Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania...

21
Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu Biuletyn Absolwenta nr 29 Czerwiec 2004

Transcript of Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania...

1

Stowarzyszenie AbsolwentówAkademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu

Biuletyn Absolwentanr 29

Czerwiec 2004

2 3

Spis treściInformacjeRok olimpijski AD 2000 ......................................................................... 3Wywiad z prof. Jonkiszem (cz.II) ........................................................... 5Wywiad z R. Witke ............................................................................. 12Wywiad z W. Wróblem ....................................................................... 15Z życia UczelniWuefalia ............................................................................................. 18Aerobik ............................................................................................... 20Sukces „Kaliny” .................................................................................. 21Wystawa olimpijska ............................................................................ 23Nadanie pływalni AWF imienia B. Czabańskiego .................................. 2340 lecie Olejnicy ................................................................................. 24Z życia OrganizacjiSprawozdanie ze spotkania z olimpijczykami ...................................... 25Honorowy sponsoring ...................................................................... 30Echa apelu o składkach ...................................................................... 32Wspomnień czarBujny życiorys wuefiaka (12) ............................................................... 32To nie był jedyny bal ........................................................................... 35Czterdziecha ...................................................................................... 36HumorOlejnica AD 1964 ................................................................................ 37Równouprawnienie .............................................................................. 39

Biuletyn Absolwenta (29)Kolegium redakcyjne:Antoni Kaczyński, Tadeusz Bober,Ryszard Jezierski, Krzysztof Słonina

Adres:Stowarzyszenie AbsolwentówAkademia Wychowania Fizycznegoul. Paderewskiego 3551-612 Wrocławtel. (71) 347-32-19, fax (71) 348-25-27

Konto bankowe:52 1020 5242 0000 2902 0114 0680Ważne telefony (we Wrocławiu)prezes: Ryszard Jezierski 345-26-43v-prezes Halina Jezierska 349-42-00v-prezes elekt: Władysław Kopyś 368-14-44sekretarz: Marian Klimkowski 357-14-28skarbnik: Leszek Buczyński 352-40-95red. biuletynu: Antoni Kaczyński 328-54-48red. techniczny: Krzysztof Słonina 348-43-05

Internet: www.awf.wroc.pl/uczelnia/jednostki/sto_abs.htme-mail: [email protected]

Dyżury w sekretariacie Stowarzyszeniaul. Paderewskiego 35 (Stadion Olimpijski)

każdy wtorek godz. 12.00-14.00

Rok olimpijski AD 2000

„Gdy herakles poskromił tyrana i poniżył pysznych – ustanowił w najpięk-niejszej części Hellady zawody fizyczne”… opowiada mówca attycki Ly-siarz. Starożytne igrzyska odbywały się w Olimpii położonej w Elidzie nad świętąrzeką Alfejos u stóp wzgórza Kronosa. Były organizowane ku czci Zeusa co4 lata, czyli co olimpiadę – grecką miarę czasu, zawsze w roku przestęp-nym. Nad przebiegiem zawodów czuwali specjalnie wybrani sędziowie –hellanodikowie. Pierwsze zanotowane starożytne igrzyska olimpijskie od-były się w roku 776 przed Chrystusem. Startowali tylko mężczyźni. Po wiekach z inicjatywy barona Pierre de Coubertina narodziła się współ-czesna idea olimpijska, a pierwsza nowożytna olimpiada odbyła się w dniach5-15 kwietnia 1886 roku w Atenach. Przy dźwiękach hymnu olimpijskiego isalw armatnich, uroczystego otwrcia igrzysk dokonał król Grecji Jerzy. Nastarcie stanęło 285 sportowców – wyłącznie mężczyzn z trzynastu państw:Anglii, Austrii, Australii, Bułgarii, Chile, Danii, Francji, Grecji, Niemiec, Sta-nów Zjednoczonych, Szwajcarii, Szwecji i Węgier. Pierwszą olimpiadę przeprowadzono w dziewięciu dyscyplinach sportu:lekkiej atletyce, kolarstwie, szermierce, gimnastyce, strzelaniu, pływaniu,podnoszeniu ciężarów, zapasach i tenisie. Podczas ceremonii zakończe-nia I Igrzysk ery nowożytnej zwycięzcom wręczono srebrne medale, dyplo-my i gałązki oliwne. Dugie miejsca nagrodzono medalami brązowymi i ga-łązkami laurowymi. Kobiety po raz pierwszy wzięły udział w drugiej olimpia-dzie w Paryżu w 1900 roku w tenisie i golfie. Jak na przestrzeni przeszło wieku idea olimpijska się rozwinęła ilustrujądane liczbowe z ostatniej 24 olimpiady w Sydney w 2000 roku. Wzięło wniej udział 200 reprezentacji krajowych i ok. 12 tys. Zawodników i zawodni-czek startujących w wielu konkurencjach sportowych. Polska będąca pod zaborami nie brała udziału w pierwszych pięciu olim-piadach. Nie było też naszych reprezentantów w powojennych igrzyskachw 1920 roku w Antwerpii ze względu na toczącą się w kraju wojnę bolsze-wicką. Pierwszy start białoczerwonych miał miejsce na 7 olimpiadzie w Paryżuw 1924 roku. Skromna polska ekipa występująca w 10 dyscyplinach zdoby-ła pierwsze w historii medale dla naszych barw. Srebrny w wyścigu druży-nowym w kolarstwie torowym i brązowy w jeździectwie. Pierwszy złoty medaldla Polski zdobyła Halina Konopacka w rzucie dyskiem na Olimpiadzie wAmsterdamie w 1928 roku. We wszystkich następnych letnich igrzyskach oprócz olimpiady w 1984r.

4 5

w Los Angeles, gdzie Polska nie startowała, białoczerwoni zdobywali me-dale z różnych kruszców. Największy sukces odnieśli nasi sportowcy na olimpiadzie w Tokio w1964r. zdobywając 23 medale w tym siedem złotych. Co prawda na igrzy-skach w Moskwie – 1980 reprezentacja Polski zdobyła aż 33 medale w tym4 złote ale jak wiadomo olimpiadę tę zbojkotowało ponad 50 państw w tymtakie potęgi jak USA. Podsumowując starty naszych reprezentantów na olimpiadach w latach1924-2000 możemy poszczycić się pokaźnym dorobkiem medalowym. Wsumie białoczerwoni zdobyli 243 medale w tym 56 złotych, 72 srebrne i 115brązowych. Znaczący wkład w znakomite występy polskich reprezentacjiolimpijskich wnieśli również pracownicy i absolwenci Akademii Wychowa-nia Fizycznego we Wrocławiu. Uczelnia nasza wychowała blisko stu zawodników i zawodniczek w wielukonkurencjach sportowych, którzy godnie reprezentowali barwy Polski naigrzyskach, poczynając od olimpiady w Amsterdamie w 1948r. do Sydney2000. Listę tę otwiera Genowefa Cejzikowa pracownik WSWF Wrocław, wystę-pem na igrzyskach w Amsterdamie gdzie zajęła 8 miejsce w rzucie dys-kiem. Barwy polskie na następnej olimpiadzie w Helsinkach reprezentowalitakże pracownicy Uczelni. Dominik Sucheński w sztafecie 4x100 oraz Wioślarz Zbigniew Schwarzerw czwórce bez sternika. Absolwenci naszej uczelni reprezentowali Polskę również w zimowychigrzyskach, byli to: skoczek Ryszard Witke i zjazdowiec Andrzej Dereziń-ski. Na listę pierwszych medalistów olimpijskich wpisali się w Meksyku w1968r. Janusz Kierzkowski zdobywając brązowy medal w kolarstwie toro-wym. Na tejże olimpiadzie złoty medal zdobył Józef Zapędzki w strzelaniuz pistoletu. Honoru pań jakże godnie broniła nasza absolwentka RenataMauer-Różańska zdobywając na olimpiadzie w Atlancie 1996 dwa medalezłoty i brązowy w strzelaniu z karabinku sportowego. Pełną listę medali-stów olimpijskich AWF Wrocław ilustruje poniższe zestawienie:

Nasi medaliści olimpijscy

ZłociGoździak Dariusz – pięciobój nowoczesny, Barcelona 1992Zapędzki Józef – strzelectwo, Meksyk 1968, Monachium 1972Mauer-Różańska Renata – strzelectwo, Atlanta 1996

SrebrniSwornowski Leszek – szermierka, Moskwa 1980Szurkowski Ryszard – kolarstwo, Monachium 1972, Montreal 1976Żmuda Władysław – piłka nożna, Montreal 1976

BrązowiGawlikowski Wiesław – strzelectwo, Montreal 1976Gołąb Marek – podnoszenie ciężarów, Meksyk 1968Kierzkowski Janusz – kolarstwo, Meksyk 1968Książkiewicz Małgorzata – strzelectwo, Barcelona 1992,Mauer-Różańska Renata – strzelectwo, Atlanta 1996Sokołowski Andrzej – piłka ręczna, Montreal 1976

Jak wynika z zestawienia [prawie połowę wszystkich medali uzyskali re-prezentanci naszej Uczelni w strzelectwie z gwiazdami pierwszej wielkościJózefem Zapędzkim zdobywcą dwóch złotych krążków i Renatą Mauer-Różańską. Po przeszło stu latach od pierwszych nowożytnych igrzysk w Atenach,znów w tym mieście zapłonie olimpijski znicz. W szranki szlachetnej spor-towej rywalizacji stanie tysiące zawodników i zawodniczek z całego świa-ta. Będą tam również sportowcy z białym orłem na piersiach a wśród nichtakże wychowankowie wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego.Wierząc, że godnie będą reprezentowali Polskę i macierzystą Uczelnię gorącożyczymy Im olimpijskich laurów na tym największym Sportowym Święcie –XVIII letniej olimpiadzie w Atenach AD 2004.

Antoni Kaczyński

Ryszard Jezierski. Wprawdzie „zahaczyliśmy” się wy-budowaniem akademika na Stadionie Olimpijskim, jed-nakże z tego, co wiem niezbyt chętnie oddawano namw całości te tereny i trzeba się było koło tego sporonachodzić.

Prof. Julian Jonkisz. Oj, sporo trzeba było się na-chodzić. Ja swoją kadencję rektorską traktuję jako nie-dokończona działalność działacza. Pan pamięta te

„SŁONECZNA UCZELNIA” – MITY I RZECZYWISTOŚĆ

Wywiad z prof. dr. hab. Julianem Jonkiszemprzeprowadzony w dniu 5 maja 2003 r. przez dr.

Ryszarda Jezierskiego (cz. II)

foto

: Naw

ara

Prof. J.Jonkisz

6 7

czasy, były to „czasy gierkowskie”. W tym czasie, tj. w roku 1973 ukazałosię postanowienie Rady Ministrów, którym Piotr Jaroszewicz zapowiedziałszereg ambitnych planów inwestycyjnych. W perspektywicznych planachinwestycyjnych szkolnictwa wyższego, znalazły się plany rozbudowy wy-ższych uczelni wf w Krakowie, Poznaniu, Katowicach i we Wrocławiu.GKKFiT został zobowiązany do niezwłocznych działań przygotowania do-kumentacji, planów itd. Prace przygotowawcze i nas mocno obciążyły. Wopracowaniu na 50-lecie z pewną dozą smutku napisałem,że młodzi ludziezamiast poświęcić czas pracy naukowej, pisaniu doktoratów, habilitacji,robili wiele projektów, jak ma wyglądać ta czy inna pracownia, ten czy innyobiekt, ten czy inny ośrodek. Wiele pracy i zapału poszło na marne, bo towszystko po prostu wzięło w łeb. Wszystkie plany, zwłaszcza po tzw. „wy-padkach radomskich” przygasły. Otrzymaliśmy powiadomienie z GKKFiT,że wszystkie plany budowy nowych obiektów zostały wstrzymane na naj-bliższą 5-latkę, a chyba i na następną. Tyle wysiłków, wyjazdów do Olejni-cy (też była objęta tym planem), do Zieleńca – w Zieleńcu miał powstaćzupełnie nowy ośrodek, w innym miejscu niż dotychczas stojące stare bu-dynki, i to wszystko poszło na marne, do szuflady. Później, na początku lat80-tych wytykano, że Jonkisz nic nie zrobił, a tyle było obietnic, tyle pla-nów, no i co, i nic. To, że Jonkisz przejął Stadion Olimpijski, to nie byłoplusem, lecz minusem.R.J. Pamiętam, jak narzekano, że ściągnął Pan na głowę na uczelni tylkojeden wielki kłopot, bo samych prac porządkowych – koszenia, grabienialiści itd., itd. jest, co niemiara i po co nam to wszystko? Podobnie krytyko-wano wybudowanie w Olejnicy pawilonu gastronomicznego i hotelu, gdzieskoszarował Pan projektantów nowej uczelni, aby przyspieszyć prace pro-jektowe.Prof. J.J. Rzeczywiście, ale dokończę ten wątek Stadionu Olimpijskiego.Na początku lat 80-tych nastąpił bardzo niebezpieczny moment, gdyż za-częto głośno dyskutować, czy dobrze zrobiliśmy przejmując stadion. Celo-wał w tym zwłaszcza jeden z samodzielnych pracowników. Otóż zaczętozastanawiać się nad nową lokalizacją uczelni. Na senacie przedstawionoprojekt: mamy do dyspozycji znakomite tereny wraz ze stadionem podSobótką, obszar około 60 ha, który można już od zaraz przejąć. StadionOlimpijski to żadna przyszłość. Za kanałami trujące wyziewy zakładów prze-mysłowych, przez stadion przeprowadzona będzie estakada ruchliwej ob-wodnicy itd., itd. Uczelnię można usytuować w przepięknej scenerii Sobót-ki, a dojazd? Co za problem? W krótkim czasie będzie zelektryfikowanalinia kolejowa i uruchomiona szybka kolej podmiejska. Wówczas we Wro-cławiu było sporo głosów krytycznych, że trzeba będzie zrewidować decy-zję przyznania Stadionu AWF-owi. Na szczęście dla nas przewodniczą-

