ruczaj cafe nr 3 (2012)

16
jak mówić do dzieci? egzemplarz bezpłatny ISSN 2083-1633 nr 3 (12) marzec 2012 MA GA ZY N DL A NA S I O NA S Kraków to kosmos niania Ania rozmowa z Mikołajem Mańko rozmowa z Mikołajem Mańko IS SS SN N 2 20 08 83 3-1 16 63 33 egzemplarz bezpłatny ISSN 2083-1633 ( ) ZYN DLA NAS I O NAS nr 3 (12 2) ) nr 3 3 ( (1 12 2) m ma ar rz ze ec c 2 20 01 12 marzec 201 12 eg gz ze em mplarz bezatn ny y egzemplarz bezpłatny l b ł t l b ł t nr 3 (12) marzec 2012

description

numer 3 (2012) gazety "Ruczaj cafe"

Transcript of ruczaj cafe nr 3 (2012)

Page 1: ruczaj cafe nr 3 (2012)

jak mówić do dzieci?

egzemplarz bezpłatny

ISSN 2083-1633

nr 3 (12) ■ marzec 2012

MAG A Z YN D L A N A S I O N A S

Kraków to kosmos

niania Ania

rozmowa z Mikołajem Mańkorozmowa z Mikołajem Mańko

ISSSSNN 22008833-1166333

g p p yegzemplarz bezpłatny

ISSN 2083-1633

( )

Z YN D L A N A S I O N A S

nr 3 (122))nr 33 ((1122) ■■■ mmaarrzzeecc 2200112 marzec 20112eggzzeemmplarz bezpłatnnyyegzemplarz bezpłatnyl b ł tl b ł t

nr 3 (12) ■ marzec 2012

Page 2: ruczaj cafe nr 3 (2012)

Monika i Mariusz

Rok 1992 – styczeń. Kto pomoże w nauce matematyki, kiedy czas nieubłaganie

leci, a matura tuż, tuż? Koleżanka poznaje mnie ze studentem. Mariusz mu na imię. Jest chętny pomóc w przygotowaniach do jakże ważnego egzaminu. Jedno, drugie spotkanie i trudna praca do egzaminu. Podaję herbatę, widzę jego spojrzenie, uśmiech. Jest miły, ale wie, że nie pora na randki, spotkania, zabawy. Liczy się tylko matura. Maj – zdany egzamin! Bukiet her-bacianych róż. Oboje się cieszymy. „Kiedy zdasz maturę, zabiorę cię na wycieczkę do Zakopanego. Nad Morskie Oko” – reali-zujemy plan. Tam pyta mnie Mariusz, czy zostanę jego dziewczyną. Kilka miesięcy później organizujemy zaręczyny. 13 lipca 1995 odbywa się nasz ślub. Dwa lata póź-niej, też 13-ego, rodzi się nasz syn. Siedem lat później córka. I tak żyjemy już 16 lat. Szczęśliwie, razem na dobre i na złe, ale zawsze w ogromnej miłości do siebie, za-wsze gotowi wykrzyczeć całemu światu, że kochamy się!!!

Gabrysia i Kamil

Listopad 2003. Była piękna złota jesień, li-ście mieniły się kolorami, powiewał lekki

wietrzyk, a za drzewami ujrzałam Jego… Ko-lega z licealnej ławki, lecz nagle serce zabiło inaczej. Już z daleka uśmiechał się do mnie. Poczułam mrowienie w rękach i nogach, na ciele dreszcze. Umówiliśmy się w parku, mie-liśmy wspólnie pójść do biblioteki rozwiązy-wać zadania z matematyki i poszliśmy…

4 października 2006. Mija czas, lecz prawdziwa miłość nie zna upływu dni ani godzin. Od rozwiązywania zadań z mate-matyki minęło kilka chwil, w tym czasie od czasu do czasu spotykaliśmy się jako przyja-ciele. Jednak oboje (nieśmiali) do tej chwili nie rozmawialiśmy o uczuciach. Coś w nas pękło i nasza miłość rozlała się strumienia-mi. Od tego dnia na dobre i na złe jesteśmy razem.

1 lutego 2012. Czas dla nas zatrzymał się w miejscu. Nadal kochamy tak samo i jeszcze mocniej. Nasza miłość jest jak słońce w po-łudnie, ciągle w zenicie, nigdy nie zachodzi. Darzymy się tak głęboką miłością, że nawet studiujemy te same kierunki, żeby jak najwię-cej czasu spędzać razem.

Na wieki razem i o jeden dzień dłużej.

e e e .

o e . , a o -y o -y y a -

m . e -e

-i -o . a --

z i -

d -i s -y

ę e -. t -

Edyta i Maciek

Był ciemny, zimowy dzień, kiedy szedłem na randkę z E. Poznałem ją w sieci, jej pro-

fi l był podobny do setek tysięcy innych wpi-sów. Szedłem z myślą o dobrze spełnionym obowiązku, że się z kimś umówiłem, miałem gotowe dla siebie usprawiedliwienie, że przy-najmniej próbuję się z kimś spotykać. Byłem pierwszy na miejscu, gdy zza zakrętu wyłoniła się Jej postać. Wysoka brunetka o szerokim uśmiechu, otulona w ciepłą kurtkę i czapkę z pomponem. Dziarskim krokiem podeszła do mnie, rozpoznając mnie po internetowym opisie. Poszliśmy na gorącą czekoladę, z zacie-kawieniem patrząc na siebie. Nasze usta i oczy otwierały się, łapczywie odkrywając wnętrze drugiej osoby… Powiem szczerze, że po tym spotkaniu nie zostałem ostrzelany strzałami Amora, ale cierpliwie czekałem, co Ona ma mi do powiedzenia na kolejnych randkach…

Dzisiaj, po ponad roku odkąd się poznali-śmy, trwa niedzielne sielankowe popołudnie, wywietrzał zapach wspólnie gotowanego obiadu i nie chcę wiedzieć, co by się z nami stało, gdybyśmy nie dali sobie wtedy szansy poznania się.

Anna i Paweł

Był rok 2002. On ze znajomymi przemie-rzał pociągiem Rosję w drodze do Chin,

ona dwa dni później jechała z koleżankami tą samą trasą w drodze do Wietnamu. 5 ty-godni podróżowali, każdy ze swoją grupą, po Chinach, Mongolii, Wietnamie, nie spo-tykając się jednak. Dopiero na ostatnim po-stoju, przed wyruszeniem w drogę powrotną, trafi li na siebie w pekińskim hotelu, którego nazwę pamiętają do dziś: Fenglong Binguan. Wracać mieli osobno, ale jednak trafi li na sie-bie ponownie w Kolei Transsyberyjskiej. Na 20 wagonów w pociągu trafi li do tych dwóch obok siebie. Przez tydzień wracali razem do kraju. Od tego czasu są razem. Najpierw na odległość, jeżdżąc koleją między północą a południem kraju, potem pod jednym kra-kowskim dachem, wiodąc swoje życie wspól-nie. Do Pekinu na pewno jeszcze wrócą...

Katarzyna i Mikołaj

Przyjechał do Krakowa i powiedział, że będę jego żoną. Wcześniej widzieliśmy się

raz w życiu.8 lat temu zmarł mój Tata, kontrabasista

jazzowy. Marzyłam, że wydarzy się cud – od-

m o-

pi-m m y-m iła m kę ła m e-zy ze m

mi ma …

li-ie, go mi sy

e-n,

mi y-ą, o-o-

ną, go n. e-

Na ch do na cą a-

ól-

że ię

ta d-

zyskam go i zamieszkamy razem w małym domku pod lasem. Tak się jednak nie stało. Wołałam: „Tatuś, Bóg mnie nie wysłuchuje, to chociaż Ty ześlij mi męża!”. Dwa tygodnie później pojawił się on. Kontrabasista jazzowy. Pisał pracę o moim Tacie i chciał, bym odpo-wiedziała mu na kilka pytań. To Tata nas „ze-swatał”...

Spytał, czy wiążę z jego przyjazdem jakieś nadzieje. „Nie wiem” – odpowiedziałam i po-szłam spać. Spodziewałam się, że rano już go nie będzie. Odruchowo spojrzałam na buty. Nie wyjechał. Nazwał mnie „diamentem do oszlifowania”. Nie wiedziałam, czym jest mi-łość, chociaż tak długo jej szukałam, ale zaufa-łam. Po trzech dniach jego pobytu wydusiłam, że chcę się zdecydować. Wyjechał po to, by przeprowadzić się na stałe do Krakowa. „Jak Abraham zostawiam wszystko i jadę w niezna-ne” – mówił. Rok później wzięliśmy ślub!

Grażyna i Adam

Poznaliśmy się 16 lat temu. Byłam wówczas studentką czwartego roku psychologii.

