"Zdarzenie nad strumykiem"

15
Agata Bogacka Zdarzenie nad strumykiem Jakub Żulczyk

description

Autor: Jakub Żulczyk Ilustracje: Agata Bogacka Pomysłodawczyni i redaktorka serii: Anna Bargiel Konsultacja merytoryczna: dr Monika Nęcka Korekta: Karolina Więckowska Projekt graficzny i skład: Agata Biskup ISBN: 978-83-62224-29-6 Nakład: 1000 sztuk Bunkier Sztuki 2013 Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Książka jest dostępna na licencji Creative Commons: Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0. Treść licencji jest dostępna na stronie: http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/ Książkę możesz zamówić przez Internet lub kupić w księgarni Korporacji Ha!art: http://ha.art.pl/sklep/index.php?d=katalog&k_id=53

Transcript of "Zdarzenie nad strumykiem"

Page 1: "Zdarzenie nad strumykiem"

Agata Bogacka

Zdarzenie nad strumykiem

Jakub Żulczyk

Page 2: "Zdarzenie nad strumykiem"

Jakub Żulczyk

Zdarzenie nad strumykiem

ilustracje

Agata Bogacka

Bunkier Sztuki 2013

Page 3: "Zdarzenie nad strumykiem"

4

Całkiem niedawno temu, za jedną górą, a właści-wie za niewielkim pagórkiem i jedną rzeką, a wła-ściwie strumykiem, w piękne wiosenne popołudnie dwóch dobrych kolegów leżało na łące, wpatru-jąc się w niebo i zastanawiając się, czym by tu się zająć, a tak właściwie, czy w ogóle jest sens zajmować się czymkolwiek. Obok nich spokojnie przepływał wspomniany strumyk. Za nim widniał pagórek przykryty żółtą kołdrą kaczeńców, z po-jedynczym samotnym drzewem na czubku, z dale-ka przypominającym zastygłego w rozmyślaniach koszykarza.Nuda to dziwny stan – niby przyjemny i błogi, ale tak naprawdę trochę swędzący; jakby zapomniało się odciąć metkę od dopiero co kupionego swetra.

Page 4: "Zdarzenie nad strumykiem"

6

Są oczywiście różne rodzaje nudy. Nuda w jasny słoneczny dzień, na zielonej łące, gdy w tle cicho bzyczą setki owadów, a od słodkiego zapachu kwiatów aż kręci w nosie, jest zdecydowanie naj-przyjemniejsza. Nuda w domu, wczesną zimą, gdy o szyby jednostajnie bębni deszcz ze śniegiem, to zupełnie co innego.Naszych bohaterów, Józia i Misia Zbysia, bez wąt-pienia dotyczyła ta pierwsza nuda. Obaj akurat mieli przerwy w swoich obowiązkach zawodowych. Józio miał około pięciu lat i był znanym poszu-kiwaczem skarbów. Jego największym sukcesem było znalezienie słynnej Czekoladowej Komna-ty ukrytej na tyłach położonego nieopodal spo-żywczego supermarketu. Misio Zbysio był jego najwierniejszym kompanem, dzielnym rycerzem, a w wolnych chwilach uczestnikiem walk bokser-skich. Józio i Misio Zbysio nie musieli nigdzie być i nic robić. Wielu ludzi oddałoby wiele za taki stan, ale nasi bohaterowie byli odrobinę niepocieszeni.– Czy naprawdę nie ma już żadnych skarbów do

Page 5: "Zdarzenie nad strumykiem"

