Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego...

29
Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu Biuletyn Absolwenta nr 35 Luty 2006

Transcript of Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego...

Page 1: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

Biuletyn Absolwenta nr 35 1

Stowarzyszenie AbsolwentówAkademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu

Biuletyn Absolwentanr 35

Luty 2006

Page 2: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

2 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 3

Spis treści(oczywiście zmienię)Pora na Igrzyska .................................................................................................................... 3Refleksje o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości ....................................................... 4Życiowa i zawodowa droga Jana Bąkowskiego-wywiad ................................................ 9Wuefiacy książki piszą ........................................................................................................ 15Księga wspomnień po recenzji ........................................................................................... 2520 rocznica śmierci prof. Wandokantego .......................................................................... 27SylwetkiLekkoatletyka moja miłość - „Dżony” .................................................................................. 27Ku pamięci Janka Śłiwki ...................................................................................................... 31Zbigniew Suprun belfrem roku 2005 .................................................................................. 35Z życia UczelniOpłatkowe spotkanie J.M. Rektora z seniorami ................................................................. 36Who is who - patroni „naszych ulic” Ignacy Jan Paderewski .......................................... 38Przedruki z Życia Akademickiego ....................................................................................... 38Z życia OrganizacjiOdliczamy czas do Zjazdu .................................................................................................. 39Karta zgłoszeń na Zjazd ..................................................................................................... 41Program Zjazdu .................................................................................................................... 42Honorowy Sponsoring ........................................................................................................ 43Spotkanie opłatkowe ........................................................................................................... 44Wieczór kolęd ...................................................................................................................... 45Apel o składki ....................................................................................................................... 46Wspomnień czarOpowieść Kresowiaka (St. Paszkowski) .......................................................................... 47Zwierzenia absolwenta ...................................................................................................... 52SportPrzedruki z Życia Akademickiego ....................................................................................... 54Fraszki„Poczynania nowej władzy” (Stanisław Paszkowski) ..................................................... 56

Dyżury w sekretariacie Stowarzyszeniaul. Paderewskiego 35 (Stadion Olimpijski)

wtorki, godz. od 12.00 do 14.00

Biuletyn Absolwenta (35)Kolegium redakcyjne:Antoni Kaczyński, Tadeusz Bober,Ryszard Jezierski, Krzysztof Słonina

Adres:Stowarzyszenie AbsolwentówAkademia Wychowania Fizycznegoul. Paderewskiego 3551-612 Wrocławtel. (71) 347-32-19

Konto bankowe:52 1020 5242 0000 2902 0114 0680Ważne telefony (we Wrocławiu)prezes: Ryszard Jezierski 071-345-26-43v-prezes Halina Jezierska 071-349-42-00v-prezes elekt: Władysław Kopyś 071-368-14-44sekretarz: Marian Klimkowski 071-357-14-28skarbnik: Leszek Buczyński 071-352-40-95red. biuletynu: Antoni Kaczyński 071-328-54-48red. techniczny: Krzysztof Słonina 602430014

Internet: www.awf.wroc.pl/absolwencie-mail: [email protected]

Pora na igrzyska!

Mówi się, że będą to igrzyska rekordów. Występuje więcej zawodników izawodniczek, będzie więcej konkurencji i więcej krajów biorących udział wTurynie niż w poprzednich w Salt Lake City. Określenie „olimpiady w Tury-nie” jest raczej umownym mianem - skrótem, ponieważ nie wszystkie kon-kurencje zostaną rozegrane w samym Turynie. Będą to konkurencje w dys-cyplinach „lodowych”, w górach zobaczymy narciarzy, biathlonistów, sa-neczkarzy i bobsleistów. Zawody będą odbywały się w siedmiu różnychmiejscach, nierzadko odległych o 150km od centrum igrzysk. Chociaż wy-budowano trzy wioski olimpijskie nie wszystkie ekipy tam się pomieszczą.Polscy olimpijczycy na przykład mieszkają w Sestriere skąd bliżej jest doPragelato gdzie odbędą się konkursy skoków, a bazą samych skoczkówjest Pinerolo. Nasi mają swojego kucharza, aby codziennie nie musieli do-jeżdżać do wioski olimpijskiej na posiłki. Polska ekipa liczy 48 zawodników– czy ktoś z Polaków nas mile zaskoczy? Oby życzenia stały się rzeczy-wistością. W ekipie jest grupa zawodników, którzy mogą walczyć o meda-le, lecz od szansy do sukcesu daleko. Nasz trzykrotny mistrz świata wskokach Adam Małysz to wielka niewiadoma. Jak mówi prof. Zatoń zajmu-jący się fizjologią wysiłku, człowiek nie jest maszyną, którą można eksplo-atować bez ograniczeń. Mimo, że możliwe jest wpływanie środkami trenin-gowymi na rozwój formy, to utrafienie w jej szczyt na określoną porę jestbardzo trudne. W polskim sporcie jest jeszcze duża przypadkowość w okre-ślaniu środków i metod postępowania w przygotowaniu sportowców do mi-strzostw. Zobaczymy jak wypadnie Tomasz Sikora – nasz biathlonista. Trenerzyliczą na niego – z dnia na dzień rośnie ich optymizm ale czy tylko to? Dużenadzieje wiążemy z naszymi reprezentantami w snowboardzie. Paulina Li-gocka startuje w snowboardowym halfpipie. Podczas niedawnych zawodówPucharu Świata w Leysin odniosła zwycięstwo (jako pierwsza Polka w hal-fpipie!) W styczniowych zawodach w Nendaz zwyciężyła też Jagna Mar-czułajtis (snowboardowy slalom). Pokonała Szwajcarki, uchodzące za fa-worytki. Może zaliczy „pudło” na igrzyskach? Oby to było dobrą wróżbą. Nasi biegacze Justyna Kowalczyk i Janusz Krążelok są również opty-malnie przygotowani do startu. Oby nie dopadła ich jakaś grypa czy biegun-ka no i żeby dobrze posmarowali narty. Będziemy gorąco kibicowali na-szym zawodnikom, chociaż znamy naszą polską rzeczywistość. Będzie-my podziwiali piękne pary w łyżwiarstwie figurowym – dyscyplina ta cieszysię dużym powodzeniem na całym świecie, lecz my w tym sporcie pozaparą - Dorota Zagórska i Mariusz Siudek nie liczymy się. Podobnie ma sięrzecz z hokejem – wielką atrakcją igrzysk, ale w tej dyscyplinie nie ma nas

Page 3: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

4 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 5

Refleksje o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości

Aktualny numer Biuletynu w dużych fragmentach poświęcony jest na-szym absolwentom, którzy w swoich opracowaniach utrwalili dorobek wieluzasłużonych nauczycieli wf, instruktorów, trenerów i czołowych sportow-ców. Drukujemy kolejne osobiste wspomnienia absolwenta z 1959 r. – Sta-nisława Paszkowskiego, a także wspomnienia o tych, którzy na trwałe za-pisali się nie tylko w dziejach Uczelni, ale i kraju - o Janie Bąkowskim,Janku Śliwce i Dominiku Sucheńskim. Prezentujemy także sylwetki dzi-siejszych wyróżniających się nauczycieli wf, cichych bohaterów codzien-nego, mozolnego trudu na niwie krzewienia zdrowia i sprawności młodzieżyoraz chronienia jej przed patologicznymi zachowaniami i środowiskiem. Przeszłość jest na ogół nieco mitologizowana. Puszcza się w niepa-mięć złe i przykre chwile i zdarzenia, zapamiętuje się sukcesy, powodze-nia, radosne przeżycia między innymi na boisku, sali gimnastycznej, nabasenie, na obozie czy wycieczce turystycznej. We wspomnieniach nakła-dają się na siebie osobiste sukcesy sportowe i osiągnięcia wychowanków.Oczywiste jest, że droga życiowa każdej jednostki nie jest usłana tylkoróżami, a i piękne róże mają też kolce. Jednakże ze wspomnień przebijaoptymizm i zadowolenie, że coś się osiągnęło, czegoś dokonało, mimotrudnych warunków materialnych, niesprzyjającej koniunktury, czy trudnychdo przeskoczenia układów personalnych. Na szczęście, człowiek jak powiada czołowy polski psycholog Józef Ko-zielecki, posiada predyspozycje do transgresji, to znaczy chce i potrafiprzełamywać napotykane bariery i przeszkody. Wdzierać się, jak morze wląd (stąd określenie transgresji) na obszary trudne do zdobycia, stawiająceopór.

w Turynie. Zapierają dech narciarze alpejczycy, szczególnie zjazdowcypędzący po stokach z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę. Polscyalpejczycy wystąpią co prawda na trasach Piemontu, ale tylko w kategorii„tło”. Skromnym naszym akcentem w uczestnictwie na igrzyskach w Tury-nie jest trener kadry narodowej saneczkarzy dr Rafał Wołk, pracownik Za-kładu Sportów Zimowych AWF we Wrocławiu, który przygotował trójkę za-wodników saneczkarzy lodowych na olimpiadę. Ewelinę Staszulonek w je-dynkach oraz Krzysztofa Lipińskiego i Marcina Piekarskiego w dwójkach.Trzymamy kciuki za naszego śniegowego kolegę. Sądzę, że po powrocieopowie nam swoje wrażenia z pobytu na Zimowych Igrzyskach Olimpij-skich a my o tym napiszemy.

Krzysztof Słonina

Kiedy się czyta, co przedstawiają koledzy w omawianych książkach wy-raźnie widać jak ci pasjonaci od zera kładli podwaliny pod rozwój wf i sportuszkolnego (i nie tylko) w swoich regionach, wznosili obiekty sportowe, orga-nizowali imprezy rekreacyjne, sportowe i turystyczne, które na ogół weszłyna trwałe w kalendarze imprez regionalnych czy ogólnokrajowych. Koron-nym tego przykładem jest działalność Juliana Gozdowskiego (absolwent z1959 r.) twórcy „Biegu Gwarków” i „Biegu Piastów”, dzisiaj imprez – „insty-tucji” o zasięgu europejskim. Tacy ludzie posiadają wymienianą przez prof.Kozieleckiego zdolność transgresyjną i potrafią zagospodarowywać „ugory”na polu wychowania fizycznego, sportu i turystyki. W jednym z wcześniej-szych numerów Biuletynu prezentowaliśmy „orkę na ugorze” KazimierzaSojki, który w 1955 r. po skończeniu studiów ruszył w Bieszczady, gdzieniemal od zera tworzył zręby sportu szkolnego, a szczególnie sportów zi-mowych. Z jego dorobku korzystają dzisiejsze pokolenia, często nie zdającsobie sprawy komu to zawdzięczają. Nie oto chodzi, aby ciągle przypomi-nać kto i co zrobił, ale nie można też popadać w zachwyt, że to tylko dziękioperatywności i zapobiegliwości współczesnych przybywa sal, boisk, ba-senów czy wyciągów narciarskich. Znany redaktor Tygodnika Powszechnego i Gazety Wyborczej – Jan Tur-nau -„Jonasz” pisząc o książce swojego szkolnego kolegi Zbigniewa Lipiń-skiego „50 lat MKS >Karkonosze<”, u?y3 dowcipnego okreolenia „ciał-pasterstwo” jako antonimu „dusz-pasterstwo”. (GW nr 6, 7-8. 01. 2006r.). Turnau o takich ludziach jak Lipiński pisze iż są to „ciał-pasterze, czyliopiekunowie, wychowawcy i krzewiciele zdrowia fizycznego, w myśl mak-symy >w zdrowym ciele, zdrowy duch< „. My, pedagodzy doskonale wie-my, że sztuczny kartezjański podział na ciało i ducha jest czczym zabie-giem formalnym, który krytycznie oceniał nasz wysportowany Wielki Ro-dak Jan Paweł II. Jeśli idzie o sens i ideę wychowania fizycznego, to jużdawno jej jasną wykładnię przedstawił Maciej Demel pisząc, że „wychowa-nie fizyczne jest zjawiskiem społecznym i odnosi się do osobowości...Wszystkie te zabiegi (fizyczne, ruchowe – RJ) wchodzą w zakres wychowa-nia wtedy i tylko wtedy, gdy przepuści się je przez filtr osobowości wycho-wanka, gdy ten je zrozumie i aktywnie się do nich włączy.” (M.Demel, Peda-gogika zdrowia, s.107) W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jaki „duszpasterzem”, dbającym zarówno o zdrowie fizyczne, jak i psychicz-ne, a przede wszystkim w y c h o w u j ą c y m w trosce o zdrowie,sprawność fizyczną i zdrowy styl życia młodzieży. Teraźniejszość, to również korzystanie z dorobku poprzedników, po-mnażanie tego co osiągnęły poprzednie pokolenia i idąc z duchem czasównadawanie współczesnego kształtu i nowego impulsu podejmowanym działaniom.

Page 4: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

6 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 7

Swoistą skazą większości absolwentów jest przekonanie, że dawniej tobyli prawdziwi, zaangażowani wychowawcy fizyczni, nie to co dzisiaj. Za-pewniam, że są tacy i dzisiaj! Przykładem mogą być wuefiacy mianowanido tytułu „Belfra roku”, o czym piszemy na dalszych stronach Biuletynu.Prezentujemy tylko tych, o których wiemy z naszego wrocławskiego po-dwórka, a podobnych im jest wielu. Mamy nadzieję, że tą prezentacją zdo-pingujemy czytelników Biuletynu do przedstawiania wyróżniających siękoleżanek i kolegów z innych regionów kraju. Oprócz mianowanych do te-gorocznego konkursu „belfra roku” można wymienić wielu innych wybitnychabsolwentów AWF Wrocław, choćby tylko dyrektora II LO Jerzego Łysiaka,dyr. SP nr 50 Andrzeja Dźwigałę, dyr. szkoły sportowej Helenę Chomiak-Migasiewicz, czy inspiratorów i organizatorów cenionych konferencji me-todycznych Forum Nauczycieli Szkół Licealnych – Ewę Głogowską-No-wak z VII LO i Andrzeja Wickiego z XV LO, którzy jesienią organizowaćbędą we współpracy z AWF (w ramach 60-lecia) V Forum. Szef wrocławskiego i dolnośląskiego SZS, nasz absolwent Adam Szym-czak rozkręcił nabierającą coraz większego rozmachu (wzorcową dla in-nych miast) akcję „trenera osiedlowego”. Angażowani za skromne wyna-grodzenia instruktorzy (na ogół świeżo upieczeni absolwenci AWF) zago-spodarowują na osiedlach dzieciom i młodzieży czas wolny, przedstawia-jąc alternatywę – zajęcia sportowo-rekreacyjne zamiast bezmyślnego pęta-nia się po osiedlu, palenia, picia i ćpania. Setki dzieciaków zamiast broić iwywoływać burdy (no bo coś trzeba robić!) gra w piłkę, ćwiczy dżudo, akro-batykę, uczestniczy w rozgrywkach i turniejach. Głównie z taką młodzieżąz rejonu „drugiego trójkąta bermudzkiego” (pierwszy to okolice ul. Traugut-ta), z okolic Dworca Nadodrze i ul. Klęczkowskiej ( gdzie się mieści sławet-ne więzienie) pracuje wyróżniony przez SZS kolega Suprun. Dzięki takimwychowawcom chroni się przed deprawacją dziesiątki (a może i setki) dziew-cząt i chłopców. Przyszłość buduje się na dorobku przeszłości, osiągnięć teraźniejszo-ści i trafnej wizji zmieniającej się rzeczywistości. Oczywiste jest, że istot-ne znaczenie w tym procesie ma kształcenie i wychowanie młodego poko-lenia. Przodujące kraje mocno stawiają na edukację i naukę, co niestety unas niby jest w pełni zrozumiałe, ale kolejnym rządzącym ekipom jakośbrak zdecydowania, aby postawić na tego „konia”. Wprawdzie zwielokrotni-ła się liczba studentów, jednakże poszło to w niezbyt zdrową komercję i niewidać, aby ilość przeradzała się w jakość. Jak na większości innych, tak ina naszej uczelni trochę borykamy się z mnogością studentów, bo krępująnas przepisy warunkujące byt między innymi od ilości słuchaczy. Od pół wieku pracuję ze studentami i nie podzielam zdania, że z mło-dzieżą jest coraz gorzej. Jest raczej inaczej. Przede wszystkim bardzo

