WaypointPress 06

18
[1] W numerze: WaypointRace 2 Majowe Waypointy 6 Klasyfikacja generalna WPG 7 W krainie spichlerzy 8 Mistrzostwa Pruszkowa i Piastowa na czas 12 Filmowy Alleycat 13 Kalendarium 14 Mazurki 2006 16 Wreszcie przyszło lato i to nie tylko to kalendarzowe :). Wa- kacje to czas odpoczynku, wyjazdów. Redakcja Waypo- intPress również nie zamierza się przepracowywać w tym jakże wspaniałym okresie i zawiesza swoją działalność do jesieni. Wtedy powrócimy ze zdwojoną siłą, a na naszych stałych czytelników będą czekały niespodzianki! Najważniejszym wydarzeniem minionego okresu był oczy- wiście WaypointRace – jeden z największych wyścigów na orientację w Polsce, w którego to organizacji załoga WPP brała udział. Ponadto jak zawsze będziecie mogli przeczy- tać o nadchodzących imprezach. W najnowszym numerze WPP znajdziecie również opis kolejnego z cyklu nadwiślań- skich miast – „krainy spichlerzy”. Życzymy udanej lektury no i wypoczynku w te upalne dni! Redakcja WPP Lipiec-sierpień-wrzesień 2009 Numer 6. WAYPOINT PRESS

description

W wakacyjnym, szóstym numerze WaypointPress jak zawsze dużo nowości. Nasza redakcja zadbała o to, abyście się nie nudzili podczas wakacji i idąc np. na plażę zabrali ze sobą tą fascynującą lekturę, jaką jest WPP :). W najnowszym numerze WaypointPress Zajączek zachęci was do odwiedzenia Grudziądza - miasta spichlerzy, a Fiodor opowie o swoim spontanicznym powrocie z Suwałk do Warszawy. Oczywiście nie mogliśmy pominąć informacji o największej imprezie rowerowej maja WaypointRace, krótkie podsumowanie i relacja zwyciężczyni PRO już na was czeka.

Transcript of WaypointPress 06

[1]

W numerze:WaypointRace 2Majowe Waypointy 6Klasyfikacja generalna WPG 7W krainie spichlerzy 8Mistrzostwa Pruszkowa i Piastowa na czas 12Filmowy Alleycat 13Kalendarium 14Mazurki 2006 16

Wreszcie przyszło lato i to nie tylko to kalendarzowe :). Wa-kacje to czas odpoczynku, wyjazdów. Redakcja Waypo-intPress również nie zamierza się przepracowywać w tym jakże wspaniałym okresie i zawiesza swoją działalność do jesieni. Wtedy powrócimy ze zdwojoną siłą, a na naszych stałych czytelników będą czekały niespodzianki!

Najważniejszym wydarzeniem minionego okresu był oczy-wiście WaypointRace – jeden z największych wyścigów na orientację w Polsce, w którego to organizacji załoga WPP brała udział. Ponadto jak zawsze będziecie mogli przeczy-tać o nadchodzących imprezach. W najnowszym numerze WPP znajdziecie również opis kolejnego z cyklu nadwiślań-skich miast – „krainy spichlerzy”. Życzymy udanej lektury no i wypoczynku w te upalne dni!

Redakcja WPP

Lipiec-sierpień-wrzesień 2009 Numer 6.

WAYPOINTPRESS

[2]

Jesteśmy pewni, że wyłącznie z powodu niesprzyjającej pogody II Ogólnopolski Wyścig Rowero-wy na Orientację “Waypointrace 2009” zajął dopiero drugie miej-sce w Polsce pod względem licz-by startujących. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że wy-ścig wyrobił sobie mocną pozy-cję wśród tego rodzaju imprez w naszym kraju i stał się oryginalną wizytówką miasta. Dzięki “Way-pointrace” Pruszków stał się roz-poznawalny nie tylko wśród mi-łośników kolarstwa torowego, ale także pośród setek cyklistów, dla których obcowanie z przyrodą, zabytkami i pięknem Polski jest czasem ważniejsze niż szybkość i liczba pokonywanych kilometrów. Ponad ćwierć tysiąca zawodników, profesjonalistów i amatorów, ja-kich zobaczyliśmy na starcie udo-wodniło, że przygoda, szlachetna rywalizacja i sportowe emocje zaczynają się najczęściej tuż za progiem naszych domów. Może-my być dumni z naszego miasta!Wszyscy startujący w swoich wy-wiadach podkreślali szczególnie wysoki profesjonalizm organizacji i wymagający poziom sportowy

(na starcie pojawili się czołowi polscy zawodnicy). Ponadto w komentarzach zwracano uwagę na ciekawą trasę, świetną atmos-ferę oraz fantastyczne nagrody. Do tego sukcesu przyczyniła się przede wszystkim inicjatywa spo-łeczna “Alleypiast” reprezentowa-na przez cyklistów z okolic Prusz-kowa, Piastowa i Brwinowa, a w szczególności przez Magdalenę Lusę, Adama Wojciechowskiego,

Grzegorza Pacana, Tomasza Wa-siaka i Mirosława Szczepańskie-go. Ogromnego wsparcia udzielili wyścigowi także Prezydent Miasta Pruszkowa, pan Jan Starzyński, wraz z pracownikami Wydziału Promocji Miasta oraz funkcjona-riuszami Straży Miejskiej. Oczywi-ście wszystko nie mógłby się od-być bez licznego grona sponsorów. Na ich wymienienie jednak, nie starczyłoby miejsca w tej relacji.

WAYPOINTRACE 2009

Waypointrace 2009 w gronie największych wyścigów na orientację w Polsce!

[3]

Wielu zawodników, z którymi roz-mawialiśmy, z emocjami wspomi-na honorowy przejazd przez nasze miasto. Mieszkańcy, z sympatią i werwą dopingowali peleton, który przejechał m.in. ul. B. Prusa, Ko-ścielną, Hubala, Kopernika i Lipo-wą. Wierzymy, że spontaniczność i serdeczność Pruszkowian spra-wią, że w przyszłym roku znowu zostanie pobity rekord frekwencji.

Pora na wyniki. Niekwestiono-wanym zwycięzcą Waypointrace 2009 w kategorii PRO został zdo-bywając 12 waypointów z cza-sem 4:23 godz. Tomasz Mikulski z zespołu Santa Cruz. Wśród pań pierwsze miejsce zajęła już po raz drugi w historii Urszula Woj-ciechowska z teamu Sherpas. Na krótkim dystansie triumfował Tomasz Szymański (team: Leśne Dziadostwo) z czasem 2:03 godz, a niespełna 20 minut po nim na

mecie FAN zameldowała się pierwsza z kobiet: Monika Mróz.

W Waypointrace 2009 wystar-towało ponadto 11 drużyn ro-dzinnych (kategoria FAMILY). Wszystkich rywali z czasem 1:34 pokonała rodzina startująca w zespole Shokubai z Warszawy.

Kompletne wyniki na stro-nie: www.waypointrace.pl

Zwycięzcom oraz wszystkim star-tującym składamy wielkie gratu-lacje! Pokonanie nawet części wyścigu w warunkach jakie pa-nowały na trasie było ogromnym osiągnięciem. Jedno jest pewne. Gorszej pogody niż na Waypoin-trace 2009 już nie sposób sobie wyobrazić, dlatego na Waypo-intrace 2010 będzie tylko lepiej!

M.S.

