Tygodnik Panorama 2004_47/48

32
U U k k a a z z u u j j e e s s i i ę ę o o d d 1 1 6 6 m m a a j j a a 1 1 9 9 5 5 4 4 NR 47-48 (2611-2612) 21 XI - 28 XI 2004 CENA 1,50 Z¸ (w tym 7% VAT) ISSN 0475-6347 P L I S S N 0 4 7 5 - 6 3 4 7 N r i n d e k s u 3 6 8 5 6 3 Y 9 0 1 2 C

description

Tygodnik Panorama 2004_47/48

Transcript of Tygodnik Panorama 2004_47/48

Page 1: Tygodnik Panorama 2004_47/48

UUkk

aazz

uujj ee

ssii ęę

oodd

1166

mmaa

jj aa 11

9955

44 NR 47-48 (2611-2612) 21 XI - 28 XI 2004CENA 1,50 Z¸ (w tym 7% VAT)

ISSN 0475-6347

PL IS

SN 0

475-

6347

N

r ind

eksu

368

563

Y90

12 C

Page 2: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Z Maciejem Glatmanem, prezesem za-rzàdu RC Transport sp. z o.o. w Czecho-wicach-Dziedzicach rozmawia AleksandraPolanowska.

- Z Rafinerià Czechowice jest Pan zwià-zany ju˝ ponad 30 lat, kierujàc transpor-tem samochodowym w ró˝nych warun-kach ustrojowych, politycznych i ekono-micznych...

- D∏ugi sta˝ w bran˝y rafineryjnej zobo-wiàzuje do znajomoÊci najnowszych za-gadnieƒ i przepisów w zakresie transportudrogowego produktów naftowych, którew stu procentach stanowià materia∏y nie-bezpieczne. W obecnej chwili z uwagi nawieloÊç powiàzaƒ kapita∏owych nieustan-nie trzeba dostosowywaç si´ do wcià˝ no-wych realiów. W grudniu 2001 roku daw-ny Wydzia∏ Transportu SamochodowegoRafinerii Czechowice zosta∏ przekszta∏conyw samodzielnà spó∏k´, w której Rafineriama 100 proc. udzia∏ów. Powsta∏a w tensposób na majàtku Rafinerii firma trans-portowa zatrudnia 20 pracowników. Sà towysoko wykwalifikowani specjaliÊci w za-kresie przewozu produktów naftowychi innych materia∏ów niebezpiecznych. Mo-jà rolà w spó∏ce jest nieustanne pozyskiwa-nie nowych klientów, bowiem nowi prze-woênicy nie zawsze potrafià sprostaç wy-mogom legislacyjnym w zakresie przewozutak specyficznych towarów. W czasachzmieniajàcych si´ jak w kalejdoskopie re-aliów moje doÊwiadczenie jest wi´c nie-ustannie weryfikowane.

- Da∏ si´ Pan poznaç jako osoba otwartana nowe struktury.

- Tak. W przeciwnym wypadku firmaktórà zarzàdzam nie mia∏aby ˝adnych per-

spektyw i prawa istnienia na tym rynku.Stàd, mimo ˝e jesteÊmy firmà ma∏à, to rów-noczeÊnie jesteÊmy liczàcym si´ partneremdla Rafinerii Czechowice a jednoczeÊnie ce-nionym przewoênikiem dla innych opera-torów na rynku paliwowym.

- Jak ocenia Pan perspektywy firmy?- Perspektywy sà obiecujàce, bowiem

Grupa LOTOS buduje na terenie RafineriiCzechowice i w sàsiedztwie naszej Spó∏kinowy terminal paliwowy, który niebawemrozpocznie swojà dzia∏alnoÊç. Doskona∏az naszego punktu widzenia lokalizacja ter-minalu daje nam szans´ bycia najbardziejdyspozycyjnym przewoênikiem, spe∏niajà-cym najlepsze, konkurencyjne warunki.Nadto gwarancj´ najwy˝szej jakoÊci na-szych us∏ug stanowi posiadany przez nascertyfikat ISO 9001:2000. Mamy zatemwszelkie warunki i potencja∏, aby wielo-krotnie zwi´kszyç stan posiadania i mo˝li-woÊci firmy.

- Wspó∏praca z Rafinerià Gdaƒskà to nie-wàtpliwie zupe∏nie nowe doÊwiadczenie?

- Niezupe∏nie. Ma∏o kto ju˝ pami´ta, ˝eRafineria Czechowice by∏a pierwszymw Polsce producentem olejów do silnikówokr´towych i ju˝ w Polowie lat 80. naszespecjalistyczne cysterny jeêdzi∏y na Wy-

brze˝e z paliwem okr´towym. Póêniej pro-dukcj´ tego paliwa przej´∏a RafineriaGdaƒska.

- Aktualnie Grupa LOTOS w g∏ównejmierze korzysta z przewoêników zewn´trz-nych...

- Taka jest polityka Grupy która, w od-ró˝nieniu do Orlenu w 90% korzystajàcegoz transportu w∏asnego, opiera si´ na trans-portowych us∏ugach zewn´trznych. I chy-ba tak zostanie.

- Czy handel tak specyficznym towaremuzale˝niony jest od zmieniajàcych si´ pórroku?

- Tak. W naszej bran˝y szczyt przewo-zowy przypada na jesieƒ. Jak ∏atwo si´ do-myÊliç w miesiàcach zimowych spada za-potrzebowanie na paliwa p∏ynne, stàdmusimy precyzyjnie planowaç zmianyi dostosowywaç je do potrzeb naszychklientów.

- Czy w zwiàzku z planami rozwojowy-mi firmy planuje Pan zakupy nowych au-tocystern?

- Pracujàc w realiach dnia codziennegonieustannie planujemy i realizujemy wy-mian´ naszego taboru. Bez takiej politykiz czasem wypadlibyÊmy z rynku.

- Dzi´kuj´ za rozmow´.

RC Transport spółka z o.o.ul. Łukasiewicza 2,

43-502 Czechowice-Dziedzicetel.: (0-32) 215 20 41 - 6 wew. 394, 132

fax: (0-32) 215 83 97e-mail: [email protected]

Pot´gadoÊwiadczenia

Bioràc pod uwag´ si∏´ ekonomiczna i organizacyjnà naszych koncernów paliwo-wych nierealnym jest, aby rafinerie sta∏y si´ historià. OczywiÊcie przysz∏oÊç kra-jowych rafinerii w du˝ym stopniu zale˝eç b´dzie od ogólnoÊwiatowych trendów. Ju˝dziÊ polscy specjaliÊci oceniajà, ˝e jeÊli cena bary∏ki ropy naftowej przekroczywartoÊç 60 dolarów, wówczas ekonomicznie uzasadnionym stanie si´ produkcjapaliw z produktów powstajàcych z przeróbki w´gla kamiennego, wodoru lub in-nych êróde∏ alternatywnych. Dlatego te˝ koncerny naftowe nie zamykajà si´w myÊleniu o swojej nienaruszalnej pozycji na rynku paliw.

Âlàskie Zak∏ady Rafineryjne, w sk∏ad których wchodzi∏y Rafineria Czechowicei Rafineria Trzebinia, przesta∏y istnieç w 1985 roku. Rafineria Czechowice, po ko-lejnych przekszta∏ceniach kapita∏owych, wraz z Rafineriami Gdaƒskà, Jas∏o i Gor-lice wesz∏a w sk∏ad Grupy LOTOS.

Page 3: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Któregoś wieczora popijałam zimne piwoz moim przyjacielem z liceum. Wymieniliśmy uwa-gi na temat ostatniego samobójczego zamachuprzeprowadzonego przez młodego Palestyńczy-ka w Tel Awiwie. Spokojna rozmowa przerodziłasię w burzliwą, momentami agresywną dysputę.Nasze sposoby postrzegania konfliktu bliskow-schodniego różniły się tak diametralnie, że znale-zienie w nich punktu zbieżnego graniczyłobyz cudem. Nawet gdyby takowy był, nie doprowa-dziłby nas do konsensusu. W swoich opiniach by-liśmy, i nadal jesteśmy, zacietrzewieni i przekona-ni o niepodważalności własnych opinii. Kłótnię za-kończyliśmy po wielu godzinach bezowocnej kon-frontacji słownej. Nie jest możliwe, by któreś z naszmieniło zdanie i jeżeli znów dojdzie do podob-nej rozmowy, będziemy zażarcie walczyć ze so-bą. Tymczasem dyplomatycznie unikamy tematui spieramy się o Czeczenię.

Mieszkańcom Izraela i Palestyny trudno uni-kać konfrontacji. W swoich postawach są równienieugięci i przekonani o świętości swoich racji. Po-rozumienie wydaje się nie być celem ani jednej,ani drugiej strony. Obawiam się wręcz, że prze-staje być możliwe bez całkowitego unicestwieniajednej z nich. Żydów i Arabów w ich konflikciedzieli dosłownie wszystko. Wszelkie próby roz-mów kończą się całkowitym odrzuceniem racjiprzeciwnika. Każda ze stron widzi w sobie samejjedyną ofiarę, a swojej symbolicznej historii przy-pina niepodzielną palmę męczeństwa. Bo to wła-

śnie symbole, religia i historia dają im odwieczneprawo do życia na ziemi, o którą spór toczy sięjuż od ponad półwiecza.

Skoro od 1948 r., kiedy to państwo Izraelogłosiło niepodległość, a świat arabski nie uznałgo w przekonaniu, że zaanektowane zostały tymsamym palestyńskie terytoria, nikomu nie udało sięrozsądzić tego sporu, i ja nie pokuszę się o ubar-wienie tego obrazu w czerń i biel. Chciałabym je-dynie zwrócić uwagę na swoistą retorykę tegokonfliktu. Palestyńczyk to ten, który, oblepiony ła-dunkami wybuchowymi, wysadza się w powietrzew pełnym niewinnych cywili centrum handlowymTel Awiwu. Palestyńskie metody walki są brudne i- tu zgadzam się z Arielem Szaronem - nie możebyć mowy o pokoju, póki trwają akty terrorystycz-ne. Dla terroryzmu nie ma wytłumaczenia, co dotego zgodni są wszyscy. Na hasło „samobójczyatak terrorystyczny“ każdy czuje odrazę. Nato-miast „akcje zbrojne“, które wojsko izraelskieprzeprowadza na „terytoriach spornych“ (lepiejbrzmi niż „terytoria okupowane“) już nikogo taknie oburzają. Niewinni Palestyńczycy (tak, tam teżsą cywile), którzy giną podczas tych działań, toprzecież nie ofiary morderstw, gdyż przypadko-wo znaleźli się w strefie wymiany ognia.

Ariel Szaron ma teraz pole do popisu. Zarze-kał się, że nie będzie prowadził rozmów pokojo-wych dopóki na czele Autonomii Palestyńskiej stoiArafat, odpowiedzialny za wszystkie ofiary ata-ków w Izraelu. Jaser Arafat właśnie zmarł, więcteoretycznie nie ma już głównej przeszkody stoją-cej na drodze do pokoju. Tak naprawdę dopieroteraz okaże się, czy dla Szarona była to prze-szkoda, czy wymówka. Domagał się, aby władze

Autonomii raz na zawsze rozprawiły się z działa-czami Hamasu, podczas gdy sam wydał rozkazzniszczenia całej infrastruktury gospodarczej i po-licji Palestyny, a także pozbawił ją wszelkich środ-ków budżetowych. Trudno w takiej sytuacji podej-mować jakiekolwiek działania. Izraelskie władzerównież nie przebierają w środkach, nawet izrael-ska komisja śledcza uznała Szarona osobiście od-powiedzialnym za masakry tysięcy palestyńskichcywili, ale ponieważ magiczne słowo „terror“ by-wa stosowane wybiórczo, na nikim te masakry nierobią wielkiego wrażenia.

Jaser Arafat powiedział ponad dwa lata temuna łamach „Rzeczypospolitej“: „Palestyna ma byćkrajem otwartym dla wszystkich wyznań, po-nadwyznaniowym. Znajdujemy się przecież naZiemi Świętej: świętej dla wszystkich chrześcijan,muzułmanów i żydów“. Trudno uwierzyć w takiesłowa mówione przez osobę uważaną za naj-większego wroga państwa Izrael, za terrorystęi sponsora krwawych zamachów (jednocześnie,paradoksalnie, laureata pokojowej nagrody No-bla). Wydaje mi się, że pod koniec życia Arafatnie tyle był winny, co bezsilny. Uwięziony przezwojska izraelskie w swojej siedzibie w Ramallahmiał niewielkie pole manewru, a dla Palestyńczy-ków pozostawał jedynie, czy też aż, symbolemwalki o niepodległość. Na terytorium Autonomiijest co najmniej kilka nieformalnych ośrodków wła-dzy. Dla części z nich zepchnięcie Izraela do mo-rza jest świętą misją. Misją, którą bardzo łatwozaszczepić w rodakach, zmuszonych, by utrzy-mać się za dwa dolary dziennie, czyli w warun-kach skrajnej nędzy i notorycznego poniżenia.

KATARZYNA WYKA

NN oo nn mm uu ll tt aa ,,ss ee dd mm uu ll tt uu mm

WWW.ZEWPRESS.COM Niezale˝na Gazeta Internetowa

WW nn uu mm ee rr zz ee ::

KiedyÊ b´dziewielki...str. 22

Paj´czyna, któraoplot∏a Europ´str. 8

Dacia Loganju˝ w Polsce

str. 29

Co z tympaƒstwem?

str. 11

Wizja Arafata

• Zdjęcie na okładce: SŁAWEK BOROWSKI

Page 4: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Rok 1990 (cz´Êç 2.)

Oto druga cz´Êç relacji z tego rocznika„Panoramy“.

22 lipca informacja o planowanym na1996 rok uruchomieniu systemu telefoniisatelitarnej p.n. „Irydium“. Prawie nikt

wówczas nie przypuszcza∏, ˝e ten system po-wstanie i pozostanie systemem elitarnym,natomiast Êwiat ogarnie goràczka telefoniikomórkowej.

29 lipca reporta˝ o strzelaninie w motelu„George“ pod Warszawà, które to wydarze-nie dzisiaj uwa˝a si´ za pierwszy sygna∏o powstaniu rodzimej mafii. W 1990 rokuwi´kszoÊç znawców tematu uwa˝a∏a jed-nak, ˝e mówienie w Polsce o mafii to co naj-mniej gruba przesada o ile nie bajka o „˝ela-znym wilku“. W tym samym wydaniu re-porta˝ o pierwszym znanym przypadku za-biegu eutanazji wykonanym przez amery-kaƒskiego lekarza dr. Jacka Kevorkiana na

Janet Adkins. Smaczku ca∏ej sprawie dodajefakt, ˝e „doktor Êmierç“ zbudowa∏ do tegocelu specjalne urzàdzenie. Kevorkian twier-dzi, ˝e w latach 1990-1999 pomóg∏ umrzeçco najmniej 130 pacjentom. Postawionyw stan oskar˝enia i skazany na kar´ wi´zie-nia za... sfilmowanie Êmierci pacjenta, któ-remu osobiÊcie poda∏ trucizn´, odbywa kar´pozbawienia wolnoÊci. Obecnie w USA kr´-cony jest film o losach jego i jego pacjentów.

5 sierpnia zamieszczamy artyku∏o ucieczce z Polski Lecha Grobelnego, twór-cy „Bezpiecznej Kasy Oszcz´dnoÊci“ - firmyparabankowej, w której oferowano odsetkiwy˝sze od inflacji. Schwytany Grobelny,sp´dzi∏ kilka lat w wi´zieniu lecz depozyta-riusze BKO nigdy swoich pieni´dzy nie odzy-skali. Na marginesie: klienci PKO równie˝nie odzyskali nigdy swoich oszcz´dnoÊci i tozgodnie z prawem. W tym samym wydaniupublikujemy reporta˝ ze s∏ynnego berliƒ-skiego koncertu „Mur“ (lub „Âciana“), któ-

rego inspiratorem i g∏ównym producentemby∏ Roger Waters. W sierpniu Naczelnym„Panoramy“ zostaje Andrzej Wrazid∏o.

30 wrzeÊnia drukujemy dyskusj´ na te-mat powrotu lekcji religii do szkó∏ i artyku∏„Mafia u nas?“.

7 paêdziernika znajdujemy reporta˝o Barbarze Piaseckiej-Johnson i jej zaanga-

˝owaniu finansowym w dalsze badania pro-wadzone prze profesora Stanis∏awa To∏p´nad farmaceutycznym wykorzystaniu pre-paratów torfopochodnych do leczenia mi´-dzy innymi chorób nowotworowych. Przy-pomn´, ̋ e opublikowane przez profesora wy-niki badaƒ nad skutecznoÊcià tych prepara-tów w leczeniu raka wzbudzi∏y sporà sensa-cj´. Warto równie˝ przypomnieç, ˝e wcze-Êniej pani Barbara, amerykaƒska miliarder-ka polskiego pochodzenia, usi∏owa∏a (bezskutku) anga˝owaç si´ w ratowanie Stoczni

Z archiwum Panoramy

Panorama4

Nie znacie jej? (36)

Page 5: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Jeden z najwybitniejszychpolskich malarzy wspó∏cze-snych, prof. Jerzy Duda-Gracz, zmar∏ na serce w ¸a-gowie (Lubuskie), podczaspleneru malarskiego.

Jego malarstwo zawszebudzi∏o u widzów silne emo-cje. Duda-Gracz w swoichobrazach, za pomocà postaciludzkich o karykaturalniezdeformowanych cia∏achoraz powszechnie czytelnychsymboli, obna˝a∏ i wytyka∏rodakom liczne wady - g∏u-pot´, nietolerancj´, zak∏amanie, chamstwo, lenistwo, Êlepà fascy-nacj´ pieniàdzem i kulturà amerykaƒskà...

Ka˝dy obraz Dudy-Gracza oznaczony jest numerem i datà. Arty-sta t∏umaczy∏, ˝e ta dokumentacja mia∏a byç poczàtkowo czynni-kiem dyscyplinujàcym m∏odego malarza. W ostatnim okresie czasuartysta odszed∏ nieco od znanego cyklu obrazów „arystokratyczno-historycznych“. Kilka lat temu, przy okazji jubileuszu 25-lecia pra-cy artystycznej, powiedzia∏, ˝e „˝egna si´ z publicystykà, bo przesz∏ymu ju˝ naiwne pasje poprawiania Êwiata“.

Urodzony w 1941 roku profesor Jerzy Duda-Gracz by∏ absolwen-tem krakowskiej Akademii Sztuk Pi´knych - studiowa∏ w jej filiiw Katowicach. By∏ wyk∏adowcà na Uniwersytecie Âlàskim w Kato-wicach oraz w Europejskiej Akademii Sztuki w Warszawie. Bra∏udzia∏ w ponad 180 wystawach w kraju i zagranicà. Przez wiele latwspó∏pracowa∏ z „Panoramà“. Z prawdziwym smutkiem ˝egnamyWielkiego Mistrza.

Redakcja

Panorama 5

Gdaƒskiej. Z czasem okaza∏o si´, i˝ doniesienia o skutecz-noÊci terapeutycznej torfu zosta∏y przesadzone, powsta∏anatomiast fabryka kosmetyków produkujàca ró˝ne prepa-raty na bazie wyciàgów z torfu. Czy skuteczne, nie wiem.

4 listopada publikujemy reporta˝ o finansowych pro-blemach s∏u˝by zdrowia. Mimo, ˝e od tego czasu min´∏o14 lat i dawno powinniÊmy si´ z tà kwestià uporaç, ciàgledrepczemy w miejscu liczàc chyba na cud, bo wszyscy do-tychczasowi „naprawiacze“ okazali si´ nieudacznikami,partaczami albo hosztaplerami.

18 listopada znajdujemy charakterystyki kandydatówdo Belwederu, natomiast 9 grudnia reporta˝ z pierwszejtury wyborów prezydenckich. Najwi´kszym szokiem jestprzegrana Tadeusza Mazowieckiego z tajemniczym Sta-nem Tymiƒskim, p∏acàcego wysokà cen´ za niespe∏nienieoczekiwaƒ spo∏ecznych zwiàzanych z jego rzàdem.

16 grudnia informujemy o wyborze prezydenta LechaWa∏´sy. który zgodnie z oczekiwaniami w drugiej turzewyborów pokona∏ Tymiƒskiego stosunkiem g∏osów 3 do 1uzyskujàc poparcie ponad 10 milionów wyborców przyponad 50-procentowej frekwencji. Ale wówczas ludziejeszcze wierzyli, ˝e uczestnictwo w tym przejawie demo-kracji ma sens...

TADEK

Zmarł prof. Jerzy Duda-Gracz

Page 6: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Panorama6

Po ostrze˝eniu o pe∏zajàcym zamachu sta-nu, pad∏ zarzut o demonta˝u III Rzeczpospoli-tej. Aleksander KwaÊniewski nie szcz´dziostatnio opozycji przygan utrzymanych w dra-matyczno-patetycznym tonie. Opozycja niepozostaje mu d∏u˝na, co wszystko razem wzi´-te od biedy mo˝na nazwaç publicznà dyskusjào przysz∏oÊci Polski.

Tym razem prezydent zaatakowa∏ w sposóbchyba najbardziej oficjalny z mo˝liwych, bopodczas swego przemówienia przed GrobemNieznanego ˚o∏nierza w Âwi´to Niepodleg∏o-Êci. Inspiracjà dla wi´kszoÊci jego zarzutówzdawa∏ si´ byç wywiad, jakiego troch´ wcze-Êniej Lech Kaczyƒski udzieli∏ „Polityce“. Totam prezydent Warszawy, nie ukrywajàcyswoich ambicji zostania kolejnà g∏owà paƒ-stwa, powiedzia∏ o planach zmiany konstytu-cji. Nie by∏o zresztà ˝adnà tajemnicà tak˝ewczeÊniej, ˝e prawica zredagowanej przez SLDza swoich pierwszych rzàdów ustawy zasadni-czej specjalnie nie ho∏ubi. I trudno si´ dziwiç.Szyta ona by∏a ewidentnie na miar´ prezyden-tury KwaÊniewskiego, a przynajmniej pod nie-go wykaƒczana.

Bo proces legislacyjny nad konstytucjà za-czà∏ si´ jeszcze za kadencji Lecha Wa∏´sy. Wte-dy lewica tworzy∏a podstawowy akt przeciwkoprezydentowi, zak∏adajàc, ˝e Wielki Elektrykb´dzie rzàdzi∏ jeszcze przez kolejne cztery lata.Potem, gdy niespodziewanie dla samych post-

komunistów wybory w 1995 roku wygra∏ ichkandydat, trzeba by∏o troch´ odwróciç kotaogonem i do∏o˝yç prezydentowi uprawnieƒ.W rezultacie wyszed∏ z tego niez∏y potworek,b´dàcy potencjalnym powodem konfliktów. Je-Êli bowiem zdarzy si´, ˝e prezydent jest z tej sa-mej opcji politycznej co premier, jak to mamyw∏aÊnie teraz, to politycy ci nie skaczà sobiespecjalnie do oczu, za∏atwiajàc konflikty po ci-chu. Gdy zaÊ nie ma „cohabitation“, czyliwspó∏zamieszkiwania szefa paƒstwa i rzàdu,spory sà wyraêniejsze. Rezultat jest taki, ˝e tensam prezydent, sprawujàcy w∏adz´ na podsta-wie tych samych przepisów raz jest niekwestio-nowanym „pierwszym“, a drugi raz kimÊ w ro-dzaju notariusza, który podpisuje akty powo∏u-jàce na najwy˝sze stanowiska w paƒstwie, pod-suni´te mu przez prezesa Rady Ministrów.

KwaÊniewskiemu teoretycznie nie powin-no zale˝eç jaka b´dzie konstytucja po jegoodejÊciu, ale jednak zale˝y mu ze wzgl´dówpresti˝owych. Pod tekstem tej ustawy zasadni-czej widnieje przecie˝ jego podpis jako prezy-denta, on te˝ wczeÊniej, jako pose∏ SLD, by∏przewodniczàcym Sejmowej Komisji Konsty-tucyjnej, redagujàcej poszczególne artyku∏yustawy.

Niestety, Kaczyƒski nie proponuje konsty-tucji o wiele lepszej. Wed∏ug niego w∏adza pre-zydencka powinna ulec wzmocnieniu, dajàcosobie sprawujàcej ten urzàd prerogatywy

niemal dyktatorskie. Mia∏by prawo odmawiaçpowo∏ywania na urz´dy paƒstwowe osób tegoniegodnych i wydawaç akty prawne z mocàustawy. Mo˝e by∏oby to i dobre lekarstwo naniektóre bolàczki dzisiejszego ˝ycia publiczne-go, tylko jakà mamy gwarancj´, ˝e sam urzàdprezydencki nie dostanie si´ w r´ce jakiegoÊkarierowicza czy populisty, który potrafi za-màciç w g∏owach wyborcom. Polacy przecie˝raz ju˝ omal nie wybrali Stanis∏awa Tymiƒ-skiego, który ewidentnie sprawia∏ wra˝anie„non compost mentis“, zaÊ dwa razy wybraliAleksandra KwaÊniewskiego, dla którego pu-bliczne mijanie si´ z prawdà (sprawa „Polisy“czy dyplomu magisterskiego) nie stanowi∏o˝adnego problemu.

W innych miejscach wywiadu Kaczyƒskimia∏ racj´, na przyk∏ad kiedy mówi∏, ˝e do zbu-dowania sprawiedliwego paƒstwa potrzeba lu-dzi bezinteresownie oddanych tej sprawie.Pewnie jeszcze sà tacy idealiÊci w szeregach by-∏ej opozycji antykomunistycznej, a dzisiejszejantypostkomunistyznej. Problem w tym, ˝e imte˝ wyborcy ju˝ chyba nie wierzà. Znaleêliby si´te˝ zapewne sprawiedliwi i honorowi ludzie polewej stronie politycznego spektrum. PrezydentWarszawy sam podpowiada nazwisko jednegoz nich, kiedy wspomina szlachetnà inicjatyw´Marka Borowskiego, który chcia∏ ustawy od-bierajàcej ludziom Êrednio zamo˝nym kwot´wolnà od podatku - raptem kilkaset z∏otychrocznie - dzi´ki czemu mo˝na by skutecznieprzyjÊç z pomocà niedo˝ywionym dzieciom.Kaczyƒski przedstawi∏ to jako przyk∏ad s∏usznejsprawy do za∏atwienia wspomnianym dekre-tem z mocà ustawy, gdy˝ zbiorowy egoizm po-s∏ów, dbajàcych z kolei o egoizmy zbioroweswoich wyborców tak niepopularnego przed-si´wzi´cia nie pozwoli przeprowadziç.

