TF # 35, March 2010

76
CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 35/03/2010 MARZEC ISSN 1897-3655 INDEKS 233021

description

Nick Baxter, Csaba Kolozsvari, Dalmiro, Horinaka, Punko, Street art: Taki Myk Studio, Kudi Chick: Makani Terror

Transcript of TF # 35, March 2010

Page 1: TF # 35, March 2010

CENA: 13zł w tym 7%VATNR 35/03/2010 MARZEC

ISSN 1897-3655INDEKS 233021

15th MilanoTattooConvention

Page 2: TF # 35, March 2010
Page 3: TF # 35, March 2010
Page 4: TF # 35, March 2010
Page 5: TF # 35, March 2010

MARKETING

I REKLAMA:

Anna Błaszczyńska

tattoofest@gm

ail.com

Redakcja nie zw

raca materiałów

niezamów

ionych, zastrzega sobie prawo

redagowania nadesłanych tekstów

i nie odpowiada za treść

zamieszczonych reklam

.

WYDAWCA: FHU Koalicja,ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków

REDAKTOR NACZELNA:Aleksandra Skoczylas

REDAKCJA:Radosław Błaszczyński

Kryś, BamBam, Miętus

OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia

STALI WSPÓŁPRACOWNICY:

Dawid Karwowski, Dante, Raga

Darek (3fala.art.pl), Shaman

Dawid Krąkowski

OKŁADKA foto:

sugapix.com

DR

UK

: IntroMax

ww

w.intromax.com

.pl

ISSN 1897-3655

www.tattoofest.eu

[email protected]

tattoofest@gm

ail.com

REDAKCJA:

OPRACOWANIE GRAFICZNE:

STALI WSPÓŁPRACOWNICY:

Dawid Karwowski, Dante, Raga

Darek (3fala.art.pl), Shaman

Dawid Krąkowski

OKŁADKA foto:

sugapix.com

polskimagazyndla ludzikochających

tatuże

Nick Baxter - Głębokie uznanie dla świata natury Dalmiro - W drodze

Milano Tattoo Convention - Relacja z imprezy

Csaba Kolozsvári - Każda zmiana jest satysfakcjonująca

Kavadi - Poświęcenie z każdym krokiem

Shane Tan aka Horinaka

Street Art - Bo to jest Taki Myk…

Singapur - Lato w środku zimy Punko - Energia i kolor

Kudi Chick - Makani Terror

Ciekawe/nadesłane

fot.

ww

w.h

eile

man

ia.d

e 8

1824

34

38

404852606470

Page 6: TF # 35, March 2010

jego igłami w czerwcu, ponieważ pojawi się on wraz z węgierską reprezentacją „Dark Art” na Tattoofeście. Marcowe informacje i natchnienie ze świata tatuażu to także materiał ukazujący sylwetkę i prace Shane’a Tana znanego także jako Horinaka. Przepiękne kolory i cienie z pewnością przyciągną na dłużej niejedną parę oczu. W tym numerze zdecydowanie stawiamy na kolor i pomysły, dlatego warto przyjrzeć się zwariowanej, pozostającej pod wpływem graffiti twórczości Punko. Skoro już jesteśmy przy temacie graffiti, to w dziale „Street Art” przedstawiamy odpowiedzialny za organizację Szablon Dżemu duet „Taki Myk Studio”. Natomiast organizator SusConu Shaman wprowadzi Was w tematykę Kavadi, czy też święta Thaipusam, które będzie jednym z tematów poruszanych podczas spotkań na krakowskiej imprezie. A skoro o imprezach mowa… Bam w asyście Edka i Pitiego wybrali się w połowie lutego do Mediolanu, aby zobaczyć co dzieje się podczas tej jednej z największych imprez tatuatorskich w Europie. Relacja z tego wydarzenia oczywiście okraszona jest solidną porcją zdjęć nagrodzonych prac. Kilka słów natomiast o konwencji w Singapurze i wypadzie do Południowo- Wschodniej Azji znajdziecie w słodko - kwaśnej relacji Juniora (za znalezienie czasu na jej napisanie oczywiście bardzo autorowi dziękuję). W marcu do grona naszych „Kudi” dołączyła Makani Terror, piercerka z Niemiec. Jak zawsze w TattooFeście znajdziecie najświeższe prace polskich tatuatorów w rubryce „Ciekawe/nadesłane”.

Miłej lektury!

jego igłami w czerwcu, ponieważ pojawi się on wraz jego igłami w czerwcu, ponieważ pojawi się on wraz jego igłami w czerwcu, ponieważ pojawi się on wraz z węgierską reprezentacją „Dark Art” na Tattoofeście. z węgierską reprezentacją „Dark Art” na Tattoofeście.

p

olsk

i mag

azyn

dla

ludz

i koc

hają

cych

tatu

aże

„Nie chcę być produktem mojego środowiska. Chcę by moje środowisko było moim produktem” (dzięki Frank).

Miesiąc mija bardzo szybko, zwłaszcza jeśli wszystkie dni wypełnione są pracą, a często trzeba skupić się jednocześnie na kilku dużych projektach. Podmuch

cieplejszego powietrza i wielkie nadzieje związane z nadchodzącą wiosną nieco zmobilizowały nas do załatwienia kilku spraw, które od jakiegoś czasu nieco ciążyły, dosłownie i w przenośni, i nam i naszej skrzynce mailowej. Po pierwsze zdecydowanie intensywniej pracujemy nad regularnością, po drugie biorąc pod uwagę opinie czytelników zmieniamy nieco system pracy i składu - TattooFest od tej pory będzie się ukazywał w wersji zeszytowej, czy też szytej. Mamy nadzieję, że niebawem za sprawą pięknych rozkładówek wszyscy szybko przekonają się do nowej formy.

W tym numerze Nick Baxter! Materiały, które otrzymaliśmy wywarły na składzie redakcji

kolosalne wrażenie. Fantazja, przemyślane detale, kompozycje i technika powala na kolana. Prace Nicka to inspiracja na najwyższym poziomie. Ponadto bohaterami numeru 35 są Dalmiro z niezwykłymi pracami utrzymanymi w stylistyce oriental i neo-traditional, Csaba Kolozsvári oscylujący wokół realizmu i koloru. Drugiego z tatuatorów będzie można poznać bliżej i usiąść pod

1. Prenumerata:• Koszt jednego magazynu to 13 zł• Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie• Istnieje możliwość zakupu archiwalnychnumerów• Po wpłacie na konto przesyłkana terenie kraju gratis• Przy przesyłce pobranioweji zagranicznej doliczamy jej koszty

• Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!!

Zamówienia:12 429 14 52, 502 045 [email protected]łata:Przekazem pocztowym na adres:FHU Koalicjaul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 KrakówPrzelewem na konto:Radosław Błaszczyński02 1540 1115 2064 6060 0446 0001• Dopisz od którego numeru zamawiaszprenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

2. Magazyn można także kupićw formie elektronicznejna naszej stroniewww.tattoofest.eu/sklep• Koszt jednego wydania to 10 zł• Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jestAcrobat Reader• PDF’y magazynu nie nadają siędo druku

Tę opcję szczególnie polecamyosobom przebywającym za granicą

Jeśli masz problemyze znalezieniem magazynu,mamy dla Ciebiedwie opcje do wyboru:Prenumerata Tattoo Fest!!

TATTOOFEST 6

Page 7: TF # 35, March 2010

INFO

TATTOOFEST 7

Do 1 kwietnia portal muzyczny Fabryka Zespołów czeka na płyty wszystkich ze-społów i wykonawców chętnych zagrać na tegorocznym Przystanku Woodtsock! Dwa koncerty półfinałowe tegorocznej, drugiej edycji eliminacji do Przystanku Woodstock odbędą się pod hasłem „Północ - Południe”. Spośród nadesłanych zgłoszeń FZ wytypuje 24 zespoły, które w maju zagrają w Gdyni i Katowicach (odpowiednio po 12 na każ-de miasto). Finał eliminacji odbędzie się w czerwcu w Warszawie. Organizatorzy postanowili zachować ubiegłoroczny sche-mat eliminacji z tym wyjątkiem, że koncerty półfinałowe odbędą się na północy i południu Polski. Pierwotny plan organizacji większej ilości koncertów ćwierćfinałowych FZ prze-kłada na przyszły rok. Decyzja została po-dyktowana apelami za strony wielu zespo-łów o zbyt wczesnym terminie końcowym przysyłania płyt. Zakładamy, że zwycięzca będzie jeden - mówi Jurek Owsiak - nie wy-kluczone jednak, że jeżeli zostaniemy zbom-bardowani dużą ilością dobrej, niebanalnej muzyki, zaprosimy na dużą scenę Przystan-ku Woodstock więcej artystów. Przypomnijmy, że w wyniku ubiegłorocznych Eliminacji na XV Przystanku Woodstock za-grało pięć zespołów: Big Fat Mama, Ares & The Tribe, Chico, Infernalia i Kochankowie Gwiezdnych Przestrzeni. Zgłoszenia należy przysyłać na adres:

FABRYKA ZESPOŁÓWul. Św. Marcin 58/64

61-807 Poznańz dopiskiem:

„Eliminacje Przystanek Woodstock”

Na wszystkich koncertach zespoły oce-niane będą przez Jury w składzie: Jurek Owsiak, Gosia Kaczmarek, Andrzej Puczyń-ski, Krzysztof Dobies i Paweł Boroń.Więcej szczegółów dotyczących eliminacji:www.fabrykazespolow.plwww.fabrykazespolow.pl/woodstock

Prenumerata Tattoo Fest!!

Fot.

Jerz

y P

awle

ta

17 kwietnia zapraszamy Was do warszawskiego klu-bu Progresja na pierwszy i jedyny w Polsce koncert zespołu

Występ chłopaków z Göte-borga poprzedzą rodzime kapele: BULBULATORS i BACHOR.

Bilety: 50 PLN w przed-sprzedaży, 60 PLN w dniu koncertuKlub PROGRESJA,ul. Kaliskiego 15a, WarszawaBrama: 19:00Start: 20:00Rezerwacja i przedsprze-daż biletów na: www.pro-gresja.com oraz w klubie.

Zespół Perkele został za-łożony w 1993 roku przez czterech przyjaciół. Począt-kowy skład nie przetrwał. Od 1996 roku zespół gra nieprzerwanie i niezmien-nie w składzie: Ron Halinoja - wokal i gitara, Christopher - gitara basowa i Magnus Jonsson - perkusja. W swo-im dorobku mają 6 płyt, z których każda zebrała świetne recenzje przyno-sząc Perkele ogromną po-pularność na całym świe-cie. Zespół nie występuje zbyt często, co sprawia, że ich koncerty są wielkimi wydarzeniami, które wspo-mina się jeszcze długo po wyjściu z klubu. Możecie być pewni, że w Warszawie nie będzie inaczej!

www.myspace.com/perkele1993www.myspace.com/bulbulatorswww.myspace.com/bachorband

13 marca 2010 zapraszamy na

do klubuCK Wiatrak (Zabrze, ul. Wolności 395). Jako gwiazda wieczoru na swym pierw-szym i jedynym koncercie w Polsce wystąpi angielska legenda street punka - SECTION 5. Ich występ poprzedzą Niemcy z TOWER BLOCKS oraz polskie formacje: SKUNX (Sile-sia) i PARAFRAZA (Ustka). Początek imprezy o godz. 19.00. Bilety: 42 PLN w przedsprzeda-ży i 55 PLN w dniu koncertu.

Przedsprzedaż prowadzą:Gdańsk, Cockney Pub, ul. Miszewskiego 17Gliwice, Czas, ul. Zwycięstwa 1Katowice, All, ul. Mickiewicza 14Kraków, Ebola, ul. Floriańska 13Opole, Clothes Of London, ul. Ozimska 7, III piętroPoznań, Cartoon Shop, ul. Ogrodowa 20Warszawa, kontakt z Karoliną,gg 9578875Wrocław, Maksel, Rynek 31/32 DH Feniks, V piętroZabrze, Klub CK Wiatrak, ul. Wolności 395Zabrze, Music Centrum, Dworzec PKP

SECTION 5 wystartowali w 1983 w Stoke-On-Trent, mieście w zachodniej Anglii. W pierw-szym składzie, połączeni robotniczym po-chodzeniem znaleźli się: Tony (śpiew), Tosh (gitara, śpiew), Sid (bas) i Ratty (perkusja), a za nazwę dla kapeli posłużyło określenie załogi fanatycznych kibiców lokalnej druży-ny piłkarskiej – West Bromwich Albion FC. Zespół od początku nastawiał się na granie prostej, melodyjnej i energetycznej odmiany ulicznego punk rocka, inspirowanego doko-naniami takich kapel jak: Cock Sparrer czy Cockney Rejects. Zaczynali w niełatwym dla sceny oi! okresie nagonki mediów i politycz-nych podziałów, ale nigdy nie dali się ponieść żadnemu ekstremizmowi.

www.myspace.com/section5oiwww.myspace.com/towerblockswww.myspace.com/skunxstreetpunkwww.myspace.com/parafraza

Page 8: TF # 35, March 2010

Nick Baxter jest tatuatorem, którego śmiało można określić mianem prawdziwego artysty. Tatuując przez 8 lat, zdobył międzynarodowe uznanie i sławę w branży. Jako tatuator łączy bardzo ciekawe i skłaniające do

myślenia motywy z techniczną perfekcją wykonania. Całość tworzy piorunujący wręcz efekt. Do jego najbardziej znanych prac należą z pewnością te zajmujące ogromne powierzchnie, ze śmiałą kompozycją, ocierające się o realizm, miejscami wręcz surrealistyczne i doskonale zaplanowane. Niesamowite faktury, bogactwo tematów, ciekawa symbolika - wszystko to w jednym miejscu. Ciężko o lepszy temat, jesteśmy zaszczyceni mając okazję zaprezentować jego prace.

Nick mówi o sobie: „Jako artysta chcę kreować obrazy, które zainspirują ludzi do doceniania zazwyczaj niedostrzeganych aspektów życia i świata wokół nas. Moje prace odzwierciedlają moją ciągłą pogoń za odkrywaniem natury, cierpienia i nadziei, zainspirowaną szczerą obawą o stan człowieczeństwa z jednoczesną gloryfikacją świata natury.”

