Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

204
Lew Trocki Zbrodnie Stalina Wznowienie na podstawie przekładu polskiego Tadeusza Teslara, wydanego nakładem Instytutu wydawniczego „Biblioteka Polska”, Warszawa 1937. Wprowadzono korektę pisowni nazwisk oraz tam, gdzie tekst przekładu (niezbyt staranny i dokonany pospiesznie) może być dla czytelnika niezrozumiały. Tytuł oryginału Prestuplenija Stalina PRZEDMOWA AUTORA Rewolucja w okresie swojego nabrzmienia aczkolwiek okazała szorstkość i okrucieństwo niemniej była prawdziwa i szczera. Głosiła otwarcie to, co zamyślała. Natomiast polityka Stalina jest na wskroś kłamliwa. W tym właśnie tkwi wyraz jej reakcyjnego charakteru. Reakcja w ogóle żyje kłamstwem, gdyż musi ukrywać przed okiem ludu swoje istotne cele. Jeżeli zaś reakcja rozwija się na podłożu rewolucji proletariackiej kłamstwo spotężnieje w dwójnasób. Można twierdzić bez najmniejszej przesady, ż e termidoriański system rządów Stalina stał się najbardziej zakłamanym ustrojem w historii świata. Zresztą sam autor tych słów już ad lat czternastu jest z woli losu celem pocisków łgarstwa termidorystów. Do końca roku 1933 prasa moskiewska oraz posłuszny jej cień prasa „Kominternu” przedstawiały mnie jako brytyjskiego i amerykańskiego agenta, ba, nawet nadała mi imię „mister Trocki”. W „Prawdzie” z dnia 8 marca 1929 poświęcono całą kolumnę w celu udowodnienia, że istotnie jestem sojusznikiem brytyjskiego imperializmu (wówczas jeszcze nazywano go w Moskwie „brytyjską demokracją”) przy czym wyraźnie podkreślono moją całkowitą solidarność z Winstonem Churchillem. Artykuł ten zakończono słowami: „Teraz zupełnie zrozumiałe, za co burżuazja płaci mu dziesiątki tysięcy dolarów!” A więc wówczas mówiono o dolarach a nie o markach niemieckich. Dnia 2 lipca 1931 roku ta sama „Prawda”, przy pomocy ordynarnie sfałszowanego facsimile, o czym zresztą już następnego dnia zapomniała, nazwała mnie zausznikiem Piłsudskiego i obrońcą gwałtu jaki sankcjonował traktat wersalski. W tym okresie Stalin walczył nie o status quo lecz o „narodowe wyzwolenie” Niemiec. W sierpniu 1931 roku „teoretyczny” organ francuskiej partii komunistycznej „Cahier du bolchevisme” demaskował „rozczulający wspólny front” jaki powstał na mocy paktu Bluma, Paul Boncoura i francuskiego sztabu generalnego z jednej strony oraz Trockiego z drugiej. Okazało się wówczas, że według tej interpretacji miałem się związać jak najintymniej z państwami Koalicji. Dnia 24 czerwca 1933 tj. po ostatecznym utrwaleniu władzy Hitlera w Niemczech przybyłem przez Marsylię do Francji, dzięki udzielonej mi przez rząd Daladier'a wizy. W myśl oświadczeń o charakterze retrospektywnego „zdemaskowania” jakie słyszeliśmy na ostatnich procesach moskiewskich, już wówczas jakoby miałem być agentem Niemiec i zajmować się przygotowywaniem wybuchu wojny światowej w celu zniszczenia ZSRR i Francji. Na procesie RadkaPiatakowa, w

Transcript of Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

Page 1: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

Lew Trocki Zbrodnie Stalina Wznowienie na podstawie przekładu polskiego Tadeusza Teslara, wydanego nakładem Instytutu wydawniczego „Biblioteka Polska”, Warszawa 1937. Wprowadzono korektę pisowni nazwisk oraz tam, gdzie tekst przekładu (niezbyt staranny i dokonany pospiesznie) może być dla czytelnika niezrozumiały. Tytuł oryginału Prestuplenija Stalina PRZEDMOWA AUTORA

Rewolucja w okresie swojego nabrzmienia aczkolwiek okazała szorstkość i okrucieństwo — niemniej była prawdziwa i szczera. Głosiła otwarcie to, co zamyślała. Natomiast polityka Stalina jest na wskroś kłamliwa. W tym właśnie tkwi wyraz jej reakcyjnego charakteru. Reakcja w ogóle żyje kłamstwem, gdyż musi ukrywać przed okiem ludu swoje istotne cele. Jeżeli zaś reakcja rozwija się na podłożu rewolucji proletariackiej — kłamstwo spotężnieje w dwójnasób. Można twierdzić bez najmniejszej przesady, ż e termidoriański — system rządów Stalina stał się najbardziej zakłamanym ustrojem w historii świata. Zresztą sam autor tych słów już ad lat czternastu jest z woli losu celem pocisków łgarstwa termidorystów.

Do końca roku 1933 prasa moskiewska oraz posłuszny jej cień — prasa „Kominternu” przedstawiały mnie jako brytyjskiego i amerykańskiego agenta, ba, nawet nadała mi imię „mister Trocki”. W „Prawdzie” z dnia 8 marca 1929 poświęcono całą kolumnę w celu udowodnienia, że istotnie jestem sojusznikiem brytyjskiego imperializmu (wówczas jeszcze nazywano go w Moskwie „brytyjską demokracją”) przy czym wyraźnie podkreślono moją całkowitą solidarność z Winstonem Churchillem. Artykuł ten zakończono słowami: „Teraz zupełnie zrozumiałe, za co burżuazja płaci mu dziesiątki tysięcy dolarów!” A więc wówczas mówiono o dolarach — a nie o markach niemieckich.

Dnia 2 lipca 1931 roku ta sama „Prawda”, przy pomocy ordynarnie sfałszowanego facsimile, o czym zresztą już następnego dnia zapomniała, nazwała mnie zausznikiem Piłsudskiego i obrońcą gwałtu jaki sankcjonował traktat wersalski. W tym okresie Stalin walczył nie o status quo lecz o „narodowe wyzwolenie” Niemiec. W sierpniu 1931 roku „teoretyczny” organ francuskiej partii komunistycznej „Cahier du bolchevisme” demaskował „rozczulający wspólny front” jaki powstał na mocy paktu Bluma, Paul Boncoura i francuskiego sztabu generalnego — z jednej strony oraz Trockiego — z drugiej. Okazało się wówczas, że według tej interpretacji miałem się związać jak najintymniej z państwami Koalicji.

Dnia 24 czerwca 1933 tj. po ostatecznym utrwaleniu władzy Hitlera w Niemczech przybyłem przez Marsylię do Francji, dzięki udzielonej mi przez rząd Daladier'a wizy. W myśl oświadczeń o charakterze retrospektywnego „zdemaskowania” jakie słyszeliśmy na ostatnich procesach moskiewskich, już wówczas jakoby miałem być agentem Niemiec i zajmować się przygotowywaniem wybuchu wojny światowej w celu zniszczenia ZSRR i Francji. Na procesie Radka—Piatakowa, w

Page 2: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  2  

styczniu 1937, dokładnie „ustalono”, że właśnie w końcu czerwca 1933 roku spotkałem się w Bois de Boulogne z korespondentem TASS-a, Włodzimierzem Rommem, aby za jego pośrednictwem przeciągnąć wszystkich trockistów na stronę sojuszu z Hitlerem i mikada. Jednakże „L'Humanite”, nie mogąc przewidzieć obecnej sytuacji, właśnie w dniu mego przyjazdu do Francji ogłosiło artykuł, rozszyfrowujący mój rzekomy tajny pakt z rządem Daladier'a. „Osłaniając intrygi białej emigracji i zapraszając Trockiego — tak pisał organ Stalina — Cachine'a — Thorez'a — francuska burżuazja obnaża właściwe oblicze polityki w stosunku do Związku Sowietów... Oto prowadzi się układy z konieczności, rozdziela się uśmiechy wymuszone, a jednocześnie za kulisami — udziela się pomocy i poparcia wszystkim sabotażystom, interwencjonistom, spiskowcom, oszczercom i renegatom rewolucji... Teraz z Francji, z tego bastionu anty-sowieckiej walki, może Trocki atakować ZSRR. W tym tkwi punkt strategiczny!... oto właściwy cel przybycia Trockiego do Francji!…”

Stąd właśnie czerpie Wyszyński treść do późniejszych formułek prokuratorskich: spisek, sabotaż, przygotowywanie interwencji zbrojnej. Jednakże w tym tkwi zasadnicza różnica, bo wówczas jako-bym się zajmował przestępczą działalnością w sojuszu z burżuazją francuską, a nie z faszyzmem niemieckim. Czy można przypuszczać, że pechowa „L'Humanite” nie znała kulisów sprawy? Nic podobnego. Paryski organ Stalina bez zarzutu zawsze wyrażał opinię i poglądy swego chlebodawcy. Ociężała myśl biurokracji moskiewskiej pod żadnym pozorem nie chciała opuścić utartej drogi — starych nawyków. Sojusz z Niemcami, niezależnie od istniejącej tam formy państwowego ustroju, był uważany za aksjomat zagranicznej polityki Sowietów. Dnia 13 grudnia 1931 Stalin, udzielając wywiadu pisarzowi niemieckiemu Ernestowi Ludwigowi oświadczył: „Jeżeli już mamy mówić o naszych sympatiach dla jakiegokolwiek narodu, to już b e z w a r u n k o w o trzeba pamiętać o naszych sympatiach dla Niemców... Nasze przyjacielskie stosunki z Niemcami pozostały dotychczas bez żadnej zmiany...”

Stalin nawet popełnił nieostrożność dodając: „I sinieją politycy, którzy dzisiaj obiecują lub oświadczają jedno, a na drugi dzień albo już zapominają swych obietnic, albo zaprzeczają im, przy czym nawet się nie zarumienia. My jednak tak postępować nie możemy.” 1

Trzeba zaznaczyć, ż e działo się to jeszcze za czasów republiki weimarskiej. Jednakże zwycięstwo faszyzmu w niczym nie zmieniło moskiewskiego nastawienia. Stalin robił wszystko, aby zaskarbić sobie łaskawsze względy Hitlera. Dnia 4 marca 1933 urzędowy organ „Iswiestija” pisał, że ZSRR jest jedynym państwem, które nie żywi wrogich uczuć w stosunku do 'Niemiec, i to „niezależnie od formy i charakteru niemieckiego ustroju”. Paryski „Le Temps” zaznaczył w dniu 8 marca 1937 r.: „Podczas gdy przyjście do władzy Hitlera żywo poruszyło opinię społeczną Europy i wszędzie wywołało obfite komentarze, moskiewska prasa nabrała wody do ust” A więc Stalin zabiegał o zyskanie przyjaźni reakcyjnego zwycięzcy, obróciwszy się plecami do niemieckiej klasy robotniczej. Mamy zatem przed sobą wyraźny obraz sytuacji. W tym okresie, gdy niby ja, według późniejszych wersji retrospektywnych, rzekomo miałem zajmować się organizowaniem współpracy z Hitlerem, prasa Moskwy i „Kominternu” przedstawiała mnie jako agenta Francji i anglosaksońskiego imperializmu. Przerzucono mnie do obozu niemiecko-japońskiego dopiero wówczas, gdy Hitler odepchnął wyciągniętą rękę Stalina i zmusił go, wbrew pierwotnym zamierzeniom i planom, do szukania przyjaźni wśród „demokracji zachodu”. Oskarżenia wysunięte przeciwko mnie były i są tylko negatywnym uzupełnieniem lawirowania dyplomatycznego Moskwy. Wszelkie zmiany mojej orientacji politycznej odbywały się za każdym razem bez najmniejszego udziału z mej strony. Jednakowoż, pomiędzy dwoma biegunowo różnymi

                                                                                                               1  Cytaty te zaczerpnięto z oficjalnego sowieckiego wydawnictwa: „Lenin i Stalin o konstytucji sowieckiej” str. 146, 147.

Page 3: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  3  

a jednocześnie zupełnie równoległymi wersjami oszczerstwa istnieje poważna różnica. Pierwszą wersję zamieniającą mnie na agenta b. Ententy cechowała przewaga o charakterze literackim. Oszczercy strzępili języki, prasa roznosiła ten obrzydliwy jad, ale wówczas jeszcze Wyszyński nie wychodził z cienia. Nie można zaprzeczyć ż e GPU już wówczas rozstrzeliwało poszczególnych opozycjonistów, przypisując im czasem sabotaż, czasem szpiegostwo (na rzecz Francji — lub Anglii!). Jednakże wówczas w grę wchodziły drobne rybki; o poważniejszych nazwiskach mowy jeszcze nie było. Rozgrywka toczyła się zakulisowo, raczej nabierano dopiero doświadczenia, Stalin zaprawiał powoli do swej roboty i tresował potrzebnych sobie sędziów śledczych, sędziów i katów. Wyzyskano umiejętnie czas, aby wreszcie doprowadzić, biurokrację do tak ogromnej demoralizacji, radykalne zaś poglądy społeczeństw Europy i Ameryki — do takiego poniżającego upadku, aż gigantyczne sądowe fałszerstwa skierowane przeciwko trockistom stały się możliwe.

Wszystkie etapy tej przygotowawczej działalności można skontrolować, opierając się na dokumentalnych dowodach. Stalin niejednokrotnie już natykał się na opór idący od wewnątrz — i nie raz się wycofywał, jednakże za każdym razem tylko dlatego, aby nadać swym działaniom charakter bardziej systematyczny. Cel polityczny tkwił w chęci wynalezienia gilotyny samoczynnej, ścinającej głowy wszystkim bez wyjątku przeciwnikom kliki rządzącej. Wówczas okrzepło hasło: „Kto nie ze Stalinem, ten jest najemnikiem imperializmu!”. Było to prymitywne zszematyzowanie zaprawione osobistą mściwością — tak charakterystyczną dla Stalina. Widocznie ani na moment nie wątpił, że „dobrowolne zeznania” jego ofiar przekonają cały świat o prawdziwości oskarżenia i tym samym raz na zawsze rozwiąże zagadnienie i utrwali nienaruszalność ustroju totalnego. Okazało się jednak, że był on w błędzie. Procesy obróciły się przeciwko niemu samemu. Przyczyna tkwiła nie tyle w niewybredności oszustwa, ile w tym, że nacisk biurokracji stał się ostatecznie nie do wytrzymania dla rozwoju państwa. Pod naporem wzrastających sprzeczności Stalin musiał z dnia na dzień zwiększać zasięg swoich fałszerstw. Nie widzi już końca krwawej „czystki”. Pożerając własny organizm, biurokracja już nieprzytomna bije na alarm i nawołuje do czujności. W tym krzyku słychać jednocześnie śmiertelne rzężenie zranionego zwierza.

Wypada podkreślić, ż e na czele spisku zdrajców stanęli prawie wszyscy członkowie Biura Politycznego z epoki Lenina, za wyjątkiem jednego tylko Stalina. W ich liczbie widzimy: byłego naczelnego wodza sił zbrojnych z okresu wojny domowej, dwóch byłych kierowników Międzynarodówki Komunistycznej, byłego przewodniczącego Rady Ludowych Komisarzy, byłego przewodniczącego Rady Pracy i Obrony, byłego przywódcę sowieckich związków zawodowych. Dalej następuje szereg członków Centralnego Komitetu i rządu. Faktyczny kierownik przemysłu, Piatakow, również znalazł się na czele sabotażu; zastępca ludowego komisarza komunikacji, Liwszyc, oskarżony o pełnienie funkcji agenta Japonii i organizowanie katastrof kolejowych. Jagodę okrzyczano gangsterem i zdrajcą; zastępcę komisarza spraw zagranicznych Sokolnikowa uznano za agenta niemiecko-japońskiego na równi z naczelnym publicystą Radkiem. To wszystko jednak mało. Okazało się, ż e cała elita dowódców armii czerwonej stała na służbie wrogów ojczyzny. Marszałek Tuchaczewski, którego niedawno jeszcze wysyłano do Anglii i Francji w celu zaznajomienia się z techniką wojenną zaprzyjaźnionych państw, sprzedawał zawierzone mu tajemnice — Hitlerowi. Polityczny kierownik armii Gamarnik, członek Centralnego Komitetu okazał się zdrajcą. Wojskowi przedstawiciele Francji, Wielkiej Brytanii i Czechosłowacji całkiem jeszcze niedawno wyrażali pełne uznanie dla manewrów na Ukrainie prowadzonych przez Jakira. Tymczasem Jakir jakoby przygotowywał dla Hitlera okupację Ukrainy. Generał Uborewicz, strażnik zachodniej granicy zamierzał oddać wrogowi Białoruś. Dwaj byli komendanci Akademii Wojennej, generał Eideman i generał Kork, byli dowódcy z czasów wojny domowej,

Page 4: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  4  

przygotowywali swoich wychowanków nie do obrony i zwycięstwa, lecz w celu rozbicia Związku Sowietów. O zdradę oskarżono dziesiątki mniej znanych, lecz bardzo wybitnych dowódców wojskowych. Wszyscy ci burzyciele, sabotażyści, szpiedzy, gangsterzy, prowadzili swoją działalność zbrodniczą nie przez jeden, dwa dni — ale przez szereg lat. Jeśli jednak Jagoda, Piatakow, Sokolników, Tuchaczewski i inni byli istotnie szpiegami, to do czego zdatni są sam Stalin, Woroszyłow, i inni „wodzowie”? Jakąż wartość mają odezwy o czujność, jakie wydaje Biuro Polityczne, które samo wykazało głupotę i zaślepienie? Po dokonaniu ostatniej „czystki” rząd wyszedł niesłychanie skompromitowany, tak iż organa prasy ś wiatowej poważnie zaczęły przebąkiwać, że Stalin oszalał. To jednak jest zbyt proste ujęcie sprawy! Najpierw uważano, że Stalin osiągnął zwycięstwo dzięki wyjątkowym wartościom swego intelektu. Skoro jednak odruchy biurokracji uznano za ostateczny atak konwulsji, wczorajsi adoratorzy „wodza”, zaczynają przypuszczać, że Stalin zapadł na chorobę umysłową. Obie te oceny są fałszywe. Stalin nie jest „geniuszem”. W pełnym sensie słowa — nawet nie jest on mądry, jeżeli określenie „rozum” oznacza zdolność ogarniania zjawisk z ich łącznością i konsekwencjami. Lecz nie jest on także i obłąkanym. Fala Termidoru wyniosła go na wyżyny. Wówczas Stalin uwierzył, że źródło jego siły tkwi w nim samym. Jednakże kasta karierowiczów, ogłosiwszy go geniuszem, w bardzo krótkim czasie zdemoralizowała się i rozpadła się etycznie. Kraj rewolucji październikowej potrzebuje absolutnie innego ustroju politycznego. Sytuacja kliki rządzącej nie pozostawiła więcej miejsca dla rozumnej polityki. Obłąkanie przejawia się nie w Stalinie, lecz w wyczerpanym sam przez siebie ustroju. Wyjaśnienie to nie zawiera nawet cienia chęci usprawiedliwienia moralnego Stalina. Zejdzie on ze sceny, jako najbardziej pohańbiona figura ludzkiej historii.

***

Książkę tę pisałem pod różnym kątem widzenia i w najróżnorodniejszych warunkach.

Początkowo miała stanowić odpowiedź na proces Zinowiewa—Kamieniewa (sierpień 1936). Pracę jednak przerwało moje internowanie w Norwegii. Mogłem powrócić do pracy dopiero 'na pokładzie statku, przepływającego fale Atlantyku.

Zanim zdążyłem po przybyciu do gościnnego Meksyku uporządkować swe rękopisy, już rozpoczął się proces Radka—Piatakowa, który wymagał oddzielnego rozpatrzenia. Jednocześnie z przygotowywaniem krytyki literackiej moskiewskich fałszerstw sądowych trzeba było zająć się zebraniem materiałów do prawnego zbadania i przeprowadzenia ś ledztwa organizowanego przez nowojorski „Komitet obrony Trockiego”. Znaczną część książki wypełniła mowa przed komisją śledczą, która przybyła w bieżącym roku z Nowego Jorku do Meksyku w celu wysłuchania moich wyjaśnień. Wreszcie gdy byłem już gotowy oddać rękopis do druku, nadeszły z Moskwy depesze o aresztowaniu i rozstrzelaniu ośmiu najwybitniejszych wodzów armii czerwonej. Konstrukcja książki odzwierciadla skutkiem tego bieg wypadków.

Reasumując, pozwalam sobie dodać, że pisząc te stronice — dziesięć razy musiałem zdawać sobie sprawę z tego jak bardzo gama naszych uczuć jest ograniczona i jak ubożuchny jest ludzki język w porównaniu z ogromem tych zbrodni, jakie dzieją się obecnie w Moskwie!

Lew Trocki. Coyoacan, 5 lipca 1937.

Page 5: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  5  

W SOCJALISTYCZNEJ NORWEGII

Page 6: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  6  

W „SOCJALISTYCZNEJ” NORWEGII Blisko półtora roku, od czerwca 1935 do września 1936 przeżyłem z żoną w norweskiej wsi

Veksal, położonej o 80 km od Oslo, mieszkając wraz z rodziną redaktora robotniczej gazety K. Knudsena. Miejsce pobytu zostało nam z samego początku wyznaczone przez rząd norweski.

W pierwszym okresie życie płynęło cicho, równomiernie i spokojnie, prawie że w sposób drobnomieszczański. Szybko przyzwyczajono się do nas. Stosunki z miejscową ludnością ułożyły się chociaż milczące — jednakże całkiem przyjazne. Raz w tygodniu, w niedzielę, chodziliśmy razem z całą rodziną Knudsenów do najbliższego kinoteatru, gdzie wyświetlano zeszłoroczne sensacje Hollywoodu. Czasami odwiedzali nas, głównie latem, przyjaciele z zagranicy, wśród nich przede wszystkim działacze lewego skrzydła robotniczego. Życie świata podsłuchiwaliśmy przez głośnik radiowy. Tym wspaniałym i niezastąpionym instrumentem zaczęliśmy się posługiwać niestety dopiero od trzech lat. Najwięcej nas dziwiły administracyjne rozmowy sowieckich biurokratów. Ludzie ci czują się w eterze jak u siebie w domu. Wydają rozkazy, grożą, tłumaczą się, nie zachowując elementarnej ostrożności w stosunku do tajnych spraw państwowych. Nieprzyjacielskie sztaby wojskowe wyciągają niezawodnie, najcenniejsze informacje wskutek nadmiernej szczerości większych i mniejszych „wodzów” sowieckich. I wszystko to dzieje się w państwie, gdzie człowiek zaledwie podejrzany o opozycyjne skłonności, ryzykuje momentalnie podejrzenie o uprawianie „szpiegostwa”.

Najważniejszym wydarzeniem dnia w Veksal była chwila otrzymywania poczty. Gdy nadchodziło południe oczekiwaliśmy z niecierpliwością nadejścia inwalidy-listonosza, który dostarczał nam — zimą na nartach, latem na rowerze, ciężką paczkę z gazetami i listami stemplowanymi w różnych częściach świata. Nasza niezwyczajna korespondencja przyczyniała się do bezsennych nocy nie tylko policmajstra Hönefossa z maleńkiego czterotysięcznego miasteczka sąsiedniego, lecz i samemu socjalistycznemu rządowi w Oslo, o czym dowiedzieliśmy się dopiero później.

Skąd wzięliśmy się w Norwegii? Należy o tym wspomnieć kilka słów. Norweska partia robotnicza wchodziła poprzednio w skład „Kominternu”, później z nim zerwała — nie tylko z winy samego „Kominternu”— jednakże nie weszła również do II Międzynarodówki — jako zbyt oportunistycznej. Gdy partia stanęła u władzy (1935 r.) ciążyła nad nią jeszcze niedawna przeszłość. Skierowałem wówczas prośbę do Oslo o udzielenie wizy, w nadziei, że będę mógł w tym spokojnym kraju poświęcić się pracy literackiej. Po pewnych tarciach w wyższych instancjach partii rząd zgodził się wpuścić mnie do kraju. Warunki o niewtrącaniu się do wewnętrznego życia i in. podpisałem bez przeszkód, ponieważ i tak nie zamierzałem interesować się polityką norweską. Przy pierwszym zetknięciu się z przywódcami partii wionęło na mnie zatęchłym konserwatyzmem tak bezlitośnie obnażonym w dramatach Ibsena. Aczkolwiek centralny organ partii „Arbeiterbladet” nie powołuje się na na Biblię ani na Lutra, lecz na Marksa i Lenina, pomimo to jednak przesiąknięty jest na wskroś tym filisterskim ograniczeniem, do którego Marks i Lenin odczuwali nie do zwalczenia odrazę... „Socjalistyczny rząd” przejawiał swoją główną ambicję w tym, aby jak najmniej odróżniać się od swych reakcyjnych poprzedników. Cała dawna biurokracja pozostała na swych dotychczasowych stanowiskach.

Czy to przywiodło do gorszego, czy lepszego? W krótkim czasie na własnym, gorzkim doświadczeniu przekonałem się, że ci właśnie

burżuazyjni urzędnicy odznaczają się o wiele szerszym horyzontem i bardziej rozwiniętym poczuciem własnej godności, niż panowie „socjalistyczni” ministrowie. Nie licząc półoficjalnej wizyty złożonej mnie, wkrótce po moim przybyciu, przez przywódcę partii Martina Tranmaela

Page 7: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  7  

(człowiek ten w Stanach Zjednoczonych Ameryki należał do I. W. W. — grzechy młodości!) i przez ministra sprawiedliwości Trygve Lie z innymi członkami rządu nie miałem żadnych stosunków osobistych. Z członkami partii jako z masą również nie stykałem się, aby nie wywoływać wrażenia, że wtrącam się do wewnętrznej polityki kraju. Żyliśmy z żoną— jak już to wspominałem — w całkowitym odosobnieniu. Bynajmniej z tego powodu nie użalaliśmy się. Z rodziną Knudsenów ułożyły się bardzo przyjacielskie stosunki. Oczywiście z góry wyeliminowałem wszelkie zagadnienia natury politycznej, za milczącą zgodą obu stron. W okresach pomiędzy trapiącymi mnie chorobami pracowałem nad książką „Zdradzona rewolucja”, w której usiłowałem wyjaśnić przyczyny zwycięstwa sowieckiej biurokracji nad partią, nad Sowietami, nad narodem,-nakreślając perspektywy rozwoju ZSRR

Dnia 5 sierpnia (1936) wysłałem gotowe rękopisy amerykańskiemu i francuskiemu tłumaczowi.

W tym samym dniu wyjechaliśmy wraz z panią Knudsen na południe Norwegii, aby spędzić nad morzem dwa tygodnie. Jednakże jeszcze w drodze następnego dnia dowiedzieliśmy się, że poprzedniej nocy został dokonany napad na nasze mieszkanie przez norweskich faszystów w celu zawładnięcia moim archiwum. Sprawa ta sama w sobie nie przedstawiała osobliwych trudności. Domu nikt nie pilnował, a nawet szafy były pootwierane. Norwegowie do tego stopnia przyzwyczaili się do spokojnego rytmu swojej demokracji, że nawet od przyjaciół nie można było uzyskać zachowywania najelementarniejszych prawideł ostrożności. Faszyści naszli dom nocą. Okazując fałszywe znaczki policyjne usiłowali bezzwłocznie przystąpić do rewizji.

Pozostała w domu córka naszych gospodarzy, przeczuwając coś niewłaściwego, nie dała się wywieść w pole. Stanąwszy z rozkrzyżowanymi rękoma przed drzwiami mego pokoju oświadczyła, że nikogo tam nie wpuści. Pięciu faszystów, jeszcze niedoświadczonych w swym rzemiośle, zawahało się wobec odwagi młodej niewiasty. Tymczasem młodszy jej brat wszczął alarm. Na ulicach zaczęli pokazywać się sąsiedzi w bieliźnie. Napastnicy, straciwszy głowę, rzucili się do ucieczki, zabierając ze stołu bez wyboru garść dokumentów. Policja bez trudu ustaliła następnego dnia tożsamość napastników. Wydawać się mogło, że życie znowu potoczy się normalnym biegiem.

Nie przerywając naszej podróży na południe rychło przekonaliśmy się, że następuje nam na pięty jakiś samochód z obsadą czterech faszystów, pod rozkazami szefa propagandy inż. N. Dopiero pod sam koniec naszej podróży udało się nam oderwać od prześladowców: nie dopuściliśmy ich samochodu na prom, który przewiózł nas na drugą stronę fiordu.

Toteż przeżyliśmy stosunkowo spokojnie około 10 dni na maleńkiej wysepce, w jedynym rybackim domku, jaki znajdował się w tej okolicy nad wybrzeżem.

Tymczasem nadchodziły wybory do parlamentu. Każdy z obozów szukał sensacyjniejszego hasła dla swego niezbyt oryginalnego programu. Prasa rządowej partii (w Norwegii liczącej około 9 milionów ludności partia robotnicza posiada 53 gazet codziennych i 10 tygodników!) podjęła kampanię przeciwko faszystom, zresztą w sposób bardzo umiarkowany. Prawicowe dzienniki odpowiedziały zjadliwą napaścią pod moim adresem, zarzucając rządowi zbrodnię wydania mi wizy na prawo pobytu. Moje artykuły polityczne, drukowane bez przeszkód w różnych częściach świata, rewolucyjna prasa norweska zaczęła skrzętnie zbierać, na gwałt tłumaczyć i przedrukowywać pod najsensacyjniejszymi tytułami. I tak ni z tego ni z owego znalazłem się w samym środku polityki Norwegii. Pośród mas robotniczych napad faszystów wywołał niesłychane wzburzenie.

— „Zmuszeni jesteśmy lać oliwę na fale morza” — użalali się zatroskani przywódcy socjal-demokracji:

Page 8: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  8  

— A właściwie z jakiego powodu? — A no, bo masy rozniosą na kawałeczki faszystów. Doświadczenie szeregu państw europejskich niczego tych panów nie nauczyło. Ja sam powstrzymywałem się od polemiki nawet w rozmowach prywatnych; każde

nieopatrznie rzucone słowo groziło ryzykiem, iż się znajdzie w prasie. Nie pozostawało nic innego jak wzruszać ramionami i oczekiwać. Jeszcze dni kilka wdrapywaliśmy się po skałach i łowiliśmy ryby.

Tymczasem na Wschodzie gromadziły, się coraz czarniejsze chmury. Tam to przygotowywano dla świata wiadomości, jakobym ja pracując ręka w rękę z narodowym socjalizmem współdziałał w robocie obalania Sowietów. Napad na moje archiwum i wściekła nagonka przeciwko mnie faszystowskiej prasy zaskoczyły Moskwę bardzo poważnie. Ale wszystko furda — czyż warto się zatrzymywać ze względu na taki drobiazg! Przeciwnie, możliwe nawet że pod wpływem zajść norweskich zdecydowano tam przyśpieszenie wyreżyserowanego procesu.

Nie trzeba podkreślać, że poselstwo sowieckie w Oslo nie traciło czasu. Dnia 13 sierpnia na naszą wysepkę przyleciał samolotem z Oslo naczelnik urzędu śledczego Sven, aby ściągnąć ze mnie zeznania świadka w związku z napadem faszystów. Tak szybkie badanie zostało zarządzone przez ministra sprawiedliwości: już ten goły fakt nie wróżył nic dobrego. Sven pokazał mi zrabowany u mnie przez faszystów, zresztą już opublikowany w norweskiej prasie (zupełnie niewinna w treści korespondencja) list do jednego z mych przyjaciół w Paryżu. Naczelnik Sven prosił, abym wyjaśnił mu charakter działalności w Norwegii. Wysoki ten urzędnik policyjny umotywował swe śledztwo tym, że faszyści, chcąc pokryć fakt swego nocnego napadu, powoływali się na przestępczy charakter mej działalności. Nawet jeden z faszystowskich adwokatów zażądał od prokuratora państwa pociągnięcia mnie do odpowiedzialności za czyny, które mogą „wciągnąć Norwegię w wojnę z innymi państwami”.

Zachowanie się samego Svena było całkowicie poprawne: zdawał sobie doskonale sprawę z niewłaściwości śledztwa i pytań podyktowanych mu przez wyższe czynniki. W wyniku drobiazgowych zeznań, oświadczył on przedstawicielom prasy, że nie znajduje w mojej działalności niczego co by kolidowało z prawem lub mogło mieć wrogi charakter w stosunku do Norwegii.

I znowu można było przypuszczać, że „incydent został wyczerpany”. W rzeczywistości wypadki dopiero zaczęły nabrzmiewać: minister sprawiedliwości, niedawny członek Komunistycznej Międzynarodówki, bynajmniej nie godził się z zajętą liberalną postawą naczelnika urzędu śledczego. A już całkiem bezwzględny okazał się premier Nygaardsvold. Pałał żądzą pokazania twardej ręki — oczywiście nie przeciwko faszystom, napastnikom. Wszyscy ci złoczyńcy pozostali na wolnej stopie, ciesząc się opieką konstytucji norweskiej.

Dnia 14 sierpnia TASS (oficjalna agencja telegraficzno-prasowa Sowietów) puściła w świat zawiadomienie o wykryciu terrorystycznego spisku trockistowsko-zinowiewoskiego. Pierwszy z nas usłyszał tę dziwną wieść przez radio gospodarz Konrad Knudsen. Ponieważ na wysepce nie było elektryczności, anteny były marne. Nic więc dziwnego, że aparat nasz pracował bardzo słabo.

„Trockistosko-zinowiewoskie grupy”... „Kontrrewolucyjna działalność”... ot i wszystko co Knudsen mógł schwytać z eteru.

— Co to może znaczyć? — zapytał mnie. — Jakaś widocznie nowa ohyda na większą skalę — odpowiedziałem. — Ale jaka?

Page 9: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  9  

O świcie następnego dnia przybył z sąsiedniego miasteczka Cristiansanda zaprzyjaźniony norweski dziennikarz z odbitką depeszy TASS-a. Przygotowany na wiele, nawet na wszystko, jednakże oczom wierzyć nie chciałem. Komunikat ten wydawał mi się niewiarygodny ze względu na podłość, bezczelność i głupotę.

„Dobrze, terroryzm — to jeszcze można zrozumieć. „Ale Gestapo... — powtarzałem zdumiony. Tak, rzeczywiście wyraźnie powiedziano — Gestapo...” A więc po niedawnym napadzie faszystów na mnie, stalinowcy oskarżają mnie o konszachty z faszystami. A więc wychodzi na to, że... tak.

Nie, wszystko ma swoje granice. Podobnej treści komunikat mógł zredagować tylko analfabeta — albo pijany — prowokator!...

Toteż z miejsca podyktowałem dziennikarzowi moje pierwsze oświadczenie na temat zapowiadanego procesu. Trzeba było przygotowywać się do walki, gdyż nadchodził potężny cios: boć dla drugorzędnych celów Kreml nie ryzykował by kompromitacji, gdyby ohydne fałszerstwa wyszły na jaw.

Proces zaskoczył nie tylko opinię społeczną ale i sam „Komintern”. Norweska partia komunistyczna, nie licząc się z wrogim do mnie stosunkiem, wyznaczyła na dzień 14 sierpnia otwarte, publiczne zgromadzenie w celu zaprotestowania z powodu dokonanego na mój dom napadu faszystów... Ogłoszono o tym na kilka godzin tuż przed komunikatem TASS, w którym zaliczono mnie do faszystów.

W związku z tą sytuacją francuski organ Stalina „L'Humanite” ogłosił depeszę z Oslo o tym, że faszyści pewnej nocy złożyli „zaprzyjaźnioną” wizytę Trockiemu i, że rząd norweski dopatrzył się w tym z mojej strony wtrącania się do wewnętrznej polityki Norwegii.

Ci panowie odzwyczaili się już czymkolwiek bądź krępować, a w każdym wypadku ważą się na wszystko, aby umotywować... swoją miesięczną pensję.

Już w pierwszym moim oświadczeniu do prasy domagałem się przeprowadzenia jawnego śledztwa w sprawie moskiewskich oskarżonych. Uzupełniając swoje zeznania przesłałem Svenowi list z prośbą o ogłoszenie w prasie. Dając mi wizę — pisałem — rząd tego kraju wiedział, że jestem rewolucjonistą i jednym z twórców nowej Międzynarodówki. Ściśle powstrzymując się od wtrącania się do wewnętrznego życia Norwegii, nie przypuszczałem i nie przypuszczam, aby rząd norweski był upoważniony do kontrolowania mojej literackiej działalności na terenie innych państw, tym bardziej, że nigdzie moje książki i artykuły nie były przedmiotem śledztwa sądowego. Moja korespondencja przesiąknięta jest tymi samymi ideami co i moje książki. Mogą one nie podobać się faszystom i stalinowcom, lecz ja na to nie znajduję żadnej rady.

W ostatnich jednak dniach wydarzył się nowy fakt, daleko odbiegający od wszystkiego co było dotychczas, co pisano o mnie w reakcyjnej prasie. Moskiewskie radio oskarża mnie o niebywałe zbrodnie. Jeśliby choć drobna część z tych oskarżeń była prawdziwa, nie zasługiwałbym na gościnę w Norwegii, czy w jakimkolwiek bądź innym kraju. Lecz z powodu moskiewskich zarzutów gotów jestem natychmiast złożyć sprawozdanie przed każdym sądem jawnym lub bezstronną komisją śledczą. Biorąc na siebie odpowiedzialność udowodnię winę samych oskarżycieli.

Pismo to zostało opublikowane w większości prasy norweskiej. Należy stwierdzić, że prasa partii rządzącej zajęła od samego początku w stosunku do moskiewskiego procesu pozycję jawnego niedowierzania. Marcin Tranmael i jego towarzysze nie na darmo byli w niedawnej przeszłości członkami Kominternu, a więc dobrze wiedzieli co to jest GPU i znali jej metody.

Zresztą sympatie mas robotniczych, wzburzonych napaścią faszystów, były całkowicie po

Page 10: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  10  

mojej stronie. Prawicowa prasa zupełnie straciła głowę: do wczoraj jeszcze prawie twierdziła, że działam w porozumieniu ze Stalinem na terenie przygotowania powstania w Hiszpanii, rewolucji we Francji, Belgii i oczywiście w Norwegii. Zresztą prasa ta nie cofa tych oskarżeń i teraz. Jednocześnie zaś brała ona w obronę biurokrację sowiecką przed moimi zamachami terrorystycznymi.

Właśnie rozpoczął się moskiewski proces, gdy powróciliśmy z naszej wysepki do Veksal. Według prasy norweskiej czytałem ze słownikiem w ręku sprawozdania sądowe T.A.S.S-a. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Doprawdy wydawało mi się, że znalazłem się w domu obłąkanych furiatów. Nasz dom i telefon okupowali dziennikarze. Norweskie biuro telegraficzne w początkach z całą dobrą wolą podawało do prasy moje zaprzeczenia, które szły na cały świat.

Właśnie w tym momencie przyszli mi z pomocą dwaj młodzi moi przyjaciele, którzy poprzednio już pełnili funkcję mych sekretarzy: Ervin Wolff z Czechosłowacji i Jean Van Heijenoort z Francji. Okazali się niezastąpionymi dla mnie w owe trwożne i gorące dni, gdy żyliśmy w oczekiwaniu jak rozwiążą się dwie zagadki: jedna w Moskwie — druga w Oslo.

Bez wyroku skazującego i wykonanego na oskarżonych — nikt by nie uwierzył poważnie w ich winę. Toteż z całym przekonaniem oczekiwałem rozstrzelania jako nieuniknionego finału. A tym niemniej, gdy usłyszałem komunikat paryskiego radia (głos speakera zadrżał, gdy ogłaszał tę wieść), że Stalin rozstrzelał wszystkich oskarżonych, w tej liczbie czterech starych członków bolszewickiego Centralnego Komitetu, z trudem uwierzyłem w treść depeszy. I nie sama rozprawa przez swe okrucieństwo była wstrząsająca: epoka rewolucyj i wojen — to okres okrutny i jakby nie było jest naszą kolebką ojczystą w czasie. Wstrząsać musiała zimna planowość fałszerstwa, moralne gangsterstwo rządzącej kliki, usiłowanie i próba oszukania opinii społecznej całej ludzkości, obecnego i przyszłych pokoleń.

— Kain Dżugaszwili przeszedł sam siebie! — rzekłem do żony, gdy minęła pierwsza minuta osłupienia. Światowa prasa wszelkich odcieni i kierunków przyjęła proces moskiewski z nietajonym

niedowierzaniem. Nawet zawodowi „przyjaciele” zamilkli zbici z tropu. Z Moskwy nie bez trudu zarzucano rozgałęzione sieci poprzez podwładne, półpodwładne i „zaprzyjaźnione” organizacje. Międzynarodowa maszyna oszczerstw powoli ruszyła z miejsca: nie brak było ciemnych materiałów — i przekupstwa. „Komintern” posłużył jako główny łącznikowy mechanizm. Norweska komunistyczna gazeta, która jeszcze w przeddzień była zniewolona wziąć mnie w obronę wobec napaści faszystowskiej, nagle zmieniła ton. Teraz zażądała od władz rządowych, aby mnie wysiedlono z kraju, a przede wszystkim, aby mi zamknięto usta. Funkcje własnej prasy „Kominternu” są znane: kiedy nie jest przeciążona drugorzędnymi zleceniami sowieckiej dyplomacji, spełnia ona najbrudniejsze zadania GPU Telegraf pomiędzy Moskwą a Oslo pracował bez przerwy. Najbliższym zadaniem było przeszkodzić mnie w zdemaskowaniu oszustwa. Wysiłki te nie wpadły w próżnię. W norweskich sferach rządowych nastąpił rozłam, którego w początku szerokie masy nie dostrzegały, a zatem nie zrozumiały. O najbardziej intymnych sprężynach tego rozłamu dowiemy się niezbyt rychło...

Dnia 26 sierpnia, po obsadzeniu przez ośmiu policjantów w ubraniach cywilnych podwórka naszego domu, zjawił się w mieszkaniu komendant norweskiej policji Askvig wraz z urzędnikiem „Centralnego Biura Paszportowego”, spełniającego funkcję nadzoru nad obcopoddanymi. Wysocy dygnitarze zaproponowali mi podpisanie zgody na nowe warunki mego pobytu w Norwegii: odtąd zobowiązuję się nie pisać na aktualne tematy polityczne, nie udzielać wywiadów prasowych i ponadto, wyrażam zgodę na cenzurowanie przez policję wszelkiej korespondencji — wysyłanej i otrzymywanej przeze mnie. Nie poruszając ani jednym słowem

Page 11: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  11  

procesu moskiewskiego, dokument,mający charakter dowodu na moją przestępczą działalność, podawał w motywach mój artykuł na temat spraw francuskich wydrukowany w amerykańskim tygodniku Nation i mój własny otwarty list do naczelnika urzędu śledczego Svena. Wynikało z tego jasno, że władze norweskie posługiwały się pierwszym lepszym pretekstem, aby osłonić istotne przyczyny swego zarządzenia. Dopiero później dowiedziałem się, na co był potrzebny urzędowo mój podpis: konstytucja norweska nie przewiduje żadnych ograniczeń w stosunku do obywateli bez wyroku sądowego. Przedsiębiorczemu ministrowi sprawiedliwości nie pozostało nic innego, jak naprawić tę lukę w zasadzie ustawy za pomocą mojej „dobrowolnej” prośby o nałożenie mi kajdanków na ręce i nogi. Oczywiście, że z miejsca odrzuciłem propozycję. Minister polecił zawiadomić mnie natychmiast, że odtąd żaden dziennikarz ani żadne osoby postronne z zewnątrz nie będą do mnie dopuszczane; nowe miejsce pobytu dla mnie i mej żony niezwłocznie zostanie przez rząd wyznaczone. Spróbowałem na piśmie wyjaśnić ministrowi niektóre zasadnicze kwestie: urzędnik zarządzający paszportami, w ogóle nie ma uprawnień kontroli moich czynności literackich; ponadto, ograniczanie swobody moich stosunków z prasą w momencie, gdy postawiono mi w złej intencji zarzuty oskarżające, wydaje się równoznaczne ze stawaniem po stronie oskarżycieli. Wszystko to było uzasadnione — niestety sowieckie poselstwo rozporządzało bardziej ważkimi argumentami.

Następnego ranka policjanci odwieźli mnie do Oslo, na przesłuchanie, ciągle jeszcze w charakterze „świadka” w sprawie najścia na mój dom przez faszystów. Sędzia śledczy jednak udzielał bardzo mało zainteresowania sprawie napadu. Natomiast w ciągu dwóch godzin rozpytywał mnie o moją działalność polityczną, o moje kontakty z zewnątrz i wszystkich odwiedzających mnie. Doszło do większego starcia na tle tematu, czy istotnie można się dopatrzeć w mych artykułach krytyki rządów innych państw. Oczywiście ja sam temu nie zaprzeczałem. Sędzia był zdania, że tego rodzaju krytyka zaprzecza danemu przeze mnie zobowiązaniu zaniechania akcji wrogiej w stosunku do innych państw. W odpowiedzi oświadczyłem, że rząd i państwo utożsamione są tylko w państwach totalnych. Ustrój demokratyczny nie traktuje krytyki rządu jako napaści na państwo. Bo cóż wówczas stało by się z parlamentaryzmem? Jedyny rozumny sens wynikający z mego zobowiązania tkwił w tym, że ja zobowiązuję się nie wykorzystywać Norwegii jako bazy operacyjnej dla jakiejkolwiek bądź działalności nielegalnej i spisku. Ale nie przychodziło mi zupełnie na myśl, że znalazłszy się w Norwegii nie będę mógł ogłaszać w prasie obcych państw artykułów nie stojących w sprzeczności z prawem stosowanym w tych krajach. Sędzia jednakże był innego zdania, ewentualnie otrzymał odmienne dyrektywy, wprawdzie niezupełnie jednolite, ale za to, jak się okazało, wystarczające, aby mnie internować.

Z sali sądowej odprowadzono mnie do ministra sprawiedliwości. I znowu zaproponowano mi, abym podpisał zobowiązanie w nieco zmienionej formie, które onegdaj odrzuciłem.

— Jeśli pan zamierza aresztować mnie, to na co panu potrzebna moja prośba? — No, między aresztem a korzystaniem z pełnej swobody istnieją jeszcze inne formy

pośrednie — odpowiedział minister. — Tak, pośrednie położenie jest sytuacją niejasną lub pułapką; wolę już aresztowanie! Minister poszedł mi na rękę i z miejsca wydał odpowiednie zarządzenia. Policjanci w

szorstki sposób odepchnęli ode mnie Ervina Wolffa, który mi towarzyszył podczas śledztwa i zamierzał odprowadzić mnie do domu. Czterech posterunkowych już umundurowanych odstawiło mnie do Veksal. Znalazłszy się na swoim podwórku, zobaczyłem, jak inni policjanci trzymając Van Heijenoorta, popychali go ku bramie. Zaniepokojona tym żona wybiegła z domu. Mnie przetrzymano w samochodzie zamkniętym, aby przygotować w mieszkaniu pełną izolację

Page 12: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  12  

od rodziny Knudsenów. Policjanci zajęli pokój stołowy i wyłączyli telefon. Od tej pory żyliśmy w charakterze

aresztowanych. Gospodyni domu przynosiła nam żywność pod dozorem dwóch policjantów. Drzwi do naszego pokoju były stale na wpół przymknięte. Dnia 2 września przewieziono nas do nowego pomieszczenia, Sundby, we wsi Storsand, położonej nad brzegiem morza o 36 kilometrów od Oslo. Tam przemieszkaliśmy dwa miesiące i dwadzieścia dni pod nadzorem 13 policjantów. Nasza korespondencja przechodziła przez Centralne Biuro Paszportowe, które nie miało znowu żadnego interesu, aby się z cenzurą dość spiesznie załatwiać. Nikogo nie dopuszczano do nas w odwiedziny. Ażeby usprawiedliwić swoje postępowanie, nie znajdujące żadnego uzasadnienia w konstytucji norweskiej, rząd niejako pod moralnym przymusem wydał specjalnie w tym celu ustawę wyjątkową. — Co się tyczy mej żony to aresztowano ją nawet bez usiłowania dania jej jakichkolwiek bądź wyjaśnień.

Norwescy faszyści, zdawało się, mieli prawo radować się ze swego zwycięstwa,wrzeczywistości zwycięstwo odnieśli bynajmniej nie oni. Tajemnica naszego internowania była całkiem jasna. Rząd moskiewski — zagroził bojkotem handlowej floty norweskiej i z miejsca poparł swą pogróżkę czynem. Właściciele linii okrętowych zwrócili się z protestami do rządu: zróbcie co chcecie, ale przywróćcie nam sowieckie zamówienia! Norweska handlowa flota, czwarta z kolei co do swej wielkości — zajmuje decydującą pozycję w gospodarczym życiu kraju. Toteż właściciele linii żeglugowych nadają piętno polityce norweskiej niezależnie od zmian gabinetowych. Stalin wykorzystał monopol handlu zagranicznego, aby przeszkodzić mi w zdemaskowaniu fałszerstwa. Wielki kapitał norweski — przyszedł mu z pomocą. Na swoje usprawiedliwienie ministrowie norwescy oświadczyli: nie możemy wystawiać na szwank żywotnych interesów ludności — z powodu Trockiego!

Taka to była prawdziwa przyczyna naszego aresztowania. Dnia 17 sierpnia Martin Tranmael pisał w „Arbeiterbladet”: „Trocki podczas swego pobytu w naszym kraju ściśle wypełnił warunki postawione mu przy wjeździe do Norwegii”. A przecież z tytułu stanowiska redaktora, Tranmael lepiej niż ktokolwiek inny wiedział o mojej literackiej działalności, a więc i o artykułach, które po kilku dniach od ukazania się posłużyły za podstawę do raportu biura paszportowego. Lecz skoro tylko raport ten został przez rząd przyjęty do wiadomości (tzn. przez rząd, który raport taki zamówił... według uprzedniego życzenia Moskwy) Tranmael od razu zrozumiał, że wszystkiemu — winien jest Trocki. Rzeczywiście, dlaczegóż nie wyrzekł się on swych przekonań, albo, w ostateczności, wypowiadania się publicznie? Wówczas mógł by najspokojniej zażywać błogostanu norweskiej demokracji.

W tym miejscu niezawodnie przydać się może drobna historyczna notatka. Dnia 16 grudnia 1928 r. w Alma-Ata, w Centralnej Azji, specjalny pełnomocnik GPU przybywszy z Moskwy, zaproponował mi, abym się wyrzekł politycznej działalności — przy czym, jeśli się nie zgodzę, groził mi represjami.

„Przedstawione mi żądanie, abym porzucił działalność polityczną — pisałem do Centralnego Komitetu partii — oznacza wyrzeczenie się walki w interesie proletariatu międzynarodowego, walki jaką prowadziłem bez przerwy w ciągu ostatnich lat trzydziestu dwóch... to znaczy w ciągu całego swego ś wiadomego życia... Największa historyczna siła opozycji, przy jej uzewnętrzniającej się w obecnym momencie słabości, tkwi w tym, że trzyma rękę na pulsie światowych historycznych przemian, jasno wyczuwa i ocenia dynamikę sił klasowych, przewiduje dzień jutra i świadomie się doń przygotowuje. Wyrzeczenie się działalności politycznej było by równoznaczne z rezygnacją ze zwycięstwa na przyszłość... W „oświadczeniu” złożonym na VI kongresie „Kominternu” my, opozycjoniści, pisaliśmy w tych

Page 13: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  13  

słowach: Wymagać wyrzeczenia się politycznej działalności mógł by tylko ostatecznie zdemoralizowany aparat urzędniczy. Godzić się zaś na takie żądanie mogli by tylko upodleni renegaci”: nie mogę więc zmienić w tym oświadczeniu ani jednego słowa”.

W odpowiedzi na tę deklarację Biuro Polityczne postanowiło wysłać mnie do Turcji. Tak więc za niechęć wyrzeczenia się pracy politycznej zapłaciłem wygnaniem. Obecnie zaś rząd norweski zażądał ode mnie, abym za korzystanie z prawa życia na wygnaniu zapłacił... wyrzeczeniem się działalności politycznej. Nie, panowie demokraci, ja na to nie mogłem się zgodzić!

W wyżej przytoczonym liście do Centralnego Komitetu wypowiedziałem przekonanie, ż e GPU zamierzało mnie uwięzić. Pomyliłem się: Biuro Polityczne ograniczyło się do wyroku zesłania. Ale to, czego nie ośmielił się zrobić Stalin w 1928 roku, wypełnili norwescy „socjaliści” w 1936 r. Za odmowę zaniechania działalności politycznej, będącej treścią mojego życia, wtrącili mnie do więzienia. Półrządowy organ zasłaniał się tym, że czasy, w których emigranci klasyczni — jak Marks, Engels, Lenin pisali co chcieli, nawet przeciwko tym krajom, które dały im schronienie, dawno już minęły. „Żyjemy obecnie w zupełnie nowych warunkach i Norwegia musi się z tym liczyć”. Nie da się zaprzeczyć, że epoka monopolu kapitalistycznego bezlitośnie wypędziła demokrację i jej gwarancje. Ale melancholijne oświadczenie Martina Tranmaela, bynajmniej nie daje odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób socjal-demokraci zamierzają wykorzystać tę nadszarpniętą demokrację w celach przebudowy socjalistycznej społeczności? Do tego należy dorzucić i to, że w żadnym innym kraju demokratycznym nie uszło by na sucho takie natrząsanie się z elementarnych praw, jak właśnie w Norwegii!...

Dnia 28 sierpnia internowano nas, a 31 sierpnia ogłoszone zostało tzw. „rozporządzenie królewskie” uprawniające rząd do aresztowania i uwięzienia „uciążliwych cudzoziemców”.

Jeżeli nawet uważać takie rozporządzenie za prawomocne (a prawnicy podają to w wątpliwość) to w każdym razie w Norwegii w ciągu trzech dni panował maleńki państwowy przewrót. Były to jednak dopiero kwiatki; jagódki czekały w niedalekiej przyszłości.

***

Pierwsze dni uwięzienia przeżywało się niemal jak błogosławione dni wypoczynku po

niebywałym naprężeniu „moskiewskiego” tygodnia. Dobrze było żyć w samotności, bez tych sensacyj, bez depesz, bez listów bez dzwonków telefonu i obcych twarzy. Gdy tylko nadeszły pierwsze gazety internowanie zmieniło się w męczarnię... Przerażające jest jak ważne miejsce w naszym życiu społecznym odgrywa kłamstwo! Nawet najzwyczajniejsze fakty podaje się najczęściej w formie przekręconej. Nie mam na myśli normalnych codziennych wypaczeń wynikających ze sprzeczności życia społecznego, drobnych antagonizmów i ułomności psychiki. O wiele groźniejsze jest kłamstwo, w którego służby wprzęga się ogromne aparaty państwowe, podporządkowujące sobie wszystkich i wszystko. Taką działalność obserwowaliśmy już w okresie ostatniej wojny. Wówczas jednak nie istniały jeszcze fatalne ustroje panujące. W samym najzatwardzialszym kłamstwie pozostały głównie żywioły zacofane i dyletanci. Lecz nie dorównuje obecnemu zakłamaniu, w epoce zjednoliconego, absolutnego i totalnego kłamstwa, które ma do swej dyspozycji prasę i radio celem masowego zatruwania sumienia społecznego. Pierwsze tygodnie aresztu siedzieliśmy co prawda bez radia. Nadzór nad nami spoczywał w rękach Konstada, naczelnika „Głównego Biura Paszportowego”. Człowieka tego liberalna prasa charakteryzowała z uprzejmości — jako półfaszystę. Nadużycia uzależnione od jego kapryśnego usposobienia spotęgowało jeszcze wyzywające chamstwo. Pochłonięty przez swą policyjną

Page 14: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  14  

naturę, Konstad zdecydował, że radio nie licuje z rygorem internowania. Jednakże w sferach rządowych zwyciężyły w tym wypadku liberalniejsze prądy, tak że otrzymaliśmy wreszcie radio.

Najczęściej natrafialiśmy na falę Goebbelsa, Hitlera lub mówców stacji moskiewskiej. Maleńką naszą kwaterę wypełniły aż pod niewysoką powałę gęste tumany kłamstwa. Speakerzy moskiewscy kłamali w różnych językach o każdej porze dnia i nocy na jeden i ten sam temat: wyjaśniali oni w jaki sposób i dlaczego zorganizowałem zabójstwo Kirowa. Prawdę powiedziawszy o istnieniu tego działacza za jego życia myślałem chyba mniej niż o pierwszym lepszym generale chińskim. Niezręczny i niekulturalny mówca powtarzał bezmyślnie zlepek słów, zdań połączonych między sobą lepką śliną kłamstwa.

„Przy pomocy i w kontakcie z Gestapo Trocki pragnie osiągnąć zniszczenie demokracji

we Francji, zwycięstwa generała Franco w Hiszpanii, upadku socjalizmu w ZSRR, a przede wszystkim śmierci naszego najukochańszego, wielkiego, genialnego...”

Głos mówcy brzmi mdło i czasami ordynarnie. Zupełnie jasne, że temu standaryzowanemu

oszczercy nie chodzi ani o Hiszpanię, o Francję, ani o socjalizm. Raczej myśl jego goni za ochłapem żarcia. Nie możliwe było słuchać tych bredni dłużej niż trzy minuty. Istne tortury. Toteż niejednokrotnie na dzień przychodziła myśl uporczywa: czyżby istotnie ludzkość była aż tak głupia? I nie jeden raz krzyżowały się nasze wzajemne zdania — żony i moje: „a przecież nigdy bym nie uwierzył — że oni są aż tak podli!”

Stalin zresztą nigdy nie zabiegał o prawdomówność. W tej dziedzinie całkowicie zastosował psychotechnikę faszyzmu: zadusił krytykę masywnością i jednolitością kłamstwa. Czyż warto protestować? Dawać sprostowania? Aby przygwoździć te brednie nie brak było dowodów. W posiadanych przeze mnie papierach, w pamięci mojej i żony było dość nieocenionych danych, aby zdemaskować moskiewskie fałszerstwo. Wśród dnia i nocą przychodziły na myśl fakty — setki faktów, tysiące faktów — a każdy z nich udowadniał fałsz — i obalał jedno — czy drugie oskarżenie lub „dobrowolne przyznawanie się”. Jeszcze będąc w Veksal dyktowałem po rosyjsku tekst broszury o procesie moskiewskim. Obecnie pozbawiony byłem pomocy technicznej, trzeba więc było pisać odręcznie. Nie w tym jednak tkwiła główna trudność. Na razie notowałem w zeszycie swoje protesty, dokładnie sprawdzałem cytaty, fakty, daty i setki razy powtarzałem w myśli: czy nie wstyd, nie ubliżająco protestować na takie nieprzytomne głupstwa? — Rotacyjne maszyny jednak bryzgały w świat całe potoki apokaliptycznego kłamstwa, a speakerzy moskiewscy zatruwali eter.

Jakiż los spotka mój rękopis? Cenzura przepuści czy nie? Najuciążliwsza ze wszystkiego była niepewność a raczej nieokreślony stan naszego położenia.

Prezes rady ministrów oraz minister sprawiedliwości skłaniali się raczej w kierunku zamknięcia nas w więzieniu. Inni natomiast ministrowie obawiali się reakcji od dołu. Na żaden z moich pisemnych protestów nie otrzymałem nigdy odpowiedzi. Gdybym, w ostateczności, zdecydowanie wiedział, że zabroniono mi pracy literackiej, a z tym łącznie i samoobrony, złożył bym broń i zasiadł bym do czytania Hegla (miałem go zawsze z sobą). Tymczasem jednak rząd niczego wprost nie zabraniał. Konfiskowano tylko po drodze rękopisy, jakie kierowałem do swego adwokata, do syna i przyjaciół. Po szeregu dniach natężonej pracy nad jakimś kolejnym dokumentem oczekujesz, dosłownie, z niecierpliwością na odpowiedź od adresata. Mija tydzień, czasem dwa. Starszy poczciarz przynosi — około południa list z podpisem Konstada, że takie a takie listy i dokumenty, uznane zostały za nienadające się do przesyłki. Żadnych przy tym nie podawano motywów — wystarczał sam podpis! Muszę go zaprodukować w jego oryginalnej

Page 15: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  15  

wielkości:

Oslo, 1 września 1936 r. Nie trzeba było być grafologiem, aby domyśleć się, w jakie ręce rząd powierzył nasz los! A tymczasem w rękach Konstada spoczywała kontrola nad naszymi duszami (radio,

korespondencja i gazety). Natomiast bezpośrednią władzę nad naszym ciałem fizycznym sprawowało dwóch starszych policjantów — urzędników: Askvig i Jonas Lie. Norweski pisarz Helgę Krog, na którego zdaniu można polegać — nazywa wszystkich trzech faszystami. Trzeba przyznać że Askvig i Lie zachowywali się o wiele przyzwoiciej od Konstada. Jednakże nasza sytuacja polityczna skutkiem tego bynajmniej nie wzięła innego obrotu. Faszyści napadli na moje mieszkanie. Stalin pomimo tego przypisuje mi współdziałanie z faszystami. Ażeby nie dopuścić do zdemaskowania jego fałszywej gry domaga się od swych demokratycznych sprzymierzeńców mojego internowania. Istota internowania tkwiła w tym, że oddano mnie w ręce trzech faszystowskich urzędników. Lepszego rozstawienia figur nie wymyśliłby żaden mistrz szachów!

Pomimo wszystko nie mogłem ścierpieć tego ohydnego oskarżenia. Cóż mi pozostało innego? Chyba usiłować pociągnąć do odpowiedzialności sądowej miejscowych stalinowców i faszystów za oszczerstwo w prasie, aby móc na procesie wykazać kłamliwość moskiewskich oskarżeń. Jednakże w odpowiedzi na to moje posunięcie przewidujący wszystko rząd wydał 23 października nowe wyjątkowe prawo, w myśl brzmienia którego minister sprawiedliwości otrzymał prawo zakazania, internowanemu obcokrajowcowi” prowadzić jakiekolwiek bądź procesy. Oczywiście, że minister momentalnie swoje uprawnienie wyzyskał w całej rozciągłości. Tak więc pierwsze posunięcie bezprawne posłużyło za podstawę prawną dla następnego. Z jakichże to powodów rząd norweski wszedł na taką skandaliczną drogę? Wszystko miało swoje uzasadnienie. Komunistyczna gazeta w Oslo do niedawna pełzająca na brzuchu przed rządem socjalistycznym teraz podjęła pod jego adresem niesłychanie napastliwe pogróżki. Zamach Trockiego na „prestiż sowieckiego rządu” niechybnie ściągnie na gospodarcze interesy Norwegii nieobliczalne straty! Prestiż moskiewskiego sądu? A przecież mógł on ucierpieć tylko w jedynym wypadku: gdyby mnie udało się przed norweskim sądem dowieść fałszywości — oskarżeń moskiewskich. A właśnie tego najbardziej obawiano się na Kremlu. Wobec tego podjąłem starania pociągnąć oszczerców w innych państwach (Czechosłowacji i Szwajcarii). Skutki tego kroku nie kazały długo czekać na siebie: minister sprawiedliwości zawiadomił mnie w dniu ii listopada obrażającym w swej formie listem (widocznie ministrowie socjalistyczni Norwegii uważają iż brak taktu jest atrybutem władzy), że nie wolno mi wytaczać spraw sądowych gdziekolwiek bądź za granicą. Jeśli zamierzam walczyć o swoje prawa w jakimś innym państwie powinienem przede wszystkim opuścić Norwegię. Słowa te kryły w sobie prawie że niemaskowaną groźbę wysiedlenia tj. faktycznego wydania mnie w ręce GPU Tak też wyjaśniłem ten dokumentwliście do mego francuskiego adwokata Ch. Rosenthala. Przepuściwszy bez przeszkód mój list, cenzura norweska potwierdziła tylko moje przypuszczenia. Zaniepokojeni tym moi przyjaciele zaczęli stukać do wszystkich drzwi, usiłując

Page 16: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  16  

znaleźć dla mnie zgodę na wizę. W wyniku tych poszukiwań uchyliły się dla mnie drzwi Meksyku...

O tym jednakże powiemy nieco później. Nastała deszczowa i mglista jesień. Trudno opisać ciężką atmosferę jaka zapanowała w

drewnianym domku w Sundby, w którym cały parter i część pierwszego piętra zajmowali ociężali i otyli policjanci. Palili fajki, grali w karty. W południe nadchodziły gazety pełne jadu oszczerstw lub też powiadomienia Konstada z jego fatalnym podpisem. Cóż więc będzie dalej? Gdzie szukać wyjścia z sytuacji? Jeszcze 15 września spróbowałem uprzedzić — za pośrednictwem prasy opinię publiczną, że Stalin po poniesionej porażce politycznej na procesie będzie zmuszony wystąpić z drugim następującym procesem. Szczególnie zaś uprzedzałem, że GPU zaryzykuje przenieść bazę operacyjną spisku na teren Oslo. Ostrzeżeniem tym usiłowałem odciąć drogę GPU, przeszkodzić w organizowaniu drugiego procesu, i być może uratować drugą grupę oskarżonych. Nadaremnie! Moje oświadczenie uległo konfiskacie. W formie listu do syna napisałem odpowiedź na jadowitą broszurę brytyjskiego adwokata Pritta. Ale jak „radca królewski” wytoczył płomienną obronę GPU tak i rząd norweski — czuł się w obowiązku bronić Pritta: wyniki moje spaliły na panewce. Zwróciłem się z listem do biura Międzynarodówki Związków Zawodowych („Profinternu”) wskazując niezbicie, na tragiczny los Tomskiego, byłego przewodniczącego sowieckich związków zawodowych, domagając się energicznej interwencji.

Minister sprawiedliwości — skonfiskował i ten list. Pętla gwałtu i nacisku na mnie zaciągała się z dnia na dzień coraz to mocniej. Wreszcie za niedługo pozbawiono nas prawa przechadzki! Odwiedzających nie dopuszczano do nas. Listy i nawet depesze przetrzymywano w cenzurze tygodniami. Ministrowie pozwalali sobie na natrząsania się nad nami w wywiadach prasowych. Publicysta norweski Helgę Krog podkreślał, że rząd coraz to bardziej i więcej wprowadzał do metod prześladowania mnie elementy nienawiści osobistej i dodał: „To, bynajmniej, nie należy do osobliwości — że ludzie nienawidzą tego, wobec którego czują się winni…”

Teraz, gdy patrzę wstecz na okres internowania, nie mogę nie powiedzieć, że dotychczas i z żadnej strony w ciągu całego mego życia, — a przecież przeżyłem i widziałem bardzo wiele — nie spotkało mnie tyle cynizmu i natrząsania się ze mnie jak nic od „socjalistycznego” rządu Norwegii. Pod pozorem demokratycznej łaskawości — ci panowie trzymali mnie za gardło, aby mi tylko przeszkodzić i nie dopuścić do protestów przeciwko największemu w historii przestępstwu i zbrodni.

Page 17: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  17  

PRZY ZAMKNIĘTYCH DRZWIACH

Page 18: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  18  

PRZY ZAMKNIĘTYCH DRZWIACH Rząd norweski zamierzał początkowo wyznaczyć termin procesu faszystów, którzy wtargnęli

do mego mieszkania, na dwa tygodnie przed wyborami, jako h a s ł o w y b o r c z e . Prasa rządowa twierdziła, że napastnikom grozi kilkuletnie więzienie. Z chwilą jednak gdy mnie wraz z żoną aresztowano, rząd odsunął termin procesu aż do przeprowadzenia wyborów, wówczas zaś minister sprawiedliwości scharakteryzował napad jako „młodzieńczy wybryk”. O uświęcona praworządności!

Sprawa napastników-faszystów odbyła się przed sądem okręgowym w Drammene po wyborach. Jedenastego grudnia otrzymałem wezwanie do sądu jako świadek.

Rząd, nie spodziewając się po mych zeznaniach nic dobrego ani dla siebie, ani dla swych groźnych moskiewskich sprzymierzeńców, zażądał tajności rozprawy, co naturalnie uzyskał.

Oskarżeni — typowi przedstawiciele zdeklasowanej drobnoburżuazyjnej młodzieży przybyli do sądu z wolnej stopy, jako wolni obywatele. Tylko mnie, „poszkodowanego” i „świadka”, przywożono na rozprawę pod eskortą tuzina policjantów. Ławy dla publiczności ziały pustką; tylko tu i ówdzie porozsiadali się moi umundurowani opiekunowie.

Na prawo ode mnie siedzieli żałośni bohaterowie nocnego napadu, słuchając z zainteresowaniem mych zeznań.

Na lewo — osiemnastu sędziów przysięgłych i kandydatów; częściowo byli to robotnicy, częściowo mieszczanie. Przewodniczący sądu zabronił czynienia notatek z moich zeznań. Wreszcie — za plecami sędziów ulokowało się kilku wysokich dygnitarzy. Tajność rozprawy pozwalała zupełnie swobodnie odpowiadać na stawiane mi pytanie. Przewodniczący ani razu nie przerywał mi, choć moje przeszło czterogodzinne zeznania, składane po niemiecku, dawały mu niemało okazji.

Oczywiście nie mam stenogramu rozprawy, ale ręczę za prawie dosłowną wierność dalszego tekstu zeznań, odtworzonych natychmiast po rozprawie, za świeżej pamięci, na podstawie przygotowanych przed rozprawą notatek.

Zeznania moje składałem po zaprzysiężeniu i przyjmuję za nie pełną odpowiedzialność. Jeśli „socjalistyczny” rząd zamknął dla tajności rozprawy drzwi sądu, to ja chcę otworzyć nie

tylko drzwi lecz i okna.

SPRAWA INTERNOWANIA Po zakończeniu formalnych pytań przewodniczącego sądu, dotyczących osoby świadka, tok

rozprawy przechodził w ręce faszystowskiego adwokata W.2, jednego z obrońców podsądnych. — Jakie były warunki udzielenia świadkowi azylu w Norwegii? Czy ich świadek nie

naruszył? Co było powodem jego internowania? — Zobowiązałem się nie wtrącać do polityki Norwegii i nie prowadzić w Norwegii wrogiej

dla innych państw akcji. Nawet Centralne Biuro Paszportowe stwierdziło, że nie mieszałem się do spraw norweskich. W odniesieniu do innych państw — działalność moja miała charakter czysto literacki. Prawda, wszystko co piszę ma charakter marksistowski, a zatem rewolucyjny, ale rząd który niejednokrotnie powołuje się na Marksa, znał moje nastawienie, dając mi wizę wjazdową do Norwegii. Moje książki i artykuły, drukowane zawsze pod moim nazwiskiem w

                                                                                                               2  Nie widzę powodów robić reklamę tym panom wymieniając ich pełne nazwiska.

Page 19: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  19  

żadnym państwie nie były zabraniane. — Czy jednak minister sprawiedliwości, podczas swej wizyty w Veksal nie wyjaśniał

świadkowi wielokrotnie istoty tych warunków. — Istotnie, wkrótce po moim przybyciu do Norwegii minister sprawiedliwości złożył mi

wizytę, w towarzystwie Martina Tranmaela — przywódcy norweskiej partii robotniczej i Kolbersona — oficjalnego dziennikarza. Ze skromnym uśmiechem wspomniał minister sprawiedliwości o tym, iż rząd spodziewa się, że w mojej działalności nie będzie „kolców” (Stachel) w stosunku do innych państw. — Wyraz „kolców”, użyty przez ministra, nie był dla mnie zupełnie jasny, ale ponieważ minister mówił łamanym niemieckim językiem nie nastawałem na dalsze wyjaśnienia.

Zasadniczo pojmowałem moje stanowisko tak: reakcyjni filistrzy wyobrażają sobie że zamierzam uczynić z Norwegii bazę operacyjną dla spisków i transportu broni i innych strasznych rzeczy. Co do tego mogłem z czystym sumieniem uspokoić wszystkich filistrów a wśród nich i „socjalistycznych”, ale nie przyszło mi nawet do głowy, aby jako owe niedopuszczalne „kolce” rozumiano polityczną krytykę. Uważałem Norwegię za cywilizowane i demokratyczne państwo... i poglądu tego nie chcę zmieniać także dziś.

— A czyż minister sprawiedliwości nie o św i a d c z y ł świadkowi, że nie wolno mu drukować artykułów, dotyczących politycznych aktualiów?

— Taka interpretacja warunków wydała by się nieprzyzwoita samemu ministrowi sprawiedliwości. Jestem pisarzem politycznym już od wielu lat, to mój zawód, panowie sędziowie przysięgli, i jednocześnie moje źródło utrzymania. Czyż rząd, w zamian za wizę, mógł ponownie wymagać ode mnie, abym się wyrzekł swych poglądów lub głoszenia ich? Nie, rząd dziś rzuca na siebie oszczerstwa... W dodatku, natychmiast po krótkiej wymianie zdań z ministrem sprawiedliwości na temat tajemniczych „kolców”, Kolberson prosił mnie o wywiad dla „Arbeiterbladet”. W żartobliwej formie zapytałem ministra sprawiedliwości: „a czy wywiad nie będzie interpretowany jako wtargnięcie w norweską politykę”? Minister odpowiedział literalnie dosłownie: „nie, wydaliśmy panu wizę i obowiązani jesteśmy przedstawić pana naszej opinii publicznej”. Zdaje się jasne? Następnie, w obecności ministra sprawiedliwości i Martina Tranmaela i za ich milczącą aprobatą, w odpowiedzi na zadawane mi pytania, oświadczyłem że sowiecka dyplomacja dawała przestępną pomoc Italii w czasie wojny abisyńskiej, że rząd moskiewski stał się czynnikiem wstecznictwa, że kasta rządząca stale fałszuje historię, aby się podnieść w oczach świata, że wojna europejska jest nieunikniona, jeśli jej nie powstrzyma rewolucja itd. Nie wiem, czy w tym wywiadzie, drukowanym 26 lipca 1935 r. można znaleźć róże, ale „kolców” w nim jest dosyć! Pozwólcie panowie sędziowie powołać się i na ten jeszcze fakty, że moja autobiografia, została dopiero parę miesięcy temu wydana w Norwegii nakładem partii rządzącej. W przedmowie do tego wydawnictwa bezlitośnie smagany jest bizantyjski kult nieskazitelnego „wodza”, bonapartystowska samowola Stalina i jego kliki oraz propaguje się konieczność obalenia biurokratycznej kasty. Tamże wyjaśniono, że właśnie moja walka z sowieckim bonapartyzmem jest przyczyną mojej trzeciej emigracji. Inaczej mówiąc — gdybym się zgodził wyrzec tej walki nie potrzebował bym szukać norweskiej gościnności. Jednak i to jeszcze nie wszystko, panowie sędziowie i przysięgli. Dnia 21 sierpnia, zaledwo na tydzień przed internowaniem, „Arbeiterbladet” wydrukował na pierwszej stronie obszerny wywiad ze mną pod tytułem: „Trocki dowodzi że moskiewskie oskarżenia są zmyślone i sfabrykowane”. Członkowie rządu, mam nadzieję, czytali te moje demaskujące oceny moskiewskiego fałszerstwa. Jednakże decyzja o internowaniu mnie, wydana w tydzień później, opierała się nie na niefortunnym wywiadzie, składającym się z samych „kolców”, a na moich dawnych artykułach drukowanych

Page 20: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  20  

we Francji i Stanach Zjednoczonych A. P. Obłuda rzucająca się w oczy! Mogę się jeszcze powołać na oświadczenie ministra spraw zagranicznych Koht’a, który powiedział na jednym z zebrań przedwyborczych na dziesięć dni przed moim internowaniem: „oczywiście, rząd wiedział, że Trocki będzie i w przyszłości pisał swoje polityczne artykuły („kroniki polityczne”), ale uważał za swój obowiązek zostać wierny demokratycznej zasadzie prawa azylu”. Mowa pana Koht’a wydrukowana jest w oficjalnej urzędówce i wszyscy czytaliście ją. Publiczna enuncjacja ministra spraw zagranicznych dowodzi, że nieprawdą jest oświadczenie ministra sprawiedliwości.

Usiłując w ostatnim momencie ukryć prawdę przed opinią publiczną, minister sprawiedliwości skonfiskował moim sekretarzom mój list, w którym pisałem im o pierwszym politycznym wywiadzie z jego czynnym udziałem, i w najbrutalniejszej formie wysiedlił obu moich współpracowników z Norwegii... Dlaczego? Za co? To nawet nie emigranci, posiadają najformalniejsze paszporty, prócz tego, i to jest ważne — są to ludzie poza wszelkim podejrzeniem.

— Pod pozorem azylu, panowie sędziowie, rząd norweski zastawił na mnie pułapkę. Nie mogę tego nazwać inaczej. Czy nie jest dziwaczne, że urząd policyjny powołany do kontroli paszportów obcokrajowców — powiadam paszportów! — podejmuje zadanie — kontrolować moją naukową i literacką działalność, w dodatku — poza granicami Norwegii.

Gdyby rzecz zależała od panów Trygve Lie i Konstada, ani „Manifest komunistyczny”, ani „Kapitał”, ani inne klasyczne dzieła rewolucyjnej myśli nie ujrzały by świata: przecież to dzieła emigrantów politycznych.

Jako najbardziej jaskrawe przykłady mojej szkodliwej działalności rząd przytacza mój artykuł wydrukowany legalnie we Francji i w Stanach Zjednoczonych w burżuazyjnym tygodniku Nation. Nie wątpię, że ani Prezydent Stanów Zjednoczonych, ani Leon Blum nie zwracali się do naczelnika norweskiego biura paszportowego o obronę przed moimi artykułami. Żądanie zamknięcia mi ust wyszło z Moskwy. Ale do tego rząd norweski nie chce się przyznać, żeby nie ujawnić swej zależności i dlatego pokrywa swą zależność fałszem”.

Adwokat W.: — Jaki jest stosunek świadka do Czwartej Międzynarodówki? Jestem zwolennikiem, a poniekąd — twórcą tego międzynarodowego prądu i ponoszę zań

polityczną odpowiedzialność. — To znaczy, że świadek zajmuje się i polityczną pracą rewolucyjną? — Oddzielić teorię od praktyki nie łatwo, zresztą nawet nie usiłuję tego robić. Ale warunki

mego bytowania w dzisiejszej „demokratycznej” Europie są takie, że na nieszczęście — nie mam możności — brać udziału w realnej pracy.

Kiedy konferencja Czwartej Międzynarodówki wybrała mnie zaocznie w lecie bieżącego roku do składu swej rady, co nawiasem mówiąc ma bardziej honorowe niż praktyczne znaczenie, specjalnym listem uchyliłem się przed tym zaszczytem właściwie dlatego, aby nie dawać Konstadom różnych krajów okazji do policyjnych plotek...

Co się tyczy gadek norweskiej prasy reakcyjnej o tym, że właśnie ja jestem inicjatorem powstania w Hiszpanii, strajków we Francji i Belgii itp. to mogę tylko pogardliwie wzruszyć ramionami. W rzeczywistości inicjatywa powstania w Hiszpanii należy do tego samego pokroju ideowców co oskarżeni i ich adwokat. Oczywiście — gdybym miał możność wyjechać do Hiszpanii do realnej pracy — zrobiłbym to natychmiast. Oddał bym wszystkie siły, aby pomóc hiszpańskim robotnikom rozprawić się z faszyzmem, rozgromić go, wykorzenić! Na nieszczęście zmuszony jestem ograniczyć się do artykułów i rad w pismach, gdy te czy inne osoby lub grupy pytają mnie o radę...”

Page 21: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  21  

„Czego właściwie chce faszystowski adwokat? Jesteśmy przed obliczem rządu, tj. takiej instytucji, która powołana jest do karania za naruszenie prawa. Czy ja złamałem prawo? Jakie mianowicie? Wiem również, panowie sędziowie i przysięgli, że drugi faszystowski adwokat p. H. zwrócił się do prokuratury z wnioskiem wszczęcia przeciw mnie postępowania sądowego za moją „działalność” ni to literacką, ni to terrorystyczną. Skarga została odrzucona w dwu instancjach. Generalny Prokurator Sund, oficjalny stróż prawa tego kraju, oświadczył w prasie, że ze wszystkich materiałów jakimi dysponuje, nie widzi aby Trocki złamał jakiekolwiek prawo norweskie albo w ogóle dał powód do wystąpienia przeciw niemu. To oświadczenie miało miejsce 26 września, w pięć tygodni po moskiewskim procesie i prawie w miesiąc po moim internowaniu. Nie można nie podziwiać charakteru i odwagi pana Generalnego Prokuratora! Jego oświadczenie stanowi jawną demonstrację niewiary w moskiewskie oskarżenie i jednocześnie jest potępieniem represji w stosunku do mnie ze strony norweskiego rządu. Sądzę, że to wystarczy!

Adwokat W.: — Czy zna świadek ten list i przez kogo jest on napisany? — List ten podyktowałem memu sekretarzowi i oczywiście został on skradziony

(przepraszam) przez panów oskarżonych podczas ich nieproszonej wizyty. Z samego tekstu listu widać, że ja w odpowiedzi na postawione mi pytanie, wypowiadam swój pogląd, czy wiadoma osoba p. H. zasługuje na zaufanie czy nie. I w tym wypadku daję tylko radę.

Adwokat W. (ironicznie): — tylko radę? A może nieco więcej jak tylko radę? — Pan chce powiedzieć — nakaz? Adwokat potwierdzająco kiwa głową. — To w partiach nazi „wódz” decyduje i nakazuje... niewątpliwie i w tym wypadku gdy

rozchodzi się o nocny najazd na prywatne mieszkanie. Podobne obyczaje przyjęła także zwyrodniała Międzynarodówka Komunistyczna. Przymusowy kult ślepego posłuszeństwa rodzi niewolników i lokai, a nie rewolucjonistów. Ja nie jestem ani instytucją ani wodzem — pomazańcem. Moje rady, zawsze bardzo ostrożne i warunkowe, gdyż na odległość trudno ocenić wszystkie czynniki, napotykają u osób zainteresowanych na taki stosunek na jaki zasługuje ich siła argumentacji — żadnej innej siły nie mają... Młodzi ludzie, którzy porwali ten list, liczyli widocznie, że znajdą w moich archiwach dowody spisków, przewrotów i innych zbrodni. Polityczna gruboskórność to zły doradca. W moich pismach nie ma nic takiego czego nie można znaleźć w moich artykułach. Moje archiwum uzupełnia moją działalność literacką ale w niczym jej nie przeczy. Dla tych, którzy chcą mnie oskarżać...

Przewodniczący: — Pana tu o nic nie oskarżają. Pan jest powołany w charakterze świadka. — Ja to całkowicie rozumiem panie przewodniczący, ale p. adwokat... Adwokat W,: — Ja o nic nie oskarżam; my się tylko bronimy. — Tak, oczywiście. Ale pan broni nocnego napadu na mnie tym, że podchwytuje i

rozdmuchuje pan wszelkie oszczerstwa na mnie, skąd by one nie pochodziły. Ja bronię się od takiej „obrony”.

Przewodniczący: — To pana prawo. Pan może w ogóle odmówić odpowiedzi na pytania, które mogą panu zaszkodzić.

— Takich pytań nie ma panie przewodniczący. Gotów jestem odpowiadać na wszystkie zapytania jakie zechce mi ktokolwiek zadać. Nie mnie zależy na zamkniętych drzwiach sądu, o nie! Wątpię aby w historii dziejów ludzkości można było znaleźć potężniejszy aparat oszustwa niż ten, który uruchomiono przeciw mnie. Budżet tego międzynarodowego oszczerstwa liczy się na miliony w czystym złocie. Panowie faszyści i tak zwani „komuniści” czerpią swe oskarżenia z jednych źródeł: GPU Ich współpraca przeciw mnie jest faktem, który obserwuję na każdym kroku, również i w tym procesie. Moje archiwa to jedno z najlepszych źródeł dla obalenia

Page 22: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  22  

insynuacji i oszczerstw przeciwko mnie skierowanych. Prokurator: — W jakim mianowicie znaczeniu? — Pozwoli Pan, że wyjaśnię to z pewną drobiazgowością. Moje archiwa znajdują się za

granicą od stycznia 1929 r. Starsze dokumenty — tylko w ilości ograniczonej. Ale co się tyczy ostatnich dziewięciu lat, wszystkie otrzymane przeze mnie listy i odpisy wszystkich moich odpowiedzi (mowa o tysiącach pism!) są w mojej dyspozycji. W każdej chwili mogę przedstawić te dokumenty każdej bezstronnej komisji, każdemu jawnemu sądowi. W tej korespondencji nie ma luk i braków. Rozwija się ona z dnia na dzień w całej pełni i swą ciągłością odzwierciadla cały tok mej myśli i mej działalności. Po prostu nie zostawia ona miejsca dla żadnego oszczerstwa... Pozwólcie mi panowie dać przykład z dziedziny bliższej panom przysięgłym. Wyobraźmy sobie człowieka religijnego, cnotliwego, który przez całe życie stara się żyć w ścisłej zgodzie z Biblią. W pewnym momencie wrogowie, przy pomocy fałszywych dokumentów lub krzywoprzysiężnych świadków, wysuwają oskarżenie jakoby człowiek ten potajemnie prowadził ateistyczną propagandę. Co powie ofiara? „Oto moja rodzina, moi przyjaciele, moja biblioteka, moja korespondencja z wielu lat, oto moje całe życie”. „Przeczytajcie moje listy pisane do najrozmaitszych osób z najrozmaitszych powodów, rozpytajcie setki ludzi, którzy byli ze mną w kontakcie w ciągu wielu lat, a przekonacie się, że ja nie mogłem prowadzić roboty sprzecznej z moim moralnym ja”. Ten dowód będzie przekonywający dla każdego rozumnego i uczciwego człowieka. (Przewodniczący i niektórzy przysięgli potwierdzająco kiwają głowami). W analogicznym położeniu jestem i ja. W ciągu lat czterdziestu słowem i czynem broniłem idei rewolucyjnego marksizmu. Moja wierność tej nauce, której dowiodłem, pozwalam sobie mniemać, całym moim życiem, a w szczególności tymi warunkami w jakich znajduję się obecnie —zrobiła mi wielu wrogów. Aby paraliżować wpływ tych idei których bronię, a które znajdują coraz więcej potwierdzenia w przejawach epoki w której żyjemy, wrogowie uciekają się do metody osobistego oczerniania mnie: zarzucają mi metody indywidualnego terroru lub co gorzej — związku z Gestapo. Tutaj zakłamana złość przechodzi w głupotę! Ludzie krytycznie myślący, znający moją przeszłość i teraźniejszość nie potrzebują żadnego śledztwa, aby odrzucić te brudne oskarżenia. A wszystkim tym, którzy nie dowierzają i wątpią, którzy nie rozumieją, proponuję przesłuchać licznych świadków, przestudiować najważniejsze polityczne dokumenty, a w szczególności zbadać moje archiwa za cały ten okres, który szczególnie starają się oczernić moi wrogowie. GPU zdaje sobie nieomylnie sprawę ze znaczenia moich archiwów i stara się zawładnąć nimi za wszelką cenę.

Przewodniczący: — Co to jest GPU? Przysięgli tej nazwy nie rozumieją. — GPU — to sowiecka policja polityczna, która w swoim czasie była organem obrony

rewolucji ludowej, ale zmieniła się w organ obrony sowieckiej biurokracji przeciw ludowi. Nienawiść biurokracji do mnie tłumaczy się tym, że toczę walkę z jej potwornymi przywilejami i przestępczą samowolą. W walce tej zawiera się istota tak zwanego „trockizmu”. Aby rozbroić mnie przed oszczerstwem, GPU stara się zawładnąć mymi archiwami, choćby za cenę rabunku, włamania, a nawet morderstwa.

Prokurator: — Z czego można to wnioskować? — Dnia 10 października, po raz drugi czy trzeci pisałem do mego syna, mieszkającego w

Paryżu: „jestem przekonany że GPU uczyni wszystko aby zdobyć moje archiwa. Proponuję natychmiast przekazać paryską część archiwów na przechowanie jakiejkolwiek instytucji naukowej, może to być holenderski instytut historii socjalnej, a jeszcze lepiej — jakiejkolwiek instytucji amerykańskiej”. List ten, jak i wszystkie inne, wysłałem przez biuro paszportowe; innych dróg nie miałem.. Syn natychmiast przystąpił do przekazania archiwów paryskiemu

Page 23: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  23  

oddziałowi holenderskiego historycznego instytutu3. Jednak po przekazaniu pierwszej partii instytut uległ rabunkowi. Włamywacze wypalili

aparatem o wielkiej mocy żelazne drzwi instytutu, „pracowali” całą noc, przeszukali wszystkie półki i skrzynie, nie wzięli nic, nawet przypadkowo pozostawionych pieniędzy, oprócz 85 kilogramów moich papierów. Swoimi sposobami pracy organizatorzy rabunku tak się zdemaskowali, jakby naczelnik GPU zostawił na miejscu przestępstwa swój bilet wizytowy. Wszystkie francuskie pisma (naturalnie oprócz „komunistycznej” L’Humanité, która jest urzędówką GPU) otwarcie, lub domyślnikami wyraziły swe przekonanie że rabunek został dokonany na rozkaz Moskwy. Oddając uznanie technice GPU paryska policja oświadczyła, że francuscy włamywacze nie dysponują tak mocną aparaturą... Na szczęście, paryscy agenci GPU pospieszyli się i trafili w próżnię: pierwsza część papierów, przekazana instytutowi, stanowiła nie więcej jak dwudziestą część moich paryskich archiwów i składała się głównie ze starych gazet, posiadających wyłącznie wartość naukową; listów zdobyli włamywacze na szczęście — bardzo mało.

Ale oni się na tym nie zatrzymają. Oczekuję nowych, bardziej zdecydowanych zamachów, może nawet tutaj, w Norwegii. W każdym razie pozwalam sobie zwrócić uwagę sądu na tę okoliczność, że GPU dokonał napadu na lokal archiwum, wkrótce potem gdy w moim liście do syna, wysłanym przez biuro paszportowe wymieniłem holenderski instytut historyczny. Czy nie mam prawa przypuszczać, że GPU ma swoich agentów w tych samych norweskich instytucjach, które powołane są do kontrolowania mojej korespondencji? Jeżeli tak — to kontrola zamienia się w bezpośrednią pomoc włamywaczom. Paryski wypad agentów Stalina po raz pierwszy naprowadził mnie na myśl, że inicjatorem zamachu tych panów (gest w stronę oskarżonych) na moje archiwa, może również pochodzić z GPU...

Przewodniczący: — Na czym pan opiera swe podejrzenia? — Mowa jest tylko o hipotezie. Niejednokrotnie zastanawiałem się: kto narzucił tym młodym

ludziom plan napadu? kto ich uzbroił w tak doskonałe aparaty wojskowe do podsłuchiwania moich rozmów telefonicznych? Przecież norwescy „nazi”, jak dowiodły ostatnie wybory, są jeszcze mizerną grupą. Początkowo przypuszczałem: tutaj jest Gestapo, która chciała wyłowić tą drogą moich sympatyków w Niemczech. Udział w tym Gestapo jest dla mnie niewątpliwy i teraz.

Przewodniczący: — Jakie pan ma do tego podstawy? — W ciągu ostatnich paru tygodni przed zamachem panowie faszyści często nawiedzali

nasze obejścia, a nawet nasze mieszkanie, najczęściej pod pozorem kupna domu. Zachowanie się tych „panów” niejednokrotnie wzbudzało we mnie podejrzenia. Spotykając się ze mną na dziedzińcu czy w domu udawali, że mnie nie widzą; po prostu nie mogli się zdecydować na ukłon. Odwaga tych młodych ludzi w ogóle nie szła w parze z ich złą wolą, nie darmo skapitulowali oni przed jedną dzielną dziewczyną Jordis Knudsen...

Na parę dni przed zamachem przedostał się na podwórze cudzoziemiec w tyrolskim kostiumie i, gdy mnie zobaczył, natychmiast odwrócił się.

Zapytany czego tu chce bez namysłu odpowiedział „kupić chleba” i przedstawił się jako turysta, Austriak. Ale w tym czasie mieszkał u nas Austriak, który wyprowadziwszy uprzejmie

                                                                                                               3  Jak widzę z pisemnych zeznań syna, doręczonych sędziemu śledczemu 19 listopada 1936 r., syn przekazał pierwszą część archiwów jeszcze przed otrzymaniem listu z d. 10 października, postępując w myśl moich wskazań zawartych w poprzednich listach, w których niejednokrotnie wyrażałem obawy o archiwa, choć nie w tak kategorycznej formie.

Page 24: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  24  

gościa za bramę, powiedział mi: ten typ mówi nie austriackim a północno-niemieckim dialektem. Ja jestem przekonany, panowie sędziowie, że ów podejrzany turysta był instruktorem przygotowywanego napadu.

Główny oskarżony K. H.: — To był Meklemburczyk. Był on rzeczywiście turystą i nosił tyrolskie spodnie. Miał nie więcej jak 18 lat. Nie miał nic wspólnego z naszym planem. Spotkaliśmy się z nim przypadkowo w hotelu.

„Aha! Oskarżony stwierdza zatem swoją znajomość z owym Meklemburczykiem, który nie wiadomo dlaczego podawał się za Austriaka! Co się tyczy wieku, to „turysta” nie miał w żadnym razie więcej jak 23 lata. On nie potrzebował szukać u nas chleba, skoro są piekarnie. Przypadkowe spotkanie w hotelu? Nie wierzę w to! W oświadczeniu oskarżonego prawdziwe jest tylko powołanie się na tyrolskie spodnie... Że faszyści, specjalnie niemieccy nienawidzą mnie — już nieraz tego dowiedli. Podczas nagonki francuskiej prasy na mnie, najważniejsze materiały przychodziły z Niemiec. Gdy Gestapo przy jakiejś rewizji w Berlinie znalazło pakiet moich starych listów, jeszcze z okresu przed-faszystowskiego, Goebbels rozlepił po całych Niemczech afisze ujawniające moją przestępczą działalność. Moi współwyznawcy w Niemczech, skazani są na wiele dziesiątków lat więzienia.

Adwokat W.: — Jak dawno? — Aresztowania i wyroki trwają stale, nawet w ciągu ostatnich miesięcy. Od początku mojej

banicji nieraz dowodziłem w mych broszurach i artykułach że polityka Kominternu w Niemczech przygotowuje zwycięstwo nazich. Panowała wówczas sławetna teoria „trzeciego okresu”. Stalin powiedział aforyzm: „socjaldemokracja i faszyzm to bliźniaki — nie antypody”. Jednak za głównego wroga uważano socjaldemokrację. W walce z nią niemieccy stalinowcy dochodzili do bezpośredniego popierania Hitlera (znany pruski plebiscyt). Cała polityka Kominternu — to był łańcuch przestępstw.

Ja domagałem się jednolitego frontu z socjaldemokracją, utworzenia milicji robotniczej i poważnej walki z uzbrojonymi bandami reakcji. W okresie lat 1929—1932 była całkowita możliwość rozprawić się z ruchem Hitlera. Ale potrzebna była do tego polityka obrony rewolucyjnej, a nie biurokratycznej tępoty i samochwalstwa. Nazi bardzo uważnie obserwowali wewnętrzną walkę w szeregach robotniczych i zdawali sobie dokładnie sprawę z groźnej dla nich polityki jednolitego frontu. I w tej płaszczyźnie rozumowania łatwo jest zrozumieć usiłowania Gestapo zdobycia przy pomocy swych norweskich sympatyków mojej korespondencji. Ale możliwe jest i drugie wytłumaczenia nie mniej prawdopodobne. Szykując proces moskiewski, GPU nie mogło nie interesować się moimi archiwami. Urządzenie napadu przez „komunistów” — było by zbytnim demaskowaniem siebie. Przez faszystów — dogodniej. Poza tym GPU ma swoich agentów w Gestapo, jak i Gestapo — w GPU Jak jedni tak i drudzy mogli wykorzystać tych młodzieńców dla swoich planów.

Oskarżony R. H.: (gorączkowo): „my nie byliśmy w kontakcie ani z GPU ani z Gestapo”. — Ja nie twierdzę, że oskarżeni wiedzieli kto nimi kieruje. Ale taki przecież zawsze jest los

faszystowskiej młodzieży: jest ona tylko mięsem armatnim dla obcych celów. Adwokat W.: (przedstawiając szereg numerów „Biuletynu rosyjskiej opozycji”) — Czy

świadek jest wydawcą tego dziennika? — Wydawcą — w formalnym znaczeniu tego słowa nie, ale głównym

współpracownikiem. W każdym razie ja ponoszę pełną odpowiedzialność polityczną za to wydawnictwo.

Adwokat W.: (po odczytaniu na jego żądanie przez sąd szeregu cytat z „Biuletynu”, zawierających ostrą krytykę sowieckiej biurokracji): — Zwracam uwagę sądu na to, że świadek

Page 25: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  25  

pisał te artykuły podczas swego pobytu w Norwegii, a zatem usiłował poderwać ustrój zaprzyjaźnionego z Norwegią państwa.

— Ze zdziwieniem stwierdzam, że norwescy faszyści bronią przede mną rządów Stalina. Łącznie z naczelnikiem biura paszportowego oskarżają mnie równocześnie o krytykę polityki Leona Bluma we Francji. Najwyraźniej stają oni w obronie wszystkich istniejących ustrojów, oprócz norweskiego: tutaj rezerwują oni dla siebie prawo przewrotu państwowego. Napad na moje mieszkanie jako fakt oderwany może wydać się nic nie znaczącym epizodem. Lecz jeśli przemyśleć zagadnienie do końca, to akt ten jest pierwszą próbą wojny domowej w Norwegii.

Adwokat W.: — z demonstracyjnym zdumieniem podnosi ręce w górę. „O, ja rozumiem, że wszystko to robi się w imię „porządku”. Generał Franco urządził

powstanie w imię „porządku”. Hitler dla obrony „porządku” przed bolszewizmem przygotowuje światową wojnę. Faszyści ratują „porządek” przy pomocy krwawych rozruchów. Norwescy faszyści na początek spróbowali zrobić nieporządek w moich archiwach. Ale to dlatego że na razie są oni jeszcze za słabi, aby porywać się na większe przestępstwa.

Adwokat W.: — Biuletyn jest w Rosji zakazany? — Bez wątpienia. Adwokat W,: — A tymczasem w Biuletynie stwierdza się, że jego idee mają w ZSRR wielu

zwolenników. Zatem podczas pobytu w Norwegii ś wiadek zajmował się przemycaniem Biuletynu do Rosji?

— „Osobiście ja się tym zupełnie nie zajmuję, ale nie wątpię że Biuletyn i jego idee przedostają się do ZSRR Jakimi drogami? Najrozmaitszymi. Za granicą zawsze przebywają setki, a nawet tysiące obywateli ZSRR (dyplomaci, przedstawiciele handlowi, marynarze, tech nicy, studiujący, artyści, sportowcy). Wielu z nich czyta Biuletyn, co prawda ukradkiem, ale chętniej niż prasę sowiecką. Słyszałem nawet, że Litwinow zabiera zawsze z zagranicy w kieszeni płaszcza ostatni numer Biuletynu. Przysiąc na to oczywiście nie mogę, tym bardziej że nie chcę sprawiać kłopotów sowieckiemu dyplomacie. (Uśmiechy wśród sędziów i ławy przysięgłych). Wysocy dostojnicy Kremla są najpewniejszymi prenumeratami Biuletynu, z którym nieraz polemizowali w swych oficjalnych referatach, czy z powodzeniem — to inna sprawa. Znajdując w prasie sowieckiej sprawozdanie o tych referatach, obywatele starają się czytać między wierszami. Oczywiście że wszystko to jest mało, jest ale — zawsze to coś znaczy.

Podkreślam, ż e Biuletyn wychodzi już od ośmiu lat, większą część których spędziłem w Turcji i Francji. Do roku 1933 Biuletyn był drukowany w Niemczech, Hitler jednak zabronił tego natychmiast po dojściu do władzy. Obecnie Biuletyn wychodzi w Paryżu, na podstawie francuskiej ustawy prasowej. Nawet rząd turecki pomimo swej szczególnej przyjaźni z Kremlem nigdy nie targnął się na moją literacką działalność. Honor inicjatywy, jeśli nie liczyć Hitlera, należy do faszystów norweskich, a w drugiej kolejności do rządu norweskiego.

Adwokat W.: — (okazując świadkowi nr 48 Biuletynu). — Czy świadek jest autorem artykułu wstępnego?

— „I pana adwokata też interesuje ten artykuł? Tu muszę zrobić sensacyjne zestawienie. Z tym samym numerem przybył do mnie parę tygodni temu do Sundby (miejsce internowania) naczelnik policji norweskiej (Askvig) znajdujący się obecnie na sali sądowej. Z polecenia naczelnika biura paszportowego Askvig zadał mi to samo pytanie: czy ja jestem autorem niepodpisanego artykułu w nr 48 Biuletynu? (luty 1936 r.) Odpowiedziałem: czy Konstad prowadzi śledztwo? w jakiej sprawie? na mocy jakiego prawa? Pytanie naczelnika biura paszportowego nazwałem zuchwałym (frech) i odmówiłem odpowiedzi. Obecnie ten sam numer Biuletynu widzę w rękach adwokata...

Page 26: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  26  

Przewodniczący: — Obrońca na mocy praw norweskich ma prawo korzystania ze wszystkich materiałów dochodzeń sądowych.

— Ja to w pełni rozumiem panie przewodniczący, ale kto dołączył ten numer Biuletynu do materiałów sądowego śledztwa?

Prokurator: — Numer dołączono na żądanie obrony wbrew memu życzeniu, gdyż nie widziałem w nim żadnego związku z obecną sprawą.

— Zatem, panowie sędziowie i przysięgli, naczelnik biura paszportowego wbrew prawu starał się uzyskać przez policję ode mnie, aresztowanego, wiadomości potrzebne faszystowskiemu obrońcy włamywaczy do mego mieszkania. Czy to nie skandal?! I temu panu „socjalistyczny” rząd poleca kontrolowanie mojej korespondencji! Odnośnie samego artykułu, to tutaj, przed obliczem sądu, nie mam najmniejszej podstawy ukrywać swego autorstwa. W dodatku, artykuł ten ukazał się z moim podpisem w szeregu zagranicznych wydawnictw Europy i Ameryki. Poświęcony jest całkowicie prześladowaniu tak zwanych trockistów w ZSRR Takich artykułów pisałem dziesiątki. Pan adwokat widocznie za nic nie chce się pogodzić z moją krytyką stalinowskiej policji. Nie dziwię się: faszyści kradną moje papiery w Norwegii, agenci GPU — w Paryżu, a tożsamość metod rodzi solidarność zainteresowań.

Po odczytaniu wyjątków z inkryminowanego artykułu adwokat W. przedstawia świadkowi francuską książkę: L. Trotsky. Défense du terrorisme. Paris 1936. „Czy autorem przedmowy napisanej w r. 1936, a więc już w Norwegii — jest świadek”?

— „Pytanie jest zbędne: przedmowa ma mój podpis i datę. Sama książka napisana jest w 1919 r. i wówczas wyszła w wielu językach. O ile mi wiadomo, nigdzie nie spotkała się ona z prześladowaniem. Pochodzenie książki jest następujące: znany teoretyk Drugiej Międzynarodówki, K. Kautsky, napisał książkę rzucającą piętno na „terroryzm” bolszewików. Ja napisałem książkę w obronie naszej partii. W dziele tym jest mowa, naturalnie, nie o terrorze indywidualnym, który my, marksiści zawsze negowaliśmy, a o rewolucyjnych działaniach mas. Nie wiem, czy w rozumieniu biura paszportowego, książka ta jest przestępczą czy nie. Ale obecny prezes rady ministrów Norwegii, minister sprawiedliwości i szereg innych członków rządu przyłączali się do Komunistycznej Międzynarodówki w tym właśnie okresie, kiedy ukazała się ta książka. Wszyscy oni na pewno czytali ją. Zresztą jak ją zrozumieli — to inna sprawa”.