cym WKKFiT był nasz absolwent Mieczysław Chochoł i to jego dużą za-sługą było podtrzymanie decyzji pozostawienia Stadionu w naszym posia-daniu – takie stanowisko prezentował wobec, zawsze dla AWF życzliwych,władz WrocławiaR.J. Często celowo puszcza się w obieg różne informacje, aby coś wygraćdla siebie i dzieje się to po dziś dzień. Gdyby uczelnia nie przejęła stadio-nu, to prawdopodobnie stałoby się z nim to co ze Stadionem Dziesięciole-cia w Warszawie. Gdyby nie było jednego użytkownika i gospodarza, to niewiem czy stare budynki by nadal funkcjonowały, były remontowane, czystadion LA miałby tartan, czy Pole Marsowe tak by wyglądało, jak wygląda,nie mówiąc już o nowych budynkach dydaktycznych sportowych z halami,pływalnia itd.Prof. J.J. Nigdy nie miałem najmniejszej wątpliwości, że moje staraniaprzyniosą rezultaty w lepszych czasach. I tak się stało. Miałem świado-mość, co wart jest taki obszar uzbrojonego, zagospodarowanego terenu,co to znaczy dla uczelni, dla miasta. Myślę, że po prostu zwyciężył zdrowyrozsądek i Stadion został w rękach AWF. Zresztą to cała historia. NajpierwStadion ofiarowywano KS Gwardii, Gwardia powiedziała nie. Nie mamy ta-kich potrzeb i możliwości zagospodarowania takiego kompleksu.R.J. Przez pewien czas KS Gwardia miała w swoich rękach korty.Prof. J.J. Tak. Następnie proponowano przejęcie Stadionu przez WKSŚląsk. Śląsk też stwierdził, po co nam ten stadion brać na głowę, mamyswoje obiekty na Grabiszynku, poza tym piłkarze nie chcą grać na Stadio-nie Olimpijskim. Stadion ma kształt płaskiej miski, widownia jest zbyt dale-ko od usytuowania płyty boiska, a parę tysięcy widzów niknie na 30-ty-sięcznym obiekcie. Ja nawet wyrażałem swój protest w stosunku do decy-zji któregoś z ówczesnych decydentów, że sztuczne podgrzewanie płytyboiska, a nawet instalowanie oświetlenia stadionu mija się z celem. Mówio-no mi: „siedź cicho i bierz wszystko z dobrodziejstwem inwentarza”.R.J. Jedynie od czasu do czasu oświetlenie przydaje się żużlowcom.Prof. J.J. Owszem. Zresztą, to było wpisane w pierwotną umowę, że AWFprzejmując całość Stadionu zobowiązany jest do podejmowania umów zinnymi kontrahentami, umożliwiając im wynajmowanie czy też wydzierża-wianie konkretnych obiektów, a głównie centralnego stadionu.Treści pojęcia „Słoneczna Uczelnia”R.J. Panie Profesorze, trochę odbiegliśmy od hasła: „Słoneczna Uczelnia”– mity i rzeczywistość. Gdyby Pan zechciał wrócić do tych refleksji.Prof. J.J. Skoro pan zaproponował taki temat, to zechcę się odnieść dojednego i do drugiego członu, do pojęcia Słoneczna Uczelnia w kontekściehistorycznym, kiedy to pojęcie powstało. Wokół tego pojęcia narodziły sięrzeczywistość i mity. Siłą rzeczy pojęcie Słonecznej Uczelni musiało stop-

8 9

niowo zanikać. Mogło ono funkcjonować, gdy było około 300 studentów, wjednym miejscu, w jednym profilu kształcenia – tylko nauczycieli wf. Mó-wiąc językiem studenckim była to „jedna zgrana paka”. Był to organizm,który żył w symbiozie – nauczyciele ze słuchaczami i to wszystko w klima-cie urokliwego zakątka Parku Szczytnickiego. To określenie z czasem siłąrzeczy musiało zanikać. Swego czasu na przełomie lat 60-tyh i 70-tychprzeprowadziłem taki test pytając studentów: „Co wy wiecie o SłonecznejUczelni?” Już wtedy pojęcie to przygasło. Ono żyje w nas, w gronie star-szych wiekiem absolwentów, a w młodszych już nie. Była to „SłonecznaUczelnia” dla ludzi, którzy wyszli z pożogi wojennej, z okupacyjnego kosz-maru, którzy często chodzili w podartych portkach, ale byli uśmiechnięci,pełni radości życia i zapału do działania. Jak padało hasło, że trzeba cośzrobić, robili to bardzo chętnie, bez popędzania. Nieprawdą jest, że wtedydo wszystkiego ludzi zapędzali siłą. Na przykład padało hasło „marsze je-sienne”, to niemal wszyscy szli z radością i pogodą ducha. Kto przymuszałdo niwelowania terenu i robienia boisk na ul. Witelona (tam gdzie dzisiajjest parking)? Ludzie byli społecznie umotywowani, taka była potrzeba.Mocnym spoiwem było hasło „nasza Słoneczna Uczelnia”.R.J. Bieżnia na stadionie przy ul. Witelona została wykonana siłami spo-łecznymi. Pracom szefowali A. Haleczko, B. Słupik, S. Socha, a więk-szość prac wykonywali studenci. Tak na marginesie, ta bieżnia po dziśdzień dobrze służy, bez żadnych generalnych remontów, nawet po sławet-nej powodzi.Prof. J.J. Proszę sobie przypomnieć, że tam gdzie dziś stoi przedłużonahala sportowa była skocznia wzwyż, dalej chaszcze. Toż to studenci kar-czowali te chaszcze, kopali fundamenty pod halę i pod ogrodzenie. (Takpoza oficjalnym nagraniem, chcę szczerze powiedzieć, że) Wtedy trochęwyrównaliśmy linię ogrodzenia, gdyż Park Szczytnicki wchodził nieco wnasz teren.Reformy i reorganizacjeR.J. W dotychczasowych rozważaniach wiele miejsca poświęciliśmy spra-wom uczelni w sferze materialnej, ale za Pańskiej kadencji uczelnia nabra-ła rozmachu w poszerzaniu kierunków kształcenia. Powstawały nowe kie-runki – trenerski, rehabilitacji (zalążek dzisiejszego wydziału), turystyki irekreacji, który już wówczas rozwinął się do poziomu wydziału, a dzisiajznowu powoli zabiegamy o powołanie tego wydziału.Prof. J.J. Już nie będę w szczegółach pytał kto i z jakich powodów po-chopnie zlikwidował Wydział TiR. O ile mądrzej postąpiono w Uczelniach wKrakowie i Poznaniu, w których dziś znakomicie funkcjonują te wydziały.Przy okazji chcę poruszyć temat wiążący się z likwidację Wydziału TiR.Przypisywano mi wiele grzechów, że wykorzystywałem różne osoby i ukła-

dy, przede mną postawiono jasne zadanie – rozbudować Uczelnię wraz zjej ośrodkami. Moja działalność była prawie wyłącznie menedżerska, a wmałym stopniu naukowa, czego dziś ogromnie żałuję, szczególnie po wielugorzkich kielichach, które musiałem wypić na początku lat 80-tych. Dzisiajżałuję, że nie poświęciłem się pracy naukowej. Nie podtrzymywałem kon-taktów ze środowiskiem krakowskim, kiedy prof. Konopnicki zapraszał mniedo współpracy, a wręcz proponował mi przejście na pedagogikę w UJ.R.J. Panie Rektorze, takie były czasy. W tym samym okresie na AkademiiEkonomicznej rektorował prof. Popkiewicz, który maleńką Uczelnię rozbu-dował do rangi ogólnokrajowej, na Politechnice rektorował prof. Porębski,na którym krytykanci nie zostawili suchej nitki, a jak czytałem oficjalnynekrolog prof. Porębskiego sygnowany przez aktualne władze Politechniki,to pochwałom i słowom uznania nie było końca. Nie wiadomo jakby to było,gdyby nie było Rektora Jonkisza. Czy dzisiaj siedzielibyśmy, jak w tej chwilina Stadionie Olimpijskim, mając z jednej strony akademik, z drugiej obiek-ty dydaktyczne i tam w dali hale sportowe i pływalnię?Prof. J.J. Mam satysfakcję, że stadion jest nasz, bo tu nie mogło byćwielu gospodarzy, gdyż cały stadion jest scalonym organizmem, jednolitąinfrastrukturą.Wszystko zależy od ludziR.J. Panie Rektorze, wiadomo, że najwięcej zawsze zależało od ludzi. Nietylko wielokroć wspominany prof. Skrocki, ale także i Pan ma dużą łatwośćnawiązywania kontaktów z ludźmi i wyławiania wartościowych, aktywnychjednostek. Jakby Pan zechciał wspomnieć choćby tylko kilka osób, którewiele dla Uczelni zrobili.Prof. J.J. O, jest cała plejada ludzi, którzy bardzo dużo zrobili dla UczelniI w jakimś sensie ponieśli osobistą klęskę, bo zanadto poświęcili czas dlaUczelni, a nie dla siebie, dla swojego rozwoju i awansu naukowego.R.J. Między innymi Adam Haleczko.Prof. J.J. Tak, Haleczko, Słupik, Ziobro, Świerczyńscy, Kaczyński, Jezier-ski i inni, którzy dzisiaj powinni być profesorami dydaktyki. Jak kiedyś ktośzaproponował tytuł profesora dydaktyki, projekt ten przyjąłem z pełną apro-batą, gdyż jest to bardzo dobre rozwiązanie. Ja też miałem poczucie winy,że to z mojej przyczyny wiele osób poświęciło czas sprawom organizacyj-nym i dydaktycznym, a nie naukowym i nie awansowało w hierarchii stopniakademickich. Często atakowano mnie, że przyjmowałem ludzi z zewnątrz.A czy dziś się tego nie robi? Przewidywałem i to się sprawdziło, że przypomocy ludzi z zewnątrz, z Uniwersytetu, Akademii Medycznej i innychUczelni, nasi wychowankowie będą rozwijać się i awansować.Sport; AZS-AWFR.J. Przecież nasza Uczelnia (a i dziedzina) jest bardzo młoda, np. w sto-

10 11

sunku do wielu innych szkół, które wręcz przez wieki dochodziły do statusuuczelni akademickich w pełni tego słowa znaczeniu. Może jeszcze jedentemat – sport. Zawsze sprzyjał Pan sportowcom i właśnie za Pańskiej ka-dencji powstał wyczynowy klub sportowy AZS – AWF z pełną osobowościąprawną. Wcześniej był klub, przez jedną kadencję byłem nawet jego preze-sem, ale była to raczej swoista filia AZS – Środowisko. O ile wiem jest PanHonorowym Prezesem AZS – AWF Wrocław.Prof. J.J. Zgadza się. Jako pedagog zawsze uważałem, że w praktycetrzeba być blisko młodzieży, że znakomitą dziedziną uaktywniania mło-dzieży jest sport. Duży sport , czy mały musi mieć szansę rozwijać się wuczelniach wychowania fizycznego. Wielokrotnie kłóciłem się z kolegami,którzy gloryfikowali osiągnięcia naukowe, jako główny sztandar Uczelni.Owszem nauka jak najbardziej tak, ale gdy wyślemy w świat sportowca,np. klasy Kubackiego czy Szurkowskiego, to dużo więcej zrobi dla Uczelni,dla kraju, niż niejeden naukowiec. Nauka powinna wspierać sport, wycho-wanie fizyczne, a z tym różnie bywało i bywa. Z lękiem tworzyłem wyczy-nowy klub sportowy, zdając sobie sprawę z ogromu problemów, kosztówitd. Wiedziałem, że nie udźwigniemy prowadzenia wielu sekcji i tu pomógłRektor Politechniki prof. Porębski, który wziął „na swój garnuszek” kilkasekcji i tak powstały: AZS – AWF i AZS – Politechnika. Szczęśliwym pocią-gnięciem było nawiązanie kontaktu z Włochami, ze sportowym klubem stu-denckim w Trieście. Jest to klub dobrze zorganizowany i finansowany. Pod-pisaliśmy umowę z nimi o bezdewizowej wymianie, która przez 30 lat funk-cjonowała bardzo owocnie. Dziesiątki, a nawet setki studentów, sportow-ców i nie tylko jeździły na zawody do Włoch, zwiedzały piękne zakątkiItalii, i to też jest licząca się w wartość w rozwijaniu kontaktów nie tylkosportowych, ale i kulturowych.R.J. Mieliśmy niegdyś w naszym klubie bardzo silne sekcje piłki ręcznejkobiet, judo, la i inne, ale sport coraz bardziej komercjalizuje się i wymagaogromnych nakładów.Prof. J.J. Lekkoatletyka i inne sekcje, na ogół nadal mają się dobrze.Sport przybrał zupełnie inne oblicze, kluby zmieniają się w przedsiębior-stwa biznesowe, ale bez mocnego sponsoringu źle funkcjonuje. I to nietylko w naszym kraju. Są pieniądze – jest sport, nie ma pieniędzy – nie masportu.R.J. Jednakże klub uczelniany już tak się wpisał w naszą świadomość, żenie wyobrażamy sobie, aby go nie było. Mogą to być te lub inne sekcje, aleklub jako taki musi być.KulturaR.J. Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze jeden wątek, był Pan zawszemecenasem studenckiej kultury. Z łezką w oku wspominają : H. Nawara, M.

