WaypointPress 07

21
[1] Pruszków- Paryż, czy grupie Zdrowy rower udało się pokonać ten dytstans w zaledwie 2 tyg? str 13 Waypointowe przeboje kwartału str 3 Najnowsza klasyfikacja WaypointGame str 2 Jak utrzymać dobrą kondycję, nie jeżdżąc zimą na rowerze? Więcej na stronie 6 Ciekawe jak poszło naszym przyjaciołom z LSTR w zdobywaniu Sztokholmu.. Str 9 Wampiry już nie powrócą! Relacja polowania na wampiry na str 17 Otwocki preHarp w obiektywie str 7 Listopad - Grudzień 2009 Numer 7. WAYPOINT PRESS

description

W siódmym numerze WaypointPress znajdziecie kjlasyfikację WaypointGame oraz komiks "Polowanie na wampiry - kolejne starcie". To właśnie pod tym tytułem dziesiątego października odbył się kolejny wyścig z cyklu Alleypiast. Tych, którzy nie brali udziału w polowaniu na wampiry zachęcam do przejrzenia komiksu na str. 17. Coś dla siebie znajdą również rowerzyści, dla których zima jest okresem rowerowo pasywnym. Kosu poradzi Wam jakie ćwiczenia wykonywać , aby nie wyjść z dobrej formy i na wiosnę zadziwić wszystkich nadzwyczaj dobrym miejscem na wyścigu rowerowym. Relacja z jednego z nich – preHarpa, zorganizowanego przez Otwocką Grupę Rowerową, znajduje się na stronie 7. W poprzednich numerach WPP mogliście przeczytać o wakacyjnych planach Zdrowego Roweru oraz grupy lstr. Po wakacjach kontynuujemy wątek, tym razem relacjami z podróży po Europie obydwóch grup.

Transcript of WaypointPress 07

[1]

Pruszków-Paryż, czy grupie

Zdrowy rower udało się pokonać ten dytstans w zaledwie 2 tyg? str 13

Waypointowe przeboje kwartału str 3

Najnowsza klasyfikacja WaypointGame str 2

Jak utrzymać dobrą kondycję, nie jeżdżąc zimą na rowerze? Więcej na stronie 6

Ciekawe jak poszło naszym przyjaciołom z LSTR w zdobywaniu Sztokholmu.. Str 9

Wampiry już nie powrócą! Relacja polowania na wampiry na str 17

Otwocki preHarp w obiektywie

str 7

Listopad - Grudzień 2009 Numer 7.

WAYPOINTPRESS

[2]

WP#1081

WP#1111

Klasyfikacja generalna WaypointGame

miejsce zawodnik punkty WPo WPd

1 lec 452 187 53

2 zajączek 422 48 49

3 Adam 416 131 11

4 (1) gosia 413 220 6

5 (2) clao 377 63 18

6 Apurimac 366 104 9

7 (3) Magda 350 69 7

8 (4) ana 346 57 6

9 cbull 344 43 1

10 ASTON86 343 20 11

11 cornet 338 19 18

12 (5) majabiiii 326 27 11

13 ktone 308 36 15

14 leman 306 16 16

15 jacekdusz 306 15 8

16 slawek43332 305 49 4

17 DarekKlemens 293 45 0

18 mariano 293 23 10

19 PUG Bielany 282 16 11

20 Kemot 281 23 6

21 (6) orite 261 31 13

22 lonieks 260 28 1

23 Jerry 259 21 6

24 antek 252 63 5

25 dtuna 246 27 5

26 Grzesiek 244 13 9

27 tedi 242 40 0

28 Dejniel 238 72 0

29 uhbi 231 12 1

30 bumbaclot 226 39 1

Podczas kilku miesięcy naszej nieobecności na rynku w klasyfikacja generalna wpg uległa radykalnym zmianom. Z pierwszego miejsca na czwarte spadła Gosia, ustępując swoje pro-wadzenie Lecowi, który ustawił do tej pory naj-większą ilość waypointów (od początku maja aż 53). Drugie miejsce w klasyfikacji okupowa-ne jest przez Zajączka, który traci do Leca 30 punktów. Ostatnie miejsce na podium zajmuje Adam. Na uwagę zasługuje również fakt, że w pierwszej dziesiątce są aż 4 dziewczyny: Go-sia, Clao, Magda i Ana.Do grona waypointgame’owców ciągle do-łączają nowe osoby, jest już nas ponad 350. Podsumowanie danego miesiąca możecie przeczytać zazwyczaj w WayopintPressie, jednak już teraz, na bieżąco możesz śledzić poczynania Twoich ulubionych zawodników na stronie: www.waypointgame.pl.

WP#1172 WP#1126

[3]

Waypointowe Przeboje Z miesiąca na miesiąc powstaje coraz więcej waypointów, które są colaz lepsze jakościowo. To wasza, su-

biektywna ocena. Poniżej przedstawiam kilka pozycji, które wyjątkowo Wam się spodobały i postanowiliście

obdarować je maxymalną ilością punktów:

Waypoint #1173 Śladami historii - Cmentarz Wojenny 1915 r.

Kolejny zabytkowy cmentarz wojenny. Spoczywają na nim szczątki 68 niemiec-kich i 18 rosyjskich wojskowych. Po środku znajduje się zabytkowa a la „mini-kapliczka”.

www.waypointgame.pl

Waypoint #1171 Morysin - Brama Najlepiej dziś zachowana budowla Morysina, zaprojektowana w stylu nawiązu-jącym do średniowiecza, wzniesiona w 1846r. wg projektu Henryka Marconie-go. Położona na osi pałacu wilanowskiego, tworzyła najbardziej wysunęty na wschód punkt założenia płacowo-parkowego.

Waypoint #1161 Cmentarz wojenny 1914 r. - Marynin Cmentarz Marynin położony jest na Skarpie Oborskiej wśród pól w kępie drzew. Spoczywają tu polegli 18.10.1914r. żołnierze armii rosyjskiej i niemieckiej - w tym wielu Polaków. „KRIRGER FRIEDHOFF MARYNIN 29 DEUTSCHE 37 RUSSEN GEFALLEN 1914”. Brak wyraźnych pól grobowych. W okręgu, betonowe pięciokątne i kwadratowe stele z nazwiskami pochowanych żołnierzy. Zachowało się 12 na-zwisk żołnierzy armii niemieckiej. W centrum okręgu nieopodal głazu centralnego mniejszy głaz z na-pisem: „EIN RUSS. STABSKAPITAN OKT. 14”. Znajdują się tu również 2 kamienie polne z napisami: 6 RUSSEN, OKT. 14 oraz jeden z nieczytelnym napisem.Cmentarz ten odwiedzał wraz z córką Moniką Stefan Żeromski. Efektem tych spacerów są napisane przez niego „Pomyłki”.

