Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

10
1 Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myśleć o sobie Człowiek dotknięty chorobą nowotworową jest dla wielu współobywateli krewnych i znajomych królika - dużym problemem psychicznym i moralnym. Nie ulega wątpliwości, że ujawniają się w tej relacji pewne zasady myślenia magicznego, rak jest ciągle swoistym społecznym tabu. Osoba ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową wzbudza u sporej grupy ludzi z jej otoczenia pewien rodzaj współczucia, jego natężenie zależy w dużej mierze od charakteru dotychczasowych kontaktów czy stopnia zażyłości, jednak prawdziwy dramat związany z chorobą odbywa się na ogół wyłącznie w kręgu najbliższej rodziny, bywa że w samotności. Częściej – człowiek z ujawnionym złośliwym nowotworem wzbudza raczej mieszane uczucia. Osoba taka, chociaż pozostaje nadal człowiekiem i pełnoprawnym obywatelem, ze względu na swój nieokreślony, indyferentny status fizyczny i społeczny jest w bardzo wielu przypadkach źródłem lęków i obaw, wywołuje frustrację w ludziach zdrowych, kontakt z nią jest traktowany jako przedsięwzięcie potencjalnie niebezpieczne i ryzykowne. Poziom kultury społeczeństwa sprawia, że lęków tych i zagrożeń nie werbalizuje się w większości przypadków explicite, do głosu dochodzi raczej „poprawność polityczna” lub „kulturowa”, niemniej zadomowiły się one w podświadomości indywidualnej i zbiorowej, powodując u zdrowych pewien dyskomfort psychiczny. Dla wielu człowiek dotknięty rakiem jest jak współczesny trędowaty, wzbudza w pierwszym rzędzie emocje negatywne i odruch negacji, tak było zawsze, chociaż dzisiaj one często tłumione przez odruchy „altruistyczne” i wspomniane, obowiązujące w naszej kulturze zasady „poprawności” w sferze zachowań społecznych. Są znamienne różnice między podejściem do chorych na raka społeczeństwa polskiego a społeczeństw zachodnich, szczególnie skandynawskich. Najistotniejsza z nich wiąże się z kwestią otwartości, z jaką chory dzieli się informacjami o swoim stanie zdrowia z innymi. W Danii, Szwecji czy Norwegii „przyznanie się” do choroby w niczym nie uwłacza choremu, mówi się o tym w sposób rzeczowy, konkretny i naturalny. Mówi się, że w Norwegii i w niektórych rejonach Szwecji do dzisiaj nie zamyka się domostw na klucz. Ludzie dbają nie tylko o interes prywatny, interesuje ich bezpieczeństwo sąsiadów, innych. Trudne warunki egzystencji wykształciły w epokach minionych postawę solidarności. W Polsce unika się nie tylko kontaktu z chorymi, ale samego tematu i jeśli już, „załatwia się” go w relacjach międzyludzkich eufemizmami czy peryfrazami. W Polsce z różnych przyczyn: społecznych, kulturowych czy zwłaszcza zawodowych choremu „nie opłaca się” ujawniać własnej słabości, wśród chorych często pokutuje przekonanie, że upublicznienie w swoim środowisku informacji o chorobie z góry sytuuje ich raz na zawsze na pozycji przegranego. Pewnym wyjątkiem są dzisiaj środowiska skupiające osoby publiczne, gwiazdy filmu, seriali czy piosenki, celebrytów, gdzie upublicznienie informacji o chorobie jest może nie obowiązkiem, ale w jakiejś mierze czynnikiem wpływającym na ogół pozytywnie na ich kreację (por.

description

Przyczynek do relacji zdrowy-chory.Zapraszam na mój blog:http://michalwalinski.wordpress.com/

Transcript of Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

Page 1: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

1

Michał Waliński

Instrukcja obsługi chorego na raka.

Punkt 1, czyli zdrowy musi myśleć o sobie Człowiek dotknięty chorobą nowotworową jest dla wielu współobywateli – krewnych i znajomych

królika - dużym problemem psychicznym i moralnym. Nie ulega wątpliwości, że ujawniają się w tej relacji

pewne zasady myślenia magicznego, rak jest ciągle swoistym społecznym tabu. Osoba ze zdiagnozowaną

chorobą nowotworową wzbudza u sporej grupy ludzi z jej otoczenia pewien rodzaj współczucia, jego

natężenie zależy w dużej mierze od charakteru dotychczasowych kontaktów czy stopnia zażyłości, jednak

prawdziwy dramat związany z chorobą odbywa się na ogół wyłącznie w kręgu najbliższej rodziny, bywa

że w samotności. Częściej – człowiek z ujawnionym złośliwym nowotworem wzbudza raczej mieszane

uczucia.

Osoba taka, chociaż pozostaje nadal człowiekiem i pełnoprawnym obywatelem, ze względu na swój

nieokreślony, indyferentny status fizyczny i społeczny jest w bardzo wielu przypadkach źródłem lęków i

obaw, wywołuje frustrację w ludziach zdrowych, kontakt z nią jest traktowany jako przedsięwzięcie

potencjalnie niebezpieczne i ryzykowne. Poziom kultury społeczeństwa sprawia, że lęków tych i zagrożeń

nie werbalizuje się w większości przypadków explicite, do głosu dochodzi raczej „poprawność

polityczna” lub „kulturowa”, niemniej zadomowiły się one w podświadomości indywidualnej i zbiorowej,

powodując u zdrowych pewien dyskomfort psychiczny. Dla wielu człowiek dotknięty rakiem jest jak

współczesny trędowaty, wzbudza w pierwszym rzędzie emocje negatywne i odruch negacji, tak było

zawsze, chociaż dzisiaj są one często tłumione przez odruchy „altruistyczne” i wspomniane,

obowiązujące w naszej kulturze zasady „poprawności” w sferze zachowań społecznych.

