Monitor Polonijny 2012/02

32
str. 8 Grażyna Auguścik: „Muzyka to opowiadanie o własnym świecie” Gdzie czy dokąd? str. 27

description

 

Transcript of Monitor Polonijny 2012/02

Page 1: Monitor Polonijny 2012/02

str. 8

Grażyna Auguścik:„Muzyka toopowiadanie o własnymświecie”Gdzie czy

dokąd?str. 27

Page 2: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 2

Projekcja filmu odbyła się 25 stycz-nia w Kinie Lumiere, a po niej auto-rzy filmu spotkali się z publicznością.Wojciech Kabarowski i Jerzy Kapuś -ciński odpowiadali na liczne pytaniazebranych, dotyczące powstania fil-mu i jego późniejszego sukcesu. Bud -żet tego chyba już kultowego filmu,nagrodzonego licznymi prestiżowy-mi nagrodami, jak np. nagroda FIPRE-SCI, Srebrne Lwy w Gdyni czy ZłotaKaczka za najlepszy polski film roku2011, wyniósł zaledwie1,5 mln. euro, jak przy-znali sami producenci!„Salę samobójców“ obej-rzało w Polsce już ponad900 tysięcy osób, a naFacebooku ma ona po-nad 135 tysięcy fanów!Film kręcono trzy lata.Samo przygotowanie ani-macji, trwającej w filmieokoło 20 minut, wykona-nej przez dwudziestuznakomitych, młodychgra fików, pochłonęłopół tora roku. I właśnieta animacja zmontowana

z fabułą potwierdza – moim zdaniem– tezę, iż historię kinematografii moż-na podzielić na dwa okresy: przed i po „Avatarze” Jamesa Camerona.

Reżyserem „Sali samobójców” jestJan Komasa, uznany za największypolski talent reżyserski ostatnich lat.W swoim filmie, który jest jego pełno-metrażowym debiutem, porusza bar-dzo mroczny temat: nieumiejętnośćdostosowania się młodych ludzi domodelu życia, narzuconego im przez

rodziców, poświęcających zbyt dużoczasu pracy kosztem emocjonalnychpotrzeb swoich dzieci. To właśnieutrata kontaktu dziecka z rodzicamipowoduje, iż bohater filmu Dominik(Jakub Gierszał) poszukuje zrozumie-nia u innych w Internecie. Młodzi,spotykając się na czacie, szukająszczę ścia w świecie wirtualnym. To w sieci główny bohater spotyka Silvię(Roma Gąsiorowska), która już trzylata nie wychodzi z  domu. Ta znajo-mość sprawia, że i on zaczyna się izo-lować od swojego otoczenia.

Film ten można również odczytaćjako protest przeciwko polskiej ho-mofobii, bowiem chłopak nie mającyoparcia w rodzicach staje się pośmie-wiskiem w szkole, kiedy wychodzi najaw, że jest gejem.

Dla mnie jest to jednak film przedewszystkim o  rolach życiowych, a ra-czej o naszych wyobrażeniach o nich– o tym, jak być dobrym synem i do-brym rodzicem. Jak się okazuje wy-obrażenia te często są deformowaneprzez presję konsumpcyjnego społe-czeństwa, w którym kariera zawodo-wa i dobrobyt materialny są na pierw-szym miejscu i w którym zapominasię o podstawowej zasadzie, że najlep-szym sposobem okazywania miłościbliskim jest poświęcanie im swegoczasu. Rodzice Dominika (doskonałekreacje Agaty Kuleszy i KrzysztofaPieczyńskiego) mylnie pojmowaliswą rolę, dlatego też, kiedy syn wpa-da w depresję, nie potrafią mu po-móc – za późno już bowiem na budo-wanie zaufania...

Film Komasy jest pro-testem przeciw podob-nym tragediom młodychludzi. Jest adresowanydo tych – jak sam reży-ser powiedział – którzychoć raz w życiu, choć-by przez moment po-czuli, że są inni, że niepa sują. A takich osób za -pewne jest i wśród naswiele. Warto więc obej-rzeć „Salę samobójców”,by zapobiec choć by je -d nej podobnej tragedii.

ANNA MARIA JARINANa premierze filmu obecni byli Andrzej Jagodziński - dyrektor InstytutuPolskiego i producenci filmu: Jerzy Kapuściński i Wojciech Kabarowski

G ł o ś n y p o l s k i f i l m

w słowackich kinach

D opiero po dziesięciu miesiącach od polskiej premiery udało sięsprowadzić „Salę samobójców” do Bratysławy. Ale za to z wielką pompą, bo z udziałem producentów.

ZDJĘ

CIE:

MAŁ

GORZ

ATA

WOJ

CIES

ZYŃS

KA

Page 3: Monitor Polonijny 2012/02

LUTY 2012 33

ŠÉFREDAK TORKA: Małgor za ta Wojc ieszyńska • REDAKCIA : Agata Bednarczyk , Agn ieszka Dr zewiecka ,Ingr id Ma je r íková , Danuta Meyza -Maruš iaková , Ka ta r zyna P ien iądz , L inda Rábeková

KOREŠPONDENTI: KOŠICE – Urszula Zomerska-Szabados • TRENČÍN – Aleksandra KrcheňJAZYKOVÁ ÚPRAVA V POĽŠTINE : Mar ia Magda lena Nowakowska , Ma łgor za ta Wojc ieszyńska

GRAFICKÁ ÚPRAVA: S tano Cardue l i s S teh l ik • ADRESA: Nám. SNP 27 , 814 49 Bra t i s lava • KOREŠPONDENČNÁADRESA: Małgor za ta Wojc ieszyńska , 930 41 Kvetos lavov, Te l . /Fax : 031/5602891, moni to rpo lon i jny@gmai l .com

PREDPLATNÉ: Ročné predp la tné 12 euro na konto Ta t ra banka č .ú . : 2666040059/1100REGISTRAČNÉ ČÍSLO : 1193/95 • EVIDENČNÉ ČÍSLO : EV542/08

R e a l i z o v a n é s F i n a n č n o u p o d p o r o u Ú r a d u v l á d y S l o v e n s k e j R e p u b l i k y

V Y D Á V A P O Ľ S K Ý K L U B – S P O L O K P O L I A K O V A I C H P R I A T E Ľ O V N A S L O V E N S K U

w w w . p o l o n i a . s k

Od redakcjiWspaniała wiadomość! Film Agnieszki Holland

„W ciemności“ został właśnie nominowany do Oscara! Polskiemedia prezentują więc wywiady z reżyser filmu i aktorami,którzy w nim wystąpili. Oglądając jeden z takich wywiadów, z RobertemWięckiewiczem, odtwórcą roli głównej w filmie, i Agnieszką Grochowską,odtwarzającej jedną z bohaterek, pomyślałam sobie, że … w naszej redakcjijest trochę jak na planie filmowym. Skąd takie porównanie? Gościeprzywołanego programu telewizyjnego odpowiadali na pytania dziennikarki,wspominając atmosferę panującą na planie filmu Agnieszki Holland. „W ciemności” kręcono bowiem dwa lata temu. Oboje aktorzy – i RobertWięckiewicz, i Agnieszką Grochowska – pod okiem Andrzeja Wajdy wcielająsię obecnie w postaci Lecha i Danuty Wałęsów na zupełnie innym planiefilmowym. Zatem to, czym żyje widz, oglądając nowość na ekranie, dlatwórców filmu to już przeszłość. Podobnie jest w naszym przypadku – naprzykład przygotowując lutowy numer „Monitora“, już w połowie stycznia„świętowaliśmy“ walentynki. Pamiętam, jak kilka lat temu do mającej sięukazać w maju rubryki kulinarnej, w której chcieliśmy opublikować przepisyna piknik, zdjęcia robiliśmy w połowie kwietnia, a chcąc, by i one wyglądaływiosennie i majowo, wyszliśmy na mroźne wówczas jeszcze powietrze i – kuzdziwieniu sąsiadów – rozłożyliśmy koc, na którym postawiliśmy wiklinowykosz z piknikowym prowiantem!

Moje krótkie wstępy do każdego „Monitora“ powstają na końcu, tuż przedzamknięciem numeru, kiedy wszystkie artykuły od naszych współpracownikówjuż zdążyłam przeczytać, by je Państwu polecić. Za chwilę także i ten numerpójdzie do druku, a ja przygotuję sobie makietę numeru następnego, czylimarcowego, by móc zaplanować jego zawartość. W ten sposób zarówno ja,jak i pozostali współpracownicy pisma żyjemy z pewnym wyprzedzeniem.Tak, tak, za chwilę będziemy żyć tematami marcowymi, a więc jużwiosennymi, mimo że za oknami jeszcze luty i zima (przynajmniejformalnie).

Ale, podobnie jak filmowcy, zbierający pochwały po tym, jak film jużwejdzie na ekrany i podoba się widzom, i my chętnie wracamy do czasurzeczywistego, kiedy to przysyłają Państwo listy lub dzwonią do naszejredakcji, reagując w ten sposób na poruszane na łamach „Monitora” tematy,do czego Państwa zachęcam, polecając lekturę lutowego numeru naszegomiesięcznika.

Dlaczego nie chcębyć mężczyzną… 4Z kraju 4Ankieta 6POLAK POTRAFI Jan Szczepanik –genialny wynalazca i wizjoner 7WYWIAD MIESIĄCAGrażyna Auguścik: „Muzyka toopowiadanie o własnym świecie“ 8Z NASZEGO PODWÓRKA 11POLONIJNE SPOTKANIA ZA OCEANEMDzień Ratownika w Chicago 15Odpływają kawiarenki 16CZUŁYM UCHEM Nowe, ale stare.Cohen – reinterpretacja 16Epitafium dla Krzysztofa Klenczona 17WAŻKIE WYDARZENIAW DZIEJACH SŁOWACJIByć Słowakiem na Węgrzech(pod koniec XIX wieku) 18KINO-OKO Do dwóch razysztuka – kotkom już dziękujemy 19ZWIERZENIA PODNIEBIENIALe Monde – świat smaków czymarketingowy majstersztyk? 20SŁOWACKIE PEREŁKIBańska Szczawnica z Krzysztofem Krawczykiem 21TO WARTO WIEDZIEĆ Janusz Korczak – opiekun spolegliwy 22BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKIDanuty Wałęsy wyjście z cienia 24W Mazowieckiem jak na Słowacji 24SPORT!? Był sukces 26OKIENKO JĘZYKOWEGdzie czy dokąd? 27Najciemniej pod latarnią, czyli dlaczego współpracatransgraniczna kuleje 28OGŁOSZENIA 28ROZSIANI PO ŚWIECIEDo góry nogami 30MIĘDZY NAMI DZIECIAKAMI Nihao!*Dziś poznamy pełne przesądów i ciekawych wynalazków Chiny 31PIEKARNIKNaprawdę duże wrażenie 32

Page 4: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 4

Współczesne kobiety mają swojewymagania, czytają mnóstwo gazeti oglądają drugie tyle seriali, wiado-mo więc, że ich wyobraźnia pracujepełną parą. Współczuję więc męż-czyznom, zwłaszcza w lutym, gdy w połowie miesiąca widmo walen-tynek przeraża niejedno męskieserce, a myśli galopują po prawdzi-wej pustyni pomysłów. Co tu wy-myślić? Czy ona będzie zadowolo-na? Istnieją przecież faceci, którzyco roku przed Dniem Zakochanychszczodrze dzielą się niesamowitymiscenariuszami, stworzonymi spe-cjalnie na te wyjątkowe chwile. Ci,którzy te rewelacje w tygodnikachczytają, czują często, iż resztki wło-

sów na ich męskich głowach nie-bezpiecznie szykują się do wypad-nięcia. Czy można urządzić ukocha-nej kolację na dachu wieżowca, gdywieczór ponury i mokry? A możetak, nie zważając na opóźnienia i miejsce w toalecie, zabrać ją w spontaniczną podróż pociągiemnad wzburzone morze? Albo – za-słaniając oczy dla lepszego efektuniespodzianki – zapakować uko-chaną w aeroplan i wspólnie prze-żyć spadochronowy skok życia?

Na pewno się ucieszy i będzie jakw gazecie.

Jakże banalne są w tym dniu trzy-krotnie droższa czerwona róża, cze-koladki ze specjalnej edycji w krwi-stoczerwonym opakowaniu lubrównie mocno podkolorowany plu-szak czy welurowe serce. No i ta mi-łość, którą obowiązkowo trzeba wy-znać, wykrztusić z siebie, choć le-piej to wychodzi, gdy zamiast dekla-racji słownych umyje się i zatankujesamochód swej lubej, kran ciekną-

PUŁKOWNIK MIKOŁAJ PRZYBYŁ,prokurator wojskowy z Poznania,9 stycznia próbował popełnić sa-mobójstwo. Mężczyzna postrzeliłsię w głowę w przerwie konferen-cji prasowej, dotyczącej przecie-ków ze śledztwa smoleńskiego i nielegalnych podsłuchów dzien-nikarzy. Konferencja odbywałasię w prokuraturze wojskowej w Poznaniu. Najpierw prokurator– wyraźnie zdenerwowany – od-czytał oświadczenie, a następniepoprosił o kilkuminutową prze-rwę, mówiąc, że „trzeba przewie-trzyć salę“. Potem padł strzał.Przybył przestrzelił sobie poli-czek. Przewieziono go do szpita-la, jego stan był dobry, a motywyczynu nieznane.

W DNIU 20 STYCZNIA hakerzy z gru py Anonymous skutecznie za-atakowali strony internetowe m.in.Sejmu, Kancelarii Prezydenta i Pre -miera, a także Ministerstwa Kulturyi Dziedzictwa Narodowego i inne.„To protest przeciw ACTA. Polskapotrzebuje rewolucji“ – napisali.ACTA (Anti-Counterfeiting TradeAgreement) to wielostronne poro-zumienie, mające narzucić Polscemiędzynarodowe standardy w wal-ce z naruszeniami własności inte-lektualnej. Przyjęła je już KomisjaEuropejska i Rada Unii Europej -skiej, teraz powinien je ratyfikowaćParlament Europejski. Organizacjepozarządowe twierdzą jednak, żeprzyjęcie przez Polskę ACTA, niekonsultowane ze społeczeństwem,może prowadzić do blokowania le-galnych i wartościowych treści do-stępnych w Internecie, a tym sa-mym do ograniczenia wolności sło-wa, a ponadto dopuszcza też np.monitorowanie i rejestrowanie dzia-łań podejmowanych w sieci przezmiliony użytkowników, mimo brakuuzasadnionych podejrzeń co do

niezgodności ich zachowań z pra-wem. „Wszyscy jesteśmy internau-tami, ale nie ustąpimy wobec szan-tażu. Polska podpisze umowę ACTA” – powiedział premier Tusk,a protesty przeciwników ACTAprzeniosły się z sieci na ulice pol-skich miast. Przeciw ACTA zaprote-stowały też niektóre serwery, za-ciemniając lub wyłączając swojestrony internetowe.

MARTA KACZYŃSKA, córka tragicz -nie zmarłego prezydenta Lecha Ka -czyńskiego, 19 stycznia za pośred-nictwem tabloidu Fakt zaapelo wa -ła: „Zbyt dużo było w tej sprawienieścisłości, pomyłek oraz celo -wych kłamstw i dezinformacji. Ko -nieczne jest zwrócenie się przezpolski rząd o pomoc do instytucjimiędzynarodowych. Dotychcza so -we oficjalne ustalenia odnośnieprzyczyn śmierci pary prezyden -ckiej oraz znacznej części polskiejelity politycznej były nieprawdzi-we“. Powodem jej wystąpienia sta-ły się ekspertyzy krakowskich spe-cjalistów, odtwarzających rozmo-

wy w kabinie pilotów, które dowo-dzą, że dotychczasowa wersja mó-wiąca o naciskach na załogę, któremiał wywierać szef lotnictwa An -drzej Błasik (†48 l.), jest niezasad-na. Zapis rozmów w kokpicie za-przecza też tezie o błędzie pilotów,którzy – zdaniem rządowej komisjiministra Millera – pomylili wysoko-ściomierze. Jerzy Miller, szef komi-sji badającej przyczyny katastrofy,dopiero 18 stycznia przyznał, żekie rowany przez niego zespół przy-pisał słowa pilota generałowi Bła -sikowi nie na podstawie opinii eks-pertów, ale z kontekstu zdarzeń.

OBOWIĄZUJĄCA od 1 stycznia 2012 r. lista leków refundowanychwzbudziła wiele kontrowersji za-równo wśród lekarzy, jak i pacjen-tów. Z listy zniknęło ponad 800 le-ków, do których do tej pory dopła-cał NFZ. Ponadto za błędne wypi-sanie na receptach poziomu refun-dacji mieliby odpowiadać lekarze,co oczywiście się im nie spodoba-ło. Ich sprzeciw polegał na stem-plowaniu recept pieczątką „Re fun -

Z astanawiałyście się kiedyś,drogie Panie, jak dużaodpowiedzialność spoczywa

na każdym mężczyźnie, jeślichodzi o najistotniejsze kwestierelacji damsko-męskich?

Dlaczego nie chcę byćmężczyzną…

Page 5: Monitor Polonijny 2012/02

5 LUTY 2012

cy naprawi lub przed snem obda-rzy cieplejszym, acz szorstkim spoj-rzeniem. Po co to wszystko robić i mówić? Walentynki chyba samdiabeł zesłał na ziemię, by się z mę-skich katuszy śmiać na cały głos.

Bądźcie wyrozumiałe, drogiePanie, dla swych umęczonych stre-sem partnerów. Pomyślcie, że wa-sza pomysłowość zawsze stała nawyższym poziomie i tak już po pro-stu pozostanie. Psycholodzy uważa-ją, że najlepsza dla zdrowego związ-ku jest mniej stresująca, a bardziejskuteczna rozmowa na zasadzie „A może tak byśmy zrobili to i to…”.Życie mężczyzny i tak jest dośćskomplikowane. Wystarczy, że w ogrom nych nerwach i niepokojuprzebrnął przez wasze zaręczynylub się do nich szykuje, gryząc pal-ce, jak je przeżyć, by się nie ośmie-szyć, a zarazem zaprezentować god-nie i z uczuciem. Pomyślcie, jakiegoJamesa Bonda macie w domu – bykupić pierścionek zaręczynowy,musiał zapewne wykraść z waszej

osobistej szkatułki stosowną biżute-rię, potajemnie zanieść ją do jubile-ra, by określić rozmiar, i w jeszczewiększej tajemnicy odnieść „po-życzkę” na miejsce. Zaplanował i rozpracował całą strategię „pad-nięcia na kolana” – kiedy, gdzie, w jakich okolicznościach. Kupiłkwia ty i schował je w najmniejuczęszczanym przez was miejscu(piwnica, garaż, warsztat). Postarałsię, napocił i to wszystko dla jedne-go krótkiego „tak!”.

A gdy już będziecie po ślubie, naj-ważniejszą datą w kalendarzu sta-nie się oczywiście „rocznica” – jakją zapamiętać i znowu nie przega-pić, kwiaty kupić, o atmosferę za-dbać… Oj, trudno to wszystko spa-miętać!

Walentynki to dla wielu dośćosobliwe święto, ale musicie przy-znać, że warto docenić naszychzwykłych bohaterów, bo większo-ści mężczyzn epatowanie uczucia-mi po prostu nie wychodzi, niejest w ich stylu. Ale czy przez tokochają mniej? Nic podobnego!Dbajmy o siebie nawzajem, nieza-leżnie od święta zakochanych. Totaka zwykła rzecz, a jakoś wydajesię mało atrakcyjna – zrobić herba-tę, gdy ktoś zmęczony wraca dodomu, kupić drobny prezent, ottak, bez okazji, namówić na bada-nia kontrolne, gdy latka lecą i zdro -wie szwankuje. Tu trzeba nie wiel-kiej wyobraźni, ale raczej zwykłejcodziennej miłości.

AGATA BEDNARCZYK

dacja leku do decyzji NFZ“. To z ko-lei wywołało protest aptekarzy, któ-rzy za próbę zrzu cenia na nich od-powiedzialności za błędy na recep-tach zamknęli na godzinę wię -kszość aptek. Przy jęta 10 styczniaprzez Radę Mini strów i podpisana23 stycznia przez prezydenta RPnowela do ustawy refundacyjnejspełniła tylko część postulatów ap-tekarzy i lekarzy.

