąbek na oczach kolegów,jak i żołnierzy niemieckich, ostatniąkulę swojego steyera posłał w sweserce.

Port GotówDnia 19 września, po zdobyciu

Oksywia, rozkazem Hitlera Gdynięprzemieniono na Gotenhafen (PortGotów). On sam pojawił się tutajdwa dni później, aby obejrzeć zdo-byte miasto i port.

By siły policji i wojska maksy-malnie zaangażować w ochronę wo -dza, na czas jego wizyty wstrzyma-no masowe aresztowania. Szybkojed nak Niemcy rozpoczęli niespoty-kany terror oraz przymusowe wy-siedlenia. Według StowarzyszeniaGdynian Wysiedlonych, dotyczyło took. 80% mieszkańców miasta.

Źródło:William L. Shirer, „Dziennik berliński. Zapiskikorespondenta zagranicznego 1934–1941”, Wy -da wnictwo Bellona, Warszawa 2007

Zdjęcia udostępniło Narodowe Archiwum Cyfrowewww.nac.gov.pl

Pomnik Alfreda Dyducha – trzynastoletniego harcerza, najmłodszego obrońcy Kępy Oksywskiej FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

Page 16: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

P omysł, by Albert Forster zo-stał gdańskim gauleiterem,podsunął Hitlerowi Hermann

Göring. – Ponieważ przełomu możetam dokonać wyłącznie ktoś o oso-bowości przywódcy – fanatyka – tłu-maczył.

Stało się to w październiku 1930 r.Forster zjawił się w Gdańsku nie-

mal natychmiast, z jedną walizkąpod pachą. I błyskawicznie rozwinąłdziałalność agitatorską oraz propa-gandową. To dzięki jego socjotech-nicznym talentom narodowi socjali-ści stali się w Gdańsku dominującąsiłą polityczną i przejęli władzę.Dzia łał arogancko, dynamicznie i bez względnie. Świetnie przema-

wiał. W nagrodę został hitlerowskimwielkorządcą Gdańska i Prus Za -chodnich (dzisiejsze Pomorze), czy -li szefem NSDAP w tym okręguRzeszy. Był jednym z najbardziej za-ufanych ludzi Hitlera. Ernst vonWeizsäcker, szef departamentupolitycznego niemieckiego MSZ, w 1936 r. pisał we wspomnieniach,że była to jedyna osoba, która miaładostęp do wodza nawet wtedy, gdyten się kąpał.

Urodzony w więzieniuO jego dzieciństwie wiemy nie-

wiele – nie wspominał go w swoichbiografiach, a innym zakazał o nimpisać. Urodził się 26 lipca 1902 r. w Fürth, w północnej Bawarii. Gdyprzyszedł na świat, otaczały go wię-zienne mury. Ojciec był tam dyrek-torem administracyjnym, z rodzinązajmował służbowe mieszkanie. For-ster miał już wtedy piątkę rodzeń-stwa – trzy siostry i dwóch braci,których wychowaniu poświęciła sięmatka. Rodzice byli katolikami, w tym też obrządku ochrzcili naj-młodszego syna. Będąc dorosłym,określał się – jak to było w zwycza-ju wśród zwolenników narodowegosocjalizmu – jako „wierzący”. W la-tach 30. pozwolił podać do publicz-

nej informacji, że: – Ojciec długonie mógł wybaczyć swemu młodsze-mu, że tak zacięcie zwalcza wszyst-ko, co starszemu pokoleniu wydawa-ło się wartościowe. Oczywiście mat- ka często próbowała łagodzić spory i to ją Albert Forster darzył najgo-ręt szą miłością.

– Być może trzy starsze siostryrozpieszczały dużo młodszego bra-ciszka – dywaguje Dieter Schenk,autor biografii Alberta Forstera. –Zapewne też Albert już od najmłod-szych lat wiedział, jak wygląda

FOT.

NARO

DOW

E AR

CHIW

UM C

YFRO

WE

(WW

W.N

AC.G

OV.P

L)

16

Albert Forster – gauleiter NSDAP w Gdańsku i wszechwładny namiestnik Hi tle ra. Byłodpowiedzialny za powstanie obozu koncentracyjnego w Stutthofie i maso we eg -zekucje w Piaśnicy. Mó wio no, że miał dostęp do wodza III Rzeszy nawet wtedy,gdy ten się kąpał.

KATARZYNA WOJCIECHOWSKA

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

PUPIL HITLERA

Page 17: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

17

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

życie więźniów. Zawód ojca pozwaladomniemywać, że był on człowie-kiem niepozbawionym cech autory-tarnych. Są to jednak domniemania.

Jeden z braci Forstera został we-terynarzem, drugi nauczycielem w gimnazjum – podobnie jak jednaz sióstr. Dwie pozostałe dobrze wy-szły za mąż.

Początki nienawiściW szkole niczym się nie wyróż-

niał. W latach 1912–1920 uczęsz-czał do humanistycznego gimnazjumwiejskiego, gdzie z trudem ukończyłsześć klas. Drugą i piątą musiał na -wet poprawiać, co potem zacierał w notkach biograficznych. Zdobyłmaturę nieuprawniającą do studiówwyższych, więc po ukończeniu szko- ły został kasjerem w banku.

Fürth – robotnicze miasto, poło-żone 150 km od Monachium. Odstuleci istniały tam stare tradycjejudaistyczne. Osiedliło się tam wie -ku żydowskich przemysłowców, a 1/3 uczniów gimnazjum pocho-dziła z semickich rodzin. WedługSchenka to właśnie wtedy w prze-ciętnym uczniu Forsterze mogły zro- dzić się pierwsze negatywne uczuciawobec zdolnych żydowskich kole-gów i to w tym zjawisku można do-szukiwać się jednej z przyczyn jegopóźniejszej nienawiści do Żydów.

W 1923 r., bawiąc służbowo w Mo nachium, po raz pierwszy wi-dział młodych narodowych socjali-stów: – z niesłychanym przejęciemśpiewających patriotyczne pieśni.Miał wtedy 21 lat. Kilka miesięcypóźniej w Norymberdze znów na-tknął się na – chwackich młodychludzi spod znaku swastyki – jak re-lacjonował potem w wypowiedzi dlakierownika propagandy. – Dowie -dzia łem się wtedy, że przywódcatych ludzi nazywa się Adolf Hitler,ale nic poza tym – opowiedział.

Był tak zachwycony, że jeszcze w tym samym roku wstąpił do po-wstałej we wrześniu komórki NSDAPw Fürth. W mieście tym – w tak

szczególny sposób dotkniętym plagążydostwa – już cztery tygodnie póź-niej było 80 członków partii nazi-stowskiej. Forster 1 sierpnia 1924 r.został jej przywódcą.

Wyrzeczenie się samodzielnego myśleniaZanim to się stało, po nieudanym

puczu w Monachium, zaczytywał sięw książkowym wydaniu „Przemó -wień Adolfa Hitlera”. Utwierdziłsię wówczas w przekonaniu, że na-leży uznać „naszego Hitlera” za nie-mieckiego przywódcę. Potem, znającna pamięć fragmenty przemówieńwodza – wstawiał je do własnych.

Z powodu swojej działalnościstracił posadę w banku. Nie mającpieniędzy na chleb, „siedział w kie-szeni rodziców” i... śledził procesHitlera. Na żarliwie wielbiącegoFührera młodego członka partiizwrócił wtedy uwagę jeden z naj-starszych towarzyszy Adolfa Hitlerai jedna z niewielu osób, z którąwódz był po imieniu – Julius Strei -cher, psychopata, człowiek patolo-gicznie nienawidzący Żydów. Todzięki niemu Forster poznał w Mo -nachium wodza, wkrótce po tym,gdy ten przedterminowo opuściłwięzienie w Landsbergu.

Jako terenowy szef partii dnia-mi i nocami Forster objeżdżał nie-mieckie miasta, agitując na rzeczNSDAP. Dał się poznać jako utalen-towany mówca i wierny działacz –początkowo pracował za darmo, conieraz przypłacał biedą. Tak młode-go kierownika terenowej organizacjinie było w całej partii. Był słabymuczniem, nie powiodło mu się w pra-cy, tylko ruch narodowosocjalistycz-ny otwierał przed nim widoki naprzyszłość.

By pomóc Forsterowi, promotorjego kariery – Streicher – polecił, bylokalne organizacje partyjne przeka-zywały mu dochód z zebrań, na któ-rych będzie on występował. Hitlerodręcznie zatwierdził ten pomysł.Partia nie mogła stracić tak zaanga-

żowanego i świetnego mówcy: – naj-zdolniejszego organizatora spośródwszystkich najmłodszych współpra-cowników. Führer cenił Forstera zate cechy charakteru, które u innychgo drażniły: za elokwencję, gestytriumfalnej ufności, całkowite wy-rzeczenie się samodzielnego myśle-nia i rezygnację z własnych ocen, po-łączone z arogancją i kłótliwością.

Niemiecka dusza GdańskaW 1930 r. NSDAP odniosła og -

romny sukces wyborczy i wprowa-dziło do Reichstagu 107 posłów.Za ledwie 27-letni Forster został naj-młodszym deputowanym. W paź-dzier niku Hermann Göring zapro-ponował go na stanowisko gaulei- tera w Wolnym Mieście Gdańsku,utworzonym na mocy traktatu wer-salskiego. Niemcy stanowili ponad90% ludności tego 400-tysięcznegomiasta, dominując w jego gospodar-czym, politycznym i kulturalnymżyciu. Rządem (nazywanym w Gdań-sku senatem) kierował prezydentHeinrich Sahm. Wszystkie partie, z wyjątkiem komunistów, chciałyprzyłączenia Gdańska do Niemiec.Ludzi martwiły sprawy gospodar-cze i wysokie bezrobocie, co Forsterumie jętnie wykorzystywał potem w działalności propagandowej.NSDAP była jeszcze wówczas partiąmarginalną – w wyborach w 1927 r.zdobyła tylko 1 mandat na 120 miejsc(w 1930 r. zmniejszono liczbęmiejsc do 72).