Moim zdaniem

• Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii prof.Zbigniewa Religi na koncert „Serce za ser-ce“, który odby∏ si´ 20 listopada, tradycyjniew Domu Muzyki i Taƒca w Zabrzu oraz wr´-czenie statuetek „Oskar Serca“.

Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii prof.Zbigniewa Religi, we w∏asnym InstytucieProtez Serca, prowadzi badania naukowei prace wdro˝eniowe nad polskim sztucznymsercem, biologicznà zastawkà serca, robo-tem kardiochirurgicznym oraz nowoczesnàterapià komórkowà. Jak co roku, najhojniejwspierajàcych te dzia∏ania nagrodzi∏a statu-etkà „Oskar Serca“. Laureaci otrzymali„Oskara“ podczas koncertu „Serce za serce“,który odby∏ si´ 20 listopada, tradycyjniew Domu Muzyki i Taƒca w Zabrzu. Ceremo-ni´ wr´czania statuetki uÊwietnili tym ra-zem: s∏oweƒska grupa rockowa Siddhartaoraz Orkiestra Symfoniczna KHW S.A. KWK

„Staszic“ pod dyrekcjà Grzegorza Mierzwiƒ-skiego. Honorowy patronat nad galà objà∏Ambasador Republiki S∏owenii. Wzorem lat

ubieg∏ych koncert poprowadzi∏a Gra˝ynaTorbicka.

• Teatr Rozrywki w Chorzowie na kolej-nà prapremier´, tym razem widowiska„KRZYK“, do którego muzyk´ skomponowa-li: Jacek Kaczmarski, Przemys∏aw Gintrow-ski, Zbigniew ¸apiƒski, L. Llach Grande. S∏o-wa piosenek napisa∏ Jacek Kaczmarski.

KRZYK to swoista lekcja historii wspó∏-czesnej, opowiadajàca o prawdzie, zbrodni,wolnoÊci i marzeniach. Tak˝e o skompliko-wanych zachowaniach t∏umu, który kreujeartyst´ - przywódc´ duchowego, by naj-pierw go wielbiç, nast´pnie znudziç si´ nimi na koniec - zniszczyç go. Wt∏oczony w ra-my systemu (i nie chodzi tu tylko o systemkomunistyczny) artysta, swoim buntem za-pala t∏um do walki o w∏asne marzenia - takadonkiszoteria pojawia si´ co jakiÊ czas, i cojakiÊ czas mia˝d˝y jà przetaczajàce si´ w∏a-Ênie ko∏o historii.

Gorzkie, màdre i ponadczasowe piosenkiJacka Kaczmarskiego (nies∏usznie kojarzo-nego tylko z „SolidarnoÊcià“), stanowià kan-

Zaprosili nas

Dyskurs o dekretach

Page 7: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Panorama 7

- Piosenka, która mia∏a byç kazachska- Niezwyk∏a promocja w ambasadzie Szwecji

Ale˝ dosta∏ oklaski. Kto? Serik Aprymow, re˝yser z Kazachstanu. Gdzie? W ki-nie „Kultura“. Kiedy? 4 listopada. Z jakiej okazji? Nie z okazji filmu, który zapo-wiedzia∏, bo ten promowa∏, te˝ obecny na sali, Satyba∏dy Narymbetow, ale z po-wodu historii, którà widzom Arik przekaza∏ i którà... zaÊpiewa∏. „Mamy w Ka-zachstanie piosenk´ - stwierdzi∏ - o której zawsze myÊla∏em, ˝e jest nasza, kazach-ska. Dopiero kilka lat temu, kiedy by∏em po raz pierwszy w Polsce, dowiedzia∏emsi´... a zresztà pos∏uchajcie Paƒstwo sami. ZaÊpiewam jà po kazachsku“. I wów-czas, jaka˝ to piosenka z jego ust pop∏yn´∏a? Ano „Sz∏a dzieweczka do laseczka, dozielonego...“. Bo oczywiÊcie „Mazowsze“ te˝ by∏o w Kazachstanie.

Tak rozpocz´∏y si´ Dni Kina Kazachskiego, które otworzy∏ ambasador Kazach-stanu w Warszawie, p.Tuleutai Sulejmenow, podkreÊlajàc, ˝e to pierwsza takaimpreza w Polsce. Pierwszym zaÊ filmem z ca∏ej serii pokazanych w czasie „Dni“,by∏a „Modlitwa Lejli“ z pi´tnastoletnià - i ju˝ Êwietnà - Ajanà Jasmagambetowà.Nie przyjecha∏a ona do Warszawy, poniewa˝ nie pozwolili jej na to rodzice, jako˝e Ajana jest w szkole i nauki przerywaç nie mo˝e. „Modlitwa Lejli“ to naprawd´cudowna opowieÊç o ˝yciu ma∏ej wioski pod Semipa∏atyƒskiem, której mieszkaƒ-cy nawet nie zdajà sobie sprawy, i˝ obok nich znajduje si´ radziecki poligon jàdro-wy, nad którym pojawiajà si´ os∏awione „grzyby“ (13 lat temu, kiedy Kazach-stan proklamowa∏ niepodleg∏oÊç, ówczesny i obecny prezydent paƒstwa, Nursu∏-tan Nazarbajew, kaza∏ poligon zamknàç). O atmosferze filmu niech Êwiadczy ta-ki oto wàtek, W Lejli kocha si´ do szaleƒstwa pi´kny i bardzo uzdolniony ch∏opak(cudownie Êpiewa), którego zamo˝na - jak na tamtejsze stosunki - matka pragniezwiàzaç z Lejlà. Ale ch∏opak nie ma nóg, jeêdzi na prymitywnym wózku, i aniLejla, ani jej matka go nie chcà. Matka ch∏opaka próbuje matk´ Lejli przekupiçpi´knà tkaninà oraz argumentem: „To nic, ˝e mój syn nie ma nóg, ale ma m´skieklejnoty“ czyli, ˝e Lejla jako jego ˝ona mo˝e rodziç dzieci. Tymczasem ona odda-je si´ Isaakowi Goldbladowi, staremu ˝ydowskiemu dysydentowi, zes∏anemuprzez NKWD do wioski, poniewa˝ Isaak imponuje jej màdroÊcià, wykszta∏ceniemi dobrocià. Âmia∏a to kombinacja, Êwiadczàca o dojrza∏oÊci re˝ysera i o liberali-zmie w∏adz. Skutek? Jeden z najlepszych filmów naszych czasów.

...Ambasador Szwecji w Warszawie, Mats Staffansson, oraz wydawca toruƒ-ski dr Adam Marsza∏ek, urzàdzili 5 listopada w ambasadzie szwedzkiej spotkaniez pu∏kownikiem-pilotem w stanie spoczynku, Tadeuszem Cynkinem, w zwiàzkuz ukazaniem si´ jego ksià˝ki pt. „˚ycie warte ˝ycia“. Dlaczego akurat w ambasa-dzie szwedzkiej? Dlatego, ˝e p∏k. Cynkin, z ˝onà Izabellà, od 33 lat mieszkaw Szwecji, gdzie za∏o˝y∏ najwi´ksze - i najlepsze - biuro t∏umaczeƒ w ca∏ej Skan-dynawii. Na spotkanie przyby∏o wielu kombatantów, wÊród nich genera∏ Woj-ciech Jaruzelski.

Za∏o˝enie w Sztokholmie biura t∏umaczeƒ wiàza∏o si´ z tym, ˝e p∏k. Cynkin samdobrze zna angielski, rosyjski, niemiecki i szwedzki, a o jego przejÊciach - cz´sto na-prawd´ tragicznych - niech Êwiadczy fakt nast´pujàcy. Po wkroczeniu wojsk ra-dzieckich do Polski 17 wrzeÊnia 1939 roku, Cynkin zosta∏ wtràcony do wi´zieniaNKWD we Lwowie. Siedzia∏ w jednej celi mi´dzy innymi z W∏adys∏awem Broniew-skim, który go uczy∏ rosyjskiego, i z Niemcem, in˝ynierem Bohlhardem prawdopo-dobnie szpiegiem niemieckim, który go uczy∏ angielskiego. Warunki w wi´zieniuNKWD by∏y straszne. Mimo to, Tadeusz Cynkin kontynuowa∏ nauk´, ale nie zadarmo - on musia∏ Bohlhardowi p∏aciç zabijaniem na jego ciele wszy.

˚yciowa epopeja Tadeusza Cynkina zaprowadzi∏a go od Pierwszej Dywizji Ko-Êciuszkowskiej w armii Berlinga do... Berlina, a poprzez b∏yskotliwà karier´ woj-skowà w Polsce - do... wi´zienia, te˝ w Polsce, jako podejrzanego polityczniei wreszcie do Szwecji. Tam znalaz∏... „ojczymzn´“ - od s∏owa „ojczym“, co samwymyÊli∏. Jest on przyk∏adem tych trudnych „losów polskich“, przez które tyluPolaków przesz∏o.

ZYGMUNT BRONIAREK

Okruszkiz warszawskiegosto∏u

W podobnym trybie (poprzez powo∏anie jeszczejednej komisji specjalnej z nadzwyczajnymi upraw-nieniami, m.in. do odbierania majàtków zdobytychbezprawnie) pragnà∏by prze∏amywaç egoizmy, chcia-∏oby si´ rzec instytucjonalne, skrywajàce si´ za górno-lotnymi sloganami mówiàcymi o trójpodziale w∏adzy,czy o zasadzie praw nabytych. Niewàtpliwie karte-zjaƒski podzia∏ w∏adz na ustawodawczà, wykonawczài sàdowniczà jest rzeczà dobrà, jeÊli w ramach po-szczególnych segmentów tego trójkàta nie dosz∏o dopatologii. Ale czy mo˝na dziÊ powiedzieç, ˝e w polskimsàdownictwie nie ma patologii? S´dziów na g∏ow´mieszkaƒca mamy wi´cej ni˝ w niejednym paƒstwiez d∏ugimi tradycjami demokratycznymi, a sprawy cià-gnà si´ u nas latami, Polska nieustannie przegrywaprocesy w Strasburgu ze swymi obywatelami, korpo-racje prawnicze prze˝arte sà korupcjà i nepotyzmem,ale w∏adza ustawodawcza nie mo˝e nic z tym zrobiç.Bo s´dziowie sà niezale˝ni i jeÊli sami nie uchylà naprzyk∏ad immunitetu swojemu koledze po fachu, któ-ry jeêdzi po pijaku, to nikt im nic nie zrobi. Teoretycz-nie parlament móg∏by zmieniç ustaw´ o sàdownic-twie, tylko po pierwsze w parlamencie jest silne lobbyprawników, które do tego nie dopuÊci, a poza tym czytakiej ustawy nie uchylà znów inni s´dziowie, ci z Try-buna∏u Konstytucyjnego, sprawujàcy faktycznie nad-zór nad parlamentem?

Takich b∏´dnych kó∏, których êród∏em sà ró˝ne ego-izmy grupowe, jest w naszym ˝yciu spo∏ecznym i gospo-darczym wi´cej. Nie do ruszenia sà kasty zawodowychzwiàzkowców, samorzàdowców, lekarzy, górników,bankowców, duchownych, nauczycieli itd. Uporzàdko-wanie dziedzin ˝ycia, którymi zaw∏adn´li tylko we w∏a-snym interesie przy zachowaniu dziÊ stosowanych pro-cedur wydaje si´ wr´cz niemo˝liwe. JakaÊ forma „za-machu majowego bez zamachu“ na te patologie wyda-je si´ rzeczywiÊcie niezb´dna. Pytanie tylko czy da si´przeprowadziç?

SILEZJUSZ

w´ tego przedstawienia. Ze scenicznej opowieÊciwy∏ania si´ jednak nie tragiczna postaç samotnegobarda, a raczej jego niepokoje, przemyÊlenia i gorz-kie komentarze do wydarzeƒ bliskich nam i bar-dziej odleg∏ych.

Piosenki Jacka Kaczmarskiego w zupe∏nie no-wych aran˝acjach przedstawià artyÊci TeatruRozrywki: Beata Chren, Ma∏gorzata Gadecka,Ewa Grysko, Izabella Malik, Maria Meyer, Ró˝aMiczko, El˝bieta Okupska, Anna Ratajczyk, AlonaSzostak, Marta Tadla, Marta Wilk, Jacek Brzesz-czyƒski, Marian Florek, Jacenty J´drusik, DominikKoralewski, Andrzej Kowalczyk, Miros∏aw Ksià-˝ek, ¸ukasz Musia∏, Robert Talarczyk oraz wyst´-pujàcy goÊcinnie aktorzy: Dariusz Niebudek, Mar-cin Rychcik i Artur Âwi´s.

Artystom towarzyszy zespó∏ baletowy TeatruRozrywki oraz zespó∏ muzyczny pod kierownic-twem Hadriana Filipa Tab´ckiego.

Scenarzystà i re˝yserem widowiska jest RobertTalarczyk; scenografi´ zaprojektowa∏a El˝bietaTerlikowska zaÊ nad choreografià czuwa∏a Kata-rzyna Aleksander-Kmieç.

Prapremiera - 20 listopada 2004.

Page 8: Tygodnik Panorama 2004_47/48

8 Panorama

Pierwsza na drodze

Przemierzajàc Navarr´ znaleêliÊmy si´w cz´Êci kraju Basków, gdzie niezwykle wi-doczne sà dà˝enia do autonomii. Najwi´k-szym na drodze pielgrzymów miastem jestPamplona (Iruna). Jej 180 tysi´cy miesz-kaƒców cieszy si´ s∏awà dzi´ki corocznej go-

nitwie byków opisanej przez Hemingwaya.Odr´bnoÊç kulturowa przejawia si´ w ba-skijskim j´zyku. Euskera jest codziennoÊcià,wszelkiej maÊci napisy i informacje istniejàw podwójnej formie.

Camino ciàgnie si´ przez 150 kilometrówprowincji, której reklama „pierwsza na dro-dze“ ma odzwierciedlenie w goÊcinie ofero-

wanej pielgrzymom. Organizacje pozarzà-dowe, koÊcielne i w∏adze roztaczajà nad w´-drowcami solidnà opiek´. Na drodze cz´stospotykaliÊmy patrole w samochodach.Op∏ata za schroniska, wyposa˝one w pokaê-nà liczb´ ∏ó˝ek wynosi od 3 do 6 Euro.

Krajobraz miesza zielone góry i pagórkize spalonymi s∏oƒcem równinami, a zabytkiprzeplatajà si´ z widokiem przechodzàcychtu˝ obok byków.

Rioja - kraina winaZaledwie 60 kilometrów trasy wiedzie

przez monotonny, równinno-pagórkowatyregion. Pielgrzymi stàpajà wÊród zm´czonejprzez s∏oƒce ziemi i plantacji winogron. Tu-tejsze wino jest dumà prowincji i uchodzi zajedno z najlepszych w Hiszpanii. Takich sa-mych odczuç nie mo˝e budziç przygotowanietrasy. Opieka nad pielgrzymami i schroniskasà kiepskie. ˚ycie toczy si´ powoli i leniwie.Wyjàtkiem jest 125-tysi´czne Logrono, choçi tu widaç prowincjonalnoÊç tej cz´Êci kraju.

Podró˝e dalekie i bliskie

Camino- pajęczyna, która oplotła EuropęSetki kilometrów w´drówki przez cztery hiszpaƒskie prowincjedoprowadzi∏y nas do Santiago de Compostela, a póêniej na „Ko-niec Ziemi“. Drodzy Czytelnicy - teraz czas na Was!

Page 9: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Panorama

Gwiazdy Camino

Tak nazywajà si´ samochody patrolu-jàce Camino de Santiago na terenach Ca-stilli y Leon. Podobnie mo˝emy okreÊliç teregiony Hiszpanii, odwo∏ujàc si´ do ichprzygotowania na wizyt´ pielgrzymów.Rozbudowana jest sieç schronisk zarównomiejskich, parafialnych jak i prywatnych.Wiele z nich jest „donativo“, czyli p∏at-nych „ile ∏aska“. W wi´kszoÊci znajduje si´kuchnia i darmowy Internet. Specjalnynumer telefonu pozwala wezwaç „Gwiaz-d´ Camino“, która bezp∏atnie zabierzekontuzjowanego lub wycieƒczonego piel-grzyma do punktu medycznego. Regular-ne dy˝ury lekarskie przy schroniskach do-pe∏niajà obrazu ca∏oÊci.

Na czterystu kilometrach Castilli y Leonmamy do czynienia z ogromnym zró˝nico-waniem terenu i klimatu. Równiny, p∏asko-wy˝e i podejÊcia na blisko 1500 m. n.p.m.mieszajà si´ ze sobà. Obowiàzujàcym j´zy-

kiem jest „castellano“ - nauczany równie˝w Polsce. W granicach prowincji istniejàdà˝enia do roz∏amu. JeÊli jej nazwa oznaczaCastilla i Leon (Castilla y Leon) - to na tere-nie Leon co krok natkniemy si´ na parafra-z´ - Castilla sin Leon (Castilla bez Leon).

Jest to najbardziej rozwini´ty region, któ-ry przemierzajà w´drowcy. Rozbudow´i dziesiàtki projektów unijnych widaç go∏ymokiem. Najwi´ksze miasta posiadajà mnó-stwo atrakcji turystycznych, warto zwie-dziç: Burgos (166 tys.), Leon (137 tys.) Pon-ferrad´ (63 tys.) oraz Astorg´ (12 tys.).

Pozosta∏e miasteczka nie przekraczajàzazwyczaj pi´ciu tysi´cy mieszkaƒców.Tworzà jednak pi´kne krajobrazy i niesamo-wity klimat, a cz´sto sà per∏ami architekto-nicznymi.

Galicyjski bieg po ∏ó˝koPowieÊç Paulo Coelho „Pielgrzym“ koƒ-

czy swà narracj´ w górskim Cebreiro. Na-st´pna kartka to fina∏, czyli Santiago deCompostela (88 tys.). G∏ównie dzi´ki w∏a-dzom prowincji, prawdziwa Droga Êw. Jaku-ba urywa si´ w malowniczo po∏o˝onym nawysokoÊci 1330 m. n.p.m. miasteczku.

Camino w Galicji to 150 km., a jedyniesto wystarczy, aby otrzymaç „Compostele“.Dlatego wielu, bardziej turystów, ni˝ piel-grzymów zaczyna w´drówk´ dopiero tutaj.Infrastruktura jest na to zupe∏nie nie przy-gotowania, a iloÊç miejsc w êle wyposa˝o-nych schroniskach nieprzystajàca do po-trzeb. Plusem jest fakt, i˝ wszystkie sà bez-p∏atne. Ale co komu po darmowej nocy napod∏odze? Pielgrzymka staje si´ biegiem po∏ó˝ko. I jeÊli wczeÊniej spotykaliÊmy na szla-ku prawdziwych w´drowców, tu zaskoczy∏ynas panie w spódniczkach z ma∏ymi toreb-kami na ramieniu (!).

Z∏e wra˝enie zniwelowa∏y górskie wido-ki, kultura - j´zyk Gallego, zupe∏nie ró˝ny odhiszpaƒskiego oraz miejsca takie jak klasz-tor w Samos, które od tysiàca lat przyjmujàpielgrzymów.

Góra RadoÊciJednym z takich miejsc sta∏o si´ równie˝

schronisko w Ribadiso. Szkoda by∏o opusz-czaç to zaciszne albergue i jego kamiennedomy po∏o˝one nad krystalicznie czystà rze-kà. WyruszyliÊmy póêno - oko∏o ósmej. DoSantiago pozosta∏o nam 40 kilometrów.

Choç nie by∏a to ma∏a odleg∏oÊç, wiedzie-liÊmy, ˝e sobie poradzimy. T∏um „pseudo-pielgrzymów“ w Galicji sprawi∏, ˝e Caminopocz´∏a traciç swà magi´, wi´c dystans ten

9

Page 10: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Podró˝e dalekie i bliskie

10 Panorama

sta∏ si´ normà. Wraz z mi´dzynarodo-wymi przyjació∏mi staraliÊmy si´ wybie-raç na postój tylko najciekawsze lubmniejsze miejscowoÊci.

Galicyjskie lasy, wioski, autostradyi turystyczne kurorty, które mijaliÊmyuwidacznia∏y zró˝nicowany rozwój re-gionu. Obrazu dope∏ni∏o lotnisko mijanekilka kilometrów przed podejÊciem naMonte de Gozo. Góra radoÊci - to pierw-sze miejsce z którego w´drowcy dostrze-gajà Santiago. MieÊci si´ tutaj olbrzymikompleks dla pielgrzymów, który ma zazadanie roz∏adowaç ich t∏um w mieÊcie.Kulminacyjny punkt wspinaczki (380m. n.p.m.) jest oddalony od przedmieÊço zaledwie kilkanaÊcie minut, mo˝e pó∏godziny spaceru w dó∏. Do serca Compo-

steli, czyli katedry, to oko∏o godzina dro-gi. ZejÊcie do oddalonego o rzut beretemcentrum kusi∏o nieustannie. Powstrzy-ma∏y nas wiadomoÊci o braku miejscw schroniskach ju˝ od 15-tej. Po raz ko-lejny ujawni∏a si´ nieporadnoÊç galicyj-skich w∏adz.

Szcz´Êliwie nocleg na Monte de Gozoawaryjnie zaplanowaliÊmy jeszcze naÊcie˝kach ostatniego etapu. Mimo, ˝ewidok zachodu s∏oƒca ze szczytu nieby∏ tak imponujàcy jak si´ spodziewali-Êmy, decyzja okaza∏a si´ trafna. Czeka-∏y na nas darmowe i wygodne ∏ó˝kaw niewielkim pokoju, dzielonym z za-przyjaênionà, kataloƒskà parà. Do San-tiago postanowiliÊmy dotrzeç o wscho-dzie s∏oƒca.

Objàç aposto∏apod wielkim kadzid∏em

Niewymuszona pobudka po szóstejumo˝liwi∏a nam wejÊcie do miasta ra-zem z budzàcym si´ s∏oƒcem. Wybórznajdujàcego si´ przy drodze do stare-go miasta albergue Aquario okaza∏ si´s∏uszny. Po kilku godzinach przyby∏awi´ksza cz´Êç europejskich znajo-mych, których poznaliÊmy na Camino.Koszt, ka˝dej z trzech mo˝liwych dosp´dzenia tu nocy, wynosi 5 Euro.Osoby, które mia∏y „przyjemnoÊç“ spa-nia w klasztorze, gdzie mieÊci si´ kilka-krotnie wi´cej pielgrzymów chwali∏yAquario za rodzinnà atmosfer´ kon-trastujàcà z obcesowym traktowaniemw tym pierwszym.

Stare miasto, którego najwa˝niej-szym punktem jest katedra, zosta∏o wy-∏àczone z ruchu ko∏owego. Królujà tupielgrzymi. Po przybyciu na przedkate-dralny plac czeka ich uczestnictwow specjalnej mszy. Wtedy te˝ mogà zo-baczyç specyficznà cech´ budowanej od1075 roku Êwiàtyni. Jest nià ogromnekadzid∏o - „botafumeiro“, które huÊta si´

na ∏aƒcuchu przywieszonym pod sufitem.Tradycjà jest te˝ obj´cie z∏otej figury Êw. Ja-kuba i wizyta w krypcie w której znajdujàsi´ szczàtki aposto∏a. Po tych czynnoÊciachw´drowcy udajà si´ do pielgrzymiego biuraodebraç „Compostel´“ - potwierdzajàcàukoƒczenie pielgrzymki.

Z tradycyjnym dokumentem w r´ce ru-szyliÊmy na podbój miasta. Santiago deCompostela to wiele zabytkowych atrakcji.Obok katedry znajduje si´ Hotel Reyes Cato-licos - niegdyÊ pielgrzymie schronisko, dziÊprawdopodobnie najstarszy hotel Êwiata.PokonaliÊmy kilkanaÊcie niezwykle wà-skich uliczek. WÊród wszechobecnych buti-ków z pamiàtkami, restauracji, cukiernii knajpek co chwila pozdrawialiÊmy pozna-nych na Drodze pielgrzymów. Im równie˝uda∏o si´ osiàgnàç cel.

Mimo swego kosmopolityzmu Santiagonie powali∏o nas na kolana. Niewielkie staremiasto, poprzez wàskie uliczki i ma∏e placesprawia wra˝enie przyt∏aczajàcego. Nie od-czuliÊmy atmosfery, tak charakterystycznejchoçby dla Krakowa. Równie˝ inni pielgrzy-mi, pomijajàc imponujàcà katedr´, mówià -liczyliÊmy na wi´cej. Jednak ˝aden z nich niekwestionuje wartoÊci Camino de Santiago.Bo, wbrew licznym b∏´dnym t∏umaczeniom,to nie „Droga do Santiago“, ale „Droga Êw.Jakuba“. Nie cel si´ tu liczy, ale dziesiàtkiniezwyk∏ych ludzi, magicznych miejsc i nie-spodziewanych wydarzeƒ przed nim.

Tam, gdzie s∏oƒcemówi dobranoc

To sprawia, ˝e wielu pielgrzymów niechce koƒczyç w´drówki. I wcale nie muszà.Idà dalej do miejsca zwanego „Koƒcem Zie-mi“. Znajduje si´ ono zaledwie kilkadziesiàtkilometrów, czyli trzy dni drogi od Santiago.Fisterra to najdalej wysuni´ty na zachódpunkt Europy. Legendy tego miejsca wià˝àsi´ ju˝ z rzymskimi legionami, które oglàda-∏y topiàce si´ w oceanie s∏oƒce. Tu w∏aÊnieokazuje si´, ˝e tak˝e Polacy potrafili zamie-

Page 11: Tygodnik Panorama 2004_47/48

11Panorama

szaç w historii Camino. Jednym z pierw-szych pielgrzymów, którzy opisali podró˝na przylàdek jest nasz rodak. Jest to o tylewa˝ne, ˝e stàd w∏aÊnie pochodzi najpow-szechniejszy symbol Drogi Êw. Jakuba -muszla. Docierajàcy nad ocean w´drowcyzabierali muszle jako dowód przebytej dro-gi. DziÊ mo˝na je kupiç na ca∏ej trasie,a najwi´cej oczywiÊcie w Santiago.

„Koniec Ziemi“ to urokliwe miejscewyznaczajàce ostateczny cel w´drówki.Pe∏no tu zarówno malutkich pla˝, dzikichska∏ o które rozbijajà si´ fale jak i pod-Êwietlonych wieczorami murów oraz ry-backich knajpek. Mo˝na odetchnàç mor-skim powietrzem i poznaç legendy, za-równo samego Cabo Fisterra jak i ca∏egoWybrze˝a Âmierci, które sta∏o si´ miej-scem wiecznego spoczynku dla wielustatków i ich za∏óg.