RELACJABłę -

kitna chabetaStoimy na okazałym traw-

niku, można by rzec - niczym ry-cerze na błoniach przed turniejem. Każdy z rumakiem, w barwach swego teamu, w hełmie, to zna-czy - kasku. Mapki już rozdane, marszruty obmyślone, wstępne sojusze zawarte. Niektórzy w sa-motności, inni w małych grupkach walczyć będą z dystansem, szu-kać punktów przemyślnie ukrytych przed wzrokiem postronnych. Z prawej strony mam Monikę, z lewej groźne konkurentki - Agnieszkę i Hanię z Posnetu. Rumak mój, Błę-kitny Płomień, już tylko w nazwie kryje dawną świetność. Pomimo stałych przeszczepów rozmaitych części, a to linek, a to zębatek, a to gripów, opon, i czego tam jesz-cze, a nawet zmiany siodła, to już tylko wierna stara szkapa, z którą żal się rozstać, lecz niestety coraz trudniej zmusić do posłuszeństwa.

Polem szerokim...Sygnał startu przerywa ponure rozmyślania - o deszczu, który spadnie, o rowerze, o pułapkach nawigacyjnych. Podobnie jak rok temu, porywa mnie fala rowerzy-

stów pędzących na najbliż-szy punkt. Wpadamy w krzaki, mam nadzieję, że Monika jest gdzieś tuż za mną. Spotykamy się przy punkcie, ale uciekam stąd jak najszybciej, bo już zbiera się tłum.Krzyczę tylko do Moniki - tu roz-chodzą się nasze trasy i spotkamy się dopiero na mecie. Pierwsze punkty to szybkie asfalty, niestru-dzenie gonię ekipę Nocnego Ro-weru, aż do „czwórki” - potem za-czynam długi samotny przelot na południe. Z pociemniałego nieba nagle zaczyna padać. I to nie jakiś tam deszczyk - regularna ulewa, z okazałymi bąblami na kałużach. Mam tylko koszulkę i rękawki, nie wzięłam nawet kurtki, bo przecież to krótki wyścig. Jest ciepło, mówię sobie, jest +15 st. (?), a to przecież nawet bardzo ciepło, prawie upał. Nie pada śnieg, nie ma mrozu, póki jadę, jest ciepło, więc jadę.

KartaPrzez zaparowane i zachlapane okulary widzę błotnistą drogę, ale innej nie ma, więc ogarnia mnie obojętność. Trzeba tylko pilno-wać, żeby nie wjechać do zbyt

[4]

głębokiej kałuży, żeby nie zarzu-ciło gdzieś kołem i jechać szybko, bo im szybciej się pojedzie, tym krócej będzie się moknąć (nie tylko na tej drodze, w myśl takiej prywatnej „mini-prawdy” życio-wej). Na skrzyżowaniu zaczynam się wahać, a żeby cokolwiek zo-baczyć na mapie muszę co chwi-lę przecierać mapnik rękawem. Nawiązuję znajomość z Pawłem, który nadjeżdża z naprzeciwka i razem szukamy „dziewiątki”. Błą-kamy się bez sensu po mokrym lesie, w którym przybywa błota i wody, tak jakby ta pogoda odbie-rała nam zdolność logicznego my-ślenia. Sprawdzamy po kolei od-działówki, ich zakończenia, ślepe ścieżki. Gdy potem myślę o tym, jestem zła na siebie, a nawet się czerwienię z powodu tak kiepskiej, nerwowej i chaotycznej nawigacji, a właściwie jej braku. Już jestem gotowa oskarżyć budowniczych trasy, że mapa nie zgadza się z terenem, że jest zły opis, albo że ukradziono lampion, a więc wszystkie plagi, jakie w takiej sy-tuacji przychodzą do głowy bied-nemu, oszukanemu orientaliście.

Oszukanemu, dodajmy, przez własną pewność siebie i brak pokory wobec tej potęgi, zwanej kartografią. W końcu znajdu-ję „dziewiątkę” gdzieś w krza-kach i oddaję honor organiza-torom (i proszę - nawet zgadza się z mapą...), lecz gdy wyj-muję kartę, za-stanawiam się, co ja będę pod-bijać na kolejnych punktach. Karta rozłazi się w rękach. Paweł w podobny spo-sób traci mapę z powodu deszczu. To znaczy - mapa jest, ale nie da rady jej rozłożyć, a ry-sunek zaczął się zacierać. Dalej ruszamy razem. Momentami jest mi wszystko jedno, trudno, zdys-kwalifikują mnie za brak karty (fo-lia już niewiele pomoże), za brak wpisanych godzin (zapisuję je na mapie), za przekroczenie limitu (nierówna walka z mijającymi mi-

nutami). A potem przekora bie-rze górę - przyjechałam zna-

leźć te cholerne punkty, więc je znajdę, nawet

gdybym robiła to tyl-ko dla siebie. Stra-ciliśmy mnóstwo czasu, nadrabia-my na szosach, wyprzedzają nas ciężarówki, spod kół chlapie woda jak z fontanny.

KurtkaCzasem jedzie-

my wolniej, choć-by do tego punktu

przy mrowisku, i w takich momentach robi

się zimniej. Deszcz nie ustaje i zastanawiam się, kiedy rower odmówi posłuszeństwa. W mojej głowie pojawiają się zdradli-we myśli, żeby się wycofać, żeby pojechać prosto do Pruszkowa (zamiast trasy idącej jeszcze zyg-zakiem przez pozostałe punkty w myśl krajoznawczych założeń wyścigu). Zaliczyliśmy najbardziej oddalony waypoint, została nam połowa trasy. Nie wiem zresztą, ile przejechałam. Celowo ustawi-łam licznik tak, że pokazuje tylko godziny. Nie chcę widzieć kilome-trów. Paweł ma w plecaku kurt-kę, której nie założył. Nieśmiało pytam, czy nie mogłabym jej po-życzyć - wyjmuje tę ostatnią de-skę ratunku na kolejnym punkcie - kurtka jest co prawda mokra, bo plecak przemókł jak wszystko, ale i tak jest w niej zdecydowanie cie-plej. Otrzymuję zgodę na dalsze moczenie i faflanie kurtki w błocie.Mój rower zadziwia mnie - pozy-tywnie (dopiero na drugi dzień kryję wygięte szprychy, a Błażej, najlepszy mechanik na świecie od- skręconą kierownicę i wygiętą przerzutkę). Po przejechaniu tylu kałuż po ośki powinien zacząć swój tradycyjny koncert pisków i jęków. Tymczasem śmiga wciąż całkiem sprawnie i myślę sobie, że to zachwalane zielone sma-rowidło jest jednak całkiem, cał-kiem. O tak, nic tak nie podnosi na duchu jak sprawny rower, powied-nia odzież oraz rodzynkoodwo-czekoladowy baton, który uda-ło mi się zjeść prawie bez błota!