Oglądając prace Nicka bardzo szybko można dostrzec, że to co mówi nie jest tylko bełkotem. Motywy wyrażające obawę o stan środowiska przewijają się w wielu jego pracach w mniej lub bardziej dosadnej formie, stanowią element rozpoznawalny i jedno z pierwszych skojarzeń związanych z jego twórczością.

Nick tatuażami zainteresował się już w dzieciństwie, jak sam twierdzi, głównie przez aspołeczne stereotypy z nim związane, lecz również z uwagi na to, jak oryginalne i ciekawe jest to medium. Poważną przygodę z tatuażem zaczął w wieku 18 lat podejmując staż w małym studio w Connecticut, gdzie wykonywano głównie wzory z flashy. Było to bardzo cenne doświadczenie i genialna inwestycja. Nieco później miał on okazję pracować w „Old Darkside Tattoo” i otaczać się artystami takimi jak: Julio Rodriguez, Eric Merrill czy Joe Capobianco, co miało niebagatelny wpływ na jego rozwój.

„Tatuowanie dało mi w życiu wszystko, co tylko mogło dać i jestem za to bardzo wdzięczny. Nawet w momentach, w których miałem tego dość, nie traciłem uznania zarówno dla fachu, jak i dla ludzi, którzy mnie uczyli.”

Nick Baxter jest przede wszystkim artystą, nigdy nie ograniczał się do bycia tylko tatuatorem. Jako, że malarstwo zajmuje przynajmniej tak samo ważne miejsce w jego życiu jak tatuowanie, postanowiliśmy rozpatrzeć te zagadnienia w osobnych materiałach. W tym numerze zajmiemy się tematem dla wielu z Was najbliższym, czyli tatuażem.

TATTOOFEST 8

Page 9: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 9

Page 10: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 10

Page 11: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 11

Page 12: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 12

Page 13: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 13

Page 14: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 14

noszę kilka). Pewnego dnia po prostu postanowiłem zająć się tatuowaniem, wcześniej sie-działem już mocno w sztuce, rysunku, malarstwie, grafice komputerowej, fotografii i chcia-łem przenieść moje pomysły na skórę. Zanim zacząłem praco-wać z maszyną, rozwijałem już swój styl, więc patenty takie jak np. piksele były już w mojej głowie wcześniej. To wszyst-ko było naturalną ewolucją i eksperymentem.

Bam: Tatuaż w Stanach dziś i 10 lat temu… Jak opisałbyś zmiany, które zaszły na prze-łomie tych lat?Nick: Znacznie wzrosła jego popularność i stał się metodą na zarabianie pieniędzy przez producentów filmowych. Stał się czymś normalnym, jedno-cześnie stanowiąc ciekawą możliwość życia dla niektórych ludzi, podczas gdy wcześniej było to zjawisko undergroun-dowe i marginalne. Tatuaż od strony artystycznej na pewno przeżył rozkwit, polepszył się poziom, horyzonty i umiejęt-ności tatuatorów. Przyjęły się nowe style i technika uległa po-prawie. Obecnie scena w Sta-nach jest aktywna, pełna ener-gii i zdrowej rywalizacji.

Bam: Jeżeli miałbyś wybrać jedną osobę, bez której dzi-siejszy świat tatuażu nie wyglądałby tak jak wygląda, kogo byś wskazał?Nick: Byłby to Guy Aitchison. Jego materiał edukacyjny „Re-inventing the Tattoo”, tak samo jak jego całkowicie świeże podejście i eksperymentowa-nie, pozwoliły na szerzenie się ogromnej wiedzy i zain-spirowały całe setki młodych tatuatorów.

Bam: Twoje tatuaże czę-sto opowiadają konkretną historię, część z nich ma wydźwięk polityczny, spo-łeczny, czasem są to humory-styczne prace lub całkowicie poważne. Co wytatuowałbyś klientowi, który oddaje ci część ciała mówiąc „rób, co chcesz”?Nick: Gdy nie mam żadnych wytycznych od klienta, zazwy-czaj wybieram abstrakcyjne motywy jak biomechanika czy bioorganiczne rzeczy, po to właśnie by ograniczać prze-mycanie własnych przekonań i pomysłów na czyjeś ciało. Wszystkie moje tatuaże, które mają wydźwięk polityczny czy zawierają jakieś inne historie,

Bam: Kim jest Nick Baxter?Nick: Mam 28 lat, urodziłem się w New Haven w Connec-ticut, w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych. Mieszkałem tam do 2008 roku, potem przeniosłem się do Au-stin w Teksasie. Tatuuję od 9 lat, maluję od 10. Właściwie przez całe moje życie zajmuję się sztuką. Staram się prowadzić inspirujące, szczere, świadome i pełne pasji życie. Bycie artystą jest dla mnie nieodzowną czę-ścią tego.

Bam: Kto lub co wpłynęło na twoją decyzję o zostaniu artystą?Nick: W bardzo wczesnym dzieciństwie znajdowałem się pod wpływem mojej ciotki, za-wodowej kaligrafistki i malarki pejzaży, a także ojca, który jest specjalistą od budowania dróg… Zawsze byłem zachęca-ny do kreatywności i myślenia. Czułem się trochę „inny” i w pe-wien sposób wyalienowany od reszty ludzi, którzy otaczali mnie od dzieciństwa. Wszyst-kie te czynniki wpłynęły na wzrost mojego zainteresowa-nia sztuką. Na szczęście dora-stałem mając wiele możliwości uczęszczania na różne zajęcia rozwijające w kierunku sztuki i w końcu dostałem się do szko-ły plastycznej. To, że zostałem artystą, było wypadkową wielu zdarzeń, sporo osób się do tego przyczyniło.

Bam: Czy podczas lat tatu-owania zdarzyło ci się mieć chwile załamania? Czy poja-wił się moment w którym po-wiedziałeś, że to koniec?Nick: W zeszłym roku, ze względu na kwestie zdrowotne, zacząłem zastanawiać się czy powinienem się tym zajmować. Poza tym nigdy nie przeszła mi przez głowę myśl o zaprze-staniu poświęcania się sztuce. Ona jest czymś, co mnie określa i co kocham najbardziej. Wciąż staram się rozwiązać problemy ze zdrowiem, to jedyna rzecz, która mnie ogranicza.

Bam: Faktura, detale, pikse-le... Skąd wziął się u ciebie pomysł tatuowania inaczej, zwłaszcza w okresie gdy „American Traditional” wy-raźnie dominuje nad innymi stylami w tatuowaniu?Nick: Nigdy nie czułem się czę-ścią tradycyjnej sceny tatuażu, ludzie którzy mnie inspirowali również nie wykonywali tatuaży w stylu traditional (mimo, że te wzory podobają mi się i sam

Page 15: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 15

Page 16: TF # 35, March 2010

są wypadkową moich pomysłów i wyraźnych życzeń klienta.

Bam: Co cię inspiruje i ja-kie formy sztuki lubisz najbardziej?Nick: Inspiruje mnie nowocze-sna scena surrealistyczna, ma-larze fotorealistyczni, fotografia i europejska sztuka okresu re-nesansu. Do moich ulubionych artystów należą: Dali, Cara-vaggio, Gottfried Helnwein, Marilyn Minter, Chuck Close, Todd Schorr, Giger, Joel-Pe-ter Witkin, Simen Johan, Cindy Sherman… lista mogłaby się ciągnąc w nieskończoność…

Bam: Jak wygląda umawianie się z tobą na sesje? Wiem, że dość selektywnie podcho-dzisz do klientów…Nick: Mam dość sztywno usta-wiony terminarz. Lubię mieć więcej czasu na rozwijanie mo-ich innych zainteresowań. Rze-czywistość pokazuje, że ciężko jest znaleźć wolny termin i więk-szość chętnych nie będzie mia-ła okazji się u mnie tatuować. Ci, którym się udało czekają od 6 miesięcy do 2 lat i muszą sta-rać się wpasować w mój wolny czas. Smuci mnie, że nie mogę sprostać zapotrzebowaniom lu-dzi. Nie lubię nikogo zawodzić, ale takie są realia. Na szczęście jest coraz więcej młodych zdol-nych tatuatorów.

Bam: Jakie są zalety i wady maszyn pneumatycznych i standardowych z cewkami?Nick: Wolę klasyczne maszyny z uwagi na prędkość i swobo-dę ruchów, którą umożliwiają. Z drugiej strony, maszyny pneu-matyczne, tak samo jak wszel-kie inne rotacyjne, dają bardzo płynny i solidny efekt.

Bam: Usłyszałem kiedyś zda-nie: „Kreatywność w tatuażu zaczyna się w momencie gdy skończysz już kontur i zaczy-nasz wypełniać/cieniować”. Jaka jest twoja opinia na ten temat?Nick: Nie mogę decydować za kogoś innego, ale dla mnie to zdanie nie jest prawdziwe. Sta-ram się podchodzić do moich tatuaży holistycznie, nie kierując się sztywno zasadami, czy ko-lejnością kroków. W większości przypadków zaczynam od pod-stawowych form, później pracuję nad detalami, kontury zostawiam na koniec. Dla mnie cały ten pro-ces wymaga kreatywności. Dużą wagę przywiązuję do przygoto-wań projektu na papierze zanim jeszcze zacznę tatuować.

Bam: Wiele razy mówiono mi też, że najlepszym sposobem na to, by nauczyć się fachu jest tatuowanie się i obser-wowanie tatuatora przy pra-cy, co o tym myślisz?Nick: Uważam, że to prawda pod warunkiem, że połączysz to z innymi elementami nauki jak i podstawami artystycznymi, dzięki którym cały proces jest bardziej efektywny. Nauka tatu-owania jest bardzo skompliko-wana, trudna i stanowi wyzwa-nie. Odniesienie sukcesu w tej dziedzinie wymaga też specy-ficznej postawy psychicznej.

Bam: Czym zajmujesz się w wolnym czasie?Nick: Poza wszystkimi sprawa-mi związanymi ze sztuką uwiel-biam spędzać czas na łonie natury, obserwując zwierzęta czy medytując. Lubię wybrać się na dobry koncert hardcore/punk. Jeżeli chodzi o sport, to preferuję koszykówkę i amery-kański football. Lubię ideologię i psychologię buddyzmu, anar-chizmu i dobre jedzenie.

Bam: Jak wyglądają twoje plany na najbliższą i tą bar-dziej odległą przyszłość?Nick: Planuję po prostu robić to, co robię. Chciałbym odwie-dzać więcej zagranicznych kon-wencji i zobaczyć trochę świata. W marcu będę w Niemczech na „Ink Explosion”. Dopiero co mia-łem wystawę malarstwa w No-wym Jorku w „Last Rites Galle-ry”, chcę malować i wystawiać prace w wielu miejscach. Kilka lat temu napisałem instrukta-rzowy zeszyt poświęcony re-alistycznemu malarstwu olej-nemu z myślą o seminariach, które organizowałem. W tym momencie trwają prace nad powiększaniem tego materiału z zamiarem wydania książki. Mam nadzieję, że zdążę z reali-zacją na przełomie tego roku.

Chciałbym przypomnieć żeby-ście zawsze starali się być sobą i żyli ze sobą w zgodzie. Dbajcie o to, żeby wieść dobre, szczere życie w harmonii z innymi ludź-mi i z planetą Ziemią, dzięki której to życie mamy. Edukacja to klucz, tak samo świadomość tego, jak twoje czyny wpływają na innych i na świat wokół cie-bie. Straight Edge, Vegan

www.nickbaxter.comwww.crimethinc.comwww.choicetheory.comwww.cnvc.com

TATTOOFEST 16

Page 17: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 17

Page 18: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 18

„Jestem 30 letnim Argentyńczykiem i utrzymuję się z robienia tatuaży. Trochę już tatuuję, pracowałem w wielu studiach w różnych krajach, głównie w Europie, ale też w obu Amerykach. Bardzo lubię podróżować i jestem wdzięczny za to, że moja praca mi na to pozwala. Uważam, że jest to luksus nowoczesnego społeczeństwa. Uwielbiam jeździć na guest spoty i konwencje. Jako, że nie mam własnego studia, jestem wciąż w drodze. Czasem moje podróże zajmują więcej czasu niż planowałem, ale nie przeszkadza mi to dopóki spędzam miło czas i pracuję nad projektami, które mi się podobają. Obecnie przebywam głównie w Szwecji, Hiszpanii i Stanach. Jeżeli chodzi o konwencje, zawsze odwiedzam: Mediolan, Londyn, Oslo i Ink ’n’ Iron w Kalifornii.”

Kiedy pracuję dłużej w danym studio, mam okazję robić wielosesyjne tatuaże orientalne. Traditionaljest dobry na guest spotach i konwencjach, bo w krótkim czasie powstaje efektowna praca.

Page 19: TF # 35, March 2010

Bam: Standardowe pytanie. Skąd bierzesz inspiracje?Dalmiro: Cóż, myślę że je-żeli miałbym wybrać coś z całej masy rzeczy, byłyby to stare linoryty przedsta-wiające naturę. Bardzo in-teresuję się sztuką Japonii, lecz ostatnio zdałem sobie sprawę, że inne azjatyckie kultury również mają wiele do zaoferowania. Chińskie motywy są przepiękne, mają bardzo płynną formę, zawie-rają proste i mocne elementy. Tybetańska sztuka także jest niesamowita. Symetria i sym-bole w niej użyte połączone z prostotą wykonania czynią ją bardzo interesującą. Myślę, że czerpię inspiracje z wielu bardzo różnych gatunków sztuki, niekoniecznie zwią-zanych z tatuażem. Staram się nie skupiać za bardzo na jednym stylu, ponieważ uwa-żam, że w ten sposób ogra-niczam siebie. Jeśli potrafisz otworzyć umysł na nowe rze-czy, których nigdy wcześniej nie widziałeś, wyciągniesz z tego dużo inspiracji. My-ślę, że można zainspirować się wszystkim, co cię otacza. To jest taki stan ducha, który zależy od twoich chęci. Dla pewnych ludzi dostrzeganie natchnienia wszędzie jest stanem naturalnym. Chciał-bym tak mieć, ja naprawdę muszę mieć nastrój do two-rzenia. Myślę, że jest to tro-chę taka choroba zawodowa, bo gdy pracujesz ciężko cały tydzień eksploatując swoją energię, to czasem trudno jest być kreatywnym.

