Magazyn URWISKOWO 2/2012
-
Upload
agnieszka-troc -
Category
Documents
-
view
219 -
download
3
description
Transcript of Magazyn URWISKOWO 2/2012
A zatem, bez zbędnych
słów, zpraszam do lektury.
Drodzy Czytelnicy!
Właśnie trafia w Wasze ręce drugi
numer magazynu. Powstał on, ponieważ
pierwsze wydanie zostało przyjęte
niezmiernie miło, dzięki czemu cały
zespół redakcyjny miał moc zapału do
dalszej pracy.
Numer ten ukazuje się na przełomie lata
i jesieni, dlatego znajdziecie w nim
mieszankę tematów. Będzie trochę o
wakazjach jak również o tym jak
wypełnić sobie czas podczas coraz
dłuższych i chłodniejszych wieczorów.
Dowiecie się również po jakie książki
warto sięgnąć i co popijać w gorące dni.
Agnieszka Troć
Wydawca Zespół redakcyjny Korekta
Agnieszka Troć – redaktor naczelna
Barbara Bielecka-Grzymkowska
Wioletta Dynarska
Ela Juchno
Lasche
Magda Merecka
Małgorzata Matysek
Sylwia
Anna Włodarczyk
Zaradna Mama
Małgorzata Matysek
Opracowanie graficzne
Agnieszka Troć
Okładka
Sylwia - laureatka konkursu
„Urwisek na okładkę”.
- zdjęcie nadesłała Agnieszka
Danielewicz
Paw z rolki po papierze toaletowym _____ 20
Nie ma wakacji bez edukacj ______________________ 7
Zabawy brudzące __________________________ 8
Zabawy matematyczne _____________________ 9
Zabawy artystyczne ________________________ 10
Zabawy sportowe __________________________ 11
Pomoc w domu ____________________________ 12
Dookoła świata z dzieckiem – Meksyk ______ 13
Nadchodzi jesień ________________ 26
Bezludna wyspa ______ 16
Powietrze ____ 22
Kukiełki z łyżek i nie tylko _________________________ 28
Bawimy się… Tworzymy… Gramy… Uczymy się……………
Kompot z rabarbaru ______________________ 40
Koktail bananowy ______ 39
Pan Kuleczka – Sztukmistrz dnia codziennego ______ 32
Opowiadania dla przedszkolaków ___________34
Książeczki o Zuzi _________ 36
Bajka o Tusi cz II ______________________________ 37
Czytamy… Recenzujemy… Polecamy… Piszemy… Gotujemy… Pichcimy… Pijemy… Zajadamy…
Porady Zaradnej Mamy ____________ 42
Obowiązki domowe _________ 42
Zabawa w doktora __________ 43
Mamo, daleko jeszcze ______ 44
Ciekawostki z niezbędnika małego podróżnika ____ 47
Laureaci konkursu „URWISEK NA OKŁADKĘ” ___ 50
Zespół redakcyjny _________ 52
___ 52
Radzimy… Proponujemy… Polecamy…
messy play (czyli brudzące
zabawy),
zabawy matematyczne,
artystyczne,
sportowe
(specjalnie dla mnie) pomoc
w domu.
Kto powiedział, że w domu musi być
nudno? Projekt „wakacje w domu - nie
ma nudy” uważam za otwarty.
Najpierw powstał plan projektu, czyli
grupy tematyczne. Miał on potrwać 5
dni więc i grup wybraliśmy 5:
Potem powstała tablica, na której
postanowiliśmy (ja i chłopcy, rzecz jasna)
umieścić punkty za zaliczone zadanie.
Jako że nasz zespół liczył 2 członków,
punkt należał się za ukończenie zadania
przez zespół.
Oczywiście i grupy, i zadania w
poszczególnych grupach mogą być
dowolne. Oto nasz „gotowiec” dla
zapracowanych rodziców.
UWAGA: ten zestaw może być
wykorzystywany nie tylko w wakacje.
Ugotuj zupę błotną z dodatkiem
okolicznych ziół w wiaderku.
Pobaw się pianką do golenia
wciśniętą do miski.
Namaluj wielki rysunek kredą (u nas
na trampolinie).
Do miski wsyp perełki do nawadniania
(dostępne obecnie w Biedronce za
1,50 zł). Będzie to niezwykły świat dla
twoich figurek (u nas ludziki lego).
Poproś mamę, żeby dzień wcześniej
zamroziła barwnik spożywczy
rozpuszczony w wodzie w
pojemnikach na lód. Będą to
niezwykłe mrożone farby
(świetne w upalny dzień).
A jak fajnie zjeżdżają ze ślizgawki.
Dziecięce sudoku.
Dodawanie przy użyciu materiałów
naturalnych.
Domino z kamyków.
Dzielenie pizzy (mniam… świetny
pomysł na wprowadzenie ułamków).
Segregowanie kamyków (spinaczy,
guzików) w woreczkach po 10 i
liczenie dziesiątkami (lub w każdej
innej konfiguracji).
Niewidzialny atrament – tajemniczą
wiadomość malujemy pędzelkiem
umoczonym w soku z cytryny.
Następnie wystarczy przybliżyć papier
do ognia (uwaga, żeby nie spalić
rysunku) i tajemnica przestaje być
tajemnicą.
Kartkę zamalowujemy kredkami
świecowymi, a następnie farbą. Po
przeschnięciu wydrapujemy rysunek
ostrym patyczkiem.
W plastikowych kubeczkach z wodą
rozpuszczamy farbę z odrobiną płynu
do naczyń. Następnie przy użyciu
słomki tworzymy bąbelki. Kartkę
papieru przykładamy do
poszczególnych bąbelków, które
tworzą w rezultacie barwny rysunek.
Wybieramy sławnego malarza i
próbujemy namalować obraz
używaną przez niego techniką ( u nas
był to Piet Mondrian).
Tworzymy papierowy teatrzyk w
pudełku.
Tworzymy procę z patyka i gumki.
Do ramion starego drewnianego
wieszaka mocujemy gumkę i… łuk
gotowy.
Organizujemy zawody w
pchnięciu… ziemniakiem.
Odcinamy dno butelce plastikowej
po płynie do płukania (z rączką).
Będzie to idealny kosz dla naszej
piłki.
Eco ringo na grilla – rolkę po
ręcznikach papierowych
umieszczamy pionowo na ziemi. W
talerzykach papierowych
wycinamy duże dziury i możemy
używać ich do rzutu.
Zrywamy warzywa w ogródku (my
zrywaliśmy groszek na nasiona).
Robimy kanapkę według wzoru
(najważniejsze żeby była
niekonwencjonalna).
Ściągamy poszewki do prania
pościeli plus obowiązkowa walka
na poduszki.
Domowi hokeiści używają
odkurzacza (a przy okazji podłoga
się sama odkurza).
Udajemy, że pracujemy w hotelu i
ścielimy łóżka gości. Można na
równo pościelonych łóżkach
położyć wesołą kompozycją z
ręcznika z czekoladką i
skonsumować ją po zakończeniu
zadania).
Lasche
http://laschejunk.blogspot.com/
Któż z nas nie marzy o dalekich i pełnych
przygód podróżach?!
