Michał Augustyn - Życie po wzroście

17
Wiele wskazuje na to, że dotarliśmy na miejsce. Długo nie uświadamialiśmy sobie celu naszej drogi przez dzieje. Walczyliśmy o przetrwanie, nie było czasu na wytyczenie trasy, zresztą mapy, którymi posługiwały się kolejne pokolenia wędrowców pokrywały tylko najbliżej położone tereny. Odległe krainy były poza zasięgiem kartografów, ich kształt majaczył w ciągle zmieniającym się zarysie. Chcieliśmy poruszać się szybciej i sprawniej, to było najważniejsze. Mieliśmy głębokie poczucie własnej wyjątkowości i przewagi nad innymi tworami ewolucji, szybko też zdołaliśmy je sobie podporządkować. Po drodze tworzyliśmy narzędzia, które pomagały utrzymać dyscyplinę, rozsądzać spory, pogrążać przeciwników, tłumić bunty i przyspieszać marsz. Kiedy wreszcie znaleźliśmy się w miejscu z widokiem na przyszłość, stało się jasne, że naszą drogą jest ta, która pnie się stromym zboczem. Było za późno, żeby zmienić kierunek, poza tym – tak wtedy myśleliśmy – żadna inna droga nie była drogą postępu, a jako szczególnie uzdolnione dzieci ewolucji, chcieliśmy dopełnić jej dzieła własnymi siłami. Zatrudniliśmy najtęższe umysły do wytyczenia marszruty i stworzenia opowieści, które dodadzą nam otuchy – aby nieuniknione stało się bardziej znośne. Wierzchołek góry niknął we mgle. Musieliśmy wierzyć, że jest na nim miejsce dla wszystkich, którzy po drodze nie padli z wycieńczenia lub nie odłączyli się od grupy, szukając innej drogi (na własną zgubę, byliśmy pewni). Szlak wędrówki znaczony był krwią tych, których ciała lub umysły stawiały opór siłom postępu. Gdy już wydawało się, że docieramy na szczyt, własnym przemysłem budowaliśmy wymyślne konstrukcje, które pozwalały nam wspinać się jeszcze wyżej, jeszcze prędzej, wbrew ograniczeniom natury. Coraz większym kosztem oddalaliśmy kres podróży. Ludzie z końca korowodu, których głównym zadaniem było dostarczanie materiałów do budowy kolejnych poziomów na trasie wycieczki, karmili się wyobrażeniem o Tekst ten – w nieznacznie zmienionej wersji – został opublikowany po raz pierwszy w książce towarzyszącej wystawie Slow Future w Centrum Sztuki Współczesnej (Krupennikova. K. (red.), Slow Future, Warszawa 2014). Autorskie prawa majątkowe do tego tekstu przysługują Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Opublikowano na licencji Creative Commons 3.0 BY-NC-SA (dozwolone jest kopiowanie i rozpowszechnianie dzieła w celach niekomercyjnych, z podaniem autorstwa).

description

"W dwudziestym stuleciu światowa gospodarka powiększyła się blisko czterdziestokrotnie, osiągając wartość ponad 40 bilionów dolarów, ponad 300 razy wyższą niż na początku ery przemysłowej! Gdyby osoba urodzona w 1900 roku, dotknięta tajemniczą chorobą, rosła w takim tempie, po stu latach byłaby olbrzymem mierzącym 20 metrów wysokości. (...) Taka kreatura może budzić rodzaj podziwu, ale jej ponadludzka skala i niepohamowana zachłanność zmuszają do zadawania pytań o naturalne granice gospodarczej ekspansji. Czy, tak jak w wypadku nowotworu, jest nią śmierć żywiciela? Czy cywilizacja przemysłowa, która miała przynieść powszechny dobrobyt, nie zerwała się ze smyczy zamieniając człowieka i naturę w narzędzia własnej zagłady?" Jest to nieznacznie zmieniona wersja tekstu opublikowanego po raz pierwszy w 2014 r. w książce towarzyszącej wystawie Slow Future w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Opublikowano na licencji CC 3.0 BY-NC-SA

Transcript of Michał Augustyn - Życie po wzroście

Page 1: Michał Augustyn - Życie po wzroście

Wiele wskazuje na to, że dotarliśmy na miejsce.

Długo nie uświadamialiśmy sobie celu naszej drogi przez dzieje. Walczyliśmy o

przetrwanie, nie było czasu na wytyczenie trasy, zresztą mapy, którymi posługiwały się kolejne

pokolenia wędrowców pokrywały tylko najbliżej położone tereny. Odległe krainy były poza

zasięgiem kartografów, ich kształt majaczył w ciągle zmieniającym się zarysie. Chcieliśmy

poruszać się szybciej i sprawniej, to było najważniejsze. Mieliśmy głębokie poczucie własnej

wyjątkowości i przewagi nad innymi tworami ewolucji, szybko też zdołaliśmy je sobie

podporządkować. Po drodze tworzyliśmy narzędzia, które pomagały utrzymać dyscyplinę,

rozsądzać spory, pogrążać przeciwników, tłumić bunty i przyspieszać marsz. Kiedy wreszcie

znaleźliśmy się w miejscu z widokiem na przyszłość, stało się jasne, że naszą drogą jest ta, która

pnie się stromym zboczem. Było za późno, żeby zmienić kierunek, poza tym

– tak wtedy myśleliśmy – żadna inna droga nie była drogą postępu, a

jako szczególnie uzdolnione dzieci ewolucji, chcieliśmy dopełnić jej

dzieła własnymi siłami. Zatrudniliśmy najtęższe umysły do wytyczenia marszruty i

stworzenia opowieści, które dodadzą nam otuchy – aby nieuniknione stało się bardziej znośne.

Wierzchołek góry niknął we mgle. Musieliśmy wierzyć, że jest na nim miejsce dla wszystkich,

którzy po drodze nie padli z wycieńczenia lub nie odłączyli się od grupy, szukając innej drogi (na

własną zgubę, byliśmy pewni). Szlak wędrówki znaczony był krwią tych, których ciała lub umysły

stawiały opór siłom postępu. Gdy już wydawało się, że docieramy na szczyt, własnym

przemysłem budowaliśmy wymyślne konstrukcje, które pozwalały nam wspinać się jeszcze wyżej,

jeszcze prędzej, wbrew ograniczeniom natury. Coraz większym kosztem oddalaliśmy

kres podróży. Ludzie z końca korowodu, których głównym zadaniem było dostarczanie

materiałów do budowy kolejnych poziomów na trasie wycieczki, karmili się wyobrażeniem o

Tekst ten – w nieznacznie zmienionej wersji – został opublikowany po raz pierwszy w książce towarzyszącej wystawie Slow Future w

Centrum Sztuki Współczesnej (Krupennikova. K. (red.), Slow Future, Warszawa 2014). Autorskie prawa majątkowe do tego tekstu

przysługują Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Opublikowano na licencji Creative Commons 3.0 BY-NC-SA (dozwolone jest

kopiowanie i rozpowszechnianie dzieła w celach niekomercyjnych, z podaniem autorstwa).