Waypoint #1152 KurdwanówSpecjalnie dla wielbicieli (do których sam się zaliczam) drewnianych, mazowiec-kich kościołów, kolejny waypoint. Tym razem świątynia znajduje się na granicy Łódzkiego i Mazowsza, trochę na uboczu od głównych szlaków.Historia parafii: „Kurdwanów (Kurdbanów) jest malowniczą wioską, leżącą z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. Przez długi okres czasu podlegał gminie w Kozłowie Biskupim , zaś po II wojnie światowej , po przeniesieniu siedziby gminy przynależy pod urząd w Nowej Suchej. Data powstania tej miejscowości ginie w mrokach dziejów. Nazwa pochodzi prawdopodobnie od rodziny Kurdwanowskich, która zamieszkała te tereny (...)”

Waypoint #1151 Geograficzny środek ŁodziW sierpniu 2003 roku z inicjatywy czytelników Gazety Wyborczej w Łodzi, zlokalizowano geograficz-ny środek Łodzi. Do akcji zapoczątkowanej przez samych Łodzian, przyłączyli się historycy i znawcy miasta. Wśród wielu propozycji, gdzie jest środek Łodzi, nie było tej prawidłowej. Przeprowadzone po-miary wykazały, że geograficzny środek Łodzi, znajduje się 100 metrów na południe od skrzyżowania ulic Tuwima i Przędzalnianej. 16 sierpnia 2003 na ścianie domu przy ul. Przędzalnianej 8, uroczyście odsłonięto tablicę informacyjną.

[4]

Waypoint #1127 Dąb JagiellonNa polanie zwanej Posada Demboskie przez wiele dziesiątków lat stały zabudo-wania gajówki. O jej ścianę opierał się kiedyś, widniejący wśród krzewów lilaka, 400-letni dąb szypułkowy, jeden z trzech Jagiellońskich Dębów. Wg legend miał pod nimi jakoby siadywać sam król Władysław Jagiełło w czasie swego pobytu w opactwie czerwińskim przed walną bitwą z Krzyżakami. Na polanie pozostał już tylko jeden z dwóch dębów, trzecim jest dąb zwany również Dębem Kobendzy.

www.waypointgame.pl

Waypoint #1121 Syfczyn TamaŚwider meandrując tworzy bardzo malownicze zakola. Natomiast człowiek bu-dując zapory na tej rzece przyczynił się do powstania kilku zalewów. jeden z nich znajduje się przy zabudowaniach wsi Sufczyn. Znajdują się tu trzy jazy wodne. Najbliżej wsi znajdują się jeszcze zabudowania starego młyna wodne-go. Dziś zabudowania są w rękach prywatnych, ale zadbane.

Waypoint #1107 MusułyNa Musułach znajdują się bardzo ciekawe miejsca do jazdy na rowerze. Szcze-gólnie polecam teren położony w okolicach folwarku Firleje. Nieopodal znajduje się stadnina koni a dla spragnionych „mocnych wrażeń” ;-) polecam wędkowanie na bardzo przyjemnym łowisku.

Waypoint #1080 GassyWe wsi Gassy, znajduje się nieczynna przeprawa promowa przez Wisłę. Jej wschodni przyczółek położony jest w pobliżu Karczewa. Jest to wspaniałe miej-sce do wędkowania, choć jak można się dowiedzieć od łowiących raczej nie-zbyt bezpieczne po zmroku. Niedaleko zachodniego przyczółka znajduje się pomnik poświęcony pamięci obrońców promu z września 1939.

Waypoint #1047 Leśniczówka Krzywa GóraLeśniczówka, która przed wojną pełniła funkcję schroniska dla turystów. W roku 1939 była miejscem postoju wycofujących się znad Bzury polskich oddziałów.Sama Krzywa Góra jest jedną z ładniejszych kampinoskich wydm. Do tej pory są widoczne ślady carskich okopów z okresu I wojny. Podczas II (w 1939 roku) u jej stóp toczyły się zacięte walki o główny szlak odwrotu znad Bzury. Przeszło tędy kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, a do dziś w pobliskich bagnach można na-trafić na porzucone wówczas sprzęt i broń.

Waypoint #1038 Teresławskie StawyStawy znajdują się we wsi Ruda niedaleko Mińska Mazowieckiego. Zarówno same stawy, jak i cały system melioracyjny pochodzą sprzed drugiej wojny światowej. Utworzył je ówczesny właściciel tych ziem, Marian hrabia Starzeński. Dzięki niemu do dzisiaj działają tam tamy i jazy na Mieni, która często zalewa podmokłe równiny. Powierzchnia stawów jest imponująca, znacznie przewyższa powierzchnię stawów Falenckich. Przez teren stawów przepływa rzek Mienia, nad jazem na tej rzece zbudowano kładkę wyposażona w metalowe balustrady.

[5]

Waypoint #1149 Stawy w StarogrodzieGmina Siennica należy do jednej z malowniczych zakątków Mazowsza. Specyficzny charakter i pejzaż zapewniają rozległe stawy oraz rzeka Świder. W okolicach wsi Staro-grodzie można odnaleźć jedne z kompleksów stawowych. Składa się on z trzech zbior-ników wodnych.

www.waypointgame.pl

Waypoint #1146 Kołbiel-KapliczkaKołbiel to spora wieś położona przy drodze krajowej nr 50. Jednak przy bliższym po-znaniu można odnaleźć miejski charakter. znajduje się tam przestronny rynek, kościół i ciekawy nowy budynek Urzędu Gminy. Kołbiel posiada również bogate tradycje lu-dowe. Stąd pochodzą jedne z najstarszych wycinanek mazowieckich oraz zachował się specyficzny dialekt . Jednym z trwałych śladów sztuki ludowej są dwie kapliczki przy drodze prowadzącej z Kołobiel do Sępochowa.

Waypoint #1142 Kawęczyn/Turowice/ - park romantyczny + dworekW Kawenczynie Zachował się też neogotycki pawilon, pochodzący prawdopodobnie z połowy XIX w. W parku można podziwiać dwa mostki wzorowane na antycznych akweduktach, przerzucone przez naturalny wąwóz pod koniec XIX wieku. Ewa i Włodzimierz Bagieńscy. Obecny zespół dworsko –par-kowy istnieje w miejscu znacznie wcześniejszego ośrodka dworskiego. Drewniany dwór o tradycyjnej bryle i neoklasycystycznym detalu posiada stosowną oprawę w postaci krajobrazowego parku, które-go kompozycja wykorzystuje naturalne ukształtowanie terenu z licznymi jarami przecinającymi skar-pę starorzecza Wisły. Murowany budynek neogotyckiego pawilonu parkowego (tzw. „kaplicy”) oraz znacznych rozmiarów park o niezwykle malowniczym charakterze, z mostkami i stawami, decydują o wyjątkowości całego założenia reprezentującego tym samym wysokie walory artystyczne.

Waypoint #1141 Czachówek - most na ZielonejMost pieszy na Zielonej, na wysokości Czachówka

Waypoint #1136 Mogiły –WPG łączonyW okolicach Krępy można znaleźć dwa cmentarze z 1915 roku, w których pochowano żołnierzy rosyjskich, niemieckich i austriackich poległych podczas walk w tym rejonie.Cmentarz pierwszy znajduje się przy czerwonym szlaku rowerowym biegnącym pomiędzy wsiami Czarny Las i Dobiesz z tyłu gospodarstwa agroturystycznego. Cmentarz z drugą mogiłą znajduje się w miejscowości Wola Dobieska.

