Gazeta Twoja Anglia numer 1

24
Miłość w ekstazie i miłość w agonii… Alexander McQueen Miłość w ekstazie i miłość w agonii, były w jego twórczości bardzo często motywami własciwie autobiograficznymi. Pokazy kolekcji Alexandra do- tykały cech awangardowych instalacji i artystycz- nych performance. Prowokowały, wywołując siłę i wewnętrzne, najgłębiej ukryte emocje uczestni- ków runway show. Mawiał: „Nie chcę robić koktajl party, wolę gdy widzowie zwymiotują. Chcę skraj- nych reakcji”. Czytaj na stronie 10 Największa tajemnica zakazanej historii Kim jesteśmy? Skąd pochodzimy? Nasze dzieje to jeden z najbardziej burzliwych okresów w hi- storii nauki. Spory między naukowcami wciąż nie wygasają, choć generalnie przyjmuje się, że homo sapiens pojawił się około 150 tysięcy lat temu w Afryce, by później opanować całą Ziemię. Czy jednak świat naukowy potrafiłby pogodzić się z faktem upadku także i tej teorii, gdy okaże się, że jesteśmy starszym gatunkiem? O wiele starszym… Czytaj na stronie 14 AKTUALNOŚCI O KTÓRYCH POWINIENEŚ WIEDZIEĆ WYDARZENIA, KTÓRYCH NIE MOŻESZ PRZEGAPIĆ FAKTY , KTÓRE TRZEBA ZNAĆ Dlaczego my Polacy, jesteśmy… JACY JESTEŚMY? Czytaj na stronie 3 WILKI DO NAS JADĄ! Czytaj na stronie 5 Miesięcznik Nr 1 Rok I Wielka Brytania www.twojaanglia.co.uk Fot. Patrycja Kotecka TEMAT MIESIĄCA

description

Miesięcznik Twoja Anglia tworzy grupa dziennikarzy z wieloletnim doświadczeniem w mediach ogólnopolskich. Piszemy z myślą o wszystkich Polakach, którzy na co dzień śledzą newsy ze świata, ale w wolnej chwili preferują zajrzeć do ciekawej i rzeczowej lektury. Dlatego w miesięczniku Twoja Anglia znajdziemy felietony, ciekawostki ze świata kultury i nauki, wywiady z gwiazdami, a także przydatne poradniki. Lubimy dzielić się informacjami dlatego miesięcznik Twoja Anglia ukazuje się bezpłatnie w większości polskich sklepów na terenie UK.

Transcript of Gazeta Twoja Anglia numer 1

Page 1: Gazeta Twoja Anglia numer 1

Miłość w ekstazie i miłość w agonii… Alexander McQueenMiłość w ekstazie i miłość w agonii, były w jego twórczości bardzo często motywami własciwie autobiograficznymi. Pokazy kolekcji Alexandra do-tykały cech awangardowych instalacji i artystycz-nych performance. Prowokowały, wywołując siłę i wewnętrzne, najgłębiej ukryte emocje uczestni-ków runway show. Mawiał: „Nie chcę robić koktajl party, wolę gdy widzowie zwymiotują. Chcę skraj-nych reakcji”.

Czytaj na stronie 10

Największa tajemnica zakazanej historiiKim jesteśmy? Skąd pochodzimy? Nasze dzieje to jeden z najbardziej burzliwych okresów w hi-storii nauki. Spory między naukowcami wciąż nie wygasają, choć generalnie przyjmuje się, że homo sapiens pojawił się około 150 tysięcy lat temu w Afryce, by później opanować całą Ziemię. Czy jednak świat naukowy potrafiłby pogodzić się z faktem upadku także i tej teorii, gdy okaże się, że jesteśmy starszym gatunkiem? O wiele starszym…

Czytaj na stronie 14

AKTUALNOŚCI O KTÓRYCH POWINIENEŚ WIEDZIEĆ WYDARZENIA, KTÓRYCH NIE MOŻESZ PRZEGAPIĆ FAKTY, KTÓRE TRZEBA ZNAĆ

Dlaczego my Polacy, jesteśmy…

JACY JESTEŚMY?Czytaj na stronie 3

WILKI DO NAS JADĄ!Czytaj na stronie 5

Miesięcznik • Nr 1 • Rok I Wielka Brytania • www.twojaanglia.co.uk

Fot.

Patr

ycja

Kot

ecka

TEMATMIESIĄCA

Page 2: Gazeta Twoja Anglia numer 1
Page 3: Gazeta Twoja Anglia numer 1

O d kilku miesięcy w Internecie dość szcze-gólnym zainteresowaniem cieszy się otwarty list pewnego młodego Polaka,

który szczerze i bez ogródek donosi, że nie ma za-miaru już nigdy wrócić nad Wisłę. Można by w tym miejscu, na łamach tej gazety przytoczyć dyskusję, w której przytoczylibyśmy „za” i „prze-ciw”, zdania odrębne, argumenty za powrotem do kraju. Kłopot polega na tym, że tych, którzy chcie-liby wrócić jakoś… trudno znaleźć.

Zerwijmy na chwilę z poprawnością polityczną. Zerwijmy z hipokryzją i zastanówmy się dlaczego przytłaczająca większość Polaków nie chce już ni-gdy wrócić na stałe do kraju w którym się urodzili? Niektórzy wstydzą się o tym rozmawiać, niektórzy, jak autor wspomnianego listu mówi o tym głośno i otwarcie pisząc tak:

„Wyjechałem z Polski dwa lata temu, bo miałem dość. Miałem co jeść, miałem w co się ubrać, ale bra-kowało mi choć grama szacunku mojego państwa do mnie samego”

W dalszej części listu wymienia stare nasze bolączki takie jak „prehistoryczny urzędniczy moloch” jak nazywa polski system państwowy, ogólną nieuczciwość zarówno instytucjonalną jak i obywatelską, zacofanie sięgające wielu lat w głąb wieku dwudziestego, brak chociażby zaczątków społeczeństwa obywatelskiego. Podsumowując definiuje Polskę jako arenę gdzie trwa wieczna walka między „zaradnymi” a „frajerami” oczywiście z przewagą tych pierwszych. Ciekawe, że najmniej pada tu argumentów… finansowych. Czyżby właś-nie upadał mit o „chciwości” tych – jak to usłysza-łem niegdyś w „Radiu Maryja” – „zaprzedańców i zdrajców, dla których nie Ojczyzna, a tylko ma-mona jest ważna”. Omijając ostrożnie tak zwane oszołomstwo, spróbujmy poważniej pochylić się nad tematem. Przeprowadziłem wiele rozmów z naszymi rodakami tutaj na Wyspach, rozmawia-łem także z wieloma Anglikami i to o czym mówią Polacy zwykle się pokrywa: bogatsze państwo, nieporównywalna opieka socjalna, codzienna na-turalna uprzejmość w sklepach, w urzędach, na

ulicy. Biurokracja ograniczona do minimum, spokój, bezpieczeństwo – słowem państwo prawa. Najdo-bitniej ujął to mój sąsiad, z którym czasem sobie gawędzę o tym jak jest: „wiesz, tam za cokolwiek się weźmiesz, cokolwiek chcesz załatwisz – masz pod górkę. Tu na odwrót; policjant chce ci pomóc a nie wyciągnąć pieniądze za bezsensowny mandat, w urzędzie kombinują jak najsprawniej wyprosto-wać twoje problemy, w sklepie zawsze wymienią wadliwy towar, obojętnie jaki zawód wykonujesz – twoja pensja starczy na godne życie. A, że my je-steśmy jacy jesteśmy to już inna sprawa. Polonia jest skłócona, zawistna wobec siebie, egoistyczna i kompletnie niekreatywna”. Tyle mój sąsiad.

Moim zdaniem to oczywiście dalekie uprosz-czenie. Na swojej drodze spotkałem w Anglii całą masę niezwykle twórczych, ciekawych osobowo-ści, pragnacych za wszelką cenę dojść do czegoś

w życiu, poprawić nasz wizeru-nek, pomóc rodakom wycho-dząc z założenia i zasady starej jak świat, że gdy jesteśmy poza krajem „każde twoje zwycię-stwo jest także moim”.

„To mnie właśnie w was dzi-wi” – przyznał mi się z kolei ro-dowity Anglik w knajpie w Pe-terborough – „To nieprawda, że my was nie lubimy. Te bzdety z telewizji to tylko zasłona dymna polityków, którzy muszą przecież swoje niepowodzenia na kogoś zwalić. Wy… sami się nie lubicie. W tym kraju jest od cholery Hindusów, Paki-stańczyków (ciekawe że żyją tu w idealnej zgodzie), czarno-

skórych z Afryki, Chińczyków, Włochów i jakoś oni umieją jakoś trzymać się razem. A wy? Anglia to kraj wielonarodowościowy, tak już jest i będzie. Za dużo mieliśmy kolonii. Niech więc nikt nie mówi, że uwzięliśmy się na emigrantów”.

Ma rację? Ma. Więc nie chcąc wpadać w mo-ralizatorstwo zadam kilka niewygodnych pytań tylko próbując na nie nieśmiało odpowiedzieć. Najpierw z rodzimego podwórka: Narzekamy na rządy w Polsce. Czyja to wina, nasza? Nieśmiało odpowiadam – a niby kogo innego? My wybraliśmy ten Sejm, tego prezydenta i czy chcemy czy nie po-litycy są odbiciem nas samych. To takie lustro, do którego przeważnie nie chce nam się zajrzeć. Ci politycy to nie oni tylko my. Tyle tylko, że „wybrani my”. Nikt nas przecież nie okupuje, nikt nas do ni-czego z tego punktu widzenia nie zmusza.

I następne pytanie tym razem już z „ziemi obie-canej”:

Czy umiemy trzymać się razem? Delikatnie od-powiem – są z tym małe trudności. Czy umiemy kultywować swoją kulturę tak jak to robią inni? Or-ganizowana jest masa imprez, koncertów polskich gwiazd, a zaciągnąć polską widowni na którykol-wiek z nich graniczy z cudem.

Czy umiemy robić „polskie piekiełko” także i tu w Anglii? Niestety – to nasza specjalność.

Na koniec pytanie bolesne: narzekamy, że uro-dziliśmy się w kraju biednym i gnębionym przez historię, a gdy dostajemy szansę (jesteśmy oby-watelami Unii Europejskiej!) znaleźć się tam gdzie kompleksy, zawiść, kołtuństwo, obskurantyzm czy wymachiwanie szablami nie ma najmniejszego sensu to… dlaczego wciąż jesteśmy tacy, jacy je-steśmy?

ANDRZEJ SZCZEPAŃSKI

3www.twojaanglia.co.uk

Dlaczego my Polacy, jesteśmy… jacy jesteśmy?

OBYCZAJE

3

Page 4: Gazeta Twoja Anglia numer 1
Page 5: Gazeta Twoja Anglia numer 1

5www.twojaanglia.co.uk

S mutna prawda jest taka, że prawdziwi romantycy albo powymierali, albo cienko

przędą. Czasy mamy twarde, cynicz-ne a co najgorsze blade, a i bywa, że po prostu – głupie. Żyjemy hipokry-zją, cieszą nas seriale telewizyjne, wciąż wolimy mieć niż być.

Więc kiedy mamy okazję choć przez chwilę otrzeć się o niezależ-ność, prawdę i takie tam romantycz-ne głupoty, których nie opłaca się wdrażać w praktyczne życie – robi nam się cieplej…

Można napisać tak: „WILKI to jeden z najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki rockowej i nie tylko rockowej, znany chyba wszystkim Polakom, nawet tym, którzy na co dzień nie interesują się szczególnie aktywnie muzyka roz-rywkową. Ponad dwudziestoletnia historia zespołu to nieustanne pasmo sukcesów zarówno koncertowych jak i płytowych”. Prawda.

Ale my dzisiaj opowiemy wam hi-storię romantyczną i… prawdziwą; to rzadkie dziś połączenie. A było tak:

Pewien romantyczny jegomość, przy okazji utalentowany muzyk i po-eta Robert Gawliński poznał Monikę i zakochali się w sobie. Na tydzień przed swoim ślubem Robert wpadł na imprezę do Fiolki Najdenowicz (zna-nej wokalistki o czym wszyscy wiecie świetnie, ale jednak przypomnę). Wy-szedł z kumplem po piwo. Kiedy wra-cali, przyczepił się do nich jakiś facet. Wywiązała się pyskówka, ktoś we-zwał policję. Okazało się, że to ormo-wiec, więc chociaż to on był sprawcą zamieszania, milicja odpuściła i każdy poszedł w swoją stronę. Ale ten gość nie odpuścił. Śledził chłopaków, za-czaił się na klatce schodowej i kiedy zdarzyła się okazja uderzył gazrurką w głowę Roberta. Przyjaciele później opowiadali, że nawet w butach miał pełno krwi.

W szpitalu po prześwietleniu, zbla-zowana pani doktor zakomunikowa-ła Robertowi raczej bez emocji, że czaszkę ma całą, ale pod tą czaszką tkwi nowotwór. I to już od pewnego czasu. Po takiej wiadomości Robert

nie wiedział co zrobić, więc wrócił na imprezę i po prostu się zalał.

Na miejsce w szpitalu na Banacha trzeba było czekać. Monika nalega-ła, aby mimo wszystko się pobrali, na przekór wszystkiemu. I wzięli ślub zgodnie z planem. Potem zrobili ba-langę, która trwała… prawie 2 mie-siące.

