rs 08 2009

16
Rok IV Nr 07 (40) sierpień 2009 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE Bilans „The Tall Ship’s Races” >> S. 4-5 Legenda Anny Schilling, czyli romans Kopernika z siostrzenicą >> S. 9 Sopot. Hit Festival i Sopot Festival w Operze Leśnej Sierpniowy maraton piosenki Bartek Sasper W dniach od 7 do 9 sierp- nia w Operze Leśnej odbędzie się Sopot Hit Festival, którego organizatorem jest TVP, oraz Radio ESKA. Festi- wal będzie trwał trzy dni. W tym czasie wystąpi 15 polskich oraz 15 zagranicznych wykonawców. Będą oni rywalizować w dwóch konkurencjach: „Polski hit lata 2009” i „Zagraniczny hit lata 2009”. Polscy wykonawcy wystą- pią w pierwszym dniu festiwalu, zagraniczni w drugim, trzeci bę- dzie poświęcony jubileuszowi 35-lecia działalności „Budki Su- flera”. Wystąpią m.in. Izabela Trojanowska, Urszula, Romuald Czysta i Felicjan Andrzejczak. Jedynym jurorem będzie pu- bliczność głosująca za pomocą sms. Nagrody w obu konkursach to pamiątkowe statuetki i czek na 40 tysięcy złotych. Gośćmi spe- cjalnymi festiwalu będą ubiegło- roczni jego zwycięzcy: Doda oraz Shaun Baker. A także Andrzej Piaseczny, Schiller i September. W dwa tygodnie po zakoń- czeniu Sopot Hit Festival ruszy Międzynarodowy Sopot Festival. Impreza ta odbywać się będzie już po raz 46, tradycyjnie na sce- nie Opery Leśnej. Festiwal roz- poczyna się 22 sierpnia konkur- sem o nagrodę Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. Koncert w drugim dniu, 23 sierp- nia, zostanie poświęcony pamię- ci Czesława Niemena. Jego pio- senki śpiewać będą czołowi pol- scy wykonawcy. Sopocki festiwal zorganizo- wany po raz pierwszy w roku 1961 (wtedy jeszcze w nieistnie- jącej już hali Stoczni Gdańskiej) nazywany jest „świętem polskiej piosenki”. Przechodził on różne koleje losu, różnie bywał nazy- wany, ale artyści zawsze wyśpie- wywali trofeum w postaci Bursz- tynowego Słowika. Od pięciu lat organizatorem festiwalu jest te- lewizja TVN. Przygotowania do konkursu rozpoczęły się już 1 czerwca br. W tym dniu komisja wytypowała do dalszych eliminacji dziesięć piosenek śpiewanych przez pol- skich wykonawców. Piosenki te w dniach od 22 czerwca do 10 lipca były nadawane na antenie Radia ZET. Głosowali na nie słuchacze „ZET-ki”, którzy wybrali pięć ich zdaniem najlepszych utworów. To one właśnie zostaną zaprezento- wane w pierwszym dniu konkur- su. Najlepsza z nich weźmie udział w konkursie finałowym. Do głównego konkursu zakwalifi- kowano także sześć piosenek wy- konawców zagranicznych. Koncerty festiwalowe popro- wadzi Magda Molek, a w drugim dniu towarzyszyć jej będzie Zbi- gniew Wodecki. W tym roku w Sopocie zabraknie wielkich gwiazd, takich jak choćby Norah Jones, którą w Operze Leśnej gościliśmy w 2007 roku.

description

 

Transcript of rs 08 2009

Page 1: rs 08 2009

Rok IV Nr 07 (40) sierpień 2009

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E

Bilans „The Tall Ship’s Races”>> S. 4-5

Legenda Anny Schilling, czyli romans Kopernika z siostrzenicą

>> S. 9

Sopot. Hit Festival i Sopot Festival w Operze Leśnej

Sierpniowy maraton piosenkiBartek Sasper

W dniach od 7 do 9 sierp-nia w Operze Leśnej odbędzie się Sopot Hit

Festival, którego organizatorem jest TVP, oraz Radio ESKA. Festi-wal będzie trwał trzy dni. W tym czasie wystąpi 15 polskich oraz 15 zagranicznych wykonawców.

Będą oni rywalizować w dwóch konkurencjach: „Polski hit lata 2009” i „Zagraniczny hit lata 2009”. Polscy wykonawcy wystą-pią w pierwszym dniu festiwalu, zagraniczni w drugim, trzeci bę-dzie poświęcony jubileuszowi 35-lecia działalności „Budki Su-fl era”. Wystąpią m.in. Izabela Trojanowska, Urszula, Romuald Czysta i Felicjan Andrzejczak.

Jedynym jurorem będzie pu-bliczność głosująca za pomocą

sms. Nagrody w obu konkursach to pamiątkowe statuetki i czek na 40 tysięcy złotych. Gośćmi spe-cjalnymi festiwalu będą ubiegło-roczni jego zwycięzcy: Doda oraz Shaun Baker. A także Andrzej Piaseczny, Schiller i September.

W dwa tygodnie po zakoń-czeniu Sopot Hit Festival ruszy Międzynarodowy Sopot Festival. Impreza ta odbywać się będzie już po raz 46, tradycyjnie na sce-nie Opery Leśnej. Festiwal roz-poczyna się 22 sierpnia konkur-sem o nagrodę Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. Koncert w drugim dniu, 23 sierp-nia, zostanie poświęcony pamię-ci Czesława Niemena. Jego pio-senki śpiewać będą czołowi pol-scy wykonawcy.