Waypoint #1100 Głaz MszczonowskiW miejscowości Zawady można obejrzeć drugi, co do wielkości głaz narzutowy w Polsce o obwodzie około 40m. Głaz był jeszcze większy, ale w okresie międzywojennym odłupano duży fragment do celów budowlanych. Obecnie głaz jest uznany za pomnik przyrody.

[6]

Roztrenowanie

Złota polska jesień… wyglądam przez okno, żeby ją zobaczyć. Deszcz czasem ze śniegiem temperatura około zera i wieje. Chce Wam się jeździć rowerem? Nie oszukujcie się – wiem, że nie. No i dobrze. W tym okresie można, a nawet wskazane jest odpuścić treningi. Oczywiście nie zupełnie ale 2-3 jazdy w tygodniu jak najbardziej wystarczą. Jest to okres przejściowy czyli taki, w którym głównym celem jest odpoczynek. Nie znaczy to, że należy zasiąść na kanapie i oglądać TV. Mam na myśli aktywny wypoczynek czyli uprawianie różnych dyscyplin sportu ale przy niskiej intensywności. W tym czasie warto także poćwiczyć części ciała często zaniedbywane przez kolarzy czyli wszystko od pasa wzwyż. Bardzo wskazane są wizyty na siłowni i na basenie. Jeśli chodzi o trening siłowy polecam stosować plan „Full Body Workout” (FBW) czyli ćwiczyć wszystkie mięśnie po kolei – najlepiej po 2 ćwiczenia na każdą partię mięśni. Wykonujemy 3-4 serie każdego ćwiczenia po 8-12 powtórzeń co korzystnie wpłynie na wytrzymałość siłową i nie spowoduje znacznego wzrostu wagi. Odwiedzając pływalnie warto pływać kraulem lub grzbietem. Te style wzmacniają mięśnie stabilizujące sylwetkę oraz obręcz barkową nie obciążając przy tym stawów jak styl klasyczny. Dodatkowo pływanie powoduje wzrost pojemności płuc.Ciekawym sportem, bo wykonywanym na świeżym powietrzu jest bieganie. Wzmacnia nogi, ćwiczy ogólną wytrzymałość i jest całkiem przyjemne. Na początku warto zacząć od marszobiegów i stopniowo skracać czas marszu, aż do momentu

kiedy będziesz mógł biec przez godzinę. Biegamy tylko w terenie lub po bieżni w obuwiu do tego przeznaczonym! Inaczej łatwo o kontuzje.Jeśli lubisz jeszcze jakiś inny sport śmiało możesz go teraz wykonywać. Wszelkiego

rodzaju gry zespołowe, sporty walki czy co tam sobie wymyślisz są jak najbardziej wskazane. Może lubisz turystykę pieszą? Jeśli tak pakuj plecak i pędź w góry.Co z rowerem? Ogranicz do 2-3 jazd tygodniowo. Jeśli pogoda pozwala trenuj w terenie. To dobra pora na ćwiczenie techniki jazdy. Mokre i śliskie szlaki

szybko zweryfikują Twoje możliwości panowania nad jednośladem. Pamiętaj tylko, żeby nie wysilać się – na to przyjdzie jeszcze czas. Co dalej? Około początku roku lub końca poprzedniego warto już wykonywać treningi bardziej wyspecjalizowane, czytaj: na rowerze. Stopniowo zmniejszaj udział innych dyscyplin i zwiększaj ilość treningów na jednośladzie. Warto trenować przy pomocy trenażera. Wtedy buduję

się bazę czyli fundament na którym powstanie Twoja

prawdziwa forma. Czym mocniejszy

i solidniejszy on będzie tym lepszą formę b ę d z i e s z w stanie wyp racować czego z całego

serca Ci życzę!

Marcin (Kosu) Koseski

[7]

Za nami kolejny już preHarp. Tym razem odbył się on w urokliwych okolicach Celestynowa. Podczas tego wyścigu zawodnicy mieli za zadanie zaliczyć jak najwięcej (a najlepiej wszystkie!) z 15 punktów kontrolnych w jak najkrótszym czasie. PreHarp to typowy wyścig na orientację, w którym trasę między punktami wybierasz sam. W tym przypadku optymalna trasa wynosiła 100 km, a limit czasowy w którym należało pokonać cały dystans – 7 godzin. Większości zawodnikom nie sprawiło to żadnego problemu, jednak nie wszystkim.. Dość zróżnicowany teren jazdy i nieco poukrywane punkty zalazły za skórę nie jednemu zawodnikowi. Samym organizatorom rozwiezienie punktów samochodem zajęło tylko.. 10h!

Po odwiedzeniu większości punktów kontrolnych(PK) (niestety nie udało mi się zaliczyć wszystkich) mam ochotę wrócić tam i odwiedzić ponownie te okolice. Punkty bardzo „swojskie”: Stara cegielnia (pozostałość pieca), ambona, Osiecka (początek wypływu), Bielna Góra (szczyt), piaskarnia, opuszczone gospodarstwo, Bagno Całowanie (początek ścieżki przyrodniczej) – czy miejsca o takich nazwach nie kojarzą wam się z czymś? Oczywiście w podobnych miejscach ustawiane są wasze ulubione Waypointy. Na uwagę zasługuje również fakt, że lokalizacja tych punktów nie była przypadkowa. Organizatorzy zadbali o to, by trasa była zróżnicowana, obok pól rolnych znalazły się leśne szlaki, a także zwykłe wiejskie ścieżki które należało

pokonać, aby dostać się do PK.

Najszybszym w całej stawce 74 zawodników okazał się Piotr Dymus z teamu Speleo Salomon. Chwilę później, z szóstym wynikiem w klasyfikacji ogólnej, pojawiła się Anna Kamińska. Meta była usytuowana w nadleśnictwie Celestynów, gdzie po wyścigu odbyło się integracyjne ognisko. OGRy (Otwocka Grupa Rowerowa) zadbali o to, aby każdy po wyścigu uzupełnił płyny oraz poziom cukru we krwi, uraczając nas pysznymi kiełbaskami, ciastem, bananami oraz napojami.

