Magazyn STYLE | wrzesień 2012

36

description

A jak tu się cieszyć, gdy wakacje dla większości z nas już się skończyły i pora wrócić do codziennej pracy i długiej listy zadań? Na szczęście są weekendy! A my mamy pomysły, jak można je wykorzystać.

Transcript of Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Page 1: Magazyn STYLE | wrzesień 2012
Page 2: Magazyn STYLE | wrzesień 2012
Page 3: Magazyn STYLE | wrzesień 2012
Page 4: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Muzeum Śląskie / al. W. Korfantego 3 / 40-005 Katowice / tel. 32 779 93 00 / fax 32 779 93 67 / e-mail: [email protected] / www.muzeumslaskie.pl

Muzeum Śląskie jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego współprowadzoną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Patroni medialni

Śląskie fotografki13.09–11.11.2012

r e k l a m a

Page 5: Magazyn STYLE | wrzesień 2012
Page 6: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Miasto- maniacy

Miasto- maniacy

temat główny

tekst: Anna Cichowska

foto: Ewa Rysiak

Page 7: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

– Widok zdewastowanego ogromnego kom-pleksu w Kozubniku zrobił na mnie niesa-mowite wrażenie. Żelbetonowe konstruk-cje, graffiti na ścianach, zniszczone szyldy i porozbijane szyby. Myśl o noclegu w tym miejscu sprawiła, że skoczyła mi adrenalina – opowiada Alicja Wilk, jedna z uczestniczek imprezy. – Wreszcie dotarliśmy na miejsce noclegu. Wszystko było wysprzątane, gruz zamieciony, a na środku sprzęt do grania. Było około czterdziestu osób i impreza do świtu. W pewnym momencie część ludzi zaczęła uciekać do lasu, bo podobno przyje-chała policja. Okazało się, że to był fałszywy alarm – śmieje się Alicja.

– Ostatnio brałam udział w rowerowej wy-cieczce do Zakładów Gumowych Conbelts w Bytomiu, organizowanej pod szyldem Al-ternatif Silesia – relacjonuje Karolina Nowo-siad z Bytomia. – To była wycieczka z prze-wodnikiem. Te oficjalne imprezy mają trochę mniejszy urok, ale inaczej nie da się poznać niektórych miejsc. Chociaż wyjątkowo naj-większą atrakcją dla mnie nie były same zakłady, a ogromna liczba kotów, które tam mieszkają, wszystkie całe czarne od gumy!

www.magazynstyle.pl/30/2012 7

Śląsk jest bardzo specyficzny. Czasem trudno ustalić, gdzie kończy się jed-na miejscowość, a zaczyna kolejna.

Śląsk to zatłoczone centra, postindustrialne krajobrazy, ale także piękna i fascynująca architektura. Sposobów na to, aby ją poznać i jednocześnie świetnie się bawić, jest wiele. Liczy się przede wszystkim pomysł.

KozubniK story– Któregoś dnia wpadłem na pomysł, aby zwiedzić ruiny słynnego niegdyś komplek-su turystycznego w Kozubniku, niedaleko Międzybrodzia Bialskiego. Zebrało się spo-ro chętnych. Najpierw obejrzeliśmy elek-trownię, która mieści się w wydrążonym wnętrzu góry Żar, następnie przeszliśmy do Kozubnika – wspomina Radosław Ćwieląg, jeden z autorów programu Alternatif Silesia realizowanego od trzech lat przez Centrum Sztuki Współczesnej Kronika w Bytomiu. – W zasadzie mieliśmy tam tylko spać, ale nagle znalazł się didżej, zorganizowaliśmy agregaty prądu i zrobiła się z tego odrobinę nielegalna impreza – dodaje ze śmiechem Ćwieląg.

Miasto- maniacy

Wspinają się na kominy, zakradają do opuszczonych domów, robią imprezy

w ruinach fabryk, w bramach i na dachach kamienic. Wędrują szlakami wyburzanych budynków, organizują pikniki na hałdach i kina plenerowe.

Mają zaskakujące pomysły na spędza-nie wolnego czasu, a zatłoczona

miejska aglomeracja to ich żywioł. W mieście na pewno się nie nudzą.

Program Alternatif Silesia rozpoczęło trzy lata temu bytomskie Centrum Sztuki Współczesnej Kronika. Zakładał on stwo-rzenie alternatywnej mapy Górnego Śląska, organizowanie wycieczek po miejscach za-pomnianych, czy pikników na nietypowych terenach. I chociaż Kronika firmuje wiele imprez, to pozostałe działania miastoma-niaków są całkowicie spontaniczne.

FucK 3D– W zeszłym roku wprowadziliśmy się z bra-tem do mieszkania w Bytomiu, gdzie z okna widać ścianę przeciwległego budynku. Wpadliśmy na pomysł, że można podłączyć projektor i wyświetlać tam filmy – opowia-da Radosław Ćwieląg. – Projekt nazwałem Fuck 3D, zrobiłem z tego wydarzenie na Fa-cebooku, nakleiłem plakaty na klatce scho-dowej i udało się. Było kilka edycji, kiedyś nawet przyszło ponad trzydzieści osób.

– Mieszkańcy przestawiali samochody, wy-nosili krzesła z domu, ludzie siedzieli na ka-rimatach i kocach. Było też piwo, po prostu impreza – wspomina Karolina Nowosiad.– Na mnie największe wrażenie zrobił wi-dok może pięcioletniego chłopca, który w pewnym momencie wziął swoje małe pla-stikowe krzesełko na plecy, w ręce trzymał paczkę ryżu dmuchanego i jako pierwszy postawił sobie swój fotel na środku. Usiadł i czekał na film – uzupełnia Alicja Wilk.

– Generalnie idea jest taka, aby zrobić coś ciekawego dla siebie i dla ludzi z tej oko-licy. Chcemy, aby mieszkańcy włączyli się w życie choćby na tym podwórku. Przede wszystkim interesują mnie spontaniczne, a nawet nielegalne działania. Takie inicja-tywy powinny mieć miejsce. Nie uważam, abym był przestępcą przez to, że puszczam ludziom filmy za darmo – mówi Ćwieląg. Sposobów na poznawanie uroków miasta jest wiele. W Bytomiu młodzi ludzie zwie-dzają stare opuszczone kamienice, oglądają z dachów panoramę miasta, polecają sobie nawzajem interesujące miejsca w samym jego centrum, ukryte gdzieś w bramach lub podwórkach. – Szukamy adrenaliny, a znajdujemy cuda. Jak choćby całkowicie wyposażone opusz-czone mieszkanie z piecem i łóżkiem. Wy-starczyło popchnąć drzwi i wejść do środka – mówi Karolina Nowosiad. – W Bytomiu mieszkam od trzech lat. Na początku mia-sto nie podobało mi się. Teraz odkrywam jego urok, jestem jego wielką fanką. Kiedyś tego nie dostrzegałam, ograniczałam się do trzech ulic i ewentualnie rynku. A teraz moje ścieżki tutaj są zdecydowanie inne – podkreśla.

restauracje pop-up Poznawanie uroków i klimatu miasta to nie tylko zwiedzanie jego zakamarków. To także działania, które pozwalają nieźle zabawić się w samym centrum. I to nieko-

Page 8: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Przemo ma dwa ostre koła. Jedno białe, na złotym osprzęcie i białych oponach, drugie biało-czarne z kierownicą torową. Pierwsze skompletował za pośrednictwem angielskich, amerykańskich i ja-pońskich portali i złożył w Bytomiu w zaprzyjaźnio-nym serwisie, drugie – na podstawie custom listy w londyńskim Tokyo Fixed. Bo ostre koło niełatwo zdobyć. Trzeba je złożyć samemu, lub skorzystać z usług firm, które zajmują się tym zawodowo, a to niemało kosztuje. – Ostre koło to dla mnie najbardziej wyrafinowa-ny przedmiot z korbami, kierownicą i kołami, to najczystsza forma, najprostsza technika – zębatka i łańcuch, ale jak często bywa: to, co najprostsze, najtrudniej opanować – podsumowuje Przemo Łu-kasik.

Inny rodzaj miejskiego sportu ekstremalnego to tak zwany slacklining, czyli rozpięta między drze-wami luźna taśma, po której się chodzi i na której wykonuje się różne ewolucje. Są trzy odmiany slackliningu: trickline, czyli robienie tricków na

niecznie w przeznaczonych do tego klubach. Bo chodzi o to, aby nie popaść w rutynę. – Postanowiłam zorganizować nietypową kola-cję. To było wydarzenie z cyklu pop-up restau-rant, czyli kolacja dla przypadkowych ludzi, którzy dopiero w jakiejś określonej przestrzeni spotykają się pierwszy raz, jedzą i rozmawiają – mówi Patrycja Walter, która prowadzi w Ka-towicach lokal promujący regionalną kuchnię fusion. – Zrobiłam wydarzenie na Facebooku i ludzie zaczęli się zgłaszać. Liczba miejsc była ograniczona, nikt do końca nie wiedział, gdzie to się odbędzie. Ludzie byli zaskoczeni, bo kolacja została przygotowana… na dachu. Każdy dostał kosz piknikowy do ręki, podpisał oświadczenie, że wchodzi na dach na własną odpowiedzialność i ruszył po drabinie do góry. Ale atmosfera była wyjątkowa – wspomina. Teraz chciałaby zreali-zować pomysł one day restaurant – w całkowicie nietypowym miejscu, na przykład na parkingu lub w bramie kamienicy. Gotowe menu, wyśmie-nita kolacja i dobra zabawa. Tak jednorazowo, a potem restauracja zniknie. Także z inicjatywy Patrycji Walter odbyła się impreza pożegnalna kultowej kawiarni Kryształowa w Katowicach.– Przyjaźniłam się z właścicielką Kryształowej. Wzruszało mnie, że tam jakby czas się zatrzy-mał – starsi panowie przy stolikach pijący kawę z gruntem i grający w skata. Pani Ewa opowia-dała o czasach świetności tej kawiarni, o tym, jak kiedyś wódkę zagryzało się tam grzan-kami z kawiorem – zamyśla się Walter. – Na pomysł, aby zrobić dużą pożegnalną impre-zę w peerelowskim stylu, wpadłyśmy razem. Właścicielka się zgodziła, ale nie przypuszczała chyba, że to będzie na taka skalę – śmieje się restauratorka. A pojawiła się wtedy specjalnie przygotowana woda firmowa, były kremy sułtańskie, najpo-pularniejsze desery z czasów PRL-u i barman-ki, które, jak dawniej, polewały wódkę sobie i gościom. Oczywiście byli także starzy bywalcy kawiarni.

– Do takich projektów da się włączyć sporo ludzi. Wtedy nie potrzeba na tym dużo zarabiać, robi się coś fajnego i ludzie chcą w tym uczestniczyć – wyjaśnia Patrycja Walter. – Tak jak w pikniku zorganizowanym w starym Domu Służewca w Katowicach. To piękny modernistyczny budy-nek, opuszczony, zaniedbany, część ludzi nigdy tam nie była. Galopada, którą tam zorganizowa-liśmy, stała się przypomnieniem o tym miejscu, o czasach jego świetności.

Ostre kOłO i turbOgOlf, czyli ekstremalnie pO mieścieOswajanie miasta to także ekstremalne miejskie sporty. Można je uprawiać, wykorzystując różne-go rodzaju sprzęt. Nawet popularny rower. Cho-ciaż jego miejska forma, tak zwane ostre koło, bywa dość niebezpieczna. Ostre koło to rower skonstruowany bez wolno-biegu, czyli piasta połączona jest sztywno z zę-batką, a koła kręcą się razem z pedałami. Nie ma przerzutek, amortyzatorów ani hamulca, ale można jechać do tyłu, albo stać bez podparcia nogą. Żeby taki rower zatrzymać, trzeba wpro-wadzić tylne koło w poślizg. – Jazda na ostrym kole to dla mnie przede wszyst-kim sposób na poruszanie się po mieście. Prze-niesienie rowerów torowych z pustych welodro-mów do gęstych i zatłoczonych aglomeracji jest częścią pewnej współczesnej kultury. To również często niebezpieczna zabawa, wymagająca dość dużych umiejętności – refleksu, techniki peda-łowania, hamowania i brania zakrętów – mówi Przemo Łukasik, architekt i współtwórca bytom-skiej pracowni Medusa Group. – Cała zabawa polega na płynnym wpisaniu się w strumień miejskich szlaków wyznaczanych przez samo-chody, pieszych, czy światła na skrzyżowaniu. Ostre koło to również chęć wyrażania siebie, nie ma takich samych rowerów, jak nie ma takich samych ludzi.

Page 9: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

re

kl

am

a

taśmie, longline – pokonywanie dużych odległo-ści, oraz highline, w której taśmę rozciąga się na dużej wysokości. – Slacklinem zaraził mnie mój kolega. Byłem tak zdeterminowany, że przez cały dzień próbowa-łem przejść tę taśmę. I w końcu mi się udało. To mnie zachęciło do tego, żeby trenować da-lej, poznać to bardziej – mówi Andrzej Stolarski z Bytomia. – Na początku kupiliśmy z kolegą profesjonalną taśmę i zaczęliśmy próbować w parku bytomskim. Do tricklinu potrzebna jest ogromna sprawność, elastyczność ciała. Ja najbardziej upodobałem sobie longline – przyznaje.

Teraz Andrzej Stolarski razem z kolegami, An-drzejem Rutkowskim i Tomaszem Pawlasem, ćwiczy w Zabrzu, w parku Dubiela. Światowy rekord przejścia należy do Amerykanina pol-skiego pochodzenia i wynosi 494 metry. Rekord Andrzeja Stolarskiego to 100 metrów. – Do tego potrzebny jest spokój. Niektórzy mó-wią, że to taka medytacja bez medytacji. Trze-ba mieć bardzo duże wyczucie i niesamowitą koncentrację. No i oczywiście koordynację ciała – uzupełnia Stolarski.

