Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

4
78 79 ] Joanna Derkaczew Przepraszam Państwa, dzisiaj nie Joanna Derkaczew: W spektaklu H. Jana Klaty biegał pan po Stoczni Gdańskiej w stroju floreci- sty, z czarną przepaską na ramieniu, z kijem do turbogolfa. I jak każdy Hamlet miał pan książecz- kę. Na rejestracji wydanej na DVD przez Narodowy Instytut Audiowizualny nie widać dokładnie, co czyta najsłynniejszy Hamlet ostatniej dekady. Marcin Czarnik: To była moja prywatna książeczka od pierwszej komunii. J.D.: Gdzie pan przystępował do komunii? M.Cz.: W Oświęcimiu, który opuściłem na dobre dopiero jako dziewiętnastolatek. Tam się urodziłem. I to ma dwie poważne konsekwencje. Pierwszą odczuwałem przez całe życie, bo jako chłopak z małego miasteczka zawsze musiałem starać się bardziej niż inni. Druga dopa- dła mnie dopiero, gdy wróciłem do Oświęcimia po latach i zobaczyłem znajome miejsca z nowej perspektywy. Dotarło do mnie, że na przykład miejsce, gdzie uczyłem się pływać z moim psem, to zbiorniki na terenie obozu koncentracyjnego w Brzezince. W jakiejś wieży strażniczej mieliśmy z kolegami bazę. Obóz był naszym placem zabaw. Przy ładnej pogodzie widać stamtąd góry, chyba Beskidy. I pomyślałem sobie, że dla wielu osób był to ostatni widok w życiu. Jeśli mieli szczęście i nie zostali przywiezieni w zimie. Albo w nocy. Albo kiedy była mgła. Zacząłem się zastanawiać, co w takim razie robili moim najbliżsi podczas wojny. Dziadek był w obozie pracy w Niemczech, ale babcia pracowała w niemieckiej kantynie, obsługiwała tych wszystkich straż- ników, funkcyjnych... A co robili sąsiedzi? Może to zabrzmi po wariacku albo patetycznie, lecz chyba wtedy, po powrocie, przestałem wierzyć w człowieka jako istotę dobrą, mądrą, sprawie- dliwą. Jak to śpiewał Andrzej Łapicki w Salcie Tadeusza Konwickiego? „Nie wierzę w człowieka, niebieski to ptak...”. J.D.: „Nie wrócisz ty prędzej / Nie prędzej i tak”. Przeróbka przeboju Władysława Szpilmana. Gorzka. Postacie, które pan gra, też zwykle nie wierzą, a jednak tak bardzo, bardzo próbują zmie- nić świat. Tylko jakoś nie wychodzi. Wierchowieński w Biesach, Konrad w Dziadach. Ekshumacji, Lafcadio w Lochach Watykanu, Robespierre w Sprawie Dantona, Bum Bum w Ziemi obiecanej. Wszyscy w końcu mordują, giną albo okazują się świniami. M.Cz.: Ale się starają... J.D.: Myśli pan, że to kompleks tego pokolenia? Pokolenia, które bardzo chciałoby być heroicz- ne, ale urodziło się już po wszystkim? I teraz stara się trochę za bardzo i nie wiadomo, w jakiej sprawie. M.Cz.: Na pewno moje pokolenie nie załapało się na parę rzeczy. Na szanse, jakie przyniosła transformacja. Na nowoczesność, którą dzisiejsze nastolatki mają we krwi. Nie mieliśmy czasu uczestniczyć w „legendzie” polskiego teatru, nie widzieliśmy na żywo Dziadów Konrada Swinar- skiego. Mamy też pewnie problem z naszą polskością. Bo wstyd jest często, a okazje do dumy zdarzają się rzadko. Konrad w Dziadach. Ekshumacji był pewnie o tym, co jest w Polsce wsty- dliwego: teczki, ciągłe spoglądanie w przeszłość, ciągłe odgrzebywanie trupów i tragedii. Nie potrafimy wykorzystać potencjału narodowego. Mobilizujemy się straceńczo albo festyniarsko. Tak jak w tej całej aferze z krzyżem, która stała się imprezą plenerową dla mieszkańców Warsza- wy. J.D.: Nie przepada pan za Warszawą. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . MARCIN CZARNIK Stanisława Przybyszewska Sprawa Dantona fot. Bartosz Maz ] Rozmowa z MARCINEM CZARNIKIEM

Transcript of Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

Page 1: Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

78 79

] Joanna Derkaczew

Przepraszam Państwa, dzisiaj nie

Joanna Derkaczew: W spektaklu H. Jana Klaty biegał pan po Stoczni Gdańskiej w stroju floreci-sty, z czarną przepaską na ramieniu, z kijem do turbogolfa. I jak każdy Hamlet miał pan książecz-kę. Na rejestracji wydanej na DVD przez Narodowy Instytut Audiowizualny nie widać dokładnie, co czyta najsłynniejszy Hamlet ostatniej dekady.

