Obserwator nr 12 listopad 2005

12
Obserwator Pismo studentów Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW Nr 12 listopad 2006 Dlaczego młodzież wyjeżdża z Polski?

description

 

Transcript of Obserwator nr 12 listopad 2005

Page 1: Obserwator nr 12 listopad 2005

ObserwatorPismo studentów Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa UKSW Nr 12 listopad 2006

Dlaczego młodzież wyjeżdża z Polski?

Page 2: Obserwator nr 12 listopad 2005

2 Obserwator nr 12 listopad 2006

Obserwator

Koło Naukowe Studentów IEMiDn Adres korespondencyjny:ul. Dewajtis 5 01-185 WarszawaDziekanat Wydziału Teologicznegoz dopiskiem: „Koło Naukowe Studentów IEMiD”n Adres internetowy:www.emid.netn Adres e-mail: [email protected]

REDAKTOR NACZELNY: Weronika Smolarkiewicz ([email protected])

REDAKCJA:Katarzyna Dąbroś, Ewa Karabin, Urszula Murawska

skład: Michał Markowicz

wersja elektroniczna „Obserwatora”dostępna pod: www.emid.net/obserwator/

Redakcja nie zwraca niezamówionych ma-teriałów i zastrzega sobie prawo skracania tekstów przyjętych do druku.Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. Przedruk w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej zgody redakcji jest za-broniony.

Od redakcji

Gdy świat powoli przygotowuje się do zimowej hibernacji, a służby drogowe czekają na moment

w którym to zima znowu ich zaskoczy, oddajemy do Waszych rąk pierwszy w tym semestrze numer Obserwatora. Szczególnie miło nam jest spotkać się na jego łamach ze studentami pierwszego roku, którzy być może po raz pierwszy trzymają tę gazetę w rękach… oby nie posłużyła jako łapka na ostatnie, i tak już ledwo żywe insekty panoszące się gdzieś w pobliżu! Mamy nadzieję, że w następnym numerze nie zabraknie Was, drodzy pierwszoroczniacy, wśród grona autorów. Z myślą o Was, a także o tych wszystkich, którzy chcą pisać na dowolny, a nawet nieco „odjechany” temat powo-łujemy rubrykę „Z innej beczki” – miejsce na wasze wole przemyślenia, felietony, sugestie. Zapraszamy też do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami co do rynku

wydawniczego – czekamy na recenzje książek lub czasopism wartych polecenia w rubryce „Zachęta do czytania”.

Tematem przewodnim tego numeru jest młoda, polska emigracja – chcielibyśmy naszymi artykułami wzbudzić w Was refleksję nad zjawiskiem wakacyjnych saksów, które niekiedy mogą potrwać nawet parę lat... Jest to problem, nad którym warto się zastanowić i zapytać samego siebie ”Co cię jeszcze trzyma w tym kraju?” – będzie okazja, żeby o tym porozmawiać podczas organizowanego przez nasze koło DKFu. W listopadzie czeka nas też „Spotkanie z podróżni-kami” i oczywiście zbieranie tekstów do następnego numeru Obserwatora. O tym co jak gdzie i kiedy przeczytacie na naszej stronie – www.emid.net lub dowiecie się na spotkaniach Koła – w każdy ponie-działek o 18:15 w Sali 313. Zapraszamy do współpracy! n

Podobno historia kołem się toczy, „Koło jest symbolem pięknej monotonii, ruch wahadłowy - mo-

notonii okrutnej.”(Simone Weil) i „Mimo tego, że nie przypomina w niczym nogi, zostało wymyślone, gdy człowiek chciał naśladować chód” (Guillaume Appoli-naire). Cóż więcej można powiedzieć o kole? Może jeszcze to, iż rzekomo było największym wynalazkiem ludzko-ści w czasach prehistorycznych i da się je opisać wzorem . Istne perpetum mo-bile. Takie też jest nasze Koło naukowe studentów IEMID!

Powstało nie tak dawno, bo w maju 2002 roku, a mimo to już zasłużyło sobie na miano jednego z najprężniej działa-jących jednostek studenckich naszego uniwersytetu. Gazeta Obserwator, war-sztaty fotograficzne, telewizyjne, radiowe, spotkania z ciekawymi ludźmi, studencki DKF, konferencje naukowe, panele dys-kusyjne, organizacja uniwersyteckich dni otwartych - to imprezy na stale wpi-sane w działalność Koła, owa piękna monotonia, która wychodzi naprzeciw monotonii okrutnej. Po co to wszystko? By „promować i integrować najaktyw-niejszych studentów” oraz stwarzać im

„optymalne warunki rozwijania zaintere-sowań, zdobywania wyższych kwalifikacji i doświadczenia zawodowego” (& 6 Sta-tutu Koła). Problem tylko w tym, że tych najaktywniejszych studentów jakby coraz mniej… czyżby brakowało wśród mło-dzieży inwencji zdolnej zmobilizować do stworzenia czegoś nie przypominającego w niczym nogi, by naśladować chód? Na pewno nie! Wszak student to obywatel niezwykle aktywny i pomysłowy! Czasami tylko nie wie, gdzie i jak aktywność swoją ulokować, by jak najlepiej zaprocento-wała. I oto właśnie znajduje rozwiązanie – w Kole Naukowym IEMID! Nie jest to jednostka elitarna, do której wpuszczają tylko po okazaniu legitymacji i w ładnie odprasowanej koszuli. Nie jest to tajna służba czyhająca na chętnych do współ-pracy. Nie jest to w końcu krąg wzajemnej adoracji najwybitniejszych studentów naszego instytutu. Każdy może przyjść, każdy mile widziany - każdy kto nie boi się pracować i ruszać głową, bo to koło toczy się szybko! Aktywne i konkretne – takie ma być jego działanie, gdyż tylko takie może przynieść najlepsze rezultaty. Jeśli nie boisz się wyzwań i chcesz od studiowania w IEMID czegoś więcej jest to miejsce dla Ciebie! n

Jakie jest koło, każdy widzi.

REDAKCJA

W numerzeSzwecja

Pocztówki z Anglii

Saksy inaczej

Kolejna Wielka emigracja?

Q-lturka- informator kulturalny

Na co do kina?

Zachęta do czytania: Pisma o ryn-ku księgarskim

Święte księgi - łączą czy dzielą?-sprawozdanie z konferencji

Dla chleba, Panie, dla chleba...?- felieton

Z innej beczki - wspomnienia z wakacji- felieton

4678

89

10

11

12

12

Temat numeru

Page 3: Obserwator nr 12 listopad 2005

�Obserwator nr 12 listopad 2006

Po zajęciach na uczelni...

NZS [email protected]

AZS UKSW Robert Borek [email protected]

DA Kaganeko.Wojciech Kluj [email protected]

Urszula Murawska

Przy konkretnych wydziałach prężnie rozwijają się koła naukowe, które rozwijają od strony praktycznej

to, co studia oferują w teorii. Dobrze zorganizowani studenci, którzy działają w kołach, organizują konferencje, panele dyskusyjne, edytują teksty literackie, planują wyjazdy, warsztaty i spotkania ze znanymi ludźmi. Pomysłów jest wiele, częściej jednak brak rąk chętnych do pracy... - Trochę się dziwię, że studenci dziennikarstwa u nas na uczelni (IEMiD) nie chcą pisać do gazetki, którą wydaje nasze koło naukowe. – mówi Weronika, studentka II roku, redaktor naczelna „Ob-serwatora”. Przecież to świetne miejsce do ćwiczenia warsztatu – dodaje.

Poza grupami specjalizującymi się w wąskich dziedzinach, istnieją orga-nizacje ogólnouczelniane, w szeregach których nierzadko, w czasach studenckiej młodości, działały znane osobistości współczesnego świata mediów i polityki. Kto dziś nie zna nazwisk takich jak: To-masz Lis, Marek Jurek, Katarzyna Dow-bor, Maciej Orłoś, czy Jan Maria Rokita - są znani i cenieni. Aż trudno uwierzyć, że zaczynali swoją karierę w organizacji studenckiej, a dokładniej w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. NZS działa już

25 lat, funkcjonuje na większości uczelni w naszym kraju. To właśnie NZS zdo-łał, w latach 80-tych, zmienić ustawę o szkolnictwie wyższym, a w latach stanu wojennego zajmował się „drugim obiegiem”. Wszem i wobec jest znany sa-morząd studencki. Prestiżowa jednostka w opinii wielu młodych ludzi, jednak nie tak łatwo tam się dostać – jakieś wybory i w ogóle...