W miejskich aglomeracjach popularne jest także uprawianie różnych odmian gry w golfa. To tak zwany urbangolf lub turbogolf. Zasady są proste. Zamiast pola golfowego wystarczy jakikolwiek miejski teren, na przykład stara fabryka, hala czy miejskie blokowisko. Zamiast dołków – ludzie, samochody albo inny element miejskiego otoczenia. Istnieje jeszcze crossgolf, wykorzystujący nieograniczony teren typu hał-da lub lotnisko i icegolf, jego zimowa wersja na zamarzniętym akwenie. – Pomysł z turbogolfem wynikał pewnie cią-gle z tej samej potrzeby, czyli wykorzystania przestrzeni dookoła. Wtedy jeszcze działała huta Kościuszko, hałdy w Siemianowicach Śląskich, to wszystko znajdowało się tu, nieda-leko. Trudno było kupić kije czy piłki golfowe

– wspomina Patrycja Walter. – Ja dołączyłam do ekipy z Siemianowic Śląskich, tak zwanych Chaos Golf Bytków. To była ostra zajawka, bo tam, gdzie było cokolwiek nieczynne, zamknię-te, tam my musieliśmy pojawić się z kijami. Całkowicie nielegalnie. Kiedyś graliśmy zimą w turbogolfa, musieliśmy wtedy malować piłki na kolorowo, bo nie było ich w śniegu widać – śmieje się.

LifestyLowa subkuLtura Poznawanie uroków i klimatu miasta to nie tyl-ko zwiedzanie jego zakamarków. To także mia-sto może być źródłem inspiracji. Jego tajemnice, czy możliwości, jakie daje, są nieograniczone. Można poznawać jego inne strony, przywracać historię i znaczenia kultowych miejsc, wczuć się w jego klimat. Każda forma aktywności to spo-sób poznawania świata i najbliższego otoczenia. I każda może być inna. Wtedy nie ma znaczenia, czy są to działania realizowane pod czyimś pa-tronatem, elementy konkretnych projektów, czy to pomysły całkowicie spontaniczne a nawet nielegalne. – Pewien szwajcarski artysta, Rudy Decelière, spędził w Bytomiu dwa miesiące, wspinając się na przemysłowe kominy i nagrywając, jak brzmi Górny Śląsk. Najpierw chcieliśmy to zrobić le-galnie, załatwiałem zgody i pozwolenia. Ale legalnie udało nam się wjechać tylko na jeden komin. Więc Górny Śląsk z pozostałych dzie-sięciu byliśmy zmuszeni nagrywać pod osłoną nocy – mówi Radosław Ćwieląg.

Śląsk ze swoimi przemysłowymi krajobrazami i piękną architekturą na pewno jest dla wielu źródłem inspiracji. Można go poznać i oswoić. Różnica między sztuką, dobrą zabawą, a nawet działaniem na granicy prawa nie zawsze jest wyraźna. Jednak przestaje mieć to znaczenie, kiedy okazuje się, że na otaczającą nas rzeczy-wistość można wpływać, można ją zmieniać i kreować. Bo najważniejszy jest pomysł.

Page 10: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

b

podróże inwestycyjne ifm

a« Izabela Piecuch-Jawień Wiceprezes Zarządu Investment Fund Managers S.A. www.ifmpl.com

Co prawda to nie karnawał, ale liczne zabawy obec-nie też są dodatkowym atutem. Po ostatnim zdaniu z pewnością już się Państwo domyślają, gdzie leci-

my. Nie przedłużając zatem – zapraszam do Brazylii!

Zanim zaczną Państwo zażywać słonecznych kąpieli i rzu-cą się w wir zabawy, postaram się przedstawić bardzo ogólny zarys ekonomiczny tego kraju. Zapewniam, że Bra-zylia to nie tylko piękny kraj, ale również bardzo ciekawa gospodarka. Co więcej, w tej dziedzinie Brazylia przego-niła już Wielką Brytanię i obecnie zajmuje szóste miejsce na świecie.

Jako że niedawno zakończyła się olimpiada w Londynie, zacznę trochę na sportowo. Przypominam, że Brazylia będzie gospodarzem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w roku 2014 oraz Letnich Igrzysk Olimpijskich w roku 2016. Zapytają Państwo, co to ma wspólnego z brazylijską gospodarką? Wpływ jest dwutorowy. Po pierwsze, przy-dzielenie praw do organizacji takich wydarzeń sportowych bezsprzecznie zwiększa międzynarodowy status Brazylii, a dodatkowo podnosi liczbę przyjeżdżających turystów. Sza-cuje się, że rozgrywane w 12 miastach mistrzostwa przy-ciągną co najmniej 600 tysięcy zagranicznych kibiców, a między miastami będzie dodatkowo podróżowało 3 miliony Brazylijczyków. Jak powszechnie wiadomo, piłka nożna jest w Brazylii stawiana niemal na równi z religią. Poza zwiększo-nymi wpływami z turystyki, organizacja tych imprez przynie-sie również bardziej długofalowy efekt. Żeby przeprowadzić

B razylia

cNiech się Państwo nie rozpakowują, proszę! Wprawdzie

wakacje za nami, ale ja, jak to

ja, zabieram Państwa w kolejną

podróż inwestycyjną. Ostatnio

dotarliśmy do Afryki, na kontynent

o ogromnym potencjale, który

to potencjał prędzej czy później

zostanie uwolniony. Dzisiaj

zapraszam za Atlantyk. Raz już

odbyliśmy taką podróż, gdy

lecieliśmy odkrywać „gorączkę

ropy” w USA. Tym razem udajemy

się dużo bardziej na południe.

www.magazynstyle.pl/30/201210

Page 11: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Wspominając o brazylijskich surowcach, nie można zapo-mnieć o przysmaku, którym większość z nas codziennie się delektuje. Mam na myśli oczywiście kawę. Czy wiedzą Państwo, że podobno pierwsze ziarna kawy przywiózł do Brazylii z Gujany Francuskiej oficer Francisco de Mello Palheta w roku 1727? To odległe wydarzenie zapoczątko-wało „kawowe przywództwo” Brazylii. Obecnie kraj ten to jeden z pięciu największych producentów kawy na świe-cie, a łączna wielkość pól przeznaczonych pod uprawę kawy sięga w nim dwóch milionów hektarów! Zróżnicowa-ne ukształtowanie powierzchni, sprzyjający klimat i duże zasoby siły roboczej sprawiają, że Brazylia jest odpowie-dzialna za ok. 1/3 światowej produkcji kawy, a „branża” ta daje utrzymanie ponad 5 milionom osób.

Kolejną cechą brazylijskiej gospodarki, poza ogromnymi inwestycjami infrastrukturalnymi i zasobami surowców, jest konsumpcja wewnętrzna. Otóż okazuje się, że Brazy-lijczycy konsumują na potęgę! I głównie na kredyt. System bankowy w Brazylii jest duży, cechuje się licznymi powią-zaniami wewnętrznymi i słabymi związkami z resztą świa-ta. Dzięki rozwiniętej akcji kredytowej wskaźnik zadłu-żenia do PKB podwoił się w ostatniej dekadzie. Jednakże Brazylii jest bardzo daleko do sytuacji, w której znajdują się obecnie niektóre państwa strefy euro. Ogólny poziom zadłużenia tego kraju jest bowiem niski. Akcja kredytowa jest dynamiczna, ale banki mają dobrą sytuację finansową i wysokie wskaźniki wypłacalności, a system nadzoru nad nimi jest bardzo sprawny. Poza tym nie ma co się dziwić, że ludzie korzystają z kredytów – jeszcze w roku 2011 główna stopa procentowa w Brazylii, a zatem również sto-pa oprocentowania kredytów, była dwucyfrowa. Obecnie wynosi ona 8%. Tylko w tym roku spadła już nominalnie o 3%, bowiem bank centralny, poprzez realizowaną polity-kę monetarną, również chce wesprzeć rozwój gospodar-czy. Kredyt stał się po prostu tani i dostępny, a Brazylijczy-cy z tego korzystają.

Brazylia to bez wątpienia piękny kraj, będący atrakcją dla turystów. Jednak warto też pamiętać, że państwo to zajmuje również ważne miejsce na mapie inwestycyjnej świata, a globalni inwestorzy już dawno uwzględnili je w swoich portfelach inwestycyjnych, do czego i Państwa namawiam.

www.magazynstyle.pl/30/2012 11

mistrzostwa, trzeba wybudować lub zmodernizować stadiony, zapewnić bazę noclegową, dogodne połącze-nia komunikacyjne, porty, lotniska… Jest to ogromne przedsięwzięcie, którego łączne koszty szacowane są na 14,6 mld dolarów (infrastruktura 9 mld, stadiony 3 mld). Jak wspomniałam, jest to długofalowa inwestycja. Mi-strzostwa i igrzyska dobiegną końca, ale infrastruktura pozostanie. Brazylijski rząd, przy pomocy sektora pry-watnego, realizuje więc ogromne inwestycje budowlane, znacznie wykraczające poza prace niezbędne do organi-zacji tych imprez. Pierwszy taki pakiet był realizowany w roku 2007 i miał na celu zwiększenie zatrudnienia i zniwelowanie nierówności społecznych. Łącznie do roku 2010 wydano na te cele 252 miliardy USD. Obecnie reali-zowana jest druga tura pakietu, która zawiera elementy, jakich nie udało się zrealizować w ramach pierwszej odsło-ny oraz inne działania, mające na celu usunięcie legislacyj-nych i administracyjnych barier wzrostu. Dodatkowo uległ zwiększeniu zakres inwestycji w infrastrukturę. Jaka jest kwota drugiego pakietu? Niebagatelna, bo sięga aż 526 miliardów USD, które mają być wydane do roku 2014. To jeszcze nie wszystko. Nie dalej jak 15 sierpnia prezydent Brazylii, Dilma Rousseff, zapowiedziała chęć wprowadze-nia nowego planu, mającego zmodernizować drogi i linie kolejowe. 25 projektów na ponad 60 miliardów USD.

Jako ciekawostkę dodam, że jednym z ważniejszych projektów jest wybudowa-nie linii szybkich kolei pomiędzy dużymi miastami w najważniejszym regionie Brazylii, w którym mieszka blisko 36 milionów osób, odpowiedzialnych za 45% PKB kraju. Proszę sobie wyobrazić, że trasę z Rio de Janeiro do São Paulo, czyli ponad 450 kilometrów, pokona się w cią-gu 93 minut. Pociągi będą poruszały się z prędkością ok. 350 km/h. Dla porównania, francuskie TGV rozwija-ją prędkość 320 km/h.

Wróćmy jednak do planów inwestycyjnych. W ich ilości i kwotach można się z łatwością pogubić. Zapytają Pań-stwo, po co aż tyle wydawać na infrastrukturę? Otóż z jednej strony Brazylia ma zaległości w porównaniu z go-spodarką innych, dużych państw świata. Jest więc co nad-rabiać. Z drugiej strony, kraj ten ma obecnie spory problem – jego dynamika wzrostu gospodarczego znacznie spadła. Wystarczy przytoczyć dane za pierwszy kwartał tego roku – PKB wzrosło zaledwie o 0,8% w ujęciu rocznym. Dla-czego? Zdecydował o tym splot niekorzystnych zdarzeń, czyli spowolnienie gospodarcze Chin i kryzys w strefie euro. Wydarzenia te sprawiły, że Brazylia po prostu mniej eksportuje. Państwo to posiada ogromne złoża surowców, a Unia Europejska i Chiny to najwięksi partnerzy handlo-wi tego kraju. Spowolnienie obniżyło więc sprzedaż brazy-lijskich surowców, głównie soi i rudy żelaza. To, w połącze-niu ze spadkiem bezpośrednich inwestycji zagranicznych (wg danych brazylijskiego banku centralnego inwestycje te były w pierwszych sześciu miesiącach 2012 roku mniej-sze o 40% w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego), przyczyniło się do zmniejszenia tempa wzrostu gospodarczego. Nie dziwi więc postawa rządu, który stara się pomóc gospodarce poprzez przeprowadzanie inwesty-cji infrastrukturalnych.

Page 14: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

felieton

www.magazynstyle.pl/30/201214

Jacek Rykała

Upał. Wychodzę z supermarketu na zalany słońcem parking przed. Pusto. Niewiele samochodów. Obok mojego stoi on. Koło pięćdziesiątki, inteligentne oczka. Patrzy na mnie, bo

idę w jego kierunku. Gdy dochodzę, mówi:– Taki gorąc, da mi pan dwa pięćdziesiąt? – Jasne. Daję. On patrzy na monety leżące na jego dłoni. Przenosi wzrok na mnie i mówi:– Gdyby mi pan dał pięć złotych, byłbym najszczęśliwszym człowie-kiem na świecie. Biorę dwa pięćdziesiąt z powrotem i daję piątkę. On zamyka oczy, uśmiecha się, rozkłada ręce jak Grek Zorba i woła:– Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Powtarza to kilka razy, po czym otwiera oczy, patrzy na mnie i mówi:– A da mi pan jeszcze papierosa? Ja: – Niestety, nie palę. On – To widać po cerze…Menel. Nie lubię tego słowa. Gdy je słyszę, bezwiednie, gdzieś w środku, zaczyna się mój opór. Czuję bowiem, że za plecami tego określenia stoi cała ta mieszczańska mentalność, hierarchia warto-ści, która wszystko sprowadza do jednego modelu, modelu, który zawsze omijałem szerokim łukiem. Poza tym, Boże, olbrzymia więk-szość artystów, z piszącym te słowa włącznie, idzie przez życie, trzy-mając kurczowo w rękach reklamówki wypełnione dziwnymi rzecza-mi, z absolutnym przeświadczeniem o znaczeniu ich zawartości dla kultury, czyli dla innych ludzi.

Mógłbym wymienić setki nazwisk artystów, którzy w obiektywnej ocenie owego mieszczańskiego modelu życia zostaliby uznani za meneli. Choćby Caravaggio, który życie spędzał w spelunkach, zgi-nął w bójce od noża, a malując Matkę Boską, sadzał zaprzyjaźnioną prostytutkę, by mu pozowała. A Van Gogh z całym jego nieprzysto-sowaniem, alkoholem i szaleństwem? Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, dla których nie był dziwakiem, wariatem. Ale nawet one nie były w stanie docenić jego geniuszu. Jego wyjątkowość zna-komicie pokazano w Museum d’Orsay w Paryżu. Sala Van Gogha jest na samym szczycie budynku i idąc do góry, przez cały impresjonizm,

w naturalny sposób docieramy do osobowości wielokrotnie przera-stającej innych, jemu współczesnych malarzy, a wejście do tej sali jest wstrząsem, to już inna epoka.