Stasiak, Z. Fajbusiewicz i inni, którzy tworzyli zespoły artystyczne, kaba-rety itp., że takiego wsparcia ze strony władz Uczelni, jak za Pańskiejkadencji, to nie było. Wtedy też dynamicznie rozwijał swoją działalnośćnasz sztandarowy zespół taneczny.Prof. J.J. Tak, któremu kupowaliśmy bogate stroje ludowe i narodowe.R.J. Trochę gorzko wspomina Pan swoje rektorowanie, ale jest wiele osią-gnięć i wdzięczna pamięć wielu ludzi.Prof. J.J. Z serca i z rozsądku jestem człowiekiem sprzyjającym kulturze,zrozumienia kultury i tworzenia kultury. Już w szkole powszechnej w pod-beskidzkiej wsi grałem różne role w amatorskim teatrze, a po ukończeniuszkoły powszechnej ja organizowałem wśród moich rówieśników przedsta-wienia. Sam nauczyłem się trochę grać na skrzypcach. Jak w Liceum Pe-dagogicznym prowadziłem lekcje śpiewu z dzieciakami, to zaskoczona p.Olszewska zapytała: „A skąd ty umiesz grać na skrzypcach?R.J. To chyba uzdolnienia rodzinne, gdyż jak się nie mylę, to Pański krew-niak jest znanym jazzmanem.Prof. J.J. Tak to mój bratanek – prof. Kazimierz Jonkisz. Ja zawsze byłemczłowiekiem doceniającym rolę kultury, zawsze byłem humanistą, dla mnienaczelną dewizą było „ gdzie jest kultura to warto przyłożyć rękę na tak,wspierać i pomagać. Ta dewiza życiowa towarzyszy mi po dziś dzień. Wdalszym ciągu jestem w kontakcie z samorządem studenckim, wspieramich działania, gdyż uważam, że obok przygotowania wąsko specjalistycz-nego, zawodowego, niezbędnym jest kształcenie ogólne. Absolwenci nasipowinni być ludźmi kultury, bo inaczej szkolić będziemy robotów, a nieludzi, którzy będą odczuwać piękno tego świata, naszej twórczości narodo-wej, ludowej, nie będą umieli korzystać z kultury ani jej tworzyć, a to bybyła totalna klęska społeczna i narodowa.R.J. Ma Pan rację. Przez długie lata współpracowałem i nadal współpracujęz wieloma ośrodkami metodycznymi w kraju i dużo jeździłem po Polsce.Proszę mi wierzyć, że wszędzie najwięcej cenieni są, nie wąsko pojęcispecjaliści, tacy, co to „sala – boisko i nic więcej”, lecz nauczyciele wno-szący coś więcej do życia szkoły. Np. byli członkowie zespołu taneczne-go, którzy zakładali i prowadzą zespoły taneczne, organizatorzy życia kul-turalnego i sportowego szkoły mają mir i poważanie. Warto, więc podtrzy-mywać kierunek szeroko profilowego przygotowania do zawodu pedagoga kf.Prof. J.J. Szkoda, że zaniedbaliśmy szkolenie w zakresie śpiewu, gdyżmamy społeczeństwo, które nie potrafi np. na stadionie porządnie zaśpie-wać hymnu państwowego, jeżeli nie ma orkiestry.R.J. Ale mamy taki rodzaj przygotowania do zawodu nauczycielskiego ja-kiego nie ma żadna inna uczelnia wf, mam na myśli zajęcia, które prowadziPańska córka Magda, która uczy studentów, jak posługiwać się głosem,

12 13

jak dbać o gardło, aby absolwenci nie dołączali szybko do grona nauczy-cieli z typową chorobą zawodową.Prof. J.J. To prawda, sprawa emisji głosu, sprawa dbania i troski o gardło,to ważny element pracy nauczyciela. Ani władze oświatowe, ani sami na-uczyciele nie są zbyt uczuleni na ten problem. Tu trzeba głowę schylićprzed obecnym Rektorem, Kierownikiem Katedry Dydaktyki – prof. T. Kosz-czycem, bo to Jego katedra zainicjowała to kształcenie. Mówiąc wulgarnie,nauczyciel wf wydziera gardło na sali, na boisku, na basenie, wszędziechce przekrzyczeć młodzież. Wiedza i umiejętności z tego zakresu, sąchyba najbardziej potrzebne nauczycielom wf, obok polonistów i nauczy-cieli nauczania początkowego (kształcenia zintegrowanego).Trafne wyboryR.J. Uczelnia na ogół miała szczęście do Rektorów, poczynając od Rekto-ra Klisieckiego, który w pełni rozumiał potrzeby ciała i ducha naszych słu-chaczy, po dzisiejszego Rektora. Chyba obaj zgodzimy się, że rektorstwoobjął „wuefiak” z prawdziwego zdarzenia, posiadający odpowiednie predys-pozycje i talent organizacyjny, a także bogate doświadczenie zdobyte wczasie pełnienia wielu wcześniejszych funkcji.Prof. J.J. Tak Rektor Koszczyc posiada cały szereg zalet, które człowieko wysokiej kulturze powinien posiadać i mam nadzieję, że będzie długoliderował Uczelni.R.J. Panie Profesorze, z Panem można by ciągnąć jeszcze wiele, wielewątków, gdyż słynie Pan z dużych możliwości w tej mierze, ale nie mamsumienia dłużej Pana męczyć i pragnę w tym momencie, serdecznie Panupodziękować, za zgodę na ten wywiad i zaprezentowanie takiej gamy pro-blemów, w tak ciekawej formie. Niezmiernie było mi miło, że mogłem odbyćz Panem tę rozmowę.Prof. J.J. Ja również bardzo dziękuję mojemu byłemu wychowankowi,współpracownikowi i przyjacielowi.R.J. Tak więc do zobaczenia na przygotowywanym w Dworze Polskim przezStowarzyszenie Absolwentów AWF, spotkaniu pt. „Twarzą w twarz z Rekto-rami AWF”.

„Orzeł Karkonoszy”

„... skoki są jak narkotyk. Kto raz przekroczył „siedemdziesiątkę” a potempoleciał na sto metrów i dalej, ten już tak łatwo nie wyrzeknie się tegosportu...”- Czy pamiętasz kiedy i komu zwierzyłeś się na ten temat- To chyba powiedziałem w rozmowie z nieodżałowanej pamięci redaktoremnie będącego obecnie na prasowym rynku tygodnika „Sportowiec”.

- To było wiosna sześćdziesiątego piątego.- Miałem wtedy dwadzieścia sześć lat. A dziś... Jak ten czas leci.- Kto dał Ci przydomek „Orła Karkonoszy”?- To twoi starsi koledzy. Niemal jestem pewny, że „ojcem chrzestnym” byłred. Blauth. Nie raz i nie dwa brał mnie w obronę, kiedy rywalizowałem naróżne sposoby z zakopiańczykami. Miano „Orła Karkonoszy” i pomagało iprzeszkadzało.- To prawda. Przypomnijmy słowa Krzysztofa Blautha. „Nikt na Witkego wupragnionej kadrze narodowej nie czekał z otwartymi ramionami. Był obcy– ani Ślązak ani zakopiańczyk. A jednak wrodzonym taktem, skromnością,umiejętnością dostosowania się – ba, nawet godzenia obu jakże częstozwaśnionych się grup – zyskał sobie powszechną sympatię.- Ze skromnością muszę dodać, że tak było. Taki stosunek do kolegów

skoczków opłacał misię. Nie zdarzało sięjuż potem, aby przy-jeżdżając na zawodypod Giewont zostałemskreślony z listy star-towej. Bo przypomnęnie raz i nie dwa przy-jeżdżałem do Zakopa-nego jako jedno osobo-wa ekipa ze ŚnieżkiKarpacz. Pełniłem jed-nocześnie obowiązkikierownika, trenera i ...

zawodnika.- Wróćmy do początków twego życiorysu, nie tylko sportowego.- W 1946 roku tato wrócił z Oświęcimia do naszego rodzinnego Sanoka. Wrok później „pionierskim szlakiem” udaliśmy się na Ziemie Odzyskane. Przy-padek zrządził, że „wylądowaliśmy” w Karpaczu i jak się okazało zostali-śmy tu na zawsze. To właśnie ojciec nauczył mnie pierwszych szusów,upominając zawsze i stanowczo: hamuj pługiem. To się przydało na zeskoku.- Pierwszy twój skok- Oj, dobrze go pamiętam. Mieszkaliśmy na Wilczej Porębie. Któregoś dniaojciec wezwał mnie pilnie do biura, gdzie pracował jako księgowy. Sporozamarudziłem z chłopakami na stoku. Aby nie spóźnić się, popędziłem naskróty. Raptem wyleciałem w powietrze, wylądowałem za drogą. Wracającdo domu, postanowiłem zmierzyć długość tego mojego pierwszego skoku.Było równo cztery i pół narty – dziewięć metrów.

14 15

- Tato nie protestował, ale przeciwną twoim wyczynom skokowym byłamama.- To prawda. Chociaż raz się setnie ubawiła. Obu rodziców zaprosiłem wjedno niedzielne popołudnie na „prywatny konkurs”, który zorganizowałemz kolegami na skoczni przy DW „Zakopianka”. Skoczyłem daleko, wylądo-wałem aż w kopnym śniegu, wylatując z trzewików, ukradkiem pożyczo-nych od mamy.- Byłeś doskonałym alpejczykiem, wielokrotnym medalistą Dolnego Śląskaw slalomach. Wybrałeś jednak skoki.- Tak musiało być. Zawsze marzyłem o lataniu. Zresztą chciałem być pilo-tem samolotowym lub w najgorszym razie szybownikiem. W tym celu zda-wałem na politechnikę.- Wylądowałem jednak na ulicy Witelona we Wrocławiu.- I dobrze, że tak się stało. Mogłem kontynuować karierę skoczka narciar-skiego. Chociaż było trudno, nie poddawałem się. W piątki pędziłem doZakopanego, tuż po zawodach lub konsultacjach kadry wsiadałem do po-ciągu, by zdążyć na poniedziałkowe zajęcia. W pamięci utrwalił mi się szcze-gólnie 1962 rok. Na karku dwa trudne egzaminy z fizjologii i biomechaniki.Czasu na naukę nigdy nie miałem za dużo, a dr Buła jak każdemu wiadomonie popuścił. Koledzy z kadry pełna parą szykowali się do FIS-u. Jakośpogodziłem jedno z drugim.- Pojechałeś do Zakopanego i wróciłeś do Wrocławia z tytułem wice mi-strza Polski.- Tak, ale okupiłem to wcześniej dwoma upadkami i kontuzją , która wyeli-minowała mnie z udziału w mistrzostwach świata. Wiele by o moich zdro-wotnych perypetiach można mówić. Ale jak zdobywało się mistrzostwoPolski jakoś szybko się o tym zapominało.- Jeśliby policzyć wszystkie urazy jakich doznałeś na treningach i na skocz-niach, chyba jesteś rekordzistą wśród polskich skoczków.- Nie liczmy tego wszystkiego. To prawda, los mnie nie oszczędzał. Ale jakmawiał zawsze mój pierwszy trener pan Włodek Paszkiewicz ten sport nielubi mięczaków. Przypominał mi o tym zawsze, mój i nas wszystkich uczel-nianych narciarzy trener i wychowawca, wspaniały, godny naśladowania ipamięci Bronisław Haczkiewicz. Zawsze powtarzałem sobie : Rysio, kontu-zje to ryzyko tego sportu, byle nie podzielić losu Dzidka Hryniewieckiego.Choć trudno było mi pogodzić się z kolejnym wyrokiem losu. Szykując siędo występu na Igrzyskach Olimpijskich w Sapporo „strzelił” mi dwugłowy -z wyjazdu do kraju Kwitnącej Wiśni nici. Na szczęście po całej „awanturze”wywołanej między innymi przez dziennikarzy posłano Wojtka Fortunę, któ-ry po wspaniałym skoku powrócił z Japonii setnym medalem olimpijskim.- Masz w kolekcji medale mistrza Polski, starty na skoczniach olimpijskich

i mistrzostw świata, także Uniwersjadzie oraz miejsce w pierwszej dzie-siątce prestiżowych konkursów „Czterech Skoczni”. Na dodatek powszechneuznanie sympatyków sportu w Polsce, a także – co warto podkreślić – szczerąsympatię starszych i młodszych kolegów naszej „słonecznej uczelni”.- I to mi daje wiele, wiele satysfakcji, choć z koleżankami i kolegami znaszej uczelni wolał bym się spotykać na stoku narciarskim, a nie tylko wgościnnych progach wrocławskiego „Dworu Polskiego”. Choć nie ukrywam,że udział w spotkaniach absolwentów dało mi wiele nie zapomnianych wra-żeń i przeżyć. Dziękuję za to zaproszenie.- Miejmy nadzieję, że będzie jeszcze wiele okazji, i że znów znajdziemysię w tym wspaniałym wuefiarskim gronie.