Następny preHarp zapewne, zgodnie już z tradycja odbędzie już wczesną wiosną. W imieniu organizatorów już teraz na niego zapraszam!

preHarp jesień’09

[8]

preHarp w obiektywie

Zawadka (stogi siana) Piaskarnia (pochylona sosna)

META

Przerwa na odpoczynek W drodze na kolejny PK

[9]

Po wielu miesiącach przygotowań, wreszcie nasze marzenie o większej zagranicznej wyprawie zaczęło się spełniać. Kiedy postawiliśmy swoje koła na dworcu PKP w Szczecinie w naszych głosach grała już nutka podekscytowania przed przygodą jaka miała się lada chwila rozpocząć…

Początek zdawał się być nieco chaotyczny, wyjazd z Szczecińskiej metropolii wśród dość sporego ruchu samochodowego prowadząc ponad 100kg obładowane maszyny, był nieco kłopotliwy. Jednak już godzine później mknęliśmy piękną leśną szosą w kierunku granicy Polsko Niemieckiej! Tuż przed samym jej przekroczeniem podczas postoju w przygranicznym sklepie, spotyka nas rowerzysta, który zainteresowany naszym bagażem i widząc trzy flagi na sakwach, oferuje swoją nawigacyjną pomoc. Prowadzi nas boczną droga na rowerowo/piesze przejście graniczne. Jedzie z nami jeszcze kawałek a później odbija w kierunku Pasewalk. Nasza już dwu osobowa grupka rusza więc dalej w głąb Niemiec.

Nogi niczym zaczarowane, pchają rowery do przodu, nie zwracamy uwagi na ciężar, zachwycamy się krajobrazami, które są jakże różne od tych widywanych w Polsce. Pierwszym kontrastem, jaki napotykamy, są drogi rowerowe. To nie ścieżki z koślawej czerwonej kostki Bauma, zdecydowanie można zaakcentować, że są to drogi! Każda główna wylotówka między niemieckimi miastami, posiada towarzyszącą jej drogę dla ruchu pieszego i rowerowego. Asfaltowe węże są nie tylko oddalone od ciągu samochodowego, ale także doskonale utrzymane i oznakowane. Na równej jak stół nawierzchni rower

mknął jakby zachęcony do jazdy. Malowniczość okolicy przechodziła nasze najśmielsze wyobrażenia. Przez wiele kilometrów jechaliśmy obok siebie i długo rozmawialiśmy. Otoczeni przez tereny rolnicze czasem znikaliśmy między wielkimi łanami zbóż, gdy asfaltowy szlak przecinał pola. Jakże inaczej wygląda wieś w Niemczech, przekonywaliśmy się nie tylko patrząc na wielkoobszarowe uprawy, ale także jadąc przez małe miejscowości. Ich czystość, zadbanie i precyzja, z jaką zostały zbudowane zaskakiwały chyba najbardziej. Równo przystrzyżone trawniki i malownicze biało-czarne stodoły dodawały temu wszystkiemu uroku. Napotkani ludzie pozdrawiali nas z serdecznością niejednokrotnie częstując wiśniami czy truskawkami, których wysyp przypadł na czas naszego wyjazdu.

Pasewalk to pierwsza z miejscowości, jaką odwiedzamy. Specyficzna nazwa tego miasta wzięła się od słów „poz” wał obronny, oraz „volc” wilk i oznacza tym samym „gród Wilka”. Tym bardziej zaskakuje herb miasta, jaki widnieje na jednym z budynków. Są to 3 głowy Gryfów na granatowym tle. W mieście panuje specyficzny klimat. Czas jakby płynął tam wolniej, jadąc po doskonale utrzymanych, brukowanych uliczkach, między urokliwymi małymi kamieniczkami czujemy się jak dawni posłańcy wjeżdżający do miasta na koniach.

Mknąc dalej Niemieckimi drogami,wolno wkraczamy w obszar pojezierzy. Malownicze akweny skryte pośród drzew są ostoją wodnego ptactwa, które licznie gromadzi się brzegach. Słońce na bezchmurnym niebie, które od początku wyprawy towarzyszy nam w jeździe, skłania nas do postoju nad jednym z takich zbiorników. W miejscowości Ludorf

nad przepięknym jeziorem Muritz,(tu z u umlaut) robimy sobie przerwę na moczenie nóg. Okolica jest przecudna, pobliski dworek przekształcony w restauracje z parasolkami i pobliska przystań, nadaje temu miejscu prawdziwego uroku. Chlapaniu w wodzie nie ma końca. Zmęczone nogi reagują od razu na delikatnie chłodną wodę. Podczas kiedy ja się chlapie Radek spaceruje nieopodal badając okolice. Zaskakuje nas tam jednak dość zabawna rzecz. A w zasadzie cała masa tych „rzeczy”. A mianowicie plaga biedronek!! Początkowo zostałem zaatakowany przez jedną przy wejściu do wody ale zbagatelizowałem to, jednak kiedy wróciłem do rowerów okazało się że to był zmasowany nalot! Na siodełkach siedziało kilka a na rowerach w innych miejscach także spacerowało kolejnych kilka. Ku naszemu zaskoczeniu nie było to tylko punktowe. Wylegując się na pomoście na przystani wielokrotnie tego dnia spotykaliśmy biedronki w najbardziej nieprzewidywalnych miejscach – nawet w pozostawionym otwartym bidonie znalazło się kilka.

Drugi dzień kończyliśmy w okolicach jeziora Plauer, gdzie zanim położyliśmy się spać pogubiliśmy drogę i starając się ominąć autostradę trafiliśmy do kolejnej turystyczno portowej wioski Lenz. Początkowo totalnie zgłupieliśmy, bo jezioro Plauer wedle naszych przewidywań miało pojawić się z za lasu po lewej stronie. Jakże było nasze zaskoczenie, kiedy akwen zalśnił z prawej strony! Uznaliśmy to za zrządzenie losu i nie przejmując się, ruszyliśmy na okrążenie zbiornika. Okazało się że odcinek dookoła Plauer, był jednym z najbardziej urokliwych tego dnia. Jechaliśmy równą leśną ścieżką wzdłuż brzegu, niejednokrotnie wspinając się łagodnie na skarpy.

Sztokholm zdobyty!W ostatnich numerach WaypointPress przed wakacjami mogliście przeczytać o wakacyjnych planach

rowerowych zapaleńców: grupy LSTR, która atakowała Szwecję oraz Zdrowy Rower, która z kolei wybie-

rała się do Paryża. Oczywiście obydwa cele zostały zrealizowane. A jak było podczas podróży?Czy mieli

jakieś przygody? O tym możecie przekonać się tylko czytając poniższe relacje.

[10]

Przy chylącym się ku zachodowi słońcu, które przecedzało się między wielkimi dębami i klonami dukt wyglądał jak zaczarowany. Wydawało się, że gdy zamkniemy oczy i znów je otworzymy pojawią się rycerze, smoki i cofniemy się do średniowiecznych Niemiec.

Dzień trzeci rozpoczęliśmy dość wcześnie, już o 11 byliśmy w trasie. Upał, jaki lał się z nieba od wczesnych porannych godzin nie pozwolił na wylegiwanie się w namiocie. Jadąc przez leśne szutry bez koszulek z upragnieniem wyglądaliśmy choćby najmniejszego jeziorka. Jednak im wyżej kierowaliśmy się na północ, tym akwenów było mniej a teren stawał się bardziej płaski. Z kolejnymi kilometrami temperatura nie spadała a na niebie pojawiły się złowrogie sine chmury. Do Wismar było już coraz bliżej a nadzieja ominięcia ulewy motywowała nas do jazdy. Dwuosobowy Tour de Germany nabrał rozpędu. Staraliśmy się uciec z pod ramion żywiołu, jaki nas gonił. Pchani frontalnym wiatrem i zmieniając się na prowadzeniu wielokrotnie, gnaliśmy ile sił w nogach. Niestety wysiłki się nie opłaciły i z nieba lunęła na nas ściana wody. Ostatkiem sił wtoczyliśmy się pod jeden ze sklepów gdzie przywitały nas uśmiechnięte twarze gawędzących Niemiek.