Odrodzenie w ogniuZ miasteczka Fisterra podà˝aliÊmy pó∏-

godzinnym, szybkim spacerem w stron´

latarni morskiej na kraƒcu przylàdka.MieliÊmy zobaczyç rozreklamowany cud -zachód s∏oƒca nad Cabo Fisterra. Promie-nie s∏oneczne wpada∏y z pomaraƒczyw czerwieƒ gdy przed nami ukaza∏ si´ w´-drowiec. Z ci´˝kim plecakiem i kilkutygo-dniowym zarostem, sprawiajàcy wra˝enieob∏àkanego pielgrzym by∏ poch∏oni´tyjednà tylko myÊlà. Musz´ zdà˝yç przed za-chodem, która jest godzina? - rzuci∏ na po-witanie. Dlaczego tak si´ Êpieszysz - odpar-liÊmy. Ostatnio nie dotar∏em tam, nieukoƒczy∏em drogi - odpowiedzia∏ ∏ama-nym angielskim - ju˝ widz´ latarni´! Mu-sz´ spaliç swoje ubrania, aby odrodziç si´na nowo, aby zakoƒczyç pielgrzymk´ -wyt∏umaczy∏. Nie zdziwi∏o nas to - Caminozaskakuje na ka˝dym kilometrze. Za chwi-l´ kolejny w´drowiec mia∏ w tradycyjnysposób zakoƒczyç podró˝. Nast´pnegoranka z Saint Jean Pied-de-Port wyruszyw jego miejsce nowy. I tak od tysiàca lat.

Tekst i zdj´cia DAWID W¸ADYKA,Wspó∏praca KATARZYNA SEPIELAK

POWRÓTCamino de Santiago jest drogą

w jedną stronę. Korzystanie ze schro-nisk w drodze powrotnej nie jest moż-liwe, dlatego trzeba wcześniej zapla-nować powrót. Niedaleko Composte-li znajduje się lotnisko, nie posiadajednak bezpośrednich połączeń z Pol-ską. Najlepiej będzie dostać się pocią-giem do Barcelony (ok. 16 godzin)lub Madrytu i stamtąd wrócić autobu-sem rejsowym do kraju. Niestety, nie-dawno loty na trasie Barcelona - Ka-towice zawiesił WizzAir. Długody-

stansowe trasy w samej Hiszpanii obsługują też konkurencyjne dla kolei linieautobusowe. Duże zniżki przysługują posiadaczom karty Euro<26. Pielgrzymi,którzy dotarli do Santiago otrzymują kartę z 25% zniżką na pociągi regionalne.Na cały transport powrotny trzeba przeznaczyć około 700-1000 zł.

Rozmowa z dr. Grzegorzem Mitrow-skim, filozofem.

- „Nie negocjujemy z terrorystami“ - de-klarujà politycy na wieÊç o porwaniachw Iraku kolejnych zak∏adników. Uprowadze-ni, ubrani w pomaraƒczowe bluzy, b∏agajào litoÊç, a potem najcz´Êciej ginà z ràk rebe-liantów. Zgoda. Z terrorystami uk∏adów si´nie zawiera. Ciekawe tylko, co czujà w takichchwilach rodziny zak∏adników; czym jest dlanich paƒstwo, którego sà obywatelami?

- Có˝ mogà czuç? Prze˝ywajà potwornydramat, uÊwiadamiajàc sobie swojà bezsil-noÊç wobec tworu zwanego paƒstwem. Za-czynajà rozumieç, ˝e ich jednostkowy los niema dla tego paƒstwa ˝adnego znaczenia i,chocia˝ wmawia si´ im wolnoÊç, tak na-prawd´ sà niewolnikami systemu. Dziwi te˝niepomiernie, dlaczego paƒstwo amerykaƒ-skie wzi´∏o si´ za wprowadzanie demokracjiw Iraku, tymczasem nie chce mieniç si´,przyk∏adowo, wyzwolicielem narodu pó∏-nocnokoreaƒskiego. Có˝ za potworna i odra-˝ajàcà manipulacja obywatelami!

- Mo˝na co prawda powiedzieç, ˝e ka˝dawojna wymaga ofiar, a nawet - w imi´ war-toÊci wy˝szych - zrzekni´cia si´ cz´Êci swo-bód obywatelskich. JeÊli jednak paƒstwo niepotrafi zagwarantowaç swoim obywatelombezpieczeƒstwa podczas spaceru w parku,jazdy pociàgiem, zakupów; nie potrafi za-pewniç opieki medycznej i socjalnej albo go-dziwych emerytur, to znaczy, ˝e anarchiÊcimajà sporo racji.

- Czas pokaza∏ bardzo wyraênie, ˝e obec-nie paƒstwo jest tworem archaicznym - two-

Polska

Co z tympaństwem?

Page 12: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Polska

12 Panorama

rem sztucznym, skoƒczonym. W czasach libe-ralizmu oÊwieceniowego twierdzono jeszcze, ˝epaƒstwo to narz´dzie s∏u˝àce do zaspokajaniapotrzeb, których jednostka nie jest w stanie za-spokoiç. Skoro obywatele sà mordowani w po-ciàgach, na ulicy, umierajà z powodu spóênio-nego przyjazdu karetki pogotowia albo z brakumiejsca w szpitalach pomimo p∏acenia sk∏adekna s∏u˝b´ zdrowia, to nie mo˝na si´ dziwiç, i˝coraz wi´cej ludzi buntuje si´ przeciw paƒstwui uwa˝a je za bezu˝yteczne.

- Nie majà racji?- Ale˝ majà! Najgorsze jest to, ˝e politycy

majà obywateli za g∏upców. Uwa˝ajà, ˝e mo˝-na im „mydliç“ oczy okràg∏ymi zdaniami, od-wo∏ywaniem si´ do Êwi´toÊci i najwy˝szychwartoÊci. Ale oni wiedzà, co robià i - co tu du-˝o gadaç - w jakiejÊ cz´Êci udaje si´ im ludzinabraç. Pami´tajmy jednak, ˝e kochamy byçoszukiwani. Ciàgle tkwi w nas mentalnoÊç za-borów - „Paƒstwo to oni, a nie my“. Gdybyby∏o inaczej, nie wybieralibyÊmy do parla-mentu tych samych ludzi któryÊ tam raz z rz´-du, nie s∏uchali populistów (osób niezbyt roz-sàdnych, lecz z pianà na ustach) i nie dawalisi´ zaczarowywaç ca∏ej tej ob∏udzie odzianejw szaty dostojeƒstwa i przyozdobionej wielcepodejrzanym majestatem. Politycy sà przecie˝ludêmi z ludu. Twierdzà to sami politycyutrzymujàc, ˝e obra˝anie przedstawicieli Sa-moobrony czy Ligi Polskich Rodzin to obra˝a-nie wyborców tych partii. To lud wyniós∏wszystkich polityków na piedesta∏ i zezwoli∏na poniewieranie sobà, co oznacza, ˝e wybor-cy sà Êlepi. Co wi´cej - politycy karmià masyideologicznym be∏kotem, a dziennikarzewcià˝ pokazujà, ˝e tego be∏kotu nie mo˝natraktowaç serio. Ale i tak lud popiera t´ be∏ko-czàcà grup´.

- Tomasz Lis pyta: „Co z tà Polskà?“. Ja na-tomiast pytam: „Co z tym paƒstwem?“.

- Kto wie, czy to pytanie nie jest w∏aÊciwsze,tym bardziej, ˝e problemy naszego paƒstwaprzesta∏y byç problemami wy∏àcznie polskimi.

- A zatem...?- A zatem nic nowego powiedzieç nie mo˝-

na. Wcià˝ b´dziemy ˝yç otoczeni ideologicz-nym be∏kotem i ciàgle b´dziemy narzekaç napaƒstwo, jeÊli nie przewartoÊciujemy naszejÊwiadomoÊci. Tylko, prosz´ pami´taç - gdy tonastàpi, pan nie b´dzie mia∏ o co pytaç, a ja nieb´d´ musia∏ odpowiadaç. Na razie, mówiàco paƒstwie, mo˝na pos∏u˝yç si´ heglowskà alie-nacjà: ludzie stworzyli coÊ na swój po˝ytek, aleto obróci∏o si´ przeciwko nim. Bóg tak˝e zosta∏wymyÊlony, by zaspokajaç pewne potrzeby, alew wielu ludziach budzi ju˝ tylko strach.

- Dlaczego dzisiejsze paƒstwo nie spe∏niaoczekiwaƒ obywateli?

- Wybaczy pan, to pytanie brzmi absurdal-nie. Dzisiaj nie rzàdzi przecie˝ polityka i moral-noÊç. Arche wspó∏czesnego Êwiata to pieniàdz.Reszta jest bez znaczenia.

- Co wi´c majà powiedzieç ci, którzy tychpieni´dzy robiç nie mogà: ludzie starsi, schoro-wani albo niepe∏nosprawni? Jak pokazujà re-alia paƒstwo nie jest w stanie im pomóc.

- Skoro paƒstwo nie jest w stanie zapewniçim pomocy, bo czci si´ jedynie pogoƒ za pienià-dzem, to za ca∏ym tym ideologicznym be∏kotemkryje si´ sposób traktowania takich ludziw sposób spartaƒski - w bia∏ych r´kawiczkachi z politycznym smutkiem na twarzy rzàdzàcy„zrzucajà ich ze ska∏y“, skazujà na Êmierç alboprzynajmniej n´dz´. Ich w∏asne paƒstwo gotu-je im ten los. Co prawda wobec takich osób u˝y-wa si´ grzecznych okreÊleƒ, wspó∏czuje im, aletak naprawd´ politycy pokazujà, ˝e ich ˝ycie

warte jest niewiele, bo to nie sà ludzie, którzyprzynoszà paƒstwu zyski.

- A humanitaryzm?- Humanitaryzm i humanizm to dzisiaj pu-

ste s∏owa. S∏owa bywajà wielkie i Êwi´te, alewystarczy rozejrzeç si´ wokó∏, ˝eby dostrzec, i˝nic nie znaczà. Czy pana to dziwi, skoro nawetci, którzy powinni pracowaç w imi´ tych war-toÊci gonià za forsà, rozglàdajàc si´ chciwie, byodkryç, na jakim uniwersytecie albo w jakiejszkole mo˝na by pod∏apaç kolejnà fuch´. W ta-kim paƒstwie, niestety, ˝yjemy. Inna rzecz, ˝ePolacy majà osobliwà mentalnoÊç. JeÊli powie-dzieç m∏odemu cz∏owiekowi: „Oto twój bilet dowojska, spotka∏ ci´ wielki honor, konstytucjanak∏ada na ciebie zaszczyt s∏u˝by dla ojczy-zny“, to m∏odzieniec wyÊmieje takie s∏owa. AlejeÊli mu rzec: „Niemcy nazywajà Polaków Êwi-niami i z∏odziejami kradnàcymi samochody“,oj, wtedy mo˝e byç goràco, bo takie stwierdze-nia budzà w Polakach g∏´bokà ÊwiadomoÊç na-rodowà.

- JeÊli obywatel zdaje sobie spraw´, ˝e paƒ-stwo go okrada, ˝e jego w∏adza - pomimo, i˝przez wiele lat pracy p∏aci∏ paƒstwu sk∏adki -daje mu lichà emerytur´ i ma w∏aÊciwie za nicjego zdrowie oraz codzienne potrzeby, to czyobywatel ma byç lojalny wobec takiego paƒ-stwa?

- Mówi∏em ju˝, ˝e paƒstwo jest prze˝ytkiem.Dzisiaj pomoc najubo˝szym to nie rola paƒ-stwa, lecz organizacji charytatywnych albofundacji. Ca∏e szcz´Êcie, ˝e paƒstwo pozwala naich tworzenie i funkcjonowanie, chocia˝ i takpróbuje w sprytny sposób obcià˝yç takie pod-mioty podatkami, zgarnàç z nich pieniàdze nazasilenie armii nikomu niepotrzebnych urz´d-ników. Cieszmy si´ wi´c.

- Ironizuje pan, ale czy widzi wyjÊcie z tejpaƒstwowej zapaÊci?

- Skoro arche to pieniàdz, zadanie paƒstwamusi polegaç przede wszystkim na dba∏oÊcio biznes, o jego rozwój. Chodzi o obni˝enie kosz-tów funkcjonowania paƒstwa, a tak˝e o to, ˝e -owszem, paƒstwo zabezpiecza minimum socjal-ne, ale nie przeszkadza te˝ tym, którzy chcàdzia∏aç. Tymczasem obecnie dzieje si´ tak, ̋ e aniludzie nie sà w stanie wy˝yç za minimum socjal-ne, ani nie daje si´ im swobody dzia∏ania. Ustrójtotalitarny polega mi´dzy innymi na tym, ˝e za-biera si´ obywatelom i tà drogà podà˝a do cha-osu. Czy˝ w Polsce, Niemczech albo we Francjidzieje si´ inaczej? Przecie˝ politycy w tych paƒ-stwach równie˝ twierdzà, ˝e muszà zwi´kszaçpodatki, zabieraç pieniàdze emerytom, renci-stom i studentom. OczywiÊcie - emerytów, ren-cistów czy niepe∏nosprawnych okradaç naj∏a-twiej, bo ci ani nie majà broni w postaci strajku,ani nie sà paƒstwu potrzebni. A kiedy to rzàd ju˝okradnie, twierdzi bezczelnie, ˝e jako tako za∏a-ta∏ bud˝et. W przyzwoicie funkcjonujàcychpaƒstwach nie zabiera si´ pieni´dzy obywate-lom, lecz w∏adze myÊlà, w jaki sposób obywate-le mogà si´ bogaciç. JeÊli obywatele sà bogaci,bogate jest tak˝e paƒstwo.

- Dzi´kuj´ za rozmow´.Rozmawia∏ WOJCIECH SZCZAWI¡SKI

Page 13: Tygodnik Panorama 2004_47/48

13Panorama

Nauka

Kiedy Êwiat obieg∏a informacja o zwol-nieniu z wi´zienia po dwudziestuczterech latach Terry’ego Harringto-na, którego amerykaƒski sàd skaza∏na wyrok do˝ywocia za zabójstwo,wszyscy zrozumieli, i˝ mo˝liwoÊç czy-

tania cudzych myÊli przesta∏a byç zjawiskiemobecnym jedynie w historiach science-fictioni w filmach z tego gatunku. Harrington zosta∏uniewinniony na podstawie „Êladów pami´-ciowych“ zapisanych na wykresie encefalo-grafu. Naukowcy doszli do wniosku, ˝e ró˝nicapomi´dzy prawdziwym zabójcà a osobà nie-winnie oskar˝onà o zbrodni´ polega na tym, i˝w pami´ci mordercy zgromadzone sà szczegó-∏y dotyczàce zbrodni, które encefalograf „reje-struje“. Natomiast wykres EEG cz∏owieka nie-winnego takiego rejestru jest pozbawiony.Harringtona uniewinniono, poniewa˝ podczasbadania EEG, gdy zadawano mu pytania doty-czàce pope∏nionego rzekomo przez niego za-bójstwa i zadawano mu znaczàce dla niego py-tania, jego mózg nie reagowa∏ w taki sposób,w jaki reaguje mózg mordercy.

- Mo˝na powiedzieç - chocia˝ jest to sporymuproszczeniem - ˝e mózg jest organem i zwier-ciad∏em duszy - mówi dr hab. Adam Jastrz´b-ski, neurolog i psychiatra ze Âlàskiej AkademiiMedycznej. - Zachodzà w nim rozmaite proce-sy. Przy obecnych osiàgni´ciach nauki pozna-jemy, które z nich odpowiadajà za takie czy in-ne dzia∏ania cz∏owieka. Stwierdzono na przy-k∏ad, i˝ u seryjnych zabójców aktywnoÊç ko-mórek nerwowych jest znacznie ograniczonaw korze przedczo∏owej i uk∏adzie limbicznym.Natomiast wzmo˝ona aktywnoÊç w korzeprzedczo∏owej i ciemieniowej Êwiadczy o zdol-noÊci do koncentracji i rozwiàzywania trud-nych problemów. Zapis encefalografu ujawniate˝ takie uczucia jak nienawiÊç, zazdroÊç czyszacunek. Mo˝na wi´c mówiç o mo˝liwoÊciprzeÊwietlania cz∏owieka, o poznawaniu jegointencji, preferencji - na przyk∏ad seksual-nych, czy odpornoÊci na stres. To rodzi zrozu-mia∏e obawy, ale jest tak˝e wielkà szansà dlaspo∏eczeƒstwa.

Obawy sà na przyk∏ad takie, ˝e przeÊwietlaçpracowników mogà rozpoczàç w∏aÊcicielei w ten sposób decydowaç o ich losie. Nie jestprzecie˝ tajemnicà, ˝e ju˝ teraz wielu szefówpodczas przyjmowania do pracy nowych pra-cowników korzysta z tzw. wykrywaczak∏amstw, stosuje kamery do podglàdania czystara si´ kontrolowaç poczt´ elektronicznàpodw∏adnych. W dobie terroryzmu takiemuprzeÊwietlaniu mogà te˝ byç poddawani oby-watele paƒstw. Tym, którym wydaje si´ to ma-∏o prawdopodobne, warto wskazaç na dowodyosobiste albo odciski palców, których Amery-kanie ˝àdajà od obcokrajowców zjawiajàcychsi´ w Stanach Zjednoczonych. Zjawiska temo˝na traktowaç jako preludium do corazszerszej i dok∏adniejszej inwigilacji.

- Âwiat mo˝e przeistoczyç si´ w krain´, któ-rà opisa∏ Orwell w „Roku 1984“ - mówi prof.Adam ˚ar, socjolog z Polskiej Akademii Nauk.- Dzieje ludzkoÊci to nie tylko historia post´pu

cywilizacyjnego, ale tak˝e towarzyszàca muwalka klas, Êcieranie si´ przeró˝nych opcji po-litycznych, ch´ç kontroli jednych nad drugimii przejmowanie tej kontroli w sposób jak naj-bardziej zakamuflowany. Skanowanie mózgu- jak to si´ nieraz okreÊla - daje o wiele bardziejzadowalajàce wyniki ni˝ wszelkie testy psy-chologiczne.

Medycyna posiada ju˝ bardzo precyzyjnemetody badania mózgu. Dzi´ki pozytonowejtomografii emisyjnej (PET) i elektroencefalo-grafii (EEG) mo˝na na przyk∏ad wykryç choro-b´ Alzheimera nawet dziesiàtki lat przed poja-wieniem si´ jej objawów albo dysleksj´ u dzie-ci. Funkcjonalny rezonans magnetyczny(fMRI) pozwala sprawdziç, w które miejscaw mózgu dop∏ywa wi´cej krwi, a co za tymidzie uzyskaç informacje, jakie jego obszary zu-˝ywajà najwi´cej tlenu. Dzi´ki nowoczesnymmetodom obrazowania mózgu naukowcy co-raz lepiej potrafià te˝ ujawniaç ukryte sk∏on-noÊci cz∏owieka: podatnoÊç na doznania mi-styczne, uprzedzenia rasowe, zdolnoÊci mate-matyczne bàdê podatnoÊç na pedofili´. Skano-wanie mózgu daje t´ mo˝liwoÊç, nawet jeÊlibadany stara si´ ukryç swoje preferencje. Pod-czas badaƒ przeprowadzonych w PrincetonUniversity ujawniono, ˝e fanatyczni mordercymajà zredukowanà aktywnoÊç w korze przed-czo∏owej i w obszarach mózgu odpowiadajà-cych za emocje. Z kolei z agresjà zwiàzana jestaktywnoÊç okolicy jàder migda∏owych. U ter-rorystów przeciwnie ni˝ zwykle przebiega for-

mowanie sàdów moralnych, co tak˝e mo˝nawykryç poprzez skanowanie mózgu. Okaza∏osi´ wi´c, ˝e ludzki mózg jest mapà, z którejmo˝na czytaç jak z kart. I znowu powstajà spo-ry pomi´dzy naukowcami, zwolennikamiludzkiej „zwierz´coÊci“, determinacji gene-tycznej, i tymi, którzy twierdzà, i˝ w Êwiecieprzyrody cz∏owiek jest istotà wyjàtkowà, bowyposa˝onà w ducha. Ale to nie znaczy prze-cie˝, ˝e w imi´ bezpieczeƒstwa lub jakiejÊ ide-ologii mo˝ni tego Êwiata nie zechcà za pomocàskanowania mózgu rozszyfrowywaç tych, któ-rzy ˝adnej w∏adzy nie majà; nie zechcà klasyfi-kowaç ich, a w ten sposób pozbawiaç równychszans.

- Istota ludzka to coÊ wi´cej ni˝ mózg, genyi prawa biologii - mówi psychoterapeuta Woj-ciech Eichelberger. - JesteÊmy przecie˝ w sta-nie przezwyci´˝aç nasze sk∏onnoÊci i ograni-czenia wynikajàce z natury. Fakt, dzisiejszyÊwiat stara si´ nam wmówiç, i˝ jesteÊmy ca∏-kowicie zdeterminowani i uwarunkowani,a nawet ca∏kowicie zdani na post´p cywiliza-cyjny. Jednak w ˝yciu ka˝dego cz∏owieka, cho-cia˝ na sekund´, pojawia si´ myÊl o tym, ˝emo˝e przezwyci´˝aç samego siebie, iÊç dalejw swojej sile, bo ta si∏a wyró˝nia go w przyro-dzie i tylko on posiada takà cech´.

Etyk Jan Kuciemba z Katolickiego Uniwer-sytetu Lubelskiego uwa˝a, ˝e jest rzeczà niedo-puszczalnà, ˝eby wydawaç sàdy o cz∏owiekujedynie za pomocà procesów biochemicznychjego mózgu albo wyrokowaç, jakie posiadask∏onnoÊci. - Cz∏owiek zmienia si´, staje si´mordercà w okreÊlonych okolicznoÊciach -mówi. - Nawet osoby o niezwykle ∏agodnymusposobieniu mogà dokonaç straszliwych czy-nów, jeÊli zostanà do nich sprowokowane. Na-szego przebiegu ˝ycia i naszych zachowaƒ nieda si´ przewidzieç a priori.

Wielu badaczy twierdzi, ˝e post´pem cywi-lizacyjnym zaczyna si´ nas straszyç, przewidu-jàc jego katastrofalne skutki tylko dla robieniasensacji. To po pierwsze. Po drugie - Êwiatoszala∏, a szaleƒstwo to polega na tym, i˝ cywi-lizacja zdaje si´ s∏u˝yç przede wszystkim po-mna˝aniu zysków ekonomicznych, wi´c jeÊliczai si´ w nas strach przed przeÊwietlaniemnaszych mózgów, to przede wszystkim jest onzwiàzany z ekonomià naszego ˝ycia - aby naszpracodawca nie szufladkowa∏ nas albo niezwalnia∏ z firmy jedynie dlatego, ˝e nie zado-wala go nasz wykres z encefalografu. Na raziezresztà perspektywa, i˝ takim badaniom zosta-niemy poddani jest doÊç daleka.

- Strach ma wielkie oczy - uspokaja dr Grze-gorz Mitrowski, filozof z Uniwersytetu Âlàskie-go. - Nie tak dawno przecie˝ tworzono ju˝ prze-ra˝ajàcy obraz Êwiata zape∏niony ludzkimiklonami, straszono Ziemià z wymar∏ym ga-tunkiem m´˝czyzn. Wszystko to jednak fanta-zje albo przynajmniej pó∏fantazje. Nie pozna-my w pe∏ni si∏ natury, nie przejmiemy ca∏ko-wicie roli Boga, a jeÊli to zrobimy, zdarzy si´ tow ostatniej sekundzie trwania ludzi wewszechÊwiecie.

WOJCIECH SZCZAWI¡SKI

Organduszy

Page 14: Tygodnik Panorama 2004_47/48

S∏owa, s∏owa, s∏owa...

W takich sytuacjach, które wymagajà na-tychmiastowej odpowiedzi na zadane pytaniei na dodatek jeszcze przekonywujàcej, sames∏owa nie za bardzo ju˝ dziÊ wystarczajà. IchznajomoÊç, jak i te˝ sposób konstruowaniaz nich wypowiedzi - to troch´ za ma∏o.

W okreÊlonych okolicznoÊciach sà po-trzebne pe∏ne zestawy sformu∏owaƒ, gotowezdania, podr´czne punkty odniesienia, nawià-zania, cytaty, zwroty, skojarzenia u∏atwiajàceszybkie pojmowanie - jednym s∏owem towszystko, co pozwala w mgnieniu oka (jak si´to powiada) spe∏niç czyjeÊ okreÊlone oczeki-wanie, zareplikowaç, daç odpór, b∏ysnàç eru-dycjà, zgasiç skutecznie takiego, co si´ z naminie zgadza i bruêdzi nam swoimi wàtpliwo-Êciami. Tacy, co si´ zawodowo na co dzieƒzajmujà ciàg∏ym gadaniem, majà w zanadrzuprawdziwy arsena∏ Êrodków, które im pozwa-

Jak to jest, ˝e niekiedy zostawiamy dziecko przed zaÊni´ciem sa-mo? Nie przykucniemy przy jego ∏ó˝ku, nie przytulimy, nie opo-wiemy o tym, co si´ w ciàgu dnia uda∏o, a co nie uda∏o, nie pog∏a-szczemy, nie zrobimy krzy˝yka na czole, nie cmokniemy go, gdy

ju˝ zasypia. Przecie˝ film, kolejny serial czy mecz mo˝e zaczekaç. Dlaczego rezygnujemy zewspó∏uczestniczenia w sztuce ˝ycia naszych dzieci? Powo∏ujàc to nowe ˝ycie stajemy si´poniekàd odpowiedzialni za nie. Stwarzajà si´ wówczas mi´dzy dzieckiem, a Tobà wi´zy,które nak∏adajà na Ciebie obowiàzek jego „oswojenia“ (pami´tasz scen´ z „Ma∏ego Ksi´-cia“, w której lisek mówi, ˝e jest nie oswojony?). Musisz wi´c swego potomka - oby optymi-stycznie - oswoiç, wprowadziç w ˝ycie, by móg∏ w nim jak najlepiej zaistnieç. Dlatego spró-buj wieczorem dziecku opowiedzieç, ˝e „musi zamknàç na noc swoje p∏atki tak, jak kwia-tek, ˝eby jutro o poranku je rozchyliç. A rankiem s∏oneczko zaÊwieci i b´dziesz mia∏ tyle no-wych pomys∏ów. Mo˝e pójd´ z tobà po rosie i b´dziemy si´ w niej kàpaç, witajàc nowy dzio-nek. A mo˝e..., mo˝e..., mo˝e...“. Nie rezygnujmy z tego. Nie zas∏aniajmy si´ tym, ˝e mamyprac´, ˝e jesteÊmy zm´czeni. Ja nie pouczam. Wiem jak wiele takich momentów ju˝ nigdyw moim ˝yciu, jako ojca, nie wróci. Ale te˝ wiem, ˝e tam, gdzie mog´ zaistnieç jako „tacik“(dziadek), to to, czego mo˝e nie da∏em moim dzieciom, b´d´ móg∏ daç wnukom.