Marcin Czarnik: To była moja prywatna książeczka od pierwszej komunii.J.D.: Gdzie pan przystępował do komunii?M.Cz.: W Oświęcimiu, który opuściłem na dobre dopiero jako dziewiętnastolatek. Tam się

urodziłem. I to ma dwie poważne konsekwencje. Pierwszą odczuwałem przez całe życie, bo jako chłopak z małego miasteczka zawsze musiałem starać się bardziej niż inni. Druga dopa-dła mnie dopiero, gdy wróciłem do Oświęcimia po latach i zobaczyłem znajome miejsca z nowej perspektywy. Dotarło do mnie, że na przykład miejsce, gdzie uczyłem się pływać z moim psem, to zbiorniki na terenie obozu koncentracyjnego w Brzezince. W jakiejś wieży strażniczej mieliśmy z kolegami bazę. Obóz był naszym placem zabaw. Przy ładnej pogodzie widać stamtąd góry, chyba Beskidy. I pomyślałem sobie, że dla wielu osób był to ostatni widok w życiu. Jeśli mieli szczęście i nie zostali przywiezieni w zimie. Albo w nocy. Albo kiedy była mgła. Zacząłem się zastanawiać, co w takim razie robili moim najbliżsi podczas wojny. Dziadek był w obozie pracy w Niemczech, ale babcia pracowała w niemieckiej kantynie, obsługiwała tych wszystkich straż-ników, funkcyjnych... A co robili sąsiedzi? Może to zabrzmi po wariacku albo patetycznie, lecz chyba wtedy, po powrocie, przestałem wierzyć w człowieka jako istotę dobrą, mądrą, sprawie-dliwą. Jak to śpiewał Andrzej Łapicki w Salcie Tadeusza Konwickiego? „Nie wierzę w człowieka, niebieski to ptak...”.

J.D.: „Nie wrócisz ty prędzej / Nie prędzej i tak”. Przeróbka przeboju Władysława Szpilmana. Gorzka. Postacie, które pan gra, też zwykle nie wierzą, a jednak tak bardzo, bardzo próbują zmie-nić świat. Tylko jakoś nie wychodzi. Wierchowieński w Biesach, Konrad w Dziadach. Ekshumacji, Lafcadio w Lochach Watykanu, Robespierre w Sprawie Dantona, Bum Bum w Ziemi obiecanej. Wszyscy w końcu mordują, giną albo okazują się świniami.

M.Cz.: Ale się starają...J.D.: Myśli pan, że to kompleks tego pokolenia? Pokolenia, które bardzo chciałoby być heroicz-

ne, ale urodziło się już po wszystkim? I teraz stara się trochę za bardzo i nie wiadomo, w jakiej sprawie.

M.Cz.: Na pewno moje pokolenie nie załapało się na parę rzeczy. Na szanse, jakie przyniosła transformacja. Na nowoczesność, którą dzisiejsze nastolatki mają we krwi. Nie mieliśmy czasu uczestniczyć w „legendzie” polskiego teatru, nie widzieliśmy na żywo Dziadów Konrada Swinar-skiego. Mamy też pewnie problem z naszą polskością. Bo wstyd jest często, a okazje do dumy zdarzają się rzadko. Konrad w Dziadach. Ekshumacji był pewnie o tym, co jest w Polsce wsty-dliwego: teczki, ciągłe spoglądanie w przeszłość, ciągłe odgrzebywanie trupów i tragedii. Nie potrafimy wykorzystać potencjału narodowego. Mobilizujemy się straceńczo albo festyniarsko. Tak jak w tej całej aferze z krzyżem, która stała się imprezą plenerową dla mieszkańców Warsza-wy.

