Magazyn STYLE | październik 2012

32

description

Wszyscy chcemy być wolni i wszyscy mamy swoją definicję wolności. Nie wszyscy mamy jednak odwagę przyznać, że często nie potrafimy z naszej wolności korzystać.

Transcript of Magazyn STYLE | październik 2012

Page 1: Magazyn STYLE | październik 2012
Page 3: Magazyn STYLE | październik 2012
Page 6: Magazyn STYLE | październik 2012

temat główny

tekst: Aleksandra Sarnailustracje: Małgorzata Rozenau

www.magazynstyle.pl/31/20126

DzieciXXLGłodne uczuć

Page 7: Magazyn STYLE | październik 2012

Hasło „otyłe dziecko” budzi skoja-rzenia z młodym wielorybkiem siedzącym na plaży, malowniczo wylewającym się z kąpielówek, który w jednej rączce trzyma lody, w drugiej batona, a pod pachą ści-ska wielkie opakowanie chipsów.

W dodatku buzię ma wysmarowaną ketchupem i musz-tardą, bo przed chwilą zjadło kiełbasę, za to za chwilę zje drożdżówkę. Podsumowując: ciężko pracuje na każ-dy nadprogramowy kilogram.

Otyli całe życie poświęcają na nieskuteczne kontrolo-wanie popędu żywieniowego i niemal codziennie prze-grywają z głodem, którego siła pozostaje poza doświad-czeniem osób szczupłych.

Badania prowadzone przez Zakład Zdrowia Publicz-nego Centrum Zdrowia Dziecka ujawniają, że odsetek dzieci cierpiących na nadwagę lub otyłość sięga niemal 20%. 70% z nich będzie ważyło za dużo do końca życia. Większość podejmie przynajmniej jedną próbę odchu-dzania i okaże się ona nieskuteczna. Prawdopodobnie nikt nie zaakceptuje ciała odbiegającego od kulturo-wych norm atrakcyjności.

www.magazynstyle.pl/31/2012 7

Odsetek dzieci otyłych na całym świecie rośnie. W cią-gu ostatnich 30 lat w Stanach Zjednoczonych wzrósł 3-krotnie. Nic dziwnego zatem, że USA jest krajem ko-jarzonym z epidemią otyłości. Zaskoczenie może budzić fakt, że w analogicznym okresie w Warszawie odnoto-wano 10-krotny wzrost dzieci w rozmiarze XXL.

W Polsce, inaczej niż w Stanach, otyłość dziecka jest zna-kiem dobrobytu a nie biedy. I raczej dotyczy chłopców, a nie dziewcząt. W Polsce 27% chłopców z tzw. „bo-gatych domów” waży za dużo. Co ciekawe, są dziećmi szczupłych rodziców. Mają wiedzę dotyczącą zdrowej żywności i wiedzą, jakich pokarmów należy unikać. Ro-dzice im to zazwyczaj wyjaśnili. Chociaż słowo „wyjaśni-li” nie jest adekwatne – lepsze byłoby sformułowanie, że zakazali spożywać, nie wyjaśniając dlaczego, a następ-nie wręczyli pieniądze na drugie śniadanie, obiad, często również kolację. Zabiegany rodzic oczekuje, że dziecko zajmie się sobą. W efekcie matka walczy z habilitacją, ojciec ze wskaźnikami giełdowymi, a dziecko z nudą. Nudą, którą można zajeść. Chętnie czymś, co zostało zakazane, intuicyjnie czując, że podejmowanie czynno-ści absolutnie niedozwolonych powinno zwrócić uwagę rodzica, ale nie zwraca. Otrzeźwienie następuje zazwy-czaj w momencie bilansu zdrowotnego i usłyszenia słów lekarza „to dziecko jest za grube”. Albo w momencie, w którym okazuje się, że żaden sklep nie ma w ofercie spodni w rozmiarze dziecka, a „dorosłe” są za wąskie i za długie. Dziecko w rozmiarze XXL zyskało uwagę rodzica. Ale nie współczucie – raczej zniecierpliwienie i obrzydzenie. Tkanka tłuszczowa dziecka staje się sym-bolem porażki. Czymś obrzydliwym i koniecznym do natychmiastowego usunięcia, również wyznacznikiem

W Polsce z powodu nadwagi (BMI od 25 do 30 kg/m2) cierpi ok. 50% mężczyzn,

38% kobiet, a otyłości (BMI > 30 kg/m2) 20% mężczyzn i 30% kobiet. Co 5 lat do

tego grona dołącza kolejne 5% populacji.

Otyłość, klocowatość, nadwaga – jakiego słowa byśmy nie użyli, zawsze oznacza to strasznie tłuste dupsko

(Miasteczko South Park, odc. 102)

Lekarze są zgodni co do tego, że otyłość jest chorobą, a mechanizmy ją powodujące, są bardzo

skomplikowane i nie sprowadzają się do silnej czy słabej woli pacjenta. Otyłość jest chorobą,

której lekarze nie potrafią skutecznie wyleczyć. Otyłość jest chorobą śmiertelną – w samej Anglii

co roku umiera na nią 30 tysięcy osób. Nie zmienia to faktu, że zdanie „otyłość jest chorobą”

można powtarzać bez końca i bez efektu. Dla osób szczupłych otyłość pozostaje pewnego

rodzaju wynaturzeniem, dowodem na słabą wolę, wynikiem niekontrolowanego obżarstwa.

Page 8: Magazyn STYLE | październik 2012

(braku) wartości potomka. Nieważne, że są dziedzi-ny, w których dziecko osiąga sukcesy, może jest dobre z matematyki, ładnie rysuje? Nieistotne. Jest za grube, nie ma szans na dobrą przyszłość, jest przegrane.

Dziecko natomiast w tej chwili jest wygrane – ma to, o czym musiało zapomnieć tuż po doktoracie matki i awansie ojca – zainteresowanie, uwagę i czas. Zaczy-na się rajd po lekarzach, turnusach odchudzających, dietetykach, psychodietetykach, czasami chirurgach plastycznych (może TO się da odessać?). Dziecko może by i chciało schudnąć, najpewniej by chciało, ale zupeł-nie mu się to nie opłaca. Utrata będzie dotyczyła bo-wiem nie tylko kilogramów, ale i zainteresowania rodzi-ca. Również wzajemnego zainteresowania sobą matki i ojca. Bo po raz pierwszy od wielu lat wieczorem roz-mawiają. Matka odłożyła książkę, ojciec laptopa i dys-kutują. O czym? Ano o tym, jak odchudzić niesfornego potomka, nie pasującego do nich. Czasem nawet zażar-tują (trochę szkoda, że o tym, jak to dziecko podmie-niono w szpitalu i ich chudy potomek gdzieś egzystuje, a oni użerają się z grubasem), ale częściej zadają sobie pytanie: dlaczego? Odpowiedź znajdują bardzo łatwo, przerzucając odpowiedzialność na babcie. Stereotypo-wo i wygodnie. A jak nie na babcie, to na restauracje serwujące fast foody. Wszystko jedno, kto jest winny, pod warunkiem, że to nie ja.

Pierwsze badania nad rodzinami otyłymi zostały prze-prowadzone w latach 40. XX wieku przez psychiatrę Hildę Bruch. Dowiodła ona, że otyłość jest związana z ambiwalentną postawą matki wobec dziecka. Matki, które nie były przekonane do posiadania potomstwa, starały się im ów brak przekonania wynagrodzić. Jedze-nie miałoby rekompensować brak miłości, przywiąza-nia lub być dowodem na istnienie tego uczucia. Matka, która nie kocha własnego dziecka miłością bezgranicz-

ną, jest postacią podejrzaną kulturowo – szczególnie w Polsce, w kontekście toposu Matki Polki, jej pomni-ków i instytucji, którym patronuje. Matki zatem miałyby przekarmiać dzieci, traktując pożywienie jako dowód na uczucia. Bruch otyłość wiązała również z ojcem nie-obecnym, wycofanym lub słabym, będącym obiektem pogardy kobiety. Przyczyn przejadania się należałoby szukać również w chłodzie emocjonalnym, w którym funkcjonuje dziecko. Badanie prowadzone w Stanach Zjednoczonych dowiodły, że dzieci 10-letnie są silnie uprzedzone wobec otyłych rówieśników. Eksperyment był bardzo prosty – dzieci zostały poproszone o ułoże-nie przekazanych im zdjęć w kolejności uzależnionej od stopnia sympatii. Okazało się, że dzieci o normalnej bu-dowie ciała są darzone największą sympatią. Dzieci otyłe znalazły się na samym końcu, za bardziej godne lubienia uznano nawet dzieci z wyraźnie zniekształconą twarzą. Eksperyment powtórzony po 40 latach dowiódł, że siła niechęci do otyłych dzieci wzrosła o 40%! Analizując ten rezultat w kontekście przywołanych na początku wskaź-ników epidemiologicznych, możemy dojść do wniosku, że coraz bardziej nie lubimy coraz większego grona dzieci. Otyłość jest dla małego pacjenta bardzo trudnym doświadczeniem, jest jedną z nielicznych chorób, któ-rej skutkiem jest wykluczenie społeczne. Dziecko otyłe z dobrego domu jest podwójnie odrzucane – i w domu, i poza nim. Być może za dwadzieścia lat nie będzie się tak uzależniało od zdania innych ludzi, ale teraz czuje pustkę, którą dramatycznie chce zapełnić. I zapełnia jedzeniem, bo tylko ono jest dostępne na wyciągnięcie ręki. Wszystko jedno jakim. Eksperymenty prowadzone przez Nisbetta wykazały, że osoby otyłe jedzą więcej lo-dów o złym smaku niż dobrym w porównaniu do osób o prawidłowej masie ciała. Jakość w pewnym momencie przestaje mieć znaczenie, a liczy się ilość. I dostępność. Kolejny eksperyment dowiódł, że otyli zjadają więcej kanapek znajdujących się w zasięgu wzroku od osób

Badanie prowadzone w Stanach Zjednoczonych dowiodły, że dzieci 10-letnie są silnie uprzedzone wobec otyłych rówieśników.

Eksperyment był bardzo prosty – dzieci zostały poproszone o ułożenie przekazanych im zdjęć w kolejności uzależnionej od stopnia

sympatii. Okazało się, że dzieci o normalnej budowie ciała są darzone największą

sympatią. Dzieci otyłe znalazły się na samym końcu, za bardziej godne

lubienia uznano nawet dzieci z wyraźnie zniekształconą

twarzą. Eksperyment powtórzony po 40 latach dowiódł, że siła niechęci

do otyłych dzieci wzrosła o 40%!

www.magazynstyle.pl/31/20128

Page 9: Magazyn STYLE | październik 2012

szczupłych. Co więcej, osoby otyłe zjadały więcej pożywienia znajdującego się w zasięgu wzroku, niż wtedy, kiedy trzeba było po nie pójść do lodówki. Nisbett podkreślał, że osoby otyłe silniej reagują na widok jedzenia niż na uczucie głodu. Być może zatem epidemia otyłości wśród najmłodszych jest związana z tym, że jedzenie jest łatwo dostępne i ciągle eksponowane – przede wszystkim w reklamach.

Przejadanie się z przyczyn emocjonalnych prowadzi do powstania błędnego koła. Jedzenie ma działanie kojące – co wynika z fizjologicznego związku nastroju z apetytem – ale jednocześnie staje się przyczyną przeżywania ne-gatywnych emocji – przede wszystkim poczucia winy związanego z tyciem, ale również obniżonej samooceny i obniżonego samopoczucia. Te negatyw-ne emocje poniekąd prowokują do ponownego sięgnięcia po jedzenie, które daje chwilowe poczucie bezpieczeństwa i spełnienia oraz zmniejsza stany napięcia psychicznego, a więc skutecznie podnosi nastrój.

Kirk zauważa również, że jedzenie może być formą karania siebie, uspra-wiedliwiania życiowej porażki i testowania miłości. Badania potwierdzają, że osoby otyłe uważają się za gorsze, mniej atrakcyjne, mniej zadowolone oraz bardziej depresyjne od ludzi o prawidłowej masie ciała.

Analizując doniesienia badaczy dotyczące przyczyn otyłości, nie sposób nie zauważyć, iż posługują się oni terminem „przejadanie się”. Termin ten wy-daje się być krzywdzący dla osób otyłych, których głównym problemem jest niemożność zaspokojenia głodu. Okazuje się, że również emocjonalnego.

Rodzice oczekując od dziecka, że upora się z problemem nadmiernej masy ciała, zdają się nie zauważać, że wymagają od niego długotrwałego, żmud-nego wysiłku, zrezygnowania z być może jedynego źródła przyjemności, jakim jest jedzenie, nie oferując nic w zamian. Jeśli dziecko spełni oczeki-wania, nie dostanie nagrody, a to, co zyskało – ten szczątek zainteresowania – zostanie mu odebrane. Nie schudnie, nie opłaca mu się. Pewnie chciałoby wyglądać jak dziecięce gwiazdy, ale jeszcze bardziej chciałoby być kochane. Albo chociaż zauważone.

Jakie jest zatem dziecko XXL? Głodne i samotne. Odrzucone przez rodziców i grono rówieśnicze. Nie znajdując możliwości zaspokojenia głodu emocjo-nalnego, coraz więcej je. Jest coraz grubsze. Koło się więc zamyka.

Ostatnio zlecono mi taką usłu-gę, co wywołało wyraz zdzi-wienia na twarzy stażysty. Wyjaśniłem więc, czym się to je. Due diligence to usługa po-legająca na analizie sytuacji przedsiębiorstwa czy innego podmiotu, np. samorządowe-go, w zakresie finansowym czy prawnym. W przypadku due diligence prawnego to swoista analiza prawna działania da-nego podmiotu, np. poprzez kontrolę podstawy prawnej działania, regulacji wewnętrz-nych, funkcjonujących w in-stytucji umów i ich poprawno-ści. Takie zlecenie zazwyczaj związane jest ze zmianami wewnątrz podmiotu, czy to poprzez zmianę właściciela (np. kupno przedsiębiorstwa), czy zmianę osoby kierującej danym podmiotem. Często decyzja na zlecenie tej usługi związana jest z troską o popra-wienie skuteczności działania podmiotu, celem znalezienia ewentualnych błędów. To tak jak w życiu – zawsze można lepiej, zdrowiej, szybciej. Cza-sami potrzebujemy spojrzenia osoby trzeciej, niezależnej, aby wskazała nam nasze błę-dy i niedociągnięcia.A więc może warto przepro-wadzić due diligence swojego życia? Eeee, przecież każdy z nas wie najlepiej, co dla nie-go dobre. A każdy z rodaków jest domorosłym prawnikiem, lekarzem, trenerem reprezen-tacji w piłce nożnej i premie-rem. Wytykać wady? O tak, jak najbardziej, ale u innych!!! My jesteśmy bez skazy.

Due diligence... A czym to się je?

Rafał Kolano

www.magazynstyle.pl/31/2012 9

właściciel kancelarii prawniczej w Katowicach, pojedynczy mąż, podwójny ojciec, pasjonat piłki nożnej i kuchni śródziemnomorskiej,uwielbia twórczość E.A. Poego i nie tylko.

Przejadanie się z przyczyn emocjonalnych prowadzi do powstania błędnego koła.

Jedzenie ma działanie kojące – co wynika z fizjologicznego związku nastroju

z apetytem – ale jednocześnie staje się przyczyną przeżywania negatywnych emocji – przede wszystkim poczucia winy związanego

z tyciem, ale również obniżonej samooceny i obniżonego samopoczucia. Te negatywne

emocje poniekąd prowokują do ponownego sięgnięcia po jedzenie, które daje chwilowe poczucie bezpieczeństwa i spełnienia oraz

zmniejsza stany napięcia psychicznego, a więc skutecznie podnosi nastrój.

dr Aleksandra Sarna – terapeuta, nauczyciel akademicki w wydziale zamiejscowym Szkoły Wyższej Psychologii Spo-łecznej w Katowicach. Psycholog społeczny. Jej zainteresowa-nia naukowe oscylują wokół tematyki psychologii społecznej i kulturowej. Doktorat z zakresu psychologii społecznej obro-niła na Uniwersytecie Śląskim. Jest absolwentką Szkoły Psy-choterapii Psychodynamicznej w Krakowie. Doświadczony szkoleniowiec - zajmuje się prowadzeniem warsztatów psycho-logicznych dla młodzieży i dorosłych. Jako ekspert współpra-cuje z telewizjami: TVN i TVS, Radiem ZET, Radiem Katowice, Gazetą Wyborczą i portalem Wirtualna Polska.