Page 2: Michał Augustyn - Życie po wzroście

dobrobycie, nagrodzie dostępnej tylko dla najwytrwalszych piechurów. Racja stanu była

ważniejsza niż racje żywnościowe. Wyżej kroczyła grupa wyspecjalizowanych przewodników i

budowniczych, do których docierały okruchy wspaniałości z najwyższych pięter wznoszonego

nad nimi gmachu. Namacalne znaki wyżynnych bogactw osładzały im trud podróży. Tymczasem

opowieść o dobrym miejscu, o ziemi obiecanej, o krainie obfitości i szczęścia zamieniła się w

powtarzaną bez końca mantrę; jej sens tkwił już nie w jej przesłaniu, lecz w transowym rytmie,

który paraliżuje myśl i napędza powtarzalny, rytualny ruch. Wielu przeczuwało, że szczyt nie

pomieści wszystkich, a wznoszona z mozołem przez pokolenia budowla ma kształt piramidy.

Nieliczni rozumieli, że fundamenty konstrukcji muszą się zapaść, ponieważ

jej elementy pochodzą z ziemi, na której stanęła. Na czele wertykalnego maratonu

kłębiło się grono wprawnych iluzjonistów, zwiedzionych własnymi sztuczkami, nieświadomych

kruchości gmachu, który zapewniał im dostatni byt. Pogrążeni w szaleństwie twórczości coraz

bardziej oddalonej od podstaw, nie zauważyli, że od dłuższego czasu budowa każdego

kolejnego piętra powoduje osuwanie się niewidocznego dla nich gruntu, przez co wzrost nie

oznacza już podwyższenia poziomu, lecz stagnację. Nawet gdyby dostrzegli absurdalną jałowość

wysiłków, które napędzają, obawa przed gniewem rozczarowanych i tak nie pozwoliłaby im

powiedzieć „dosyć”.

Tak dotarliśmy do miejsca, o którym nie marzyliśmy.

Zbudowaliśmy utopię, w której nie możemy dłużej żyć.

Dosyć.

* * *

Aby stworzyć nową opowieść o człowieku i społeczeństwie, trzeba wydobyć na światło

dzienne i nazwać to, co przemilczane, niewidoczne, a zarazem wszechobecne i oczywiste jak

powietrze. Gdziekolwiek dotarła cywilizacja Zachodu, wzrost gospodarczy stawał się fetyszem

totalnym, przenikającym wszystkie sfery życia. Wiara w cudowną moc i absolutną wartość

nieustannej eskalacji wytwórczej działalności człowieka padała na podatny grunt, ponieważ

zawierała w sobie obietnicę polepszenia ludzkiej kondycji dzięki technologii. Osiągnięcie

materialnego dobrobytu dawało nadzieję na życie w komforcie i zdrowiu, uwolnienie od

monotonnej harówki, rozwój myśli i swobodnej twórczości. Kult wzrostu miał

nadzwyczajną moc ekumenicznego łączenia wyznawców tradycji

uważanych za skrajnie różne: komunizmu i kapitalizmu, leseferyzmu i etatyzmu, a

nawet niektórych nurtów anarchizmu. Z czasem zakorzenił się do tego stopnia, że

przypomina niewidoczną gołym okiem grzybnię, na której wyrastają różnorodne formy

Page 3: Michał Augustyn - Życie po wzroście

zorganizowanej aktywności o podobnym jednak zamyśle – chodzi o w i ę c e j . Więcej zboża,

więcej ludzi, więcej narzędzi, więcej maszyn, więcej węgla, jeszcze więcej maszyn, więcej usług,

więcej aut, więcej ropy, więcej dróg, więcej komputerów, więcej samolotów, więcej i jeszcze

więcej. Ziemia i jej mieszkańcy muszą zaspokoić stale rosnący apetyt cywilizacji przemysłowej.

W dwudziestym stuleciu światowa gospodarka powiększyła się blisko

czterdziestokrotnie, osiągając wartość ponad 40 bilionów dolarów, ponad

300 razy wyższą niż na początku ery przemysłowej! Gdyby osoba urodzona w

1900 roku, dotknięta tajemniczą chorobą, rosła w takim tempie, po stu latach byłaby olbrzymem

mierzącym 20 metrów wysokości. Gospodarka zawdzięcza swój imponujący wzrost temu, że

każdego roku pożera i trawi miliony ton surowców naturalnych, pochłaniając przy tym gigadżule

nieodnawialnej energii; przeobraża krajobraz w mozaikę kopalń, plantacji, fabryk, wieżowców i

stosów malowniczo piętrzących się odpadów; zmienia skład wody, którą pijemy, i powietrza,

którym oddychamy; topi lodowce i podnosi poziom mórz. Taka kreatura może budzić rodzaj

bogobojnego podziwu, ale jej ponadludzka skala i niepohamowana zachłanność zmuszają do

zadawania pytań o naturalne granice gospodarczej ekspansji. Czy, tak jak w wypadku

nowotworu, jest nią śmierć żywiciela? Czy cywilizacja przemysłowa, która miała

przynieść powszechny dobrobyt, nie zerwała się ze smyczy zamieniając

Page 4: Michał Augustyn - Życie po wzroście

człowieka i naturę w narzędzia własnej zagłady? Ekonomiczny paradygmat

wzrostu podparty technologicznym triumfalizmem zbywa takie wątpliwości za pomocą dwóch

uzupełniających się dogmatów: o niewyczerpywalnych zasobach ludzkiej pomysłowości, która

pozwala przesuwać granice tego, co możliwe i o braku alternatywnej drogi rozwoju. Całą

nadzieję mamy pokładać w nauce i technologii. Nowe wynalazki i nowe źródła energii, głosi ta

wiara, pozwolą opanować zagrożenia związane z wejściem i wyjściem liniowego systemu

produkcji na przepełnionej planecie: wyczerpywaniem się surowców i ubocznymi produktami

przemysłu. Albert Einstein powiedział, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać

różnych rezultatów. Problem jest jednak poważniejszy: w swoim szaleństwie nie tylko mnożymy

szkody, stosując te same rozwiązania (technologię) w tym samym kontekście (gospodarki

wzrostu); oczekujemy tego samego rezultatu w powiększonej skali, mimo że rezultat nie

przybliża nas do osiągnięcia celu – jeżeli tym celem jest dobre życie.