Sopocki festiwal zorganizo-wany po raz pierwszy w roku 1961 (wtedy jeszcze w nieistnie-jącej już hali Stoczni Gdańskiej) nazywany jest „świętem polskiej piosenki”. Przechodził on różne koleje losu, różnie bywał nazy-wany, ale artyści zawsze wyśpie-wywali trofeum w postaci Bursz-tynowego Słowika. Od pięciu lat organizatorem festiwalu jest te-lewizja TVN.

Przygotowania do konkursu rozpoczęły się już 1 czerwca br. W tym dniu komisja wytypowała do dalszych eliminacji dziesięć piosenek śpiewanych przez pol-skich wykonawców. Piosenki te w dniach od 22 czerwca do 10 lipca były nadawane na antenie Radia ZET. Głosowali na nie słuchacze „ZET-ki”, którzy wybrali pięć ich zdaniem najlepszych utworów. To one właśnie zostaną zaprezento-wane w pierwszym dniu konkur-su. Najlepsza z nich weźmie

udział w konkursie fi nałowym. Do głównego konkursu zakwalifi -kowano także sześć piosenek wy-konawców zagranicznych.

Koncerty festiwalowe popro-wadzi Magda Molek, a w drugim dniu towarzyszyć jej będzie Zbi-gniew Wodecki.

W tym roku w Sopocie zabraknie wielkich gwiazd, takich jak choćby Norah Jones, którą w Operze Leśnej gościliśmy w 2007 roku.

Page 2: rs 08 2009

Kalendarium Imprez KulturalnychSierpień 2009

Stały kiermasz taniej książki – MBP, Biblioteka Główna – czynny w godzinach otwarcia bibliotekido 4.09 Wystawa fotografii Studentów Uniwersytetu III Wieku pt. „Trzecie spojrzenie” – MBP, Filia

Nr 5 do 31.08 „Na fali – moja przygoda z morzem” konkurs plastyczny dla szkół podstawowych i gimna-

zjów – MBP, Biblioteka Główna 22 – 23.08 Morskie Mistrzostwa Klasy OK – dinghy – UKS Navigo3.08 g. 17.00 - Warsztaty Jidyszkajt, prowadzą: J. Makosz, U. Makosz, P. Piekarski, g. 19.30 Kon-

cert U. Makosz – Pieśni Safardyjskie – Teatr Atelier1.08 g.19.00 – Spotkania z W. Cejrowskim - „ Boso do… Trójmiasta” - Sheraton Sopot Hotel 1.08 g. 21. 30 – Kino Letnie na Molo – KMS2.08 g. 16.00 – Koncert muzyki klasycznej – scena przy fontannie – KMS2.08 g. 17.00 – Warsztaty Jidyszkajt g. 20.00 koncert Kohelet3 – Klezmer Band (Austria) – Teatr

Atelier4.08 g. 20.30 – Żegnaj kochanie, reż E. Dmytryk, USA, 1944, 95 min. – DKF Kurort4 – 9.08 Mistrzostwa Europy Formuła Windsurfing – Formula Windsurfing – SKŻ4.08 g.20.00 – Tajemnice bursztynowej biżuterii – Bookarnia „kawiarnia z książką” – STN6 – 9.08 g. 10.00 – Turniej integracyjny Polskiego Związku Tenisa na Wózkach – STT6.08 g. 18.00 – Koncert – S. Marciniak (kontrabas), K. Nowaczewska-Manthey (fortepian) – UM

Sopotu, TPS6.08 g. 19.00 Bursztynowa Mila – SKL7 – 9.08 Wystawa Psów Rasowych – Hipodrom7.08 Polski Hit Lata 2009 - BART8.08 g. 10.00 – 21.00 – Festyn ABC Bezpieczeństwa – KM Policji8.08 g.10.00 – I Turniej streetballa „Słoneczne Brodwino”, start przy ul. Kolberga 24 na Orliku

w Sopocie8.08 g. 10.00 - II Turniej piłki nożnej „Słoneczne Brodwino”, start przy ul. Kolberga 24 na Orliku

w Sopocie7 – 9.08 Sopot Hit Festiwal – Opera Leśna w Sopocie – BART9 – 16.08 Sopot Film Festival 2009 – DKF Kurort9.08 g. 17.00 – Koncert muzyki popularnej – KMS11.08 g. 20.00 – Czy meteoryty mogą zagrozić Bałtykowi? – ST. Massel (dyr. Instytutu Oceanologii

PAN) –Bookarnia, STN12 – 13.08 Puchar Zielonej Fasoli Nivea Błękitne Żagle – Optimist, L’Equipe Optimist program Niivea – SKŻ13.08 g. 18.00 BMF Piano Trio M. Szałach (skrzypce), F. Syska (wiolonczela) B. Wezner (fortepian) – TPS14.08 X-lecie Ani Mru Mru – Opera Leśna – BART 15.08 g.12.00 – 19.00 Alfredo Show – festyn kawowy na Skwerze Kuracyjnym – KMS15.08 Mistrzostwa Polski w Wyścigach Równoległych na 1/4 Mili „Lotos Power Cup Pruszcz Gd.