Robert nie wiedział czy przeżyje operację, więc postanowił, że przy-najmniej dobrze będzie być razem i cieszyć się tym wszystkim zanim sta-nie się coś co skończy wszystko. Więc wspólnie gotowali, chodzili na długie spacery do parku, grali, pili, słuchali muzyki. W końcu nadszedł termin operacji. Mamie nawet nie powie-dział, dowiedziała się przypadkiem po paru latach. Mogła się dowiedzieć po paru latach bo… udało się. Czasem po prostu się udaje. Robert żyje do dziś z Moniką, mają wspaniałe, już dorosłe dzieci.

Założył zespół, który stał się sław-ny a on wygrał życie z każdego moż-liwego punktu widzenia. Kiedyś po-wiedział tak:

„Kiedy wyzdrowiałem, poczułem ciężar odpowiedzialności za to, że ist-nieję, zacząłem zauważać, jak szybko ucieka czas. Z chłopca zmieniłem się w mężczyznę”.

I choć to romantyczna historia, jeszcze się nie skończyła.

Na plakatach w Peterborough i Leicester wyczytacie, że WILKI do nas jadą. Bo to prawda. I każdy kto wpadnie wieczorem na koncerty 26 i 27 września będzie mógł się przeko-nać czy napisaliśmy tu o nich prawdę.

KRZYSZTOF KOTOWSKIWykorzystanowspomnienia

RobertaGawlińskiegoopublikowanenałamachWP

WYDARZENIA

WILKI do nas jadą…

Trasa koncertowa

KONCERT WILKI W LEICESTERKIEDY: 26.09.2015, godzina 20.00GDZIE: STREETLIFE CLUB24 Dryden Street, LeicesterBILETY: Na stronie https://www.ferfun.co.uk/

KONCERT WILKI W PETERBOROUGHKIEDY: 27.09.2015, godzina 17.00GDZIE: THE CRESSET THEATRERightwell, Bretton CentrePE3 8DX, Peterborough, CambridgeshireBILETY: Na stronie http://cresset.ticketsolve.com/shows/ Fo

t. Pa

tryc

ja K

otec

ka

Page 6: Gazeta Twoja Anglia numer 1

6 Twoja Anglia nr 1• Rok I6 Twoja Anglia nr 1• Rok I

C aravaggio po prostu jako pierwszy wprowadził do swojego malarstwa posta-

nowienia Soboru Trydenckiego – wyjaśnia historyk sztuki dr Grażyna Bastek.

Kościelni teologowie postulowa-li sprowadzenie sztuki religijnej na ziemię, ukazanie przeżyć duchowych jako rzeczy prostych, naturalnych, oczywistych – tak, by zwykli ludzie mogli się z tymi doświadczeniami utożsamić i – być może – zbliżyć się do zrozumienia skomplikowanych prawd wiary.

Dlatego „Madonna Loretańska” jawi się pielgrzymom jako kobie-ta zmysłowa, ubrana w czerwoną suknię z dekoltem. Brudne nogi i taneczna poza upodobniają ją do Rzymianek z krwi i kości – mówiła dr Grażyna Bastek.

Jeśli wierzyć historycznym biogra-fom Caravaggia (którzy raczej zgod-nie twierdzą, że artysta mimo swoje-go homoseksualizmu był skutecznie chroniony przez ówczesną hierarchię

kościelną) do postaci Matki Boskiej pozowała… kurtyzana. Ta pogłoska może być jednak równie dobrze po-kłosiem pewnego czysto estetyczne-go a może i obyczajowego konfliktu.

S uszone konopie, z których produkuje się marihuanę powracają do łask w świetle badań medycznych. Dotychczas wyklu-

czone, jako środek, który rzekomo doprowadza nawet do śmierci – okazuje się, że bardzo pomoc-ne w leczeniu poważnych schorzeń.

Roślina ta już od wieków wiernie służyła ludz-kości. Z oleju z nasion konopii wytwarzano paliwo i rozpuszczalniki, a same konopie były stosowane jako opał. Hodowla ich poprawia napowietrzanie gleby i ma działanie chwastobójcze.

Marihuana, stosowana ze szczególnym uwiel-bieniem przez artystów XIX wieku w celu „wy-ostrzania zmysłów artystycznych”, obecnie – co udokumentowano badaniami medycznymi – nie-

sie ze sobą dobroczynne efekty lecznicze w walce z chorobami takimi jak na przykład: anoreksja (po-nieważ zwiększa apetyt), jaskra (marihuana obniża ciśnienie śródgałkowe), astma, bo związki konopii

rozszerzają oskrzela, a także – w AIDS i wielu no-wotworach. Pomaga znosić ból, blokuje wymioty u osób leczonych cytostatykami czyli tzw. che-micznymi lekami antynowotworowymi.

Marihuana jest bardzo pomocna w walce z osteoporozą: THC (tetrahydrokanna – binol – składnik psychotropowy) stymuluje tworzenie tkanki kostnej.

Może warto zdecydowanie zadać – w Polsce na razie niepoważnie traktowane pytanie – czy jed-nak nie są to wystarczające powody do dyskusji na temat zalegalizowania marihuany na terenie całej UE w tym oczywiście na rynku polskim?

OLGA LANGOWSKA

M ieszkańcy Florydy walczą ze ślimakami afrykańskimi, które nie należą do najszyb-

szych istot pod słońcem, ale z pew-nością, w tym przypadku, ich wiel-kość budzi strach.

Menu tego inwazyjnego gatunku obejmuje pół tysiąca różnych gatun-ków roślin, mięczaki nie gardzą na-wet tynkiem z okolicznych domów.

Ślimak afrykański jest nosicielem nie-bezpiecznego pasożyta, który wywo-łuje u ludzi dość nietypową postać zapalenia opon mózgowych.

O buwie, ręcznie wykonane, które posiada wmontowany nadajnik GPS stworzył Do-

minic Wilcox.Lewy but wskazuje kierunek,

w którym zamierzamy podążać, na-tomiast prawy informuje o tym, jak blisko celu się znajdujemy i zapala się wówczas kolor zielony. GPS urucha-miany jest przez trzykrotne stuknię-cie obcasami. Wynalazek możemy połączyć również z komputerem, po-

przez USB, aby wgrać trasę podróży. Z przodu każdego buta wmontowa-ne są diody LED.

Buty z GPS-em

Prawda o MarihuanieROZMAITOŚCI

N ajwybitniejszy naukowiec XXI wieku, cierpiący na stward-nienie rozsiane boczne astro-

fizyk Stephen Hawking wypowiadał się na ten temat już niejednokrotnie; jego wózek i komputerowo genero-wany głos świetnie pasowałyby do roli przeciwnika Jamesa Bonda.

Rola złoczyńcy w „Bondzie” – wyznał Hawking w wywiadzie dla

magazynu „Wired” – byłaby ideal-na dla mnie. Myślę, że mój wózek i komputerowy głos pasowałyby do roli.

Hawking pojawiał się już na ekra-nach. Poza licznymi programami po-pularno-naukowymi wystąpił w kilku serialach, między innymi w słynnym „Star Trek”, a także… (nomen omen) „Teorii Wielkiego Podrywu”.

Dlaczego Madonna Caravaggia ma… brudne nogi?

Stephen Hawking chciałby spuścić manto Jamesowi Bondowi

Olbrzymie ślimaki afrykańskie atakują Florydę!

Page 7: Gazeta Twoja Anglia numer 1

7www.twojaanglia.co.uk

W yobraźnia i głupota ludz-ka jednak nie zna granic. W kilka opisanych niżej

przypadków przestępstw, napa-dów lub kradzieży ciężko byłoby uwierzyć gdyby nie zdarzyły się naprawdę!

Świat oniemiał, kiedy swego cza-su z byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu skradziono słynny, metalowy napis z bramy. Nikomu nie było do śmie-chu, ale słuchając informacji na ten temat, naprawdę przecieraliśmy oczy ze zdumienia, nie wierząc czy to ponury żart czy czyjaś bezdusz-na chciwość. A może okrutna po-lityczna manifestacja wobec tych, którzy przeżyli tam gehennę blisko 70 lat temu? Wykute litery znale-ziono, ale na wiele pytań, w tym te o prawdziwe intencje złodziei odpowiedzi chyba nie znajdziemy nigdy.

Równie groteskowa, choć już znacznie mniej przykra w wymo-wie była kradzież sprzed kilkunastu miesięcy dwóch czołgów z jednej z pomorskich jednostek wojsko-wych w Polsce. Amatorów pancer-nej przygody również zatrzymano, ale zdążyli oni przejechać ciężkim sprzętem przez całe miasteczko znajdujące się w pobliżu poligo-nu, niespecjalnie dając do myśle-nia jego mieszkańcom. Być może przyzwyczajeni od lat do wojska ludzie niczego nie podejrzewali, ale jeszcze dziwniejsze było to, jak złodzieje dostali się do jednostki i przede wszystkim jak zdołali z niej uciec?! W areszcie tłumaczyli, że czołgi chcieli sprzedać na złom. Swoją drogą chciałbym zobaczyć minę właściciela skupu złomu za-raz po przedstawieniu mu takiej oferty…

Równie „brawurowa” była sto-sunkowo niedawna akcja „zwinię-cia” wprost z jednej z łódzkich ulic potężnej, ośmiometrowej, betono-wej latarni, wraz z tzw. „osprzętem”.

Tym razem nikogo nie złapano, więc zagadka tym bardziej nurtują-ca. Po co komu wielka, brzydka la-tarnia? Z pewnością nie zmieści się w żadnym mieszkaniu, nie przyda się także raczej nikomu w ogrodzie. A jak na kawał, trochę to przedsię-wzięcie raczej zbyt przaśne, a przy tym trudne. Kim byli ludzie, którzy nie tylko umieli wyrwać latarnię „z korzeniami” (bez świadków!), ale jeszcze ją przetransportować niezauważeni do miejsca, którego policja i wydział oświetlenia miasta do dziś nie zna?!

Wśród przykładów takich, trze-ba przyznać, dość brawurowych akcji, nieco zabawnie wyglądają zarejestrowane popisy niezarad-ności niektórych śmiałków próbu-jących sił w tym jakże trudnym jak się okazuje fachu. Pewien zdespe-rowany jegomość z południowej Polski postanowił napaść na bank. Zaplanował to jak niegdyś słynny Szpicbródka usiłując dostać się do środka przez ścianę, która łączyła budynek bankowy z sąsiednim do-mem. Obezwładnił mieszkającego tam staruszka po czym rozpoczął pracowicie kuć i wiercić. Niestety pomylił ściany i dokopał się… do łazienki, mimo, że mógł wejść do niej swobodnie drzwiami z drugiej strony. Biedak jednak nie pod-dawał się i wybrał następna ścia-nę, ale tu… również się pomylił wywiercając dziurę na zewnątrz, gdzie już czekała policja, co nie trudno było przewidzieć bo akcja zajęła niedoszłemu złodziejowi niemal godzinę.

Fajtłapy rodzą się nie tylko w Polsce. Amerykańska telewizja pokazała kilkanaście tygodni temu film nagrany kamerą przemysłową z napadu włamywacza do sklepu spożywczego. Amator mocnych wrażeń postanowił dostać się do dyskontu przez… sufit. Do tej pory wszystko szło dobrze. Kiedy jednak wraz z łupem próbował opuścić

miejsce przestępstwa tu… zaczęły się „schody”. Na filmie wyraźnie wi-dać, że biedaczek próbuje wszelki-mi siłami wydostać się z powrotem sufitem i nijak mu to nie wychodzi. Wreszcie zrezygnował i postanowił poczekać, aż uwolni go policja.

Jeszcze bardziej „sprytny” był złodziejaszek, któremu udało się ukraść jeden z pierścionków w ele-ganckim sklepie jubilerskim. Po-prosił o zaprezentowanie, po czym wybiegł na zewnątrz z łupem a na-stępnie wskoczył do stojącej pod sklepem taksówki i kazał się wieźć jak najdalej stąd. Problem niestety był taki, że „taksówka” okazała się samochodem firmy ochroniarskiej, która właśnie pilnowała tego skle-

pu. „Spryciarz” w ferworze walki pomylił tablice świecące na dachu wozu.

Rekordy głupoty pobił jednak pewien mieszkaniec Krakowa, który wszedł do wielkiego siecio-wego sklepu by dokonać drobnych kradzieży, a następnie… zgubił się i nie potrafił trafić do wyjścia. Jego próby schowania pod kurtkę kosmetyków i innych drobnych, ale czasem dość kosztownych pro-duktów zostały zauważone przez ochronę. Gdy pracownicy zajmu-jący się bezpieczeństwem sklepu próbowali schwytać zagubionego złodzieja, ten schował się pod re-gał z chemikaliami i nie pozwolił się stamtąd wyciągnąć przez dłu-gie godziny.

W miejscowości Sobótka doko-nano kilka tygodni temu na pozór

niezwykle sprawnej kradzieży. Sprawca zdołał wejść cicho do domu swoich ofiar, a następnie okradł ich z biżuterii, kiedy do-mownicy byli w domu(!) i oglądali telewizję. Złodziej nie zauważony przez nikogo zbiegł. Tyle tylko, że łupem jego padła kopia prawdzi-wej biżuterii ukrytej w sejfie. Nie skradziono niczego wartościowego w tym – łatwo dostępnego pliku banknotów z jednej szufladek szaf-ki z przedpokoju.