Na żądanie adwokata W. odczytane zostaje tłumaczenie kilka ustępów z przedmowy, świadczących o rewolucyjnym nastawieniu autora.

— Jak panowie widzą, oskarżeni niepotrzebnie kradli moje listy: w moich książkach znacznie wyraźniej i silniej wypowiadam rewolucyjny charakter mego programu. Z moich szkodliwych idei nie uleczą mnie nawet medykamenty norweskiego biura paszportowego.

Adwokat W.: — (przedstawiając książkę: Leon Trotsky... La revolution trahie. Grasset, Paris 1936) — Czy książkę tę napisał świadek w czasie pobytu w Norwegii?

— Tak, i na szczęście zdążyłem nie tylko zakończyć pracę przed internowaniem, ale i wysłać dwie kopie rękopisu za granicę francuskiemu i amerykańskiemu tłumaczowi. Pozostałe kopie wpadły w ręce biura paszportowego, które przy współpracy profesorów i dyplomatów z górą dwa miesiące łamało sobie głowę, czy napisałem pracę naukową czy polityczną. Dopiero po otrzymaniu w Oslo egzemplarzy francuskiego wydania p. Konstad przekonał się, że jego naukowe zabiegi poszły na marne, czyniąc mi jednak wiele moralnej i materialnej krzywdy. Tymczasem za granicami Norwegii ani jednemu zdrowo myślącemu człowiekowi nie powstało w głowie protestować przeciw publikowaniu tej pracy. Odwrotnie — mogę z przyjemnością skonstatować powodzenie książki wśród francuskich czytelników.

Adwokat W.: — Co świadek rozumie pod wyrazem „powodzenie” — czy szybkie

Page 27: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  27  

rozpowszechnienie? — Nie tylko rozpowszechnienie, ale i ten odzew jaki wywołała książka w prasie

najróżniejszych kierunków. Polityczne wywody autora spotykają się naturalnie ze strony olbrzymiej większości wydawnictw ze zdecydowanym sprzeciwem. Ale prawie wszystkie krytyki polecają książkę uwadze czytelników.

Jako jeden z pierwszych wypowiedział się w ten sposób były francuski prezes rady ministrów Caillaux, który, jak wiadomo, nie należy do moich współwyznawców. Mógłbym przytoczyć wiele innych odgłosów... Ale czy nie uderza panowie sędziowie, czy nie jest śmieszne, że jak gdybym musiał przed sądem norweskim dowodzić, że mam prawo drukować swoje książki we Francji? Rząd norweski wpadł w ślepy zaułek skąd nie ma dla niego wyjścia z honorem!

Na wniosek adwokata świadek tłumaczy z francuskiego na niemiecki poszczególne ustępy książki, w których jest mowa o konieczności obalenia bonapartystowskiej biurokracji przez masy pracujące Związku radzieckiego.

Adwokat W.: — Zaznaczam że było to napisane w Norwegii. — Zaznaczam, że sowiecka oligarchia ma w osobach norweskich faszystów uważnych i

mam nadzieję, bezinteresownych przyjaciół. W każdym razie nad moim internowaniem współpracowali Stalin i Quisling4 ręka w rękę.

MOSKIEWSKI PROCES

Po półgodzinnej przerwie adwokat W. chce zadać świadkowi pytania dotyczące

moskiewskiego procesu „szesnastu” i składa sądowi oficjalne sprawozdanie z procesu w niemieckim języku. Prokurator sprzeciwia się, stojąc na stanowisku, że niema to związku ze sprawą, tym bardziej że najście faszystów na mieszkanie Trockiego dokonane było przed nadejściem pierwszych wiadomości o przygotowywanym procesie.

Przewodniczący podziela zdanie prokuratora. Usilnie prosiłem sąd, aby obrońcy udzielono pełnej swobody w stawianiu mi wszelkich

pytań, jakie uważa za wskazane, w szczególności — dotyczących moskiewskiego procesu. Prawda, że odbył się on już po najściu na moje mieszkanie, ale jest możliwe, że samo najście było tylko epizodem w dziele przygotowania procesu „szesnastu”, tak samo jak kradzież moich papierów w Paryżu jest bez wątpienia przygotowaniem nowych procesów (Radka, Piatakowa, Niemców i innych). Ponadto — polityczne i moralne oblicze świadka nie powinno być obojętne dla sądu.

Przewodniczący: — Skoro sam świadek zgadza się odpowiedzieć na pytanie — sąd nie sprzeciwia się.

Adwokat W.: — Co świadek może powiedzieć o źródłach tego procesu. — Pytanie jest zbyt mgliste. Jesteśmy w sądzie. Adwokat jest prawnikiem. Sprawa nie

dotyczy „źródeł”. Pytanie powinno być sformułowane ściśle: czy prawdziwe są oskarżenia wysunięte przeciwko mnie w procesie? Na takie pytanie odpowiadam — nie — to kłamstwa. Nie ma w tym ani słowa prawdy. Treść tkwi, w dodatku, nie w omyłce sądowej, a w fałszu dokonanym z premedytacją. GPU przygotowywało ten proces nie mniej jak dziesięć lat, zacząwszy tę robotę długo przed zabójstwem Kirowa (i grudnia 1934 r.), które było zupełnym „przypadkiem^ w przygotowaniu procesu. Z zabójstwem Kirowa ja mam tyle wspólnego co

                                                                                                               4  Quisling — „wódz” norweskich faszystów.

Page 28: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  28  

którykolwiek z obecnych w tej sali. Nic więcej — panowie sędziowie — przysięgli! Odpowiedzialnym organizatorem moskiewskiego sądowego oszustwa — tego największego politycznego przestępstwa naszych, a może i wszystkich czasów — jest Stalin. (W sali panuje skupiona uwaga). Ja doskonale zdaję sobie sprawę z niniejszego oświadczenia i odpowiedzialności jaką ściągam na siebie. Ważę każde słowo—panowie sędziowie! W prasie można na każdym kroku spotkać usiłowania, aby sprowadzić całe zagadnienie do osobistej nienawiści między Stalinem i Trockim: „walka o władzę”, „rywalizacja” i tym podobne. Takie tłumaczenie należy odrzucić jako powierzchowne, głupie i wprost absurdalne. Wiele dziesiątków tysięcy tak zwanych „trockistów” poddanych było w ZSRR w ciągu ostatnich 13 lat ciężkim represjom, odrywano od rodzin, przyjaciół, od pracy, pozbawiano środków egzystencji, a często i życia — czyż to wszystko tylko z powodu osobistej walki między Trockim i Stalinem? Tak pasjonująca pana adwokata książka „La revolution trahie” napisana była całkowicie przed moskiewskim procesem, ale zawiera, według opinii prasy, historyczne i polityczne wytłumaczenie jego rzeczywistych powodów. Tutaj mogę mówić o tym tylko bardzo pobieżnie. Zdaję sobie doskonale sprawę z tych trudności, jakie napotyka cudzoziemiec, w szczególności prawnik, wobec zagadnienia moskiewskiego procesu. Wierzyć w oficjalne oskarżenie, tj. w to, że stara gwardia bolszewików zmieniła się w faszystów, jest zupełną niemożliwością. Cały przebieg procesu to coś koszmarnego! Z drugiej strony, jest niezrozumiałe, w jakim celu sowiecki rząd potrzebował tej całej wielkiej fantasmagorii i jakimi środkami uzyskał on od podsądnych samooskarżenie się. Pozwólcie panowie zaznaczyć, że podchodzić do rozpatrywania moskiewskiego procesu ze zwykłymi kryteriami „zdrowego rozumu” nie można. Zdrowy rozum opiera się na zwykłym codziennym doświadczeniu w spokojnych, normalnych warunkach. Tymczasem Rosja przeszła największy w historii socjalny przewrót. Do uzyskania nowej wewnętrznej równowagi jeszcze daleko. Stosunki społeczne jak również ideały są jeszcze w stanie burzliwej fermentacji. Przede wszystkim panowie sędziowie i przysięgli, — trzeba zrozumieć zasadnicze sprzeczności szarpiące nasze życie publiczne ZSRR Celem rewolucji było stworzenie społeczeństwa bezklasowego tj. bez uprzywilejowanych i obdarowanych. Takie społeczeństwo nie potrzebuje nacisku państwa. Twórcy tego reżimu przypuszczali, że wszystkie funkcje społeczne będą wykonywane przez samorząd obywateli, bez zawodowej biurokracji, wywyższonej ponad społeczeństwo. Wskutek przyczyn historycznych, o których tu nie mogę mówić, obecna realna rzeczywista struktura sowieckiego społeczeństwa jest krańcowo sprzeczna z tym ideałem. Ponad naród wyrosła wszechwładna biurokracja. W jej rękach jest władza, ona rozporządza bogactwami kraju. Korzysta ona z niewiarogodnych przywilejów, rosnących z roku na rok. Sytuacja kliki rządzącej jest fałszywa w samej jej podstawie. Zmuszona też jest ukrywać swoje przywileje, okłamywać lud i maskować komunistycznymi frazesami takie stosunki i postępowanie, które nie mają nic wspólnego z komunizmem. Aparat biurokratyczny nie pozwala nikomu nazywać rzeczy po imieniu. Odwrotnie, żąda on od wszystkich razem i każdego z osobna stosowania umówionego „komunistycznego” języka służącego do zamaskowania prawdy. Tradycje partii zarówno jak i jej podstawowe hasła są w skrajnej sprzeczności z rzeczywistością. Rządząca oligarchia zmusza dlatego historyków, ekonomistów, socjologów, profesorów, nauczycieli, agitatorów, sędziów tak interpretować hasła i rzeczywistość, przeszłość i teraźniejszość, aby choć pozornie były one zgodne. Przymusowe kłamstwo przesyca całą oficjalną ideologię. Ludzie myślą jedno, a piszą i mówią co innego. Ponieważ rozdźwięk między słowem i czynem stale rośnie, najświętsze więc formuły trzeba zmieniać nieledwie co roku.

Jeśli panowie weźmiecie do ręki różne wydania tej samej książki, powiedzmy encyklopedii, to pokaże się, że o tych samych ludziach czy zjawiskach, w każdym nowym wydaniu są różne

Page 29: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  29  

oceny, albo coraz pochlebniejsze albo odwrotnie — coraz bardziej potępiające. Pod batem biurokracji tysiące ludzi wykony wuja systematyczną pracę „naukowego fałszowania” prawdy. Najmniejsza krytyka, najlżejsza nuta ideowego dysonansu traktowana jest jako najcięższe przestępstwo. Można stwierdzić bez przesady, że biurokracja na wskroś przesyciła polityczną atmosferę ZSRR duchem inkwizycji. Kłamstwo i fałsz stają się w ten sposób nie przygodnym środkiem walki z przeciwnikiem politycznym, a organicznie wynikają z niezdrowego stosunku biurokracji do społeczeństwa. Prasa „Kominternu”, którą panowie znacie, jest tylko cieniem opinii społecznej. Jednak prawda życia przypomina na każdym kroku o swym istnieniu, kompromituje cały fałsz i rehabilituje krytykę opozycji. W tym układzie środków i metod działania rząd moskiewski musi się uciekać do coraz drastyczniej szych metod dla obrony swej biurokracji. — Z początku opozycjonistów wykluczano z partii i usuwano z odpowiedzialniejszych stanowisk, następnie zaczęto ich deportować, potem — odsuwano ich od wszelkiej pracy. Rozpowszechniano o nich coraz potworniejsze oszczerstwa. — Ale artykuły ujawniające „przestępczą” pracę opozycji — dawno znudziły się wszystkim, dawno przestano im wierzyć. Koniecznością stały się sensacyjne procesy. Oskarżać opozycję tylko o krytykę samowładztwa biurokracji — byłoby pomaganiem opozycji. Zostało jedno — oskarżać ich o przestępstwa nie przeciw przywilejom naszej arystokracji, a przeciw interesom państwa i ludu. W każdym nowym procesie oskarżenia te przybierały coraz potworniejsze rozmiary,

W takich tylko warunkach politycznych — przy tej psychologii społeczeństwa możliwa była moskiewska parodia sądu. W procesie Zinowiewa biurokracja doszła do szczytu, nie, wybaczcie zmianę tej figury, ona najniżej upadla!

Proces przygotowywany był od dawna, a wiele wskazuje na to, że był on inscenizowany o kilka tygodni, a może i miesięcy wcześniej niż sądzili sami reżyserzy. Wrażenie, jakie wywarło najście tych panów (gest w stronę podsądnych) było nie na rękę Moskwie.

Prasa całego świata twierdziła, nie bezpodstawnie, o stosunkach norweskich nazi z Gestapo. Groziło śledztwo sądowe, na tle którego stosunki między mną i faszystami powinny były ujawnić się w całej ostrości. Należało za wszelką cenę zatuszować skutki tak nieudanej afery. Stalin zażądał niezwłocznie od GPU przyspieszenia moskiewskiego procesu. Jak widać z oficjalnych sprawozdań, najważniejsze „zeznania” wyciśnięte były z podsądnych w ostatnim tygodniu dochodzeń, bezpośrednio przed procesem między 7 i 14 sierpnia. Przy takim pospiechu trudno było uzyskać zgodność zeznań z faktami i między sobą. W dodatku reżyserzy zbyt byli pewni, że wszystkie luki oskarżenia zostaną z nadwyżką pokryte przez zeznania samych oskarżonych. I rzeczywiście, skoro wszyscy 16 oskarżonych przyznali się w tym, czy innym stopniu do udziału w zabójstwie Kirowa, lub w przygotowaniu innych morderstw, a niektórzy dodali do tego jeszcze stosunki z Gestapo, to po cóż prokurator ma obciążać się dobrowolnie szukaniem dowodów, lub usuwaniem sprzeczności i nielogiczności oskarżenia? Brak kontroli usypia uwagę, brak odpowiedzialności rodzi nadmierną pewność siebie. Prokurator Wyszyński jest nie tylko bez sumienia, ale także nieudolny. Dowody zastępuje on brutalnością. Jego akt oskarżenia oraz przemówienie — to stek sprzeczności. Nie mogę tutaj ani udowadniać ich, ani nawet wyliczać.

Mój starszy syn Lew Siedow, którego moskiewscy Borgiowie wplątali w tę sprawę, aby tą drogą związać z nią i mnie (przypuszczali widocznie, że synowi trudniej będzie w wielu wypadkach wykazać swoje alibi niż mnie) wydał niedawno w Paryżu „Czerwoną Księgę”, poświęconą moskiewskiemu procesowi. Na 120 stronach obrazuje i demaskuje on całkowitą bezpodstawność oskarżenia ze strony faktycznej, psychologicznej i politycznej. A tymczasem syn nie mógł wykorzystać nawet dziesiątej części dowodów, będących w moim posiadaniu

Page 30: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  30  

(pisma, dokumenty, zeznania świadków, pamiętniki). Przed obliczem każdego obiektywnego i otwartego sądu moskiewscy oskarżyciele byli by zdemaskowani jako fałszerze nie cofający się przed żadnym przestępstwem, jeśli chodzi o obronę interesów nowej kliki uprzywilejowanych.

W Zachodniej Europie znaleźli się prawnicy (wymienię Anglika Pritta i Francuza Rosenmarka), którzy opierając się na „pełności” samooskarżenia podsądnych, wystawili sprawiedliwości GPU świadectwo obiektywności. Ci adwokaci Stalina pożałują jeszcze swej przedwczesnej gorliwości, gdyż prawda nie tylko pokona wszystkie przeszkody, ale i skruszy po drodze wiele opinii... Panowie Prittowie okłamują opinię publiczną, przedstawiając sprawę jakoby 16 osób podejrzanych o przynależność do przestępczego związku, przyznało się w końcu do popełnianych przestępstw i jakoby ich zeznania, nie bacząc na brak dowodów, dały w swej całości przekonywający obraz przygotowania zabójstwa Kirowa i szeregu innych zamachów. W rzeczywistości poszczególni oskarżeni lub grupy ich z liczby 16 zupełnie nie byli w swojej przeszłości związani ze sobą sprawą Karowa, ani innymi „sprawami”. Z oficjalnych dokumentów wiadomo, że w związku ze sprawą o zabójstwo Kirowa zostało rozstrzelanych 104 domniemanych, „białogwardzistów” (wśród nich nie mało opozycjonistów), a następnie 14 rzeczywistych lub rzekomych członków grupy Nikołaj ewa, faktycznego zabójcy Kirowa. Nie bacząc na „szczerość” zeznań czternastu, żaden z nich nie wymienił ani jednego nazwiska późniejszych oskarżonych w procesie szesnastu. Sprawa Zinowiewa i Kamieniewa jest odrębnym dziełem Stalina, zbudowanym zupełnie bez związku z poprzednimi „kirowskimi” procesami. „Zeznania” szesnastu, uzyskane w kilku etapach, zupełnie nie dają obrazu czyjejkolwiek akcji terrorystycznej. Przeciwnie, pod kierownictwem oskarżyciela publicznego, podsądni skrupulatnie omijają wszystkie konkretne stosunki, okresy czasu i miejsca...

Przedstawiono mi tu oficjalne moskiewskie sprawozdanie z sądu Ależ przecież ta książka jest najstraszliwszym dowodem przeciw organizatorom fałszerstwa sądowego! Podsądni na każdej stronicy histerycznie wołają o swych przestępstwach, ale nie mogą literalnie nic o nich opowiedzieć. Panowie sędziowie, oni nie mają nic do opowiedzenia! Oni nie popełnili żadnego przestępstwa. Ich zeznania miały tylko pomóc rządzącym szczytom do rozprawienia się z wrogami, a w ich liczbie i ze mną, „wrogiem” nr 1...

Ale jakiż cel mieli podsądni obarczać się niepopełnionymi przestępstwami i kroczyć tą drogą do zguby? — sprzeciwiają się adwokaci GPU Nieuczciwy to sprzeciw w swej istocie! Czyż podsądni nie przymuszeni, z własnej woli, poczynili te zeznania? Nie! Ich w ciągu wielu lat trzymali pod terrorem, zwiększając nacisk coraz bardziej i, koniec końców nie dali nieszczęśliwym, zmiażdżonym ludziom, innej nadziei ratunku oprócz bezwarunkowego poddania się, oprócz histerycznej gotowości wypowiadać wszystkie słowa i wykonywać wszystkie gesty, które im dyktował oprawca! Wytrzymałość systemu nerwowego człowieka jest ograniczona! Aby doprowadzić podsądnych do tego stanu, w którym tylko w niepoczytalnych oszczerstwach rzucanych na samych siebie mogli widzieć drogę ratunku, GPU nie potrzebowało nawet uciekać się do fizycznych tortur lub specjalnych leków: wystarczały te moralne uderzenia, szarpanina i poniżenie, które główni oskarżeni i ich rodziny musieli znosić w ciągu 10, a niektórzy 13 lat. Koszmarne w treści i formie „przyznania się” tylko wówczas mogą być zrozumiane, jeśli nie zapomni się ani na chwilę, że ciż sami podsądni kajali się już wiele razy i składali szczere zeznania w poprzednich latach: przed komisjami kontrolnymi partii, na publicznych miejscach, w prasie, znów przed kontrolnymi komisjami, w końcu — na ławie oskarżonych. W poprzednich wyznaniach grzechów wszyscy oni zeznawali to, co od nich żądano. Początkowo dotyczyło to spraw programowych. Opozycja długo walczyła o uprzemysłowienie i kolektywizację. Gdy rządząca oligarchia zmuszona była, po długim uporze,

Page 31: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  31  

wejść na drogę wskazywaną przez opozycję, teraz oskarżyła opozycję o sprzeciwianie się uprzemysłowieniu i kolektywizacji. W tej przewrotności tkwi cała istota stalinizmu! Od tych opozycjonistów, którzy chcieli wrócić do partii, żądano odtąd kategorycznego uznania swego „błędu”, który w istocie rzeczy był błędem biurokracji. Sama możliwość tego rodzaju jezuityzmu, tłumaczy się tym, że poglądy opozycji znane były tylko tysiącom ludzi, głównie — szczytom partii, a nie masom ludowym, gdyż biurokracja żelazną ręką przeszkadzała rozpowszechnianiu literatury opozycyjnej. Między kajającymi się opozycjonistami a urzędnikami kontrolnych komisji, a w rzeczywistości organami GPU, toczyły się długie, zakulisowe targi: jaki „błąd” i w jakiej formie mają wyznać. Koniec końców zwyciężali zawsze jezuici komisji. Wśród szczytów partii wszyscy doskonale wiedzieli, że dokumenty pokutne nie mają najmniejszej wartości moralnej, ich zaś jedynym celem było umacnianie w masach dogmatu nieomylności wodzów. W następnych fazach walki o własne jedynowładztwo biurokracja żądała od tych samych osób, które dawno już poddały się, tj. wyrzekły jakiejkolwiek krytyki, coraz nowych, bardziej ostrych — poniżających zeznań. Przy najlżejszym sprzeciwie ofiary inkwizytor odpowiadał: „A więc wszystkie wasze poprzednie wyznania błędów były nieszczere, a więc nie chcecie pomóc partii w walce z wrogami, a więc znów stajecie po drugiej stronie barykady!” Cóż pozostawało kapitulantom, tj. dobrowolnie oczerniającym się opozycjonistom? Upierać się przy swoim? Za późno! Już byli mocno oplatani siecią fałszu. Na drogę opozycji wrócić nie mogli. Opozycja już by im nie uwierzyła. A w dodatku sami już wyzbyli się woli politycznej. Przy duszeni wagą poprzednich wyznań błędów, pod grozą nowych ataków, nie tylko na nich ale i na członków ich rodzin, za każdym razem padali na kolana przed nowymi aktami policyjnego szantażu, staczając się coraz niżej i niżej.

W czasie pierwszego procesu Zinowiewa-Kamieniewa, w styczniu 1935 r., podsądni po ciężkich moralnych torturach, zgodzili się przyznać, że na nich jako byłych opozycjonistów spada moralna odpowiedzialność za akty terrorystyczne. To stwierdzenie wykorzystało natychmiast GPU jako punkt wyjścia do dalszego szantażu. Prasa oficjalna, — wówczas już na sygnał Stalina, zażądała wyroków śmierci. GPU urządzało przed gmachem sądu demonstracje z okrzykami: „Śmierć mordercom!” Tak przygotowywano podsądnych do nowych zeznań. Kamieniew bronił się dłużej od Zinowiewa. Dla niego był zaaranżowany 27 lipca 1935 r. nowy proces, przy drzwiach zamkniętych, aby go uprzedzić, że jedyną nadzieją, lub cieniem nadziei ocalenia jest tylko oświadczenie wszystkiego tego, co będzie potrzebne rządowi. Oderwany od świata zewnętrznego, bez przekonania, bez obrony, bez iskry nadziei, Kamieniew pozwolił się złamać ostatecznie. A tych oskarżonych, którzy i w tych nadludzkich torturach walczyli do ostatka o resztki swej ludzkiej godności, GPU rozstrzeliwało jednego po drugim, bez sądu, bez rozgłosu. Takimi to metodami Stalin „dobierał” i „wychowywał” podsądnych do ostatniego moskiewskiego procesu. To jest prawda życia, panowie sędziowie i przysięgli! Reszta — to oszustwo i kłamstwo. Na cóż to wszystko — zapytacie? Dla zduszenia wszelkiej opozycji, wszelkiej krytyki, dla demoralizacji i oplwania wszystkiego i wszystkich, co ośmielą się sprzeciwiać biurokracji lub odmawiają piać jej hymny pochwalne. Nie na ostatnim również planie stała w tej szatańskiej pracy osobista walka ze mną. Ale tu znów muszę się cofnąć wstecz. W 1928 r. po pierwszych wielkich aresztach w łonie partii, biurokracja jeszcze nie śmiała myśleć o fizycznej rozprawie z przywódcami opozycji. Nie mogła również marzyć o tym, abym ja skapitulował. Z miejsca mego zesłania nadal kierowałem walką. Klika rządząca nie znalazła w końcu innego rozwiązania jak tylko wysłać mnie za granicę. Na posiedzeniu „Politbiura” (z którego sprawozdanie, dostarczyli mi moi przyjaciele, co natychmiast opublikowałem) Stalin mówił: „Za granicą Trocki, izolowany, poczuje się zmuszony współpracować z prasą

Page 32: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  32  

burżuazyjną, wówczas będziemy go kompromitować; socjaldemokracja zacznie go bronić, my zaś zedrzemy z niego nimb w oczach światowego proletariatu. Jeśli Trocki wystąpi z rewelacjami, wówczas ogłosimy go jako zdrajcę”. Ten podstępny plan był jednak krótkowzroczny. Stalin nie docenił potęgi i znaczenia idei. Za granicą wydałem szereg książek, według których wychowuje się młodzież. We wszystkich krajach powstały zwarte grupy moich współwyznawców. Powstały periodyki na podstawie bronionego przeze mnie programu. Niedawno odbyła się międzynarodowa konferencja organizacji stojących przy hasłach IV Międzynarodówki. Pomimo napaści wrogów ruch ten stale się wzmaga. Odwrotnie — w łonie Kominternu panuje niewiara i rozbicie. Tymczasem bez międzynarodowego autorytetu Stalin nie mógł by utrzymać w rękach władzy nad biurokracją, a przez nią i nad ludem. Rozwój Czwartej Międzynarodówki jest dla Stalina groźnym niebezpieczeństwem, odgłosy którego coraz bardziej, coraz częściej dochodzą do ZSRR Do tego należy dodać śmiertelną obawę rządzącej kliki, przed niewygasłymi dotąd tradycjami rewolucji październikowej, które niezmiennie kierują się przeciwko nowej uprzywilejowanej kaście. Wszystko to tłumaczy wyraźnie przyczyny, dla których Stalin i jego grupa ani na chwilę nie przerywają osobistej walki ze mną. Każdy, kto się „kajał” w ciągu ubiegłych 13 lat, musiał złożyć jakieś „oświadczenie” przeciw mnie. Takich oświadczeń indywidualnych i zbiorowych naliczyć można wiele dziesiątków tysięcy. Bez potępienia Trockiego, bez zwykłego nawet oszczerstwa rzuconego na Trockiego, były opozycjonista nie mógł nawet myśleć o powrocie do partii lub choćby o kawałku chleba, przy czym z roku na rok te oświadczenia stawały się coraz bardziej poniżające, demaskowania zaś Trockiego coraz bardziej kłamliwe i ordynarne. Na tych wzorach wychowywali się tak przyszli podsądni, jak i przyszli oskarżycieli i sędziowie. Przecież i oni doprowadzeni zostali do obecnego stadium demoralizacji stopniowo, krok za krokiem. Odpowiedzialnym za tę demoralizację — znów wyrażam ubolewanie, że mogę to głosić tylko przy drzwiach zamkniętych — jest Stalin!

Ostatni proces nie spadł z nieba — o nie! Stanowi on resumé długiego szeregu fałszywych aktów skruchy, skierowanych przeciwko mnie. Gdy tylko Stalin zrozumiał błąd popełniony przez deportowanie mnie za granicę, natychmiast postarał się „naprawić” go właściwymi mu metodami. Fałsz sądowy, który tak zaskoczył opinię publiczną, był w rzeczywistości tylko jednym z ogniw długiego łańcucha... Był od dawna do przewidzenia...

Podwaliną ostatniego procesu jest oskarżenie mnie o organizowanie aktów terrorystycznych. Co do mnie panowie sędziowie i przysięgli, to nie cofnął bym się przed propagowaniem terroru indywidualnego i przed zastosowaniem go, gdybym uwierzył, że tą drogą posunę naprzód dzieło uwolnienia ludzkości. Wrogowie oskarżali i prześladowali mnie wielokrotnie za te myśli i idee, które głosiłem; ostatni w tym szeregu staje rząd norweski. Ale nikt jeszcze nie oskarżał mnie o ukrywanie swych poglądów. Jeśli niezmiennie przeciwstawiam się indywidualnemu terrorowi i to nie od wczoraj, lecz od pierwszych dni mojej działalności rewolucyjnej, to dlatego, że uważam tę metodę działania nie tylko za bezskuteczną ale i zgubną dla ruchu robotniczego.

W Rosji działały dwie całemu światu znane partie terrorystyczne: Narodnaja Wola i Socjaliści-rewolucjoniści. My, rosyjscy marksiści, jesteśmy partią mas, trwającą w nieprzejednanej walce z terrorem indywidualnym. Naszym głównym argumentem było, że droga terroru bardziej demoralizuje partię rewolucyjną niż aparat państwowy.

Nie na darmo obecna bonapartystowska biurokracja ZSRR z zapałem wyszukuje akty terroru, aby podrzucić je swym wrogom politycznym. Zabójstwo Kirowa ani na chwilę nie wstrząsnęło władzą biurokracji; przeciwnie dało jej pożądaną okazję do zniszczenia setek niewygodnych dla niej ludzi, do obrzucenia błotem wrogów politycznych i wsączenia zwątpienia i rozterki w

Page 33: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  33  

świadomość świata pracy. — Wyniki wybryku Nikołajewa — jak było do przewidzenia — całkowicie stwierdziły starą moskiewską ocenę terroru, której jestem wierny w ciągu czterech dziesiątków lat i, której nie mam teraz zamiaru porzucać!

Jeśli terrorystyczne tendencje wybuchają w poszczególnych grupach sowieckiej młodzieży, to nie jako skutek politycznej działalności opozycji, a jako wynik jej zniszczenia, zduszenia każdej myśli protestu, a w rezultacie beznadziejności i rozpaczy. GPU chciwie chwyta każdy przebłysk terrorystycznego nastawienia, kultywuje go i natychmiast stwarza coś na podobieństwo tajnej organizacji, w której agenci-prowokatorzy osaczają nieszczęsnego terrorystę ze wszystkich stron. Tak było z Nikołajewem. Nawet z oficjalnych danych, jeśli je uważnie zestawić, niezbicie wynika, że Jagoda, Stalin, a nawet sam Kirów — doskonale wiedzieli o zamierzanym w Leningradzie akcie terrorystycznym. Zadanie GPU polegało na tym, aby zaplątać w tę sprawę przywódców opozycji, potem zdemaskować spisek w przeddzień zamachu i zebrać polityczne skutki. Czy sam Nikołajew był ajentem GPU? Czy prowadził on jednocześnie grę na dwa fronty? Tego nie wiem. W każdym razie strzał z jego ręki padł wcześniej nim Stalin i Jagoda zdążyli wplątać w to swych politycznych wrogów.

Tylko na podstawie oficjalnych publikacji, jeszcze w początku 1935 r. w specjalnie wydanej broszurce („Zabójstwo Kirowa i sowiecka biurokracja”) odsłoniłem prowokacyjną rolę GPU w zabójstwie Kirowa. Wtedy również pisałem, że niepowodzenie tej roboty, opłacone życiem Kirowa, nie powstrzyma Stalina, a przeciwnie, popchnie go do zmontowania nowej, jeszcze potężniejszej tragifarsy. Aby to przewidzieć, doprawdy nie trzeba było być prorokiem, wystarczyło tylko znać warunki, fakty i ludzi.

Z zabójstwa Kirowa, jak już powiedziałem, GPU wykorzystało jedno: przyznanie się wszystkich oskarżonych, pod lufą rewolweru — do „moralnej odpowiedzialności za czyn Nikołajewa. Na nic większego nie byli przygotowani ani oskarżeni, ani opinia społeczna ani sam rząd. Ale co się odwlecze — to nie uciecze. Stalin twardo postanowił zamienić zwłoki Kirowa na nieprzemijający kapitał. GPU co jakiś czas wyciąga trupa Kirowa jako temat nowych oskarżeń dla zdobycia nowych oświadczeń, kajania się i nowych rozstrzeliwań. Po nowym półtorarocznym „psychologicznym przygotowaniu”, w ciągu którego wszyscy wybitniejsi oskarżeni siedzieli w więzieniu, GPU postawiło im ultimatum: pomóc rządowi postawić Trockiego w stan oskarżenia o terror. Właściwie tak i tylko tak była stawiana sprawa podczas śledztwa poprzedzającego proces 16. „Wy już nie jesteście dla nas groźni — tak mniej więcej mówili agenci Stalina do Kamieniewa, Zinowojewa i innych więźniów — „sami to wiecie”. Ale Trocki nie poddał się. On toczy z nami walkę w skali międzynarodowej. Tymczasem zbliża się wojna (bonapartyści zawsze grają na strunach patriotyzmu). Musimy skończyć z Trockim za wszelką cenę możliwie najprędzej. Trzeba go skompromitować, związać z terrorem, z Gestapo. „Ależ w to nikt nie uwierzy!” — zapewne odpowiadali wieczni podsądni; „narazimy na szwank tylko siebie, ale nie skompromitujemy Trockiego”. Właśnie po tej linii szły targi między GPU a jego więźniami. Niektórych niezłomnych kandydatów na podsądnych, GPU rozstrzelało bez sądu, aby wykazać pozostałym, że są w położeniu bez wyjścia. „Uwierzy kto, czy nie uwierzy” — tak mniej więcej tłumaczyć mogli sędziowie śledczy — to nie nasza sprawa, wyście powinni dowieść, że wszystkie wasze poprzednie zeznania były obłudą, że wy rzeczywiście jesteście oddani partii (tj. kaście rządzącej) i gotowi jesteście do wszelkich dla niej ofiar”. Jeśli inkwizytorzy chcieli być szczerzy (a w czterech ścianach nie mieli powodów do krępowania się) to mogli jeszcze dodać: „czy uwierzą wtajemniczeni, nie bardzo nam już na tym zależy, ale niewielu z nich odważy się protestować! Zaprzeczenia faszystów będą nam na rękę. Demokracja? Będzie milczała. Francuska i czeska demokracja nabierze wody w usta ze

Page 34: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  34  

względów patriotycznych. Leon Blum zależy od komunistów, a to bractwo zrobi co im każemy. Przyjaciele ZSRR? Ci też przełkną wszystko, choćby dlatego, aby nie przyznać się do swego

zaślepienia. Dla wszechświatowej burżuazji, która zna Trockiego jako głosiciela permanentnej rewolucji, nie ma celu bronić go przeciw nam.

„Prasa Czwartej Międzynarodówki jeszcze jest za słaba. Do mas zatem dojdzie to, co powiemy my, a nie to co powie Trocki”. Takie były rachuby Stalina i w tych rachubach nie wszystko było fałszem. W rezultacie podsądni znów skapitulowali i podjęli wyznaczone im tragiczne i hańbiące role.

Jednakże nie wszyscy podsądni zgodzili się oświadczyć wszystko to czego od nich wymagano. Właśnie stopniowanie wyrazów skruchy poszczególnych oskarżonych świadczy o tej wspaniałej walce, jaka toczyła się za kulisami procesu. Pomijam tu tych podejrzanych młodzieńców, którymi rzekomo kierowałem z zagranicy, ale o których w rzeczywistości nic nie wiedziałem do czasu procesu. Ze starych rewolucjonistów nikt nie przyznał się do konszachtów z Gestapo, GPU nie było w stanie doprowadzić ich do tego stopnia samooskarżenia. Smirnow i Holcman, ponadto, całkowicie zaprzeczyli jakoby brali udział w akcji terrorystycznej. Ale wszyscy 16 oskarżonych, wszyscy bez wyjątku zeznali, że Trocki z zagranicy nawoływał do zabójstw, dawał terrorystyczne instrukcje, a nawet nasyłał wykonawców. Zatem mój „udział” w terrorze, staje się w ten sposób współczynnikiem wszystkich zeznań. Od tego minimum GPU nie odstąpiło. Tylko w zamian za to minimum dawało nadzieję ocalenia życia. Tak przedstawia się przed naszymi oczami rzeczywisty cel tego -fałszu. Sekretarz Drugiej Międzynarodówki Fryderyk Adler, mój stary i nieprzejednany przeciwnik polityczny, pisze na temat moskiewskiego procesu: „praktyczny cel całej akcji jest najbardziej hańbiącym rozdziałem całego procesu. Idzie tu o próbę pozbawienia Trockiego prawa azylu w Norwegii, o rozpętanie na niego nagonki, która pozbawiła by go możności istnienia na całej kuli ziemskiej...”.

Rozpatrzmy panowie sędziowie i przysięgli ten ogólny współczynnik zeznań, tak jak uwypuklił się w zeznaniach oskarżonego Holcmana, podstawowego świadka oskarżenia mnie i mego syna. W listopadzie 1932 r. Holcman, według jego oświadczenia, przybył do Kopenhagi dla spotkania się, ze mną. W holu hotelu Bristol spotkał mego syna, który zaprowadził go do mnie. W długiej rozmowie przedstawiłem Holcmanowi terrorystyczny program. Bodajże to jedyne zeznanie zawierające konkretne warunki czasu i miejsca. A ponieważ Holcman uporczywie odmawiał przyznania się do konszachtów z Gestapo i udziału w akcji terrorystycznej, to jego opowiastka o spotkaniu w Kopenhadze może wydać się czytelnikowi najbardziej wiarygodnym i poważnym elementem ze wszystkich zeznań w tym procesie. Ale jak było w rzeczywistości?

Holcman nigdy nie był u mnie ani w Kopenhadze, ani gdzie indziej. Syn mój nie przyjeżdżał do Kopenhagi w czasie mego pobytu i w ogóle nigdy nie był w Danii. W końcu — hotel Bristol, gdzie jakoby odbyło się spotkanie Holcmana z synem w 1932 r., został zburzony jeszcze w roku 1917! Dzięki wyjątkowo szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (wizyty, depesze, świadkowie itd.) wszystkie materialne dowody opowiadania Holcmana, tego najoględniejszego w swych zeznaniach podsądnego, tracą najlepsze cechy prawdopodobieństwa. A podkreślam, że zeznania Holcmana nie są wyjątkiem. Wszystkie pozostałe „zeznania” są tak samo zbudowane. Wszystko to jest zdemaskowane w „Czerwonej księdze” mego syna, który przygotowuje dalszą serię rewelacji. Ja również mógłbym dawno już przedstawić prasie, opinii społecznej, obiektywnej komisji śledczej lub niezależnemu sądowi szereg faktów, dokumentów, świadectw, politycznych i psychologicznych rozumowań, które doszczętnie rozsadzą cały fundament moskiewskiego montażu. Ale mam związane ręce. Rząd norweski zmienił azyl w pułapkę. W momencie gdy

Page 35: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  35  

GPU zwaliło na mnie wyjątkowo nikczemne oskarżenie, rząd tego kraju wziął mnie pod klucz, izolując od świata.

Tu muszę opowiedzieć drobny epizod wiążący się z moją obecną sytuacją. W lecie bieżącego roku na parę tygodni przed ukazaniem się zapowiedzi moskiewskiego procesu, norweski minister spraw zagranicznych Koht wyjechał jako gość do Moskwy, gdzie był podejmowany demonstracyjnie uroczyście. Zacząłem o tym rozmowę z moim gospodarzem, redaktorem Konradem Knudsenem, który już był tu przesłuchiwany jako świadek. Wiadomo panom, że pomimo wielkiej różnicy w poglądach politycznych łączą nas bardzo przyjacielskie stosunki. Unikamy zasadniczych politycznych dyskusji, poruszając tematy polityczne tylko dla wzajemnej informacji. „Wie pan, zapytałem go w żartobliwej formie, dlaczego Kohta tak przyjaźnie podejmują w Moskwie?” No? Sprawa toczy się o moją głowę. Jak to? Moskwa mówi lub inspiruje Kohtowi: „my będziemy kontraktowali wasze statki handlowe i kupowali wasze śledzie pod jednym warunkiem: jeśli sprzedacie nam Trockiego”.

Knudsen, gorący patriota swej partii poczuł się tym dotknięty. Czyż pan sądzi, odpowiedział z goryczą, że my będziemy handlowali zasadami?

„Kochany Knudsen,— zaprzeczyłem: przecież ja nie mówię, że norweski rząd zamierza mnie sprzedać; ja tylko twierdzę, że Kreml chce mnie kupić...” Przytaczając tu tę krótką rozmowę, nie mówię, że między Litwinowem i Kohtem toczyły się szczere rozmowy na temat kupna — sprzedaży. Czuję się w obowiązku podkreślić, że w mojej sprawie, podczas kampanii wyborczej, minister Koht zajmował lepsze stanowisko niż inni ministrowie. Było dla mnie jasne, że Kreml prowadził w Norwegii okrążającą dyplomatyczną i gospodarczą akcję na wielką skalę. Cel tej akcji przygotowawczej stał się jasny dla wszystkich po wybuchu, jakim był moskiewski proces. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że kampania norweskiej prasy reakcyjnej czerpała natchnienie z moskiewskich źródeł. Przy pomocy różnych pośredników GPU zaopatrywało reakcyjne pisma w moje „nielojalne” artykuły. Przez swych agentów z norweskiej sekcji Kominternu rozpuszczano niepokojące pogłoski i plotki. Zadaniem ich było wytworzyć w kraju w przededniu wyborów atmosferę niepokoju, nastraszyć rząd i w ten sposób przygotować go do ustępstwa przed ultimatum Moskwy. Czerpiący natchnienie z sowieckiego poselstwa norwescy szafarze sprawiedliwości i inni zainteresowani kapitaliści wymagali od rządu natychmiastowego załatwienia mojej sprawy, grożąc w przeciwnym wypadku wzrostem bezrobocia w kraju.

Rząd ze swej strony niczego tak nie pragnął jak poddania się na łaskę Moskwy, do czego szukał tylko powodu. Aby zamaskować swą kapitulację, rząd, bez najmniejszego prawa i podstawy, oskarżył mnie o złamanie podpisanych przeze mnie warunków.

W rzeczywistości przez aresztowanie mnie rząd chciał poprawić bilans handlowy Norwegii. Jako szczególnie nielojalne należy uznać zachowanie się ministra sprawiedliwości. W

przeddzień internowania niespodziewanie zatelefonował do mnie. Całe obejście już było okupowane przez policję. Głos ministra był słodszy od miodu: otrzymałem list pana, mówił — i uważam, że jest w nim wiele słuszności. O jedno tylko proszę: niech pan nie daje swego listu prasie, niech pan nie odpowiada w ogóle na dzisiejszą decyzję rządu. Dziś będzie posiedzenie rady ministrów i, mam nadzieję, zmiana decyzji”. —…„Ma się rozumieć, odrzekłem, wstrzymam się do ostatecznej decyzji”. — Następnego dnia zostałem aresztowany, moich sekretarzy zrewidowano, przy czym jako pierwsze odebrano im pięć odpisów mego listu, w którym przypomniałem ministrowi sprawiedliwości o jego udziale w politycznym wywiadzie ze mną. Pan minister bardzo się obawiał, że ujawnienie tego faktu może bardzo zaszkodzić jego szansom wyborczym. Tak przedstawia się wasz stróż prawa! — …

Rząd sowiecki, jak panom wiadomo, nie ośmielił się podjąć sprawy wydania mnie ani przed

Page 36: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  36  

procesem, ani po jego zakończeniu. Czyż mogło być inaczej? Żądanie wydania mnie musiał by rząd sowiecki umotywować przed norweskimi władzami, czyli narazić się na międzynarodową hańbę i wstyd. Nie zostawało mi więc nic innego jak pociągnąć do odpowiedzialności sądowej norweskich „komunistów” i faszystów, którzy powtarzali moskiewskie oszczerstwo.

Jeszcze w dzień internowania minister sprawiedliwości oświadczył mi: „naturalnie, pan będzie miał możność obrony przed postawionymi panu oskarżeniami”. Ale czyny ministra sprawiedliwości są sprzeczne z jego słowami. Swymi wyjątkowymi prawami skierowanymi przeciw mnie rząd norweski oświadczył wszystkim oszczercom: „możecie odtąd zupełnie bez przeszkód rzucać oszczerstwa na Trockiego we wszystkich prawie częściach świata, myśmy go skrępowali i nie pozwolimy mu bronić się!”

Panowie sędziowie i przysięgli! Powołaliście mnie tutaj w charakterze świadka w sprawie o najście na moje mieszkanie. Rząd uprzejmie sprowadził mnie tutaj pod solidnym policyjnym konwojem. A równocześnie, w sprawie o kra dzież moich archiwów w Paryżu, ten sam rząd skonfiskował moje zeznania, przeznaczone dla francuskiego sędziego śledczego. Skąd ta róż nica? Czy nie dlatego, że w jednym wypadku sprawa idzie o norweskich faszystów, których rząd uważa za swych przeciwników, a w drugim — o gangsterów GPU, których rząd zalicza do swych przyjaciół? Ja oskarżam norweski rząd o zdeptanie elementarnych podstaw prawa. Proces 16 rozpoczyna całą serię podobnych procesów, w których idzie gra o osobisty honor i los nie tylko mój i członków mojej rodziny, ale i setek innych osób. Jak można zabraniać mnie, głównemu oskarżonemu i jednemu z najbardziej wtajemniczonych świadków, wypowiedzieć to co wiem? Przecież to świadomie złośliwe utrudnianie wyjaśnienia prawdy! Kto przy pomocy gróźb lub przemocy przeszkadza świadkowi wypowiedzieć prawdę, ten popełnia przestępstwo, które, wierzę w to, jest surowo karane przez prawa norweskie. Jest zupełnie prawdopodobne, że w wyniku moich zeznań w tej sali złożonych, minister sprawiedliwości ucieknie się do nowych przeciw mnie represji; możliwości samowoli są nieograniczone. Ale przyrzekłem mówić panom prawdę i w dodatku całą prawdę! Przyrzeczenia dotrzymałem!

Przewodniczący zapytuje, czy strony mają jeszcze zapytania dla świadka. Nie ma ich. Przewodniczący (zwracając się do świadka): — Czy pan zgodzi się stwierdzić przysięgą

wszystko to, co pan zeznał? — Nie mogę złożyć przysięgi religijnej, ponieważ nie należę do żadnego wyznania, ale

rozumiem dobrze znaczenie wszystkiego tego co tu zeznałem i gotów jestem złożyć przysięgę obywatelską (cywilną), tj. ponieść prawną odpowiedzialność za wypowiedziane tu każde słowo.

Obecni powstają. Świadek z wzniesioną ręką powtarza rotę przysięgi, po czym, w towarzystwie policjantów opuszcza salę sądu i odjeżdża do Sundby — miejsca internowania.

Page 37: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  37  

POPRZEZ OCEANY

Page 38: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  38  

WYJAZD Z NORWEGII

Dnia 28 grudnia 1936. Niniejszy rozdział piszę na pokładzie norweskiego ropą opalonego statku Ruth, kierującego się z Oslo w jeden z meksykańskich portów, ale jaki jeszcze nie wiadomo. Wczoraj minęliśmy wyspy Azory. Pierwsze dni podróży morze było niespokojne tak, że pisać było trudno. Wykorzystywałem więc czas, aby z całym zapałem czytać o Meksyku: nasza planeta tak mała, a tak mało o niej wiemy! Po wyjściu z zatoki, Ruth skręcił na południowy-zachód; ocean uspakajał się coraz to bardziej. Wreszcie można było zająć się bez przeszkód uporządkowaniem moich notatek dotyczących pobytu w Norwegii i mych zeznań przed sądem. Tak minęły pierwsze osiem dni, a więc głównie w naprężonej pracy i zgadywaniu przyszłości jaką Meksyk nam przyniesie.

Przed nami było jeszcze z górą 12 dni drogi. Towarzyszył nam oficer norweski Jonas Lie, który w swoim czasie przebywał na terenach Saary z polecenia Ligi Narodów. Przy stole siadało nas cztery osoby: kapitan, oficer policyjny i my z żoną. Innych pasażerów na statku nie było w ogóle. Morze jak na tę porę roku nadspodziewanie przychylne. Poza nami zostały cztery miesiące niewoli.

Przed nami — ocean i niewiadome. Na pokładzie statku nadal jeszcze znajdujemy się pod „ochroną” norweskiej flagi — to znaczy w charakterze aresztowanych. Nie mamy prawa korzystać z radiotelegrafu. Rewolwery nasze pozostają na przechowaniu oficera policji, naszego towarzysza table d'hote. Warunki wysadzenia nas na ląd ustalają się bez naszej wiedzy za pośrednictwem radia. Rząd socjalistyczny nie lubi żartować, gdy chodzi o zasadę... internowania!

Podczas ostatnich wyborów, jakie odbyły się tuż przed naszym wyjazdem, partia robotnicza uzyskała znaczny przyrost głosów. Konrad Knudsen, przeciwko któremu zblokowały się wszystkie partie burżuazyjne jako przeciwko mojemu „współtowarzyszowi” i którego nawet własna partia nie broniła przed napaściami, został wybrany przeważającą większością. W tym akcie był pośredni wyraz zaufania dla mej osoby... Rząd uzyskawszy podtrzymanie ze strony ludności, która głosowała przeciwko reakcyjnym zakusom na prawo azylu, oczywiście jak należy przypuszczać, zdecydował się całkowicie podeptać to prawo idąc na rękę reakcji. Już taki jest mechanizm parlamentarny, może wyzyskiwać różne qui pro quo — zachodzące w stosunkach pomiędzy wyborcami a wybranymi.

Norwegowie słusznie dumni są z Ibsena, jako ze swego poety narodowego. Trzydzieści pięć lat temu Ibsen był moją namiętnością literacką. Jemu właśnie poświęciłem jedną z pierwszych moich krytyk. W demokratycznym więzieniu, w kraju ojczystym tego poety, ponownie rozczytywałem się w ibsenowskich dramatach. Wiele wydaje się dziś staromodne i naiwne. Ale czy wielu jest poetów, którzy wytrzymali całkowicie egzamin czasu? Cała historia do 1914 roku wygląda dziś po prostacku i prowincjonalnie. W ogólnym jednak ujęciu Ibsen dla mnie pozostał świeży, i w tej swojej północnej czerstwości — pociągający. Ze szczególnym zadowoleniem czytałem ponownie „Wroga ludu”. Nienawiść Ibsena do protestanckiej gruboskórności, zatęchłej tępoty i narodowej podejrzliwości — stała się dla mnie jakaś bardziej zrozumiała i bliska, gdy zapoznałem się z pierwszym socjalistycznym rządem kraju ojczystego poety.

— „Ibsena można rozmaicie tłumaczyć”! — bronił się minister sprawiedliwości, podczas jednej nieoczekiwanej wizyty w Sundby.

— Jakby go nie tłumaczyć — Ibsen zawsze mówi przeciwko wam. Pamięta pan burmistrza Stockmana...

— A co pan myśli, że to ja?

Page 39: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  39  

— W najlepszym dla was wypadku, panie ministrze: Wasz rząd posiada wszystkie wady rządów burżuazyjnych, natomiast pozbawiony jest ich dostojeństwa.

Pomijając literacką przyprawę, nasze rozmowy nie odznaczały się wielką kurtuazją. Gdy dr Stockman, brat burmistrza, doszedł do przekonania, że rozkwit ojczystego miasta opiera się na trujących źródłach mineralnych, burmistrz wygnał go ze służby, gazety zostały dla niego uniedostępnione, współobywatele uznali go za wroga ludu. „Jeszcze zobaczymy — krzyknął doktor — jak długo sił starczy podłości i tchórzostwu, aby zamknąć wolnemu uczciwemu człowiekowi usta!”

Miałem więc rację powoływać się na ten cytat ibsenowski, gdy los mnie sprzęgną! z socjalistycznymi kajdaniarzami.

— Popełniliśmy głupstwo dając Panu wizę — oświadczył mi bezceremonialnie minister sprawiedliwości — w połowie grudnia.

— I tę głupotę Pan chce poprawić za pomocą przestępstwa? — odrzekłem otwarcie na jego szczerość. Pan działa na mnie tak samo jak Noske i Scheidemann na Karola Liebknechta i Różę Luksemburg. Torujecie tylko drogę dla faszyzmu. Jeśli robotnicy Hiszpanii i Francji nie wybawią was, to pan i pańscy koledzy będziecie za kilka lat emigrantami podobnie jak wasi poprzednicy, niemieccy socjaldemokraci.

Wszystko to prawda. — Ale klucz od naszego więzienia pozostawał w rękach burmistrza Stockmanna.

Nie miałem wielkich nadziei znaleźć nowego miejsca pobytu azylanta w jakimś innym kraju. Demokratyczne państwa odgraniczają się od niebezpieczeństwa dyktatur tym, że przyswajają sobie niektóre najgorsze strony tych ostatnich. Dla rewolucjonistów „prawo” azylu dawno już zamieniło się z prawa na kwestię łaski. Do tego doszły jeszcze: proces moskiewski i izolowanie w Norwegii!

Nie trudno pojąć z jak wielką radością powitaliśmy z żoną depeszę nadaną z Nowego Świata, zawiadamiającą nas o gotowości rządu meksykańskiego użyczenia nam gościny. A więc przecież znalazło się wyjście: i z Norwegii i z matni.

Powracając z sądu oświadczyłem eskortującemu mnie oficerowi policji: — Proszę zameldować swym władzom, że oboje z żoną jesteśmy gotowi opuścić

Norwegię jak można najrychlej. Zanim jednak zwrócę się z prośbą o wizę, chcę zabezpieczyć sobie warunki przejazdu. Jeszcze muszę poradzić się co do tego z przyjaciółmi: posłem Konradem Knudsenem, dyrektorem narodowego teatru w Oslo Haakon Meyerem, i niemieckim emigrantem Walterem Heldem. Przy ich pomocy znajdę ochronę osobistą i zabezpieczę całość mego archiwum.

Minister sprawiedliwości, który następnego dnia przybył do Sundby w towarzystwie trzech wyższych urzędników, był najwidoczniej oburzony radykalizmem moich wymagań.

— Nawet w carskich więzieniach — oświadczyłem — dawano zesłanym więźniom możność zobaczenia się z rodziną i przyjaciółmi celem uregulowania swych spraw osobistych.

— Tak, tak — odpowiedział filozoficznie minister — ale teraz inne czasy... Powstrzymał się jednak od bardziej bliskiego określenia charakteru tych czasów... Dnia 18 grudnia zjawił się ponownie minister sprawiedliwości. — Tym jednak razem aby

oświadczyć, że odmówiono mi widzenia się z przyjaciółmi, oraz że meksykańska wiza otrzymana została bez mojego udziału (w jaki sposób to się stało — pozostaje tajemnicą dla mnie po dziś dzień) i że jutro oboje zostaniemy załadowani na statek towarowy „Ruth”, na którym przeznaczono dla nas kajutę infirmeryjną.

Nie żałuję, że żegnając się nie podałem panu ministrowi ręki... Było by niesprawiedliwe

Page 40: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  40  

przemilczeć, że tylko drogą bezpośredniego gwałtu nad myślą i sumieniem partii rząd norweski zdołał przeprowadzić swój kierunek. Toteż popadałem często w konflikty z elementami liberalnymi lub, mówiąc zwyczajnie, uczciwymi przedstawicielami administracji i palestry. Wiadomo było, że rząd musiał opierać się na najbardziej skrajnych żywiołach biurokracji.

Energia policyjna Nigorsvolda, należy przypuszczać, nie wywoływała wśród robotników entuzjazmu. Z szacunkiem i wdzięcznością podkreślam wysiłki takich zasłużonych działaczy na polu ruchu robotniczego jak: O1av Scheflo, Konrad Knudsen, Haakon Meyer, którzy wpływali na zmianę polityki rządu. Wypada również w tym miejscu wspomnieć nazwisko Helge Kroga, który w najostrzejszych słowach wyraził niezadowolenie, przygważdżając obraz działalności władzy norweskiej.

Dla spakowania rzeczy i papierów, nie licząc snu niespokojnej nocy, pozostało nam zaledwie kilka godzin. Jeszcze żadna z licznych naszych przesiedleńczych podróży nie odbywała się w atmosferze takiego gorączkowego pośpiechu, całkowitego odosobnienia, niepewności i głębokiego wzburzenia, niestety bezsilnego. Spotykając się po drodze przy pakowaniu spoglądaliśmy wzajemnie na siebie: co to wszystko ma znaczyć? Czym to zarządzenie zostało wywołane? — i każdy z nas śpieszył — to z węzełkiem, to z paczką papierów.

— Czy to aby nie pułapka ze strony rządu — zapytywała żona. — Nie sądzę, odpowiadałem — bez wiary w to, co mówię. Na werandzie policjanci z fajkami w zębach zabijali skrzynie. — Nad fiordem kłębiły się

mgły. Wyjazd nasz był osłonięty największą tajemnicą. Do gazet podano fałszywe zawiadomienie o

mającym jakoby w niedalekiej przyszłości nastąpić przesiedleniu naszym; oczywiście czyniono to w celu odwrócenia uwagi od przygotowywanego wyjazdu. Rząd obawiał się że odmówię wyjazdu, jak również i tego, że GPU mogłaby zdążyć podrzucić nad statek maszynę piekielną. Nie liczyć się z tymi możliwościami w żadnym razie nie mogliśmy. Nasze bezpieczeństwo w tym wypadku całkowicie równało się bezpieczeństwu statku norweskiego i jego obsady. Przyjęło nas na „Ruth” z zaciekawieniem, jednakże bez wrogich uczuć. Zjawił się nawet staruszek, właściciel statku. Z jego uprzejmiej inicjatywy umieszczono nas nie w półciemnej kajucie infirmeryjnej o trzech łóżkach, nie posiadającej stołu, jak to zarządziły władze norweskie — tak zawsze nad wyraz czułe w naszych sprawach, lecz w wygodnej kajucie właściciela statku tuż obok kapitańskiej. Dzięki temu uzyskałem możność pracy...

Nie bacząc na wszystko wywieźliśmy z sobą ciepłe wspomnienia z cudownej krainy lasów i fiordów, śniegu pod styczniowym słońcem, nart, jasnowłosych i niebieskookich dzieci, nieco powolnego i ociężałego ale poważnego i uczciwego narodu. Żegnaj Norwegio!

POUCZAJĄCY EPIZOD

Dnia 30 grudnia. Większa część drogi — już poza nami. Kapitan sądzi, że 8 stycznia

staniemy w Veracruz, jeśli ocean nadal będzie dla nas jak dotąd przychylny. Ósmego, czy dziesiątego — czy to nie wszystko jedno? Na statku spokojnie. Nie słychać moskiewskich depesz i powietrze jakoś wydaje się czystsze. Nie śpieszy się nam. Czas jednak powrócić do procesu...

Uderzający jest fakt, z jakąż zimną konsekwencją Zinowiew, pociągając za sobą Kamieniewa, przygotowywał w ciągu szeregu lat własny tragiczny koniec. Wiadomo przecież,

Page 41: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  41  

że Stalin bez inicjatywy Zinowiewa nigdy by nie objął sekretariatu generalnego. Zinowiew chciał wykorzystać epizodyczną dyskusję o związkach zawodowych zimą 1920—21 — celem dalszej walki przeciwko mnie. Stalin wydawał mu się, zresztą nie bez racji, najbardziej odpowiednim człowiekiem do zakulisowej roboty. Właśnie w tym czasie, Lenin, sprzeciwiając się mianowaniu Stalina sekretarzem generalnym, wypowiedział swe znamienne słowa: „Nie radzę — ten kucharz będzie gotować tylko ostre potrawy!” Cóż za prorocze słowa! Zwyciężyła jednak na zjeździe kierowana przez Zinowiewa piotrogrodzka delegacja. Zwycięstwo przyszło tym łatwiej, gdyż Lenin walki nie przyjął. Swojemu ostrzeżeniu zresztą sam nie chciał nadawać zbyt wielkiego znaczenia: dopóki pozostawało u władzy stare Biuro Polityczne, dopóty sekretarz generalny mógł być tylko figurantem.

Z chwilą zachorowania Lenina tenże sam Zinowiew wziął w swoje ręce inicjatywę rozegrania otwartej walki ze mną. Liczył on na to, że nieruchawy Stalin będzie jego szefem sztabu. Tymczasem sekretarz generalny posuwał się w tym okresie bardzo ostrożnie. Masy nie znały go zupełnie. Jaki taki autorytet posiadał jedynie wśród części awangardy partyjnej, — lecz i tam nie był lubiany. W roku 1924 Stalin wahał się mocno. Zinowiew popychał go naprzód. W celu politycznego przykrycia swej zakulisowej roboty Stalin szukał oparcia u Zinowiewa i Kamieniewa. Na tym właśnie fundamencie wyrosła mechanika „Trójki”. Największą żarliwość przejawiał oczywiście Zinowiew: on właśnie stał przy motorze i ciągnął za sobą swego przyszłego kata.

W roku 1926, gdy Zinowiew i Kamieniew po trzech z górą latach wspólnego ze Stalinem spisku przeciwko mnie, przeszli do opozycji w stosunku do organizowanego rządzącego aparatu, zdecydowali się zakomunikować mi szereg pouczeń i ostrzeżeń.

— Czy sądzicie — mówił Kamieniew, że Stalin rozmyśla teraz nad tym, jakby logicznie zareagować na wasze wystąpienie krytyczne? Mylicie się. On jak najspokojniej myśli jak was unieszkodliwić... Najpierw moralnie, a później, jeśli będzie można, to i fizycznie... „Oczernić, zorganizować prowokację, podrzucić spisek wojskowy, zrobić akt terrorystyczny. Wierząjcie mi, to nie żadna hipoteza; w „trójce” trzeba było często być szczerym pomiędzy sobą, chociaż nieraz osobiste stosunki groziły zerwaniem. Stalin zaś prowadzi walkę na całkiem innej płaszczyźnie niż wy. Co tu mówić — nie macie nawet tego zacięcia...

Sam Kamieniew dobrze znał Stalina. Jednocześnie zaczynali rewolucyjną robotę w młodych latach, na początkach stulecia na terenie kaukaskiej organizacji, przebywali razem na zesłaniu, razem powrócili do Petersburga w marcu 1917 r, i razem nadawali centralnemu organowi partii oportunistyczny kierunek, który utrzymywał się aż do przybycia Lenina.

— Pamiętacie aresztowanie Sułtan-Galijewa, b. przewodniczącego tatarskiej rady ludowych komisarzy w 1923? — mówił dalej Kamieniew. To było pierwsze aresztowanie znanego członka partii, przeprowadzone z inicjatywy Stalina. Niestety ja z Zinowiewem daliśmy na to swoją zgodę. Od tego momentu Stalin poczuł, że liznął ludzkiej krwi... Skoro tylko zerwaliśmy z nim, napisaliśmy pewnego rodzaju testament publiczny, w którym uprzedzaliśmy, że w wypadku naszej „przypadkowej” śmierci należy jako winowajcę uważać Stalina. Dokument ten przechowuje się w niezawodnym miejscu. Radzę Wam zrobić to samo. Od tego Azjaty można się wszystkiego doczekać...

Również i Zinowiew mówił mi jeszcze w początkach pierwszego tygodnia naszego niedługotrwałego bloku (1926—1927): — a co myślicie, że Stalin nie poruszał sprawy usunięcia Was fizycznie? Ba — i to nie jeden raz. Powstrzymywała go tylko jedna myśl: młodzież złoży odpowiedzialność na „trójkę” lub osobiście na niego i może popróbuje stosować akty terrorystyczne. Dlatego Stalin uważał za najważniejsze uprzednio rozgromić kadry opozycyjnej

Page 42: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  42  

młodzieży, a dalej, to już samo pójdzie.... Jego nienawiść do nas, a specjalnie do Kamieniewa tłumaczy się tym, że za wiele o Stalinie wiemy.

Przeskoczmy okres pięciu lat. Dnia 31 października 1931 centralny organ niemieckiej komunistycznej partii „Rote Fahne” opublikował zawiadomienie, że biały generał Turkuł przygotowuje zabójstwo Trockiego w Turcji. Takie wiadomości mogły pochodzić tylko z GPU, a ponieważ do Turcji zesłał mnie Stalin, to uprzedzenie „Rothe Fahne” zupełnie pozoruje przygotowanie dla Stalina moralnego alibi na wypadek, gdyby zamysły gen. Turkuła zostały uwieńczone powodzeniem. Dnia 4 stycznia 1932 zwróciłem się do Moskwy do Biura Politycznego z listem na ten temat, zaznaczając, że Stalinowi nie uda się tak tanimi środkami wybielić siebie. GPU zdolne jest jedną ręką podsuwać różnych białogwardyjskich morderców za pośrednictwem swych agentów—prowokatorów, a drugą ręką demaskować ich, na wszelki wypadek za pośrednictwem organu Kominternu. Stalin doszedł do wniosku — pisałem wówczas — że wysyłka Trockiego za granicę była pomyłką. On spodziewał się, jak to wiadomo z jego ówczesnego oświadczenia w Biurze Politycznym, że Trocki bez sekretariatu i bez środków stanie się bezbronną ofiarą biurokratycznego oszczerstwa organizowanego w skali światowej. Biurokrata pomylił się. Wbrew jego oczekiwaniom, okazało się, że idee żyją własną twórczą siłą, nie potrzebują ani aparatu, ani środków... Stalin doskonale rozumie grożące niebezpieczeństwo jakie czyha na niego osobiście, na jego rozdęty autorytet, na jego bonapartyzm, a tkwiące tylko w bez-kompromisowości ideowej i rozwijającej się wraz ze wzrostem sił międzynarodowej opozycji lewej. Stalin sądzi: trzeba pomyłkę naprawić”.

Oczywiście nie wejdą tu w grę środki ideologiczne: Stalin prowadzi walkę na zupełnie innej płaszczyźnie. On chce dobrać się nie idei przeciwnika — ale do jego czerepu. Już przecież w 1924 Stalin ważył na szalach możliwości kwestii za i przeciw w sprawie fizycznego zlikwidowania mnie. „Otrzymałem w swoim czasie te wiadomości od Zinowiewa i Kamieniewa — pisałem — w okresie ich przejścia do opozycji, przy tym w takich warunkach i z takimi drobnymi szczegółami, że nie mogło być najmniejszej wątpliwości co do prawdziwości tych oświadczeń....

Jeśli by nawet Stalin zmusił Zinowiewa i Kamieniewa do odwołania ich własnych poprzednich wyznań, nikt by im i tak nie uwierzył”. Już bowiem wówczas system fałszywych samooskarżeń i zaprzeczeń na zamówienie zakwitł w Moskwie jak chwast nie do wyplenienia.

W dziesięć dni po wysłaniu mego listu z Turcji, delegacja moich francuskich sympatyków, kierowana przez Naville'a i Francka zwróciła się do ówczesnego sowieckiego posła w Paryżu Dołgalewskiego z oświadczeniem na piśmie: „Rothe Fahne opublikowała zawiadomienie dotyczące przygotowań zamachu na życie Trockiego... W ten sposób sam rząd sowiecki formalnie potwierdza, że jest powiadomiony o niebezpieczeństwie grożącym Trockiemu”. Dlatego więc zgodnie z brzmieniem półoficjalnego oświadczenia, plan generała Turkuła „opierał się na źle zorganizowanej ochronie ze strony władz tureckich”. Wobec tego oświadczenie Nayille'a i Francka zawczasu składało odpowiedzialność za skutki na rząd sowiecki, żądając od niego przedsięwzięcia natychmiastowych praktycznych kroków zapobiegawczych.

Te kroki podjęte spłoszyły Moskwę. Dnia 2 marca Centralny Komitet Francuskiej Komunistycznej Partii rozesłał do najbardziej odpowiedzialnych pracowników, na prawach poufnego dokumentu, odpowiedź Centralnego Komitetu bolszewickiej partii ZSRR Stalin nie tylko nie zaprzeczał, że oświadczenie „Rote Fahne” pochodzi od niego samego, lecz stawiał to uprzedzenie na poziomie specjalnej zasługi, zaś mnie oskarżał... o niewdzięczność. Nie mówiąc nic więcej o istocie zagadnienia bezpieczeństwa, pismo obiegowe twierdziło, że ja swoimi napaściami na Centralny Komitet przygotowuję swój „sojusz z socjal-faszystami” (tj.

Page 43: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  43  

socjaldemokracją). Do oskarżenia mnie o przymierze z faszyzmem jeszcze Stalin wówczas jakoś nie sięgnął, a swojego zaś własnego przymierza z socjal-faszystami przeciwko mnie jeszcze nie przewidywał. Do odpowiedzi Stalina dołączone było zaprzeczenie Kamieniewa i Zinowiewa z dnia 13 lutego 1932, napisane, jak nieopatrznie podkreślono w samym że zaprzeczeniu, na żądanie Jarosławskiego i Szkirałowa, członków Centralnej Komisji Kontrolującej i głównych w tym okresie agentów-inkwizytorów w walce z opozycją. W zwykłym dla takich dokumentów stylu, Kamieniew i Zinowiew pisali, że oświadczenie Trockiego jest „hańbiącym kłamstwem, mającym jedynie na celu skompromitowanie naszej partii... Samo przez się rozumie się, że nie mogło być nigdy mowy o dyskutowaniu takiego tematu... i nigdy nie mówiliśmy Trockiemu podobnych rzeczy”.

Zaprzeczenie to kończy się jeszcze bardziej wzniosłym tonem: „Twierdzenie Trockiego, dotyczące tego, jakoby nas w partii bolszewickiej mogli zmuszać

do składania fałszywych oświadczeń, samo w sobie zawiera charakterystyczny chwyt szantażysty”.

Cały ten epizod, oderwany na pierwszy rzut oka od procesu, przedstawia jednakże, przy bardziej wnikliwej analizie, szczególne znaczenie. Zgodnie z aktem oskarżenia miałem już w maju 1931, a później w 1932 roku, przesłać Smirnowowi za pośrednictwem mego syna Lwa Siedowa, oraz Jerzego Havena, instrukcję: przejść do walki terrorystycznej, i na tej zasadzie zawrzeć blok z zinowiewcami. Wszystkie te moje instrukcje, jak to jeszcze nie jeden raz zobaczymy, były natychmiast jakoby wykonywane przez kapitulantów, tj. ludzi, którzy dawno zerwali ze mną wszelką łączność i prowadzili przeciwko mnie jawną walkę. Zgodnie z oficjalnymi wyjaśnieniami kapitulacja Zinowiewa, Kamieniewa i innych była tylko chytrym manewrem wojennym, w celu wtargnięcia do sfer uświęconej biurokracji. Jeśli na moment przyjmiemy prawdziwość tej wersji, która, jak to zobaczymy, będzie rozbijać się o setki faktów, to istotnie mój list do Biura Politycznego z dnia 4 stycznia 1932 trzeba by zaliczyć do niedoścignionych umysłem zagadek. Jeżelibym w 1931—32 r. rzeczywiście kierował organizacją terrorystycznego „bloku” z Zinowiewem i Kamieniewem, nie mógłbym tak nieuleczalnie kompromitować swoich stronników w oczach biurokracji. Ordynarne i grubymi nićmi szyte zaprzeczenie Zinowiewa i Kamieniewa, przeznaczone dla wprowadzenia w błąd ludzi niewtajemniczonych, nie mogło oczywiście ani na sekundę oszukać Stalina: już on w pierwszym rzędzie wiedział, że jego byli sprzymierzeńcy wypaplali przede mną całą prawdę! Sam już jeden ten fakt wystarczał, aby raz na zawsze pozbawić Zinowiewa i Kamieniewa najmniejszej możności powrotu do zaufania ze strony rządzącej kliki. I cóż pozostało z tego wojennego podstępu. Powinienem być, normalnie biorąc, nie wymieniony z nazwiska, aby skutkiem tego można było podrywać szanse „terrorystycznego centrum”.

Tymczasem, z kolei rzeczy owe zaprzeczenia Kamieniewa i Zinowiewa tak swą treścią jak i tonem swoich wywodów dają świadectwo wszystkiemu innemu tylko nie współpracy. Zresztą taki dokument nie jest bynajmniej jedynym unikatem. Jeszcze zobaczymy, szczególnie na przykładzie Radka, że główna funkcja kapitulantów polegała na tym, aby z roku na rok, z miesiąca na miesiąc obnosić moje imię i oczerniać mnie przed sowiecką i światową opinią społeczną. Jak wobec tego mogli ci ludzie żywić nadzieję na zwycięstwo, skoro mieli być prowadzeni przez wodza skompromitowanego przez nich samych — to już pozostaje zupełnie niewyjaśnione. I znowu „wojenny postęp” najwyraźniej przekształca się w swoją antytezę. W istocie, zaprzeczenie Zinowiewa i Kamieniewa z dnia 13 lutego 1932 r. rozesłane do wszystkich sekcyj „Kominternu” jest wyrazem jednego z niezliczonych szkiców do ich przyszłych zeznań w sierpniu 1936 r.: To samo łgarstwo oskarżające mnie jako przeciwnika bolszewizmu, a w

Page 44: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  44  

szczególności wroga „towarzysza Stalina”; to samo powoływanie się na rzekomą moją chęć służenia kontrrewolucji; wreszcie to samo zapewnienie, że oni, Zinowiew i Kamieniew, składają swe zeznania dobrowolnie, bez żadnego przymusu. Zresztą, czy może być inaczej: podejrzewać choćby tylko możliwość istnienia przymusu w „demokracji” Stalina mogą tylko „szantażyści”. Same wyskoki stylowe bez wątpienia wskazują źródło natchnienia. Istotnie jest to bardzo cenny dokument! Nie tylko że wyrywa grunt spod nóg pomysłowi o trockisto-zinowiewoskim ośrodku 1932 roku, lecz także pozwala przy okazji zajrzeć do tego właśnie laboratorium, w którym przygotowywano przyszłe procesy urozmaicone „pokajaniem się” na pokaz.

ZINOWIEW I KAMIENIEW Dnia 31 grudnia kończy się rok, który zapisze historia pod nazwą Kainowego... W związku z uprzedzeniem Zinowiewa i Kamieniewa co do najtajniejszych planów i

pomysłów Stalina, można postawić pytanie, czy nie zaistniały przypadkiem podobne zamiary u Zinowiewa i Kamieniewa w stosunku do Stalina, gdy już wszystkie inne drogi mieli odcięte. Obydwaj w ostatnim okresie swego życia popełnili nie mało nawrotów i zagubili zbyt wiele zasad. Dlaczegóż by nie przypuścić w takim wypadku, że zrezygnowani, w rozterce ducha, pod wpływem własnych kapitulacji, w pewnym momencie rzeczywiście nie szukali wyjścia w terrorze? Później, w związku z ostatnią kapitulacją, zgodzili się pójść na rękę GPU i wciągnąć mnie do swych nieszczęsnych zamysłów, aby oddać usługę i sobie i ustrojowi, z którym ponownie usiłowali się pogodzić. Takie przypuszczenie przychodziło na myśl niektórym moim przyjaciołom. Analizowałem te możliwości drobiazgowo, bez żadnych uprzedzeń i osobistego zainteresowania. I za każdym razem przychodziłem do wniosku, że jest to nieistotne rozumowanie.

Zinowiew i Kamieniew — to w głębi różne natury. Zinowiew — agitator. Kamieniew — propagandysta. Zinowiew kierował się przeważnie subtelnym politycznym wyczuciem. Kamieniew rozmyślał — analizował. Zinowiew skłonny był zawsze ryzykować całkowicie. Kamieniew, przeciwnie, grzeszył nadmiarem ostrożności. Zinowiewa pochłaniała całkowicie polityka, nie miał żadnych innych interesów i upodobań. W Kamieniewie drzemał sybaryta i esteta. Zinowiew był mściwy. Kamieniew odznaczał się dobrodusznością. Nie znam ich wzajemnych stosunków podczas emigracji. W roku 1917 połączyła ich czasowo opozycja w stosunku do przewrotu październikowego. W pierwszych latach po odniesionym zwycięstwie Kamieniew odnosił się do Zinowiewa raczej ironicznie. Później zbliżyła ich opozycja do mnie, później — do Stalina. Ostatnie trzynaście lat swego życia spędzili już obok siebie i imiona ich wszędzie i zawsze wspominane były wspólnie. Przy tych wszystkich indywidualnych różnicach, pomimo wspólnej szkoły, jaką przeszli na emigracji pod bezpośrednim kierownictwem Lenina, posiadali oni prawdopodobnie jednakowe natężenie i zasięg myśli oraz woli. Analizę Kamieniewa uzupełniało wyczucie Zinowiewa; obaj wspólnie gruntowali powszechną wolę decyzji. Kamieniew pozwalał niekiedy Zinowiewowi zabłąkać się dalej od siebie niżby sam tego chciał, lecz koniec końców znaleźli się obydwaj razem na jednej linii odwrotu. Byli oni zbliżeni do siebie horyzontami swej osobowości — i uzupełniali się wzajemnie swymi różnicami. Obydwaj byli głęboko i do końca oddani sprawie socjalizmu. Oto komentarz do ich tragicznego związku.

Nie ma żadnych podstaw abym brał na siebie jakąkolwiek bądź odpowiedzialność czy polityczną czy moralną za Zinowiewa i Kamieniewa. Nie licząc krótkiego okresu czasu (1926—

Page 45: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  45  

27) byli oni zawsze moimi najzacieklejszymi przeciwnikami. Osobiście nie żywił em do nich większego zaufania. Intelektualnie, każdy z nich — stał wyżej od Stalina. — Niestety brak im było charakteru. Właśnie tę cechę ma na myśli Lenin, gdy pisze w „Testamencie” (‚Zawieszczanije”), że Zinowiew i Kamieniew „nie przypadkowo” okazali się w jesieni 1917 przeciwnikami powstania: oni nie zdołali oprzeć się naporowi powszechnej burżuazyjnej opinii. Kiedy w Związku sowieckim dokonywały się głębokie przeobrażenia socjalne, związane z formowaniem się uprzywilejowanej biurokracji, Zinowiew i Kamieniew „nie przypadkowo” dali wciągnąć się w obóz Termidora (1922—1926). Teoretycznie uświadamiali oni sobie zachodzące procesy znacznie jaśniej niż ówcześni ich współtowarzysze — a w ich liczbie i Stalin. Tym należy tłumaczyć ich wysiłek oderwania się od biurokracji i chęć przeciwstawienia się. W lipcu 1926 Zinowiew oświadczył na plenum Centralnego Komitetu: „co do zagadnienia o zastygających formach aparatu państwowego i biurokratycznego Trocki wbrew nam wszystkim miał słuszność”. Swój błąd na temat walki ze mną przyznał Zinowiew, wówczas nazywając to ‚bardziej niebezpiecznym” niż błąd w roku 1917! Jednakże nacisk uprzywilejowanych warstw okazał się nie do przełamania. Zinowiew i Kamieniew „nie przypadkowo” kapitulowali przed Stalinem pod koniec 1927 r., i pociągnęli za sobą młodszych, mniej posiadających znaczenie. Dołożyli od tej pory nie mało sił dla oczerniania opozycji. Jednakże w 1931—32 gdy cały organizm państwa wstrząsnęły okropne skutki gwałtu narzuconej i rozbuchanej kolektywizacji, Zinowiew i Kamieniew, jak zresztą wielu innych kapitulantów, z trwogą podnieśli głowy i zaczęli poszeptywać pomiędzy sobą o niebezpieczeństwach nowej polityki rządu. Przydybano ich na czytaniu dokumentu krytykującego, pochodzącego z łona prawej opozycji, wykluczono ich za to straszliwe przestępstwo z partii — a wówczas o nic innego ich nie obwiniano — i na dodatek zesłano. W roku 1933 Zinowiew i Kamieniew nie tylko że znowu „pokajali się” lecz ostatecznie padli twarzą w proch przed Stalinem. Nie było większego paskudztwa jakiego by oni nie rzucili na opozycję a w szczególności pod moim adresem. To ich samorozbrojenie się doprowadziło do stanu pełnej bezbronności wobec biurokracji, która od tej pory mogła żądać od nich najprzeróżniejszych samooskarżeń. Ostateczny ich los jest wynikiem tych postępowych kapitulacji i zatracenia własnej godności.

Tak — nie dostawało im charakteru. Jednakże słów tych nie należy rozumieć w zbyt uproszczony sposób.

Wytrzymałość i odporność materiału mierzy się skalą działających na niego sił niszczących. Od spokojnych mieszczan zdarzało mi się usłyszeć w czasie procesu aż do mego internowania: „Niemożliwe zrozumieć Zinowiewa... cóż za brak charakteru!”

— A czy panowie doświadczyli na sobie — odpowiadałem — tyle nacisku, jakiemu Zinowiew podlegał w ciągu szeregu lat?

Skrajnie niemądre a tak rozpowszechnione w sferach inteligencji porównanie z zachowaniem się na sądzie Dantona, Robespierre, i in. Tam trybunowie rewolucyjni popadali pod nóż gilotyny sprawiedliwości — bezpośrednio z areny walki, w rozkwicie sił i prawie z niezniszczonymi nerwami a przy tym bez najmniejszej nadziei na ocalenie. A już całkiem bez sensu są porównania ze stanowiskiem Dymitrowa na sądzie w Lipsku. Oczywiście, w towarzystwie handlowego przedstawiciela Sowietów Dymitrow z łatwością uwydatnił się przez swoją energię i męstwo. Jednakże rewolucjoniści różnych krajów a w szczególności — carskiej Rosji, przejawiali niemniej stanowczości w nieporównanie gorszych, trudniejszych warunkach. Dymitrow stał twarzą w twarz z najgorszym wrogiem klasowym. Żadnych dowodowych poszlak przeciwko niemu nie było i być nie mogło. Państwowy aparat „nazi” dopiero co formował się, i nie był zdolny do totalnych fałszerstw. Dymitrowa podtrzymywał gigantyczny aparat państwa

Page 46: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  46  

sowieckiego i Kominternu. Z nim łączyły się wszystkie sympatie mas ludzkich z rozmaitych stron.

Przyjaciele byli obecni na sądzie. Wystarczyło przeciętnego ludzkiego wysiłku, aby okazać się „bohaterem”. A czy podobne było położenie Zinowiewa i Kamieniewa przed obliczem GPU i sądu? Dziesięć lat ich osaczało oszczerstwo opłacane ciężkim złotem. Dziesięć lat tłukli się b e z n a d z i e j n i e pomiędzy ż yciem a śmiercią, najpierw w sensie politycznym, później moralnym a w końcu fizycznym. Czy na kartach całej historii można znaleźć wiele podobnych przykładów takiego systematycznego, wyszukanego, diabelskiego wyłamywania kręgów, niszczenia nerwów i wszystkich fibrów duszy? Zinowiew i Kamieniew posiadali by aż nadmiar charakteru w okresie pokojowym. Lecz epoka potężnych wstrząsów społecznych i politycznych wymagała od tych ludzi, którym ich zalety przeznaczyły kierownicze miejsce podczas rewolucji, zupełnie wyjątkowej stanowczości. Dysproporcja pomiędzy ich talentami a wolą ściągnęła na ich głowy tragedię.

Historię moich stosunków z Zinowiewem i Kamieniewem można zbadać bez trudu opierając się na dokumentach, artykułach i książkach. Już sam „Biuletyn Opozycji” (1929—1937) dostatecznie jasno określa tę przepaść jaka ostatecznie rozdzieliła nas od czasu ich kapitulacji. Między nami nie istniały żadne stosunki, żadna łączność, żadna korespondencja, nawet żadnych wysiłków w tym kierunku nie podejmowano i być nie mogło. W listach i artykułach niezmiennie zalecałem opozycjonistom, aby w interesie politycznym i dla bezpieczeństwa moralnego, bezlitośnie zrywać wszelkie stosunki z kapitulantami.

To co mogę powiedzieć, w związku z tym, o poglądach i planach Zinowiewa i Kamieniewa podczas ostatnich ośmiu lat ich życia, w żadnym wypadku nie nosi charakteru dowodowego. Jednakże w mych rękach znajduje się dostateczna ilość dokumentów i faktów, dostępnych do sprawdzenia. Doskonale znam uczestników, ich charaktery, ich stosunki, całe otoczenie, aby oświadczyć z absolutnym przekonaniem: obwinienie Zinowiewa i Kamieniewa o uprawianie czy stosowanie terroru — to nędzny policyjny fałsz, od początku do końca wymyślony, bez najmniejszej krzty prawdy.

Już samo przeczytanie sądowego sprawozdania stawia każdego myślącego człowieka wobec zagadki: kto, właściwie jakież są te niesłychane obwinienia? Czy są to starzy i doświadczeni politycy, którzy walczą w imię określonego programu i skłonni są uzgadniać środki z celem, lub też ofiary inkwizycji, których działalność trzeba określać nie ich własnym rozumem i wolą lecz interesami inkwizytorów? Czy mamy do czynienia z ludźmi normalnymi, których psychologia przedstawia obraz wewnętrznego ładu, wyrażanego w słowach i czynach, lub też widzimy podmioty klinicznych zabiegów, które wybierają najmniej rozumne drogi i motywują wybór niesamowitymi dowodami?

Pytania te przede wszystkim odnoszą się do Zinowiewa i Kamieniewa. Właściwie jakimi motywami — a motywy powinny posiadać wyjątkową siłę wyrazu — kierowali się oni w swym zamyślanym terrorze? Podczas pierwszego procesu, w styczniu 1935, Zinowiew i Kamieniew wypierając się swego udziału w zabójstwie Kirowa, przyznawali, w charakterze pewnej odpłaty, swoją „moralną odpowiedzialność” za tendencje terrorystyczne, przy czym jako pobudzający ich motyw prowadzenia opozycyjnej roboty podawali, że pragnęli „odbudowy kapitalizmu”. Jeśli by już nie było innych dowodów prócz tego niezgodnego z naturą politycznego „przyznania się”, kłamstwo stalinowskiej sprawiedliwości było by dostatecznie już zdemaskowane. Kto może uwierzyć, że Kamieniew i Zinowiew tak już fanatycznie przypięli się do obalonego przez nich kapitalizmu, że gotowi byli poświęcić temu celowi swoje i cudze głowy? Spowiedź obwinionych w styczniu 1936 tak bardzo jaskrawo uwydatniła rozkaz Stalina, że nawet najmniej

Page 47: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  47  

wymagających „przyjaciół” biło to w oczy. W procesie „szesnastu” (sierpień 1936) odbudowa kapitalizmu zostaje zupełnie zaniechana.

Notoryczną przyczyną terroru staje się tym razem zwyczajna „żądza władzy”, oskarżenie zrzeka się jednej wersji na korzyść innej, jak gdyby chodziło o różne sposoby rozwiązania gry w szachy, przy czym zmiana tych decyzji dokonywa się cichaczem, bez żadnych komentarzy. W ślad za prokuratorem oskarżeni powtarzają teraz, że wreszcie zatracili swój program ideowy, natomiast ogarnęła ich nie do odparcia żądza dorwania się do kierowniczych stanowisk państwa i to za wszelką cenę. Rodzi się zatem pytanie, w jaki to sposób zabójstwa „wodzów” mogły by oddać władzę ludziom, którzy skutkiem szeregu „pokajań się” poderwali do siebie zaufanie, poniżyli się i wdeptali w błoto, przekreślając raz na zawsze możliwość odegrania w przyszłości kierowniczej roli politycznej!?

Skoro nieprawdopodobne są cele Zinowiewa i Kamieniewa, to jeszcze mniej logiczne wydają się środki, za pomocą których dążyć mieli do władzy. Wśród najbardziej przemyślanych zeznań Kamieniewa szczególnie uderzająco uwydatniało się, że opozycja ostatecznie straciła łączność z masami, pogubiła ideały, pozbawiła się skutkiem tego nadziei zdobycia wpływów w przyszłości i że właśnie tymi przesłankami kierując się opozycja podjęła myśl o terrorze. Nie trudno zrozumieć jak tego rodzaju charakterystyka była potrzebna Stalinowi: w tym właśnie widać jego receptę. Jeśli jednak zeznania Kamieniewa nadają się do poniżenia opozycji, to znowu zupełnie chybiają, jeśli mają udowadniać konieczność stosowania terroru W warunkach bowiem politycznej ewolucji walka terrorystyczna jest równoznaczna dla rewolucyjnej frakcji z szybkim samospalaniem się na stosie. My, Rosjanie, zbyt dobrze to znamy z przykładów „Narodnej Woli” (1879—1883) oraz z działalności socjalistów rewolucjonistów w okresie reakcji (1907—1909). Zinowiew i Kamieniew nie tylko że wyrośli na tych przykładach poniżających, ale niejednokrotnie komentowali je sami w partyjnej prasie. Wątpliwe jest, aby starzy bolszewicy mogli zapomnieć i zlekceważyć elementarne zasady rosyjskiego ruchu rewolucyjnego tylko dlatego, że zachciało im się nagle władzy. Wydaje się niemożliwością w to wszystko uwierzyć.

Przypuśćmy jednak przez chwilę, że w głowach Zinowiewa i Kamieniewa rzeczywiście błysnęła nadzieja osiągnięcia władzy w drodze przez otwarte samoopluwanie się uzupełnione anonimowym terrorem. (Takie przypuszczenie jest równoznaczne z uważaniem Zimowiewa i Kamieniewa za psychopatów)! Jakież zatem były w takim wypadku bodźce działania terrorystów — wykonawców, nie przywódców, ukrywających się za kulisami, lecz tych szeregowych bojowców, którzy nieuchronnie powinni byli za każdą cudzą głowę płacić własną? Nie do pomyślenia jest samoofiara najemnego mordercy. Łatwiej znaleźć takiego zbira nie myślącego o idei ani nie wierzącego w jakieś hasło, jeśli zabezpieczy się mu bezkarność po zamachu. Podczas procesu „szesnastu” zabójstwo Kirowa było przedstawione jako ułamkowa część całości planu zmierzającego do wymordowania całej elity rządzącej. Toczyła się sprawa o systematycznie uprawiony terror w gigantycznych rozmiarach. W celu bezpośredniego wykonania zamachów potrzeba by było wiele dziesiątków jeśli nie setek fanatycznych, zahartowanych w walce bojowców i nie drżących o własne życie. Ale tacy nie spadają z nieba. Takich trzeba wybierać, wychowywać, organizować. Trzeba ich przepoić wiarą, że prócz terroru nie ma innego wyjścia — że to jedyne zbawienie. Oprócz czynnych terrorystów potrzebne są rezerwy. Liczyć na nie można tylko wtedy jeśli szerokie warstwy młodego pokolenia przeniknięte są sympatiami terrorystycznymi. Wytworzyć taki nastrój mogła by przepowiednia terroru, która musiała by mieć o wiele namiętniejszy i żarliwszy charakter, gdyż cała tradycja rosyjskiego marksizmu wypowiada się przeciw terroryzmowi. Tradycję tę trzeba by było przełamać. Przeciwstawić jej nową doktrynę. Jeśli już sami Zinowiew i Kamieniew nie mogli milczkiem wyrzec się całej

Page 48: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  48  

swojej antyterrorystycznej przeszłości, to tym mniej mogli kierować swoich stronników na tę Golgotę... bez krytyki, bez polemik, bez konfliktów, bez rozłamów i bez... denuncjacji. Również tak radykalne przezbrojenie ideowe, ogarniające setki i tysiące rewolucjonistów nie mogło przecież pozostać bez licznych rzeczowych śladów (dokumenty, listy itp.). Gdzież to się podziało? A jak wyglądała propaganda? Gdzie literatura terrorystyczna? Gdzie odgłosy tarć i wewnętrznych walk? W materiałach procesu nie ma o tym ani słówka.

Dla Wyszyńskiego i Stalina podsądni w ogóle nie istnieją, nie traktuje się ich jako ludzkiej osobowości. — Skutkiem tego giną zagadnienia z dziedziny ich politycznej psychologii. Gdy jeden z oskarżonych usiłował powoływać się na swoje „uczucia”, które jakoby mu przeszkodziły strzelać do Stalina, Wyszyński odpowiada, pokrywając to rzekomo fizycznymi przeszkodami: „to... przyczyna, oczywista, obiektywna, a wszystko inne — to psychologia”.

„Psychologia”. Cóż za poniżająca pogarda. Oskarżeni nie mają przeżyć duchowych, tj. nie mają prawa ich mieć. Ich zeznania nie wynikają z normalnych ludzkich motywów. Psychologia rządzącej kliki za pośrednictwem inkwizycyjnej mechaniki, niepodobnie poddaje pod swoją władzę psychologię oskarżonych. Proces zorganizowany zostaje według wzoru tragicznego teatru kukiełek. Oskarżonych pociąga się za niteczki — lub sznureczki — namotane na szyje. — Tu dla „psychologii” nie ma miejsca. Jednakże bez terrorystycznej psychologii jest nie do pomyślenia terrorystyczna działalność.

Przyjmijmy jednakże absurdalną wersję oskarżenia w całości. Pożerani przez „żądzę władzy” wodzowie-kapitulanci stają się terrorystami. Setki ludzi przylgnęło do nich i zachwyceni „żądzą władzy” Zinowiewa i Kamieniewa, niosą w pokorze swoje głowy pod lufę. A wszystko to... w sojuszu z Hitlerem. Przestępcza działalność, wprawdzie niewidoczna gołym okiem, zaczyna przybierać niespodziewane rozmiary: organizacja zamachów na wszystkich „wodzów”, uniwersalny sabotaż i szpiegostwo. I to wszystko trwa — nie dzień, ani miesiąc ale prawie pięć lat! I wszystko pod maską przywiązania do partii. Trudno wyobrazić sobie bardziej bezwzględnych, zimnych, obojętnych na zbrodnię przestępców.

I cóż się dzieje? Pod koniec lipca 1936 te potwory w ludzkim ciele, nagle wyrzekają się całej swej przeszłości i nawet samych siebie i żałośnie kajają się jeden za drugim. A więc ani jeden z nich nie broni swoich idei, celów i metod walki. Wszyscy na przełaj, jeden przez drugiego śpieszą, aby co rychlej oczernić siebie i drugich.

Prokurator nie posiada żadnych danych oprócz przyznania się do winy oskarżonych. Wczorajsi terroryści, sabotażyści i faszyści ścielą się do stóp Stalina i zaklinają go i zapewniają o swej gorącej do niego miłości: Kim więc są, ostatecznie, ci fantastyczni oskarżeni? Przestępcy? Psychopaci? — czy jedno i drugie razem? Nie, to klienci Wyszyńskiego i Jagody. Tak wyglądają ludzie, którzy przeszli przez dłuższą obróbkę GPU W opowiadaniach Zinowiewa i Kamieniewa o ich przestępczej działalności w przeszłości, akurat tyle jest prawdy ile w ich zapewnieniach miłosnych dla Stalina.

To są ofiary systemu totalnego, który zasługuje na przeklęcie!

DLACZEGO OKAZUJĄ PUBLICZNĄ SKRUCHĘ

ZA NIEPOPEŁNIONE ZBRODNIE

1 stycznia 1937. Tej nocy obie syreny statku powietrzna i parowa zawodziły przeciągle. Padły dwukrotne wystrzały z armatki sygnałowej: — „Ruth” powitała w ten sposób Nowy Rok. Nikt nie przesłał odpowiedzi. Za cały czas podróży napotkaliśmy, zdaje się, tylko dwa statki.

Page 49: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  49  

Prawda i to, że trzymamy się niezwyczajnego szlaku morskiego. Natomiast eskortujący nas oficer policji otrzymał od swego socjalistycznego ministra Trygve Lie, noworoczne pozdrowienie drogą radiową. Brak jeszcze było życzeń od Jagody i Wyszyńskiego!

***

Najprostszy dla mnie sposób obrony przed moskiewskimi oskarżeniami był by następujący: „Oto już prawie dziesięć lat mija odkąd nie ponoszę za Zinowiewa i Kamieniewa żadnej

odpowiedzialności, przeciwnie wielekroć razy smagałem ich biczem krytyki jako zdrajców. Czy rzeczywiście ci kapitulanci, rozczarowawszy się w swych nadziejach, i zaplątawszy się w sieciach intryg, doszli wreszcie do terroryzmu, tego wiedzieć na pewno nie mogę. Jednakże wydaje się zupełnie jasne, że pragnęli oni wybłagać litość za pomocą skompromitowania mnie”. W tym wyjaśnieniu nie było by ani jednego słowa nieprawdy. — Ale to tylko połowa prawdy, a w konsekwencji — nieprawda. Nie bacząc na moje dawne zerwanie z oskarżonymi, nie wątpię ani przez chwilę, że ci starzy bolszewicy, których znałem w ciągu wielu lat w przeszłości (Zinowiew, Kamieniew, Smirnow, Mraczkowski), nie popełnili i popełnić nie mogli ani jednego z tych przestępstw, do których się „przyznali”. Nieuświadomionym ludziom takie oświadczenie może wyda się paradoksalne lub co najmniej nawet zbędne.

— „W jakim celu, powiedzą, utrudniać własną obronę, obronę swych najgorszych wrogów przed nimi samymi? Czy to nie donkiszoteria”?

— Nie, to nie fanfaronada Don Kichota. Aby położyć tamę i skończyć raz z moskiewskimi arcymistrzami fałszerstw trzeba odsłonić polityczną i psychologiczną metodę „dobrowolnych przyznawań się”.

W roku 1931 w Moskwie rozegrał się proces mienszewików, oparty całkowicie na „kajaniu się” oskarżonych. Dwóch spośród nich, historyka Suchanowa i ekonomistę Gromana, znałem osobiście, pierwszego — dosyć nawet blisko. Pomijając to, że akt oskarżenia w niektórych częściach brzmiał wprost fantastycznie, nie mogłem uznać za możliwe, aby starzy działacze polityczni, których pomimo całkowitej niezgodności naszych wspólnych poglądów, uważałem za ludzi bardzo uczciwych i poważnych, byli zdolni tak kłamać na siebie samych i innych towarzyszy. GPU na pewno, zaokrągliło zebrany materiał, wmawiałem sobie, wiele dodało, wiele wymyśliło, lecz przecież materiał w zasadzie musi być oparty na faktach.

Pamiętam, jak syn mój mieszkający w Berlinie, mówił mi przy późniejszym spotkaniu: „Proces mienszewików najwidoczniej całkowicie jest sfałszowany”.

— „No to cóż powiedzieć o zeznaniach Suchanowa i Gromana? — żywo zaoponowałem. Przecież to nie szubrawcy i sprzedajni karierowicze”!

Dla wyjaśnienia lub na usprawiedliwienie trzeba zaznaczyć, że od dawna już nie śledziłem rozwoju literatury mieńszewickiej, a od końca 1927 r. żyłem poza nawiasem sfer politycznych (Centralna Azja, Turcja) i zupełnie nie posiadałem żywych i bezpośrednich wrażeń politycznych. Mój błąd co do oceny procesu mieńszewickiego wynikał w każdym razie nie z zaufania do GPU (w 1931 r. wiedziałem, że instytucja ta wyrodziła się w szajkę łajdaków), lecz z ufności do osób niektórych podsądnych. Nie doceniłem daleko wcześniej tej techniki demoralizacji i korupcji i przeceniłem niewzruszoność moralną niektórych ofiar GPU

Dalsze zdemaskowanie w sprawie mieńszewików i nowe procesy z rytuałem „skruchy” ujawniły, przynajmniej wobec myślących ludzi, inkwizycyjne tajniki GPU stosowane jeszcze przed procesem Zinowiewa i Kamieniewa. W maju 1936 r. pisałem w „Biuletynie Opozycji”:

Page 50: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  50  

„Cała seria publicznych politycznych procesów w ZSRR wykazała, że niektórzy podsądni z otwartą gotowością przyjmują na siebie przestępstwa, których nigdy nie popełnili. Ci podsądni zachowują się tak, jakby grywali w sądzie przydzieloną im rolę i wykręcają się bardzo lekkimi, czasami z góry wiadomymi fikcyjnymi karami. Właśnie w zamian za taki łaskawy wymiar sprawiedliwości— składają oni swoje „przyznanie się”. W jakim jednak celu fałszywe samooskarżenie się władzom tak potrzebne? Czasami dlatego, aby zadać cios trzeciej osobie, o której wiadomo, że w danej sprawie nie brała żadnego udziału; czasami, aby pokryć swoje własne przestępstwa, w rodzaju niczym nie dających się usprawiedliwić krwawych represji; wreszcie, dlatego, aby stworzyć sprzyjające warunki dla bonapartystowskiej dyktatury... Wymuszenie na oskarżonych złożenia fantastycznych zeznań przeciwko samym sobie, aby rykoszetem ugodzić innych, dawno już stało się systemem GPU, tj. systemem Stalina”.

Zdania te były opublikowane na dwa miesiące przed procesem Zinowiewa i Kamieniewa

(sierpień 1936 r.), gdy po raz pierwszy wymieniono moje nazwisko jako organizatora terrorystycznego spisku.

Wszyscy oskarżeni, których nazwiska są mi wiadome, należeli przedtem do opozycji, później zaś przestraszywszy się zesłania lub prześladowań zdecydowali za wszelką cenę powrócić do szeregów partii. Rządząca klika żądała od nich oświadczenia wygłoszonego publicznie, że program ich był fałszywy. Żaden z nich nie myślał w ten sposób, przeciwnie, wszyscy byli przekonani, że rzeczywistość potwierdziła słuszność opozycji. Tym niemniej podpisali oni pod koniec 1927 r. oświadczenie, w którym fałszywie ściągali na siebie przewiny o „ciążeniu”, o „błędach”, grzechach przeciwko partii i podnosili autorytet nowych wodzów, do których nie żywili najmniejszego szacunku. W embrionalnej formie mamy już wtedy do czynienia z.zaczątkami moskiewskich procesów.

Sprawa nie wyczerpała się na pierwszej kapitulacji: ustrój państwa stawał się coraz to bardziej totalny, walka z opozycją — coraz zacieklejsza, oskarżenia — coraz to potworniejsze. Do dyskusji politycznych biurokracja dopuścić nie mogła, gdyż chodziło właśnie o obronę ich przywilejów. Aby wtrącać przeciwników do więzień, skazywać na zesłanie lub na rozstrzelanie, oskarżenia o „ciążenie'” były nie wystarczające. Trzeba było przypisywać opozycji dążenie do rozbijania jedności partii, demoralizacji wojska, obalenia ustroju sowieckiego, odbudowy kapitalizmu. Ażeby podeprzeć te oskarżenia przed narodem, biurokracja wyciągała za każdym razem na świat Boży byłych opozycjonistów jednocześnie jako oskarżonych i świadków. Tak więc kapitulanci zamieniali się powoli w fałszywych świadków przeciwko opozycji i samym sobie.

We wszystkich oświadczeniach skruchy niezmiennie figurowało moje nazwisko, jako głównego „wroga” ZSRR, tj. sowieckiej biurokracji. Bez tej wzmianki dokument taki nie miał żadnego znaczenia. Najpierw podkreślano tylko moje „ciążenie” ku „socjal-demokracji”; w następnym etapie rozgrywki mówiło się o kontrrewolucyjnych skutkach mej polityki; jeszcze później — o moim związku, sojuszu de facto, jeśli nie de iure z burżuazją, skierowanym przeciwko ZSRR itd. itd. Każdemu z kapitulantów, który wzdrygał się ulegać wymuszeniu powtarzano stereotypowe zdanie: „Ach tak, więc to oznacza, ż e poprzednie oświadczenia nie były szczere — czyli — trzeba was uznać za utajonego wroga”. Tak więc w wyniku pierwszej

Page 51: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  51  

„skruchy” ofiara poczuła przywiązany ciężar do stóp, który pociągał już kapitulanta na dno5. Skoro tylko nadciągały polityczne trudności, natychmiast aresztowano ponownie byłych

opozycjonistów i zsyłano ich pod byle błahym powodem a nawet na postawie fikcji. Zasada tkwiła w tym, aby poszarpać system nerwowy, zdeptać godność osobistą i złamać wolę. Po każdej nowej represji można było uzyskać amnestię tylko za cenę podwójnego już poniżenia. Żądano złożenia oświadczenia w prasie: „Przyznaję się, iż w przeszłości okłamywałem partię, że byłem wobec sowieckiej władzy niehonorowy, że byłem faktycznym agentem burżuazji; obecnie jednak zrywam ostatecznie z trockistowskimi kontrrewolucjonistami...” itd. Tak przeprowadzało się krok za krokiem wychowywanie tj. demoralizację dziesiątków tysięcy członków partii a pośrednio i całej partii, obwinionych i oskarżycieli.

Zabójstwo Kirowa (grudzień 1934) wzmogło w nieznany dawniej sposób sumienie partyjne. Po szeregu sprzecznych, fałszywych, oficjalnych oświadczeń biurokracja ograniczyła się do półśrodków, mianowicie do „przyznania” się Zinowiewa, Kamieniewa i innych, że przyjmują na siebie „moralną odpowiedzialność” za terrorystyczny akt.