Kolejne wybory miały się odbyćw listopadzie 1930 r. W październi-ku dwie wizyty w Gdańsku złożyłHermann Göring, poseł do Reich -stagu i prawa ręka Adolfa Hitlera.Po powrocie stwierdził, że sytuacjapartii jest tragiczna, a przełomumoże tam dokonać wyłącznie ktoś o osobowości przywódcy – fanatyka.Ustalił z Hitlerem, że do Gdańskatrzeba wysłać młodego posła NSDAP,Alberta Forstera.

Forster, z pełnomocnictwemFüh rera w kieszeni, co ewidentnie

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Page 18: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

18

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

wzma cniało jego pewność siebie,przyjechał do Gdańska 24 paździer-nika 1930 r. Pierwszym ruchembyło podporządkowanie sobie towa-rzyszy partyjnych. Zaprzysiągł teżbojówki, na które w latach następ-nych zawsze będzie mógł liczyć.Jego zdecydowanie robiło wrażenie.

W dniach, które pozostały dowyborów, Forster organizował wie-lotysięczne wiece, gdzie gardłował„niemieckiej duszy Gdańska” i into -nował patriotyczne piosenki. NSDAPbyła partią populistyczną. Swój pro-gram dostosowywała ona do sytu-acji, obiecując wszystko wszystkim– zadłużonym chłopom oddłużenie,robotnikom wyższe pensje i pracę, a przemysłowcom ochronę ich inte-resów. Winą za fatalną sytuację go-spodarczą Hitler obciążał marksi-stów, Żydów, Republikę Weimarskąi państwa, które po I wojnie świato-wej podyktowały „niesprawiedliwytraktat wersalski”. W wyborachNSDAP zdobyła 16,7% głosów, czy -li 12 mandatów, stając się drugą siłąw gdańskim parlamencie.

Samodzielne rządyW grudniu 1930 r. Göring for-

mułował cele dla gdańskiej NSDAP:– Koniec z czerwoną niegospodarno-ścią; oszczędna i przejrzysta admi-nistracja; dać świadomym miesz-kańcom prawo do obrony koniecznejprzed czerwonymi włóczęgami; za-chowanie niemieckiego charakteruWolnego Miasta. Forster i jego bo-jówkarze nie potrzebowali lepszejzachęty. Pięści poszły w ruch, kon-flikty rozstrzygano siłą. Tylko przezpierwsze miesiące 1931 r. na tle po-litycznym wybuchło ponad 80 bó -jek; 120 osób zostało rannych, 4 zgi-nęły.

Führer 30 stycznia 1933 r. zo-stał kanclerzem Rzeszy, naziści prze- jęli władzę w Berlinie, a gdańskaNSDAP prowadziła coraz hałaśliw-szą działalność: organizowała pocho-dy i demonstracje, wywieszała flagize swastyką i w końcu zmusiła gdań-

ski parlament do samorozwiązaniaoraz rozpisania nowych wyborów.W tym czasie rozpoczęła się budo-wa leśnej rezydencji Forstera, któ -ra miała oddać rozmiary jego wła-dzy. Klimat Forsterówki, położonej w miejs cowości Orle na Wyspie So -bieszewskiej, to pośrednio też ro-bota samego Adolfa Hitlera, którynadał ostateczny kształt min. styli-zowanym swastykom, wy rzeźbio-nym w Sali Kominkowej. To tu po-wstawał np. plan utworzenia obozukoncentracyjnego Stutthof (obokwilli Forster postawił potem dwabaraki, w których przechowywano i segregowano dzieła sztuki orazkosztowności wywożone z obo zu),

planowano eksterminację polskiejludności Wolnego Miasta i najpraw-dopodobniej „dopieszczano” atak naWesterplatte.

Führer mówił w wywiadach, że„korytarz” odgradzający Gdańsk odRzeszy musi zostać jej zwrócony.Odpowiedzią była mobilizacja pol-skiej floty i wzmocnienie garnizonuna Westerplatte. Mieszkańcy miastaobawiali się, że lada chwila dojdziedo polskiej inwazji. W tej atmosfe-rze naziści czuli się jak ryba w wo-dzie, w przeddzień wyborów, przez

radio, o głosy gdańszczan apelowałsam Adolf Hitler. Następnego dnia,28 maja 1933 r., NSDAP zdobyła50,03% głosów i naziści objęli sa-modzielne rządy w Gdańsku.

Co prawda antysemickie nastro-je w Niemczech nie były niczymnadzwyczajnym już w latach 20.XX w., nawet wśród inteligencji, aleprzejęcie władzy przez NSDAP na-siliło ataki. Zmieniono prawo, a Ży -dzi otrzymali zakaz pracy w urzę-dach państwowych. Nie mogli teżpoślubiać chrześcijan – gwaranto-wało to rozporządzenie „O ochro-nie czci i krwi niemieckiej", gdańskiodpowiednik ustaw norymberskich.Zabroniono im nawet wstępu do ka-

wiarń i restauracji. W tym czasieForster ożenił się z o osiem lat młod- szą Gertrudą Deetz, wywodzącą sięz rodziny zamożnego gdańskiegoprzedsiębiorcy. Świadkami na ślu-bie był Hitler oraz osobisty sekre-tarz Führera – Rudolf Hess. For ste -rowie pozostali bezdzietni.

W 1935 r. naziści znów chcieliprzedterminowych wyborów, którezakończyły się wysokim zwycię-stwem NSDAP – partia zdobyła59,3% głosów. Dla Forstera była tojednak klęska. Mimo fałszerstw wy-

27 września 1939 r. Defilada wojsk niemieckich przed Dworem Artusa w Gdańsku. Na podeściewidoczni m.in. gen. Walter Heitz (trzeci z prawej) i gauleiter Albert Forster (drugi z prawej) FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Page 19: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

19

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

borczych, milionów na prace pu-bliczne, nachalnej propagandy – miałza mało głosów, by zmienić konsty-tucję. Ale to nic.

Noc kryształowaW nocy z 9 na 10 listopada 1938 r.

na terenie całych Niemiec i Wol ne -go Miasta Gdańska doszło do zorga-nizowanego przez władze hitlerow-skie pogromu Żydów. Noc tę na- zwano „kryształową”, bo bojówka-rze tłukli rzekomo kryształoweszyby i żyrandole żydowskich miesz- kań i sklepów. Uderzyli w Żydów,– jak tłumaczyła nazistow ska propa-ganda – pasożytują oni na zdro wymciele niemieckiego społeczeństwa.

Pod gmach Wielkiej Synagogi w Gdańsku zajeżdżały ciężarówki z robotnikami uzbrojonymi w kilo-fy. Świadkiem tych wydarzeń był11-letni wówczas Günter Grass,przy szły laureat literackiej NagrodyNobla. Opisał je w powieści „Bla -szany bębenek”. Jej bohater, małyOskar Matzerath, widział płonącąWielką Synagogę – choć w rzeczy-wistości skończyło się na nieudanejpróbie podpalenia. Rozbiórka trwa-ła do lata. Z punktu widzenia nazi-stów był to efektowny finał przepy-chanki z 11-tysięczną wspólnotągdańskich Żydów, która za sprawą

agresji ze strony hitlerowców na po-czątku 1939 r. stopniała do 4 tys.osób. Forster mógł już wysłać doBerlina telegram, który nie pozosta-wia wątpliwości: gdańska NSDAPpozbywa się Żydów sprawniej i le-piej niż ktokolwiek.

Co prawda władze Gminy Sy na -gogalnej poszły jeszcze na rozmo-wy z nazistami w Senacie WolnegoMia sta, ale nikt nie miał już wątpli-wości, że będzie coraz gorzej. Na 17 grudnia 1938 r. zwołano więcwspół braci do Wielkiej Synagogi.Gmach był wypełniony po brzegi.Łzy i lamenty, gorące apele prze-mawia jących: – Musimy wyjechać,póki nas nie zabijają. Zapada decy-

zja o likwidacji żydowskich instytu-cji w mieście. Pieniądze ze sprzedażynieruchomości gminnych posłużyłydo sfinansowania transportów emi-gracyjnych.

Gdańsk opuszczały grupy Żydówliczące od kilkudziesięciu do kil-kuset osób. Pierwszy transport wy-ruszył 20 marca 1939 r., a ostatni –26 sierpnia 1940 r. Bogaci jechaliosobno na własny koszt. GdańscyŻydzi trafili do Londynu, USA, Pa -le styny, Ameryki Południowej, a na -wet do Afryki. W październiku 1941 r.szef SS, Heinrich Himmler, wydałzakaz wypuszczania Żydów z tere-

nów kontrolowanych przez III Rze -szę. W Gdańsku zostało jeszcze ok.500 Żydów – trafili do Stutthofu,gdzie zostali zamordowani.

Bądźcie zbyt dumni, by zadawać się z Polakami!Albert Forster 26 października

1939 r. został też namiestnikiemRzeszy w Gdańsku. Był tak gorli-wym sługą, że w ludobójstwo wikłałsię sam. Jesienią zorganizował zagła-dę polskiej inteligencji, niszczył pol-ską kulturę, nakazywał egzekucje,finansował jednostkę SS przezna-czoną do dokonywania mordów,patronował wypędzaniu Polaków, a nawet czerpał korzyści gospodar-cze ze zorganizowanego w pobliżuGdańska obozu koncentracyjnego w Stutthofie. – Nie pozwalajcie Po -lakom jeść przy waszym stole! – gło-siły wydawane za jego zgodą ulotki.– Nie zabierajcie z sobą Polaków dowaszych gospód! Niemcy, bądźciezbyt dumni, by zadawać się z Pola -kami!