Są znamienne różnice między podejściem do chorych na raka społeczeństwa polskiego a społeczeństw

zachodnich, szczególnie skandynawskich. Najistotniejsza z nich wiąże się z kwestią otwartości, z jaką

chory dzieli się informacjami o swoim stanie zdrowia z innymi. W Danii, Szwecji czy Norwegii „przyznanie

się” do choroby w niczym nie uwłacza choremu, mówi się o tym w sposób rzeczowy, konkretny i

naturalny. Mówi się, że w Norwegii i w niektórych rejonach Szwecji do dzisiaj nie zamyka się domostw na

klucz. Ludzie dbają nie tylko o interes prywatny, interesuje ich bezpieczeństwo sąsiadów, innych. Trudne

warunki egzystencji wykształciły w epokach minionych postawę solidarności. W Polsce unika się nie tylko

kontaktu z chorymi, ale samego tematu i jeśli już, „załatwia się” go w relacjach międzyludzkich

eufemizmami czy peryfrazami. W Polsce – z różnych przyczyn: społecznych, kulturowych czy zwłaszcza

zawodowych – choremu „nie opłaca się” ujawniać własnej słabości, wśród chorych często pokutuje

przekonanie, że upublicznienie w swoim środowisku informacji o chorobie z góry sytuuje ich raz na

zawsze na pozycji przegranego. Pewnym wyjątkiem są dzisiaj środowiska skupiające osoby publiczne,

gwiazdy filmu, seriali czy piosenki, celebrytów, gdzie upublicznienie informacji o chorobie jest może nie

obowiązkiem, ale w jakiejś mierze czynnikiem wpływającym na ogół pozytywnie na ich kreację (por.

Page 2: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

2

nadużywany medialnie motyw aktora lub piosenkarki bohatersko „walczącej” z chorobą, szczególnie gdy

jest to rak, choć może to być alkoholizm, motyw dominujący nie tylko w plotkarskich mediach i

portalach).

Zapewne wpływ na niezdrowe relacje personalne ma także organizacja służby zdrowia, jej jakość,

sposób, w jaki sami lekarze traktują chorych. Zapewne nasze akademie medyczne potrafią kształcić

studentów na odpowiednim poziomie, w przypadku wielu specjalizacji - wybitnym, niemniej w

kształceniu tym już parę dziesiątków lat temu zrezygnowano z kształcenia humanistycznego. Po 1989

roku uwierzono, że rynek jest receptą na wszystko, włącznie z humanizacją życia; politycy i urzędnicy

odpowiedzialni za służbę zdrowia i kształcenie przyszłych lekarzy Anno domini 2014 wydają się wierzyć w

magiczną moc kapitalizmu i sztywnych procedur w jeszcze większym stopniu. W korporacjach

leczniczych pacjent stał się już nawet nie klientem, ale rzeczą, a sprawą podstawową - wycena kosztów

„naprawy” tej rzeczy.

Nie chcę w tym miejscu wpisywać się w litanię głosów narzekających na rodzimą służbę zdrowia. W

wielu wypadkach jest ona bardzo nowoczesna, a już onkologia stoi na pewno, ze względu na

umiejętności lekarzy i wyposażenie, na światowym poziomie. Zarzut dotyczyłby w pierwszym rzędzie

obecności, a raczej braku obecności wspomnianego pierwiastka humanistycznego w kontaktach z

chorym. Parafrazując (ironicznie) Kantowską zasadę moralną w odniesieniu do lekarzy, brzmiałaby ona

tak mniej więcej: postępuj zgodnie z zasadą, że zdrowie pacjenta nie jest celem samym w sobie, ale

poddany leczeniu przypadek jest środkiem do uzyskania większych lub mniejszych pieniędzy przez

szpital, wkładaj więc mniej energii w uzdrawianie przypadków, które są mniej opłacalne lub w ogóle

nieopłacalne. Lekarzom obcy wydaje się też najważniejszy imperatyw kategoryczny filozofa z Królewca:

„Postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się

powszechnym prawem.” Lekarz traktujący pacjenta jak „przypadek”, jak przedmiot, najczęściej nie

zadaje sobie istotnego pytania: czy chciałby być przez kogoś innego (lekarza, nauczyciela, urzędnika)

traktowany w sposób, w jaki on traktuje pacjenta. Są dwie podstawowe przyczyny owej znieczulicy:

odhumanizowanie samych (długich) studiów medycznych i zbudowana przez „fachowców” struktura

służby zdrowia, która ma być ściśle podporządkowana prawom rynku. Być może jest jeszcze trzecia

przyczyna: bylejakość społeczeństwa, a więc i jego elit.

Skutkiem raka i antyrakowej terapii są często inne choroby i uszczerbki w stanie zdrowia, na które

zapada pacjent. Dochodzą do tego problemy zawodowe czy niejednokrotnie osobiste. „Onkologiczny”

pacjent w Polsce nie ma co liczyć na wsparcie jednej kompetentnej osoby za środowiska medycznego,

która prowadziłaby go, nieraz przez lata, przez gąszcz problemów (zdrowotnych, psychicznych i innych),

pomagała je rozwiązywać. Dotyczy to zwłaszcza ludzi starszych, ale także rodziców chorujących dzieci.

Maszyn i urządzeń potrzebnych w terapii mamy dosyć, i to najnowocześniejszych, raczej brakuje ludzi do

ich obsługi, dobrej organizacji i logistyki, problem w tym, że żadna maszyna nie zastąpi ludzkiego

kontaktu typu face to face.