JUŻ PO RAZ 20. zagrała WielkaOrkiestra Świątecznej Pomocy.Jubileuszowy finał WOŚP odbył siętym razem 8 stycznia pod hono ro -wym patronatem Prezydenta RP Bro -nisława Komorowskiego. W cią gudwu dni zebrano ponad 40 mln zł.Czy w roku 2012 padnie nowy re-kord, Polacy dowiedzą się 8 marca,kiedy to Jerzy Owsiak oficjalnieogłosi, ile dokładnie zebrano pie-niędzy. Tegoroczna zbiórka przez-naczona jest na zakup naj no wo -cześniejszych urządzeń dla ratowa-nia życia wcześniaków oraz pompinsulinowych dla kobiet ciężarnychz cukrzycą.

DO TRWAJĄCEGO do 16 styczniakonkursu na pomnik upamiętnia-jący ofiary katastrofy lotniczej z 10 kwietnia 2010 r. pod Smo -leńskiem zgłoszono aż 91 prac.Centrum Rzeźby Polskiej w Oroń -sku, które jest organizatorem kon -kursu, poinformowało, iż wszy -stkie prace podpisane są tylkogodłami – wiadomo jedynie, żeich autorzy to artyści z Polski,Rosji, Łotwy czy Stanów Zjedno -czonych. Posiedzenie konkurso-wego jury odbędzie się 26-30 mar -ca br.

W NOCY Z 21 NA 22 stycznia w Beskidach ratownicy GOPR ura-towali w trzech akcjach łącznie27 osób: 22-osobową grupę tu-rystów, która zgubiła się w par -tiach szczytowych Babiej Góry,dwoje czterdziestolatków, znale -zio nych w poważnym stanie,skrajnie zmęczonych i mocno wy -ziębionych oraz trzech Słowa ków,którzy zgubili się na BaraniejGórze i których sprowadzono w bezpieczne miejsce.

W SOBOTĘ, 20 STYCZNIA, w wieku66 lat zmarła w Warszawie znana i lubiana piosenkarka Irena Ja -rocka. Zadebiutowała w 1968 r.na festiwalu w Sopocie. Byłazdobywczynią licznych nagród nafestiwalach piosenki, a także lau-reatką wielu plebiscytów pra-sowych i radiowych na najpopu-larniejszą piosenkarkę. Do jej naj -większych przebojów należą m.in.„Motylem jestem“, „Kocha sięraz“, „Odpły wają kawiarenki“,„Wymyśliłam Cię“. Od 1990 rokumieszkała w USA, ale ostatniowróciła do Polski. Jej pogrzeb od-był się 27 stycznia na warszaw -skich Starych Powązkach.

JUSTYNA KOWALCZYK została naj -lepszym Sportowcem Roku 2011na Gali Mistrzów Sportu, któraodbyła się w Teatrze Polskim w Warszawie 7 stycznia. W 77.Ple biscycie Przeglądu Sporto we -go i TVP na 10 Najlepszych Spor -towców Polski 2011 roku wygra -ła po raz trzeci w swojej karierzenajlepsza biegaczka narciarska.

Drugie miejsce zajął Bartosz Ku -rek, siatkarz reprezentacji Polski,a trzecie Adam Małysz. W pier-wszej dziesiątce znaleźli się je -szcze najlepsza polska tenisistkaAgnieszka Radwańska, skoczeknarciarski Kamil Stoch, pływakKonrad Czerniak, żużlowiec Jaro -sław Hampel, napastnik reprezen-tacji Polski w piłce nożnej RobertLewandowski, a także lekkoatletaPaweł Wojciechowski i uprawiają-ca kolarstwo górskie MajaWłoszczowska.

FILM AGNIESZKI HOLLAND „W ciem -ności“ został nominowany doOscara w kategorii filmu nieanglo-języcznego. „W ciemności“ to hi -storia lwowskiego kanalarza Leo -polda Sochy, który w czasie oku-pacji uratował grupę Żydów.Scenariusz powstał na motywachksiążki „W kanałach Lwowa“Roberta Marshalla. 84. ceremoniarozdania Oscarów odbędzie się26 lutego w Los Angeles.

ZUZANA KOHÚTKOVÁ

Page 6: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 6

W związku ze zbliżającymi się walentyn -ka mi postanowiliśmy zapytać naszychczytelników, jak wyglądał ich dzień

zaręczyn, w jaki sposób wyznali sobie miłość.

Ania i Ivan z Marianki, 18 lat po ślubie

Ania: Zanim Ivan poprosił mnie o rękę, dwarazy był w moim rodzinnym domu w

Wielkopolsce i tam otrzymał… czarną polewkę,ponieważ moja mama przygotowała akuratczarninę. Nie rozumiał wtedy jej znaczenia,choć ktoś z rodziny mu je wyjaśnił, ale on siętym najwyraźniej nie przejął. Po rocznej kore-spondencji przyszedł czas, by poznać się lepiej,i dlatego wyruszyliśmy na wspólną, trzymie-sięczną wyprawę do Chin. A gdy później spo-tkaliśmy się na Sylwestra w słowackich Tatrach,by razem witać rok 1993 i świętować powsta-nie Republiki Słowackiej, Ivan zapytał mnie,czy zechcę wyjść za niego za mąż. Od początkunaszej znajomości byłam przekonana, że Ivanjest mężczyzną mojego życia. Chyba nawet cze-kałam, aż on poczuje to samo, więc moja radośćbyła ogromna i oczywiście się zgodziłam.

Maria i Marian z Popradu, 13 lat po ślubie

Marian: Po pewnym czasienaszej znajomości, kiedy

już wiedziałem, że oboje jeste-śmy sobą zainteresowani, posta-nowiłem poprosić Marię o rękę.Ona wtedy była po operacji i naczas rekonwalescencji przenio-sła się do naszych znajomych do

Preszowa. Wybrałem się więc w odwiedziny do nich. Kiedyznaleźliśmy się z Marią w od-dzielnym pokoju, zapytałem ją,czy wyjdzie za mnie za mąż.Otrzy małem twierdzącą odpo-wiedź. Potem w rodzinnym do-mu Marii odbyły się nasze oficjal-

ne zaręczyny, na któreprzy były jej i moja rodzina,łącznie z mamą z Czech i tatą z Polski. Były oczywi-ście kwiaty dla Marii i przy szłej teściowej. Za -miast pierścionka były je -dnak kolczyki z perełka-mi, ponieważ tak sobieżyczyła Maria. Zaręczynybyły podniosłą uroczysto-ścią w gronie naszychbliskich, a ponieważ obec -ny był też znajomy ksiądz,to odbyła się też mszaświęta.

Agnieszka i Michał z Bratysławy, 2 lata po ślubie

Agnieszka: Wybraliśmysię z moim chłopa-

kiem na wycieczkę doSzwajcarii, w Alpy, bowiemoboje kochamy góry. Po kil-ku dniach turystycznychwę drówek poczułam sięzmęczona i choć jedendzień chciałam zostać napolu namiotowym, gdziemieszkaliśmy. Michał jed-nak bardzo mnie namawiałna kolejny wypad w góry.Tym razem trasa byładość trudna i po kilku go-dzinach marszu marzy-łam o odpoczynku, alemój chłopak wciąż szedłnaprzód. Jak się późniejokazało – szukał odpowied-

niego miejsca z malowni-czymi widokami. Kiedy jużtakie znalazł, oboje wdra-paliśmy się na skałę. Byłamtak zmęczona, że już nawetnie chciało mi się podzi-wiać widoków. I nagle Mi -chał wyjął z plecaka małepudełeczko, w którym byłpierścionek zaręczynowy, i z lekką tremą zapytał, czywyjdę za niego za mąż.Zgodziłam się, ale – pamię-tam – cały czas drżałam zestrachu, by pierścionek niewpadł w jakąś szczelinęmiędzy skałami. Na szczę-ście nic takiego się nie sta-ło. A pierścionek idealniepasował na mój palec.

Michał zadał sobie bowiemwiele trudu, by wykraść z mojego domu inny pier-ścionek, by ten zaręczyno-wy miał taki sam rozmiar.Ponieważ „kradzieży“ niezauważyłam, niczego wcze-śniej się nie domyśliłam.Mój chłopak, już wyjeżdża-jąc w Alpy, zastanawiał się,

który dzień będzie odpo-wiedni na zaręczyny i, jakpotem mi wyznał, pewne-go dnia, myjąc zęby nakem pingu, zrozumiał, że towłaśnie ten wyjątkowydzień, dlatego tak bardzonamawiał mnie na kolejnąwycieczkę w góry.

red

Page 7: Monitor Polonijny 2012/02

7 LUTY 2012

K amizelka kuloodporna.Pewnie nie raz Państwotaką widzieli, jeśli nawet

nie w rzeczywistości, to wfilmach sensacyjnych.

Powszechnie sto-sowana przez poli-cję, wojsko i general-nie wszelkie specjal-ne służby. Nie wiem, czy Państwowiedzą, ale ten specyficzny ubiór latatemu został stworzony przez Polaka –Jana Szczepanika. Właśnie Szczepa ni -kowi i jego najważniejszym wynalaz-kom (bo rzeczona kamizelka jedy-nym nie była) chcę poświęcić tekstnie tylko w tym, ale i następnym nu-merze „Monitora Polonijnego”.

Nieprzeciętnie zdolny, wyprzedza-jący swoje pokolenie, geniusz, tytanpracy. Przez niektórych zwany takżepolskim Edisonem. Urodzony w 1872roku w Rudnikach koło Mościsk (dzi-siejsza Ukraina) Szczepanik jest auto-rem kilkudziesięciu imponującychwynalazków i kilkuset patentów,m.in. z dziedziny fotografii kolorowej,tkactwa i telewizji. Już w 1897 rokustworzył telektroskop – urządzeniesłużące do przesyłania na odległośćobrazu wraz z dźwiękiem. Swój wy-nalazek Szczepanik zgłosił w Brytyj -skim Urzędzie Patentowym jako „te-lektroskop, czyli aparat do reprodu-kowania obrazów na odległość za po-mocą elektryczności”. Urządze niedziałało na dokładnie takich zasa-dach, jak znana nam telewizja – trans-mitowany obraz (co ciekawe, w rze-

czywistych kolorach) rozbijało naczą stki, które później trafiały do od-biornika ponownie je scalającego.Mimo że telektroskop spotkał się z du żym uznaniem, okazał się zbytkosztowny i skomplikowany (zwłasz-cza biorąc pod uwagę ówczesny stantechniki), by wprowadzić go do ma-sowej produkcji. Nie zmienia to jed-nak faktu, że wkład Szczepanika w proces tworzenia znanej namwspółcześnie telewizji uznaje się naświecie za ogromny.

Wspomniałam wcześniej o kami-zelce kuloodpornej – to właśnie tenwynalazek przyniósł Szczepanikowinajwiększą sławę i zaszczyty. Pomysłbył pozornie prosty – kamizelka uszy-ta była z wielu warstw mocnej tkani-ny (Szczepanik użył jedwabiu), któreprzechwytywały energię lecącegopocisku. Testy, przeprowadzone zre -

sztą publicznie, pokazały, że kamizel-ka Szczepanika zatrzymuje kule, któ-re dziurawiły grube sosnowe deski i blachę i nie pozwala na przebicie jejostrym sztyletem. Ten sam materiał,ale wzmocniony warstwą cienkiejblachy, był w stanie oprzeć się kulomz rewolweru kalibru 8 mm oraz kara-binu, którego pociski przestrzeliwałyz odległości 100 metrów stalową bla-chę o grubości ponad 1 centymetra!

W 1902 roku wynalazek Szczepa ni -ka zyskał międzynarodową sławę –ocalił króla Hiszpanii Alfonsa XIIIprzed śmiercią w zamachu. Kareta,którą podróżował monarcha, zostałaobita materiałem kuloodpornym.Rzu cona przez zamachowców bom-ba nie wyrządziła zatem królowi żad-nej szkody. W dowód wdzięcznościAlfons XIII przyznał polskiemu wyna-lazcy najwyższe hiszpańskie odzna-czenie państwowe – Order IzabeliKa tolickiej. Nadanie tego orderu wią-zało się z przyznaniem Polakowi tytu-łu szlacheckiego. I tak na kilka dniprzed swoimi 30-tymi urodzinami, 2 czerwca 1902 roku, Jan Szczepanikzostał kawalerem Orderu IzabeliKatolickiej i szlachcicem z nadania.

Szczepanik dostarczał kuloodpornątkaninę także rosyjskiemu carowiMikołajowi II. W podzięce został odzna-czony orderem św. Anny, jednak, powo-dowany patriotyzmem, odmówił jegoprzyjęcia. Zgodził się jedynie na przyję-cie cennego złotego zegarka z cesarskąkoroną wysadzaną brylantami.

Zapraszam do drugiej części tekstu– już za miesiąc na łamach „MonitoraPolonijnego”! KATARZYNA PIENIĄDZ

POLAKPOTRAFI

Jan Szczepanikgenialny wynalazca i wizjoner

Telektroskop – urządzenie służące do przesyłaniana odległość obrazu wraz z dźwiękiem

Kamizelka kuloodporna – to właśnie ten wynalazek przyniósłSzczepanikowi największą sławę i zaszczyty

Page 8: Monitor Polonijny 2012/02

8

Kilka lat temu wystąpiła Pani z PaulinhoGarcią w Bratysławie i oczarowała Panipubliczność. Jak zrodził się pomysł, bystworzyć duet z Brazylijczykiem?Koncertujemy razem od 2000 roku,

a poznaliśmy się w 1995 roku. On,podobnie jak ja, przyjechał do Chicago,gdzie zamieszkał na stałe. Wspólnie na-graliśmy cztery płyty. Ta ostatnia wyszłajesienią. Są to utwory The Beatles w sty-lu brazylijskim. Nasze glosy współ -brzmią naturalnie pięknie, jakby byłydla siebie stworzone. Paulinho to przy-jaciel, prawdziwy kompan w trasachkoncertowych. Połączyła nas muzyka.Odczuwamy wspólną energię, dobrzesię uzupełniamy, a jednocześnie respek-tujemy swoją inność. To, co razem two -rzymy na scenie, nazywamy muzyką te -rapeutyczną.

Dla Pani to też terapia?Tak, oczywiście. Czasami po kon-

cercie czuję się bardziej zrelakso wa -na niż przed.

Odkryła Pani w sobie brazylijską duszę?Nie wiem, dlaczego Polacy lubią

muzykę brazylijską. Zresztą nie tylkoPo lacy. Na przykład Japończycy, Ame -rykanie też uwielbiają tę muzykę. Możedlatego, że jest słoneczna, energiczna,ma w sobie dużo ciepła i dobrej energii!A czasem, kiedy pojawi sie nuta nostal-gi, nie przygnębia, nie smuci. Nauczy -łam się od Paulinho tej muzyki, rytmów,melodyki, artykulacji. Dziś wydaje misię to bardzo proste.

Pochodząca znad chłodnego Bałtykudziewczyna czuje gorące rytmy?To inny rodzaj ekspresji, inna dyna -

mika, którą można usłyszeć, kiedy gramz innymi muzykami. Niedawno brałamudział w wieczorze wspomnieniowymz okazji setnej rocznicy urodzin Włady -sława Szpilmana, gdzie wykonałam kil-

ka utworów z pianistą Bogdanem Ho ło -wnią. Na tym koncercie wystąpiła rów -nież pani Irena Santor, dla której Szpil -man napisał najwięcej przebojów.Powiedziała mi,  że potrafią wykonaćpiosenki z minimum ekspresji, maksi-mum energii, co – według pani Ireny –jest bardzo trudne. A tego właśnie nau -czyłam się podczas pracy z Paulinho.

Wyjechała Pani w 1988 roku do Bostonu,by podjąć naukę śpiewu w prestiżowejszkole Berklee College of Music. Do jakiegostopnia ta podróż zmieniła Pani życie?Szkoła była ciekawą konfrontacją

umiejętności, osobowości, talentów,bowiem poznani studenci, pochodzącyz różnych krajów świata, wnosili nowewartości do mojego życia. Pobyt w Ame -ryce wzmocnił mnie psychicz nie i zmie -nił. To kraj dla ludzi zdeterminowa -nych, którzy wiedzą, czego chcą i, bezwzględu na przeszkody, które napo-tykają, realizują swój plan. W moimprzypadku to realizacja marzeń. Myślę,że byłoby mi o wiele łatwiej, gdybymzostała w Polsce, nagrała jedną, drugą i kolejną płytę. Wystarczyłyby dobrypromotor, dobre recenzje, by potemwszystko toczyło się samo. Nazywamsię „wojownikim”. Ciągłe zmaganie się z przeciwnościami losu niektórych wzmacniają, innych osłabiają. Naszczęście należę do tych pierwszych.

Miewam chwile zwątpienia jak każdy,ale na szczęście to mija. Żeby robić to,co się lubi, trzeba cały czas pracować,nie można osiąść na laurach. W prze -ciwnym wypadku człowiek się nierozwija. Ameryka nauczyła mnie sa mo -dzielności zawodowej i zasady, że trze-ba liczyć na samego siebie i, jeśli chcesię robić muzykę kreatywną, to należycały czas doskonalić swoje umiejętno -ści instrumentalne, w moim przypadkuwokalne, opracowywać nowy repertu-ar, być czujnym i otwartym na nowąmuzykę itd. Uwielbiam trudne wy -zwa nia, eksperymenty muzyczne,współ pra cę z różnymi muzykami, abyodkrywać coś nowego. Współpraca z młodymi ludźmi, bez bagażu do -świadczeń, z młodzieńczą energią,czy stymi intencjami jest bardzokreatywna i inspirujaca. Każdy poru -sza się w swoim świecie, swojego po -ko lenia. Ta interakcja róż nych poko -leń jest korzystna dla wszystkich.

Została Pani laureatką konkursu WybitnyPolak, organizowanego przez Fundację „Teraz Polska”. Statuetki GodłaPromocyjnego przyznawane są równieżPolakom z zagranicy, którzy rozsławiają naszkraj w świecie. Wśród Polonii z Chicago tytułWybitnego Polaka kapituła przyznała jedyniePani. Czym jest dla Pani taka nagroda?Wydaje mi się, że niewiele osób mnie

zna, mało kto o mnie wie. Polak Roku?Kiedy spojrzę wstecz, widzę, że zro-biłam kilka dużych projektów i pokaza-

S potkałyśmy się jesienią ubiegłego roku, podczas Dni Jazzu w Bratysławie. Teraz dowiedziałam się, że w marcu Instytut Polski planujejej kolejny występ w stolicy Słowacji – tym razem z Paulinho Garcią!

Grażyna Auguścik, bo o niej mowa, to artystka wielkiego formatu, a w kontakcie bezpośrednim – wspaniała i ciepła osoba, która z ogromnąskromnością opowiada o swoich sukcesach. A ma ich na swoim koncie sporo –tylko w ubiegłym roku otrzymała nagrodę Ministra Kultury RP i została laureatkąorganizowanego przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego „Teraz Polska”konkursu Wybitny Polak. Dla czytelników naszego pisma zgodziła się opowiedziećo swojej drodze do sukcesu, wyjeździe do USA i postrzeganiu Polonii.

Grażyna Auguścik: „Muzykato opowiadanie o własnym świecie”

„Żeby robić to, co się lubi, trzeba cały czas pracować,nie można osiąść na laurach”.

MONITOR POLONIJNY L

Page 9: Monitor Polonijny 2012/02

9

łam je nie tylko Polakom. Nie przywią -zuję wagi do pochwał, nagród, nie lubiękrzyczeć i upominać się o swoje, lubiękonkretne działnie, dlatego takiewyróżnienia są dla mnie dużym i przy-jemnym zaskoczeniem. Są jednocześniezobowiązaniem, tak jakbym dostawałaje na wyrost. Zdaję sobie sprawę, że naświecie żyje wielu wspaniałych Pola -ków lub ludzi pochodzenia polskiego,którzy reprezentują polskość z potrze-by serca, bez rozgłosu i nie pisze się o nich nawet w polonijnych gazetach.Wykonuję zawód publiczny i dlategojestem bardziej widoczma i siłą rzeczymoje projekty docierają do większejilości ludzi.