Padało około godziny a w tym czasie, schowani pod markizą sklepowa, urządziliśmy sobie posiłek. Zakupiony

wcześniej chleb i wiezione konserwy oraz ostatnie zapasy batoników. Można

p o w i e d z i e ć uczta. Posiłek pozwolił nam się zregenerować i nieco przeschnąć. Po każdej burzy przychodzi słońce, jadąc dalej z miejsca posiłku żegna nas prześliczna tęcza, która malowniczo rozkłada się nad trasa którą kierujemy się na północ.Tego dnia pod wieczór udaje nam się w końcu dotrzeć do upragnionego morza! Wismar już wolno cichł, kiedy przemykaliśmy jego ulicami. Zachód słońca nad morzem tego popołudnia był czymś niesamowitym. Stojąc po kolana w ciepłej wodzie wpatrywaliśmy się, jak wielka ognista kula z pomarańczowej robi się czerwona aby wreszcie z gracją utonąć za horyzontem…

Od Wismar rozpoczyna się jakby

drugi etap podróży. Nie wydzielaliśmy go w planowaniu jednak różnice

dało się odczuć. Rowery już nieco lżejsze(pozbawione

kilku konserw) toczyły się jakby sprawniej.

Okolica także inna. Od tego dnia Morze t o w a r z y s z y ł o nam aż do samej Szwecji. Jadąc przez

n a d m o r s k i e m i e j s c o w o ś c i

pełne turystów, wpatrywaliśmy się w

błękit wody upstrzony cała masą białych żagielków.

Po burzy z przed dnia, nie było ani śladu, słońce grzało miło a nogi znów rwały się do jazdy. Wysokie klifowe wybrzeża i kamieniste plaże. Wielkie nadmorskie deptaki i wąskie szlaki tuż przy plaży, wszystko to zdawało się wpisywać w ów drugi etap wyprawy. Po czterech dniach jazdy i 480km pożegnaliśmy Niemcy, zamykając tym samym pierwszy wielki punkt tego wyjazdu. 19 lipca o świcie po nocnym deszczu budzimy się i ruszamy na podbój Dani, która mimo że tak blisko nieco różni się od sąsiadów z południa.Realizujemy jednak dalej program nadmorskiej, bałtyckiej jazdy, i w miare możliwości trzymamy się wybrzeża, by cieszyć się widokiem tego wielkiego bałtyckiego śródziemnego akwenu.

[11]

Kraj niezwykle zadbany i czysty podobnie jak Niemcy i Dania doskonale dba o rowerzystów. Drogi rowerowe, skrzyżowania z przejazdami rowerowymi oraz cała masa udogodnień sprawia że czujemy się częścią ruchu drogowego a nie jego marginesem, jak to niestety często bywa w Polsce.Dania to kraj mostów, i wiatraków. Rzeczywiście te słowa się potwierdzają. Nie dane nam jednak przejechać wieloma gdyż trasa kieruje nas ku północy. Jednak mijamy je i z oddali zarówno wiatraki jak i mosty prezentują się i liczebnie i jakościowo bardzo okazale!Kraj dość cichy i jakby jeszcze spokojniejszy niż Niemcy, ludzie nigdzie nie pędzą a jadąc wiejskimi asfaltami rzadko, kiedy spotykamy mieszkańców.

Już drugiego dnia w Danii zbliżamy się do stolicy. Wjazd do Kopenhagi jest długi i monotonny. Przedmieścia niskiej zabudowy przypominają osiedla z amerykańskich filmów. Każdy z mieszkańców ma dom z garażem i symboliczne 40cm ogrodzenie lub zielony żywopłot. Chodnik po obu stronach ustępuje miejsca szerokiej asfaltówce z wydzielonym pasem dla rowerów w obu kierunkach. Jadąc przedmieściami zauważamy ciekawe rozwiązania drogowców. Zamiast, garbów zwalniających, ograniczeń prędkości czy innych dziwnych zabiegów droga osiedlowa, co jakiś czas wyraźnie zwęża się by kierowca musiał zwolnić. Przejazd owym wąskim gardłem jest możliwy dla dwóch pojazdów jednak z zachowaniem odpowiedniej precyzji a co z tym idzie i niższej prędkości.

W owych miejscach najczęściej stawiane są przepiękne betonowe wazony z kwiatami lub zwyczajnie siany trawnik. Innym sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa w przedmieściach są małe dość przepustowe rondka. Każde posiada dookoła po za chodnikiem wydzielony fragment pasa dla rowerów. Nie musimy wiec kluczyć tylko na równi z samochodami wjeżdżamy na ruch okrężny i bezkolizyjnie jedziemy dalej. Rozwiązania proste są zawsze najlepsze. Wjazd do Stolicy jest płynny i niezauważalny. Droga jest wciąż szeroka z pasem dla rowerów a domki ustępują miejsca większej miejskiej zabudowie. Im bliżej centrum tym więcej rowerów i przywieli dla rowerzystów.

[12]

Przemy ulicą rowerową, gdzie pas dla jednośladów szerokością nie ustępuje temu samochodowemu. Oddzielne przejazdy przez skrzyżowania, ścieżki po obu stronach czy specjalnie wydzielone miejsca przed światłami dla zatrzymania się dużej liczby rowerzystów. Te wszystkie udogodnienia sprawiają że naprawdę czujemy się wyjątkowo. Jakby tego było mało ludzi na dwóch kółkach jest tam zdecydowanie więcej niż samochodów poruszających się po centrum. Kiedy docieramy do ścisłego środka miasta zaczynamy lekko się gubić. Bynajmniej nie z powodu złego oznakowania a raczej z powodu ilości poruszających się jednośladów. Mijani co jakiś czas przez ludzi na siodełku musimy uważać by swoimi obładowanymi kolosami nie zaburzyć ruchu cyklistów. Każda rowerowa trasa ma, co jakiś czas tablice kierunkową przy skrzyżowaniu z dystansem do poszczególnych dzielnic, zabytków czy ulic. Gdzie okiem sięgnąć widać rowery. Zaparkowane są wszędzie. Najróżniejsze i w masie, jakiej nie potrafiliśmy sobie wyobrazić. Stojaki w stylu podkowa są przed każdym sklepem, urzędem, kioskiem… Przy większych budynkach wielkie parkingi rowerowe zaskakują porządkiem i masą rowerów. Jednak to co nas tknęło to fakt że wielu ludzi nie zapina roweru gdy go zostawia pod sklepem. Przypięte rowery są tylko na noc lub na czas dłuższego z nich nie korzystania. W codziennym ruchu mieszkańcy stawiają rower na stojaku i idą załatwiać swoje sprawy. To zachowanie jest tak machinalne że dla nas bardzo wyraziste.Tam jednośladów nie liczy się w setkach a raczej w tysiącach. Jadąc przez przeróżne dzielnice Kopenhagi spotykamy rowery zapomniane stojące gdzies zostawione przez wiele lat. Jedne wywrócone inne już pokryte mchem. Nikną gdzieś pośród świeżo zaparkowanych.Kopenhaga jest miastem bardzo dobrze zorganizowanym, ruch rowerowy zdaje się idealnie dopełniać klimatu tego miejsca. Nowoczesne budynki nie wyróżniają się raczej w ciekawy sposób komponują z starszymi kamienicami, przepięknie

