Piotr Knaś, Idee krążące w przestrzeni, rozmowa z Marcinem Wójcikiem, Przestrzenie wirtualne

2
popularności w sieci w związku z dyskuto- waną wówczas w Krakowie inwestycją Nowe Miasto. Liczyłem na to, że ludzie, szukając informacji na ten temat, natrafią również na mój projekt – czyli także nowe miasto, tyle że budowane w przestrzeni wirtualnej. P. K.: Czy to „Nowe Miasto” oznaczało dla ciebie również jakąś nową wizję kultury, przestrzeni miejskiej, o której chciałbyś opowiadać? Chciałeś zaproponować jakiś inny sposób myślenia o mieście? M. W.: Przede wszystkim chodziło mi o pro- mowanie nowego podejścia. Do tej pory opi- nie na temat miast były kreowane głównie przez media. Rozwój Internetu i blogosfery stworzył nowe możliwości. Chciałem się wpi- sać w nowy nurt, ale dziś trudno mi ocenić, na ile to się udało. Na pewno zaistniałem w tym środowisku, jestem rozpoznawalny. Istnieje spora grupa ludzi, którzy ze mną dyskutują, polemizują. Czasem dochodzi do internetowych kłótni w związku z moimi niepopularnymi poglądami, są jednak osoby, które się ze mną zgadzają. P. K.: Powstała grupa ludzi, która chce tro- chę inaczej dyskutować i wspólnie myśleć o mieście? M. W.: Pojawiła się społeczność, która, oprócz prowadzenia dyskusji, poddaje rów- nież pewne pomysły krytyce, w inny sposób niż tradycyjne media. P. K.: A jaki jest wpływ twojego wirtual- nego Krakowa na życie realnego miasta? M. W.: Trudno powiedzieć. Wiem, że nie- którzy urzędnicy czytają mój blog, świadczy o tym na przykład afera, jaką niechcący wy- wołaliśmy w związku z kontrpasem rowero- wym na ulicy Grodzkiej. Napisałem bardzo krytyczny post na temat pomysłu likwidacji kontrpasa i przeniesienia drogi rowerowej na część chodnika, co wywołało szybką reak- cję ze strony rzecznika prasowego Zakładu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, który niezbyt pochlebnie wypowiadał się na mój temat. W końcu zorganizowano specjalne spotkanie z szefową ZIKiT, w wy- niku którego decyzja została zmieniona i pasa nie zlikwidowano. Tak więc udało się. Drugi znaczący przykład tego, że wpływa- my na realną przestrzeń miejską, wiąże się z wykorzystaniem przez magistrat blogo- wego pomysłu, aby mieszkańcy decydowali o tym, gdzie sadzić nowe drzewa. Nie chcę przypisywać tych pomysłów tylko sobie, ale one się właśnie na tym blogu pojawiły jako pierwsze. Być może powoli do urzędników i władz miasta dociera, że ludzie mogą inaczej postrzegać świat i niejednokrotnie mieć rację. P. K.: Powstała przestrzeń do komunikacji? M.W.: Minimalna, ale myślę, że tak, że zmie- rza to w tym kierunku. P. K.: Gdzie szukałeś wzorów dla tworze- nia bloga będącego narzędziem komuniko- wania się obywateli i społeczności? M. W.: Po studiach wyjechałem do Nowego Jorku. Zakochałem się w Brooklynie i spotka- łem ludzi, którzy są określani jako hipsters. To młodzi ludzie, którzy właśnie ukończyli college i przybyli do Nowego Jorku z innych miast. Moi nowi znajomi zajmowali się pisa- niem do lokalnych gazet, grafiką i designem, ciekawiła ich kultura miejska i alternatywny styl życia. Wspólnie zaczęliśmy się intereso- wać nową działalnością w sieci – blogiem. Wszystko zaczęło się od bloga gothamist.com z miasta Gotham. Dziś jest to już sieć blogów miejskich, często postrzegana jako gazeta. Blogi z końcówką -ist funkcjonują w wielu miastach Stanów, w Londynie, Buenos Aires, a nawet