Polonia często prezentuje swój dorobekpoprzez folklor. Pani też włącza elementyfolkloru do swojego repertuaru, ale ma toświeży powiew, nie kojarzy się z siermiężnymi przytupami. Zatem możnamuzykę ludową odbierać nie tylko jakocepeliowski produkt?Włączam folklor do swojego repertu-

aru od dawna i jest on jednym ze źródełinspiracji. Miałam dwa projekty, jeden –w duecie z Urszulą Dudziak – bazującyna muzyce ludowej, drugi z fenomenal-nym akordeonistą Jarkiem Besterem.Oczywiście piosenki ludowe na płycienagranej z Ulą, zostały zaaranżowane w specyficzny sposób, na płycie z Jar -kiem było wiele utworów inspiro wa -nych naszym folklorem. Jeśli chodzi o naszą muzykę ludową, to sądzę, że my– Polacy mamy z nią problem: nigdy nasnie nauczono tej muzyki, wiąc skądmamy ją znać i lubić? Nie mieliśmy doniej szacunku, nigdy nas nie cieszyła,była raczej słuchana z obowiązku. Nie

powiedziano nam, że jest naszym boga -ctwem kulturowym. Pamiętam z dzie -ciństwa, że ta muzyka była kompletnieignorowana i przeniesiona do Cepelii.Jedyne zespoły, które prezentowały tęmu zykę, to eksportowe Mazowsze i Śląsk. Wiejską muzykę należało omijać,bo to był obciach, jakby gorszy gatunek,którego trzeba się wstydzić. Kiedy przy-jechałam do Ameryki, poznałam ludzi z różnych stron świata. Zobaczyłam z ja -ką naturalnością i radością pielęgnująswoją muzykę ludową. Bardzo im tegozazdrościłam. Wtedy też jeszcze moc-niej upewniłam się, że mamy równiepiękną muzykę i postanowiłam ją „od-krywać“.

To znaczy, że musiała Pani wyjechać zagranicę, żeby odkryć to, co polskie?Może nie tyle odkryć, co docenić. Po -

znałam ją dzięki rodzicom, ale nie ce -niłam. Dopiero, kiedy moi zagranicznikoledzy pytali o naszą muzykę, zrozu -miałam, że to jest to, czym ja się mogę„bro nić“ w zderzeniu z muzyką z in-nych krajów. Przekonałam się, że bezkompleksów mogę interpretować teutwory, które wszyscy w Polsce znają.Któregoś razu po koncercie w Chica -go podszedł do mnie pewien mężczy -zna i powiedział mi, że śpiewam inaczej niż wszyscy. On to nazwałjazzem romantycznym. Bardzo mi sięspodobało to okreslenie. Kiedyzapytałam go, na czym pole-

ga ów romantyzm, odpowiedział mi,że mam w sobie nutę słowiańską. Topiękny komplement!

W 2010 roku w Chicago odbył się koncertmuzyki Chopina w Pani wykonaniu, na który przybyło ponad 10 tysięcy osób.To olbrzymi sukces!Tak, to sukeces z wielu powodów.

Przede wszystkim z powodu muzykiChopina, niekomercyjnej, wyrafi-nowanej, przepięknej, naszej rodzin-nej, polskiej. Przyznam, że bardzo sięnapracowałam nad przygotowaniemtego koncertu. Samodzielnie, bez żad-nego wsparcia z Polski, choć są dzi -łam, że takie dostanę, ponieważ był towłaśnie Rok Chopinowski. Wspo -mógł mnie polski konsulat w Chica -go, pokrywając część kosztów. Pomo -gli też zwykli ludzie, którzy, tak jak ja,szanują to co polskie. Mimo wielkie -go stresu zrobiłam ten ważny dla naskoncert: otwarty dla publiczności, z udzialem 14 muzyków, w przepię -knym amfiteatrze, w Parku Milenij -nym w centrum miasta. Wstęp byłwolny.

„Wiejską muzykę należałoomijać, bo to był obciach,

jakby gorszy gatunek,którego trzeba się wstydzić“.

LUTY 2012

GRAŻYNA AUGUŚCIK – polska wokalistka jazzowa. Debiutowała w 1977 roku na festiwalach piosenki w Toruniu i Opolu (w 1979 rokuzdobyła nagrodę główną w konkursie debiutów w Opolu). W 1981roku z zespołem Playing Family otrzymała nagrodę na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie oraz na festiwalujazzu tradycyjnego Złota Tarka w Warszawie. W roku 1988wyjechała do USA, gdzie występowała m.in. z MichałemUrbaniakiem i Urszulą Dudziak, a także innymi muzykamitej klasy, jak np. Jim Hall, Michael Brecker i RandyBrecker, John Medeski czy Patricia Barber. Od 1994 roku mieszka w Chicago. W latach 2002,2003, 2004 i 2006 uznawana była za najlepsząwokalistkę jazzową przez Jazz Forum Magazine.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 10: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 10

To znaczy, że Instytut Polskiw USA nie włączył się do tego projektu?Instytut Polski w No wym

Jorku nie pomaga Po lakommieszkającym w Ame ryce,jedynie Polakom mieszkającym naslałe w Polsce, którzy odwiedzająUSA z gościnnymi występami. W cią -gu dzie sięciu lat raz otrzymałam z Instytutu niewielką dotację.

Czyli w tym wypadku nie została Panipotraktowana jako „polski skarbnarodowy”, za który uznała Panią naprzykład kapituła Fundacji „Teraz Polska”,ale jako Polonia. Czuje się Pani Polonią?Tak, mieszkam w Stanach dwadzie -

ścia lat i jestem częścią Polonii. Mam teżwśród Polonii swoich fanów. Mojamuzyka jest adresowana do szerszejpubliczności i może w tym kontekściemogę być postrzegana jako pewnegorodzaju outsider. Nie organizuję życiatowarzyskiego Polonii, nie śpiewamtylko dla Polaków, ale jestem częściąPolonii. Są ludzie, którzy mówią, że niechcą mieć nic wspólnego z Polonią.Wtedy pytam ich, z kim chcą mieć cośwspólnego? Kim są? Przecież mając pol-skie korzenie zawsze będziemy należećdo polskiej społeczności.

Jaka jest Polonia w Chicago?Stara i młoda. Stara to ta, która wy je -

chała z Polski przed wojną, a jej potom -kowie stoją dziś na czele różnych orga-nizacji polonijnych. Nowa Polonia to ta,która przyjechała za czasów komuny. Tosą dwie różniące się pod względemmentalnym grupy. Ta stara kompletnienie zna nowej Polski. Nową natomiastcechuje postawa roszczeniowa, stądnieporozumienia pomiędzy tymi dwie -ma grupami. Każda ma swoje racje a ichprzedstawiciele wychowywali się prze-cież w innych realiach. Z jednej stronykrytykują Amerykę, ale kiedy przylatujądo Polski, też im się nie podoba to, co w niej zastali. Jesteśmy fajną społecz no -scią, ale mamy od wieków problemy,żeby się porozumieć. Powinniśmy sięcieszyć z tego, co mamy, powinniśmysię wspierać albo przynajmniej nieprzeszkadzać sobie w działaniach. Jes -tem fanem projektu Wojtka Putza - Po -laka z Chicago, który wymyślił kilka lat

temu, że w Chicago, w sa -mym centrum miasta, po -winien stanąć pomnik Cho -pi na, przy którym będąodbywać się koncerty, takjak w Łazienkach. Zabiegał

o to samodzielnie bardzo długo, abyzainteresować tym pomysłem decyden-tów w mieście. To będzie wielki sukcesWojtka, kiedy pommnik powstanie, boprzecież dzięki temu zyskamy na tymmy – Polacy, zyska też miasto!

Wracając do muzyki ludowej. Nagrała Panipiosenkę „Dwa serduszka, cztery oczy“.Po ten utwór sięgnęła też Anna MariaJopek. Jak Pani ocenia jej wykonanie?„Dwa serduszka“ to była też miłość

Mar cina Kydryńskiego (męża Anny Ma -rii Jopek – przyp. red.), który przepro -wadzał ze mną wywiad wiele lat temu,jakiś czas po pierwszym nagraniu tejpiosenki. Może więc później podpo -wiedział Ani, by też sięgnęła po nią?Ania ma swoją drogę, wywodzi się z rodziny o zamiłowaniach do muzykiludowej, więc nie dziwi mnie ten wy -bór. Ale to jest tak piękny utwór, że nieważne kto go wykonuje, zawsze będziecieszyć ucho. To jest taki samograj!

Jak ocenia Pani polskich wokalistów?Jest sporo młodych ludzi, którzy

szukaja nowej drogi, próbują wnieść domuzyki swój styl. Dziś młodzi mają zu-pełnie inny start, ponieważ mają skądczerpać inspiracje. W moich czasachproblemem było dotarcie do płyt, do

repertuaru. Dziś wystarczy włączyćkomputer i jest w nim wszystko. Z dru -giej strony nie zazdroszczę młodym wy -konawcom, ponieważ na rynku muzy-cznym panuje duża konkurencja, liczysie sukces komercyjny. Każdy chce szy-bko zrobić karierę, zarobić dużo pie -niędzy. To jest bardzo złudne, bowiem,jak sukces szybko wschodzi, tak szybkozachodzi. W muzyce jazzowej wyma-gany jest ciągły rozwój. Głos dojrzewakoło czterdziestki, a doświadczeniezbiera się po drodze, pod warunkiem,że wykonawca się nie wypali. Poza tymogromna presja i wymagania rynku:trzeba być młodym, pięknym, na szczy-cie kariery. Dlatego trzeba być niezwy -kle odpornym, żeby wytrwać i obronićsię przed drapieżnymi mechanizmamirynku. To bardzo indywidaulne. A ta -lenty zawsze były i będą.

Jesienią ukazała się płyta,podsumowująca Pani twórczość. Czy to oznacza, że kończy się jakiśetap w Pani życiu?Nie. Uległam namowie jednej fir-

mie nagraniowej, która zgłosiła się domnie z propozycją wydania podwój -nego albumu, podsumowującego mo-ją twórczość. To duży luksus, kiedyktoś chce wydać moją płytę. Wiem, comówię, bowiem wydaję płyty i tzw.biznes zabiera mi 90 procent mojegoczasu i energii. Ale nowe pomysły nanastępne moje płyty czekają w kolejcena realizację.

MAŁGORZATA WOJCIESZYŃSKA

„Jak sukcesszybko

wschodzi, tak szybkozachodzi“.

ZDJĘ

CIE:

STA

NO S

TEHL

IK

Page 11: Monitor Polonijny 2012/02

Członkowie Klubu Polskiego naPoważu mieli swój pomysł na

Sylwestra. Nie chcieli spędzić tegowyjątkowego wieczoru przed tele-wizorem, więc postanowili przy-witać Nowy Rok wspólnie!

Wykorzystali fakt, że w Dubnicymają własną siedzibę i nikt nieogranicza ich – jeśli idzie o spotka-nia – ani czasowo, ani finansowo.Już w roku ubiegłym klubowiczebawili się wspólnie w noc sylwe-strową, a ponieważ tamta zabawabyła wspaniała, postanowili ją po-wtórzyć również i w tym roku.Tegoroczne spotkanie potwierdzi-ło znów to, co już dawno wszyscywiemy, że nie trzeba sali balowej,orkiestry i wielkich inwestycji, bysię miło zabawić.

Stoły uginały się jak zwykle odsmakołyków, które uczestnicy ba-lu przygotowali sami, zaś gospoda-rze z Dub nicy zapewnili napoje,

wystrój i dobrą muzykę.Było nieformalnie, rodzinnie,

wesoło. Tańczyli wszyscy – aż nogibolały. Najbardziej wytrwałą tan-cerką okazała się jednak najmłod-sza uczestniczka balu – 9-letniaMajka. Ogromne wzruszenie to-warzyszyło odśpiewaniu wspólnieze słowackimi przyjaciółmi pieśni„Góralu, czy ci nie żal...”, podczasktórego wszyscy trzymali się za rę-ce. Wspólnie śpiewano też inneznane polskie piosenki. Podczasbalu nie zabrakło fotografa, którystarał się uchwycić atmosferę za-bawy i jej ciekawe momenty. A gdyzbliżała się północ, wszyscy stanę-li w kręgu na środku sali, zapalilizimne ognie, po czym każdy po

kolei wypowiedział swoje najwię -ksze życzenie na Nowy Rok. Byłszampan i toasty, a potem znowutańce i śpiewy.

Nikomu z uczestników balu nieprzeszkadzało, że za oknami nieby ło śniegu i że ze względu namgłę, nie było widać fajerwerków.

Też tam byłam i – wierzcie mi –już od lat nie spędziłam Sylwestratak miło i na luzie. Mimo że impre-zę zainicjowali klubowicze z Dub -nicy, to i wszyscy pozostali czulisię zarówno jej organizatorami,jak i uczestnikami. Wszystkim imnależą się podziękowania za po-mysł i jego wspaniałą realizację!

W imieniu uczestnikówRENATA STRAKOVÁ, KP Trenczyn

Sylwester w Klubie Środkowe Poważe

LUTY 2012 11

Page 12: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 12

Rok 2012 polski Sejm ogłosił Ro -kiem Janusza Korczaka i z tego

też tytułu w styczniu w galerii In -stytutu Polskiego w Bratysławie od-było się uroczyste otwarcie wystawyilustracji, zatytułowanej„Korczak i jego dzieło“.Jej kuratorką jest Graży -na Szpyra.

Wystawa ta to bardzoważne wydarzenie kul-turalne, mające na celuprzypomnienie i popula-ryzację postaci i dziełapatrona krasnobrodzkie-go Sanatorium Rehabili -ta cyjnego dla Dzieci - le-karza, wychowawcy, a za-razem utalentowanegopisarza, który przez całeswoje życie po męczeń-ską śmierć służył dzie-ciom. Korczak pozosta-wił po sobie bogaty i cenny dorobekzarówno pedagogiczny, jak i literacki,w którym znaleźć można m.in. książ-ki dla dzieci, takie jak: „Król MaciuśPierwszy“, „Król Maciuś na wyspiebez ludnej“, „Kajtuś czarodziej“, „Ban -

To uroczyste spotkanie człon-ków redakcji „Monitora Po -

lo nijnego” miało głównie charakterintegracyjny, bowiem na co dzień z wieloma współpracownikamikontaktujemy się tylko za pomocąInternetu (niektórzy z nich miesz-kają poza Bratysławą, a nawet pozaSłowacją), ustalamy tematy, które

chcemy poruszać na łamachpisma, planujemy ważne wy -darzenia. No wo roczna im -preza była więc okazją dospotkania twarzą w twarz i twórczej rozmowy na te-mat naszego wydawnictwa.

Redaktor naczelna Małgo -r zata Wojcieszyńska orazprezes Klubu PolskiegoCzesław Sobek podziękowa-li za współpracę dyrektoro-

wi Instytutu Polskiego An -drzejowi Jagodzińskiemu i jego zastępcy To maszowiGrabińskiemu, którzy przy -jęli zaproszenie na spotka-nie. Dyrektor Jagodzińskiprzedstawił też plany In -stytutu na cały rok, o reali-zacji których na pewno bę-dziemy pisali na naszych ła-mach.

red.

Noworocznespotkanie redakcyjne

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Janusz Korczak

ZDJĘCIA: AGNIESZKA DRZEWIECKA

Page 13: Monitor Polonijny 2012/02

13

Po polskiej mszyświętej, odpra-

wionej 8 stycznia 2012 r.w bazylice św. Emer -mana w Nitrze przezksięży salwatorianów,odbył się koncert kolędpolskich w wykonaniuorganisty Jozefa Ham -bal ka. Dla zgromadzo-nej Polonii było to oka-załe zakończenie najpię -kniejszego okresu w ro-ku – Bożego Narodze -nia. W przepięknymwnę trzu odnowionej ka -tedry rozbrzmiewały pol -skie pieśni bożonaro-dzeniowe, tak głębokozakorzenione w ser-cach Polaków. Na znakserdecznych stosunkówpolsko-słowackich zgro -madzeni wspólnie za-śpiewali po słowacku„Cichą noc“.

Po mszy księża sal-watorianie zaprosili

wszy stkich do domumisyjnego, gdzie przycieplutkiej herbatce i dobrym cieście, śpie-wając polskie kolędy,wspominano święta i zwyczaje z nimi zwią-zane z różnych regio-nów Pol ski. Obecnizłożyli też podzięko-wania konsulowi Grze -gorzowi No wa ckiemui prezes Klu bu Pol -skiego w Nitrze Roma -

nie Greguškovej zatrud związany z pro-wadzeniem Klubu Pol -skiego i szkółki, a tak-że księżom salwatoria-nom za ich całoroczną

opiekę nad nitrzańskąPolo nią.

Spotkanie, które prze -biegło w przemiłej ro-dzinnej atmosferze napewno pozytywniewpły nęło na polskątożsamość narodowączłonków Klubu Pol -skie go w Nitrze i po-zwoliło im optymisty -cznie spojrzeć w bliż-szą i dalszą przyszłość.

ŁUKASZ BABIN

LUTY 2012

kructwo małego Dżeka“, „Koszałkiopałki“, „Pamiętnik“, „Trzy wyprawyHerszka“.

Jego prace dla najmłodszych czytel-ników stały się inspiracją warsztatów,na których znani artyści tworzyli donich ilustracje. Wymienione jużwyżej powieści stały się inspiracją dlaznanych ilustratorów, wśród którychnie zabrakło Zdzisława Witwickiego,Agnieszki Żelewskiej, Janiny Kacz -mar czyk, Józefa Wilkonia, JanuszaStan nego. Przedstawione na wysta-wie prace pokazują całe bogactwoprzeżyć artystycznych ich autorów.

Podczas wernisażu zaprezentowa-ny został album pt. „Korczak i jegodzieło”, wydany przez sanatorium wKrasnobrodzie przy współpracyNarodowego Centrum Kultury z sie-dzibą w Warszawie. Zawiera on pra-ce ponad 40 znanych polskich arty-stów, przedstawiające ilustracje doutworów Korczaka oraz inspiracjezwiązane ze spojrzeniem na samą po-stać pisarza i pedagoga.

To ciekawa wystawa dla najmłod-szych, bowiem obejrzane ilustracjebyć może zachęcą je do sięgnięcia poksiążki Korczaka, dziś chyba trochęzapomniane. Polecam ją również do-rosłym, którzy oglądając ją, mogąchoć na chwilę wrócić do czasówdzieciństwa.

Wystawę można oglądać do 24 lu-tego.  

AGNIESZKA DRZEWIECKA

Wieczór polskich kolęd w Nitrze

ZDJĘ

CIA:

DOM

INIK

A GR

EGUŠ

KOVÁ

i jego dzieło

Page 14: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 14

WBańskiej Bystrzycyna Uniwersytecie Ma -

teja Bela funkcjonuje – i todobrze – kierunek polskijęzyk i kultura, który cieszysię coraz większym zainte-resowaniem studentów. Wewrześniu 2011 roku naukęna nim rozpoczęło osiem-naście osób. W sumie obec-nie na polonistyce studiujeponad sześćdziesięciorostu dentów. Uczestniczą oniw zajęciach językowych,wykładach i seminariach,poświęconych polskiej lite-raturze i kulturze. Studencioraz inne zainteresowanePolską osoby mogą rów-nież brać udział w spotka-niach, odbywających siępoza uniwersytetem.