Oświadczenie to wymuszono prostym manewrem: „jeśli nam nie pomożecie złożyć choćby moralną odpowiedzialność za terrorystyczne akty, przejawicie tym tylko swoje wspólnictwo z terrorystami, a wówczas poniesiecie konsekwencje według zasług”. Na każdym nowym etapie powstawała przed kapitulantami jedna i ta sama alternatywa: albo odwołać wszystkie swoje poprzednie „skruchy” i wplątać się beznadziejnie w konflikt z burżuazją, bez haseł, bez organizacji, bez osobistego autorytetu, albo postawić jeszcze jeden krok w głąb, ściągając na siebie i innych jeszcze większe kłopoty. Tak właśnie wygląda ów postęp upadku! Znając w przybliżeniu bieg wypadków można było z góry przewidzieć charakter „pokajania” na etapie następnym. Już niejeden raz przeprowadzałem taką analizę w prasie.

GPU posiada dla osiągnięcia swoich celów mnóstwo uzupełniających materiałów. Nie wszyscy rewolucjoniści utrzymali godność swego stanowiska w więzieniach carskich: jedni wyrażali skruchę, inni „sypali”, trzeci błagali o litość. Stare archiwa już dawno zostały przestudiowane i sklasyfikowane. Najcenniejszy zbiór przechowuje się w sekretariacie Stalina. Wystarczy wyciągnąć jeden z owych dokumentów a już wysoki dygnitarz spada w przepaść!

Inne setki obecnych biurokratów znajdowały się w obozach białych w epoce rewolucji październikowej i wojny domowej. Oto na przykład kwiat dyplomacji stalinowskiej : Trojanowski, Majski, Chińczuk, Suric i inni. A taki bukiet dziennikarski: Kolcow, Zasławski i wielu innych. Takiż sam jest ów groźny prokurator Wyszyński, prawa ręka Stalina.

Młode pokolenie o tym nic nie wie, starzy robią minę, że o tym zapomnieli. Wystarczy głośno wspomnieć o przeszłości takiego np. Trojanowskiego i reputacja dyplomaty rozbita leci w drzazgi. Stalin dlatego może żądać od pierwszego lepszego Trojanowskiego potrzebnych mu oświadczeń i świadectw: Trojanowscy wydadzą wszystko, i oświadczą wszystko bez sprzeciwu.

Każde publiczne wyrażenie skruchy ze strony znaczniejszych figur zazwyczaj poprzedzają zeznania dziesiątków świadków, szeregujących się z osób z najbliższego otoczenia ofiary. GPU rozpoczyna od aresztowania sekretarzy, stenografów, maszynistek i obiecuje im nie tylko zwolnienie z więzienia, ale wszelakie ulgi, jeśli tylko złożą potrzebne zeznania przeciwko swemu wczorajszemu „szefowi”. Już w 1924 GPU doprowadziło mojego sekretarza Glacmana do samobójstwa.

W 1928 naczelnik mego sekretariatu, inż. Butów odpowiedział strajkiem głodowym na

                                                                                                               5  Na ten temat – patrz moja książka: „Predannaja Rewolucja” („Zdradzona rewolucja”) napisaną przed procesem „szesnastu” (przyp. aut.).

Page 52: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  52  

usiłowanie GPU wymuszenia na nim fałszywych zeznań przeciwko mnie i na pięćdziesiąty dzień głodówki zmarł w więzieniu. Dwóch innych moich współpracowników, Sermuks i Poznański, nie opuszczali więzienia i zesłania od 1924 roku. Niestety, nie wszyscy sekretarze odznaczają się takim hartem woli. Większość z nich zdemoralizowały kapitulacje ich własnych szefów i cała w ogóle zgniła atmosfera rządu. Aby wymusić zeznania na Smirnowie i Mraczkowskim, GPU zaopatrzyło się w fałszywe denuncjacje jakoby pochodzące od bliższych i dalszych współpracowników, dawnych przyjaciół i krewnych. Upatrzona ofiara poczuje się do ostatniego stopnia oplatana siecią fałszywych doniesień i zeznań świadków, tak, że wszelki opór wydaje się bezcelowy.

GPU drobiazgowo śledzi rodzinne stosunki swych dostojników państwowych. Zwykle aresztowanie przyszłych oskarżonych poprzedza uwięzienie ich żon. Na samym procesie zazwyczaj żony nie występują, jednakże podczas śledztwa dopomagają GPU do przełamania oporu mężów. W wielu wypadkach aresztowany idzie na fałszywe przyznawanie się za cenę nie kompromitowania go w oczach żony i dzieci. Nawet w oficjalnych sprawozdaniach można natrafić na ślady tej zakulisowej gry!

Najliczniejszy materiał ludzki dla tych amalgamów kłamstw i oszczerstw sądowych dostarcza szeroka warstwa marnych administratorów, rzeczywistych lub domniemanych winowajców klęsk gospodarczych, wreszcie urzędników nieostrożnie obracających pieniędzmi społecznymi. Granica pomiędzy legalne a nielegalne w Sowietach jest ogromnie mglista. Równorzędnie z oficjalnymi poborami istnieją niezliczone nieoficjalne i półlegalne dodatki. W normalnych czasach takie operacje uchodzą bezkarnie. Jednakże GPU ma możność w dowolnej chwili postawić swej ofierze do wyboru: zgubić go jako zwyczajnego defraudanta i złodzieja lub spróbować uratować się, przyjmując charakter rzekomego opozycjonisty, którego Trocki wciągnął na drogę zdrady państwowej.

Dr Ciliga, jugosłowiański komunista, który przesiedział pięć lat w więzieniach Stalina, opowiada, jak to opornych wyprowadzają po kilka razy dziennie z celi na dziedziniec, służący za miejsce stracenia — i później sprowadzają z powrotem do celi. To działa. Rozpalonego żelaza nie używają. Przypuszczalnie nie stosują także specjalnych lekarstw. Wystarczy „moralne” działanie takich przechadzek.

Naiwni zapytują często: „czyż Stalin nie obawia się, że jego ofiary na jawnym posiedzeniu sądu nie otrząsną się i nie zdemaskują fałszerstwa? Ryzyko tego rodzaju zupełnie jest bezprzedmiotowe. Większość oskarżonych drży nie tylko swoją głowę — ale i swych najbliższych. Nie tak już proste zdecydować się na efektowny gest na sali sądowej, gdy żona, syn, córka lub ci wszyscy razem są zakładnikami w rękach GPU I cóż to znaczy ujawnić fałszerstwo! Przecież fizycznych mąk nie było. „Dobrowolne” przyznanie się każdego oskarżonego przedstawia naturalne ogłoszenie jego poprzednich oświadczeń skruchy. Jak zmusić salę sądową i całą ludzkość, aby uwierzyli, że wszystkie jego oświadczenia i przyznania w ciągu dziesięciu lat były tylko oszczerstwem na samych siebie?

Smirnow usiłował wyprzeć się na sali sądowej swego „przyznania się”, jakie złożył podczas śledztwa. Wówczas przeciwstawiono mu z miejsca w charakterze świadka jego własną żonę, odczytano jego własne poprzednie zeznania, wszyscy zaś pozostali podsądni natychmiast zaczęli go oczerniać. Do tego jeszcze trzeba dodać wrogi nastrój sali. Według depesz i korespondencji usłużnych dziennikarzy sąd przedstawiony jest jako „jawny”. W istocie rzeczy sala nabita jest po brzegi agentami GPU którzy rozmyślnie wybuchają śmiechem w najdramatyczniej szych miejscach i oklaskują najordynarniejsze napaści prokuratorów. Obecność zagranicznych osób? Bezprzedmiotowi dyplomaci — nie znający języka rosyjskiego lub zagraniczni dziennikarze,

Page 53: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  53  

typu Duranty, którzy przynieśli gotową opinię w kieszeni! Francuski dziennikarz opisuje bardzo malowniczo, jak Zinowiew pożądliwym wzrokiem wodził po sali, lecz nie znalazłszy nikogo współczującego, opuścił bezsilnie głowę. Dodajcie jeszcze do tego: stenografistki są w rękach GPU, przewodniczący każdej chwili może przerwać posiedzenie, agenci GPU imitujący publiczność, mogą podnieść niebywałą wrzawę. Wszystko jest przewidziane. Wszystkie role są rozpisane. Obwiniony, który podczas wstępnego śledztwa pogodził się z narzuconą mu ohydną rolą nie widzi żadnych podstaw, aby zmieniał sytuację podczas przewodu sądowego: zaryzykowałby przecież ostatnim cieniem pozostałej mu nadziei.

Wybawienie? Jednakże Zinowiew i Kamieniew, według mniemania pp. Pritta i Rosenmarka, nie mogli liczyć na uratowanie swego życia przy pomocy „skruchy” za niepopełnione winy. Dlaczego nie mogli? Do wczoraj było tyle procesów, na których oskarżeni uratowali życie dzięki fałszywym samooskarżeniom. Przytłaczająca ilość ludzi śledzących odbywający się proces moskiewski z najrozmaitszych krańców świata, żywiła nadzieję, że oskarżeni zostaną ułaskawieni. To samo dało się zauważyć i w Sowietach. Najbardziej interesujące potwierdzenie tego znajdujemy w londyńskim „Daily Herold”, organie tej partii, której parlamentarną frakcję przyozdabia swą osobą p. Pritt. Natychmiast po egzekucji „szesnastu” moskiewski korespondent „Daily Herald” pisał: „Do ostatniego momentu 16 rozstrzelanych dzisiaj spodziewało się ułaskawienia”.

I dodaje on od siebie: „W szerokich sferach przypuszczano, że specjalny dekret, ogłoszony dopiero przed pięciu dniami i dający im prawo apelowania, wydany został w celu oszczędzenia ich życia! Ten dowód stwierdza, że nawet w Moskwie do ostatniej godziny panowała atmosfera nadziei na ułaskawienie. Te właśnie nadzieje rozmyślnie podtrzymywano i podsycano w sferach rządzących. Wyrok śmierci podsądni spotkali, według słów naocznych świadków, spokojnie, jako coś oczywistego. Oni nie rozumieli, tj. starali się nie rozumieć, że nadać właściwą wagę wyrokowi śmierci może tylko jego wykonanie. Kamieniew najbardziej rozważny i przenikliwy z oskarżonych, żywił najwięcej wątpliwości co do wyjścia obronną ręką z nierównej gry. Jednakże i on na pewno musiał sto razy powtarzać sobie: czyżby Stalin ważył się na coś takiego? Stalin poważył się.

W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 1923 roku chory Lenin przygotowywał się do podjęcia zdecydowanej walki przeciwko Stalinowi. Obawiał się, że ja właśnie pójdę na ustępstwa i 5 marca ostrzegał mnie: „Stalin zawrze zgniły kompromis, a potem oszuka”. Formuła ta jak można najtrafniej charakteryzuje polityczną metodologię Stalina. I oto w stosunku do szesnastu oskarżonych zawarł z nimi „kompromis” — za pośrednictwem sędziego śledczego GPU, a później oszukał ich — za pośrednictwem kata.

Metody Stalina nie były tajemnicą dla oskarżonych. Jeszcze w początku 1926 r., gdy Zinowiew i Kamieniew otwarcie zerwali ze Stalinem i w łonie lewej opozycji dyskutowano zagadnienie z kim z przeciwników moglibyśmy zawrzeć blok, Mraczkowski, jeden z bohaterów wojny domowej powiedział: „z nikim: Zinowiew ucieknie, a Stalin oszuka”. Powiedzenie to rozniosło się na skrzydłach. Zinowiew zawarł z nami niedługo potem blok, a później rzeczywiście „uciekł”. W ślad za nim, w liczbie wielu innych „uciekł” także i Mraczkowski. „Uciekinierzy” popróbowali stworzyć blok ze Stalinem. Ten poszedł na „zgniły kompromis” a później oszukał. Oskarżeni wypili czarę poniżenia do dna. Po tym wszystkim postawił ich pod ścianę.

Jak widzimy mechanika sama w sobie nieskomplikowana. Potrzebuje tylko totalnego rozwoju, tj.: braku najmniejszej swobody krytyki, wojskowego podporządkowania podsądnych, świadków, sędziów śledczych, ekspertów, prokuratorów, sędziów, tej jednej osobie i całkowicie

Page 54: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  54  

jednolitej prasie, która swoim wilczym wyciem zagłusza oskarżonych i hipnotyzuje opinię społeczną.

„ŻĄDZA WŁADZY”

Dnia 2 stycznia. Według słów Wyszyńskiego (sierpień 1936) „Zjednoczone centrum” nie posiadało żadnego programu. Nim kierowała tylko „naga żądza władzy”. Oczywiście, że mnie ta „żądza” trawiła przede wszystkim. Temat o mojej pogoni za władzą często rozwijali najemnicy Kominternu i niektórzy dziennikarze burżuazyjni. Ci panowie w tej mojej rzekomo niecierpliwej gorączce pragnienia, aby zawładnąć sterem państwa usiłowali znaleźć klucz do mej nieoczekiwanej działalności terrorysty. Takie wyjaśnienie „żądzy władzy” niezgorzej układa się w ograniczonej główce przeciętnego filistra.

Gdy w początku 1926 roku „nowa opozycja” (Zinowiew i Kamieniew i in.) podjęła ze mną rozmowę o współdziałaniu, Kamieniew oświadczył mi przy pierwszym zetknięciu: „Blok jest możliwy do zrealizowania, oczywiście tylko w tym wypadku, jeśli podejmiecie walkę o władzę. Stawialiśmy to zagadnienie na porządku dnia już niejednokrotnie: a może już Trocki czuł się zmęczony i zamierza zająć się wyłącznie literacką krytyką i nie wkroczy więcej na drogę walki o władzę?”

Wówczas jeszcze nie tylko Zinowiew, wielki agitator, lecz także Kamieniew „mądry polityk”, jak go nazwał Lenin, znajdowali się pod urokiem zamroczenia, jakoby utraconą władzę łatwo było można odzyskać.

— Jak tylko staniecie na trybunie ręka w rękę z Zinowiewem — mówił mi Kamieniew — partia powie: „patrzcie, oto centralny komitet! oto rząd!” Sprawa idzie tylko o to, czy zamierzacie tworzyć rząd?

Po trzech latach opozycyjnej walki (1923-1926) nie podzielałem w najmniejszym stopniu tych optymistycznych zapatrywań. Nasza grupa („trockiści”) zdążyła też do tego czasu wyrobić sobie dosyć ścisłe poglądy o drugim termidoriańskim rozdziale rewolucji, o wzrastającej rozbieżności pomiędzy biurokracją i ludem, o nacjonalno-konserwatywnym zwyrodnieniu warstw rządzących, o głębokim wpływie na losy ZSRR porażki światowego proletariatu. Zagadnienie o władzy nie istniało dla mnie jako sprawa samoistna, tj. bez związku z tymi zasadniczymi wewnętrznymi i międzynarodowymi procesami. Opozycja musiała w najbliższym okresie spełnić rolę przygotowawczą. Trzeba było wychowywać nowe kadry i oczekiwać na rozwój dalszych wypadków. W tym sensie właśnie odpowiedziałem Kamieniewowi: „Nie czuję się w najmniejszym stopniu zmęczony”, lecz uważam, że trzeba uzbroić się w cierpliwość na cały historyczny okres. Chodzi w tej chwili nie o walkę celem zdobycia władzy, lecz raczej o przygotowanie ideowych i zorganizowanych narzędzi dla takiej walki na wypadek nowego nawrotu rewolucji. A kiedy to nastąpi, nie wiem”.

Kto czytał moją autobiografię „Historię rewolucji rosyjskiej”, krytykę Trzeciej Międzynarodówki, albo ostatnią książkę „Zdradzona rewolucja”, to w przytoczonym tu dialogu z Kamieniewem nie znajdzie nic nowego. Wprowadziłem ten ustęp tutaj tylko dlatego, ponieważ przykład ten sam przez się jaskrawo naświetla głupotę i bzdurne przypisywane mi „idee” przez moskiewskich fałszerzy walutowych: przy pomocy kilku wystrzałów rewolwerów cofnąć koło rewolucji do wyjściowej pozycji październikowej.

Już w ciągu najbliższych 18 miesięcy rozwój wewnątrzpartyjnych walk rozwiał iluzje Zinowiewa i Kamieniewa o możliwości rychłego powrotu do władzy. Z tych obserwacji

Page 55: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  55  

wyciągnęli oni wnioski wprost przeciwne od moich. — Skoro nie można wyrwać władzy grupie obecnie rządzącej — oświadczył Kamieniew —

pozostaje tylko jedno wyjście: powrócić do wspólnego zaprzęgu. Do takiej samej konkluzji po wielkich wahaniach w tę i drugą stronę, doszedł również

Zinowiew. Tuż przed, a może i podczas XV Zjazdu partii, na którym wyrzucono opozycję ze swego łona, w grudniu 1927 miałem ostatnią rozmowę z Zinowiewem i Kamieniewem. W tych przełomowych chwilach każdy z nas musiał sam określić swój dalszy los na długi szereg lat, raczej na resztę żywota. Pod koniec sporu, jaki był prowadzony bardzo pohamowanie, jednakże w istocie w bardzo „patetycznym” tonie, Zinowiew oświadczył mi: „W testamencie Włodzimierz Ilicz (Lenin) uprzedzał, że stosunki wzajemne pomiędzy Trockim i Stalinem mogą rozbić jedność partii!”. Czy jest prawdziwa czy nieprawdziwa nasza platforma? — „Obecnie ona bardziej prawdziwa niż była kiedykolwiek!” (po kilku dniach obydwaj publicznie wyrzekli się platformy). „Jeżeli tak jest, to już sama ostrość walki aparatu urzędowego przeciwko nam świadczy o tym, że chodzi nie o koniunkturalne sprzeczności, ale o przeciwieństwa socjalne. Tenże sam Lenin w tym samym „Testamencie” pisał, że jeśli rozbieżności w partii zejdą się razem z różnicami pomiędzy klasami, to żadna siła nie uratuje nas od rozłamu, a już najmniej od tego zbawi kapitulacja!”

Pamiętam, że po kilku replikach ponownie wróciłem do „Testamentu”, w którym Lenin przypominał, że Zinowiew i Kamieniew wyrzekali się w 1917 powstania zbrojnego „nie przypadkowo”.

— Obecna chwila, swojego rodzaju, nie mniej jest odpowiedzialna, a wy zamierzacie popełnić nową pomyłkę takiego samego typu, która może okazać się największą pomyłką waszego życia!”

To była ostatnia rozmowa. Nie wymieniliśmy między sobą od tej chwili ani jednego listu, ani jednej wiadomości, ani bez ani pośrednio; w przeciągu dziesięciu lat nie przestawałem biczować Zinowiewa i Kamieniewa za kapitulację, która oprócz ciężkiego ciosu zadanego opozycji, sprowadziła na nich samych o wiele tragiczniejsze skutki, niż mogłem to przewidywać w 1927 roku.

Dnia 26 maja 1928 pisałem z Ałma—Ata (Centralna Azja) do przyjaciół: „Nie, my jeszcze przydamy się partii, nawet bardzo. Nie należy denerwować się, że wszystko się zrobi bez nas, nie dręczyć nadaremnie siebie i innych. Trzeba się uczyć oczekiwać, bystro i czujnie patrzeć i nie pozwolić, aby osobista linia polityczna pokrywała się rdzą osobistego rozdrażnienia na oszczerców i szkodników — „Takie powinno być nasze ustosunkowanie się do rzeczywistości”.

Nie będzie przesadą, jeśli zaznaczę, że wypowiedziana w tych wierszach myśl jest istotnie zasadniczym motywem mojej politycznej działalności. Poczynając od młodych lat uczyłem się w szkole marksizmu pogardy dla powierzchownego subiektywizmu, który usiłuje podpędzać historię dziecinnym bacikiem lub klapsem. W rzekomo rewolucyjnej niecierpliwości zawsze widziałem źródło oportunizmu i awanturniczości. W setkach artykułów napadałem na tych, którzy „przedstawiali historii rachunek do uregulowania przed właściwym terminem” (maj 1909). W marcu 1931 ze szczególnym upodobaniem cytowałem słowa zmarłego sympatyka, Kotz Cincedze, który zginął na zesłaniu: „nieszczęście z takimi ludźmi, którzy nie umieją czekać!” Oskarżenia co do niecierpliwości — nie przyjmuję, tak jak i wiele innych. Czekać to ja potrafię. Zresztą co w danym wypadku oznacza „czekać”? Przygotowywać przyszłość! A czyż nie w tym kierunku idzie cała działalność rewolucjonisty?

Dla partii proletariackiej władza jest środkiem socjalistycznej przebudowy społeczeństwa. Do niczego nie nadaje się taki rewolucjonista, który nie usiłowałby wciągnąć do służby swego

Page 56: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  56  

programu przymusowego aparatu rządzenia. W tym zrozumieniu walka o władzę przedstawia nie jakąkolwiek bądź samodzielną funkcję, lecz kojarzy się z całą w ogóle działalnością rewolucyjną: wychowywaniem i jednoczeniem mas pracujących. Dopóki sprawowanie władzy w sposób naturalny wypływa z tej działalności i jej służy, dopóty i sama władza może sprawiać osobiste zadowolenie. Ale istotnie trzeba być zupełnie wyjątkowo tępym i wulgarnym, ażeby pchać się do władzy dla samej władzy. Do tego zdolni są ludzie nienadający się do czego lepszego.

„NIENAWIŚĆ DO STALINA”

Dnia 4 stycznia. Pozostaje mi jeszcze wypowiedzieć się o tzw. „nienawiści do Stalina”. O

niej nie mało mówiono na procesie moskiewskim, jako o sile motorycznej mej polityki. W ustach pierwszego lepszego Wyszyńskiego, w artykułach wstępnych moskiewskiej „Prawdy” i organów Kominternu sylabizowanie o mojej „nienawiści” do Stalina — przedstawia odwrotną stronę wyolbrzymiania „wodza”. Stalin tworzy „szczęśliwe życie”. Obaleni przeciwnicy zdolni są tylko zazdrościć mu i nienawidzić go. Taka to jest głębia lokajskiej psychoanalizy.

Do tej kasty pożądliwych skoczków, którzy gnębią naród „imieniem socjalizmu”, odnoszę się z nieubłaganą wrogością a jeśli trzeba to i z nienawiścią. Ale w tym uczuciu nie ma nic osobistego. Ze zbyt wielkiej bliskości obserwowałem wszystkie fazy zwyrodnienia rewolucji i prawie automatycznego uzurpatorskiego zagarnięcia jej zdobyczy, zbyt natarczywie i ściśle szukałem wyjaśnienia tych procesów w obiektywnych warunkach walki socjalnej, abym był zdolny ześrodkować swoją uwagę i uczucia na jednej osobie. Już ten obserwacyjny punkt, jaki zajmowałem, nie pozwalał mi utożsamiać realnej ludzkiej postaci z jej gigantycznym cieniem na ekranie biurokracji. Dlatego uważam się za uprawnionego powiedzieć, że nigdy nie wywyższyłem Stalina w swej świadomości aż do uczucia nienawiści do niego.

Jeśli pominiemy zwyczajne spotkanie, bez zamienienia słowa, w Wiedniu, około 1911 roku w mieszkaniu Skobielewa, przyszłego ministra Tymczasowego Rządu, — to po raz pierwszy zetknąłem się ze Stalinem po powrocie z kanadyjskiego koncentracyjnego obozu do Petersburga w maju 1917. Stalin był wówczas tylko jednym z członków sztabu bolszewickiego, mniej uwydatniającym się niż szereg innych. Nie jest mówcą. Pisze szaro. Jego polemika jest z gruba ciosana i wulgarna. Na tle potężnych zgromadzeń, demonstracji, Stalin zaledwie istniał politycznie. Również i podczas narad sztabu bolszewickiego pozostawał w cieniu. Jego powolna myśl nie nadążała za tempem wydarzeń. Nie tylko Zinowiew i Kamieniew, ale i młody Swierdłow, nawet Sokolników zajmowali stanowiska w dyskusjach o wiele pocześniejsze niż Stalin, który cały 1917 rok spędził w stanie wyczekiwania. Późniejsze wysiłki najemnych historyków zmierzające do przypisania Stalinowi w 1917 roku prawie że kierowniczej roli (za pośrednictwem nigdy nie istniejącego „Komitetu” kierującego powstaniem) są najordynarniejszym świadectwem fałszerstwa historycznego.

Po zdobyciu władzy Stalin zaczął czuć się pewniej i działać bardziej przekonywająco, nie przestając jednak być figurą drugorzędną. Rychło zauważyłem, że Lenin wysuwa naprzód Stalina. Nie zwracając na to szczególniejszej uwagi, ani na chwilę nie wątpiłem, że Lenin kierował się w tym nie osobistym upodobaniem, lecz rzeczowym względem. Powoli sytuacja zaczęła mi się wyjaśniać. Lenin cenił w Stalinie charakter: twardość, wytrzymałość, usilną konsekwencję, a po części i chytrość, jako niezbędną zaletę w walce. Samodzielność idei, praktycznej inicjatywy, twórczych pojęć od niego nie wymagał i nie potrzebował. Pamiętam, jak podczas wojny domowej wypytywałem członka Centralnego Komitetu Serebriakowa, który

Page 57: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  57  

wówczas pracował wespół ze Stalinem w Rewolucyjnej Radzie południowego frontu: czyż obaj jesteście do tej pracy potrzebni, czy bez Stalina Serebriaków celem ekonomii sił nie sprostałby robocie? Po namyśle Serebriaków odpowiedział: „Nie, tak naciskać jak Stalin ja nie potrafię, to nie moja specjalność”. Zdolność do „naciskania” Lenin bardzo cenił w Stalinie. Stalin czuł się coraz pewniej w miarę jak rósł i krzepł państwowy aparat „naciskania”. Trzeba dodać: i im bardziej ulatywał z tego aparatu duch roku 1917.

Obecne oficjalne porównywanie Stalina do Lenina to już zwykła nieprzyzwoitość. Jeśli wyjść z założenia wielkości indywidualnej, to nie można postawić Stalina razem na

jednej płaszczyźnie nawet z Mussolinim i Hitlerem. Jakby nie były obrzydliwe „idee” faszyzmu jednakże obaj zwycięzcy wodzowie reakcji, włoski i niemiecki, przejawiali się od początku, wykazywali inicjatywę, stawiali na nogi masy, wytyczali nowe drogi. Nic podobnego nie można powiedzieć o Stalinie. On wyrósł z aparatu i nie odgraniczył się od niego. Nie zbliża się do mas inaczej jak przez aparat urzędniczy. Dopiero gdy zaostrzenie sprzeczności socjalnych, na zasadzie „Nepu”, pozwoliło biurokracji wyróść ponad poziom społeczeństwa, Stalin zaczął wznosić się ponad partię. W pierwszej fazie sam czuł się zaskoczony własnym powodzeniem. Kroczył bardzo niepewnie, rozglądając na wszystkie strony, zawsze przygotowany do odwrotu. Jednakże podtrzymywali Stalina przeciwko mnie, i popychali — w górę, używając go jako przeciwnika — Zinowiew i Kamieniew, po części Rykow, Bucharin, Tomski. Wówczas nikt nie przewidywał, ż e Stalin przerośnie ich o głowę. W okresie „Trójki” Zinowiew odnosił się do Stalina ostrożnie i protekcyjnie. Kamieniew z lekka ironicznie. Pamiętam, jak raz Stalin w dyskusji na posiedzeniu Centralnego Komitetu użył słowa „rygorystycznie” zupełnie w fałszywym znaczeniu (często mu to się przydarza). Kamieniew zerknął na mnie ze zdradliwym uśmieszkiem, jakby chciał powiedzieć: nic na to nie poradzisz, trzeba go brać takiego jakim jest”. Bucharin uważał, że „Koba” (pseudonim partyjny Stalina) to człowiek z charakterem (o samym Bucharinie Lenin publicznie głosił: „miększy od wosku”) i że „takiego potrzebujemy” a to że jest gruboskórny i mało kulturalny to „my” mu dopomożemy. Na takich przesłankach został zawarty blok „Stalin—Bucharin”, gdy triumwirat runął. Tak więc wszelkie warunki socjalne i osobiste współdziałały z podciąganiem się Stalina wzwyż.

W 1923 czy 1924 roku I. N. Smirnow, rozstrzelany później wraz z Kamieniewem i Zinowiewem, wywnętrzał się przede mną w prywatnej rozmowie: — Stalin — kandydat na dyktatora? Przecież to zupełny szaraczek i mizerny człowieczek.

— Szary to on jest, mizerny to już nie — odpowiedziałem Smirnowowi. Na ten sam temat przez dwa z górą lata później spierałem się z Kamieniewem, który wbrew

oczywistości twierdził, że Stalin to „wódz o pokroju powiatowego miasteczka”. W tej sarkastycznej charakterystyce było oczywiście sporo prawdy, ale była to tylko drobna część rysów jego charakteru. Takie cechy intelektu jak chytrość, wiarołomstwo, zdolność wygrywania najniższych instynktów ludzkich były rozwinięte u Stalina niesłychanie, a przy sile charakteru stawały się potężną bronią w walce. Oczywiście nie w każdej. Wyzwoleńcza walka mas wymaga innych zalet i właściwości. Lecz tam gdzie szło o wybór uprzywilejowanych, o scementowanie duchowe kasty, o doprowadzenie do bezsilności i zdyscyplinowania mas, tam cechy Stalina rzeczywiście okazywały się nieocenione i one właśnie — przyznać to trzeba — zrobiły z niego wodza Termidoru.

A pomimo wszystko Stalin pozostaje przeciętnością. Nie potrafi on uspołeczniać, ani nie ma daru przewidywania. Jego umysł pozbawiony jest nie tylko blasku i polotu, ale nawet zdolności logicznego myślenia. Każde zdanie jego mowy zmierza go jednego praktycznego celu; ale mowa w całości nie wznosi się do logicznej konstrukcji. W tej słabości tkwi siła Stalina. Zdarzają się

Page 58: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  58  

takie historyczne momenty, których rozwiązanie możliwe jest tylko przez zaprzeczenie uspołecznienia. Bywają epoki, w których funkcja uspołecznienia i przewidywania wyklucza bezpośrednie powodzenie: to są okresy ześlizgiwania się, upadku poziomu i reakcji. Helvetius mówił kiedyś, że każda epoka społeczna wymaga swoich wielkich ludzi, a kiedy takich nie ma, to sama ich stwarza. Na temat zapomnianego obecnie francuskiego generała Champgarni, pisał Marks „Wobec całkowitego braku wielkich indywidualności partia porządku publicznego zwyczajnie w naturalny sposób była zmuszona pokryć, własne braki przypisując ją jednej jedynej indywidualności i dzięki temu rozdmuchano to indywiduum do rozmiarów nadzwyczajności”. Aby już skończyć z cytatami można zastosować do Stalina słowa wypowiedziane przez Engelsa o Wellingtonie: „On jest wielki w swoim rodzaju, a właśnie o tyle wielki, o ile można być wielkim, nie przestając być przeciętnością”. Indywidualna „wielkość” jest w ostateczności — funkcją społeczną. Jeżeli Stalin mógłby od samego początku przewidzieć, dokąd go doprowadzi walka z „trockizmem”, na pewno by zawahał się, nie patrząc na perspektywy zwycięstwa nad wszystkimi przeciwnikami. Niestety niczego nie przewidywał. Uprzedzanie go przez przeciwników na temat tego, że stanie się on wodzem Termidoru, grabarzem partii i rewolucji, wydawało się dlań pustą grą wyobraźni. Wierzył w samo odradzającą się siłę aparatu państwowego, zdolnego rozwikłać wszelkie problemy. Zwyczajnie nie pojmował własnej historycznej funkcji jaką spełniał. Brak twórczej wyobraźni, niezdolność do uspołecznienia i przewidywania zabiły Stalina jako rewolucjonistę. Jednakże właśnie te cechy pozwoliły mu za pomocą autorytetu byłego rewolucjonisty pokryć wschodzącą biurokrację termidoriańską.

Stalin systematycznie demoralizował aparat. Na odwrót aparat wyzwalał swego wodza. Te cechy, które pozwoliły Stalinowi organizować największe w historii ludzkości fałszerstwa, morderstwa zalegalizowane wyrokiem sądów, tkwiły oczywiście w jego naturze. Nadeszły lata totalnej wszechmocy i przydały tym zbrodniczym cechom rzeczywiście apokaliptyczne rozmiary. Wspominałem już o chytrości i braku hamulców wewnętrznych. Lenin jeszcze w 1921 roku przestrzegał przed mianowaniem Stalina generalnym sekretarzem partii: „Ten kucharz będzie warzył tylko ostre potrawy”. W 1923 r. Stalin w prywatnej rozmowie z Kamieniewem i Dzierżyńskim przyznawał się, że najwyższe zadowolenie w życiu znajduje, gdy może upatrzyć ofiarę, przygotować zemstę, wymierzyć i zadać cios a później iść spać. „To głupi człowiek — mówił mi o Stalinie — Krestiński, — on ma żółte oczy”. Stalina nie lubiano nawet w sferach biurokracji dopóty, dopóki nie wyczuto, że on stanie się ich podporą.

Im bardziej władza biurokracji wyzwalała się spod kontroli, tym silniej uwydatniały się przestępcze cechy charakteru Stalina. Krupska, która w 1926 r. przylgnęła chwilowo do opozycji, opowiadała mi o głębokim niedowierzaniu i ostrej nieżyczliwości, jakie żywił Lenin do Stalina w ostatnim okresie swego życia i co znalazło tylko bardzo zmiękczony wyraz w jego „testamencie”.

— Wołodia mówił mi: Stalin nie posiada elementarnej uczciwości, rozumiesz, tej najprostszej ludzkiej rzetelności...

Ostatni pozostały po Leninie dokument, to podyktowany przez niego list, w którym zawiadamiał on Stalina o zerwaniu z nim swych osobistych i towarzyskich stosunków. Można sobie wyobrazić jak już wezbrało goryczą serce chorego, jeżeli zdecydował się on na tak skrajny krok!... A mimo tego właściwy stalinizm rozwinął się dopiero po śmierci Lenina.

Nie, osobista nienawiść to zbyt wąskie prywatne, domowe uczucie, aby mogło wykazać wpływ na kierunki historycznej walki, gdyż narasta ono nieodmiennie u każdego z uczestników. Oczywiście, że Stalin zasługuje na najsurowszy wymiar kary i jako grabarz rewolucji i jako

Page 59: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  59  

organizator niepojętych przestępstw i zbrodni. Jednakże ta kara bynajmniej nie ma być celem samym w sobie, i nie mogą istnieć dla niej specjalne metody. Ona musi wypływać — i wypłynie! ze zwycięstwa klasy robotniczej nad biurokracją. Bynajmniej nie chcę przez to zmniejszyć ciążącej na Stalinie osobistej odpowiedzialności. Przeciwnie, właśnie dlatego, że jego zbrodnie Są tak bezprzykładne, ogromne, nie wpadnie na myśl żadnemu poważnemu rewolucjoniście odpowiadać na nie aktem terrorystycznym. Jedynie historyczna katastrofa stalinizmu w wyniku rewolucyjnego zwycięstwa mas, może przynieść nie tylko polityczne lecz i moralne zadowolenie. A katastrofa ta jest nieuchronna.

Aby już skończyć z „nienawiścią” i „żądzą władzy”, pozwolę sobie jeszcze dodać, że nie bacząc na liczne osobiste doświadczenia losu w ostatnim okresie, jestem nieskończenie daleki od tej psychologii „rozpaczy”, jaką mi imputuje prasa sowiecka, prokuratura stalinowska i ich nieostrożni lub niemądrzy „przyjaciele” na Zachodzie. Ani jednego dnia w ciągu tych trzynastu lat nie czułem się złamany i pokonany. Każdego dnia patrzę z góry i z pogardą na oszczerstwa i oszczerców. Uczyłem się ż ycia w szkole wielkich wstrząsów historycznych, i myślę, że nauczyłem oceniać bieg wydarzeń jego własnym wewnętrznym rytmem, a nie krótką miarą osobistego losu. Do ludzi, którzy skłonni są widzieć życie w czarnych barwach, tylko dlatego, że utracili uświęcony fotel ministerialny, żywię tylko ironiczne współczucie. Ruch, któremu służę, przewija się na moich oczach poprzez okresy wzlotów i upadków i nowych wznoszeń. Teraz nadeszła faza odwrotu. Jednakże w obiektywnych warunkach światowego gospodarstwa i światowej polityki zasiane zostały zalążki nowego gigantycznego postępu, który pozostawi het w tyle wszystkie poprzednie sytuacje. Jasno przewidywać taką przyszłość, przygotowywać się do niej poprzez teraźniejsze trudności, współdziałać przy tworzeniu nowych kadr marksistowskich — oto są cele, ponad które nic lepszego dla mnie nie istnieje. Pozostaje chyba tylko przeprosić czytelnika za te czysto osobiste wynurzenia: wymusiła je jednak sama istota sądowego oszustwa.

***

Dnia 5 stycznia. Siedemnasty dzień podróży. Po epizodycznej porażce petersburskich

robotników w lipcu 1917 roku rząd Kiereńskiego ogłosił, iż Lenin, ja i szereg innych bolszewików (Stalin nie został wówczas zaliczony do tej kategorii tylko dlatego, że nikt się nim nie interesował), jesteśmy agentami niemieckiego sztabu generalnego. Podstawą oskarżenia były zeznania chorążego Jermolenki, agenta carskiego kontrwywiadu. Na pierwszym, po tym zdemaskowaniu, posiedzeniu rady bolszewickiej frakcji zapanował nastrój przygnębienia, chaosu, prawie koszmaru. Lenin i Zinowiew już się ukryli. Kamienie w został aresztowany. „Nic się zrobić nie da — mówiłem w swoim sprawozdaniu — petersburskich robotników rozbili, partię bolszewicką zapędzili w podziemia. Stosunek sił zmienił się momentalnie. Wszystko co ciemne, chamskie wypłynęło na wierzch. Chorąży Jermolenko stał się duchowym inspiratorem Kiereńskiego, który zresztą nie o wiele go przerastał. Trzeba więc przebrnąć jakoś przez tę nieprzewidywaną kartę historii... Ale gdy masy zrozumieją istniejący związek pomiędzy oszczerstwem i interesami reakcji, same nawrócą ku nam”.

Jednakże nie przewidywałem wówczas, że Józef Stalin, członek Centralnego Komitetu partii bolszewickiej, odnowi po osiemnastu latach wersję Kiereńskiego — Jermolenki!

Ani jeden oskarżony spośród starych bolszewików nie przyznawał się do łączności z Gestapo. A przecież i oni nie byli skąpi w przyznawaniu się. Kamieniewowi, Zinowiewowi i innym przeszkadzały iść do końca śladem wyznaczonym przez GPU nie tylko uczucia jakiej takiej godności własnej, ale resztki wyobrażeń zdrowego rozsądku. Śledząc ich dialog z

Page 60: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  60  

prokuratorem na temat stosunku z Gestapo, nie trudno odtworzyć -targowanie się, jakie musiało być przeprowadzane za kulisami, podczas śledztwa sądowego. — Chcecie unieszkodliwić i zniszczyć Trockiego? — musiał mówić Kamieniew. — Dopomożemy wam. Jesteśmy gotowi przedstawić Trockiego jako organizatora terrorystycznych aktów. Burżuazja w tych sprawach orientuje się słabo, zresztą nie tylko burżuazja: bolszewicy... terror... zabójstwa... żądza władzy... pragnienie zemsty... W to wszystko mogą uwierzyć... Lecz nikt nie da wiary, że Trocki, albo my, Kamieniew, Zinowiew, Smirnow i inni, jesteśmy na żołdzie Gestapo. Jeśli przekroczymy granice prawdopodobieństwa, zaryzykujemy, że skompromitujemy oskarżenie o terror, które i tak nie jest oparte na granitowych fundamentach. Na dobitkę oskarżenie o współdziałanie z Gestapo zbyt już przypomina oszczerstwo na Lenina i tegoż pewnego Trockiego w 1917 roku...”

Przypuszczalna argumentacja Kamieniewa jest dostatecznie przekonywająca. Na Stalinie to jednak nie wywarło żadnego wrażenia: kazał do sprawy wprowadzić Gestapo. Pod pierwszym wrażeniem wydaje się, że wściekłość go zaślepiła. Jednakże jeśli to przypuszczenie nie jest błędne, to w każdym razie jednostronnie. Stalin przecież także nie miał innego wyboru. Oskarżenie o terror samo przez się nie rozwiązywało sprawy. Burżuazja pomyśli: „bolszewicy mordują jedni drugich; zobaczymy co z tego wyjdzie”.

Co się tyczy robotników to znaczna ich część może powiedzieć: biurokracja sowiecka zagrabiła wszystkie bogactwa, i całą władzę, a teraz za każde słowo krytyki gnębi, może być że Trocki ma rację, nawołując do terroru.

Najgorętsza ze wszystkich młodzież sowiecka, dowiedziawszy się, że za terrorem stoi autorytet dobrze jej znanych nazwisk — może istotnie nawrócić na tą nieznaną jej jeszcze drogę. Stalin nie mógł nie przewidzieć niebezpiecznych skutków własnej intrygi. Dlatego właśnie wystąpienia Zimowiewa i Kamieniewa z zastrzeżeniami bynajmniej na niego nie podziałały. Musiał zatem utopić swych przeciwników w błocie. Nic bardziej rzeczywistego od współpracy z Gestapo nie mógł wymyślić. Terror w związku z Hitlerem! Robotnik, który uwierzy tej mieszaninie pojęć na pewno otrzyma tym samym zastrzyk najskuteczniejszy przeciwko „trockizmowi”. Trudność leży tylko w tym, aby zmusić do uwierzenia w to...

Osnowa procesu nawet w tak wygładzonej i pofałszowanej formie, w jakiej widzimy ją z oficjalnego „Sprawozdania” (wyd. Ludowego Komisariatu Sprawiedliwości) przedstawia także przeładowanie sprzecznościami, anachronizmami i zwyczajną bezmyślnością, że już samo systematyczne wytłumaczenie „Sprawozdania” podrywa podstawy całego oskarżenia. To nie jest dziełem przypadku. GPU pracuje poza kontrolą. Żadnych tarć, zdemaskowania i niespodzianek nie trzeba się obawiać. Zupełna solidarność pracy jest zabezpieczona. Sędziowie śledczy GPU liczą o wiele więcej na skutki zastraszenia niż na własną wynalazczość. Nawet jako oszustwo, proces ten jest ciosany toporem, nie skonstruowany, miejscami niebywale głupi. Nie można pominąć tego szczegółu, że uzupełniającą pieczątkę głupoty przykłada sam wszechmocny prokurator Wyszyński, były prowincjonalny adwokat — ongiś mienszewik.

Pomimo wszystko sam pomysł jest kunsztowniejszy od wykonania. Taki fakt na przykład, że główny świadek przeciwko mnie, jedyny spośród starych bolszewików, który jakoby mnie odwiedził za granicą, mianowicie Holcman, miał nieszczęście wymienić, niby jako jego przewodnika, nazwisko mego syna, którego w ogóle w Kopenhadze nie było, i wybrać miejsce rzekomej schadzki — hotel „Bristol”, który dawno już nie istnieje; ten i podobne fakty mają z czysto prawnego punktu widzenia zasadnicze znaczenie. Jednakże dla każdego myślącego człowieka, nie pozbawionego psychologicznego i moralnego czucia, rzeczywiście nie potrzebne są i te „maleńkie” defekty wielkiego fałszerstwa. Wzór fałszywej monety może być lepiej lub gorzej wypracowany. Nie warto rozwodzić się nad wzorem, jeśli wziąwszy monetę do ręki,

Page 61: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  61  

można z całą pewnością powiedzieć: wagę ma za małą, lub, rzuciwszy pieniądz ten na stół, usłyszymy głuchy dźwięk stopu.

Twierdzenie, że mógłbym wstąpić do Gestapo, aby zamordować stalinowskiego urzędnika Kirowa, jest tak dalece samo w sobie głupie, że rozsądny i rzetelny człowiek nie podejmie się nawet sprawdzać i grzebać się w szczególikach stalinowskiego oszustwa.

PRZYSYŁANIE „TERRORYSTÓW” Z ZAGRANICY

Dnia 6 stycznia. Nocą wpłynęliśmy do zatoki Meksykańskiej. Temperatura wody 27 0C! W kajucie panuje żar. Oficer policji i kapitan regulują według radio warunki wysadzenia nas na ląd (widocznie w Tampico, a nie w Veracruz, jak przypuszczano kilka dni temu).

Z przygotowaniem sądowych fałszerstw wiąże się jedna z najhaniebniejszych kart dyplomacji sowieckiej: inicjatywa Litwinowa w sprawie międzynarodowej walki z terrorystami. Dnia 9 października 1934 zamordowani zostali jugosłowiański król Aleksander i francuski minister Barthou. Zabójstwo zorganizowali chorwaccy i bułgarscy nacjonaliści, za których plecami stały Węgry i Włochy. Jeżeli marksizm odrzuca metody terrorystycznej walki, to bynajmniej nie wynika z tego, że marksiści mogą podać rękę policji imperialistycznej w celach wspólnego tępienia „terrorystów”. A właśnie tego rodzaju było postępowanie Litwinowa w Genewie. Powołując się na Marksa wysunął on tezę: „policjanci całego świata łączcie się!” To jest niemożliwe, mówiłem wówczas do przyjaciół, aby ten haniebny czyn nie miał jakiejś innego uzasadnienia. Dla rozprawienia się z wewnętrznymi przeciwnikami Stalin nie potrzebuje pomocy Ligi Narodów. A więc przeciwko komu skierowane są mowy Litwinowa? Nie mogłem nie odpowiedzieć: przeciwko mnie.

Oczywiście nie mogłem wiedzieć, co się przygotowuje. Nie podlegało jednak już dla mnie żadnej wątpliwości, że chodzi tu o przygotowywanie jakiegoś olbrzymiego fałszerstwa, w sieci którego moja osoba na pewno ma być wplątana, przy czym międzynarodowa policja, inspiratorzy Litwinowa, miała Stalinowi dopomóc dobrać się do mnie.

Teraz już cała ta konstrukcja planu przedstawia się zupełnie jasno. Pierwsze wysiłki Litwinowa zmierzające do utworzenia uświęconego sojuszu przeciwko „terrorystom” zbiegały się właśnie z okresem przygotowania pierwszej intrygi fałszu i podłości — dookoła sprawy Kirowa. Odpowiednie instrukcje dał Stalin Litwinowowi przed zabójstwem Kirowa, tj. w okresie tych gorących dni, gdy GPU przygotowywało zamach, licząc na wplątanie do tego opozycji. Pomysł jednak okazał się pomimo wszystko, zbyt skomplikowany i natknął się na drodze swego przeprowadzania w czyn z szeregiem trudności. Nikołajew wystrzelił za wcześnie. Łotewski konsul nie zdążył powiązać nicią łączącą terrorystów ze mną. Międzynarodowy trybunał przeciwko terrorystom nie powstał nawet po dziś dzień.

Z wielkiego projektu: dobrać się do mnie za pośrednictwem Ligi Narodów, pozostały jak dotychczas skandaliczne wystąpienia dyplomaty sowieckiego, w celu utworzenia międzynarodowej policji przeciwko „trockizmowi”.

„Terrorystyczny” tydzień w Kopenhadze (listopad 1932) bardzo mocno wiąże się z ideą międzynarodowego trybunału, Jeżeli terrorystyczny ośrodek istnieje i działa w Moskwie, a tylko z zagranicy „patronuję mu i ożywiam” duchowo za pośrednictwem listów, które jakoś nigdy nie mogą wpaść w ręce prokuratora, to możliwość oskarżenia mnie przed Trybunałem Ligi Narodów pozostanie nadal problematyczna. A więc zupełnie nieodzowne było, abym z zagranicy wysyłał żywych terrorystów. Oto powód dla czego nieznani mi młodzi ludzie: Berman i Fritz Dawid,

Page 62: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  62  

zjawili się jakoby u mnie w Kopenhadze, gdzie, podczas jednogodzinnej rozmowy zrobiłem jednego z nich terrorystą a drugiego agentem Gestapo. Wysyłając ich do ZSRR z poleceniem zamordowania jak największej ilości „wodzów” i to w najkrótszym czasie. Zastrzegałem się ponoć, aby nie wchodzili w żadną łączność z „terrorystycznymi centrami” ze względów na konspirację. Niezawodny środek na zachowanie nietykalności „terrorystycznego centrum” polega, jak widzicie, na tym, ażeby uwolnić go zupełnie od aktów terrorystycznych... W celu przygotowania niezbędnych zeznań świadków dla Trybunału Ligi Narodów przyjeżdżał do mnie do Kopenhagi Holcman, który jednakże miał pecha spotkać się na terenie nieistniejącego hotelu z moim synem (będącym wówczas w Berlinie) z Olbergiem i dwoma braćmi Lurie, Mojżeszem i Natanem. Sprawa przedstawiła się jeszcze prościej: skierowałem ich na roboty terrorystyczne zaocznie, ani razu nie spotkawszy się z nimi oko w oko. Nie, ten kopenhaski tydzień nie przysporzył wawrzynów autorom wielkiego planu. Ale cóż mogli zademonstrować innego?

***

Kamieniew nieustępliwie ostrzegał na sądzie, że dopóki Trocki pozostaje za granicą, dopóty

stamtąd będą najeżdżać do sowieckiego Związku terroryści. Zachowując cechy „mądrego polityka”, Kamieniew nawet na ostatnim stopniu swego

upodlenia najprościej szedł po linii wytkniętej przez Stalina: Trzeba uniemożliwić mój pobyt we wszystkich państwach zagranicznych. Trocki za granicą, to równoznaczne z aktami terrorystycznymi w ZSRR Kamieniewa interesowała sprawa z jakiej właściwie sfery mogę werbować terrorystów.

Za granicą istnieją dwie kategorie Rosjan — biała emigracja i sowieckie kolonie mieszkające przy każdym poselstwie. Po moim zesłaniu do Turcji GPU podejmowało usilne wysiłki, za pośrednictwem sekcji Kominternu, aby „związać” zagranicznych, szczególnie czeskich „trockistów” z białą emigracją. Jednakże pierwsze moje artykuły opublikowane za granicą położyły kres tym próbom. Biała emigracja we wszystkich swych skupieniach bez wyjątku aczkolwiek jest wrogo usposobiona do Stalina, to jednak czuje się politycznie nieporównanie bliżej niego niż mojej osoby i bynajmniej tego nie ukrywa. Co się tyczy zagranicznych sfer sowieckich, to te są ogromnie szczupłe i żyją pod tak silnym nadzorem GPU, że o jakiejkolwiek bądź organizacyjnej robocie wśród nich mowy być nie może. Wystarcza wspomnieć, że Blumkin został rozstrzelany za jedną jedyną wizytę u mnie, wkrótce po moim przybyciu do Konstantynopola. To właśnie było jedyne spotkanie się z sowieckim obywatelem podczas wszystkich lat mego pobytu na wygnaniu. W każdym razie w spisie oskarżonych nie znalazłem ani jednego człowieka spośród białych emigrantów lub sowieckich zagranicznych urzędników.

Kimże więc jest tych pięciu „terrorystów”, których miałem, niby ja, wysłać do Moskwy z zagranicy i którzy dopiero na sali sądowej ujawnili swoje terrorystyczne zamiary? Wszyscy oni okazali się europejskimi inteligentami, pochodzącymi nie z ZSRR a z krajów nadbałtyckich ongiś wchodzących w skład Rosji carskiej (Litwa, Łotwa...). Rodziny ich uciekły w swoim czasie przed rewolucją bolszewicką, jednakże przedstawiciele młodszego pokolenia, dzięki ruchliwości, zdolności aklimatyzowania się, znajomości języków, a szczególnie rosyjskiego, całkiem wygodnie urządzili się ostatecznie w organizacji Kominternu. Pochodzący ze sfer drobnej burżuazji, nie posiadając nigdy żadnego związku z klasą robotniczą jakiegokolwiek bądź kraju, bez przeszkolenia rewolucyjnego i bez poważnego teoretycznego przygotowania ci pozbawieni własnej indywidualności urzędnicy Kominternu, zawsze pokorni wobec ostatniego okólnika, stali się prawdziwym biczem dla międzynarodowego ruchu robotniczego. Niektórzy z

Page 63: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  63  

nich, doznawszy niepowodzeń na drodze swej kariery — usiłowali chwilowo przymykać do opozycji. Zarówno w artykułach jak listach przestrzegałem swych stronników przed tymi panami. I oto okazuje się, że właśnie akurat tym pachciarzom Kominternu nagle, tak z pierwszego spotkania a nawet zaocznie, powierzyłem najtajniejsze swoje plany w dziedzinie terroru, a zaocznie i swoje kontakty z Gestapo. Czy to nie głupio? Właśnie o to się rozbijała cała sprawa, że innej sfery, z której mógł bym za granicą werbować „terrorystów”, GPU nie znalazło. Bez wysyłki zaś z zagranicy emisariuszy cały mój udział w akcji terrorystycznej posiadał by zbyt mityczny charakter.

Jedno błazeństwo pociąga za sobą inne: agentami Gestapo okazali się, jakby ich kto wybrał, pięciu żydowskich inteligentów (Olberg, Berman, Dawid i dwaj bracia Lurie)! Powszechnie wiedziano, że szerokie sfery żydowskiej inteligencji, a między innymi i w Niemczech, zwracały się w stronę Kominternu bynajmniej nie z powodu zainteresowań marksistowskich i komunistycznych, lecz w poszukiwaniu oparcia przeciwko antysemityzmowi. To można zrozumieć. Lecz jakie polityczne i psychologiczne motywy mogły pchnąć pięciu rosyjsko-żydowskich inteligentów do wejścia na drogę terroru przeciwko Stalinowi... w związku z Hitlerem? Sami oskarżeni bardzo skrzętnie omijali tę zagadkę. Również Wyszyński nie łamał sobie nad tym głowy. Tymczasem jednak sprawa ta zasługuje na specjalną uwagę. Osobista „żądza władzy” miała mną powodować. Przypuśćmy! Lecz jakie uczucia kierowały tymi pięciu nieznajomymi? W każdym razie narażali niechybnie swoje głowy. W imię czego? Czy dla chwały Hitlera?

Jednakowoż i motywy Trockiego nie są tak zupełnie jasne, jakby chcieli myśleć Prittowie, Rosenmarki, i inni zagraniczni adwokaci sowieckiego prokuratora. Wyjaśniono, że z nienawiści do Stalina popełniałem właśnie to, czego pragnął Stalin. W 1927 nie dziesiątki, a setki razy uprzedzałem o tym, że logika bonapartyzmu będzie pobudzała Stalina, aby usiłował podrzucić opozycji jakiś spisek wojskowy lub zamach terrorystyczny. Od chwili przybycia do Konstantynopola wielekroć razy powtarzałem i udowodniałem te przewidywania w procesie. Wiedząc zatem wcześniej, że Stalin, choć się powieś, potrzebował zamachów na swoją „uświęconą osobę”, zająłem się dostawą takich zamachów. Na wykonawców tych spisków wyszukiwałem przypadkowych i z góry beznadziejnych ludzi. A na sojusznika wybrałem sobie Hitlera. Agentami Gestapo mianowałem Żydów. Aby zaś współpraca moja z Gestapo, broń Boże, nie pozostała w tajemnicy, opowiadałem o niej na prawo i lewo. Słowem — robiłem właśnie to, czego wymagała ode mnie wyobraźnia przeciętnego prowokatora GPU.

W MEKSYKU

Dnia 9 stycznia w upalny, tropikalny ranek wszedł nasz statek do portu Tampico. Nikt z nas nie wiedział jaka nas czeka przyszłość. Paszporty i rewolwery pozostawały w dalszym ciągu w rękach policjanta-faszysty, który i na terytorialnych wodach Meksyku ściśle się trzymał reżimu ustanowionego przez norweski rząd „socjalistyczny”. Z góry uprzedziłem zarówno policjanta jak i kapitana, że oboje z żoną wysiądziemy dobrowolnie tylko w tym wypadku, jeżeli się spotkamy z przyjaciółmi. Nie mieliśmy najmniejszej podstawy do ufności w stosunku do norweskich wasali GPU czy pod równikiem, czy na równoleżniku Oslo. Ale wszystko odbyło się pomyślnie. Wkrótce po zatrzymaniu się statku podpłynęła wielka rządowa motorówka z przedstawicielami miejscowej władzy i centralnej, z meksykańskimi i cudzoziemskimi dziennikarzami, a przede wszystkim z wiernymi, niezawodnymi przyjaciółmi. Byli tu: Frida Rivera, żona znakomitego

Page 64: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  64  

artysty (którego choroba zatrzymała w klinice), Max Shachtman, dziennikarz marksista, od dawna szczerze mi oddany sympatyk (bywał on u nas dawniej w Turcji, we Francji, w Norwegii), na koniec Jerzy Nowak (George Novack), sekretarz nowojorskiego „Komitetu obrony Trockiego”. Po czteromiesięcznym więzieniu i odosobnieniu spotkanie z przyjaciółmi było niezwykle ciepłe! Wreszcie norweski policjant zwrócił nam zatrzymane paszporty i rewolwery. Z zażenowaniem przyglądał się uprzejmemu zachowaniu się meksykańskiego generała policji w stosunku do nas. Opuściwszy statek stanęliśmy nie bez wzruszenia na ziemi Nowego Świata. Ziemia ta, choć był to styczeń, dyszała ciepłem. Naftowe wzniesienia Tampico przypominały Baku. W hotelu zdaliśmy sobie od razu sprawę, że nie znamy języka hiszpańskiego. O godzinie dziesiątej wieczorem, wagonem specjalnie dla nas przeznaczonym przez ministra komunikacji, generała Mujica, wyjechaliśmy z Tampico do stolicy. Kontrast pomiędzy północną Norwegią a podzwrotnikowym Meksykiem dał się odczuwać nie tylko w klimacie. Wyrwawszy się z atmosfery wstrętnych nadużyć i męczącej nieświadomości, tu na każdym kroku spotkaliśmy się z gościnnością i szacunkiem. Nowojorscy przyjaciele opowiadali nam pełni optymizmu o pracach swego Komitetu, o wzroście niedowierzania co do moskiewskiego procesu, o perspektywach kontr procesu. Ogólny wniosek był taki, że należy jak najprędzej wydać książkę o oszustwach Stalina. Nowy rozdział naszego życia zapowiadał się szczególnie pomyślnie. Ale... jak będzie się ono dalej układać?

Przez okna wagonu z natężonym zaciekawieniem przyglądaliśmy się podzwrotnikowemu krajobrazowi. Opodal wsi Cardenas, pomiędzy Tampico i San Luis Potosi dwa parowozy zaczęły podciągać nasz pociąg. Powiało chłodem, i wkrótce pozbyliśmy się obaw przed upałem tropiku, które w parnej atmosferze zwykły ogarniać mieszkańców północy. Rano dnia 11 wysiedliśmy w Lecheri'a, maleńkiej stacji przed stolicą, gdzie powitaliśmy Diego Riverę, który przybył z kliniki. Jemu to przede wszystkim zawdzięczaliśmy nasze oswobodzenie z niewoli norweskiej. Razem z nim przybyło jeszcze kilku przyjaciół: Fritz Bach, były komunista szwajcarski, który został profesorem meksykańskim; Hidalgo, uczestnik wojny domowej w szeregach armii Zapaty; kilka osób z młodzieży. Samochodami odstawili nas w południe do Coyoacan, przedmieścia Meksyku, gdzie rozgościliśmy się w błękitnym domu Fridy Rivera z drzewem pomarańczowym pośrodku dziedzińca.

W dziękczynnej depeszy wysłanej jeszcze z Tampico do prezydenta Cardenasa zapewniłem, że bezwzględnie postanowiłem powstrzymać się od wszelkiego mieszania się do polityki meksykańskiej.

Nie wątpiłem ani na chwilę, że do tak zwanych „przyjaciół” ZSRR w Meksyku przymkną agenci GPU, aby wszelkimi możliwymi sposobami utrudnić mi pobyt w gościnnym kraju. Szły tedy z Europy ostrzeżenie za ostrzeżeniem. I czyż mogło być inaczej? Stalin ryzykował zbyt wiele, jeżeli nie wszystko. Z początku liczył on na nagłość i szybkość swych działań, ale to obliczenie dopisało zaledwie w połowie. Moje przesiedlenie do Meksyku silnie zmieniało stosunek sił na niekorzyść Kremla. Zyskiwałem możność odwoływania się do pokojowych przekonań ogółu. Na czym się to skończy? powinni byli stawiać sobie z trwogą pytanie ci, którzy aż nazbyt dobrze znali kruchość i zgniliznę swoich oszustw sądowych.

Jeden z objawów moskiewskiego strachu rzucał się wprost w oczy: komuniści meksykańscy zaczęli poświęcać mojej osobie całe numery swych pism codziennych, a nawet wydawali specjalne dodatki wypełnione starym i świeżym materiałem napływającym z kanałów GPU i Kominternu. Przyjaciele mówili: „Niech pan sobie z tego nic nie robi, ten dziennik cieszy się zasłużoną pogardą”. Zresztą sam nie zamierzałem rozpoczynać polemiki z lokajami, skoro czekała mnie walka z ich panami. Bez żadnej godności zachowywał się sekretarz Konfederacji

Page 65: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  65  

Związków Zawodowych Lombardo Toledano. Ten pan, polityczny dyletant, z zawodu adwokat, nie znający zarówno proletariatu jak i rewolucji odwiedził w 1935 roku Moskwę i powrócił stamtąd, jak się zdaje, jako bezinteresowny „przyjaciel” ZSRR Wygłoszone na VII Kongresie „Kominternu” sprawozdanie Dymitrowa o polityce „frontów ludowych” (dokument ze wszech miar słaby teoretycznie i politycznie), Toledano podał jako najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce od czasu Manifestu Komunistycznego. Z chwilą mego przybycia do Meksyku ten pan zaczął rzucać na mnie oszczerstwa. Czynił to tym bezwzględniej, gdyż wskutek mego zobowiązania nie mieszania się do spraw wewnętrznych kraju miał zapewnioną zupełną bezkarność.

Rosyjscy mieńszewicy byli istotnymi rycerzami rewolucji w porównaniu z takimi gburowatymi, cwanymi karierowiczami! Pomiędzy cudzoziemskich dziennikarzy wcisnął się meksykański korespondent „New York Times”, niejaki Kluckhohn, który pod pozorem interwiewu, próbował kilka razy poddać mnie policyjnemu badaniu. Nie trudno było zrozumieć, z jakiego źródła płynęło to gorliwe zainteresowanie.

Z powodu akcji meksykańskiej sekcji IV Międzynarodówki ogłosiłem drukiem, że nie mogę ponosić odpowiedzialności za jej robotę. Zbyt cenne było mi nowe schronienie, abym mógł sobie pozwolić na jakąkolwiek bądź nieostrożność. Jednocześnie uprzedziłem swoich meksykańskich i północnoamerykańskich przyjaciół, że należy oczekiwać po stalinowskich agentach w Meksyku i Stanach Zjednoczonych zastosowania zupełnie wyjątkowych sposobów „samoobrony”. W walce o swoją międzynarodową „reputację” rządząca klika moskiewska nie cofnie się przed niczym, a zwłaszcza nie zatrzyma ją wydatek kilku dziesiątków milionów dolarów na kupno dusz ludzkich.

Nie wiem czy Stalin wahał się przed rozpoczęciem nowego procesu, sądzę jednak, że inaczej być nie mogło. Ale wyjazd mój do Meksyku od razu wahaniom tym położył koniec. Obecnie trzeba było już jak najprędzej i za wszelką cenę zagłuszyć grożące zdemaskowanie sensacją nowych oskarżeń. Przygotowania do sprawy Radka i Piatakowa trwały już od końca sierpnia. Za bazę operacyjną „spisku” wybrano, jak to łatwo można było przewidzieć, Oslo: wszakże należało ułatwić rządowi norweskiemu wypędzenie mnie z kraju. Toteż w przestarzałe geograficzne ramki oszustwa zostały spiesznie wprawione nowe, świeże elementy: za pośrednictwem Włodzimierza Romma usiłowałem jakoby (niebywałe!), zawładnąć tajemnicami rządu waszyngtońskiego, a przez Karola Radka miałem zaopatrywać Japonię w naftę w razie wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Jedynie, z przyczyny krótkiego czasu GPU nie zdążyło zorganizować mi spotkania z japońskimi agentami w meksykańskim parku Chapultepec.

Dnia 19 nadszedł pierwszy telegram o mającym się odbyć procesie. Dnia 21 odpowiedziałem nań artykułem, który przedrukować tutaj uważam za wskazane. 23 rozpoczął się w Moskwie sąd. Znowu podobnie jak w sierpniu przeżyliśmy koszmarny tydzień. Bez względu na to, że po doświadczeniu ubiegłego roku mechanika sprawy była z góry wiadoma, uczucie moralnego przerażenia nie tylko nie osłabło, ale przeciwnie, wzrosło. Nadchodzące z Moskwy telegramy robiły wrażenie majaczeń. Każdy wiersz odczytywało się po razy kilka, aby przekonać się, czy za tymi urojeniami stoją żywi ludzie. Niektórych z tych ludzi znałem nawet bliżej. Byli oni nie gorsi od innych, przeciwnie, nawet lepsi od wielu, ale zatruło ich kłamstwo, a później stłamsił totalny aparat. Oto obrzucają kłamstwami sami siebie, aby dać możność rządzącej klice okłamania drugich. Stalin wziął sobie za zadanie oswojenia ludzkości z najniemożliwszymi zbrodniami. Znowu trzeba było stawiać sobie pytanie: czyżby ludzkość była aż tak głupia? Bezwarunkowo nie! Tylko chodzi o to, iż oszustwa samego Stalina są tak potworne, że prawie wydają się niemożliwymi występkami. W jaki sposób przekonać ludzkość, że ta „niemożliwość”

Page 66: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  66  

stała się okrutną rzeczywistością? Pojedynek prowadzi się nierówną bronią. Z jednej strony: GPU, sąd, prasa, dyplomacja, najemne agentury, dziennikarze tego typu co Duranty, adwokaci typu Pritta. Z drugiej strony: osamotniony „oskarżony”, który zaledwie zdołał się wyrwać z więzienia socjalistycznego, w dalekim obcym kraju, bez własnej prasy i bez środków. Pomimo tego ani na minutę nie wątpiłem, że wszechmocni organizatorzy tej mieszaniny chemicznej zmierzają do katastrofy. — Śruba oszustw Stalina zdołała już pochwycić w swe skręty bardzo znaczną liczbę ludzi, faktów, punktów geograficznych i bezustannie się rozprzestrzenia, wszystkich jednak oszukać nie jest w stanie. Nie wszyscy chcą być oszukani. Francuska „Liga praw człowieka” ze swoim prezesem, Wiktorem Basch, potrafi naturalnie z szacunkiem przełknąć drugi i dziesiąty proces, tak jak przełknęła pierwszy. Fakty silniejsze są niż patriotyczna gorliwość wątpliwych obrońców „prawa”. Fakty utorują sobie drogę.

Już podczas przewodu sądowego oddałem do druku cały szereg dokumentów odpierających stawiane przeciw mnie zarzuty i zadałem sądowi moskiewskiemu szereg ścisłych pytań, które już same przez się zbijają ważniejsze zeznania oskarżycieli. Jednakże moskiewska Temida nie tylko zawiązała sobie oczy, ale jeszcze i uszy watą zatkała na mur. Nie liczyłem, rozumie się, na zbyt szerokie i bezpośrednie działanie moich wyjaśnień, techniczne bowiem moje możliwości są zbyt ograniczone. Najbliższym dla mnie zadaniem było dostarczyć dla myśli najprzenikliwszych ludzi faktycznego punktu oparcia i rozbudzić krytykę, a w najgorszym razie chociaż wątpliwości. Opanowawszy świadomość wybranych prawda stopniowo coraz szerzej i szerzej się będzie rozprzestrzeniać. Wreszcie w końcu śruba prawdy okaże się silniejsza niż śruba oszustwa i fałszu. Wszystko co zaszło w koszmarnym tygodniu pod koniec stycznia pozwoliło mi z optymizmem oczekiwać na dalszy rozwój wypadków.

Page 67: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  67  

PRZED NOWYM PROCESEM

Page 68: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  68  

PRZED NOWYM PROCESEM

Dnia 21 stycznia Coyoacan. 19 stycznia „TASS” obwieściła, że dnia 23 stycznia, za cztery dni rozpocznie się nowy proces „trockistów” (Radka, Piatakowa i innych). O przygotowaniach do tego procesu wiadomo było od dawna, ale nie było pewności, czy istotnie zdecydują się go wszcząć po wrażeniu w najwyższym stopniu niekorzystnym, jakie sprawił proces Zinowiewa i innych. Rząd moskiewski powtarza ten sam manewr, jaki był wykonany przed procesem „szesnastu”: w ciągu czterech dni organizacje robotnicze międzynarodowe nie będą miały możności wmieszać się, niebezpieczni świadkowie nie zdążą odezwać się z zagranicy, niepożądani cudzoziemcy nawet próbować nie mogą przedostania się do Moskwy. Co się tyczy wypróbowanych i opłaconych przyjaciół, to ci zostali wezwani we właściwym czasie do stolicy sowieckiej, aby później mogli opiewać chwałę sprawiedliwości Stalina Wyszyńskiego. Kiedy te wiersze ukażą się w druku będzie już zapewne po procesie, wyroki będą ogłoszone, a nawet być może wykonane. Plan zakulisowych reżyserów przedstawia się zupełnie jasno: wprowadzić opinię ogółu w zamęt i zadać jej gwałt. Tym więc ważniejsze jest zanim się zacznie złowieszcza inscenizacja wyjaśnić jej znaczenie, metody i cele. Nie należy tylko zapominać, że w chwili gdy się piszę niniejsze słowa nie jest jeszcze wiadomy ani akt oskarżenia, ani nawet zupełny spis oskarżonych.

Proces „szesnastu” odbywał się w drugiej połowie sierpnia. W końcu listopada zupełnie niespodzianie na dalekim Sybirze miał miejsce drugi proces „trockistów”; proces ten jak się okazało był dopełnieniem sprawy Zinowiewa Kamieniewa i przygotowaniem do procesu Radka—Piatakowa. Najsłabszym punktem w procesie „szesnastu” (mocnych punktów nie było w nim wcale, chyba że weźmie się pod uwagę mauzer kata) okazało się potworne oskarżenie w związku z Gestapo.

Najostrzejsze oskarżenie opierało się na takich problematycznych ś wiadkach, nieznanych nikomu jak Olberg, Dawid, itp., ci zaś z kolei nie opierali się na niczym. Dla wzmocnienia pierwszego procesu potrzebny był drugi; jednakże przed zaryzykowaniem na dużą miarę zakrojonego przedstawienia w Moskwie postanowiono urządzić próby na prowincji. Tym razem przenieśli sądy do Nowosybirska, jak najdalej od Europy, od korespondentów, w ogóle od nieproszonych, ciekawych oczu. Proces nowosybirski znamiennie się tym odznaczył, że wyprowadził na scenę niemieckiego inżyniera, rzeczywistego czy też domniemanego agenta Gestapo i stwierdził drogą rytualnej „skruchy” stosunek jego z sybirskimi rzeczywistymi czy też urojonymi „trockistami”, którzy w każdym razie mnie ani znani, ani wiadomi nie byli. Głównym punktem oskarżenia tym razem był nie terror lecz „przemysłowy sabotaż”.

Kim jednakże są ci niemieccy inżynierowie i technicy aresztowani po różnych krańcach kraju a oczywiście mający uosabiać stosunek „trockistów” z Gestapo? Pod tym względem mogę podać jedynie hipotezy. Niemców, którzy przy obecnych wzajemnych stosunkach ZSRR z Niemcami decydują się pozostawać na służbie rządu sowieckiego, można już a priori podzielić na dwie grupy: agenci Gestapo i agenci GPU Pewien procent aresztowanych wchodzi, jak sądzić można w skład obu aparatów: agenci Gestapo udają komunistów i wkradają się do GPU; komuniści znów według dowodzeń GPU podają się za faszystów, żeby przeniknąć tajniki Gestapo. Każdy z tych agentów posuwa się wąską ścieżką, pomiędzy dwoma przepaściami. Czyż można sobie wyobrazić wdzięczniejszy i podatniejszy materiał do wszelkich oszustw i krętactw?

Daleko trudniej na pierwszy rzut oka zrozumieć sprawę Piatakowa, Radka, Sokolnikowa i Serebriakowa. W ciągu 8—9 ostatnich lat ludzie ci, zwłaszcza dwaj ostatni wiernie i szczerze służyli biurokracji, jątrzyli przeciw opozycji, głosili chwałę wodzów, słowem byli nie tylko

Page 69: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  69  

sługami ale i ozdobą reżymu. Dlaczego więc Stalinowi zachciało się ich głów? Piatakow, syn znacznego ukraińskiego cukrownika, otrzymał staranne wykształcenie, był

muzykalny, władał kilkoma językami, pilnie studiował teorię ekonomii i solidnie zaznajomił się z prowadzeniem spraw bankowych. W porównaniu z Zinowiewem i Kamieniewem Piatakow zalicza się do młodego pokolenia, obecnie ma on około 46 lat. W opozycji, mówiąc dokładnie w różnych opozycjach, zajmował Piatakow wybitne stanowisko. Podczas wojny światowej walczył on wraz z Bucharinem, wówczas skrajnym lewicowcem, przeciw Leninowi, zwłaszcza w kwestii „narodowego samookreślenia”. W okresie pokoju w Brześciu Litewskim Piatakow wraz z tymże Bucharinem, Radkiem, Jarosławskim, zmarłym Kujbyszewem i innymi należał do opozycyjnej frakcji „lewicowych komunistów”. W pierwszym okresie wojny domowej występował on na Ukrainie jako zażarty przeciwnik prowadzonej przeze mnie polityki, Od 1923 roku przystał do „trockistów” i wszedł w nasze kierownicze jądro. Piatakow należał do tych sześciu ludzi, których Lenin wymienił w swoim testamencie (Trocki, Stalin, Zinowiew, Kamieniew, Bucharin, Piatakow). Ale zaznaczając jego wybitne zdolności Lenin ostrzega, że pod względem politycznym na Piatakowie polegać nie można, gdyż podobnie jak Bucharin jest to umysł formalistyczny, pozbawiony giętkości dialektycznej, w przeciwieństwie zaś do Bucharina, Piatakow posiada niezaprzeczenie wybitne zdolności administracyjne, które zdążył wykazać w znacznej mierze podczas rządów sowieckich. Około 1925 roku Piatakow odstąpił od opozycji i w ogóle od polityki. Praca ekonomiczna zadowalała go w zupełności. Wskutek pewnej inercji i wiążących go stosunków osobistych pozostał on jeszcze „trockistą” do końca 1927 roku, ale gdy nadeszła pierwsza fala represji, stanowczo zerwał z przeszłością, złożył broń opozycyjną i stał się od razu swoim człowiekiem wśród biurokracji. W tym czasie kiedy Zinowiew i Kamieniew bez względu na ich skruchę trzymani byli z daleka, Piatakow został wkrótce powołany do Centralnego Komitetu i stale zajmował odpowiedzialne stanowisko zastępcy ludowego komisarza ciężkiego przemysłu. Wykształceniem, zdolnością systematycznego myślenia, szybkim ogarnięciem szerokich horyzontów administracyjnych Piatakow znacznie przerastał oficjalnego naczelnika ciężkiego przemysłu, Ordżonikidze, który oddziaływał przeważnie autorytetem członka Biura Politycznego, naciskiem i krzykiem... Nagle w 1936 roku najniespodziewaniej okazuje się, że człowiek, który przez ciąg dwunastu lat na oczach władz zarządzał przemysłem, jest nie tylko „terrorystą” ale i wspólnikiem sabotażu i agentem Gestapo. Co to ma znaczyć?

Radek ma obecnie około 54 lat, jest tylko dziennikarzem. Posiada on zarówno wszystkie świetne zalety, jak i wszystkie ujemne cechy właściwe temu zawodowi. Wykształcenie Radka można raczej scharakteryzować jako obszerne oczytanie. Bliska współpraca z ruchem polskim, udział w niemieckiej socjaldemokracji, baczne śledzenie światowej prasy zwłaszcza angielskiej i amerykańskiej rozszerzyły umysłowe jego horyzonty, dodały myślom ruchliwości i zaopatrzyły je w mnóstwo przykładów, przeciwstawień i wreszcie anegdot. Jednakże Radkowi brak było tego przymiotu, który Ferdynand Lassal zwie „fizyczną siłą myśli”. W rozmaitego rodzaju ugrupowaniach politycznych Radek był raczej gościem niż istotnym uczestnikiem. Myśl jego aż nazbyt impulsywna i lotna nie nadawała się do systematycznej roboty. Na wiele poglądów jego można się zgodzić, jego paradoksy zdolne są oświetlić daną kwestię w zupełnie nieoczekiwany sposób, ale samodzielnym politykiem Radek nie był nigdy. Pogwarki o tym, że Radek w nieustalonych terminach zjawiał się jako gospodarz w komisariacie spraw zagranicznych i nieledwie że decydował o przebiegu zewnętrznej polityki rządu sowieckiego nie mają stanowczo żadnej podstawy. Biuro Polityczne ceniło zdolności Radka, ale nigdy nie brało go na serio.

Od roku 1923 do 1926 Radek wahał się pomiędzy lewicową opozycją w Rosji a prawicową

Page 70: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  70  

komunistyczną opozycją w Niemczech (Brandler, Talheimer i inni). W chwili rozłamu między Stalinem i Zinowiewem próbował on przyciągnąć opozycję lewicową do bloku ze Stalinem. Radek zatem przez ciąg 2—3 lat należał do opozycji lewicowej („trockiści”) i wraz z nią do opozycyjnego bloku (Trocki—Zinowiew). Ale i w środowisku opozycji przerzucał się on nieustannie to na prawo, to na lewo. W 1929 roku kapitulował i to bynajmniej nie w żadnych utajonych celach lub widokach, ale bez zastrzeżeń, bezpowrotnie paląc za sobą wszystkie mosty, aby stać się najdonośniejszym głośnikiem publicystycznym biurokracji. Od tej chwili nie było takiego oskarżenia, którego by on nie rzucił przeciw opozycji, ani takiej pochwały, której by nie złożył ku czci Stalina. Dlaczego więc taki Radek dostał się na ławę oskarżonych?

Dwaj pozostali niemniej wybitni oskarżeni, Serebriakow i Sokolników należą do tego samego pokolenia co Piatakow. Serebriakow okazuje się jednym z najwybitniejszych robotników-bolszewików. Należał on do stosunkowo szczupłego koła założycieli partii bolszewickiej w ciężkich latach (1905—1917) pomiędzy dwoma rewolucjami. Przy Leninie dostał się do Centralnego Komitetu, był nawet przez pewien czas sekretarzem i dzięki swej psychologicznej przenikliwości i taktowi odegrał ważną rolę przy załatwianiu wszelakiego rodzaju konfliktów wewnętrznych. Równy, spokojny, pozbawiony wszelkiego samochwalstwa Serebriakow cieszył się wielką sympatią w partii. Do końca 1927 roku on, zarówno jak I. N. Smirnow (rozstrzelany wskutek sprawy 16), zajmował poważne stanowisko w kierownictwie opozycji lewicowej. W ułatwieniu zbliżenia z grupą Zinowiewa („opozycja w 1926 r.”) i w załagodzeniu tarć w bloku opozycyjnym Serebriakow niezaprzeczenie odegrał najważniejszą rolę. Napór termidorowych nastrojów złamał tego człowieka, podobnie jak wielu innych. Skończywszy raz na zawsze z politycznymi pretensjami, Serebriakow skapitulował przed najwyższą władzą, przyznać należy że z większą godnością niż inni, ale nie mniej stanowczo, powrócił z wygnania do Moskwy, jeździł z poważnymi gospodarczymi zleceniami do Stanów Zjednoczonych i spokojnie pracował w Zarządzie dróg żelaznych. Podobnie jak wielu z tych co kapitulowali, zdążył on już na wpół zapomnieć o swej opozycyjnej przeszłości. Stosownie do nakazu GPU, obwinieni w procesie „szesnastu” wymienili nazwisko Serebriakowa w związku z „terrorem”, z którym zresztą sami nic wspólnego nie mieli.

W kwietniu 1917 roku Sokolnikow, czwarty oskarżony, przybywa wraz z Leninem z Szwajcarii do Rosji w tak zwanym „zaplombowanym wagonie” i od razu zajął wybitne stanowisko w bolszewickiej partii. W brzemienne w odpowiedzialność miesiące roku rewolucji Sokolników wraz ze Stalinem organizują redakcję centralnego organu partii. Podczas gdy w owym czasie Stalin, wbrew temu co głosi później sfabrykowana legenda, wahał się w momentach krytycznych lub zachowywał wyczekująco, co upamiętniły opublikowane później protokoły Centralnego Komitetu, Sokolników przeciwnie, twardo trzymał się linii, którą na ówczesnych dyskusjach partyjnych nazywano „linią Lenina-Trockiego”. W latach wojny domowej Sokolników zajmował bardzo odpowiedzialne stanowiska i równocześnie dowodził 8 armią na froncie południowym. W okresie Nepu w charakterze ludowego komisarza finansów przyczynił się do ustalenia mniej więcej wartości czerwońca, później zaś był posłem sowieckim w Londynie. Człowiek niezwykłych zdolności z szerokim, jasnym poglądem w sprawach międzynarodowych zainteresowań, Sokolników podobnie jak Radek był jednak skłonny do jaskrawych wahań politycznych. W poważniejszych kwestiach ekonomicznych skłaniał się on ku prawemu a nie ku lewemu skrzydłu partii. Nie należał on nigdy do Zjednoczonego Centrum istniejącego w 1926—27 r. O swoim przystąpieniu do oficjalnej polityki oznajmił on głośno oklaskiwany przez delegatów na tymże samym XV zjeździe (schyłek 1927 roku), który wykluczył z partii lewicową opozycję. Wkrótce potem Sokolników był ponownie wybrany do

Page 71: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  71  

Centralnego Komitetu. Podobnie jak wszyscy którzy kapitulowali, przestał on odgrywać rolę polityczną. W przeciwieństwie jednak do Zinowiewa i Kamieniewa, których Stalin pomimo ich poniżenia obawiał się jako grubych ryb, został on tak samo jak Piatakow i Radek zasymilowany przez biurokrację i wyrósł wkrótce na sowieckiego dostojnika. Czyż więc nie jest to zdumiewające, że taki człowiek po dziesięcioletniej pokojowej politycznej działalności obecnie został obwiniony o najcięższe zbrodnie przeciwpaństwowe6?

W sierpniu szesnastu podsądnych, wyprzedzając prokuratora i wzajemnie jeden drugiego, dobijali się o karę śmierci. Straszni terroryści zamienili się nagle w biczowników, W poszukiwaczy korony męczeńskiej. Piatakow i Radek ogłosili w ciągu tych dni w „Prawdzie” jakieś opętane artykuły przeciw oskarżonym domagając się kilku śmierci dla każdego z nich. A w tejże samej chwili kiedy te wyrazy ukazują się w druku, „Tass” obwieszcza całemu światu, że Radek i Piatakow do głębi serca skruszeni przyznają się do swych fantastycznych, niemożliwych zbrodni i żądają kary śmierci dla siebie.

Aby tym inkwizycyjnym procesom nadać trochę cech prawdopodobieństwa Stalinowi nieodzownie stały się potrzebne możliwie autorytatywne postacie starych bolszewików. „Niemożliwe jest, aby ci zażarci rewolucjoniści tak potworne oszczerstwa rzucali na samych siebie” powie przeciętny laik. „Z drugiej strony nie może być, aby Stalin rozstrzeliwał byłych swoich towarzyszy, którzy żadnego przestępstwa nie popełnili”. — Wszystkie więc rachuby głównego organizatora moskiewskich procesów, tego Cezara Borgii naszych czasów oparte są na nie-uświadomieniu, naiwności i łatwowierności przeciętnego obywatela-cywila.

W procesie „szesnastu” Stalin wykorzystał najgrubsze atuty: Zinowiewa i Kamieniewa. W swej psychologicznej ograniczoności stanowiącej niejako podszewkę jego pierwszorzędnej chytrości był on mocno przekonany, że skrucha Zinowiewa i Kamieniewa poparta ich rozstrzelaniem raz na zawsze przekona świat cały. Lecz świat nie został przekonany. Bardziej przenikliwe umysły nie uwierzyły. Ich niedowierzanie wzmocnione krytyką zakreśla coraz szersze kręgi. Tego stojąca u szczytu władzy klika nie może w żadnym razie ścierpieć, jej narodowa i światowa reputacja wiąże się i padnie równocześnie z moskiewskim procesem.

Już 15 września ubiegłego roku, dwa tygodnie po internowaniu mnie w Norwegii pisałem w swojej do druku przeznaczonej deklaracji: „Proces moskiewski w zwierciadle opinii powszechnej świata jest strasznym fiaskiem... Klika rządząca nie może tego przeboleć. Podobnie jak po rozbiciu pierwszego kirowskiego procesu (styczeń 1935 r.) zmuszona była ona przygotować drugi (sierpień 1936 r.) tak obecnie dla podtrzymania swych oskarżeń przeciw mnie nie może ona powstrzymać się od nowych knowań, spisków itp.” Rząd norweski skonfiskował moją deklarację ale wypadki potwierdziły ją. Nowy proces potrzebny przede wszystkim dla wzmocnienia nowego, dla wyrównania szczerb i zamaskowania przeciwieństw, które krytyka już wykazała.

Radek, Piatakow, Serebriakow i Sokolników, jeżeli zostawi się na boku Rakowskiego, którego tymczasem nie tykają, okażą się postaciami, najbardziej autorytatywnymi spośród tych,

                                                                                                               6  Ostatnie telegramy wymieniają w liczbie oskarżonych Murałowa, bohatera rewolucji 1905 r., jednego z twórców Czerwonej Armii i zastępcę narodowego Komisarza rolnictwa; Bogusławskiego, byłego prezesa rady w Woroneżu i prezesa „Małego Sownarkoma”, jednej z najważniejszych komisji Rady Ludowych Komisarzy w Moskwie; Drobnisa, przedstawiciela rady w Połtawie, którego biali skazali na rozstrzelanie, ale w pośpiechu zranili prawie że śmiertelnie. Jeżeli władza sowiecka utrzymała się w 1918—1921 r. zawdzięcza to przeważnie ludziom takiego typu.

Page 72: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  72  

którzy kapitulowali i zostali jeszcze przy życiu. Stalin oczywiście postanawia ich „rozchodować” dla załatania dziur wyrwanych poprzednim procesem. W sprawie „szesnastu” była mowa jedynie o terroryzmie, a ten wieloletni terroryzm ograniczył się do zabójstwa niejakiego Kirowa, podrzędnej figury politycznej, zabójstwa dokonanego przez nikomu nieznanego Nikołajewa (przy bliższym udziale GPU, jak tego dowiodłem już w 1934 r.). Za zabicie Kirowa rozstrzelali wskutek różnych procesów i bez procesów najmniej 200 ludzi. Ale niepodobna posługiwać się wciąż trupem Kirowa w celu wytępienia całej opozycji, tym bardziej że istotni starzy opozycjoniści, którzy ani kapitulowali, ani nie okazali skruchy nie opuszczają od 1928 roku więzień i wygnania. Z tej przyczyny nowy proces wyciąga nowe zarzuty: ekonomiczny sabotaż, szpiegostwo wojskowe, usiłowania przywrócenia kapitalizmu a nawet próby „masowej zagłady robotników”! Pod te formułki można podciągnąć wszystko, co się tylko podoba. Jeżeli Piatakow, faktyczny kierownik przemysłu w ciągu dwóch pięcioleci, wychodzi na głównego organizatora, to cóż mówić o zwykłych śmiertelnikach? Przy tej sposobności biurokracja usiłuje swoje ekonomiczne niepowodzenia, pomyłki, grabieże i inne nadużycia zwalić na trockistów, którzy co do joty spełniają obecnie w ZSRR tę samą rolę, jaką w Niemczech odgrywają żydzi i komuniści. Nie trudno domyśleć się jakie ohydne oskarżenia i insynuacje rzucane będą osobiście na mnie przy tej sposobności.

Nowy proces będzie musiał oczywiście spełnić jeszcze jedno zadanie. Historia „trockistowskiego terroru” zaczyna się wedle procesu „szesnastu” w 1932 roku i tym samym nie może dosięgnąć ręka kata żadnego z trockistów, którzy pozostają w więzieniach od 1928 roku. Niejedno nasuwa myśl, że obwinieni w nowym procesie powołani będą do wyznawania przestępstw i zbrodniczych zamysłów odnoszących się do czasów, kiedy jeszcze nie odczuwali skruchy; w takim razie setki opozycjonistów zostaną postawione przed lufą rewolweru.

Czy podobna jednak uwierzyć, żeby taki Radek, Piatakow, Sokolników, Serebriakow i inni mogli wstąpić na drogę samooskarżenia po tragicznym doświadczeniu procesu „szesnastu”? Zinowiew, Kamieniew i inni mieli nadzieję ocalenia się. Zostali oszukani. Za wyznania, które im zadały śmierć moralną, zapłacono im śmiercią fizyczną. Czyżby ta lekcja była daremna dla Radka i jego towarzyszy? Dowiemy się o tym w najbliższych dniach. Ale niesłuszne jest wyobrażać sobie, że nowa grupa ofiar ma swobodę wyboru. Ludzie ci podczas kilkomiesięcznego śledztwa widzą nieustannie, w dzień i w nocy pochylające się nad ich głowami powoli lecz nieubłaganie widmo śmierci. Kto uparcie odmawia skruchy, zredagowanej pod dyktandem inkwizytorów, tego rozstrzelają bez sądu. GPU pozostawia Radkowi, Piatakowowi i innym cień nadziei. Wszak żeście rozstrzelali Zinowiewa i Kamieniewa? Tak, rozstrzelaliśmy, bo to było konieczne; bo oni byli tajnymi wrogami; bo oni nie chcieli się przyznać do związku z Gestapo, bo to... bo owo itd. itd. A was rozstrzeliwać nie potrzebujemy, wy powinniście nam dopomóc ostatecznie wykorzenić opozycję i skompromitować Trockiego. Za tę przysługę darujemy wam życie. Po pewnym czasie znowu wam damy pracę itp. itp. Naturalnie po tym wszystkim co się stało, ani Radek, ani Piatakow, ani drudzy nie mogą przywiązywać wielkiej wiary do takich obietnic. Z jednej strony czeka ich śmierć nieunikniona i bezzwłoczna, a z drugiej strony też śmierć, tylko że tam przyświecają jeszcze drobne iskierki nadziei. W takich wypadkach ludzie, zwłaszcza gdy są zatruci moralnym jadem, umęczeni, w duchowej rozterce, upokorzeni skłonni są działać na zwłokę w walce o strzęp nadziei.

Page 73: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  73  

MOWA W NOWYM JORKU

Page 74: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  74  

MOWA NA ZGROMADZENIU ROBOTNICZYM W SALI HIPODROMU W NOWYM JORKU

Dnia 9 lutego musiałem wygłosić telefoniczne przemówienie na wiecu nowojorskim

poświęconym moskiewskim procesom. Przyjaciele moi uprzedzili mnie, że można spodziewać się technicznego sabotażu ze strony „przyjaciół” Moskwy. Nie zakorzenili oni wprawdzie trwałych wpływów w masach, natomiast zdołali się wcisnąć do niektórych administracyjnych i technicznych instytucyj. Tak się rzeczywiście stało. Tajemnicze siły stanęły w ostatniej chwili pomiędzy mną a siedmiu tysiącami moich słuchaczów w Nowym Jorku. Niewyraźne objaśnienia, udzielane mi przez zainteresowanych techników, zostały całkowicie obalone przez poważnych specjalistów. Istotne wytłumaczenie tkwi w trzech literach GPU Na szczęście, w przewidywaniu możliwego sabotażu, przesłałem we właściwym czasie tekst swego przemówienia organizatorom wiecu. Przemowa przeczytana została uważnie słuchającemu audytorium i jak okazał dalszy bieg wypadków nie przeszła bez wpływu. Wiec odbyty w sali hipodromu dnia 9 lutego stał się ważnym etapem na drodze powołania do życia Komisji śledczej.

***

Szanowni słuchacze, towarzysze i przyjaciele! Pierwsze moje słowo, to przeproszenie za mój niemożliwy język angielski, drugie — to

podzięka dla Komitetu za umożliwienie mi zaapelowania do waszego zgromadzenia. Treść mego przemówienia obejmuje moskiewskie procesy. Nie mam zamiaru ani na chwilę wyjść poza ramy tego tematu, który i bez tego jest aż nazbyt obszerny. Nie będę apelował ani do namiętności, ani do nerwów, a jedynie tylko do rozumu. Nie wątpię, że r o z u m stanie po stronie prawdy.

Proces Zinowiewa — Kamieniewa wywołał w opinii ogółu przerażenie, przygnębienie, bunt, niedowierzanie lub wreszcie niezrozumienie. Proces Piatakowa—Radka wzmógł jeszcze wszystkie te uczucia. To jest niezaprzeczony fakt. Powątpiewanie co do sprawiedliwości równało by się w danym wypadku podejrzeniu o oszustwo. Czy można sobie wyobrazić bardziej zabójcze podejrzenie gdy chodzi o rząd, działający w imieniu socjalizmu? O co powinno przede wszystkim chodzić rządowi sowieckiemu? O to, aby rozproszyć te podejrzenia. Na czym polega obowiązek istotnych przyjaciół Związku sowieckiego? Na tym, aby stanowczo powiedzieć władzom moskiewskim: trzeba za wszelką cenę rozproszyć wątpliwości Zachodu co do sowieckiej sprawiedliwości.

Oświadczyć w odpowiedzi na tak postawione żądanie że: „mamy swój własny sąd, a reszta nas nie obchodzi” to to samo, co nie zajmować się uświadamianiem socjalistycznym mas, lecz zabiegać o sztucznie rozdęty p r e s t i ż polityczny w stylu Hitlera lub Mussoliniego.

Nawet owi „Przyjaciele ZSRR”, naprawdę wewnętrznie przekonani o prawości moskiewskich sądów (a ilu jest takich ludzi? szkoda, że nie można przeprowadzać spisu ludzi!), nawet ci niezawodni „przyjaciele” biurokracji powinni wraz z nami dopominać się o wyznaczenie autorytatywnej śledczej komisji. Władze moskiewskie były by obowiązane przed stawić takiej komisji wszystkie dowody i dokumenty. Oczywiście nie może ich chyba brakować, wszak na zasadzie nich rozstrzelano po procesie „kirowskim” 49 ludzi, nie Ucząc już najmniej półtorej setki rozstrzelanych bez sądu.

Przypominamy, że w charakterze poręczycieli za legalność wyroków moskiewskich wobec opinii społeczeństw świata występują dwaj adwokaci: londyński Pritt i paryski Rosenmark, nie licząc amerykańskiego dziennikarza Durantiego. Ale kto poręczy za tych poręczycieli? Obaj

Page 75: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  75  

adwokaci w pełnych wdzięczności zapewnieniach rozwodzą się nad tym, że rząd sowiecki dostarczył i oddał do ich rozporządzenia wszystkie nieodzowne wyjaśnienia. Trzeba tu podkreślić, ż e „radca królewski” Pritt został uprzednio zaproszony do Moskwy, podczas gdy termin procesu do ostatniej chwili jak najstaranniej ukrywano przed całym światem. Rząd sowiecki zatem nie uważał za ubliżenie dla godności swej sprawiedliwości zabiegać za kulisami o pomoc cudzoziemskich adwokatów i dziennikarzy, nie posiadających żadnych praw ani tytułów do specjalnego zaufania. Kiedy Socjalistyczna i Zawodowa Międzynarodówka zaproponowały wysłanie swoich adwokatów do Moskwy, nazwano ich ni mniej ni więcej tylko obrońcami zabójców i Gestapo. Wiadomo wam chyba, że nie jestem stronnikiem ani Drugiej ani Zawodowej Międzynarodówki, jednakowoż uważam za oczywiste, że ich autorytet bez porównania wyżej stoi od autorytetu adwokatów giętkich w karku. Czyż nie mamy prawa powiedzieć, że rząd moskiewski gotów jest zapomnieć o swym „prestiżu” w stosunku do takich powag i ekspertów, o których wie z góry, że go rozgrzeszą; chętnie też zgodził by się zamienić „królewskiego radcę” Pritta w radcę GPU. Natomiast ten sam rząd nieprzyzwoicie uchylał się od wszelkiej kontroli, choćby dawała wymagane gwarancje obiektywności i bezstronności. Jest to fakt niezaprzeczony a sam przez się zabójczy.

Być może jednak, że wyciągam wniosek niesłuszny. Nic łatwiejszego jak go obalić: niech rząd moskiewski dostarczy międzynarodowej śledczej komisji poważnych, dokładnych, konkretnych wyjaśnień ciemnych plam w procesach kirowskich. A przecież prócz ciemnych plam w nich niestety nic więcej nie dostrzeżemy. Z tej właśnie racji Moskwa używa wszelkich możliwych środków, aby mnie, głównego oskarżyciela, zmusić do milczenia. Pod straszną presją ekonomiczną Moskwy, rząd norweski wziął mnie pod klucz, pozorując swój postępek jakimś jakoby moim artykułem o Francji w piśmie amerykańskim „Nation”! Czy można w to uwierzyć?... Jakie szczęście, że wspaniałomyślna gościnność Meksyku za inicjatywą jego prezydenta, generała Cardenasa, dała możność mnie i żonie mojej doczekania się nowego procesu już nie pod kluczem, a na wolności. Wszystkie sprężyny są już poruszone, aby mnie znowu zmusić do milczenia. Dlaczego tak bardzo obawiają się w Moskwie głosu jednego człowieka? Jedynie dlatego, że właśnie ja znam prawdę, całą prawdę... dlatego, że nie mam powodu cośkolwiek ukrywać... dlatego, że jestem gotów stanąć przed jawną i bezstronną komisją śledczą z dokumentami, faktami i zaświadczeniami w rękach i wyjawić prawdę aż do końca. Oświadczam, że jeżeli ta komisja przyzna, ż e jestem bodaj w malej cząstce sprawcą zbrodni, które Stalin na mnie zwala, to z góry się z o b o w i ą z u j ę o d d a ć s i ę d o b r o w o l n i e w r ę c e k a t ó w G P U . Mam nadzieję, że mowa moja jasna, że wszyscy mnie słyszeli? Zobowiązanie swoje składam przed obliczem całego świata. Proszę o wydrukowanie słów moich i rozesłanie ich do najgłuchszych bodaj zakątków naszej planety. Ale jeżeli komisja orzeknie — czy słyszycie mnie? — że procesy moskiewskie są oszustwem popełnianym świadomie i z premedytacją kosztem nerwów i kości ludzkich, wtedy nie zażądam od swoich oskarżycieli, ażeby dobrowolnie stanęli naprzeciw kul. Nie, wystarczy im wieczny wstyd i hańba, jakie pozostaną w pamięci wszystkich pokoleń ludzkich! Czy mnie słyszycie, oskarżyciele z Kremla? Rzucam im wyzwanie w twarz i czekam na ich odpowiedź!

Swoim oświadczeniem daję równocześnie chociaż tylko mimochodem, odpowiedź na częste powierzchowne zarzuty sceptyków: „z jakiej racji mamy raczej wierzyć Trockiemu, a nie Stalinowi?” Niedorzecznością było by zajmować się psychologiczną wróżbą. Sprawa idzie nie o osobistą w i a r ę , ale o s p r a w d z e n i e stanu rzeczy. Proponuję kontrolę i żądam tej kontroli.

***

Page 76: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  76  

Proces Zinowiewa—Kamieniewa koncentrował się na sprawie „terroru”. W procesie

Piatakowa—Radka pierwszego miejsca nie zajmował już terror, ale chodziło o porozumieniu trockistów z Niemcami i Japonią w celu wywołania wojny, doprowadzenia do rozbioru ZSRR, zarzucano sabotaż przemysłu i dążenie do wytępienia robotników. Jak wyjaśnić te sprzeczności? Wszak po rozstrzelaniu „szesnastu” mówiono nam, że zeznania Zinowiewa, Kamieniewa i innych były dobrowolne, szczere i odpowiadały faktom. Do tego Zinowiew i Kamieniew sami domagali się dla siebie śmierci. Dlaczego w t a k i m r a z i e n i e w y p o w i e d z i e l i s i ę o n i s ł o w e m w s p r a w a c h n a j w a ż n i e j s z y c h : o p r z y m i e r z u z N i e m c a m i i J a p o n i ą , o z w i ą z k u t r o c k i s t ó w i o p l a n i e r o z b i o r u Z S R R ? Czyż mogli oni zapomnieć o takich „drobiazgach” spisku? Czy mogli oni, przywódcy tak zwanego c e n t r u m nie wiedzieć o tym, o czym wiedzą podsądni drugiego procesu, osobistości drugorzędne? — Rozwiązanie zagadki jest proste: nowy zlepek podłości i kłamstwa przyrządzony już po rozstrzelaniu „szesnastu” w ciągu ostatnich pięciu miesięcy, jako odpowiedź na nieprzyjazne oddźwięki w prasie ogólnoświatowej.

Najsłabszą stroną procesu „szesnastu” było oskarżenie starych bolszewików o ich stosunek z tajną policją Hitlera, Gestapo. Ani Zinowiew ani Kamieniew, ani Smirnow, ani w ogóle żaden z podsądnych noszących nazwę politycznych nie przyznał się do tej łączności; zatrzymali się na skraju takiego upodlenia! Wyszło na to, że za pośrednictwem ciemnych, nieznanych figur jak: Olberg, Berman, Fryc Dawid itp. wszedłem w porozumienie z Gestapo dla takich wzniosłych celów jak wyrobienie dla Olberga paszportu honduraskiego. Wszystko to wyglądało bardzo głupio, i nikt w to nie chciał uwierzyć. Cały proces został skompromitowany. Wyłoniła się konieczność naprawienia grubego błędu reżysera. Trzeba było załatać wyłom. Jeżow zastąpił Jagodę. Na porządek dnia wprowadzony został nowy proces. Stalin postanowił odpowiedzieć krytykom: nie wierzycie, aby Trocki zdolny był wstąpić w porozumienie z Gestapo ze względu na Olberga i paszport honduraski? Dobrze, to ja wam pokażę, że celem jego stosunku z Hitlerem było wywołać wojnę i podzielić cały świat! Ale do tej na okazalszą miarę zakrojonej inscenizacji zabrakło głównych działających osób. Stalin zdążył już ich uśmiercić. Nie pozostawało innego sposobu jak tylko obsadzić główne role głównej sztuki aktorami drugorzędnymi. Należy zwrócić uwagę, że Stalin cenił Piatakowa i Radka jako współpracowników. Ale niestety nie było ludzi z jako tako znanymi i głośnymi nazwiskami, których by było można z racji choćby dawnej ich przeszłości podać za „trockistów”. Losy zostały tedy rzucone na Radka i Piatakowa. Wersja o moich stosunkach z drobnymi płotkami Gestapo za pośrednictwem przypadkowo dobieranych nieznajomych została odrzucona. Od razu kwestia podniesiona została na miarę wszechświatowego znaczenia. Chodzi już nie o paszport honduraski ale o rozbiór ZSRR a nawet i o pogrom Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Istotnie przy pomocy gigantycznego dźwigu spisek podniesiony został w ciągu pięciu miesięcy z brudnego, policyjnego lamusa na wyżyny, na których rozgrywają się losy państw. Zinowiew, Kamieniew, Smirnow, Mraczkowski zstąpili do grobów nic nie wiedząc o tych na wielką miarę zakrojonych planach, związkach i perspektywach. Oto jest z a s a d n i c z y f a ł s z ostatniej kombinacji procesowej.

