zgrzyt_kwiecien2013

16
Zgrzyt Zgierska Gazeta Niezależna Egzemplarz bezpłatny Kwiecień 2013, nr 15 Przypomnijmy: konieczność usta- nowienia cen wywozu odpa - dów wynika z dokonanych przez Sejm zmian w prawie, obarczają- cych bezpośrednio tym zadaniem gminy. Dyskusja na ten temat wśród radnych miasta toczyła się przede wszystkim na sesji Rady w grudniu. W trakcie procedowania nad uchwałą ustalającą stawki na poziomie 10 zł za śmieci se- gregowane i 15 zł za nie-segrego- wane (od każdej osoby zamiesz- kałej na nieruchomości) pojawiła się kontr-propozycja radnego To- masza Kupisa (PO). Po uwagach opozycji, wskazujących na trudną sytuację materialną mieszkań- ców i duże obciążenia czynszowe, wniósł on o uchwalenie stawek w wysokości 6 zł za segregowane i 12 zł za nie-segregowane. Wnio- sek przepadł stosunkiem 12 do 8 głosów – zamiast tego, radni przy- chylili się (stosunkiem 13 do 8) do początkowej propozycji prezydent miasta (10 i 15 zł). Jeszcze większe kontrowersje wśród radnych wywołały nato- miast podwyżki cen wody i ście- ków. W punkcie dyskusji na ich temat na listopadowej sesji RMZ opozycja starała się dowiedzieć od prezydent Iwony Wieczorek – zasiadającej w radzie nadzorczej spółki „Wodociągi-Kanalizacja” - skąd wzięła się propozycja wła- śnie takich podwyżek cen. Mimo licznych pytań, pozostały one bez odpowiedzi ze strony prezydent. Rozwinięciu – zdecydowanie kło- potliwej dla władz miasta – debaty nad wysokością nowych taryf za wodę i ścieki „zapobiegł” Krzysz- tof Wężyk (Klub Radnych Jerzego Sokoła). Złożył on, przyjęty więk- szością głosów, wniosek o zdjęcie omawianego punktu z porządku obrad, tym samym skutecznie uniemożliwiając dalszą dyskusję. Spokój władz miasta nie trwał jednak zbyt długo. Szereg podwy- żek doczekał się bowiem reakcji nie tylko ze strony opozycji, ale także oddolnego sprzeciwu licz- nej grupy mieszkańców i miesz- kanek Zgierza. Zebrali oni ponad 300 podpisów pod swoją petycją i zmusili władze do ponownej dys- kusji nad podwyżkami. Mieszkańcy Zgierza pokazali w marcu, że są w stanie zmobilizować się w obronie swoich interesów, nato- miast władze miasta, z Iwoną Wieczorek na czele, że nie rozumieją idei konsultacji i dialogu społeczne- go. Chodzi oczywiście o podwyżki cen wody, ścieków i wywozu odpadów – jak na razie tylko te ostatnie, po proteście zgierzan i zgierzanek, zostały przez prezy- dent miasta zmniejszone. Skąd się biorą podwyżki cen? - str. 4 Ciąg dalszy na stronie 3 Zdrowie psychiczne - gdzie szukać pomocy? - str. 13-14 Kultura? Nie szukam Kolejne doniesienia w ostrzegawczym tonie infor- mują, że mało kto korzysta z oferty przeróżnych instytu- cji kultury. Nie chodzimy do teatru, kina, czy filharmonii. Media rzadko wychodzą w tym temacie poza ton moral- nego oburzenia - warto nato- miast zastanowić się przede wszystkim nad przyczynami tego stanu rzeczy. Strony 8-9 Kupić, odziedziczyć, wynająć W pierwszym z cyklu arty- kułów na temat sytuacji miesz- kaniowej zgierzan i zgierzanek Ilona Majewska zajmuje się różnymi drogami młodych lu- dzi do własnego mieszkania. Rozmowy z Tomkiem, Pauliną czy Kasią potwierdzają to, co dane Eurostatu mówią wprost: 41% 25-34-letnich Polaków i Po- lek mieszka z rodzicami. To więcej od średniej unijnej, wy- noszącej 28%. Nic dziwnego - dla chęci wyprowadzki „na swoje” połączenie niskich płac z jednej i wysokich cen mieszkań z drugiej strony jest zabójcze. W takiej sytuacji młodzi Polacy i Polki nie mają niestety wy- boru co do miejsca, w którym będą mieszkać. W następnych tekstach cyklu przeczytają Państwo o mieszkaniach komunalnych i dramatycznej sytuacji osób skazanych na eksmisję. Strony 6-7 Kto się boi żeńskiej końcówki? Dyskusję na temat używa- nia żeńskich końcówek przy oznaczaniu nazw zawodów może sprowokować nawet żart prima aprilisowy. Prze- ciwnicy form typu „socjo - lożka” mówią o ich „niena- turalności”, tymczasem jak pokazuje w swoim tekście Patrycja Malik - żeńskie koń- cówki mają w języku polskim długą i bogatą tradycję. Strony 9-10 Władze ugięły się przed żądaniami mieszkańców

Transcript of zgrzyt_kwiecien2013

Page 1: zgrzyt_kwiecien2013

ZgrzytZ g i e r s k a G a z e t a N i e z a l e ż n aEgzemplarz bezpłatny

Kwiecień 2013, nr 15

Przypomnijmy: konieczność usta-nowienia cen wywozu odpa-dów wynika z dokonanych przez Sejm zmian w prawie, obarczają-cych bezpośrednio tym zadaniem gminy. Dyskusja na ten temat wśród radnych miasta toczyła się przede wszystkim na sesji Rady w grudniu. W trakcie procedowania nad uchwałą ustalającą stawki na poziomie 10 zł za śmieci se-gregowane i 15 zł za nie-segrego-wane (od każdej osoby zamiesz-kałej na nieruchomości) pojawiła się kontr-propozycja radnego To-masza Kupisa (PO). Po uwagach opozycji, wskazujących na trudną sytuację materialną mieszkań-ców i duże obciążenia czynszowe, wniósł on o uchwalenie stawek w wysokości 6 zł za segregowane i 12 zł za nie-segregowane. Wnio-sek przepadł stosunkiem 12 do 8 głosów – zamiast tego, radni przy-chylili się (stosunkiem 13 do 8) do początkowej propozycji prezydent miasta (10 i 15 zł).

Jeszcze większe kontrowersje wśród radnych wywołały nato-miast podwyżki cen wody i ście-ków. W punkcie dyskusji na ich

temat na listopadowej sesji RMZ opozycja starała się dowiedzieć od prezydent Iwony Wieczorek – zasiadającej w radzie nadzorczej spółki „Wodociągi-Kanalizacja” - skąd wzięła się propozycja wła-śnie takich podwyżek cen. Mimo licznych pytań, pozostały one bez odpowiedzi ze strony prezydent. Rozwinięciu – zdecydowanie kło-potliwej dla władz miasta – debaty nad wysokością nowych taryf za wodę i ścieki „zapobiegł” Krzysz-tof Wężyk (Klub Radnych Jerzego Sokoła). Złożył on, przyjęty więk-szością głosów, wniosek o zdjęcie omawianego punktu z porządku obrad, tym samym skutecznie uniemożliwiając dalszą dyskusję.

Spokój władz miasta nie trwał jednak zbyt długo. Szereg podwy-żek doczekał się bowiem reakcji nie tylko ze strony opozycji, ale także oddolnego sprzeciwu licz-nej grupy mieszkańców i miesz-kanek Zgierza. Zebrali oni ponad 300 podpisów pod swoją petycją i zmusili władze do ponownej dys-kusji nad podwyżkami.

Mieszkańcy Zgierza pokazali w marcu, że są w stanie zmobilizować się w obronie swoich interesów, nato-miast władze miasta, z Iwoną Wieczorek na czele, że nie rozumieją idei konsultacji i dialogu społeczne-go. Chodzi oczywiście o podwyżki cen wody, ścieków i wywozu odpadów – jak na razie tylko te ostatnie, po proteście zgierzan i zgierzanek, zostały przez prezy-dent miasta zmniejszone.

Skąd się biorą podwyżki cen? - str. 4

Ciąg dalszy na stronie 3

Zdrowie psychiczne - gdzie szukać pomocy? - str. 13-14

Kultura? Nie szukam

Kolejne doniesienia w ostrzegawczym tonie infor-mują, że mało kto korzysta z oferty przeróżnych instytu-cji kultury. Nie chodzimy do teatru, kina, czy filharmonii. Media rzadko wychodzą w tym temacie poza ton moral-nego oburzenia - warto nato-miast zastanowić się przede wszystkim nad przyczynami tego stanu rzeczy.

Strony 8-9

Kupić, odziedziczyć, wynająć

W pierwszym z cyklu arty-kułów na temat sytuacji miesz-kaniowej zgierzan i zgierzanek Ilona Majewska zajmuje się różnymi drogami młodych lu-dzi do własnego mieszkania. Rozmowy z Tomkiem, Pauliną czy Kasią potwierdzają to, co dane Eurostatu mówią wprost: 41% 25-34-letnich Polaków i Po-lek mieszka z rodzicami. To więcej od średniej unijnej, wy-noszącej 28%. Nic dziwnego

- dla chęci wyprowadzki „na

swoje” połączenie niskich płac z jednej i wysokich cen mieszkań z drugiej strony jest zabójcze. W takiej sytuacji młodzi Polacy i Polki nie mają niestety wy-boru co do miejsca, w którym będą mieszkać.

W następnych tekstach cyklu przeczytają Państwo o mieszkaniach komunalnych i dramatycznej sytuacji osób skazanych na eksmisję.

Strony 6-7

Kto się boi żeńskiej końcówki?

Dyskusję na temat używa-nia żeńskich końcówek przy oznaczaniu nazw zawodów może sprowokować nawet żart prima aprilisowy. Prze-ciwnicy form typu „socjo-lożka” mówią o ich „niena-turalności”, tymczasem jak pokazuje w swoim tekście Patrycja Malik - żeńskie koń-cówki mają w języku polskim długą i bogatą tradycję.

Strony 9-10

Władze ugięły się przedżądaniami mieszkańców

Page 2: zgrzyt_kwiecien2013

2

Adres redakcji: ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 Zgierz, tel. 511 202 214, www.gazetazgrzyt.pl, e-mail: [email protected] zespół: Weronika Jóźwiak (koordynatorka projektu), Alina Łęcka-Andrzejewska (Zgierski Uniwersytet Trzeciego Wieku), Ilona Majewska,

Patrycja Malik, Mateusz Mirys (redaktor naczelny), Karolina Miżyńska, Adrian Skoczylas

Wydawca: Stowarzyszenie Wielokulturowy Zgierz, ul. Rembowskiego 36/40, 95-100 ZgierzPartnerzy: WOZ - Die Wochenzeitung, Stowarzyszenie Homo FaberNakład: 6 000 egzemplarzy

Jak myślicie, po co edukacja jest obowiązkowa?

Tosia: Niektórym dzieciom wydaje się, że szkoła jest nudna i tak dalej. Ale jakby nie było szkoły na całym świecie, to dziecko by siedziało, siedziało, siedziało ty-dzień w domu. W końcu by się za-częło to nudzić. I poza tym by nic nie wiedziało, nie mogło poczytać książki, policzyć, może nawet cze-goś obejrzeć, bo nie będzie wie-działo o co w tym chodzi.

Kasia: Moim zdaniem po-trzebna jest edukacja, bo człowiek jak by się nie uczył, to by nie zaro-bił na swoją rodzinę.

Zuzia: Warto się uczyć, bo jak się człowiek uczy to ma zaintere-sowanie, a jak się ma zaintereso-wanie to można trafić do lepszej pracy.

Tosia: Szkoła jest nawet cie-kawa. Bo nie zawsze tylko się uczymy. Czasem posiedzimy na dywanie, pójdziemy się pobawić.

Kasia: Zależy, która klasa…

A co chciałybyście w szkole zmienić?

Zuzia: Ja bym chciała, żeby w każdej klasie zamiast książek były laptopy, zamiast czytania – wsadzanie płyt do laptopa.

Kasia: Może zacznijmy od tego, żeby było mniej lektur, a więcej tablic interaktywnych. Ale żeby też w danym miesiącu ktoś u nas podlewał kwiaty, bo ciągle usychają…

Tosia: Lektury to nawet mo-głyby zostać. Ale ostatnio pisa-liśmy w klasie o szkole naszych marzeń. To wymyśliliśmy, że ma być jacuzzi, sauna, basen i bar. Ale chciałabym też zmienić to, żeby nauczycielki tak na dzieci nie krzyczały, a dzieci mogłyby wybierać to, co chcą jeść na obiad.

Zuzia: Jak w Ikei.

Kiedy nauczyciel jest dobry?Zuzia: Kiedy dziecko jest dobre. Tosia: Jak się cała klasa dobrze

zachowuje, to i nauczyciel jest miły…

A gdybyście zostały Ministrami Oświaty i mogły zajmować się szkołami w całej Polsce, dysponowały wszystkimi pieniędzmi…

Kasia: Ja po pierwsze niektó-rym szkołom powiększyłabym te-ren, to latem miałby gdzie dzieci pobiegać. Żeby miały boisko do gry w piłkę i plac zabaw. Tylko nie wolno by było tego niszczyć. Ale najważniejsze, żeby wyre-montować wszystkie szkoły, tak minimalnie.

Tosia: Ja się zgadzam z Kasią, że klasa ma być czysta i wszyscy mają dbać o higienę. Np. wyzna-czamy do tego dyżury co tydzień. Okna powinny być otwarte, ro-śliny podlane i żeby nie leżały papiery. A najgorsza ocena to by była trójka.

Zuzia: Ja bym wyrzuciła mate-matykę. Chociaż matematyka w sklepie się przydaje… Jak policzyć jak się maszyna zepsuje?