[5]

Niczym konikiPaweł okazuje się nie tylko dobrym aniołem stróżem wyposażonym w niepotrzebne, nadprogramowe ubrania, nie tylko towarzyszem śmiejącym się z deszczu i błota, któremu niestraszny (na razie) skromny czasowy limit i szalony dystans przed nami. Teraz Paweł zabiera się za nawigacyjne rzemio-sło. Zapodaje autorski wariant, jest prawie tubylcem, więc wie co robi. Chociaż przyznaję, że z początku czuję się niepewnie tracąc nagle wątek na mapie. W ten sposób jednak ruchem konika szachowe-go i dobrymi drogami przejeżdża-my przez Podkowę. Szlak w lesie zalany - można by powiedzieć - po brzegi. Chyba jeszcze czegoś takiego nie widziałam, możnaby tu pływać jakimś małym ponto-nem (no tak, trochę może prze-sadziłam, ale zwierzęta wielkości wiewiórek spokojnie mogłyby się przepłynąć pontonem dostoso-wanym do swoich rozmiarów). Za Strzeniówką z kolei zaczyna się mój teren i dojechanie do Wa-lendowa jest tylko kwestią czasu.No właśnie - czas! Zaczyna nas niepokoić coraz bardziej... Do Walendowa przybywamy równo godzinę przed limitem! Co będzie dalej? Jak szybko będziemy je-chali przez las, którym prowadzi dalsza droga? Czy nie stracimy znów cennych minut na szukanie

ambony z punktem? Wszystkie te myśli kołaczą się po głowie, gdy przecinamy Szosę Katowic-ką. Paweł jest znakomitym towa-rzyszem - już nie mówimy o wy-cofie, mówimy tylko o tym, żeby zdążyć. Niestety nie umiem tak szybko jak on jechać w głębokiej, kleistej mazi, w którą zamieniła się droga. Pod amboną, do której docieramy wraz ze sporą grupką przybyłą z północy, droga to wła-ściwie małe bagienko, w którym prawie ląduję. Jeszcze trochę taplania i w końcu zbawczy as-falt. Lecz nie czas na piknik i wy-cieczkę, o tym jak krucho stoimy z czasem niech świadczy fakt, że do ostatniego punktu dociera-my na kwadrans przed limitem!Do mety zostało tylko kilka kilo-metrów. Tutaj już dajemy z siebie wszystko, a raczej to, co nam zo-stało w nogach. Jestem mokra i głodna. Wprawdzie deszcz w koń-cu ustał, ale nie zrobiło się ani cie-plej, ani suszej na drogach. Tempo trzymam tylko dlatego, że wiem, że to już końcówka i bliski jest moment zjedzenia zachomikowa-nego banana, założenia suchego polaru oraz porzucenia tych oble-śnych, zabłoconych ciuchów, jak również leżenia i nic nie robienia

Pruszków jest nasz!Wjeżdżamy do miasta od strony Pęcic, już mijamy pierwsze domy, już naszym oczom ukazuje się wiadukt, a przed nim skrzyżowa-

nie, na którym skręcimy w prawo, prosto na metę. Nie patrzę na mój licznik-zegar, bo i tak jest źle usta-wiony, o jakieś 5 minut. Patrzę na-tomiast przed siebie - i co widzę? Oto z wiaduktu zjeżdża trzyoso-bowa grupka, w której rozpozna-ję dziewczyny z Posnetu! Mają tak charakterystyczne niebiesko-czerwone koszulki, że nawet z tej odległości mam pewność. Skrę-camy. Krzyczę do Pawła i pod-kręcam tempo. Gdy wpadam za bramę Toru Kolarskiego, nerwo-wo rozglądam się, gdzie dokład-nie znajduje się meta. Jest! Widzę namiot w paski, to musi być tam, ostatni zryw, lawirowanie między trawnikami i jestem! Tuż za mną wpada Paweł. Pruszków jest nasz!Nie wiem jakie mam tętno, kiedy tak stoję, sędziowie w międzycza-sie spsują nasze numery. Za nami ustawia się kolejka nowo przy-byłych: Hania, Mirek, Agnieszka, Sebastian. Wszyscy mamy jeden czas, 5.59, a więc - minuta! O mały włos... a przecież tyle tych minut traciliśmy po drodze! Oddaję kar-tę, nie wiem, czy coś na niej widać, podaję spisane na mapce czasy.Zjawia się Monika - już przebra-na, umyta i czysta, okazuje się, że wygrała na trasie „fun” (śred-niej) w kategorii kobiet. Czeka nas przyjemna chwila - dekora-cja, tombola z nagrodami, a po-tem zwiedzanie Toru Kolarskiego. Przyznaję, że lepszego miejsca na zakończenie organizatorzy nie mogli wybrać. Podziwiam pro-fil toru, gdzie na wirażach wjeż-dża się na niesamowicie strome ścianki. Chciałabym kiedyś zoba-czyć na żywo zawody na torze. Cały obiekt tchnie nowością, po-mimo śladów bloków w niektórych miejscach na miękkim drewnie.

Tak zakończył się Waypointrace 2009. Skończyła się walka w bło-cie, zimno, przemoknięcie i głód. A przecież w pamięci pozostaną te rzeczy pozytywne - radość z odnalezienia każdego waypointu, nowe znajomości, niepowtarzal-ne uczucie mijania mety, słońce, które na koniec pokazało się na chwilę. Do zobaczenia za rok!

Ula Wojciechowska

[6]

Waypointowe Przeboje MiesiącaWraz z rozpoczęciem nowego sezonu Waypointgame, w systemie WPG pojawiło się kilka ulepszeń. Dla Nas najważniejsza oczywiście jest możliwość oceny odwiedzonych Waypointów. Dzięki tej funkcji waypointowe hity miesiąca zostają wybierane w bardziej subiektywny sposób, niż to było robione do tej pory.W maju pojawiło się dużo nowych lokalizacji. W pogoni za waypointami mogliśmy odwiedzić m.in. Sztokholm, Zakopane a także podwodne rejony Bałtyku. Najciekawszymi waypointami wg zawodników zostały: Waypoint #872 [POM] Most kolejowy w Rutkach; Waypoint #855 [BIA] Czołg oraz Waypoint #821 Pałac Sobańskich w Guzowie.

Waypoint #872

[POM] Most kolejowy w Rutkach

Most kolejowy w Rutkach został zbudowany przed rokiem 1920 przy okazji budowy elektrowni wodnej. Przebiega po nim (wyko-rzystywana do lat dziewięćdzie-siątych) linia kolejowa do Kartuz. Budowa elektrowni spiętrzyła Ra-dunię w tym miejscu tworząc roz-lewisko, a tym samym bajeczny krajobraz roztaczający się z mostu.

Most jest konstrukcji kratownicowej opartej na dwóch potężnych fila-rach. Aktualnie służy jako miejsce „zabaw” wszelkiej maści amato-rów wspinaczki, zjazdów na linach i innych ekstremalnych rzeczy.

Naprawdę warto zaj-rzeć tam choć na chwilę :)

Współrzędne:54.327217, 18.334078

Wartość: 8

Założyciel:leman

Data publikacji:25.05.09 23:50 (seria 1)

Opis:

Waypoint #855

[BIA] Czołg

Niewodnica Kościelna –” wieś w Polsce położona w wojewódz-twie podlaskim. Wieś powstała na początku XVI wieku. Należała do rodziny Koryckich, którzy swój dwór zbudowali na wzgórzu, gdzie obecnie jest stacja kolejowa. W 1596 r. Koryccy ufundowali kościół św. Antoniego.” - za wikipedią.

We wsi stoi pomnik ufundowany przez tutejsze społeczeństwo. Pomnik poświęcony Żołnierzom 26 pułku piechoty LWP sformo-wanego w 1944 r w Niewod-nicy Kościelnej. Tak wynika z napisu na tablicy pamiątkowej.