Ważniejsze osiągnięcia sportowe1960 - 4 miejsce na Uniwersjadzie w Chamonix1961 - brązowy medal na Mistrzostwach Polski1962 - 4 miesjce na Uniwersjadzie w Viiars1963 - 1 miesjce na Mistrzostwach Polski - średnia skocznia1964 - 4 miejsce na Uniwersjadzie w Spindlerowym Młynie1965 - 3 miejsce na M.P. w Zakopane, duża skocznia1966 - 2 x 1 miejsce na zawodach w Norwegii1966 - 1 miejsce na zawodach w Sapporo - Japonia1966 - 1 miejsce w Memoriale B. Czecha i H. Marusarz - Zakopane1968 - 10 miejsce w Turnieju Czterech Skoczni1971 - Najdłuższy skok 133m w Planicy1973 - 3 miejsce na M.P., średnia skocznia, Zakopane1975 - trener i ....?? w narciarstwie1984-2001 - Sędzia Międzynarodowy FIS

Ryszarda Witkego wysłuchał:Wiesław Wróbel

Wiesław Wróbel 10 narciarzem świata.Ścigałem się z Klammerem

(Wywiad z 6.02.2000r.)

# W 46. Mistrzostwach Świata Dziennikarzy, które odbyły się w sło-weńskim Mariborze zająłeś dziesiąte miejsce. To chyba spory suk-ces?- Nie będę ukrywał, że tak, choć liczyłem na trochę wyższą pozycję. Wslalomie gigancie zająłem w grupie superseniorów czternaste miejsce, w

16 17

biegu byłem siódmy, co w klasyfikacji ogólnej dało mi 10 miejsce.# Który to już raz z kolei wystartowałeś w tego typu imprezie?- W mistrzostwach świata dziennikarzy wziąłem udział po raz siódmy, couważam za spore osiągnięcie.# Jak twierdzą znawcy tematu raz otarłeś się o miejsce na podium.Ponoć miałeś wówczas wielkiego pecha?- Tych zawodów nie zapomnę do końca życia. Odbywały się one przedkilku laty w Brekenridge w stanie Kolorado. W Stanach Zjednoczonych skoń-czyłem ściganie się z kolegami z całego świata na czwartej pozycji, a byłaszansa na srebrny medal.

# Co stanęło na przeszkodzie?- Niestety, wszystko przez sędziów. Sym-patyczni panowie źle oznakowali trasę.W konsekwencji przebiegłem o cztery ki-lometry więcej, tracąc szansę na meda-lową pozycję. Jeszcze długo po zakoń-czeniu zawodów nie mogłem przeżyć tejpomyłki sędziowskiej. Wprawdzie moc-no mnie potem przepraszali, ale medalunie zdobyłem.# W mistrzostwach wystartowałeś poraz siódmy, a jak długo rywalizujeszz kolegami na stoku?- Do narciarskiej „Kaczki” należę od 31lat, choć na nartach jeżdżę znacznie dłu-żej. Ktoś może się zdziwić, że tyle latuprawiam ten sport, ale dopiero siedemrazy byłem na mistrzostwach światażurnalistów zrzeszonych w Międzynaro-

dowym Klubie Dziennikarzy Narciarskich (SCIJ) Należy jednak pamiętać,że w poprzednim systemie politycznym trudno było wyjeżdżać poza grani-ce, nawet dziennikarzom.# Pamiętasz swój debiut?- Doskonale. W międzynarodowym towarzystwie po raz pierwszy rywalizo-wałem w Courchewel w 1974r. Jest to jeden z trzech znakomitych ośrod-ków narciarskich, tworzących słynne francuskie Trzy Doliny. Było to dwu-dzieste, jubileuszowe spotkanie dziennikarzy – szuserów. W dziesięcio-osobowej ekipie polskiej znalazł się wówczas nasz as atutowy tamtychczasów Krzysztof Baranowski. Zjawił się we francuskich Alpach tuż po za-kończeniu pamiętnego rejsu dookoła świata na pokładzie jachtu „Polonez”.# Po Courchewel były kolejne starty międzynarodowe…

- W 1978r. ścigałem się w austriackim Bad Gastein. Było również wspania-le, ale silna konkurencja sprawiła, że nie udało mi się zająć wysokiej lokaty.Potem nastąpiły dwa wypady narciarskie za wielką wodę i wspaniałe prze-życia na stokach Park City w stanie Utah i Brekenridge w Kolorado, gdziemiałem okazję ścigać się na czas na specjalnej trasie ze słynnym alpej-czykiem, mistrzem olimpijskim Franzem Klammerem.# Jak się zakończyła rywalizacja?- Austriacki mistrz pokazał, jak należy jeździć, aby wygrywać. To był wielkizawodnik i z sentymentem wspominam wspólny start na stoku.# Z tego co wiem, nie była to jedyna wielka postać, z którą miałeśokazję się spotkać?- Oczywiście było ich wiele, ale nie lada frajdą była rozmowa z pierwszymzdobywcą Księżyca, astronautą Nilem Armstrongiem. Sam jest wielkimamatorem białego szaleństwa. Opowiadał mi, że kiedy kompletowano sprzętna Srebrny Glob, chciał do pojemnika włożyć narty, aby spróbować swychsił na księżycowych wzgórzach. Niestety, kierownictwo NASA nie zgodziłosię na to.# Raz tylko odbyły się międzynarodowe mistrzostwa dziennikarzy wPolsce. Było to w 1959r. w Zakopanem. Dlaczego tak rzadko gościcieswych kolegów z zagranicy?- Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Bez wątpienia raz naprzeszkodzie stanął stan wojenny. Ówczesne wydarzenia w Polsce nie po-zwalały na światowe spotkanie dziennikarzy narciarskich, ale rozważamymożliwość zorganizowania takiej imprezy w naszym kraju.# Kiedy to może nastąpić?- Być może za kilka lat uda nam się zaprosić narciarzy – dziennikarzy zinnych państw. Domagają się nasi koledzy, szczególnie ci z krajów alpej-skich, którzy chcieliby się przekonać, jak się szusuje w Tatrach, Beski-dach czy Sudetach.# Jeździłeś na wielu światowych trasach narciarskich? Które wspo-minasz najprzyjemniej?- Na pewno wiele wrażeń dostarczyły wyjazdy do Stanów Zjednoczonych iściganie się w Górach Skalistych. Na tych samych trasach, na którychcorocznie odbywają się pucharowe zawody najlepszych alpejczyków świa-ta. Ponadto organizatorzy amerykańscy przygotowali nam atrakcyjny pro-gram pobytu m.in. wycieczki do Los Angeles, Hollywood, stolicy światowe-go hazardu Las Vegas, czy zwiedzanie Wielkiego Kanionu w Kolorado.# Czy to prawda, że jedną z tras testowałeś wcześniej niż profesjo-nalni zawodnicy?- Tak rzeczywiście było. Było to w japońskich Alpach. Byliśmy bowiempierwszymi gośćmi organizatorów Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Naga-

18 19

no. Poza testowaniem olimpijskich tras zjazdowych i slalomowych w Shi-gakolgen, Japończycy umożliwili nam tygodniową podróż najszybszymipociągami, które dowoziły nas do historycznej stolicy Japonii – Kioto, Joko-hamy, Hiroszimy i Nagasaki.# Zatem mistrzostwa, to nie tylko narciarstwo?Tak, bowiem obok przyjemności jazdy na deskach, w czasie mistrzostwuczestniczymy w licznych spotkaniach z politykami i ekonomistami po-szczególnych krajów. W Mariborze np. braliśmy udział w obradach tzw.okrągłego stołu. Tematem spotkania była sytuacja w Europie Środkowo-Wschodniej w 10 lat po obaleniu muru berlińskiego. Przy okazji sportu wzbo-gacamy również warsztat dziennikarski.

Rozmawiał Jan Hofman

Z życia UczelniWuefalia 2004

Tegoroczne Wuefalia organizowali studenci AWF wraz z bracią żakowskąUniwersytetu i uczelni niepaństwowych w ramach tradycyjnych Juvenalii, wdniach 6-9 maja br. Tydzień później „swoje” Juvenalia organizowali studenciPolitechniki, Akademii Medycznej, Akademii Ekonomicznej i innych uczel-ni, ponieważ wrocławscy żacy nie mogli się dogadać aby zorganizowaćwspólną żakinadę. Jak widać swary, brak woli porozumienia, to choroba nietylko elit (dużo powiedziane!) politycznych ale jak widać i ich następców. W jednym i drugim terminie gros imprez koncentrowała się na StadionieOlimpijskim, pięknej zielonej enklawie, jednakże przy marnej pogodzie.Szczególnie Juvenalia II trafiły wręcz na fatalną aurę. Wuefalia miały dosyć bogaty program, rozpoczynający się pochodem zPlacu Grunwaldzkiego do Rynku, gdzie żacy przejęli z rąk Prezydenta Mia-sta symboliczne klucze do bram grodu. Z programu imprez rekreacyjno-sportowych warto wymienić :

# turnieje: - w tenisie stołowym- w tenisie ziemnym- w siatkówce plażowej (przed Akademikiem)- w koszykówce- w piłce nożnej- w kwadrancie

# a także: - mistrzostwa AWF w pływaniu- biegi na orientację, no i jak zwykle cieszący się ogromną

frekwencją Mistrzostwa Akademickie w Aerobiku (o czym dalej). W ośrodku sportowym AWF w Olejnicy odbyły się Regaty o Puchar JMRektora AWF. Poza tym studenci zorganizowali wiele imprez lżejszego kalibru jak :

- wielobój sportów dziwnych- ślizganie na zawołanie – na folii- mistrzostwa w piciu piwa na czas- wybory miss mokrego podkoszulka i inne atrakcje.

Nie zapomniano także o kulturze duchowej organizując „ Wieczór z Ka-baretem”. Na Polach Marsowych przygrywały (oj! jak głośno) zespoły zrenomowanym zespołem Myslowitz na czele. Trochę przykro było patrzeć jak z mozołem ustawiano scenę, namioty,sanitariaty itd. na I Juvenalia i pośpiesznie cały ten majdan zwijano, abyznowu w pośpiechu ustawiać (oczywiście inne ekipy) to samo na II Juvena-lia. Takie to nasze, polskie, a mało europejskie, mimo, że od kilkunastu dnibyliśmy „Europejczykami” (!). W Gazecie Wyborczej – edycja wrocławska z dnia 14.05.br. ukazał sięartykuł na temat Juvenalii pod znamiennym tytułem: „Piwem podzieleni”, wktórym organizatorzy Juvenalii II wyjaśniali nieporozumienia jakie zaszły naPolu Marsowym związane z konkurencyjnym sponsoringiem przez Browa-ry „Piast”, „Żywiec”. Ot!, to Polska właśnie. Wrocławskie Juvenalia I i II przebiegały spokojnie, bez ekscesów i drama-tycznych wypadków jakie zdarzyły się w Łodzi. Być może rozgrzane głowystudziła pogoda – „zimni ogrodnicy” oraz „zimna i mokra Zośka”, a pozatym Stadion Olimpijski był terenem łatwiejszym do upilnowania zarównoprzez Policję jak i służby porządkowe zatrudnione na Stadionie, jak i sa-mych organizatorów. Można też przypuszczać, że oklapłe wrocławskie pił-karstwo nie generuje watach rozwydrzonych pseudo-kibiców. Refleksje jakie nasuwają się po tegorocznych Wuefaliach są mocno zróż-nicowane. Pocieszającym jest fakt większego uaktywnienia się Samorzą-du Studenckiego naszej uczelni i poszerzenia repertuaru organizowanychprzez samych studentów imprez, bez zdawania się tylko na kontraktowa-ne (za słone pieniądze) „kapele” i browary. Nie ma jednak powszechnegonastroju spontanicznej zabawy studenckiej, w której uczestniczy większośćstudiujących na naszej i innych uczelniach. Sami organizatorzy oceniają,że w Juvenaliach bierze udział około 20-24 % żaków. Miejmy nadzieję, żeto się zmieni, a można tak sądzić po tym, co się widziało w tym roku wporównaniu z Juvenaliami – Wuefaliami z ostatnich paru lat.