Kasia: Ja bym wyrzuciła reli-gię… Możemy ewentualnie się tylko pouczyć modlitw, a nie mó-wić całą Biblię. Podobnie z histo-rią. Powinniśmy ją trochę znać, ale jak się chcemy czegoś więcej dowiedzieć, to możemy sobie zo-baczyć w Internecie.

A jakie macie plany na swoją edukację? Jak długo zamierzacie chodzić do szkoły po szkole pod-stawowej i gimnazjum?

Zuzia: Ja jeszcze spróbuję cho-dzić do liceum, no i bym może po-szła też na studia… Chociaż… Nie wiem czy mi się będzie chciało.

Tosia: Ja mam zamiar się uczyć… (tu następują żmudne obliczenia) 17 lat. A może nawet dłużej.

Kasia: Ja mam taki plan, żeby skończyć podstawówkę, I stopień szkoły muzycznej, później pójść na II stopień i zdać gimnazjum, iść do liceum. A jak będzie mi się chciało, to pójdę dalej ze szkoły muzycznej i będę tak jak moja ku-zynka jeździła za granicę. Trochę to wszystko długo trwa, ale jeśli chcemy, żeby były dobre wnioski, to musimy pracować.

Dzieci i Ryby

Rys. Blanka Pustelnik

Ponieważ oświata jest w ciągłej reformie i co roku pojawiają się nowe pomysły i podręczniki, Ryby pogadały z dziećmi, jak one wi-dzą sprawy szkolne i edukacyjne. W końcu nie ma lepszych spe-cjalistek niż uczennice szkół podstawowych, pełne własnych wizji i koncepcji na uzdrowienie polskiego systemu edukacji. Panie pre-mierze – może warto zapytać uczniów, czego oczekują?

Jakie decyzje podejmie Rada Miasta Zgierza w kwietniu? O co zapytają prezydent Iwonę Wieczorek w swoich interpela-cjach radni i radne?

Zapraszamy wszystkie zgie-rzanki i zgierzan zainteresowa-nych przebiegiem obrad XXXV Sesji Rady Miasta Zgierza do śle-dzenia relacji on-line na stronie gazetazgrzyt.pl

25 kwietnia 2013 roku od godz.10.00

Redakcja Gazety Zgrzyt prowa-dzi także relacje on-line z posie-dzeń komisji Rady Miasta:

• Komisja Rewizyjna: 15 kwietnia 2013 r., godz. 15.30

• Komisja Inicjatyw Gospo-darczych: 16 kwietnia 2013 r., godz. 16.00

• Komisja Oświaty, Kul-tury, Sportu i Rekreacji: 17 kwietnia 2013 r., godz. 16.15

• Komisja Spraw Obywatel-skich: 18 kwietnia 2013 r., godz. 16.00

• K o m i s j a S t a t u t o w o --Prawna: 22 kwietnia 2013 r., godz. 15.20

• Komisja Zdrowia i Opieki Społecznej: 22 kwietnia 2013 r., godz. 16.00

• Komisja Budżetu i Finan-sów: 23 kwietnia 2013 r., godz. 16.15

• Komisja Gospodarki Ko-munalnej i Mieszkanio-wej: 24 kwietnia 2013 r., godz. 16.00

Relacje z sesji i komisji re-alizowane są w ramach

projektu „Odbijamy mia-sto – gazeta Zgrzyt i ruch obywatelski w Zgierzu”

Centrum Kultury Dziecka w Zgierzu będzie w tym roku ob-chodzić jubileusz 5-lecia. Czas od czerwca do grudnia 2013 roku chcemy wypełnić małym zgie-rzanom i zgierzankom specjalną ofertą konkursów, wernisaży, spotkań ze sztuką i kulturą, ja-kich w CKD jeszcze nie było. Nie-stety bardzo skromny budżet in-stytucji kultury nie pozwala nam na rozmach i dalekosiężne plany. Dlatego też zwracamy się do Pań-stwa z serdeczną prośbą o objęcie honorowym mecenatem i wspar-cie finansowe wydarzeń z okazji 5-lecia Centrum Kultury Dziecka w Zgierzu. Z wyrazami szacunku - zespół CKD

Ogłoszenia

Page 3: zgrzyt_kwiecien2013

3

Wraz z nimi, do rąk prezy-dent trafiło pismo przewodnie protestu. W jego ostatnim akapi-cie mieszkańcy pytają: „Czy głos mieszkańców Zgierza w ogóle się nie liczy?”, następnie zaś zwra-cają się o „ponowne rozpatrzenie wysokości proponowanych pod-wyżek oraz konieczności budowy spalarni w Zgierzu”.

Znaczna ilość podpisów, które udało się zebrać, okazała się dość skutecznym narzędziem zmu-szenia władz miasta do wejścia w dialog z mieszkańcami. Poin-formowany o organizowanym w sprawie podwyżek spotkaniu, pojechałem na Rudunki, do sie-dziby Rady Osiedla. Już 10 minut przed rozpoczęciem spotkania zaczęło brakować miejsc siedzą-cych. Z minuty na minutę ma-leńka sala Rady Osiedla Rudunki coraz bardziej pękała w szwach od tłumów oburzonych podwyż-kami zgierzan i zgierzanek. Tem-peraturę dodatkowo podniosły słowa przewodniczącej Rady Osie-dla, która... zaatakowała miesz-kańców za zwożenie śmieci do punktów zbiorczych „Akcji Liść”. Przepychanka słowna, która się wywiązała, nie trwała jednak zbyt długo - zdecydowano, że z powodu tłumów zainteresowa-nych spotkanie zostanie przenie-sione na inny termin (a konkret-nie na 19 marca), do sali obrad Urzędu Miasta. Także tam miejsc

zaczęło brakować jeszcze zanim spotkanie się rozpoczęło. Niektó-rzy i niektóre, jak przyznawali, pojawili się w Dużej Sali Obrad po raz pierwszy: - Nigdy nie byłam na sesji Rady, jestem pierwszy raz tutaj, zbyt dobrze nawet nie wiem kiedy są sesje. Te zmiany uderzają w nas - należy reagować.

Na początku spotkania zgro-madzonym zależało przede wszystkim na uzyskaniu odpo-wiedzi od władz na temat tego, skąd właśnie tak gwałtowne podwyżki. Ani prezydent mia-sta, ani jej zastępcy czy przed-stawiciele spółki „Wodociągi i Kanalizacja sp. z o.o.” nie byli jej w stanie udzielić. Prezentowali zamiast tego zapisy uchwalonej przez Sejm ustawy i podawali - jak przyznał wiceprezydent Stani-szewski - tylko niektóre składowe nowych cen (takie jak długość dróg w mieście). Zaś na pytanie jednego z mieszkańców: - Kto z państwa ustalał te stawki, proszę pokazać? - wiceprezydent Bączak odpowiedział: - Posłowie Sejmu nie dbają o państwo, to oni o was nie dbają. My musimy stosować się do ustawy. Ostatecznie, miesz-kańcom nie zaprezentowano pełnej kalkulacji stojącej za pod-wyżką cen tłumacząc, że była ona prezentowana wielokrotnie przez ostatnie 9 miesięcy, tylko nikt się nią nie zainteresował. Zarówno to, jak i krytyka parlamentu za

przyjęcie ustawy śmieciowej, po-wtarzały się w wypowiedziach władz miasta jak refren piosenki.

Podwyżki wywozu, czyli jak nie robi się konsultacji

W trakcie spotkania w Urzę-dzie prezydent Wieczorek zmie-niła ostatecznie zdanie w sprawie wysokości cen wywozu śmieci i zadeklarowała zgłoszenie na naj-bliższej sesji Rady Miasta autopo-prawki. Obniżka do 8 i 12 złotych nie zdołała jednak uciszyć głosów krytyki ze strony sali. - Czyli teraz dobry PiS ustami dobrego radnego Pilarskiego obniży nam stawki i mamy być wam wdzięczni?

Obawy o próby obrócenia kota ogonem przez władze miasta

okazały się nie bezpodstawne. Na stronie urzędowego Biule-tynu Informacji Publicznej uka-zała się 27 marca wiadomość pt. „Jednak mniej za śmieci!”. Pod-pisana przez rzecznik prasową UMZ informacja mówi, że stawki obniżone zostały na wniosek pre-zydent Iwony Wieczorek, która de-cyzję podjęła po konsultacjach z mieszkańcami.

Tymczasem, to czego byliśmy jako mieszkańcy i mieszkanki świadkami trudno nazwać kon-sultacjami. Po pierwsze, powinny one odbyć się już w listopadzie, przed uchwaleniem pierwszego wariantu podwyżek. Po drugie, doszło do nich dopiero na skutek ostrego protestu mieszkańców i mieszkanek - nie z inicjatywy władz miasta, jak przedstawia to przytoczona informacja. Po trze-cie wreszcie - konsultacje spo-łeczne mają uporządkowaną, konkretną formułę. Nie są cha-otycznymi spotkaniami, których przebieg kontrolowany jest przez władze i urzędników. Dobrych praktyk w temacie przebiegu kon-sultacji społecznych nie brakuje - dlaczego więc władze Zgierza z nich nie korzystają?

Podwyżki wody i ścieków, czyli wodolejstwo

Choć jak na razie udało się mieszkańcom wywalczyć niż-sze ceny za wywóz śmieci, wciąż obowiązują uchwalone w listopa-dzie, w atmosferze krępowania ust opozycji, podwyżki cen wody i ścieków. Nowe ceny są blisko o 10% wyższe, zaś ich wprowadze-nie tłumaczy się zakończoną in-westycją w modernizację sieci wodno-kanalizacyjnej. W do-datku, w odpowiedzi spółki „Wo-dociągi i Kanalizacja” na protest mieszkańców czytamy: Procedura kalkulacji cen jest ściśle obwaro-wana przepisami (...) W zakresie ustalania cen na wodę i ścieki nie ma dowolności ani uznania Za-rządu co do ich wysokości.

Poza tym, pismo jest dość ubo-gie w informacje - nie można się z niego dowiedzieć nic na temat konkretnych kwot, jakie miasto, w ramach projektu moderniza-cji wodociągów, musiało wyło-żyć. Również strona internetowa spółki skąpi danych na ten temat, przedstawiając tylko procentowy udział poszczególnych podmiotów (projekt realizowany był w latach 2006-2010 i 68% budżetu pokry-wała dotacja z unijnego Funduszu Spójności).

Władze miasta uniknęłyby fru-stracji i protestu mieszkańców, gdyby tylko poważnie podeszły do tematu konsultacji i zaoferowały - zamiast kluczenia - zapoznanie się z rzetelnymi i przystępnymi informacjami na temat plano-wanych zmian. Brak tego skut-kuje pojawieniem się nieufności do miejskich decydentów, wyra-żonych słowami mieszkańca do Radosława Gajdy (radny sejmiku, zatrudniony w „Wodociągi i Ka-nalizacja”): - Niech pan nie kła-mie i wody nie leje!

Mateusz Mirys

(...) konsultacje społeczne mają uporząd-kowaną, konkretną formułę. Nie są chaotycz-nymi spotkaniami, których przebieg kon-trolowany jest przez władze i urzędników. Dobrych praktyk w temacie przebiegu konsul-tacji społecznych nie brakuje - dlaczego więc władze Zgierza z nich nie korzystają?

Walka mieszkańców z podwyżkamiNa początku marca otrzymaliśmy telefon od Pani Jadwi-gi, mieszkanki Rudunek. Poinformowała ona naszą re-dakcję, że zainicjowano na tym osiedlu protest przeciwko podwyżkom cen wody, ścieków i wywozu śmieci, a także

- przeciwko budowie spalarni. Okazało się, że w ramach protestu zebrano pod petycją około 300 podpisów, które złożone zostały w Urzędzie Miasta.

Page 4: zgrzyt_kwiecien2013

4

Mimo dużego szumu medial-nego główne zainteresowanie skupiło się na ostatecznej wyso-kości opłat. Znacznie mniej in-formacji jest o tym skąd w ogóle biorą się ceny za te usługi komu-nalne i jakie ramy prawne okre-ślają zasady naliczania opłat. Jest to wiedza szczególnie istotna jeśli chcemy móc sobie odpowiedzieć na pytanie – w jaki sposób można na te ceny wpływać?

Z czego składa się woda?

Zacznijmy od wody. Kwestia dostarczania wody tak, jak i wy-wozu śmieci regulowana jest za-równo na poziomie państwo-wym – odpowiednią ustawą lub rozporządzeniem, jak i na pozio-mie lokalnym – uchwałą rady miasta lub uchwałą rady gminy. Na poziomie państwowym kwe-stię dostarczania wody regu-luje Ustawa z 7 czerwca 2001 roku o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ście-ków, zaś opłat za wodę – Rozpo-rządzenie Ministra Budownictwa z dnia 26 czerwca 2006 r. w spra-wie określania taryf, wzoru wnio-sków o zatwierdzenie taryf oraz warunków naliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków. W Rozpo-rządzeniu znajdziemy informację o tym, co wchodzi w skład opłat

za m3 wody oraz w jaki sposób są one naliczane. Rozporządze-nie określa (§3), że przedsiębior-stwo wodociągowo-kanalizacyjne opracowuje taryfę w sposób za-pewniający mu: uzyskanie nie-zbędnych przychodów, ochronę odbiorców usług przed nieuza-sadnionym wzrostem cen i sta-wek opłat. Musi również dążyć do eliminowania subsydiowania skrośnego, czyli sytuacji, w któ-rych koszty jednego typu działal-ności gospodarczej byłyby pokry-wane przez inny typ działalności, oraz finansowania grup płacą-cych jedną taryfę przez tych pła-cących inną. A także do zadbania o łatwość obliczania i sprawdza-nia cen i stawek opłat. Dodatkowo przedsiębiorstwo wodociągowo--kanalizacyjne jest zobligowane do motywowania odbiorców do racjonalnego użytkowania wody i ograniczania zanieczyszczenia ścieków. Nie jest jednak powie-dziane, czy motywowanie ma się odbywać przez podnoszenie cen, czy przez program edukacyjne, które pokazują wartość jaką nie-sie za sobą oszczędzanie wody. Ponadto, taryfa powinna być od-powiednia do zakresu prowa-dzonej działalności gospodarczej. Rozporządzenie mówi o różnych taryfach, ale nie określa dokład-nie ich rodzajów. Są one później określone w uchwale przyjętej

przez daną gminę.Taryfa dla poszczególnych od-

biorców zawiera cenę m3 wody określaną na podstawie odczytu wodomierza albo w przypadku jego braku na podstawie prze-pisów określających przeciętne zużycie wody. Przedsiębiorstwo może wprowadzać różne ta-ryfy dla różnych odbiorców, ale nie musi. Może też wprowa-dzać taryfy sezonowe, w której w szczytowych okresach zapotrze-bowania na usługi wodociągowo--kanalizacyjne. A także: taryfę progresywną w sytuacji, kiedy możliwości ujmowania wody lub oczyszczania ścieków przez przedsiębiorstwo wodociągowo--kanalizacyjne są ograniczone. Wtedy ceny wody lub ścieków

po przekroczeniu przeciętnych norm są tym wyższe, im więcej jest ścieków i im więcej używa się wody. Wysokość opłat za wodę i ścieki jest określana przez po-dzielenie planowanych rocznych niezbędnych przychodów przez planowaną roczną ilość świad-czonych usług. Ta z kolei jest li-czona na podstawie wydatków z poprzedniego roku oraz zmian w ilości świadczonych usług wy-nikających z realizacji wielolet-nich planów modernizacji. Co znaczy, że w przypadku planowa-nej modernizacji sieci można spo-dziewać się wzrostu cen wody.