*

Wskaźnikiem powszechnie używanym do pomiaru wielkości gospodarki jest produkt

krajowy brutto, obliczany zwykle przez zsumowanie wartości towarów sprzedanych na rynku.

Twórca tego wskaźnika, Simon Kuznets, już w latach 30. przestrzegał przed

wykorzystywaniem PKB do mierzenia poziomu rozwoju lub dobrobytu,

zwracając uwagę na różnicę między ilością a jakością, środkiem a celem.

Tymczasem w niemal każdym kraju na świecie dążenie do wzrostu PKB, utożsamianego z

postępem i rozwojem, determinuje politykę gospodarczą. Przypomina to używanie wagi do

oceny smaku jabłek: wskazówka przesuwa się z każdym kolejnym ciężarem na szali bez względu

na to, czy dorzucamy owoce zepsute, robaczywe czy przedmioty, które tylko wyglądają jak

jabłko, a w rzeczywistości są zręcznie pomalowanymi kulami z ołowiu.

„Jako czynniki wzrostu bierze się pod uwagę zanieczyszczenie powietrza, reklamy

papierosów i karetki pogotowia jadące do ofiar wypadków na autostradach. Wskaźnik

wzrostu uwzględnia koszty systemów ochrony instalowanych w celu strzeżenia naszych

domów oraz zabezpieczenia więzień, w których przetrzymujemy przestępców

włamujących się do naszych mieszkań. Do wzrostu gospodarczego przyczynia się

niszczenie lasów sekwoi, na miejscu których powstają rozrastające się chaotycznie miasta.

Jego wskaźniki poprawia produkcja napalmu, broni nuklearnej i pojazdów opancerzonych

używanych przez policję do tłumienia zamieszek na ulicach. (...) Jednocześnie wskaźnik

Page 5: Michał Augustyn - Życie po wzroście

wzrostu nie odnotowuje stanu zdrowia naszych dzieci, poziomu naszego wykształcenia ani

radości, jaką czerpiemy z naszych zabaw. Nie mierzy piękna naszej poezji ani trwałości

naszych małżeństw. Nie mówi nam nic na temat jakości naszych dyskusji politycznych ani

prawości naszych polityków. Nie bierze pod uwagę naszej odwagi, mądrości i kultury. (...)

Krótko mówiąc wskaźniki wzrostu mierzą wszystko oprócz tego, co nadaje sens naszemu

życiu.

”Te zdania, bezlitośnie obnażające absurd fetyszyzacji PKB, wypowiedział Robert Kennedy

w trakcie kampanii prezydenckiej, na fali rewolty studentów 1968 roku.

*

Każda religia potrzebuje kapłanów dostarczających interpretacji zjawisk – zwłaszcza tych,

które mogłyby podważyć dogmaty zapewniające spójność wspólnoty wiernych. Taką rolę pełnią

dziś ekonomiści. Słyszymy od nich, że okresy gospodarczej depresji występujące na przemian z

euforią czasów prosperity to naturalne (a więc nieuniknione) zjawisko zwane cyklem

koniunkturalnym. Wielomiliardowa pomoc dla sektora finansowego jest

ratowaniem gospodarki, podczas gdy cięcia w sektorze publicznym to

walka z rozbuchanymi roszczeniami rozpieszczonego społeczeństwa.

Niszczenie środowiska i bezwzględna eksploatacja pracowników to nieuniknione koszty

zewnętrzne głównej działalności. Na czele panteonu bezosobowych bóstw stoi niewidzialna ręka

rynku, która ustala ceny towarów, wysokość dochodów i poziom zatrudnienia, ale nie decyduje o

bankructwie prywatnych banków ani tym bardziej o wysokości dotacji dla firm wydobywczych.

One potrzebują wsparcia państwa, bo są „zbyt duże, żeby upaść” lub mają „znaczenie

strategiczne”. Poszkodowane kryzysem instytucje finansowe nie mogą funkcjonować bez płynnej

gotówki, konieczne jest więc poluzowanie polityki monetarnej; to pracownicy powinni zacisnąć

pasa i ograniczyć konsumpcję, ale nie na tyle, żeby odbiło się to negatywnie na tak zwanej

realnej gospodarce. Poza nią rozciąga się owiana legendą, niedostępna dla zwykłych

śmiertelników kraina rynków finansowych, czyli domena wolności i fantazji, w której nie trzeba

kłopotać się takimi drobiazgami jak „realność”. Dostęp do tego najwyższego sakramentu jest

strzeżony zaklęciami CDS, futures, forward i swap, których zrozumienie leży poza możliwościami

poczciwych wiernych. Wśród kapłanów ekonomii nie brakuje też myślicieli produkujących idee

wznioślejsze niż to, co opisują techniczne pojęcia. Każe się nam wierzyć, że etos

egoizmu i konkurencji – ponadczasowa wartość pogoni za zyskiem i

Page 6: Michał Augustyn - Życie po wzroście

głęboka troska o samego siebie – zapewni ludzkości równowagę

jednostkowych wolności i położy kres koszmarowi wojny, przekształcając

osobisty interes w dobro ogółu.

