Koło czasu 01 Oko świata 01 - Robert Jordan._5fantastic.pl_.pdf

download Koło czasu 01 Oko świata 01 - Robert Jordan._5fantastic.pl_.pdf

of 257

Transcript of Koło czasu 01 Oko świata 01 - Robert Jordan._5fantastic.pl_.pdf

  • Robert Jordan

    OKO WIATATom 1

    (Przeoya Katarzyna Karowska)

  • Dla Harriet Serca mego serca

    wiata mego ycia Na zawsze

  • PROLOGGRA SMOKAPaac dra jeszcze co jaki czas na wspomnienie dudnicej ziemi i jcza, jakby

    przeczc temu, co ju si stao. Tumany kurzu, wci unoszce si w powietrzu, poyskiwayw smugach soca przesczajcych si przez szczeliny w murach. lady ognia szpeciyciany, podogi i sufity, a rozlege czarne plamy naznaczyy nabrzmiae pcherzami farbyzoce, jasnych niegdy freskw. Sadza pokrywaa rozpadajce si fryzy ludzi i zwierzt,ktre zdaway si oywa, zanim szalestwo ucicho. Wszdzie leeli martwi - mczyni,kobiety i dzieci - podczas daremnej ucieczki powaleni piorunami, ktre rozbyskiway wewszystkich korytarzach, pochwyceni przez osaczajcy ich ogie, zatopieni przez kamienie,kamienie paacu, ktre pyny jak ywe i cigay ich dopty, dopki znowu nie nastaa cisza.

    Dziwaczny kontrast stanowiy kolorowe gobeliny i obrazy - same dziea mistrzw -wiszce jak przedtem, troch tylko przekrzywione w miejscach, gdzie wybrzuszyy si ciany.Finezyjnie rzebione meble, inkrustowane koci soniow i zotem, byy nienaruszone, tylkoleay poprzewracane tam, gdzie wstrzsy pofadoway podogi. Pomieszanie umysu trafiow sam rdze, pomijajc wszystko, co nieistotne.

    Lews Therin Telamon wdrowa po paacu, zwinnie utrzymujc rwnowag narozkoysanej ziemi.

    - Ilyeno! Gdzie jeste, moja ukochana?Skraj jego jasnoszarego paszcza znaczy szlak we krwi,kiedy przestpowa przez ciao kobiety. W piknie jej zotych wosw zastygo

    przeraenie ostatnich chwil, wci otwarte oczy skrzepy niedowierzaniem.- Gdzie jeste, moja ono? Gdzie podziali si wszyscy?Jego wzrok pochwyci wasne odbicie w przekrzywionym zwierciadle, wiszcym na

    spczniaym marmurze, spocz na krlewskich szatach niegdy szaro-purpurowo-zotych:teraz ich cienka materia, przywieziona przez kupcw zza Morza wiata, bya podarta ibrudna, powalana tym samym pyem, ktry pokrywa jego skr i wosy. Przez chwilprzesuwa palcami po symbolu naszytym na paszczu: koo w poowie biae, a w poowieczarne, przedzielone krt lini. Ten symbol kiedy co oznacza. Teraz, wyhaftowany wzrnie budzi adnych skojarze. Potem ze zdumieniem przyjrza si swemu odbiciu. Wysokimczyzna wkraczajcy wanie w wiek redni. Kiedy bez wtpienia bardzo przystojny.Obecnie kolor wosw z brzu przechodzi ju w biel, twarz pooray bruzdy napi izmartwie, ciemnym oczom dane byo widzie zbyt wiele. Lews Therin zamia si cicho,potem odchyli gow do tyu. Echo jego miechu rozbiego si po pozbawionych ycia ko-mnatach.

    - Ilyeno, moja kochana! Chod do mnie, moja ono. Musisz to zobaczy.Z tyu, poza nim, powietrze zafalowao, zalnio i skrzepo w posta mczyzny, ktry

    rozejrza si i skrzywi lekko, z niesmakiem. Niszy ni Lews Therin, cay ubrany w czer, zwyjtkiem nienobiaej koronki przy szyi i srebrnych oku na zwinitych cholewach dugichdo ud butw. Stpa ostronie, przytrzymujc kaprynie swj paszcz, aby unikn ocieraniasi o zmarych. Podoga draa od rezonansw trzsienia, ale on zwraca uwag tylko namczyzn wpatrujcego si ze miechem w lustro.

    - Panie Poranka - powiedzia. - Przybywam po ciebie: miech urwa si nagle i LewsTherin odwrci si powoli. Na jego twarzy nie byo wida zaskoczenia.

    - Prosz, oto go. Czy posiadasz gos, przybyszu? Wkrtcenadejdzie pora piewu, zapraszamy wszystkich do wzicia udziau. Moja kochana

    Ilyeno, mamy gocia. Ilyeno, gdzie jeste?Oczy czarno ubranego mczyzny rozszerzyy si, omit spojrzeniem ciao

  • zotowosej kobiety, potem znowu wbi wzrok w Lewsa Therina.- Niech ci porwie Shai'tan, czyby skaenie zawadno tob a tak dalece?- Tamto imi. Shai... - Lews Therin zadra i unis rk, jakby si przed czym broni.

    - Nie wolno ci wymawia tego imienia. Jest niebezpieczne.- A wic przynajmniej tyle pamitasz. Niebezpieczne dla ciebie, gupcze, nie dla mnie.

    Co jeszcze pamitasz? Przypomnij sobie ty, wiatoci-olepiony idioto! Nie pozwol, abywszystko si dokonao dla ciebie, spowitego w niewiadomo jak dziecko. Przypomnijsobie!

    Przez chwil Lews Therin wpatrywa si w sw podniesion rk, zafascynowanywzorami, jakie utworzy na niej brud. Potem wytar do w jeszcze brudniejszy paszcz iznowu zainteresowa si mczyzn.

    - Kim jeste? Czego chcesz?Czowiek ubrany w czer wyprostowa si wyniole.- Kiedy zwano mnie Elan Morin Tedronai, teraz jednak... - Zdrajca Nadziei -

    wyszepta Lews Therin. Pami zawirowaa, ale on odwrci gow, nie chcc stawi jejczoa.

    - A wic jednak co pamitasz. Tak, Zdrajca Nadziei. Nazwali mnie tak ludzie,podobnie jak ciebie nazwali Smokiem, ale w odrnieniu od ciebie, ja przyjem swe imi.Nadali mi je po to, aby mi urga, ale zmusz ich, by na dwik mego imienia klkali iwielbili je. A co ty zrobisz ze swym imieniem? Od dzi bd ci zwali Zabjc Rodu. I c ztym poczniesz?

    Lews Therin potoczy niezadowolonym spojrzeniem po zrujnowanej sali.- Ilyena powinna tu by, eby zaofiarowa ci gocinne przywitanie - mrukn w

    roztargnieniu, po czym podnis gos. - Ilyeno, gdzie jeste?Lews Therin ostronie uoy Ilyen, delikatnie gadzi palcami jej wosy. Gdy

    wstawa, zy przepeniay mu oczy, ale jego gos by niczym lodowate elazo.- Za to wszystko, co uczynie, nie moe by przebaczenia, Zdrajco, ale za mier

    Ilyeny zniszcz ci tak, e nie naprawi tego nawet twj wadca. Gotuj si na...- Ty gupcze, przypomnij sobie! Przypomnij sobie swj daremny atak na Wielkiego

    Wadc Ciemnoci! Przypomnij sobie jego przeciwuderzenie! Przypomnij sobie! W tej chwiliStu Towarzyszy rozdziera wiat na strzpy i codziennie przystpuje do nich kolejnych stuludzi. Czyja to do zabia Ilyen Zotowos, Zabjco Rodu? Nie moja. Nie moja. Czyja todo zdawia wszelki ywot, w ktrym pyna choby kropla twej krwi, wszystkich ktrzyci kochali, wszystkich ktrych ty kochae? Nie moja, Zabjco Rodu. Przypomnij sobie ipoznaj cen oporu wobec Shai'tana!

    Nage strumienie potu wyobiy lady w kurzu i brudzie pokrywajcym twarz LewsaTherina. Przypomnia sobie, wspomnieniem zamglonym niczym sen o nie, lecz wiedzia, eto wszystko prawda.

    Jego wycie odbio si od murw - skowyt czowieka, ktry odkry, e sam potpi swdusz. Chwyci si za gow, jakby chcia oderwa oczy od widoku tego, co uczyni. Gdzienie spojrza, wszdzie jego wzrok napotyka zmarych, porozrywanych, poamanych, dopoowy pochonitych przez kamienie. Wszdzie widzia pozbawione ycia twarze, ktrezna, twarze ktre kocha. Starzy sucy, przyjaciele z dziecistwa i wierni towarzyszedugich lat walki. I jego dzieci. Jego synowie i crki porozrzucani jak poamane lalki - nazawsze ucicha zabawa. Wszyscy pomordowani z jego rki. Twarze dzieci oskaray go, lepeoczy pytay daremnie, a zy nie byy adn odpowiedzi. miech Zdrajcy chosta go,zagusza jki. Nie mg znie tych twarzy, tego blu. Nie mg tu zosta ani chwili duej:Desperacko sign do Prawdziwego rda, do splugawionego Saidina i rozpoczPrzeniesienie.

    Otaczajca go kraina bya jednostajna i pusta. Nie opodal pyna rzeka, prosta i

  • szeroka, ale czu, e w promieniu stu mil nie ma adnych ludzi. By samotny, tak samotny jakczowiek, ktry jeszcze yje, ale nie moe uciec przed wspomnieniami. Tamte oczy cigay gopo bezkresnych jaskiniach myli. Nie mg si przed nimi schowa. Przed oczyma swychdzieci. Przed oczyma Ilyeny. Kiedy zwrci twarz ku niebu, na policzkach byszczay mu zy.

    - Przebacz mi, wiatoci!Nie wierzy, e przebaczenie moe mu by dane. Nie za to, co uczyni. Ale i tak

    krzycza w stron nieba, baga, nie spodziewajc si, e otrzyma to, o co baga.- wiatoci, przebacz mi!Nadal dotyka Saidina, mskiej poowy mocy, ktra kierowaa wiatem, ktra obracaa

    Koo Czasu. Czu oleist plam, zanieczyszczajc jego powierzchni, plam kontratakuCienia, plam, ktra oznaczaa zgub wiata. Wierzy bowiem niegdy w swej dumie, eludzie potrafi dorwna Stwrcy, e potrafi naprawi to, co Stwrca wykona, a onizniszczyli. Tak nakazywaa mu wierzy duma.

    Czerpa coraz gbiej z Prawdziwego rda, coraz to gbiej, jak czowiek umierajcyz pragnienia. Szybko nabra wicej Jedynej Mocy, szybciej nili by w stanie przenie, niebdc wspomagany. Czu jak pali go skra. Napity, wyta si, by zaczerpn jeszczewicej, prbowa wyczerpa wszystko.

    - wiatoci, przebacz mi! Ilyeno!Powietrze stao si ogniem, ogie ciekym wiatem. Piorun, ktry uderzy z niebios,

    osmaliby i olepi kade oko, prbujce na niego spojrze. Nadszed z nieba i przepaliwszyna wskro Lewsa Therina dowierci si do wntrznoci ziemi. Od jego dotknicia parowaykamienie. Raona ziemia trzsa si i draa jak ywe stworzenia w agonii. Byszczca prgaczya j z niebem tylko przez czas jednego uderzenia serca, lecz kiedy ju znikna, ziemiawci jeszcze falowaa niczym wzburzone morze.

  • Fontanna stopionych ska tryskaa w powietrze na wysoko piciuset stp, wzbijajcsi ryczc mas, wyrzucajc rozpylone pomienie coraz bardziej w gr, coraz to wyej. Zpnocy i z poudnia, ze wschodu i zachodu nadcigao wycie wiatru, ktry ama drzewa jakgazki, wrzeszcza przeraliwie i d, jakby podsadzajc rosnc gr wci bliej ku niebu.Jeszcze bliej nieba.

    Wiatr ucich wreszcie, ziemia uspokoia si, wydajc tylko drce pomruki. Po LewsieTherinie Telamonie nie pozosta aden lad. Tam, gdzie sta, bya teraz gra wznoszca si nawiele mil ku niebu, pynna lawa wci tryskaa z jej citego wierzchoka. Szeroka i prostadotd rzeka wygia si w uk wok gry i rozwidlajc si utworzya porodku nurtu dugwysp. Cie gry siga prawie do samej wyspy, rozpociera si czerni po caej krainie, jakzowieszcza do proroctwa. Przez jaki czas sycha byo tylko monotonne, protestujcedudnienie ziemi.

    Na wyspie powietrze lnio i zlewao si. Mczyzna ubrany w czer patrzy naognist gr, wznoszc si nad rwnin. Jego twarz wykrzywia grymas wciekoci iodrazy.

    - Nie uciekniesz tak atwo, Smoku. To, co jest midzy nami, nie dokonao si jeszcze.I nie dokona si, a po kres czasu. Odszed potem, a wyspa i gra zostay same. Czekay.

    I Cie pad na ziemi, i wiat zosta rozszczepiony, kamie od kamienia. Oceanywylay i gry zostay pochonite, a narody rozproszone po omiu kracach wiata. Ksiycby jak krew. a soce jak popi. Morza wrzay, a ywi zazdrocili umarym. Wszystkozostao rozproszone, wszystko prcz pamici zostao stracone, pamici nade wszystko o tym,ktry sprowadzi Cie i pknicie wiata. A jego nazywali Smok.

    (z: Aleth nin Taerin alta Camora, Pknicie wiata. Autor nieznany, Czwarty Wiek)

    I stao si w owych dniach, jak zdarzao si przedtem i zdarzy si znowu, e Ciemnociko zalega nad ziemi i przygniota ludzkie serca, i znikna ziele, a nadzieja umara. Iwzywali ludzie Stwrc, mwic: "O wiatoci Niebios, o wiatoci wiata, pozwlObiecanemu urodzi si w grach, jak oznajmiaj proroctwa, jak byo to w wiekachprzeszych i bdzie w nadchodzcych. Daj, Ksiciu Poranka, zapiewa ziemi, by zazieleniasi, a doliny wyday jagnita. Niech rami Pana witu chroni nas przed Ciemnoci, a jegowielki miecz sprawiedliwoci niechaj nas broni. Daj Smokowi wdrowa znw na wichrachczasu."