2009” – Automobilklub Orski15 – 16.08 Hestia Cup IV Windsurfingowe Mistrzostwa Mediów – OPEN – SKŻ16.08 g. 17.00 – 18.00 Sopocka Orkiestra Promenadowa – scena przy fontannie – KMS18.08 g. 20.30 – W pogoni za mężem, reż. R. Z. Leonard, USA, 1940, 117 min. – DKF Kurort 18.08 g. 20.00 – Sopockie Molo, „Krótka historia nieskończoności” – wiceprezydent Miasta Sopotu

Wojciech Fułek – STN 20.08 g. 18.00 – D. Kaufman (flet), A. Wieczorek (fortepian) – TPS20.08 g. 20.00 – K. Jamróz i K. Zielińska oraz Grupa MoCarta w programie „Przyjaciółki, czyli jak

zrobić recital” – Teatr Tarasy, ul. Zamkowa Góra 3-521 – 23.08 Morskie Mistrzostwa Polski Katamaranów (klasy: Open, F-18, A-cat, TOPCAT, Hobie Cat,

Tornado, K20, Młodzieżowe Mistrzostwa Polski Katamaranów) – UKS Navigo 21-23.08 viii Moto Festiwal „Powerstation” 2009 – zlot motocykli i aut klasycznych – Molo – Power-

station 21.08 – 10.09 g. 19.30 – wystawa B. Mirowskiego „Sopocki Słowik” – Galeria Ambermoda 22.08 g. 10.00 – II Turniej streetballa zespołów trzyosobowych „Słoneczne Brodwino” – Trivium,

IIP22.08 g.10.00 - III Turniej piłki nożnej zespołów sześcioosobowych „Słoneczne Brodwino” – Tri-

vium, IIP21 – 22.08 g. 12.00 – 23.00 – Zlot Harley – Davidson 50 – lecie Rock ‚n Rolla w Polsce – motocykle i

koncerty na Skwerze Kuracyjnym – KMS22-23.08 46. Sopot Festival – Opera Leśna – BART22 – 23.08 Regaty Sopot Finn Cup – UKS Navigo23.08 g. 16.00 – Koncert Fortepianowy – scena przy fontannie – KMS25.08 g. 20.30 – Bulwar zachodzącego słońca, reż. B. Wilder, USA, 1950, 110 min. – DKF Kurort25.08 g. 20.00 – Żywa plaża J. M. Węsławski (kier. Zakładu Ekologii Morza IO PAN) – STN27.08 g. 18.00 – Salon pieśni romantycznej – uczestnicy kursu wokalnego Letniej Akademii Śpiewu

– TPS29.08 g. 17.00 – Koncert muzyki popularnej – KMS29.08 g.19.00 – Santo Subito Cantobiografia Jana Pawła II Muzyka: P. Rubik, Libretto: J. Cygan –

BART30.08 g. 16.00 – Letnia Akademia Śpiewu – KMS30.08 g.19.00 – Pod Ruinami Polski (A. Ochodlo & Max Klezmer Band) – Sala PFK – BART31.08 g. 21.00 – Wieczór piosenki szantowej – Cafe del Arte

2 www.riviera24.plSopot Centrum Haffnera otwarte18 lipca o godzinie 16.00 od-

było się uroczyste otwarcie Cen-trum Haff nera, obejmującego pięciogwiazdkowy hotel Shera-ton, największe w Trójmieście centrum konferencyjne z salą mogącą pomieścić 624 osoby, ze-spół handlowo-usługowy i mul-tikino z sześcioma salami na po-nad 1050 miejsc. Całość Centrum Haff nera, do którego należy jesz-

cze doliczyć tunel pod ulicą Bo-haterów Monte Cassino i parking na 400 samochodów kosztowała 100 milionów euro. Jego ukoro-nowaniem będzie Dom Zdrojo-wy, w skład którego wejdą sale wystawowe Państwowej Galerii Sztuki, pijalnia wód mineral-nych, punkt informacji tury-stycznej i punkt widokowy. Otwarcie tego obiektu przewi-dziane jest na początek 2010 roku. (bs)

Park północny zrewitalizowany20 lipca br. przewodniczący

Rady Miasta Sopotu Wieczesław Augustyniak, wiceprezydent Pa-weł Orłowski, oraz rektor Sopoc-kiej Szkoły Wyższej, prof. Teresa Martyniuk przecięli wstęgę otwierając w ten sposób zrewita-lizowany Park Północny. Park znajdujący się na zapleczu Łazie-

nek Północnych ma 15,46 ha po-wierzchni i 2200 metrów ścieżek dla pieszych, rowerzystów, oraz rolkarzy. Wytyczono tu również ścieżkę edukacyjną dla dzieci, której koncepcję opracowała So-pocka Szkoła Wyższa. Koszt re-witalizacji parku wyniósł 7,3 mi-lionów złotych, z czego niemal połowa pochodziła ze środków unijnych. (bs)

18 milionów na inwestycjePrezydent Sopotu Jacek Kar-

nowski może być usatysfakcjo-nowany. W poniedziałek 20 lipca odebrał on z rąk marszałka woje-wództwa Jana Kozłowskiego de-cyzję o dofi nansowaniu ze środ-ków unijnych prowadzonych w mieście inwestycji. Jest to nie-bagatelna kwota niemal 18 milio-

nów złotych. Większa część unij-nych pieniędzy pójdzie na re-mont i modernizację hipodro-mu. 5 milionów zostanie prze-znaczonych na wykończenie wnętrz Domu Zdrojowego przy molo. Są to: pijalnia wód solan-kowych, nowa siedziba Państwo-wej Galerii Sztuki, informacja turystyczna, oraz winda panora-miczna. (bs)