Page 10: Magazyn STYLE | październik 2012

Jacek Rykała

W TVP Kultura „Zegarek” Szaniawskiego w reżyse-rii Jerzego Antczaka z 1961 roku. Klasyka tam-tych czasów. Młody Łomnicki, Opaliński, Gordon-

-Górecka. Spektakl oczywiście bardzo tradycyjny, z naszej dzisiejszej perspektywy można by powiedzieć, że do gra-nic, a jednak… Oglądałem go bez znużenia czy dystansu, jaki mamy w sobie, gdy znów emitują „przedwojenny” film. Głównie dzięki grze aktorów pozbawionej jakiejkolwiek pretensjonalności czy infantylizmu – znakomitej. Pomyśla-łem sobie, automatycznie, że nie mizdrzą się do publicz-ności czy reżysera. Mizdrzenie się artystów jest chorobą niezwykle rozpowszechnioną w dzisiejszych czasach, to wręcz epidemia, a mnie „męczy i prześladuje”, że zacytuję klasyka, nie pozwala kontemplować dokonań. Wystarczy, że aktor odrobinę stanie się mniej anonimowy, a już łapie bakcyla. Zaczyna się mizdrzyć. Robi oko do publiczności – przecież mnie znacie, tak, to ja, fajny jestem! Nie ma znaczenia, kogo gra, on już sprzedaje siebie. Wyłącznie. I nie chodzi mi tylko o młodych aktorów grających w se-rialach czy naszych polskich, pożal się Boże, komediach romantycznych. Dotyka to w równej mierze także star-szych, już ukształtowanych artystów z dorobkiem. Nagle zaczynają grać grepsem, pokazują sztuczki, miny, które się „sprawdziły”. Powstaje sytuacja dla widza trudna i męczą-ca, powinien on bowiem włączyć się w tę zabawę, a nie bar-dzo chce zaakceptować fakt, że aktor, grający powiedzmy w komedii, sam śmieje się z własnych dowcipów. Mnie taka sytuacja męczy bardzo. Czuję się niezręcznie. Jest miło, więc przymknijmy oczy na braki. Luzacko ma być. Ale ja nie chcę się bratać z aktorem w czasie, gdy on gra! Ja chcę, żeby zagrał świetnie! Potem możemy pójść na piwo.

Znajomi zabrali mnie na monodram. – Bardzo zabawny, musisz zobaczyć! Rzeczywiście, dobrze napisany, dowcipny tekst. Mógłby być, bez dwóch zdań, także głęboki egzystencjalnie, gdyby aktor nie myślał o mizdrzeniu się. Ale nie, on musi, bo go przecież lubią, nie mogą przestać. Tu dodał coś od sie-bie, tu uwspółcześnił, tam uaktualnił, a jeszcze przerwał i nowy dowcip opowiedział, a że wszyscy śmiali się do

rozpuku, był w siódmym niebie. Tylko że z postaci, którą grał, zostawało coraz mniej i mniej. W końcu został szkie-lecik i monodram stał się numerem kabaretowym i mieli-śmy kolejną Noc Kabaretową. Ja dziękuję bardzo, ale nie!

Mizdrzenie się dotyka wszystkich artystów, nie tylko aktorów. Plastycy mizdrzą się, obierając ziemniaki w galerii albo umieszczając genitalia na krzyżu w miejscu, gdzie zwykle wisi Chrystus. Prowadzą naukowe pseudobadania, wmawiając nam, że to so-cjologia i że mają one istotne znaczenie nie tylko dla sztuki – dla cywilizacji w ogóle. Oglądamy więc, do znudzenia, pląsających, nagich, starych ludzi w coraz to nowych pomieszczeniach, bardzo często to inwalidzi bez ręki lub nogi, w najlepszym wypadku są tylko bardzo pomarszczeni. Przesłanie tych działań jest płytkie i błahe a treści infantylne. Dziwnie aktualna staje się stara pio-senka Młynarskiego „Co by tu jeszcze…”.Różnica w mizdrzeniu się aktorów i plastyków polega na tym, że ci ostatni mizdrzą się raczej do krytyki, nie do pu-bliczności, bowiem galerie świecą pustkami.

Bywa też, że artysta zaczyna mizdrzyć się do polity-ków. Powód jego działania ma najczęściej charakter egzystencjalny (ma być ogłoszony konkurs na sta-nowisko) lub psychologiczny (w nocy artysta zlany potem konstatuje, iż jego czas przeminął). Wydaje więc płytę „zaangażowaną”, z której cieszy się opo-zycja lub jedna z opcji, albo pisze dramat „dotyka-jący istotnych problemów regionalnej społeczności”. Płyta jest żadna, a sztuka łopatologicznie poglądo-wa, ale artysta ma znów swoje pięć minut. Na szczę-ście jednak tylko pięć minut. Czas weryfikuje wszystko bezlitośnie. Nieżyjący już krytyk sztuki, Jerzy Madejski powiedział mi kiedyś na jakimś wernisażu, gdy wspólnie oglądaliśmy dzieła. – Panie Jacku, niech pan się nie martwi, z tego wszystkie-go, co teraz artyści powołują do życia na całym świecie, zostanie jedynie ułamek promila. A „Zegarek” broni się grą aktorów!

MIZDRZeNIe SIę

Jacek RykałaMalarz. Profesor zwyczajny. Na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach prowadzi Pracownię Malarstwa. Miał ponad 60 wystaw indywidualnych w Polsce, Niemczech, Holandii, Austrii, Francji, Norwegii, USA, we Włoszech i na Węgrzech. Jego prace znajdują się w kilkudziesięciu muzeach w Polsce i za granicą. Jest pierwszym żyjącym artystą, który miał wystawę retrospektywną w Muzeum Narodowym w Krakowie. Od roku 2005 reżyseruje też swoje teatralne sztuki. Zrealizował Dom przeznaczony do wyburzenia i Mleczarnię w Teatrze Śląskim w Katowicach, a ostatnio Chłodne poranki w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.

www.jacekrykala.com

www.magazynstyle.pl/31/201210

felieton

Page 11: Magazyn STYLE | październik 2012

SztukmistrzErwin Sówka retrospektywnie

Muzeum Śląskie / al. W. Korfantego 3 / 40-005 Katowice / tel. 32 779 93 00 / fax 32 779 93 67 / e-mail: [email protected] / www.muzeumslaskie.pl

Muzeum Śląskie jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Patroni medialni Współpraca redakcyjna Sponsor wystawy

05.10–02.12.2012

r e k l a m a

Page 12: Magazyn STYLE | październik 2012

foto: Małgosia Rozenaurozenau.blogspot.com

Page 13: Magazyn STYLE | październik 2012

małgosiaROZENAU

na ścianiew HAWANIE

Rocznik 71. Sosnowiczanka z urodzenia, bielszczanka z wyboru.Maluje, projektuje, ilustruje. Pracuje na katowickiej ASP. Ostatnio wyróżniona na 40. Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”. Autorka m.in. wystawy „The end is a new beginning”, z którą w maju 2012 poleciała do... Hawany, na Kubę!

Wystawa malarstwa odbyła się w ramach V Tygodnia Kultury Polskiej w Hawanie, w Taller Experimental de Gráfica, galerii łączącej tradycję z nowoczesną formułą workshopu. Galeria, mieszczącą się w samym centrum starej Hawany, na placu de la Catedral, to miejsce odwiedzane zarówno przez miłośników sztuki, jak i turystów, których przyciąga wyjątkowy klimat i mo-żliwość obserwacji powstających „na żywo” prac. Hawana, zobaczona oczami Małgosi, to miasto, szykujące się właśnie do obchodów XI Biennale Sztuki. Tętniące muzyką, gorącymi rytmami, pełne artystów różnych narodowości, zajętych przygotowaniami do pokazów, wtopionych w kubański pejzaż, na pozór niewiele różniący się od czasów Buena Vista Social Club. Stare amerykańskie samochody, krążące po ulicachi malowniczo zaparkowane, jakby „gotowe” do zdjęć, niezwykła kolonialna architektura, nadszarpnięta działaniem czasu, czy symbole wiecznie żywej rewolucji, to tylko najbardziej widoczne elementy, które budują urok Hawany, dużo bardziej jednak złożony i bogaty.

„Gdyby w Bytomiu posadzić palmy, to byłoby coś z Hawany” mówi Małgosia, której fascynacja kulturą kubańską, od czasu powrotu nie słabnie. „Wzięłam ze sobą potężny bagaż inspiracji- mówi, śmiejąc się - teraz muszę zrobić rewolucję w obrazkach”.

Page 14: Magazyn STYLE | październik 2012

Rzecz o proktologiiWielu pacjentów uważa schorzenia okolicy odbytu za bardzo wstydliwe, co powoduje, że rzadko zgłaszają się do lekarzy prokto-logów, a często próbują pomóc sobie sami, szukając w aptekach odpowiednich leków. Nasilenie się objawów zmusza ich do uda-nia się do specjalisty. Najczęściej występu-ją choroby związane są z jelitem grubym. Euro-Klinika w Siemianowicach Śląskich wychodzi naprzeciw chorym, udowadnia-jąc, że nowoczesna chirurgia na Śląsku istnieje i zdobywa coraz większe grono zadowolonych pacjentów.

Z czym wiąże się nazwa Euro-Kliniki i skąd pomysł na stworzenie ośrodka medycznego, pytamy kierownika placówki, doktora Andrzeja GrzelęPotocznie przyjęło się, że słowo „klinika” jest zarezerwowane dla szpitali, które tworzą naukę i szkolą przyszłych lekarzy. Jest to jed-nak jedynie nazwa własna. Słowo „klinika” w naszej nazwie miało uzmysłowić przede wszystkim, że utrzymuje się tutaj najwyższy europejski poziom. W Polsce istnieje wiele ob-szarów medycznych, tzw. nisz, obejmujących zagadnienia, które są w wielu przypadkach źle nauczane i źle wykonywane. Do nich często można zaliczyć proktologię. Tworząc klinikę, chcieliśmy pokazać, że istnieją możliwości za-gospodarowania wspomnianych nisz i że moż-na leczyć na wysokim europejskim poziomie.

Stąd pomysł na proktologię. Pomysł zrodzony w głowach kilku najwyższej klasy specjalistów proktologów, tworzących nowoczesną medy-cynę mikrochirurgii.

W czym specjalizuje się Euro-Klinika?Wiodącym kierunkiem jest proktologia. Wykonujemy również zabiegi z dziedziny chirurgii estetycznej, na przkład usuwamy wszelkie zmiany skórne, które mają podło-że wirusowe.

Jakie są różnice w praktykowaniu medycyny tradycyjnej i nowoczesnej medycyny uprawianej przez specjalistów w Euro-Klinice?W tradycyjnej chirurgii można zoperować w tygodniu parę żylaków odbytu, podczas gdy Euro-Klinika robi takich zabiegów w tym czasie kilkaset. W medycynie tradycyjnej wy-łączenie pacjenta z czynnego życia to zwykle kilka miesięcy do pół roku. Zabiegi przepro-wadzane przez nas nie obarczają pacjenta ko-niecznością zwolnienia lekarskiego i rezygno-wania z pracy. Pacjent potrzebuje od pięciu do sześciu wizyt, aby osiągnąć skuteczność na poziomie dziewięćdziesięciu ośmiu procent. Jednym słowem, wychodzi od nas z marszu. Na pewno istotne z punktu widzenia komfortu klienta jest także to, że zabieg jest bezbolesny, a wszelkie działania wykonywane są komplek-sowo. Pierwsza wizyta trwa zwykle pół godzi-ny, ale kolejna to już tylko dziesięć minut.

Jakie jest podłoże chorób, które państwo leczycie?Jeżeli od pięćdziesięciu do siedemdziesięciu procent społeczeństwa ma alergię pokarmo-wą, która prowadzi na przykład do choroby od-bytu (zapalenia hemoroidów, ropni okołoodbyt-niczych, ropni podśluzówkowych), to oznacza, że społeczeństwo ma problem. Na problem ten na pewno wpływa stres i nadciśnienie. Bardzo trudno jednak jest zastosować profilaktykę dla przeciwdziałania tego rodzaju chorobom, gdyż jest to uwarunkowane stylem naszego życia, a sposobami żywienia przede wszystkim. Choro-by genetyczne w tym przypadku to margines.

Co jest wyznacznikiem rozwoju i sukcesu Euro-Klinki?Na pewno odpowiedzialność za pacjenta i po-czucie, że każdy z członków personelu – po-czynając od rejestratorki, a kończąc na spe-cjaliście – przychodzi do kliniki, aby świadczyć pomoc drugiej osobie. Każda osoba w klinice jest częścią zespołu. Służenie drugiemu czło-wiekowi to również w pełni oddanie się pracy i obowiązkom. Charakter tej służby podkreśla fakt, iż każda osoba z personelu kliniki jest zatrudniona na kontrakcie. Pacjent musi mieć poczucie, że zostanie wysłuchany, a jego pro-blem rozwiązany. Komfort pacjenta jest tutaj na pierwszym miejscu, dlatego każdy chory, który przychodzi do kliniki, ma pewność, że zostanie właściwie pokierowany, a podejście do jego problemu będzie kompleksowe.

Euro-Klinika działająca w Siemianowicach Śląskich to nowoczesna placówka medyczna, która spełnia wszystkie standardy wymagane w Unii Europejskiej. Zespół Euro-Kliniki stanowią doświadczeni lekarze oraz personel

pomocniczy. Specjaliści gwarantują profesjonalizm i indywidualne podejście do potrzeb i oczekiwań każdego pacjenta, co przekłada się na jego bezpieczeństwo, poczucie dyskrecji i komfortowej obsługi.

Euro-Klinika mieści się w centrum Siemianowic Śląskich przy ulicy Wyspiańskiego 3, boczna Świerczewskiego i obok (około 100 m) Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.Telefon: (0 32) 22 809 44, [email protected]

na zdrowie

www.magazynstyle.pl/31/201114

EUROPEJSKIE STANDARDY I NOWATORSKIE METODY LECZENIA W PROKTOLOGII

Z dr. Andrzejem Grzelą, specjalistą chirurgii ogólnej, proktologiem i kierownikiem Euro-Kliniki, rozmawia Mariusz Gajowiec

Page 15: Magazyn STYLE | październik 2012

Robert TalarczykAktor. Autor. Adaptator. Czechofil. Marzyciel. Reżyser. Ślązak. Laureat m.in. Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla Młodych Twórców w dziedzinie kultury, Specjalnej Złotej Maski za kreatywność i wszechstronność umiejętności adaptacyjnych, aktorskich i reżyserskich, Nagrody Głównej Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port i dwóch Pereł Sąsiadów, nagród Festiwalu Teatrów Europy Środkowej.Od 2005 roku dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Stale współpracuje też z chorzowskim Teatrem Rozrywki, katowickim Korezem i warszawskim Capitolem.Zrealizował ponad 20 spektakli teatralnych. Najważniejsze – także dla niego – to: „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny”, „Krzyk według Jacka Kaczmarskiego”, „Kometa, czyli ten okrutny wiek XX wg Nohavicy”, „Testament Teodora Sixta”, „Żyd”, „Moje drzewko pomarańczowe”.Ostatnie adaptatorsko-autorsko-aktorsko-reżyserskie dokonanie to spektakl „Mistrz & Małgorzata Story” na scenie bielskiego Teatru Polskiego.Wydał debiutancką płytę pt. „Słowa”.

