Jaroszek i mała Rozalka
-
Upload
silesian-museum -
Category
Documents
-
view
248 -
download
0
description
Transcript of Jaroszek i mała Rozalka
Jaroszki, polne duszki ze śląskich baśni, mieszkały na łąkach,
mokradłach i pustkowiach. Mogły zamieniać się w zające,
bażanty lub kuropatwy i w tej postaci zwodzić ludzi, aż
zabłądzili i zgubili drogę do domu. Jeśli komuś udało się
Jaroszka złapać, to w zamian za miseczkę mleka opiekował się
domem i gospodarstwem. Nic dziwnego, że nasz Jaroszek mówi
czasem po śląsku. Sto lat temu na wsi, z której pochodzi, tak
właśnie mówiono.
Kiedy prawie zasypiał z nudów, usłyszał śmiech. Gdzieś
na pierwszym piętrze biegały dzieci. Jaroszek mieszkał
w Muzeum Śląskim już od kilku tygodni i zdążył poznać
tutejsze obyczaje. W ciągu dnia sporo dzieci przychodziło
oglądać wystawy, ale o tej porze muzeum było już nieczynne,
w pustym budynku zostali jedynie strażnicy i Jaroszek, którego
i tak nikt dorosły nie mógł zobaczyć.
– Co o tej porze robią dzieci w muzeum?
– poczciwy duszek mocno się zaniepokoił.
Może jacyś mali żartownisie ukryli się gdzieś
w zakamarkach sal, a teraz zobaczą, że
zamknięto ich w pustym ciemnym gmachu i na
pewno bardzo się przestraszą. Niedługo zaczną
wołać o pomoc.
– Już do wos leca! – z tym okrzykiem rzucił się na
ratunek.
Biegł, ile sił w nogach i… już po chwili szorował
brzuszkiem po błyszczącej podłodze korytarza. Wyhamował
dopiero na drzwiach Galerii Malarstwa Polskiego, robiąc przy okazji
porządny hałas.
– Czy aby pan nie doznał jakiej krzywdy?
Jaroszek obejrzał się zdumiony, zobaczył bardzo elegancką dziewczynkę
w jasnej sukience i wysokich, sznurowanych bucikach. Przyglądała mu się
z naganą w oczach.
– Takie bieganie to zupełny brak dobrych manier. Dzieci nie powinno być
słychać, należy chodzić powoli, nie przeszkadzać starszym i odzywać się
tylko wtedy, gdy o coś zapytają – mała dama chyba często wysłuchiwała
podobnych uwag, bo znała je na pamięć.
porze robią dzieci w muzeum?
duszek mocno się zaniepokoił.
ś mali żartownisie ukryli się gdzieś
rkach sal, a teraz zobaczą, że
o ich w pustym ciemnym gmachu i na zamknięto
dzo się przestraszą. Niedługo zaczną pewno bard
moc.wołać o pom
os leca! – z tym okrzykiem rzucił się na – Już do wo
ratunek.
ogach i… już po chwili szorował Biegł, ile sił w no
brzuszkiem po błyszczącej podłodze korytarza. Wyhamowałki po błyszczą
dopiero na drzwiach Galerii Malarstwa Polskiego, robiąc przy okazji
porządny hałas.
– Czy aby pan nie doznał jakiej krzywdy?
Jaroszek obejrzał się zdumiony, zobaczył bardzo elegancką dziewczynkę
w jasnej sukience i wysokich, sznurowanych bucikach. Przyglądała mu się
z naganą w oczach.
– Takie bieganie to zupełny brak dobrych manier. Dzieci nie powinno być
słychać, należy chodzić powoli, nie przeszkadzać starszym i odzywać się
tylko wtedy, gdy o coś zapytają – mała dama chyba często wysłuchiwała
podobnych uwag, bo znała je na pamięć.
tej – Co o t
wy – poczciw
yś Może jacy
arw zakama
ozamknięto
– No nie wiem – dama o łagodnym głosie wciąż jeszcze nie była
przekonana.
– Ależ pani Zofi o, miło jest poznać kogoś nowego. Witaj, duszku – pyzata,
uśmiechnięta dziewczyna wyskoczyła z ram, zręcznie unosząc długą,
koronkową suknię. Serdecznie ucałowała kudłaty pyszczek skrzata. – Mam
na imię Wanda.
– Pięknie ktoś panią namalował – Jaroszek bardzo chciał pokazać,
że potrafi być grzeczny i dobrze wychowany. Jego słowa sprawiły
dziewczynie wielką radość.
– O tak! Mój brat, Henryk Rodakowski, był wspaniałym artystą. Na
tym płótnie pokazał mnie w stroju ślubnym. Piękna suknia, prawda? –
zakręciła się tanecznie, a białe koronki zawirowały dookoła. – Panią Zofi ę
Dzieduszycką też on namalował.
Jaroszek zerknął na surową damę w czerni. Musiał ją jakoś do siebie
przekonać. Ukłonił się jeszcze raz.
– Widzę tu rękę mistrza, pani perły są zachwycające – nareszcie się
uśmiechnęła. – Czy są tu dzieci? – skrzat przypomniał sobie, że głosy,
które słyszał, dobiegały właśnie z tych sal.
– Oczywiście, ale zanim je poznasz, pokażę ci, gdzie mieszkam – Rozalka
wskazała duży obraz, a potem złapała Jaroszka za rękę i pociągnęła
w głąb ramy.
Rozalka przedstawiła Jaroszkowi swoje koleżanki –
panny Kijeńskie w granatowych sukienkach i czarnookie
dziewczynki z obrazu Olgi Boznańskiej. Już całą grupką
odwiedzili kolejne dzieła. Wstąpili do słonecznego
ogrodu, gdzie miła dama z parasolką poczęstowała ich
czereśniami.
– Rozalko, dlaczego ta pani nosi parasol, skoro nie
pada?
– Bo widzisz, Jaroszku, damy w dawnych czasach
osłaniały się parasolkami przed słońcem. Żadna elegantka
nie chciała się opalić. Modna była blada cera.
– Aha – wychowany na wsi duszek nigdy dotąd nie
słyszał o takiej modzie, ale uwierzył Rozalce od razu.
Ona też miała bledziutką buzię.