dynamicznie zmienia się codzienna rzeczywistość, warunki bytu i studio-wania. Coraz to nowe systemy kształcenia, zasady kredytowania narasta-jących opłat i coraz więcej rodzimej i europejskiej biurokracji. Jedno jest pewne; nadal najskuteczniejszym sposobem, systemem,metodą wychowawczą jest osobisty przykład i szczerość w stosunku dowychowanków. Niestety coraz więcej jest wiary w wychowawczą wartośćsłowa gadanego i pisanego. Przy tym brak jest jasno określonej linii postę-powania. Wraz ze zmianą ekip rządowych zmieniają się idee i zasady po-stępowania. Aż skóra cierpnie , gdy słyszę o zamiarze powołania przezMEN Instytutu do spraw wychowania, który jak powiada minister, będziemiał pilnować wdrażania i przestrzegania wartości chrześcijańskich. Wła-śnie w tych dniach odbyła się na ten temat burzliwa dyskusja w radiowejtrójce a także w telewizji. Z wyjaśnień przedstawiciela MEN wynika, żechodzi o przestrzeganie odwiecznych zasad – przykazań dekalogu, któryjak z Biblii wynika objawiono Mojżeszowi na Górze Synaj, stąd są to warto-ści jeszcze przedchrześcijańskie. Nawiązując do wychowania w duchu określonych wartości, chciałbym nakoniec posłużyć się bardzo życiowym przykładem. Gdy piszę te słowa wjednym z dzienników telewizyjnych – TVN przedstawiono problem nasilają-cych się w krajowych zimowych ośrodkach narciarskich kradzieży nart iinnego sprzętu sportowego. Dziennikarz ze zgrozą podaje, że skradziononawet narty ratownikowi TOPR i to w chwili gdy udzielał pomocy poszkodo-wanemu narciarzowi. Jedni „prawdziwi Polacy” kradną, inni „prawdziwi Po-lacy” kradziony sprzęt kupują i interes się kręci. Od paru sezonów bywam na nartach w Alpach, gdzie każdy może bez-piecznie zostawić narty i wszelki inny sprzęt, gdzie zechce. Są takie stacjenarciarskie, gdzie narciarze zostawiają po jeździe sprzęt na stojakach –bez kłódek, łańcuchów, groźnego psa. Przychodzą na drugi dzień zakła-dają narty i jeżdżą. Jeszcze jeden charakterystyczny przykład. Czekali-śmy z żoną ponad godzinę w barze jednej ze stacji kolejki linowej w Dach-stein West, na jeżdżących „do spodu” przyjaciół. Przyglądaliśmy się sa-moobsłudze gości, najczęściej młodych ludzi. Szafa chłodnicza stała wkącie, prawie niewidoczna dla barmana. Obok były stojaki ze słodyczami idrobnym sprzętem narciarskim. Każdy, kto coś wybrał, podchodził do bufe-tu i rzetelnie za wszystko płacił. Nikt nikogo nie pilnował i jestem pewien,że kasa się zgadzała. Jeden z barmanów pomagał obsługiwać wypożyczal-nię nart i właśnie jego zapytałem kto i kiedy obsługuje znajdujący się nazewnątrz (w takiej „góralskiej chatce”) sklepik ze sprzętem sportowym?Odpowiedział mi, że jak chcemy coś wybrać czy przymierzyć to możemytam wejść, a jak będziemy gotowi coś kupić, to przy drzwiach jest przyciskdzwonka i on się natychmiast zjawi. Tak się też stało.

Page 5: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

8 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 9

Czy potrzebny jest tu jakiś komentarz jeśli idzie o wychowanie do którejśwartości, w tym wypadku w odniesieniu do przykazania „nie kradnij”! Gdybędziemy od dziecka i na każdym kroku wszyscy – od rodziców po mini-strów - uczciwie postępować i wpajać to naszym dzieciom, będą zbytecz-ne jakiekolwiek instytuty wychowawcze. Truizmem jest, że w sferze wychowania bardzo dużo można zdziałaćpoprzez wychowanie fizyczne, sport i turystykę. Będąc starym pedago-giem jestem optymistą i liczę na to, że moje wnuki doczekają Polski, wktórej nie tylko będą głoszone hasła o uczciwości i sprawiedliwości, ale wpraktyce dnia codziennego będzie tak jak jest w Austrii, Szwajcarii, czychoćby i w Czechach. Jako swoiste podsumowanie, w miejsce własnego tekstu, przytaczamfragmenty przesłanego mi listu naszej studentki Pauliny, która ponad roktemu wzięła urlop dziekański i wyjechała do USA z zamiarem doskonale-nia swoich kwalifikacji instruktorskich z aerobiku. Drogi Panie doktorze. Przepraszam za tak długi brak wieści ode mnie, ale tyle się dzieje wmoim życiu, wszystko tak szybko zmienia się, że często brakuje mi czasuna złapanie oddechu, na spojrzenie za siebie. Ostatnio staram się jednakto zmienić i znaleźć chwilę na refleksję. Pragnę wszystko po kolei opisać, jednakże to, co dzisiaj jest aktualne,za 2-3 tygodnie może być już tylko kolejnym wspomnieniem, kolejnym prze-życiem. Jednakże, między innymi dzięki temu, że mam za sobą 3 latastudiów na AWF-ie, umiem się dostosowywać do zmieniających się warun-ków i wymogów życia. Jak na razie nie wracam do Polski, mimo, że miałam w kraju pracę ipowinnam skończyć studia. Może jeszcze skończę, bo formalnie nadaljestem słuchaczką. W Ameryce jest o wiele łatwiej. Jest więcej możliwościi perspektyw. Nie trzeba mieć znajomości, żeby cokolwiek załatwić i nietrzeba na starcie mieć bogatych rodziców. Wystarczy chcieć, spróbować,mieć pomysł na życie i zaufać losowi. Kocham Polskę, Wrocław, ale ..za-kochałam się w Ameryce. Można kochać jednocześnie dwa kraje – praw-da? Ameryka daje poczucie wolności, nie zmusza do niczego, wręcz prze-ciwnie pozwala być czynnym uczestnikiem życia społecznego i nie jest toprzywilej tylko wybrańców. I chociaż brakuje mi Wrocławia, uczelni i Mamy, to nie zamieniłabymtego, co osiągnęłam tylko przez te półtora roku, z tym co mogłabym osią-gnąć w kraju. Kilka miesięcy temu ukończyłam kurs dla „dental assistant”i od razu znalazłam pracę jako asystentka stomatologa. Zatrudnił mniewykładowca, bo byłam najlepsza na kursie. Jak otrzymam „papiery”, to byćmoże wrócę do aerobiku, ale na razie za nim nie tęsknię. Dosyć się naska-

kałam we Wrocławiu, a dla kondycji i zdrowia pływam i jeżdżę na nartach. Jestem wdzięczna Panu i innym wykładowcom uczelni oraz moim trene-rom pływania – Witoldowi Wasilewskiemu i Grzegorzowi Widance za przy-gotowanie do życia, a przede wszystkim za wiarę w młodych ludzi i za za-chętę do pracy nad sobą. Serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz za wszystko dziękuję!

Paulina Kraśniewska

Oby jak najszybciej młodzi Polacy mogli tak pisać, a przede wszystkimczuć się i działać w swojej Ojczyźnie.

Ryszard Jezierski

Życiowa i zawodowa droga Jana BąkowskiegoZ dr Janem Bąkowskim rozmawiał

Ryszard Jezierski w dniu 18. 11. 2005 r.

R.J. Do Wrocławia przybyłeś już w 1945 roku?J.B. Przyjechałem, właściwie przyszedłem 12 maja 1945 roku, razem zprof. Tadeuszem Konopińskim, oddelegowanym do współtworzenia wydzia-łu rolnego na Uniwersytecie i Politechnice Wrocławskiej.Jechaliśmy pociągiem z Milicza do zerwanego mostu przed Oleśnicą, a doOleśnicy i dalej do Wrocławia szliśmy piechotą. Droga między Oleśnicą iWrocławiem to była jedna niekończąca się karawana szabrowników. Przeddworcem kolejowym w Oleśnicy panował ogromny ruch, mnóstwo wózkówręcznych, przeładowywanie wszelkiego dobytku, ruch i rwetes całą dobę.Dlaczego skierowałeś się do Wrocławia?Mój wuj prof. Konopiński studiował przed wojną we Wrocławiu, świetnieznał język niemiecki i jeszcze w czasie okupacji mówił, że po wojnie bę-dzie można tu studiować i to w polskim Wrocławiu. Nasza rodzina została przez Niemców wysiedlona z poznańskiego wokolice Kielc i to właśnie tam wuj pokazywał nam zdjęcia i plany Wrocła-wia, zachęcając do przeniesienia się kiedyś tutaj. Po wojnie wuj dołączył do ekipy Drobnera mającej organizować życiemiasta, w tym także działalność Uniwersytetu. Pierwszym naszym punk-tem zaczepienia było tymczasowe lokum w klinikach przy Chałubińskiego.Wkrótce prof. Konopiński otrzymał od władz Uniwersytetu propozycję zaję-cia sobie domu na Biskupinie. Ja, jako nieformalny asystent profesora, takichłopiec do wszystkiego, udałem się wraz z nim. Wuj zajął dosyć okazałąwillę na rogu dzisiejszych ulic Chełmońskiego i Siemiradzkiego, a mniezaproponował abym zajął pobliską małą willę obok, w której nawiasem

Page 6: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

1 0 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 11

Po wojnie wróciłem w rodzinne strony, gdzie zastałem spalony dom, polazamienione na tymczasowe lotnisko polowe, jednym słowem nie było cze-go tam szukać. Pojechałem w okolice Jarocina do wuja Konopińskiego,prowadzącego w majątku Panienka specjalistyczną hodowlę bydła. Tamkrótko pracowałem też jako zarządca majątku. Później wraz z wujem wyru-szyłem do Wrocławia. We Wrocławiu trzeba było z czegoś żyć, poszedłem więc do ZarząduNieruchomości Ziemskich i otrzymałem skierowanie do pracy w majątkuNadolice Wielkie (w kierunku na Laskowice), gdzie pracowałem niecały rok.Zaoszczędziłem trochę pieniędzy na studia. Idąc w ślady starszego brata,który ukończył studia jeszcze przed wojną, podjąłem studia na weterynarii.Po paru tygodniach zachorowałem na zapalenie płuc i przez jakiś czas nieuczęszczałem na zajęcia. Po powrocie do zdrowia zrezygnowałem z dal-szych studiów na weterynarii i zdecydowałem się zdawać do StudiumWychowania Fizycznego przy Wydziale Lekarskim. O możliwości studio-wania na tym kierunku dowiedziałem się będąc na weterynarii. Lubiłem sport,bo już w gimnazjum trenowałem lekkoatletykę. Z przyjemnością biegałemi z powodzeniem startowałem na zawodach i to nie tylko szkolnych, byłemnawet mistrzem powiatu. Kiedyś do naszego gimnazjum w Aleksandrowie Kujawskim na powiato-we święto sportu przyjechał opromieniony sławą mistrza olimpijskiego Ja-nusz Kusociński, który po wygranym przeze mnie biegu osobiście pogratu-lował mi i udzielił cennych wskazówek i rad jak mam trenować. Wkrótcejednak wybuchła wojna, która przerwała moją karierę zawodniczą. Na egzaminie wstępnym do SWF w biegu na 1000 m wygrałem z prze-wagą około 100 m. Z miejsca zainteresowała się mną prowadząca zajęcia zlekkiej atletyki Genowefa Cejzikowa (olimpijka z Londynu) namawiając natreningi i starty w AZS-ie.Twoją specjalnością były biegi na średnich dystansach?Głównym dystansem było 800 m. Przez pewien czas byłem w czołówcekrajowej, zajmowałem 3-cie miejsce. Wyróżniając się jako zawodnik AZS-ujuż na trzecim roku studiów zostałem młodszym asystentem, ale na asy-stenturze nie zagrzałem długo miejsca, głownie z uwagi na marną płacę. Wtym czasie kilka sekcji AZS-u, w tym także lekkiej atletyki, borykającychsię z kłopotami finansowymi przeszło do „Gwardii”, która jako klub „mundu-rowy” gwarantowała przyzwoite płace i stypendia. Jako pracownikowi pionu„gwardyjskiego” zaproponowano mi pracę w ośrodku sportowym „Gwardii”w Jeleniej Górze, gdzie chętnie poszedłem z uwagi na proponowaną staw-kę – 4 razy wyższą niż na uczelni. Z uwagi na to, że nie podpisałem zgodyna pracę na milicyjnym etacie, tylko upierałem się aby zostać na etacieinstruktorskim, nie zagrzałem tam długo miejsca. Wówczas obowiązywały

Jan Bąkowski (z bukietem) w otoczeniu wychowankówMariana Issela,

mówiąc przemieszkałem wiele lat. Wuj przy okazji zajął na Biskupinie dosyć rozległe tereny, na którychpóźniej a szczególnie ostatnio wybudowano szereg obiektów AR, łącznieze wspaniałą halą sportową i będącą na ukończeniu krytą pływalnią. W tymdziele jest i mój niewielki wkład, gdyż pomagałem wujowi robić pomiary iwykonywać (dosyć nieudolne) szkice terenu. Wuj nie był zachwycony mo-imi „mapkami”, chociaż starałem się jak mogłem. Grunt, że „grunt” znalazłsię w posiadaniu naszej bratniej uczelni Akademii Rolniczej, z której wywo-dził się prof. Wandokanty.Byłeś już po maturze?Tak, maturę zdawałem w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie uczęszczałemdo gimnazjum wraz internatem prowadzonym przez księży. Mile wspomi-nam tę szkołę i panującą w niej atmosferę. To tam, niemal codziennie porannej mszy z przyjemnością biegałem wokół parku, nie zdając sobie spra-wy, że jest to początek mojej kariery sportowej i zawodowej.

Przyszedł czas, aby pomyśleć o dalszym losie, o studiach.Owszem. Dalszy swój los wiązałem z rolnictwem. Ojciec przed wojną byłzarządcą majątków ziemskich na terenach Poznańskiego (np. do szkołypowszechnej chodziłem w Lesznie, nawiasem mówiąc z jednym ze stryjównaszego absolwenta Bogdana Ostapowicza) i ja przyglądając się pracy ojcamiałem jaką taką orientację na czym ta praca polega. W czasie okupacjiprzez jakiś czas nawet pracowałem jako zarządca majątków, początkowokoło Chęcin, później pod Włoszczową. Zatrudniał mnie brat, z wykształce-nia inżynier rolnik.

Page 7: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

1 2 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 13

nego i przez dwie kadencje pełniłeś funkcję prodziekana ds studiówzaocznych. Jako dziekan nie miałem wówczas problemów z tymdziałem, znakomicie prowadziłeś wszystkie sprawy. Szczególnieumiejętnie rozgrywałeś sprawy na linii Jelenia Góra – Wrocław, gdziewcześniej było szereg problemów.Nie było w tym mojej wielkiej zasługi, po prostu starałem się możliwie naj-lepiej wywiązywać z przyjętych na siebie obowiązków.W sprawy studiów zaocznych wszedłeś dużo wcześniej, już w mo-mencie organizowania punktów konsultacyjnych, jeszcze gdy studiazaoczne były skoncentrowane w warszawskiej uczelni.Początkowo sprawy te rozkręcał Bogdan Czabański, Bolek Słupik i AdamHaleczko. Ja wszedłem na miejsce Bogdana Czabańskiego. Później jeź-dziłem razem z Adamem do Opola, Oleśnicy, Legnicy czy Jeleniej Góry,podejmując próby tworzenia punktów konsultacyjnych. Ostatecznie zosta-ła Jelenia Góra, w której w dużej mierze dzięki Eugeniuszowi Drozdowirozwinął się i znakomicie działał przez około 20 lat punkt zamiejscowyAWF Wrocław.Wszystko więc zaczęło się od Studium Doskonalenia Kadr z siedzibąna Stadionie Olimpijskim, które z początkiem lat 70-tych przekształ-ciło się w trwały system studiów zaocznych.Tak to się zaczęło. Ale wrómy jeszcze do Adama Haleczki.Promotorem mojej pracy doktorskiej był świetny antropolog prof. AdamWanke, który niestety zmarł jeszcze przed obroną mojej pracy. Był to dlamnie poważny cios, po którym nie mogłem się pozbierać i właściwie zrezy-gnowałem z finalizowania niemal gotowej już pracy. To dzięki Adamowizmobilizowałem się i przystąpiłem do obrony, przy życzliwym wsparciu idopingu ówczesnego rektora prof. Juliana Jonkisza. Adamowi bardzo dużozawdzięczam, wiele mi pomógł, zresztą nie tylko mnie. Pomagał i wspierałwielu, niektórzy z nich są dzisiaj już profesorami. Zawsze słynął z dużejżyczliwości i solidności. Wszystko robił i nadal robi wręcz perfekcyjnie.Prace magisterskie pisane pod jego kierunkiem były dopracowane w szcze-gółach, czasami aż do przesady. Szkoda, że nie habilitował się i nie zostałprofesorem, bo uczelnia miałaby z tego wielki pożytek.W pełni się z Tobą zgadzam! Wracając do Twojej osoby, miło mistwierdzić, że nasi absolwenci zawsze proszą o przekazanie Ci po-zdrowień. Jesteś jednym z tych, którzy zapadli im głęboko w pa-mięć. Nie tak dawno przesympatyczny Kaziu Niemierka prosił mnieo aktualny Twój adres, bo chciał Cię wraz z paroma kolegami od-wiedzić.Niedawno byli u mnie, co sprawiło mi ogromną niespodziankę i radość. Dostaję teżpozdrowienia i listy, ostatnio napisał do mnie Jacek Dolecki (absolwent z 1961 roku).