Na naszej uczelni pole do popisu mają także sportowcy - istnieje Akademicki Związek Sportowy UKSW, który dba o zdrowie i dobrą kondycję studentów i studentek, a także buduje wizerunek uczelni reprezentując ją w czasie mię-dzyuczelnianych zawodów sportowych. W ramach AZS UKSW można: grać w siatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną, można trenować judo, karate, boks, rugby. Jeśli macie ochotę, możecie nauczyć się podstaw tańca towarzyskiego, pochodzić po górach a nawet popływać w kajaku (sporty sezonowe). Możliwości jest wiele. Sport to zdrowie, a sam spacer przez las nie wystarczy do dobrego rozwoju nasze-go organizmu.

Jest coś dla ciała, jest też coś dla ducha – Duszpasterstwo Akademickie „Kaga-nek” - rekolekcje, dyskusje teologiczne, czuwania modlitewne...

A może marzysz o czymś wyjątkowym i jesteś w stanie poświęcić dużo swoje-go czasu, byleby efekt Twojej pracy był widoczny? „Ale o co chodzi?” spytasz... Właśnie o nasz akademicki teatr : „...ale o co chodzi...?”. Teatr istnieje od roku 2000, powstał z inicjatywy studentów polonistyki, wystawił dzieła m.in. Gomb-rowicza i Witkacego, a w tym roku zaj-mie się dramatami Wojtyły. - Zajęcia na uczelni i próby do przedstawień można pogodzić, ćwiczymy przeważnie późnym wieczorem. – mówi Piotrek, student IV roku politologii, aktor. – Rok temu w nasze przedstawienia zaangażowa-na była nawet studentka V roku. Piała pracę magisterską, ale znalazła czas na zajęcia teatralne. – podkreśla. To swo-iste warsztaty pozwalające na rozwój, pod okiem aktora i reżysera Wiesława Rudzkiego, który jest opiekunem tej trupy teatralnej, i na zawiązanie nowych znajomości ze studentami polonistyki, politologii, a nawet matematyki. n

Jeśli szukasz więcej informacji:

Fotografia, kultura afrykańska, literatura, poezja, filozofia – każ-dy coś dla siebie znajdzie na naszym uniwersytecie, trzeba tylko umiejętnie szukać.

INFORMACJE

Koło Naukowe IEMiD rozpoczęło, cykl spotkań z podróżnikami-dzien-nikarzami-reportażystami. Pomysł

narodził się w zeszłym roku akademi-ckim, kiedy zorganizowaliśmy spotkanie z dziennikarką m.in. „Afghan Observer”, Marią Amiri, która opowiedziała nam o Afganistanie i jego kulturze. Pierwsze spot-kanie w nowym roku, odbyło się późnym czwartkowym wieczorem (26.10). Naszym gościem był Artur Chmielewski, fotorepor-ter, obecnie współpracujący z redakcją „Dziennika”. Swoja pracę zaczynał w „Życiu Warszawy” i tygodniku „Kulisy”, dla którego zrealizował kilka reportaży wyjaz-dowych m.in.: materiał o ostatniej kolonii trędowatych w Europie, o sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi.

W kameralnym gronie porozmawiali-śmy o trudnościach związanych z pracą na zlecenie, o potrzebie rozpychania się łokciami, o sposobie pracy w sytuacjach trudnych, gdy giną ludzie. Pytaniom nie było końca, tym bardziej że pan Artur wy-jaśniał, prezentując swoje fotografie, jak wykonać dobre reporterskie zdjęcie.

To nie koniec naszych spotkań, choć Ci, którzy nie byli niech żałują. Szukajcie pla-katów i zaglądajcie na www.emid.net. n

Aktualnie

Na dworze coraz chłodniej. Dla większości z nas oznacza to po prostu konieczność wyciągnięcia

z szaf ciężkich płaszczy i szalików. Ale są tacy, którym trudniej jest bronić się przez mrozem. Tym właśnie chcemy pomóc. Chcemy im podarować ciepłe kurtki i buty na zimę. Dlatego 13 listopada na naszej uczelni pojawią się wysłannicy Koła Naukowego IEMiD z puszkami, do których będzie można wrzucać pienią-dze przeznaczone na ten cel. Dodatko-wo na holu głównym przeprowadzimy kiermasz książek, gdzie każdy student (i nie tylko) nabędzie świetne, niedrogie pozycje pomagając jednocześnie dzie-ciakom. n

Spotkanie z fotoreporterem

Zimowa kwesta

Page 4: Obserwator nr 12 listopad 2005

4 Obserwator nr 12 listopad 2006

29 czerwca 2006 roku, godzina 18.00. Z Gdańska (Nowy Port) wypływa właśnie prom

do Nynashamn w Szwecji. Na pokładzie kilkuset Polaków. Większość płynie do pracy (w tym również autor owego artykułu).

Podróż promem kojarzyła mi się dotychczas z luksusową i spokojną po-dróżą - powiedzmy coś na kształt lotu boeingiem (przynajmniej na tyle, na ile mam orientacji ze zdjęć i filmów o tym samolocie). Rejs przez Bałtyk jednak szybko weryfikuje moje wyobrażenia. Mimo, że sam prom jest czymś na wzór pływającego hotelu i atrakcji nie brakuje, niektórzy nasi rodacy „starają się” o to, żeby było ich jeszcze więcej. Mam tu na myśli głównie wyjeżdżające

do pracy fizycznej ekipy robotników. Najkrócej rzecz ujmując, panowie nie żałują sobie mocnych trunków. Efekt jest taki, że o ciszy choćby przez 3 godziny w nocy na ogólnodostępnym pokładzie górnym, można zapomnieć. Najróżniejszej maści fachowcy po kil-ku „głębszych” próbują między sobą udowodnić na słowa, który jest lepszy w tym, czy w tamtym. W końcu „Polak potrafi”. Sporadycznie też rozlega się jakaś śpiewka w stylu: „Szła dzieweczka do laseczka”. Pozostała część pasaże-rów zostaje skazana na podwórkową łacinę, potykających się o własne nogi obywateli RP, którzy dopiero około 4 nad ranem dają za wygraną. Godzina 12.00 - prom wpływa do portu w Nynashamn. Rozpoczyna się wakacyjny rozdział pt. „praca w Szwecji”.

NA DRABINIE

Możliwości są różne. Jeśli chodzi o prace fizyczne, Polacy najczęściej jadą zbierać owoce runa leśnego, ale także malują domy i wykonują prace ogrodnicze na prywatnych posesjach, co też przypadło w udziale autorowi tegoż

tekstu. Wiele zależy od tego gdzie się trafi. A jeśli już nie trafi się „jak kulą w płot” to można się przekonać, że Skandynawowie bardzo cenią sobie pracę ludzką, przynajmniej na wsi. Nie ma tu mowy o pracy w wymia-rze większym niż 8 godzin dziennie, bowiem jak pod-kreśla nasz pracodawca pan Peter: - Równie ważny, co praca jest odpoczynek.

Tak mijają dwa miesiące z kosiarką i najróżniejszymi narzędziami w ręku - od łopaty po metalowy pręt do pod-ważania kamieni. Najciekawiej jednak czas upływa na aluminiowej drabinie z zawieszoną na haku puszką farby. Czasem gdzieś na ścianie trafi się to-warzystwo szerszeni, czy os, tutaj żmija przy kamieniu. Jednak jak się owym stworzeniom nie przeszkadza, okazują się być całkiem nieszkodliwe. Widok sarny, czy renifera nie należy do rzadko-ści, zaś przy trochę większym szczęściu można zobaczyć nawet borsuka, lub zdziczałego konia.

KRAINA WIKINGÓW

Szwecja to kraj rozległych lasów, pól i wielkich jezior i wysp. Można by powiedzieć, że cały kraj to jedna wielka skała rozbita na mniejsze kawałki. Poza wielkimi aglomeracjami życie toczy się jakby innym torem. Jadąc wiejskimi drogami natrafiamy co jakiś czas na swego rodzaju „osady” (zazwyczaj kilka domów). Przeważnie zamieszkuje je jedna rodzina (bliżej bądź dalej spokrew-niona). Jeśli już spotykamy pojedyncze gospodarstwa, to są oddalone od siebie przynajmniej o 1km. Nic dziwnego, że Szwedzi tak się osiedlają. W końcu jest ich 9mln (na 1km kwadratowy przypada zaledwie 19 mieszkańców) - na brak przestrzeni życiowej nie mogą narzekać. Inna rzecz, że ludzie stawiają domy nawet na najbardziej niedostępnych te-renach położonych na wyspach (a wysp jest tu wiele). Środek lasu, czy skały nad brzegiem jeziora, to nie przeszko-da dla obywatela Szwecji. W końcu to potomek wikingów.