Obok pomniku czołg i arma-ta. Można po dotykać, wejść od spodu do czołgu i obracać wieżą:)

Współrzędne:53.082206, 23.048796

Wartość: 5

Założyciel:cornet, jacekdusz

Data publikacji:20.05.09 00:01 (seria 1)

Opis:

Waypoint #821

Pałac Sobańskich w Guzowie

Wiecie gdzie Hitler opijałkapitulację Warszawy? Wła-śnie tu... w wybudowanym przez Władysława Hirschela wroku 1880 pałacu, który stoi w niewielkiej miejscowo-ści Guzów. Fundatorem całejbudowli był Feliks Sobań-ski, który zażyczył sobie wzniesienie tej budowli ocharakterze zamków francu-skich na miejscu stojącego tu wcześniej dworu państwaOgińskich. Całość otacza park ze stawami i sztucz-nie utworzonymi wyspami. Nadzień dzisiejszy wszyst-ko jest jednak zabite decha-mi (co widać na niektórychzdjęciach) i wstęp do środ-ka jest raczej niemożliwy. więcej na:http://wpg.alleycat.pl/waypoint.php?wp=861

Współrzędne:52.114412, 20.337678

Wartość: 4

Założyciel:lec

Data publikacji:05.05.09 19:52 (seria 1)

Opis:

www.waypointgame.pl

[7]

Miejsce Zawodnik Punkty WPo WPd1 (1) gosia 170 113 6

2 lec 165 42 133 (2) Magda 163 45 7

4 antek 159 60 55 zajączek 151 19 186 tedi 149 38 07 maciek 149 29 5

8 (3) majabiiii 149 21 79 ktone 146 32 11

10 mariano 146 19 411 Adam 144 25 612 skromny00 142 28 013 bumbaclot 140 37 114 cornet 139 9 1215 dtuna 138 26 516 ASTON86 136 10 717 Jerry 134 18 618 Kemot 132 15 419 leman 128 3 1520 jacekdusz 126 7 5

21 (4) clao 125 19 722 cbull 124 19 123 Apurimac 122 30 3

24 (5) orite 120 18 525 (6) ana 114 13 1

26 dalton 113 17 527 (7) zosia 112 12 4

28 bryniop 111 27 029 (8) Kaś 110 9 2

30 sławek 108 18 0

Dziewczyny na szczycie po dwóch pierwszych seriach drugiego sezonu WaypointGame. Na pierwszym miejscu z znalazła się gosia zdoby-wając w przeciągu dwóch miesięcy 113 waypo-intów. Wspaniały wynik, gratulujemy! Na trzecim miejscu znalazła się Magda, tu już takiego za-skoczenia niema, przecież Magda to wytrawna i doświadczona zawodniczka. Zdobywając 45 Waypointów, ale za to bardzo punktodajnych traci zaledwie 7 pkt do swojej rywalki.Panie przedziela wielbiciel długich wypraw - lec ze zdobytymi Way-pointami w ilości 42 sztuk przez dwa miesiące. W pierwszej dziesiątce znalazła się jeszcze maja-biiii zajmując 8. miejsce.A gdzie są dawni liderzy? Daleko z dużą stratą: cbull 22 - miejsce, DarekKlemens - dopiero 36., a Adam - 11. Chyba jesteśmy świadkami zmiany warty na WaypointGame.W tym podsumowaniu warto również wymienić antka, która zwyciężył w majowej, stojącej pod znakiem WaypointRace serii. Chyba właśnie nasz wyścig był jednym z czynnków mniejszej aktywności zawodników w tamtym okresie, co wcale nie umniejsza osiągnięcia (317,5 pkt i 53 Waypointy w maju).W maju i na początku czerwca emocjonowaliśmy się Krawą Pętlą i śmiałkami, którzy mieli odwa-gę stanąć jej oko w oko. Pierwszym zdobywcą Krwawej został zawodnik WPG - maciek.Ogromne gratulacje i wielki szacunek.Przy okazji zapraszam wkrótce na premierę ser-wisu internetowego poświęconego Krwawej Pętli (strona jest w trakcie tworzenia, premiera praw-dopodobnie w sierpniu).A jak wyglądała walka na nieokołowarszawskich Waypointach. Tradycyjnie dużą popularnością cieszą się podlaskie Waypointy. Na czele rejono-wej klasyfikacji znajduje się mariano, ale depczą mu „po piętach”, albo raczej „po kołach” cornet i skromny00.Bardzo nas wszystkich cieszy duża aktywność zawodników z Pomorza, którzy postawili na wyso-ką jakość waypointów. Teraz wyjazd do Trójmia-sta to nie tylko gdańska starówka i port w Gdynii, ale zestaw kilkudziesięciu miejscówek naprawdę waypointowych. Stawce pomorskich zawodników przewodzi druh leman (założyciel WPG w tym re-jonie), niewiele za nim znajduje się zawodniczka orite, która tylko 7 punktów wyprzedza daltona.Warto podkreślić, że w maju i czerwcu w naszej grze pojawiło się aż 159 nowych Waypointów! Jeszcze bardziej wymowna jest średnia, która wynosi ponad 2,5 Waypointa na dzień. Wśród ta-kiej ilości ciężko wymienić lokalizacje wyróżniają-ce się. Dzięki wprowadzonej od nowego sezonu możliwości oceniania Waypointów każdy będzie mógł znaleźć najcenniejsze punkty w swojej oko-licy.

Do zobaczenia na wakacyjnych szlakach!

Adam Wojciechowski

WaypointGame - podsumowanie maja i czerwca

[8]

Lipiec i sierpień to tradycyjnie miesiące odpoczynku, podczas którego mamy okazję poznać nowe miejsca. Dlatego kontynuując naszą wędrówkę szlakiem miast położonych nad królową polskich rzek, odkryjemy jak wygląda nadwiślański świt na błoniach Grudziądza.

Ślady BenedyktynekNaszą wędrówkę po tym mieście rozpoczynamy rynku. Z dworca kolejowego na główny plac najwygodniejszy dojazd zapewnia linia tramwajowa nr T1. Pierwsza linia tramwajowa w Grudziądzu powstała już w 1896 r. Obecnie na terenie miasta po torach o długości 18 km kursują dwie linie. Grudziądz jest najmniejszym miastem w Polsce posiadającym transport tramwajowy.Grudziądzki rynek to plac w kształcie prostokąta o wymiarach 54 na 70 m. W 1843 roku zostało on wybrukowany kostką granitową i bazaltową. Dawnej główny plac był gęsto zabudowano. Znajdował się tutaj dom kupiecki, gotycki ratusz oraz kościół ewangelicki im. Króla Fryderyka II. Początkowo rynek był otoczony drewnianymi budynkami, jednak od początku XVII w. zaczęły powstawać

piętrowe, murowane kamieniczki. Zostały one całkowicie zburzone w 1945 r. Po zakończeniu działań wojennych budynki odbudowano w stylu barokowym. Obecnie nad płytą rynku wznosi się postać polskie żołnierza trzymającego sztandar. Rynek opuszczamy ul. Kościelną w kierunku południowym. Po kilku minutach docieramy do skrzyżowania z ul. Szkolną. Na wprost znajdują się zabudowania dawnej siedziby klasztoru Benedyktynek. Pierwszy klasztor został zbudowany w 1631 r. Został on jednak zniszczony w trakcie potopu szwedzkiego. Obecny barokowy budynek pochodzi z początku XVIII w. Gmach otrzymał kształt nieregularny, w planie przypominał literę L. Po kasacie zakonu w tym budynku działało seminarium nauczycielskie. Obecnie w dawnych pomieszczeniach zakonnych znajduje się miejskie muzeum. Krótsze skrzydło danego klasztoru Benedyktynek przylega do kościoła św. Ducha. Zostało na wzniesiony przez Zakon Krzyżacki w XIII w. Pełnił on wtedy funkcję szpitala. W 1345 r. świątynia została zniszczona przez pożar. Kościół został odbudowany jako murowana budowla o rzucie

wydłużonego prostokąta. Podczas reformacji dwukrotnie świątynia była przekazywana protestantom. Pod koniec XVIII w. kościół został poważnie przebudowany. Wnętrze świątyni wyposażono w kamienną posadzkę oraz pięć rzeźbionych, pozłacanych ołtarzy. Wybudowano również kolebkowe sklepienia. Kościół został poważnie zniszczony przez wojska niemieckie podczas drugiej wojny światowej. Zachowały się jednak kolebkowy strop o przekroju eliptycznym oraz murowany balkon dla chóru z XVIII w. Po zwiedzeniu wnętrza świątyni wędrujemy na południe ul. Szewską. Po prawej stronie mijamy budynek o bogato zdobionej elewacji. Nad oknami parteru znajduje się stiukowa dekoracja z roślinnymi motywami. Natomiast między oknami wykonano muszlowe nisze, w których znajduje się osiem rzeźb świętych zakonników i zakonnic benedyktyńskich. Przypominają one o dawnej sakralnej funkcji budynku. Znajdował się tutaj pałac benedyktyńskich opatek. Obecnie w pomieszczenie tego obiektu prezentowana jest stała wystawa poświęcona kawalerii w II Rzeczpospolitej.

