Stachura Edward - Siekierezada

download Stachura Edward - Siekierezada

If you can't read please download the document

Transcript of Stachura Edward - Siekierezada

EDWARD STACHURA

SIEKIEREZADAALBO ZIMA LENYCH LUDZI

SCAN-DAL

Dosta si pod koa, pokatulkao go i kaput. To rano byo. Na ten ekspres do stolicy. Ale podobno do ostatniego wagonu skaka. Do ostatniego wagonu, ale do przednich drzwi. Aha, do przednich drzwi. No tak. Tu zrobi bd. eby skoczy nie do przednich, ale do tylnych drzwi ostatniego wagonu, toby si tylko potuk, ale pod koa by si nie dosta. Suszna racja. Pocztowy wagon jest jeszcze na kocu. Albo na kocu, albo na samym pocztku, zaraz za lokomotyw. Rozmaicie doczepiaj. Moe chcia do tylnych drzwi, tylko e moe, panie tego, zaciy si. Albo si zaciy, albo w ogle byy zamknite. Mogo i tak by. Moliwe. Dolecia do tylnych drzwi, szarpn za klamk, zobaczy, e zamknite, i wtedy polecia do przodu, do przednich drzwi. Mogo i tak by. Mia zgin i zgin. To jest los. O tym to zatem wic cay pocig rozmawia, szepta, mrucza i mamrota z rzadkim zgodnym przejciem. O tej to mierci nagej i niespodziewanej wszyscy rozprawiali w zatoczonych przedziaach i zawalonych korytarzach jadcego na zachd przez zimowe pola pocigu. By pocig, nie ten, ale pocig jako taki, narzdziem tragedii. Dugim noem, szpad, siekier, motem, zwanym francuskim kluczem, elaznym omem tragedii. Koa pocigu to byy tryby tragedii, ktre wkrciy w siebie tego, o ktrym bya oglna mowa. By pocig narzdziem tragedii i wyruszy pocig z miejsca tragedii. Z tego miasta, gdzie ona si wydarzya. By pocig narzdziem tragedii, wyruszy z miejsca tragedii i w dniu tragedii. Trzy synne antyczne jednoci: akcji, miejsca i czasu. Bo dzisiaj to si stao. Dzisiaj raniutko. Kilka zaledwie godzin temu. Zaledwie temu godzin kilka. eby pocig jecha wolno, to jeszcze. Ale to ekspres. Bierze szybko od razu. Te to wanie. A on zziajany by. Cay czas biegiem lecia. Przez dworzec, po schodach do tunelu, z tunelu potem po schodach na gr, potem po peronie za pocigiem, co ruszy i te by w biegu, jak on. Zmczyo go to, nie mia siy pod koniec. O to si rozchodzi. Nie mia ju siy, a jak nie mia ju siy, to panie tego, nie mia ju dokadnego obliczenia do skoku. le wymierzy. Moe te troch na bani by. I tak to jedno z drugim, e le wymierzy sobie skok. Z samego rana mia by na bani? Skoro wit? Co pan gadasz, panie?

No ale mogo tak by, e poprzedniego dnia, panie, popija do pnej nocy. Albo do wczesnego ranka. I nie zdyo mu wywietrzy. Ja to sobie tak myl, e on si zapa za wczenie za porcz, ot co. Za wczenie si zapa za porcz przy drzwiach, a pocig si rozpdza i on nie mia czasu si odbi. Pocigno go do przodu, a on nie mg ju puci i wtedy dosta si nogami tam, gdzie nie trzeba, midzy stopnie pocigu i peron. Trzyma si jeszcze jaki czas, a mu rka zemdlaa, i puci. I wtedy go wkrcio pod spd. Siedziaem jak wryty na moim worku w korytarzu, nisko, midzy nogami stojcych ciasno, rami w rami i noga w nog, podrnikw. Paliem papierosa ostronie, w zwinitej trbce doni, eby nie przypali komu nogawki spodni czy zwanej poy paszcza. Suchaem gosw, co ponad gow. Kto tam wie, jak to byo. Moe czasami przez te jego ciemne okulary. Moliwe. Moe mu si zapociy, zarosiy mu si. Zziajany by, a tu mrz, para mu z garda buchaa i okulary mogy mu si zapoci. Mao, e ciemne, to jeszcze zapocone. Po co on nosi te ciemne okulary? Lato, zima zawsze w nich chodzi. Na wszystkich filmach w nich wystpowa. Ja widziaem jeden film Popi i diament. To on tam w jednym miejscu mwi do dziewczyny, ktra go te pyta, po co on chodzi w tych ciemnych okularach? Dlaczego? I on jej mwi, e w okupacj, prawie cay czas po kanaach y, co s pod ulicami. I teraz, po wojnie, musi chodzi w ciemnych okularach, bo go dzienne wiato za bardzo kuje w oczy. Bol go oczy od tego wiata. Za bardzo do ciemnoci mu si oczy przyzwyczaiy w tych kanaach. Ale to, panie tego, na filmie mwi. To jeszcze nie musi prawda by. Nie musi by, ale moe by. Bd co bd jednak zawsze w tych ciemnych okularach chodzi. Na filmie czy nie na filmie. W yciu, znaczy si. Tak jest. Jakby nie byo. Podug mnie to taki czowiek powinien mie samochd do dyspozycji, a nie eby musia za pocigiem gania. Dadz mu pomiertne odznaczenie i cze. A czy mu chocia dadz? Daj tylko bohaterom. Dla kultury on by bohater. Zdolny by. Szkoda chopaka. I to w sam niedziel zgin.

Ja to jeszcze raz mwi: mia zgin i zgin. To jest los. Niedziela czy nie niedziela. To jest los. Siedziaem jak wryty, jeszcze raz mwi, na moim worku w korytarzu pocigu nisko, midzy nogami stojcych ciasno, rami w rami i noga w nog, podrnikw. Paliem papierosa w zwinitej aobnej trbce doni. Paliem ostronie, eby nie przypali komu nogawki spodni czy zwanej poy paszcza. Suchaem gosw, co ponad gow. Powyej. Troch to byo tak, jakbym ywcem zakopany by i sysza gosy stojcych nade mn, na powierzchni, ludzi. Troch to byo tak wanie, ale duo bardziej tak nie byo. Duo bardziej byo tak, e siedziaem na moim worku w zatoczonym korytarzu pocigu jadcego na zachd przez zimowe pola tej krainy. Cokolwiek bym czu, gdziekolwiek bym si myl zapdzi, a za ni, za myl, poday niektre lotne czci mojego ciaa, takie jak serce na siodle oddechu, aerodynamiczna gowa z postawionym aglem wosw i tym podobnie, to jednak przede wszystkim, nie da si tego ukry, byem tu, gdzie byem: w jednym z wagonw pocigu. A nie zakopany pod ziemi. Pod ziemi natomiast, w tych podziemiach, zakopany by, to znaczy niedugo mia by zakopany on. I to nie ywym, bo ywym mgby, walc piciami i nogami w wieko trumny, spowodowa to, eby go ci na grze, na powierzchni ziemi, usyszeli i odkopali. Zakopany on mia by w podziemiach nie ywym bdc wic, ale martwym. Cho kilka zaledwie godzin temu ywy by jak ja teraz. Jak ja, ktry, cho owiany zawiany zamotany w tej chwili doszcztnie mierci gstym oparem, ale ywy jestem. Tako ywy i on by zaledwie temu godzin kilka. Witaj, zegarze, w ktrym czas jest cofniony. Witaj, zegarze, w ktrym jest cofnione zaledwie godzin kilka. Przedwit zimowy tego dnia. Perony w szronie, pocigi jeszcze nie rozgrzane w szronie. Ekspres do stolicy zaraz ma odjazd. Miaem jecha na zachd, na robot do lasu. W kieszeni mam wycity z gazety adres jednego lenictwa, ktre dao anons do dziau Poszukiwanie pracownikw. Ze poszukuj wanie robotnikw do wyrbu lasu. To mi si wydao nieze w mojej ostatnio sytuacji, z ktrej nie bd si przed nikim tumaczy. Wic miaem jecha tam, do lasu, a nie do stolicy, ale co mi strzelio w ostatniej chwili i zmieniem zamiar. Czasami trafia mnie co takiego. Nawet nierzadko. Prawie zawsze poddaj si temu, bo to jest prawie zawsze, e pozwol sobie tak powiedzie, gos krwi intonujcej now pie. Tylne drzwi ostatniego wagonu s zamknite. Id szybko do przednich drzwi. Konduktor stojcy dalej w przodzie popdza mnie chorgiewk. Wchodz na stopie wagonu i cay eksprestabor rusza z miejsca. Naciskam na klamk i robi taki pobrt w lewo i w bok, eby si drzwi mogy otworzy i wtedy, w tym synnym ostatnim spojrzeniu do tyu widz, jak po peronie noguje za naszym pocigiem jaki spniony podrnik. Nie wchodz do wagonu, stoj dalej na stopniu, a ten goni. Krzycz do niego, eby do mnie lecia, bo tylne drzwi zamknite na klucz. Facet zmczony jest, to wida,

zziajany mocno, ale ju jest przy mnie. Poprawiam uchwyt lewej rki i uchylam si w bok, eby mu zrobi miejsce na stopniu. On skacze, ja go w locie api praw rk wp i jestemy uratowani. Odchylam si jeszcze bardziej w lewo, on otwiera drzwi, wchodzi, ja za nim, i idziemy do wagonu restauracyjnego. A tego Anglika to nawet nie znaleli. Kampel. To by mistrz szybkoci. Bkitny ptak. Tak si ta jego maszyna nazywaa. Wybucha na rodku jeziora i on wylecia razem z ni w powietrze. Sto pidziesit metrw w gr wszystko wyleciao i spado z powrotem do jeziora. Teraz go nurki szukaj. Co to szuka, jak wszystko si rozleciao w drobny mak. Albo inaczej. Witaj, zegarze w ktrym czas jest cofniony. Przedwit zimowy tego dnia. Perony w szronie, pocigi jeszcze nierozgrzane w szronie. Miaem jecha na zachd, na robot do lasu, ale co mi strzelio w ostatniej chwili, eby jecha do stolicy. Ju mam wchodzi do pocigu, ktry zaraz ma odjazd, ale w jeszcze bardziej ostatniej chwili odstrzelio mnie z powrotem, eby jednak jecha do lasu tak, jak zamierzaem od pewnego czasu, a nie do stolicy, gdzie zreszt akurat nie ma jej, do ktrej tylko jedynie mgbym spieszy. Nie wchodz wic, cofam si, a pocig rusza. Naraz sysz tupot po peronie. Jaki spniony podrnik biegnie za pocigiem. Facet dyszy, jego ciki oddech na mronym powietrzu natychmiast zamienia si w kby pary; widz, e podnosi rk i robi taki ruch, jakby chcia w biegu przetrze ciemne okulary, ktre ma na oczach. Ja rozpocieram szeroko ramiona i staj mu na drodze. To wszystko oczywicie dzieje si bardzo szybko. Trwa krcej, ni spokojna, przy herbatce, ewentualna lektura tych sw. On leci na mnie, a ja stoj z otwartymi ramionami, jakbym go mia wita w objciach, ale to chodzi o to, eby mu przeszkodzi, eby nie goni dalej za pocigiem, bo po co, pojedzie nastpnym, wiat si nie zawali, jeli tym pocigiem nie pojedzie, a po co ma si sta jakie gupie nieszczcie przy wskakiwaniu. On leci w bok, eby mnie omin, ale i ja tak samo. To on w drug stron, to i ja. I on wpada na mnie. Przewracamy si na peron. Pocig ju jest daleko, gwide z dala, my podnosimy si i on albo nic nie mwi, bo rozumie, dlaczego zatrzymaem go w biegu, dlaczego mu stanem na drodze z rozpostartymi jak strach na wrble ramionami, albo rozumie, ale mimo to wydziera si na mnie, e co ja sobie myl, wyzywa mnie od gwniarzy i ptakw, to ja na to te zaczynam go wyzywa od gwniarzy i ptakw i tak to wyzywamy si wzajem, jeden drugiego, ale przecie wyzywajc si, czy nawet bijc si ze sob, gdyby

do bjki doszo, co jest moliwe, to przecie dwch ywych ludzi by si bio, i do czego takiego, eby ktry ktrego zakatrupi, nigdy by nie doszo. Nigdy by nie doszo do tego, eby ktry z nas pozosta trupem na placu boju, na peronie czy, gibnwszy si z peronu, na torach, tak, jak si to stao kilka zaledwie godzin temu. I tak to sobie kombinowaem, jak by mogo by, gdyby mogo by. Przeklty bd, zegarze, w ktrym czas nie moe by cofniony. Tak to sobie mylaem, tak to sobie umyliem, siedzc jak wryty na moim worku i wrd innych tobokw midzy nogami stojcych ciasno, noga w nog, podrnikw. Siedziaem jak wryty nie tylko w tym ciasnym wskim znaczeniu. Siedziaem jak wryty tak, jak si mwi o kim, e sta jak wryty przed straszliwym widokiem. Albo: stan jak wryty, kiedy mu doniesiono straszliw wie. Wic tak wanie, w tym podwjnym znaczeniu siedziaem jak wryty i tak sobie polatywaem mylami w powietrzu przestrzeni. Mylami, nie ciaem w wikszoci swoich elementw niestety nielotnym. Wic mylami tylko. Mylami jestem wszdzie. Tu, tam, jeszcze gdzie indziej i nawet w kilku miejscach jednoczenie. Wic mylami byem wszdzie. Midzy innymi, lecz przede wszystkim, tam byem teraz: na peronie wczesn godzin tego dnia. Mylami byem teraz w niedalekiej przeszoci. Zaledwie kilka godzin wstecz. Ciaem, w wikszoci swoich elementw niestety nielotnym, byem tu, w pocigu suncym na zachd. Byem w pocigu, paliem ktrego tam z kolei papierosa i patrzyem na zimowe pola i lasy przez wychuchane nisko na zamarznitej szybie keczko, oko na wiat, ktre co chwila zacigao si lodowym bielmem i co chwila trzeba byo chuchadmucha gorcym ywym oddechem, eby ta szad, ten zamrz odtaja. Na niego, ktry dzisiaj zgin, tak chuchn, eby odtaja szczelnie wypeniajcy mu usta lodowy knebel, szczelnie wypeniajcy mu gardo lodowy sopel, szczelnie wypeniajcy mu yy lodowy zator, szczelnie wypeniajcy mu serca komory i przedsionki lodowy zawa. Na niego tak chuchn, eby oy; na innych, co zginli modo i gupio; na innych, co zginli nie tak modo; na innych jeszcze, co zginli staro, ale nie chcieli gin, nie mieli do, nie sprzykrzyo im si ycie, nie znudziy im si pory roku, nie przejado powietrze. Na nich wszystkich, mwi, tak chuchn, eby oyli. Ale c! Ciao nasze niestety nielotne, a oddech niebieski. I co mona zrobi? Na organkach co cichutko zagra. Wyszperaem organki i zaczem gra cichuteko t cudown przenajsmutn melodi do straszliwych przenajwitszych wierszy Baczyskiego: Jeno wyjmij mi z tych oczu szko bolesne obraz dni, ktre czaszki biae toczy przez ponce ki krwi. Jeno odmie czas kaleki, zakryj groby paszczem rzeki: zetrzyj z wosw py bitewny, tych lat gniewnych czarny py. Jak spdziem wieczr i noc w miecie, na ktrego dugie perony wczesnym