Eksterminacja ludności polskiejna Pomorzu już od pierwszych dniwojny była zorganizowana na kształtsprawnie działającej maszyny. Licz -ba ofiar hitlerowskiego terroru naWybrzeżu znacznie przekracza skalęsłynnej zbrodni katyńskiej. Na miej-sce masowych mordów naziści wy-brali Piaśnicę, niewielką wieś nieda-leko Wejherowa. Pierwsze ofiaryzaczęli tu zwozić już w październiku1939 r. Najpierw przedstawicielipolskiej inteligencji z całego Po mo rza– duchownych, nauczycieli, lekarzy,działaczy politycznych, społecznych.Kolejne ofiary to Polacy, Czesi,Żydzi i Niemcy, którzy mie szkali i pracowali na terenach III Rzeszy, a których uznano za wrogów hitle-rowskiego reżimu. Szacuje się, że w piaśnickim lesie zamordowano od12 do 14 tys. osób.

Żeby ukryć mordy, wiosną 1940 r.na masowych grobach hitlerowcyposadzili drzewa i krzewy. Czterylata później, gdy zbliżał się front

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Albert Forster Członek NSDAP nr 1924, SS nr 158.Od 15 października 1930 r. pełnił napolecenie Adolfa Hitlera funkcję gau -leitera gdańskiego (Wolne MiastoGdańsk) NSDAP.

Odpowiedzialny za łamanie posta-nowień traktatu wersalskiego w Wol -nym Mieście Gdańsku, łamanie konsty-tucji tegoż, nielegalne uzbrajanie orazrozbudowę oddziałów SA i SS na jegoterenie, a także prześladowania przed-stawicieli opozycji, Polaków orazŻydów jeszcze przed wojną.

Page 20: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

20

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

wschodni, do Piaśnicy przywiezionowięźniów z obozu koncentracyjnegoStutthof i kazano im odkopać zwło-ki, a następnie spalić. Po sześciu ty-godniach, kiedy więźniowie zakoń-czyli „pracę”, esesmani – był to wrze - sień 1944 r. – zamordowali takżeich, a ciała również spalili.

Do końca pupil HitleraJak wynika z danych Centralnej

Placówki w Ludwigsburgu, w latach1939–1945 hitlerowcy zamordowa-li w Okręgu Rzeszy Gdańsk – PrusyZachodnie od 52 794 do 60 750 lu -dzi. Z wyjątkiem kilkuset, niemalwszystkie te osoby straciły życie w pierwszych miesiącach po wkro-czeniu wojsk niemieckich, przy czymistotną rolę w eksterminacji odegra-ła niemiecka nieumundurowana or-ganizacja utworzona przez Him mlera.

Hitler nigdy nie przestał osobi-ście ochraniać Forstera. Nie pomo-gły nawet donosy partyjnego koleginamiestnika, któremu nie podobałysię metody Forstera, choć warto do -dać, że ów kolega, gdy już sam zo-stał namiestnikiem w Poznaniu,przeprowadził brutalną germaniza-cję i eksterminację ludności z pod-ległych mu terenów.

Po wojnie Polacy oskarżyli Alber -ta Forstera m.in. o pogwałcenie pra -wa międzynarodowego i zbrodnieprzeciw ludzkości: masowe mor dyna naszej inteligencji i Żydach,kłam liwą propagandę o „bydgoskiejniedzieli”, gdzie Polacy mieli rzeko-mo wymordować 58 tys. Niemców,o podjudzanie do mordowania Po -laków i traktowanie mordu jako od-wetu, prześladowanie Polaków i znę-canie się nad nimi przez więzienie,wysiedlenia, deportacje dzieci, wy-naradawianie przez wpisywanie naniemieckie listy narodowościowe,niszczenie naszej kultury.

Więzień ForsterProces Forstera trwał od 5 do 29

kwietnia 1948 r. Rozpoczął się popółtorarocznym śledztwie, które

prowadziła Okręgowa Komisja Ba -da nia Zbrodni Niemieckich w Gdań -sku. Akt oskarżenia obejmował 90stron maszynopisu. Najwyższy Try -bunał Narodowy skazał go na karęśmierci. Ale Forster żył jeszcze kilkalat po wyroku.

W 1950 r. poznała go młoda, wię-zienna pielęgniarka, Janina Gier la -chowa. Po skończeniu szkoły musia-ła odpracować kilka lat we wskaza- nym przez władze gdańskim zakła-dzie. – Wszyscyśmy wiedzieli, że tu

siedzi. Pokazywaliśmy go sobie, kie -dy chodził po spacerniaku – wspo-minała po latach. – Miał przywileje:zwykli więźniowie wychodzili naspacery raz dziennie na krótko. A on dwa razy po pół godziny i jesz-cze mu się wynosiło krzesło, jak sięzmęczył, żeby mógł usiąść. Mógłwte dy użytkować dwa połączone zesobą pomieszczenia. W jednym miałbiurko i papier, na którym pisał. Jakskończył, przechodził do drugiego,gdzie spał.

Jednemu ze współwięźniów po-wiedział, że uratowała go wiedza o zakulisowych szczegółach działa-nia hitlerowskiej partii, które po-dobno interesowały Moskwę. Pielę -gniarka twierdziła, że Albert Forstermiał wtedy ordynansa. Jej zdaniembył to więzień, Niemiec, który muczyścił buty, ubranie i mył po nimnaczynia. – Były gauleiter dwa razy

w tygodniu dostawał zagranicznepaczki od rodzeństwa. Były tam cia-sta, czekolady, egzotyczne owoce,rze czy u nas niespotykane. Mieliśmyobowiązek to pokroić, żeby spraw-dzić, czy nie ma czegoś w środku.

Z pisanych do żony listów wyni-ka, że Albert Forster mimo wszyst-ko uważał się za pogrzebanego zaży cia. Co jakiś czas puszczały muner wy. Wiadomo, że był w więzieniukarany – a to za wybicie szyby, a toza użycie „złośliwych słów”, a to za

rozmowy w czasie spaceru. Czytałutwory Goethego i Schillera, Ho -me ra, a nawet Nowy Testament.Uczył się polskiego. Osadzeni i pra-cownicy przyzwyczaili się do jegoobecności, gdy nagle Forster zniknąłz gdańskiego więzienia. Została ponim w depozycie złota obrączka, go-tówka w kwocie 1 zł i 25 gr, aż 123książki oraz karton z notatkami i li-stami.

Do Więzienia Centralnego na war-szawskim Mokotowie przewiezionogo 28 lutego 1952 r. Musiało to na-stąpić w nocy lub przed południem.Droga trwała najwyżej sześć godzini prowadziła na szubienicę.

Zdjęcia udostępniło Narodowe Archiwum Cyfrowewww.nac.gov.pl

Na tylnym siedzeniu od lewej: Albert Forster – gauleiter Gdańska i Prus Zachodnich oraz gen. MaxBock – dowódca XX okręgu wojskowego Gdańsk-Prusy Zachodnie FOT. NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

Page 21: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

J esteśmy na terenie jeszcze nie-odkrytym, pewnie możemy zna- leźć tu taj hełmy, maski prze-

ciwgazowe – mówi przed wejściemdo obiektu reporterowi RadiaSzcze cin Łuka szowi Rabikow skie muAnita Andrysz czyk, przewodniczkaze Sto warzy szenia Przyjaciół ZiemiPolickiej „Skarb”. To oni opiekująsię ruinami fabryki i to z ich inicja-tywy odbywają się te prace eksplo-racyjne.

Znalezisko to rzeczywiście staremaski przeciwgazowe. Żadnych „zło-tych pociągów”, żadnych „bursztyno-wych komnat”. Trudno jednak przy-puszczać, żeby akurat w zniszczonejfabryce benzyny syntetycznej poja-wiały się tego typu skarby. Mimo tojest to miejsce ciekawe dla poszuki-

waczy. Hydrierwerke Pölitz był jed-nym z największych niemieckich za-kładów, które w czasie II wojnyświatowej produkowały paliwo napotrzeby niemieckiej armii, m.in.dla lotnictwa czy też rakiet V1 i V2.Pod koniec wojny fabryka zostałaniemal zrównana z ziemią przez na-loty alianckich bombowców. To,czego wówczas nie zniszczono – wy-wieźli Rosjanie. Przez półtora roku z tzw. enklawy polickiej, czyli wy-dzielonego terytorium formalnienależącego do Polski, a faktyczniebędącego pod sowieckim nadzorem– zniknęło wszystko, pozostały ru i -ny i… tajemnica. Dokładnie takasama, jaka kryje się w pobliskimSzczecinie, o wiele większym mie-ście, do którego przymiotnik „pod-

ziemny” przyklejono jeszcze w la-tach 40. XX w.

Ktokolwiek widziałO podziemnym Szczecinie nie da

się pisać w oderwaniu od kilku rze-czy. Przede wszystkim od przygódwielu jego mieszkańców, którzyopowiadali je potem swoim znajomymi rodzinie. Przygód, podczas którychwiele godzin spędzili w mrocznychszczecińskich zakamarkach. Nie mo-żna też zapomnieć o publikacjach w „Kurierze Szczecińskim” red. Jac -ka Grażewicza, który korzystając z li-s tów od czytelników, wspomnieniate publikował, ale też snuł swoje przy-puszczenia na temat tego, co podszczecińskimi chodnikami, parkamilub nawet wodami mogło się znajdo-wać. Co rusz bowiem miasto obie-gały informacje o tajnym dworcukolejowym, o podziemnym szpitalubądź tunelu prowadzącym pod Odrąna jedną z wysp wprost z WałówChrobrego. Czy to tylko plotki, czyrzeczywiście Szczecin miał swojepodziemne drugie ja? „PodziemnySzczecin” to kilometry ukrytych ko-rytarzy. Wiele z nich, może więk-szość, pozostaje wciąż niepoznanych– nie wiadomo, gdzie konkretnieprzebiegają i jaka jest ich długość.Często nie znamy też celu ich po-wstania.

– Podziemny Szczecin odkrywająstopniowo doświadczeni eksplorato-rzy, odpowiednio przygotowani i wy-posażeni specjaliści – to wstęp doserii filmów, które zobaczyć możnana portalu miłośników Szczecina „Se -dina”. Warto na chwilę zatrzymać

MICHAŁ ELMERYCH

21

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Jest połowa października 2015 r. Grupa zapaleńców szykuje się do penetracji ta -jemniczych miejsc. Jesteśmy kilkanaście kilometrów od Szczecina. W Policach. Tamw dawnych budynkach Hydrierwerke Pölitz AG wciąż są zalane piwnice.