Wydawało mi się, że tak zwana rzetelność zawodowa jest czymś oczywistym i niepodważalnym. Szcze-gólnie dziennikarska. Jasne. Już słyszę ten rechot.

Wiem, wszystko wiem. Nie urodziłem się wczoraj, czytam ga-zety, spoglądam czasem w telewizor. Ale miałem taką złudną nadzieję, że może u nas, na naszym podwórku, jest trochę inaczej. Odrobinę. Ociupinkę. Lepiej? Tak. Lepiej. Nie mówić. Smutny jest fakt, że ten rak nierzetelności drąży dziennikarzy z dużym dorobkiem i ze sporą wiedzą o świecie, obdarzonych na dodatek własną i od lat niezmiennie niewymuszoną inteli-gencją. A tu nagle jakby prąd wyłączyli. Korki wybiło czy zwo-je się przepaliły?

Czytam pewien dziennik ze stroną świata w tytule i własnym oczom nie wierzę. Głupoty wypisywane przez uznaną i sza-nowaną przez mnie dziennikarkę na temat spektaklu „Miłość w Königshütte” były szeroko komentowane w mediach ogól-nopolskich jako dowód absurdalnej zaściankowości i próby dorobienia politycznej gęby spektaklowi, który został uznany za jeden z najważniejszych głosów na temat naszej współcze-snej historii. Zaś owa gazeta codzienna podsycała temat, ni-czym klasyczna bulwarówka, wyciskając jak cytrynę wszelkie kontrowersje związane z tematem. Wtedy pierwszy raz pomy-ślałem o tak zwanej rzetelności dziennikarskiej, ale wmówi-łem sobie, że to jakaś chwilowa zapaść. Każdemu się może zdarzyć. Sam również czasem głupoty wygaduję, za które mi potem wstyd. Zdarza się.

No ale czytam znów tę gazetkę ze stroną świata w tytule i mam przed oczami artykuł „Kultura, głupcze!”, który podpi-sały dwie dziennikarki. Jedna, wspomniana przeze mnie wcze-śniej i druga, która zasłynęła obszernym artykułem krytyku-jącym program powstającego Muzeum Śląskiego. Nie mnie osądzać rzetelność dziennikarską tego artykułu, bom ani mu-zealnik, ani historyk. Mam jednak dziwne wrażenie, że zarów-no w recenzji „Miłości...”, jak i w przypadku krytyki programu Muzeum Śląskiego, chodzi o to samo. A o co? Odpowiedzcie sobie sami.

Wróćmy jednak do artykułu pod znamiennym tytułem „Kultura, głupcze!”. I tu się pojawia kwestia rzetelności dzien-nikarskiej. Obie panie radośnie stwierdziły, że województwo ślą-skie nie liczy się na kulturalnej mapie Polski. Nie i koniec. Może obie, jak zakładam, nieziemsko rzetelne dziennikarki, mają ja-kieś tajne informacje na temat zmiany granic województwa, ale ja nadal żyję w przeświadczeniu, że miasto Bielsko-Biała i Teatr Polski, którym kieruję, w granicach województwa śląskiego na-dal się znajdują i w dodatku mają się świetnie. Jeśli nie, to proszę kolejne akapity odciąć wielkimi nożycami i wrzucić do kosza.

Abstrahując od znaczących imprez ogólnopolskich, które odby-wają się w Bielsku-Białej, takich jak Festiwal Kompozytorów Pol-skich im. Henryka Mikołaja Góreckiego, dwa cenione w Polsce festiwale jazzowe, olbrzymi Foto-Art Festival, wystawy Galerii Bielskiej BWA oraz Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, niezauważonych w artykule, ani słowo nie pada również na temat Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. No cóż, rzetelność dziennikar-ska sprawia, że obie panie nie muszą zadawać sobie trudu, żeby sięgnąć na przykład do miesięcznika „Teatr”, by rzucić okiem na podsumowanie zeszłego sezonu teatralnego i dostrzec fakt, że prowadzony przeze mnie Teatr Polski został tam wymieniony w kilku znaczących kategoriach, takich jak najlepsza reżyseria, najlepszy debiut, rola i adaptacja tekstu. Dziennikarki nie mu-szą się interesować życiem teatralnym i wiedzieć, że spektakl „Zbrodnia” Teatru Polskiego w Bielsku-Białej wygrał XVIII edy-cję Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, a re-żyserka i aktorka otrzymały indywidualne nagrody za reżyserię i sztukę aktorską. Mogą tego nie wiedzieć, bo przecież to są na-grody z ostatnich trzech miesięcy, a panie są zajęte śledzeniem mizerii życia kulturalnego w województwie i nie mają na takie drobiazgi czasu. Ale może słyszały chociaż o innych nagrodach, które Teatr Polski zebrał przez ostatnie lata i o fakcie, że wymie-niany jest wśród najciekawszych scen w naszym kraju?

No tak, ale panie opisują stan rzeczy w województwie, a nie w Polsce. Mój teatr w świadomości pań dziennikarek nie istnieje. No cóż, spróbujemy z tym żyć...

O rzetelnOści

www.magazynstyle.pl/31/2012 15

felieton

Page 16: Magazyn STYLE | październik 2012

www.swps.plul. Kossutha 9; 40-844 Katowice

felieton

www.magazynstyle.pl/31/201116

Dr hab. Katarzyna Popiołek, prof. SWPS Dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach

Wszyscy wiemy, co to poczucie humoru. Jedni mają je wspaniale rozwinięte, inni zarzynają każdy kawał, a reagując na dowcip, śmieją się

trzy razy – pierwszy raz, gdy go słuchają, drugi raz, gdy się im go tłumaczy, a trzeci, kiedy zrozumieją.

Dzisiaj o humorze będzie inaczej. Psycholog Rod Mar-tin zwrócił uwagę na różne sposoby używania humo-ru. Otóż może on nam służyć do wzmacniania własne-go „ja” lub do kształtowania relacji interpersonalnych z innymi. Każda z tych funkcji może być realizowana w sposób stosunkowo dobry (niezłośliwy) albo też szko-dliwy. Przyjmując taki punkt wyjścia, Martin wyróżnił cztery style humoru. Pierwszy z nich, nazwany afilia-tywnym, polega na używaniu humoru do polepszenia samopoczucia innych, redukowania konfliktów. Wyraża się poprzez dzielenie humoru z innymi, rozśmieszanie ich, poprawianie nastroju, budowanie wzajemnych więzi w atmosferze wesołości. Osoba posługująca się tym stylem stara się poprawić nastrój otoczenia i sama dzięki temu również odnosi korzyść, gdyż podnosi wła-sną atrakcyjność. Tak bawią innych osoby zadowolone z życia, pozbawione wrogości i lęku. Wiedzą jak, kiedy i z czego można żartować. Potrafią żartem rozładowy-wać trudne sytuacje. Są chętnie przyjmowane w każdej grupie. Miałam w klasie dowcipnego kolegę, który w momencie, kiedy rozwścieczony brakiem przygo-towania uczennicy nauczyciel postanowił wezwać do szkoły jej matkę, rzucił głośno krótką uwagę: „A pan myśli, że matka więcej umie?”. No i oczywi-ście wszystko zakończyło się ogólnym rykiem śmiechu. Drugi styl – wzmacniający „ja” – jest sposobem radze-nia sobie ze stresem. Przy pomocy humoru możemy bo-wiem lepiej znosić przeciwności losu, bronić się przed wpadaniem w panikę i śmiechem zwyciężać trudne sy-tuacje. Osoby posługujące się tym stylem mają umie-jętność dostrzegania komicznych stron kłopotliwych wydarzeń, potrafią w sposób humorystyczny patrzeć na życie. Tak zwany wisielczy humor zmniejsza napięcie

i pozwala spojrzeć na problemy z innej strony. Wszyscy pamiętamy sławny komentarz Greka Zorby do widoku walącej się, z wielkim trudem konstruowanej budowli: „Szefie, widziałeś kiedyś taką piękną katastrofę?”.

Oprócz tych pozytywnych stylów istnieją jednak dwa, działające na szkodę zarówno prezentera takiego humo-ru, jak i jego otoczenia. Jeden z nich to styl agresywny. Jak już sama nazwa wskazuje, nie służy on dobrym ce-lom, ale związany jest z ośmieszaniem, krytykowaniem, upokarzaniem i drwieniem. Taki żartowniś dowcipku-je, nie oglądając się na innych. Ma wówczas poczucie dominacji, co pozwala mu na podniesienie samooceny. Pokazuje swoją wyższość nad wykpiwaną ofiarą. Ujaw-nia taki styl często nawet wówczas, gdy inni uważają to za niestosowne, co oczywiście pogarsza jego stosunki z otoczeniem. Rozładowuje w ten przykry sposób mę-czące go napięcia i poczucie wrogości. Klasyczny przy-kład: „Wiecie, co Danka ma wspólnego z tramwajem? Ano to, że może on przejechać pod jej krzywymi noga-mi” (nie do uwierzenia, ale to autentyk). Drugi szkod- liwy sposób używania humoru to styl poniżający „ja”. Osoba prezentująca ten styl rozśmiesza to-warzystwo swoim kosztem, przywołując sytuacje, o których nie zawsze miło jest słuchać. Robi tak, by poprzez śmianie się ze swoich słabości wraz z innymi, zyskać ich aprobatę. Tylko że często opowieści te stawiają ją naprawdę w złym świetle, co wywołuje towarzyskie zakłopotanie. Są ludzie, którzy nisko oceniając samych siebie, obronnie stosu-ją taką taktykę, bo wolą, by krytyka wyszła z ich ust niż ze strony otoczenia. Są niezadowoleni z życia, pełni lęku i nierzadko przejawiają tendencje depresyjne. Co ważne, style te nie są przez nas świadomie wybierane. Stosowane są odruchowo, wiążą się z określonym sta-nem psychicznym, przeżywanymi sytuacjami. Różnice między ludźmi dotyczą najczęściej nasilenia poszcze-gólnych stylów. Warto się jednak zastanowić, który przeważa u nas samych.

Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki relacji międzyludzkich w bliskich związkach, sposobów udzielania pomocy i wsparcia, zachowań w sytuacjach kryzysowych. Prowadzi także badania nad percepcją czasu i jej konsekwencjami. Lubi przekładać wiedzę naukową na język praktyki: prowadzi działalność popularyzatorską i szkoleniową.

O humorze na poważnie

Page 17: Magazyn STYLE | październik 2012

Uznana architektura jest świetną wizytówką miasta, które coraz aktywniej uczestniczy w krajowych i międzynarodowych wydarzeniach kulturalnych. Dlatego stworzono Szlak Moderny, który stanie się początkiem

katowickiej trasy turystycznej. Przybliżając zarówno gościom, jak i samym mieszkańcom 16 przykładowych perełek modernistycznej zabudowy, trasa ukazuje prawdziwe, silnie inspirujące oblicze Katowic.

ModernizM w pigułce:

Katowice wczoraj i dziśMonuMentalne wieżowce, surowe połączenie betonu i stali, oraz lekkie przeszklenia budynków.

katowice w znacznej części zawdzięczają swój oryginalny charakter międzywojennej zabudowie modernistycznej. budynki z lat 20-tych i 30-tych XX wieku noszą wiele cech tego nurtu i czynią z miasta prawdziwą perełkę architektury.

przyłączone do polski w 1922 roku miasto przeżyło gwałtowny rozkwit, stając się miejscem zamieszkania i pracy dla coraz to nowych przyjezdnych. wtedy też przemieniono katowice w nietuzinkową i funkcjonalną przestrzeń do życia. unikatowe na skalę europejską konstrukcje tworzą obecny, niesamowity klimat miasta. dzisiaj katowice są nieustającą inspiracją dla fotografików, pisarzy czy filmowców.

czy wiesz, że?

y na kształt dzisiejszych katowic wpłynęli tak znakomici architekci, jak tadeusz Michejda, karol schayer, zbigniew rzepecki, lucjan sikorski, tadeusz kozłowski, leon dietz d’arm, Jadwiga dobrzyńska i zygmunt łoboda.

y charakter miasta zainspirował uznanych twórców, w tym Magdalenę piekorz, Jerzego domaradzkiego czy lecha Majewskiego, którzy tutaj nakręcili swoje filmy.

y klimatem katowic zachwyciły się też światowe gwiazdy. david lynch rozważał zdjęcia do kolejnego filmu w industrialnej scenerii miasta.

y krajobraz katowickiej moderny jest unikatowy w skali całej polski.

oddzielenie stref mieszkalnych i przemysłowych terenami zielonymi, forma budynku wynikająca z jego funkcji

płaskie dachy z tarasami, jednolite elewacje

szerokie pasy okien, przeszklenia klatek schodowych, ogrody zimowe

Funkcjonalność –

Minimalizm i prostota –

Światło, światło, światło –

PolsKie „chicago“

Ogród zimowy: obudowane szklanymi ścianami pomieszczenie, często adaptowane na domowy ogródek. ogród zimowy jest idealnym miejscem odpoczynku od miejskiego zgiełku.

Podcienie:przestrzeń w dolnej części budynku, powstała w wyniku cofnięcia jego ściany zewnętrznej na wysokości pierwszych kondygnacji. w podcieniach można schronić się przed upałem lub obejrzeć sztukę podczas letnich ogrodów teatralnych.

Wykusz:wystający z elewacji fragment budynku poszerzający przylegające wnętrze, nadwieszony powyżej pierwszego piętra. charakterystyczny wykusz zdobi m.in. siedzibę Muzeum Historii katowic przy  ul. ks. J. szafranka.

co to jest?

ModernizM w pigułce:

Katowice wczoraj i dziśMonuMentalne wieżowce, surowe połączenie betonu i stali, oraz lekkie przeszklenia budynków.

katowice w znacznej części zawdzięczają swój oryginalny charakter międzywojennej zabudowie modernistycznej. budynki z lat 20-tych i 30-tych XX wieku noszą wiele cech tego nurtu i czynią z miasta prawdziwą perełkę architektury.

przyłączone do polski w 1922 roku miasto przeżyło gwałtowny rozkwit, stając się miejscem zamieszkania i pracy dla coraz to nowych przyjezdnych. wtedy też przemieniono katowice w nietuzinkową i funkcjonalną przestrzeń do życia. unikatowe na skalę europejską konstrukcje tworzą obecny, niesamowity klimat miasta. dzisiaj katowice są nieustającą inspiracją dla fotografików, pisarzy czy filmowców.

czy wiesz, że?

y na kształt dzisiejszych katowic wpłynęli tak znakomici architekci, jak tadeusz Michejda, karol schayer, zbigniew rzepecki, lucjan sikorski, tadeusz kozłowski, leon dietz d’arm, Jadwiga dobrzyńska i zygmunt łoboda.

y charakter miasta zainspirował uznanych twórców, w tym Magdalenę piekorz, Jerzego domaradzkiego czy lecha Majewskiego, którzy tutaj nakręcili swoje filmy.

y klimatem katowic zachwyciły się też światowe gwiazdy. david lynch rozważał zdjęcia do kolejnego filmu w industrialnej scenerii miasta.

y krajobraz katowickiej moderny jest unikatowy w skali całej polski.

oddzielenie stref mieszkalnych i przemysłowych terenami zielonymi, forma budynku wynikająca z jego funkcji

płaskie dachy z tarasami, jednolite elewacje

szerokie pasy okien, przeszklenia klatek schodowych, ogrody zimowe

Funkcjonalność –

Minimalizm i prostota –

Światło, światło, światło –

PolsKie „chicago“

Ogród zimowy: obudowane szklanymi ścianami pomieszczenie, często adaptowane na domowy ogródek. ogród zimowy jest idealnym miejscem odpoczynku od miejskiego zgiełku.

Podcienie:przestrzeń w dolnej części budynku, powstała w wyniku cofnięcia jego ściany zewnętrznej na wysokości pierwszych kondygnacji. w podcieniach można schronić się przed upałem lub obejrzeć sztukę podczas letnich ogrodów teatralnych.