zmierzchem tego styczniowego dnia wysiadem o tym nie mwmy. Cho byoby o czym. Ale po co dolewa oliwy do ognia, ktry i bez tego buzuje wielkim, zachannym, wszystko poerajcym pomieniem. Wic nie mwmy. Zarzumy lepiej na to dugi szeroki paszcz, opocz, peleryn czarn wielk i przejdmy nad tym do porzdku dziennego, do porzdku porannego jasnego mdrego cudotwrczego jak kady nowy poranek. Tak, jak kiedy w kinie si siedzi i jest wieczr przewanie, a na filmie te powiedzmy jest wieczr, a potem ekran wygasa, ciemnieje i nagle rozjania si ekran, bo jest ranek nastpnego dnia, film leci dalej, i to wiato poranka na filmie rozlewa si po nas, ulga jaka, rado rozlewa si po nas, cho wiemy, e to na filmie jest poranek, a na sali kinowej jest wieczr cigle, ale ta rado jest niezalena od naszej wiedzy, od naszej zwanej wiadomoci o rzeczywistym stanie rzeczy ciemnym wieczornym. I kiedy na filmie zapada znowu zmierzch i potem wieczr, i noc, i ekran znowu ciemnieje, czarno jest, i za chwil znowu si rozjania, bo jest na filmie kolejny nowy dzie, to znowu odczuwam to, co odczuwam w yciu, kiedy wstaje nowy dzie: rado, ulga, wieo nowa, rzeko, blask gaszcze mnie po rysach i szramach, w kociach mi si fosfor zapala, je mi si chce i pi to wszystko, co dookoa, stopy swdz mnie do ruchu, eby naprzd i i tak dalej, i tak dalej. A myl o mierci, o mierci myl, w tej pierwszej chwili, zanim o niej pomyl jest nie do pomylenia. Czuem to wszystko, co powyej wyliczyem i czego z braku sw nie wyliczyem, bo by ranek nowego dnia i szedem po gogowskim bruku w poszukiwaniu fryzjera, eby si ogoli, albowiem zarosem ju, cho dopiero co przedwczoraj si goliem. Co byo dobre, to byo dobre w dawniejszych modszych czasach, e nie trzeba byo goli si tak jak teraz: raz na dwa dni, a nawet nie szkodzioby co dzie. Raz na tydzie czowiek kiedy si goli, po ani albo przed ani, ale wolaem po ani, by mniej bolaa skra, i spokj by przez cay tydzie ze skrobaniem lic. Potem, z pyniciem czasu, z pyniciem lat, dwa razy na tydzie ju trzeba byo si goli, a teraz znowu z pyniciem czasu trzy razy w tygodniu trzeba. Co drugi dzie. A nie szkodzioby codziennie. Wic pod tym wzgldem jak to si mwi, lepsze byy kiedy czasy. Ale za to z drugiej strony, nie ma tego zego, co by nie wyszo na dobre, oby! oby! przez to czste golenie si poznaem dosy niele fryzjerskie salony kraju i to dziwne plemi, jakim s fryzjerzy. Nasuchaem si te prawdziwych, pprawdziwych i zupenie fantastycznych, od pocztku do koca zbajerowanych historii, opowieci, scen rodzajowych, obyczajowych i tak dalej, e mgbym do koca ycia siedzie, jak powiedzia o sobie jeden, naprzeciw goej biaej ciany i opowiada. Ale co do mnie i pki co, to wol jeszcze chodzi, ni siedzie. Wol jeszcze i, ni tkwi. Tu, tam, na lewo, wprost, a kiedy uronie mi broda, do fryzjera id w danej miejscowoci. Jeden apropo fryzjer nie tak dawno mnie goli w sawetnym miecie Olkusz, a potem namwi mnie na masa twarzy

przedwojennym elektrycznym aparatem Darsanwala ciskajcym iskry przy dotkniciu ze skr. Piorunowa, pikowa mi szyj i policzki tymi iskrami i opowiada przy tym o swoich przygodach na frontach caej Europy podczas drugiej wojny wiatowej. Gdyby mu wierzy, to cud boski i bbelki, e z tego wszystkiego wylaz i sta przy mnie cay i zdrw. Myli si poza tym, mieszay mu si w tej jego Iliadzie rne miasta, miastapastwa, same pastwa, przestawia daty bitew, przekrca nazwiska generaw, wymyla nowych, nie istniejcych, mia mnie za kompletnego frajera, za ostatniego jeopa w domenie geografii i w domenie historii. Co prawda to prawda, e byem wtedy, jak sobie przypominani, mocno zmizerowany i wygldaem jak jaki taki wyposz. Dlatego chyba, chyba na pewno dlatego, tak sobie uywa na mnie. O, bezczelny! Ale bajer mia wielki, to trzeba przyzna. Bajerowszczyk to by chyba najwikszy w Jurze KrakowskoCzestochowskiej. Wic nasuchaem, oj, nasuchaem ja si samowitych i niesamowitych fryzjerskich opowieci. Oto s, miedzy innymi, korzyci wieku mskiego, kiedy to byskawicznie odrastajcy zarost na twarzy popycha czowieka do czstych odwiedzin fryzjerskich salonw. Od tych czstych odwiedzin fryzjerskich salonw przesza mi te, posza w zapomnienie jedna rzecz, ktr miaem kiedy, kiedy rzadko zagldaem do fryzjera, raz na tydzie i nawet czasami rzadziej. Bardzo gupia historia. Miaem kiedy, idc ogoli si do fryzjerskiego salonu, dzikiego stracha, e trafi na fryzjera, ktry podernie mi gardo. Normalny fryzjer, ktremu nagle przysza pewna myl do gowy i nie moe si od niej odczepi, przykleia mu si do mzgu ta myl, fryzjer walczy, mocuje si z t przeklt myl, ale nie daje rady, optaa go bez reszty ta myl, na mzg mu pada ta myl, na gow mu pado to ziarno; szed kiedy ulic swojego miasta, dzie by szary, niepozorny, ale nad miastem przelatywa wanie ten wcieky ptak o aciskiej nazwie maniakalismaniakalis i o niezbadanych trasach przelotu, ten wanie, ktry ma t mani otwierania szeroko co pewien czas dziobu, wypluwajc przy tym, wymiotujc wciekym ziarnem ze swojego przepenionego wciekego wola, i ono, to wcieke ziarno, pado na gow idcego ulic Bogu ducha winnego fryzjera, na mzg mu pado, na t yzn gleb, i wyrosa na gowie fryzjera ta wcieka rolina, z tej samej co ptak rodziny maniakalismaniakalis, fauna i flora wciekle bujna, rozpezy si promienicie jej pdy, opasay, optay dokadnie i ciasno ca gow fryzjera i pewnego dnia, kiedy to nadejdzie ten dzie, dzie kwitnienia, zakwitnie na gowie fryzjera czerwony krwawy kwiat. Tu po tym zakwitnie, tu zaraz natychmiast po tym, kiedy fryzjer yjcy ju nie swoim yciem, ale yciem roliny, przecignie prostopadle ostrzem brzytwy po szyi klienta. Najpierw kwiat tryskajcy z szyi klienta, a zaraz potem na gowie fryzjera tej samej barwy i tego samego odcienia patkw kwiat. Z mojej szyi ten pierwszy kwiat. Bo to ja akurat siedz na fotelu. Na tronie we krwi. To ja akurat zajechaem do tego

wanie miasta i zaszedem do tego wanie fryzjera i jest wanie ten dzie: dzie kwitnienia. Fryzjer cesarskim cieciem przecina mojej grdyki pk i czerwony kwiat zakwita, tryska w gr. Krew zalewa pochylon przy mnie gow fryzjera. Rozwaaem kiedy dokadnie t ca spraw. Na kilka tysicy fryzjerw rozrzuconych po caej piknej naszej krainie czy nie moga ktremu z nich wpa do gowy i zakiekowa i zakwitn taka ideja fiksa, jak mwi Francuzi? Moga. I miaem z tego wywodu pene gardo strachu. Potem ten strach mi przeszed, odpad, odstpi mnie. Po prostu zapomniaem o tym. Teraz dopiero sobie o tym przypomniaem, kiedy akurat szukam fryzjera, eby si ogoli. Przypomniao mi si to w sam niepor, mona by powiedzie. Ale nie. Przestaem si tym przejmowa, zaprzestaem, zaniechaem mylenia nad tysicliczebnymi moliwociami nagej i niespodziewanej mojej mierci. Wyzbyem si tych spekulacji. To jest ziemia jaowa. Pitej, szstej klasy grunt. To jest sam piach, gdzie nic nie uronie albo prawie nic. To jest Pustynia Bdowska takie mylenie. Nie prowadzi do niczego ten rozwaa nurt. Do niczego dobrego. To, e wyzbyem si tych nieszczsnych myli, wskazywaoby na to, e jednak nie jest ze mn tak le, e nie jest ze mn najgorzej. A ta mga ta mga? Wracajc do mierci, to ta sprawa wyglda u mnie tak: z jednej strony, jak mwiem, poniechaem obdnych, obdowskich spekulacji o tym: jak zgin? gdzie? kiedy? z czyjej rki? z czyjej porki? jaki poknie mnie wir? jaka planeta zmiady mi powy eb? jaka kometa? jaki i czym podkuty but? i tak dalej i tak dalej. Wic to z jednej strony. Z drugiej strony jednak dobrze wiem, doskonale wrcz si orientuj, e mier ani na moment mnie nie opuszcza, na gowie wiecznie mi siedzi, na czole mam j wypisan, przy nodze mojej zawsze wiernie jest. Wiec to z drugiej strony. A z trzeciej strony to z pyniciem czasu, z biegiem lat coraz bardziej nie wierz we wasn mier, zupenie nie widz siebie jako umarego. Troch inaczej mwic: zupenie nie widz tego wiata beze mnie. Wiec tak si sprawy maj i pomimo e wyglda to wszystko dosy bardzo skomplikowanie, dosy bardzo nawet paradoksalnie, to ja tu nie widz adnej sprzecznoci, adnego zamtu ni przepychanki. Na mj rozum wszystko tu jest w porzdku: szafa gra, komoda taczy, a ja siedz na parapecie okna, bujam nogami, pij piwo, czekam na helikopter i serce mi wali. Znalazem fryzjerski salon i wkroczyem do. Pusto byo. ywego ducha. Zdjem kapot i powiesiem na wieszaku. Worek postawiem poniej. Trzy stay przed lustrami puste fotele. Usiadem na rodkowym, pod biaym, na czerwonym tle, orem, wiszcym w ramce na cianie, wysoko, prawie pod sufitem, jak przystao na krlewskiego ptaka. Nikt si nie zjawia, ani szef, ani fajfuspomagier, czyli uczeczeladnik, wic wycignem papierosy z kieszeni i zapaliem. Siedzc naprzeciw prostoktnego duego lustra, trudno byo nie patrze

na nie i na tego, ktry tam w gbi lustra siedzia na fotelu, palc papierosa. Trudno, mwi, byo na niego patrze i trudno mi byo na niego patrze, jak by tu powiedzie, bezuczuciowo. Z obojtnoci. Jak na kogo obcego, gdyby tak byo, e na obcego patrz z obojtnoci. Co tak nie jest. Zatem wiec, nie patrzc na obcego z obojtnoci, jak mgbym na siebie w ten wanie sposb patrze, na swoje wasne w lustrze odbicie. Widz w tym miejscu w kinie pamici kogo, kto powiedziaby, e mona. Mona, na obcego nie patrzc z obojtnoci, na siebie patrze w ten wanie obojtny sposb. Mona te na wszystkich patrze z obojtnoci, tak na siebie, jak i na innych. To ju jest mniej niezrozumiale. Ale wrmy do nich. Wrmy do tych dwch siedzcych naprzeciw siebie w jednakowej pozycji, jednako palcych papierosa, jednako na siebie patrzcych, z jednakim uczuciem. Jeden w gbi lustra i drugi w gbi lustra. W trzydziesty rok ycia wchodzilimy ostrym susem, to nie jest tak mao, trzydzieci duszych i krtszych lat razem przebywalimy i przemierzalimy rwniny, doy, padoy i wystawiajce spiczaste piszczele kurhany, to lekkim kusem, to penym galopem, to kulejc, to czogajc si, i jak mgbym nie przywiza si do tego typa tam w gbi lustra, a ja z drugiej strony w gbi lustra. Patrzyem na t twarz zmieniajc si prawdopodobnie z pyniciem czasu, mniej lub wicej, pogbiay si zatoki czoowe, gdzie rodz si najczulsze myli, wosy powiay coraz bardziej pod tysicem soc, oczy czego nabieray? Blasku czy matowego odcienia? Janiay w tej chwili bardziej ni w dawniejszych modszych czasach czy te traciy ze swojego ognia?. Pytam, bo nie wiem. Dla mnie zmiany jakie, jeli w ogle zachodziy, byy jak na razie niewidoczne. Ja nie widziaem rnicy. Dla mnie ta twarz i caa posta byy takie same jak w dawniejszych modszych czasach. Jeli mwi modsze czasy, to nie dotyczy to mnie. Modsze czasy mwi w tym znaczeniu, e modszy by wiek ziemi, wiek planety. Bo moje mode czasy, modo moja nigdy nie bya modsza ni teraz i jak na razie bdzie dalej sza modniejc, czuj to jeszcze zupenie niele, caym ciaem, a jeszcze rozumem, i niech mnie nikt nie straszy. Niech mnie nikt nie straszy, e by moe, by moe, owszem owszem, jest taka teoria, a do pewnego stopnia nawet praktyczna moliwo, ale prdzej czy pniej przyjdzie nieuchronnie czas, kiedy si bdzie po drugiej stronie wzgrza i bdzie si o tym nieodwracalnie wiedziao, o tym, e idzie si w d po stoku, na pohybel, a nie w gr na soneczny niebotyczny szczyt. Zasze i zachodzce zmiany na twarzy, na caym ciele i wewntrz maszynerii bd a nazbyt widoczne. No i dobrze, ale niech mnie nikt tym na razie nie straszy. Kiedy przyjdzie ten czas, jeli w ogle przyjdzie, jeli go do siebie dopuszcz, to powiem o tym. Opowiem o tym, kiedy przyjdzie ta pora, ten wieczr z zagadki Sfinksa, kiedy to chodzi si na trzech nogach, czyli staro oparta o lask. A ta mga ta mga?