w Singapurze. Jest to sieć, która wykorzystuje jednolite szablony wyglądu, jednocześnie nie mając jednolitej redakcji. Oznacza to, że ostateczna linia programowa poszczególnych blogów wcale nie musi być spójna. Nie przeniosłem do mojego bloga wszystkich rozwiązań, które zastosowano w Stanach, na pewno jednak gothamist.com bardzo na mnie wpłynął. P. K.: A jaką funkcję gothamist pełni w Nowym Jorku? Jak ten blog działa? M. W.: Nie jestem w stanie powiedzieć, czym jest dla nowojorczyków, ale dla mnie było to miejsce, z którego dowiadywałem się o wyda- rzeniach nieopisywanych przez tradycyjne media. Mówię głównie o oddolnych inicja- tywach, wpisanych w konwencję zabawy wydarzeniach, które ludzie wymyślają, aby odróżnić się od innych. O tego typu sprawach pisało się na gothamist. Na stronie „New York Timesa” pisze się o nich dopiero teraz; o nowej kulturze, która mocno się zakorze- niła – również w Polsce. W Stanach jednak od dawna ta kultura pozostawała w cieniu, gothamist na takich imprezach bywał, foto- grafował je, relacjonował, nawet zachęcał ludzi, żeby się na nich pojawiali, a potem podzielili się na blogu swoimi wrażeniami. Spełniał społeczną funkcję wymiany infor- macji o takich „trochę innych” wydarzeniach kulturalnych. P. K.: Czy w tych działaniach widzisz rezultat krążących w przestrzeniach wir- tualnej i realnej, w tę i z powrotem, idei, pomysłów? M. W.: To jest dla mnie najtrudniejsze do opisania. Mam wrażenie, że Internet stał się tak powszechnym medium, że podobnie jak w wypadku telefonu nie opisujemy już jego wpływu na nasze życie. Granice są już tak zatarte, że Internet stał się immanentną częścią naszego życia. I dla mnie również sieć jest już taka oczywista... P. K.: Internet tworzy jednak inną, wirtu- alną rzeczywistość. M. W.: Nie powiedziałbym, że inną. W Inter- necie inny jest Second Life, bo to jest rzeczy- wiście budowanie całego wirtualnego obrazu rzeczywistości. Internet, ten bardziej – jeżeli idee krążące w przestrzeni z marcinem wójcikiem rozmawia piotr knaś piotr knaś: Jesteś autorem i pomy- słodawcą miejskiego bloga krakoff.info. Nadałeś mu podtytuł „Nowe Miasto Kra- ków”. Co to znaczy? marcin wójcik: Będąc w Stanach Zjed- noczonych, śledziłem amerykańską blogos- ferę, zacząłem także spoglądać na to, co się dzieje na rynku polskim. Zorientowałem się, że w Polsce funkcjonowało wtedy rozumienie bloga jako pamiętnika internetowego. Chcia- łem założyć blog inny niż wszystkie w Polsce, nieskupiający się na moich przeżyciach, i dlatego zadecydowałem, że powinienem również nazwać go inaczej. Tak, by odzwier- ciedlało to jego charakter, zawartość. Stąd nazwa „miejski blog”. A dlaczego „Nowe Mia- sto Kraków”? Chciałem, żeby blog stał się no- wym medium. W Polsce blogi są postrzegane jako media dopiero od roku, głównie dlatego, że zaczęły być wykorzystywane przez media mainstreamowe. Jednak wciąż pierwsze skojarzenie ze słowem „blog” to „pamiętnik”. Podtytuł miał dopowiedzieć zupełnie nową jakość, przedstawić podejście obywatelskie. Obecnie pojawia się coraz więcej serwisów społecznościowych, które poniekąd wpisują się w nurt dziennikarstwa obywatelskiego, wtedy jednak była to innowacja. Blog miał skupić grono autorów, którzy systematycznie go kształtują. Nazwa „Nowe Miasto Kraków” miała przyczynić sie również do zwiększenia autoportret 2 [27] 2009 | 63 autoportret 2 [27] 2009 | 62