W listopadzie w BańskiejBystrzycy odbyła się drugaedycja festiwalu szkół arty-stycznych Artorium. Festi -wal ten organizuje miejsco-wa Akadémia umení. W tymroku udział w nim wzięłyszkoły artystyczne ze Sło -wacji, Czech, Polski, Włochi Serbii. Nasz kraj reprezen-towała Akademia Teatralnaim. Aleksandra Zelwero wi -cza z Warszawy. Polscy stu-denci ostatniego roku Wy -działu Aktorskiego podopie ką prof. Mai Komo -row skiej na inauguracji fe-stiwalu zaprezentowali swo -je przedstawienie dyplo-mowe „Panny z Wilka” we-dług Jarosława Iwaszkie wi -cza. Spektakl ten to bardzoudana inscenizacja, zmie-rzająca w stronę teatruCze chowa opowieść o bra-ku możliwości spełnienia,o oczekiwaniu. To też oczy-

wiście – jak i u TomaszaMan na, często przywoły-wanego w kontekście Iwasz -kiewiczowskiego opowia-dania – opowieść o czasiepsychologicznym, o nieod-

wracalnej utracie przeszło-ści. Jednak nostalgiczne na-stroje, podobne do tych z „Trzech sióstr”, w tej in-scenizacji były najsilniej-sze. Po spektaklu odbyłosię spotkanie z reżyserką i młodymi aktorami. Opo -wia dali oni o pracy nadspektaklem i odpowiadalina pytania zgromadzonychmłodych adeptów sztukiaktorskiej. Maja Komorow -ska wspominała też pracęnad filmową wersją „Pa -nien” (1979, reż. AndrzejWajda), w której wystąpiła

w roli Joli. W pierwszychdniach gru dnia w Cen -trum nezá vislej kultúryZáhrada (nowy klub na ma-pie bańskobystrzyckich lo-kali o ambitnym programieartystycznym) wystąpił du-et Kopyt – Kowalski, którystanowi połączenie współ-czesnej poezji i nowej mu-zyki (gitara oraz elektroni-ka). Mło dzi polscy artyściprzedstawili bardzo cieka-wy program, odważnie wy-kraczający poza tradycyj-nie pojętą prezentację po-ezji na spotkaniach autor-skich.

Jak co roku w grudniuodbyło się spotkanie wigi-lijne studentów bańskoby-strzyckiej polonistyki. Opła -tek polonistów to zarównotradycyjny poczęstunek wi-gilijny (na stole nie mogłozabraknąć barszczu z usz -ka mi, pierogów z kapustą i grzybami, ryby, makowcaitd.), śpiewanie kolęd (popolsku i słowacku, a „Ci -chej nocy” także po angiel-

sku, niemiecku, hiszpań-sku, a także w innych języ-kach, których uczą się stu-denci), ale i tańce w rytmludowych pieśni polskich i słowackich (zawsze grakapela „na żywo”) oraz ja-sełka w wykonaniu „pierw-szaków”, którzy traktują jejako rodzaj wtajemnicze-nia, wkupienia się w praw-dziwy świat studenckiejbraci polonistów. Dla mło-dych Słowaków takie spo-tkania są świetną okazją dopoznania polskich tradycjiświątecznych.

Rok 2011 przyniósł teżdobrą wiadomość dla polo-nistyki UMB. Powstała bo-wiem inicjatywa utworze-nia w ramach Katedry Ję -zyków Słowiańskich, oboksamego kierunku, równieżCentrum Polskiego Języka,Literatury i Kultury. Jedno -stka miałaby pełnić funkcjępopularyzatora polskiegojęzyka i kultury na Słowacjioraz poszerzać ofertę pro-gramową polonistyki, w ra-mach której zaplanowanojuż pierwsze spotkanie:wio sną do Bańskiej By strzy -cy przyjedzie Wojciech Wen -cel, poeta i niezależny pu-blicysta, laureat NagrodyLiterackiej im. Józefa Mac -kie wicza w 2011 roku zatom wierszy „De profun-dis”. Pod znakiem firmo-wym Centrum ma być teżwydawane pismo „PolskiJęzyk i Kultura”.

JAKUB PACZEŚNIAKlektor języka polskiego na UMB

w Bańskiej Bystrzycy

ZDJĘ

CIA:

AND

REA

SOTO

ŇÁKO

VÁ, L

UCIA

SEL

EPOV

Á

w Bańskiej BystrzycyPo polsku

Page 15: Monitor Polonijny 2012/02

15

Ratownicy Tatrzańskiego i Górskie go OchotniczegoPogotowia Ratun kowego(TOPR i GOPR) każdegoroku jesienią obchodząDzień Ratow ni ka. Okazjąjest kolejna rocznica po-wstania TOPR, który powstał29 października 1909 roku. Są tospotkania bardzo uroczyste, bowiemw tym dniu młodzi adepci, stojącprzed naczelnikiem i wypowiadającsłowa roty, które wypowiedział zało-życiel pogotowia Mariusz Zaruski i je-go pierwsi ratownicy, składają uro-czyste przyrzeczenie. Jak dawno się-gam pamięcią, zawsze w tych spotka-niach ucze stniczyli także ratownicyHorskiej Služby ze Słowacji. Ponie -waż góry i ra towanie ludzi zawszenas łączyło, mimo istniejących granic,dlatego byliśmy jedną, tatrzańską ro-dzinną. Jak widać z mojego, kolejne-go spotkania za Oceanem były i są towięzi bardzo silne.

W 1981 roku w Chicago zebrała sięgrupka tatrzańskich ratowników-emigrantów, która źle znosząc tę skno -tę za ojczyzną i ukochanymi gó-rami, postanowiła swoją ratow-niczą pasję kontynuować na ob-czyźnie. Rok później, w drodzena kongres Międzyna ro dowejKomisji Ratownictwa Alpej skie -go IKAR-CISA, odbywający siępo raz pierwszy poza Europą w Banf k. Calgary w Ka nadzie,wspólnie z Jerzym Us tup skim(1911-2004), honorowym preze-sem GOPR, odwiedziliśmy Chi -cago i spotkaliśmy się z grupkązałożycieli. Byli to nieżyjący już

niestety: Marek GąsienicaByrcyn z Zakopa nego, JanSuleja Tylka z Ko ścieliska,a także działający po dzieńdzisiejszy Józef Bukowski(wybrany w USA „naczel-

nikiem”), Jan Bachleda,Stanisław Bachle da, Ryszard

Berbeka, Józef Har mata i JakubUstupski. Będąc wówczas naczelni-kiem GOPR-u, przywiozłem niezbęd-ne dokumenty, podręczniki i odznakisłużbowe, potrzebne do dalszej dzia-łalności. Przez ostatnie 30 lat w róż-nych górach na obszarze całychStanów Zjedno czonychmożna było spotkać ra-towników z błękitnymkrzy żem na piersi, spo-łecznie wspierających nar-ciarzy i turystów, a takżeratowników miejscowych.

Dzisiaj przy Związku PodhalanAmeryki Północnej działa odrębniezarejestrowany Klub Ratowników i Sympatyków TOPR i GOPR. Należydo niego kilkudziesięciu członków,przede wszystkim Polaków, ale także

Słowaków, którzy identyfikują się z na mi jako członkowie jednej, ta-trzańskiej rodziny. W dniach 5 i 6 li-stopada 2011 roku Zarząd Klubu zor-ganizował piękną jubileuszową im-prezę. Na obrzeżach Chicago, w stylo-wej karczmie „Janosik”, z udziałemponad 200 uczestników odbył sięuroczysty bal „Dzień Ratownika”. Po -przedziła go część oficjalna z udzia-łem gości honorowych: wicekonsulRP ds. Polonii z Chicago AleksandryKrystek, członków Zarządu ZwiązkuPodhalan oraz podpisanego niżej,

którego po 30 latachchcieli ponownie naamerykańskiej ziemi zo-baczyć starzy, górscyprzyjaciele. W publicz-nym wystąpieniu po-

dziękowałem prezesowi KlubuZdzisła wo wi Hołemu (TOPR), a takżepierwszemu „naczelnikowi” JózkowiBu kow skiemu za przyznany mi tytułCzłonka Honorowego Klubu. Wyrazi -łem też dumę i radość z faktu, że oniwszyscy przez tyle lat pozostali wier-

ni Ojczyźnie i ratowniczemuprzyrzeczeniu. Pozdro wie nia,które przywiozłem z polskichgór od aktualnych władz TOPR iGOPR wywoływały na twarzachzebranych wzruszenie, mnie na-tomiast jeszcze raz pokazały, jakbogate może być duchowe życiemoich rodaków, powiązanychszczególną pasją, nawet tak dale-ko od Polski.

JAN KOMORNICKIZgodnie z życzeniem autora jego honorarium

zostanie przekazane na nagrody dla dzieci,które biorą udział w konkursach „Monitora”

LUTY 2012

W poprzedniej części Polonijnych spotkańza Oceanem opisałem swoje spotkanie z dobrze znanym bratysławskiej Polonii

ojcem Piotrem Sarnickim, który obecnie służy naszymrodakom w USA. Tym razem opisuję wzruszające spotkanie ratownikówTatrzańskiego i Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR i GOPR), przebywających w USA, i – co ciekawe – współpracujących ramię w ramię ze słowackimi kolegami.

Polonijnespotkania

za Oceanem

Dzień Ratownika w Chicago

Od lewej: Z. Hoły, autor i J. Bukowski(po nadaniu członkostwa honorowego)

Część oficjalna. Od lewej: konsul A. Krystek, Z. Hoły, J. Ustupski, J. Komornicki, J. Bukowski

ZDJĘCIA: MIŁOSZ SOWA, TYGODNIK PODHALAŃSKI

Page 16: Monitor Polonijny 2012/02

Rzadko można spotkaćwykonawcę, który de-

biutował dwukrotnie. Je -szcze rzadziej takiego, któ-rego oba debiuty były rów-nie udane. Podczas festiwa-lu opolskiego w 1968 rokuIrena Jarocka zaśpiewałapio senkę „Gondolierzy znadWisły”, która stała się prze-bojem. Wszyscy czekali nakolejne piosenki w jej wy-konaniu, ale ona postano-wiła zrezygnować z atrak-cyjnych kontraktów i – ry-zykując utratę popularno-ści w kraju – podjęła decy-zję o studiach wokalnychwe Francji. Nauka w pary-skich szkołach śpiewu nieposzła na marne. Irena nie-bawem zaczęła odnosić su -

kcesy na francuskich sce-nach. Zdobyła nagrody nafestiwalu Variete w Ren -nes, nagrała płyty dla wy-twórni Philips, występowa-ła obok wykonawców ta-kiego kalibru, jak MirelleMathieu, Michel Sardou czyEnrico Macias, koncerto-wała nie tylko we Francji,ale i we Włoszech, Belgii i Szwajcarii.

Wreszcie, w roku1973, po raz drugi za-debiutowała w Pol -sce. Chociaż potemczęsto wyjeżdżała nakrótko za granice, to i tak była jedną z naj-popularniejszychpol skich piosenka-rek tamtych lat, a jej

przeboje, takie jak: „Kawia -ren ki“, „Wymyśliłam cię“,„Ko cha się raz“, „Czeka -jąc wciąż na miłość“, „Mo -ty lem jestem“, „Śpiewampod gołym niebem“ nuciłacała Polska.

W młodości poważniechorowała, potem przeżyławypadek samochodowy,który o mały włos nie skoń-czył się tragicznie. Jej pier -wsze małżeństwo z kompo-zytorem, konferansjerem i organizatorem festiwalusopockiego Marianem Za -charewiczem się rozpadło.Za ocean wyjechała trochęwbrew swoim planom. Jejdrugi mąż, Michał Sobo -lewski, był informatykiem,stamtąd dostał propozycjępracy. Mieszkała w USA,zmagała się z depresją.

Byłyśmy zaprzyjaźnione,spotykałyśmy się często naWybrzeżu. Pamiętam ją,gdy pierwszy raz przyszłana eliminację do Gdań skie -go Studia Piosenki. Miałataką tremę, że ze zdener-

wowania podała za niskątonację. Gdańskie StudioPiosenki okazało się jednakudanym wstępem do karie-ry piosenkarskiej, tam na-uczyła się pracy na scenie,interpretacji tekstu.

W listopadzie 2004 rokuna jubileuszowym koncer-cie 40-lecia GdańskiegoStudia Piosenki przyleciałaspecjalnie ze Stanów i za-śpiewała swoje przebojestarsze i nowsze.

Jeszcze w czerwcu 2011roku w opolskiej AleiGwiazd odcisnęła swojądłoń…

Choć pod koniec listopa-da 2011 roku ukazał siędwupłytowy album, za-wierający jej najwięk-sze przeboje, nie wzięłaudziału w jego promo-cji. Poważnie zachoro-wała.

Zmarła w Warszawie21 stycznia w wieku 65 lat.

URSZULA SZABADOS

MONITOR POLONIJNY L 16

To nie jest wybitna płyta, choćfirmowana przez świetną wo-

kalistkę. Lora Szafran, jeden z  najcie-kawszych głosów polskiej sceny mu-zycznej, sięgnęła po znane i wielokrot-nie już wykonywane przez różnych ar-tystów utwory Leonarda Cohe na.Szko da, że Szafran nie pokusiła sięo  płytę z  własnymi, premierowymiutworami, bo „Sekretów życia wedługLeonarda Cohena“, wydanych na po-

czątku tego roku, słucha się dobrze,ale jednak bez większych emocji.

Jasne, możemy w zgranych już doznudzenia piosenkach doszukiwaćsię nowych smaczków i sensów, mo-żemy się zachwycać nowymi aranża-cjami, ale pozostaje poczucie niedo-sytu i zmarnowanego talentu. A takżebrzydkie i  uwierające wrażenie, żektoś chce sprzedać nam przetermino-wany towar, tylko nieco odświeżony

i ładnie zapakowany. Sa -ma Szafran utrzymuje, żepłyta z nowymi wykona-niami klasyków Cohenapo polsku to świetny po-mysł i przemyślany krok.

„Dlaczego nie? Czemu nie poka-zać go na nowo? Jestem babą, maminne podejście do śpiewania, korzy-stamy z innego instrumentarium,więc to na pewno inaczej zabrzmi –

Czulymuchem

-

Cohen – reinterpretacjaNowe, ale stare

Odpływająkawiarenki

Page 17: Monitor Polonijny 2012/02

17 LUTY 2012

uważa Szafran. – Jestem przedstawi-cielką pokolenia, które poznało go(Cohe na) w liceum; spotykaliśmysię w Krośnie, świeczka, winko ru-muńskie albo węgierskie, i słuchali-śmy Cohena lub Grechuty…”.

Rozumiem, że można Cohena lu-bić. Rozumiem, że nagrywanie płytz piosenkami z przeszłości, częstowielkich przebojów, jest modne.Jednak proszę wybaczyć (bo wiem,że dla wielu może to być bluźnier-stwo) – sięgnięcie po Cohena, któ-rego utwory nagrywano, śpiewano

i tłumaczono na różne języki wielerazy (na pewno Państwo pamiętająMacieja Zembatego, propagatora i tłumacza twórczości Cohena w naszym kraju) to po prostu ba-nał. To brak pomysłu i pójście na ła-twiznę, tłumaczone w dodatku ta-nimi sentymentami. WielbicieleCohena pewnie się zainteresują,choćby po to, by porównać naj -now sze wersje z oryginałami. Wiel -biciele Szafran będą zawiedzeni i rozczarowani. Ja jestem.

KATARZYNA PIENIĄDZ

Epitafium dla Krzysztofa Klenczona

„Kwiaty we włosach“,„Matura“, „Nikt na świecienie wie“, „Taka jak ty“,„Powiedz stary, gdzieś tybył“ czy „Biały krzyż“ toprzeboje autorstwa Krzy -sztofa Klenczona z  reper-tuaru Czerwonych Gitar,które w Polsce zna chybakażdy. W poniedziałkowywieczór, 16 stycznia, z oka-

zji 70. rocznicy urodzin te-go wspaniałego muzyka w Teatrze Muzycznym w Gdy ni odbył się kon-cert, na który czekali nietylko mieszkańcy Wy -brze ża.

Z  okazji 30. rocznicyśmierci muzyka dużo siędziało w ubiegłym roku.Po Gdańsku zaczął jeździćnawet tramwaj jego imie-nia, trasą, którą Klenczonsam kiedyś przemierzał.

Swego czasu Krzysztofczęsto przebywał w na-szym rodzinnym domu w Gdyni. Wciąż pamiętamjego twarz, zamiłowaniedo gry na gitarze. De biu -tował jak większość muzy-ków beatowych w latach60. na Festiwalu Mło dych

Ta len tów z pio-senką „Ma łymiś“.

Moim zda-niem najwięk-

sze sukcesy odniósł w grupie Pięciolinie, którapóźniej została przekształ-cona w Czerwone Gitary.Zespół otoczony był sławą,podobną do tej, która to-warzyszyła The Beatles. Napoczątku grupie przewo-dzili Jerzy Kosela i HenrykZomerski, ale potem jejdziałalność oparła się naniezwykle przebojowychmelodiach Klenczona.Konflikt artystyczny mię-dzy liderami doprowadziłjednak do jego odejścia.Krzysztof założył grupęTrzy Korony, z  którą wy-lansował m.in. przebój„Dziesięć w sakli Beau -forta“. W 1973 roku wy-emigrował do USA. Pró -

bował tam szczęścia, aleze zmiennym powodze-niem. Myślał o  powro-cie do Pol ski. Nie zdążył.Dnia 27 lutego 1981 ro-ku w Chicago miał wy-padek samochodowy.Zmarł w wyniku kom-plikacji pooperacyjnych7 kwietnia 1981 roku.Odszedł, mając zaled-wie 39 lat. W jego życio-rysie znaleźć możnawszystkie elementy bio-grafii rockowego idola –był samoukiem, miał ta-lent, szybko dostał sięna szczyt, odszedł tra-gicznie i zdecydowanieprzedwcześnie.

URSZULA SZABADOS

Page 18: Monitor Polonijny 2012/02

Jednym z głównychprio rytetów węgierskiejpolityki była jedność hi-storycznych Węgier i re-alizacja idei „jednolitegopolitycznego narodu wę-gierskiego od Tatr do Ad -ria tyku”. Niezależnie odinnych mniejszości, żyją-cych na terenie Węgier (tj.Rusinów i Żydów), wę-gierska klasa politycznaobawiała się narodowychaspiracji Rumunów, Sło -wa ków i Serbów, których realizacja –w ich odczuciu – mogła doprowadzićWęgry do katastrofy. Relatywnie do-brze ułożyli sobie Węgrzy stosunki z Chorwatami, którym przyznali auto-nomię (choć i tu były pewne napięcia,np. w związku z Rijeką, która nie zo-stała włączona do Chorwacji, lecz bez-pośrednio do Węgier).

W marcu i kwietniu 1869 roku od-były się po raz pierwszy wybory doparlamentu węgierskiego. Startowa -ło w nich 14 Słowaków, przy czym 3 z nich w ramach ugrupowań wę-gierskich (w wyraźny sposób jednak-że deklarując swoją przynależność na-rodową). Żaden z 11 słowackich kan-dydatów narodowych nie dostał siędo parlamentu. Okazało się, że słowac-ka świadomość narodowa jest jeszczedość słaba i jedynie w Martinie było jądobrze widać. Tam też dochodziło doregularnych bijatyk między tak zwa-nymi Madziaronami (czyli Słowakami,którzy zrezygnowali ze swej kulturynarodowej i czuli się już Węgrami), a słowackimi patriotami. Pod pozo-rem przywracania porządku władzeskierowały do miasta węgierską jed-nostkę wojskową. Ponieważ w Mar -

tinie nie było wtedy koszar,żołnierzy przymusowokwa terowano po domach.Mie li oni zastraszyć sło-wackich mieszkańcówMarti na, a jednocześnieprzekonywać ich do po-tęgi Ko ro ny ŚwiętegoStefana i „szczę śliwejprzyszłości” jedynie w ra-mach Wielkich Węgier.W marcu żupan podjąłdecyzję o zakwaterowa-niu części honwedów

w budynku Macierzy Słowackiej,której działalność z tego powodu zo-stała czasowo zawieszona.

Rząd węgierski z myślą o pozyska-niu Słowaków dla państwa węgier-skiego zgodził się na wydawanie w Bańskiej Bystrzycy czasopisma w ję-zyku słowackim Svornost’, którego ce-lem miało być wzbudzanie u Słowa -ków poczucia, że są mniej wartościo-wi od Węgrów i że szansą dla nich jest„stanie się dobrymi Węgrami”, przej-ście na język węgierski i porzuceniejęzyka słowackiego. Nie trzeba doda-wać, że czasopismo to – i jego kolpor-taż – pozostawało pod opieką admini-stracji państwowej.