nakazy pracy i ja też miałem taki dwuletni nakaz. Zgodę na zwolnienie ztego nakazu mogłem uzyskać tylko w centrali w Warszawie. Tam, na mojeszczęście spotkałem kolegę lekkoatletę, pracującego w dziale personal-nym i on uzyskał mi zgodę na zwolnienie z tego nakazu, ale pod warun-kiem, że w ciągu dwóch dni załatwię sobie etat we Wrocławiu. Po powrociedo Wrocławia udałem się do pani Launerowej, (jej synowa później długielata pracowała u nas w dziekanacie) która zaproponowała mi pracę nauczy-ciela wf w Technikum Geodezyjnym na ul. Swobodnej. Po kilku miesiącachodstąpiłem miejsce koledze Adamowi Pileckiemu, który przepracował tamdo emerytury. Sam skorzystałem z propozycji kolegi Jurka Baranka – kie-rownika Studium WF i Sportu Politechniki Wrocławskiej i podjąłem w Stu-dium pracę, gdzie przepracowałem dwa lata. Przypadek zdarzył, że na mojej ulicy Chełmońskiego mieszkał ówcze-sny dziekan naszej uczelni Iser Wegner, który podczas jednego ze spotkańzaproponował mi podjęcie pracy na uczelni w Zakładzie Lekkiej Atletyki.Nie bardzo chciałem się zgodzić z uwagi na niskie uposażenie, więc pandziekan zaproponował mi etat adiunkta, na co przystałem. Tak wyglądałmój powrót na uczelnię w roku 1955.Równocześnie prowadziłeś treningi w AZS-ie? Po odejściu pani Cejzikowej z uczelni a także z AZS-su wszedłem na jejmiejsce i prowadziłem treningi lekkoatletyczne wraz z Bogdanem Berezec-kim, później doszedł mój wychowanek Edek Listos.Jeśli idzie o prowadzenie zespołów lekkoatletycznych, to miałeś cie-kawe doświadczenia w pracy z głuchoniemymi.Do tej pracy wciągnął mnie Bolek Setkowicz, który zaproponował mi i „Dżo-nemu” Sucheńskiemu wyjazd na obóz z grupą głuchoniemych lekkoatletówtrenujących w „Starcie”. Było to zrzeszenie powołane przez spółdzielczośćinwalidzką, ale z czasem zaczęło tworzyć sekcje sportowe nie tylko dlaniepełnosprawnych. Na obozy najczęściej wyjeżdżaliśmy do Międzygórza,a także do Szklarskiej Poręby, czy do Wisły. Co roku odbywaliśmy 2-3obozy.Przed laty, na obozie w Sierakowie miałem okazje obserwować jakznakomicie komunikowałeś się z zawodnikami językiem migowym.Bez przesady! To tylko pozory. Jakieś tam podstawy języka migowego zgrubsza opanowałem, ale w rzeczywistości posługiwałem się swoistymimigami „sportowymi”, które oni „w mig” pojmowali. Miałem wielu zawodni-ków, którzy świetnie czytali z ust i mówili tak poprawnie, że czasami małokto orientował się z kim ma do czynienia. Świetny był Bolek Brzózka, czyHalinka Zawadzka, która ukończyła naszą uczelnię i podjęła pracę jakonauczycielka wf w normalnej szkole, gdzie znakomicie sobie radziła.Po doktoracie zostałeś powołany na stanowisko docenta mianowa-

Page 8: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

1 4 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 15

Kazik Stasiełowicz, Jasiu Zieliński, Staszek Samiec, Bogdan Supeł, Wło-dek Tomczyk i inni. Każdy z nas był ciekawą i oryginalną osobowością, okażdym krążyły anegdotki, powiedzonka i dowcipy. Na treningach dosta-waliśmy od pana Jana solidny wycisk, ale nikt nie narzekał, atmosfera wzespole była wspaniała, wręcz radosna. Były to przecież najpiękniejszelata naszej młodości. Wspólnie spędzony czas na treningach, na obozach – najczęściej wKarkonoszach i nad morzem, umacniały naszą przyjaźń. Radowaliśmy sięz własnych i kolegów sukcesów. W 1963 roku w Olsztynie na StadionieLeśnym wywalczyliśmy dla naszego AZS-u awans do I ligi. Była to wielkaradość zarówno w AZS-ie, jak i na Uczelni. Dlaczego tak czule wspominam czasy treningów i startów we wrocław-skim AZS-ie? Bo wtedy nawiązałem trwałe więzy przyjaźni z wieloma kole-gami, a szczególnie ze Zbyszkiem Dziubińskim, Marianem Isselem, Paw-łem Kluczniokiem, Krzyśkiem Mazurem. Ta przyjaźń trwa po dziś dzień.Znają się też i przyjaźnią nasze żony i dzieci. Spotykamy się dosyć syste-matycznie. Po studiach wróciłem do Wałbrzycha i jako kierownik działu sportu i re-kreacji Kopalni „Victoria”, a później Dyrekcji Zjednoczenia Węglowego, pro-wadziłem obozy żeglarskie dla dzieci górników nad Jeziorem Sławskim.Wielokrotnie zatrudniałem kolegów „ze stajni Bąkowskiego” jako instrukto-rów pływania. I w tej roli spisywali się znakomicie. Jeszcze raz pragnę wyrazić wdzięczność Drogiemu Panu Janowi za takmocne scementowanie naszej paczki, która nadal nieźle się trzyma. My,„stare (oj! już mocno podstarzałe) konie” z Jego „stajni” życzymy Mu dużozdrowia i pogody ducha.

Kazimierz Niemierka – „Hrabia”

Wuefiacy książki piszą

Z dużą satysfakcją odnotowujemy, że wśród wuefiackiej braci są zdolni ichętni do pisania Koledzy potrafiący wydać ciekawe opracowania, doku-mentujące pedagogiczny i organizacyjny dorobek licznej rzeszy cichychbohaterów żmudnej, codziennej pracy na niwie wychowania fizycznego, aszczególnie upowszechniania sportu – tak zwanego masowego, jak rów-nież i wyczynowego. Przedstawiamy cztery przesłane nam ostatnio pozycje, z którymi chce-my zapoznać szersze grono czytelników i tym samym zachęcić innych dopójścia w ich ślady.

(W post scriptum zamieszczamy krótki tekst wspomnień Kazimierza Nie-mierki poświęcony dr Janowi Bąkowskiemu)Jest to niezmiernie miłe, że pamiętają o swoim trenerze i wycho-wawcy. Masz też satysfakcję, że Twoi najbliżsi – syn Wojtek i synowaIrena (Burzyńska) też są wuefiakami, synowa pełni funkcję wicedy-rektora dużej placówki szkolnej przy ul. Poznańskiej.Synowa wyjątkowo mi się udała, jest wspaniałą żoną, matką i troskliwąopiekunką schorowanego teścia i jak widać wspaniałym pedagogiem.Synów miałem dwóch, ale młodszy Maciek niestety przed laty zginął tra-gicznie w wypadku samochodowym.Zapowiadał się jako zdolny architekt.Przede wszystkim był wspaniałym człowiekiem. Miał polot, dowcip i bar-dzo pogodny charakter.Cały ojciec!Drogi Janku! Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i życzę dużo! dużozdrowia! I wszystkiego najlepszego.

Post scriptum Kazimierza Niemierki

„Stajnia Bąkowskiego”

Studia w WSWF podjąłem z zamiłowania do sportu i już jako zaawanso-wany zawodnik „Górnika” Wałbrzych przeszedłem do AZS-u. Moim bezpo-średnim trenerem został Jan Bąkowski, wspaniały człowiek, trener i peda-gog co się zowie. Minęło przeszło 40 lat od ukończenia studiów, a On nadaljest dla mnie niedoścignionym wzorem. Chwała ci Uczelnio za takich Na-uczycieli. Byliśmy wspaniałą paczką „średniaków” i długodystansowców, studen-tów z WSWF i innych uczelni. Fachowość, osobista kultura, życzliwość, ajednocześnie stawianie nam przez pana Jana wysokich wymagań, powodo-wały, że szanowaliśmy Go ogromnie, ale i On też nas szanował. I tak pozo-stało po dziś dzień. Zespół biegaczy AZS potocznie był zwany „stajnią Bąkowskiego”, bo-wiem gdy zaczynały się popołudniowe treningi, wybiegaliśmy niczym ru-maki z szatni budynku sportowego przy ul.Witelona do Parku Szczytnic-kiego i dalej nad kanały Odry, aby nabijać jak najwięcej kilometrów. Częstotowarzyszył nam niezmordowany, zawsze młody pan Jan. Treningi szybko-ściowe i specjalistyczne odbywały się na uczelnianym stadionie. Do naszej paczki należeli: Jan Chojnacki, Marian Issel, Zbyszek Dziubiń-ski, Edek Listos, Jurek Maciantowicz, Zdzichu Pietrasik, Piotrek Ceglarek,Paweł Kluczniok (WSR, dziś AR), Krzysiek Mazur (AM), Mariusz Solarski,

Page 9: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

1 6 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 17

Koźbiał – kadra zjazdowców Kanady, Urszula Baranowska – kadra młodzi-ków Kanady, Kazimierz Grant-Wojciechowski – reprezentacja olimpijskaAustrii w piłce ręcznej, Franciszek Szczyrbak i Henryk Przybyszewski –trenerzy polskich olimpijczyków w biathlonie, Adam Fedorowicz i MarekKarpiński - trenerzy ligowych zespołów, a także reprezentacji Polski w piłceręcznej. Trenerami byli między innymi: pionier narciarstwa karkonoskiego Stani-sław Raźniewski (absolwent pierwszego rocznika – 1949 naszej Słonecz-nej Uczelni), Kazimierz Mazur - niegdyś czołowy dolnośląski zjazdowiec, apóźniej dyrektor liceum sportowego w Karpaczu, Julian Gozdowski – twór-ca „Biegu Gwarków” i „Biegu Piastów”, który ostatnio stał się wręcz samo-dzielną instytucją i to na europejską miarę. Można tak dalej wymieniaćdługą listę trenerów narciarstwa i innych dyscyplin – saneczkarstwa z pio-nierem tej dyscypliny, trenerem olimpijczyków Antonim Okniańskim , biath-lonu, lekkiej atletyki (z Andrzejem Stępniem – olimpijczykiem z Moskwy1980) czy piłki ręcznej. Dla przykładu: wychowanka MKS „Karkonosze”Emilia Prudaczuk była niegdyś świetną biegaczką narciarską, lekkoatletką,a później już jako zawodniczka AZS-AWF Wrocław reprezentantką Polskiw piłce ręcznej. Obecnie w Danii robi karierę jako wzięty lekarz i terapeuta. W tym miejscu nieodparcie nasuwa się myśl: dlaczego ci nasi kochaniabsolwenci nie dają się namówić na spisanie czego dokonali, co przeżyli ina przesłanie tego do „Księgi wspomnień”. Wielka szkoda, że KoleżankaPrudaczuk poprzestała tylko na przyrzeczeniach, ale mamy nadzieję, żezdołamy Ją jeszcze namówić i zebrać kolejną porcję zwierzeń do drugiegotomu wspomnień (pierwszy jest już w druku i będzie gotowy na obchody 60-lecia). Na zakończenie warto dodać, że omawianą książkę uzupełniają licznezdjęcia zawodników i trenerów, a także uchwycone w kadrze obrazy z za-wodów, obozów i oczywiście z podniosłych momentów wręczania zwycięz-com dyplomów medali i pucharów. Warte uwagi jest zdjęcie na s. 115 dwóchnaszych absolwentów – niegdyś narciarza, a dzisiaj trenera Waldka Żółta-nieckiego z przyjacielem – Jurkiem Pietkiewiczem. Jurek – narciarz, zna-komity instruktor narciarstwa i himalaista, zginął tragicznie podczas wypra-wy na jeden z trudniejszych himalajskich szczytów - Annapurnę. Inny wy-chowanek Klubu, też himalaista - Piotrek Snopczyński potrafi bezintere-sownie wygłaszać bardzo interesujące prelekcje, okraszane przeźroczamii filmami dla młodzieży, nauczycieli i wszystkich tych, którzy Go oto po-proszą. To kolejny absolwent, na którego czekamy, aby zechciał podzielićsię swoimi bogatymi wspomnieniami z szerszym gronem naszych Koleża-nek i Kolegów.

Głównym autorem i redaktorem wydania jest założyciel Klubu ZbigniewLipiński , (absolwent naszej Uczelni z 1955 roku), jego długoletni prezes,trener, wychowawca pokoleń zawodników , instruktorów i trenerów. W przy-gotowaniu tego dzieła dzielnie wspierali Go wieloletni współpracownicy:Joanna Badacz, Andrzej Bronikowski, Paweł Gasidło, Andrzej Koziński,Edward Maziarz, Tadeusz Mielko, Bogdan Skowroński, Zbigniew Stępień,Franciszek Szczyrbak. Wspólnie przygotowano wartościową pozycję, do-kumentującą 50-letni dorobek wielce zasłużonego dla Karkonoskiego Re-gionu uczniowskiego klubu. Dzięki temu opracowaniu nie tylko zachowanezostaną dla potomnych fakty i dokonania ludzi, ale także mamy orientacjęjak wiele dokonali nasi absolwenci (również i inni ), którzy najczęściej odpodstaw „zrobili tak wiele z niczego”. Karty żadnego opracowania nie są wstanie oddać trudu i potu włożonego każdego dnia na boisku, sali gimna-stycznej czy w terenie, nie zawsze przy pięknej pogodzie, przez tych, cocałym sercem umiłowali sport i uprawiającą go młodzież. Nawet nie przypuszczaliśmy jak wielu i jak wysokiej klasy zawodnikówwyrosło w MKS „Karkonosze” – olimpijczyków, mistrzów Polski, Europy,Świata czy Uniwersiad. Wychowankowie Klubu porobili również kariery jakonauczyciele akademiccy – dr Beata Skowrońska-Kowalska i dr Rafał Wołkw AWF Wrocław, dr Jarosław Rosiński w AWF Kraków; trenerzy – Andrzej

Zbigniew Lipiński„50 lat Międzyszkolnego

Klubu Sportowego „Karkonosze”

w Jeleniej Górze1955 – 2005”,

wyd. UM Jelenia Góra 2005.

Page 10: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

1 8 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 19

liśmy, było utrwalić pamięć o niektórych wydarzeniach, a szczególnie oludziach związanych na przestrzeni lat z brodnicką kulturą fizyczną, którzybez reszty oddali sportowi swoje siły i zdrowie”. Autorzy, dotrzymując słowa, zaprezentowali zdarzenia sportowe, daty ifakty, a przede wszystkim ludzi, którzy je tworzyli. Jak w wielu dzielnicachPolski, tak i w tym regionie ruch sportowy zapoczątkowany został (w 1912r.) przez Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” i w dużej mierze dzięki wy-chowankom „Sokoła” i nauczycielom wf prężnie rozwijał się w okresie mię-dzywojennym, a szczególnie dynamicznie w okresie powojennym. W krótkim zarysie opisano rozwój; boksu, lekkiej atletyki, piłki nożnej,siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej, sportów motorowych, wioślarstwa,żeglarstwa i szachów. Po oddaniu do użytku w 1996 r. krytej pływalni rozwi-nęło się też pływanie, a sztandarową dyscypliną tego rejonu stał się triath-lon, gdyż poczynając od 1989 r. rokrocznie w Górznie rozgrywane są mi-strzostwa Polski w tej trudnej konkurencji. Z szerokiego grona prezentowanych na łamach tej książki działaczy, in-struktorów, trenerów i nauczycieli wychowania fizycznego, nas szczególniezainteresowała postać absolwenta wrocławskiej Uczelni „Dżonego” – Domi-nika Sucheńskiego. Dziękując autorom za zgodę na przedruk, jesteśmyniezmiernie radzi, że możemy zaprezentować czytelnikom Biuletynu syl-wetkę pierwszego olimpijczyka (1952 r – Helsinki) naszej Alma Mater.

Postscriptum Książkę Kolegi Lipińskiego zauważył i pochwalił redaktor Gazety Wybor-czej – Jan Turnau „Jonasz”, pisząc: „Tu okazja bym pochwalił kolegę megoszkolnego Zbigniewa Lipińskiego, który jako nauczyciel, ba, wizytator wf, atakże działacz społeczny trudził się pół wieku w Jeleniej Górze, a na koniecopisał ciałpasterstwo (w odróżnieniu od dusz-pasterstwa – podkr. R.J.) swojew książce „50 lat MKS >Karkonosze< w Jeleniej Górze” świeżo wydanejprzez moje rodzinne miasto” (Z Bogiem na czacie, czyli o pasterstwie, JanTurnau; GW nr 6.5013, 7-8. 01.2006 r.)