Nasz Nikifor, wieki artysta, który miesiącami chodził w tej samej koszuli, nie myjąc się. Powie ktoś – amator. Nieprawda, z wielkiej wystawy stworzonej przez Szermanna na stulecie Zachęty zapamię-tałem tylko maleńki obrazek – rysunek Nikifora Statua wolności.

Wreszcie sławny i bogaty Andy Warhol. Gdy po jego śmierci otwarto drzwi domu, w którym mieszkał, okazało się, że wszystkie pomiesz-czenia czteropiętrowego budynku wypełnione są nikomu niepotrzeb-nymi przedmiotami, które gromadził całe życie.

Granica normalności tak naprawdę nie istnieje, to tylko my, nie radząc sobie z większością pro-blemów, staramy się ją oznaczać po to, by znać obszary, poza którymi jesteśmy bezradni. To praktyka zrozumiała choć bezskuteczna.

Spotykam go od wielu lat. Lubimy się, choć prawie ze sobą nie roz-mawiamy. Jest niewysoki, krępy, ma ciemną cerę, brodę i zawsze pcha przed sobą wózek dziecięcy, do którego zbiera złom. Wspoma-gam go finansowo. Mówi do mnie: kierownik. – Dzień dobry, kierownik. Jak tam kierownik? Nigdy nie prosi jak inni. Gdy stoi przed Lidlem, nie odzywa się, po prostu stoi i czeka. Podobno mieszka w komórce, także zimą. Wstaje bardzo wcześnie i każdy dzień zaczyna od złomu. Potem kupuje wino. Pije sam, nigdy w grupie. Kiedyś latem widziałem go, jak leżał w tra-wie na skwerku, jadł żółty ser i popijał winem z butelki. Francuz.

To był wigilijny ranek. Natknąłem się na niego, gdy tylko wyszedłem z domu. – Idą święta, proszę. Dałem mu dużo więcej niż normalnie. Był pod wrażeniem. Uśmiech-nął się szeroko. Po dwóch mniej więcej godzinach znów go spotka-łem. Niósł w ręce wino. Gdy mnie zobaczył, jego oczy zrobiły się ciepłe i powiedział:– Ale mnie pan wczoraj poratował.No cóż, nie ma jednej opcji…

Menel

Jacek RykałaMalarz. Profesor zwyczajny. Na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach prowadzi Pracownię Malarstwa. Miał ponad sześćdziesiąt wystaw indywidualnych w Polsce, Niemczech, Holandii, Austrii, Francji, Norwegii, USA, we Włoszech i na Węgrzech. Jego prace znajdują się w kilkudziesięciu muzeach w Polsce i za granicą. Jest pierwszym żyjącym artystą, który miał wystawę retrospektywną w Muzeum Narodowym w Krakowie. Od roku 2005 reżyseruje też swoje teatralne sztuki. Zrealizował Dom przeznaczony do wyburzenia i Mleczarnię w Teatrze Śląskim w Katowicach, a ostatnio Chłodne poranki w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.

www.jacekrykala.com

Page 16: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.swps.plul. Kossutha 9; 40-844 Katowice

felieton

www.magazynstyle.pl/30/201116

Dr hab. Katarzyna Popiołek, prof. SWPS Dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach

Czas wakacyjnego rozprzężenia mija, wracamy do po-dejmowania rożnych zadań i związanych z tym stre-sów. Jak ogólnie wiadomo, gdy mamy zacząć coś ro-

bić, najtrudniejszy okazuje się start. Nie na darmo rzymska maksyma mówi, że kto wykonał pierwszy krok, ten połowę zadania ma za sobą.

Jak pokonać lęk i obawy towarzyszące nam przy początku pracy, zwłaszcza takiej, której efekt jest dla nas ważny, gdyż będzie podlegał ocenie? Przede wszystkim trzeba wyrzucić z siebie we-wnętrznego cenzora. Popatrzmy, jak on działa. Gdy tylko za-mierzamy coś zacząć, natychmiast słyszymy wewnętrzny głos, który bezlitośnie odbiera nam wiarę w siebie: „nie dasz rady, to za trudne, nie dla ciebie, a zresztą masz za mało czasu; i tak nie zdążysz w terminie”. Jeśli udało się nam nie ulec i jednak zabraliśmy się do dzieła, słyszymy: „to jest beznadziejne, głupi pomysł, do niczego się nie nadaje, rzuć to”. Tu już najczęściej wewnętrznemu cenzorowi udaje się nas przekonać, porzucamy wykonaną robotę, a gdy do niej wraca-my, cały proces zaczyna się od nowa.

Co robić? Nie słuchać, wyłączyć wewnętrznego cenzora, tak jak czynimy to z radiem. Jeśli tego nie zrobimy, będzie nas parali-żował. Walka z nim jest skazana na niepowodzenie. On w koń-cu obrzydzi nam wszystko, co zrobimy. Jest wytworem naszych obaw, a nie da się pracować i równocześnie z nim kłócić. Po prostu trzeba zgasić ten wewnętrzny monolog, a praca ruszy z miejsca. Nad komputerem, czy też warsztatem, wywieśmy na-pis: „w czasie pracy nie rozmawiam ze złośliwym głupkiem”.

Jest groźnie, jeśli cenzorowi uda się coś, co można nazwać otwarciem puszki Pandory. Nasza pamięć działa według kodu emocjonalnego. Jeśli uruchomimy negatywne myślenie, przywo-łamy jakieś swoje słabości, doznane przykrości, czy krytyczne zdania na własny temat, zaczynają one lawinowo mnożyć się w polu naszej uwagi. I podobnie jak nieostrożna Pandora wypu-ściła wszelkie plagi i nieszczęścia zamknięte w powierzonej jej puszce, tak i my uruchamiamy w ten sposób niebezpieczny me-chanizm. Osaczeni wizją własnych słabości, koncentruje-my się na ich bolesnym rozpamiętywaniu i przypominamy sobie, że już w przedszkolu źle powiedzieliśmy wierszyk i ominęła nas nagroda. To nie ma sensu, nikt nie jest dosko-

nały. Takie myślenie nas osłabia, obniża nasze możliwości, nega-tywne emocje zaciemniają horyzont. Trzeba natychmiast otwo-rzyć inną pamięciową szufladę, tę w jasnych barwach. Przecież osiągnęliśmy już niejedno, są ludzie, którzy nas lubią, widocznie na to zasługujemy, mamy mocne strony.

Osłabieni walką z cenzorskim potworem sięgamy po argument „paluszek i główka”. Naturalną obroną przed niechcianym wy-siłkiem jest przyjrzenie się stanowi swego ciała i ducha i ocenie-nie, że „no cóż, nie jestem dziś w formie, odłóżmy to na lepszy moment”. Gdy raz temu ulegniemy, proces będzie się powtarzał. Idealne stany zdarzają się bowiem tak rzadko, że można na taki nie natrafić miesiącami. Zwróćmy też uwagę, że po takiej kon-statacji w sposób zadziwiająco aktywny potrafimy oddawać się różnym rozrywkom, nawet tym dosyć wyczerpującym.

Pamiętajmy, że pierwsze koty za płoty. Na początku z reguły nic nie wychodzi. Trzeba się rozgrzać. Ileż to razy, będąc w górach, w czasie pierwszego ostrego podejścia myśleliśmy: „nie, dalej nie mogę, nie dam rady”. Jeśli jednak poszliśmy dalej, okazywa-ło się, że z powodzeniem osiągaliśmy szczyt. Za tą wąską furtką „nie mogę” otwiera się niespodziewanie szeroka przestrzeń na-szych możliwości, o których nie wiedzieliśmy lub ich nie doce-nialiśmy. Ufajmy sobie. Często możemy więcej niż myślimy. Przekroczmy tę furtkę, a poczujemy się silniejsi.

Jeśli przeraża nas ogrom tego, co mamy do zrobienia, podziel-my przedsięwzięcie na etapy. Zaplanujmy, co i kiedy będziemy robić. Wykonanie jakiejś części pracy uspokoi nas. Nie róbmy wszystkiego naraz i nie miotajmy się między zadaniami, jeśli mamy ich kilka. Ustalmy ich kolejność. Pamiętajmy o prawach Murphy’ego i nie łudźmy się, że wszystko będzie szło bez oporu, łatwo lekko i przyjemnie, a przede wszystkim szybko, bo wtedy każda przeszkoda doprowadzi nas do szału. Wszystko zabiera więcej czasu niż się wydaje i taka jest naturalna kolej rzeczy. To, co się łatwo czyta, trudno się pisało, wszystko, co dobre, jest efektem wysiłku. Wszak wiadomo, że „per aspera ad astra” – przez ciernie do sławy. A pokonywanie oporu materii daje fraj-dę; nie cenimy sobie wszak tego, co łatwo przychodzi. Dlaczego więc bronimy się przed wysiłkiem i wolelibyśmy wszystko zdo-bywać bez trudu? Pełna sprzeczności jest ta ludzka natura, ale dzięki temu stale zaskakujemy samych siebie!

Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki relacji międzyludzkich w bliskich związkach, sposobów udzielania pomocy i wsparcia, zachowań w sytuacjach kryzysowych. Prowadzi także badania nad percepcją czasu i jej konsekwencjami. Lubi także przekładać wiedzę naukową na język praktyki: prowadzi działalność popularyzatorską i szkoleniową.

Zanim zaczniemy

Page 17: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

felieton

tekst: Renata Przemyk foto: Elżbieta Schonfeld

Zwierzęta nie mają rozterek, Pan Bóg im wyraźnie po-wiedział, co mają robić i jak żyć. W świecie ludzkim jest jeden wielki bałagan i zamieszanie. Wszystko

przez wolną (ponoć) wolę i abstrakcyjne myślenie. To tak, jakby dać dziecku zbyt wiele zabawek, ryzyko demoralizacji jest ogromne. Ale to wszystko przecież z miłości.

Po cudzie stworzenia, pomijając meandry ewolucji i inne re-wolucyjne teorie, cała reszta działalności ludzkiej na Ziemi opierała się zawsze na wierze. Że warto to robić, że mi się uda, że mam rację (pies to po prostu wie), że jestem lep-szy od kogoś, albo dość dobry dla kogoś (zwłaszcza jeśli wcześniej odgryzie się ryj temu gorszemu). Pewność to wia-ra niezachwiana, w wydaniu totalnym. Każdy nasz wybór, decyzja w małych czy dużych sprawach podejmowana jest w oparciu o wiarę w jej słuszność. Pewność i wiara pozornie się wykluczają, ale nawet cuda zdarzają się ludziom dopiero, kiedy ich wiara w nie jest równa pewności. Nie można mieć wątpliwości! Wtedy wszystko jest możliwe. Aby się taki cud zdarzył, sama wiara w niego jest jak ta wisienka na torcie przeróżnych wysiłków i starań. Szczęściu trzeba pomóc! Wysłać kupon, wystroić się idąc na randkę i oczarować part-nera wiadomościami z jego dziedziny (choć słyszałam ostat-nio, że dla faceta najważniejsze są u kobiety – noga, higiena i tajemnica), czy mieć z sobą odpowiedni ekwipunek, gdy się planuje zdobycie jakiegoś szczytu.I zaufać. Szczęściu, losowi, Bogu. I być wiernym sobie, Bogu i planom.

Zdarza się czasem, że zadanie, jakie sobie wyznaczyli-śmy, czy spełnienie jakiejś obietnicy nas przerasta, albo pierwszy zapał po prostu ostygł. Tak naprawdę nie zna-my do końca swoich możliwości. I kiedy uwierzyliśmy w siebie za bardzo, to trzeba wprowadzić korektę, cza-sem bolesną. Życie prowokuje zmianę widzenia różnych rzeczy i poglądów. Zmiana poglądów (a podobno tylko krowa ich nie zmienia) pociągnie za sobą zmianę w wie-rze. Przesadna wierność staremu może hamować nowe.

Wierność w naturze jest ponoć nienaturalna. Chyba że wierność naturze.

Wierność to rodzaj cudu, bo zakłada, że wydarzy się coś, co jest z gruntu nienaturalne (jak mówią faceci, co nie rzucą pierwsi kamienia – bo ktoś mógłby im oddać). Jest jakaś he-roiczna przyjemność w poczuciu bycia w porządku, bycia wiernym jakimś ideałom (przynajmniej przez dłuższy czas), dotrzymywaniu słowa. Zadowolenie i satysfakcja, jak po rzuceniu jakiegoś nałogu czy wytrwaniu na ciężkiej diecie. Nie zawsze było lekko i miło, ale za to zdrowo, no i daliśmy radę. Czujemy, że tak trzeba było, że to jest dla nas dobre, ale sama myśl o jakimś niezdrowym przedmiocie pożądania wywołuje dziwną przyjemność i potęguje ją jeszcze po po-nownym ulegnięciu podszeptom zła. I nawet poczucie winy jej zbytnio nie umniejsza. No chyba że ktoś nas przyłapał.

Może się zdarzyć, że musimy wybrać jedną z wierności, so-bie, naturze (czyli szeroko pojętej woli boskiej), albo komuś, komu coś obiecaliśmy. Taki wybór jest ogromnie trudny i przyprawia nas o bolesne rozterki i poczucie bezsilności. Dwie wierności w tym samym momencie to zbyt wiele dla porządnego człowieka. Człowiek jest kompletnie nieprze-widywalny i sam na siebie nie może liczyć (pewnie dlatego tak chciałby liczyć na innych). „Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono”. A te eksperymenty, kiedy na przykład grupa ochotników wciela się w rolę więźniów i strażników, a na nich testuje się zachowania w ekstremalnych warunkach, nie napawają optymizmem. Wszelkimi metodami, poprzez religie, systemy, prawo, przez wieki próbowaliśmy określić ramy zachowań ludzkich, dzieląc je na dobre i złe, i ciągle czujemy się do czegoś zmuszani. Potrzebujemy wiary i wier-ności, żeby poczuć grunt pod nogami i, ufając, móc na chwilę odpocząć i zostawić Bogu i naszym bliskim martwienie się o przyszłość. Albo po prostu pobiegać za piłką, a potem na-jeść się z pełnej miski, którą nam Pan podał. I nie rozumiem tylko, dlaczego mówi się „wierny jak pies” i „łże jak pies” – to chyba chodzi o dwa różne psy. To tak jak z ludźmi.

www.magazynstyle.pl/30/2012 17

Wiara czyni cuda, albo na psa urok

Renata PrzemykArtystka niezwykle ceniona ze względu na nieprzeciętny talent muzyczny, niepowtarzalny głos i indywidualność artystyczną. Większość jej płyt uzyskała status złotych. Z wykształcenia jest bohemistką. Urodziła się w Bielsku-Białej, studiowała w Katowicach.Na scenie oficjalnie od 1989 r., kiedy to zdobyła Grand Prix Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Pierwszą swoją płytę wydała w 1990 r., wraz z zespołem Ya Hozna.W 1991 r. rozpoczęła solową karierę.Lubi Virginię Woolf, Marqueza i Yourcenar, ale też Björk i Richarda Galliano. Fascynatka teatru, kompozytorka, czasem aktorka.Marzy o podróży dookoła świata.

www.swps.plul. Kossutha 9; 40-844 Katowice

Page 18: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Co to jest Z¸OMBOL?ZŁOMBOL jest rajdem samochodów produkcji komuni-stycznej i ma na celu zbiórkę pieniędzy dla śląskich domów dziecka. Raz w roku stajemy na starcie, a naszym celem jest miejsce oddalone o ok. 4–5 dni drogi od domu. W ten sposób ZŁOMBOL dojechał do Monaco, zdobył Koło Pod-biegunowe, był w Istambule, a w 2011 r. 134 auta ruszyły nad jezioro Loch Ness w Szkocji. Do tegorocznej, szóstej edycji zgłosiło się już ponad 200 załóg!