Codzienne praktykowanie tej religii sprowadza się do uczestnictwa w liturgii konsumpcji,

która, wraz z rosnącym zróżnicowaniem obiektów pożądania, stała się jedną z form gry o status

społeczny (oczywiście tylko w krajach bogatych). Wyścig o możliwość konsumowania dóbr coraz

rzadszych, a przez to trudniej osiągalnych dla konkurentów, nie ma końca; osiągnięcie

wymarzonego poziomu otwiera drzwi do kolejnych. W świadomości konsumentów nie ma prawa

zaistnieć obrazoburcze wyobrażenie o „wystarczającym poziomie dobrobytu”. Jak zauważył John

Scales Avery, w obecnych czasach konsumpcja ograniczona jest wyłącznie rozmiarami ludzkiego

ego, które jak wiadomo jest bezkresne.1

*

Wydawać by się mogło, że kryzys finansowy i globalna recesja, wywołane pęknięciem

bańki kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych w 2007 roku, trwale podkopie

fundamenty ideologii nieskończonego wzrostu. A jednak, mimo bezprecedensowej

akcji ratowania fantasmagorycznego systemu finansowego na koszt

obywateli, wzrostu bezrobocia, kryzysu zadłużenia państw po obu

stronach Atlantyku i fali protestów, kapitalizm wraz ze swą ideologiczną

podbudową przetrwał gospodarczą apokalipsę niemal bez szwanku. Było to

możliwe dzięki niezbyt wymyślnej inżynierii finansowej, która polegała głównie na żyrowaniu

toksycznych aktywów i drukowaniu pieniędzy na niespotykaną dotąd skalę przez banki centralne

w USA i w Europie. Słony rachunek za beztroską orgię finansjery, uzależnionej od gry w

globalnym kasynie, wystawiono ludziom, którzy nie mogą nawet marzyć o tego rodzaju

przyjemnościach. Jeśli nie liczyć przelotnego buntu nielicznej grupy, nazwanej nieco na wyrost

„99%”, oszołomione społeczeństwa krajów dotkniętych kryzysem pozwoliły narzucić sobie ścisły

post. Jedyną bodaj widoczną skazą na monolicie religii wzrostu jest osłabienie zaufania do

sektora finansowego, którego przedstawiciele chwilę przed kryzysem przekonywali, że

gospodarka jest w znakomitej kondycji i w dającej się przewidzieć przyszłości nie grozi jej

spowolnienie, nie wspominając o załamaniu. Zdumiona nagłą śmiercią złudzeń Elżbieta II w 2008

roku zadała ekonomistom London School of Economics naiwne pytanie: „Jak to możliwe, że nikt

tego nie przewidział?”. To prawda, niewielu dostrzegało lub chciało dostrzec, że za parawanem

tchnących optymizmem wskaźników i analiz chowa się karmiony kredytowymi sterydami

kulturysta w stanie przedzawałowym. Jej Królewska Mość doczekała się odpowiedzi cztery lata

Page 7: Michał Augustyn - Życie po wzroście

później, przy okazji wizyty w skarbcu Banku Anglii. Jeden z czołowych ekonomistów tej instytucji

przyznał, że „kryzysy przypominają trochę trzęsienia ziemi lub epidemie grypy – zdarzają się

rzadko i trudno je przewidzieć”2. Jeśli chodzi o unikatowość tego zjawiska, można mieć

wątpliwości; od lat 90. ubiegłego wieku w różnych częściach świata odnotowano aż 16 różnych

kryzysów. Za to twierdzenie o ich nieprzewidywalności, niezależnie od tego, czy należy dawać

mu wiarę, podważa przekonanie o kompetencjach sterników gospodarki. Zaufanie do

ekonomistów, obiecujących niekończące się pasmo złotych gór w

przededniu skoku w najgłębszą gospodarczą dolinę od czasów wielkiego

kryzysu, musiało osłabnąć. W samym sercu instytucji odpowiedzialnych za

podtrzymywanie wiary w status quo powstała szczelina. Coraz częściej przenikają do niej idee

wypływające z peryferyjnych źródeł herezji.

*

Rozczarowanie wywołane niewydolnością instytucji państwa i mechanizmów rynku jest

bodźcem do myślenia o innym porządku i projektowania nowych modeli. Jak ujął to

amerykański myśliciel Ivan Illich, w społeczeństwie podporządkowanym działaniu coraz bardziej

abstrakcyjnych, bezosobowych i niekontrolowanych czynników „zakłócenie programu albo

zepsucie maszyny to jedyne możliwe punkty wyjścia do twórczej swobody”. Kiedy ścieżka

szybkiego wzrostu zmienia się w drogę przez mękę, znaczoną kryzysami, rosnącym

rozwarstwieniem, eskalacją geopolitycznego napięcia i dramatyczną degradacją środowiska,

coraz mocniejsze podstawy zyskuje przekonanie, że inny świat jest konieczny i pożądany, a

dalsze trwanie obecnego – niemożliwe. Obecny model gospodarczy nie zdoła zapewnić

dobrobytu wszystkim: podniesienie standardu życia całej ludzkości do

poziomu, którym cieszy się statystyczny mieszkaniec Stanów

Zjednoczonych, wymagałoby kilkakrotnego zwiększenia zużycia

surowców. To z kolei doprowadziłoby do nieodwracalnej degradacji środowiska, jeśli nie z

powodu zanieczyszczenia wody i powietrza, to za sprawą zmian klimatu spowodowanych przez

gazy cieplarniane emitowane podczas spalania paliw kopalnych. Czterdzieści lat po

opublikowaniu ,,Granic wzrostu” słynnego raportu opracowanego na zamówienie Klubu

Rzymskiego, który za pomocą modeli matematycznych przedstawiał dalekie konsekwencje

hodowania gargantuicznej gospodarki bez uwzględniania jej fizycznych podstaw, idee ruchu

odrzucającego imperatyw wzrostu zaczynają powoli przenikać do publicznej debaty. Dominujący

dyskurs wchłania je selektywnie (stąd rosnąca popularność ogólnikowej, podatnej na

rozwadnianie koncepcji „zrównoważonego rozwoju”), a w dużej części lekceważy bądź

Page 8: Michał Augustyn - Życie po wzroście

zniekształca, po czym wyśmiewa. Nie ma nic zaskakującego w tym, że podważanie ortodoksji

wywołuje opór jej strażników. Jak zauważył amerykański pisarz Upton Sinclair: „Trudno jest

sprawić, żeby człowiek coś zrozumiał, kiedy jego pensja zależy od niezrozumienia tego czegoś”.

Aby przyswoić sobie istotę postwzrostu, czyli ruchu na rzecz dobrego życia, trzeba najpierw

krytycznie przyjrzeć się jego karykaturom, malowanym przez rzeczników business as usual na

podstawie powierzchownych i uproszczonych interpretacji.

źródło: http://kevinconroysmith.com/3658

Idea stabilnej gospodarki nie niesie ze sobą postulatu cofnięcia

cywilizacji do poziomu sprzed rewolucji przemysłowej ani tym bardziej, jak

przekonują jego najbardziej zagorzali krytycy, do czasów epoki kamienia

łupanego. Błędem jest doszukiwanie się w postwzroście reinkarnacji dziewiętnastowiecznego

ruchu burzycieli maszyn, którzy usiłowali powstrzymać postęp techniczny, zwracając się

przeciwko narzędziom odbierającym im pracę. Technologia jest dobra, o ile uwalnia od znoju, od

uciążliwej i monotonnej roboty; jest użyteczna, jeśli powiększa przestrzeń autonomii i pozwala

przeznaczyć więcej czasu na twórczą pracę, odpoczynek i zabawę; jest bezpieczna, jeżeli ceną za

jej usługi nie jest zniszczone środowisko.