J.D.: Nie przepada pan za Warszawą.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Marcin czarnik

Stan

isła

wa P

rzyb

ysze

wska

Spra

wa D

anto

na

fot.

Bar

tosz

Maz

]

rozmowa z MarcineM czarnikieM

Page 2: Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

80 81

M.Cz.: Nigdy sobie z nią nie poradziłem, nie czułem się tam u siebie. Ostatnio odkryłem może parę miłych miejsc, jak pawilony na tyłach Nowego Światu, ale w czasach, gdy mieszkałem tam przez sześć lat, to była obca, nieprzystępna metropolia. Nawet z pracy teatralnej wspo-mnienia mam nie najlepsze. Grałem Bonusa w Weź, przestań Klaty w TR Warszawa i zaliczam to do moich najbardziej nieudanych ról. Myślę, że postać mogła być bardziej moja, chociaż dosta-łem ją po tym, jak kilku innych aktorów zrezygnowało. Jednocześnie szykowałem Tytusa Andro-nikusa Moniki Pęcikiewicz w Gdańsku. Dużo zamieszania. Szkoda do tego wracać.

Generalnie, jeśli porównywać miasta, w których żyłem, do różnych stolic europejskich, to Wro-cław byłby Berlinem, a Warszawa Moskwą. Wolę Berlin. Nie mogłem też zaakceptować zasad funkcjonowania środowiska teatralnego w Warszawie. Wychowałem się na Starym Teatrze i spektaklach Krystiana Lupy, które były w niewyjaśnialny sposób magiczne, nawet jeśli przy-chodziło pięć osób. A tu system gwiazdorski, oklaskiwanie „mistrzów” po każdej kwestii, niepo-trzebna pogarda. Pamiętam, że na jakiejś premierze w Teatrze Powszechnym przeszedłem przy-padkiem obok pewnego dyrektora i usłyszałem, jak on bardzo głośno mówi do swojej partnerki: „Chodźmy stąd, bo zaraz studenci będą do mnie podchodzić z prośbą o pracę”. Zamurowało mnie. Wiedziałem, że widział mnie poprzedniego wieczora w dyplomowej Mewie Agnieszki Glińskiej, ale nie przyszłoby mi do głowy go nagabywać. Mocno mnie to dotknęło, załamałem się, zwątpi-łem w sens mojego zawodu.

J.D.: A były inne opcje zawodowe?M.Cz.: Po ukończeniu warszawskiej Akademii Teatralnej wcale nie byłem pewien, czy zostanę

aktorem. Tych kilku lat w szkole prawie nie pamiętam. Były jak mętny, duszny sen. Jakby ktoś zamknął mi ciało i umysł w zamrażarce. I to ze śledziami, których nie lubię, z czymś paskud-nym i drażniącym. Miotałem się, szukałem. Dostałem się na amerykanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Choć tam pewnie nikt nie chce o mnie pamiętać, bo wyszedłem z zajęć po pięciu minutach, gdy pan od ekonomii zaczął opowiadać dowcipy. To mogły być fascynujące studia, ale chyba już byłem za stary, by zaliczać te wszystkie „Wstępy do...”, „Zarysy historii czegoś...”, „Wprowadzenia...”. Wyszedłem, posiedziałem kilkadziesiąt minut na ławce i już nie wróciłem.

J.D.: Dokąd chciał pan iść?M.Cz.: Nie miałem pojęcia. W Warszawie nie mogłem znaleźć niczego inspirującego. To był

dziwny moment. Piotr Cieplak, którego długo podziwiałem, właśnie przestał być dyrektorem Rozmaitości, pojawił się Grzesiek Jarzyna. Czuć było zmiany, ale miejsce nie zdefiniowało się jeszcze do końca. Grzesiek organizował pierwszy nabór do studia aktorskiego TR Warszawa. Wiem, że zapamiętał mnie z roli Kleszcza w Azylu u Lupy, chyba zrobiłem na nim dobre wrażenie, ale do studia mnie nie wybrał. Słyszałem dużo dobrego o Annie Augustynowicz, choć nie widzia-łem jeszcze żadnego jej spektaklu. Wysłałem list do jej teatru, do Szczecina, chyba też zadzwoni-łem. Skontaktowałem się z Pawłem Miśkiewiczem, który uczył mnie kiedyś w aktorskim studium policealnym w Krakowie. Akurat objął dyrekcję we Wrocławiu, miała u niego pracować moja koleżanka Pęcikiewicz. Od niej dowiedziałem się, że dyrektor mnie pamięta i sugeruje, żebym się jeszcze odezwał. Szukał akurat studenta Trofimowa do Wiśniowego sadu. Zagrałem, ale współ-praca się nie rozwinęła w nic więcej. Nie dostałem etatu, znów byłem w stanie zawieszenia, wystąpiłem w serialu, pojechałem na miesiąc do Indii...