W cenę naszej wody wchodzą niezbędne przychody przedsię-biorstwa wodociągowo-kanaliza-cyjnego, w szczególności koszty eksploatacji i utrzymania, czyli amortyzacja lub odpisy umorze-niowe, podatki i opłaty niezależne od przedsiębiorstwa, czy opłaty za korzystanie ze środowiska. Na przykład: kary za odprowadza-nie ścieków do rzeki jakie przez wiele lat, aż do momentu otwar-cia w zeszłym roku oczyszczalni “Czajka”, płaciła Warszawa. Do koniecznych przychodów wlicza się również koszty wody zakupio-nej przez przedsiębiorstwo wody lub wprowadzania ścieków do urządzeń kanalizacyjnych niebę-dących w jego posiadaniu, spłaty

rat kapitałowych ponad war-tość amortyzacji lub umorzenia, spłaty odsetek od zaciągniętych kredytów i pożyczek, należności nieregularne oraz marżę zysku.

Woda w Zgierzu

Szczegóły odnośnie wysoko-ści opłat i rodzajów taryf określa uchwała rady miasta. W przy-padku Zgierza przedsiębiorstwem wodno-kanalizacyjnym odpowie-dzialnym za wodę i ścieki jest spółka „Wodociągi i Kanalizacja – Zgierz”. W projekcie uchwały regulującej opłaty za wodę i ścieki na 2013 rok określono dwie grupy taryfowe. Grupa tary- fowa I to gospodarstwa domowe, jednostki oświatowe, ochrony

zdrowia i opieki społecznej, insty-tucje kultury, ośrodki sportowe, placówki handlowe i usługowe oraz instytucje nie prowadzące działalności przemysłowej i nie wytwarzające ścieków zalicza-nych do przemysłowych, ro-dzinne ogrody działkowe, Miasto Zgierz za wodę pobraną z publicz-nych studni i zdrojów, wodę zu-żytą do zasilania publicznych fon-tann i na cele przeciwpożarowe oraz zraszanie publicznych ulic i publicznych terenów. Wszyscy pozostali odbiorcy wody należą do Grupy II. W przypadku odbioru ścieków ustalono tylko jedną grupę taryfową.

Zgierz zdecydował się na nie-jednolitą taryfę, która różnicuje ceny dla grup taryfowych. W Gru-pie I za 1 m3 wody dostarczanej do odbiorców płaci się 3,31 zł, zaś w Grupie II 3,34 zł. Za ścieki płaci się 7,20 za 1 m3 odprowadzonych ścieków. Dodatkowa opłata za ścieki jest naliczana za przekro-czenie warunków wprowadzania ścieków do urządzeń kanaliza-cyjnych. Opłaty za wodę i ścieki nalicza się według wskazań wo-domierza. Zakłada się, że ilość do-starczonej wody jest równa ilości odebranych ścieków z danej nie-ruchomości. Jeśli ktoś posiada do-datkowy wodomierz do pomiaru wody bezpowrotnie zużytej, to

W Grupie I za 1 m3 wody dostarczanej do odbiorców płaci się 3,31 zł, zaś w Grupie II 3,34 zł. Za ścieki płaci się 7,20 za 1 m3 odprowadzo-nych ścieków.

Czy faktycznie musimy płacić więcej?

Rosnące opłaty za wodę i wywóz śmieci są jednym z te-matów, który przez ostatnie kilka miesięcy niepokoi mieszkanki i mieszkańców miast. Powodem niepokoju są nie tylko rosnące ceny, ale również brak informacji – ten ostatni szczególnie silnie odczuwalny przy ustalaniu opłat za wywóz śmieci.

Na licencji (CC BY-SA 3.0) Aut. Cezary p @ Wikimedia.com

Page 5: zgrzyt_kwiecien2013

5

cena za ścieki ustalana jest w wy-sokości różnicy odczytów wodo-mierza głównego i dodatkowego. Przy braku wodomierza ustala się cenę w oparciu o przeciętne zuży-cie wody.

W uzasadnieniu do uchwały regulującej ceny za wodę i ścieki można przeczytać dokładne in-formacje o niezbędnych przycho-dach, jakie musi osiągnąć przed-siębiorstwo oraz zakres działania spółki. Uchwała jest przyjmowana przez radę miasta, więc osta-teczna wysokość taryf leży w ge-stii radnych, którzy ją przyjmują.

Ustawa „śmieciowa” i jej konsekwencje

W przypadku cen za wywóz śmieci sprawa wygląda podobnie. Dokumentem regulującym kwe-stię śmieci na poziomie ustawo-wym jest Ustawa z 1 lipca 2011 r. o zmianie ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach oraz innych ustaw. Nakłada ona na gminy m. in. obowiązek segre-gacji śmieci na co najmniej nastę-pujące frakcje odpadów: papieru, metalu, tworzywa sztucznego, szkła i opakowań́ wielomateria-łowych oraz odpadów komunal-nych ulegających biodegradacji, w tym odpadów opakowanio-wych ulegających biodegradacji. Zobowiązuje także do ogranicze-nia masy odpadów komunalnych ulegających biodegradacji przeka-zywanych do składowania do nie więcej niż 50% do 16 lipca 2013 r., a następnie do nie więcej niż 35% do 16 lipca 2020 r. (w stosunku do masy tych odpadów wytworzo-nych w 1995 r.).

Wedle ustawy za zbieranie odpadów komunalnych odpo-wiedzialne są gminy, a do zorga-nizowania przetargu na ich od-bieranie zobowiązany jest wójt,

burmistrz lub prezydent miasta. Jeśli jest to gmina większa niż 10 tys. mieszkanek i mieszkań-ców może on podjąć uchwałę o podziale gminy na sektory (ma-jąc na względzie liczbę miesz-kańców), z których każdy będzie obsługiwany przez jednego przed-siębiorcę odbierającego odpady. Wtedy dla każdego sektora musi odbyć się osobny przetarg. Ustawa określa warunki, które musi speł-nić podmiot ubiegający się o star-towanie w przetargu. Nakłada również obowiązek przyjęcia re-gulaminów utrzymania czystości i porządku na terenie gminy do końca 2013 r. Do tego czasu gminy powinny również ustalić opłaty za śmieci. Nowe zasady, nazywane „rewolucją śmieciową” wchodzą w życie 1 lipca 2013 r.

Na poziomie samorządowym tzw. „rewolucja śmieciowa” wy-magała uchwalenia regulaminu czystości i utrzymania porządku na terenie gminy. Regulamin był ustawowo konsultowany z orga-nizacjami pozarządowymi, ale niektóre miasta, jak np. Gdańsk zdecydowały się również na spo-łeczną debatę dotyczącą regula-minu. Regulamin ten określa obo-wiązki właścicieli nieruchomości oddających odpady komunalne, rodzaj i minimalną pojemność pojemników przeznaczonych do zbierania odpadów komunalnych i nieczystości ciekłych (zarówno z terenu nieruchomości, jak i z te-renów przeznaczonych do użytku publicznego) oraz wymagania wynikające z wojewódzkiego planu gospodarki odpadami. Poza kwestią zbierania, składowania i utylizowania śmieci dotyczy on również obowiązków osób utrzy-mujących zwierzęta domowe oraz wymagania dotyczące utrzymy-wania zwierząt gospodarskich. W przypadku rewolucji śmiecio-

wej jedną z kontrowersyjnych kwestii okazały się być rodzaje pojemników na zbieranie odpa-dów. Ich liczba wynikająca z obo-wiązku recyklingu oraz rozmiar były problem dla wspólnot, które posiadały niewielkie altanki (czy inne budynki) przeznaczone do składowania śmieci.

Jeszcze więcej kontrowersji wywołały podwyżki cen za wywóz śmieci, które regulowały uchwały dotyczące wysokości stawek za wywóz śmieci. W Zgierzu opłaty reguluje Uchwała nr XXVII/260/12 w sprawie wyboru metody oraz wysokości stawki opłaty za go-spodarowanie odpadami komu-nalnymi z dnia 17 grudnia 2012r.. Opłata za śmieci niesegregowane wynosi 12 złotych miesięcznie od mieszkańca, a w przypadku śmieci segregowanych 8 zło-tych od mieszkańca. Są to niż-sze opłaty niż np. w Warszawie, gdzie jednoosobowe gospodar-stwo domowe płaci za śmieci se-gregowane miesięcznie – 19,50 zł, dwuosobowe – 37 zł, trzy-

osobowe – 48 zł, a liczące cztery lub więcej osób 56 zł, zaś osoby mieszkające w domkach jedno-rodzinnych – 89 zł (w przypadku braku segregacji te ceny rosną o 40%). Warszawa jest jednak miastem 28-krotnie większym, zaś różnica w cenach jest już tylko niewiele ponad dwukrotnie wyższa.

Jak w przypadku opłat za wodę cena za śmieci jest wypad-kową kosztów całości działania systemu zbierania, utylizowania i składowania odpadów, który na-stępnie dzielony jest przez liczbę mieszkanek i mieszkańców. Co znaczy, że im więcej osób jest za-rejestrowanych tym niższe będą opłaty. Jest to szczególnie pro-blem dużych ośrodków miejskich, w których mieszka spory odse-tek osób bez meldunków, niewi-dzialnych dla systemu. Żeby po-kazać jak w zależności od zmiany liczby osób płacących za śmieci zmieniają opłaty Warszawa uru-chomiła kalkulator opłat śmie-ciowych, na którym przesuwa-jąc suwakami można sprawdzić jak będą się zmieniały opłaty w zależności od liczby (zarejestro-wanych) mieszkańców ogółem, zmiany szacowane kosztu od-bioru i zagospodarowania oraz wzrostu liczby śmieci.

Wybór liczenia opłaty za osobę, który wybrał Zgierz nie jest jedy-nym sposobem, w który można określać cenę śmieci. Innym spo-sobem, który daje możliwość włą-

czenia do systemu opłat również osoby niezarejestrowane, a jed-nocześnie nie obciążać opłatami osób niemieszkających w danym okresie w mieście jest naliczanie opłat w odniesieniu do ilości zu-żywanej wody. Przeciwnicy tego rozwiązania twierdzą, że nie jest to dobre rozwiązanie, bo wciąż nie wszystkie mieszkania mają liczniki wody (rozliczana jest ona wtedy według średniego zu-życia). Jeszcze innym sposobem naliczania opłat jest powiązanie ceny za wywóz śmieci z wielko-ścią mieszkania. Takie rozwią-zanie było proponowane w Bia-łymstoku, gdzie zastosowano trzy stawki. Przy powierzchni lokalu mieszkalnego do 40 m2 – 29 zł, od 40, 01 do 80 m2 – 42 zł, zaś powy-żej tej powierzchni – 55 zł. Takie rozwiązanie faworyzuje wielo-dzietne rodziny mieszkające na małych metrażach. Rozwiązanie, które zastosowano w Zgierzu jest najbardziej popularne, bo najła-twiejsze do policzenia. Znacznie łatwiej dopasowywać ceny śmieci

do zmieniającej się liczby zareje-strowanych mieszkanek i miesz-kańców danej gminy niż do zmie-niających się metraży budynków.

Mimo, że reguły opłat za śmieci już raz ustalone wyglądają na niemożliwe do zmiany, to róż-norodność rozwiązań pomiędzy poszczególnymi miastami po-kazuje jak różnie można myśleć o liczeniu opłat za śmieci. Można wybrać rozwiązanie najprostsze w obliczeniach (od osoby), szacu-jące zamożność gospodarstwa do-mowego (od metrażu), albo pró-bujące włączyć w system osoby niewidoczne (według wody). W tej kwestii wszystko jest przedmio-tem wyboru radnych oraz miesz-kanek i mieszkańców danego miasta.

Niezależnie od tego, jaką me-todę ostatecznie wybierze się do liczenia opłat za śmieci czy sza-cowania opłat za wodę ważnym elementem jest społeczna de-bata, której wciąż brakuje. Sposób w jaki dokonuje się modernizacji sieci wodociągowej (pociągająca wzrost cen za wodę) jest tak samo kwestią do publicznej dyskusji jak sposób liczenia opłat za śmieci. Rolą mieszkanek i mieszkańców każdej gminy powinno być dopo-minanie się, żeby te ważne dla ich budżetów decyzje nie odby-wały się poza nimi.