    (z: Charal Drianaan te Calamon, Cykl Smoka. Autor nieznany, Czwarty Wiek)

    ROZDZIA 1PUSTA DROGAKoo Czasu obraca si, a Wieki nadchodz i mijaj pozostawiajc wspomnienia, ktre

    staj si legend. Legenda staje si mitem, a nawet mit jest ju dawno zapomniany, kiedyznowu nadchodzi Wiek, ktry go zrodzi. W jednym z Wiekw, zwanym przez niektrychTrzecim Wiekiem, Wiekiem, ktry dopiero nadejdzie, Wiekiem dawno ju minionym, wGrach Mgy podnis si wiatr. Wiatr ten nie by prawdziwym pocztkiem. Nie istniej anipocztki, ani zakoczenia w obrotach Koa Czasu. Niemniej by to jaki pocztek.

    Zrodzony pod wiecznie zachmurzonymi szczytami, ktre naday grom ich nazw,wiatr ten wia na wschd, poprzez Piaskowe Wzgrza, niegdy - przed Pkniciem wiata -stanowice wybrzea wielkiego oceanu. Przedar si do Dwch Rzek, do gstego lasu,zwanego Lasem Zachodnim, i uderzy w dwch ludzi idcych przy konnym wozie po

  • usianym kamieniami trakcie, zwanym Drog Kamienioomu. Pomimo e wiosna powinnabya nadej dobry miesic wczeniej, wiatr nis z sob lodowaty chd, jakby wypowiadajcsw tsknot za niegiem. Rand al'Thor czu, jak gwatowne podmuchy na przemian toprzylepiaj mu paszcz do plecw, opltujc jego nogi wenian materi ziemistego koloru, torozdymaj go z tyu. aowa, e paszcz nie jest grubszy, albo e nie woy przynajmniejdodatkowej koszuli. Przez cay czas zmaga si z okryciem, ktre wci zaczepiao o koczankoyszcy si u jego biodra. Jednak przytrzymywanie jedn rk nie zdawao si na wiele, a wdrugiej nis gotowy do wystrzelenia uk, ze strza nasadzon na ciciw.

    Kiedy szczeglnie silny podmuch wyrwa mu poy paszcza z doni, spojrzaprzelotnie na Tama, idcego u drugiego boku zmierzwionej, brzowej klaczy. Byo mu trochgupio, e rozprasza lk, jak may chopiec popatrujcy stale na swoich rodzicw, ale by tojeden z tych dni, gdy wszystko zdaje si potgowa niepewno. W chwilach przerwy, midzygwatownymi porywami wichury, wycie wiatru zamierao i wwczas, w ciszy cikozalegajcej ziemi, gono rozbrzmiewao mikkie skrzypienie osi.

    W lesie nie pieway ptaki, wiewirki nie skakay po gaziach. Rand nawet specjalniesi ich nie spodziewa, nie tej wiosny.

    Tylko te drzewa, ktre jesieni nie zrzuciy lici lub igie, miay na sobie cozielonego. Spltane krzewy zeszorocznych jeyn rozpostary brzow sie na ysych gazachu ich stp. Rzadkie poszycie lene tworzyy gwnie kolczaste chwasty, pokrzywy i bielu,pozostawiajcy obrzydliwy zapach na butach nierozwanego wdrowca. W miejscach gdziegste kpy drzew rzucay gboki cie, ziemi nadal zalegay biae achy niegu. W koronachdrzew wiecio wprawdzie soce, ale jego blask skrzy si mtnie, przemieszany z cieniem.Promienie nie niosy ze sob ani ycia, ani ciepa. By to niefortunny poranek, stworzony dlanieprzyjemnych myli.

    Rand machinalnie dotkn nacicia na strzale, w kadej chwili gotw przycign jdo policzka jednym gadkim ruchem, tak jak uczy go Tam. Zima wystarczajco daa si weznaki na farmach, gorszej nie pamitali nawet najstarsi ludzie, ale w grach, z pewnoci,bya jeszcze ostrzejsza, co mona byo osdzi po ilociach wilkw, ktre zagnaa do DwuRzek. Wilki napaday na owczarnie i rozbijay ciany obr, by dopa byda i koni. Owceprzycigay te niedwiedzie, a przecie niedwiedzia nie widywano tu ju od lat.Pozostawanie poza domem po zmierzchu nie byo bezpieczne. Ludzie stawali si upemdrapienikw rwnie czsto jak owce, i to niekoniecznie po zachodzie soca.

    Tam stawia miarowe kroki przy drugim boku Beli, podpierajc si wczni iignorujc wiatr, na ktrym jego brzowy' paszcz opota jak sztandar. Od czasu do czasudotyka lekko boku klaczy, przypominajc jej, e trzeba i naprzd. Ze sw obszern klatkpiersiow i szerok twarz stanowi podpor chwiejnej rzeczywistoci tego poranka, trwajcw niej jak kamie porodku bezadnego snu. Jego ogorzae od soca policzki mogy bypomarszczone, a jego wosy mie jedynie odrobin czerni pord siwizny, ale mia w sobie tstao, ktra nie pozwala poddawa si powodziom. Teraz beznamitnie maszerowa drog.Mog sobie by i wilki, i niedwiedzie zdawaa si mwi jego posta - winien wystrzegasi ich czowiek, ktry hoduje owce, ale niech lepiej nie prbuj powstrzyma Tama al'Thorana jego drodze do Pola Emonda.

    Z poczuciem winy Rand powrci do obserwacji swojej strony drogi, trzewo Tamaprzypomniaa mu o wasnych obowizkach. By o gow wyszy od swojego ojca, wyszynili ktokolwiek w okolicy. Sylwetk rwnie niewiele go przypomina, wyjwszy moeszerokie barki. Szare oczy i rudawy odcie wosw odziedziczy po matce, tak przynajmniejtwierdzi Tam. Bya cudzoziemk i Rand nie pamita jej zbyt dobrze, z wyjtkiem moerozemianej twarzy. Niemniej jednak, kadego roku podczas wita Bel Tine kad kwiaty najej grobie, a pniej odwiedza go w niedziele, przez ca wiosn i lato.

    Na chwiejnym wozie spoczyway dwie mae baryki jabkowej brandy i osiem

  • wikszych beczek jabkowego wina, odrobin tylko wzmocnionego caozimowymdojrzewaniem. Kadej wiosny, na Bel Tine, Tam dostarcza taki adunek do obery "WinnaJagoda". Rwnie w tym roku owiadczy, e aby mu w tym przeszkodzi, trzeba czegowicej ni grasujcego stada wilkw oraz zimnego wichru. Pomimo takich zapewnie niepokazali si jeszcze w wiosce. Nawet Tam unika dalszych wypraw w takie dni. Da jednaksowo, e dostarczy trunki, nawet gdyby miao si to sta tu w przeddzie wita. Raz danesowo byo dla niego nieodwoalne. Rand z kolei zwyczajnie cieszy si, e wreszcie opucifarm, cieszy si z tego prawie tak samo, jak z nadejcia Bel Tine.

    Wpatrywa si w swoj stron drogi i powoli narastao w nim przekonanie, e jestobserwowany. Prbowa pozby si jako tego uczucia. Nic przecie nie poruszao si wrddrzew, wszystkie odgosy, jakie docieray do jego uszu, byy dzieem wiatru. Nieprzyjemnewraenie wci jednak uporczywie trwao, co wicej, potgowao si nawet. Wosy naprzedramionach zjeyy mu si, mrowienie rozeszo po skrze, jakby co swdziao odwewntrz.

    Przesun z irytacj uk, aby rozetrze ramiona. Nie powinien tak atwo ulegawszystkim przelotnym fantazjom. Po tej stronie drogi las by pusty, a Tam powiedziabyprzecie, gdyby co dziao si po jego stronie. Spojrza przez rami... i zmruy oczy. Niedalej jak w odlegoci dwudziestu pidzi poda za nimi drog otulony paszczem czowiekna koniu. Ko oraz jedziec byli identyczni - czarni, pospni, matowi.

    Tylko nawyk, wyksztacony przez dugie wdrwki przy wozie, powstrzymaodruchowe pragnienie cofnicia si. Paszcz jedca zakrywa go a po cholewy dugichbutw, kaptur mia nacignity tak mocno, e nic nie byo spod niego wida. Rand niejasnozdawa sobie spraw, i jest w nim co dziwnego, zafascynowao go ocienione rozciciekaptura: Dostrzega jedynie niewyrany obrys twarzy, ale mia wraenie, e spoglda prostow oczy jedca. I nie potrafi odwrci wzroku. Poczu mdoci w odku. Cie tylko monabyo dostrzec pod kapturem, lecz poczu wrogo tak siln, jak gdyby patrzy wprost wwyszczerzon twarz ziejc nienawici do wszystkiego co yje. Nienawici przedewszystkim do niego, Randa, do niego przed wszystkim innym. Nagle zahaczy obcasem okamie i potkn si, odrywajc wzrok od ciemnego jedca. uk upad na drog i tylkowysunita rka, chwytajc uprz Beli uchronia go przed upadkiem na plecy. Z przestra-szonym parskniciem klacz stana, odrzucajc eb to tyu.

    Tam zmarszczy brwi i spojrza ponad jej grzbietem. - Wszystko w porzdku, chopcze?- Jedziec - wydysza Rand, prostujc si. - Obcy, jedzie za nami.- Gdzie?Starszy mczyzna unis szerokie ostrze swej wczni i obejrza si czujnie.- Tam, w dole...Gdy Rand odwrci si, sowa zamary mu na ustach. Droga za nimi bya pusta. Nie

    dowierzajc, przypatrywa si drzewom po obu stronach traktu. Mimo i nagie gazie niedaway moliwoci schronienia, nigdzie nie byo nawet ladu konia ani jedca. Napotkapytajcy wzrok ojca.

    - On tam by. Czowiek w czarnym paszczu, na czarnym koniu.- Nie wtpi w twe sowa, chopcze, ale wobec tego, gdzie si teraz podzia?- Nie wiem. By tam.Szybko podnis upuszczony uk, popiesznie sprawdzajc nacig. Nasadzi strza i

    napi go do poowy, potem powoli zwolni ciciw. Nie mia w co celowa.- By, przed chwil.Tam potrzsn siw gow.- Jeeli tak mwisz, chopcze. Chodmy wic. Ko zostawia lady podkw, nawet na

    takim podou. - Ruszy w stron tyu wozu, jego paszcz powiewa na wietrze. - Jeeli je

  • znajdziemy, bdziemy wiedzieli z pewnoci, e tam by, jeeli nie... c, s takie dni, kiedywiduje si rne rzeczy.

    Wtedy Rand uwiadomi sobie, co jeszcze dziwacznego byo w jedcu, pomijajc wogle fakt jego istnienia. Wiatr, ktry z tak si uderza w niego i w Tama, ledwie tylkoporusza fady czarnego paszcza. Nagle zascho mu w ustach. Rzeczywicie, musia wszystkosobie wyobrazi. Ojciec ma racj, jest to poranek, ktry potrafi wzburzy ludzk wyobrani.Ale sam nie wierzy w swoje wyjanienia. Jak jednak mg wytumaczy Tamowi, eczowiek nagle rozpyn si w powietrzu, nadto jeszcze odziany by w paszcz, ktrego niedotyka wiatr?

    Z grymasem strachu obejrza drzewa rosnce wok. Wyglday inaczej ni zwykle.Niemale od czasu, gdy ju umia chodzi, przemierza samotnie las. Stawy i strumienie LasuRzeki, rozcigajcego si na wschd od Pola Emonda, byy miejscem, gdzie uczy si pywa.Wyprawia si na Piaskowe Wzgrza - ktre wielu z Dwu Rzek uwaao za przynoszcenieszczcie - a raz nawet, wraz z najbliszymi przyjacimi, Matem Cauthonem i PerrinemAybara, zawdrowa do samych podny Gr Mgy. Duo dalej wic, nili ludzie z PolaEmonda kiedykolwiek si wyprawiali. Dla nich podr do najbliszej wioski, w gr doWzgrza Czat, czy w d do Deven Ride, stanowia ju wielkie wydarzenie. Nigdzie jednaknie napotka miejsca, ktre napawaoby go takim niepokojem. A przecie dzisiaj LasZachodni nie by taki, jakim go zna. Czowiek, potraficy znika tak nagle, jest w stanierwnie nagle si pojawi, by moe tu za nimi.

    - Nie ojcze, nie ma potrzeby.Gdy Tam zatrzyma si zaskoczony, Rand zacign kaptur paszcza, ukrywajc

    zmieszanie.- Przypuszczalnie masz racj. Nie ma sensu szuka czego, czego tu nie ma. Nie teraz,

    gdy musimy si spieszy, aby dotrze do wioski i schroni przed wiatrem.- Mgbym zapali fajk - powiedzia Tam wolno i wypi kufel piwa w cieple...Znienacka szeroko si umiechn.- No i spodziewam si, e ty jeste spragniony widoku Egwene.Rand zdoby si na saby umiech. Wrd wszystkich rzeczy, o ktrych mgby

    pragn myle teraz, crka burmistrza zajmowaa ostatnie miejsce. Nie chcia wicejzamieszania. Przez ostatni rok, ilekro byli razem, powodowaa w nim narastajc konfuzj.Co gorsza, nie wydawaa si by nawet tego wiadoma. Nie, z pewnoci nie chcia dodawaEgwene do swych obecnych zmartwie.

    Mia nadziej, e ojciec nie zauway jego niepokoju, ale Tam nagle odezwa si:- Pamitaj o pomieniu, chopcze, i o pustce.Tam nauczy go kiedy dziwnej rzeczy."Skoncentruj si na pojedynczym pomieniu i przelej w niego wszystkie swoje

    namitnoci, strach, nienawi, gniew, a twj umys oprni si. Zlej si z pustk, stacie sijednym - powiedzia wwczas - wtedy bdziesz w stanie zrobi wszystko.

    Nikt inny w Polu Emonda nie mwi takich rzeczy. Nie mniej jednak Tam, ze swteori pomienia i pustki, bez trudu wygrywa doroczne zawody ucznicze podczas Bel Tine.Rand uwaa, e on sam ma szans w tym roku, jeli oczywicie bdzie potrafi wytrwa wpustce. To, e Tam przywoa ja teraz, oznaczao, i zdawa sobie spraw z jego niepokoju,dalej jednak nie porusza ju tego tematu.