Jak więc widzimy ukraść można wszystko; czołg, latarnię, znany jest przypadek kradzieży małej ło-dzi podwodnej, a jeden z odcinków serii o Jamesie Bondzie – Moon-raker” podaje nawet dokładną in-strukcję jak ukraść prom kosmicz-ny. Bywa jednak, że oskarżyciele w słynnych kradzieżach o zasięgu znacznie wykraczającym poza sklep czy bank mają kłopot ze zna-lezieniem… ofiar owych kradzie-ży, czym narażają się nie tylko na śmieszność, ale i poważne konse-kwencje na arenie międzynarodo-wej. Tak było jak pamietamy kiedy to prezydent Rosji (jeszcze wtedy premier) Władimir Putin oskarżył o kradzież gazu na ogromną skalę rząd Ukrainy, a jako ofiary wskazał zachodnie kraje Europy. Tyle tyl-ko, że jak twierdzi wysokiej rangi przedstawiciel Unii Europejskiej nikt nie poczuł się ofiarą tej „kra-dzieży”, nie wpłynęła także ani jedna skarga do Brukseli na rząd Ukrainy. I tak największa w historii kradzież ważnego surowca okaza-ła się farsą, którą szybko wyciszo-no dla dobra wszystkich. Oskarży-ciel był, złodzieja wskazano, tyle tylko że nic nie zginęło, a jedynie prestiż prowokatorów nieco ucier-piał. I tak – jak pewnie niektórzy jeszcze pamiętają – zakończyły się trudne negocjacje o obniżenie cen gazu. Oczywiście sukcesem.

KRZYSZTOF KOTOWSKI

NIE DO UWIERZENIA

ZawodowcyNapad na bank? Na jubilera? Kieszonkowiec w autobusie? Nuda!

Czytaliśmy o tym tysiące razy. Wszystko już było? Niekoniecznie…

Page 8: Gazeta Twoja Anglia numer 1

8 Twoja Anglia • Nr 1• Rok I

J edna z gwiazd w centralnym zgrubieniu naszej Galaktyki porusza się nieoczekiwanie

szybko w stosunku do innych jej są-siadek, niewiele wolniej niż pręd-kość ucieczki z Drogi Mlecznej – wy-kazały badania, w których udział wzięli także Polacy.

Informację na ten temat podał nie-miecki Instytut Astrofizyczny Leibni-za w Poczdamie. Naukowcy, którymi kierował Andrea Kunder z tamtej-szego instytutu, zmierzyli prędkości 100 starych gwiazd typu RR Lyrae w zgrubieniu centralnym naszej Ga-laktyki. Okazało się, że jedna z nich ma prędkość prawie 500 km/s, czyli aż pięciokrotnie szybszą niż spodzie-wana dla zwykłych gwiazd w tym obszarze Drogi Mlecznej.

W składzie międzynarodowego ze-społu badawczego znalazła się liczna grupa polskich astronomów z Obser-watorium Astronomicznego Uniwer-sytetu Warszawskiego: R. Poleski, A. Udalski, M.K. Szymański, I. Soszyń-ski, G. Pietrzyński, K. Ulaczyk, Ł. Wy-rzykowski, P. Pietrukowicz, J. Skow-ron, S. Kozłowsk oraz P. Mróz.

Gwiazdy typu RR Lyrae należą do gwiazd pulsujących i wszystkie mają prawie taką samą jasność. Dzięki tej własności astronomowie mogli w prosty sposób wyznaczyć dokładną odległość do tych obiek-tów. Obecnie w kierunku na zgru-bienie galaktyczne znanych jest około 38 tysięcy gwiazd zmiennych tego typu. Protoplastka, która dała nazwę całej klasie gwiazd (czyli RR Lyrae), widoczna jest w gwiazdo-

zbiorze Lutni i można ją dostrzec przez lornetkę.

Badacze spróbowali także zrekon-struować przebieg orbit zbadanej próbki gwiazd w ciągu ostatniego miliarda lat i ustalić skąd pochodzi-ły. Dla opisywanej „szybkiej” gwiaz-dy wynik okazał się zaskakujący – nie jest to gwiazda pochodząca ze zgrubienia galaktycznego, ale obiekt przechwycony z halo naszej Galaktyki (obszaru rozciągającego

się wokół zgrubienia i dysku galak-tycznego).

Wyróżniająca się gwiazda nosi oznaczenie MACHO 176.18833.411. Jej prędkość to dokładnie 482 km/s, co jest największą wartością dla zna-nych gwiazd RR Lyrae w zgrubieniu galaktycznym. To niewiele mniej niż prędkość ucieczki z Galaktyki.

Zgrubienie galaktyczne to centralna część Drogi Mlecznej. Rozciąga się na około 10 tysięcy lat świetlnych i skła-da z gazu, pyłu i starych gwiazd. Astro-nomowie podejrzewają, że wśród nich mogą być rekordzistki pod względem wieku – najstarsze gwiazdy naszej Galaktyki. Jednak przypadek MACHO 176.18833.411 komplikuje sprawę, bowiem może się okazać, że dana gwiazda dostała się w ten obszar przy-padkowo z innych rejonów Galaktyki.

Badania są częścią większego pro-jektu o nazwie Bulge RR Lyrae Radial Velocity Assay (BRAVA-RR), którego celem jest m.in. odróżnienie naj-starszych gwiazd w zgrubieniu ga-laktycznych od tych pochodzących z zewnątrz.

OLK

NAUKA I KOSMOS

Gwiazda, która chce uciec z Drogi Mlecznej?

Page 9: Gazeta Twoja Anglia numer 1

L ubimy przejrzyste i opłacal-ne oferty. Chcemy by jakość szła w parze z ceną, a przede

wszystkim – lubimy prostotę. Kiedy jednak przyjeżdżamy na Wyspy i usi-łujemy wysłać przelew do Polski – czeka nas niemiła niespodzianka…

We wszystkich angielskich ban-kach dostajemy oferty z wysokimi opłatami i długim czasem oczeki-wania. Nie dziwi więc, że większość Rodaków wybiera popularne serwi-sy do przelewów pieniędzy. Warto jednak zastanowić się przez chwilę na co zwrócić uwagę przy wyborze odpowiedniej firmy.

Opinie o firmieNikt z nas nie chciałby powierzać swoich pieniędzy firmie, która nie cieszy się pochlebną opinią większo-ści użytkowników. Po pierwsze więc, sprawdźmy co o danym serwisie pi-szą inni klienci i posłuchajmy co mó-wią nasi znajomi. Im więcej pochleb-nych opinii tym lepiej! Warto także zadzwonić do konsultanta danej fir-my i wypytać o wszystkie informacje, które nas interesują.

BezpieczeństwoW ostatnich czasach wiele się słyszy o cyberprzestępczości i fałszywych firmach, które powstają tylko po to by wyłudzać pieniądze. Dlatego za-nim zaufamy jakieś firmie, sprawdź-my czy ma wszystkie potrzebne cer-tyfikaty i poddaje się restrykcyjnym wymogom bezpieczeństwa usta-nowionymi przez instytucje pań-stwowe. Przede wszystkim miejmy na uwadze czy dany serwis jest pod

nadzorem Financial Conduct Au-thority (FCA), Urzędu Skarbowego (HMRC), a także polskiej Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). Do tego czy szyfruje dane w odpowied-ni sposób (SSL).

Opłaty, kurs walutJedna z najbardziej istotnych kwestii, na którą zwraca uwagę każdy z nas to niska opłata za przelew i korzyst-ny przelicznik walut. Niestety serwi-sy do przelewów pieniędzy rządzą się różnymi prawami i nie wszystkie w czytelny sposób powiadamiają o opłatach za dane usługi. Ze szko-dą dla klienta często jest pobierana opłata procentowa od przelewu, co skutkuje tym, że wysyłając dużą sumę pieniędzy możemy być stratni nawet do 1/3 wartości przelewu. Przykładowo: serwis pobiera 3% od transakcji, wysyłając £1000, zapłaci-my za przelew aż £30!

Kolejną praktyką stosowaną przez operatorów przelewów międzynaro-dowych są opłaty za przelew liczone w zależności od kwoty przelewu. Tutaj także niekorzystnie wypadnie oferta gdy będziemy chcieli wysłać większą sumę pieniędzy choć opera-tor kusi nas niskimi opłatami na start.

Na co więc warto zwrócić uwagę?

Przede wszystkim czy dany serwis pobiera zawsze stałą opłatę za usłu-gi niezależnie od kwoty przelewu oraz czy oferuje program partnerski za wysłane przelewy, dzięki któremu będziemy mogli co drugi lub trzeci przelew robić całkowicie za darmo!

Dostępne usługiZapewne chciałbyś szybko wysłać pieniądze do Polski, do tego mieć możliwość zapłaty kartą lub przele-wem. Najlepiej też, abyś miał wybór

różnych rodzajów przelewów, a przy okazji nie płacić zbyt dużo za usługę. Mówiąc wprost – masz prawo tego wymagać bo w dobie tylu ofert na rynku, pewne przywileje są już abso-lutnym standardem.

Dlatego wybierając serwis zwróć uwagę czy oferuje możliwość płat-ności kartą (i nie pobiera za to do-datkowych opłat!) i czy można też dokonać wpłaty na konto bankowe. Istotny jest też dla nas fakt, czy ser-wis realizuje ekspresowe przelewy, ile walut ma w ofercie i czy wymie-nia je po korzystnym kursie oraz czy dostaniemy funkcjonalny panel klienta, w którym będziemy mogli zarządzać naszymi finansami (i to za darmo!).

Przykładowo: Ferpay.com- je-den z serwisów do przelewów pie-niędzy – oferuje pierwszy przelew GRATIS. Wystarczy, że wpiszemy kod PROMO123 (przy rejestracji konta) i możemy wysłać standardo-wy przelew do Polski. Można także od razu aktywować portfel walu-towy (E-wallet), wpłacić na niego środki, wymienić w kantorze Ferpay waluty i wypłacać na dowolne konto bankowe. Na przykład przy wypłacie złotówek zapłacimy tylko 60 groszy za przelew! To opcja szczególnie ko-rzystna dla osób, które często wysy-łają pieniądze w obcych walutach do Polski!

Rejestracja kontaNikt nie lubi wypełniać długich, za-wiłych formularzy, a w dobie kompu-terów i social media niemal naturalne wydaje się, że im krótszy formularz osobowy – tym większy plus dla firmy! Dlatego od razu odpuśćmy sobie serwisy, gdzie na powitanie wymagają od nas podania wielu da-nych osobowych. Przecież wystarczy wpisać imię i nazwisko, adres e-mail i po kilku chwilach cieszyć się przele-wami do Polski. Bo im prościej, tym lepiej, prawda?

AGNIESZKA GONCZARSpecjalistads.przelewów

międzynarodowychFerpay.com*

*Ferpay.com to wiodący na rynku serwis dzięki któremu wyślesz pieniądze do każ-dego miejsca na świecie, a także wymienisz waluty korzystniej niż w banku czy kantorze.

Wielu klientów Ferpay przekonała przede wszystkim bogata oferta usług – oprócz standardowych przelewów z/do Polski, znaj-dziemy ofertę dla transferów międzynarodo-wych, a także opcję Przelewu Express, dzięki któremu pieniądze na koncie są w niecałe 10 minut.

9www.twojaanglia.co.uk

FINANSE

Wysyłasz pieniądze do Polski? Rób to z głową!

Page 10: Gazeta Twoja Anglia numer 1

10 Twoja Anglia nr 1• Rok I

C iało, na którym trwa nieustający spek-takl, niejednokrotnie przeciwstawnych sobie emocji, poczynając od miłości,

a kończąc na agresji – oto co zaproponował wiel-ki kreator mody swoim wielbicielom podczas krótkiego, ale wybitnie twórczego i niezwykłego życia.

Lee Alexander McQueen – jeden z najwięk-szych angielskich kreatorów mody, uwielbiany nawet przez największych konkurentów, a także… członków brytyjskiej rodziny królewskiej. Zapro-jektowana przez niego suknia ślubna księżnej Kate zachwyciła uczestników ceremonii, której… kre-ator nie doczekał…

W jednym z wywiadów na pytanie, co powodu-je, że jego serce zaczyna bić najmocniej, odpowie-dział, że zakochanie.

Motyw miłości i piękna były zawsze w centrum wizji artystycznej McQueena, uwypuklone najsil-niej z wszystkich innych ludzkich emocji.

Alexander McQueen ukończył studia w elitar-nym Central St. Martins College of Art.

Pracował w domu mody Romea Gigliego i Koji Tatsuno.

W 1996 r. uznano go za Najlepszego Projek-tanta Roku. W tym samym roku został głównym projektantem domu mody Givenchy. W 2001 zre-zygnował jednak z tamtejszej posady i rozpoczął pracę u Gucciego.

Jego przyjaciółka i mentorka – stylistka Izabella Blow była przekonana, że jest on tak naprawdę je-dynym kreatorem mody, który zmusza swoich wi-dzów do prawdziwych reakcji emocjonalnych; od bycia po prostu szczęśliwym do… poczucia obrzy-dzenia i zdegustowania.

Miłość w ekstazie i miłość w agonii, były w jego twórczości bardzo często motywami jeśli można to

tak nazwać – autobiograficznymi. Pokazy kolekcji Alexandra dotykały cech awangardowych insta-lacji i artystycznych performance. Prowokowały, wywołując siłę i wewnętrzne, najgłębiej ukryte emocje uczestników runway show. Mawiał: „Nie chcę robić „koktajl party”, wolę gdy widzowie zwy-miotują. Chcę skrajnych reakcji”.