Patrzyem na tego w lustrze i nie dlatego, e patrzyem na niego z uczuciem naturalnym, nie mogem wyobrazi go sobie innego, ni jest i by zawsze. I mwi to nie zapominajc, nie przestajc ani na chwil pamita, e moje elazne zdrowie ju nie jest elazne, ble jakie dziwne mam czasami, pod skroni nad okiem co mnie nagle ostro zakuje, w przegubie prawej rki co mnie rwie, tak e caa do przez jaki czas mi drtwieje, par zbw zgubiem po ciemnych zaukach, par innych z niedbaoci; ble gowy mam czasami, rzadko, ale za to jakby w dwjnasb, w trjnasb upie mi we bie; pod stopami odwieczne odciski, z pcherzem jest co nie tak, jak powinno, za czsto sika mi si chce, jedna babka klozetowa, pisuardessa, jak mwi zgrywusy, radzia mi mocno natrze si spirytusem i na noc ka tam sobie podgrzan ceg; w nocy wanie z tym siusianiem jest najgorzej, kiedy trzeba trzy, cztery razy wstawa, niewygodne to jest i krpujce, gdy tak jak ja mieszka si przewanie po kwaterach. Przypomina mi si, jak raz dwie panie rozmawiay o swoich lokatorach. Najpierw mocno pluy i narzekay na nich, ale potem przeszy od zwanych negatyww do zwanych pozytyww, chwali zaczy niektrych swoich goci: miaam takiego, mwi jedna, to by tak delikatny i tak si cicho zachowywa, e w nocy to do nocnika szcza po nodze, eby haasu nie robi. Widziaa pani? spytaa ta druga. Widziaam, odpara ta pierwsza. Dalej, dalszego cigu rozmowy nie syszaem, bo mocno ciszyy gosy. Chichoczc, do szeptu przeszy takiego wicej namitnego. Wracam do moich blw. A ta mga ta mga? Wiec to jest moe normalna rzecz, te moje ble, ale dla mnie tajemnicze, niesamowite, bo nie wiem skd, dlaczego, nigdy tego nie miaem. Dosy przeraajce to jest, ale to jest jakby gdzie obok jednak, cho dzieje si we mnie, w moim cisym obrbie. Ale jednak gdzie obok. To nie naley do gwnego nurtu, do gwnego potoku, do gwnego ywotnego ywiou przepywajcego przeze mnie, przepruwajcego mnie porywicie i ognicie jak seria z pistoletu maszynowego. Mwiem, e ja bez mierci ani rusz. Ona mi daje ycie ta mier. To dopiero zaczyna by ciekawe. Ale wrmy do nich. Wrmy do tych dwch siedzcych naprzeciw siebie w jednakowej pozycji, jednako palcych papierosa, jednako na siebie patrzcych, z jednakim uczuciem. Jeden w gbi lustra i drugi w gbi lustra. No i jak to bdzie? Z tym wszystkim zapyta cicho z gbi lustra jeden z nich. Dobrze bdzie. Musi by dobrze odpowiedzia cicho z gbi lustra drugi z nich. Najwicej niebezpieczna ta mga ta mga Tak. Straszliwe s jej ataki. I straszliwie sodkie jednoczenie, straszliwie uwodzicielskie straszliwie rzewne Rzewno nad rzewnociami, co chcesz Gdyby nie Gazka Jaboni Tak. Gdyby nie Gazka Jaboni, to ju by nas nie byo. Ju bymy dali si

uwie Tak. Ju bymy byli duchami. Odnalaza si zguba, czyli wszed fryzjer do salonu jakimi bocznymi zakulisowymi drzwiami prowadzcymi do zaplecza, do pokoiku jakiego maego, gdzie fryzjer uprawia moe poza fryzjerstwem inny fach, praktyki alchemiczne moe albo moe w ogle nie byo adnego pokoiku, tylko zwyczajna ubikacja bya i naszego fryzjera czsto tam gnao, bo moe te, tak jak ja, mia kopoty z pcherzem. Kto mi poleca na pcherz duo pietruszki je. Nawet wdk zagryza pietruszk. Dziedoberek mwi. Co tak pusto u pana ? Gdzie si podziali klienci? Zimno, panie. Mrz. Wszyscy si skurczyli. Tak si skurczyli, e ich w ogle nie wida mwi. Tak jest, panie. Duo te poumierao. Fryzjer zakada mi z tyu serwetk, eby mnie najpierw ostrzyc, a potem dopiero ogoli. Wosy nie mwi. Ogoli tylko. Wosy nie? Wosy nie. adne wosy powiedzia fryzjer. Krcone. I pocign mnie mocno za kosmyk, a zabolao mnie. Ale nic nie powiedziaem, bo moe to miaa by oznaka sympatii do mnie, kto to moe wiedzie. Rne s sposoby okazywania komu sympatii. wiat jest bogaty we formy, a i w tre niebiedny. To mwi pan, duo ludzi poumierao. Mwi panu, takie chopy. Fryzjer teraz mydli mnie. Ale nie ma strachu cign dalej fryzjer. Ludzi tu dziesi razy wicej przybywa, ni ubywa. Do miedzi tu, panie, cigaj. Kupa narodu. Mied tu u nas odkryli. Sysza pan na pewno. Syszaem. Wszystkie gazety o tym trbiy. Podobno okropnie wielkie zoa. Wiksze podobno ni wszystkie zoa w Europie razem wzite. A tak, tak, panie. Jedne z najwikszych na wiecie. Moe nawet najwiksze. Kto to tam, panie, dokadnie obliczy. W Chile mwi maj te duo miedzi. W Ameryce Poudniowej. W Afryce te maj. W takim kraju Rodezja. Jak jest wielki kraj, to wszystko pan znajdziesz. We pan Ameryk. We pan Rosj. U nich wszystko jest. Wgiel, mied, nafta, co pan tylko chce. Zoto, platyna i inne drogie kamienie. Ale Polska maa doda po chwili.

I tyle, panie, miedzi doda jeszcze po chwili. Nie odzywaem si, bo goli mi teraz szyj, wic nie chciaem mu ruchami mini przeszkadza, a sobie przez to samo jakiego nieszczcia zwabi na kark, to znaczy na szyj. Skoczy i zacz mnie lekko mydli na drugie lekkie poprawkowe golenie. To wielka kariera czeka wasze miasto mwi. Klientw panu nie zabraknie. Ze strzyeniem tak, ale z goleniem to coraz gorzej. Koczy si era z goleniem u fryzjera rymnem sobie bezwiednie. Ano tak, panie. Maszynkami ludzie teraz si gol. Albo tymi na yletki, albo tymi na prd. Sam papie, czytaem gdzie w magazynie mody, goli si elektryczn maszynk. Ta nowoczesno wszdzie si wciska mwi. Nawet do Watykanu. A tak, panie. eby pan wiedzia. Otworzyy si z ulicy drzwi do salonu i zajrza jaki go. Widziaem go w lustrze. Dzie dobry, panie Stefanie powiedzia. Przyjaciela zwierzt tu u pana nabyo? Nie. Jeszcze nie. Gdzie on moe by? Tego to nie wiem rzek fryzjer. Moe si powiesi rzek go i poszed. Kremu damy? spyta fryzjer. Nie. Dzikuj. Troch kremu teraz na mrz nie zawadzi. To daj pan troch. Tylko nie za duo, bo nie lubi. Fryzjer nakremowa mi lica i to by ostatni akcent jego stara. Pocign mnie tylko jeszcze raz mocno za kosmyk. adne wosy. Krcone. Ale przydaoby si troch skrci. Wstaem z fotela i mwi: Gdzie ja teraz bd w samym rodku zimy si strzyg, panie. eby mi gowa marza? A w ogle, wie pan, to ja odwrotnie, ni inni klienci. Gol si u fryzjera, ale strzyg si sam. Ju od pitnastu lat chyba. Maszynk? Noyczkami. A tyu? Jak z tyu? W lusterku z tyu pan dokadnie nie zobaczy. Bez lusterka si strzyg. W ogle nie patrz w lusterko. Czytam ksik albo patrz przez okno na kawaek tego wiata i skubi si noyczkami. Na wyczucie. Ile pac? Pi.

Prosz podaem fryzjerowi szstaka. Sporta zapali pan? A zapal. Ja te Sporty pal. Ja panu powiem, e z tych wszystkich papierosw to one s jeszcze najmoliwsze. No i najtasze zauwayem. Dawniej fryzjer zacign si gboko pamita pan, byy te, Wczasowe. Pamitam. O, to siano byo. ajdackie na nie mwili. ajdackie? Dlatego e gwno warte? Troch dlatego i troch dlatego, e Wczasowe. e na wczasach tak si wczasowicze ajdacz. Aha. Rozumiem rzek fryzjer. Podszed do elaniaczka i naoy dwie szufelki wgla do paleniska. Skrzyneczka z wglem staa obok. Pan te do nas za robot? Tak. To znaczy Bo widz worek rzek fryzjer. Do miedzi? Do kopalni ? Nie mwi. Na razie przynajmniej do miedzi nie. Zna pan tu kogo w miecie? Nikogo mwi. Kiedy znaem jednego rabina, ktry by z Gogowa. Mdry by czowiek. Ale umar. Teraz to kady jest mdry. Teraz gupich nie ma. Co jeden to mdrzejszy. Dlatego takie mdre czasy mamy na wiecie mwi. Wycignem z kieszeni wycity z gazety wistek. Moe pan wie, gdzie to jest. Wie Bobrowice, gromada Hopla, nadlenictwo Sawa odczytaem gono. Daleko to jeszcze std? Jad tam do roboty na wyrb lasu. Niedaleko. Blisko. Do Hopli jakie pitnacie kilometrw pekaesem, a stamtd do Bobrowic jakie z dziesi kilometrw. Moe mniej. To niedaleko przyznaem, cigajc z wieszaka kapot i wcigajc j na plecy. To kiedy tu do pana wpadn elegancko si znowu ogoli. Prosz bardzo rzek fryzjer. Serdecznie zapraszam. Do miasta musi pan przecie od czasu do czasu wpada, eby si zabawi. Inaczej pan zdziczeje w tych lasach. Przepadnie pan w tych niegach. Wyszedszy od fryzjera udaem si na dworzec pekaesw. Autobus do Hopli miaem dopiero o trzynastej dwadziecia, a bya zaledwie dziesita poranna tego dnia. Po krtkim namyle, czeka, nie czeka, udaem si do sklepu spoywczego. Zakupiem troch prowiantu, chleba, soniny, cebuli, par puszek ledzi w tomatnom sosie, paczk herbaty i tak dalej. Co si zje, to si nie przepije jak mwi przysowie. Chocia drugie przysowie

mwi: czowiek nie jest tym, co je, czowiek jest tym, co pije. Ech, przysowia, przysowia. Zaadowaem cay prowiant do worka, worek na plecy, plecy lekko zgarbiem, nos wysmarkaem i, spytawszy o drog, wycignem nogi i ruszyem naprzd. Przeszedem most nad rzek Odr, potem drugi most nad nietiecz, nad starorzeczem i rozlewiskami, chwil postaem na krzywce, co zaraz za drugim mostem, i ruszyem dalej. Lekko w lewo skos. Wiatr zawiewa od poudniowego zachodu ostrymi podmuchami, tak e bi mnie w lew band i w lewy policzek otwart doni. Skurczyem jeszcze bardziej gow pod siebie, chowajc brod pod szalik. nieg na polach tward skorup przymarznity do ziemi, wic wiatr nim nie kurzy na drog i na idcego po drodze. Idcy za szed i to wszystko. Nic poza tym. By tylko ruchem, ruchomym punktem, ruchom kresk na drodze. Nawiedzony by idcy tym rzadkim szczliwym czasem niemylenia. Ta fala boga, ten obok biay mikki i w rodku pusty napyn na idcego. Zimny bo zimny wiatr owiewa wiecznie rozgorczkowany rozpalony rozbuchany arem eb. Idcy to czu i tylko to. Byo tak jakby dmuchajcy wiatr wciska z powrotem na miejsce prbujce si wydosta z gowy myli. Albo x jeszcze dokadniej: byo tak, jakby idcy szed bez gowy, jakby j sobie zdj i trzyma pod pach albo schowa do worka, co go nis na plecach. O, pikne, pikne wakacje bezmylnoci wielkiej zupenej. Bogosawiony odpoczynek od pieka i piekielnego raju mylenia. Bogosawiona bezmylnoci moda zdrowa wdowa. Ale krtki odpoczynek, krtkie wakacje w przytulnych ramionach, w przytulnych gniazdach przegubw i kolan bezmylnoci. Podniosem gow, spojrzaem w prawo na pole, zobaczyem tam wron na niegu i przypomnia mi si on, ktry wczoraj, w sam niedziel, zgina pod koami. Kto tu nie widzi zwizku midzy jednym i drugim, ten nie widzi zwizku midzy trzecim i czwartym, szstym i sidmym, trzynastym i pierwszym. Potem inne myli si posypay i jeszcze inne, caa lawina, caa kawalkada, cae tabuny, tak e eb mj miadony by pod tysicliczebnymi kopytami. Ach, nikt nigdy nie bdzie wiedzia, jakim cikim cudem zlepia si potuczony na drobniutkie czci mzg. Co robisz? Klej mzg. Ach, ty zaraz tak nie wiadomo jak. Powiedziaby lepiej jaki kawa. Powiem ci: jakby si nie krci, to masz dup z tyu. No wiesz! Z tob naprawd nie mona nigdy kulturalnie porozmawia. Bg chcia, jak to si mwi, ale ile w tym prawdy, e za przejazdem kolejowym zapaem wz. Stary OpelByskawica z przyczep, czyli z ogonem, czyli z kit. Ruda duga kita wlokcych si za mn dugw. Wz i przyczepa zaadowane byy wielkimi betonowymi krgami. Szofer zatrzyma tabor, wylaz z szoferki i przeszed si dookoa ciarwki,