    Tam cmokn, Bela ruszya, podjli sw wdrwk. Starszy mczyzna kroczyprosto, jak gdyby nic niepomylnego si nie zdarzyo i zdarzy nie mogo. Rand aowa, enie potrafi go naladowa. Prbowa uformowa pustk w umyle, ale pami wci wracaaku obrazom jedca w czarnym paszczu.

    Pragn wierzy, e Tam mia racj, e jedziec by wycznie urojeniem, lecz zbyt

  • dobrze pamita t nienawi. Tam by kto. I ten kto oznacza nieszczcie. Nie przestawaoglda si za siebie, do czasu a otoczyy ich wysokie, szpiczaste, kryte strzech dachy PolaEmonda.

    Wie leaa blisko Zachodniego Lasu, w miejscu, gdzie rozrzedza si tak, e ostatniedrzewa stay pomidzy solidnie zbudowanymi domami. Teren opada agodnie w kierunkuwschodnim. A do Lasu Rzeki, po jego gmatwanin strumieni i staww, cigny si atydrzewa, farmy, ogrodzone pola i pastwiska: Ziemia na zachodzie bya rwnie yzna, apastwiska bujne przez wikszo sezonw, pomimo to w Zachodnim Lesie istniao jedyniekilka farm. I adna z nich nie rozpocieraa si do Piaskowych Wzgrz, nie mwic ju owznoszcych si ponad szczytami drzew Grach Mgy, odlegych, lecz wyranie widocznychz Pola Emonda: Niektrzy mwili, e grunt jest tu zbyt skalisty, jakby wszdzie w DwuRzekach nie byo ska, inni mwili, e to pechowa ziemia. Kilku mruczao, e nie ma sensuzblia si bardziej do gr, nili jest to konieczne. Jakiekolwiek jednak byyby rzeczywistepowody, tylko najtwardsi ludzie uprawiali ziemi na obszarze Zachodniego Lasu.

    Kiedy tylko minli pierwszy szereg domw, mae dzieci i psy obskoczyy wzradosnym mrowiem. Bela stpaa spokojnie, ignorujc wrzeszczcych wyrostkwmiotajcych si pod jej nosem, gonicych si, toczcych kka. Przez ostatnie miesice wewsi niewiele sycha byo dziecicego miechu i zabawy. Nawet gdy pogoda poprawia siwystarczajco, by mogy wychodzi na zewntrz, strach przed wilkami zatrzymywa je wdomach. Teraz wszystko wygldao tak, jakby zbliajce si Bel Tine na powrt nauczyo jeradoci.

    Rwnie mocno wito absorbowao uwag dorosych. Szerokie zasony w oknachbyy odsunite i prawie w kadym z nich staa kobieta przepasana fartuchem, z dugimiwarkoczami zawinitymi w chust. Trzepay pociele albo przewieszay materace przezparapety. Niezalenie od tego czy pojawiy si licie na drzewach; czy nie, adna gospodyninie pozwoliaby sobie nie skoczy wiosennych porzdkw przed nadejciem Bel Tine.Wzdu drogi zwisay rozcignite na linach pledy, a dzieci, ktre nie byy do sprytne iszybkie, by uciec na ulic, za pomoc wiklinowych trzepaczek wyadowyway swojfrustracj na dywanach. Na kadym dachu mczyni sprawdzali, czy zimowe zniszczenia stak due, by istniaa konieczno wezwania starego Cenna Buie, strzecharza.

    Kilka razy Tam przystawa, wdajc si to z jednym, to z drugim w krtk rozmow.Poniewa on i Rand nie opuszczali farmy od wielu tygodni, a w ostatnim czasie jedynie kilkuludzi z Zachodniego Lasu odwiedzio wiosk, kady chcia w ten sposb odrobi zalegoci.Tam mwi o zniszczeniach spowodowanych przez zimowe burze, jedna gorsza od drugiej, onowo narodzonych jagnitach, o brzowych, jaowych polach, gdzie miay wykiekowaplony i zazieleni si pastwiska, o krukach zbierajcych si tam, gdzie przedtem przylatywaypiewajce ptaki. Ponura rozmowa pord przygotowa do Bel Tine i wiele potrzsaniagowami. Wszdzie dominoway podobne nastroje.

    W wikszoci mczyni wzruszali ramionami i mwili: - C, przeyjemy, z woli wiatoci.Niektrzy umiechali si i dodawali: - A nawet i bez niej, te przeyjemy.Takie byy nastroje w Dwu Rzekach. Ludzie, zmuszeni patrze,

    jak wci na nowo grad niszczy im plony albo wilk porywaj jagnita, nie poddawali siatwo, niewane, jak wiele razy si to zdarzao. Wikszo z tych, ktrzy zrezygnowali dawnoju odesza.

    Tam nie mia zamiaru stawa przed domem Wita Congara, ten jednak wyszed na ulictak, e musieli albo zatrzyma si, albo pozwoli Beli go przejecha. Congarowie, a takeCoplinowie - te dwie rodziny byy tak mocno wymieszane, e nikt naprawd nie wiedzia,gdzie koczy si jedna, a zaczyna druga - byli znani od Wzgrza Czat do Deven Ride, a by

  • moe nawet a po Taren Ferry, ze swego narzekania i zdolnoci przysparzania kopotw.- Chciabym odstawi to do Brana al'Vere, Wit - powiedzia Tam, wskazujc ruchem

    gowy beczki na wozie. Kocisty mczyzna, z kwanym grymasem na twarzy, jednak nie ustpowa. Lea

    rozcignity na frontowych schodach; a nie na dachu jak inni, chocia jego strzechawygldaa tak, jakby dramatycznie domagaa si uwagi pana Buie. Wydawa si czowiekiem,ktry nigdy nie by w stanie podj, czy skoczy tego, co raz rozpocz. WikszoCoplinw i Congarw bya wanie taka, wyjwszy tych, ktrzy byli jeszcze gorsi.

    - Co mamy zrobi z Nynaeve, al'Thor? - dopytywa si Congar. - Nie moemy mietakiej Wiedzcej w Polu Emonda. Tam westchn ciko:

    - To nie nasza sprawa, Wit. Sprawami Wiedzcej powinny zajmowa si kobiety.- C, lepiej zrbmy co, al'Thor. Powiedziaa, e zima bdzie agodna i e bdziemy

    mieli dobre zbiory. Teraz, gdy spytasz j, co niesie wiatr, patrzy na ciebie spode ba, odwracasi i odchodzi.

    - Jeeli pytae j w taki sposb, w jaki zwyke to czyni, Wit - odpar cierpliwie Tam- to miae szczcie, e nie zbia ci swoj lask. Teraz, jeli pozwolisz, t brandy...

    - Nynaeve al'Meara jest po prostu za moda, aby by Wiedzc, al'Thor. Jeeli KooKobiet nic z tym nie zrobi, to zajmie si tym Rada Wioski.

    - Dlaczego interesujesz si Wiedzc, Wicie Congar? rozleg si kobiecy gos.Wit cofn si, gdy z domu wysza jego ona. Daise Congar bya dwukrotnie szersza

    od niego. Kobieta o ostrej twarzy pozbawiona nawet uncji tuszczu. Utkwia wzrok w mu,opierajc pici na biodrach.

    - Bdziesz prbowa wtrca si w sprawy Koa Kobiet, a zobaczymy, jak bdzie cismakowa wasne gotowanie. I to do tego nie w mojej kuchni. Albo pranie wasnych rzeczy isamodzielne cielenie ka. Bynajmniej nie pod moim dachem.

    - Ale, Daise - zajcza Wit. - Ja tylko...- Pozwol sobie przeprosi, Daise - wtrci si Tam. Wit. Niech wiato opromienia

    was oboje.Poprowadzi Bel obok rozcignitego na ziemi chudzielca. Daise obecnie

    skoncentrowaa uwag na mu, ale przecie cay czas zdawaa sobie spraw, z kim Witrozmawia.

    Z powodu takiego gadania nie przyjmowali te zaprosze, aby zatrzymali si i zjedlilub wypili co ciepego. Na widok Tama, kobiety z wioski zaczynay zachowywa si jak psyosaczajce krlika. Nie byo wrd nich takiej, ktra nie znaaby doskonaej ony dla wdowcaz dobr farm, nawet jeeli ta znajdowaa si w Zachodnim Lesie.

    Rand szed obok rwnie szybko jak Tam, moe nawet szybciej. Nie znosi tegouczucia przyparcia do muru, ktre opanowywao go, gdy Tama nie byo w pobliu, a on niemia moliwoci ucieczki przed natrctwem. Wtoczony na taboret przy kuchennym ogniujada pasztety, sodkie ciasta czy placki z misem. I zawsze oczy gospodyni mierzyy go iwayy starannie; jakby centymetrem albo kupieck wag, kiedy mwia mu, e to, co je, niejest nawet w przyblieniu tak dobre, jak kuchnia jej owdowiaej siostry lub starszej kuzynki.Tam nie staje si przecie modszy, mwiy. To dobrze, e tak kocha on - dobrze to wrynastpnej kobiecie w jego yciu - lecz opakuje j przecie ju zbyt dugo. Tam potrzebujedobrej kobiety. Jest banaem, mwiy, lub czym do niego bardzo zblionym, e mczyznapo prostu nie daje sobie rady bez kobiety, ktra dba o niego i odsuwa wszelkie kopoty.Najgorsze ze wszystkich byy te, ktre rozwanie przeryway w tym miejscu, aby z wy-pracowan obojtnoci zapyta, ile waciwie Tam ma obecnie lat.

    Jak u wikszoci ludzi z Dwu Rzek charakter Randa wyposaony by w silndomieszk uporu. Obcy mwili nawet, e to wanie upr jest, gwn cech tamtejszychludzi, e mogliby dawa lekcje muom i uczy kamienie. Wikszo kobiet przez cay czas

  • bya nawet mia i uprzejma, on nienawidzi jakiegokolwiek przymusu, one za sprawiay, eczu si jakby go kuto szpilkami. Dlatego szed szybko, pragnc, by Tam popdzi konia.

    Wkrtce ulica wyprowadzia ich na k, rozlegy obszar porodku wioski. Pokrytyzazwyczaj grub warstw darni, tej wiosny ukazywa tylko kilka wieych skrawkw,pomidzy tawym brzem rolinnoci zeszorocznej i czerni nagiej ziemi. Koysao si naniej stadko gsi. Paciorkowatymi oczyma baday grunt, nie znajdujc jednak nic dowydziobania. Nieco dalej kto spta mleczn krow, aby obgryza mizerne dba.

    W zachodnim kocu ki, z niskiej kamiennej odkrywki wytryskiwaa Winna Jagoda,pyna strumieniem, ktry nigdy nie zanika, na tyle silnym, by przewrci czowieka i natyle sodkim, by po kilkakro obroni sw nazw. Na wiosn gwatownie rozszerzajca sirzeka, wtulona w poronite wierzbami brzegi, biega bystro na wschd, przez ca drog ado myna pana Thane, a potem dalej, do miejsca gdzie rozdzielaa si na tuziny strumieni wbagiennych gbinach Lasu Rzeki. Dwa niskie, wyposaone w balustrady mosty przecinaymay jasny strumie na ce, a szerszy od nich Most Wozw, wystarczajco mocny, byutrzyma furmanki, przekracza go w miejscu, w ktrym Droga Pnocna opadajca z TarenFerry i Wzgrza Czat, stawaa si Star Drog prowadzc do Deven Ride. Obcym czasamiwydawao si mieszne, e droga nosi inn nazw w kierunku pnocnym, a inn wpoudniowym, lecz w ten sposb byo zawsze, tak dalece jak ktokolwiek w Polu Emondasiga pamici. Dla ludzi z Dwu Rzek by to wystarczajco dobry powd.

    Pod drugiej stronie mostw, ustawiono ju stosy na ognie Bel Tine. Trzypieczoowicie zbudowane sterty pni, prawie tak wysokie jak domy, znajdoway si,oczywicie, z boku na oczyszczonej ziemi. Na ce miay odbywa si te elementy wita,dla ktrych nie przewidziano miejsca wok ognia.

    W pobliu rda kilka starszych kobiet piewao mikko, strojc Wiosenny Sup.Umieszczony ju w specjalnie wykopanym dole, pozbawiony gazi, prosty, wysmuky piejody wznosi si na wysoko dziesiciu stp. Nie opodal, dziewczta zbyt mode, by nosizwizane wosy, siedziay w maej grupie, ze skrzyowanymi nogami i patrzc zazdronie,okazyjnie powtarzay urywki pieni piewanej przez kobiety.

    Tam cmokn na Bel, jakby chcia j zmusi do szybszego kroku, Rand natomiast wwystudiowany sposb stara si nie dostrzega tego, co robiy kobiety. Rankiem, gdymczyni odnajduj sup, oczekuje si od nich zaskoczenia, w poudnie niezamne kobietytacz wok niego, oplatajc go dugimi, kolorowymi wstkami, podczas gdy nieonacimczyni piewaj. Nikt nie wiedzia, jakie byo pochodzenie i przyczyna powstania tegozwyczaju - jeszcze jedna z rzeczy istniejcych na sposb, w ktry istniay zawsze - lecz byoto usprawiedliwienie piewu i taca, a nikt w Dwu Rzekach specjalnego wytumaczenia dlatych rzeczy nie potrzebowa.

    Cay dzie Bel Tine pochon piewy, tace i witowanie, przewidziano te wycigibiegaczy i zawody niemale we wszystkich konkurencjach. Nagrody zbior nie tylkoucznicy, lecz take najzrczniej strzelajcy z procy i najlepiej wadajcy pak: Bdkonkursy rozwizywania zagadek oraz ukadanek, przeciganie liny, podnoszenie i miotanieciarami, nagrody dla najwspanialszego piewaka, skrzypka i tancerza, dla tego, ktrynajszybciej ostrzye owc, a nawet dla najlepszych graczy w kule czy strzaki.

    wito Bel Tine przypadao na dzie, w ktrym wiosna przychodzi naprawd i nadobre, gdy rodz si pierwsze jagnita i wschodz pierwsze plony. Pomimo chodu wpowietrzu nikt jednak nie wpad na pomys, by je odoy. Wszystkim naleao si trochpiewu i taca. A jeli mona byo wierzy pogoskom, ukoronowaniem wita mia bywielki, wielki pokaz fajerwerkw na ce - oczywicie, jeli na czas zdy dotrze do wioskipierwszy tegoroczny h a n d l a r z. Wywoywao to zrozumiae poruszenie, ostatni taki pokazodby si przed dziesiciu laty, a rozmawiano o nim jeszcze do dzisiaj.