Podczas prezentacji traktował silne doznania jako imperatyw zmuszający widzów do generowa-nia doznań estetycznych. Chętnie wykorzystywał motyw czaszek i ptasich piór. Używał akcesoriów wywiedzionych z subkultur „skin-lovers”, nakryć głowy wykonanych z piór, czasem rogów. Kreacje w połączeniu z bardzo mocnym makijażem mode-lek demonicznie ale i groteskowo podkreślały ko-biecą seksualność.

Alexander McQueen zawsze podkreślał zna-czenie wyobraźni i swobodę wyrażania swoich opinii. Emocjonalne reakcje na jego prezentacje były konsekwencją jego dramatycznych scena-riuszy często opartych na ludzkich niepokojach i lękach.

Silnym związkiem emocji z estetyką powrócił do pierwszych dekad XIX wieku, kiedy obowiązywał przede wszystkim trend romantyczny. Romantycy najbardziej spektakularnie w historii kultury kiero-wali uwagę odbiorcy na życie wewnętrzne czło-wieka, jego duchowość, wrażliwość oraz na cechy, których McQueen był niemal symbolem: odmien-ność i indywidualizm.

Romantyczny bohater jak pamiętamy motywo-wany był zwykle wielkimi, najczęściej przeciw-stawnymi namiętnościami, takimi jak miłość czy nienawiść. A jeśli już miłość, to raczej bez szczęśli-wego zakończenia.

W centrum romantycznego światopoglądu stał geniusz i odczucie. W artyście dostrzegano nie tyl-

ko twórcę ale i wybrańca bogów. Wzorem takich artystów stali się jak wiemy Goethe, Heine, Byron, Chopin czy znany ze swojej bezkompromisowości Ludwig van Beethoven. W 1809 pisał:

„Każdy prawdziwy artysta powinien dążyć do stworzenia sobie pozycji, w której mógłby poświęcić się całkowicie tworzeniu wielkich dzieł bez potrzeby odrywania się od tej pracy z powodu innych zajęć lub ze względów materialnych”.

Alexander McQueen pokazał światu wysoce in-dywidualistyczny neoromantyzm. Dokonał przy tej okazji ciekawego zabiegu, kojarząc elementy Ro-mantyzmu z Postmodernizmem. Celem była stała aspiracja kreatora wywoływania niepohamowanej emocjonalności widzów.

Romantyczny umysł McQueena eksplorował brylantową techniką cięcia tkaniny, a żakiety, płaszcze, spodnie i sukienki z mistrzowską precy-zją krawiecką dopasowane były do ciała, czemu nie przeszkadzała spontaniczna improwizacja for-mą. W kolekcji Taxi Driver (Jesień/Zima 1993/94) spodnie zsunął z pośladków niemal do ich połowy twierdząc: „To jest najbardziej erotyczna część każ-dej kobiety i każdego mężczyzny”

Alexander McQueen nawiązywał również do stylu wiktoriańskiego. Ten okres w kreacji kreato-ra nazywany jest romantycznym gotykiem. Autor, określając go nawiązuje do głębi i melancholii poezji Edgara Allana Poe; horror i romans, życie i śmierć, światło i ciemność (runway show Angels and Demons, jesień/zima, 2010/11).

McQueen inspirował się mistrzami dawnego malarstwa z których czerpał artystyczne kontrasty sił dobra i zła czy nieba i piekła.

Relacja pomiędzy dwoma światami właśnie do-bra i zła widoczna jest w sadomasochistycznych akcesoriach Alexandra. Sam wspominał: „Najbar-dziej lubię akcesoria w ich aspektach sadomasochi-stycznych”.

Romantyczny gotyk nastawiony był właśnie na atawistyczny, fetyszystyczny komponent. W tym okresie ściśle współpracował z innym artystą, kreatorem mody, kuratorem sztuki Dai Reesem.

Szerokie trendy w modzie proponowane przez Alexandra McQueena nawiązują również do ro-mantyzmu o cechach nacjonalistycznych. Mający szkockie korzenie projektant upamiętnił jako-

Miłość w ekstazie i miłość w agonii – czyli…

Alexander McQueen

WIELCY KREATORZY

Page 11: Gazeta Twoja Anglia numer 1

11www.twojaanglia.co.uk

bińskie powstania przeciw Anglikom oraz rzeź w Glencoe z 1692 r.

Duchowo związany ze swymi korzeniami, zapy-tany, który element z jego osobistej historii zwią-zanej ze Szkocją jest dla niego najważniejszy, od-powiedział: „Wszystkie”. Do trudnej historii Szko-cji w szczególny sposób odwołał się w dwóch późniejszych kolekcjach, „Widows of Cullodem” (jesień/zima 2006–2007) oraz „The Girl Who Li-ved in The Three” (jesień/zima 2008–2009)

Alexander McQueen potrafił dostrzegać rów-nież style rodem z Hiszpanii, Azji i Afryki. Japonia sygnował wyjątkowo specjalnie, zarówno tema-tycznie jak i stylistycznie. Formalnie i tradycyjnie kimona dekorował filigranową strukturą haftów.

Wycinanki, wzory interpretował we własny, niepo-wtarzalny i osobliwy sposób. (It’s a Only a Game wiosna/lato 2005).

Ostatnia kolekcja, uważana za najwybitniejszą, oparta była na przełomowej książce Karola Dar-wina „O powstawaniu gatunków”. W tej wizji arty-stycznej ludzie przyszłości znowu trafiają do wody, a ich zdeformowana fizyczność przypomina ciała zwierząt. Niesamowite nadruki oraz słynne, przy-pominające kopyta buty, to dzieło Alexandra oraz…najnowszej technologii, która pozwoliła zre-alizować odważne projekty kreatora.

Przekaz artystyczny McQueena jest wspaniałą spuścizną dla przyszłych generacji. Niewiele karier w sztuce wizualnej wybuchło tak spontanicznie, wybiegając daleko poza zwykle ambicje kreatora mody. Począwszy od czasów studenckich, do jego ostatniej kolekcji, najbardziej frapujące projek-ty McQueena są wypełnione relacjami estetyki z technicznymi motywami przewodnimi.

Z doskonałym na szczęście powodzeniem, po śmierci kreatora, jego miejsce zajęła Sarah Burton.

Alexander McQueen, odebrał sobie życie 11 lu-tego 2010 we własnym mieszkaniu, w tydzień po śmierci ukochanej matki, załamany upadającym związkiem ze swoim partnerem George’em For-sythem. Przed śmiercią zażył sporą ilość kokainy, środków uspokajających, na jego nadgarstkach znaleziono ślady po przecięciach. Bezpośrednią przyczyną śmierci było jednak przerwanie rdzenia kręgowego po powieszeniu się na pasku od spodni.

Zostawił krótki nie zadedykowany nikomu list: „Przepraszam, karm moje koty, kocham Cię”

Na Jego prawym ramieniu wytatuowany był cy-tat ze Snu Nocy Letniej Szekspira: „Miłość duszą patrzy, a nie oczami”.

OLGA LANGOWSKA

WIELCY KREATORZY

Autumn flavours – kolekcja DUKA na Jesień 2015

K olekcja DUKA na Jesień 2015 w pełni wy-korzystuje wielobarwną paletę nadcho-dzącego sezonu. Stonowana kolorystyka

bazowa marki, czyli czerń, biel, beż i szarość, zosta-ła uzupełniona o odcienie jesiennej natury.

Dominujące propozycje szwedzkich projektan-tów na nadchodzący sezon to motywy kratki, w tym grubej kraty nawiązującej do skandynawskiego folkloru oraz, jak zwykle w kolekcjach marki, natu-ralne motywy florystyczne. Znajdą się one nie tylko na tekstyliach, ale również w propozycjach zastawy stołowej. Pośród dodatków nie zabraknie drewnia-nych akcesoriów oraz, co szczególnie oczekiwane – mebli, które pięknie dopełnią całość kolekcji propo-nowanej na Jesień 2015.

Jesień w DUKA współtworzą cztery główne ko-lekcje:

1. Scandinavian Folk2. Kitchen Spicy3. Kitchen Classic4. Fresh and SimpleScandinavian Folk to głównie stołowa kolekcja

w tradycyjnym stylu, która doskonale komponu-je się z jednobarwnymi obrusami oraz sztućcami DUKA. Składa się z ceramiki i szkła stołowego EMMA w bazowych i sezonowych wersjach kolo-rystycznych, z kraciastych tekstyliów RETRO oraz podkładkach KIMKA w korespondujących z zasta-wą kolorach.

Kitchen Spicy jest inspirowana kolorami pikant-nych przypraw: czerwonym chili, pomarańczowym szafranem, żółtą kurkumą, rdzawym cynamonem oraz beżowym kardamonem. To kolekcja skierowa-na głównie do miłośników pieczenia i przygotowy-

wania przetworów. Zasadniczą jej część stanowią formy do zapiekania i serwowania NIKLAS, słoiki STORAGE oraz skrzynki PRESERVE. Całość została uzupełniona kubkami MEXICO i NAVAJO. Kolekcja doskonale komponuje się z garnkami ESSENTIAL oraz tacami XYLEM.

Kitchen Classic to przede wszystkim linie teksty-liów TARTAN i PEPITA, składających się z praktycz-nych rękawic kuchennych pokrytych bezbarwną silikonową warstwą, ściereczek kuchennych, fartu-chów i podkładek. Klasyczny styl pasuje do więk-szości kuchni oraz wszystkich produktów do pie-

czenia i gotowania DUKA. Świetnie koresponduje z formami do pieczenia DUNKEL, FRILID, serią na-czyń żeliwnych MEDVER i garnków WAVE, kamie-niem do pizzy PIZZA STONE oraz formą rzymską ROME.

Fresh and Simple to nowoczesna i lekka kolekcja akcesoriów domowych oraz małych mebli. Współ-tworzą ją lampy MANDALA, stoliki i stołki MO-BLER oraz akcesoria MODERNA. Dobrze kompo-nuje się z dzbankami i szkłem VIVA SCANDINAVIA oraz serią BREAKFAST.

infoWire

Page 12: Gazeta Twoja Anglia numer 1

12 Twoja Anglia nr 1• Rok I

M oim klientkom podoba się to, że przycho-dząc do mnie, przestępują próg magicznego miejsca. Odczuwają może nieco wulgarną

satysfakcję, ale to je zachwyca – dostępują tego za-szczytu, że stają się postaciami z naszej legendy. Dla nich to znacznie większa przyjemność niż zamówie-nie sobie kolejnej garsonki. Legenda uświęca sławę – Coco Chanel, 1935.

Gabrielle Bonheur Chanel – wielka i nowocze-sna jej współczesnym, niezależna twórczo, jako dziecko porzucona w zakonnym sierocińcu, który

odciśnie piętno na całym jej życiu, tytan pracy, kre-atorka… siebie.

Legenda, do dziś utrwalana dwoma półkola-mi odwróconymi ku sobie, symbolizującymi dwie pierwsze litery jej pseudonimu i nazwiska. Kobieta wielkiego sukcesu.

Koafiury odziedziczone po wieku dziewiętna-stym, olbrzymie, ciężkie suknie i niemal uniemożli-wiające swobodne ruchy gorsety, już na początku XX wieku zamienia po kolei na: stylowe kapelusze, od których zaczyna karierę kreatorki, gardząc pół-metrowymi upinaniami na kobiecych głowach oraz krótsze sukienki bez gorsetów. Proponuje nowo-czesną dzianinę, w formie spokojnej, nieskompli-kowanej, najwyższej elegancji. Wciela w życie styl jakby chłopięcej lekkości. Wyprzedza epokę.

Coco zamiłowana w luksusie zamieszkuje apar-tamenty z należytym przepychem: przestrzeń wy-pełnia ulubionymi koromandelskimi parawanami, lustrami, kosztownymi dywanami i zasłonami. Dziesiątki bogato zdobionych figurek zwierząt pa-trzą na swoją właścicielkę z wielu miejsc salonów. Proste cięcia tkanin rekompensują być może roz-maitości dekoracji wnętrz, w których żyje. Kocha biżuterię: szczególnie perły i diamenty.

Coco przez całą swoją karierę uczestniczy żywo w życiu towarzyskim możnych tego świata; poli-tyków, swoich kochanków, obdarowywana hojnie szczególnie przez tych ostatnich. Wśród nich jest książę Dymitr Romanow, od którego otrzymała słynne „perły Romanowów”.

Mimo tego wszystkiego nigdy nie doznała praw-dziwego szczęścia w miłości. Nigdy nie założyła rodziny.

Chanel na czas trwania II wojny światowej za-mknęła swoją działalność w świecie mody.

W 1940 roku ucieka przed niemiecką inwazją do Vichy. Jednak czas chętnie spędza w towarzy-stwie wysoko postawionych Niemców. Jej kochan-kiem jest wówczas Hans Günther von Dincklage. Później będzie to jej wielokrotnie wypominane, podobnie jak domniemany antysemityzm.

Spuścizna Coco Chanel przetrwała. Od roku 1983 Domem Mody Chanel kieruje Karl Lager feld. Hmm… kolejny Niemiec w świecie Coco… A może psikus historii?