Panorama na Wisłę

W krainie Spichlerzy

[9]

Nadwiślańskie błonieUlicą Szewską docieramy do skrzyżowania z aleją 23 stycznia. Skręcamy w prawo. Po paru minutach docieramy do brzegu Wisły. Przed laty funkcjonał tutaj gwarny Plac Portowy. Po lewej stronie widoczna jest wysoka, stalowa k o n s t r u k c j a mostu drogowo-k o l e j o w e g o . P i e r w s z a przeprawa łącząca w tym miejscu brzegi Wisłę została zbudowana w 1878 r. W czasie drugiej wojny światowej mostu był dwukrotnie niszczony. Przejeżdżając przez grudziądzki most na barierze oddzielającej jezdnię od torów można odnaleźć stalowy krzyż. Upamiętnia on miejsce wypadku, w którym zginął Bronisław Malinowski, złoty i srebrny medalisty olimpijski w biegach przez przeszkody.Natomiast po prawej stronie alei 23 stycznia znajduje się ujście kanału Trynka. Powstanie tej hydrotechnicznej budowli próbuje wyjaśni jedna z miejskich legend. W marcu 1522 r. do Grudziądza przybył Mikołaj Kopernik. Znany astronom dowiedział się o problemie z zaopatrzeniem miasta w wodę pitną. Według legendy uczony bardzo się przejął tą sprawą. Poprosił on o dostarczenie mapy przedstawiającej okolicę miasta. Podobno po przestudiowaniu mapy astronom zaproponował budowę kanał, który poprowadziłby wodę z rzeki Osy do miasta. Tak twierdzi legenda. Kanał został oddany do użytku w 1552 r. Obecnie przestrzeń nad kanał została zabudowana. Przy ujściu Trynki do dlatego stał się jednym z nowych symboli miasta. Przy ujściu Trynki do Wisły zbudowano w 2005 r. pomnik Flisaka. Szybko zyskał on sympatię mieszkańców i turystów, Pod postacią Flisaka znajduje się drewniane koło poruszane przez wodę płynącą kanałem. Obok pomnika znajduje się tzw. „Park Miast”. Na niewielkim skwerze ustawiono tablice informujące w jakich polskich i zagranicznych miasta można odnaleźć ulicę

Grudziądzką. w dziesięć wież obronnych. Z powodu rozwoju miasta, pod koniec XIX w. rozebrano

dużą część murów. Do dziś zachował się jedynie

południowo ceglana brama Wodna,

zamykana broną. To jedna z pięciu dawnych miejskich. Na północod pomnika z n a j d u j ą się bramy. Zostały one zbudowane w XIV w. Bramy wchodziły w

skład miejskich m u r ó w

obronnych. Były one wyposażone-

wschodni fragment miejskich fortyfikacji.

W ciągu południowej części można zobaczyć wieżyczkę wodociągową, która umożliwiała czerpanie wody z kanału Trynka.

Dalej wędrujemy ścieżką wzdłuż Wisły. Za bramą Wodną możemy podziwiać ciąg średniowiecznych spichlerzy. Pierwszy ceglany spichlerz powstał w 1341 r. Murowane budynki nad brzegiem rzeki spełniały magazynową oraz obronną. Składowano tutaj zboże transportowane drogą wodną do Europy Zachodniej. Spichlerze posadowione są na niewysokiej skarpie. U podnóża spichlerzy ciągną się błonia grudziądzkie, które latem są wykorzystywane jako miejsce festynów i masowych imprez. ułana przytulającego dziewczynę. W murze pod pomnikiem umieszczono tablicę, do schodów poprowadzonych w Maszerujemy wiślanym nadbrzeżem wysokiej skarpie. Wspinamy się na górę. Na szczycie znajduje się pomnik przedstawiający ułana przytulającego dziewczynę. W murze pod pomnikiem umieszczono tablicę, która upamiętnia pobyt Juliusza aż pomnik przedstawiający Słowackiego w Grudziądzu. Nad tablicą znajduje się pomnik przedstawiający grudziądzkiego ułana witającego się

Brama wodna

[10]

Kraina Spichlerzy

Z tej wieży grany jest miejski hejnał

Kamieniczki na rynku

Na pierwszym miejscu

Ułana jest Panna

Park miast

[11]

Jezuicka spuściznaPo prawej stronie od pomnika wznoszą się okazałe gotyckie mury. Jest to garnizonowy kościół św. Mikołaja. Jego budowę rozpoczęto w 1286 r. Najszybciej powstało prezbiterium. Budowę naw bocznych i wieży udało się ukończyć dopiero na początku XV w. Zwiedzając wnętrze świątyni koniecznie trzeba zwrócić uwagę na główny ołtarz. Wyposażony jest on w dwa rzędy rzeźb. W pierwszym znajdują się monumenty przedstawiające świętego Andrzeja, Pawła, Piotra i Judy Tadeusza. Natomiast w górnej kondygnacji ołtarza są rzeźby św. Jana Nepomucena, Grzegorza Wielkiego, Mikołaja i Franciszka Ksawerego. W polu środkowym ołtarza umieszczono obraz namalowany przez Jerzego Hoppena. Przedstawia on św. Mikołaja. Zwieńczeniem ołtarza jest postać Matki Boskiej z dzieciątkiem. Po prawej stronie od ołtarza znajduje się trzynastowieczna chrzcielnica typu gotlandzkiego. Jej charakterystycznymi elementami są granitowa czara oraz ornament przedstawiający smoka. W nawie północnej znajduje się zachowana po zniszczeniach wojennych część bocznego ołtarza z ażurowymi kolumnami. W bocznym ołtarzu umieszczony jest słynący z łask obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Został on udekorowany papieskim koronami, poświęconym przez Jana Pawła II.Natomiast po lewej stronie od pomnika ułana widać jasny okazały budynek z wieżyczką. Do gmach dawnego kolegium jezuitów. Zostało ono ufundowane przez wojewodę chełmińskiego Jana Działyńskiego. Budynek został zbudowany na rzucie prostokąta z dwoma skrzydłami od północy. Na parterze zachodniego skrzydła znajdował się refektarz przykryty sklepieniem zwierciadlanym. Po kasacie zakonu jezuitów budynek trzy razy zmieniał swoją funkcję. Od 1897 do chwili obecnej znajduje się tutaj Urząd Miejski. Codziennie w samo południe z barkowej wieży, która góruje nad gmachem, płynie melodia grudziądzkiego hejnału. Została ona skomponowana przez kpt. Stanisława Szpuleckiego. Za budynkiem dawnego kolegium jezuitów skręcamy w lewo. Po prawej stronie znajduje się siedemnastowieczny kościół pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego. Świątynia wchodziła

w skład wspomnianego kolegium. Fasada od ul. Kościelnej składa się z trzech części. W każdej z nich wykonano wnęki, w których umieszczono rzeźby przedstawiające św. Ignacego, św. Stanisława Kostkę oraz św. Andrzej Bobolę. Elewacja zwieńczona jest trójkątnym szczytem ze stiukowym monogramem IHS. Zwiedzając wnętrze kościoła warto zwrócić uwagę na różnorodność sklepień. Nad prezbiterium zbudowano sklepienie krzyżowe, natomiast w nawie głównej kolebkowe z lunetami. Natomiast ściany przyozdobiono malowidłami oraz pilastrami korynckimi.