Ziemia, która wydała znakomi-tych naukowców: od wynalazcy dynamitu i zarazem fundatora najbardziej prestiżowej nagrody za-czynając, na twórcy przyjmowanej dziś najczęściej skali temperatur kończąc. Ojczyzna Ingmara Berg-mana, zespołu ABBA, Roxette i co najmniej kilku znakomitych arty-stów tworzących muzykę elektro-niczną. Kraina wikingów, wielkich jezior, rozległych lasów i białych nocy. Wreszcie kraj, którego re-prezentacja piłkarska notorycznie ogrywa naszą. Mówiąc najkrócej - Szwecja, czyli na język rynku pracy przekładając - państwo, w którym Polacy coraz częściej szukają za-trudnienia.

TEMAT NUMERU

Szwedzki senBW

Page 5: Obserwator nr 12 listopad 2005

�Obserwator nr 12 listopad 2006

A jaki jest ów potomek? Przede wszyst-kim punktualny i cierpliwy. To chyba cechy narodowe Szwedów. Cierpliwość widać zwłaszcza wtedy, gdy Szwed musi stanąć w kolejce do kasy w sklepie, albo stoi w korku. Nikt tu nie używa klaksonu, nikt nikogo nie popędza. Wbrew stereotypom mówiącym o chłodnym usposobieniu Skandynawów, Szwed wcale nie jest zamknięty. Owszem mieszkaniec tego kraju ceni sobie prywatność, ale gdy za-pytasz go, czy możesz rozbić namiot na jego trawniku, z pewnością nie odmówi. Jest tylko jeden warunek - nie może mu to przeszkadzać. Potomek wikingów jest też osobą towarzyską. Bardzo ważne jest dla niego spędzanie czasu w gronie rodzinnym czy wśród znajomych. Można by pomyśleć nawet, że nie robi nic innego, oprócz spotykania się z innymi – a okazji jest wiele: partia golfa, polowanie, niezli-czonej ilości festyny …

THE END OF SWEDISH DREAM

26 sierpnia 2006 roku - godzina 18.00. Z Nynashamn właśnie wypływa prom. Na pokładzie kilkuset Polaków i może kilku-nastu obcokrajowców. Na twarzach wielu obywateli RP widać skrajne zmęczenie. Ci, którzy mają siłę jeszcze przed ósmą ustawiają się w kolejce do sklepu wolno-cłowego. O 20:00 sklep zostaje otwarty. A potem powtarzający się co minutę obrazek: ze sklepu wychodzi uradowany (zazwyczaj dość postawny) mężczyzna z butelką wysokoprocentowego trunku w dłoni. Kilka godzin później widać efekty spożycia owych napojów. W zasadzie wszystko było by w porządku, gdyby ilości pochłanianych promili nie przekraczały możliwości niektórych pasażerów. Około godziny 2. w nocy na górnym pokładzie dwóch chłopaków, którzy na moje oko nie przekroczyli jeszcze 20 lat, zaczyna okła-dać się nożami. - Pokłócili się wcześniej na dyskotece - relacjonuje zdenerwowana kobieta, która była najbliżej tej sytuacji. Ochrona przybiega mocno spóźniona. Dalszą część podróży dwóch krewkich „nożowników” spędza w tymczasowym areszcie. Pozostała część nocy przebiega już spokojnie.

Godzina 12:00. Wpływamy do portu w Gdańsku. Szwedzki sen dobiega końca. Jeszcze pożegnanie kapitana z pasażerami schodzącymi na ląd i już można chodzić po polskiej ziemi. Za mie-siąc będzie można przemierzać piękny las. Może nie tak rozległy i dziki jak te w Skandynawii, ale za to jedyny w swoim rodzaju, bo Las Bielański. n

TEMAT NUMERU

Szwecja nie wprowadziła żadnych ograniczeń w dostępie do ryn-ku pracy dla obywateli nowych

państw Unii Europejskiej. Otwarty rynek pracy oznacza, że Polacy nie potrzebują już specjalnego zezwolenia na zatrud-nienie w tym kraju. Stabilny rozwój go-spodarczy w połączeniu z dość niskim bezrobociem (5,5%), sprawia, że Szwecja staje się krajem bardzo atrakcyjnym dla Polaków poszukujących pracy. Obecnie w tym kraju zatrudnionych jest szacun-kowo 12 tys. Polaków.

KTO MA SZANSę NA PRAcę W SZWE-cjI?

W Szwecji poszukiwani są prze-de wszystkim lekarze i pielęgniarki. Najbardziej poszukiwani są interniści i lekarze rodzinni oraz dentyści. Znajdzie się również praca dla pielęgniarek, jednak wyłącznie z wyższym wykształceniem i mówiących po szwedzku. Zatrudnienie znajdą także fizjoterapeuci. Poza perso-nelem medycznym szanse na pracę mają opiekunki nad ludźmi starszymi, ponieważ Szwecja to kraj ludzi starzejących się. Pracę mogą znaleźć także nauczyciele, specjaliści z branży informatycznej, ko-munikacyjnej, transportu, biotechnologii, inżynierii, budownictwa.

PRAcA SEZONOWA W SZWEcjIPrace sezonowych najlepiej szukać

w takich branżach jak rolnictwo i ogrod-nictwo, np. do zbioru runa leśnego. Dużą popularnością wśród Polaków cieszą się wyjazdy do zbierania owoców leśnych oraz truskawek. Oddając regularnie do skupy jagody można zarobić w przeliczeniu ok. 2 tys. zł na miesiąc. Przy zbiorze truskawek średnia stawka godzinowa to ok. 25 zł. Najczęściej jednak wynagrodzenie ustala-ne jest indywidualnie i wielu pracowników - zwłaszcza tych, którzy od lat przyjeżdżają do tego samego pracodawcy - otrzymuje wyższe stawki. Znajomość języka nie jest przy tych pracach warunkiem koniecznym, choć zawsze mile widziana. Zdarzają się w Szwecji plantacje całkowicie zarządzane przez Polaków, którzy na zlecenie szwedz-kiego właściciela administrują pracownikami oraz całą plantacją

ZAROBKIMinimalne wynagrodzenie jakie otrzymuje

pracownik zatrudniony legalnie to 160 koron za godzinę, czyli około 68,80 zl. Podobnie

jak Szwed, po roku legalnej pracy Polak uzy-skuje prawo do zasiłku dla bezrobotnych.

URlOP WyPOcZyNKOWyWszystkim pracownikom przysługuje 25 dni płatnego urlopu wypoczynkowego w ciągu roku. Nowi pracownicy, którzy nie przepracowali jeszcze roku, mają prawo do urlopu „na wyrost”. Pewne układy zbiorowe uprawniają pracowników do nieco większego wymiaru urlopu. Pracownicy mają prawo do co najmniej 4-tygodniowego nieprzerwanego urlopu między czerwcem a sierpniem, chy-ba że układy zbiorowe stanowią inaczej. Pracownicy tymczasowi lub wykonujący swe obowiązki w ramach umowy na czas określony, mają prawo do płatnego (12% stawki podstawowej) urlopu wypoczynko-wego, pod warunkiem, że przepracowali co najmniej 60 godzin.

URlOP cHOROBOWyJeśli pracownik zachoruje, ma obowią-

zek poinformowania swojego pracodawcę o zaistniałym fakcie. Jeśli jest zatrudniony przez miesiąc lub pracował nieprzerwanie przez 14 dni, jest uprawniony do wypłaty chorobowego przez pracodawcę przez 14 dni choroby. Pierwszego dnia choroby pracownik nie otrzymuje wynagrodzenia. Zaświadczenie lekarskie jest wymagane od pracownika dopiero, jeśli choroba przekra-cza 7 dni. Pracodawca informuje Insurance Office jeśli pracownik jest chory dłużej niż 14 dni. Instytucja ta wypłaca „chorobowe” w wysokości 80% pensji.

FORMAlNOścIPrzebywanie na terenie Szwecji przez

okres krótszy niż kwartał nie wymaga dopeł-nienia żadnych formalności, nie wymagane jest pozwolenie na pobyt oraz pozwolenie na pracę Przebywanie w Szwecji dłużej niż 3 miesiące wymaga uzyskania pozwolenia na pobyt. Wniosek o tego rodzaju pozwole-nie składa się na miejscu w lokalnym biurze urzędu do spraw migracji, bądź w Polsce w Ambasadzie Szwecji w Warszawie lub w Konsulacie Generalnym w Gdańsku.