Moja starsza koleżanka z akademika obroniła właśnie pracę magisterską i dosłownie wyciąg-nęła mnie i siostrę do dyskoteki. Bawiłam się z koleżankami, gdy podszedł do mnie stu-dent i zaprosił do tańca. Tańczyliśmy razem już do końca imprezy. Był nieco nieśmiały i muzyka nie przeszkadzała mu w tańczeniu... Odprowadził mnie do domu, umówiliśmy się też na kolejne spotkanie, chciał mnie zaprosić do kina za 3 dni. Po tygodniu oświadczył mi się i przedstawił rodzicom. Byliśmy zakochani i szczęśliwi. Okazał się bardzo romantyczny i szalony, jak na studenta politechniki. Równo rok od naszego pierwszego spotkania odbył się nasz ślub, a za 2 lata mieliśmy już naszego kochanego syna, a później córkę. Nasza miłość po tylu latach wciąż trwa i jest wciąż „świeża i nowa”, a my niewiele zmieniliśmy się od tego czasu.

Bożena i Józef

Kończyłam studia i nie miałam dużo zajęć na uczelni. Przyjaciółka namówiła mnie,

żeby zrobić kurs „Organizatora turystyki”. Po co? Do dziś nie wiem.

Na pierwszych zajęciach usiadł koło mnie sympatyczny chłopak. Taki sobie zwyczajny student. Ale żeby od razu zwracał na siebie uwagę – to nic z tych rzeczy.

Page 3: ruczaj cafe nr 3 (2012)

nagrody ufundowawalili

Na drugich zajęciach prowadzący poprosił o zrobienie listy obecności. Student siedział znów obok mnie. Kiedy wpisałam swoje imię i nazwisko, postukał długopisem w kartkę z listą i z pełnym przekonaniem powiedział: zostaniesz moją żoną!!!

Zaniemówiłam. Ale on nie przyjmował do wiadomości żadnego sprzeciwu. Korciło mnie, żeby się przekonać, z kim mam do czy-nienia.

Chłopcy podrywali mnie na różne sposo-by, ale nie na takie deklaracje – przecież nic o mnie nie wiedział!

Najpierw pożyczał mapy, potem zabierał mnie na wycieczki poza miasto i w góry...

W lipcu będziemy obchodzić 30. rocznicę ślubu.

Jak trafi a się miłość – to trzeba w nią uwie-rzyć, a potem to już tylko o nią dbać...

Paulina i Krzysztof

W 2007 roku uczyłam się w dwóch szko-łach: liceum oraz szkole muzycznej

II stopnia w klasie skrzypiec i po zajęciach gra-łam jeszcze w kilku zespołach, m.in. w zespole akompaniującym jednemu z krakowskich chórów.

Pracowałem w fi rmie zajmującej się reklamą i studiowałem zaocznie ekonomię, a w wolnym czasie śpiewałem w chórze, który występował z jakimś zespołem instrumentalnym.

Ostatniego dnia sierpnia roku 2007 przy-szłam na próbę jak zwykle punktualnie, bo tak mam w zwyczaju: szanować moją oraz cudzą pracę.

Ja natomiast wyjątkowo spóźniłem się, po-nieważ dojeżdżałem 30 km do Krakowa na próby. To była ostatnia próba chóru przed koncertem, więc odbywała się wspólnie z or-kiestrą.

Jak zwykle bardzo przykładałam się do swojej pracy, ale uwagę moją i reszty zespołu rozproszył jakiś wysoki brunet, który spóźnił się na próbę i zamiast cicho prześlizgnąć się na miejsce, on przeprosił i wymienił się jakimś żartem z jednym z kolegów na tyle głośno, że dyrygent zwrócił im uwagę.

Spóźniłem się na próbę, bo miałem proble-my z dojazdem, oczywiście grzecznie przepro-siłem i szybko przemknąłem na swoje miejsce, żartując ze śmiesznej czapki kolegi, chyba tro-chę za głośno, bo nawet dyrygent to zauważył.

Od tego momentu to nie była zwykła pró-ba. Nie mogłam się skupić przez tego bruneta. W dodatku on cały czas się do mnie uśmie-chał, a ja próbowałam delikatnie to odwza-jemniać, próbując jednocześnie grać na instru-mencie. Robił to cały czas, a ja nie wiedziałam, jak się mam zachować. Jejku, ale on jest przy-stojny – myślałam.

Zauważyłem jakąś nową dziewczynę w zespole instrumentalnym: szczupła, wysoka, piękne włosy. Ślicznie się do mnie uśmiechnę-

ił ał ę ę ł:

ał o y-

-c

ę

-

-ej -e h

ą m ał

y-k ą

-a d r-

o u ił ę ś e

--

e, -ł.-

a. ---

m, y-

ę a, -

ła, a ja z wielką przyjemnością to odwzajem-niłem. Zrobiła to kolejny i kolejny raz. Byłem w siódmym niebie, że taka dziewczyna zwróci-ła na mnie uwagę. Po próbie postanowiłem do niej podejść i wymienić kilka zdań (...).

Po próbie podszedł do mnie i przez kilka wspaniałych chwil rozmawialiśmy. To było cudowne uczucie rozmawiać z takim przy-stojniakiem, który w dodatku podzielał moje muzyczne pasje. Był taki szarmancki, nie pro-sił o numer jak reszta, tylko pocałował w rękę i grzecznie się pożegnał.

Po kilku zdaniach z nią zamienionych uzna-łem, że jest idealna.

Jest idealny – pomyślałam. W chwili obecnej znamy się ponad 4 lata,

mieszkamy ze sobą prawie 3 i każdego dnia po-twierdzamy to, jak się okazuje poprawne, prze-czucie z ostatniego dnia sierpnia 2007 roku.

Marlena i Jacek

Marlena, bo tak miała na imię, chciała wyrwać się z domu, zaprosiła więc zna-

jomych do kina, a potem do pizzerii, w której pracowałem. Gdy pierwszy raz ją ujrzałem, poczułem coś niesamowitego w sercu. Jej spoj-rzenie, uśmiech były wyjątkowe, bardzo mi się spodobała. Powiedziałem sobie wtedy pod nosem „Ta dziewczyna będzie moją żoną!”. Wykonałem pierwszy krok, przesłałem przez ręce kelnerki drinka ze swoją wizytówką. Nie udało mi się do niej podejść, więc pozostało mi tylko czekać, aż zadzwoni. Minął tydzień, już traciłem nadzieję. Ale zadzwoniła! Ucieszy-łem się jak głupi, niemal skacząc ze szczęścia, wykonałem gest zwycięstwa. Umówiliśmy się na spotkanie, ale nie zrobiłem na niej dobrego wrażenia. Mimo moich starań nie chciała się wiązać. A ja tak mocno ją pokochałem, że po-jechałem za nią w góry, ale nawet to nie pomo-gło. Po powrocie byłem zrezygnowany, miałem odpuścić, ale zachorowała i musiałem być przy niej. Pokłóciliśmy się, dała mi konkretnie do zrozumienia, żebym się odsunął. Zgodziłem się i przestałem się odzywać. Ale za kilka dni Marlena mnie zaskoczyła i przyjechała do mnie sama, mówiąc ,,stęskniłam się za tobą”. Miała takie piękne oczy! Fantastyczny widok. Wtedy długo rozmawialiśmy i okazało się, że ona też poczuła coś więcej.

Moje ponad 4 miesiące starań, beznadziejnej walki o uczucie opłacało się, ponieważ 14 lute-go 2012 mija rok, jak jesteśmy parą. Tak wiele ze sobą przeżyliśmy, że nie wyobrażamy sobie bez siebie życia. Cztery miesiące temu przepro-wadziliśmy się z Rawy Mazowieckiej do Kra-kowa (ponad 400 km) i zamieszkaliśmy razem na Ruczaju. Codziennie dziękuję Bogu za to, że spotkałem na swojej drodze taką cudowną dziewczynę, swoją drugą połówkę, swój ideał. Jesteśmy ze sobą szczęśliwi, planujemy wspólną przyszłość, zaręczyny i ślub.

Miesięcznik z ciekawymi teksta-mi i skuteczną reklamą, na wy-sokim poziomie edytorskim.

Nasi Czytelnicy to aktywnie żyją-cy ludzie oraz rodziny z dziećmi.

Ukazuje się w nakładzie 8000 egzemplarzy, zgodnie z realny-mi potrzebami rynku.

Dystrybucja obejmuje swym za-sięgiem nowe centrum Krako-wa: Stary i Nowy Ruczaj, Kampus UJ, os. Europejskie, Kliny, Borek Fałęcki, Łagiewniki, Zakrzówek, Pychowice, Skotniki – miejsca, gdzie wciąż pojawiają się nowe mieszkania i nowi mieszkańcy.

Zapewniamy skuteczny kolpor-taż w najważniejszych punktach osiedli.

Wydanie on-line na w w w . r u c z a j c a f e . p l

w Ruczaj CafeZareklamuj się

numer kwietniowy ukaże się 2.04.2012numer majowy ukaże się 7.05.2012numer czerwcowy ukaże się 1.06.2012

oferta ważna do 12 marca 2012

30% TANIEJ

»

II KWARTAŁ 2012PAKIET

[email protected]

Page 4: ruczaj cafe nr 3 (2012)

© Wszystkie prawa zastrzeżone. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Egzemplarz bezpłatny. Nakład 8000 egz.