Joanna ErbelNa licencji (CC BY-SA 3.0) Aut. Thegreenj @ Wikimedia.com

Niezależnie od tego, jaką metodę osta-tecznie wybierze się do liczenia opłat za śmie-ci czy szacowania opłat za wodę ważnym ele-mentem jest społeczna debata, której wciąż brakuje.

Page 6: zgrzyt_kwiecien2013

6

Kupić, odziedziczyć, wynająć

Pierwsze mieszkanie wyna-jęłam niecały rok po studiach – trafiła się okazja – znajoma szu-kała kogoś, kto wynajmie M3 na Kuraku za same opłaty (400 zł). Będąc na stażu (ok. 650 zł), bez pralki, lodówki, mebli, śpiąc na dmuchanym materacu byłam całkiem zadowolona z sytuacji. Minęły 4 lata, wynajmuję kolejne mieszkanie - również okazyjnie, mam okna z widokiem na park, fajnych sąsiadów i niski czynsz. Przyzwyczaiłam się, że miejsca w których mieszkam nie należą do mnie, a za jakiś czas będę szukać kolejnego albo - jak w poprzed-nich przypadkach - to mieszka-nie znajdzie mnie. Niczego nie odziedziczę, nie posiadam zdol-ności kredytowej, ani nawet ochoty by ją posiąść. Presję posia-dania mieszkania i wyrzucanie sobie braku stabilności przeku-łam w wolność. Jeśli znudzi mi się mieszkanie tutaj, pojawią się nowe możliwości. Sprawdzając jak w wynajmowanych mieszka-niach czują się inni, przekonałam się, że nie tylko mnie trafiały się mieszkaniowe okazje. – Kuzyn wyjechał za granicę, pozwolił się wprowadzić, ja opłacam czynsz, mam umeblowane fajne mieszka-

nie, on nie zarabia i nie traci na tej sytuacji. Czy udałoby mi się wy-prowadzić z domu, gdyby nie ta okazja?- zastanawia się Tomek (27 lat, informatyk). – Myślę, że nie. Zarabiam 1600 zł netto, wy-najęcie mieszkania na normal-nych warunkach w Zgierzu to ok. 1000-1200 zł. Pewnie, że dałoby radę przeżyć za 500 zł, ale przy dojazdach do pracy w Łodzi, opła-ceniu telefonu, internetu byłoby to życie bardzo skromne, z ciągłym niepokojem czy nie wyskoczy nie-przewidziany wydatek - wizyta u dentysty, konieczność zakupu bu-tów na zimę. I tak z domu bym się wyprowadził, ale pewnie wynaj-mowałbym mieszkanie do spółki z którymś znajomym, tak robi większość moich kolegów. Tomek ma rację - mieszkań do wynajęcia w Zgierzu nie brakuje, ceny wy-najmu i opłat większości z nich (bez względu na lokalizację, me-traż, stan, umeblowanie lub jego brak) zaczynają się od 1000 zł. Do-datkowo, w pierwszym miesiącu musimy liczyć się z koniecznością opłacenia jednorazowej, zwrotnej kaucji w wysokości ok. 1000-1500 zł. Paulina (29 lat, księgowa) za dwupokojowe, częściowo wypo-sażone mieszkanie płaci 1300 zł,

w tym opłaty licznikowe. - Miesz-kanie jest warte ceny - zadbane, gustowne, co dla mnie szczegól-nie ważne częściowo wyposażone, więc nie musiałam wszystkiego kupować. Jak podkreśla, dzięki oszczędnościom mogła sobie po-zwolić na przyjęcie dodatkowych kryteriów poza ceną – wyposaże-nie, stan mieszkania. Dziś, kiedy oszczędności odeszły do histo-rii, Paulina rozważa znalezienia współlokatora.

Bamboccioni po polsku?

Komu nie trafi się okazja, a mieszkania nie chce wynajmo-wać do spółki z innymi, przy za-robkach 1500-1900 zł (a takie naj-częściej deklarowali rozmówcy w wieku 25-32 lat) musi liczyć się z wyrzeczeniami lub mieszka-

niem w rodzinnym gnieździe. Dla 26-letniej Kasi pozostała ostatnia opcja – jest na ostatnim roku stu-diów uzupełniających, na opła-

cenie których przeznacza część pensji (1300 zł netto). - Byłabym szalona gdybym teraz myślała o wyprowadzce. Myślę, że do trzy-dziestki znajdę lepiej płatną pracę i coś wynajmę. Czasem to frustru-jące, bo rodzicom zdarza się trak-tować mnie jak dziecko, ale póki co zagryzam zęby.

Kaśka należy do 41% 25-34-let-nich Polaków i Polek, którzy mieszkają z rodzicami (dane Eu-rostatu). Tendencja ta nie doty-czy jedynie Polski - średnia eu-ropejska to 28%. Z czego wynika? Wpływa na nią wiele czynników - niepewna sytuacja na rynku pracy (ok. 22-procentowe bezrobo-cie wśród młodych ludzi), wzrost cen mieszkań, trudność w zdoby-ciu kredytu, brak środków na po-krycie wkładu własnego. Dla nie-których młodych (bezrobotnych,

zatrudnionych na „śmieciowe umowy”) taka niezależność jest nierealna. Inni wybierają miesz-kanie z rodzicami, mimo że mo-gliby pozwolić sobie na wynajem czy kredyt. W drugim przypadku, do niepewnej sytuacji i strachu przed długotrwałymi zobowią-zaniami finansowymi dochodzą zmiany w kulturze – przesuwa się granica bycia młodym, dłużej się kształcimy, później zakładamy rodziny. Życie z rodzicami bywa wygodniejsze dla tych, którzy sta-wiają na rozwój kariery, chcą in-westować w kolejne studia, kursy. Na dorosłych, którzy nie decy-dują się na wyprowadzkę od ro-dziców ukuto we Włoszech okre-ślenie „bamboccioni” - „wielkie bobasy”. Częściej mieszkanie u rodziców wybierają mężczyźni, jak na przykład 29-letni Paweł, który mówi: – Jasne, że byłoby mnie stać na mieszkanie. Nie-źle zarabiam, ale po co? W domu mam swoje piętro, z rodzicami się dogaduję, mama zaprosi na obiad jak wracam zmęczony. Dużo pra-

Pierwsze mieszkanie – wynajęte samodzielnie lub z współlokatorami, kupione na kredyt, odziedziczo-ne po kimś z rodziny, prezent „na start” od rodzi-ców. Dróg do samodzielnego mieszkania jest kilka, ale uczucie niezależności, które towarzyszy przepro-wadzce i urządzaniu się jest zawsze podobne.

Dla 26-letniej Kasi pozostała ostatnia opcja – jest na ostatnim roku studiów uzupeł-niających, na opłacenie których przeznacza część pensji (1300 zł netto). - Byłabym sza-lona gdybym teraz myślała o wyprowadzce. Myślę, że do trzydziestki znajdę lepiej płatną pracę i coś wynajmę.

Na licencji (CC BY-NC-SA 2.0) Aut. spikeyhelen @ Flickr.com

Wynajmowanie mieszkania z przyjaciółmi ma swoje plusy

i minusy

Page 7: zgrzyt_kwiecien2013

7

cuję, nie jestem typem domatora. Dopóki nie będę się chciał z kimś związać na stałe, nie będę myślał o samodzielności.

Dla Marcina (28 lat) wypro-wadzka jest marzeniem odkąd ukończył studia: – W moim przy-padku to nie syndrom kawa-lera, który nie może rozstać się z mamą. Dopiero od niedawna mam stałą pracę i mogę zacząć serio myśleć o usamodzielnieniu się, rozważam różne opcje, najprawd-powodniej zdecyduję się na kredyt. Większość rozmówców podkreśla, że własne mieszkanie to jeden z ważniejszych celów w życiu. O ile w przypadku krajów zamożniej-szych „bamboccioni” mają wybór - zostać w domu czy rozpocząć sa-modzielne życie, w polskiej wer-

sji tego pytania często nie ma, lub brzmi – zostać w domu czy rozpocząć życie na bardzo niskim poziomie?

Samodzielność na raty

Na zakup dwupokojowego mieszkania na Osiedlu 650-lecia zdecydowali się Patrycja i Radek (30 i 32 lata). - To nasze czwarte wspólne mieszkanie, wcześniejsze wynajmowaliśmy, były okropne – jeśli trafiało się tanie, to w strasz-nym stanie, jeśli warunki były przyzwoite płaciliśmy bardzo dużo. Nidy nie czuliśmy się spe-cjalnie pewnie – raz właściciel wy-rzucił nas z dnia na dzień. Nasze raty to ok. 900 zł miesięcznie, a płacimy za mieszkanie, które już

zawsze będzie nasze – mówi Patry-cja. Oboje dobrze zarabiają (powy-żej 2 tys. netto), a załatwieniem kredytu i zapewnieniem wkładu zajęli się rodzice Radka. - Wiem, że nieźle nam się powodzi w po-równaniu do rówieśników, ale to „nieźle” nadal oznacza kredyt na dwadzieścia lat – dodaje Radek.

Pewną szansą na wsparcie zdobycia własnego mieszkania miał być rządowy program „Ro-dzina na swoim”. Skorzystali z niego Ola i Jacek (małżeństwo z trzyletnią córką Zuzią). „Ro-dzina na swoim” zakładała do-płatę Skarbu Państwa do odse-tek kredytu mieszkaniowego do ok. 8 lat, przy spełnieniu zasad określonych w ustawie o finan-sowym wspieraniu rodzin w na-bywaniu własnego mieszkania z 2006 roku. - To oczywiście faj-nie, że są jakieś ulgi, ale nie zmie-nia to faktu, że z kredytem łączy się głównie wielki stres. Nas do-padł, kiedy Jacek zmieniał pracę i przez kilka miesięcy żyliśmy z jednej pensji - mówi Ola. - W na-szym przypadku było ciężko, ale

ta druga pensja była. Znajoma, która jest sama przeżyła to bole-śniej. Kiedy wynajmowaliśmy nie czuliśmy się pewnie, ale własne

mieszkanie przyniosło tylko inny rodzaj strachu, co pokazuje, że ten problem z mieszkaniami w Polsce ma więcej wymiarów.

Program „Rodzina na swoim”, jak i zastępujące ją od 2013 roku „Mieszkanie dla młodych” spo-tykają się z zarzutami, że tak naprawdę służą interesom de-weloperów i sztucznemu podtrzy-mywaniu wysokich cen miesz-kań. O ile jeszcze w „Rodzinie na swoim” możliwy był zakup miesz-kań z rynku wtórnego lub uzyska-nie dopłaty do budowy domu (co czyniło ofertę dostępniejszą dla szerszego grona odbiorców), nowe rozwiązania mają dotyczyć tylko mieszkań z rynku pierwotnego. Będzie to wykluczało np. osoby z mniejszych miejscowości, gdzie nie buduje się tak wiele nowych mieszkań. Te i inne zarzuty wo-bec programów wskazują, że o ile intencja – wspieranie młodych ludzi w procesie usamodzielnia-nia się – jest słuszna, przyjęte roz-wiązania są niewystarczające.

Ci, którzy dostają mieszka-nie od rodziców „na start” są w

najlepszej sytuacji - nie wisi nad nimi kredyt, nikt nie wypowie im umowy, nie podniesie czyn-szu. Ta grupa usamodzielniają-cych się młodych ludzi zaczyna z uprzywilejowanej pozycji, ale na-wet ich stabilizacja może szybko runąć. Przykładem niech będą znajomi, którzy dostali mieszka-nie od rodziców po ślubie - oboje pracują (zarabiając najniższe wy-nagrodzenie krajowe, czyli ok. 1200 zł netto), ale przewlekła cho-roba jednego z nich była ciosem dla domowego budżetu. Od kilku mesięcy nie są w stanie opłacać czynszu.

„Mieszkanie to prawo, a nie towar” - mówiła Joanna Erbel (działaczka miejska) w wywia-dzie dla „Wysokich Obcasów”. Niestety, w rzeczywistości to to-war i na dodatek luksusowy, czę-sto nieosiągalny dla grupy, która nie powinna mieć ze zdobyciem go szczególnych trudności. Co wo-bec tego z osobami, które nie za-czynają z takimi atutami jak mło-dość, wykształcenie, praca?

Ilona Majewska

- To oczywiście fajnie, że są jakieś ulgi, ale nie zmienia to faktu, że z kredytem łączy się głównie wielki stres. Nas dopadł, kiedy Jacek zmieniał pracę i przez kilka miesięcy żyliśmy z jednej pensji - mówi Ola. - W naszym przy-padku było ciężko, ale ta druga pensja była. Znajoma, która jest sama przeżyła to bole-śniej.

Page 8: zgrzyt_kwiecien2013

8

Tak dramatyczne wyniki po-chodzą z badań przeprowadzo-nych na przełomie 2012 i 2013 roku przez ARC Rynek i Opinia. To nie nastraja optymizmem, zwłaszcza ludzi zaangażowanych w eduka-cję kulturalną, także w naszym mieście. Planowane przez Sto-warzyszenie FOLKIER badanie potrzeb kulturalnych młodzieży zgierskiej może w tym kontekście okazać się zupełnie nietrafione, gdyż w zasadzie nie wiadomo, czy w ogóle można rozmawiać o potrzebach.

