Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i...

8
BIULETYN INFORMACYJNY SEKRETARIATU MISYJNEGO FRANCISZKANóW (OFMConv) W KRAKOWIE nr 29 2016 ð cd. na str. 4 Uganda - moje pierwsze wrażenia o. Marcin Załuski oFMconv, Matugga - uganda W zasadzie tytuł „Uganda – pierwsze wrażenia” nie jest do końca właściwy, ponieważ pierwsze wrażenia z Ugandy miałem rok temu w czasie trzytygodniowego pobytu w naszej misji... Chodzi jednak nie tyle o tytuł, ile o pierwsze kroki, które stawiam w tym zupełnie innym niż Polska miejscu. O. Marcin Załuski - nowy misjonarz w Ugandzie. Swoją pracę misyjną rozpoczął na początku roku 2016 Gdy leciałem do Ugandy oraz tuż po przy- locie, miałem ustawiczny pokój w sercu, co odczy- tuję nie inaczej niż jako łaskę Bożą i potwierdze- nie słuszności podjętej decyzji mojego wyjazdu na misje. Po przyjeździe miałem kilka dni aklima- tyzacji. Mniej więcej po tygodniu zacząłem uczyć się miejscowego języka luganda. Muszę tu zazna- czyć, że nie jest to język wszystkich Ugandyjczy- ków, a tylko jednego - choć największego w Ugandzie - plemienia Baganda. Nie wszyscy, którzy przychodzą na Mszę Świętą rozumieją ję- zyk angielski, dlatego też homilia tłumaczona jest z niego na luganda. Język angielski jest w Ugandzie - dawnym protektoracie Wielkiej Brytanii - języ- kiem urzędowym. Nauka języka luganda idzie do- syć szybko, ponieważ już po trzech tygodniach za- cząłem odprawiać Mszę Świętą w tym języku. To odczytuję, podobnie jak wiele innych sytuacji, jako owoc modlitwy wielu życzliwych ludzi. Od nie- dawna pierwsze kroki Fot. Archiwum Sekretariatu Misyjnego Kościół misyjny, świadek miłosierdzia Przeżywany przez Kościół Nad- zwyczajny Jubileusz Miłosierdzia rzuca szczególne światło również na Światowy Dzień Misyjny 2016: zaprasza nas do spojrzenia na misję ad gentes jako wspaniałe, ogromne dzieło miłosierdzia, zarówno co do ducha jak i co do ciała. (...) wszyscy jesteśmy zaproszeni do „wyjścia” ja- ko uczniowie-misjonarze, każdy od- dając na tę służbę swoje talenty, swo- ją kreatywność, swoją mądrość i do- świadczenie, aby nieść orędzie Bożej czułości i współczucia całej rodzinie ludzkiej. (...) Przyjmując i naśladu- jąc Jezusa przez Ewangelię i sakra- menty, wraz z działaniem Ducha Świętego, możemy stać się miłosier- nymi jak nasz Ojciec Niebieski (...). Od uczniów Jezusa idących drogami świata wymagana jest ta miłość, któ- ra nie odmierza, ale raczej dąży, by wobec wszystkich mieć tę miarę, jaką ma Pan; głosimy najpiękniejszy i najwspanialszy dar, jakim On nas obdarzył: Jego życie i Jego miłość. (...) Wszystkie ludy i kultury mają prawo do otrzymania orędzia zbawienia, które jest darem Boga dla wszyst- kich. (...) wszyscy jesteśmy zaprosze- ni do (...) wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie potrzebujące światła Ewangelii”. Fragment Orędzia papieża Francisz- ka na Światowy Dzień Misyjny 2016 r.

Transcript of Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i...

Page 1: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

B i u l e t y n i n f o r m ac yj n y S e k r e ta r i at u m i S yj n e g o f r a n c i S z k a n ó w ( ofmconv ) w k r a ko w i e

nr 292016

ðcd. na str. 4

Uganda - moje pierwsze wrażenia o. Marcin Załuski oFMconv, Matugga - uganda

w zasadzie tytuł „uganda – pierwsze wrażenia” nie jest do końca właściwy, ponieważ pierwsze wrażenia z ugandy miałem rok temu w czasie trzytygodniowego pobytu w naszej misji... chodzi jednak nie tyle o tytuł, ile o pierwsze kroki, które stawiam w tym zupełnie innym niż Polska miejscu.

o. marcin załuski - nowy misjonarz w ugandzie. Swoją pracę misyjną rozpoczął na początku roku 2016