8 9

Nasi bohaterowie spędziliby na łące jeszcze kilka wieczności, gdyby nie wielki, obły, nieokreślony Kształt, który nagle wpłynął strumykiem prosto przed nich, zatrzymał się z impetem, rozbryzgu-jąc wokoło mnóstwo mokrego piachu, zasłonił im słońce i zmusił do nagłego poderwania się z ciepłej i miękkiej trawy.– Dzień dobry – powiedział Kształt tubalnym gło-sem, który brzmiał jak tępe, powolne uderzanie ogromną trzepaczką o równie ogromny dywan.– Kim jesteś, Bestio?! – zakrzyknął Misio Zbysio, podrywając się i chwytając miecz. Józio spokojnie obserwował sytuację spod zmrużonych powiek.Obaj jako wytrawni rycerze i poszukiwacze skar-bów widzieli już kilka potworów: Szpinakową Bestię, Oszalałą Przedszkolankę, Nawiedzony Wózek Na Zakupy. Mimo to Kształt zrobił na nich wrażenie. Był wielkości pokaźnej ciężarówy i miał szarośliw-kowy kolor, który upodabniał go do ogromnego siniaka.– Kim jesteś? – powtórzył pytanie Misio Zbysio.

znalezienia? – zapytał Józio, odganiając od twarzy natrętnego wielobarwnego motyla.– O niczym nie słyszałem – odparł Misio Zby-sio. – Wydaje mi się, że od czasu, gdy znaleźliśmy nutellową szkatułę, musimy poczekać, aż pojawią się jakieś nowe skarby.– Myślisz, że pojawią się tak po prostu? – Józio zmrużył oczy przed słońcem, które gwałtownie wyjrzało zza pojedynczej białej chmury.– Wydaje mi się, że tak – Misio Zbysio chciał z nu-dów naostrzyć swój miecz, ale przypomniał sobie, że robił to już dzisiaj jakieś osiem razy. – Jeśli nie pamiętasz, mieliśmy już takie okresy przestoju.– Nigdy tak długie! – zawołał Józio. Natura poszukiwacza skarbów nie znosi bezczyn-ności.Czas był jak wielki garnek ciepłej zupy, w którym tylko od czasu do czasu, od niechcenia zamiesza-ła leniwa kucharka. Minuta, kwadrans, godzina – wszystkie trwały tyle samo, czyli nic, rozpuszczone jak tabletka musująca w  ciepłym popołudniu.

Page 6: "Zdarzenie nad strumykiem"

11

Page 7: "Zdarzenie nad strumykiem"

12 13

– A to morze? – nieśmiało przypomniał Janusz.– To chyba tam – Józio pokazał palcem w prawo. Coś mu się tak kojarzyło.Józio i Zbysio usiedli z powrotem na trawie. Wielo-ryb Janusz łypnął raz czy dwa razy w ich kierunku, po czym wydał z siebie dziwny, przeciągły dźwięk, ni to sapnięcie, ni to westchnięcie; w każdym razie coś, co może wydać z siebie istota bardzo, ale to bardzo zmęczona i poirytowana.– Co właściwie tu robisz? – zapytał Józio. Był tego autentycznie ciekaw. Z każdą chwilą wieloryb wy-dawał mu się coraz bardziej zagadkową posta-cią. Zbysio był w tej kwestii bardziej nieufny, ale odłożył już obok swój miecz i pilnie obserwował wieloryba. Taka jest natura rycerzy i zawodowych bokserów – nigdy do końca nie zaufają niczemu, co jest większe od nich.– Trochę się zgubiłem – odparł wieloryb – kąpa-łem się w wanience, no i nagle znalazłem się tutaj. W sumie niespecjalnie pamiętam jak to się wyda-rzyło. Sięgałem po szamponik, coś trachnęło, no