Ryszard Jezierski

Nasz absolwent z 1969 roku Zbigniew Bukowski, wraz z przyjacie-lem Tomaszem Ziembą zebrali i opracowali niezmiernie ciekawe materia-ły i źródła historyczne dotyczące rozwoju sportu na terenie m. Brodnicy odokresu rozbiorów po 2000 rok. Jak we wstępie sami piszą: „Celowo nienadaliśmy tytułu > Historia brodnickiego sportu< , ponieważ zdajemy sobiesprawę, że brak nam przygotowania merytorycznego (nie jesteśmy history-kami) , aby wyczerpująco opisać to zagadnienie. Poza tym życie sportowenaszego miasta było w niektórych latach tak intensywne, że wyczerpaniew pełni tego bogactwa musiałoby wiązać się z solidną profesjonalną kwe-rendą w archiwach i bibliotekach. Głównym więc celem, jaki sobie postawi-

Zbigniew Bukowski,Tomasz Ziemba

„Z historii brodnickiegosportu”

wyd. UM Brodnica 2002

Adam Wojno„Wrocławskie judo”

1999

Page 11: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

20 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 21

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo,Dżudo to jest istne cudo,Nałóż gacie i kimono,Trenuj z dziadkiem, trenuj z żonąWciągnij brzuszek, ukłon złóżTrenuj dżudo,No i już.

Może uda się ta próba,Może przyjdzie taka data,Że tak jak Kubacki „Kuba”I ty będziesz mistrzem świata?Wielka sława czeka na cię,Tylko się z tapczanu zwlecz,Z nałogami zerwij bracie,

Waldek Zausz, pseudonim „Mysza”Tak jak ty był kiedyś słaby,Ledwie chodził, ciężko dyszałI się z niego śmiały baby,Lecz gdy zjawił się na macie,Z przeciwnika zrobił ciecz.Chcesz być taki? No to bracieNie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo...itd.

Pseudo „Misiek”, Wojtek ReszkoZ trudem ruszał się po ziemi,Było z niego wątłe dzieckoZe skłonnością do anemii,Dziś nie mieści się we fiacieI ma auto marki „Jelcz”,Chcesz mieć Jelcza? No to bracie,Nie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo...itd.

Korzystając z okazji podjęcia tematu: „Wuefiacy książki piszą” prezentu-jemy przygotowaną do druku przed kilkoma laty - w 1999 r. przez AdamaWojno (absolwenta z 1966 r.) niezmiernie ciekawą i wartościową pozycjęopisującą historię wrocławskiego judo i ludzi którzy je tworzyli i rozwinęli dopoziomu mistrzowskiego –olimpijskiego i światowego. Kolega Wojno, nie będąc profesjonalistą, postarał się możliwie jak naj-rzetelniej zebrać materiał prezentujący prapoczątki z lat 40-tych i 50-tychoraz dalsze lata rozwoju judo w Gwardii, AZS-ie, Śląsku, MKS Juvenia iUKS Popowice. Scharakteryzował sylwetki zasłużonych trenerów: Stani-sława Siewiora, Ewarysta Jaskólskiego, Adama Wojny, Jana Brody, Zbi-gniewa Zamęckiego, Marka Kucharskiego, Wiesława Błacha, KazimierzaWitkowskiego. Zaprezentował sylwetki sławnych mistrzów, choćby tylkowymienić olimpijczyków i mistrzów świata: Waldemar Zausz, Edward Alk-sin, Wiesław Błach, Katarzyna Juszczak, Rafał Kubacki, Zbigniew Bielaw-ski, Andrzej Sondej, Krzysztof Kurczyna, Wojciech Reszko, Anita Kubica,Beata Maksymow. W chronologicznym zapisie odnotowane zostały zdobyte dla Wrocławiatytuły indywidualnych i drużynowych mistrzów i wicemistrzów Polski senio-rów i juniorów. Skrupulatnie spisano nazwiska prezesów i działaczy Okrę-gowego Związku Judo oraz tych, którzy godnie reprezentowali nasze mia-sto we władzach centralnych związku. Godną odnotowania i mało znaną ciekawostką jest zamieszczony na s.81 omawianej książki wiersz znanego wrocławskiego satyryka AndrzejaWaligórskiego „Judo marsz”, który był odegrany (do muzyki Henryka Kubi-cy) przez zespół „Dreptaków” na jednej z imprez judo w Hali Ludowej.

Ryszard Jezierski

Judo marsz

Gdy ci życie nie dogadza,Gdy cię gnębią różne troskiGdy cię narzeczona zdradzaZ dzielnicowym LewandowskimGdy zawiedzie cię przyjacielAlbo Śląsk przewali mecz,Nie załamuj ty się bracie,Nie pal, nie pij, nie ćpaj lecz –

Page 12: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

22 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 23

Andrzej Sondej, pseudo „Sączek”Zamyślony, gładki, skryty,Za pomocą swoich rączekWykonuje chytre chwyty,Gdy więc kochasz się w Agacie,Która cię odpycha wstecz,Sączkiem, Sączkiem chwyć ją bracieNie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo...itd

Wypędź wreszcie z siebie leniaBo to już ostatnia poraByś się zgłosił na ćwiczeniaDo Hurkota lub SiewioraI w powiewniej białej szacieBłysnął jak japoński miecz,Tylko weź się w kupę bracieNie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo...itd.

Jeszcze tylko krótki słownikZanim zrobisz skok na matę:Trzymać znaczy OSAJKOMI,Puść oznacza wyraz MATE,HIKIWAKE – remis macie,IPON – nokaut, przykra rzecz...Gdy IPONU nie chcesz bracie,Nie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo..itd

Ten kto się do Gwardii zgłosi,W znakomitej jest pozycji...Milicjantów tam tarmosiI ma chody na Milicji,I występy w Ałma-Acie,Paryż, Londyn, Międzyrzecz...Na co jeszcze czekasz bracie?Nie pal, nie pij, nie ćpaj, lecz –

Refren:Trenuj dżudo, trenuj dżudo...itd.

Andrzej Waligórski

Znany naszym czytelnikom autor autobiograficznego cyklu ukazującegosię w naszym Biuletynie w odcinkach pt. „Bujny życiorys wuefiaka”, tymrazem swoje wspomnienia opracował i wydał w formie książkowej. A otokrótka recenzja tej interesującej pozycji z końcową żartobliwą fraszką bę-dącą swoistym resume przeżyć autora. Ludzie tzw. „trzeciego wieku” odczuwają niekiedy nieprzepartą potrzebępisania pamiętników. Tej pokusie uległ także nasz autor – wuefiak i stoma-tolog – Bogdan O. Trzeba przyznać, że ma o czym pisać, bo swoim boga-tym życiorysem mógłby obdzielić kilku rówieśników. Zaczęło się niewinnie, od zamieszczania na łamach Biuletynu Absolwen-ta AWF kolejnych odcinków wspomnień. Zdegustowany dokonywanymiprzez redakcję skrótami i „wycinaniem” z nadsyłanych tekstów co pikant-niejszych szczegółów, bujnego życia erotycznego, postanowił wydać swo-iste curriculum vitae własnym sumptem w formie książkowej. Przewidywa-ny skromny nakład ma zamiar rozprowadzać wśród zaprzyjaźnionych osób,w tym absolwentów WSWF z rocznika 1959 z okazji 50-lecia immatrykulacji. Po naradzie z redaktorem i uzgodnieniu warunków przedsięwzięcia, naszbohater zabrał się ostro do dzieła. Na kanwie opublikowanego już materia-łu, napisał nowe rozdziały, pozostałe znacznie rozszerzył, wzbogacając ociekawe szczegóły i nasycając erotyką. Tak powstała książka będąca barwną mozaiką egzystencji hedonisty,

Bogdan Ostapowicz„Moje życie to piękna

przygoda”Wydanie własne 2005

Page 13: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

24 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 25

Wracając w Singen’u muryDoczekał się emeryturyNa laurach nie spoczywałZ medykami w tenisa pogrywał

Po świecie wiele podróżowałW oldbojach miał wynikiWnuka się dochowałPisał pamiętniki

Gdy w Barcelonie dopadł go pechKiedy do szczętu go okradzionoKlął szpetnie, choć to grzechBo pomocy mu nie udzielono.

W końcu Mu grabarzOstatnią da komendęDo piachu marsz!Zahn – Doktor – Ende.

Redaktor wydaniaAntoni Kaczyński

Księga wspomnień po recenzji gotowa do druku

Zebrane przez redaktorów - Ryszarda Jezierskiego i Antoniego Kaczyń-skiego teksty absolwentów naszej Alma Mater są już po recenzji i po ogło-szeniu przetargu na druk skierowane zostaną do „produkcji”. Księgę dorecenzji skierował redaktor naczelny Wydawnictwa AWF prof. Tadeusz Bober,a tego trudu (ponad 600 stron druku) podjął się specjalista z UniwersytetuWrocławskiego prof. Tadeusz Żabski. Profesor dokonał bardzo wnikliwejrecenzji i przekazał nam 6 stronicowy tekst z wieloma bardzo cennymi,profesjonalnymi uwagami i wskazówkami, za które jesteśmy Mu niezmier-nie wdzięczni. Księgę pisali i opracowywali amatorzy i warto było ten zbiórbardzo zróżnicowanych tekstów oddać w ręce profesjonalisty, aby uniknąćchoćby najbardziej oczywistych błędów i niezręczności natury formalnej,stylistycznej czy językowej. Pozwalamy sobie na zaprezentowanie fragmentów recenzji Pana Profe-sora, która wielu współautorów „Księgi” z pewnością będzie satysfakcjono-wać, a innym da orientację, co do materiałów, jakie przygotowali Koledzypo fachu.

Fraszka na Bodzia gaszkaZęby Szwabom rwałI garściami kobietkiNamiętnie w karty grałNie stroniąc od ruletki

Fortunę, którą zdobyłKasyna zabrałyA chcąc się odegraćMajątek stracił cały.

Spłukany doszczętnie i gołyJak turecki świętyW USA rewanżu szukającDo cna został orżnięty

Z hazardu szponówNaszego BodziaTenis wyciągnąłI żonka Jadzia

Kariery nie robiącPożegnał AmerykęGdzieś w PortugaliiSkasował brykę

szczodrze czerpiącego z życia jego dary, ale także odbierającego cięgi.Siłą napędową wszystkich jego poczynań było ryzyko i przemożna cieka-wość świata, zdominowana przez takie pasje jak Eros, hazard i sport. Prze-platając się wzajemnie w różnych okresach bujnego żywota miały one nie-wątpliwie duży wpływ na jego losy. I tak ze zgubnej równi pochyłej hazarduna prostą, wyciągnęły go żona i sport. Tej ostatniej pasji był zawsze wierny.I co ciekawe – jak wino im jest starszy tym lepszy, co skutkuje do dzisiajzdobywaniem laurów w licznych dyscyplinach sportowych, w swojej grupiewiekowej.Lektura książki jest ciekawa, czyta się ją łatwo i przyjemnie. Z kilku roz-działów na szczególne wyróżnienie zasługują: „Dzieciństwo i okres mło-dzieńczy” oraz „Good-bye USA”. W tym ostatnim, autor barwnie i suge-stywnie opisuje pożegnalny wojaż pp. Ostapowiczów przez południowo-wschodnie stany Ameryki. Te niemalże epickie opisy przyrody najpiękniej-szych zakątków kraju, przeplatane epizodami z historii i demograficznymidanymi oraz Polonikami, stwarzają wrażenie czytania bardzo ciekawegoturystycznego folderu. Prezentując czytelnikom te miejscami bardzo osobiste wynurzenia auto-ra, mamy nadzieję że zostaną przyjęte z zaciekawieniem i życzliwością.

Page 14: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

26 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 27

20 rocznica śmierci prof. Franciszka Wandokantego(1913-1985)

Dokładnie w rocznicę śmierci, tj. 13 grudnia, gronowychowanków Profesora i Jego Najbliższych złożyło nagrobie wiązankę kwiatów oraz uczestniczyło w okolicz-nościowej mszy św. w kościele przy ul. Bujwida, odpra-wionej przez ks. Orzechowskiego – legendarnego ka-znodzieję wrocławskiego środowiska akademickiego.

SylwetkiLekkoatletyka moja miłość

Dominik Sucheński – „Dżony”urodził się 8 września 1926 r. w Brod-nicy. Uczęszczał do szkoły po-wszechnej nr 1. Sportem zajął siępod wpływem starszego brata Jana,który pasjonował się lekkoatletyką ibył mistrzem Pomorza w skoku wdal, a także grał w piłkę nożną wprzedwojennej „Brodniczance”. Jakwiększość chłopców przygodę zesportem zaczął od kopania szma-cianki. Po latach Dominik wspomi-na: „Graliśmy w piłkę –szmaciankę,gdyż prawdziwa skórzana piłka byładroga, kosztowała 18 zł. Pierwsząprawdziwą piłkę przyniósł kolegaGienek Zajączkowski, którego oj-ciec miał garbarnię. To było dla naswielkie święto – prawdziwa piłka.” Jego przygoda z lekką atletykąrozpoczęła się jeszcze przed wojną.W roku 1938 zwyciężył w szkolnychzawodach w biegu na 60 m oraz zajął2-gie miejsce w skoku w dal.

Niezłe wyniki osiągał również w bar-dzo popularnej wówczas konkuren-cji – rzucie granatem.W sierpniu 1939 r. wyjeżdża do Nie-pokalanowa na egzamin do MałegoSeminarium Duchownego, gdzieczłonkiem komisji i gwardianem byłO. Maksymilian Kolbe. Wojna przerwała Dżonemu upra-wianie sportu. W roku 1941 rodzinaSucheńskich została wysiedlona doGeneralnej Guberni. Zamieszkali wLegionowie pod Warszawą. Tam da-lej młody Dominik grał w piłkę nożną,najpierw w drużynie juniorów, potemseniorów. Okazało się, że z piłkąnożną trzeba było skończyć, bo ry-zyko było za duże, a zawodnikomgroziło wywiezienie na roboty przy-musowe do Niemiec. Wówczas da-lej, po cichu trenował lekką atletykęi na nadwiślańskich piaskach w oko-licach Ciechanowa na zaimprowizo-wanej skoczni skakał ponad 6 me-trów. W tym czasie należał do taj-nego harcerstwa i był żołnierzemArmii Krajowej. Uczestniczył w Po-wstaniu Warszawskim.

„Nasza Słoneczna Uczelnia” ma dużą wartość dokumentarną. Obejmu-jąc lata 1945 – 2005 przynosi mnóstwo wiadomości do dziejów tej placówki,rysującej się nie tyle w ujęciu historiograficznym, ile w drobiazgach i szcze-gółach zapamiętanych po wielu latach przez absolwentów „staruszków”.Właśnie te drobiazgi są w zbiorze najważniejsze, tworzą historię żywą, taką,jaka została przez nich doświadczona. Charakterystyczne, że Wielka Hi-storia jest tu zaledwie dotykana, podawana w rozproszeniu i jak gdyby mi-mowolnie, ponieważ nad całym zbiorem panuje duch radosnej młodości,który kazał szkole nadać miano „Słonecznej Uczelni”... W całym dzielewyraźnie widać, że owe młodzieżowe nastroje znamienne są szczególniedla studentów wf-u. Podkreślano to wielokrotnie, przy każdej niemal okazji,w atmosferze szczęścia, że ukończyli właśnie AWF, a nie inną uczelnię. ...Jako studenci dwa razy do roku jeździli na obozy do Sierakowa, Olejni-cy, Karpacza, Zieleńca, na spływy kajakowe itd. „To dopiero było życie”Dopiszmy jeszcze zdanie uogólniające, chyba słuszne: „Większość stu-dentów uwielbia naszą Uczelnię właśnie dlatego, że są obozy. To one do-starczają tak wielu wrażeń i później przywołują miłe wspomnienia.”... Jeżelitak to wszystko zbierzemy, zauważymy wyraźnie różnicę między atrakcyj-nym życiem wuefiaków a szarzyzną dnia codziennego studentów innychkierunków, ślęczących nad dziesiątkami ksiąg w Ossolineum. ...Nasza Słoneczna Uczelnia przynosi przede wszystkim indywidualnezwierzenia poszczególnych absolwentów. W historię AWF-u wpisane zo-stały biografie setek osób, a ich dalsze losy stają się świadectwem promie-niowania zdobytej wiedzy. ... Tom wspomnień zapowiada się bardzo okazale zwłaszcza, gdy dotekstów będą dołączone zdjęcia. Uważam, że publikacja Naszej Słonecz-nej Uczelni zasługuje na hojne wsparcie finansowe odpowiednich władz.”