Jak mo˝na nas wesprzeç?To bardzo proste. Nasze pojazdy traktujemy jako powierzch-nię reklamową, którą oddajemy do dyspozycji każdemu, kto zdecyduje się przekazać datek na rzecz potrzebujących dzieci. Najważniejsze, że 100% zebranych w ten spo-sób funduszy przeznaczane jest dla dzieci. Wszystkie koszty, tj. zakup auta, jego przygotowanie oraz koszty podróży, pokrywamy we własnym zakresie. Kwota uzbierana dwa lata temu, podczas rajdu do Istambu-łu, to ponad 170 000 zł, a suma datków zeszłorocznej wy-prawy do Loch Ness to prawie 232 000 zł. Mocno wierzymy,

Planujàc d∏ugà podró˝ zastanawiasz nad sensownym Êrodkiem transportu. Starasz si´, aby by∏ niezawodny i komfortowy. Jak wi´c wyt∏umaczyç lawinowo rosnàce zainteresowanie wyprawà,

która nie spe∏nia ˝adnego z tych warunków? Bardzo ∏atwo. Akcja ma charakter charytatywny, a w charytatywnych celach

jesteÊmy sk∏onni do poÊwi´ceƒ. Ale czy to faktycznie poÊwi´cenie? Nic podobnego. Z¸OMBOL to jedna z niewielu recept na po∏àczenie

realnej pomocy ze wspania∏à przygodà.

tekst: Łukasz Bieleń

foto:Szymon Jobkiewicz

pomoc + przygoda = Z¸OMBOL

Page 19: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

PrzygodaNasz team to dwa,9-osobowe Żuki strażackie w najbar-dziej specjalistycznych wersjach gaśni-czych. „Jedynka” bezawaryjnie dowio-zła nas do Istambułu w roku 2010 i Loch Ness w 2011, pokonując dystans ponad 11000 km. Byliśmy pod wrażeniem, bo to przecież 23-letni Żuk. Zakochani w idei rajdu postanowiliśmy podwoić naszą charytatywną moc i tak pojawiła się o trzy lata starsza „Dwójka”. Auta pochodzą od Straży Pożarnej, każde z nich służyło do ratowania ludzi i każ-de ma masę swoich niezwykłych histo-rii. Do samego końca były w aktywnej służbie, dlatego ich stan jak na straża-ków przystało był wzorowy. Nasz udział w rajdzie to oprócz pomocy i przygody również oddanie hołdu tej dzielnej gru-pie zawodowej.

Podróż autem z poprzedniej epoki wiąże się z ciągłym nasłuchiwaniem i monitorowaniem pracy tych sier-miężnych konstrukcji, co niewątpli-we dodaje atrakcyjności wyprawie. ZŁOMBOL też jest wspaniałym zja-wiskiem integracyjnym. Wielokrotnie dalsza podróż jest możliwa tylko dzięki fachowej i zawsze serdecznej pomocy innych załóg. A co dzieje się w autach? Średnia prędkość Żuka rzadko prze-kracza 40 km/h, dziennie spędzamy w samochodzie 12–14 godzin. Dzie-więć osób na powierzchni niecałych 8 m kwadratowych, przez dwa tygo-dnie – to potrafi zbliżyć, choć zdarzają się też kryzysy, ale o to właśnie chodzi! Dla wielu Złombol oprócz pięknej idei to najfajniejsze wakacje, alternatywa dla nudnego, w każdym calu prze-widywalnego urlopu. Wyprawa, na której odkrywasz wspaniałe miejsca i genialnych ludzi. Przygoda, którą

pamiętasz długo i nie możesz docze-kać się wyznaczenia nowego celu.

Zapraszamy na nasz funpage z aktualnymi informacjami z rajdu:www.facebook.com/ddt4all

PrzygodaNasz team to dwa,9-osobowe Żuki strażackie w najbar-dziej specjalistycznych wersjach gaśni-czych. „Jedynka” bezawaryjnie dowio-zła nas do Istambułu w roku 2010 i Loch

że w tym roku padnie kolejny rekord. Datki przekazywane są poprzez bezpo-średnią wpłatę na konto fundacji Nasz Śląsk, wspieraną przez ZŁOMBOL.

Gdzie w tym roku?Naszym celem jest grecka Olimpia. Jako jedna z ponad 200 załóg będzie-my próbować dotrzeć do mety na po-kładzie Żuków strażackich, a naszym darczyńcom, których szukamy do dnia startu deklarujemy, że auta pozostaną oklejone aż do przyszłorocznej edycji ZŁOMBOLA. W ten sposób otwieramy serca ludzi, rozbawiając ich przede wszystkim zwariowaną ideą akcji, bo oczywiście bardziej niż o wymierną ko-rzyść z zagospodarowania powierzch-ni naszych pojazdów, chodzi o gest do-brego serca i o takie gesty serdecznie prosimy.

Page 20: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/201220

Nie inaczej jest z zamkiem w Toszku. Nie bójcie się, kiedy wieczorową porą spo-tkacie tam Białą Damę – to

tylko duch hrabiny Gizeli von Gaschin, bezskutecznie poszukującej zaginionej przed 200 laty złotej kaczki siedzącej na 11 złotych jajach. Historią hrabiny i jej skarbu raczą każdego przyjezdnego mieszkańcy Toszka i okolic, bowiem ta barwna opowieść skutecznie zapładnia ludzkie umysły od pamiętnego pożaru zamku 29 marca 1811 r. Pożar wybuchł tak nagle, że właściciele zamku postano-wili ratować się ucieczką poprzez tajne przejście wiodące ze studni zamkowej przez lochy poza zamek. Hrabina zła-pała tylko najcenniejszy skarb rodowy – ową złotą kaczkę (prawdopodobnie wyrób jubilerski w stylu jajek Faber-

gé) i tajnym przejściem rzuciła się do ucieczki. Znaleziono ją martwą już poza zamkiem, natomiast skarbu rodowego – owej kaczki – nie odnaleziono nigdy. Od tego czasu mnóstwo ludzi usiłowa-ło odszukać kaczkę, ale żeby to jeszcze było takie proste… Ludowa legenda po-wiada, że kaczkę odnajdzie młodzieniec czysty, urodzony w niedzielę, który zej-dzie do lochów w dzień Wielkiej Nocy.Opowieść o kaczce przytacza także Józef Lompa w swych Podaniach ludu śląskie-go: „O zgorzałym, niegdyś wspaniałym zamku toszeckim wspominają starzy lu-dzie, że tu tyle okien było, ile rok liczy dni. W studni tamtejszej ma być kaczyca złota na złotych jajach posadzona. Jak ta będzie znaleziona, ma zaś wtedy zamek z gruzów powstać i w dawnej wspaniało-ści swojej się pokazać”.

Zamek toszecki, położony w zachodniej części miasta, dominuje nad płaską – aż po Strzelce Opolskie – okolicą. Pierwot-nie był to gród drewniany, wzniesiony na przełomie XII i XIII w., na ważnym szlaku handlowym ze Śląska do Mało-polski – praprzodku dzisiejszej DK-94.

Wzmianka z 1222 r. mówi o nim już jako o kasztelanii, należącej do księstwa raci-borsko-opolskiego, potem bytomskiego, w końcu będącej własnością innych Pia-stów śląskich. Po śmierci Jana Dobrego w 1532 r. zamek przeszedł, podobnie jak całe księstwo, w ręce Habsburgów. W XV wieku był budowlą murowaną, kilkakrotnie odbudowywaną i rozbudowywaną po kolej-nych najazdach i pożarach (m.in. w latach 1429 i 1532). Próba rekonstrukcji wyglądu zamku na podstawie badań archeologicz-

WEEKEND Z DUCHAMI

tekst i foto: Edward Wieczorek

odkrywanie Śląska

Zamek tosZecki, położony w zachodniej części miasta, dominuje nad płaską – aż po strzelce opolskie – okolicą ▼

Prawie każdy zamek, pałac czy stary dwór ma

swoją tajemnicę, legendę, zagadkę przeszłości.

Kruszejące mury pamiętają ludzi, którzy już

dawno odeszli, zdarzenia, które przeminęły

bez echa lub też trafiły na karty kronik czy

podręczników historii. Te budowle zawsze

intrygowały późniejszych badaczy, którzy

uwielbiali grzebać w przeszłości, wspominać

minione, uciekać od codzienności. Przede

wszystkim zaś miejsca te stanowią atrakcję

turystyczną i są znakomitą lekcją historii.

Page 21: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Colonnów, Posadowskich, Eichendorffów, wreszcie – od 1797 do 1840 r. – von Gaschi-nów. Po pożarze wybudowali oni u podnóża zamku tzw. Dolny Dwór, do którego prze-niesiono się ze zrujnowanego zamku.

Po 200 latach od pożaru zamek stał się miejską placówką kulturalną, ale i to nie zmieniło jego tajemniczej atmosfery.

Bogna Wernichowska i Maciej Kozłowski w swej książce Duchy polskie, przytacza-ją wydarzenie, jakie spotkało młodego archeologa Macieja K., pełniącego funk-cję kierownika zamku w Toszku: „Było to w 1972 r., w niedzielę wielkanocną, 15 kwietnia. Późnym wieczorem, a właściwie nocą, bo już po obejrzeniu programu tele-wizyjnego, jak zwykle obszedłem cały za-mek. W baszcie, gdzie mieszczą się pokoje gościnne, w jednym z okien ujrzałem świa-tełko. Zdziwiło mnie to, bo przecież nikogo tam nie meldowałem, ale poszedłem rzecz sprawdzić. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka. Nic. Pusto, ciemno. Przywidziało mi się – pomyślałem i wyszedłem na dziedzi-niec, ale tknięty jakimś przeczuciem znów się obejrzałem. I znów w oknie paliło się światło, a co więcej, na szczycie baszty, tam gdzie umieszczony jest metalowy orzełek, ujrzałem postać w bieli. Miałem ze sobą latarkę, natychmiast zaświeciłem i w tym momencie postać znikła. Znikło także świa-

nych i przekazów ikonograficznych przed-stawia nam budowlę na wzgórzu, wpisaną w plan nieregularnego owalu. Od strony zachodniej zamykał ją zamek właściwy z dwiema basztami (południowa zawaliła się już w 1728 r., północna stoi do dziś), od strony wschodniej budynek bramny zwień-czony był dwiema niewysokimi wieżami. Pomiędzy zamkiem właściwym a budyn-kiem bramnym od południa rozciągał się budynek mieszkalny (nieistniejący), a od północy – stajnie, przekształcone w 1761 r. w oranżerię. Do dziś zachował się tylko bu-dynek bramny, północna baszta i północne skrzydło dawnej oranżerii. Od 1811 r., od pamiętnego pożaru, w którym zginęła hra-bina Gizela i zaginął rodowy skarb – złota kaczka – zamek pozostawał ruiną. Do dzi-siejszego stanu odbudowano go w latach 1956–1963 według projektu architekta Jana Gontarczyka.

Zmienne były koleje losu zamku. Habs-burgowie oddali go w lenno, a następnie sprzedali rodzinie von Redern, w rękach której pozostawał do 1638 r. W latach 1638–1707 należał do Colonnów, którzy przebudowali go w duchu baroku (z tego okresu zachowało się nazwisko budowni-czego – Giovanni Seregni – oraz kartusz z herbem Colonnów nad bramą). Przez na-stępne 90 lat zamek kolejno był własnością Peterswaldskich, Kotulińskich, ponownie

tełko w oknie. Spojrzałem na zegarek – była północ. Mocno zaniepokojony wróciłem do siebie i nikomu dotychczas o tym zdarzeniu nie opowiadałem, bo nie wiem – przywidze-nie to było czy prawda…”.

W swej książce o zamkach i pałacach wo-jewództwa katowickiego złośliwie przypisa-łem to wielkanocnemu… przejedzeniu, ale w 1994 r., kiedy prowadziłem obóz szkole-niowy nauczycieli, wśród uczestników był nauczyciel historii z Kamiennej Góry, Ma-ciek K. W trakcie wędrówki, przy jakiejś okazji zeszło nam na napisaną przeze mnie książkę i okazało się, że Maciek to właśnie ów młody archeolog, opisywany przez Bo-gnę Wernichowską. Maciek przysięgał, że nie były to omamy i naprawdę widział ja-kieś niewytłumaczalne zjawisko.

Bogna Wernichowska opisuje też inną sy-tuację: w czasie remontu pod koniec lat pięćdziesiątych pojawiła się w Toszku eki-pa speleologów z Wrocławia, którzy mieli wreszcie zbadać tajemnicze lochy. Kiedy jednak weszli do podziemi, natrafili na za-sypany gruzem korytarz. Ponoć speleolodzy, nie wykazując zbytniego entuzjazmu do dal-szych penetracji i zbywając pytających ich natrętów, szybko z Toszka wyjechali. Bogna Wernichowska zastanawia się, dlaczego? Co przeszkodziło w ich dalszych poszukiwa-niach? Czyżby Biała Dama? Kto wie…

BRAMA ZAMKu tosZecKiego ►

Pierwotnie był to gród drewniany, wzniesiony na przełomie Xii i Xiii w., na ważnym szlaku han-dlowym ze Śląska do Małopolski – praprzodku dzisiejszej DK-94.