Gdy leciałem do Ugandy oraz tuż po przy-locie, miałem ustawiczny pokój w sercu, co odczy-tuję nie inaczej niż jako łaskę Bożą i potwierdze-nie słuszności podjętej decyzji mojego wyjazdu na misje. Po przyjeździe miałem kilka dni aklima-tyzacji. Mniej więcej po tygodniu zacząłem uczyć się miejscowego języka

luganda. Muszę tu zazna-czyć, że nie jest to język wszystkich Ugandyjczy-ków, a tylko jednego - choć największego w Ugandzie - plemienia Baganda. Nie wszyscy, którzy przychodzą na Mszę Świętą rozumieją ję-zyk angielski, dlatego też homilia tłumaczona jest z niego na luganda. Język angielski jest w Ugandzie

- dawnym protektoracie Wielkiej Brytanii - języ-kiem urzędowym. Nauka języka luganda idzie do-syć szybko, ponieważ już po trzech tygodniach za-cząłem odprawiać Mszę Świętą w tym języku. To odczytuję, podobnie jak wiele innych sytuacji, jako owoc modlitwy wielu życzliwych ludzi. Od nie-dawna pierwsze kroki

fot.

arch

iwum

Sek

reta

riatu

misy

jneg

o

Kościół misyjny, świadek miłosierdzia

Przeżywany przez Kościół Nad-zwyczajny Jubileusz Miłosierdzia rzuca szczególne światło również na Światowy Dzień Misyjny 2016: zaprasza nas do spojrzenia na misję ad gentes jako wspaniałe, ogromne dzieło miłosierdzia, zarówno co do ducha jak i co do ciała. (...) wszyscy jesteśmy zaproszeni do „wyjścia” ja-ko uczniowie-misjonarze, każdy od-dając na tę służbę swoje talenty, swo-ją kreatywność, swoją mądrość i do-świadczenie, aby nieść orędzie Bożej czułości i współczucia całej rodzinie ludzkiej. (...) Przyjmując i naśladu-jąc Jezusa przez Ewangelię i sakra-menty, wraz z działaniem Ducha Świętego, możemy stać się miłosier-nymi jak nasz Ojciec Niebieski (...). Od uczniów Jezusa idących drogami świata wymagana jest ta miłość, któ-ra nie odmierza, ale raczej dąży, by wobec wszystkich mieć tę miarę, jaką ma Pan; głosimy najpiękniejszy i najwspanialszy dar, jakim On nas obdarzył: Jego życie i Jego miłość. (...) Wszystkie ludy i kultury mają prawo do otrzymania orędzia zbawienia, które jest darem Boga dla wszyst-kich. (...) wszyscy jesteśmy zaprosze-ni do (...) wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferie potrzebujące światła Ewangelii”.

Fragment Orędzia papieża Francisz-ka na Światowy Dzień Misyjny 2016 r.

Page 2: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

2

Przyjeżdżając do Paragwaju może nas zaskoczyć dość powszechny widok osób z dużymi kolorowymi termosami oraz kubkami z wystającą z nich metalową rurką. Wspo-mniany „kubek” to w rzeczywistości guampa – specjalne na-czynko do picia yerba mate lub tereré wykonane z metalu i skóry lub drewna Palo Santo, typowego dla Paragwaju. Srebrna rurka to bombilla (czyt. bombilja), zakończona spe-cjalnym sitkiem, które filtruje napój, tak, by rozdrobnione zioła nie wpadały pijącemu do ust. Fenomen picia tereré wy-jaśnia Paragwajczyk, franciszkanin o. Cristhian: W gorącym Paragwaju jednym z najbardziej popularnych napojów chło-dzących nie jest ani coca cola ani pepsi, ale właśnie tereré – napój przygotowywany dzięki małej roślinie – wyjaśnia zakonnik.

Więcej niż orzeźwienieDla Paragwajczka tereré to dużo więcej niż tylko chło-

dzący napar. To bardzo ważny element kultury, zwyczaj przekazywany od pokoleń. Kiedy przybyłem do Paragwaju w 2004 roku, niewiele wiedziałem o tym kraju. Wyleciałem z Polski, gdzie była wówczas zima i wylądowałem w pań-stwie, gdzie termometr pokazywał 40 stopni gorąca - wspo-mina misjonarz o. Grzegorz Adamczyk. Wchodząc w nową kulturę i poznając nowe rzeczy, słynne tereré zrobiło na mnie

Paragwajskie tereré agniesZka koZłowska

Paragwaj, to kraj słynący z zyskującego w Polsce coraz większą popularność yerba mate – napoju o szczególnych właściwo-ściach, który pije sam Papież franciszek. nie każdy jednak wie, że napar z rośliny yerba (ostrokrzewu paragwajskiego) można przygotować na kilka sposobów, również na zimno jako tereré. o historii i tradycji picia tereré opowiadają o. cristhian riqu-elme oraz misjonarz o. grzegorz adamczyk.

duże wrażenie... Kultura do-tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę.