Bam: Twoje prace były pu-blikowane w „Art By Tatto-oists. Beyond Flash”. Jak do tego doszło?Dalmiro: Książka Jo bardzo mi się podoba. Prace, które się tam ukazały są dość sta-re, sprzed 2-3 lat. Możliwość wzięcia udziału w projekcie zrzeszającym tak dużą licz-bę znakomitych artystów była super! Wspaniale jest widzieć jak przenosimy naszą sztukę na inne medium. Każdy, kto brał udział w powstaniu tego wydawnictwa, na co dzień tatuuje, tu mieliśmy okazję zmierzyć się z malarstwem. Lubię od czasu do czasu wy-mieniać się obrazami z różny-mi artystami. Fajnie jest mieć oryginalne obrazy stworzone przez artystów, których po-dziwiasz. Stanowi to dobry bodziec do malowania i ota-czania się sztuką.

Bam: Prace, które tworzysz zdają się być pomostem między traditionalem a sty-lem orientalnym. Co najbar-dziej lubisz tatuować?Dalmiro: Zdecydowanie częściej klienci proszą mnie o tatuaże w stylu oriental-nym. Stanowią one większą część mojego dorobku, ale bardzo lubię zarówno jedne jak i drugie, bo do każdej z nich muszę podejść zupeł-nie inaczej. Kiedy pracuję nad orientalnym rękawem lub ja-kąś dużą pracą w tym stylu, sporą rolę odgrywa czas, ale muszę też myśleć o tym by wszystkie części były spójne, a tło i poszczególne elemen-ty harmonijne. W przypadku

tradycyjnych tatuaży (choć lepszym określeniem będzie neo-tradycyjnych) jedyne o co musisz się martwić, to wyra-zisty, główny motyw. Kiedy pracuję dłużej w danym stu-dio, mam okazję robić wie-losesyjne tatuaże orientalne. Traditional jest dobry na gu-est spotach i konwencjach, bo w krótkim czasie powstaje efektowna praca. Ostatnio robię tak dużo sporych po-wierzchni, że nie pogniewał-bym się mogąc zrobić coś małego… ha, ha!

Bam: Często można cię spotkać na konwentach za-równo w Europie jak i Sta-nach. Jak porównałbyś te dwa kontynenty jeżeli cho-dzi o organizowanie tych imprez?Dalmiro: Jeżdżę na kon-wencje, lubię tą „społeczną otoczkę”. Może nie są to wy-marzone warunki do pracy, ale okazja do obserwowania wszystkiego co dzieje się do-okoła jest niesamowita. Pod-gląda się przy pracy artystów, których się podziwia. Ciężko jest tak dużo jeździć pracując równocześnie w studio. Nie zmienia to faktu, że warto. Mimo, iż czasem wsiadając do samolotu mam już dość i w momencie dotarcia na miejsce myślę tylko o tym, aby dobrze się bawić. Zwie-dziłem bardzo dużo konwen-cji, teraz staram się troszkę zwolnić tempo. Wydaje mi się, że już odnalazłem swoich faworytów, pozostaję jednak otwarty na nowe propozy-cje, jak np. na waszą. Mam

nadzieję, że dam radę pojawić się w Krakowie za rok. Latem spędzam dużo czasu w Sta-nach i ciężko jeździć stam-tąd na konwencje do Europy. Osobiście nie widzę większej różnicy pomiędzy imprezami w Stanach a Europie, może dlatego, że właściwie zawsze pracuję. Mimo to, szczerze myślę, że obecnie wszędzie jest podobnie. W Stanach jest chyba mniej ludzi przecha-dzających się między bok-sami i traktujących konwent jak zabawę. W Ameryce całe zjawisko istnieje dłużej i wpi-sało się w świadomość ame-rykańskiego społeczeństwa. Obecnie, po rewolucji, kiedy tatuują się gwiazdy telewizji, w dobie programów z cyklu „tattoo reality show” sytuacja wszędzie uległa zmianie. Je-żeli chodzi o różnice… nie jest to nawet kwestia tatuażu - wszystko ulega globalizacji! Nazywam to „praniem mózgu w stylu MTV”, ale to jest tylko moje osobiste zdanie, mogę się mylić…

Bam: U kogo chciałbyś się wytatuować? Masz w gło-wie jakiś wymarzony tatuaż, który chciałbyś mieć?Dalmiro: Chciałbym mieć jeszcze sporo rzeczy od róż-nych ludzi i wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale nie chcę ni-czego orientalnego. Myślę o abstrakcyjnych tatuażach, biomechanicznych czy bio-organicznych, takich jak robi Aaron Cain. Oczywiście nie oznacza to, że nie doceniam czy nie podziwiam innych arty-stów wykonujących orientalne

TATTOOFEST 19

Page 20: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 20

tatuaże. Spoglądam z podzi-wem na wielu tatuatorów pra-cujących w różnych stylach. Ostatnio przykładam większą wagę do duchowego aspektu niż do techniki wykonania.

Bam: Wiem, że masz zamiar odbyć guest spota w studiu Victora Portugala w Krako-wie. Jak do tego doszło i jak wyglądają twoje oczekiwa-nia dotyczące tej podróży?Dalmiro: Victor jest moim przyjacielem od lat. Spędza-liśmy ze sobą bardzo dużo czasu, gdy mieszkałem na Wyspach Kanaryjskich. Jego prace miały ogromny wpływ na to co robię, pomimo tego, że nasze style na pozór nie mają ze sobą wiele wspólne-go. Szczerze, mam zamiar po prostu wrócić do starych cza-sów, gdy zwykliśmy spędzać długie godziny rysując (głów-nie to on rysował, a ja podglą-dałem… ha, ha). Patrząc na

prace Victora można dojść do wniosku, że w tatuażu nie ma granic. Obserwując dzisiejszy poziom tego co nam serwuje, można śmiało stwierdzić, że stoi na samym szczycie jeżeli chodzi o tatuaż cieniowany. W dalszym ciągu mam dużo klientów na Wyspach Kana-ryjskich, nie tylko lokalnych, tatuuję tam ludzi ze Szwecji, Norwegii czy Anglii. Klienci zdają się to lubić, ponieważ przy okazji tatuowania mogą spędzić czas w ciepłym kli-macie (zwłaszcza zimą), a ja mogę skończyć dany tatuaż. Guest spot w Krakowie planu-ję niebawem. Będę odwiedzał Victora kilka razy. Chcę wyko-nywać prace orientalne, gdyż jest to coś zupełnie innego od tego, co robią chłopaki w studio „9th Circle”, myślę że będzie to bardzo fajne i inspirujące miejsce. Znam Victora i wiem, że nie bawi się w półśrodki.

Bam: Przemysł tatuatorski i całe to środowisko. Za-stanawiasz się czasem nad tym, jak tatuowanie będzie wyglądać za dekadę czy 15 lat?Dalmiro: Moje podejście do przyszłości jest apoka-liptyczne. Nie wiem czy ten chaotyczny świat czeka dłu-ga przyszłość, wszystko jest w naszych rękach, ale wyglą-da na to, że nikt się tym nie przejmuje. Nie jestem pewien jak to się skończy. Staram się być realistą, nie chcę na siłę podchodzić do spraw nega-tywnie, ale nie mogę ignoro-wać tego, co dzieje się wokół nas. Czuję, że ma to na mnie wpływ. Jeżeli chodzi o tatu-owanie, naprawdę nie wiem jak będzie to wyglądało, bo wpływ ma wiele czynników, np. ekonomia. Tatuaż nie jest rzeczą niezbędną człowie-kowi, jest to raczej towar luk-susowy. Oczywiście zawsze

moglibyśmy po prostu robić tatuaże nie myśląc w ogóle o pieniądzach, ale jest to ra-czej nierealne. Wydaje mi się, że tatuowanie osiągnie swój rozkwit, po czym zapotrzebo-wanie na nie spadnie i szcze-rze mówiąc, nie martwi mnie to. Nie uważam żeby tatuowa-nie i tatuaże były dla każdego. To jest tak jak z każdą arty-styczną aktywnością i nie ro-zumiem dlaczego teraz każdy zdaje się być zainteresowany tatuażem! Jak to możliwe, że ludzie, którzy zwykli pokazy-wać na wytatuowane osoby palcami, sami się tatuują. To nie jest niczym więcej jak modą i trendem. Kiedyś odsła-nianie tatuaży było czymś w rodzaju tabu, teraz chodzi tyl-ko o to żeby było je widać i lu-dzie zaczynają się tatuować od dłoni i szyi. To dość smut-ne. Osobiście nie zgadzam się na tatuowanie takich miejsc, chyba że klientowi faktycznie

Page 21: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 21

Page 22: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 22

brakuje już wolnej powierzch-ni. Może za bardzo się tym przejmuję, ale staram się tylko podążać za własnymi odczu-ciami i w pewnych wypadkach pomagam ludziom uniknąć przyszłych wyrzutów. Uwa-żam, że powinno się tatuować dla samego siebie, żeby się wyrazić, nie dla kogoś innego, albo żeby coś udowodnić. Nie twierdzę, że tatuaże znikną ani nic w tym stylu, to już całkiem stara metoda pokazania tego kim jesteśmy, której korzenie sięgają dużo dalej niż nasza generacja. Pewnie zaraz po osiągnięciu punktu kulmina-cyjnego popularność tego zja-wiska się zmniejszy. Na swój sposób coś może zmienić się na lepsze, bo ludzie będą wiedzieli więcej o tatuażach. Jednocześnie uważam, że zarysuje się jeszcze bardziej różnica pomiędzy dobrymi ta-tuatorami, a tymi którzy siedzą w biznesie tylko dla pieniędzy. Powtarzam jeszcze raz, że jest to tylko moja opinia i nie myślę, że mam specjalne pra-wo osądzać co jest złe, a co dobre.

Bam: Szwedzka scena tatu-ażu. Opowiedz jak wygląda ona z twojej perspektywy?Dalmiro: Jest tu dużo świa-towej klasy tatuatorów. Szwe-cja posiada całkiem dobrą klientelę, sporo ludzi siedzi w klimacie tatuatorskim od bardzo dawna. Moje doświad-czenia ze Szwecji są bardzo pozytywne, mam dużo pra-cy i dobrą reputację. Dzię-ki konwencjom, w których uczestniczyłem w Norwegii, przyciągnąłem dużo norwe-skich klientów, którzy do mnie przyjeżdżają. Myślę, że więk-szość tatuatorów z moich re-jonów jest bardzo konserwa-tywna jeżeli chodzi o pracę. Wszyscy ciężko pracują dzień w dzień, odstawiając cały ar-tystyczny aspekt na boczne tory. Uważam, że w większo-ści krajów gdzie jest zimny klimat, nie ma specjalnie co robić poza siedzeniem na miejscu i tatuowaniem, przy-najmniej zimą. Więc nie ma się co dziwić czemu tatuato-rzy w Szwecji odnotowują po-stępy w tak szybkim tempie. Zawsze powtarzam, że tatu-aże i gorący klimat ze sobą nie współgrają. Próbowałem obu opcji i powiem, że za nic nie będzie ci się chciało sie-dzieć w studio, gdy za oknem masz 30 stopni…

Bam: Czas wolny, jak najbar-dziej lubisz go spędzać?Dalmiro: Ostatnio nie robiłem nic innego poza tatuowaniem. Harowałem jak wół, jeździłem na konwencje i dużo malowa-łem. Dlatego teraz uczę się korzystać z wolnego czasu, staram się robić sobie mie-siąc przerwy i nie dotykać maszynki. Koncentruję się wtedy tylko na malarstwie i rysunku. Chciałbym bardziej się temu poświęcić i skupić na sobie. Wciąż czegoś szukam, chciałbym stale dodawać coś nowego do moich tatuaży i rozwijać się tak bardzo, jak tylko mogę. Uważam też, że bardzo ważne jest by posiąść umiejętność znalezienia rów-nowagi pomiędzy życiem osobistym a zawodowym. Jest to jedyny sposób dla mnie do rozwinięcia się jako człowiek i jako tatuator. Cza-sem jednak praca przesłania wszystko inne i ciężko jest to zmienić. Tatuowanie to jedno-cześnie moja pasja i zajmując się tym bardzo dobrze się ba-wię. Przepracowanie nie jest czymś dobrym dla nikogo, więc staram się zachowywać równowagę. Zauważyłem, że gdy wracam do pracy po dłuż-szej przerwie, jestem bardziej nakręcony i wszystko lepiej się układa, dlatego gorąco polecam to każdemu tatuato-rowi. Można potem myśleć o tatuażach bardziej swobod-nie i bez pośpiechu.

Bam: Jest w ogóle taka opcja, że mógłbyś robić w życiu coś innego? Czym zaj-mowałeś się przed rozpo-częciem kariery tatuatora?Dalmiro: Jeżeli miałbym wy-brać coś innego, pewnie grał-bym na jakimś instrumencie, najchętniej na basie. Chciał-bym być muzykiem i wpływać pozytywnie na wielu ludzi. Grałbym progresywnego roc-ka z przekazem przeciwko wojnom, działaniom rządu i ogólnie złu… ha, ha. Przed tym wszystkim zajmowałem się czym popadło, cały czas poświęcałem surfingowi, a praca była tylko sposo-bem zarobienia pieniędzy na podróże.

Bam: Jak wyglądają twoje plany na najbliższy czas?Dalmiro: Wciąż planuję i cze-goś szukam, w tym momen-cie zastanawiam się gdzie mógłbym zacząć swoją dro-gę od nowa. Szukam domu,

pewnie dlatego, że opuściłem swój rodzinny bardzo wcześnie poświęcając się podróżowaniu. Chciałbym otworzyć swoje stu-dio, ale jeszcze nie znalazłem odpowiedniego miejsca. Będę kontynuował moje poszukiwania. Być może kolejnym krokiem bę-dzie przeprowadzka do UK, albo na północ Europy, a może osiądę w słonecznej Kalifornii. Jestem otwarty na możliwości i pozwo-lę życiu zdecydować za mnie. Chciałbym też móc popracować w Japonii… mam dużo planów!