Transcript of Piotr Knaś, Idee krążące w przestrzeni, rozmowa z Marcinem Wójcikiem, Przestrzenie wirtualne

Page 1: Piotr Knaś, Idee krążące w przestrzeni, rozmowa z Marcinem Wójcikiem, Przestrzenie wirtualne

popularności w sieci w związku z dyskuto-waną wówczas w Krakowie inwestycją Nowe Miasto. Liczyłem na to, że ludzie, szukając informacji na ten temat, natrafią również na mój projekt – czyli także nowe miasto, tyle że budowane w przestrzeni wirtualnej.

P. K.: Czy to „Nowe Miasto” oznaczało dla ciebie również jakąś nową wizję kultury, przestrzeni miejskiej, o której chciałbyś opowiadać? Chciałeś zaproponować jakiś inny sposób myślenia o mieście? M. W.: Przede wszystkim chodziło mi o pro-mowanie nowego podejścia. Do tej pory opi-nie na temat miast były kreowane głównie przez media. Rozwój Internetu i blogosfery stworzył nowe możliwości. Chciałem się wpi-sać w nowy nurt, ale dziś trudno mi ocenić, na ile to się udało. Na pewno zaistniałem w tym środowisku, jestem rozpoznawalny. Istnieje spora grupa ludzi, którzy ze mną dyskutują, polemizują. Czasem dochodzi do internetowych kłótni w związku z moimi niepopularnymi poglądami, są jednak osoby, które się ze mną zgadzają.

P. K.: Powstała grupa ludzi, która chce tro-chę inaczej dyskutować i wspólnie myśleć o mieście? M. W.: Pojawiła się społeczność, która, oprócz prowadzenia dyskusji, poddaje rów-

nież pewne pomysły krytyce, w inny sposób niż tradycyjne media.

P. K.: A jaki jest wpływ twojego wirtual-nego Krakowa na życie realnego miasta? M. W.: Trudno powiedzieć. Wiem, że nie-którzy urzędnicy czytają mój blog, świadczy o tym na przykład afera, jaką niechcący wy-wołaliśmy w związku z kontrpasem rowero-wym na ulicy Grodzkiej. Napisałem bardzo krytyczny post na temat pomysłu likwidacji kontrpasa i przeniesienia drogi rowerowej na część chodnika, co wywołało szybką reak-cję ze strony rzecznika prasowego Zakładu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, który niezbyt pochlebnie wypowiadał się na mój temat. W końcu zorganizowano specjalne spotkanie z szefową ZIKiT, w wy-niku którego decyzja została zmieniona i pasa nie zlikwidowano. Tak więc udało się. Drugi znaczący przykład tego, że wpływa-my na realną przestrzeń miejską, wiąże się z wykorzystaniem przez magistrat blogo-wego pomysłu, aby mieszkańcy decydowali o tym, gdzie sadzić nowe drzewa. Nie chcę przypisywać tych pomysłów tylko sobie, ale one się właśnie na tym blogu pojawiły jako pierwsze. Być może powoli do urzędników i władz miasta dociera, że ludzie mogą inaczej postrzegać świat i niejednokrotnie mieć rację.