W celu choć jakiego takiego zamaskowania krzyczących sprzeczności między obydwoma procesami, Radek i Piatakow zeznawali pod dyktandem GPU, że oni utworzyli równoległy centr ze względu na... nieufności Trockiego do Zinowiewa i Kamieniewa. Trudno wymyślić niedorzeczniejsze i bardziej fałszywe tłumaczenie! Istotnie od chwili kapitulacji Radka i Kamieniewa przestałem im ufać i od końca 1927 roku nie utrzymywałem z nimi żadnych stosunków, ale jeszcze mniej ufałem Radkowi i Piatakowowi! Wszak Radek już w 1929 roku

Page 77: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  77  

wydał w ręce GPU opozycjonistę Blumkina, który został rozstrzelany bez sądu i bez rozgłosu. Oto co wówczas ogłosiłem w wydawanym za granicą „Biuletynie rosyjskiej opozycji”:

„Utraciwszy resztę moralnej równowagi Radek nie cofa się przed żadnym bezeceństwem”. Nie o wiele lepiej wyrażałem się o Piatakowie w druku i w listach prywatnych. Odrażająca jest ta konieczność przytaczania ostrych wyrażeń o nieszczęsnych ofiarach Stalina, lecz było by występkiem ukrywać prawdę ze względów na jakąś przeczuloną wrażliwość. Sam Radek i Piatakow mierzyli Zinowiewa i Kamieniewa pogardliwym wzrokiem i nie mylili się w swej ocenie. Mało tego, prokurator podczas procesu „szesnastu” nazywał Smirnowa „wodzem trockistów w ZSRR”. Podsądny Mraczkowski, aby dowieść jak bliscy byliśmy sobie, twierdził, że dostęp do mnie możliwy był jedynie za jego pośrednictwem i prokurator wciąż podkreślał tę okoliczność. Jakimże sposobem nie tylko Zinowiew i Kamieniew, ale i Smirnow „wódz trockistów w ZSRR, i Mraczkowski, tak bardzo bliski mi człowiek, nic nie wiedzieli o tych planach, w które wciągnąłem Radka piętnując go publicznie jako zdrajcę. To krzyczące kłamstwo ostatniego procesu samo rzuca się w oczy. Znamy źródło skąd ono pochodzi, widoczne są dla nas wszystkie wiążące się z nim nitki i widoczna nieszczęsna ręka, która je pociąga.

Radek i Piatakow „kajali się”, przyznając się do strasznych przestępstw, ale ich przestępstwa z punktu widzenia nie oskarżycieli a oskarżonych nie mają n a j m n i e j s z e g o s e n s u . Za pomocą terroru, sabotażu i przymierza z imperialistami chcieli oni jakoby przywrócić kapitalizm w ZSRR Dlaczego? Przez całe swoje życie przecież walczyli z kapitalizmem. Może kierowały nimi przyczyny natury osobistej, żądza władzy, żądza zysku? Przy żadnym innym ustroju Piatakow i Radek nie mogli zajmować wyższych stanowisk niż te na jakich znajdowali się w chwili aresztowania. A może oni poświęcali się tak niedorzecznie z przyjaźni dla mnie? To głupie przypuszczenie! Wszak przez 8 lat ostatnich Radek i Piatakow w czynach, przemówieniach, pismach wykazywali jak bardzo są moimi nieubłaganymi wrogami. Terror? Czyż to możliwe, aby opozycjoniści przy takim doświadczeniu rewolucyjnym Rosji nie przewidzieli, że terror posłuży tylko za pozór do wyniszczenia najlepszych bojowników? Nie, oni o tym wiedzieli, oni to przewidywali i setki razy o tym mówili. Nie, nam terror nie był potrzebny, natomiast był nieodzowny dla panującej kliki. W marcu 1929 r. to znaczy 8 lat temu w artykule poświęconym polityce Stalina, pisałem co następuje: „Jedno tylko pozostaje Stalinowi: spróbować przeprowadzić krwawą linię pomiędzy partią rządową i opozycją. Potrzebuje on nieodzownie z w i ą z a ć o p o z y c j o n i s t ó w z p r ó b a m i p r z y g o t o w a n i a z b r o j n e g o p o w s t a n i a itp. Przypomnijcie sobie, że bonapartyzm nigdy jeszcze nie istniał w historii bez spisków sfabrykowanych przez policję.

Opozycja musiała by chyba składać się z samych kretynów, gdyby mogła naprawdę przypuszczać, że przymierze z Hitlerem lub Mikadem, którzy tak jeden jak drugi skazani są na klęskę w najbliższej wojnie, żeby takie niedorzeczne, nie do pomyślenia, idiotyczne przymierze mogło przynieść zrewolucjonizowanym marksistom cośkolwiek poza wstydem i zgubą. Jednakże takie związanie trockistów z Hitlerem jest niezbędne dla Stalina. Wolter mówił: jeżeli nie ma Boga, należy go wymyślić. GPU powiada: jeżeli nie ma przymierza, należy je sfabrykować.

Już w założeniu moskiewskich procesów tkwi absurd. Zgodnie z urzędową wersją trockiści już w 1931 roku organizowali potworny spisek, przy czym wszyscy jak na komendę mówili i pisali jedno, a robili co innego. Pomimo że do spisku jakoby wciągnięto setki osób, nie było w ciągu pięciu lat ani sporów, ani odstępstw, ani denuncjacji, ani zamykania pism aż do chwili, gdy wybiła godzina skruchy. Spełnił się wtedy nowy cud. Ludzie, którzy organizowali zabójstwa,

Page 78: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  78  

przygotowywali wojnę i rozczłonkowanie Związku Sowietów, ci sami zatwardziali przestępcy nagle w sierpniu 1936 r. „pokajali się” i to nie pod naciskiem przekonywań, gdyż nikt nikogo nie przekonywał a wyłącznie z jakichś przyczyn mistycznych, które obłudni psychologowie objaśniają właściwościami „rosyjskiej duszy”. Pomyślcie tylko: wszak oni wczoraj jeszcze powodowali rozbicia pociągów i truli robotników na rozkaz Trockiego, dzisiaj oni znienawidzili Trockiego i zwalają na niego swoje rzekome przestępstwa. Wczoraj przemyśliwali tylko o tym jak zamordować Stalina, dziś wznoszą hymny na jego cześć. Co to ma wszystko znaczyć? Czy dom wariatów? Nie, panowie Duranty twierdzą, że to nie dom obłąkanych, lecz „rosyjska dusza”. To fałsz, panowie, przeciw rosyjskiej duszy! To fałsz przeciw duszy człowieka w ogóle!

Dziwaczna naprawdę jest nie tylko ta jednoczesność ale i jednomyślność skruchy. Cudowne przede wszystkim jest to, że zgodnie z osobistymi zeznaniami spiskowcy spełniali właśnie czyny zgubne dla ich politycznych zainteresowań, ale niezbędne dla rządzącej kliki. Na sądzie spiskowcy znowu zeznawali akurat właśnie to, co mówili by najbardziej służalczy agenci Stalina. Normalni ludzie oskarżający się z własnej woli nigdy nie mogli by zachowywać się na śledztwach i podczas sądu w ten sposób jak zachowywali się Zinowiew, Kamieniew, Radek, Piatakow i inni. Wierność swoim ideom, godność polityczna, zwykły instynkt zachowawczy powinny były skłonić do walki w obronie własnego ja, swoich interesów i własnego życia. Jedynie słuszne i rozumne pytanie ciśnie się na usta: kto i w j a k i s p o s ó b d o p r o w a d z i ł t y c h l u d z i d o s t a n u , w k t ó r y m p o d e p t a l i w s z y s t k i e n o r m a l n e l u d z k i e o d c z u c i a . Sprawiedliwość kieruje się jedną bardzo prostą zasadą, stanowiącą klucz do niejednej tajemnicy: is fecit cui prodest — komu korzyść, ten jest sprawcą. Zachowanie się podsądnych od samego początku do końca podyktowane było nie ich osobistym przekonaniem lub interesem, tylko interesem rządzącej kliki. I rzekomy spisek, i skrucha, i komediancki sąd, i zupełnie realne rozstrzelanie wszystko to robiła jedna ręka. Czyja? Cui prodest? Ręka Stalina. Reszta to kłamstwo, fałsz, bajanie o „rosyjskiej duszy”! W sądzie występowali nie bojowcy, nie spiskowcy lecz manekiny w ręku GPU. Zgrywali tam wyuczone role. Celem ohydnego spektaklu było: zdławić wszelką opozycję, zatruć u źródła wszelką myśl krytyczną; ostatecznie utrwalić totalny ustrój Stalina.

Powtarzamy: akt oskarżenia to z góry uplanowane oszustwo. Oszustwo to powinno koniecznie wyjść na jaw przy każdym zeznaniu podsądnych, o ile porówna się zeznania z faktami. Prokurator Wyszyński doskonale to rozumiał, chociaż siedział w kuchni, gdzie oszustwo było gotowane. Dlatego też nie zadał on podsądnym ani jednego pytania, które mogło by wprowadzić ich w kłopot. Imiona, dokumenty, daty, okoliczności, sposoby przejazdów, warunki spotkań na wszystkie te okoliczności rozstrzygające Wyszyński zarzucał z a s ł o n ę w s t y d l i w o ś c i , k t ó r ą r a c z e j n a z w a ć b y w y p a d a ł o z a s ł o n ą b e z w s t y d u . Wyszyński rozmawiał z podsądnymi nie językiem prawnym, ale umówionym językiem wspólnika, spiskowca, mistrza fałszu, złodziejskim żargonem. Insynuacyjny charakter pytań Wyszyńskiego, równocześnie zupełnie pozbawiony dowodów rzeczowych stanowi d r u g i p o t ę p i a j ą c y d o w ó d p r z e c i w S t a l i n o w i .

Nie mam jednak bynajmniej zamiaru poprzestać na tych negatywnych dowodach, o nie! Wyszyński nie dowiódł, bo nie mógł dowieść, że s u b i e k t y w n e p o s z l a k i są prawidłowe, to jest że odpowiadają o b i e k t y w n y m f a k t o m . Biorę na siebie zadanie o wiele trudniejsze: chcę dowieść że każde zeznanie jest fałszywe, to znaczy sprzeczne z rzeczywistością. Na czym polegają moje dowody. Dam wam zaraz dwa lub trzy przykłady. Potrzebował bym najmniej z godzinę czasu, żeby wam przedstawić tylko dwa najważniejsze epizody: rzekomy wyjazd do mnie do Kopenhagi podsądnego Holcmana w celu uzyskania

Page 79: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  79  

terrorystycznej instrukcji, i rzekomy wyjazd do mnie do Oslo podsądnego Piatakowa po instrukcje co do rozczłonkowania ZSRR Rozporządzam całym arsenałem dokumentalnych dowodów na to, że Holcman wcale nie był u mnie w Kopenhadze, jak również, że Piatakow nie był u mnie w Oslo. W tej chwili przedstawię tylko najprostsze dowody. Wystarczy na to minuta czasu.

W przeciwieństwie do innych podsądnych Holcman podał dokładną datę (23—25 listopada 1932 r.) — sekret ten łatwo wyjaśnić: z gazet wiadomo było, kiedy przyjechałem do Kopenhagi jak również i inne drobne szczegóły: Holcmana rzekomo zaznajomił ze mną w Kopenhadze mój syn Leon Siedow, z którym on, Holcman jakoby spotkał się w hotelu „Bristol”. Co do hotelu Bristol Holcman i Siedow umówili się jeszcze w Berlinie. Przyjechawszy do Kopenhagi Holcman istotnie jakoby spotkał się z Siedowem w przedsionku wymienionego hotelu, i stąd razem mieli przyjść do mnie. Podczas rozmowy Holcmana ze mną, Siedow, według słów Holcmana, często wchodził i wychodził z pokoju. Jakiż to drobiazgowy opis! Lżej oddychamy, nareszcie mamy nie tylko mgliste „kajanie się”, ale i coś na podobieństwo faktów. Bieda tylko z tym, drodzy słuchacze, że mój syn nie był w Kopenhadze ani w listopadzie 1932 roku, ani w ogóle nigdy w swoim życiu. Proszę dobrze to sobie zapamiętać. W roku 1932 mój syn znajdował się w Berlinie, to znaczy w Niemczech a nie w Danii i czynił daremne starania, aby móc wyjechać dla zobaczenia się ze mną i z matką w Kopenhadze. Nie zapominajcie że weimarska demokracja już wówczas dogorywała a berlińska policja stawała się coraz bardziej sroga. Wszystkie okoliczności zabiegów mojego syna odnośnie wyjazdu stwierdzone są dokładnymi zaświadczeniami. Codzienne nasze telefoniczne rozmowy z synem pomiędzy Kopenhagą i Berlinem mogą być sprawdzone na stacji telefonicznej w Kopenhadze. Dziesiątki świadków, którzy wówczas otaczali mnie i żonę moją w Kopenhadze wiedzieli, że z niecierpliwością, ale na próżno wyczekujemy syna. W tym okresie czasu wszyscy przyjaciele syna naszego w Berlinie wiedzieli, że on tam na próżno usiłuje otrzymać wizę. Dzięki właśnie tym uporczywym usiłowaniom i przeszkodom fakt niemożności spotkania w Kopenhadze utkwił w pamięci kilku dziesiątków ludzi. Wszyscy oni żyją za granicą i złożyli już swoje piśmienne zeznania. Mam nadzieję że to już wystarczy. Pritt i Rosenmark być może powiedzą nie? ale oni życzliwie odnoszą się tylko do GPU! Dobrze, chętnie pójdę im na rękę. Posiadam dowody jeszcze bardziej bezpośrednie, bardziej oczywiste, bardziej niezaprzeczone. Rzecz w tym, że spotkanie nasze z synem miało miejsce już po opuszczeniu Danii, nastąpiło mianowicie we Francji, po drodze gdyśmy się udawali do Turcji. Spotkanie to doszło do skutku jedynie dzięki o s o b i s t e m u w i d z e n i u s i ę ó w c z e s n e g o f r a n c u s k i e g o p r e z e s a m i n i s t r ó w — H e r i o t a . W francuskim ministerstwie spraw zagranicznych zachowane są telegram żony mojej do Heriota z dnia 18 grudnia w przeddzień naszego wyjazdu z Kopenhagi oraz telegraficzne polecenie Heriota z dnia 3 grudnia do francuskiego konsula w Berlinie o natychmiastowe wydanie wizy mojemu synowi. Przez cały czas obawiałem się, aby agenci GPU w Paryżu nie wykradli tych dokumentów! Na szczęście nie zdążyli. O b y d w a t e l e g r a m y z b a d a n e z o s t a ł y p a r ę t y g o d n i t e m u w f r a n c u s k i m m i n i s t e r s t w i e s p r a w z a g r a n i c z n y c h . Czy dobrze słyszycie? W tej chwili mam w ręku kopie obydwóch depesz. Nie podaję ich treści, numerów ani godzin wysłania, aby nie tracić czasu, jutro to wydrukuję7.

                                                                                                               7  Treść tych depesz była następująca:

MINISTERE DES AFFAIRES ETRANGÈRES

Page 80: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  80  

Na paszporcie mego syna znajduje się wiza, wydana przez francuskiego konsula w Berlinie

w dniu 3 grudnia. Dnia 4 grudnia syn mój wyjechał z Berlina. Paszport jego nosi pieczęć stacji pogranicznej z tą samą datą. Paszport zachowany jest w całości. Obywatele Nowego Jorku, głos mój dochodzi was z Mexico City, czy słyszycie mnie?”. Pragnę, abyście słyszeli każde moje słowo bez względu na mój okropny język angielski! Spotkanie nasze z synem nastąpiło w Paryżu na dworcu północnym, w wagonie drugiej klasy, który przywiózł nas z Dunkierki w obecności dziesiątka towarzyszących nam przyjaciół. Spodziewam się, że to chyba wystarczy. Ani GPU, ani Pritt nie wykręcą się, wzięci mocno w kleszcze. Holcman nie mógł widzieć mojego syna w Kopenhadze, ponieważ ten znajdował się w Berlinie; nie mógł też wchodzić i wychodzić podczas odwiedzin. Kto nie uwierzy w sam fakt naszego spotkania? I kto następnie uwierzy całemu wyznaniu Holcmana?

A to jeszcze nie wszystko. Podług słów Holcmana, jakeśmy to już słyszeli, spotkanie z moim synem nastąpiło w kopenhaskim hotelu „Bristol”, w holu. Ślicznie!... Tylko, że jak się okazuje, kopenhaski hotel „Bristol” jeszcze w roku 1917 rozebrany został do fundamentu, a w 1932 roku wspominają o nim jedynie stare przewodniki. Usłużny Pritt stawia hipotezę prawdopodobnej „pomyłki” w stenogramie. Dobrze. Ale jak będzie z moim synem? Czy to także pomyłka? O tym Pritt za przykładem Wyszyńskiego zachowuje wymowne milczenie. Co do samej sprawy GPU wiedziało przez swoich agentów w Berlinie o czynionych przez syna mego staraniach i nie wątpiło, że się spotkamy w Kopenhadze. I oto skąd się wzięła „omyłka”! Holcman znał widocznie hotel „Bristol” z opowiadań i wspomnień starych emigrantów i dlatego go wymienił. Stąd druga „omyłka”. Te dwie „omyłki” zlały się z sobą i nastąpiła katastrofa; z zeznań Holcmana został obłok kurzu, podobnie jak z hotelu „Bristol” po jego rozbiórce. Tymczasem przypomnijcie sobie, że najważniejszym zeznaniem w procesie „szesnastu” był następujący

                                                                                                                TELEGRAMME Paris, le 3 decembre 1932 Le Ministre des Affaires Etrangeres A Consul de France BERLIN Mme TROTSKY, qui revient du Danemark, serait heureuse de pouvoir reucontrer, a son pas-

sage sur le territoire francais, son fils Léon SEDOFF, qui est actuellement étudiant a Berlin. Je vous autorise donc a viser le titre de voyage de M. Lćon SEDOFF pour cinq jours en

France, ce dernier devant, d'autre part, s'assurer la possibilité de rentrer en Allemagne a l'expiration de ce delai.

Diplomatie TELEGRAMME Monsieur E. Herriot President Conseil, PARIS Kobenhavn PK 120 38W 1 23 50 Northern Traversant France et dósirant rencontrer mon fils

Leon Sedoff étudiant Berlin j'espère votre intervention bienveillante pour qu'il soit autorisé me rencontrer a passage sentiments distingues. Nathalie SEDOFF TROTSKY

Page 81: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  81  

szczegół: wśród starych rewolucjonistów jeden tylko Holcman zetknął się jakoby ze mną osobiście i otrzymał terrorystyczne instrukcje!

Przejdźmy teraz do drugiego epizodu. Piatakow przyleciał jakoby do mnie do Oslo samolotem z Berlina w połowie grudnia 1935 roku.

Na postawione przeze mnie moskiewskiemu sądowi jeszcze za życia Piatakowa trzynastu wyraźnych pytań, nie otrzymałem ani jednej odpowiedzi. Każde z tych pytań obala fantastyczną wersję o wyjeździe do mnie Piatakowa.

W owym czasie mój norweski gospodarz domu, Konrad Knudsen, członek Stortingu i były mój sekretarz, Erwin Wolf 8 podali do wiadomości w pismach, że w ciągu grudnia 1935 nie miałem ani jednego odwiedzającego Rosjanina i ani razu bez nich nie wyjeżdżałem. Czy te oświadczenia nie są wystarczające? Oto jeszcze jedno: zarządzający lotniskiem w Oslo urzędownie stwierdzili na podstawie swych protokołów, że ani jeden cudzoziemski aparat nie lądował w ciągu grudnia 1935 r. na ich aerodromie! Może być, że w protokołach zaszła znowu pomyłka?...

Panie Pritt, zostaw nas pan w spokoju z pomyłkami i niech pan wymyśli coś mądrzejszego! Ale pomysłowość pańska też nie pomoże, w swoim rozporządzeniu mam jeszcze sporo bezpośrednich i ubocznych dowodów na kłamliwości zeznań nieszczęsnego Piatakowa, któremu GPU kazało lecieć do mnie na zmyślonym samolocie, jak święta inkwizycja kazała latać wiedźmom na miotle na schadzki z diabłami. Technika się zmieniła, ale treść pozostała ta sama!

W sali Hipodromu, którą rad bym stąd zobaczyć, znajdują się niezawodnie zawodowi prawnicy, proszę ich, aby zechcieli zwrócić uwagę na pewien szczegół. Oto ani Holcman ani Piatakow nie uczynili najdrobniejszej wzmianki o moim a d r e s i e , to jest o istotnym miejscu spotkania. Ani jeden, ani drugi nie powiedział, za jakim p a s z p o r t e m i pod jakim n a z w i s k i e m przyjechali do cudzego kraju. Prokurator nie spytał ich nawet o paszporty. Przyczyna tego jest jasna: nazwiska te nie znalazły by się w spisach przyjezdnych cudzoziemców. Piatakow nie mógł nie nocować w Norwegii, gdzie dni grudniowe są nadzwyczaj krótkie, jednakowoż hotelu on nie wymienił, a prokurator nie zadał mu pytania co do hotelu. Dlaczego? Dlatego, że widmo hotelu „Bristol” wisiało nad głową Wyszyńskiego. Prokurator to — nie prokurator, lecz inkwizytor i twórca natchnienia Piatakowa. Piatakow zaś okazał się nieszczęsną ofiarą GPU.

Mógłbym natychmiast przytoczyć mnóstwo zaświadczeń i dokumentów, burzących aż do fundamentu zeznania takich obwinionych, jak Smirnow, Mraczkowski, Drejcer, Radek, Włodzimierz Romm, którzy nawet próbowali powoływać się na fakty, na okoliczności czasu i miejsca. Ale podobne zadanie można by było wykonać z powodzeniem jedynie przed k o m i s j ą ś l e d c z ą przy udziale prawników i dysponując dostatecznym czasem do szczegółowego rozpatrzenia dokumentów i dokładnego zbadania świadków.

To jednak, co już powiedziałem, wystarczy, mam nadzieję, do postawienia wniosków o przyszłym przebiegu śledztwa. Z jednej strony oskarżenie już samo przez się jest fantastyczne: stare pokolenie bolszewików oskarża się o ohydną zdradę pozbawioną i sensu i celu. Dla umotywowania tego oskarżenia prokurator nie rozporządza ani jednym rzeczowym dowodem pomimo dokonanych dziesiątków tysięcy aresztowań i rewizji. C a ł k o w i t y b r a k d o w o d ó w j e s t n a j g r o ź n i e j s z y m d o w o d e m p r z e c i w S t a l i n o w i . Rozstrzelanie odbywa się na podstawie wymuszonego zeznania. A o ile w tych zeznaniach wymienione są jakie fakty, to za pierwszym dotknięciem krytyki rozsypują się one w proch.

                                                                                                               8  Według ostatnich depesz uprowadzony do Sowietów i tam aresztowany. (Przyp. tłum.).

Page 82: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  82  

GPU jest winne nie tylko dlatego, że dopuściło się oszustwa, ale w dodatku dlatego, że wykonało je źle, ordynarnie i głupio. Bezkarność demoralizuje, brak kontroli paraliżuje krytykę. Fałszerze wykonują robotę byle jak. Oni liczą tylko na wrażenie masowych wyznań i na... rozstrzelania. Jeżeli uważnie zestawi się fantastyczność oskarżenia z pełną świadomością fałszu czynionych monotonnych wyznań, to cóż z nich pozostanie? Chyba tylko dusząca atmosfera inkwizycyjnego trybunału i nic więcej!

Jest jeszcze jeden rodzaj dowodów, które mi się wydają nie mniej ważne. W ciągu roku mego zesłania i 8 lat emigracji napisałem do bliższych i dalszych swoich przyjaciół około dwóch tysięcy listów, poświęconych wyłącznie najbardziej palącym zagadnieniom polityki bieżącej. Wszystkie do mnie pisane listy jak również kopie moich odpowiedzi są w moim posiadaniu. Dzięki swojej ciągłości listy te ujawniają znaczne sprzeczności, anachronizmy i wprost bezsensowne zarzuty, nie tylko odnoszące się do mnie i do mojego syna, ale i do drugich podsądnych. Jednak znaczenie tych listów tkwi nie tylko w tym. Cała moja techniczna i polityczna działalność w ciągu tych lat w pełni i z wyczerpującą dokładnością jest odbita w tych listach. Dopełnienie listów stanowią moje książki i artykuły. Zbadanie mojej korespondencji miało by, jak sądzę, decydujące znaczenie dla charakterystyki politycznej i moralnej indywidualności nie tylko mojej, ale i moich korespondentów. Wyszyński nie zdołał przedstawić sądowi ani jednego listu, natomiast ja gotów jestem dostarczyć komisji czy też sądowi tysiące listów, będących istotnym i wszechstronnym odbiciem sposobu mego myślenia, do tego w obcowaniu z najbliższymi mi ludźmi, przed którymi nic nie ukrywałem, a zwłaszcza moim synem Leonem. Sama ta korespondencja jest tak przekonywająca, że unicestwia w zarodku Stalina amalgam fałszu i kłamstwa, nie zostawiając po prostu dlań miejsca. Prokurator ze swymi fortelami i wymysłami i podsądni ze swoimi rozpaczliwymi monologami zawiśli w powietrzu. Oto znaczenie mojej korespondencji, taka jest zawartość moich archiwów. Nie żądam od nikogo zaufania, apeluję do rozumu, logiki i zmysłu krytycznego. Przedstawiam dokumenty i fakty. Żądam ich sprawdzenia!

Wśród was mili słuchacze, znajdzie się na pewno dużo ludzi, którzy chętnie powtarzają: „jasne jest, że zeznania podsądnych są fałszywe, ale jakim sposobem Stalin potrafi wydobyć z nich takie zeznania; w tym tkwi tajemnica”! Co prawda niezbyt głęboko kryje się ta tajemnica. Inkwizycja w prostszy sposób wydobywała z obwinionych zeznania, jakie tylko chciała. Demokratyczne prawo kryminalne dla tego właśnie wyrzekło się średniowiecznych metod, gdyż one nie prowadziły do wykrycia prawdy a tylko do prostego potwierdzenia podyktowanych przez śledztwo oskarżeń. P r o c e s y G P U m a j ą n a w s k r o ś i n k w i z y t o r s k i c h a r a k t e r : oto i cała tajemnica tych zeznań!

Cała polityczna atmosfera Związku sowieckiego przesiąknięta jest duchem inkwizycji. Czyście czytali książkę Andrzeja Gide „Powrót z ZSRR”? Gide jest przyjacielem Sowietów, ale nie dzikiej biurokracji. Prócz tego artysta ten umie patrzeć. Jeden drobny epizod w książce Gide'a jest nieoceniony dla zrozumienia moskiewskich procesów. Przy końcu swej podróży Gide chciał wysłać do Stalina telegram, ale ponieważ nie otrzymał inkwizycyjnego wykształcenia zwrócił się on do Stalina z prostym demokratycznym „wy”. Odmówiono przyjęcia depeszy. Nie wierzycie? A jednak tak jest, odmówiono przyjęcia telegramu! Przedstawiciele władzy tłumaczyli Gide'owi „do Stalina należy pisać: „wodzu robotników” albo „nauczycielu narodów” a nie zwyczajnie „wy”. Gide spróbował zaprotestować: „Czyż Stalin potrzebuje takiego schlebiania”? Nic to nie pomogło. Odmówili stanowczo przyjęcia telegramu bez wschodniej uniżoności. Wreszcie Gide oświadcza: „Uległem zmęczony sporem, ale zrzekam się wszelkiej odpowiedzialności”... W taki to sposób drobniutcy inkwizytorzy znużyli światowego pisarza i

Page 83: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  83  

dostojnego gościa, zmuszając go do podpisania telegramu nie takiego, jakiego on sobie życzył, ale jaki mu podyktowano. Kto ma choć odrobinę wyobraźni niech że sobie przedstawi co przeżywa nie wybitny podróżnik, ale żyjący w niełasce sowiecki obywatel opozycjonista, osamotniony, zatruty wyziewami duchowymi, którego przymuszają do podpisania nie uprzejmego telegramu do Stalina, ale po raz dziesiąty lub dwudziesty zeznań o swoich przestępstwach. Być może, że na świecie dużo jest ludzi, którzy są w stanie przetrzymać wszelkie tortury fizyczne i moralne zadawane im samym, ich żonom i dzieciom. Być może!... nie wiem!... ale osobiste moje spostrzeżenia mówią mi, że wytrzymałość ludzkiego organizmu jest ograniczona. Za pośrednictwem GPU Stalin potrafi zapędzić swoją ofiarę w taką otchłań rozpaczy, poniżenia, hańby z perspektywą nieuniknionej śmierci, że gdy mu zabłyśnie najlżejszy płomyczek nadziei ocalenia, gotów jest sam zwalić sobie na barki przyznanie się do najohydniejszych zbrodni, jako jedynego, poza samobójstwem ratunku. Do tego sposobu wyjścia uciekł się Tomski, a przed nim jeszcze Joffe, dwóch członków mojego wojskowego sekretariatu, Glazman i Butów, sekretarz Zinowiewa Bohdan, moja córka Zinajda i wielu innych. Pozostają samobójstwo lub moralna prostracja, trzeciego środka nie ma! Nie zapominajcie jednak, że w więzieniach GPU nawet i samobójstwo staje się niedościgłą rozkoszą!

Procesy moskiewskie nie bezczeszczą rewolucji, choć są dziećmi reakcji, moskiewskie procesy nie plamią starego pokolenia bolszewików, one tylko dowodzą, że i bolszewicy stworzeni są z krwi i kości, i nie mogą wytrzymać, gdy latami całymi groźba śmierci wisi nad ich głową. Moskiewskie procesy piętnują jedynie ten ustrój polityczny, który je zrodził, reżim bonapartyzmu bez czci i wiary! Wszyscy rozstrzelani umierali z przekleństwem na ustach, rzucając potępienie na panujący ustrój.

Kto chce, niechaj roni łzy z powodu, że historia jest pochodem tak poplątanym, że się stawia d w a k r o k i w p r z ó d , a j e d e n w t y ł . Łzy nie pomogą, trzeba wedle rady Spinozy nie płakać, nie śmiać się, tylko rozumieć. Spróbujmy zrozumieć! Kto tu jest głównie obwiniony. Starzy bolszewicy, twórcy partii, sowieckiego państwa, Czerwonej Armii, Kominternu . Kto wystąpił przeciw nim jako oskarżyciel? Wyszyński, burżuazyjny adwokat, który po rewolucji lutowej przemalował się na mieńszewika, a w końcu wkręcił się do bolszewików po ich ostatecznym zwycięstwie. Kto pisał ohydne paszkwile w „Prawdzie” przeciw oskarżonym? Zasławski, były filar gazety bankowej, którego Lenin w 1917 roku nie nazywał inaczej w swych listach jak tylko „łajdakiem”. Były redaktor „Prawdy”, stary bolszewik „Bucharin” aresztowany. Głównym filarem „Prawdy” zostaje Kolcow, burżuazyjny felietonista, który przez cały czas wojny domowej przebywał w obozie białych. Sokolnikow, uczestnik rewolucji październikowej, uczestnik wojny domowej, osądzony jako zdrajca. Rakowski czeka na oskarżenie. Sokolników i Rakowski byli posłami w Londynie. Miejsce ich zajął obecnie Majski, prawicowy mieńszewik, który podczas wojny domowej był ministrem rządu białych na terytorium Kołczaka. Trojanowski, poseł sowiecki w Waszyngtonie, denuncjuje trockistów jako kontrrewolucjonistów. On sam w pierwszych latach rewolucji październikowej należał do centralnego komitetu mieńszewików, do bolszewików przystał dopiero wtedy, gdy zaczęli rozdawać ponętne stanowiska. Zanim został posłem, Sokolnikow był ludowym komisarzem finansów. Kto obecnie zajmuje to stanowisko? Grińko, który wraz z białogwardzistami w latach 1917—18 walczył w Komitecie Zbawienia przeciw Sowietom. Jednym z najlepszych dyplomatów był Joffe, pierwszy poseł w Niemczech, którego zaszczuli doprowadzając do samobójstwa. Kto zastąpił go w Berlinie? Najpierw „skruszony” opozycjonista Krestinski, następnie Chińczuk, były mieńszewik, członek kontrrewolucyjnego Komitetu Zbawienia, wreszcie Suric, który również rok 1917 przebywał po przeciwnej stronie barykad. Ten apel mógłbym prowadzić bez końca.

Page 84: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  84  

Gruntowne zmiany w składzie osobistym, bijące w oczy zwłaszcza na prowincji, mają głęboko sięgające socjalne przyczyny. Pora już, wielka pora zdać sobie sprawę, że w ZSRR powstała nowa a r y s t o k r a c j a . Rewolucja październikowa walczyła pod znakiem r ó w n o ś c i . Biurokracja ucieleśnia potworną n i e r ó w n o ś ć . Rewolucja zgładziła s z l a c h t ę ; biurokracja stwarza nowe znakomitości. Rewolucja skasowała g o d n o ś c i i o r d e r y , biurokracja odradza m a r s z a ł k ó w , g e n e r a ł ó w i p u ł k o w n i k ó w . Nowa arystokracja zjada ogromną część dochodu narodowego. Położenie wobec narodu staje się fałszywe i kłamliwe. Jego wodzowie zmuszeni są skrywać rzeczywistość, oszukiwać masy, nakładać sobie maski, czarne nazywać białym. Cała polityka nowej arystokracji jest o s z u s t w e m . Oszustwem okazuje się i nowa konstytucja.

Obawa przed krytyką, jest obawą przed masą. Biurokracja lęka się ludu. Lawa rewolucji jeszcze nie ostygła. Ściągać na głowy niezadowolonych i krytykujących krwawe represje stosowane jedynie dlatego, że domagają się zmniejszenia przywilejów jest nie na rękę biurokracji. Dlatego fałszywe oskarżenia przeciw opozycji okazują się nie przypadkowymi czynami a systemem wypływającym z obecnego położenia kasty rządzącej. Przypomnimy w jaki sposób postępowali termidoryści francuskiej rewolucji w stosunku do jakobinów. Historyk Aulard pisze: „Les ennemis ne se contentèrent pas d'avoir tué Robespierre et ses amis, ils les calomnièrent en les reprèsentant aux yeux de la France, comme des royalistes et des gens vendus a l'étranger”. Stalin nic nowego nie wymyślił tylko zastąpił rojalistów faszystami.

Kiedy stalinowcy nazywają nas „sprzedawczykami” w tym oskarżeniu dźwięczy nie tylko nienawiść, ale i pewna swoista szczerość. Uważają żeśmy zaprzedali sprawę poświęcanej kasty marszałków i generałów, która jakoby jedna tylko jest zdolna „zbudować socjalizm”, ale która w samej rzeczy kompromituje ideę socjalizmu. My ze swej strony uważamy stalinowców za zdrajców interesów sowieckich mas ludowych i światowego proletariatu. Było by niedorzecznością tłumaczyć tak zaostrzoną walkę przyczynami natury osobistej. Rzecz idzie nie tylko o różnicę p r o g r a m ó w ale i o sprzeczność z a i n t e r e s o w a ń s o c j a l n y c h , które coraz bardziej wrogo ścierają się z sobą.

***

Jakaż więc jest pańska osobista diagnoza? – zapytacie mnie. Gdzie przewidywania?

Uprzedziłem wszakże z góry, że moje przemówienie poświęcone jest wyłącznie procesom moskiewskim. Diagnozą i prognozą socjalną zajmuje się moja nowa książka „Zdradzona Rewolucja”. Jednakże w dwóch słowach powiem co o tym myślę. Podstawowe zdobycze rewolucji październikowej, to jest nowe formy własności dopuszczają rozwinięcie sił produkcyjnych dotąd jeszcze nie zniszczonych. Jednakże one już doszły do kompromitującej sprzeczności z politycznym despotyzmem. Socjalizm nie jest do pomyślenia bez samodzielności mas i rozkwitu osobowości człowieka. Stalinizm popiera jedno i drugie. Nieunikniony jest otwarty konflikt pomiędzy ludem a nowym despotą. Rządy Stalina są przesądzone. Czy zastąpi go kapitalistyczna rewolucja, czy demokratyzacja robotnicza? Na to pytanie historia jeszcze nie odpowiedziała. Rozstrzygnięcie zależeć też będzie do aktywności światowego proletariatu. Jeżeli przypuścić na chwilę, że faszyzm zatriumfuje w Hiszpanii a następnie i we Francji, to kraj sowiecki otoczony pierścieniem faszystowskim był by skazany na dalszy rozkład, który rozszerzył by się z podłoża politycznego na dziedziny socjalne. Innymi słowami: rozgromienie europejskiego proletariatu sprowadzi nieunikniony upadek ZSRR Jeżeli przeciwnie robotnicze masy Hiszpanii pokonają faszyzm, francuska klasa robotnicza wstąpi na drogę wiodącą do

Page 85: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  85  

oswobodzenia, wtedy zdławione masy w ZSRR wyprostują grzbiety i podniosą głowy, wtedy wybije ostatnia godzina despotyzmu Stalina.

Jednakowoż triumf sowieckiej demokracji sam przez się nie urzeczywistni się, zależy on także i od was. Masom trzeba dopomóc: pierwsza pomoc — to wyjaśnienie im prawdy. Sprawa tak się przedstawia: czy pomagać zdemoralizowanej demokracji przeciw ludowi, czy też podtrzymywać postępowe siły narodu przeciw biurokracji. Procesy moskiewskie stanowią sygnał ostrzegawczy... Biada tym, którzy go nie słyszą. Proces o podpalenie Reichstagu miał naturalnie wielkie znaczenie, ale tam chodziło o pogardzany faszyzm, wcielenie wszystkich występków, ciemnoty i barbarzyństwa. Moskiewskie przestępstwa dokonywane są pod znakiem socjalizmu. Tego godła nie oddamy mistrzom oszustwa. Jeżeli nasze pokolenie okazało się zbyt słabe, ażeby urzeczywistnić socjalizm na ziemi, oddamy godło nasze nieskażone w ręce naszych dzieci. Walka, która przed nami stoi ma o wiele wyższe znaczenie niż poszczególne osoby, frakcje i partie. Toczy się walka o przyszłość całej ludzkości i człowieczeństwa; będzie ona długa i bezwzględna. Kto poszukuje fizycznego spokoju i duchowej wygody niech ustąpi na bok. W czasach reakcji wygodniej wspierać się na biurokracji niż na prawdzie, ale wszyscy dla których socjalizm nie jest pustym dźwiękiem lecz moralną treścią życia niech wystąpią naprzód! Ani groźby, ani prześladowanie, ani gwałty nas nie odstraszą. Może być na kościach naszych, ale prawda zatriumfuje!... jej utorujemy drogę, i ona zwycięży! Pod najgroźniejszymi ciosami sądów będę się czuł szczęśliwy, jak za najlepszych dni mojej młodości, jeżeli wraz z wami zdołam przyczynić się do jej zwycięstwa! Przyjaciele moi, wyższa szczęśliwość człowieka nie polega na wyzyskiwaniu chwili obecnej ale na przygotowaniu pomyślnej przyszłości.

Page 86: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  86  

ŚLEDZTWO PRZEDWSTĘPNE W COYOACAN

Page 87: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  87  

ŚLEDZTWO PRZEDWSTĘPNE W COYOACAN Podczas pierwszych kirowskich procesów (grudzień 1934 r. i styczeń 1935 r.) zbliżenie

Paryża z Moskwą było już w pełnym rozwoju. Francuska narodowa dyscyplina w druku jest aż nadto dobrze znana. Przedstawiciele cudzoziemskiej po części i amerykańskiej prasy nie mieli do mnie przystępu wskutek mego „incognito”. Zostałem odosobniony. Moją odezwą po pierwszym procesie Zinowiewa-Kamieniewa wywołałem ukazanie się niewielkiej broszury, która została wydana i rozeszła się w bardzo małej liczbie egzemplarzy. W Moskwie stwierdzili ten fakt z zadowoleniem, co ułatwiało w przyszłości inscenizację wielkiego procesu. Przygotowania do niego trwały jeszcze półtora roku. Przez ten czas przyjaźń Stalina z Frontem Ludowym tak dalece się wzmocniła, że GPU mogło liczyć na pewno na życzliwą neutralność nie tylko radykałów ale i socjalistów. Istotnie „Populaire” przestał demaskować na swych szpaltach wszelką działalność GPU nie tylko w ZSRR, ale i we Francji. Zlanie się „czerwonych” związków zawodowych z reformistycznymi nałożyło w tym czasie pieczęć milczenia na usta Powszechnej Konfederacji Pracy. Jeżeli Leon Blum odkłada na bok spory z Thorezem, to Leon Jouhaux próbuje żyć w zgodzie z obydwoma. Sekretarz Drugiej Międzynarodówki, Fryderyk Adler, czynił co mógł dla zbadania rzeczywistego położenia sprawy, ale Międzynarodówka bojkotowała własnego sekretarza. Nie po raz pierwszy zdarzało się w historii, że organizacje kierownicze stawały się narzędziem zmowy przeciw interesom mas roboczych i wymaganiom ich sumienia, ale niestety nigdy jeszcze nie przybierało to tak cynicznego charakteru. Dlatego Stalin liczył, że gra na pewniaka.

Ale przeliczył się. Wprawdzie organizacyjnie rozczłonkowany, ale niezaprzeczony sprzeciw wyszedł z dołu. Masy robocze nie mogły w żaden sposób przetrawić faktu, że stary sztab bolszewicki najniespodziewaniej oskarżony został o stosunki z faszyzmem i skazany na zatracenie. Najbardziej godne szacunku i najczujniejsze żywioły radykalnej inteligencji podniosły alarm. W tych warunkach uwydatniło się znaczenie ugrupowań stojących pod znakiem Czwartej Międzynarodówki. One nie uwydatniają się i z racji charakteru przyzywanego przez nas okresu reakcji i nie mogą zademonstrować licznych, masowych organizacyj. Istnieją dopiero kadry, zaczyn przyszłości. Ugrupowania te ukształtowały się w walkach z kierowniczymi partiami robotniczymi epoki upadku. Ani jedna frakcja w dziejach ruchu robotniczego nie podlegała takim zajadłym i okrutnym prześladowaniom, jak tak nazwani „trockiści”. To wyrobiło w nich hart polityczny, rozwinęło ducha poświęcenia i nauczyło płynąć przeciw prądowi. Prześladowane młode kadry dużo się uczą, poważnie myślą i uczciwie odnoszą się do programu. Pod względem zdolności orientowania się w sytuacji politycznej i daru szybkiego odgadywania dalszego jej rozwoju o wiele przewyższają nawet najautorytatywniejszych wodzów Drugiej i Trzeciej Międzynarodówek. Trockiści są głęboko oddani Związkowi sowieckiemu, to jest temu wszystkiemu, co w nim się zachowało z czasów Rewolucji Październikowej. W przeciwieństwie do tych, którzy się podają za urzędowych „przyjaciół” dowiodą tego, gdy nadejdą dla sprawy ciężkie chwile. Ale nienawidzą oni biurokracji jako najgorszego wroga, nie dają się brać na jej oszustwa i krętactwa. Każda z tych grup była sama choć raz ofiarą narodowego oszustwa, prawda, drobnego jeszcze, bez rozstrzelania, co najwyżej z próbami moralnego mordu i nierzadko stosowaniem fizycznego gwałtu. Za oszustwami Kominternu stoi niezmiennie GPU Dlatego dla zagranicznych „trockistów” moskiewskie procesy nie były wcale niespodzianką. Oni pierwsi dali sygnał oporu i od razu odpowiedział im oddźwięk współczucia i zrozumienia W różnych warstwach i grupach klasy robotniczej i radykalnej inteligencji.

Głównym zadaniem było doprowadzenie do publicznego śledztwa moskiewskich sądowych

Page 88: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  88  

przestępstw. Jednakże wobec dzisiejszych warunków nie mogło być nawet mowy o wyznaczeniu komisji, opartej na oficjalnych organizacjach robotniczych. Pozostawał drugi sposób: wciągnąć do sprawy śledztwa pojedynczych, wpływowych ludzi o reputacji bez skazy. Tak właśnie postawił sprawę amerykański „Komitet Obrony Trockiego”, a za nim i francuski. Agentura Stalina poczęła natychmiast lamentować po całym świecie, że śledztwo będzie „stronnicze”. Ludzie ci mają swoje własne kryterium, dla nich wcieleniem bezstronności był Jagoda, który przygotował proces Zinowiewa-Kamieniewa. Daremnie próbował nowojorski Komitet wciągnąć do Komisji przedstawicieli sowieckiego poselstwa, amerykańskiej partii komunistycznej lub „Przyjaciół ZSRR “. Zachrypłe wycie ze wszystkich stron Nowego i Starego Świata odpowiadało na powtórne wezwanie. W ten sposób najgorętsi zwolennicy bezstronności okazywali swoją solidarność ze sprawiedliwością Stalina — Jagody.

Komisja utworzyła się. W łonie jej istotnie znalazł się John Dewey, filozof i pedagog, weteran amerykańskiego liberalizmu. Obok niego do Komisji weszli: pisarka radykalna Susanne La Follette; znany publicysta lewicowego obozu, Beniamin Stolberg; stary niemiecki marksista, Otton Ruhle; znany działacz obozu anarchistycznego, Carlo Tresca, przywódca socjalistów amerykańskich, Edward Alswort Ross; rabin Edward L. Israel i inne osobistości. Wbrew absurdalnym twierdzeniom prasy Kominternu, ani jeden członek komisji tej nie jest i nie był zwolennikiem moich zapatrywań. Pod względem politycznym najbliższy mi jako marksista, Otton Ruhle, stał w bezprzykładnej opozycji z Kominternem w tym także okresie czasu, kiedy przyjmowałem bliższy udział w kierownictwie tegoż. Ale, oczywiście, nie o to chodzi. Sąd moskiewski nie oskarżał mnie o „trockizm”, to znaczy nie o obronę programu nieustannej rewolucji, ale o przymierze z Hitlerem i z Mikadem, to znaczy o odstępstwo od trockizmu. Gdyby nawet członkowie Komisji sympatyzowali z trockizmem (a tego w istocie nie ma ani śladu) nie mogło by to usposobić ich do patrzenia przez palce na mój sojusz z japońskim imperializmem przeciw ZSRR, Stanom Zjednoczonym i Chinom. Swoją wrogość względem faszyzmu Otton Ruhle stwierdził pracą całego życia, a szczególnie swoim wygnaniem. Do okazywania wyrozumiałości sprzymierzeńcowi Hitlera jest on daleko mniej zdolny niż ci urzędnicy, którzy raz przeklinają, raz błogosławią, zależnie od rozkazu zwierzchników. Stronniczość członków Komisji polega jedynie na tym, że ani jednego słowa nie wierzą temu, co mówi Jagoda, Wyszyński, a nawet sam Stalin. Oni chcą dowodów i żądają ich. Nie ich wina, że Stalin odmawia im tego, czego nie posiada... Na czele paryskiej komisji, pracującej według wskazówek Nowego Jorku stoją moi nieprzejednani wrogowie polityczni: włoski adwokat Modigliani, członek Komitetu Wykonawczego Drugiej Międzynarodówki i socjalistyczny adwokat Delepine, członek centralnego komitetu partii Leona Bluma. Pomiędzy pozostałymi członkami Komisji (pani Cćsar Chabrun, przewodnicząca Komitetu pomocy dla więźniów politycznych; p. Galtier-Boissiere, dyrektor lewicowego dziennika „Le Crapouillot”, p. Mathe, były sekretarz narodowego zawodowego związku pracowników poczt i telegrafu i p. Jacąues Madaule znany, pisarz katolicki) nie ma ani jednego trockisty. Dodam jeszcze, że ani z jednym członkiem komisji, zarówno nowojorskiej jak paryskiej, nigdy nie miałem żadnej łączności ani stosunków.

Nowojorska Komisja postanowiła przede wszystkim wybadać mnie przez odrębną podkomisję w celu rozstrzygnięcia przedwstępnego pytania: czy posiadam w swym rozporządzeniu wystarczające dane dla usprawiedliwienia przyszłego śledztwa? W skład podkomisji weszli: J. Dewey, Z. La Follette, B. Stolberg, O. Rühle oraz dziennikarz Carleton Beals. Włączenie tego ostatniego do podkomisji wywołane było tym, że wyznaczone do niej poprzednio osobistości bardziej wybitne w ostatniej chwili pozbawiono możności wyjazdu do

Page 89: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  89  

Meksyku. W charakterze radcy prawnego Podkomisja zawezwała adwokata Johna Finnerty, uczestnika irlandzkiego ruchu rewolucyjnego i obrońcę w głośnych procesach Sacco i Vanzetti'ego, Toma Muni i innych. Ze swej strony na obrońcę wybrałem czikagowskiego adwokata Alberta Goldmana. Prasa Stalina nie zwlekając zrobiła z niego trockistę, chociaż tym razem nie bez słuszności. Ale Goldman nigdy nie ukrywał swej politycznej solidarności ze mną, przeciwnie, jawnie się do niej przyznał podczas śledztwa. Czyżby wypadało mi prosić Pritta na mego adwokata?

Natychmiast po przybyciu do Meksyku Podkomisja wezwała partię komunistyczną, związki zawodowe i w ogóle wszelkie organizacje robotnicze kraju do wzięcia udziału w śledztwie z prawem stawiania wszelkich pytań i żądania sprawdzenia każdego zeznania. Ale tak nazwani „komuniści” i urzędowi „przyjaciele” Moskwy odpowiedzieli demonstracyjną odmową, kryjąc tchórzostwo pod pozorem dumy. Jeżeli Stalin wprowadza na arenę sądową tylko takich pod-sądnych, których poprzednio nakłonił już do wszelkich „pokajań” to cudzoziemscy przyjaciele GPU mogą występować jedynie w takich warunkach, żeby nie natknąć się na żadne zaprzeczenie. Swobodnego wypowiedzenia się ludzie ci nie znoszą.

Pierwotnie Podkomisja zamierzała prowadzić swoje czynności w jednej z publicznych sal Meksyku, ale partia „komunistyczna” groziła demonstracjami. Wprawdzie partia ta bardzo jest znikoma, jednakże GPU rozporządza znacznymi pieniężnymi i technicznymi środkami. Władze meksykańskie nie stawiały żadnych przeszkód pracom Podkomisji, lecz strzeżenie jej publicznych posiedzeń byłoby dla nich zbyt uciążliwe. Podkomisja z własnej inicjatywy postanowiła urządzać swoje posiedzenia w domu Rivery, w sali mogącej pomieścić 50 osób. Prasa i przedstawiciele robotników mieli zapewniony wolny wstęp na posiedzenia bez względu na przekonania. Kilka meksykańskich związków zawodowych przysłało delegatów, jako swych przedstawicieli.

Posiedzenia Podkomisji trwały tydzień, od 10 do 17 kwietnia. W wstępnej przemowie Dewey oświadczył: „Jeżeli Lew Trocki rzeczywiście popełnił zarzucane mu przestępstwa, żadna kara nie jest dla niego zbyt surowa. Wyjątkowa waga oskarżeń jest dostatecznym motywem, aby zabezpieczyć oskarżonemu prawo przedstawienia wszelkich posiadanych dowodów, mogących oskarżenia te obalić. Fakt, że p. Trocki osobiście odpiera oskarżenia, nie może sam przez się mieć znaczenia w oczach Komisji, ale fakt, że został osądzony, nie będąc wcale przesłuchanym, ma wobec sumienia całego świata ogromną wagę”. Te słowa najlepiej odzwierciadlają jaki duch ożywia prace Komisji. Nie mniej charakterystyczne od poprzednich są słowa przemówienia, w których Dewey już w własnym imieniu objaśnia dlaczego po dłuższym wahaniu zgodził się przyjąć ciężkie obowiązki przewodniczącego Komisji śledczej: „Poświęciłem życie swoje sprawie wychowania, które pojmowałem jako narodowe oświecenie w interesach społecznych. Jeżeli w końcu przyjąłem odpowiedzialne stanowisko, które dziś zajmuję, uczyniłem to dlatego, bo doszedłem do wniosku, że postępować inaczej znaczyło by sprzeniewierzyć się dziełu całego życia”. Nie było w sali ani jednego człowieka, który by nie odczuł głębi moralnej powagi tych niepospolitych w swej prostocie słów w ustach 78-letniego starca.

Krótkie moje przemówienie wypowiedziane w odpowiedzi zawierało następujące oświadczenie: „Zupełnie jasno zdaję sobie sprawę, że członkowie Komisji kierują się w swej pracy motywami bez porównania większej wagi i głębszymi niż los i interes pojedynczego człowieka, ale tym większą żywię cześć i wdzięczność!” A dalej: „Proszę o wyrozumiałość dla mego języka angielskiego, który — pozwolę sobie powiedzieć to zawczasu — stanowi najsłabszy punkt w mojej pozycji. Co do reszty nie oczekuję najmniejszej nawet wyrozumiałości. Tym mniej jestem skłonny wymagać, aby moim twierdzeniom wierzono a

Page 90: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  90  

priori. Zadaniem Komisji śledczej jest sprawdzić wszystko od początku do końca, moim obowiązkiem jej w tym dopomóc. Postaram się sumiennie spełnić ten obowiązek w oczach całego świata”.

Komisja przystąpiła do dzieła wyjątkowo szeroko, badając tło, usprawiedliwiała, bowiem to już sama osnowa moskiewskich oskarżeń. Cały przebieg rozpraw zapisywał przysięgły stenograf sądowy. Sprawozdanie zawierające 250 000 słów wyjdzie wkrótce w angielskim i amerykańskim wydaniu. Kto zechce dowiedzieć się prawdy, jeżeli nie całej, to w najgorszym razie przynajmniej w przybliżeniu, niechaj uważnie porówna sprawozdanie moskiewskie z Coyoacan.

Dwa pierwsze posiedzenia poświęcone zostały mojej politycznej biografii, a zwłaszcza moim stosunkom z Leninem. Mogłem się znowu przekonać, że poważna kampania kłamstwa, którą prowadzi Komintern nieustannie od lat 12 pozostawiła swe ślady nawet w umysłach ludzi myślących i uczciwych. Nie wszyscy członkowie Podkomisji znali istotne dzieje bolszewickiej partii, zwłaszcza dzieje jej zwyrodnienia. Obalenie plotek i legend moskiewskiej historiografii wymagało by zbyt drobiazgowej pracy, zbyt wiele czasu i trochę więcej rozwiązanego języka angielskiego. Być może, że ta pierwsza część badania nie dała dość wykończonego obrazu politycznego. Mogłem jedynie powoływać się na treść całego szeregu moich książek i zabiegać, aby zostały włączone do materiału śledztwa.

Dwa następne posiedzenia zeszły całkowicie na wyjaśnieniu stosunków moich z głównymi podsądnymi dwóch wielkich procesów. Starałem się wyjaśnić Podkomisji, że podsądni nie byli trockistami, a najgorszymi wrogami trockizmu, w szczególności zaś osobiście moimi. Fakty i cytaty przeze mnie przytaczane tak dalece zadawały kłam wersjom moskiewskim i ich autorom, że wprowadzały członków Podkomisji w istne zdumienie. Objaśniając, w odpowiedzi na pytania mego adwokata historię ugrupowań i osobistych stosunków w bolszewickiej partii, sam dziwiłem się, że Stalin mógł się zdecydować i ośmielił się przedstawić Zinowiewa i Kamieniewa, Radka i Piatakowa jako ludzi jednakowych ze mną przekonań politycznych. Ale w istocie rzeczy zagadka ta jest łatwa do rozwiązania: w tym wypadku podobnie jak i w innych bezczelność kłamstwa jest proporcjonalna do potęgi inkwizycyjnego aparatu. Stalin nie tylko zmusił moich wrogów do nazwania się moimi przyjaciółmi, ale również wymógł na nich żądanie dla siebie kary śmierci za tę rzekomą przyjaźń. Czyż opłaciło się Wyszyńskiemu przy takim sądowym komforcie troszczyć się o fakty, cytaty, chronologię i psychologię?

Około trzech posiedzeń poświęcono na rozbiór i obalenie niektórych ważniejszych osobiście przeciwko mnie skierowanych dowodów, a mianowicie: o rzekomym odwiedzaniu mnie przez Holcmana i innych w Kopenhadze w listopadzie 1932 roku, o sfingowanym spotkaniu Włodzimierza Romma ze mną w lasku Bulońskim w końcu lipca 1933 roku; wreszcie o fantastycznym przylocie do mnie, do Norwegii, Piatakowa w grudniu 1935 roku. Ale przeciw tym trzem decydującym punktom przedstawiłem oryginalną korespondencję odnoszącą się do omawianych momentów, urzędowe dokumenty (paszporty, wizy, telegraficzne polecenia, fotografie itp.) i całe setki rejentalnie potwierdzonych zaświadczeń z różnych krańców Europy. Wszystkie szczegóły mojego życia w tych trzech krótkich ale decydujących okresach przedstawione z tak zupełną i drobiazgową dokładnością, że dla organizatorów fałszerstwa nie pozostała nawet szczelinka, w którą można by było wsunąć szpilkę. Dodam tu jeszcze, że przedstawione przeze mnie dowody piśmienne zostały natychmiast sprawdzone dokładnie przez Komisję paryską. W tej swojej części śledztwo coyoacan'skie osiągnęło punkt kulminacyjny. Członkowie Komisji, dziennikarze, i publiczność wszyscy jednakowo przyznawali lub odczuwali, że ustalenie mego alibi w trzech tylko wypadkach, w których obwinieni wymieniają okoliczności miejsca i czasu, zadaje śmiertelny cios całej moskiewskiej sprawiedliwości.

Page 91: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  91  

Wprawdzie Beals, o którego roli przyjdzie jeszcze powiedzieć słów kilka próbował ratować moskiewską urzędową wersję i doszukiwał się przeciwieństw w moich odpowiedziach. Ale mogłem być tylko wdzięczny temu członkowi Komisji niezależnie od jego zamiarów. Jakżeż przyjemne było moje położenie: miałem możność wypowiedzenia się wobec ludzi rozumnych i uczciwych, którzy usiłowali poznać prawdę; przedstawiłem fakty tak jakie były i opierałem się na bezsprzecznych dokumentach; gazety, książki, listy, ludzka pamięć, logika i psychologia — wszystko mi dopomagało. Po mojej odpowiedzi na każde nowe, surowe pytanie Bealsa ten zagadkowy członek Komisji milknął zgnębiony. A siedzący wśród publiczności ludzie, którzy odpowiednio pobudzali jego natchnienie, przestawali przesyłać mu zapisane kartki. W tajnikach ludzkich sumień losy procesu były już właściwie rozsądzone, prawda tylko w niewielkiej sali niebieskiego domu w Coyoacan — a reszta —- kwestia czasu i środków drukarskich.

Następne sześć posiedzeń wypełniły sprawy dotyczące sabotażu, mego ustosunkowania się do sowieckiej ekonomii, moje stosunki z jednakowo ze mną myślącymi w ZSRR, działalności Czwartej Międzynarodówki, mój stosunek do faszyzmu. Nie mogłem zużytkować nawet dwudziestej części moich materiałów. Główna trudność polegała na tym, że trzeba było szybko wybierać najjaskrawsze dokumenty, najkrótsze cytaty, najprostsze dowody. Nieocenioną pomoc okazali mi przy tym moi starzy współpracownicy Jan Frankel i Jan Ejzenort. Członkowie Komisji zachowywali naturalnie nadzwyczajną zewnętrzną powściągliwość, jednakowoż miałem wrażenie że fakty i dowody docierają tam gdzie trzeba i wrzynają się w świadomość.

Zgodnie z przepisami anglosaskiej procedury w drugiej połowie sesji kierownictwo badań przeszło od mojego adwokata A. Holcmana do radcy prawnego Komisji D. Finnertiego. Stalinowcy zarzucali mu, że prowadzi badanie „zbyt miękko”. Może być. Ja ze swej strony niczego tak nie pragnąłem, jak podejrzliwych, wojowniczych i ostrych pytań. Położenie Finnertiego nie było łatwe. Dane przeze mnie wyjaśnienia i przedstawione dokumenty obalały doszczętnie oskarżenie. Ze strony formalnej sprawa od chwili obecnej ograniczyła się do krytycznego sprawdzenia złożonych wyjaśnień i dokumentów, ale było to po części zadaniem europejskiej podkomisji, a przede wszystkim plenarnej Komisji w Nowym Jorku. W obecnym stadium nawet doradcy duchowi Bealsa nie potrafią postawić takiego pytania, które by bodaj ubocznie mogło podtrzymać werdykt moskiewskiego sądu.

Finnerti i niektórzy członkowie Komisji usilnie próbowali wyjaśnić, czy rzeczywiście „rząd Stalina” tak bardzo różni się od „rządów Lenina—Trockiego”. Dyskutowano drobiazgowo kwestie wzajemnych stosunków partii do Sowietów i do wewnętrznej organizacji samej partii w różnych okresach czasu. Większość członków Komisji jawnie przechylała się do wniosku, że biurokratyzm Stalina wraz z wszystkimi przestępstwami, o które go oskarżam, są nieuniknionym rezultatem rewolucyjnej dyktatury. Nie mogłem, ma się rozumieć, przystać na podobne postawienie kwestii. Dla mnie dyktatura proletariatu to nie absolutna zasada, która logicznie pociąga za sobą bądź dobroczynne, bądź zbrodnicze następstwa, ale to zjawisko historyczne, które zależnie od konkretnych wewnętrznych i zewnętrznych warunków może się rozwinąć w stronę roboczej demokracji i zupełnej zagłady władzy, albo równie dobrze przerodzić się w bonapartystyczny aparat ucisku. Ogromna różnica zachodząca pomiędzy formalno-demokratycznym a dialektycznym podejściem do problematów historycznych powinna w tej sprawie jaskrawo uwydatnić się w protokołach śledztwa w Coyoacan i przez to samo wykazać, jak dalece większość członków Komisji różni się od „trockistów”. Na dwunastym posiedzeniu ogłoszono dwulicowe zawiadomienie Bealsa o wystąpieniu jego z Komisji. Ta demonstracja dla nikogo nie była niespodzianką. Z chwilą przybycia do Meksyku Beals, były korespondent TASS, przystąpił do ścisłej współpracy z Lombardo Toledano, Klukhonem i innymi „przyjaciółmi”

Page 92: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  92  

GPU Adres swój ukrywał przed kolegami z Komisji. Cały szereg zadawanych mi przez niego pytań nie miało najmniejszego związku z procesem, ale za to miało charakter złośliwej prowokacji, dążącej do skompromitowania mnie wobec władz meksykańskich, a potem gdy wyczerpał skąpe środki, nic mu innego nie pozostało, tylko ustąpić z Komisji. Z tym swoim zamiarem zwierzył się on zawczasu zaprzyjaźnionym dziennikarzom, a ci z chwalebną nieostrożnością wydrukowali to w prasie trzy dni przed istotną dymisją Bealsa. Zbyteczne jest mówić, że prasa pozostająca na utrzymaniu Stalina zużytkowała odpowiednio dymisję Bealsa starannie przygotowaną za kulisami. Równocześnie agenci Moskwy próbowali skłonić do podania się do dymisji i innych członków Komisji za pomocą „argumentów”, których szukać nie należy ani w słowniku filozofii, ani w słowniku moralności. Ale o tym historia powie w swoim czasie.

Ostatnie, trzynaste posiedzenie poświęcone została dwom przemówieniom: przemówieniu mego obrońcy i mojemu własnemu. Na dalszych stronicach końcowa moja mowa przed Komisją powtórzona jest w całości. Mam nadzieję, iż umożliwi to czytelnikowi nawet nie znającemu treści stenograficznych sprawozdań i dokumentów, wywnioskować, czy wiele pozostało z moskiewskiego zlepkomatu kłamstwa i oszustwa po posiedzeniu w Coyoacan?

Bezpośrednim celem Podkomisji było, jak to już wspomniałem, wyjaśnić, czy rzeczywiście rozporządzam takimi danymi, które by usprawiedliwiały dalsze prowadzenie śledztwa. Dnia 9 maja John Dewey ogłosił na publicznym zgromadzeniu w Nowym Jorku sprawozdanie dla plenum międzynarodowej Komisji. Piąty paragraf sprawozdania głosi: „P. Trocki jako świadek. Zgodnie z postanowionym prawidłem nawet w sądach działających z urzędu powinno być brane pod uwagę zachowanie się świadka przy ocenie wiarogodności jego świadczeń. Kierowaliśmy się tym przepisem, komunikując nasze wrażenia co do prowadzenia i sposobu postępowania p. Trockiego. Podczas wszystkich posiedzeń okazywał on najżywszą chęć współuczestniczenia w pracach Komisji i w jej wysiłkach, celem ustalenia prawdy co do okresów jego ż ycia i jego politycznej i literackiej działalności. Gotów był iść na rękę i z całkowitą oczywistą szczerością odpowiadał na wszystkie pytania zadawane mu zarówno przez radcę Podkomisji jak i przez jej członków”. Praktyczne zakończenie sprawozdania głosi:

„Wasza Podkomisja przedkłada stenograficzne sprawozdanie ze swoich posiedzeń wraz z dokumentami przedstawionymi w charakterze dowodów. To sprawozdanie przekonywa nas, że p. Trocki w zupełności uzasadnił konieczność dalszego śledztwa. Z tego powodu zalecamy doprowadzić do końca pracę tej Komisji”.

Tymczasem niczego więcej żądać nie mogłem! Plenarna sesja Komisji naznaczona została na wrzesień. Jej wyrok będzie miał znaczenie historyczne.

Page 93: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  93  

OSTATNIE SŁOWO PRZED KOMISJĄ

Page 94: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  94  

DLACZEGO ŚLEDZTWO JEST NIEODZOWNE?

Niezaprzeczonym faktem jest, że procesy przeciwko Zinowiewowi—Kamieniewowi i przeciw Piatakowowi—Radkowi silnie poderwały zaufanie sfer robotniczych i demokratycznych całego świata do sowieckiego sądownictwa. W danym wypadku należało właściwie spodziewać się całkowitej jawności i przekonywających dowodów w przeprowadzeniu postępowania sądowego. Oskarżyciele zarówno jak i oskarżeni, przynajmniej najważniejsi spośród nich znani są całemu światu. Cele i motywy uczestników powinny wypływać bezpośrednio z politycznego nastawienia i charakteru osób działających, i z całej ich przeszłości. Większość obwinionych została rozstrzelana; czyli, że została wina ich całkowicie udowodniona. Tymczasem, pomijając tych, dla których każdy telegram z Moskwy jest argumentem przekonywającym, opinia społeczna Zachodu w sposób krótki i stanowczy odmówiła oskarżycielom i katom swego poparcia. Obawy i niedowierzanie wzrastają, budzi się przerażenie i wstręt. Nikomu na myśl nie przychodzi, że popełniono pomyłkę sądową. Władcy moskiewscy nie mogli „przez pomyłkę” rozstrzelać Zinowiewa, Kamieniewa, Smirnowa, Piatakowa, Sierebriakowa i wszystkich innych. Brak zaufania do uczciwości Wyszyńskiego oznacza w danym wypadku po prostu podejrzewanie Stalina o popełnienie sądowego oszustwa w celu politycznym. Inaczej nie można tego wytłumaczyć. Czyżby opinia społeczna kierowała się sentymentalnym uczuciem litości dla oskarżonych? Takie powody bywały często przytaczane w sprawach Francesco Ferrer w Hiszpanii lub Sacco i Vancetti i Muni w Stanach Zjednoczonych itp. Lecz w stosunku do podsądnych moskiewskich o uczuciach sympatii nie może być mowy. Najbardziej uświadomiona część społeczeństwa świata nie żywiła ani zbytniego zaufania, ani też szacunku do głównych oskarżonych z przyczyny ich poprzedniego „kajania się” a zwłaszcza ich zachowania się w sądzie. Prokuratura przedstawiła obwinionych przy ich własnej pomocy, nie jako kapitulantów, lecz jako „trockistów”, którzy przybrali maskę kapitulantów. Taka charakterystyka, o ile w nią uwierzono, w żaden sposób nie mogła wzbudzić sympatii dla oskarżonych. Wreszcie istotny „trockizm” stanowi obecnie w ruchu robotniczym niemałą mniejszość ostro ścierającą się z pozostałymi partiami i frakcjami.

Daleko korzystniejsze jest położenie oskarżycieli. Za ich plecami stoi Związek Sowietów. Wzrost reakcji na całym świecie, a zwłaszcza najbardziej barbarzyńska jej forma — faszyzm, przeciągnął na stronę Związku Sowietów sympatie i nadzieje nawet bardzo umiarkowanych kół demokratycznych. Sympatie te co prawda mają charakter raczej koniunkturalny. Właśnie dlatego urzędowi i nieurzędowi przyjaciele ZSRR nie chcą się wdawać w roztrząsania wewnętrznych sprzeczności ustroju sowieckiego. Na odwrót, gotowi są z góry traktować każdą opozycję przeciw warstwom rządzącym, jako dobrowolne, czy wymuszone współdziałanie z ogólną reakcją. Również pewien wpływ odgrywa dyplomatyczne i wojskowe położenie ZSRR na tle obecnych międzynarodowych stosunków. Zrozumiałe więc, że czysto narodowe i patriotyczne uczucia dominujące w szeregu krajów (Francja, Czechosłowacja, po części Wielka Brytania i Stany Zjednoczone), usposabiają demokratyczne sfery ludności przychylne dla rządu sowieckiego, uważanego za antagonistę Niemiec i Japonii. Nie trzeba chyba przypominać, że oprócz tego wszystkiego Moskwa rozporządza potężnymi czynnikami za pomocą których oddziaływa na przekonania najrozmaitszych warstw społeczeństwa... Agitacja na rzecz nowej „najdemokratyczniejszej w świecie” konstytucji, nie przypadkowo podjętej w przeddzień procesów, jeszcze bardziej zwiększyła sympatie dla Moskwy. W ten sposób z góry i zawczasu rząd sowiecki zapewnił sobie olbrzymią moralną przewagę. Pomimo tego, wszechmocni oskarżyciele nie przekonali i nie zdobyli opinii społecznej świata, chociaż podejmowali szereg

Page 95: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  95  

prób zaskoczenia jej znienacka. Przeciwnie, autorytet sowiecki znacznie się obniżył po procesach. Nieprzejednani przeciwnicy trockizmu, sprzymierzeńcy Moskwy, a nawet tradycyjni przyjaciele sowieckiej biurokracji wystąpili z żądaniem sprawdzenia moskiewskich oskarżeń. Wystarczy wymienić inicjatywę przejawioną przez Drugą Międzynarodówkę i związki zawodowe w sierpniu 1936 roku. Kreml w niesłychanie grubiańskiej odpowiedzi dał wyraz swemu rozczarowaniu, liczył bowiem na niezawodne i zupełne zwycięstwo. Fryderyk Adler, sekretarz Drugiej Międzynarodówki, więc tym samym nieprzejednany wróg trockizmu, przyrównał moskiewskie procesy do inkwizycyjnych procesów przeciw czarownicom. Znany reformistyczny teoretyk Otto Bauer, chociaż pozwolił sobie ogłosić drukiem, że Trocki jakoby spekuluje na możliwościach przyszłej wojny (twierdzenie zarówno kłamliwe jak bezsensowne), musiał przyznać pomimo swojej politycznej sympatii dla sowieckiej biurokracji, że procesy moskiewskie są sfałszowane. Krańcowo ostrożna i daleka od uczuć sympatii dla trockizmu gazeta, „New York Times” streściła wniosek z ostatniego procesu w następujący sposób: S t a l i n p o w i n i e n d o w i e ś ć w i n y T r o c k i e g o , a n i e T r o c k i s w o j e j n i e w i n n o ś c i . To jedno lapidarne zdanie sprowadza do zera prawomocność moskiewskiego postępowania sądowego. Gdyby nie dyplomatyczne, patriotyczne i „antyfaszystowskie” względy, nieufność do moskiewskich oskarżycieli wystąpiłaby w znacznie jawniejszej i ostrzejszej formie. Można bez trudu to wykazać na drugorzędnym wprawdzie ale bardzo wymownym przykładzie: W październiku roku ubiegłego ukazała się na rynku księgarskim we Francji moja książka: „Zdradzona rewolucja”. Kilka tygodni temu ta sama książka wyszła w Nowym Jorku. Żaden z wielu krytyków, przeważnie moich przeciwników, począwszy od byłego francuskiego prezesa ministrów Caillaux, nie wspomina ani słowem, że autorowi udowodniono uprawianie faszyzmu i popieranie japońskiego imperializmu przeciw Francji i Stanom Zjednoczonym, a więc nikt, stanowczo nikt nie uważa za potrzebne łączyć moich przesłanek politycznych z tendencjami oskarżenia Kremla. Krytyka zachowała się zupełnie tak, jak gdyby w Moskwie nie było żadnych procesów ani rozstrzelań. Już sam ten fakt, gdy się nad tym zastanowimy poważniej, świadczy nieomylnie, że sfery inteligencji w społeczeństwie, począwszy od najbardziej zainteresowanego i najwrażliwszego kraju Francji, nie tylko nie przyswoiły sobie potwornego oskarżenia, ale odrzuciły je z niezbyt ukrywanym obrzydzeniem.

Niestety nie możemy powiedzieć, co czuje i co myśli zadręczona ludność Związku Sowieckiego. Natomiast na całym świecie masy pracujące ogarnęło pełne tragizmu zdumienie, które zatruwa ich myśli i paraliżuje wolę. Albo całe dawne pokolenie przywódców socjalizmu, za wyjątkiem jednej jedynej osobistości, zdradziło socjalizm na rzecz faszyzmu, — albo też obecni przywódcy ZSRR organizowali przeciw twórcom partii bolszewickiej i państwa sowieckiego sądowe oszustwo. Trudno inaczej stawiać sprawę: albo Biuro Polityczne Lenina składało się ze zdrajców, albo też stalinowskie Politbiuro składa się z fałszerzy. Trzeciej możliwości nie ma! Ale właśnie dlatego, że ta trzecia ewentualność nie istnieje, postępowa opinia społeczeństwa nie może, jeśli nie chce podpisać na siebie wyroku potępienia uchylić się od rozstrzygnięcia zagadkowej i tragicznej alternatywy, a co za tym idzie od wyjaśnienia jej masom ludowym.

CZY ŚLEDZTWO JEST UZASADNIONE POLITYCZNIE?

Często spotkać się można z zarzutem, pochodzącym od sfer autorytatywnych, że praca Komisji może jakoby przynieść ZSRR „polityczny uszczerbek” a jednocześnie wzmocnić

Page 96: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  96  

wpływy faszyzmu. Zarzut ten, że użyję najłagodniejszego wyrażenia, jest mieszaniną umysłowego ograniczenia i obłudy. Jeżeli przypuścimy na chwilę, że oskarżenia skierowane przeciw opozycji są uzasadnione, a więc że nie rozstrzelano dziesiątek ludzi na ślepo, to bynajmniej dla silnego rządu nie będzie stanowiło żadnej trudności przedstawić materiały przedwstępnego śledztwa, wypełnić luki w sprawozdaniach, wyjaśnić sprzeczności i rozwiać wątpliwości. Sądzę, że raczej takie sprawdzenie mogłoby tylko podnieść autorytet rządu sowieckiego. Co jednak będzie, jeżeli Komisja wykryje z góry ukartowaną kłamliwość moskiewskich oskarżeń? Czy w takim razie ostrożność polityczna nie nakazywałaby raczej unikać ryzykownego ś ledztwa? Przewodnią nicią podobnego rzadko głośno wypowiadanego rozumowania jest lękliwa myśl o tym, jakoby rewolucję można zwalczać za pomocą fikcji, złudzeń i fałszów, oraz że najskuteczniejszym lekarstwem na chorobę jest nie nazywać jej po imieniu. Jeżeli obecny rząd sowiecki zdolny jest uciekać się do krwawych sądowych fałszerstw, w celu oszukania własnego narodu, to rząd ten nie może być sprzymierzeńcem światowej klasy roboczej w walce z reakcją. Jego wewnętrzna nieodpowiedzialność musi się w takim razie przejawić przy pierwszym silniejszym historycznym starciu. Im wcześniej zdemaskuje się zgniliznę, tym prędzej nastąpi nieunikniony kryzys i tym większa nadzieja, że zdrowe siły organizmu przezwyciężą to załamanie. Zamykanie ócz na chorobę jest równoznaczne z wpędzaniem jej do wnętrza organizmu, co w warunkach sowieckich musi doprowadzić do olbrzymiej historycznej katastrofy. Po pierwsze Stalin wyświadczył Hitlerowi olbrzymią przysługę przez postawienie i realizowanie tezy o „socjalfaszyzmie”. Drugą wyświadczoną przysługą były moskiewskie procesy. Procesy te, w których zdeptano i zbezczeszczono najcenniejsze wartości moralne, nie dadzą się wymazać ze świadomoś ci ludzkości. Tylko całkowita szczerość i pełna prawda mogą dopomóc masom i zagoić zadaną im ranę. Protest znanego typu „przyjaciół” przeciw śledztwu już sam przez się jest krzyczącym skandalem. Dowodzi to tylko, że nawet najgorliwszy obrońca moskiewskiej sprawiedliwości nie ma w e w n ę t r z n e j w i a r y w s ł u s z n o ś ć s w o j e j s p r a w y . Własne obawy zasłaniają zupełnie bezwartościowymi i nieodpowiednimi dowodami. Sprawdzenie — mówią oni — jest „mieszaniem się do wewnętrznych spraw ZSRR!” Ale czyż światowa klasa robocza nie ma prawa mieszać się do wewnętrznych spraw ZSRR? Wszakże w łonie Kominternu do tej pory jeszcze powtarzają, że „ZSRR jest ojczyzną wszystkich pracujących”. Osobliwa to ojczyzna, do której losów nie wolno się wtrącać! Jeżeli masy robocze nie dowierzają poczynaniom swych wodzów, ci ostatni obowiązani są dać im wszelkie wymagane wyjaśnienia i dostarczyć sposobów do ich sprawdzenia. Ani prokurator, ani sędziowie, ani członkowie Politbiura ZSRR nie stanowią tu wyjątku i muszą podlegać ogólnemu prawu. Kto chce siebie postawić wyżej ponad robotniczą demokrację ten już tym samym odstępuje od niej.

Zresztą nawet z czysto formalnej strony sprawa ta bynajmniej nie przedstawia się jako „wewnętrzna” sprawa ZSRR Oto już pięć lat, jak moskiewska biurokracja pozbawiła mnie, żonę moją i starszego syna praw obywatelstwa sowieckiego, przez to samo siebie pozbawiła wszelkich praw w stosunku do nas. Pozbawiono nas „ojczyzny”, która by mogła dać nam opiekę. Czyż nie jest naturalne, że się oddajemy pod opiekę opinii społecznej całego świata?

EKSPERTYZA PROFESORA CHARLES'A BYRDA

W znanej odpowiedzi (z 19 marca 1937 r.) danej sekretarzowi nowojorskiego Komitetu, Nowakowi, p. Charles Byrd motywuje swoją odmowę wzięcia udziału w Komisji śledczej

Page 97: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  97  

zasadniczymi dowodami, które już same przez się są bardzo cenne, niezależnie od brania lub nie brania udziału znakomitego historyka w Komisji śledczej.

Przede wszystkim przyznajemy, że p. Byrd starannie przestudiował dokumenty odnoszące się do sprawy, włączając w to i urzędowe sprawozdanie z ostatniego procesu. Wiadomo, jaką wagę posiada podobne oświadczenie ze strony uczonego, który aż nadto dobrze wie, co znaczy „staranne przestudiowanie”. Pan Charles Byrd w bardzo powściągliwej ale równocześnie zupełnie niedwuznacznej formie komunikuje „wiadome wnioski”, do których doprowadziło go przestudiowanie sprawy. Przede wszystkim, powiada on, oskarżenie Trockiego opiera się w y ł ą c z n i e na przyznaniu się oskarżonych. „Z długich studiów nad historycznymi zagadnieniami wiem, że wszelkie przyznania, uczynione nawet dobrowolnie, nie stanowią bezspornych dowodów”. Słówko „nawet” dostatecznie jasno dowodzi, że nieprzymuszoność zeznań moskiewskich jest dla uczonego co najmniej wątpliwa. Jako przykłady kłamliwych samooskarżeń p. Byrd przytacza klasyczne inkwizycyjne procesy z przejawami najposępniejszych przesądów, najciemniejszych zabobonów. Ta zbieżność sądu uczonego z poglądem wyrażonym przez Fryderyka Adlera, sekretarza Drugiej Międzynarodówki jest zastanawiająca. Dalej, p. Byrd uważa za właściwe, aby zastosowano do mnie przepis obowiązujący w amerykańskiej jurysprudencji, a mianowicie: oskarżonego należy uznać za niewinnego, gdy nie dostarczono przeciw niemu dowodów, wobec których nie byłoby miejsca na żadne wątpliwości. W końcu, pisze historyk, w podobnym wypadku jest prawie ż e, jeżeli nie całkowicie, niemożliwe dowieść położenia negatywnego, mianowicie, że p. Trocki nie brał udziału w konspiracyjnych związkach, o co jest oskarżony. Istotnie jako stary, doświadczony rewolucjonista, nie przechowywałby on sprawozdań z tych czynności, gdyby się nimi zajmował. Dalej, nikt na świecie nie mógłby mu dowieść, że nie był zamieszany w spisek, gdyby nie był strzeżony przez cały przeciąg czasu, do którego się oskarżenie odnosi. Według mnie — twierdzi dalej autor pisma — p. Trocki nie jest obowiązany dokazywać niemożliwości, to jest dowodzić faktu negatywnego za pomocą pozytywnych dowodów. Oskarżyciele są obowiązani przedstawić coś bardziej oczywistego niż same zeznania, mianowicie specyficzne i jawne akta, stwierdzające ich prawdziwość”.

Przytoczone tu wnioski mają same przez się wielką wagę, gdyż zawierają ocenę negatywną w stosunku do moskiewskiej sprawiedliwości. Jeśli się kwestionuje dobrowolny charakter składanych zeznań, nie popartych dowodem obciążającym moją działalność, to tym bardziej nie można na ich podstawie oskarżać wszystkich pozostałych. To znaczy, że, zdaniem p. Byrda, rozstrzelano w Moskwie dziesiątki ludzi niewinnych lub takich, których wina nie została dowiedziona. Panowie kaci powinni się podpisać pod tą oceną, dokonaną wyłącznie przez sumiennego badacza na podstawie „starannego przestudiowania” sprawy.

Jednakże muszę przyznać, .że z materialnych wniosków p. Byrda nie wypływa bynajmniej formalne zakończenie, mianowicie: odmowa wzięcia udziału w śledztwie. W rzeczy samej opinia publiczna szuka przede Wszystkim rozwiązania zagadki — czy oskarżenie zostało dowiedzione, czy też nie? To właśnie pytanie chce Komisja przede wszystkim rozwiązać. Pan Byrd oświadcza: osobiście doszedłem do wniosku, że oskarżenie dowiedzione nie zostało i d la tego nie wstępuję do Komisji. Podług mnie odpowiedniejsze byłoby takie zakończenie: i właśnie dlatego wstępuję do Komisji, aby ją przekonać o słuszności moich wniosków. Rzecz prosta, zbiorowy wyrok Komisji, do której wchodzą przedstawiciele działalności społecznej w różnych dziedzinach i rozmaitego gatunku duchowej broni, będzie miał dla opinii publicznej daleko większe znaczenie, niż zdanie pojedynczego człowieka, chociażby to była wielka powaga i autorytet naukowy.

Wnioski p. Byrda pomimo swej wagi nie są pełne w znaczeniu materialnym. Sprawa

Page 98: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  98  

bynajmniej nie polega wyłącznie na tym, czy ob winienie mnie zostało, czy też nie zostało dowiedzione. W Moskwie już rozstrzelano dziesiątki osób, drugie dziesiątki oczekuje ten sam los. Są setki i tysiące podejrzanych, podstępnie oskarżonych lub spotwarzonych nie tylko w ZSRR ale i po całym świecie. Wszystko to na podstawie zeznań, które p. Byrd przyrównywa do zeznań ofiar inkwizycji. Pytanie zasadnicze powinno być sformułowane w taki sposób: kto, dlaczego i w jakim celu organizuje te procesy i krzyżowe wyprawy oszczerstwa? Setki tysięcy ludzi na całym świecie są niewzruszenie przekonani, zaś miliony podejrzewają, że procesy opierają się na systematycznych falsyfikatach, podyktowanych określonymi, politycznymi celami. To właśnie oskarżenie skierowane przeciw rządzącej klice moskiewskiej mam nadzieję dowieść przed Komisją. A zatem chodzi nie tylko o „fakt negatywny” to jest o to, czy Trocki nie uczestniczył w spisku, ale i o „fakt pozytywny”, to jest o to, że Stalin zorganizował największe oszustwo jakie znała historia ludzkości.

Jednakowoż, nawet jeśli chodzi o fakty negatywne, nie mogę zgodzić się ze zbyt kategorycznym sądem p. Byrda. Przypuszczał on, że jako stary doświadczony rewolucjonista nie przechowywałbym kompromitujących mnie dokumentów. Zupełnie słusznie. Ale nie pisałbym do spiskowców listów w formie najnieostrożniejszej i najbardziej mnie kompromitującej. Nie wtajemniczałbym zupełnie bez potrzeby nieznajomych mi młodych ludzi w najtajniejsze plany i dawał im za pierwszym spotkaniem najodpowiedzialniejsze terrorystyczne polecenia. O ile p. Byrd darzy mnie zaufaniem, jako konspiratora, o tyle, opierając się na tym zaufani u, mogę całkowicie skompromitować „zeznania”, w których przedstawiony jestem, jako uporczywy spiskowiec, zabiegający przede wszystkim o to, aby przyszłemu prokuratorowi dostarczyć jak największą ilość świadków przeciw sobie. To samo odnosi się i do drugich obwinionych, zwłaszcza do Zinowiewa i Kamieniewa, którzy bez żadnej potrzeby i bez sensu rozszerzają krąg swych ofiar. Ich wołająca o pomstę do nieba nieostrożność ma wyraźny charakter premedytacji. Pomimo tego, oskarżenie nie posiada ani jednego przekonywającego dowodu. Cała sprawa zbudowana jest na rozmowach, a dokładniej mówiąc na wspomnieniach o rzekomych rozmowach. Brak dowodów, nie przestanę tego powtarzać, nie tylko anuluje oskarżenie, ale prócz tego staje się groźny dla oskarżycieli.

Posiadam jednak proste a zupełnie przekonywające dowody na „fakty negatywne”. Nie jest to tak bardzo niezwykłe w sądownictwie. Rozumie się, że trudno jest dowieść, czy w ciągu ośmioletniego mego przebywania na emigracji nigdy z nikim nie miałem tajnej schadzki w celu spiskowania przeciw władzom sowieckim. Ale nie o to chodzi. Ważniejszą sprawą jest to, że świadkowie oskarżenia jako sami oskarżeni, muszą wyraźnie wskazać g d z i e i k i e d y spotykali się ze mną. Otóż we wszystkich tych wypadkach, dzięki niezwykłym warunkom mego życia (policyjny nadzór, nieustanna czujność przyjaciół, codzienne niemal listy) jestem w możności dowieść nieodparcie, że we wskazanym czasie nie byłem i nie mogłem być na danym, imputowanym mi miejscu. Taki niezaprzeczony dowód stwierdzający fakt negatywny nazywa się alibi.

Niezawodnie nie przechowywałbym w archiwach opisów własnych przestępstw, gdybym je nawet popełniał. Pomimo to moje archiwa mają wielką wagę dla śledztwa nie ze względu na to, czego W nich nie ma, tylko ze względu na to, co w nich jest. Dokładne zapoznanie się z codziennym przebiegiem moich myśli i czynów w ciągu lat dziewięciu (rok zesłania i osiem lat wygnania) zupełnie wystarczą, by stwierdzić „fakt negatywny”, mianowicie, że nie mogłem popełnić czynów przeciwnych moim przekonaniom, mojemu interesowi, całemu mojemu jestestwu!

Page 99: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  99  

„CZYSTO PRAWNA” EKSPERTYZA

Agenci rządu sowieckiego sami zdają sobie z tego sprawę, że nie da się uniknąć jakiejś

autorytatywnej ekspertyzy, o ile wyroki moskiewskie maj ą wzbudzić zaufanie. W tym celu na pierwszy proces został potajemnie zaproszony adwokat angielski, Pritt; na drugi proces, drugi angielski adwokat, Dodley Colard. W Paryżu trzech nieznanych, ale niezmiernie oddanych GPU adwokatów próbowało wyzyskać w tym celu firmę Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawników. Nikomu nie znany francuski adwokat Rozenmark w porozumieniu z sowieckim poselstwem wydał wprawdzie przychylną, ale nie wzbudzającą zaufania, ekspertyzę pod pokrywką Ligi Praw Człowieka. W Meksyku „przyjaciele ZSRR” nie z prostego przypadku zwrócili się z propozycją do „Frontu socjalistycznych adwokatów” o przeprowadzenie śledztwa prawnego procesów moskiewskich. Podobne kroki poczyniono równocześnie w Stanach Zjednoczonych. Moskiewski Komisariat Sprawiedliwości wydał w obcych językach „stenograficzne” sprawozdanie o procesie „17” (Piatakow, Radek i inni), aby tym łatwiej otrzymać prawne potwierdzenie, że ofiary inkwizycji zostały rozstrzelane zupełnie zgodnie z prawami ustanowionymi przez inkwizytorów.

W rzeczywistości znaczenie tego czysto formalnego zaświadczenia przy zachowaniu wszelkich zewnętrznych form przewodu sądowego sprowadza się do zera. Sedno sprawy tkwi w materialnych warunkach przygotowania i przeprowadzenia procesu. Jeżeli od zasadniczych faktów leżących na zewnątrz sali sądowej prawda odchyli się choćby na krok, to trudno nie przyznać, że moskiewskie procesy stają się urągowiskiem sprawiedliwości. W dwudziestym roku rewolucji ś ledztwo prowadzi się w bezwzględnej tajemnicy. Całe stare pokolenie bolszewików sądzone jest przez sąd wojenny w składzie trzech bezosobowych wojskowych urzędników. Procesem kieruje prokurator, który przez całe swoje życie był i pozostał politycznym wrogiem podsądnych. Obrona jest wyłączona i całe postępowanie sądowe pozbawione charakteru rozprawy. Dowodów rzeczowych nie przedstawia się sądowi, mówi się o nich, że ich nie ma; świadków, o których wspomina prokurator lub oskarżeni, nie bada się wcale; cały szereg obwinionych, o których była mowa w śledztwie sądowym, nie wiadomo z jakiej przyczyny świeci nieobecnością na ławie oskarżonych. Dwaj główni oskarżeni znajdują się za granicą i nawet ich nie uprzedzono o odbywającym się procesie, co, podobnie jak świadków przebywających za granicą, pozbawia ich możności przedsięwzięcia jakichkolwiek kroków w celu wyjaśnienia prawdy. Całkowita rozprawa sądowa odbywa się jak gdyby umówiona gra w pytania i odpowiedzi. Prokurator żadnemu z podsądnych nie zadaje ani jednego konkretnego pytania, które mogłoby go zaskoczyć i wykryć materialną bezzasadność ich zeznań. Przewodniczący z całym respektem odnosi się do roboty prokuratora. Zwłaszcza „stenograficzny” charakter sprawozdania zdradza złośliwe przemilczenia prokuratora i sędziów. Do tego dodać należy, że autentyczność sprawozdania nie wzbudza najmniejszego zaufania. Chociaż wszystkie te motywy są same przez się bardzo ważne i dają szerokie pole do analizy sądowej, jednakowoż mają one drugorzędne a nawet trzeciorzędne znaczenie, ponieważ odnoszą się do f o r m y popełnionego oszustwa, a nie do jego i s t o t y . Teoretycznie można sobie wyobrazić, że o ile Stalin, Wyszyński i Jeżów będą mieli możność jeszcze przez ciąg pięciu lub dziesięciu lat bezkarnie inscenizować swoje procesy, to dojdą do takiej wprawy technicznej, że wszystkie składowe części postępowania sądowego formalnie cudownie zgadzać się będą z sobą, jak również i z obowiązującymi prawami, ale i wówczas udoskonalenie sądowej techniki oszustwa ani na milimetr nie zbliży się do prawdy.

Page 100: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  100  

W procesie politycznym o tak wyjątkowym znaczeniu prawnik nie może uchylać się od warunków politycznych, w których zrodził się proces i w których prowadzone było śledztwo, wyraźnie mówiąc, od tego ogólnego ucisku, któremu ostatecznie podlegali zarówno podsądni, jak i świadkowie, sędziowie oraz obrońcy, a nawet i prokurator. W tym tkwi sedno sprawy! Przy niekontrolowanym i despotycznym ustroju, ześrodkowującym w jednych rękach wszystkie warunki przymusu ekonomicznego, politycznego, fizycznego i moralnego, proces sądowy przestaje nim być, gdyż chodzi tylko o inscenizację sądową z zawczasu rozpisanymi rolami. Podsądnych wyprowadza się na scenę dopiero po całym szeregu prób, z góry dającym reżyserowi zupełną pewność, że nie wyjdą ze swych ról. Pod tym względem, jak i pod wszelkimi innymi, procesy sądowe są tylko kwintesencją ustroju ZSRR Na wszystkich zebraniach wszyscy mówcy powtarzają jedno i to samo, wzorując się na głównym mówcy i niezależnie od tego co sami wczoraj mówili. W gazetach wszystkie artykuły komentują jedną i tą samą dyrektywę tymi samymi słowami. Posłuszni ruchom batuty dyrygenta historycy, ekonomiści, nawet rutynowani statystycy przerabiają przeszłość i teraźniejszość, zupełnie nie licząc się ani z faktami, ani z dokumentami, ani nawet z przedostatnim wydaniem własnych książek. W ogrodach dla dzieci i w szkołach wszystkie dzieci unisono sławią Wyszyńskiego i przeklinają podsądnych. Nikt nie działa w ten sposób z dobrej woli, każdy zadaje sobie gwałt. Jednolitość procesu sądowego, w którym podsądni na wyścigi powtarzają formuły prokuratora, nie stanowi wyjątku od reguły, ale jest jedynie wyrazem ohydy powszechnego ustroju inkwizytorskiego.

Jesteśmy świadkami nie sądu lecz przedstawienia teatralnego, w którym główni aktorzy odgrywają swe role pod groźbą lufy rewolwerowej. Spektakl może być odegrany lepiej lub gorzej, ale to już zależy od techniki inkwizycyjnej, a nie od sprawiedliwości. „Czysto prawna” ekspertyza W rzeczywistości ogranicza swoje zadanie do sprawdzenia czy oszustwo zostało dobrze, czy źle wykonane.

Chcąc sprawę jeszcze jaskrawiej wyświetlić, o ile ona w ogóle potrzebuje wyświetlenia, weźmy świeży przykład z dziedziny prawa państwowego. Po przywłaszczeniu sobie władzy Hitler, wbrew wszelkim oczekiwaniom, oświadczył, że bynajmniej nie ma zamiaru zmieniać zasadniczych praw państwa. Większość ludzi zapewne zapomniała, że w Niemczech po dziś dzień obowiązuje konstytucja weimarska, z tą tylko różnicą, że Hitler wstawił w ten futerał prawa, jako treść, totalność dyktatury. Wyobraźmy sobie eksperta, który, nałożywszy ogromne okulary i uzbroiwszy się w dokumenty urzędowe, zamierzałby zgłębić ustrój państwowy w Niemczech „z czysto prawnego punktu widzenia”. — Po kilku godzinach natężenia umysłowego odkryłby, że Niemcy Hitlera są najczystszej wody republiką demokratyczną (powszechne prawo wyborcze, parlament udzielający pełnomocnictw Führerowi, niezależność władz sądowych itp., itp.). Jednakże każdy zdrowo myślący człowiek oświadczy głośno, że tego rodzaju „ekspertyza” to w najlepszym razie objaw „prawnego kretynizmu”. Demokracja polega na swobodnym ścieraniu się klas, partii, programów, idei. Jeżeli tę walkę uniemożliwimy, to z demokracji pozostanie tylko pusta łupina, zdolna do pokrycia faszystowskiej dyktatury. Współczesne postępowanie sądowe zasadza się na walce oskarżenia z obroną wprowadzonej w ramy procedury. Jeśli unicestwić współzawodnictwo pomiędzy stronami za pomocą poza sądowych gwałtów, to ramy procedury, jakie by one nie były, służą wyłącznie celom inkwizycji. Oczywiście rewizja procesów moskiewskich musi być wszechstronna i nie ograniczy się do sprawdzenia stenogramów sądowych. Wejdą one natomiast jako części składowe tego olbrzymiego historycznego dramatu, którego najważniejsze czynniki pozostają za kulisami sądowego uzdrowiska.

Page 101: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  101  

AUTOBIOGRAFIA

Wyszyński w swym przemówieniu oskarżycielskim w dniu 28 stycznia zaznaczył: „Trocki i

trockiści zawsze byli kapitalistyczną agenturą na terenie ruchu robotniczego”. Wyszyński demaskował „oblicze” rzeczywistego, trockizmu — jako odwiecznego wroga robotników i chłopów, odwiecznego wroga socjalizmu, wiekuistego sługi kapitalizmu. Malował on historię „trockizmu, który zmarnował trzydzieści z górą lat swego istnienia na to, aby przygotować grunt pod zmianę całej swej organizacji na szturmową kolumnę faszyzmu — jeden z oddziałów policji faszystowskiej”.

W tym czasie gdy zagraniczni publicyści GPU (z Daily Worker, New Masses itp.) poświęcają swą elokwencję na to, aby dowieść, za pomocą aluzji i historycznych analogii, jakimi drogami rewolucyjny marksista mógł w szóstym dziesiątku lat życia zamienić się w faszystę, Wyszyński stawia pytanie zupełnie inaczej: Trocki zawsze był agentem kapitału i wrogiem robotników i chłopów. Trzydzieści z górą lat pracował on na to, aby zostać agentem faszyzmu. Wyszyński dziś mówi to, co publicyści „New Masses” powiedzą dopiero później. Dlatego wolę rozprawić się z Wyszyńskim. Kategorycznym twierdzeniom prokuratora ZSRR przeciwstawiam również kategoryczne fakty swej autobiografii.

Wyszyński myli się, gdy mówi o trzydziestu latach mego przygotowywania się do faszyzmu. Fakty, arytmetyka, chronologia, zresztą i logika, nie są w ogóle silną stroną tego oskarżenia. W rzeczywistości, w ubiegłym miesiącu minęło czterdzieści lat mojej nieprzerwanej pracy w ruchu robotniczym pod sztandarem marksizmu. Już w osiemnastym roku życia nielegalnie organizowałem w Nikołajewie „Południowo-rosyjski związek robotniczy”, liczący powyżej dwustu członków. Na hektografie odbijałem rewolucyjną gazetę „Nasza Sprawa”.

Podczas pierwszej deportacji na Syberię (1900—1902) brałem udział w zorganizowaniu syberyjskiego „Związku walki o uwolnienie klasy pracującej”. Po ucieczce za granicę przyłączyłem się do socjal-demokratycznej organizacji „Iskra”, na czele której stali Plechanow, Lenin i inni. W 1905 r. kierowałem pracą w pierwszej petersburskiej „Radzie Robotniczych Deputatów”.

Spędziłem cztery i pół roku w więzieniach, dwa razy byłem wysyłany na Syberię, gdzie przebyłem blisko dwa i pół roku, dwa razy uciekłem z Syberii, spędziłem w dwu okresach dwanaście lat na emigracji za panowania caratu, w 1915 roku w Niemczech zostałem zaocznie skazany na więzienie za walkę przeciw wojnie; zostałem wysiedlony za to samo przestępstwo z Francji, aresztowany w Hiszpanii, internowany przez Anglików w obozie koncentracyjnym w Kanadzie. Tak oto wykonywałem funkcje agenta kapitału! Opowiadania stalinowskich historyków o tym jakobym do 1917 r. był mieńszewikiem, są jednym z ich zwyczajnych fałszów. Od momentu, gdy bolszewizm i mieńszewizm skrystalizowały się politycznie i organizacyjnie (1904 r.), stałem formalnie poza obu frakcjami, ale jak wykazały wszystkie trzy rosyjskie rewolucje, moja linia polityczna, nie bacząc na konflikty i polemikę, we wszystkich zasadniczych punktach pokrywała się z linią Lenina.

Najważniejszą różnicą między mną i Leninem było w tym czasie moje zapatrywanie, że drogą połączenia się z mieńszewikami można będzie większość ich nawrócić na drogę rewolucyjną. W tej palącej sprawie racja była całkowicie po stronie Lenina. Należy jednak zaznaczyć, że w 1917 r. tendencje połączenia się z mieńszewikami były wśród bolszewików bardzo silne. Pierwszego listopada 1917 roku Lenin, na posiedzeniu piotrogrodzkiego komitetu partii, mówił w tej sprawie: „Trocki dawno powiedział, że połączenie jest niemożliwe. Trocki to

Page 102: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  102  

zrozumiał i odtąd nie było lepszego bolszewika”. Od końca 1904 r. broniłem poglądu, że rosyjska rewolucja musi się zakończyć d y k t a t u r ą

p r o l e t a r i a t u , która z kolei musi doprowadzić do socjalistycznej przebudowy społeczeństwa, pod warunkiem pomyślnego postępu rewolucji światowej. Mniejszość moich obecnych przeciwników uważała tę perspektywę za fantazję aż do kwietnia 1917 r., mianując ją niechętnie „trockizmem” i przeciwstawiając jej program burżuazyjno-demokratycznej republiki. Co się tyczy olbrzymiej większości obecnej biurokracji, to przyłączyła się ona do władzy sowieckiej dopiero po zwycięskim zakończeniu wojny domowej.

W latach emigracji współpracowałem z ruchem rewolucyjnym Austrii, Szwajcarii, Francji i Stanów Zjednoczonych. Dziś stwierdzam, że emigracji zawdzięczam możność zbliżenia się do życia międzynarodowego świata pracy i uczynienia z internacjonalizmu i abstrakcji motoru działania mego całego dalszego życia.

W czasie wojny prowadziłem w Szwajcarii, potem we Francji, walkę z szowinizmem, podkopującym Drugą Międzynarodówkę. Przeszło dwa lata wydawałem w Paryżu, pomimo wojennej cenzury, dziennik rosyjski w duchu rewolucyjnej międzynarodówki. W pracy tej byłem w ścisłym związku z międzynarodowymi kołami Francji i wraz z ich przedstawicielami brałem udział w międzynarodowej konferencji przeciwników szowinizmu w Zimmerwaldzie (1915 r.). Tę samą pracę kontynuowałem podczas dwumiesięcznego pobytu w Stanach Zjednoczonych.

Po przybyciu do Piotrogrodu (5 maja 1917 r.) z kanadyjskiego obozu koncentracyjnego, gdzie propagowałem hasła Liebknechta i Róży Luksemburg wśród jeńców-marynarzy niemieckich, wziąłem czynny udział w przygotowaniu i organizacji październikowej rewolucji, w szczególności w ciągu tych czterech decydujących miesięcy, gdy Lenin musiał ukrywać się w Finlandii. W 1918 roku, Stalin w artykule, którego celem było u m n i e j s z e n i e mej roli odegranej w rewolucji październikowej, musiał jednak napisać: „cała praca praktycznej organizacji powstania toczyła się pod bezpośrednim kierownictwem przewodniczącego piotrogrodzkiej rady — Trockiego. Można z ca łym przekonaniem stwierdzić, że szybkie przejście garnizonu na stronę rady i umiejętne pokierowanie pracy „Wojenno - Rewolucyjnego Komitetu” partia zawdzięcza przede wszystkim i głównie towarzyszowi Trockiemu”9. Nie przeszkodziło to Stalinowi pisać w sześć lat potem: „żadnej s p e c j a l n e j roli ani w partii, ani w październikowym powstaniu nie zajął i zająć nie mógł towarzysz Trocki, człowiek w okresie października stosunkowo nowy w naszej partii”10.