    Karczma "Winna Jagoda" staa na wschodnim kracu ki, tu za Mostem Wozw.

  • Parter zbudowany by z kamieni rzecznych, natomiast materia fundamentw stanowi kamieduo starszy, przywieziony z gr, jak powiadali niektrzy. Wymyte a do bieli pierwsze pitro- na ktrym od dwudziestu lat mieszka wraz z on i crkami Brandwelyn al'Vere, karczmarzi jednoczenie burmistrz Pola Emonda - wystajcym balkonem otaczao cay budynek. Dach zczerwonej dachwki, jedyny taki w caej wiosce, poyskiwa w bladym socu. Dymiy czteryspord tuzina wysokich kominw.

    Za poudniowym kracem gospody, z dala od strumienia, rozcigay si pozostaociszerszych kamiennych fundamentw, ongi stanowicych jej cz - tak przynajmniej powia-dano. Porodku rs ogromny db, z pniem o obwodzie trzydziestu krokw, z rozpostartymigaziami gruboci czowieka: Latem ich licie ocieniay stoy i awy, ktre Bran al'Vere roz-stawia pod drzewem, aby ludzie mogli si uraczy winem i zakosztowa chodnegopowiewu, podczas gdy rozmawiali lub grali w kamienie.

    - Jestemy na miejscu, chopcze.Tam sign do uprzy Beli, lecz ona zatrzymaa si przed gospod, zanim jeszcze

    jego rka dotkna skry.- Zna drog lepiej ni ja - zamia si cicho.Nim zamaro ostatnie skrzypnicie osi, przed ober pojawi si Bran al'Vere. Jak

    zawsze wydawa si stpa nazbyt lekko jak na czowieka jego tuszy, dwukrotnieprzewyszajcej czyjkolwiek w wiosce. Pod rzadk grzywk siwych wosw okrg twarzprzecina umiech. Nie baczc na zib, oberysta by w samej koszuli, wok pasa owinnieskazitelnie biay fartuch. Srebrny medalion w ksztacie ukadu zrwnowaonych szalekwisia na jego szyi.

    Ten medalion, wraz z penym kompletem instrumentw sucych do waenia monetotrzymywanych od kupcw przybywajcych z Baerlon po wen i tyto, stanowi symbolurzdu burmistrza. Bran nosi go wtedy, gdy zaatwia interesy, a take podczas wit ilubw. Naoy go dzisiaj zapewne dlatego, i bya to Noc Zimowa, noc poprzedzajca BelTine, w czasie ktrej wszyscy odwiedzaj si nawzajem, wymieniajc drobne podarunki,jedzc i popijajc troch w kadym domu.

    "Po takiej zimie - myla Rand - przypuszczalnie uwaa Zimow Noc zawystarczajcy powd i nie chce czeka do jutra."

    - Tam - krzykn burmistrz, pieszc ku nim. - Nieche mnie wiato owieca,dobrze ci w kocu widzie. I ciebie te Rand. Jak si masz mj chopcze?

    - Dobrze, panie al'Vere - odpar Rand. - A pan? Bran jednak nie odpowiedzia, ca sw uwag zwracajc na Tama.- Ju prawie zaczynaem myle, e tego roku nie dowieziesz nam brandy. Nigdy

    dotd nie czekaem tak dugo.- Nie miaem ochoty opuszcza farmy w taki czas, Bran odpowiedzia Tam. - Te wilki.

    Ta pogoda.Bran westchn ciko.- Bybym szczliwy, gdyby kto mia ochot mwi o czym innym ni o pogodzie.

    Wszyscy si na ni skar, a ludzie, ktrzy powinni sami wiedzie lepiej, oczekuj ode mnie,e j poprawi. Ostatnie dwadziecia minut spdziem wyjaniajc pani al'Donel, e nic niemog zrobi w sprawie bocianw. Chocia to, czego ona si po mnie spodziewa...

    Pokrci gow.- Zy znak - obwieci skrzypicy gos - aden bocian nie zaoy gniazda przed Bel

    Tine.Cenn Buie, powykrzywiany i ciemny niczym stary korze, kroczy w kierunku Tama i

    Brana, podpierajc si lask prawie tak wysok, jak on sam i rwnie skat. Spojrzeniemokrgego oka usiowa obj obu mczyzn jednoczenie.

    - Bdzie jeszcze gorzej, zapamitacie moje sowa.

  • - C to, zostae wieszczem interpretujcym znaki? - sucho spyta Tam. - Czy tesuchasz wiatru jak Wiedzca? Plotek jest z pewnoci wystarczajco duo. Niektre powstajniedaleko std.

    - Kpijcie sobie, jeli chcecie - zamrucza Cenn - ale jeeli nie bdzie wystarczajcociepo, aby zboa wkrtce wy- kiekoway, niejedna piwnica oprni si, zanim nadejdzbiory Nastpnej zimy jedynymi mieszkacami Dwu Rzek bd wilki i kruki. O ile w oglebdzie nastpna zima. By moe bdzie wci jedna i ta sama.

    - A to, co miaoby znaczy? - rzek ostro Bran. Cenn rzuci mu smutne spojrzenie.- Nie mam nic dobrego do powiedzenia o Nynaeve al'Meara. Wiecie o tym. Z jednej

    strony jest zbyt moda, by... Niewane. Koo Kobiet nie pozwala Radzie Wioski nawet mwio swoich sprawach, mimo e wtrcaj si one do naszych, kiedy tylko chc, a wic prawieprzez cay czas, lub co koo tego...

    - Cenn - wtrci si Tam - czy s na to jakie dowody?- S dowody, al'Thor. Gdy spyta Wiedzc, kiedy skoczy si zima, to odwraca si i

    odchodzi. By moe nie chce przekaza nam tego, co powiedzia jej wiatr. By moeusyszaa, e zima nie skoczy si nigdy. By moe zima bdzie trwaa dopty, dopki Koosi nie obrci i Wiek nie dobiegnie kresu. Oto s moje dowody.

    - A by moe owce zaczn lata - odci si Tam. Bran unis rce.- Niech mnie wiato chroni przed gupcami. Zasiadasz przecie w Radzie Wioski,

    czemu wic rozpowszechniasz to, czego naopowiada Coplin. A teraz posuchaj. Mamywystarczajco duo kopotw bez...

    Rand poczu silne szarpnicie za rkaw. ciszony gos, przeznaczony tylko dla jegouszu, odwrci uwag od rozmowy starszych.

    - Chod, Rand, dopki si kc. Zanim nie zapdz ci do roboty.Rand spojrza w d i umiechn si. Mat Cauthon przykucn za wozem w taki

    sposb, e Tam, Bran i Cenn nie mogli go zobaczy, chude ciao wygi jak szyj bociana.Brzowe oczy jak zwykle iskrzyy si psot.- Dav i ja zapalimy wielkiego starego borsuka, jest bardzo zy, e wycignlimy go

    z nory. Chcemy go wypuci na ce i przestraszy dziewczyny.Umiech Randa sta si szerszy. Pomys nie wydawa mu si ju tak zabawny, jak rok

    lub dwa lata temu, Mat jednak zdawa si nigdy nie dorasta. Rzuci szybkie spojrzenie naojca - mczyni zbliywszy gowy mwili jeden przez drugiego - potem zniy gos:

    - Obiecaem rozadowa jabecznik. Myl jednak, e spotkamy si pniej.Mat wywrci oczy ku grze.- Wynosi beczki! Niech sczezn, wolabym raczej gra w kamienie ze swoj niak.

    Dobrze, wiem o ciekawszych rzeczach ni borsuk. Mamy obcych w Dwu Rzekach. Zeszegowieczoru...

    Rand na moment wstrzyma oddech.- Mczyzna na koniu? - zapyta z przejciem. - Czowiek w czarnym paszczu, na

    czarnym koniu? A jego paszcz nie porusza si na wietrze?Umiech zgas na twarzy Mata, jego gos zmieni si w zachrypy szept.- Te go widziae? Mylaem, e tylko ja. Nie miej si; Rand, jestem miertelnie

    przeraony.- Nie miej si. Mnie te wystraszy. Mgbym przysic, e on mnie nienawidzi, e

    pragnie mnie zabi.Rand zadra. Do dzisiejszego dnia nie wyobraa sobie, e kto mgby chcie go

    zabi, naprawd chcie go zabi. Takie rzeczy nie zdarzay si w Dwu Rzekach. Bjki napici, pojedynki zapanicze, ale nie zabijanie.

    - Nie wiem nic o nienawici, Rand, ale przerazi mnie wystarczajco. Nic nie robi,

  • tylko siedzia na koniu i patrzy na mnie, byo to tu za wsi, nigdy w yciu nie byem takprzestraszony. Przestaem patrze tylko na chwil, nie byo to atwe, sam pomyl, a kiedyspojrzaem znowu, on znikn. Przeklestwo. To si stao trzy dni temu, a ja wci nie mogprzesta o tym myle. Cigle ogldam si za siebie.

    Mat usiowa si rozemia, ale dwik, jaki z siebie wy doby, bardziej przypominakrakanie.

    - mieszne, jak przeraenie moe zawadn czowiekiem. Myli si o dziwnychrzeczach. Teraz pomylaem, w tej chwili, wyobra sobie, e mg to by sam Czarny.

    Znowu prbowa si rozemia, lecz tym razem w ogle nie wydoby z siebie gosu.Rand gboko wcign powietrze. Zwyczajnie dla przypomnienia oraz by moe te z

    innych powodw, wyrecytowa:- Czarny oraz wszyscy Zapomnieni, uwizieni s w Shayol Ghul pod Wielkim

    Zaklciem, rzuconym przez Stwrc w momencie Stworzenia, uwizieni po kres czasu. DoStwrcy chroni wiat, a wiato opromienia nas wszystkich.

    Wcign powietrze i kontynuowa:- A nawet jeli by si uwolni, c miaby robi Pasterz Nocy w Dwu Rzekach,

    obserwujc farmerw?- Nie mam pojcia. Ale wiem na pewno, e ten jedziec jest... zem. Nie miej si.

    Przysigam. Moe to by Smok. - Jeste peen radosnych myli, nieprawda? mrukn Rand. - Mwisz gorsze rzeczy

    ni Cenn.- Matka zawsze mwia, e Zapomnieni przyjd mnie porwa, jeeli si nie poprawi.

    Jeli kiedykolwiek widziaem kogo, kto mg wyglda jak Ishmael, czy Aginor, to bywanie on.

    - Kada matka straszy dzieci Zapomnianymi - powiedzia sucho Rand - leczwikszo z nich z tego wyrasta. Dlaczego nie miaby to by Pomor; jeli ju przy tymjestemy?

    Mat popatrzy na niego.- Nie byem tak przeraony od... Nie, nigdy nie byem tak przeraony, nie chciaem si

    tylko do tego przyzna.- Ja rwnie. Ojciec myla, e przestraszyem si cieni drzew.Mat pospnie pokiwa gow, po czym przechyli si przez koo.- Mj te tak myli. Powiedziaem tylko Davowi i Elamowi Dowtry. Od tego czasu

    wypatruj jak jastrzbie, ale niczego nie widzieli. Teraz Elam myli, e usiowaem go nabra.Dav uwaa, e jedziec jest z dou, z Taren Ferry, e jest zodziejem owiec albo kurczakw.Zodziej kurczakw!

    Zamilk obraony.- Tak czy siak, to wszystko pewnie gupstwa - stwierdzi ostatecznie Rand. - Moe to

    rzeczywicie tylko zodziej owiec. Usiowa sobie to wyobrazi, ale byo to rwnie skuteczne, jak wyobraanie sobie

    wilka zajmujcego kocie miejsce przed mysi dziur.- Tak, nie podoba mi si sposb, w jaki na mnie patrzy. Tobie rwnie, sdzc ze

    sposobu w jaki mi to opowiedziae. Powinnimy o tym komu opowiedzie.- Zrobilimy to ju, Mat, i nikt nam nie uwierzy. Moesz sobie wyobrazi

    przekonywanie pana al'Vere, ktry go nigdy nie widzia? Wysaby nas do Nynaeve, ebysprawdzia, czy nie jestemy chorzy.

    - Teraz jest nas dwch. Nikt nie uwierzy, e obaj to sobie wymylilimy.Rand podrapa si po gowie, zastanawiajc si, co powiedzie. Mat by kim w

    rodzaju wioskowego bazna. Niewielu ludzi unikno jego kawaw. Jego imi pojawiao sizawsze tam, gdzie pranie spado ze sznura w boto, lub gdy rozluniony poprg zrzuca kogo

  • na drog. Mata nie musiao by w pobliu. Jego poparcie mogo wic by gorsze ni adne. .Po chwili Rand powiedzia:- Twj ojciec mgby pomyle, e namwie mnie do tego, a mj...Popatrzy ponad wozem, tam gdzie mczyni rozmawiali i stwierdzi, e ojciec

    patrzy na niego. Burmistrz wci poucza Cenna, ktry przyjmowa poajanki w ponurymmilczeniu.

    - Dzie dobry, Matrim - przywita go serdecznie Tam, stawiajc beczuk brandy naburcie wozu. - Widz, e przyszede pomc Randowi rozadowa jabecznik, dobry chopcze.

    Przy pierwszych sowach Mat zerwa si na nogi i natychmiast zacz si wycofywa.- Dzie dobry panu, panie al'Thor. I panu, panie al'Vere. Panie Buie. Niech wiato

    was opromienia. Tato wanie wysa mnie, abym...- Pomg, oczywicie - powiedzia Tam. - I nie ma rwnie wtpliwoci, poniewa

    jeste chopcem, ktry wykonuje swoje zadania od razu. Sdzi, e dawno ju to zaatwie.Dobrze wic, im szybciej wniesiecie jabecznik do piwnicy pana al'Vere, tym szybciejzobaczycie barda.

    - Bard! - wykrzykn Mat, ktry zamiera bez ruchu kadorazowo, gdy Bran gozagadn. - Kiedy on tu bdzie?