Aby uzyskać prawo pobytu, które upoważ-nia do przebywania na terenie Szwecji przez okres dłuższy niż 90 dni, należy okazać zaświadczenie od pracodawcy i dokument potwierdzający tożsamość. Zezwolenie na pobyt może być udzielone również z powodów innych niż praca, na przykład w przypadku podjęcia studiów. Pozwolenie na pobyt wydawane jest na 5 lat n

Praca w Szwecji - zasady

Page 6: Obserwator nr 12 listopad 2005

6 Obserwator nr 12 listopad 2006

Autobus pełen pasażerów, nawet pilotka z nami nie jedzie - firma sprzedała bilet z numerem jej miej-

sca. Instruuje nas szybko o trasie prze-jazdu, sprawdza obecność i oddaje pod opiekuńcze skrzydła kierowców. Dookoła mnie sami młodzi ludzie. Wyruszamy. Ania, moja towarzyszka podróży ma przed sobą 38 godzin jazdy. Chce dotrzeć do Dublina – Kolega mieszka tam od roku. Zadzwonił że jest praca w pubie – opowiada – nie wiem jeszcze jak to będzie, ale jak się nie uda to przynajmniej pozwiedzam – dodaje z uśmiechem. Nie wierzy, że jadę tam tylko odwiedzić koleżankę.

„Słucham właśnie Dżemu, „Paw”, może u Ciebie też to teraz leci? Dziś środa, faj-nie, jeszcze dwa dni do weekendu. A teraz w Polsce jest 20:40, mam na kompie czas polski, chyba tak go zostawię. Jutro z samego rana biegnę na pocztę, list doleci pewnie w piątek.”

Kasia wyjechała do Wadebridge od razu po maturze. Jej rodzice mieszkali tam już od roku, niedługo potem dołączyła do nich siostra Kasi i jej chłopak. Oddali komuś pod opiekę swój dom w Fabiakach, zaczęli nowe życie. Nie widziałyśmy się od roku. Ja zaczęłam studia, Kasia pracę. Zastana-wiałam się kogo tak na prawdę spotkam w Kornwalii....

Drzwi otworzył mi jej tata. I poczułam się tak, jakbym stała na progu Ich domu w małej, kujawskiej wsi. Wysoki mężczy-zna jak zwykle zawołał: Kaśka, Werka przyjechała!

„To niesamowite jak łatwo za funty sprze-

dać melancholię, a nawet chyba patriotyzm jakiś.”

Telewizor i pralkę kupiliśmy za jedną pen-sję. Tygodniówkę. W Polsce musielibyśmy wziąć na raty albo odkładać na to Bóg wie ile. Potem kupiliśmy samochód, nie jest to jakiś cud techniki, ale jeździ – pan Krzysztof uśmiechnął się szeroko. Rozumiesz już tą różnicę? W Polsce nie mogłem znaleźć pracy przez półtora roku. Tutaj ściągnął

mnie kolega i udało nam się, chociaż na początku było ciężko. Razem z żoną miesz-kaliśmy w przyczepie kampingowej ze skrzynką po warzywach zamiast stołu. Ale uparliśmy się oboje, do Polski nie wracamy. Nie mamy po co. Po raz pierwszy w życiu niczego nam nie brakuje. Werka, mówię ci, skończ te studia i przyjeżdżaj! Wie pan, ja chyba jednak zostanę w kraju...

„Dziś pracowałam z Ivi, która jest Eston-ką. Twierdzi że za pięć funtów potrafi przeżyć tydzień... kilogram jabłek, chleb, masło, pieczony kurczak – tyle można za o kupić.(...) Wszyscy jesteśmy tu z tego samego powodu... i nie ma sensu pytać: jak się żyje w twoim kraju, bo wiadomo, że beznadziejnie.”

Tintagel to mała wioska, położona na północnym wybrzeżu Kornwalii. Atrakcją turystyczną są tutaj ruiny zamku, wyłania-jące się tajemniczo spośród klifów. Według legendy, to właśnie tu urodził się król Artur, w jaskiniach nad Oceanem pomieszkiwał czarodziej Merlin, a Tristan i Izolda spoty-kali się ukradkiem na kamienistych plażach wybrzeża. Turyści z całego świata przyjeż-dżają więc zobaczyć kolebkę Celtów. Nie brakuje Włochów, Niemców, Holendrów... a także Polaków - nie mogłyśmy przega-pić takiej atrakcji. Po obejrzeniu zamku wybrałyśmy się do pubu. Zobacz Wera, szukają kogoś do pracy – bar staff wanted - może spróbujesz? Nie, no co ty, ja? Od następnego dnia zaczęłam pracę w pubie “The King Arthur’s arms”.

„Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że jestem emigrantem, jestem cudzoziem-ką.”

Jesteś z Polski? Niemożliwe, przecież dosyć dobrze mówisz po angielsku.- dziwili się klienci. Nie wydaje mi się, większość Polaków w moim wieku mówi lepiej niż ja – odpowiadałam uprzejmie. Pierwsi rodacy pojawili się kilka dni po mnie. Dwóch stu-dentów z Radomia szukało pracy, niestety jedyny wolny etat był już zajęty. Udało im się jednak w pubie obok. Po tygodniu ściąg-nęli pięciu swoich znajomych. Tym się tak szybko nie powiodło, nie mieli pracy przez 3 tygodnie, mieszkali na polu namiotowym. Jednak po miesiącu i tym się udało.

Kamil i Ada przyjechali już na gotowe. Przez internet zgłosili się do pracy na farmie

indyków, 100 funtów tygodniowo, wyżywie-nie i mieszkanie za darmo. Nie sądziłem, że jako świeżo upieczony magister astronomii będę obserwował indyki, a nie gwiazdy – żartował Kamil. I tak ciekawsze to niż dłu-gie godziny w laboratorium i gapienie się na probówki – dodaje Ada, IV rok chemii.

Michał i Asia są ornitologami. Wyjechali do Kornwalii pracować dla organizacji po-zarządowej chroniącej ptaki. Parę miesięcy temu uradziła się tu ich córeczka – Mary Ann – Marianna. Może kiedyś wrócą do kraju... Wykonując taką samą pracę jak w Polsce, mogę żyć na dużo wyższym po-ziomie, stać mnie nie tylko na zaspokojenie podstawowych potrzeb, ale i na przyjemno-ści. Nie trzeba od razu robić wielkiej kariery, nawet ktoś, kto pracuje na zmywaku może żyć godnie. Odpowiada mi mentalność Anglików, którzy szanują wszystkich ludzi pracy. Sprzątaczka czy kelner na Wyspach to normalne zawody, które wcale nie stoją niżej w hierarchii społecznej niż inne. Tu żadna praca nie hańbi i nieważne co się robi, byle robić to dobrze – mówi Piotr, od dwóch lat mieszka w Londynie.

„Do mojej teczki szczęścia dołączyło ostatnio oficjalne potwierdzenie przyjęcia na uczelnię… mam już „status zarejestro-wanego pracownika”, kartę kredytową i konto w banku, a w poniedziałek będę miała numer ubezpieczeniowy. Do pełni szczęścia brakuje mi karty rezydenta po-datkowego i dowodu rejestracyjnego mo-jego samochodu… no i biletu na samolot do Polski.”

Ostatniego dnia przed wylotem odwie-dziłam Kasię. Jej mama upiekła ciasto drożdżowe i bułeczki. Żeby choć trochę Fabiankami zapachniało…

Dziękuję Kasiu za wszystkie Twoje słowa

i za to, że mogłam je tu wykorzystać. Teraz znowu będziemy „mówić do siebie lista-mi”... Tymczasem – niech herbata czarna myśli rozjaśnia. (Bez mleka!) n

Pocztówki z AngliiWeronika Smolarkiewicz, Katarzyna Sikora

Wyjeżdżam w piątek coś Wam przy-wieźć? Nie, niczego nam tu nie braku-je... chociaż mogłabyś wziąć ze sobą chleb. Tutaj nie ma takiego jak u nas.

TEMAT NUMERU

Page 7: Obserwator nr 12 listopad 2005

�Obserwator nr 12 listopad 2006

Jeddo Road 63, Londyn. Wysoki oszklo-ny budynek wśród szeregu angielskich domów. Gdzieś w oddali słychać język

ojczysty, wokół unosi się zapach drukarni. Nacisnąwszy przycisk domofonu, wcho-dzimy do zupełnie innego świata - świata Veritas Foundation.