Page 22: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/201222

FOT. ze spekTaklu "singielka"

Z przykrością muszę stwierdzić, że koniec wakacji za-wsze działa na mnie depresyjnie. Może to przez opa-dające liście? Może dlatego, że czuję nieuchronnie

zbliżające się w moim kierunku zimno, którego serdecznie nie cierpię? Może dlatego, że po czasie laby i wolności rytm życia i pracy przyspiesza w tak zawrotnym tempie, że przy-prawia mnie o zawrót głowy i chwilowe mdłości, jak na ka-ruzeli? A może po prostu dlatego, że następne wakacje za rok, a święta dopiero w grudniu?… I znowu trzeba czekać. A czekania chyba nienawidzę najbardziej.

I tu pojawia się zagadka – dlaczego moja kolejka zawsze przesuwa się najwolniej?! Nie żartuję, miałam kilka okazji, żeby sprawdzić swoją teorię i wychodzi na to, że, statystycz-nie rzecz ujmując, zawsze wybieram tę najwolniejszą… Problem wydaje się błahy – jest kolejka, więc się czeka, prawda? Ale tych kolejek trochę mnie już w życiu spotkało. Począwszy od dzieciństwa, gdzie kolejka była zjawiskiem tak oczywistym jak śnieg w Tatrach. Stałam po papier toale-towy, po karpia, po pomarańcze i banany, po książki, nawet w Peweksie się stało. Moja babcia stała już o czwartej rano, żeby kupić dla nas jakąś przyzwoitą wędlinę, mama stała, tata stał. Tak staliśmy wszyscy i czekali na swoją kolej. Być może stąd wziął się mój organiczny wstręt do czekania, ko-lejek i jakichkolwiek tłumów. Kolejka to tłum, tłum to lu-dzie, a ludzie… wiadomo – ktoś się wpycha, ktoś terkocze jak nakręcony, ktoś dostał właśnie ataku kaszlu albo kicha-nia, ktoś brzydko pachnie… A ty nie masz wyjścia – jeśli chcesz zdobyć to, po co przyszedłeś, musisz swoje odstać z ludźmi, których pierwszy raz widzisz na oczy, których ni-gdy więcej nie spotkasz i których sobie przecież nie wybie-rałeś na współtowarzyszy niedoli.

Czasy się na szczęście zmieniły. Mówię: na szczęście, bo w przeciwieństwie do ludzi, którzy chcieliby powrotu do przeszłości, jestem szczęśliwa, że nie żyję w Polsce szarobu-rej. I choć byłam wtedy jedynie dzieckiem, czułam, że ota-czający mnie świat jest jedynie odbiciem czegoś prawdziwe-go, że „gdzieś tam” musi być normalne życie. Może dlatego nie śmieszyły mnie wtedy kultowe filmy Barei, przyjmowa-łam je w dzieciństwie jako jeden do jednego. Jest jak jest, z czego tu się śmiać? Człowiek, który musi walczyć o zaspo-kojenie podstawowych potrzeb, sprowadzony zostaje do roli petenta, który ubiega się o godność, ale jeszcze nie wie, czy jego wniosek rozpatrzony zostanie pozytywnie…

No tak, czasy się zmieniły, ale stoimy nadal. W konkretnym celu – żeby coś kupić, załatwić, dowiedzieć się. W lepszych warun-kach, to prawda, i zdecydowanie mniej, ale wciąż stoimy. I kie-dy tak czekam w kolejce po bilet, w banku czy jakimś urzędzie, powraca uraz z dzieciństwa. Odnoszę nieprzyjemne uczucie, że czas przecieka mi przez palce i że powinnam go spożytkować lepiej, w innych „okolicznościach przyrody”. Do tego dochodzi irytacja wynikająca z faktu, że kolejki, których nie wybieram, poruszają się zawsze znacznie szybciej!

I tu pojawia się pytanie natury filozoficznej – czy nie jest to czasem alegoria mojego życia? Czy nie jest tak, że chcąc przy-spieszyć sprawy, wywołuję skutek wręcz odwrotny? Czy przez tę swoją nerwowość nie podejmuję czasem zbyt pochopnych decyzji? A co, jeśli tam na górze urzędnicy nie lubią nerwu-sów? Mam z góry, nomen omen, przechlapane. Co zatem ro-bić? Potulnie czekać, czy nie czekać i próbować brać sprawy w swoje ręce? Oto jest pytanie. Ale pewnych spraw nie jeste-śmy przecież w stanie przyspieszyć. Zależą one od szczęśli-wych trafów, sprzyjających zbiegów okoliczności, opatrzności Bożej… Najbardziej przygnębia mnie fakt, że w sumie tak mało zależy od nas samych. Możemy się starać, walczyć, ale jeśli nie trafimy na odpowiedni czas i miejsce, nic z tego nie będzie. To nie znaczy oczywiście, że można wszystko olewać i zdawać się wyłącznie na szczęśliwy los. Myślę, że trzeba być dobrze przy-gotowanym na zbliżające się szczęście, żeby w odpowiednim momencie umieć je rozpoznać i nie wypuścić już z rąk. To tak jak z wymarzoną rolą w teatrze – żeby zagrać Lady Makbet, musisz najpierw pójść do szkoły teatralnej, nauczyć się mówić wierszem i umieć przełożyć słowo pisane na język sceniczny. To wymaga talentu, umiejętności, odpowiedniego przygotowa-nia i otrzymania tej roli… Swoją drogą, kiedyś marzyłam, żeby zagrać Lady Makbet, ale mi przeszło. Co nie zmienia faktu, że nigdy mi tej roli nie zaproponowano, choć jestem w pełni do niej przygotowana. Zabrakło w tej układance najważniejszego elementu – odpowiednich okoliczności. Jak w życiu. Z drugiej strony, czasem pojawiają się w naszym życiu szanse, których przez brak przygotowania czy brak świadomości, że to właśnie ten moment, nie jesteśmy w stanie wykorzystać. Po kilku la-tach orientujesz się, że to, o czym marzysz w tej chwili, miałeś już w swoim zasięgu, ale głupio wypuściłeś z rąk…I tak źle, i tak niedobrze.Jest tyle rzeczy, o których marzę. Więc może warto dobrze spo-żytkować czas, przygotować się na ich nadejście i… poczekać. Może tym razem los będzie dla mnie łaskawy.

Koniec laby

Anna Guzik Aktorka teatralna i filmowa. Urodzona i wychowana w Katowicach. Ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu. Od 11 lat związana z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, gdzie obecnie oglądać ją można w spektaklach - „Królowa piekności z Leenane”, „Taka fajna dziewczyna jak ty” czy „Hotel Nowy Świat”. Jej najbardziej znane role filmowo-telewizyjne to tytułowa „Hela w opałach” oraz Żaneta Zięba z serialu „Na Wspólnej”.Lubi: skrajności - góry i morze. Zawrotne tempo i chwile błogiego lenistwa. Niespodzianki, ale tylko te pozytywne.Unika: gotowania. I wrednych ludzi...

felieton

Page 24: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/201224

W 1986 roku pewien licealista mieszkający w Krasiejowie na Opolszczyźnie natrafił na

szczątki prehistorycznych gadów. Pokazał je nauczycielce biologii, ale ta nie wiedziała,

jak je sklasyfikować, wobec czego uczeń został ze znaleziskiem sam. Mimo to zbierał

dalej. W konsekwencji udało mu się zgromadzić ok. 30 kg kości, w tym ogromną szczękę

z pełnym uzębieniem, pojedyncze zęby wielkości 10 cm, kręgi ogonowe, piersiowe czy

szyjne. Okazy przekazał do Zakładu Paleontologii Uniwersytetu Wrocławskiego, ale tam

przepadły bez śladu. I gdyby nie zbieg okoliczności, z krasiejowskiego odkrycia nic by

nie wyniknęło. Na szczęście jest ciąg dalszy tej historii i wspaniały JuraPark.

LEKCJAhistoriitekst: Wojciech Kozłowski

foto: Katarzyna Kozłowski, arch. JuraPark Krasiejów

miejsca i ludzie

Page 25: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

LEKCJA W Krasiejowie kopano od dawna. W po-łowie XVIII wieku powstała tam huta żelaza, która bazowała na lokalnych

złożach rud. Na początku XX wieku z pozyskiwa-nego na miejscu iłu produkowano cegły. Od 1974 roku ił służył do produkcji cementu. Wraz z nim na cement przerobiono zapewne tony kości dino-zaurów, ale też dzięki przemysłowi możliwe było dotarcie do nich. Pierwszy odkrył je licealista, Krzysztof Spałek, obecnie adiunkt w Katedrze Biosystematyki na Uniwersytecie Opolskim.

Przełom nastąpił, gdy o znaleziskach przypad-kowo dowiedział się profesor Jerzy Dzik z Insty-tutu Paleobiologii Polskiej Akademii Nauk. Zde-cydował o utworzeniu stanowiska badawczego w Krasiejowie. I to była dobra decyzja, bo wy-kopaliska przyniosły zaskakujące efekty. Jednym z ciekawszych odkryć był szkielet młodego fito-zaura, którego ułożenie sugerowało, że zwierz został zjedzony przez jakiegoś większego krę-gowca, a jego kości zalegały w żołądku. W Kra-siejowie naukowcy odkryli coś jeszcze. Trafili na szkielet nieznanego wcześniej 1,5-metrowego dinozaura żyjącego w późnym triasie. Ze wzglę-du na miejsce odkrycia, dinozaura nazywali Sile-saurus opolensis.

Jaki byłby jednak pożytek z naukowych odkryć, gdybyśmy nie mogli z nich skorzystać? Na szczę-ście w Krasiejowie o tym pomyślano i na 40 hek-tarach terenu powstał w 2010 roku fantastyczny JuraPark. Dojazd z centrum naszej aglomeracji zajmuje 1,5 godziny, ale czy nie warto poświęcić ten czas, by przenieść się dwieście osiemdzie-siąt milionów lat wstecz?

Zwiedzanie tego niesamowitego miejsca zaczy-na się w tunelu czasu, do którego wjeżdżamy kolejką. Tam, dzięki multimedialnej prezentacji, sięgamy aż do Wielkiego Wybuchu i przez kilka-

naście minut przyglądamy się, jak powstawało życie na naszej planecie. Kiedy już wyjedziemy z tunelu, czeka nas prawie dwukilometrowa ścieżka edukacyjna, która wiedzie przez kolejne prehistoryczne okresy. Wzdłuż tej trasy stoi po-nad 200 wykonanych z największą starannością dinozaurów. Dzięki czerwonym iłom, spękanej ziemi, paprociom i dwóm jeziorom, wyglądają bardzo realistycznie. Największy to Diplodok, któremu człowiek co najwyżej może przysiąść na… pazurach. Są też gady latające, i te, które żyły w wodzie. Do ich podwodnego świata moż-na zajrzeć dzięki uruchomionemu w tym roku oceanarium. Potężny, mierzący blisko 20 me-trów długości Megalodon, rybopodobny Moza-zaur, charakterystycznie uzębiony Liopleurodon, czy też obdarzony długą szyją płetwojaszczur Plezjozaur – to tylko niektóre z okazów, które można tam zobaczyć.

Zmęczeni podróżą w czasie znajdą w JuraParku też miejsce relaksu. Latem można odpocząć na plaży, można wykąpać się w jeziorze, popływać rowerkiem wodnym lub pojeździć na karuzeli. Dzieci mają swoją szansę na wielkie małe od-krycie. Z myślą o nich powstał wielki plac zabaw z piaskownicą, w której wystarczy trochę podłu-bać łopatką, by trafić na jakiegoś dinozaura. Przy wejściu na ten plac stoi jajo, z którego dopiero co wykluł się „maluszek”. Jest też „małpi gaj” pełen zjeżdżalni, tunelów i przeszkód. Tam naprawdę nie sposób się nudzić.

Krasiejowski JuraPark nie jest jednym z wielu parków rozrywki, ale autentycznym miejscem bytowania prehistorycznych zwierząt. Tam wciąż odbywają się badania naukowe, a wykopaliska prowadzą studenci z Opola, Warszawy i Wrocła-wia. Być może więc niebawem w pawilonie mu-zealnym, który stanowi integralną część trasy edukacyjnej, staną kolejne szkielety.

Skąd Się wzięły dinozaury w kraSiejowie?

Miejsce zwane dziś Krasiejowem było bagnistym terenem leżą-cym na brzegu jeziora o wielko-ści porównywalnej do współcze-snych mórz. Jezioro to zaczynało się pod Krasiejowem, a kończyło pod dzisiejszym Olsztynem. Na zachód sięgało aż do Fran-cji, a teren ten zamieszkiwały zarówno zwierzęta lądowe jak i wodne. Silne prądy w jeziorze przenosiły szczątki nieżywych stworzeń w jedno miejsce, za-mieniając Krasiejów w specyficz-ne cmentarzysko. Dziś naukow-cy znajdują tam więc szkielety ryb, gadów i płazów z różnych okresów triasu.

Page 26: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Eve Bonham z kolei rezygnuje z akcji na rzecz emocji. W tomie U kresu dnia skupia się na pogmatwanych losach dwóch przyjaciółek, które dzieliły się zawsze sekretami, a nawet ko-chankami. Udanie łączy autorka obrazki z teraźniejszości z retro-spekcjami, z których naprawdę zbudowana jest powieść. Tu liczą się opisy, zwłaszcza opi-sy uczuć i niełatwych decyzji – a także rysy charakterolo-giczne niezwykłych przecież postaci. Bonham wybiera wzru-szenia, nie troszcząc się zbytnio o rozwój samej fabuły.

O ile w powieściach obyczajo-wych dalej prym wiodą kobiety, o tyle już w literaturze faktu proporcje nieco się zmieniają. Sonia Ross w książce Tata roz-mawia na temat ojcostwa ze znanymi aktorami, sportow-cami czy muzykami. Każdy jej wywiad jest inny, niektóre mają gorzki smak, we wszystkich jednak chodzi o przypomina-nie o roli ojca. Autorka książki dobrze wyczuwa nastroje roz-mówców i dostosowuje do nich bieg rozmowy, a dzięki jej docie-kliwości całość nie przypomina krótkich dialogów z kolorowych magazynów, mimo że nazwiska rozmówców przyciągną i miło-śniczki takich pism.