    Odkd Rand pamita, jedynie dwch bardw przybyo do Dwu Rzek. Za pierwszymrazem by jeszcze tak may, e oglda go siedzc na ramionach Tama. Mie tu jednego teraz,podczas Bel Tine, z harf, fletem, opowieciami i wszystkim... Pole Emonda bdzie mwi otym wicie jeszcze przez dziesi lat, nawet gdyby nie byo adnych fajerwerkw.

    - Gupstwa - zamrucza Cenn, ale ucich, gdy Bran spojrza na niego z caymmajestatem urzdu burmistrza. Tam opar si o wz, uywajc beczuki brandy jako podprkidla ramienia.

    - Tak, bard, ju jest tutaj. Zgodnie z tym, co mwi pan al'Vere, wanie znajduje si wpokoju w obery.

    - Przyjecha tu w rodku nocy. - Karczmarz potrzsn gow z dezaprobat. - Dobijasi do drzwi, a nie obudzi caej rodziny. Gdyby nie wito, kazabym mu zaprowadzi koniado stajni i spa tam razem z nim, bard czy nie bard. Wyobracie sobie, przyjeda tak ponocy.

    Rand spojrza na niego ze zdumieniem. Nikt nocami nie podrowa poza wiosk, nieteraz, i z pewnoci nie sam. Strzecharz zamrucza znowu, zbyt cicho tym razem, by Randzrozumia wicej ni jedno czy dwa sowa: "szaleniec" oraz "nienaturalne".

    - Nie nosi czarnego paszcza, prawda? - spyta nagle Mat.Brzuch Brana trzs si ze miechu, kiedy mwi:- Czarny! Jego paszcz jest taki sam jak paszcze wszystkich bardw. Wicej at ni

    paszcza i wicej kolorw, ni mona sobie wyobrazi.Rand rozemia si gono, miechem czystej ulgi. Grony jedziec w czerni jako bard

    by pomysem miesznym, ale... W zamyleniu przyoy do do ust.- Widzisz, Tam - rzek oberysta. - Tak mao byo miechu w wiosce, odkd nadesza

    zima. Teraz wywouje go nawet paszcz barda. Samo to warte jest kosztw sprowadzenia go zBaerlon.

    - Mw, co chcesz - odezwa si nagle Cenn. - Ja nadal twierdz, e to gupiemarnotrawienie pienidzy. I te fajerwerki, na ktre si tak uparlicie.

    - A wic bd fajerwerki - rzek Mat.- Powinny ju by tutaj miesic temu - cign dalej Mat - wraz z pierwszym

    tegorocznym handlarzem, ale on jeszcze si nie pojawi, prawda? Jeeli nie przyjedzie dojutra, to co potem z nimi zrobimy? Mamy zorganizowa nastpne wito, tylko po to, aby jezuy? Oczywicie, o ile w ogle je przywiezie.

    - Cenn - westchn Tam. - Masz w sobie tyle wiary, co czowiek z Taren Ferry.

  • - Wic gdzie on jest? Powiedz mi, al'Thor.- Dlaczego nam nie powiedziae? - dopytywa si skrzywdzonym gosem Mat. - Caa

    wie miaaby rwnie, duo radoci z czekania, co z barda, w kadym razie prawie tyle.Zobaczysz, jak przejm si wszyscy sam pogosk o fajerwerkach.- Zobacz - odpar Bran, obdarzajc strzecharza dugim spojrzeniem. - I jeeli dowiem

    si, jak te wieci zaczy si rozchodzi... Jeeli zauwa, na przykad, e kto skary si nakoszt niektrych rzeczy, w miejscach gdzie mog go sysze inni ludzie, podczas gdy terzeczy maj by trzymane w sekrecie... Cenn przekn lin.

    - Moje koci s za stare na ten wiatr. Jeeli nie macie nic przeciwko temu, sprawdz,czy pani alVere nie da mi troch korzennego wina, by wygna zib. Burmistrzu. AI'Thor.

    Nim jeszcze skoczy, ju szed w kierunku gospody. Kiedy zamkny si za nimdrzwi, Bran westchn.

    - Czasami myl, e Nynaeve ma racj... C, w tej chwili to nieistotne. Modziprzyjaciele, pomylcie przez chwil. Wszyscy s podnieceni fajerwerkami, ale jest to tylkopogoska. Pomylcie, jakby si czuli, po caym tym czekaniu, gdyby handlarz nie zdy naczas. A przy takiej pogodzie zupenie nie wiadomo, kiedy przybdzie. Bd pidziesit razybardziej zainteresowani bardem.

    - I czuliby si pidziesit razy gorzej, gdyby nie przyjecha - powiedzia wolno Rand.- Nawet Bel Tine nie podbudowaoby ich po tym wszystkim.

    - Masz gow na karku, kiedy decydujesz si jej uywa - rzek Bran. - Zaprowadzi gopewnego dnia do Rady Wioski, Tam. Zapamitaj moje sowa. W obecnej chwili na pewno niezrobiby wicej zego ni kto, kogo mgbym wymieni.

    - adna z tych rzeczy nie wyaduje wozu - powiedzia energicznie Tam, podajcpierwsz beczuk brandy burmistrzowi. - Mam ochot na ciepo ogniska, fajk i kufel twegoznakomitego piwa. - Zarzuci drug beczuk na rami.

    - Jestem pewien, e Rand bdzie ci wdziczny za pomoc; Matrim. Pamitajcie, imszybciej wino znajdzie si w piwnicy... Gdy Tam i Bran zniknli w gospodzie, Rand popatrzyna przyjaciela.

    - Nie musisz nosi. Dav nie utrzyma dugo tego borsuka. - Dlaczego nie? - spytazrezygnowanym gosem Mat.

    Jak twj tato powiedzia, im szybciej bdzie w piwnicy... Podtrzymujc beczukjabecznika oburcz, popieszy ku obery.

    - Moe Egwene jest gdzie w pobliu. Widok ciebie, wpatrujcego si w ni jakoguszony w, bdzie rwnie dobry jak borsuk.

    Rand przerwa na chwil pakowanie uku i koczanu. Rzeczywicie, udao mu siwyrzuci j ze swego umysu. Samo w sobie byo to dziwne. Ale ona i tak, prawdopodobnie,znajdowaa si gdzie w okolicy karczmy. Raczej nie mia szansy unikn tego spotkania.Oczywicie, upyny ju tygodnie, odkd widzia j po raz ostatni.

    - No i co? - zawoa Mat. - Nie powiedziaem, e zrobi to sam. Nie jeste jeszcze wRadzie Wioski.

    Rand podnis beczk i ruszy za nim. By moe w ogle jej tu nie bdzie. Dziwne,ale ta moliwo nie sprawia, eby poczu si lepiej.

  • ROZDZIA 2OBCYPodczas gdy Rand i Mat przenosili pierwsze baryki przez gwn sal gospody, pan

    al'Vere zdy ju napeni dwa kufle najlepszym brzowym trunkiem ale wasnej roboty,utoczonym z beczuek zawieszonych na cianie. Na ich szczycie przysiad, otuliwszy apyogonem, Pazur, ty kocur karczmarza. Tam przystan przed wielkim kominkiemzbudowanym z rzecznego kamienia. W rku trzyma dug fajk wypenion tytoniem, ktryoberysta przechowywa w eleganckiej puszce na gadkim gzymsie kominka. Sigajce doramienia nadproe kominka zajmowao poow ciany duego, kwadratowego pomieszczenia.Trzaskajcy w palenisku ogie skutecznie przegania panujcy na dworze chd.

    W dniu tak penym rnych zaj, jakim jest wigilia wita, Rand spodziewa sizasta w sali najwyej Brana oraz swego ojca, no, moe ewentualnie jeszcze kota, jednak nakrzesach z wysokimi oparciami, otoczeni chmur niebieskiego dymu, siedzieli przy piwieczterej czonkowie Rady Wioski. By z nimi Cenn. Tym razem nikt nie gra w kamienie, awszystkie ksiki Brana stay rwnym rzdem na pce naprzeciw kominka. Nawet nierozmawiano. Mczyni w milczeniu wpatrywali si w trzymane kufle i niecierpliwie ssalifajki, czekajc, a Tam i Bran docz do nich.

    W te dni zmartwienia byy powszechnym udziaem czonkw Rad Wiosek, tak w PoluEmonda, jak i we Wzgrzu Czat, czy w Deven Ride. A nawet w Taren Ferry, chocia taknaprawd kt mgby wiedzie, co waciwie ludzie z Taren Ferry myleli o jakichkolwieksprawach?

    Oprcz dwu mczyzn - kowala Harala Luhhana i mynarza Jona Thana - aden zsiedzcych przy kominku nie zaszczyci spojrzeniem wchodzcych chopcw. Potnieuminione ramiona kowala byy tak grube, jak uda wikszoci mczyzn, wci mia nasobie dugi skrzany fartuch, jakby przybieg na spotkanie wprost z kuni. Obrzuci chopcwprzecigym spojrzeniem penym dezaprobaty, potem w wystudiowany sposb odwrci sina krzele, powracajc do swej fajki z dugim ustnikiem.

    Rand, zaciekawiony, zwolni kroku, chwil pniej jednak z trudem powstrzymaokrzyk. To Mat kopn go w kostk. Przyjaciel kilkakrotnie kiwn gow w kierunku tylnychdrzwi sali, a nastpnie szybko ruszy w ich kierunku. Nieznacznie powczc nogami, Randwolno poszed za nim.

    - O co chodzi tym razem? - domaga si wyjanie, gdy tylko znaleli si w korytarzuwiodcym do kuchni. Omal nie zamae mi...

    - To stary Luhhan - powiedzia Mat, spogldajc ponad ramieniem Randa w kierunkusali. - Pewnie podejrzewa, e to ja...

    Przerwa raptownie, gdy w drzwiach kuchni, wiodc za sob zapach wieego chleba,pojawia si pani al'Vere.

    Na tacy niosa pikle, ser i wieo wypieczony bochenek chleba, jeden z tych, ktrymsusznie zawdziczaa swoj saw w okolicach Pola Emonda. Ten widok przypomniaRandowi, e waciwie od czasu, gdy zjad kromk pieczywa przed opuszczeniem farmy, nicjeszcze dzisiaj nie mia w ustach. Zaczo mu enujco burcze w brzuchu.

    Pani alVere, smuka kobieta, z grubym warkoczem siwiejcych woswprzerzuconym przez rami, obja ich obu macierzyskim umiechem.

    - Jest tego wicej w kuchni, gdybycie byli godni, a przyznam si, e nie spotkaamjeszcze chopcw w waszym wieku, ktrzy by nie mieli ochoty na jedzenie. Chopcw wjakimkolwiek wieku, jeeli ju o to chodzi. Moe jednak bdziecie woleli miodowe ciastka?Upiekam je dzi rano...

    Bya jedn z niewielu zamnych kobiet w okolicy, ktre nie prboway odgrywa

  • wobec Tama roli swatki. Jej macierzyski stosunek do Randa nigdy nie przekroczy granicyciepych umiechw i podsuwanych przeksek, w ten sam sposb zreszt traktowaawszystkich mieszkajcych w okolicy modziecw. Od czasu do czasu patrzya na niego wtaki sposb, jakby chciaa zrobi co wicej, zawsze jednak poprzestawaa na samychspojrzeniach i za to Rand by jej gboko wdziczny.

    Nie czekajc na odpowied, wesza do sali, a w chwil pniej panujc w niej ciszwypeniy odgosy odsuwania krzese, wydawane przez wstajcych mczyzn i goneokrzyki zachwytu, wywoane zapachem chleba. Pani alVere bya bez wtpienia najlepszkuchark w Polu Emonda, w promieniu wielu mil nie znalazoby si mczyzny, ktry niemiaby ochoty skwapliwie skorzysta z okazji, aby zasi przy jej stole.

    - Miodowe ciastka - powiedzia Mat, oblizujc wargi. - Potem - stanowczo odrzek Rand. - W przeciwnym razie nigdy tego nie skoczymy.Dwie lampy, jedna umieszczona tu za kuchennymi drzwiami, druga za dokadnie

    nad piwnicznymi schodami, zatapiay kamienne mury pomieszczenia w kauy wiata. Tylkow najbardziej odlegych ktach czaia si odrobina mroku. Wzdu cian i w poprzek podogi,na drewnianych stojakach stay baryki z brandy i jabecznikiem oraz wiksze beczuki penepiwa i wina. Niektre z nich miay wprawione kurki. Na wielu beczkach z winem, wykonanerk oberysty napisy oznaczay rok zakupu, imi handlarza, ktry je dostarczy oraz miejsceprodukcji. Brandy i piwo natomiast pochodziy od rodzimych farmerw z Dwu Rzek albo testanowiy wyrb samego Brana. Handlarze, a nawet kupcy czasami przywozili ze sobbrandy; ale nigdy jednak nie byy one tak dobre, jak produkt rodzimy, a ponadto kosztowayduo, tote nikt nie prbowa ich wicej ni raz.

    - Teraz - rzek Rand, gdy kadli baryki na stojakach powiedz mi, co takiego zrobie,e musisz unika, pana Luhhana?

    Mat wzruszy ramionami.Naprawd nic. Powiedziaem tylko Adanowi al'Caar i jego smarkatym przyjacioom,

    Ewinowi Finngarowi oraz Dagowi Coplinowi, e kilku farmerw widziao w lesie zionceogniem upiory psw. Poknli to bez zmruenia oka.

    - I za to pan Luhhan jest na ciebie wcieky? - zapyta z niedowierzaniem Rand.- Nie tylko - Mat przerwa i potrzsn gow. - Widzisz, wysmarowaem mk dwa

    jego psy tak, e byy zupenie biae. Potem spuciem je w pobliu chaty Daga. Skd miaemwiedzie, e pobiegn prosto do domu? To naprawd nie bya moja wina. Gdyby pani Luhhannie zostawia drzwi otwartych, nigdy by nie weszy do rodka. I wcale nie chciaemzasypywa caego jej domu mk. Parskn miechem.

    - Syszaem poniej, e wszystkich troje, to znaczy psy i starego Luhhana, wygoniamiot na zewntrz.

    Rand zmarszczy czoo, lecz nie mg powstrzyma si od miechu.- Na twoim miejscu bardziej obawiabym si Alsbeta Luhhana ni kowala. Jest

    niemale tak samo silny jak on, za to o wiele bardziej porywczy. Zreszt mniejsza o to. Jeeliprzejdziesz szybko, moe ci nie zauway.