Należę do osób, które nie są przekonane co do pomysłu obsadzenia Karla w roli kontynuatora i strażnika stylu jednej z najpotężniejszych dam świata mody. Ale… to już temat na zupełnie inną historię.

Do dziś my, którzy kochamy zaproponowany przez Nią „dobry smak”, klasykę czerni (słynna mała czarna), perfumy N.5 (stworzone przez kre-atorkę mody!) o lekko co prawda już zmodyfi-kowanej nucie – wybieramy z kolekcji Coco za obecnego panowania Karla te wzory, które naj-bardziej jeszcze kojarzą nam się ze stylem wielkiej Modemoiselle Gabrielle Bonheur Chanel bo… była gigantem stylu, trudnym do zastąpienia. Mam wra-żenie, że nawet Karl Lagerfeld zdaje sobie z tego doskonale sprawę.

Coco zmarła 10 stycznia 1971 w niedzielę czyli w dniu, którego nie lubiła najbardziej.

OLGA LANGOWSKA

WIELCY KREATORZY

Czerń Ponad Wszystko

Page 13: Gazeta Twoja Anglia numer 1

13www.twojaanglia.co.uk

LANIE WODY

Fakty i mity dotyczące picia wodyJak wiele błędów popełniamy na co dzień?

W oda idealnie gasi pragnienie i jest tak zdrowym napojem, że można ją pić bez ograniczeń. Jeśli tak myślimy, padliśmy

ofiarą pokutujących mitów na temat właściwości wody i zasad jej spożywania.

Przyjrzyjmy się dziesięciu najpopularniejszym mi-tom dotyczącym picia wody i jej zapotrzebowania. Warto je znać – przede wszystkim po to, żeby nie zaszkodzić zdrowiu własnemu i bliskich.

Konsultacja merytoryczna Anna Englisz, specjali-sta ds. żywienia człowieka, dietetyk.

Każdy powinien wypijać dwa litry wody na dobę. NIE

To jeden z najpopularniejszych mitów dotyczących wody do picia. Być może dlatego, że wiele osób chciałoby dostać jedną wytyczną, której mogliby się trzymać bez względu na wszystko. Tymczasem zapo-trzebowanie na wodę/płyny należy wyliczać indywi-dualnie. – Uzależnione jest ono od wieku, masy ciała, stanu fizjologicznego, stanu zdrowia – wylicza Anna Englisz, specjalista ds. żywienia człowieka, dietetyk.

Najlepiej jest się posłużyć wzorem: 1 kg masy ciała x 30 cm3 = zapotrzebowanie dobowe na pły-ny dla osoby dorosłej. Jednak w okresie upałów ten wynik należy zwiększyć nawet trzykrotnie.

Najlepiej pić niegazowaną wodę mineralną. I TAK, i NIE

– Woda mineralna jest źródłem składników mine-ralnych, których organizm potrzebuje, aby prawi-dłowo funkcjonować. W większości przypadków jest ona zalecana – mówi Anna Englisz. – Natomiast dzieci do lat trzech powinny pić wodę źródlaną o mniejszej zawartości składników mineralnych, po-nieważ organizm dziecka potrzebuje ich mniej. Dla dzieci zalecana jest woda źródlana niegazowana.

A co z tak lubianymi przez niektórych „bąbelka-mi”? Okazuje się, że dla zdrowych dorosłych nie ma większego znaczenia, czy piją wodę gazowaną, czy niegazowaną. Sytuacja zmienia się w przypad-ku osób chorych. Wody gazowanej powinny unikać osoby zmagające się z chorobami żołądka, wątroby, nerek czy jelit (np. wzdęcia) oraz alergicy i osoby z nadciśnieniem.

Anna Englisz tłumaczy, że w okresie upałów war-to, by osoby zdrowe sięgały po wodę mineralną gazowaną lub lekko gazowaną, szczególnie jeżeli piją bezpośrednio z butelki lub rozpoczętą trzymają w temperaturze pokojowej. Dwutlenek węgla ma bowiem działanie bakteriobójcze.

Należy pić tylko wtedy, gdy odczuwamy pragnienie. NIE

Wielu osobom wydaje się, że skoro nie chce im się pić, nie muszą uzupełniać płynów. Dopiero kiedy poczują charakterystyczną suchość w ustach, bę-dzie to oznaczać, że czas sięgnąć po płyny. Tym-czasem pić należy przez cały dzień po kilka łyków, dzięki temu organizm ma zapewnioną stałą podaż płynów. Jeżeli czujemy pragnienie, oznacza to, że już jesteśmy odwodnieni.

W okresie upałów wodę można schłodzić do temp. 15°C – lepiej zaspokaja pragnienie.

Wodę można pić bez żadnych ograniczeń. NIE

– Organizm potrzebuje określonej ilości wody – tłu-maczy Anna Englisz. – Zbyt małe, jak i zbyt duże ilo-ści wypijanej wody, są dla organizmu szkodliwe. Nie można z jej ilością przesadzać. Picie zbyt dużych ilo-ści wody powoduje jej zbyt szybkie wydalanie wraz z elektrolitami przez nerki, co może prowadzić do niebezpiecznego odwodnienia.

Jeśli podczas upałów puchną dłonie lub stopy, to znak, że organizm zatrzymuje wodę, nie trzeba więc pić jej więcej. NAJCZĘŚCIEJ TAK

Ale uwaga, tu sprawa nie zawsze jest oczywista, ponieważ spuchnięte stopy i dłonie mogą świad-czyć o nieprawidłowym działaniu organizmu i pro-blemach np. z niewydolnością nerek, zaburzenia-mi hormonalnymi czy otyłością. Jeśli zauważymy u siebie takie objawy, koniecznie skonsultujmy się z lekarzem.

– Aby uniknąć zatrzymywania wody w organi-zmie należy zadbać o odpowiednią podaż płynów i ich rodzaj – mówi Anna Englisz. – Zalecane są: woda, herbaty owocowe, herbata zielona, biała i czerwona, herbatki ziołowe. Unikać natomiast na-leży czarnej herbaty, kawy, kakao, alkoholu.

Zbyt duża ilość wody może nadmiernie obciążyć nerki. TAK

Nerki są w stanie przefiltrować ok. 1 litra płynów na godzinę. Jeśli dostarczymy ich więcej, szczegól-nie jeżeli będzie to woda o dużej zawartości skład-ników mineralnych, może pojawić się problem. – Duża ilość płynów to dodatkowa praca dla nerek. Jeżeli będziemy pić więcej niż organizm potrzebuje, będzie on zmuszony pozbyć się nadmiaru płynów, czyli wykona dodatkową pracę – tłumaczy Anna Englisz.

Ale uwaga. Także za mała ilość wody może po-wodować trudności w pracy nerek, ponieważ zbyt gęsty mocz (można go rozpoznać po ciemnożółtej lub pomarańczowej barwie) ułatwia powstawanie stanów zapalnych.

Podczas upałów jeden posiłek w ciągu dnia można zastąpić wodą. NIE

Każdego dnia, także latem w trakcie upałów, orga-nizmowi należy dostarczać energii oraz składników

odżywczych, mineralnych i witamin. Dietetyk Anna Englisz tłumaczy, że woda nie jest źródłem energii, więc zastępując nią posiłek, powodujemy zbyt długą przerwę w dostawie energii, a tym samym szkodzi-my sobie. Pojawia się senność, zmęczenie, spadek ci-śnienia tętniczego krwi oraz następuje spowolnienie tempa przemian metabolicznych. A więc efekt bę-dzie odwrotny od zamierzonego, ponieważ zamiast schudnąć doprowadzimy do wolniejszej przemiany materii. Dobra wiadomość jest taka, że podczas upałów, kiedy apetyt jest mniejszy, jeden z posiłków możemy zastąpić nie wodą, a innym płynem, np. so-kiem, bulionem czy koktajlem owocowym.

Latem dzieci powyżej siódmego roku życia powinny pić tyle samo wody co dorośli. NIE

Latem dzieci powinny pić więcej niż w innych po-rach roku, kiedy jest chłodniej, ale nie powinny pić tyle, ile osoby dorosłe. – Dziecko ma mniejsze zapo-trzebowanie na wodę niż osoba dorosła – tłumaczy Anna Englisz. – Przeciętnie powinno ono wypijać dziennie pięć szklanek płynów, w tym dwie szklanki wody. Im dziecko jest starsze, tym tych płynów po-winno wypijać więcej.

Żeby nawodnić organizm, nie trzeba pić wody, wystarczy spożywać bogate w nią produkty (ogórki, arbuzy itp.). NIE

– Płyny, które dostarczamy sobie z pożywienia, są tak samo ważne jak woda dostarczana w czystej po-staci – mówi Anna Englisz. Warto jednak wiedzieć, że wskazując zalecaną ilość płynów do wypicia w ciągu doby, informuje się o płynach dostarcza-nych do organizmu w czystej postaci, czyli w formie wody, herbaty, kompotów czy soków. Woda zawar-ta w żywności nie jest w nią wliczana. Błędna jest więc postawa wyrażająca się stwierdzeniem, że „co prawda nie wypijam za dużo wody, ale jem rzeczy, które ją zawierają”. Nie zmienia to jednak faktu, że w okresie upałów warto sięgać po soczyste owoce, ponieważ mają działanie orzeźwiające.

Życie ma sprawiać przyjemność – TAKMoże więc nie przesadzajmy z przesadną dyscypli-ną dotyczącą wszelkich reguł żywienia czy ograni-czaniu się w swobodach wyborów. Posiadajmy wie-dzę jak jest ale… dajmy sobie trochę luzu – szcze-gólnie latem!

AGNIESZKA GROZA

Page 14: Gazeta Twoja Anglia numer 1

14 Twoja Anglia nr 1• Rok I

K im jesteśmy? Skąd pochodzimy? Nasze dzieje to jeden z najbardziej burzliwych okresów w historii nauki. Spory między na-

ukowcami wciąż nie wygasają, choć generalnie przyjmuje się, że homo sapiens pojawił się około 150 tysięcy lat temu w Afryce, by później opano-wać całą Ziemię. Czy jednak świat naukowy potra-fiłby pogodzić się z faktem upadku także i tej teorii, gdy okaże się, że jesteśmy starszym gatunkiem? O wiele starszym…

W 1968 roku William J. Meistner, kolekcjoner trylobitów, odnalazł w pobliżu Antelope Spring w stanie Utah w USA niezwykłą bryłę tzw. łupku. Gdy rozbił ją w poszukiwaniu skamieniałości trylo-bitów, ujrzał niezwykły odcisk, przypominający po-deszwę buta oraz fragment wystającej zza niego – ludzkiej stopy. Analiza naukowa znaleziska dała

wynik, który nie mieścił się w żadnej z możli-wych do przyjęcia, do-tychczasowych teorii, bowiem skamieniałość pochodziła z… kambru, a więc sprzed ponad pięciuset milionów lat! Oznaczałoby to, co jest niemal nie do pomy-ślenia, że myślący czło-

wiek, zdolny do produkcji użytkowej, żył już w cza-sach wczesnych dinozaurów!

Większość antropologów natychmiast odrzuciła dowód Meistnera jako kompletnie nie do przyjęcia, przyznając szczerze, że nie ma nawet zamiaru zapo-znawać się z czymś tak niedorzecznym. Ta jednak część badaczy, która podjęła się bliższego zbadania sprawy, licząc na łatwe obalenie przeczącej teorii rewolucji – „prowokacji”, nie umiała wyjaśnić jak to się stało, że ludzka stopa do złudzenia przypomina-jąca współczesny jej kształt u homo sapiens znalazła się w skamieniałości wśród kambryjskich trylobi-tów. Do dziś sprawa została niewyjaśniona.

Badacze – Michael Cremo i Richard Thomson, którzy 20 lat później postanowili bliżej przyjrzeć się sprawie odkryli, że nie było to pierwsze tego typu znalezisko. Już w 1948 roku Amerykanin Frank Kenwood – elektryk, nie mający do tej pory pojęcia o naukach historycznych znalazł litą bryłę węgla, w której po rozłupaniu ujrzał… żelazny ku-bek. Według późniejszej oceny Roberta O. Faya z Oklahoma Geological Survey – węgiel z kopalni, z której pochodził wspomniany fragment liczy sobie 312 milionów lat! Tyle tylko, że nieświadomy nicze-go elektryk wysłał swoje znalezisko do przyjaciela, który prowadził lokalne prywatne muzeum, gdzie stało aż do śmierci jego właściciela, kompletnie nie-świadomego co posiada. Dopiero w 1966 zdjęcie kubka trafiło do rąk prof. Gilberta Rusach z Con-kordia College w Ann Arbour. Cała jednak kolekcja prywatnego muzeum już wtedy zaginęła. Jego do-kładne zbadanie jest więc niemożliwe.

Więcej szczęścia miała skała triasowa (czyli po-wstała około 220 milionów lat temu) odnalezio-

na przez inżyniera geologa Johna Reida w 1922 w Nevadzie. Widać na niej podobnie jak w przy-padku odkrycia Meistnera odcisk buta! Jak czytamy w opisie „…wokół konturu biegła wyraźna nić, która zszywała z podeszwą obwódkę. Również wyraźna była inna linia; szycia!”. Doktor W. D. Matthew, któ-rego zadaniem była naukowa interpretacja znalezi-ska, z braku dowodów na jakiekolwiek fałszerstwo, bądź nieprawidłowość, wydał orzeczenie, że jedyne co można tu dopuścić to stwierdzenie, że to dzi-waczny wybryk natury.