SZCZECIN POZIOMMINUS JEDEN

FOT.

ARCH

IWUM

URZ

ĘDU

WOJ

EWÓD

ZKIEG

O W

SZC

ZECIN

IE

Page 22: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

22

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

się przy tej nazwie, bo jest ona cha-rakterystyczna dla przedwojennegomiasta, a wiąże się też z mniej lubbardziej fantastycznymi legendamio szczecińskich podziemiach. Sedi na,czyli Manzelbrunnen lub jak kto wo-li Fontanna Manzla – to jeden z naj-częściej publikowanych na przed-wojennych kartkach motywów Stet -tina. Stała na placu między NowymRatuszem a urzędem pocztowym,w miejscu nazywanym Marktplaz.Ta trzymająca żagiel kobieta i jej to-warzysz Merkury zniknęła gdzieśpod koniec wojny. O jej zaginięciukrążą legendy. Przez lata mówiono,że może być ukryta w przepastnychszczecińskich instalacjach podziem-nych. Dziś już wiadomo, że naj-prawdopodobniej w momencie, kie -dy III Rzeszy zaczęło brakowaćsurowców – po prostu ją przetopio-no, ale... No właśnie i tutaj pojawia-ją się różnego rodzaju plotki, żeSedina miałaby zostać ukryta w tu-nelach wydrążonych w Lesie Ar koń-skim lub w innym miejscu. Sedina –chociaż coraz mniej wskazuje, żemoże się odnaleźć – wciąż rozpalawyobraźnię.

Raj pasjonatówPowróćmy do filmów, jakie zre-

alizowali dla portalu Sedina.plMał gorzata Ochnicka i WojciechWy socki. Pierwszy odcinek to po-dróż pod wspomnianymi już Wa łamiChro brego. Wały to kompleks trzechbudynków (Akademia Mor ska, Mu -zeum Narodowe i Urząd Wo je wódz -ki) położonych na majestatycz-nych tarasach. Na filmie widać, jakeksploratorzy odkopują w jednym z miejsc wejście do podziemi. Wy -bierają zeń ziemię, kawałki betonu i kamienie. Potem idą wąskim kory-tarzem, w którym człowiek prze-ciętnego wzrostu nie może się cał-kowicie wyprostować, i dochodządo zamu rowanego przejścia. Kolej -ne znajdują nieco z boku. – Są różneteorie, co to mogło być. Jedną z nichjest to, że było to wyjście ewaku-

acyjne z budynków przy ul. Mało -polskiej – mówi jeden z nich. Przyul. Ma ło polskiej (ówczesnej Augus -tastrasse) mieściła się komenda po-licji i gestapo. Pokazane w filmie ko-rytarze są wąskie, częściowo wy-glądają na zamurowane specjalnie.Na betonie widać nawet datę wyry-tą ostrym na rzędziem: 1944. A tak -że zatopioną w ścianie tabliczkę z nazwą berlińskiej gazety: BerlinerTagessblat.

To pierwszy z dziesięciu filmów.Każdy kolejny poświęcony jest in-nemu zagadnieniu. Rafał Depa i Ad -rian Aleksiewicz czy Konrad Radek,którzy pełnią w nich rolę przewod-ników, to znawcy tematu. Jak twier-dzą, nie udało im się znaleźć nigdy

żadnego korytarza idącego w kie-runku Odry. Oprowadzają jednakpo kilku innych bardzo ciekawychmiejscach.

Jednym z nich są okolice dawnejwieży Quistorpa w położonym napółnocy miasta kompleksie Las Ar -koński. To o tym miejscu krążą le-gendy, że tuż po wojnie ukrywali siętu Niemcy i właśnie z tego rejonuprowadzili działania dywersyjne w mieście. Dziś zachowany jest tylkofragment tych podziemi, tzw. śli-mak, czyli prowadzące w dół scho-

dy. Drugi został zamurowany. Ko -rytarze na pierwszym poziomie sązagruzowane. Wszystko to pozosta-łości zburzonej wieży widokowej,która kiedyś górowała nad lasem.Betonowy tunel prowadzi do drew-nianych korytarzy. Od kilkudziesię-ciu lat grożą one zawaleniem.

Podziemny Szczecin to także schro- ny obrony przeciwlotniczej. Po woj-nie zostały zagospodarowane przezObronę Cywilną, a ich charaktery-styczny kształt odwróconej litery Lspotkać można w całym mieście.Jednak jest też w Szczecinie miejsce,które zadziwia swoim ogromem, a jednocześnie można je zwiedzać.To schron pod szczecińskim dwor-cem głównym.

Największy w EuropiePowstał już w czasie wojny. Jego

budowę rozpoczęto po tym, jak w 1940 r. na Szczecin spadły pierw-sze bomby. Przedsięwzięcie finan-sowała niemiecka kolej, bo to na jejterenie powstał olbrzymi LSR –Luftchutzraum. Szczeciński schronliczy ponad 2900 m2 powierzchni. – Ma najbardziej bezpieczny kształt,czyli kształt jajka, stropy są zaokrą-glone. Mają blisko 3 m grubości –wyjaśnia Andrzej Fader, który opie-kuje się tym miejscem, a jednocze-

Fragment tunelu łączący Urząd Wojewódzki w Szczecinie z podziemiami Wałów Chrobrego alboprowadzący w stronę Dąbia FOT. ARCHIWUM URZĘDU WOJEWÓDZKIEGO W SZCZECINIE

Page 23: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

23

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

śnie oprowadza po nim turystów.Choć budowano go metodą od-

krywkową (najpierw zrobiono wy-kopy, a potem stawiano konstruk-cję), rodzi się pytanie: czy aby nie

skorzystano z fortyfikacji, które jużbyły w tym miejscu wcześniej. Tymbardziej że powstał w miarę szybko– pierwszy raz schronili się w nimmieszkańcy już w 1943 r. Znawcyzapewniają, że nie ma żadnej pew-ności, ale schron znajduje się na te-renie dawnego fortu Prusy, czyli ba-stionu, który do połowy XIX w.osłaniał miasto od południa. Wtedywłaśnie Szczecin przestał być mia-stem-twierdzą i zdecydowano się nastopniowe zburzenie trzech uforty-fikowanych bastionów: Zygfryda,Leopolda i wspomnianego już fortuPrusy.

Dziś dzięki pasjonatom schronjest udostępniany do zwiedzania.Dawniej wchodziło się do niego pro- sto z tunelu prowadzącego na pero-ny dworca, dziś wejście jest w zu-pełnie innym miejscu – na tzw. No- wym Mieście, które powstało wła-śnie po likwidacji fortecy. Kiedydwa lata temu prowadzono pracebudowlane w rejonie schronu, na-trafiono na kolejne podziemne ko-rytarze. Zbudowane były z cegły, co

dowodzi, że pochodzą przynajmniejz XIX w. To zresztą charaktery-styczne dla szczecińskich podziemi,że właśnie na podstawie materiałuużytego do budowy można określić

okres, w których powstały. Naj star -sze są oczywiście ceglane, pocho-dzące z XX w. najczęściej już po-wstały z prefabrykatów. W kilkumiejscach konstrukcje mieszają się.Te w dawnym forcie Prusy nie wia-domo do czego były przeznaczone.Teoria, że zapewniały sekretną ko-munikację między fortecznymi bu-dynkami, jest naturalna i najbardziejprawdopodobna.

Fort Leopold znajdował się w miej-s cu, gdzie swoją przygodę z „Pod -ziemnym Szczecinem” zaczęli fil-mowcy. Warto tam jeszcze na chwi -lę wrócić, aby zajrzeć do gmachuZachodniopomorskiego Urzędu Wo-je wódzkiego stojącego na WałachChrobrego. To olbrzymi budynekwybudowany jeszcze przed I wojnąświatową. Dokładnie w miejscu, w któ- rym były kiedyś fortyfikacje. Od -dajmy na chwilę głos dziennikarzo-wi i znawcy Szczecina, AndrzejowiKraśnickiemu. Oto, jak opisywałswoją wizytę w podziemiach tegogmachu kilka lat temu: – Wcho -dzimy do wąskiego tunelu. Latarka

oświetla żelbetową konstrukcję. Jestidentyczna jak ta, którą widziałemw podziemiach wybudowanych tużprzed II wojną światową i już w cza-sie jej trwania. Czy ta część podzie-mi jest młodsza niż powstały jeszczeprzed I wojną gmach? Strome scho-dy prowadzą w dół. – Budowlańcy,którzy tu z nami zeszli, twierdzą, żekonstrukcja schodów jest taka, że z pewnością pod nimi jest jeszcze ja-kieś pomieszczenie – mówi DanielMiazga. – Wejścia do niego na razienie znaleźliśmy. Tunel wyrównujesię. Jesteśmy mniej więcej 12–15 mpod poziomem jezdni przy gmachuurzędu. Na podłodze wody po kost-ki. Po 20 m żelbetowy tunel kończysię. Teraz ma kształt jajowaty, zbu-dowany jest z cegieł. Prawdo po -dobnie dotarliśmy do konstrukcjiXIX-wie cznego fortu Leopolda, naktórym na początku XX w. usypanodzisiejsze wały. Przed nami ceglanaściana. – Nasi pracownicy rozbili jąi okazało się, że dalej jest gruz – po-kazuje mi Andrzej Nowicki. – Po -tężnym, 60-centymetrowym wiert łemzaczęli go wykruszać i wydobywać.W ten sposób wydrążyli blisko dwu-metrowy, wąziutki tunel. Dokopalisię nim do kolejnej ściany. Na niejzłamało się wiertło. – Widać jedy-nie, że za tymi cegłami tunel dalejgdzieś ciągnie się – mówi AndrzejNowicki, oświetlając naruszoną ścia-nę. – Gdzie? – pytam. – Nie wiemy,jedna z legend krążących po urzę-dzie mó wi, że w kierunku kapita-natu portu, druga – że na Łasz tow -nię – mówi Nowicki.