Prof. dr hab. Tadeusz ŻabskiUniwersytet Wrocławski

Page 15: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

28 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 29

W czasie studiów reprezentowałuczelnię na mistrzostwach Polski w1948 r. w Gdańsku, na których zajął3 miejsce w skoku w dal. W roku1950 wyrównuje rekord kraju na 100m z czasem 10,6 sekundy. Był towówczas czwarty wynik w Europie.Te pierwsze sukcesy powodują, że22-letni student SWF we Wrocławiuma pewne miejsce w kadrze Polski.Musi jednak zrezygnować z gry wpiłkę nożną w A-klasowej drużynie„Burzy” Wrocław, ponieważ otrzymu-je stypendium kadrowe z PZLA, którewynosiło wtedy 450 zł – równowar-tość zarobków asystenta na uczelni. Kończy studia w 1950 r. i podej-muje pracę w Wojewódzkim Ośrod-ku Szkolenia Sportowego we Wro-cławiu, gdzie pełni funkcję kierowni-ka wyszkolenia la. W roku 1953 bronipracy magisterskiej i obejmuje sta-nowisko adiunkta w macierzystejuczelni z pensją 1300 zł. Równocze-

śnie kończy karierę zawodniczą,chociaż w klubowej sztafecie Gwar-dii Wrocław biega jeszcze do 1957roku. Osobną kartę w życiu DominikaSucheńskiego stanowi udział w Let-nich Igrzyskach Olimpijskich w Hel-sinkach w 1952 roku. Na 100 m star-tował Emil Kiszka, a na 200 m Zdo-bysław Stawczyk. Ci dwaj zawodni-cy uzupełnieni przez Zygmunta Buh-la i Dominika Sucheńskiego stano-wili reprezentacyjną sztafetę 4 x 100m. Sztafeta w eliminacjach i w półfi-nale uzyskała czas 41,7, który dałPolakom 5. miejsce i niestety niezapewnił awansu do finału. Pan Do-minik do dziś wspomina pobyt w wio-sce olimpijskiej Otaniemi jako jednoz wspanialszych przeżyć w swojejkarierze zawodniczej. Największąsensacją olimpiady byli zawodnicyZSRR, którzy pierwszy raz braliudział w Igrzyskach Olimpijskich, ale

byli zakwaterowaniosobno i na wła-snym wikcie. Po zakończeniuwystępów w ka-drze, Dżony obokreprezentowaniaklubu jako zawod-nik, pracuje z mło-dzieżą. W GwardiiWrocław pełni jużod 1948 r. najpierwobowiązki instrukto-ra, później trenera,a w końcu trenerakoordynatora. Uzy-skuje też odpowied-

Po zakończeniu działań wojen-nych rodzice wraz z synami wrócilido Brodnicy. Bracia Sucheńscy za-częli grać w piłkę nożną w Harcer-skim Klubie Sportowym. Drużyna

rozgrywała spotkania z reprezen-tacją stacjonujących w Brodnicywojsk radzieckich oraz z reprezen-tacjami Jabłonowa, Rypina i Wą-brzeźna. Podczas pierwszych zawodów lek-koatletycznych po wyzwoleniu – 1maja 1945 r., Dominik Sucheńskijako reprezentant brodnickiego gim-nazjum wygrywa bieg na 100 m,skok w dal, pchnięcie kulą i rzut gra-natem. Na szersze wody wypływaw 1947 roku na zawodach szkół śred-nich w Toruniu, w których brali udziałzawodnicy z kadry Polski. W zawo-

dach tych w biegu, na 100 m poko-nał reprezentanta kraju GrzegorzaDuneckiego, a w skoku w dal zajął 2miejsce za innym kadrowiczem Zyg-muntem Buhlem. Jego idolem spor-

towym zawsze był Amerykanin Jes-se Owens, czterokrotny złoty meda-lista olimpijski z Berlina. W 1947 r., po ukończeniu brodnic-kiego gimnazjum Dominik Sucheń-ski zdał egzamin wstępny do Stu-dium Wychowania Fizycznego przyUniwersytecie Wrocławskim. W cza-sie prób sprawnościowych był naj-lepszym ze wszystkich zdającychw konkurencjach lekkoatletycznychi od razu został zapisany do AZS-su. Do dziś pan Dominik pamięta,że we Wrocławiu spotkał mistrzynięolimpijską Stanisławę Walasiewiczówną.

Reprezentacyjna sztafeta 4x100 metrów przedwyjazdem na olimpiadę w Helsinkach. Stoją od lewej: Emil

Kiszka, Dominik Sucheński, Zygmunt Buhl, ZdobysławStawczyk i Roman Budzynowski.

Pierwsza zmiana sztafety. Dominik Sucheńskiprzekazuje pałeczkę Zygmuntowi Buhlowi

Page 16: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

30 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 31

nie uprawnienia trenerskie. Od 1957 do 1969 roku trenuje polską kadrę lek-koatletów niesłyszących, doprowadzając zespół narodowy do czołowychmiejsc w świecie. Równolegle z tą pracą zdobywa uprawnienia sędziowskieklasy międzynarodowej, w której to dziedzinie zasłynął jako jeden z najlep-szych starterów w kraju. W tej roli bierze udział w największych imprezachlekkoatletycznych – Mistrzostwach Polski, Memoriale Janusza Kusociń-skiego oraz meczach międzypaństwowych Polski z USA, NRF, Anglią,ZSRR. W mistrzostwach Europy w Sztokholmie w 1958 r. bierze udział jakoobserwator. Na tych mistrzostwach Polacy odnieśli największy sukces whistorii lekkiej atletyki zdobywając 8 złotych medali. Od roku 1970 przenosi się wraz z żoną Barbarą i dwojgiem dzieci – córkąGabrielą i synem Grzegorzem do Brodnicy. W latach 1970 – 1985 pracujejako nauczyciel wychowania fizycznego w miejscowym LO, w którym przezpewien okres pełni funkcje wicedyrektora. Był również wizytatorem-meto-dykiem wf w kuratorium bydgoskim, a potem toruńskim. W 1985 roku prze-chodzi na emeryturę. Do dziś bierze czynny udział w życiu sportowymBrodnicy, pełniąc miedzy innymi funkcję honorowego startera na zawodach. Dominik Sucheński nadal prowadzi sportowy styl życia. Codziennie bie-ga, a w sezonie letnim pływa, najchętniej w jeziorze Sosno. Mówi o sobie:„ Sportowi zawdzięczam zdrowie oraz pewne cechy swojego charakteru:dyscyplinę, koleżeńskość, punktualność, słowność. W swoim życiu mia-łem trzy największe przeżycia: udział w Powstaniu Warszawskim, półfinałolimpijski oraz spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Porażki? Nocóż, zdarzały się, ale nie przejmowałem się nimi, ponieważ uprawianie sportutraktowałem jako przyjemność.” W uznaniu zasług i osiągnięć zawodowych i społecznych otrzymał wielewyróżnień, odznaczeń i medali. Młodym, garnącym się do sportu, Dominik Sucheński chciałby powie-dzieć, że oprócz talentu podstawą sukcesów jest uczciwa, solidna i syste-matyczna praca.

Postscriptum:

Dominik Sucheński wsparł finansowo wydaną sumptem Urzędu Miejskiegow Brodnicy książkę: „Z historii brodnickiego sportu”, z której przedrukowali-śmy powyższą prezentację Jego sylwetki.

Ku pamięci Janka ŚliwkiDzięki rodzinie Państwa Śliwków zrodziła się moja sportowa pasja

Okres oleśnicki Po wojnie, wraz z rodzicami, zamieszkałem we wsi Wabienice koło Ole-śnicy, gdzie moja mama objęła funkcję kierowniczki szkoły podstawowej. Zuwagi na to, że nie za bardzo przykładałem się do nauki w 1949 r. zostałemprzeniesiony do 5 klasy Szkoły Podstawowej i Liceum w Oleśnicy. Zamiesz-kałem na stancji u bliskich znajomych moich rodziców – państwa Śliwków.Byli to wspaniali ludzie. Pani Maria czuła, opiekuńcza, nad wyraz troskliwa,a przy tym wymagająca porządku, punktualności i nie znosząca kłamstwa.Pan Andrzej był mężczyzną słusznej postury, nie znoszącym sprzeciwu,surowym i bardzo wymagającym, a przy tym wszystkim gołębiego serca –taki, jak opisany przez Makuszyńskiego w „Bezgrzesznych latach” Jan Ka-sprowicz. „Kark byka, spojrzenie dziecka” Jeśli ktoś twierdzi, że nie możnaobcych ludzi pokochać tak jak swoich rodziców, to się myli. Państwo Śliwkowie mieli troje dzieci. Stasia i Józek wyfrunęli już do Wro-cławia, gdzie studiowali, pracowali i uprawiali różne sporty. Stasia siatków-kę, lekkoatletykę, tenis stołowy, a Józek siatkówkę i piłkę ręczną. Wszyst-ko na poziomie I ligi i reprezentacji kraju. Ja mieszkałem i wychowywałem się w Oleśnicy w towarzystwie i na wzór

Od lewej: Zbyszek Gorczyński, Janek Śłiwka, JacekDolecki, Zbyszek Winnicki, Marian Dąbrowski

Page 17: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

32 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 33

Janka, najmłodszego z rodzeństwa, który był chyba o 5 lat starszy odemnie i był w tym czasie w 10 klasie liceum. Atmosfera w domu Śliwkówbyła na wskroś sportowa. Sport był tam zawsze bardzo ważny – w rozmo-wach, planach, wspomnieniach. Oczywiście poza nauką, która była naj-ważniejsza. Pokój, w którym mieszkałem wraz z Jankiem był obwieszony dyploma-mi, medalami i zastawiony pucharami. Wszystkie te trofea były obiektemszczególnego mojego zainteresowania i podziwu, a także treścią moichmarzeń. Janek pasjonował się siatkówką. Już wtedy był najlepszym siatkarzemnie tylko w naszej szkole, ale również w klubie „Kolejarz” w Oleśnicy, któ-rym zaczynał swoją karierę zawodniczą. Czasem grywał też, ale tylko przy-jemnościowo, w piłkę nożną. W zawodach szkolnych z powodzeniem star-tował w lekkiej atletyce – w skoku wzwyż i w pchnięciu kulą. Biegać nielubił. Pamiętam, że kilka lat później, kiedy ja trenowałem biegi średnie,wiele razy dziwił się, że chce mi się tak biegać. Siatkówka zawładnęła Jankiem całkowicie. Prowadził systematycznie ibardzo skrupulatnie dzienniczek swoich treningów i meczów. Zapisywał wnim wszystkie swoje spostrzeżenia – kto był obecny, kto jak grał, kto kogozmieniał na boisku itd. Myślę, że korzystał z tych doświadczeń kiedy jużbył trenerem „Gwardii”. W latach 50-tych, sport był czysto amatorski i jak wielu pamięta, upra-wiało się go dla przyjemności i własnej satysfakcji. W Oleśnicy, latem tre-ningi siatkówki odbywały się na stadionie miejskim, który był oddalony odnaszego domu o jakieś 30 – 40 minut drogi.. Trzeba było iść przez całemiasto, tam i z powrotem nieść piłki i siatkę, co ja wykonywałem z wielkąradością i dumą. Za to mogłem uczestniczyć (przynajmniej duchowo) wkażdym treningu. Chodziłem za darmo na mecze i byłem traktowany przezstarszych zawodników jak członek drużyny. Przypomniał mi się taki drobny epizod z naszego życia sportowego, cha-rakteryzujący tamte czasy. Piłki były skórzane, bardzo ciężkie, z dętką isznurowane. Kiedyś, wiosną 1950 roku, brat Janka – Józek przywiózł zWrocławia zupełnie inną piłkę do siatkówki. Była gładka, pompowana przezwentyl, tak jak dzisiaj. Była to tak zwana „węgierka”. Ponieważ nie byłemdla Janka partnerem do siatkówki, więc poszliśmy na łąkę „trochę sobiepokopać.” Gdy zobaczył to wracający z miasta Józek, awantura była strasz-na. „Piłka do siatkówki, a jeszcze taka, to święta rzecz, nie wolno jej ko-pać” – krzyczał. Janek, jak zwykle w takich przypadkach, całą winę wziąłna siebie. Z treningów siatkówki wracaliśmy do domu przez park, gdzie było dzikieboisko do siatkówki, na którym grywali różni siatkarze, również starsi ucznio-

wie naszego liceum. Obok była rozlewnia oranżady. Janek rozgrywał z nimimecze, sam przeciwko sześciu, o skrzynkę oranżady. Oczywiście po me-czu oranżadę pili wszyscy, ale płacił przegrywający. Nigdy nie widziałemżeby płacił Janek. Często wypowiadano mu rewanż i wtedy już mógł wziąćmnie do pomocy jako drugiego gracza. Moja pomoc polegała na tym, żemiałem podbijać piłkę byle jak, aby tylko do góry. Najczęściej radził sobiesam, gdyż mógł odbijać trzy razy, a bronił wręcz nieprawdopodobne piłki.Po latach, patrząc na Jego zawodniczą grę w „Gwardii” wiedziałem dlacze-go był „królem pola”. Któregoś dnia, po meczu o oranżadę, wygadaliśmy się przed ojcem Jan-ka, że gramy o takie zakłady. Ojciec zapytał ostro Janka skąd bierze pie-niądze na oranżadę, jak przegrywa?Janek odpowiedział, że nie potrzebuje pieniędzy, bo zawsze wygrywa. Aojciec na to: „to nie jest uczciwe zakładać się o coś, jeżeli z góry wiesz, żewygrasz.” Pamiętam tę naukę po dziś dzień i nikt nie musiał mnie do niejprzekonywać. Taka była rodzina Śliwków.Okres wrocławski W roku 1951 Janek zdał maturę i wyjechał do Wrocławia, gdzie zacząłgrać w siatkówkę w „Gwardii” i podjął studia na WSWF-ie, a także praco-wał. Zaczął się czas wyjazdów rodzinnych na mecze do Wrocławia. Pań-stwo Śliwkowie wraz ze mną jechali w sobotę na mecz, na noc wracali doOleśnicy i w niedzielę przyjeżdżali na rewanż. Ja na ogół nocowałem weWrocławiu w mieszkaniu przy ul. Komuny Paryskiej, gdzie mieszkali: Ja-nek, Józek i Stasia, a także inni siatkarze, którzy nie mieli gdzie się zatrzy-mać. Odbywały się tam analizy gry po odbytym meczu i narady wojenneprzed rewanżem. Poznałem tam wielu czołowych polskich siatkarzy, a mię-dzy innymi wspaniałego i doskonałego sportowca Zenka Kurpiosa, później-szego męża Stasi. Jeden z wyjazdów, na jakiś bardzo ważny mecz, odbył się w bardzo dziw-nych, wręcz dramatycznych okolicznościach. Pani Maria Śliwkowa leżaław szpitalu w Oleśnicy. Nie było mowy o wcześniejszym wypisaniu jej dodomu. W sobotę po południu pojechaliśmy pod szpital taksówką, pan Śliw-ka w wiadomy tylko sobie sposób „wykradł” małżonkę i pojechaliśmy namecz do Wrocławia. Po meczu odstawił żonę do szpitala, a w niedzielępowtórzył wszystko jeszcze raz i w ten sposób pani Maria była na obuważnych meczach – chyba z „Legią”. Na pewno starsi kibice, a szczegól-nie siatkarze pamiętają pana Śliwkę, który z narożnika balkonu hali „Gwar-dii” głośniej niż pozostała część widowni dopingował naszych siatkarzy, atakże często krytykował decyzje sędziów, wykrzykując odważnie co myślio ich sędziowaniu. Był bardzo barwną postacią każdego meczu.