sprawdzajc koa. Dwadziecia krgw, jak szybko policzyem, gdzie po p tony kady, to by ciar nie byleladajaki. Nie w kasz dmucha. Pomogem szoferowi dokrci ruby u omiu k wielkim dwuramiennym kluczem. To nam zabrao z pitnacie minut tego. Ale te za to rozgrzaem si. niele. Potem zaadowalimy si do szoferki i z wolna ruszylimy. Betonowe krgi z tyu, cho przepasane acuchami, lekko gibay si po platformie i to si wyranie czuo w przedzie. Z wolna jechalimy. Ostronie. Czterdziestk gdzie. Czterdzieci pi. Zimowa zreszt droga te nie bya do nonszalanckiej jazdy. Do rowu mona byo si atwo stoczy bez specjalnych czyich modw. Szofer kl, e mu na bazie tyle napakowali na wz. Mia przed sob szmat drogi i przy tym tempie jazdy oblicza, e nie dojedzie na miejsce, do budujcej si fabryki farb i lakierw, wczeniej ni pod wieczr. Kl, piorunowa tak jazd i t ca swoj robot, e co to za robota, nigdy go w domu nie ma, wpadnie tylko dzieci policzy, czy nic nie przybyo, czy nic nie ubyo i jazda w drog. W transporcie robi to jest troch tak jak marynarskie ycie mwi. Tak jest, panie. Dobrze pan to powiedzia. Niech to cholera wemie. By w zym humorze, nie da si ukry. Nawet nie miaem czasu sprbowa go rozbawi, rozweseli jak opowiastk, bo ju musiaem wysiada. Bya krzywka w rodku lasu i nasze drogi tu rozchodziy si. Ja miaem skrci w lewo, wedug Hopla tablicy w ksztacie strzay, a on zasuwa dalej prosto. Musiaem zostawi jego los i towarzyszy mojemu. Jakie dziwne wzruszenie nas ogarno, kiedy si egnalimy i yczylimy sobie powodzenia. Moje wzruszenie czuem wyranie, malowao si, jak to si mwi, na mojej twarzy, a jego wzruszenie malowao si na jego twarzy. Tak, e to nie byo jednostronne. To byo dwustronne. Nie wiem, na czym to polegao. Bylimy razem ze sob jakie zaledwie p godziny, nie wicej, pitnacie minut na skraju szosy dokrcalimy w milczeniu ruby u k jego OpelBlitza, drugie pitnacie minut spdzilimy w szoferce i on cay prawie czas kl, ja moe ze trzy zdania rzuciem, a kiedy si egnalimy po tej pgodzinie, nie moglimy ukry wzruszenia wielkiego. Mnie dra gos i jemu dra gos, ten sam, ktry przed chwil bluzga przeklestwa. Naprawd niesamowite to byo i zupenie nie rozumiem, na czym to polegao. Wiek te nas nie czy, ktry podobno moe by cznikiem caego zwanego pokolenia. Szofer by ode mnie ze dwadziecia lat starszy, to znaczy mia dwadziecia lat wicej ode mnie. To powodzenia ycz. Niech pan jedzie ostronie, bo lizgawica. Dobra, dobra. Dam sobie rad. Ty te tam uwaaj na zakrty. Podalimy sobie rce i, ju nic wicej nie mwic, popatrzylimy na siebie przez krtk chwil, tyle, ile mona wytrzyma, i wysiadem. Poszedem, nie odwracajc si, drog na Hopl. Z pidziesit metrw uszedem, a on dopiero wtedy ciko ruszy i pojecha.

Charkot motoru starego OpelBlitza dugo cichn w otaczajcym mnie lesie. Usiadem na kamiennym przydronym supku i zapaliem papierosa. Nic nie rozumiaem: byem bliski paczu. Ale ten pacz, ta ch paczu bya czym innym, nie bya zwizana ze wzruszeniem tym dziwnym po poegnaniu si z szoferem. Ta ch paczu nie wynikaa z tego wzruszenia. Z tego sobie nagle zdaem spraw. A tak atwo mona byo te dwa stany poczy wspln serdeczn nici. Nie wiem, jak mi si udao zda sobie nagle spraw, e te dwie rzeczy nie maj nic ze sob wsplnego. Ale jeli ta ch paczu nie wynikaa, nie wypywaa z tego wzruszenia dziwnego wielkiego po poegnaniu si z szoferem OpelBlitza, to z czego wynikaa, z czego wypywaa? I pomylao mi si, Boe mj, e moe chciaem paka, moe chciaem ju teraz zacz paka za co, co mnie spotka kiedy, kiedy, w przyszoci; i instynkt mj jaki, instynkt ycia chcia, ebym ju teraz zacz paka powoli i tak paka od czasu do czasu, eby potem, kiedy, w przyszoci, nie zalay mnie cakiem zy, ebym w nich nie uton cakiem, w caej topielczej dosownoci. Albo moe kto, kto, kogo w tej chwili zaleway cakiem zy, kto, kto ton teraz we zach, w caej topielczej dosownoci, woa mnie na pomoc, ratunku prosi, poruszajc bezgonie wargami krzycza do mnie z wiatrem lub pod wiatr: zapacz! zapacz, Pradera, to moe mnie przestan pyn zy; zapacz, bo ja ton we zach, pom mi, ratuj, ratuj, Pradera; i ja chciaem paka, chciaem komu pomc, chciaem kogo ratowa, a moe siebie chciaem ratowa, tego z przyszoci niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej, ale nie mogem paka, nie chciay mi lecie zy, nie chciay, Boe mj, i tak mi przykro, tak mi przykro, ale przecie chciaem paka i pomylaem o tym wszystkim i chciaem paka i czy to jest tak mao? Czy to nie by pacz wielki wylewny, cho zy nie leciay? Czy tym nie uratowaem ci troch, ty, co paczesz, co toniesz teraz we zach? Czy tym nie uratowaem siebie troch, siebie, co pacz, co ton we zach w przyszoci niewiadomej tajemniczej, dalekiej lub nie tak dalekiej? Kilka godzin potem, wczenie zapadajcym wieczorem tej pory roku, wracaem od leniczego, co mieszka prawidowo pod lasem, do wioski, do Bobrowic, gdzie miaem zgosi si na kwater u Babci Oleki. Z leniczym zaatwiem, co byo do zaatwienia. Robi ju pan na zrbie? Nie. Nie robiem. Ale wiem co i jak. No i siekier w rku miaem. Jak to si mwi: wadani siekier. Ile pan zrobi, tyle pan zarobi. Ma pan wasn siekier? Nie mam. Mam tylko may toporek. To ja panu dam. Pilnik pan sobie kupi. Pilnik mam.

Jaki? Mam dwa: trjktny i paski. Lepszy trjktny. Buty gumowe pan ma? Nie ma pan. Wyszed z pokoju i przynis po chwili par gumiakw. Moe bd troch za due, ale za to mona grubsz onuc da. Tylko w gumiakach mona robi na zrbie. Wszystko inne przemika. Najgrubsza skra. Rkawice dam za par dni, jak pojad do Nadlenictwa, bo wszystkie, co miaem, zdaem. Na kwater pan si zgosi do Babci Oleki. Po lewej stronie duy dom z biaej cegy, gdzie tak w rodku wsi. Powie pan, e przysa leniczy Bogdaski. Jutro niech pan przyjdzie rano, to pjdziemy na zrb i wybierzemy dla pana jak dziak. O ktrej przyj? Przed sm. O wp do smej gdzie. Wczeniej nie ma co, bo jeszcze ciemno. Dobra. To dzikuj i dobranoc. Dobranoc. Nasze kodry i poduszki tam s na kwaterze. Drzewa naszego tam chyba te troch zostao po naszych ludziach, co wyjechali. Zreszt powie pan Babci Olece, e drzewa dla pana przywiezie si za par dni. Na razie niech pan pali tym, co jest. A jak nie ma, to niech Babcia Oleka panu poyczy, to jej pan potem odda. Dobra. Dzikuj panu. Dobranoc. Dobranoc. Jutro wp do smej. Znalazem ten duy dom z biaej cegy. Kupa psw mnie przedtem wciekle obszczekaa, kiedy minwszy woln domen pl, wszedem w zabudowania i szedem przez wie rodkiem drogi. Kupa psw, mwi, wciekle mnie obszczekaa. Zupenie nie tak, jak sobie marz od wielu lat. Mam takie marzenia, eby psy na mnie w nocy nie szczekay. Chocia myl sobie teraz, nie wiem, jak by to byo, gdyby si moje marzenie spenio. Moe by to byo duo straszniejsze ta cisza, to icie, to maszerowanie wrd nocnej ciszy absolutnej. Moe bym prdko zapragn na powrt usysze szczekanie psw. Ale zaraz. Przecie chodzi mi o to, eby psy nie szczekay na mnie. Na innych i w ogle do ksiyca, i midzy sob niech sobie psy szczekaj. No to wszystko w porzdku. Wszystko w porzdku. A mylaem ju przez chwil, przestraszyem si, e sobie ze marzenie wymarzyem. To znaczy takie marzenie, ktre spenione moe sta si czym do znienawidzenia, przeklestwem. Ile byo takich marze! Ile si spenio! Ile stao si przeklestwem! Znalazem ten duy dom z biaej cegy i wszedem do niego. Na podwrzu psa nie byo. Babcia Oleka zajmowaa w tym wielkim domu najmniejszy pokoik. Malutk izdebk, ciupk tak od sieni na prawo. Tam si przeniosa na samotno. Na stare lata. Do tej ciupki maej, ktra skadzikiem, schowkiem bya kiedy,

kiedy w tym wielkim domu panowa wielki ruch. Teraz nie byo tego. Cicho i pusto byo. Powiedziaem dobry wieczr i e ja na kwater. e przysa mnie leniczy Bogdaski. Aha powiedziaa babcia Oleka. Aha powtrzya. Niech idzie za mn. Ja jemu pokae gdzie. Przebylimy ogromniast sie i weszlimy do pustego pokoju, ktry by, jak nietrudno zgadn, kuchni kiedy, kiedy w tym wielkim domu panowa wielki ruch. Kiedy na cianach wisiay wite obrazy, w pokojach stay cikie meble, w piecu hucza ogie, na rozgrzanych do czerwonoci fajerkach stay gary, w garach gotowa si barszcz albo ur, albo kapuniak, porodku izby sta st, przy stole domownicy: chwackie gosy ich. A teraz cicho byo. Stanica cicha i pusta staa. Wykruszyy si szeregi, m zgin na wojnie albo zmar po wojnie, synowie poszli w wiat, crki za m i tak to jest. Teraz tylko Babcia Oleka od czasu do czasu krya za czym po tych pustych izbach. I myszy. I moe szczury. I tacy jak ja sezonowi na kwaterze domownicy. A kiedy nie byo na kwaterze nikogo, to co byo? Co tu mogo by? Babcia Oleka w swojej malutkiej ciupce, a w reszcie wielkiego domu chd, przecigi, skrzypice nie naoliwione drzwi i inne rozmaite szelesty. Przeszlimy ten pusty pokj i weszlimy do nastpnego, ktry bardziej ywy by, ten drugi pokj, ale te nie przesadzajmy. ciany jego wymalowane byy w takie niebieskawe kwiatki trupie gwki. Taki dese. Ten pokj wydzielia Babcia Oleka na kwater dla zamiejscowych, co przyjedali do roboty do lasu. Nadlenictwo chyba jej pacio za to jakie grosze. W izbie stay trzy ka, szafa, st i trzy krzesa. W kcie kaflowy piec. Nowy powiedziaa Babcia Oleka, widzc, e tam wanie patrz. W kt. Dobry ma cug? Dobry. Przedtem ja miaa wikszy, te kaflowy. Gotowaa w nim. Wszystko. Ale co zaczaj dymi. Dym nie szed do komina, tylko pod kocioek. Powalia ja jego i postawia nowy. Przyszy murarze z Hopli i zrobiy. Tysic zotych kosztowao. Piset robota i drugie piset za te wszystkie blachy w rodku. W Nowej Doli znajomy kupi, bo w Hopli nie miay. A on z daleka? Kto? zapytaem. On powtrzya Babcia Oleka, pokazujc na mnie palcem. Ach, ja. Z pnocy. Z bydgoskiego. To daleko. Tak si to ludzie po wiecie rozjedaj. Ale w lesie duo nie zarobi. Teraz niedawno, przed Boym Narodzeniem, ja miaa tu trzech z dzkiego. To oni z pocztku zarobiy. Na erdziach oni robiy. To wychodzia im dniwka czasami po 130 zotych. Ale te robiy! Od witu do ciemnej nocy. W nocy szy i w nocy wracay. Potem day ich na cink, to bjcie si Boga, odrbywa te gazie, pali po sobie, eby byo czysto,