odrestaurowanymi. Zadbane brukowe uliczki i malownicze nadmorskie położenie sprawia że będąc tu naprawdę czujemy się jak w innym świecie. Kilka odmiennych od siebie dzielnic sprawia że przemieszczając się miedzy nimi przechodzimy wraz z otaczającym nas miastem metamorfozę. Na nas największe wrażenie zrobiła Kopenhaska Wenecja. Porozcinana kanałami ze stateczkami i urokliwymi mostkami.

Będąc w stolicy, nie mogliśmy nie odwiedzić budynku Geocenter. Siedzibę mają tam dwa wydziały Geografi i Geologi, które w rowerowy sposób staraliśmy się reprezentować na tym wyjeździe. Dzięki uprzejmości jednego z napotkanych studentów weszliśmy do środka. Opustoszały budynek po godzinach pracy wydawał się niezwykle dostojny. Cicho pozaglądaliśmy w kilka zakamarków jednak zarówno pogoda za oknem – wielkie sine burzowe chmury, jak i późna godzina, nie pozwoliły nam na dłuższe zwiedzanie.Ruszając powoli w kierunku północy odwiedzamy kopenhaską Syrenkę i nadmorski fort. Gdy jednak na głowę zaczyna padać deszcz decydujemy się na zakończenie zwiedzania tej jakże ciekawej stolicy rowerzystów i ruszamy dalej w podróż by jeszcze tego samego dnia po 120 km powitać wybrzeża Szwecji.

Po 2 krajach i 750kilometrach docieramy wreszcie do docelowego elementu wyprawy. Szwecja ogromny kąsek na który zakrawaliśmy się od tygodnia. Wprawieni w warunki jazdy, rozgrzani niemieckim słońcem i zroszeni duńskimi deszczami, dotarliśmy wreszcie! Adam Skop

Koniec części pierwszej, nieostatniej

Jeśli chcesz wiedzieć jak zapamiętali Sztokcholm rowerzyści z teamu LSTR nie możesz przegapić następnego numeru WaypointPress!

[13]

Trasa Pruszków - Paryż wg Zdrowego Roweru!Kolejna relacja z rowerowych wakacji, tym razem Zdrowego Roweru. Jak było? Jakie mieli przygody? O

tym dowiesz się tylko czytając poniższy dziennik. jednego z uczestnika wyprawy - Kamila.

05.06.2009Tydzień temu rower wrócił z serwisu. Dzięki zniżce w KOMOBIKE wydałem tylko 500 zł. Rower został kompletnie przebudowany pod dalsza jazdę. Doszły sakwy, bagażnik, światła, lusterko, nowa kaseta, łańcuch i inne pierdoły. Wszystko jest gotowe. Pozostało jedynie spakować rzeczy i w drogę. Planujemy wyjazd jutro o godzinie 5.00

06.06.2009 Wstałem kolo 4.30. Planowaliśmy wyjazd o 5 ale nie dało rady. Spotkaliśmy się na pomniku za moim blokiem. Przyszli moi rodzice. Wy j e c h a l i ś m y koło 5.30.Rano było strasznie zimno. Miałem na sobie długie spodnie kolarskie, rękawiczki i czapkę zimową. Na szczęscie mieliśmy bezchmurne niebo więc słońce szybko zaczęło nas ogrzewać.

W jednej z miliona wsi przez które przejeżdżaliśmy a dokładniej w połowie drogi do Łodzi przytrafiła nam się fajna sytuacja. Zapytaliśmy o drogę, a gospodarz poczęstował nas truskawkami. Zjedliśmy kilka i zapytał czy któryś z nas jest wolny bo ma córkę na wydaniu. Mówił całkiem serio… Powiedział, że jego córka wybiera się na studia do warszawy więc chciałby ją wydać za jakiegoś warszawiaka. Zostawiliśmy mu namiar na nas w razie jakby jego córka na serio chciała wejść z nami w bliższy kontakt.

Do Łodzi dojechaliśmy dużo później niż planowaliśmy, bo droga prowadziła przez same wzniesienia. Na początku mieliśmy nocować w Łodzi w schronisku młodzieżowym

ale postanowiliśmy przejechać jeszcze kilkanaście kilometrów. Przez Łódź przeprowadził nas Mariusz, który skontaktował się z nami już kilkanaście dni przed wyjazdem. W Łodzi zjedliśmy obiad – pyszne spaghetti. Przy pomocy Mariusza szybko wyjechaliśmy z miasta. Po mniej więcej 2 godzinach drogi zaczęło mocno padać, wiec zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. Wypatrzyliśmy z drogi coś w rodzaju świetlicy do

której dostaliśmy klucz od miejscowego sołtysa.

Mieliśmy więc pierwszy nocleg

za darmo i w suchym m i e j s c u … Koło 21 odwiedził nas

pan Zbyszek, który miał „chore

nogi” bo wypił pół litra i musieliśmy

mu pomagać chodzić. Bardzo troszczył się o Patrycję

i o to czy da sobie radę. Przejechaliśmy 160km w 7h 27min

07.06.2009 Wyruszyliśmy o 9 rano. Padał deszcz, kilkanaście kilometrów jechaliśmy pod wiatr. Przejeżdżaliśmy przez miasto Ostrzeszów w którym roi się od pięknych kobiet ! Za ostrzeszowem zatrzymaliśmy się w spożywczaku. Kupiliśmy kilka butelek wody i już mieliśmy odjeżdżać, kiedy na parking podjechał czarny mercedes. Wysiadło z niego dwóch panów w podeszłym wieku. Byli to miejscowi „biznesmani”, którzy jak usłyszeli, że jedziemy do Francji na rowerach złapali się za głowy i zaczęli rzucać

nam propozycje pomocy. Kupili nam po pepsi, oferowali nocleg, jedzenie i picie, zrobili sobie z nami pamiątkowe zdjęcie i życzyli powodzenia w dalszej podróży. O 21 zaczęliśmy rozglądać się za noclegiem. W jednym z miast znaleźliśmy pole namiotowe lecz nikt nie chciał nas tam przyjąć – podobno nie było miejsc. Moja rozmowę z szefową campingu podsłuchała jakaś kobieta i powiedziała, że jej mąż ma do wynajęcia domek za 160 zł. Zaczęła się długa rozmowa na temat pieniędzy. Przedstawiłem nas jako organizację, powiedziałem jaki mamy cel itp… on chyba cos w nas zobaczył i dostaliśmy nocleg za 80 zł w tak świetnym domku, że mógłbym sam tyle zapłacić ! po raz pierwszy od wyjazdu z domu dokładnie umyliśmy. Dzisiaj śpimy w wygodnych łóżkach…Przejechaliśmy 142 km w 6h 51 min.