Solą w oku administracji węgier-skiej było kilka istniejących słowac-kich szkół ponadpodsta-wowych. Z poparciem ga-zet węgierskich skierowa-no do tych szkół specjal-ne komisje, które stwier-dziły w nich „szerzenienie nawiści do węgier-skiej ojczyzny” oraz „pan -slawistyczną propagan-dę”. W konsekwencjiprzed wakacjami w roku

1874 zamknięto największą (jedynepełne gimnazjum) i najbardziej znanąszkołę w Revucy, a w styczniu 1875 ro-ku (w połowie roku szkolnego!) gim-nazjum niższe w Martinie. Dnia 29grudnia 1854 roku minister sprawwewnętrznych skierował do MacierzySłowackiej komisję śledczą, którastwierdziła, że Macierz zaniedbuje sta-tutową działalność i nie zajmuje siękulturą i literaturą, a zamiast tego pro-wadzi wywrotową działalność poli-tyczną. Na tej podstawie 29 kwietnia1875 roku minister zamknął Macierz,zakazał jej dalszej działalności i przejąłjej majątek.

Rok 1875 można uznać za począteknajcięższego okresu w całej nowocze-snej historii narodu słowackiego.Infrastruktura słowackiego życia pu-blicznego osiągnęła swój najniższypoziom.

Węgry w tym czasie przeżywałyswój „złoty wiek”. Prosperita politycz-na wiązała się z szybkim wzrostem go-spodarczym i znaczącym podniesie-niem poziomu życia. Postęp i dobro-byt koncentrowały się wokół linii ko-lejowych, które wszystkie zmierzałydo Pesztu. Węgry stawały się atrakcyj-ne, a ideologia „madziarońska”, czylistanie się Węgrem pochodzenia sło-wackiego, wydawała się dla wielu roz-sądną propozycją. Tysiące Słowakóww zamian za awans i lepszą pracę albopo prostu z cywilizacyjnej wygody lubpod naciskiem przełożonych prze-chodziły na język węgierski. Szkoła(od roku 1879 nawet szkoły ludowemusiały przejść na język węgierski),wojsko, prasa i media robiły wszystko,aby przekonać Słowaków, że być Wę -

grem, znaczy być bardziejcywilizowanym i kultu-ralnym. Węgrzy organizo-wali ogólnokrajowe ak-cje, mające pokazywaćnarodową chwałę: w 1885roku z wielką pompąotwarto Wystawę Krajo -wą, w 1894 roku narodo-wym świętem stał się po -grzeb bohatera 1848 ro ku

P roces wielkiej zgody austriacko-węgierskieji przekształcenia Austrii w Austro-Węgryzostał symbolicznie zakończony 8 czerwca

1867 roku poprzez uroczystą koronację w Budziecesarza Franciszka Józefa na króla Węgier. Węgrzy dostali od Wiedniawolną rękę w sprawach polityki wewnętrznej.

WAŻKIEWYDARZENIAW DZIEJACH

SŁOWACJI

Być Słowakiem na Węgrzech (pod koniec XIX wieku)

MONITOR POLONIJNY L 18

FranciszekJózef

Pavol Mudroň

Page 19: Monitor Polonijny 2012/02

Do dwóch razy sztukakotkom już dziękujemy

Lajosa Kossutha (nawiasem mó-wiąc, z pochodzenia częściowoSłowaka), potem świętowano 1000-lecie przyjścia Węgrów na NizinęPanońską. Ten dzień „podziękiOpatrzności Bożej, działającej przezArpada i jego drużynę” wyznaczonoarbitralnie na 8 czerwca 1896 roku– była to rocznica objęcia tronuprzez Franciszka Józefa, a więc i gest pod adresem panującego.Uwieńczeniem uroczystości miałybyć oficjalne „hołdy Koronie Świę -tego Stefana”, składane przez delega-cje z całych Węgier. Symbolemchwały Węgier miało być utworze-nie z połączenia Pesztu i Budy me-tropolitalnego Budapesztu oraz bu-dowa imponującego nowego gma-chu parlamentu. W roku 1892Franciszek Józef uznał oficjalnie

Budapeszt za stoli-cę Węgier i „siedzi-bę królewską”, codało Węgrom wiel -ką satysfakcję i pod -budowało ich du-

mę narodową. W takiej sytuacji moż-na zrozumieć tych Słowaków, któ-rzy pragnęli znaleźć się w gronie„lepszych ludzi” i zapewnić swoimdzieciom lepsze warunki życia.Niektórzy z nich stawali się gorli-wymi węgierskimi patriotami, a nawet – lecząc w ten sposóbswoje kompleksy – przyłączali siędo zwalczania i szykanowania kul-tury słowackiej.

Pomimo wszystkich węgierskichwysiłków, wynaradawiających Sło -waków, nie dało się uciszyć 2-mi-lionowego narodu. Pomimo brakuzaplecza, dzięki garstce takich lu-dzi, jak adwokat Pavol Mudroň czystudiujący w Pradze Słowacy z kół-ka samokształceniowego Detvan,kultura słowacka przetrwała. Jejopoką byli przede wszystkim sło-waccy chłopi. Według oceny jed-nego z węgierskich publicystów z końca XIX wieku 90% „górali” w Górnych Węgrach nie mówiłopo węgiersku (!).

Zbliżał się XX wiek.ANDRZEJ KRAWCZYK

Zgodnie z życzeniem autora jego honorariumzostanie przekazane na nagrody dla dzieci,

które biorą udział w konkursach „Monitora”

19 LUTY 2012

Mamy dopiero luty, a już pojawiłsię bardzo poważny kandydat

do miana najgorszego filmu roku.„Pokaż kotku, co masz w środku” (tak,to się dzieje naprawdę – właśnie takijest tytuł tego filmu) Sławomira Kryń -skiego. Nie jest to sequel (czyli ciągdalszy) „To nie tak, jak myślisz, kotku”(2008) tego samego reżysera, chociażczęść osób w obsadzie i produkcji sięnie zmieniła.

Napisać, że jest źle – to za mało. Jestnudno, głupio i mało zabawnie. Braksensownej fabuły (w zasadzie to brakjakiejkolwiek fabuły; mamy za to po-rozrzucane wątki, dotyczące różnychbohaterów, i zanim zainteresujemysię którymkolwiek z nich, czekając najego rozwinięcie, już jesteśmy wrzu-cani w następny).

Tematyka podobna, jak w poprzed-nim filmie Kryńskiego z kotkiem w tytule, czyli kłamstwa, zdrady i ro-manse, ale również przestępstwa i wy padki, a nawet śmierć. Wszystkow małomiasteczkowych dekoracjachi z postaciami, których życiowe pery-petie, nierzadko absurdalne i nieprze-widywalne, z założenia powinny nasbawić. Niestety, bohaterowie nie bu-

dzą w nas żadnych emocji. Raz, że –jak już wspomniałam – wielowątko-wość nie sprzyja zżyciu się z którym-kolwiek z nich. Dwa – żaden nie jestna tyle sympatyczny, byśmy chcieli ki-bicować mu w jego poczynaniach.

Zdecydowanie najlepiej wypadająpostaci grane przez Iwonę Wszoł -ków nę (aktorka znana z „Wesela”Woj ciecha Smarzowskiego i wielupopularnych seriali) i Jacka Borusiń -skiego (większość widzów zapewnekojarzy go z kabaretu Mumio). Szkodanatomiast, że ogromny potencjał in-nych świetnych przecież aktorów,choćby Jana Frycza, Mariana Dzię -dzie la i Andrzeja Grabowskiego, zo-stał w znacznym stopniu zmarnowa-

ny. Tak, jakby zupełnie nie było pomy-słu na stworzenie postaci i dialogów,odpowiadających ich dużemu talen-towi. Dziwi fakt, że zgodzili się w takmarnej produkcji wystąpić. No, alepamiętajmy, że kryzys wciąż szaleje i każdy chce zarobić.

Ja natomiast przy okazji „Po -każ kotku, co masz w środku”mam dla Państwa radę na czaskryzysu. Drodzy Państwo, za-oszczędzicie parę złotych, rezy-gnując z wyjścia do kina. Zaśświadomość, że nie zmarnowa-liście blisko dwóch godzin naobejrzenie tego słabego filmu,będzie naprawdę bezcenna.

KATARZYNA PIENIĄDZ

Page 20: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 20

Podekscytowana perspektywą no-wych przeżyć kulinarnych nie mo-głam się doczekać spotkania. Umó -wiłyśmy się przy historycznej budo-wie SND. Ponieważ na dworze byłodość zimno, szybko poszłyśmy do LeMonde, które oddalone jest od SND o parę kroków.

Po przekroczeniu progu tejże re-stauracji pierwsze, co przyszło mi dogłowy, to to, że jest mała – tylko paręstolików po lewej stronie, po prawejzaś część barowa.

W mgnieniu oka zjawił się kelner,który błyskawicznie, kątem oka oce-nił nasz wygląd i status społeczny.Pomyślałam sobie: „Hmm, zobaczy-my, co nas tu czeka”.

Kilka stolików było wolnych, w ro -gu siedziała tylko jedna para. Kelnerzaprowadził nas na miejsce. Wybrały -śmy zestaw obiadowy – danie głów-ne i deser. Tego dnia szef kuchni po-lecał stek z dyniowym purée orazstrudel z lodami.

Stek smakiem nie zachwycił, nato-miast dyniowe purée było całkiem in-teresującym doświadczeniem. Stru -del z lodami, klasyka, dzięki wspania-łej strukturze ciasta zwyciężył nad da-niem głównym.

Po słodkim co nieco zamówiłamnaturalnie cappuccino, prosząc kel-nera, aby napój podał w okrągłej fili-żance. Ten, wyraźnie kręcąc nosem,zaczął komentować, że filiżanki mają

tylko standardowe i że nie wie, czy sąokrągłe – dając mi do zrozumienia, iżniepotrzebnie go obciążam takimi za-chciankami. Rezultat? Przyniesionomi cappuccino w okrągłej, ale minifi-liżance, z ironicznym pytaniem: „Czyjest dostatecznie okrągła?“.

Udałam, że nie usłyszałam, dopiłamkawę i zwróciłam się ku wyjściu z bardzo mieszanymi uczuciami, bo-wiem od restauracji, promującej sięjako ta, która dyktuje trendy na sło-wackim rynku kulinarnym, oczeki-wałabym więcej profesjonalizmu.

Niestety – zamiast atmosfery prze-pełnionej serdecznością, zastałamtam zarozumiałych kelnerów, zwra-cających uwagę raczej na wartość ze-garka i jakość ubioru, a lekceważą-cych znaczenie wysokiego poziomuobsługi.

Właściciele Le Monde powinni so-bie szybko uświadomić, że profesjo-nalna strona internetowa, pięknesztućce i świetne miejsce w centrummiasta niestety nie wystarczą. Aby od-nieść sukces, trzeba szanować klien-ta, wyczuć jego potrzeby i sprawić,aby czuł się dobrze. Jeśli brak tychpodstawowych składników sukcesu,wiara w to, że się uda, szybko zamienisię w rozczarowanie...

SYLWIA KIŠ TOMASZEWSKARedakcja informuje, że artykuły zamieszczane w rubryce

„Zwierzenia podniebienia” w żaden sposób nie sąsponsorowane i że wszelkie wydatki, związane z wizytami

w prezentowanych lokalach, autorka pokrywa sama.

Zwierzeniapodniebienia

P ewnego dnia z koleżanką, z którą dawno się nie widziałyśmy,wybrałyśmy się do restauracji Le Monde, którą poleciła namznajoma. Już dawno chciałam odwiedzić ten lokal.

świat smaków czymarketingowy majstersztyk?Le Monde

www.

lem

onde

.sk

Page 21: Monitor Polonijny 2012/02

21 LUTY 2012

Przed laty zauroczonapięknem i niezwykłą at-mosferą Bańskiej Szczaw -ni cy obiecałam sobie, że za-biorę tu kiedyś swojegomęża, uwielbiającego, jak i ja, historyczne i pełne za-bytków miasteczka, w któ-rych ma się wrażenie, żeczas się zatrzymał. Taka jestwłaśnie Bańska Szczaw -nica, nie bez powodu uzna-na za jedno z najpiękniej-szych i najciekawszychmiast na Słowacji.

To około 10-tysięcznemia steczko położone jestw dolinie i otoczone przezmalownicze Góry Szczaw -ni ckie. Jego lokalizacja oraz360 zabytkowych obiek-tów spowodowały, iż w 1993roku zostało ono wpisanena Listę Światowego Dzie -dzictwa Przyrodniczego i Kulturowego UNESCO.

Naszą podroż po historiiBańskiej Szczawnicy roz-poczęliśmy od filiżanki go-rącej herbaty, wypitej w nie -wielkiej Art Cafe w sło ne -czny, aczkolwiek chło dnylistopadowy poranek. Mia -sto leniwie budziło się do-piero do życia, a my, pełniekscytacji, już zachwycali-śmy się artystycznym wnę-

trzem kawiarenki. Rene -san sowe sofy i foteliki czystary konik na biegunachnie zrobiły na nas aż takwielkiego wrażenia, jak wi-szące na ścianach okładkipłyt winylowych znanychzespołów muzycznych. Ja -kież było nasze zdziwienie,gdy obok The Beatles uj-rzeliśmy płytę KrzysztofaKrawczyka. I tak nasz ro-dak, a właściwie jego pio-senki pozostały już z namido końca dnia i towarzyszy-ły nam podczas zwiedzaniagotyckich i barokowychkościołów, okazałego ratu-sza, Starego i Nowego Zam -ku. Podziwiając starówkę i przechadzając się krętymibrukowanymi uliczkami,nuciliśmy piosenki Kraw -czy ka, usiłując przypo-mnieć sobie jego utwory,zwłaszcza te dawne, przyktórych bawili się jeszczenasi rodzice. Przestaliśmydopiero, kiedy musieliśmywspiąć się po stromymzboczu, by dostać się do je-ziorka Klinger, które jestjednym z 23 sztucznych

zbiorników wodnych, po-łączonych niegdyś syste-mem kanałów z kopalnia-mi. Jeziorka te, zwane z ję-zyka niemieckiego tajcha-mi, są najpiękniejszymi po-zostałościami po przemy-śle wydobywczym w tymrejonie – uznane zostały zaświatowe zabytki przemy-słu i inżynierii. BańskaSzczawnica należała bo-wiem do najstarszych i naj-bardziej znaczących miastgórniczych w Europie.Pierwsze wzmianki o wy-dobyciu rud srebra na tymterenie pochodzą z 1156 ro -ku. Według legendy złożadrogocennych kruszcówwskazały pastuchowi dwiewygrzewające się na słoń-cu salamandry, przyprószo-ne złotym i srebrnym py-łem. Niestety, w XIX i XXwieku wydobycie rud z wy -soką zawartością metaliszlachetnych zaczęło spa-dać. W 2001 roku zamknię-to ostatnią kopalnię. Z hi-

storią górnictwa w tym re-gionie oraz wykorzystywa-nymi w nim na przestrzeniwieków maszynami zapo-znać się można w muzeum– skansenie górniczym.

Bańską Szczawnicę war-to odwiedzić nie tylko zewzględu na przepiekaneokolice i bogatą historię,ale i na wiele innych atrak-cji. Warto tu przyjechaćwiosną i latem, by wędro-wać po górach, które jesie-nią dodatkowo wzbogacazłoto i czerwień lasów, a w zimie, by szusować postokach, zaś przez cały rok,by rozkoszować się wy-śmienitymi bryndzowymiplackami ziemniaczanymioraz pieczonymi jabłkami z sosem waniliowym i cze-koladą. Po całym dniu zwie -dzania i wędrowania pookolicach, gdy słońce skry-ło się już za wzgórzami, myrelaksowaliśmy się w nie-dalekim uzdrowisku z ter-malnymi wodami mineral-nymi – Sklené Tepli ce. Szcze -gólnie polecam Parenicę,czyli jeziorko termalne w ja -skini z wodą leczniczą o temperaturze 42° C. Niema nic lepszego na zmę-czenie jak gorąca kąpiel z bąbelkami!

Czyż zatem nie wartospę dzić choć kilku dni, ba,nawet kilku godzin w takuroczym miejscu? Gorącozachęcam i serdecznie za-praszam do Bańskiej Szcza -w nicy – słowackiej perłyze złota i srebra.

MAGDALENA ZAWISTOWSKA-OLSZEWSKA

S łowacja skrywa wieleniezwykłych miejsc,zapierających dech

w piersiach, dlategozachęcamy Państwa dopodroży po tym kraju wraz z nami i poznawaniasłowackich perełek w nowymcyklu „Monitora Polonijnego“.

Bańska Szczawnicaz Krzysztofem Krawczykiem

Słowackieperełki

Page 22: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 22

W latach 1926-1930wśród różnorodnychzajęć Korczaka,

m.in. w Domu Sierot iNaszym Domu, głównemiejsce zajmował stworzonyprzez niego „Mały Przegląd”– wolna trybuna młodych,dodatek do „NaszegoPrzeglądu”, najpoczytniej -szego dziennika żydowskiegow języku polskim.

„Mały Przegląd” zamieszczał wy-łącznie listy dzieci i młodzieży. Je dy -nym głosem dorosłego był głos Kor -czaka, odpowiadającego na listy lubwypowiadającego się w jakiejś kon-kretnej kwestii. „Mały Przegląd” szyb-ko stał się popularny, redakcja otrzy-mywała setki listów, w miastach i mia-steczkach samorzutnie powstawałykluby współpracowników i sympaty-ków; po czterech latach redakcja, któ-rą tworzyli wychowankowie, znalazłasię „w nurcie jakiegoś masowego ru-chu”, jak zauważył Igor Newerly, se-kretarz Janusza Korczaka, któremuten powierzył dalsze redagowanie„Małego Przeglądu”. W tym czasiedru kiem ukazały się: programowabroszura Korczaka Prawo dziecka doszacunku (1929) oraz Prawidła ży-cia. Pedagogika dla młodzieży i doro-słych (1930). Ich autor współpraco-wał też (do 1939 r.) z wieloma nauko-wymi czasopismami pedagogicznymi.

Pierwszego października 1931 ro-ku awangardowy Teatr Ateneumroz począł nowy sezon, wystawiającdramat Korczaka Sezon szaleńcóww reżyserii Stanisławy Perzanow -skiej, z samym Stefanem Jaraczem w roli głównej.

W latach trzydziestych Korczak wy-dał następujące utwory: Kajtuś Cza -ro dziej (1935 r.), Uparty chłopiec.Życie Ludwika Pasteura (1938 r.),Refleksje (1938 r.), Ludzie są dobrzy(1938 r.), Trzy wyprawy Herszka(1939). W 1939 roku ukazały się dru-kiem: Pedagogika żartobliwa, Mojewakacje i Gadaninky radiowe Sta -rego Doktora. Jego twórczość, w któ-rej trudno oddzielić pedagogikę spo-

łeczną od studiów nad odrębnościądziecięcego widzenia świata, była po-pularna i czytana, należała do główne-go nurtu polskiej literatury między-wojennej i była recenzowana przezwybitne pióra, takie jak np. Brzo zow -ski, Lorentowicz, Kołaczkowski, Gru -szecka, Dąbrowska czy Irzykowski.

W roku 1935, przyjmując propozy-cję Polskiego Radia, Korczak rozpo-czął cykl radiowych pogadanek dladzieci i o dzieciach. W radio występo-wał pod pseudonimem Stary Doktor.Jego audycje, słuchane zarównoprzez dzieci, jak i dorosłych, szybkostały się wydarzeniem kulturalnymkraju.

Dwa lata później minister wyznańreligijnych i oświecenia publicznegona wniosek Polskiej Akademii Lite ra -tury przyznał Januszowi KorczakowiZłoty Wawrzyn za „wybitną twór-czość literacką”.

Dwa razy, w 1934 i 1936 roku, StaryDoktor spędził po kilka tygodni w Pa -lestynie, zaproszony przez byłych wy-chowanków Domu Sierot, którzy tamsię osiedlili. Aleksander Lewin w pu-

blikacji Kibuce w Izraelu piszem.in., że Korczak większośćczasu spędzał w kibucu EinHarod w Galilei, rano chodziłdo szkoły, gdzie obserwowałzajęcia dzieci, że dużą wagęprzywiązywał do zabaw dzie-ci, które nauczył puszczać la-tawce. Od tamtych czasów podziś dzień w Ein Harod nacześć Korczaka obchodzonyjest Dzień Latawca – radosne

święto z udziałem setek dzieci i doro-słych z bliższej i dalszej okolicy. W cza-sie pobytu w Palestynie Korczak spę-dzał wieczory na spotkaniach z doro-słymi i – choć nie znał języka hebraj-skiego – szybko nawiązywał kontakt.Uważał, że kibuce są środowiskiemnajbardziej sprzyjającym wychowa-niu dziecka.