– Jestem Wieloryb Janusz – odparł Kształt. – Któ-rędy do Morza Bałtyckiego?Zbysio i Józio przypatrzyli się Kształtowi. Rze-czywiście, po dłuższych oględzinach można było stwierdzić, że Kształt jest wielorybem. Z boku miał umiejscowione wielkie, łypiące, czarne oko. Praw-dopodobnie drugie, takie samo, łypało z drugiego boku Kształtu. Na jego końcu znajdował się ogon, natomiast z czubka jego głowy co jakiś czas nie-mrawo psikały do góry kropelki wody.– Wieloryb Janusz – powtórzył Misio Zbysio.– Wiesz, gdzie są jakieś skarby? – zapytał Józio.– Niespecjalnie, panowie – odparł wieloryb.– Tam, skąd jesteś, nie ma żadnych? – zapytał Józio.– Chyba nie – wieloryb łypnął okiem na znak in-tensywnego myślenia. – Na pewno byłoby o tym napisane w prasie. A prenumeruję i uważnie czy-tam wszystkie pisma, które ukazują się w mojej okolicy.– Kurde blaszka – wymknęło się Józiowi.

Page 8: "Zdarzenie nad strumykiem"

14 15

i nagle, ni z tego, ni z owego, płynąłem już sobie rzeką.– Dlatego kąpię się tylko w leśnych strumieniach – stwierdził Misio Zbysio. – A nie w żadnych podej-rzanych wanienkach.– Co ja poradzę, że to takie przyjemne – sapnął Wieloryb Janusz.– Ja tam lubię wanienki – stwierdził Józio. – Moż-na się wyszorować niczego sobie.– Ano – pokiwał głową Wieloryb Janusz.Dopiero po chwili, gdy Janusz sapnął jeszcze kilka razy, Józio zorientował się, że wieloryb ma jakiś problem.– Dlaczego tak wzdychasz? – zapytał Józio. Wstał i zrobił kilka kroków w kierunku zwierza. W ułamku sekundy Misio Zbysio zerwał się z trawy i dał znak ręką, aby Józio się zatrzymał.– Słuchaj, to może być niebezpieczne – powie-dział. – To naprawdę największy stwór, z  jakim mieliśmy do tej pory do czynienia.– E tam  – powiedział Józio.  – Ta pani, która

Page 9: "Zdarzenie nad strumykiem"

16 17

pilnowała wejścia do Czekoladowej Komnaty była trochę większa.Po czym podszedł do Wieloryba Janusza i za-czął go uważnie oglądać, na co Wieloryb Janusz reagował, jak zwykle, łypnięciami swojego oka, które było wielkości mniej więcej sporej teflonowej patelni. W końcu się odezwał.– Nie chciałem się do tego przyznawać, bo to tro-chę wstydliwe – powiedział trochę ciszej, głosem kogoś, kto przyznawał się mamie, że wyjadł z pu-dełka wszystkie ciasteczka. – Ale ten strumyk, jak panowie widzicie, jest troszeczkę płytki.– No jest – przytaknął Misio Zbysio. – To, że jest płytki, pozwala nam go bezpiecznie przekraczać.– Do tego dobrze widać dno – dodał Józio. – Raz znalazłem w nim skarb. No, coś w rodzaju skarbu.– To było tylko opakowanie po czekoladkach ba-kaliowych – upomniał go Misio Zbysio.– Niczego sobie opakowanie – zripostował Józio.– No więc, płytkość strumienia – Wieloryb Janusz odczekał chwilkę, gdyż nie chciał aż tak bardzo

Page 10: "Zdarzenie nad strumykiem"

18 19

po czym odwrócił się do Misia Zbysia i zapytał: Czy widziałeś jakąś przepływającą wanienkę?– Niespecjalnie. Musiała przepłynąć tędy, zanim tu przyszliśmy – odparł Zbysio.– Ale bez wątpienia jest teraz w Morzu Bałtyckim – pocieszył Wieloryba Janusza Józio.– No tak, a ja jestem zaklinowany tutaj – smutno stwierdził wieloryb.– I co teraz? – rozłożył bezradnie ręce Józio.– Nie mam pojęcia – łypnął smutno okiem Wie-loryb Janusz.Misio Zbysio patrzył przez chwilę gdzieś w dal, jak-by się nad czymś głęboko zastanawiał. Po chwili wstał, odłożył na bok swój miecz i zaczął wpatry-wać się w Wieloryba Janusza.– Przypominam koledze, że nie jestem potworem do pokonania – przypomniał Misiowi Wieloryb Janusz.– Nie będę cię pokonywał – odparł Misio Zbysio. – Nawet gdybym chciał, byłoby to niepotrzebne. Je-steś unieruchomiony, więc pokonany.