Zdjęcie na okładce: Jędrzej Majka.

Redakcja: Jędrzej Majka (redaktor naczelny), Mikołaj Mańko (sekretarz redakcji), Agnieszka Kania, Paweł Chmiel,Ewa Ginter (korekta), Marcin Jakubionek (projekt grafi czny, skład i łamanie; e-mail: [email protected]). Kontakt: e-mail: [email protected], tel. 604 400 464.

MAG A Z YN D L A N A S I O N A S

Tu nas znajdziesz

w numerze

Reklama: [email protected]; tel. 604 400 464, tel. 694 428 866.Kolejny numer ukaże się 2 kwietnia 2012. Zamówienia na reklamy przyjmujemy do 12 marca 2012.

SUPERMARKET ŁOKIETEKul. Borkowska 17b, ul. Kobierzyńska 123, ul. Obozowa 46

GALERIA SMAKU U JACKAul. Chmieleniec 2, ul. Szuwarowa 1

PASAŻ RUCZAJCentrum Handlowe, ul. Raciborska 17

GALERIA HANDLOWA SOLVAY PARKul. Zakopiańska 105

DAY SPA CASCADA

CASCADA. CENTRUM SPORTU I REKREACJI ul. Szuwarowa 1

JAGIELLOŃSKIE CENTRUM INNOWACJIul. Bobrzyńskiego 14

SKLEP WINA Z GRUZJI I NIE TYLKO... ul. Lipowa 6 E

SAMORZĄDOWE PRZEDSZKOLE NR 58ul. Skośna 2

J&J SPORT CENTER Skotniki, ul. Winnicka 40

DELIKATESY EUROul. Jahody 2

RESTAURACJA MIĘDZY-NAMI

NASZE SKLEPY AVITAColosseum, ul. Miłkowskiego 3 A

OSIEDLE EUROPEJSKIEAPTEKA MARFARM ul. Bobrzyńskiego 37

SMOCZE JADŁO – KAMPUS UJ

ul. Gronostajowa 7, ul. Łojasiewicza 4

MINIMARKET MAJAul. Obozowa 64/01

DELIKATESY FRAŻET

ul. Chmieleniec 6

SKLEP SPOŻYWCZY WITul. Ceglarska 27

SKLEP SPOŻYWCZY KASIAul. Ceglarska 15

SKLEP TERESKOSkotniki, ul. Batalionów Chłopskich 2 A

SKLEP SPOŻYWCZY Pychowice, ul. Skalica 28

DELIKATESY TYMBARK Pychowice, ul. Sodowa 19/9

PTTKul. Zyblikiewicza 2 B

KAMPUS

UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO

KOLPORTAŻ BEZPOŚREDNI

6Kraków to kosmosrozmowa z Mikołajem Mańko

8Co złego jest w seksie?o. Leon Knabit

9Przez sernik do sercaMikołaj Mańko

Jak mówić do dzieci?niania Ania

11Jaka jest DIVA FUTURA nadchodzącej epokiPatrycja Kuder

Granat. Owoc drzewa życiaPaweł Woźniak

Aneks cz. VEwa Ginter

12

13

14Czekamy na listy: [email protected]

www.ruczajcafe.pl

Wydawca: Wydawnictwo Nemrod, ul. Chmieleniec 29/22, 30-348 Kraków, www.nemrod.pl, e-mail: [email protected]. Druk: Drukarnia Colonel, ul. Dąbrowskiego 16, Kraków.

10

Jak zarazić się Krakowem?rozmowa z Piotrem Hapanowiczem

Page 5: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

5

Listy do redakcjiWarsztaty dla dzieci Kraina Kreatywności zaprasza na wyjątko-

we warsztaty wyjątkowe dzieciaki i młodzież. Pokazujemy, jak czerpać przyjemność z nauki i rozbudzamy pasję do zdobywania wiedzy.

Techniki szybkiego uczenia przemycamy, odkrywając magię opery, sztuki, literatury i języków obcych. Nasz pionierski pomysł to uczenie młodych ludzi tego, co wiedzą i po-trafi ą dorośli menedżerowie (np. zarządzanie czasem, planowanie, wykorzystywanie dyna-miki zespołu).

Kiedyś na naszej drodze pojawili się cu-downi nauczyciele, którzy zaszczepili w nas pasję do nauki. Dziś my nią zarażamy. Two-rząc te nietypowe warsztaty, wykorzystujemy bogate doświadczenie szkoleniowe zdobyte w międzynarodowych korporacjach oraz wiedzę z obszaru psychologii motywacji i rozwoju talentów.

Oto nasze najnowsze propozycje: „Aka-demik Sztuk Prze-Pięknych, czyli wycieczka po galeriach świata”, „Literackie fascynacje Kota Bibliofi la, czyli o poważnych książkach i wierszach z pasją”, „Opera! Amore Mia!, czyli opera dla młodych melomanów”, „Wie-ża Babel, czyli języki obce szybko i wykwin-tnie” oraz kompleksowa Akademia Małych Menedżerów.

Więcej informacji na stronie: www.krainakreatywnosci.pl

Zapraszam,Magda Stola Kowalska

KIKA – nowe kino blisko Ruczaju Jeszcze nie tak dawno w Krakowie można

było znaleźć kameralne sale kinowe poza ści-słym centrum. Dziś kino na osiedlu Podwa-welskim czy kino Tęcza na Ruczaju pozostały już tylko wspomnieniem. Na przekór takim trendom Fundacja Wspierania Kultury Fil-mowej Cyrk Edison, prowadząca od 2009 roku kino Agrafk a (obecnie najlepsze kino w Polsce – nagroda Polskiego Instytutu Sztu-ki Filmowej), postanowiła uruchomić pierw-sze kino studyjne w Podgórzu. Ta dzielnica, przez lata nieco kulturalnie zaniedbana, w ostatnim czasie przeżywa renesans.

KIKA, bo tak nazywa się sympatyczna kino-kawiarnia, to miejsce, w którym można znaleźć coś dla ducha, ale i dla ciała. KI – jak kino to kameralna sala kinowa wyposażona zgodnie ze współczesnymi standardami. Na widzów czeka 41 wygodnych foteli. KA to niebanalna kawiarnia, która mieści się tuż za ścianą, oferując mnóstwo dobrego dla pod-niebienia, kawy przeróżne, herbaty, soki, cia-sta i czeskie lane piwo Bernard. Obie części KIKI są od siebie niezależne.

KIKA powstała w budynku przy ulicy Krasickiego 18, w którym do tej pory urzę-dował dom kultury, w związku z czym zacho-wany został kulturalny charakter tej części Podgórza. Nasi widzowie mogą liczyć zarów-no na fi lmy z bieżącego repertuaru, jak i te

nieco starsze, których nie sposób zobaczyć już na dużym ekranie, a także na cykle tema-tyczne, spotkania autorskie, pokazy specjal-ne, spotkania fi lmowe dla dzieci.

Chcielibyśmy, aby KIKA stała się miej-scem przyjaznym dla całej rodziny, dlatego już wkrótce pojawi się pokój dla matki z dzie-ckiem oraz kącik zabaw.

Zapraszam,Bogdan Balicki

Wkrótce konsultacje społeczne Pragnę poinformować mieszkańców Ru-

czaju, iż 25.01.2012 r. Rada Dzielnicy VIII Dębniki podjęła uchwałę dot. wniosku do Pana Prezydenta Miasta Krakowa o przepro-wadzenie konsultacji społecznych w sprawie nowych rozwiązań ruchu komunikacyjne-go i zmian dotyczących linii tramwajowych i autobusowych. Uznaliśmy, iż jest to kwestia bardzo istotna dla społeczności lokalnej.

Z poważaniem, dr Maciej Lewandowski,

Radny Dzielnicy VIII

Zamiast życzeń w Dniu Kobiet SPASPA czony zazdrością o CiebieSPA nikowałem niewątpliwie, boSPA siony brzuch do mnie należącySPA zmem drga, gdy TySPA kowana już zeSPA dochronem włącznie, jedzieszSPA lać kalorie i godzinamiSPA ć w sąsiedztwie przystojnychSPA dkobierców,SPA ghetti konsumujących z wdziękiem.SPA raliżowały mnie te myśli wielce iSPA lą zapewne ze szczętem.SPA lenizny swąd niech więc przypomina Ci, że rozłąka zwykle NIESPA ja.

Tomasz Ł.

Co się stało? Z wielkim zainteresowaniem czytam każ-

dy numer „Ruczaj Cafe”, przede wszystkim ze względu na niezwykle ciekawe artykuły. Po przejrzeniu styczniowego numeru od-czułam niedosyt. Co stało się z powieścią w odcinkach?! Gdzie zniknął tak interesująco się zapowiadający kącik porad dla młodych rodziców? (...)