My marzymy, ale zanim nasze pragnienia
się urzeczywistnią, podróżujemy „palcem
po mapie”. W taką podróż można zabrać
każdego, kogo tylko chcemy, wliczając w
to psa, kota, lalkę. Taka podróż nic nie
kosztuje. Rozmaite miejsca można
zwiedzać o dowolnej porze roku oraz
dnia. No i chyba najważniejsze -
zabieramy bez obaw w taką podróż
dzieci, które nie marudzą, ale chłoną
wiedzę jak gąbki. Jedyne, czego
potrzebujemy, to WYOBRAŹNIA.
Wspólnie z córeczkami (Wiktoria 7 lat i
Julia 4 lata) podróżujemy tak już jakiś
czas i, uwierzcie, zwiedziłyśmy już kawał
świata. Spotkałyśmy na naszej drodze
dzikie zwierzęta, zwiedzałyśmy
najsłynniejsze zabytki, wcinałyśmy
przepyszną włoską pizzę itd. Długo
mogłabym wymieniać! Ale do rzeczy.
Dzisiaj opowiem Wam, jak wybrałyśmy
się do Meksyku. Zaczęłyśmy od
znalezienia Meksyku na mapie, ustalenia,
na jakim kontynencie leży i jakich ma
sąsiadów. Następnie zrobiłyśmy
wydzierankową flagę.
Ustaliłyśmy, jak się
nazywają mieszkańcy
Meksyku i z rolki
papieru stworzyłyśmy
naszych Meksykanów.
Kolejną przygodę
przeżyły nasze
paluszki, które zrobiły
papierowe makatki.
Skoro Meksyk, to muszą być
kaktusy. Osobiście za nimi nie
przepadam, chociaż to pewnie
jedyne rośliny, który nie
zwiędłyby na moim parapecie.
Do ich narysowania Wiktoria
użyła pasteli.
Na koniec trochę
meksykańskich tańców i
muzyki. A do tego
potrzebne są kastaniety
(niestety nie wyszły nam
za piękne, ale co tam).
Oglądałyśmy również bajkę z serii „Była sobie Ameryka. Aztekowie przed podbojem”.
Jak Wam się podobała podróż? Dla nas była to niezapomniana przygoda, a w słowniku
moich dzieci pojawiło się kilka nowych pojęć.
Ela Juchno www.madredziecko.blogspot.com
Prawdziwy Meksykanin
powinien mieć na głowie
sombrero, dlatego
postanowiłyśmy sobie zrobić
meksykańskie kapelusze,
wykorzystując do tego
papierowe talerzyki i kubki.
Wakacje powoli stają się
wspomnieniem. By trochę
przedłużyć letnie klimaty,
proponuję zrobić BEZLUDNĄ
WYSPĘ. Będzie można się nią bawić
zarówno teraz, jak i w coraz dłuższe
jesienne oraz zimowe wieczory.
Już samo tworzenie wyspy jest
świetną zabawą, a to dopiero
początek.
Materiały:
Pudełko po margarynie
Tektura
Stare gazety
Rolki po ręcznikach
papierowych
Bibuła (żółta, niebieska,
brązowa)
Zielony blok techniczny
Klej stolarski
Klej w sztyfcie
Taśma samoprzylepna
Nożyczki, flamaster
Pudełko po margarynie
przyklejamy do tektury
taśmą samoprzylepną. Brzegi
pudełka obklejamy
pogniecioną gazetą. Żółtą
bibułę rwiemy na kawałki, a
klej stolarski rozrabiamy pół
na pół z wodą. Kleistą
mieszanką smarujemy
pudełko oraz gazetę i całość
obklejamy kilkoma
warstwami żółtej bibuły.
Brzegi tektury obklejamy
niebieską bibułą. Całość
pozostawiamy do
wyschnięcia, a w
międzyczasie zabieramy się
do zrobienia palm.
Na zielonych kartkach ze
sztywnego papieru rysujemy
kształty liści, a następnie je
wycinamy. Brązową bibułę
tniemy na paski, smarujemy
klejem i obklejamy nimi rolki
po papierowych ręcznikach.
Wycięte liście przyklejamy do
wnętrza rolki i wywijamy je
na zewnątrz. Z kawałków
brązowej bibuły formujemy
kuleczki i przyklejamy pod
liśćmi, Będę to kokosy.
Na koniec pozostaje przykleić
klejem stolarskim palmy do
wyschniętej wyspy. Gdy klej
wyschnie, można rozpocząć
wspaniałą zabawę.
Do kompletu można jeszcze
stworzyć morze i ląd na dużej
kartce brystolu, a nawet statek
piracki.
Jak zrobić statek z opakowań po
jajkach, możecie zobaczyć
TUTAJ.
Życzę udanej zabawy!
Agnieszka Troć
www.urwiskowo.com.pl
Do jego wykonania użyliśmy:
- rolki po papierze toaletowym
- różnokolorowej bibuły
- papieru kolorowego (my
użyliśmy niebieskiego i
czerwonego)
- nożyczek
- kleju
- czarnego flamastra
Na początku wakacji razem z dziećmi
odwiedziliśmy zoo. Moim chłopcom
bardzo spodobał się paw, a szczególnie
jego piękny ogon. I takiego właśnie pawia
z rozłożonym wielobarwnym trenem
postanowiliśmy stworzyć z dostępnych w
domu materiałów.
Rolkę wysmarowaliśmy dokładnie
klejem i obkleiliśmy dookoła
niebieskim papierem. Bibułę
złożyliśmy w jedną kupkę i z całości
wycięliśmy i ponacinaliśmy boki na
kształt pióra.
Jedno czerwone piórko zostawiliśmy.
Resztę nakleiliśmy z tyłu pawia w
formie wachlarza. Przyklejaliśmy za
pomocą kleju pojedyncze pióra z
bibuły, ale można je równie dobrze
spiąć zszywaczem. Z kolorowego
papieru wycięliśmy dwa koła -
mniejsze i większe. Nakleiliśmy je na
pióra jako ozdobę i zakrycie plamek z
kleju. Z pozostałego czerwonego
piórka zrobiliśmy dziób, czyli
zgięliśmy je w 1/3 wysokości i tą
krótszą część przykleiliśmy do rolki.
Flamastrem namalowaliśmy oczy.
Podziwialiśmy nasze dzieło „dumni z
niego jak pawie”.
Sylwia
http://mamawdomu.blogspot.com
Jest ulotne, eteryczne, przenikliwe,
ciepłe lub lodowate… Nie do
okiełznania.
Czy warto dzieciom opowiadać, z czego
składa się nasze powietrze? Tłumaczyć,
że jest mieszaniną gazów? Mówić o
azocie, dwutlenku węgla, o tym, że
możemy je poczuć wtedy, gdy wieje
wiatr?
Warto! Należy opowiadać! Nasze
powietrze jest przecież dla nas
niezbędne do życia! Warto dzieciom o
nim mówić, warto edukować również,
jak dbać o czystość powietrza. Jak
unikać produkcji spalin, czym palić zimą
w naszym piecu? Dlaczego nie wolno
palić plastików, gum, starych ubrań i
butów oraz wszystkich tych rzeczy, które
nie są naturalne? Edukacja ekologiczna
powinna już zaistnieć w bardzo młodym
wieku.