P. K.: Powstała przestrzeń do komunikacji? M.W.: Minimalna, ale myślę, że tak, że zmie-rza to w tym kierunku.

P. K.: Gdzie szukałeś wzorów dla tworze-nia bloga będącego narzędziem komuniko-wania się obywateli i społeczności? M. W.: Po studiach wyjechałem do Nowego Jorku. Zakochałem się w Brooklynie i spotka-łem ludzi, którzy są określani jako hipsters. To młodzi ludzie, którzy właśnie ukończyli college i przybyli do Nowego Jorku z innych miast. Moi nowi znajomi zajmowali się pisa-niem do lokalnych gazet, grafiką i designem, ciekawiła ich kultura miejska i alternatywny styl życia. Wspólnie zaczęliśmy się intereso-wać nową działalnością w sieci – blogiem. Wszystko zaczęło się od bloga gothamist.com z miasta Gotham. Dziś jest to już sieć blogów miejskich, często postrzegana jako gazeta. Blogi z końcówką -ist funkcjonują w wielu miastach Stanów, w Londynie, Buenos Aires, a nawet w Singapurze. Jest to sieć, która wykorzystuje jednolite szablony wyglądu, jednocześnie nie mając jednolitej redakcji. Oznacza to, że ostateczna linia programowa poszczególnych blogów wcale nie musi być spójna. Nie przeniosłem do mojego bloga wszystkich rozwiązań, które zastosowano w Stanach, na pewno jednak gothamist.com bardzo na mnie wpłynął.

P. K.: A jaką funkcję gothamist pełni w Nowym Jorku? Jak ten blog działa? M. W.: Nie jestem w stanie powiedzieć, czym jest dla nowojorczyków, ale dla mnie było to miejsce, z którego dowiadywałem się o wyda-

rzeniach nieopisywanych przez tradycyjne media. Mówię głównie o oddolnych inicja-tywach, wpisanych w konwencję zabawy wydarzeniach, które ludzie wymyślają, aby odróżnić się od innych. O tego typu sprawach pisało się na gothamist. Na stronie „New York Timesa” pisze się o nich dopiero teraz; o nowej kulturze, która mocno się zakorze-niła – również w Polsce. W Stanach jednak od dawna ta kultura pozostawała w cieniu, gothamist na takich imprezach bywał, foto-grafował je, relacjonował, nawet zachęcał ludzi, żeby się na nich pojawiali, a potem podzielili się na blogu swoimi wrażeniami. Spełniał społeczną funkcję wymiany infor-macji o takich „trochę innych” wydarzeniach kulturalnych.

P. K.: Czy w tych działaniach widzisz rezultat krążących w przestrzeniach wir-tualnej i realnej, w tę i z powrotem, idei, pomysłów? M. W.: To jest dla mnie najtrudniejsze do opisania. Mam wrażenie, że Internet stał się tak powszechnym medium, że podobnie jak w wypadku telefonu nie opisujemy już jego wpływu na nasze życie. Granice są już tak zatarte, że Internet stał się immanentną częścią naszego życia. I dla mnie również sieć jest już taka oczywista...

P. K.: Internet tworzy jednak inną, wirtu-alną rzeczywistość. M. W.: Nie powiedziałbym, że inną. W Inter-necie inny jest Second Life, bo to jest rzeczy-wiście budowanie całego wirtualnego obrazu rzeczywistości. Internet, ten bardziej – jeżeli