korowa, ci. Co mona na cince zarobi? Nulki! Jako to bdzie. Zobaczymy mwi. A drzewa troch po nich zostao? ebym mia czym w piecu pali. Leniczy mwi, e za par dni przywioz dla mnie drzewo. Co tam zostao. Nawet metra nie bdzie. Latark, widz, ma, to pjdziemy do szopy i pokae ktre. Od razu sobie przyniesie. Wziem latark i poszlimy do szopy. Babcia Oleka pokazaa mi, ktre drzewo jest moje. Zaiste niewiele tego byo. Palenia na jakie cztery, pi dni. Poprosiem Babci Olek, eby potrzymaa latark, a ja rozupaem siekier, co bya w szopie, par klocy na drobne i zebraem pod pach. Co to za latarka taka byszczca? spytaa Babcia Oleka, ogldajc j w rku. Chiska mwi. Kup tego rzucili na rynek. Chiska powtrzya Babek Oleka.A ja mylaa, e srebrna. Gdzie tam srebrna. Aluminiowa czy jaka tam. Babcia Oleka daa mi na rozpak kawaek smolniaka i wrcilimy do stanicy. Ja poszedem rozpala, a Babcia Oleka posza do siebie. Potem przyniosa mi gorcej herbaty. Podzikowaem i poprosiem j, eby mnie zbudzia jutro o sidmej, gdybym zaspa. Dobranoc, dobranoc i zostaem sam. W rozpalonym piecu huczao i to byo wicej ni chry anielskie. Nie ma, nie moe by synniejszej muzyki od tej, kiedy w piecu huczy ogie, a za oknem duje wiatr. Kiedy w piecu trzaska ywica, a za oknem dujawica. Podoyem troch do ognia i zrobiem par krokw po nowej przestrzeni, w ktrej miaem mieszka, prbujc j z lekka, czy si da szybko oswoi, czy duej to potrwa. Po tych trzech z dzkiego zostaa na kwaterze gryzca troch gardo wo ich potu, zostao w szafie par pustych puszek i soikw po pulpetach, po pasztecie putuskim i po ledziach radzieckich w pomidorowym sosie. Miaem takie same w worku. Zosta na kwaterze po tych trzech z dzkiego jeden biay metalowy kubek na szafie, pod szaf stare onuce, ktre rzuciem na piec, i w kcie izby kawa prostego kija z dwoma nacitymi na obu kocach kreskami. Metrwka, jak nietrudno zgadn. To by byo mniej wicej wszystko, co po nich zostao. Najbardziej obecna, cho najmniej widoczna, bya gryzca lekko gardo wo ich potu, ich znoju. Normalnie. Po mnie tu te zostanie wo mojego potu, mojej mitrgi i te kto otworzy okno, eby przewietrzy izb, tak jak ja to jutro zrobi, bo dzisiaj przemarzem jako i nie chc otwiera okna. Dzisiaj ju mi wszystko jedno. Wszystko jedno, wszystko jedno, usta na maszcie, usta pene smoy jak powiedzia jeden. Zjedzmy co. Przysunem do pieca st, do stou krzeso, do krzesa worek i wyjem prowiant na wiato dzienne, to znaczy na wiato elektryczne, bo wieczr by, jak ju moe kto zauway. Jadem dzisiaj w Hopli, w restauracji Hoplanka, ale to byo poudnie tego

dnia, a teraz by wieczr tego dnia, jak ju na pewno kto zauway. Wycignem z rkawa n i zabraem si do jedzenia. Podjadem, a potem podoyem do ognia, a potem przysunem do mojego krzesa drugie krzeso i zagasiem wiato. Na jednym krzele usiadem, na drugim pooyem bose stopy i zapaliem papierosa. W piecu trzaska ogie, rzucajc przez drzwiczki paleniska taczce po cianie byski. I tu mogaby si zacz zupenie inna osobna autonomiczna opowie. Nazajutrz rano by wtorek, nowy dzie, co si zdarza prawie zawsze po minionym dniu i nocy, ale niekoniecznie zawsze. Miaem ju do czynienia z takimi dniami, ktre trway nie jeden dzie, ale dwa dni lub kilka dni, to znaczy nie dwadziecia cztery godziny, ale czterdzieci osiem godzin i grubo ponad. Mija jeden dzie i nastpnego dnia rano to nie by nowy dzie, ale cigle ten sam dzie poprzedni, i mija drugi dzie i nastpnego dnia rano to znowu nie by nowy dzie. Nowy dzie przychodzi dopiero po trzech dniach, tak e w danym tygodniu byo nie siedem dni, ale powiedzmy, cztery dni: jeden dzie trwajcy trzy dni, drugi dzie trwajcy normalnie jeden dzie, trzeci te normalnie, a czwarty dzie trwa nienormalnie dwa dni, co daje w sumie liczb siedmiu dni, ale nie daje w sumie liczby siedmiu nowych dni, tak jak powinno by, to znaczy tak, e kady dzie powinien by nowym dniem i to powinno by oczywiste, to si powinno czu codziennie rano, zaraz natychmiast po przebudzeniu, spontanicznie fantastycznie i namacalnie, a tak nie byo i oczywicie, e co tu byo nie w porzdku, co tu nie grao, gdzie tu by jaki feler. Smutna sprawa. Bardzo smutna. Tragiczna, jak si tak zastanowi. Na szczcie, jak do tej pory, rzadko mi si to przytrafio. Trzy, cztery razy, o ile dobrze pomn. Pomn, przytrafio mi si to zjawisko, kiedy przebywaem trzy dni, dzie po dniu, w towarzystwie ludzi bardzo inteligentnych wszak, bardzo dowcipnych tudzie i bardzo miych poza tym wszystkim, ale, wrd ktrych bdc, czuem zbdn moj obecno i syszaem przecigy gwizd czasu. Domylaem si troch z pocztku, a teraz wiem na pewno, e to czas, mj czas dawa mi tym przecigym gwizdem o sobie zna, ebym go nie marnowa, nie wypenia dowcipem choby nie wiem jak, w moim mniemaniu, wyszukanym i celnym, bo to nie jest moja rola, to nie jest moje zadanie, to nie jest to, co do mnie naley. Syszaem wic ju par razy ten przecigy gwizd czasu i czuem w danym miejscu zbdn moj obecno, miaem ju par razy to straszliwe przygnbiajce przenajsmutne uczucie, e powinienem w danej chwili w innym miejscu by, ni w tym, w ktrym w danej chwili byem. O, cudne manowce, zrbcie zawsze tak, zadziaajcie w tym kierunku, we wszystkich kierunkach, bylebym tylko za kadym razem byskawicznie wyrwa si z koa, do ktrego z wasnej woli wpadn lub z wasnej osabej chwilowo, zmczonej woli, lub nie z wasnej woli, niewasnowolnie: si, przemoc, gwatem do koa wcignity. Byskawicznie wyrwijcie mnie, cudne manowce, z kadego koa i

wprowadcie, prosz, wyprowadcie mnie ju, bagam, do niej, do Gazki Jaboni mojej, do jej zakltego krgu i stamtd ju nigdy mnie nieruszajcie, bo zasuyem, eby tam by przy niej, ja tylko wiem i wy tylko wiecie, straszliwe manowce, jak bardzo, jak niewypowiedzianie zasuyem na to, eby by przy niej. I ona tylko wie. Czy ona wie? Ona wie. A jeli nie wie? Ona wie. A jeli jednak nie wie? Kiedy bdzie wiedziaa. O, cudne manowce. Jest rano. Nowy dzie. Na zrb wanie przyszlimy z leniczym. Kawaek drogi jest od wioski do leniczwki i kawaek drogi od leniczwki do zrbu. Bdzie razem z pi kilometrw. Im zrb dalej w lesie, tym dalsza strefa i wikszy dodatek do wypaty zapoda mi po drodze leniczy. Oparte o drzewa widziaem par rowerw i jeden motocykl. Pojazdami wic sobie dojedaj z wioski na zrb. Wynalazkami cywilizacji. Kto ma, ten jedzi. Ja za piechot bd codziennie przemierza pi kilometrw padou w jedn stron i pi kilometrw padou w drug. Razem okrga cyfra. Nachodz si, nie da si ukry. Na razie stoj. Ja stoj, a drzewa padaj. PilarzNikodem szwedzk rczn pi na benzyn spuszcza drzewa na mojej dziace. Spu na pocztek ze dwadziecia sztuk, powiedzia leniczy do Nikodema, opieprzywszy go przedtem za to, e ma na gowie czapk uszatk, a nie ochronny kask. O higienie pracy uczyli ci czy nie? Po co ja ci posyaem na kurs ? opieprza go leniczy. Nikodem co tam si tumaczy, e ma za du gow, a za may kask i e go uciska. Gra pia w rkach Nikodema. Z tyu, za spuszczanym drzewem stoi gajowy z dug tyk widekowato zakoczon i pcha, napiera, eby si pia nie zakleszczya. Kieruje te drzewem, eby padao podunie i rwno, rwnolegle do drzew ju polegych; eby si wszystko nie zwalao na kup i byle jak, pomieszane we wszystkie strony wiata. Dostojno jaka bojarska jest w tym padaniu drzewa, w tym jego ukonym locie w d na tle nieba. Szum sycha przecinajcy powietrze, potem trzask amicych si o ziemi gazi i potem dopiero ciko dudni nam grunt pod nogami. Stoimy z boku w przepisowej odlegoci. Dudnienie przemyka nam pod nogami i turla si dalej w las. I znowu gra pia, to ciszej, to goniej, wchodzc w sosnyolbrzymki. Potem ten rozgony jk, kiedy pka, strzela ostatnia struna. Wysoka korona wtedy odchyla si leciutko w drug stron, nie w t, w ktr ma pada, potem prostuje si, wraca do pionu, do pionowej pozycji, sekund, dwie, wszystko trwa jeszcze nieruchomo i powoli, niesamowicie powoli i dostojnie przechyla si wysoka korona, a na dole odziomek pnia jeszcze niby stoi prosto i szybko lec z powrotem oczami do gry, na grze ju coraz mocniej przechyla si korona i coraz szybciej i ju leci przypieszonym ukonym lotem w d na tle nieba, furczy powietrze przecinane z gry na d; daleko, ale moe w tej samej chwili, trafiony pociskiem samolot tak pikuje w d albo: dawno, w innym czasie, ale moe w tym samym miejscu, trafiony pociskiem samolot pikowa w d ukonym lotem z czarn za sob i rosnc smug dymu. Przysowia s by moe

rzeczywicie mdroci narodw, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie, atakowanego na pewno wite prawo si broni, a ja c mog na to, e taka wanie, wojenna, jest historia dziejw i e takie te, wojenne, przychodz mi do gowy z historii dziejw obrazy, przy pomocy ktrych wynajduj, odkrywam sposoby czenia odlegych czasw i rozlegych przestrzeni. Lecce drzewo tymczasem dosigo ziemi, ami si z trzaskiem grube konary, mniejsze i pomniejsze gazie, dudni lena dominancja i kurz si wznosi od zgniych, zmurszaych, rozsypujcych si na proch sitowatych, tabacznych skw. I znowu gra pia w rkach Nikodema, co ukoczy kurs na pilarza i uczy si higieny pracy, i wie, e pilarz powinien pracowa w kasku, ale on ma gow za du, a za may kask i ten go uciska. Nikodemowi pia teraz co przestaje gra w pl drogi, w samym rodku pnia. Pyka i ganie. Nikodem wysuwa j ostronie z uwizi, odchodzi kawaek na bok i co tam zaczyna przy niej majstrowa. Benzyna w baku jest, bo niedawno natankowa. Pomajstrowa, zakrca link i ostro szarpie. Pyk, pyk, pyk i ganie. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Teraz zapalia. Nikodem wraca do citej do poowy sosny, ale jeszcze niezachwianie stojcej. Ale ju nie. Stoi, ale ju zachwianie stoi. Gajowy napiera na ni swoj tyk i ju powoli, niezwykle powoli przechyla si wysoka korona i leci w d, przypieszonym ukonym na tle nieba lotem. Furczy, wiszcz powietrze, ja teraz widz w kinie pamici siebie z tych modszych czasw, z tego modszego wieku planety, jak wywijam kijem ponad gow i krzycz: Gdzie ? Nawr si! do krowy, co lezie w szkod, w saradel na pole Wroskiego, pchopa, pfilozofa, sysz ten furkot, to wistanie powietrza ponad gow, bo wywijam kijem, ech, jak wywijam, ale nie rzucam go jeszcze, bo krowa moe si nawrci i nie bd musia rzuca za ni kija, a potem lecie po niego, szuka go w morzu saradeli. adny to jest obrazek: biaowosy pastuszek, krowakrasula i zielone ki. Dobrze, e i takie liczne kolorowe obrazki kino pamici czasami wywietla, a nie same tylko mroczne ponure awanturniczopsychologiczne sceny zbiorowe i samotnicze, jakby wycznie z takich skada si gzygzakowaty nasz ywot, co nie jest prawd, jak wiadomo o tym chociaby dobrym wiatrom, ktre dlatego nazywaj si dobre, e pdz, zaganiaj czowieka do dobrych ludzi. Ale ona, pami, i zauwayem, e nie tylko moja, ma jak dziwn sabo, dziwn skonno, krwioercz jak predylekcj do zapamitywania, do drobiazgowego filmowania tych wanie ponurych scen, smutnych, cikich, bardzo cikich, ciemnych, niewdzicznych, to znaczy w czasie ktrych nie rodzi si uczucie wdzicznoci, lecz uczucie mciwoci, zemsty straszliwej. Tak to jest. Nawet pami jest niesprawiedliwa w tym zapamitywaniu zego, a zapominaniu dobrego. W tym swoim zapamitaniu i zapomnieniu. Leniczy odszed i chodzi po zrbie, przeac przez lece kody polegych drzew.