Bam: Słowo na koniec…Dalmiro: Jak wspominałem, niedługo zawitam do Krakowa! Trzymajcie rękę na pulsie jeżeli jesteście zainteresowani tatu-ażem ode mnie! Życzę wszystkim powodzenia! Mówcie to, co macie do powiedzenia i stójcie twardo za swoimi racjami. Wierzcie w siebie i nie bójcie się marzyć. Przestańcie gadać i zacznijcie działać zanim będzie za późno. Wszystko jest możliwe a na koń-cu tunelu zawsze jest światło! Peace out! w

ww

.mys

pace

.com

/dal

mon

t

ww

w.d

alm

irota

ttoo

s.co

m

Page 23: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 23

Page 24: TF # 35, March 2010

W Mediolanie nie ma mrozów! Tyle wystarczyło, by zmobilizować młodą, przystojną, wysportowaną i niepokorną delegację z Krakowa w osobie Edka,Pitiego i mojej skromnej, do wyruszenia w niebezpiecznąi obfitującą w przygody podróż do kraju pizzy i makaronów.Fakt, nie była to jedyna okoliczność, która pchnęła nas w połowie lutego na włoskie ziemie, gdyż jak pewnie wszyscy wiedzą,główną atrakcją weekendu i motywem przewodnim wyjazdubyła piętnasta odsłona konwencji tatuażu organizowanaprzez Mikiego Vialetto.

Po szczęśliwym, porannym lądo-waniu na lotnisku o dźwięcznej nazwie Orio Al Serio, mocno nie-wyspana grupa postanowiła prze-

transportować się do hotelu, gdzie portier skądinąd bardzo uprzejmy, aczkolwiek nie posługujący się żadnym językiem poza własnym, spokojnie, niespiesznie (przecież to kraj siesty) oddelegował nas do naszego pokoju. Szczęśliwym trafem prysznic postawił młodych dżentelme-nów na nogi. Bez specjalnych opóźnień, po kilkunastominutowym spacerze wło-skimi uliczkami, naszym oczom ukazał się skromny baner „Tattoo Convention”. Był to chyba jedyny „skromny” element tego wydarzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę miejsce, w którym się odbywa-ło… ale o tym później…

Pierwsze obserwacje zazwyczaj by-wają trafne. Spacer włoskimi zaułkami i wnikliwa analiza tłumu pozwoliła nam szybko sprecyzować i sformułować poję-cie „włoskiego stylu”. Poza obowiązkową cotygodniową wizytą w solarium należy moi drodzy „włos swój ujarzmić dłonią obfi cie w żelu stylizującym skąpaną”. Stylowości dopełniają ciemne okulary, błyszczący bling bling w uchu i obliga-toryjnie (Ola nie lubi tego słowa) piko-wana kurtka, co najważniejsze, również z połyskiem!

Wróćmy jednak do samej konwencji. Wydarzenie to miało miejsce w (uroczo brzmi) centrum kongresowym Hotelu Quark. Hotelu jak i sal przeznaczonych na konwencję nie da się opisać słowem innym niż: bajka! Obsługa pod krawa-tem, stylowy wystrój w klimacie „kryształ i złoto” i nieskazitelna czystość wywarły

na nas ogromne wrażenie. Co jak co, ale hotel to Włosi zbudować potrafi ą!

Wchodząc w piątek na konwencję spo-dziewaliśmy się niewielkiego zaintereso-wania, błąd! Tłumy przed wejściem przy-pominały te z Londynu, a to co działo się po paru godzinach od otwarcia ciężko opisać. Gołym okiem widać, że kultura tatuażu we Włoszech jest na naprawdę wysokim po-ziomie. Miło jest zobaczyć te kilka tysięcy ludzi przybyłych pod Via Lampedusa 11, by wziąć udział w tatuatorskiej imprezie. Po raz kolejny miałem okazję oglądać dzie-siątki świetnych tatuaży. Tak, Włosi może i lubią diamenty w uszach, ale maszynki się nie boją i jakość tatuaży tam obserwo-wanych była stanowczo ponad przeciętną. Pierwszy dzień konwencyjnych zmagań nie przyniósł wyjątkowo spektakularnych atrakcji na scenie, zainteresowanie nimi również nie było specjalnie zauważalne.

TATTOOFEST 24

Katedra Duomo robi grę! Piti - turysta

Page 25: TF # 35, March 2010

Widać, że ludzie nie przyszli tam by oglą-dać cyrkowe pokazy i magiczne sztuczki, liczyło się tatuowanie! Piątek zakończył się koncertem kapeli „Johnnyboy and the Ice Cream”, który jednak sobie podaro-waliśmy z uwagi na zegar odmierzający ponad 24 godziny bez snu, co dotkliwie da-wało się już we znaki. Wieczór zbliżał się nieuchronnie do śpiącego finału, myśląc o plusach i minusach, podsumowując wra-żenia dnia pierwszego, muszę przyznać, że Włochom należą się słowa pochwały, jedynym zauważalnym nonsensem było ulokowanie sekcji cateringowej na ubo-czu jednej z sal tatuatorskich. W wyniku tego, po wejściu na salę, poza widokiem tatuujących i tatuowanych, dało się odczuć kuchenne zapaszki, nie należące może do nieprzyjemnych, aczkolwiek moim skrom-nym zdaniem tatuowanie i stół obiadowy nie mają wspólnego mianownika.

Zrobiło się ciemno i nagle nastała so-bota. W końcu wypoczęta reprezentacja TattooFestu udała się na znane już tereny kompleksu Quark. Początkowe wrażenia dnia drugiego były niespodziewane, wraz z upływem czasu tłum jednostajnie gęst-niał osiągając rozmiary, które naprawdę ciężko jest sobie wyobrazić. Z jednej strony fajnie, czuć energię! Z drugiej zaś funkcjonowanie w tłumie, który miejscami poruszał się z prędkością 2 kroki na mi-nutę, a czasami nie wykazywał nawet ta-kich przejawów mobilności, nie należy do przyjemności. Mimo to działo się sporo. Edek śmiało pozował do zdjęć z Jose Lo-pezem zostając ziomkiem ekipy „Lowrider Tattoo”. Piotr dzielnie i z poświęceniem uwieczniał to, co widział w obiektywie aparatu, ja z kolei miałem czas na kon-takty towarzyskie z artystami, których już Wam prezentowałem, jak i z tatuatorami,

których niedługo będziecie mieli okazję poznać. Ze znanych postaci obecnych na konwencji wymienić należy m.in: Maximo Lutza, Guila Zekri, Erica De L’Étoile, Tur-ka, Jeremiaha Barbę, Carlosa Torresa, Jee Sayalero, Dimitriego HK, Lucę Nata-liniego, Jondixa, Tirafa i wielu innych. Po-zostałe rzeczy warte odnotowania - mieli-śmy okazję zobaczyć naprawdę ciekawy body painting. Zazwyczaj pokazy tego typu nie należą do specjalnie imponują-cych, w skrajnych przypadkach osiągając poziom wręcz żenujący. Tym razem pano-wie dali radę i naprawdę było na co popa-trzeć. Pokazy burlesque również należy zaliczyć do udanych. Panie dawały z sie-bie dużo, a publiczności się podobało… nie ma się co rozwodzić, był to kolejny przynajmniej poprawny element atrakcji scenicznych. Do ciekawostek należy fakt, iż paru ulubieńców tłumu nie stawiło się

TATTOOFEST 25

Bur

lesq

ue s

how

Bodypaintingin progress…kwiatowo

Dzikie tłumy 1

Body paintingin progress…

maska tiki

Dzikie tłumy 2. Znajdź Edka…

„ZabioręCię do domu!”

Page 26: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 26

na konwencji, mimo że ich nazwiska wid-niały na liście. Można było w ten sposób zauważyć absencję: Tin Tin’a, Roberta Hernandeza czy Chada Koeplingera. Jeżeli zaś chodzi o polskie akcenty, mo-gliśmy uścisnąć dłoń Andrzeja Leńczuka i Pawła z „3rd Eye”, którzy w roli wystaw-ców dzielnie stanowią polski tandem na zagranicznych konwencjach. Z tego miejsca duże pozdrowienia dla Andrzeja i Pawła - kawał dobrej roboty panowie! Z ubolewaniem stwierdzam, że tu kończy się lista polskich wystawców we włoskiej stolicy mody, oby w przyszłości więcej rodaków podążyło ich śladem. Cóż, nie pozostaje nic, tylko liczyć na to, że za rok zobaczymy więcej znajomych twarzy. Wyczekiwanym przeze mnie wydarze-niem przewidzianym przez organizatorów na deser był konkurs „Best of Day”, jedyny tego dnia. Po bacznym przyglądnięciu się kilkunastu pracom, zwycięzca mógł być tylko jeden, niespodzianki nie było. Carlos Torres zdobył serca jury fantastyczną, kli-matyczną, cieniowaną pracą pokazując, że w Kalifornii nie tylko pije się kolorowe

drinki! Tym oto optymistycznym akcentem przypieczętowaliśmy drugi dzień i pozwo-liliśmy zmęczonym ciałom na odpoczy-nek poprzedzony testowaniem włoskich trunków w kameralnym gronie, w zaciszu hotelu. W tym miejscu należy nadmienić, że poza hotelami, wino też wychodzi Wło-chom całkiem nieźle!

Niedzielny poranek, w kraju 90% zde-klarowanych katolików można spędzić tylko w jeden sposób, oglądając mszę w telewizji! Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, to właśnie stanowiło po-czątek naszego ostatniego już poranka w Mediolanie. Zgodnie z planem postano-wiliśmy wypuścić się do centrum w celu sprawdzenia, czy to co słyszy się o archi-tekturze serca tego miasta to prawda. Po raz kolejny okazało się, że jak się je dużo makaronu, to ma się dużo siły, a Włosi jak chcą to potrafią. Katedra Duomo, jak i cały kompleks budowli ją otaczających naprawdę zapierał dech w piersiach. Mo-gliśmy podziwiać ją również od wewnątrz, coś wspaniałego! Potem przywitaliśmy się z ogromnymi plastikowymi ślimakami

w kolorze różowym (na które bezskutecz-nie próbowałem się wspinać, ku ogólnej dezaprobacie moich towarzyszy), wypi-liśmy całkiem dobrą kawę i zniknęliśmy w wejściu do metra. Niedziela, pomimo tego, iż jako trzeci dzień imprezy nie sta-nowi często takiej atrakcji jak poprzednie, była przeze mnie wyczekiwana z uwagi na konkursy. To tego dnia miało się rozstrzygnąć kto pozbiera nagrody za najlepsze kolorowe i cieniowane prace. Ciekawostką jest dostrzegalna ostatnio tendencja do ograniczania do minimum ilości kategorii w konkursach. Podziwia-liśmy prace przyporządkowane do kate-gorii: kolor, czarno-szary, tribal, „Back-piece” i „Best of Show”. Moim zdaniem brak podziału na wielkość prac stanowił pewien problem, słabo konkuruje się z kolorowym, orientalnym bodysuitem, posiadając choćby nie wiem jak doskona-le wykonany mały tatuaż. Cóż, takie były reguły gry, z którymi nie ma co polemizo-wać. Posypały się nagrody, w większości przypadków niespodzianek nie było i de-cyzje jury nie budziły w naszym gronie

Luca

Nat

alin

i, M

ilano

City

Ink,

Wło

chy

- III

Bes

t Col

or

Hua

, Eas

t Tat

too,

Taj

wan

- B

est C

olor

Page 27: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 27

zbytnich kontrowersji. W kategorii kolor, biała maska hannya symbolizująca pierw-sze miejsce zawisła na szyi pulchnego Azjaty z orientalnym budysuitem wyko-nanym przez Huę z „East Tattoo” z Taj-wanu, drugie miejsce należało do Alexa De Pase z quasi-realistycznym portretem Popeye’a, z numerem trzy w konkurencji uplasował się Luca Natalini z kolorowym rękawem przedstawiającym Pinokia i Kró-lewnę Śnieżkę. W kategorii „Black and Grey” pozamiatali panowie ze Stanów: Carlos Torres z fantastycznym wizerun-kiem kobiety skąpanym w ornamentach i Jose Lopez z nieśmiertelnym modelem, którego wszędzie wystawia. „To samo” jest na tyle dobre, że wszędzie zdobywa nagrody! W kategorii „Backpiece” królo-wały oczywiście klimaty japońskie, pierw-sze miejsce Takami i kolejna biała hannya dla właścicielki tęczowego ptaka pokry-wającego cały tył jej ciała. Nadszedł mo-ment na „Best of Day” gdzie całkowicie zasłużenie ukoronowano Stepha D za pół rękawa w małpki oraz Michele Turco za pracę, która została także tatuażem całej

II B

est o

f Sat

urda

y

Bor

is, M

ahak

ala

Tatto

o, N

iem

cy- I

II B

est o

f Sat

urda

y

III B

est B

ackp

iece

Hua

, Eas

t Tat

too,

Taj

wan

- I B

est C

olor

Page 28: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 28

imprezy - kolorowy portret przedstawia-jący postać z (całkiem zresztą miłego dla oka) filmu „Avatar”.

Wyjątkową sprawą był fakt, że po raz pierwszy w kategorii tribal nie zobaczy-łem żadnego brzydkiego tatuażu! Mimo całej mojej niechęci skierowanej w stro-nę bezkształtnych czarnych koślawców, nie było nawet jednego przypadku wy-stawienia przez uczestnika słabej pracy. Przeważały tu idealnie technicznie wy-konane, geometryczne prace, dotworki i naprawdę imponujących rozmiarów tatuaże utrzymane w klimacie polinezyj-skim. Było na co popatrzeć, a nagrody za pierwsze i trzecie miejsce powędrowały do Marco Galdo ze studia „Trafficanti D’arte”.