Cremo i Thompson historię tego typu artefaktów śledzą od lat, co zaowocowało obszerną pracą „The Hidden History of the Human Race”, gdzie z nauko-wą precyzją bez fanatycznego zadęcia ani sztucznie sensacyjnej otoczki, przedstawiają kilkadziesiąt hi-storii odkryć, które mogą być dowodem na istnienie człowieka w czasach, którym teoria ewolucji nie daje nawet prawa istnienia żadnym ssakom!

Oto kilka z najbardziej niezwykłych:W Brewster znaleziono żelazny gwóźdź w bloku

kamiennym sprzed 300 milionów lat.We Francji niejaki Y. Druet i H. Salfati odkryli

starożytny metaliczny rurociąg w pokładach kreteń-skich, a więc wybudowany co najmniej 65 milionów lat temu czyli za czasów gdy w okolicach biegały sobie w najlepsze Tyranozaury!

Bardzo ciekawym znaleziskiem jest równiej seria odkryć zwierzęcych kości we Francji sprzed około 20 milionów lat, ale… wyraźnie ponacinanych po-nad wszelką wątpliwość ostrym narzędziem według zaplanowanego wzoru.

Jednym jednak z najbardziej jak do tej pory nie-zwykłych odkryć są tak zwane „kule z Ottosal”.

W ostatnich kilku-dziesięciu latach zna-leziono w Południowej Afryce, w pobliżu mia-steczka Ottosal setki metalicznych kul, które jak opisuje J. Jimison: „Można podzielić na dwa typy: jeden z litego niebieskawego meta-lu, pokrytego białymi plamkami i drugi, do którego należą wydrążone okrąglaki z gąbczastych środkiem”. Jedna z kul jest całkowicie wyjątkowa. Posiada trzy równoległe żło-bienia, biegnące dookoła powierzchni, w miejscu jej największej szerokości, czyli na wysokości średnicy. Kustosz muzeum Klersdorf w Afryce Południowej Rolf Marx, gdzie przechowywana jest część zna-lezisk twierdzi, że kule są całkowitą i niewytłuma-czalną tajemnicą. Wyglądają na dzieło człowieka, ale ponad wszelką wątpliwość pochodzą sprzed przynajmniej 2,8 miliarda lat! A więc z czasów gdy według dotychczasowej wiedzy na naszej planecie nie istniało żadne inteligentne życie!

Science fiction? Może jednak nie. Cremo i Thom-son twierdzą, że łatwiej jest zawrócić kijem Missisipi niż zmusić zatwardziałego paleontologa do zmiany zdania na temat teorii, którą wyznaje. Dlatego gdy

tylko na światło dzienne wydostają się odkrycia, które zaprzeczają dotychczasowym przekonaniom na temat antropogenezy (pochodzenia człowieka), niezgodne z teorią ewolucji bądź po prostu – za-przeczające dawno ustalonym regułom, spotyka ich zwykle smutny los. Najczęściej zostają wyśmiane lub zwyczajnie pominięte. Dlatego badacze zajmu-jący się tym problemem nazywają je „artefaktami zakazanej archeologii” bądź „zakazanej historii”. W świecie natłoku informacji, w którym żyjemy, problemy dotyczące historii pochodzenia człowieka nie są już od dawna wiodącymi i stanowią co naj-wyżej ciekawostkę dla zajętych ogromnym tempem życia ludzi 21 wieku.

Naukowcy w swoim bardzo ścisłym, elitarnym środowisku toczą wciąż spory, które coraz mniej ob-chodzą zwykłych ludzi. A być może tacy badacze jak Michael Cremo czy Richard Thompson dzięki swo-jemu wysiłkowi są coraz bliżsi odkrycia największej tajemnicy dotychczas zakazanej historii? Oczywi-ście nie mamy prawa rozsądzać czym owa tajemnica ostatecznie jest. Czy rzeczywiście ludzie panowali nad Ziemią już za czasów dinozaurów? Czy dość na-głe i tajemnicze zniknięcie tych zwierząt może się z tym wiązać? Jeśli wielkie Tyranozaury stanowiły dla człowieka zagrożenie być może nasi przodkowie byli zmuszeni zniszczyć naturalnego wroga? A może to nie my, tylko ktoś zupełnie inny pojawił się na naszej planecie 500 milionów lat temu i pozostawił po sobie na przykład kule z Ottosal?

Badacze tacy jak Cremo i Thompson nie mają ambicji stawiać zdecydowanych tez, bądź formuło-wać szokujących teorii. Chcą tylko aby fakty, jakimi są nietypowe zjawiska „zakazanej historii” były za-uważone. Są już dość liczne, a ich nietypowość musi zwrócić uwagę. Mówimy tu o odkryciach, którym nigdy nie udowodniono fałszerstwa. Nie wyjaśnio-no sensownie jak mogły zaistnieć. Nie zaprzeczono ich prawdziwości. Z drugiej jednak strony musimy twardo przyznać, że takie wyjaśnienie może prze-cież kiedyś się pojawić.

Niezwykłe odkrycia mogą znaleźć swoje wytłu-maczenie, a naukowcy jakimś cudem będą w stanie udowodnić, że to tylko seria przedziwnych zbiegów okoliczności. Ale dopóki „but Meistnera”, „kule z Ot-tosal” czy „kubek Kenwooda” to tylko kłopotliwe przedmioty nie pasujące do układanki… pozostaną w cieniu zwanym… zakazaną historią.

KRZYSZTOF KOTOWSKI

HISTORIA I ARCHEOLOGIA

Największa tajemnica zakazanej historii

Page 15: Gazeta Twoja Anglia numer 1

Customers should opt-in by texting SAVE to 2525 to be eligible to get the special rates, Customer who did not opt-in

will be charged at standard rates. Opt-in save promotional tariff is valid from 25.02.2015. Customers with India 1p/min promotion ( top up offer) should not opt-in to this special rates. If you opt-in to this promotion, you will not be able to avail India special rates.Promotional tariff valid for 30days from the Opt-in. Lycamobile reserve the right to amend or vary the terms of this promotion, or to withdraw this plan at any time on reasonable notice. Customers must buy a bundle or top-up for no roaming costs on calls and texts. Customers must buy a specific data bundle for no roaming costs on data – full details at lycamobile.co.uk. Free Lycamobile to Lycamobile calls when roaming are restricted to a total of 100 minutes (applicable to both inbound and outbound calls). No roaming costs are only available for a continuous period of 59 days. Offer Valid from 15.03.2015. Customers must top-up to qualify for the offer and the offer valid for the calendar month only. Promotional period: 01.04.2015 to 31.08.2015.

SUPER OFERTA

POLSKAstacjonarne & komórkowe

1Aby aktywować wyślij :SAVE pod numer 2525

Zamów swoją darmową kartę SIM na www.lycamobile.co.uk/Poland

lub pod numerem 020 7132 0322

Zero opłatroamingowychkiedy korzystasz ze swojej karty SIM

Lycamobile w 18 krajach

Australia Austria Belgia Dania Francja Hiszpania

IrlandiaHong KongHolandia NorwegiaNiemcy Polska

Portugalia Rumunia Szwecja Szwajcaria WłochyUSA

Klienci mogą nie być w stanie wykonać ele-kronicznego doładowania w niektórych

punktach oznaczonych logo

Doładuj swoją kartę SIM online lub w punktach

oznaczonych poniższym logo:

LM_UK_Polish_Wilki_Sept_2015_220x144mm(LS).indd 1 14/08/2015 09:58

Page 16: Gazeta Twoja Anglia numer 1
Page 17: Gazeta Twoja Anglia numer 1

17www.twojaanglia.co.uk

o jedna z typowych sytu-acji – napisz artykuł o radiu „mówią” znasz temat od

środka „mówią”, ma być czadzior, że warto słuchać, że jesteśmy najlepsi.. Dupa tam. Ale coś napisać trzeba. Zbyt doświadczonego mam Czytel-nika, żeby go znów czymś bombar-dować.

My Polacy w UK chcemy tylko spokoju. Czuję to. Dlatego nie będę piał jakie to wspaniałe Radio że to spełnienie marzeń, i że od zawsze chciałem pracować w Radiu i że genialnie brzmi, czaderską muzykę gra, świeżych wiadomości dostar-cza i jak wypasionych prezenterów posiada i że to piękna inicjatywa oh, ah, eh, jestem Panem z Radia…

Głupota!Wystarczy mi żeby Czytelnik

posłuchał. Bo przeciez na pierw-

szy rzut ucha wszystko słychac – czy Radio jest amatorskie, czy nie. Czy jakość dźwięku jest toaletowa czy jak trzeba. Czy Radio jest upo-rządkowane, czy o każdej porze inne. Czy gra przeboje czy wredne dance-sid ła… Bardzo lubie dance – w sobote późnym wieczorem. Czy Radio dobrze budzi z rana? A może wogóle? Czy towarzysząc poma-ga przetrwac w pracy? A może nie da się słuchać? Czy lista przebo-jów Radia Star to LISTA PRZEBO-JÓW czy discopolowa sieka? Lubię Toples.. na weselach i plaży. Czy wieczorem rozluźnia i pobudza do pozdrowień? A może ktoś tylko się stara ale nie bardzo UMI. Czy Radio Star jako Polskie Radio na Wyspach Brytyjskich gra Polską Muzykę czy może polską muzykę. Czy Prezen-terzy bawią się w radio czy po pro-

stu mówią do ludzi od kilkunastu lat? Czy mają doswiadczenia budo-walne z Londynu czy prezenterskie z najlepszych ogólnopolskich stacji radiowych? Czy wiadomości są rze-telne i sprawdzone a może wogóle ich nie ma? Jak brzmią reklamy? Czy jest ich tysiąc pięćset dwa dziewięćset czy tyle żeby w spoko-ju posłuchać radia a nie reklam. Jak są produkowane? W kiblu metodą zrób to sam czy w profesjonalnych studiach produkcyjncych z bazą 1000 lektorów?

Klient ma prawo wiedziec. Zama-wia reklamę i płaci pieniądze. Już dawno minęły czasy że funty łopatą się z ulicy zbierało. Chociaz niekto-rzy do dzisiaj tak myślą. Czy warto wogóle słuchać Radia? Jest jeszcze tyle pytań. Zdecydowanie łatwiej jest mówić, niż pisać.

Potwierdzam – mam Doświad-czonego Czytelnika – „wyrzeźbio-nego” codzienną asymilacją z Bry-tyjskim otoczeniem. Zwłaszcza Polskim. I właśnie chyba przez to na tyle mądrego – że na pewno nie da się go oszukać. Wedle przy-słowia chyba nawet już komuś pomog łem.

Z pewnością Drogi Czytelnik sam znajdzie odpowiedzi. Mam cichą na-dzieję, że te pozytywne. Wszystkie proszę kierować na [email protected] będę bardzo wdzięczny za każdą treść! Zachęcam ciepło do posłuchania. Miłego odbioru!

MARCIN MARCHELSKIDyrektor Programowy

Radio Star – Twoje Radio Twoje Przebojewww.radiostar.net

Radio StarTwoje Radio? Twoje Przeboje? 100 pytań do Czytelnika

DO POSŁUCHANIA

T

Page 18: Gazeta Twoja Anglia numer 1

18 Twoja Anglia nr 1• Rok I

K ilka tygodni temu na począt-ku lipca policja brazylijskie-go miasta Natal została za-

alarmowana przez turystów, że na wydmach grasuje… wampir! Po kil-kunastu godzinach schwytano po-szukiwanego – miał przekrwione oczy, nadnaturalnie duże kły, unikał światła, oraz dostawał spazmów na widok… czosnku!

To nie jest cytat z powieści na temat wampirów. To jeden z wielu udokumentowanych przypadków spotkań z przerażająco wyglądający-mi osobnikami lękającymi się świat-ła, o trupiobladej cerze, nienatural-nie długich zębach, wykazującymi agresję w stosunku do każdego kto się do nich zbliży i do tego łaknących krwi! Czy zatem wampiry naprawdę istnieją?

Wbrew temu co się wydaje dzi-siejszym Europejczykom, legendy o istotach wysysających ludzką krew nie pojawiły się wraz z opubliko-waniem książek Johna Polidoriego, poematów Byrona, horroru Brama Stokera, ani nawet w czasach Vlada III, którego pisarz utrwalił w swo-jej książce jako Drakulę. Wampiry w ludzkiej wyobraźni istnieją od se-tek, a być może nawet od tysięcy lat i to niemal we wszystkich znanych nam większych kulturach. Lękali się ich nawet starożytni Aztekowie! Od-powiedniki naszych „wąpierzy” – jak nazywano ich dawniej – to babi-lońskie Ekimmu, żydowskie Estrie, indyjskie Gayale, afrykańskie Im-pundulu czy brazylijskie Jaracacas. Ciekawe, że na wszystkich konty-nentach (nawet wśród Eskimosów) duchy – krwiopijcy, znajdują swoje miejsce w ludowych wierzeniach, a przecież jeszcze 600 lat temu Euro-pa nie miała na przykład z Ameryką, nie mówiąc o Australii żadnych kon-taktów! Czy zatem takie stworzenia istniały, a może istnieją naprawdę?