Dziś szkoła Stalina, za pomocą właściwych jej metod naukowych, na których wychowywali się i sąd i prokuratura, uważa za dowiedzione, że nie kierowałem rewolucją październikową, lecz jej przeciwdziałałem. Jednakże te historyczne fałsze dotyczą nie mojej autobiografii, a biografii Stalina.

Po przewrocie październikowym, dzierżyłem władzę prawie 9 lat, biorąc czynny udział w budowie sowieckiego państwa, rewolucyjnej dyplomacji, czerwonej armii, organizacjach gospodarczych i Komunistycznej Międzynarodówce.

W ciągu trzech lat bezpośrednio kierowałem wojną domową. W tej twardej pracy nieraz musiałem się uciekać do radykalnych zarządzeń. Ponoszę za to całkowitą odpowiedzialność przed międzynarodowym światem pracy i historią. Stosowanie radykalnych środków wynikało z ich historycznej konieczności, rozwoju wypadków i celowości i zgodności z podstawowymi interesami klasy robotniczej. Każdy stopień represji dyktowany przez warunki wojny domowej

                                                                                                               9  „Prawda” nr. 241 z dn. 6 listop. 1918 r. 10  S t a l i n : „Trockizm czy leninizm” str. 68—69.

Page 103: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  103  

nazywałem po imieniu i otwarcie zdawałem z tego sprawę przed światem pracy. Nie miałem nic do ukrywania przed ludem, jak teraz nic nie mam do ukrywania przed Komisją.

Gdy w wiadomych kołach partii, nie bez zakulisowego udziału Stalina, wynikła opozycja przeciw moim metodom kierownictwa wojną domową, Lenin, w lipcu 1919 r. z własnej inicjatywy i zupełnie dla mnie niespodzianie wręczył mi czysty arkusz papieru, na którym u dołu było napisane: „Towarzysze, znając surowość zarządzeń towarzysza Trockiego, jestem całkowicie przekonany co do ich celowości, słuszności i konieczności dla dobra sprawy i całkowicie podtrzymuję te zarządzenia. W. Uljanow (Lenin)”.

Daty na piśmie tym nie było. Miałem ją w razie potrzeby postawić sam. Znana była ostrożność Lenina ze wszystkim co dotyczyło świata pracy. Tym niemniej uznał on za możliwe z góry podpisać każde moje zarządzenie, choć od zarządzeń tych zależały często losy wielu ludzi. Lenin nie obawiał się nadużycia przeze mnie władzy. Nadmieniam, że nigdy nie wykorzystałem danej mi przez Lenina carte blanche. Ale dokument ten jest dowodem wyjątkowego do mnie zaufania ze strony człowieka, którego uważam za najwyższy wzór rewolucyjnej moralności.

Brałem bezpośredni udział w opracowywaniu dokumentów programowych i taktycznych tez Trzeciej Międzynarodówki. Podstawowe sprawozdania o sytuacji światowej na kongresach opracowywane były przeze mnie i Lenina. Manifesty programowe pierwszych pięciu kongresów napisane były przeze mnie.

Zostawiam prokuratorom Stalina wytłumaczenie tego, czym była ta działalność w mojej drodze ku faszyzmowi. Osobiście, i dziś stoję nadal niewzruszenie na gruncie tych zasad, które ręka w rękę z Leninem kładłem jako podwaliny Komunistycznej Międzynarodówki.

Zerwałem z rządzącą biurokracją w momencie, gdy ta z powodów historycznych, o których tu mówić nie będę, utworzyła uprzywilejowaną, konserwatywną kastę. Przyczyny tego zerwania, zadokumentowane na poszczególnych etapach w oficjalnych sprawozdaniach, artykułach i książkach, są dostępne dla wszystkich do sprawdzenia.

Broniłem sowiecką demokrację — przed biurokratycznym absolutyzmem, podniesienia stopy życiowej mas — przed nadmiernymi przywilejami szczytów partii, uprzemysłowienia i kolektywizacji — dla dobra świata pracy, a w końcu — polityki międzynarodowej w duchu rewolucyjnej międzynarodówki — przeciw nacjonalistycznemu konserwatyzmowi. W swej ostatniej książce „Zdradzona rewolucja” próbowałem teoretycznie wytłumaczyć dlaczego izolowane sowieckie państwo, o przestarzałych podstawach gospodarczych, wytworzyło potworną piramidę biurokracji, której koroną jest samowładny, „nieomylny” wódz.

Po zduszeniu partii i programie opozycji przy pomocy aparatu policyjnego, klika rządząca wysłała mnie w początku 1928 r. do Centralnej Azji. Za odmowę przerwania pracy politycznej na zesłanie, deportowała mnie w początku 1929 r. do Turcji. Tam rozpocząłem wydawanie „Biuletynu Opozycji” o tym samym programie, którego broniłem w Rosji i nawiązałem kontakt ze swoimi, wówczas bardzo jeszcze nielicznymi, współwyznawcami we wszystkich częściach świata. Dnia 20 lutego 1932 r. sowiecka biurokracja pozbawiła mnie i przebywających za granicą członków mojej rodziny sowieckiego obywatelstwa. Córka moja Zinajda, przebywająca wówczas czasowo za granicą na kuracji, została w ten sposób pozbawiona możności powrotu do kraju, do męża i dzieci, i odebrała sobie życie 5 stycznia 1933 r.

Załączam tutaj spis książek i większych broszur, które całkowicie lub częściowo napisałem podczas ostatniej deportacji i emigracji. Według obrachunku moich młodych współpracowników, którzy w całej mojej działalności, w sposób niezastąpiony i pełen poświęcenia współpracowali ze mną, napisałem za granicą około 5000 stron druku, nie wliczając w to artykułów i listów, które łącznie dają jeszcze parę tysięcy stron. Zaznaczam, że pisanie

Page 104: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  104  

przychodzi mi nie łatwo, z wielu poprawkami i korektami. W ten sposób moja praca literacka i korespondencja stanowiły główną treść mego życia w ciągu ostatnich dziewięciu lat. Polityczny kierunek moich książek, artykułów i listów sam o sobie mówi.

Cytaty z moich prac, przytaczane przez Wyszyńskiego, są, jak to dowiodę, ordynarnym fałszerstwem, co jest nieodzownym elementem tej komedii sądu.

W okresie 1923—33 roku zapatrywanie moje na sowieckie państwo, jego klikę rządzącą i międzynarodówkę wyrażało się lapidarnym określeniem: r e f o r m a , n i e r e w o l u c j a . Liczyłem na to, że przy sprzyjających warunkach w Europie, lewa opozycja potrafi w drodze pokojowej odrodzić partię bolszewicką, przebudować demokratycznie państwo sowieckie i nawrócić Komintern na drogę marksizmu. Dopiero zwycięstwo Hitlera, przygotowane przez zgubną politykę Kremla i zupełna nieudolność Kominternu wyciągnąć naukę z tragicznego doświadczenia Niemiec, przekonały mnie i moich współwyznawców, że dawna bolszewicka partia i Trzecia Międzynarodówka ostatecznie przepadły dla sprawy socjalizmu. Tym samym znikała ostatnia możliwość pokojowej, demokratycznej reformy sowieckiego państwa. Od drugiej połowy 1933 roku coraz więcej nabieram przekonania, że dla uwolnieniu mas pracujących ZSRR i podstaw społecznych październikowej rewolucji od nowej pasożytniczej kasty historycznie staje się niezbędna rewolucja polityczna. Nic dziwnego, że problem ten tak olbrzymiej racji wywołał namiętną ideową walkę w skali międzynarodowej .

Polityczne zwyrodnienie Kominternu, całkowicie opanowanego przez sowiecką biurokrację, wysunęło konieczność stworzenia Czwartej Międzynarodówki i opracowania jej podstaw programowych.

Książki, artykuły, ulotki dyskusyjne i inne materiały, omawiające to zagadnienie są w dyspozycji komisji i stanowią najlepszy dowód, że nie idzie tu o pozory, i że jest to wytężona i namiętna walka ideowa oparta o tradycje pierwszych kongresów Komunistycznej Międzynarodówki.

Przez cały czas utrzymywałem korespondencję z dziesiątkami starych i setkami młodych moich przyjaciół we wszystkich częściach świata i mogę z głębokim przekonaniem i dumą stwierdzić, że właśnie z tej młodzieży wyjdą najwięcej rokujący przyszłość, najpewniejsi i najbardziej nieustępliwi bojownicy proletariatu nadchodzącej nowej epoki.

Zrezygnowanie z nadziei p o k o j o w e j r e f o r m y sowieckiego państwa nie jest równoznaczne z odmową obrony sowieckiego państwa. Niedawno wydany w Nowym Jorku zbiór wyciągów z moich prac z ostatnich dziesięciu lat („In Defense of the Soviet Union”) dowodzi, że wiernie i niezłomnie zwalczałem wszelkie wahania dotyczące sprawy obrony ZSRR To była sprawa, z powodu której zrywałem niejednokrotnie z mymi przyjaciółmi.

W mojej książce „Zdradzona Rewolucja” dowodzę teoretycznie, że wojna narazi na niebezpieczeństwo nie tylko sowiecką biurokrację ale i socjalne podstawy ZSRR, które są olbrzymim krokiem naprzód ku rozwojowi ludzkości. Stąd, dla każdego rewolucjonisty, wynika bezkompromisowy obowiązek obrony ZSRR przed imperializmem, n i e b a c z ą c na sowiecką biurokrację.

Moje prace z tego okresu dają nieomylny obraz stosunku do faszyzmu. Od pierwszego momentu mej emigracji zwracałem uwagę na groźbę wznoszącej się w Niemczech fali faszyzmu. Komintern oskarżał mnie o „przecenianie” siły faszyzmu i „panikę” przed nim. Żądałem jednolitego frontu wszystkich organizacji robotniczych. Komintern przeciwstawiał temu bezsensowną teorię „socjal-faszyzmu”. Żądałem systematycznego organizowania milicji robotniczej. Komintern przeciwstawiał temu iluzoryczne nadzieje przyszłych zwycięstw. Dowodziłem, że ZSRR znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie w wypadku zwycięstwa

Page 105: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  105  

Hitlera. Znany pisarz Osetzky z wielkim zrozumieniem drukował i komentował moje artykuły w swym piśmie. Nic nie pomagało! Sowiecka biurokracja tylko dlatego uzurpowała sobie autorytet październikowej rewolucji, aby stworzyć z niego przeszkodę dla zwycięstwa rewolucji w innych państwach. Bez polityki Stalina nie byłoby zwycięstwa Hitlera. Same tylko moskiewskie procesy, w znacznej mierze spowodowane zostały przez Kreml, aby zasłonić przed światem zgubną politykę w stosunku do Niemiec. Gdy uda się dowieść światu, że Trocki jest agentem faszyzmu, kto będzie myślał o programie i taktyce Czwartej Międzynarodówki? — to były nadzieje Stalina.

Wszystkim wiadomo, że podczas wojny każdy międzynarodowiec uważany był za agenta wrogiego państwa. Tak było z Różą Luksemburg, Karolem Liebknechtem, Otto Rühle i innymi w Niemczech, szeregiem mych przyjaciół we Francji (Monatte, Rosmer, Loriot i inni) z Eugeniuszem Debs i innymi w Stanach Zjednoczonych, w końcu z Leninem i ze mną — w Rosji. Rząd brytyjski zamknął mnie w marcu 1917 roku w obozie koncentracyjnym, wskutek insynuacji carskiej ochrany, że w porozumieniu z niemieckim sztabem generalnym staram się obalić rząd Milukowa — Kiereńskiego. Dzisiaj to oskarżenie może być uważane za plagiat taktyki Stalina i Wyszyńskiego, zaś w rzeczywistości Stalin i Wyszyński popełnili plagiat z carskiego kontrwywiadu i brytyjskiej Intelligence Service.

Dnia 16 kwietnia 1917 roku, gdy byłem zamknięty w obozie koncentracyjnym wraz z niemieckimi marynarzami, Lenin pisał w „Prawdzie”: „czyż można choć na chwilę uwierzyć w uczciwość tego komunikatu ...że Trocki, były prezes Rady Delegatów Robotniczych w Petersburgu w 1905 roku, rewolucjonista, który dziesiątki lat życia oddał bezinteresownie służbie rewolucji, — że ten człowiek mógł mieć związek z planem subsydiowanym przez rząd niemiecki? Przecież to jawne, niesłychane oszczerstwo rzucone bez sumienia na rewolucjonistę!” (Prawda N. 34) „Jak żywo dźwięczą te słowa teraz — pisałem 21 października 1927 r., powtarzam 1927 r.! w epoce rzucanych na opozycję nikczemnych oszczerstw w niczym nie różniących się od oszczerstw z 1917 r. rzucanych na bolszewików”.

Zatem, dziesięć lat temu, na długo przed stworzeniem „zjednoczonego” i „równoległego” centrum i przed „lotem” Piatakowa do Oslo, Stalin wysuwał przeciwko opozycji te wszystkie insygnacje i oszczerstwa, które Wyszyński zmienił potem na akty oskarżenia. Jeśli jednak Lenin w 1917 r. uważał, że moja dwudziestoletnia rewolucyjna przeszłość sama przez się obala brudne insynuacje, to mam prawo sądzić, że następne dwadzieścia lat, również pełne treści, uprawniają mnie do powoływania się na moją autobiografię, jako na jeden z najbardziej ważkich dowodów przeciw zarzutom moskiewskiego aktu oskarżenia.

MOJE POŁOŻENIE „PRAWNE” Sama konieczność „oczyszczenia” się z oskarżeń o stosunki z Hitlerem i z Mikado

charakteryzuje całą głębię reakcji tryumfującej obecnie na większej części naszego globu a zwłaszcza w ZSRR Ale nikomu z nas nie jest dane przeskoczyć etap historycznie zakreślony. Co do mnie z całą gotowością oddaję czas swój i siły do rozporządzenia Komisji. Samo się przez się rozumie, że przed Komisją nie mam i mieć nie mogę żadnych tajemnic, Komisja sama będzie wiedzieć, jakie ostrożności ma zachować w stosunku do osób trzecich, zwłaszcza obywateli krajów faszystowskich i ZSRR Gotów jestem odpowiedzieć na w s z y s t k i e pytania i oddać Komisji do rozporządzenia całą swoją korespondencję nie tylko polityczną ale i osobistą.

Równocześnie uważam za konieczne zaznaczyć, zawczasu, że w obliczu opinii publicznej

Page 106: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  106  

bynajmniej nie czuję się „oskarżony”, do tego nawet nie ma żadnych formalnych podstaw. Wszakże władze moskiewskie ani razu nie pozwały mnie na żaden proces i bynajmniej nie stało się to przypadkowo. Na to żeby mnie pozwać, musieliby równocześnie oddać mnie pod sąd i żądać mego wydania. Aby to przeprowadzić, trzeba by było ogłosić okres trwania śledztwa oraz przygotować akt oskarżenia na kilka tygodni przed procesem. A tego Moskwa uczynić nie mogła. Całe wyrachowanie polegało na tym, żeby znienacka zaskoczyć opinię publiczną, przysposobiwszy zawczasu takich Prittów i Durantych do odpowiedniego udzielania objaśnień i wtajemniczania w sprawę. Zażądać mego wydania można było jedynie przedstawiwszy całą sprawę przed sądem francuskim, norweskim lub meksykańskim i powierzywszy kontrolę jej prasie całego świata. Ale dla Kremla znaczyło by to ściągać na siebie skutki zawalenia się wszystkiego! Oto dlaczego obydwa procesy nie były sądem nade mną i nad moim synem a t y l k o o c z e r n i e n i e m z a p o m o c ą p r o c e s u s ą d o w e g o b e z u p r z e d n i e g o z a w i a d o m i e n i a , b e z w e z w a n i a , z a n a s z y m i p l e c a m i .

Wyrok ostatniego procesu powiada, że Trockiemu i Siedowowi dowiedziono... że „bezpośrednio zajmowali się zdradziecką działalnością” i że „w razie ich pojawienia się (?) na terytorium ZSRR podlegają natychmiastowemu aresztowaniu i oddaniu pod sąd”... Odsuwam na bok pytanie za pomocą jakich sposobów technicznych Stalin ma nadzieję spowodować pojawienie się moje i mego syna na terytorium ZSRR (Oczywiście przy pomocy tych samych sposobów, które pozwoliły GPU „wykryć” w nocy 7 listopada 1936 r. część moich archiwów w instytucie naukowym w Paryżu i przewieźć je w zabezpieczonych dyplomatycznych walizach do Moskwy). W tym wszystkim jeden fakt zwraca na siebie uwagę: wyrok sądu ogłasza, że mnie i synowi memu, pomimo że nie byliśmy przez sąd ani pozwani, ani przesłuchani, „do wiedziono” winy i obiecują w razie wykrycia oddać nas pod sąd. W ten sposób ja i syn mój jesteśmy j u ż przekonani o winie ale nie jesteśmy j e s z c z e oddani pod sąd. Celem tej bezsensownej ale nie przypadkowej formuły jest dać GPU możność rozstrzelania nas w razie odkrycia bez sądowego postępowania; na rozkosz jawnego sądu nad nami Stalin nie może sobie pozwolić nawet w ZSRR!

Najbardziej cyniczni agenci Moskwy, a w ich liczbie sowiecki dyplomata Trojanowski, występują z takim argumentem: „przestępcy nie mogą sami wybierać sobie sędziów”. W zasadzie myśl ta jest słuszna, należy tylko zawczasu ustalić, po której stronie bariery znajdować się mają przestępcy. Jeżeli się dopuści, że istotnymi przestępcami są organizatorzy moskiewskich procesów, a tak sądzą szerokie i liczne koła, to czyż można pozwolić, aby występowali w roli sędziów własnej sprawy? Z tej właśnie przyczyny Komisja śledcza stoi ponad obydwoma stronami.

TRZY KATEGORIE DOWODÓW Dziedzina objęta moskiewskimi procesami jest bezgraniczna. Gdybym sobie wziął za zadanie

bodaj tylko odparcie fałszywych twierdzeń skierowanych przeciwko mnie, a zawartych jedynie w urzędowych sprawozdaniach z dwóch najważniejszych procesów moskiewskich, już bym Panom zajął zbyt wiele czasu. Dość powiedzieć, że moje nazwisko napotyka się na każdej stronicy, nieraz niejednokrotnie. Mam nadzieję, że raz jeszcze będę miał sposobność wypowiedzenia się i to bardziej wyczerpująco wobec Komisji w komplecie. Na razie zmuszony jestem ściś le się ograniczyć. Muszę tymczasem odsunąć na bok cały szereg spraw mających wielkie znaczenie dla obalenia zarzuconych mi czynów. Szereg innych bodaj jeszcze

Page 107: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  107  

ważniejszych muszę ująć w ograniczony konspekt, zaledwie szkicując zarysy wniosków, które w przyszłości, niewątpliwie będę miał sposobność przedstawić Komisji. Natomiast postaram się wydobyć, wyodrębnić z procesów sowieckich punkty węzłowe zarówno zasadnicze, jak i doświadczalne i oświetlić je możliwie najdokładniej. Te punkty węzłowe spotykamy na trzech płaszczyznach.

1. Zagraniczni apologeci GPU aż do znudzenia powtarzają jedno i to samo: nie podobna przypuszczać, aby odpowiedzialni, starzy politycy oskarżali samych siebie o przestępstwa, których nie popełnili. Ale ci panowie uparcie odmawiają zastosowania tegoż samego kryterium zdrowego sensu nie do zeznań, lecz do samych przestępstw. Tymczasem w drugim przypadku byłoby ono daleko bardziej na miejscu.

Wychodzę z tego założenia, że podsądni, jako poczytalne, to jest normalne, jednostki, nie mogli popełniać świadomie bezsensownych przestępstw skierowanych przeciw ich idei, przeciw ich przeszłości i przeciw ich interesom dnia dzisiejszego.

Każdy z podsądnych w chwili gdy zamierzał popełnić przestępstwo rozporządzał tym, co z punktu widzenia prawnego nazwać można swobodą wyboru. On mógł dokonać przestępstwo, ale mógł również go nie dokonywać. On zastanawiał się nad tym, czy przestępstwo jest pożyteczne, czy odpowiada jego celom, czy mądry jest jego wybór środków itp. słowem postępował jak jednostka wolna i poczytalna.

Położenie jednak zmienia się zupełnie, skoro rzeczywisty, bądź też rzekomy, przestępca dostanie się w ręce GPU, któremu potrzeba nieodzownie, za wszelką cenę zdobyć z powodów politycznych pewne określone zeznania. Tu „przestępca” przestaje być sobą, nie on rozstrzyga, a rozstrzygają za niego.

Dlatego przed rozpoczęciem dyskusji nad tym czy podsądni mają zgodnie z przepisami prawa zdrowy rozum czy też nie, należało by postawić drugie przedwstępne pytanie: czy podsądni mogli dopuścić się tych nieprawdopodobnych przestępstw, do których się przyznają ze skruchą?

Czy zabójstwo Kirowa było dogodne dla opozycji, a jeżeli nie, to czy nie dogadzało to czasem biurokracji, by za wszelką cenę przypisać zabójstwo Kirowa opozycji?

Czy było korzystne dla opozycji dopuszczać się aktów sabotażu, wysadzać szyby w kopalniach, organizować rozbicia pociągów? A jeżeli nie, to czy nie było to z korzyścią dla biurokracji zwalać na opozycję odpowiedzialność za błędy i katastrofy ekonomiczne?

Czy korzystne było dla opozycji wiązać się przymierzem z Hitlerem i z Mikado? Jeżeli nie, to czy nie było z korzyścią dla biurokracji wydobyć od opozycji wyznanie, że ona pozostawała w stosunkach z Hitlerem i z Mikado?

Cui prodest? Wystarczy jasno i dokładnie sformułować te pytania, aby tym samym nakreślić pierwsze kontury odpowiedzi.

2. W ostatnim procesie, podobnie jak we wszystkich poprzednich jedyną podporą oskarżenia były monologi podsądnych, którzy, powtarzając myśli i wyrażenia prokuratora, „kajali” się na wyprzódki, niezmiennie nazywając mnie głównym organizatorem spisku. W jaki sposób fakt ten wytłumaczyć?

Wyszyński w swym oskarżającym przemówieniu usiłował tym razem usprawiedliwić brak obiektywnych dowodów uwagami, że spiskowcy nie posiadają kart członkowskich, ani nie prowadzą protokołów obrad itp. itp. Te znikome dowody stają się jeszcze bardziej znikome na gruncie rosyjskim, gdzie spiski i procesy sądowe wloką się przez dziesiątki lat. Spiskowcy piszą listy przenośniami, ale te alegoryczne pisma konfiskowane są podczas rewizyj i stanowią poważne dowody. Spiskowcy nierzadko posługują się sympatycznymi atramentami. Ale carska

Page 108: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  108  

policja setki razy przychwytywała takie listy i składała je do sądu. Do środowisk spiskowców wciskają się prowokatorzy, którzy dostarczają policji konkretne wiadomości o przebiegu spisku i dają możność pochwycenia dokumentów, laboratoriów a nawet samych spiskowców na miejscu przestępstwa. Niczego podobnego nie spotykamy w procesach Stalina-Wyszyńskiego. Pomimo pięcioletniego okresu trwania najpotężniejszego spisku wśród spiskowców jakie kiedykolwiek istniało, spisku, który miał swe rozgałęzienia we wszystkich częściach kraju i swoje związki za wschodnią i zachodnią granicą, pomimo niezliczonej ilości rewizyj, i aresztowań a nawet grabieży archiwów, GPU nie zdołało przedstawić w sądzie ani jednego rzeczowego dowodu. Obwinieni powołują się jedynie na istotne czy domniemane rozmowy swoje o spiskach. Śledztwo sądowe jest tylko rozmową o rozmowach. „Spisek” pozbawiony jest ciała i krwi.

Z drugiej strony historia zarówno rewolucyjnej jak i kontrrewolucyjnej walki nie zna takich wypadków, żeby dziesiątki zatwardziałych spiskowców przez szereg lat dopuszczało się bezprzykładnych przestępstw a po zaaresztowaniu bez względu na brak dowodów spiskowcy ci „kajali się”, wydawali jeden drugiego i niemal jak opętani piętnowali swego nieobecnego „wodza”. Jakim sposobem przestępcy, którzy wczoraj zabijali władców, niszczyli kraj ekonomicznie, przygotowywali wojnę i rozczłonkowanie kraju, dziś tak pokornie śpiewają na nutę i podług kamertonu prokuratora?

Uwydatniły się dwie zasadnicze cechy moskiewskich procesów: brak dowodów i epidemiczny charakter zeznań. Musi to obudzić podejrzenie w każdym myślącym człowieku, a podejrzenie nabiera jeszcze większego znaczenia w wypadku o b i e k t y w n e g o s p r a w d z e n i a z e z n a ń . Tymczasem sąd nie tylko, że takiego sprawdzenia nie przeprowadził, ale przeciwnie starannie go unikał. Sprawdzenie to musimy wziąć na siebie. Prawda, że nie zawsze jest ono możliwe do przeprowadzenia, ale tutaj okoliczność ta nie zachodzi. Na początek wystarczy dowieść, ż e w kilku niesłychanie ważnych wypadkach „pokajania” stoją w sprzeczności z obiektywnymi faktami. Im bardziej „skrucha” nosi charakter standaryzowany, tym większą będzie kompromitacja, gdy się dowiedzie, że niektóre z nich są kłamliwe.

Wielka liczba przykładów pokazuje, że zeznania obwinionych i ich denuncjacje przeciw sobie i drugim rozlatują się w nicość, gdy się je zestawi z faktami. Dostatecznie okazało się to już tutaj podczas śledztwa. Doświadczenie z procesami moskiewskimi wyraźnie wykazało, że oszustwo zakrojone na tak olbrzymią miarę przerasta siły najpotężniejszego nawet aparatu policyjnego w świecie. Zbyt wiele zbiega się ludzi i okoliczności, charakterów i dat, aby je wszystkie było można ułożyć i pomieścić w ramkach gotowego libretta. Kalendarz uporczywie się zmienić nie chce, a meteorologia Norwegii ukorzyć się przed Wyszyńskim. O ile by się spojrzało na tę sprawę z punktu widzenia sztuki, to podobnemu zadaniu uzgodnienia dramatycznego setek ludzi i niezliczonego mnóstw a okoliczności nie podołałby nawet — Szekspir. Ale GPU nie ma Szekspirów w swym rozporządzeniu. Dopóki chodzi o „czyny” w ZSRR, zewnętrzny pozór zgodności utrzymuje się za pomocą inkwizycyjnego nacisku: wszyscy podsądni, świadkowie, eksperci potwierdzają fizycznie niemożliwe fakty. Ale położenie zmienia się od razu, gdy sieć intryg przeciągnąć trzeba za granicę. Tymczasem o ile te nici nie objęłyby za granicą mnie, „wroga nr 17”, to proces traciłby najgłówniejszą część swego politycznego znaczenia. Oto dlaczego GPU musiało to zaryzykować i puściło się na niefortunne i nieudatne kombinacje z Holcmanem, Olbergiem, Dawidem, Bermanem, Rommem i Piatakowem.

Wybór czynników analizy i zaprzeczenia wynika sam przez się z tych „danych”, jakimi oskarżenie rozporządza przeciw mnie i memu synowi. Obalenie zeznań Holcmana co do odwiedzin jego u mnie w Kopenhadze; obalenie zeznań Romma o widzeniu się ze mną w lasku

Page 109: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  109  

Bulońskim, i obalenie opowiadania Piatakowa o jego locie do Oslo nie tylko mają znaczenie swoiste, nie tylko podkopują podstawowe punkty oskarżeń przeciw mnie i memu synowi, ale ponadto pozwalają zajrzeć za kulisy moskiewskiej sprawiedliwości w ogóle i jasno spojrzeć na stosowane tam metody.

Takie są dwa pierwsze etapy mojego rozumowania opartego na analizie. Jeżeli uda mi się dowieść, że z jednej strony tak nazwane „przestępstwa” sprzeczne są z psychologią i z interesami podsądnych; że z drugiej strony zeznania w niektórych skrajnie typowych wypadkach przeczą dokładnie stwierdzonym faktom, to już wiele dokonam w sprawie obalenia całego obwinienia.

3. Pozostanie jeszcze co prawda i potem wiele pytań wymagających odpowiedzi, Najgłówniejsze z nich są: kim są ci ludzie, owi podsądni, którzy po 25—30 i więcej latach pracy rewolucyjnej godzą się, aby zwalono na nich i przyjmują na siebie takie potworne i poniżające oskarżenia? Jaką drogą GPU osiągnęło ten cel? Dlaczego ani jeden z obwinionych nie krzyknął jawnie, pełnym głosem na sądzie: to fałsz?! itd., itd. Nie jestem obowiązany odpowiadać na te pytania. Nie mieliśmy możności badać tutaj ani Jagody (bada go obecnie Jeżów), ani Jeżowa, ani Wyszyńskiego, ani Stalina, ani co najważniejsze ich ofiar, gdyż większość z nich już wtedy była rozstrzelana. Z tych przyczyn Komisja nie może dojść do sedna prawdy i ujawnić inkwizycyjnej techniki moskiewskich procesów. Lecz główne ich sprężyny obecnie są widoczne. Obwinieni, to ani trockiści, ani opozycjoniści, ani bojowcy, tylko pokorni kapitulanci. GPU wychowywało ich przez cały szereg lat dla zużytkowania w przyszłych procesach. Dlatego uważamy za nader ważne dla zrozumienia mechaniki „pokajań” zrozumieć psychologię kapitulantów, jako grupowania politycznego, i nakreślić osobistą charakterystykę najwybitniejszych podsądnych w obu tych procesach. Nie mam tu na myśli dowolnych, psychologicznych improwizacji, skomponowanych na poczekaniu w celach obrony, ale charakterystykę obiektywną, opartą na bezspornych źródłach i materiałach odnoszących się do różnych momentów i okresów czasu, który nas obchodzi. Materiału takiego, mi nie brak, teczki moje pękają od nagromadzonych w nich faktów i cytat. Wybieram z nich jeden przykład najjaskrawszy i najbardziej typowy, mianowicie Radka. Jeszcze 14 czerwca 1929 roku pisałem o przemożnym wpływie dążeń termidoriańskich na samą opozycję:„...Widzieliśmy na całym szeregu przykładów, jak starzy bolszewicy starali się zachować tradycje partii i siebie samych, ostatkiem sił wlekli się za opozycją, jedni do 1925, inni do 27, a jeszcze inni do 29 roku. Koniec końców jednak wychodzili z obiegu, nie starczyło im nerwów. Radek występuje obecnie jako gorliwy i krzykliwy ideolog takiego samego autoramentu”11. Radek w ostatnim procesie dał wzór „filozofii” zbrodniczej działalności trockistów. Podług zaświadczeń cudzoziemskich dziennikarzy zeznania Radka w sądzie były najkunsztowniejszymi i wzorowymi, najbardziej też zasługiwały na wiarę. Tym ważniejszą rzeczą jest dowieść właśnie na tym przykładzie, że na ławie podsądnych nie zajmował miejsca istotny Radek, taki, jakim go uczyniła przyroda i przeszłość polityczna, ale jakiś „robot”, wytwór laboratoriów GPU.

Jeżeli mi się uda osiągnąć to w granicach przekonywającej logiki, tym samym w znacznej mierze wyjaśni się rola innych podsądnych w tych procesach. Nie znaczy to bynajmniej, że się uchylam od rzucenia światła na fizjonomię każdego z nich z osobna, przeciwnie mam nadzieję, że Komisja umożliwi mi to uczynić W trzeciej fazie swoich prac. Obecnie, skrępowany ramami czasu, zmuszony jestem zwracać uwagę na okoliczności najważniejsze i na osobistości najbardziej typowe. Mam nadzieję, że działalność Komisji, tylko na tym zyska.

                                                                                                               11  „Biuletyn Opozycji”, 2 czerwiec 1929 r.

Page 110: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  110  

SZEREG MATEMATYCZNY FAŁSZERSTWA

1. Opierając się na źródłach urzędowych można stwierdzić bez najmniejszej wątpliwości, że przygotowanie zamachu na Kirowa organizowane było za wiedzą GPU. Naczelnik leningradzkiego oddziału GPU, Miedwied, wraz z 11 innymi agentami zostali skazani na więzienie za to, że „posiadając wiadomości o przygotowaniach do zamachu na S. M. Kirowa... nie przedsięwzięli należnych środków”. Agenci policji, którzy „wiedzieli” powinni byli, zdawało by się, występować w roli świadków na wszystkich następnych procesach. Jednakowoż o Miedwiediu i jego współtowarzyszach już więcej nie było mowy — właśnie dlatego, że „wiedzieli” zbyt wiele. Zabójstwo Kirowa staje się podstawą wszystkich następnych procesów. Tymczasem podstawą zabójstwa Kirowa była prowokacja GPU, potwierdzona werdyktem trybunału wojennego z dnia 29 grudnia 1934 roku. Zadanie organizatorów prowokacji polegało na wciągnięciu do udziału w tym terrorystycznym akcie opozycji, zwłaszcza mnie za pośrednictwem łotewskiego konsula Bissineksa, agenta prowokatora pozostającego na służbie GPU i od tej pory zaginionego bez wieści. Strzał Nikołajewa również należał do programu, był to jednak punkt na którym się raczej potknięto. Sprawę tę poruszyłem w swej broszurce pt. „Zabójstwo Kirowa i stalinowska biurokracja”, napisanej na początku 1935 r. Wówczas ani władze sowieckie, ani ich zagraniczne agentury nawet nie usiłowały odpowiedzieć na moje argumenty, oparte wyłącznie na dokumentach Moskwy.

2. W ZSRR odbyło się 7 procesów, których punktem wyjścia okazało się zabójstwo Kirowa. Wyliczę je kolejno: 1) proces Nikołajewa i towarzyszy — 28—29 grudnia 1934 r.; 2) proces Zinowiewa — Kamieniewa — 15—16 stycznia 1935; 3) proces Miedwiedia i innych — 23 stycznia 1935 r.; 4) proces Kamieniewa i towarzyszy — lipiec 1935 r.; 5) proces Zinowiewa — Kamieniewa — sierpień 1936 r.; 6) proces w Nowosy birsku 19—22 listopada 1936 r.; 7) proces Piatakowa — Radka — styczeń 1937 r. — Procesy te są siedmiu wariantami na jeden i ten sam temat. Jedne zaledwie wiążą się między sobą, inne znowu przeczą sobie wzajemnie, tak co do treści zasadniczej, jak co do szczegółów. W każ dym procesie zabójstwo Kirowa organizują inni ludzie, odmiennymi metodami i w różnych celach politycznych. Samo zestawienie urzędowych sowieckich dokumentów wystarcza, by nabrać przekonania, że na siedem procesów przy najmniej sześć jest fałszywych. W rzeczywistości zaś wszystkie siedem są zełgane.

3. Proces Zinowiewa—Kamieniewa (sierpień 1936 rok) posiada już własną literaturę, zawierającą szereg, wyjątkowo ważnych dowodów, zaświadczeń i przypuszczeń, a wszystko w tym sensie, że proces jest rafinowanym oszustwem GPU — Wymieniam tu ponownie następujące książki:

Leon Siedow — Livre rouge sur le procès de Moscou; Max Schachtman — Behind the Moscow Trial; Francis Heisler — The first two Moscow Trials; Victor Serge — Destin d'une révolution U. R. S. S. 1917—1937; Victor Serge — 16 Fusillés. Ou va la Révolution Russe? Friedrich Adler — The Witcheraft Trial in Moscow. Ani jedna z tych prac, będących wynikiem poważnych i głębokich badań, nie doczekała się

dotąd oceny krytycznej, oczywiście pomijam tu brukowe napaści ze strony prasy Kominternu, z którym od dawna już żaden poważny człowiek nie liczy się wcale. Dowody podane w tych

Page 111: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  111  

książkach zaliczam również do kategorii moich dowodów. 4. Już w roku 1926 grupa Stalina usiłuje oskarżać pojedyncze koła opozycji „o

antysowiecką” propagandę, stosunki z białogwardzistami, kapitalistyczne tendencje, szpiegostwo, terrorystyczne zamiary, wreszcie o przygotowywanie powstania zbrojnego. Wszystkie te próby podobne do robionych na brudno szkiców pozostawiły ślady w urzędowych aktach, gazetach, artykułach i dokumentach opozycji. Jeżeli się zestawi te szkice i wybiegi fałszerskie, to otrzymamy coś w rodzaju g e o m e t r y c z n e j p r o g r e s j i f a ł s z y w y c h o s k a r ż e ń , której końcowymi ogniwami są akta oskarżenia ostatnich procesów. W ten sposób odkrywamy „zasadę oszustwa” i tajemnica rzekomego spisku trockistów rozwiewa się jak dym.

5. Poruszę tu analogiczną sprawę, na pierwszy rzut oka nieprawdopodobną, i sprzeczną z prawami psychologii człowieka. Mam na myśli zeznania podsądnych. R y t u a l n e k a j a n i e s i ę o p o z y c j o n i s t ó w zaczyna się od 1924 a zwłaszcza narosło w końcu 1927. Gdyby zebrać treść tych „pokajań” na podstawie artykułów wstępnych, choćby tylko oficjalnej prasy sowieckiej (niejednokrotnie wyrażają skruchę co pewien czas te same osoby), to powstaje powtórna geometryczni progresja, której końcowymi ogniwami są wprost koszmarne zeznania Zinowiewa, Kamieniewa, Piatakowa, Radka i innych, podczas procesów sądowych. Analiza polityczna i psychologiczna tego powszechnie dostępnego i bezspornie prawdziwego materiału ujawnia całkowicie, aż do dna inkwizycyjne metody techniki tych „pokajań”.

Matematycznemu szeregowi oszustw i matematycznemu szeregowi pokajań odpowiada t r z e c i s z e r e g m a t e m a t y c z n y ostrzeżeń i przepowiedni. Autor tych słów i jego sympatycy pilnie śledzili zasadzki i prowokacje GPU Toteż na podstawie poszczególnych faktów i objawów dziesiątki razy przestrzegali zawczasu zarówno listami jak i w prasie przed prowokacyjnymi zamiarami Stalina i przygotowywanym przez niego amalgamatem (zlepkiem fałszu i podłości). Samo wyrażenie „amalgamat” było przez nas wprowadzone w użycie osiem lat przed zabójstwem Kirowa i z tym związanymi wielkimi procesami.

Odpowiednie dokumentalne dowody zostały dostarczone i oddane do rozporządzenia Komisji. One stwierdzają absolutnie i bezsprzecznie, że nie chodziło tu o konspiracyjny spisek trockistów, jakoby niespodziewanie ujawniony dopiero w roku 1936, ale o systematyczną zmowę GPU przeciw opozycji w celu narzucenia jej skutków sabotażu, szpiegostwa, zamachów lub przygotowań do powstania.

7. Wszystkie „pokajania” wymuszone na dziesiątkach tysięcy opozycjonistów, począwszy od 1934 roku, obowiązkowo zawierały w sobie ostrze skierowane przeciw mnie. Od wszystkich pragnących powrócić do partii, piszą zesłańcy w Biuletynie Opozycji, żądają: „wydania głowy Trockiego”. W związku ze wspomnianym wyżej prawem szeregu matematycznego nici wszystkich zbrodni terroru, zdrady, i sabotażu, prowadzą niezmiennie do mnie i do mego syna. Ale cała nasza działalność podczas ośmiu lat ostatnich rozwijała się, jak wiadomo, za granicą. Pod tym względem Komisja ma znaczną przewagę po swojej stronie. GPU nie miało do mnie przystępu za granicą, gdyż zawsze otoczony byłem kołem oddanych mi przyjaciół. Dnia 7 listopada 1936 GPU zagrabiło w Paryżu c z ę ś ć moich archiwów, ale nie zdołało do tej pory zrobić z nich użytku. Komisja śledcza ma w swym rozporządzeniu całe moje archiwum, zaświadczenia moich przyjaciół i znajomych, nie mówiąc o moich własnych zeznaniach. Może więc porównać moją sekretną korespondencję z moimi artykułami i moimi książkami i sprawdzić w ten sposób, czy w moim postępowaniu jest choćby cień dwulicowości.

Mało tego. Dyrektywa spisku wychodziła jakoby z zagranicy (z Francji, Danii oraz Norwegii). Dzięki Wyjątkowo szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Komisja Śledcza ma całkowitą możność sprawdzenia, czy istotnie domniemani spiskowcy: Holcman, Borman Jerzy,

Page 112: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  112  

Fryc Dawid, Włodzimierz Romm i Piatakow odwiedzili mnie w wymienianych w akcie oskarżenia miejscach i terminach. Sąd moskiewski nawet palcem nie ruszył, aby dowieść, że te spotkania i rozmowy istotnie miały miejsce (pytania o paszportach, wizach, hotelach itp.). Natomiast my możemy rozwiązać daleko trudniejsze zadanie, dowodząc na mocy dokumentów, zaświadczeń, okoliczności tyczących miejsca i czasu, że tych odwiedzin i rozmów nie było wcale, gdyż być ich nie mogło. We wszystkich ważniejszych wypadkach, w których podane są ścisłe daty, mogę mówiąc językiem prawniczym z niezbitą dokładnością dowieść swego alibi.

O ile przestępca nie jest psychopatą, lecz podejrzaną jednostką, a zwłaszcza jeśli chodzi o starego doświadczonego polityka, to przestępstwo choćby najpotworniejsze musi w zupełności odpowiadać określonym celom przestępcy, tymczasem w moskiewskich procesach całkowicie brak takiego związku pomiędzy celem a środkami. Prokuratura przypisuje jednym i tymże samym osobom różne cele w różnych procesach (raz „walkę o władzę” przy zachowaniu sowieckiego ustroju, to znowu walkę „o przywrócenie kapitalizmu”). Podsądni i pod tym względem pokornie idą śladem prokuratora. Środki stosowane przez podsądnych przedstawiają się absurdalnie z punktu widzenia ich rzekomych celów, natomiast znakomicie służą dla dostarczenia biurokracji najlepszej broni do wytrzebienia wszelkiej opozycji.

***

Wnioski wypływające z pierwszych kroków śledztwa są podług mnie następujące: 1. Niezależnie od wieloletniej walki z opozycją, dziesiątek tysięcy rewizyj, aresztowań,

zesłań, uwięzień i setek rozstrzelań sądowe organy sowieckie nie posiadają ani jednego przekonywającego dowodu, ani jednego potwierdzenia słuszności oskarżenia. Fakt ten druzgocąco potępia Stalina,

2. Przypuśćmy nawet, że podsądni bądź wszyscy, bądź niektórzy z nich, istotnie popełniali przypisywane im nawet najpotworniejsze zbrodnie, to jednak ich stereotypowe zrzucanie na mnie winy jako na głównego organizatora nie ma żadnej mocy przekonywającej (moralne potworności, umiejętne powodowanie katastrof kolejowych, zatruwanie robotników, nawiązywanie współpracy z Gestapo itp.). System zwalania winy na Trockiego powinien był skłonić biurokrację sowiecką do wyrozumiałości, boć to dostarczało jej najwygodniejszego materiału dla obciążenia głównego wroga.

Jednakowoż zeznania podsądnych, chociażby tylko tych, których oblicze polityczne jest znane, nawet i wtedy są kłamliwe, gdy chcą dowieść swojej własnej przestępczej działalności. Mamy przed sobą nie bandytów, nie degeneratów, nie moralnych potworów, ale nieszczęsne ofiary najstraszniejszego ze wszystkich systemu inkwizycji.

Procesy są po prostu sądową komedią (choć razi tu słowo „komedia”), której treść opracowywana była w ciągu całego szeregu lat na podstawie licznych doświadczeń, dokonywanych przez organa GPU pod bezpośrednim kierownictwem Stalina.

5. Oskarżenie starych rewolucjonistów („trockistów”) o nawrócenie się na faszyzm, o sprzymierzanie z Hitlerem i Mikado itp. podyktowane zostało tymi samymi politycznymi racjami, jakie niegdyś spowodowały oskarżenie przez francuskich termidorystów Robespierra i innych zgilotynowanych jakobinów, że są „rojalistami” i „agentami Pitta”. Podobne historyczne przy czyny wywołały analogiczne następstwa.

POLITYCZNY PODKŁAD OSKARŻENIA: TERRORYZM

Page 113: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  113  

Skoro jedna ze stron walczących stosuje terror, to z jakiej racji mamy wykluczać stosowanie

go przez drugą stronę? Tego rodzaju rozumowanie, pomimo kuszących pozorów słuszności, jest błędne i złe w samym swym założeniu. W żadnym razie nie wolno stawiać jednej płaszczyźnie terroru dyktatury w stosunku do opozycji i terroru opozycji w stosunku do dyktatury. Dla kliki rządzącej — przygotowanie morderstwa, czy to drogą sądu, czy zza węgła — to tylko kwestia techniki policyjnej; w razie niepowodzenia zawsze można znaleźć kozła ofiarnego w postaci drugorzędnych postaci. Dla opozycji — przygotowanie zamachu, to skoncentrowanie wszystkich wysiłków, z tym że z góry wiadomo, że zamach udany, czy nieudany, pociągnie za sobą represje, których ofiarą padną najlepsi ludzie. Na taką bezmyślną rozrzutność opozycja nie może sobie pozwalać. Z tych właśnie, a nie innych powodów Komintern nie stosuje terrorystycznych zamachów w państwach faszystowskich. Opozycja równie daleka jest od tej samobójczej taktyki jak i Komintern.

W myśl aktu oskarżenia, obliczanego na głupotę i bezmyślność, „trockiści” postanowili wytępić grupę rządzącą, aby tą drogą dojść do władzy. Przeciętny filister, w szczególności, noszący znaczek „przyjaciela ZSRR”, rozumuje następująco: opozycjoniści dążą do objęcia władzy, a tym samym nienawidzą grupy rządzącej; dlaczegoż by więc nie mieli uciec się do terroru? Innymi słowy: dla filistra sprawa zaczyna się tam, gdzie w rzeczywistości się ona kończy. Przywódcy opozycji to nie ludzie przypadku, nie nowicjusze. Sedno tkwi nie w tym czy dążą oni do władzy: każde poważne stronnictwo polityczne do tego dąży. Należy zatem postawić pytanie: czy przywódcy opozycji, wychowani na olbrzymich doświadczeniach ruchu rewolucyjnego, mogli choć na chwilę przypuścić, że terror może ich zbliżyć do władzy? Historia rewolucji rosyjskiej, teoria marksizmu, psychologia polityczna odpowiadają: nie, nie mogli!

Zagadnienie terroru wymaga tutaj choć krótkiego historycznego i teoretycznego wyjaśnienia. Skoro przedstawiony jestem jako inicjator „antysowieckiego terroru”, jestem zmuszony wyjaśnienie to ująć pod kątem mojej autobiografii. W 1902 r. w Londynie natychmiast po przybyciu tam z Syberii, po pięcioletnim więzieniu i deportacji, w notatce poświęconej dwudziestoletniej rocznicy Schlisselburga i jego katordze, wymieniłem nazwiska rewolucjonistów tam zamęczonych i użyłem zwrotu: „te męczeńskie cienie wołają o pomstę” dodając jednak natychmiast: „nie osobistą, lecz — o pomstę rewolucyjną, nie o kaźń ministrów, lecz o kaźń caratu”. Słowa te całkowicie skierowane były przeciw terrorowi indywidualnemu. Autor ich liczył wówczas 23 lata. Był więc przeciwnikiem terroru od pierwszych dni swej pracy rewolucyjnej. Od 1902 do 1905 roku wygłosiłem w różnych miastach Europy, dziesiątki politycznych referatów, dla rosyjskich studentów i emigrantów, zwalczając ideologię terroru, która w początkach stulecia zaczęła znajdować zwolenników wśród rosyjskiej młodzieży.

Poczynając od osiemdziesiątych lat ubiegłego stulecia dwa pokolenia rosyjskich marksistów przeżywały historię terroru na osobistym doświadczeniu, uczyły się na jego tragicznych przykładach i organicznie nasiąkały negacją do awanturniczego bohaterstwa jednostek. Plechanow — założyciel rosyjskiego marksizmu, Lenin — wódz bolszewizmu, Martow — najwybitniejszy przedstawiciel mieńszewizmu, poświęcili walce z terrorem tysiące stron pisma i setki przemówień. Nakazy ideowe, płynące od tych najstarszych marksistów, urabiały już od wczesnej młodości mój stosunek do rewolucyjnej alchemii zakonspirowanych inteligenckich kółek.

Zagadnienie terroru było dla nas, rosyjskich rewolucjonistów, zagadnieniem życia i śmierci, w politycznym i osobistym rozumieniu. Terrorysta nie był dla nas postacią z romansu, a żywym i bliskim człowiekiem. Na Syberii współżyliśmy latami, obok starej generacji terrorystów. W

Page 114: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  114  

więzieniach i na etapach spotykaliśmy terrorystów-rówieśników. W twierdzy Pietropawłowska, stukając w ściany, rozmawialiśmy z terrorystami, skazanymi na śmierć. Ile godzin, ile dni mijało w namiętnych dyskusjach, ile razy zrywały się stosunki osobiste — w tej najbardziej ze wszystkich palącej sprawie.

Literatura z a i p r z e c i w temu zagadnieniu stworzyłaby pokaźną bibliotekę. Poszczególne wybuchy terroru są nieuniknione, gdy ucisk przekracza pewne granice i mają

one charakter symptomatyczny. Co innego — polityka, kanonizująca terror, podnosząca go do roli systemu walki. „Z samej istoty terroru wynika, — pisałem w 1909 r., że akcja terrorystyczna wymaga takiego skupienia energii na „wielkim momencie”, takiego przewartościowania roli osobistego bohaterstwa i, w końcu, tak hermetycznej konspiracji, — że wyklucza tym organizacyjną i propagandową akcję wśród mas. Walcząc z ideą terroru, marksistowska inteligencja broniła swego prawa, czy obowiązku — nie wycofywać się ze świata robotniczego dla dokonania podkopów pod wielkoksiążęce i carskie pałace”. Historii obejść ani oszukać nie można. Wszystkie zjawiska walki znajdą w niej swoją ocenę. Podstawową cechą terroru, jako systemu, jest niszczenie tej właśnie organizacji, która za pomocą materiałów wybuchowych, usiłuje zastąpić brak własnej politycznej siły. Zdarzają się oczywiście warunki polityczne, w których terror może spowodować zamieszanie w szeregach administracji państwowej. Ale kto zbiera owoce tego? W każdym razie nie organizacja terrorystyczna, ani masy, za plecami których toczy się pojedynek! Istotnie, liberalna rosyjska burżuazja wiernie sympatyzowała, w swoim czasie, z terrorem. Przyczyny tej sympatii były wyraźne: „o ile terror wprowadza demoralizację i dezorganizację w szeregi rządu (za cenę dezorganizacji i demoralizacji wnoszonej w szeregi rewolucjonistów), pisałem w 1909 r. — o tyle jest on na rękę nie komu innemu jak im — liberałom.” Ten sam pogląd i prawie tak samo wyrażony, spotykamy o ćwierć wieku później, w związku z zabójstwem Kirowa.

Sam fakt indywidualnych zamachów świadczy nieomylnie o politycznym zacofania kraju i słabości elementów postępowych. Rewolucja 1905 ujawniająca potęgę proletariatu, skończyła z romantyką pojedynków między grupkami inteligentów i caratem. „Terroryzm w Rosji zmarł”, powtarzałem w szeregu artykułów, „terror przesunął się daleko ku wschodowi w rejon Pendżabu i Bengali” — „Może i w innych krajach Wschodu przed terrorem stoi jeszcze okres rozkwitu, ale w Rosji przeszedł on już do historii.”

W roku 1907 znalazłem się znów na emigracji. Miotła rewolucji szalała, toteż rosyjskie kolonie w miastach Europy znów powiększyły się. Cały okres mojej drugiej emigracji jest wypełniony artykułami i referatami przeciw terrorowi zemsty i rozpaczy. W 1909 roku zostało ujawnione, ż e na czele terrorystycznej organizacji, tak zwanych socjalistów-rewolucjonistów, stał agent — prowokator Azef. „W ślepym zaułku terroryzmu, pisałem wówczas (styczeń 1910 r.) pewnie gospodaruje ręka prowokacji.” Terroryzm był dla mnie zawsze niczym innym jak „ślepym zaułkiem”.

Nieprzejednany stosunek rosyjskiej socjaldemokracji do zbiurokratyzowanego terroru rewolucji, jako środka walki z terrorystyczną biurokracją caratu, pisałem w tymże okresie, przyjmowany był ze zdumieniem i potępieniem nie tylko przez rosyjskich liberałów, ale i przez europejskich socjalistów. I jedni i drudzy oskarżali nas o „doktrynerstwo”.

I przeciwnie, my rosyjscy marksiści tłumaczyliśmy sympatie dla rosyjskiego terroryzmu oportunizmem wodzów europejskiej socjaldemokracji, którzy przywykli do przenoszenia swych nadziei z mas na rządy. Ten, kto poluje na ministerialny portfel... jak i ten kto poluje na samego ministra z piekielną maszyną pod połą płaszcza, powinni jednakowo przewartościować ministra: jego oblicze i jego stanowisko. Dla nich system ginie, lub odsuwa się na daleki plan, z o s t a j e

Page 115: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  115  

o s o b a , obdarzona władzą”. Tę myśl, która przeniosła się przez dziesiątki lat mojej działalności, odnajdziemy znów,

później, w związku z zabójstwem Kirowa. W 1911 roku wśród pewnych grup austriackich robotników powstały nastroje terrorystyczne.

Na prośbę Fryderyka Adlera, redaktora teoretycznego miesięcznika austriackiej socjal-demokracji „Der Kampf”, napisałem w listopadzie 1911 r. artykuł dla tego pisma o terroryzmie.

„Czy zamach terrorystyczny nawet „udany” wprowadza zamieszanie do sfer

rządzących, czy nie, to zależy od konkretnych warunków politycznych. W każdym razie zamieszanie to, może być tylko krótkotrwałe. Państwo kapitalistyczne stoi nie na ministrach i nie może być wraz z nimi zniszczone. Klasy, którym on służy zawsze znajdą nowych ludzi — mechanizm zostaje nienaruszony i działa dalej. Ale daleko głębsze staje się to zamieszanie jakie wnosi zamach terrorystyczny w szeregi mas pracujących. Skoro wystarczy uzbroić się w rewolwer, aby uzyskać to czego się chce, to na co wysiłki walki klasowej? Jeśli wystarczy naparstek prochu i kawałek ołowiu, aby podziurawić wroga, to na cóż organizacja klasowa? Jeśli jest sens w zastraszaniu wielmożów grzmotem wybuchu — to na co partia? Na co zebrania, masówki, wybory jeśli z galerii parlamentarnej tak łatwo wziąć na muszkę ławy ministerialne? Terror indywidualny jest naszym zdaniem niedopuszczalny dlatego, że p o n i ż a o n m a s y w i c h w ł a s n e j św i a d o m o ś c i , godzi je własną słabością, i kieruje wzrok i nadzieje ku wielkiemu mścicielowi i oswobodzicielowi, który kiedyś przyjdzie i dokona swego dzieła”.

Po pięciu latach w czasie najwyższego napięcia imperialistycznej wojny, Fryderyk Adler,

który prosił mnie o napisanie tego artykułu, zabił w wiedeńskiej restauracji austriackiego prezesa rady ministrów hrabiego Stürkgha. Bohaterski sceptyk oportunista nie znalazł innego ujścia dla swego oburzenia i rozpaczy. Moje współczucie było naturalnie po stronie habsburskiego dostojnika. Temu indywidualnemu wystąpieniu Fryderyka Adlera, przeciwstawiam również indywidualne działanie Karola Liebknechta, który podczas wojny wyszedł na plac Berlina, aby rozdawać robotnikom rewolucyjne odezwy.

Dnia 28 grudnia 1934 r. w cztery tygodnie po zabójstwie Kirowa, gdy stalinowska „sprawiedliwość” jeszcze nie była zdecydowana, w którą stronę zwrócić ostrze prawa”, pisałem w „Biuletynie Opozycji” (styczeń 1935 nr 41):

„Skoro marksiści zdecydowanie potępiali terror indywidualny... nawet wówczas gdy

był skierowany przeciw agentom carskiego rządu i kapitalistycznej eksploatacji, tym bardziej potępią i odrzucą przestępną donkiszoterię zamachów, skierowanych przeciw przedstawicielom biurokracji pierwszego w historii dziejów państwa robotniczego. Subiektywne motywy Nikołajewa i jego wspólników są dla nas obojętne. Najlepszymi chęciami piekło jest wybrukowane. Jak długo sowiecka biurokracja nie zostanie obalona przez proletariat, a to się dokona, tak długo wypełnia ona funkcje obrony państwa robotniczego. Gdyby terror w rodzaju czynu Nikołajewa rozwinął się, mógłby on przy sprzyjających warunkach, być pomocny faszystowskiej kontrrewolucji”.

„Usiłować podrzucić Nikołajewa lewej opozycji, choćby tylko w postaci grupy Zinowiewa, która ją reprezentowała w latach 1926—7, mogą tylko polityczni oszuści, liczący na głupców”.

„Terrorystyczną organizację młodzieży komunistycznej zrodziła nie lewa opozycja, a

Page 116: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  116  

biurokracja, przez jej wewnętrzny rozkład. I n d y w i d u a l n y t e r r o r j e s t w s w e j i s t o c i e n i c z y m i n n y m j a k p r z e n i c o w a n ą b i u r o k r a c j ą . Marksiści znają to prawo nie od wczoraj. Biurokracja nie wierzy masom, starając się je zastąpić. Tak samo czynił i terroryzm, który chce uszczęśliwić masy bez ich udziału. Stalinowska biurokracja stworzyła wstrętny kult wodzów, przydając im boskie znamiona. Religia „bohaterów” jest również religią terroryzmu, aczkolwiek ze znakiem minus. Nikołajewowie sądzą, że wystarczy za pomocą rewolweru usunąć kilku wodzów, a zmieni się bieg historii. Komuniści-terroryści, jako grupa ideowa, to krew z krwi i kość z kości stalinowskiej biurokracji”.

Słowa te, jak czytelnik zdążył się już przekonać nie pisane były ad hoc. Są one bilansem

doświadczenia całego życia, które wyrastało na doświadczeniu dwu pokoleń. Już w okresie caratu młody marksista przechodzący do szeregów terrorystów, był rzadkim

zjawiskiem, wskazywanym palcami. Ale tam toczyła się przynajmniej nieprzerwana teoretyczna walka dwu kierunków, wydawnictwa obu partii toczyły ostrą polemikę, publiczne dyskusje nie ustawały ani na chwilę. Dziś chcą nas zmusić, abyśmy uwierzyli, że młodzi rewolucjoniści, a nie starzy przywódcy rosyjskiego marksizmu, mający za sobą tradycję trzech rewolucji, nagle, bez krytyki, bez dyskusji, bez wyjaśnienia, zwrócili się ku terrorowi, który zawsze odrzucali, jako metodę politycznego samobójstwa. Sama możliwość takiego oskarżenia wskazuje jak nisko sprowadziła sowiecka biurokracja oficjalną teoretyczną i polityczną myśl, nie mówiąc już o sowieckiej sprawiedliwości. Przekonaniom politycznym, zdobytym przez doświadczenie, umocnionym przez teorię, zahartowanym w najgorętszym ogniu historii ludzkości, fałszerze przeciwstawiają sprzeczne, bez związku, niczym nie dowiedzione zeznania podejrzanych anonimów.

Tak mówi Stalin i jego agenci — my nie negujemy, że Trocki, nie tylko w Rosji, ale i w innych krajach, na różnych stopniach rozwoju politycznego, w różnych warunkach, z jednakowym uporem ostrzegał przed terrorystycznym awanturnictwem. Ale znaleźliśmy w jego życiu parę momentów, które są wyjątkiem z tej reguły. W konspiracyjnym liście, pisanym do niejakiego Dreicera (którego nikt nie widział), w rozmowie z Holcmanem, którego przyprowadził do niego w Kopenhadze jego syn (który był wówczas w Berlinie), — w tych czterech czy pięciu wypadkach Trocki dał swym zwolennikom (którzy w rzeczywistości byli mymi najzawziętszymi wrogami) terrorystyczne instrukcje, (nie próbując ani umotywować ich ani związać z dziełem całego mego życia). Jeśli swoje programowe poglądy na terror Trocki komunikował ustnie i na piśmie setkom tysięcy i milionom, w ciągu czterdziestu lat, to tylko po to, aby ich oszukać: rzeczywiste poglądy wykładał w najsurowszej tajemnicy

Bermanom i Dawidom I o dziwo! Te „niezróżniczkowane” instrukcje, stojące całkowicie na poziomie panów Wyszyńskich, wystarczyły, aby setki starych marksistów, automatycznie, bez sprzeciwów, bez oporu, zawróciły na drogę terroru. Takie są polityczne przesłanki procesu „szesnastu”. Inaczej mówiąc, proces „szesnastu” pozbawiony jest całkowicie podstaw politycznych.

ZABÓJSTWO KIROWA W procesach moskiewskich jest mowa o zakrojonych na wielką miarę projektach, planach i

przygotowaniach zbrodni, ale wszystkie te straszne przestępstwa rozgrywają się na płaszczyźnie

Page 117: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  117  

rozmów, a dokładniej mówiąc w granicach wspomnień oskarżonych o tych rozmowach prowadzonych w przeszłości. Sprawozdanie sądowe z procesu jest, jak to już podkreśliłem, tylko rozmową o rozmowach. Jedyna istotna zbrodnia było zabójstwo Kirowa, ale właściwie nie popełnili jej ani opozycjoniści, ani kapitulanci podawani przez GPU za opozycjonistów, lecz jeden a może dwaj lub trzej młodzi komuniści oplatani prowokacyjną siecią GPU Niezależnie od tego, czy prowokatorzy chcieli, czy też nie chcieli doprowadzić do zabójstwa, odpowiedzialność za zbrodnię pada wyłącznie na GPU, które z kolei mogło działać w tak ważnej sprawie jedynie za wyraźną wolą Stalina.

Na czym opiera się powyższe twierdzenie? Materiał do odpowiedzi znaleźć można W urzędowych dokumentach Moskwy. Analizę ich podałem w mojej broszurze: „Zabójstwo Kirowa i sowiecka biurokracja” (1935 r.); również pisze o tym w swej książce L. Siedow „Le livre rouge” i w innych pracach. Zreasumuję zatem pokrótce wyniki tej analizy.

1. Zinowiew, Kamienie w i inni nie mogli organizować zabójstwa Kirowa, ponieważ zabójstwo to nie miało najmniejszego sensu politycznego. Kirów był osobistością podrzędną. Czyż ktokolwiek w świecie znał nazwisko Kirowa przed zabójstwem? Gdyby nawet przypuścić taki absurd, że Zinowiew, Kamieniew i inni uczynili to na zasadzie pojęć o osobistym terrorze, to przecież musieli rozumieć, że zabójstwo Kirowa pozbawione wszelkich wartości politycznych wywoła wściekłe represje skierowane przeciw ludziom podejrzanym, lub niepewnym i tym samym utrudni w przyszłości wszelką działalność opozycyjną a zwłaszcza terrorystyczną. Prawdziwi terroryści powinni byli zacząć od Stalina. Wśród oskarżycieli znajdowali się członkowie Centralnego Komitetu i rządu, korzystający z nieograniczonej swobody ruchu. Zamordowanie więc Stalina nie przedstawiałoby dla nich żadnej trudności. Skoro jednak „kapitulanci” aktu tego nie popełnili, to powodował nimi fakt, że nie walczyli ze Stalinem, a raczej służyli mu i nie ośmielili się targnąć na jego życie.

2. Zabójstwo Kirowa wprowadziło sfery rządzące w zamęt i napędziło im panicznego strachu. Pomimo, że tożsamość Nikołajewa w bardzo krótkim czasie została stwierdzona, pierwsze podejrzenia władz padły nie na opozycję, lecz zwrócono je przeciw białogwardzistom, którzy jakoby przekradli się do ZSRR z Polski, Rumunii i innych państw ościennych. Takich „białogwardzistów” według urzędowych danych rozstrzelano stu czterech. W ciągu z górą dwóch tygodni rząd uważał za potrzebne odwrócić uwagę opinii publicznej oraz zatrzeć ślady i w tym celu stosował masowe egzekucje. Dopiero na szesnasty dzień śledztwa ustała wersja o białogwardzistach, władze jednak do tej pory ani słowem jej nie wyjaśniły, pomimo że przeszło stu ludzi okupiło ją życiem.

Prasa sowiecka nie podała nic konkretnego ani o tym, w jaki sposób i w jakich warunkach Nikołajew zabił Kirowa, ani jakie stanowisko zajmował zabójca, ani jakie stosunki łączyły go z Kirowem. Istotny, zarówno polityczny jak i powszednio-życiowy przebieg i treść zabójstwa po dziś dzień toną w ciemnościach. Bez zdradzenia swojej inicjatywy i czynnego udziału w organizacji morderstwa Kirowa GPU nie może nic powiedzieć o tym, co zaszło.

Pomimo, że Nikołajew i 13 pozostałych rozstrzelanych zeznawali wszystko, czego tylko od nich żądano (jestem przekonany, że Nikołajew i jego wspólnicy poddani byli fizycznym torturom), jednakowoż w ich zeznaniach nie było najlżejszej wzmianki, żeby Zinowiew, Bakajew, Kamieniew lub jakikolwiek bądź inny „trockista” brał udział w morderstwie. Widocznie GPU nie zadawało im nawet podobnych pytań. Wszystkie okoliczności zbrodni były jeszcze zbyt świeże, prowokacja zbyt wyraźna, GPU więc nie tyle doszukiwało się śladów opozycji, ile usiłowało zatrzeć swoje własne.

5. Podczas kiedy proces Radka-Piatakowa bezpośrednio związany z rządami państw

Page 118: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  118  

zagranicznych rozgrywał się na otwartej scenie, proces komsomolca Nikołajewa, zabójcy Kirowa, odbył się 28—29 grudnia 1934 roku przy drzwiach zamkniętych. Dlaczego? Oczywiście nie z przy czyn dyplomatycznych, a czysto wewnętrznych: GPU nie mogło wystawić na pokaz własnej roboty. Okazało się niezbędne czym prędzej pozbyć się cichaczem bezpośrednich uczestników zamachu oraz bliskich im ludzi, następnie umyć starannie ręce i dopiero zabrać się do opozycji.

6. Zabójstwo Kirowa wywołało taką trwogę pośród biurokracji, że Stalin, na którego w ko łach poinformowanych o stanie rzeczy nie mógł paść nawet cień podejrzenia, musiał za wszelką cenę Wyszukać kozłów ofiarnych. Dnia 23 stycznia 1935 r. odbył się proces 12 głównych urzędników leningradzkiego oddziału GPU z naczelnikiem Miedwiediem na czele. Akt oskarżenia stwierdza, że Medwiediew i jego współpracownicy uprzednio „posiadali wiadomości o przygotowywanym za machu na Kirowa”. Wyrok głosi, że „nie przedsięwzięli odpowiednich środków, aby w porę wykryć i uniemożliwić terrorystyczną działalność grupy, p o m i m o ż e m o g l i z ł a t w o ś c i ą z a p o b i e c t e m u ” . Trudno wymagać większej szczerości. Wszyscy oskarżeni zasądzeni zostali na więzienie od 2 do 10 lat. Jasne jest, że GPU igrało głową Kirowa w celu wplątania opozycji i następnie ujawnienia spisku. Nikołajew strzelał, nie doczekawszy się rozkazu Miedwiedia, czym srodze skompromitował piekielną intrygę. Stalin wydał Miedwiedia na ofiarę dla okupienia winy.

7. Naszą analizę potwierdza w zupełności rola, jaką odegrał znany agent GPU, łotewski konsul Bissineks. Według zeznań Nikołajewa konsul nawiązał z nim bezpośrednią łączność, dając mu pięć tysięcy rubli na doprowadzenie do skutku zamachu terrorystycznego, po czym bez żadnego logicznego powodu dopraszał się od Nikołaj ewa wydania mu listu zaadresowanego do Trockiego. Aby choć ubocznie wplątać moje nazwisko do sprawy Kirowa, Wyszyński włączył ten rażący epizod do aktu oskarżenia (styczeń 1936 r.), demaskując do reszty prowokacyjną rolę konsula. Jednakowoż nazwisko konsula zostało ogłoszone dopiero na wyraźne żądanie korpusu dyplomatycznego. Od tej pory konsul znikł z widowni bez śladu. W następnych procesach Bissineksa nie wspominano ani jednym słowem, pomimo że bezpośrednio współdziałał z zabójcą i finansował zamach. Dalsi „organizatorzy” aktu terrorystycznego przeciw Kirowowi (Bakajew, Kamieniew, Zinowiew, Mraczkowski itd., itd.) nic nie wiedzieli o konsulu Bissineksie i ani razu nie wymienili jego nazwiska. W ogóle trudno sobie wyobrazić ordynarniejszą, bezwstydniejszą i bardziej zagmatwaną prowokację.”

8. Dopiero po gruntownym wytrzebieniu istotnych terrorystów, ich przyjaciół, i pomocników, w tej liczbie bez Wątpienia zaplątanych w spisek agentów GPU, Stalin zdecydował zabrać się dokładnie do opozycji. GPU aresztuje zwierzchników byłych zinowiewowców i dzieli ich na dwie grupy. Co do siedmiu najznaczniejszych działaczy, byłych członków centralnego komitetu TASS oznajmiła 22 grudnia, że brak jest „dostatecznych danych, aby ich oddać pod sąd”. Nad mniej znacznymi członkami grupy, zgodnie z tradycyjną techniką GPU, zawieszono miecz Damoklesa. Pod groźbą śmierci niektórzy z nich zeznawali przeciw Zinowiewowi, Kamieniewowi i innym. Zeznania co prawda mówiły nie o terrorze a o „kontrrewolucyjnej działalności” w ogóle (niezadowolenie, krytyka polityki Stalina itp.). Wystarczyło jednak tych zeznań, aby wymusić na Zinowiewie, Kamieniewie i innych przyznanie, że ponoszą odpowiedzialność „moralną” za dokonanie aktu terrorystycznego. Za taką cenę Zinowiew i Kamieniew wykupili się (czasowo) od oskarżenia o bezpośredni udział w zabójstwie Kirowa. 9. Dnia 26 stycznia 1935 roku pisałem (list mój wydrukowano w nr 42 Biuletynu Opozycji w lutym 1935 r.) do moich przyjaciół amerykańskich, co następuje: „Strategia rozwinięta wokoło trupa Kirowa nie przyniosła Stalinowi zbyt świetnych laurów, ale

Page 119: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  119  

właśnie dlatego nie może on ani się zatrzymać, ani cofnąć. S t a l i n m u s i k o n i e c z n i e p o k r y ć niefortunne intrygi innymi, nowymi zbrodniami zakrojonymi na szerszą miarę i z pomyślniejszym wynikiem. Trzeba być na wszystko przygotowany”. Procesy w latach 1936—37 potwierdziły moje przewidywania.

KTO UŁOŻYŁ LISTĘ „OFIAR” TERRORU? (SPRAWA MOŁOTOWA)

Proces Zinowiewa-Kamieniewa (sierpień 1936 r.) opierał się całkowicie na terrorze. Zadanie

tak zwanego „centrum” polegało na tym, aby za pomocą zabójstw pozbyć się „wodzów”, a władzę pochwycić w własne ręce. Uważnie rozpatrzywszy oba procesy: Zinowiewa-Kamieniewa i Piatakowa-Radka nie trudno przekonać się, że lista przywódców, których należało by wytępić, nie była ułożona przez terrorystów, lecz przez ich rzekome ofiary, a przede wszystkim przez Stalina. Jego osobiste autorstwo najwyraźniej występuje w s p r a w i e M o ł o t o w a . Podług brzmienia aktu oskarżenia w sprawie Zinowiewa i innych „zjednoczone trockistowsko-zinowiewowskie centrum terrorystyczne, gdy zamordowało już Kirowa, nie poprzestało na przygotowaniu zabójstwa jednego tylko Stalina. Jednocześnie bowiem prowadziło podziemną robotę, aby doprowadzić do zamordowania i innych przywódców partii, a mianowicie: Woroszyłowa, Żdanowa, Kaganowicza, Kosiora, Ordżonikidzego i Postyszewa”. Nazwiska Mołotowa na tej zbiorowej liście nie spotykamy. Skład listy ofiar rzekomo wyznaczonych przez trockistów zmieniał się w ustach różnych podsądnych zależnie od momentów śledztwa i procesu. Natomiast w jednym szczególe panowała zgoda — żaden z podsądnych nie wymienił Mołotowa. Według słów Reingolda na przedwstępnym śledztwie „zasadnicze wskazówki udzielone przez Zinowiewa można sprowadzić do tego, że nieodzownie trzeba naprawić chybiony cios, wymierzony przeciw Stalinowi, Kaganowiczowi i Kirowowi”. Jedyną zatem metodą Walki stają się terrorystyczne działania przeciw Stalinowi i jego współtowarzyszom: Kirowowi, Woroszylowowi, Kaganowiczowi, Ordżonikidzemu, Postyszewowi, Kosiorowi i innym”. W liczbie „bliższych współtowarzyszy” Molotow nie jest wymieniony. Mraczkowski oświadcza: „...mieliśmy zabić Stalina, Woroszyłowa, Kaganowicza. Pierwsze z kolei miejsce zajmuje Stalin”. Znowu Mołotowa pominięto.

Podobna historia powtórzyła się z moimi terrorystycznymi dyrektywami. „Grupa Dreicera otrzymała bezpośrednio od Trockiego instrukcję zamordowania Woroszyłowa — głosi akt oskarżenia”. Podług słów Mraczkowskiego Trocki na jesieni 1932 roku, „znowu podkreślał konieczność zabicia Stalina, Woroszyłowa i Kirowa”. W grudniu 1934 roku Mraczkowski za pośrednictwem Dreicera otrzymał list od Trockiego z żądaniem, „aby przyspieszyć zabójstwo Stalina i Woroszyłowa”. To samo potwierdza Dreicer. — Berman-Jurin stwierdza: „Trocki powiedział, że oprócz Stalina koniecznie trzeba zabić Kaganowicza i Woroszyłowa”. W ten sposób w ciągu około trzech lat jakoby dawałem polecenia zamordowania Stalina, Woroszyłowa, Kirowa i Kaganowicza. O Mołotowie nie było nawet mowy. Ta okoliczność tym bardziej zasługuje na uwagę, że w ostatnich latach mojej przynależności do Biura Politycznego ani Kirow, ani Kaganowicz nie wchodzili w skład tej instytucji, i nikt nie uważał ich za osobistości polityczne, podczas gdy Mołotow zajmował w grupie kierowniczej drugie miejsce po Stalinie. Mołotow nie tylko jest członkiem Biura Politycznego, lecz także głową rządu, jego podpis na równi z podpisem Stalina świeci pod najważniejszymi rozporządzeniami rządu. Bez względu jednak na to terroryści zjednoczonego „centrum”, jak to widzieliśmy, uporczywie

Page 120: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  120  

ignorują istnienie Mołotowa. Najbardziej jednak uderzający jest fakt, że to ignorowanie nie tylko nie dziwi prokuratora Wyszyńskiego, ale przeciwnie on sam uznaje to za naturalny porządek rzeczy. Dnia 19 sierpnia na posiedzeniu porannym Wyszyński zapytuje Zinowiewa o przygotowywane terrorystyczne akty: „Przeciw komu?”

Zinowiew: „Przeciwko przywódcom”. Wyszyński: „To jest przeciw towarzyszom Stalinowi, Woroszyłowowi i Kaganowiczowi?”

Wyrażenie „to jest” usuwa wszelkie wątpliwości. Prokurator oficjalnie wyklucza głowę rządu z liczby kierowników partii i kraju. Wreszcie w swym przemówieniu oskarżyciela prokurator karci trockistów „podnoszących rękę na przywódców i kierowników naszej partii, na towarzyszów Stalina, Woroszyłowa, Żdanowa, Kaganowicza, Ordżonikidzego, Kosiora i Postyszewa, na naszych przywódców, przywódców państwa sowieckiego”. (Posiedzenie z dnia 22 sierpnia). Wyraz „przywódcy” trzykrotnie jest powtórzony, ale i tym razem nie odnosi się do Mołotowa.

Niezaprzeczenie podczas długich przygotowań do procesu zjednoczonego „centrum” musiały istnieć niesłychanie ważne przyczyny do usuwania Mołotowa z listy „wodzów”. — Niewtajemniczeni w zakulisowe targi sfer rządzących nie mogli pojąć dlaczego terroryści uważali za niezbędne morderstwo Kirowa, Postyszewa, Kosiora, Żdanowa, „dowódców” na miarę prowincjonalną, a pomijali i nie zwracali uwagi na Mołotowa, który o całą głowę, jeżeli nie o dwie, przerastał tamtych kandydatów na stos ofiarny. Już w „Livre rouge”, poświęconej procesowi Zinowiewa-Kamieniewa, Siedow zwrócił uwagę na ten ostracyzm stosowany do Mołotowa. „Na zestawionej przez Stalina liście przywódców, — pisze on, — których jakoby terroryści mieli zamiar zabić, spotyka się nie tylko wodzów pierwszej klasy ale również i takich Żdanowych, Kosiorów i Postyszewych, natomiast nie figuruje tam M o ł o t o w . W tego rodzaju sprawach Stalin nie popełnia przeoczeń...”

W czym tkwi tajemnica? O tarciach wynikłych pomiędzy Stalinem i Mołotowem, w związku z odrzuceniem polityki „trzeciego okresu”, chodziły od dawna uporczywe słuchy, znajdujące choć uboczne ale nieomylne odbicie w prasie sowieckiej: Mołotowa nie cytowano, nie wychwalano, nie fotografowano, nieraz nawet o nim nie wspominano.

„Biuletyn Opozycji” niejednokrotnie fakt ten podkreślał. W każdym razie jedno nie ulega najmniejszej wątpliwości, oto w sierpniu 1936 roku główny towarzysz broni Stalina w Walce z grupami opozycyjnymi został publicznie, grubiańsko wyrzucony ze składu zwierzchniej władzy. Mimo woli nasuwa się wniosek, że zarówno zeznania podsądnych jak i moje „dyrektywy” powinny były przyczynić się do osiągnięcia z góry określonego celu, to jest do umożliwienia wprowadzenia na „wodzów” Kaganowicza, Żdanowa i innych a zdyskredytowania starego „przywódcy” Mołotowa.

Czy fakt ten nie dałby się wyjaśnić po prostu tym, że w chwili procesu Zinowiewa władze sądowe nie posiadały jeszcze żadnych danych o zamachach na Mołotowa? Nie, podobna hipoteza nie wytrzymuje najlżejszej nawet krytyki. „Dane” W tych procesach, jak wiadomo, nie istnieją wcale. Wyrok z dnia 23 sierpnia 1936 roku stwierdza zamachy (na Postyszewa i Kosiora), o których sprawozdanie sądowe nie wspomina ani jednym słowem. Szczegół ten ważny sam przez się, traci jednak znaczenie w porównaniu z faktem, że obwinieni, a nade wszystko członkowie „centrum”, mówili w swoich zeznaniach nie tyle o zamachach, ile o zamiarach zamachów. Prawie wyłącznie mówiono o tym kogo zdaniem spiskowców należało by koniecznie zgładzić. Wynika stąd, że listy ofiar nie zestawiano na podstawie materiału śledczego, lecz tylko stosownie do oceny politycznej osobistości kierowniczych. Tym bardziej rażąco bije to W oczy, że w planach „centrum” i W moich „dyrektywach” występują wszyscy możliwi i niemożliwi kandydaci na męczenników za wyjątkiem — Mołotowa. Nikt, nigdy za

Page 121: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  121  

wyjątkiem chyba jednego Kalinina, nie uważał Mołotowa za osobistość reprezentacyjną, ale gdyby postawiono pytanie, kto mógłby zastąpić Stalina, trudno byłoby nie odpowiedzieć, że Mołotow posiada pod tym względem najwięcej danych.

A może terroryści, gdy doszły ich słuchy o rozbieżności poglądów zwierzchnich władz, postanowili po prostu oszczędzić Mołotowa? Przekonamy się zaraz, że i ta hipoteza nie wytrzymuje krytyki. W rzeczywistości nie terroryści oszczędzali Mołotowa, lecz Stalin chciał wywołać wrażenie, że oni go oszczędzają i w ten sposób ostatecznie pogrążyć swego oponenta. Fakty potwierdziły zamysły Stalina, które osiągnęły pełne dowodzenie. Już przed sierpniowym procesem pomiędzy Stalinem i Mołotowem nastąpiło porozumienie. Natychmiast znalazło to odbicie na szpaltach prasy sowieckiej, która otrzymawszy wink z góry przywróciła Mołotowowi. dawne jego prawa. Opierając się na artykułach w „Prawdzie”, można by dać bardzo jaskrawy i przekonywający obraz stopniowej rehabilitacji, jaka następowała w ciągu 1936 roku. Zaznaczając ten fakt, oto co pisze12 „Biuletyn Opozycji”: „Od czasu zlikwidowania „trzeciego” okresu” Mołotow popadł, jak wiadomo „na w pół w niełaskę...” Ale koniec końców „wyrównał front”. W ostatnich tygodniach Wygłosił on kilka panegiryków na cześć Stalina... W nagrodę... imię jego wciągnięto znowu na drugie miejsce, zresztą on sam mianuje się, najbliższym towarzyszem broni”. W sprawie tej, zarówno jak i w wielu innych, zestawienie urzędowych organów biurokracji z „Biuletynem Opozycji” wyjaśnia wiele zagadek.

Proces Zinowiewa-Kamieniewa jest wyrazem okresu poprzedzającego pojednanie; trzebaż było na gwałt zmieniać cały materiał przedwstępnego śledztwa! Przy tym Stalin nie spieszył z zupełną amnestią; należało dać Mołotowowi przykładną nauczkę. Oto dlaczego Wyszyński w sierpniu musiał jeszcze trzymać się starej dyrektywy. Wprost przeciwnie, przygotowania do procesu Piatakowa-Radka odbywały się już po pojednaniu. W związku z tym zmienia się lista ofiar i to nie tylko w s t o s u n k u d o p r z e s z ł o ś c i a l e r ó w n i e ż i w s t o s u n k u d o p r z y s z ł o ś c i . W swoich zeznaniach z dnia 24 stycznia Radek, powołując się na swoją, jeszcze w 1932 roku odbytą rozmowę z Mraczkowskim, powiada: Nie miałem najmniejszej wątpliwości, ż e czynne wystąpienia powinny być skierowane przeciw Stalinowi i jego najbliższym towarzyszom broni: Kirowowi, Mołotowowi, Woroszyłowowi, Kaganowiczowi”. Podług zeznań świadka Łoginowa na rannym posiedzeniu w dniu 25 stycznia „Piatakow powiedział (w początku łata 1935 r.), że równoległe centrum trockistowskie szykuje... terrorystyczne czyny przeciw Stalinowi, Mołotowowi, Woroszyłowowi, Kaganowiczowi... Piatakow naturalnie nie omieszkał potwierdzić zeznania Łoginowa. W ostatnim procesie podsądni w przeciwieństwie do członków zjednoczonego „centrum” nie tylko wymieniają Mołotowa w liczbie przyszłych ofiar, ale nadto stawiają go na drugim miejscu, zaraz po Stalinie.

Któż zatem układał listę wyznaczonych ofiar, terroryści czy GPU? Odpowiedź łatwa: Stalin za pośrednictwem GPU. Wspomniana wyżej hipoteza, że może trockiści wahali się między Stalinem a Mołotowem i oszczędzali Mołotowa ze względu na perspektywy polityczne, mogłaby mieć cechy prawdopodobieństwa jedynie w takim wypadku, gdyby trockiści przygotowywali zamach na Mołotowa po jego pojednaniu się ze Stalinem. Ale okazuje się, że trockiści już w 1932 roku usiłowali zabić Mołotowa, tylko „zapomnieli” oznajmić to w sierpniu 1936 roku, a prokurator „zapomniał” przypomnieć im o tym. Jednakże, skoro tylko Mołotow uzyskał przebaczenie Stalina, prokurator i podsądni od razu odzyskali pamięć. Widzimy więc cud: pomimo, że sam Mraczkowski w swoich zeznaniach mówił o przygotowywaniu zamachów terrorystycznych tylko przeciw Stalinowi, Kirowowi, Woroszyłowowi i Kaganowiczowi, Radek

                                                                                                               12  Nr 50 maj 1936 r.

Page 122: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  122  

na podstawie rozmowy prowadzonej z Mraczkowskim w 1932 roku włączył do listy pod ostatnią datą także Mołotowa. Piatakow mówił jakoby do Łoginowa o zamachu na Mołotowa jeszcze W początku lata 1935, tj. z górą rok przedtem zanim podjęto proces przeciw Zinowiewowi. Wreszcie o „faktycznym” zamachu na Mołotowa w 1934 r. tj. z górą dwa lata przed procesem „zjednoczonego centrum!” — zeznają oskarżeni Murałow, Szestow i Arnold.

Wnioskować stąd oczywiście łatwo, że podsądni mało mieli swobody w wyborze swych ofiar, podobnie zresztą jak i pod każdym innym względem. Lista ofiar terroru w rzeczywistości okazywała się listą przywódców jakich oficjalnie zalecano masom do uznawania za swych wodzów. Zespół ten zmieniał się zależnie od kombinacyj jakie zachodziły u góry. Podsądnym i prokuratorowi Wyszyńskiemu nie pozostawało nic innego jak tylko dostosować się do totalnych instrukcji.

Pozostaje jeszcze jedna możliwość odparcia zarzutu: czy cała ta machinacja nie przedstawia się zbyt z gruba ciosana? Na to odpowiedzieć można, że nie jest ona bardziej szyta białymi nićmi niż wszystkie W ogóle machinacje ujawnione W tych haniebnych procesach. Reżyser sowiecki nie odwołuje się do rozumu i krytyki, chce raczej przytłoczyć prawo rozumu ogromem oszustwa popartego jako argumentem — rozstrzelaniem.

PODSTAWA POLITYCZNA OSKARŻENIA O „SABOTAŻ”

Najbardziej haniebnym fragmentem sądowego fałszerstwa, zarówno pod względem pomysłu, jak i wykonania, jest oskarżenie „trockistów” o sabotaż. Cała ta część procesu, stanowiąca jeden z najgłówniej szych elementów Stalina intrygi, nie przekonała nikogo (o ile nie liczyć takich typów jak Duranty i spółka). Z aktu oskarżenia i przewodu sądowego świat dowiedział się, że cały przemysł sowiecki znajduje się W gruncie rzeczy w rękach „grupki trockistów”. Nie lepiej przedstawiała się sprawa komunikacji. Ale na czym właściwie polegał sabotaż trockistów? Z zeznań Piatakowa, potwierdzonych zaświadczeniami całego szeregu jego byłych podwładnych, siedzących na wspólnej z nim ławie oskarżonych, wynika, że: a) plany nowych fabryk opracowywane były bardzo powoli i kilkakrotnie przerabiane; b) budowa fabryk ciągnęła się zbyt długo i zamrażała ogromne kapitały; c) przedsiębiorstwa oddawano do eksploatacji przed dokładnym ich wykończeniem, wskutek czego ulegały szybkiemu zniszczeniu; d) rozmaite działy w fabrykach nie harmonizowały z sobą, co niezmiernie obniżało zdolność produkcyjną; e) fabryki gromadziły nadmierne zapasy surowców i materiałów, zamieniając w ten sposób żywy pieniądz w martwy kapitał; rozchodowanie materiałów prowadzone było rabunkowo itd., itd. Wszystkie te objawy, znane już od dawna jako chroniczne niedomagania sowieckiej gospodarki, obecnie uznano za rezultat złośliwego spisku, prowadzonego przez Piatakowa, naturalnie pod moją dyrektywą. Trudno jednak zrozumieć, jaką W tym wszystkim rolę odgrywały państwowe organa przemysłu, finansów, kontroli, nie mówiąc już o partii, która We wszelkich zakładach i przedsiębiorstwach miała swoje „jaczejki”. Jeżeli zawierzyć aktowi oskarżenia, to kierunek ekonomiczny znajdował się nie w rękach „genialnego, zawsze nieomylnego wodza” i nie pod zarządem jego najbliższych współpracowników, członków Biura Politycznego i rządu, lecz w rękach osamotnionego człowieka, przebywającego od lat 9 albo na zesłaniu, albo na wygnaniu. Jakże to zrozumieć? Według depeszy New York Times z Moskwy (25.III.1937 r.) nowy kierownik ciężkiego przemysłu B. Mieżłauk na zebraniu swoich podwładnych wskazywał na występną rolę uczestników sabotażu na polu sporządzania f a ł s z y w y c h p l a n ó w . Wszakże do śmierci Ordżonikidzego (18 lutego 1937 r.) tenże Mieżłauk stał na czele „Gospłana”

Page 123: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  123  

(Państwowego Urzędu Planowania), którego głównym zadaniem było właśnie sprawdzanie planów, wyliczeń i kosztorysów. Tym sposobem w pogoni za fałszerstwem rząd sowiecki sam sobie wydaje poniżające świadectwo swojej nie odpowiedzialności. Nie bez racji „Temps”, półurzędowy organ zaprzyjaźnionej Francji, pisał, że tej części procesu lepiej było wcale nie ujawniać przed opinią publiczną świata.

Te same niedomagania zabijające przemysł całkowicie stosują się do komunikacji i transportu. Kolejarze specjaliści obliczali, że zdolność przewozowa kolei żelaznych ma określone granice. Od czasu, kiedy Kaganow stał na czele komunikacji, „teoria ograniczenia” urzędowo uznana została jako przesąd burżuazji, gorzej jeszcze, jako wymysł sabotażystów. Setki inżynierów i techników drogo przypłacili za to, że uznawali wprost lub choćby ubocznie „teorię ograniczenia”. Być może, że starzy specjaliści wychowani w warunkach kapitalistycznej gospodarki oczywiście nie doceniali możliwości opartych na planowych metodach i dlatego skłonni byli do wyznaczania zbyt niskich norm pracy, ale stąd bynajmniej nie wynika, że jedynie od natchnienia i energii biurokracji zależy tempo sprawności gospodarczej. Ogólne zaopatrzenie materialne kraju, wzajemne uzależnienie od siebie różnych gałęzi przemysłu, komunikacji, gospodarstwa rolnego, stopień kwalifikacyj robotników, ilość doświadczonych inżynierów, wreszcie ogólny poziom materialny i kulturalny ludności oto zasadnicze czynniki, które mają ostatnie słowo, przy określaniu granic produkcji. Dążenie biurokracji do przełamania tych czynników rozkazem, represją lub premiami (stachanowszczyzna) wywoływały ostry odwet w postaci rozstroju fabryk, psucia się maszyn, nadmiernej ilości braków, uszkodzeń i katastrof. Nie ma najmniejszej podstawy podciągać tego rodzaju sprawy pod „spisek” trockistowski.

Cel oskarżenia znacznie jeszcze komplikuje ten fakt, że, począwszy od 1930 roku, systematycznie i wytrwale z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, wytykałem w prasie te same wady zbiurokratyzowanej gospodarki, które obecnie chcą przypisać fantastycznej organizacji „trockistów”. Dowodziłem, że sowiecki przemysł potrzebuje nie maksymalnego a optymalnego tempa, to znaczy opartego na uzgodnieniu różnych dziedzin jednego i tego samego przedsiębiorstwa i na skoordynowaniu różnych przedsiębiorstw między sobą, co zabezpieczy rozwój gospodarczy na przyszłość. Przemysł w zawrotnym tempie zmierza do kryzysu — pisałem13 — przede wszystkim z powodu panujących potwornie zbiurokratyzowanych metod przy opracowywaniu projektów. „Piatilietkę” uda się przeprowadzić jedynie przy zachowaniu niezbędnej proporcji i gwarancji, pod warunkiem swobodnego przemyślenia sprawy tempa i terminów, przy udziale w naradach wszystkich zainteresowanych, zarówno przemysłowców, jak i sił roboczych, wszystkich organizacyj, a przede wszystkim samej partii, jedynie przy możności sprawdzenia wszelkich doświadczeń gospodarki sowieckiej z ostatniego okresu, nie pomijając przy tym dziwacznych pomyłek kierownictwa. Planu socjalistycznej przebudowy nie można nakreślić apriorycznie na podstawie kancelaryjnych dyrektyw”.

Trockiści, jak słyszymy na każdym kroku, stanowią znikomą garstkę ludzi, osamotnioną wśród tłumu i przez masy znienawidzoną. Z tej jakoby racji uciekli się oni do stosowania metod indywidualnego terroru. Jednakowoż obraz zmienia się całkowicie, gdy dotkniemy sabotażu. Oczywiście, wrzucić kamień do maszyny, albo nawet wysadzić most może człowiek pojedynczy, ale w sądzie usłyszeliśmy o takich metodach sabotażu, które możliwe są jedynie wtedy, gdy cały aparat administracyjny jest W rękach organizatorów sabotażu. I tak, obwiniony Szestow, znany agent-prowokator, zeznawał na posiedzeniu w dniu 25 stycznia: „We wszystkich szybach w Prokopiewsku, Anżerce, Leninsku, zorganizowano sabotaż ruchu stachanowskiego. Wydawano

                                                                                                               13  „Biuletyn” z dnia 13 lutego 1930 r.

Page 124: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  124  

instrukcje drażniące robotników. Toteż zanim robotnik mógł dostać się do miejsca swej pracy musiał ze dwieście razy nawymyślać zarządowi. Wytworzono niemożliwe do zniesienia warunki pracy. Nie podobna było pracować już nie tylko podług metod stachanowskich, ale nawet w najzwyklejszy sposób”.

Wszystkiego tego dopuścili się trockiści. Oczywiście cała administracja od góry do dołu składała się z samych trockistów. Nie poprzestając na tym, oskarżenie wymienia szereg tego rodzaju sabotażu, którego nie

można stosować bez czynnego, a w najgorszym razie przynajmniej biernego poparcia samych robotników. Tu przewodniczący sądu cytuje następujące zeznanie podsądnego Murałowa, który z kolei powołuje się na podsądnego Bogusławskiego: „Pracując na kolejach żelaznych, trockiści przedwcześnie wycofywali lokomotywy z użycia, sabotowali rozkłady pociągów, wywoływali zakorkowanie stacji, utrudniając w ten sposób ruch pociągów towarowych”. Wyliczone przewinienia wskazują na to, że koleje żelazne były W rękach trockistów. Nie zadowalając się tym wyjątkiem z zeznań Murałowa, przewodniczący zapytuje go: „Czy Bogusławski sabotował w ostatnich czasach budowę linii Eiche-Sokoł?”

„Murałow: Tak. „Przewodniczący: Koniec końców zaprzepaściliście roboty budowlane. „Murałow: Tak. Oto i Wszystko. Jakim sposobem Bogusławski i dwóch — trzech takich jak on trockistów”,

bez poparcia służby i robotników, mogli zaprzepaścić budowę całej Unii kolei żelaznej, naprawdę trudno to zrozumieć.

Daty zastosowania sabotażu są niesłychanie sprzeczne. Podług poważniejszych zeznań sabotaż zjawił się w 1934 roku jako „nowe słowo”, ale wyżej wspomniany Szestow wyznacza początek sabotażu na koniec 1931 roku. Podczas rozpraw sądowych daty te to wysuwały się naprzód, to znów cofały. Przyczyna tych wahań jest zupełnie jasna. Każde konkretne oskarżenie o sabotaż lub „dywersję” opiera się w większości wypadków na jakimś istotnym niepowodzeniu, popełnionym błędzie, lub katastrofie, jakie zdarzyły się w przemyśle lub komunikacji. Począwszy już od pierwszej piatilietki, uszkodzeń i niepowodzeń było sporo. Oskarżenie wybierało wśród nich takie, które dały się przyczepić do jednego z podsądnych; stąd pojawiają się przeskoki w chronologii sabotażu. W każdym razie generalna moja „dyrektywa”, o ile można zmiarkować, rozpoczęła się dopiero w 1934 roku.

Najgorsze zjawiska, sabotażu występują w przemyśle chemicznym, w którym specjalnie bezwzględnie naruszono stosunki wewnętrzne. Tymczasem lat temu siedem, gdy władze sowieckie dopiero co przystępowały do zorganizowania tej gałęzi gospodarstwa państwowego — pisałem: „Rozwiązanie zagadnienia na temat na przykład tego, jakie miejsce powinien zająć przemysł chemiczny w rozplanowaniu na najbliższe lata, może być rozstrzygnięte jedynie drogą otwartej rywalizacji różnych ugrupowań gospodarczych i różnych odgałęzień przemysłu co do udziału chemii w narodowym gospodarstwie. Sowiecka demokracja bynajmniej nie jest wytworem abstrakcyjnej polityki a tym mniej moralności, ona jest wynikiem konieczności ekonomicznej”. A jakże sprawa ta przedstawia się W rzeczywistości? „Uprzemysłowienie — pisałem w tymże artykule — coraz bardziej Wspiera się na administracyjnym bacie. Urządzenia fabryczne i siły robocze przeforsowuje się. Brak uzgodnienia między różnymi dziedzinami przemysłu narasta”. Znając aż nazbyt dobrze stalinowskie metody samoobrony, dodałem jeszcze: „Nie trudno przewidzieć jaki oddźwięk wywoła nasza krytyczna analiza w kołach urzędowych. Urzędnicy powiedzą, że spekulujemy na kryzysie, łajdacy dodadzą, że pragniemy upadku władzy sowieckiej... Jednakże to nas nie powstrzyma. Matactwa przemijają, fakty

Page 125: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  125  

pozostają”. Nie mogę tu nadużywać cytatów, ale mając komplet swych artykułów pod ręką, podejmuję się

dowieść, że w ciągu siedmiu ubiegłych lat, na podstawie urzędowej prasy, niezmordowanie Wciąż przestrzegałem przed zgubnymi następstwami przeskakiwania ponad okresem laboratoryjnych przygotowań, uruchamiania niewykończonych fabryk, zastępowania technicznego wykształcenia i prawidłowej organizacji coraz to wyższymi premiami. Wszystkie te ekonomiczne „zbrodnie”, o których była mowa w ostatnim procesie, niejednokrotnie analizowałem, począwszy od lutego 1930 roku, a skończywszy na ostatniej mojej książce „Zdradzona rewolucja” i wskazywałem jako na nieuniknione wyniki systemu biurokratycznego. Nie mam ani zamiaru ani podstawy chełpić, ze swej przenikliwości. Podkreślę tylko, że wnikliwie badałem urzędowe sprawozdania i wyprowadzałem z nich elementarne wnioski, opierając się na niezaprzeczonych faktach.

Jeżeli „sabotaż” Piatakowa i innych rozpoczął się faktycznie, jak podaje akt oskarżenia, około 1934 roku, to jak wytłumaczyć fakt, że na cztery lata przedtem uparcie nawoływałem do leczenia tych samych dolegliwości przemysłu sowieckiego, które obecnie przedstawia się jako wynik szkodliwej i złośliwej działalności trockistów? A może moja krytyka była po prostu „maskowaniem się”? Już samo znaczenie tego pojęcia wskazywałoby na dążenie do z a k r y c i a owych przestępstw, kiedy tymczasem moja krytyka wprost przeciwnie o d s ł a n i a ł a j e . Wynikałoby z tego, że organizując skrycie sabotaż, sam usilnie zwracałem uwagę rządu na sprawę „sabotażu”, a więc, co za tym idzie, i na jego sprawców. Byłoby to może bardzo chytre, gdyby nie było zupełnie bezsensowne.

Mechanika Stalina oraz jego policyjnych i sądowych agentów jest bardzo prosta. Za poważne uszkodzenia w fabrykach, zwłaszcza za rozbicie pociągów, rozstrzeliwano zwykle kilku funkcjonariuszy ze służby, nieraz takich, którzy krótko przedtem byli odznaczeni orderami za osiągnięcia wysokiego tempa. W rezultacie narastało ogólne niedowierzanie i ogólne niezadowolenie. Ostatni proces powinien był ucieleśnić przyczyny rozbicia i katastrof w osobie Trockiego. Dobremu duchowi Ormuzdowi przeciwstawiono złego ducha — Arymana. Zgodnie z praktykowanym obecnie w sowieckim sądzie porządkiem rzeczy wszyscy oskarżeni przyznali się do winy. Czy można się dziwić? Dla GPU nie przedstawia to żadnej trudności pewnej grupie swych ofiar postawić taką alternatywę: albo zostaniecie natychmiast rozstrzelani, albo też pozostawiamy Wam cień nadziei ratunku, ale pod warunkiem, że w sądzie odegracie rolę trockistów, uprawiających z rozmysłem sabotaż przemysłu i środków transportowych. Dalej objaśniać chyba nie potrzeba.

Zachowanie się prokuratora na sądzie jest wyrazem zabójczego argumentu przeciw istotnym spiskowcom. Wyszyński ogranicza się do krótkich pytań: Czy przyznajecie się do uczestnictwa w sabotażu, w wywoływaniu uszkodzeń, i spowodowaniu katastrofy pociągów? Czy przyznajecie, że dyrektywę otrzymywaliście od Trockiego? Nigdy jednak nie spytał ich w jaki sposób podsądni praktycznie wykonali swoje przestępstwo, w jaki sposób udawało się im przeprowadzać swoje szkodliwe plany przez wyższe państwowe instytucje; jak zdołali przez szereg lat ukrywać sabotaż przed swymi zwierzchnikami i swymi podwładnymi; jak zapewniali sobie milczenie władz miejscowych, specjalistów i robotników itd. itd. Wyszyński, wedle przyjętego zwyczaju, okazuje się głównym spólnikiem GPU we wszystkich fałszerstwach i oszukiwaniu opinii publicznej.

Do jakiego stopnia dochodził bezwstyd inkwizytorów można wnosić z tego, że oskarżeni na uporczywe żądanie prokuratora zeznawali — trzeba przyznać nie bez sprzeciwu — jakoby oni starali się świadomie spowodować jak największą ilość ofiar w ludziach i tym sposobem

Page 126: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  126  

wywoływać niezadowolenie wśród robotników. I na tym jeszcze nie koniec. Dnia 24 marca, to jest prawie w ostatnich dniach, telegram z Moskwy doniósł, że w Nowosybirsku rozstrzelano trzech „trockistów” za podpalenie szkoły; w pożarze miała spalić się znaczna liczba dzieci. Tu pozwolę sobie napomknąć, że młodszy mój syn, Sergiusz Siedow, aresztowany został pod zarzutem masowego otrucia robotników. Wyobraźmy sobie na chwilę, ż e po wstrząsającym świat cały strasznym pożarze szkoły w Texasie rząd Stanów Zjednoczonych rozpocząłby w kraju okrutną kampanią przeciw Kominternowi, obwiniając go o zbrodnicze wytracenie dzieci — tak w przybliżeniu przedstawiałby się obraz obecnej polityki Stalina. Podobne potwarze możliwe chyba tylko w zatrutej atmosferze totalnej dyktatury i dzięki temu zawierają same w sobie zaprzeczenie.

PRZYMIERZE Z HITLEREM I MIKADO Oskarżenie trockistów o sprzymierzenie się z Niemcami i Japonią nie znajdowało wiary. W

związku z tym adwokaci zagraniczni GPU usiłując wzmocnić argumenty oskarżenia puścili w obieg następującą wersję:

1. Podczas wojny Lenin za zgodą Ludendorffa przejechał przez Niemcy, w celu urzeczywistnienia swych zadań rewolucyjnych.

2. Rząd bolszewicki nie wahał się odstąpić Niemcom znacznych obszarów terytorialnych i zapłacić olbrzymiej kontrybucji, byle by zachować ustrój bolszewicki. Wniosek: dlaczego by nie można przypuścić, że Trocki porozumiał się z tymże samym niemieckim sztabem generalnym, aby w zamian za ustąpione terytoria uzyskać możność urzeczywistnienia swych celów na pozostałej reszcie terytoriów?

Ta analogia w istocie rzeczy jest najpotworniejszą potwarzą rzuconą złośliwie na Lenina i partię bolszewicką.