08.06.2009 Dzisiejszego dnia nic ciekawego się nie działo. Praktycznie cały dzień jechaliśmy głównymi trasami. Powoli zaczyna się górzysty teren co od odbija się w ilości przejechanych kilometrów. Rozdzieliliśmy się przed Wrocławiem. Razem z Patrycja skoczyliśmy na rynek do studenckiej knajpy Multi Food, gdzie zjedliśmy pyszny obiad. Z Chłopakami spotkaliśmy się na rynku.

Oprowadziłem ich kawałek po mieście i mniej więcej po 18 wyjechaliśmy z Wrocławia.

Mamy nocleg… śpimy na kawałku odgrodzonego kawałka zieleni które ktoś nazwał polem namiotowym. Poza kilkoma krzakami i jeziorem nic tam nie ma. Za nocleg zapłaciliśmy po 2,50 za osobę. Po raz pierwszy rozłożyliśmy dziś namioty. Śpię w jednym namiocie z Piotrkiem. Wyczyściliśmy dokładnie łańcuchy w rowerach. Cały nasz sprzęt przykryliśmy folią malarską. Trochę się boję o nasze rowery. To najważniejsza rzecz jaką mamy… Przejechaliśmy 125km

09.06.2009 Rowery stoją tam gdzie stały. To jest najważniejsze. Rano jest strasznie zimno. Przebiegliśmy się z Piotrkiem kawałek więc jest nam trochę cieplej. Właśnie na palniku gotuje się woda więc zaraz idziemy jeść śniadanie i ruszamy dalej.Cały dzień ostro dogrzewało nam słońce. Kilka kilometrów przed Strzegomiem Patrycja wpadła w dziurę i straciła bagażnik. Znaleźliśmy sklep rowerowy. Adam z Patrycją zajęli się naprawą roweru, a my z Piotrkiem poznaliśmy Pana Staszka, 60 letniego kolarza, który dziękował Bogu, że młodzi ludzie jeszcze zajmują się takimi rzeczami. To było bardzo miłe spotkanie…Godzinę później ruszyliśmy dalej. Ktoś w Strzegomiu pokierował

nas „skrótem” przez miejscowość Kaczorów. Okazało się, że była to chyba największa góra w okolicy i nawet samochody mają problem z wjechaniem na nią w zimę. Mieliśmy 10 km non stop pod górę. Na początku było w miare łagodnie ale później zrobiło się tak stromo, że rower zostawiony na dwóch hamulcach zsuwał się w dół. Myślałem, że umrę podczas podjazdu ale jako jedyny pokonałem Kaczorowo bez wprowadzania roweru. Rozpłakałem się ze szczęścia na szczycie… było to coś więcej niż sam wjazd, to było cos w rodzaju walki z samym sobą która wygrałem... Odpoczęliśmy chwilę na górze i zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Nigdy tak szybko nie jechałem na rowerze. Mój licznik pokazał 64km/h,

a Patrycji aż 70km/h !.Kolejne górki pokonywaliśmy już bez większych problemów. Koło 21 dojechaliśmy do Jeleniej Góry, gdzie w niewyjaśniony sposób skrzywił mi się wętyl i musiałem wymienić dętkę.Załatwiliśmy sobie nocleg w miejscowym schronisku młodzieżowym po 15 zł za osobę. Rozpakowaliśmy się i szybko skoczyliśmy na miasto. Byliśmy w świetnej knajpie „Kaligrafia” niedaleko rynku. Zrobiliśmy tylko 92km z czego większość pokonując góry…

10.06.2009Zebraliśmy się dopiero o 9.30. Naszym celem było dojechanie do Jakuszyc w których znajdowało się przejście graniczne z Czechami. Mniej więcej o 14 przekroczyliśmy granicę. Dzień nie różnił się zbytnio od poprzedniego. Cały czas poświeciliśmy na pokonywaniu granicznych gór więc licznik pod koniec dnia pokazał tylko 95 km.Nocleg znaleźliśmy niedaleko miasta Turnow na polu namiotowym za 340 koron (coś około 55 zł) za całą grupę. Zaraz przed samym wjazdem na pole namiotowe Patrycja spadła z roweru. Sama nie potrafi powiedzieć jak to się stało. Całe uderzenie na szczęście poszło na kierownice. Przejechaliśmy jedyne 95 kilometrów a czujemy się jakbyśmy zrobili z 200… Górzysty teren daje nam się we znaki…

[14]

[15]

11.06.2009Po raz pierwszy udało się nam tak rano wstać. Obudziliśmy się równo o 6.00. Z relacji reszty grupy dowiedziałem się, że obok naszego namiotu w nocy przechodził Jeleń albo inne leśne stworzenie dużych rozmiarów. Nic nie pamiętam bo tak mocno spałem…Wyjeżdżając z Turnova przejąłem rolę nawigatora i mniej więcej o 17 dojechaliśmy do Pragi. Na przedmieściach wyprzedziła nas seksowna kolarka, którą razem z Piotrkiem goniliśmy przez ładne kilka kilometrów… ach… gdyby nie te sakwy…Godzinę zajęło nam przebicie się przez tłumy i korki w mieście. Około 18 weszliśmy do recepcji schroniska młodzieżowego i na wstępnie zabiły nas ceny. Za 4 osoby musielibyśmy zapłacić coś około 2500 koron (ponad 400 zł ), co mocno odbiegało od naszych finansowych możliwości. Wychodząc ze schroniska spotkaliśmy polaka, który pracował jako śmieciarz. Polecił nam żebyśmy szukali noclegu we wschodniej części miasta o nazwie Żiszkow. Jechaliśmy i jechaliśmy… robiło się późno a ceny wcale nie były mniejsze. W pewnym momencie Patrycja zapytała pierwszej lepszej osoby o jakikolwiek nocleg. Okazało się, że niedaleko jest akademik w którym może nas przyjmą. Dogadaliśmy się bez problemu.

Za dwa noclegi zapłaciliśmy po 480 koron za osobę, więc los się do nas uśmiechnął. Wypraliśmy wszystkie rzeczy, przepakowaliśmy sakwy i w końcu się umyliśmy. Okazało się, że Piotrek stracił jedną szprychę, więc musimy jutro odwiedzić sklep rowerowy.Dziś i jutro śpimy w wygodnych łóżkach ! jutro nie dotykamy w ogóle rowerów. Planem jest zwiedzenie Pragi…

Przejechaliśmy 110 km w 7h i 13min.