Wykusz:wystający z elewacji fragment budynku poszerzający przylegające wnętrze, nadwieszony powyżej pierwszego piętra. charakterystyczny wykusz zdobi m.in. siedzibę Muzeum Historii katowic przy  ul. ks. J. szafranka.

co to jest?

Regionalny Program Operacyjny Województwa Śląskiego – realna odpowiedź na realne potrzeby„S S

P Unię E E Programu Operacyjnego Województwa Śląskiego na lata 2007-2013

ModernizM w pigułce:

Katowice wczoraj i dziśMonuMentalne wieżowce, surowe połączenie betonu i stali, oraz lekkie przeszklenia budynków.

katowice w znacznej części zawdzięczają swój oryginalny charakter międzywojennej zabudowie modernistycznej. budynki z lat 20-tych i 30-tych XX wieku noszą wiele cech tego nurtu i czynią z miasta prawdziwą perełkę architektury.

przyłączone do polski w 1922 roku miasto przeżyło gwałtowny rozkwit, stając się miejscem zamieszkania i pracy dla coraz to nowych przyjezdnych. wtedy też przemieniono katowice w nietuzinkową i funkcjonalną przestrzeń do życia. unikatowe na skalę europejską konstrukcje tworzą obecny, niesamowity klimat miasta. dzisiaj katowice są nieustającą inspiracją dla fotografików, pisarzy czy filmowców.

czy wiesz, że?

y na kształt dzisiejszych katowic wpłynęli tak znakomici architekci, jak tadeusz Michejda, karol schayer, zbigniew rzepecki, lucjan sikorski, tadeusz kozłowski, leon dietz d’arm, Jadwiga dobrzyńska i zygmunt łoboda.

y charakter miasta zainspirował uznanych twórców, w tym Magdalenę piekorz, Jerzego domaradzkiego czy lecha Majewskiego, którzy tutaj nakręcili swoje filmy.

y klimatem katowic zachwyciły się też światowe gwiazdy. david lynch rozważał zdjęcia do kolejnego filmu w industrialnej scenerii miasta.

y krajobraz katowickiej moderny jest unikatowy w skali całej polski.

oddzielenie stref mieszkalnych i przemysłowych terenami zielonymi, forma budynku wynikająca z jego funkcji

płaskie dachy z tarasami, jednolite elewacje

szerokie pasy okien, przeszklenia klatek schodowych, ogrody zimowe

Funkcjonalność –

Minimalizm i prostota –

Światło, światło, światło –

PolsKie „chicago“

Ogród zimowy: obudowane szklanymi ścianami pomieszczenie, często adaptowane na domowy ogródek. ogród zimowy jest idealnym miejscem odpoczynku od miejskiego zgiełku.

Podcienie:przestrzeń w dolnej części budynku, powstała w wyniku cofnięcia jego ściany zewnętrznej na wysokości pierwszych kondygnacji. w podcieniach można schronić się przed upałem lub obejrzeć sztukę podczas letnich ogrodów teatralnych.

Wykusz:wystający z elewacji fragment budynku poszerzający przylegające wnętrze, nadwieszony powyżej pierwszego piętra. charakterystyczny wykusz zdobi m.in. siedzibę Muzeum Historii katowic przy  ul. ks. J. szafranka.

co to jest?

Szlak Moderny to obszar wyznaczony 16 budynkami o unikatowej przedwojennej architekturze modernistycznej, dzięki

którym Katowice nazywane były „polskim Chi-cago”. Centrum Katowic to wizytówka regio-nu, mająca kluczowe znaczenie dla wizerunku całego województwa. Niestety, jak dotąd nie nie było tam trasy spacerowej, która dawałaby możliwość poznania ciekawych obiektów, tak jak ma to miejsce chociażby w Warszawie, Kra-kowie, Wrocławiu czy Opolu. Szlak Moderny ma szansę zmienić ten obraz, bazując na au-tentycznie wartościowych kulturowo budyn-kach katowickiej moderny.

Katowicki modernizm zapoczątkowała realiza-cja istotnego obiektu użyteczności publicznej, jakim był ukończony w 1929 roku monumen-talny gmach Urzędu Wojewódzkiego i Sejmu Śląskiego.

Pierwszym całkowicie „nowoczesnym” obiek-tem w Katowicach był siedmiopiętrowy wyso-kościowiec przy ul. Wojewódzkiej 23. Budynek powstał jako Dom Profesorów Śląskich Tech-nicznych Zakładów Naukowych. Otrzymał on pierwszą w Polsce żelazną konstrukcję szkie-letową. Eksperyment ten pozwolił następnie

na wybudowanie słynnego 12-kondygnacyjne-go katowickiego „Drapacza Chmur”. Nowoczesna katowicka architektura funkcjo-nalistyczna tworzona w następnych latach przez polskich architektów przeżywała tutaj rozkwit nieporównywalny – poza Gdynią – z innymi rejonami naszego kraju. Katowice, jako stosunkowo młode miasto, mogą pochwa-lić się najciekawszą i najliczniejszą grupą ta-kich zabytków, posiadających wybitne walory w skali ogólnopolskiej.

Szlak Moderny to system e-informacji kultu-ralnej powstały w oparciu o obiekty atrakcyjne kulturowo. System składa się z 16 infokiosków zamontowanych na ulicach w bezpośredniej bliskości budynków, które zawierają prezen-tację multimedialną z licznymi informacjami o poszczególnych budynkach, jak i historii modernizmu, a także słowniczek specjali-stycznych pojęć oraz historyczne fotografie. Jedno przyciśnięcie klawisza i cofamy się o ponad 80 lat. Powyższe informacje zawiera także stworzona na potrzeby projektu stro-na internetowa www.moderna.katowice.eu dostępna w różnych wersjach językowych, podobnie zresztą jak prezentacja. Dużym

udogodnieniem dla zwiedzających jest ponad-to możliwość odsłuchania treści zawartych w prezentacji multimedialnej. Dodatkową po-moc stanowi specjalnie przygotowany folder tematyczny zwierający podstawowe informa-cje o obiektach, liczne fotografie oraz mapkę szlaku, dostępny w Centrum Informacji Tury-stycznej znajdującym się na Rynku.

Dopełnieniem, a jednocześnie oficjalnym rozpoczęciem projektu, była gra miejska „Wygraj Katowice”, rozegrana wśród mo-dernistycznych obiektów pod koniec paź-dziernika 2011 r., która stanowiła niebywałą atrakcję nie tylko dla najmłodszych miesz-kańców miasta. Wszyscy uczestnicy zabawy przenieśli się w czasie do Katowic okresu międzywojennego. Gra dała uczestnikom do-skonałą okazję do poznania obiektów Szlaku Moderny – dowiedzieli się rzeczy, o których nie mieli wcześniej pojęcia. Tych, których zabrakło tego dnia w centrum Katowic, za-chęcamy do samodzielnego eksplorowania Szlaku Moderny. Budynki modernistyczne są stosunkowo młode i niewiele osób je docenia, warto jednak zagłębić się w tę tematykę, by przekonać się o wartości, jaką stanowią dla naszego miasta i regionu.

odkrywanie śląska

tekst: Renata Przemyk foto: Elżbieta Schonfeld

Page 18: Magazyn STYLE | październik 2012

www.magazynstyle.pl/31/201218

Historia tego miejsca zaczęła się od kongresu wiedeńskiego, kiedy ustalono na Czarnej Prze-

mszy i Brynicy granicę pomiędzy Prusami a Królestwem Kongresowym, zwanym popularnie Kongresówką, połączonym unią personalną z Rosją. Biała Przemsza oddzielała Kongresówkę od Rzeczpo-spolitej Krakowskiej, zaś Przemsza – Rzeczpospolitą Krakowską od Prus. W 1846 r. zlikwidowano Rzeczpospolitą Krakowską, a jej teren włączono do kraju koronnego Galicja i Lodomeria. W ten sposób nasz trójkąt stał się trójką-tem trzech mocarstw. Niedługo po tym przez Przemszę przeszła linia kolejowa z Mysłowic do Krakowa i coraz więcej podróżnych mogło z okien pociągu zoba-czyć ów styk Białej i Czarnej Przemszy, jedyne chyba w Europie miejsce, gdzie stykały się trzy potężne imperia.

Jak owo miejsce wyglądało, przypomi-nają stare pocztówki i dawne relacje, jak choćby zapisana w 1911 r. przez Antona Oskara Klaußmanna w „Gór-nym Śląsku przed laty”: „Oczywiście

stale ogromnie kusiła granica. Przemsza tworzyła tu granicę między Niemcami, Austrią i Rosją. Z centrum Mysłowic pro-wadziła krótka droga w dół do nadzwyczaj długiego mostu przerzuconego przez Prze-mszę i prowadzącego do polskiej miejsco-wości Modrzejów. […] Często wydłużali-śmy wypady podczas przerw obiadowych aż do Słupnej, do punktu, który dziś nosi nazwę „kąta trzech cesarzy”, wówczas jednak nie miał jeszcze żadnej nazwy, choć już wtedy był miejscem z całą pewnością niezwykłym. Płaskowyż, na którym leżały Mysłowice, kończy się koło dworca. Stamtąd wyżyna spada stromo ku rzece. Znajduje się tam dolina przecięta bardzo wysokim nasypem kolejowym. Po lewej stronie tego nasypu znajdowała się dro-ga, przez mały lasek brzozowy prowa-dząca do miejscowości Słupna. Jeśli się przeszło przez tę miejscowość, docierało się do mostu kolejowego przerzucone-go przez Przemszę. Pierwsze przęsło mostu było pruskie, a nasyp prawie tak wysoki, jak u wylotu dworca w Mysłowi-cach. Stamtąd z góry widać było Czarną Przemszę płynącą hen daleko po lewej

stronie. W swoim górnym przebiegu (na lewo od mostu) rzeka tworzyła granicę między Rosją a Prusami. Tuż przed mostem po lewej ręce (gdy się mijało Mysłowice za plecami) znajdowało się ujście innego ramienia Przemszy, tzw. Białej Przemszy i ta tworzyła z kolei granicę między Rosją i Austrią. Nieco dalej w stronę Austrii Bia-ła Przemsza płynęła łukiem i linia kolejo-wa przecinała ją na moście o murowanych przęsłach, ale z drewnianą konstrukcją u góry. Na prawo od wielkiego mostu ko-lejowego Czarna Przemsza płynęła dalej, już jako rzeka graniczna między Prusami i Austrią. Na stosunkowo małej przestrze-ni obejrzeć można było słupy graniczne trzech wielkich państw i gdy się w to miej-sce przyprowadziło znajomych, pokazy-wało się jeszcze do góry i mówiło: A tam na górze widzicie czwarte królestwo – Królestwo Niebieskie”.

Po utworzeniu w 1873 r. tzw. Związku Trzech Cesarzy miejsce to zyskało nowe znaczenie. Wówczas też zaczęto je okre-ślać jako Trójkąt Trzech Cesarzy albo Trzech Cesarstw.

odkrywanie śląska

Z geograficznego punktu widzenia jest to tylko niewielki punkt na mapie

fizycznej Polski, połączenie dwu rzek: Białej i Czarnej Przemszy w jedną

Przemszę. Jednak historia sprawiła, że tuż pod Mysłowicami i Sosnowcem

spotkały się granice trzech europejskich mocarstw: Imperium Rosyjskiego,

Austro-Węgier i Niemiec. Nazwano więc połączenie obu Przemsz

„Trójkątem Trzech Krajów”, a po 1873 r. – „Trójkątem Trzech Cesarzy”

(choć bardziej prawidłowo powinno być „Kątem Trzech Cesarzy”).

TRÓJKĄT tekst i foto: Edward Wieczorek

W Kącie Trzech cesarzy

Page 19: Magazyn STYLE | październik 2012

i bardzo rygorystyczną kontrolę paszpor-tową i celną. Po tych formalnościach tu-ryści udawali się na rynek w Modrzejo-wie, gdzie ludność, głównie pochodzenia żydowskiego w prymitywnych sklepikach lub na straganach oferowała przybyłym artykuły rolnicze i hodowlane.

Do Galicji chodziło się nie tylko na nie-dzielne wino. Przez kładkę nad Przemszą przechodzono na austriacką stronę także ze względów politycznych. Na przykład szykanowane przez władze niemieckie, istniejące na Górnym Śląsku od 1895 r., gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” zmuszone były odbywać swe zloty okręgowe za granicą. W takim wypadku wybierano Galicję, leżącą tuż „za miedzą”. Od 1902 do 1910 r. miejscem spotkań sokolstwa śląskiego były Jęzor i Szcza-kowa. Około 60–80 osób przybywało do Mysłowic, udawało się do Trójkąta Trzech Cesarzy i kładką dla pieszych przekracza-ło granicę prusko-austriacką, by po „tam-tej” stronie zrealizować swój program. Władze pruskie starały się przeciwdziałać Sokołom na różne sposoby, np. zamykały

Popularności temu miejscu dodało zbudowanie w 1907 r. na Słupeckiej Górce w Mysłowicach wieży Bismarcka według projektu Wilhelma Kreisa z Drezna. Turyści odwiedzający to miejsce mogli wejść na taras widokowy i popatrzeć na „całą Polskę” z góry.

Widać też było austriackiego strażnika celnego na końcu kładki dla pieszych, a po stronie rosyjskiej – patrolujących pieszo i konno żołnierzy rosyjskiej straży granicznej. Szczególną atrakcją dla wy-cieczkowiczów była wyprawa przez mosty graniczne na tereny zaborów austriac-kiego i rosyjskiego. Wchodząc do Galicji, turyści mogli zobaczyć ogromne kontra-sty kulturowe i przekonać się naocznie o nędzy galicyjskiej. Wzdłuż brzegu Przemszy ustawionych było w szeregu kilkadziesiąt drewnianych budek i stra-ganów, w których uboga ludność polska sprzedawała mięso, mąkę, rośliny strącz-kowe, owoce, jarzyny itp. Miłą atrakcją była też wizyta w urządzonej tu winiarni. Wycieczka do zaboru rosyjskiego oznacza-ła przejście przez 270-metrowy drewniany most na Czarnej Przemszy w Mysłowicach

pruski most na Przemszy pod Mysłowica-mi i chętni do przejścia na stronę galicyj-ską musieli przechodzić kilka kilometrów dalej, przez most austriacki na Wysokim Brzegu na przedmieściach Jaworzna.Kiedy po 1922 r. Mysłowice stały się częścią Rzeczypospolitej, podobnie jak wcześniej tereny Galicji i Kongresówki, znaczenie Trójkąta zmalało. W 1934 r. z polecenia wojewody śląskiego, Michała Grażyńskiego wieżę Bismarcka w sąsiedz-twie Trójkąta zburzono.

Nowym życiem Trójkąt Trzech Cesarzy zaczął żyć po wejściu Polski do Unii Europejskiej. W 2007 r. odsłonięto po dawnej, rosyjskiej – obecnie sosnowieckiej – stronie Obelisk Pamięci o dawnym podziale Europy i jej zjednoczeniu.

W miejscu tym kończą się sosnowieckie spływy kajakowe Białą Przemszą, rajdy piesze i rowerowe. I choć Trójkąt leży na zapomnianych dziś peryferiach Sosnowca i Mysłowic, tchnie jakąś magią, zmusza do refleksji i zadumy nad naszą skomplikowa-ną historią.

OBELISK PAMIĘCI ▲

Odsłonięty w 2007 r., po dawnej, rosyjskiej – obecnie sosnowieckiej – stronie Obelisk Pamięci o dawnym podziale Europy i jej zjednoczeniu.

tekst i foto: Edward Wieczorek

Page 21: Magazyn STYLE | październik 2012

FOT. ze spekTaklu „singielka”

www.magazynstyle.pl/31/2012 21

felieton

Toaletę w pociągu opuszczam jak zwykle w popłochu i z poczu-ciem winy. A wszystko za sprawą magicznego motta, wiszące-go na plastikowej ściance kabiny „Zostaw to miejsce w takim

stanie, w jakim chciałbyś je zastać”! Niestety, znowu nie jestem na to przygotowana. Ale jeszcze kiedyś ich zaskoczę, spakuję do mojej torby podróżnej niezbędny sprzęt – myjki, ścierki, drapaki, mleczko do czyszczenia, gumowe rękawice, odświeżacz powietrza, może na-wet sięgnę do porad perfekcyjnej pani domu i zaopatrzę się w duży zapas octu i sody oczyszczonej. Ale jak na razie unikam konduktora i nie patrzę współpasażerom w oczy. W końcu mam co robić – moje podróże są kopalnią wiedzy o ludzkich charakterach, ich kulturze i potrzebach.