Zawsze miały „dobrą prasę”Już J. Collin de Plancy w 1863 roku w swoim „Dictionaire Infernal” pisał: „Najbardziej godne uwagi w historii wampirów jest to, że wraz z inną ka-tegorią demonów – filozofami, dzielą zaszczyt największego zadziwienia i zaniepokojenia wieku osiemnaste-go”. Pisze także, że najwięcej euro-pejskich „krwiopijców” spotyka się w… Polsce (!), Lotaryngii, Prusach, na Śląsku, Austrii, Rosji, Czechach

i właściwie na całej północy. Znacz-nie wcześniej, gazety francuskie (1693) i holenderskie (1694) opisy-wały pierwsza połowę ówczesnych lat 90-tych jako szczególnie mroczną z tego punktu widzenia. Dziennika-rze relacjonowali liczne przykłady bliskich spotkań z wampirami nie tylko w Polsce czy zachodniej Euro-pie, ale również sporo miejsca po-święcili peloponeskim „brukolakom”,

a nawet przerażającym „katakhanes” pożywiającym się krwią ludu na Cej-lonie!

22 maja 1802 roku angielski The Sun, opisał przypadek pana Aleksan-dra Andersona, który podróżując do Glasgow w czasie jednego z nocle-gów został napadnięty przez wampi-ry w stodole gdzie wypoczywał i na kilka tygodni słuch o nim zaginął. Po-tem „pojawił się wieśniakom, ale cia-ło jego było tak przerażające, że wy-dało się iż nie miało skóry ni mięsni”. Jegomość ten jednak normalnie żył, chodził, a nawet pił wino i wyraźnie nie zdawał sobie sprawy że stał się upiorem. Co się z nim później stało – nie wiadomo.

Choć od wieków istniała społecz-na świadomość, że są sposoby na wampiry, dokładnie zostały opisane „jak najbardziej naukowo”, dopie-ro przez Ferdynanda de Schertza w książce „Magia posthuma” wy-danej w 1709 roku. Opisał w niej między innymi przypadek kobiety po chrześcijańsku pochowanej, choć podejrzewanej o jakieś bliżej nie-

określone świętokradztwo. W cztery dni po pogrzebie niestety biedaczka wstała z grobu i przybierając róż-ne postaci (nawet psa!) „dławiła za gardło swych współbraci, gruchotała im członki, jeno słychać było tylko okrzyki boleści. Nie oszczędziła też bydła, któremu nogi wiązała i w gło-wach bydlętom mieszała”. Dopiero spalenie kłopotliwej sąsiadki dało odpowiedni efekt. Ten sam autor

opisał jeszcze dziwniejszy przypa-dek pewnego pasterza ze wsi Blow, niedaleko miasteczka Kadam w Cze-chach. Ów wieśniak gdy już powstał z grobu odwiedzał mieszkańców wsi, a „tych których nazywał po imieniu – szybko umierali”. Odkopano za dnia jego ciało i potraktowano drewnia-nym kołkiem wbitym w serce. Scherz tak to relacjonuje: „ W trakcie tego zabiegu, mimo, iż podwójnie martwy przemawiał on (czego nie powinien był czynić przynajmniej w takich okolicznościach) i drwił dziękując za kij, który mu darowują do odpę-dzania psów”. Jak wynika z dalszych relacji, nocą pasterz znowu wstał, wyrywając pal, którym był przybity do ziemi i wypił krew jeszcze więk-szej liczby mieszkańców Blow niż do tej pory. Dopiero spalenie uwolniło mieszkańców wsi od wampira.

Łowcy i badacze wampirówChoć najsłynniejszym dla potom-nych łowcą krwiopijców jest i chyba pozostanie Holender Abraham van Helsing, jest on wyłącznie postacią

fikcyjną w dodatku powołaną do życia przez Brama Stokera dopiero pod koniec 19 wieku. Ale istnieli (i to wyraźnie odnotowani przez histo-rię!) prawdziwi badacze „wąpierzy”. Jednym z nich był niejaki pan de Vas-simont, wysłany na Morawy przez księcia Lotaryngii Leopolda I. Dziel-ny agent księcia przywiózł na Dwór zadziwiające opowieści, które skru-pulatnie notował w czasie wypra-wy w swoim dzienniku. Pisał on, że „wśród Morawian umarli często i od dawna pojawiali się kompanii, siadali do stołu, nie mówiąc ni słowa, a gdy czynili gest głową w stronę jednego z obecnych – ten niechybnie umierał kilka dni później”. Pewien ksiądz za-świadczył Vassimontowi, że „zwracał się w tej kłopotliwej materii do Sto-licy Apostolskiej, ale głowa kościoła przemilczała ową relację dopatrując się w tym wszystkim jedynie płodów imaginacji”. Wampiry jednak na tych ziemiach stawały się coraz bardziej żarłoczne i jak wieść niosła nie tylko już wypijały krew, ale i pożerały ofia-ry a jak im nie starczało to nawet… suszącą się ich bieliznę! Pan de Vas-simont zaproponował swoją pomoc i wraz z księdzem oraz odważniej-szymi „niebożętami z pospólstwa” wykonali wielką pracę po kolei od-kopując ciała „nieumarłych” i paląc je na chwałę bożą.

Inną bardzo zasłużoną postacią rozwiązującą kłopoty z wampirami był hrabia de Cabrèras. Oto jedna z jego „akcji” opisana w 1725 roku.

Pewien żołnierz kwaterujący na granicy węgierskiej u rodziny chłop-skiej, w czasie kolacji zauważył, że do domu wszedł w czasie posiłku nie-znany mu człowiek. Przeraził wszyst-kich siedzących przy stole, a co najgorsze następnego dnia po tym wydarzeniu… niespodziewanie zmarł gospodarz. Gdy żołnierz zapytał wie-śniaków o to co zaszło, powiedzieli mu, że był to duch ojca gospodarza, który 10 lat temu zmarł, a teraz przy-szedł zabrać i syna. Żołnierz zamel-dował o tym swojemu generałowi, a ten wezwał hrabiego de Cabrèras. Pogromca wampirów przybył „ze swoim zespołem”, chirurgiem oraz audytorem. Na podstawie dogłęb-nego śledztwa odkrył, że pan wam-pir tak ochoczo odwiedzający swoją dawną rodzinę robił to już dawniej. Za pierwszym razem przyssał się do własnego brata, później do jednego

Wampiry są wśród nas, czyli… przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi!

STRASZNOŚCI

Page 19: Gazeta Twoja Anglia numer 1

19www.twojaanglia.co.uk

z jego synów, a na „deser” zostawił sobie „parobka- służącego”. Odkopa-no więc jego ciało „w którym krew płynęła jak u żywego”, ekshumowa-no i spalono szczątki jak należy.

W większości relacji z odkopy-wania ciał wampirów powtarza się podobny motyw; ciała są zazwyczaj rumiane, czerwone lub bardzo bla-de, giętkie, dobrze zachowane, ale wychudzone. Krew w nich płynie jak w żywych, a kły sterczą na ze-wnątrz. Same kołki wbijane w serce co w „Drakuli” sugerował Bram Sto-ker jednak wyraźnie nie wystarczały. Wampira należało spalić, a dla pew-ności przed kremacją nie zaszkodziło obciąć głowę, aby wszyscy byli spo-kojniejsi.

Co jest prawdą?Powróćmy do „wampira” odnale-zionego przez brazylijską policję w Natal. Przede wszystkim znalezio-ny „Jaracacas” z pewnością nie był martwy. Był natomiast bardzo ciężko chory. Być może właśnie za pewną dość rzadką chorobą z grupy zwanej porfiriami kryje się część zagadki. Niektóre złośliwe porfirie dają obja-wy zdumiewająco podobne do tego co później znajdujemy w ludowych legendach. Chory przede wszystkim ma trudności z oddychaniem – stąd opowieści o charakterystycznym charczeniu, diabelskiej woni z ust czy przerażającym syczeniu. Do tego dochodzą objawy psychotyczne, halucynacje, omamy, utrata czucia,

silne bóle, które w połączeniu z nie-świadomością psychiczną mogły przerażać naszych przodków gdy nieszczęśnik przeraźliwie „ryczał” cierpiąc prawdziwe męki. Porfirie w znaczny sposób zniekształcają wygląd. Człowiek staje się nienatu-ralnie blady wychudzony, jego oczy „wychodzą na wierzch”, dziąsła ule-gają gwałtownemu skurczeniu co daje efekt długich, strasznych kłów. Porfirycy są szczególnie wrażliwi na światło. Nawet chwilowa ekspozycja ich skóry na słońcu grozi poważnymi oparzeniami. Chorzy cierpią na chro-niczną bezsenność, co przy świa-tłowstręcie prawdopodobnie zmu-szało ich do życia przede wszystkim nocnego. Znany biochemik profesor David Dolphin udowodnił, że więk-szość chorych na ciężkie złośliwe porfirie ma silne uczulenie na czo-snek, a niektóre zachowania para-noiczne powodują agresję i… rządzę krwi. Badania Dolphina opubliko-wane w latach osiemdziesiątych XX wieku wywołały wiele kontrowersji i podzieliły środowisko naukowe. Nawet jeśli część badaczy nie zgodzi się z Doldhinem, faktem jest, że zna-chorzy sprzed lat zalecali cierpiącym na tę tajemniczą wówczas chorobę picie krwi i… mogło to nawet dawać pozorną poprawę gdyż porfiria to najogólniej rzecz ujmując choroba zaburzająca gospodarkę związków organicznych zwanych właśnie por-firynami. A enzymy te znajdują się głównie w hemoglobinie czyli oczy-

wiście we krwi.Badacze są przekonani, że słynny

Vlad Palownik Drakula był porfiry-kiem. Podobnie jak Ludwig Szalo-ny– król Bawarii z drugiej połowy 19 wieku, a także Jerzy III – angielski władca znany nam z popularnego filmu „Szaleństwa Króla Jerzego” Nicholasa Hytnera. Ten ostatni był postacią szczególnie tragiczną. Rzą-dził niemal 60 lat (najdłużej w hi-storii swojego kraju). W tym czasie stracił amerykańskie kolonie i prze-grał wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych co było jedną z naj-większych porażek w historii Anglii. Był także światkiem śmierci swojej ukochanej córki, aż wreszcie popadł w obłęd i zmarł w cierpieniach naj-prawdopodobniej chorując właśnie na porfirię.

LegendyNie jest tajemnicą, że ludzie na prze-strzeni wieków dwóch rzeczy bali się najbardziej – śmierci, oraz tych, któ-rzy już umarli, a… (jak chyba nie bez powodu w większości wypadków podejrzewano) – wcale nie mieli na to ochoty. Stąd już tylko krok do le-gend o wstających z grobu duchach, wampirach, zjawach pragnących zemsty i krwi. Współcześnie wam-piry są bardzo częstymi bohaterami powieści i filmów. Za ich ojca, przy-najmniej w Europie uznaje się właś-nie Vlada III, choć część twórców sięga znacznie dalej czyniąc pierw-szym nieśmiertelnym krwiopijcą…

najsłynniejszego chyba w historii zdrajcę czyli Judasza, jak na przykład w filmie króla horroru Wesa Cravena „Drakula 2000”. Mało kto przejmuje się tym, że wszelkiej maści wampiry rozmnożyły się na przestrzeni histo-rii na lądach i w krajach, o których zarówno Judasz jak i Vlad nie mieli zielonego pojęcia.

Strach przed wampirami w ludz-kich umysłach powoli gaśnie. Za-czynamy się z nich coraz częściej śmiać jak w czarnej komedii Ro-mana Polańskiego „Bal wampirów czyli przepraszam, ale pana zęby tkwią w mojej szyi”, lub traktować ze współczuciem, a nawet z pewną głębią psychologiczną jak w słynnej serii książek Anne Rice o wampirze Lestacie i jego kompanach („Wywiad z wampirem”).

Rekordy popularności jak wiemy bił swego czasu film „Zmierzch” oraz jego kontynuacje na podstawie ko-lejnej z serii książek, tym razem au-torstwa Stephenie Meyer. Tu mamy już do czynienia z sympatyczną ro-dziną wampirów, nie bojących ani światła ani czosnku, nie polujących nawet na ludzi, a tylko na zwierzęta. Mało tego – historia opowiada o ro-mansie wampira i pięknej nastolatki z pobliskiego liceum. No cóż, do-szliśmy do momentu, kiedy na filmy o wampirach możemy bez strachu zabierać dzieci traktując opowieści o nich niemal jak kino familijne.

KRZYSZTOF KOTOWSKI

STRASZNOŚCI

Page 20: Gazeta Twoja Anglia numer 1

20 Twoja Anglia nr 1• Rok I

R atowali miasta od plag, ale i zsyłali zarazy. Walczyli z Diabłem, ale i z nim

współpracowali. Tylko, że skoro mogli wszystko… to gdzie są teraz?

Moglibyśmy łatwo ocenić, że to tylko legendy, ludzkie wierzenia i próby okiełznania strachu przed nieznanym. To co dziś oczywiste, w wiekach średnich wciąż mogło być wielką zagadką – jak na przy-kład energia elektryczna pioruna. Jednak opowieści o niezwykłych wyczynach słynnych czarnoksięż-ników i ich magii pojawiają się na kartach nawet najpoważniejszych kronik europejskich. Tuż obok na-zwisk najwybitniejszych władców, ważnych wydarzeń historycznych, w tych samych księgach, które nie-rzadko są jedynym źródłem tego co wiemy o historii i ludziach wówczas żyjących.