Traktat o monecieNa wprost kościoła św. Franciszka Ksawerego znajduje się Plac Miłośników Astronomii. Góruje nad nim postać najwybitniejszego miłośnika gwiazd Mikołaja Kopernika. Pomnik został ustawiony w 1972 r. Upamiętnia on wystąpienie słynnego astronoma pod czas sejmiku Prus Królewskich. Przedstawił on zebranym tzw. Traktat o monecie. W rozprawie Mikołaj Kopernik omówił pojęcia dotyczące istoty pieniądza, jego wartości i funkcji, a także nakreślił plan naprawy monet w Prusach Królewskich. Uczony w trakcie swojego wystąpienia przedstawił tzw. Prawo złego pieniądza (Prawo Kopernika-Greshama), które mówi, iż gorszy pieniądz wypiera lepszy. Zasad ta mówi, że jeżeli w obiegu funkcjonują dwa rodzaje pieniądza, pod względem prawnym równowartościowe, ale jeden z nich odbierany jest jako mocniejszy, to ten mocniejszy będzie gromadzony a słabszy pozostanie w obiegu.

Ceglane budowleWracamy do pomnika Ułana z panną. Wędrujemy po starym bruku na górę ul. Spichlerzową, która przechodzi w ul. Zamkową. Po paru minutach skręcamy w lewo, aby wspiąć się na zamkowe wzgórze. Grudziądzką warownię zbudowali Krzyżacy w latach 1250-1299. Jej rzut został zaprojektowany na planie nieregularnego czworoboku. Pomiędzy skrzydłem północnym i zachodnim wykonano wieżę nazywaną Klimkiem. Jej wysokość sięgała trzydziestu metrów. Zamek był wielokrotnie niszczony, głównie w okresie wojen ze Szwedami. Jedno z miejscowych podań opowiada historię, która miała się wydarzyć

w trakcie oblężenia warowni przez wojska szwedzkie. Nie mogły one zdobyć grudziądzkiego zamku przez siedem lat. Obce wojska otoczyły miasto szczelnym pierścieniem, aby uniemożliwić dostarczanie żywności dla obrońców. W oblężonym zamku zaczął panować dokuczliwy głód. Dlatego większość załogi wystąpiła z pomysłem poddania warowni. Wtedy, jak mówi legenda, mieszczanin o imieniu Michałko wpadł na genialny pomysł. Do lufy armatniej wsadził łeb ostatniego wołu i kawałki czerstwego chleba. Gdy Szwedzi zobaczyli, iż załoga zamku strzela pociskami składającymi się z żywności, odstąpili od oblężenia. Jednak grudziądzka warownia nie przetrwała do czasów współczesnych. W 1801 r. na rozkaz Fryderyka Wilhelma III, zamek rozebrano. Pozyskany materiał posłużył do budowy murów więziennych oraz cytadeli. Po zamku został tylko Klimek oraz studnia o średnicy 2,5 m. Jednak w marcu 1945 r. wieża została wysadzona przez wycofujące się odziały niemieckie. Dziś na wzgórzu zamkowym możemy zboczyć studnię, resztki murów kaplicy oraz odsłonięte fundamenty wieży Klimek. Z zamkowego wzniesienia roztacza się wspaniała panorama na miasto i dolinę Wisły.Tutaj kończymy nasz spacer po Grudziądzu. Czy udało mi się zachęcić do odwiedzenia tego miasta? Może ta informacja będzie głównym argumentem za przyjazdem do Grudziądza. Tutaj bardzo prężnie działa Miejski Ośrodek Rekreacji i Wypoczynku. Organizuje on rajdy rowerowe po niezwykle atrakcyjnych okolicach miasta. Najbliższy jest zaplanowany 29 sierpnia. Jego trasa będzie związana z osadnictwem holenderskim. Więcej szczegółów na stronie http://www.it.gdz.pl/rajdy_rowerowe. Jak zapewniają organizatorzy rajdy to nie tylko okazja do pedałowania na rowerze, ale również dzięki przewodnikom możliwość poznania ciekawych miejsc i legend. Na zakończenie wspólnego wyjazdu przygotowywana jest również część kulinarna. Tomek Zając

[12]

Pomimo wczesnej pory, na starcie stanęło 22 zawodników. Prawie 7,5 kilometrowa pętla zajęła zwycięzcy niespełna 12 minut, co daje średnią 37,7 km/h!Mistrzem Pruszkowa i Piastowa został zawodnik z Piastowa - Adam, vicemistrzem natomiast Lewan -

kolarz pruszkowski. Trzecie miejsce przypadło Lubomirowi z Warszawy, który na co dzień trenuje triathlon.

Na wszystkich zawodników czekały pamiątkowe dyplomy i szprychówki. Każdy również

otrzymał butelkę wody. Natomiast dla najlepszych 10 kolarzy przygotowane zostały nagrody.

Zapraszamy na kolejne nasze imprezy!

Adam Wojciechowski

Alleczasówka 2009 - znamy już Mistrzów Pruszkowa i Piastowa na

czas!

[13]

Filmowy Alleycat!Studio Filmów Fabularnych „Wytrych” zaprosiło rowerzystów z Alleypiasta do udziału w plenerze filmu pt. „Jak zostałem złodziejem”. Zawodnicy mieli okazję uczestniczyć w nagraniu dziesięciu klapsów. Klapsy były nagrywane na terenie Otwocka i Wiązowny. Dotyczyły one scen z życia znanego przedwojennego złodzieja i recydywisty Urle Nachalnika, czyli Icka Farbarowicza. Już na starcie doszło do złodziejskiego incydentu. Rowerowych zawodników śledził złodziej o przezwisku „Pięciozłotowiec”. Sobie tylko znanymi metodami ukradł on od każdego zawodnika charakterystyczną dla niego kwotę. Zaangażowanie uczestników na filmowym planie przerosło oczekiwania scenarzysty. Apurimac i Grzesiek, aby dotrzeć na jeden z klapsów, nie zawahali się przepłynąć przez rzekę Świder. Na mecie, przy ognisku, każdy z uczestników miał okazję zaproponować kolejność klapsów w filmie. Najciekawszą wersję przygód złodzieja przedstawił Piotrek Trojanek (plik PDF z kolejnością). Założył on, iż ucieczka z berlińskiego więzienia będzie punktem środkowym filmu. W nagrodę otrzymuje kupon rabatowy do internetowego sklepu rowerowego.

Scenariusz: Eugeniusz Z. na podstawie książki Iceka Farbarowicz pt. „Życiorys własny przestępcy”

Reżyseria: Wszyscy zawodnicy

Produkcja: Zajączek

Wsparcie techniczne: Kasia, Grzesiek

Podziękowania: Dziękuję Pani dyrektor Agnieszce Wieczorek, za udostępnienie miejsca ogniskowego na terenie Ogniska Wychowawczego im. K. Lisieckiego „Dziadka” w Świdrze.

W pewne sobotnie popołudnie spotkała się grupa znajomych, aby wspólnie pojeździć ...

Przyjacielskie rozmowy przerwał nagle.. złodziej, znany w Otwocku jako P i ę c i o z ł o t ó w k o w i e c . Pobrał on od każdego rowerzysty haracz!

Okazało się, że rowerzyści będą brali udział w nagrywaniu filmu! Walka o pierwsze pozycje w filmie trwała do ostatniej chwili.