Kiedy si´ przegapi te chwile, sytuacje, tych kilka lat w dorastaniu dziecka, to tak, jak-by si´ wspó∏uczestniczy∏o w odbieraniu mu ˝ycia - w sensie nowego doznania i poznania.Nie bàdê wówczas zdziwiony, ˝e Twój narodzony pójdzie przez ˝ycie obok Ciebie. Kiedy Tyb´dziesz mia∏ przyprószone siwiznà w∏osy i troch´ kresek pojawi si´ na skórze Twej twa-rzy, on, mocno „zakr´cony“, b´dzie daleko od Ciebie. Stanie si´ tak byç mo˝e dlatego, ˝enie mia∏eÊ czasu, ˝eby z nim przysiàÊç, przykucnàç, przytuliç i okrasiç go kolejnà opowie-Êcià o tym, ˝e ˝ycie jest samo w sobie najwi´kszà wartoÊcià.

Wys∏ucha∏ GRZEGORZ P¸ONKA

Kiedy w poczàtkach lat 50. studiowa∏ in˝ynieri´ w Kairze wys∏a∏ po-noç do genera∏a Muhammada Nagina - ówczesnego premiera Egiptu -petycj´ napisanà w∏asna krwià zatytu∏owanà „Nie zapominaj o Pale-stynie“. Jaser Arafat, rozpoznawalna na ca∏ym Êwiecie postaç z czarno-bia∏à chustà zwanà kufijà na g∏owie. Przywódca narodu ˝yjàcego przezwieki bez paƒstwa, krok po kroku zmierzajàcy do celu swego ˝ycia -niepodleg∏ej Palestyny. Jeden z najbardziej znanych polityków drugiejpo∏owy XX wieku. Niekwestionowany przywódca Palestyƒczyków,czczony przez nich jako bohater, zarazem przez innych uznawany zaterroryst´, wr´cz bandyt´. Czy w tym regionie Êwiata; regionie w któ-rym od blisko czterdziestu lat toczà si´ walki, po jego odejÊciu nastàpipokój, czy raczej nale˝y si´ spodziewaç scenariusza odwrotnego? Czyw przysz∏ym roku, tak jak zak∏adajà mi´dzynarodowe porozumienia,w miejsce obecnej autonomii powstanie niepodleg∏a Palestyna? I czymog∏aby powstaç, gdyby nie ten szósty syn palestyƒskiego handlarzaze strefy Gazy? W tym ostatnim przypadku odpowiedê mo˝e byç tylkojedna. Bez Arafata d∏ugo jeszcze ta idea pozosta∏aby w sferze marzeƒ.Wyst´pujàc na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1974 ro-ku, kiedy uznany zosta∏ przez Zgromadzenie Ogólne za reprezentantaspo∏ecznoÊci palestyƒskiej, oficjalnie legitymizowa∏ prawa do niezawi-s∏oÊci tego narodu. Gdy dwadzieÊcia lat póêniej otrzymywa∏ pokojowa

Nagrod´ Nobla zdawa∏o si´, ˝e w∏asne paƒstwo Palestyƒczyków jest nawyciàgni´cie reki.

W naszych mediach bardzo cz´sto przywo∏ywany jest konflikt w Cze-czenii, bardzo rzadko mówi si´ o konfliktach, które wybuchajà w ró˝-nych cz´Êciach Êwiata a wynikajà z dawnego kolonialnego podzia∏u, po-dzia∏u bezceremonialnego i znacznie ju˝ póêniejszych bezceremonialnieprzyznawanych niepodleg∏oÊci, kiedy zarzewia przysz∏ych konfliktów∏atwe by∏y do przewidzenia. Jeszcze pod koniec XIX stulecia od˝y∏a ideaodrodzenia paƒstwa ˚ydowskiego, zlikwidowanego przez Rzymian,w latach 70. ery nowo˝ytnej. Powstanie Izraela obiecywali ˚ydomg∏ównie Brytyjczycy, gdy˝ przede wszystkim ich interesy by∏y reprezen-towane na „terenach biblijnych“ po zakoƒczeniu I Êwiatowej wojny. PoholokauÊcie II wojny, szeÊciu milionach zabitych i spalonych w krema-toriach ˚ydów by∏o wiadomym, ˝e nie mo˝na im tylko obiecaç w∏asnejpaƒstwowoÊci, stworzenie paƒstwa Izrael by∏o moralnym i politycznymimperatywem. W równym jednak stopniu potomkowie Dawida wywal-czyli swoje paƒstwo terrorystycznymi akcjami. Wywalczyli kosztemArabów, a zw∏aszcza Palestyƒczyków.

Arafat równie˝ zaczyna∏ od bomb. By∏ niewàtpliwie terrorystà i dlawielu ˚ydów mieszkajàcych zarówno w Izraelu jak i innych cz´ÊciachÊwiata pozosta∏ nim do koƒca. W najlepszym razie uznawano go zasprytnego lisa udajàcego niezdecydowanie, dzia∏anie na czas. Nigdymu jednak nie wybaczono bomb wybuchajàcych w Tel Awiwie; zawszeuwa˝ano, ˝e nie próbowa∏ w sposób skuteczny wyst´powaç przeciwko

Wieczny tułacz

ĆĆ ww ii ee rr ććtt uu zz ii nn aa

DD zz ii ee ńń dd oo

Opowiada Józef Broda z KoniakowaSZANUJ ZDROWIE NALE˚YCIE,

BO JAK UMRZESZ, STRACISZ ˚YCIE

Cz´Êç 3. 1835, A. Fredro

Panorama14

Page 15: Tygodnik Panorama 2004_47/48

palestyƒskiej intifadzie, samobójczym zamachom i innym formom terroru. Formalnie ja-ko przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny Arafatowi podlega∏y wszystkie organi-zacje bojowe, ∏àcznie z wojowniczym Hamasem. Lecz Arafat mia∏ ÊwiadomoÊç formalno-Êci owej podleg∏oÊci. Czy kiedy go zabrak∏o ∏atwiej b´dzie o pokój...? Bardziej ust´pliwymistanà si´ ˚ydzi? ˚aden z przywódców palestyƒskich nie cieszy si´ estymà wÊród swoich. Cociekawe, Arafat nigdy nie przypomina∏, nie zachowywa∏ si´ jak niekwestionowany auto-rytet. BezpoÊredni, ciep∏y, cz´sto niezdecydowany, pozwala∏ si´ krytykowaç przez swoichwspó∏pracowników. By∏ wodzem bez wodzowskich zap´dów i zachowaƒ. Naród mu bez-granicznie ufa∏, chocia˝ ponosi∏ kl´ski. Arabowie niezwykle wysoko cenià osobistà odwa-g´, a Arafat by∏ bardzo odwa˝nym cz∏owiekiem. Wielokrotnie w pe∏ni Êwiadomie nara˝a∏si´ na niebezpieczeƒstwo. W 1982 roku nie ucieka∏ z Bejrutu, kiedy miasto otoczy∏y od-dzia∏y izraelskie. Rok póêniej opuÊci∏ bezpiecznà Genew´ by dotrzeç do obl´˝onego Tripoliw Libanie. Mundur w kolorze khaki sta∏ si´ symbolem jego dostosowania do niewygód˝o∏nierskiego ˝ycia, ciàg∏ej gotowoÊci do walki. Byç mo˝e nowy przywódca Autonomii b´-dzie wy∏àcznie dyplomatà toczàcym boje przy stoliku rozmów. Lecz czy rozmowami Pale-styƒczycy osiàgnà swój cel? Zda si´, i˝ w Izraelu tak˝e dojrza∏a wola powstania palestyƒ-skiego paƒstwa. Nie ma spokoju pod oliwkami i ta sytuacja wyczerpuje wszystkich. Ale natamtym obszarze zbyt gorliwie realizuje si´ regu∏´ „chcesz mieç pokój, gotuj si´ na wojn´“.

Autonomia Palestyƒska pozbawiona Arafata b´dzie niewàtpliwie os∏abiona. Niektórzyprognozujà, ˝e gór´ wezmà podzia∏y, nastàpi rozbicie wewnàtrz OWP. Jak na to zareagujàw∏adze Izraela? Z kim zechcà rozmawiaç?

W jednej z zachodnich analiz przeczyta∏em, ˝e dopiero kiedy zabraknie Arafata, zoba-czymy jakà rol´ odgrywa∏ ten wieczny tu∏acz. A to nie by∏aby dobra prognoza dla Êwiata...

BOGUS¸AW MÑSIOR

15Panorama

bb rr yy .. .. ..

lajà zawsze wyjÊç na swoje. Albo przynaj-mniej si´ z najgorszej nawet sytuacji ja-koÊ wykaraskaç. Dlatego strukturaowych Êrodków jest mniej wi´cej podob-na. Bowiem uÊwi´ca te Êrodki cel. To zna-czy potrzeba wspomnianego wyjÊcia naswoje i to za wszelkà cen´. DoÊç cz´stonawet za cen´ obiektywnej prawdy. Kosz-tem ka˝dego, co si´ nawinie pod r´k´.

A wi´c struktura owych Êrodków jestpodobna, a ró˝nice pojawiajà si´ w mate-riale, z którego powstajà owe Êrodki.Uczeni znajdujà je w materiale nauko-wym, recenzenci w postrzeganym zakre-sie kultury, sztuki i literatury, dzia∏aczezwiàzkowi w sytuacji socjalnej swojejbran˝y, urz´dnicy w Êwiecie szeroko poj´-tej administracji. I tak dalej, i tak dalej...

Jak na tym tle wypadajà politycy?Wszystko zdaje si´ wskazywaç na to,

˝e politycy po prostu w Êrodkach nieprzebierajà. Biorà bezkarnie to co si´ da,z czego si´ da i jak podleci. W ich wypo-wiedziach, przy pomocy których albo od-pierajà zarzuty, lub te˝ sami komuÊ coÊzarzucajà, argumentujà, postulujà itd.,a które im przy okazji majà s∏u˝yç do zy-skiwania popularnoÊci, wszystkie dzie-dziny mo˝na u˝yç jako skuteczne Êrodki.Trzeba tylko - zale˝nie od okolicznoÊci -umieç k∏aÊç odpowiedni nacisk, przywià-zywaç do tego o czym aktualnie mowanale˝ytà wag´, uderzaç gdy trzeba w nie-przejednane tony, wysuwaç zarzuty, po-

szukiwaç prawdy, populistycznie zwra-caç uwag´ na odpowiednie szczegó∏y.

Nieêle przy takich zabiegach sprzeda-je si´ frazeologia apokaliptyczna rodzaju:karlejà wielkie wartoÊci, a ma∏ych ju˝w ogóle nie widaç, proces spo∏ecznej de-generacji zaczyna dotykaç wszystko pokolei, w krajobrazie spo∏ecznym dominu-je wcià˝ powi´kszajàca si´ przepaÊç po-mi´dzy garstkà uprzywilejowanycha milionami n´dzarzy, zdumiewaç powi-nien obraz globalizacji n´dzy, krzywdyi nieopisanego wyzysku, który trwa po-mimo ogromnego przyspieszenia rozwo-ju techniki i ludzkich mo˝liwoÊci. Emery-ci i renciÊci wegetujà; ch∏opi, którychgn´bià coraz bardziej rozszerzajàce si´no˝yce cen, zostali doprowadzeni do de-speracji; liczba bezrobotnych si´ zwi´k-sza, ludzie nie majà oszcz´dnoÊci, ˝yjàcz´sto „na kresk´“.

Pojawianie si´ tego rodzaju apokalip-tycznych uogólnieƒ nie wyklucza fraze-ologii apologetycznej akcentujàcejotwartoÊç na nowe pomys∏y, dokonywa-nie w∏aÊciwych wyborów, szczególniezaÊ w∏aÊciwe reagowanie na pojawiajàcesi´ mo˝liwoÊci.

Wyjàtkowo dobre wra˝enie robi lek-koÊç w szafowaniu retorycznymi obawa-mi, kierowanymi ostro pro publico bono.

Nawet, gdy nie wiadomo za bardzopod jakim adresem.

EDMUND WOJNAROWSKI

By∏ orygina∏em, typem cz∏owieka, co to albowariat, albo geniusz. W wypadku Stasia jednoi drugie by∏o mo˝liwe. Przy czym wariatem by∏nieszkodliwym, bo nie by∏o w nim za grosz agresji.Ale jak wi´kszoÊç „normalnych inaczej“, innychludzi traktowa∏ jako upoÊledzonych i z wyrozu-mia∏oÊcià obna˝a∏ ich g∏upot´. Stasio widzia∏ wi´-cej, jak sowa, i czu∏ lepiej - jak policyjny pies, alez tych spostrze˝eƒ wysnuwa∏ absurdalne wnioski,które, gdy si´ tak bli˝ej przypatrzeç, takie absur-dalne wcale nie by∏y. By∏ tak˝e dziwolàgiem, z wy-glàdu podobny do stracha na wróble lub pustelni-ka, który miast zamieszkaç w puszczy, znalaz∏ si´wÊród t∏umów. Nie przywiàzywa∏ wagi do ˝ad-nych wartoÊci materialnych, a poniewa˝ ma∏ojad∏ i nie mia∏ na∏ogów, móg∏ ˝yç prawie bez gro-sza. Gdy jednak przypar∏a go koniecznoÊç, po˝y-cza∏. Cz´sto na mnie trafia∏o. Ale te po˝yczki te˝by∏y nietypowe. Po˝ycza∏ na przyk∏ad: 5 z∏otychi 72 grosze. Dlaczego tyle? Bo tyle kosztowa∏aksià˝ka, którà mia∏ zamiar kupiç. Ani grosza wi´-cej. OczywiÊcie nigdy tych d∏ugów nie zwraca∏i nikt nie mia∏ o to pretensji.

Spotka∏em Staszka przypadkowo po d∏u˝szymniewidzeniu. Okaza∏o si´, ˝e jest na zes∏aniu w Sie-dlcach. Obserwujàc tamtejsze Êrodowisko jakocz∏owiek z zewnàtrz, przy swojej bystroÊci wy∏apy-wa∏ multum pysznych sytuacji nie zauwa˝anychprzez innych. Zaczà∏ mnie goràco namawiaç dozrobienia filmu o Siedlcach. Poczàtkowo trakto-wa∏em to z dystansem znajàc jego talent do wyol-brzymiania rzeczy ma∏o wa˝nych. Jednak stop-niowo przekonywa∏ mnie - taki portret psycholo-giczny prowincjonalnej zbiorowoÊci móg∏by byçinteresujàcy. Jako kierownik domu kultury, Sta-szek mia∏ wejÊcia w ró˝ne Êrodowiska, w któremóg∏ wprowadziç ekip´ filmowà nie wywo∏ujàcpop∏ochu. Poniewa˝ mia∏ poczucie humoru, opo-wiada∏ to wszystko dowcipnie. Przekonywa∏ mnie- to by∏a szansa zrobienia komedii dokumentalnej,o której w skrytoÊci ducha od dawna marzy∏em.Zaryzykowa∏em... i uda∏o si´, choç najwi´cej po-móg∏ nam fart - ten przys∏owiowy ∏ut szcz´Êcia.

Stasio Manturzewski przy ca∏ej swej màdroÊcii zdolnoÊci analitycznej, by∏ niezwykle naiwny,czasem z mentalnoÊcià dziecka. Gdy skoƒczyli-Êmy film, który przecie˝ mia∏ ostrà wymow´ kry-tycznà, koniecznie chcia∏ go pokazaç miejsco-wym w∏adzom. Troch´ si´ dziwi∏em, ale jeÊli takuwa˝a∏...

W jakiÊ czas po pokazie Stasio zjawi∏ si´w Wytwórni. Szuka∏ pracy. Po˝yczy∏em mu naobiad w sto∏ówce i zaprowadzi∏em do naczelne-go. Zaczà∏ pisaç scenariusze i komentarze, a gdyodchodzi∏em do fabu∏y by∏ ju˝ etatowym re˝yse-rem WFD.

KadryJanuszaKidawy

Stanis∏aw Manturzewski

Page 16: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Nasz goÊç...

16 Panorama

Ze Stanis∏awem Mikulskim rozmawiaMonika Kaniowska.

- Swój „Êlad“ w postaci odlewu d∏oni na pro-menadzie gwiazd w Mi´dzyzdrojach odcisnà∏Pan w 2004 roku. Tak naprawd´ to gwiazdàzosta∏ Pan ju˝ po filmie „Ewa chce spaç“, któryodniós∏ przed laty du˝y sukces u publicznoÊci,a obecnie cz´sto wznawiany jest przez TVP 2.Pana partnerkà w tym filmie by∏a pami´tnaBarbara Kwiatkowska.

- Tak, ten film nakr´caliÊmy dawno,w 1958 roku. Zastanówmy si´, co to znaczybyç gwiazdà? Idol nie tworzy si´ sam, powstajedzi´ki swoim wielbicielom, publicznoÊci. Aktorkszta∏tuje si´ dzi´ki re˝yserom. Mia∏em to szcz´-Êcie, ˝e aktorskie szlify filmowe zdobywa∏emw filmie „Kana∏“ w re˝yserii Andrzeja Wajdy.Póêniej jakoÊ si´ nie spotykaliÊmy... przysz∏ylaureat Oscara w swoich filmach „tworzy∏“gwiazdy, które cz´sto potem same musia∏y so-bie radziç. Rola powstaƒca w „Kanale“ by∏adramatyczna, ale i w filmie„Ewa chce spaç“,choç to by∏a komedia, nie mia∏em roli kome-

diowej. Basia Kwiatkowska by∏a uroczà, uta-lentowanà dziewczynà, idea∏em swojego poko-lenia. Pochodzi∏a z ma∏ej miejscowoÊci spodGostynina, taƒczy∏a w zespole pieÊni i taƒca,wygra∏a konkurs tygodnika „Film“ - „Pi´knedziewcz´ta na ekrany“. To by∏ jej filmowy de-biut, po którym wystàpi∏a jeszcze w kilku Êwiet-nych polskich filmach. Wysz∏a za mà˝ za Ro-mana Polaƒskiego, a potem wyjecha∏a za gra-nic´. Szkoda, ˝e nie ma jej ju˝ wÊród ˝yjàcych.Zmar∏a w wieku zaledwie 54 lat.

- Jakie nagrody aktorskie mia∏y dla Pananajwi´ksze znaczenie?

- Aktor pracuje dla widza, najbardziej ceni´akceptacj´ u publicznoÊci. OczywiÊcie ceni´równie˝ wyró˝nienie, jakim jest uwiecznienieodcisku d∏oni na promenadzie gwiazd w czasiefestiwalu, który stworzy∏ pan Waldemar Dà-browski. Czu∏em si´ tu dobrze, towarzyszy∏a mina festiwalu moja ˝ona.

Nagrody aktorskie otrzymywa∏em nieraz,by∏y to na przyk∏ad polskie telewizyjne Z∏otei Srebrne Maski, ale tak˝e nagrody telewizji cze-skiej czy ówczesnej „enerdowskiej“.

- Czy ceni Pan swoje wyst´py w teatrze?- Nieraz by∏em krytyczny wobec siebie, kie-

dy coÊ w filmie z moim udzia∏em nie uda∏o misi´ zagraç na odpowiednim poziomie. MamÊwiadomoÊç, i˝ aktorskie b∏´dy ju˝ pozostanàna ekranie. Film dla przysz∏ych pokoleƒ b´dzietaki jak na premierze. Kiedy gramy jakiÊ spek-takl sto razy przed publicznoÊcià, to mam mo˝-liwoÊç skorygowania pewnych drobnych, aleistotnych elementów gry. Za to kocham teatr.W kinie tak naprawd´ nigdy nie dosta∏em do-brej roli, gra∏em sympatycznych ch∏opakówi to wszystko.

- Telewizja traktowa∏a Pana dobrze?- W tym roku up∏ywa dok∏adnie 40 lat od

momentu, kiedy przenios∏em si´ z Lublina doWarszawy. W Teatrze imienia Juliusza Oster-wy w Lublinie pracowa∏em 12 lat. Jest to nie-wàtpliwie nobilitacja dla aktora, kiedy dostajeszans´ przeniesienia si´ do pracy w stolicy, mo-˝e tylko jeszcze Kraków ma podobne znaczenie.Do Warszawy trafi∏em dzi´ki propozycji anga-˝u od Adama Hanuszkiewicza, dyrektora Te-atru Powszechnego. Jednak moja podstawowakariera w latach 60. rozwija∏a si´ dzi´ki telewi-zji i roli J-23 w serialu „Stawka wi´ksza ni˝ ˝y-cie“. Po latach TVP przypomnia∏a sobie o mniepowierzajàc prowadzenie teleturnieju „Ko∏ofortuny“. W tym okresie bardzo wzros∏a „oglà-dalnoÊç“ tego programu.

- Mia∏ Pan jakieÊ k∏opotliwe sytuacje zwià-zane ze swojà popularnoÊcià?

- Na szcz´Êcie rzadko. Tak bywa czasem,gdy przyje˝d˝am na spotkania do ma∏ej miej-scowoÊci i nie mog´ spokojnie zjeÊç obiaduw restauracji, bo ktoÊ mnie rozpoznaje. Nie za-wsze koƒczy si´ to sympatycznie - to, ˝e znanyaktor mo˝e nie mieç czasu by z ka˝dym poroz-mawiaç budzi niech´ç. Nic nie pomaga t∏uma-czenie, ˝e przyjecha∏em do pracy, na spotkanie,które za chwil´ si´ rozpoczyna i nie mog´ napiçsi´ „kielicha“.

Kocham teatr

Page 17: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Panorama

- Znakomicie prezentowa∏ si´ Pan w mun-durze w filmach. Wspomina∏ Pan, ̋ e by∏ w woj-sku na lubelszczyênie...

- Tak, i to w s∏u˝bie czynnej - skoƒczy∏emszko∏´ oficerów rezerwy. Przeniesiono mnie doZespo∏u PieÊni i Taƒca Warszawskiego Okr´guWojskowego. Mia∏ on siedzib´ w Lublinie. Zda-rzy∏o si´, ˝e jakiÊ aktor zachorowa∏ i w ten spo-sób dosta∏em za niego zast´pstwo w sztuce...i w zespole tej sceny ju˝ zosta∏em.

- Dlaczego z takim sentymentem wspominaPan czasy lubelskie?

- Prac´ w teatrze lubelskim uwa˝am za naj-lepszy okres mojej kariery teatralnej. By∏em ∏o-dzianinem. Trafi∏em do Lublina, tam koƒczy-∏em s∏u˝b´ wojskowà...

Z sentymentem wspominam tamte lata i topomimo, i˝ by∏ to czas trudny. W 1952 rokuby∏em m∏ody i nie przeszkadza∏y mi nawetnieustanne objazdowe wyst´py mojego teatruna scenach ró˝nych oÊrodków kultury Lu-belszczyzny i Podlasia, od Tomaszowa Lubel-skiego, ZamoÊcia, Bi∏goraja, po Che∏m, Pu∏a-wy i ¸uków. JeêdziliÊmy nawet w zimie ci´˝a-rówkà przerobionà na autobusik. W salkacho powierzchni parunastu metrów kwadrato-wych, gdzie widzowie czasem siedzieli w ko˝u-chach, graliÊmy w stylowych kostiumach. Ciludzie ∏akn´li teatru. Tamtej publicznoÊci niemo˝na by∏o ani wtedy, ani teraz porównywaçz warszawskà, która ma wielki wybór scen te-atralnych. Mia∏em du˝e mo˝liwoÊci wybiera-nia ról, na przyk∏ad w sztukach szekspirow-skich. By∏ taki moment, gdy mog∏em zagraçHamleta lub Makbeta. Dyrektor teatru powie-dzia∏, ˝e specjalnie dla mnie scena wystawiszekspirowskiego „Hamleta“ lub „Makbeta“.Wybra∏em Makbeta, czego do dziÊ ˝a∏uj´, bomój wiek, w którym aktor mo˝e zagraç Ham-leta, wtedy minà∏, a postaç Makbeta dojrze-wa∏aby wraz ze mnà. Moim ostatnim dyrekto-rem na lubelskiej scenie by∏ Jerzy Toroƒczyk,

ojciec obecnego dyrektora teatru Narodowe-go w Warszawie. Na scenie lubelskiej nale˝a-∏em do Êcis∏ej czo∏ówki aktorskiej. Moim te-atralnym kolegà by∏ Jan Machulski. Czasemmówiono o nas - dwaj panowie M. (w nawià-zaniu do filmu „Dwaj panowie N“, w którymgra∏em). W teatrze Hanuszkiewicza by∏em ju˝„w drugiej lidze“ aktorów. JeÊli w Lubliniegra∏em Cezarego w „PrzedwioÊniu“, to ju˝w Warszawie Hipolita Wielos∏awskiego. W tejchwili jestem ju˝ na teatralnej emeryturze.

- Zawsze by∏ Pan aktorem bardzo spraw-nym fizycznie, gra∏ Pan role w trudnych fil-mach wojennych.

- Zawsze patrzy∏em z podziwem na amery-kaƒskich aktorów, na ich perfekcyjnie dopra-cowane i zmontowane niebezpieczne sceny,grajà je bez uszczerbku na przyk∏ad w wester-nach i filmach wojennych. W naszym filmienie ma a˝ takiej dok∏adnoÊci. W polskich fil-mach wojennych próbowa∏em czasem smakuryzyka. W 90. procentach moich zdj´ç na pla-nie sam wystàpi∏em w niebezpiecznych sce-nach. Kaskader zastàpi∏ mnie w „Stawce wi´k-szej ni˝ ˝ycie“ dwa razy. Wtedy, gdy mia∏emwybity bark w czasie treningu do sceny bójki,a trzeba by∏o wskoczyç do jadàcej ci´˝arówki,chwyciç si´ ty∏u za burt´ i wspiàç na gór´. Dru-gi raz - kiedy trzeba by∏o wejÊç przez ma∏eokienko (w scenie, gdy wysadzam w powietrzefabryk´) i nie mog∏em si´ w nim zmieÊciç. Po-tem to ju˝ samodzielnie schodzi∏em po linie.W Olsztynie kr´ciliÊmy scen´, kiedy Kloss chcenawiàzaç kontakt z partyzantami i jedzie pocià-giem do lasu. Re˝yserowali jà jak zawsze An-drzej Konic i Janusz Morgenstern. Musia∏emskakaç z pociàgu. RobiliÊmy kilka prób - wy-skakiwa∏em bez k∏opotów. W czasie kolejnego„dubla“ Janusz siedzia∏ obok maszynisty i pole-ci∏ mu troch´ przyspieszyç. Wtedy to nie trafi-∏em w to samo wyznaczone, bezpieczne miejscei skr´ci∏em mocno kolano.