Rozmawia ze swoimi robotnikami. Co tam tumaczy i pokazuje rk. Przewieszona przez rami dynda mu fuzja. Bior zawsze flint, bo a nu co wyskoczy na strza powiedzia mi, kiedy szlimy na zrb. No i kusownicy. Bdzie dwa lata, zabili gajowego z Czerniawy. Ssiednia wie, ale ju nie nasze nadlenictwo. I przez te dwa lata teraz by spokj. Bali si. Ale teraz znowu podnosz gowy. Par razy ju syszaem strzay w lesie. Nie strzelali moi gajowi, bo ich pytaem. Myliwi te nie, bo o wszystkich polowaniach na moim rewirze i w okolicy ja wiem. O, z kusownikami to nie ma artw. Natrafi daleko w lesie na kogo z naszych, ze suby, ale i niekoniecznie ze suby, to zastrzel czowieka jak psa. Ze strachu. eby nie by rozpoznanym. Bo s bardzo due kary na kusownikw. Gra pia w rkach Nikodema, sosny padaj, rozrasta si w rodku lasu zrbu polana zawalona gsto wielkimi polegymi drzewami. O polegym dwa lata temu gajowym z Czerniawy nie zapominam. Teraz, kiedy wiem, ju nie zapomn. Wszyscy mog o nim zapomnie, przyjaciele, rodzina, ona, dzieci jego. Ja nie zapomn. Bo tak mam pami. Straszliw. O tobie te, suka twoja ma, nie zapomniaem, cho czwarty rok ju min, jak mi wykrcie ten paskudny numer, jak mi zaoye ptl i tyle ci widziaem. Znikne po tym jak kamfora, ale ja ci odszukam. Zdobyem par twoich danych osobistych i w kocu ci dopadn. Czas pracuje dla mnie jak maszyneria ruletki pracuje dla bankiera. O, sodki to bdzie dzie. Serce mi bije na myl o tym. Stukaj, bbni rozgonie siekiery, kto tam ostrzy swoj rbalnic, zgrzyta pilnik zdzierany o stal, z rozrzuconych tu i tam po caym zrbie ognisk bij w gr i z trzaskiem jzory ognia, to kby dymu buchaj, zanim strzeli pomie, dym jest brunatny od zimozielonego igliwia albo niebieskawy, idzie prosto wzwy, bo nie ma wiatru i soce wanie spoza ciemnej ciany lasu wychodzi na widok nad widoki. Jest dzie, nie da si ukry. Nowy dzie. Kiedy czowiek si smuci, nie chce, eby zaraz wszyscy te si smucili. Wcale nie. Chce tylko, eby go nie wcigano do rozbawionego wesoego korowodu, eby mu dano spokj, pozwolono odej, usun si na stron, w cie gboki, do klasztornych zakamarkw cienia. Ale kiedy czowiek si cieszy, to wtedy chce, eby wszyscy si cieszyli. Tak to jest i czy jest w tym co zego? Tak ja si cieszyem nowym dniem, ktrego czuem namacalnie na oczach, na powiekach, na rkach, na caej skrze, na piersiach i z tyu na plecach pod koszul, swetrem, bluz i kapot, bo grubo byem ubrany, kup achw na sobie miaem. Zima. Wic cieszyem si nowym dniem, ktrego czuem spontanicznie i namacalnie na caej skrze, tak jakby mrwki wszdzie po mnie aziy, ale nie gryzc mnie, tylko przebierajc mnogimi nkami i to byo przyjemne, przyjemnie askoczce i nie mogem si doczeka, kiedy Nikodem skoczy spuszczanie drzew, ebym mg si zabra do roboty. Cieszyem si nowym dniem i chciaem, eby wszyscy tak jak ja si cieszyli, bo kiedy

czowiek si smuci, nie chce, eby wszyscy si smucili, wcale nie, ale kiedy czowiek cieszy si, to wtedy chce, eby wszyscy si cieszyli i czy jest w tym co zego? Nowy dzie, Santa Polonia, a ilu znam i nie znam, w yciu Ktrych ju od wielu dni i tygodni, od wielu tygodni i miesicy od wielu miesicy i dugich lat nie byo nowego dnia. Wstaj rano i nie bije im mocniej serce, nie ronie im dusza, nie piewa krew, nie swdz stopy, a nogi ich nie grzebi ziemi niecierpliwie jak konie przed galopem, nie trzepoc im na plecach niewidzialne z przezroczystych pir skrzyda, skrzyda teopais, o, skrzyda, nie byszcz im oczy, nie bij powieki, nie widz albo nie chc widzie naocznego dziejcego si cudu, nie. wycigaj przed siebie rki, nie poruszaj palcami i nie ogarnia ich na ten widok, na widok poruszajcych si u rk palcw, niewymowne wstrzsajce wzruszenie. Wstaj rano i dzie, ktry z nimi wsta, to nie jest dla nich nowy dzie, ale cigle ten sam dzie wczorajszy i przedwczorajszy i zaprzedwczorajszy, zaprzeszy dzie cigncy si, wlokcy si ju od wielu tygodni, miesicy i dugich lat, gincy w przeszej minionej oddali czasu. Nie byo dla nich nowego dnia ju dugodugo, dawnodawno, i to jest straszliwie niebezpieczne, bo do tego mona si przyzwyczai i oni mog ju wcale nie pragn, wcale nie tskni za nowym dniem, a bez tego, bez tsknoty, moe ju do nich nigdy nie przyj nowy dzie. Nigdy. Jeden jedyny moe ostatni dzie, dzie mierci ich, moe by dla nich nowym dniem, ale musz o tym wczeniej wiedzie, przeczu musz swoj mier na jeden przynajmniej dzie, czuj, e jutro umr, i wtedy to, wtedy to obudz si nastpnego dnia rano z przedostatniego snu i poczuj wreszcie, e to jest nowy dzie, ale to ju bdzie niestety ostatni raz, e spotka ich to szczcie, ten cud, o ktrym zapomnieli, e istnieje, e jest co takiego, takie codzienne fenomenalne zjawisko jak nowy dzie, teraz dopiero sobie o nim przypomnieli, szkoda e tak pno, lepiej chyba eby w ogle ich to nie spotkao, bo doznawszy tego szczcia y nagle na nowo zapragn, umiera nagle nie zechc, tylko y dalej w nowych co dzie dniach, ale za pno, za pno, nie ma ju sil, nie ma zdrowia, nie ma ycia, koczy si ycie i ley na ku pani Sobolewska, wysoko pod gow poduszki, rano jest, nowy dzie, soneczny by to dzie, pamitam dobrze, w przesonite firankami okno bi blask tych promieni: Jakie adne wiato na dworze wymwia cicho pani Sobolewska. Nie rozpraszaj si, crko powiedzia ksidz, co wanie skoczy by j spowiada. O, kwitnca rekonstrukcjo wymarego kwiatu beneditta, ilu znaem i nie znaem, ktrzy martwym yciem yli i to bya ich wina, albo nie bya ich wina, bo stracili, utracili to, co mieli na wiecie najdroszego: on najukochasz, ma najukochaszego, przyjaciela najmilszego, przyjacik najmilsz, matk, ojca, braci, siostry i jak tu ywym yciem y?

Czym oddycha? Inni jeszcze sami siebie potracili, popalili si na popi, pogubili sensu wt ni, posmutnieli na zawsze, powariowali na dalsz met. O, Santa Polonia, nikt nigdy nie odkupi, nie cofnie tych, co ju byy, ludzkich nieszcz i krzywd: ani Midzynarodowy Czerwony Krzy, ani Unesco, ani aden Zbawiciel. Nikt nigdy nie cofnie, mwi, tych, co ju byy, ludzkich nieszcz i krzywd, od ktrych a trzeszcz, a pkaj w szwach panoramiczne ekrany powietrza. A za ramy si to czasami wylewa i wtedy si to widzi, i wtedy si to syszy: skargi, jki, zawodzenia, pacz, szloch, wycie i dudnienie ziemi od padajcych na ni rannych i trupw. Wystarczy krzykn leniczy i Nikodem zgasi pi. Wystarczy i ja powiedziaem p do siebie i p do bogw rzdzcych losami rodzaju. Tak jest, bogowie. Wystarczy tych nieszcz. Bdcie bogami, o bogowie. Bdcie bogami, mwi, a nie ndznym pomiotem mierdzcych skunksw. Nikodem skoczy spuszczanie drzew i wrci do roboty na swoj dziak. Teraz na mnie przysza kolej. Zdjem kapot i bluz, powiesiem je i chlebak na sterczcej gazi i wziem za siekier. Leniczy, zanim poszed z gajowym, popatrzy troch, jak mi idzie, i udzieli paru uwag: ski i gazie cina przy samej szyjce, bo inaczej, potem przy korowaniu, wszystko wyjdzie na wierzch; grubsze gazie i kneblwk oczyci, skada na kupy i potem uoy adnie w kubikach: mniejsze gazie i gazeczki, cay ten drobiazg spali! Jak przyjdzie do zdawania drzewa, eby czysto byo na dziace. Rbaem zawzicie, ciachaem, dziabaem w lewo i w prawo, z gry, z dou i z boku, machaem, wywijaem siekier i nie mylaem o niczym. Dziki ci, Lete, Letycjo, za ten yk zapomnienia. I nie zapominaj o mnie w dalszym cigu, w dalszym toku, w dalszym biegu. Od czasu do czasu prostowaem si w krzyu, eby odsapn. Odsapnwszy chwilk, rzucaem si znowu na sterczce ski, zaczynajc od pocztku, od odziomka i tak idc wzdu pnia do koca drzewa, do rozgazionej korony, gdzie oczywicie byo najwicej dziabania. Ciasno tam byo, gstwina, morze konarw i gazi, bo pomieszane ze sob korony dwch, trzech, czterech obok siebie polegych drzew, mtlik zupeny, rachatukum and opuncja, jak mwi Jakoluby, przechodziem od korony jednego drzewa do korony drugiego drzewa, eby zrba ten konar, ktry akurat przygniata konar z korony pierwszego drzewa; czasami byo tak, e ten konar z korony drugiego drzewa, ktry przygniata konar z korony pierwszego drzewa, przygnieciony by konarem z korony trzeciego obok legego drzewa i szedem tam do trzeciego drzewa, waziem tam w koron i szukaem jakiej moliwej pozycji do zrbania tego konaru, ktry, kiedy go zrbaem, okazywa si nie tym wcale, o ktry mi chodzio, to znaczy tym, ktry przygniata konar z korony drugiego drzewa, ktry to konar z kolei

przygniata konar z korony pierwszego drzewa, mtlik, zupeny, paranoja, schizofrenia i co kto chce, wiec szukam, ktry to jest ten zawalidroga, widz go, zaraz go zrbi, ale najpierw musz ten city konar wytaska, wywlec z gszczu na wolny teren, eby tam w koronie troch luzu zrobi, eby si mona byo jako tam obraca, wycigam wic ten city konar na wolny teren, odkadani cik rbalnic i sigam zza pasa po mj prywatny krtki lekki toporek i dziabi, czyszcz konar z gazi, gazek i gazeczek, z tego caego drobiazgu, na zrbie oglna stukanina, oglna siekierezada z towarzyszeniem gzyngzajcych pilnikw, z ognisk bucha dym, trzaska ponce zimozielone igliwie, syczy ywica, przelatujcy nad zrbem jastrzb krzyczy ostrym mewim piskiem, gdzie z drugiej strony kuka zazula i cisza jednoczenie nam panujca, wielka cisza lasu niezalena od tych wszystkich dwikw, pani udzielna, kniazini na lesistych wociach. Hej, panie. Niese panu ar krzykn czowiek, ktry do mnie szed, trzymajc w rkach kij, na drugim kocu ktrego przydrutowane byo stare wiadro. Z wiadra dymio si. Nagotuj pan trochu suchego drzewa. Naamaem szybko suchych gazek, zebraem par tabacznych skw i zoyem na kupk. Daj pan tu trochu bliej. Tu lepsze miejsce. Przeniosem kupk tam, gdzie chcia, on tam odgarn nog nieg, ja tam zoyem drewka i on na to wysypa z wiadra czerwony dymicy ar. Po czym odrzuci na ziemi czerpak i przywitalimy si. Dzie dobry. Selpka jestem. Dzie dobry. Pradera. Janek Pradera przedstawiem si. Poczstowaem czowieka papierosem i sam zapaliem, bo w ogle zapomniaem o paleniu w tym zapale roboty. To pan ten nowy powiedzia Selpka. Tak. A pan tu stay? My wszyscy tu stae robotniki. Obcych na razie nie ma. Ale przyjad jeszcze, przyjad. Byo trzech z dzkiego, ale pojechali na wita i na Nowy Rok do domu i co wyglda, e nie widzi im si wrci z powrotem. Pisali, e tam u nich cika zima, to i tu u nas tak samo, pisali. A pan z jakich stron? Z pnocy. Z bydgoskiego. Nie ma tam u was roboty? Jest, ale wie pan, stamtd jed tu, std jed tam i tak to jest. Tak to jest. My przed wojn jedzili z ojcem na drynierke. Kawa drogi nieraz. Jak dobrze szo, to zarabialimy cztery, pi zotych na dniwk. To kupa pienidzy bya na tamte czasy.

Kupa pienidzy, panie. Sto zotych kosztowaa wwczas krowa. Tak rozmawiajc, zbieraem co suchsze i dokadaem do ognia. On mi pomaga w tym. Kiedy si dobrze rozpalio, zaczlimy adowa w ogie, jak leci. Cae zielone gazie. Ale tu na cince pienidzy pan nie zarobi powiedzia Selpka. Na kieliszek chleba chyba zarobi mwi. A, jak tylko na kieliszek chleba, to tak. Przygada sobie jeszcze jak kobit i dobrze bdzie. A przyjdzie wiosna, bdzie jeszcze lepiej. Z kobitami to ja tu wol nie zaczyna. eby mnie jaki narzeczony nie przetrci powiedziaem. Bo co miaem Selpce czy komukolwiek na wiecie tumaczy, e moje oczy widz ju tylko jedn kobiet i jej, tylko jej, chc by u nogi wiernym psem. To rozejrze si powoli, zobaczy, ktra kobya chodzi w parze, a ktra luzem si szwenda i hop. Bo nie ma co darmo w kieszeni nosi. Nie odezwaem si na to, puciem to mimo uszu, eby go za bardzo nie rozpdza w tej delikatnej materii. A niewypaw z wojny tu nie ma? strzeliem pytaniem, przechodzc do mniej delikatnej, a wrcz brutalnej materii. Nic nie sycha ostatnio. Moe gdzieniegdzie jeszcze s. Ale chyba ich ju nie ma nigdzie. Ile tego moe by? S, panie, niestety s. Szkopy nam zostawili tego na drugie tysic lat. Wie pan, co ja czytaem ostatnio? No? e jaki chop w powiecie Krosno trzyma niewypa na podwrzu i uywa go za kowado. Nie do wiary. To nie moe by. Moe by, panie. Na wasne oczy czytaem w gazecie. I co? Nie wybucho? Nie rozerwao jego? Wida nie. Jakby go rozerwao, toby napisali. Zabrali mu chyba to jego kowado i tyle. Ja bym chcia zobaczy jego min, jak si dowiedzia, e to by niewypa. Za gow si zapa i polecia zaraz Matce Boskiej wielk gromnice kupi. Co to si ludziom nie przytrafia na tym wiecie. No id, bo ja tu stoj, a tam robota ley. Zostawi panu wiadro do aru. Rozpal pan sobie trochu dalej nowy ogie, eby za daleko nie nosi gazi. Dobra jest. Wiadro potem do pana odnie? Niech zostanie u pana. Bdzie kto potrzebowa, to bdzie krzycza. To pan wtedy