Jak wspomina o. Grze-gorz swoje pierwsze spotka-nie z tym zwyczajem przeżył w warsztacie samochodo-wym, gdy zaprowadził tam samochód do naprawy. Pra-cownicy zaprosili mnie do pi-cia tereré. Po raz pierwszy w moim życiu dzieliłem się z tyloma osobami jedną gu-ampą, jedną bombillą i... brudną wodą. Patrzyłem na dość stary dzbanek... Nie

młodzież z parafii guarambaré przy piciu tereré

wiedziałem nawet dokładnie co to jest i przerażony myślałem - co ja teraz z tym zrobię? Widziałem jak mechanicy przeka-zywali sobie jeden po drugim guampę z wodą.... Też ją przy-jąłem, bo wcześniej mówiono mi – powinieneś się inkulturo-wać! Zacząłem pić. A następnie ci sami pracownicy zaczęli mi wyjaśniać, jak przygotowuje się ten napój, jak się go podaje, kiedy trzeba powiedzieć „dziękuję”, a kiedy nie... Pamiętam, że trudno mi było się przyzwyczaić, ale później, każdego dnia coraz bardziej wchodziłem w ten zwyczaj. Teraz nawet nie wyobrażam sobie, żeby przeżyć dzień bez tereré.

Paragwaj – ojczyzna yerba mateKrótką historię tradycji picia yerba mate opowiada

o. Cristhian: dawno temu mieszkańcy tych ziem, nie tylko pa-ragwajskich, ale także terenów dzisiejszej Argentyny, Uru-gwaju, Boliwii oraz okolic – Indianie Guarani – mieli zwyczaj spożywać roślinę, której liście zbierali i suszyli, a następnie moczyli w wodzie tak długo, aż można było poczuć jej smak. Po spożyciu napoju czuli także orzeźwienie oraz energię, któ-rą dostarczał. Indianie szybko zauważyli właściwości zdro-wotne tego naparu. Zaczęli je również urozmaicać innymi roślinami, które dawała ziemia. Przy tak wysokich tempera-turach, kiedy traci się siły, zioła dodawane do tereré wyzwa-lają energię i pomagają utrzymać dobrą formę.

fot.

o. z

bign

iew

Św

ierc

zek

ofm

conv

Page 3: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

33

fot.

arch

iwum

Naturalne lekarstwo W Paragwaju cieszymy się darem wielu roślin leczniczych

– wyjaśnia o. Cristhian. Dodając je do wody, przygotowanej do zalewania tereré, możemy stworzyć napój, który nie tyl-ko orzeźwia, ale przyczynia się do lepszego funkcjonowania organizmu. Na przykład roślina cedron pomaga w trawieniu, burrito działa uspokajająco, a moringa uśmierza ból głowy. – tłumaczy franciszkanin.

Znak braterstwaPicie tereré wiąże się z konkretnymi regułami, których

złamanie postrzegane jest jako faux pas. Jedno z nich, wbrew pozorom może wyniknąć z uprzejmości. Kiedy piłem tereré z mechanikami po pierwszym wypiciu, oddałem guam-pę i powiedziałem „dziękuję”. Wszyscy patrzyli na mnie za-skoczeni i pytali zawiedzeni – bracie, nie smakowało Ci? – opowiada o. Grzegorz Adamczyk.

fot.

arch

iwum

W tym przypadku słowo dziękuje, znaczy „już wystar-czy”. – wyjaśnia o. Cristhian.Dopiero wtedy, gdy nie chce się już pić można podzięko-wać. Innym nietaktem, który zdarzył się o. Grzegorzowi by-ło wytarcie po sobie bombilli przed przekazaniem napoju kolejnej osobie. Tereré pije się bowiem siedząc w kręgu i po-dając jedną guampę wszyst-kim zgromadzonym. Kiedy to zrobiłem wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni, prawie się

obrazili! – wspomina misjonarz. Jak przyznaje o. Cristhian taki gest jest dużym nietaktem: To danie znaku, że nie chcę być uczestnikiem tego zwyczaju, który wykracza poza temat higieny, ale jest symbolem braterstwa i rodzinnego klimatu.