Negatywnych emocji będzie, można przypuszczać, przybywać. W Polsce umiera rocznie ok. 370 tysięcy

ludzi, z tego jedna czwarta na różne postaci nowotworów. Statystyki zachorowań na raka wykazują

tendencję do wzrostu, nie tylko zresztą w naszym kraju, dotyczy to szczególnie ich niektórych rodzajów.

Page 3: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

3

Coraz częściej na raka chorują ludzie młodzi, bardzo młodzi bądź dzieci. Paradoksalnie, do statystycznego

wzrostu liczby zachorowań przyczyniają się sukcesy współczesnej medycyny. Niewątpliwie istotną rolę

odgrywają czynniki cywilizacyjne (np. zanieczyszczenie powietrza, pewne „azbestowe” i tym podobne

technologie). Pojęcie „czynnika cywilizacyjnego” jest jednakże stosunkowo ambiwalentne, dwuznaczne,

gdyż rośnie przeciętna długość życia człowieka, a niegdyś ludzie szczęśliwie (?) nie dożywali momentu, w

którym można by było u nich zdiagnozować raka. Ciekawe, że chociaż pierwszeństwo, gdy chodzi o

przyczyny zgonów, należy do choroby niedokrwiennej serca i udaru mózgu, te choroby nie są obdarzone

tak silnym społecznym odium.

Rak wpisał się bowiem w historię kultury i cywilizacji, historię ludzkich fobii i obsesji, w stopniu być może

większym niż szczury, pająki, wilkołactwo, kalectwo, kazirodztwo czy lęk przed kastracją lub – w

niektórych kulturach - menstruacją. Społeczne fobie związane z rakiem mają charakter historycznie

trwały i zapewne będą się w XXI wieku nasilały. Chory na raka, co prawda, wyzwala w nastawionych

bardziej empatycznie ludziach pewne odruchy altruistyczne (częściej może: „poprawnościowe”), jednak

tego typu postawy są niejako wbrew naturze ludzkiej, u podstaw której tkwią raczej egoizm i ksobność, a

nie „wrodzony” altruizm. Nie jest to dostatecznym powodem do potępiania ludzi ex cathedra. Może

brzmi to paradoksalnie, ale przecież bardziej egoizmowi niż altruizmowi zawdzięczamy rozwój kultury i

cywilizacji, postęp, cokolwiek ta kategoria znaczy.

Nie można zatem oczekiwać, że w najbliższym czasie chorzy na raka, w tym wyleczeni, zostaną

społecznie, kulturowo, cywilizacyjnie w pełni „zaakceptowani”. Musiałyby nastąpić istotne zmiany w

sferze mentalności społecznej (narodowej), a o zmiany w tej sferze w wypadku Polaków jest nadzwyczaj

trudno. W Polsce pełnej akceptacji społecznej nie doczekali się do tej pory ludzie niepełnosprawni,

których potrzeb nie uwzględnia się ciągle w dostatecznym stopniu w projektach architektonicznych

(chodniki, ulice, progi, schody, windy) oraz edukacyjnych, zawodowych i rekreacyjnych i których

obecność „denerwuje” ludzi zdrowych co najmniej tak jak kobieta w ciąży lub z małym dzieckiem na

ręku, która usiłuje załatwić sprawę w urzędzie z pominięciem kolejki albo wejść z wózkiem do

zatłoczonego autobusu. Rak wydaje się tym groźniejszy, że w większości wypadków nie ujawnia się

poprzez widoczne kalectwo, ciążę, oznaki zewnętrzne. Inna sprawa, że ogolona „na łyso” głowa, jeśli ta

głowa nie kojarzy się z posturą blokersa lub skina, budzi u wielu ludzi niezdrowe emocje, niejednokrotnie

zachęca do „głupich pytań” lub nie zawsze miłych komentarzy. Szczególnie pozbawiona włosów głowa

kobiety. W pejzażu społecznym Polski blokers lub skin jest czymś bardziej naturalnym i akceptowalnym

niż osobnik/osobniczka, która straciła włosy w wyniki chemioterapii. Lub niż niepełnosprawny.

Mamy na co dzień do czynienia z jeszcze jedną formą ludzkiego egoizmu, która wiąże się ze sposobem

oglądu przez przeciętnego człowieka rzeczywistości społecznej, w której przychodzi mu żyć, pracować i

wypoczywać. Postawę tę można by sprowadzić do zasady: „widzieć, ale nie zauważać”. Otóż na co dzień

doskonale widzimy, dostrzegamy szereg negatywnych zjawisk, mamy naoczny kontakt z nieszczęściami

dotykającymi innych ludzi, biedą, chorobami, kalectwem, nietolerancją, lecz wygodniej jest nam nie

zauważać problemów, sytuacji trudnych, o ile one nas bezpośrednio nie dotyczą. Patrzymy na

rzeczywistość jakby przez prywatne filtry, pewnych rzeczy nie przyjmujemy do wiadomości. To trochę

tak jak z piosenkami i z widowiskami telewizyjnymi, chcemy słuchać, oglądać te, które dobrze znamy,

lubimy, które nam się podobają. To zawężenie perspektywy postrzegania Innych jest z pewnością jakąś

Page 4: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

4

funkcją egoizmu i hedonizmu, potocznej filozofii szczęścia, lecz wiąże się również w dużym stopniu z

takimi cechami jak hipokryzja, obłuda, fałsz, zawiść, zazdrość, zakłamanie. I nietolerancja. Postawę typu

„widziałem, ale nie zauważyłem” do perfekcji opanowali w kontaktach z Indianami niegdysiejsi

misjonarze podążający do Ameryki w ślad za krwawymi konkwistadorami, by na siłę „uszczęśliwiać”

tubylców. Można ją przełożyć na zasadę: „wiedzieć, ale nie reagować”.