Tyle relacja dziennikarska, któranie pozwala na snucie przypuszczeń.Zwłaszcza że o ile ta z kapitanatemportu nie jest jeszcze tak sensacyj-na, bo budynek znajduje się nadbrzegiem Odry w prostej linii jakieś500 m na północ od urzędu, o tyleta z Łasztownią jest już nieco bar-dziej fantastyczna.

Łasztownia to bowiem wyspa po-łożona również w prostej linii ok.700 m od urzędu, ale aby się doń

Tunel pod Urzędem Wojewódzkim FOT. ARCHIWUM URZĘDU WOJEWÓDZKIEGO W SZCZECINIE

Page 24: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

W spomniane mity i związa-ne z nimi nieporozumieniawynikają z niedostatku źró-

deł, a także zawodnej ludzkiej pa-mięci – rozbieżnych relacji uczest- ników szarży oraz jej postronnychświadków. Wśród wielu niewiado-mych są m.in. dokładne miejsceprzeprowadzenia szarży, jej przebieg,liczba ofiar, jak i przyczyna załama-nia się polskiego kontruderzenia.Jedno jest pewne – bój pod Kro jan -tami był pierwszą szarżą kawaleryj-ską II wojny światowej.

Co naprawdę wydarzyło się 76lat temu na leśnej polanie w pobli-

24

Późnym popołudniem 1 września 1939 r.ruszyło natarcie polskiej kawalerii naNiem ców pod Krojantami, będące je dno- cześnie pierwszą szarżą kawaleryjskądopiero co rozpoczętej wojny. Wokół niejnarosło przez lata wiele mitów, utr wa la -nych przez propagandę nazistowską i ko-munistyczną.

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

WALDEMAR KOWALSKI

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

przedostać, trzeba by wydrążyćtunel pod dnem Odry, która jesttutaj szeroka na kilkadziesiąt me-trów. Tajemnicy nie wyjaśnia plansporządzony już przez polską admi-nistrację zaraz po wojnie (gmach naWałach Chrobrego był pierwszą sie-dzibą polskich władz administracyj-nych w Szczecinie). Na nim tunel teżurywa się mniej więcej w miejscu,do którego dotarł Kraśnicki, wów-czas dziennikarz „Gazety Wyborczej”.

Schronienie gackówSzczecińskie podziemia to raj nie

tylko dla różnej maści eksplorato-rów, turystów czy po prostu pasjo-natów historii. To także ostoja dlazwierząt i to właśnie przyroda wy-znacza rytm zwiedzania i odkrywanianowych tajemnic. Wspomniana na sa -mym początku policka fabryka ben-zyny syntetycznej jest największymw Zachodniopomorskiem zimowi-skiem nietoperzy. Według szacun-ków miejscowych chiropterologów,schronienie znajduje tu ok. 2 tys.gacków. Z tego powodu w okresiejesienno-zimowym nie można zwie-dzać podziemi. Także tych przy Je -ziorze Szmaragdowym w dzielnicyZdroje, które wiosną i latem możnaoglądać z przewodnikiem.

W tym roku nietoperze zleciałytu wyjątkowo wcześnie, bo już napoczątku września. Jak podkreślająeksperci z ZachodniopomorskiegoTowarzystwa Chiropterologicznego„MOPEK" – ten sezon jest szczegól-ny z jeszcze jednego powodu. W ko-lonii pojawili się przedstawicieledwóch gatunków niewidzianych w tym miejscu od dwóch dekad. Mo-wa o nocku wąsatku i nocku Brand -ta. Jednocześnie zaczęły zlatywaćrównież nocki duże – to gatunekbardzo cenny w skali całej Europy.

Co takiego przyciąga tutaj nieto-perze? Podziemia wokół jeziora odzawsze dawały schronienie. Jedna z opowieści mówi, że to tutaj wła-śnie do kompleksu położonego w pobliżu dawnej kopalni kredy uży-

wanej do produkcji cementu port-landzkiego – przyjeżdżał ukrywaćsię gauleiter prowincji pomorskiej,Franz Schwede-Coburg, kiedy nadSzczecin nadlatywały alianckie bom- bowce. W korytarzach do dziś za-chowane są różne elementy świad-czące, że rzeczywiście to mogło byćschronienie przed bombami. I takżetutaj widać ponownie dwoistość kon- strukcji: raz jest ceglana, a raz żel-betowa. Opiekujący się tym miej-scem przyznają, że do końca saminie wiedzą, do czego przeznaczonebyły niektóre z pomieszczeń, a do-datkowo jeszcze okazuje się, że ba-dania georadarem pokazują, że nie-które z podłóg są grubsze – takjakby były jednocześnie stropamikolejnych kondygnacji. Czy rzeczy-wiście nimi są? I co kryją?

Fascynujące pytaniaZnak zapytania – to on najczę-

ściej pojawia się, kiedy poruszanyjest temat szczecińskich podziemi.Ile ich jest naprawdę? Jakie było ichpierwotne przeznaczenie? Dokądprowadzą tunele? Kto i kiedy je wy-budował?

Na każde z tych pytań odpo-wiedź jest niezwykle trudna, a czę-sto wręcz niemożliwa. I właśnie topowoduje, że od samego początku,kiedy tylko w opustoszałym mieściepojawili się Polacy – te otoczoneaurą tajemnicy konstrukcje fascy-nują. I tylko szkoda, że nie da sięodtworzyć ich pełnej historii.

Podziemny Szczecin istnieje, cho- ciaż nie jest tak wielki, jak chcielibynajwięksi fantaści. Raczej nie mapodziemnego miasta, nitek tuneliłączących poszczególne dzielnice.Są jedynie wybitnie użytkowe ma-gazyny, schrony bądź wyjścia ewa-kuacyjne. Chociaż... czy na pewno?Czy podziemne miasto rzeczywiścienie istnieje? Nikt, kto choć raz ze-tknął się ze szczecińskim podziem-nym światem, ręki za takie stwier-dzenie na sercu nie położy.

SZARŻASYMBOL

Page 25: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

żu pomorskiej wsi, w bezpośredniejbliskości strategicznej szosy z Choj -nic do Czerska? Dla cze go przezlata nazwa „Krojanty” ko jarzyła sięz bezsensownie podejmowanymryzykiem i jakie były źródła tej le-gendy?

Blitzkrieg w PolsceWojska niemieckie 1 września

1939 r. zaatakowały Polskę bez wy-powiedzenia wojny. Jednym z kie-runków ich natarcia było Pomorze.Niemcom zależało nie tyle na sa -mym zajęciu tego obszaru, co naszybkim przecięciu tzw. polskiegokorytarza i wsparciu własnych wojskatakujących od strony Prus Wscho -dnich. Równocześnie chodziło o od-cięcie znacznej części sił polskiejArmii „Pomorze” gen. WładysławaBortnowskiego, znajdujących się napółnoc od osi ich natarcia – dwóchdywizji piechoty oraz Grupy Ope -

racyjnej „Czersk”. Jednostki te zna-lazły się tutaj nie tyle z operacyjne-go, co politycznego powodu – miałyprzeciwdziałać możliwemu zajęciuGdańska przez Niemców bez rów-noczesnego ataku na całą Polskę.

Jedną z miejscowości granicz-nych, które jako pierwsze zostałyzaatakowane przez Wehrmacht, by -ły Chojnice – ważny węzeł kolejowy.W rejonie tym operował 18. PułkUłanów Pomorskich dowodzonyprzez płk. Kazimierza Mastalerza,który zajął pozycje w pobliżu Nie -ży chowic. Walczący w ramachZgru powania „Chojnice” (dowódca– płk Tadeusz Majewski) pułk och -ra niał lewe skrzydło polskiej obronymiasta. Zgrupowanie, obok Oddzia -łu Wydzielonego „Kościerzyna” i Po-morskiej Brygady Kawalerii, weszłow skład Grupy Operacyjnej „Czersk”gen. Stanisława Grzmota-Skotnic -kie go. Rozlokowano ją wzdłuż gra-nicy polsko-niemieckiej, w rejonieod Kościerzyny po Chojnice.

Do opanowania Chojnic Wehr -macht przeznaczył 76. Pułk Pie -cho ty Zmotoryzowanej wchodzącyw skład XX Dywizji Zmotory zo wa -nej (części XIX Korpusu Pancer ne -go gen. Heinza Guderiana), dowodzo-ny przez gen. Mauritza von Wikto- rina. Pułk ten znacznie przewyższałpotencjał bojowy ułanów płk. Ma -sta lerza, który w przededniu nie-mieckiej agresji dysponował 836żołnierzami (w tym 30 oficerami)oraz prawie tysiącem koni.

Cel: zatrzymać wrogaOd rana 1 września ułani walczyli

z przeważającymi siłami wroga, a po

południu płk Mastalerz otrzymałrozkaz wykonania przeciwnatarciaw celu opóźnienia marszu Niem -ców. Ułani mieli wykonać uderze-nie zaczepne, związać walką nie-przyjacielskie siły, co miało odciążyćwycofującą się polską piechotę i umożliwić jej przeprawienie sięprzez Brdę.

Polscy ułani zajęli pozycje wyj-ściowe w Sternowie (przejściowysztab pułku), po czym rozpoczęlitzw. marsz ubezpieczony. Następnie– zgodnie z rozkazami dowództwa –mieli przejść przez miejscowościKruszki, Krojanty i Pawłowo oraznawiązać walkę z Niemcami, wy-chodząc na ich tyły. Potem przewi-dywano odwrót na Granowo i po-wrót do Rytla. Pułk miał stanowićodwód Zgrupowania „Chojnice”.

Grupa uderzeniowa mjr. Malec -kiego – w składzie 1. i 2. szwadro-nu, wsparta przez część sił 3. i 4.

25

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

FOT.