Braterstwo – to słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy mówimy o tereré. Bo tereré to także czas właściwy na odpo-czynek. To przerwa w zajęciach. To wspólnie spędzany czas, budowanie wspólnoty – dodaje zakonnik.

Praca misjonarza często polega również na tym, co po-zornie najprostsze – na byciu z tymi, którzy potrzebują to-warzyszenia, rozmowy i wsparcia. A zwyczaj picia z nimi te-reré z pewnością pomaga paragwajskim franciszkanom w tym misyjnym zadaniu.

Jak przyrządzić tereré?

Do przygotowania i picia tego paragwajskiego napoju potrzebne będą:

• mieszanka ziół yerba (dostępna w Internecie bądź większych herbaciarniach),

• bombilla - specjalna rurka do yerba mate, zakoń-czona małym sitkiem,

• guampa lub zwykły kubek,• woda z lodem oraz dzbanek lub termos,• możliwe dodatki: zioła, sok z limonki lub cytryny.

1. Do kubka (guampy) wsypujemy yerbę (około 3/4 kub-ka) i wkładamy bombillę tak, by sitko znajdowało się na sa-mym spodzie, pod ziołami.

2. W dzbanku lub termosie przygotowujemy wodę - te-reré można zalewać zimną wodą z dodatkiem lodu, soku z cytryny lub limonki oraz ziół, na przykład mięty czy me-lisy. Choć nie jest to często praktykowane, wodę można do-słodzić do smaku.

3. Tak przygotowaną wodą zalewamy wsypaną do kubka mieszankę ziół i po odczekaniu kilku minut pijemy przez bombillę. Zioła yerba można zalać nawet 7 razy, dopóki na-pój nie straci smaku.

Dokładny proces przygotowania tereré można zobaczyć na przygotowanym przez nas filmie "Paragwajskie tereré" dostępnym w Internecie na kanale "franciszkanie.pl" w ser-wisie YouTube. Zachęcamy do oglądania!

o. grzegorz adamczyk i o. cristhian riquelme

fot.

o. z

bign

iew

Św

ierc

zek

ofm

conv

Page 4: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

4

o. marcin załuski ofmconv

uganda - moje pierwsze wrażenia

cd. ze str. 1

stawiam również w sprawowaniu sakramentu spowiedzi w tym języku. Reszta moich obowiązków jest w języku angiel-skim.

Moja nowa parafiaZ grup parafialnych na razie „opiekuję się” tylko mło-

dzieżą, która jest zgromadzona wokół czegoś, co ma zalążki scholi parafialnej. Uczymy się nowych pieśni w języku an-gielskim. Młodzi są bardzo chętni do współpracy.

Matugga jest parafią, która - jak na warunki afrykańskie - jest dobrze zorganizowaną i działającą wspólnotą. W klasztorze przebywa trzech braci: o. Wojciech „Male” Ulman - gwardian, o. Edward „Matovu” Wambua (z Kenii) oraz ja – o. Marcin „Ssali” Załuski. Imię Ssali niczego kon-kretnego nie oznacza. Po prostu imię jak każde inne. Nale-ży ono do klanu „małp” :). Miejscowy biskup nadaje misjo-narzom nowe imiona, aby umiejscowić ich w konkretnym klanie.

Ludzie tutaj, w Matugga, żyją w warunkach znacznie lepszych niż ludzie w uboższych częściach kraju (Matugga położona jest niedaleko od stolicy, Kampali), choć zdarzają się miejsca bardzo ubogie, jakich w Polsce już dawno nie ma. Przed Świętami Wielkanocnymi odwiedzaliśmy cho-rych. Byliśmy u ponad 120 osób. Poczułem się wtedy jak prawdziwy misjonarz, który chodzi do środowisk bardzo ubogich. Do ludzi potrzebujących w zasadzie wszystkiego. Ich domy składają się z cegieł lepionych z gliny, za dach słu-ży blacha na deskach położona na tych cegłach... W czasie upałów (Afryka!) taki dach przemienia „dom” w saunę. Wewnątrz domu cegły zalepione są gazetami, by ściana nie była goła, a zamiast podłogi zwykła ziemia – to był częsty obraz warunków mieszkaniowych u ludzi, do których przy-chodziłem z sakramentami. Dzięki Bogu większość ludzi powoli zmienia swoje warunki życiowe na lepsze, gdyż

Uganda należy do szybko rozwijających się krajów, co wi-dać zwłaszcza w przyroście naturalnym. Proszę wyobrazić sobie, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat, co roku rodziło się milion więcej Ugandyjczyków, niż umierało! Obecnie ten mały kraj ma prawie 40 milionów mieszkańców.