Wiadomo, że zasiane ziarno kiełkuje
najlepiej na żyznej glebie. Śmiało
można porównać małe dziecko do
żyznej ziemi, bo dziecko nie tylko
chłonie, ale również zapamiętuje i
wdraża poznaną wiedzę w swoje życie,
nawet zupełnie nieświadomie. Musimy
przecież uczyć zarówno dorosłych, jak i
dzieci, że zanieczyszczone powietrze
obniża nasz standard życia, powodując
problemy zdrowotne oraz kwaśne
deszcze, zanieczyszczające wodę i glebę,
w której rosną nasze pokarmy.
W ramach ekologicznej edukacji
możemy, jako świadomi rodzice,
świętować 14 listopada Dzień czystego
powietrza. Jak go obchodzić? Jak się do
niego przygotować? Oto kilka moich
propozycji:
Budujemy wspólnie latawiec. Listewki
można kupić w każdym markecie
budowlanym. Można je skleić klejem do
drewna lub powiązać sznureczkiem.
Wykorzystujemy szary papier, który
malujemy według uznania. My mamy kształt
domku, dlatego pomalowaliśmy go tak jak
domek. Pamiętajcie o długim sznurku i o
tym, że im dłuższy, tym łatwiej się plącze.
Ważne też, aby zrobić proporcjonalny do
wielkości latawca ogon, który jest sterem
wysokości. Kiedy latawiec jest już gotowy,
wybieramy się na otwartą i bezpieczną
przestrzeń. Puszczamy latawiec wysoko!
Budujemy „łapacz snów” - tak
możemy nazwać naszą wiszącą
ozdobę. Dwa kijki związujemy na
środku. Do poszczególnych końców
możemy przywiązać wszystkie
skarby z lasu. Mogą być to liście,
trawy, patyczki czy muszelki. Naszą
konstrukcję możemy ozdobić np.
wyciętymi z papieru gwiazdkami i
księżycem, a potem wieszamy na
lampie w centralnym miejscu.
Obserwujemy, co dzieje się, kiedy
wieje wiatr. Dlaczego wszystko
szumi, ocierając się o siebie?
Robimy kolorowe wiatraczki. Oczywiście
można kupić je w sklepie, my też mamy
takie, ale o wiele lepszą zabawą jest zrobić
je własnoręcznie. Potrzebujemy kolorowy
blok oraz kijek do przymocowania
wiatraczka, pinezkę oraz nożyczki. Kwadrat z
papieru składamy na pół i z drugiej strony
również, potem zostawiamy od środka ok.
2,5 cm i nacinamy wszystkie zgięcia, potem
do środka składamy każdą połowę trójkąta i
spinamy pinezką, którą wbijamy w patyczek.
Możemy już pocięty kwadrat zalaminować,
tak by był bardziej trwały. Wystawiamy
wiatraczek na wiatr. Dla starszych dzieci
możemy zaproponować zabawę w
obserwację pogody i zapisywanie
poszczególnych wietrznych dni oraz innych
objawów im towarzyszących, np. wieje wiatr
i pada deszcz, niebo jest szare itp.
Aparat do robienia baniek ma już prawie
każdy, a jak nie, to można kupić taki mały
pojemniczek za 2 zł. Robienie baniek to
najlepsza zabawa w wietrzne dni!
Udanej zabawy!
Barbara Bielecka-Grzymkowska
http://florysztuka.blogspot.com/
Nadchodzi jesień. W zeszłym roku, tak
samo jak teraz, byłam zdziwiona, że na
drzewach jest już prawie czerwona
jarzębina. Jeszcze przed chwilą
próbowaliśmy zatrzymać lato na
kolorowych fotografiach, w garści
wspomnień zamkniętych w małych
pamiątkach z wakacji, a już myślimy, co
zrobić by na dłużej zatrzymać jesień.
Wybieramy się na wycieczki do lasu, parku
i na pole. Zbieramy wszystko, co będzie
nam potrzebne do zrobienia jesiennej
kompozycji - liście, trawy, kasztany i
żołędzie, patyczki, mech i tysiąc innych
skarbów leśnych. Zbieramy również
jesienne kwiaty – chryzantemy albo
marcinki, ewentualnie tak jak ja możemy
użyć zasuszonego zatrwianu, który można
kupić na bazarku. Odwiedzamy okoliczne
sklepiki z warzywami w poszukiwaniu
małych ozdobnych dyni lub kabaczków.
wędrujemy do zaprzyjaźnionej kwiaciarni
po zieloną gąbkę. Następnie w domu
zapraszamy nasze dzieci do zabawy!
Z dyni lub kabaczka wyciągamy środek, a
w tym samym czasie w misce z zimną
wodą zielona gąbka pije wodę.
Kiedy nasza dynia pozbawiona jest środka,
wkładamy do niej odpowiednio przyciętą
gąbkę (tu ważna jest pomoc rodzica).
Gąbka jest miękka i można ją kroić nawet
plastikowym nożem. Da się ją również
przyciąć na sucho, ale wtedy proszę
uważać na opiłki, żeby absolutnie nie
trafiły do oka! Kiedy gąbka jest już w
naszym naturalnym naczyniu, hulaj dusza!
Dajmy dziecku wyszaleć się artystycznie!
Do mięciutkiej gąbki można wsadzić każdy
listek, gałązkę oraz kwiat! Pamiętajcie
tylko, by łodyżki były przycięte na skos!
Łatwiej wchodzą i mają mniejsze szanse na
wypadnięcie.
Jeżeli prace dzieci wykonują tylko z
suchych kwiatów i liści, możemy użyć
szarej gąbki do suchych kompozycji,
również do kupienia niemal w każdej
kwiaciarni! Jeśli jednak używamy zielonej,
warto ją co kilka dni podlewać.
Pamiętajcie, że to ma być zabawa,
pozwólcie dziecku wkładać kwiatki i trawki
po swojemu, nawet wtedy, kiedy wygląda
to dosyć dziwnie! Jeśli chcecie
dać mu przykład, stwórzcie
własną pracę w tym samym
czasie jako wzór! Najważniejsze
w tym wszystkim jest wspólne
spędzanie czasu i dobra zabawa!
Barbara Bielecka-Grzymkowska
http://florysztuka.blogspot.com/
Materiały:
Plastikowe sztućce
Plastelina
Plastikowe ruchome
oczka
Klej
Kolorowa karbowana
bibuła
Dzieci uwielbiają zabawy kukiełkami i
pacynkami. Mogą wtedy puścić wodze
fantazji, odgrywając przeróżne role. Takie
zabawy dają nie tylko wiele radości, ale i
wspierają rozwój dziecka. Jeszcze więcej
frajdy sprawia zabawa, gdy kukiełki
wykona się samodzielnie.
Do łyżeczek i innych
sztućców przyklejamy
plastikowe oczka. Z
plasteliny robimy noski i
usta. Szeroki pasek bibuły
nacinamy tak, by nie
przeciąć go do końca i
obklejamy nim łyżkę,
tworząc w ten sposób
bujną czuprynę. Z drugiego
paska bibuły robimy
kukiełce ubranko, smarując
bibułę klejem i okręcając w
nią. Z kawałka plasteliny
robimy stopy, by nasze
ludziki mogły same stać, i
już można się bawić,
odgrywając kukiełkowe
przedstawienie.