Pozdrawiam gorąco całą Redakcję i mam nadzieję, że „RC” nie zmieni się w kolejną osiedlową reklamówkę.

Magda M.

Od redakcji: Miło nam poinformować, że oczekiwane przez Państwa rubryki wróciły na swoje miejsce już w lutym, są także w aktual-nym wydaniu.

Page 6: ruczaj cafe nr 3 (2012)

6

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

mówi Mikołaj Mańko, przewodnik po KrakowieJĘDRZEJ MAJKA: Mikołaj czy Mykoła?

MIKOŁAJ MAŃKO: W moim domu rodzinnym, na Ukrainie, mówiono do mnie Mykoła. Ponieważ w polskim języku prawie nie ma imion męskich zakończonych na „a”, dla Polaków jestem Mikołajem. W ten spo-sób unikam nieporozumień.

Kim zatem jest Mikołaj?Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie py-

tanie. Wiele się wydarzyło w moim życiu. Obecnie jestem przewodnikiem miejskim i redaktorem w magazynie „Ruczaj Cafe”. Z wykształcenia jestem także weterynarzem. Od dzieciństwa fascynowały mnie zwierzę-ta. Po ukończeniu szkoły w Drohobyczu dostałem się do technikum weterynaryjne-go, mieszczącego się w dawnym pałacu Fre-drów w Wiśni. Chciałem poznać szczegóły tego, jak powstaje życie. Fascynowała mnie świadomość, że cielak o pięknych ciemnych oczach i długich rzęsach, który właśnie li-znął moją dłoń szorstkim jęzorem, powstał z dwóch mikroskopijnych komórek. Poza tym, chciałem pomagać skaleczonym zwierzę-tom. Nigdy jednak nie pracowałem w zawo-dzie, bo przeżyłem głębokie rozczarowanie. W ówczesnym Związku Radzieckim wetery-narzy przygotowywano do pracy w kołcho-zach, a tam do zwierząt podchodzono wyłącz-nie jak do towaru: mięsa, mleka. Zacząłem

nawet uciekać z zajęć. Zwiedzałem wtedy okoliczne galicyjskie miasteczka. Podczas jednej z takich ucieczek, nudząc się w auto-busie relacji Gródek Jagielloński-Drohobycz, przeczytałem po raz pierwszy Ewangelię św. Marka. Nigdy z niczym podobnym nie ze-tknąłem się wcześniej. Był początek lat 90. Jeszcze parę lat wcześniej za posiadanie Ewan-gelii można było trafi ć do więzienia, a w dzie-więćdziesiątym pierwszym roku zwyczajnie kupiłem w księgarni broszurowe wydanie. Ewangelia wydała mi się niezwykle mądrą książką, mówiącą o tym, co najważniejsze w życiu. Byłem tak poruszony lekturą, że... postanowiłem zostać teologiem.

I tak porzuciłeś Drohobycz na rzecz Kra-kowa.

Kiedy zdobyłem dyplom weterynarza, pod-jąłem starania o otrzymanie paszportu i wizy, by wyjechać do Polski na studia teologiczne. Do Krakowa przyjechałem w 1993 roku. Pa-miętam, jak z niedużą torbą podróżną w ręce zaraz po wyjściu z dworca wszedłem na Rynek. Nagle usłyszałem hejnał. Zacząłem się roz-glądać na wszystkie strony. Nie wiedziałem, gdzie znajduje się trębacz, jednak znałem ten dźwięk bardzo dobrze. W Drohobyczu moja babcia namiętnie słuchała polskiego radia, a ja, bawiące się w kuchni dziecko, codzien-nie o dwunastej słyszałem tę tajemniczą me-lodię. O historii hejnalisty i fatalnej strzale

mongolskiego „snajpera” dowiedziałem się dużo później. W tamtym momencie, stojąc po raz pierwszy na płycie Rynku Głównego w Krakowie, nawet nie mogłem przypusz-czać, że w przyszłości będę tę historię opo-wiadał turystom prawie codziennie. Kraków wtedy był dla mnie miastem, w którym mu-siałem pokonać wiele trudności. Musiałem nauczyć się języka polskiego od zera. Musia-łem poznać sposób myślenia tutejszych ludzi. Wszystko było inne, nawet bilety tramwajowe czy autobusowe kupowało się tu inaczej niż na Ukrainie.

Nie była to miłość od pierwszego wejrze-nia. Najpierw przywiązywałem się do ludzi tu żyjących i dopiero potem zacząłem wrastać w miasto. Choć pochodzę z Drohobycza i ni-gdy już nie przestanę być drohobyczaninem, nie przeszkadza mi to w miłości do Krakowa.

W sposób szczególny krakusem czuję się wtedy, gdy pokazuję miasto przyjezdnym.

Jesteś autorem książki „Kuchnia klasz-torów prawosławnych”, odwiedziłeś wiele krajów. Lubisz jeść?

Należę do ludzi wiecznie głodnych. Gdy smacznie zjem, od razu jestem spokojniej-szy, czuję się bezpieczny. W dużym stopniu poznaję świat poprzez smak. Kiedy spoty-kam przyjaciół, często pytam ich, co jedli na obiad. Bo jedzenie jest ważną częścią życia. Gdy wyjeżdżam do jakiegoś obcego kraju,

R O Z M O W A M I E S IĄC A6

Mik

oła

j Ma

ńko

po

dcz

as

zap

arz

an

ia k

awy

w E

tio

pii

/ Fo

t. J

M

to kosmos

R O Z M O W A M I E S IĄC AR O Z M O W A M I E S IĄC A

Page 7: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

7

ma inne spojrzenie, inną mimikę, inną barwę głosu. Takie niezliczone szczegóły w sposób nieświadomy stwarzają nastrój pomiędzy gru-pą a przewodnikiem. Nawet jeśli zauważam, że mnie ktoś nie słucha, zastanawiam się, dlacze-go tak jest i jak taką osobę podejść.

Oprowadzam także po rosyjsku i ukraiń-sku. Do turystów nieznających historii Polski mówi się zupełnie inaczej, w odniesieniu do ich historii narodowych.

Często oprowadzam ludzi o szerokich zain-teresowaniach. Mimo że przeszedłem w PTTK przez kurs na bardzo wysokim poziomie, jed-nak od wielu oprowadzanych osób ciągle do-wiaduję się czegoś nowego.

Od roku pokazujesz Kraków także czy-

telnikom „Ruczaj Cafe”. Poszła już fama na Ruczaju, że „Kraków z Mikołajem” wygląda zupełnie inaczej, że pokazujesz miejsca niby nam znane, ale o których mało wiemy. Ty wiesz już wszystko o Krakowie?

Wcale nie jest tak, że zgłaszające się na zwiedzanie osoby nic nie wiedzą o Krakowie. Po prostu formuła jest taka, że to przewod-nik mówi więcej. Ale gdyby pozwolić opro-wadzać zwiedzającym...

Wiesz, w PTTK spotkałem przewodni-ków z fenomenalną wiedzą, ale nawet oni nigdy by nie powiedzieli, że wiedzą wszystko o Krakowie. Kraków to kosmos. Każdy temat pociąga za sobą następny. Przewodnik po Krakowie jest po prostu skazany na wieczne studiowanie. Każdy z nas ma także wirusa gromadzenia książek. Jasne jest, że nie ma dwóch takich samych przewodników. Może dlatego, że nie jestem Polakiem, moje podej-ście do oprowadzania jest nieco inne.

Można jakoś umówić się z tobą na zwie-dzanie miasta?

To jest moja praca, którą chętnie wykonu-ję. Można zamówić zwiedzanie poprzez adres e-mailowy: [email protected]. Tylko, proszę, z wyprzedzeniem.

podpytuję miejscowych, gdzie chodzą na obiady. Idę zjeść tylko w takie miejsca. Re-stauracje turystyczne są strasznie nudne. Poza tym, choć może to nieładnie, lubię ob-serwować zachowanie ludzi podczas jedze-nia. Ujawniają wówczas swoje osobiste cechy oraz cechy kulturowe swojego kraju. Uwiel-biam zaglądać do restauracyjnej kuchni, je-śli tylko się da. Chętnie daję się zaprosić na obiad do czyjegoś domu. Nawet jeśli gdzieś wyruszałem zawodowo, zwracałem uwagę na to, co dostaję na talerzu. Gdy na studiach teologicznych zwiedzałem klasztory prawo-sławne, zawsze prosiłem o przepis na danie, którym zostałem poczęstowany. Po waka-cjach, gdy wracałem do Krakowa, mogłem popisać się przed przyjaciółmi jakąś wyjątko-wą potrawą. Po latach zebrałem sporą teczkę przepisów, którą, opatrzywszy komentarza-mi i historiami poszczególnych klasztorów, wydałem w formie książkowej.