Polacy przodują w Europie w statystykach zachorowalności na raka. Rzecz charakterystyczna, Polska jest

jednocześnie krajem wyjątkowo nieczułym na nieszczęścia, wojny i kataklizmy, które dotknęły inne

narody: w dziedzinie pomocy humanitarnej udzielanej innym krajom zajmujemy – w przeliczeniu na ilość

euro wydawanych na ten cel przez jednego Polaka – jedno z ostatnich miejsc w Europie (po wojnie i w

czasie stanu wojennego korzystaliśmy hojnie i bez skrupułów z ogromnej pomocy udzielanej nam przez

innych). Odruchy humanitarne wyczerpują się na ogół w doraźnych akcjach (orkiestra Owsiaka, pomoc

dla pogorzelców lub reagowanie na apele pojawiające się w mediach). Te „akcje” wychodzą rodakom

nawet nieźle, na co dzień jednak pewnych rzeczy nie zauważamy. Dodajmy jeszcze do tej listy

narodowych grzechów wyjątkowo przykry sposób, w jaki traktowani są w specjalnych ośrodkach

imigranci i uchodźcy polityczni, których, powiedzmy sobie, jeszcze nie jest tak wielu, aby stanowili

istotny problem dla Polski.

Nie można wyciągać z tych przykładów „prostego” wniosku, że wrodzony egoizm Polaków, nietolerancja

lub obojętność dla inności, przekładają się na ilość zachorowań tychże Polaków na raka, ale być może

coś w tym jest. Egoizm (indywidualny, środowiskowy, grupowy, społeczny, partyjny), występujący często

w parze z zawiścią czy zazdrością, hipokryzją i postawą nietolerancyjną, odwieczna wojna polsko-polska,

oznaczają w praktyce, że warunki życia, pracy i …wypoczynku Polaków są warunkami wybitnie

stresogennymi, co poniekąd sprzyja uaktywnianiu się nowotworów złośliwych. Nie wspominając o

udarach mózgu i zawałach.

Bądźmy w tym miejscu wyrozumiali. Chory na raka - ze względu na swój ambiwalentny status, stan

społecznego „zawieszenia” - jest źródłem cierpienia dla wielu ludzi zdrowych. W wersji łagodniejszej –

przyczyną ich dyskomfortu psychicznego i rozmaitych „rozterek” moralnych. Pojawia się zatem problem:

jak ulżyć cierpieniom bądź frustracjom ludzi zdrowych, jak wobec nasilającej się liczby zachorowań na

nowotwory zapewnić im odpowiedni, minimalny przynajmniej komfort życia i dobre samopoczucie. Przy

czym (zabrzmi to cynicznie) nie chodzi mi o najbliższe rodziny chorych, gdyż one, w większości, są

skazane na bycie i życie z problemem raka, nie chodzi mi o opiekunów i woluntariuszy w hospicjach, lecz

mam na uwadze „zwyczajnych” ludzi, którzy z jakichś powodów stykali się wcześniej z chorymi.

Problem staje się o tyle istotny, gdy uwzględnimy, że nasza cywilizacja osiągnęła ten niebotyczny

poziom, w którym liczą się głównie takie wartości jak młodość, zdrowie, sytość, śmiech (bo już nie

uśmiech), prostota recept na dobre życie i łatwość rozwiązań trudnych problemów (vide reklama) oraz

obligatoryjne uczestnictwo w nieustającej zabawie. W obowiązujących modelach zachowaniowych,

kreowanych przez media, życie stało się zabawą, pełnia życia jest przede wszystkim domeną ludzi

młodych i zdrowych, zaś choroba nowotworowa, obok kalectwa i żebractwa, jest bodaj najprzykrzejszym

wyłomem w tej zasadzie.

Page 5: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

5

Programy informacyjne w mediach oraz współczesna kultura masowa dbają usilnie o to, aby odbiorca

skonsumował dziennie setki obrazów śmierci w najprzeróżniejszych, najdziwniejszych lub odrażających

jej odmianach, lecz w obowiązujących modelach życia śmierć realna, sensu stricte kontakt ze śmiercią

nie istnieje. Śmierć prawdziwa dawno już została wyeksmitowana z siedzib ludzkich, domów rodzinnych

do przytułków, hospicjów i szpitali bądź na ulicę lub pustostanów. Śmierć pokazywana w mediach i

popkulturze staje się dla odbiorców „masowych” głównie rodzajem „zaspokojenia zastępczego”, apeluje

do niskich instynktów, zaspokaja prymitywną ciekawość. Dla homo ludens z pierwszych dekad XXI wieku

rak jest jak rozległy ropiejący wrzód na kształtnym tyłku pięknej modelki, jak niewyretuszowane w

fotoshopie zdjęcie celebrytki. Współczesne kanony piękna w sposób bezwzględny eliminują wszelkie

tendencje turpistyczne. Tak pojęte, fałszywe, normy „estetyczne” wpływają na – lub zastępują – kanony

etyczne. Liczy się to, co zdrowe, „piekne”, bezproblemowe i zanurzone w wiecznej zabawie lub osadzone

w reklamowanych w telewizji oazach dojrzałego spokoju, pogody i bezproblemowości (wyłączając może

dolegliwości gastryczne), w których rzekomo ludzie starsi spędzają „jesień życia”. W realu starość

podlega swego rodzaju społecznej eutanazji. Z Europejczyków zresztą niekoniecznie tylko Polacy nie

szanują ludzi starych, nie obdarzają ich społeczną atencją.

Punkt pierwszy niniejszej instrukcji obsługi chorego na raka dotyczy więc w głównej mierze

samopoczucia tych ludzi, którzy są (jeszcze i szczęśliwie) zdrowi. Pochylmy miłosiernie głowę w ich

kierunku, pamiętając wszakże, że chory z diagnozą raka, był wcześniej człowiekiem zdrowym i jako taki

borykał się z podobnymi problemami psychicznymi, jeśli zaś był czy jest stary, to nie jest to absolutnie

wina ludzi młodych i zdrowych, to jego wina.