Za każdym razem coś mnie zaskakuje. Dzisiaj na przykład zaskoczył mnie pewien pan, który bladym świtem (było jeszcze ciemno!), nie pytając, czy mi to nie przeszkadza (byłam w pozycji na klucz wiolino-wy, przykryta szalem, z kurtką pod głową, które to elementy jedno-znacznie wskazywały na stan wypoczynku!), doskoczył do przycisku (ku mojej satysfakcji był bardzo niskiego wzrostu) i zrobił iluminację, żeby przejrzeć „Rzeczpospolitą”! I nie chodzi mi bynajmniej o tytuł, do którego nic nie mam, ale co w polityce, biznesie, kulturze czy spor-cie może być aż tak interesującego o piątej nad ranem?! Analizując sytuację, doszłam do wniosku, że i tak jestem na z góry przegranej pozycji i moja opozycja nic by nie zmieniła, bo gdyby mnie zapytał wprost, czy może zapalić światło, wyraziłabym oczywiście na to zgo-dę... Ale nie zapytał! Czyli według mojego pociągowego savoir-vivre’u zachował się po chamsku. A ja pracuję w kulturze i wierzę w kultu-rę, zwłaszcza tę osobistą. Jak mówił w świetnym monologu Janusz Gajos: najpierw troszkę kultury, a potem dopiero z łapami!

To, że się przemieszczamy, że jesteśmy poza domem, wśród obcych nam ludzi, nie zwalnia nas z owej kultury. Wręcz przeciwnie, poka-zujemy światu, kim jesteśmy i czy potrafimy się zachować. A zatem kilka rad dla wszystkich tych, którzy zaczynają dopiero podróże lub chcieliby się doszkolić w tym względzie. Skupię się na najbardziej mi znanym środku transportu, czyli pociągu.Otóż wchodząc do przedziału, mówcie za każdym razem „dzień do-bry”, a na odchodnym „do widzenia”. No, chyba że jedziecie wa-gonem bezprzedziałowym. W tym przypadku pod żadnym pozorem nie stosujcie się do tej zasady, bo dwudziesty przywitany pasażer może was nieźle zwymyślać.

Kolejna bardzo ważna (przynajmniej dla mnie) kwestia – swoboda nóg! Jeśli przedział jest pełny, sprawa was nie dotyczy, jeśli jednak jedziecie w dwie lub trzy osoby, uświadamiam was, że nie trzeba koniecznie siadać naprzeciwko i męczyć się całą drogę, nie mogąc

wyprostować nóg, skoro jest kilka innych wolnych miejsc. Zaręczam wam, że nie trafi was grom z jasnego nieba, jeśli usiądziecie na nie swoim, ale wolnym miejscu. W trakcie moich wieloletnich pocią-gowych doświadczeń zdarzyły mi się jedynie dwa przypadki, kiedy pasażer mający miejsce naprzeciwko mnie uznał, że lepiej usiąść miejsce dalej, żebyśmy oboje mieli luz. To świadczy o skali zjawiska! Setki, gdzie setki, tysiące pasażerów i tylko dwóch sprawiedliwych! W kwestii swobody nóg pojawia się również zagadnienie torebek, toreb i walizek stawianych przy nogach. Rozumiem babcie, które chcą mieć stały dostęp do wałówy, bo jadą w podróż z wnuczkiem, który ciągle jest głodny (bądź tak się babciom wydaje), ale wszyscy pozostali powinni mieć nakaz kładzenia swoich bagaży na górną pół-kę. Siedzisz potem kilka godzin w pozycji „na pensjonarkę”, kiedy mógłbyś siedzieć w wygodnej pozycji „na kowboja”.

Tu dochodzimy do najwrażliwszej kwestii – rozmów przez telefon komórkowy. To sprawa bardzo skomplikowana. Do tej pory wyda-wało mi się, że najbardziej odpowiednim zachowaniem jest opusz-czenie przedziału i rozmowa na korytarzu, zamiast przeszkadza-nie współpasażerom, którzy pracują, czytają lub śpią. Ale zdania specjalistów są podzielone. Kiedyś, rozmawiając na korytarzu, na którym było dosyć głośno, zostałam zrugana przez pewnego pana, który wychylił się z otwartego przedziału (drzwi jak sama nazwa wskazuje służą do ich zamykania) i wrzasnął: „Co się pani tak wy-dziera?!”. Postanowiłam zatem zgłębić zagadnienie i zapytać znajo-mych o ich odczucia w tej kwestii. Okazało się, że większość z nich rozmawia w przedziale, ale przyciszonym głosem i zasłaniając ręką usta (tej techniki do tej pory nie znałam). Niestety, moje doświad-czenie w tym względzie wygląda tak, że pasażer, nie zważając na innych współpasażerów, wrzeszczy do słuchawki, wydając polece-nia sekretarce lub strofując pana Gienka, który miał przywieźć, ale nie przywiózł (nie wiem co, bo aż tak ciekawska nie jestem).

Zatem reasumując – jeśli umiecie rozmawiać cicho, możecie to ro-bić w przedziale, jeśli nie – idźcie na korytarz, pamiętając o zacho-waniu poziomu głośności, jeśli zaś chcecie wyładować frustrację, idźcie na korytarz koło toalety, tam jest najgłośniej, wieje i można wrzeszczeć do woli!

Właśnie zbliżam się do Warszawy Zachodniej, odpowiedni mo-ment, żeby wspomnieć o wysiadaniu. Jeśli jesteś chucherkiem, a widzisz przed sobą drzwi z klamką, odsuń się na bok i zrób miej-sce silniejszym. Już kilkukrotnie widziałam, jak rachityczne stwo-rzenia (obojga płci) tarasowały wyjścia, siłując się z drzwiami, któ-re i tak musieli otworzyć silni mężczyźni lub... ja. A zatem mierz siły na zamiary, pamiętaj o kulturze i udanej podróży!

Troszkę kultury, czyli savoir-vivre po polsku

Anna Guzik Aktorka teatralna i filmowa. Urodzona i wychowana w Katowicach. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Od 11 lat związana z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, gdzie obecnie oglądać ją można w spektaklach - „Królowa piękności z Leenane”, „Taka fajna dziewczyna jak ty” czy „Hotel Nowy Świat”. Jej najbardziej znane role filmowo-telewizyjne to tytułowa „Hela w opałach” oraz Żaneta Zięba z serialu „Na Wspólnej”.Lubi: skrajności - góry i morze. Zawrotne tempo i chwile błogiego lenistwa. Niespodzianki, ale tylko te pozytywne.Unika: gotowania. I wrednych ludzi...

Page 22: Magazyn STYLE | październik 2012

20 tysięcy kilometrów, 16 krajów, 105 dni, dwóch ludzi i jedna idea – dowiedzieć się,

czym dla ludzi na świecie jest wolność. Czy podróżując autostopem z Wrocławia do Indii,

można znaleźć odpowiedź na to pytanie? Podróżnicy twierdzą, że osiągnęli swój cel.

Autostopem ku wolności

tekst: Anna Cichowskafoto: archiwum www.autostopemkuwolnosci.pl

Paweł Bartnik i Aleksander Adamus pozna-li się na festiwalu podróżniczym w Krako-wie. Paweł ma na koncie około 130 tysię-

cy kilometrów przejechanych autostopem, zaś Aleksander około 60 tysięcy oraz za sobą kilka naukowych wypraw związanych z kierunkiem jego studiów, czyli antropologią kulturową.

– Wszystkie swoje podróże zawsze opisuję. Nazywam te dzienniki „Autostop moją drogą ku wolności”. Zarówno dla mnie, jak i dla Alka, tym właśnie jest podróżowanie. Dlatego kiedy pojawił się pomysł, aby pojechać autostopem z Wrocławia do Indii, postanowiliśmy nazwać nasz projekt „Autostopem ku wolności” – mówi Paweł Bartnik. – Zastanawialiśmy się, czym wolność jest dla innych. Co o wolności myślą ludzie w Iranie, Pakistanie? Czy to jest dla nich to samo, co dla nas? Postanowiliśmy więc ich o to zapytać.

Paweł i Aleksander rozpoczęli swoją podróż od spotkania z Lechem Wałęsą, który jako pierw-szy umieścił w dziennikach odpowiedź na dwa pytania: Czym dla ciebie jest wolność? oraz Czy czujesz się wolny? Kolejne wpisy miały pochodzić od ludzi napotkanych podczas wę-drówki. Wreszcie o wolności napisać miało jeszcze dwóch laureatów Pokojowej Nagrody Nobla – Jego Świątobliwość XIV Dalajlama oraz rzeczniczka praw kobiet w Iranie, Szirin Ebadi.

– Wyprawę przygotowywaliśmy trzy miesiące. Szukaliśmy patronów medialnych, sponsorów, załatwialiśmy spotkanie z Lechem Wałęsą, audiencję u dalajlamy. Próbowaliśmy też skontaktować się z Szirin Ebadi, która prze-bywa aktualnie w Londynie, bo w Iranie grozi jej kara śmierci. Niestety, na to spotkanie nie udało nam się umówić – opowiada Paweł.

Trasa wiodła przez Czechy, Słowację, Węgry i Słowenię do Włoch, stamtąd promostopem do Grecji, dalej do Turcji, Iranu, Pakistanu i wreszcie do Indii. – W krajach europejskich albo w zachodniej części Turcji ludzie chętnie mówili o wolności. Ale w Iranie był już problem. To było coś podej-rzanego. Czasem mieliśmy tłumacza, który wy-jaśniał dokładnie ideę wyjazdu – mówi Paweł. – Dzienniki były zawsze owinięte w polską fla-gę. Dzięki temu zyskiwały większe znaczenie. Niektórzy muzułmanie brali wtedy naszą księgę w dwie ręce, w taki sam sposób jak Koran.

– To, co ludzie mówili nam o wolności, robiło wrażenie. Pamiętam jednego Kurda, pracował w sklepie na wybrzeżu zachodniej Turcji i za-prosił nas na czaj. Mówił, że mają telewizję, ale chcą mieć własną, nie turecką. Mają radio, ale chcą, żeby w radiu mówiono w ich języ-ku. Mają szkoły, ale chcieliby, aby w szkołach uczono także historii Kurdów. Powiedział to

miejsca i ludzie

www.magazynstyle.pl/31/201222

Page 23: Magazyn STYLE | październik 2012

Autostopem ku wolności z ogromną mocą. Tak postrzegał wolność – opo-

wiada Aleksander Adamus. – Czasem były momenty, że ludzie odchodzili z księgą na bok i długo zastanawiali się, co do niej wpisać.

W Iranie plany podróżników zostały pokrzyżowa-ne. Zwrócili na siebie uwagę, siedząc w parku i śpiewając dla relaksu. Zebrała się kilkunasto-osobowa grupa przypadkowych słuchaczy, a po-tem podjechała irańska policja. – W sumie odwiedziliśmy sześć komisariatów i przetrwaliśmy czternaście i pół godziny przesłu-chań. Najpierw oskarżono nas o żebractwo. Po-tem o organizowanie nielegalnego zgromadze-nia, a na końcu pojawił się zarzut o szpiegostwo – wspomina Paweł. – Być zatrzymanym w Iranie to nie przelewki. Siedzieliśmy w jakimś podziem-nym komisariacie z dziwnym wentylatorem. Nie miał śmigieł, tak jak nasze, tylko taki specyficzny układ płytek. Nigdy takiego nie widziałem. No i dwa metry od nas były wejścia do cel. Ciągle kogoś wyprowadzano. To robiło ogromne wraże-nie – dodaje Aleksander.

Globtroterom udało się skontaktować z polską ambasadą, prosząc o wsparcie. I mimo że wcze-śniej straszono ich więzieniem, potem deporta-cją, ostatecznie otrzymali 72 godziny na to, by opuścić Iran. Dlatego nie dotarli do Pakistanu. Dostali się do Turcji, tam próbowali złapać jakiś jacht i popłynąć przez Cypr, Egipt i Kanał Sueski do Indii. To jednak się nie udało. Przejechali więc autostopem Turcję, zahaczyli o Syrię, znaleźli się na granicy z Irakiem i przez przypadek dano im irackie wizy. Podjęli więc ryzyko dotarcia do Iranu przez Irak. Przemierzyli autostopem cały ten kraj, jednak do Iranu ich nie wpuszczono. Wrócili więc do Turcji, aby po raz trzeci spróbować dostać się do Iranu. Tam jednak straż graniczna chcia-ła aresztować Aleksandra, zaś Pawła cofnąć do Turcji. W końcu po kolejnej interwencji polskiego ambasadora oddano Aleksandrowi paszport.

– Z Turcji skierowaliśmy się do Gruzji, bo łatwo nie rezygnujemy. Tam rozpoczęliśmy procedurę

wyrabiania wiz. Chcieliśmy pojechać przez Rosję, Kazachstan, Chiny i wjechać do Indii od północy – wspomina Paweł. – Gdzieś po trzech tygodniach nieudanych prób stwierdziliśmy, że spróbowa-liśmy wszystkiego, czego się dało. Mogliśmy jeszcze polecieć samolotem, ale pytanie było, po co? Nie po to daliśmy tej wyprawie nazwę „Autostopem ku wolności”, aby wsiadać w samo-lot. Wróciliśmy więc do Polski.

Fizyczny cel podróży nie został wprawdzie osiąg-nięty, ale podróżnicy są usatysfakcjonowani.

– Podczas wyprawy chcieliśmy uzyskać odpo-wiedź na pytania o wolność oraz samemu odna-leźć to poczucie. I osiągnęliśmy to. Czuliśmy to wiele razy. Na przykład kiedy w Mołdawii nocą szliśmy pieszo kilka kilometrów, miasteczko wyglą-dało jak wymarłe, nad nami rozciągało się niesa-mowite niebo i nagle Paweł puścił piosenkę, która jest dla niego bardzo ważna. To był właśnie jeden z takich momentów – wspomina Aleksander.

– Albo kiedy jechaliśmy na pace pick-upa, powie-trze było tak rozgrzane, że płuca ledwo je zasysały, kilkoro dzieci siedziało z nami i mówiło do nas coś po arabsku. Nie rozumieliśmy ich, ale nagle spoj-rzeliśmy na siebie i wiedzieliśmy, że to jest właśnie odpowiedź na nasze pytanie – dodaje Paweł.

Swoimi doświadczeniami z wyprawy podróżnicy dzielą się na festiwalach i w klubach podróżniczych. Prezentują księgę z wpisami przetłumaczonymi na język polski. Takich spotkań odbyli już ponad 60. – Sporo ludzi pyta, czy nie nudzi nam się opowiada-nie o tym. Nie, bo kiedy puszczamy w obieg naszą księgę i widzimy, że ktoś przestaje słuchać i głębo-ko zastanawia się nad tym, co napisać, wtedy wie-my, że podróż miała sens – podsumowuje Paweł.– Zastanawialiśmy się przed wyjazdem, czy na-sze postrzeganie wolności się zmieni. W moim przypadku ono się nie zmieniło. Lekko się zmo-dyfikowało, ale trzon pozostał ten sam. Jest takie powiedzenie, które usłyszeliśmy kiedyś: „The sky is the limit”. I chyba właśnie o to w poczuciu wol-ności chodzi – kończy Aleksander.