NARO

DOW

E ARC

HIW

UM C

YFRO

WE (

WW

W.N

AC.G

OV.PL

)

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Schemat szarży 18. Pułku Ułanów Pomorskich pod Krojantami. 1 września 1939 r.

POD KROJANTAMI –KAMPANII POLSKIEJ 1939 r.

Page 26: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

szwadronu oraz pluton ckm – poru-szała się terenem zalesionym, abynie zwrócić uwagi wroga. Udało imsię to – na wysokości wsi Kro jantyzauważyli niemiecki batalion z 76.Pułku Piechoty Zmotoryzo wanej.

Trudna decyzja– Młodzieńcze, sam wiem, jak

wykonać rozkaz niemożliwy do wy-konania – miał powiedzieć przedszarzą płk. Mastalerz do rtm. Wa -cława Godlewskiego, adiutanta puł -ku. Tym samym sprzeciwił się roz-kazowi zaatakowania nieprzyjacielapieszo. Do ataku przeznaczono siłypułku wsparte kompanią czołgówrozpoznawczych TK i 8. szwadro-nem kolarzy.

– Pułk przed zmierzchem wykonacałością natarcie na Niemców, poczym pozostawi jeden szwadron w styczności z Niemcami, resztę puł -ku wycofać za Brdę, gdzie są naszeumocnienia – brzmiał rozkaz gen.Grzmota-Skotnickiego, przekazanyza pośrednictwem por. Cydzika.

Według wspomnień mjr. Stani -sława Maleckiego, dowódcy grupymanewrowej pułku, między godz.16 a 17 płk Mastalerz otrzymał odprzełożonego także kartkęc z nastę-pującą treścią: – pomnij naszej prze-szłości legionowej, za wszelką cenę…powstrzymuj ruch Niem ców, czymprędzej przechodząc do akcji zaczep-nej.

Rozkaz przewidywał wykonaniezaczepnego manewru w celu opóź-nienia marszu Niemców, co miałoumożliwić przeorganizowanie pol-skiej obrony. Ale płk Mastalerz zde-cydował o zaatakowaniu wroga kon -no – po leśnej polanie znajdującejsię na zboczu wzgórza.

Jedna z relacji mówi, że por. Cy -dzik w reakcji na decyzję płk. Ma -stalerza o szarży konnej pojechał doRytla, skąd zatelefonował do gen.Grzmota-Skotnickiego. Ten nakazałwstrzymać atak, sam udał się namiejsce planowanego starcia. Byłojuż jednak za późno.

Do szarży!– Dochodziła godzina 17.00, a mo -

że 17.30. Nagle od strony lasu znaj-dującego się po wschodniej stroniezabudowań dworskich, dał się sły-szeć tętent galopujących koni. Pochwili zobaczyliśmy dwie grupy kon -ne w sile co najmniej dwóch szwa-dronów. (…) Nie upłynęło więcejjak 15 minut, kiedy od strony Kro -jant doleciały nas odgłosy strzelani-ny – zanotował por. Stanisław Sła -wiński, oficer łącznikowy Armii„Po morze”, który z miejscowościJeziorki obserwował szarżę ułanów.

Rotmistrz Jan Ładoś, dowódca 2. szwadronu nacierającego na Niem -ców, pisał, że z zadaniem zwiaduwyjechało 2 ułanów: – Mel dują, żeza wzgórzem (wzgórze 161 – W.K.)w odległości około 300–400 m nalizjerze lasu znajduje się oddziałpiechoty niemieckiej w sile około ba-

talionu, w luźnym ugrupowaniu, bezżadnego ubezpieczenia, bez obser-wacji skrzydeł i tyłów. Piechota nie-miecka została tu przywiezionatransporterami, które stały przy szo-sie Chojnice-Czersk w zaroślach.Zadaniem jej było przeczesać las wposzukiwaniu niedobitków oddzia-łów polskich.

Ogółem pod Krojantami pozycjeNiemców atakowało 200–300 uła-nów (różne szacunki). Szarżę tak za-pamiętał ppor. Jan Nowak: – Widzę

pole bitwy – wielka polana, wokołolas. Szwadrony rozrzucone w szero-kiej linii, plutony w szyku zwanym„harcownikami”, to znaczy pojedyn-czo, w luźnej tyralierze – by zmniej-szyć własne straty – w szalonym ga-lopie pędzą do przodu.

Plutonowy Paweł Zaremba rela-cjonował: – Koni nie dawało się u -trzy mać, tak rwały. Uszy miały stu-lone. A nad nimi nasze „hurrra”.Cwał, galop, cwał, galop. Tak było.I dopadliśmy szkopów. No, była rą-banina.

Do grupy manewrowej mjr. Ma -leckiego dołączył później płk. Ma -sta lerz, który zginął w czasie natar-cia. Wraz z nim poległo kilku innychoficerów. Łącznie było 25 ofiarśmiertelnych, ok. 50 ułanów odnio-sło rany, kilkunastu zgubiło się w miejscowych lasach.

Jak wynika z większości relacjiatakujących, w czasie szarży naglezza lasu wzdłuż szosy z Chojnic doRytla wyjechały wozy pancerne,które rozpoczęły ostrzał polskichułanów. Zmasowany ogień przeła-mał polskie szyki; mimo strat wła-snych udało się wykonać odskok i oddalić się z pola ognia niemiec-kich karabinów maszynowych. Ułaniwycofali się za Brdę dopiero póź-nym wieczorem, docierając do miej-

26

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Pole bitwy pod Krojantami FOT. ARCHIWUM

FOT.

NARO

DOW

E ARC

HIW

UM C

YFRO

WE (

WW

W.N

AC.G

OV.PL

)

Page 27: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

27

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

scowości Kwieki niedaleko Czerska. Generał Heinz Guderian, do-

wódca XIX Korpusu, napisał wewspomnieniach, że gdy 1 wrześniawieczorem wrócił z frontu do szta-bu mieszczącego się w Trzcianach,zastał zaskakujący widok: – Długa

szosa była pusta. Nigdzie nie byłosłychać ani jednego wystrzału. Tymwiększe więc było moje zdziwienie,gdy nagle bezpośrednio przed Trzcia -nami usłyszałem wołające mnie gło -sy i zastałem ludzi z mego sztabu w hełmach bojowych przy ustawia-niu działka przeciwpancernego nastanowisku ogniowym. Na moje py-tanie, co ich do tego skłoniło, otrzy-małem odpowiedź, że w każdej chwi-li pojawić się może polska kawa-leria, która rozpoczęła natarcie.

Jeden wielki mit?Różne bywały oceny decyzji

o zwro cie zaczepnym polskich uła-nów pod Krojantami, od uznającychgo za bezsensowny z taktycznegopunktu widzenia po przydatny zewzględów operacyjnych – szarża bo-wiem umożliwiała wycofanie się na-szych oddziałów z Pomorza, a więcuniknięcie całkowitego okrążenia.W uznaniu zasług 18. Pułk płk. Ma -stalerza został później uhonorowanynajwyższym polskim odznaczeniem

wojennym – Orderem Virtuti Mili -tari.

Straty – jak na natarcie czołowekawalerii – nie były duże i wyniosłyzaledwie ok. 10% stanu grupy ude-rzeniowej. Ofiary niemieckie nie sąznane. Część relacji mówi o licz-nych zabitych, przeczą temu jednakzeznania byłych weteranów Wehr -machtu, a wśród nich dowódcy 6. Kompanii 76. Pułku PiechotyMa xa Mantheya.

Wynika z nich, że polska szarżazałamała się... zanim jeszcze zdążyłanawiązać styczność z nieprzyjacie-lem, który nie odpoczywał w czasiepostoju, a przemieszczał się w szykuubezpieczonym. Jak relacjonowałManthey, w szeregach Niemców od-notowano jedynie rannych (w więk-szości od własnego ognia); nie byłoofiar śmiertelnych. Niemcy mielinie dysponować ponadto pod Kro -jantami pojazdami opancerzonymi,jak się powszechnie przyjmuje. O wy-niku starcia miał zdecydować os -trzał z granatników.

Z szabelką na czołgi...Według por. Maleckiego, zasko-

czenie Niemców było całkowite,choć w trakcie szarży wróg wyko-rzystał olbrzymią siłę ogniową, m.in.czołgów: – W szeregach Niemcówpowstał duży popłoch i rozproszenieoddziału w terenie. Nieoczekiwaniedla nas na skrzydle szwadronu wy-jechały z ukrycia czołgi nieprzyja-ciela, niosąc huraganowy ogień bro -ni maszynowej. Natychmiastowyod skok szwadronów w bok za pobli-ski grzbiet terenowy, zalesiony, do -bry punkt przeciwpancerny – nieobronił przed skutkami tej broni i wielkimi stratami.

Szarża spod Krojant zapisała sięna kartach polskiej historii właśnieza sprawą fałszywego mitu polskiejkawalerii bezsensownie atakującejszablami niemieckie czołgi. U jegoźródła stały nieprawdziwe informa-cje, rozgłaszane już dzień po walce.Wszystko za sprawą włoskiego ko-

respondenta „Corriere della Sera”Indra Montanellego, który relacjo-nował działania na froncie. Dotarłon na pole bitwy 2 września i od za-stanych tam Niemców dowiedziałsię o rzekomych „samobójczych”szarżach polskich ułanów. Rozpo -wszechnienie tych plotek posłużyłoniemieckim propagandzistom dostwo rzenia stereotypu Polaka, któryz szablą i lancą porywał się na czołgi.

Przez lata ten kłamliwy mit in-tensywnie się rozwijał. Został wyko-rzystany i zobrazowany m.in. w nie-mieckim filmie propagandowym z 1941 r. „Kampfgeschwader Lüt -zow”, w którym kawalerzystów pol-skich odgrywali żołnierze słowaccy.Szarżujących na czołgi ułanówprzed stawił też Andrzej Wajda w fil-mie „Lotna” (1959).