Misyjne niespoziankiCo było dla mnie zaskoczeniem? Po pierwsze to, że ceny

tutaj są bardzo wysokie. Materiały budowlane, paliwo, żyw-ność i inne opłaty nie różnią się od europejskich, a zarobki są o wiele, wiele niższe niż w Polsce. Jeśli ma się na przykład 100 $ w kieszeni (ok. 400 zł) i jedzie się do Ugandy z myślą, że można za to wiele kupić i przeżyć co najmniej miesiąc, to lepiej pomyśleć jeszcze raz...

Z czego więc ludzie tu żyją? Uganda ma dobrą, żyzną ziemię. Jeśli nie masz pracy, ale masz kawałek swojego pola, to spokojnie możesz sobie żyć, bo ziemia wyda ci plon i nie musisz bać się zimy i mrozu. Nie musisz nawet martwić się

o deszcz, bo nawet jeśli go nie ma, to rośnie tu owoc, który również w porze suchej dostar-cza jedzenia.

Drugim zaskoczeniem była przyroda, która jest tu po prostu przepiękna. Kampala, stolica Ugandy, położna jest na wzgórzach i ma dostęp do największego jeziora w Afryce – Jeziora Wiktorii, z którego wypływa rzeka Nil. Widoki są wspaniałe - ku mojemu zadzi-wieniu jest dużo wzniesień i pagórków, choć myślałem, że krajobraz będzie raczej rów-ninny. Patrząc na to, co mnie

fot.

arch

iwum

Page 5: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

5

Niego należy Misja w Ugandzie. Parafia bardzo mocno opiera się na ludziach świeckich, liderach wspólnot działa-jących przy parafii. Ludzie tutaj ogólnie są bardzo pokorni i głęboko wierzący, co odróżnia Ugandę chociażby od są-siedniej Kenii, gdzie stopień laickości społeczeństwa jest już bardzo wysoki.

Nasze najbliższe planyNa koniec podam jeszcze kilka informacji o tym, co ja-

ko nasza misja w Matugga, w najbliższym czasie mamy za-miar zrobić:

- dokończyć budowę kościoła, bo na razie od kilka lat sprawujemy mszę w szkole, w jednej z klas przemienionej w kaplicę. Chcemy w tym roku zrobić podłogę w kościele, dokończyć wstawianie okien i drzwi, by w końcu zamknąć kościół.

- zacząć budowę centrum klinicznego w Matugga. Ma-my ziemię pod projekt, który jest potrzebny w tym szybko rozwijającym się miejscu. Jedyne usługi medyczne w Ma-tugga są dostępne w małej salce, która też nazywa się „cen-trum medycznym”, ale w takim miejscu człowiekowi łatwiej umrzeć niż wyzdrowieć. Byłem tam na badaniach gdy za-chorowałem na malarię, bo Afryka już mnie "pocałowała"... Przekonałem się na własnej skórze, że Matugga potrzebuje czegoś na kształt szpitala i to bardzo szybko.

- zacząć budowę w Kabunza (miejsce gdzie mamy jedną z dziewięciu kaplic dojazdowych) szkoły dla około cztery-stu dzieci, które uczą się w tragicznych warunkach.

Proszę Was wszystkich o pamięć modlitewną o naszej misji, a jeśli ktoś z Was, czytelników, zna osobę chcącą wes-przeć finansowo misje i konkretne projekty w Ugandzie lub sam chce to uczynić, będziemy bardzo wdzięczni.

Z franciszańskim pozdrowieniem: Pokój i Dobro!

o. marcin z parafialną scholą

fot.

arch

iwum

tu otacza, nie dziwię się, że kiedyś Churchill, nazwał Ugandę „perłą Afryki”.

Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie ruch na dro-gach. Co prawda, zdobyłem już prawo jazdy, ale mam jeszcze duże obawy, żeby pojechać do stolicy, Kampa-li. Ruch jest ogromny i zasa-dy, jakie panują na drogach są… bardzo "elastyczne". Na pewno nie możesz czekać, aż ktoś Cię przepuści, tylko musisz „wychylać nos” au-tem i niejako „narzucać się” innemu kierowcy, żeby ustą-pił pierwszeństwa. Dla mnie tutejszy ruch na drodze wy-gląda jak ogromna, płynąca rzeka pełna ryb. Auta, mo-tocykle („boda-boda”) i ludzie są jak ławica, w której żadna ryba nie zderza się z inną i rzeczywiście nie ma wypadków w liczbie, jakiej można by było się spodziewać po takiej or-ganizacji ruchu.