Page 18: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

34 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 35

Zbigniew Suprun belfrem roku 2005

Miło jest nam donieść, że zaszczyt-ny tytuł BELFRA ROKU 2005 wśródnauczycieli wychowania fizycznegoWrocławia zdobył mgr ZBIGNIEW SU-PRUN – nauczyciel Szkoły Podsta-wowej Nr 74. Ten przyznany po raz drugi tytuł trafiłdo jednego z najbardziej zasłużonychnauczycieli naszego miasta, któryswoją miłość do sportu (sam kiedyśz powodzeniem uprawiał lekką atle-

tykę) potrafił zaszczepić swoim uczniom. Szkoła, w której uczy może odwielu lat poszczycić się wieloma sukcesami między innymi w lekkiej atle-tyce, piłce ręcznej i koszykówce. Nie to jednak wydaje się być przewodnimmottem działania BELFRA ROKU 2005. Najważniejsze jest pokazanie war-tości, jakie niesie ze sobą „ sportowanie się „ – moda na zdrowy styl życia,obecna za sprawą działań laureata wśród uczniów Szkoły Podstawowej Nr74, szczególnie, że jest to szkoła umiejscowiona w specyficznym, określa-nym jako „trudny” , rejonie Wrocławia. Zarząd Wrocławskiego Szkolnego Związku Sportowego wytypowałwcześniej na podstawie głosów ze szkół czwórkę nominowanych wbieżącym roku do tytułu BELFRA ROKU. Byli to oprócz laureata także:1. Danuta Pasikowska - nauczyciel i dyrektor ds. sportu Zespołu Szkół Nr 42. Zbigniew Stankiewicz - nauczyciel i dyrektor ds. sportu Szkoły Pod-stawowej Nr 45

Jak stałem się sportowcem. Mając 15 lat zacząłem uprawiać lekkoatletykę, biegi średnie. To, co wmojej mało usportowionej rodzinie było jakimś dziwadłem, to w rodzinieŚliwków było normalką. Tam przecież każdy zajmował się jakimś sportemi nie wyobrażano sobie, żeby było inaczej. Od momentu podjęcia trenin-gów zaczęto traktować mnie o wiele poważniej, jak sportowego partnera.Wszyscy śledzili moją młodzieńczą karierę sportową, służyli radami i prze-żywali moje sukcesy i porażki. Mobilizowało to mnie do osiągania corazlepszych wyników, przede wszystkim aby nie zawieść tak zacnej sporto-wej rodziny, której poczułem się pełnowartościowym członkiem. Tak zro-dziła się moja życiowa sportowa pasja. Po zdaniu matury i następnie ukończeniu w 1961 roku studiów na WSWF-ie znów dobry los połączył mnie z Jankiem, gdyż rozpocząłem pracę w tejsamej co On instytucji. Janek był tam wysoko cenionym ekspertem oddaktyloskopii. Pracowaliśmy w różnych wydziałach a spotykaliśmy się nawszelkiego rodzaju rozgrywkach i imprezach sportowych. Graliśmy prze-ciwko sobie w piłkę nożną, siatkówkę, ping-ponga, tenisa. Na ogół drużynaJanka była górą. Cieszył się ogromną charyzmą wśród kolegów z drużynyi potrafił wykrzesać z przeciętniaków nadzwyczajną sprawność sportową.Był w tych sprawach perfekcjonistą, wszystko robił z niebywałym nerwem,dawał z siebie wszystko i tego wymagał tego od innych. Był wyrozumiałydla „czystych amatorów”, ale nie znosił bylejakości w sporcie zawodniczym. Lubiłem te spotkania na boisku z Jankiem, bo mimo, że graliśmy w prze-ciwnych drużynach, to zawsze miał cenne rady nie tylko dla swoich, ale idla przeciwników. Robił to dla dobra samej gry, „dla sportu”. Miłość do spor-tu wykazywał przez całe życie, do samego końca. Ta cecha nie wygasła wnim nigdy, mimo upływu lat i odejścia od wyczynu. Lubiłem także odwiedzać Janka w Jego miejscu pracy, gdzie zawszemiał czas mnie wysłuchać, ze zrozumieniem odnieść się do moich proble-mów zawodowych i osobistych, a także rodzinnych. Wypowiadał swojezdanie, ale niczego nie narzucał. Miał jedną cechę, której nie znajduję usiebie. Wyznawał jakąś chyba staro indiańską zasadę, że mężczyzna niepowinien zbytnio okazywać swoich uczuć i afektów. Wyraził to kiedyś na-wet na piśmie wpisując mi się do pamiętnika: „W ustach jest otwór duszy,najdroższe balsamy szybko wietrzeją, gdy je często otwieramy.” Od prawie 20 lat mieszkam w Warszawie i przez to nasz kontakt sięurwał. Widzieliśmy się ostatni raz w Oleśnicy w 1992 roku na zjeździeabsolwentów naszego liceum. Janek jak zwykle był pełen werwy i humoru,swoim zwyczajem wiele dowcipkował. Nie przypuszczałem, że widzimysię ostatni raz. Kilka lat temu ze smutkiem dowiedziałem się, że Janek nieżyje. Był to dla mnie ogromny cios i zaskoczenie i do dzisiaj trudno mi się

z tą myślą oswoić. Znamienne, że o śmierci Janka dowiedziałem się od mojego przyjacielaRomka Ronczewskiego, brata naszej absolwentki Iwony Ronczewskiej, byłejrekordzistki Polski w skoku wzwyż. Teraz tylko przypadkowo spotykam się z siostrą Janka – Stasią, gdyodwiedzamy grobowiec Zenka Kurpiosa na Grabiszynku, gdzie leży kwiatwrocławskiej, a także i polskiej siatkówki:Józek Śliwka, Marysia – jego żona (olimpijka), Zenek Kurpios – mąż Stasii Janek Śliwka. Te moje wspomnienia dedykuję Stasi Śliwkównie-Kurpiosowej, jedynejżyjącej z przezacnego grona sportowego Rodu Śliwków

Jacek Dolecki – absolwent 1961 r.

Page 19: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

36 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 37

kim świąteczne upominki w postaci ozdobnej świecy i gustownego okolicz-nościowego kalendarzyka na 2006 rok. Na część artystyczną spotkania niezawodny Henio Nawara przygotowałniespodziankę. Mianowicie mini recital fortepianowy w wykonaniu 10 letnie-go artysty Sławomira Krysa, brata aktualnego studenta naszej uczelni. Tenmłodociany wirtuoz zachwycił słuchaczy jakże dojrzałym wykonaniem utwo-rów klasyków Mozarta, Beethovena i naszego rodzimego Fryderyka Chopi-na. Nie był to debiut utalentowanego wykonawcy. Będąc laureatem szeregunagród i wyróżnień ma już on na swym koncie szereg recitali i koncertów.Jego wystąpienie seniorzy nagrodzili rzęsistymi oklaskami wyrażając opi-nię, że ten tak utalentowany młodzik odpowiednio prowadzony ma przedsobą wielką artystyczną przyszłość. W dalszej części spotkania seniorzy rozmawiali już nieformalnie w ma-łych grupkach wspominając wspólnie przeżyte na uczelni lata. Częstowalisię przygotowanymi napojami i pysznym ciastem. Mimo podeszłego wiekuniektórych nikt nie kwękał i nie uskarżał się na dolegliwości zdrowotne. Ci,krzepcy jeszcze wuefiacy promieniowali swadą i humorem. Wszyscy bezwyjątku cieszyli się ze spotkania za niecały rok na uroczystościach jubile-uszowych Uczelni i szampańską zabawę na balu w Hali Ludowej. Wreszcie spotkanie to przebiegające w miłej rodzinnej atmosferze dobie-gło końca, a uczestnicy opuszczając urokliwy lokal p. Placka wyrażaliwdzięczność władzom Uczelni za pamięć o nich – weteranach. Byli teżzgodni, co do potrzeby kontynuacji takich spotkań. Naszym czytelnikom dla przypomnienia im ich nauczycieli i wychowaw-ców zamieszczamy imienną listę obecnych na spotkaniu osób.

Nauczyciele akademiccy:Bober TadeuszBuła BolesławChodemicka JadwigaFecica DanielGrabowska MariaJaskólski EwarystJezierski RyszardJonkisz JulianKaczyński AntoniKrizar TadeuszMaksymowicz StanisławNaglak ZbigniewNawara HenrykRainczak Adam

Schwarzer ZbigniewSłupik BolesławStańkowska KarmenaWładyka Kazimierz

Pracownicy administracji:Kita WeronikaKowalski HenrykRudnicka JaninaMuźnierowska GrażynaPytlewska Zofia

Antoni Kaczyński

3. Wojciech Burzyński - nauczyciel Liceum Ogólnokształcącego Nr XI Nasz wybór poddaliśmy pod osąd internautów. Miło jest nam donieść, żeWasze zdanie pokryło się z opinią Zarządu WSZS i tytuł trafił do rąk laure-ata, który był także naszym faworytem. Oprócz figurki Oscara Zbigniew Suprun otrzymał nagrodę w postaci bonuna zakup sprzętu sportowego w kwocie 2.000 zł ufundowany przez SklepSportowy DECATHLON Bielany Wrocławskie i Wrocławski Szkolny Zwią-zek Sportowy. Także pozostali nominowani otrzymali upominki pocieszenia w postaciubiorów sportowych ufundowane przez VEGA Europe i Wrocławski Szkol-ny Związek Sportowy.Jeszcze raz gratulujemy laureatom i dziękujemy sponsorom nagród!

Z życia UczelniOpłatkowe spotkanie J.M.Rektora z seniorami

W dniu 19 grudnia ubiegłego roku w gościnnym lokalu Klubu Muzyki iLiteratury u p. Placka J.M. Rektor spotkał się z seniorami, emerytowanymi

pracownikami naukowymi iadministracji, aby przełamaćsię tradycyjnym opłatkiemprzed nadchodzącymi świę-tami Bożego Narodzenia.J.M. Rektor Tadeusz Kosz-czyc witając serdecznie jaksię wyraził dostojne gronoswoich wychowawców i za-razem przyjaciół zaprosiłwszystkich do wspólnego jakzwykle u p. Placka oryginal-nie udekorowanego stołu.Następnie podzielił się z ze-branymi opłatkiem, życzącwszystkim zdrowia i podtrzy-mywania więzi ze swojąAlma Mater. Wznosząc zaś

toast lamką szampana złożył życzenia wszelkiej pomyślności w nadcho-dzącym tak ważnym dla Uczelni roku 2006, w którym ma nadzieję wspólniew tym gronie obchodzić jubileusz Jej 60-lecia. Następnie wręczył wszyst-

Noworoczny toast

foto

: N

awar

a

Page 20: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

38 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 39

60 lat Nauki Polskiej we Wrocławiu(przedruk z Życie Akademickiego)

15 listopada 2005 roku śro-dowisko naukowe Wrocławiaobchodziło jubileusz 60-leciaNauki Polskiej we Wrocławiu.Z tej okazji przedstawicieleuczelni wrocławskich spotkalisię rano przed pomnikiem Mar-tyrologii Profesorów Lwow-skich, aby złożyć tam trady-cyjnie – jak co roku – wieńce iwiązanki kwiatów. Naszą

Who is who - czyli o patronatach "naszych ulic"Ignacy Jan Paderewski (1860-1941)

Pianista, kompozytor, polityk i działacz społecz-ny. Studia pianistyczne odbył w Wiedniu, gdzie za-debiutował w 1887 roku. Koncertując na obu półku-lach zyskał sławę jednego z najwybitniejszych piani-stów świata. Jako kompozytor ma na swym koncie:operę Manru, symfonię h-mol, koncert fortepianowya-moll, Fantazję Polską na fortepian i orkiestrę orazszereg innych utworów fortepianowych. W 1913 rokuosiadł w USA. Był doktorem h.c. wielu uniweersyte-tów polskich i zagranicznych. Działalność społecznąi polityczną rozpoczął przed I wojną światową podej-

mując akcję na rzecz niepodległości Polski głównie w USA. Po wybuchuwojny w 1914 roku był współzałożycielem wraz z H. Sienkiewiczem Komi-tetu Pomocy Ofiarom Wojny w Veren i Polish Relief Found w Londynie. Wlatach 1917-18 został przedstawicielem paryskiego Komitetu NarodowegoPolski w USA..W roku 1918 wrócił do kraju a w 1919 został premieremrządu i ministrem spraw zagranicznych. Jako przedstawiciel Polski podpi-sał w tymże roku wersalski traktat pokoju a w latach 1920-21 był delegatemkraju przy Lidze Narodów. Zrażony do polityki wrócił do USA gdzie kontynu-ował swą działalność artystyczną odnosząc wiele sukcesów. Po wybuchuII wojny światowej stanął na czele emigracyjnej Rady Narodowej w Paryżu.Zmarł w 1941 roku w USA. W roku 1992 sprowadzono jego prochy do kate-dry św. Jana w Warszawie.

Uczelnię reprezentował JM Rektor prof. Tadeusz Koszczyc wraz z prof. J.Migasiewiczem – prorektorem ds. studenckich i sportu akademickiego, zprof. Z. Ignasiak – dziekanem Wydziału Wychowania Fizycznego oraz zBartłomiejem Kubiczem – przewodniczącym Samorządu Studenckiego.

VIII Międzynarodowa Konferencja Naukowa(przedruk z Życie Akademickiego)

W ramach uroczystości jubileuszowych 60-lecia naszej uczelni w dniach19–20 października br. pracownicy Katedry Zespołowych Gier SportowychAWF we Wrocławiu, przy współudziale Międzynarodowego TowarzystwaNaukowego Gier Sportowych z siedzibą we Wrocławiu, zorganizowali VIIIMiędzynarodową Konferencję Naukową "Dydaktyka sportu w świetle współ-czesnych potrzeb edukacyjnych". W skład Komitetu Naukowego Konferen-cji weszło 17 profesorów z Polski, Ukrainy, Litwy i Rosji.Uroczystego otwarcia Konferencji dokonał JM Rektor AWF – prof. TadeuszKoszczyc, znany również jako specjalista z zakresu wielopodmiotowychgier z piłką.

Odliczamy czas do ZjazduZ życia Organizacji

Dostojne grono

foto

: Naw

ara

Page 21: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

40 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 41

Nr* L L L L Wpłata* L L LLLL

Zjazd Absolwentów 16.09.2006r.Karta zgłoszenia

Rok ukończenia studiów ..............Nazwisko ... ...... ..... ...... ...... ..... ...... ...Imię . .... ... .... ... .... .... ... .... ... .... ... .... ..Nazwisko panieńskie ...........................ADRES:

. . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . .ulica, nr domu i mieszkania

. . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . . . .. . . .. . . .. . .kod, miasto

Kraj gdy zamieszkujesz za granicą ....................E-mail: .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .Kierunek studiów .. .. . . .. . . . .. . . .. . . . .. . . .. . .Tryb studiów: dzienny zaoczny

PRZYJAZDY I NOCLEGI:Proszę o przysłanie informacji o zakwaterowaniu: tak nie

Koszt uczestnictwa (pamiątki, akademia, bal) 200złKoszt uczestnictwa małżeństw wuefiackich (oboje po AWF) 300złOpłaty należy wpłacać na konto: 52 1020 5242 0000 2902 0114 0680Stowarzyszenie Absolwentówul. Paderewskiego 3551-612 WrocławZ dopiskiem: 60-lecieUWAGA!Wpłaty należy dokonać do 30 czerwca 2006r.Wpłata po powyższym terminiewynosić będzie o 50zł więcej.

Info:www.awf .wroc.pl/absolwenciRyszard Jezierski tel. kom. 605062211Krzysztof Słonina tel. kom. 602430014e-mail: [email protected]

* wypełnia organizator

Page 22: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

42 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 43

Honorowa lista sponsorów od roku 2005Rok 2005 dyplom złotyindywidualne Leszek Dębicki

Jerzy BaranowskiRok 2005 dyplom srebrnyindywidualne Halina, Grzegorz Adamscy

Albin CzechZdzisław DrobniewskiJerzy Baranowski

Rok 2005 dyplom brązowyindywidualne Józef Kopeć

Jerzy BaranowskiEdward ChylaRoman ProszowskiCenia Wieszczak

Rok 2006 dyplom srebrnyindywidualne Adam StockiRok 2006 dyplom brązowyindywidualne Józef Kopeć

Program obchodów 60-lecia Akademii WychowaniaFizycznego we Wrocławiu

15 września 2006 r. (piątek)10.00-13.00 - Konferencje - Spotkania w Katedrach i Zakładach

13.00-15.00 - Zwiedzanie Uczelni - Centrum Historii, Katedry, Zakłady, wystawy

16.00- - Spotkania koleżeńskie organizowane przez Roczniki

16 września 2006 r. (sobota)7.30 - Msza św. w Katedrze Wrocławskiej poświęcona pamięci zmarłychwykładowców i absolwentów

9.00-10.00 - Wyjazd na cmentarze na groby profesorów i kolegów - Spotkania Roczników - Zwiedzanie Uczelni

9.45 - Uroczyste otwarcie nowej Hali Sportowej przy ul. Paderewskiego

11.00- - Uroczyste posiedzenie Senatu (Akademia) w Hali Ludowej14.00- - Spotkanie władz Uczelni z pionierami, pierwszymi wykładowcami iseniorami

14.30-16.00 - Zwiedzanie Uczelni - Centrum Historii, Katedry, Zakłady, wystawy

16.00- - Okolicznościowe imprezy rekreacyjno-sportowe

20.00 - Bal w Hali Ludowej (20.30 - Uroczysty polonez)

Honorowy sponsoring

Stowarzyszenie Absolwentów AWFapeluje o wspieranie finansowe

działalności statutowej

klasy sponsorów osoby prywatne instytucje brązowa 100 PLN 300 PLN srebrna 300 PLN 600 PLN złota 500 PLN 1000 PLN

Sponsorzy otrzymają honorowy dyplom a ich nazwiska (za zgodą) będąumieszczone w Biuletynie. Wpłacać można na konto: 52 1020 5242 0000

2902 0114 0680 lub w sekretariacie podczas dyżurów lub w klubie naspecjalnych spotkaniach wtorkowych.