Dzięki konkursom niedziela minęła nam zadziwiająco szybko i zanim się zo-rientowaliśmy było już po konwencji. Kra-kowska delegacja udała się do hotelu, by przespać się chwilę przed odlotem. Trzy i pół godziny snu to chyba trochę mniej niż trochę, co nie zmienia faktu, iż mu-siało wystarczyć, potem szybko - taksów-ka, lotnisko, samolot, Polska, Katowice i w końcu Kraków. Dobrze być w domu, nawet jeżeli skąpany jest w topniejącym śniegu i przypomina jakimi prawidłowo-ściami rządzi się Środkowa Europa w po-łowie lutego.

Ps. Piotr pozdrawia Latte Bianco :)

BamBam

Mic

hele

Tur

co, D

a C

osa

Nas

ce C

osa,

Wło

chy

- I B

est o

f Sho

w

Car

los

Torr

es, G

oodf

ella

s Ta

ttoo,

US

A - I

I Bla

ck a

nd G

rey

Car

los

Torr

es, G

oodf

ella

s Ta

ttoo,

US

A - I

Bes

t of S

atur

day

III B

est o

f Sho

w

Ale

x de

Pas

e, A

lex

de P

ase

Tatto

o, W

łoch

y- I

I Bes

t Col

or

Page 29: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 29

Mar

co G

aldo

, Tra

ffica

nti D

’arte

, Wło

chy

- III

Trib

al

Takami,Knockover

Tattoo, Japonia- I Best

Backpiece

Ste

ph D

, Dim

itri T

atou

age,

Fra

ncja

- II

Bes

t of S

how

Marco Galdo,Trafficanti D’arte,Włochy - I Tribal

II Best Backpiece

Page 30: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 30

Yang

,Eas

t Tat

too,

Taj

wan

And

rzej

Leń

czuk

, Alie

n, W

ałbr

zych

Els

on Y

eo, T

hink

Tat

too,

Sin

gapu

r

Mar

co G

aldo

, Tra

ffica

nti D

’arte

, Wło

chy

Page 31: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 31

Mur

ran,

Mur

ran

Tatto

o, W

łoch

y

Mar

co G

aldo

, Tra

ffi ca

nti D

’arte

, Wło

chy

Turk

, Lef

t Han

d B

lack

, US

A

Ciekawa hannya

… i portret

Page 32: TF # 35, March 2010
Page 33: TF # 35, March 2010
Page 34: TF # 35, March 2010

Bam: Przedstaw się.Csaba: Nazywam się Csa-ba Kolozsvari, urodziłem się w mieście Eger w 1975 roku. Jestem tatuatorem pracują-cym w samym sercu Buda-pesztu, w najbardziej znanym węgierskim studiu. „Dark Art Tattoo” powstało w 1992 roku za sprawą Zsolta Sárköziego, z którym aktualnie pracuję. Cieszymy się dobrą reputacją i jesteśmy znani z wykonywa-nia szerokiego zakresu prac, więc ciągle mamy zajęcie.

Bam: Wiem, że początki twojego tatuowania sięga-ją roku ‘94. Jak układała się od tamtego czasu twoja tatuatorska kariera?Csaba: Tak jak wspomnia-łeś, moje pierwsze tatuaże powstawały jakieś 16 lat temu przy użyciu amator-skiego sprzętu. Przez kolej-ne trzy lata tatuowałem kiedy

TATTOOFEST 34

tylko miałem okazję, musia-łem łączyć to zajęcie z pracą i uczelnią. W 1997 otworzy-łem własne studio. Skończyło się jednak bez sukcesów. Na-stępnie pracowałem w Anglii w studiach takich jak: „Blue Lotus” i „Cookies Custom Tat-toos”, po czym dwa lata temu wróciłem na Węgry. Decyzja była podyktowana możliwo-ścią współpracy z Zsoltim, oraz tym, że mogę tu tworzyć realistyczne tatuaże, które z pewnością są mi bliższe niż tribale czy inne tego typu prace.

Bam: No właśnie, opowiedz jakiego rodzaju tatuaże wykonuje ci się najlepiej? Jaki styl najbardziej ci odpowiada?Csaba: Bardzo lubię tworzyć realistyczne, biomechaniczne, organiczne prace, lubię klimat fantasy. Wykonanie właściwie

Page 35: TF # 35, March 2010

każdego takiego tatuażu spra-wia, że jestem szczęśliwy. Lubię każdy etap pracy nad tatuażem, zaczynając od tego gdy pomysł rodzi się w gło-wie. Od 2000 roku tatuuję już wyłącznie własne, autorskie projekty. Jeżeli chodzi o mój styl, hmm… aktualnie nie chcę zatrzymywać się przy jakimś konkretnym, ponieważ lubię różnorodność i zmiana klimatu sprawia, że czuję się usatysfakcjonowany. Bam: Widziałem kilka cover- upów w twoim wykonaniui muszę przyznać, że efekty były imponujące! Wielu ar-tystów z branży w ogóle ich nie wykonuje, ty wydajesz się bardzo chętnie pod-chodzić do tego tematu. Gdzie tkwi sekret udanego pokrycia starego tatuażu nowym? Csaba: Hmm. Cover-upy… musimy je robić, bo wciąż jest jeszcze bardzo dużo słabej jakości prac sprzed ostatniej dekady. Nowa generacja to w większości ludzie świado-mi tego, jakie nowoczesny tatuaż ma możliwości. Jako tatuatorzy musimy starać się sprostać tym oczekiwaniom, czasem jest to duże wyzwa-nie. Nie znam tak naprawdę

żadnego sekretu, trzeba po prostu przestawić myślenie na inny rodzaj kreatywności, bardziej brać pod uwagę kom-pozycję i kolory. Trzeba też wiedzieć jak dany kolor będzie wyglądał po wygojeniu, nale-ży też przyzwyczaić się do tego, że dużo rzeczy trzeba dorysowywać z freehandu.

Bam: Nie jesteś specjalnie wytatuowany, planujesz zo-stać przy tym co masz czy jednak dodasz coś jeszcze do tej kolekcji?Csaba: Masz rację. Zacząłem ostatnio bioorganiczny rękaw u Pétera Udvari, który w tym momencie jest już w połowie drogi. Generalnie mam dużo gównianych tatuaży, więc chciałbym je jak najszybciej poprzykrywać. Robiłem je 15-16 lat temu, gdy ówcze-sna technologia różniła się od obecnej. Planuję wytatuować się u artystów takich jak: Die-go Ruiz, Leńu, Shige i wielu, wielu innych. Chciałbym, żeby były to większe kompozycje, a nie duża liczba małych tatu-aży, liczy się jakość, nie ilość.

Bam: Co myślisz o progra-mach w stylu „Miami Ink”? Jaką rolę odegrały one na węgierskiej scenie tattoo?

TATTOOFEST 35

Page 36: TF # 35, March 2010

Csaba: Nie lubię „Miami Ink” ani innych tego typu progra-mów, ponieważ za bardzo starają się łączyć tatuaże z jakąś idiotyczną ideologicz-ną otoczką. Praca nad danym wzorem zajmuje mi kilka dni, nie wierzę w to ich: „wróć za 10 min, coś dla ciebie narysu-ję”. Sporo ludzi przychodzi po-tem do studia i myśli, że zrobi-my im tatuaż na całe plecy na jednej sesji, bo takie rzeczy widzieli w telewizji. Nie czuję się tego częścią, zwłaszcza trendu, gdzie każdy chce być panem tatuatorem, ale nikt tak naprawdę nie ma ochoty roz-wijać się jako artysta. Myślę, że przez to możemy na uli-cach dostrzec jeszcze więcej złych tatuaży. Jedyna dobra strona jest taka, że wiele osób zmieniło swój negatywny sto-sunek do tej sztuki. Należy jednak pamiętać, że nie jest to zabawa tylko poważna pra-ca i wiele nadgodzin spędzo-nych z ołówkiem nad kartką w celu polepszenia swojego poziomu.

Bam: Węgierscy tatuato-rzy. Pierwszym skojarze-niem większości będzie Boris. Jaki wpływ miał on na ciebie i sztukę, którą tworzysz? Jakich innych węgierskich artystów mógł-byś polecić?Csaba: Jasne, Borisa nie trzeba nikomu przedsta-wiać, jego prace mają na mnie ogromny wpływ. Muszę wspomnieć Zsolta Sárköziego i jego wysublimowane kompo-zycje. Myślę, że to od niego najwięcej się nauczyłem.

Należy wymienić jeszcze Pétera Udvari, Csabę Müll-nera i mojego kolegę z pracy Szabolcsa Oravecza, który jest niezwykle utalentowany rysunkowo, jest też zaan-gażowany w kilka projektów malarskich.

Bam: Hobby, muzyka…Csaba: Ciągle pracuję, więc nie mam zbytnio czasu na co-kolwiek. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem urlop, ale jak już mam wolny czas to spę-dzam ją z moją dziewczyną,

wychodzimy do kina czy na jakąś fajną wystawę. Pod-czas pracy lubię słuchać kapel takich jak Tiger Army, Static X, Rise Against, Scars on Broadway i jeszcze paru innych rockowych rzeczy. Bam: Guest spoty, konwen-cje, podróże…Csaba: Chciałbym brać udział w większej ilości kon-wencji, fajnie jest pracować w towarzystwie tatuatorskiej elity z całego świata. Poziom na dużych konwencjach jest

TATTOOFEST 36

Page 37: TF # 35, March 2010

naprawdę wysoki. Chciał-bym pojechać do Mediolanu, Berlina, Londynu, ale wiem, że na to potrzeba jeszcze czasu. Jeżeli chodzi o guest spoty, nie planuję nic w naj-bliższym czasie, kto zresztą wie co będzie w przyszłości. Atmosfera w „Dark Art Tat-too” jest na tyle świetna, że

nie myślę o tatuowaniu gdzie indziej, głupie dowcipy u nas w załodze to podstawa! Pozdrawiam wszystkich z Węgier!

Artyści „Dark Art Tattoo” w pełnym składzie, czyli Csa-ba Kolozsvari, Zsolt Sárközi oraz Szabolcs Oravecz, będą gośćmi festiwalu Tattoofest 2010 w Krakowie.

TATTOOFEST 37

Page 38: TF # 35, March 2010

Mistycznyspacer

TATTOOFEST 38

Page 39: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 39

Page 40: TF # 35, March 2010

Shane Tan aka Horinaka to kolejna kolorowa (choć może termin „blackwork’owa” będzie bardziej odpowiedni) postać ze świata orientalnych tatuaży. Shane przygodę z tatuowaniem zaczynał naprawdę wcześnie. Dzięki temu, a także bezgranicznemu zaangażowaniu w to co robi, w młodym wieku został rozpoznawalną w branży osobą. Był uczniem Nickkuhori’ego, podkreśla, że jego głównymi mentorami są Horiyoshi III i Filip Leu co ma niezaprzeczalne odzwierciedlenie w stylistyce jego prac. Wyjątkową cechą tego gościa jest niesamowita otwartość umysłu, zamiłowanie do podróżowania, współpracy z innymi artystami i wymiany doświadczeń, co poszerzając horyzonty w bezpośredni sposób prowadzi do artystycznego rozwoju. O tym skąd pochodzi, co robi i czym się inspiruje będziecie mogli przeczytać poniżej.

TATTOOFEST 40

Page 41: TF # 35, March 2010

Bam: Powiedz słowo o studiu, w którym pracujesz.Shane: Możecie spotkać mnie w Zurychu w „Ink Tank”, gdzie czuję się jak w rodzinie lub w Singapurze w studiu „Galaxy Tattoo”, gdzie przebywam z najmilszymi i najzabawniejszymi ludźmi, pracuję także w swoim prywatnym studio w domu. Gdziekolwiek tatuuję, staram się wprowadzać przyjemną atmosferę, zazwyczaj otacza mnie pozytywna energia. Uważam, że tatuatorzy powinni się dużo więcej uśmiechać do swoich klientów, no i muzyka jest ważna, nie tatuuję bez muzyki!

Bam: Jak zaczynała się twoja kariera tatuatorska? Miałeś swojego „mistrza”, który uczył cię podstaw?Shane: Zacząłem w wieku 16 lat od tatuowania znajomych. Kupiłem „zestaw startowy” Hucka Spauldinga przy pomocy karty kredytowej mojego taty i nie miałem pojęcia, co z tym zrobić. Wszyscy znajomi rówieśnicy zaczęli tatuować się mniej więcej w tym czasie. Nie było mi jakoś specjalnie ciężko, brakowało jednak informacji na temat tatuowania. W tych czasach w Singapurze była garstka tatuatorów i nikt nie był skory żeby pomagać jakiemuś dzieciakowi. Byłem uparty, zdeterminowany i nie poddawałem się. Mój najlepszy przyjaciel Carlston pomógł mi w przejściu na profesjonalną drogę. Jakieś 5 lat później zostałem uczniem Nicckuhori, który dzielił się ze mną wiedzą, czasem były to poważne i cenne uwagi dotyczące tatuowania, innym razem głupoty i dowcipy, z których śmieję się do dziś na samo wspomnienie.

TATTOOFEST 41

Page 42: TF # 35, March 2010

Bam: Masz jakiś ściśle sprecyzowany cel, który chcesz osiągnąć w tatuowaniu?Shane: Myślę, że chcę tego czego każdy tatuator, być najlepszym w tym, w czym się specjalizuję. Chciałbym spojrzeć kiedyś na moje osiągnięcia i móc się szczerze uśmiechnąć. Pragnę tatuować jak najdłużej, myślę też o wydaniu książki, albo dwóch…

Bam: Horiyoshi III i jego wpływ na nowoczesny tatuaż orientalny…Shane: Sensei Horioshi jest dla mnie wielką inspiracją, zarówno jako tatuator/artysta, jak i człowiek. Wiele osób inspiruje się nim i jego pracami, które mimo iż są głęboko zakorzenione w tradycji, charakteryzowały się pewnym nagięciem zasad tam, gdzie było to

możliwe. Dzięki temu, świat mógł zobaczyć, że tradycyjny japoński tatuaż wciąż ewoluuje. Wprowadził on orientalny tatuaż na kolejny poziom, i co było rzadkością w tamtych czasach, cechowała go otwartość na zagraniczne wpływy.