J.D.: Do Indii? Po co?M.Cz.: Właśnie trudno powiedzieć, po co. Szukałem. Czegoś. Nie jestem osobą wierzącą.

Nie jestem, choć biegałem po stoczni z własną książeczką komunijną. Za to mam chyba jakąś głęboką potrzebę religijności, duchowości. Myślałem, że w Indiach spotka mnie coś ważnego. Spędziłem dwa tygodnie w klasztorze buddyjskim w Dharamsali, w stolicy Tybetańczyków na uchodźstwie. Początkowo się angażowałem. Podpatrywałem, próbowałem się wyciszyć, słuchałem nauk lamów, chodziłem na lekcje z innymi adeptami. Ale później zobaczyłem siebie w tych ludziach, Europejczykach, Amerykanach, wykonujących te wszystkie dziwne ruchy. Było w tym coś tak pretensjonalnego, nienaturalnego, genetycznie obcego. Gdy zalecane układy i gesty wykonywali Tybetańczycy, miało się poczucie spójności i czystości. Niemcy czy Francuzi, powtarzając koło mnie to samo, byli śmieszni. Czyli i ja musiałem być równie żałosny. To może kwestia wychowania, klimatu, w którym się wzrasta. Nasza kultura przesiąknięta jest jednak chrześcijańskimi rytuałami, katolickim poczuciem winy. Z tego trudno się wyplątać, to się odkła-da w ciele. Wyjechałem więc z Indii z niczym. Może tylko z przekonaniem, że „siebie” to powinno się umieć znaleźć we własnej łazience, a nie na końcu świata.

J.D.: A gdzie pana znalazł Klata?M.Cz.: W pewnym sensie to ja go znalazłem. Podczas festiwalu EuroDrama we Wrocławiu

mieszkałem w trzyosobowym mieszkaniu wynajmowanym przez teatr. Janek nocował w pokoju mojej sąsiadki. Zastałem go w moim pokoju przy półce z płytami. Dziwny człowiek w piżamie, w nocy. Miał irokeza na głowie i grzebał mi w płytach. Nie pamiętam dokładnie, co mi wtedy podebrał, ale stało tam sporo tytułów wydawnictwa Tzadik Johna Zorna. Mogła to być Masa-da. W każdym razie pożyczył z dziesięć płyt, a jakiś czas później obsadził mnie w roli Lafcadia w Lochach Watykanu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym.

J.D.: Zawsze porozumiewaliście się przez muzykę?M.Cz.: Powszechnie wiadomo, że Janek w ten sposób pracuje. Na pierwszą, drugą próbę przy-

nosi nagrania. Wtedy puścił mi remiks Radiohead w wykonaniu ściganego przez prawo Kida 606. I jeszcze Be My Wife, teledysk Davida Bowiego z okresu berlińskiego. Całkowicie biały teledysk, na którym wychudzony Bowie śpiewa o kokainie czy innym środku, a sam jest wydmuszką czło-wieka, wyczyszczoną od środka skorupą. To już mi bardzo wiele powiedziało o postaci. Przy Spra-wie Dantona od początku mieliśmy Children of the Revolution T. Rex, Briana Molko, Tracy Chap-man. Sam też przy Robespierze kombinowałem, próbowałem dogrzebać się człowieka, czytałem historyczne książki Jana Baszkiewicza i Stefana Mellera o Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Myślę, że muszę mieć dość spore zrozumienie postaci czy stopień utożsamienia się, żeby nie wstydzić się wejść na scenę. Z Jankiem to zrozumienie budujemy czasem z nieoczywistych klocków. Do najnowszej roli podsunął mi grę Grand Theft Auto. Obaj jesteśmy fanami Heavy Rain, psycho-logicznej przygodówki, w której dość mocno manipuluje się odczuciami i zachowaniami gracza. Ta gra ma reżysera, to jest właściwie film interaktywny, grają w nim aktorzy. Dla mnie to napraw-dę fascynujące, jakie możliwości ekspresji dają nowe media, jaką percepcję mają widzowie, któ-rzy się z nimi zetknęli, jakie nowe wyzwania stawia to przed teatrem. W ogóle uwielbiam gadże-ty. Ostatnio przegadałem parę godzin z jakimś szesnastolatkiem na temat możliwości nowego iPhone’a.