Mogłoby się zdawać, że w latachtrzydziestych nasz bohater czuł sięczłowiekiem spełnionym; doskonaledziałały stworzone przez niego DomSierot i Nasz Dom, jako pisarz wszedłna trwało do literatury polskiej. Takjednak nie było. Lata te, a szczególnieich druga połowa, w której narastałynastroje antysemickie, nie skłaniałydo optymizmu. Korczak, uważającysię zarówno za Żyda, jak i Polaka, ideidwu narodowości pozostał wiernynawet wtedy, gdy okupant karał zanią śmiercią. Dlatego też szczególniedotkliwie musiała go dotknąć rezy-gnacja dyrekcji radia, podjęta pod na-ciskiem sanacji i endecji, z tak popu-larnych „Gadaninek Starego Dokto -ra”. W tym samym 1936 roku na ze-braniu zarządu towarzystwa opie-kuńczego Nasz Dom doszło też dokonfliktu z Maryną Falską, w wynikuktórego Korczak po osiemnastu la-tach współpracy i przyjaźni wycofałsię z tego przedsięwzięcia. Tradycyj -ne środowiska żydowskie zarzucałymu, że polonizuje dzieci, a syjoniścimieli do niego pretensje, że nie agitu-je za wyjazdami do Palestyny. Niektó -rzy wychowankowie zgłaszali preten-sje, że wychowanie w idealnym społe-czeństwie, stworzonym w DomuSierot, nie przygotowało ich do życiana zewnątrz.

Korczak zaczął powątpiewać w senswszystkiego, co robił. W roku 1937

JanuszKorczakopiekun spolegliwyC Z Ę Ś Ć D R U G A

„Kiedy śmieje się dziecko,śmieje się cały świat”.

Janusz Korczak

Page 23: Monitor Polonijny 2012/02

23

w liście do Arnona pisał, że będąc w Polsce, nie wierzy, iż mógłby byćjeszcze przydatny, że: „...tak ciężko,tak nieprawdopodobnie ciężko [...]”.I przeczuwał: „Zło jeszcze nie dotarłodo dna, najbliższe pięć, być możedziesięć lat – to burze i zalewy...”. W Pamiętniku, pisanym tuż przedśmiercią, o latach przed wybuchem II wojny światowej napisał: „podłe,haniebne, rozpadowe, nikczemne –kłamliwe, przeklęte: nie chciało siężyć; błoto, cuchnące błoto”. Polskijednak nie opuścił i w tym samymPamiętniku wyznawał, że „kochaWisłę warszawską i oderwany odWarszawy odczuwa żrącą tęsknotę[...] Warszawa jest moja i ja jestem nią.Razem z nią cieszyłem się i smuciłem,jej pogoda była moją pogodą, jejdeszcz i błoto moim też”.

Nie uciekał przed największą burząXX stulecia. Gdy ogłoszono mobiliza-cję, założył mundur polskiego oficerai zgłosił się do Komendy Uzupełnień,tłumacząc, że chociaż stary i pediatra,może się armii jeszcze przydać. Zwró -ciła się do niego dyrekcja PolskiegoRadia, prosząc, by przemówił do mie -szkańców Warszawy. I tak w oblężo-nej Warszawie, wśród huku bombznów rozległ się dobrze znany głosStarego Doktora, dodający otuchy,moblizujący dorosłych do obrony,radzący dzieciom, jak mają się za-chowywać.

Po zajęciu Warszawy przez wojskaniemieckie razem ze starszymi wy-chowankami wstawiał wybite szybyw Domu Sierot, starał się o wyżywie-nie dla dzieci i opał na zimę. Nie zdjąłpolskiego munduru, nie akceptowałdyskryminacyjnego oznaczenia Ży -dów i nie przypiął Gwiazdy Dawida.

W 1940 roku Dom Sierotzostał ewakuowany do war-szawskiego getta, gdzieza trzymetrowym mu-rem na 307 hektarachNiemcy zamknęli około500 tys. ludzi, z którychw 1941 roku z głodu i chorób umarłook. 100 tysięcy. W czasie przepro-wadzki do getta Korczak został aresz-towany i przez kilka miesięcy był wię-ziony na Pawiaku.

Wykupiony z więzienia przez kilkubyłych wychowanków wrócił do Do -mu Sierot i od Stefanii Wilczyńskiejprzejął kontakty z władzami gettaoraz trudne obowiązki zaopatrze-niowca. W tej „dzielnicy skazańców”,jak w Pamiętniku nazwał getto, gdziedzieci bawiły się na chodnikach oboktrupów, przykrytych szarym papie-rem, gdzie głód i tyfus dziesiątkowałludzi, Korczakowska organizacjaDomu Sierot działa jak dawniej – nor-malny rozkład zajęć, dyżury, godzinyszkolne. I tylko Stary Doktor się zmie-nił; czuł się ojcem dwustu dzieci, któ-re musiał nakarmić, jak pisał IgorNewerly, gotów był robić piekielneawantury o worek ziemniaków czybeczkę kapusty. Znalazł w sobie jesz-cze tyle siły, by zająć się dodatkowonajbardziej zaniedbanym przytuł-kiem przy ul. Dzielnej, zwanym teżdomem przedpogrzebowym, do któ-rego znoszono leżące na ulicach cho-re, wycieńczone i opuszczone dzieci.W maju 1942 roku zaczął pisać daw-no zamierzony Pamiętnik. Pisał noca-mi w izolatce, gdzie mieszkał z kilkor-giem najsłabszych dzieci i gdzie umie-rał ojciec jednej z wychowawczyń.Pamiętnik to wstrząsający zapis ostat-nich przemyśleń Janusza Korczaka.

W dniu 17 lipca 1942 roku odbyłosię ostatnie przedstawienie w DomuSierot – inscenizacja znajdującej sięna niemieckim indeksie Poczty Ra -bin dranatha Thagore.

Igor Newerly kilkakrotnie próbo-wał przekonać Korczaka do opusz-czenia getta – przyjaciele Starego Do -ktora po aryjskiej stronie byli przygo-towani na jego przyjęcie. On jednakodmawiał. Piętnastego lipca ostatniąpróbę przekonania go do opuszcze-nia getta podjęła Maryna Falska, ukry-

wająca wiele żydowskich dzieci w Naszym Domu. Znalazła dlaniego bezpieczne schronieniena Bie lanach i załatwiła papie-ry, wyrobione na inne nazwi-sko, które umożliwiały bez-pieczne wyjście z getta. Jednak

i wówczas Janusz Korczak odmówiłich przyjęcia.

W dniu 22 lipca 1942 roku roz-poczęła się ostateczna likwidacjawarszawskiego getta, co dnia z Um -szlag platzu ruszały transporty doobozu zagłady w Treblince. Ran -kiem 5 lub 6 sierpnia 1942 rokusprzed Resursy Kupieckiej przy ul.Śliskiej 9 wymaszerował pochód192 dzieci i dziesięciorga opieku-nów, wśród których była StefaniaWilczyńska. Pochód prowadziłKor czak, trzymając dwoje dzieci zarękę. Za nimi czwórkami maszero-wały pozostałe dzieci, które niosłyflagę Króla Maciu sia Pierw szego.Każde dziecko miało ze sobą ulu-bioną zabawkę lub książkę, a jedenz chłopców na czele pochodu grałna skrzypcach. Taki obraz przeka-zał nam W. Szpilman. Taki obrazostatniego marszu Domu Sierotutr wa lił też film Andrzeja Wajdy z 1990 roku „Korczak”.

Inaczej ten ostatni marsz widział M. Rudnicki, który w „TygodnikuPo wszechnym” (1988, nr 45) napi-sał m.in.: „Nie chcę być obrazobur-cą ani odbrązowiaczem – ale muszępowiedzieć, jak to wtedy widziałem.

LUTY 2012

Page 24: Monitor Polonijny 2012/02

Atmo sferę przenikał jakiś ogrom-ny bezwład, automatyzm, apatia.Nie było widocznego poruszenia,że to Kor czak idzie, nie było saluto-wania (jak to niektórzy opisują),na pewno nie było interwencji po-

słańców Juden ratu – nikt do Kor -czaka nie podszedł. Nie było ge-stów, nie było śpiewu, nie byłodumnie podniesionych głów, niepamiętam, czy niósł ktoś sztandarDomu Sierot, mówią, że tak. Byłastraszliwa, zmęczona cisza”.

Janusz Korczak, „opiekun spole-gliwy”, jak nazwał go filozof Ta -deusz Kotarbiński w swych Medy -tacjach o życiu godziwym, dobro-wolnie towarzyszył dzieciom dokońca ich i swego życia.

W tym samym dniu z Umschlag -platzu hitlerowcy wywieźli 4000dzieci i ich opiekunów z sierociń-ców warszawskiego getta. Adrestransportów był jeden – komorygazowe obozu zagłady w Treb -lince. To w tym obozie od 23 lipca1941 roku, kiedy przybył tampierwszy transport z warszawskie-go getta, do 18 sierpnia 1943 roku,daty ostatniego transportu z gettaw Białymstoku, hitlerowcy zamor-dowali co najmniej 870 tysięcy lu-dzi.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

Zaskoczenie było tym wię -ksze, że autorka nigdy posta-cią medialną nie była i o zain-teresowanie mediów nie za-biegała. Przez lata stała w cie-niu swego wielkiego męża;nie wiedzieliśmy o niej nie-mal nic i to także wówczas,gdy była prezydentową. Na -su wa się więc pytanie, co ta-kiego się stało, że pani Danu -ta zdecydowała się z tegocienia wyjść. Odpowiedźznajdzie czytelnik w jejszcze rej do bólu autobio-grafii.

Nie darmo mówi się, żekażdy może stać się autoremjednej książki. Danuta Wałę -sa to potwierdza. Jej Marze -nia i tajemnice są taką książ-ką życia, napisaną w momen-cie, gdy swoje już zrobiła;urodziła i wychowała ośmio-ro dzieci, zgodnie z zasadą„w dobrym i złym” stała przyswoim mężu. Spełniwszyobowiązki Matki Polki, wre -szcie znalazła czas, by obej-rzeć się za siebie, pomyślećo tym, co było, i zadać sobiepytanie: „Jak mogłam tyle

czasu przeżyć, żeby choćprzez moment [...] nie po-myśleć o sobie?”.

Urodziła się w 1949 rokuw niemal zapomnianej przezBoga i ludzi mazowieckiejwsi Krypy. Edukację skoń-czyła w wieku 14 lat i – jaksama pisze – nigdy nie wy-obrażała sobie swojego życiaw miejscu, w którym przy-szła na świat. Za drugie miej-sce swoich urodzin uznajeGdańsk, w którym żyje od1968 roku. W tym też rokupoznała Lecha Wałęsę; ona

sprzedawała w kiosku kwia-ty, on był elektrykiem w sto -czni. Oboje przyjechali zeswoich wsi do Gdańska, bytam zapuścić korzenie. Poroku byli już małżeństwem.Ona od początku uważała,że on, starszy od niej o 6 lat,jest w ich związku tym mą-drzejszym. Pisze: „Sama by-łam zakompleksiona i myśla-łam, że powinnam iść krokza nim. I do dziś tak jest,choć czasami jednak wyska-kuję przed szereg. Uważa -łam, że to on jest bardziej do-świadczony [...]. Skoro ja je-stem młodsza, to on, mąż,jest przywódcą, a ja jestem

W ielkim wydarzeniem medialnym końca roku 2011 byłopojawienie się na rynku księgarskim autobiografiiDanuty Wałęsy „Marzenia i tajemnice”

(Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011). Zaskoczeniebyło duże; tej książki nie oczekiwano, rodziła się w wielkiej tajemnicy, a nieliczni, którzy o tym wiedzieli, do końca zachowali milczenie.

MONITOR POLONIJNY L 24

W województwie mazowiec-kim, największym, ale jed-

nym z szesnastu w Polsce, mieszkatyle osób, co w całej Słowacji – wy-nika ze wstępnych danych spisuludności, które pod koniec 2011 ro-ku opublikował Główny Urząd Sta -tystyczny.

Pełne dane ze spisu, zarówno w Polsce jak i na Słowacji, pozna-my w marcu – rok po jego prze-prowadzeniu. Ponieważ spis prze-prowadzono we wszystkich pań-stwach członkowskich Unii Eu ro -pejskich według tej samej metodo-logii, po raz pierwszy będzie moż-na porównać poziom życia nasz i naszych sąsiadów.

Wyniki wstępne wykazały, iż podkoniec marca ubiegłego roku w Pol -sce mieszkało 38,3 mln osób. Fa k -ty cznie jednak 37,2 mln osób; po-nad półtora miliona rodaków pod-czas spisu czasowo przebywało po-za granicami kraju, ale do całkowi-

Danuty Wałęsy wyjście z cienia

W Mazowieckiem

Page 25: Monitor Polonijny 2012/02

tylko od wykonywania za-dań [...] Sądziłam też, że tenpowinien decydować, ktoma mądrzejsze zdanie w da-nej kwestii. Jednak z czasemmąż przywykł do tego, żeotrzymał ode mnie przyzwo-lenie, prawo do decydowa-nia o wszystkim”. Model ro-dziny patriarchalnej, w któ-rej mąż zarabia i decyduje, a żona zajmuje się domem,dziećmi i usuwa pył sprzedjego nóg, oboje otrzymali w wianie. Obecnie pani Da - nu ta nie jest już tamtąDanuś ką, nie boi się napisać:„Dziś przyznam, że myślałambłędnie. Wspólne życie po-winno przebiegać na zasa-dzie równowagi”. Stała się z niej silna kobieta, bo takąbyć musiała, bo to na niejspoczywał trud życia po-wszedniego, gdy mąż „zaan-gażował się w opozycję”, byłwyrzucany z pracy, areszto-wany. „On już wtedy, w la-

tach siedemdziesiątych, po-święcał rodzinę dla dobra...Nie wiem, może czuł się do-wartościowany tym, że cośrobi, ale rodzina jednak byłasama”. Nie inaczej było, gdystał się politykiem światowejsławy. Rodzina nadal była sa-ma. Sama była i ona, jego żo-na, o której ci, którzy bliżejznają Wałęsów, mówią, że„bez pani Danuty nie byłobyWałęsy takiego, jakim goznamy [...] ta silna kobietastworzyła mu warunki, żebyodegrał swoją rolę w histo-rii”. O tej samotności w ro-dzinie jest ta książka.

Jeśli ktoś oczekiwałby odautorki, że jej autobiografiabędzie o polityce, to się roz-czaruje. „Mnie polityka nieinteresuje. Nie lubię jej. Dla -tego nie jestem politykiem”– pisze pani Danuta. W in-nym miejscu zaledwie wspo-mina o „przeklętej polityce”.Swą autobiografię kończy

stwierdzeniem: „Dziś, z per-spektywy czasu, mogę po-wiedzieć, że w moim życiuzmieniłabym jedną rzecz –powinnam była mocniej ak-centować własne zdanie [...]więcej wymagać od wszyst-kich. W tym również od mę-ża”.

Marzenia i tajemnice na-tychmiast po ukazaniu sięza jęły pierwsze miejsce na li-stach bestsellerów polskichksięgarń. Książka pobiła re-kordy sprzedaży – od 23 li-stopada do końca roku sprze -dano 250 tys. jej egzempla-rzy. To wielki triumf wydaw-cy, ale przede wszystkim sa-mej autorki. Książka, którąniektórzy krytycy określająjako list otwarty Danuty doLecha, „napisany po to, abyobudzić w mężu refleksję natemat ich wspólnego życia”,żyje teraz własnym życiem;dyskutuje się o niej na fo-rach internetowych, w tram-

wajach i księgarniach. I cho-ciaż nie mamy wątpliwości,że najbardziej potrzebna by-ła porządkującej swe życieautorce, to szybko okazałosię, że trafiła do tysięcy pol-skich kobiet, które odnajdu-ją w niej podobieństwo dowłasnych losów, losów ko-biet, których funkcja w ro-dzinie jest stale jeszcze mar-ginalizowana. Po książkę sięgają również mężczyźni,niewstydzący się publicznieprzyznać, iż po jej lekturzeinaczej patrzą na własne żo-ny. Dla Jacka Żakowskiego,znanego publicysty, to „wstrzą -sający dokument z epoki pa-triarchatu i jego schyłku”.Dalej Żakowski pisze: „Dzię -kuję pani za tę zbiorową te-rapię polskich rodzin. I mnieteż się w głowie poprzesta-wiało”. To chyba największapochwała, jaka autorkę mo-gła spotkać.

DANUTA MEYZA-MARUŠIAK

25 LUTY 2012

tej liczby mieszkańców dodano tak-że cudzoziemców, mających trwałypobyt w Polsce.

Według zaleceń Unii Europejskiejprzy podawaniu liczby mieszkań-ców podaje się liczbę osób zameldo-wanych, ale faktycznie przeby wa ją -cych w danym kraju, czyli w przy -pad ku Polski 37 mln 200 tys.osób.

Od poprzedniego spisu z 2002roku ludność Polski zwiększyła się o blisko 100 tys. osób (wzrost o 0,25%), przy czym przyrost ten w większym stopniu dotyczył ko-biet, niż mężczyzn. Kawalerów ze Sło -wa cji zapraszamy do Polski; w 2011roku mężczyźni stanowili 47,9 %ogółu ludności zamieszkałej w Pol -sce (wobec 48,4 % w 2002 roku).Tym samym zwiększył się współ-czynnik feminizacji; aktualnie na100 mężczyzn przypada 108 kobiet.

W 2011 roku liczba Polaków,mieszkających w miastach, stanowi-

ła ok. 59,4 % ogółu (w 2002roku wskaźnik ten wyno-sił 61,2 %), zaś ludnośćwiejska ok. 40,6 % (w 2002– 38,2 %).

Liczba ludności miej-skiej zmniejszyła się w po-równaniu do 2002 roku o bliskodwa punkty procentowe. Wedługstatystyków zmiany te spowodowa-ły w dużej mierze migracje z du-żych ośrodków miejskich na obrze-ża miast, formalnie uznawane za ob-szary wiejskie.

Gęstość zaludnienia, tj. liczba osóbfaktycznie zamieszkałych przypadają-cych na 1 kilometr kwadratowy po-wierzchni kraju wyniosła 123 osoby.

Pozytywnym zjawiskiem, obserwo-wanym w latach, które upłynęły odostatniego spisu, jest stały wzrost po-ziomu wykształcenia Polaków. Odse -tek osób z wykształceniem ponad-podstawowym wzrósł z 66,9 % do78,7 %, tj. o prawie 12 punktów pro-centowych. Najbar dziej dynamicznywzrost został odnotowany w odnie-sieniu do osób z wykształceniu wyż-

szym, których udział zwię -kszył się z 9,9 % do ponad17,5 %.

Wstępne dane potwier-dzają zjawisko – któregoobawia się coraz więcejpaństw europejskich – sta-

rzenia się społeczeństwa; mamy corazmniej ludzi młodych, a coraz więcejemerytów. Liczba ludności w wieku„przedprodukcyjnym” od ostatniegospisu zmalała z 23,2 % do 19,2 %, a w wieku – jak to nazywają statystycy –„poprodukcyjnym” wzrosła o prawietrzy punkty procentowe.

W 2011 roku najwięcej osób (po-dobnie jak w 2002 roku) zamieszki-wało województwa: mazowieckie –5 mln 369 tys. mieszkańców, costanowiło 14 % ogółu ludności kraju,śląskie– 4 mln 596 tys. (12 %), wielko-polskie – 3 mln 415 tys. (8,9 %) i ma-łopolskie– 3 mln 377 tys. (8,8 %).

Z kolei najmniej liczne województwato: podlaskie – 1 mln 204 tys. osób (3,1 %), lubuskie – 1 mln (2,6 %) orazopolskie 984 tys. osób (2,6 %).

DARIUSZ WIECZOREK

jak na Słowacji

Page 26: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 26

P rzeszedł jakbyniezauważony. Cóż, zamorzami, za górami zagrali

nasi w Pucharze Świata (PŚ) w piłce siatkowej mężczyzn.

W okresie od 20 listopada do 4 gru -dnia 2011 roku polska reprezentacjarozegrała w Japonii jedenaście me-czów, a zarazem najwięcej setów zewszystkich drużyn, bo aż 45.