Izabela MIkrut - doktor nauk humanistycznych, humorolog, recenzentka. Publikowała m.in. w „Śląsku”, „Toposie”, „Art Papierze” i „Guliwerze”. Od 2009 roku prowadzi własną,

codziennie aktualizowaną stronę poświęconą głównie nowościom wydawniczym: tu-czytam.blogspot.comwww.magazynstyle.pl/30/201226

Wśród książek podróżniczych zwierzenia Tony’ego Gilesa Świat w moich oczach wyróż-niają się nieustającym głodem ekstremalnych wrażeń. Niewi-domy i niemal głuchy autor po-dróżuje samotnie po całym świe-cie, na wszystkich przystankach oddając się rozrywkom (alkohol, seks, sporty ekstremalne), a przy okazji poznaje specyfikę kultur danego regionu. Wszystko to opisuje językiem kolokwialnym, czasem nawet lekko wulgarnym, lecz książka kusi ze względu na oryginalne podejście do tematu włóczęgi i wolności. Dla Gilesa nie ma żadnych ograniczeń – i to podstawowe założenie tomu.

Tymczasem Corinne Hofmann znana jako Biała Masajka, po-wraca do Afryki. Najpierw przed-stawia pomysłowe sposoby walki z biedą w slumsach – i przytacza kilka opowieści osób, którym udało się zawrócić z drogi krymi-nalnej, a nawet założyć własny biznes. Drugą część tomu Afry-ka, moja miłość zdominuje natomiast wizyta u byłego męża i pierwsze spotkanie Lketingi z córką, Napirai. Tym razem Hofmann nie stara się przeko-nać odbiorców do swoich uczuć, koncentruje się za to na innych ludziach, dzięki czemu staje się bardziej przekonująca i atrakcyj-na dla czytelników.

Anna Karpińska upodobała sobie Chorwację i kraj ten czyni tłem części wydarzeń w powie-ści obyczajowej Chorwacka przystań. Losy dziennikarki rozdartej między dwoma pań-stwami i miłością do dwóch mężczyzn zyskują przy specy-ficznym ujęciu tematu: autorka prezentuje skrótowe migawki z kolejnych lat życia swojej bohaterki, a potem i jej córki, wciąga odbiorczynie w zwykłą historię miłości, tęsknoty i wzru-szeń. Jednocześnie oddala się od modnych dziś w literaturze roz-rywkowej schematów i wabi in-tensywnością uczuć. Proponuje obszerne i dość smakowite czy-tadło dla znudzonych konwen-cjami w literaturze dla pań.

Świat i reszta

Izabela Mikrut

Lekturę dowcipną zapewni Ży-cie jak w Tochigi Anny Ike-dy: obraz japońskiej prowincji w oczach Polki, która związała się z Japończykiem, jest niezwy-kle humorystyczny i ciekawy. Autorka dostrzega rozmaite ab-surdy i różnice kulturowe, przez nieznajomość zwyczajów popeł-nia rozmaite gafy, ale potrafi śmiać się z siebie, więc zaob-serwowane dziwności zamienia w pełną energii i śmiechu narra-cję. Tom składa się z dalekich od stereotypów obrazków ujętych w formę zwierzenia, a co za tym idzie i pełnych ciekawostek. Au-torka od pierwszej strony daje się lubić.

Izabela Sowa w Zielonym jabłuszku powraca do PRL-u. Nastoletnia Ania Kropelka z ogromną dawką ironii komen-tuje otoczenie. Próbuje sobie żartem poradzić z emigracją mamy, brakiem ojca, szarzyzną i zwykłymi kłopotami w szko-le. Książka, która wpisuje się w nurt powieści obyczajowych równie dobrze jak i w kanon lektur młodzieżowych to popis ciętego dowcipu i dalekiego od nostalgii spojrzenia na blaski i cienie minionego ustroju.

nos w książkę

Page 27: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

Robert TalarczykAktor. Autor. Adaptator. Czechofil. Marzyciel. Reżyser. Ślązak. Laureat m.in. Nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla Młodych Twórców w dziedzinie kultury, Specjalnej Złotej Maski za kreatywność i wszechstronność umiejętności adaptacyjnych, aktorskich i reżyserskich, Nagrody Głównej Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@port i dwóch Pereł Sąsiadów, nagród Festiwalu Teatrów Europy Środkowej.Od 2005 dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Stale współpracuje też z chorzowskim Teatrem Rozrywki, katowickim Korezem i warszawskim Capitolem.Zrealizował ponad dwadzieścia spektakli teatralnych. Najważniejsze – także dla niego – to: „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny”, „Krzyk według Jacka Kaczmarskiego”, „Kometa, czyli ten okrutny wiek XX wg Nohavicy”, „Testament Teodora Sixta”, „Żyd”, „Moje drzewko pomarańczowe”.Ostatnie adaptatorsko-autorsko-aktorsko-reżyserskie dokonanie to spektakl „Mistrz & Małgorzata Story” na scenie bielskiego Teatru Polskiego.Wydał debiutancką płytę pt. „Słowa”.

Mówią o nich: śląska mafia. Kiedy ludzie wypo-wiadają te dwa słowa, bledną i nerwowo roz-glądają się wokoło. Z ust do ust idzie wieść,

że się zbroi, oplata siecią intryg, przygotowuje na atak z ziemi i powietrza. I choć ukryta przez lata, pochowa-na po piwnicach i bramach, dziś wypełza na światło dzienne. Obłudna, zła i żądna krwi. Coś tam szepcze złowrogo po niemiecku, niby półgębkiem, ale coraz bardziej otwarcie podnosi łeb i pluje jadem nienawiści na wszystko, co z macierzą, ojczyzną naszą związane. Parszywa V kolumna, zaszczepiona na piastowskiej glebie, teraz bełkocze w jakimś dziwnym narzeczu pełnym germanizmów. Z głupim szwejkowskim uśmie-chem, zaciągając z czeska, drwi z ojczyzny i szabelki. Z naszych tak pięknie przegranych powstań, bitew i wo-jen. A może to już nie tylko drwina, może to już otwarte nawoływanie do buntu, rokoszu, wojny! Ludzie, śląska mafia nadciąga! Kto żyw, kosy na sztorc i hajda na wro-ga! Bo się zagnieździła w urzędach, teatrach, muzeach. Z prusacką pikielhaubą na nienawistnym łbie otwarcie niewolnicze posłuszeństwo narodowi jedynemu wypo-wiada. Partie zakłada, swoimi ludźmi stanowiska ob-stawia w instytucjach różnorakich. I łeb podnosi, żąda, nogą tupie, pięścią w stół raz za razem tłucze, aż echo po górach niesie i góralom spać nie daje.

No i co będzie dalej? Ten swój bełkot niemiecko-czeski językiem narodowym ogłosi? Ba! Sama się narodem ustanowi, bo twierdzi, że jest jej grubo ponad milion, a to liczba niebagatelna w Europie targanej kryzysem! I granice stworzy! Szlabany w żółto-niebieskie barwy poustawia. Swoich braci, którzy tu, na te ziemie znisz-czone germańską polityką rabunkową, przynieśli kaga-nek oświaty i kultury do swojej nowej – pożal się Boże – ojczyzny nie wpuści. I jeszcze w szkołach chce dzieci gwary uczyć, regionalną politykę wprowadzać. Wiado-

mości po śląsku nadawać, debatować, artykuły pisać. Historię na nowo tworzyć, dyskutować i trąbić o auto-nomii. Separatyzmie. Odłączaniu. A jak to się panoszy w mediach! Debaty śląskie urządza! Spektakle śląskie wystawia, listy lektur śląskich ogłasza, śląską historię chce w muzeach pokazywać, śląskie piosenki nagrywa, śląskie wiersze pisze. I co gorsza, na ulicach otwarcie po śląsku gada! I żąda nazwania bełkotu śląskiego ję-zykiem. Jakiż to język?! To ledwie zarobaczony ozór, co miele bez sensu i sam nie wie, co miele. I to już nie jest ukryta opcja, to jest całkiem otwarcie odkry-ta opcja, co to, korzystając z faktu, że autostrada na zachód zbudowana, przez tę autostradę się przyłączy, połączy, dołączy do starej, ziejącej jadem do wszystkie-go co nasze, ojczyste, prusackiej ziemi. A ta przez ten kawałek asfaltu, jak przez słomkę, wsyśnie ten nowy ląd. A żeby się na bramkach za Gliwicami zadławiła tą całą mafią śląską!

Śląska mafia...Ale przyjdzie tego kres. Skończy się to śląskie panosze-nie na ziemi piastowskich przodków. Aborygeni śląscy będą zamknięci w rezerwatach i tam się będą śląza-kowstwem swoim zajmować, śpiewając durne piosenki o mitycznym heimacie i paradując w górniczych mun-durach przy akompaniamencie dętej orkiestry. Tam będą do woli mogli bajdurzyć o autonomii i wielokul-turowości w swoim niezrozumiałym narzeczu. Nasza ziemia jednorodna być powinna, nie ma na niej miejsca dla odszczepieńców i renegatów. Dość tego!

I już się ziemia trzęsie, już słychać miarowy rytm setek stóp. Z gardeł płynie pieśń, a w dłoniach zaciśniętych miecze, które czekały na tę chwilę tysiąc lat. To śpiący rycerze spod Giewontu, zbudzeni śląskim hałasem, ru-szyli zrobić z tym porządek. Ku chwale Ojczyzny…

ŚLĄSKA MAFIA

www.magazynstyle.pl/30/2012 27

felieton

Page 28: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

sportowy charakter

www.magazynstyle.pl/30/201228

Jak co roku byliśmy w Mikołajkach. Od kilku lat pogoda nas rozpieszczała:

słoneczko, delikatny wiaterek… Rozpieszczała nas również komisja regatowa, przymykając oko na drobne błędy, które każdemu mogą się przytrafić. Jednym słowem: all inclusive. Tym razem pogoda i sędzia główny zadbali,

abyśmy poczuli piękno zmian.

TeksT: Jarosław koziewicz foT. izabela szczepańska, kaTarzyna sokołowska

beaTa koziewicz

Rzeź niewiniątek,

czyli XIX Regaty Dziennikarzy

Regaty dziennikarzy, jak sama nazwa wskazuje, składają się między innymi z regat. Jednak

to wcale nie jest jedyny i najważniejszy element imprezy. Dlatego też przyjeż-dżamy dzień wcześniej, aby godnie przywitać się z zaprzyjaźnionymi zało-gami. Integracja przebiega wspaniale i aż do wczesnych godzin porannych. Piątek, pierwszy dzień regat, wita nas obecnie „typową” letnią pogodą, czy-li jest pochmurno, zimno i wieje. Bar-dzo wcześnie rano (w kontekście im-prezy integracyjnej!), gdzieś tak koło dziesiątej, rozpoczynają się regaty. Komandorem jest niezmiennie Jerzy Iwaszkiewicz, człowiek-instytucja, dzię-ki któremu to wszystko się kręci. Jerzy ma lat… No właśnie. W jego wieku wie-le osób ma problem z samodzielnym przejściem przez ulicę. A nasz Koman-dor siedzi za sterem i co roku pływa w czołówce. Nie pamiętam, żeby kiedyś spadł poza pierwszą dziesiątkę.

Otwarcie regat odbywa się na głównym placu wioski żeglarskiej przy maszcie, na którym dumnie powiewa flaga pań-stwowa. Dla tych, którzy wiele razy byli w Mikołajkach, ale nie wiedzą, gdzie to jest, delikatna podpowiedź: tuż obok tawerny „Pod złamanym pa-gajem”. Rozpoczęcie regat krótkie i treściwe, teraz czas na przygotowa-

Page 29: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

fił odroczyć start „o chwilę”, żeby dać szansę spóźnialskim, a sytuacje prote-stowe starał się rozwiązywać polubow-nie. W tym roku: nowy sędzia – nowe zwyczaje. Start punktualnie o 11:15 i ani minuty później. Ponadto nie wolno wpływać na tor wody służący statkom Białej Floty. Kto wpłynie – dyskwalifi-kacja. Poważna sprawa. Efekt był łatwy do przewidzenia – każdy bieg obfito-wał w dyskwalifikacje – o czym można było się dowiedzieć dopiero na brzegu, po zakończeniu wyścigów. Rekord to osiem dyskwalifikacji w jednym wy-ścigu – nie wiem, czy tyle protestów uzbierałoby się przez ostatnie trzy lata! Nie pomogły prośby i groźby – sędzia pozostał nieugięty w swych postano-wieniach. Dla naszej redakcji to dobrze – bo nie było nas na czarnej liście. Dzięki temu w drugim wyścigu, choć przypły-nęliśmy na piątym miejscu, zostaliśmy sklasyfikowani na trzeciej pozycji. Tak się wygrywa przy zielonym stoliku!

Kolejnego dnia, w czwartym wyścigu sę-dzia dopatruje się u nas falstartu. Więc i my mamy jedną dyskwalifikację. Uczu-cia uznania dla sędziego są już tylko wspomnieniem…

Podobnie jak w zeszłym roku, byliśmy najliczniejszą załogą: czwórka doro-słych plus dwoje dzieci. W tym skła-dzie udało nam się tylko wypłynąć w niedzielę, kiedy pogoda okazała ludz-kie serce. Może za rok będzie lepsza po-goda i pozycja. Bo jedziemy na pewno. W końcu będą to dwudzieste, jubileuszo-we Mistrzostwa Polski Dziennikarzy.

nie łódki do pływania. Grupy są dwie, bo wioska żeglarska ma do dyspozycji tylko dwadzieścia parę Omeg, a za-łóg jest czterdzieści. Taklujemy łódkę, a pogoda, która rano była nieciekawa, teraz jest znacznie gorsza: ołowiane niskie chmury niosą deszcz i porywisty wiatr oraz obietnicę, że będzie „inte-resująco”. Pogoda dostosowała się do znanego dowcipu: „Jaka będzie tem-peratura na weekend? 30 stopni. To znaczy 15 w sobotę i 15 w niedzielę”. Wieje solidna czwórka (cztery w ska-li Beauforta), a czasami w szkwałach pięć do sześciu. W tych okolicznościach nietrudno o wywrotkę, a skutki ewen-tualnego zderzenia z innym jachtem, z racji osiąganych prędkości, mogą być poważne. I w tych warunkach odbywa-ją się trzy eliminacyjne wyścigi. Wyści-gi krótkie, trwające około czterdziestu minut, bo pływa się szybko. Było fajnie, choć zdarzyło się kilka wywrotek, nie-które załogi odpuściły sobie i wróciły do portu.