idee krążące w przestrzeniz marcinem wójcikiem rozmawia piotr knaś

piotr knaś: Jesteś autorem i pomy-słodawcą miejskiego bloga krakoff.info. Nadałeś mu podtytuł „Nowe Miasto Kra-ków”. Co to znaczy? marcin wójcik: Będąc w Stanach Zjed-noczonych, śledziłem amerykańską blogos-ferę, zacząłem także spoglądać na to, co się dzieje na rynku polskim. Zorientowałem się, że w Polsce funkcjonowało wtedy rozumienie bloga jako pamiętnika internetowego. Chcia-łem założyć blog inny niż wszystkie w Polsce, nieskupiający się na moich przeżyciach, i dlatego zadecydowałem, że powinienem również nazwać go inaczej. Tak, by odzwier-ciedlało to jego charakter, zawartość. Stąd nazwa „miejski blog”. A dlaczego „Nowe Mia-sto Kraków”? Chciałem, żeby blog stał się no-wym medium. W Polsce blogi są postrzegane jako media dopiero od roku, głównie dlatego, że zaczęły być wykorzystywane przez media mainstreamowe. Jednak wciąż pierwsze skojarzenie ze słowem „blog” to „pamiętnik”. Podtytuł miał dopowiedzieć zupełnie nową jakość, przedstawić podejście obywatelskie. Obecnie pojawia się coraz więcej serwisów społecznościowych, które poniekąd wpisują się w nurt dziennikarstwa obywatelskiego, wtedy jednak była to innowacja. Blog miał skupić grono autorów, którzy systematycznie go kształtują. Nazwa „Nowe Miasto Kraków” miała przyczynić sie również do zwiększenia

autoportret 2 [27] 2009 | 63autoportret 2 [27] 2009 | 62

Page 2: Piotr Knaś, Idee krążące w przestrzeni, rozmowa z Marcinem Wójcikiem, Przestrzenie wirtualne

można tak powiedzieć – konwencjonalny, którego przekaźnikiem jest dźwięk, wideo, tekst, zdjęcia, jest połączeniem tych mediów, które funkcjonowały już wcześniej.

P. K.: Tak, ale jeśli przyjrzymy się twoje-mu blogowi, gdzie płynie z jednej strony strumień zdjęć z Flickra, z innej – teksty wpisów, z jeszcze innej – komentarze, linki od czytelników, a do tego dochodzą filmy, dźwięki, płynące skądinąd, to ta ilość tworzy nową jakość komunikatu. M. W.: W pewnym sensie tak. Przypomina to moim zdaniem życie miejskie – ono również łączy wiele strumieni: tu piesi, tam samo-chody, a jeszcze obok pasażerowie jadący tramwajem. I te strumienie są w jakiś sposób uporządkowane, to wszystko współżyje, ale my tego nie dostrzegamy. I myślę, że w życiu internetowym też tak trochę jest; wpisy są chronologiczne, ale już komentarze poja-wiają się do starszych i nowszych tekstów, te same dyskusje wybuchają wciąż na nowo. A w wypadku strumienia zdjęć – całkowicie niekontrolowanego – tam nikomu nikt nic nie narzuca, on płynie sam, dając nieprze-rwany obraz miasta.

P. K.: Ważnym pomysłem było stworzenie tagu krakoff. To słowo z tytułu twojego blo-ga, które jednocześnie stało się hasłem dla informacji i zdjęć wrzucanych do Inter-netu przez grupę aktywnych uczestników i współtwórców treści. M. W.: To miało być po prostu oznaczenie tego innego Krakowa, innego spojrzenia na miasto. Chciałem namówić ludzi, którzy pu-

blikują własne treści, żeby nie trzymali ich wyłącznie dla siebie. Nie wiem, czy wszyscy sobie z tego zdają sprawę, ale w moim odczu-ciu tagowanie oznacza dzielenie się z innymi twórczością i własną aktywnością. To jest tak, że dając ten tag, przenoszą zdjęcie w ko-lejne miejsca, pokazuje się ono w zupełnie innym kontekście. I powstaje kolaż krakow-skich miejsc, aktywności, działań, osób.

P. K.: Ta czarna rzeka – Flickr river – jest baśniową opowieścią o mieście? M. W.: Trochę tak jest. To baśń wielowątko-wa, ponieważ jest wiele punktów widzenia, odmiennych technik, różnych umiejętności. Niektórzy pokazują, co jedli na śniadanie, a inni wędrują po mieście i bawią się w sztu-kę. Ta rzeka zdjęć krakowskich pokazuje też, jak różni jesteśmy w tym mieście. Bo każde zdjęcie jest unikatowym spojrzeniem na Kraków.