Page 24: Magazyn STYLE | październik 2012

www.magazynstyle.pl/31/201224

PParaolimPijczycyRZECZ O WSPÓŁCZESNYCH HEROSACH

Odnoszą sukcesy, biją rekordy, zdo-bywają medale. Coraz częściej udaje im się również dotrzeć do

świadomości przeciętnego Polaka. Mimo to nadal o wsparcie i pomoc muszą wal-czyć każdego dnia. Podczas wrześniowe-go spotkania z Adamem Matusiewiczem, marszałkiem województwa śląskiego dzie-lili się swoimi troskami i codziennymi pro-blemami. – Albo nam pomożecie, albo nas nie będzie – mówiła Karolina Hamer, nie- pełnosprawna pływaczka.– O wszystko musimy walczyć sami – wtórował jej Tomasz Hamerlak, biorący udział w wyścigach na wózkach.

Starania naszych paraolimpijczyków od-niosły już pewien skutek. Marszałek obie-cał utworzenie programu wsparcia sportu niepełnosprawnych, a minister sportu, Joanna Mucha zdecydowała, że począw-szy od igrzysk w Soczi, które odbędą się

Dla jednych to herosi, którzy każdego dnia przezwyciężają własne ograniczenia. Dla innych z kolei zboczeńcy i inwalidzi, którzy nie

mają nic wspólnego ze sportem – taką kontrowersyjną opinię wygłosił ostatnio Janusz Korwin-Mikke. Faktem jest jednak, że polscy paraolimpijczycy, bo o nich mowa, przywieźli z tegorocznych igrzysk

w Londynie 14 złotych medali, 13 srebrnych i 9 brązowych i pobili aż 5 rekordów świata. Niepełnosprawni zawodnicy apelują

tylko o jedno – zobaczcie w nas prawdziwych sportowców.

za cztery lata, zrównane zostaną premie za medale zdobyte podczas olimpiady i para-olimpiady.

Na pytanie, z jakimi trudnościami boryka się niepełnosprawny sportowiec w Polsce, Karolina Hamer odpowiada zdecydowanie: - Wiele musi robić sam.

– Szukamy współpracowników: trenerów, fizjologów, dietetyków, psychologów, fizjo-terapeutów, sponsorów. Często ludzie ci pomagają nam za półdarmo, widząc pasję w naszych oczach. To taki specyficzny rodzaj nawiedzenia – śmieje się zawodniczka.

Jest też jednak druga, ciemniejsza strona medalu.

– Często też nasz wizerunek jest dość bez-czelnie wykorzystywany, szczególnie jak od-niesiemy sukces. Dodam też, że moje miasto w zaledwie minimalnym stopniu pomaga mi w treningach – dodaje pływaczka.

Przekłada się to również na kwestie finan-sowe. Wielu paraolimpijczyków skarży się, że znalezienie sponsora graniczy z cudem.

– W Polsce nie jesteśmy traktowani jak pełnowartościowi sportowcy. Bardzo czę-sto szukamy sponsorów sami. Nie są to zwykle prawdziwe umowy sponsorskie, a tylko dofinansowanie na konkretne cele: zgrupowania, sprzęt, suplementy. Wyjątkiem była Fundacja Aviva, która wypłacała części sportowców stypendia na przygotowania do igrzysk. Wielka piona dla nich, ale to kropla w... oceanie. Gdy stajesz na słupku, nikogo nie obcho-dzi, skąd jesteś, nikt ci nie da nic za dar-mo. Musisz pokazać wszystko, na co cię stać – tłumaczy Karolina Hamer.

Podobnego zdania jest również pływacz-ka Katarzyna Pawlik.– W ciągu mojej kariery tak naprawdę miałam tylko jednego sponsora, który sam się zgłosił do Polskiego Komitetu

sportowy charakter

Page 25: Magazyn STYLE | październik 2012

– Anglicy stworzyli niesamowitą atmo-sferę, kibicowali całym sercem. Obsługa i pomoc na zawołanie, po prostu w każdej chwili. Bardzo o nas dbali. Dla mnie to był szok – zobaczyć ponad pięć tysięcy niepeł-nosprawnych sportowców z różnymi uraza-mi, zgromadzonych w wiosce olimpijskiej. Tryskający humorem, uśmiechnięci, piękni ludzie. Niewidomi idący w grupkach, jeden za drugim, czasem przy zakręcie ten ostat-ni wpadał na coś lub na kogoś. Zdarzały się różne śmieszne historie, były śpiewy i zabawy.

Wielką siłę ma w sobie również Dorota Bu-cław, która od 12 lat porusza się na wózku inwalidzkim. W wypadku samochodowym złamała kręgosłup, doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Do tego doszły pro-blemy z oddychaniem, niezbędna stała się codzienna pomoc respiratora. Wydawa-łoby się, że życie Doroty legło w gruzach. Nic bardziej mylnego. Zawodniczka odnosi ogromne sukcesy w tenisie stołowym. Gra rakietką, na której zrobiony jest specjalny uchwyt, gdzie wkłada rękę. Następnie sta-bilizuje bandażem wszystkie palce i nad-garstek.

Mimo wielu zwycięstw, paraolimpijczy-cy nadal pozostają w cieniu. Co gorsza, bywa, że ich słabości czy ułomności wzbu-dzają odrazę. Tymczasem biało-czerwoni w Londynie odnieśli nie tylko wspaniałe sportowe sukcesy, bijąc rekordy i zdobywa-jąc medale. Poprzez poruszające historie, jakie są udziałem każdego z nich, udowod-nili, że każdą barierę można pokonać.

Paraolimpijskiego. W dzisiejszych czasach bardzo trudno znaleźć wsparcie spon-sorskie, szczególnie dla sportu niepełno-sprawnych – wyjaśnia Pawlik.

Województwo śląskie na paraolimpiadzie reprezentowało sześciu sportowców – pły-waczki Katarzyna Pawlik i Karolina Hamer, łuczniczka Grażyna Wojciechowska, łucz-nik Wiktor Patryas, tenisistka stołowa Do-rota Bucław oraz wspomniany już Tomasz Hamerlak. Każdy z nich na co dzień działa na wielu polach, nie tylko tym sportowym. Prowadzą swoje strony internetowe, piszą blogi, angażują się w różnego rodzaju akcje. Nieszczęście związane z chorobą czy wy-padkiem potrafią przekuć w sukces.

Pochodząca z Tychów Karolina Hamer od urodzenia cierpi na niedowład nóg. Receptą na chorobę stało się pływanie, które trenuje od czwartego roku życia. Na koncie ma mię-dzy innymi sześciokrotny tytuł wicemistrzyni Europy w pływaniu osób niepełnosprawnych, podwójne srebro i podwójny brąz na mistrzo-stwach świata w Brazylii w 2009 roku i dwa srebrne medale mistrzostw świata w roku 2010. Czym jest dla niej pływanie?– W sensie filozoficznym mogę powiedzieć, że w wodzie czułam się wolna, niezależna. Pamiętam, że często – jako dzieciak – „ucie-kałam na głębokie”, a rodzice dostawali za-wału – śmieje się Hamer.

Wiktor Patryas trenuje łucznictwo w Żywcu. Sportem zainteresował się w wieku 14 lat. Ćwiczył przez dziesięć lat, aż do momentu nieszczęśliwego wypadku. Rozbił się ma-łym fiatem, trwale uszkadzając lewą nogę

i stopę. Jego przerwa w treningach trwała 18 lat. Dopiero w ubiegłym roku zdobył kwalifika-cje olimpijskie, wygrywając turniej w Anglii.

Katarzyna Pawlik od urodzenia cierpi na cho-robę neurologiczną powodującą zaburzenia ruchu i mowy. Będąc 8-letnią dziewczynką, usłyszała od trenerów pływania, że nie odnie-sie sukcesu w tym sporcie. Jak widać, mylili się. Pawlik zdobyła trzy medale w Atenach i cztery w Pekinie. Ukończyła fizykoterapię w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlo-wej. Jak sama mówi – swoją siłę zawdzięcza przede wszystkim rodzinie. – Zapał do treningów i do walki dają mi naj-bliżsi. To oni zawsze mnie wspierali i dodawa-li otuchy w trudnych chwilach – podkreśla.

Wyjątkowo trudne przeżycia ma za sobą Tomasz Hamerlak. Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci, jednak nie za-wsze było tak kolorowo. Będąc nastolatkiem, musiał poddać się amputacji nogi powyżej kolana. Nowotwór powoli odbierał mu siły. Operację wykonano, o ironio, 6 grudnia. We-wnętrznej siły i samozaparcia mogą mu po-zazdrościć nawet pełnosprawni sportowcy. W ramach rocznego treningu pokonuje na wózku 8–10 tysięcy kilometrów.

Grażyna Wojciechowska początkowo za-angażowała się w sportowe życie tylko z powodu syna Andrzeja, zawodnika Czarnej Strzały Bytom. Dopiero po wypadku, w któ-rym samochód uszkodził jej kolano, zaczęła intensywnie trenować. Efekt? W tym roku była jedną z paraolimpijskich reprezentantek w Londynie. Jak wspomina występ na naj-większej sportowej imprezie?

tekst: Justyna Krzyśków | foto: prywatne archiwum Karoliny Hamer

www.magazynstyle.pl/31/2012 25

Page 26: Magazyn STYLE | październik 2012

tekst: Renata Przemyk foto: Elżbieta Schonfeld

„Wszystkie zjawiska są twoim umysłem. Postrzeżenie zewnętrznych obiektów to złudna koncepcja. Niczym sen są puste – pozbawione natury”.

Mahasiddha Naropa

Jest to, co nam się wydaje, to, co widzimy i tak jak to widzimy. Istnieje, bo jest w naszej głowie. Każde (bud-dyjskie) dziecko to wie. Niełatwo się jednak (wszystkim innym) pogodzić z koncepcją, że nie ma istnienia pewne-go, stabilnego i w takiej formie, jak byśmy chcieli. Każ-dy chciałby istnieć w najlepszej wersji siebie i w świecie pięknym i szczęśliwym. I to jest możliwe – w naszej głowie (naprawdę nie mówię tu o chorobach psychicznych). Są-dzimy i jesteśmy sądzeni, oceniamy i jesteśmy oceniani. Jednym się podobamy, innym nie. I czas się z tym pogo-dzić. Tak jak i z tym, że nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba!

Narażę się pewnie wielu czytelnikom brakiem po-prawności politycznej, ale uważam, że uroda w życiu jest ważna. Ale po kolei.Można rozpływać się oczywiście nad urodą chwili, nad pięknem nowo narodzonego dziecka, łąki z kwiatami, szczeniaczków i kociaczków w kapelusikach i kubracz-kach. Do łez wzruszenia może doprowadzać nas widok dziecka komunijnego czy mężczyzny z nagim torsem i ta-kimże niemowlęciem. Niewątpliwie piękni są ponoć Jenni-fer Lopez i Brad Pitt. Są też ludzie piękni w sposób mniej oczywisty, w których to piękno dostrzegają i podziwiają ich kolejni wielbiciele, a inni na próżno próbują doszukać się w nich urody. Każdy swoje poczucie piękna pielęgnuje w sobie i szuka spełnienia w obrazach, które go dopiesz-czą estetycznie. Od pierwszych chwil nasi najbliżsi mówią nam, co jest piękne (kolorowa zabawka), a co nie (kupa?). No i nasz estetyczny byt określa naszą świadomość. Środowisko, rodacy i współwyznawcy wpajają nam, co jest dobre i co istnieje i dalej powinno, a co nie. Co należy zrobić, żeby się pięknie prezentować i pięknie żyć. Pięknie

zestarzeć i umrzeć w pięknym stylu. I pięknie sobie leżeć w ładnym miejscu. I cóż w tym złego? Ano nic. Jeśli tyl-ko jesteśmy świadomi ulotności piękna zewnętrznego (no i jest poprawność polityczna!). I tego, że być może istnieje to w takiej formie tylko w naszym umyśle.To, co ważne, to żeby tego piękna w naszym życiu było dużo, bo jesteśmy tego warci! I niech każdy ma takie pięk-no, jakie lubi. I niech go sobie produkuje (w głowie), ile chce, byle tylko nie zmuszać innych głów do przyswajania naszego piękna kosztem ich własnego. Pokój i piękno dla całego świata! A co!

Jestem fanką cyklu „Kobieta na krańcu świata” i jego au-torki Martyny Wojciechowskiej. W każdym odcinku Mar-tyna odwiedza jakiś odległy zakątek globu i pokazuje zma-gania kobiet z życiem w różnych sytuacjach i kulturach. W każdej z nich panują inne kanony piękna. Czasem jest to kwestia chwilowych mód, jak wszędzie, czasem usta-lonego od pokoleń standardu, do którego każdy członek (a najczęściej członkini) się wspina w celu spodobania się. Starania i poświęcenie, jakiego wymaga to od tych sprag-nionych piękna (i podziwu) ludzi, niejednokrotnie wpra-wia nas, Europejczyków, w osłupienie. Dla nich zwyczaj-na, prosta biała Martyna musiała wydawać się zaniedbaną dziewuchą bez tych stu obręczy wokół szyi, nienaciągnię-tej wielkim kołem dolnej wargi czy niespiłowanych w szpic zębów. Dla piękna człowiek jest w stanie zrobić naprawdę wiele. Pod każdą szerokością geograficzną! Jakże trzeba być odważnym (i odpornym na oceny), żeby nasze własne piękno dawać światu do podziwiania w wersji nienaruszo-nej (skalpelem kanonów) i cieszyć się urodą tego świata i jego mieszkańców bez wymuszania kłopotliwych (a czę-sto bolesnych) upiększeń. A ja, hmm, idę tymczasem na-łożyć makijaż (to przynajmniej nie boli), zaraz mam spot-kanie a wieczorem koncert. Moim oczom ukaże się sala pełna zachwyconej publiczności, a ja chętnie uwierzę tej ułudzie i jeszcze piękniej się postaram następnym razem. Dla pięknej chwili chyba jednak warto…

Ułuda, moda i uroda

Renata PrzemykArtystka niezwykle ceniona ze względu na nieprzeciętny talent muzyczny, niepowtarzalny głos i indywidualność artystyczną. Większość jej płyt uzyskała status złotych. Z wykształcenia jest bohemistką. Urodziła się w Bielsku-Białej, studiowała w Katowicach.Na scenie oficjalnie od 1989 r., kiedy to zdobyła Grand Prix Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Pierwszą swoją płytę wydała w 1990 r., wraz z zespołem Ya Hozna.W 1991 r. rozpoczęła solową karierę.Lubi Virginię Woolf, Marqueza i Yourcenar, ale też Björk i Richarda Galliano. Fascynatka teatru, kompozytorka, czasem aktorka.Marzy o podróży dookoła świata.

www.magazynstyle.pl/31/201226

felieton

Page 27: Magazyn STYLE | październik 2012

Małżeństwo musi radzić sobie z problemami, z jakimi bory-kało się pokolenie rodziców – tyle że te problemy trzeba naj-pierw stworzyć. To oryginalne podejście do tematu nostalgii za PRL-em, ale i pomysł, któ-ry nie każdego przekona. Tom sprawdza się za to jako lekko napisana ciekawostka – au-torzy (dziennikarze) fundują sobie pół roku bez ułatwiają-cych egzystencję wynalazków. Odkrywają też prawdopodob-ne źródło tęsknot za minioną epoką, a i wpisują się w nurt gloryfikowania PRL-u.