Kilka dni póêniej kr´ciliÊmy ucieczk´ Klossaz wi´zienia. Skaka∏em z dachu na mniejszy da-szek. Pot∏uk∏em si´. To by∏y „drobne“ kontuzje,wi´kszych na szcz´Êcie nie mia∏em, bo na prze-rw´ w zdj´ciach absolutnie nie mo˝na by∏o so-bie pozwoliç.

„Stawka...“ to nieustanny temat-rzekamoich rozmów z dziennikarzami i widzami,zw∏aszcza w okresie apogeum popularnoÊcitego Êwietnego zresztà serialu, na prze∏omielat 60. i 70.

- Obecnie temat „Stawki...“ powraca, po-niewa˝ mówi si´ coraz cz´Êciej o kontynuowa-niu tego serialu. Tak˝e o filmie fabularnymo Bitwie pod Monte Cassino. Szkoda, ˝e obec-nie niewiele kr´ci si´ w Polsce filmów o II woj-nie Êwiatowej.

- Obawiam si´, ˝e nie jest ju˝ mo˝liwe, aby-Êmy z Emilem Karewiczem w∏o˝yli nasze mun-dury ze „Stawki wi´kszej ni˝ ˝ycie“. JesteÊmyobaj ju˝ w póênym wieku, rezultat nie by∏bydobry. Jestem pewny jednak, ˝e filmy o tam-tym okresie naszej historii sà bardzo potrzeb-ne, bo przypominajà m∏odzie˝y prawdziwy ob-raz wojny. Nie wiem jednak, kogo móg∏bymzagraç w filmie o Monte Cassino? Chyba ju˝tylko postaç wy˝szego rangà, starszego do-wódcy. W roli oficera Abwehry Hansa Klossamia∏em stopieƒ kapitana. Podobnym stop-niem, kapitana rezerwy, legitymuj´ si´ fak-tycznie w polskim wojsku.

- Jak Pan odpoczywa?- Mam dzia∏k´ na Mazurach i tam od wcze-

snej wiosny do jesieni uprawiam ogród, napra-wiam p∏ot i robi´ inne porzàdki, które przery-wam, gdy jad´ do Warszawy wykonaç jakieÊzadanie aktorskie.

- Bardzo dzi´kujemy za rozmow´.

17

Page 18: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Nasz goÊç...

18 Panorama

- Podobno w Twoich ˝y∏ach p∏ynie krewznanego malarskiego rodu?

- Istniejà Êladowe powiàzania mej rodziny,od strony matki mojego ojca, z rodem Kossa-ków. Ale zdolnoÊci plastyczne odziedziczy∏emrównie˝ po kàdzieli - moja mama, posiadajàcaartystycznà dusz´, zaznajamia∏a mnie w dzie-ciƒstwie z ˝ywio∏em farb i kredek. Wraz z bab-cià by∏y wielkimi sprzymierzeƒcami mojegorozwoju rysunkowo-malarskiego i dopingo-wa∏y mnie do ukoƒczenia Paƒstwowego Li-ceum Sztuk Plastycznych w Szczecinie.

- A jak ojciec postrzega∏ Twoje artystyczneaspiracje?

- Z poczàtku podchodzi∏ sceptycznie, uwa-˝ajàc, ˝e to strata czasu, bo „chleba z tego nieb´dzie“. Przera˝a∏a go wizja syna - biednegopacykarza. Dopiero gdy dyrektor Liceum, Gu-ido Reck, na pierwszym szkolnym plenerzewysoko oceni∏ moje prace i powiedzia∏, ˝e rzad-ko si´ zdarza, aby w tak szczeni´cym wiekuktoÊ mia∏ takie rozumienie kolorów, ojciec da∏mi swe b∏ogos∏awieƒstwo.

- Zdawa∏eÊ na Akademi´ Sztuk Plastycz-nych?

- Tak, lecz niestety nie dane mi by∏o studio-waç. Pierwszym razem zabrak∏o mi punktówza pochodzenie, a drugim, pomimo zdania eg-zaminów, nie dosta∏em si´ z powodu brakuwolnych miejsc.

- Czy prze˝ywana frustracja z tego powoduspowodowa∏a, ˝e zosta∏eÊ wtedy wrogiem aka-demickiego kszta∏cenia?

- Na poczàtku by∏o mi ˝al, ale nie przeku∏si´ on w niech´ç do ASP. Uwa˝am do dziÊ, ˝ewy˝sze szko∏y artystyczne sà potrzebne, gdy˝mogà daç m∏odym plastykom podstawy tech-niczne. Jednak na pewno nie dajà one „ciàgu“na sztuk´, artyzmu, czyli czegoÊ, z czym si´trzeba urodziç. Nie wszyscy którzy koƒczà stu-dia, ˝yjà z malarstwa. To tak, jak mó-wi∏ Jan Cybis swoim studentom:Z waszego grona (kilkudziesi´ciuosób) tylko dwoje, troje b´dzie malo-wa∏o i z tego ˝y∏o. Ja natomiast, pomi-mo ˝e na ASP nie dosta∏em si´, jakoÊzawsze t´ iskierk´ wiary, podtrzymu-jàcà „ciàg“ do malowania, w mymwn´trzu mia∏em i przyznam szczerze,nigdy nie potrafi∏bym sobie wyobra-ziç swego ˝ycia bez uprawiania Sztu-ki.

- Jako malarz kroczysz drogamiwytyczonymi przez takich mistrzówjak: Giorgione, Velazquez czy Cybis,preferujàcych w swych obrazach ko-lor nad rysunkiem. Czym dla Ciebiejest kolor?

- Uwa˝am, tak jak ci wielcy mi-strzowie, ˝e w malarstwie g∏ówniepos∏ugujemy si´ kolorem. Je˝eli rysu-nek stanowi rusztowanie obrazu, tokolor jest tym czymÊ, co spaja ca∏oÊç,co dêwiga ca∏à budowl´. Malarz nie-wra˝liwy na kolor jest jak niewidomyfotograf.

- Który nurt w malarstwie jest Ci szczegól-nie bliski?

- Bardzo lubi´ w malarstwie polskim okreszwany koloryzmem, który - niestety -dzisiajbywa atakowany i od którego usi∏uje si´ wielutwórców odciàç.

- Dlaczego?- W pewnym momencie minionego wieku

nastàpi∏ odwrót od malarstwa rozumianegotradycyjnie, to znaczy tego z blejtramem, far-bami lub szpachlà, na rzecz najnowszych no-Êników typu komputer czy ró˝nego rodzaju in-stalacje. Nie jestem przeciwnikiem tego typuzjawisk, lecz irytuje mnie fetyszyzacja owychnoÊników oraz to, ˝e twórcy, preferujàcy nowekierunki, zacz´li bardzo ostro negowaç ca∏àtradycj´ malarskà, cz´sto uwa˝ajàc jà za coÊarchaicznego, nie rozwojowego. A przecie˝ je-stem tego pewien, ˝e cz∏owiek, nazywajàcy si´malarzem, musi umieç skomponowaç obraz -musi umieç rysowaç i pos∏ugiwaç si´ kolorem.

- A propos rysowania, jak to si´ sta∏o, ˝e za-czà∏eÊ paraç si´ rysunkiem satyrycznym?

- Zawdzi´czam to szcz´Êliwemu zbiegowiokolicznoÊci - w latach 80. w Szczecinie (gdziedo dziÊ mieszkam) odby∏a si´ wystawa rysun-ków wspania∏ego rysownika Marka Polaƒ-skiego. Zg∏osi∏em si´ na ochotnika, aby za-wieêç jego prace po wystawie do domu, do Ka-towic. Wzià∏em ze sobà kilkanaÊcie swoich ry-sunków. Marek (wtedy jeszcze Pan Marek)przejrza∏ je wprawnym okiem i powiedzia∏: na-tychmiast publikujemy. W ten sposób zaist-nia∏em w Êlàskiej gazecie „Tak i Nie“. Od Mar-ka Polaƒskiego (czeÊç i chwa∏a mu za to!)otrzyma∏em mas´ cennych i serdecznychuwag, które mnie bardzo uskrzydli∏y. I tak po-czàtkowo ma∏a kulka puszczona z góry sta∏asi´ wielkà kulà. Bardzo szybko dosta∏em si´ doogólnopolskich czasopism, ze „Szpilkami“ naczele, w których to mocno zaznaczy∏em swojà

Ciąg do sztukiZ Tomaszem Rzeszutkiem, malarzem, rysownikiem satyrycznym, poetà roz-

mawia Grzegorz P∏onka.

Page 19: Tygodnik Panorama 2004_47/48

19Panorama

Szlachetne zdrowie...

Do redakcji „Panoramy“Palenie tytoniu staje si´ coraz groêniejsze dla zdrowia ludzi i ucià˝liwsze dla ˝ycia

w zbiorowoÊci spo∏ecznej. Koszty leczenia chorób odtytoniowych w znaczàcym stopniu ob-cià˝ajà bud˝ety s∏u˝by zdrowia wszystkich paƒstw.

Producenci wyrobów tytoniowych zbijajà ogromne fortuny na produkcji i sprzeda˝ypapierosów. Celem zwi´kszenia konsumpcji papierosów oraz wzrostu iloÊci palàcych, a toszczególnie w grupie m∏odzie˝y i kobiet, przemys∏ tytoniowy stosuje podst´pne metodyw produkcji i reklamie. Wprowadza si´ celowo rozwiàzania technologiczne oraz substan-cje chemiczne pot´gujàce stan uzale˝nienia tytoniowego. Doprowadza to miliony ludzi dog∏´bokiego stanu fizjologicznego uzale˝nienia, a skutkiem tego do rozstroju zdrowia orazzagro˝enia odtytoniowymi stanami chorobowymi. DziÊ ju˝ nie budzi wàtpliwoÊci, ˝e prze-mys∏ tytoniowy sprzedaje „zagro˝enie Êmiercià“. Nale˝y wspomnieç, ˝e w roku 2003 kon-cern Philips Morris zosta∏ skazany na wyp∏acenie 10 miliardów dolarów odszkodowaniadla osób poszkodowanych uzale˝nieniem tytoniowym.

Przemys∏ tytoniowy w swoich dzia∏aniach reklamowych oraz informacjach Êwiadomiezataja, ˝e w technologii stosowane sà ró˝ne substancje chemiczne zwi´kszajàce stanyzgubnego dla organizmu, fizjologicznego uzale˝nienia, podobnego do uzale˝nienia od nar-kotyków. W oparciu o te fakty, we wrzeÊniu br. rzàd Stanów Zjednoczonych wszczà∏ pro-ces sàdowy przeciwko koncernom tytoniowym, z ˝àdaniem odszkodowania w wysokoÊci280 miliardów dolarów. Nazwa∏ je w swoim pozwie sàdowym organizacjami przest´pczy-mi dzia∏ajàcymi na szkod´ konsumentów.

Jak nam wiadomo polski rzàd nie wyst´powa∏ i nie wyst´puje na podobnà drog´ sàdo-wà przeciwko przemys∏owi tytoniowemu w sprawie odszkodowania za zaistnia∏y stan uza-le˝nienia tytoniowego palaczy oraz zagro˝enia ich powa˝nym uszczerbkiem na zdrowiuoraz chorobami odtytoniowymi.

W zwiàzku z tym, w oparciu o polski Kodeks Cywilny, uruchamiamy zbiorowy pozewsàdowy z ˝àdaniem indywidualnego odszkodowania dla palaczy, którzy na skutek brakuinformacji na produktach tytoniowych o tzw. uzale˝nieniu, w efekcie palenia papierosówznaleêli si´ w stanie uzale˝nienia, a tym samym w stanie zagro˝enia rozstrojem zdrowialub te˝ naruszeniem stanu zdrowia przez negatywne fizjologiczne skutki uzale˝nienia.

Pozew sàdowy przygotowywany przez Polskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia i Edu-kacji Zdrowotnej (Rej. Sàdowy KRS nr 093076) jest oparty o dokument rzàdowy, tj. Naro-dowy Program Zdrowia (cel operacyjny nr 3) autorstwa Ministerstwa Zdrowia oraz pro-gram Âwiatowej Organizacji Zdrowia (WHO) zawarty w opracowaniu „Zdrowie 21. Zdro-wie dla wszystkich w XXI wieku“, w zakresie zagro˝eƒ palenia tytoniu.

Proces sàdowy prowadzony b´dzie w Sàdzie Cywilnym w Krakowie przez zespó∏ praw-ników powo∏any przy Stowarzyszeniu, oraz przy udziale bieg∏ych z 6 klinik uniwersytec-kich, 2 centralnych instytucji rzàdowych, 3 uniwersyteckich katedr prawa oraz 3 instytu-tów Ministerstwa Zdrowia. W procesie tym na rzecz poszkodowanych, dla ka˝dej osobywpisanej w zbiorczy pozew sàdowy, ˝àdaç b´dziemy odszkodowania w wysokoÊci 40, 60lub 80 tysi´cy z∏otych, w zale˝noÊci od indywidualnych wskazaƒ palaczy w udzielonymnam pe∏nomocnictwie.

Pozew sàdowy pozwoli na cz´Êciowà rekompensat´ za ból i krzywd´, zwiàzane ze skut-kami zatajanych i niepublikowanych przez przemys∏ tytoniowy w swoich konsumenc-kich materia∏ach informacyjnych, informacji o uzale˝niajàcych w∏aÊciwoÊciach swoichproduktów.

Zapraszamy do udzia∏u w zbiorowym pozwie sàdowym wszystkich palàcych, którzyuznajà, ˝e:

- zaistnia∏y stan uzale˝nienia wywo∏any paleniem tytoniu utrudnia∏, utrudnia lubuniemo˝liwia odzwyczajenie si´ od palenia papierosów;

- odczuwajà w zakresie zdrowia negatywne objawy zwiàzane z paleniem.Osoby zainteresowane uzyskaniem indywidualnego odszkodowania w ramach zbioro-

wego pozwu sàdowego za zaistnia∏y stan uzale˝nienia od palenia papierosów oraz stanyzagro˝enia zdrowia wynikajàce z uzale˝nienia od palenia papierosów oraz stany zagro˝e-nia zdrowia wynikajàce z uzale˝nienia, proszone sà o przys∏anie do Stowarzyszenia krót-kiego pisma (z czytelnym adresem nadawcy) z proÊbà o dostarczenie ankiety zg∏oszeniowejoraz druku pe∏nomocnictwa. Do∏àczyç nale˝y znaczek pocztowy o wartoÊci 1,35 z∏ na listzwrotny. Po otrzymaniu listu Stowarzyszenie wyÊle zainteresowanym niezb´dne druki dopodpisania (oÊwiadczenie i pe∏nomocnictwo) oraz informacj´ dotyczàcà uzale˝nienia wy-wo∏anego paleniem tytoniu. Dane w powy˝szych dokumentach traktowane sà jako pouf-ne i b´dà udost´pnione jedynie sàdowi prowadzàcemu proces o odszkodowanie.

Polskie Stowarzyszenie Promocji Zdrowia i Edukacji Zdrowotnej w Ârodowisku PracySekcja Prawna

31-531 Kraków, ul. Âniadeckich 12B (bud. AWF), tel.: 012/430 07 47e-mail: [email protected], www.steduz.pl

obecnoÊç (by∏em mi´dzy innymi laureatem„Srebrnej“ i „Bràzowej Szpilki“). Pozna∏emwówczas Eryka Lipiƒskiego - guru polskich ry-sowników, który, co mnie wielce dowartoÊcio-wa∏o, pop∏aka∏ si´ ze Êmiechu, gdy po razpierwszy oglàda∏ moje prace. On te˝ pomóg∏mi podjàç póêniej wspó∏prac´ z pismem „Kul-tura“, gdzie moje rysunki sàsiadowa∏y z felie-tonami Marka Kasza.

- Czy za „komuny“ by∏y ciekawsze czasy dlarysownika ni˝ dzisiaj?

- Tak, dlatego, ˝e wtedy istnia∏a cenzurai trzeba by∏o tak sprytnie rysowaç, ˝eby pewnewa˝kie treÊci przemyciç. Poza tym w tamtychczasach by∏o sporo dobrych satyrycznychpism. Dzisiaj ich nie ma, a rynek satyrycznegorysunku bardzo si´ skurczy∏.

- A jak oceniasz obecny poziom rysunku sa-tyrycznego?

- Uwa˝am, ˝e wi´kszoÊç rysunków wyko-nywanych dzisiaj jest bez polotu, fantazjii przekracza granic´ dobrego smaku. Aby zo-brazowaç, o co mi chodzi, u˝yj´ takiego po-równania - zdj´cie kobiety z zaledwie ods∏oni´-tà cz´Êcià cia∏a jest o wiele bardziej przyjemneni˝ zdj´cie dziewczyny w rozkroku, demon-strujàcej anatomi´.

-W Twych artystycznych pracach zawartajest g∏´boka wiwisekcja ludzkiej natury. Ostat-nio dokonujesz jej nie tylko za pomocà p∏ócienoraz rysunków, ale i poezji.

-Co prawda pisz´ ju˝ od doÊç d∏ugiego cza-su, ale dopiero niedawno wyda∏em swójpierwszy autorski tomik „Gdy odchodzisz“. Jestto zbiór krótkich utworów poetyckich poÊwi´-conych mojej mamie, opisujàcych jej zmaga-nie si´ ze Êmiercià (umar∏a na raka) i resztka-mi ˝ycia oraz odzwierciedlajàcych stany emo-cjonalne, w których si´ znajdowa∏em. Utworyte pisa∏em prawie na ˝ywo -cz´Êç z nich po-wsta∏a w autobusie, gdy wraca∏em ze szpitala.By∏ to swoisty zapis danej chwili, czyli coÊ, comoim zdaniem winna czyniç Sztuka.

- Dzi´kuj´ za rozmow´.

Page 20: Tygodnik Panorama 2004_47/48

RozmaitoÊci

20 Panorama

Zupe∏nie nieoczekiwanie zosta∏em wplàta-ny w delikatne z natury kulisy ˝ycia rodzinne-go wielkiego malarz hiszpaƒskiego FranciscoGoyi (1746 - 1828) i co gorsze w te strefy ca∏-kiem sekretne, wr´cz intymne. Ano có˝, bywai tak na szlaku wielkiej przygody z obrazkami.A˝eby rzecz ca∏à wy∏uszczyç dok∏adnie, nale˝ysi´ cofnàç w czasie a˝ do samego poczàtku,który nie zapowiada∏ póêniejszych niespodzia-nek.

Na ma∏y, prawie miniaturowy portrecik(18 x 12,5 cm, p∏ótno na tekturze) natknà∏emsi´ jak zwykle przypadkowo. Malowid∏o nieodznacza∏o si´ niczym szczególnym. Ot, sta-reƒki XIX-wieczny konterfekt smutnej pa-nienki o du˝ych czarnych oczach. Obrazek de-likatny, cienko malowany manierà dawnychmistrzów ale poziom artystyczny nie najwy˝-szy, byç mo˝e praca zdolnego dyletanta lubosoby uczàcej si´ malarstwa. Mimo to wywo-∏ywa∏ reakcje pozytywne. Twarz m∏odej ko-biety czy mo˝e wra˝liwej dziewczyny, pe∏napowagi i napi´cia wewn´trznego uderza∏aszczeroÊcià wypowiedzi. Mo˝e autoportret?Subtelnà g∏ówk´ wy∏aniajàcà si´ z iÊcie rem-brandtowskiego mroku zdobi∏ ni to kaptur nikapuza, w okolicach dekoltu widnia∏a wià-zanka kwiatów. Niczego to niestety nie t∏u-maczy∏o, ale by∏a za to sygnatura. W lewym

dolnym rogu wykaligrafowano ∏adnym alejakby dziecinnym charakterem pisma: „M.Weiss“. Oj, nie mog∏o byç gorzej! Nazwiskoniemieckie, ale niezwykle popularne wsz´dzie- tak˝e u nas. Myszkuj´ jednak wytrwale poopas∏ych tomiskach ró˝nych êróde∏ i s∏owni-ków, gdzie przeró˝nych Weissów dos∏owniena kopy. Eliminuj´ jednego po drugim. Tenrzeêbiarz, tamten sztukator, jeszcze inny ar-chitekt. Ten za m∏ody, ów z innej epoki.I wreszcie we francuskim „Benezicie“ mamcoÊ, co mi odpowiada: Hiszpaƒska artystka z 1po∏. XIX wieku, Maria del Rosario Weiss, ma-larka rodzajowa i litograf, urodzona w Madry-cie w 1814 r. zmar∏a w tym samym mieÊciew 1845 r. Uczennica F. Goyi. Rytowa∏a por-trety swego mistrza. Muzeum w Bordeauxprzechowuje jej „Sylfid´“. Zaledwie tyle.

Najpierw si´ ucieszy∏em, bo moja dziew-czyna istotnie w iberyjskim typie a ulubioneczernie Goyi znalaz∏y by tu kontynuacj´. Alepotem dosz∏a do g∏osu ostro˝noÊç. Nawiedzi∏ymnie wàtpliwoÊci i obawy. Mo˝e to bezczel-noÊç z mojej strony puszczaç si´ na a˝ tak ry-zykownà nadinterpretacj´... Gdzie Madryt,Bordeaux a gdzie Katowice... Daleka droga.Przestraszy∏a mnie w∏asna odwaga. W koƒcuÊwiat a˝ si´ roi od przeró˝nych malujàcych M.Weissów...

Powoli trzeêwiejàc zrezygnowa∏em z dal-szych poszukiwaƒ odk∏adajàc obrazek ad acta.Niezale˝nie jednak od wszystkiego postanowi-∏em, przy pierwszej nadarzajàcej si´ okazji przyj-rzeç si´ bli˝ej powik∏anym meandrom ˝yciawielkiego Hiszpana. Tak na wszelki wypadek.

Oglàdajàc niedawno ró˝ne pi´kne albumyw ksi´garni przy ulicy Skargi, natknà∏em si´na najnowszà pozycj´ albumowà dotyczàcà

W´drówki przedmiotówCZY GOYA MIA¸ CÓRK¢?

Gra∏em z Tadziem w pokera...WieÊç o jego nag∏ej i przedwczesnej Êmier-

ci przyjà∏em ze zdumieniem - ˝e taki wspania-∏y facet, na oko okaz zdrowia, zszed∏ by∏ z tegoÊwiata i wielkà przykroÊcià - ˝e nasza „telewi-zyjna“ przyjaêƒ nie rozwin´∏a si´, choç mia∏ana to wielkie szanse.

By∏a wczesna wiosna, marzec 1973 roku.W bufecie katowickiej telewizji sta∏em w ko-lejce po kaw´ i nagle, tu˝ za sobà zobaczy∏emidola z okresu poczàtku moich studiów - bo-hatera filmu „Czarci ˚leb“, Tadeusza Szmidta!Zerkn´liÊmy na siebie, jednoczeÊnie si´ uÊmie-chajàc, jakby w sekundzie nawiàza∏a si´ mi´-dzy nami jakaÊ niç porozumienia. Po chwili,gdy ju˝ maszerowaliÊmy z naszymi kawami

do stolika (nawiasem mówiàc, odprowadzanizazdrosnymi spojrzeniami telewizyjnych ko-le˝anek i kolegów), dowiedzia∏em si´ od Ta-deusza, ˝e zna dobrze mego warszawskiegostryja, krytyka filmowego i od razu przeszli-Êmy na „ty“. Bo te˝, jak si´ póêniej okaza∏o,Tadeusz nie mia∏ nic z aktorskiej megaloma-nii - by∏ w uroczy sposób zwyczajny, pe∏ennieco sarkastycznego humoru. W tym czasiesiedzieliÊmy w telewizji od rana do nocy, po-niewa˝ on mia∏ próby spektaklu teatru tele-wizji pt. „Nie b´dzie zwyci´stwa Generale!“w re˝yserii Zbigniewa Zbrojewskiego, ja zaÊtrzyma∏em nadzór autorski nad scenografiàdo recitalu Piotra Szczepanika. W trakcieprzerw sporo rozmawialiÊmy o filmach Tade-usza, bo jako zagorza∏y kinoman nie mog∏emw ˝aden sposób przepuÊciç takiej okazji. Opo-wiada∏ mi o ciekawych i niecodziennych sy-tuacjach na planie „Czarciego ˚lebu“, „Przy-gody na Mariensztacie“ i „Morderca zostawiaÊlad“. Ten ˝o∏nierski krymina∏ to dwie kre-acje: Szmidta - który jak ma∏o kto pasowa∏ doról mundurowych i Zbyszka Cybulskiego -grajàcego kapitalnie jakiegoÊ handlarzyn´w meloniku na g∏owie.

W przedstawieniu „Nie b´dzie zwyci´-stwa Generale“, oprócz Szmidta wystàpili

znani Êlàscy aktorzy, mi´dzy innymi Ber-nard Krawczyk czyli niezwykle popularny„Benio“ i Wincenty Grabarczyk. Wówczaskatowicka telewizja nie nagrywa∏a jeszczeswoich programów na tzw. ampex, w zwiàz-ku z tym przygotowania, zw∏aszcza do wi´k-szych widowisk trwa∏y d∏ugo i w czasieprzerw ch´tnie graliÊmy w „krótkiego“ czylipokera. Nie mog∏em wprost uwierzyç, ˝egram w karty z cz∏owiekiem, którego jakostudent podziwia∏em na du˝ym ekranie, mo-˝e nawet bardziej ni˝ aktorów z amerykaƒ-skich westernów.

Tadeusz Szmidt by∏ znakomitym aktoremi niewàtpliwie zas∏ugiwa∏ na scenariusz pisa-ny wy∏àcznie pod niego. Niestety, jak to cz´-sto bywa, pozosta∏ niewykorzystany a z cza-sem nawet zapomniany.

Spektakl w telewizji si´ skoƒczy∏, ja upora-∏em si´ ze scenografià Szczepanika i po˝egna-liÊmy si´ na schodach katowickiego OÊrodkaTVP. Powiedzia∏ do re˝ysera Zbrojewskiego:„To widzimy si´ nied∏ugo“ (chodzi∏o zapewneo jakàÊ nowà sztuk´). - Tak, tak - potwierdzi∏re˝yser. - Tylko przyjedê. Dam Ci znaç kiedy. -Przyjad´ na pewno - uÊmiechnà∏ si´ Tadeusz.I nie przyjecha∏...