W sobotę pogoda bardziej przypomina-ła lato. Niespodzianki, zamiast pogody, fundowała komisja regatowa. W po-przednich latach sędzia główny potra-

Jedną z nagród był puchar wojewody warmińsko- -mazurskiego. Trafił on do rąk najstarszego uczestnika regat – komandora mistrzostw Jerzego Iwaszkiewicza.Od lewej: Jerzy Iwaszkiewicz – komandor mistrzostw,

Wojciech Ogrodziński – wicekomandor.

Podobnie jak rok temu, byliśmy najliczniejszą załogą: czwórka doro-słych plus dwoje dzieci. W tym składzie udało nam się tylko wypłynąć w niedzielę, kiedy pogo-da okazała ludzkie serce. Może za rok będzie lep-sza pogoda i pozycja.

◄ Od lewej: Izabela Szczepańska, śpiąca królewna Karolina Koziewicz oraz lekko znudzony Krzyś Koziewicz. Od lewej: sternik Jarek Koziewicz, Katarzyna Sokołowska.◄

Page 31: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/2012 31

W roku 2012 Wiedeń świętuje 150. rocznicę urodzin

Gustawa Klimta.

Gustaw Klimt (1862–1918) był malarskim geniuszem

i prekursorem modernizmu. Większość swojego życia spędził

w Wiedniu. Jego najsłynniejszy obraz, Pocałunek, można dzisiaj

obejrzeć w wiedeńskim Belwederze. Ten Pocałunek zmienił

świat. Zarówno obraz, jak i sam Klimt, symbolizują modernizm

– epokę, która wyznaczała drogę innym artystom. W roku 2012

w Wiedniu będzie można zobaczyć największą na świecie kolek-

cję obrazów Gustava Klimta. Liczne, specjalnie przygotowane

wystawy zachęcają do zgłębiania tajników twórczości malarza.

150 lat Gustava Klimtaod12.07.2012 do6.01.2013 Górny Belweder , Wiedeń, www.belvedere.at

wydarzenia

To kameralny projekt koncertowy, w którego skład wchodzą

– oprócz Renaty – świetni instrumentaliści: Błażej Chocho-

rowski i Maciej Mąka. Artystka sięga po utwory znane z jej

wcześniejszych płyt, nadając im nowy wymiar. Z czystej

akustycznej formy promieniuje nowa energia i wzruszenie;

dają się słyszeć subtelności, które wcześniej były jedynie

dopełnieniem, a teraz mile zaskakują i stanowią walor

główny projektu. Klimat płyty i koncertów, choć bardziej

nastrojowy od tych, które znamy z dużych sal czy plene-

rów, jest pełen zaskakujących zwrotów, energii i wirtu-

ozerskich rozwiązań aranżacyjnych. Dzięki temu wyjątkowo

czytelny jest głos artystki oraz przekaz wszystkich piose-

nek, które nabierają przez to zupełnie nowej wartości dla

odbiorcy. Wszystkie te elementy układają się w harmonijną

całość i sprawiają, że odbiór tego projektu jest wyjątkowo

wyrazisty i spotyka się ze wspaniałą, równie spontaniczną

jak samo wykonanie, reakcją słuchaczy. Płyta, na której

znajduje się 13 utworów, ukaże się 21 września.

RENATA PRZEMYK AKUSTIK TRIO

Partnerami płyty są: Województwo Małopolskie i Firma Producencka Gorycki & Sznyterman

Patroni medialni: cojestgrane, TVP2, cgm.pl, dlastudenta.pl

Wydawca: Impres-Art

Dystrybucja: Mystic Productions

Page 32: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/201232

zapowiedzi

7–9.09.

To impreza dla miłośników książek. Targi będą nie tylko okazją do uzupełnienia własnych biblioteczek, ale także do spotkań i dyskusji z ulubionymi pisarzami. Targom towarzyszą liczne warsztaty, prezentacje nowych tytułów, a także zabawy dla dzieci. W przebogatym programie każdy znajdzie coś interesującego dla siebie.

Targi Książki w Katowicach

Koncert Ani Dąbrowskiej8.09.

Wokalistka szerszej publiczności pozwoliła się poznać w roku 2002: uczestniczyła wtedy w pierwszej edycji programu Idol. Do tej pory nagrała i wydała 4 płyty. Ostatni album artystki (Ania Movie) oka-zał się kolejnym dużym sukcesem. Muzyka z pogranicza popu, soulu i retro spodoba się każdemu.

Tarnogórskie Centrum Kultury, godz. 20:30

Pieskie życie to historia dwóch bliźniaków, dalmatyńczyków szukających domu. Pieski nie mają właściciela, dlatego mieszkają w parku. Na swojej drodze spotykają różne zwierzęta: Królika, Papugę, Kota, Pana Rybę i Psa Kundla. Zwierzęta próbują pomóc naszym bohaterom zachęcając ich do tego aby stały się kimś innym. Przekonują małe dalmatyńczyki, że moda na pieski dawno się skończyła. Kropka i Cętek po nieudanych wcieleniach postanawiają jednak pozostać sobą i wierzą, że odnajdą prawdziwy dom. Po wielu przygodach wszystko kończy się szczęśliwie. Barwny spektakl ma żywą i wartką akcję. Jest pełen zabawnych sytuacji i gagów. Uwrażliwia dzieci na los zwierząt, uczy obowiązkowości i odpowiedzialności. Pokazuje dzieciom, czym tak naprawdę jest przyjaźń. Dodatkowym walorem przedstawienia są piękne piosenki i ciekawe układy choreograficzne.

16.09.Pieskie życieGliwicki Teatr Muzyczny, godz. 11.00

9.09.

To ostatnia okazja, by zobaczyć ostrą satyrę na elity polityczne, na wskroś współczesną, mądrą i dowcipną. Przebojowa muzyka, piękna choreografia, porywające sceny zbiorowe, znakomita kreacja Jacentego Jędrusika to walory musicalu, który schodzi już z afisza. Musical otrzymał Złotą Maskę 2003 i tytuł „Najlepszego spektaklu roku”, teksty piosenek napisał Wojciech Młynarski.

Dyzma. Musical

12.09.Autorka pisze o sobie tak: „Moją domeną jest malarstwo abstrakcyjne, choć często również sięgam po temat martwej natury. Niezwykle lubię wykorzystywać technikę kolażu i wplatać ją w malarstwo. Wykorzystuję w niej różnorakie materiały, które dodatkowo przerabiam, szukając ciekawych efektów wizualnych”. Na temat wystawy dodaje: „to zbiór obrazów abstrakcyjnych, projektów oraz prac graficznych poruszających temat wnętrza człowieka, jego osobowości, wyobraźni, marzeń i snów; słowem złożoność i tajemnica ludzkiej duszy. Istotą tych prac są symbolika i kolorystyka, a także ciągłość cykli, z których każdy nawiązuje do innego aspektu głównego tematu. Kanwą poszczególnych cykli prac stały się dla mnie własne doświadczenia życiowe obejmujące ostatni rok, własna fantazja i wyobraźnia, motyw kalejdoskopu, a także zabawa skojarzeń opartych na interpretacjach znaczeń snów zawartych w sennikach”.

Rybnickie Centrum Kultury – Galeria Oblicza, godz. 18:00

Wystawa Jestem snem – malarstwo i kolaż Agaty Fojcik

Teatr Rozrywki, Duża Scena, godz. 17:00

15–16.09.

Sababa we współczesnym języku hebrajskim znaczy tyle co: dobrze, ok, super, spoko… Słowo to używane jest przez młodych Izraelczyków, kiedy coś im się podoba. Wrześniowa impreza ma na celu na celu przybli-żenie wielokulturowej historii województwa śląskiego, ale również współczesnej kultury Izraela. Wydarzenia w lekkiej, przyjemnej, rodzinnej atmosferze mają poruszyć zarówno tematy trudne, kontrowersyjne, ale i te radosne, mają zbliżyć odbiorcom egzotyczną dzisiaj kulturę żydowską. Jednak przede wszystkim impreza ma być dobrą zabawą! Sababa!

Kino RIALTO, Katowice

Sababa!

Bajka muzyczna dla dzieci – spektakl Teatru „Wit-Wit” z okazji Jubileuszu 10-lecia Teatru „Wit-Wit”

Page 33: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/2012 33

21.09.Zapraszamy na koncert jednego z najbardziej znanych reprezentantów piosenki autorskiej. Poza masą melodyjnych piosenek (w tym wielu premier), usłyszymy na pewno garść niepowtarzalnych anegdot. To właśnie koncerty oddają prawdziwą moc Kasprzyckiego. W kontakcie z publicznością, Kasprzycki najpełniej emanuje niezwykłą charyzmą – niespożyta energia, feeling i poczucie humoru, sprawiają, że kontakt z widzami jest zarazem natychmiastowy i długofalowy, kto bowiem był raz na koncercie Kasprzyckiego niemal zawsze wraca. Kasprzycki zawsze gra na 100 %, prezentując niezwykły melanż słownej woltyżerki, muzycznych żartów, inteligentnych prowokacji, zabaw z publicznością i solidnego grania, sprawi, że ten piątkowy wieczór będzie naprawdę niezapomnianym przeżyciem.

Urodzinowy koncert Roberta KasprzyckiegoOld Timers Garage, godz. 21:00

22 września po raz trzeci w Operze Śląskiej – w ramach METROPOLITALNEJ NOCY TEATRÓW – będzie możliwość zajrzenia za kulisy naszego teatru! Zapraszamy na niezwykłą NOC W OPERZE! O godz. 20.00 na dużej scenie odbę-dzie się koncert MUZYCZNA PODRÓŻ OD BROADWAY'U do HOLLYWOOD – prawdziwa uczta dla miłośników muzyki filmowej i musicalowej, w reżyserii i z choreografią Anny Majer, w interpretacji solistów Opery Śląskiej i zaproszo-nych gości; z udziałem baletu oraz orkiestry Opery Śląskiej pod dyrekcją Krzysztofa Dziewięckiego i Jerzego Jarosika. Będzie można też zwiedzić kulisy naszego teatru, gdzie na gości czekać będą różne niespodzianki – m.in. warsztaty plastyczne, pokaz charakteryzacji teatralnej, otwarta lekcja tańca, lekcja śpiewu operowego, karaoke. Dla wszystkich uczestników teatr będzie otwarty już od godziny 18.00.

22.09.

Utalentowani młodzi ludzie, którzy zgłębiają tajniki aktorskiego fachu staną przed trudnym wyzwaniem: koncert piosenki aktorskiej to nie tylko spotkanie z poruszającymi tekstami i wpadającą w ucho muzyką, ale i próba interpretowania śpiewanych utworów. Studenci zaproponują muzyczne komentarze do największych emocji i uczuć, łącząc talenty wokalne i aktorskie. Koncert stanowi również odskocznię od proponowanych w środkach masowego przekazu banalnych przebojów.

Koncert piosenki aktorskiej w wykonaniu studentów Studium Aktorskiego działającego przy TŚlTeatr Śląski, Scena Kameralna, godz. 19:00

23.09.

Big Silesian Band – Bytomska Orkiestra Rozrywkowa. W przeciwieństwie do większości krajowych big bandów, których repertuar oparty jest na standardach muzyki jazzowej, Big Silesian Band wykonuje największe przeboje muzyki rozrywkowej w nowych aranżacjach. Swój repertuar opiera głównie na utworach z gatunku muzyki pop, latino i muzyki filmowej. Podczas koncertu usłyszymy pogodne dźwięki rodem z Brazylii, rozpoznawalne niemalże od razu żywiołowe przeboje Quincy Jonesa, Glenna Millera, Michaela Buble oraz pełną porywających brzmień muzykę z filmu Blues Brothers. Koncert będzie wieczorem specjalnym, gdyż poświęconym prezentacji materiału z najnowszej płyty big bandu nagranej przy gościnnym udziale Zbigniewa Wodeckiego i Ewy Urygi: to właśnie oni będą obok wokalistów i muzyków grających w orkiestrze gwiazdami wieczoru.

Big Silesian Band z gościnnym udziałem Zbigniewa Wodeckiego i Ewy Urygi

22.09. Opera Śląska, godz. 18:00

Noc w Operze

BECEK Bytomskie Centrum Kultury, Sala TOTU, Bytom, Plac Karin Stanek 1, godz. 18:00

zapowiedzi

Dyzma. Musical

Sababa!

Film sensacyjny Polska/Czechy; reż.: Piotr Mularuk; obsada: Jakub Gierszał, Jakub Kamieński, Katarzyna Figura, Tomasz Kot; czas trwania: 113 minut.Akcja filmu dzieje się tuż po upadku komuny. Główny bohater ma dość oglądania kolorowego świata tylko w młodzieżowych pismach i z pomocą kumpli z blokowiska zostaje królem „jumy” – drobnych kradzieży tuż za graniczną Odrą

BCKino: Yuma

Kabaretowa Scena Trójki19.09.

To już siedemdziesiąty szósty wieczór kabaretowy, na który zapraszają Jacek Łapot i Piotr Skucha (czyli kabaret Długi). Na scenie zaprezentuje się kabaret Smile, lubelska grupa, która cieszy się coraz większym uznaniem publiczności kabaretowej. Skecze Smile’ów charakteryzują się celnymi nawiązaniami do rzeczywistości i lekko absurdal-nym humorem. Poza tym jak zwykle kabaret Długi zaproponuje niespodzianki i występy niezapowiedzianych gości. Dla wielbicieli kabaretu to propozycja obowiązkowa!