Kurort w czołówce Rankingu SamorządówSopot zajął drugie miejsce,

tuż za Poznaniem, w „rankingu samorządów” ogłoszonym przez dziennik „Rzeczpospolita”. Wraz z Poznaniem i Gliwicami otrzy-mał również wyróżnienie za naj-bardziej innowacyjny samorząd. Wyróżnienie zostało przyznane

za inwestycje realizowane meto-dą partnerstwa publiczno-pry-watnego, czego najlepszym do-wodem jest Centrum Haff nera. Wysoko oceniono także projekt przebudowy dworca kolejowego i przylegających do niego tere-nów. Nagrodę „Rzeczpospolitej” odebrał 10 lipca w Warszawie prezydent Sopotu Jacek Karnow-ski. (bs)

Unia Europejska w SopociePrzez drugą połowę 2011 roku

Polska ma przewodzić Unii Eu-ropejskiej. W związku z tym w naszym kraju odbędzie się około dwudziestu spotkań i kon-ferencji na najwyższym szczeblu wspólnotowym, oraz około stu na szczeblu ministrów. Jednym

z gospodarzy takich spotkań zo-stanie Sopot. W przedstawionej aplikacji prezydent Sopotu Jacek Karnowski podkreślił znakomitą bazę hotelową i gastronomiczną kurortu, oraz jeden z najwięk-szych w kraju obiektów konfe-rencyjnych w nowopowstałym Centrum Haff nera. (bs)

Malczewskiego w remoncie6 lipca rozpoczął się remont

ulicy Malczewskiego na odcinku od Alei Niepodległości do bramy cmentarza komunalnego. Przewi-duje się utworzenie zatoki dla au-tobusów, budowę chodników po obu stronach jezdni, renowację i budowę murów oporowych, oraz całą infrastrukturę podziemną, a także oświetlenie ulicy. Koszt in-westycji przekracza nieco 3 milio-ny złotych. Połowę tej kwoty wyło-ży Narodowy Program Przebudo-

wy Dróg Lokalnych, a połowę Urząd Miasta. Prace potrwają do 30 września. Do tego czasu auto-busy linii 181 i 187 będą kursowały poprzez ulice Wejherowską i Obo-drzyców do Kolberga. (as)

Będzie trzeci przetargUrząd Miasta Sopotu dwu-

krotnie ogłosił w tym roku prze-targ na zagospodarowanie Łazie-nek Północnych i przylegającej do nich plaży. W przetargu ogłoszo-nym w styczniu tylko jedna oferta spełniała wymogi formalne. Była to Fabryka Trzciny z Warszawy. Jednak jej wizja Łazienek nie zy-skała uznania komisji przetargo-wej. Za drugim podejściem sytu-acja się powtórzyła: jedyny po-

ważny oferent – Multidyscypli-narne Centrum Artystyczne – od-padł w drugim etapie. Łazienki Północne to jeden z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w So-pocie i wymogi stawiane przed przystępującymi do przetargu fi r-mami są naprawdę wysokie. Ko-lejny przetarg zostanie ogłoszony w końcu sierpnia, lub na początku lutego. Dla zachęty władze miasta zdecydowały wydłużyć czas dzierżawy Łazienek z dziesięciu do piętnastu lat.

Esperantyści pod dębemW Białymstoku odbył się

Światowy Kongres Esperanty-stów. 3 sierpnia jego uczestnicy przybyli do Sopotu, witani przez prezydenta miasta Jacka Karnow-skiego. Sopockie spotkanie espe-rantystów odbyło się w plenerze, w Dolinie Echa, pod pięćdziesię-cioletnim dębem. Dąb ten został zasadzony w roku 1959 jako repli-ka drzewa pochodzącego z roku 1927 (data XIX Światowego Kon-gresu Esperantystów, który odbył się wówczas w Gdańsku) i ścięte-go przez hitlerowców. Warto przypomnieć, że przed dwoma laty, w roku 2007 minęła 150 rocz-nica urodzin twórcy języka espe-ranto dr Ludwika Zamenhofa,

oraz stulecie powstania ruchu esperantystów na Wybrzeżu. (as)

Ułatwienia dla niepełnosprawnychSopocianie, mający trudności

w poruszaniu się mają teraz ła-twiejszy dojazd do przychodni, czy szpitali. Od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8 do 16, na parkingu obok przychodni le-karskiej przy ulicy Chrobrego czeka na nich niezwykły pojazd z dwuosobową załogą (kierowca i sanitariusz). Samochód jest wy-posażony w windy do podnosze-nia wózków inwalidzkich i fotele pozwalające na przejazd w pozy-

cji leżącej. Za przewóz w grani-cach Sopotu, oraz wniesienie chorego na I piętro obowiązuje opłata w wysokości 15 złotych. Wniesienie na wyższe piętra kosztuje dodatkowo 10 złotych. Wyjazd poza granice miasta jest opłacany po dwa złote od każde-go kilometra. Miasto dofi nanso-wuje karetkę sumą wysokości 4500 złotych miesięcznie. Samo-chód można zamawiać w godzi-nach od 7.30 do 15.30 pod nume-rami telefonów 0-58 – 352-60-91 i 0 – 600-366-664.

fot. a

rchiw

um

Park Północny w Sopocie pod koniec XIX wieku.