Instrukcja ta nie dotyczy dzieci, a to z dwóch powodów. Dziecko z diagnozą raka, nawet obce dziecko,

wzbudza u większej części społeczeństwa jednoznaczne emocje: współczucie, żal, altruizm, chęć

pomocy. Z drugiej strony stosunek dzieci i w dużej części młodzieży do ludzi chorych na raka wydaje się

być bardziej naturalny i prostolinijny niż ludzi dorosłych. Punkt 1. niniejszej instrukcji nie dotyczy, jako się

rzekło, najbliższej rodziny (żony, męża), jeśli chory takową posiada, ani nie dotyczy szefów i

przełożonych, którym poświęca się odrębne miejsce. Oczywiście instrukcji nie interesują także

psychopaci i dewianci społeczni.

*

Był sobie człowiek, nazwijmy go X. Był w miarę zdrowy, o ile chorował, czynił to z umiarem. Miał zalety,

chociaż miał i wady. Był przez lata aktywny zawodowo i życiowo. Robił lub nie robił kariery. Jego

aktywność zawodowa i życiowa oznaczała niezliczone kontakty z innymi ludźmi. Nadszedł dzień, w

którym zdiagnozowano u niego raka. Takie dnie przychodzą zwykle niespodziewanie. Orzeczenie lekarzy

spadło na niego jak ponury grom z nieba. Na nic zdały się desperackie próby „skorygowania” medycznej

diagnozy. Pozostała czarna rozpacz i odrobina nadziei. Rozdarty sprzecznymi myślami X uświadomił

sobie nagle, że żyje w społecznej próżni. Może nie próżni, ale dotkliwej dla niego pustce, w którą został

wrzucony. Bez względu na to, jak skuteczna będzie terapia, X już zawsze będzie się miotał między

nadzieją a zwątpieniem, pozornym zdrowiem a możliwością wznowy. W życiu każdego człowieka

Page 6: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

6

potrzebna jest odrobina przynajmniej pewności. Zdiagnozowanie raka u człowieka zdrowego już na

zawsze odbiera mu wszelką pewność. Jego życie będzie już zawsze życiem w swoistym zawieszeniu.

Gdyby X czytał Sartre’a i egzystencjalistów i mógłby się w swojej sytuacji jeszcze czymś zachwycać,

niewątpliwie zachwyciłby się przenikliwością tezy, że „piekło to inni”. Bardziej niż do człowieka

„zdrowego” przemawiałoby do niego to, co Sartre pisze o samotności jednostki, o reifikującym

spojrzeniu innego. Ale studiując Sartre’a, X musiałby także zgodzić się, że ludzie chorzy na raka są dla

ludzi zdrowych jeszcze większym „piekłem”. Że są, można sądzić, podwójnie ustygmatyzowani i

uprzedmiotowieni w oczach ludzi zdrowych: jako osoby i jako ludzie z rakiem. Ludzie zdrowi pozostają ze

strzępami wiedzy o osobie chorego, być może zresztą bardziej niż osobę widzą w nim raka, człowiek

chory pojmuje, że w miarę pełna komunikacja z człowiekiem zdrowym jest niemożliwa, bo nie dysponuje

językiem, którym byłby w stanie przekazać istotę swojego doświadczenia, które jak by na to nie spojrzeć,

jest doświadczeniem granicznym. Człowiek zdrowy, niesiony wirem i wolą życia, nie zaprząta sobie głowy

sytuacjami granicznymi, chociaż niektóre z nich staną się niewątpliwie jego udziałem.

Pełna komunikacja interpersonalna nie jest możliwa nawet w relacjach ludzi zdrowych ze zdrowymi.

Nigdy nie jesteśmy w stanie poznać, jakie „treści” wypełniają „ja” Innego, nawet gdy ten Inny jest

najbliższa nam osobą. Konstruujemy w naszym umyśle i nosimy w sobie wyobrażenie Innego. I tylko. I

vice versa. Nasz wiedza o Innym jest wiedza iluzoryczną i zwodniczą, zwykły przypadek może rozbić w pył

„dogmaty”, na których się opiera, przenicować ją w sposób absolutny. Jeśli niczego pewnego nie

możemy powiedzieć o Innych w normalnych relacjach interpersonalnych, cóż pewnego i sensownego

możemy powiedzieć o chorym, zmagającym się w samotności z realnym potworem, któremu na imię

rak?

Człowiek ze zdiagnozowanym rakiem jest nadal człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym za swoje

wybory, lecz ta wolność i odpowiedzialność uległy w wyniku choroby znacznemu ograniczeniu. Jego

samotność, w porównaniu z samotnością osoby zdrowej, jest bardziej porażająca, nabiera rysów

tragicznych. Może też nabrać cech heroicznych – i warunkiem heroizmu nie jest tu bynajmniej stopień

wykształcenia i pochodzenie społeczne. W tym sensie może stać się wzorem dla innych, wzorem

człowieczeństwa. Niewykluczone, że postawa nieingerencji w jego doświadczenie przyjęta przez osoby

„postronne” sprzyja zresztą temu heroizmowi.