Obserwując od wielu lat ofertę kulturalną Zgierza wiem jedno – jest bardzo bogata i ciekawa, a od czasu działalności Centrum Kultury Dziecka oraz Uniwersy-tetu Trzeciego Wieku – kierowana właściwie do każdej z grup wieko-wych. W tym gronie na frekwen-cję nie mogą narzekać na pewno propozycje dla najmłodszych i seniorów. Najgorzej jest z uczest-nictwem w wydarzeniach adre-sowanych do młodzieży od wieku gimnazjalnego po studentów. A szkoda, bo choć jest w czym wy-bierać, młodzi ludzie za każdym razem, kiedy mam okazję ich py-tać o potrzeby kulturalne, zgła-szają chęć na wydarzenia, które często od lat w Zgierzu funkcjo-nują. Karolina Ślaska, tegoroczna maturzystka z LO im. St. Staszica przyznaje: - Po części trochę nie wiem co się dzieje, bo o większo-

ści wydarzeń dowiaduję się już po fakcie, jak ktoś wstawi jakieś zdję-cie w Internecie. A trochę chyba też dlatego, że nie ma nic ciekawego. Są fajne rzeczy organizowane dla małych dzieci, czasem dla star-szych osób coś jest, ale wydaje mi się że dla ludzi w naszym wieku raczej jest mało wydarzeń kul-turalnych, które by zaciekawiły. Może koncerty w Agrafce, ewentu-alnie jakieś koncerty w plenerze, jeśli są organizowane latem…

Zastanawiające jest, dlaczego młodzi ludzie o nich nie wiedzą, skoro miejskie placówki kultu-ralne wykorzystują wszystkie ka-nały informacyjne dostępne w Zgierzu, począwszy od „oldskulo-wych” plakatów na słupach, po konta na portalach społecznościo-wych, czy monitory reklamowe w autobusach komunikacji miej-skiej. Opór na informacje o wy-darzeniach kulturalnych jest w młodych ludziach ogromny, nie ma się zatem co dziwić, że idzie za tym brak aktywności. Paula Dębska, licealistka z „Traugutta” uważa, że w Zgierzu dużo się dzieje, a oferta kulturalna jest na-prawdę interesująca i bogata. - Myślę jednak, że moi rówieśnicy wychodzą z założenia, że Zgierz jest małą wioską, w której nic się nie dzieje. Obserwując moich zna-jomych, widzę, że oni nawet nie szukają. Czekają tylko na moment, kiedy skończą szkołę i wyjadą do

większych miast na studia, może na stałe... Zgierz jest dla nich nie-ciekawy i wolą jechać do łódzkiego klubu na imprezę, niż wejść na ja-kiś zgierski portal i poszukać cze-goś w tutaj.

Z takimi problemami boryka się nie tylko Zgierz, brak zainte-resowania udziałem w życiu kul-turalnym miasta widać w całym regionie. W 2011 roku, z okazji Re-gionalnego Kongresu Kultury opu-blikowano raport, sporządzony przez Biuro Badań Społecznych „Question Mark”, według którego mieszkańcy Łodzi i województwa prawie nie uczestniczą w życiu kulturalnym. Jak mogliśmy wów-czas przeczytać na www.twojaga-

zeta.pl: Niemal połowa responden-tów w regionie nie wzięła udziału w żadnej imprezie, natomiast w Łodzi 58% zadeklarowało przynaj-mniej jednokrotne uczestnictwo. Wielokrotnie z oferty kultural-nej skorzystało tylko 13% łodzian. Najczęściej byli to ludzie młodzi i z wyższym wykształceniem. Z ba-dań wynika, że głównym powo-dem niewielkiego uczestnictwa w kulturze są: brak czasu (33%) i pieniędzy (24%). Bilety do kina czy teatru nie są tanie, a przeciętna łódzka rodzina miesięcznie prze-

znacza na kulturę zaledwie 50 zł. Jednak pieniądze to nie wszystko. Wstęp na wiele ciekawych imprez i festiwali jest bezpłatny lub kosz-tuje bardzo niewiele, a tymcza-sem trzy czwarte ankietowanych stwierdza, że swoje potrzeby kul-turalne zaspokaja w domu, bo tak chce i już.

Wiele osób zajmujących się badaniami kultury w Polsce za-uważa problem w edukacji kultu-ralnej. Można by zatem „spisać na straty” pokolenie współczesnych nastolatków, gdyż w nich po pro-stu nie ma nawyku uczestnicze-nia w kulturze. Nie zostali tego nauczeni prawdopodobnie dla-tego, że są dziećmi rodziców, któ-

rych wciągnął korporacyjny wir i walka na rynku pracy – nawet jeśli są pieniądze, nie ma czasu, siły i ochoty na teatr, operę, do-bry koncert czy książki. To także pokolenie błyskawicznego roz-woju technologicznego i cyfryza-cji. Ich percepcję absorbowały od najmłodszych lat coraz to nowo-cześniejsze gry, telewizory, od-twarzacze i telefony. Na komunie i osiemnastki chcieli „sprzętu” - nie ma się zatem co dziwić, że dominującą kulturalną roz-rywką jest dla nich film na DVD lub ewentualnie w telewizji. Jak grzyby po deszczu rosły multi-kina, z coraz to nowszymi efek-tami, więc tam zostawiało się pieniądze, nie w teatrach i ope-rach, które, niestety, do dzisiaj dla wielu trącą myszką.

Co zatem robić? Oczywiście warto walczyć o każdą młodą „duszę” dla kultury, bo i to poko-lenie kiedyś będzie wychowywać swoje dzieci, ratunkiem może być natomiast stara, pozytywi-styczna filozofia pracy u podstaw. Warto spróbować we współcze-snej kulturze metod XIX-wiecz-nych pozytywistów, którzy do-skonale rozumieli rolę żmudnej pracy edukacyjnej na rzecz naj-uboższych, zagrożonych wyklu-czeniem. Zadaniem dzisiejszych animatorów i menedżerów kul-tury jest taka praca już z najmłod-szymi, aby przygotować ich do uczestniczenia w kulturze, wy-robić w nich nawyk, że dom kul-tury, muzeum, biblioteka to po prostu coś fajnego. I paradoksal-

Trzy czwarte Polaków nie interesuje się kulturą. Ci, którzy deklarują, że trochę lub bardzo angażują się w tę dziedzinę życia, za najbardziej popularne sposo-by uczestniczenia w niej podają: oglądanie telewizji (98%), oglądanie filmów DVD (46%), chodzenie do kina (44%) oraz czytanie książek (37%).

Kultura? Nie szukam

Z badań wynika, że głównym powodem niewielkiego uczestnictwa w kulturze są: brak czasu (33%) i pieniędzy (24%). Bilety do kina czy teatru nie są tanie, a przeciętna łódzka rodzina miesięcznie przeznacza na kulturę zaledwie 50 zł.

Page 9: zgrzyt_kwiecien2013

9

nie sprzymierzeńcem mogą tu być zapracowani, zmęczeni na co dzień rodzice, którzy często dla własnej wygody poszukują oferty dla maluchów, także już dwu--trzyletnich. Nie wolno zmarno-wać tego potencjału. Obserwując odbiorców oferty Centrum Kul-tury Dziecka w Zgierzu, dzieci i ich rodzice nie znikają po jed-nych zajęciach, jednym roku. Dzieciaki często dorastają przy placówce przeskakując z zajęć na zajęcia – zaczynają jako trzylatki w „miniprzedszkolu”, potem przy-chodzą na tańce czy plastykę jako

uczniowie szkoły podstawowej. Podobną metodę można zaobser-wować w działalności muzeum oraz zgierskiej biblioteki wraz z filiami. Żeby zarazić dzieci czy-telnictwem, wyrobić w nich po-czucie, że biblioteka to nie nudny budynek pachnący kurzem, or-ganizuje się tam wiele różno-rodnych inicjatyw kulturalnych, działań animacyjnych, które dają nadzieję na „podprogowe” za-szczepienie czytelnictwa. Ideałem będzie, jeśli za 10-15 lat te same dzieciaki zobaczymy z książką w autobusie, na koncercie jazzo-

wym, czy wernisażu. W nowoczesnej edukacji kul-

turalnej, poza pracą u podstaw, warto zauważyć jeszcze kilka znaczących czynników, o któ-rych pisze prof. Barbara Fatyga w Dynamicznej Diagnozie Kultury Warmii i Mazur, pierwszym tak dogłębnym i szczegółowym ba-daniu kultury regionu. Jego wy-niki mogą pomóc nie tylko tam-tej części Polski w efektywnym kreowaniu życia kulturalnego. Pierwszym wnioskiem z badań jest ciążąca na społecznościach lokalnych klątwa wiecznego po-czątku, czyli braku zakorzenienia społeczeństwa, które stale opusz-cza swoją małą ojczyznę, a co za tym idzie – brak elit. Elit, które rozumieją swoje powołanie, nie jako przywilej, ale jako służbę społeczeństwu. Prof. Fatyga mówi także: - Samorządy nie traktują kultury jako narzędzia do rozwoju społeczności lokalnych, lecz jako zasób materialny, który można „rabunkowo” wykorzystywać, czę-sto do poprawy własnego wize-runku rządzących. Błędem władz jest położenie głównego nacisku na turystykę, bo jest to, naszym zdaniem ślepa uliczka. (…) Błędem jest również rozumienie kultury wyłącznie jako organizacji even-tów, adresowanych do turystów. Badania pokazują, że młodzież, nawet ta z ubogich środowisk, nie chce eventów, ale oczekuje czegoś innego. Samorządy robią to z za-pałem, zaniedbując ciągłość pracy ze społecznościami lokalnymi. Na przeszkodzie rozwoju kultury stoi także brak sieci współpracy insty-tucji i organizacji. W jednej z miej-

scowości regionu 9 instytucji zor-ganizowało 9 różnych obchodów Dnia Dziecka!”.

Z całą pewnością, aby prowa-dzić nowoczesną edukację trzeba zmienić myślenie o misji insty-tucji kultury i dostosowywać je do lokalnych potrzeb. Biblioteka może organizować półkolonie, muzeum koncert, a dom kultury opiekę na dziećmi - jeżeli tylko jest taka lokalna potrzeba. Jak po-kazują także doświadczenia zgier-skie – to działa. Bardzo trudne zadanie stoi teraz przed Mia-stem Tkaczy - które również ma w planach tworzenie oferty kul-turalnej - znalezienia niszy oraz klientów na i tak trudnym rynku zgierskich konsumentów kultury. To jednak kolejny raz pokazuje, że Zgierz ma ogromny potencjał w tej sferze życia społecznego i jednocześnie trudne zadanie zintegrowania sił, by pozyskać i wychować aktywnego odbiorcę kultury. Jednak koniecznie trzeba to robić. Dlatego, bo (jak zapewnia Fundacja Orange, wspierająca in-nowacyjną edukację kulturalną): „Kultura łączy ludzi, rozwija kre-atywność, poszerza horyzonty oraz uczy otwartości na innych. To dzięki niej nasze życie jest lepsze, pełniejsze i ciekawsze. Bez znajo-mości kodów kultury, porozumie-nie między ludźmi jest trudniejsze. (…) Uczestnictwo w kulturze wy-równuje szanse życiowe osób wy-kluczonych, zarówno ze względu na niepełnosprawność, miejsce za-mieszkania czy ubóstwo”.

Karolina Miżyńska

Kiedy radna Justyna Zielińska w prima aprilisowym żarcie ogłosiła na fanpage’u Stowarzyszenia EZG, że chce kandydować na „prezydentkę” miasta - zawrza-ło. I wcale nie chodziło o to, że mogłaby być następ-czynią Iwony Wieczorek, a o to, że obwieściła to uży-wając żeńskiej końcówki. Komentujący skupili się na rzekomej niepoprawności językowej. Pisano, że „pre-zydentka” to zdrobnienie od funkcji, przez co miałoby to umniejszać rangę stanowiska.

Kto się boi żeńskiej końcówki?

A przecież za pomocą koń-cówki – ka tworzy się żeńskie odpowiedniki rzeczowników –le-karka, reporterka, pracowniczka. Nie słyszałam jeszcze, by jakakol-wiek kobieta, uprawiająca, któryś z tych zawodów oburzyła się, gdy ktokolwiek zwraca się do niej w tej sposób. Sama Justyna Zieliń-

ska uważa, że powinniśmy przy-jąć za naturalne to, że gramatyka języka polskiego ma formy żeń-skie i męskie. - Skoro je mamy dlaczego nie używać, jakby tylko formy męskie do których jest spo-łeczeństwo przyzwyczajone miały być lepsze, brzmieć poważniej. Ta kwestia pojawiła się ostatnio przy

okazji prima aprilisowego żartu, gdzie pod moim oświadczeniem że będę kandydować i chcę być Pre-zydentką jedna moja koleżanka zażarcie broniła tego, że ona sobie nie życzy i że zawsze będzie panią tłumacz, magister, czy filolog. Ja natomiast od dłuższego czasu mó-wię o sobie filolożka, slawistka, aktorka i instruktorka. Nigdy nie miałam z tego powodu gorszej sa-mooceny pod kątem zawodowym.- wyjaśnia Justyna Zielińska.

Podobny przypadek mogliśmy obserwować rok temu. Kiedy mi-nistra Joanna Mucha spotkała się z dziennikarzami i obwieściła im, że chce by zwracano się do niej per „ministra”, w przekazach medialnych przetoczyła się fala krytyki. W „Faktach TVN” poka-zano ironiczny materiał, w ga-

zetach publikowano felietony na ten temat, a w internecie wrzało. Mówiono i pisano, że w ten spo-sób chce przykryć swój brak kom-petencji. Do dziś dziennikarze głównonurtowych mediów nie stosują się do formy, którą mini-stra Mucha zaproponowała. Kiedy cytują jej wypowiedzi w trakcie wywiadów z innymi politykami, złośliwie komentują - … powie-działa minister sportu, albo raczej ministra.

W obu przypadkach – zarówno prezydentki i ministry – lepiej wi-dziane jest stosowanie formy mę-skiej w stosunku do pań.