ChamZanim zaczniemy pękać ze śmiechu na samą myśl o czarach tak niegdyś słynnych ludzi jak Czarownik z Ha-meln, niejaki Lexilis czy… chociażby nasz pan Twardowski, przyjrzyjmy się jak niezwykłe były okoliczno-ści, w których działali, a więc siłą

rzeczy – także i ich dokonania. A są niezwykłe bo… ściśle związane z bo-haterami Biblii i to tymi pierwszo-planowymi! Wszelkie tajemne księgi czarnoksiężników, dotyczące magii swoją genezę właśnie odnajdują w Świętej Księdze Chrześcijan, czyli najkrócej mówiąc właśnie w Biblii.

Jak twierdzą demonografowie (cie-kawe, że problematyka ta doczeka-ła się w miarę poważnej dyscypliny poszukiwań naukowych) – istnieją trzy wielkie typy magii: sztuczna – czyli to czym zajmuje się na przy-kład współczesny nam David Seth Kotkin, Amerykanin pochodzący z rodziny rosyjskich emigrantów ży-dowskich znany szerokiej publiczno-ści najpierw jako Danino, a później jako David Copperfield. Uważa się go za najzdolniejszego na świecie iluzjonistę, który już w wieku 12 lat był gwiazdą i został najmłodszym, w historii członkiem stowarzysze-nia amerykańskich magików (Socie-ty of American Magicians). Wsławił się między innymi „zaczarowaniem” nowojorskiej Statuy Wolności tak, że na oczach setek tysięcy ludzi po prostu… zniknęła. Podobnie uczynił z wielkim samolotem pasażerskim oraz pociągiem. Najbardziej jednak niezwykłe według znawców oka-zało się „przeniknięcie” przez chiń-ski mur, co wprawiło w zdumienie nawet najbardziej doświadczonych specjalistów od iluzji.

Drugi typ magii to magia biała, szczerze mówiąc – najbardziej po-żądana bo związana z działalnością

dobrych duchów czy na przykład aniołów. Za jej twórcę uważa się Salomona. Czynienie rzeczy nie-zwykłych, czyli tzw. „cudów” w imię dobra od czasów króla judejskiego miało miejsce wielokrotnie. Tego typu magią posługiwał się m.in. Je-zus z Nazaretu sprowadzając mannę

z nieba, ryby do wymarłych jezior, czy wskrzeszając zmarłych.

Trzecia magia zwana czarną jak głoszą podania została wymyślona dla zabawy przez samego Szatana, ale rozpopularyzowana przez… Cha-ma. Tak tak! Tego samego niezbyt dobrze wychowanego syna twórcy arki – Noego. Cham nauczył ma-gii i czarnoksięstwa swojego syna Misraima. Ten wsławił się (o czym świadczą liczne księgi badane przez demonografów) tak wielkimi czyna-mi czarnoksięskimi, że z czasem za-częto nazywać go Zaroastrem. I tu… historia nieco miesza się zarówno z religią, jak i zwykłymi legendami. Zaroaster był bowiem (i to już jest niewątpliwie fakt historyczny) twór-cą pierwszego monoteistycznego systemu religijnego, który przetrwał jego twórcę i bywa wyznawany do dziś! Żył według podań ponad 1000 lat temu przed naszą erą, ale tak na-prawdę zarówno data urodzin jak i śmierci Zaroastra nie jest znana. Jednak ani chrześcijanie, ani wy-znawcy Ahury Mazdy (pierwszego „jedynego” Boga), a już na pewno historycy nie traktują poważnie przekazów i legend o tym, że wnuk Noego mógł być Zaroastrem.

Wielcy CzarnoksiężnicyDla naszej kultury, przekazy o do-konaniach wielkich czarnoksiężni-ków są niezwykle ważne. Pokazują nie tylko mentalność ludzi tamtych czasów, ale przede wszystkim me-chanizmy rządzące ówczesnymi procesami społecznymi, a nawet… polityką.

Kiedy słyszymy bardzo popu-larną niegdyś, szczególnie wśród szesnastowiecznych piratów histo-rię Czarnoksiężnika Oddona, który umiał chodzić po wodzie, ślizgać się po falach „bez czółna ni okrę-tu” (zakładamy, że surfing raczej nie był wtedy nikomu znany, na-wet czarownikom) – przyjmujemy zdrowym rozumem, że to bajki. Ale ówcześni rycerze spod znaku „czaszki i piszczeli” święcie wierzyli w opowieść, jakoby pewnego dnia Oddon zjawił się na pewnym okrę-cie wraz ze swoim sługą, któremu dla zabawy… obciął głowę. Ponie-waż była to jednak tylko zabawa, Czarownik postanowił umieścić ją z powrotem we właściwym miejscu ku uciesze gawiedzi piratów. Nagle jednak pojawił się inny Czarownik (zapewne konkurencja), który po-stanowił zrobić wszystko, aby to się Oddonowi nie udało. Po dość długiej walce Oddon sprawił, że na stole wyrósł kwiat lilii, a gdy tylko to się stało ściął go i… jego przeciwnik padł na pokład bez życia i bez… gło-wy. Służący swoją odzyskał i wraz z mistrzem odlecieli. Na czym… nie podano.

Dużo poważniej traktuje się już jednak słynną historię czarnoksięż-nika z Hameln. W 1284 roku Rada Miasta (fakt historyczny) poprosiła go o to, aby wybawił Hameln od plagi szczurów. Bayerus (tak na-zywano Czarnoksiężnika) dokonał tego podobno przy pomocy swo-jego czarodziejskiego fletu. Mimo, że miasto w krótkim czasie wolne było od szczurów, Rada odmówiła

CUDA NIEWIDY

Czy istnieje prawdziwa magia czyli… czy wśród nas ukrywają się

CZARNOKSIĘŻNICY?

Page 21: Gazeta Twoja Anglia numer 1

21www.twojaanglia.co.uk

zapłaty Bayerusowi. Ten zemścił się grając z kolei na innym flecie, któ-ry spowodował, że wszystkie dzieci poznikały z domów i zgromadziły się w jaskini Koppenberg, która za nimi się zamknęła na zawsze.

Tę historię należy potraktować nieco poważniej. Istnieją niezaprze-czalne dowody, że „Szczurołap z Ha-meln” żył naprawdę, że w 1284 roku miasto nawiedziła plaga szczurów grożąca dżumą i że w krótkim cza-sie Bayerus pozbył się plagi gryzoni jakimś sposobem topiąc je w Weze-rze. Co dziwniejsze zniknięcie dzie-ci również jest niezaprzeczalnym faktem historycznym. Legendy mó-wiły o wspomnianej już jaskini lub o tym, że Czarnoksiężnik przeniósł je za pomocą kolejnego fletu (strach pomyśleć ile ich miał) do Transyl-wanii, która już wtedy wzbudzała strach w całej Europie, choć do czasów Drakuli i jemu podobnych kolegów pozostało jeszcze niemal 200 lat. Jak więc było naprawdę? Otóż najprawdopodobniej „znik-nięcie” dzieci wiąże się z jedną z tak zwanych chrześcijańskich „krucjat dziecięcych” z których największa – licząca ponad 300 000 osób, miała miejsce już 1212 roku. Zdaniem ówczesnego kościoła niemieckiego, bezgrzeszność dzieci miała pokonać

Saracenów. Był to jeden z najokrut-niejszych pomysłów polityków i włodarzy kościoła – między inny-mi z Hameln. Dzieci w drodze do Jerozolimy dziesiątkami ginęły nie umiejąc zdobyć pożywienia, oraz będąc bezradnymi wobec rabusiów. Te, które przetrwały zostały sprze-dane Maurom w niewolę. Legendom związanym z czarodziejskim fletem Czarnoksiężnika z Hameln poświę-cono wiele dzieł literackich. Temat ten podejmował między innymi Go-ethe, Robert Browning, Gustav Nie-ritz a nawet bracia Grimm.

Zdumiewającym jest fakt, że czarnoksięstwem zajmowali się nawet teolodzy. Słynny w swoich czasach teolog duński Hemmingius podczas jednego ze swoich wykła-dów zaznajomił słuchaczy z dwoma tajemniczymi wersami, które miały ponoć „uzdrawiać” chorych. Zade-monstrował zdumionym studentom skuteczność swojego sposobu na ciężko chorym służącym, który dość szybko po tym zabiegu „ozdrowiał”. „Czary” Hemmingiusa stały się tak popularne w całej Danii, że Kościół zażądał zdecydowanej interwencji. Biedny teolog próbował tłumaczyć, że był to tylko jego żart, ale przez długie lata sposób Hemmingiu-sa szeroko praktykowano i ponoć

„uzdrowino” nim setki chorych. Warto być może w tym miejscu się zastanowić jak wiele z naszych cho-rób, oraz jak wiele sił do ich zwal-czania kryje się w sugestii i wierze.

Mistrz TwardowskiKażdy Polak wie, że był taki czar-noksiężnik, że Mickiewicz napisał o nim i o Pani Twardowskiej balla-dę i często na tym wiedza się koń-czy. A to kolejny przykład tego jak tak zwana „sztuka czarnoksięska”, polityka i religia często miały ze sobą tak wiele wspólnego. Otóż nasz najsłynniejszy czarnoksiężnik nie był byle kim. Działał na dwo-rze Zygmunta Augusta i pełnił rolę jego naczelnego wróżbity a bywa-ło, że i doradcy. Pozostawił po so-bie kilka dzieł dotyczących magii (niestety żadne z nich nie ocalało) i kilka przedmiotów, które ponoć „wyczarował” i używał do magii. Kilka z nich… ocalało! Najbardziej cenne są dwa zwierciadła prze-chowywane do tej pory w Polsce. Pierwsze w kościele parafialnych w Węgrowie, drugie w muzeum diecezjalnym w Sandomierzu. To bardziej tajemnicze z Węgrowa ma wymiary 56 na 46 i pół centyme-tra, jest „wyczarowane” z białego metalu (najprawdopodobniej stopu złota i srebra). Obecnie jest dość zmatowiałe i pęknięte na trzy czę-ści. Ciekawy również jest napis na ramie w języku łacińskim – Bawił się tym lustrem Twardowski, magicz-ne sztuki czyniąc, teraz przeznaczone jest na służbę Bogu. A więc pamiątki po człowieku, który zaprzedał duszę diabłu teraz przechowuje kościół i to na służbę Bogu! Dlaczego tak się dzieje? Bo Twardowski to po-stać niejednoznaczna nawet w le-gendach, które po nim pozostały. Zacznijmy od faktów. Twardowski (nie znane jest jego prawdziwe imię, przyjmuje się, że był Janem) dokonał jednego z najsłynniejszych cudów w historii Polski. Zrozpaczonemu po śmierci Barbary Radziwiłłówny królowi umożliwił ponowne spo-tkanie z ukochaną. Można by było uznać to za kolejną bajkę gdyby nie świadkowie wydarzenia. A byli nimi prócz Zygmunta Augusta, podkanc-

lerzy koronny Franciszek Krasiński, bracia Jerzy i Mikołaj Mniszchowie, oraz kilku dworzan. Duch królowej naprawdę przybył! Wszyscy to po-twierdzili. Pamiętajmy jednak, że za sprawą Davida Cooperfielda znik-nęła Statua Wolności! Co więc tak naprawdę się stało?

Historycy podejrzewają, że rolę Barbary Radziwiłłówny odegrała łudząco do niej podobna Barbara Niżanka, a król widział ducha tylko za zasłoną gdzie Twardowski kon-taktował się z nieboszczką. Chodzi-ło oczywiście o czystą politykę. Fa-talny stan psychiczny władcy mógł być zgubny dla interesów jednego z najpotężniejszych wówczas mo-carstw w Europie. Kontakt z uko-chaną i jeszcze jedno spotkanie mia-ło wyciągnąć z głębokiej depresji Zygmunta.

A teraz wiadomość, która być może niektórych zmartwi. Najpraw-dopodobniej Jan Twardowski nie był Polakiem! Czarnoksiężnik króla na-zywał się najprawdopodobniej Lau-rentius Dhur i pochodził z Norym-bergii. Przyjechał do naszego kraju już jako dorosły człowiek i zastał jak się podejrzewa aż do śmierci. Du-rus znaczy po łacinie „twardy”, stąd przezwisko nadane przez dworzan gościowi z zachodu, który był ponoć niezwykle sympatycznym kompa-nem, pił wino niezgorzej od Pola-ków, a i „dowcipem dorównywał najweselszym na Dworze”. Dlatego też ten spolonizowany Niemiec był niezwykle lubiany, także i przez króla, szczególnie po „numerze” z Barbarą Radziwiłłówną. W legen-dach potraktowano go także łagod-nie. Raczej nie jako sługę Szatana, a spryciarza, który doprowadzał do szewskiej pasji Diabła próbując go wiecznie przechytrzać. Wreszcie gdy Lucyfer dopadł go w karczmie Rzym i porwał przez komin w górę – Twardowski zaczął śpiewać kan-tyczki by przebłagać Matkę Boską, która ulitowała się nad nim i wy-rwała z rąk szatańskich. Teraz siedzi sobie spokojnie na Księżycu i choć Neil Armstrong o spotkaniu z nim nie wspominał, my wiemy swoje!

KRZYSZTOF KOTOWSKI

CUDA NIEWIDY

Page 22: Gazeta Twoja Anglia numer 1
Page 23: Gazeta Twoja Anglia numer 1
Page 24: Gazeta Twoja Anglia numer 1