Gotujesz?Czasem tak, czasem nie. Lubię gotować,

mając natchnienie. Są takie osoby, dla któ-rych aż chce się gotować. Często chodzi o zrobienie na nich wrażenia. Czasem doga-dzam sam sobie. Potrafi ę latem, w wolny od pracy dzień, zrobić dla siebie wykwintne wie-lodaniowe śniadanie na tarasie. Lubię także oglądać książki kucharskie, zwłaszcza te z ładnymi zdjęciami. Gdy znajdę jakieś cieka-we danie, próbuję je odtworzyć skrupulatnie, żeby jak najlepiej osiągnąć pożądany smak. Rzadko eksperymentuję ze składnikami.

W Krakowie mam wielu przyjaciół gotują-cych dużo lepiej ode mnie, więc chętnie daję się zaprosić (śmiech).

I znów powróciliśmy do Krakowa. Mieszkałeś w różnych częściach miasta. Gdzie mieszka się najlepiej?

W Krakowie zmieniałem miejsce zamiesz-kania ponad dziesięć razy i zawsze starałem się mieszkać w południowo-zachodniej części.

Tu jest dużo zieleni i ładnie pofałdowany te-ren. Nawet wymyśliłem sobie, że tu mieszkają nieco inni krakowianie. Lubię Salwator, Wolę Justowską, lubię Pychowice. Te dzielnice mają w sobie coś z wakacyjnego nastroju. Kraków widziany od tej strony wydaje się bardzo przy-jazny.

Jakie jest twoje ulubione miejsce w Kra-kowie?

Mam mnóstwo ulubionych miejsc. Lubię kościół Bożego Ciała na Kazimierzu, lubię uliczki ciągnące się w górę od Rynku Podgór-skiego, lubię okolice Willi Decjusza. Latem lubię wypić zimną colę na tarasie w Akademii Muzycznej, a w zimie podumać nad żołąd-kową gorzką w Vis-a-vis lub w Dymie. Lubię potężne drzewa rosnące wzdłuż alei Waszyng-tona oraz porośnięte wysoką trawą łąki pod kopcem Kościuszki. Jesienią często spaceru-ję wałem wiślanym od Mostu Piłsudskiego w kierunku Skałki pod parasolami żarzących się złotem klonowych liści...

Dlatego zostałeś przewodnikiem?Tak. Bo kiedy wchodzę z turystami na Ry-

nek Główny od strony ulicy św. Anny i słyszę wyrywające się z ich ust „wow!”, przeżywam ogromną satysfakcję i dumę z Krakowa. Lu-bię pokazywać ludziom to miasto. Są chwile, gdy staję z grupą przed jakimś obiektem, opo-wiadam o nim i widzę, że wszyscy zaczynają patrzeć na to miejsce innymi oczami, jakby odkrywała się przed nimi jakaś tajemnica. Myślę, że z takich właśnie powodów przewod-nicy oprowadzają turystów po Krakowie. No i jeszcze oprowadzaniem trochę zarabia się na życie.

Lubisz oprowadzać wielokrotnie po tych samych miejscach? To nie jest nudne?

Przewodnik pracuje z ludźmi, a nie z zabyt-kami. A dla mnie ludzie są bardzo interesują-cy. Każdemu człowiekowi nawet tę samą hi-storię opowiada się z innymi emocjami. Każdy

R O Z M O W A M I E S IĄC A

Page 8: ruczaj cafe nr 3 (2012)

8

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

Nic. Złe jest odzieranie seksu z mi-

łości. Seks jest naturalny, tak jak

naturalna jest miłość. Seks jest ele-

mentem miłości dwojga ludzi, którzy chcą

być razem. Prokreacja też jest częścią miłości,

jest naturalnym pragnieniem kochających

się ludzi, by mieć dziecko. Nie powiem tu

nic nowego, bo są to rzeczy odwieczne. Je-

śli seks jest jedynie sposobem osiągnięcia

przyjemności i jeśli drugi człowiek staje się

przedmiotem do zaspokajania potrzeb sek-

sualnych, to jest to wypaczenie istoty seksu.

Ludzie mówią w takich przypadkach o świń-

o. Leon Knabit – najpopularniejszy mnich w Polsce. Słynie z otwartości i niesamo-witego poczucia humoru. Autor wielu książek, m.in. Czy zwierzęta mają duszę?, Instrukcja obsługi mężczyzny i Kogo kochają kobiety?, której fragment zamieszczamy obok.

stwie. Nie wiem, dlaczego. Przecież świnie nie

grzeszą.

W Kościele sprawa seksu często wywoły-

wała duże emocje. Zdarzało się, że ktoś

rozmiłowany w manicheizmie zapędzał się tak,

że uznawał seks za coś zwierzęcego, mimo że

Pan Bóg o nim mówi przy stworzeniu człowie-

ka. Ale mądrych ludzi w Kościele też nie bra-

kowało i pogląd manichejski się nie utrzymał.

Zresztą dziś na te tematy rozmawia się bardziej

otwarcie. Zasada jest taka: „Tego, co jest dobre

z natury, trzeba dobrze używać”. Kościół nie za-

brania jeść. Kościół zabrania obżarstwa.

o. Leon Knabit

Zd

jZ

dję

cię

cia

: a

: a

:jmjmjm

S T R O N A O J C A L E O N A

jest w seksie?Co złego

świadczymy pełen zakres usług weterynaryjnych:

∎ profi laktyka ∎ leczenie ∎ badania laboratoryjne

PRZYCHODNIA WETERYNARYJNA

ul. Chmieleniec 39 (obok poczty)tel. 12 263 10 59

czynne:pn-pt 10.00-19.30, sob 10.00-14.00

∎ chirurgia ∎ stomatologia ∎ okulistyka

W marcu rabat na strzyżenie z kąpielą oraz na zabiegi stomatologiczne (ultradźwiękowe usuwanie osadu nazębnego z lakierowaniem).

Prosimy o wcześniejsze telefoniczne umawianie wizyt w salonie i na zabiegi.

15% taniej

SALON PIĘKNOŚCI DLA PSÓW I KOTÓW

Page 9: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

9

Dzień Kobiet, wbrew pozorom, zaczęto obchodzić najpierw

w Stanach Zjednoczonych i krajach Europy Zachodniej.

Działaczkom lewicowym, które wówczwas wyszły na ulice,

chodziło przede wszystkim o upamiętnienie setek kobiet, które w 1908

i 1911 roku spłonęły w nowojorskich fabrykach. Chodziło także o wy-

walczenie dla kobiet lepszych warunków pracy, dostępu do edukacji,

praw wyborczych, równouprawnienia z mężczyznami.

Jednak w Związku Radzieckim i PRL-u te szczytne cele społeczne

szybko zamieniły się w czerwonego goździka wręczanego kobietom

raz w roku. Na dodatek w krajach, które dziś ofi cjalnie i z fetą obchodzą

Dzień Kobiet, z prawami kobiet najlepiej nie jest.

Co zatem począć z 8 marca? Mam propozycję. Weźmy przykład ze

starożytnych. Rzymianie też w marcu obchodzili święto kobiet.

Nazywali go Matronaliami. Wówczas dostojne matrony udawały się do

świętego gaju, by złożyć kwiaty posągowi Junony, a w tym czasie męż-

czyźni szykowali dla nich świąteczny prezent. Niżej podaję przepis na coś

w sam raz na taką okazję.

Składniki:■ 1 kg dobrego twarogu

■ 9 jajek

■ 200 g masła

■ 1 ½ szklanki cukru

■ 2 opakowania cukru waniliowego (lub wanilia naturalna)

■ 1 łyżka grysiku

■ 1 łyżka mąki ziemniaczanej

■ ½ łyżeczki proszku do pieczenia

■ garść rodzynek, ½ łyżki startej skórki z pomarańczy

■ masło i bułka tarta do smarowania tortownicy

Mikołaj Mańko – pochodzi z Drohobycza, autor książki Kuchnia klasztorów prawosławnych. Na co

dzień przewodnik po Krakowie, można go spotkać w różnych częściach miasta, zawsze w otoczeniu

ludzi. Kiedy nie oprowadza turystów, zamyka się w kuchni i gotuje.

Mieszka w Pychowicach.

Mikołaj Mańko

D O B R Z E D O P R A W I O N E 9

do sercaPrzez sernik

Rodzynki zalać wrzątkiem na 5 minut, odcedzić, ostudzić. Ser

dwukrotnie zmielić przez maszynkę, dodać żółtka, masło, cukier,

cukier waniliowy, grysik, mąkę ziemniaczaną, proszek do pieczenia

i wszystko dokładnie wymieszać mikserem. Z białek ubić sztywną

pianę. Dodawać ją porcjami do sera, bardzo delikatnie mieszając masę

drewnianą łyżką. Na koniec dodać rodzynki i skórkę, ostrożnie mie-

szając całość.