    Wyraz twarzy Mata wyranie wskazywa, e nie uwaa uwagi Randa za mieszn.Kiedy jednak wrcili do sali, okazao si, e Mat nie musi si spieszy. Mczyni

    siedzieli w szstk przed kominkiem, ich krzesa byy zsunite razem. Odwrcony plecami doognia Tam mwi co przyciszonym gosem, a pozostali suchali z takim nateniem uwagi,e przypuszczalnie nie zauwayliby, gdyby kto przegna przez gospod stado owiec. Randchcia podej bliej, by usysze, o czym rozmawiaj, lecz Mat szarpn go za rkaw iobdarzy umczonym spojrzeniem. Westchn wic tylko i poszed do wozu.

    Kiedy na powrt znaleli si w korytarzu, na szczycie schodw staa taca, a powietrzewypenia sodki aromat miodowego ciasta. Obok parujcego dzbana grzanego cydru staydwa kufle. Pomimo tego, i sam si napomina, aby poczeka z jedzeniem, a skocz prac,

  • Rand zorientowa si nagle, e dwa ostatnie kursy pomidzy wozem a piwnic pokonujeusiujc niezdarnie onglowa baryk i gorcym kawakiem ciasta.

    Ustawi ostatni baryk na stojaku. Mat rwnie uwolni si od swojego ciaru, otarokruchy z ust i powiedzia:

    - Teraz do bar...Czyje kroki zastukay na schodach. pieszcy si Ewin Finngar niemal wpadby do

    piwnicy. Jego okrg twarz rozjaniao niecierpliwe pragnienie zakomunikowanianajnowszych wieci.

    - Obcy s w wiosce. - Przerwa na chwil, by zapa oddech i obrzuci Matagniewnym spojrzeniem. - Nie widziaem adnych psw upiorw, ale syszaem, e ktowysmarowa mk psy pana Luhhana. Syszaem take, e pani Luhhan wie, kogo za to wini.

    Rnica wieku pomidzy Matem i Randem a Ewinem, ktry mia tylko czternacie lat,zazwyczaj a nadto wystarczaa, by zlekceway to, co mia do powiedzenia. Teraz jednakprzyjaciele wymienili tylko zaskoczone spojrzenia, a po chwili zaczli mwi obaj naraz.

    - W wiosce? - zapyta Rand. - Nie w lesie? A Mat natychmiast doda:- Mia czarny paszcz? A widziae jego twarz?Ewin niepewnie popatrywa na ich twarze, dopiero kiedy Mat gronie postpi krok w

    jego kierunku, szybko zacz mwi:- Oczywicie, e widziaem jego twarz. A jego paszcz jest zielony. A moe szary.

    Zmienia si. Jego kolor zlewa si z otoczeniem. Czasami, jeli si nie porusza, w ogle niemona go spostrzec. A jej paszcz jest bkitny, taki jak niebo i dziesi razy bardziej strojnyni wszystkie witeczne ubiory, jakie dotd widziaem. A ona sama jest dziesi razy adniej-sza ni wszyscy ludzie, ktrych w swoim yciu spotkaem. Na pewno jest szlachetnieurodzon dam, tak jak w opowieciach. Musi by.

    - Ona? - zapyta Rand. - O kim ty mwisz? Spojrza na Mata, ktry chwyci si rkoma za gow, mocno zaciskajc powieki.- To s ci ludzie, o ktrych miaem ci powiedzie wymamrota Mat - zanim zapdzie

    mnie do...Przerwa, otworzy oczy i ostro spojrza na Ewina.- Przyjechali zeszego wieczora - podj po chwili i zatrzymali si w gospodzie.

    Widziaem, jak przyjechali. Widziaem ich konie, Rand. Nigdy przedtem nie widziaem konitak wysokich, o tak lnicej sierci. Wyglday, jakby mogy biec bez koca. Myl, e on dlaniej pracuje.

    - Suy - wtrci si Ewin. - W opowieciach nazywaj to sub.Mat mwi dalej, jakby nic nie sysza.- W kadym razie podporzdkowuje si jej, robi wszystko, co ona kae. Tylko, e nie

    wyglda jak sucy. Raczej jak onierz. Nosi miecz tak, jakby to bya cz jego ciaa, jakrka czy stopa. Stra kupcw wygldaaby przy nim jak kundle. No i ona, Rand. Nawet wsnach nigdy nie wyobraaem sobie nikogo takiego jak ona. Ona jest jak... jak...

    Przerwa i obdarzy Ewina kwanym spojrzeniem.- ... jak szlachetnie urodzona dama - skoczy z westchnieniem.- Ale kim oni s? - zapyta Rand.Oprcz kupcw, przyjedajcych raz do roku po tyto i wen, oraz handlarzy, obcy

    nigdy, lub prawie nigdy nie pojawiali si w Dwu Rzekach. Moe bywali w Taren Ferry, ale napewno nie docierali tak daleko na poudnie. Wikszo kupcw i handlarzy przyjedaa tustale od lat, tote nie byli tak naprawd obcy. Ot, po prostu, ludzie z zewntrz. Dobre pi latupyno od czasu, gdy kto naprawd obcy pojawi si w Polu Emonda. Czowiek ten uciekaprzed jakimi kopotami, ktre mia w Baerlon, a ktrych charakteru nikt w wiosce nierozumia. Zreszt i tak nie zabawi dugo.

    - Czego oni chc?

  • - Czego chc? - wykrzykn Mat. - Nie dbam o to, czego chc. Obcy, Rand i to obcy ojakich nigdy nie nie. Pomyl o tym!

    Rand otworzy usta, chcc co powiedzie, ale po chwili zrezygnowa. Wspomnieniejedca w czarnym paszczu powodowao, e czu si jak kot w okolicy penej psw. Trojeobcych w wiosce, w tym samym czasie - to wygldao na zupenie nieprawdopodobny zbiegokolicznoci. Troje, oczywicie pod warunkiem, e zmiennokolorowy paszcz jednego z nichnigdy nie przybiera barwy czarnej.

    - Ona nosi imi Moiraine - powiedzia Ewin, korzystajc z chwili ciszy. - Syszaem,jak on je wypowiedzia. Mwi do niej Moiraine. Lady Moiraine. Wiedzca moe jej nielubi, ale ja si z ni nie zgadzam.

    - Dlaczego sdzisz, e Nynaeve jej nie lubi? - zapyta Rand.- Dzisiejszego poranka pytaa Wiedzc o drog - odpar Ewin - i nazwaa j

    "dzieckiem".Rand i Mat cicho gwizdnli przez zby, a Ewin a zajkn si, tak niecierpliwie

    pragn wszystko wyjani.- Lady Moiraine nie wiedziaa, z kim rozmawia. Zrozumiawszy, pniej bardzo

    przepraszaa. Naprawd. Potem zadaa jej kilka pyta o rne zioa, o to, kto jest kim w PoluEmonda, a wszystko z szacunkiem takim, jaki okazuj kobiety w wiosce, z wikszym nawetni niektre z nich. Przez cay czas zadawaa pytania, o to, ile kto ma lat i jak dugo mieszkatutaj i ... ojej, nie pamitam o co jeszcze. W kadym razie Nynaeve odpowiadaa, majc takiwyraz twarzy, jakby si najada zielonych jagd. Pniej, gdy Lady Moiraine odchodzia,patrzya za ni takim wzrokiem, jak... c, nie byo to przyjacielskie, moecie mi wierzy.

    - To wszystko? - zapyta Rand. - Znacie usposobienie Nynaeve. Kiedy w zeszym rokuCenn Buie nazwa j dzieckiem, uderzya go lask w gow, mimo e jest czonkiem RadyWioski, a ponadto mgby by jej dziadkiem. atwo denerwuje j byle co, ale nigdy dugo niechowa urazy.

    - W tym przypadku, dla mnie to jednak trwa zbyt dugo wymamrota Ewin.- Nie dbam o to, kogo Nynaeve bije - zamia si Mat dopki to nie jestem ja:

    Zapowiada si najwspanialsze Bel Tine ze wszystkich, jakie dotd byy. Bard, dama... ktmgby chcie wicej? Komu potrzebne s fajerwerki?

    - Bard? - zapyta Ewin podnieconym gosem.- Chod, Rand - Mat ruszy, zupenie ignorujc pytanie. - Tu ju skoczylimy. Musisz

    zobaczy tego czowieka. Wbieg po schodach na gr. Ewin gramoli si za nim, woajc:- Naprawd jest bard, Mat? To nie jest tak, jak z tymi psami upiorami, nieprawda?

    Albo z abami?Rand przystan na moment, aby zgasi lamp, a potem pospieszy za nimi.W sali, siedzce przy kominku grono powikszyo si o Rowana Hurna i Samela

    Crawe, tak e caa Rada Wioski bya w komplecie. Mwi teraz Bran al'Vere - jego normalniegromki gos by tak ciszony, e poza cisy krg krzese wydostawao si tylko guchemamrotanie. Burmistrz podkrela swoje sowa, uderzajc grubym palcem wskazujcym wgrzbiet drugiej doni i wpatrujc si w kadego z mczyzn po kolei. Tamci kiwali gowami,zgadzajc si z kadym jego sowem, moe tylko Cenn robi to z pewnym ociganiem.

    Widok grupy mczyzn, skupionych tak ciasno, e niemale napierajcych na siebie,posiada wymow bardziej jednoznaczn, ni gdyby powiesili sobie nad gowami znakzakazujcy wstpu. O czymkolwiek mwili, byo to przeznaczone wycznie dla RadyWioski, przynajmniej na jaki czas. Z pewnoci nie podobaoby im si, gdyby Randprbowa sucha. Ocigajc si, powdrowa do wyjcia. Jest przecie jeszcze bard. No i ciobcy.

    Beli i wozu ju nie byo, zaj si nimi jeden ze stajennych oberysty, Hu albo moeTad. Przed wejciem, spogldajc na siebie, stali Mat i Ewin, ich paszcze opotay na wietrze.

  • - Mwi ci po raz ostatni - warkn Mat. - Nie oszukuj ci. Naprawd przyjechabard. A teraz id ju sobie. Rand, mgby powiedzie tej kapucianej gowie, e mwiprawd, i eby zostawi mnie w spokoju?

    Rand cign poy paszcza i ruszy naprzd, by wesprze Mata, lecz nagle poczudelikatne mrowienie w karku i niewypowiedziane sowa zamary mu na ustach. Byobserwowany, Uczucie, ktre go opanowao, nie byo tak przykre, jak podczas spotkania zzamaskowanym jedcem, lecz mimo to wcale nie byo nazbyt przyjemne, zwaszcza ewci mia w pamici tamto zdarzenie.

    Szybki rzut oka na k ukaza mu tylko to, co ju widzia przedtem - bawice sidzieci, ludzi przygotowujcych wito. Nikt nie patrzy w jego kierunku. Wiosenny Sup stana uboczu, gotowy do ceremonii. Krztanina i dziecice okrzyki wypeniay boczne uliczki.Wszystko byo tak, jak by powinno. Wyjwszy to, e kto go obserwowa.

    Nagle co skonio go do odwrcenia si i uniesienia wzroku. Na krawdzi krytegodachwk dachu karczmy siedzia wielki kruk, chwiejc si lekko w podmuchachporywistego wiatru wiejcego od gr. Gow trzyma przekrzywion w bok, a jednopaciorkowate oko byo wpatrzone...

    "We mnie" - pomyla Rand.Przekn lin, nagle zawrza w nim gniew. - Parszywy padlinoerca - zamrucza.- Mczy mnie ju to wgapianie si - warkn Mat, a Rand zda sobie spraw, e

    przyjaciel stoi tu za nim i z dezaprobat patrzy na ptaka.Ich oczy spotkay si i jak jeden m signli po kamienie. Celnie rzucone odamki

    ska przeciy powietrze... ale kruk si odsun, pociski trafiy w pustk. Ptak raz tylkomachn skrzydami i ponownie przekrzywi gow, kierujc na nich nieruchome spojrzenie,zupenie spokojny, jakby nic przed chwil nie zaszo.

    Rand osupiay wpatrywa si w niego.- Czy widziae kiedykolwiek, eby kruk si tak zachowywa? - zapyta cicho.Mat potrzsn gow, nie spuszczajc wzroku z kruka. - Nigdy. aden ptak si tak nie

    zachowuje.- Nikczemny ptak - usyszeli za sob kobiecy gos, melodyjny pomimo dwiczcego

    w nim tonu niesmaku - ktremu nie naley ufa nawet w najlepszych czasach.Z przenikliwym krzykiem kruk poderwa si do lotu. Uczyni to tak gwatownie, e a

    zgubi dwie czarne lotki, ktre powoli spady na ziemi.Mat i Rand odwrcili si zaskoczeni i obserwowali; jak ptak odlatuje ponad k w

    kierunku toncych w chmurach Gr Mgy, wysoko ponad Zachodnim Lasem, jak wreszciemaleje do rozmiarw kropki i znika na zachodzie.

    Rand popatrzy na kobiet. Ona rwnie obserwowaa odlot kruka, lecz w tym samymmomencie odwrcia si i ich spojrzenia si spotkay. Z pewnoci bya to Lady Moiraine,albowiem bya dokadnie taka, jak j opisywali Mat oraz Ewin. Taka, a nawet jeszczewspanialsza. Mg tylko patrze w osupieniu.

    Kiedy usysza, e nazwaa Nynaeve dzieckiem, wyobraa sobie, e musi by stara -ale nie bya. Ostatecznie nie by wstanie w ogle okreli jej wieku. Pocztkowo mylanawet, e jest tak moda, jak Nynaeve, ale im duej patrzy, tym wydawaa mu si starsza. Wjej ogromnych, ciemnych oczach krya si dojrzao, jaka nikomu nie jest dana w modoci:Przez chwil wydawao mu si, e te oczy s jak gbokie studnie, e si w nich topi.Zrozumia te, dlaczego Mat i Ewin okrelili j jako dam z opowieci barda. W jej postawiebya szlachetno, a otaczajca j atmosfera wadzy spowodowaa, e Rand poczu si nagleniezgrabny i niezrczny. Bya niska, sigaa mu zaledwie do klatki piersiowej, ale w prezencjimiaa co takiego, co kazao wierzy, e taki wzrost jest wanie najbardziej waciwy, toteRand poczu si nagle zupenie, nieodpowiednio duy.