Po czwarte zaskoczeniem był dla mnie– czas „afrykań-ski”. Ludzie tutaj mają czas, nie spieszą się. Gdy ktoś powie, że przyjdzie o drugiej po południu, przyjdzie prawdopo-dobnie około trzeciej.

Czekające wyzwaniaCo będzie wyzwaniem dla mnie? Myślę, że mentalność

ludzi. Jestem tutaj krótko, ale od braci wiem, że jest to pro-blem. Dla przykładu: jeden chłopak otrzymał od nas pracę, taką dorywczą. Pochodzi z bardzo ubogiej rodziny. Nor-malna reakcja powinna być taka: podwijam rękawy i poka-zuję, na co mnie stać - może otrzymam stałą pracę gdzieś przy parafii; u mnie w domu się nie przelewa, więc jest szansa, by to zmienić... Ale właśnie z tym podwijaniem rę-kawów jest pewien problem... Chłopak mówił, że może przyjdzie jutro, a w tym i w tym dniu to on nie może, a jak już mógł, to wykonał swoją pracę byle jak, chociaż nie była ona skomplikowana. Niestety, mam wrażenie, że ludzie wy-obrażają sobie, że spadnie im z nieba praca za 1000 dolarów miesięcznie, ot tak. Ale tak nigdzie nie ma. Zwłaszcza w biednej Afryce. Wyczuwa się taką mentalność, że bez żadnego wysiłku zbierze się owoc. Być może jest to jedyna wada, jaką wynieśli Ugandyjczycy z otaczającej ich przyro-dy… Podobna sytuacja, kiedy proszono mnie o naukę gry na gitarze. Zainteresowani, słysząc, że nauka od podstaw zajmie więcej niż trzy tygodnie(!), w większości są zasko-czeni i rezygnują ze swoich planów.

Jednak tutejsi ludzie są również bardzo oddani, bardzo pracowici i Bóg podsyła nam takie osoby, bo przecież to do

Page 6: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

6

fot.

arch

iwum

Miłosierdzie w areszcieagniesZka koZłowska

Praca misjonarzy to również ewangelizacja poprzez czynienie uczynków miłosierdzia. franciszkanie w boliwijskim montero w swojej codzienności odpowiadają na wezwanie "więźniów pocieszać".

Na początku lat 80. w Montero istniał posterunek policji, a przy nim mały areszt. W miarę rozwoju miasta rozrastało się także miejsce dla więźniów. W Boliwii areszt jest etapem przejściowym osadzonego. Przebywa w nim do czasu, za-nim zostanie wydany na niego prawomocny wyrok. Niejed-nokrotnie trwa to wiele lat.

Więźniowie w areszcie najczęściej odsiadują karę za han-del narkotykami, kradzieże, pobicia czy niepłacenie alimen-tów. Ponieważ osadzonych w Boliwii utrzymuje bardziej ro-dzina niż państwo, z czasem bliscy aresztowanych zaczęli zgłaszać się do misjonarzy z różnymi potrzebami duchowy-mi i materialnymi uwięzionych.

Franciszkanie zaczęli organizować pomoc posyłając do więzienia lekarza, podarowując lekarstwa oraz odwiedza-jąc więźniów jako kapelani. Również parafianie angażowali się w polepszanie warunków panujących w budynku – po-magano przy budowie łazienek spełniających pewne mini-mum sanitarne oraz zadaszeniu terenu nad częścią podwó-rza, miejsca wykorzystywanego także do odprawiania nabo-żeństw i organizowania kursów. W latach 90. grupa z ruchu odnowy charyzmatycznej zajęła się regularnym, cotygo-dniowym wydawaniem obiadów dla wszystkich osadzo-nych.

Misjonarze organizują dla więźniów rodzinne spotkania świąteczne przy okazji Bożego Narodzenia. We współpracy z innymi instytucjami franciszkanie dają więźniom możli-wość uczestniczenia w rozmaitych kursach – na przykład kursie kroju i szycia, kursie komputerowym, zajęciach z za-kresu szkoły podstawowej, czeladnictwa i rękodzielnictwa.