Życzę udanej zabawy!
Agnieszka Troć
www.urwiskowo.com.pl
Pan Kuleczka - Sztukmistrz
dnia codziennego
Katastrofa. Kaczka Katastrofa. I pies
Pypeć. I mucha Bzyk-Bzyk. No i,
oczywiście, pan Kuleczka. Nasi nowi
sąsiedzi. Lokatorzy z ulicy Czereśniowej
powołani do życia przez Wojciecha
Widłaka. Wesoła ferajna jest doprawdy
nietypowa. Pulchniutki jak pączuś pan
Kuleczka nosi codziennie inną muszkę,
nie wiadomo dokładnie, czym się
zajmuje, bo każda plotka głosi coś
innego. Jedni mówią, że ma warsztat
naprawy zepsutych
zabawek, inni
domniemują, że
kiedyś pracował
w cyrku, a jeszcze
co poniektórzy
mają go za
czarodzieja. Może to
dlatego, że zwierzęta,
które z nim mieszkają,
potrafią mówić? Jedno jest
pewne – u tej czwórki zawsze jest
gwarno i wesoło. Zapewne dlatego
sąsiedzi tak dużo o nich mówią -
z ich mieszkania co chwila
dochodzą jakieś śmiechy,
chichoty i tupanie stópek.
Dla mnie pan Kuleczka to
Sztukmistrz dnia
codziennego. Każda
historia o nim i jego
kompanach jest z pozoru
zwyczajna, ale po przeczytaniu
mamy wrażenie, że ta szara codzienność
nie jest wcale taka monochromatyczna.
Błahe czynności w wykonaniu
Katastrofy, Pypcia i Bzyk-Bzyk
czynią świat mocno
kolorowym. Obserwacja
księżyca, gra w
grzybobranie, układanie
puzzli czy robienie
ciasta – to tylko
garstka pomysłów na
spędzanie wolnego czasu.
Konceptów jest sporo, bo domownicy
z ulicy Czereśniowej nie lubią
bezczynności. Opisy Widłaka ujmują
swoim pięknem i prostotą. Przedszkolaki
na pewno dostrzegą w zwierzątkach
własnych przyjaciół, którzy
zachowują się
podobnie i
mają te same
marzenia,
radości czy
smutki. Są
ciekawskie, broją
(Katastrofo, kto
zbił lustro?),
kombinują (Pypeć
z kaczką robią swój domek z pudełka od
zapałek i doklejają do globusa), poznają
świat. A nad tym wszystkim
czuwa Pan Kuleczka.
Ogarnia swoim okiem ten
cudowny rozgardiasz,
mały domowy
mikrokosmos.
Makrokosmos jest za oknem,
ale to właśnie dom i jego
mieszkańcy są najważniejsi na
świecie. Stamtąd bije ciepło,
które ogrzewa czytelników!
To samo tyczy się ilustracji Elżbiety
Wasiuczyńskiej, w których
jestem zakochana bez
pamięci.
Szczerze mówiąc, z jej pracami spotykam
się po raz pierwszy i
uważam to za moje
wielkie zaniedbanie.
Jej impresje,
przepełnione
kolorami i
tryskające
radością, na
długo zatrzymują
wzrok zachwyconego
czytelnika. W jednym z wywiadów
ilustratorka powiedziała, że w pracy
zanurzona jest po kokardę – i to właśnie
rzuca się w oczy w jej pogodnych
ilustracjach. Zresztą podziwiajcie sami!
W serii wydawnictwa Media
Rodzina znajdziecie
tytuły: Pan Kuleczka,
Pan Kuleczka. Dom, Pan
Kuleczka. Spotkanie,
Pan Kuleczka. Skrzydła,
Pan Kuleczka. Światło,
Pan Kuleczka. Radość.
Pan Kuleczka zaprasza
wszystkie dzieci na swoją
stronę internetową:
www.pankuleczka.pl
Małgorzata Matysek
http://slowemlukrowane.blogspot.com/
Już niebawem drzwi przedszkoli znów
staną otworem przed dziećmi. Część z
nich wkroczy w znajome mury i z ochotą
powita ulubione panie i zabawki, a
niektóre po raz pierwszy przekroczą próg
przedszkola i wejdą w nieznany,
„dorosły” , samodzielny świat. Pierwsze
dni września dla wszystkich dzieci,
zarówno maluchów, jak i starszaków,
będą wielkim przeżyciem. Dlatego warto
już wcześniej przygotować dzieci na to,
co je czeka.
„Opowiadania dla przedszkolaków”,
autorstwa Renaty Piątkowskiej, to zbiór
dwudziestu opowiadań, których
bohaterem jest przedszkolak Tomek.
Bardzo pogodny chłopiec, z głową pełną
szalonych, zaskakujących pomysłów,
które nie zawsze ucieszą rodziców,
opowiada małym czytelnikom swoje
poczynania. Każdy dzień to fantastyczna
przygoda pełna zaskakujących zwrotów
akcji i spostrzeżeń dziecka. Ale tak
właśnie wygląda każdy dzień z życia
przedszkolaka. Tylko maluchy potrafią
wpaść na pomysł, by płaszcz dla rycerza
zrobić z zasłonki albo by kolega został
mężem myszy, by ta miała dzieci dla
każdego z przedszkolaków. Któż wpadłby
na takie rozwiązanie jak Tomek, by pod
choinką zmieścił się więcej prezentów,
usunął dolne gałęzie. Wyobraźnia dzieci
nie ma granic i dlatego Tomek opowiada
również o czarnym lwie, który odwiedza
go podczas leżakowania, rurowych
smokach i Starzydłach-Straszydłach, a na
urodziny marzy o księżycu z nieba.
Każde z opowiadań
zaczyna się od słów
„Jak ja lubię…” lub
„Jak ja nie lubię…”.
W ten sposób
autorka podkreśla,
jak emocjonalnie
do wszystkiego
podchodzą
przedszkolaki. To,
co w jednej chwili jest nie lubiane, za
chwilkę może stać się ulubioną rzeczą.
Równie często Tomek stwierdza, że
rodzice nic nie rozumieją, jednak dzięki
opowiadaniom łatwiej jest zrozumieć,
skąd w głowie przedszkolaka biorą się
tak zwariowane pomysły.
Książka w świetny sposób wprowadza
czytelników w świat przedszkolaków,
opowiadając o leżakowaniu, miłych
paniach, które potrafią rozwiązać każdy
problem i wszystko wytłumaczyć, o tym,
jakich fajnych
kolegów można
mieć w
przedszkolu i jak
świetnie spędzać
czas, bawiąc się,
ucząc i poznając
świat.
Warto również
wspomnieć o ilustracjach autorstwa
Iwony Cała. W bardzo sympatyczny
sposób dopełniają interesującą treść i nie
odwracają uwagi od czytanego tekstu.