12.06.2009 Wstaliśmy o 11.30. Wyspaliśmy się jak nigdy… Siedzimy właśnie przy rowerach. Piotrek stracił szprychę, Adam wymienia klocki hamulcowe, Patrycja narzeka na łańcuch a ja

mam jakieś luzy w suporcie z którymi muszę się pogodzić. Upraliśmy wszystkie ubrania, które teraz schną na sznurkach rozwieszonych po całym pokoju.Wrociliśmy właśnie z miasta. Piotrek naprawił koło za 60 koron. Była to tylko kwestia odkręcenia kasety. Zwiedziliśmy trochę miasta i długo szukaliśmy dobrego miejsca na zjedzenie obiadu. Wszędzie było tak drogo ze szkoda gadać… W końcu znaleźliśmy niezłą knajpkę, gdzie zjedliśmy knedlicky z gulaszem + piwo za 860 (około 140 zł) koron liczone za wszystkich. Idziemy do pokoju Adasia który śpi oddzielnie planować dalszą trasę, a później spać…

13.06.2009 Wstaliśmy równo o 6. Skończyliśmy się własnie pakować więc pewnie niedługo wyjedziemy. Ścieżkę rowerową do Francji udało nam się znaleźć dopiero koło 11, bo wybraliśmy się jeszcze na most Karola. Spotkaliśmy tam małżeństwo pochodzące z Polski z którym zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Po trafieniu na właściwą trasę znaleźliśmy się w 7 niebie. Jechaliśmy świetnie przygotowaną dla rowerzystów trasą, która szybko wyprowadziła nas z miasta. Czar niestety szybko prysł bo oznakowanie trasy było tragiczne i już po kilkunastu godzinach zgubiliśmy się gdzieś w okolicznych wsiach. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu trzymać się na razie ścieżki i na własną rękę ruszyliśmy wojewódzkimi drogami które ciągną się wzdłuż autostrad do Pilzna.Nocleg znaleźliśmy na ogródku u jakiejś kobiety, która ogłasza się jako pole namiotowe. Zapłaciliśmy po 100 koron (17 zł) od osoby. Do naszej dyspozycji była toaleta i prowizoryczny prysznic. Dostaliśmy od kobiety wisiorek na szczęście i dowiedzieliśmy się, że brała kiedyś udział w rajdach samochodowych.

14.06.2009 Piotrek stracił drugą szprychę. Niestety jest niedziela więc musimy jechać dalej pomimo usterki. Siedzimy właśnie przed szpitalem w Pilznie. Czekamy na werdykt co z nogą Patrycji i losem dalszej wyprawy…

[16]

Z nogą wszystko ok. Lekarze zrobili jej prześwietlenie. Kości są całe ale odradzili jej dalej jechać. Na własną odpowiedzialność postanowiła, że się nie podda. Z Pilzna wyjechaliśmy dopiero około 18. Jechaliśmy do późnego wieczora. Założyliśmy lampki czołowe kiedy zaszło słońce i zaczęliśmy szukać noclegu. Nic nie mogliśmy znaleźć więc rozłożyliśmy się pod lasem na kawałku pola, którego nie widać od strony drogi. To pierwsza noc kiedy śpimy na dziko.

Przejechaliśmy dziś tylko 106 km

15.06.2009 Wstaliśmy o 5.20, ponieważ baliśmy się, że później może nas ktoś nakryć. W świetle dnia okazało się, że widać nas bardzo dobrze pomimo, że osłaniały nas drzewa. Zebraliśmy się jak najszybciej i ruszyliśmy dalej.Około 9 przekroczyliśmy czesko-niemiecką granicę w miejscowości Żelazna/Eslarn. W pozostałości po bezcłowej strefie wydaliśmy resztę koron.Od razu po przekroczeniu granicy

natrafiliśmy na naszą ścieżkę do Paryża. Niemiecki odcinek jest czymś niesamowitym. Droga prowadzi w miejscu dawnych torów. Idealnie równy asfalt prowadzi przez lasy i okoliczne wsie. Po zrobieniu 130 km stwierdziliśmy, że nasza „idealna”

trasa prowadzi nas bez sensu wijąc się po

mapie. Od jutra na własną rękę ruszamy do Paryża korzystając ze ścieżki tylko

orientacyjnie.

Około 21 zaczęło padać. Zaczęliśmy

szukać noclegu ale nic nie mogliśmy znaleźć. Zdesperowani podjechaliśmy do pierwszego lepszego domu z większym ogrodem. Zostaliśmy przyjęci bardzo ciepło przez Niemca którego ochrzciliśmy Hans. Pozwolił nam się rozłożyć na swojej ziemi bez żadnych problemów. Zaoferował nam też możliwość umycia się w prowizorycznym prysznicu który stał w ogrodzie. Śpimy więc kolejną noc za darmo…

Przejechaliśmy 153 km…

16.06.2009

Rano doznaliśmy niezłego szoku. Nasz niemiecki przyjaciel pojechał samochodem do miasta i kupił nam pieczywo oraz mapę naszej trasy. Zostaliśmy zaproszeni na śniadanie do małej altanki. Dostaliśmy kanapki z nutella i kawę. W naszej Polskiej mentalności chyba nigdy nie zmieści się fakt, że ktoś przyjął nas za darmo i jeszcze dał coś od siebie… Hans pokazał nam, że dobrzy ludzie naprawdę na serio istnieją. O 16.00 dojechaliśmy do Norymbergii, gdzie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Zjedliśmy kebab po 2.50 euro. W dalszej drodze miałem mały wypadek. Padał deszcz i wpadłem w poślizg podczas podjeżdżania pod krawężnik. Starłem jedynie kolano ale gdyby nie kask nie wiadomo jakby się to skończyło ponieważ uderzyłem głową o chodnik. Nocleg udało się nam znaleźć dopiero około 23. Temperatura spadła do 6 stopni. Zdesperowani brakiem dobrego miejsca rozłożyliśmy się za jakąś rozpadającą się stodołą. Rano musimy bardzo wcześnie wstać żeby nikt nas nie nakrył.

Zdrowy RowerKamil

CDN...

[17]

[18]

[19]

[20]

[21]

Znalezione na Waypoincie

Taki napis znalazł Adam na peronie w Legionowie. W ciekawym kierunku idzie rozwój naszej młodzieży :)

REDAKCJA:Magdalena LusaMirosław Szczepański

ŻRÓDŁA: w w w . w p g . a l l e y c a t . p l , w w w . a l l e y p i a s t . w a w . p l , http://waypointgame.blogspot.com

ZDJĘCIA: zbiory WaypointGame i Alleypiast, Magdalena Lusa, Grzegorz Pacan, Mirosław Szczepański (Apurimac), Adam Lstr, Radek Lstr, Marcin Koseski (Kosu), Zdrowy Rower, Otwocka Grupa Rowerowa, Adam Wojciechowski, oraz Internet.

WAYPOINTPRESSMagazyn Grupy Rowerowej

Alleypiast

kontakt: [email protected]