1. Lenin istotnie przejechał przez Niemcy, wyzyskawszy fałszywe nadzieje Ludendorffa, liczącego na upadek Rosji wskutek walk wewnętrznych. Trzeba jednak wiedzieć, jak się zachowywał Lenin w tej sytuacji.

a) Ani na minutę nie ukrywa swego programu, ani celu przyjazdu. b) Zwołuje on do Szwajcarii na naradę ścisłe grono międzynarodowców różnych

krajów, którzy w zupełności pochwalają plan Lenina przejazdu do Rosji przez Niemcy. c) Lenin nie prowadzi żadnych politycznych układów z władzami niemieckimi i stawił

warunek, żeby nikt nie wchodził do wagonu podczas jego przejazdu przez Niemcy. d) Wkrótce po swoim przybyciu do Petersburga Lenin wyjaśnił sowietom i masom

roboczym charakter oraz znaczenie swego przejazdu przez Niemcy. Śmiałość postanowienia i ostrożność w przeprowadzeniu przygotowań oto, jak zresztą

zwykle, cechy charakterystyczne Lenina w tym okresie życia. Niemniej jednak charakterystyczna jest jego zupełna i bezwarunkowa uczciwość w stosunku do klasy robotniczej, której zawsze i każdej chwili gotów jest zdać sprawę z każdego swego kroku politycznego.

2. Rząd bolszewicki istotnie odstąpił Niemcom traktatem pokoju brzesko-litewskiego znaczne obszary terytorialne w celu utrzymania na pozostałej reszcie terytoriów bolszewickiego ustroju. Trzeba jednak stwierdzić że:

a) Rząd sowiecki nie miał innego wyboru; b) decyzja powzięta została nie za plecami narodu, ale po przeprowadzeniu

powszechnych publicznych narad;

Page 127: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  127  

c) rząd bolszewicki ani na chwilę nie ukrywał przed masami narodu, że pokój brzesko-litewski jest tymczasową częściową kapitulacją rewolucji proletariackiej wobec kapitalizmu. I w tym wypadku zachodzi zupełna zgodność pomiędzy celem a środkami i bezwarunkowa

uczciwość kierowników w stosunku do opinii publicznej mas pracujących. Zobaczymy teraz, jaki jest sens stawianego przeciw mnie oskarżenia. Doszedłem jakoby do porozumienia z faszyzmem i militaryzmem na następujących

zasadach: a) zgadzam się odstąpić od socjalizmu na rzecz kapitalizmu; b) daję sygnał do podjęcia akcji zniszczenia gospodarstwa sowieckiego i do wytępienia

robotników i żołnierzy; c) ukrywam przed światem istotne swoje cechy i metody; d) cała moja jawna działalność polityczna służy do tego, aby oszukać masy pracujące

co do moich rzeczywistych planów, W które natomiast wtajemniczam Hitlera, Mikado i ich agentów. Przypisywane mi czyny nie tylko nie mają nic wspólnego z wyżej przytoczonymi

przykładami działalności Lenina, ale przeciwnie pod każdym względem zaprzeczają im. Pokój brzesko-litewski był chwilowym odstępstwem oraz wymuszonym kompromisem, w

celu ocalenia sowieckiej potęgi i dla urzeczywistnienia programu rewolucyjnego. Tajny układ Współdziałania z Hitlerem i Mikado oznacza zdradę klasy roboczej na rzecz osobistej władzy, ściślej mówiąc, na rzecz złudzenia władzy. Jest to więc najnikczemniejszym, najpodlejszym przestępstwem.

Prawda, że niektórzy adwokaci GPU skłonni są do rozwadniania zbyt mocnego stalinowskiego wina. Przemawiają oni w ten sposób: bardzo być może, że Trocki w słowach, a Więc pozornie tylko, zobowiązywał się przywrócić kapitalizm, w rzeczywistości zaś ani mu w głowie na pozostałej części terytoriów urzeczywistniać politykę w myśl swego programu. Przede wszystkim ten wariant przeczy zeznaniom Radka, Piatakowa i innych, a niezależnie od tego jest równie bezsensowny, jak wersja samego oskarżenia. Program opozycji jest programem międzynarodowego socjalizmu. Jakim sposobem dorosły i doświadczony człowiek mógłby sobie wyobrazić i uwierzyć w to, że Hitler i Mikado, posiadając w swych rękach całą listę jego zdrad i ohydnych Występków, pozwolą mu wprowadzić w czyn program rewolucyjny? Czyż możliwe było w ogóle mieć nadzieję, że za cenę dokonanych na służbie obcego sztabu czynów kryminalnych zdobędzie się dla siebie władzę? Czy z góry nie było jasne, że Hitler i Mikado, wyzyskawszy do końca takiego agenta, wyrzucą go jak wyciśniętą cytrynę? Czy spiskowcy, na czele których stało sześciu członków Politbiura Lenina, mogli tego nie rozumieć? W taki sposób oskarżenie okazuje się zupełnym nonsensem W obu swoich Wariantach: w o f i c j a l n y m , gdy mowa o przywróceniu kapitalizmu i p ó ł o f i c j a l n y m , gdy spiskowcom przychodzi do głowy ukryta myśl: oszukać Hitlera i Mikado.

Do tego należy dodać, że spiskowcy powinni byli zdawać sobie zawczasu sprawę, iż spisek w żadnym razie się nie ukryje. W procesie Zinowiewa — Kamieniewa Olberg i inni zeznawali, że „trockiści” współpracowali z Gestapo bynajmniej nie sporadycznie, lub że raczej działalność ta była systematyczna. To znaczy, że system ten uprawiały dziesiątki i setki ludzi. Dla wykonania terrorystycznych czynów, sabotażu, znowu trzeba było setek a nawet tysięcy agentów. W takich Warunkach częste niepowodzenia i zdrady były absolutnie nie do uniknięcia, a co za tym idzie i ujawnienie stosunków trockistów z faszystami i japońskimi szpiegami. Chyba tylko nie normalny na umyśle mógł spodziewać się, że taką drogą można dojść do władzy.

Jednakże na tym sprawa się nie wyczerpuje. Zarówno akty sabotażu, jak i terroru wymagają

Page 128: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  128  

od wykonawców gotowości poświęcenia własnej osoby. Jeśli niemieccy faszyści lub japońscy agenci ryzykują głowę w ZSRR, to działają pod wpływem silnego uczucia patriotyzmu, nacjonalizmu lub szowinizmu. Jaką jednak podnietą mogli powodować się „trockiści”? Przypuśćmy, że „wodzowie” utraciwszy rozum, mieli nadzieję dzięki takim metodom dojść do władzy. Ale jakie motywy mogły kierować Bermanem, Dawidem, Olbergiem, Arnoldem i wielu wielu, innymi, którzy, wstąpiwszy na drogę terroru i sabotażu, tym samym niechybnie kładli swą głowę do paszczy lwa? Życie swoje poświęcić może człowiek jedynie w imię wzniosłego, chociaż by błędnego celu. Jakiż idealny cel mieli „trockiści”? Dążenie do rozczłonkowania ZSRR? Dążenie do zdobycia władzy dla Trockiego, aby mógł przywrócić kapitalizm? Może tkwiła w tym sympatia do faszyzmu niemieckiego? lub chęć dostarczenia Japonii nafty potrzebnej jej w wojnie przeciw Stanom Zjednoczonym? — Ani oficjalna, ani „miarodajna” wersja nie dają właściwie odpowiedzi na pytania, mianowicie: w imię czego setki „wykonawców” godziły się oddawać swe głowy na ofiarę. Cała konstrukcja oskarżenia ma czysto mechaniczny charakter, nie bierze Wcale w rachubę psychologi żywego człowieka. Z tego względu oskarżenie, wchodzi w grę jako produkt prawny totalnego ustroju z całym jego lekceważeniem i pogardą do ludzi, o ile ci nie dzierżą władzy i „wodzostwa”.

***

Druga nieprawdopodobnie fantastyczna teoria na mój temat, którą puszczają w obieg

przyjaciele GPU, głosi, że ze względu na moją polityczną pozycję jestem jakoby zainteresowany przyśpieszeniem Wojny. Tok rozumowania tego jest następujący: Trocki dąży do międzynarodowej „rewolucji”. Wiadomo, że nieraz wojna wywołuje rewolucję. Ergo: Trocki nie może nie być zainteresowany w przyśpieszeniu wojny.

Ludzie, którzy myślą w ten sposób, lub którzy chcą wmówić We mnie podobne myśli, mają bardzo słabe pojęcie o rewolucji, o Wojnie i ich Wzajemnej zależności.

Niezaprzeczenie wojna częstokroć przyśpieszała wybuch rewolucji, ale właśnie dla tego był to zazwyczaj płód poroniony. Wojna zaostrza sprzeczności socjalne i potęguje niezadowolenie mas, lecz to jeszcze nie wystarcza, aby zapewnić z w y c i ę s t w o rewolucji proletariatu. Gdy partia rewolucyjna działa bez oparcia na masach, to idea i treść rewolucyjna ponosi klęski najokrutniejsze. Zadanie nie polega na tym, aby przyśpieszyć Wojnę — zresztą nad tym, niestety nie bez powodzenia, pracują imperialiści, — natomiast polega na tym, aby wykorzystując czas pozostawiony masom robotniczym, przez imperialistów, stworzyć partię rewolucyjną i rewolucyjne związki zawodowe.

Najżywotniejszą kwestią dla proletariackiej rewolucji jest możliwie jak najdalej odsunąć wojnę i zyskać jak najwięcej czasu na przygotowania. Im bardziej tężyzna, męstwo, duch rewolucyjny cechować będą zachowanie pracowników, tym dłużej imperialiści będą się wahać, tym pewniej odwlecze się Wojna, tym zwiększą się szanse, wybuchu rewolucji p r z e d wojną, a nawet uda się sprawić, że wojna stanie się n i e m o ż l i w a .

Dzięki temu, że Czwarta Międzynarodówka dąży do międzynarodowej rewolucji, stała się ona jednym z czynników, działających p r z e c i w wojnie, chociaż — raz jeszcze to powtarzam — jedynym hamulcem wstrzymującym wybuch wojny jest przede wszystkim strach klas posiadających przed rewolucją.

***

Page 129: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  129  

Wojna, powiadają, nam stwarza sytuację rewolucyjną, ale czyż w zakresie czasu od 1917 roku do chwili obecnej brak było sytuacji rewolucyjnych? Rzućmy krótko okiem na ten czas.

Sytuacja rewolucyjna w Niemczech w 1918—19 roku. Sytuacja rewolucyjna w Austrii i na Węgrzech. Sytuacja rewolucyjna w Niemczech w 1923

roku (okupacja Ruhry). Rewolucja w Chinach w 1925—27 r., która bezpośrednio wojny nie poprzedziła. Silne rewolucyjne wstrząsy w Polsce w 1926 roku. Sytuacja rewolucyjna w Niemczech w 1931 do 1933 r. Rewolucja w Hiszpanii w 1931—1937 r. Przedrewolucyjna sytuacja we Francji, począwszy od 1934 roku. Przedrewolucyjna sytuacja w Belgii. Pomimo obfitości sytuacji rewolucyjnych, pracujące masy ani razu, w żadnym z wyliczonych

wypadków nie osiągnęły zwycięstwa. Czego tu brak? Partii, umiejącej wykorzystać warunki rewolucji.

Socjaldemokracja aż nadto wyraźnie dowiodła W Niemczech, że jest wrogo usposobiona do rewolucji. Te same uczucia zaznacza ona obecnie We Francji (Leon Blum). Z kolei Komintern, uznając autorytet rewolucji październikowej, dezorganizuje we wszystkich krajach ruch rewolucyjny. Komintern, niezależnie od swoich zamierzeń, stał się najlepszym pomocnikiem faszyzmu i reakcji w ogóle.

Z tych właśnie przyczyn wyrosła przed proletariatem żelazna konieczność stworzenia nowych partii i nowej międzynarodówki, które by swoim charakterem odpowiadały naszej epoce — epoce olbrzymich Wstrząsów socjalnych i nieustannej groźby wojny.

Jeżeli w razie nowej wojny na czele mas nie stanie śmiała, dzielna n o w a p a r t i a r e w o 1 u c y j n a wypróbowana w praktyce, doświadczona i ciesząca się sympatią mas, to sytuacja rewolucyjna cofnie społeczeństwo w postępie i wojna w tych warunkach może się zakończyć nie zwycięstwem rewolucji, ale upadkiem i pogrążeniem naszej cywilizacji. Trzeba być marnym obserwatorem, żeby nie dojrzeć tego niebezpieczeństwa.

Wojna i rewolucja to bodaj najpoważniejsze i najbardziej tragiczne zjawiska w historii ludzkości. Nie należy się z nimi żartować. One nie znoszą dyletantyzmu w stosunku do siebie. Należy jasno, dokładnie zrozumieć wzajemny do siebie stosunek wojny i rewolucji. Niemniej jasno należy zdać sobie sprawę i pojąć wzajemny stosunek pomiędzy obiektywnymi, rewolucyjnymi czynnikami, których na zawołanie stwarzać nie można, a subiektywnym czynnikiem rewolucji — świadomą awangardą proletariatu, tj. jego partią. Tę partię przygotowywać należy wszelkimi siłami.

Czyż można przypuścić choćby na chwilę, że tak zwani trockiści, skrajne lewe skrzydło, ścigane i prześladowane, naraz poświęcaliby siły swoje na jakieś godne pogardy awantury, sabotaż i prowokowanie wojny, zamiast tworzyć nową rewolucyjną partię, zdolną do marszu w pełnym rynsztunku na spotkanie rewolucyjnej doli? Tylko cyniczna pogardliwość Stalina w połączeniu z jego chytrością mogły stworzyć podobnego rodzaju potworność i niedorzeczne oskarżenie.

W setkach artykułów i tysiącach listów wyjaśniałem, że W razie wojennej porażki ZSRR bezwarunkowo nastąpiłby okres przywrócenia kapitalizmu W postaci półkolonialnej, popartego ustrojem faszystowskim, niezawodnie państwo sowieckie rozleciało się, zdobycze zaś rewolucji październikowej zostały zmarnowane. Liczni dawni moi przyjaciele polityczni z różnych krajów, oburzeni polityką stalinowskiej biurokracji, dochodzili do wniosku, że nie możemy brać na siebie zobowiązania „b e z w a r u n k o w e j obrony Z. S. R. R”. Odpowiadałem na to, że nie

Page 130: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  130  

należy utożsamiać biurokracji z ZSRR, lecz trzeba bezwarunkowo bronić nowego socjalnego fundamentu ZSRR od imperializmu. Bonapartystowską biurokrację porzucą masy pracujące tylko W takim wypadku, jeżeli się da zabezpieczyć podstawy nowego ekonomicznego ustroju ZSRR Głośno i publicznie ostro polemizowałem na ten temat z dziesiątkami starych i setkami młodych przyjaciół. W swoim archiwum posiadam obszerną korespondencję poświęconą sprawie obrony ZSRR — Na koniec, moja nowa książka „Zdradzona Rewolucja” zawiera drobiazgową analizę wojennej i dyplomatycznej polityki ZSRR, specjalnie z punktu widzenia obrony kraju. Obecnie, z łaski GPU okazuje się, że w tym samym czasie, kiedy zrywałem stosunki z bliskimi przyjaciółmi, nie pojmującymi b e z w a r u n k o w e j konieczności obrony ZSRR przed imperializmem, zawarłem przymierze z imperialistami i zalecałem zniszczenie ekonomicznych podstaw ZSRR

Zupełnie też nie można sobie zdać sprawy, jakie plusy, praktycznie biorąc rzeczy, mogli Wnieść do tego przymierza Niemcy i Japończycy? Trockiści sprzedali Hitlerowi i Mikado swoje głowy, i co otrzymali w zamian? Czy Niemcy i Japonia dały trockistom chociaż pieniądze? W procesie o tym nie ma ani słowa. Prokurator nie porusza nawet tej sprawy. Według danych, zaczerpniętych z innych źródeł finansowych, wynika, że ani Hitler ani Japończycy pieniędzy nie dawali. Cóż więc oni wreszcie dali trockistom? Na to pytanie w całym procesie nie można się doszukać nawet cienia odpowiedzi. Przymierze z Niemcami i Japonią nosi czysto metafizyczny charakter. Niech mi wolno jeszcze będzie dodać, jest to najpodlejsza metafizyka jaką w historii ludzkości spotykano.

KOPENHAGA „Kopenhaski” rozdział procesu „szesnastu” (Zinowiew i towarzysze), skutkiem

nagromadzenia nadmiaru sprzeczności i bezsensów, jest jedynym z najdziwaczniejszych fragmentów przewodu sądowego. Fakty związane ze sprawą Kopenhagi ustalił i przeanalizował w szeregu drukowanych prac, począwszy od „Czerwonej Księgi” L. Siedow. W związku z „terrorystycznym tygodniem”. W Kopenhadze pozwolę sobie streścić się do minimum.

Przyjąłem zaproszenie duńskich studentów na wygłoszenie w Kopenhadze odczytu w tej nadziei, że uda mi się pozostać w Danii, lub w jakimkolwiek bądź innym kraju europejskim. Niestety zamiary moje spaliły na panewce na skutek nacisku rządu sowieckiego na Danię (zagrożono bojkotem gospodarczym). GPU postanowiło wykorzystać tygodniowy mój pobyt w Kopenhadze i zamienić go na „tydzień spisków terrorystycznych”, aby w ten sposób przestrzec inne państwa i wpłynąć na odmowę udzielenia mi gościny. Stąd więc pochodzi wersja jakoby odwiedzili mnie w stolicy Danii Holcman, Berman-Jurin i Dawid. Wszyscy trzej jakoby przybyli niezależnie jeden od drugiego, i jakoby każdy z nich miał oddzielnie otrzymać instrukcje terrorystyczne. Natomiast Olberg, który znajdował się w Berlinie miał również dostać podobne wskazówki, lecz w postaci listowej.

Najważniejszym świadkiem przeciwko mnie i L. Siedowowi okazał się Holcman, dawny członek partii i osoba obu nam dobrze znana. Zeznania Holcmana podczas śledztwa i na samym procesie znacznie są skąpsze niż większości innych świadków. Wystarcza podkreślić, że Holcman, pomimo gwałtownego nacisku prokuratora, całkowicie wyparł się wszelkiego udziału w akcji terrorystycznej. Zeznania Holcmana można traktować jako ogólny pryzmat wszystkich zeznań. A więc, Holcman zgodził się potwierdzić tylko istnienie terrorystycznych planów Trockiego i udział w nich Lwa Siedowa. Właśnie dlatego skąpość zeznań Holcmana nadaje im,

Page 131: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  131  

na pierwszy rzut oka, specjalną wagę. Tymczasem zaś zeznania Holcmana rozpadają się w gruzy przy pierwszej konfrontacji z faktami. Dokumenty i dowody rzeczowe przedłożone przeze mnie Komisji, których nie będę tu ponownie wyliczać, potwierdzają z całą ścisłością , ż e wbrew oświadczeniu Holcmana, Siedow nie był w Kopenhadze i w związku z tym nie mógł przywieźć do mnie Holcmana. A już tym bardziej — z hotelu Bristol, zburzonego w 1917 roku. Na dobitkę pozostałe zeznania trzech innych „terrorystów” —-Bermana, Dawida i Olberga — zresztą w swej treści nieprawdopodobne, przeczą sobie wzajemnie i ostatecznie obalają zeznania Holcmana.

Holcman, Berman i Dawid, jak zeznawali to sami, mieli wyjechać do Kopenhagi, skierowani tam do mnie przez Siedowa.

Dziwne, że o obecności Siedowa w Kopenhadze ani Berman ani Dawid nic nie wspominają! Jakoś sami znaleźli do mnie drogę. Jedynie Holcman jakoby spotkał się z Siedowem w westybulu zburzonego przed laty hotelu.

Zupełnie mi nieznani, jak to sami przyznawali, Berman i Dawid stawili się z rekomendacji uprzednio mi zakomunikowanej przez mego syna podówczas 26-letniego studenta. Wychodzi na to, że ja, ukrywając swoje terrorystyczne poglądy przed najbliższymi mi ludźmi, wydawałem zlecenia terrorystyczne pierwszym lepszym spotkanym nieznajomym. Ten zagadkowy fakt można wyjaśnić chyba tylko tym, że owi dla mnie „pierwsi lepsi nieznajomi” nie byli „pierwszymi lepszymi nieznajomymi” dla GPU.

Czwarty oskarżony terrorysta, Olberg, oświadczył podczas wieczornego posiedzenia sądowego dnia 20 sierpnia 1936 r.: „Jeszcze przed moim powrotem do Związku Sowietów zamierzałem Wraz z Siedowem pojechać do Kopenhagi, aby odwiedzić Trockiego. N a s z a p o d r ó ż n i e u d a ł a s i ę . Do Kopenhagi wyjechała żona Siedowa, Zuzanna; która, powróciwszy z Danii, przywiozła list Trockiego, zaadresowany do Siedowa. W liście tym Trocki zgadzał się na mój wyjazd do ZSRR”.

Przyjaciele moi, małżonkowie Pfemfert, jak tego dowodzi ich list z kwietnia 1930 roku, już wówczas uważali Olberga jeśli nie za agenta GPU to co najmniej za kandydata na szpicla. Wówczas zrezygnowałem z jego przyjazdu z Berlina W charakterze rosyjskiego sekretarza. Nie zaprzecza to jednak, że mogłem przez dwa lata dawać mu „instrukcje terrorystyczne”. Istotnie Olberg, w przeciwieństwie do Bermana i Dawida, korespondował w pewnym okresie ze mną, zaznajomił się osobiście z Siedowem w Berlinie, niejednokrotnie spotykał się z nim, znał przyjaciół Siedowa, krótko mówiąc, należał w pewnej mierze do jego otoczenia. Olberg zatem mógł wiedzieć, zresztą świadczą o tym jego zeznania, i rzeczywiście wiedział, że starania mego syna o przyjazd do Kopenhagi skończyły się niepowodzeniem, oraz że udała się tam jego żona, mając paszport francuski.

Wszyscy czterej terroryści oświadczają, że zetknął ich ze mną Siedow. Jednakże, rozwijając swe zeznania, przeczą sobie wzajemnie. Według Holcmana, Siedow miał być w Kopenhadze sam. Berman i Dawid zupełnie nie wspominają o obecności Siedowa w Kopenhadze. W końcu Olberg kategorycznie utrzymuje, że podróż Siedowa do Kopenhagi w ogóle się nie udała. Najbardziej uderzający jest fakt, że prokurator jakoś zupełnie nie zwraca na te sprzeczności żadnej uwagi.

Komisja posiada w swej dyspozycji, jak to podkreślałem, udokumentowane dowody rzeczowe na to, że Siedow nie był w Kopenhadze. Tego dowodzą również zeznania Olberga i przemilczenia Bermana i Dawida. Dzięki temu najbardziej przekonywające ze wszystkich zeznań skierowanych przeciwko mnie i synowi tj. zeznania Olberga, upadają nieodwołalnie. Jakoś niezbyt to dobrze świadczy, skoro przyjaciele GPU usilnie starają się uratować za Wszelką

Page 132: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  132  

cenę zeznania Holcmana, na których opiera się cała wersja o „terrorystycznym tygodniu” w Kopenhadze. Można by postawić jeszcze inną hipotezę: Siedow mógł przecież przyjechać do Kopenhagi nielegalnie, nawet tak, że Olberg i inni jego towarzysze o tym nie wiedzieli. Aby zatem nie zostawiać przeciwnikowi żadnej furtki odwrotu, pokrótce zatrzymam się przy tej hipotezie.

Czy jest jaki sens w tym, aby Siedow ryzykował nielegalną podróż? Wszystko to co wiemy o jego rzekomym pobycie w Kopenhadze sprowadza się do tego, że przeprowadzał Holcmana z hotelu Bristol do mego mieszkania i że podczas mojej rozmowy z Holcmanem „wychodził i wchodził do pokoju”. To wszystko! Czy więc dla tego samego warto było nielegalnie przyjeżdżać z Berlina?

Berman i Dawid, którzy, według ich zeznań, nigdy przedtem nie stykali się ze mną, odnaleźli mnie w Kopenhadze bez pomocy Siedowa, który, jak wynika z jego słów, w Berlinie jakoby dał im wszelkie potrzebne wskazówki. A więc tym łatwiej mógł mnie Olberg odszukać, który mnie znał poprzednio. Żaden rozsądny człowiek nie uwierzy, że Siedow, używając cudzego paszportu, przyjechał z Berlina do Kopenhagi tylko dlatego, aby przeprowadzić Holcmana do mego mieszkania i że równocześnie pozostawił bez żadnej opieki i uwagi Bermana i Dawida, których przecież także miał skierowywać z Berlina i w dodatku ludzi, których nigdy nie widziałem na oczy.

A czy jednakże Siedow nie przyjechał do Kopenhagi nielegalnie celem zobaczenia się z rodzicami? Takie przypuszczenie, na pierwszy moment, mogłoby wydawać się nawet prawdopodobne, gdyby właśnie Siedow w kilka dni później nie przyjeżdżał zupełnie legalnie do Francji w tym samym specjalnym celu, tj. aby zobaczyć się z rodzicami.

Może także zachodzić inna jeszcze ewentualność — natarczywie dopytują przyjaciele GPU — czy Siedow przypadkiem nie odbył drugiej legalnej podróży tylko w tym celu, aby zakonspirować pierwszą nielegalną. Przypatrzmy się tej kombinacji całkiem konkretnie. Siedow nie ukrywa przed otoczeniem w którym żyje, że zabiega usilnie o pozwolenie na wyjazd do Kopenhagi. Czyli, mówiąc innymi słowami, bynajmniej nie tai przed nikim celu swej podróży. Wszyscy nasi znajomi w Kopenhadze również wiedzą, że oczekujemy przyjazdu syna. Jego żona i adwokat przybywają do Kopenhagi i opowiadają przyjaciołom o niepomyślnym zakończeniu starań syna. I w takich okolicznościach chcą w nas wmówić, że Siedow, nie otrzymawszy wizy, znalazł cudzy paszport i potajemnie przybył do Kopenhagi, niewidziany przez nikogo z naszych przyjaciół. I tu spotyka on Holcmana w westybulu nie istniejącego hotelu, przyprowadza go na spotkanie ze mną, ciągle niewidoczny dla otaczającej mnie ochrony, i podczas mej rozmowy z Holcmanem „wychodzi i wchodzi do pokoju”. Później zaś Siedow znika tajemniczo z Kopenhagi, podobnie jak przybył. Po powrocie do Berlina zdążył jeszcze otrzymać wizę i dnia 6 grudnia spotyka rodzinę na Gâre du Nord w Paryżu. Po co te wszystkie hocki?

Z jednej strony mamy zeznania Holcmana, który zresztą sam nic nie wspomina za jakim paszportem przybył do Kopenhagi (oczywiście prokurator także go o to nie pyta) i który na domiar złego wskazuje pod nieobecność Siedowa, nie istniejący hotel jako miejsce spotkania. Natomiast z drugiej strony dysponujemy takimi wiadomościami: zupełne milczenie Bermana i Dawida, całkowicie prawdziwe zeznania Olberga o tym, że Siedow pozostał w Berlinie, dwa tuziny zaświadczeń potwierdzających słowa Siedowa, jego matki i moje — a na dodatek tego wszystkiego, zdrowy rozum, czego także nie należy negować. Wywód z tego jest jasny: Siedow nie był w Kopenhadze oraz zeznanie Holcmana jest kłamstwem. A przecież Holcman jest głównym świadkiem oskarżenia. Nie dziwota, że cały „kopenhaski tydzień” nie wytrzymuje krytyki.

Page 133: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  133  

***

Mogę jeszcze przedstawić cały szereg dodatkowych dowodów, które powinny rozchwiać

ostatnie wątpliwości, jeśli jeszcze w tej sprawie mogłyby zaistnieć. 1. Żaden z mych rzekomych odwiedzających mnie nie wskazuje mojego adresu, ani dzielnicy

miasta, w jakiej miało nastąpić spotkanie. 2. Maleńka willa, gdzie zatrzymaliśmy się, należała do tancerki-artystki, która wyjechała za

granicę. Całe otoczenie i urządzenie domu odpowiadało zawodowi właścicielki i musiałoby to siłą rzeczy zwrócić uwagę odwiedzających. Gdyby Holcman, Berman i Dawid istotnie mnie odwiedzili, niezawodnie Wspomnieliby chociaż jednym słowem o wnętrzu mieszkania.

3. W okresie naszego pobytu w Kopenhadze prasę całego świata obiegła wieść o śmierci Zinowiewa. Wiadomość ta okazała się nieprawdziwa. Czy zatem można sobie wyobrazić, aby goście, którzy przybyli celem otrzymania instrukcji „terrorystycznych” nic o śmierci Zinowiewa nie usłyszeli ode mnie lub od innych ludzi? Czyżby mogli zapomnieć o tym fakcie?

4. Ani jeden z rzekomych moich gości nie wspomina choćby słówkiem o moich sekretarzach, o mej ochronie itp.

5. Berman i Dawid nie wspominają również za jakimi paszportami przyjechali, w jaki sposób odnaleźli mnie, gdzie nocowali itp.

Sędziowie i prokurator nie zadają ani jednego pytania konkretnego, bojąc się aby nieostrożnym słowem nie zburzyli swego misternego gmachu kłamstwa.

***

Gazeta „Social-Demokraten” organ rządowej partii, natychmiast po sądzie nad Zinowiewem i

Kamieniewem, W dniu 1 września 1936 roku, stwierdziła, że hotel „Bristol”, w którym jakoby miało odbyć się spotkanie Holcmana z Siedowem, został zburzony jeszcze w 1917 roku. To niemało znaczące zdementowanie władze moskiewskiej sprawiedliwości przyjęły głuchym milczeniem. Jeden tylko adwokat GPU zdaje się, niezastąpiony Pritt, wysunął przypuszczenie, że stenografistka przez pomyłkę wstawiła słowo „ B r i s t o l ” . Jeżeli przyjąć pod uwagę, że przewód sądowy odbywał się w języku rosyjskim, to wydaje się zupełnie niezrozumiałe, w jaki sposób stenografistka mogła pomylić się w słowie o nierosyjskim brzmieniu jak „Bristol”. Sprawozdania sądowe, starannie cenzurowane, przecież czytali sędziowie i publiczność. Nikt nie zauważył tej pomyłki aż do chwili, gdy na to zwróciła uwagę „Social-Demokraten”. Oczywiście, że ten epizodzik zyskał bardzo szeroki rozgłos. Stalinowcy milczeli przez sześć miesięcy. Dopiero w miesiącu lutym 1937 roku prasa Kominternu zrobiła zbawienne odkrycie, dowodząc, że w Kopenhadze nie ma hotelu „Bristol” — lecz cukiernia „Bristol” która przytyka ścianą do hotelu. Prawda, że hotel ten nazywa się „Grand Hotel Kopenhagen” ale zawsze to hotel. Cukiernia — chociaż to nie hotel — ale za to nazywa się „Bristol”. Według zeznań Holcmana spotkanie miało nastąpić w westybulu hotelu. Cóż robić, że cukiernia nie posiada westybulu. Natomiast w hotelu który nie nazywa się „Bristol” jest westybul. Należy dodać do tego, że jak to uwidoczniono na planiku wydrukowanym w prasie Kominternu, wejścia do cukierni i do hotelu prowadzą od strony dwóch różnych ulic. Gdzie więc ostatecznie nastąpiło to spotkanie? W westybulu bez „Bristolu”, — czy w „Bristolu” bez westybulu? Przypuśćmy na moment że Holcman, wyznaczając w Berlinie Siedowowi spotkanie, pomylił cukiernię z hotelem. W jaki więc sposób Siedow trafił na miejsce spotkania? Idźmy jeszcze dalej na rękę autorom hipotezy i

Page 134: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  134  

załóżmy, że Siedow, przejawiwszy wyjątkowy spryt, przeszedł na drugą ulicę, znalazł tam wejście do hotelu pod inną nazwą i spotkał się z Holcmanem w westybulu. Jednakże Holcman mógł się mylić co do nazwy hotelu tylko do momentu spotkania. P o d c z a s spotkania pomyłka na pewno powinna była być wyjaśniona i tym głębiej zapaść w pamięć obu uczestników. Ale p o spotkaniu Holcman, w żadnym już razie, nie mógłby mówić o westybulu cukierni „Bristol”. Przy pierwszym więc dotknięciu cała hipoteza runie.

Prasa Kominternu, aby tym bardziej poplątać sytuację, zaznacza, że cukiernia „Bristol” od dawna służyła jako miejsce spotkań duńskich i przyjezdnych trockistów. Tu mamy do czynienia z najoczywistszym anachronizmem. W Danii nie spotkaliśmy w 1932 roku ani jednego „trockisty”. Niemieccy „trockiści” pojawili się w Kopenhadze dopiero po przewrocie faszystowskim, tj. w 1932 roku. Jednakże jeśli chwilowo przypuścimy, że trockiści istnieli nie tylko w 1932 roku, i zdążyli okupować cukiernię „Bristol”, to nowa hipoteza okaże się tym bardziej nieistotna i bezmyślna. Powróćmy więc do zeznań Holcmana, opierając się na sprawozdaniu oficjalnym.

„...Siedow powiedział mi: Ponieważ zamierzacie wracać do ZSRR było by dobrze, abyście ze mną pojechali do Kopenhagi, gdzie znajduje się mój ojciec... Zgodziłem się. Jednakże zaznaczyłem, ż e nie ma sensu, abyśmy j e c h a l i r a z e m z e w z g l ę d ó w k o n s p i r a c y j n y c h . Umówiłem się z Siedowem, ż e za dwa — trzy dni przyjadę do Kopenhagi i zatrzymam się w hotelu „Bristol”...”

Niewątpliwie wytrawny rewolucjonista, który nie chciał odbywać podróży razem z Siedowem, gdyż wizyta w Kopenhadze groziła mu, w wypadku zdemaskowania, śmiercią, nie mógł w żadnym razie wyznaczać miejsca spotkania w lokalu, gdzie, według słów prasy Kominternu, „w ciągu szeregu lat (!) było miejsce spotkań duńskich trockistów, zarówno i wzajemnych spotkań duńskich i zagranicznych trockistów”. W tej okoliczności, jak już to podkreśliliśmy, tkwi najczystszej wody fantazja, co jednak zbyt gorliwi agenci Kominternu przedstawiają jako poważny dowód na podtrzymanie swej hipotezy. Starają się oni tym sposobem podkreślić, że Holcman wskazał jako miejsce spotkania z góry znaną stalinowcom cukiernię „trockistów”. Jedna nielogiczność pogania drugą. Jeśli bowiem cukiernię od dawna znali „trockiści”, duńscy i przyjezdni, a w szczególności Holcman, to po pierwsze w żadnym wypadku nie mógłby on pomylić jej z „Grand Hotelem — Kopenhaga” a po drugie właśnie ze względu na jej „trockistowski” charakter powinien był unikać jej jak ognia. W taki to sposób ci ludzie poprawiają „błąd” stenografistki.

Siedow nie mógł być nawet w najbardziej znanej cukierni „trockistów” z tej racji, że w ogóle nie był w Kopenhadze. W „Czerwonej księdze” Siedowa epizod z hotelem „Bristol” podkreślony został raczej jako curiosum jaskrawo charakteryzujący ordynarną i bezczelną robotę GPU Natomiast uwagę zwrócono głównie w kierunku udowodnienia, że Siedow w listopadzie 1932 roku przebywał w Berlinie. Pod tym względem nagromadzone liczne dokumenty i świadectwa nie pozostawiają żadnej wątpliwości. Tymczasem chcą nam wmówić, że zjawa Siedowa odszukała wejście do niesamowitego westybulu cukierni, który dopiero wyobraźnia agentów GPU przemieniła z dużym opóźnieniem w hotel.

Holcman odbył swą rzekomą podróż oddzielnie od Siedowa, oczywiście za fałszywym paszportem, aby zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Przyjazd obcych obywateli jest rejestrowany obecnie we wszystkich państwach. Zeznania Holcmana udałoby się sprawdzić w ciągu kilku godzin, gdyby można było wiedzieć na jakie nazwisko był wystawiony paszport, umożliwiający Holcmanowi podróż z Berlina do Kopenhagi. Czy można wyobrazić sobie takiego rodzaju.sąd, gdzie prokurator nie zadałby oskarżonemu w podobnym wypadku, pytania na temat paszportu?

Page 135: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  135  

Jak wiadomo, Holcman kategorycznie zaprzeczył jakiejkolwiek bądź łączności z Gestapo. Toteż tym łatwiej mógł prokurator zapytać Holcmana, kto właściwie wydał mu fałszywy paszport. Jednakże Wyszyński, jak można się było spodziewać, nie zadawał takich pytań, bojąc się sabotować własną robotę. Według wszelkich danych Holcman powinien był zanocować w Kopenhadze. Ale gdzie? Czy może w cukierni Bristol? Wyszyński nie interesuje się takim drobiazgiem. Zadanie Wyszyńskiego polega na tym aby zabezpieczyć oskarżonych przed możliwością sprawdzęnia ich zeznań. Nie ulega żadnej wątpliwości, że pomyłka dotycząca spotkania bez obecności Siedowa kompromituje proces podwójnie. Jednakże więcej niż wszystko inne kompromituje Wyszyńskiego ta okoliczność, że nie stawia on oskarżonym pytań o paszportach, o źródłach pochodzenia fałszywych dokumentów, o miejscu fałszerstwa, nie licząc się z tym, ż e sprawy te, same przez się, biją w oczy. W takim wypadku milczenie Wyszyńskiego demaskuje go również jako Współtwórcę fałszerstwa sądowego.

RADEK

W swej mowie oskarżenia (28 stycznia) prokurator dowodził: „Radek należy do najważniejszych, i trzeba mu oddać sprawiedliwość, najbardziej utalentowanych i zatwardziałych „trockistów”... To niepoprawny człowiek... Jest jednym z najzaufańszych i najbliższych głównemu atamanowi tej bandy Trockiemu...” Wszystkie elementy w tej charakterystyce są fałszywe, za wyjątkiem podkreślenia utalentowania Radka; lecz i w tym wypadku trzeba dodać: jako publicysty. Tylko tyle! Mówić zaś o „zatwardziałości Radka” jako opozycjonisty i o jego zbliżeniu do mnie, to chyba zakrawa na zabawny dowcip.

Radka charakteryzuje przede wszystkim impulsywność, nie stałość, beznadziejność, skłonność do wpadania w nastrój paniczny z powodu byle jakiego niebezpieczeństwa, i wyjątkowa gadatliwość, gdy znajduje się w momencie powodzenia. Te cechy wyrobiły z niego typ gazeciarskiego Figaro, pierwszej klasy, nieocenionego informatora dla dziennikarzy zagranicznych i turystów, jednakże czynią go absolutnie nieprzydatnym do roli konspiratora. W sferze uświadomionych ludzi wprost sensu nie ma mówić o Radku, jako o inspiratorze zamachów terrorystycznych i organizatorze spisku międzynarodowego!

Prokurator nie przypadkowo zresztą nadaje Radkowi cechy całkowicie sprzeczne z jego istotnym charakterem: inaczej nie można by było stworzyć choć cienia psychologicznej podstawy dla oskarżenia. Gdybym bowiem wybrał Radka na politycznego kierownika „czysto-trockistowskiego” centrum, i gdybym właśnie przede wszystkim Radka wtajemniczył w swoje konszachty z Niemcami i Japonią, to bezsprzecznie można by go nazywać nie tylko „upartym” i „niepoprawnym” trockistą, lecz rzeczywiście „jednym z najbliższych” mi i „najbardziej zaufanych” ludzi. Charakterystyka Radka w mowie oskarżenia stanowi najintegralniejszą część całego fałszerstwa sądowego.

Według słów prokuratora — Radek miał być „dygnitarzem piastującym w trockistowskim centrum tekę ministra spraw zagranicznych”. Trzeba przyznać, że Radka istotnie pochłaniały zagadnienia polityki zagranicznej, jednakże zakres jego działalności nie przekraczał publicystyki. I to można wspomnieć, że Radek w pierwszych latach po przewrocie październikowym był członkiem kolegium Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych. Wówczas to dyplomaci sowieccy użalali się w Biurze Politycznym: „co byś nie powiedział w obecności Radka, na drugi dzień paple cała Moskwa”. I właśnie z tych względów Radek został usunięty z grona członków kolegium.

Page 136: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  136  

W swoim czasie Radek był również członkiem Centralnego Komitetu i w takim charakterze miał prawo brać udział w obradach Biura Politycznego. Lenin wówczas zarządził, aby najtajniejsze sprawy dyskutowano tylko podczas nieobecności Radka. Lenin doceniał Radka jako dziennikarza, ale jednocześnie nie znosił jego gadulstwa, niepoważnego stosunku do spraw poważnych oraz nienawidził jego cynizmu.

Warto przytoczyć ocenę Radka wypowiedzianą przez Lenina na VII zjeździe partii (1918) w okresie targów o pokój brzeski. Gdy Radek wygłosił maksymę: „Lenin ustępuje przestrzeń, aby wygrać na czasie”, Lenin zauważył: „Powrócę tu do towarzysza Radka, i chcę przy tej sposobności podkreślić, że udało się mu c a ł k i e m p r z y p a d k o w o wypowiedzieć poważne zdanie”... A dalej znów: „W tym więc przypadku udało się Radkowi całkiem poważnie sprecyzować sytuację”... Ta dwukrotnie zaakcentowana opinia o charakterze Radka cechuje ustosunkowanie się nie tylko samego Lenina, ale i jego najbliższych współpracowników do Radka. Przytoczę tu również inny fakt; oto sześć lat później, w styczniu 1924, Stalin powiedział na partyjnej konferencji, zwołanej na krótko przed śmiercią Lenina: „u większości ludzi głowa kieruje językiem, u Radka język rządzi głową”. Chociaż słowa te nie grzeszą subtelnością, nie pozbawione są pikantnej słuszności. W każdym razie nie wywołały one żadnego zdziwienia u nikogo, ba nawet Radek potraktował je jako... coś naturalnego. Był przyzwyczajony do takiej oceny. Śmiem zatem wątpić, aby ktokolwiek uwierzył, abym naczelne miejsce wśród członków owego gigantycznego spisku obsadził człowiekiem, którego język kieruje głową, i który może tylko „przypadkowo” wypowiadać poważniejsze myśli.

Stosunek Radka do mnie przejawił się w dwóch różnych fazach: W 1923 roku napisał on o mnie artykuł panegiryczny, który uderzył mnie swym wzniosłym tonem („Lew Trocki — organizator zwycięstwa”. Prawda, 14 marca 1923). W okresie moskiewskiego procesu (21 sierpnia 1936) Radek napisał o mnie jeden ze swych najbardziej oszczerczych i cynicznych artykułów. Okres pomiędzy tymi artykułami pół na pół wypełniały kapitulacje Radka. Rok 1929 był tym przełomem w jego polityce i stosunku do mnie. Historię naszych wzajemnych stosunków przed i po 1929 roku można z łatwością skontrolować rok za rokiem na podstawie artykułów i korespondencji. Zreasumowanie tych zasadniczych faktów przynosi i na tym odcinku obalenie prawdziwości aktu oskarżenia.

Od 1923 do 1926 roku Radek wahał się pomiędzy lewą opozycją w Rosji a prawą opozycją komunistyczną w Niemczech (Brandler, Tahlheimer i in.). W momencie otwartego zerwania jakie nastąpiło pomiędzy Stalinem a Zinowiewem (początek 1926 r.) Radek usilnie zabiegał o przeciągnięcie lewej opozycji do bloku z Stalinem. A więc Radek w ciągu prawie trzech lat (okres jak dla Radka nieprawdopodobny) należał do lewej opozycji. Jednakże w łonie samej opozycji Radek rzucał się od lewa do prawa.

Rozwijając w sierpniu 1927 temat dotyczący groźby Termidora, Radek pisał w swych programowych tezach:

„Tendencja, zmierzająca do wyrodzenia się partii i jej kierowniczych instancyj w typie

termidoriańskich zakusów, wyraża się w następujących momentach:... c) w linii dążenia do przewagi kierowniczego aparatu partyjnego w przeciwieństwie do organizacji nizin partyjnych, co znalazło swój klasyczny wyraz w oświadczeniu Stalina na plenum (sierpień 1927): „Kadry te mogą być usunięte od władzy tylko w drodze wojny domowej”. Oświadczenie to jest wszakże klasyczną formą przewrotu bonapartystycznego; d) w dziedzinie polityki zagranicznej, zakreślanej przez Sokolnikowa. Jego tendencje należy otwarcie nazwać termidoriańskimi... i powiedzieć bez ogródek, że znajdują one w łonie

Page 137: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  137  

Centralnego Komitetu pełny wyraz w prawdziwym jego odłamie (Ryków, Kalinin, Woroszyłow, Sokolników) a częściowo w jego centrum (Stalin). Trzeba otwarcie przyznać, że tendencje termidoriańskie wzrastają”.

Cytat ten jest z dwóch względów ważny: po pierwsze — ustala, że Stalin już w 1927 roku

wyraził pogląd, że biurokracja („kadry”) jest niezmienna, i że każdą opozycję przeciwko temu porównywał do wojny domowej (Radek łącznie ze swoją opozycją kwalifikował to oświadczenie jako manifest bonapartyzmu);

po drugie — niedwuznacznie charakteryzuje Sokolnikowa nie jako współtowarzysza, lecz jako przedstawiciela prawego termidoriańskiego odłamu a tymczasem Sokolników jest uznany i figuruje w procesie jako członek „trockistowskiego” centrum.

Pod koniec 1927 Radek, łącznie z setkami innych opozycjonistów, został wykluczony z partii i zesłany na Syberię. Zinowiew, Kamieniew a później Piatakow składają deklarację skruchy („pokajanie”). Radek zaczął się wahać już na wiosnę 1928, jednakże usiłuje jeszcze około roku utrzymać swoją pozycję.

Tak więc, 10 maja Radek pisze z Tobolska do Preobrażeńskiego:

„Odrzucam zinowiewszczyznę i piatakowszczyznę jako dostojewszczyznę. Przecież oni upokorzyli się wbrew swoim przekonaniom. Kłamstwem nie można dopomóc klasie robotniczej. Ci co pozostali na wolności powinni mówić słowa prawdy”.

Dnia 24 Radek, broniąc się przed moimi obawami, pisał do mnie:

...„Nikt nie zamierza odstąpić od swych poglądów. Tak je odstępstwo byłoby tym bardziej śmieszne, gdyż historycznie nasze poglądy znalazły doskonałe potwierdzenie”.

Wynikałoby z tego, że Radek nie ma najmniejszych złudzeń, iź opozycjoniści mogą „kajać

się” tylko w celu zyskania ze strony biurokracji pobłażliwości. Nawet na myśl mu nie przychodziło, że pod płaszczykiem skruchy kryją się szatańskie plany.

Dnia 3 lipca pisał Radek do kapitulanta Wardina:

„Zinowiew i Kamieniew jakoby ogłosili deklarację skruchy tylko dlatego, aby przyjść z pomocą partii, natomiast w rzeczywistości ośmielili się tylko — pisać artykuły przeciwko opozycji. To jest logika sytuacji, w jakiej się znaleźli, gdyż każdy kapitulant musi uzewnętrznić swój akt skruchy”.

Słowa te rzucają zabójcze światło na przyszłe procesy, w których nie tylko Zinowiew i

Kamieniew, ale i sam Radek będzie musiał „udowadniać” szczerość swych poprzednio deklarowanych aktów skruchy.

Latem 1928, Radek wspólnie z Smiłgą, wypracowuje polityczne tezy, w których m. in. słyszymy: „Głęboko mylą się ci, którzy na podobieństwo Piatakowa i innych usiłują p r z y p o m o c y z d r a d y r a t o w a ć s w o j ą p r z e s z ł o ś ć ” . A więc tak to odzywa się Radek o swym przyszłym współtowarzyszu, zgodnie z mitycznym „równoległym centrum”. W tymże jednak czasie sam Radek już się czuł wewnętrznie zachwiany. Jednakże psychologicznie nie mógł jeszcze traktować kapitulacji Piatakowa inaczej jak tylko za zdradę.

Pomimo to dążenia Radka do pogodzenia się z biurokracją najwidoczniej przebijały już w

Page 138: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  138  

jego korespondencji. Toteż F. Dingelstaedt jeden z wybitnych zesłańców młodszego pokolenia, jawnie piętnuje „kapitulacyjne” tendencje Radka. W dniu 8 sierpnia Radek odpowiada Dingelstaedtowi:

„Rozsyłanie pism o kapitulowaniu jest lekkomyślnością, sianiem paniki, niegodne

starego rewolucjonisty... Jeśli się zastanowicie i nerwy Wasze powrócą do równowagi (a potrzebujemy silnych nerwów, bo zesłanie to fraszka w porównaniu z tym, co przyjdzie nam widzieć w przyszłości) wówczas jako stary członek partii zawstydzicie się, żeście tak rychło stracili głowę. Z pozdrowieniem komunistycznym. K. R.”

W liście tym szczególnie uderzają słowa: zesłanie na Syberię to fraszka w porównaniu z

oczekującymi nas represjami. Radek jak gdyby przewidział przyszłe procesy. W dniu 16 września pisze14 Radek do zesłańców przebywających we wsi Kołpaszewo:

„Skoro Stalin żąda od nas przyznania się do swych „błędów” i zapomnienia jego

własnych, to mamy do czynienia z formułą wymagającą od nas kapitulacji, jako od specjalnego odłamu ideowego i dążącą do podporządkowania nas centrum. Na takich warunkach gotów jest ułaskawić nas. Jednakże tych warunków przyjąć nie możemy”.

Tego samego dnia pisze Radek do Wraczewa na temat spadających nań ciosów i zarzutów ze

strony bardziej stałych opozycjonistów:

„Żadne hańbowanie nie powstrzyma mnie od wypełnienia mego posłannictwa. A kto na podstawie tej krytyki (tj. krytyki Radka) nadal będzie bzdurzył o przygotowywaniu piatakowszczyzny, sam sobie wystawi świadectwo umysłowego ubóstwa”.

Piatakow jeszcze wówczas stanowił dla Radka miarę skrajnego upadku politycznego. Już

same ten cytat, przedstawiający istotny obraz procesu rozłożenia się opozycji i przechodzenia jej nieodpornego i oportunistycznego odłamu do obozu biurokracji, najzupełniej obala policyjną wersję oskarżenia o traktowaniu kapitulacji jako metody spisku przeciwko partii.

W październiku 1928 roku Radek podejmuje próbę wezwania Centralnego Komitetu, aby ten przykrócił, lub co najmniej zmiękczył prześladowania opozycji. „Nie licząc się z tym że starsi spośród nas ćwierć wieku walczyli w imię komunizmu... — pisze on z Syberii do Moskwy — wykluczyliście nas z partii, skazali na zesłanie jak kontrrewolucjonistów... na podstawie oskarżenia, które nie stanowi dyshonoru dla nas, lecz plami cześć tych, którzy to oskarżenie podnieśli”. (58 art. Kodeksu Karnego) Radek wylicza szereg wypadków okrutnego obchodzenia się z zesłańcami. — Sybiriakowem, Alskim, Choreczką — i pisze w dalszym ciągu:

„Jednak sprawa z chorobą Trockiego wymaga położenia kresu tym cierpieniom. Nie

możemy milczeć i pozostawać bezczynnymi, gdy malaria pożera siły bojowca, który całe swoje życie oddał służbie dla klasy robotniczej i który był mieczem rewolucji”.

Tak brzmiało jedno z ostatnich oświadczeń Radka — opozycjonisty i ostatni jego miarodajny

sąd o mnie. Z początkiem 1929 roku przestaje on ukrywać swoje wahania, a w połowie czerwca,

                                                                                                               14  „Biuletyn Opozycji” nr 3—4, wrzesień 1929.

Page 139: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  139  

po rozmowach z władzami partii i GPU, Radek — kapitulant powraca do Moskwy, prawda, że jeszcze pod konwojem.

Na jednej z syberyjskich stacji kolejowych doszło do wymiany zdań pomiędzy zesłańcami a Radkiem. Epizod ten, jako relację z objętej z Radkiem rozmowy, zesłaniec ów opisał w korespondencji zagranicznej15.

Pytanie: A jaki wasz stosunek do Lwa Dawidowicza (Trockiego)? Radek: Z Lwem Dawidowiczem ostatecznie zerwałem. Odtąd jesteśmy politycznymi

wrogami... Ze wspólnikiem lorda Bearverbrooka nic wspólnego nie mamy. Pytanie: Czy zażądacie zmiany 58 paragrafu Kodeksu Karnego? Radek: W żadnym wypadku! Dla tych, którzy pójdą za nami paragraf ten nie będzie miał

znaczenia. Jednakże skutków 58 paragrafu nie zdejmiemy z tych, którzy będą prowadzić roboty podkopywania się pod partię, którzy będą podniecać niezadowolenie mas.

Agenci OGPU nie pozwolili nam dokończyć rozmowy. Zapędzili oni Radka do wagonu, oskarżając go o agitację przeciwko zesłaniu Trockiego.

Radek z okna wagonu krzyczał: „a więc ja agituję przeciwko zesłaniu Trockiego? Ha, ha, ha!... Agituję towarzyszy, aby powrócili do partii! „Agenci OGPU, milcząc przysłuchiwali się i coraz to bardziej odpychali Karola — od okna. Pociąg pospieszny ruszył w dalszą drogę”...

Na tle tego jaskrawego opowiadania, które przedstawia Radka jak żywego, napisałem w komentarzu redakcyjnym: „Nasz korespondent mówi, że w przyczynach (kapitulacji) leży „tchórzostwo”. Takie sformułowanie może wydawać się zbyt uproszczone. W istocie jednak jest słuszne, oczywiście, że chodzi tu o „tchórzostwo polityczne — osobiste bowiem bynajmniej tu nie obowiązuje, chociaż oba te rodzaje pokrywają dość często”. Ta charakterystyka Radka odpowiada mi najzupełniej.

Jeszcze wcześniej, tj. 14 czerwca, zanim depesze przyniosły wiadomości o „szczerej skrusze” Radka, pisałem16:

„Jeśli Radek skapituluje, wykreśli się tym samym spośród żywych. Zostanie

zaliczony do kategorii ludzi na których czele stoi Zinowiew, kategorii na wpół powieszonych, na wpół ułaskawionych. Ci ludzie boją się wypowiedzieć głośno choćby jedno słowo, lękają się posiadać własne przekonania i żyją tylko oglądaniem się za własnym cieniem”.

Nie minął jeszcze marzec (7 lipca), gdy pisałem z powodu kapitulacji Radka:

„Ogólnie biorąc nikt nie zarzucał Radkowi wytrwałości i konsekwencji”. Słowa te mają charakter repliki politycznej, skierowanej przeciwko prokuratorowi

Wyszyńskiemu, który dopiero po siedmiu latach oskarża Radka o „stanowczość i konsekwencję”.

Pod koniec lipca powracam jeszcze raz do tego samego tematu — tym razem spoglądając w szersze perspektywy:

                                                                                                               15  „Biuletyn Opozycji” nr 6 październik 1929. 16  „Biuletyn opozycji” nr 1—2, lipiec 1929.

Page 140: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  140  

„Kapitulacja Radka, Smiłgi, Preobrażeńskiego jest swego rodzaju doniosłym faktem. Wykazuje ona przede wszystkim jak bardzo już nadwyrężyło się liczne i bohaterskie pokolenie rewolucjonistów, które los skazał na przeżycie wojny i rewolucji październikowej. Trzej starzy i zasłużeni rewolucjoniści wykreślili się z księgi ludzi żyjących. Pozbawili się przede wszystkim prawa do zaufania. Tego im już nikt nie wróci”.

W połowie 1929 roku nazwisko Radka staje się wśród szeregów opozycji synonimem

poniżających form kapitulacji i zdradliwych ciosów zadanych w plecy wczorajszym przyjaciołom. Wspomniany już Dingelstaedt, aby jaskrawiej podkreślić trudności położenia Stalina, pisze ironicznie: „Czy zdoła dopomóc mu w tym renegat Radek?” Chcąc zmienić swój pogardliwy stosunek do dokumentu nowej kapitulacji, Dingelstaedt dodaje: „To otwiera Ci drogę do Radka” (22 września 1929).

Inny znów zesłaniec — opozycjonista pisze 27 października z Syberii do „Biuletynu” (nr 7, listopad—grudzień 1929):

„Szczególnie podły charakter— innego słowa znaleźć nie mogę — przyjęła robota

Radka. Żyje on potwarzą, plotką i zapamiętale zapluwa własny dzień wczorajszy”. Rakowski opisuje17 (jesienią 1929) jak Preobrażeński i Radek wstąpili na drogę kapitulacji:

„Pierwszy — ze znaną mi konsekwencją, drugi — z wrodzoną mu umiejętnością

wykrętasów i koziołków od najskrajniejszej lewicy — do takiej samej prawicy — z powrotem”.

Rakowski zaznacza z sarkazmem, że każdy kapitulant, występując z szeregów opozycji, jest

przymuszony „kopnąć Trockiego swoim kopytem podkutym «hacelami radkowskiej roboty»”. Wszystkie te cytaty mówią same za siebie. Istotnie, system kapitulacyj nie był wojskowym podstępem „trockizmu”!

W lecie 1929 odwiedził mnie w Konstantynopolu były członek mojego wojskowego sekretariatu, Blumkin, przebywający wówczas w Turcji. Po powrocie do Moskwy Blumkin opowiedział Radkowi o spotkaniu.

Radek momentalnie go wsypał. W tym okresie GPU jeszcze nie przewidywało oskarżenia o uprawianie „terroru”. Niemniej jednakże Blumkin został natychmiast rozstrzelany, bez sądu i rozgłosu. Przytoczę wyjątek tego co opublikowałem wówczas w „Biuletynie” na podstawie listów otrzymanych z Moskwy z dnia 25 grudnia 1929 r.:

„Nerwowe gadulstwo Radka jest znane powszechnie. Teraz jednak jest on

zdemoralizowany tak jak inni kapitulanci... Utraciwszy resztki poczucia moralnego Radek nie cofa się przed najpodlejszym czynem”. Następnie nazywam Radka „upadłym histerykiem”. Korespondencja drobiazgowo opowiada jak „Blumkin po rozmowie z Radkiem zrozumiał, że jest stracony”. Pośród szeregów trockistów Radek uważany był za najpodlejszą figurę: „ten to już nie tylko kapitulant, lecz zwyczajny zdrajca i sprzedawczyk”.

                                                                                                               17  „Biuletyn Opozycji” nr 7, listopad—grudzień 1929.

Page 141: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  141  

Po siedmiu latach — muszę tu wybiec nieco w przyszłość — Radek oświadczył w artykule18, domagając się śmierci dla Zinowiewa i innych, jakobym ja w 1929 roku polecił Blumkinowi „organizować napady na przedstawicielstwa handlowe Sowietów za granicą, celem zdobywania pieniędzy, nieodzownych (dla mnie) dla prowadzenia antysowieckiej działalności”. Nie będę zastanawiać się na bezmyślnością tego „zlecenia”: przedstawicielstwa, sądzić wypada, nie trzymają pieniędzy w swoich lokalach, lecz w bankach! Interesuje mnie co innego: w sierpniu 1936 r. Radek miał być — według jego własnych słów — członkiem centrum trockistowskiego. Cztery miesiące później, po aresztowaniu go zaprzeczał — według jego zeznań na rozprawie — jakiegokolwiek bądź udziału w spisku, tj. zgodnie z charakterystyką nakreśloną przez prokuratora, przedstawiał typ „upartego i zagorzałego trockisty”. Dlaczego więc 21 sierpnia 1936 — bez najmniejszej potrzeby — zwalał na mnie, jako na „wodza” spisku, najpotworniejsze i głupie zbrodnie! Może znajdzie się ktoś, kto by wynalazł wyjaśnienie nadające się do włączenia go do schematu Wyszyńskiego. Ja osobiście nie podejmuję się takiej próby.

Dziką wrogość, jaka zapanowała pomiędzy Radkiem a opozycją, można śledzić z roku na rok. Niestety zmuszony jestem ograniczać się w wyborze ilustracyj — jako dowodów rzeczowych.

Trzynastu zesłanych opozycjonistów w Kańsku (Syberia), zwracając się z protestem do prezydium XVI zjazdu Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (czerwiec 1930) pisało m. in.: „Kolegium GPU ZSRR opierając się na zawiadomieniu zdrajcy i renegata Karola Radka, skazało na najwyższy wymiar kary towarzysza Blumkina, do ostatniej chwili członka W. K. P.”

Zesłaniec-opozycjonista, charakteryzując w „Biuletynie Opozycji”19 polityczny i moralny upadek kapitulantów, nie zapomina dodać: „W najszybszym tempie ginie Radek. Nie tylko szeregowi, lecz i przywódcy spośród kapitulantów innych ugrupowań, usiłują dać do zrozumienia, że nie tylko politycznie, ale osobiście nie mają z nim nic wspólnego. Bardziej szczerzy spośród nich mówią wprost: „Radek przyjął na siebie brudną, zdradziecką rolę...” Zaznaczę tylko — dodaje korespondent — drobny, lecz charakterystyczny fakt cynizmu Radka. W odpowiedzi na prośbę o pomoc ciężko choremu zesłanemu bolszewikowi, Radek odmówił, dodając „prędzej się nawróci”. Zastosował własną plugawą miarę! Z Moskwy piszą20 do Biuletynu, datując 15 listopada 1931:

„Na froncie kapitulantów — bez zmian. Zinowiew pisze książkę o II Międzynarodówce. Politycznie ani on, ani Kamieniew nie istnieją. Co do pozostałych — szkoda nawet mówić. Natomiast wyjątek stanowi Radek. Ten zaczyna odgrywać „rolę”. Faktycznie Radek kieruje „Izwiestijami”. Zareklamował się na tym swoim nowym stanowisku jako „osobisty przyjaciel Stalina”. Czyżby to był żart? Przy każdej sposobności, w każdej rozmowie Radek usilnie stara się dawać do zrozumienia, że żyje na równej stopie ze Stalinem. „Wczoraj, gdy byłem na herbatce u Stalina...” itd., itd.

Jeśli istotnie Radek, w przeciwieństwie do innych kapitulantów, zaczął odgrywać pewną rolę,

to tylko dlatego, że całym swoim postępowaniem zdobył zaufanie sfer rządzących. Podkreślę przy sposobności, że przytoczona powyżej korespondencja ogłoszona została akurat, gdy zgodnie z aktem oskarżenia — rzekomo podejmowałem wszelakie próby, aby przyciągnąć

                                                                                                               18  „Izwiestija” 21 sierpnia 1936. 19  Nr 19, marzec 1931. 20  „Biuletyn Opozycji” nr 25—26, listopad—grudzień, 1931.

Page 142: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  142  

Radka do planów terrorystycznych. Widać z tego, że musiałbym starać się, aby lewą ręką burzyć to, co budowała prawa.

Dyskusja, jaka rozwinęła się dookoła osoby Radka, przyjęła charakter międzynarodowy. A więc, niemiecka opozycyjna organizacja „Leninbund” opublikowała oświadczenie Radka, Smiłgi i Preobrażenskiego i zaproponowała mi, abym „na tych samych uprawnieniach” ogłosił swoje credo. W październiku 1929 odpowiedziałem kierownikom „Leninbundu”: „Czy nie jest to wszystko dziwne? Ja, w swojej broszurce, bronię punktu widzenia wszelakiej opozycji. Radek, Smiłga i Preobrażenski są renegatami, nieprzejednanymi wrogami rosyjskiej opozycji, przy czym Radek nie gardzi żadnym oszczerstwem”. W ciągu tych lat można znaleźć w wydawanych przez lewą opozycję we wszystkich obcych językach sporą ilość nieprzychylnych lub pogardliwych artykułów i notatek pod adresem Radka.

Amerykański dziennikarz Maks Shachtman jeden z moich sympatyków, doskonale zorientowany co do stosunków wewnętrznych opozycji rosyjskiej, przysłał mi z Nowego Jorku w dniu 13 marca 1932 szereg dawnych odezwań się Radka pod moim adresem. Zaopatrzył to takim komentarzem:

„Wobec recitalu chóru stalinowskiego, w którym śpiewa obecnie Radek, czy nie

byłoby pouczające przypomnienie robotnikom komunistom, że około 12 lat temu, a więc zanim walka przeciwko „trockizmowi” stała się dochodową imprezą, Radek śpiewał zupełnie inne piosenki?”

„W lutym 1932 roku — zeznawał Radek na procesie — otrzymałem od Trockiego list. Pisał

on wówczas, że znając mnie jako jednostkę czynną, był przekonany, że powrócę do metod walki”. W trzy miesiące po wysłaniu tego rzekomego listu, pisałem 24 maja 1932 do Weissbroda do Nowego Yorku: ...„ideowy i moralny rozkład Radka dowodzi nie tylko tego, że Radek nie jest urobiony z pierwszorzędnego materiału, ale i tego, że system rządów Stalina może opierać się tylko albo na ludziach bez indywidualnego oblicza, albo na moralnie zgniłych”.

W tym tkwi prawdziwy wyraz mojej oceny „czynnej jednostki” — Radka. W maju 1932 niemiecka liberalna gazeta „Berliner Tageblatt” w specjalnym numerze

poświęconym gospodarstwu ZSRR zamieściła artykuł Radka, w którym po raz 101 demaskował moją niewiarę w możliwość zorganizowania socjalizmu w jednym kraju. „Ten pogląd skrytykowali negatywnie nie tylko jawni wrogowie ZSRR — pisał Radek — ale dziś zaprzecza temu nawet sam Trocki”. Odpowiedziałem na to wzmianką w „Biuletynie”21 pt. „Niepoważny człowiek o poważnym zagadnieniu”. Podkreślam przy tej sposobności, że właśnie na wiosnę tego roku Radek przybył do Genewy, gdzie miał jakoby otrzymać za pośrednictwem Romma list ode mnie z poleceniem, aby jak najrychlej wymordował sowieckich wodzów. Znowu wynikałoby z tego, że „niepoważnemu człowiekowi” dawałem „poważne” zalecenia!

W ciągu lat 1933—1936 moja łączność z Radkiem nabiera, jeśli uwierzymy jego zeznaniom, charakteru nierozerwalności. To nie przeszkadza mu przerabiać z pasją historię rewolucji w sensie osobistych interesów Stalina. Dnia 21 listopada 1935 roku, a więc trzy tygodnie przed „lotem” Piatakowa do Oslo, Radek publikował w „Prawdzie” relacje ze swej rozmowy z jakimś cudzoziemcem: „opowiedziałem mu, jak to Stalin, najbliższy doradca Lenina — kierował organizacją frontu i opracowywaniem strategicznych planów, dzięki którym odnieśliśmy zwycięstwo”. W ten sposób zostałem całkowicie wykreślony z historii wojny domowej.

                                                                                                               21  Nr 28, lipiec 1932.

Page 143: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  143  

Niezależnie od tego tenże sam Radek potrafił pisać zupełnie inaczej. Wspominałem już o jego artykule pt. „Lew Trocki — organizator zwycięstwa”22. Wobec tego czuję się zmuszony przytoczyć niektóre ustępy:

„Potrzebny był człowiek, który by był ucieleśnieniem hasła bojowego, który, poświęciwszy się całkowicie temu zadaniu, stał się dzwonem, wzywającym pod broń, wolą, żądającą od wszystkich bezinteresownego podporządkowania się wielkiej krwawej potrzebie. Tylko człowiek pracujący jak Trocki, tylko człowiek nieoszczędzający się jak Trocki, tylko człowiek umiejący tak przemawiać do żołnierza jak Trocki — tylko taki człowiek mógł stać się chorążym uzbrojonego ludu robotniczego. On był wszystkim w jednej osobie”.

A więc w 1923 roku byłem „wszystkim”, zaś w 1935 stałem się dla Radka „niczym”. W

wielkim artykule z 1923 roku nie znajdujemy ani jednej wzmianki o Stalinie. W roku 1935 okazuje się, że „organizatorem zwycięstwa” jest — Stalin.

Radek posiada zatem do rozporządzenia dwie całkowicie różne historie wojny domowej: jedna dla 1923 roku, druga — dla 1935. Obydwa te warianty, niezależnie od tego, który z nich jest prawdziwy, charakteryzują nieomylnie nie tylko stopień prawości Radka, lecz także jego stosunek do mnie i Stalina w dwóch różnych okresach. Jakoby, związawszy swój los z moimi węzłami spisku, Radek niezmordowanie bezcześcił i oczerniał mnie. Natomiast, zdecydowawszy się zamordować Stalina, przez całe siedem lat z zapałem czyścił mu buty.

Jednak to jeszcze nie wszystko. W styczniu 1935 Zinowiew, Kamieniew i inni skazani zostali w związku z zamordowaniem Kirowa na lata więzienia.

Na sądzie przyznali oni ze skruchą, że dążeniem ich było „odrodzenie kapitalizmu”. „W Biuletynie Opozycji” napiętnowałem to oskarżenie jako ordynarne i bezmyślne fałszerstwo. Któż oto wystąpił w obronie Wyszyńskiego? Radek!

„Nie chodzi o to — pisał w „Prawdzie” — czy kapitalizm jest ideałem panów Trockich

i Zinowiewów, lecz o to, że jeśli zorganizowanie socjalizmu jest niemożliwe w naszym państwie... itd.”

Odpowiedziałem w „Biuletynie”23:

„Radek bełkoce, że Zinowiew i Kamieniew nie knuli żadnych spisków w celu

odbudowania kapitalizmu — wbrew temu, co bezwstydnie twierdziło oficjalne oświadczenie, jedynie tylko zaprzeczali teorii o możliwości socjalizmu w jednym państwie”.

Artykuł Radka w 1935 roku, będąc naturalnym ogniwem w łańcuchu jego oszczerstw

rzucanych na opozycję, przygotowywał jego wystąpienie w sierpniu 1936: Zinowiewsko-trockistowska banda i jej hetman Trocki”. Artykuł ten był znowu z kolei bezpośrednim wprowadzeniem do sądowych zeznań Radka w styczniu 1937. Każdy następujący etap wiąże się logicznie z poprzedzającymi wystąpieniami Radka. Właśnie tak postępowano dlatego, gdyż,

                                                                                                               22  Prawda, 14 marca 1923. 23  Nr 93, kwiecień 1935.

Page 144: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  144  

jeśliby Radek figurował na procesie tylko w charakterze świadka oskarżenia, zdecydowanie nikt by mu nie uwierzył. Radka trzeba było zamienić na oskarżonego, zawiesić nad jego głową miecz Damoklesa — grozę wyroku kary śmierci, tak aby jego zeznania świadka przeciwko mnie uzyskały pożądaną wagę. Sposób w jaki osiągnięto zamienienie Radka w oskarżonego, jest zagadnieniem szczególnym, dotyczącym istoty całej dziedziny inkwizycyjnej techniki. Teraz już zupełnie jasno zdajemy sobie sprawę, że Radek zajął miejsce na ławie oskarżonych, nie jako wczorajszy mój sympatyk, współpracownik i przyjaciel, ale jako stary kapitulant, zdrajca Blumkina, zdemoralizowany agent Stalina i GPU jako najbardziej wiarołomny z grona moich wrogów.

***

I tu rodzi się pytanie — w jaki to sposób, ze względu na wszystkie te dokumenty i fakty, rząd

mógł zdecydować się na przedstawienie Radka jako przywódcy trockistowskiego spisku? Wniosek taki odnosi się nie tylko do osoby Radka, lecz przede wszystkim do całego procesu.

Radek został zamieniony na trockistę za pomocą tej samej techniki — co i ja sam jako sojusznik Mikado. Na postawione powyżej pytanie można odpowiedzieć krótko w ten sposób:

1. Dla metody „przyznawania się” potrzebni byli tylko kapitulanci, którzy mieli poza sobą długą szkołę „pokajań się”, poniżeń i oszczerstw rzucanych na samych siebie;

2. organizatorzy procesu nie posiadali i nie mogli znaleźć bardziej odpowiedniego kandydata do odegrania roli jaką powierzono Radkowi;

3. organizatorzy stuprocentowo liczyli na ogólny efekt jaki wywołają publiczne deklaracje skruchy i rozstrzelania, to powinno zagłuszyć głos krytyki. To są metody Stalina, jakimi się zwykł posługiwać. Taki jest obecny system polityki ZSRR Przykład Radka jest tylko jaskrawą ilustracją istniejących warunków.

„ŚWIADEK” WŁODZIMIERZ ROMM

Cała osnowa procesu jest przegniła. Przekonamy się o tym z zeznań Włodzimierza Romma, bardzo ważnego świadka, przywiezionego do sądu w celu składania zeznań z więzienia i pod konwojem. Jeżeli pozostawimy na uboczu przelot Piatakowa do Oslo na urojonym samolocie, to Romm — podług intencji oskarżenia — powinien stanowić główne ogniwo, wiążące mnie z „równoległym centrum” (Piatakow — Radek — Sokolników — Sieriebriakow). Romm miał pośredniczyć w wymianie listów pomiędzy mną i Radkiem; spotykał się on osobiście nie tylko z synem moim, Siedowem, ale i ze mną samym. Któż to jest ten świadek? Co robił i co widział? Jakie były jego pobudki współdziałania ze spiskiem? Przyjrzyjmy mu się baczniej.

Romm, ma się rozumieć, występuje w charakterze „trockisty”. Bez mianowanych przez GPU trockistów nie byłoby spisku trockistowskiego. Radzi byśmy dowiedzieć się, kiedy właściwie Romm przystał do trockistów, jeżeli w ogóle kiedyś do nich przynależał. Już jednak na to pierwsze i, zdawałoby się, ważne pytanie otrzymujemy podejrzaną odpowiedź.

Wyszyński: Co was łączyło z Radkiem w przeszłości? Romm: Z początku zaznajomiliśmy się na terenie pracy literackiej, następnie w 1926—27

roku wiązała nas wspólna „antypartyjna robota trockistowska”. Oto cała odpowiedź na podprowadzające pytanie Wyszyńskiego! Przede wszystkim zwraca

na siebie uwagę sam sposób wyrażania się; świadek nie mówi o swojej robocie opozycyjnej ani

Page 145: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  145  

jednym słowem, nie charakteryzuje jej treści, tylko od razu kwalifikuje ją do kryminału, jako: „trockistowską antypartyjną robotę”. Romm po prostu poddał sądowi gotową formułę, jaka była potrzebna do zamieszczenia w sprawozdaniu sądowym. W podobny sposób zachowują się dyscyplinowani świadkowie i oskarżeni w procesach Stalina—Wyszyńskiego (niedyscyplinowanych rozstrzeliwują przed rozpoczęciem procesu). Przez wdzięczność za oddaną przysługę prokurator nie utrudnia świadkowi zadania i nie pyta go wcale, w jakich na przykład okolicznościach przystąpił on do opozycji, albo na czym mianowicie polegała jego „antypartyjną robota”? Zasadniczym prawidłem Wyszyńskiego jest — nie stawiać świadków ani oskarżonych w kłopotliwym położeniu. Ale i bez pomocy prokuratora nie trudno zdać sobie sprawę, że już przy pierwszym swym zeznaniu Romm nie mówi prawdy. Lata 1926 i 27 były okresem najszerszego rozmachu działalności opozycyjnej. W tym bowiem czasie opracowano i ogłoszono drukiem program opozycji, w łonie partii toczyły się gorące dyskusje, odbywały się bardzo liczne zebrania, na które W samej Moskwie i Leningradzie uczęszczały dziesiątki tysięcy robotników, wreszcie w październikowych manifestacjach opozycja brała udział z własnymi transparentami. Gdyby Romm istotnie należał w tym okresie do opozycji, musiałby być w ścisłych stosunkach z bardzo wielu osobistościami, tymczasem wymienia on ostrożnie tylko Radka. Prawda, pan Trojanowski upewniał wszystkich w Nowym Jorku, że Romm „istotnie” był trockistą, ale stenograficzne sprawozdanie przebiegu procesu obaliło kłamliwe zaświadczenie dyplomaty. Oto, co Radek powiedział o Rommie: „Znałem Romma od 1925 roku... nie był on działaczem w pełnym znaczeniu tego słowa... przystał on do nas tylko w związku z zagadnieniem chińskim”. Innymi słowami, znaczy to, że w wszelkich pozostałych sprawach do opozycji nie należał. I oto człowiek ten, który nawet, wedle słów Radka, stykał się z nim tylko epizodycznie w sprawie „zagadnienia chińskiego” (1927 r.), naraz przedstawiony jest światu jako... terrorysta.

Dla czego mianowicie na Romma przypadł los występowania w roli agenta-łącznika? Dlatego, że jako korespondent zagraniczny bywał W Genewie, Paryżu i Stanach Zjednoczonych, posiadał bowiem techniczne możliwości odegrania takiej roli, która łatwo mogła być przez GPU doczepiona do uprzednich minionych zadań. A ponieważ wskutek dziesięciokrotnej „czystki”, której od końca 1927 roku podlegały wszystkie przedstawicielstwa i instytucje zagraniczne ZSRR, trudno było, szukając nawet z latarnią, znaleźć zagranicznego „trockistę”, a chociażby i kapitulanta, przeto Jeżów wpadł na pomysł zamianowania Romma trockistą. Wyszyński zatem milcząco zadowolił się odpowiedzią co do jego „antypartyjnych” stosunków z Radkiem w latach 1926—27.

Co jednakowoż robił Romm po 1927 roku? Czy zerwał z opozycją, czy też pozostał jej wierny. Czy kajał się za popełnione winy, czy też nie miał powodów do kajania? O tym ani słowa. Prokuratora nie obchodzi psychologia polityczna, on woli interesować się geografią.

Wyszyński: Czy był pan w Genewie? Romm: Tak jest, byłem korespondentem TASS w Genewie i w Paryżu. W Genewie od 1930

do 1934 roku. Czy Romm podczas swej bytności za granicą czytywał „Biuletyn Opozycji”? Czy opłacał

prenumeratę i składki? Czy spróbował choć raz zetknąć się ze mną osobiście? O tym wszystkim ani słowa. Przecież napisanie do mnie listu z Genewy lub Paryża nie przedstawiało najmniejszej trudności, należało tylko zainteresować się opozycją i moją osobistą działalnością. O tym wszystkim Romm wcale nie wspomina i rozumie się, że prokurator nie będzie go o to zapytywać. Wynika z tego, że Romm swoją „antypartyjną robotę”, wiadomą tylko Radkowi, zakończył w 1927 roku, jeżeli w ogóle można przypuścić, bodaj na minutę, że ją kiedykolwiek wykonywał.

Page 146: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  146  

Nie należy zapominać, że na korespondenta TASS nie posyłają do Genewy lub Paryża pierwszego lepszego z brzegu. GPU starannie dobiera ludzi i wymaga zapewnienia oraz i gotowości do prac w zakresie nieprzewidzianym.

Niemądrze w takim razie postąpił Romm, jeżeli podczas pobytu swego za granicą nie zainteresował się moją „opozycyjną” działalnością.

Wyszyński potrzebował agenta, który by utrzymywał łączność ze mną, jednakże nie miał pod ręką kandydata z lepszymi kwalifikacjami. Naraz okazało się, że latem 1931 roku Romm, w przejeździe przez Berlin, spotkał się z Putną, który zaproponował mu „zaznajomienie” z Siedowem. Kto to jest Putna? Jest to świetny oficer sztabu generalnego, uczestnik wojny domowej, następnie attaché wojskowy W Londynie. Przez pewien przeciąg czasu, o ile słyszałem jeszcze przed zesłaniem do Azji środkowej (1928 r.), Putna podobno istotnie był sympatykiem opozycji, a nawet, być może, brał w niej udział. Ja osobiście rzadko się z nim spotykałem i omawialiśmy tylko sprawy wojskowe. Natomiast na temat opozycji nigdy nie wymienialiśmy swoich poglądów. Czy musiał się „kajać”, czy też nie, nawet nie wiem tego. W każdym razie, gdy przeczytałem, że Putna został naznaczony na odpowiedzialne stanowisko attaché wojskowego w Londynie, doszedłem do przekonania, że zdołał w pełni odzyskać zaufanie władz. Przy takim układzie rzeczy żadne stosunki Putny ani ze mną, ani z synem moim za granicą istnieć nie mogły. Jednakowoż ze sprawozdania sądowego dowiaduję się wśród innych niespodzianek, że właśnie Putna proponuje Rommowi ułatwienie „zapoznania” się z Siedowem. W jakim celu? Romm o to nawet nie spytał, tylko po prostu propozycję Putny przyjął, pomimo że poprzednio nie miał z nim żadnych stosunków politycznych i wcale o nich nie wspomina. W taki to sposób, po czteroletniej przerwie Romm, nie wiadomo dlaczego, godzi się powrócić do „trockistowskiej antypartyjnej roboty”. Wierny swoim zasadom w sądzie ani słowem nie napomyka o swoich motywach politycznych: czy zamierzał zdobyć „władzę”, czy dążył do wznowienia kapitalizmu, czy pałał nienawiścią do Stalina, czy nęciło go przystąpienie do faszyzmu, czy może po prostu wpływała na niego stara przyjaźń z Radkiem, który zresztą, jak słyszę, już od dwóch lat zdążył wzbudzić w sobie skruchę i wyklinał opozycję, bijąc się w piersi? Prokurator, naturalnie, nie chciał świadka zastraszać pytaniami nie w porę. Romm nie jest obowiązany do posiadania jakiejś politycznej psychologii. Jego zadanie polega na stwierdzeniu istnienia stosunków pomiędzy Radkiem i Trockim, a za jednym zamachem i skompromitowaniu Putny, który tymczasem w więzieniu uczył się na zapas, jak należy składać „zeznania”.

„Spotkałem się z Siedowem — mówi dalej Romm — i na jego pytanie, czy jestem gotów o ile zajdzie tego potrzeba (!) potwierdzić łączność z Radkiem, dałem odpowiedź twierdzącą”... Romm zawsze daje odpowiedź twierdzącą, ale bez wyjaśnienia motywów. Tymczasem Romm nie mógł nie wiedzieć, że Blumkin za takie spotkanie ze mną w 1929 i za próbę doręczenia mego listu przyjaciołom w Rosji został rozstrzelany. List ten dotychczas znajduje się w archiwach GPU Jednakże dokument ten tak dalece nie odpowiada celom Wyszyńskiego i Stalina, że im na myśl nie przyszło opublikowanie listu. W każdym razie na to aby, po rozstrzelaniu Blumkina, podjąć się misji agenta-łącznika, Romm musiałby być pełnym zaparcia i heroizmu opozycjonistą. Czemuż więc milczał przez całe cztery lata? Dlaczego czekał na przypadkowe spotkanie z Putną i widzenie się z Siedowem? Dlaczego natomiast starczyło tego jednego widzenia, aby Romm, bez wzdragania, podjął się tak niebezpiecznego zlecenia? Psychologia ludzka nie istnieje w tym procesie. Świadkowie, zarówno i oskarżeni, opowiadają tylko o tych „czynach”, które są potrzebne prokuratorowi Wyszyńskiemu. „Czynów” tych nie wiążą między sobą ani myśli, ani uczucia ludzkie nie odgrywają tu żadnej roli, jedynie a priori ułożono schemat aktu oskarżenia.

Page 147: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  147  

Na wiosnę następnego roku, gdy Radek przyjechał do Genewy, Romm „doręczył mu list Trockiego, który dostał niedawno przed tym w Paryżu”. A zatem na wiosnę 1931 roku Siedow, mówiąc o przypuszczalnym stosunku z Radkiem, wyraża się: „jeżeli zajdzie tego potrzeba”... Czyżby już wtedy Siedow przewidywał przyjazd Radka do Genewy? Oczywiście nie, gdyż w lecie 1931 roku sam Radek nie przewidywał wcale swego przyszłego wyjazdu. Tak czy inaczej, w trzy kwartały po rozmowie berlińskiej, Siedow uzyskał możność wykorzystania danej mu przez Romma obietnicy. O czym jednak myślał Romm w czasie pomiędzy latem 1931 roku, gdy zasadniczo przystąpił do „spisku”, a wiosną 1932 roku, gdy w tej akcji wykonał pierwszy czyn? Czy chociaż teraz spróbował wejść ze mną w styczność? Czy zainteresował się moimi książkami, wydawnictwami, przyjaciółmi? Czy prowadził rozmowy polityczne z Siedowem? Nic podobnego. On po prostu tylko podjął się zlecenia, które mogło go kosztować życie, reszta go wcale nie obchodziła. Czy Romm podobny jest do ideowego trockisty? Wątpię. Ale za to podobny jest, jak dwie krople wody, do agenta-prowokatora GPU, gdyby... gdyby istotnie spełniał te wszystkie czyny, o których rozpowiada. W rzeczywistości wszystkie te czyny są wymyślone i doczepione do daty wstecz, zresztą będziemy jeszcze mieli możność o tym się przekonać.

W jakich okolicznościach Siedow doręczył Rommowi list dla Radka na wiosnę 1932 roku? Odpowiedź na to pytanie jest osobliwa: „Parę dni przed moim odjazdem do Genewy, — powiada Romm, — bawiąc w Paryżu, otrzymałem pocztą miejską list, zawierający krótką karteczkę od Siedowa z prośbą doręczenia załączonego w kopercie listu Radkowi”. Tak więc po upływie 9—10 miesięcy, w ciągu których ileż to pokajań, zdrad i prowokacji miało miejsce, po jednym jedynym spotkaniu z Rommem, Siedow, bez żadnego uprzedniego sprawdzenia, posyła mu list konspiracyjny, oraz, żeby dopełnić miary największej lekkomyślności, czyni to za pośrednictwem „poczty miejskiej”. Czemu nie z ręki do ręki? Wyszyński, ma się rozumieć, nie porusza tego drażliwego pytania. My to jednak wyjaśnimy. Ani GPU, ani Wyszyński, ani tym bardziej Romm, nie wiedzą na pewno, gdzie mianowicie na wiosnę 1932 roku bawił Siedow, w Paryżu, czy też w Berlinie? Czy na miejsce spotkania wybrać Montparnasse, czy też Tiergarten? Lepiej będzie ominąć tę podwodną rafę. Wprawdzie wzmianka o poczcie miejskiej nasuwa przypuszczenie, że Siedow przebywał w Paryżu, ale w takim razie, jeżeli „będzie potrzeba”, można powiedzieć, że Siedow przesłał list z Berlina do swego agenta w Paryżu, a ten posłużył się miejską pocztą paryską. Jacyż ci trockistowscy spiskowcy nieostrożni i niezaradni! Ale być może, że Trocki napisał list swój szyfrem lub bezbarwnym atramentem? Posłuchajmy, co o tym mówi świadek:

Romm: „List ten zabrałem z sobą do Genewy i przy spotkaniu oddałem Radkowi. Wyszyński; „Czy Radek przeczytał list w waszej obecności, czy też nie? Romm: „Przeczytał go szybko w mojej obecności i włożył do kieszeni”. Co za niezrównana dokładność. Radek listu nie połknął, nie rzucił na chodnik, nie przesłał do

sekretariatu Ligi Narodów, tylko zwyczajnie, jak najzwyczajniej, włożył go do kieszeni. Wszystkie zeznania obfitują w podobne „konkretne” objaśnienia, których powstydziłby się najnieudolniejszy autor powieści policyjno-kryminalnych. W każdym razie dowiadujemy się, że Radek „szybko przeczytał” list w obecności Romma. Otóż, gdyby list był napisany szyfrem, a tym bardziej atramentem sympatycznym, nie mógłby być „szybko przeczytany”, w dodatku jeszcze w obecności oddawcy. Z tego wynika, że list nadesłany pocztą miejską napisany był w taki sam sposób, jak listy z powinszowaniem urodzin. Być może jednak, że ten pierwszy list nie zawierał żadnych nadzwyczajnych tajemnic? Słuchajmy dalej.

Wyszyński: „Co wam zakomunikował Radek odnośnie do treści listu?

Page 148: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  148  

Romm: ...Że on zawiera dyrektywy co do zblokowania się z zinowiewowcami i o przejściu na terrorystyczne metody w walce przeciw kierownictwu W. K. P. (b)24, a w pierwszym rzędzie przeciw Stalinowi i Woroszyłowowi”.

Widzimy, że list nie jest znów takiej zupełnie niewinnej treści, wszakże zawiera „dyrektywę”, aby zabić na początek Stalina i Woroszyłowa, a następnie wszystkich innych. Właśnie, takie pismo przesłał Siedow pocztą miejską i to zaledwie mu znanemu Rommowi, po upływie dziesięciu miesięcy od pierwszego i jedynego z nim spotkania. Bynajmniej nasze zdziwienie na tym się nie kończy! Wyszyński, jak tylko co słyszeliśmy, zapytuje świadka: „Co wam zakomunikował Radek odnośnie treści listu”. Wygląda to jak gdyby Radek o b o w i ą z a n y był komunikować treść arcy tajnego pisma zwykłemu agentowi łączności. Najelementarniejsza zasada konspiracji głosi, że każdy członek nielegalnych organizacyj powinien wiedzieć jedynie o tym, co się tyczy jego osobistych obowiązków. Ponieważ Romm pozostawał za granicą i nie miał zamiaru zabijać Stalina, Woroszyłowa i innych (przynajmniej sam nic o podobnych zamiarach nie wspomina), przeto Radek, o ile był przy zdrowych zmysłach, nie miał najmniejszego powodu, ani podstawy, do wtajemniczania Romma w treść listu. Nie było żadnej do tego podstawy zarówno z punktu widzenia opozycjonisty, jak spiskowca i terrorysty. Sprawa jednak przedstawia się zupełnie inaczej pod kątem widzenia GPU Gdyby Radek nic nie powiedział Rommowi o treści listu, wówczas ten nie mógłby wykryć terrorystycznej dyrektywy Trockiego i wszystkie jego zeznania w tej materii straciłyby swe znaczenie. Wiemy już o tym, że zarówno świadków e, jak i oskarżeni, zeznają nie to, co wypływa z charakteru konspiracyjnej działalności ich osobistej psychiki, ale to, co potrzebne panu prokuratorowi, którego natura obdarzyła nader leniwie funkcjonującym mózgiem. Prócz tego na świadków i oskarżonych włożono obowiązek starania się, aby przewód sądowy stał się przekonywający.

Co się działo z korespondentem TASS, gdy tak niespodzianie spadła na niego wiadomość o dyrektywie Trockiego: jak można najprędzej wytępić wszystkich „dowódców” Związku sowieckiego? Czy się przeraził, czy może zemdlał, czy okazał odruch oburzenia? A może, przeciwnie, wpadł w zachwyt i entuzjazm? O tym ani słowa. Od świadków, zarówno jak i od podsądnych, nie wymaga się psychologii. Romm „między innymi” oddał list Radkowi, Radek „między innymi” zakomunikował mu o terrorystycznej dyrektywie. „Następnie Radek odjechał do Moskwy, a ja nie widziałem go do jesieni 1932 roku”. Oto i wszystko! Zwyczajne przejście nad tym do porządku dziennego.

W tym miejscu Radek pochłonięty żywością dialogu nieostrożnie poprawił Romma: „W pierwszym liście Trockiego — powiada on — nazwiska Stalina i Woroszyłowa nie figurują, dlatego że zasadniczo w listach naszych nazwisk nie wymieniamy”. Dowodzi to tego, że w owym czasie Radek w korespondencji ze mną jeszcze nie używał szyfru. „Trocki — nalega on — w żadnym razie nie mógł wymieniać nazwisk Stalina i Woroszyłowa”. Nasuwa się pytanie, skąd wziął je Romm? A jeżeli sam wymyślił taki „drobiazg”, jak nazwiska Stalina i Woroszyłowa, najbliższych ofiar terroru, czyż nie mógł równie dobrze wymyślić i całej historii o liście? Ale prokuratora nic to nie obchodzi.

Jesienią 1932 roku Romm przyjechał do Moskwy w delegacji i tu spotkał się z Radkiem, który nie omieszkał mu zakomunikować, że „stosownie do dyrektywy Trockiego utworzył się blok trockistowsko-zinowiewowski, ale że on i Piatakow nie weszli do tego ośrodka”. Znowu widzimy, że Radek czyha na każdą sposobność, by Rommowi powierzyć jakąś ważną tajemnicę,

                                                                                                               24  Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików).

Page 149: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  149  

bynajmniej nie przez lekkomyślność, ani wrodzoną gadatliwość, ale dla wyższego celu. dopomóc prokuratorowi Wyszyńskiemu w łataniu przyszłych dziur w wyznaniach Zinowiewa, Kamieniewa i innych. W rzeczy samej nikt dotychczas nie mógł zrozumieć dlaczego Radek i Piatakow, chociaż już podsądni w sprawie „szesnastu” dowiedli swego „uczestnictwa”, nie byli wezwani na przedwstępne badanie. Nikt nie mógł pojąć, jak to być mogło, ż eby Zinowiew, Kamieniew i Mraczkowski nic nie wiedzieli o międzynarodowych planach Radka i Piatakowa (przyśpieszyć wojnę, rozbić całość ZSRR itp.). Ludzie nie pozbawieni przenikliwości przypuszczali, że te na wielką miarę zakrojone plany, zarówno jak i sama idea „równoległego centrum” zrodziły się w GPU już po rozstrzelaniu „szesnastu”, aby jeden fałsz podeprzeć drugim. Okazuje się, że tak nie było. Radek zawczasu, jeszcze jesienią 1932 roku, uprzedził Romma, że trockistowsko-zinowiewowskie centrum już się utworzyło, ale że oni, Radek i Piatakow, do tego centrum nie weszli, lecz zachowali sobie wolną rękę do wstąpienia do „równoległego centrum” posiadającego przewagę trockistów. Życzliwość Radka byłaby doprawdy opatrznościowa. Nie należy jednak tłumaczyć sobie tego w tym sensie, że Radek jesienią 1932 roku istotnie rozmawiał z Rommem o „równoległym centrum”, jak gdyby przeczuł zbliżające się troski Wyszyńskiego w 1937 roku. Rzeczy przedstawiają się o wiele prościej: Romm z Radkiem w 1937 roku układali pod kierunkiem GPU retrospektywnie przebieg wypadków z 1932 roku i, prawdę powiedziawszy, źle je ułożyli.

Odpowiedziawszy Rommowi o zasadniczym i równoległym centrum Radek nie omieszkał dodać, że „chce w tej kwestii zasięgnąć wskazówek Trockiego”. Bez tego dodatku zeznania Romma nie miałyby właściwej wartości. „Idąc za dyrektywą Trockiego” utworzyło się centrum terrorystyczne, obecnie zaś potrzeba takiej że dyrektywy Trockiego dla stworzenia równoległego centrum. Bez Trockiego nie mogą ci ludzie postawić ani jednego kroku, a raczej, ściślej mówiąc, na wszelkie sposoby zabiegają, aby rozgłosić po całym świecie, że wszystkie zbrodnie zostały spełnione według poleceń Trockiego.

Korzystając z wyjazdu Romma, Radek pisze list, naturalnie do Trockiego. „Wyszyński: Czy wam wiadomo, co było w tym liście napisane. „Romm: Tak, bo list był mi doręczony, a następnie (!) przed moim wyjazdem do Genewy

wsunięty do grzbietu niemieckiej książki”... Prokurator z góry nie miał wątpliwości, że Romm zna treść listu, wszakże dlatego

nieszczęsny korespondent TASS został przekształcony w świadka. W odpowiedzi Romma widać więcej pokory niż sensu; list był mu najpierw „wręczony”, a następnie wsunięty w grzbiet książki. Co znaczy w takim razie wyrażenie „wręczony”? i kto następnie wsunął list w grzbiet książki? Gdyby Radek po prostu wsunął list za oprawę i polecił Rommowi doręczyć książkę podług przeznaczenia, postąpiłby tak, jak postępuje każdy rewolucjonista znający chociażby tylko abecadło konspiracji. W takim jednak razie Romm nie miałby nic do powiedzenia sądowi poza tym, że za takim to a takim adresem doręczył „niemiecką książkę”. Dla Wyszyńskiego było to za mało. Najpierw więc list był „wręczony” Rommowi — dla przeczytania? — a następnie wsunięty w grzbiet książki, aby w przyszłości prokurator nie potrzebował zbyt natężać umysłowych swoich zdolności. W taki sposób ludzkość dowiedziała się bez żadnych trudności, że Radek pisał do Trockiego nie o analizie spektralnej, ale jedynie o centrum terrorystycznym.

W przejeździe przez Berlin Romm posłał z dworca książkę pod adresem, którą mu dał Siedow „na poste restante do jednego z berlińskich urzędów pocztowych”. Ci panowie poparzyli sobie palce podczas procesu „szesnastu” i dlatego działają z ogromną ostrożnością.

Romm nie odwiedził osobiście Siedowa lub kogokolwiek innego, z polecenia tegoż Siedowa, w takim bowiem wypadku trzeba byłoby wskazywać adres i nazwisko tej osoby — a to przecież

Page 150: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  150  

grozi zasypaniem się. Romm nie wysyłał również książki na adres jakiegoś Niemca, zmówionego z Siedowem, chociaż byłby to klasyczny przykład roboty konspiratora, zgodny zresztą z tradycją w tej dziedzinie. Jednakże w takim wypadku organizatorom procesu groziła konieczność ujawnienia nazwiska tego Niemca i podania jego adresu. Właśnie dlatego było o wiele ostrożniej (nie z punktu widzenia konspiracji, lecz ze względu na system fałszerstwa) wysłać książkę „na poste-restante jednego z oddziałów poczty berlińskiej”.

Następne spotkanie Romma z Siedowem odbyło się „w lipcu 1933 roku”. Datę tę trzeba zapamiętać. Zbliżamy się do głównego węzła zeznań. Oto wypada aby i moja osoba zjawiła się na scenie.

„Wyszyński: Z jakiego powodu, gdzie i w jaki sposób nastąpiło spotkanie?” „Romm: W Paryżu. Gdy przyjechałem z Genewy, po kilku dniach Siedow do mnie

zatelefonował”. Nie wyjaśniono zupełnie, skąd Siedow wiedział o przyjeździe Romana. Na pierwszy rzut oka

uwaga ta może wydawać się zaczepliwa. W istocie jednak podkreśla to jeszcze wyraźniej system lękliwego przemilczania. Chcąc zawiadomić Siedowa o swoim przyjeździe, Romm musiałby znać jego adres i telefon. Jednakże Romm nie znał ani jednego, ani drugiego. Wygodniej zatem było pozostawić inicjatywę Siedowowi: przynajmniej swój własny adres znał na pewno. Siedow wyznaczył spotkanie w kawiarni, przy bulwarze Montparnasse i zawiadomił, że „chce przygotować mi (Rommowi) widzenie z Trockim”. Wiemy już, że Romm, bezapelacyjnie ryzykując głową, jako agent łącznikowy, nie przejawił do tej pory najmniejszej chęci spotkania się ze mną, lub nawiązania ze mną korespondencji. Tymczasem zaś, na pierwszą propozycję Siedowa, jakoś zgodził się skwapliwie na wszystko. To samo było dwa lata temu, gdy na skinienie Putny, Romm udawał się na spotkanie z Siedowem. Również na jedno słowo Siedowa zgadzał się przewozić dla Radka listy. Już taka była funkcja Romma — zgadzać się na wszystko, jednakże nigdy w niczym nie przejawiać inicjatywy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że Romm działał w zmowie z GPU, wykazując owe „minimum” przestępczej działalności, aby w ten sposób ocalić swoją głowę. Czy zdoła ją uratować, to już inna sprawa...

W kilka dni po zatelefonowaniu, Siedow spotkał się z Rommem „w tej kawiarni”. Oczywiście przez ostrożność nazwy kawiarni nie wymieniono: a nuż okaże się, że spłonęła przed odbytym tam spotkaniem! Ci ludzie dobrze zapamiętali historię z kopenhaskim hotelem „Bristol”. „Stąd (z kawiarni niewiadomej nazwy) udaliśmy się do Lasku Bulońskiego, gdzie spotkaliśmy się z Trockim”.

„Wyszyński: A kiedy to było?” „Romm; Pod koniec lipca 1933 roku”. Rzeczywiście, Wyszyński nie mógł postawić bardziej niestosownego pytania! Zresztą Romm

już wcześniej zauważył, że epizod odnosi się do lipca 1933 roku. Mógł jednak przemówić się lub pomylić. Można go było rozstrzelać, a później polecić jednemu z Prittów poprawić tę omyłkę. Jednakże pod naciskiem prokuratora Romm powtarza i precyzuje opowiadanie, że spotkanie odbyło się „pod koniec lipca 1933 roku”.

W tym już momencie poczucie ostrożności ostatecznie opuściło Wyszyńskiego! Romm wymienił rzeczywiście fatalną datę, która grzebie beznadziejnie nie tylko zaznania Romma, ale w ogóle cały proces. Poproszę czytelników o odrobinę cierpliwości. O fatalnej pomyłce chronologicznej i jej przyczynach opowiemy we właściwym czasie. Tymczasem zaś przestudiujemy dalszy ciąg dialogu sądowego, raczej, powiedzmy, duetu.

Spotkanie Romma ze mną w Lasku Bulońskim — w ogóle pierwsze zetknięcie się ze mną, jak to wynika z jego własnego opowiadania — powinno było, wydaje mi się, utrwalić się w

Page 151: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  151  

pamięci. Jednakże nie słyszymy ani słowa o wrażeniach po zaznajomieniu się, ani o toku rozmowy, ani czy spacerowaliśmy po alei, czy też siedzieliśmy na ławce, palili papierosy, cygara — może fajkę? Nie wspomina również nic o mym wyglądzie, co nadaje zeznaniom martwy wygląd i uwydatnia brak subiektywnego przeżycia, lub wzrokowego wrażenia. Trocki w alei Lasku Bulońskiego wygląda w opowiadaniu Romma jak jakieś przywidzenie, abstrakcja, figura ulepiona z masy przygotowanej przez GPU. Romm zaznacza tylko, że rozmowa trwała „dwadzieścia — dwadzieścia pięć minut”.

„Wyszyński: W jakim celu Trocki spotkał się z wami? „Romtn: Jak zrozumiałem (!), chodziło mu o potwierdzenie ustne tych wskazówek, jakie

zawiozłem na piśmie do Moskwy”. Osobliwe są słowa: „Jak zrozumiałem”. Cel spotkania był, jak się okazuje, tak bardzo

nieokreślony, że Romm mógł tylko domyślać się i to ubocznie. Rzeczywiście, po napisaniu przeze mnie listu do Radka z rytualnymi instrukcjami na temat wymordowania wodzów, rządu itp., nie widzę racji rozmowy z nieznanym mi agentem-łącznikiem. Zdarza się, że listownie potwierdza się treść ustnych dyrektyw. Bywa również i to, że bardziej autorytatywna osoba potwierdza wytyczne, udzielone przez mniej odpowiedzialne osoby. Jednakże w żaden sposób nie mogę zrozumieć, w jakim celu miałbym potwierdzać ustnie dyrektywy, które dałem piśmiennie Radkowi, i to za pośrednictwem Romma, nie posiadającego żadnego autorytetu. Jednakże, jeśli taki system działania jest niezrozumiały z punktu widzenia spiskowca, to jednak sprawa przyjmuje wręcz odwrotny charakter, jeśli wziąć w rachubę interesy prokuratora. Gdyby nie wysuwano argumentu o spotkaniu Romma ze mną, świadek ten mógłby zeznawać tylko o szczególe odwiezienia Radkowi listu, przemyconego w grzbiecie książki. Przeczytać tego zakonspirowanego listu nie mógł. Zresztą list mógł nie ode mnie pochodzić, a może w ogóle listu nie było? Ażeby zatem wyciągnąć Romma z przykrej sytuacji, właśnie ja, zamiast użyć jakiegoś obojętnego pośrednika, powiedzmy Francuza, aby przekazać książkę Radkowi, (tak zrobiłby na pewno każdy piętnastoletni konspirator) postąpiłem zupełnie inaczej, choć już liczę sobie z górą lat pięćdziesiąt. A więc, nie tylko wplątałem w tę sprawę swego syna, co samo przez się jest grubym błędem, ale jeszcze sam się wystawiłem na sztych, aby tylko w ciągu dwudziestu — dwudziestu pięciu minut móc wbijać w głowę Romma argumenty potrzebne mu do zeznań w przyszłym procesie. Tu już metodyka fałszerstwa nie grzeszy wybrednością. W rozmowie jakobym oświadczył, że oczywiście, „zgadzam się z ideą równoległego centrum, jednakże pod warunkiem utrzymania bloku z zinowiewowcami”, oraz jakobym się zastrzegł, że owe „równoległe centrum nie będzie bezczynne lecz podejmie aktywną działalność, werbując najlepszy element do kadry ludzi zdecydowanych”. A cóż to za głębia myśli i jaki talent twórczy!... Teraz jest zrozumiałe, że nie mogłem nie żądać „utrzymania bloku z zinowiewowcami”, inaczej bowiem Stalin nie miałby sposobności rozstrzelać Zinowiewa, Kamieniewa, Smirnowa i innych. Oczywiście, że poszedłem również na utworzenie takiego „równoległego centrum”, aby umożliwić Stalinowi rozstrzelanie Piatakowa, Serebiakowa i Murałowa. Przechodząc do zagadnienia zastosowania bezwzględnego terroru oraz szkodnictwa ekonomicznego, jakobym miał zalecać nie liczenie się z ofiarami ludzkimi.