    Bya cakowicie inna ni wszyscy ludzie, ktrych dotd spotka. Szeroki kaptur jej

  • paszcza ocienia twarz i mikkie ciemne loki. Nigdy jeszcze nie widzia dorosej kobiety znie zaplecionymi wosami. W Dwu Rzekach kada dziewczyna z niecierpliwoci oczekiwaachwili, gdy Koo Kobiet jej wioski orzeknie, e jest ju wystarczajco dorosa, aby nosiwarkocz. Ubir Lady Moiraine by rwnie dziwny. Paszcz z bkitnego aksamitu obrzeonyby grubym srebrnym haftem w ksztacie lici, kwiatw i pnczy. Ciemniejsza od paszcza,kremowo nakrapiana niebieska suknia, leciutko poyskiwaa. Naszyjnik z cikich zotychogniw wisia na piersiach. Duo delikatniejszy acuszek spina jej wosy, rozbyskujc naczole niebieskim kamieniem. Szeroka zota plecionka opinaa tali, a na rodkowym palculewej rki nosia zoty piercie w ksztacie wa poerajcego wasny ogon. Randoczywicie nigdy nie widzia jeszcze takiego piercienia, lecz rozpozna Wielkiego Wa,symbol wiecznoci, starszy nawet ni Koo Czasu.

    "Bardziej zdobne nili jakikolwiek ubir witeczny" powiedzia przedtem Ewin imia racj. Nigdy nikt nie ubiera si tak w Dwu Rzekach. Nigdy.

    - Dzie dobry pani... eh, Lady Moiraine - zajkn si Rand, czujc jednoczenie, jaksi rumieni.

    Umiechna si, a Rand poczu, e bardzo chciaby co dla niej zrobi, co, cousprawiedliwioby dalsz jego obecno przy niej. Zdawa sobie spraw, e ten umiech jestprzeznaczony dla wszystkich, niemniej czu si tak, jakby skierowany by wycznie doniego. Byo naprawd, jakby w urzeczywistnionej opowieci barda. Na twarzy Mata zastyggupawy umiech.

    - Znacie moje imi - powiedziaa uradowana.Jak gdyby nie rozumiaa, e jej obecno w wiosce, choby nie wiadomo jak krtka,

    miaa dostarczy tematu do rozmw przynajmniej na rok.- Ale musicie mwi do mnie Moiraine, a nie lady. A jak wy si nazywacie?Ewin wyrwa si, zanim ktry z przyjaci by w stanie cokolwiek wykrztusi.- Nazywam si Ewin Finngar, pani. Ja im powiedziaem, jak masz na imi i std

    wiedz. Syszaem, jak wypowiada je Lan, ale wcale nie podsuchiwaem. Dotychczas nikttaki jak ty, pani, nigdy nie pojawi si w Polu Emonda. Na Bel Tine przyjecha take bard. Idzisiaj jest Noc Zimowa. Czy przyjdziesz do mego domu? Matka upieka ciastka z jabkami.

    - Bd musiaa si zastanowi - odpowiedziaa, kadc Ewinowi do na ramieniu. Wjej oczach bysno rozbawienie, lecz wyraz twarzy nie uleg zmianie. - Nie wiem, czy jestemw stanie konkurowa z bardem, Ewin. Natomiast wszyscy musicie mwi do mnie Moiraine.Spojrzaa wyczekujco na Randa i Mata.

    - Ja nazywam si Matrim Cauthon, La... eh, Moiraine odrzek Mat. Wykona sztywny,niezgrabny ukon i obla si rumiecem.

    Rand zastanawia si, czy te powinien co takiego zrobi, tak jak o tym sysza wopowieciach, lecz gdy zobaczy efekt usiowa Mata, poprzesta na zwykymwypowiedzeniu swego imienia. Tym razem udao mu si nie zajkn.

    Moiraine patrzya na przemian to na niego, to na Mata. Rand pomyla, e jej umiech,samymi kcikami ust, przypomina sposb, w jaki umiechaa si Egwene, kiedy co ukry-waa.

    - Mog mie od czasu do czasu kilka drobnych spraw do zaatwienia - powiedziaa. -Moe zechcecie mi towarzyszy? - Zamiaa si, widzc, jak niemal podskoczyli z radoci. Apo chwili dodaa: - Bardzo prosz.

    Rand zaskoczony poczu, jak wsuwa mu monet w do i zaciska j potem obiemarkoma.

    - Nie ma potrzeby - zacz, lecz uciszya go gestem, dajc monet Ewinowi, a potemujmujc do Mata w ten sam sposb, w jaki zrobia z Randem.

    - Oczywicie, e jest - powiedziaa. - Nie mog od was wymaga pracy za darmo.Potraktujcie to jako symbol naszej umowy. Bdzie wam przypomina, e zgodzilicie si

  • przyj do mnie, kiedy tylko poprosz.- Ja nigdy nie zapomn - Ewin wcign powietrze. - Porozmawiamy pniej -

    powiedziaa - i wtedy wszystko mi o sobie opowiecie.- Lady... to znaczy, Moiraine? - zapyta niepewnie Rand, gdy ju odchodzia.Zatrzymaa si i spojrzaa przez rami. Musia przekn lin, zanim mg cign

    dalej.- Po co przybya do Pola Emonda?Wyraz jej twarzy si nie zmieni, mimo to, sam nie wiedzc dlaczego, poaowa, e

    zapyta. I na dodatek jeszcze brn dalej: - Nie chciaem by niegrzeczny. Przepraszam. Poprostu do Dwu Rzek nie przyjeda nikt oprcz kupcw i handlarzy, a nawet oni pojawiaj sitylko wtedy, gdy warstwa niegu jest wystarczajco cienka, aby mc przedosta si z Baerlon.Poza nimi przecie nikt tu nie przyjeda. Stranicy kupcw mwi czasami, e jest toostatnie miejsce na kocu wiata i przypuszczam, e dla ludzi z zewntrz musi to takwyglda. Chciaem tylko wiedzie.

    Umiech powoli zamiera na jej twarzy, jak gdyby co sobie przypomniaa. Przezmoment mia wraenie, e zupenie go nie dostrzega.

    - Studiuj histori - powiedziaa wreszcie - zbieram stare opowieci. Miejsce,nazywane przez was Dwie Rzeki, zawsze mnie interesowao. Badam opowieci o tym, cozdarzyo si dawno temu, tutaj albo w innych miejscach.

    - Opowieci? - zapyta Rand.C takiego zdarzyo si w Dwu Rzekach, co mogoby zainteresowa kogo takiego...

    to znaczy, c w ogle mogoby si tutaj wydarzy?- A jak miayby si inaczej nazywa Dwie Rzeki? doda Mat. - W ten sposb wanie

    si zawsze nazyway. - Wraz z kadym obrotem Koa Czasu powiedziaa na poy do siebie Moiraine, ze

    wzrokiem skierowanym gdzie w przestrze - miejsca zmieniaj nazwy. Ludzie nosz rneimiona, maj rne twarze. Twarz jest inna, ale zawsze jest to ten sam czowiek. Jednak niktnie zna Wielkiego Wzoru, wedug ktrego obraca si Koo, ba... nie znamy nawet WzoruWieku. Moemy tylko patrze, studiowa i mie nadziej.

    Rand spoglda na ni niezdolny wypowiedzie sowa, nawet zapyta o znaczenietego, co mwia. Nie by zreszt pewien, czy cokolwiek z tego, co powiedziaa, byoprzeznaczone dla nich. Spostrzeg, e jego towarzysze stoj kompletnie oniemiali. Ewin zezdziwienia otworzy usta.

    Moiraine znw zwrcia na nich swe spojrzenie i wszyscy trzej drgnli, jakby sibudzc.

    - Porozmawiamy pniej - powiedziaa. Nikt jej nie odpowiedzia.- Pniej.Posza w kierunku Mostu Wozw, lekko jakby sunc nad ziemi. Poy jej paszcza

    powieway z obu stron jak skrzyda. Wysoki mczyzna, ktrego Rand nie dostrzeg dotd, ode rwa si od frontu gospody

    i ruszy za ni, trzymajc do na dugiej rkojeci miecza. Jego ubir by koloruciemnoszarej zieleni, takiej ktra z atwoci roztopi si wrd lici, czy cieni; opoczcy nawietrze paszcz poyskiwa szaroci, zieleni i brzem. Czasami ten paszcz zdawa siznika, zlewajc si z tem. Dugie, posiwiae na skroniach wosy spinaa wska skrzanaopaska. Jego twarz bya jak wykuta z kamienia, lecz nie dostrzegoby si na niej zmarszczek,tylko siwizna na skroniach moga sugerowa wiek. Kiedy szed, nieodparcie przypominaRandowi wilka.

    Przechodzc obok trzech chopcw, obrzuci ich szybkim spojrzeniem. Jego oczy,chodne i bkitne, byy jak zimowy poranek. Wygldao to tak, jakby szacowa ich w myli,

  • ale jego twarz w najmniejszy nawet sposb nie zdradzaa, jaki jest rezultat osdu.Przyspieszy kroku, doganiajc Moiraine, potem zwolni i lekko pochylony szed przy niej,mwic co. Rand wypuci powietrze. Nie zdawa sobie sprawy, e cay czas wstrzymywaoddech.

    - To by Lan - powiedzia ochryple Ewin, jakby on rwnie mia kopoty zoddychaniem. Tak przynajmniej mia min. - Zao si, e jest Stranikiem.

  • - Nie bd gupi - rozemia si Mat, ale by to saby miech. - Stranicy istniej tylkow opowieciach. A prcz tego Stranicy maj zote miecze i zbroje wysadzane klejnotami.Cae swoje ycie spdzaj na pnocy, na Wielkim Ugorze, walczc ze zem, trollokami iinnymi takimi rzeczami.

    - To moe by Stranik - upiera si Ewin.- Widziae jakie zoto lub klejnoty? - drwi Mat. Czy s jakie trolloki w Dwu

    Rzekach? Owce, to s. Zastanawiam si, co mogo si tu wydarzy, by zainteresowao kogotakiego jak ona?

    - Co mogo - powoli odpowiedzia Rand. - Powiadaj, e gospoda stoi tu od tysicalat, moe nawet duej. - Tysice lat pasania owiec - odparowa Mat.

    - Srebrny grosz - wykrzykn Ewin. - Daa mi cay srebrny grosz. Pomylcie, co za tokupi, kiedy wreszcie przybdzie handlarz.

    Rand otworzy do i spojrza na trzyman monet. Zaskoczony, omal jej nie upuci.Nie rozpozna wprawdzie grubego, srebrnego krka oraz wybitej na nim postaci kobiety,trzymajcej wyprostowan rk pojedynczy pomie, lecz zdarzao mu si czasamiprzypatrywa, gdy Bran al'Vere szacowa monety zwoone przez kupcw z rnych stronwiata, tote mia pewne pojcie o jej wartoci. Za tak ilo srebra mg kupi w DwuRzekach dobrego konia i jeszcze wzi reszt.

    Popatrzy na Mata i zobaczy na jego twarzy taki sam wyraz oszoomienia, jaki musiamalowa si na jego wasnej. Odwrci do tak, aby przyjaciel mg widzie zawartopozostajc niewidzialn dla Ewina i pytajco unis brew. Mat pokiwa potakujco gow iprzez chwil zdumieni wpatrywali si w siebie.

    - Jak prac ona moe mie dla nas? - w kocu zapyta Rand.- Nie mam pojcia - zdecydowanie odpar Mat - i nie interesuje mnie to. Co wicej,

    nie wydam tych pienidzy. Nawet wtedy, gdy przyjedzie handlarz.Mwic to, schowa monet do kieszeni kaftana.Kiwajc gow, Rand powoli zrobi to samo. Nie wiedzia dlaczego, ale w jaki

    sposb Mat mia racj. Tej monety nie wolno wydawa. Pochodzia przecie od niej. Nie byw stanie sobie wyobrazi, do czego jeszcze nadaje si srebro, lecz...

    - Mylicie, e ja swoj te powinienem zatrzyma - grymas niezdecydowaniaodmalowa si na twarzy Ewina.

    - Tylko wtedy, jeeli rzeczywicie chcesz - poradzi mu Mat.- Myl, e tobie j daa po to, aby wyda - doda Rand. Ewin spojrza na monet, potem potrzsn gow i wsun srebrny grosz do kieszeni.- Te j zatrzymam - powiedzia aonie.- Wci jeszcze pozostaje bard - powiedzia Rand i twarz chopca rozjania si.- Jeeli kiedykolwiek si obudzi - doda Mat. - Rand, czy bard tu jest? - zapyta Ewin.- Sam zobaczysz - zamia si Rand w odpowiedzi. Jasne byo, e Ewin nie uwierzy, dopki nie zobaczy barda. - Wczeniej czy pniej

    musi zej na d.Na Mocie Wozw rozbrzmieway jakie okrzyki, a kiedy Rand spojrza w tamt

    stron, jego miech sta si naprawd szczery. Gsty tum mieszkacw wioski, odposiwiaych starcw do malcw ledwie potraficych chodzi, otacza wysoki wz cignionyprzez semk koni. Najrniejsze toboki i pakunki zwieszay si z jego pciennego dachujak winne grona. Handlarz w kocu przyby. Obcy, bard, fajerwerki i handlarz! Zapowiadaosi najwspanialsze Bel Tine ze wszystkich, jakie dotd byy.

    ROZDZIA 3HANDLARZ

  • Rondle trzaskay i pobrzkiway, gdy wz handlarza turkota na solidnych belkachmostu. Otoczony wci chmar mieszkacw wioski i przybyych na wito farmerw, hand-larz zatrzyma wreszcie konie przed gospod. Ze wszystkich stron nieustannie nadchodzilinowi ludzie, powikszajc tum zgromadzony wok wielkiego wozu, o koach rozmiaremprzekraczajcych wzrost dorosego mczyzny. Wszyscy, zadzierajc gowy, wpatrywali si wsiedzcego na kole handlarza.

    Padan Fain by bladym, ponurym czowiekiem o szczupych ramionach i wielkimhaczykowatym nosie. Zawsze rozemiany, jak gdyby zna jaki art, ktrego poza nim niezna nikt. Wraz ze swoim wozem pojawia si w Polu Emonda kadej wiosny, odkd tylkoRand pamita.