Marcin czarnik

Page 3: Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

82 83

J.D.: Gry pozwalają rozbroić w sobie tego szalonego buntownika, gdy wraca pan do domu?M.Cz.: Buntownika, idealistę, tak. Tak to się rzeczywiście układa. Może to kwestia tego, jak

Janek mnie postrzega. Często gram bohaterów, z którymi on sam się utożsamia. Czy gry poma-gają mi najbardziej? Nie wiem. Generalnie praca aktora i posiadanie rodziny to Mission Impos-sible. Nic temu połączeniu nie służy. Ciągłe zmiany miejsca, ciągłe testowanie emocjonalnych barier. Trudno po spektaklu przytulić własne dziecko, jeśli się przed chwilą kogoś na scenie mor-dowało. Z żoną i córeczką mieszkaliśmy długo w garderobach, nie mieliśmy własnego miejsca. Teraz z kolei wisi nad nami kredyt, zmuszający mnie do podejmowania specyficznych zadań – pozwalających zarobić na dom, ale z drugiej strony wyrywających mnie z domu na dłuższe okre-sy. Ale potrzebuję rodziny, uwielbiam do niej wracać. To mnie utrzymuje w jakiejś równowadze.

J.D.: Co jeszcze służy równowadze? Daje poczucie bycia „u siebie”?M.Cz.: Jestem wierny pewnym książkom. One powracają, trwają, przewijają się. Jedna fascy-

nacja to prawie banał. Fiodor Dostojewski. Wiem generalnie, że on pisał telenowele, seriale w odcinkach dla starszych pań, które szukały na końcu gazetki „opowieści z dreszczykiem”, kryminału. Ale nie szukam u niego wcale tak zwanej wysokiej jakości literackiej. Od tego jest Marcel Proust, który doprowadza do perfekcji każde zdanie. Dostojewski w porównaniu z nim pisał prymitywnie. Najprawdopodobniej był nawet prymitywnym, ograniczonym, złym czło-wiekiem. Wystarczy poczytać jego dzienniki, prywatne wypowiedzi, wszystkie te komentarze antyżydowskie, rasistowskie, antypolskie. Wykazywał inklinacje pedofilskie, bywał agresywny, wojowniczy. Potwór. Ale i geniusz. Miał intuicje w opisywaniu tego, co nieludzkie, niemożliwe, a przecież tak bliskie jego doświadczeniom. Ta scena, gdy w Biesach opisuje, jak Wierchowieński wpada do Kiriłłowa, by go zmusić do samobójstwa, a ten gryzie palec. Nie potrafię tego zdefinio-wać, ale jest w tym jakaś totalna siła. W Dostojewskim siedzieli anioł i diabeł, człowiek głęboko uduchowiony i okrutny, dotykał rzeczy boskich i zwierzęcych. Może to przez chorobę miał dostęp do jakichś niedających się nawet przeczuć obszarów. On nie wiedział, on widział, był w tym, miał to w sobie. Druga fascynacja to Lawrence Durrell i cykl powieściowy Kwartet aleksandryjski. Kusi mnie ta magia pustyni, poczucie wykorzenienia. Był podróżnikiem pochodzenia brytyjskiego, a ponieważ urodził się w Indiach, za każdym razem, ruszając do oficjalnej ojczyzny – Anglii, musiał starać się o wizę. Był więc właściwie bezpaństwowcem, nigdzie nie był u siebie. Jego historie też jakby nie mogły się osadzić w jednej wersji, w jednej perspektywie. To inspirujące, że Durrell opisuje te same zdarzenia w czterech książkach z punktu widzenia różnych bohaterów.

J.D.: Są jakieś postacie, do których pan wraca? Którym pan ufa?M.Cz.: Z artystów... Marlon Brando. Za role filmowe i za postawę życiową, na przykład za gest

odmowy Oscara. Ostatnio miałem szansę zamienić parę słów we Wrocławiu z Mike’em Patto-nem, człowiekiem, którego niezwykle cenię, bo nie boi się nowych wyzwań, bo ciągle ryzykuje, bo pozostał sobą.