Tortownicę o średnicy ok. 25 cm wysmarować masłem i posypać

tartą bułką. Przełożyć masę serową do tortownicy i włożyć do

piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 45 minut. Jeśli wierzch zbyt

mocno się przypieka, temperaturę zmniejszyć do 160 stopni. Żeby

sprawdzić, czy ciasto się upiekło, należy zanurzyć w nie wykałaczkę –

jeśli po wyjęciu będzie sucha, sernik jest gotowy. Po wyłączeniu piekar-

nika na około 5 minut lekko uchylić drzwiczki, po czym otworzyć je

do końca na 10 minut i dopiero wtedy wyjąć blachę.

Ty wiesz... My pomagamy.

wyjątkowe warsztaty dla wyjątkowych dzieciaków i młodzieży www.krainakreatywnosci.pl ww

Page 10: ruczaj cafe nr 3 (2012)

10

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

N I A N I A N A R U C Z A J U

niania Ania

Pasaż Ruczaj

www.gamadent.pl

19A 19

Jak mówić do dzieci?

40

NOWOSc: BUTY DLA mAM POLECAMY!!!

,,

markowe buty w najlepszych cenach buty komunijne

Wypowiadamy do dzieci tysiące słów dziennie. Naj-

częściej nie zastanawiając się głębiej nad tym, co

i jak do nich mówimy. Wydajemy rozkazy: „Otwórz

buzię!”, „Pozbieraj klocki!”, „Zrób pa pa!”, zakazu-

jemy: „Nie ruszaj tego!”, „Nie chodź tam!”, zadajemy irracjonalne

pytania: „Dlaczego płaczesz?”, „Dlaczego ją uderzyłaś?”. Mówimy do

dzieci tak, jak mówią inni, jak mówiono do nas, gdy byliśmy dziećmi.

I nie możemy zrozumieć, jak to się dzieje, że dziecko nadal robi swoje,

a nasze słowa i zdania zdają się trafi ać w próżnię. Im dziecko starsze,

tym gorzej z wykonywaniem przez nie poleceń, tym mniej zrozumie-

nia i – porozumienia. Błędne koło nieskutecznej komunikacji zatacza

swoje szerokie kręgi.

Autobus jadący przez Ruczaj, niedzielne popołudnie. W autobu-

sie mama z dwojgiem dzieci. Młodszy chłopiec płacze, że chce

czekoladkę. Kobieta spokojnym głosem odmawia. W odpowiedzi

słyszy: „Ale ja jestem głodny!”. Ripostuje: „Znakomicie, że chce ci

się jeść, bo w domu czeka na nas pyszny obiadek”. Chłopiec nie daje

za wygraną. Nadal zawodzi, że koniecznie teraz właśnie chce zjeść coś

słodkiego. Mama bez cienia złości tłumaczy, że przecież już dostał

jedną czekoladkę, choć ustalili, że deser jedzą po obiedzie. Podkre-

śla, że nie może łamać ich wspólnej umowy. Płacz chłopca powoli

cichnie, mama zmienia temat rozmowy, wkrótce cała trójka wysiada

spokojnie na przystanku.

Łatwo sobie wyobrazić, że taka sytuacja mogła mieć zupełnie

inny przebieg. Podniesiony głos zirytowanej matki, nasilający się

płacz i złość dziecka, które czuje się niezrozumiane, wreszcie może

nawet potrząsanie maluchem i awantura na cały autobus, nieprzyjem-

na i dla jej uczestników, i dla mimowolnych świadków.

Jak od początku życia dziecka komunikować się z nim skutecznie?

Jak mówić, żeby dziecko rozumiało, czego od niego chcemy, wyko-

nywało polecenia, spełniało prośby, artykułowało swoje potrzeby, suge-

rowało własne rozwiązania? Jak nauczyć je samodzielności i odpowie-

dzialności, a przy tym pozostać na zawsze jego zaufanym przyjacielem?

Chcesz zmienić świat, najpierw zmień siebie. Ta stara zasada

sprawdzi się i tym razem. To od naszych własnych przyzwycza-

jeń językowych, a ściślej: komunikacyjnych, trzeba zacząć, jeśli się chce

sprawić, żeby dziecko zaczęło słuchać i – słyszeć, co do niego mówimy.

Po pierwsze, drogi rodzicu i opiekunie, nie krzycz, zwracając się

do małego człowieka. Jedynym usprawiedliwieniem podnosze-

nia przez ciebie głosu może być sytuacja zagrożenia życia lub zdro-

wia. Każda inna nie daje do nadużywania wykrzykników absolutnie

żadnych podstaw. Kto z dorosłych lubi, kiedy się do niego i na niego

wrzeszczy? Czy można rozsądnie myśleć, kiedy się używa wysokich to-

nów? Czy, słysząc krzyki, ma się ochotę stosować do zawartych w nich

treści? Do dziecka trzeba mówić spokojnym i opanowanym głosem.

Choćby to nie było łatwe. Dlatego najpierw trzeba sobie uświadomić

stan własnych emocji. Nazwać je sobie (choćby tylko w myśli, choćby

przed lustrem w łazience) i przyznać się do nich. A potem spojrzeć

trzeźwo na swoją pociechę i traktować ją tak, jak się powinno trakto-

wać każdego człowieka.

Zdenerwowanie nieprzyjemną sytuacją w pracy w żadnym razie

nie może skrupić się na dziecku. Ono nie zna się na pogmatwa-

nych relacjach dorosłych, potrzebuje natomiast ciepła, wysłuchania

i poczucia bezpieczeństwa. Uświadomienie sobie zależności przyno-

szonych do domu bodźców od sposobu zwracania się do dzieci to

krok w dobrym kierunku i początek zmian. Wyrzucenie frustracji

czy złości przed progiem mieszkania pozwala dostrzec, że rodzina

może być prawdziwym azylem w nieprzyjaznym świecie i warto dbać

w niej o życzliwe relacje. Spokojna rozmowa i nastawienie na słucha-

nie drugiej strony to właśnie jeden z warunków dobrej atmosfery

w domu.

A o tym, na czym polega aktywne i mądre słuchanie oraz jak formu-

łować swoje wypowiedzi, żeby odniosły pożądany skutek – już

za miesiąc.

Page 11: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

11

utleniającą niż czerwone wino czy zielona

herbata, a wino zawierające przefermentowa-

ne polifenole z granatu ma nawet 50-70 razy

większą moc przeciwutleniającą niż najsilniej-

sze znane do tej pory antyutleniacze.

Niestety, nie każdy człowiek może od-

nieść korzyści z picia soku z granatu.

Ma to związek z dostępnością biologiczną

związków w soku i indywidualnie zróżnico-

waną fl orą bakteryjną jelit, powodującą od-

mienny poziom wchłaniania polifenoli.

Polifenole po żywej fermentacji wykazują

wyższą aktywność biologiczną. Wino

z granatów zawiera ich 23 razy więcej niż

wysokiej jakości sok. Dla zdrowotnego dzia-

łania ważne jest więc to, że wino z granatu jest

produktem przefermentowanym. Znacznie

zwiększa to przyswajalność polifenoli.

Wskazane jest profi laktyczne spożywa-

nie granatów w różnej formie: owo-

ców, soków i wina. Bo granat jest prawdzi-

wym eliksirem życia.

Paweł Woźniak

Nowe badania potwierdzają

starą wiedzę. Granat nie bez

powodu jest znany i uprawia-

ny od ponad 5000 lat. Według

greckich wierzeń sama bogini Afrodyta mia-

ła zasadzić na Cyprze tę roślinę jako drzewo

życia.

Współczesne badania potwierdzają wy-

jątkowość granatu. Sok, a zwłaszcza

wino z jego owoców mogą być zaliczone do

najzdrowszych istniejących napojów.

Bogactwo antyutleniających substancji

(polifenoli, np. tianiny, fl awonidów,

hormonów roślinnych) nadaje wyjątkowy

smak owocom i wywiera pozytywny wpływ

na prostatę, serce, naczynia krwionośne.

Pomyślne efekty osiąga działanie granatu

przy chorobach naczyniowo-sercowych:

sok z granatu znacznie poprawia ukrwienie

mięśnia sercowego u pacjentów cierpiących

na chorobę wieńcową. U pacjentów ze zwę-

żeniem tętnic zmniejsza natomiast niebez-

pieczne złogi i obniża ciśnienie krwi.

U ludzi starszych, którzy spożywają sok z

granatu, zauważono poprawę nastroju.

Wykazano też spadek ryzyka demencji.

W jednym z ostatnio przeprowadzo-

nych badań stwierdzono, że sok

owocu granatu znacznie przewyższa jako

przeciwutleniacz czerwone wino, sok z ja-

gód, sok z żurawiny – do tej pory uznawa-

ne za najsilniejsze przeciwutleniacze. Sok

z granatu ma 3-4 razy większą moc przeciw-

Granatowoc drzewa życia

P O M Y S Ł N A P R E Z E N T

Wina z granatów do kupienia w Krakowie w sklepie „Wina z Gruzji” przy ul. Lipowej 6E,

www.winnacja.pl

Page 12: ruczaj cafe nr 3 (2012)

12

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

Drodzy Państwo, jak co roku Zespół Kreatywny sieci Trendy Hair Fashion pod kierow-nictwem Anny Kulec-Karampotis opracowuje nową kolekcję na każ-dy sezon. Kolekcje są inspiracją dla naszych stylistów, którzy następnie zaproponują naszym Klientkom coś odmiennego, ciekawego, idącego z duchem czasu. Tym razem prezen-tujemy Państwu kolekcję wiosna-lato 2012 pod nazwą „DIVA FUTURA”.