Sprostowanie Kolega Eugeniusz Rolewski ma prawo do tytułu złotego sponsora za rok2004. Przez pomyłkę, w Biuletynach nr, nr 31 – 34, figurował w spisie srebrnychsponsorów, za co gorąco przepraszamy i jeszcze raz dziękujemy za ten wspania-ły gest na rzecz Stowarzyszenia. Prezes-Ryszard Jezierski

Page 23: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

44 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 45

Spotkanie opłatkowe W kalendarzu spotkań Stowarzyszenia grudniowe spotkanie opłatkowema już swoje stałe miejsce. Czas zbliżających się Świąt Bożego Narodze-nia niósł ze sobą otaczający miasto i ludzi odświętny nastrój. I w tym na-stroju, 14 grudnia 2005 roku, gościnny Dwór Polski przygotował stałe miej-sce spotkań – swoją kawiarnię na pierwszym piętrze. Wchodzących gości

witali w niezwykle efek-townych strojach góra-le z Zieleńca – samPan Prezes AdamDziąsko, Maria Zaczyki Wojtek Wącior. Pre-zes Ryszard Jezierskiwszystkim przybyłym,a spotkaliśmy się zno-wu w gronie 120 osób,przekazał świąteczneżyczenia, po którychnastąpiło dzielenie sięopłatkiem i składanie

sobie wzajem życzeń szczęścia, radości, spokoju, wytrwałości i wszelkiejpomyślności oraz by nadchodzący 2006 rok stał się czasem spełnienia

pragnień i realizacji wszelkich planów. Po skonsumowaniu śledzików, barsz-czyku i pierogów z kapustą niewielka gru-pa wokalna – z Krysią Stachowską, EląJezierską i Ryśkiem Jezierskim przyakompaniamencie niezawodnego organi-sty kol.Romana Wajlera starała się roz-śpiewać kolędami opłatkowych gości, aleniewielu z nich do kolędujących dołączy-ło. Wiadomo – nie chcieli stracić głosówprzed styczniowym wieczorem kolęd, naktóry zaprosił zebranych Władek Kopyśod lat niezawodny sponsor noworocznejlampki szampana.

Halina Jezierska

Styczniowy wieczór kolęd Tegoroczne śpiewanie kolęd zainicjowane ubiegłego roku przez WładkaKopysia zgodnie z życzeniami ogółu stało się już mocną pozycją w rocz-nym kalendarzu naszych spotkań. Tym razem wieczór kolęd w dniu 18 stycznia br odbył się nieco w innejkonwencji, zdominowany przez występ parafialnego chóru prowadzonego

przez Romka Wajlera przy ko-ściele na Muchoborze, gdziejest on tam organistą. Zapro-szony na spotkanie kilkunasto-osobowy mieszany zespół wo-kalny z miejsca podbił sercasłuchaczy. Liczne zgromadzone gronokoleżanek i kolegów oraz mi-łych gości wylewnie powitałprezes Stowarzyszenia RysioJezierski a wznosząc nowo-roczny toast szampanem ufun-

dowanym tradycyjnie z tej okazji przez Władka – inicjatora imprezy, życzyłzebranym wszelkiej pomyślności w tym tak ważnym dla nas wuefiakówroku 2006 - roku 60-lecia powstania Uczelni. Usytuowany przy białym fortepianie chór, posłuszny batucie dyrygentarozpoczął swój recital kolęd. Szumnydotąd gwar rozmów zgromadzonegona sali koleżeństwa zwolna wyciszałsię. Urzeczeni słuchacze chłonęli zna-ne od dzieciństwa swojskie melodie isłowa kolęd oraz rzadziej słyszanycha nawet nieznanych pastorałek. Niekiedy maestro odkładał batutę isam zasiadał za klawiaturą, wtedyzebrani w lot podchwytywali melodie isala rozbrzmiewała zwielokrotnionymakordem głosów. Śpiewano kolędy: „Wśród nocnej ciszy”, „Bóg się rodzi,Lulajże Jezuniu” i wiele innych. Wokalny, świąteczny nastrój udzielił sięwszystkim. Śpiewano ochoczo, gorąco zachęcani osobistym przykłademprezesa, który spontanicznie wcielał się wtedy w rolę dyrygenta. W nielicznych przerwach od „kolędowania” krzepiono się kawą, herbatą ijak to zwykle bywa żywiołowo gaworzono. W którymś momencie prezesuciszając rozgadane towarzystwo zapowiedział niespodziankę przygoto-

„Baca” J. Dziąsko z „VIP-ami”

Chór Romka Wajlera

Maestro przy fortepianie

foto

: S

łoni

u

foto

: S

łoni

u

Page 24: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

46 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 47

Wspomnień czarOd Redakcji Otrzymaliśmy od Staszka Paszkowskiego obszerny materiał jego wspomnień, które wdużym skrócie publikujemy na naszych łamach w dwóch odcinkach. Całość w tym okrespowojenny w Szczecinie autor wzorem swego kolegi z rocznika B. Ostapowiczaprzygotowuje do druku w formie książkowej.

Opowieść Kresowiaka

Wojna w oczach dziecka Działo się to przed drugą wojną światową, w Rzęśnie Polskiej, obecniepółnocno-zachodnie krańce wielkiego Lwowa. Tu urodziłem się jako drugisyn. Tam zostałem ochrzczony, śpiewałem też w chórze kościelnym. Pa-mięcią sięgam do lata 1939 roku. W każdą niedzielę mama gotowała rosół, ojciec wracał z kościoła i kładłsię na poduchach w poprzek łóżka, czytając „Rycerzyka Niepokalanej”. W pogodne przedpołudnie, w niedzielę 1 września 1939 roku zaskoczyłynas naloty bombowców niemieckich. Wybuch bomby. Wspaniałe, fascynu-jące widowisko. Oślepiający błysk. Patrzyliśmy, jak wylatują w górę belki,meble i inne przedmioty. Lament, jakieś „Jezus Maria” i padaliśmy na zie-mię, bo po sekundach przychodził podmuch i niesamowity huk. Nie rozu-mieliśmy jako dzieci ogromu tragedii, jakich przyszło doznawać naszemupokoleniu. Lwów został zbombardowany, rozpoczęła się Druga Wojna Świa-towa.Okupacja sewiecka We wrześniu do Lwowa wkroczyli „Moskale” - żołnierze Armii Czerwonejrozpoznawani po charakterystycznych czapkach ze szpicem. Jakiś oddziałrozlokował się w stodole dziadka. Mieszkaliśmy wtedy w kurnej chacie. Przez środek przebiegała sień, pojej lewej stronie była nasza izba, po prawej mieszkała babcia z trzemacórkami, siostrami mojego ojca. Najstarsza, Mania byłą już zamężna, miesz-kała nieopodal. „Artystyczny” bałagan panował w jej mieszkaniu, stos ksią-żek, byłem tam częstym gościem. Szybko nauczyłem się czytać, nikt mi nie pomagał, a że mój chorującybrat pozostał drugi rok w pierwszej klasie, rozpoczęliśmy wspólnie eduka-cję szkolną w drugiej klasie. Na „egzaminie” napisałem zdanie: „Rzeka pły-nie szeroko” i odpowiadałem coś z tabliczki mnożenia. Pierwsze świadec-two ukończenia klasy otrzymałem po zaliczeniu czwartej klasy. W progra-mie, oprócz rachunków, przyrody, geografii, śpiewu i rysunków były trzyjęzyki: polski, ukraiński i rosyjski. Otrzymałem wszystkie oceny „celują-

ApelCzy zapłaciłeś już składkę członkowską za 2006 rok?

Droga Koleżanko i Kolego – być może, że w ferworze karnawało-wych szaleństw umknął Ci fakt, że wraz z Nowym Rokiem wypada Ci za-cieśnić swoją więź ze Stowarzyszeniem Absolwentów poprzez wpłacenieskładki rocznej. Uprzejmie przypominając Ci o tym radzimy nie zwlekaj iwysupłaj może z niezbyt zasobnej kiesy ale przecież skromną kwotę 20zł.Wypełnij przekaz pocztowy i prześlij na nasze konto (str. 2) albo zapłaćosobiście w lokalu Stowarzyszenia przy ul. Paderewskiego 35 (Stadion Olim-pijski) w dniach dyżurów – każdy wtorek w godzinach 12-14. Rok bieżący z uwagi na Jubileusz 60-lecia jest dla nas rokiem zwiększo-nych wydatków. M.in. planujemy druk specjalnego wydania Biuletynu Ab-solwenta, który otrzymasz na Zjeździe w zestawie upominkowym. To wszystko kosztuje, a nie dopuścicie chyba do tego, abyśmy wpadli wzadłużenia lub z racji niewypłacalności ogłosili upadłość. Egzystujemy prze-cież tylko dzięki Waszym składkom i hojności sponsorów. Mamy nadzieję,że spotkamy się ze zrozumieniem. Nie zawiedźcie!

Zarząd Stowarzyszenia

waną na tę okoliczność przez ambit-nego maestro i jego zespół, a miano-wicie wykonanie monumentalnegoutworu chóralnego z opery NabuccoGiuseppe Verdiego. Wyciszeni zebraniw skupieniu wysłuchali epokowegodzieła włoskiego mistrza w znakomi-tej interpretacji chóru Romana, nagra-dzając dyrygenta i wykonawców burz-liwymi oklaskami. Zebrani wdzięczni

Romkowi za wzbogacenie naszego wieczoru taką perełką wyrazili niepłonnąnadzieję na następne spotkania z jego chórem tak ambitnie kultywującymdzieła światowych klasyków. Prezes dziękując jego kierownikowi i członkom chóru pogratulował zna-komitego występu wierząc, że spotkanie to na pewno zostanie w pamięciuczestników naszego tradycyjnie już w styczniu organizowanego Wieczo-ru Kolęd.

Antoni Kaczyński

Śpiewają koleżanki

foto

:Sło

niu

Page 25: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

48 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 49

Wkroczenie wojsk sowieckich do Lwowa nie wiązaliśmy, jako dzieci zdzisiejszym rozumieniem zła, jakie los wyrządził naszej Ojczyźnie. Docie-rały do nas, a raczej do rodziców wiadomości o okrucieństwach Niemcówna okupowanych ziemiach Polski. Sowietyzacja, jak to dzisiaj rozumiem,ujawniała się hasłami w rodzaju „wszystko nasze, lud jest wolny, zrzuciłjarzmo”. Jakie, do dziś nie wiem. Zakładano „czerwone kąciki”, świetlice,grano tam w szachy i warcaby, przyjeżdżało kino objazdowe. Pamiętamscenę, jak czołg najeżdżał na widownię, a ja ze strachu wskoczyłem podkrzesło. Ludzie z mieszanymi uczuciami przyjmowali to sowieckie mydle-nie oczu. Mało kto wiedział o tragediach rozgrywających się obok nas, owywózkach inteligencji lwowskiej na Sybir.Okupacja niemiecka Przyszedł rok 1941, mroźna zima i latem ofensywa hitlerowska na ZSRR.Lwów zajęli Niemcy, rozpoczęła się tragedia Żydów. Niemcy dokonywalimasowych mordów, a także skrwawionymi rękami nacjonalistów ukraiń-skich dokonywali okrutnych rzezi Polaków, Ukraińcom obiecując „Samo-stijnu Ukrainu”. Była bieda, głód wyganiał nas z bratem do pobliskiego Zielowa, skądpochodziła moja mama. Tam żywili nas bardzo życzliwi dziadkowie, wspa-niali ludzie. Musieliśmy wraz z bratem uczyć się pacierza po ukraińsku,złapani po drodze w lesie przy Rzęśnie Ruskiej, musieliśmy klękać i modlićsię („klikaj i mołysia”), aby nas puścili wolno Po srogiej zimie przyszedł pamiętny przednówek 1942 roku. Wraz z nimgłód i przerażenie. Jedliśmy gotowaną lebiodę, do tego jakiś ziemniak, czyodrobina kaszy. I tak ze dwa razy dziennie. Do dziś pamiętam tę słodkawo-mdłą, nie osoloną „ciamajdę”, jak na nią w naszej lwowskiej gwarze mówio-no. Mama, wraz z innymi zrozpaczonymi kobietami udała się pociągiemdo bogatszych wsi gdzieś w okolicy Rawy Ruskiej, czy nawet dalej w kie-runku Zamościa. Po dwóch tygodniach poniewierki i bezprzykładnych po-święceń wróciły. Na naszej stacji kolejowej, Rzęsna Polska wysiadły, oto-czyli je gestapowcy z psami, kazali wszystko, co przywiozły te zapracowa-ne i użebrane kawałki chleba, trochę mąki, kaszy czy kawałeczek słoninywyłożyć przed sobą na peron i odmaszerować. Mama rzuciła się na ziemię,obejmując rozpaczliwie to, co zgromadziła nam, głodnym dzieciom. Nie-miec już zarepetował karabin, ale ktoś odciągnął mamę do tyłu, ratując jejżycie. Przywlokła się do domu zmęczona i rozbita psychicznie. Takie życierodziło tysiące prawdziwych, bezimiennych bohaterów. Na pewno była niąmoja mama i te wszystkie cudowne matki – żywicielki. Nie trzeba dokony-wać heroicznych czynów aby być bohaterem. Gehenna wojny trwała. Jakąś nadzieję dawały nam zasłyszane przezradio z kryształkiem wieści o ofensywie Armii Czerwonej. Zachowywanie

cy”(z ukraińskiego „widminno’, w tym języku było też wypisane świadec-two). Należy tu wspomnieć, o warunkach, w jakich odbywały się lekcje.Nauka odbywała się od jesieni, do pierwszych siarczystych mrozów. Wte-dy zamykano szkołę bo nie było ogrzewania. Na wiosnę gdy ociepliło się,wracaliśmy do szkoły. Co udało się włożyć do naszych w różnym stopniupojętnych głów, to w nich pozostawało. Od września zaczynała się eduka-cja w następnej klasie.

Po prawej stronie w maleńkiej izdebcemieszkał brat mojego ojca Władysław. Byłon szewcem, miał dużą lampę naftową, tzw.jedenastkę, przebywało tam zawsze kilkusąsiadów, grali w szachy. Wkrótce ogrywa-łem ich wszystkich, ku niekłamanemu za-chwytowi stryja. Dziś z perspektywy czasu widzę, nie bezzrozumiałej nostalgii, że były to lata pełneemocji, oczekiwań i poznawania świata. Do-bro i zło chodziły pod rękę niosąc ze sobąniepewność i zagrożenie życia. Baliśmy się podobnie jak dorośli, ale na-sza dziecięca witalność, chęć przygody igotowość do ryzykownych zabaw pomaga-ły przezwyciężać strach. Nie opodal od na-

szych domów w kierunku północnym znajduje się Hołosko. Tam w laskuukryte były niemieckie składy amunicji. Rosjanie zbombardowali je. Przezkilka dni palił się las, wybuchała amunicja. W dzień dym i błysk, w nocyłuna, huk przez całą dobę, istne piekło. Po jakimś czasie, gdy się uspoko-iło, ruszyli tam ludzie w nadziei znalezienia jakichś przydatnych rzeczy.Młodzież i my, maluchy patrzyliśmy gdzie tu jakiś karabin, szabla, pistolet- przedmioty naszych marzeń. To był dopiero raj na ziemi! Starsi, uzbrojenipo zęby w karabiny, ładownice z setkami nabojów i maski przeciwgazowe,szablami uderzali w skrzynki z zapalnikami. Niejeden kończył zabawę zurwaną stopą czy dłonią. Zabawki nieosiągalne wtedy w handlu, wykonywaliśmy sami. Hulajnoga zdwóch desek i płaskowników, gwóźdź jako przetyczka. Napęd to łożyskakulkowe z czołgów. Co za jazda! Niosły nas te rumaki, że hej! Zimą nartyteż z desek, na których były wiązania z wygiętych płaskowników na noskibutów i jakieś troki. Mieliśmy też karabiny, szable, pistolety i prawdziwąamunicję. Urządzaliśmy strzelanie i wysadzanie drzew po podkopaniu i wrzu-ceniu na rozpalone ognisko granatów. Uciekaliśmy wtedy kilkadziesiąt me-trów i kładąc się pośpiesznie za jakimś wzgórkiem, czekaliśmy na wielkie bum!