Z drugiej strony, celem postwzrostu nie jest realizacja wewnętrznie sprzecznej utopii

„zielonego wzrostu”, czyli fałszywej obietnicy sugerującej możliwość powiększania rozmiarów

gospodarki bez dalszej destrukcji środowiska. Stopniowe zmniejszanie produkcji i konsumpcji nie

Page 9: Michał Augustyn - Życie po wzroście

musi jednak wcale oznaczać bolesnego zaciskania pasa, przymusowej ascezy, wyrzeczenia się

większości dóbr materialnych, krótko mówiąc – obniżenia standardu życia. Alternatywą dla

nadprodukcji rzeczy nietrwałych, wykorzystywanych okazjonalnie i tych,

które służą wyłączenie manifestowaniu statusu społecznego posiadacza,

jest wytwarzanie dóbr o długiej żywotności, współdzielenie własności i

zastąpienie ostentacyjnej konsumpcji nową normą minimalizmu i prostoty.

Nie można przy tym sprowadzić postwzrostu tylko do nawoływania o dobrowolną zmianę

nawyków, o praktykowanie „odpowiedzialnej konsumpcji” czy „zmniejszania śladu

ekologicznego”. Indywidualne wybory mogą uspokoić sumienie osób zatroskanych o ,,los

planety” nie zmienią jednak zasad gry, a co najwyżej opóźnią jej koniec. Przesiadka z samochodu

na rower, niejedzenia mięsa, kupowanie warzyw u lokalnych dostawców czy segregowanie śmieci

nie są heroicznym ,,ratowaniem Ziemi”. Jest duża szansa, że dzięki tym działaniom jakiś mniej

świadomy konsument spali więcej benzyny, zje więcej wołowiny lub zrobi większe zakupy w

supermarkecie, korzystając z obniżki cen wywołanej chwilowo zwiększoną podażą. W globalnej

restauracji post jednej osoby nie zmniejsza liczby podawanych porcji tylko zmienia ich układ na

stole. Istotne znaczenie mogą mieć natomiast zbiorowe działania poparte programem zmiany

mechanizmów odpowiedzialnych za obecne wzorce produkcji i konsumpcji.

*

Klasyk liberalizmu John Stuart Mill należał do grona nielicznych myślicieli swoich czasów,

którzy postrzegali koniec epoki wzrostu jako szansę przejścia na wyższy poziom rozwoju. „Nie

mogę [...] odnosić się do stabilnego stanu kapitału i bogactwa z odrazą manifestowaną

przeważnie przez przedstawicieli ekonomii politycznej starej szkoły. Skłonny jestem wierzyć, że

ogólnie rzecz biorąc byłby to znaczący postęp względem obecnej sytuacji”, pisał w połowie

dziewiętnastego wieku. W wizjonerskim ujęciu Milla ,,życie po wzroście” nie ma nic wspólnego z

marazmem i stagnacją.

„Jest rzeczą oczywistą, że stabilna ilość kapitału i ludności nie pociąga za sobą wstrzymania

postępu w ulepszaniu ludzkiej kondycji. Istnieć będzie większe niż kiedykolwiek pole do

rozwoju wszelkich form kultury umysłowej, do postępu moralnego i społecznego; gdy

ludzkie umysły nie będą już pochłonięte sztuką przetrwania, będzie więcej przestrzeni dla

doskonalenia Sztuki Życia.3

Page 10: Michał Augustyn - Życie po wzroście

Postwzrost jest więc czymś znacznie więcej niż końcem młodzieńczej fazy dojrzewania

gospodarki – to początek ambitnego poszukiwania dróg realizacji ideału lepszego życia w

sprawiedliwym społeczeństwie, w granicach, które pozwolą kolejnym pokoleniom na utrzymanie

przynajmniej takiego samego poziomu dobrostanu. Richard Easterlin już w 1974 roku wykazał,

że zwiększenie produkcyjnych mocy gospodarki nie przekłada się liniowo na poziom satysfakcji

życiowej: w krajach, które osiągnęły pewien poziom dobrobytu, dalszy przyrost PKB nie pociąga

za sobą wzrostu zadowolenia.4 Truizmem jest twierdzenie, że pojęcia tak efemerycznego jak

szczęście nie można zredukować do stanu posiadania ani do stopnia zaspokojenia materialnych

potrzeb czy możliwości spełnienia pragnień (nie wszystko, czego człowiek pragnie, przynosi mu

szczęście). Ignorowanie sfery doświadczeń intelektualnych, społecznych,

estetycznych i duchowych prowadzi ostatecznie do stworzenia warunków,

w których wysoki poziom satysfakcji mogłoby osiągnąć wyłącznie zombie

- żywy trup pochłonięty przetwarzaniem materii o wysokim stopniu

złożoności w proch i pył.

Znacznie bardziej dojrzałą i bliższą rzeczywistości koncepcję pełnego życia proponuje

indyjski ekonomista i myśliciel Amartya Sen - to możliwość podejmowania takich działań, które

jednostka uznaje za wartościowe. Celem rozwoju jest zatem powiększanie zakresu wolności

Page 11: Michał Augustyn - Życie po wzroście

rozumianej jako dostęp do szerokiego zakresu narzędzi umożliwiających dobre życie.5

W tym katalogu obok odpowiednich zasobów ekonomicznych mieści się możliwość

wykonywania satysfakcjonującej, sensownej pracy, swoboda wypowiedzi i zrzeszania się, dostęp

do opieki zdrowotnej i kultury. Wyzwaniem naszych czasów jest znalezienie sposobu na

poszerzanie sfery wolności i jednoczesne zmniejszanie presji na środowisko naturalne.

Ekonomiści tacy jak Herman Daly i think-tanki w rodzaju brytyjskiej New Economics Foundation

dostarczają bogatego zestawu rozwiązań, które mogłyby przynieść pożądane zmiany w

makroskali: od reformy systemu monetarnego przez skrócenie czasu pracy aż po limity

wydobycia nieodnawialnych surowców czy opodatkowanie przepływów kapitału. W obliczu

politycznego i intelektualnego paraliżu najważniejszą sprawą wydaje się

jednak stopniowa zmiana świadomości społeczeństw, skazanych obecnie

na wybór między sztucznie pompowaną gospodarką, stagnacją i recesją.