Bam: Bodysuity jako najwyższy cel. Jak to wygląda z punktu widzenia tatuatora i tatuowanego?Shane: To jest właśnie ten etap mojej kariery, w którym będę do tego zmierzać. Chcę zrobić tyle bodysuitów ile będzie możliwe. Jest to dla mnie celem i wyzwaniem. Bardzo fascynuje mnie widok skończonego bodysuita, poza tym, co można osiągnąć więcej jako tatuator? Duże prace wymagają niesamowitego nakładu energii i determinacji, zarówno tatuatora

jak i klienta. Zachwycające jest to, że mam okazję tak bardzo zmienić czyjeś ciało. Zawsze muszę jednak brać pod uwagę anatomię, zginanie się i kurczenie obszarów ciała. Bardzo ważną rzeczą jest umiejętne umiejscowienie elementów i zadbanie o to, żeby wszystko miało swój kierunek i aby „płynęło”. Przykładowo, zaprojektowanie prostego smoka może zająć mi kilka dni, ponieważ muszę mieć wzgląd na kształt ciała, pomyśleć jak rozmieścić wzór na łopatce, jakie elementy umieścić na brzuchu, który się wygina, gdzie zaplanować szpony, biorę pod uwagę to, aby ruch wyrażony przez położenie smoka współgrał z ruchami sylwetki. Ludzie mają różną budowę ciała i to co u jednych będzie wyglądało świetnie u innych w ogóle nie zda egzaminu.

TATTOOFEST 42

Page 43: TF # 35, March 2010

Bam: Modyfi kacje ciała. Zdajesz się być jednym z nielicznych artystów wykonujących poza tatuowaniem również zabiegi tego typu… Shane: Uważam, że modyfi kacje ciała idą w parze z tatuowaniem, mimo iż pozostają zupełnie odmiennymi metodami zdobienia ciała. Nigdy nie zajmowałem się tym profesjonalnie, ale zrobiłem kilka skaryfi kacji, co było bardzo ciekawym i odmiennym doświadczeniem dotyczącym pracy z ludzką skórą. Tatuatorzy operują praktycznie na samej powierzchni skóry, podczas gdy takie zabiegi wymagają większej i bardziej skomplikowanej ingerencji. Kocham modyfi kacje ciała i nigdy nie widziałem żadnych granic pomiędzy tym światem, a światem tatuażu.

TATTOOFEST 43

Page 44: TF # 35, March 2010

Bam: Wiem, że podwieszałeś się podczas konwencji w Singapurze. Był to twój pierwszy raz?Shane: W tym roku w Singapurze podwieszałem się po raz drugi. Było świetnie, ludziom też się podobało. Podwieszanie się jest dla mnie czymś specyfi cznym, umożliwia przełamanie własnych granic, bariery bólu, strachu, towarzyszą temu bardzo silne emocje. Za pierwszym razem podwieszałem się na urodzinach mojej przyjaciółki Susan. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo i bardzo dużo dla mnie znaczyło, że mogliśmy to zrobić wspólnie w jej urodziny. Wciąż brak mi doświadczenia w tej dziedzinie, ale nie mam zamiaru robić nic na siłę, będę czekał na kolejny właściwy moment.

Bam: No właśnie, konwencja w Singapurze. Poznałeś tam Daveee’a! Jak wrażenia?Shane: Daveee to świetny artysta! Muszę się u niego wytatuować. Niestety podczas konwencji oboje nie mieliśmy na to czasu, ale mam nadzieję, że przy okazji kolejnej coś wykombinujemy. Sama impreza była świetna! Spędziłem bardzo miło czas w towarzystwie znajomych. Zabawie nie było końca, towarzystwo dopisało, uważam że było fajnie.

Bam: Czym głównie się inspirujesz?Shane: Myślę, że najlepszą inspirację odnajduję oglądając na żywo dobrą kapelę czy zachód

słońca na plaży. Wpływa na mnie dużo rzeczy, większość z nich nie ma nic wspólnego z tatuażem. Dużo czerpię z muzyki, lubię też patrzeć na rzeźby, uwielbiam buddyjskie posągi zdobiące świątynie…

Bam: Jaką rolę w twoim życiu odegrał punk rock?Shane: Dorastałem w jego duchu. Byłem jednym z dzieciaków ulicy, które wierzyły w punk rocka. Zawsze będzie to częścią mnie.To determinuje mój sposób myślenia, przez ten pryzmat patrzę na życie w bardziej pozytywny sposób i żyję po swojemu. Nie przejmuję się za bardzo drobiazgami i nigdy nie będę.

TATTOOFEST 44

Page 45: TF # 35, March 2010

Bam: Co jest twoim hobby poza tatuowaniem?Shane: Uważam, że nie zasługuję na lepsze hobby niż tatuowanie.

Bam: Jak wygląda twoja lista postanowień noworocznych?Shane: Więcej tatuować!

„Chcę zrobić tyle bodysuitów ile będzie możliwe. Jest to dla mnie celem i wyzwaniem.

Bardzo fascynuje mnie widok skończonego bodysuita, poza tym, co można

osiągnąć więcej jako tatuator?”

TATTOOFEST 45

Page 46: TF # 35, March 2010
Page 47: TF # 35, March 2010
Page 48: TF # 35, March 2010

Tym razem w naszym dziale o sztuce ulicy

przedstawiamy„Taki Myk Studio”, czyli

dwóch zawodników - Wojtka i Jana.

Chciałbym szczególnie

podziękować Wojtkowi Wiśniewskiemu za jego

wkład w umacnianie szabloniarstwa w naszym

kraju poprzez organizację imprez i warsztatów.

Dzięki niemu mieliśmy przyjemność brać udział

w dwóch edycjach Szablon Dżemu, którego ranga

i znaczenie rośnie z roku na rok. Zawsze też

mogliśmy liczyć na pomoc, choćby w załatwieniu

jakiejś legalnej ściany, czego nigdy nie zapomnę…

Dariusz 3fala.art.pl

by zajmować się nie tylko malowa-niem, ale także grafiką i projekto-waniem. Postanowiliśmy razem po-pchnąć projekt dalej. Przez pewien czas działał z nami też Maped, ale nasze drogi rozeszły się, również w sensie geograficznym.Jans1: W moim przypadku cała przygoda zaczęła się jakieś 15 lat temu i z większymi lub mniejszymi przerwami trwa do dzisiaj. W mojej działalności na trwałe jestem zwią-zany z wielkopolską ekipą SWR i warszawskim „Taki Myk Studio”. Gdy byłem jeszcze w podstawówce, mieszkałem niedaleko linii PKP. Na-gle zaczęły się pojawiać w jej okolicy różne kolorowe obrazki. To była zło-ta era malowania. Style, charaktery, szablony - nie było czystego składu. Potem pojawił się magazyn „Ślizg” i już wszystko stało się jasne, to było graffiti. Zajawka zaczęła się niepo-zornie od muru w piwnicy, potem malowałem koło domu w jakiś ru-inach. W tamtych czasach liczył się styl a na miano TOY’a zapracować było łatwo (kogoś niedoświadczone-go, niekompetentnego, zaśmiecają-cego miejscówki, przyp. red.), ale to

HISTORIA Wx2: Moja przygoda z graffiti za-częła się w ’94 roku. Wtedy kupiłem pierwszą puszkę. Jeździłem na rowe-rze pod „warszawskie Wyścigi” (mur służewiecki w Warszawie - legalne miejsce malowania graffiti, przyp. red) i przerysowywałem na kartki wszyst-ko, co się tam pojawiało. W 1995 zro-biłem pierwsze kolorowe litery. Nie znałem nikogo kto malował, nie wie-działem gdzie tanio kupić farby, więc robiłem to rzadko, ale zajawka już była. Można było malować wszędzie, a ludzie cieszyli się, że nie powstają kolejne siusiaki, tylko coś kolorowe-go. Szablony pojawiły się około 2003 roku, najpierw służyły do powielania street logo, ale stopniowo wkręcały mnie coraz mocniej. Obecnie szablon jest dla mnie podstawowym tworzy-wem. W 2005 roku zorganizowałem pierwszy Szablon Dżem. Jest to im-preza, na której spotykają się artyści malujący z użyciem szablonów. Tro-chę jak konwent Tattoofest, ale dla szablonowców.Jansa poznałem w 2006 roku. Studio-waliśmy razem architekturę. Po paru wspólnych wrzutach podzieliłem się z nim pomysłem na „Takiego Myka”,

TATTOOFEST 48

Page 49: TF # 35, March 2010

to miało studiowanie architektury. Z tradycyjnie rozumianego graffiti przeszedłem na pozycje zbliżone do street artu. Jak rozumiem to pojęcie? Gdy ktoś wychodzi na ulicę z farbą w ręku przeistacza się z pasywne-go odbiorcy w twórcę zmieniające-go rzeczywistość - bezpośrednio i szybko. Szary mur, zaniedbana ulica, może zmienić się w kosmiczną krainę. Przestrzeń przeistacza się w plac zabaw, jak w parkurze, desko-rolce czy innych sportach miejskich. Interakcja pomiędzy tworzywem ja-kim jest miasto wyzwala niesamo-witą siłę i dodaje autentyzmu. Jak powiedział Joseph Beuys: „Każdy jest artystą”. Te słowa dobrze defi-niują to, co rozumiem pod pojęciem street artu. W tej formie działalności fascynujący jest egalitaryzm i ener-gia twórczego chaosu drzemiącego gdzieś w brudzie chodników i mo-zole codziennej egzystencji. Jest to oddolne działanie społeczne, dla którego głównym tworzywem i od-biorcą jest miasto i jego mieszkańcy. W tym sensie street art można by nazwać rodzajem globalnej, miej-skiej „sztuki ludowej”. W strukturach

stare dzieje. Nasza historia to opo-wieść jakich wiele. Studiowaliśmy na jednym kierunku w Warszawie, a poznaliśmy się dość przypadkowo w Paryżu. Po powrocie pojawiły się wspólne tematy i tak jakoś wyszło, że szybko przeszliśmy od słów do czynów i zaczęliśmy tworzyć razem. Trwa to ze zmiennym szczęściem już jakieś 4 lata. W malowaniu jest jak w kapelach rockowych - nie ma lek-ko. Kwestia doboru kolorów czy styli często urasta do problemu nie do przeskoczenia i wtedy bywa ostro. Nasze podejście do malowania jest też trochę inne, więc na nudę na pewno nie możemy narzekać.

INSPIRACJAJans1: Gdy zaczynałem, najbardziej fascynowało mnie to, by odcisnąć swoje piętno tam gdzie innym się nie udało i zrobić to w charakterystycz-ny sposób. Teraz bardziej interesuje mnie zabawa konwencjami, mistyfi-kacja lub działania prowokujące spo-łeczne reakcje.Pojawiła się we mnie potrzeba, żeby wejść w większą interakcję z miastem. Niewątpliwie wpływ na

TATTOOFEST 49

Page 50: TF # 35, March 2010

www.takimyk.com.pl www.fotolog.com/takimyk www.szablondzem.pl

municypalnych na całym świecie powstają rozmaite formy twórczej aktywności: murale, instalacje, happeningi, które wykorzystują ściany, latarnie, ulice, farbę, tektu-rę lub reklamy. Dla nas, jako archi-tektów jest to niezwykle ciekawe zjawisko. Projektując miasta i bu-dynki wychodzimy z założenia, że to co robimy jest trwałe, użyteczne i piękne, czyli zgodne z witruwiań-ską triadą. Okazuje się jednak, że ta zasada będąca podstawą architektury jest kwestionowana, komentowana, wzbogacana bądź niszczona poprzez sztukę tworzo-ną przez użytkowników naszych dzieł. Czy jest to wartość dodana? Czy należy to planować, ścigać i negować? Pytanie pozostawiam otwartym.Wx2: Jans słusznie powiedział o teorii. Ja skupię się na samym po-wstawaniu pracy. Wszystko zaczy-na się od obserwacji. Mam zawsze przy sobie aparat, bo nigdy nie wia-domo na jaki zaskakujący obraz się trafi, może to być gąsienica kopar-ki lub obowiązkowa poranna kawa. Wycinam szablony na podstawie własnych zdjęć lub rysunków, póź-niej szukam dla nich różnorodnych kompozycji i zastosowań. Lubię łączyć różne szablony, używać ich ponownie, ale w nowych zestawie-niach. Przeglądam sporo albumów, nie tylko o street arcie, ale i o dizaj-nie, architekturze, sztuce. To cza-sem naprowadza na nowe tematy.

DETAL/PRECYZJAJans1: Tu pewnie nie do końca bę-dziemy się zgadzać. Ja staram się wszystko dokładnie zaplanować, zazwyczaj po to, by przy ścianie pójść na żywioł i wszystko pozmie-niać. Lubię malować ekspresyjne style i troszkę poszaleć z farbami. Precyzyjny plan musi jednak ist-nieć, bo jak się zbyt spontanicznie zadziała przy ścianie to wychodzi za dużo niespodzianek. Wx2: Z precyzją nie mogę odpu-ścić. Po prostu nie jestem w stanie! Zawsze wszystko musi być wycię-te tak, jak zaplanowałem. Bardzo istotne jest dla mnie nawet przy du-żych szablonach, by były czytelne z większej odległości, ale i fascy-nujące z bliska. Szablony wieloko-lorowe wycinam tak, aby pierwsza warstwa określała cały wzór i mogła istnieć niezależnie – monochroma-tycznie. Pozostałe ją uzupełniają, całość dopełniają osobno nakłada-ne matryce z teksturą. Jans maluje w inny sposób, przy ścianie lubi poszaleć, ale to jest fascynujące. Szukamy całości w tym co robimy, często łapiąc straszne ciśnienie, ale szanujemy siebie nawzajem i znajdujemy kompromis.

KOLORWx2: Nie jestem przywiązany do jakiejś konkretnej palety barw. Lu-bię granaty, brązy, ale staram się nie ograniczać tylko do nich. Ge-neralnie preferuję raczej półcienie niż ostre kontrasty.Jans1: Sprawa niesamowicie waż-na i częsty przedmiot sporów. Pre-cyzyjne zestawianie barw to pod-stawa dobrej pracy.