W odpowiedzi na to Romm jakoby wyraził „zdziwienie”: przecież to oznaczałoby „podkopywanie siły i zdolności obronnej kraju”! Niby w taki to sposób otwierałem swoją duszę przed nieznanym mi młodym człowiekiem podczas spotkania w Lasku Bulońskim, ba, przed człowiekiem, który nie podzielał moich wywrotowych pojęć. Jakoby do szczerości miała mnie zachęcić wiadomość, że Romm w 1928 roku rzekomo podzielał poglądy Radka na temat „chińskiej sprawy”.

Page 152: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  152  

Usłużny Romm doręczył według adresu, jak można przewidywać, nigdy nie napisany list i opowiedział przy tej sposobności Radkowi o swojej wyimaginowanej rozmowie ze mną — aby dać Wyszyńskiemu możność powoływania się, co najmniej, na dwóch świadków. Pod koniec września 1933 roku Radek wręczył Rommowi odpowiedź. Tym razem Romm nie wspomina nic o treści listu. Zresztą niewielka to szkoda, gdyż wszystkie listy w tym procesie przypominają zaklęcia szamanów. Książkę z listem Romm oddał Siedowowi w Paryżu w listopadzie 1933 roku”. Następne spotkanie odbyło się w kwietniu 1934 roku, znowu w Lasku Bulońskim. Wówczas to Romm miał zawiadomić o przeniesieniu go do Ameryki. Siedow „bardzo żałował, że tak się układa”, jednakże prosił mnie, abym dostarczył do Radka „szczegółowy raport o położeniu spraw”.

„Wyszyński: Czy wykonaliście to polecenie?” „Romm: Tak, wykonałem”. W jaki to sposób Romm mógł wywiązać się z tego zadania? W maju 1934 roku wręczył

Siedowowi w Paryżu angielsko-rosyjski słownik techniczny (cóż za nadzwyczajna ścisłość!), zawierający „szczegółowe sprawozdanie aktywnego i równoległego centrów”. Warto podkreślić tą arcy cenną okoliczność! Oto ani jeden z „szesnastu” oskarżonych, poczynając od Zinowiewa i kończąc na Reingoldzie, który, najbardziej uświadomiony, donosił wszystko na wszystkich, jakoś nic nie wiedział w sierpniu 1936 roku o istnieniu „równoległego centrum”. Natomiast Romm, już od jesieni 1932 r. był całkowicie wtajemniczony w sprawy i idee tego centrum, a nawet jego cele na dalszą przyszłość. Niemniej zdumiewa i to zeznanie, jakoby Radek, który nie należał do centrum, posyłał „szczegółowe raporty z działalności” — tak aktywnego jak i równoległego centrum. O treści tych raportów Romm nic nie mówi, Wyszyński zaś, co jest także zrozumiałe, o to go nie pyta, nie chcąc go zasypywać. Jeszcze w maju 1934 roku Kirów nie był zamordowany przez Nikolajewa przy bezpośredniej pomocy agenta GPU, konsula łotewskiego Bissineksa. Wówczas musiałby Romm odpowiedzieć, że „działalność” aktywnego i równoległego centrów polegała na domaganiu się i otrzymywaniu ode mnie „dyrektyw”. Znamy to już bez oświadczenia Romma. Pozostawimy zatem owe „szczegółowe raporty” Radka w czeluściach słownika technicznego!

Wyszyński interesuje się dalej tematem, jaki Siedow miał poruszyć, w związku z mianowaniem Romma korespondentem w Ameryce.

Romm odpowiada Wyszyńskiemu jak to Trocki za pośrednictwem Siedowa prosił go, aby przesyłał „wszystko co dotyczy sowiecko-amerykańskich stosunków”. Samo to życzenie na pierwszy rzut oka wydaje się niewinne. Przecież, jako polityk i pisarz, musiałem z natury rzeczy interesować się zagadnieniami sowiecko-amerykańskimi, tym bardziej, że w poprzednich latach niejednokrotnie zamieszczałem w prasie amerykańskiej artykuły i wywiady, zabiegając o uznanie Sowietów przez Stany Zjednoczone. A jednak Romm, który nie dziwił się, gdy za jego pośrednictwem przechodziły instrukcje o terrorze, naraz uznał za bardzo wskazane wyrazić ogromne zdziwienie. „ G d y z a p y t a ł e m , d l a c z e g o t a k s i ę t y m i n t e r e s u j e ( ! ) , Siedow odpowiedział: to wynika z dążeń Trockiego, pragnącego obezwładnić ZSRR”. Tak więc mamy jeszcze jedną kropkę nad i! To nic, że w szeregu artykułów występowałem w obronie ZSRR Publicznie zrywałem wszelkie stosunki ze wszystkimi swoimi rzekomymi sympatykami, którzy podawali w wątpliwość obowiązek każdego rewolucjonisty stawania w obronie ZSRR, nie bacząc na panujący tam ustrój i rządy Stalina. Nie pozostaje zatem nic innego, jak przypuszczać, że moje dążenia do„rozbrojenia Sowietów”, zdecydowanie stały w sprzeczności z moją działalnością publicystyczną i stanowiły najtajniejszy sekret nawet dla wtajemniczonych. Nie warto udowadniać, jak dalece taka hipoteza politycznie nie ma sensu i psychologicznie jest

Page 153: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  153  

bzdurą. W każdym razie, oskarżenie opiera się na niej całkowicie, buduje swoje przesłanki i z nią jednocześnie upada. Wyszyński jest taki „ostrożny”, o ile chodzi o szczegóły (daty, adresy), natomiast całkowicie zdradza tępotę, co do zasadniczych zagadnień procesu. Kiedy Romm zapytuje Siedowa o powód mego „interesowania się” stosunkami sowiecko-amerykańskimi (pytanie w ogóle bezsensowne!), wówczas ten, zamiast powołać się na charakter mojej działalności literackiej, z niesłychaną jakąś usłużnością, zawiadamia: „to wynika z dążeń Trockiego pragnącego obezwładnić ZSRR”. Ale przecież jednocześnie wykazuje to, że z tych „rozbrojeniowych” dążeń nie robiłem żadnego sekretu. W takim razie po licho istnieje cała moja działalność publicystyczna i ku czemu zmierzają moje teoretyczne prace? O tym panowie oskarżyciele zupełnie nie myślą. Ba, nawet nie zdolni są o tym myśleć. Fałszerstwo ich prowadzone zostało w sposób niezmiernie płytki. Nie uznają żadnej psychologii: metody inkwizycji wystarczają im zupełnie.

Na dalsze pytanie Wyszyńskiego Romm odpowiada: „Tak, zgodziłem się przysyłać interesujące Trockiego informacje”. Jednakże w maju 1934

roku Romm wykonał „ostatnie już zlecenie”. Po zamordowaniu Kirowa, zdecydował się „wycofać się z aktywnej pracy”. I właśnie dlatego nie przysyłał Trockiemu z Ameryki żadnych raportów.

Posiadam wśród moich amerykańskich przyjaciół szereg ludzi o wysokiej naukowej i politycznej wartości, którzy każdej chwili mogliby mnie informować o wszystkich zagadnieniach z dziedzin mnie interesujących. Nie miałem zatem żadnej potrzeby zwracać się do Romma po informacje... chyba że, już koniecznie, chciałem przed nim wywnętrzyć się i opowiedzieć mu o moich zamierzeniach „rozbrojenia Sowietów”.

Cały ten epizod w zeznaniach Romma wziął najoczywiściej złączony — a może być i cały Romm znalazł się w tym procesie — już po ujawnieniu swych zamiarów przesiedlenia się do Ameryki. Wyobraźnia GPU usiłowała wyprzedzić mój statek, na którym przybyłem z Oslo do Tampico. Tą zatem drogą, rząd Stanów Zjednoczonych otrzymał od razu ostrzeżenie: w samym Waszyngtonie działał Romm, agent trockistowski, który „zgodził się” przysyłać mi informacje. O jakież to informacje mogło chodzić? Zupełnie zrozumiałe, że miały to być wiadomości, zagrażające życiowym interesom Stanów Zjednoczonych.

Radek pogłębił to ostrzeżenie. „Mój program obejmował — mówił on — zabezpieczenie na rzecz Japonii dostawy nafty na

wypadek wojny ze Stanami Zjednoczonymi (Posiedzenie sądowe z dnia 23 stycznia). Widocznie dlatego wybrałem sobie jako środek lokomocji z Oslo do Tampico statek-cysternę, jako niezbędny instrument dla późniejszych operacji naftowych. Najprawdopodobniej Romm wspomni na najbliższym procesie, że poleciłem mu zakorkować kanał Panamski i skierować Niagarę w celu zatopienia Nowego Jorku — a wszystko to miał załatwiać w chwilach wolnych od zajęć, jako korespondent „Izwiestii”.

Czyżby istotnie ci ludzie byli aż tak głupi? Nie, oczywiście nie są głupi, lecz sposób ich myślenia został zdemoralizowany przez system totalnej nieodpowiedzialności.

Czytając uważnie każde zapytanie Wyszyńskiego, natykamy się na z góry uplanowaną odpowiedź o charakterze kompromitującym. Każda odpowiedź Romma demaskuje Wyszyńskiego. Wszystkie dialogi noszą piętno wspólne całemu procesowi. Seria tych procesów nieodwołalnie podrywa trwałość systemu Stalina. Jak dotąd jeszcze nie zdołaliśmy wypowiedzieć najważniejszej rzeczy. Każdy nie ślepy i nie głuchy człowiek wie doskonale, że zeznania Romma są kłamstwem. Posiadamy jednak szereg dowodów, także i dla niewidomych i głuchych.

Page 154: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  154  

Bynajmniej nie byłem pod koniec lipca 1933 roku w Bois de Boulogne. — Nawet nie mogłem tam być. Właśnie w tym czasie znajdowałem się w odległości 500 kilometrów od Paryża, nad brzegami Oceanu Atlantyckiego, leżąc chory. O tym wspominałem już na łamach New York Times (17 lutego 1937). Obecnie pozwolę sobie przedstawić ten epizod bardzo drobiazgowo. Na pewno na to zasługuje.

Dnia 24 lipca 1933 r. włoski statek „Bułgaria”, wiozący mnie, żonę i czterech moich współpracowników (dwóch Amerykanów: Sara Weber i Max Shachtmann, Francuz van Hejenort, niemiecki emigrant Adolf) miał zawinąć do portu w Marsylii. Po czteroletnim pobycie w Turcji przesiedliliśmy się do Europy zachodniej. Nasz przyjazd do Francji poprzedzały liczne i starania długotrwałe zabiegi.

Główną rolę odgrywał wzgląd na moje zdrowie. Rząd Daladiera, dając pozwolenie na wjazd, zachował pewne ostrożności — obawiał się zamachów, manifestacji itp., zwłaszcza w stolicy. Dnia 29 czerwca 1933 r. minister spraw wewnętrznych, Chautemps, zawiadomił listownie posła Henri Herriota, że „ze względu na zdrowie udziela mi się prawa zamieszkania w jednym z południowych departamentów, a następnie osiedlenia się na Korsyce”. (Korsykę sam uprzednio zapodałem). W ten sposób, od początku mowa była nie o stolicy, a o którymś z bardziej oddalonych departamentów. Nie mogłem mieć żadnego powodu naruszenia tego warunku, bo sam pragnąłem w czasie mego pobytu we Francji unikać wszelkich komplikacji. Należy odrzucić i uważać za fantastyczną wszelką myśl o tym, bym mógł, natychmiast po wstąpieniu na ziemię francuską, nie dotrzymać ugody, ukryć się przed oczami policji i udać się potajemnie do Paryża — dla zbędnego spotkania z Rommem! Nie, — rzecz miała się całkiem inaczej... Rozzuchwalona zwycięstwem Hitlera w Niemczech francuska reakcja podnosiła głowę. Gazety, jak Matin, Journal, Liberte, Echo de Paris itp. prowadziły zaciekłą kampanię przeciw memu wjazdowi najgłośniej w tym chórze brzmiał głos L’Humanite. Francuscy stalinowcy, jeszcze nie dostali byli rozkazu uznania socjalistów i radykałów za „braci”. O nie! Daladier zastawiał się wówczas Kominternem, jako radykała-faszystę, Leon Blum podtrzymywał Daladiera, jako socjal-faszysta. Co do mnie, byłem uznany przez Moskwę jako agent amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego imperializmu! — Jak krótką jest pamięć ludzka... Incognito, pod którym zajęliśmy miejsca na statku, zostało wykryte w ciągu drogi, jak było do przewidzenia. Należało obawiać się manifestacji w marsylskim porcie ze strony faszystów, a szczególniej ze strony stalinowców. Nasi przyjaciele we Francji mieli wszelkie podstawy starać się, by nasz wjazd obył się bez incydentów, które mogłyby utrudnić dalszy pobyt w kraju. Aby zmylić czujność wrogów, nasi przyjaciele a z nimi nasz syn, który w międzyczasie przedostał się z hitlerowskich Niemiec do Paryża, rozwinęli skomplikowaną akcję, która się świetnie udała. Widać to w ostatnim moskiewskim procesie. Parowiec „Bułgaria” został radiogramem z Francji zatrzymany o kilka kilometrów od portu marsylskiego — napotkał tam łódź motorową, w której był mój syn, Francuz Raymond Molinier, komisarz Sureté Generale i dwóch prowadzących łódź. Za zatrzymanie statku na trzy minuty, zapłacono, o ile pamiętam, tysiąc franków. W dzienniku okrętowym ten epizod został, oczywiście zapisany — również też był wzmiankowany w prasie na całym świecie. Syn mój wszedł na pokład i wręczył jednemu z moich współpracowników, Francuzowi Van Heijenortowi, instrukcję na piśmie. Do łodzi weszliśmy tylko we dwójkę — ja z żoną. Podczas gdy nasi towarzysze podróży i bagaż jechały dalej do Marsylii, nasza łódź dobiła do brzegu w miejscowości ustronnej, Kassis, gdzie oczekiwały nas dwa samochody i dwóch francuskich przyjaciół: Leprince i Lastier. Nie tracąc minuty, wyruszyliśmy z Marsylii na zachód, z małym odchyleniem ku północy do ujścia Girondy do wsi Saint-Palais koło Royant, gdzie uprzednio była dla nas wynajęta willa na imię Molinier. W drodze zatrzymywaliśmy się na

Page 155: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  155  

nocleg w hotelu. Odnotowanie o tym w książce hotelowej zostało stwierdzone i przedstawione przeze mnie Komisji. Dla zachowania incognito, cały nasz bagaż był nadany w Turcji na imię Maxa Shachtmana. Dotąd jeszcze zachowały się inicjały M. Sh. na pakach drewnianych, w których dostarczone były do Meksyku moje książki i papiery. Ale wobec ujawnienia naszego incognito nie mogło pozostać tajemnicą dla agentów GPU w Marsylii, że bagaż jest moją własnością. Ponieważ zaś moi współpracownicy wraz z rzeczami udali się do Paryża, agenci GPU wnioskowali, że i ja z żoną, samochodem czy samolotem podążyliśmy także do stolicy Francji. Trzeba pamiętać że w owej chwili stosunki między rządami sowieckim i francuskim były mocno naciągnięte. Prasa Kominternu potwierdziła mniemanie, że przybywam do Francji ze specjalną misją, pomożenia ówczesnemu premierowi — dzisiejszemu ministrowi wojny — Daladier, w przygotowaniach... zbrojnego napadu na ZSRR! Jakże krótką jest pamięć ludzka! Między GPU i francuską policją nie mogło być bliskich stosunków. GPU wiedziało o mnie tylko to, co podawały gazety. Romm mógł wiedzieć tylko to, co wiedziało GPU a przy tym prasa straciła nasz ślad zaraz po naszym wylądowaniu.

Na podstawie doniesień telegraficznych od własnych korespondentów z tego okresu redakcja New York Times, pisała 17 lutego bieżącego roku: Statek, na którym jechał Trocki z Turcji do Marsylii w 1933 roku przybił do brzegu, już po potajemnym opuszczeniu statku przez niego — jak widać z telegramu z Marsylii do Nowego Jorku z dnia 25 lipca 1933 roku. W odległości trzech mil od przystani przesiadł się na łódź motorową i wylądował w Kassis, gdzie czekał samochód. W tym samym czasie krążyły różne sprzeczne wiadomości — że p. Trocki udał się na Korsykę — do wód w Royat, do środkowej Francji koło Vichy, w końcu do tej ostatniej miejscowości. Te dane, świadczące o dokładności korespondenta gazety, w zupełności potwierdzają to, co było uprzednio powiedziane. Już 24 lipca prasa gubiła się w domysłach, co do naszych dalszych losów. Trzeba przyznać, że położenie GPU było niezmiernie trudne. Organizatorzy fałszerstwa rozumowali na przykład w ten sposób: Trocki musiał być choć kilka dni w Paryżu, żeby uregulować swoje położenie i wynaleźć miejsce pobytu na prowincji. GPU nie wiedziało, że wszystkie sprawy były uporządkowane, a willa już wynajęta przed naszym przyjazdem. Z drugiej strony Stalin, Jeżów, Wyszyński obawiali się odwlekać spotkanie z Rommem do sierpnia lub na dłużej. Trzeba zatem kuć żelazo, póki gorące. W ten sposób ci ostrożni i przewidujący ludzie wybrali dla spotkania koniec lipca, gdy, według wszelkiego prawdopodobieństwa nie mogłem nie być w Paryżu. W Paryżu myśmy jednak nie byli. Jak już powiedziano, przybyliśmy 25 lipca w towarzystwie syna i trzech przyjaciół Francuzów, do Saint-Palais koło Royat. Tak jakby dla utrudnienia zadania GPU, w dzień naszego przyjazdu wybuchł w naszej willi pożar: spaliła się altanka, część drewnianego ogrodzenia — osmaliło się kilka drzew. Przyczyną była iskra z parowozu. Można znaleźć wzmiankę o tym w miejscowych gazetach z 26 lipca. Siostrzenica właściciela domu w parę godzin po pożarze przyjechała, by obejrzeć szkody. Zeznania obu szoferów, którzy z nami jechali Leprince i P. Molinier i towarzyszącego nam Lastier opisują podróż ze wszystkimi szczegółami. Zaświadczenie wydane przez straż pożarną stwierdza datę pożaru. Reporter Albert Bardon, który podał do prasy wiadomość o pożarze, widział mnie siedzącego w samochodzie i złożył o tym świadectwo. To samo zaświadczyła siostrzenica gospodarza domu. W willi czekała na nas Wiera Lanis, która się podjęła roli gospodyni i Segal, który pomagał nam w zagospodarowaniu się.

LOT PIATAKOWA DO NORWEGII

Page 156: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  156  

Już 24 stycznia, nazajutrz po rozpoczęciu ostatniego procesu i pierwszych zeznaniach Piatakowa, gdy miałem do rozporządzenia krótką treść depesz agencyj telegraficznych, ogłosiłem w prasie komunikat, pisząc m. in.:

...„Jeżeli Piatakow przyjeżdżał (do Oslo) pod własnym nazwiskiem, to prasa norweska niezawodnie podałaby to do wiadomości publicznej. Wynika z tego, że przyjeżdżał pod cudzym nazwiskiem; — ale pod jakim? Wszyscy dygnitarze sowieccy podczas pobytu za granicą utrzymują nieustanną łączność telegraficzną i telefoniczną ze swoimi poselstwami, przedstawicielstwami handlowymi i ani na moment GPU nie wypuszcza ich spod swej obserwacji. W jaki zatem sposób Piatakow mógł dokonać swej podróży bez wiedzy sowieckich przedstawicielstw w Niemczech i Norwegii? Niech Piatakow opisze wnętrze mego mieszkania. Czy widział moją żonę? Bodaj niech powie, czy miałem brodę, czy byłem ogolony? Jak byłem ubrany? Wejście do mego gabinetu prowadziło przez mieszkanie Knudsena, wszyscy więc moi goście zaznajamiali się z rodziną naszych gospodarzy. Czy widział ich Piatakow? Czy może oni oglądali Piatakowa? Podaję tych kilka konkretnych zapytań, które na każdym uczciwym procesie z łatwością mogłyby udowodnić, że Piatakow tylko powtarza fantastyczne wymysły GPU”.

Dnia 27 stycznia 1937 roku tuż przed wygłoszeniem mowy prokuratora, zwróciłem się za pośrednictwem agencji telegraficznej do sądu moskiewskiego, podając trzynaście pytań dotyczących rzekomego spotkania się Piatakowa ze mną w Norwegii. Podkreślając wagę tych pytań wysunąłem następujące motywy:

...„Sprawa dotyczy zeznań P i a t a k o w a , — oświadczył on, że odwiedził mnie w Norwegii w grudniu 1935, roku jakoby w celach konspiracyjnego porozumienia. Piatakow jakoby miał przylecieć samolotem z Berlina do Oslo. Nie trzeba tego podkreślać jak wielkie znaczenie posiadają zeznania Piatakowa. Niejednokrotnie oświadczałem i obecnie podtrzymuję, że Piatakow i Radek w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie byli moimi przyjaciółmi, lecz najzajadlejszymi wrogami i wiarołomcami. Z tej racji o żadnym porozumiewaniu się i spotykaniu mowy być nie mogło. Jeśli zostanie dowiedzione, ż e Piatakow istotnie mnie odwiedzał, moja pozycja będzie skompromitowana beznadziejnie. Natomiast, jeśli ja udowodnię, ż e opowieść o wizycie jest od początku do końca wyssana z palca, cały system „dobrowolnych samooskarżań się” zostanie skompromitowany. Jeśli nawet uznamy, że sąd moskiewski stoi poza wszelkim podejrzeniem, to niemniej podejrzenie ciąży na oskarżonym Piatakowie. Zeznania jego muszą być sprawdzone. Nie ma w tym żadnej trudności. Dlatego jak najrychlej, zanim Piatakow zostanie rozstrzelany, należy mu postawić szereg wysuniętych przeze mnie pytań”.

Podkreślam jeszcze raz, że zgłoszone przeze mnie pytania wobec Komisji, oparte są na treści pierwszych ogłoszonych depesz, skutkiem czego w niektórych drugorzędnych szczegółach nie mogą być ścisłe. Jednakże zasadniczo, zachowują one jeszcze obecnie całkowitą moc i znaczenie.

Sąd moskiewski miał w swej dyspozycji moje pierwsze pytania o Piatakowie już dnia 25 stycznia. Nie później zaś jak 28 stycznia, tj. w dniu wygłoszenia mowy oskarżenia, sąd posiadał moich trzynaście sprecyzowanych pytań. Również prokurator otrzymał przed 26 stycznia telegraficzne zawiadomienie, że prasa norweska kategorycznie zaprzecza zeznaniom o przylocie Piatakowa. Nawet W mowie prokuratora jest lekka wzmianka o tym zaprzeczeniu. Pomimo tego ani jedno ze sformułowanych przeze mnie trzynastu pytań nie zostało postawione Piatakowowi, natomiast prokurator zażądał rozstrzelania oskarżonego. Oskarżyciel sądowy nawet nie przejawił najmniejszego wysiłku, aby sprawdzić najistotniejsze zeznanie głównego oskarżonego, i, aby w związku z tym, w obliczu całego świata, wzmocnić oskarżenie przeciwko mnie i wszystkim pozostałym. Gdyby nie było depesz z Oslo, oraz moich zapytań telegraficznych, można by jeszcze

Page 157: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  157  

mówić o nieuwadze, przeoczeniu lub braku umiejętności rozumowania prokuratora i sędziów. Wobec jednak przytoczonych wyżej okoliczności nie może być mowy o pomyłce sądowej. Prokurator oraz przewodniczący sądu świadomie uchylili się od postawienia pytań, które konsekwentnie wynikały z samej istoty zeznań Piatakowa. Sprzeciwili się oni przeprowadzeniu śledztwa nie z tej racji, że było to niemożliwe — przeciwnie, było ono nad wyraz proste! — lecz głównie dlatego, że rola ich wymagała, aby unikać wszelkiego dociekania i sprawdzania. Raczej przyspieszyli wykonanie wyroku rozstrzelania Piatakowa. Niemniej jednak sprawdzenie zeznań zostało dokonane wbrew ich woli i bez nich. — Tak więc fałszywość zeznań oskarżonego na temat najważniejszej sprawy została całkowicie i niezaprzeczalnie udowodniona, a tym samym obaliło to cały akt oskarżenia.

W obecnej chwili dysponujemy treścią tzw. „stenograficznego” sprawozdania z procesu Piatakowa i towarzyszy. Wnikliwe przestudiowanie zeznań Piatakowa oraz świadka oskarżenia, Bucharcewa, samo przez się stwierdza, że zadanie prokuratora w tym ukartowanym, fałszywym i kłamliwym dialogu sądowym polegało na tym, aby dopomóc Piatakowowi sklecić, bez drastycznych i jawnych niekonsekwencyj, fantastyczną wersję, jaką narzuciło GPU

Przy analizowaniu tego dialogu zastosujemy dwie drogi rozumowania: najpierw wykażemy, na podstawie samego tekstu oficjalnego sprawozdania, istotny ukryty fałsz wyciągania przez Wyszyńskiego zeznań od Piatakowa; następnie dopiero przedstawimy obiektywne dowody rzeczowe dotyczące fizycznej niemożliwości lotu Piatakowa, a co za tym idzie — spotkania ze mną. W ten sposób zdemaskujemy nie tylko fałsz najważniejszego zeznania głównego oskarżonego, lecz także współudział prokuratora Wyszyńskiego i sędziów w tym fałszerstwie.

W pierwszej połowie grudnia 1935 roku Piatakow odbył swą mityczną podróż do Oslo — via Berlin. Berliński korespondent „Izwiestij” Bucharcew, spełnił rolę pośrednika przy organizowaniu podróży, podobnie jak W. Romm, korespondent „Izwiestii” w Waszyngtonie, który występował jako łącznik pomiędzy mną i Radkiem. Rządowa gazeta, jakimś dziwnym sposobem, wyznaczała swoich korespondentów na najważniejsze punkty łączności — agentów „trockistowskich”. Czy aby nie ściś lej brzmieć będzie, jeśli powiemy: „agentów GPU.” Oświadczenie Piatakowa, jakoby Bucharcew utrzymywał łączność z Trockim, nosi cechy wyraźnej fantazji. Nie mam najmniejszego wyobrażenia kim są Bucharcew lub Romm, których na oczy nie widziałem ani też nigdy o nich nie słyszałem. „Izwiestija” widuję bardzo rzadko, a korespondencji zagranicznych w ogóle z prasy sowieckiej nie czytuję.

Nie ma powodu wątpić, że Piatakow istotnie w dzień 10 grudnia 1935 roku przybył do Berlina w związku ze sprawami swego resortu. Fakt ten można sprawdzić, według doniesień prasy niemieckiej i sowieckiej, które nie mogłyby przemilczeć ani dnia przyjazdu Piatakowa do stolicy Niemiec, ani dnia jego powrotu do Moskwy25. Fikcyjną podróż Piatakowa do Oslo musiało GPU doczepić do terminu rzeczywistej podróży do Berlina. Stąd właśnie padł wybór na ten nieszczęśliwy miesiąc grudzień.

W Berlinie Piatakow niezwłocznie („tego dnia lub nazajutrz”, tj. 11 lub I2/XII.) spotkał się, jak sam zeznaje, z Bucharcewem. Ten zaś zawczasu jakoby uprzedził mnie o mającym nastąpić przyjeździe Piatakowa. Listem? Umówionym telegramem? Jakiż był tekst tego zawiadomienia? Pod jakim adresem przesłany? Nikt bynajmniej nie niepokoi Bucharcewa tymi pytaniami. W sali

                                                                                                               25  „Berliner Tageblatt” z dnia 21 grudnia 1935 r. donosi: „W obecnej chwili znajduje się w Berlinie nowy zastępca ludowego komisarza ciężkiego przemysłu ZSRR p. Piatakow, oraz kierownik Urzędu Importowego Komisariatu Handlu Zagranicznego ZSRR p. Smoleński, który z szeregiem niemieckich firm prowadzi pertraktacje na temat zamówień”.

Page 158: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  158  

sądowej wszyscy unikają dat i adresów jak zarazy. Otrzymawszy od Bucharcewa zawiadomienie, tj. niby ja, miałem wysłać natychmiast do Berlina zaufanego człowieka z notatką „J.L. oddawcy niniejszego można całkowicie zaufać”. Słowo „całkowicie” było podkreślone... Ten niezbyt oryginalny szczegół jest kłamstwem który, jak to zobaczymy, wynagrodzi nas za brak innych bardziej istotnych wiadomości. Wysłany przeze mnie człowiek, nie pamiętam „Henryk czy Gustaw” (według zeznań Piatakowa) wziął na siebie obowiązek zorganizowania podróży do Oslo. Spotkanie Henryka-Gustawa z Piatakowem nastąpiło w Ogrodzie Zoologicznym (11 lub 12 grudnia) i trwało wszystkiego „półtora — dwie minuty”. Mamy więc drugi bardzo cenny szczególik!... Piatakow zgodził się wyjechać do Oslo, chociaż, jak to dwukrotnie podkreślał, „na wypadek wykrycia moich kroków, mogło to ściągnąć na mnie wielkie niebezpieczeństwo”. W rosyjskim sprawozdaniu stenograficznym słowa te zostały opuszczone — i na pewno nie bez specjalnych względów. Na terenie zagranicznym śledzą urzędników sowieckich niezmiernie surowo. Piatakow nie miał absolutnie ż a d n e j m o ż l i w o ś c i wymknąć się spod oka GPU i aż na dwie doby wyjechać z Berlina, i nie mówiąc o tym swoim władzom, ani nie podając adresu, celem utrzymywania z nim kontaktu. Przecież jako członek Centralnego Komitetu i rządu Piatakow mógł każdej chwili otrzymać wezwanie lub zlecenie z Moskwy. Panujące w tej dziedzinie zwyczajowe porządki były doskonale znane prokuratorowi i sędziom. Z tej więc racji już dnia 24 stycznia zapytywałem telegraficznie: „W jaki sposób Piatakow mógł podjąć taką podróż bez wiedzy przedstawicielstw sowieckich w Niemczech i Norwegii?”

Dnia 27 stycznia powtórzyłem znowu: „Jak zdołał Piatakow ukryć swoją obecność przed okiem sowieckich urzędów w Berlinie i Oslo. Czy po powrocie usprawiedliwiał swoje zniknięcie?” Oczywiście, że nikt takich pytań żenujących nie zadawał Piatakowowi.

Piatakow umówił spotkanie z Henrykiem-Gustawem „na następny dzień” (12. lub 13. XII.) rano na lotnisku Tempelhof. Prokurator, który w zapytaniach drugorzędnych i nie dających się sprawdzić, domaga się niekiedy ścisłości namacalnej, natomiast nie interesuje się zupełnie ustaleniem daty mającej pierwszorzędne znaczenie. A przecież według sprawozdawczego dziennika przedstawicielstwa handlowego w Berlinie można bez trudu ustalić program zajęć Piatakowa. Ale właśnie w tym wypadku jakoś unika się tego wyjaśnienia na procesie.

„Następnego dnia, wczas rano, stawiłem się przy wejściu na lotnisku”. Wczas rano? Chcielibyśmy wiedzieć o jakiej godzinie. W takich wypadkach porę spotkania ustala się uprzednio. Cóż robić, kiedy inspiratorzy Piatakowa obawiają się popełnienia błędu, który wytknąłby kalendarzyk meteorologiczny. Na lotnisku Piatakow spotkał Henryka-Gustawa: „on stał przed wejściem i Wprowadził mnie. Najpierw pokazał mi przygotowany dla mnie paszport. Paszport był niemiecki. Wszelkie formalności celne on sam załatwił, tak że ja sam tylko się podpisałem. Siedliśmy do samolotu i odlecieli...”

I w tym momencie także nikt nie przerywa oskarżonemu. Prokurator, co jest nie do uwierzenia, zupełnie nie zainteresował się sprawą paszportu. Wystarczyło mu zupełnie zeznanie, że był to paszport niemiecki. Ale przecież niemieckie paszporty, jak wszystkie inne, wystawia się na jakieś określone n a z w i s k o . Na jakie właściwie? Nomina sunt odiosa. Prokurator przejawia wysiłki, aby umożliwić Piatakowowi jak najrychlejsze prześlizgnięcie się mimo tego drażliwego punktu. „Formalności celne?” Załatwił to Henryk-Gustaw. Piatakowowi „pozostawało tylko podpisywanie się”. Wydawało się, że już w tym momencie prokurator nie może nie zapytać oskarżonego jakim nazwiskiem podpisywał Piatakow formularze. Oczywiście, że tym samym, na jakie był wystawiony paszport. Jednakże prokuratora to bynajmniej nic nie obchodzi. Milczy także przewodniczący sądu, milczą sędziowie. Czyżby to była zbiorowa oznaka utraty pamięci skutkiem przemęczenia? Aby jednakże tym panom odświeżyć pamięć,

Page 159: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  159  

podjąłem właściwe kroki. Już dnia 24 stycznia zapytywałem sądu, pod jakim nazwiskiem Piatakow przybył do Oslo. Po trzech dniach znowu powróciłem do tego samego punktu. Czwarte spośród trzynastu zadanych przeze mnie pytań brzmiało: „Za jakim paszportem odleciał Piatakow z Berlina? Czy była na nim wiza norweska?” Pytania moje były wydrukowane w prasie całego świata. Jeżeli więc Wyszyński pomimo tego nie postawił oskarżonemu pytań o paszporcie i wizie, to znaczy, że wiedział, iż na ten temat trzeba milczeć. Już jedno takie przemilczenie wystarczy, aby stwierdzić, że mamy do czynienia z najwyraźniejszym fałszerstwem.

Idźmy jednak dalej śladem Piatakowa: „Siedliśmy do samolotu i odlecieli. Nigdzie nie zatrzymując się wylądowaliśmy na lotnisku w Oslo — po około trzech godzinach lotu. Tam już oczekiwał samochód. Siedliśmy do maszyny i odjechali. Jazda trwała około 30 minut. Zatrzymaliśmy się w letniskowej miejscowości: Wyszliśmy z wozu, weszli do niewielkiego domu, nie najgorzej urządzonego, i tam spotkałem Trockiego, którego nie widziałem od 1928 roku”. Czy ten opis nie charakteryzuje człowieka, który nie ma nic do opowiadania? Nie słyszy się w tym ani jednego żywego akcentu! „Siedliśmy do samolotu i odlecieli...” „Siedliśmy do samochodu i odjechali”. Piatakow nikogo nie widział i z nikim nie rozmawiał. Jakoś nie może zdobyć się na kilka bodaj słów charakterystyki osoby Henryka-Gustawa, który przecież towarzyszył mu od Berlina do drzwi mego mieszkania.

Jak się odbyło lądowanie? Zagranicznym aparatem przecież musiały się zainteresować władze norweskie. Nie do wiary, aby nie sprawdzano paszportu Piatakowa i towarzyszy. Jednakże i o tym nie słychać ani jednego słowa. Podróż odbywa się jakby w królestwie snów, gdzie ludzie snują się bezszelestnie, przenikają wszędzie, nie nagabywani przez policję i urzędników celnych.

W „nie najgorzej urządzonym domku” Piatakow zobaczył Trockiego, którego „nie widział od 1928 roku” (w rzeczywistości od końca 1927). Bezpośrednio po tych szablonowo wyrażonych słowach następują takie same szablonowo zredagowane rozmowy, jakby zrobiono wyciąg z protokołu policyjnego. Czy to przypomina choć odrobinę życie i żywych ludzi? Przecież w myśl całego upozorowanego fałszu, Piatakow przybył do mnie jako sympatyk, jako przyjaciel po długiej rozłące. W przeciągu kilku lat, mianowicie od 1923 do 1928, rzeczywiście był ze mną dosyć blisko, znał moją rodzinę i zawsze był mile witany przez moją żonę. Najwidoczniej zachował on wyjątkowo niezachwiane zaufanie do mnie, skoro na jedno tylko moje pisemne zawiadomienie, zmienił się w terrorystę, sabotażystę i straceńca.

Oto na pierwszy tylko znak dany przeze mnie, ryzykując głową, przyleciał do mnie na spotkanie. Wynika zatem z tego, że wobec takich okoliczności Piatakow musiałby, po ośmioletnim niewidzeniu się ze mną, przejawić choćby elementarne zainteresowanie się warunkami mego bytu. Ależ i na ten temat nie znajdujemy żadnego akcentu. Gdzie nastąpiło spotkanie: w moim gabinecie, czy w cudzym mieszkaniu? Nie wiadomo. Gdzie znajdowała się moja żona? Nie wiadomo. Na pytanie prokuratora Piatakow odpowiada, że przy rozmowie nie było nikogo: nawet „Henryk-Gustaw” pozostał za drzwiami. I to wszystko! Tymczasem, już z zewnętrznego wyglądu, z obecności lub z powodu braku rosyjskich książek i gazet, z wyglądu samego biurka, Piatakow mógł był określić bez pomyłki, czy znajduje się w mojej pracowni osobistej, czy w cudzym mieszkaniu. Przecież i ja sam nie miałbym żadnych podstaw, aby ukrywać takie niewinne wiadomości przed gościem, któremu miałem powierzyć swoje najtajniejsze myśli i plany. Piatakow nie mógł zapomnieć zapytać mnie, co się dzieje z moją żoną. Dnia 24 stycznia zapytywałem: „Czy Piatakow widział moją żonę”? Dnia 27 stycznia powtórzyłem swoje pytanie: „Czy Piatakow zetknął się z moją żoną? Czy była tego dnia ze mną

Page 160: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  160  

w domu? (Wyjazdy żony do Oslo do lekarza łatwo można sprawdzić)”. I właśnie dlatego, aby nie dopuścić do sprawdzenia, wychowawcy Piatakowa wyuczyli go elastycznych formułek i nic nie mówiących zwrotów słownych. Tak przecież łgać najbezpieczniej! Jednakże taki nadmiar ostrożności zdradza fałszerstwo od przeciwnej strony.

Samolot lądował o trzeciej godzinie po południu, 12 lub 13 grudnia. Piatakow przybył do mnie około pół do czwartej. Rozmowa trwała około dwie godziny. Gość mój nie mógł przecież odjechać głodny. Czy daliśmy mu jeść cokolwiek? Wydaje się, że wymaga tego najprymitywniejsza forma gościnności. Jednakże tego nie mógłbym zrobić bez pomocy mej żony i gospodyni„niezgorzej urządzonego domku”. O tym nie mówi się w sądzie ani słowa. Piatakow pożegnał mnie około godziny w pół do szóstej wieczorem. Gdzież udał się w letniskowej miejscowości z niemieckim paszportem w kieszeni? Prokurator także o to nie zapytał. Gdzie spędził wobec takich warunków grudniową noc? Czyżby pod gołym niebem? A już mniej prawdopodobne, że w poselstwie sowieckim, a może w niemieckim? Chyba więc w hotelu? To w takim razie w którym? W liczbie trzynastu moich pytań znajduje się i takie: Piatakow bez wątpienia powinien był gdzieś przenocować w Norwegii. Gdzie? W jakim hotelu? Prokurator nie pytał o to. Przewodniczący również to przemilczał.

Jeśliby do mnie przyjechał stary przyjaciel, a w dodatku wspólnik spisku, ja, i każdy inny na moim miejscu, powinien był, zabezpieczyć gościa przed niespodziewanymi nieprzyjemnościami, zbytecznym ryzykiem. Po dwugodzinnej rozmowie powinienem był nakarmić gościa, i przygotować nocleg. Takie drobne troski nie mogły oczywiście przedstawiać dla mnie najmniejszych trudności, skoro miałem możność skierowania „zaufanego człowieka” do Berlina i wysyłania na lotnisko „specjalnego samochodu” a na moment lądowania „specjalnego samolotu” Piatakow, aby nie pokazywać się w hotelu, lub na ulicach Oslo, niewątpliwie był zainteresowany, aby mógł u mnie przenocować. Zresztą po tak długiej rozłące mieliśmy zapewne niemało do powiedzenia! Jednakże GPU obawiało się tego wariantu, gdyż Piatakow musiałby opowiadać szczegóły dotyczące warunków mego życia. Lepiej już było chyłkiem przejść obok tej prozy... W rzeczywistości mieszkałem, jak wiadomo, nie w miejscowości letniskowej pod Oslo, lecz na głuchej wsi; nie w odległości trzydziestu minut jazdy od lotniska, lecz co najmniej dwóch godzin, szczególnie zimą, gdy na koła trzeba zakładać łańcuchy. Nie, lepiej zapomnieć o jedzeniu, o nocy grudniowej, o niebezpieczeństwie spotkania się z członkami sowieckiego poselstwa. Lepiej to przemilczeć. Piatakow, jak w swej początkowej fazie podróży, podobny jest do podróżującego po Norwegii bezcielesnego cienia z sennego marzenia. Niechaj głupcy biorą ten cień za rzeczywistość.

Z zeznań świadka Bucharcewa, korespondenta „Izwiestii”, dowiadujemy się nie bez znaczenia uzupełniające szczegóły o podróży Piatakowa — „Henryk-Gustaw”, jak się okazuje, nazywał się Gustaw Sztirner.

Nazwisko to absolutnie nic mi nie mówi, chociaż według zeznań Bucharcewa, miał on być moim zaufanym człowiekiem. W każdym razie, mój tajemniczy wysłannik uważał za konieczne bliżej zarekomendować się jako świadek prokuratora. Czy spotkamy jeszcze Sztirnera, jako człowieka z krwi i kości, w jakimś przyszłym procesie? A może jest on wytworem wyobraźni? Nie wiem tego. Niemieckie nazwisko w każdym razie daje dużo do myślenia.

Piatakow usiłował chwilami przedstawić spotkanie ze mną jako przykrą konieczność: instynkt samozachowawczy jaskrawo przebijał pomimo wszystko poprzez zeznania oskarżonych. Natomiast według słów Bucharcewa, Piatakow, dowiedziawszy się o moim zaproszeniu, miał powiedzieć, że „jest bardzo z tego zadowolony, że to całkowicie odpowiada jego zamierzeniom, i że z całą gotowością pojedzie na spotkanie”. A cóż za nieumotywowana

Page 161: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  161  

ekspansywność jak na konspiratora! Tego jednak właśnie potrzebował oskarżyciel. Zadanie świadka polega na tym, aby obciążać winą oskarżonego, podczas gdy rola oskarżonego przejawiła się w usiłowaniach zwalenia głównego ciężaru winy na mnie. W końcu prokurator spełnia swoje zadanie, tj. wykorzystuje kłamstwa obydwu.

O ile chodzi o istotę spisku a nawet sam tylko lot napowietrzny do Oslo, Bucharcew występuje w procesie jako całkiem zbędna figura; nawet Wyszyński, jak zaraz zobaczymy, będzie musiał to uznać.

Jednakże Gustaw Sztirner, jeśli taki rzeczywiście istnieje w naturze, najwidoczniej jest dla prokuratora niedosięgalny. Jeśli zaś Sztirner nie istnieje, to nie istnieje także świadek. Opowiadanie o tym jak Piatakow wychodził i wchodził do samolotu lub na lotnisko, musiałoby się opierać tylko na jednym zeznaniu samego Piatakowa. To nie może wystarczać. Jeśli natomiast powołany przez prokuratora Bucharcew nie bierze udziału w przewodzie procesowym, to spełnia on rolę koryfeusza w tragedii klasycznej: opowiada on o rozgrywających się za kulisami wypadkach. Tak więc, tuż przed swoim powrotem z Berlina do Moskwy (jaka data?) Piatakow nie zapomniał zawiadomić zapowiadacza, że „on tam był i co tam widział”. W istocie cała ta sprawa bynajmniej Bucharcewa nie obchodziła. Opowiadając bez potrzeby takie tajemnice osobie postronnej, Piatakow popełniał lekkomyślność najwyższego gatunku. Gdyby jednak tego nie zrobił, pozbawiłby Bucharcewa możliwości spełnienia roli świadka oskarżenia.

W tym momencie prokurator niespodzianie wspomina o pewnym swoim przeoczeniu. „A czy dawaliście mu swoją fotografię?” — Wyszyński zapytuje nieoczekiwanie Piatakowa, przerywając zeznania Bucharcewa. Sprawia to wrażenie ucznia, który opuścił jeden wiersz z recytowanego utworu literackiego. Piatakow odpowiada lakonicznie: „tak”. Oczywiście dotyczyło to fotografii do paszportu. Przecież wiadomo, że do każdego paszportu fotografie są potrzebne, nawet do niemieckiego. Prokurator, przejawiając taką przenikliwość, niczym nie ryzykuje. Oczywiście, że nadal nie słyszymy ani słowa o nazwisku i wizie. Po tej dygresji strażnik prawa znowu zajmuje się Bucharcewem.

„Czy świadkowi było wiadome, skąd Sztirner otrzymał paszport? Kto dostarczył samolot? Czy to tak łatwo dostaje się samoloty do własnej dyspozycji w Niemczech?” Bucharcew wyjaśnia w tym sensie, że Sztirner nie wdawał się w drobiazgi i prosił go, Bucharcewa, aby się o nic nie niepokoił. Była to jedna z niewielu odpowiedzi, która brzmi jakoś naturalnie i rozsądnie. Jednakże prokurator nie daje za wygraną.

Wyszyński: A świadek nie interesował się tym? Bucharcew: On mi o niczym nie mówił, nie chciał wchodzić w szczegóły. Wyszyński: I pomimo tego, nie interesowaliście się tym zupełnie. Bucharcew: Ależ on mi nie odpowiadał. Wyszyński: A więc pytaliście się go o to? Bucharcew: Pytałem się, ale on mi nic nie odpowiadał. I tak dalej — ciągnęła się tego rodzaju rozmówka. Tymczasem przerwijmy w tym miejscu

ten pouczający dialog, aby poddać postępowanie samego prokuratora analizie. „Panie prokuratorze, zapytywał pan przed chwilą o fotografię do paszportu? Jednakże sam

paszport pana nie interesował? Sędzia śledczy też o to nie pytał na badaniu śledczym Piatakowa? I pan także zapomniał spełnić swój obowiązek? Dwukrotnie bo 24 i 27 stycznia przypominałem panu o tym telegraficznie. Nie zwrócił pan na to żadnej uwagi? Nie interesował się pan również moim adresem, mieszkaniem, Warunkami mego życia? Nie zapytał pan, gdzie Piatakow spędził noc? Kto mu polecił hotel? Jak się tam zameldował? Czyżby wszystkie te pytania nie zasługiwały na pańską uwagę? Bucharcew mógł, ostatecznie, tłumaczyć się tym, że Gustaw

Page 162: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  162  

Sztirner odmawiał Wyjaśnień i nie chciał wciągać nikogo w swoje tajemnice. Ale pan, przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, jest pozbawiony takiego tłumaczenia, gdyż Piatakow wobec prokuratora nie może mieć żadnych tajemnic. Piatakow milczy tylko o tym, o czym mu milczeć nakazano. Jednakże i pan, prokuratorze nie bez specjalnego względu uchyla się od spełnienia swojego obowiązku: spuszczenia Piatakowa ze sfer czwartego wymiaru na grzeszną ziemię, z jej urzędnikami celnymi, restauracjami, hotelami, oraz innymi drobiazgami i obciążeniami dziedzicznymi. Pan milczał o tym wszystkim, bo jest pan jednym z głównych organizatorów fałszerstwa!”

Wyszyński nie poprzestaje na tym: „A samolot?” Bucharcew: „Zapytywałem go (Sztirnera) w jaki sposób Piatakow będzie mógł wyjechać; odpowiedział mi, że specjalny samolot odwiezie Piatakowa do Oslo i przywiezie go z powrotem”.

Jak widać Sztirner był zbytnio powściągliwy. Mógł przecież odpowiedzieć Bucharcewowi po prostu „to nie jest wasz interes — Piatakow sam wie, co ma robić”. Ale widocznie Sztirner pomyślał, że stoi przed nim koryfeusz tragedii i dlatego oświadczył mu, że Piatakow będzie wysiany „specjalnym” samolotem, innymi słowy dał do zrozumienia, że samolot będzie oddany do dyspozycji przez rząd niemiecki. Wyszyński natychmiast wykorzystuje nieostrożność Sztirnera i Bucharcewa, która zresztą była zawczasu przygotowana. „A zatem to nie Trocki organizował podróż przez granicę w samolocie?” Bucharcew odpowiada ze znaczącą wstrzemięźliwością: „Tego nie wiem”. Wyszyński: „A samolot? Jesteście doświadczonym dziennikarzem, wiecie, że przelecieć przez granicę z jednego państwa do drugiego, nie można tak łatwo”. (Tak, tak! ale sam prokurator o tym w zupełności zapomina, gdy mowa o lądowaniu, o paszporcie, o wizie, o noclegu w hotelu itp.). Bucharcew idzie znów o krok naprzód, w myśl intencji prokuratora: „Ja rozumiałem to w ten sposób, że Sztirner mógł uzyskać pomoc oficjalnych czynników niemieckich”. Oto właśnie to, co potrzeba było udowodnić!

W tym miejscu Wyszyński wtrąca jakby niespodzianie: „Czyż w tej sprawie nie można było obejść się bez was? Z jakiego powodu braliście w tym udział?” Nieostrożne pytanie postawione jedynie dla dania sposobności Bucharcewowi opowiedzenia przed sądem o tym, jak Radek „swego czasu” (dokładnie kiedy?) uprzedzał go — że jako trockista, będzie zmuszony spełniać różnorodne zlecenia — i wówczas też oświadczył mu „że Piatakow jest członkiem centrum”. Jak widzimy, Radek wszystko przewidział i uzbroił zawczasu świadka we wszystkie konieczne świadectwa.

Tak czy inaczej, dzięki Bucharcewowi, dowiadujemy się w końcu, że Piatakow nie tylko przyleciał do Oslo „specjalnym” samolotem — lecz, że w ten sam sposób powrócił do Berlina. To nader ważne oświadczenie znaczy, że samolot nie opuścił się na kilka minut na lotnisko w Oslo — ale pozostał tam do wieczora i przez noc, czyli co najmniej przez 15 godzin. Oczywiście tutaj uzupełnił zapas benzyny. Jak dalej zobaczymy, zeznania świadka Bucharcewa oddadzą nam daleko większą usługę niż panu prokuratorowi.

I oto zbliżamy się do kulminacyjnego punktu zeznań Piatakowa i całego procesu. Konserwatywna norweska gazeta Aften Posten, natychmiast po pierwszym zeznaniu

Piatakowa, przeprowadziła ankietę na lotnisku i już w wydaniu wieczornym z 25 stycznia opublikowała, że w grudniu 1935 r. żaden samolot zagraniczny nie przylatywał do Oslo. Ma się rozumieć, że oświadczenie to powtórzyła prasa całego świata. Wyszyński, musiał zareagować na tę niemiłą wiadomość z Oslo. Zrobił to na swój sposób. Na posiedzeniu 27 stycznia prokurator pyta Piatakowa, czy faktycznie lądował na lotnisku w Norwegii i gdzie? Piatakow odpowiada: „W pobliżu Oslo”. Nazwy nie zna. Czy nie było przeszkód przy lądowaniu? Piatakow był zbyt zdenerwowany i nie mógł nic zauważyć. Wyszyński: „Potwierdzacie, że lądowaliście blisko

Page 163: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  163  

Oslo”? Piatakow: „Tak, blisko Oslo — pamiętam to dobrze”. Jak gdyby można było takiej rzeczy nie pamiętać! Po czym prokurator ogłasza dokument, który liczne gazety nazwały łagodnie „niespodziewanym” a mianowicie: oświadczenie sowieckiego poselstwa w Norwegii, o tym, „że... lotnisko Hellere Kjeller, koło Oslo, zgodnie z międzynarodowym i prawidłami, przyjmuje przez cały rok samoloty obcokrajowe, i że przyloty i odloty są możliwe również i w zimowych miesiącach”. Tyle wszystkiego.

Prokurator prosi o dołączenie swego drogocennego dokumentu do sądowego materiału — sprawa wyczerpana!

Nie! Sprawa się dopiero rozpoczyna. Norweskie źródła wcale nie twierdziły, że w Norwegii, w zimie, komunikacja powietrzna jest niemożliwa. Lecz czyż było rzeczą sądu moskiewskiego ustalać meteorologiczne wskaźniki dla lotników? Natomiast istnieje pytanie o wiele bardziej konkretne: czy zagraniczny samolot lądował, czy nie lądował w Oslo w ciągu grudnia 1935 roku? Członek stortingu, Konrad Knudsen, wysłał do Moskwy 29 stycznia 1937 r. następującą depeszę: „Prokurator Wyszyński — Najwyższe Kolegium Wojenne, Moskwa. Donoszę Wam, że dzisiaj stwierdza się oficjalnie, że w grudniu 1935 roku żaden zagraniczny, ani prywatny samolot nie lądował na lotnisku w Oslo. Jako właściciel domu, w którym mieszkał Lew Trocki, stwierdzam, że w grudniu 1935 r. nie było możliwe żadne spotkanie w Norwegii Trockiego z Piatakowem. Konrad Knudsen, członek parlamentu”.

Tego samego dnia 29 stycznia, Arbeiterbladet, gazeta stronnictwa rządowego, przeprowadziła nowe dochodzenie w sprawie „specjalnego samolotu”. Może nie będzie zbędne powiedzieć, że ta gazeta nie tylko pochwalała internowanie mnie przez władze norweskie, ale drukowała o mnie, podczas mego uwięzienia, artykuły nadzwyczaj wrogie.

Cytuję obwieszczenie Arbeiterbladet dosłownie. Czarodziejska podróż Piatakowa do Kjeller. Piatakow podtrzymuje swoje przyznanie się do tego, że w grudniu 1935 r. przybył samolotem

do Norwegii i lądował na lotnisku Kjeller. Rosyjski Komisariat Spraw zagranicznych rozpoczął śledztwo, którego celem jest to zeznanie potwierdzić. Lotnisko Kjeller jeszcze dawniej kategorycznie zaprzeczyło twierdzeniom, jakoby zagraniczny samolot lądował w grudniu 1935 r., a członek parlamentu, Konrad Knutsen, gospodarz domu zamieszkałego przez Trockiego, oświadczył ze swej strony, że w tym czasie Trocki żadnych wizyt nie przyjmował.

Jednakowoż przedstawiciel Arbeiterbladet, w dniu dzisiejszym, jeszcze raz udał się na lotnisko Kjeller i dyrektor Gulliksen, do którego zwróciliśmy się, potwierdził, że w grudniu 1935 r. żaden samolot zagraniczny nie lądował na lotnisku. W miesiącu tym jeden jedyny samolot przyleciał na lotnisko, i był to samolot norweski z Linkepinga. Lecz w tym samolocie pasażerów nie było.

Dyrektor Gulliksen, zanim nam dał to wyjaśnienie, przestudiował księgę protokołów codziennego ruchu granicznego i, na zadane przez nas pytanie dodał uwagę, że jest wykluczone, by samolot lądujący mógł być niezauważony. Przez całą noc krążą wojskowe patrole.

„Kiedy lądował p r z e d grudniem 1935 r. ostatni raz zagraniczny samolot?” pyta dyrektora Gulliksena nasz współpracownik.

„19 września. Był to angielski samolot, G.A.C.S.F. leciał z Kopenhagi, pilotował angielski lotnik Robertson, którego znam doskonale”.

„A po grudniu 1935 r. kiedy przybył do Kjeller pierwszy zagraniczny samolot? „1 maja 1936 roku”.

Page 164: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  164  

Innymi słowy, z ksiąg lotniska wynika, że między 19 września 1935 r. a maja 1936 roku żaden zagraniczny samolot nie zjawił się w Kjeller?”

„Tak jest”. Aby nie pozostawić żadnych wątpliwości przytoczymy oficjalne potwierdzenie

dziennikarskiego wywiadu. W odpowiedzi na zapytanie mego norweskiego adwokata — tenże dyrektor jedynego w Oslo lotniska p. Gulliksen, odpisał 12 lutego.

Kjeller, 14. II. 1937 r.

Lotnisko Kjeller Dyrekcja Do pana adwokata przysięgłego Andreasa Steilen.

E Slotgate 8 Oslo

W odpowiedzi na Pańskie pismo z dnia 10 bieżącego miesiąca, zawiadamiam Pana, że

oświadczenie moje zapodane w Arbeiterbladet jest dokładne. Z poważaniem

Gulliksen. Inaczej mówiąc — jeżeli nawet zgodzimy się, dla wygody GPU — że lot Piatakowa trwał nie

tylko 31 dni czasu (grudzień) ale 224 dni (19 września — 1 maja), to i tak Stalin nie wybrnie z matni. Po tym wszystkim — zagadnienie lotu Piatakowa do Oslo — powinno być definitywnie rozstrzygnięte.

29 stycznia wynik jeszcze nie zapadł. Oświadczenia Knudsena i Arbeiterbladet były okolicznościami takiej wagi, iż konieczne było przeprowadzenie dalszych dochodzeń. — Jednakże moskiewska Temida nie pozwala powstrzymać biegu faktów. Całkiem możliwe — prawie na pewno — że w uprzednich rozmowach obiecano Piatakowowi i Radkowi zachowanie życia. Spełnienie tej obietnicy w stosunku do Piatakowa, rzekomego „organizatora”, rzekomego „sabotażysty” w ogóle nie było łatwe. Jeśli jednak istniały jeszcze w myśli Stalina słabiutkie wahania co do tego, to komunikaty z Oslo musiały położyć temu kres. Dnia 29 stycznia złożyłem prasie kolejne oświadczenie.

„Pierwsze kroki przeprowadzonych na terenie Norwegii badań ś ledczych pozwoliły

posłowi K. Knudsenowi ustalić, że w grudniu do Oslo nie przylatywał w ogóle żaden zagraniczny samolot... Ogromnie się lękam, że GPU przyśpieszy rozstrzelanie Piatakowa, aby uprzedzić dalsze niewygodne zeznania i pozbawić międzynarodową Komisję śledczą możliwości zażądania od Piatakowa ściślejszych wyjaśnień”.

Nazajutrz, dnia 30 stycznia Piatakow, został skazany na śmierć, a 1 lutego wyrok został

wykonany. Za pośrednictwem żółtej norweskiej gazety „Tidens Tain”, pokrewnej amerykańskim

wydawnictwom Hearsta, przyjaciele GPU próbowali wymyślić nową wersję o locie Piatakowa. A może niemiecki samolot opuścił się nie na lotnisko, a na zamarznięty fiord? A może Piatakow odwiedził Trockiego nie w willi podmiejskiej pod Oslo, a w lesie? Nie w „nie najpodlejszym” domku a w leśnej głuszy? Nie w trzydziestu minutowej odległości od Oslo — a w odległości

Page 165: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  165  

trzech godzin jazdy? A może Piatakow przyjechał nie samochodem, a saniami? — a może na nartach? A może spotkanie miało miejsce nie 12—13 — a 21—22 grudnia? Słowem fantazjowanie godne nieudolnej zamiany kopenhaskiej cukierni na „Hotel Bristol”. Hipotezy Tidens-Tain mają te niedociągnięcia, że bezwzględnie nic nie pozostawiają z zeznań Piatakowa i równocześnie rozmijają się zupełnie z faktami. Norweska prasa częściowo już zadała kłam tym fantazjom W liberalnej gazecie Dagblat, porównując faktyczne dane, tj. okoliczności miejsca i czasu Poseł Konrad Knudsen poddał niefortunne wymysły druzgocącej krytyce na łamach tejże żółtej gazety — która w międzyczasie zrobiła się wyrocznią Kominternu.

Zwracam uwagę — że w początkach marca przyjeżdżał do Oslo — dla zdania specjalnego sprawozdania pisarz, Andersen Neksö który, szczęśliwym trafem (jak Pritt, Duranty i inni) znalazł się w Moskwie w czasie procesu i „na własne uszy” słyszał zeznania Piatakowa. Czy Neksö zna język rosyjski, czy nie — mniejsza z tym — dość, że skandynawski rycerz prawdy „nie wątpi” o prawdziwości zeznań Piatakowa. Jeżeli Romain Rolland przyjmuje poniżające misje, świadczące o zupełnym zaniku moralnego i psychologicznego wyczucia, to czemuż nie ma tego robić pan Neksö? Zaiste — rozkład, który GPU wnosi do środowiska pewnego grona radykalnych pisarzy i polityków w całym świecie, przybrał zatrważające rozmiary. Nie będę tutaj rozpatrywał jakie środki stosuje P. G. U. w każdym poszczególnym wypadku. Dobrze wiadomo, że te środki nie zawsze mają „ideowy” charakter (o tym już dawno opowiedział z cynizmem sobie właściwym, irlandzki pisarz O. Flaerti). Jedną z przyczyn mego zerwania ze Stalinem i jego zausznikami był, trzeba przyznać, stosowany przez nich począwszy od 1924 roku, system przekupstwa wobec działaczy europejskiego ruchu robotniczego. Spodziewam się, że pośrednim, ale bardzo ważnym wynikiem prac Komisji będzie oczyszczenie radykalnych sfer od zauszników lewicy, od politycznych pasożytów, od rewolucyjnych carskich lokai, od tych panów, którzy pozostają przyjaciółmi ZSRR za cenę honorariów od Gosizdata26 lub żołdu od GPU.

PROCES ROZPADŁ SIĘ W GRUZY Agenci moskiewscy chwytali się w ostatnim czasie np. takich argumentów: „Podczas swego

pobytu w Meksyku Trocki nie przedstawił żadnych dowodów. Nie ma zatem podstaw spodziewać się, że znajdzie je w przyszłości.

Już przez to samo Komisja z góry skazana jest na niepowodzenie”. W odpowiedzi na to zapytuję — czy jest możliwą rzeczą zdemaskować fałszerstwo uprawiane przez szereg lat, nie badając faktów i dokumentów? Rzeczywiście nie dysponuję takimi argumentami jak „dobrowolnymi samooskarżeniami” Stalina, Jagody, Jeżowa i Wyszyńskiego. Zawczasu o tym uprzedzam. Jeżeli jednak do tej pory nie zastosowałem żadnej magicznej formuły, która by wyczerpywała wszystkie dowody, nie znaczy to, że nie przedstawiłem w ogóle żadnych dowodów. Podczas trwającego ostatniego procesu składałem codziennie oświadczenia w prasie, poparte ścisłymi danymi, o charakterze zaprzeczeń. Gazety drukowały tylko część moich zaprzeczeń i to najczęściej w przekręconej formie. Na ręce komisji składam dokładne teksty moich oświadczeń. Jednocześnie przygotowuję książkę, która powinna stać się kluczem do najważniejszych politycznych i „psychologicznych” „zagadek” procesów moskiewskich. Stenograficzne sprawozdanie drugiego procesu otrzymałem dopiero przed kilku tygodniami. Z tej racji nie

                                                                                                               26  Państwowe wydawnictwo książek.

Page 166: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  166  

można mówić o ostatecznej formie moich zastrzeżeń i twierdzeń. Pomimo, iż nie dysponuję żadną gazetą codzienną lub choćby tygodnikiem, gdzie mógłbym wypowiadać się z pełną swobodą, to jednak całkowicie obaliłem argumenty ostatniego procesu na odcinku ataków skierowanych przeciwko mnie osobiście. Już to samo wystarcza, że podważyłem cały sądowy zlepek ostatecznie. Radek, broniąc się w swym ostatnim słowie przed obelgami prokuratora, który charakteryzował wyłącznie oskarżonych jako złoczyńców i bandytów (prokurator Wyszyński, cyniczny karierowicz pochodzący ze sfer mieńszewickich — zresztą tego typu jest cały rząd), bezwarunkowo wypadł z narzuconej mu roli i powiedział znacznie więcej, niż trzeba było, ba, więcej niż może sam tego chciał. Taki już jego charakter! Tym razem jednak powiedział on rzeczy niesłychanej doniosłości. Bardzo proszę wszystkich panów członków Komisji przeczytać uważnie ostatnie słowo Radka. Według Radka terrorystyczna działalność i współdziałanie trockistów z kontrrewolucyjnymi i szkodliwymi organizacjami zostały całkowicie stwierdzone… „Jednakże, mówił on, ten dośrodkowo dwutorowy proces ma inne ogromne znaczenie. Odkrył on tajniki kuźni wojny, i ujawniał, że organizacja trockistów stała się agenturą tych sił, które przygotowywały wojnę światową. Jakież mamy na to dowody? Fakt ten stwierdzają zeznania dwóch ludzi — moje zeznania czyli tego człowieka, który otrzymywał dyrektywy i listy od Trockiego (które niestety popaliłem) oraz zeznania Piatakowa, który z Trockim rozmawiał. Wszystkie inne zeznania reszty oskarżonych opierają się na naszych zeznaniach. Jeżeli zatem macie do czynienia ze zwyczajnymi kryminalistami, szpiegami, to wobec tego na czym właściwie możecie opierać pewność, że to, co tutaj mówiliśmy jest prawdą, niewzruszoną prawdą?!” Czytając te słowa wydrukowane w oficjalnym sprawozdaniu z procesu, nie wierzyłem własnym oczom. I cóż się pokazało? Oto, ani prokurator, ani przewodniczący nawet nie usiłowali zaprzeczyć lub przywołać do porządku, ewentualnie sprostować oświadczenie Radka. To byłoby zbyt ryzykowne! A przecież te właśnie słowa Radka zarzynają na śmierć cały proces. A więc, wszystkie oskarżenia skierowane przeciwko mnie, opierają się tylko na zeznaniach Radka i Piatakowa. Rzeczowych dowodów nie ma ani śladu. Listy, które Radek jakoby otrzymywał ode mnie, „niestety” spalił. (W rosyjskim sprawozdaniu akt oskarżenia jest tak zredagowany, że podaje jakoby cytaty z moich oryginalnych listów). Prokurator traktuje Radka i Piatakowa jako łgarzy pozbawionych wszelkich zasad, usiłujących za wszelką cenę oszukać władze. Radek odpowiada: jeżeli nasze zeznania są fałszywe (a przecież Radek i prokurator wiedzą, że zeznania są fikcyjne!), to cóż wam pozostaje dla udowodnienia, że Trocki zawarł sojusz z Niemcami i Japonią w celu przyspieszenia wybuchu wojny i rozbicia jedności terytorialnej ZSRR? Nie posiadacie nic. Nie macie żadnych dokumentów. Zeznania pozostałych oskarżonych opierają się na naszych dowodach słownych. Prokurator milczy. Przewodniczący milczy. Milczą wszyscy „przyjaciele” zagraniczni. Jakże męczące jest to milczenie! A więc ujrzeliśmy prawdziwe oblicze procesu. Doprawdy skandaliczne oblicze!

Pozwalam sobie w związku z tym przypomnieć faktyczną stronę zeznań Radka i Piatakowa. Radek jakoby utrzymywał łączność ze mną za pośrednictwem Włodzimierza Romma. Włodzimierz Romm jakoby widział mnie jeden jedyny raz, mianowicie — w końcu czerwca 1933 roku w Bois de Boulogne pod Paryżem. Udowodniłem na podstawie ścisłych sprawdzonych danych opartych na datach, zaświadczeniach świadków, a w tej liczbie i policji francuskiej, że w końcu czerwca 1933 nie byłem i nie mogłem być w Bois de Boulogne. Jako chory bowiem przyjechałem bezpośrednio z Marsylii do Saint-Palais pod Roual, oddalonym o kilkaset kilometrów od Paryża.

Piatakow udowadniał, że przyleciał do mnie do Oslo w grudniu 1935 roku na samolocie niemieckim. Tymczasem oficjalne władze norweskie ogłosiły do powszechnej wiadomości, że

Page 167: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  167  

od 19 września 1935 do 1 maja 1936 roku w ogóle ani jeden zagraniczny samolot nie przyleciał do Oslo. Zaprzeczyć tym wiadomościom nie ma sposobu. A więc ani Piatakow nie przylatywał do mnie do Oslo, ani też Romm nie miał schadzki ze mną w Bois de Boulogne. A przecież niby ta łączność Radka ze mną odbywać się miała wyłącznie za pośrednictwem Romma. Obaleniem zeznań Romma unicestwia się całe zeznanie Radka, również nie więcej od tego pozostaje z zeznań Piatakowa. A przecież, jak zresztą sam Radek oświadcza, co zostało potwierdzone milczeniem sądu, oskarżenie przeciwko mnie wymierzone opierało się wyłącznie na zeznaniach dowodowych Radka i Piatakowa. Wszelkie pozostałe zeznania mają charakter pomocniczy, wtórny i miały właśnie dać podtrzymanie Radkowi i Piatakowowi — głównym oskarżonym, powiedzmy ściślej, głównym świadkom Stalina przeciwko mnie. Wybór roli Radka i Piatakowa nosił specjalny charakter, bo mieli oni udowodnić bezpośrednią łączność przestępców ze mną. „Wszystkie inne zeznania opierają się na naszych zeznaniach” — stwierdza Radek. Mówiąc innymi słowami — zeznania te zawisły w powietrzu. Zasadniczy trzon oskarżenia runął — rozpadł się w nicość. Nie warto podtrzymywać gmachu, skoro fundamenty padły w gruzy. Panowie oskarżyciele! Pełzajcie teraz w błocie i zbierajcie swoje cegiełki z rozwalonego domu!...

PROKURATOR-FAŁSZERZ

Moja działalność „terrorystyczna” i „destrukcyjna” nosiła, jak to przedstawiono, najtajniejszy charakter. Do tych tajemnic miałem dopuszczać tylko najbardziej zaufanych ludzi. Natomiast cała moja publiczna działalność, wroga terrorowi i dywersji zamachowej, miała być tylko „maskowaniem” się. Prokurator, nie mogąc utrzymać się na tym stanowisku, kilka razy pokusił się o wykazanie w mojej działalności propagandy terroru i gwałtu. W związku z tym postaramy się udowodnić na kilku zasadniczych przykładach, że literackie oszustwa Wyszyńskiego są tylko środkiem pomocniczym dla utrzymania poziomu prawdopodobieństwa jego fałszerstw sądowych.

1.

Dnia 20 lutego 1932 roku Centralny Komitet Wykonawczy ZSRR specjalnym dekretem

pozbawił mnie i członków mej rodziny znajdujących się za granicą poddaństwa sowieckiego. Podkreślę mimochodem, że sam tekst dekretu jest już zlepkiem fałszu i obłudy. Przy nazwisku podano nie tylko moje — Trocki — ale i po ojcu — Bronstein, chociaż to nazwisko nigdy nie było w ż adnym sowieckim dokumencie wymienione. Jednocześnie z tym wyszukano mieńszewików — o brzmieniu nazwiska Bronstein i łącznie ze mną w tym samym akcie pozbawiono ich obywatelstwa. To właśnie charakteryzuje polityczny styl Stalina!

Odpowiedziałem na to „Otwartym listem” do Prezydium CIK-u ZSRR w dniu i marca 1932 roku27. W liście tym poruszyłem szereg fałszerstw popełnionych przez prasę sowiecką na rozkaz wyższej władzy, w celu skompromitowania mnie w oczach mas pracujących w Sowietach. Wyliczając najważniejsze błędy Stalina w dziedzinach polityki wewnętrznej i zagranicznej, „List” piętnuje jego tendencje bonapartystyczne. ...„Pod obuchem kliki stalinowskiej — mówiłem dalej w swym „liście otwartym” — nieszczęśliwy, oszukany, zastraszony i

                                                                                                               27  Biuletyn Opozycji nr 2 7.

Page 168: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  168  

skrępowany Centralny Komitet Niemieckiej Partii Komunistycznej wszelkimi siłami dopomaga — nie może nie pomagać — wodzom niemieckiej socjaldemokracji w wydaniu niemieckiej klasy robotniczej na łup Hitlerowi...” Nie minął rok, jak to moje proroctwo niestety potwierdziło się całkowicie. „List otwarty” zawierał następującej treści oświadczenie: …„Stalin doprowadził was do położenia bez wyjścia. Nie można teraz wyplątać się z tego inaczej, jak tylko przez obalenie stalinizmu. Trzeba zaufać klasie robotniczej, trzeba pozwolić, aby czołowi przywódcy proletariatu sprawdzili cały sowiecki system i bezlitośnie oczyścili go od nagromadzonego śmiecia. Należy raz wreszcie spełnić ostatnią usilną radę Lenina: usunąć Stalina.” Propozycję usunięcia Stalina motywowałem następująco: …„znacie Stalina nie gorzej ode mnie... Siła Stalina tkwiła nie w nim samym, lecz w aparacie państwowym, albo — o tyle w nim, o ile był on najbardziej doskonałym ucieleśnieniem automatyzmu biurokracji. Stalin oderwany od tego aparatu, albo postawiony wbrew jego tendencjom — jest niczym, pustym miejscem... Pora już największa pozbyć się tej legendy o Stalinie”. Oczywiście — zupełnie jest zrozumiałe, że nie chodziło mi o fizyczne unicestwienie Stalina, lecz jedynie o zlikwidowanie jego potęgi — administracyjnej.

Otóż właśnie ten dokument: „List otwarty do CIK” — trudno temu uwierzyć — został wplątany w najistotniejszą osnowę sądowych fałszerstw Stalina—Wyszyńskiego.

Podczas przewodu sądowego dnia 20 sierpnia 1936 roku podsądny Olberg zeznał: Pierwszy o mym wyjeździe (do ZSRR) rozmawiał ze mną Siedow, po oświadczeniu Trockiego, w związku z pozbawieniem go poddaństwa sowieckiego. W tym oświadczeniu Trocki roztrząsał konieczność zamordowania Stalina. Myśl ta była wyrażona w następujących słowach: „Bezwzględnie trzeba usunąć Stalina”. Siedow, pokazawszy mi przepisany na maszynie tekst tego oświadczenia powiedział: „A więc, widzicie, ż e jaśniej określić tego nie trzeba”. Wówczas Siedow zaproponował mi wyjazd do ZSRR

Mój „list otwarty” nazywa Olberg z ostrożności „oświadczeniem”. Pełnego tekstu Olberg nie przytoczył. Prokurator również nie wymagał żadnego udokumentowania. Słowa „usunąć Stalina” wytłumaczono, że trzeba „zabić Stalina”.

Zgodnie ze sprawozdaniem dnia 21 sierpnia podsądny Holcman zeznaje, że w dalszej rozmowie z nim Trocki wypowiedział się za koniecznością „usunięcia Stalina”... Wyszyński: „Co miało oznaczać usunąć Stalina? Proszę to wyjaśnić”. Oczywiście Holcman wyjaśnia tak, jak tego pragnie Wyszyński.

Aby rzekomo usunąć wszelkie wątpliwości co do źródła własnego fałszerstwa, prokurator Wyszyński następnego dnia (22 sierpnia) wtrącił do swej mowy oskarżenia: „...Tu leży wytłumaczenie tego, jak to Trocki w marcu 1932 roku w szale kontrrewolucyjnej wściekłości wystąpił z otwartym listem, przywołując do „usunięcia Stalina” (list został wyjęty z tajnej skrytki w walizie Holcmana i załączony do sprawy jako dowód rzeczowy).

Prokurator wyraźnie mówi o „liście otwartym”, wystosowanym przeze mnie w marcu 1932 roku z powodu pozbawienia mnie obywatelstwa. Otóż istotnie był to „List otwarty do Centralnego Komitetu Wykonawczego!” Według słów prokuratora list ten „został wyjęty z tajnej skrytki w walizie Holcmana”. Być może, iż Holcman, powracając z zagranicy, ukrył w walizie numer „Biuletynu” z moim „listem otwartym”. To już tradycyjna sprawa rewolucjonistów rosyjskich. W każdym razie prokurator przedstawił jakieś ściślejsze dane: a) nazwę („List otwarty”); b) data (marzec 1932 r.); c) temat: dekret o pozbawieniu praw obywatelskich, wreszcie d) hasło („usunąć Stalina”). Dane te nie budzą żadnej wątpliwości, że chodzi tu o mój „List otwarty do Centralnego Komitetu Wykonawczego” i że właśnie dokoła tego dokumentu obracały się zeznania Olberga i Holcmana, oraz mowa oskarżenia w sprawie Zinowiewa i

Page 169: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  169  

Kamieniewa. W oskarżycielskiej mowie w sprawie Piatakowa—Radka (28 stycznia 1937) Wyszyński

znowu powraca do „Listu otwartego” jako do zaczątków dyrektyw terrorystycznych. „...W naszych rękach — mówił on — są dokumenty stwierdzające, że Trocki co najmniej dwukrotnie, a przy tym z wystarczającą szczerością, w formie całkiem niezamaskowanej, podał dyrektywy celem dokonania terroru. Dokumenty te zostały przez autora ogłoszone urbi et orbi. Mam na myśli przede wszystkim list z 1932, w którym Trocki rzucił zdradzieckie i hańbiące hasło „usunąć Stalina”. Przerwijmy na chwilę cytaty, z których znowu dowiemy się, że dyrektywa terrorystyczna została podana publicznie czyli, jak się wyraził prokurator „urbi et orbi”. Niewątpliwie zatem chodzi o ten sam list otwarty, w którym, powołując się na testament Lenina, zalecałem odwołanie Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego partii.

Sprawa jasna, przypuszczam. W dwóch głównych procesach przeciwko zinowiewowcom i trockistom punktem wyjścia dla oskarżenia na temat terroru staje się świadomie fałszywe komentowanie artykułu, ogłoszonego przeze mnie W różnych językach i dostępnego do sprawdzenia dla każdego umiejącego czytać i pisać człowieka. Ale cóż, to charakteryzuje tylko metody Wyszyńskiego i Stalina.

2.

W tej samej mowie oskarżenia (28 stycznia 1937) prokurator mówi dalej: „...Po drugie, mam

na myśli dokument, odnoszący się już do późniejszego terminu, a mianowicie: trockistowski „Biuletyn Opozycji” Nr 36—37 za październik 1934 (1933!), gdzie znajdujemy szereg wskazówek na temat terroru, jako metody walki przeciw władzy sowieckiej” wreszcie przytacza z „Biuletynu” następujący ustęp: Byłoby dziecinadą myśleć, że biurokrację stalinowską można usunąć przy pomocy partyjnego lub sowieckiego zjazdu. Aby usunąć rządzącą klikę, nie widzę potrzeby oglądać się na normalne środki konstytucyjne... Zmusić ich do oddania władzy awangardzie proletariackiej można tylko przy pomocy siły...”28 Jak można to inaczej nazwać — wnioskuje dalej prokurator — chyba tylko nawoływaniem do bezpośredniego terroru. Nie znajduję na to żadnego innego wytłumaczenia.

W celu podparcia tego wniosku, Wyszyński uprzednio dowodził: „Przeciwnik terroru i gwałtu powinien był powiedzieć: tak, można (zreorganizować państwo) w drodze pokojowej, powiedzmy, na podstawie konstytucji”.

Rzeczywiście: „powiedzmy, na podstawie konstytucji!” Całe rozumowanie opiera się na utożsamianiu gwałtu rewolucyjnego i terroru

indywidualnego. Nawet prokuratorzy za caratu rzadko chwytali się tych sposobów. Nigdy nie uchodziłem za pacyfistę, tołstojowca lub gandystę. Poważni rewolucjoniści nie igrają z gwałtem. Jednakże niekiedy nie cofają się przed zastosowaniem rewolucyjnej przemocy, jeżeli historia nie daje innej drogi wyjścia. Od 1923 do 1933 broniłem idei „reformy” w stosunku do aparatu państwowego w Sowietach. Właśnie dlatego jeszcze w marcu 1932 roku zalecałem Centralnemu Komitetowi Wykonawczemu — „usunąć Stalina”. Dopiero powoli i pod naciskiem bezspornych faktów nabrałem przekonania, że obalić biurokrację zdołają tylko masy ludowe i to jedynie w drodze gwałtu rewolucyjnego. Nie odstępując od zasady mej działalności, bezpośrednio wypowiedziałem swój pogląd publicznie. Istotnie, twierdzę dzisiaj, że zlikwidowanie

                                                                                                               28  Biuletyn Opozycji Nr 36—37, październik 1933 r.

Page 170: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  170  

stalinowskiego systemu bonapartystycznego może nastąpić tylko przy pomocy nowej rewolucji politycznej. Jednakże rewolucji nie robi się na zamówienie. Rewolucje powstają skutkiem rozwoju społecznego. Nie można jej wywołać sztucznie. A już najmniej awanturnicze zamachy terrorystyczne zdołają zastąpić rewolucję. Wyszyński przez utożsamienie indywidualnego terroru z powstaniem zbrojnym mas, zamiast te dwie metody wyraźnie przeciwstawić, przekreśla karty całej historii rewolucji rosyjskiej i całej filozofii marksizmu. I cóż podał on na to miejsce? Fałszerstwo!

3.

Podobnie postąpił, wzorując się na Wyszyńskim, poseł Trojanowski, który podczas ostatniego

procesu zeznawał, jak wiadomo, że, niby ja, w jednym ze swoich wystąpień podzielałem terrorystyczne przekonania. Odkrycie Trojanowskiego drukowano w prasie, dyskutowano, tak że musiałem temu zaprzeczać. Czyż nie jest to poniżające dla rozsądku ludzkiego? Wychodzi na to że, z jednej strony, w związku ostatnimi procesami składałem zaprzeczenia, obalałem w swych książkach, artykułach i oświadczeniach oskarżenia o terroryzmie wysuwając teoretyczne, polityczne i rzeczowe dowody. Natomiast, z drugiej strony, jakobym zamieścił w prasie Hearsta oświadczenie cofające wszystkie swoje poprzednie wystąpienia i otwarcie przyznał się przed posłem sowieckim do terrorystycznych przestępstw. Ten bezsens nie ma granic. Jeżeli Trojanowski dopuszcza się na oczach całego cywilizowanego świata takich ordynarnych i cynicznych fałszerstw, to nie trudno dośpiewać sobie, co musi się dziać w kazamatach GPU.

Nie lepiej przedstawia się u Wyszyńskiego sprawa z moim defetyzmem i oskarżeniem o rozmyślne wprowadzenie do armii rozstroju. Zagraniczni adwokaci GPU jeszcze nie przestali łamać sobie głowy nad zagadnieniem, jak mógł były głównodowodzący armii czerwonej dążyć do obniżania ducha w wojsku. Dla Wyszyńskiego i innych moskiewskich fałszerzy zagadnienie to już dawno przestało istnieć: „Trocki zawsze taki był, wprowadzał ducha tchórzostwa w szeregi wojska już podczas wojny domowej”. Na ten temat istnieje już cała literatura. Wychowany na niej prokurator dowodzi w swej mowie oskarżenia: ...„wypada wspomnieć, że jeszcze przed 10 laty Trocki usprawiedliwiał się za swą pozycję defetystyczną w stosunku do ZSRR, odwołując się do tezy (?) Clemenceau. Wówczas Trocki pisał: „należy odtworzyć taktykę Clemenceau który zbuntował się, jak wiadomo (!!) przeciwko rządowi francuskiemu w tym właśnie czasie, gdy Niemcy stali w odległości 80 kilometrów od Paryża29. Trocki i jego zausznicy wyciągnęli tezę o Clemenceau nie przypadkowo. Powrócili teraz do tej tezy, ale już nie w sensie teoretycznym, lecz w charakterze praktycznego przysposobienia i przygotowania do akcji, w sojuszu z wywiadowcami zagranicznymi, aby doprowadzić do wojennej klęski ZSRR.” Trudno uwierzyć, że tekst tej mowy został wydrukowany w kilku obcych językach, a w ich liczbie i francuskim. Przypuszczam, że Francuzi nie bez zdziwienia dowiedzieli się, że Clemenceau podczas wojny „zbuntował się przeciw francuskiemu rządowi”. Francuzi nigdy nie podejrzewali, że Clemenceau był defetystą i destruktorem armii i wspólnikiem „zagranicznego wywiadu”. Przeciwnie, nazywają go „ojcem zwycięstwa”. Co właściwie ma oznaczać cała ta plątanina pana prokuratora? Idzie o to, że stalinowska biurokracja, chcąc usprawiedliwić ucisk i

                                                                                                               29  W angielskim wydaniu słowa te zostały wzięte w cudzysłów, co dało asumpt członkom komisji uznać je za cytat. Tymczasem zdanie to zostało całkowicie wzięte z fantazji prokuratora. Stąd owe „cytaty” Wyszyńskiego mają taki sam charakter prawdomówności, co literackie „cytaty” Stalina. W tej szkole panuje jedność stylu.

Page 171: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  171  

gwałt zadawany Sowietom i partii, już w 1926 roku zaczęła powoływać się na niebezpieczeństwo grożącej wojny. Czyż nie jest to klasyczny przykład bonapartyzmu? Przeciwstawiając się temu wypowiadałem się stanowczo za swobodą krytyki nie tylko w okresie pokoju — ale nawet podczas wojny. Powoływałem się na to, ż e nawet w burżuazyjnych państwach, a w szczególności we Francji, sfery rządzące nie decydowały się podczas wojny, nie bacząc na swą odpowiedzialność przed masami podeptać i zdławić zupełnie swobodę krytyki. W związku z tym podawałem przykład Clemenceau, który pomimo bliskości frontu wojennego od Paryża,—a raczej właśnie z tego powodu, piętnował w swoim organie niekonsekwencje wojennej polityki rządu francuskiego. Koniec końców, Clemenceau, jak wiadomo, przekonał parlament, stanął na czele rządu i zabezpieczył zwycięstwo. Gdzież więc tu mamy słowo „bunt”? Gdzie mowa o „podrywaniu ducha w wojsku”? Gdzie związek i sprzymierzanie się z obcym wywiadem? Podkreślam jeszcze raz, że powoływałem się na taktykę Clemenceau jeszcze w tym okresie, gdy osiągnięcie zmiany rządu i systemu rządzenia w ZSRR uważałem za możliwe. Teraz już nie mógłbym się powoływać na Clemenceau właśnie dlatego, że bonapartyzm Stalina odciął drogę do legalnej reformy. Lecz pomimo wszystko i teraz jeszcze całkowicie staję w obronie gotowości wojennej ZSRR tj. w obronie jego zasad socjalnych oraz przeciw imperializmowi z zewnątrz, oraz przeciw bonapartyzmowi idącemu od wewnątrz.

W sprawie o „podrywanie obronności” prokurator opierał się najpierw na Zinowiewie, później na Radku, jako na głównych świadkach przeciwko mnie. Ja zaś oprę się da Zinowiewie i Radku, jako na świadkach przeciwko prokuratorowi. Przytoczę tu ich swobodne i niczym nieprzymuszone opinie.

Mając na myśli ohydną nagonkę przeciwko opozycji, Zinowiew pisał do Centralnego Komitetu dnia 6 września 1927: „Wystarcza wskazać artykuł dość znanego N. Kuźmina w „Komsomolskiej Prawdzie”, w której ten „nauczyciel” naszej wojskowej młodzieży... tłumaczy powoływanie się tow. Trockiego na Clemenceau jako żądanie rozstrzeliwania chłopów na froncie podczas wojny. Czyżby to było co innego niż jawnie termidoriańska — jeśli już nie zwyczajnie czarnosecinna, agitacja?”

Jednocześnie z wystąpieniem Zinowiewa (wrzesień 1927) pisał Radek w swych programowych tezach: „...Co się tyczy zagadnienia o wojnie trzeba powtórzyć w programie rzeczy podkreślane podczas rozmaitych naszych wystąpień, i zsumować je razem, a mianowicie: nasze państwo jest państwem robotniczym, chociaż pracują różne silne tendencje nad zmianą jego charakteru. O b r o n a t e g o p a ń s t w a j e s t o b r o n ą d y k t a t u r y p r o l e t a r i a t u . . . Od sprawy, którą grupa stalinowska podnosi, doczepiając się do p o w o ł y w a n i a s i ę t . T r o c k i e g o n a C l e m e n c e a u , nie trzeba bynajmniej odrzekać się i trzeba raczej na to wyraźnie odpowiedzieć: będziemy bronili dyktatury proletariatu nawet przy niewłaściwym kierownictwie obecnej większości, jak to już kiedyś oświadczyliśmy; jednakże zadatkiem zwycięstwa jest poprawienie błędów, popełnianych przez to kierownictwo, oraz przyjęcie przez partię naszej platformy”. Świadectwa Zinowiewa i Radka mają dwojakiego rodzaju wartość: z jednej strony zupełnie słusznie ustalają stosunek opozycji do zagadnienia obronności ZSRR; z drugiej zaś wykazują one, że już w 1927 roku grupa stalinowska w rozmaitej formie przekręcała moje powoływanie się na przykład Clemenceau w celu podsuwania opozycji tendencji przeciwobronnych. Charakterystyczne, że ten sam Zinowiew w swych późniejszych deklaracjach skruchy, pokornie włączył do swego arsenału także oficjalny falsyfikat na temat Clemenceau: „...Cała partia jak jeden mąż — pisał Zinowiew w „Prawdzie” dnia 8 maja 1933 r. — będzie się biła pod sztandarem Lenina i Stalina... jedynie podli renegaci usiłują powoływać się na osławioną tezę Clemenceau…”

Page 172: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  172  

Podobny cytat na pewno można byłoby znaleźć i u Radka. Tym razem prokurator nic nowego nie wymyślił. Dodał do tego tylko kryminalną przeróbkę w sosie tradycyjnej termidoriańskiej nagonki przeciwko opozycji. Na takich to nikczemnych podstawach zbudowano całe oskarżenie. Kłamstwo i fałszerstwo! Fałszerstwo i kłamstwo! a w wyniku — rozstrzelanie.

TEORIA „MASKOWANIA SIĘ”

Niektórzy „prawnicy” z gatunku tych, co „cedzą przez sito komary, a łykają wielbłądy” skłonni są twierdzić, iż moja korespondencja nie może mieć „prawnie” przekonywającej siły, bo zawsze nasuwa się przypuszczenie, że była prowadzona z premedytacją w celu zamaskowania mojego prawdziwego sposobu myślenia, oraz działalności. Takie dowodzenie, zapożyczone z codziennej praktyki kryminalnej, zupełnie nie da się zastosować do większego procesu politycznego. W celu zamaskowania się można napisać pięć, dziesięć, sto listów. Nie można jednak w ciągu szeregu lat prowadzić intensywnej korespondencji, dotyczącej przeróżnych kwestyj z najróżnorodniejszymi osobami, bardziej i mniej mi znanymi, — w tym jednym celu, aby oszukać wszystkich i każdego z osobna. A cóż powiedzieć o licznych moich artykułach i książkach? Na maskowanie się można poświęcić siły i czas, jakie pozostają po Wykonaniu pracy głównej. Lecz prowadzić stale rozległą korespondencję można tylko w warunkach głębokiego zainteresowania się jej treścią i rezultatami. Z tego mianowicie względu niezliczone ilości listów, przesiąknięte na wskroś duchem prozelityzmu muszą niezawodnie odzwierciedlać prawdziwe oblicze autora, a nigdy przybranej czasowo maski.

Występując dnia 11 grudnia 1936 r. w Norwegii, jako świadek w sprawie nieudanego napadu faszystów na moje archiwum, przytoczyłem przykład z dziedziny religii. Weźmy jednak inny — z dziedziny sztuki. Przypuśćmy, że ktoś doniósł, iż Diego Rivera jest tajnym agentem Kościoła katolickiego. Gdybym przeprowadzał śledztwo na temat tego oszczerstwa, przede wszystkim zaproponowałbym wszystkim zainteresowanym obejrzeć freski Rivery: wątpliwe, czy można w ogóle spotkać bardziej namiętny i ekspresywny wyraz nienawiści do kościoła. Niech którykolwiek z prawników spróbuje zaprzeczyć: może jednak Rivera tworzył swoje freski w celu zamaskowania swojej prawdziwej roli?

Dla upozorowania przestępstw (myślę w danym przypadku o przestępstwach GPU) można, przy pomocy najemnego aparatu, sfabrykować akt oskarżenia, wymusić mnóstwo szablonowych zeznań i wydrukować na koszt państwa „stenogram”. Wewnętrzna sprzeczność i ordynarny charakter tej roboty same przez się obnażają dostatecznie biurokratyczną „twórczość” na zamówienie. Lecz nie można bez przekonania i intelektualnej namiętności tworzyć gigantycznych fresków, potępiających wyzysk człowieka przez człowieka, lub rozwijać w ciągu wielu lat pod obuchem uderzeń wroga, idei międzynarodowej rewolucji.

Nie można wlewać w naukową, artystyczną i polityczną pracę „krwi serdecznej i nerwów”. (Verne) celem maskowania się. Ludzie, którzy wiedzą czym jest twórczość, powiedzmy ludzie rozumni i subtelni, uśmiechną się ironicznie i przejdą do porządku dziennego nad biurokratyczną i „prawniczą” kazuistyką.

Oprzemy się na suchej arytmetyce. Treść zarzucanego mi przestępstwa, na zasadzie obydwu procesów stanowią: trzy spotkania w Kopenhadze, dwa listy do Mraczkowskiego i towarzyszy, trzy listy do Radka, jeden list do Piatakowa, jeden do Murałowa, spotkanie z Rommem, trwające 20—25 minut i dwugodzinne spotkanie z Piatakowem. Oto wszystko!

Razem wziąwszy, rozmowy wstępne i korespondencja ze spiskowcami zajęły mi, według ich

Page 173: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  173  

zeznań, nie więcej niż 12 do 13 godzin. Nie wiem ile czasu zajęło mi spotkanie z Hessem i dyplomatami japońskimi. Dodamy jeszcze 12 godzin. Ogólnie wszystko nie wyniesie więcej niż 3 dni robocze. Mimochodem wspomnę, że przez osiem lat ostatniego zesłania naliczyłem mniej więcej 2920 dni roboczych. Że tego czasu nie zmarnowałem, świadczą wydane przeze mnie w tych latach książki, liczne artykuły i jeszcze liczniejsze listy, które, sądząc z ich rozmiarów i charakteru, przypominają raczej artykuły. Dochodzimy w ten sposób do wniosku dość paradoksalnego: w ciągu 2917 dni roboczych pisałem książki, artykuły i listy, oraz prowadziłem rozmowy, poświęcone obronie socjalizmu, rewolucji, proletariatu, walce przeciw faszyzmowi i w ogóle reakcji. Natomiast 3 dni, całe 3 dni — poświęciłem spiskowi w interesach faszyzmu. Nawet przeciwnicy nie odmawiali moim książkom i artykułom napisanym w duchu rewolucji komunistycznej, pewnych zalet.

Natomiast listy moje i udzielane przeze mnie ustne dyrektywy, podyktowane interesami faszyzmu, odznaczają się, sądząc, ze sprawozdań moskiewskich, niezwykłą głupotą.

W ten sposób pomiędzy moją działalnością jawną a ukrytą zachodzi rzucająca się w oczy dysproporcja. Jawna czyli fałszywa działalność, służąca mi li tylko do maskowania się, przewyższała moją prawdziwą tj. „rzeczywistą” działalność. Tysiąckrotnie, zarówno ilościowo jak i jakościowo. Odnosimy wrażenie, jak gdybym wybudował drapacz chmur, celem ukrycia pod nim zdechłego szczura. Nie, to nie jest przekonywające.

***

To samo dotyczy zeznań świadków. Ma się rozumieć, żyłem w otoczeniu przyjaciół

politycznych, i komunikowałem się głównie lecz nie wyłącznie z ludźmi podobnie do mnie myślącymi. Łatwo zatem przekręcić zeznania moich świadków, opierając się na tym, że to są ludzie związani ze stroną zainteresowaną. Taka jednak próba powinna być od początku uznana za nierzeczową. Blisko w 30 państwach istnieją obecnie większe lub mniejsze organizacje powstałe i rozwijające się, szczególnie w ciągu ostatnich ośmiu lat, w ścisłym związku z moimi pracami teoretycznymi i artykułami politycznymi. Setki członków tych organizacyj korespondowało ze mną bezpośrednio, prowadziło dyskusje i przy sposobności odwiedzały mnie. Każdy z nich dzielił się potem wrażeniami z dziesiątkami, a czasem z setkami innych.

A więc chodzi tu nie o jakieś zamknięte kółko, związane rodzinnym organizmem lub wspólnotą interesów materialnych, lecz o szeroki międzynarodowy znak, karmiony li tylko ideologicznymi przesłankami.

Należy dodać, że we wszystkich wspomnianych 30 organizacjach przez cały ten czas toczyła się ostra walka ideowa, wywołująca nieraz rozłamy, lub wykluczenia członków. Życie wewnętrzne organizacyj odzwierciadlało się w biuletynach, okólnikach i artykułach polemicznych. W całej tej pracy brałem żywy udział. Nasuwa się pytanie: czy międzynarodowa organizacja „trockistów” wiedziała o moich prawdziwych (rzeczywistych) planach i zamierzeniach (terror, wojna, sprowadzenie klęski na ZSRR, faszyzm)?

Jeżeli tak, to zupełnie niezrozumiałe jest, w jaki sposób tajemnica ta, czy z powodu nieostrożności, czy też rozmyślnej złośliwości, mimo licznych konfliktów i rozłamów, nie wyszła na jaw. Jeżeli nie — to znaczy, że udało mi się powołać do życia wciąż wzrastający ruch międzynarodowy, oparty na ideach, które w rzeczywistości nie były swoimi, lecz służyły mi do maskowania wprost przeciwnych idei. Takie przypuszczenie jest zbyt bezsensowne. Chętnie nawet zaproponuję powołanie na świadków dziesiątek osób, które albo zerwały z trockistowską organizacją, albo zostały z niej usunięte, skutkiem tego stały się moimi Wrogami politycznymi,

Page 174: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  174  

nieraz bardzo zaciekłymi. W tak szerokiej skali, gdzie ilość równa się jakości, wąskie pojęcie świadków „ex parte”, jest

braniem cienia za rzeczywistość.

DLACZEGO I PO CO TE PROCESY? Pewien amerykański autor uskarżał mi się w rozmowie: „Trudno mi uwierzyć, że pan popiera

faszyzm, lecz również wydaje mi się niewiarogodne, aby Stalin dopuścił się tak potwornego fałszerstwa. Mogłem tylko żałować mojego rozmówcy. Istotnie bowiem nie łatwo znaleźć rozwiązanie, jeśli do tego problemu podchodzi się wyłącznie z indywidualno-psychologicznego, a nie politycznego punktu widzenia.

Nie chcę tym pomniejszać znaczenia czynnika indywidualnego w historii. Stalin i ja nie przypadkowo znajdujemy się na naszych stanowiskach. Lecz same stanowiska nie przez nas zostały stworzone. Każdego z nas wciągnęły do tego dramatu pewne idee i zasady. A swoją drogą idee i zasady nie wiszą w powietrzu, lecz mają głębokie socjalne podłoże. Należy więc brać pod uwagę nie psychologiczną abstrakcję Stalina, jako „człowieka”, lecz jego konkretną historyczną postać, jako Wodza sowieckiej biurokracji. Czyny Stalina można zrozumieć, uwzględniając warunki bytu nowej uprzywilejowanej warstwy, żądnej władzy, użycia dóbr doczesnych, bojącej się utracić swoje znaczenie, żyjącej w obawie przed masami i nienawidzącej śmiertelnie wszelakiej opozycji.

Sytuacja uprzywilejowanej biurokracji w społeczeństwie, które ona sama zowie socjalistycznym, jest nie tylko anomalią ale i fałszem.

Im większy jest odskok od październikowego przewrotu, który do dna odsłonił kłamstwo socjalne, do obecnego położenia, gdy kasta karierowiczów, zmuszona do ukrywania zgnilizny społecznej, tym ordynarniejsze jest kłamstwo Termidora. A więc nie chodzi tu o błędy poszczególnych jednostek, lecz o fałszywe położenie całej warstwy socjalnej, dla której kłamstwo stało się życiową polityczną funkcją.

W walce o nowe pozycje kasta ta sama się przerodziła, przy czym, zdemoralizowała swoich wodzów. Wydźwignęła ona na swoich barkach najlepszego, najbardziej zdecydowanego i bezwzględnego wyraziciela swych interesów. W ten sposób Stalin, niegdyś rewolucjonista przedzierzgnął się w wodza kasty termidorianów.

Zasady marksizmu, wyrażające interesy mas, coraz bardziej krępowały biurokrację, bo z konieczności, godziły w jej interesy. Z chwilą gdy stanąłem po stronie opozycji w stosunku do biurokracji, nadworni jej teoretycy zaczęli nazywać rewolucyjną treść marksizmu — t r o c k i z m e m . Jednocześnie oficjalne pojęcie l e n i n i z m u zmieniało się z roku na rok, coraz więcej przystosowując się do wymagań rządzącej kasty.

Książki poświęcone historii partii, rewolucji październikowej albo teorii leninizmu były rok rocznie przerabiane. Przytaczałem przykład z działalności literackiej samego Stalina. W roku 1918 pisał Stalin, że powstanie październikowe „przede wszystkim i najwięcej” zawdzięcza swoje zwycięstwo Trockiemu. W roku 1924 Stalin pisze, że Trocki nie mógł odgrywać żadnej szczególnej roli w przewrocie październikowym. Według takiego kamertonu stroiło się całą historiografię. W praktyce to oznacza, że setki młodych uczonych, tysiące dziennikarzy, systematycznie wychowywano w atmosferze fałszu. Sprzeciwiających się tępiono.

W szczególnej mierze dotyczy to propagandzistów, urzędników, sędziów, nie mówiąc już o sędziach śledczych GPU. Ciągłe „czystki” partii miały przede wszystkim na celu wykorzenienie

Page 175: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  175  

trockizmu, przy czym trockistami nazywano nie tylko niezadowolonych robotników, ale i tych wszystkich pisarzy, którzy sumiennie podawali fakty przeczące ostatniemu oficjalnemu hasłu dnia...

Beletryści i malarze podporządkowywali się temu reżimowi. Duchowa atmosfera kraju przesiąkła trucizną niepewności, fałszu i zwykłego fałszerstwa.

Wszystkie możliwości, które stworzyła ta droga, szybko się wyczerpały. Teoretyczne i historyczne falsyfikaty nie dopięły celu: zbytnio się do nich przyzwyczajono. Trzeba zatem było dać bardziej przekonywające uzasadnienie biurokratycznych represyj. Na pomoc fałszerzom literackim pośpieszyły oskarżenia o charakterze kryminalnym.

Wygnanie mnie z ZSRR oficjalnie motywowano tym, że rzekomo przygotowywałem „powstanie zbrojne”. — Jednak rzucone mi oskarżenie nie zostało nawet ogłoszone w prasie. Obecnie może się to wydać nieprawdopodobne, ale już w roku 1929 spotykamy w prasie sowieckiej oskarżenia przeciwko trockistom, podejrzanym o sabotaż, szpiegostwo i przygotowywanie katastrof kolejowych itp.