wtrącać się w dyskusję dwójki przyjaciół – połą-czona z tym, że mam dosyć wielkie brzucho, co też jest sprawą raczej wstydliwą, gdyż bardzo lubię marcepanowe batoniki…– Marcepanowe batoniki! – wykrzyknął Józio. – Toż to przysmak nad przysmaki!W Józiu pękły właśnie ostatnie opory przed za-przyjaźnieniem się z  Wielorybem Januszem. Trudno nie polubić kogoś, z kim ma się wspólne upodobania – czy to do piosenek, książek, spo-sobów spędzania wolnego czasu, czy też marce-panowych batoników.– No tak, ale teraz, jak widać, jest pewien kłopot… – powiedział Wieloryb Janusz. – Mianowicie trochę tutaj utknąłem. Moje brzucho zakopało się w pia-sku. Po tym jak nagle opuściłem swoją wanienkę, chcę ją odszukać. Ale jedynym sposobem na to jest dotarcie do Morza Bałtyckiego. Tylko tam mogę ją odnaleźć. Jest lżejsza ode mnie, więc na pewno popłynęła pierwsza.– Musiała przepływać tędy – bystro zauważył Józio,

Page 11: "Zdarzenie nad strumykiem"

20 21

Wieloryb Janusz z niepokojem obserwował jak dwójka przyjaciół zaczyna wymieniać między sobą ciche, potajemne komunikaty. Zauważył, że Józio kiwa ze zrozumieniem głową, po czym podnosi z ziemi miecz Misia Zbysia. Sam Mi-sio Zbysio zniknął z pola widzenia. Przestraszo-ny Janusz zorientował się, że Misio Zbysio stoi w miejscu, którego wieloryb nigdy nie może do-brze zaobserwować, czyli przy ogonie. Gdy Józio zbliżał się do Janusza, wielorybowi przeszło przez myśl, że dwójka kolegów jednak postanowiła go pokonać.Zamknął oczy, przygotowując się na najgorsze i wtedy poczuł nagłe ukłucie w okolicy swojego brzucha. Poczuł, jak podskakuje, a spora siła (była to siła twardych jak stal misiowych mięśni) po-pycha go do przodu. Gdy otworzył oczy, zorien-tował się, że znowu sunie strumykiem, natomiast w miejscu, gdzie się zakopał, widnieje wielka dziu-ra. Dwójka kolegów powoli oddalała się od niego, stojąc na brzegu i machając mu na pożegnanie.

– Ojej – westchnął Wieloryb Janusz. – No i widzi kolega.Misio Zbysio wszedł do chłodnej wody strumyka i dokładnie obejrzał jego dno. Brzucho Janusza zagłębiło się w nim na co najmniej kilkanaście centymetrów.– Nie ma co – pokręcił głową z miną fachowca. – Trzeba będzie go trochę popchnąć. Dalej dno jest głębsze, no i ma z górki. Powinien dopłynąć do samego morza.– No nie wiem, nie wiem – zafrapował się Janusz. – Raz, gdy wybrałem się do sklepu po batoniki mar-cepanowe, utknąłem pomiędzy dwoma budynkami. Trzeba było wezwać koparkę, aby mi pomóc.– Pokonałem kiedyś koparkę w walce bokserskiej – stwierdził zgodnie z prawdą Misio Zbysio. – Je-stem najsilniejszym misiem w tej części świata.– To prawda – pokiwał głową Józio, przytakując, po czym dodał: „Co mam robić?”.– Ech – pokręcił głową Zbysio. – Muszę ci to po-wiedzieć na ucho.