Raz w tygodniu misjonarz odprawia mszę święta dla osa-

dzonych. Więźniowie mogą wówczas przystąpić do sakra-mentu spowiedzi. W areszcie odbywają się także przygoto-wania do bierzmowania, które prowadzą parafialni kateche-ci. Osadzeni chętnie przyjmują i sami decydują się na obec-ność Kościoła Katolickiego przejawiającą się zarówno w programie resocjalizacyjnym, jak również w towarzysze-niu duchowym i pracy kapelanów.

Władze więzienia niejednokrotnie publicznie doceniły pomoc, nie tylko duchową, ale również materialną, jakiej Kościół boliwijski udziela na różnych szczeblach życia spo-łecznego, takich jak: służba zdrowia, szkolnictwo czy pomoc potrzebującym. To bardzo ważne, ponieważ od pewnego czasu lewicowy rząd Evo Moralesa atakuje Kościół, a szcze-gólnie kardynała i biskupów, za rzekome popieranie opozy-cji i izolowanie się od biednych.

Bierzmowanie w areszcie

fot.

arch

iwum

zajęcia z szycia

Page 7: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

7

fot.

arch

iwum

Dziękuję, że przybyliście do mojego krajus. Berta HernandeZ

w tym roku minęło 25 lat od męczeńskiej śmierci bł. michała tomaszka i bł. zbigniewa Strzałkowskiego. z tej okazji przedstawiamy pierwszą część wspomnień s. Berty Hernandez, która współpracowała z błogosławionymi i była świadkiem ich porwania 9 sierpnia 1991 r.

Żyliście w klimacie strachu?Tak. Żyliśmy.

Zarówno ludzie, jak i siostry, i także ojcowie?

Ojcowie także. Dlaczego? Bo ja-dąc drogą było widać pnie drzew i kamienie pomalowane czerwoną farbą. Czasami było widać, że farba jest świeża, jeszcze spływa i wtedy było wiadomo, że terroryści byli tu niedawno. Dlatego we wspólnocie zakonnej i w parafii w czasie zebrań duszpasterskich radziliśmy o tym, jakie środki bezpieczeństwa podjąć w zaistniałej sytuacji. Postanowi-liśmy między innymi wracać z wyjazdów jak najwcześniej, nie później niż o 20:00, czy 21:00. Ponadto ustaliliśmy, by dla bezpieczeństwa nie zabie-rać po drodze przypadkowych, nieznanych ludzi, nawet gdyby nas zatrzymywali. Trzeba było mieć również ze sobą kartkę, nie dokument, nie dowód osobisty, nie oryginał, ale kartkę z wypisanymi danymi osobowymi: z imieniem, na-zwiskiem, wiekiem, i innymi informacjami. Wówczas, co-kolwiek by się zdarzyło, mieliśmy możliwość wyrzucić ją za okno i zostawić ślad swojego przejazdu przez to miejsce. Nie wolno było jednak zabierać ze sobą oryginalnych dokumen-tów. Cały czas trzeba było być bardzo ostrożnym. Dlaczego? Bo słyszało się o tym, że pewnego dnia była bomba w Cachi-pampa, więc terroryści ciągle tam byli. Dlatego musieliśmy być tacy - stale czujni. Musieliśmy zachowywać środki ostrożności.

Pomimo tego, pewnej nocy wracaliśmy do wioski wcale nie tak późno, koło 22:00 czy 21:00 w nocy, gdy jeden męż-czyzna chciał nas zatrzymać. Nie zatrzymuj się, nie zatrzy-muj... - Ale to taki biedny człowiek - powiedział o. Michał. Popatrz na jego twarz, to już starszy człowiek... i wziął go. Dziewczyny popatrzyły na mnie i wyszeptały: „siostro, to może być terrorysta”. W połowie drogi ten człowiek powie-dział, że chce wysiąść. Wysadziliśmy go, odetchnęliśmy z ulgą i pojechaliśmy dalej.

Czy otrzymywaliście pogróżki?Bezpośrednich pogróżek nie było. Ale owszem, czuło się,

że robi się niebezpiecznie. Ojcowie też to wiedzieli. Pew-nego dnia rozmawiałam z Michałem. Weszliśmy do kuch-ni, gdzie była gazeta z wiadomością o zamordowaniu trzech japońskich inżynierów. Jeden z ojców wykrzyknął: O matko, to straszne! Później, rozmawiając zastanawiali się, co by zrobili w sytuacji zagrożenia życia. Pierwsza re-akcja: wyjechać. Ale druga myśl - zostać, bo mieszkańcy wsi nie mogą się ruszyć. Bo mnie przyślą bilet i mogę polecieć pierwszym samolotem, a oni są tutaj i nie mogą się ruszyć. - powiedział o. Michał. Po to przybyłem. Po to przybyłem... - powtórzył.