EDUKACJAWx2: Graffiti i street art istnieją u nas w kraju od wielu lat. Kolejne osoby sięgają po swoją pierwszą puszkę i chwała im za to! Jednak mogą oszpecić miasto zanim na-uczą się stylu… Do większości do-chodziłem sam wyciągając wnioski z własnych błędów. Za niektóre rze-czy powinienem chyba przeprosić Warszawę. Dlatego od sześciu lat prowadzę różnego rodzaju warszta-ty cykliczne i okolicznościowe. Po-kazuję technikę, patenty na różne efekty, wspólnie szkicujemy i pro-jektujemy. Przy okazji przemycam myślenie o kompozycji, o szacunku do miejsca, w którym się maluje, uczę by patrzeć nie tylko na swoją pracę, ale i na to, co ją otacza, na kontekst, w którym widzą ją inni. Dzięki temu ludzie nie tylko chcą, ale i potrafią tą kulturę pchnąć do przodu. Lubię pracować z ludźmi. Sprawia mi to przyjemność.Jans1: To domena Wojtka. Ja za-wsze podchodziłem do tej kwestii nieufnie. Lubię być w cieniu, bo to zapewnia większą swobodę twór-czą i pewnie jest oldschoolową naleciałością z mrocznych czasów graffiti. Ale to też się zmienia. Po-pularyzacja tej formy sztuki jest ważna, ponieważ ludzie najczę-ściej nie rozumieją intencji jakie jej przyświecają. Przełomowym doświadczeniem było dla mnie ma-lowania szkoły dla niepełnospraw-nych intelektualnie dzieciaków na warszawskiej Ochocie. Cały budy-nek pomalowany był przez lokalną społeczność w napisy obrażające uczniów. Zrobiliśmy warsztaty dla dzieciaków i wspólnie stworzyli-śmy mural na szkole. Pomogliśmy ludziom współtworzyć miejsce, w którym żyją. Zamalowaliśmy obraźliwe hasła, tworząc nową at-mosferę otoczenia. Z drugiej strony uszanowaliśmy część napisów - wkomponowaliśmy w mural niektó-re symbole Legii, tak jak prosiła nas mieszkająca tam młodzież. Mural jest do tej pory. Taka działalność, jak widać może mieć zbawienny wpływ. To była dla mnie duża lek-cja tego jak potężnym narzędziem może być street art.

PLANY/CELEJans1: Hmmm… nie wiem, niech szef napisze. Wx2: Malowanie jest świetne! Na pewno pozostanę przy tym. Były takie okresy, gdy utrzymywałem się praktycznie wyłącznie z tego i do tego dążę. Równocześnie szu-kam styczności i powiązań między street artem a architekturą i dizaj-nem. Wierzę, że przy odrobinie uporu w Polsce można żyć reali-zując swoje pasje, nie zapominać o nich.A jeśli chodzi o najbliższe, kon-kretne rzeczy, to ruszyły przygo-towania do kolejnego, piątego już Szablon Dżemu

TATTOOFEST 50

Page 51: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 51

Page 52: TF # 35, March 2010

Hmmm... Konwencje tatuażu to dla mnie temat coraz bardziej kontrowersyjny, ale zacznijmy od początku.

Kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie Daveee z Krakowa i zagadnął

w sprawie wspólnego wyjazdu. Jako, że nie jestem osobą, którą trzeba po sto razy prosić, długo nie zastanawiałem się nad rzuconym hasłem: „przygoda” i na Singapur zareagowałem entuzja-stycznie. Od jakiegoś czasu postrze-gam imprezy tatuatorskie, żeby nie powiedzieć po prostu konwencje, jako pretekst do fajnego spędzenia czasu, poznania nowych miejsc, ludzi, kultur. Może brzmi to nieco patetycznie, ale jeśli chodzi o podróż na drugi koniec świata, to pretekstem nie może być weekend w hali wystawowej, szczegól-nie w tym przypadku…

godzin lotu i jesteśmy w sin city… mieście, które jawiło

się nam jakoś (niestety) strasznie. Nie wolno tego, nie wolno tamte-go, nie wolno nic! Nawet guma do żucia jest tu nielegalna, nie mówiąc już, że za posiadanie narkotyków karą jest śmierć! A może ktoś wło-żył nam coś do walizki??? Paranoja!!!

Wysiedliśmy z samolotu i jakże inna od spodziewanej okazała się rze-

czywistość! Wszyscy mili, sympatycz-ni, przyjaźni… Na lotnisku oczekiwało nas dwóch lokalnych tatuażystów. Jednym z nich był Hori Nickku - ma-ster tatuażu znany na całym świecie, bywający wszędzie i właściwie najistot-niejszy człowiek na singapurskiej sce-nie. Pierwsze kroki skierowaliśmy do „Galaxy Tattoo”, studia wspomnianego Nickku, gdzie po konwencji mieliśmy w planach chwilkę potatuować. No

właśnie… konwencja. Unikam tematu, ale przecież o tym właśnie ma być ten materiał. Zacznę może od tego, co na konwencji było miłym zaskoczeniem: wielka hala w singapurskim Expo, su-per przygotowane boksy, w każdym z nich czekała na artystów niespo-dzianka w postaci tego, czego można potrzebować do pracy, począwszy od środków czystości, a na igłach i plasti-kowych rurach skończywszy. Wszyst-ko to wystawcy mogli bezpiecznie po-zostawić na noc w boksie, bo w każdym była do dyspozycji szafeczka zamykana na klucz, czyli odpadał transport całe-go ekwipunku do hotelu. Miłe, prawda? Niestety w mojej opinii nic więcej nie zasługuje na pochwałę, czyli powinie-nem skończyć materiał w tym miej-scu, tego jednak prawdopodobnie nie darowałaby mi Ola… Postaram się za-tem w dwóch zdaniach zmieścić całą resztę.

12

TATTOOFEST 52

Page 53: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 53

Page 54: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 54

Page 55: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 55

Page 56: TF # 35, March 2010

i zainteresowanych konwencją ludzi. Nielicznych, którzy się pojawili „mistrz ceremonii” i tak kierował po (UWAGA!) darmowy autograf do boksów L.A. Ink i Miami Ink. Wyjątkiem „naturalne-go” zainteresowania był Shige, ale to raczej zrozumiałe, przy jego boksie zawsze jest tłum! Poza tym praca nadarzała się sporadycznie, a w wielu przypadkach artyści tatuowali siebie nawzajem. Jedną z osób, która jednak coś robiła był Daveee. Sporo osób nie miało tyle szczęścia... W tym miejscu moje prywatne podziękowania kieruję do Gośki z „Evil From The Needle” za miłe towarzystwo i za jej nałóg, który przeciętnie co godzinę wyrywał mnie z letargu ;). Nuuuuuuuuuuudy.

Po pierwsze, najchętniej udusiłbym konferansjera, który na scenie

znalazł się wyłącznie po to, żeby na-woływać do zakupu plakatu z imprezy z autografem Kim z L.A. Ink w super atrakcyjnej cenie. Dodatkowo co 15 minut wymieniał i zachwalał wszyst-kich i tak wypisanych na banerze nad sceną sponsorów! Poza tym konkur-sy, w których udział był płatny, a ilość uczestników limitowana, przebiegły jakoś dziwnie ekspresowo, natomiast wybory Miss Tattoo Asia ciągnęły się w nieskończoność. Pewnie dlate-go, że modelki występowały wstro-jach wyprodukowanych przez jedne-go ze sponsorów ;). Zasadniczym problemem był brak zwiedzających

Pomimo tych wszystkich „anty-atrakcji” muszę jednak przyznać,

że wyjazd jako całość uważam za super udany. Jak to możliwe? Tutaj właśnie powrócę do moich począt-kowych słów. Nie ważne jak fajna lub nie (w tym przypadku) była konwencja, która trwała tylko lub tym razem aż 3 dni, skoro mamy jeszcze 10 na pobyt w tym egzotycznym miejscu.

Największym szokiem, to chyba najlepsze słowo, był ten związany

z „Galaxy Tattoo” - studiem w singa-purskim Chinatown. W poniedziałek, dzień po konwencji, w „Galaxy Tattoo” znaleźli się prawdopodobnie wszyscy wystawcy, a nawet wielu, których na

TATTOOFEST 56

Page 57: TF # 35, March 2010

konwencji nawet nie widzieliśmy (np. mistrz Horiyasu). Całą naszą ekipę, a było to naprawdę kilkadziesiąt osób, Nickku (właściciel studia) zaprosił na wspólny relaks na wyspę Sentosa. Właściwie przez cały nasz pobyt on lub jego ludzie (Collin, Luis, Shane) zapewniali nam rozrywki i super miło spędzony czas. Zastanawiałem się tyl-ko, dlaczego sami nie byli uczestnika-mi konwencji? Hm...? Czyżby wiedzieli wcześniej co nas czeka?

Na koniec dodam, że po małej „spince” z Daveeem udało mi się

przeforsować „opcję plaża” i na odda-lonej o godzinę lotu Railey Beach (Taj-landia), przy kolorowych drineczkach

puściliśmy konwencję w niepamięć ;). To, że jednak opuszczaliśmy Sin-gapur ze smutkiem, zawdzięczaliśmy naszym nowym przyjaciołom z „Ga-laxy…” za co jeszcze raz stokrotne dzięki. Daveee już w samolocie z tę-sknotą wspominał naszą chińską restaurację na rogu Temple Street, gdzie walczyliśmy często do 5 rano ze zmianą czasu (bezskutecznie).

Hej przygodo… było super! Na pewno to nie nasz ostatni raz

w tym miejscu!

Sebastian „Junior”

TATTOOFEST 57

Page 58: TF # 35, March 2010
Page 59: TF # 35, March 2010
Page 60: TF # 35, March 2010

jest tatuatorem rodem ze słonecznej Hiszpanii i… eh… pisząc to, patrząc jednocześnie za oknoi będąc mieszkańcem krainy położonej w nieco mniej sprzyjającej szerokości geograficznej jestem tym faktem głęboko rozgoryczony i śmiało propaguję coraz bardziej popularne hasło: „zimo wy… noś się!”. Wracając do tematu… pierwszą rzeczą, którą można powiedzieć o pracach Punko to ich nietypowy wygląd. Posługując się niefachową terminologią: są „nietatuażowe”. Trudno sprecyzować konkretniej styl, w którym artysta ten się obraca, choć na pewno ważnym wyznacznikiem będzie słowo: „kolory”. W materiale przeczytacie o początkach kariery, malarstwie i pomysłach na niecodzienne prace. Zazdroszcząc pogody, zapraszam do wywiadu z Punko z „Energy Tattoo”!

Bam: Gdy patrzę na twoje prace od razu nasuwa mi się skojarzenie z graffiti. Słusznie?Punko: Tak, hmm, wszyscy zadają mi to samo pytanie! Nie siedzę już praktycznie w graffiti, zrobiłem w życiu może 4 - 5 ścian, tylko po to, żeby zobaczyć jak to jest. Ogólnie jednak prawdziwe jest stwierdzenie, że graffiti ma duży wpływ na mój styl. Urodziłem się w latach 70., tak samo jak to zjawisko, więc miałem okazję obser-wować jak sztuka zaczynała wychodzić z muzeów na uli-ce i było to dla mnie bardzo ekscytujące. Myślę, że mój styl jest mieszanką wpływów

Punko

TATTOOFEST 60

Page 61: TF # 35, March 2010

graffiti, kreskówek, komiksów z dodatkiem humoru.

Bam: Jak i gdzie rozpo-częła się twoja tatuatorska kariera?Punko: 16 lat temu podróżo-wałem po południu Hiszpanii. Pewnego dnia obserwowa-łem jak jeden typ tatuował drugiego maszynką domowej roboty. Było dla mnie zasko-czeniem to, jak łatwo tusz wchodził pod skórę. Pierwszy raz zobaczyłem, że może ona być czymś w rodzaju „żywe-go płótna”. W tych czasach mieszkałem na punkowym skłocie w Madrycie. Gdy wró-ciłem z tej podróży, pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było zbudowanie maszynki z sil-niczka od magnetofonu i dłu-gopisu… Zaczęło się robienie tatuaży moim znajomym. Po 3 miesiącach kumpel podrzu-cił mi katalog Mickiego Sharp-za, z którego zamówiłem so-bie pierwsze dwie maszynki.

Dotarły do mnie po 2 miesią-cach oczekiwania, wciąż od czasu do czasu ich używam. Pamiętam, że w początkach mojej pracy wszelkie informa-cje odnośnie tatuowania nie były dostępne i powszechne, nie było książek, ani niczego takiego. Jedynym źródłem informacji był bardzo trudno dostępny magazyn ze Sta-nów. Jeden kolega nauczył mnie lutowania igieł i to tyle! Próbowałem szukać wspar-cia u innych tatuatorów, ale nikt nie był skory do pomocy. Tatuaż zdawał się być scho-wany w teczce z napisem „top secret”. Początki były więc ciężkie, do większości rze-czy musiałem dochodzić sam metodą prób i błędów. Po 3, 4 latach zapragnąłem czegoś więcej, chciałem rozwinąć się technicznie i artystycznie. W ‘98 roku przeniosłem się do Londynu i zacząłem pra-cować w studio o nazwie „Tri-balize”, prowadzonym przez

Andiego Bone, to było bar-dzo punkowe studio! Po kil-ku miesiącach wybrałem się do „Evil From The Needle”, żeby zobaczyć się z Bugsem i spytać o pracę, ku mojemu zdziwieniu zgodził się mnie przyjąć. Spędziłem tam nie-spełna 1,5 roku. Pracowa-łem wtedy z Jasonem Sagą (niech spoczywa w pokoju), Mo Coppolettą, z Francuzem Dimitrim i recepcjonistą Kalip-so. Właśnie tam nauczyłem się postrzegać tatuaż w inny sposób. Polepszyłem się technicznie, zacząłem dużo więcej rysować. Bugsowi i chłopakom należą się duże podziękowania za wszystko. W 2001 roku wyjechałem do Barcelony z myślą o otworze-niu własnego studia. Ciężko było znaleźć dobre miejsce, dlatego dopiero po 4 latach tatuowania w trzech różnych salonach, znalazłem lokum na przedmieściach miasta, gdzie otworzyłem studio „Energy

TATTOOFEST 61

„Nie jestem

entuzjastą sztywnych

zasad w sztuce.”