Wspaniała podróż w świat przedszkolaka
zarówno dla dzieci, jak i rodziców. Z
takim kolegą jak Tomek, każdy
przedszkolak nie będzie się mógł
doczekać września.
Książka wydana przez Wydawnictwo Bis
format: 19,5 x 19,5 cm
stron 108
oprawa: twarda
Agnieszka Troć
www.urwiskowo.com.pl
Drodzy rodzice, przedstawiam
Wam Zuzię. Wesołą
blondyneczkę z niedbale
zawiązaną na głowie czerwoną
kokardą. Ubraną w pasiastą
koszulkę i za krótkie ogrodniczki.
Zuzia może stać się najlepszą
przyjaciółką Waszego dziecka.
Razem z nią będzie uczyło się
jeździć konno, na rowerze i
nartach. Wspólnie nauczą się
pływać i tańczyć, pójdą do
przedszkola i szkoły muzycznej.
Będą razem obchodzić urodziny,
upieką pizzę, pojadą na wieś i
polecą samolotem. Pójdą do
szpitala, lekarza i dentysty. Na 24
stronach, za pośrednictwem
pięknych ilustracji i mądrych
treści, uczestniczymy we
wszystkich ważnych momentach
życia dziewczynki. Dzieci oswajają
własne lęki i poznają nowe
życiowe sytuacje. Po prostu
problemy Zuzi są problemami
każdego dziecka.
Magda Merecka http://rodzinka-m.blogspot.com/
Przygoda na szczycie
ulubionej górki
Dom Tusi znajdował się na
zboczu górki. Codziennie
Kotka chodziła na spacery na
sam szczyt góry, by podziwiać
widoki. Jej małe miasteczko
było widać w całości, gdy
siedziała sobie na samej
górze. Widoki były piękne, a
widać było niemal wszystko.
Tusia lubiła chodzić tam na
spacery, ale tylko w dni, kiedy
nie było zbyt upalnie. Na
górce nie było ani jednego
drzewa, dlatego nie było cienia i kotka
nie miała, gdzie się schować.
Tego ranka Tusia wybrała się na górkę,
słońce jeszcze nie świeciło zbyt mocno.
Jakie było jej zdziwienie i oburzenie, gdy
zobaczyła na szczycie dużo ludzi, małe
koparki i wiele hałasu o nic! Była zła, bo
bała się, że człowiek znów coś wybuduje
na górce. Przyglądała się ludziom przez
chwilę, ale wjeżdżające co chwilę na górę
duże samochody wystraszyły ją
skutecznie. Tusia bardzo zła i smutna
wróciła do domu.
Następnego ranka znowu postanowiła
wybrać się na spacer w swoje ulubione
miejsce. Ogromnie zdziwiła ją cisza, która
panowała na szczycie. Można było tylko
usłyszeć szum drzew. Właśnie, drzew?
Ludzie wczoraj posadzili mnóstwo drzew!
I duże, i małe drzewka rosły niemal
wszędzie. Kotka zadowolona wdrapała
się na największe drzewo! I cały dzień
wylegiwała się w jego cieniu. Warto
sadzić drzewa, pomyślał koteczek. Ludzie
też są całkiem mili. Teraz wakacyjne
upały nie były już takie groźne dla kotki
oraz innych zwierzątek!
Barbara Bielecka-Grzymkowska
http://florysztuka.blogspot.com/
Składniki na ok. 2,5 l :
2,5 litra wody
Ok.500 g rabarbaru
0,8 szklanki cukru (szklanka ok. 250 ml) – opcjonalnie, każdy musi dosładzać
wedle własnego gustu
szczypta kurkumy
duża szczypta cynamonu
5 goździków
Lato już się kończy. Nadal jednak bywa, że
temperatury stają się iście „afrykańskie” i
ciężko poradzić sobie bez szklanki czegoś
do picia.
Ponieważ wciąż można jeszcze dostać w
sklepach rabarbar, chciałam polecić Wam
przygotowanie z niego kompotu.
Pracy przy tym jest naprawdę niewiele,
więc nawet bardzo zapracowany rodzic
może na spokojnie go przyrządzić.
Przepis jest szybki i posiada szereg zalet,
jak chociażby te, że rabarbarowy kompot
jest zdrowy, idealny na upalne dni i nie
sposób mu się oprzeć.
Serdecznie polecam!
Do garnka wlać 2,5 l wody – doprowadzić do wrzenia, po czym dodać cynamon, a po
chwili goździki. Nasza woda lekko się zabarwi. Do wrzątku dodać wcześniej umyty i
pokrojony w plastry rabarbar oraz kurkumę i gotować ok. 20 min.
Doprawić cukrem.
Zdjąć z ognia i odstawić do ostygnięcia.
Przecedzić przez gęste sito i przelać do dzbanka.
Smacznego!
Wioletta Dynarska www.pod-czworka.blogspot.com
Składniki:
- 4 banany,
- 2 szklanki mleka 3,2 %,
- 2 łyżki soku z cytryny,
- 2 paski mlecznej czekolady.
Uwielbiam banany, jednak nigdy nie
lubiłam soków ani koktajli
bananowych. Były one dla mnie zbyt
mdłe. Prezentowany koktajl smakuje
całej mojej rodzinie! Pijemy go
zwłaszcza rano i wieczorem, gdy jest
gorąco, a my nie mamy apetytu.
Wykonanie:
Banany obrać, pokroić na kawałki, zmiksować z sokiem z cytryny. Dolać mleko,
startą czekoladę i miksować do uzyskania puszystej konsystencji.
Do 4 wysokich szklanek wlać koktajl do 2/3 wysokości. Można pić od razu po
przygotowaniu lub odstawić na godzinę do lodówki. Wówczas koktajl stanie się
gęstszy. Podajemy z rurkami waflowymi.
Smacznego!
Magda Merecka http://rodzinka-m.blogspot.com/
W domu Zaradnej Mamy dzieci od małego
mają swoje obowiązki. Nie traktują tego
jako przykrej konieczności, ale jako
przyjemność, a czasami jako przywilej
wykonywania „dorosłej” czynności. Dzieci
od małego wiedzą, jak obsługuje się
domowe urządzenia, np. pralkę i zmywarkę.
Maluchy mają lat 2,5 oraz 4. W łazience
otwierają i zamykają szufladkę na proszek,
włączają program, wrzucają swoje ubranka
do odpowiednich koszy na pranie (w domu
Zaradnej pranie jest segregowane na 4
kategorie kolorystyczne: białe / jasne /
czerwone / ciemne). Następnie pomagają
rozwiesić mokre i pozbierać suche pranie z
suszarki.
W kuchni mają większe pole do popisu.
Podczas przygotowywania posiłków podają
potrzebne rzeczy z lodówki lub szafki.
Pomagają nakrywać do stołu. Wyrzucają po
sobie śmieci do kosza, pomagają rozładować
zmywarkę, układają sztućce do szuflady (z
wyjątkiem ostrych noży).
Podają warzywa do obrania, później same je
myją. Mieszają składniki w misce, czasem
pomagają w dekorowaniu, np. ciasta. To nie
koniec ich obowiązków - ściągają pranie z
suszarki, dobierają skarpetki w pary,
układają buciki na półce. Zbierają zabawki,
układają książeczki.