Teatr Korez, godz. 18:00

17.09.BECEK, Bytom, godz. 19:30

Page 34: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

www.magazynstyle.pl/30/201234

zapowiedzi

24.09.Wielu z nas – mieszkańców Górnego Śląska – zawiłości prawno-polityczne mało obchodzą, bo trudno je od razu zrozumieć i przełożyć na nasze codzienne życie. A to jednak sprawy wielkiej wagi! Postaramy się je przybliżyć i wyjaśnić, dlaczego są tak istotne i mogą decy-dować o przyszłości naszej i naszych dzieci czy wnuków. W debacie udział wezmą m.in. : wicemarszałek województwa śląskiego Jerzy Gorzelik, posłowie – Wojciech Szarama (Prawo i Sprawiedliwość) i Marek Wójcik (Platforma Obywatelska), prezydenci: Dawid Kostemp-ski (Świętochłowice) i Małgorzata Mańka-Szulik (Zabrze), Marek Kopel (wiceprzewodniczący Rady Miasta Chorzowa) oraz dziennikarze: Kamil Durczok (redaktor naczelny „Faktów” TVN) i Marek Twaróg (redaktor naczelny „Dziennika Zachodniego”). Gospodarzem będzie Krzysztof Karwat. Program wieczoru dopełni prezentacja cyklu fotograficznego „Druga strona cegły” autorstwa Arkadiusza Goli („DZ”).

CZY BĘDZIEMY METROPOLIĄ? z cyklu „Górny Śląsk – świat najmniejszy”Teatr Rozrywki, Duża scena, godz. 19.00

Inne Granie w ChCK26.09.

„Inne Granie w ChCK” to zapoczątkowany w 2009 r. cykl koncertowy Chorzowskiego Centrum Kultury, w którym prezentują się młode, interesujące zespoły z kręgu muzyki alternatywnej. Współorganizatorem cyklu jest nowe śląskie wydawnictwo muzyczno-literackie Falami. Założycielem Falami jest Marcin Babko: wokalista i autor tekstów dziennikarz muzyczny, pisarz, tłumacz literatury czeskiej i słowackiej. Marcin Babko rekomenduje także zespoły zaproszone do udziału w koncertach z serii „Inne Granie w ChCK”. Tym razem zagrają: Oh Ohio, St. James Hotel i Don't Ask Smingus.

Chorzowskie Centrum Kultury, godz. 19:00

Dwunastu niewiarygodnie przystojnych, świetnie zbudowanych i rewelacyjnie poruszających się mężczyzn. Kultowy, niepowtarzalny, oryginalny Chippendales. To już nie zespół. To marka. Pożądana na całym świecie, perfekcyjna, luksusowa, elektryzująca. Już w październiku wystąpią na dwóch ekskluzywnych show, jedno odbędzie się w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. Krzyk, pisk, histeria, pożądanie – tak można określić reakcje na wyszukane popisy Chippendales. To, co tancerze prezentują na scenie, porwie do zabawy nawet najbardziej oziębłą widownię. A moment, w którym wchodzą pomiędzy rzędy, rozgrzewa do czerwoności już i tak ekscytującą się publiczność. Profesjonalnie przygotowane widowisko, rewelacyjna choreografia, gra świateł, doskonałe umiejętności artystów dają poczucie prestiżu, nowoczesności i luksusu. Ich występem nie będą zawiedzione nawet najbardziej wymagające panie.

2.10.ChippendalesDom Muzyki i Tańca, Zabrze

27.09.Sympatyczne panie w średnim wieku tworzą w małym angielskim miasteczku Instytut Kobiet. Spotykają się tam na rozmowach o strzyżeniu trawników, wymieniają przepisami kulinarnymi, szydełkują i układają bukiety. Co roku wydają kalendarz promu-jący lokalne atrakcje architektoniczne czy przyrodnicze. Tym razem postanowiły pójść krok dalej: przedstawić w kalendarzu same siebie, przy codziennych pracach domowych. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że panie postanowiły pozować... nago. Sztuka jest oparta na historii, która zdarzyła się naprawdę. To przepiękna opowieść o miłości, przyjaźni i tolerancji. O kobietach, które miały odwagę przeciwstawić się konwenansom i upływowi czasu. Co więcej, zrobiły to z hukiem i dużym poczuciem humoru!

Dziewczyny z kalendarza

28.09.Podstarzały słomiany wdowiec, poznaje w barze młodą dziewczynę i zaprasza ją do domu. Banalne? Jak mówi bohaterka sztuki: wielu się rozpozna. Diabelski młyn Erica Assousa w Teatrze Bez Sceny kręci się naprawdę szybko. To zaproszenie do szaleńczej, teatralnej jazdy na skrzyżowaniu komedii i tragikomedii, farsy i tragifarsy, dramatu i melodramatu. W tej komedii ludzkich słabości i śmieszności, do samego końca nic nie będzie oczywi-ste. Jak na diabelskim młynie w lunaparku, wznosić się będziemy ze ściśniętym żołądkiem w górę, by po chwili z zapartym tchem, opadać w dół, ku oczyszczającemu śmiechowi i łzom wzruszenia. Zdrada? Zemsta? Szantaż? Manipulacja? A może coś całkiem innego? Występują Agnieszka Radzikowska i Andrzej Dopierała.

Teatr Bez Sceny, godz. 19:00

Diabelski Młyn (gościnnie w Teatrze Korez)

Teatr Polski, Bielsko-Biała / Duża Scena, godz. 19:00

29.09.

Zapraszamy na prezentację filmu Tandemem przez Pogranicze w reżyserii Anatola „Lolo” Mszycy, wykład Leon Tarasewicz. Sztuka i Pogranicze oraz spotkanie autorskie z pisarzami i dziennika-rzami Białoruskiego Radia Racja. Na miłośników kina niezależnego czeka prezentacja Filmowe Podlasie Atakuje!

Muzeum Śląskie w Katowicach, godz. 16:00–19:00

Teatralium. Pogranicza kultur

Page 35: Magazyn STYLE | wrzesień 2012

repertuar/wrzesień

www.magazynstyle.pl/30/2012 35

13.09., godz. 19.00Szalone nożyczki14.09., godz. 19.00Szalone nożyczki15–16.09., godz. 20.00 Mayday18.09., godz. 19.00 59. BielSka Scena kaBaretowa20.09., godz. 18.00królowie dowcipu22.09., godz. 17.00 kolega Mela giBSona – gościnnie Teatr Korez23.09., godz. 18.00Miłość w königShütte26.09., godz. 19.00 aMadeuS 27, 28, 30.09., godz. 19.00dziewczyny z kalendarza

8.09., godz. 20.00 zBrodnia14.09., godz. 19.00 Singielka15.09., godz. 17.00roMeo, Julia i czaS16.09., godz. 18.00roMeo, Julia i czaS18-19.09., godz. 19.00 Singielka20, 23.09., godz. 20.00tak wiele przeSzliśMy, tak wiele przed naMi28.09., godz. 17.00Bitwa o nangar khel29.09., godz. 19.00Bitwa o nangar khel30.09., godz. 17.00Bitwa o nangar khel

01–02.09., 04–06.09., godz. 19.00w pół drogi03.09., godz. 19.30roMan polańSki07–09.09., 11–13.09., godz. 19.00raJ: Miłość10.09., godz. 19.30 wrong14–16.09., 18–20.09., godz. 19.00MiSiaczek17.09., godz. 19.30 yuMa21–23.09., 25–27.09., godz. 19.00lato w Mieście24.09., godz. 19.30zakochani w rzyMie28–30.09., godz. 19.00pozdrowienia z raJu

02.09., godz. 19.00 Kwintet Śląskich Kameralistów, „Ba… rockowo”07.09., godz. 17.00 Spotkanie z muzyką poważną „w krainie uśMiechu”09.09., godz. 17.00 Zenon Laskowik i Jacek Fedorowicz w programie tego JeSzcze nie Było23.09., godz. 18.00Big SileSian Band z gościnnym udziałem Zbigniewa Wodeckiego i Ewy Urygi

mała scena

15.09., godz. 19.00 Mayday16.09., godz. 19.00 Mayday17.09., godz. 18.00 don carloS gościnnie Opera Śląska22.09., godz. 19.00 Mewa23.09., godz. 19.00 Mewa24.09., godz. 18.00 naBucco gościnnie Opera Śląska29.09., godz. 19.00poSkroMienie złośnicy30.09., godz. 19.00poSkroMienie złośnicy

14.09., godz. 18.30zagraJ to JeSzcze raz, SaM15.09., godz. 18.30zagraJ to JeSzcze raz, SaM20.09., godz. 10.00 i 12.30oSkar i pani róża21.09., godz. 10.00 i 18.30oSkar i pani róża22.09., godz. 19.00 koncert pioSenki aktorSkieJ w wykonaniu studentów Studium Aktorskiego TŚl27.09., godz. 18.30Małe zBrodnie MałżeńSkie28.09., godz. 18.30Małe zBrodnie MałżeńSkie

13.09., godz. 19.30 kontrakt14.09., godz. 19.30 kontrakt21.09., godz. 19.30 MoJa aBBa22.09., godz. 19.30 MoJa aBBa23.09., godz. 19.30 MoJa aBBa27.09., godz. 19.30 MoJa aBBa28.09., godz. 19.30 MoJa aBBa

7–8.09., godz. 19.00 dyzMa – MuSical9.09., godz. 17.00 dyzMa – MuSical Pożegnanie z tytułem!19-21.09., godz. 19.00 Sweeney todd22.09., godz. 19.00 nieteatralne granieKONCERT22.09., godz. 22.00 Sweeney todd24.09., godz. 19.00 czy BĘdzieMy MetropoliĄ?z cyklu „Górny Śląsk – świat najmniejszy”26.09., godz. 19.00 położnice Szpitala św. zoFii

15.09., godz. 19.30 hiStoria FilozoFii po góralSku16.09., godz. 16.00 hiStoria FilozoFii po góralSku27.09., godz. 19.30 hiStoria FilozoFii po góralSku29.09., godz. 19.30 intercity30.09., godz. 17.00 intercity

14.09., godz. 18.00kody kultury: kreacJa/reakcJa? Moda na (auto) kreacje14.09., godz. 20.00ScenariuSz dla 3 aktorów15.09., godz. 19.00 kryzySy alBo hiStoria MiłoSna16.09., godz. 19.00kolega Mela giBSona19.09., godz. 18.0076. kaBaretowa Scena tróJki - wyst.: Kabaret Smile (gość) oraz Kabaret Długi (gospodarze)21.09., godz. 19.00 222.09., godz. 17.45criMe Story. Noc z kryminałem22.09., godz. 22.00 poJedynek – komedia kryminalna oraz nocne spektakle, gry, zabawy, wystawa, projekcje, czytanie kryminałów…23.09., godz. 19.00ScenariuSz dla 3 aktorów24.09., godz. 19.00 cholonek25.09., godz. 16.00Międzynarodowy Festiwal Filmowy Ars Independent 201226.09., godz. 19.00kurakao (przedpremierowy warsztatowy pokaz spektaklu w wykonaniu Aldony Jankowskiej)28.09., godz. 19.00diaBelSki Młyn (Teatr Bez Sceny – premiera w Korezie)

15.09., godz. 18.00 don carloS – INAUGURACJA 68. SEZONU ARTYSTYCZNEGO16.09., godz. 11.00 Salon poezJi i Muzyki anny dyMneJ20.09., godz. 18.00 StraSzny dwór22.09., godz. 20.00 Muzyczna podróż od Broadway’u do hollywood - KONCERT23.09., godz. 18.00 naBucco29.09., godz. 18.00 zeMSta nietoperza30.09., godz. 18.00 Cykl: zaSMakuJ Muzyki – Recital Michała Kryworuczki

scena GTM na Nowym Świecie

8–9, 11–12.09., godz. 18.00 tarzan15.09., godz. 20.00 Muzyka zeSpołu Queen SyMFonicznie22.09., godz. 22.00 Fredro dla doroSłych… gościnnie Teatr 6. Piętro

15.09., godz. 18.30daJcie Mi tenora!16.09., godz. 11.00 pieSkie życiebajka muzyczna dla dzieci - spektakl Teatru „Wit-Wit” z okazji Jubileuszu 10-lecia Teatru „Wit-Wit”16.09., godz. 18.00 Największe przeboje Teatru „Wit- -Wit” i GTM Junior17.09., godz. 18.00 Jedyna Miłość oSkara z okazji Jubileuszu 10-lecia Teatru „Wit-Wit”22.09., godz. 18:30 weSoła wdówka22.09., godz. 22.00 lekcJa śpiewu Bel canto prowadzenie: Anita Maszczyk, solistka GTM23.09., godz. 17.00weSoła wdówka28–29.09., godz. 18.30kSiĘżniczka czardaSza30.09., godz. 17.00 kSiĘżniczka czardaSza

22.09., godz. 21.20Serenady pod okneMśpiewanie z publicznością

22.09., godz. 12.00 noc duchów dla dzieci warsztaty z papieru22.09., godz. 18.00 ocalić te dzieci... rzecz o JanuSzu korczaku w ramach III Metropolitalnej Nocy Teatrów oraz obchodów Roku Janusza Korczaka

22.09., godz. 20.00 korczakspotkanie z Wojciechem Pszoniakiem oraz pokaz filmu w reż. Andrzeja Wajdy w ramach III Metropolitalnej Nocy Teatrów oraz obchodów Roku Janusza Korczaka23.09., godz. 11.30 król Maciuś ibaśń filmowa wg powieści Janusza Korczaka w ramach obchodów Roku Janusza Korczaka

8.09., godz. 18.00 aMadeuS ROZPOCZĘCIE SEZONU9.09., godz. 18.00 aMadeuS

Teatr ŚląskiRynek 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 259 93 60

duża scena

scena kameralna

Teatr Rozrywkiul. M. Konopnickiej 1, Chorzówrezerwacja biletów (32) 346 49 34

duża scena

Teatr Polskiul. 1 Maja 1, Bielsko-Białarezerwacja biletów (33) 829 31 60

Scena przy Nowym Świecie

scena w Malarni

duża scena

BCKino

Krawiecka Art Pasaż

Bytomskie Centrum Kulturyul. Żeromskiego 27, 41-902 Bytomkasa (32) 389 31 09 w. 101

mała scena

Scena Patio GTM przy Nowym Świecie

Teatr KorezPlac Sejmu Śląskiego 2, Katowicerezerwacja biletów (32) 209 00 88

Gliwicki Teatr Muzycznyul. Nowy Świat 55/57, Gliwicerezerwacja biletów (32) 230 49 68

Dom Muzyki i Tańca w Zabrzu

Ruiny Teatru Victoria

Opera Śląskaul. Moniuszki 21-23, Bytomrezerwacja biletów (32) 396 68 15

Bajka - Kino Amok

Page 36: Magazyn STYLE | wrzesień 2012