Veritas, a dokładnie Fundacja i Katolicki Ośrodek Wydawniczy Veritas powstały w 1947 roku. Inicjatorem był ówczesny duszpasterz akademicki, publicysta i histo-ryk, ks. dr Stanisław Bełch. Fundacja i KOW Veritas miały dać świeckim okazję włączenia się w ewangelizację - głównie przez „krze-wienie wiary i kultury chrześcijańskiej oraz dostarczanie społeczności polskiej wydaw-nictw religijnych; prezentowanie na Zacho-dzie polskiej myśli religijnej, a także inicjo-wanie i wspieranie akcji charytatywnych”. Najważniejsza i najbardziej rozbudowana, aż do dziś, jest działalność wydawnicza. Są to równocześnie wydawnictwa książkowe i czasopisma. Tygodnik „Życie” założony w 1947 roku ukazywał się do końca 1959 roku, miesięcznik dla młodzieży „Droga” był wydawany w połowie lat 50., a tygodnik „Ga-zeta Niedzielna” ukazuje się nieprzerwanie od 1949 roku do dziś.

„Była zrozumiała decyzja kierownictwa Veritasu, żeby stworzyć pismo bardziej popularne, które stanowiłoby platformę dla czytelników zaangażowanych w różnych obozach powojskowych, przygotowują-cych się do jak najszybszego przejścia do zorganizowanego cywilnego życia na emigracji, przy polskich emigracyjnych parafiach, gdzie powstawały szkoły sobot-nie, biblioteki, czytelnie” - tak o powstaniu „Gazety Niedzielnej” pisze jej obecny redaktor naczelny prof. Zdzisław E. Wa-łaszewski.

O KOścIElE I KUlTURZE

Od 1 maja 1949 roku, czyli od momentu, kiedy „Gazeta Niedzielna” jest wydawana, na jej łamach ukazywały się teksty liturgicz-ne, artykuły związane z życiem Kościoła, głównie w Polsce, ale także w Cze-chosłowacji i na Węgrzech, gdzie równie okrutnie prześladowano kato-lików. Na łamach gazety obecne były relacje z Tysiąclecia Polski Chrześ-cijańskiej, Nowenny Milenijnej przed 1966 rokiem, Soboru Watykańskiego, a od czasu wyboru Karola Wojtyły na papieża - także jego nauczanie i działalność pasterska.

Ważny trzon publikacji na łamach „Gazety Niedzielnej” zajmowała i nadal zajmuje kultura - utwory poetyckie, gawędziarskie, wspomnie-niowe, recenzje teatralne, omówienia filmów, recenzje książek polskich, a z cza-sem niektórych tytułów angielskich.

PREKURSORZy POlSKIEj „SUM-My..”

Jednym z ważniejszych sukcesów Verita-su było przetłumaczenie „Sumy teologicznej” św. Tomasza. Geneza przekładu „londyń-skiego” sięga lat 40. i 2. Korpusu, w którym jednym z kapelanów był ks. Stanisław Bełch. Właśnie on, około 1940 roku, przetłumaczył fragmenty „Traktatu o męstwie” dla polskich saperów stacjonujących w Thuars we Francji. Decyzję o wydaniu całej „Sumy...” poprzedziły długie przygotowania. Obawiano się czy znajdą się tłumacze, a co najważ-niejsze - pieniądze na trzydzieści tomów i przedsięwzięcie na kilkanaście lat.

W sprawie tłumaczenia o pomoc popro-szono tomistów związanych ze środowiskiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Od-powiedź sygnowana przez o. Mieczysława A. Krąpca i prof. Stefana Swieżawskiego była odmowna. Prof. Mieczysław Gogacz - wów-czas młody współpracownik Swieżawskiego - wspomina, że obawiano się represji ze strony władz państwowych za kontakty z emi-gracją. Aby sfinansować druk, rozpisano sub-skrypcję. Mimo niechętnej reakcji w Polsce na „londyńską” edycję dzieła św. Tomasza, inicjatywie pobłogosławili papieże: Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł II. Poszczególne tomy ukazywały się nieprzerwanie od 1962 roku

do 1986. W „londyńskim” przekładzie często rezygnowano z obszernych komentarzy, z technicznej terminologii scholastycznej na rzecz wyrazów z języka potocznego, oddają-cych w przybliżeniu to, o co św. Tomaszowi chodziło. „Niekiedy sięgano po staropolszczy-znę lub gwarę. Początkowo zabiegi te budziły największy opór wśród tomistów” - pisze Artur Andrzejuk. Mimo różnych przeciwności, na półkach wielu Polaków w Wielkiej Brytanii, Europie i USA stoją tomy Tomaszowej „Sumy teologicznej” wydanej w Londynie, a w siedzi-bie Veritasu w North Acton jest to największa

chluba wydawnictwa.

NIE-HAPPy END

Na wymarzonych saksach to właśnie miejsce okazało się naszą oazą. Londyński rynek pracy mniej lub bardziej legalnej jest jak nasiąknięta gąbka. Agencje pośrednictwa pracy bezradnie rozkładały ręcę nie mogąc nam pomóc. Wtedy znalazłyśmy adres „Ga-zety Niedzielnej” w tygodniku polonijnnym „Cooltura”.

To była okazja do sprawdzenia swoich umiejętności i kompetencji jako dziennikarza katolickiego. Okazało się, że to bardzo cie-kawe zajęcie. Sprawiało nam wiele radości, zwłaszcza, że uczestniczyłyśmy w pracy nad kolejnymi numerami nie tylko pisząc teksty ale także pomagając przy składzie.

Na Jeddo Road zdobyłyśmy doświad-czenie w tworzeniu gazety, zaświadczenie o odbyciu praktyk, nieco banknotów z wize-runkiem Her Majesty i przekonanie, że nasze studia mają sens.Na zawsze zapamiętamy rodzinną atmosferę i ciepło redakcji, które z dala od ojczyzny, po tak wielu latach nie słabnie.

Niesamowite było to spotkanie - my, młodzi z emigracji zarobkowej i pokolenie emigracji powojennej. Żal ściska serce na myśl że nie dane było tym ludziom móc żyć normalnie w swojej ojczyźnie.

Kto by pomyślał, że mamy ze sobą tak wiele wspólnego. n

Saksy inaczejNa fali emigracji zarobkowej wielu studentów w lipcu i sierpniu wy-jechało na Wyspy Brytyjskie. Nie wszystkim udało się powtórzyc sukces tych, którym spełniło się marzenie o dobrze płatnej pracy na budowie czy w pubie. Wystarczyło potraktować to jako szansę na zro-bienie czegoś odjechanego żeby odkryć kawałek ojczyzny z dawnych lat i poznać sens swoich studiów.

TEMAT NUMERU

Magdalena Galek, Anna Stadnicka

Page 8: Obserwator nr 12 listopad 2005

8 Obserwator nr 12 listopad 2006

Temat wyjazdów za granicę za lepszym życiem jest refrenem, który przewija się w polskiej rzeczywistości już od czasów Po-wstania Listopadowego. Przez prawie 200 lat Polacy opuszczali

swoje rodzinne strony i szukali szczęścia na obczyźnie. Dlaczego teraz ten temat nagle stał się tak istotny? Bo pokolenie dzisiejszych dwudziestokilkulatków wyjeżdża z własnej woli, a nie dlatego, że nie ma innego wyjścia. Za pozostanie w kraju nie grożą im żadne prześla-dowania ani sankcje karne, oni po prostu nie widzą dla siebie miejsca w polskiej rzeczywistości i w poszukiwaniu godziwej pracy wyruszają na podbój świata. W pewnym sensie to jest nasze przeżycie pokoleniowe. Na ten problem okazali się wrażliwi młodzi filmowcy. I tak powstał film „Oda do radości” - projekt trójki studentów łódzkiej filmówki. Każde z nich zrealizowało półgodzinną nowelę, które tworzą w sumie spójną całość. Aga, bohaterka noweli Anny Kazejak-Dawid pt. „Śląsk”, wróciła z Londynu do domu i zamiast przeznaczyć zarobione tam pieniądze na wymarzony cel, musi je poświęcić na pomoc rodzinie. Jan Komasa swoim bohaterem uczynił młodego rapera z warszawskiego blokowi-ska. Michał na życzenie swojej dziewczyny pochodzącej z wyższej klasy społecznej, zatrudnia się w korporacji jej ojca. Maciej Migas umieścił akcję noweli „Pomorze” w małej rybackiej wiosce, gdzie bez perspektyw żyje zagubiony Wiktor, upatrujący szansy na lepsze życie w wyjeździe do Anglii. Ta trójka spotka się w autokarze do Londynu w finałowej scenie filmu. Warto zobaczyć, co ich do tego doprowadziło. Przekonać się jak kondycję i aspiracje młodych Polaków widzą twórcy z tego samego pokolenia, jakie dostrzegają przyczyny obecnego exodusu na zachód.