Ryszard Jezierski

20 21

Mistrzostwa w Aerobiku 2004

Już od dziesięciu lat mistrzostwa Szkół Wyższych w aerobiku są ozdobąi przysłowiowym „gwoździem programu”. Podobnie było i w tym roku, gdyżdo nowej hali sportowej AWF na Stadionie Olimpijskim przybyło grubo po-nad tysiąc widzów, gorąco dopingujących i oklaskujących uczestników tejatrakcyjnej – dla oka i ucha imprezy. W mistrzostwach wzięło udział 8 zespołów : cztery z AWF oraz z Uniwer-sytetu, z Politechniki, z Akademii Ekonomicznej i Wyższej Szkoły Zarzą-dzania i Finansów. Program obejmował występy 6-cio osobowych zespołów w konkurencji„Step-aerobik”. Poziom wykonania z roku na rok jest wyższy i coraz bar-dziej profesjonalny. Wielce pocieszającym jest fakt, że zespoły z AWFprzygotowują się samodzielnie bazując na umiejętnościach zdobytych nazajęciach ze specjalizacji w tej dyscyplinie. Prowadzący specjalizację prof.Alicja Rutkowska-Kucharska dr Anna Jagusz i dr Aleksandra Sikora służyłyradą i pomocą samodzielnie komponujących układy, dobierającym muzykęi formę wykonania a także i stroje. Liczna komisja sędziowska składająca się z przedstawicieli wszystkichstartujących Uczelni, której przewodniczyła dr Aleksandra Sikora oceniłazespoły następująco:1. Miejsce zespół AWF – „Stepmisja” – 3 studentów i 3 studentki.2. Uniwersytet Wrocławski – przygotowany przez mgr A. Stankiewicz i M.Jędrych.3. II Zespół AWF – „Old-schol”.4. Politechnika Wrocławska – przygotowany przez mgr M. Walejewską-Lewandowską.5. III zespół AWF – „Czerwone Smoki”.6. IV zespół AWF – „ Ale o co chodzi”.7. Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów – przygotowana przez mgr Jo-annę Piech.8. Akademia Ekonomiczna – przygotowana przez mgr Bożenę Wolna.

Zwycięski zespół wygrał w pełni zasłużenie, gdyż zaprezentował bardzoprzemyślnie skomponowany i świetnie wykonany układ. Panowie byli ubra-ni jak komandosi w stroje moro, panie w bardzo eleganckie i gustowneczarne stroje. Choreografia i muzyka nawiązywały do elementów militar-nych. Ten zespół został również przez publiczność wytypowany na pierw-szym miejscu. Zespół AE zaprezentował efektowny układ, jednakże w wykonaniu byłozbyt wiele elementów akrobatycznych, czego regulamin zabrania.

Na każdych mistrzostwach jest zawsze jakaś dodatkowa atrakcja. Wtym roku były to występy zawodników klasy mistrzowskiej sekcji akrobaty-ki sportowej AZS-AWF. Wszyscy akrobaci są naszymi studentami. Akro-baci zbierali równie gromkie oklaski jak zespoły aerobiku. Wyrobiona wi-downia sportowa doceniała kunszt wykonania najwyższej trudności ćwi-czeń dwójkowych i skoków akrobatycznych. Dodatkową atrakcję stanowiły występy zespołu Capoury, w skład któregowchodziło też kilku akrobatów. Organizacja imprezy spoczywała w rękach pracowników Zakładu Gimna-styki, którzy spisali się znakomicie – dr Anna Jagusz jako główny organiza-tor, dr Zbigniew Najsarek jako konferansjer oraz współorganizatorzy : drPiotr Piestrak i dr Henryk Sienkiewicz, wraz z sędzinami dr MałgorzatąSoberą i mgr Joanną Waszczak. Medale, dyplomy i upominki wręczała prof. dr hab. Zofia Ignasiak – Dzie-kan Wydziału Wychowania Fizycznego oraz dr Grażyna Dąbrowska – Pro-dziekan Wydziału Fizjoterapii. Po mistrzostwach w aerobiku odbyły się zawody w kulturystyce, zorgani-zowane przez zespół studentów, którymi kierował dr Tadeusz Stefaniak.

Ryszard Jezierski

Sukces "Kaliny"

W dniach 14-16 maja 2004 w Stalowej Woli odbył się V OgólnopolskiFestiwal Zespołów Folklorystycznych im. Michała Kosińskiego i Konkurs oGrand Prix Polskiej Sekcji CIOFF 2004. Podstawowymi celami Festiwalu były: umożliwienie zespołom zrzeszo-

nym w PS CIOFF wza-jemnego poznania i kon-frontacji dorobku w za-kresie pielęgnowaniadziedzictwa kulturowe-go, jakim jest polskifolklor i jego prezenta-cja w formie scenicznej;promocja twórczychopracowań nowych pro-gramów, prezentowa-nych w formie konkur-su; stworzenie forumdyskusyjnego i pomocymerytorycznej dla kadryfo

to:

K.

Sło

nina

22 23

instruktorskiej prowadzącej zespoły w zakresie form kultywowania i popula-ryzowania naszego dziedzictwa kulturowego. W festiwalu wzięły udział zespoły z całego kraju: Reprezentacyjny Ze-spół Ziemi Zamojskiej "Zamojszczyzna", zespół "Lasowiacy" ze StalowejWoli, Zespół Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej, Łemkowski ZespółArtystyczny "Kyczera" z Legnicy, Zespół Pieśni i Tańca Politechniki Po-znańskiej "Poligrodzianie", Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Łódzkiego"Kujon", Zespół Pieśni i Tańca "Wisła" z Płocka, Zespół Pieśni i Tańca"Ślężanie" z Dzierżoniowa oraz Zespół Tańca Ludowego AWF Wrocław "KA-LINA". Festiwal składał się z dwóch części, a mianowicie wspólnych koncertów,w których zespoły prezentowały najciekawsze fragmenty swoich progra-mów dla szerokiej publiczności oraz konkursu o Grand Prix Polskiej SekcjiCIOFF.

Programy prezentowane przez zespoły były oceniane przez Jury wedługnastępujących kryteriów: Oryginalność opracowania artystycznego lub sty-lizacji folkloru, stylowość kompozycji i wykonania, jednolitość stylistycznaw muzyce i tańcu, poziom wykonawczy (technika taneczna, interpretacja,wyraz artystyczny), reżyseria i kompozycja programu. W konkursie Jury sklasyfikowało zespoły w następujący sposób:1 miejsce: Grand Prix - Zespół Pieśni i Tańca "Wisła" z Płocka, któryzaprezentował program tańców i pieśni cieszyńskich.2 miejsce: Zespół Tańca Ludowego AWF Wrocław "KALINA" za program

foto

: K

. S

łoni

na

tańców i pieśni rzeszowskich.3 miejsce: Zespół Pieśni i Tańca Politechniki Warszawskiej z programemobrzędów świętokrzyskich Osiągnięcie ZTL AWF Wrocław "Kalina" jest tym większe, że 2 miejscezdobyte zostało w bardzo silnej konkurencji zespołów o wielkim dorobkuartystycznym i mających 50-letnie i dłuższe tradycje działalności artystycz-nej. Zresztą zwycięstwo zespołu "Wisła" było minimalne gdyż stosunekgłosów 5-cioosobowego Jury wynosił 3 głosy na "Wisłę", 2 głosy na Kalinę.Wysokie oceny uzyskała strona wokalno-muzyczna programu zespołu "Ka-lina", gdzie jurorzy podkreślili właściwy charakter, dobre brzmienie, odpo-wiedni dobór instrumentów i dobry wokal zespołu. Wśród prawie 400 tance-rzy występujących na festiwalu wyróżniono też dr Ryszarda Michalskiego -tancerza ZTL AWF "Kalina" i adiunkta AWF Wrocław za szczególny wyrazartystyczny. Kierownictwo zespołu stanowią: dr Maria Grabowska - choreograf, Kie-rownik Artystyczny, mgr Helena Tomaszek-Plewa - Kierownik Muzycznyzespołu i autor opracowań muzycznych, mgr Janusz Pietrzyk - choreograforaz mgr Aleksander Sobera - Kierownik Organizacyjny zespołu.

Aleksander Soberafo

to:

K.

Sło

nina

Wystawa olimpijska na AWF

W roku olimpijskim w przeddzień XXVIII igrzysk w Atenach, staraniemCentrum Historii AWF została zorganizowana fotograficzna wystawa olim-pijska "AWF Wrocław w blasku znicza olimpijskiego". Projektantem i wykonawcą fotogramów jest pracownik Centrum mgr RafałSzubert, główni konsultanci: J. Derżecki i Z. Schwarzer. Na licznych planszach eksponowane były tam unikalne zdjęcia olimpij-czyków - pracowników i absolwentów naszej Uczelni reprezentujących Pol-skę na igrzyskach olimpijskich w latach 1952-2000. Wystawa była zlokalizowana na AWF Wrocław w holu pawilonu P-2 im.prof. A. Klisieckiego przy ul. Paderewskiego 25 oraz w czasie konferencji wII LO przy ul. Parkowej.

Red.

Kryta pływalnia AWF Wrocławnosi imię prof. Bogdana Czabańskiego

W dniu 21 maja 2004 roku uroczyście odsłonięto tablicę na frontonie Kry-tej Pływalni, która od tej chwili nosi imię wielce zasłużonego dla naszejUczelni prof. Bogdana Czabańskiego.

24 25

Otwarcia dokonał JM Rektor prof. Tadeusz Koszczyc wraz z vice mini-strem MENiS prof. Tadeuszem Szulcem, wrocławianinem byłym rektoremAkademii Rolniczej i serdecznym przyjacielem prof. B. Czabańskiego, zktórym sąsiadował przez płot na terenie domków letniskowych w WiszniMałej pod Trzebnicą. W uroczystości wzięli udział pracownicy uczelni z pracownikami KatedryPływania na czele oraz goście z zewnątrz – z innych uczelni i z zagranicy,uczestnicy Międzynarodowej Konferencji Naukowej organizowanej przezKatedrę Pływania. Zjawili się także byli pracownicy Zakładu Pływania między innymi Tade-usz Krizar i Kazimierz Władyka. Przed odsłonięciem tablicy wszyscy spotkali się w eleganckiej i dosko-nale wyposażonej sali seminaryjnej (na terenie pływalni), aby wysłuchaćfragmentów wspomnień o prof. B. Czabańskim, wygłoszonych przez Jegowychowanków: dr M. Fiłona, prof. K. Zatoń i JM Rektora prof. T. Koszczyca.Zebrani obejrzeli też krótki film dokumentujący życie i dokonania prof. B.Czabańskiego. Uczelnia, to nie tylko teraźniejszość ale także przeszłość i przyszłość.Każdy z tych etapów jest ważny i współzależny. Dobrze się dzieje, że władze uczelni nadając imiona poszczególnym obiek-tom, między innymi prof. A. Klisieckiego, prof. A. Skrockiego, prof. T. Mar-ciniaka, prof. J. Konopnickiego i ten kolejny obiekt im. prof. B. Czabańskie-go, w ten sposób utrwalają imię tych, którzy tworzą i rozwijali naszą „Sło-neczną Uczelnię”.

Ryszard JezierskiP.S. Ten numer Biuletynu dotrze do Waszych rąk koleżanki i Koledzy niemalw rocznicę opuszczenia naszych szeregów przez niezapomnianego Kole-gę i Nauczyciela Bogdana Czabańskiego.