JERZY PITERA

SztambuchPitery

Page 21: Tygodnik Panorama 2004_47/48

ZIEMNIAKI Z PIEKARNIKAZiemniaki... Ka˝dy je zna, ale jak˝e rzadko decyduje-my si´ na zrobienie z nich czegoÊ innego ni˝ w∏o˝e-

nie do osolonej wody czy usma˝enie frytek. Przepis, który Wam dzisiaj proponu-j´, jest równie szybki do wykonania, a ziemniaki smakujà dzi´ki niemu wyÊmie-nicie - sà bardzo aromatycznie, jak z jesiennego ogniska...

Przepis:1 kg m∏odych ziemniaków, 3 - 4 ∏y˝ki olejuprzyprawy do posypania: pieprz, bazylia, oregano, tymianek,kurkuma, papryka s∏odka, sól.

Na wysmarowanej olejem blasze u∏o˝yç umyte i pokrojone w czàstki ziemnia-ki. Posypaç przyprawami i solà, piec w rozgrzanym piekarniku oko∏o 30 minut -a˝ b´dà mi´kkie (mo˝na w ten sam sposób przygotowaç seler czy bak∏a˝any).

Nie lubimy zmian, gdy˝ nowe cz´sto nas przera˝a, kojarzy si´ nam z dodat-kowym wysi∏kiem. W kuchni jest jak w ˝yciu - spróbuj raz, drugi coÊ zmieniçi w efekcie mo˝esz nauczyç si´ prze∏amywaç stare przyzwyczajenia czy nawetstrach. Mo˝e te˝ dzi´ki temu ∏agodniej spojrzysz na wszystko, co inne w Twoim˝yciu. Tak˝e na ludzi wokó∏...

EWA KMIECIK

PP RR OO SS TT EE JJ EE DD ZZ EE NN II EE-- PP RR OO SS TT EE MM YY ŚŚ LL EE NN II EE

21Panorama

Goyi (Taschen Art.). Toczàc heroiczne bojez przyrodzonym emerytowi skàpstwem, wy-buli∏em za dosyç cienkà ksià˝eczk´ ponad 30z∏. Na ok∏adce wdzi´czy∏a si´ za to do mnieprzecudna Maja (niestety, ta ubrana) a naskrzyde∏ku obok autografu artysty znalaz∏emjego s∏awnà sentencj´: „Gdy rozum Êpi budzàsi´ potwory“. Zaiste - westchnà∏em - uniwer-salna maksyma; mój rozum zasnà∏ tylko na

chwil´ i natychmiast pojawi∏ si´ potwórrozrzutnoÊci...

Otwieram zatem cennà ksià˝eczk´i wertuj´ jà kartka po kartce, chcàc po-twierdziç trafnoÊç wyboru. I nagle, jak tomówià, coÊ mnie tkn´∏o. Zapachnia∏osensacjà! Wielkie nieba, ta twarz, ta ko-bieta czyli Leocadia Weiss na portrecieGoyi (str. 52) na pewno ma coÊ wspólne-go z moim portrecikiem. Kszta∏t g∏owy,du˝e ciemne oczy, masywny nos noi usta niby mi´kkie ale jednak lekko zaci-Êni´te, nieomal surowe. Co tu zresztà ba-wiç si´ w szczegó∏y, typ urody, psycholo-giczny wyraz twarzy obu paƒ Weiss jeÊlinie identyczny to mocno zbli˝ony do sie-bie. Wprost trudno daç wiar´ w∏asnymoczom. Niejako samo przez si´ nasuwasi´ domniemanie, ˝e mamy do czynieniaz matkà i córkà - jak to lapidarnie wyra-˝a staropolska przyÊpiewka:

„Obok góry stoi górkaJaka maç taka i córka“.Ale nasze odczucia bywajà zawodne,

pytam zatem kogo si´ da - domowników,goÊci, osoby przygodnie spotkane - czy

dostrzegajà podobieƒstwo. Tak, tak - potwier-dzajà indagowani - jest wyraêny zwiàzek mi´-dzy tymi osobami. Teraz o to samo pytam tak-˝e Szanownych Czytelników, zestawiajàc zesobà odwa˝nie wiszàce w madryckim Pradopopiersie towarzyszki ˝ycia Goyi z moimskromnym p∏ócienkiem.

Pewne szczegó∏y dotyczàce biografii arty-sty wspierajà wyraênie mojà tez´, czyniàc jà

nieco mniej karko∏omnà. Goya owdowia∏w 1812 r. a ju˝ rok póêniej zamieszka∏a z nimw jego „domu G∏uchego“ pod Madrytem nie-Êlubna partnerka, 25-letnia Leocadia Weiss.Po 12 latach, jesienià 1824 artysta osiedli∏si´ w Bordeaux we Francji razem z nià w∏a-Ênie, i jej dzieçmi: synem i 10-letnià córkàMarià del Rosario. Ta przybrana rodzina to-warzyszy∏a mu a˝ do Êmierci. Badacze ˝yciaGoyi dopuszczajà mo˝liwoÊç, i˝ biologicznymojcem obojga dzieci pani Leocadii Weiss móg∏byç w∏aÊnie on. Jest bardziej ni˝ prawdopo-dobne, ˝e Maria del Rosario Weiss jest nie tyl-ko jak podaje „Benezit“ uczennicà Goyi lecztak˝e osobà dalece bardziej mu bliskà... Datajej urodzin - ta w „Benezicie“ i ta w innychopracowaniach - pokrywa si´: rok 1814, Ma-dryt. Tylko trzeba tu zadaç pytanie, jak mo-g∏a byç uczennicà swojego domniemanegoojca w tak m∏odym wieku, przed ukoƒcze-niem 14 lat, tyle bowiem sobie liczy∏aw chwili zgonu artysty w 1828 roku. Praw-dopodobnie uczy∏a si´ sama, podglàdajàcmalarza podczas codziennej pracy.

Jedynà szans´ rozwik∏ania zagadki dajemuzeum w Bordeaux i konfrontacja przecho-wywanych tam prac Marii Weiss i jej podpisuz mojà minirewelacjà. Nie ma rady, trzeba pa-kowaç manatki i dalej w drog´! Jest jednakpewien szkopu∏, a raczej szczegó∏ w którymtkwi diabe∏... Otó˝:

Wchodziç w drog´ F. Goyizwyk∏y cz∏owiek si´ boi!

a wi´c tak˝e...ANDRZEJ ¸OJAN

UÊmiechnij si´...UÊmiechnij si´...

Page 22: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Wspomnienie o...

22 Panorama

By∏ rok 1971. Kole˝anka ze studiów zapro-ponowa∏a pójÊcie na wernisa˝ prac jej przyjacie-la. - To znakomity malarz - powiedzia∏a.- KiedyÊb´dzie s∏awny. Biuro Wystaw Artystycznychw Katowicach mieÊci∏o si´ na pi´trze kamienicyprzy ulicy Dworcowej. Z okien widzia∏o si´ prze-je˝d˝ajàce na wiadukcie pociàgi. Zaskoczenie.Takich obrazów, a raczej obrazków (domino-wa∏y ma∏e p∏ótna) wówczas w Polsce si´ nieoglàda∏o. Dominowa∏a abstrakcja, formy kubi-styczne, pejza˝e - a to by∏y scenki rodzajowe,sporo poÊwi´conych modnej wtedy „Silnej Gru-pie pod Wezwaniem“, z charakterystycznymisylwetkami zwalistego Jacka Nie˝ychowskiego,kurduplowatego Kazimierza GrzeÊkowiakai wiecznie zaskoczonego Krzysztofa Litwina. Alei inne postaci na tych obrazach by∏y takie co-dzienne, odarte z jakiejkolwiek malarskiej ta-jemniczoÊci. Jeden z tych obrazów utkwi∏ mi nazawsze w pami´ci i spowodowa∏, ˝e zosta∏emadmiratorem Jego twórczoÊci. Na niewielkiejp∏aszczyênie umieÊci∏ przysadzistego, szerokiegow barach, odzianego w grube sorty munduro-we sokist´, odbywajàcego rutynowy patrol napowierzonym mu odcinku torowiska. M´˝czyê-nie o prostackich rysach i surowym spojrzeniutowarzyszy∏ bezrasowy pies o sylwetce wilczu-ra, z szerokà klatkà piersiowà i krótkimi ∏apami.åwierç wieku póêniej zobaczy∏em ten obrazw domu Artysty, w Jego osobistej galerii. Potemkole˝anka przedstawi∏a mnie chudemu m´˝-czyênie o pszenicznych w∏osach, u∏o˝onych na„g∏upiego Jasia“ z grzywkà na czole, staropol-skim wàsie majàcym przydawaç powagi i du-˝ych okràg∏ych oczach. Ubrany by∏ w przycia-snawy jasnobràzowy garnitur ze sztruksui przypomina∏ nieco postaci z wystawianych ob-razów. - Jurek Duda-Gracz - przedstawi∏ si´. Za-równo pierwsza jak i druga cz´Êç nazwiskabrzmia∏y ma∏o powa˝nie. Nie by∏ szczególniemi∏y, sprawia∏ nawet wra˝enie bufona. Potemwielokrotnie spotykaliÊmy si´ na herbatce u Jol-ki, co jeszcze bardziej pog∏´bi∏o brak sympatii,ale nie zmieni∏o mojego odbioru jego sztuki.

W 1978 lub ‘79 roku, ju˝ w nowoczesnym,obszernym katowickim pawilonie BWA mia∏

indywidualnà wystaw´. Jerzy Duda-Gracz by∏ju˝ wówczas du˝ym nazwiskiem. Wiele si´o Nim pisa∏o, Jego twórczoÊç stanowi∏a znako-mity asumpt do dyskusji o dekadzie Gierkai has∏a „Aby Polska ros∏a w si∏´, a ludziom si´˝y∏o dostatniej“. Wr´cz symbolicznym sta∏ si´du˝y obraz „Fucha, czyli jeêdziec Apokalipsy“ -konterfekt polskiej klasy robotniczej, owejprzewodniej si∏y narodu w pijanym galopie nalewizn´. Obraz klasy robotniczej w dziele Du-dy-Gracza daleko odbiega∏ od przyj´tych za-sad. Od „Podaj ceg∏´“ dzieli∏y go lata Êwietlne.Ale u Dudy- Gracza dostawa∏o si´ wszystkim:spragnionym letniej przygody, partyjnymurz´dnikom, duchownym i koÊcielnym dewo-tom. Do jego obrazów przylgn´∏a etykieta -„publicystyczne“. Przez d∏ugie lata nie móg∏si´ od niej uwolniç. To by∏a wygodna sytuacja,powo∏ywania si´ na Jego prace, popisywaniaznajomoÊcià z Nim. Jerzy sta∏ si´ pieszczochemwarszawskich salonów, puszczajàcych oko, ˝e

sà w opozycji do w∏adzy, tych partyjnych beto-nowych czó∏ek. OczywiÊcie ma∏o kto mia∏ od-wag´ to uczyniç wprost, wygodnie by∏o bawiçsi´ „a’la rebours“, co Êwiadczy∏o jednoczeÊnieo polocie, esprit. On sam mówi∏ mi wtedy, ˝ewyst´puje przeciwko g∏upocie, zak∏amaniui ob∏udzie. Partia próbowa∏a go pozyskaç, opo-wiada∏ kiedyÊ jak jeden z miejskich sekretarzynamawia∏ go na namalowanie ogromnegoportretu Lenina, który to portret przystroi∏byjakiÊ powa˝ny gmach z okazji rocznicy rewo-lucji. - Wszyscy to robià - przekonywa∏ sekre-tarz, obiecujàc niema∏e pieniàdze. Duda-Graczpowiedzia∏ mu- „zgoda, ale najpierw bior´ pie-niàdze, a potem id´ na dwa lata odsiadki, leczwy towarzyszu dostaniecie przynajmniej pi´-cioletni wyrok i wilczy bilet do koƒca ˝ycia“.Takie dictum skutecznie ostudzi∏o zapa∏y par-tyjnego notabla.

Kiedy wybuch∏a „SolidarnoÊç“ bardzo liczo-no na Jego zaanga˝owanie, tym bardziej, ˝e

JERZY DUDA-GRACZ (1941 - 2004)

Kiedyśbędziesławny

Page 23: Tygodnik Panorama 2004_47/48

23Panorama

Kultura

Arcyciekawego odkrycia doko-na∏a mi´dzynarodowa grupa ar-cheologów i antropologów na in-donezyjskiej wyspie Flores. Znale-ziono tam szczàtki osobników, któ-rych Êredni wzrost si´ga∏ oko∏o 1metra, waga ok. 25 - 36 kg, a ichniewielka czaszka chroni∏a mózgwielkoÊci grejpfruta. Poczàtkowowydawa∏o si´, ˝e sà to relikty jakie-goÊ m∏odego osobnika, lub po pro-stu ma∏py, jednak analiza uz´bie-nia jednoznacznie wskazywa∏a nato, ˝e sà to relikty nie tylko osobni-ka doros∏ego, ale tak˝e...cz∏owieka,poruszajàcego si´ na dwóch no-gach, prawdopodobnie mówiàcegoi wykonujàcego narz´dzia. Znale-zione szczàtki datuje si´ na czas ok.18 tysi´cy lat temu, a wi´c okres, gdy na terenie Europy od dawna nieby∏o ju˝ Neandertalczyka (tak samo w Azji), natomiast Homo sapienswytwarza∏ ju˝ s∏ynne figurki paleolitycznej Wenus, a „chwil´ póêniej“(dok∏adniej za tysiàc lat) malowa∏ wn´trza jaskini Lascaux, natomiastz ziem polskich ucieka∏ przed nadciàgajàcym akurat làdolodem.

Naukowcy przypuszczajà, ˝e sà to przodkowie jakieÊ grupy Homoerectusa, którzy zatrzymali si´ na tej wyspie i ju˝ na niej zostali - przynieodpowiednim po˝ywieniu, braku drapie˝ników oraz krzy˝owaniusi´ w obr´bie jednej grupy doprowadzi∏o to do ich skar∏owacenia.Znaleziono przy nich kamienne narz´dzia oraz szczàtki ró˝nych zwie-rzàt (niektóre by∏y najpewniej gotowane). Najstarsze koÊci Homo flo-resiensisa datuje si´ na 78000 i 94000 lat temu, a najm∏odsze byçmo˝e nawet na 13000 lat, wi´c przez jakiÊ czas „sàsiadowa∏“ on zewspomnianym Neandertalczykiem i Homo sapiens.

Przy tego typu odkryciach pojawia si´ wiele wàtpliwoÊci i pytaƒ -czy aby na pewno odkryte narz´dzia by∏y wykonane przez tego Hob-bita, jak nazwa∏y go od razu wszystkie media, czy mo˝e tylko przezniego zaadoptowane? Czy wybuch wulkanu by∏ koƒcem jego ̋ ywota?Czy jacyÊ przedstawiciele tego gatunku przetrwali poza wyspà? Jakuda∏o si´ mu przetrwaç tak d∏ugo b´dàc ju˝ „zabytkiem“ ewolucji?Wreszcie, je˝eli tego typu odkrycia dokonano na tej wyspie, to czyw innych cz´Êciach Êwiata znajdziemy podobne rewelacje? Pytaƒ jestwiele, ale cieszy fakt, ˝e pojawiajà si´ nowe szczàtki cz∏owieka(zw∏aszcza tej rangi) dotyczàce jego ewolucji, dzi´ki czemu dyskusjanad jej przebiegiem jest wcià˝ ˝ywa. ˚ywa jak ostatni ju˝ przedstawi-ciel homo - Homo sapiens sapiens.

ANTROPOLOGICZNE REWELACJE W INDONEZJI

Redaguje ANNA G¸UCH

• WYDARZENIA • WYDARZENIA •mia∏ opini´ artysty oÊmieszajàcego PRL-owskà rzeczywistoÊç. Powiedzia∏mi wówczas: „A co, mia∏em tym rozglàdajàcym si´ za fuchà robociarzomdomalowaç znaczek ‘SolidarnoÊci’; tym bo˝ym krówkom Êniàcym pija-nym snem u∏o˝yç palce w charakterystycznym geÊcie?“. Miano Mu za z∏e,˝e nie porwa∏ go wiatr odnowy, a ju˝ nigdy nie wybaczono Mu postawypo og∏oszeniu stanu wojennego. Miast zaszyç si´ w wewn´trznej emigra-cji, miast rysowaç sceny represji, zniewolenia narodu, zbojkotowa∏ boj-kot, uwa˝ajàc, ˝e niezale˝nie od politycznych zawirowaƒ „pieʃ winnawyjÊç ca∏o“ - to znaczy nale˝y zachowaç, chroniç ˝ycie kulturalne i du-chowe. Wtedy ca∏e to towarzystwo opozycyjne - w wi´kszoÊci sk∏adajàcesi´ z miernot, frustratów, nieudaczników o wyolbrzymionych ambicjach- wyda∏o na Niego wyrok; wyrok nienawiÊci za brak w∏asnego talentu,w∏asne niepowodzenia, w∏asnà nikczemnoÊç. Przypominam sobiepewnego artyst´ (z racji posiadanego dyplomu Akademii), przekonujàce-go mnie, ˝e mo˝e spojrzeç na swoje odbicie w lustrze, ˝e si´ nie zeszmaci∏.Zwyk∏y karierowicz, koÊcielny „przydupas“ móg∏ spokojnie patrzeç w lu-stro na swojà g∏upià g´b´, prawem wszystkich durni, którzy jak zetla∏e li-Êcie uniós∏ wiatr historii 1989 roku.

Administracyjnà decyzjà zamkni´to Jego galeri´ w bytomskim mu-zeum, w którym uda∏o Mu si´ stworzyç niezwyk∏y cykl spotkaƒ, rodzajprawdziwie demokratycznego salonu, o jakoÊci którego nie stanowi∏krój kreacji paƒ i marki samochodów panów. Traktowa∏ to pozornie zespokojem. SpotykaliÊmy si´ przypadkowo na ulicy wymieniajàc niewe-so∏e refleksje, potem w 1994 roku na szpitalnym korytarzu. By∏ po ope-racji. Chwali∏ si´, ˝e ma tytu∏ wicemistrza kliniki bodaj z szeÊcioma by-pasami. Bezgranicznie wierzy∏ w wiedz´ i manualnà sprawnoÊç kardio-chirurga profesora Andrzeja Bochenka. Nie czyni∏ z choroby tragedii,chocia˝ gdy kilka lat póêniej goÊci∏em w Jego domu, poddawa∏ si´ bezprotestu rygorom sto∏owo-towarzyskim wyznaczonym przez lekarzy,a realizowanym przez Wilm´, Jego ˝on´, czyniàcà to z ogromnymwdzi´kiem i opiekuƒczoÊcià.

Bardzo cz´sto mówiono o Nim: artysta kontrowersyjny. Nic bardziejb∏´dnego i absurdalnego. KtoÊ, kto tak mia∏ opanowany warsztat, takogromnà ∏atwoÊç malowania, ch∏onnoÊç, mistrzostwo tworzenia, po-strzegania Êwiata, nie mo˝e byç ˝adnà miarà nazwany artystà kontro-wersyjnym. Przypomina∏ troch´ Mozarta z „Amadeusza“. Tak jak tamte-mu najpi´kniejsze melodie wyp∏ywa∏y lekko spod ràk, tak u Dudy rodzi∏ysi´ obrazy. Mozart znalaz∏ z∏ego ducha w Salierim. Takich Salierich Duda-Gracz mia∏ wielu. Zazdroszczàcych Mu talentu, powodzenia, uznania. Po-∏àczone si∏y miernot gotowe zniszczyç ka˝dy talent, nie tylko Jego.

Owszem, by∏ kontrowersyjny jako cz∏owiek. ¸atwowierny, nazbytotwarty, nie potrafi∏ przyjmowaç uwag. PrzeÊwiadczony o swoim talen-cie, swoich umiej´tnoÊciach, zawodzi∏ go instynkt samozachowawczy.Czasami brakowa∏o Mu umiej´tnoÊci dyplomatycznych, powiedzeniajednego s∏owa mniej. Mo˝e powinien czasami ferowaç mniej suroweoceny, wiedzàc, ˝e przecie˝ nie wszyscy zostali dotkni´ci „bo˝ym pal-cem“. A mo˝e to wynika∏o to z Jego wra˝liwoÊci, obawy o kolejne atakiantagonistów.

By∏ „chory na Polsk´“. Stàd wiele si´ bra∏o i to wiele wyjaÊnia∏o. Pol-ska to nie by∏ tylko krajobraz, tak wspaniale obecny w Jego obrazach,zw∏aszcza w tych z ostatnich dziewi´ciu lat. Polska by∏a dla Niego war-toÊcià nadrz´dnà. Byç mo˝e to tylko anegdota, lecz podobno nigdy nieposiada∏ paszportu. Nie pociàga∏ go lazur w∏oskiego czy francuskiegonieba, urok Êródziemnomorskich miast. Dlatego nie wyje˝d˝a∏ na swojezagraniczne wystawy. Nie odnosi∏ tam zresztà wi´kszych sukcesów. By∏niezrozumia∏y, nie dba∏ o marketing, chocia˝ Jego uczniowie, ci, którympomaga∏ w postrzeganiu Êwiata, odnoszà poza granicami sukcesy. Bar-dzo si´ z tego cieszy∏. I by∏a to radoÊç najprawdziwsza. Malowa∏ du˝o. Po-zostawi∏ ponad dwa tysiàce obrazów. I z czasem to one stanà si´ wy∏àcz-nà prawdà o Jerzym Dudzie-Graczu, tak, jak o innych wielkich mi-strzach, gdzie ca∏a reszta s∏u˝y za anegdot´.

A ja b´d´ pami´ta∏ jakby by∏o to wczoraj (no, mo˝e troch´ wczeÊniej)pierwszy kontakt z Jego sztukà, zapatrzenie w zwalistego sokist´ z psemi Jolk´, dumnà z takiego znajomego, mówiàcà: „To znakomity malarz,kiedyÊ b´dzie s∏awny!“.

¸UKASZ WYRZYKOWSKIFoto ARC

Page 24: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Kultura

24 Panorama

• WYDARZENIA • WYDARZENIA • WYDARZENIA • WYDARZENIA •

Obchody 40-lecia istnienia tego nie-zwyk∏ego poznaƒskiego teatru rozpocz´∏ysi´ 27 paêdziernika i potrwajà do grudniabr. Ten czas pozwoli zrealizowaç jubile-uszowy projekt - „Osiem Dni Teatru Ósme-go Dnia“, dajàcy mo˝liwoÊç zarówno na-wiàzania do najwa˝niejszych wàtków pre-zentowanych przed laty, jak i do swoistegopodsumowania dzia∏alnoÊci ju˝ w zupe∏-nie innej rzeczywistoÊci ni˝ kiedyÊ, gdywa˝nym kluczem do realizacji wizji arty-stycznych by∏a poetyka buntu, a wszelkiekontrkulturowe dzia∏ania i programowapolemika z istniejàcà rzeczywistoÊcià niemog∏y liczyç nie tylko na uznanie, ale na-wet na oficjalnà aprobat´ istnienia.

Teatr Ósmego Dnia powsta∏w 1964 r. Stworzyli go studenci polo-nistyki Uniwersytetu im. Adama Mic-kiewicza w Poznaniu. Swà nazw´ za-wdzi´cza aforyzmowi Ga∏czyƒskiego„siódmego dnia Pan Bóg odpoczywa∏,a ósmego stworzy∏ teatr“.

Jak w programie Jubilaci napisalisami o sobie: „Teatr Ósmego Dniajest jednà z kilku zaledwie wspólnotartystycznych na Êwiecie, któreprzetrwa∏y blisko pó∏ wieku tworzàcTeatr i uprawiajàc intensywnà dzia-∏alnoÊç spo∏ecznà i kulturotwórczà.Spektakle Teatru Ósmego Dnia pre-zentowane sà na ca∏ym Êwiecie - se-minaria, spotkania, wystawy

i warsztaty twórcze przyciàgajà pokoleniawidzów i uczestników. Nawiàzujàc do naj-wa˝niejszych wàtków swej historii chcieli-byÊmy w ramach projektu Osiem Dni Te-atru Ósmego Dnia przypomnieç to, co przezostatnie lata okreÊla∏o sens naszej pracy,spotkaç si´ z widzami roboczo, pos∏uchaç,spojrzeç z dystansu i nabraç oddechu przed

nowym rokiem, nast´pnym spekta-klem, kolejnymi spotkaniami i rozmo-wami o najwa˝niejszych rzeczachw Polsce i Êwiecie“.

W jubileuszowym programie Teatruznalaz∏y si´ m.in.: druga wersja spekta-klu z 1973 roku „Ziemia niczyja“,spektakle „Taƒcz póki mo˝esz“, „Requ-iem“, „Tajemnica“ (wed∏ug Gombrowi-cza, wykonanie: Teatr PorywaczeCia∏), wystawa fotografii Joanny He-lander (autorki g∏oÊnego filmu o po-znaƒskich „Ósemkach“) i bardzo wa˝-ne spotkania z dziennikarzem - wojen-nym korespondentem Wojciechem Ja-gielskim („Wie˝e z kamienia“) i poetàRyszardem Krynickim.

„TEATR ÓSMEGO DNIA“ MA JU˚ 40 LAT!

Ekspozycja „Japo-nia-Polska“ przygoto-wana zosta∏a w ra-mach projektu „Trien-nale 100 miast“ i za-prezentowana w Gale-rii Zamkowej w Lubli-nie. Sk∏adajà si´ na niàgrafiki prawie 40. pol-skich i japoƒskichtwórców. Wystawapozwala doÊç miaro-dajnie poznaç to, conajlepsze we wspó∏-czesnym obliczu grafi-ki w obu krajach. Sweprace prezentujà naj-wybitniejsi przedsta-wiciele gatunku, two-rzàcy w najró˝niej-szych technikach. Jestto wi´c tak˝e wartoÊciowy przeglàd stosowanych w grafice technik - odnajstarszych (drzeworytu, miedziorytu) poprzez akwafort´, akwatint´ poserigrafi´ i grafik´ komputerowà.

Lubelska ekspozycja zosta∏a stworzona z dzie∏ takich twórców, jakm.in. Ikuta Koji, Tamekane Yashikatsu, Oa Kazuki, Jacek Sroka, Sta-nis∏aw Ba∏dyga i S∏awomir åwiek.

Zdaniem krytyków, warsztat japoƒskich artystów stoi obecnie nanajwy˝szym poziomie na Êwiecie. Grafika jako dziedzina sztuki jest tak-˝e dzisiaj znacznie bardziej popularna w Kraju Kwitnàcej WiÊni ni˝ nadWis∏à. Tym cenniejsza jest wystawa lubelska, potwierdzajàca jedno-czeÊnie znaczenie projektu „Triennale 100 miast“, polegajàcego na po-pularyzowaniu twórczoÊci artystów grafików z ró˝nych krajów po-przez organizowanie akcji wystawienniczych w ró˝nych cz´Êciach Pol-ski. Wystawa na Zamku w Lublinie czynna b´dzie do 5 grudnia br.