Nie było jednak ani jednego procesu tyczącego się podobnych zarzutów. Poprzestano na literackim oszczerstwie, które jednak stanowiło ważne ogniwo przygotowywanych na przyszłość fałszerstw sądowych. Fałszywe oskarżenia potrzebne były dla usprawiedliwienia represji. Ażeby dodać powagi tym oskarżeniom musiano je wzmocnić jeszcze surowszymi represjami. W ten sposób logika walki pchała Stalina na drogę krwawych sądowych nadużyć.

Stały się one dlań koniecznością również z powodów międzynarodowych. Chociaż władze sowieckie nie chcą rewolucji i boją się jej, to jednak nie mogą otwarcie odrzucić rewolucyjnych tradycji, aby nie poderwać ostatecznie swego autorytetu wewnątrz ZSRR. Tymczasem wyraźne bankructwo Kominternu stwarza miejsce dla nowej międzynarodówki. Począwszy od 1933 roku, idee nowo utworzonych rewolucyjnych partii pod sztandarem Czwartej Międzynarodówki święciły znaczne tryumfy w Starym i Nowym Świecie. Człowiekowi z zewnątrz trudno ocenić prawdziwe rozmiary tych sukcesów, których nie można mierzyć statystyką kart członkowskich. Ogólna tendencja rozwoju odgrywa tu większe znaczenie. We wszystkich sekcjach Kominternu pozostały głębokie wewnętrzne rysy; przy pierwszym Wstrząsie historycznym doprowadzą one do rozłamów i katastrofy.

Jeżeli Stalin obawia się maleńkiego „Biuletynu Opozycji” i skazuje na rozstrzelanie za kolportaż, to łatwo zrozumieć, jak drży biurokracja przed przeniknięciem do kraju wiadomości o pełnej samozaparcia pracy Czwartej Międzynarodówki, dla dobra klasy robotniczej.

Autorytet moralny wodzów biurokracji, a przede wszystkim Stalina opiera się w znacznej mierze na wieży Babel oszczerstw i fałszerstw, wzniesionej w ciągu 13 lat. Moralny autorytet Kominternu polega całkowicie na moralnym autorytecie moskiewskiej biurokracji. Podtrzymanie zaś autorytetu Kominternu niezbędne jest Stalinowi wobec rosyjskich robotników. Tę wieżę Babel, która przeraża własnych budowniczych, podtrzymują w ZSRR coraz większe represje, a na zewnątrz gigantycznego aparatu, który, za pieniądze robotników i chłopów sowieckich, zatruwa ogólną światową opinię mikrobami kłamstwa, fałszerstwa i szantażu.

Miliony ludzi identyfikują Rewolucję Październikową z termidoriańską biurokracją, Związek sowiecki z kliką Stalina, rewolucyjnych robotników ze zdemoralizowanym na wskroś aparatem Kominternu.

Pierwsze grubsze kłamstwo w Wieży Babel sprawi jej runięcie, grzebiąc pod gruzami autorytet termidoriańskich wodzów. Dlatego więc zduszenie Czwartej Międzynarodówki w zarodku jest kwestią życia i śmierci dla Stalina! Obecnie, kiedy roztrząsamy stalinowskie procesy, odbywa się w Moskwie posiedzenie Komitetu Wykonawczego Kominternu.

Page 176: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  176  

Porządek obrad obejmuje walkę z międzynarodowym trockizmem. Sesja Komitetu Wykonawczego Kominternu jest nie tylko ogniwem W długim łańcuchu moskiewskich fałszerstw, ale i ich przerzutem na arenie światowej. Jutro usłyszymy o nowych zbrodniach trockistów w Hiszpanii i o ich bezpośrednim lub pośrednim podtrzymywaniu faszyzmu. Usłyszymy jutro jak trockiści w Stanach Zjednoczonych przygotowują katastrofy kolejowe i zatarasowanie panamskiego kanału na korzyść Japonii. A pojutrze powiedzą, że trockiści w Meksyku starają się o przywrócenie władzy Porfirio Diaza. Wprawdzie Diaz dawno już umarł, lecz dla moskiewskich szantażystów takie błahostki nie mają znaczenia. Oni w ogóle nie zawahają się przed niczym.

Obojętne im jest, jakimi drogami dochodzą do swych celów politycznych i moralnych, gdyż to stanowi dla nich kwestię życia i śmierci. Emisariusze GPU buszują po wszystkich krajach starego i nowego świata. Braku pieniędzy nie odczuwają. Cóż znaczy dla rządzącej kliki wydać więcej o 20—50 milionów dolarów, aby utrzymać swój autorytet i władzę. Ci panowie kupują ludzkie sumienia jak kartofle. Takich przykładów spotykamy dużo. Na szczęście nie Wszyscy są sprzedaj ni. W przeciwnym razie ludzkość dawno by zgniła. Komisja śledcza przed którą stoję jest arcy cenną komórką niesprzedajnego sumienia społecznego. Wszyscy ci, co pragną odświeżenia atmosfery, będą instynktownie współdziałać z Komisją. Pomimo intryg, przekupstwa i oszczerstw otoczy ją najżywsza sympatia szerokich warstw ludu.

Od pięciu lat nieustannie domagam się utworzenia międzynarodowej komisji, która by zbadała oskarżenia przeciw mnie rzucone. Dzień, w którym nadeszły depesze z zawiadomieniem o utworzeniu waszej podkomisji, stał się wielkim świętem w moim życiu

Przyjaciele pytali się mnie nie bez obawy, czy do Komisji nie przedostaną się stalinowcy, tak jak się już zdarzyło z Komitetem Obrony Trockiego! Odpowiedziałem na to, że w świetle dziennym stalinowcy nie są groźni. Chętnie powitam najbardziej jadowite pytania stalinowców; aby ich zmiażdżyć wystarczy odsłonić rzeczywistość. Wszechświatowa prasa odpowiednio rozgłosi moje relacje. Wiedziałem z góry, że GPU będzie przekupywało poszczególnych dziennikarzy i szereg dzienników. Ale ani na chwilę nie wątpiłem, że ogólnoświatowego sumienia przekupić nie podobna i że ono również tym razem odniesie jeden ze swoich większych tryumfów.

Szanowni Członkowie Komisji! Doświadczenie mego życia, w którym nie brakowało i sukcesów i klęsk, nie tylko nie

zachwiało mojej wiary w lepszą przyszłość ludzkości, lecz dodało mi niezniszczalnego hartu. Wiarę, w rozum, w prawdę, w solidarność ludzką, jaką niosłem w 18 roku życia w robotnicze dzielnice prowincjonalnego rosyjskiego miasta Nikołajewa, tę wiarę zachowałem całkowicie nienaruszoną. Stała się ona z czasem dojrzalsza, lecz niemniej gorąca.

W samym fakcie zorganizowanie Waszej Komisji oraz w tym, że na jej czele stanęła osobistość o niezachwianym autorytecie moralnym — osobistość która z racji swego wieku miałaby prawo pozostawać z dala od utarczek partyjnych — W tym fakcie widzę nowe i prawdziwe wspaniałe podtrzymanie optymizmu, będącego istotną treścią mojego życia.

Panowie Członkowie Komisji! Panie mecenasie Finerti i pan, panie obrońco i przyjacielu Goldman, pozwólcie mi wyrazić Wam wszystkim moje gorące uznanie, które w danym razie nie ma charakteru osobistego, i na zakończenie pozwólcie mi złożyć hołd pedagogowi, filozofowi, wyrazicielowi prawdziwego amerykańskiego idealizmu, mędrcowi, który stoi na czele Waszej Komisji.

Page 177: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  177  

Page 178: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  178  

WYMORDOWANIE WODZÓW CZERWONEJ ARMII

Page 179: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  179  

WYMORDOWANIE WODZÓW CZERWONEJ ARMII

Nie sądzę, aby dalej trzeba było grzebać się w szczegółach, porównywać niemal każdą literę sprawozdań sądowych, gromadzić zaprzeczenia i poddawać je analizie przy pomocy mikroskopu. Stalin sam sobie zaprzeczył, dostarczając na to potężnych dowodów. Każdy dzień przynosi sensacyjne wieści z Sowietów świadczą ce o tym, że ustrój państwa pogrąża się bez reszty w otchłani kryzysu. Nazwałbym to agonią, gdyby to porównanie żyjącego organizmu nie nasuwało myśli o czymś, co zbyt szybko dogorywa.

„Stara gwardia”, która zapoczątkowała w 1923 roku walkę z „trockizmem” od dawna już nie istnieje p o l i t y c z n i e . Teraz dopiero unicestwia się ją fizycznie wedle stylu Stalina, łącząc sadystyczne znęcanie się z biurokratyczną pedanterią. Byłoby zbyt powierzchowne wyjaśniać zabójcze i samobójcze metody Stalina tylko żądzą władzy, srogością, mściwością i innymi osobistymi cechami charakteru. Stalin dawno już stracił samokrytycyzm w dziedzinie własnej polityki. Biurokracja przestała kontrolować własne odruchy samoobrony. Nowe prześladowania, przekroczywszy granice osiągalnych możliwości, zostały jej narzucone w spadku po dawnych represjach. Ustrój, który w obliczu całego świata musi inscenizować fałszerstwo za fałszerstwem, automatycznie rozszerzając krąg swoich ofiar — niewątpliwie jest obarczony dziedzicznie zbrodnią.

Przeżyte doświadczenia nauczyły Stalina unikać „jawnych” procesów sądowych. Oficjalnie zwrot ten umotywowano tym, że przed krajem stoją „O wiele ważniejsze zadania”. Pod tym samym hasłem „przyjaciele” na Zachodzie prowadzą akcję przeciw kontr procesom. Jednocześnie zaś nieustannie wykrywa się w różnych częściach ZSRR nowe ośrodki „trockizmu”, sabotażu i „szpiegostwa”.

W początkach maja według ogłoszonych danych, rozstrzelano na Dalekim Wschodzie 83 „trockistów”. Robota ta trwa dalej. Prasa nie ogłasza żadnych szczegółów z rozpraw sądowych, ani nawet nie wymienia nazwisk skazańców. Kim są ci rozstrzelani? Pewien odsetek, niezawodnie stanowią rzeczywiści szpiedzy — tych bowiem na Dalekim Wschodzie nie brak. Druga grupa na pewno rekrutuje się z żywiołu opozycyjnego, ludzi niezadowolonych a przede wszystkim niewygodnych biurokracji. Trzecia część to agenci-prowokatorzy, którzy byli łącznikami pomiędzy „trockistami” a szpiegami i skutkiem tego jako „za dużo wiedzący” stali się niebezpiecznymi świadkami. Jest jednak i czwarta grupa, ta jest największa i stale wzrasta: są to krewni, przyjaciele, podwładni, znajomi rozstrzelanych, ludzie którzy są poinformowani o fałszerstwie i mogliby protestować, lub rozpaplać o zbrodniach Stalina.

Co się dzieje wśród nizin społecznych, szczególnie na krańcach Sowietów, gdzie zabójstwa dokonywane są anonimowo, można się zorientować na zasadzie tego co robią szczyty rządzące. W swoim czasie spotkało Stalina niepowodzenie, gdy chciał rozegrać jawny proces przeciwko Bucharinowi i Rykowowi, ci bowiem zdecydowanie odmówili „skruchy” (pokajania). Musiano zatem zająć się ich uzupełniającym „wychowaniem”. Według pewnych informacyj Ryków i Bucharin, były szef rządu i były przywódca „Kominternu” zostali skazani przy zamkniętych drzwiach na 8 lat więzienia, podobnie jak w lipcu 1935 — tj. na przestrzeni czasu pomiędzy dwoma widowiskami sądowymi — został skazany przy zamkniętych drzwiach Kamieniew na dziesięć lat więzienia. Już samo to zestawienie dowodzi, że wyrok dla Rykowa i Bucharina, bynajmniej nie osiągnął ostatecznej formy.

Prasa nadzorowana przez bezczelnego i nieokrzesanego Mechlisa, osobistego sekretarza Stalina, żąda zupełnego „wytępienia” wrogów ludu. Najbardziej przerażające, jeśli w ogóle pozwolimy sobie na uczucie przerażenia, jest to, że obecnie Ryków i Bucharin napiętnowani

Page 180: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  180  

zostali nazwą „trockistów”. A przecież pamiętać należy, że lewa opozycja przede wszystkim wymierzała główne ciosy zawsze i niezmiennie przeciwko prawemu skrzydłu opozycji, na czele którego stali Ryków i Bucharin. Podchodząc do tego zagadnienia trzeba mieć w pamięci i ten fakt, że w walce z trockizmem jeden jedyny Bucharin wysunął tezy o charakterze pewnej doktryny, na której zresztą w ciągu szeregu lat opierał się Stalin, o ile ten człowiek opiera się w ogóle na jakiejś idei. Dopiero obecnie okazało się, że niezliczone artykuły i książki Bucharina, występujące przeciwko trockizmowi, na których wychowywano cały aparat Kominternu, jakoby służyły celom zamaskowania jego tajnych kombinacji z trockistami na gruncie zapatrywań i akcji terrorystycznych. Chcąc podać analogiczny przykład, można by na takich samych przesłankach dowodzić, że arcybiskup Canterbury uprawia ateistyczną propagandę pod przykrywką całego aparatu kościoła i jego funkcji, ale któż by przejmował się takimi drobiazgami? Wszyscy zaś ci, którzy znają przeszłość Bucharina, albo już zostali zlikwidowani albo zmuszono ich do milczenia groźbą rozstrzelania. Najemnicy Kominternu , którzy do niedawna pełzali na czworakach przed Bucharinem, obecnie żądają ukrzyżowania go jako „trockistę” i wroga ludu.

Rewolucyjna epoka jest okresem jednoczenia mas ludowych. Na odwrót, okres reakcji jest wyrazem decentralizacji sił. W ciągu ostatnich czternastu lat ani jedna szczelina jaka powstała w łonie partii bolszewickiej nie została załatana, ani jedna sama nie zabliźniła się, ani jeden konflikt nie zakończył się pojednaniem. Nie pomogły ani kapitulacje ani poniżenia. Siły odśrodkowe poszerzały szczeliny ideowe, aż wreszcie doprowadziły do nieprawdopodobnej bredni. Każdy kto wpadł w tę szczelinę i zatracił poczucie godności, przepadał bezpowrotnie.

Całkowicie skończono z rolą „starej gwardii” tj. bolszewików z okresu konspiracji za caratu. Obecnie mauzer GPU wycelowano przeciwko następnemu pokoleniu, które poczęło się w okresie walk wojny domowej. Zdarzało się jednak, że już w poprzednich procesach pokazywali się na scenie na równi ze starymi młodzi bolszewicy. Były to jednak podrzędne figury niezbędne dla nadania intrydze bardziej przekonywającego wyglądu. Teraz odbywa się systematyczna „czystka” czterdziestoletnich tj. tego pokolenia, które dopomogło Stalinowi do rozprawienia się ze starą gwardią. Zjawili się na widowni już nie podrzędni działacze, ale gwiazdy drugiej wielkości.

Postyszew dochrapał się stanowiska sekretarza Centralnego Komitetu, dzięki swej gorliwości w walce z trockizmem. Na Ukrainie Postyszew przeprowadził w 1933 roku „czystkę” organów partyjnych i państwowych, tępiąc „nacjonalistów”. On to doprowadził do samobójstwa ukraińskiego komisarza ludowego Skrypnika, stosując przeciw niemu zjadliwą nagonkę w sensie oskarżenia o „sprzyjanie nacjonalistom”. Fakt ten tym bardziej zdziwił partię, gdyż przed rokiem obchodzono uroczyście w Charkowie i Moskwie 60-lecie Skrypnika, sławnego bolszewika, członka Centralnego Komitetu i stuprocentowego stalinowca. W październiku 1933 pisałem30 na temat:

„Ta okoliczność odsłania oblicze systemu stalinowskiego wymagającego takich

krwawych ofiar i stwierdza ostre przesilenie, oraz demaskuje sprzeczności i rozdźwięki panujące wśród najwyższych sfer rządzących”.

Nie minęły cztery lata, gdy Postyszew, który po swoich wyczynach został dyktatorem

Ukrainy, został z kolei oskarżony o popieranie nacjonalizmu. Jako skompromitowanego

                                                                                                               30  Biuletyn Opozycji nr 36—37 1933.

Page 181: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  181  

dostojnika przeniesiono go do okręgu nadwołżańskiego. Należy przypuszczać, że nie dadzą mu dłużej tam popasać. Nie tylko więc szczerby, ale nawet zadraśnięcia, nie zabliźniają się. Obecnie, czy Postyszew popełni samobójstwo, czy też na kolanach będzie wyznawać skruchę za niepopełnione przewiny, w żadnym razie nie ma już dla niego ratunku31.

Na Białorusi zastrzelił się przewodniczący Centralnego Komitetu Wykonawczego Czerniaków. W przeszłości popierał on prawych, jednakże dawno już i publicznie stanął w szeregach walczących z prawą opozycją. Oficjalny komunikat wstydliwie głosi, że Czerniaków, który konstytucyjnie posiadał takie same uprawnienia jak Kalinin, targnął się samobójczo na życie z powodu „rodzinnych tragedii”. Stalin pomimo wszystko nie zdecydował się napiętnować głowę ZSRR jako agenta Niemiec. Jednakże równocześnie z tym samobójstwem aresztowano w Mińsku kilku komisarzy ludowych Białorusi, najbliższych przyjaciół Czerniakowa. Czy także powodem tych aresztowań były „rodzinne przeżycia”? Jeśli nazwiemy biurokrację „rodzinką”, to oczywiście w łonie jej zapanowały bardzo ostre swary.

Najbardziej wstrząsnął opinią (jeśli znowu pozwolimy sobie na to uczucie) koniec kariery Jagody, który w ciągu ostatnich dziesięciu lat był najbliższym współpracownikiem Stalina. Żadnemu z dostojników i członków Biura Politycznego Stalin tak nie ufał i nie ukrywał przed nim żadnych swych tajemnic — jak właśnie naczelnikowi GPU. Że Jagoda był łajdakiem, wiedzieli o tym wszyscy. Zresztą nie różnił się niczym od wielu swych kolegów. Jako zaś urzędowy łajdak niejednokrotnie bywał potrzebny Stalinowi dla wykonania najsubtelniejszych poleceń. Całą walkę z opozycją, będącą jednym pasmem wzrastających fałszerstw i oszustw przeprowadzał Jagoda pod bezpośrednim nadzorem Stalina.

I oto, ten strażnik państwa, wytępiwszy stare pokolenie partii, uznany został za gangstera i zdrajcę. Zostaje oczywiście aresztowany. Czy się „pokaja” czy nie, według rytuału przez niego ustanowionego, nie zmieni to w niczym jego losu. Jednocześnie zaś miałem prawo, z miną poważną rozstrzygać pytanie, czy Jagoda był współpracownikiem Trockiego. A dlaczego by nie? Jeśli Bucharin teoretycznie wykorzenił „trockizm”, to dlaczego by Jagoda nie miał tego zrobić „fizycznie”, aby tym bardziej zamaskować swoją z nim łączność.

Najpotworniejsze jednak rzeczy dzieją się na terenie wojskowym i to poczynając od najwyższych przedstawicieli armii. Wytępiwszy do ostatniego przywódców partii i cały aparat państwowy, Stalin zabrał się do głów czerwonej armii.

Dnia ii maja, opromieniony sławą marszałek Tuchaczewski został nieoczekiwanie pozbawiony godności zastępcy ludowego komisarza obrony i przeniesiony na prowincję na mało ważne stanowisko. W ciągu kilku następnych dni zostali przeniesieni dowódcy okręgu korpusów i szereg innych znanych generałów. Te przesunięcia nie wróżyły nic dobrego. Dnia 16 maja 1937 r. ogłoszono dekret przywracający Wojenne Rady (Wojennyje Sowiety) przy dowództwach okręgów, floty i armii. Wynikało z tego, że sfery rządzące wpadły w ostry konflikt z korpusem oficerskim. „Rewolucyjne Wojenne Rady” zostały ustanowione przeze mnie podczas wojny domowej. W skład każdej „rady” wchodzili dowódca i dwaj, czasem trzej członkowie partii, jako czynnik polityczny. Chociaż dowódca wojskowy miał formalne prawo rozkazywania, jednakże jego rozkaz nie miał mocy obowiązującej bez podpisu politycznych członków rady. Niezbędna

                                                                                                               31  Trudno nie przyznawać Trockiemu słuszności oceny sytuacyj w Sowietach i taktyki Stalina. Zanim słowa Trockiego ukazały się w druku — sprawdziły się one stuprocentowo. Pod koniec listopada 1937 doniosły depesze o „samobójstwie” Postyszewa. Przypuszczać należy, że gdyby Stalin wiedział o „proroctwie” Trockiego — Postyszew nie popełniłby „samobójstwa” (Przyp. tłum.).

Page 182: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  182  

potrzeba takiego zabezpieczenia, co uważaliśmy za zło konieczne, tymczasowe, o charakterze przejściowym, miała uzasadnienie ze względu na brak lojalnego korpusu dowódców oraz zaufania żołnierza do oficerów. Stopniowe wychowywanie kadr oficerskich czerwonej armii musiało doprowadzić do zniesienia „rad” i wprowadzenia niezbędnej w tak specjalnej dziedzinie jak wojsko zasady jednoosobowego dowodzenia. Objąwszy w 1925 roku stanowisko dowódcy naczelnego, Frunze wprowadził w tempie przyśpieszonym zasadę indywidualnego jednoosobowego dowodzenia. Na tę samą drogę wstąpił jego następca, Woroszyłow. Wydawało się, ż e państwo sowieckie miało dość czasu, aby wychować odpowiedni korpus oficerski i zaniechać męczącego systemu kontroli dowódców przez komisarzy. Jednakże wyszło inaczej. W przededniu dwudziestej rocznicy rewolucji oligarchia moskiewska, przygotowując pogrom korpusu dowódczego uznała za konieczne przywrócenie systemu kolegialnego dowodzenia wojskiem. Nowe „rady wojenne” już nie nazywają się „rewolucyjne”. I rzeczywiście, nie mają one nic wspólnego ze swym prototypem. Rady wojenne z epoki wojny domowej zabezpieczały nadzór klasy rewolucyjnej nad technikami wojskowymi pochodzącymi z szeregów wrogiej klasy. Rady z 1937 roku mają za zadanie pomóc oligarchii wyrosłej ponad klasę rewolucyjną i ograniczyć uzurpowaną przez się władzę przed zamachami własnych marszałków i generałów.

Po usunięciu Tuchaczewskiego każdy świadomy obywatel zapytywał: któż będzie teraz kierować obroną państwa? Nowo mianowany na miejsce Tuchaczewskiego marszałek Jegorow — podpułkownik z czasu wielkiej wojny, przecież to niezdecydowana przeciętność. Nowy szef sztabu Szaposznikow — wykształcony oficer w typie wykonawcy ze stażem w starej armii, nie posiada daru strategicznego i inicjatywy. A Woroszyłow? Nie jest żadną tajemnicą, ż e „stary bolszewik” Woroszyłow jest jedynie figurą dekoracyjną. Nikomu za życia Lenina nie przychodziło na myśl powołać go na członka Centralnego Komitetu. Podczas wojny domowej Woroszyłow, chociaż nie można mu odmówić osobistej odwagi, — przejawił całkowity brak zdolności wojskowych i administracyjnych, a na dodatek — niesłychanie wąskie horyzonty. Jedyną jego zaletą, dającą mu prawo do stanowiska członka Biura Politycznego i komisarza ludowego obrony, był fakt, że w czasach walk z kozaczyzna w Carycynie podtrzymywał opozycję Stalina wymierzoną przeciwko wojennej polityce, która właśnie zabezpieczyła zwycięstwo w wojnie domowej. Zresztą ani Stalin, ani pozostali członkowie Biura Politycznego nie robili sobie żadnych złudzeń, że Woroszyłow nie nadaje się na wodza naczelnego. Dlatego właśnie dodali mu wykwalifikowanych współpracowników. Rzeczywistymi wodzami w ostatnich latach byli dwaj ludzie: Tuchaczewski i Gamarnik.

Ale, ani pierwszy, ani drugi, nie należeli do starej gwardii. Obydwaj wysunęli się na czoło w okresie wojny domowej, nie bez poparcia z mojej strony. Tuchaczewski niezawodnie przejawiał niezwykłe talenty strategiczne. Nie potrafił jednak oceniać wojennej sytuacji w całości. W jego strategii zawsze przeważała pewna awanturniczość. Na tym gruncie niejednokrotnie dochodziło między nami do tarć, jednakże nie przekraczających formy przyjacielskiej. Zdarzało mi się mocno krytykować usiłowania Tuchaczewskiego stworzenia „nowej doktryny wojennej”, opartej na przyswojonych powierzchownie elementarnych formułach markisizmu. Nie należy jednak zapominać, że Tuchaczewski był jeszcze bardzo młody i dokonał szalonego skoku wprost z szeregów gwardyjskich oficerów do obozu bolszewickiego. Od tego momentu bezsprzecznie gorliwie się uczył, jeśli nie marksizmu (tego obecnie w ZSRR uczyć się nie ma od kogo), to w każdym razie wojennej sztuki. Przyswoił sobie zasady nowej techniki, i nie bez powodzenia odgrywał rolę „mechanizatora” armii. Czy zdołał uzyskać równowagę sił wewnętrznych, bez czego w ogóle nie może być mowy o wyższej klasie dowódcy, mogłaby osądzić i potwierdzić tylko nowa wojna, na czas której Tuchaczewski od dawna był upatrzony na generalissimusa.

Page 183: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  183  

J a n G a m a r n i k pochodził z żydowskiej rodziny z Ukrainy. Już w okresie wojny domowej przejawił wydatne polityczne i administracyjne zdolności, oczywiście, w skali prowincjonalnej. W 1924 roku słyszałem o nim, jako o ukraińskim „trockiście”. Osobista jednak moja łączność z nim dawno się zerwała. Rządząca wówczas „trójka” (Zinowiew, Stalin, Kamieniew) przede wszystkim starała się wyrywać co zdolniejszych i utalentowanych „trockistów” z warunków, w których wzrośli. Z tej racji przerzucali ich na nowy grunt, a jeśli udawało się, przekupywali perspektywami kariery. Gamarnika przeniesiono z Kijowa na Daleki Wschód, gdzie rychło wzniósł się na wysoki szczebel administracyjny, radykalnie zerwawszy z „trockizmem” jeszcze w 1925 roku, tj. dwa lata przed kapitulacjami najwybitniejszych oskarżonych w ostatnim procesie. Gdy „przezbrojenie mentalne” Gamarnika było zakończone, przeniesiono go do Moskwy, gdzie stanął na czele PUR-u (Politycznego Kierownictwa Armii i Floty). W ciągu dziesięciu lat Gamarnik zajmował odpowiedzialne stanowiska w najgłówniejszych ośrodkach partyjnych przy codziennej współpracy z GPU. Czy zatem jest do pomyślenia, aby Gamarnik mógł prowadzić podwójną grę — jedną dla otoczenia, drugą dla siebie? Członek Centralnego Komitetu, Gamarnik oraz najwyższy przedstawiciel rządzącej partii w armii, Tuchaczewski byli — ciałem i krwią tej samej rządzącej kasty.

Dlaczego więc, z jakich powodów obydwaj kierownicy sił zbrojnych dostali się pod miażdżący cios?

Zinowiew i Kamieniew zginęli nie dlatego, ż e dzięki swojej przeszłości, wydawali się niebezpieczni, lecz głównie dlatego, że przez rozstrzelanie ich Stalin spodziewał się zadać śmiertelny cios „trockizmowi”. Piatakow i Radek, ongiś poważniejsi trockiści, okazali się jedynymi osobami, nadającymi się do nowego procesu, który powinien był poprawić poprzednie błędy, zbyt pośpiesznej intrygi — po partacku przeprowadzonej. Tuchaczewski i Gamarnik do tej roli zupełnie się nie nadawali. Tuchaczewski nigdy nie był trockistą. Gamarnik otarł się o trockizm w takim okresie, gdy jego imię nikomu nie było znane. Musi zastanowić każdego, w jakim celu polecono Radkowi wymienić podczas sądowego śledztwa nazwisko Tuchaczewskiego? I dlaczego Gamarnik po tajemniczej śmierci znalazł się w spisie „wrogów ludu”?

Tuchaczewski jako wychowawca korpusu oficerskiego i przyszły generalissimus nie mógł bagatelizować sprawy i nie drożyć się o utalentowanych dowódców wojskowych. Putna był jednym z najwybitniejszych oficerów sztabu generalnego. Czyżby istotnie Tuchaczewski mógł posyłać go do Radka po jakieś wywiady? Radek był pół urzędówką polityki zagranicznej. Putna — attaché wojskowym w Anglii. Tuchaczewski mógł za pośrednictwem Putny czerpać od Radka informacje, tak jak Stalin, który niejednokrotnie wykorzystywał wiadomości Radka do swoich exposé i interwiewów. Zresztą i to możliwe, że cały ten epizod jest zmyślony, jak wiele innych podobnych. To bynajmniej nie zmienia sprawy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że Tuchaczewski wstawił się za Putną i innymi oficerami, których GPU wciągało w sieć swoich intryg. Trzeba mu było dać nauczkę. A jaką w tym rolę odgrywał Woroszyłow? Jego łączność ze Stalinem była o wiele silniejszym akcentem działalności, niż praca dla wojska. Niezależnie od tego Woroszyłow, ograniczony i wystarczająco zbałamucony pochlebstwami, na pewno patrzył nieprzyjaznym okiem na swojego zbyt utalentowanego zastępcę. Ten wzgląd mógł także stanowić jądro konfliktu.

Gamarnik brał kierowniczy udział we wszystkich dziedzinach życia wojskowego, spełniał przy tym wszystko, co od niego wymagano. Tu zaś chodziło na pewno o opozycjonistów, niezadowolonych, podejrzanych, a więc, co za tym idzie, o sprawy „państwowe”. W ostatnim roku zdarzały się częste wypadki wyrzucania z wojska ludzi najniewinniej szych, którzy ze

Page 184: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  184  

względu na swoje dawne stosunki służbowe, czy w zależności od przypadku, mogli odegrać w procesach potrzebną prokuratorowi rolę — fałszywych świadków lub prowokatorów. Z wieloma z nich na pewno Tuchaczewski i Gamarnik byli w zażyłych stosunkach towarzyskich lub przyjaźni. Gamarnik jako szef PUR, nie tylko musiał wydawać swoich współpracowników w ręce Wyszyńskiego, ale także uczestniczyć w fabrykowaniu fałszywych oskarżeń przeciwko mnie. Całkiem prawdopodobne, że zdecydował się na walkę z GPU i złożył na Jeżowa skargę... Stalinowi. Już ten sam fakt wystarczył, że Gamarnik podpisał na siebie wyrok.

Zainteresowani do żywego sprawą obronności państwa dowódcy okręgów oraz inni wybitni generałowie mogli ująć się za Tuchaczewskim. Karuzelę przeniesień i aresztowań w wojsku w okresie maja i początkach czerwca można wyjaśnić tylko paniką, jaka ogarnęła wyższe sfery rządzące. Dnia 31 maja zastrzelił się lub został zastrzelony Gamarnik. Dowódcy korpusów nie zdążyli jeszcze dojechać do nowego miejsca swej służby, gdy ich aresztowano i oddano pod sąd. Aresztowano wówczas: Tuchaczewskiego dopiero co mianowanego na dowództwo w Samarze; Jakira, dopiero co przeniesionego do Leningradu; Uborewicza, dowódcę białoruskiego okręgu wojskowego; Korka, komendanta Akademii Wojennej; Putnę, b. attaché wojskowego w Japonii i Anglii; Primakowa, dowódcę kawalerii; Feldmana, szefa wojskowego biura personalnego; Eidemana, komendanta „Ossoawiachimu” (Liga Obrony Powietrznej i Gazowej). Wszystkich ośmiu skazano na śmierć i rozstrzelano.

Armia czerwona powinna była odczuć wstrząs aż do szpiku kości — i mózgu. — Jak i dlaczego zginęli owiani legendą bohaterowie wojny domowej, utalentowani dowódcy i organizatorzy, wodzowie armii, do wczoraj jeszcze — podpora i nadzieja ustroju? W dwóch słowach omówimy sylwetki każdego z nich. Podczas gdy Tuchaczewski z carskiego oficera stał się bolszewikiem, Jakir z młodego tuberkulicznego studenta został czerwonym dowódcą. Już w samym zaraniu swej kariery wojskowej wykazał on zmysł i spryt stratega. Niejednokrotnie starzy oficerowie z podziwem spoglądali na zapobiegliwego komisarza, gdy zapałką stukał po mapie. Pełne swoje oddanie rewolucji i partii Jakir miał możność wykazać z o wiele większą bezpośredniością niż Tuchaczewski. Po zakończeniu wojny domowej poświęcił się poważnie nauce. Autorytet, jakim się cieszył, był wielki i w zupełności zasłużony. Obok niego można postawić mniej sławnego, lecz bardzo doświadczonego i rokującego dużą nadzieję pułkownika z wojny domowej Uborewicza. Obu tym dowódcom powierzono ochronę granicy zachodniej; przygotowywali się oni całymi latami do swojej roli na przyszłą wielką wojnę. Kork, wychowanek carskiej akademii wojennej pomyślnie dowodził podczas krytycznych dni jedną z armii, później zaś okręgiem, w końcu stanął na czele Akademii Wojennej na miejsce Eidemana, który należał do najbliższego otoczenia Frunzego. W ostatnich latach Eideman był komendantem „Ossoawiachimu”, który jest czynnym łą cznikiem ludności cywilnej z wojskiem. Putna, wykształcony, młody generał posiadał szeroki światopogląd. W rękach Feldmana spoczywał bezpośredni nadzór nad korpusem osobowym oficerów. Już sam ten fakt daje miarę zaufania, jakim się cieszył. Primakow był bezsprzecznie najzdolniejszym, po Budionnym, dowódcą kawalerii. Można powiedzieć bez żadnej przesady, że w całej armii czerwonej nie pozostało ani jednego nazwiska, oprócz Budionnego, które mogłoby ze względu na swoją popularność, nie mówiąc już o talencie i fachowości, równać się z nazwiskami tych nieoczekiwanych zbrodniarzy. W ten sposób zniszczenie kierownictwa czerwonej armii zostało dokonane ze specyficzną znajomością rzeczy.

Organizacja sądu zasługuje na wnikliwą uwagę: pod przewodnictwem małowartościowego urzędnika Ulrycha grupa starszych generałów, z Budionnym na czele, musiała wydać na swych bojowych towarzyszy wyrok podyktowany w sekretariacie Stalina. Była to szatańska próba

Page 185: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  185  

wierności Stalinowi. Pozostali przy życiu dowódcy odtąd zaprzedali się Stalinowi przez hańbę, którą rozmyślnie pokrył on swoim nazwiskiem. System intrygi rozwija się tymczasem dalej. Stalin lęka się nie tylko Tuchaczewskiego, ale i Woroszyłowa. Dowodzi tego fakt mianowania Budionnego dowódcą moskiewskiego okręgu. Budionny jako stary podoficer kawalerii zawsze podejrzewał Woroszyłowa o dyletantyzm wojskowy. W okresie wspólnej pracy w Carycynie niejednokrotnie skakali sobie do oczu z rewolwerami.

Zawrotna kariera wygładziła zewnętrzną formę nienawiści, jednakże jej nie zmiękczyła. Władza wojskowa w stolicy przeszła odtąd w ręce Budionnego, jako przeciwwaga Woroszyłowowi. Który z nich znajdzie się z kolei pierwszy na dziedzicznej liście proskrypcyjnej, pokaże niedaleka przyszłość.

Oskarżenie Tuchaczewskiego, Jakira i innych o to, że byli agentami Niemiec jest tak dalece głupie i zawstydzające, że nie zasługuje na zaprzeczenie. Zresztą Stalin nie żywił żadnej nadziei, że zagranicą uwierzą temu brudnemu oszustwu. Jednakże i tym razem Stalin musiał wobec opinii rosyjskich robotników i włościan usprawiedliwić, za pomocą silnie działających dowodów, wymordowanie utalentowanych i samodzielnych ludzi. Liczy więc na hipnotyczny wpływ totalnej prasy i niemniej usłużne radio. Jakie jednak były istotne przyczyny wytępienia najlepszych generałów sowieckich? Co do tego można wypowiedzieć się jedynie hipotetycznie, opierając się na szeregu bezpośrednich i pośrednich poszlak. W związku z przybliżającą się groźbą wybuchu wojny najbardziej odpowiedzialni dowódcy nie mogli bez lęku godzić się z faktem, że na czele sił zbrojnych stoi Woroszyłow. Niewątpliwie w tych sferach wysuwano na jego miejsce kandydaturę Tuchaczewskiego. W pierwszej fazie tych wątpliwości na pewno generalskie gremium usiłowało znaleźć oparcie u Stalina, który od dawna prowadził typową dla niego intrygę wygrywania antagonizmów, jakie panowały pomiędzy Tuchaczewskim a Woroszyłowem. Tuchaczewski i jego stronnicy najwidoczniej przecenili swoje siły. Stalin postawiony wobec konieczności wyboru w ostatniej minucie wybrał Woroszyłowa, który dotychczas był tylko pokornym narzędziem i wydał głowę swego rywala, Tuchaczewskiego. Być może, że zawiedzeni w swych nadziejach i rozdrażnieni „przestrogą” Stalina generałowie mogli nawet prowadzić ogólne rozmowy na temat oswobodzenia wojska od opieki Biura Politycznego. Jednakże daleko stąd do jawnego spisku. Niemniej przy totalnym ustroju już sam taki przejaw uważany jest za pierwszy krok do rebelii.

Jeżeli słusznie ocenić przeszłość rozstrzelanych i rozpatrzeć obecnie każdego z nich z osobna, trudno przypuścić, aby mieli coś wspólnego z ogólnym programem politycznym. Nie wyklucza to możliwości, ż e niektórzy z nich, z Tuchaczewskim na czele, mogli mieć własny program w dziedzinie obrony państwa. Przypominamy, że bezpośrednio po dojściu do władzy Hitlera, Stalin dokładał wszelkich starań, aby utrzymać z Niemcami zaprzyjaźnione stosunki. Sowieccy dyplomaci nie zajęli wobec faszyzmu stanowiska zgodnego z uprzednimi zapowiedziami, które brzmią dzisiaj skandalicznie. Filozofię tej polityki podał sam Stalin: „Przede wszystkim należy zabezpieczyć budowę socjalizmu w naszym kraju”.

Faszyzm i demokracja to bliźnięta a nie antypody. Francja na nas nie napadnie, a niebezpieczeństwo grożące od strony Niemiec można zneutralizować jedynie przez współpracę z nimi”. Na dany znak, kierownicy wojska usiłowali podtrzymać przyjazne stosunki z niemieckimi attaché, inżynierami, przemysłowcami i wmawiać w nich tezę o pełnej możliwości współpracy obu krajów. Niektórzy z generałów tym chętniej aprobowali kurs takiej polityki, im więcej imponowała im technika niemiecka i „dyscyplina”.

Stalin jednakże w końcu musiał uzupełnić „przyjazne” stosunki z Niemcami konwencją ochronną zawartą z Francją. Na to już Hitler nie mógł się zgodzić. Musi on mieć rozwiązane

Page 186: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  186  

ręce na obie strony. W odpowiedzi na zbliżenie Moskwy z Paryżem Hitler demonstracyjnie odepchnął Stalina. W ślad za nim to samo zrobił Mussolini. Na przekór poprzednim zamierzeniom, Stalin musiał forsować swoją filozofię o „bliźniętach” — i wziął kurs na przyjaźń z demokracjami państw zachodnich. W komisariacie spraw zagranicznych dokonano symbolicznej zmiany: zastępca Litwinowa, Krestińskij, były poseł sowiecki w Niemczech, został odwołany, a miejsce jego zajął Potiomkin, były poseł sowiecki we Francji. Natomiast wśród naczelnego grona oficerskiego zwrot ten nie mógł być dokonany z taką łatwością, choćby z uwagi na sam charakter kasty wojskowej, o wiele liczniejszej i mniej ruchliwej niż dyplomacja.

Jeżeli przypuścimy, że Tuchaczewski istotnie trzymał się do ostatnich dni proniemieckiej orientacji (ja w to absolutnie nie wierzę), to w żadnym razie nie jako agent Hitlera, lecz jako patriota sowiecki, zgodnie ze swymi poglądami strategicznymi i ekonomicznymi, nagle zmiecionymi przez Stalina. Niektórzy z generałów musieli nawet czuć się osobiście skrępowani swymi poprzednimi przyjacielskimi oświadczeniami pod adresem Niemiec. Ponieważ zaś Stalin długo lawirował, zachowując na dwie strony drzwi otwarte, zapewne z rozmysłem nie dawał generałom żadnego znaku do odwrotu. Licząc nawet na podtrzymanie Stalina, generałowie mogli zabrnąć jeszcze dalej, niż to było przewidziane. Zupełnie też możliwe, że Woroszyłow, który w charakterze członka Biura Politycznego był zawczasu powiadomiony o nowej orientacji, rozmyślnie pozwolił Tuchaczewskiemu przekroczyć granice wojskowej i partyjnej dyscypliny, a później, z właściwym sobie chamstwem, zażądał od niego natychmiastowej zmiany kursu. Zagadnienie na temat, czy iść z Niemcami, czy z Francją, momentalnie przeobrażało się w kwestię — kto kieruje wojskiem: czy członek Biura Politycznego, Woroszyłow, czy Tuchaczewski, za którym stoi cały kwiat korpusu oficerskiego? Ponieważ zaś już nie istnieje w Sowietach żadna opinia społeczna, nie ma partii, nie ma rad, i ustrój zatracił wszelką elastyczność, to każdy ostry konflikt załatwia się za pomocą lufy rewolweru. Stalin zaś tym mocniej sprzeciwił się krwawemu rozwiązaniu konfliktu, gdyż dla wykazania wierności wobec nowych międzynarodowych sojuszników potrzebował kozłów ofiarnych za własny kierunek polityczny, do którego dopiero co wczoraj odstąpił.

A jakiż mógł być stosunek generałów do lewej opozycji? Gamarnika gazety moskiewskie nazwały po jego śmierci „trockistą”. Przed kilku miesiącami Putna jako „trockista” jest wymieniony w procesach Zinowiewa i Radka. Co do pozostałych nikt im tej nazwy nie przykleił ani przed sądem, ani, jak należy przypuszczać, na samej rozprawie, gdyż ani sędziowie, ani oskarżeni nie mieli potrzeby odgrywania komedii przy drzwiach zamkniętych. Przed robieniem z Tuchaczewskiego, Jakira, Uborewicza, Eidemana i innych „trockistami” powstrzymywał nie tylko brak wszelkich poszlak i oznak zewnętrznych, ale i niechęć do nadawania trockizmowi zbyt wielkiego znaczenia w wojsku. Jednakże w rozkazie Woroszyłowa, wydanym nazajutrz po egzekucji, wszystkich rozstrzelanych nazwano trockistami. Fałszerstwo to także posiada swoją logikę: jeżeli generałowie, jako też trockiści, służyli Niemcom w celach „przywrócenia kapitalizmu”, to Niemcy musiały we własnym interesie jednoczyć ich razem. Zarówno „trockizm” od dawna przerobiono na zbiorowe pojęcie, obejmujące wszystko to, co należy wytrzebić.

W naszych przypuszczeniach o przyczynach ogołocenia wojska z dowódców tkwi spora doza domysłów. W szczegółach, które nierychło doszły do naszej wiadomości, sprawa mogła przedstawiać się inaczej. Jednakże polityczny sens nowej mordowni jest już teraz jasny. Gdyby Stalin chciał uratować generałów, miał przecież całkowitą możność dać im drogę wyjścia czy odwrotu. Lecz Stalin tego uczynić nie chciał. Bał się okazać słabość. Sprawił to jego strach przed wojskiem. Boi się on własnej biurokracji. Zresztą nie bez racji. Tysiące, liczne tysiące

Page 187: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  187  

urzędników pochodzących z kadr bolszewickich, albo jako ci, którzy przymknęli do bolszewizmu, podtrzymywali Stalina do ostatnich dni nie z powodu lęku — lecz z uczciwego oddania. Ostatnie bowiem wydarzenia przebudziły w nich strach o los ustroju i swój własny. Ci, którzy pomogli Stalinowi wznieść się ponad poziom, okazują się coraz mniej potrzebni do podtrzymywania go na wyżynie przyprawiającej go o zawrót głowy. Musi on od czasu do czasu coraz to częściej — odnawiać narzędzie swojego panowania. Jednocześnie drży on z obawy, że te odnawiające się sfery mogą postawić na swoim czele innego wodza.

Niebezpieczeństwo to występuje osobliwie ostro, o ile chodzi o armię. Podczas gdy biurokracja wyzwala się spod kontroli ludu, kasta wojskowa dąży do oswobodzenia się od opieki cywilnej biurokracji. Bonapartyzm zawsze ma dążność do formy jawnego panowania szabli. Niezależnie od rzeczywistych albo rzekomych ambicji Tuchaczewskiego, poczucie przewagi nad dyktatorami w surdutach musi coraz to głębiej przenikać korpus oficerski. Również Stalin dobrze rozumie, że rozkazywanie systemem policyjnym narodowi, co przeprowadza on przy pomocy hierarchii partyjnych sekretarzy, może uskuteczniać znacznie prościej i bezpośrednio jeden z „marszałków” za pomocą aparatu wojskowego. Niebezpieczeństwo zatem jest zbyt groźne.

Wprawdzie spisku jeszcze nie było, ale... każdy dzień może to przynieść. Rzeź generałów miała charakter prewencyjny. Stalin wykorzystał „szczęśliwą” sposobność, aby dać oficerom krwawą nauczkę.

Można jednakże przewidzieć, że taka lekcja niczego i nikogo nie powstrzyma. Stalinowi udało się odegrać rolę grabarza bolszewizmu jedynie dlatego, że on sam jest — starym bolszewikiem.

Biurokracja potrzebowała tej przykrywki, aby zgnębić masy ludu. Jednakże obóz Termidora j est niejednolity. Górne warstwy uprzywilejowanych powołują na przywódców tych, którzy jeszcze nie wyzwolili się od tradycji bolszewizmu. Na takiej przejściowej formacji: Postyszewych, Czernakowych, Tuchaczewskich, Jakirów, nie mówiąc już o Jagodach, ustrój nie może się utrzymać. Idące za nim warstwy społeczne poddają się pierwszym lepszym przywódcom z szeregów administracji, jeśli nie karierowiczom i kombinatorom. Stalin rozumie tę psychologię warstw społecznych lepiej niż ktokolwiek bądź inny. Z tej racji uważa on, że po zgnębieniu mas ludowych i po wytępieniu starej gwardii socjalizm znajdzie ratunek jedynie... w nim samym.

Sprawy tej nie załatwi ani osobista żądza władzy, ani surowość rządów. Stalin musi dążyć do prawnego usankcjonowania swej osobistej władzy czy to w charakterze dożywotnego „wodza”, pełno prawnego prezydenta lub wreszcie ukoronowanego imperatora.

Jasne zatem, że obawia się jednocześnie, iż ze sfer biurokracji zrodzi się sprzeciw unicestwiający jego plany cezaryzmu. Zanim więc zawali się w przepaść — z koroną czy bez korony — Stalin postara się wytępić najlepsze elementy organizmu państwowego.

W każdym razie zadał on armii czerwonej straszny cios. W wyniku nowego fałszerstwa sądowego armia momentalnie skróciła się o kilka głów. Moralnie zaś została wstrząśnięta do podstaw. Interesy obrony niepodległości zostały poświęcone interesom samozachowawczym kliki rządzącej. Po procesach Zinowiewa i Kamieniewa, Radka i Piatakowa — proces Tuchaczewskiego, Jakira i innych jest stygmatem początku końca dyktatury Stalinowskiej.

17 czerwca 1937.

Page 188: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  188  

L. Trocki.32

                                                                                                               32  Jeden jedyny z rozdziałów tej książki Trocki pod pisał nazwiskiem i zaopatrzył datą, co wskazywałoby na to, że autor kładzie specjalny nacisk właśnie na ten rozdział.

Page 189: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  189  

STALIN O SWOICH FAŁSZERSTWACH

Page 190: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  190  

STALIN O SWOICH FAŁSZERSTWACH

Ze swoistym sobie pyszałkowatym cynizmem Hitler zdradza tajniki swej strategii politycznej:33

„...Genialność wielkiego wodza — pisze on— polega także na tym, aby nawet bardzo

różniących się między sobą własnych przeciwników traktować zawsze jako element jednej i tej samej kategorii. Słabe i mało konsekwentne charaktery, skutkiem różniczkowania swych przeciwników, tracą pewność co do słuszności własnego stanowiska”.

Teza ta jest zasadniczo sprzeczna z podstawami polityki marksizmu oraz prawem naukowego

poznania w ogóle. To ostatnie bowiem rozwija i pogłębia swój tok badania przy pomocy rozłożenia każdego czynnika na składniki, rozróżniając nawet najmniejsze jego odcienie. W szczególności zaś marksizm zawsze był przeciwny braniu w czambuł wszystkich przeciwników jako „jednego typu masę reakcyjną”. Pomiędzy marksistowską a faszystowską agitacją istnieje taka sama różnica, jak pomiędzy wychowaniem opartym na zasadach naukowych a demagogią hipnotyzującą. Metody polityki stalinowskiej, które znalazły najbardziej wyrafinowany wyraz w sądowych fałszerstwach, całkowicie się pokrywają z receptą Hitlera, a jeśli chodzi o rozmach, to nawet go pozostawiły daleko w tyle. Wszyscy ci, którzy nie biją pokłonów przed moskiewską kliką rządzącą, od tej pory uważani są za „jednego typu masę faszystowską”.

W okresie procesów moskiewskich Stalin demonstracyjnie trzymał się na uboczu. Pisano nawet, że wyjechał na Kaukaz. To zresztą jest w jego stylu. Wyszyński i „Prawda” otrzymywali instrukcje za kulisami. Dopiero zawalenie się procesów wobec ogólnoświatowej opinii społecznej, wzrost niepokoju i zwiększający się brak zaufania do ZSRR zmusiły Stalina do wyjścia z ukrycia na arenę otwartą. Dnia 3 marca 1937 wygłosił on na plenum Centralnego Komitetu mowę, wydrukowaną po bardzo drobiazgowym retuszu w „Prawdzie”. O jakimś poziomie teoretycznym tej mowy szkoda nawet mówić. Twierdzenia Stalina nie mają nic Wspólnego ani z teorią, ani polityką W poważnym znaczeniu tego słowa. Raczej była to wyraźna instrukcja, jak należy wykorzystać zorganizowane fałszerstwo i jak przygotowywać nowe.

Stalin rozpoczyna od określenia istoty trockizmu: ...Przed siedmiu — ośmiu laty trockizm był pewnym określonym kierunkiem politycznym, obecnie jednak wyrodził się w bandę pozbawionych Wszelkich zasad i ideałów, szkodników, dywersantów, szpiegów i morderców...”

Autor tego określenia zapomniał jednak, że „siedem — osiem lat temu również podnosił te same co obecnie zarzuty, lecz w znacznie ostrożniejszej formie. Poczynając już od drugiej połowy 1927 roku GPU łączyło trockistów, przyznać trzeba, mało znanych, z białogwardzistami i agentami wywiadu zagranicznego. Wysłanie mnie zagranicę umotywowano oficjalnie tym, jakobym miał organizować zbrojne powstanie. Wówczas jeszcze Stalin nie ważył się opublikować tego fantastycznego oświadczenia GPU Jednakże już w 1929 roku „Prawda”, celem usprawiedliwienia rozstrzelania Blumkina, Siłowa i Rabinowicza podawała do wiadomości o organizowaniu przez trockistów katastrof kolejowych. W 1930 roku szereg zesłanych za korespondowanie ze mną opozycjonistów oskarżono o szpiegostwo. W latach 1930—1932 GPU podjęło próbę zmuszenia opozycjonistów, (tym razem także mało znanych), do „dobrowolnego przyznania się” do przygotowywania zamachów terrorystycznych. Dokumenty stwierdzające pierwsze, zaledwie w szkicu ujęte, zapowiedzi przyszłych oszustw sądowych przedstawiłem

                                                                                                               33  Adolf Hitler: „Mein Kampf”.

Page 191: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  191  

nowojorskiej Komisji Śledczej. Trzeba to wyraźnie podkreślić, że Stalin do tej pory tj. siedem — osiem lat temu nie zdołał jeszcze przełamać oporu partii, nawet samych szczytów partyjnych i z tej racji musiał ograniczać się do intryg, jadowitych oszczerstw, aresztowań, zesłań i poszczególnych „próbnych” rozstrzelań. Widzimy więc, że Stalin stopniowo wychowywał swoich agentów oraz samego siebie. Boć mylne było by przypuszczenie, że człowiek ten urodził się już jako skończony łotr — Kain.

„Zasadniczą małostką działalności trockistów — mówił dalej Stalin,— bynajmniej nie

jest otwarta i honorowa propaganda swych poglądów wśród klasy robotniczej, lecz ukrywanie swych dążeń,... fałszywe wdeptywanie do błota swoich własnych przekonań...”

Już dziesięć lat temu wtajemniczeni w zakulisowe gierki Stalina starali się nie patrzeć w

oczy, gdy czynił on zarzuty swoim przeciwnikom z powodu braku „szczerości” i „honoru”! Wówczas to największe zasady moralności krzewił Jagoda... Stalin bynajmniej nie wyjaśnia, jak można było by prowadzić „otwartą” propagandę w kraju, gdzie krytykowanie „wodza” karane jest stokroć srożej, niż w faszystowskich Niemczech. Konieczność ukrywania się przed GPU i samo już prowadzenie tajnie propagandy kompromituje nie rewolucjonistów, lecz właśnie ustrój bonapartyzmu.

Również Stalin nie wyjaśnia, jak można „wdeptywać w błoto swoje własne przekonania” a jednocześnie namawiać tysiące ludzi, — aby ryzykowali ofiarnie swoim ż yciem W imię tych właśnie ideałów. Przemówienie i sam autor całkowicie stoją na Wspólnym poziomie z reakcyjną prasą, która zawsze utrzymywała, iż walka przeciwko „trockizmowi” jest właściwie fikcją, rzeczywiście bowiem jakoby łączy nas tajna zmowa zwrócona przeciwko kapitalistycznemu ustrojowi, oraz że wysłanie mnie za granicę jest tylko formą dla zamaskowania naszej współpracy. Czyżby istotnie Stalin tępił bezlitośnie trockistów i usiłował „wdeptywać w błoto” ich przekonania, aby tym lepiej ukrywać swoją z nim solidarność?

Mówca najjaskrawiej kompromituje siebie, gdy wyjaśnia program opozycji:

„Podczas procesu sądowego w 1930 roku Kamieniew i Zimowiew zdecydowanie zaprzeczyli, iż posiadają jakąkolwiek bądź platformę polityczną... Nie ulega jednak wątpliwości, że obaj łgali jak najęci, wypierając się własnej ideologii”. A przecież ich programem miało być przywrócenie kapitalizmu”.

Określenie „cynizm” brzmi zbyt niewinnie i patriarchalnie w stosunku do tego moralisty,

który narzucił swym ofiarom z góry uplanowane fałszywe zeznania, zamordował ich na podstawie uplanowanych kłamstw a później napiętnował ich nazwą łgarzy, zamiast skierować te epitety do samego siebie, a nie do rozstrzelonych Zinowiewa i Kamieniewa. I właśnie, przy tej okazji, mistrz fałszerstwa sam się zaplątał w nastawionej sieci.

W styczniu bowiem 1935 roku, podczas pierwszego procesu, Zinowiew i wszyscy inni oskarżeni zeznali, zgodnie z brzmieniem oficjalnego sprawozdania sądowego, że kierowali się W swej działalności „tajnym zamiarem odbudowania ustroju kapitalistycznego”.

Tak przecież sformułowano w akcie oskarżenia cele rzekomych „trockistów”. Czyżby więc to oznaczało, ż e oskarżeni mówili wówczas prawdę? Nieszczęście W tym, że tej oficjalnie zadeklarowanej „prawdzie” nikt nie chciał uwierzyć. Stąd właśnie pochodzi przyczyna przygotowania nowego — drugiego procesu Zinowiewa — Kamieniewa (sierpień 1936), przy czym zdecydowano odrzucić program odbudowy kapitalizmu, jako zbyt absurdalny.

Page 192: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  192  

Wprowadzono wówczas do sprawy motyw „żądzy władzy”. Temu już laik łatwiej może dać wiarę. „Z największą ścisłością ustalono — głosił nowy akt oskarżenia — ż e j e d y n y m motywem organizacji trockistowsko-zinowiewowskiego bloku było dążenie, aby za wszelką cenę d o r w a ć s i ę d o w ł a d z y ” .

Istnieniu jakiejkolwiek bądź „platformy” ideowej trockistów dopiero co zaprzeczał sam prokurator w słowach: „w tym właśnie tkwi ich cała nędza moralna”! Czy nieszczęśni oskarżeni kłamali czy nie, to nie ma żadnego znaczenia. Instancje sprawiedliwości stalinowskiej ustaliły „z największą ścisłością ”, ż e trockiści powodowali się „jedynym motywem”, którym miało być „dążenie do pochwycenia władzy”. Oskarżeni w imię tego właśnie celu, mieli się posługiwać terrorem.

Jednakże ta nowa Wersja, na której zasadzie Zinowiew, Kamieniew i inni zostali rozstrzelani, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Ani bowiem robotnicy, ani włościanie nie mieli żadnych podstaw do narzekania czy pomstowania na rzekomych „trockistów”, pragnących dorwać się do władzy. Wiadomo bowiem, że w żadnym razie nie mogą być gorsi niż klika rządząca. Dla zastraszenia ludzi trzeba było dodać, że trockiści chcą zwrócić ziemię dawnym dziedzicom, a fabryki — kapitalistom. Co więcej, samo tylko oskarżenie o terror, wobec braku aktów terrorystycznych, zbyt ograniczało dalsze możliwości wytępienia trockistów. W celu rozszerzenia zasięgu zbrodni trzeba było wprowadzić do sprawy oskarżenie o sabotaż, szpiegostwo i niszczycielskie działanie. Jednakże, aby „sabotażowi i szpiegostwu” nadać cechy prawdopodobieństwa trzeba było dopiero oskarżyć trockistów o utrzymywanie stosunków z wrogami ZSRR Ponieważ jednak ani Niemcy ani Japonia nie fatygowałyby się popierać trockistów jedynie z powodu ich „żądzy władzy”, nie pozostawało nic innego jak nakazać nowej grupie oskarżonych nawrócić do programu „odbudowy kapitalizmu”.

To uzupełniające fałszerstwo jest tak pouczające, że należy przy tym dłużej się zatrzymać. Każdy myślący człowiek, opierając się na dawkach Kominternu przenikających do prasy, może bez wysiłku odnaleźć trzy etapy rozwojowe oskarżenia, które było pewnego rodzaju heglowską triadą fałszerstwa: teza, antyteza, synteza. Po procesie styczniowym (1935) najemnicy Moskwy we wszystkich częściach świata przypisywali rozstrzelanemu przewodniczącemu Kominternu, na zasadzie jego własnych „zeznań”, program przywrócenia kapitalizmu. Osobisty organ Stalina „Prawda” nadawał tej rozgrywce właściwy ton. Jednakże na rozkaz Moskwy prasa Kominternu przeskoczyła od tezy do antytezy. Dlatego w czasie procesu „szesnastu”, w sierpniu 1936 roku, oczerniała trockistów jako morderców, pozbawionych wszelkiego programu. Okazało się, że przy tej nowej wersji „Prawda” i Komintern upierały się zaledwie przez jeden miesiąc tj. do dnia 12 września. Zygzaki Kominternu były tylko wyrazem krętactw Wyszyńskiego, który ze swej kolei przystosowywał się do dawanych mu przez Stalina instrukcji.

Dopiero Radek dał schemat ostatniej formy — „syntetycznego” oskarżenia, nawet tego nie przewidując. Dnia 21 sierpnia 1936 roku ukazał się jego artykuł przeciwko „trockistowsko-zinowiewowskiej bandzie faszystowskiej”. Narzucone wówczas temu nowemu autorowi zadanie polegało na tym, aby wykopać jak największą przepaść pomiędzy sobą a oskarżonymi. Starając się wydedukować z rzekomych „przestępstw” jak najbardziej groźne następstwa z punktu widzenia spraw wewnętrznych i międzynarodowych, Radek pisał o oskarżonych, a przede wszystkim o mnie:

„Oni wiedzą, że ...poderwanie zaufania do wodzostwa Stalina... oznacza tylko

puszczenie wody na młyn niemieckiego, japońskiego, polskiego i wszystkich innych faszyzmów. A już tym bardziej wiedzą, że zamordowanie genialnego wodza ludów

Page 193: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  193  

sowieckich, Stalina, oznacza otwartą robotę na korzyść wojny...”

Radek stawia jeszcze jeden krok dalej:

„Bynajmniej nie chodzi tu tylko o zniszczenie trutniów którzy doszli do maksymalnego napięcia zbrodni, ale chodzi o wytępienie agentów faszyzmu, którzy skłonni byli przyłożyć rękę do wywołania pożaru wojny i ułatwienia zwycięstwa faszyzmowi, aby z jego łaski uszczknąć choć ochłapek władzy”.

Słowa te mają charakter nie tylko prawnego wywodu dla podtrzymania oskarżenia, ale także

są one wyraźną retoryką polityczną. Nagromadziwszy cały arsenał straszliwych konsekwencji, Radek oczywiście nie przeczuwał, że rychło będzie musiał za to grubo odpokutować. W podobnym duchu i z takimi samymi konsekwencjami dla siebie pisali Piatakow i Rachowski.

Stalin uczepił się tej publicystyki śmiertelnie wylęknionych kapitulantów, przygotowując nowy proces. Dnia 12 września tj. trzy tygodnie od ukazania się wystąpień Radka, artykuł wstępny „Prawdy” niespodzianie wyjaśnił, że oskarżeni... usiłowali ukryć istotny cel swojej walki. Puścili zatem wersję, że nie posiadali żadnego programu. W rzeczywistości jednak program to oni mieli. Był to program rozbicia podstaw socjalizmu i przywrócenia kapitalizmu. Oczywiście, że „Prawda” nie przytoczyła na to żadnych dowodów. Zresztą, jakież na to można było znaleźć argumenty?

Nowy zatem program oskarżonych nie opierał się na żadnych dokumentach, faktach lub zeznaniach strony obwinionej, lub chociażby na logicznym wywodzie prokuratora. Nie — wygłosił to po prostu Stalin, ponad głową Wyszyńskiego, już po rozstrzelaniu oskarżonych. A dowody? Mogła je dostarczyć tylko GPU, działając krytym ściegiem, dobrze zresztą sobie znanym, i łatwo dostępnym tj. przy pomocy „dobrowolnych zeznań”. Wyszyński bez wahania i zwłoki przyjął do wykonania nowe udzielone mu zlecenie. Streszczało się ono w przemianie konstrukcji Radka z teoretycznej w prawniczą, z patetycznej w kryminalną.

Jednakże nowy schemat — a właśnie tego Radek nie przewidywał — został zastosowany nie do szesnastu oskarżonych (Zinowiew i inni), gdyż już ich nie było wśród żywych — lecz do siedemnastu z autorem Radkiem na czele, jako pierwszą ofiarą tego dzieła. Okropność? Bynajmniej, to zwykła rzeczywistość. Główni oskarżeni w nowym procesie przypominali lojalnych współpracowników inkwizycji, którzy gorliwie wykopywali groby, sypali mogiły i przygotowywali hańbiące epitafy dla bliźnich. Tymczasem główny inkwizytor zaproponował im wpisać do tekstu nagrobka własne imiona i po kolei nagrodził ich śmiercią według położonych zasług. Gdy już to zostało wykonane, Stalin wystąpił z cienia i jako bezgrzeszny sędzia wypowiedział swój osąd o Zinowiewie i Kamieniewie: „Oni obydwaj łgali”. Fantazja ludzka jeszcze chyba nic koszmarniejszego nie umiała wymyślić.

Wyjaśnienia Stalina na temat sabotażu nie przekroczyły poziomu całej jego mowy. „Jak mogło się zdarzyć, że nasi ludzie tego wszystkiego nie zauważyli? — rzuca pytanie, które zresztą samo się ciśnie na usta. Odpowiedź brzmiała: „Nasi towarzysze partyjni w ostatnich latach byli zbyt pochłonięci pracą gospodarczą i... zapomnieli o całym świecie”. Myśl ta, jak zresztą często to spotykamy u Stalina, przejawia się w dziesięciu wariantach — żadnymi dowodami niepopartych. Pogrążeni w gospodarczej twórczości, wszyscy kierownicy rozmaitych dziedzin „nie dosyć pilnie zwracali uwagę” na sabotaż. Jakoś tego nie zauważali. Nie interesowali się. A cóż to za rodzaj gospodarczego szału „pochłonął” tych ludzi, skoro przemędrkowali fakt ruiny gospodarczej? A więc, któż właściwie powinien był „zwracać uwagę” na przejawy sabotażu, skoro organizatorami jego okazali się ci sami organizatorzy gospodarki państwowej? Stalin

Page 194: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  194  

nawet nie usiłuje związać końca z końcem swej myśli. W rzeczywistości sens jego argumentów był następujący: ekonomiści zbyt pochłonięci praktycznymi zajęciami „zapomnieli” o wyższych interesach kliki rządzącej, która potrzebuje fałszywych oskarżeń, chociażby to miało przynieść szkodę gospodarstwu.

W poprzednich latach — mówił dalej Stalin — szkodnictwem zajmowali się burżuazyjni technicy, specjaliści. Jednakże „zdołaliśmy wychować w ubiegłym okresie dziesiątki i setki tysięcy technicznie przygotowanych kadr bolszewickich” (setki tysięcy „kadr”?). Organizatorami sabotażu okazali się obecnie nie „bezpartyjni spece” lecz „szkodnicy, którzy przypadkowo tylko uzyskali partyjny bilet członkowski”. Jakże można zrozumieć taką obróconą do góry nogami sytuację? Ażeby wyjaśnić okoliczność, dlaczego dobrze płatni inżynierowie z satysfakcją „bratają się” z „socjalizmem”, bolszewicy zaś przechodzą na stronę opozycji przeciwko niemu, Stalin nie znajdzie niczego lepszego, jak rzucenie na całą starą gwardię partii oskarżenia, iż „jest to banda fałszerzy i szkodników, którzy przypadkowo uzyskali partyjny bilet i oczywiście przyczaili się w partii na kilka dziesiątek lat”.

Jak jednak mogły „dziesiątki i setki tysięcy technicznie przygotowanych kadr bolszewickich” przegapić sabotaż podkopujący przez szereg lat fundamenty przemysłu? Inteligentne wyjaśnienie Stalina już słyszeliśmy: „byli zbyt pochłonięci pracą gospodarczą, aby móc zauważyć rozstrój gospodarczy”.

Sabotaż jednak może się rozwijać z powodzeniem, jeśli posiada sprzyjające środowisko społeczne. Skądże więc mogło ono powstać w łonie socjalizmu triumfującego? Na te wątpliwości Stalin znajduje odpowiedź: „Im większe będziemy czynili postępy, tym silniej będą się wściekały szczątki klasy wyzyskiwaczy. Przede wszystkim wydaje się, że nie wystarcza sama bezsilna wściekłość „takich szczątków” odseparowanych od mas społecznych, aby od tego zarysowały się podstawy gospodarstwa narodowego. Po drugie, od jakiego to właściwie momentu tacy jak Zinowiew, Kamieniew, Rykow, Bucharin, Tomski, Smirnow, Jewdokimow, Piatakow, Radek, Rakowski, Mraczkowski, Sokolników, Serebriakow, Murałow, Sosnowski, Biełoborodow, Jelcyn, Mdiwani, Okudżawa, Gamarnik, Tuchaczewski, Jakir i setki pozostałych o mniej głośnych nazwiskach (czyli cała stara kierownicza warstwa w partii, państwie i Wojsku), zamienili się w „szczątki rozgromionej klasy wyzyskiwaczy”? Stalin wskutek natłoczenia fałszerstw zapędził się sam w kozi róg, tak że nawet najwyszukańsze jego wyjaśnienia nie dają cienia prawdopodobieństwa. — Jednakże przyświeca temu jeden cel zasadniczy: napiętnować, oczernić i zdruzgotać wszystko to, co stoi na drodze do dyktatury bonapartystowskiej.

Myliłby się ten, kto by przypuszczał — dalej snuje mówca swój wątek — że sfera walki klasowej przystanęła na granicy sowieckiej. Jeżeli jeden koniec walki klasowej działa w granicach ZSRR, to drugi jej koniec przedłuża się na obszary otaczających nas państw burżuazyjnych. Okazuje się z tego, że w miarę utrwalania socjalizmu w poszczególnym państwie, walka klasowa nie milknie, ba, przeciwnie wzmaga się i że najważniejszą przyczyną tego sprzecznego z naturą faktu ma być równoległe istnienie państw burżuazyjnych. Tak więc Stalin mimochodem i niespostrzeżenie dla niego przyznaje n i e m o żn o ś ć z o r g a n i z o w a n i a s p o ł e c z e ń s t w a b e z k l a s o w e g o w j e d n y m t y l k o k r a j u . Jednakże naukowe wyniki spostrzeżeń i badań mało go interesują. Cały jego sposób rozumowania nie ma nic teoretycznego rozważania — jedynie ma na względzie interes polityczny. Stalin raczej poszukuje sposobu, jakby tu przeciągnąć „koniec” fałszerstwa za granicę.

„Weźmy na przykład — mówi on — trockistowską kontrrewolucyjną IV Międzynarodówkę, w której skład wchodzi dwie trzecie: szpiedzy i dywersanci... Czyż tak trudno zrozumieć, że ta szpiegowska międzynarodówka będzie tworzyła kadry dla szpiegowsko-niszczycielskiej roboty

Page 195: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  195  

trockistów”? Sylogizm Stalina jest zwyczajną najprostszą tautologią: szpiegowska międzynarodówka będzie tworzyć szpiegów. „Czy to takie niejasne”? Nie zupełnie! Przeciwnie nawet: bardzo niejasne.34 Aby się o tym przekonać, wystarcza przytoczyć już wspomniane twierdzenie Stalina: trockizm przestał być „ideowym prądem w klasie robotniczej”, natomiast stał się „czystą grupką spiskowców”. Platforma ideowa trockistów jest taka, że nie można jej nikomu nawet zademonstrować. Trockiści szepcą o tym na ucho tylko Jagodzie i Jeżowowi. A cóż mówi o tym sam Stalin:

„Zupełnie zrozumiałe, że taki program trockiści musieli ukrywać przed ludem, przed

klasą robotniczą... przed masami trockistowskimi, ba, nie tylko przed masami trockistowskimi, lecz przed własną grupą kierowniczą, liczącą trzydziestu—czterdziestu ludzi. Gdy Radek i Piatakow prosili Trockiego o pozwolenie (?) zwołania małej konferencji tych trzydziestu—czterdziestu trockistów, celem poinformowania ich o charakterze zajętej platformy ideowej, Trocki zabronił (!) im tego”.

Zostawmy na stronie te bezsensowne wywody na temat Wewnętrznych stosunków opozycji:

starzy rewolucjoniści jakoby nie mają prawa zbierać się w ZSRR bez specjalnego „pozwolenia” żyjącego w oddali emigranta Trockiego. W danym momencie nie interesuje nas specjalnie taka totalitarno-policyjna karykatura, wyrażająca ducha rządów stalinowskich. Są ważniejsze momenty. Oto, jak można zestawić ogólną charakterystykę trockizmu z charakterystyką IV Międzynarodówki? Trocki „zabrania” informować o szpiegostwie i sabotażu tych nawet trzydziestu — czterdziestu wypróbowanych trockistów w ZSRR. A tymczasem, jak mówił Stalin, IV Międzynarodówka, licząca w swych szeregach wiele tysięcy młodych członków, składa się z „w dwóch trzecich z dywersantów i szpiegów”. Wychodzi na to, ż e Trocki, konspirując własny „program” przed dziesiątkami ludzi, rozgłosił go przed tysiącami. Istotnie pod wpływem złośliwości i chytrości Stalin zatracił rozum. Pomimo tego trzeba się z tym liczyć, że pod maską ciężkiej głupoty tego oszczerstwa ukrywa się całkiem zdecydowany praktyczny plan, zmierzający do fizycznego zniszczenia międzynarodowej czołówki rewolucyjnej.

Zanim plan ten zaczęto realizować w Hiszpanii ogłoszono go z zupełnym bezwstydem w tygodniku Kominternu (i GPU) „La Correspondance Internationale” prawie jednocześnie z opublikowaniem przemówienia Stalina — tj. dnia 20 marca 1937 roku. W artykule, skierowanym przeciwko austriackiemu socjaldemokracie Otto Bauerowi, (który, przy całym swoim ciążeniu do sowieckiej biurokracji, nie może zmusić się do uwierzenia Wyszyńskiemu), powiedziane jest między innymi:

„Jeśli ktokolwiek by chciał w obecnej chwili otrzymać najautentyczniejszą

informację o rozmowach Trockiego z Hessem, to udzielić jej może jedynie Bauer: f r a n c u s k i e i a n g i e l s k i e s z t a b y g e n e r a l n e d o s k o n a l e s ą z o r i e n t o w a n e w t e j s p r a w i e . Dzięki dalszym stosunkom, jakie Otto Bauer utrzymuje z Leonem Blumem i Citrinem (zaprzyjaźnionym z Baldwinem i sir Samuelem Hoarem), może on z łatwością do nich się zwracać. Na pewno nie odmówili by

                                                                                                               34  Takim właśnie stylem odznacza się całe przemówienie „Setki tysięcy kadr”. Walka klasowa ma swój „koniec”. Ten zaś „koniec”... ma swoje „działanie”. Czcigodni redaktorzy nie ośmielą się wytknąć swemu wodzowi — jego analfabetyzm. Ma on swój styl nie tylko jako człowiek, lecz cały jego ustrój rozwija się w tym samym stylu. (Przyp. aut.).

Page 196: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  196  

potrzebnych mu osobiście konfidencjonalnych wiadomości”... Czyja to ręka pokierowała tym piórem? Skądże to anonimowy publicysta Kominternu wie i

zna tajemnice francuskiego i angielskiego sztabów generalnych? Jedno z dwojga: albo kapitalistyczne sztaby podzieliły się wiadomościami z publicystą Kominternu, albo„dziennikarz” ten uzupełnił dossier wywiadu dwóch sztabów generalnych płodem własnej twórczości. Pierwsza hipoteza jest zbyt mało prawdopodobna. Na pewno brytyjski i francuski sztaby generalne nie poszukiwałyby pomocy dziennikarza Kominternu, aby zdyskredytować „trockizm”. Pozostaje druga wersja: GPU sfabrykowało jakieś dokumenty dla wywiadów zagranicznych. Na procesie Piatakowa — Radka mówiło się zaledwie mimochodem i ogródkami o moich „spotkaniach” z niemieckim ministrem Hessem. Czyżby Piatakow, z uwagi na swoje (rzekome) bliskie ze mną stosunki, nawet nie usiłował podczas (rzekomego) spotkania się ze mną dowiedzieć się bliższych szczegółów o tak Ważnej (rzekomej) rozmowie mojej z ministrem Hessem? Wyszyński, jak zresztą we wszystkim, przeszedł mimo tej krzyczącej nielogiczności. Dopiero później zdecydowano się wyzyskać jeszcze ten temat. Najwidoczniej francuski i angielski sztaby generalne otrzymały jakieś na temat tej sprawy „dokumenty”. O tym z całą pewnością wiedzą w sztabie Kominternu. Jednakże ani Paryż ani Londyn nie wykorzystali tego drogocennego materiału. Dlaczegóż to? Może być z powodu niedowierzania źródłom pochodzenia. Chociaż również i dlatego, że ani Leon Blum ani Daladier nie zechcieliby stoczyć się do poziomu katów moskiewskich. Tak czy inaczej Stalin się denerwuje i za wszelką cenę poszukuje, choćby pośredniego potwierdzenia swoich fałszerstw, byleby ono pochodziło z niezainteresowanego „obiektywnego” źródła. Ponieważ jednak sztaby jakoś milczą, polecono dziennikarzowi GPU pociągnąć wywiad zagraniczny za język. Takie bez wątpienia było źródło artykułu inspirowanego przez Stalina i uzupełniającego przemówienie samego wodza. A może jednak pan Deladier zechce dać w tej sprawie bardziej kompetentne wyjaśnienie?

Rezolucja powzięta po exposé Stalina brzmi35: Zazwyczaj demaskowały trockistów

organy Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (tj. GPU) oraz poszczególni członkowie partii z własnej chęci. Natomiast organa przemysłu, a w pewnej mierze także komunikacji nie przejawiały w tym kierunku żadnej aktywności a już najmniej — inicjatywy”.

Innymi słowami — powiedziawszy, znaczy to, że kierownicy gospodarstwa i komunikacji,

pomimo zadanych im mąk rozpalonym żelazem, nie mogli wykryć na swoich odcinkach działalności „sabotażu”. Członek Biura Politycznego, Ordżonikidze, nawet nie rozgryzł postępowania swojego pomocnika, Piatakowa. Członek Biura Politycznego, Kaganowicz, przegapił szkodliwą działalność swojego zastępcy, Liwszyca. Na wysokości zadania stanęli tylko agenci Jagody, tzw. „ochotnicy” tj. prowokatorzy. Wprawdzie sam Jagoda w niedługim czasie został uznany za „wroga ludu, gangstera i szkodnika”. Ale to przypadkowe odkrycie bynajmniej nie wskrzesi już tych, których on rozstrzelał.

Jakby dla tym silniejszego uwypuklenia znaczenia skandalicznych samooskarżeń, przewodniczący Rady Ludowych Komisarzy, Mołotow, publicznie opowiedział o niepowodzeniu usiłowań rządu, zmierzających do ustalenia faktu sabotażu nie za pośrednictwem prowokatorów GPU, lecz przez jawną kontrolę gospodarczą.

                                                                                                               35  „Prawda” 21. III. 1937 r.

Page 197: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  197  

„W lutym bieżącego roku (1937) — cytujemy słowa Mołotowa — z polecenia

Ludowego Komisariatu Ciężkiego Przemysłu wyjechała w teren specjalna autorytatywna komisja, celem zbadania szkodnictwa w „Uralwagonstroju”. Na czele tej komisji stał towarzysz Ginzburg, naczelnik „Gławstrojproma” oraz kandydat na członka Centralnego Komitetu Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej towarzysz Pawłunowski... Komisja ta sformułowała ogólny swój pogląd na sprawy „Uralwagonstroju”: „Dokładne zbadanie „Uralwagonstroju” u t w i e r d z i ł o n a s w p r z e k o n a n i u , że szkodliwa działalność Piatakowa i Marasina na odcinku budowy nie zdołała szerzej się rozwinąć...”

Z raportu tego Mołotow jest niezadowolony.

„Krótkowzroczność polityczna komisji — mówi on — aż bije w oczy. W y s t a r c z y z a z n a c z y ć , z e k o m i s j a t a n i e u j a w n i ł a a n i j e d n e g o f a k t u s z k o d n i c t w a n a b u d o w i e . Powstaje więc wrażenie jakoby istotny szkodnik Marasin łącznie z innym sabotażystą Okudżawą sami na siebie nagadali oszczerstw”36.

Czytając te słowa, przecieram oczy i uwierzyć nie mogę! Przecież ci ludzie, nie tylko

zatracili Wstyd — ale nawet ostrożność. W jakim zatem celu, w ogóle, posyłano komisję śledczą już po rozstrzelaniu oskarżonych?

Widać z tego, że pośmiertne dochodzenia „w sprawie faktów sabotażu” były konieczne, opinia bowiem społeczna nie uwierzyła ani oskarżeniu podniesionemu przez GPU ani też wymuszonemu „przyznaniu się” oskarżonych do winy. I pomimo, że komisji przewodniczył Pawłunowski, były długoletni pracownik GPU — nie stwierdzono ani jednego faktu sabotażu. Jest to dowodem niebywałej „krótkowzroczności politycznej”! Sabotaż trzeba umieć odnaleźć, nawet pod przykrywką pomyślnych wyników gospodarczych.

„Nawet Ratajczak, główny kierownik przemysłu chemicznego z Ludowego

Komisariatu Przemysłu i Handlu — wyjaśnia dalej Mołotow — przekroczył plan produkcji w 1935 i 1936 latach. Czyż to oznacza — wesoło dowcipkuje Mołotow — że Ratajczak nie jest Ratajczakiem, że szkodnik nie jest szkodnikiem, a trockista nie jest trockistą”?

Sabotaż zatem Ratajczaka, rozstrzelanego w związku z procesem Piatakowa — Radka,

polegał, jak się okazuje, na wykonaniu planu z nawiązką. Istotnie, niezbyt to przyjemnie i poręcznie, jeśli nawet specjalnie surowa komisja staje bezsilna przed faktami i cyframi, które ani weź nie chcą się zgodzić z „dobrowolnymi zeznaniami i samooskarżeniami się” Ratajczaka i innych. W rzeczywistości „otrzymuje się wrażenie” — według oświadczenia Mołotowa — że szkodnicy „sami na siebie rzucili oszczerstwo”. Gorzej nawet. Nabieramy przekonania, że inkwizycja zmusiła wielu uczciwych i honorowych pracowników do napiętnowania samych siebie ohydnym oszczerstwem, aby tylko ułatwić Stalinowi walkę z trockizmem. Takie właśnie powstaje przekonanie po wysłuchaniu exposé Stalina, które uzupełnił swym wystąpieniem Mołotow. A przecież obaj są najwyższymi autorytetami Związku Socjalistycznych Republik Rad!

                                                                                                               36  „Prawda” 21. III. 1937 r. (podkreślenia autora).

Page 198: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  198  

POCZĄTEK KOŃCA

Page 199: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  199  

POCZĄTEK KOŃCA

We wszystkich dziedzinach życia społecznego i politycznego, biurokracja stała się narzędziem osłabiającym, demoralizującym i poniżającym kraj. Przede wszystkim w dziedzinie gospodarczej. Rzucane na prawo i lewo oskarżenia o sabotaż, doprowadziły aparat administracyjny do całkowitego rozstroju. Jakiekolwiek bądź trudności wynikłe z przyczyn zewnętrznych, traktowano jako niedopatrzenia indywidualne. Te zaś uchybienia interpretowano w miarę potrzeby jako sabotaż. Każdy okręg, każdy rejon miały swego rozstrzelanego Piatakowa. Inżynierowie urzędów planowania, dyrektorowie trustów i fabryk, majstrowie, wszyscy żyją śmiertelnie zastraszeni. Nikt za nic nie chce ponosić odpowiedzialności. Każdy obawia się przejawić inicjatywę. Można jednak zostać rozstrzelany za brak inicjatywy. Spotęgowanie despotyzmu do największego stopnia prowadzi do anarchii. Ustrój demokratyczny potrzebny jest gospodarce sowieckiej niemniej aniżeli dobre surowce i smary. Tymczasem stalinowski system rządzenia jest właściwie powszechnym sabotażem gospodarczym. Znacznie gorzej, o ile w ogóle to możliwe, przedstawiają się sprawy na polu kultury. Dyktatura nieuctwa i kłamstwa przytłacza i zatruwa życie duchowe 170 milionów.

Ostatnie procesy i „czystka”, przeprowadzane w nieuczciwych celach i niegodziwymi metodami, utorowały drogę panowaniu oszczerstw, podłości, donosicielstwa i tchórzostwa. Szkoła sowiecka wypacza dziecko równie radykalnie jak duchowne seminarium katolickie, różniąc się od niego jedynie mniej trwałymi podstawami.

Względnie niezależni i zdolniejsi uczeni, pedagogowie, literaci, malarze pracują pod obuchem strachu, zatruci oszustwami, więzieniami, jeśli nie groźbą rozstrzelania. Wszędzie panoszy się podłość i miernota, przodując w sztuce i wszelkiej twórczości. Z łamów prasy sowieckiej wieje zapachem zgnilizny i rozkładu. Czy może być coś bardziej hańbiącego od tej obojętności, z jaką biurokracja odnosi się do kraju o tak wielkim międzynarodowym znaczeniu?

Przedstawiciele wielkiej burżuazji sowieckiej, i sztaby generalne wszystkich państw zdają sobie o wiele jaśniej sprawę z moskiewskich fałszerstw i „czystek”, aniżeli liczne organizacje robotnicze, oszukiwane przez swych wodzów. Czyż można wymagać od augurów kapitału, aby z godnością traktowali „socjalistyczny” rząd, który dopuszcza się takich awanturniczych podłości? W każdym razie Berlin i Tokio nie mogą nie wiedzieć, że oskarżenie rzucone na trockistów i generałów czerwonych o uprawianie zdrady przeciw własnemu państwu w interesie niemieckiego i japońskiego militaryzmu jest najoczywistszym kłamstwem i bluffem. Jasne, że nie warto żywić choćby najmniejszego złudzenia, co do moralności japońskiego, niemieckiego i innych państw. Chodzi przecież nie o rywalizację w zachowywaniu dziesięciu przykazań, lecz o ocenę trwałości ustroju sowieckiego.

W każdym razie skutkiem zorganizowanych przez rząd moskiewski procesów państwo sowieckie wyszło zohydzone moralnie i honorowo.

Zarówno wrogowie, jak i ewentualni sprzymierzeńcy oceniają obecny jego autorytet i siłę znacznie niżej, aniżeli przed ostatnią „czystką”.

Ta ocena staje się swoją drogą ważnym czynnikiem dla układu międzynarodowych sił. Tymczasem rząd ZSRR ustępuje krok za krokiem przed jednym ze słabszych swoich przeciwników, Japonią. Głośne artykuły i przemówienia, towarzyszące kapitulacji nikomu oczu nie zamydlą. Moskiewska oligarchia prowadzi walkę wewnętrzną i dlatego niezdolna jest do obrony od zewnątrz. Oddanie Wysp Amurskich rozwiązało ostatecznie ręce Japonii w stosunku do Chin. Bardzo prawdopodobne, że Litwinowowi poruczono dać do zrozumienia japońskim dyplomatom: „Róbcie z Chinami co chcecie — tylko zostawcie nas w spokoju; my zaś nie

Page 200: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  200  

będziemy interweniowali”. Rządząca klika machnęła ręką na wszystko, bacząc jedynie na własne bezpieczeństwo.

Niemniej działalność dyplomatyczna Kominternu była zgubna. Samej Anglii i Francji nigdy nie udałoby się narzucić rewolucyjnej Hiszpanii rządu burżuazyjnej kontrrewolucji w rodzaju rządu Negrina. Tutaj bowiem przydała się dyplomatom Anglii i Francji tak zwana Komunistyczna Międzynarodówka. Stalin za cenę zjednania sobie francuskiej i brytyjskiej burżuazji wszystko uczynił, aby przeszkodzić hiszpańskim masom robotniczym wejść na drogę rewolucji socjalistycznej. Pomoc Moskwy okazana rządowi „Frontu Ludowego” uwarunkowana była żądaniami bardziej energicznych represji przeciw rewolucjonistom. Jak należało się spodziewać walka przeciw masom robotniczym i włościańskim na własnych tyłach spowodowała nieuchronne porażki na froncie. Klika moskiewska okazała się równie bezsilna wobec generała Franco, jak i wobec Mikado. I podobnie jak w swojej wewnętrznej polityce Stalin szuka kozłów ofiarnych za własne grzechy, tak i porażki w Hiszpanii, wywołane reakcyjną polityką, zmusiły go do szukania ratunku w zniszczeniu rewolucyjnej awangardy. Metody, intrygi i fałszerstwa wyeksperymentowane w Moskwie, przenosi się dokładnie na grunt Barcelony i Madrytu. Wodzowie POUM, których można było jedynie oskarżać o oportunizm i niezdecydowanie w stosunku do stalinowskiej reakcji, ogłoszeni zostali nagle jako trockiści oraz jako zwolennicy faszyzmu. Agenci GPU w Hiszpanii „znaleźli” napisane przez nich samych sympatycznym atramentem dokumenty, w których ustalono, według wszelkich prawideł fałszerstw moskiewskich, współdziałanie rewolucjonistów barcelońskich z generałem Franco. Do wykonania krwawych rozkazów nie zabraknie szubrawców. Były rewolucjonista Antonów Owsiejenko, który „pokajał się” ze swoich opozycyjnych grzechów w 1927 roku i przy nowym nawrocie skruchy w roku 1936 drżał w śmiertelnej obawie, aby nie trafić na ławę oskarżonych, oświadczył w „Prawdzie”, iż będzie tępił trockistów z największą satysfakcją, choćby ich nawet miał dusić własnymi rękami. Toteż odkomenderowano tego typka w roli konsula do Barcelony i wskazano mu kogo właśnie należy dusić. Zaaresztowanie Nina na podstawie świadomie fałszywego oskarżenia, porwanie go z więzienia i skrytobójstwo jest dziełem rąk Antonowa Owsiejenko. Inicjatywa nie wyszła oczywiście od niego.

Takie odpowiedzialne wyczyny mogły się dziać jedynie na skutek specjalnych poruczeń „generalnego sekretarza”. Stalin pożąda jak najwięcej krwawych intryg na gruncie europejskim, aby nie tylko odciągnąć uwagę od swej na wskroś reakcyjnej międzynarodowej polityki, lecz także wzmocnić i tak aż nazbyt ordynarne i gnuśne podłości na własnym terenie sowieckim. Zmasakrowane zwłoki Nina miały służyć za dowód... lotu Piatakowa do Oslo. Sprawa nie kończy się na jednej Hiszpanii. W szeregu innych krajów od dawna idą przygotowania. W Czechosłowacji został aresztowany niemiecki emigrant Antoni Grylewicz, stary, bez zarzutu rewolucjonista, lecz podejrzany... o stosunki z Gestapo. Oskarżenie bez wątpienia zostało sfabrykowane przez GPU i gotowiuteńkie wręczone usłużnej czechosłowackiej policji. Prawdziwi i pseudotrockiści padają ofiarą prześladowań przede wszystkim w krajach, które miały nieszczęście popaść W zależność od Moskwy, a więc: w Hiszpanii i Czechosłowacji. Ale to dopiero początek. Wykorzystując międzynarodowe konflikty i nie gardząc najemnikami Kominternu, gotowymi na wszystko oraz zasilony środkami czerpanymi z rozwijających się kopalń złota, Stalin ma nadzieję, że uda mu się zastosować te same metody również w innych krajach. Wszystkie reakcyjne rządy chętnie godzą się na pozbycie się rewolucjonistów, zwłaszcza jeżeli owe fałszerstwa i zabójstwa zza węgła bierze na siebie „rewolucyjny” rząd obcego państwa, przy współudziale „przyjaciół” wewnątrz kraju, opłacanych z funduszów tego samego obcego państwa. Stalinizm stał się biczem dla Związku sowieckiego i trądem światowego ruchu

Page 201: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  201  

robotniczego. W królestwie idei stalinizm jest niczym. Dysponuje jednak potężnym aparatem, eksploatując dynamikę przeogromnej rewolucji i tradycję jej bohaterstwa i bojowej wartości. Z twórczej roli rewolucyjnego gwałtu w pewnym okresie historycznym, Stalin, z właściwym mu ograniczeniem eksperymentatora, wyciągnął wniosek o wszechwładzy gwałtu w ogóle. Nie zauważył on nawet jak sam przeszedł od rewolucyjnego nacisku skierowanego przeciwko klasie eksploatującej przez klasę pracującą — do kontrrewolucyjnego prześladowania klasy pracującej. Tak, pod płaszczykiem starych sztandarowych nazwisk i haseł, odbywa się praca likwidacyjna rewolucji październikowej. Nikt z Hitlerem włącznie nie zadawał socjalizmowi tak śmiertelnych ciosów, jak Stalin. Hitler atakował robotnicze organizacje od zewnątrz, Stalin zaś od wewnątrz. Hitler pomstuje na, marksizm. Stalin nie tylko pomstuje, ale urąga mu świętokradczo. Wypaczono wszystkie zasady i idee. Same nazwy socjalizm i komunizm zostały doszczętnie skompromitowane z chwilą, gdy przez nikogo niekontrolowani żandarmi, legitymując się paszportami „komunistów”, nazwali swój żandarmski ustrój socjalizmem. Ohydna profanacja! Koszary GPU nie mogą być ideałem, za który walczy klasa robotnicza. Socjalizm oznacza wyraźnie do głębi widoczny ustrój społeczny, w którym samorząd spoczywa w rękach pracujących. Rządy Stalina polegają na spisku rządzących przeciw rządzonym. Socjalizm oznacza nieprzerwany wzrost i rozwój równości społecznej. Natomiast Stalin doprowadził do niebywałego przerostu władzy kliki uprzywilejowanych. Socjalizm ma na celu wszechstronny rozkwit indywidualności. Gdzie i kiedy osobowość ludzka była tak poniżona jak w ZSRR Socjalizm nie miałby najmniejszej wartości bez ludzi bezinteresownych, uczciwych i ludzkich stosunków pomiędzy ludźmi. Ustrój stalinowski przepoił społeczne i osobiste stosunki kłamstwem, karierowiczostwem i donosicielstwem. Oczywiście, nie Stalin wytycza drogi historii: Znamy przyczyny obiektywne, które przygotowały reakcję W ZSRR Lecz Stalin nie przypadkowo znalazł się na górze tej fali termidoriańskiej. Zachłannym apetytom nowej kasty Stalin potrafił nadać najbardziej złowieszczy wyraz. Nie ponosi on odpowiedzialności za historię. Ale ponosi odpowiedzialność za siebie i rolę, którą odegrał W historii. Rola ta jest zbrodnicza. Skala przestępczości wywołuje ohydę pomnożoną przez okropność.

W najbardziej surowych kodeksach ludzkich nie można znaleźć wystarczającej kary dla rządzącej kliki moskiewskiej i przede wszystkim dla jej przywódcy.

Tym nie mniej, właśnie zwracając się do młodzieży sowieckiej, myśmy niejednokrotnie i głośno przestrzegali ją przed terroryzmem indywidualnym, który tak łatwo porasta na rosyjskim gruncie, przepojonym samowolą, gwałtem, zresztą zawsze z powodów politycznych, a nie moralnych. Akty rozpaczy nie zmieniają systemu, lecz ułatwiają uzurpatorom krwawą rozprawę z przeciwnikiem. Nawet pod kątem zemsty, terror nie może dać zadośćuczynienia. Cóż znaczy śmierć jakiegoś dziesiątka wyższych biurokratów w porównaniu z ilością i treścią czynionych przez nią przestępstw? Chodzi raczej o to, aby zdemaskować do dna przestępców przed świadomością ludzkości i wyrzucić ich na śmietnik historii. Czymś łagodniejszym i pośrednim nie można się zadowolić.

Wprawdzie biurokracja sowiecka, jak również „nazi” zapowiada się na tysiącletnie panowanie. Ich zdaniem ustrój państwa może upaść tylko z powodu zbyt mało zdecydowanej represji. Tajemnica tego polega na tym, aby w porę ściąć każdą niebezpieczną głowę, bo to tylko może zapewnić trwałość ich panowaniu.

Przez pewien okres czasu, kiedy biurokracja sowiecka wykonywała względnie postępową pracę, mniej więcej taką samą jaką swego czasu wykonywała biurokracja kapitalistyczna — Stalinowi przypadły w udziale niebywałe sukcesy. Lecz okres ten nie trwał długo. Właśnie w momencie, gdy Stalin przekonany był do głębi, iż jego metoda zapewnia zwycięstwo i

Page 202: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  202  

pokonanie wszelkich trudności, władza sowiecka skończyła swoją rolę i zaczęła się rozkładać już W pierwszym pokoleniu. Stąd więc pochodzą nowe oskarżenia i procesy, które przeciętny filister uważa za grom z jasnego nieba.

Czy Stalin wzmocnił swoje panowanie krwawą „czystką”, czy też je osłabił? Prasa ogólnoświatowa odpowiadała na to różnie i dwulicowo. Pierwsza reakcja na moskiewskie fałszerstwa nasuwała prawie wszystkim wniosek, że rząd zmuszony do uciekania się do tego rodzaju inscenizacji, nie może trwać długo. Wkrótce jednak prasa najbardziej konserwatywna, posiadająca zapewnioną sympatię rządzącej kasty sowieckiej, zrobiła zwrot. Stalin ostatecznie rozprawił się z opozycją, stworzył nowe GPU, skończył z opornymi generałami, a wszystkiemu towarzyszyło milczenie narodu. Stąd wniosek: Stalin wzmocnił swoją władzę. Na pierwsze wejrzenie każda z tych dwu opinii wygląda przekonywająco. Jednakże tylko na pierwsze wejrzenie.

Socjalny i polityczny sens „czystki” jest zupełnie wyraźny: warstwa rządząca usuwa wszystkich, którzy przypominają rewolucyjną przeszłość, zasady socjalizmu, swobodę, równość, braterstwo oraz nierozwiązane zadania rewolucji światowej. Zezwierzęcenie, jakie uwypukliły wyroki sądowe w Moskwie, świadczy o nienawiści, jaką klasa uprzywilejowana żywi ku rewolucjonistom. W tym sensie „czystka” zabezpiecza jednomyślność warstwy rządzącej i jakoby wzmacnia pozycję Stalina.

Jednakże wzmocnienie to w istocie jest pozorne. Stalin jest pomimo wszystko wytworem rewolucji. Jego najbliższe otoczenie, tak zwane Biuro Polityczne składa się z ludzi dość nędznych, lecz przeważnie swoją przeszłością związanych z bolszewizmem. Arystokracja sowiecka, która sprytnie wykorzystała stalinowską klikę w celu rozprawienia się z rewolucjonistami, nie żywi w stosunku do obecnego Wodza ani sympatii, ani szacunku. Chce ona zupełnego wyzwolenia się z wszystkich ograniczeń bolszewizmu nawet w tej skażonej formie, której Stalin ciągle jeszcze potrzebuje dla utrzymania dyscypliny wśród swojej kliki. Zapewne jutro Stalin stanie się ciężarem dla kliki rządzącej.

O wiele ważniejsze jest to, iż wyeliminowanie z biurokracji elementów obcych dokonywa się za cenę coraz większego rozdźwięku pomiędzy biurokracją a narodem. Nie będzie to przesadą, jeżeli powiem, iż atmosfera społeczeństwa bolszewickiego przepojona jest nienawiścią do uprzywilejowanej góry, Stalin będzie się przekonywał na każdym kroku, że samymi rozstrzeliwaniami nie utrzyma ustroju, który sam siebie przeżył. „Czystka” w wojsku i w GPU zbyt jaskrawo przypomina, że sam aparat gwałtu także składa się z żywych ludzi, ulegających wpływom otaczającego środowiska. Wzrastająca nienawiść do biurokracji, oraz tajona wrogość większości biurokracji do Stalina przyczynia się bezsprzecznie do rozkładu aparatu represyjnego, szykując tym samym jeden z głównych czynników runięcia ustroju i rządów Stalina.

Władza bonapartystyczna wyrosła na gruncie zasadniczego przeciwieństwa, jakie zachodzi pomiędzy biurokracją a narodem, oraz na tle serdeczności wynikłych pomiędzy rewolucjonistami, a termidorystami w łonie biurokracji. Stalin szedł w górę, opierając się na biurokracji, nie licząc się z wolą narodu i na termidorystach zwalczających rewolucjonistów. Jednakże w pewnych krytycznych momentach Stalin był zmuszony szukać oparcia Wśród rewolucjonistów, a przy ich pomocy u narodu przeciw zbyt natarczywemu naciskowi, idącemu ze strony uprzywilejowanych.

Nie można jednak opierać się na sprzecznościach socjalnych, bo wciągają one w przepaść. Stąd pochodzi przymusowe przejście do termidoriańskiej „jednolitości” kosztem zniszczenia resztek rewolucyjnego ducha i zupełnego ograniczenia przejawów politycznej samodzielności

Page 203: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  203  

mas. Ratując chwilowo władzę Stalina krwawa „czystka” ostatecznie podkopuje socjalne i polityczne fundamenty bonapartyzmu.

Tragiczna misja Stalina zbliża się ku końcowi. Im bardziej jest pewny, że już nikogo nie potrzebuje, tym bliższa jest chwila kiedy się okaże, że właśnie on nie jest potrzebny nikomu.

Jeżeli się uda biurokracji, wskutek zmiany formy własności, wyłonić z siebie nową klasę posiadającą, to ta znajdzie sobie innych wodzów niezwiązanych rewolucyjną przeszłością? lecz bardziej wykształconych. Wątpię czy w takim przypadku Stalin usłyszy słowo podzięki za dokonaną pracę. Jawna kontrrewolucja rozprawi się z nim, najprawdopodobniej oskarżając go o „trockizm”.

Stalin padnie w tym przypadku ofiarą intrygi, podjętej na wzór jego własnej. Jednakże nie takie drogi los przeznacza. Ludzkość znów wstępuje w epokę wojen i rewolucyj. Nie tylko polityczne lecz i socjalne ustroje będą się walić jak domki z kart. Zupełnie możliwe, iż wstrząsy rewolucyjne w Azji i Europie, wyprzedzając obalenie stalinowskiej kliki przy pomocy kapitalistycznej kontrrewolucji, przygotują jej upadek pod ciosem mas pracujących. Wówczas Stalin jeszcze mniej może liczyć na wdzięczność.

Pamięć ludzka jest wspaniałomyślna, gdy ma osądzać nawet najsurowsze metody, zmierzające do wielkich celów. Jednakże historia nie daruje kropli krwi przelanej na ołtarzu nowego molocha samowoli i przywilejów. Poczucie moralności znajduje wystarczającą satysfakcję w tej niezbitej pewności, że rozmiary zbrodni pokrywają się zdobyczami historycznymi. Rewolucja otworzy wszystkie tajne szafy i skrytki, przejrzy wszystkie procesy, zrehabilituje oszczerczo oskarżonych, postawi pomniki ofiarom samowoli i okryje wieczną klątwą imiona katów. Stalin zejdzie ze sceny obarczony wszystkimi dokonanymi przezeń zbrodniami, nie tylko jako grabarz rewolucji, ale jak najbardziej złowieszcza kreatura w historii ludzkości.

SPIS TREŚCI Str. PRZEDMOWA AUTORA 17 W SOCJALISTYCZNEJ NORWEGII 29 PRZY ZAMKNIĘTYCH DRZWIACH 61 Sprawa internowania. — Moskiewski proces. POPRZEZ OCEANY 115. Wyjazd z Norwegii. — Pouczający epizod. — Zinowiew i Kamieniew. — Dlaczego okazują skruchę. — „Żądza władzy”. — „Nienawiść do Stalina”. — Przysyłanie „terrorystów” z zagranicy. W MEKSYKU 195 PRZED NOWYM PROCESEM 207 MOWA W NOWYM JORKU 225 ŚLEDZTWO PRZEDWSTĘPNE W COYOACAN 259 OSTATNIE SŁOWO PRZED KOMISJĄ 279 Dlaczego śledztwo jest nieodzowne. — Czy śledztwo jest uzasadnione politycznie? — Ekspertyza profesora Ch. Byrda.— „Czysto prawna” ekspertyza. — Autobiografia. — Trzy kategorie dowodów. — Szereg matematyczny fałszerstwa. — Polityczny podkład oskarżenia: O terroryzm. — Zabójstwo Kirowa.— Kto ułożył

Page 204: Zbrodnie Stalina - Władza Rad 1917 STALINA.pdfZbrodnie Stalina - Władza Rad 1917

  204  

listę „ofiar” terroru? — Podstawa polit. oskarżenia o „sabotaż”. — Przymierze z Hitlerem i Mikado. — Kopenhaga. — Radek. — „Świadek” Włodzimierz Romm. — Lot Piatakowa do Norwegii. — Proces rozpadł się w gruzy. — Prokurator-fałszerz. — Dlaczego i po co te procesy? WYMORDOWANIE WODZÓW CZERWONEJ ARMII 503 STALIN O SWOICH FAŁSZERSTWACH 531 POCZĄTEK KOŃCA 557