Dowiadujesz się zatem, że Twój bliźni, dobry lub dalszy znajomy, kolega, podwładny, współpracownik,

szef, krewny, były przyjaciel, kochanek/kochanka (etc.), kumpel/kumpela zachorował(a) na raka. Można

założyć, że w tym momencie - w zależności od charakteru łączącej cię z nim specyficznej relacji osobowej

bądź typu więzi społecznej, w zależności od indywidualnych cech twojego własnego charakteru i w

zależności od tego, jak do tej pory postrzegałeś i oceniałeś ofiarę nowotworu, nie bez związku z

charakterem i cechami osobowościowymi nieszczęśnika, ale też w zależności od aktualnych warunków

atmosferycznych, pory roku, aktualnego samopoczucia, poziomu twojego osobistego szczęścia lub

nieszczęścia, twoich relacji intymnych z mężem lub żoną, jego sytuacji osobistej, twojego i jego statusu

społecznego, konta w banku, twojego i jego światopoglądu, twoich i jego poglądów na Żydów, gejów,

masonów, cyklistów, katastrofę smoleńską, gender i aktualną politykę rządu i td. – popadasz w stan

Page 7: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

7

większego lub mniejszego dysonansu poznawczego. A dysonans poznawczy to uczucie co najmniej tak

niemiłe jak odgłos tarcia papierem ściernym po szkle lub seks na sucho.

Chyba że pozostaniesz po stoicku, lub po innemu, obojętny, co też jest wyjściem z sytuacji, aczkolwiek

stosunkowo trudnym. Zakładamy przy tym, że nie jesteś praktykującym cynikiem.

W każdym razie na ogół pierwsza myśl, jaka zacznie cię trapić, brzmi mniej więcej: jak mam się zachować

wobec doświadczonego przez raka nieszczęśnika. Przecież znałem go, wypada mi coś zrobić, coś

przedsięwziąć, powiedzieć. Zadzwonić do niego? Napisać list lub kartkę? Może wysłać e-mail lub sms?

Odwiedzić go i bukiet kwiatków wręczyć? Pudełko pralinek lub michałków? Wypić wspólnie wódkę lub

piwo? A co zrobię, gdy nic nie zrobię, a spotkam go przypadkowo na ulicy? Podam mu rękę? Przytulę?

Chory ze „świeżym” rakiem jest często prawie jak zdrowy i najczęściej może chodzić. Jak się wtedy

zachowam? Jak poradzę sobie z niezmiernie kłopotliwą i trudną dla mnie sytuacją?

Zgodnie z punktem pierwszym instrukcji, nie myśl na ten temat zbyt długo, a już na pewno nie myśl o

tym zbyt głęboko.

W przeważającej większości wypadków (1 na 100) to nie ty wybierzesz pożądaną w tym momencie

normę zachowaniową. Zrobią to za ciebie albo liderzy opinii publicznej ze środowiska, w którym się

obracasz, albo pójdziesz za tzw. odruchem stadnym. A te umocnią mur wokół chorego. Nie ma więc

żadnego sensu, dokonując wyboru opcji, powoływać się konkretną filozofią, np. Kotarbińskiego, Wojtyły

czy Kierkegaarda, zdawać się na jakieś mętne implikacje idei miłości bliźniego, nawet na buddyzm i tym

podobne.

Zawsze możesz sobie przetłumaczyć, że ostatecznie cudzy rak to nie twój problem, to problem chorego i

każdy będzie musiał zgodzić się z tą interpretacją, bo czyż nie tak podpowiada logika? Ostatecznie,

możesz złagodzić psychiczna zadrę przekonaniem, że problem ten może stać się twoim własnym

problemem, gdy to ty - osobiście - zachorujesz na raka. Lub – w pewnym stopniu – gdy na raka zachoruje

bliska ci osoba. Wtedy będziesz usprawiedliwiony lub rozgrzeszony, w zależności od światopoglądu.

Pytanie, czy stać cię na taką „łagodność” wobec siebie?

Masz jednak na podorędziu mnóstwo „niezbitych” argumentów, które utwierdzą cię w przekonaniu, że

tobie, przede wszystkim tobie, może się udać, bo jak nie tobie, to komu? Jej/jemu nie udało się, więc

komuś musi się udać, życie to loteria z niekoniecznie wyłącznie przykrymi fantami. Chyba każdy

stosunkowo dobrze czuje się w roli wybrańca i rolę wybrańca - Boga, bogów, losu - skrzętnie i po cichu (o

ile jest kabotynem i megalomanem, to głośno) w sobie pielęgnuje. Argumenty tego rodzaju, które są

wyrazem najbardziej intymnych twoich przekonań, myśli ukrytych w najgłębszych sejfach człowieczej

podświadomości, pozostają w ścisłym związku z warunkami zewnętrznymi, które zostały wyliczone w

akapicie pierwszym. Na przykład więc, kiedy w związku z niemiłą przygodą Innego z rakiem targają tobą

rozterki wewnętrzne, ważną rolę odegrać może w tym momencie pora roku, pogoda, taka a nie inna faza

księżyca, spolegliwość i gotowość twojej żony lub wyciąg z banku. Choćby fakt, że w dwa dni musisz

szczęśliwie dojechać z rodziną na Split, gdzie wynająłeś domek i nie możesz stracić. Lub masz problemy

w pracy i musisz to jakoś „ogarnąć”. Albo kochanka odgraża się, że o wszystkim opowie żonie i musisz ją

spacyfikować. Takie cumulusy jak dzisiaj zawsze powodują u ciebie migrenę, musisz to przeczekać, z

Page 8: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

8

migreną nawet pomyśleć o chorym nie możesz. Żona postawiła ci „szlaban na” i szukasz konceptu, jak

obalić tę barykadę. Twoje życie toczy się swoim torem, chory orbituje na zupełnie innej trajektorii,

przyjmij więc do wiadomości, że obie orbity są niekompatybilne i niekomplementarne, a ty jesteś tylko

człowiekiem, a nie panem Bogiem. Nieprzebrane, i na szczęście niedostępne dla osób postronnych, jest

kłębowisko intymnych ludzkich myśli, pragnień i przekonań w sytuacjach kryzysowych.