*

Gdyby jakiś socjolog miał ze wszystkich krajów globalnej Północy wybrać ten, w którym

idee postwzrostu mają najmniejszą szansę na asymilację, pewnie wskazałby Polskę. Kraj, w

którym rozpychanie się łokciami i brutalna rywalizacja są uważane za przejaw zdrowej

konkurencji, a nastawienie na współpracę i troska o wspólne dobro to puste hasła z wniosku o

dofinansowanie projektu ze środków rozrzutnej i naiwnej Unii Europejskiej. Kraj, w którym więzi

społeczne (nazywane „kapitałem społecznym”, zgodnie z tendencją do zawłaszczania języka

przez ekonomię) należą do najsłabszych w Europie. Kraj, w którym po latach przymusowego

pobytu w ascetycznym bloku wschodnim pełna lodówka i nowy samochód wciąż są synonimem

dobrobytu. Kraj, w którym wolność wyboru towarów to dla większości jedyna

spełniona obietnica transformacji, a możliwość głosowania utożsamiana

jest z demokracją. Wreszcie kraj, którego klasa polityczna uparcie konserwuje przestarzałą

gospodarkę opartą na paliwach kopalnych i niezwykle atrakcyjnej cenowo sile roboczej. Polska

egoizmem, węglem i wyzyskiem stoi, ale czy stać będzie, a przede wszystkim – czy musi? W

latach 40. mieszkańcy wysp Pacyfiku po zetknięciu z wytworami amerykańskiego przemysłu,

uwierzyli, że ten niewyobrażalny dobrobyt może stać się ich udziałem, jeśli zdołają przeciągnąć

na swoją stronę bóstwa tak hojnie obdarzające przybyszów. Narodził się kult cargo, zbiór

rytuałów polegających na kopiowaniu symboli należących do kultury kolonizatorów i

konstruowaniu artefaktów przypominających przedmioty pożądania. Ta przypadłość krajów

peryferyjnych, olśnionych bogactwem kultury uznanej za wyższą, dotknęła również mieszkańców

Polski, a przede wszystkim polskich polityków. Powszechna jest wiara, że ślepe

Page 12: Michał Augustyn - Życie po wzroście

imitowanie zachodniego modelu gospodarczego w skrajnie uproszczonej i

prymitywnej wersji, wsparte modłami wznoszonymi do bóstwa rynku

zapewnią Polakom dostatek i szczęście. Tymczasem odmieniona kryzysem

Europa poszukuje nowych dróg rozwoju: Niemcy inwestują ogromne środki w

transformację energetyczną, Szwecja eksperymentuje ze skróceniem czasu pracy do sześciu

godzin, Szwajcarzy domagają się wprowadzenia dochodu podstawowego, a Wielka Brytania

tworzy klimat intelektualny, który sprzyja jawnemu odrzucaniu logiki niekończącej się

akumulacji.6 Równolegle rozwijają się niezliczone pozasystemowe inicjatywy, będące

namacalnym dowodem na to, że istnieje życie poza pułapką wzrostu. Fale tej społecznej

energii z wolna docierają również do Polski i - mimo skrajnie

niesprzyjających warunków – zasilają rozproszone oazy oddolnej

aktywności.

*

Społeczny pejzaż obserwowany z dystansu daje dobre pojęcie o dominujących

wartościach, dążeniach, mechanizmach i instytucjach, ale nikną w nim pojedyncze odstępstwa

od normy. Z bliska przybierają one na ogół postać ekstrawaganckich ,,projektów”, które łatwo

zbagatelizować i zbyć jako ,,romantyczne mrzonki”, ponieważ występują w rozproszeniu i rządzą

się inną logiką niż uporządkowane tło. Niszowe praktyki dopiero widziane razem

ujawniają zaskakujące podobieństwa; wśród nich największy potencjał mają

społeczne inicjatywy, które poszukują dróg wyzwolenia od nakazów rynku i opresyjnych

hierarchii, wyrażając swoje idee i wartości w działaniu. Powstają one wbrew przemożnej presji

warunków promujących skrajny indywidualizm i wyłamują się z obowiązującej dychotomii

publiczne (w rozumieniu państwowe) – prywatne, tworząc pozainstytucjonalne ośrodki

aktywności, co świadczy o tym, że stanowią ekspresję głębokich pragnień, których obecny

system społeczno-ekonomiczny w żaden sposób nie może zaspokoić ani nie jest w stanie

stłumić. Przeważnie łączy je horyzontalna struktura, równowaga między

wolnością jednostki a dobrem społeczności, geneza (spontaniczna

samoorganizacja), stosowanie zasady wzajemności, otwartość (łatwo

dołączyć, łatwo opuścić), inkluzywność (niski próg wejścia), poczucie

odpowiedzialności za środowisko naturalne, koncentracja na działaniu,

wreszcie dążenie do zaspokajania potrzeb wspólnoty. Posługując się słowami

Jacka Kuronia „to, jak będziemy działać, określa wytwór naszego działania, ład społeczny, który

chcemy tworzyć”; warto zatem przyjrzeć się praktyce działania inicjatyw, które wcielają w życie

Page 13: Michał Augustyn - Życie po wzroście

idee postwzrostu, niekoniecznie utożsamiając się z tym ruchem.

Jednym z takich fenomenów są o g r o d y w s p ó l n o t o w e zakładane w większych

polskich miastach, głównie w Warszawie, Krakowie i Poznaniu7. Polskie wcielenie tej szczególnej

odmiany miejskiego ogrodnictwa nie musi być kopią rozwiązań podpatrzonych w Niemczech czy

Stanach Zjednoczonych. Dzięki wieloletniej tradycji rodzinnych (kiedyś pracowniczych) ogrodów

działkowych, które w samej Warszawie od lat chronią przed inwazją betonu i asfaltu teren o

powierzchni ponad 1000 hektarów, community gardening może zyskać lokalny koloryt.