40-lecie Olejnicy

We wrześniu, w dniach 13-14 odbędzie się uroczystość obchodów 40-lecia funkcjonowania Ośrodka Sportowo-Szkoleniowego AWF w Olejnicy.Głównym punktem uroczystości będzie otwarte posiedzenie Senatu Uczel-ni, na które zaproszeni będą pionierzy z tamtych czasów, miedzy innymiZofia Dowgird, Julian Jonkisz, Krystyna i Czesław Świerczyńscy, BolesławSłupik, Antoni Kaczyński i wielu innych, którzy od zarania prowadzili zaję-cia na obozach i tak jak prof. J. Jonkisz walnie przyczynili się do rozbudowyośrodka. Oprócz uroczystego posiedzenia Senatu, przewidziana jest kolacja przy

ognisku, a także udział wszystkich uczestników w zajęciach pt. „Jedendzień z życia obozowicza”. Sprawy organizacyjne powierzył JM Rektor prof. T. Koszczyc zespołowi:R. Jezierski, H. Nawara, J. Pietrzyk, K. Słonina i R. Ludkiewicz – wieloletnikierownik ośrodka. Swoistym dopełnieniem obchodów 40-lecia Olejnicy będą trzy kolejnezjazdy w Ośrodku roczników: 1963-1967 w dniach 10-12.09.; 1974-1979 wdniach 17-19.09 i 1970-1974 w dniach 24-26.09.2004. Olejnica, ten uroczy grajdołek, leżący nad jeziorami, które na pewno niemogą konkurować z Pojezierzem Drawskim, cieszył się i nadal cieszy du-żym wzięciem i budzi sentymenty. Coś w tym jest, że chętnie tam sięwraca.

Ryszard Jezierski

Z życia OrganizacjiSpotkanie absolwentów

z olimpijczykami AWF

W roku olimpijskim w przededniuXXVIII Olimpiady w Atenach, zrodzi-ła się idea zorganizowania spotka-nia braci absolwenckiej z olimpijczy-kami AWF. Z zaproszenia wysłane-go do tychże w liczbie 22 skorzy-stało siedem osób.

Spotkanie odbyło się w dniu 18 majabr. tradycyjnie już w Dworze Polskimw Białej Kawiarni. Licznie zebranychw tym olimpijczyków – bohaterówdnia i honorowych gości przywitałprezes Stowarzyszenia kol. R. Je-gierski wyrażając żal z powodu nieprzybycia na spotkanie gwiazdpierwszej wielkości – naszych zło-tych medalistów z igrzysk olimpij-

skich. Szczególnie gorącopowitał przybyłego naspotkanie kol. Z.Schwarzera – prezesaWrocławskiego PKOl.,wielokrotnego olimpij-czyka, trenera i długo-letniego pracownikaWrocławskiej AWF.Oraz kol. J. Derżeckie-go płk. w st. spocz.Odpowiedzialnego zasport we WrocławskimJ. Derżecki i Z. Schwarzer fo

to:

K.

Sło

nina

26 27

Okręgu Wojskowym, którego jakozajmującego się od wielu lat ideą iruchem olimpijskim poprosił o wygło-szenie okolicznościowego refera-tu.Kol. Józef Derżecki w swoim ob-szernym wystąpieniu omówił po-szczególne etapy rozwoju idei olim-pijskiej poczynając od starożytnejGrecji, gdzie się narodziła, do współ-czesności. Podkreślił rolę i zasługibarona Pierze de Coubertina, którypo wiekach będąc inicjatoremwskrzeszenia idei igrzysk olimpij-skich, walnie przyczynił się do or-ganizacji pierwszej w erze nowożyt-nej olimpiady w Atenach w roku 1896. Omawiając kolejne igrzyska scha-rakteryzował etapy rozwoju ruchuolimpijskiego, podał dane liczbowedotyczące występujących reprezen-tacji państwowych, rozgrywanychkonkurencji sportowych jak ilościstartujących zawodników i zawodni-czek. Na tym tle bardziej szczegó-łowo omówił występy Polaków naolimpiadach od roku 1924 w Pary-żu, gdzie reprezentacja Polski wy-stąpiła poraz pierwszy do ostatniejw Sydney w 2000 roku. Inauguracyj-ny występ Polaków w Paryżu w roku1924 należał do udanych, gdyż zdo-byli oni dwa medale srebrny w kolar-stwie torowym i brązowy w jeździec-twie. Na kolejnych igrzyskach skrupu-latnie odnotował liczne sukcesy bia-łoczerwonych, zdobyte medale i ko-lor kruszcu oraz uzyskane lokaty inieoficjalną punktację zespołową. Wsumie w opisywanym okresie polscyreprezentanci zdobyli 243 medale w

tym 56 złotych, 72 srebrnych i 115brązowych co uważa za wielkie osią-gnięcie. Fragmentarycznie ustosun-kował się także do niepowodzeń na-szych sportowców. Będąc Dolnoślązakiem i wielolet-nim animatorem sportu we Wrocław-skim Okręgu Wojskowym płk. w st.spocz.J. Derżecki scharakteryzowałśrodowisko i przodujące w nim klu-by, które dostarczały zawodników doreprezentacji kraju na areny olimpij-skie. Takimi kuźniami talentów byłykluby: WKS „Śląsk” – strzelectwo,la, piłka ręczna, KS „Gwardia” –boks, piłka siatkowa, AZS – wioślar-stwo, la, szermierka, KS „Kolejarz”– szermierka. W sumie na igrzyskach olimpij-skich w latach 1948 – 2000 z Dolne-go Śląska startowało 188 zawodni-ków i zawodniczek zdobywając 3 zło-te, 13 srebrnych i 14 brązowych me-dali. W wielu dyscyplinach. Jako absolwent WSWF z 1952roku mgr J. Derżecki szczególniepodkreślił udział i osiągnięcia olim-pijskie pracowników i absolwentówmacierzystej Uczelni. To właśniejego starsi koledzy jako pierwsi re-prezentowali kraj i Uczelnię na igrzy-skach w Helsinkach w 1952 roku.Dominik Sucheński startował w lek-kiej atletyce a Zbigniew Schwarzerw wioślarstwie. Z dumą podkreśliłpóźniejsze osiągnięcia naszych ab-solwentów. Józefa Zapędzkiego zdo-bywcy złotych medali w strzelectwiena dwóch olimpiadach w Meksykuw 1968 i Monachium w 1972 r. Jeston absolutnym rekordzistą pod

względem uczestniczenia w olimpia-dach, w których wystąpił pięciokrot-nie. Renaty Mauer-Różańskiej dwu-krotnej medalistki złotej i brązowejw strzelectwie na igrzyskach w

Atlancie w 1996 roku. Dariusza Goź-dziaka złotego medalisty w pięcio-boju nowoczesnym na olimpiadzie wBarcelonie w 1992 roku oraz zdo-bywcy dwóch srebrnych krążków wkolarstwie szosowym RyszardaSzurkowskiego na igrzyskach wMonachium w 1972 i Montrealu w1976 roku. W swoim przeglądzie czy jak tonazwał „spacerze po olimpiadach”wnikliwie scharakteryzował po-szczególne igrzyska pod względemich przebiegu występujących dyscy-plin sportowych, składu reprezenta-cji i panującej atmosfery i osiągnię-tych wyników. Ścisłe dane liczbowedotyczące startujących zawodnikówi zdobytych medali oraz ich koloruokraszał ciekawostkami a nawetanegdotami. W sumie zgromadzeni otrzymalisolidnie opracowane kompendiumwiedzy o idei i ruchu olimpijskim orazigrzyskach ze szczególnym podkre-

śleniem udziału w nich Polaków,Dolnoślązaków i absolwentów wro-cławskiej Uczelni. Wystąpienie kol.Derżeckiego zebrani nagrodzili grom-kimi oklaskami. W kolejnym punkcie programuzebrania odbyła się miłą uroczystośćwręczenia przybyłym na spotkanieOlimpijczykom i zaproszonym go-ściom symbolicznych upominków ikwiatów. Wszyscy otrzymali grafikęWrocławia w wykonaniu kol. A. Ka-czyńskiego, folder „AWF Wrocław wblasku znicza olimpijskiego” autor-stwa Rafała Szuberta wydanego sta-raniem Centrum Historii AWF orazczerwoną różę. Ceremonii wręcze-nia dokonał v-ce prezes elekt kol. W.Kopyś. W dyskusji głos zabrał nestor olim-pijczyków wrocławskiej AWF kol.Zbigniew Schwarzer. Był on uczest-nikiem czterech olimpiad: jako za-wodnik w Helsinkach – 1952 i Mel-

bourne – 1956 i jako trener w Tokio –1964 i w Montrealu – 1976 roku. Do igrzysk w Helsinkach przygo-towywał ich czwórkę bez sternikatrener inż. J. Bujwid ówczesny kie-

Piotr Albiński

Kazimierz Kurzawski - strzelectwo

????

foto

: K

. S

łoni

na

foto

:K

. S

łoni

na

foto

: K

. S

łoni

na

foto

: K

. S

łoni

na

28 29

rownik Zakładu Sportów WodnychSWF Wrocław znany przed wojnąwioślarz i znakomity znawca tej dys-cypliny. Niestety nie uzyskał zgodyówczesnych władz na wyjazd za gra-nicę ze swoimi wychowankami.Obóz przygotowawczy zorganizowa-no im w Łebie, gdzie początkowowskutek niedowiezienia sprzętu wio-słowali na prymitywnych szalupach.Bezpośrednio przed wyjazdem zo-stali zakwaterowani w Warszawie naAWF gdzie pod okiem przydzielo-nych politruków ćwiczyli główniemarsze w kolumnie. Helsinki przy-

witały ich deszczową aurą. Ichczwórka w składzie Z. Schwarzer, E.Schwarzer, H. Jagodziński i Z Żar-nowiecki odpadła w Helsinkach jużw eliminacjach. Z olimpiady tej za-pamiętał w dniu otwarcia igrzysk le-gendarnego biegacza fińskiego Pa-avo Nurmiego gdy ten wbiegł na sta-dion ze zniczem. Zmagania lekko-atletów na tych igrzyskach zdomi-

nowało małżeństwo Zatopków zdo-bywając dla Czechosłowacji 4 złotemedale. Emil w biegach na 5, 10 kmi maratonie, Dana w rzucie oszcze-pem. Krążyła wtedy anegdota: py-tanie: „jakie państwo jest światowąpotęgą w lekkiej atletyce? Odpo-wiedź: „państwo Zatopkowie.” Zigrzysk tych przywiózł do kraju wy-klętą w obozie socjalistycznym ame-rykańską Coca Colę, którą po powro-cie częstował klubowych kolegów nawrocławskiej przystani AZS. Na olimpiadzie w Melbourne w1956 roku startował w dwójce ze ster-

nikiem w składzie: Z.Schwarzer, H. Jago-dziński i sternik B.Mainka. Do startuprzygotowywali sięwe Wrocławiu podjego kierunkiem,gdyż pełnił już w klu-bie AZS of icjalnąfunkcję trenera. Au-stralijskie zawody wwioślarstwie odbyłysię w Ballerad nad je-ziorem Wendourre.Osada gładko prze-szła przez eliminacje,

ćwierć, półfinały i w finałach zajęła 4miejsce minimalnie przegrywając pozaciętej walce z osadą ZSRR. Z igrzysk tych zapamiętał łzy eki-py węgierskiej, gdy na ceremoniipowitania w wiosce olimpijskiej wcią-gano na maszt ich narodową flagę.Igrzyska te zbiegły się w czasie zinterwencją radziecką i krwawymstłumieniem powstania narodowego

w Budapeszcie. Na znak protestuwycofały się wtedy z igrzysk ekipySzwajcarii i Hiszpanii. Był też świad-kiem jak podczas meczu w piłcewodnej między drużynami tychżeWęgrów a ZSRR czerwieniła sięwoda w basenie. Jakby pragnąc od-wetu tak zażarcie walczyli zadziorniMadziarzy z niedawnymi jeszcze„przyjaciółmi” z obozu socjalistycz-nego. Mecz ten zakończył się zwy-cięstwem Węgrów. Na olimpiadzie w Tokio w 1964wystąpił już w charakterze trenera2-jki bez sternika w składzie R. Na-skręcki i K. Sieńko. Niestety wro-cławska osada odpadła już w półfi-nałach. Tę olimpiadę w egzotycz-nym „kraju kwitnącej wiśni” wspomi-na najmilej. Na igrzyska w Montrealu w 1974roku przygotowywał dwie osady:czwórkę i dwójkę ze sternikiem.Obie zakwalifikowały się do finałów,w których zajęły identyczne 6 punk-towane miejsca. Kanadę, „kraj klo-nowego liścia” zachował w pamięciz racji szczególnie serdecznych spo-tkań z rodakami i gościnności licz-nej miejscowej Polonii. Już jako senior nie spoczął na lau-rach, działa społecznie na rzeczswojej dyscypliny i nie tylko. Jakoprezes Wr. PKOl bierze nadal aktyw-ny udział w ruchu olimpijskim. Wzakończeniu kol. Schwarzer podzię-kował organizatorom w imieniu swo-im i przybyłych na spotkanie olim-pijczyków za pamięć i miłe przyję-cie. Na zakończenie zebrania kol. R.