Mapka Urzędu Miasta Sopotu

fot. m

ater

iały u

rzęd

u mias

ta

fot. k

mzfot

. kmz

Łazienki Północne, niegdyś jeden z symboli kurortu, obecnie popadły w całkowitą ruinę, może zmini to kolejny przetarg na ich zagospodarowanie.

W lipcu nastąpiło uroczyste otwarcie Centrum Haffnera, obejmujące Dom Zdrojowy, budynek biurowo – parkingowy, hotel Sheraton oraz kameralne centrum kulturalno – usługowe.

Z okazji Światowego Kongresu Esperantystów w Dolinie Echa spotkali się miłośnicy tego ruchu, nz. Mirosława Mazur Przewodnicząca Oddziału Wojewódzkiego Polskiego Związku Esperantystów w Gdańsku i Wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski.

Page 3: rs 08 2009

Adres redakcji:81-838 Sopot, Al. Niepodległości [email protected]

Redaktor naczelny:Krzysztof Maria Załuskitel. 0 668 17 77 63

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Dział reklamy:[email protected]

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Nr 07(40) sierpień 2009 Gdańsk 3 Przed budową Nowej SłowackiegoPrzejazd ulicą Słowackiego

od alei Grunwaldzkiej do ronda przy osiedlu Niedźwiednik to droga przez mękę dla kierowców. Miasto od dawna przygotowuje się do budowy czteropasmowej ulicy Nowej Słowackiego, wciąż jednak brak unijnego dofi nanso-wania do inwestycji, której koszt wyniesie ponad 500 milionów złotych. Decyzja w tej sprawie powinna zapaść lada moment. Władze miasta nie czekając na decyzję Ministerstwa Rozwoju Regionalnego przystąpiły już do

prac wstępnych, polegających na wykwaterowaniu lokatorów z do-mów stojących na trasie przyszłej arterii i wyburzeniu budynków. Od ronda Niedźwiednika Nowa Słowackiego pobiegnie po prawej stronie obecnej ulicy Słowackie-go. W rejonie skrzyżowania z uli-cą Chrzanowskiego powstanie kolejne rondo, a dalej nowa ulica wejdzie w starą, poszerzoną do czterech pasów. Nad aleją Grun-waldzką Nowa Słowackiego po-biegnie estakadą do ulicy Ko-ściuszki (również poszerzonej na odcinku do torów kolejowych) i dalej do ulicy Hynka. (as)

Kolebka uratowanaKolebka „Solidarności” –

Stocznia Gdańska wywinęła się spod unijnego topora. 10 lipca w Gdańsku gościła unijna komi-sarz do spraw konkurencji Neelie Kroes. Zapoznała się ona z pla-nem naprawczym stoczni i uzna-ła go za rozsądny i spełniający unijne wymogi. Zgodnie z tym planem stocznia ma prowadzić różnoraką działalność. Prócz bu-dowy statków (na jednej pochyl-ni, pozostałe dwie zostaną za-mknięte) przewiduje się montaż konstrukcji mostowych, zbiorni-ków stalowych i wież wiatro-wych. W związku z tym do roku 2012 na terenie zakładu powsta-ną trzy nowe hale. Koszt ich bu-dowy to około 50 milionów euro.

Po uruchomieniu produkcji przerób stali wzrośnie blisko czterokrotnie – do 150 tysięcy ton rocznie. Podobnie wzrosną przychody przedsiębiorstwa. W roku 2015 stocznia ma produ-kować do 350 elektrowni wiatro-wych. Spadnie natomiast zatrud-nienie. Obecnie pracuje tu 2134 ludzi, w tym tylko 1048 w bezpo-średniej produkcji. Ponad poło-wa to pracownicy umysłowi, konserwatorzy, strażacy i ochro-na. I właśnie ci zostaną objęci redukcją, która wyniesie od 250 do 400 osób. Zwiększy się nato-miast liczba robotników. Już dziś stocznia zgłasza zapotrzebowa-nie na monterów kadłubowych, spawaczy i kowali. (as)

Wielkie pieniądze dla GdańskaMinisterstwo Rozwoju Regio-

nalnego wesprze wielkie inwesty-cje gdańskie. Jedną z najważniej-szych jest Trasa W-Z, wraz z wę-złem drogowym Karczemki. W ramach Programu Operacyj-nego Infrastruktura i Środowisko ministerstwo przeznaczyło na nią 345 milionów złotych ze środków unijnych. Pełny koszt tej inwesty-cji to 465 milionów złotych, tak więc procent dofi nansowania jest bardzo wysoki. Warto dodać, że Węzeł Karczemki, łączący cen-trum Gdańska z Obwodnicą Trój-miasta to pierwsze bezkolizyjne połączenie tras dojazdowych z obwodnicą, zarazem największy i najnowocześniejszy węzeł dro-gowy na północ od Warszawy.