Jaka jest DIVA FUTURA nadchodzą-

cej epoki? Piękna, niezależna i kon-

kretna, a przy tym bardzo kobieca.

Swoją siłę i charakter demonstruje poprzez

perfekcyjnie i nowocześnie ułożoną fryzu-

rę. Jej zdyscyplinowane, dynamicznie przy-

cięte włosy błyszczą jak nigdy wcześniej.

W przyszłości nie ma miejsca na chaos.

DIVA FUTURA to kolekcja inspirowana

futurystycznym nurtem w architekturze

i designie. Proste, symetryczne linie cięć fry-

zur sprawiają, że przypominają one bryły,

w najdrobniejszym szczególe przemyślane

przez wprawnych inżynierów.

Minimalistyczną, chłodną formę fryzur

styliści złagodzili ciepłą koloryzacją.

Dominują barwy intensywne, wręcz oleiste,

od śliwki i oberżyny, przez ognisty poma-

rańcz, aż po jasny, perłowy blond. Kolory te

– fi ltrowane gdzieniegdzie pastelowymi od-

cieniami – zwiastują, że przyszłość maluje się

w pięknych barwach.

Zapraszamy do naszych salonów.

Patrycja Kuder

12 S T R E F A U R O D Y

Fot.

Tre

nd

y H

air

Fa

shio

n

DIVA FUTURAnadchodzącej epoki

kolekcja przygotowana przez Zespół Kreatywny

sieci Trendy Hair Fashion w Bielsku-Białej.global concept:

Anna Kulec - Karampotiscolor: Mateusz Grzywa,

Mariusz Batorcut: Wojciech Loranc,

Artur Kołoczekmake up: Joanna Szlagórfashion stylist: Natascha

Pavluschenko+ accessories: Slav Nowosad

kolekcja przygotowana przez Zespół Kreatywny

sieci Trendy Hair Fashion w Bielsku-Białej.global concept:

Anna Kulec - Karampotiscolor: Mateusz Grzywa,

Mariusz Batorcut: Wojciech Loranc,

Artur Kołoczekmake up: Joanna Szlagórfashion stylist: Natascha

Pavluschenko+ accessories: Slav Nowosad

ul. Bociana 4d (Prądnik Biały) tel. 12 346 13 63 www.trendybociana.com

nasze atuty:profesjonalny zespół fryzjerów

oryginalne kosmetyki Wella i Schwarzkopfwysoka jakość usług

atrakcyjne ceny

Studio fryzjersk ie Trendy Hair Fashion

Organizujemy dla fi rm eventy z zakresu

stylizacji i wizerunku w biznesie.

s e r d e c z n i e z a p r a s z a m y d o n a s z y c h s a l o n ó w

ul. Chmieleniec 2a (Ruczaj) tel. 12 263 62 67

www.trendychmieleniec.com

Page 13: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

13

EWA GINTER: Jak Pan ocenia miejsce

Muzeum Historycznego Krakowa wśród

wielu innych instytucji kultury w naszym

mieście?

PIOTR HAPANOWICZ: Nasze Mu-

zeum to jedna z najważniejszych instytucji

kultury, a jego rola w pielęgnowaniu dziedzi-

ctwa kulturowego i tradycji Krakowa jest nie

do przecenienia. W ostatnich latach nastapi-

ła wielka rozbudowa i modernizacja MHK,

dzięki czemu jesteśmy zaliczani do bardzo

nowoczesnych placówek muzealnych.

Co mają Państwo do zaoferowania doro-

słym mieszkańcom Krakowa?

Obok bogatej oferty wystawienniczej i wy-

dawniczej proponujemy dorosłym uczestni-

ctwo w programie edukacyjnym „Muzeoma-

nia”. Pragniemy nie tylko przekazywać wiedzę,

ale i zaprosić mieszkańców do aktywnego

i twórczego poznawania kultury i przeszłości

Krakowa. Zajęcia odbywają się we wszystkich

oddziałach MHK oraz na terenie miasta. Dla

dorosłych przygotowaliśmy cykle: Muzeum

bez granic, czyli ruszamy w miasto!, Spotkania

z VIP-em, Salon pod Faetonem (Zbiory Mu-

zeum Historycznego pod lupą), Krakowskie ko-

lokwium (Debaty dotyczące historii Krakowa),

a dla seniorów także: Muzealna Akademia

60+. Osobny cykl zajęć Kraków naprawdę dla

wszystkich został opracowany z myślą o osobach

niewidzących i niedowidzących.

We współpracy z Towarzystwem Miłoś-

ników Historii i Zabytków Krakowa nasze

Muzeum przygotowało też pakiet edukacyjny

dla młodzieży akademickiej. Zapraszamy stu-

dentów do udziału w cyklu spotkań Konwersa-

torium Krakowskie. Pierwsze zajęcia 28 marca

poprowadzi prof. Jerzy Wyrozumski na temat

Polskiej Akademii Umiejetności. Ponadto

nasza instytucja przygotowuje po raz kolej-

ny, wraz ze Zrzeszeniem Studentów Polskich,

Wielki Studencki Test Wiedzy o Krakowie. Im-

preza odbędzie się 15 kwietnia.

W jaki sposób starają się Państwo zaintere-

sować przeszłością Krakowa młodzież i dzieci?

Muzeum ma różnorodną ofertę atrakcyj-

nych zajęć edukacyjnych dla dzieci i młodzie-

ży. Zajęcia dla najmłodszych są prowadzone

w formie interaktywnych warsztatów, gier, za-

baw oraz konkursów. Celem ich jest populary-

zowanie wśród dzieci wiedzy o Krakowie.

W tym roku we współpracy z TMHZK

przygotowaliśmy dla młodzieży gimnazjalnej

i ponadgimnajalnej kurs Dzieje i dziedzictwo

kulturowe Krakowa. Wykłady i prezentacje

odbywają się w zabytkowych wnętrzach Sali

Baltazara Fontany w Pałacu Pod Krzysztofory

przy Rynku Głównym 35.

Organizujemy też konkurs na projekt ucz-

niowski Przewodnik juniora po Krakowie.

Włoski Kraków. Jednym z celów tego kon-

kursu jest rozwijanie umiejętności tworzenia

narracji historycznej. Projekty można zgłaszać

do końca kwietnia.

Jak co roku, we współpracy z Komitetem

Kopca Kościuszki, MHK realizuje konkurs te-

matyczny: O wolność Rzeczyspospolitej. Tadeusz

Kościuszko i książę Józef Poniatowski – żołnie-

rze wolności dla uczniów szkół podstawowych

i gimnazjów.

Jakie propozycje obejmuje oferta dla naj-

młodszych?

Dużą popularnością cieszą się zajęcia w ra-

mach cyklu Akademia Małego Odkrywcy.

Animatorami tych spotkań są Krzysztoforek

i jego młodsza siostra Dorotka, dwójka bo-

haterów kwartalnika MHK wydawanego dla

dzieci – „Krzysztoforek. Czasopismo Mło-

dych Odkrywców”.

Podczas tegorocznej „Nocy Muzeów”, która

odbędzie się 18 maja, zapraszamy dzieci z opie-

kunami do udziału w grze terenowej Rodzinne

poszukiwanie barokowego skarbu Krakowa.

Warto zarazić się Krakowem wraz z Muze-

um Historycznym, bo...

Bo ono buduje w sposób interesujący i no-

woczesny świadomość o niezwykłych dziejach

i bogatym dziedzictwie kulturowym naszego

miasta.

Jak zarazić się Krakowem?

R O Z M O W A M I E S IĄC A

rozmowa z Piotrem Hapanowiczem, kierownikiem Działu Edukacji MHK

Pio

tr H

ap

an

ow

icz

/ Fo

t. a

rch

iwu

m p

ryw

atn

e

Page 14: ruczaj cafe nr 3 (2012)

14

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

zdję

cia

: jm

W Interes kwitł, bo jego usługi nie były drogie, a zlecenia płynęły jedno za

drugim. Sam zainteresowany dawał pieniądze na życie matce, z którą

mieszkał, a resztę niemałych zysków odkładał na lepszy czas i nie miał

żadnych pretensji do życia.

I wtedy nastąpiła totalna katastrofa. Trzydziestodwuletni Jarosław

zakochał się szaleńczo w czarnowłosej ekspedientce ze sklepu spo-

żywczego. Na domiar złego zakochał się z wzajemnością i w krótkim

czasie przedstawił swą wybrankę matce, która także z miejsca polubi-

ła przyszłą synową i serdecznie przyjęła ją pod swój dach. Zakochani

nie mieli przed sobą żadnych tajemnic i wkrótce panna Luiza znała

każdy sekret narzeczonego, w tym stan jego fi nansów oraz źródło po-

chodzenia niemałej kwoty. Swoją wiedzę wykorzystała perfekcyjnie.