Żeby jednak ten obraz nie był tak idylliczny,
Zaradna Mama musi szczerze napisać, że
wykonywanie domowych obowiązków
razem z małymi pomocnikami jest bardziej
absorbujące i czasochłonne, niż gdyby robiła
je sama. Trzeba zwracać uwagę na wszystko
i mieć oczy dookoła głowy. Zdarzają się też
wypadki jak rozsypana mąka, rozlane mleko
czy kłótnia dzieci o to, kto ma nacisnąć guzik
od pralki. Mimo to, dzięki angażowaniu
dzieci w większość domowych czynności,
Zaradna Mama ma nadzieję na wychowanie
Zaradnych Dzieci. Takich, które poradzą
sobie czy to w akademiku, czy na dalekim
wyjeździe. Wszędzie tam, gdzie będą zdani
tylko na siebie.
Zaradna Mama
http://zaradna-mama.blogspot.com/
Cliparty są ze strony:
http://www.picgifs.com
Wizyty w przychodniach lekarskich są
nieodłączną częścią naszego życia.
Powitanie nowego członka rodziny ma
zazwyczaj miejsce w szpitalu. Dla dorosłych
to nic nowego, niemowlęta nie wiedzą, kto i
po co ich tak dokładnie ogląda i bada, ale im
starsze dziecko, tym bardziej zdaje sobie
sprawę z tego, co się dzieje wokół. Nie
zawsze podoba mu się, że obcy
człowiek go ogląda, dotyka zimnym
stetoskopem lub robi zastrzyk.
Maluch boi się, protestuje, zaczyna
się wyrywać. Nie dość, że przyszedł
do gabinetu z jakąś dolegliwością, to
jeszcze wizyta zaczyna mu się kojarzyć
z nieprzyjemnymi zabiegami. No
właśnie, jak oswoić dziecko z
lekarzem, gabinetem, przyrządami i
różnymi badaniami?
Najlepiej przez zabawę. Warto od
samego początku, kiedy dziecko zaczyna się
bawić w odgrywanie różnych ról, kupić
zestaw małego doktora. Najpierw na
misiach i lalkach, potem na sobie nawzajem
można pokazywać, do czego służą
poszczególne narzędzia, jak wygląda
wykonywanie badań. Można też zabierać
dziecko ze sobą na „dorosłe” wizyty u
lekarza. Niech oswoi się z widokiem doktora
w fartuchu, z pobieraniem krwi do badania.
Kiedy zobaczy, że mama lub tato nie płaczą,
że nie dzieje się nic złego, nie będzie
reagować lękiem, kiedy przyjdzie jego kolej.
Ja pozwalam dzieciakom zabierać ze sobą na
wizyty niektóre rekwizyty, np. raz
porównywali z lekarzem stetoskopy, innym
razem poszli z plasterkami i lusterkiem do
przeglądu jamy ustnej.
Jak tylko mam możliwość, to zabieram
maluchy razem – młodsza siostra widzi, jak
lekarz bada starszego brata. Raz córa bardzo
się rozpłakała na takiej wizycie... bo doktor
zbadał tylko chorego pacjenta, a ona też
chciała. Dzieci zaczęły traktować wyjście do
lekarza jako coś miłego. Doszło do tego, że
sami mi mówią: „nie bój się mamusiu, to nie
boli” - miny personelu są wówczas
bezcenne!
Nawet wizytę w szpitalu można
podkoloryzować. Podłączenie do kroplówki
było u nas zabawą w „piciu dla motylka”.
Wenflon był motylkiem, który dostawał pić
przez rurkę. Jak dziecko czeka ma mieć
jakieś nowe badanie, warto wziąć ze sobą
misia, który pierwszy pójdzie do lekarza.
Absolutnie nie należy bać się swoich
pomysłów, lekarze i pielęgniarki bardzo
chętnie współpracują i na oczach dziecka
„badają” zabawki. Minuta przeznaczona na
nadprogramowego pacjenta procentuje
spokojnym badaniem chorego dziecka.
Zabawa w doktora rozładowuje też napięcie
rodziców, którzy z całego serca chcą pomóc
swojemu maluchowi. Chorób niestety nie
unikniemy, ale możemy ubarwić wizyty
lekarskie i zniwelować stres dziecka –
bawmy się w doktora!
Zaradna Mama
http://zaradna-mama.blogspot.com/
To pytanie słyszmy często z tylnego siedzenia podczas podróży na
wymarzone wakacje. Nasi milusińscy nudzą się, wiercą i marudzą, bo są
istotami niecierpliwymi z natury. Pamiętajmy, że to nie ze złej woli czy
rozkapryszenia – ruchliwość i potrzeba zmian jest wpisana w fizjologię
dziecka. Jak więc przetrwać wspólną wielogodzinną podróż?
Ekologia w praktyce
W czasie jazdy obowiązkowo róbmy
przerwy, ich liczbę uzależniamy od wieku
i cech indywidualnych dziecka.
Najtrudniej wytrzymać w samochodzie
maluchom w wieku 3-10 lat. Dla naszej
pociechy zatrzymanie się na leśnym
postoju będzie stanowiło nie lada
atrakcję, pozwólmy jej więc pobiegać,
pozbierać szyszki, porzucać do celu -
niech maksymalnie rozprostuje kości i
spożytkuje nadmiar energii. Uczmy przy
tym, że nie załatwia się potrzeb
fizjologicznych w lesie, od tego są stacje
benzynowe z czynnymi ubikacjami.
Taki leśny postój to też okazja do lekcji
ekologii – wszystkie śmieci po posiłku
zabieramy ze sobą, bądź od razu
wyrzucamy do pojemników. Czasami
wieje grozą, gdy tatuś na oczach dzieci
wyrzuca do lasu zabrudzonego
pampersa… Ukażmy dzieciom las jako
mieszkanie zwierząt, które trzeba
szanować, i gdzie należy przestrzegać
zasad dobrego zachowania. To od nas
zależy, czy wiedza wkładana dzieciom do
główek w szkole o ochronie środowiska
przyniesie jakieś efekty, bo dziecko
przede wszystkim naśladuje zachowanie
najbliższych.
Najważniejsze odpowiednie nastawienie
Starajmy się uniknąć sytuacji
wychowywania obywatela,
który nawet do lasu nie
wyjdzie bez słuchawek na
uszach, a emocje przeżywa
wyłącznie podczas strzelanki
na game boyu.
Podobnie gdy zatrzymamy się na polnej
drodze, nad jeziorem czy gdziekolwiek
indziej poza miastem. Niech dziecko
przez chwilę stara się posłuchać
odgłosów natury i zapamiętać je. Może
gdy usiądziecie w ciszy razem, to uda się
wam zobaczyć przemykającego zająca
lub kuropatwę na polu? Gdy wrócicie do
samochodu, a dziecko nie cierpi na
chorobę lokomocyjną, można dać mu
kredki i kartki na podstawce, aby
wyraziło swoje wrażenia z postoju za
pomocą rysunku. Zadajcie mu
prowokacyjne pytania – czym się różnią
odgłosy miasta od dźwięków łąki czy
lasu? Jakich kolorów najwięcej
zaobserwował? Czy deszcz pada tak
samo u was na podwórku i w lesie?