Druga jeszcze większa i bar-dziej skomplikowana inwestycja to Trasa Słowackiego i Trasa Su-charskiego. Prowadzi ona od lot-niska, poprzez Wrzeszcz, Letnicę (obok wznoszonego aktualnie stadionu Baltic Arena) i port gdański (z tunelem pod Martwą Wisłą), aż do Obwodnicy Połu-dniowej. Jej budowa będzie kosz-towała prawie 2 miliardy złotych, zaś dofi nansowanie unijne wy-niesie 1361 milionów złotych. Zdaniem wiceprezydenta miasta Andrzeja Bojanowskiego pomoc unijna dla obu tych kluczowych gdańskich inwestycji drogowych gwarantuje, że zostaną one ukończone w terminie, to znaczy w roku 2012, przed Mistrzostwa-mi Europy w Piłce Nożnej. (as)

Głowy państw na Westerplatte1 września na Westerplatte

mają się odbyć centralne uroczy-stości 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej. Z tej okazji rząd polski wystosował zaprosze-nia do głów państw, które brały udział w tamtych zmaganiach. Zaproszenia otrzymali między in-nymi prezydent USA Barack Oba-ma i premier Rosji Władimir Pu-tin. Ci dwaj prawdopodobnie nie

przyjadą, natomiast można ocze-kiwać przybycia premiera Wiel-kiej Brytanii Gordona Browna, prezydenta Francji Nikolasa Sar-kozy’ego i kanclerz Niemiec, An-gelę Merkel. W związku z mający-mi się odbyć uroczystościami w sierpniu obędzie się generalny remont usytuowanego na Wester-platte kopca i pomnika Obrońców Wybrzeża. Na czas remontu obiekt, z wyjątkiem muzeum bę-dzie zamknięty dla turystów. (as)

Wystartował Jarmark św. Dominik W sobotę 25 lipca, jak co roku

o tej porze rozpoczął się w Gdań-sku Jarmark św. Dominika. Udział w jego otwarciu wzięli oj-cowie miasta z prezydentem Pawłem Adamowiczem na czele. Ulicą Długą i Długim Targiem, od Bramy Złotej do Zielonej przeszły dwa barwne korowody. Pierwszy stanowili uczestnicy 63. Międzynarodowego Zlotu Gwiaździstego Policji, w drugim dominowali przebierańcy. Zna-lazł się wśród nich król Zygmunt August, wielu zasłużonych Gdańszczan, takich jak Daniel Fahrenheit, Jan Heweliusz, Jan z Kolna, Artur Schopenhauer, a także postacie mityczne: Sto-lem, czy Złoty Hermes. Wieczo-rem w dniu otwarcia Jarmarku na Targu Węglowym zagrał ze-spół Voo Voo. Niemal całe Głów-ne Miasto zostało opanowane

przez kupców, rzemieślników, artystów, kolekcjonerów przyby-łych z ośmiu krajów. Swoje kra-my otworzyli Austriacy, Litwini, Łotysze, Ukraińcy, Niemcy, Szwedzi, a nawet mieszkańcy Izraela i Uzbekistanu. I oczywi-ście, przede wszystkim, Polacy. W sumie na ulicach ustawiono ponad tysiąc stoisk z pamiątka-mi, wyrobami sztuki ludowej, biżuterią, towarami spożywczy-mi, małą gastronomią itp. Co-dziennie od południa aż do nocy miasto rozbrzmiewa muzyką. Tradycyjnie Plac Kobzdeja został opanowany przez dzieci, na Targu Węglowym i Długim Targu wystę-pują orkiestry, zespoły młodzie-żowe, soliści. Handel i zabawa po-trwają do 16 sierpnia. Wystawcy jednak już teraz narzekają na mar-ne obroty. Mają jedynie nadzieję, że za rok – w wielki jubileusz, 750-lecia pierwszego Jarmarku św. Dominika – będzie lepiej. (as)

Kłopoty z KatarzynąPrzed trzema laty, 22 maja

2006 roku spłonął dach kościoła św. Katarzyny w Gdańsku. Re-mont pochłonął już dziesięć mi-lionów złotych. Aby przywrócić średniowiecznej świątyni dawną świetność potrzeba jeszcze pra-wie dwóch milionów. I z tym jest problem. Tak poważnej kwoty nie da Urząd Miasta, który ma w tej chwili inne priorytety. Społeczny komitet odbudowy kościoła prze-

kazał do tej pory pół miliona i rozwiązał się. Na innych dar-czyńców w dobie kryzysu trudno liczyć. Pozostaje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowe-go, które dotąd wyłożyło na odbu-dowę św. Katarzyny 5 milionów złotych. I które obiecało dalszą pomoc. Jeśli jednak dotacja mini-sterialna szybko nie dotrze na Wybrzeże, zakończenie remontu może się znacznie opóźnić. (as)

Dekada SzekspiraW dniach od 1 do 10 sierpnia

br. w Gdańsku odbywa się XIII Międzynarodowy Festiwal Szek-spirowski. Ponieważ budynku teatralnego, poświęconego ge-nialnemu dramaturgowi z Wysp Brytyjskich jeszcze w Gdańsku nie ma (kamień węgielny pod jego budowę ma być wmurowany 14 września br.), spektakle odby-wają się w wielu miejscach. Od Teatru Muzycznego w Gdyni po-czynając, poprzez Scenę Kame-ralną w Sopocie, Klub Studentów

Żak i Teatr Letni we Wrzeszczu, aż po obie sceny Teatru Wybrze-że na Targu Węglowym i Teatr w Oknie na Długim Targu. Na Festiwal przybyły ekipy aktorskie z wielu krajów. Prócz polskich teatrów, reprezentowane są na nim zespoły z Francji, Niemiec, Szwajcarii, USA, Węgier i Wiel-kiej Brytanii. Odbywają się spo-tkania z artystami, oraz wykłady specjalistów z dziedziny teatro-logii w Nadbałtyckim Centrum Kultury w Ratuszu Staromiej-skim. (as)