Ciąg dalszy na stronie 10

Page 10: zgrzyt_kwiecien2013

10

Spowodowane jest to tylko i wyłącznie przyzwyczajeniem do zajmowania tych stanowisk przez mężczyzn, a nie kaprysem kobiet. W poradniku językowym PWN, Mirosław Bańko, jego redaktor naczelny zauważa, że polszczyzna niechętnie tworzy formy żeńskie od nazw stanowisk cieszących się dużym prestiżem. Za przykład

podaje m.in. funkcję prezydenta, premiera, ministra. Podkreśla jednocześnie, że wiele kobiet wy-biera żeńskie formy stanowisk i zawodów z chęci przywrócenia symetrii płci i nie marginalizowa-nia kobiet. Żeńskie formy od tych wcześniej wymienionych rze-czowników powstały już dawno, a ich powszechne stosowanie to tylko kwestia czasu. Z posłanką jesteśmy już osłuchani, bo kobiet w sejmie jest dużo, a dzięki sta-raniom Wandy Nowickiej, wice-marszałkini Sejmu, polskie poli-tyczki na oficjalnych pismach od niedawna są posłankami. Kiedyś nie do pomyślenia było powie-dzieć „posłanka” , ponieważ wy-dawało się to niezgodne z zasa-dami naszego języka. Jak widać język jest na tyle elastyczny, że przystosowuje się do rzeczywi-stości i potrafi ją odwzorowywać. Podobnie będzie z prezydentkami, ministrami czy premierkami – im więcej kobiet będzie pełnić te funkcje, tym powszechniejsze bę-dzie używanie żeńskich form dla tych stanowisk . Co ciekawe, za

naturalne uważa się używanie żeńskich form w przypadku za-wodów piastowanych od wieków przez kobiety np.: opiekunka, le-karka, kucharka, sprzątaczka. W tych przypadkach ani kobiety uprawiające te zawody, ani osoby zwracające się do nich w ten spo-sób, nie uważają żeńskich form za lekceważące.

Nowomowa czy powrót do dobrych obyczajów?

Pojawia się zarzut, że używa-nie żeńskich końcówek jest wy-tworem nowoczesności, wręcz wplataniem w język nowomowy. Ku zaskoczeniu okazuje się, że nie tak dawno, bo w minionym stu-leciu to, co dla wielu dziś jest nie do zrozumienia, było czymś natu-ralnym. - Z tego co zauważyłam końcówki żeńskie funkcjonowały w języku polskim bardzo długo, potem nastąpił taki moment za-wężania języka do krótszej formy, takiej samej dla jednych i dla dru-gich. A teraz wracamy do tych dobrych obyczajów językowych. W czasopismach patriotycz-nych, w okresie 20-lecia między-wojennego, na przykład w cza-sopiśmie „Strzelec” używano formy strzelczyni, która nawet dzisiejszym użytkownikom ję-zyka trudno przychodzi do głowy. Jest taki film dokumentalny o jednej dobie z 1950 roku, który rozpoczyna się i kończy wraz

z programem radiowym Pierw-szego Programu Polskiego Ra-dia. Na koniec dnia spiker mówi „Radiosłuchaczki i radiosłu-chacze”. To nie była jakaś fe-ministyczna stacja, bo rzeczy-wistość tak wyglądała, że byli radiosłuchacze i radiosłuchaczki - mówi Iza Desperak, socjolożka z Uniwersytetu Łódzkiego.

Mieszkańcy, czyli mieszkan-ki i mieszkańcy

Przeglądając naszą gazetę, niektórzy zauważyli, że chętnie używamy zwrotów „mieszkanki i mieszkańcy”, „zgierzanie i zgie-rzanki”, doszukując się jednocze-śnie w tym poprawności poli-tycznej. Nic z tego! My po prostu mamy świadomość, że naszą gazetę czytają zarówno zgierza-nie i zgierzanki. Okazuje się, że podobne zauważanie obu płci funkcjonuje na Uniwersytecie. - Od wielu lat zwracam się „panie i panowie”, „studenci i studentki” „zrobiliśmy i zrobiłyśmy” i to nie sprawia, że mówi się dłużej, ale mówi się rzeczywiście zwraca-

jąc do wszystkich, uwzględniając zróżnicowanie płciowe słuchaczek i słuchaczy. Nie zetknęłam się ni-gdy z krytyką tej postawy. Wprost przeciwnie, zauważam, że jest to zaraźliwe, i osoby z którymi ja pracuję, dosyć szybko zaczynają to naśladować – mówi Iza Desperak.

Równouprawnienie języka

Rozprawiając nad słusznością stosowania żeńskich końcówek można zadać pytanie: czy jest to „feministyczny wymysł” czy rze-czywista potrzeba wszystkich kobiet, nie tylko tych deklarują-cych się jako feministki? Oka-zuje się, że tu wcale nie chodzi o ideologię, a o tożsamość płciową. Kobiety chcą, aby za-uważać je w języku, nie lekcewa-żąc ich istnienia. Z czasem prze-staniemy się zastanawiać czy to poprawne, to po prostu wejdzie w nawyk. W końcu przecież to my – użytkowniczki i użytkownicy – kształtujemy język przystosowu-jąc go do rzeczywistości.

Patrycja Malik

W poradniku językowym PWN, Miro-sław Bańko, jego redaktor naczelny zauważa, że polszczyzna niechętnie tworzy formy żeń-skie od nazw stanowisk cieszących się dużym prestiżem. Podkreśla jednocześnie, że wie-le kobiet wybiera żeńskie formy stanowisk i zawodów z chęci przywrócenia symetrii płci i nie marginalizowania kobiet.

Na licencji (CC BY-NC-ND 2.0) Aut. Adrian Midgley @ Flickr.comPiosenkarz?

Pielęgniarka?

Na licencji (CC BY-NC-SA 2.0) Aut. Christiania Care @ Flickr.com

Page 11: zgrzyt_kwiecien2013

11

Cztery miliony dla zgierzan

W samorządach w różnych częściach Polski nowym i żywo dyskutowanym narzędziem par-tycypacji społecznej staje się bu-dżet obywatelski. Polega on na tym, że mieszkańcy i mieszkanki danego miasta lub gminy sami zgłaszają i wybierają najlepsze propozycje na spożytkowanie pew-nego procentu gminnych wydat-ków, a radni i radne ten wybór muszą uszanować i wpisać do uchwalanego budżetu. Całemu procesowi towarzyszy dyskusja nad wszystkimi pomysłami oraz pełna przejrzystość zarówno wy-boru tych najlepszych, jak i ich późniejszej realizacji.

Podaj dalej!

Swój początek budżet party-cypacyjny miał w brazylijskim Porto Alegre w 1989 roku, gdzie odniósł ogromny sukces. Kopio-wany w miastach brytyjskich, niemieckich czy hiszpańskich po kilku latach dotarł również do Polski. Pierwszym miastem, w którym mieszkańcy i miesz-

kanki mogli wybrać najpotrzeb-niejsze swoim zdaniem projekty do sfinansowania był Sopot. W maju 2011 roku tamtejsza rada miejska za namową społecz-ników z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej podjęła decyzję, że podzieli się odrobiną władzy w swoim mieście: sopocianie i so-pocianki mieli zdecydować o prze-znaczeniu 7 milionów złotych! W przeprowadzonym kilka mie-sięcy później głosowaniu zapropo-nowali, by miasto sfinansowało m.in. ustawienie dodatkowych pojemników do segregacji odpa-dów, modernizację schroniska dla zwierząt oraz remont jednej z ulic wraz z pętlą autobusową, ścieżką rowerową, oświetleniem i chodnikiem. Wyniki wprawiły radnych w zdumienie - „okazało się”, że mieszkańcy i mieszkanki są racjonalni i potrafią wyselek-cjonować najbardziej potrzebne przedsięwzięcia.

Choć w samym Sopocie pro-cedurę budżetu obywatelskiego stale dopracowywano (i nadal się dopracowuje), to dość szybko

pomysł podchwyciły inne mia-sta. W ten sposób idea pojawiła się m.in. w Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Elblągu, Koninie, Ra-domiu, Tarnowie oraz w więk-szych miastach, takich jak Po-znań, Wrocław, Bydgoszcz czy Białystok. Pełną parą budżet oby-watelski rusza także w Łodzi. W zeszłym roku dwoje radnych w porozumieniu z prezydentem zgłosiło projekt uchwały intencyj-nej w sprawie wprowadzenia bu-dżetu partycypacyjnego w Łodzi. W trakcie kilkumiesięcznych prac odpowiednich zespołów i komisji

całość została opracowana i już za miesiąc-dwa łodzianie i łodzianki będą mogli zgłaszać konkretne propozycje, mając do dyspozycji około 20 milionów złotych.

Jak to działa?

We wszystkich miastach pro-cedura wygląda podobnie. Po przyjęciu stosownych uchwał

i wydaniu rozporządzeń, przy-stępuje się do ogłoszenia o zbie-raniu propozycji do budżetu oby-watelskiego oraz podaje się kwotę przeznaczoną na ten cel, zazwy-czaj oscylującą wokół 1 procenta miejskiego budżetu. Mieszkańcy i mieszkanki za pomocą przygoto-wanych formularzy opisują swój pomysł, podając dość konkretne informacje, takie jak usytuowa-nie inwestycji albo czas projektu oraz przede wszystkim koszty z tym związane. Analizą zajmują się urzędowe komórki, spraw-dzając całość pod kątem for-

malno-prawnym oraz weryfiku-jąc koszty. Zgłoszone propozycje są publikowane, a podczas spe-cjalnych spotkań (np. w ramach swojego osiedla) dyskutuje się o słuszności tej czy innej koncepcji. W drugiej połowie roku kalenda-rzowego (ok. wrzesień-paździer-nik) odbywa się kilkudniowe głosowanie (tradycyjne na wzór wyborów samorządowych lub parlamentarnych albo przez In-ternet), w trakcie którego zain-teresowane osoby wybierają lub oceniają wszystkie projekty. Te, które zyskają największe popar-cie, wpisywane są do budżetu gminy na kolejny rok. Cieka-wostką jest fakt, że kilka miast wprowadza rozwiązanie, by udział w głosowaniu umożliwić osobom od 16 roku życia, zaś zgła-szanie propozycji nawet… dzie-ciom. Dobre pomysły powstają przecież niezależnie od wieku ich autora lub autorki.

Zdarzają się oczywiście przy-padki, kiedy idea budżetu obywa-telskiego zostaje zniekształcona. Część włodarzy próbuje ingerować w nadesłane projekty (np. selek-cjonując je przed poddaniem pod głosowanie) albo wręcz w wy-niki głosowania - zmniejszając

W trwającym aktualnie projekcie Stowarzyszenie Wielokulturowy Zgierz zachęca do „zagrania w mia-sto” i decydowania na planszy o zgierskich wydat-kach. A co gdyby zgierzanie i zgierzanki naprawdę mogli wybierać na co miasto powinno przeznaczać część swojego rzeczywistego budżetu? Utopia? Nieko-niecznie. Od dwóch lat w kolejnych polskich miastach staje się to faktem.

Pełną parą budżet obywatelski rusza tak-że w Łodzi. (...) W trakcie kilkumiesięcznych prac odpowiednich zespołów i komisji całość została opracowana i już za miesiąc-dwa ło-dzianie i łodzianki będą mogli zgłaszać kon-kretne propozycje, mając do dyspozycji około 20 milionów złotych.

Ciąg dalszy na stronie 12Na licencji (CC BY-SA 2.0) Aut. St Peter’s Community News @ Flickr.com

Page 12: zgrzyt_kwiecien2013

12

lub zwiększając liczbę „nagrodzo-nych” propozycji. Lokalni społecz-nicy alarmują o podstawowych błędach, jakie robią burmistrzo-wie lub prezydenci miast, a które sprawiają, że budżet obywatel-ski traci swoje charakterystyczne przymioty. Przykładem „złej praktyki” jest podawanie przez gminne urzędy gotowej listy po-mysłów, spośród których ma wy-bierać społeczność lokalna. Taka sytuacja ma miejsce chociażby w Toruniu, gdzie rola mieszkańców w całym procesie została ogra-niczona do minimalnego zakre-ślenia krzyżyka przy wybranych propozycjach. Problemem w kilku samorządach jest również brak dyskusji na temat popieranych przez miejscową ludność rozwią-zań lub też niedostateczne prze-kazywanie informacji.

Osoby zajmujące się budżetem obywatelskim z poziomu orga-nizacji pozarządowych zastana-wiają się jak powinien funkcjo-nować i jakie podstawowe cechy, by nie stał się swoją własną ka-rykaturą. Podkreślają, że ważna jest nie ilość miast, w których się pojawił, lecz jakość z jaką jest wdrażany w każdym z nich. Za-znacza się tu przede wszystkim jak największą rolę mieszkańców i mieszkanek - od samodzielnego zgłaszania propozycji wydatków poprzez organizowane debaty pu-blicznej aż po głosowanie, w któ-rym jasno powiedziane jest, kto i jak może głosować. Bardzo ważne jest to, by pula środków wyodrębnionych na budżet oby-watelski była jednoznacznie okre-ślona od początku do końca. Cho-dzi o to, by radni i burmistrz/prezydent nie manipulowali de-cyzją mieszkańców, np. finansu-jąc te pomysły, które nie uzyskały

społecznego poparcia. Najważ-niejsze jest jednak to, by projekty wybrane przez mieszkańców były rzeczywiście realizowane. Ich de-cyzja musi być wiążąca i mieć moc sprawczą - także wtedy, gdy wybrane przez społeczność lo-kalna inwestycje nie podobają się burmistrzowi, prezydentowi lub radnym.

Budżet obywatelski, czyli wzajemne zaufanie

Właśnie ta wiążąca moc gło-sowania jest szalenie istotna w kontekście budowania zaufa-nia pomiędzy mieszkańcami i mieszkankami a organami sa-morządowymi. Niestety nie ma jeszcze zapisów ustawowych, które sprawiałyby, że decyzja pod-jęta w drodze głosowania nad budżetem obywatelskim musi być wiążąca. Cały proces póki co opiera się wyłącznie o umowę pomiędzy mieszkańcami a rad-nymi, którzy z własnej woli zobo-wiązują się do uszanowania woli społeczności lokalnej, nawet jeśli się z nią nie zgadzają. W przeciw-nym razie nie różniłoby się to ni-czym od konsultacji społecznych, które z założenia wiążące nie są. To od radnych i burmistrza lub prezydenta zależy, czy posłuchają głosu mieszkańców i mieszkanek, czy też wyrzucą go do kosza.