Pewnego dnia, przed wyjazdem Michała do Huaraz, poszłam do ich klasztoru. Siedział razem z postulantami, pili kawę i dopiero wtedy powiedziałam mu: dziękuję, że przybyłeś do mojego kraju. Wypowiedziałam to tak spontanicznie: dziękuję ci, że tu jesteś. Następnego dnia o świcie wyjeżdżał do Huaraz. Kiedy wrócił, mogłam tylko powiedzieć: przybyli terroryści, trzeba coś zrobić. Tylko ty-le mogłam wtedy powiedzieć Michałowi i Zbyszkowi. Nie było czasu na więcej rozmów. Była więc to ostatnia okazja, żeby podziękować za to, że są w naszym kraju, bo nie każ-dy przecież zachowałby się tak, jak oni. Będąc młodymi ludźmi, przybyli do miejsca, którego przecież wcześniej nie znali. Złączyli się z tym ludem i pozostali z nim już na zawsze... Dlatego czułam, że muszę im podziękować za ich przybycie i za to, że mimo tak trudnej sytuacji zostali.

S. Berta Hernandez

Page 8: Kościół misyjny, Uganda - moje pierwsze wrażenia€¦ · tycząca tego, jak pić, z kim pić i jak przygotować tereré... to było coś, czego nie zapo-mnę. Jak wspomina o.

8

ofiary na misje można wpłacać na konto: Pekao S.a. 31 1240 4432 1111 0000 4732 4970z dopiskiem: dar na cele kultu religijnego – misje.

re dak cja: o. ryszard jarmuż ofmconv / ko rek ta: maria konik DtP: agnieszka kozłowska Druk: rafaelwydawca: Prowincja św. antoniego i bł jakuba; ul. Żółkiew skie go 14, 31-539 kra ków tel. 12 4286298, 4286280; e-ma il: mi sje@fran cisz ka nie.pl www.misje.franciszkanie.pl

Do użytku wewnętrznego kościoła.

Biu le tyn in for ma cyj ny Se kre ta ria tu mi syj ne go fran cisz ka nów.

Sześć lat temu w Limie, jadąc na próby przedstawienia o świętym Franciszku z Asyżu, wśród młodzieży skupionej wokół parafii prowadzonej przez franciszkanów z Polski, po-wstał pomysł realizacji dzieła o podobnym charakterze, po-święconego męczennikom z Pariacoto, dziś błogosławionym ojcom Michałowi i Zbigniewowi.

Sześć lat to dużo i jeśli pomysł przetrwał i został wcielony w życie, wydaje się, że postacie męczenników zamieszkały na stałe wśród tych młodych ludzi, którzy sami napisali scena-riusz i obsadzili role aktorskie. Reżyserem przedstawienia był Jaime Alberto Montoya Ayala, dialogi napisał Francisco Gar-cía García, piosenki skomponował Enrique Mesías Cárdenas, choreografię natomiast opracowała Susana de la Cruz.

Przygotowania do premiery przedstawienia trwały od marca tego roku, a efekt tej pracy widzowie mogli podziwiać w czasie celebracji związanych z obchodami XXV rocznicy męczeństwa błogosławionych w Pariacoto.

Dla mieszkańców miasteczka i okolicy było to wydarze-nie, które prowokowało do wspomnień i wzbudziło wiele emocji. Autorzy scen nie oszczędzili bowiem obrazów, w któ-rych terroryści ze Świetlistego Szlaku manifestują swoja ide-ologię i mordują franciszkanów. Wśród widzów polały się łzy, a potem refleksja, że na szczęście to wszystko już minęło

i nigdy nie wróci.Przedstawienie było bardzo udane: były bisy, gratulacje

i zaproszenia na wystawienie przedstawienia w innych miej-scach. Niebawem zostanie wydane profesjonalne video, które nagrano w czasie premiery, więc mamy nadzieję, że za jakiś czas przedstawienie będą mogli zobaczyć również widzowie w Polsce.

Muzyczny teatr o błogosławionych o. Jacek Lisowski oFMconv, Pariacoto - Peru

8 sierpnia 2016r., w przeddzień 25. rocznicy męczeństwa bł. michała i bł. zbigniewa, w Pariacoto wystawiono przedstawienie słowno – muzyczne dedykowane ich osobom.

fot.

arch

iwum

młodzi wcielili się w postacie bł. michała i bł. zbigniewa.

młodzi aktorzy z twórcami spektaklu