    W momencie, w ktrym z brzkiem uprzy zaprzg stan, drzwi gospody otworzyysi, ukazujc ca Rad Wioski z panem al'Vere i Tamem na czele. Kroczyli powoli, pomidzyludmi; ktrzy wyraali pene podniecenia proby o igy, koronki, ksiki i dziesitki innychrzeczy. Tum niechtnie rozstpowa si, aby ich przepuci, by natychmiast po ich przejciuznowu si cieni. Gwar nie przycicha nawet na chwil. Przede wszystkim domagano siinformacji.

    W oczach mieszkacw wioski igy, herbata oraz inne tego typu towary stanowiytylko poow adunku znajdujcego si na wozie. Rwnie wanym towarem byo sowo zdaleka, wieci ze wiata lecego poza krain Dwu Rzek. Niektrzy handlarze po prostumwili wszystko, co wiedzieli, wyrzucajc to z siebie jednym strumieniem, jak stos mieci, oktre nie warto si troszczy. Inni chcieli, aby wszystko z nich wyciga, mwili niechtnie,jakby z aski. Fain jednak mwi duo, przdc opowie, jakby sam by bardem.Pozostawanie w centrum uwagi sprawiao mu przyjemno, skupiwszy na sobie dziesitkioczu, stpa dumnie jak may kogut. Randowi przyszo na myl, e handlarz moe by niezbytzadowolony, gdy dowie si o obecnoci w Polu Emonda prawdziwego barda.

    Handlarz powica czonkom Rady Wioski oraz jej mieszkacom mniej wicej tylesamo uwagi, ile kosztowao go zawizanie lejcw, to znaczy po prostu wcale si nimi nieprzejmowa. Kiwa gow, lecz te skinienia nie byy skierowane do nikogo w szczeglnoci.Umiecha si milczco i macha leniwie rk do osb, z ktrymi si przyjani, cho gest tenwyraa w tym przypadku uczucie czowieka o dosy chodnej naturze, sprowadzajce si dowzajemnego poklepywania po plecach, bez nawizywania adnych cilejszych wizi.

    Coraz silniej odzyway si gosy domagajce si informacji, lecz Fain, zajmujc sijakimi drobnostkami przy kole, czeka, tum osignie zadowalajce go rozmiary.Czonkowie Rady Wioski stali w milczeniu. Za wszelk cen starali si zachowa swojgodno i tylko gstniejce nad ich gowami chmury tytoniowego dymu wskazyway, ile ichto musi kosztowa.

    Rand i Mat przepychali si przez tum, starajc si dotrze da: wozu najbliej jak byomona. Rand skapitulowaby ju w poowie drogi, Mat jednak przelizgiwa si w jakisposb ndzy ludmi, cignc go za sob, a nie stanli bezporednio za Rad Wioski.

    - Obawiaem si, e przez cae wito pozostaniesz na farmie. - To Perrin Aybarakrzycza do Randa przez zgiek. P gowy niszy od niego, kdzierzawy ucze kowala bytak mocno zbudowany, e wyglda prawie jak ptora czowieka; gruboci barkw i ramionmg rywalizowa z samym panem Luhhanem. Z atwoci przedarby si przez tum, ale niepotrafi zachowywa si w ten sposb. Zamiast tego porusza si ostronie, przepraszajcgrzecznie ludzi, ktrzy i tak niewiele poza handlarzem byli w stanie dostrzec. W ten sposb,uwaajc, by nikogo nie potrci, dotar wreszcie do miejsca, w ktrym stali Rand i Mat.

    - Wyobracie sobie - powiedzia, kiedy stan obok - Bel Tine i handlarz, razem.Zao si, e na pewno przywiz fajerwerki.

    - Nie wie nawet wierci o tym, co si dzieje - zamia si Mat.Perrin spojrza na niego podejrzliwie, potem przenis pytajcy wzrok na Randa.

  • - To prawda - wykrzykn Rand, a potem wskaza na rosncy tum, w ktrym wszyscyprzekrzykiwali si nawzajem. Pniej, wszystko ci wyjani pniej. Pniej, powiedziaem!

    W tej samej chwili Padan Fain stan na kole, a tum uspokoi si natychmiast. SowaRanda eksplodoway w nagle zapadej ciszy, zaskakujc handlarza w dramatycznej pozie, zjednym ramieniem wysunitym do przodu i do poowy otwartymi ustami. Wszystkie oczyzwrciy si na Randa. May, kocisty mczyzna na wozie, spodziewajc si, e wszyscy zzapartym tchem wyczekuj jego pierwszych sw, obdarzy go ostrym, badawczymspojrzeniem.

    Twarz Randa poczerwieniaa, aowa, e nie jest wzrostu Ewina i nie moe sischowa. Jego przyjaciele rwnie poruszyli si niespokojnie. Dopiero rok temu Fain po razpierwszy zwrci na nich uwag, traktujc ich jak dorosych mczyzn. Zazwyczaj niepowica czasu nikomu zbyt modemu, po to by zachci do kupna towarw znajdujcychsi, w wozie. Rand obawia si, e znw moe zosta relegowany przez handlarza do grupydzieci.

    Z gonym pomrukiem dezaprobaty Fain szarpn poy swego grubego paszcza.- Nie, bynajmniej nie pniej - zadeklamowa, na powrt przybierajc dumn poz -

    bd mwi teraz. Mwic, wykonywa szerokie gesty, jakby rozrzuca sowa nad tumem.- Mylicie, e macie kopoty w Dwu Rzekach, czy nie jest tak? C, cay wiat

    obecnie pogra si w nieszczciu, od pnocy po poudnie, od zachodu na wschd, odWielkiego Ugoru a po Morze Sztormw, od Oceanu Aryth do Pustkowi Aiel. A nawet dalej.Mwicie, e zima bya srosza ni kiedykolwiek przedtem, e krew gstniaa w yach ipkay koci? Zima bya mrona i sroga wszdzie. Na Ziemiach Granicznych wasz zimnazwano by wiosn. Ale wiosna nie przysza, powiadacie? Wilki pozagryzay wasze owce?Wilki atakoway ludzi? Nie tak si rzeczy miay? C, powiem wam. Wiosna opnia siwszdzie. Wszdzie grasuj wilki, spragnione czego, w czym mogyby zatopi swe ky, czybdzie to owca, krowa, czy czowiek. Lecz byy tej zimy rzeczy gorsze ni wilki: S tacy,ktrzy chcieliby mie tak niewielkie kopoty, jakie wy macie - przerwa i popatrzywyczekujco.

    - Co moe by gorszego od wilkw, zabijajcych owce i ludzi? - domaga siodpowiedzi Cenn Buie.

    Wok rozlegy si aprobujce szmery.- Ludzie, zabijajcy ludzi! - Zowieszcze tony, pobrzmiewajce w odpowiedzi

    handlarza, wywoay w tumie wzmagajcy si szmer zaskoczonych pomrukw. - Myl, e tojest wojna: Wojna opanowaa Ghealdan, wojna i szalestwo. niegi Lasu Dhallin s czzrwoneod ludzkiej krwi. Powietrze pene jest krukw i ich wrzasku. Armie maszeruj do Ghealdan.Narody, arystokracja i wszyscy wielcy wysyaj swych onierzy w bj.

    - Wojna - usta pana al'Vere z trudem sformuoway niecodzienne sowo. Nikt w DwuRzekach nie mia nigdy nic wsplnego z wojn. - Po co oni tocz wojn?

    Grymas wypez na twarz Faina i Rand mia wraenie, e kpi on z izolacji wieniakw,wymiewa ich ignorancj. Handlarz pochyli si do przodu, jakby chcia powierzyburmistrzowi sekret, ale jego szept by tak gony, e syszeli go wszyscy.

    - Podniesiono na powrt sztandar Smoka. I ludzie gromadz si, by z nim walczy.Albo go wesprze.

    Tum westchn, a Rand zatrzs si mimowolnie.- Smok - zajcza kto. - Sam Czarny jest w Ghealdan!- Nie sam Czarny - zamrucza Haral Luhhan. - Smok nie jest Czarnym. A ten i tak jest

    faszywym Smokiem.- Posuchajmy, co pan Fain ma do powiedzenia - burmistrz bezskutecznie prbowa

    uciszy tum.Wszyscy wrzeszczeli przekrzykujc sie nawzajem.

  • - Rwnie le, gdyby to by sam Czarny!- Smok sprowadzi pknicie wiata, czy nie? - Rozpocz je. Wywoa Czas Szalestwa!- Wspomnijcie proroctwa. Kiedy odrodzi si Smok, najgorsze koszmary bd si

    wydawa sodkimi snami!- To jest po prostu kolejny faszywy Smok. Nie moe by inaczej!- Co za rnica? Wspomnij ostatniego faszywego Smoka. Rwnie rozpocz wojn.

    Tysice umaro, zgadza si, Fain? Oblega Illian.- Nadchodz ze czasy. Od dwudziestu lat nikt nie obwoywa si Smokiem

    Odrodzonym, a teraz w cigu ostatnich piciu lat a trzech. Ze czasy. Spjrzcie na pogod.Rand spojrza na przyjaci. Twarz Mata pona z podniecenia, natomiast oblicze

    Perrina wykrzywia grymas zmartwienia. Rand pamita wszystkie zasyszane opowieci,opowieci o ludziach, ktrzy mienili si by Smokiem Odrodzonym, lecz wkrtce okazywalisi faszywymi Smokami, bowiem umierali lub znikali, nie wypeniwszy adnego z proroctw,a to co po sobie zostawiali, byo wystarczajco ze. Cae narody rozszarpyway si w bitwach,a miasta i wsie pony jak pochodnie. Ciaa zacielay ziemi jak jesienne licie, na drogachuciekinierzy toczyli si niczym owce w zagrodzie. Tak opowiadali kupcy i handlarze, a niktw Dwu Rzekach nie mia powodu, aby im nie wierzy. Niektrzy mwili, e gdy odrodzi siSmok, nastpi koniec wiata.

    - Dosy! - krzycza burmistrz. - Cisza! Przestacie wreszcie tuc t pian waszejwyobrani. Pozwlmy panu Fain opowiedzie o tym faszywym Smoku.

    Ludzie zaczli powoli si uspokaja. Wszyscy, z wyjtkiem Cenna Buie.- Czy rzeczywicie jest to faszywy Smok? - zapyta z przeksem strzecharz.Pan alVere zamruga zaskoczony, potem warkn: - Nie zachowuj si jak stary gupiec, Cenn!Ale pytanie na nowo wzburzyo tum.- To nie moe by Smok Odrodzony! wiatoci, tylko nie to!- Buie, ty stary gupcze! Ty chcesz, eby tak byo, nieprawda?- Nastpnym razem wezwij imi samego Czarnego! Ciebie chyba Smok nawiedzi,

    Cennie Buie! Chcesz sprowadzi na nas wszystkich nieszczcie!Cenn wyzywajco rozglda si wkoo, usiujc rzuca grone spojrzenia.- Nie syszaem, aby Fain mwi, e jest to faszywy Smok. A wy? Zacznijcie wreszcie

    uywa swych oczu! Gdzie s plony, ktre powinny ju siga nam do kolan lub wyejnawet? Dlaczego wci jeszcze trwa zima, mimo i ju od miesica powinna by wiosna?

    Wokoo rozlegy si gosy domagajce si, by trzyma jzyk za zbami.- Nie bd cicho! Mnie te nie podoba si to, co mwi, ale nie mam zamiaru chowa

    gowy w piasek i czeka, a ludzie z Taren Ferry przyjd, eby podern mi gardo. Dobrze,nie mam zamiaru dostarcza Fainowi przyjemnoci, nie tym razem. Mw jasno handlarzu. Cosyszae, no? Czy ten czowiek jest faszywym Smokiem?

    Jeeli nawet Fain czu si nieswj na skutek wieci, ktre przywozi, albo przezzamieszanie, ktre wywoa, to niczego nie da po sobie pozna.

    - Jeli o to chodzi, to kt moe wiedzie, zanim wszystko si nie skoczy?Przerwa, przybierajc jedn ze swoich min i powid oczyma po tumie, jakby

    dostarczao mu duo zabawy przewidywanie ich reakcji.- Wiem tyle - powiedzia z wystudiowan obojtnoci - e panuje nad Jedyn Moc.

    Inni przed nim tego nie potrafili. A on tak. Ziemia otwiera si pod stopami jego wrogw, ajego krzyk powoduje, e dr grube mury. Umie sprowadza byskawice, ktre uderzaj tam,gdzie im kae. Tyle syszaem od ludzi godnych zaufania.

    Zapada gucha cisza. Rand ponownie spojrza na przyjaci. Perrin wyglda, jakbypatrzy na rzeczy, ktre wcale mu si nie podobaj, lecz Mat wci wydawa si podniecony.

  • Wyraz twarzy Tama by tylko odrobin mniej spokojny ni zazwyczaj. Przesun sido przodu, chcc przemwi, ale Ewin Finngar odezwa si pierwszy.

    - Oszaleje i umrze! W opowieciach, mczyni przenoszcy Moc zawsze muszoszale, zmarnie i umrze. Tylko kobiety mog jej dotyka. Czy on tego nie wie? - a przy-kucn, gdy dosign go szturchaniec pana Buie.

    - Wystarczy ju chopcze - Cenn potrzsn skat pici przed twarz Ewina. - Okanaleyty szacunek i zostaw t spraw starszym. Zabieraj si std!

    - Spokojnie, Cenn - warkn Tam. - Chopak jest po prostu ciekawy. Nie ma powodu,eby go tak traktowa.

    - Zachowuj si stosownie do swego wieku - doda Bran. - I pamitaj, e jesteczonkiem Rady Wioski.

    Pomarszczona twarz Cenna stawaa si coraz ciemniejsza, by w kocu przybra barwpurpury.

    - Wiecie, o jakich kobietach on mwi. Przesta si na mnie boczy, Luhhan i ty te,Crawe. To jest przyzwoita wioska i mieszkaj tu porzdni ludzie. Ju jest i tak wystarczajcole bez Faina, opowiadajcego tutaj o faszywym Smoku wadajcym Moc, i bez tegomodego gupca wcigajcego w to Aes Sedai. O niektrych rzeczach po prostu nie wolnomwi i nie bior za nic odpowiedzialnoci, jeeli