Budżet obywatelski nie spro-wadza się tylko do głosowania i zaznaczenia odpowiednich pro-jektów na kartce przez miesz-kańców. Jak podkreślają eksperci i ekspertki, jest to cały proces, który polegać ma na dyskusji na temat zgłoszonych pomysłów, przeanalizowaniu „za i przeciw” oraz wspólnym zdecydowaniu, co jest najlepsze dla danego osie-

dla, dzielnicy i miasta. Wszystko to edukuje społeczność lokalną na temat sposobu realizowania miejskich inwestycji i zwraca uwagę na to, że w zasadzie nie-wielka część budżetu jest „do ru-szenia”, ponieważ większość stanowią stałe i obowiązkowe wydatki. Budżet obywatelski uczyć ma mieszkańców odpowie-dzialności - jeśli wybiorą do sfi-nansowania zły projekt, nie będą mogli zrzucić winy na miejskich radnych. Wspólny monitoring

i analiza wykonywanych decyzji płynących z głosowania ma niwe-lować podział na wybierających i wybieranych - w końcu miejski budżet to także budżet samych mieszkańców i mieszkanek, a nie tylko kilkunastu czy kil-kudziesięciu ich przedstawicieli i przedstawicielek.

A Zgierz?

Mając w pamięci dyskusję po-święconą obywatelskiej inicjaty-wie uchwałodawczej i jej bezpar-donowe odrzucenie, można mieć wątpliwości, czy prezydent Iwona Wieczorek oraz zgierscy radni

i radne byliby zainteresowani wprowadzeniem budżetu obywa-telskiego w naszym mieście. Prze-ważającym argumentem byłoby z pewnością to, że Zgierz jest zbyt biednym miastem, by wydzielać określoną pulę pieniędzy i pod-dawać ją pod głosowanie miesz-kańców. W przypadku ok. 150-mi-lionowego zgierskiego budżetu sensowną sumą byłby w tej sy-tuacji 1 - 1,5 mln złotych - kwota duża i mała jednocześnie. Z dru-giej jednak strony już w 2014 roku

miasto nie będzie musiało spłacać pożyczki zaciągniętej na budowę oczyszczalni ścieków „Boruta”, dzięki czemu zaoszczędzi ponad 4 mln złotych rocznie. Nadarza się więc znakomita okazja, by po-myśleć o usprawnieniu procesu wydatkowania pieniędzy na in-westycje i oddaniu części władzy mieszkańcom. Dobre praktyki można podpatrzeć za miedzą. A inspiracją może być także bu-dżetowa gra planszowa.

Adrian Skoczylas

W przypadku zgierskiego budżetu sen-sowną sumą byłby w tej sytuacji 1 - 1,5 mln złotych - kwota duża i mała jednocześnie. Z drugiej jednak strony już w 2014 roku mia-sto nie będzie musiało spłacać pożyczki zacią-gniętej na budowę oczyszczalni ścieków „Bo-ruta”, dzięki czemu zaoszczędzi ponad 4 mln złotych rocznie.

Na licencji (CC BY-NC 2.0) Aut. participatif @ Flickr.com

Page 13: zgrzyt_kwiecien2013

13

O zdrowiu psychicznym - gdzie szukać pomocy?Jeszcze kilka lat temu psychoterapia kojarzyła mi się jedynie z historiami z filmów Woody’ego Allena – za-bawnymi, znerwicowanymi nowojorczykami, którzy większość wypowiedzi rozpoczynają od „mój terapeu-ta uważa, że...” Dziś ten wizerunek uzupełniają inne historie, jak ta znajomej, która okaleczała ręce w sy-tuacjach, kiedy nie radziła sobie ze stresem albo kole-żanki – inteligentnej, młodej i wydawało się zadowo-lonej z życia, która przez kilka miesięcy nie przespała całej nocy.

Ilona Majewska: Co jest naj-częstszym problemem współ-czesnego człowieka, z czym tra-fiamy do terapeuty?

Magdalena Sadowska: Mówiąc najprościej mierzymy się z sa-motnością, brakiem uwagi, zro-zumienia, akceptacji. Gdyby to przełożyć na język psychologiczny najczęściej to nerwice, depresje, zaburzenia depresyjno-lękowe. Mówimy o osobowości chwiejnej emocjonalnie - z pogranicza psy-chozy, jako osobowości naszych czasów. Jest wiele dramatycznego wołania o bycie zauważonym, wysłuchanym.

I.M.: Można się spotkać z po-glądem, że tak naprawdę pro-blemy są takie same jak daw-niej, a tylko my staliśmy się

słabsi, z wszystkim biegniemy do specjalisty. A może snobu-jemy się na neurotyka i z dumą zaczynamy zdanie „mój tera-peuta mówi...”?

Świat biegnie, dookoła nas jest więcej komercji, konsumpcjoni-zmu. Mniej jest uwagi na dru-giego człowieka. Spójrzmy na to, co się dzieje z więziami między-ludzkimi – rodzicielskimi, mał-żeńskimi. Z braku relacji, czasu, rozmów powstaje niskie poczucie własnej wartości. Potrzebujemy uwagi, relacji - potrzebujemy kon-taktu. Co do snobowania na neu-rotyka są osoby, które zapatrzone w trendy amerykańskie będą ob-nosić się swoim terapeutą albo kilkoma terapeutami od różnych spraw. Pytanie tylko do czego to ma prowadzić – sztucznego

dmuchania własnego ego, bycia trendy? Ale to takie oszukiwanie siebie, bo pod tym nadmuchanym ego też ukrywa się niskie poczu-cie własnej wartości. Pytanie, to po co nam psychoterapeuta? Czy naprawdę chcemy wprowadzać zmiany do naszego życia?

Kiedy jest ten moment, kiedy powinniśmy zacząć szukać po-mocy u specjalisty, bo prze-cież nie trafiają do nich wszy-scy, którym czasem bywa źle czy samotnie?

- Takim momentem najczę-ściej jest kryzys. Kiedy zaczynamy czuć, że nam samym jest ze sobą źle. Warto by się było tu zastano-wić, czym w ogóle jest „zdrowie psychiczne” - dla każdego może mieć ono różną definicję, ale my-ślę, że najprostsza to kiedy nam dobrze samym z sobą, czujemy harmonię. Kiedy nasza równo-waga zaczyna się coraz bardziej zaburzać, kiedy czujemy, że jest nam źle ze sobą, światem, to jest ten moment, kiedy warto zacząć szukać pomocy.

Jak takiej pomocy szukać? Od czego zacząć, gdzie się udać?

- To zależy, także od zasobno-ści naszego portfela – czy wybie-rzemy służbę zdrowia publiczną, czy prywatną. Pierwszym kro-

kiem powinna być dla nas Porad-nia Zdrowia Psychicznego, gdzie procedura wygląda następująco – pacjent trafia do lekarza psy-chiatry, w niektórych przypad-kach potrzebne jest zalekowanie, następnie idzie do psychologa, dobrze jeżeli jest on również psy-choterapeutą. Jeśli możliwe jest wycofanie leków i tylko praca z pacjentem, to świetnie, jeśli nie, tak długo jak uzna psychiatra trwa leczenie farmakologiczne.

Czyli od psychiatry otrzy-mamy receptę i skierowanie do terapeuty. Czego można się spo-dziewać po pierwszej wizycie u terapeuty?

- Na początku wspólnie okre-ślimy warunki prowadzenia te-rapii. Kiedy, gdzie, z jaką czę-stotliwością będą odbywać się spotkania, jeśli to terapia płatna, to ustalimy również sposób płat-ności. Pierwszą sprawą będzie poszukiwanie odpowiedzi na py-tanie: w czym może terapeuta po-móc. Trzeba będzie zdefiniować problem, co się zadziało, co powo-duje kryzys w życiu pacjenta.

Czy czekają nas testy psycho-logiczne, diagnoza?

- Testy mogą się zdarzyć u psy-chiatry albo na pierwszej wizycie u psychologa w Poradni, w prak-tyce prywatnej raczej nie. Chodzi w nich głównie o zbadanie pro-filu osobowości pacjenta – czy występują u niego pewne cechy depresyjności lub neurotyczno-ści, prościej mówiąc nerwowo-ści, lękliwości. Określone pytania wskażą czy dana osoba jest neu-rotyczna, czyli łatwo się przej-muje, czy w danej osobie są pier-wiastki depresyjne – czy łatwo się poddaje, rezygnuje.

Psychologia to dziedzina po-jemna, jest wiele różnych szkół, nurtów i sposobów pracy z pa-cjentem, jak się połapać do kogo trafiliśmy?

- Ustawa o zawodzie psycho-loga nie działa, terapeutą może się nazywać prawie każdy łącznie z wróżką. Nie ma nad tym kon-troli, a przecież terapeuci powinni być pod superwizją. To zawód bar-dzo odpowiedzialny - dotyka się delikatnej materii, jaką jest życie psychiczne człowieka. Jeśli chodzi o szkoły, to jest ich dużo, ale wiele dróg może prowadzić do jednego celu – poprawy komfortu życia pacjenta. Wiele będzie zależało od relacji pacjent – terapeuta. Ważne jest czy nam „zagra” z terapeutą,

Na licencji (CC BY-NC 2.0) Aut. Thomas Hawk @ Flickr.com

Page 14: zgrzyt_kwiecien2013

14

czy nawiążemy relację, taki so-jusz, żeby pacjent czuł, że ma wsparcie i akceptację. Najczęściej psychoterapeuci pracują eklek-tycznie - czerpią z różnych szkół i podejść. Najważniejsze jest po-dążanie za pacjentem, dostoso-wanie się do niego. Do czego bym namawiała to do wyboru tera-peuty, który może udokumento-wać swoje kwalifikacje certyfika-tem. Warto otwarcie o to pytać, w jakim jest procesie szkolenia, w jakim nurcie pracuje, na czym on polega.

Czego możemy spodziewać się po terapii? Będziemy w cza-sie każdej wizyty leżeć na kana-pie i mówić o sobie?

- Mówić o sobie tak, leżeć na kanapie już niekoniecznie, zależy to oczywiście od nurtu psychote-rapii - u psychoanalityka możemy spodziewać się słynnej kozetki. Najczęstszą formą terapii jest rozmowa, ale mogą też być ele-menty transu lub hipnozy. Różne są sposoby szukania rozwiązania problemów. Dla niektórych dobrą metodą pracy może być psycho-drama, odgrywanie trudnych sy-tuacji zapamiętanych ze swojego życia, po to aby spojrzeć na nie z innej perspektywy tak, jak to się dzieje np. w metodzie ustawień Berta Hellingera.

Ale tutaj już pojawiają się inne osoby, nie tylko pacjent i terapeuta?

- Tak to są metody pracy w te-rapii grupowej.

Kiedy powinniśmy wybierać terapię w grupie, a kiedy sesje indywidualne?

- Wszystko oczywiście zależy od pacjenta, od jego gotowości do ujawniania siebie na grupie, od tego czy łatwiej mu w kontakcie indywidualnym. Niektórzy mają problemy, żeby otworzyć się przed

innymi. Jest też tak, że pacjent, który jest zamknięty warto, żeby poszedł na grupę i spróbował się odnaleźć w takiej sytuacji, uzy-skać akceptację. Może to pomóc, jeśli w kontaktach społecznych bywał wycofany. O wszystkim de-cyduje pacjent, forma terapii za-leży od tego, jaki problem zgłasza i jaka jest jego gotowość do pracy. Może być tak, że będzie wolał te-rapię indywidualną, wtedy np. może otrzymywać od terapeuty zadania, które będzie miał re-alizować w kontaktach społecz-nych. Najważniejsze - to pacjent wybiera.

Zaczął się już rysować pe-wien obraz, po czym poznać, że trafiliśmy w dobre ręce, ale czy możemy to podsumować – skąd mamy wiedzieć, że trafiliśmy do dobrego terapeuty? Poza spraw-dzeniem kwalifikacji, szkoły w której pracuje terapeuta, co jesz-cze jest ważne?

- To jest tak, że wszystkie od-powiedzi są w pacjencie, to on po kilku sesjach wie czy chce być na tej terapii dalej. Jeśli coś się w nas buntuje, to też warto zastanowić się dlaczego, może coś za szybko się wydarzyło, nie na tym etapie? Warto to wtedy również omówić z terapeutą. Mogą wówczas za obopólną zgodą podjąć decyzję o kontynuacji lub zakończeniu terapii.

Ile trwa proces terapeutyczny?- To zależy od pacjenta i nurtu

terapeutycznego – np. podejścia poznawczo-behawioralne zali-czane są do terapii krótkotermi-nowych - 20 spotkań, po jednym spotkaniu w tygodniu. Mamy również terapie średniotermi-nowe trwające do około roku lub długoterminowe np. w nur-tach psychodynamicznych, które mogą trwać nawet kilka lat. Za-leży to od nurtu, ale też od tego

z iloma i jakimi problemami pacjent chce pracować, bo np. może pracować terapią krótko-terminową nad kilkoma swoimi problemami i wtedy będzie ona trwała dłużej niż np. 20 spotkań. Może być również tak, że pacjent będzie korzystał z psychotera-pii na różnych etapach swojego życia.

Czy istnieje ryzyko, że nie bę-dziemy już samodzielnie roz-wiązywać naszych problemów i zawsze będziemy biegać do terapeuty, kiedy pojawią się kłopoty?

- Może być tak, że pacjent o bardzo niskim poczuciu własnej wartości w pewnym momen-cie ucieka od budowania go, nie umacnia swojej samodzielności tylko uzależnia się od terapeuty. Ale może być tak, że w trudnym momencie życia po prostu po-trzebuje się wsparcia i nie jest to żadne uzależnienie.

Czy jest coś, co możemy robić profilaktycznie, żeby na terapię nie trafić?

- Temat rzeka. Najkrócej mó-wiąc – dbać o siebie, nie pozwolić aby inni przekraczali nasze gra-nice, być asertywnym, nagradzać siebie. Żeby móc to wszystko ro-bić, musimy być na siebie uważ-nymi, każdego dnia zadawać sobie pytanie - co się we mnie dzieje, jak mi ze mną samym jest? To może banalnie brzmi, ale trzeba siebie szanować i kochać… po prostu.