Warto też porozmawiać o tym, jakie szanse na przyszłość widzimy my – studenci, za chwilę wkraczający w samodzielne życie? Co nas niepokoi lub drażni w otaczającej rzeczywistości?

Kolejna Wielka Emigracja?

Czy masowe opuszczanie kraju świadczy o braku patriotyzmu? Czy w dobie globalizacji termin „Ojczyzna” cokolwiek jeszcze naprawdę znaczy? Pytania można by mnożyć, dlatego Koło Naukowe IEMiD zaprasza na pokaz filmu „Oda do radości” połączony z dyskusją. Jeżeli chcesz wypowiedzieć się na temat poruszony przez twórców filmu lub po prostu zobaczyć kawałek dobrego kina, nie może cię tam zabraknąć. Szczegółów szukaj już wkrótce na plakatach rozmieszczonych na terenie uczelni. Do zobaczenia! n

CO: Stefan Kisielewski 1911 – 1991 - Wystawa z okazji Dnia Kisielewskiego,

towarzysząca promocji książki Mariusza Urbanka Saga rodu KisielewskichGDZIE: Biblioteka Narodowa, al. Niepod-ległości 213KIEDY: do 10.11WSTĘP: wolny

CO: Baśniowy Świat Andersena - Ekspo-zycja składająca się z około stu lalek oraz elementów scenografii, które powstały

w polskich teatrach w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat do spektakli lalkowych i dramatycznych, opartych na znanych baśniach Andersena.GDZIE: Państwowe Muzeum Etnograficz-ne, ul. Kredytowa 1KIEDY: do 10.11WSTĘP: 8 i 4 zł

CO: Julian Raczko – Septuaginta - Julian Raczko, od początku swej twórczości po-sługuje się językiem geometrii, w którym łączy elementy filozofii Wschodu z racjo-nalizmem filozofii i nauki Zachodu.GDZIE: Galeria Test, ul. Marszałkowska 34/50KIEDY: do 18.11 WSTĘP: wolny

Q-LTURKAQWitam serdecznie po przerwie w pełni zasłużonej. Skoro już odpoczęliście fizycznie i „kulturalnie” zapraszam do zapoznania się z tym, co na najbliższy miesiąc oferuje nam Stolica …

Na swojej ostatniej płycie Muniek Staszczyk śpiewa: „Znów dziś myślałem o emigracji, to jest melodia mojej generacji”. coraz więcej naszych rówieśników wyjeżdża z Polski. Patrząc na pełne autokary wyrusza-jące codziennie do Anglii, Niemiec, Irlandii można się zastanowić: „co mnie jeszcze trzyma w tym kraju?”

FILMY

Ewa Karabin

Katarzyna Dąbroś

Page 9: Obserwator nr 12 listopad 2005

�Obserwator nr 12 listopad 2006

Na początku była książka Lauren Weisberger pt. „Diabeł ubiera się u Prady”. Tajemnicą Poliszynela

było, że autorka opisała tu własne doświadczenia jako asystentki wpływowej szefowej amerykańskiej edycji magazynu „Vogue”. Tytuł stał się bestsellerem, więc natu-ralną koleją rzeczy szybko przeniesiono go na duży ekran i teraz świat wielkiej mody możemy podziwiać w kinach. Młoda absolwentka dziennikarstwa Andrea (Anne Hatha-way) trafia do prestiżowego magazynu mody „Runway”, gdzie ma być asystentką Mirandy Priestly (Meryl Streep). Dziewczyna ma nadzieję, że praca w tak prestiżowym piśmie otworzy jej drzwi do kariery dziennikarskiej. Nie zdaje sobie sprawy, że jej szefowa to kobieta bezwzględ-na i wymagająca, która miewa najdziwniejsze zachcianki i od swoich podwładnych wymaga całkowitego oddania. Andrea nie interesuje się modą, ale jest bystra i uparta, więc powoli wkrada się w łaski Mirandy. Nie dostrzega jak z dnia na dzień wyrzeka się swoich ideałów tracąc kontakt z rodziną i niszcząc związek z ukochanym. W pewnym momencie jej zwierzchnik mówi: ”Zadzwoń, kiedy już nie będziesz miała życia prywatnego. To będzie oznaczało, że zasłużyłaś na awans”.

Film Davida Frankela jest zgrabną satyrą na świat haute couture. Świat, w którym rozmiar 38 noszą już grubaski, nie istnieje taki kolor jak niebieski, jest tylko modry, lazuro-wy, lapis lazuli itd., a zbrodnią jest przyjście do pracy bez makijażu i w butach na płaskim obcasie. Andrea ciągle słyszy, że miliony dziewczyn zabiłyby się za jej posadę i sama wpada w szalony wir pracy, jakiego wymaga ta branża.. A my, widzowie, możemy nie tylko sycić oczy fan-tastycznymi kreacjami, jakie noszą aktorki na ekranie, ale także podejrzeć pracę kreatorów mody od kuchni. Lekki i sympatyczny film idealny na wolne popołudnie. n

Na co do KINA?

Pedro Almodóvar jest modny. Po prostu wypada go znać, zwłaszcza jak się chce brylować na salonach. Popularny stał

się w 2000 roku, gdy dostał Oskara za film „Wszystko o mojej matce”, od tej chwili każde jego kolejne dzieło oczekiwane jest z niecierpliwością przez fanów na całym świecie. Jego twórczość pełna jest transwestytów, homoseksualistów, prostytutek, właśnie ten kolorowy półświatek hiszpański reżyser upodobał sobie naj-bardziej. Ale w swoim najnowszym filmie sięga po zupełnie inny temat. Bohaterkami czyni kobiety ze swojego rodzinnego regionu Hiszpanii – La Manchy. Raimunda (rewelacyjna Penélope Cruz) ciężko pracuje, żeby zarobić na utrzymanie siebie i nastoletniej córki Pauli (w tej roli Yohana Cabo). Nie może liczyć na pomoc bezrobotnego męża, który spędza czas głównie na oglądaniu telewizji i piciu piwa. Jej siostra Sole (Lola Duenas) prowadzi nielegalny zakład fryzjerski w Madrycie. Jedyna krewna, miesz-

kająca na wsi, umiera w tym samym dniu, w którym Paula zabija swojego ojca udarem-niając próbę gwałtu. Jej matka pozbywa się zwłok, a sąsiadom wmawia, że mąż wy-jechał. Mogłoby się wydawać, że życie bohaterek jest już wy-starczająco skompli-kowane, ale pewnego dnia w domu Sole pojawia się duch mat-ki, która wraz z mę-żem zginęła kilka lat wcześniej w pożarze. Te cztery kobiety mu-

szą nie tylko zmierzyć się z teraźniejszością, ale też stawić czoła pewnemu sekretowi z przeszłości.

Ten film jest dla mnie hołdem złożonym kobietom. To one walczą o przetrwanie, pracują ponad siły, a jednocześnie nie poddają się frustracji i apatii. Na ekranie prawie nie ma mężczyzn, a ci, o których się mówi, są słabi i niepotrzebni. Raimunda jest piękna i dzielna, bierze na swoje barki ciężary, jakie niesie los, z uśmiechem i werwą. Nie użala się nad sobą, nie płacze, a już na pewno nie można jej nazwać słabą płcią. Nie czeka na rycerza na białym koniu, który uwolni ją od obowiązków i uczyni szczęśliwą. Tłem jej życia jest słoneczna i rozśpiewana Hiszpa-nia, kraj gdzie grzechem jest nie być szczęśliwym skoro obcuje się z takim bogactwem kolorów, dźwięków, smaków. Gorąco polecam. n

„Volver” reż. Pedro Almodóvar

„Diabeł ubiera się u Prady” reż. David Frankel

FILMY

Ewa Karabin

Page 10: Obserwator nr 12 listopad 2005

10 Obserwator nr 12 listopad 2006

Człowiek nie tylko tworzy kulturę i mieszka w niej, człowiek nosi ją w sobie, człowiek jest kulturą”,

pisze Ryszard Kapuściński w „Podróżach z Herodotem”. Kultura, nawet ta wysoko pojęta, egalitarna, nie jest zatem czymś nieosiągalnym, każdy posiada w sobie jej zalążek, chociażby w naturalnej potrzebie obcowania z pięknem. Kultury – nie-ustannie dziejącego się procesu, wzra-stającego wraz z człowiekiem nie da się jednak zgłębić, przeniknąć i powiedzieć: „oto wiem wszystko”. Możemy jedynie żeglować po jej niezmierzonym morzu, zawijając do coraz to różnych portów.