fot: Łukasz Michalak

Ogród Wspólnotowy Jedność w Warszawie

Polskie działki mają szansę przeobrazić się z porozdzielanych płotami

spłachetków prywatnie użytkowanej ziemi w żyzną glebę dla społeczności

połączonych wyznawanymi wartościami i wspólną pracą. W kraju przez stulecia

dławionym pańszczyzną z wolna wyłania się antyteza folwarku: w ogrodzie wspólnotowym

własność ma charakter wyłącznie nominalny, nie różnicuje praw członków grupy do korzystania z

plonów. Liczy się dobrowolna praca, wykonywana indywidualnie lub grupowo, regularnie lub od

czasu do czasu; jej owoce (i warzywa) są dzielone po równo lub według wkładu mierzonego

liczbą przepracowanych godzin. Powierzchowne i zwodnicze jest tu skojarzenie z PGR-ami,

nasuwające się wielu osobom, których młodość przypadła na czasy zwane (również mylnie)

komunizmem. W odróżnieniu od pracowników rolniczo-przemysłowych kombinatów, miejscy

Page 14: Michał Augustyn - Życie po wzroście

ogrodnicy, skupieni w małych grupach, czują się odpowiedzialni za wspólnie prowadzone

przedsięwzięcie. Polegają głównie na pracy własnych rąk, rzadko i niechętnie sięgają po nawozy

sztuczne i chemiczne opryski; wynika to po części z oszczędności, ale z dążenia do niezależności

od energochłonnego przemysłu, obawy przed naruszeniem delikatnej równowagi ekosystemu i

umiłowania prostoty. Miejskie ogrodnictwo przybiera niekiedy postać socjotechnicznego

narzędzia, które ma „aktywizować społeczność” zaniedbanych dzielnic (przez okres realizacji

projektu) lub błahej zabawy dla osób podatnych na niszowy marketing stylów życia. W cieniu

tych bezideowych, instrumentalnie traktowanych tworów, które tylko powierzchownie

przypominają ogrody wspólnotowe, powstaje wiele realnych utopii w małej skali; ich twórcy nie

szukają rozgłosu, kryją się w cieniu roślin, cierpliwie uprawiając wspólny ogródek. Kiedy dobra

żywność w mieście stanie się luksusem, przyjdzie czas na coming out i upowszechnianie

sprawdzonego modelu.

W wielu miastach w Polsce prężnie rozwijają się również k o o p e r a t y w y

s p o ż y w c z e 8, które na problem braku powszechnego dostępu do żywności i kontroli nad

całym łańcuchem dostaw patrzą od drugiej strony, czyli z perspektywy konsumenta. Członkowie

kooperatywy organizują grupowe zakupy bezpośrednio u producenta. Dzięki pominięciu

pośredników i hurtowym zamówieniom cena jest zadowalająca i dla dostawców, i dla odbiorców,

a nadwyżkę można przeznaczyć na dalszy rozwój kooperatywy lub inny cel, który członkowie

uznają za ważny. Twórcy tych społecznych przedsięwzięć wcielają w życie wartości wspólne dla

ruchów spółdzielczych na całym świecie, wyrażone w zasadach sformułowanych w połowie XIX

wieku przez Spółdzielnię Sprawiedliwych Pionierów z Rochdale w Anglii: otwartego członkostwa,

demokratycznej kontroli, autonomii, kształcenia, współdziałania i dbania o otoczenie społeczne.9

Dla kooperatyw spożywczych powstających współcześnie coraz większe znaczenie mają też

bliskie relacje z lokalnymi rolnikami (np. w modelu CSA konsumenci płacą za produkty z góry i

pomagają w pracy na roli) i wspieranie ekologicznych metod upraw. Najważniejsze jednak

jest to, że działania kooperatystów nadają sens głównej aktywności

współczesnego człowieka, konsumpcji, przeistaczając alienujący rytuał

kupowania w społeczną praktykę. Kooperatywy spożywcze nie są tylko sposobem na

tanie zakupy; to przede wszystkim przestrzenie, w których miejsce osamotnionego konsumenta

zajmuje wspólnota jako twórczy podmiot, zdolny kształtować sposób produkcji żywności i

stosunki pracy. W ten sposób nowej mocy nabiera wezwanie rzeczników odpowiedzialnej

konsumpcji do „głosowania pieniędzmi”; bez względu na to, czy chodzi o wybór polityczny czy

zakupowy, podatny na manipulację tłum zagłuszy głos jednej osoby. Zmiany może dokonać

Page 15: Michał Augustyn - Życie po wzroście

tylko grupa ludzi połączonych wspólnym dążeniem.

Wiele ważnych inicjatyw mierzy się z brakiem zasobów niezbędnych do skutecznego

działania. Wobec niemocy państwa i triumfu systemu realizującego ideał wolności ekonomicznej

dla nielicznych, brakuje pieniędzy na rzeczy, które mają jakąkolwiek wartość. Z powodu

coraz większej koncentracji kapitału i władzy w rękach sektora

finansowego pieniądze nie są neutralnym środkiem wymiany, ale przede

wszystkim narzędziem bezwzględnej eksploatacji produktywnych

sektorów gospodarki, które z kolei żerują na środowisku i pracownikach.

Praca matematyka tworzącego algorytmy, które optymalizują spekulacyjne transakcje10, ceniona

jest wyżej niż takie luksusy jak ludzkie zdrowie, opieka nad dziećmi, czyste powietrze czy poezja.

Obsługiwanie graczy w globalnym kasynie przynosi więcej pieniędzy, niż dostarczanie

jakichkolwiek użytecznych dóbr. Przybywa jednak osób, które starają się znaleźć brakujące

ogniwo między pracą a potrzebami społecznymi, nie oglądając się na polityków,

obezwładnionych przez instytucje znacznie potężniejsze niż państwa. Skoro obywatele mają

nikły wpływ na kształtowanie gospodarczych priorytetów, a nawet na redystrybucję zysków firm

działających pod presją systemu wymuszającego stały wzrost, może dobrym rozwiązaniem jest

tworzenie w a l u t s p o ł e c z n o ś c i o w y c h ? Niezależne systemy wymiany i waluty lokalne

mają bogatą tradycję: poprzedzają „legalny środek płatniczy” oparty na autorytecie państwa, a

nawet pieniądz kruszcowy. W latach 30. XX wieku w dziesiątkach amerykańskich miast i

niektórych krajach Europy rozpowszechniły się papierowe certyfikaty kompensujące niedobór

pieniędzy wywołany kryzysem. Kolejna fala popularności alternatywnych form wymiany

rozpoczęła się w latach 80., wraz z rozwojem informatyki, i trwa do dzisiaj. W Polsce od kilku lat

upowszechniają się proste, tworzone oddolnie inicjatywy oparte na pomyśle systemu kredytów

wzajemnych i banków czasu.11 Oba polegają na podwójnym księgowaniu transakcji na

internetowym koncie nabywcy i sprzedawcy, a jednostką rozliczeniową jest umowna waluta lub

określony czas pracy (zwykle godzina). Taki niezapośredniczony sposób rozliczeń zapewnia

potencjalnie nieograniczoną dostępność waluty, która w rzeczywistości jest tylko informacją o

tym, że ktoś zrobił coś wartościowego dla drugiej osoby. Komplementarne waluty

nadają dzięki temu odpowiednią wartość niedostrzeganej i niedocenianej

pracy na rzecz całej wspólnoty – nieformalnej, wykonywanej w domu, w

organizacjach pozarządowych, w ośrodkach opieki. Są wyzwaniem dla

mieszkańców wielkich miast, których „wyrachowany egoizm nie musi obawiać się żadnych