krzyknie, e wiadro u pana jest. To wtedy on przyjdzie i wemie sobie. Bo to jest wiadro oglne: ono kry. Latajce wiadro powiedziaem gono do siebie, kiedy Selpka odszed. To ju nie tylko latajce talerze s, ale i latajce wiadra. To dobrze. To dobrze. W poudnie, kiedy poudnie nadeszo, kiedy soce, sonko raczej, styczniowe soneczko blade stano w najwyszym punkcie niskiego zimowego okrgu, niewysoko nad lasem, w poudnie wic ustaa na zrbie pukanina. Przerwa obiadowa nastpia w siekierezadzie. eby macha siekier, trzeba siy. eby mie si, trzeba co przeksi, popi herbat czy czarn kaw i chwil potem odpocz z papierosem w gbie. Tako rozsiedli si wszyscy blisko swoich ognisk, przytuli si kady pod ciepy paszcz powietrza, co nad ogniem i wok niego wisia rozpostarty i drgay, faloway, powieway od gorca jego poy. Tako i ja przeniosem majdan w poblie ognia i przytuliem si do. Wyjem z chlebaka pajdy chleba przeoone sonin, ktre sobie rano na kwaterze naszykowaem i zaczem gry te dary boe, jak to si mwi, ale ile w tym prawdy. Popijaem herbat, ktr sobie te naszykowaem rano i przelaem do butelki po lemoniadzie z tym gumowosprynowym zamykadem. Wystyga cakiem. Zimna sodkawa barwionka si z niej zrobia. Dobrze by byo jak manierk skombinowa. Tak maniereczktermos. eby herbata ciepa bya, eby grzaa gardo, eby nawet parzya i eby po przekniciu ta gorcz tam niej si roznosia: w piersiach zdyszanych. I oto wanie. Siedzc przy ogniu, gryzc i ujc sonin i chleb, popijajc zimn herbat, a potem wytarszy doni usta i zapalajc papierosa, palc go namitnie, o czym to ja dyszaem w tej poudniowej godzinie zimowego styczniowego dnia tysic dziewiset szedziesitego ktrego tam roku? O czym to ja dyszaem wic? Nie o czym mylaem, ale o czym dyszaem. Wiec o czym ? No, o czym ? O czym wiec ? Nie dam rady, znowu nie dam rady. Znowu szkoda moich zwiewnych sw. Chciabym opowiedzie, o czym to ja dyszaem, bardzo chciabym to sobie opowiedzie, sobie i Gazce Jaboni mojej, zawsze i teraz absolutnie suy tobie emanuel delawarski, dla ktrej yem zawsze i yj i bd y, dla ktrej bdz, ale szukam, ale bdz, ale szukam i tyle ju znalazem dla niej, tyle odpowiedzi na jej pytania, a teraz dla niej dysz. O czym? Nie pierwszy raz, setki razy zdarzyo mi si o tym dysze i setki razy to przemilczaem, musiaem przemilcze, bo nie widziaem innej, niemilczcej, moliwoci. Zaledwie e ostronie, delikatnie napomykaem o tym tu i wdzie. Wtedy, kiedy nie wiedzc, jak opisa, jak nazwa jaki mj stan, jak chwil, moje w tej danej owej chwili uczucie, mwiem: niewymowny, niewyraalna, niewypowiedziane. I nie po to tak mwiem, e chciaem na tym poprzesta, ale dlatego, e musiaem na tym poprzesta. Bo brakowao mi sw. Nie miaem na to sw. Wic mogem

tylko o tym napomyka tak, jak i teraz to czyni, z tym, e nie tak delikatnie, ostronie, ale z jak tak nie znan dotychczas zaciekoci. Ale na razie do. Wrc do tego, jak to si mwi, niebawem i z jeszcze wiksz, z jeszcze bardziej nie znan zaciekoci. Na razie do o tym. Na zrbie po przerwie obiadowej znw rozbrzmiewaa pukanina, a lene echo nioso j daleko i w krg, w gszcza i ostpy, gdzie, jak mwi definicja, zalega zwierz|I ja wziem za swoj rbalnic i przyczyem si do chru siekierezady. Z ognisk gono gdakay w gr pomienie i bucha dym, i nie ma wtpliwoci, e by w tym wszystkim wielki niezaprzeczalny nie do obalenia zwany sens. Wszystko tu byo w porzdku. Wszystko tu byo na swoim miejscu. S rce i jest drzewo. Dugi, gruby pie sosny. Drzewo trzeba obciacha z skw i konarw, a koron odrba w tym miejscu, gdzie mniej wicej koczy si grubo pnia, a zaczyna wsko. Do tego jest rbalnica. Siekiera. Potem oczyszczony pie trzeba bdzie okorowa. Na czerwono, bez zdejmowania yka. Do tego bdzie skrobak. Korowaczka. Potem, kiedy leniczy ze swoimi gajowymi wymierz, co do czego, co na tartaczk, co na sklejk, co na kopalniak, czyli stropnic, co na papierwk, wiec kiedy wymierz i postawi znaki, gdzie trzeba ci, wtedy si bdzie cio. Do tego bdzie pia. Do piy, kiedy si zapaka ywic, bdzie nafta, eby pi wyczyci. Wic to wszystko jest proste: s rce, jest drzewo, s narzdzia. Ale co z mg? Co robi z mg i jakie s do niej narzdzia? Siekiera przecie nie, bo w tej mgle zawisa. I wisi siekiera we mgle. O, mga stawaa mi przed oczami czsto, czsto gsto jak sze razy sze trzydzieci sze. Wystarczyo mi na chwil zapomnie si, zawieruszy si, a ju mga opadaa mnie z gry, ale przewanie z dou wyrastaa, z mchu, z trawy, z nagiej ziemi, jakby opoka, na ktrej w danej chwili staem, podziurawiona bya caa jak sito, usiana caa dziurami i z tych dziur sczya si w gr mga, i staem, i patrzyem, jak nikn, ton mi w tej mgle stopy najpierw, pynem na chmurze, ale inaczej ni zazwyczaj, teraz zapadaem si, tonem w tej chmurze, a nie chciaem tego, baem si tego bardzo; wiec stopy najpierw, potem do kostek przypadaa mga, do kolan i wyej pia si po mnie, ju po pas byem w niej zanurzony, we mgle we mgle, ju po pier, we mgle we mgle, wyrzucaem rce do gry, jak to robi toncy, bo mga ju bya na wysokoci ust, pene usta mgy, ju na oczach j miaem, pene oczy mgy, tona gowa moja biedna, we mgle we mgle, a mga jeszcze wyej pia si, po moich wyrzuconych w gr rkach, po okciach do przegubw i do ostatnich wskazujcych palcw, co wskazujcych? kogo wskazujcych?, czuem jej dotyk, taki troch wodny dotyk, askotanie takie jedwabiste, jakby si leciao, spadao w przepa wypenion po brzegi jedwabiem, Jedwabny Szlak, Jedwabny Pionowy Szlak albo jakby si wnikao w kobieco ca msk postaci, nogami, biodrami si tam wcisn, wsun,

piersi, plecami, barkiem lewym, barkiem prawym, ramionami tam si przecisn, przelizn, gow rozpalon, ponc jak agiew, wszystko ponie, wszystko ponie, jakby si tam nurka dawao albo jakby si tam do niej jak do groty wchodzio, ca msk postaci, do pieczary, do jaskini wskim ciemnym przesmykiem, tunelem, ca msk postaci, a tam potem wielkie sale, ech, cudne manowce, byszcz, janiej wilgoci ciany, perli si wilgo, pluskaj krople, dalej inne wielkie sale, jeszcze wiksze, dalej ogromne puste dzikie naturalne stadiony, biec mona, biec doszcztnie, skaka, hasa do utraty tchu, pot ze mnie spywa strugami, pikny miosny pot, a z oczu zy miosne zakochane, wszystko, co mam, jest w niej zakochane, dalej wielka jasno una bije, biegn tam brzegiem dzikiej rwcej czerwonej rzeki, ech, cudne manowce, to serce jest, soce, serce soca, soce serca mioci mojej modopolskiej i staropolskiej, starodawnej, staroytnej, przedpotopowej i popotopowej, awangardowej, futurystycznej, realistycznej i nadrealistycznej, surrealistycznej i wiekowej, milenijnej, wiecznej, wieczystej mioci mojej do ciebie. Ale mga. Co z mg? Co we mgle we mgle? We mgle mojej tak nie byo jak w mioci mojej. Nie byo wielkich jasnych sal, nie byo ogromnych pustych dzikich naturalnych stadionw, po ktrych hasa mona, biec doszcztnie, do utraty tchu, a pikny miosny zakochany cieka po mnie strugami pot, a z oczu zy mioci zakochane i sono ta synna miosna zakochana, nie byo rwcych czerwonych i rowych i niebieskich i zielonych potokw, nie byo tego wszystkiego, tysice staj ogromnych kosmicznych zakochanych przestrzeni, tysice wiorst i tysice przytulnych zaktkw, zakamarkw z tym agodnym synnym wiatem, labiryntw miosnych pmrocznych, na kocu ktrych zawsze pulsuje gwiazda serca soneczna nieomylna, drog wskazujc. Nie byo tego wszystkiego. Mga moja miaa tylko ten jedwabisty dotyk, ale jednak nie by to ten sam, co miosny dotyk. Nie byo w nim mioci wanie. To by dotyk sterylny, dotyk dla dotyku, tak, jak jest sztuka dla sztuki, jaowo bez mioci yznej i najmdrzejszej. Mga moja przeklta to byo tak, jak si wychodzi ze wiata w noc ciemn guch i nieludzk, gdzie ani pies nie szczeknie, ani zatreluje guszec, ani zabebota cietrzew, ani zastruka dzik, ani nawet zawyje wilk; gdzie ani gra harmonia, ani trbka, ani bbni basy, ani nawet dzwoni gdzie na trwog dzwon. Wic co takiego. Czyli nic. Poza tym moja mga, ktra mnie nieraz napadaa, bya bez perspektywy i to byo najsmutniejsze w tym wszystkim, najstraszliwsze. Bo eby to do czego prowadzio, to jeszcze. Duo mona wytrzyma, wiele mona znie, gdy si co widzi w perspektywie, kiedy co tam byszczy w dali. Tak na przykad oczy czyje wielkie bursztynowe, zawsze i teraz absolutnie suy tobie emanuel delawarski. Tak na przykad wolnoci witojaski robaczek. I tak na przykad setki lat wojowalimy Polacy. Bg wiadkiem i wrg wiadkiem. Ale mga. Ta mga moja. Do drzewa jest siekiera, na wroga jest lanca, na czog

butelka z benzyn, a jakie s narzdzia do mgy? Siekier mgy si nie wyrbie, korowaczk nie wykoruje, pi nie przernie, nie przepiuje. Motkiem si mgy nie wbije w ziemi, butelk z benzyn nie wysadzi z powietrza, lanc nie przedziurawi. Zwyczajna miota, ktra jest czsto niezastpionym narzdziem, te nie zda si na nic. Miot si mgy nie zmiecie. Tak wic nie ma narzdzi na mg. Tak wic pozostaj goe rce, goe pici. I tak te boksujesz si z mg, walczysz z cieniem. Bijesz piciami, gdzie popadnie, walisz na olep, bo oczy masz pene mgy i usta pene mgy, i wszystko jest we mgle we mgle. Nagle mga ustpia. Jak byo do przewidzenia, mgby kto powiedzie. Ja nie. Bo ja nie wiem. Ja nie wiem, czy to jest do przewidzenia. Ja nie mam tej pewnoci, e mga ustpi, zniknie mi z oczu, z ust i z caej mojej okolicy, uniesie si w gr albo zapadnie gdzie w d, Bg raczy wiedzie gdzie, jak to si mwi. Ja racz wiedzie, e ta moja mga pojawia si wolno, powoli wyania si na pierwszy plan, obejmujc mnie jedwabnym, ale sterylnym, nie miosnym, nie zakochanym dotykiem, a ustpuje nagle i cakowicie z zupenie nie znanych mi powodw. Kiedy, dawniej, miaem na ni sposoby: szczypaem si mocno w udo albo gryzem si bolenie w jzyk, albo nadeptywaem sobie wasnononie na odcisk, bo odciski miaem zawsze, od niepamitnych czasw, urodziem si chyba z odciskami na stopach, to by mj znak szczeglny; wic szczypaem si mocno w udo albo gryzem si bolenie w jzyk, albo nadeptywaem sobie niemniej bolenie na odcisk i mga nagle znikaa. Ale z czasem te sposoby przestay skutkowa. Tak, jakby si uodpornia mga na te sposoby. I ju nie miaem na ni sposobw. Musiaem czeka, a sama nagle zechce znikn. Mga wic sama nagle zechciaa znikn, zobaczyem pod sob gruby pie sosny z odbijajcym od niego w bok konarem. Zawieszona przedtem we mgle siekiera spada teraz w d, uderzajc w to miejsce, gdzie trzeba, i jeszcze raz, i jeszcze raz, bo to jest proste, Jak ju mwiem: s rce, jest drzewo, jest siekiera i lec drzazgi, i sypi si zrzyny. Piknie jest na wiecie, kiedy ustpi mga i przeczyszcz si z niej oczy i przeczyszcz si z niej usta, i wida jest wiat, i oddycha jest wiat, i uwielbia jest wiat. Kogo mga nie nachodzi, kogo nie osacza, kto si z mg nie boksuje, ten nie wie, co to jest: koniec stanu oblenia. O, Gazko Jaboni i wy, straszliwe manowce. Piknie byo na wiecie. Stanj obernisja, chlanj zadiwisja! Do wieczora, do zmroku wczenie o tej porze zapadajcego rbaem ostro i, jak mwi elektrycy, bez zakce. Kolejna fala mgy tego dnia ju mnie nie obiega. Strzecie mnie, zorze mie. Tak wic do zmroku rbaem ostro i, jak mwi elektrycy, bez zakce. Kolejna fala mgy tego dnia ju mnie nie napada, a z chmury myli wiecznie ptajcych si po gowie nie pozwoliem, by ktrakolwiek mnie porazia i powalia na ziemi czy rzucia na kolana, czy