Każdy mecz, set był inny, każdy bar-dzo ważny i trudny. Wyczerpującybar dzo trudny turniej z częstymizmia nami miejsca rozgrywek piękniezakończył polski sportowy rok. Ra -czej nowa, młoda reprezentacja naro-dowa szła jak burza. Nasi rozpoczęliturniej od pokonania wicemistrzówświata Kuby (3:0) i mistrzów EuropySerbii (3:1)! Zwyciężając Argenty -nę (3:1), stali się jednym z faworytówturnieju. Niespodzie wa nie na ziemięsprowadził ich Iran, wygrywając 3:2.Kolejne mecze potwierdzały jednak,że Polacy są w świetnej formie. Poklęsce polska drużyna się bowiem po-prawiła – wygrała po 3:1 z Japoniąi Chinami. Potem rozkręcała się co-raz bardziej i w świetnym stylu, w pra -wie idealnym meczu pokonała mi-strzów olimpijskich - Stany Zjedno -czone (3:0), nadal stojąc na czele fa-worytów PŚ. Następna była spodzie-wana wygrana z Egiptem (3:0). Naj -trudniejsze mecze czekały naszych w walce o miejsce na podium. Rywa -la mi były siatkarskie potęgi, czyli ko-lejno: Włochy, Brazylia i Rosja.Mecz z Włochami był arcytrudny. W minionym sezonie przegraliśmy z nimi trzy razy… To rywale domino-wali na parkiecie. Również w TokioWłosi prowadzili już 2:0 i prawieświętowali wygraną. Naszym udałosię jednak odwrócić losy meczu i wy-grać 3:2! Uznano, że było to jedno z klu czowych zwycięstw w drodze dosukcesu. Trener naszej reprezentacjiAndrea Anastasi przyznał, że kiedyWłosi przegrywali, na pewno nie byłszczęśliwy, bo przecież była to jegodawna drużyna (prowadził ją w po-nad 300 spotkaniach), a przede wszy -stkim reprezentacja jego ojczyzny.Poza tym sam kiedyś grał w junior-

skiej kadrze Włoch, a potem w senio-rach, których później prowadził. Toczęść jego życia. Powiedział też, że mi-mo to był szczęśliwy, że Polacy wygra-li. Podkreślał, iż nie miał i nie będziemieć sentymentów w meczach z Wło -chami: „W tej chwili dla mnie istniejetylko polska drużyna narodowa. Cie -szy mnie, kiedy Włosi wygrywają, alekiedy to my stajemy po drugiej stro-nie siatki, moim celem jest wygrać. Tojest moja praca”.

W meczu z Brazylią biało-czerwonigrali świetnie – wygrali dwa sety, coich zapewne rozkojarzyło… Przestalide facto walczyć. Dwa wygrane setyjuż oznaczały nasz awans na igrzyska.Brazylijczycy szybko się jednak po-zbierali i – szok – wygrali z nami 3:2.Z kolei mecz z Rosją rozstrzygniętyzostał w trzecim secie – nasi się tro-chę pogubili i wygrali rywale 3:2.Mimo tych porażek, po jedenastu me-czach w turnieju, uznawanym za naj-trudniejszą imprezę siatkarską,Polska zajęła II miejsce! Nasi siatkarzestanęli na podium PŚ po 46 latachprzerwy. Tyle bowiem minęło odpierwszych rozgrywek PŚ siatkarzy,rozegranych w 1965 roku w Warsza -wie, kiedy to wywalczyliśmy srebrnymedal. Co ciekawe, pięć lat temu w tej samej hali nasi zdobyli srebrnymedal mistrzostw świata. Teraz rów-nież udało się zdobyć srebro. Niewie -le brakowało do zdobycia złota i pu-charu.

Dodatkowo najlepszym blokują-cym turnieju wybrano środkowegobloku i kapitana polskiej reprezenta-cji Marcina Możdżonka. Ucieszonysukcesem stwierdził: „Wiemy, że mo-żemy ograć wszystkich”. Optymistąjest też Sebastian Świderski: „Naigrzyskach będziemy walczyć o me-dal”.

Najważniejszym, najcenniejszymefektem sukcesu był awans na igrzy-

ska olimpijskie w Londynie. Tymsamym wzrósł poziom polskich na-dziei na olimpijski medal.

Przy okazji warto również przypo-mnieć, a raczej powspominać całypolski siatkarski rok 2011, ponieważbył on bardzo udany. Polska reprezen-tacja trzykrotnie stawała na podiumwielkich imprez! W trzech turniejach– trzy medale! Można zatem mówić o historycznym sezonie polskiej siat-kówki. W roku 2011 kadra rozegrała44 oficjalne mecze międzypaństwo-we, zwyciężyła 24 razy. Nigdy wcze-śniej, nawet pod wodzą naszego tre-nera legendy Huberta JerzegoWagnera nasi nie stanęli na podiumtrzy razy w ciągu jednego roku. Z tre-nerem Anastasim udało się w LidzeŚwiatowej (3. miejsce), Mistrzo -stwach Europy (3. miejsce) i wła-śnie w Pucharze Świata. Zdobycietrzech medali w jednym roku to nielada wyczyn, który rzadko komu sięudaje.

Ważne jest też, że wywalczeniemiejsca na podium PŚ i kwalifikacjado igrzysk olimpijskich wiążą się z tym,iż nasza reprezentacja nie będzie mu-siała grać w wyczerpujących turnie-jach kwalifikacyjnych do igrzysk.Zyskała czas na szlifowanie formy.

O wiele ważniejsze i cenniejsze bę-dzie też dla nas rozstawienie w tur-nieju olimpijskim. Drugie miejsce w PŚ daje nam awans na czwartą loka-tę w światowym rankingu Między -na rodowej Federacji Siatkarskiej(FIVB), co pozwoli na igrzyskachuniknąć w pierwszej fazie gry z Bra -zylią i Rosją. Trafimy do grupy A tur-nieju wraz z gospodarzem WielkąBrytanią i trzecimi w rankingu Wło -chami (jeśli awans na igrzyska uzyska-ją). W grupie B znajdą się przewodzą-cy klasyfikacji Brazylijczycy i jej wi -celider Rosja. Do tego Kuba, jeśli sięzakwalifikuje. Spośród pozostałych

Byłsukces

Page 27: Monitor Polonijny 2012/02

27 LUTY 2012

Ch yba częściej można usłyszeć pytanie„Gdzie idziesz?” niż „Dokąd idziesz?”.Pewien mój znajomy stwierdził nawet,

że użycie zaimka przysłownego „gdzie” w takimkontekście jest skandaliczne, po czym dodał, że obuwymienionych zaimków nie rozróżniają tylko ci, którzy –delikatnie mówiąc – są na bakier z językiem polskim.

I właśnie ta jego radykalna oce -na zjawiska zainspirowała mniedo zajęcia się zagadnieniem.

Fakt, „gdzie” to – jak podajekomputerowy Uniwersalny sło -w nik języka polskiego (PWN2004) – w pierwszym znaczeniu‘zaimek przysłowny, używany w pytaniach o położenie lubmiejsce działania czegoś lub ko-goś’, a zatem ma znaczenie loka-tywne, zaś zaimka „dokąd” – jakinformuje ten sam słownik – uży-wa się w pytaniach o wskazaniekierunku, czyli ma on charakterlatywny (inaczej dyrektywny).Te definicje zatem wydają się po-twierdzać rację wspomnianegoznajomego, bowiem czasownik„iść” łączy się z okolicznikiem kie-runku, a nie miejsca, co znaczyło-by, że „gdzie idziesz” jest formąbłędną. Tylko czy rzeczywiście?

Przyznam, że mnie pytanie„Gdzie idziesz?” i wszelkie jemupodobne (np. „Gdzie jedziesz?”,„Gdzie to zanieść?”, „Gdzie to od-dać?” czy „Gdzie cię podrzucić?”)bardzo denerwują. Norma językapolskiego mimo wszystko takiepołączenia dopuszcza, choć do-daje do nich kwalifikator „po-toczne”, co oznacza, że w językunieoficjalnym (choć coraz czę-ściej i w oficjalnym) możemy iśćsobie „gdzieś”, niekoniecznie„dokądś”.

Problem mieszania w pol -szczy źnie tych dwu zaimków niejest czymś nowym, jak się niektó-rym wydaje – przykłady użyć„gdzie” w funkcji latywnej zna-leźć można nawet w Panu Ta -deu szu Mickiewicza z 1834 r.,gdzie np. w Księdze VII czytamy:

[…]bo jakże lud ruszy za na-mi?/ Gdzie pójdzie, kiedygdzie iść, my nie wiemy sami?To, że ścisłe rozróżnianie „gdzie”i „dokąd” nie jest zgodne z pol-ską tradycją wydaje się potwier-dzać też początek powieści poetyckiej Ma ri Mal czew skiegoz 1825 r., który brzmi tak: Ej! Tyna szybkim koniu, gdzie pę-dzisz, kozacze?

W innych bliskich polskiemujęzykach, czyli tych słowiańskich,takie zróżnicowanie jednak jest, i to bardzo ostre. Wystarczy bowiem odwołać się do językasłowackiego, w którym nikomuna wet nie przyjdzie do głowymie szanie „kde” i „kam”, odpo wie -dników polskich „gdzie” i „do -kąd”, w efekcie czego poprawnejest tylko i wyłącznie: „Kde si?”,ale „Kam ideš?”. Podobnie jest teżnp. w słoweńskim: „Kje si?”, ale„Kam greš?”, co nie znaczy, że takteż być musi i w pozostałych języ-kach słowiańskich.

Ale wróćmy do polszczyzny.Podsumowując ten krótki wy-wód, muszę podkreślić, że pyta-nie „Gdzie idziesz?” jest jak naj-bardziej poprawne z punktu wi-dzenia polskiej normy. Jednak ja i tak pozostanę przy swoim i z ra-cji tego, że – jak już napisałamwyżej – nie znoszę tego połącze-nia, nadal będę odróżniać fun -kcję lokatywną „gdzie” od funkcjilatywnej „dokąd”, ponieważ i tozróżnicowanie także jest przeznormę uznawane, i nadal będępytać: „Gdzie jesteś?”, ale „Dokądidziesz?”. Państwo zaś zrobią, jakzechcą.

MARIA MAGDALENA NOWAKOWSKA

Gdzie czy dokąd?drużyn, które zdobędą kwalifikację olimpijskąprzeprowadzone zostanie losowanie i ustalonyskład grup na pozycjach 4-6. W turnieju olimpij-skim bierze udział gospodarz i 11 zespołów, któ-re uzyskają kwalifikację.

Przypomnieć trzeba, że włoski trener AndreaAnastasi kontrakt z Polskim Związkiem PiłkiSiatkowej (PZPS) podpisał 23 lutego 2011 ro-ku, ale zawodników spotkał dopiero na począt-ku maja! Anastasi ma już w dorobku wielki suk-ces – na igrzyskach olimpijskich w Sydney pro-wadzona przez niego kadra Włoch stanęła natrzecim stopniu podium – zdobyła brązowy me-dal. Przejmując reprezentację Polski, zapowie-dział, że będzie zwyciężać i zajmować z nią miej-sca na podiach wielkich imprez. Słowa te trakto-wano jako kurtuazję i pozytywne myślenie, a z drużyny odeszły największe gwiazdy… Niezraził się jednak problemami i już w pierwszymważnym turnieju, Lidze Światowej (Polska byłagospodarzem finału), sięgnął z naszą reprezenta-cją po historyczne trzecie miejsce. Następnie wy-nik powtórzył na mistrzostwach Europy mimokontuzji kluczowych zawodników i złej atmosfe-ry wokół drużyny. Już te dwa miejsca na podiumw jednym sezonie uznano za sukces bez prece-densu w polskiej siatkówce. Trener i drużyna za-powiadali jednak walkę o trzeci medal, właśniew PŚ. Wywalczyli doskonałe drugie miejsce i awans na igrzyska olimpijskie w Londynie. Potych sukcesach Anastasi skupia się już na igrzy-skach, uważając, że medal w Londynie jest real-ny. Przed tym jednak polskich siatkarzy czekajeszcze rywalizacja w elitarnej Lidze Świato -wej.

Trzy medale, zdobyte przez nich w 2011 roku,potwierdzają ich miejsce w światowej elicie.Teraz Polacy są wymieniani w gronie faworytóww walce o olimpijskie złoto! W Londynie o meda-le walczyć mogą też Rosjanie i Brazylijczycy orazprawdopodobnie Serbowie, Włosi, Amerykaniei Kubańczycy.

Zaczynamy nabierać coraz większego apetytuna medal olimpijski, tym bardziej, że – jak podająstatystyki – miejsce na podium PŚ to wielkieprawdopodobieństwo olimpijskiego sukcesu.Drużyny, które we wszystkich poprzednich edy-cjach PŚ zdobywały olimpijski awans, na igrzy-skach zwykle walczyły o medale. Z medalistówczterech ostatnich PŚ dwaj zawsze zdobywalimedale igrzysk.

W Japonii grali przecież najlepsi, a o medal by-ło trudniej niż na igrzyskach! Trzymajmy zatemkciuki, aby w Londynie nasi siatkarze powtórzylisukces. ANDRZEJ KALINOWSKI

Zgodnie z życzeniem autora jego honorariumzostanie przekazane na nagrody dla dzieci,

które biorą udział w konkursach „Monitora”

Page 28: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 28

Niedawno przypomniała mi się sytuacjasprzed kilkunastu lat, kiedy to jako

młody chłopak pojechałem na wycieczkę z Zakopanego do słowackich Oravic i niemogłem trafić do przejścia granicznego w Suchej Horze. Spytałem więc o drogę spo-tkaną w Chochołowie starszą góralkę, która,jak się okazało, mieszkała w tej przygranicz-nej wsi od urodzenia. Owszem, drogę doprzejścia granicznego owa kobieta wskazałami bezbłędnie, ale na moje pytania, dotyczą-ce terenów leżących po drugiej stronie gra-nicy, nie potrafiła mi odpowiedzieć. „Nigdynie byłam na słowackiej stronie, jakoś niebyło po co” – odpowiedziała mi rodowitachochołowianka, która całe życie spędziławe wsi, leżącej tuż przy samej granicy.

Dlaczego o tym piszę? Bo ta anegdota niejest niczym dziwnym ani wyjątkowym. Takto już jest, że bardzo często nie interesuje-my się tym, co mamy tuż za miedzą, za tociągnie nas do tego, co odległe. Górale niewidzą sensu ani przyjemności w chodzeniupo górach, mieszkańcy Trójmiasta potrafiąprzez cały rok ani razu nie być na plaży, a krakowskie muzea i teatry często o wielelepiej znają przyjezdni z innych miast niż ro-dowici krakusi.

Te wszystkie życiowe prawdy warto od-nieść do niedawnej polskiej prezydencji w Unii. Prezydencja nauczyła nas, że ta mi-tyczna Unia to wcale nie są jacyś odlegli i abstrakcyjni „oni”, ale jak najbardziej „my”.I że jeżeli tylko chcemy, możemy i powinni-śmy aktywnie włączyć się w debatę na te-mat przyszłości nie tylko Unii jako całości,ale także jej funkcjonowania na tych odcin-kach, które najbardziej nas dotyczą. W na-szym przypadku taką sprawą jest niewątpli-wie realizowana przy wsparciu z UE (a więcrównież z naszych podatków) polsko-sło-wacka współpraca transgraniczna, co doktó rej osobiście mam wiele zastrzeżeń.

Jeśli idzie o zasadę, to niby wszystko jestw porządku: Unia wspiera jak może proceszbliżenia do siebie dwóch europejskich kra-jów i społeczeństw, Polski i Słowacji. Robito poprzez euroregiony oraz programwspół pracy transgranicznej Polska-Słowa -cja. Mam jednak wrażenie, że nikt specjal-nie nie zadaje sobie trudu, by zastanowićsię nad efektywnością tej współpracy. Czy

mimo ogromu środków, wydanych na tenprogram, Polska i Słowacja zbliżyły się dosiebie w sposób istotny? Moim zdaniem nie,bo nie rozwiązano podstawowego proble-mu: barier transportowych. A skoro trudnojest dojechać ze Słowacji do Polski inaczejniż własnym autem, to znaczenie wszyst-kich pozostałych osiągnięć nieco blednie.

Moim zdaniem jedną z przyczyn fiaskawspółpracy są złe założenia, które legły u podstaw unijnego programu Polska-Sło -wa cja. Autorzy skądinąd logicznie zakładali,że przeznaczone na ten cel środki należypowierzyć społecznościom lokalnym, przy-granicznym, które – logicznie rzecz biorąc– powinny być najbardziej zainteresowanetaką współpracą. Powinny, ale jak widać niesą. Wydaje się, że na współpracy ze Słowacjąbardziej zależy mieszkańcom i samorządomKrakowa, Warszawy czy Katowic niż Zako -pa nego czy Nowego Targu. Tym bardziej, żena poziomie lokalnym, w rejonie Tatr, Ora -wy i Spisza, mamy często do czynienia z tlą-cymi się animozjami rodem z czasów przed-wojennych.

Dlatego wydaje mi się, że formuła funk-cjonujących na naszym pograniczu eurore-gionów powinna być rozszerzona teryto-rialnie. Myślę, że te organizacje działałyby o wiele lepiej, gdyby ich polska siedzibamieściła się np. w Krakowie i Katowicachzamiast w Nowym Targu, a po stronie sło-wackiej np. w Koszycach zamiast w Kież -marku. Do współpracy polsko-słowackiejszerzej powinno zostać włączone zapleczeintelektualne wielkich miast, w tym organi-zacji pozarządowych, think tanków i środo-wisk akademickich Krakowa, Koszyc, Braty -sławy. W takich sprawach swój głos powin-ny mieć również organizacje mniejszościnarodowych: polskiej na Słowacji i słowac-kiej w Polsce. Nie oszukujmy się, w mia-stach, takich jak Nowy Targ i Kieżmark, ta-kiego zaplecza intelektualnego brakuje, a lokalne społeczności często po prostu niesą zainteresowane współpracą z sąsia-dem. Potencjał dla rozwoju współpracypolsko-słowackiej istnieje natomiast w Krakowie, Bratysławie czy Koszy cach,skąd pewne kwestie widać lepiej i bezzbędnych animozji.

JAKUB ŁOGINOW

Najciemniej pod latarniączyli dlaczego współpraca transgraniczna kuleje

MSZE ŚWIĘTE W JĘZYKU POLSKIMw nitrzańskiej katedrze odbywaćsię będą zawsze w drugą niedzielęmiesiąca o godz.15.00. Jedynie w kwietniu msza polska odbędziesię wyjątkowo w trzecią niedzielęmiesiąca, zaraz po Wielkanocy.

KLUB POLSKI NITRAzaprasza 12 lutego po mszy na

oStatkIpolonIjne

czyli spotkanie karnawałowe w domu ojców salwatorianów.

KLUB POLSKI TRENCZYNzaprasza wszystkich klubowiczów

oraz ich przyjaciół na

tradycyjnąregionalną zabawę

karnawałowąktóra odbędzie się 4 lutego w CentrumKultury Kubra (tam, gdzie w roku ubie-głym). Początek o godz. 17.00! Zapew -nia my dobrą muzykę, dobre jedzenie,które każdy uczestnik przynosi ze sobąna wspólny stół, oraz wspaniałą atmos-ferę. Serdecznie zapraszamy!Tel. kontaktowy:Renata Strakova – 0908 751 988

KLUB POLSKI BRATYSŁAWAzaprasza nawalentynkowo- karnawałowe

karaoke.W programie wspólne śpiewanie pol-skich i zagranicznych przebojów, tańce i niespodzianki. Początek imprezy – 10lutego (piątek), godz. 19.00, w kawiarni POLEPOLE (ul. Kazanská 58, Bra tislava -Podu naj ské Biskupi ce). WSTĘP WOLNY!Na miejscu będzie można kupić napoje.Uczestni cy spotkania mogą przynieść zesobą własne wypieki (słodkie bądź sło-ne). Więcej informacji pod numerami tele-fonu: Kasia – 0903455664Małgosia – 0905623064.