P. K.: Jak według ciebie rozwija się Kra-ków wirtualny tworzony oddolnie przez blogerów, fotoblogerów, artystów Interne-tu? Chyba nie jesteś już sam? M. W.: Ja mogę tylko powiedzieć, że w pew-nym sensie byłem pierwszy – startowałem z innymi, ale ja od razu miałem własną wizję bloga miejskiego. Przede wszystkim same media mainstreamowe zrozumiały, że to już nie są pamiętniki. Wydaje mi się, że ważne w tym rozwoju było doświadczenie emigran-tów, którzy poznali inny sposób funkcjono-wania przestrzeni komunikacji i dialogu, alternatywne metody opisywania miasta jako społeczności i to, że można samemu

uczestniczyć w kreowaniu tego ruchu. Tak narodziły się blogi skupione na jakiejś wą-skiej tematyce. Stąd na przykład wzięły się szafiarki. Ta najsłynniejsza − autorka bloga Szafa Sztywniary − jest właśnie z Krakowa; i takich osób jest więcej. Ja skupiłem się na kilku aspektach, bo miałem ambicję stwo-rzenia bloga grupowego. Innymi blogami są te wykorzystujące projekty i pomysły, które pojawiły się gdzie indziej, a potem zaszcze-piły się w kolejnych miejscach. Taki jest na przykład Cycle Chic stworzony w Kopenhadze przez tamtejszego filmowca i artystę. Stał się on tak popularny, że znalazł różnych swoich naśladowców w innych krajach – w Polsce najpierw była Łódź, potem Kraków, War-szawa, teraz Wrocław. I tak powstaje nowy obieg. Te blogi nie będą miały takiej oglą-dalności, jak główne media, ale na pewno będą miały wierniejszych odbiorców, którzy dodatkowo mogą aktywnie je współtworzyć. Jeśli na blogu jest akcja, to ma on siłę skupie-nia wokół siebie społeczności zainteresowa-nej określoną tematyką. I takie małe grupy powstają w Krakowie, a razem stanowią już sporą siłę.

P. K.: Czy można krakowską blogosferę od-naleźć w jednym, wspólnym miejscu? Jest jakiś łącznik? M. W.: I tak, i nie. Z jednej strony narzę-dzia Web.2.0 pozwalają tworzyć sieć tagów, geotagów, strumieni informacji zaczerpnię-tych z jednego miejsca i skierowanych do innych miejsc przez wszystkich uczestników sieci. Dlatego każdy sam może kierować tym ruchem i wspomagać komunikację pomiędzy

uczestnikami sieci. To jest wspólne tworzenie treści. Ktoś fotografuje most, bo jest miło-śnikiem mostów, i przekazuje zdjęcie swoim znajomym – fascynatom mostów na Flickrze. Ja wiem, że to jest niezwykle krakowski most i świetne zdjęcie. Dodaje więc tag krakoff i au-tomatycznie zdjęcie trafia do zupełnie innych grup odbiorców. W ten sposób dobrzy twórcy internetowych treści znajdują się i komuniku-ją między sobą. Dzięki anonimowym kontak-tom tworzą się relacje, które z kolei mogą się przerodzić w trwałe projekty, akcje, wyda-rzenia. Nie ma jednak katalogu krakowskich blogów. W moim blogu gromadzę kolekcję linków do wszystkich blogów krakowskich, jakie odnajdę, dzięki temu wspomagam po-czątkujących twórców, zapewniając im wspar-cie w poszukiwaniu odbiorców. Chciałem jeszcze stworzyć mapę blogosfery krakowskiej, gdzie można by zaznaczać miejsca, w których blogerzy mieszkają lub z których piszą − nie w sensie dosłownym, bo mogłoby to być trochę niebezpieczne, ale na przykład najbliższy przystanek, z którego każdy z nich korzysta. To byłby ciekawy obraz aktywności blogerów naniesiony na mapę miasta.