Magdalena Sadowska – psy-cholożka, biolożka, psychotera-peutka, obecnie kształci się w Pol-skim Instytucie Ericksonowskim w Łodzi. Lubi podróże, filmy Kie-ślowskiego i Bergmana, poezje Ril-ke’go i fotografię.

Wszystkie osoby poszukujące pomocy psychologicznej mogą zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu z prośbą o skierowanie do psychiatry/psychologa, po-nadto na terenie miasta działają punkty świadczące nieodpłatną pomoc:

Nieodpłatne poradnictwo psychologiczne:

• Miejski Ośrodek Pomocy Spo-łecznej, dyżur: poniedziałki w godz. 8.00-18.00-zapisy na tel. 42716-42-13

• Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej – punkt kon-sultacyjny – psycholog te-rapii uzależnień, dyżur: poniedziałki w godz. 16.00 - 18.00 (bez zapisów)

• Liga Kobiet Polskich (Pl .Jana Pawła II 19), dyżury: środy w godzinach 15.15-18.15 i czwartki w godzinach 15.15-17.15

Psycholodzy i psychiatrzy:

Poradnia Zdrowia Psychicz-nego – ul. Parzęczewska 35, tel. 714-42-29

Gdzie szukać pomocy?

Na licencji (CC BY 2.0) Aut. pasukaru76 @ Flickr.com

Page 15: zgrzyt_kwiecien2013

15

Zgierz bez gazety propagandowej

Marcowa sesja ostatecznie roz-strzygnęła niepewne od lat losy ITZ. Wniosek o likwidację gazety, złożony przez niezależnego rad-nego Andrzeja Mięsoka, poparło 16 radnych (wnioskodawca, klub PiS, PO oraz klub Jerzego Sokoła), „przeciw” opowiedzieli się radni niezależni, a jeden wstrzymał się od głosu.

Głównym argumentem wspie-rającym inicjatywę Andrzeja Mię-soka był fakt, że ITZ używany był jako tuba propagandowa prezy-dent miasta Iwony Wieczorek. Od początku kadencji obecnej prezy-dent nie było wydania ITZ, w któ-rym na co drugiej stronie nie po-jawiały się informacje i artykuły o tym co właśnie robi. Wszech-obecność pani prezydent byłaby nawet mile widziana, o ile arty-kuły jej poświęcone dotyczyłyby ważnych dla miasta inwestycjach i decyzji. Niestety, jak podkreślali radni głosujący za likwidacją – ITZ głównie stanowił źródło „plo-tek i ploteczek”. Największą kon-sternację wywołały zdjęcia Iwony Wieczorek leżącej na szpitalnym łóżku, będące dodatkiem do ru-bryki „Z pamiętnika Pani Prezy-dent”. Mieszkańcom wystarczy-łaby kilkuzdaniowa informacja, o tym że pani prezydent czuje się już dobrze. Prywatne sprawy pre-

zydent nie są interesem miesz-kańców, o ile ich osobiście nie dotykają.

Czytając ITZ można było od-nieść wrażenie, że żyjemy w mie-ście rządzonym przez monar-chinię, a nie przez wybraną na drodze demokratycznych wybo-rów prezydent i radnych. Opo-zycja nie często miała okazję zaistnieć w ITZ, a kiedy już się po-jawiała to zawsze w negatywnym kontekście. Podczas sesji podkre-ślano, że ITZ zawsze był wykorzy-stywany instrumentalnie, jako źródło promocji obecnie urzędu-jącego. Jednak w trakcie obecnej kadencji tendencja ta nasiliła się. Na gazetę głównie składają się zdjęcia prezydent, jej wypowiedzi w artykułach,a także jej felietony. W wydaniu z 10 kwietnia, w ru-bryce „Okiem Prezydenta” pani prezydent, ze skromnością pod-kreśla: – Wiele osób boli i drażni fakt, że w gazecie są zamieszczane moje zdjęcia, albo pada moje na-zwisko. To zasadne, skoro w bar-dzo wielu organizowanych przed-sięwzięciach biorę udział. Tego nie da się wymazać gumką. Jak słusznie zauważyła radna Beata Świątczak podczas sesji Rady Mia-sta, mieszkańców nie interesuje, gdzie była pani prezydent ani jak się prezentuje na zdjęciu. Przede

wszystkim nie jest to istotne dla rozwoju miasta.

Bez komentarza nie można pozostawić także samego zacho-wania redakcji tuż po decyzji o likwidacji. Na budynku w któ-rym znajduje się redakcja Ilustro-wanego Tygodnika Zgierskiego wywieszono informację o tym, którzy radni poparli zamknięcie periodyku. Dodatkowo, pojawiły się kartki z hasłami: „Zgierzanie żądają dostępu do informacji”, „Radni ukatrupili ITZ”. Redakcja w swojej obronie odwołuje się do ta-niej sensacji i grania na emocjach czytelników. Czyżbyśmy mieli do-czynienia z populizmem w naj-czystszej postaci?

Problem likwidacji ITZ ma kilka aspektów. Niewątpliwe jest to, że zostaliśmy pozbawieni jed-nego ze źródeł informacji o wy-

darzeniach i życiu miasta. Na likwidacji Ilustrowanego Tygo-dnika Zgierskiego stracą miesz-kańcy i mieszkanki, którzy trak-tują to wydawnictwo jako swoistą kronikę. Dużym problemem jest także utrata pracy przez wielo-letnich dziennikarzy i dzienni-karki. Po zamknięciu tygodnika zasilą oni grono bezrobotnych. Kolejnym problemem podnoszo-nym podczas marcowej sesji były koszty związane z zamknięciem gazety. Zwolnienie pracowników i odprawy dla nich, pokryją we-dług redakcji koszty całorocznego wydawania gazety. Jednak przej-rzystość i obiektywizm informacji w publicznych mediach okazał się mieć większe znaczenie dla rad-nych. I słusznie.

Patrycja Malik

Czy Prezydent Zgierza dzięki decyzji radnych została pozbawiona źródła propagandy? Czy to mieszkańcy i mieszkanki zostali pozbawieni dostępu do informa-cji? To pytanie zadajemy sobie po podjęciu przez rad-nych i radne decyzji o likwidacji Ilustrowanego Tygo-dnika Zgierskiego.

Przedstawiona w sposób nie-ścisły została informacja do-tycząca wstrzymania wypłaty wynagrodzenia należnego Pani Katarzynie Miksie na podstawie umowy cywilnoprawnej zawartej z Gminą Miasto Zgierz, mianowi-cie wynagrodzenie Pani Katarzy-nie Miksie nie zostało wypłacone gdyż nie wykonała ona w sposób prawidłowy postanowień wiążą-cej ją umowy. Wskutek jej dzia-łań Gmina Miasto Zgierz musiała zwrócił do Urzędu Marszałkow-skiego w Łodzi kwotę nieprawi-dłowo wydatkowaną na promocję

projektu pn. „Budowa wielofunk-cyjnej sali gimnastycznej przy Szkole Podstawowej Nr 12 w Zgie-rzu”. Pani Katarzyna Miksa jako jedyna z zespołu miała zajmować się prawidłową promocją obiektu.

Nieprawdziwa jest informacją dotycząca niestawiennictwa Pani Bogumiły Kapusty od początku rozpoczęcia sprawy z powództwa Katarzyny Miksy, gdyż nawet na rozprawie w dniu 12 lipca 2012 r. stawiła się osobiście przed Sądem, ale na wniosek Pani Katarzyny Miksy sprawa została odroczona.

Nieprawdziwa jest informacja

dotycząca możliwości zastosowa-nia przez bezpośredniego prze-łożonego kar porządkowych w odniesieniu do Pani Anny Kwie-cień, gdyż takie kary mogą być zastosowane wyłącznie przez pracodawcę.

Nieprawdziwe jest również stwierdzenie dotyczące uzna-nia za nieuzasadnione przez Sąd zwolnień Pana Waldemara Go-rzaka i Pana Andrzeja Juszczyka. W przypadku zawarcia ugody, Sąd nie rozstrzyga sprawy co do istoty, dlatego całkowicie bezzasadne jest stwierdzenie w artykule, że w tych przypadkach Sąd uznał, że zwolnienie było z naruszeniem przepisów Kodeksu Pracy.

Dodatkowo w sposób nieścisły przedstawiona została informacja dotycząca Pana Krzysztofa Wie-czorka, mianowicie bezpośred-nim przełożonym Pana Krzysz-tofa Wieczorka był Naczelnik Wydziału Mieszkalnictwa Urzędu Miasta Zgierza, która wielokrot-nie rozmawiała z ówcześnie pia-stującym stanowisko II Zastępcy Prezydenta Miasta Zgierza - Pa-

nem Grzegorzem Leśniewiczem nt. wykonywanych przez Pana Krzysztofa Wieczorka zadań. II Zastępca Prezydenta Miasta Zgie-rza z kolei w zakresie swoich obowiązków miał nadzorowanie pracy m. in. Wydziału Mieszkal-nictwa Urzędu Miasta Zgierza. Decyzje o przyznaniu premii Panu Krzysztofowi Wieczorkowi były wydawane na wniosek Naczel-nika Wydziału Mieszkalnictwa po zaakceptowaniu ich przez nadzo-rującego Wydział Zastępcę Prezy-denta Miasta Zgierza. W pełni za-sadne było również sporządzenie odpowiedzi przez przełożonego na pismo dotyczące kwestii znajdu-jących się w kompetencji Wydzia-łów nadzorowanych przez Pana Grzegorza Leśniewicza. Dodat-kowo należy wskazać, że stanowi-sko pomocy administracyjnej nie jest stanowiskiem urzędniczym, a najniższym stanowiskiem urzęd-niczym w Urzędzie Miasta Zgierza jest młodszy referent.

Iwona Wieczorek

SprostowaniePublikujemy w oryginalnym brzmieniu sprostowanie nadesłane przez Prezydent Miasta Zgierz, Iwonę Wie-czorek, odnoszące się do artykułu „Byli pracownicy pozywają Urząd” (Gazeta Zgrzyt, luty 2013/nr 13). Jako redakcja zapowiadamy opublikowanie w kolejnym numerze polemiki z tezami poniższego tekstu.

Page 16: zgrzyt_kwiecien2013

16

Projekt finansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej

„Królewskie” szkolenie w Zgierzu

Jedna z uczestniczek obozu w Tworzyjankach opowiedziała nam w skrócie o tym, co robiła. – Nasz plan dnia złożony był z tre-ningów, nauki języka hiszpań-skiego oraz dodatkowych zajęć typu jazda konna, basen czy też wieczorne zawody piłkarskie (je-den na jednego). Obozowicze za-wsze po śniadaniu zbierali się na boisku, tam ich ćwiczenia zaczy-nały się od rozgrzewki. Na trenin-gach ćwiczyli swoje zdolności po-dawania piłki oraz jej odbierania, strzałów na bramkę, bieg z piłką do bazy i wiele innych. - Na za-jęciach z nauki języka obcego na-uczyłam się wielu zwrotów przy-datnych w życiu prywatnym oraz na boisku. Uczyliśmy się tam rów-nież banalnych rzeczy, takich jak

kolory czy liczebniki, ale dzięki nauczycielom, który nam tam to-warzyszyli pamiętam wszystko do chwili obecnej!

Uczestnicy obozu mieli rów-nież okazję nakręcenia krótkiego filmu odzwierciedlającego część tego, czego nauczyli się na obo-zie oraz treningach przed nim. Nagranie możemy znaleźć w In-ternecie, wpisując miejsce obozu, rok oraz nazwę fundacji. Każdy z uczestników brał w nim udział. Na wyjeździe miał pojawić się również jeden z gwiazdorów klubu, jednak nie zjawił się on ze względu na dużą ilość obowiąz-ków. - Ostatnią noc spędziliśmy w tajemnicy przed opiekunami, poza pokojem. Spędziliśmy ją na sma-rowaniu klamek chłopakom. Ale

była zabawa! Szkoda, że to już się skończyło.

Z chęcią wybrałabym się tam jeszcze wiele razy. Tęsknię za ludźmi, z którymi tam przebywa-łam i atmosferą, która panowała podczas całego pobytu w Tworzy-jankach. Można było tam poznać naprawdę znakomitych współ-zawodników i opiekunów. Pobyt w szkółce w Tworzyjankach na-uczył mnie lepszej współpracy z zespołem i czerpania radości z gry. Uważam, że każdy przyszły piłkarz czy piłkarka powinien tam trafić.

Korzyści płynące ze współpracy i perspektywa na przyszłość

Jedną z najważniejszych ko-rzyści płynących ze współpracy ma być powstanie darmowej szkółki piłkarskiej prowadzonej przez zgierskich trenerów prze-szkolonych przez tych z Hisz-panii. Uczęszczać do niej mają dzieci i młodzież zagrożone wy-kluczeniem społecznym. Jest szansa na to, że projekt ruszy już we wrześniu tego roku. Inną, równie podobnie ważną zaletą współdziałania z Realem Madryt jest możliwość wyszkolenia przy-

szłych następców wielkich piłka-rzy – czy po prostu – sprawienia radości osobom korzystającym z treningów.

Bartosz Frontczak

W ubiegłym roku miasto umożliwiło wyjazd dwuna-stu osobom ze Zgierza na obozy sportowe w Tworzy-jankach (k. Brzezin) i w Gdyni organizowane przez Fundację Realu Madryt. Tak zaczęła się zgiersko – ma-drycka współpraca sportowa. O tym, co z niej wyni-kło i jakie są perspektywy na przyszłość pisze Bartosz Frontczak.

Chcesz nam pomóc? Masz pomysł na działanie? Dostrzegasz problemy naszego miasta?

Odezwij się do nas! Telefonicznie: 511 202 214

Mailowo: [email protected]

Prowadzimy także szereg innych działań, zapraszamy na strony:www.gazetazgrzyt.pl

www.zagrajwmiasto.pl