Żak stawia na taniecPrzez dwa tygodnie, od 17 do

30 sierpnia br. w Klubie Studen-tów Żak w Gdańsku-Wrzeszczu przy alei Grunwaldzkiej 195 bę-dzie królował taniec. Na Pierw-szym Gdańskim Festiwalu Tańca można będzie obejrzeć na żywo prawie 40 spektakli baletowych w wykonaniu artystów polskich i zagranicznych, oraz 15 fi lmów

poświęconych sztuce tańca. Wy-stąpią rodzime gwiazdy Ewa Wy-cichowska,Leszek Bzdyl, Woj-ciech Mochniej i wielu innych. Z zagranicznych wykonawców klasą dla siebie są tacy artyści jak Susanne Linke, czy też Mikami Koyo. Rezerwacja biletów pod numerem telefonu 058 – 344-05-73, lub e-mail: [email protected]. (as)

Kurs na tolerancjęOśrodek Gender Studies Uni-

wersytetu Gdańskiego, trójmiej-ski oddział stowarzyszenia Kam-pania Przeciw Homofobii, oraz Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku zorganizowały kursy dla kadetów z Ośrodka Szkolenia Policji w Gdańsku. Tematem szkolenia będzie przeciwdziała-

nie dyskryminacji osób o orien-tacji homoseksualnej, oraz nie-sienie pomocy ofi arom przemo-cy w rodzinie i prawom kobiet. Pierwsze zajęcia odbyły się w po-łowie lipca, następne przewi-dziane są we wrześniu. Skorzysta z nich około dwustu przyszłych pracowników pomorskiej policji. (as)

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. a

rchiw

um

Pan Jurek z Gliwic nie kryje rozczarowania tegorocznym Jarmarkiem św. Dominika.

fot. M

ateu

sz O

choc

ki /K

FP

Susanne Linke jedna z czołowych niemieckich tancerek, jej sposób ekspresji wywarł ogromny wpływ na kształtowanie się niemieckiego teatru tańca.

Page 4: rs 08 2009

4 Gdynia www.riviera24.pl

Film o pułkownikuW połowie lipca nadmorski

las w Kolibkach rozbrzmiewał strzałami armatnimi. Reżyser Bartosz Paduch kręcił tam doku-mentalny fi lm historyczny, któ-rego bohaterem był pułkownik Stanisław Dąbek, obrońca Kępy Oksywskiej we wrześniu 1939 roku. Film realizuje Ośrodek Te-lewizji Polskiej w Gdańsku. Jest on częściowo fabularyzowany,

będzie trwał 52 minuty, gra w nim 10 aktorów i kilkudziesię-ciu statystów. W rolę pułkownika Dąbka wcielił się Bogdan Sma-gacki. Sceny bitewne kręcono nie w miejscu historycznej bitwy na Oksywiu, lecz w Kolibkach, ze względu na lepsze warunki tere-nowe. Film ma być wyemitowany we wrześniu br. na kanale histo-rycznym TVP. (kf)

Podwodny rezerwatByć może za jakiś czas Gdy-

nia doczeka się pierwszego w Polsce podwodnego rezerwatu przyrody. Powstałby on na Zato-ce Gdańskiej, naprzeciw klifu orłowskiego. Inicjatorami pomy-słu są działacze Greenpeace. Za-pewniają oni, że dno Zatoki w tym miejscu jest czyste, poro-śnięte trawą morską i rzadkimi gatunkami glonów. Kłopot pole-

ga na tym, że nie wiadomo kto miałby być inwestorem rezerwa-tu. Zgodnie z przepisami woje-wództwo pomorskie, oraz grani-ca Gdyni kończy się na morskim brzegu. Wody przybrzeżne znaj-dują się w gestii Urzędu Morskie-go. Konieczna byłaby więc zmia-na tych przepisów, aby władze Miasta, lub Urząd Marszałkow-ski mogły podjąć działania na tym terenie. (kf)

Wiatr i WodaW dniach 6 – 9 sierpnia br.

w Gdyni odbywają się Letnie Targi Sportów Wodnych „Wiatr i Woda”. Targi zostały zorganizo-wane w gdyńskiej marinie i na przylegającym do niej nabrzeżu. W ofercie znalazły się jachty pol-

skiej i zagranicznej produkcji, osprzęt żeglarski i motorowodny, urządzenia do nurkowania i windsurfi ngu, sprzęt ratunko-wy, odzież turystyczna i sporto-wa. Patronat honorowy nad tar-gami objął prezydent Gdyni Woj-ciech Szczurek. (kf)

Kotkowski nakręcił FleszarowąJuż we wrześniu br. na naj-

bliższym Festiwalu Filmów Fa-bularnych w Gdyni można bę-dzie obejrzeć fi lm Andrzeja Kot-kowskiego „Miasto z morza”. Film ten oparty jest na fabule głośnej książki Stanisławy Fle-szarowej-Muskat „Tak trzymać!”. Opowiada ona historię młodego mężczyzny, który w latach dwu-dziestych ubiegłego wieku przy-bywa z głębi kraju nad morze. Tu znajduje pracę i dziewczynę.