J.D.: O to chodzi? By pozostać sobą?M.Cz.: To pewnie najtrudniejsze. Wiele jest niebezpieczeństw w tym zawodzie. Im człowiek

młodszy, tym łatwiej dać się ponieść temu wszystkiemu, stracić dystans, uwierzyć manipula-torom próbującym grzebać w intymności. Ale jest też drugie zagrożenie, bo z czasem można stać się bardziej cynicznym, opancerzonym, wypracować sobie warsztatowe sztuczki i sposoby.

Nigdy nie chciałbym „nauczyć się grać”. Gdy pracuję nad rolą, nie interesuje mnie też „trady-cja gry postaci Szekspirowskich na scenach polskich na przestrzeni wieków”. Patrzę czasem na moich dawnych idoli i z przykrością myślę: „Mistrzu, nie interesuje mnie, co pan do mnie mówi, bo wiem, że pan tak umie, bo słyszę to od czterdziestu lat”.

J.D.: Po Akademii Teatralnej musiał pan pewnie zdzierać z siebie sporo takich „umiejęt - ności”.

M.Cz.: Na szczęście nigdy ich do końca nie nabyłem. Starałem się nie przyjmować zbyt wielu przyzwyczajeń. Już na pierwszym roku usłyszałem na przykład, że źle chodzę. Przez kilka mie-sięcy zastanawiałem się, co to znaczy, a później po prostu przestałem zwracać uwagę na takie komentarze. I dalej chodziłem „źle”, przez co nigdy nie byłem uważany za wybitnego studen-ta. Ale może dlatego spodobałem się Lupie, który zaprosił mnie do Azylu. Wyczuł we mnie coś, co pasowało mu do charakteru postaci Kleszcza. To, że nie należy on do grona postaci popychają-cych akcję, że tylko wpada nieoczekiwanie z awanturą. To było fascynujące spotkanie, słuchałem, obserwowałem, trochę kombinowałem po kątach, w końcu coś zaczynało się we mnie otwie-rać... Krystian też był chyba zadowolony z efektu. Ale zdarzały mi się też spotkania z reżyserami, do których wolałbym nie wracać.

J.D.: Niech zgadnę. Gadi Roll.M.Cz.: ...do których wolałbym nie wracać. Ale może lepiej to w końcu z siebie wyrzucić. Żału-

ję, że nie zaufałem wtedy intuicji, mówiąc: „Nie, dziękuję”. Było w tym coś traumatycznego. Już po pierwszym spotkaniu wiedziałem, że nie mam o czym z tym człowiekiem rozmawiać. On przede wszystkim próbował nas cały czas zawstydzić. Wmówić w nas poczucie winy za mizerny wynik pracy. Udowodnić, że jesteśmy pozamykani, że nie chcemy nawet zaryzyko-wać, spróbować nowych form pracy. To najgorszy zarzut, jaki można postawić aktorowi. Z miej-sca poczułem się przy nim znowu jak student, któremu panie profesorki szeptały na pierwszym roku: „Ale, Marcin, jesteś taki zamknięty, opowiedz mi o sobie, otwórz się przede mną”. A tak naprawdę Roll nie chciał się niczego dowiedzieć, tylko mieć punkt zaczepienia do manipulacji, kontroli, wpajania poczucia zagrożenia. On nie rozmawiał z ludźmi, tylko opowiadał o sobie albo wyrażał swoje rozczarowanie nami. Gdy mnie zobaczył, dał do zrozumienia: „I co? To tyle? To jest ten wasz narodowy Hamlet?”. Poniżał. Coś się zmieniło dopiero po Dziadach. Ekshumacji Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. Scenograf, z którego zdaniem ogromnie się liczył, dał mu do zro-zumienia, że dawno nie widział tego rodzaju energii na scenie. I nagle Roll zaczął być dla mnie niezwykle uprzejmy. To uśpiło moją czujność, a obudziło... nie wiem... chyba poczucie próżności. Zgodziłem się. Poszedłem w te jego odhumanizowane układy. Ale to była męka dla mnie, dla zespołu, dla widzów...