Niektórzy bardzo się wczuli w swoje role, myląc filmowe rekwizyty z prawdziwymi p r z e d m i o t a m i . . . .

Po udanym debiucie filmowym, ekipa A l l eyp ias tow iczów udała się na zasłużony odpoczynek. Premiera filmu już wkrótce!

Kalendarium, czyli co gdzie kiedy

[14]

1.08 PolandBike Urle – Urle znajdują się na trasie w kierunku Białegostoku. Dogodny dojazd ze stolicy powinien zapewnić przyzwoitą frekwencję na zawodach. O trasie niewiele jeszcze wiadomo, ale znając tereny będzie pewnie płaska, leśna i zapiaszczona.

30.08 PolandBike Tłuszcz – maraton MTB w podwarszawskim Tłuszczu.

27.09 PolandBike Pomiechówek – 27 września swój puchar zakończy Poland Bike. Pomiechówek leżący pomiędzy lasami a Narwią nie gościł jeszcze uczestników wyścigów MTB stąd ciężko odgadnąć czym zaskoczą nas organizatorzy

www.polandbike.pl

2-8.08 Tour de Pologne – w nowym, sierpniowym z zupełnie odmienioną trasą: nie ma już Orlinka, za to jest prawdziwy etap po Warszawie. Tour de Pologne co roku przyciąga na trasy rzesze kibiców, tym razem dla mazowieckich miłośników kolarstwa możliwość podglądania zawodowców jest łatwiejsza niż kiedykolwiek.

www.tourdepologne.pl

9.08 ŻTC Bike Race w Skierniewicach – dla miłośników jazdy po asfalcie wyścig szosowy na rowerach górskich. Maraton zalicza się do Pucharu ŻTC Bike Race

20.09 ŻTC Bike Race Żyrardów – kończący Puchar maraton w podżyrardowskich lasach. Warto się wybrać, aby poznać ten atrakcyjny, wymagający i dla wielu zaskakujący teren

www.ztc.pl

19-20.09 Dni Bez Samochodu – w ten wrześniowy weekend z pewnością nie zabraknie imprez rowerowych. Prawdopodobnie zgodnie z tradycją maraton na orientację zorganizuje Otwocka Grupa Rowerowa

Wakacje – czas wyjazdów, wypraw i odpoczynku, ale czy dla maniaków ścigania zabraknie okazji do złapania adrenaliny? Oczywiście nie, co prawda większość imprez na ten czas przenosi się w góry (o górskich maratonach nie wspominamy bo zabrakłoby miejsca w numerze), ale mazowieccy organizatorzy przygotowali ciekawy kalendarz dla tych którzy zostają na miejscu lub chcą potrenować na nizinach zanim wyjadą w trudne górskie ścieżki. Poniżej przedstawiliśmy większość okolicznych imprez o których wiadomo było w chwili powstawania artykułu. Ten subiektywny przegląd uzupełniono o dwa inne wydarzenia inne o których wg autora warto było wspomnieć.

A tak było na MTB 24...

[15]

19-20.09 Rajd Długodystansowy Zażynek – 300 km rowerem w 24 godziny po pięknej Puszczy Knyszyńskiej. Nie jest to wyścig, ale rajd gdzie zawodnicy dostają mapę z zadaniem przejechania trasy – czas (o ile w limicie) nie ma znaczenia. Impreza ma specyficzną atmosferę, którą podnosi dodatkowo limit uczestników ustalony na 50 osób (wraz z trasą pieszą).

www.zazynek.pl

30.08 Mazovia MTB Modlin – konkurencją tego dnia dla tłuszczańskich zawodów będzie wyścig XC w Modlinie, czyli „krew, pot i łzy a odpoczywamy w domu”. Zależy kto co lubi.

6.09 Mazovia MTB Józefów – cykl Mazovii powraca do podwarszawskich maratonów. Trasa w Józefowie będzie z pewnością szybka, pełna korzeni i niespodziewanych podjazdów.www.mazoviamtb.pl

20.09 Mazovia MTB Radom – łatwą i szybką trasę zapowiada organizator Mazovii w Radomiu, ciekawe czy wśród dużej konkurencji imprez tego dnia frekwencja będzie zbliżona do tradycyjnej na wyścigach Mazovii

www.mazoviamtb.pl

Powodzenia i do zobaczenia na wakacyjnych szlakach,

Adam Wojciechowski

Gracze WaypointGame to niezwykle mocni zawodnicy. Udowodnili to nie raz, startując w różnego rodzaju maratonach/wyścigach. I tak było tym razem. Ekipa WPG stanęła na starcie Mazovii 24, a więc Maratonu, w którym należy przejechać jak najwięcej km w czasie 24h.

Duet Majabiii – Cbull, jadący w kategorii Duo Mix zajął drugie miejsce w swojej kategorii!

Gratulacje dla wszystkich, którzy podejmują się walki w zawodach!

[16]

Zaczęło się to dnia pewnego, kiedy to pewien wariat zwany Kosem, stwierdził, że przyjedzie 300 km z sakwami i pełnym obciążeniem z Pruszkowa do Suwałk. Droga była mało przyjemna: trasa szybkiego ruchu pod wiatr. Dodatkowo zmęczenie i samotność zrobiły swoje i Kosu musiał zadzwonić, żeby nie zasnąć za kierownicą (nawiasem mówiąc jak można zasnąć za kierownicą roweru?). Po kilku rozmowach i pózniejszym obiedzie pełen sił psychofizycznych ruszył dalej w pogoń za tirami.W tym czasie Fiodor wybrał się na teren Suwalskiego Parku Krajobrazowego gdzie miał niezłą wywrotkę i poobijany ledwo, ale wrócił do Suwałk. Tam w domu zabandażował ręce, zrobił opatrunki, „wylizał” wszystkie rany. Po chwili telefon od Kosa: „stary potrzebuję zmiany, bo już powoli kończą mi się siły” i Fiodor bez namysłu wsiadł na rower i ruszył na spotkanie. 40 km potem spotkali się i ruszyli do Suwałk gdzie zmęczeni po kolacji i piwku udali się na zasłużony odpoczynek.Następny dzień miał być dniem odpoczynku ale nie dla nich. Telefon do Kulbaka, który mieszka w Ełku i szybka, męska decyzja: „Jedziemy!”. Było już późno, ale kiedy podczas pakowania napotkali starszą kobietę potrzebującą pomocy bez namysłu zadzwonili na pogotowie, rozpakowali sakwy wyciągając karimatę i śpiwór, żeby chociaż umilić nieco czekanie na pogotowie. W końcu po pomocy lekarskiej, gdy nie byli już potrzebni wyruszyli w drogę. Mieli pojechać skrótem, los chciał żeby minęli autobus po drodze, który jechał tą dłuższą trasą i w jego cieniu aerodynamicznym przejechali 25

km! Dla Fiodora to rekord życiowy, a dla Kosa tylko niezłe osiągnięcie. Na miejscu w Ełku po spotkaniu z Kulbakiem udali się na pamiętną dyskotekę w klubie „Wirwajda”.Następnego dnia po krótkim spacerze kolejnym wspaniałym posiłku przyrządzonym przez mamę Kulbaka ruszyli dalej. Wieczorem trafili do portu w Giżycku skąd udali się za miasto żeby w końcu rozbić namiot i zasnąć w nieco gorszych warunkach niż na miękkim łóżeczku. Noc dała im mocno w kość - przemarzli okropnie ale niezmordowani wsiedli rano na siodła swoich rumaków i udali się na śniadanko do sklepu. Następnie udali się do Węgorzewa, do którego niestety nigdy nie dojechali bo uwiodła ich jedna droga wiodąca pomiędzy wielkimi jeziorami mazurskimi. Okazała się warta spontanicznej decyzji bo była naprawę piękna i

zaprowadziła ich w wiele ciekawych miejsc jak chociażby zespół bunkrów poniemieckich Mamerki. Zwiedzili wszystkie zakamarki zabudowań wojennych dowadując się o kolejnym ciekawym miejscu do zwiedzenia. Bez namysłu ruszyli w poszukiwanie wspomnianych przez miejscowych, niedokończonych śluz kanału mazurskiego, który miał połączyć Jeziora Mazurskie z rzeką Pregołą w celu uzyskania drogi wodnej do Bałtyku. śluzy miały zniwelować 111-metrową różnicę poziomów pomiędzy Łyną i Mamrami. Robią naprawdę niezłe wrażenie. Ogromne betonowe konstrukcje pośrodku lasu wyglądały jak zabawki pozostawione przez dzieci wielkoludów. Fiodor chciał się na nie wspiąć oczywiście ale stwierdził, że na połamanych nogach za daleko nie zajedzie. A propos jazdy dalsza trasa zawiodła ich o dziwo do Kętrzyna, co