Stanisław Paszkowski

Page 26: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

50 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 51

Ojciec mój, wcielony do Ludowego Wojska Polskiego, przemierzył jakoartylerzysta szlak bojowy, walcząc o przełamanie Wału Pomorskiego. Popowrocie do domu rozpoczęliśmy życie w nowej, powojennej rzeczywisto-ści. Rychło dowiedzieliśmy się, że mamy pakować manatki i udać się kolej-nym transportem w wagonach towarowych na Ziemie Odzyskane. Rozpo-częły się gorączkowe przygotowania, wyzbywanie się niepotrzebnych rze-czy, gromadzenie do długiej podróży sprzętu codziennego użytku, odzieży,butów. Nasza rodzina rozpierzchła się. Każdy transport wywoził rodziny w nie-znane. Po przyjeździe na Ziemie Odzyskane i odszukaniu się znowu byli-śmy razem. Wujek Władek z żoną Olgą i synem Zbigniewem wyjechalipierwszym transportem, osiedlili się w Stabłowicach pod Wrocławiem, po-większając wielką rodzinę Lwowiaków w tym mieście. Drugim miastem do-celowym moich rodaków był Bytom. Kolejnym transportem z Rzęsy Pol-skiej wyjechała babcia Katarzyna z córkami Marią, Anielą i Józefą. Do dziśmieszkają w Słubicach. We Lwowie pozostała zamężna z Rosjaninem Ro-zalia. My, ojciec Franciszek, mama Maria, starszy o dwa lata brat Edwardi ja, wyjechaliśmy ostatnim transportem, osiedliliśmy się w Wielgowie, obec-nie dzielnica Szczecina. Tu osiedliły się też dwa transporty z podlwowskiej Zubrzy. Przejazd na Ziemie Odzyskane, to ciąg bardzo uciążliwych zdarzeń dladorosłych. Nam, dzieciakom żądnym przygód każda chwila niosła emocje,będąc prawdziwą szkołą życia. Na stacji kolejowej Brzuchowice, przez którąprzejeżdżał nasz transport, przechadzaliśmy się z bratem obok wagonówustawionych na bocznicy. Nagle z lasu wyskoczył jakiś drab, huknął Edziaw głowę i zdarł z niego płaszcz uszyty przez mamę z jakichś koców. Na-pastnik znikł w lesie, brat się rozryczał, a ja zatkałem mu usta ręką, wie-dząc, że jak się tato dowie, to pas będzie w robocie. Nasze płaszcze byłyidentyczne, wołani przez rodziców pojawialiśmy się kolejno, zakładającszybko na siebie ten sam płaszcz. Tak było do końca podróży. Harcowaliśmy podczas kilkutygodniowej wyprawy w nieznane jak szale-ni. Trasa przejazdu była wielokrotnie zmieniana. Była to dla wszystkichdzieciaków życiowa przygoda. Mój trochę gamoniowaty braciszek spadł zdachu wagonu, po którym odbywały się gonitwy i skoki. Gdzieś dalej ktośsię zagapił, a że pociąg ruszał jak żółw, wszyscy dojechaliśmy do miejscaprzeznaczenia, naszej nowej Ojczyzny. Powszechne było przekonanie, żeto tylko chwilowa migracja, ani chybi, szybko wrócimy do naszego Lwowa.To towarzyszyło nam jeszcze długo po osiedleniu się. Wracając myślą wstecz, przypominam sobie moje jakże nostalgicznepożegnanie Lwowa. Ciocia Mania, moja chrzestna matka udostępniła mi

się Niemców i szeptane rozmowy były pośrednim źródłem informacji. Początek roku 1944 przywitał nas nasilającym się hukiem wystrzałówartyleryjskich i coraz liczniejszymi nalotami samolotów sowieckich. A tojakiś bombowiec ulżył swemu tonażowi, a to serie karabinów maszyno-wych z nurkujących myśliwców. Dziś oceniam to jako działania psycholo-giczne. Zrzucane były także ulotki, za których czytanie groziła surowa karaz rozstrzelaniem włącznie. Jednak to nie osłabiało nadziei i entuzjazmu.Odwaga wzrastała, patrzyliśmy na dorosłych z podziwem. Nawet chyłkiemprzemykający, załamani z różańcem w ręku nagle odzyskiwali głos, de-monstrując swoją siłę i determinację. W końcu rozpoczął się odwrót Niemców. Żądali bezwzględnego posłu-szeństwa. Natychmiast dostawali do jedzenia, co tylko było w domu. Po-śpieszne maskowano przed samolotami armaty i czołgi. Wujek Władekmigiem naciął potężną ilość gałęzi, wszyscy mężczyźni, pod wycelowany-mi w nich karabinami błyskawicznie przykryli działo i samochód, ustawioneprzed domem w cieniu wiekowej gruszy. Żołnierz niemiecki stał przy ścianie domu. Mierzył ze swego mauzera domyśliwców radzieckich ostrzeliwujących uciekających żołnierzy, ich trans-portery, działa, itp. W pewnym momencie sąsiad, osiłek, zakradł się od tyłui upewniwszy się, że nikt nie widzi zadał mu straszliwy cios kłonicą w kark.Do dziś widzę tę straszną scenę.Znowu Sowieci i repatriacja Niemcy uciekali w coraz większym popłochu, nie były to zwarte kolumny,każdy ratował się, jak mógł. Wielu z nich porzuciło broń, przemykali chyżodo Lasów Janowskich. Wypatrywaliśmy z utęsknieniem wyzwoleńczej Ar-mii Czerwonej. W ogólnym zgiełku i huku armatnim usłyszeliśmy warkotsilników, wzmagający się z każdą minutą. Cała wieś, bo Rzęsna Polska nienależała wówczas do miasta Lwowa – wyległa na drogę do Brzuchowic. Naniej , od strony Lwowa pojawiły się czołgi, oblepione żołnierzami. Były towyrostki z dużą, czerwoną gwiazdą na czapkach a u innych na piersiach.Szaleliśmy z radości. Kolumna musiała się zatrzymać. Nasze mamy cało-wały te umorusane, ziejące bimbrem dzieciaki. Jeden z nich, przytulony ikarmiony przez moją mamę, zapytał: „Babuszka, daleko do Berlina”? Oczyrozpalone, ściskał karabin. Była w nich jakaś narkotyzująca siła, nadzieja iwiara w słuszność posłannictwa. To udzielało się wszystkim, kochaliśmy tych żołnierzy, jak braci. Trwałoto długo, nawet wymuszana migracja na Ziemie Odzyskane nie spowodo-wała wygaśnięcia sympatii, byliśmy im wdzięczni za wyzwolenie. Wielkafeta w Moskwie z okazji 60-tej rocznicy zakończenia drugiej wojny świato-wej ujawniła, jak niską cenę ma krew przelewana w braterskiej walce na-szych żołnierzy, Rosjan i Polaków z hitlerowskim okupantem.

Page 27: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

52 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 53

w terenie w formie marszobiegów i grę w piłkę nożną a w dni, w których niesprzyjała pogoda uczyłem przepisów z różnych dyscyplin sportowych. Dziękitemu wielu uczniów uzyskało stopnie sędziowskie i z powodzeniem sę-dziowało różne spotkania sportowe, najczęściej zawody lekkoatletyczne. Po zajęciach lekcyjnych prowadziłem zajęcia z młodzieżą uzdolnionąruchowo w ramach SKS i MKS odnosząc szereg cennych sukcesów wzawodach na szczeblu wojewódzkim i centralnym. Kilku uczniów sięgnęłonawet po tytuły indywidualnych mistrzów Polski i mistrzów Szkolnego Związ-ku Sportowego w lekkiej atletyce w kategorii juniorów. Ponadto z tytułu posiadania stopnia kaprala podchorążego, dyrektor szkołypowierzył mi prowadzenie zajęć z przysposobienia wojskowego (późniejprzysposobienia obronnego). W tej roli doszedłem aż do stanowiska wizy-tatora p.o. w Kuratorium Oświaty w Zielonej Górze. Karierę wuefiaka ukoń-czyłem na stanowisku dyrektora Międzyszkolnego Ośrodka Sportowegoskąd w roku 1990 odszedłem w stan spoczynku. Po przejściu na emeryturę rozpocząłem spokojne życie staruszka - taksobie myślałem. Tymczasem mało ruchu, a za dużo telewizji, przyczyniłosię, do tego, że coraz częściej zacząłem odwiedzać gabinety lekarskie. Naszczęście dla mnie dość szybko zorientowałem się, że nie tędy droga iwówczas na nowo odezwała się we mnie dusza wuefiaka i tak zacząłemżyć inaczej. Coraz częściej ubierałem się w dres i zamiast odwiedzin wgabinetach lekarskich odwiedzałem stadion sportowy. Zaczynając od krót-kich biegów na bieżni i biegów po ścieżkach i duktach w pobliskich lasach,przeszedłem na trasy biegów maratońskich. Do tej pory zaliczyłem 20 peł-nych maratonów, po drodze kilka półmaratonów i nieco krótszych dystan-sów, biegając niemal w całej Europie m.in. w Londynie, Berlinie, Sztokhol-mie, Wiedniu, Pradze i kilku innych miastach, a ostatnio (02.10.2005r.) wBudapeszcie. Podczas wspomnianego na wstępie spotkania, jak to przy takich oka-zjach bywa odżyły wspomnienia z lat studenckich. Moje sprowadziły się dopewnego „niechlubnego” sekretu ukrywanego od lat, dotyczącego zalicze-nia z gimnastyki, który dopiero teraz zdradziłem w rozmowie z dr AntonimKaczyńskim. Nigdy nie zaliczałem się do „czołówki gimnastyków” naszegorocznika. O ile na poszczególnych przyrządach jako tako sobie radziłem izaliczałem na państwową ocenę, to skok kuczny wzdłuż skrzyni stanowiłdla mnie nie lada problem, którego w żaden sposób nie mogłem przełamać.Przyczyną tego było pewne wydarzenie w liceum ogólnokształcącym, pod-czas lekcji w.f. Wykonując skok przez skrzynię odbiłem się z odskoczni,która w pewnym momencie złamała się a ja całym impetem uderzyłem wskrzynię twarzą. Spowodowało to tak głęboki uraz, że każdy następny skokwywoływał u mnie paniczny strach. Tak też było podczas zaliczenia skoku

swoje książki co było wówczas nie lada luksusem. Rozczytywałem się wnich namiętnie. Były tam także tomiki poezji. Sądzę, że to Adam Asnyksprawił, iż o świcie, w pogodny poranek wybrałem się na pagórek skądwidziałem ukochane miasto rozświetlane wschodzącym słońcem. Do dziśmam przed oczyma dziesiątki wieżyc kościelnych wyłaniających się z czerninocy, jaśniejących od purpury, do złota, a potem rysujących się już realny-mi kształtami. Napisałem wtedy mój pierwszy w życiu wierszyk, któregopoczątek brzmiał: „Kocham was moje rodzinne strony, kocham cię Lwowie,za tobą stęskniony już teraz płaczę, widzę przyszłość czarną…” Dalej niepamiętam. I tak dotarłem swoją opowieścią do późnej wiosny roku 1946. Osiedlenina Ziemiach Odzyskanych rozpoczęliśmy nowe życie. Towarzyszył namniesłychany entuzjazm i wzajemna, niespotykana już nigdy potem życzli-wość ludzka. Czyżby ta życzliwość, spontaniczna chęć przebywania z sobąi gotowość natychmiastowego pomagania sobie były jedynym, pozytyw-nym aspektem wyniszczającej wojny? C.d.n.

Stanisław Paszkowski

Zwierzenia Absolwenta

Ani się obejrzałem, kiedy 50 lat temu rozpoczynałem przygodę ze „Sło-neczną Uczelnią” i właśnie ta jubileuszowa rocznica rozpoczęcia studiówna WSWF we Wrocławiu spowodowała kolejne spotkanie naszego roczni-ka. Zbiegło się to z uroczystością odnowienia immatrykulacji mojego rocz-nika 1955-1959, podczas obchodów Święta Akademii Wychowania Fizycz-nego. Jubileusz ten skłonił mnie do podzielenia się tym co działo się ze mną poskończeniu studiów, kiedy rozpocząłem pracę w Technikum Mechanicz-nym w Świebodzinie (obecnie woj. lubuskie) jako nauczyciel w.f. Byłempełen zapału i miałem nadzieję, że wiadomości i umiejętności zdobyte pod-czas studiów przekażę z niezłym skutkiem moim uczniom. Warunki pracyjakie zastałem w tej szkole niestety mogły zniechęcić każdego. Nie zała-małem się jednak i wspólnie z uczniami przystąpiłem do stworzenia cho-ciażby prowizorycznych warunków do pracy. W tym celu należało uprząt-nąć z gruzów teren przyległy do szkoły. Po uporządkowaniu, powstały wtym miejscu boiska do piłki koszykowej i siatkowej, uniwersalna skoczniado skoku wzwyż i skoku w dal. Na świeżym powietrzu zamontowałem rów-nież kilka drabinek i drążek, co pozwoliło w okresie wiosennym i jesiennymna rozwijanie tężyzny fizycznej wśród uczniów mojej szkoły. Najgorzej było w zimie. Z braku sali gimnastycznej prowadziłem zajęcia

Page 28: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

54 Biuletyn Absolwenta nr 35 Biuletyn Absolwenta nr 35 55

13 medali naMistrzostwach Europy

13 medali zdobytych przez pol-skich sportowców w podnoszeniucieżarów niepełnosprawnych to naj-lepszy wynik w historii występów namistrzostwach Europy. Podopiecz-ni trenera Jerzego Mysłakowskiego– starszego wykładowcy w KatedrzeKultury Fizycznej Osób Niepełno-sprawnych Akademii WychowaniaFizycznego we Wrocławiu w portu-galskim Quarteira, gdzie w dniach 6–12 listopada br. odbywały się Mi-strzostwa Europy w PodnoszeniuCiężarów Osób Niepełnosprawnych,wywalczyli sześć złotych, czterysrebrne i trzy brązowe medale wpower lifting. Reprezentacja Polskiliczyła 16 osób.

(aki)

Prof. dr hab. Ewaryst Jaskólski wyróżniony przezKolegium DAN Idokan Polska

Piąty danProfesor powiedział nam. „Z przyjem-nością odebrałem swoją nagrodę, po-nieważ wiele uczyniłem dla dobra tejdyscypliny, dla dobra młodych Pola-ków, wychowując wiele nauczycieli,a wielu moich studentów wiedzie prymw kulturze fizycznej, ale też i w eko-nomii, którymi to sprawami zajmujesię połowa moich byłych judoków.Może swoje sukcesy zawdzięczająfilozofii wschodu, która mówi o cią-głym samodoskonaleniu, rozwijaniusię, parciu do przodu – o edukacjiczłowieczeństwa związanego z do-skonałością ciała i rozumu”.

przez skrzynię. Na uczelni skoki oceniał dr Kaczyński, który wiedział omojej słabości. Kiedy przyszła moja kolej na oddanie skoku, Tolek odszedłod przyrządu. Zastąpił go nie znający mnie świeżo upieczony asystent (na-zwiska nie pamiętam), i wówczas doszło do tzw. „na murzyna”. Zamiastmnie skok oddał Władek Kopyś, wcześniej poinstruowany, że ma to byćskok na mizerną trójkę (Władek był profesjonalistą). Dzięki takiemu nie-chlubnemu zresztą fortelowi zaliczyłem gimnastykę. Po latach – skruszo-ny wyznałem to „Kaczce” na wspólnej kolacji, który mnie wielkodusznierozgrzeszył. Był to mój pierwszy kontakt z kolegami od czasu ukończenia studiów.Spotkanie to uzmysłowiło mi jak wiele straciłem nie uczestnicząc dotąd wnich, czego dzisiaj bardzo żałuję. Zauważyłem też, że koledzy spotykającysię do tej pory, są zżyci ze sobą, a mnie niektórzy po prostu nie rozpozna-wali. Tak się bowiem składało, że kiedy oni zaliczali kolejne zjazdy, pod-czas których wspominali lata studiów, ja w tym czasie przemierzałem trasybiegów maratońskich będąc zresztą myślami z nimi. W trakcie spotkania z przykrością dowiedziałem się, że kilkunastu kole-gów z naszego rocznika nie ma już wśród nas i patrzą na nas z góry, wartowięc spotykać się bo czas jest nieubłagany. Kończąc chcę powiedzieć, że jestem dumny i szczycę się, że ukończy-łem „Słoneczną Uczelnię” i zapewniam, że nigdy nie przyniosłem wstyduani ujmy naszej Uczelni i cieszę się, że miałem tak wspaniałych profeso-rów i wychowawców oraz przemiłe koleżanki i kolegów.

Zygmunt Bodnar

Sport(Przedruki z Życia Akademickiego)

Małgorzata Górnickabrązową medalistką ME

w judo

Na Mistrzostwach Europy w Mo-skwie, rozegranych w dniach 2-4grudnia, zawodniczka AZS AWF, stu-dentka V roku Wydziału Wychowa-nia Fizycznego – Małgorzata Górnic-ka wywalczyła brązowy medal.

Trener Jerzy Mysłakowskiz zawodnikami

Page 29: Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego ...absolwenci.awf.wroc.pl/biuletyn/ba-35.pdf · W tym ujęciu wychowawca fizyczny jest zarówno „ciałpasterzem”, jak

56 Biuletyn Absolwenta nr 35

Fraszki

Z cyklu „Poczynanianowej „władzy””.

BecikoweW naszym domu od dawnaSą stosunki zdrowe:Kto pierwszy wstanie,Daje becikowe –

Śniadanko do betówKochanej połowie.O, jakże spóźnieniCi nasi posłowie!

Ciężar władzyW dojściu do władzy czarnymkapeluszomPrzeszkodziły, niestety,Moherowe berety.Rządzący zawsze swoim egoryzykują.Obdarzmy i tych zaufaniem,Niech pro publico bonoSzczęśliwie Rydzykują.

O koalicji łabędzi śpiewNa złość mamie utnę sobie rękę,Niech Donald brat wie, kto turządzi.Podchwyćcie, rodacy Kaczorówpiosenkę,A gdzie jest dobro kraju historiaosądzi.

Nowy dylemat „władzy”Co zrobić z Polską?Czy ją „zleperować”,Czy tę dziurawą łódźCzym prędzej storpedować?

Eureka!Wykrzyknął pan minister.- Wiktoria jest niedaleko,Haków mam pełny tornister.Drżyj, zachłanne EUREKO! (mini-ster skarbu Miłosz, 24.11.2005)

Stanisław Paszkowski

Z korupcją jak z Viagrą,Każdy mówi, że słyszałAle nie mówi, że brał.

Poseł Gadzinowski

Korupcja?