Legenda KrojantNazizm i komunizm, choć czer-

piąc z różnych motywacji, długo ży-wiły się mitem ułanów rzekomowalczących z czołgami. Montanellidopiero w 1998 r. przyznał, że niebył bezpośrednim świadkiem szar-ży, a o jej przebiegu dowiedział sięod żołnierzy niemieckich. Towa rzy -szył mu wtedy amerykański kore-spondent William L. Shirer, autorpóźniejszego słynnego „Dziennikaberlińskiego”, w którym powieliłnieprawdę rozgłaszaną wcześniejprzez swojego włoskiego kolegę.

Z całą pewnością wiadomo, żepod Krojantami Polacy nie szarżo-wali z lancami; nie atakowali szabla-mi czołgów, bo Niemcy nimi niedysponowali. Ustalenie większejiloś ci faktów jest trudne, jeśli nieniemożliwe – świadkowie odchodząz każdym rokiem, a relacje, którymidysponują historycy, są wyjątkowoniespójne. Legenda Krojant ciąglejednak żyje.

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Zdjęcia udostępniło Narodowe Archiwum Cyfrowewww.nac.gov.pl

Page 28: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

28

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

H istoria tankietek zaczęła sięod doświadczeń zdobytychpodczas I wojny światowej,

kiedy to czołg służył przede wszyst-kim jako broń pancerna wsparciapiechoty w jej działaniach pozycyj-nych. Opracowane po Wielkiej Woj -nie malutkie czołgi wpisywały się w koncepcję lekkiego pojazdu pan-cernego. Przewidziane zostały jakomobilny środek transportu dla kara-binu maszynowego i jednego, góradwóch żołnierzy. Pojazdy te nazwanotankette, co po angielsku jest zdrob- nieniem od słowa tank, czyli czołg.

Brytyjski protoplastaW drugiej połowie lat 20. ubie-

głego wieku brytyjscy konstrukto-

rzy John Valentine Carden i VivianLoyd opracowali kilka małych czoł-gów, z których jeden okazał się wiel-kim sukcesem – Two Man TanketteMark VI, czyli „dwuosobowa tan-kietka model VI”. Był to mały opan-cerzony pojazd gąsienicowy, pozba-wiony charakterystycznej dla czołguwieży, uzbrojony w (opisywany na ła-mach biuletynu: „Kom ba tant”, grudzień2014) ciężki karabin maszynowy Vic -kers i napędzany silnikiem najsłyn-niejszego ówczesnego samochodu –Forda T. Załoga chroniona była pan-ce rzem tylko od dołu i z boków – odgóry kabina pozostawała odkryta i dopiero w modelach przeznaczonychna eksport pojawiły się pancernepokrywy nad przedziałem bojowym.

Tankietka Carden-Loyd Mk VIzostała zauważona w kręgach woj-skowych na całym świecie. Produ -cent – spółka Vickers-Armstrong –zachwalał jej szerokie zastosowaniaw charakterze ciągnika opancerzo-ne go, transportera moździerza, czoł- gu rozpoznawczego, podwozia dozamontowania lekkiego działka itp.Ale największą zaletą była cena: namałych i tanich tankietkach możnabyło szkolić żołnierzy wojsk pancer-nych, którzy później przesiądą sięna „dorosłe” czołgi.

Reklama poskutkowała: brytyjskatankietka trafiła do armii 16 państw,6 innych zakupiło licencję na jejprodukcję. Ostatecznie jednak wy-

twarzania oryginalnego modelu nig-dzie nie rozpoczęto, za to kilka kra-jów zajęło się ulepszeniem brytyj-skiej konstrukcji lub tworzeniem najej bazie własnych, bardzo podob-nych pojazdów. I tak pojazdy wzo-rowane na Carden-Loydzie Mk VIpowstawały w Czechosłowacji, weFrancji, Włoszech, w Związku So -wiec kim i u nas – w Polsce.

Zachwyt i rozczarowanieW 1929 r. szef Departamentu

Zaopatrzenia Inżynierii Ministers -twa Spraw Wojskowych, ppłk Ta de -usz Kossakowski, sprowadził jednąbrytyjską tankietkę do prób. Pier -wszy pokaz jej możliwości na poli-gonie w Rembertowie 20 czerwcaza chwycił armijne kręgi decyzyjne,które natychmiast postanowiły o za-kupie kolejnych 10 tankietek i 5 przy- czepek gąsienicowych do dalszychtestów. Zamówiony sprzęt dostar-czono do Polski już w sierpniu tegożroku, a we wrześniu sformowano

Lekkie czołgi rozpoznawcze, nazywane popularnie tankietkami, były najliczniejszymipojazdami pancernymi Wojska Polskiego przed II wojną światową. „Na papierze”pokazywały potęgę oręża i podnosiły morale żołnierzy – a ich mit dopełniany byłopowieściami o tym, że niemieckie czołgi są z tektury. Niestety, zderzenie z wojennąrzeczywistością pokazało zupełnie co innego.

WOJCIECH WEILER

Tankietka TK – pierwszy polski czołg

FOT.

ARCH

IWUM

Page 29: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

29

dwa plutony po 5 tankietek każdy i skierowano na prowadzone wła-śnie wielkie manewry międzydywi-zyjne. Po zakończonych ćwiczeniachuznano, że ruchliwe i dobrze poko-nujące przeszkody pojazdy nadająsię do pełnienia zadań rozpoznaw-czych w składzie jednostek piecho-ty i kawalerii zmotoryzowanej le-piej niż wprowadzone niedawno doarmii półgąsienicowe samochodypancerne wz.28. Niewiele myśląc – zakupiono licencję na krajowąprodukcję tankietek Carden-LoydMk VI.

Ale nie wszystko złoto, co sięświe ci. Szczegółowe próby zakupio-nych latem 10 tankietek zakończo-no w grudniu 1929 r. Pokazały one,że zawieszenie pojazdów jest skon-struowane fatalnie i praktycznie po-zbawione resorowania. W efekciejuż po kilku przejechanych kilome-trach załoga nie była w stanie pro-wadzić działań bojowych – tak byłatą podróżą „wytrzęsiona” i umęczona:wyczerpanym żołnierzom kręciłosię w głowach, po wyjściu z pojazdusłaniali się na nogach, nawet wy-miotowali! W 1. Dywizjonie Samo -cho dowym konstruktorzy pod kie-

rownictwem por. Stefana Mar czew-skiego dokonali więc modernizacjizawieszenia polegającej na dodaniulistwy z dwoma kołami podtrzymu-jącymi gąsienicę oraz płaskiego re-

soru półeliptycznego. Zmiany wpro- wadzono w dwóch wozach i przy-niosły one bardzo dobry skutek.Zrezygnowano więc z licencyjnejprodukcji pojazdów brytyjskich i zdecydowano się na wytwarzaniena ich bazie udoskonalonych tan-kietek własnych, a wszystkie 10 eg-zemplarzy Carden-Loyd Mk VI tra-fiło do Doświadczalnej GrupyPancerno-Motorowej, gdzie używa-ne były do szkolenia pancerniaków i do manewrów poligonowych.

Krajowe prototypyPrace nad nową tankietką ruszy-

ły jeszcze w 1929 r. w Biurze Kon -struk cyjnym Broni Pancernych Woj -skowego Instytutu Badań Inżynieriiw Warszawie. Prowadzili je mjr inż.Władysław Trzeciak i rtm. EdwardKarkoz, a współpracował z nimiinż. Edward Habich. Skonstruowalioni dwa prototypy, nazwane TK-1 i TK-2 od inicjałów nazwisk głów-nych twórców: Trzeciaka i Karkoza.Tankietka TK-1 miała koła napędza-jące gąsienice z tyłu i nowszy silnikod samochodu Ford A o pojemności3285 cm3 i mocy 40 KM. W TK-2pracował starszy silnik od Forda T,

a koła napędowe umieszczone byłyz przodu. Oba pojazdy miały elek-tryczny rozrusznik i zawieszenie po-dobne do ulepszonego przez por.Stefana Marczewskiego zawieszenia

w dwóch przerobionych egzempla-rzach Carden-Loyd Mk VI, a pełza-ły na przekonstruowanych i wzmoc-nionych gąsienicach. Pancerz miałgrubość od 3 do 7 mm, przedziałbo jowy – podobnie jak w tankiet-kach brytyjskich – pozostał odkrytyod góry, choć w razie koniecznościmożna było założyć blachy ochron-ne. Uzbrojeniem był 7,92-mm ka-rabin maszynowy wz.25 Hotchkiss,który mógł również prowadzićogień przeciwlotniczy do góry, podkątem 80 stopni.

W sierpniu 1930 r. oba prototy-py TK wzięły udział w manewrachmiędzydywizyjnych. W efekcie tychprób poligonowych warszawskieBiuro Konstrukcyjne Broni Pancer -nych Wojskowego Instytutu BadańInżynierii otrzymało we wrześniupolecenie dalszego udoskonaleniaprojektu, nazwanego teraz „czołgszybkobieżny TK wz.31”. Oba pro-totypy odesłano do PaństwowychZakładów Inżynieryjnych w celuprzekonstruowania – miały otrzy-mać nowy, całkowicie zamknięty odgóry przedział bojowy. W zakładachUrsus zamówiono też trzeci, cięższyprototyp nazwany TK-3, o zabudo-

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Brytyjska tankietka Carden-Loyd Mark VI uzbrojona w kaem Vickers – od tego się zaczęło FOT. ARCHIWUM

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

Prototyp tankietki TK-1 ustawiony jako pomnik w Centrum Wyszkolenia Broni Pancernych w Modlinie – zdjęcie zrobione przez Niemca tuż po kapitulacji miasta w 1939 r. FOT. HUGO JAEGER

Page 30: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

wanym przedziale bojowym i zmo-dyfikowanym zawieszeniu z przed-nimi kołami napędowymi. Mo der ni-zację prototypów TK-1 i TK-2 orazbudowę TK-3 ukończono w marcu1931 r. TK-1 zachował koła napę-do we z tyłu, TK-2 z kolei prawdo-podobnie został całkowicie przero-biony na TK-3. Przebudowaną tan-kietkę TK-2 i TK-3 po skończonychpróbach zachowano w fabryce jakoegzemplarze wzorcowe do produk-cji. TK-1 umieszczono jako pomnikna ułożonym z kamieni postumen-cie w Centrum Wyszkolenia BroniPancernych w Modlinie.