Sama podróż autem też może stanowić
dla dziecka atrakcję, o ile odpowiednio
się do niej przygotujemy. Wcale nie
oznacza to konieczności zabrania ze sobą
połowy zabawek z pokoju dziecka. Wręcz
przeciwnie – zabawki przeznaczone na
podróż powinny być używane tylko w
aucie, podczas specjalnych okazji, aby w
ten sposób długo stanowiły atrakcję
samą w sobie.
Dla dzieci od 6 roku życia na rynku
dostępne są liczne zestawy gier
podróżnych, wersje tak skonstruowane,
że zapobiegają rozsypaniu się czy
pogubieniu małych elementów. Mamy
więc wszelkiego rodzaju gry na
inteligencję, scrabble, „magnetycznego”
chińczyka, gry karciane, miniokręty,
wisielca, warcaby czy sudoku – jest z
czego wybierać.
Dla maluchów, które cierpią na chorobę
lokomocyjną, lepsze będą bajki do
słuchania (audiobooki) lub oglądania na
samochodowym DVD. Podobnie
piosenki, wierszyki, jeśli nasze dziecko na
co dzień lubi ich słuchać. W
ostateczności rodzic niekierujący
pojazdem (jeśli nie cierpi na chorobę
lokomocyjną) sam może czytać dziecku
głośno tradycyjną książeczkę. Ciekawe
może być także dla dziecka korzystanie ze
znikopisu podczas jazdy.
Ważne jest, aby starać się przekazać
dziecku odpowiednie nastawienie do
podróży - nie jak do czasu, który „jakoś
trzeba wytrzymać”, ratując się wszelkimi
usypiaczami uwagi, czyli grami
elektronicznymi, płytami DVD i
wszystkim, co wymieniono wcześniej. W
ten sposób tracimy możliwość
otworzenia się dziecka na zupełnie
niecodzienne bodźce z otoczenia, które
będą dla niego nowe i rozwijające
Gry i zabawy z mamą lub rodzeństwem
Ciekawą formą spędzenia czasu podczas
jazdy samochodem mogą być także gry
słowne. Angażują one umysł i zmysły
dziecka, rozwijają inteligencję i,
zwłaszcza wśród rodzeństwa, świetnie
motywują do rywalizacji. Poddajmy
dzieciom kilka pomysłów (lub sami
zagrajmy z malcem), np. kto pierwszy na
poboczu zauważy coś zaczynającego się
na daną sylabę/głoskę/kolor, kto
pierwszy dostrzeże samochód określonej
marki albo koloru? Inną rozwijającą
zabawą może być gra w „coraz mniejszy
element”. Podajemy dziecku słowo, np.
„osiedle”. Co się mieści na osiedlu?
„Sklep”. Co w „sklepie”? „Półki” itd.
Przegrywa ta osoba, która nie potrafi
podać mniejszego elementu od słowa
przeciwnika.
Spróbujcie też zaangażować własną
wyobraźnię i wymyślać historie
związane z podróżowaniem. Na
przykład: zajechaliśmy do lasu na
odpoczynek, a tu okazało się że benzyny
starczy już tylko na kilka kilometrów – co
zrobicie, jak zakończy się ta przygoda?
Podróż samochodem może być także
doskonałą okazją do nauki czytania
znaków drogowych.
Autorem artykułu jest Portal Turystyki
Dziecięcej www.kogis.pl – organizator
kolonii, zimowisk dla dzieci, internetowa
baza miejsc dobrego rodzinnego
wypoczynku.
Grunt to się wyspać… i dobrze zjeść
Wiele rodzin rezygnuje z podróżowania
w okresie wczesnego dzieciństwa swoich
pociech. Wspólne wyjazdy kojarzą im się
z masą rzeczy do zabrania oraz zewsząd
czyhającymi niebezpieczeństwami i
niedogodnościami związanymi z
wymaganiami higienicznymi małego
dziecka. Tymczasem maluch bierze świat
takim, jaki jest, nie oczekuje specjalnych
poświęceń, zaś rynek oferujący akcesoria
ułatwiające podróżowanie z maluchem
jest tak bogaty, że zadowoli nawet
najbardziej wymagających rodziców oraz
tych niezbyt zasobnych w fundusze.
Jeśli wyjeżdżamy z niemowlęciem, które
nie ukończyło jeszcze 6 miesięcy i z
powodzeniem mieści się w gondoli
wózka, a nasz pobyt będzie
„stacjonarny” w ośrodku wczasowym,
bez wycieczek w trudne tereny – nie
musimy w ogóle martwić się o miejsce
do spania dla dziecka, wystarczy mu
wózek. Jeśli jednak dziecko jest starsze,
dobrą inwestycją jest zakup łóżeczka
turystycznego. Tańsze modele można
kupić już od ok. 140 zł, wszystkie składają
się do małego i lekkiego tobołka, który
łatwo upchniemy do samochodu. W
takim łóżeczku dziecko może spać od
noworodka do skończenia 3 lat. Każdy
model zawiera dodatkowe elementy, z
których najbardziej godną polecenia i
obowiązkową na urlopie jest moskitiera.
W czym na spacer
Jeśli w wózku – dobrze wiedzieć, że wcale nie musimy się co chwilę męczyć ze
zmienianiem ustawienia parasolki przeciwsłonecznej – wystarczy dokupić, za
naprawdę niewielkie pieniądze, tzw. przedłużany daszek do wózka, zawierający
filtry chroniące przez promieniowaniem słonecznym. Doskonale sprawdzają się
także zestawy do przewijania dziecka – zawsze zawierają cienki, nieprzemakalny
materacyk i w zależności od opcji różne akcesoria dodatkowe oraz mnóstwo
kieszeni, oczywiście wszystko chowane w poręczną, niewielką torebkę. Godne
polecenia są też specjalne plastikowe pojemniczki na mokre chusteczki, które
ułatwiają korzystanie z nich jedną ręką i dają się przymocować do ramy wózka.
Oczywiście na wypadek mokrej pogody trzeba zaopatrzyć się także w pokrowce
przeciwdeszczowe na wózek.
Dla młodszych niemowląt innowacyjne
rozwiązanie przygotowała belgijska firma
Delta Baby – torba, w której schowamy
niezbędne akcesoria dla dziecka, a po
rozłożeniu uzyskamy „łóżeczko” o
wymiarach 76 x 38 x 20 cm.
Jeśli obawiamy się niewygody podczas
karmienia malucha, dla około rocznych i
starszych dzieci możemy zaopatrzyć się w
wykonane z materiału „krzesełko do
karmienia” w postaci pokrowca
Razem na wędrówkę
Dla rodzin kochających pobyty w górach
istnieje szeroka oferta akcesoriów
ułatwiających zdobywanie szczytów
nawet z niemowlęciem. Przede
wszystkim – nosidełka turystyczne,
przeznaczone dla dzieci mniej więcej od
3 miesiąca życia, które samodzielnie
trzymają główkę. Im młodsze dziecko,
tym większe wymagania powinniśmy
stawiać podczas wyboru nosidła.