Jezierski podziękował kolegom J.Derżeckiemu i Z. Schwarzerowi zainteresujące wystąpienia, obecnymna Sali olimpijczykom za przyjęciezaproszenia a wszystkim uczestni-kom za miłą atmosferę spotkania. Następnie gorąco zaapelował dozebranych a szczególnie do olimpij-czyków o nadsyłanie do Stowarzy-szenia wspomnień i ciekawostek zeswojego przebiegu kariery i osią-gnięć sportowych. Przyczyniło bysię to do wzbogacenia materiałówźródłowych w przygotowywanejprzez Centrum Historii AWF i Sto-warzyszenia z okazji jubileuszu 60-cio lecia „Księgi Wspomnień”. Zaprosił też do zwiedzania Wysta-wy Olimpijskiej autorstwa RafałaSzuberta gdzie na licznych plan-szach zgromadzono unikalne zdję-cia czołówki olimpijczyków naszejUczelni oraz migawki z igrzysk, naktórych występowali. Wystawa jesteksponowana na AWF w holu pawi-lonu P-2 im. prof. A. Klisieckiego idostępna zwiedzającym codziennie. Na tym to interesujące i na czasiez racji nadchodzących właśnie XXVIIIigrzysk w Atenach spotkanie absol-wentów z olimpijczykami AWF za-kończono.

Antoni Kaczyński

foto

: K

. S

łoni

na

30 31

Honorowy sponsoring

Honorowa listadotychczasowych sponsorów

Rok 1999 dyplom złotyindywidualne Bogdan Ostapowicz

Władysław Kopyśinstytucje Dwór Polski - Józef DziąskoRok 2000 dyplom srebrnyindywidualne Adam StockiRok 2000 dyplom brązowyindywidualne Kazimierz Kurzawski

Jerzy KosaStanisław RosołowskiElżbieta KubackaEugenia OstapowiczStanisław RażniewskiFerdynand WedlerBogdan From

Rok 2001 dyplom złotyindywidualne Jerzy PodborowskiRok 2001 dyplom srebrnyindywidualne Eugenia OstapowiczRok 2001 dyplom brązowyindywidualne Cenia Wieszczak

Roman ProszowskiJózef Kopeć

Rok 2002 dyplom złotyindywidualne Bogdan Ostapowicz

Władysław KopyśRok 2002 dyplom brązowyindywidualne Zbigniew Lipiński

Kazimierz Sojka

Rok 2003 dyplom złotyindywidualne Eugenia Ostapowicz

Bogdan Ostapowicz

Rok 2003 dyplom srebrnyindywidualne Elżbieta Kubacka

Adam StockiRok 2003 dyplom brązowyindywidualne Józef Kopeć

Jan PołatajkoKazimierz SojkaEugeniusz RolewskiGrzegorz FreusEdward HylaAlbin CzechRoman ProszowskiBogdan From

Rok 2004 dyplom złotyindywidualne Eugenia Ostapowicz

Bogdan OstapowiczDębicki Leszek

Rok 2004 dyplom srebrnyindywidualne Eugeniusz Rolewski

Kazimierz WysmykAdam Stocki

Rok 2004 dyplom brązowyindywidualne Elżbieta Kubacka

Józef KopećRafał WołkRoman Proszkowski

Stowarzyszenie Absolwentów AWFapeluje o wspieranie finansowe

działalności statutowej klasy sponsorów osoby prywatne instytucje

brązowa 100 PLN 300 PLN srebrna 300 PLN 600 PLN złota 500 PLN 1000 PLNSponsorzy otrzymają honorowy dyplom a ich nazwiska (za zgodą) będą

umieszczone w Biuletynie. Wpłacać można na konto: 52 1020 5242 00002902 0114 0680 lub w sekretariacie podczas dyżurów lub w klubie na

specjalnych spotkaniach wtorkowych.

32 33

Apel - bisDrogie koleżanki i koledzy

Miło nam donieść, że nasz pierwszy apel o zapłacenie składek człon-kowskich nie przeszedł bez echa. Otóż zawiadamiamy, że w ostatnim cza-sie konto Stowarzyszenia z tytułu wpłacanych skłądek i darowizn zwięk-szyło się o pokaźną kwotę ok. 2000zł. Dziękujemy!Jest to dużo a zarazem mało wobec czekających nas wydatków z racjiuczestniczenia Stowarzyszenia w organizacji obchodów Jubileuszu 60 le-cia AWF. Sporo koleżeństwa zalega nadal ze składkami. Zwracamy się zwłaszczado tych, którzy nie płacą już od kilku lat. Jeżeli czujecie się nadal członka-mi naszej Wuefiackiej Rodziny i czytacie nasze Biuletyny, które nadal Wamprzysyłamy jakby na kredyt - spełnijcie swój obowiązek - zapłaćcie. Jeżeli zaś kwota, z którą zalegacie urosła już do poważnej, nie traćcieducha - zaciągnijcie kredyt bankowy niskoprocentowy i będziemy kwita.

Pełen optymizmu z góry dziękującZarząd

Wspomnień czar

Bujny życiorys wuefiaka (cz. 12)

Będąc na Florydzie zwiedziliśmy oryginalną wioskę indiańską, farmę ali-gatorów oraz ośrodek lotów kosmicznych na przylądku Canaveral. W wio-sce położonej w głębokiej dżungli W rezerwacie mieszkają biedni Indianie zcałymi rodzinami w bardzo prymitywnych warunkach. Pojawiającym sięturystom rzucają się w oczy gromady ślicznych, małych dzieci, które wy-biegają z nędznych szałasów. Dzieci częstuje się obowiązkowo słodycza-mi lub daje się parę dolarów. Starsi mieszkańcy rzeźbią w drzewie lub wy-konują przeróżne naszyjniki, wisiorki i inne ozdoby, które sprzedają tury-stom. W dobrym tonie jest zrobić zdjęcia z mieszkańcami wioski. Możnateż zwiedzać szałasy z ich bardzo prostym „umeblowaniem”. Po bokach„barłogi” (miejsca na spanie), w środku zaś ognisko z zawieszonym garn-kiem na łańcuchu. U góry szałasu otwór na dym. Na farmie aligatorów, które hoduje się dla ich cennej skóry, można zoba-czyć tysiące malutkich i średnich gadów, które turyści karmią „mush-mel-low” (coś w rodzaju pop kornu). Najstarszy okaz (70 lat) ważył ok. 500funtów (ok. 250kg). Kiedy do stawu wrzuca się te „białe kulki”, żarłocznegady błyskawicznie rzucają się na ten przysmak a woda burzy się białą

pianą z powodu tego kłębowiska. Na piasku wygrzewają się wielkie, śpiącealigatory. Na pamiątkę zrobiłem sobie zdjęcie z dwuletnim aligatorem, któ-rego trzymam w rękach. Miał ponad 1m długości i bardzo ostre zęby wpaszczy, którą na szczęście miał związaną specjalną przepaską. W tejfarmie był równocześnie zwierzyniec z niedźwiedziami, sarnami, żbikami iinnymi zwierzętami! W Cape Canaveral zwiedziliśmy główny amerykańskipoligon rakietowy lotów kosmicznych. Widzieliśmy „Atlantis” słynny waha-dłowiec amerykański, który do 1989 roku odbył 4 loty w kosmos. Na rampiestała inna rakieta kosmiczna gotowa do lotu w przestrzeń kosmiczną. Wi-dzieliśmy też Apollo/Saturn V, który lądował na Księżycu. Oglądaliśmy teżnajprzeróżniejsze rakiety i ich makiety oraz zwiedziliśmy muzeum lotówkosmicznych. Będąc jeszcze w gimnazjum w Lesznie w latach 1946-52,pamiętam jak nauczyciel mówił nam, że aby dolecieć na Księżyc trzebapokonać przyciąganie ziemskie a pojazd musi osiągnąć dużo większą szyb-kość niż wystrzelona kula karabinowa. A tu prosty chłopak z Leszna stojęprzed rakietami i pojazdami, które lecą nie tylko na Księżyc ale też nadalekie inne planety. Aż się wierzyć nie chce, że tak wielkie odkrycia tech-niki w jednym tylko wieku XX zrobiły większy postęp niż całe tysiąclecia, wktórych żyje ludzkość. „Zaliczyliśmy” też park narodowy „Everglades” – słyn-ne bagna w południowej Florydzie. Żyją tam na wolności aligatory, żółwie,węże, sępy i inne „stwory”, które mieliśmy możność oglądać z naszej łodzi.W centrum Safari-Park wynajęliśmy motorówkę z napędem śmigłowym (jestto olbrzymie koło ze śmigłem umieszczonym z tyłu za sternikiem). Przedstartem sternik wręcza każdemu turyście kawałek papieru toaletowego. Napytanie „dlaczego” uśmiecha się tajemniczo. Pomało ruszamy kanałem,wzdłuż mnóstwa białych i różowych lilii. Sternik każe papier toaletowy zwi-nąć w kulki i zatkać uszy. W tym momencie odsłania nam się olbrzymiemorze zieleni z drobnymi wysepkami. Do samego horyzontu brak jakich-kolwiek punktów orientacyjnych. Kiedy nasz pojazd „rusza z kopyta” silnikryczy jak odrzutowiec. Pędzi wprost na wysepki, turyści krzyczą ze stra-chu, że łódź się rozbije a ta prześlizguje się po wysokiej trawie, któraimituje wysepkę. Przed startem turyści pytali naszego sternika, czy cza-sem łódź się nie wywróci na ostrych zakrętach jakie wykonywał nasz ster-nik. Odpowiedział, że nie ma takiej możliwości. Wracając do przystani „na-szym kanałem” zauważyliśmy na środku podobną do naszej łodzi, wywró-coną do góry dnem. „Mówiłeś, że te łodzie się nie wywracają!” „Ele, toamatorzy!” „Ja jestem professional – moich turystów aligatory nie zjedzą”.Tak nas pocieszał nasz dowcipny sternik! Z Miami Beach, które leży jeszcze na półwyspie Florydy do Key West,które leży na południowo-zachodnim cypelku łańcucha około 150 wysepekpołączonych mostami, jest około 200km. Przeżycie jest ogromne! Jedzie

34 35

się po wielkiej wodzie niteczką autostrady wybudowanej na moście lubwyspie. Na wyspach wzdłuż autostrady drzewa ogniste z daleka podobnedo płomieni. Podobne drzewa widziałem pierwszy raz na Hawajach. Towa-rzyszy im mnóstwo sztucznych zwierząt i reklam przyciągających wzrokturystów. W Key West wybudowano kolorowy okrąglak („beczkę”) symbolnajbardziej na południe wysuniętego cypelka Stanów Zjednoczonych. Tutajwybudowano też „Little White Home” (mały biały dom) – letnią rezydencjęprezydentów USA. Tu zwiedziliśmy też dom wybudowany w 1851 roku za-mieniony na muzeum, w którym w latach 1931-1940 żył Ernest Hemin-gway. Stworzył on tu większość krótkich opowiadań i wielkich dzieł („Komubije dzwon”, „Stary człowiek i morze”) za co otrzymał nagrodę Nobla. Jakotypowy ośrodek turystyczny posiada mnóstwo przystani z motorówkami,żaglówkami, jachtami, deptaki, mola, muzyka, kolejka elektryczna i mnó-stwo figur marynarzy, piratów i przeróżnych zwierząt. Być na Florydzie i niewykąpać się w czystej ciepłej wodzie, byłoby grzechem. Ciepły prąd mor-ski w Cieśninie Florydzkiej łączy się z Prądem Antylskim tworząc ciepłyPrąd Zatokowy. Przepiękne piaszczyste plaże i mnóstwo pelikanów wal-czących ze sobą o ryby to widoki, które wryły mi się w pamięci! Wracając z Key West (tą samą „niteczką” Ala 150 wysp połączonychmostami) do Miami Beach zatrzymaliśmy się na plaży i zrobiliśmy kilkapamiątkowych zdjęć. Między innymi czekoladową „Wenus” o kształtnym,jędrnym biuście, która paradowała topless po plaży. Miami Beach to nowoczesne miasto z kilkoma wieżowcami, motelami,hotelami i supermarketami. Jak na całęj Florydzie rosną tu drzewa cytruso-we, krzewy tropikalne, palmy i kwiaty. Dużo zieleni i słońca. Droga z MiamiBeach do West Palm Beach wzdłuż wybrzeża morskiego oddzielona jestod plaż niskim murkiem. Według mnie West Palm Beach to znane kąpieli-sko jest o wiele atrakcyjniejsze od Miami Beach. Im dalej na północ tymbardziej zmienia się roślinność z liściastej na iglastą. Czasem tworzy onaprzepiękne, zielone tunele, w których się poruszamy naszą Toyotą – Ter-celkiem. Po drodze mnóstwo mostów zwodzonych. Czasem trzeba cze-kać, bo przepływa pod nimi statek. Ale to tylko dodaje uroku naszej przygo-dzie. Po raz ostatni na Florydzie nocowaliśmy w motelu, który prowadziłapolska para. Bardzo się ucieszyliśmy z tego spotkania i gawędziliśmy dopóźnej nocy. Motel ma ładne, czyste pokoje i basen kąpielowy. Dla chęt-nych adres: Lilija & Leo Gulden Sands Motel, 127 First Avenue South, Jack-souville Beach, FL 32250, U.S.A. Tel (904) 249-4374 cdn.