Pierwszy polski czołgW marcu 1931 r. rozpoczęły się

próby, z których tankietka TK-3 wy-szła obronną ręką: 14 lipca tegożroku szef Sztabu Głównego WojskaPolskiego przyjął TK-3 do uzbroje-nie Wojska Polskiego jako „lekkiczołg rozpoznawczy TK-3”. Od razuzamówiono też 100 sztuk. Pierwsze15 tankietek wykonano ze stali nie-utwardzonej: nie nadawały się onedo zastosowań bojowych – najpierwtrafiły na manewry międzydywizyj-ne, potem służyły do szkolenia żoł-nierzy. Kolejne 85 czołgów z blachpancernych wojsko odebrało w ma -ju 1932 r., drugą serię 100 sztukzbudowano po trzech miesiącach,potem zamówiono serię trzecią –także 100 sztuk. Łącznie zbudowa-no 300 egzemplarzy TK-3.

Pojazd miał długość niespełna 2,6 m (to mniej więcej tyle, ile maznany z dzisiejszych ulic maleńkiminisamochód Smart Fortwo!), wy-sokość 1,32 m i szerokość 1,78 m, a ważył niecałe 2,5 tony. Załogaskładała się z siedzącego po lewej stro- nie mechanika-kierowcy i dowódcysiedzącego po prawej, których od-dzielał silnik. Za siedzeniem dowód-cy obsługującego karabin maszyno-wy znajdował się zbiornik paliwa.Załoga wsiadała przez dwa włazy za-słaniane pokrywami, obserwację umo -żliwiały szczeliny w pancerzu, który

miał grubość od 4 do 8 mm. Na ze-wnątrz znajdował się reflektor-szpe-racz. Czołgi nie były wyposażone w radiostacje – łączność w plutonieodbywała się za pomocą specjalnychchorągiewek sygnalizacyjnych, wy-stawianych nad dach tankietki.

Rozwój konstrukcjiNa bazie TK-3 w roku 1932 wy-

produkowano 4 egzemplarze testo-wych dział samobieżnych TKD, uz -brojonych w polską armatę wz.25kalibru 47 mm, które skierowano doprób. Czołg ten nie trafił do produk- cji, bo nie był konstrukcją udaną.

Ponieważ tankietka TK-3 napę-dzana była importowanym silni-kiem Forda, postanowiono zastąpićgo nowszym i mocniejszym krajo-wym silnikiem z Polskiego Fiata, któ-rego licencyjną produkcję rozpo-częto właśnie w tym czasie. W 1933 r.zbudowano serię ok. 20 tankieteknazwanych TKF („F” od nazwy Fiat),lecz one także nie trafiły do seryjnejprodukcji.

W tym samym roku rozpoczętoprace nad ulepszonym modelemtankietki, którego głównym projek-tantem był inż. Edward Habich.Zmieniono przede wszystkim kształtkadłuba, który stał się teraz bardziejodporny na ostrzał i pogrubionopancerz. Silnik Forda zastąpiono fia-towskim z nowym układem prze-niesienia napędu. Wzmocniono za-wieszenie, zmieniono mocowanie

ka rabinu maszynowego, dowódcaotrzy mał nowoczesny peryskop, a kierowca-mechanik – wizjer z wkład- ką peryskopową. Nową tankietkęnazwano „czołg szybkobieżny TKSwz.33”.

Po testach wojskowych Państwo -we Zakłady Inżynieryjne wyprodu-kowały w sierpniu 1933 r. 20 szko-leniowych tankietek TKS z blachnieutwardzonych, a po drobnychpoprawkach czołg trafił 22 lutego1934 r. do produkcji seryjnej – oczy- wiście, już z blach pancernych.Łącz nie do jej zakończenia w kwiet-niu 1937 r. zbudowano 262 bojoweegzemplarze TKS. Oprócz tego pra-cownicy PZInż. ufundowali kolej-nych 10 sztuk, które przekazanowojsku 15 maja 1938 r.

W roku 1933 rozpoczęto praceprojektowe nad ciągnikiem artyle-

30

BIUL

ETYN

URZĘ

DUDO

SPRA

WKO

MBA

TAN

TÓW

IOS

ÓBRE

PRES

JON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

Tankietka TK-3 była pierwszym seryjnie produkowanym polskim czołgiem. Warto porównać z unowocześnioną wersją TKS, pokazaną na zdjęciu tytułowym FOT. ARCHIWUM

Obchody Święta NarodowegoTrzeciego Maja w roku 1936 w Warszawie. Defilada tankietek TK-3 w ramach Rewii Wojskowej, zorganizowanej na PoluMokotowskim FOT. NARODOWE ARCHIWUM

CYFROWE (WWW.NAC.GOV.PL)

Page 31: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR

31

BIULETYNURZĘDU

DOSPRAW

KOMBATAN

TÓWI

OSÓBREPRESJON

OWAN

YCH

NR 9(297) WRZESIEŃ 2015

ryjskim C2P opartym na podwoziuTKS, przeznaczonym do holowaniaarmaty kalibru 75 mm lub działkaprzeciwlotniczego kalibru 40 mm.Otwarta kabina miała przednią szy -bę i mieściła czterech żołnierzy, a w razie potrzeby można ją było za-daszyć brezentem rozciągniętym nastelażu. W 1937 r. C2P skierowanodo seryjnej produkcji, która zakoń-czyła się w roku 1939 liczbą 196 eg-zemplarzy.

Rok 1934 przyniósł 6 sztuk eks-perymentalnego modelu TKW –lekkiej tankietki rozpoznawczej. Uz-brojona była w karabin maszynowyBrowning wz.30 zamontowany w ob- rotowej wieżyczce, która mogła krę-cić się dookoła, tzn. o 360 stopni.Wieżyczka z TKW posłużyła późniejdo rozwoju czołgu 4TP.

W roku 1936 dwa egzemplarzeTKS wyposażono w działo przeciw-pancerne Bofors wz.36 kalibru 37 mm i przekształcono w prototy-powe działo samobieżne o symboluTKS-d. Z przodu kadłuba przymo-cowano pancerną płytę ochronną,za którą umieszczona była armata.Jeden z prototypów TKS-d brałudział w obronie War szawy.

W tymże roku rozpoczęto pracenad wzmocnieniem uzbrojenia TK-3i TKS. Było bowiem oczywiste, żetankietka wyposażona tylko w kara-bin maszynowy nie może walczyćskutecznie z pojazdami pancernymii od samego początku prac nad TKpostulowano bez efektu uzbrojenieich w małokalibrowe działko. Naj -pierw badano możliwości zastoso-wania działek 20-mm Madsen i So lo -thurn. Ostatecznie – dopiero na prze- łomie 1938 i 1939 r. – zdecydowanosię na 20-mm polską armatę auto-matyczną FK-A wz.38, skonstru- o waną w Biurze Stu diów FabrykiKa rabinów w Warszawie i w wojskuklasyfikowaną jak nkm, czyli naj-cięższy karabin maszynowy. Pociskz niego wystrzelony przebijał pan-cerz grubości do 40 mm z odległo-ści 200 m. Rozpoczęto więc moder-nizację – plan przewidywał prze -zbrojenie 110 tankietek TK-3 i TKSz karabinów maszynowych na dział-ka do końca 1939 r. Do wybuchuwojny zdołano wyprodukować je-dynie ok. 50 nkm-ów wz.38, z któ- rych ledwie 24 zdążono zamonto-

wać w pierwszej serii przerabianychtankietek TKS.

WojnaDo roku 1939 łącznie wyprodu-

kowano w Polsce niemal 600 sztukwszystkich typów tankietek. Wewrześniu w walkach uczestniczyłook. 400 wozów – były one najlicz-niej szym typem polskiej broni pan-cernej i jedynymi dostępnymi dlapolskich dowódców pojazdami pan-cernymi. Było ich jednak tak ma ło,że nie wystarczały na potrzebywszystkich dużych jednostek – o tychmniejszych nie wspominając. Nie -stety, TK-3 i TKS nie były pełno-wartościowymi czołgami i nie mogłynawiązać równorzędnej walki z cięż-kimi wozami pancernymi wroga.Kon strukcję miały bardzo przesta-rzałą, a słabe opancerzenie nie chro-niło przed strzałem z broni przeciw-pancernej, do tego były to pojazdynękane przez awarie.

Tankietki ze względu na swe bar-dzo małe rozmiary nadawały się ja kowozy rozpoznawcze. Z braku innegosprzętu musiały także pełnić rolęczołgów wpierających piechotę. A po- nieważ większość wojsk niemieckichstanowiła również piechota – potra-fiły zadawać jej odczu walne straty.Dwadzieścia kilka tankietek TKSuzbrojonych w 20-mm działka tobyła garstka, która mogła próbowaćwalczyć z niemiecką i sowiecką bro-nią pancerną. Wystrzelone z nich po- ciski miały szansę przebijać pancerzeówczesnych czołgów przeciwników.

Większość wojujących w 1939 r.TK-3 i TKS zniszczono w boju.Resztę porzucono na pastwę wrogaz powodu awarii czy braku paliwa.Znane są pojedyncze przypadki póź- niejszego użycia polskich zdobycz-nych tankietek przez hitlerowskichpancerniaków.

Przekrój prototypowej tankietki TKS uzbrojonej w 20-mm działko Solothurn S18-100 RYS. MARCIN KAŹMIERCZAK

Zdjęcia udostępniło Narodowe Archiwum Cyfrowewww.nac.gov.pl

Page 32: Kombatant 09.2015A:Projekt 08b.qxd · 2. Na wypadek terytorialno-poli-tycznego przekształcenia tery - toriów należących do państwa polskiego, sfery interesów Nie - miec i ZSRR