Page 16: Michał Augustyn - Życie po wzroście

fot: Michał Augustyn

Jeden z bazarów społecznościowych zorganizowanych przez Wymiennik

zakłóceń ze strony imponderabiliów stosunków osobistych”, jak pisał niemiecki filozof i socjolog

Georg Simmel.12 Społeczny kredyt niepostrzeżenie rewolucjonizuje stosunki między ludźmi,

którzy decydują się z niego korzystać: z amorficznego tłumu pracowników i konsumentów tka

sieć relacji opartych na wzajemności i zaufaniu. Jest spoiwem łączącym przedstawicieli różnych

grup społecznych w niehierarchiczną strukturę. Wpisuje się w postulaty postwzrostu również

tym, że oszczędza środowisko przed skutkami zachłannej konsumpcji: wspierając lokalną

produkcję, zmniejsza potrzebę transportu na duże odległości, tworzy stale dostępny rynek

rzeczy używanych, wreszcie uwalnia od hedonistycznego kieratu, w którym jedynym sposobem

osiągania satysfakcji są zakupy. Waluta społecznościowa jest metasystemem,

który może swoim zasięgiem objąć wiele prospołecznych projektów –

inicjatyw sąsiedzkich, przedsiębiorstw społecznych i stowarzyszeń –

zwiększając dobrostan uczestników sieci lokalnych interakcji. Nawet mając do

dyspozycji jedynie trzy wymienione tu elementy, które już istnieją w izolacji od siebie (m.in. w

Warszawie) – ogrody wspólnotowe, kooperatywy spożywcze i lokalną walutę – można stworzyć

zaczątek autonomicznej przestrzeni, rodzaj laboratorium sprzyjającego swobodnym

eksperymentom z użyciem nowych narzędzi społecznych, przystosowanych do świata wolnego

od przymusu wzrostu, przyjaznego dla tych, którzy rozumieją, że „dosyć” znaczy „wystarczająco

dużo”.

Page 17: Michał Augustyn - Życie po wzroście

1 John Scales Avery, Using Material Goods For Social Competition, Countercurrents.org, 23.01.2013

(http://www.countercurrents.org/avery230113.htm, dostęp 25.09.2014).2 Rupert Neate, Queen finally finds out why no one saw the financial crisis coming, The Guardian,

13.12.2012 (http://www.theguardian.com/uk/2012/dec/13/queen-financial-crisis-question, dostęp

4.06.2014).3 John Stuart Mill - Principles of Political Economy, 1848, London, Longmans, Green and Co. (tłumaczenie

własne), dostęp online: http://www.econlib.org/library/Mill/mlP61.html.4 Richard Easterlin, Does Economic Growth Improve the Human Lot? Some Emirical Evidence [w:] Paul A.

David, Melvin W. Reder (red.), Nations and Households in Economic Growth: Essays in Honor of Moses

Abramovitz, New York: Academic Press, 1974.5 Amartya Sen (1998). The Living Standard [w:] David A. Crocker, Toby Linden (red.), Ethics of

Consumption: The Good Life, Justice, and Global Stewardship, Oxford.6 Tim Jackson, Prosperity without Growth? Sustainable Development Commission, Earthscan, London, 2009.7 W 2014 roku w Poznaniu odbędzie się I Międzynarodowy Zjazd Twórców Ogrodów Społecznych, co może

świadczyć o wyłanianiu się ruchu zrzeszającego miejskich ogrodników.8 Pierwsza w Polsce tego typu inicjatywa to Warszawska Kooperatywa Spożywcza założona w 2010 roku.

Oparte na podobnym modelu przedsięwzięcia powstały też w Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Białymstoku,

Łodzi, Lublinie, Opolu, Radomiu i Katowicach.9 Deklaracja Spółdzielczej Tożsamości, Manchester 1995 (za: Krajowa Rada Spółdzielcza,

http://www.krs.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=43&Itemid=299, dostęp

4.06.2014).10 Richard Anderson, Quant trading:How mathematicians rule the markets, BBC News, 26.08.2011.

(http://www.bbc.co.uk/news/business-14631547, dostęp 4.06.2014).11 Największym systemem kredytów wzajemnych jest Wymiennik założony w 2012 roku w Warszawie i

skupiający kilka tysięcy osób z całej Polski (www.wymiennik.org).12 Georg Simmel, Mentalność mieszkańców wielkich miast [w:] (tegoż) Socjologia, PWN, Warszawa, 2009.

O autorze

Michał Augustyn – społecznik i animator, aktywny zarówno w sektorze publicznym, organizacjach

pozarządowych jak i grupach nieformalnych. W latach 2011-2012 realizował projekt aktywizacji

zawodowej osób niepełnosprawnych. W 2013 koordynował kampanię na rzecz zrównoważonego

rolnictwa i suwerenności żywnościowej w Instytucie Globalnej Odpowiedzialności. Pomysłodawca,

współtwórca i administrator niekomercyjnego systemu kredytów wzajemnych Wymiennik.org,

pomysłodawca i animator wydarzeń kulturalnych w ramach inicjatywy Otwarty Jazdów, ogrodnik miejski

współzałożyciel kolektywu ogrodniczego "Jedność”, współautor programu wykładów i debat pod hasłem

Wczasy Ekonomiczne w ramach projektu Zielony Jazdów Centrum Sztuki Współczesnej, członek

nieformalnej grupy PostWzrost. W obrębie jego zainteresowań znajdują się m.in. ekonomia wzajemności,

procesy samooorganizacji społecznej, dobra wspólne, rozproszone systemy produkcji i waluty

społecznościowe.

Przypisy