Jednym z takich portów jest dziedzina literatury. By do niego trafić potrzebujemy jednak porządnej mapy, która wskaże

jak i co czytać. Tu przychodzą nam z mocą pisma takie jak Twórczość czy Zeszyty literackie. Oprócz fragmentów prozy i poezji znajdziemy tam eseje, fe-lietony, recenzje, które przygotują nas do dalszej podróży morzem kultury, a także głęboko rozumianego życia społecznego. Zamieszczone na łamach pism felietony lansują postawę społeczeństwa obywa-telskiego, odwołując się do przeszłości hi-storycznej, czerpiąc z doświadczenia in-nych narodów, doty-kając nieraz najde-likatniejszych strun naszego polskiego życia. Autorzy, jak-kolwiek różnorodni w swoich poglądach, to z całą pewnością ludzie, których uznać można za mistrzów słowa i czołówkę in-telektualnej siły na-szego narodu (Adam Zagajewski, Stanisław Barańczak, Czesław Miłosz) Chociażby z tego względu warto sięgnąć po wyżej wymienione publikacje. Warto jeszcze dlatego, iż we współczesnym świecie nie można funkcjonować bez refleksji, bez próby zatrzymania czasu chociażby na chwilę. Tylko taka próba, moment uchwycenia spadającego w klepsydrze ziarna piasku, pozwoli nam bowiem pójść o krok na przód. Sprzecznie to brzmi – zatrzymać się by iść dalej.

Zachęta do czytania: Pisma o rynku księgarskim

Czyż można jednak bez wytchnienia, nieustannie szukać dalszej drogi? Nie można. Szczególnie jeśli się jest studen-tem i tak do końca nie wiadomo gdzie i jaka ta droga ma być.

Owo zatrzymanie nie może być jednak bezrefleksyjną chwilą lenistwa, od tak, dla złapania oddechu. Musi ono ukształtować nas, może nawet zahartować, a może

przygotować do boju - po prostu pokazać możliwości i kierunki, w które droga może zaprowadzić. W zatrzy-maniu tym musimy być samotni z naszą myślą. A myśl bierze się z my-ślenia. Myślenie z próby poznania. Nie jesteśmy jednak w stanie niczego poznać do końca. I by choć trochę poznać, czasopisma literackie przychodzą nam z po-mocą. Dlaczego? Li-teratura jest przecież oknem na świat. Świat, czyli stany, procesy, ludzi, zależności, byty

- wszystko co wokół mnie, ale też i wszyst-ko, co we mnie. Warto czasem przez to okno wyjżeć.. n

„W każdej wielkiej książce jest kilka książek,

trzeba tylko do nich dotrzeć, odkryć je, zgłębić i pojąć.”

„Podróże z Herodotem”

CO: Koncert grup Euangelion i FruhstuckGDZIE: Kino Ochota ul. GrójeckaKIEDY: 10.11; godz. 19:00WSTĘP: wolnyCO: Koncert – T.Love w StodoleGDZIE: Stodoła, ul. Batorego 10

KIEDY: 30.11; godz. 20:30WSTĘP: studenci 26 zł, studenci PW 22 zł, wszyscy w dniu imprezy 30 zł, pozostali 28 zł

CO: Warszawski Festiwal Filmów o t e m a t y c e Ż y d o w s k i e j - Konkurs filmów fabularnych i dokumentalnych GDZIE: KINOTEKA, pl. Defilad 1 (wejście od Al. Jerozolimskich),

Iluzjon Filmoteki Narodowej, ul. Narbutta 50aKIEDY: 22.11 - 27.11.

CO: Z cyklu „Co 4-tek Muzyka” zapraszamy na koncert A.LIPNICKIEJ I J.PORTERAGDZIE: Klub Stodoła, ul. ul. Batorego 10KIEDY: 23.11; godz. 20:30WSTĘP: studenci 29 zł, studenci PW 22 zł, pozostali 35 zł, wszyscy w dniu koncertu 40 z n

Q-LTURKAQ

LITERATURA

Weronika Smolarkie-

Page 11: Obserwator nr 12 listopad 2005

11Obserwator nr 12 listopad 2006

W środę, 4 października 2006 roku w auli naszego uniwersy-tetu odbyło się międzynarodo-

we sympozjum naukowe „Księgi święte płaszczyzną dialogu?” zorganizowane przez Centrum Dialogu Kultur i Religii w Pieniężnie, Sekcję Misjologii Wydzia-łu Teologii UKSW w Warszawie oraz Apostolat Biblijny SVD w Laskowicach Pomorskich. Nielada gradka dla wszyst-kich biblistów, teologów i … dziennikarzy którzy chcą rzetelnie wypowiadać się na tak popularny ostatnio temat dialogu kultur. O sympozjum – Maria Wrochna. II rok IEMID.

Judaizm, Chrześci-jaństwo i Islam to religie pozostające ze sobą w ścisłym związku. Po-mostem między nimi jest osoba Abrahama (Ibra-hima). Jednak mimo wspólnego przodka dochodzi między nimi do ciągłych tarć. Wy-starczy przypomnieć sobie niedawny konflikt spowodowany sprawą ratyzbońską. W obliczu ciągłych spięć rodzi się pytanie czy dialog jest jeszcze możliwy? W oparciu o co ma się on odbywać?

Warto zadać sobie trud i spróbować na te pytania odpowiedzieć, podjąć dialog, gdyż jedynie na drodze dialogu międzyreligijne-go można dojść do wzajemnego szacunku, a następnie do uznania szczególnej więzi. Punktem odniesienia w tym procesie mogą być Święte Księgi - to właśnie one kształtują ludzi, są duszą religii, Bożą pieśnią.

Pierwszym krokiem powinno być na-branie dystansu do różnic. Dla przecięt-nego Hindusa Judaizm i Chrześcijaństwo zlewają się w całość niemal jednorodną. Dopiero z bliska ich odmienność staje się zauważalna. Sami Żydzi przyznają, że „wiara Jezusa nas łączy, to wiara w Jezusa nas dzieli.”

Kolejnym krokiem musi być uznanie, że nie ma jedynej słusznej interpretacji Pism. Te rozbieżności w rozumieniu mogą być motorem w odczytywaniu przez siebie Słów Boga na nowo. Przykładem niech będzie tak podstawowe słowo jak modlitwa. W Islamie jest to hitpalel czyli osądzenie,

w Chrześcijaństwie zazwyczaj wyraża się tak prośbę o coś, a w Judiazmie to tefila czyli budowanie więzi. Podobnie jeśli chodzi o słowa użyte w opisie stworzenia świata. W języku hebrajskim jest tam użyty czasow-nik odnoszący się tylko i wyłącznie do Boga - baran - co w przekładzie polskim tłumaczy się jako „stworzył” - słowo używane w tym języku również w innych okolicznościach.

Jednym z ostatnich kroków jest zrozumie-nie, że wiara nie jest pracą człowieka, który poszukując dochodzi do Boga. To Bóg jest twórcą różnorodności religijnej na świecie (Pwt 4, 10-20), więc religie są Bożym darem

dla wszystkich ludzi, przestrzenią w której ludzie spotykają się z Boską zbawczością. Zbawczością będącą planem Bożym wobec całej ludzkości.

Wszelkie zakazy innych kultów czy to w Izraelu, czy to wśród Chrześcijan lub wśród Muzułmanów wynikają nie z ich negatywnej oceny ale raczej z własnej tożsamości. Możemy jednak znaleźć wiele elementów wspólnych między nimi. Na przykład wiara w zmartwychwstanie, w pie-kło i niebo, w to, że człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga. Wspólnie oczekują na przyjście Pana. Ich doświadczenia religijne są otwarte na Źródło, z którego pochodzą. Dopiero sucha konfrontacja teorii zamyka ludzi w sobie. Dlatego dialog po-winien polegać nie tylko na porównawczej lekturze Ksiąg Świętych, ale również na partycypacji w doświadczeniu Boga.