Bogdan Ostapowicz

„To nie był jedyny bal”

Czytając wspomnienia Mili Zieliń-skiej o balu sylwestrowym1955/56parafrazując słowa piosenki – muszęstwierdzić, że „to nie był nasz jedy-ny bal”. Bal sylwestrowy 1953/54organizował w dużej sali gimnastycz-nej naszej Uczelni chyba KostekTeryks. Kabaret z wielkim rozma-chem przygotowywał Jurek Szefer.Nie wiem czemu ( reperkusję wie-czorków na obozie w Sierakowie ?)na „artystę” upatrzył moją osobę.Miałem już umówioną imprezę i niechciałem brać udziału w tym balu ikabarecie – Jurek użył argumentuostatecznego – zaprowadził mnie doDziekana. Na nic się zdały moje tłu-maczenia, że jestem już umówiony,że nie mam we Wrocławiu garnituruitd. – zostałem ubrany służbowo:spodnie – stalowe „kadrówki”zUczelni, marynarka chyba od mgrJonkisza, pożyczone buty i krawat.Występ kabaretu udał się znakomi-cie, chociaż Zygmunta Meinhartazatkało na chwilę, gdy parodiująckapitana Połucha ( wicie, rozumicie+ znane ruchy barków) – zobaczyłoryginał siedzący przy najbliższymstoliku ! Po północy wszyscy –wszystkim składali życzenia bezpodziału kadra – studenci. Z butelkąwina z Jurkiem Szeferem podeszli-śmy złożyć życzeniu dziekanowiWegnerowi, ten poczęstował nasszlachetnym koniakiem. Sensacjęwzbudzał pan Masłowski (pracownikadministracji – wielki przyjaciel stu-dentów) , który kilkakrotnie do Dzie-

kana a także innych przedstawicie-li władz Uczelni meldował się : „Pa-nie Dziekanie lub Panie ..., ułanMasłowski melduje się na rozkaz !”Ułanem to on chyba w przeszłościbył, bo mu brakowało kawałka ucha,podobno od lancy w czasie wojnypolsko – rosyjskiej w 1920 roku. Balbył szampański, ja wychodząc jakojeden z ostatnich – wczesny ranek1954 roku witałem częstymi kontak-tami z podłożem. Skrót do tramwa-ju był bardzo oblodzony, skórzanepodeszwy pożyczonych butów amoże i inna przyczyna powodowałyte „lądowania”. Uratowała mnie jakaśwychodząca z balu para, która wzię-ła mnie pod ręce i zaprowadziła dotramwaju. Nigdy nie dowiedziałemsię jakie to były „niewidzialne ręce”. Następny bal sylwestrowy (1954/55) organizował nasz rocznik w saliWOSS na Stadionie Olimpijskim.Pamiętam, że największą „atrakcją”były gasnące lampy sufitowe. Kole-dzy wiedzieli, że jestem technikiem- elektrykiem oddelegowali mniewraz z kolegą do ich naprawiania wczasie imprezy. Chodząc schylonypo niskim poddaszu przeżywaliśmyduże emocje – można chodzić byłotylko po belkach, gdyż przestrzeńmiędzy nimi wypełniona była łamli-wymi płytami supremy i jeden fałszy-wy krok a można było wylądowaćkilka metrów niżej – wprost na balo-wiczów. Inni – nie mający takich obo-wiązków – bawili się znakomicie. Przy okazji warto wspomnieć obalach z okazji zjazdów absolwen-tów (we wszystkich brałem udział).

36 37

Najmilej wspominam bal w KlubieOficerskim (chyba w 1956 roku). Wbardzo licznym gronie, świeżo postudiach, omawialiśmy pierwsze wra-żenia podjętej pracy, były wspomnie-nia czasów studiów, wyznania nie-spełnionej miłości. Równie mocno we wspomnieniachpozostaje pierwszy bal w Hali Ludo-wej – ten inauguracyjny polonez ztysiąca par prowadzony przez Rek-tora i panią Pietrow ! Parkiet do tań-ca był tak duży, że nikt się o nikogonie obijał, mimo tak licznej rzeszytańczących. Rano, gdy wsiadłem dotramwaju by dojechać na dworzec,spytałem pasażera czy to nocnytramwaj, czy już dzienny (żeby od-powiedni bilet skasować), usłysza-łem odpowiedź : „Ich Versthen nichts!” pytam drugiego i to samo! W koń-cu wzmocniony procentami, głośnostwierdzam : „Jak to jest, bal zaczy-nałem we Wrocławiu a skończyłemw Berlinie ?!” Wzbudziło to wybuchśmiechu motorniczego i kilku Pola-ków jadących tramwajem. Na pewno inni koledzy moglibydorzucić sporo ciekawych wspo-mnień z licznych balów uczelnia-nych, imprez jak chociaż wycieczkistatkiem na Polanę Łanowską !

Józef Sachnik

Czterdziecha

Latem 1964 roku odbył się po razpierwszy w historii naszej uczelniobóz letni studentów rocznika 1963-67 w Olejnicy nad jeziorem Olejnic-kim. Było to bez przesady pionier-

skie wyzwanie, bowiem na kilka dniprzed rozpoczęciem obozu wyjecha-ła grupka studentów, której zada-niem było przygotowanie dziewicze-go wówczas terenu pod przyszłyobóz letni. Zakres prac był ogromnyi bardzo zróżnicowany. Należało wy-budować kuchnię, pomosty nad je-ziorem do cumowania jednostek pły-wających, pomosty do mycia się imycia naczyń, no i wreszcie rozbićnamioty, urządzić latryny, słowemprzygotować wszystko co niezbęd-ne na przyjęcie rocznika. Z tymizmaganiami borykali się przez po-nad trzy doby w strugach ulewnegodeszczu studenci: Edek Listos, Hu-bert Olejniczak, Gienek Sowa, Ju-rek Śliwa, Edek Wlazło, Janek Wy-trychowski. Wymieniłem nazwiskatych studentów, bowiem oni powinnipo wsze czasy figurować w kroni-kach uczelnianych. W tym czasiejedynym obiektem poza prowizo-ryczną przystanią i grotą B. Hacz-kiewicza było polowe boisko do piłkisiatkowej, na którym rozgrywanozażarte mecze m.in. studenci-kadra.Patrząc dziś na ten piękny obiekt,który niczym nie przypomina tam-tych czasów, z prawdziwą przyjem-niością przyjeżdżamy aby powspo-minać jak to było parę dziesiątkówlat wstecz. Nigdy nie zapomnimy starychłodzi z lat trzydziestych ubiegłegostulecia, na których uczyliśmy sięwiosłować, regat i wyścigów kajako-wych oraz nauki żeglowania na ka-jakach z zamocowaną na kiju małąpłachtą materiału.

Nie zapomnimy również treściwych posiłków przygotowywanych (z wszel-kimi zasadami dietetyki) z grupą dyżurną studentów przez panią Marię Za-wadzką "Mery". Można by tak wspominać bez końca, bo każdy z nas mainne odczucia i mam wrażenie, że przyjemne. Przychodzi mi w tym miej-scu na myśl fragment wiersza Wisławy Szymborskiej, który pozwolę sobiezacytować:

Za czasów młodości (mówię bez przesady) Łatwe były biegi, skłony i przysiady. W średnim wieku jeszcze tyle sił zostało, Żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą... A teraz na starość czasy się zmieniły Spacerkiem do sklepu, z powrotem brak siły.

Nie bacząc na zbyt pesymistyczną treść wierszyka rocznik 1963-67 po-stanowił się spotkać kolejny raz we wrześniu roku olimpijskiego 2004 nadjeziorem Olejnickim by tam uczcić 40 lecie powstania ośrodka obozów let-nich naszej ukochanej uczelni. Do zobaczyska

Jerzy Śliwa

HumorOlejnica - obóz pionierski AD 1964

Studenci zjeżdżając na obóz w olejnickie lasyMyśleli,że czekają ich atrakcje, wywczasySzybko złudzenia wszelkie utraciliBo harówkę im zaaplikowano od pierwszej chwili.

A marzycieli liczących na wczasów rajCzekało przeklinane "rabotaj"I lekko nie było wcale - to wiemA co wykonali - wierszem opowiem.

Wycinkę chaszczy, terenu wyrównanieWytyczenie drogi, piachu sypanieBagrowanie brzegów jeziora, ścinkę wodorostówWbicie w muł pali, budowę pomostów.

Dyscyplinę zapewniał regulamin srogiDzięki niemu teren splantowano, zbudowano drogiJednak nigdy prac by tych nie wykonanoGdyby przelicznika win na taczki nie stosowano.

38 39

Pięć taczek za każde spóźnienieDziesięć za fajek w namiocie palenieZa nocne eskapady, małe nadużycie chmieluPięćdziesiątkę zaliczało grzeszników wielu.

Pani Zosi Dowgird - obozu kierownicyBali się jak ognia studenci zbytnicyZ góry wiedząc, że kogo na gazie zdybieWyleci z obozu w ekspresowym trybie.

Dla studentów popularnie zwanych "koty"Stanęły rzędami wojskowe namiotyPolowe łóżka, spanie w śpiworzeDla hartu ciała toaleta w jeziorze.

Stołówka "pod liściem" wkrótce powstałagdzie wiara na ławach surowych siadałaPrzed deszczem i osr...m przez kruki i wronyChroniły stołowników, Staszka spadochrony.

W kuchni polowej Mery markietankaMięsem rzucając od wczesnego rankaWarzyłą strawę pilnując bacznieBy student do syta jadał i smacznie.

Dla osobistej obozowiczów higienyW zagajniku stanęły polowe latrynyTe zgodnie ze zmęczenia materiału teoriąZaowocowały humorystyczną wprost historią

Oto do latryny studenci poszli w lesieNa żerdzi pospołu siedli niby na sedesieNie zdzierżyła ciężaru belka - pękła równoA pechowe chłopaki w rzadkie wpadli g...o.

Mimo ciężkiej pracy i nawału zajęć w lesie i na wodzieHumor i młodzieńcza radość była w narodzieCo będzie się działo nikt nie uwierzyGdy Ci w Olejnicy spotkają się bohaterzy

Z okazji 40 lecia pierwszego obozu letniego w Olejnicy wspomnienia tededykuje jeden z ówczesnych "karbowych" - Kaczka

RównouprawnienieOd dawna wiadomo, że słaby ród męskiNieuchronnie się stacza w otchłań klęskiA gdy niewieści ród nas wszech ogarnieMy mężczyźni niestety zginiemy marnie

Kobieta istota słodka udając aniołaBierze chłopa pod rękę i wiedzie do kościołaA gdy już na włościach jest - koniec udawaniaRościć zaczyna coraz większe żądania

Kochany mężusiu koniec z aniołamiOd dzisiaj ja rządzić będę finansamiKupisz mi pudelka, auto i futroI zrobisz to zaraz, najpóźniej jutro.

Spełnisz najskrytsze marzenia mojeZapewnisz klejnoty i szykowne strojeA gdybyś grymasił mój jegomościBędzie to koniec naszej miłości.

Szarżując dekoldem, mini nosi ta babska rasaNylony, stringi, pantofle na obcasachSzyfony zwiewne, tiule, koronki jedwabneAżury, peniuary, desons jedwabne.

Wszystko to wymyślają a jakże - dla ciebieAbyś miał złudzenie, że jesteś już w niebieProwokują cię, kuszą wiedząc, że ty biednyZaślepiony krecie, myślisz tylko o jednym

Tymczasem chłop by był najprzystojniejszyPosturę supermena mając i wdzięk gejszyPod garniturem kryć musi swoje powabyBo by go z kretesem zakrakały baby.

Aby gustom anielic swoim dogodzićW sztywnych kołnierzykach, krawatach muszą chodzićW lakierkach ciasnych, kapeluszach modnychZamiast w kapciach, dżinsach, dresach wygodnych.

Grając na chuciach i męskiej słabościSłono każą nam płacić za chwile miłościNie dajmy się wiara nabierać na plewyKtóre już w raju orężem były Ewy.

Jak się to skończyło, dobrze to znamyMiast leżeć na brzuchu, ciężko tyramyVeto zgłaszamy! - Dość babskiego rządzeniaMy mężczyźni żadamy równouprawnienia!

Z niewielkim retuszem redaktora J. Lipnicki "Lipek"

40

Miłychsłonecznych wakacji !!!

Życzy Zarząd Stowarzyszenia Absolwentów