„krzesełko do karmienia” wykonane z
nakładanego na dorosłe krzesło.
Wymaga ono obecności rodzica przy
dziecku, ale też „zatrzymuje” malca w
miejscu. Ciekawym rozwiązaniem
podczas dłuższych podróży samolotem
lub samochodem jest także składany,
lekki stoliczek, który możemy
przymocować do dziecięcego fotelika, by
umożliwić maluchowi układanie puzzli
czy spożywanie posiłku.
Warto też wiedzieć, że wcale nie musimy
go kupować – w największych miastach
powstają wypożyczalnie sprzętu
turystycznego dla dzieci, z których usług
warto korzystać. Nosidło powinno być
„ergonomiczne”, tzn. winno wymuszać
prawidłowe ułożenie bioderek dziecka.
Ważna jest również ochrona
przeciwsłoneczna i przeciwdeszczowa
oraz możliwość doczepiania akcesoriów
(często nosidła wyposażone są w komory
plecakowe na potrzebne rzeczy).
Wynaleziono też specjalny hol
rowerowy, przydatny na
rodzinne wycieczki rowerowe,
gdy pociecha samodzielnie
pedałuje na rowerku, ale nie
jest jeszcze w stanie pokonać
całej trasy. Za pomocą
sztywnego holu łączymy rower
dorosłego z pojazdem dziecka,
które może odpoczywać w
trasie, ciągnięte przez rodzica.
Przymierzając nosidło, kierujmy się
zasadą podwójnej wygody – zarówno
dla dziecka, jak i dla samego
dźwigającego. Niemowlę nie powinno
przebywać w nosidle dłużej niż 3 godziny
dziennie.
Ciekawą propozycją dla rowerzystów są
przyczepki do rowerów - na kółkach, z
własnymi pasami bezpieczeństwa,
daszkami chroniącymi przed słońcem i
osłonami przeciwdeszczowymi. W takiej
przyczepce może podróżować dziecko od
1 do 7 roku życia, choć istnieją też
modele z amortyzowanymi kołami i
„hamakami” do zawieszenia w środku, w
których można wieźć również niemowlę.
Inne modele są z kolei przeznaczone do
przewozu bliźniąt.
Każda przyczepka
może służyć jako
samodzielny wózek
do pchania dziecka.
Innym
rozwiązaniem są
oczywiście foteliki
rowerowe, ale
nadają się one tylko
na krótsze wyprawy
z maluchem.
Jeśli potrzebują Państwo porad turystycznych czy inspiracji na rodzinne wycieczki oraz wczasy z maluchem, serdecznie zapraszamy na Portal Turystyki Dziecięcej www.kogis.pl – organizatora obozów letnich i zimowisk dla dzieci oraz internetową bazę miejsc dobrego wypoczynku!
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy nadesłali zdjęcia swoich pociech. Mieliśmy nie
lada problem, by wyłonić zwycięzcę. Po długich i burzliwych naradach jury
zadecydowało że na okładce drugiego numeru znajdzie się Sylwia (zdjęcie
nadesłane przez panią Agnieszkę Danielewicz.
Wyróżnienia wędrują do:
Pozostałe zdjęcia można oglądać w
naszej galerii na facebooku.
Weronika – 2 latka 2 miesiące (przysłała Joanna Włodarska)
Milenka Opiela – 1 rok 11 miesięcy (przysłała Ania Opiela)
Ksawery – 2 latka (przysłała Joanna Pyzik)
Olivierek- 18 miesięcy (przysłała Aleksandra Mikołajczak)
Agnieszka Troć Mama wyjątkowego urwiska Oliwiera. Z wykształcenia i
zamiłowania architekt, projektant wnętrz.
Dodatkowo fotoamator-pasjonat, trochę grafik, malarz i
rękodzielnik. Współautorka bloga URWISKOWO.
Barbara Bielecka-Grzymkowska
Z wykształcenia nauczycielka języka polskiego,
biblioterapeuta, z zamiłowania bukieciarka. Namiętnie i z
pasją wychowuje dwoje dzieci, wplatając w to pisanie bajek,
układanie kwiatów, wicie wianków. Od 2010 roku prowadzi
blog Florysztuka.blogspot.com, na którym pokazuje, co jej
się udało zrobić z dziećmi lub dla dzieci, a także co robi w
wolnym czasie!
Wioletta Dynarska Na co dzień cierpliwa mama i żona. Studentka pedagogiki z
kilkoma wielkimi „pasjami”, którą między innymi jest praca z
dziećmi.
W swoim spojrzeniu na wychowanie maluchów stara się
kierować słowami Konfucjusza „Powiedz mi, a zapomnę,
pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem:.
Autorka bloga Pod numerem czwartym…
Lasche Pracująca mama dwóch fantastycznych chłopców, z którymi na
nowo odkrywa świat... a raczej stara się im dotrzymać kroku.
Uwielbia tworzyć coś z niczego, odkrywać nowe oblicze rzeczy i
podróżować. A to wszystko zawsze ze swoimi chłopcami. U nich
nic się nie marnuje, a każda nawet mała rzecz, może być
początkiem niezapomnianej przygody. Autorka bloga Lasche Junk.
Magda Mama dwóch dziewczynek: Oli (2009 r.) i Amelki (2012 r.). Pracuje
w przedszkolu oraz jako kynoterapeutka. Kocha psy, morze, góry,
las, domowe wypieki, fotografowanie i dobrą książkę. Autorka
bloga Co przyniesie dzień.
Gosia Matysek
Mama-strażak, która stale czuwa przy wulkanie
energii, jakim jest jej trzyletni Krzyś. Obeznana w
pojazdach budowlanych, częsta bywalczyni
piaskownic; trenuje z Synem piłkę nożną. Zawodowo -
polonistka (korekta i redakcja), pasjami czytająca
książki dla dzieci. Autorka bloga: Słowem lukrowane.
Sylwia
mama dwóch urwisów - 3 letniego Krzysia i 1,5 rocznego
Damianka. Wiecznie szukająca pomysłów na kreatywne
spędzenie czasu z dziećmi.
Autorka bloga Mama w domu.
Zaradna Mama
Z wykształcenia pedagog, prywatnie mama dwójki dzieci.
Jest propagatorką rozsądnego rodzicielstwa, wrogiem
słodyczy i nadmiernego przeedukowania dzieci. Mówi NIE
zajęciom dodatkowym od najmłodszych lat. Zamiast
zapisywać dzieci na szereg zajęć dodatkowych po przedszkolu
woli pójść z nimi na plac zabaw lub do Zoo. Nie ma ambicji
wychowania małych geniuszy, ale chce dać dzieciom
szczęśliwe dzieciństwo. Autorka bloga Zaradna Mama
bloguje.
Jeśli masz głowę pełną pomysłów i chcesz się nimi podzielić z
czytelnikami magazynu, zapraszamy Cię do współpracy oraz tworzenia z
nami kolejnego numeru.
Pisz do nas : [email protected]
Zastrzegamy sobie prawo, do redagowania oraz skracania przesłanych materiałów.
Poglądy zawarte w artykułach, są osobistymi przekonaniami ich autorów.
Zabrania się kopiowania jakichkolwiek treści bez pisemnej zgody.