J.D.: Co było najbardziej męczące?M.Cz.: Ta psychiczna inżynieria. I konieczność gry trikami. Nie mam sztuczek, za to zawsze

muszę mieć zebrane powody, by wyjść na scenę i przemawiać w imieniu postaci. Najpiękniej-sze chwile, które przeżywałem w teatrze, były wtedy, gdy zapominam o sobie, gdy po prostu jestem częścią tego momentu. W tym sensie teatr zastępuje mi może kościół, świątynię, Indie... Przyjaciele mówią, że gram albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. Jeśli czuję, że oszukuję, że nie dzieje się to, co trzeba, mam ochotę przestać grać, powiedzieć: „Przepraszam Państwa, dzisiaj

Marcin czarnik

Page 4: Rozmowa z Marcinem Czarnikiem

84

nie, zaraz oddam Państwu pieniądze za bilety”. Próbuję zachować jakąś „higienę zawodową”. Zmieniać konwencje, współpracować z różnymi artystami.

J.D.: Młodsi reżyserzy widzą w panu coś innego niż Klata?M.Cz.: Na pewno. Na przykład Krzysiek Garbaczewski. Zrobiliśmy kiedyś czytanie. Było w tym

coś szalonego, nieprzewidywalnego, wolność i luz. Nie wiedzieliśmy, po co, dlaczego, w jakim celu wchodzimy na dach teatru, ruszamy na cmentarz żydowski, gramy do kamery tekstem podpowiadanym na żywo, sczytujemy z ekranu zapisy naszych działań podczas konfrontacji z widzami. Z pracami na scenie było już trochę inaczej. Przy Biesach miałem poczucie niepew-ności i napięcia. Chyba Krzysiek szarpie się z innymi demonami i problemami, niż ja się kiedy-kolwiek szarpałem. Może to sprawa generacyjna. Ale nawet takie zderzenia są potrzebne. Nie chciałbym stać się aktorem przypisanym na dobre do Klaty. Nasza współpraca nie miałaby sensu, wolę robić wypady w inne światy i stale przynosić Jankowi coś nowego. Nie mogę wszystkiego wyciągać wyłącznie z siebie samego, nie mam tam w środku jakichś nieskończonych pokładów różnorodności, nie jestem jakimś fascynującym człowiekiem. Mogę jedynie przefiltrowywać postacie przez własną wrażliwość, doświadczenia, kompleksy. I uczyć się przez spotkania z inny-mi. Czasem myślę z kolei, że chciałbym mieć komfort pracy Glenna Goulda czy Wilhelma Sasnala. Gould krytykował na przykład Artura Rubinsteina za rozdrabnianie się w koncertach, za przypo-chlebianie się publiczności. Sam zrezygnował z publicznych występów, zamknął się w studiu i cyzelował każdy dźwięk. No a Sasnal, z którym współpracuję czasem przy projektach filmo-wych, siedzi w pracowni, bezpieczny, nienarażony na obserwowanie. Taka kusząca hermetycz-ność. Zresztą znowu mówię o jakiejś sytuacji idealniej, nierealnej. Jestem aktorem. I już. I prze-cież tak naprawdę jestem ciekaw tego kontaktu z widzem, przecież chcę się podobać. Ostatnio tę samą potrzebę podobania się zauważyłem u mojej córeczki.

J.D.: Córeczka zadaje już panu trudne pytania? Na przykład: „Co to znaczy, że jesteś aktorem, tato?”.

M.Cz.: Pytała już o starość, o śmierć. Bardzo płakała. Nie wiem, może kobiety szybciej dojrze-wają, ale ja w wieku czterech lat nie miałem chyba takich rozterek. Bardzo długo nawet przez myśl mi nie przechodziło, że jestem śmiertelny. Nie wiem, co dla niej znaczy, że jestem aktorem. Chyba to, że czasem mam dziwny kapelusz albo białe włosy i czarny płaszcz, i wyglądam jak ksią-żę Eryk z Małej syrenki. Bardzo chciałbym uchronić ją przed aktorstwem. Tyle jest rzeczy, których chciałbym uniknąć, które chciałbym rozbroić w sobie i w kontaktach z innymi.

J.D.: A jak pan rozbraja Oświęcim?M.Cz.: Mówię, że urodziłem się w najbardziej znanym polskim mieście na świecie.

] Rozmawiała JOANNA DERKACZEW

Marcin czarnik

Marcinczarnik

Fiod

or D

osto

jews

kiBi

esy

fot.

Krz

yszt

of Bie

lińs

ki

}