A ponadto wszystkie problemy chorego na raka są zdeterminowane przez jedną ostrą dychotomię:

pokona chorobę lub umrze, ty masz wiele, bardzo wiele determinantów życiowych do pokonania. Z

pewnego punktu widzenia twoja sytuacja wydaje się o wiele trudniejsza niż sytuacja chorego.

Zgodnie z nauką kościoła, zdecydowanie odrzuć wszelkiego rodzaju myślenie magiczne. Masz dotrzeć do

Chorwacji, a ty zastanawiasz się, czy los się w jakiś podstępny sposób nie zemści na tobie, kiedy olejesz

lub zlekceważysz nieszczęście bliźniego, np. czołowo się zderzysz na autostradzie lub w słońcu Splitu

złapiesz czerniaka? Kościół nie bez racji eksponuje liczne niebezpieczeństwa związane z magią, wróżbami

i niekatolicką profecją. Jeśli bozia wlała ci odrobinę oleju do głowy, to wiesz, czym jest samospełniająca

się przepowiednia, nie wywołuj więc magii z lasu. Zawsze oczywiście możesz się wyspowiadać, nie ma

nic zdrowszego jak spowiedź jako antidotum na zgryz moralny. Wyjdziesz z niej wiarygodny i czysty jak

łza, zwłaszcza że to ktoś inny uwolni cię od samooceny i zdejmie z ciebie ciężar. A dobry Pan Bóg bez

wątpienia sprawiedliwie obdziela ludzi i dobrem i złem. Ciesz się, że złe nie trafiło na ciebie. Zastanów

się: to ty w końcu odpowiadasz za holocaust, wojnę w Czeczenii, Afganistan lub za atak na atak na World

Trade Center?

Przede wszystkim, powtórzmy, nie myśl o tym wszystkim za długo, bo natręctwo myśli wpędzi cię w

jakąś chorobę, a ty, który pielęgnujesz w sobie wizję wybrańca, musisz być zdrowy i jesteś przekonany,

ba, pewny, że umrzesz ze zwyczajnej starości. Uprawiaj sumiennie własny ogródek i, gdy pogoda

dopisze, ogródek żony lub męża. Pociesz się w związku z możliwymi rozterkami moralnymi związanymi z

twoim niejednoznacznym stosunkiem do chorego jakąś ludową mądrością. Na przykład: „nosił wilk razy

kilka, ponieśli i wilka”, „wyżej sr.ł niż d..ę miał”. A zwłaszcza: „bliższa koszula ciału”, „nie pchaj nosa do

cudzego trzosa”. Pamiętaj: żadnej filozofii, żadnej ideologii! W sytuacjach granicznych nic nie zastąpi

myśli potocznej z całym jej bogactwem komunałów i rad, prostej, jasnej i przejrzystej filozofii „prostego

człowieka”. Filozofowie i ideologowie religijni kończyli na ogół marnie - „prosty człowiek” ciągle trzyma

się krzepko.

Ostatecznie jednak jesteś człowiekiem i pewnie – mimo wszystko - zaczną cię gnębić większe czy

mniejsze wyrzuty sumienia. Zdecydowanie zracjonalizuj swoje podejście do tej kwestii. Pomyśl logicznie,

a znajdziesz tysiąc argumentów, które zneutralizują nieprzyjemne uczucie związane z zaniechaniem

ludzkiego odruchu, a już tym bardziej człowieczej powinności. Na przykład: wziąłeś kredyt we frankach i

musisz go spłacić. Wczoraj właśnie dowiedziałeś się, że zdradza cię twoja własna żona ze swoim własnym

szefem, z którym w dodatku od dawna jesteś na ty i wypiliście morze wódki. Musisz tę sprawę jakoś

załatwić.

A poza tym, cóż to jest sumienie, cóż ono znaczy? Ty musisz przetrwać, zaś w dzisiejszych czasach żadne

sumienie i żadne dyrdymały etyczne nie gwarantują przetrwania. Kanony życia wyznacza już od dawna

Page 9: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

9

sui generis społeczny darwinizm. Lepiej idź do kina na jakąś dobrą polską komedię, zjedz ogromną

golonkę w towarzystwie ładnej panienki, zbuduj dziecku samolocik albo wypij pół butelki zacnej

szkockiej whiski. Jeśli cię stać. W ostateczności prześpij się z bufetową. Nieprzypadkowo w inwokacji do

niniejszej instrukcji głosi się pochwałę egoizmu.

Ty masz wybór, możliwość wyboru u chorego jest, jako się rzekło, co najmniej problematyczna, jeśli nie

iluzoryczna. Może postawić na medycynę naukową lub na znachorów i szarlatanów, ale nie ty, nie ty o

tym decydujesz. Jeśli nieszczęśnik zda się na publiczną służbę zdrowia, może rychło zostać postawiony

przez ministra Arłukowicza przed brakiem jakiegokolwiek wyboru, kiedy okaże się na przykład, że

potrzebna jest chemioterapia niestandardowa, której nie refunduje NFZ lub w szpitalu zabrakło

pieniędzy. Nie musisz tymi sprawami zaprzątać sobie głowy, nie jesteś Arłukowiczem, zresztą tego akurat

ministra nikt nie przebije. Czy wyniknie jakiś pożytek z faktu, że przyniesiesz choremu kwiatki lub pralinki

do szpitala lub domu i pomilczysz z nim taktownie przez chwilę lub będziesz go usilnie przekonywał, że

„dobrze wygląda” lub że „wszystko będzie dobrze”? Tak naprawdę, to aktualna sytuacja służby zdrowia

w Polsce jest twoim cichym sprzymierzeńcem. Chory ma o czym myśleć. Lub wątpić. Zaczniesz się

martwić, kiedy to ciebie dopadnie jakieś podłe i trudne w leczeniu choróbsko. Nie jest jednak

powiedziane, że trafi. Może faktycznie jesteś wybrańcem?