Już od dawna marzy mi się dalsza wycieczka rowerowa. Zostawić wszystko na jakiś dłuższy czas i pośmigać po kraju, nocować gdzie popadnie i przyjemnie spędzać czas w gronie dobrych znajomych.. Właśnie tego typu przygodę przeżył Fiodor. Podzielił on się swoimi wrażeniami w felietonie poniżej.

A może kiedyś zorganizujemy jakąś „większą” wyprawę WaypointGame’owców po Polsce? Czekamy na propozycje, najciekawsze umieścimy w następnym wydaniu WaypointPress i na blogu WaypointGame!

Mazurki 2006

[17]

było niejakim zaskoczeniem dla nich samych bo nie myśleli, ze zajada aż tak daleko. Zresztą cała wyprawa nie była planowana więc wszystko było poniekąd zaskakujące. W Kętrzynie zwiedzili muzeum niczego, po którym (za darmo zresztą) oprowadził ich przewodnik. Ten pan okazał się tak miły, że nawet zaprowadził ich w miejsce gdzie mogli niedrogo i dobrze zjeść. Pełni sił ruszyli do przereklamowanych Mikołajek, przez które tylko przejechali po nocy udając się na przeprawę promową. Po męczącej 6 km trasie przez grząski szuter (a Kosu miał slick’i) dowiedzieli się, że prom od trzech dni nie kursuje. Zawiedzieni, że zamiast skrócić sobie trasę nadłożyli nieco rozbili namiot na polu namiotowym, na którym byli sami (dlatego też było darmowe) i po paru freeq’ach poszli spać.Rano okazało się, że „coś” im pożarło w nocy śniadanie, więc nie

pozostało nic innego jak jeszcze chwilę poobserwować piękny wschód słońca i ruszyć znowu morderczym szutrem do Mikołajek do sklepu. Kosu tym razem nie zaliczył gleby i nie rzucał kaskiem w mrok, tylko przedzierał się dzielnie przez grząski piach to bokiem to prosto ale przed siebie. Fiodorowi z racji szerszych opon szło to niewątpliwie łatwiej. Przy świetle słonecznym Mikołajki okazały się dużo ładniejsze niż poprzedniego wieczora. Popas przy fontannie umiliła nam wycieczka z jakiegoś liceum (ku ich uciesze raczej damskiego), oraz częste pytania niemieckich turystów: „Bis du aus Deutshland”.Dalszy punk wyprawy to leśniczówka Pranie, do której prowadził znienawidzony przez Kosa szuter. W leśniczówce tej mieści się muzeum K. I. Gałczyńskiego. Potem przez kolejne szlaki terenowe i wiele

małych malutkich miejscowości trafili do miasta o powabnie brzmiącej nazwie Kadzidło. Tam po krótkim popasie ruszyli do większego miasta w nadziei, że znajdą tam na miejsce, gziezjedzą upragniony obiad. Ta okazja nadarzyła się w Ostrołęce w lokalu, o którym nawet miejscowi nic nie wiedzieli bo dopiero powstał i nawet nie miał szyldu ani nazwy. Okazał się jednak warty odwiedzenia, jedzonko było tanie i smaczne, a obsługa miła. Po tym miłym odpoczynku ruszyli, dobierając tak trasę żeby jak najmniej jechać głównymi drogami (jak zwykle zresztą). Ich ostatni nocleg przed Warszawą (a w zasadzie przed Pruszkowem) znaleźli w lesie na małej polance obok świerkowego młodnika, która wyglądała jakby ją ktoś tam

[18]

przed chwilą stworzył, aby mieli gdzie rozstawić swój namiot. Niestety ogniska nie mogli rozpalić, ale Fiodor wpadł na pomysł żeby ustawić stosik z gałązek i wsadzić do środka tylną lampkę rowerową. Efekt był całkiem niezły i wieczór zakończył się przy złotym napoju z Łomży i ciasteczkach.Poranek zaczęli od maślanki owocowej, która towarzyszyła im zresztą każdego dnia dając siły na kolejne kilometry. Po nasmarowaniu łańcuchów odpalili z kluczyka Mercedesa i Kamikadze (ksywy rowerów: Fiodora, bo z Niemiec i przy kluczyku do zapinki ma breloczek ze znaną gwiazdką, a Kosa jeszcze z Krymu, kiedy to po awarii aortyzatora jezdził tylko z tylnym hamulcem jak samobójca). Ostatni etap prowadził już po trasie bo było to tak blisko stolicy, że nie było takich ciekawych alternatyw jak na Mazurach. Ledwo, ale łyknęli te kilometry pod wiatr po mało przyjemnej, ruchliwej trasie i przywitali Warszawę na moście, gdzie o mało włos aparat skoczyłby na bungee bez liny. Przeprawa przez Warszawę okazała się nie lada wyzwaniem. Przez kilka dni wyprawy nie zdarzyło się tyle stresujących sytuacji co w wielkim mieście w kilka godzin. Kierowcy ciężarówek najwidoczniej nie chcieli im pomóc w dotarciu do celu.W końcu po 4 dniach i 643 km upragniony Pruszków, ciepły prysznic i równie ciepły obiad wyczarowany przez mamę Kosa, a na koniec wieczora długi, spokojny sen. Wyprawa mimo braku planu oraz decyzji zapadających pod wpływem chwili miała swój urok. W ten sposób można się zapomnieć, nie myśleć o obowiązkach i spokojnie skupić się na jeździe rowerem i podziwianiu okolicy. Taki sposób zwiedzania, na podstawie informacji zebranych na trasie od miejscowych jest naprawdę godny polecenia. To tyle o wyprawie „Mazurki 2006”, następna poprowadzi zapewne drogą powrotną z Warszawy do Suwałk, bo Fiodor po powrocie stwierdził, że przyjemniej będzie wysilić się nieco i wrócić do domu rowerem niż zasypiać w przedziale w nudnym pociągu.

Fiodor

REDAKCJA:Magdalena LusaMirosław Szczepański

ŻRÓDŁA: w w w . w p g . a l l e y c a t . p l , w w w . a l l e y p i a s t . w a w . p l , w w w . w a y p o i n t r a c e . p l , http://waypointgame.blogspot.com

ZDJĘCIA: zbiory WaypointGame i Alleypiast, Fiodor,Grzegorz Pacan (Grzesiek)Marcin Koseski (Kosu),Tomasz Zając (Zajączek), Dziadek

oraz Internet.

WAYPOINTPRESSCzasopismo Internetowe Magazyn Grupy Rowerowej

Alleypiast

kontakt: [email protected]

Bohaterowie :)