P. K.: Siłą napędową do tworzenia bloga jest aktywność odbiorców, którzy włączają się w dyskusje? M. W.: Tak, niektórzy nazywają to „głaska-mi”. Niewielu ma tyle samozaparcia, żeby tak naprawdę tworzyć jedynie dla własnej satysfakcji, a jeżeli blog jest nieodwiedzany i nikt go nie komentuje, to właśnie tak jest. Komentarze − nieważne, czy krytyczne, czy pozytywne − zawsze wzmacniają.

P. K.: W jaki sposób blogowanie (krótkie w formie, gdzie każdy może być odbiorcą oraz nadawcą) przekłada się na budowa-nie komunikatów i formę dialogu? M. W.: Generalnie to jest chyba tak, że Inter-net wpływa na sposoby komunikowania się między ludźmi. Andrew Keen, autor książki Kult amatora: jak internet niszczy kulturę, uważa, że może dojść do sytuacji, w której każdy stanie się blogerem – nadawcą i odbiorcą własnego kanału, wszyscy wyalienujemy się i nikt z nikim już nie będzie rozmawiał. Należy jednak podkreślić, że blog jest narzę-dziem komunikacji. Osąd Keena jest przery-sowany, bo przecież w sieci jest poniekąd jak w realnym życiu, wszyscy rozmawiają – nie-którzy są bardziej słyszalni, inni mniej. Blogi też są różne, niektóre gromadzą publiczność i odbiorców, inne nie. Trzeba mieć talent i umiejętności do tworzenia wpisów.

Z drugiej strony Web.2.0, a przede wszyst-kim narzędzia umożliwiające łatwe współ-tworzenie treści w swoisty sposób deprecjo-nują znaczenie autorytetów, które przecież są społeczeństwu potrzebne. W sieci każdy „udaje autorytet” i nigdy nie wiadomo, kto stoi za blogiem czy komunikatem. W tym wypadku rzeczywiście można powiedzieć, że poziom przekazu się obniżył, większość komunikatów jest lakoniczna, nikt nie zagłębia się w temat, ani autor, ani odbior-ca. Trudniej jest powiedzieć coś ważnego – powstaje krąg komentarzy i komentarzy do komentarzy. Ja uważam, że Internet jest zupełnie inną rzeczywistością, w której te autorytety będą się tworzyły, tylko trochę

inaczej. Myślę, że ci, którzy twierdzą, że Internet jest złem zabijającym kulturę, przede wszystkim nie ogarniają złożoności tej nowej rzeczywistości. Wszystko, co nowe, wydaje się przerażające.

P. K.: Poza tym w sieci wszystko się jesz-cze tworzy. Kiedyś wędrowałem od portalu gazety do strony mojego klubu górskiego przez różne strony poświęcone tematyce, którą śledzę. Teraz jest serwis Netvibes – wszystko tu jest wymieszane w jednym miejscu, na mojej wyjątkowej, niepowta-rzalnej stronie internetowej – wydania e-gazet, blogi, serwisy informacyjne, archiwum PDF-ów, RSS-y, strumienie zdjęć z różnych miejsc w sieci. Nie wiem, czy to duża zmiana – jak sądzisz? M. W.: Jesteś więc zaawansowanym od-biorcą, ale nie tworzysz treści. Nicholas Negroponte w książce Cyfrowe życie: jak się odnaleźć w świecie komputerów, która mi głęboko zapadła w pamięć, pisze, że to nie nadawca musi określać, co chce otrzymywać odbiorca. To odbiorca sam personalizuje sobie przekaz, jaki otrzymuje. I to jest rewolucja, bo wyma-ga zmiany całego modelu biznesu, jakim są komunikacja i media.

wsz

ystk

ie f

ot. w

art

.: m

. wój

cik

autoportret 2 [27] 2009 | 64 autoportret 2 [27] 2009 | 65