tak sparaliowaa mi minie, ebym nie mg pracowa. Rbic ostro, machajc siekier, gra d, gra d, adnej myli nie daem szans, aby mnie zniewolia lub zamienia w pezajcego robaka czy skrzydlatego przedstawiciela ptakw. Musz si trzyma. A w ogle to musz chyba troch przyhamowa. Dobrze by byo. Straszliwie daleko zapdziem si ostatnimi czasy na dzikie straszliwie dziewicze tereny. Naprawd, mwi, dobrze by byo troch przyhamowa chyba. Albo i nawet stan w miejscu na jaki czas. Albo i nawet troch cofn si do tyu. Wstecz. Nazad. eby odpocz troch. Nabra si. Nabra powietrza dla prni, ktra tam, prnujc, panuje. Gdzie tam? Tam. I potem dopiero ruszy i pj dalej. Pj dalej i doj dalej, nili doszedbym bez odpoczynku. Bo o to przecie idzie. O icie. O dojcie jak najdalsze. Tylko czy ja w tym moim ostatnio rozpdzie bdc, w tym moim penym biegu bdc, czy ja w ogle mog przyhamowa i stan w miejscu, i cofn si troch do tyu? Czy to jest jeszcze moliwe, fizycznie moliwe, ebym ja mg przyhamowa i stan w miejscu? Czy te jest to ju fizycznie niemoliwe i musz biec doszcztnie. Trzeba si bdzie nad tym zastanowi i przedsiwzi jakie kroki, jak to si mwi. Jakie kroki nie w tym kierunku, w ktrym biegn, ale oczywicie w przeciwnym. Odwrotnym. Bo naprawd dobrze by byo przyhamowa, zatrzyma si i jakie kroki wstecz przedsiwzi. eby odpocz. eby nabra si. Nabra powietrza dla prni, ktra tam panuje. Ktra tam prnuje. Gdzie tam? Tam. eby dopiero potem ruszy i pj dalej. Pj dalej i doj dalej, nili doszedbym bez odpoczynku, bez nabrania si. Bo o to przecie chodzi. O dochodzenie, o dojcie jak najdalsze. O wypenienie prni jak najwiksze. Po co? O, wiele, wiele mam powodw, wiele, wiele mam na widoku celw i ten jeden cel, ktry najwicej chciabym osign, ktry jest mi najmilszy, najukochaszy, ten cel, eby mio moj czyli istot, ktr kocham, Gazk Jaboni moj, osoni nie tylko z tej strony, ale i z tamtej strony, e strony straszliwej prni tej. Zawsze i teraz absolutnie suy tobie emanuel delawarski. Dlatego tam si zapdzam, daleko, daleko, i prni wypeniam, oson buduj, fortyfikacje, powietrzny mur stawiam, wydychajc to powietrze, co w piersiach mam. A wdychajc prni. Czyli nic. Tu na zrbie byo co wdycha. Byo duo, duo powietrza i mona byo, z myl o prni, zachannie wdycha je, zachystywa si nim spieczonymi, popkanymi od bliskoci ognia wargami. Rce za miaem jak wita ziemia czarne i pokryte warstw lepicej si ywicy. Nie mogem ich domy wieczorem na kwaterze. Trzeba bdzie kupi z p litra nafty, ktra potrzebna bdzie nie tylko do czyszczenia rk z ywicy, zanim leniczy skombinuje mi rkawice, ale i do styliska si lepi. Potem, przy korowaniu, do czyszczenia korowaczki bdzie potrzebna nafta, potem, przy rniciu, do piy, midzy zby ktrej ywica bdzie si wciska jak ylaste miso midzy zby misoernych.

Wic nawet rk nie domyem, kiedy przyszedem ze zrbu na kwater. Mwi nawet, bo miaem zrobi kup rzeczy, wypra chciaem chusteczki, onuce te po ktrym z tych trzech z dzkiego chciaem te wypra, eby je po wyschniciu uywa, bo wasnych nie przywiozem, nie pomylaem o tym, duy bd, a adna z moich dwu koszul nie bya jeszcze na tyle stara, na tyle onucowata, eby j na dwie onuce w miar rwno rozedrze. Przewietrzy dobrze izb te miaem, troch drzewa chciaem narba w szopie, w piecu potem nahajcowa, zje zwan kolacj, potem pogra sobie troch na organkach, zacigajc si papierosem midzy jedn a drug melodi, midzy jednym a drugim kawakiem, a potem, nie wiem dokadnie, ale moe bym sprbowa zastanowi si i rozwika, i uwolni si od jednej chociaby z wielolicznych tysicznych tajemnic, z tych, co to widruj to i zeraj mzg, od jednej chociaby uwolni si, zgry i pokn j, miast ona mnie, albo wanie odwrotnie, moe bym zgasi wiato i posiedzia cichuteko na krzele z nogami na drugim krzele i, patrzc na taczce po cianie byski ognia przebijajce przez te trzy synne szparki w drzwiczkach pieca, moe sprbowabym o niczym, ale to o niczym, ale to zupenie o niczym nie myle. Nuby si to udao. Nuby si to, jak to si mwi, Bogu spodobao. Z tego wszystkiego nic nie zrobiem. Kiedy umyem rce, ktrych z ywicy i znoju nawet nie domyem, usiadem na krzele i zapaliem papierosa, eby si chwilk zastanowi, od czego zacz, do czego si najsamprzd zabra, czy do prania, ale nie, bo trzeba przedtem nagrza wody, czy do narbania troch drzewa i rozpalenia w piecu, czy do zjedzenia czego, czy do przewietrzenia izby, wic przysiadem na chwil, by zastanowi si nad tym i taka mnie nagle senno wielka opada jakby jaka znowu mga, ale nie z dou tym razem, lecz wyranie z gry, taka kapturowa mga, e ledwie miaem siy i czas cign jzwy, czyli gumiaki z ng i przepocone skarpety, i bluz cignem wielkim wysikiem woli, ale ju z zamknitymi oczami, ze spuszczonymi ciko powiekami przywalonymi z gry kilkoma tonami mgy, wymacaem kontakt na cianie, zgasiem wiato i rzuciem si na wyro. P pic ju, usiowaem wysun spod siebie kodr i nakry si ni. I wtedy to, p pic, moe trzy czwarte pic, ale jednak nie cakiem pic, poczuem, e to nie ja, nie moja rka, ani lewa, ni prawa, ale jaka inna, trzecia rka wysuwa spode mnie kodr i nakrywa mnie ni po szyj, a potem poczuem t rk na czole, jak pogaskaa mnie: raz i drugi raz. Kiedy obudziem si, rano byo. Jasny dzie. Pooyem si wieczorem i obudziem si rano. Co powiedziaem? Pooyem si wieczorem i obudziem si rano. Tak powiedziaem. Ech, Gazko Jaboni, co ja widz? Co ja tu widz wprost olniewajco? Pooyem si wieczorem i obudziem si rano. ; Przecie to jest jedno z najpikniejszych zda wiata, to jest olniewajce, to jest snop wiata w same oczy, w same usta. Jak mogem

tego przedtem nie zauway? Ile razy wypowiedziaem to zwyczajne proste zdanie, nie zdajc sobie sprawy, nie widzc, lepy, e to jest przecie cud, opisanie cudu. lepy jestem cigle, cigle lepy. Wydaje mi si, e mam tysic oczu, ale ile z tego jest zamknitych i czeka na radosne migotliwe zachwytliwe otwarcie lub, Boe mj, na otwarcie ponure, przeraajce, czerni olepiajce, blem zabijajce. Wydaje mi si, e widz wszystko, ca ndz i ca wielko, a nie widz czsto, e depcz po cudach moimi gumowcami. Milowymi gumowcami, ale po cudach depcz. To jest przykre straszliwie. Smutne straszliwie to jest. I wstyd mi. Ale ja si poprawi. Naprawd nie mog si nadziwi, jakie to pikne jest, jakie to opisanie cudu jest: pooyem si wieczorem i obudziem si rano. Jasny dzie by. Spaem jak zwierz zgonione, pade ze zmczenia od ucieczki przed pogoni. Spaem jak zabity, zapomniawszy o caym wiecie. Nie spaa mi tylko ta cz mzgu, ktr wywiczyem przez dugie lata w nieustannym czuwaniu. Chocia nie jestem taki bardzo pewien, czy tej nocy take i ten stranik nie popad w sen, , ten cyklop z czerwonym gorejcym jednym okiem na czole. Nie wiem. Dawka mgy kapturowej bya niesamowita: kilka ton. Nie jestem pewien, czy mj cyklop wytrzyma t duszno. Jeli nie wytrzyma, to byem tej nocy absolutnie bezbronny, zdany na ask i nieask, i wszystko mogo mnie podej. Mogem nigdy si nie przebudzi i nic o tym nie wiedzie. Mogem wyparowa, znikn, jakby mnie nigdy nie byo. To byby straszliwy, straszliwy pech. I czy to nie jest cud: zwaliem si z ng wieczorem bez pamici i obudziem si rano. Zapadem wieczorem w przepa czarn bezdenn, w d gbokoci, a obudziem si rano na kwaterze u Babci Oleki, we wsi Bobrowice, gromada Hopla. Komu ja t prost spraw, ten zwyczajny cud tak dugo tumacz? Sobie nie. Jasny dzie by zatem wic. Naoyem jzwy, czyli gumowce, otworzyem na ocie pojedyncze okna izby, bo okna byy pojedyncze, gdyby si kto pyta, nie podwjne z ochronn wat midzy szybami. Stojc chwilk przy oknie, kilka wstrzsajcych szarpno mnie dreszczy. Zimno byo. Wiadomo. Zostawiem szeroko otwarte okno i poszedem si umy do dawnej kuchni, gdzie staa miska na blacie dawnego pieca, a przy cianie wiadro z wod, te dawn, pokryt warstw wiecznego kurzu. Wyszedem na dwr, wylaem dawn wod na zamarznit gnojwk i nacignem nowej wody ze studni, co w ogrdku bya. Kiedy krciem korb, a linka nawijaa si na waek, pomylao mi si zdrowo, nie jest ze mn tak le, wic pomylao mi si zdrowo, eby si umy tu, na dworze. Przy studni. I tak co dzie. Co rano. Chyba, eby hulaa zawieja albo sypa gsto nieg. Skoczyem po mydo i rcznik, i szybko wrciem. Wiadro z wod odstawiem troch na bok, eby nie nachlapa przy studni i nie robi przy niej lizgawicy. Zdjem sweter i

powiesiem go na korbie, zakasaem wysoko rkawy koszuli, podwinem konierz na szyi, pier dzieln szeroko odsoniem, mocno, e tak powiem, rozdekoltowaem i zaczem si my nachylony nad wiadrem. Po chwilce wyprostowaem si, zdjem cakiem koszul i znowu nachyliem si nad wiadrem. Najpierw pochlapaem si wod, woda lodowata bya, potem namydliem si, potem znowu si chlapaem, nacierajc ostro skr. Parskaem przy tym, ach, uch, tururum a, brrr, prychaem rozgonie i inne wydawaem te synne rytualne dwiki przy ceremonii przepiknej mycia si porannego w zimnej lodowatej wodzie. Potem nabraem powietrza, wsadziem mord, czy jak kto woli: oblicze, do wiadra i wypuciem powietrze, tak jak si to robi, prychajc ustami; powietrze bbelkami wyskakiwao na powierzchni, woda wychlapywaa si z wiadra, potem wyprostowaem si i zaczem si mocno wyciera rcznikiem, parskajc cay czas, achajc, uchajc, tururajc i tak dalej, i tak dalej, i akurat przypomniao mi si fantastyczne i na zawoanie, sztuczne kichanie Zdzicha, szlimy ulic i ja mwiem: kichnij no, Zdzichu, bo co smutno, i Zdzich jak nie kichnie, to ludzie wychodzili na balkony, czasami adne dziewczyny i sto lat, sto lat sypao si na nas z gry jak kwiatw deszcz, wic przypomniao mi si akurat to i do tego wszystkiego jeszcze mia si zaczem, ech, Niagara, nic tylko w tych kaskadach zastygn. Wytarszy si do czerwonoci, do purpurowoci kardynalskiej, e a skra bolaa, pogoniem szybko do chaupy, zaoyem koszul, na to sweter, na to bluz duglaswk i zaszedem do Babci Oleki, eby zrobi sobie gorcej herbaty i zje co, bo godny by ten, ktry to tutaj wyznaje. Na budziku stojcym bokiem na komodzie bya, niech no si przypatrz, za pitnacie dziewita. To ju ta godzina? mwi. Nie. Za pitnacie sma gdzie bdzie. Moe trochu dalej. On mnie co markieruje ten budzik. Aha ahnem. I tylko na boku on chodzi. Jak go postawi rwno na nogi, to zarutko przestaje tyka. Taki on ju jest. Zrobiem sobie gorcej herbaty i przyniosem prowiant. Otworzyem puszk, nakroiem chleba i zabraem si do jedzenia. Ranek by nowego dnia. Za oknem biao byo i czarno ! byo, gdzie nie lea nieg i czarnobiao, gdzie jedno z drugim przemieszane. Tu, w izbie, ciepo. W piecu trzaska ogie, przy piecu na ku siedzi Babcia Oleka z rkami splecionymi na brzuchu, kiwajc si lekko do przodu i do tyu. Cichutko te jest. Muchy nie bzykaj, bo nie ma much. Zima. Wczoraj zasn jak kamie odezwaa si Babcia Oleka. Zmczony by. Kiwnem gow, bo miaem akurat pen gb ledzia w tomatnom sosie, wic nie

mogem otworzy ust, boby mi ryba ucieka. O, tak. To prawda. W lesie robota cika powiedziaa Babcia Oleka, jakby przyznajc komu racj. A ja wczoraj posza na pierzaczki. W dziesi bab my dary i nadary my jakie pi kilo. To dobra pierzyna mwi. Dua pierzyna. Bo tak to cztery kilo wystarczy. Na poduszk chyba duo mniej trzeba? Na poduszk tyle samo trzeba, co na pierzyn. Pierzyna wiksza, ale poduszka twardsza musi by. Ubita. Aha achnem. Nie mylaem, e tyle samo trzeba pierza na poduszk, co na pierzyn. To jest dla mnie bardzo wana wiadomo. Duej wagi. Podjadem sobie, wypiem drug herbat i jeszcze zrobiem sobie herbaty i przelaem do butelki po lemoniadzie, naszykowaem sobie te pajdy chleba ze sonin, posoliem, zawinem to we wczorajsz tubylcz zielon gazet i wadowaem do chlebaka.