Najpierw, pod pretekstem przygotowań do ślubu i remontu domu,

weszła w posiadanie prawie wszystkich jego oszczędności. A potem

nagle wyjechała. Nim Jarosław zdążył zrozumieć, co się stało, do jego

domu zapukała policja z nakazem odprowadzenia go do prokuratury.

W trakcie przesłuchania niedoszły mąż panny Luizy przyznał się

do wszystkich zarzucanych mu czynów i został potraktowa-

ny przez sąd dość łagodnie. Było mu zresztą wszystko jedno. Zawód

miłosny przyćmił wówczas wszelkie inne jego problemy. Podczas roz-

myślań w ciągu wielu bezsennych nocy doszedł do wniosku, że nigdy

więcej nie uwierzy żadnej kobiecie. Zaczął się także zastanawiać, rzecz

typowa dla ludzi w okolicach czterdziestki, nad sensem życia w cieniu

więzienia i z kolejnym wyrokiem wiszącym mu nad głową jak katow-

ski miecz. Spędzanie kilku lat w pierdlu i kilku na wolności wydało

mu się naraz niedorzecznym pomysłem. Może nadszedł czas, by zna-

leźć jakieś zajęcie i zacząć żyć bardziej normalnie? Matka miała już

swoje lata, więc można by jej pomóc w pracy w ogródku, a wieczory

spędzać przed telewizorem z piwkiem w ręce. Dla zmylenia opieki

społecznej i sądu mógłby zatrudnić się w roli nocnego stróża i powoli

korzystać z pozostałych po wyczynie Luizy pieniędzy, które czekały

na niego ukryte w tajnym schowku w ogrodowej szopie. Chyba tak

trzeba zrobić, choć odgrodzenie się od dawnych zajęć i kontaktów nie

będzie łatwe. Są tacy, którzy mogą go szantażować, bo na specjalistów

od elektroniki zawsze jest popyt. Poza tym w mamrze nawiązał kilka

interesujących znajomości… Czy ma je przegapić?

szystkie fi lmowe sceny opuszczania więzienia rozgrywa-

ją się według tego samego scenariusza. Kamera najeżdża

na półkę w szatni, na której leżą osobiste rzeczy skazanego.

Po chwili widać w zbliżeniu jego samego, kiedy podpisuje

kwit odbioru. Na pożegnanie strażnik rzuca parę krzepiących lub

ironicznych słów. Przebrany za cywila były więzień przechodzi przez

kolejne okratowane drzwi. Słychać zgrzyt zamków i brzdęk kluczy.

Wreszcie następuje ostateczne huknięcie wielkiej bramy wjazdowej

i oto bohater zostaje sam na sam ze swoją wolnością na pustej ulicy,

a właściwie w środku nigdzie, bo budynek więzienia zwykle wydaje się

odizolowany od wszelkich siedzib ludzkich.

Dalsze ujęcia zależą od inwencji twórców i rodzaju opowiada-

nej historii. Wyzwoleniec albo rusza przed siebie, poprawiając

niedużą torbę na ramieniu, albo odkrywa, że gdzieś obok stoi auto,

w którym siedzą jego dawni mocodawcy, aby od razu zabrać go do

dawnego życia i dawnej przestępczej działalności.

W przypadku Jarosława Niżnika fi lm przedstawiający wyjście z wię-

zienia wyglądałby w gruncie rzeczy bardzo podobnie, z tym,

że ta sama sekwencja scen musiałaby powtórzyć się kilkukrotnie.

Ten czterdziestoletni, niewysoki mężczyzna odsiedział za kratkami

najpierw rok, potem trzy, a teraz siedem lat. Pierwsze wyroki trak-

tował jako błąd w sztuce i przejaw zwykłego pecha, dusił się w celi

i pragnął wolności jak powietrza. Teraz cierpliwie odliczał setki dni

przez siedem długich lat. Jego spokój wynikał ze swoistej rezygnacji

i przekonania, że za własną głupotę trzeba płacić. Jednak bynajmniej

nie uważał za głupotę swojego sposobu na zarabianie pieniędzy. Był

przekonany, że pomysł, jaki pewnego dnia pojawił się w jego głowie,

zasługuje co najmniej na uznanie. A był to pomysł dziecinnie prosty

i poświadczał jego duże zdolności elektroniczne, które przejawiał już

jako nastolatek. Niżnik – pracownik techniczny dużej fi rmy teleko-

munikacyjnej – załatwiał szemranym fi rmom darmowe połączenia

telefoniczne. Odkrycie takich przekrętów było praktycznie niemożli-

we, bo wystarczyło rozłożyć impulsy na innych abonentów i po „bez-

płatnych” rozmowach ginął wszelki ślad.

Wkrótce Niżnik poszedł krok dalej – zaczął zakładać podsłuchy

na wskazane w zleceniach linie abonenckie. I to jednak szyb-

ko okazało się za mało dla jego technicznych ambicji. Lecz wtedy na

szczęście pojawił się Internet i duże zapotrzebowanie na jego instalo-

wanie, tak w fi rmach, jak i prywatnie. Jarosław Niżnik jeździł więc od

klienta do klienta swoim starym polonezem, a potem sprowadzonym

z Niemiec kradzionym audi, i zakładał sieci, monitoringi, alarmy…

P O G O D Z I N A C H

Zd

jęci

a: J

ęd

rze

j Ma

jka

Od numeru 7/2011 „RC” publikujemy fr agmenty powstającej na Ru-

czaju powieści kryminalnej pt. „Aneks”. Wcześniejsze jej części można

przeczytać na www.ruczajcafe.pl

CDN.

P O G O D Z I N A C H

Ew

a G

inte

r

CZ

. V

Page 15: ruczaj cafe nr 3 (2012)

RUCZAJ CAFE ■ nr 3 ■ marzec 2012

15

Wyobraźmy sobie, że w kilku pojedynczych

wyrazach musimy opisać Kraków. Założę się,

że każdy z nas wymieni Wawel, smoka, Su-

kiennice, kościół Mariacki, hejnał, Lajkonika i oczywi-

ście Wyspiańskiego. Nie znam postaci bardziej kojarzonej

z tym miastem. Powiem więcej: do Krakowa często przy-

jeżdża się właśnie ze względu na Wyspiańskiego.

Skąd taki sukces Wyspiandra, jak go nazywali koledzy,

dzisiaj? Cóż, poważny polonista powie, że swoją twór-

czością pisarską rozpoczął nowy etap literatury polskiej,

że „Wesele” jest najważniejszym polskim utworem zaraz

po „Panu Tadeuszu”. Historyk sztuki zwróci uwagę na wi-

zjonerstwo i odwagę w plastyce Wyspiańskiego, zwłaszcza

w projektach witraży.

Jako przewodnik uważnie podpatruję turystów i zdaje

się, że znam główny powód sukcesu autora „Wesela”.

Chodzi o to, że prawie wszystkie panie, niezależnie od

wieku, w Wyspiańskim się podkochują. Był przystojnym

mężczyzną, z silnym charakterem, w dodatku utalentowa-

nym artystą, który zmarł młodo.

Zbadano jego listy, szkicowniki, trasy podróży, książki,

które czytał. Przestudiowano wspomnienia pozosta-

wione o nim przez jego bliskich, przyjaciół i znajomych.

Jednak, im więcej o nim wiemy, tym bardziej intrygującą

postacią jawi się przed nami.

Przyjaźnić się z nim nie było łatwo. Życie osobiste

„czwartego wieszcza” można by śmiało uznać za nie-

udane. Łączył w sobie wiele sprzeczności.

Kim rzeczywiście był Wyspiański?

Podczas naszej wyprawy śladami życia i twórczości Sta-

nisława Wyspiańskiego odsłonimy rąbek tajemnicy ge-

niuszu artysty i poznamy ciekawe wątki z jego codzienno-

ści. Zapraszam.

Po raz dziesiąty zapraszamy Czytelników do wspólnego odkrywania ciekawych miejsc w Krako-

wie. Oprowadzać nas będzie licencjonowany przewodnik miejski Mikołaj Mańko, współpracu-

jący z PTTK, a zarazem nasz redakcyjny kolega. Bezpłatne zwiedzanie Muzeum Stanisława Wy-

spiańskiego w Kamienicy Szołayskich odbędzie się w niedzielę, 18 marca 2012 roku, o godzinie

11.00. Zgłoszenia, z podaniem liczby osób, prosimy kierować na adres: [email protected].

Liczba miejsc ograniczona.

WYRUSZAMY Z RUCZAJU

Wyspiański, jakiego nie znacieMikołaj Mańko

15

Page 16: ruczaj cafe nr 3 (2012)