JAPONIA-POLSKA W LUBLINIE

Redaguje ANNA G¸UCH

Page 25: Tygodnik Panorama 2004_47/48

b´dzie nosiç tytu∏ Planetary Confinement, która -jeÊli wierzyç Brytyjczykom, ma byç muzycznieznacznie ˝ywsza.

Oby - Lights Out wypada bowiem bardzo przeci´t-nie, z pewnoÊcià cieszàc jednak ucho fanów gotyku.

O tym, ˝e dramatyczna sytuacja panuje w polskim przemyÊle muzycz-nym wie ka˝dy, kto choç elementarnie anga˝uje si´ w muzyk´, a któ˝ niebardziej ni˝ fani, którzy nie mniej negatywnie oceniajà kondycj´ polskichklubów muzycznych uznajàc jà za tragicznà. Chodzi przecie˝ o miejsca, któ-rych idea zamar∏a w skamienia∏ej i pozbawionej znaczenia nazwie.

Kluby - ostoja bardziej wyrafinowanych dyskotek, których ambicjonal-ne przeznaczenie sta∏o si´ jedynie chorym wyobra˝eniem ich w∏aÊcicieli.Kluby muzyczne, zw∏aszcza studenckie, uleg∏y prymitywnym schematompoda˝y i popytu, czego dowodem jest tradycyjne ju˝ schlebianie grupie do-celowej - „wczesnemu liceum“, które przychodzi na „dicho“ zasmakowaçenigmatycznej doros∏oÊci, by przez kilka godzin poczuç si∏´ studenckiej de-kadencji. Bananowa m∏odzie˝ wypar∏a z klubów muzycznych ich klubowyfluid oraz ambitny rockowy repertuar, eksmitujàc maluczkich rockmanówna ponury wieczorowà porà bruk, na którym pró˝no szukaç cywilizowa-nych form czerpania energii, jakà w normalnych warunkach winny za-pewniaç kluby muzyczne.

Szcz´Êliwie, czasem sprawy w swoje r´ce biorà odwa˝ni animatorzyrocka klubowego, a owocem tej˝e odwagi cywilnej jest nowopowsta∏ywarszawski rockmetalowy pub Metal Cave, dzia∏ajàcy od paêdziernika te-go roku. Ludzie z Metal Cave mówià, ˝e to jedyne takie miejsce w stolicyi nie ma w tym twierdzeniu cienia taniej kokieterii. Miejmy nadziej´, ̋ e nie-

bawem b´dzie takich „jedynych miejsc“ w Polsce wi´cej. Klub promuje nietylko dobrze znanà ju˝ scen´ - g∏ównie metalowà, ale stawia na m∏odychtwórców umo˝liwiajàc debiutantom nagranie swojego pierwszego w ˝yciusingla, w ramach odbywajàcego si´ cyklicznie w ka˝dy wtorek konkursuM∏oda Krew, z którego raz na trzy miesiàce jury wybiera zwyci´zc´ ci´˝kie-go grania.

ZnakomitoÊç tego miejsca wynika przede wszystkim z niezale˝noÊci sa-mego klubu i jego twórców. Prócz Êwietnie wyposa˝onego pubu, przystoso-wanego do profesjonalnych koncertów, jego wspó∏w∏aÊciciel - Jacek Mel-nicki (znany z formacji LSD oraz by∏y muzyk Riverside) jest tak˝e szefem do-skonale znanego w kr´gach niezale˝nego rocka, warszawskiego studia DBXpowsta∏ego w 1999 roku, które prócz równie doskona∏ego wyposa˝eniadysponuje znakomitymi muzykami sesyjnymi, wÊród których wymieniçnale˝y choçby: perkusist´ Piotra Pniaka (Proletaryatu i Ametrii), basist´Jacka Woêniaka (Testor), Mart´ Frakstein - skrzypce (ex-Naamah) orazwspomnianego Jacka Melnickiego odpowiadajàcego za klawisze, a tak˝eskompletowanà sekcj´ d´tà.

Metal Cave nie jest kolejnym knajpianym wybrykiem na muzycznej ma-pie polskich pubów, w których wartoÊç browarnego p∏ynu wyrasta ponadepizodycznoÊç koncertów (to rzeczywistoÊç krajowych barów szybkiegosp∏awiania). Na odsiecz takiemu wizerunkowi nadwiÊlaƒskich knajp kroczydumnie Metal Cave, którego Êciany ka˝dego dnia trz´sà si´ w posadachw rytm mrocznych akordów; bo kto tu te˝ nie gra∏ - Dissection (szwedzki po-gromca melodyjnego black metalu), Schizma, Moja Adrenalina, Hermh,Luna Ad Noctum i ca∏e zast´py niezale˝nych twórców, od których grafikklubu na kolejne miesiàce p´ka w szwach.

W tym barze (który przez cztery dni w tygodniu jest NORMALNYM pu-bem, a na zakàsk´ do piwa sàczy si´ do ucha b∏ogos∏awiony rockowo-meta-lowy repertuar), dziejà si´ prawdziwie dantejskie sceny -chocia˝by cotygo-dniowe imprezy metalowe prowadzone przez DJ-ów.

Metal Cave daje nadziej´, rozchmurza depresyjne myÊli na temat kondy-cji polskiego rocka b´dàcego nieprzerwanie na wygnaniu nie tylko w me-diach, tak˝e w przestrzeni publicznej. Ten klub mo˝e okazaç si´ koniem tro-jaƒskim palàcym przyjemnie i odnawiajàcym si´ naskórkiem na zranionejmuzyce rockowej w tym kraju. Oby. Zaglàdajcie do Metal Cave - miejscatworzonego przez ludzi z pasjà i nami´tnoÊcià do piekielnych dêwi´ków!

25Panorama

Muzyka bez granic

ANTIMATTERLights outProphecy Production

Drugi album brytyjczyków, po wyda-nym dwa lata temu debiutanckim krà˝-ku Saviour, zamyka si´ w jasno okreÊlo-nej estetyce mrocznego rocka, charakte-rystycznej dla formacji Paterrsona (Ana-thema) i Mossa. I tym razem Antimatterosiàgn´li coÊ pomi´dzy soft gotykiem(w Polsce niepopularnym) i art rockiem.

Repertuar tej p∏yty z powodzeniempretenduje do muzyki filmowej jakoÊcie˝ka do thrillera, tudzie˝ dreszczow-ca. Pomimo kilku niewàtpliwych atu-tów kompozycji - niezwykle rozbudo-wanych utworów, które w rezultacieosiàgajà efekt minimalistyczny, bogac-twa efektów dêwi´kowych (pog∏osy,echa), dominujàcych partii instrumen-talnych oraz wszechobecnego klimatusubtelnego mroku - za mankament p∏y-

ty nale˝y uznaç tendencyjnie zaz´biajà-ce si´ wzajemnie utwory, które osta-tecznie dajà efekt zupe∏nie nie s∏u˝àcytej p∏ycie, sprawiajàc, jakby albumsk∏ada∏ si´ z jednego granego w kilkuwersjach utworu, którego koƒca trud-no si´ spodziewaç.

W efekcie ogólnym p∏yta jest spój-na i przewidywalna, nadajàca si´ dos∏uchania w okreÊlonym kontekÊcieczasu i miejsca, jednak jako materia∏refleksyjny w naturalny sposób wy-maga od s∏uchacza ogromnego sku-pienia. Przekornie konkludujàc: Anti-matter wykreowa∏ niepopularnà mie-szank´ art rocka i subtelnego gotyku,ocierajàc si´ o emo-rock i jednostaj-noÊç formy, przez co p∏yta w ostatecz-nym rozrachunku wypada nudnawo.Pojawia si´ jednak cieƒ nadziei koƒcaakustyczno-melancholijnego mrokub´dàcego dotàd wizytówkà Antimat-ter, zespó∏ bowiem koƒczy prac´ nadnajnowszà produkcjà studyjnà, która

• NOWOÂCI P¸YTOWE • NOWOÂCI P¸YTOWE • NOWOÂCI P¸YTOWE •

Redaguje IZA LARISZ

• JEDYNE TAKIE MIEJSCE • JEDYNE TAKIE MIEJSCE •

MM eett aa ll CC aa vvee

Page 26: Tygodnik Panorama 2004_47/48

SACRIVERSUMSigma DraconisMMP

W tym roku zespó∏ skoƒczy∏ 12 lat i nagra∏ najlepszàp∏yt´ w karierze. Nigdy nie przepada∏am za dêwi´kamitworzonymi przez ∏odzian, a ostatnia p∏yta Mozartia, którawysz∏a rok temu, bardzo mnie nu˝y∏a. Tym razem jest ina-czej. Nie b´d´ jednak pisa∏a peanów pochwalnych, bo Sig-ma Draconis to porzàdny krà˝ek, ale nie rzuca na kolana.Zespó∏ nadal jest wierny mieszaninie death/gothic/heavymetal. Poza ostrymi riffami i melancholijnymi melodiamisà tak˝e progresywne fragmenty. Jest to zw∏aszcza uwypu-klone w „Land Of Planet Hell“. Jeden z najlepszych kawa∏-ków na p∏ycie. Fundament muzyczny Sacriversum jestwcià˝ ten sam. Ostry m´ski growling miesza si´ z czystym,kobiecym g∏osem, przestrzenne klawisze i last but not least,ci´te riffy i ciekawe solówki. Jednak kompozycje na nowymalbumie sà zdecydowanie ciekawsze ni˝ poprzednie pro-dukcje grupy. Zespó∏ jest na fali wznoszàcej i teraz z wi´k-szym zaciekawieniem si´gn´ po ich kolejny krà˝ek.

Nowy Delight

Ukaza∏a si´ kolejna p∏yta Delight zatytu∏owana Od Nowa. Znalaz∏o si´na niej jedenaÊcie utwór. Paulina MaÊlanka po raz pierwszy Êpiewa tylkopo polsku (równoczeÊnie ukaza∏a si´ te˝ wersja angloj´zyczna). Delight po-stawi∏o na nowoczesnoÊç, i poza typowym instrumentarium rockowo-me-talowym pojawiajà si´ sample i loopy. Zespo∏u ze Skawiny nie mo˝naobecnie okreÊliç jako reprezentanta gotyckiego rocka czy metalu, bo poja-wiajà si´ tu równie˝ nu-metalowe riffy. P∏yt´ koƒczy pi´tnastominutowyinstrumentalny utwór zatytu∏owany „Sen“, który zawiera muzyk´ ekspe-rymentalnà.

22 p∏yty SBB29 listopada uka˝e si´ 22-p∏ytowy box legendy polskiego rocka - grupy

SBB (limitowana edycja - 1000 r´cznie numerowanych egz.). B´dzie tomuzyczne kompendium wiedzy o SBB - zespole, który okrzykni´to bandem

Panorama26

Muzyka bez granic

• POLECAM • POLECAM • • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS •

Samael, Flowing Tears,StrommoussHeld

30.10. 2004 MEGA CLUBMinitrasa Szwajcarów po Polsce zwiàza-

na by∏a z promocjà najnowszej ich p∏yty Re-ign Of Light. Krà˝ek ukazuje nowe obliczezespo∏u, które jest mi obce. Weso∏a muzycz-ka do poruszania si´, poskakania i potaƒcze-nia. Zespó∏, który kiedyÊ by∏ uwa˝any za je-den z najmroczniejszych zespo∏ów metalo-wych na Êwiecie, zmieni∏ si´ nie do pozna-nia. Eksperymenty na Passage, czy Eternalprzypad∏y mi do gustu, czego ju˝ nie mog´powiedzieç o Reign Of Light, zw∏aszcza kie-dy przes∏ucha si´ ich poprzednie albumyi nowà p∏yt´. Jedyne podobieƒstwo to g∏os

Vorpha. Pomimo tego, ˝e w sk∏adzie nadaljest trójka: Voprh, Xy i Masmiseim zespó∏powinien zmieniç nazw´. Ju˝ podczas ostat-niego wyst´pu na Metalmanii, Samael bar-dzo mnie rozczarowa∏. W Mega Clubie wi-dzia∏em ich po raz szósty i by∏ to zdecydowa-nie ich najgorszy wyst´p. Mojego sceptycy-zmu nie podziela∏a jednak wi´kszoÊç fanówgrupy, których by∏o oko∏o pó∏ tysiàca. Ze-spó∏ zosta∏ bardzo dobrze przyj´ty. Zresztà,w naszym kraju zawsze cieszyli si´ du˝à es-tymà. Obawiam si´, ˝e kolejna p∏yta Sama-ela b´dzie jeszcze bardziej popowa i ju˝ nie-d∏ugo znajdà si´ na listach przebojów.

O to równie˝ b´dzie zabiegaç FlowingTears, których muzyka podobnie jak Sa-mael nie wiele ma wspólnego z metalem.

Honoru ostrej muzyki broni∏ katowickiStrommoussHeld, który na koncertachwychodzi zdecydowanie agresywniej ni˝na p∏ytach. Transowa, mocna muzyka.

A.E.

• LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE • LIVE •

Page 27: Tygodnik Panorama 2004_47/48

45-lecia polskiego rocka. Jest to pierwsze tak kompleksowe i obszer-ne przedsi´wzi´cie w historii fonografii polskiego rocka. Box obej-muje wszystkie katalogowe p∏yty SBB (SBB, Nowy horyzont, Pa-mi´ç, Ze s∏owem biegn´ do Ciebie, Wo∏anie o brz´k szk∏a, Jerzyk, Fol-low My Dream, Amiga Welcome, Memento z banalnym tryptykiem,Live 1993, Live In America ‘94, Absolutely Live ‘98, W filharmonii:akt 1, W filharmonii: akt 2, Goodbye /The Golden Harp, Karlstad -Live ‘75, Budai Ifjusagi Park - Live ‘77, Nastroje Gattingen, Alte Zie-gelei ‘77). Wszystkie p∏yty sà zremasterowane i wzbogacone o po-nad 60 bonusów (wÊród nich niepublikowane nagrania). P∏yty do-st´pne wy∏àcznie w tym boxie!

SBB to zespó∏-legenda w dziejach polskiego rocka. Zaczynaliw 1971 roku jako Silesian Blues Band, póêniej dwa lata graliu boku Czes∏awa Niemena pod szyldem grupy Niemen, by wresz-cie w 1974 roku zaistnieç pod skróconà nazwà SBB, rozwijanà ja-ko „Szukaj, Burz, Buduj“. Józef Skrzek, Apostolis Antymos i JerzyPiotrowski do roku 1980 nagrali szereg p∏yt z Polsce i poza jejgranicami oraz zagrali setki koncertów w ca∏ej Europie, stajàc najednej scenie obok takich gwiazd jak Bob Marley (Roskilde Festi-val '78), Elton John, Thin Lizzy, Canned Heat, Omega, czy KlausSchultze.

Na poczàtku lat 90. powrócili po ponad dziesi´cioletnim milcze-niu w poszerzonym sk∏adzie, zagrali tak˝e szereg koncertóww USA. Kolejny powrót zespo∏u odby∏ si´ w roku 1998 - JerzegoPiotrowskiego zmieni∏ wówczas Miros∏aw Muzykant, a tegow 2000 roku zmieni∏ Paul Wertico, uwa˝any za jednego z najlep-szych perkusistów Êwiata (wczeÊniej gra∏ przez 18 lat w Pat Me-theny Group). W tym sk∏adzie zespó∏ dzia∏a do dziÊ. Box SBB - An-

thology 1974-2004 jest podsumowaniem dotychczasowej karieryzespo∏u. Ca∏oÊci dope∏nia 30-stronnicowa ksià˝eczka pe∏na zdj´çi faktów z zawi∏ych losów zespo∏u. Wi´cej informacji na stronie in-ternetowej www.sbb.pl

Powrót Pandemonium

Po odzyskaniu praw do oryginalnej nazwy na scen´ powracalegenda polskiej sceny lat 90. - ∏ódzki Pandemonium. Zespó∏osiàgnà∏ du˝à popularnoÊç ponad dziesi´ç lat temu za sprawàkultowego demo Devilri oraz dobrze przyj´tego debiutu The An-cient Katatonia. Przez ostatnie kilka lat funkcjonowa∏ pod na-zwà Domain.

Nowa p∏yta b´dzie nosiç tytu∏ The Zonai. Paul, za∏o˝yciel zespo-∏u, jest bardzo zadowolony z przebiegu nagraƒ: - Materia∏ zaczynawyrastaç na ca∏kiem odwa˝nà, zdecydowanà i ciekawà produkcj´.Ufam, ˝e The Zonai zadowoli nawet najbardziej wybredne metalowegusta. Nowe Pandemonium to synteza tradycji i nowego spojrzeniana muzyk´. Sà utwory nawiàzujàce do twórczoÊci Pandemoniumz ubieg∏ego stulecia oraz tchnienie i duch w∏aÊciwe do obranego ju˝jakiÊ czas temu kursu... B´dzie ci´˝ko i motorycznie. Dosz∏y klawiszei ró˝nego rodzaju... nazwijmy to: elementy elektroniczne. My jakoPandemonium jesteÊmy ogromnie zadowoleni z materia∏u. Zgodniei jednog∏oÊnie!

Premiera p∏yty The Zonai przewidziana jest na 29 listopada.Wydawcà b´dzie Mystic Production. Wiosnà przysz∏ego roku ze-spó∏ planuje intensywnie promowaç nowà p∏yt´ na trasie koncer-towej, u boku Behemoth. Wszelkie informacje dotyczàce zespo∏uznajdziecie na stronie www.pandmonium.metal.pl.

27Panorama

Muzyka bez granicRedaguje SABINA B¸A˚Y¡SKA

S • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS • NEWS •

SYSTEM SHOCKArtic InsideKarmageddon/Mystic

Nazwa System Shock dotychczas kojarzy∏a mi si´ z wytwórnià p∏ytowà.Tym razem mamy do czynienia ze szwedzkim bandem, który jest kalkà In Fla-mes i Dark Tranquility. Ju˝ po pierwszym utworze „Devilwish“ mam dosyç. Ilemo˝na s∏uchaç klonów wspomnianych wczeÊniej zespo∏ów!? Takà muzyk´okreÊla si´ melodyjnym death metalem, ale jedyne co ma to wspólnego z de-athem to ostry, chropowaty wokal. Muzyka jest melodyjna, s∏odka i przyjemna.Otwierajàcy p∏yt´ „Devilwish“ wprowadza troch´ w b∏àd, bo w dalszej cz´Êcip∏yty jest ju˝ ciekawiej. Du˝à rol´ odgrywajà tutaj klawisze. Muzyka jest bar-dziej skomplikowana i mniej In Flamowska, jednak mimo tego p∏yta nie jestwarta polecenia. Ok∏adk´ narysowa∏ nadworny artysta In Flames i Dark Tra-nquility, czyli Niklas Sundin, ale co z tego, skoro rysunek jest przeci´tny. „Gra-tulacje“ równie˝ za ksià˝eczk´ - aby przeczytaç teksty, trzeba zakupiç lup´.

• ODRADZAM • ODRADZAM • ODRADZAM • ODRADZAM •

Page 28: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Turnus mija, a ja niczyja - mawiajà ponoçniektóre panie, zawiedzione przebiegiem le-czenia w sanatorium. W takich miejscach rów-nie wa˝ne jak zabiegi lecznicze i rehabilita-cyjne, jest poczucie w∏asnej wartoÊci kuracju-sza. A jak kobieta ma czuç si´ dowartoÊcio-wana, jeÊli przez kilka tygodni nie zainteresu-je si´ nià ˝aden m´˝czyzna? Mà˝ przyje˝d˝a-jàcy na niedzielne odwiedziny oczywiÊcie si´nie liczy.

W s∏ynnym oÊrodku balneologicznym, tj.specjalizujàcym si´ w leczeniu poprzez kà-piele, facetów by∏o niestety jak na lekarstwo.Na domiar z∏ego, jak tylko jakiÊ m´˝czyznajeszcze do rzeczy si´ pojawi∏, to z regu∏y mia∏wielkie powodzenie u damskiego personeluuzdrowiska, którego Êrednia wieku by∏a wy-raênie ni˝sza od tej samej przeci´tnej kura-cjuszek. A ponadto personel ten mia∏ te˝ wy-jàtkowe podejÊcie do swoich podopiecznychp∏ci m´skiej, o czym mo˝e Êwiadczyç chocia˝-by fakt, ˝e kilka sanatoryjnych personelowo-pacjenckich romansów zakoƒczy∏o si´ ma∏-˝eƒstwami. M´˝ów podczas zabiegów wodo-leczniczych i borowinowych upatrzy∏y sobiechyba ze trzy kàpielowe, dwie piel´gniarki(w tym jedna naczelna) oraz - o zgrozo -pewna pani doktor. Tak si´ jednak dziwniesk∏ada∏o, ˝e jak tylko która zwiàza∏a si´ z by-∏ym kuracjuszem w´z∏em ma∏˝eƒskim, to za-raz zmienia∏a prac´. Âwiadomi rzeczy mówili,˝e nie dziwota, i˝ facet który na w∏asne oczyzobaczy∏ uzdrowiskowe ˝ycie towarzyskie,zabiera∏ czym pr´dzej stamtàd swojà ˝on´.Dosz∏o wr´cz do tego, ˝e mimo panujàcegobezrobocia, oÊrodek przejÊciowo boryka∏ si´z problemami kadrowymi.

W zwiàzku z powy˝szym dyrekcja kurortu(w ca∏oÊci m´ska) wyda∏a swojemu persone-lowi bia∏emu i nie tylko, kategoryczny zakazzawierania bli˝szych znajomoÊci z kuracju-szami, pod groêbà kar regulaminowych, z za-braniem miesi´cznej premii w∏àcznie. Dyrek-cji nie chodzi∏o tu tylko o zatrzymanie odp∏y-wu si∏y najemnej, ale tak˝e o zmian´ opiniio firmie u kuracjuszy, a ÊciÊlej poddajàcychsi´ zabiegom paƒ. WÊród kobiet bywajàcychu wód rozesz∏a si´ bowiem pog∏oska, ˝es∏ynny oÊrodek balneologii zaniedbuje orga-nizacj´ czasu wolnego swoich goÊci. Nieurzàdza wieczorków zapoznawczych, tylkosam wybiera sobie co przystojniejszych pa-cjentów, aby zawieraç z nimi prywatne znajo-moÊci.

Zorganizowano wi´c pierwszy od wieluturnusów wieczorek, ale impreza znów bar-dziej przypomina∏a babski comber ni˝ zaba-w´ koedukacyjnà. Przydrepta∏o na niàwprawdzie kilku emerytów i rencistów, ale

nie dopisa∏ najm∏odszy i najprzystojniejszyz kuracjuszy, który ju˝ pierwszego dniawpad∏ w oko wielu kobietom. A gdy jeszczez biura meldunkowego jakimÊ cudem wynio-s∏a si´ wiadomoÊç, ˝e pan Marek jest stanuwolnego, to nawet niektóre panie z persone-lu gotowe by∏y dla takiej partii z∏amaç wspo-mniany zakaz. Facet tymczasem unika∏ towa-rzystwa, bo by∏ autentycznie chory. Naszcz´Êcie nic nie zagra˝a∏o jego ˝yciu, alejeszcze przez pewien czas grozi∏a mu nie-pe∏nosprawnoÊç, po niebezpiecznie wyglà-dajàcym wypadku w kopalni. Otó˝ ów szty-gar wpad∏ by∏ do szybu g∏´bokiego na 650metrów i, o dziwo, prze˝y∏. ˚ycie zawdzi´czazarówno temu, ˝e wylàdowa∏ na dachu b´-dàcej znacznie bli˝ej windy, jak równie˝swojej przytomnoÊci. Spadajàc bowiemw ciemnà czeluÊç, uchwyci∏ si´ liny od wspo-mnianej windy, dzi´ki czemu stopniowo wy-traca∏ pr´dkoÊç. Tym sposobem wyszed∏z opresji ˝ywy, ale r´ce i nogi mia∏ poparzo-ne od wielkiego tarcia, mimo posiadaniaodzie˝y ochronnej.

Szczególnie jego d∏onie wymaga∏y rehabi-litacji, wi´c jak mu by∏o iÊç na wieczorek za-poznawczy, gdzie trzeba podaç kobiecie r´-k´, zataƒczyç, a potem uprzejmie otworzyçjakieÊ drzwi. Biedak w prozaicz-nych czynnoÊciach musia∏ byç wy-r´czany przez piel´gniark´, copoczàtkowo by∏o dla niego doÊçkr´pujàce. AliÊci znalaz∏a si´ kura-cjuszka, która gotowa by∏a z koleiwyr´czyç w sprawowaniu opiekinad panem Markiem sanatoryjnybia∏y personel. Cierpiàca na reu-matyzm nauczycielka wychowaniafizycznego, niejaka magisterAgnieszka, podj´∏a si´ smarowaçin˝ynierowi sztygarowi chleb ma-s∏em, mieszaç herbat´ oraz wyko-nywaç za niego wiele innych czyn-noÊci, wymagajàcych trzymaniaw r´kach drobnych przedmiotów.OczywiÊcie wszystkie posi∏ki Ma-rek jada∏ nie w ogólnej sto∏ówce,a w swoim pokoju, dokàdAgnieszka mia∏a wst´p w∏aÊciwienieograniczony. Nie znaczy to, ˝egoÊcinnoÊci gospodarza nadu˝y-wa∏a. Z kolei on czu∏ si´ skr´po-wany prosiç jà o oddanie kolej-nych przys∏ug, w zwiàzku z czympowsta∏o mi´dzy nimi jakieÊ nie-dopowiedzenie.

Tymczasem dla paƒ z persone-lu wszystko by∏o jasne, wi´c ser-wujàca górnikowi zabiegi kàpielo-

wa wcale si´ nie zdziwi∏a, kiedy paniAgnieszka zechcia∏a jà wyr´czyç podczas do-datkowego hydromasowania Marka po kola-cji. Nauczycielka sama zresztà leczy∏a w tensposób swój kr´gos∏up, wi´c wiedzia∏a coi jak. Przyj´te na siebie zadanie podj´∏a si´nawet wykonaç po omacku, twierdzàc, ˝ew ∏azience przepali∏a si´ w∏aÊnie ˝arówka.No, ale w przypadku masa˝y najwa˝niejszajest dotykowa znajomoÊç anatomii. Aby do-tyk by∏ jeszcze pe∏niejszy, terapeutka rów-nie˝ wesz∏a do wanny, przy milczàcym przy-zwoleniu masowanego. Zresztà cisza pano-wa∏a podczas ca∏ego zabiegu, jeÊli nie liczyçchlupania strumieni wody. Dopiero na koniecAgnieszka zapyta∏a Marka o wra˝enia, ale onnie odpowiada∏. Gdy poszuka∏a r´kami jegog∏owy, okaza∏o si´, ˝e jest ona ca∏kowicie za-nurzona pod wodà.