Bo skąd pewność, że „będzie dobrze”, że chory przetrzyma operację lub zmasowaną dawkę chemii i

radu? Że jeśli nawet przetrzyma, to czy nie nastąpi wznowa? To chory, w zależności od osobistych

psychicznych i fizycznych predyspozycji, albo podejmuje walkę z chorobą, albo też rezygnuje i poddaje

się. Tobie nic do tego. Stosowana szeroko, zwłaszcza w publicystyce, militarna metaforyka („walczyć z

rakiem”) jest, prawdę powiedziawszy, rodzajem retorycznego żartu. Jakimiż bowiem militarnymi

środkami dysponuje człowiek, u którego zdiagnozowano raka, oprócz woli życia i skrupulatnego

przestrzegania wskazówek lekarzy, które zresztą są dawane pacjentowi jak na …lekarstwo?

Bądź jednak, człowieku, mimo wszystko, w sposób możliwie najbardziej delikatny i taktowny,

empatyczny, to się zawsze opłaca, a to dlatego, że wybitnie poprawia własne samopoczucie. Gdy

znajdziesz odrobinę czasu, wczuj się mimochodem w sytuację Innego. Jak by na to nie patrzeć, on został

napiętnowany przez los lub wyroki boskie, bo rak to piętno, a znana aktorka, która usunęła własne piersi

jest napiętnowana podwójnie. Nie przesadzaj jednak z tą empatią. Przede wszystkim więc zdrowo

poplotkuj sobie na temat chorego ze znajomymi, kolegami w pracy, swoją żoną lub mężem. Głosimy w

tym miejscu pochwałę plotki, nawet folkloryści nie doceniają katarktycznej funkcji zwyczajnej,

najzwyczajniejszej plotki, plotkowania i oplotkowywania. Plotkując ze zdrowymi na temat wrednej

przypadłości Innego, jego życia prywatnego, jego pracy, masz zasłużone poczucie, że wcielasz się jakby w

jego duszę, sytuację, jesteś z nim solidarny, po części więc zrzucasz z siebie uwierające cię brzemię

zaniechania. Plotka od zawsze jest najlepszym wziernikiem w problemy gnębiące bliźniego. Nie przejmuj

się tym, że plotkowanie jest jak masturbacja stosowana w miejsce autentycznego miłosnego zbliżenia.

Plotka umocni cię w poczuciu własnej godności, a podstawą tej godności jest twoja empatia i poczucie

solidarności z drugim człowiekiem. Ściślej, twoje wewnętrzne przekonanie, że jesteś empatyczny i

solidarny, bo mniej ważne jest, jaki naprawde jesteś, ważniejsze, kim się czujesz.

Page 10: Michał Waliński Instrukcja obsługi chorego na raka. Punkt 1, czyli zdrowy musi myślec o sobie

10

Plotka, poza tym, da ci pewną wiedzę na temat pozamedycznych przyczyn faktu, że to właśnie X

zachorował na raka. No tak, był solidnym pracownikiem, miał osiągnięcia, nawet inteligencję, ale w

gruncie rzeczy to miał zawsze dużo szczęścia. No tak, miał żonę, dzieci, rodzinę, żył niby przykładnie, ale

tak naprawdę niezła świnia z niego była, poza tym nie dawał na mszy na tacę (możesz to sformułować

delikatniej po gogolowsku: „świnia, ale dobry człowiek”). Mówią, że w ogóle nie chodził do kościoła.

Ateista! Bóg go pokarał! Na kogo miało trafić, jak nie na niego? Czyjaś śmierć społeczna, cywilna

bynajmniej nie jest twoją winą. Po prawdzie, to nawet nie zły los, nie bóg jakiś, on na pewno sam sobie

jest winny. Wszyscy to wiedzą. Palił za dużo, niezdrowo się odżywiał. Co? Ty też? Nie szkodzi. Ty palisz

slimy i nie jadasz kurczaków na hormonach.

Pamiętaj o konsekwentnym użyciu czasu przeszłego (był, miał). Chory z diagnozą raka jest w

świadomości społecznej jak żywy nieboszczyk, czasem żyje jeszcze przez lata, lecz wielu

zainteresowanych nie może się nadziwić: „To on żyje jeszcze?” Znany pisarz powiadał, że żywi zawsze

mają rację przeciwko umarłym. Żywy nieboszczyk tym bardziej racji mieć nie może, jego status

biologiczno-społeczny jest co najwyżej taki, jak status „muzułmana” w lagrze.

Może się jednak tak stać, że spotkacie się przypadkowo. Nie panikuj. Możesz śmiało podać mu rękę. Nie

bój się, nie zarazisz się. Możesz „złapać” raka uprawiając seks oralny lub kiedy ci wszczepią cudzy organ,

ale nigdy przez podanie ręki.

Nie przesadzaj jednak, człowieku, nie przesadzaj z tą całą empatią. Jeśli nie masz za sobą osobistego

doświadczenia z rakiem, to g…o wiesz, tym bardziej gdy nikt z twoich bliskich nie chorował. Wyżej d..y

nie podskoczysz. Dobro ma swoje granice. I ograniczenia. Pomyśl ekologicznie. Na świecie żyje o parę

miliardów ludzi za dużo. Natura wie, co robi.

Nie spiesz się. Zwlekaj. Czas, jak to mówią, jest najlepszym lekarstwem. Gdy się człowiek spieszy, to się

diabeł cieszy. I bozia gniewa. Jest duże prawdopodobieństwo, że chory zejdzie z tego padołu przed tobą i

uwolni cię od psychicznego ciężaru. Jeśli sobie wtedy akurat przypomnisz, że był ci winien 20 złotych,

wspaniałomyślnie podaruj mu długi.

Michał Waliński

29 stycznia 2014 r.