Page 12: "Zdarzenie nad strumykiem"

22

Misio Zbysio. – Wydaje mi się, że największym skarbem jest móc wykonać dobry uczynek.Józio pokiwał głową, po czym zamknął oczy, gdyż słońce znowu wyjrzało spoza pojedynczej białej chmury. „Dobrze jest mieć przyjaciela, który jest jednocześnie silny i mądry” – pomyślał. „I dobrze jest się z nim czasami ponudzić”.

KONIEC

– Do widzenia, kolego Januszu! – krzyknął Józio. – Powodzenia w poszukiwaniu wanienki! Proszę dać znać, jeśli znajdzie kolega jakieś skarby!– Ahoj, przyjaciele! – krzyknął wzruszony Janusz, tak mocno, że aż przypominające zamyślonego koszykarza drzewo delikatnie poruszyło się na wzgórzu. – Dziękuję wam za pomoc!Wieloryb Janusz powoli znikał za zakrętem rze-ki. Po jakimś czasie Józio i Misio Zbysio widzieli w oddali jedynie wypryskujące z jego wielkiej głowy kropelki wody. Z racji tego, że znowu mieli niewiele do roboty, po-łożyli się z powrotem na ciepłej i miękkiej trawie.– Bardzo miły ten wieloryb – stwierdził Józio. – Wi dzisz, nie wszystko, co z pozoru straszne, musi być niemiłe i niebezpieczne.– To prawda – rzekł Misio Zbysio.– Szkoda tylko, że nie wskazał nam miejsca, gdzie mógłby znajdować się jakiś nowy skarb – dodał lekko rozżalony Józio.– Hm – powiedział po długiej chwili zamyślony

Page 13: "Zdarzenie nad strumykiem"

24

Page 14: "Zdarzenie nad strumykiem"

Zdarzenie nad strumykiem

Autor Jakub Żulczyk, Ilustracje Agata Bogacka, Redaktorka serii Anna Bargiel, Konsultacja mery-toryczna dr Monika Nęcka, Korekta Karolina Więc-kowska, Projekt graficzny i skład Agata Biskup, ISBN 978-83-62224-29-6, Nakład 1000 sztuk, Wy-dawca Galeria Sztuki Współczesnej Bunkier Sztu-ki, 31-011 Kraków, pl. Szczepański 3a, tel.: +48 12 422 40 21, +48 12 422 10 52, fax: +48 12 421 83 03, www.bunkier.art.pl, [email protected], Dyrektor Piotr Cypryański

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dzie-dzictwa Narodowego.

Z książki można korzystać na zasadach licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0, dostępnej pod adresem http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/, innej wersji językowej tej licencji lub którejkolwiek późniejszej wersji opublikowanej przez organizację Creative Commons.

Page 15: "Zdarzenie nad strumykiem"

Zdarzenie nad strumykiem przenosi nas w świat dwójki przyjaciół, Józia – nieustraszonego poszu-kiwacza czekoladowych skarbów i Misia Zbysia – dzielnego rycerza, uczestnika walk bokserskich. To książka o tym, że dobrze jest mieć przyjaciela, z którym można się czasami ponudzić. Dzięki niej dowiesz się, co jest największym skarbem na świecie.

Seria Małego Klubu Bunkra Sztuki to cykl książek dla dzieci powstający we współpracy zaproszo-nych autorów i artystów wizualnych. Wpisują się one w tradycję tak zwanych picture books, czyli książek, w których ilustracje i tekst są równie waż-ne i pozostają ze sobą w dialogu.

Agata Bogacka (ur. 1976 ). Absolwentka Wydzia-łu Grafiki warszawskiej ASP. Zajmuje się malar-stwem, rysunkiem i fotografią. Mieszka i pracuje w Warszawie.

Jakub Żulczyk (ur. 1983 ). Pisarz i  publicysta. Stypendysta programu Homines Urbani (2009). Mieszka i pracuje w Warszawie.