W zupełnie inny sposób do przeszłości wraca Piotr Śmia-łowski. Jego wywiad-rzeka z Tadeuszem Chmielewskim, Jak rozpętałem polską ko-medię filmową, to powrót do obrazów, które – obok fil-mów Barei – są najchętniej do dzisiaj oglądanymi i powta-rzanymi komediami. Chmie-lewski przytacza tu anegdoty z planów, mówi o powstawaniu kolejnych filmów i o własnym twórczym warsztacie. Jest w tym wszystkim pogodny i pe-łen ciekawych pomysłów. Sam wywiad nie porusza kwestii z życia prywatnego, za to po-zwala bliżej przyjrzeć się pro-

Izabela MIkrut - doktor nauk humanistycznych, humorolog, recenzentka. Publikowała m.in. w „Śląsku”, „Toposie”, „Art Papierze” i „Guliwerze”. Od 2009 roku prowadzi własną, codziennie aktualizowaną stronę poświęconą głównie nowościom wydawniczym: tu-czytam.blogspot.com

Miła jest naprawdę różnorod-ność fabuł, narracji i pomysłów autorów, którzy odrzucają pod-porządkowywanie się trendom w literaturze obyczajowej. Jolanta Wrońska w swoich Fanaberiach jakby na przekór słodkiej okładce wprowadza ostrą biznesową walkę i nie szczędzi odbiorcom szczegółów dotyczących działania giełdy czy prowadzenia firmy. Przed-siębiorczy bohaterowie biorą tu sprawy w swoje ręce, a miesz-kańcy Śląska być może ucie-szą się z pomysłów na rozwój regionu i stałej obecności tego regionu w przeszłości postaci. Wrońska sporo zaryzykowała, budując swoją historię, ale z tej próby wyszła zwycięsko. Pro-ponuje powieść rozrywkową z domieszką ekonomii, cenny-mi wskazówkami dotyczącymi kształtowania rodzinnych rela-cji i kryminałem w tle. Odstra-szyć może momentami nieco hermetyczna narracja – ale wy-nagradza to autorka twórczymi rozwiązaniami.

Agnieszka Topornicka wraca za to do PRL-u i wysyła swoją bohaterkę do pracy w Stanach. Wakacje od życia, zgodnie zresztą z tytułem, to opisane lekko perypetie młodej dziew-czyny, która ma szansę zachły-

snąć się wolnością i przestawić na inny sposób myślenia. Sama praca nie absorbuje zbytnio bo-haterki-narratorki, która posia-da już wiedzę o tym, jak będzie w przyszłości i co pewien czas o tym przypomina. Dużo bar-dziej liczą się tu międzyludzkie relacje, wyraziste charaktery i bardzo silne osobowości. Trochę tu humoru, ale i wiele goryczy, a autorka wpisuje się w cały cykl powieści przywołu-jących ponownie – i z nutą sen-tymentu – PRL. Z racji oddale-nia od kraju nie musi skupiać się na stereotypach, sięga za to po powieściową analizę spo-sobu myślenia nietuzinkowych postaci. Nie ma tu idylli, ale też i specjalnego utyskiwania na los Topornicka nie wybiera.

Z teraźniejszości do PRL-u uciec próbują również Izabela Meyza i Witold Szabłowski – w 2011 roku na sześć miesięcy przenoszą się do wyposażo-nego przed trzema dekadami M-3 i starają się żyć tak, jak-by wokół trwała inna epoka. Owocem tego eksperymentu jest reportażowa książka Nasz mały PRL, kilka raczej oczy-wistych wniosków i całe mnó-stwo pytań, które podczas lek-tury nasuną się i czytelnikom.

Wolność schematów

Izabela Mikrut

cesowi powstawania filmowych perełek humoru. Dzięki dużej liczbie zdjęć łatwo przypo-mnieć sobie i sceny, i aktorów. Książka stanowi miły przyczy-nek do komedii, które dzisiaj zyskują miano kultowych.

Interesująco na problem sfru-strowanych młodych ludzi, którzy nie potrafią się odnaleźć w świecie, patrzy Alexandra Salmela, która w tomie 27, czyli śmierć tworzy artystę bawi się stylami i narracjami. Za pretekst służy jej istnienie Klubu 27: bohaterka, która właśnie skończyła 27 lat, pra-gnie stworzyć wielkie dzieło i w ciągu roku popełnić samo-bójstwo, by dołączyć do grona cenionych artystów, którzy nie dożyli dwudziestych ósmych urodzin. Niedojrzałą emocjo-nalnie dziewczynę autorka wysyła do żyjącej na odludziu rodziny. Serię wstrząsających i komicznych wydarzeń ob-serwują i relacjonują między innymi samochód, nieoswo-jona kotka oraz pluszowy Prosiaczek – ale infantylizmu w tej powieści nie będzie. W jego miejsce pojawi się inte-ligentny dowcip, ironia, sporo trafnych życiowych obserwa-cji i odkrywczy pomysł. Młoda autorka także chętnie odrzuca powieściowe schematy i ko-rzysta z wolności, jaką daje pisanie.

nos w książkę

www.magazynstyle.pl/31/2012 27

Page 28: Magazyn STYLE | październik 2012

www.magazynstyle.pl/31/2012

zapowiedzi

5.10.

„Teatr jest jedyną prawdą, wszystko inne to teatr”. Takie słowa wkłada w usta jednej ze swych postaci Bengt Ahlfors w „Komedii Teatralnej” – przezabawnej komedii o kulisach teatru. Obnaża on w dowcipny i niegłupi sposób życie teatralne widziane od strony twórców. A jak wiadomo, nie ma nic bardziej atrakcyjnego dla publiczności teatralnej niż poznanie przynajmniej kawałka tajemnicy, jak powstaje sztuka. Bo przecież, jak to mówi inna z postaci „Komedii Teatralnej”: „Zawsze jest więcej dramatu za kulisami niż na scenie”… Teraz widzowie Teatru Śląskiego będą mogli podejrzeć skrywane tam od lat tajemnice.

Komedia teatralna – premiera

20 lat Galerii Fotografii B&B5.10.-7.11.

Galeria Fotografii B&B powstała we wrześniu 1992 roku. Jest prowadzona społecznie, co nie przeszkodziło jej zdobyć renomę. Galeria ceniona jest za profesjonalizm i przyjazną atmosferę, postrzegana też jest jako ośrodek życzliwy sztuce fotografii. Miesięcznie wystawy ogląda tam około 3000 osób, co chyba w dobie odwrotu od kultury musi imponować. Co zadecydowało o sukcesie galerii? Na pewno ważnym elementem była formuła, według której mogli w niej wystawiać swoje prace zarówno młodzi twórcy, jak i prawdziwi mistrzowie. Z okazji jubileuszu odbędzie się wystawa grupowa, do której zaproszono artystów, którzy przez te 20 lat pokazali tam swoje prace. Kilka nazwisk wystarczy, by wybrać się na wystawę: Zdzisław Beksiński, Edward Hartwig, Ritts Herb (USA) i Leszek Mądzik.

Bielsko-Biała

Robert Cray – to bez wątpienia największa gwiazda tegorocznej edycji festiwalu. Ten facet jest pięciokrot-nym laureatem Grammy Awards! Tego samego wieczoru wystąpią także inne tuzy światowego bluesa. Na specjalne życzenie publiczności po raz drugi na festiwalu pojawią się Eric Sardinas & The Big Motor. Będzie też The Reverend Peytons’s Big Damn Band, czyli szalone trio: gitara, tarka i perkusja, które podbiło bluesowe notowania Billboardu i YouTube, Davina and The Vagabonds – kwintet z Minneapolis z niesamo-witą liderką, grający „rozgrzewający duszę blues-swing-jazz” oraz gospodarz wieczoru, człowiek orkiestra, czyli Irek Dudek i jego Big Band, który – jak się coraz głośniej mówi – ma zagrać bez nut!

6.10.32. RAWA BLUES FESTIVAL Spodek, Katowice, godz. 15.00

5.10.

Młody warszawski kurator, Michał Suchora, został zwycięzcą szóstej edycji konkursu na scenariusz wystawy prezentującej najistotniej-sze zjawiska i tendencje w polskim malarstwie. Jego pomysł został uznany za najciekawszy, najbliższy idei konkursu kuratorskiego, odbywającego się na przemian z popularnym konkursem dla malarzy w cyklu „Bielska Jesień”. Do udziału w wystawie kurator zaprosił 12 artystów. Są to m.in. Adam Adach, Anna Baumgart, Agnieszka Brzeżańska, Jarosław Fliciński, Justyna Kisielewska, Piotr C. Kowal-ski i Joanna Janiak. Sam kurator tak przedstawia swoją koncepcję: „Narracja wystawy jest o tyle spójna, o ile wewnętrznie spójnym nazwać można współczesne malarstwo. Zebrane na niej dzieła ukazują bogactwo i wewnętrzne zróżnicowanie polskiej sztuki”.

7. Wystawa kuratorska „Bielskiej Jesieni” – „Samozapłon”

5-20.10.

W ramach akcji „Czas na wzrok” mieszkańcy województwa śląskiego będą mogli dowiedzieć się wszystkiego na temat prezbiopii – procesu, który dotyka ludzi po 40. roku życia. W ramach akcji osoby te będą mogli skorzy-stać z bezpłatnych badań ostrości wzroku w wybranych salonach optycznych. Lista salonów dostępna jest na stronie internetowej poświęconej prezbiopii www.czasnawzrok.pl. Ze względu na ograniczoną liczbę miejsc, na badania należy umówić się telefonicznie lub osobiście, podając przy rejestracji hasło kampanii „Czas na wzrok”.

Czas na wzrok

Galeria Bielska BWA, godz. 16.00

6.10.

Już jesień, ale gdyby ktoś nie wiedział i zagubił się w letnich klimatach, to powinien odwiedzić Gliwice. Tam odbędzie się muzyczne pożegnania lata. Rockandrollowe brzmienia przeplatać się będą z nostalgicznymi kompozycjami gitarowej muzyki. Będzie to prawdziwie męski koncert, choć nie tylko dla mężczyzn. Gośćmi wieczoru będą Skubas oraz zespół Voo Voo. Dwie wyjątkowo charakterystyczne barwy głosu bez wątpienia poruszą publiczność i nie dadzą o sobie zapomnieć. Będzie sporo kawałków z debiutanckiej płyty Skubasa „Wilczełyko”, największe przeboje zespołu Voo Voo oraz to, co znajdzie się na ich długo zapowiadanym i oczekiwanym albumie pt. „Nowa płyta”.

Ruiny Teatru Victoria, Gliwice

Pożegnanie lata: koncert „Wszyscy muzycy to wojownicy”

Teatr Śląski, Katowice

28

Page 29: Magazyn STYLE | październik 2012

www.magazynstyle.pl/31/2012 29

7.10.Paranienormalni powstali, jak sami mówią, „z woli niebios i determinacji Igora”. Grupa osiągnęła olbrzymią popularność, zdobyła spore grono fanów, a obecnie należy do czołówki polskich kabaretów. Jak można wejść tak szybko na sam kabaretowy szczyt? Pewnie nie ma złotej recepty, ale jakieś podpowiedzi i owszem. Paranie-normalni nie uprawiają satyry politycznej, natomiast bacznie obserwują przyrodę, zjawiska obyczajowe i społecz-ne, fenomeny popkultury i to z nich czerpią inspirację. No i najważniejsze – mają w zespole Mariolkę, wygadaną blondynkę, która niczym krzywe zwierciadło odbija współczesne nastolatki. Bez niej nie byłoby tego sukcesu. Zresztą Bytom też nie może się doczekać tej dziewczyny!

Kabaret ParanienormalniBecek, Bytom, godz. 19.00

Wdrożenie nowych technologii w zakładach produkcyjnych nie tylko zwiększa stopień wykorzystania parku maszynowego, gwarantuje poprawę jakości oraz zmniejsza pracochłonność, ale również polepsza warunki pracy. Tę elementarną wiedzę posiada każdy manager. Problem zaczyna się wtedy, gdy pada pytanie, „jak to zrobić”. Gliwicka konferencja adresowana jest do wszystkich, którzy są zainteresowani zwiększeniem efektywności swojej firmy, a więc m.in. dyrektorów produkcji, dyrektorów zarządzających oraz specjalistów lean management. I co ciekawe, uczestnictwo w tej konferencji jest bezpłatne. Nic, tylko podnosić swoje kompetencje!

13.10.

TED (Technology Entertainment and Design) to chyba najbardziej prestiżowa konferencja nauko-wa na świecie, a jej celem jest propagowanie idei, o których – przynajmniej w opinii prelegen-tów – warto powiedzieć. Szkopuł w tym, że mają na to dokładnie 18 minut. TED ma też swoje lokalne odmiany, czyli TEDx. I właśnie taka konferencja, organizowana na licencji TED, odbędzie się w Katowicach. Prelegenci będą prezentować swoje koncepcje „Miasta 2.0”. Wśród nich są m.in. Piotr Szmitke, Robert Konieczny, Ola Oslislo i Irma Kozina.

TEDxRawaRiverWyższa Szkoła Techniczna w Katowicach, Katowice, godz. 10.00

14.10.Głównym celem tej zabawy jest nokaut rywala, czyli eliminacja samochodu obok. Zderzenia, huk i wgniecenia są bardzo mile widziane – szczególnie przez publiczność. W Crash Race zwycięzcą zostaje ten, który przejedzie jak naj-więcej okrążeń w danym czasie i uda mu się dojechać do mety, natomiast w Crash Derby wygra ten, którego auto po prostu przetrwa. Cóż, z wytyczonych celów można wywnioskować, że jest to zabawa dla dużych i odważnych chłopców. Ale będzie trochę rozsądku, bowiem organizatorzy oprócz potężnej dawki adrenaliny postanowili zaapliko-wać widzom trochę informacji dotyczących bezpieczeństwa na drodze. Będzie można przymierzyć alkogogle, zasiąść za kierownicą symulatora i porozmawiać z zawodowymi kierowcami.

CRASH DERBY 3

9-10.10.II Otwarta Konferencja „Lean Management w Praktyce”

Stadion CKM Włókniarz, Częstochowa, godz. 12.00

zapowiedzi

Ten festiwal to spotkanie z artystami pochodzącymi z pięciu kontynentów i kilkunastu krajów. Będziemy mieli okazję po-słuchać nie tylko jazzu, bo muzycy zabiorą nas też na poszukiwania muzyki sięgającej do korzeni. Dotrzemy w najbardziej odległe i egzotyczne zakątki świata. Szczególnym wydarzeniem Festiwalu będzie wykonanie cyklu utworów Krzysztofa Kobylińskiego „Sagrada Familia”. W sagradach spotkają się Jekaterina i Stanisław Drzewieccy z Namysłowskim, Dimą Gorelikiem, Reut Rivką Shabi i Borisem Malkowskym. Palm Jazz Festival to wielka muzyczna uczta. Na liście gości widnieją także: John Scofield Trio, Jarosław Śmietana, Avishai Cohen, Nils Petter Molvaer Trio czy Al Foster Quartet.

Palm Jazz Festival

XIV ŚLĄSKA GIEŁDA KOLEKCJONERÓW 20127.10.

Śląska Giełda Kolekcjonerów to największa tego rodzaju impreza w Polsce. Co roku w centrum Katowic spotykają się kolekcjonerzy i hobbyści z całego kraju, aby zaprezentować swoje zbiory i sprawdzić, co nowego u konkurencji. Podczas tegorocznej edycji na pewno nie zabraknie okazji, by uzupełnić swoje kolekcje o nowe monety, karty i znaczki pocztowe, fajki, płyty gramofonowe, szkło i porcelanę, biżuterię, antyki, banknoty, bilety, karty telefoniczne, komiksy, książki, mapy, akcesoria birofilistyczne czy dewocjona-lia. Trzeba jednak uważać, bo na tej giełdzie można się zarazić jakimś hobby!

Spodek, Katowice, godz. 10:00

7-28.10.Gliwice, Chorzów, Świętochłowice, Katowice

Page 30: Magazyn STYLE | październik 2012

www.magazynstyle.pl/31/2012

zapowiedzi

18-21.10.

Przez cztery dni w Katowicach scenografia będzie odgrywać główną rolę. Będą prezentacje, dyskusje panelowe, konfe-rencje, ale też warsztaty scenograficzne i pokazy filmów. Nie zabraknie również spotkań z twórcami głośnych ostatnio scenografii. Pojawią się Marcel Sławiński i Katarzyna Sobańska – autorzy scenografii do filmu „Młyn i krzyż” w reż. Lecha Majewskiego, Dorota Roqueplo – autorka kostiumów do „Sali samobójców” Jana Komasy i nagrodzona Oscarem za dekorację wnętrz do „Listy Schindlera” Ewa Braun. Mimo że to film będzie wiódł prym, organizatorzy przewidzieli też panele dotyczące scenografii w reklamie czy nawet w muzeum.