Trzeba jednak pamiętać, że nie można poprzestać jedynie na tolerancji, która prowadzi do zatracenia istoty swojej tożsamości tylko po to aby było możliwe spotkanie na nowej, wspólnej płaszczyźnie

religijnej. Konieczne jest również oparcie się na wspólnym poszanowaniu, budującym i pożytecznym dla życia różnych wspólnot i poszczególnych wiernych, życia pełnego pokoju oraz sprawiedliwości.

Choć dialog taki nie jest łatwy, to ukazuje on nowe możliwości rozumienia własnej wiary. Tacy przedstawiciele trzech wielkich religii monoteistycznych jak prof. Stanisław Krajewski, prof. Giovanni Odasso czy prof. Umar Rayad zgodzili się, że należy spoglądać na różnice i widzieć mądrość odmienności. Ważnym zagadnieniem jest także istota dialogu. Należy pamiętać,

że biorą w nim udział ludzie, a nie teksty. Natomiast znajomość tekstów wśród ludzi zdecydowanie nie jest zadowalająca. Jeśli ktoś nie zna własnej Świętej Księgi to jak może chcieć poznać (i podołać temu za-daniu) Pisma innych? Z problemem tym walczy m. in. Katolicka Federacja Biblijna (Catholic Biblical Federation) powołana w 1969 roku. Stara się ona przez formację teologiczną wydobywać ludzi z ciasnoty duchowej. Uczy ich spotykać Boga w miej-scach nieoczekiwanych, odczytywać Jego Słowa w pismach i wartościach duchowych innych religii, rozwijać własne formy życia chrześcijańskiego w zetknięciu z obcymi wierzeniami.

Jednak działalność takich organizacji jak ta to jedynie początek. Ważne jest aby coraz szersze kręgi ludzi rozumiało, że Księgi Święte należy czytać i celebrować, pamięta-jąc o społeczeństwach w jakich powstawały i z którymi są związane. Na koniec zacytuję myśl Claude`a Geffre`a: „Dialog rozpoczyna się kiedy każdy jego uczestnik gotowy jest do uważnego słuchania.” n

Święte księgi - łączą czy dzielą?WYDARzENIA

Maria Wrochna

od lewej: prof. Giovanni Odasso, prof. Umar Rayad, ks. dr Jarosław Różański, prof. Stanisław Krajewski

Page 12: Obserwator nr 12 listopad 2005

12 Obserwator nr 12 listopad 2006

Szczególnie starsze pokolenie dobrze rozumiało te słowa. Ko-jarzyły się one z koniecznością

porzucenia tego, w czym się wyrosło, co było miejscem szczególnie umiło-wanym. I nawet wtedy, gdy rozstaniu towarzyszyła świadomość, że dokonuje się to na zawsze, w sercu pozostawało wspomnienie rodzinnych stron, świeże jak poranek.

Pozornie wydawać by się mogło, że jest to pieśń wspólna dla wszystkich pokoleń wyjeżdżających Polaków. Pozornie, bo chociaż rozstaniu towarzyszą ciągle te same słowa, motyw opuszczenia wydaje się być zupełnie inny. Porzucający swoje „góry” zachowywał w sercu to, co najważniejsze – świadomość przynależności, której nie były w stanie

osłabić ani odległość, ani czas. My zapominamy, chcemy zapomnieć.

Wyjeżdżamy przecież nie po to, by cier-pieć rozłąkę. Owo zapomnienie wydaje się być jedynie słusznym rozwiązaniem na dalsze życie. Towarzyszy temu przeświad-czenie, iż zmuszono nas do poszukiwania nowego miejsca dla siebie, a w statusie ofiary utwierdza nas poczucie wielkiej niesprawiedliwości – to inni zgotowali nam rozstanie. I gdyby nawet zrozumieć motyw wyjazdu dla chleba, okazuje się jednak, że prawdziwym motywem jest nie tylko chleb. Jest nim wygoda towarzysząca zwolnie-niu się z odpowiedzialności tworzenia atmosfery domu rodzinnego. Przyświeca temu dziwne przekonanie, iż skoro dom nie spełnił naszych oczekiwań, nie jest już naszym domem. Wierzymy, że gdzie

Dla chleba, Panie, dla chleba…?ks. Jarosław A. Sobkowiak

Felieton

Stolicą Polski jest Warszawa. Wynika to ze względów praktycznych, po-nieważ jakkolwiek patrzeć na mapę,

to Warszawa zawsze jest w środku. Na sukces w tym mieście mogą liczyć przede wszystkim kobiety, bo jak mówią słowa piosenki: Wszystko byłoby inne, gdybyś tu była, ja wiem. Nie wiadomo tylko co autor miał na myśli mówiąc inne, dlatego pano-wie nie powinni czuć się zdyskwalifikowani i śmiało mogą już dziś próbować wspinać się po szczeblach kariery.

Drugą stolicą polski jest Zakopane. Jak udało się nam ustalić, Zakopane jest stolicą zimą, a Warszawa – latem. W dalszym ciągu nie wiemy jednak w jakich terminach następuje ta zmiana. Wizytę w tym mieście odradzamy osobom, które całe życie mają pod górkę lub wykonują syzyfową pracę; możemy zaś polecić tym, którzy lubią patrzeć na wszystkich z góry

(po zdobyciu byle szczytu ten stan im się jeszcze bardziej utrwali) oraz tym, którzy ciągle mają z górki. Wcześniej tylko należy zaopatrzyć się w sanki w najbliższym sklepie sportowym.

Kraków to wyjątkowe miasto, bo nie od razu je zbudowali i efekty tego widać aż do dzisiaj. Najsłynniejszym jego symbolem jest smok wawelski, który jest duży, zieje ogniem i straszy porządnych obywateli. Gdy jednak za bardzo straszy, to można go wyłączyć. Sprawdzaliśmy - z tyłu ma guzik. Ale jak in-formuje tabliczka ,, za zakłócanie porządku publicznego, śmiecenie i wyłączanie smoka grozi kara grzywny w wysokości 500 zł.”, dlatego zanim odetniemy smokowi ogień, zastanówmy się czy nas na to stać.

Do Gdańska powinni wyjechać przede wszystkim ci, którym się marzy powrót do dzieciństwa. W realizacji tego celu przydat-ne będą grabki, łopatka i plastikowy kubełek,

Z innej beczki – Wspomnienie z wakacjiMAŁY PRZEWODNIK PO POLSCE CZYLI JAK DOTRZEĆ DO CELU GDY WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO RZYMU

indziej będzie lepiej, prościej. Do tego zaś, by nostalgia nie zatrzymywała nas w drodze przybieramy dodatkowo nowe pozy, sposób bycia, przynależności.

Wreszcie wyjechaliśmy. Jesteśmy w lepszym, zasobniejszym świecie. Ży-cie nie jest tu ani lżejsze, ani też bardziej kolorowe. Towarzyszy mu jednak wiara, że znajdziemy nową rodzinę, która da nam większe szanse i możliwości. Nie jest w stanie dać nam tylko jednego- no-wej tożsamości. I siedzimy nad obcymi, może czystszymi rzekami, przywołując wspomnienie dawnej krainy, cicho, by nikt nie usłyszał. Jedyne, co nie daje nam spokoju, to przychodzące na myśl nieco sparafrazowane słowa Psalmu 137: Jeśli o Tobie zapomnę […] niech będzie też zapomniane życie me. n

bo jak powiedział jeden z zachwyconych wczasowiczów ,, wszędzie kupa wody i piachu”. Ulubioną rozrywką tamtejszych turystów jest zabawa w zakopywanie śpią-cego taty, szukanie zakopanego, śpiącego taty, ucieczka przed (już) obudzonym, od-kopanym tatą. Gorąco polecamy, zwłaszcza ostatni etap!

Za zamieszczone wyżej informacje autor nie ponosi żadnej odpowiedzialności.

W wypadku niezgodności podanych in-formacji z rzeczywistością, radzimy jeszcze raz sprawdzić mapę. Jeśli się jednak okaże, że w Krakowie nigdzie nie ma smoka albo pod Gdańskiem natkniemy się na góry, to oznacza, że na pewno pomyliliśmy drogę. Dlatego już dziś wszystkim wyjeżdżającym radzimy uczyć się podstaw rosyjskiego, czeskiego, niemieckiego, tureckiego. Nie zapominajmy też o włoskim – przecież i tak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. n

Anna Gradkowska

Zobacz nas z innej strony...

WWW.EMID.NET