Page 29: Monitor Polonijny 2012/02

Szanowni Państwo, Czytelnicy „MonitoraPolonijnego“, Członkowie i Przyjaciele KlubuPolskiego na Słowacji!Pragnę Państwa poinformować, że Klub Polskizostał zarejestrowany jako organizacja, która możeprzyjmować dotacje

z podatków zarok 2011 od osób fizycznych i prawnych. Wierzymy,że możliwość przekazania 2 % z podatków na rzeczKlubu Polskiego pomoże w realizacji działań naszejorganizacji. Chcąc to zrobić, osoby, zatrudnionena podstawie umowy o pracę, powinnyprzedłożyć w swoim (właściwym dla miejscazamieszkania) Urzędzie Skarbowympotwierdzenie od pracodawcy o zapłaceniupodatku wraz z oświadczeniem o przekazaniujego 2% . Wzory druków znajdują się na stronieinternetowej www.rozhodni.sk.Firmy i osoby prowadzące działalnośćgospodarczą w końcowej części zeznaniapodatkowego za rok 2011 muszą wpisać tylkonazwę, IČO i adres naszej organizacji. Informacjadla urzędu o odbiorcy 2% Państwa podatku topełna nazwa, IČO i adres czyli: Poľsky klub -spolok Poliakov a ich priateľov na Slovensku,IČO 30807620, Nam. SNP 27, 814 99 Bratislava.Informacje o zarejestrowanych na rok 2011organizacjach (w tym o Klubie Polskim) znajdują sięna wspomnianej wyżej stronie internetowejwww.rozhodni.sk. Zachęcamy wszystkich Państwado wykorzystania tej możliwości wsparcia Klubu,która ofiarodawców nic nie kosztuje poza odrobinączasu, poświęconego na wypełnienie formularzy.Z uszanowaniem i pozdrowieniami

Marek SobekPrezes Klubu Polskiego na Słowacji

29

Uwaga, Czytelnicy!PRZYPOMINAMY O PRENUMERACIE „MONITORA POLONIJNEGO” NA ROK 2012!Informujemy, że koszty roczne prenumeraty naszego czasopisma na rok 2012wynoszą 12 euro (emeryci, renciści, studenci – 10 euro). Wpłat należy doko -nywać w Tatra banku (nr konta: 2666040059, nr banku 1100). Prosimy o umieszczenie swego imienia i nazwiska na formularzu bankowym. Nowychprenumeratorów prosimy też o zgłoszenie do redakcji adresu, pod który„Monitor” ma być przesyłany. Kontakt z redakcją: [email protected]

LUTY 2012

W Y B Ó R Z P R O G R A M U I N S T Y T U T U P O L S K I E G O - L U T Y 2 0 1 2� FORUM PIANISTYCZNE

- BIESZCZADY BEZ GRANIC1 lutego, godz. 19.00, Koszyce, Štátnafilharmónia Košice, Moyzesova 66Koncert „Od Beethovena do Wspólnej Europy”w ramach Międzynarodowego ForumPianistycznego SANOK 2012 w wykonaniu Orkiestry SymfonicznejFilharmonii Częstochowskiej pod dyrekcjąIgora Dohoviča (SK)

� KONCERT L. FANČOVIČA1 lutego, godz. 18.00, Bratysława, InstytutPolski, Nám. SNP 27 • Z okazji wydania CD zmonumentalną Sonatą na fortepian e-mollLeopolda Godowskiego pianista LadislavFančovič przygotował koncert z polsko-słowackim programem muzycznym, w którym oprócz pierwszej częściwspominanej sonaty zabrzmią utworyFryderyka Chopina i Romana Bergera.

� ZAPRASZAMY NA „PÓŁSŁOWO”15 lutego, godz. 17.00, Bratysława, InstytutPolski, Nám. SNP 27 • Wybitniprzedstawiciele słowackiej kultury ispołeczeństwa opowiadają o sobie i relacjachz Polską. Cykl spotkań autorskich DušanaJunka, czołowego słowackiego grafika ipublicysty • Pierwszym jego gościem będzieznany słowacki poeta, pisarz, wydawca,redaktor Daniel Hevier.

� PAWEŁ KACZMARCZYK AUDIOFEELING BAND16 lutego, godz. 19.00, Bratysława, Slovenskýrozhlas, Mýtna 1 • Koncert PawłaKaczmarczyka, jednej z najważniejszychpostaci młodej polskiej sceny jazzowej. Jegotrio zaprezentuje zupełnie nowe kompozycje i powróci do albumu „Complexity inSimplicity” i do muzyki Raya Charlesa w nowoczesnym opracowaniu (projektDirections in Music).

� BIAŁOWIEŻA – CARSKA REZYDENCJA21 lutego – 25 marca, Bardiów, Dom Polsko-Słowacki,Radničné nám. 24 • Wystawa fotografii pałacucesarskiego w Puszczy Białowieskiej z przełomuIX i XX wieku, po którym dzisiaj już nie ma śladu.Ekspozycja będzie prezentowana do 25 marca br.

� SALON WYSZEHRADZKI23 lutego, godz. 17.00, Bratysława, Instytut Kultury

Węgierskiej, Palisády 54 • Dyskusja panelowa z udziałem polskich, słowackich, czeskich i węgierskichekspertów na temat „Kultura w służbie dyplomacji”.

� POLSKA MUZYKA FILMOWA23 lutego, godz. 19.00, Koszyce, Dom Sztuki, Moyzesova 66 • Orkiestra Państwowej Filharmonii poddyrekcją Jerzego Swobody • W programie koncertuznajdą się utwory Zbigniewa Preisnera (Tango - TheBeautiful Country - La Valse d´Amelie - The SecretGarden - Commencement - Damage - Fatale) i WojciechaKilara (suita z filmu „Pan Tadeusz”)

SZKOLNY PUNK T KONSULTACYJNYP R Z Y A M B A S A D Z I E R P W B R A T Y S Ł A W I Eo g ł a s z a n a b ó r u c z n i ó w n a r o k s z k o l n y 2 0 1 2 / 2 0 1 3d o s z k o ł y p o d s t a w o w e j , g i m n a z j u m i l i c e u m

wykwalifikowaną i życzliwą kadrę nauczycielską • wysoki poziom kształcenia,zapewniający dobre przygotowanie do dalszej nauki • indywidualizację

nauczania ze względu na małą liczbę uczniów w klasach • rodzinną atmosferę w kameralnej szkole • podtrzymywanie polskich zwyczajów

i tradycji • doświadczenie w prowadzeniu wymiany międzyszkolnej.

Szkoła prowadzi kształcenie dzieci obywateli polskich czasowo lub na stale zamieszkałych w Słowacji w zakresie 6-letniej szkoły

podstawowej, 3-letniego gimnazjum i 3-letniego liceum.

Zajęcia prowadzone są w systemie stacjonarnym (w piątki lub soboty).Kształcenie odbywa się w zakresie przedmiotów: język polski, historia Polski,geografia Polski, wiedza o społeczeństwie, wiedza o Polsce. Szkoła umożliwia

uczniom zdobywanie wiedzy zgodnie z programem zreformowanej szkoły polskiej,ułatwia udział w olimpiadach z języka polskiego, jak również start na studia w Polsce. Na zakończenie roku szkolnego uczniowie otrzymują świadectwoMinisterstwa Edukacji Narodowej RP. Zgłoszenia przyjmowane są w piątki

(godz. 15.00 - 18.00) i soboty (godz. 9.00 - 13.00) w siedzibie szkoły:

Szkoła Podstawowa im. Jana de La Salle, Detvianska 24, 831 06 Bratislava

tel. 0908 126193, tel. dyrektor SPK: 004369911962261, e-mail: [email protected]

O F E R U J E M Y :

2 %

Page 30: Monitor Polonijny 2012/02

MONITOR POLONIJNY L 30

Drugie podejście

Bez konkretnego celu, z paszpor-tem i ciągle ważną wizą. Podjęłampra cę w kawiarni. Wynajęłam pokójrazem z młodą Australijką na nowo-czesnym, bardzo ładnym osiedlu, z ochroną i basenem. Dopiero w Sy -dney zaczęłam wtapiać się trochę w australijskie społeczeństwo.

Australijczycy są ciekawym naro-dem, bowiem Australia to kraj emi-grantów. Zanim przywieziono tupierwszych więźniów z Anglii i roz-poczęto kolonizację Australii, jedyny-mi mieszkańcami byli tu Aborygeni.Niesamowite jest to, że jeszcze do lat60. XX wieku uważano ich za podlu-dzi. Natomiast do lat 50. prowadzonorestrykcyjną politykę emigracyjnątzw. białej Australii, wpuszczając dokraju tylko osoby o odpowiednio ja-snej skórze. Aż trudno w to uwierzyć,kiedy spaceruje się ulicami Sydney.Teraz Australia jest mieszanką kultu-rową i mimo że to bardzo młody kraj,ponaddwustuletni, bogactwo ludzi,którzy tu przyjechali i przywieźli swo-je tradycje, kuchnie, religie, jestogromne i bardzo różnorodne. Język

angielski też tu brzmi inaczej – na po-czątku nawet zwątpiłam w swoją zna-jomość tego języka, bowiem nie rozu-miałam tubylców. Ale po jakimś cza-sie okazało się, że to tylko kwestiaosłuchania się i przyzwyczajenia.

Ślub jak w bajce

W Australii poznałam mojego męża– również Polaka. Mogliśmy wybrać,gdzie wziąć ślub, ponieważ w Austra -lii nie trzeba w tym celu stawić się w urzędzie stanu cywilnego. Wybrali -śmy malownicze miejsce: Sydney Bo -tanic Garden niedaleko Opery Hou -se. Było trochę jak w bajce – widokna Operę House, Harbour Bridge,City, błękitne niebo, zatokę... Brako -wa ło tylko moich rodziców, ale tro-chę później wzięliśmy ślub kościelnyw Polsce, w obecności całej rodziny.

Druga szansa

Najtrudniej było mi podjąć decyzję,co będę robić zawodowo. Dostałamdrugą szansę od życia i nie chciałam jejzmarnować. Australia to ogromny ry-nek pracy. Miałam 28 lat i nie chciałam

popełnić błędu. Moje kwalifikacje zdo-byte na uniwersytecie w Pol sce zostałyoficjalnie uznane i po twier dzone przezaustralijski departament edukacji, aleniestety z powodu og rom nych różnicpomiędzy systemem prawnym Australiii Polski, aby móc pracować jako praw-nik, musiałabym zrobić jeszcze dwule -tni kosztowny kurs. Zdecydowałam sięwięc na rachunkowość. Dzięki determi-nacji i nauczycielom, którzy zgodzili sięna moją naukę w trybie przyspieszo-nym, skończyłam roczny kurs w pół roku i to ze świetnymi wynikami.Koszto wało mnie to sporo stresu, aledałam radę!

Praca „na luzie“?

Podjęłam pracę w firmie, w którejpracowali rodowici Australijczycy.Wszyscy tu są „na luzie“, mówią dosiebie po imieniu, uśmiechają się. Aleto tylko pozorny luz, który na począt-ku robi wrażenie. Mimo wszystko toszef ma tu nadal decydujące słowo i za każdą chęć wprowadzenia go w błąd można ponieść surową karę.Byłam świadkiem zwolnienia z pracypewnej dziewczyny, która podkolory-zowała swój życiorys. Kiedy po kilkudniach okazało się, że nie ma ona tyluumiejętności, jak to napisała w swo-im CV, szef pożegnał się z nią. Oczy -wiście z uśmiechem na ustach...

Polka w Australii

Po urodzeniu synka, podczas urlopumacierzyńskiego zaczęłam pisać książ-kę o Polkach w Australii, blog oraz po-radnik, dotyczący systemu podatkowe-go w tym kraju, co wiąże się z moją pra-cą zawodową. Od roku mam swoją fir-mę rachunkowo-podatkową.

Czasami doskwiera mi ogromna tę -sknota za Polską, za rodziną. Nierazprzychodzą momenty, że mam ochotęspakować się i wracać. Ale to Australiadaje mi poczucie wolności - jakośwszystko wydaje mi się tu możliwe. Czychcę zostać w Australii na stale? Czy jestmi pisana? Nie wiem. Doświadczenienauczyło mnie, żeby nie planować, bojuż nie raz moje życie zostało wywróco-ne do góry nogami...

KATARZYNA KLUSEK, AUSTRALIA

P rzygoda z tym krajem wywróciła moje życie do górynogami. W poprzednim numerze „Monitora“ opisałammoją pierwszą wyprawę do Australii. Wyjazd ten

przyniósł mi nie tylko pozytywne doznania, ale zweryfikowałteż moje życie prywatne: rozstałam się z moim ówczesnymchłopakiem – towarzyszem wyprawy. Po krótkim pobycie w Polsce wylądowałam znów w Australii. Tym razem w Sydney. Sama.

Do górynogami

Page 31: Monitor Polonijny 2012/02

31 LUTY 2012

Nihao*!

OLA TULEJKOArtykuł ten dedykuję Jędrkowi Górskiemu, dziękując

mu za wiele fascynujących informacji o Chinach

Dziś poznamy pełne przesądówi ciekawych wynalazków Chiny

Chiny to bardzo interesujące państwo, leżące we wschodniej Azji.Ich stolicą jest Pekin. Czy wiecie, że jest to najludniejsze

państwo na świecie? Mieszka tam ponad 1,3 mld ludzi! Ale spokojnie, dlawszystkich jest tam miejsce. Chiny są trzecim pod względem wielkościpaństwem na świecie. Oficjalnym językiem jest oczywiście chiński.

Chiny są kolebką jednej z naj starszych cywilizacjiświata. Przyj muje się, że maona ok. 5000 lat. To dziękiChińczykom możemy po-dziwiać kolorowe fajerwer-ki – 200 lat p.n.e. wynaleźlioni bowiem proch strzelni-czy, jeden z najważniejszychwynalazków ludzkości.

Oficjalnym językiem tego ogrom-nego państwa jest oczywiściechiński. Ale to nie taka prostasprawa! W Chinach wyróżnia siębowiem kilkanaście odmian języ-ka chińskiego. Ta oficjalna nosinazwę standardowego manda-ryńskiego i posługuje się nią ok.840 milionów ludzi.

Lubicie czytać książki? Z pewno-ścią tak. Książka to również zasłu-ga Chińczyków. Już 105 lat p.n.e.pewien urzędnik imieniem CaiLun eksperymentował z różnymimateriałami, zanim trafił na mie-szaninę jedwabnych i lnianychszmat, z których to uzyskał pierw-szy papier. Za to odkrycie podnie-siono go do rangi ministra.

Chińscy cesarze byli bardzoprzesądni i wierzyli w życie po-zagrobowe. Pierw szy z nich, QinShi kazał przy swoim grobie po-stawić całą armię żołnierzy wraz z końmi, łącznie 8000 tys. figur.Wedle wierzeń armia ta miałachronić władcę i pomóc mu uzy-skać władzę w życiu pozagrobo-wym. Co ciekawe, każdy glinia-ny wojownik ma inny, niepowta-rzalny wyraz twarzy.

Czy wiecie, żerok 2012 to we-dług chińskiegohoroskopu roksmoka? Chińskizodiak składasię z 12 znaków,noszących nazwy zwierząt, patronującychkolejnym latom. Następny rok smoka czekanas więc dopiero w 2024 roku. Biały smok,który opiekuje się rokiem 2012, symbolizujenadzieję, optymizm i życie w zgodzie z natu-rą. Czy znacie swoje znaki chińskiego horo-skopu? Koniecznie sprawdźcie. WedługChińczyków zwierzęcy opiekun każdego ro-ku wpływa na nasz charakter.

Na pewno w waszej okolicy jest wiele chińskichrestauracji. Chiń ska kuchnia jest w Europie bar-dzo popularna. Podstawo wy mi jej skład nikami sąryż, makaron, soja i dużo warzyw. Popularne sąrównież chińskie... pierożki. Różnią się one jed-nak nieco od tych polskich. Ich nadzienie to mię-so z sosem sojowym, krewetkami czy ostrygami.Takie pierożki często podaje się wraz z zupą. Po ta-kim pysznym daniu dobry jest deser. Skuście sięna kulki sezamowe z karmelem lub ciasteczkaksiężycowe z pysznym bakaliowym nadzieniem i nie zapomnijcie o herbacie. Jej historia jest nie-mal tak długa, jak historia samych Chin. Legendagłosi, że listki krzewuherbacianego wpadłydo wrzątku, przygoto-wanego dla cesarzaShennong. I tak właśnie„zaparzyła się” pierwszaznana herbata.

Powiedz to po chińsku:*Nihao! – Cześć! Witaj!Wo de mingzi shi... – Mam na imię…Xie Xie [szie szie] – Dziękuję!Huanyíng Bolan – Witaj w Polsce!Ni zenme yang? – Jak się masz?

Widzieliście kiedyś Wiel -ki Mur Chiński? To słyn-ny system obronny wraz z wie żami obserwacyj-nymi o długości niemal9000 tys. km. Zbudo wa -no go ok. 650 lat p.n.e., aby móc bro-nić się przed najazdami wrogich lu-dów. Mur ten funkcjonował też jako

szlak handlowy. Dziś jestuznawany za jeden z 7 cu -dów świata. Tak, tak, tokolejny z cudów, któryprezentujemy w „Moni -torze”. Co roku wzdłuż

Wielkiego Muru Chińskiego odbywasię Wielki Bieg Maratoński. Macie siłę,aby trochę pobiegać?

Jak na pewno wiecie,chiński alfabet znacz-nie różni się od nasze-go. Składa się bowiemz niemal 50 000 zna-ków. Każdy z nich od-powiada sylabie lubnawet całemu słowu.Młodzi Chińczy cy wszkołach uczą się jed-nak tylko niewielkiej,uproszczonej częściznaków. Język chińskikonkuruje o miano najtrudniejszegojęzyka świata z językiem… polskim!

Page 32: Monitor Polonijny 2012/02

Ciasto podstawowe(korpus):• 8 jajek• 2 opakowania

rozmrożonegokasztanowego purée(razem 500 g)

Masa:• 2 bite śmietany w proszku• 3 dal mleka• 1 rozmrożone

kasztanowe purée• dodatkowo 1dal rumu,

kwaskowy dżem, ozdoby na tort

Sposób przyrządzania:Oddzielamy żółtka odbiałek do dwóch misek,żółtka ubijamy przezminutę i dodajemy do nichkasztanowe purée (2 opakowania). Dalejubijamy aż do uzyskaniapuszystej masy. Następnie

zabieramy się do ubijaniabiałek ze szczyptą soli –również na sztywnąpuszystą masę.Nastawiamy piekarnik na180 stopni. Powoli dokasztanowej masydodajemy ubite białka

i całość delikatniemieszamy, żeby obie masysię połączyły, alepuszysta struktura niezanikła. Uzyskanąjednolitą masę wylewamydo uprzednionatłuszczonej masłemtortownicy i wkładamy donagrzanego piekarnika,ale temperaturę pieczeniaobniżamy do 160 stopni.Pieczemy około 45 minutbez otwierania

piekarnika. Upieczoneciasto odstawiamy do

wystygnięcia,następniewyjmujemy z formyi przekrawamy nadwie części.Spodnią skrapiamyrumem (ale tylko

w wersji dla dorosłych!) i smarujemy ulubionymkwaskowym dżemem. Dwaopakowania bitej śmietanyubijamy z mlekiem,dodajemy rozdrobnionekasztanowe purée i ubijamy jeszcze około 3 minut. Przygotowanąmasę dzielimy na dwieczęści – jedną nakładamyna warstwę dżemu i przykrywamy drugączęścią ciasta, po czymwierzch oraz boki całoścismarujemy pozostałąmasą. Ozdabiamy wedługuznania i odstawiamy na minimum 3 godziny do lodówki.Brzmi pysznie i jestempewna, że i tak smakuje!

AGATA BEDNARCZYK

Dla tych, przed którymi rodzinneuroczystości, mam dziś prawdziwąniespodziankę – Jarka Zaťková z Kvetoslavova nadesłała do„Piekarnika” przepis na efektowny i bardzo smaczny tort kasztanowy,bez którego nie sposób wyobrazić

sobie urodzin naszych pociech,jubileuszu babci czy jakiejkolwiekimprezy, na której musimy pokazać,co potrafimy. Tort budzizainteresowanie już ze względu nato, iż do jego wykonania nie używasię ani mąki, ani cukru.

tort kasztanowy

ZDJĘ

CIA:

STA

NO S

TEHL

IK

Składniki