Page 62: TF # 35, March 2010

Tattoo”. Pamiętam, że gdy zaczy-nałem, tatuowałem wszystko. By-łem podekscytowany możliwością uczenia się nowych rzeczy. W tym momencie postrzegam tatuaż jako gałąź sztuki, gdzie z pomocą klienta i jego ciała możesz wyrazić samego siebie. Bam: W twoich pracach można dostrzec motywy orientalne. Zdarza ci się inspirować japoń-skim stylem?Punko: Cóż, właściwie nie. Cza-sem kiedy klienci proszą o moty-wy orientalne szukam inspiracji w książkach i staram się dać z sie-bie wszystko. Z całym szacunkiem, nie jestem entuzjastą sztywnych zasad w sztuce. Ogólnie lubię te-matykę orientalną, tybetańską itp., ale kiedy coś rysuję staram się pu-ścić wodze wyobraźni.

Bam: Skąd w takim razie bie-rzesz swoje pomysły?Punko: Inspiracje tkwią wszędzie: podróże, przyjaciele, muzyka, książki, telewizja itd.

Bam: Czy masz swój ulubiony nurt w sztuce?Punko: Ogólnie lubię sztukę. Je-żeli chodzi o ulubione style, to na pewno będzie to impresjonizm,

„Próbowałem szukać wsparcia u innych tatuatorów, ale nikt nie był skory do pomocy. Tatuaż zdawał się być schowany w teczce z napisem „top secret”. Początki były więc ciężkie, do większości rzeczy musiałem dochodzić sam metodą prób i błędów.”

www.myspace.com/energytat2

TATTOOFEST 62

Page 63: TF # 35, March 2010

z uwagi na kolory, światło, for-mę… Skoro już rozmawiamy o sztuce, wolę wymienić konkret-nych malarzy niż style, będą to: Dali, Velázquez, Bacon, Goya, Pi-casso, Lempicka, Munch, Saura, Juan Gris, Rembrandt, Leonardo da Vinci, Monet i pewnie jeszcze kilku innych. Oczywistym faktem jest, że ich obrazy stanowią dla mnie inspirację do tworzenia wzo-rów, które później tatuuję, mogę więc powiedzieć, że jestem pod silnym wpływem tych artystów.

Bam: Czemu motyw czaszki jest tak popularny?Punko: Nie wiem. Może dla-tego, że każdy z nas ma swoją własną…

Bam: Wielu tatuatorów ma osobne galerie z wytatuowa-nymi przez siebie celebrytami. Masz zamiar pochwalić się po-dobnym „wyczynem”?Punko: Pewnie! Każdy z moich klientów jest vipem!

Bam: Opowiedz o scenie tatu-ażu w Barcelonie.

Punko: Z dnia na dzień jest więk-sza. Studia mnożą się, w samej Barcelonie jest ich ponad 150! Je-żeli chodzi o biznes to jest ciężko. Z drugiej strony, na kilku konwen-tach, które co roku odbywają się w Hiszpanii, można zobaczyć ilu dobrych tatuatorów pracuje w tym kraju, jak młodzi tatuatorzy pchają scenę jeszcze bardziej do przodu i jak wiele wnoszą kreatywności.

Bam: Czym zajmujesz się w wol-nym czasie?Punko: W wolnym czasie lubię zapomnieć o całym świecie ta-tuowania i rysowania, uprawiam dużo sportu, nurkuję, wychodzę na imprezę ze znajomymi, lubię także podróżować. Staram się po prostu brać z życia tyle, ile mogę!Chciałbym podziękować moim klientom, ludziom, którzy mi za-ufali, przyjaciołom, którzy byli ze mną w dobrych i złych chwilach, wszystkim tatuatorom i ludziom zaangażowanym w scenę za co-dzienną pracę, którą przyczyniają się do tego, że tatuaż ciągle się rozwija.

TATTOOFEST 63

Page 64: TF # 35, March 2010

kudi chicks

WWracamy na Stary Kontynent. Tym razem dziewczyną z okładki

jest następna po Lexy Hell Niemka (zresztą jej serdeczna przyjaciółka). Makani zaskoczyła mnie dwiema rzeczami: tatuażami od artysty polskiego pochodzenia i zamiłowaniem do Spartan... Jest dobrze znana czytelnikom pism branżowych zza zachodniej granicy, gdyż niejednokrotnie pojawiała się na tamtejszych okładkach. Pora przedstawić ją w Polsce, tym bardziej, że dzięki konwencji wBerlinie mieliśmy okazję zacieśnić tą znajomość, czego efektem jest ten materiał.

TATTOOFEST 64

fot.

ww

w.s

ugap

ix.c

om

Page 65: TF # 35, March 2010

Krysia: Na początek może kilka podsta-wowych informacji o tobie: skąd pocho-dzisz, gdzie aktualnie mieszkasz, ile masz lat itp.?Makani: Makani Terror. Jestem 30-letnią piercerką z Niemiec. Od 2006 roku mieszkam w mieście Oberhausen położonym w Zagłę-biu Ruhry i pracuję w studio o nazwie „Ama-zon Tattoo”. W wolnym czasie spełniam się jako fotomodelka. Krysia: Opowiedz coś o pracy piercerki, lubisz swój zawód? Kilka słów o miejscu, w którym pracujesz?Makani: Uwielbiam pracę piercera. Dzięki niej mam okazję poznać wielu różnorodnych ludzi, a najlepsze jest to, że mogę być sobą, nie muszę nikogo udawać. Ilością tatuaży i kolczyków nikt się nie przejmuje i nie ma z tym problemu. Mam również zwariowanych kolegów. Sprawdźcie www.amazontattoo.de - to najlepsza rodzina na świecie! Studio ist-nieje od 10 lat, jest nas tam dość sporo, bo aż 3 piercerów i 6 tatuatorów, często także gościmy różnych artystów. W tak licznym gro-nie nie można się nudzić.Krysia: Pamiętasz swój pierwszy tatuaż?Makani: Hmm... W wieku 15 lat zdecydo-wałam się na niewielki napis: „punx fore-ver”. Byłam swojego czasu punk rockowym dzieciakiem i byłam z tego bardzo dumna. W późniejszych latach miałam już coraz wię-cej tatuaży. Wiecie, że to uzależnia?! Uwiel-biam wszystkie, nawet te wczesne, bo tworzą jakąś historię, przypominają o minionych cza-sach. Klientom radzę jednak, żeby z decyzją dotyczącą tatuażu wstrzymali się do 18-stki. Gdy jesteś młody, każdy dzień niesie nowe doświadczenia, wszystko szybko się zmienia. Sporo małolatów robi sobie tatuaże, bo są modne, bo ma ktoś z rodziny czy przyjaciel właśnie sobie zrobił, więc chcą i oni. Uwa-żam, że to głupie, potem wszyscy mają triba-le i gwiazdki. Nie znoszę tribali. Ha, ha!Krysia: Opowiedz o tym co masz na sobie: kto robił, gdzie i dlaczego?Makani: Uuu... mam sporo tatuaży. Nie wiem od czego zacząć. Prawy rękaw zdobi biome-chanika wykonana przez Stefana z „Crazy Machines”. Na lewej ręce są niuskulowe i old-skulowe obrazki: panterka, czarna pantera, sztylet (autorzy: Markus Broeter, Mike, Kes One, Tschiggy). Na mojej lewej dłoni mam oldskulową różę (Florian, „Amazon Tattoo”), na prawej zaś motyla od Piotrka Tatonia. Na-pis TRUE HOPE na palcach wykonał Norman z „Norman Tattoo”. Mam oldskulową czaszkę z różami i motylami na klatce (Malte, „Blue Spark Tattoo”). Tatuaże na szyi są autorstwa Chrisa Dettmera i Piotrka Tatonia. Na prawej nodze noszę realistyczny portret Leonidasa z filmu „300”. Na lewej zaś oldschoolowe przedstawienie postaci z pewnego horroru klasy „B”, logo Sepultury, pin - upkę od Piotr-ka Tatonia, oldskulowego kruka od wspo-mnianego już Floriana. Na plecach znajdują się jakieś stare rzeczy: biomechanika, „poli-nezja”, chińskie motywy i mój ulubiony tatuaż: czaszka kobiety od Dereka Noble. Uwelbiam Dereka! Chcę mieć więcej tatuaży od niego. Szkoda, że mieszka w Stanach, bo mój do-stęp do niego jest utrudniony, ale w czerw-cu tego roku wybieramy się na konwencję w Long Beach, w Los Angeles, więc może znów się u niego potatuuję!

TATTOOFEST 65TATTOOFEST 65

fot.

ww

w.h

eile

man

ia.d

e

Page 66: TF # 35, March 2010

Krysia: Przypisujesz swoim tatuażom jakieś głębsze znaczenie?Makani: Czasami tak, czasami nie. Mam kilka specjalnych tatuaży, jak na przykład kruka na nodze, który upa-miętnia śmierć mojej siostry, na pewno znacie fi lm „The Crow”… kruk przenosi duszę z ziemi do nieba, w ten sposób chciałam życzyć jej szczęścia. Kolejnym „znaczącym” tatuażem będzie portret Leoniadsa. „300” to mój ulubiony fi lm! Mam sporo tatuaży pozbawionych zna-czenia. Oldschool jest czymś ponad-czasowym, co zawsze dobrze wygląda. Ogólnie nie przywiązuję wielkiej wagi do znaczenia moich tatuaży.Krysia: Kto i dla jakich potrzeb cię fotografuje?Makani: Bywa różnie. Uwielbiam praco-wać z MichelleXstar z Los Angeles. Jest to moja dobra przyjaciółka, jej prace są zwariowane i piękne. Lubię też pracować z Ernstem Alexandrem, ma taki czysty styl, zupełnie inny niż projekty, w które zazwyczaj jestem angażowana. Jeżeli chodzi o zwariowane sesje, to Heilema-nia jest najlepszy w mrocznej sztuce. Można być u niego złą dziewczynką.

Krysia: Czym jest to dla ciebie i jakie daje korzyści?Makani: Modeling to dobry sposób na dawanie upustu emocjom. Można wcielać się w różne role i być taką jaką chcesz. Kocham to!Krysia: Na twoich zdjęciach jest sporo krwi i panuje mroczny klimat - lubisz takie stylizacje?Makani: Taaak. Uwielbiam to. Nie jestem dziewczęcą dziewczynką. Jestem miła, ale lubię być zła. Ha, ha!Krysia: Masz jakąś ciekawą opowieść odnośnie sesji, z czym masz najwięk-szy problem pozując?Makani: Nie bardzo, nie mam żadnej za-bawnej historii. Modeling to ciężka praca. W momencie musisz stać się taka jaką chce widzieć cię fotograf: czasem zła, czasem sexy, czasem słodka. Niejedno-krotnie przy sesji zaangażowana jest cała grupa ludzi. Często zdjęcia zajmują 6 czy 8 godzin, później jest się wykończonym.Krysia: Widziałam twoje zdjęcia z wypa-du do Kalifornii - jak wspominasz tam-tejszą konwencję? Dużo podróżujesz?Makani: Było świetnie. Uwielbiam Los Angeles. Czuję, że to moje miasto.

Chciałabym kiedyś tam zamieszkać. Ameryka to duży i fascynujący kraj, lu-bię mentalność tamtejszych ludzi i słoń-ce. Oh, Kalifornia, gdy raz się tam znaj-dziesz, nie chcesz już wracać. Niestety nie mam zbyt dużo czasu na podróże. Pracuję 6 dni w tygodniu, więc mogę się tam wybrać jedynie w wakacje. W czerw-cu będę tam ponownie, w lutym nato-miast wybieram się do Francji na sesję fotografi czną.Krysia: Czy coś jeszcze oprócz zdjęć i tatuowania zajmuje twój czas?Makani: Nie mam czasu na hobby, ale lubię wychodzić do kina czy teatru. Moje największe hobby to spanie! Ha, ha.Krysia: Z Niemiec jest stosunkowo niedaleko do Polski, słyszałaś coś o naszych tatuatorach?Makani: Jasne. Polska ma wielu świet-nych artystów. Uwielbiam Piotrka Tatonia pracującego w „Firth Street” w Londynie. Był u nas na guest spocie przez dłuższy czas. Jest niesamowity, tatuaże, które wykonuje są wyjątkowe. Wydaje mi się, że polscy tatuatorzy są znani właśnie z realistycznych prac.

ww

w.m

yspa

ce.c

om/m

akan

iterr

orkudi chicks

TATTOOFEST 66

fot.

Kai

Cal

vato

fot.

Kai

Cal

vato

fot.

Kai

Cal

vato

Page 67: TF # 35, March 2010

TerrorTTerrorTerrorTMakani

TATTOOFEST 67

fot.

ww

w.s

ugap

ix.c

om

fot.

ww

w.s

ugap

ix.c

om

fot.

ww

w.m

iche

llexs

tar.c

om

fot.

ww

w.s

ugap

ix.c

om

Page 68: TF # 35, March 2010
Page 69: TF # 35, March 2010
Page 70: TF # 35, March 2010

Tofi, Ink - Ognito, Rybnik

Dominik Basnyk, Miniol, Sieradz

TATTOOFEST 70

Tofi, Ink - Ognito, RybnikDoman, Bloody Tears, Warszawa

Page 71: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 71

Daveee, Kult Tattoo, Kraków Daveee, Kult Tattoo, Kraków

AgRypa, Kult Tattoo, Kraków

Arek, Jokers, Ostrów Wlkp.

Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica

Arek, Jokers, Ostrów Wlkp.

Page 72: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 72

AgRypa, Kult Tattoo, Kraków

Darcy, Prykas, Rybnik

Leszek Jasina, Gonzo, Szczecin

Page 73: TF # 35, March 2010

TATTOOFEST 73

Leszek Jasina, Gonzo, Szczecin

Rogal, Jazz Tattoo, Poznań

Anabi, Anabi – Tattoo, Szczecin

Rogal, Jazz Tattoo, Poznań

Page 74: TF # 35, March 2010
Page 75: TF # 35, March 2010
Page 76: TF # 35, March 2010