Festiwal Nowej ScenografiiMuzeum Śląskie, Centrum Kultury Katowice, Centrum Scenografii Polskiej i Teatr Korez, Katowice

Konferencja „SILVER ECONOMY – standard w nowoczesnym zarządzaniu przedsiębiorstwem”19.10.

Silver economy (srebrna ekonomia) to strategia ekonomiczna, która ma być receptą na starzejące się społeczeństwo. Kiedy zacznie brakować młodych pracowników, pracodawcom nie pozostanie nic innego, jak tylko zachęcić osoby w wieku emerytalnym do kontynuowania pracy zawodowej. Brzmi to teraz trochę jak science fiction, bowiem osoby z grupy 50+ mają teraz olbrzymie kłopoty w odnalezieniu się na rynku pracy. Czyżby nadciągały złote czasy dla seniorów? Kto wie, dlatego pracodawcy – a do nich przede wszystkim kierowana jest ta konferencja – już teraz powinni zapoznać się z takimi problemami, jak zarządzanie wiekiem w firmie czy polityka solidarnej równowagi pokoleń.

Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach, godz. 10:00

Warsztaty to nie tylko niezwykłe wydarzenie muzyczne, ale także doskonała okazja, aby osobiście przekonać się i doświadczyć, czym jest moc muzyki gospel. Muzyka ta ze względu na swoje przesłanie, radość i entuzjazm skupia wokół siebie wszystkich miłośników śpiewania, bez względu na narodowość, wiek, płeć czy wyznanie. W ciągu dwóch dni intensywnych prób uczestnicy warsztatów pod okiem profesjonalnych muzyków stworzą chór, który wystąpi podczas koncertu finałowego. Sam koncert będzie dedykowany pamięci zmarłego w lutym gliwiczanina, Norberta Blachy – muzyka, kompozytora i aranżera oraz wielkiego propagatora muzyki chrześcijańskiej, w szczególności nurtu gospel. Podczas koncertu wystąpią m.in. Mietek Szcześniak, Adam Rymarz, Gabriela Gąsior, Marta Florek, Wojciech Myrczek, Bartosz Jaśkowski i Kasia „Puma” Piasecka.

28.10.II Gliwicka Jesień GospelGliwicki Teatr Muzyczny, godz. 18.00

20.10.

W Operze Śląskiej trwają przygotowania do premiery. Nowym tytułem w repertuarze będzie Tosca. Reżyserią tej znanej opery Pucciniego zajął się Tadeusz Bradecki, a kierownictwo muzyczne objął Tadeusz Serafin. By-tomskim artystom przyjdzie się zmierzyć z tragiczną historią śpiewaczki. Floria Tosca, która przypadkowo wplą-tana zostaje w sprawę ucieczki z więzienia byłego konsula, zostaje odtrącona przez kochanka, który na domiar złego ginie. Ona sama staje się morderczynią, by na koniec targnąć się na swoje życie i rzucić w przepaść. Kolejne spektakle: 21.10. i 4.11. 2012 r. godz.18.00 – scena Opery Śląskiej 22.10. i 12.11. 2012 r. godz.18.00 – scena Teatru Śląskiego w Katowicach

Tosca – premiera

25.10.

Kto lubi mieć rękę na pulsie rynku i wiedzieć, jakie kwalifikacje pracowników są obecnie w cenie, powinien wybrać się na tę giełdę. Adresowana jest ona do studentów, w tym doktorantów, absolwentów i pracowników naukowych uczelni wyższych oraz uczniów i nauczycieli szkół ponadgimnazjal-nych. Podczas giełdy będzie można nie tylko zapoznać się z ofertami pracy, ale także zebrać sporo informacji o możliwościach uzyskania wsparcia dla własnego przedsięwzięcia czy też o kursach i szkoleniach dokształcających.

Centrum Edukacyjno-Kongresowe Politechniki Śląskiej

Giełda Pracodawcy i Przedsiębiorczości

Opera Śląska, Bytom, godz. 18:00

27.10.Our House to osobliwa opowieść, bo o rozdwojeniu. Bohaterem jest Maks, który w 16. urodziny zabiera Sarę – dziewczynę swoich marzeń – na pierwszą randkę. Chcąc jej zaimponować, włamuje się do domu, który budował niegdyś jego dziadek. Przyłapany przez policję, nie potrafiąc dokonać dobrego wyboru, magicznym sposobem doznaje rozdwojenia: Dobry Maks pozostaje na miejscu przestępstwa, Złemu Maksowi udaje się uciec. Dobry trafia za kratki, Zły zaczyna karierę drobnego złodziejaszka, coraz bardziej wiążąc się z półświatkiem. Wszystko zmierza ku katastrofie, którą staje się pożar domu. Pożar, w którym ginie jego matka… Ale opowieść kończy się dobrze, bowiem – jak w bajce – historia zatacza koło, by dać bohaterowi szansę dokonania dobrego wyboru.

Teatr Rozrywki, Chorzów, godz. 20.00

Our House – premiera

30

Page 31: Magazyn STYLE | październik 2012

repertuar/październik

www.magazynstyle.pl/31/2012 31

17–18.10., godz. 19.00 MAYDAY20–21.10., godz. 20.00HOTEL NOWY ŚWIAT23.10., godz. 19.0060. BIELSKA SCENA KABARETOWA26–28.10., godz. 18.00AMADEUS29.10., godz. 9.00 i 11.00AKADEMIA PANA KLEKSA31.10., godz. 19.00SZALONE NOŻYCZKI

5.10., godz. 19.00 SINGIELKA6.10., godz. 17.00 i 20.00 ZBRODNIA10.10., godz. 19.00 ZBRODNIA17.10., godz. 19.00 FABRYKA SENSACJIPROSZYK I SPÓŁKA18.10., godz. 11.00 ŻYD19.10., godz. 19.00 ŻYD20–21.10., godz. 17.00 SINGIELKA23.10., godz. 11.00ROMEO, JULIA I CZAS24.10., godz. 19.00ROMEO, JULIA I CZAS26–28.10., godz. 19.00NORYMBERGA

1–4.10., godz. 19.00POZDROWIENIA Z RAJU1.10., godz. 19.30NIE MA TEGO ZŁEGO5–11.10., godz. 19.00 TAKE THIS WALTZ8.10., godz. 19.30SZYBKI CASH12.10., godz. 19.00ZAKOCHANA BEZ PAMIĘCI15.10., godz. 19.30PORTRET O ZMIERZCHU19–25.10., godz. 19.00 GRA22.10., godz. 19.30CZTERY LWY26–31.10., godz. 19.00ZOSTAŃ ZE MNĄ29.10., godz. 19.30TRZY SIOSTRY T.31.10., godz. 21.00HALLOWEEN W BECEKUSzepty, Słodkich snów

13.10., godz. 19.00 HartOFFanie Teatrem – HOME:SCAPE: where from, where to...14.10., godz. 17.00Scena Familijna: PINOKIO

7.10., godz. 19.00 PARANIENORMALNI19.10., godz. 19.00FESTIWAL KULTURY BUDDYJSKIEJ, wykład: Buddyzm we współczesnym świecie27.10., godz. 18.00Kabaret Hrabi w programie: CO JEST ŚMIESZNE28.10., godz. 18.00 Koncert zespołu UNIVERSE

mała scena

5.10., godz. 18.00 KOMEDIA TEATRALNA – premiera6.10., godz. 18.00KOMEDIA TEATRALNA 7.10., godz. 18.00 KOMEDIA TEATRALNApremiera nauczycielska8.10., godz. 18.00AIDA – gościnnie Opera Śląska11.10., godz. 18.00 NORA – gościnny występ Teatru z Koszyc13.10., godz. 18.00 MOJA ABBA 105. URODZINY TEATRU ŚLĄSKIEGO14.10., godz. 16.00 i 19.00KOMEDIA TEATRALNA17–18.10., godz. 10.00 i 12.00KRÓL EDYP20–21.10., godz. 18.00 MAYDAY 222.10., godz. 18.00 TOSCA – premieragościnnie Opera Śląska24.10., godz. 10.00 i 17.00 DZIADY26–28.10., godz. 18.00 NIE TERAZ, KOCHANIE

6.10., godz. 18.00KOMEDIA TEATRALNA6–7.10., godz. 18.30MAŁE ZBRODNIE MAŁŻEŃSKIE11–12.10., godz. 18.30 SOLARIS17–18.10., godz. 10.00 i 12.45OSKAR I PANI RÓŻA20–21.10., godz. 18.30 MLECZARNIA26–28.10., godz. 18.30 BÓG MORDU

4–5.10., godz. 19.00 KONTRAKT12.10., godz. 19.00 MOJA ABBA16.10., godz. 19.00SPOTKANIE Z AKTOREM RYSZARDEM ZAORSKIMpromocja książki „Pora na Zaora”20–21.10., godz. 19.00 KONTRAKT

2–4.10., godz. 19.00JESUS CHRIST SUPERSTAR5.10., godz. 19.00JESZCZE NIE PORA NAM SPAĆ13.10., godz. 19.00KOGUT W ROSOLE14.10., godz. 15.00KOGUT W ROSOLE15.10., godz. 19.00 BENEFIS PROF. DOROTY SIMONIDES z cyklu „Górny Śląsk – świat najmniejszy”27.10., godz. 20.00OUR HOUSE – polska prapremiera28.10., godz. 17.00OUR HOUSE30–31.10., godz. 19.00OUR HOUSE

4.10., godz. 11.00ADONIS MA GOŚCIA5.10., godz. 11.00ADONIS MA GOŚCIA6–7.10., godz. 19.30POMALU, A JESZCZE RAZ!12.10., godz. 19.30HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU13.10., godz. 17.00HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU14.10., godz. 16.00HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU19.10., godz. 19.30HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU20.10., godz. 17.00HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU21.10., godz. 16.00HISTORIA FILOZOFII PO GÓRALSKU

1.10., godz. 19.00 CHOLONEK4.10., godz. 18.00 Centrum Kultury Katowice zaprasza na cykl W starym kinie: PAPA SIĘ ŻENI5.10., godz. 19.00DIABELSKI MŁYN – Teatr Bez Sceny 6.10., godz. 19.00KOLEGA MELA GIBSONA7.10., godz. 12.00 CHOLONEK9.10., godz. 19.00 MARIKAAmatorski Teatr „Naumiony” z Ornontowic11.10., godz. 18.00 Centrum Kultury Katowice zaprasza na cykl KODY KULTURY: KREACJA/REAKCJA? Nowe media – kreatywność nieodkryta12.10., godz. 19.00KOLEGA MELA GIBSONA13.10., godz. 19.00KOMETA, czyli ten okrutny wiek XX wg Jaromira Nohavicy14.10., godz. 20.00KWARTET DLA 4 AKTORÓW19–20.10., godz. 19.00 POJEDYNEK21.10., godz. 19.00SCENARIUSZ DLA 3 AKTORÓW24.10., godz. 19.0077. KABARETOWA SCENA TRÓJKI25.10., godz. 19.00BABCIA NA PIELGRZYMCETeatr BEZSCENNI Grzegorza Norasa26.10., godz. 19.00 Koncert zespołu U Pana Boga za piecemDWIE OBRĄCZKI SREBRNE28.10., godz. 19.00 HOMLET29.10., godz. 19.00 CHOLONEK

4.10., godz. 11.00KRÓLEWNA ŚNIEŻKA 7.10., godz. 18.00EUGENIUSZ ONIEGIN14.10., godz. 11.00 SALON POEZJI I MUZYKI ANNY DYMNEJ20.10., godz. 18.00TOSCA – premiera21–22.10., godz. 18.00 TOSCA26–27.10., godz. 18.00WESOŁA WDÓWKA28.10., godz. 18.00 CARMEN30.10., godz. 11.00 KOT W BUTACH

6.10., godz. 18.30 KWIAT HAWAII7.10., godz. 17.00 KWIAT HAWAII10.10., godz. 18.30 PTASZNIK Z TYROLU11.10., godz. 18.30 PTASZNIK Z TYROLUPo raz setny! – jubileusz 60-lecia Operetki Śląskiej12.10., godz. 18.00 HRABINA MARICA13.10., godz. 18.00 HRABINA MARICA14.10., godz. 17.00 HRABINA MARICA18–20.10., godz. 19.00 HAIRPożegnanie z tytułem!21.10., godz. 12.00LXXIII Krakowski Salon Poezji w Gliwicach. Poezja Tadeusza Gajcego22.10., godz. 20.00KABARET MŁODYCH PANÓW23.10., godz. 9.00 i 12.00ŚLUBY PANIEŃSKIE – spektakl Teatru Zagłębia z Sosnowca26–27.10., godz. 18.30WAKACJE DON ŻUANA28.10., godz. 18.00II GLIWICKA JESIEŃ GOSPEL koncert

06.10. Pożegnanie lata – WSZYSCY MUZYCY TO WOJOWNICY – koncert godz. 19.00 SKUBAS godz. 20.30 VOO VOO

13.10., godz. 18.45THE METROPOLITAN OPERA: LIVE IN HD – transmisja na żywo z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W programie: G. Donizetti NAPÓJ MIŁOSNY21.10., godz. 16.45THE BOLSHOI BALLET: LIVE IN HD transmisje na żywo z Teatru Bolszoj w Moskwie.W programie: P. Czajkowski JEZIORO ŁABĘDZIE27.10., godz. 18.45THE METROPOLITAN OPERA: LIVE IN HD – transmisja na żywo z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W programie: G. Verdi OTELLO

3–4.10., godz. 19.00 MAYDAY 26–7.10., godz. 19.00MIŁOŚĆ W KÖNIGSHÜTTE10–11.10., godz. 19.00DZIEWCZYNY Z KALENDARZA13.10., godz. 19.00ŻYD – gościnny występ Teatru Rampa z Warszawy 14.10., godz. 19.00JÓZEF I MARIA – Teatr Studio z Warszawy

Teatr ŚląskiRynek 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 259 93 60

duża scena

scena kameralna

Teatr Rozrywkiul. M. Konopnickiej 1, Chorzówrezerwacja biletów (32) 346 49 34

duża scena

Teatr Polskiul. 1 Maja 1, Bielsko-Białarezerwacja biletów (33) 829 31 60

scena w Malarni

duża scena

BCKino

Teatr

Bytomskie Centrum Kulturyul. Żeromskiego 27, Bytomkasa (32) 389 31 09 w. 101

mała scena

Teatr Korezplac Sejmu Śląskiego 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 209 00 88

Gliwicki Teatr Muzycznyul. Nowy Świat 55/57, Gliwicerezerwacja biletów (32) 230 49 68

Scena przy Nowym Świecie

Ruiny Teatru Victoria

Opera Śląskaul. Moniuszki 21-23, Bytomrezerwacja biletów (32) 396 68 15

Bajka - Kino Amok

Muzeum Śląskie, Centrum Kultury Katowice, Centrum Scenografii Polskiej i Teatr Korez, Katowice

Tosca – premiera

Inne

Page 32: Magazyn STYLE | październik 2012

18–21.10.2012

FestiwalNowejScenografii

20.10.2012 / godz. 17:00 / CKK / Galeria Piętro Wyżej Finisaż wystawy Scenografia 6D i wręczenie Nagrody im. Jerzego Moskala. Fundatorem nagród jest Marszałek Województwa Śląskiego

Program festiwalu na www.scenografia-polska.pl

Muzeum Śląskie / al. W. Korfantego 3 / 40-005 Katowice / tel. 32 779 93 00 fax 32 779 93 67 / e-mail: [email protected] / www.muzeumslaskie.plCentrum Scenografii Polskiej / pl. Sejmu Śląskiego 2 / 40-032 Katowice / tel. 32 251 57 14 fax 32 251 51 67 / e-mail: [email protected] / www.scenografia-polska.plwww.facebook.com/CentrumScenografii

Muzeum Śląskie jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Patroni medialniPartner główny Partnerzy wystawy

Współpraca

Archikatedra Chrystusa Króla w Katowicach