Nie bez trudu ochotniczka wy∏owi∏a pa-cjenta, ale ten nie dawa∏ znaków ˝ycia.Agnieszka w samym szlafroku pobieg∏a wi´cpo pomoc. Dopiero zespó∏ reanimacyjnyprzywróci∏ Markowi oddech. Lekarz pogoto-wia nie móg∏ przemilczeç wypadku i zamel-dowa∏ o nim organom Êcigania, które bez tru-du ustali∏y, ˝e dosz∏o do szeregu zaniedbaƒi z∏amania medycznych procedur. Kobieta,która odstàpi∏a zabieg kuracjuszcze, nie mia-∏a ju˝ szans poderwania kogokolwiek w sa-natorium, gdy˝ zosta∏a wyrzucona z pracy.Wuefistka zaÊ jest oskar˝ona o sprowadzeniebezpoÊredniego zagro˝enia dla zdrowia i ˝y-cia, choç jej ofiara nie obcià˝a∏a w swoich ze-znaniach nikogo.

MAGMA VII

28 Panorama

Pod §

Zabiegi u wód

Foto

Eug

eniy

Pav

lov

„Unt

itled

Page 29: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Rewolucjana rynku samochodowym

Firma Renault wprowadza na rynek Polskisamochód Dacia Logan - bezkonkurencyjnypod wzgl´dem relacji jakoÊci do ceny. Sprzeda˝Logana rozpocznie si´ w lutym 2005, a pro-mocyjna cena podstawowej wersji wynosi29.900 z∏otych. Po raz pierwszy w Polsce Da-cia Logan jest prezentowana w czasie targówMotor Show 2004.

- WykorzystaliÊmy to co najlepsze w Re-nault, aby stworzyç nowoczesny, niezawodnysamochód o bardzo atrakcyjnej cenie - mówiOlivier Murguet, Prezes Renault Polska. - Li-czymy, ˝e jego wprowadzenie pozwoli GrupieRenault na zwi´kszenie jej udzia∏ów w rynkupolskim do ponad 10% w 2005 roku. Cenaprzestronnego, rodzinnego Logana jest porów-nywalna do cen samochodów ma∏ych, którestanowià 10% polskiego rynku.

- Dystrybucja samochodów marki Dacia,cz´Êci zamiennych i akcesoriów b´dzie prowa-dzona za poÊrednictwem wybranych konce-sjonerów Renault, z którymi podpisane zosta-nà odpowiednie umowy. Ekspozycja odbywaçsi´ bedzie w wydzielonych i odpowiednio ozna-kowanych strefach zarezerwowanych dla Da-cii lub w salonach przeznaczonych wy∏àczniedla tej marki. Poczàwszy od 15 listopada klien-ci obs∏ugiwani b´dà w 55 punktach sprzeda˝y.Od po∏owy lutego przysz∏ego roku sieç ta zo-stanie powi´kszona do 72 punktów - mówiZbigniew Kowalski, Dyrektor Marki Daciaw Polsce. - Serwis Logana b´dzie wykonywa-ny w stacjach obs∏ugi Dacii autoryzowanychprzez Renault. Na terenie Polski otwartych zo-

stanie 78 takich punktów obs∏ugi technicznej.Cz´Êci zamienne dostarczane b´dà przez Cen-tralny Magazyn Cz´Êci Zamiennych Renaultw Âwi´cicach pod Warszawà.

Dacia Logan to samochód, który ∏àczyw sobie nowoczesnoÊç, przestronnoÊç i nieza-wodnoÊç dla ca∏ej rodziny. Dzi´ki swoim licz-nym atrybutom ma on ogromne szanse za-skarbiç sobie uznanie polskich nabywców.

Potencjalni klienci, do których kierowanyjest Logan, najcz´Êciej decydujà si´ na zakupjednego samochodu wykorzystywanego przezca∏à rodzin´. Specjalnie dla nich stworzonoauto, które ma jak najlepiej spe∏niç rodzinneoczekiwania, a tak˝e sprawdziç si´ jako samo-chód u˝ywany tylko przez jednà osob´.

Rekordowa przestronnoÊçNowy model Dacii to wielofunkcyjny sedan

o charakterystycznej, nowoczesnej bryle nad-wozia. Wyraênie zarysowana linia baga˝nikai tylnej cz´Êci dachu nie tylko podkreÊlajà im-ponujàce gabaryty pojazdu, ale zwi´kszajàznacznie przestronnoÊç kabiny, co sprawia, ˝etrzech wysokich pasa˝erów mo˝e podró˝owaçw komfortowych warunkach na tylnej kana-pie samochodu. Niezwykle du˝a pojemnoÊçbaga˝nika (510 litrów) oraz jego kszta∏t po-zwalajà na za∏adunek przedmiotów o bardzozró˝nicowanych formach.

D∏ugoÊç Logana to 4250 mm, szerokoÊç1735 mm, a wysokoÊç wynosi 1525 mm.

Niezawodny i trwa∏ySolidny i niezawodny Logan jest obj´ty 6-

letnià gwarancjà antykorozyjnà i 2-letniàgwarancjà na cz´Êci mechaniczne. Wykorzy-

stanie tych samych elementów, które spraw-dzi∏y si´ w innych modelach Renault dajeklientom gwarancj´ niezawodnoÊci. Logancharakteryzuje si´ niskim zu˝yciem paliwaoraz niewielkimi kosztami eksploatacji. W cy-klu mieszanym samochód w wersji silnikowej1.4 l zu˝ywa jedynie 6,8 litrów paliwa na 100km. Technologia Renault pozwoli∏a na zwi´k-szenie przebiegów mi´dzy przeglàdami. W tensposób wymiana oleju, Êwiec i filtra powietrzab´dzie wykonywana co 30.000 km.

Mi´dzynarodowe autoLogan spe∏nia równie˝ wszystkie mi´dzy-

narodowe i unijne standardy w zakresie emisjispalin i ha∏asu oraz powtórnego wykorzysta-nia surowców u˝ytych do produkcji samocho-du. Ten nowy model Dacii przystosowany jestdo ró˝nych warunków atmosferycznychi zró˝nicowanej jakoÊci dróg. Samochód mo˝ebez uszkodzeƒ pokonywaç drogi o zniszczonejlub nawet nieutwardzonej nawierzchni orazstrome wzniesienia.

Bezpieczeƒstwo spe∏niajàceeuropejskie standardy

Dacia Logan spe∏nia wszystkie standardyw zakresie bezpieczeƒstwa. Przy jego konstru-owaniu wykorzystano ogromne doÊwiadcze-nie Renault w dziedzinie wytrzyma∏oÊci kon-strukcji na zderzenia. Podczas zderzenia bocz-nego konstrukcja Êrodkowego s∏upka zapew-nia ochron´ miednicy pasa˝era i kierowcy,uzupe∏niajàc zabezpieczenie jakie stanowi foteloraz montowane w drzwiach wk∏ady poch∏a-niajàce energi´. Przy uderzeniu czo∏owym, od-powiednie u∏o˝enie elementów w komorze sil-nika sprawia, ˝e podzespo∏y mechanicznezgniatajà si´ nawzajem. Dodatkowym zabez-pieczeniem jest deska rozdzielcza, która dzi´kikonstrukcji i materia∏owi, z którego jest wyko-nana, poch∏ania energi´ uderzeniaoraz ogranicza skutki uderzenia w nià nóg kie-rowcy i pasa˝era.

Konkurencyjna cenaNowy samochód jest konkurencyjny pod

wzgl´dem ceny zakupu i oferowanej prze-stronnoÊci oraz niskich kosztów eksploatacji.W wersji podstawowej kosztowaç b´dzie29.900 z∏ w cenie promocyjnej. Celem Re-nault by∏o spe∏nienie oczekiwaƒ klientów, dlaktórych nabycie samochodu stanowi znacznywydatek i dla których cena, niezawodnoÊçi trwa∏oÊç nale˝à do najwa˝niejszych kryte-riów zakupu. Uzyskano idealny stosunek jako-Êci do ceny produktu. Przyj´ta optymalizacjaniezawodnoÊci pojazdów marki Logan orazkosztów jego produkcji, a tak˝e wdro˝enie cy-frowego projektowania u∏atwi∏y zachowanieniskich kosztów opracowania pojazdu.

Panorama 29

Redaguje JACEK KUCHARSKI Na czterech kó∏kach

Dacia Logan już w Polsce

Page 30: Tygodnik Panorama 2004_47/48

„Doktor nie przylecia∏“, „Unik doktora“,ma∏à wyobraênià wykazujà si´ redaktorzy wy-myÊlajàcy tytu∏y gazetowych czo∏ówek. Przedwojnà istnia∏a ponoç instytucja redaktora tytu-∏ów. Jego zadaniem by∏o znalezienie takiego,na który nie wpad∏aby konkurencja. Ale z wol-na i ja zaczynam wierzyç, ˝e przed ‘39 rokiemwszystko by∏o lepsze, w czym przypominaçzaczynam Leszka Moczulskiego i innych „nie-podleg∏oÊciowców“, ca∏kowicie gdzieÊ zagu-bionych w realiach III RP. Tak na marginesie:odnosz´ wra˝enie, i˝ powiedzenie „Boh trojculubit“ niewiele ma wspólnego z rzeczywisto-Êcià i dlatego proponuj´ przenieÊç si´ od razudo VI RP, byleby najdalej byç od tej trzeciej.Je˝eli cokolwiek przejdzie z niej do historii toistna powódê afer, pomówieƒ, wylewanychpomyj, którymi popaprani zostanà wszyscy.Mówi si´, ˝e „Polak màdry po szkodzie“. Te˝gówno prawda! Tak samo g∏upi!

DoÊwiadczenia z sejmowà komisjà ds. takzwanej afery Rywina jednoznacznie i niepod-wa˝alnie przekona∏y nas, ˝e wybraƒcy naroduwystarczajàco Êmiesznie zachowujà si´ pod-czas obrad plenarnych i nie ma co ich obar-czaç dodatkowym oÊmieszaniem, chyba ˝echcemy z Parlamentu uczyniç wspó∏czesny te-atr komedii Macka Sennetta, twórcy burlesko-wych komedyjek z lat 20. XX wieku, przy czymby∏y one nieme, zaÊ nasi pos∏owie czyniàz siebie „zwariowany Êwiat“ gadaniem.

Powo∏anie komisji, ju˝ nie wiem jak jà na-zwaç, do spraw Orlenu, czy doktora Kulczyka,a mo˝e obywatela rosyjskiego A∏ganowa, czyuwalenia prezydenta KwaÊniewskiego spowo-duje, ˝e nader aktualne stanie si´ powiedze-nie XIX-wiecznego francuskiego polityka: „DlaPolaków mo˝na coÊ zrobiç. Nigdy z Polaka-mi“. Jakie ma zadania komisja, której przewo-dzi pose∏ o owocowym nazwisku Gruszkakompletnie nie wiadomo i konia z rz´dem te-mu, kto potrafi to okreÊliç. Sami cz∏onkowiekomisji tego nie wiedzà, a niektórzy majà chy-ba przeÊwiadczenie o swej nadprzyrodzonejw∏adzy. Przed laty Aleksander Ma∏achowski,cz∏owiek z zasadami, wiedzà a przede wszyst-kim godnoÊcià powiedzia∏ o Antonim Macie-rewiczu: „...tyle z∏ego co on zrobi∏ wewnàtrz‘SolidarnoÊci’ nie uczyni∏a esbecja razemz milicjà“. Obecnie Macierewicz wyposa˝onyw immunitet czyni szkod´ Polsce. DoÊç przy-padkowo oglàda∏em jedno z przes∏uchaƒ,w którym popisywa∏ si´ w∏adzà. Przez krótkiczas para∏em si´ aktorstwem (grzech m∏odo-Êci), ale na szcz´Êcie wybito mi z g∏owy oweambicje. By∏em przera˝ajàco z∏ym odtwórcà,ale dzi´ki temu rozpoznaj´ miernoty aktor-skie bez pud∏a. Tak jak si´ zgrywa∏ Maciere-wicz, jakie miny stroi∏, przechodzàc z prze-wracania oczami do bazyliszkowego uÊmiesz-ku, modulujàc g∏os, takiej amatorszczyzny nie

oglàda∏o si´ w najn´dzniejszej remizie stra-˝ackiej przy której dzia∏a∏ „teatrzyk marzeƒ“.A tu jeszcze godnie partnerujà mu m∏odyGiertych, którego winno si´ przebraç w zbro-j´ Êredniowiecznego rycerza, majàcego przyboku giermka, syna by∏ego przewodniczàce-go Zwiàzków Zawodowych. Nie broni´ tychktórzy zasiadajà po drugiej stronie. Wart Pac-pa∏aca a pa∏ac-Paca. Rzecz w minimalnej cho-cia˝by racjonalnoÊci. W Polsce prawa obowià-zuje Konstytucja (tak w ka˝dym razie byç win-no), w której organem sprawiedliwoÊci sà nie-zawis∏e sàdy. I je˝eli istnieje podejrzenieo pope∏nienie przest´pstwa, sà odpowiednies∏u˝by do sprawdzania, osàdzenia i ukarania,bàdê uwolnienia od zarzutów.

W najbli˝szych wyborach parlamentarnychdzi´ki permanentnej wojnie z lewicà prowa-dzonej w mediach przy pomocy KoÊcio∏a Kato-lickiego, wiedzàcego gdzie sà konflikty, w Pol-sce odniesie zwyci´stwo prawica. Tyle, ˝e b´-dzie to pyrrusowe zwyci´stwo.

Nie broni´ lewicy, jej upartyjnionej repre-zentacji. Ma to, na co zas∏u˝y∏a. Ma zareprezentatów, których jedynà troskà by∏a tro-ska o w∏asny trzos. Ma za swoje ∏aszenie si´do w∏adzy, która dogmatycznie nie z tej ziemipochodzi. Ma za brak zdecydowania i ob∏ud´.

Mój przyjaciel z racji mnóstwa wolnegoczasu regularnie oglàda seanse komisji twier-dzàc, ˝e jest to reality show bardziej nieprze-widywalne od tych proponowanych przez sta-cje komercyjne, w których jednakowo˝ sporàrol´ odgrywa re˝yseria. Chcia∏bym jednak˝eaby owe transmisje mia∏y bardziej swoistyi marketingowo chwytliwy tytu∏. I po kolejnympopisie komisji, ekspertów, osób wezwanych,przysz∏o mi na myÊl aby nazwaç to krótkoi adekwatnie: „Dom wariatów“.

Niedawno opowiadano mi anegdot´ zwià-zanà z latami PRL-u: Piotr Jaroszewicz, zapa-lony myÊliwy, zapragnà∏ zapolowaç na niedê-wiedzia w Bieszczadach. Problem w tym, ˝ena po∏oninach, nad Solinà i w okolicach Ar∏a-mowa nie by∏o niedêwiedzi. Ale od czego ini-cjatywa miejscowych w∏odarzy. Jeden z nichzadzwoni∏ do Julinka z pytaniem czy majàmo˝e zb´dnego niedêwiadka. Dyrekcja cyrkuucieszy∏a si´, bowiem „na stanie“ by∏a stara,wys∏u˝ona niedêwiedzica. Zatem bez zb´dnejzw∏oki umyÊlnym transportem wys∏ano jàw Bieszczady. Premier z nagonkà rozpoczà∏polowanie. Jak raz w pobli˝u przeje˝d˝a∏ch∏op na rowerze. Zobaczy∏ wielkà niedêwie-dzic´, zesra∏ si´ ze strachu, porzuci∏ roweri co si∏ w nogach zwia∏ gdzie go oczy ponio-sà. Premier Piotr ujrza∏ nagle zbli˝ajàcà si´w jego stron´ niedêwiedzic´ na rowerze... Ab-surd PRL-u?

Jak˝e normalny by∏ to kraj...¸UKASZ WYRZYKOWSKI

Moje2/3

Ukazuje si´ od 16 maja 1954 r.

TYGODNIK ILUSTROWANYgospodarka, polityka, spo∏eczeƒstwo

Redaktor naczelny¸UKASZ WYRZYKOWSKI

tel. (0 32) 256 17 78

Zast´pca redaktora naczelnegoMARIOLA SEREDIN

Dyrektor Przedstawicielstwaw Warszawie

JACEK KUCHARSKItel. (0 508) 238 826

Stale wspó∏pracujà:

Sabina B¸A˚Y¡SKA,S∏awomir BOROWSKI,Zygmunt BRONIAREK,

Henryk CZARNIK, Anna G¸UCHJanusz KO˚USZNIK, Izabela LARISZ,

Andrzej ¸OJAN,Jerzy PITERA, Grzegorz P¸ONKA,

Wojciech SZCZAWI¡SKI,Edmund WOJNAROWSKI

Katarzyna WYKA

Sekretarz redakcjiMariola SEREDIN

Adres redakcji:„Panorama”, ul. Brzoskwiniowa 32

43-190 Miko∏ów

Adres do korespondencji:„Panorama”, 40-900 Katowice 2

skr. pocztowa 335

Wydawca:

43-190 Miko∏ów,ul. Brzoskwiniowa 32

DTP:AGENCJA REKLAMOWA Micha∏ Seredin43-190 Miko∏ów, ul. Brzoskwiniowa 32

Kolporta˝:„Ruch” SA w Warszawie OKDP

ul. Jana Kazimierza 31/3300-958 Warszawa

REDAKCJA NIE ODPOWIADAZA TREÂå OG¸OSZE¡,

NIE ZWRACA MATERIA¸ÓWNIE ZAMÓWIONYCH,

ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO SKRACANIATEKSTÓW I ZMIANY TYTU¸ÓW.

NUMER ZAMKNI¢TO 15 XI 2004 r.

e-mai l : tygodnik [email protected]

Dom wariatów

Page 31: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Niezwykle rzadko zdà˝ajà si´ momenty,w których nie podzielam, a nawet ca∏kowiciesi´ nie zgadzam z poglàdami ¸ukasza Wyrzy-kowskiego, mojego przyjaciela i redaktoranaczelnego „Panoramy“. AliÊci, trudno minie z∏apaç za pióro i przejÊç do porzàdkudziennego po przeczytaniu felietonu, wy˝ejwspomnianego, z sàsiedniej strony.

Kiedy trzy lata temu po amatorskich rzà-dach prostodusznego profesora Jerzego Buz-ka, który da∏ si´ przekonaç, ˝e Polsce groziprzegrzanie koniunktury i w zwiàzku z tympoczà∏ realizowaç program sch∏adzania go-spodarki (który to program, jak ∏atwo by∏oprzewidzieç, skoƒczy∏ si´ zastojem, jeÊli nieregresem i totalnym pog∏´bieniem si´ i taktragicznej stopy bezrobocia), kilka milionówPolaków z nadziejà posz∏o zag∏osowaç na„czerwonych“. Prospo∏eczna retoryka SLDi gromkie zapowiedzi Leszka Millera stwarza-∏y mira˝ lepszego jutra. Prawie nikt nie bra∏pod uwag´, nie widzia∏, lub te˝ nie chcia∏ wi-dzieç, ˝e za pierwszym szeregiem z∏otoustychrzekomych socjaldemokratów czai si´ bandaniedouczonych partyjnych aparatczyków,których jedynym marzeniem by∏ „skok nakas´“. Polska, Ojczyzna i s∏u˝ba spo∏eczna todla nich jedynie puste has∏a, na których bu-dowali trampolin´ do „skrojenia“ wszystkie-go, co si´ tylko da. I ruszy∏y dziesiàtki tysi´cytych barbarzyƒców po wspólne jak po swoje,nie baczàc na nic i nie liczàc si´ z nikim i z ni-czym. W swoim zaÊlepieniu, biegu do z∏otegocielca, nie zwrócili uwagi nawet na to, ˝e sàbacznie obserwowani, g∏ównie przez niech´t-ne im media. A˝ wreszcie mleko si´ rozla∏o.

Ju˝ afera Rywina dowiod∏a kim sà na-prawd´. I mimo rozpaczliwych prób zdyskre-dytowania powo∏anej do rozwik∏ania sprawySejmowej Komisji Âledczej, dla ka˝dego roz-sàdnie myÊlàcego obserwatora wydarzeƒzrzucili mask´ i pokazali swà wrednà g´b´.Prace kolejnej Komisji powo∏anej do rozwi-k∏ania kolokwialnie mówiàc „Afery Orlenu“ods∏aniajà ju˝ ostatecznie i ca∏kowicie ichprawdziwe intencje, zamiary i czyny.

Przeciwnikom Komisji Âledczej, a w∏aÊci-wie przeciwnikom bezpoÊrednich transmisjiz prac tej˝e mog´ przyznaç racj´ tylko co dotego, ˝e czasami przypomina ona tanià jatk´albo te˝ jak kto woli cyrk. Bioràc jednak poduwag´ fakt, ˝e Komisja nie stanowi ani ide-ologicznie, ani politycznie ani merytorycznie

monolitu, wr´cz przeciwnie, jest to zrozumia-∏e i byç mo˝e dla wielu obserwatorów ma∏oczytelne lecz jednak oczywiste. Wracajàc jed-nak do potrzeby takich „spektakli“ to popierwsze - jest dla mnie sprawà bezdyskusyj-nà, ˝e jest to jak najbardziej stosowne miejscedo prania publicznych brudów. Gdyby rzecztyczy∏a jednego czy drugiego obywatela, niemajàcego nic wspólnego z funkcjonowaniemorganów paƒstwa, to oczywiÊcie odpowiem,˝e jedynym miejscem na rozstrzyganie zgod-noÊci jego post´powanie z prawem jest Sàd.Jednak w przypadku funkcjonariuszy paƒ-stwa, rzecz si´ ma zgo∏a odmiennie. Po pierw-sze dlatego, ˝e moim zdaniem jest ca∏kiemuprawnione aby w pewnym sensie to opiniapubliczna ferowa∏a wyrok (przecie˝ politycz-ny, bo ˝aden inny) a po drugie, bioràc poduwag´ zepsucie i zgnilizn´ jakie panujàw polskim wymiarze sprawiedliwoÊci (co no-tabene dowodzà przes∏uchania prowadzoneprzed komisjà orlenowskà) jestem przekona-ny, ˝e wszystkie ciemne sprawy i sprawki,o których si´ dowiadujemy, nigdy nie ujrza-∏yby Êwiat∏a dziennego. Przykro to niestetypowiedzieç, ale wbrew temu co mówi prezy-dent Aleksander KwaÊniewski, strukturypaƒstwa ju˝ dawno zosta∏y stoczone przez ra-ka hucpy, pazernoÊci, g∏upoty i totalnie bez-czelnego kapitalizmu politycznego. I napraw-d´ nie jest istotna forma w jakiej odbywajà si´spotkania komisji Êledczej. Istotna jest treÊç.

W rzeczy samej, mo˝e Roman Giertych,Antoni Macierewicz, Konstanty Miodowiczi Zbigniew Wasserman nie sà najlepszymiaktorami, lecz przecie˝ nie majà, ba, nawetnie mogà nimi byç. Byç mo˝e sà zaÊlepieniw nienawiÊci do SLD i ich przedstawicieli,czemu bym si´ specjalnie nie dziwi∏, przy-znaç jednak musz´, ˝e ich profesjonalizm ja-ko Êledczych jest widoczny na ka˝dym kro-ku. I mimo kilku dziwnych i awykonalnychw obecnym stanie prawnym pomys∏ów, ge-neralnie rzecz bioràc ich obecnoÊç a przedewszystkim profesjonalna aktywnoÊç w ∏oniekomisji jest godna pochwa∏y.

Nie sposób si´ równie˝ zgodziç ze zdaniemantagonistów twierdzàcych, ˝e komisja wy-chodzi poza zakres plenipotencji udzielonej jejprzez Sejm. Jak widaç go∏ym okiem, rzecz nietylko w tym, ˝e w celu umo˝liwienia zmianyna sto∏ku prezesa Orlenu bezprawnie dokona-no aresztowania Modrzejewskiego. Rzeczw tym, ˝e przy okazji odkrywajà si´ ciemnemechanizmy funkcjonowania kapitalizmu po-litycznego „made in SLD“. Z tych wzgl´dówzrozumia∏y jest dla mnie krzyk i raban podno-szony przez przedstawicieli lewicy pod wodzàprezydenta KwaÊniewskiego. Krzyk w rzeko-mej obronie paƒstwa - III RP. Jakiego paƒ-stwa, pytam? Paƒstwa Aleksandra KwaÊniew-skiego, doktorów Kulczyków i tak zwanychbaronów SLD w rodzaju Andrzeja P´czaka? Je-Êli tak, to niech to ich paƒstwo, bo przecie˝ niemoje, trafi szlag. Ca∏a sytuacja dowodzi, ˝e SLDnie jest zdolny do samooczyszczenia, do bole-snej operacji usuni´cia rakowej tkanki toczà-cej jej organizm. Nie jest zdolny do zmiany po-koleniowej i oddania w∏adzy m∏odym, lepiejprzygotowanym i byç mo˝e uczciwszym ide-ologicznie dzia∏aczom. Nadal straszy doÊwiad-czonymi towarzyszami, którzy niczym „zom-bi“ czyhajà na kolejnà szans´ „nach∏eptaniasi´“ naszej krwi. Wi´c wbrew temu co Sojuszsam sàdzi, nie jest nikomu potrzebny. Niechodejdzie i da ˝yç nam wszystkim, a nie tylko„krewnym i znajomym królika“.

TADEK SEREDIN

Demontażpaństwa doktorów...

Page 32: Tygodnik Panorama 2004_47/48

Tel.: (0-501) 503 914

Szlachetne w swojej formie i przyjazne dla środowiska, na trwałe wpisały się wpejzaż Wielkopolski. Kiedyś zwane były młynami wietrznymi. Najstarsze pochodzą zXIII wieku.

Technika mielenia ziarna należy do najstarszych, przy czym rozwój techniki polegałna stopniowym udoskonalaniu mechanizmu obrotowego dwóch kamieni - począwszyod ręcznych żaren, aż do młynów z napędem konnym, wodnym lub wietrznym.Najważniejsze urządzenie w wiatraku to mechanizm napędowy - charakterystyczneskrzydła, para kamieni młyńskich, urządzenie do sortowania, urządzenie podnośne imechanizm obrotowy służący do nastawiania budowli wiatraka na stronę nawietrzną.

WIATRAKI - MŁYNY WIETRZNE

MM aa ll aa rr ss kk ii ee ww ęę dd rr óó ww kk ii DD aa rr ii uu ss zz aa OO rr ss zz uu ll ii kk aa