Właśnie miłość i pionierski okres budowy Gdyni stanowią oś wokół której toczy się fabuła za-równo powieści jak i fi lmu. Po-szczególne sceny kręcone były na Helu, w Gdańsku, w Sopocie, w Wejherowie, w Łebie, w skan-senie słowińskim w Klukach i oczywiście w Gdyni. Role głów-nych bohaterów grają Jakub Strzelecki i Julia Pietrucha. W postać inżyniera Tadeusza Wendy – głównego budownicze-go Gdyni wcielił się Olgierd Łu-kaszewicz. (kf)

Zamieńmy się podręcznikamiW fi lii nr 7 Miejskiej Biblioteki

Publicznej w Gdyni trwa akcja darmowej wymiany podręczni-ków szkolnych. Dzięki niej rodzi-ce i uczniowie zamiast sięgać do uszczuplonego kryzysem portfela mogą przyjść z niepotrzebnymi podręcznikami i wyjść z zesta-wem nowych. Przeciętnie na za-kup kompletu nowych podręczni-ków jeden uczeń musi przezna-czyć około 300 złotych. Dzięki

akcji gdyńskich bibliotekarzy książki można otrzymać za dar-mo. Kierownictwo biblioteki za-pewnia, że również te osoby, które nie przyniosą starych książek, będą mogły zabrać ze sobą za dar-mo używane podręczniki. Zda-rzają się bowiem i tacy, którzy oddają niepotrzebne ksiązki nie biorąc nic w zamian. Akcja cieszy się ogromną popularnością. W ciągu pierwszych dni jej trwania nowych właścicieli znalazło już ponad 1000 podręczników. (as)

Gdynia. Regaty „Th e Tall Ship’s Races” zakończone

Bezapelacyjny triumf Norwegów

101 jachtów, w tym 21 dużych jednostek klasy A i 80 mniejszych, ponad 2500 pływających na nich marynarzy, reprezentujących 17 krajów i 25 narodowości. I wreszcie, co najbardziej oszałamiające – dwa i pół miliona widzów! Oto bilans zlotu największych żaglowców świata – The Tall Ship’s Races, jaki na początku lipca odbył się w Gdyni.

Andrzej Stanisławski

Żeglarska stolica Polski, jak coraz częściej nazywana jest Gdynia, spisała się na

medal. Organizację zlotu w dniach od 2 do 5 lipca obsługi-wało 800 funkcjonariuszy czu-wających nad bezpieczeństwem żeglarzy i widzów: policja, straż miejska, straż pożarna, żandar-meria wojskowa, straż granicz-na, straż ochrony kolei, agencja ochrony „Taurus”, pracownicy izby celnej, ratownicy wodni oraz pogotowie ratunkowe. Po-myślano nawet o zainstalowaniu systemu antyterrorystycznego dla ochrony strefy podwodnej, oraz infrastruktury portu i obiektów znajdujących się na nabrzeżu.

Smak zwycięstwa i smak klęski

5 lipca wszystkie żaglowce wzięły udział w gigantycznej pa-radzie wzdłuż trójmiejskich plaż, której dowodzili kontradmirał Czesław Dyrcz, rektor-komen-dant Akademii Marynarki Wo-jennej oraz admirał fl oty (rezer-wy) Jędrzej Czajkowski. Po osią-gnięciu cypla Helu fl otylla wyru-szyła do Sankt Petersburga, a następnie do fi ńskiego Turku. Na zakończenie skierowała się

do litewskiej Kłajpedy, gdzie 3 sierpnia odbyło się zakończe-nie regat. Zlot obserwował pre-zes Sail Training International, pan Nigel Rowe.

Morskim zmaganiom towa-rzyszyły ogromne emocje i duch sportowej rywalizacji. Nie obyło się niestety bez dramatu, którego ofi arą padła załoga gdyńskiej Po-gorii. Polski żaglowiec podczas nawałnicy już w trakcie pierw-szego etapu z Gdyni do St. Pe-

fot. k

mzfot

. arch

iwum

tersburga połamał wszystkie maszty. Na szczęście obyło się bez ofi ar w ludziach.

O randze zawodów „Th e Tall Ship’s Races” świadczy fakt, że na powitanie żaglowców do St. Pe-tersburga pofatygował się osobi-ście premier Rosji Władimir Pu-tin, który obserwował cumujące na Newie jednostki.

Flotylla na swojej trasie miała również fi ńskie Turku, gdzie pa-rada żaglowców odbyła się w baj-

kowej scenerii archipelagu skali-stych wysepek. Stąd żeglarze wyruszyli do Kłajpedy, gdzie cze-kały już na nich nagrody za spor-towe zmagania. Statuetki ufun-dowane przez cztery porty-go-spodarzy tegorocznych zlotów (w tym

Gdynię) przyznano trzem najlepszym jednostkom w każdej z klas. W klasie A (po skorygo-waniu czasu) w obu etapach re-gatowych (Gdynia – St. Peters-

Działacze Greenpeace chcą naprzeciwko orłowskiego klifu założyć pierwszy w Polsce podwodny rezerwat przyrody.

fot. k

mz Opuszczających Gdynię żeglarzy żegnał osobiście prezydent miasta Wojciech Szczurek

Christian Radich – tegoroczny zwycięzca regat Klasic A

Page 5: rs 08 2009

Nr 07(40) sierpień 2009 Gdynia 5

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mzfot

. kmz

fot. k

mzfot

. kmz

fot. k

mz

fot. k

mz

burg oraz Turku – Kłajpeda) zwyciężyła załoga norweskiego trójmasztowego rejowca, Chri-stian Radich, przed norweskim żaglowcem Sorlandet oraz szwedzkim debiutantem Tre Kronor af Stockholm, zaś w dru-gim etapie przed norweskimi jednostkami Statsraad Lehm-kuhl i Sorlandet.

Friendship Trophy dla Polski

Załoga Daru Młodzieży w pierwszym etapie osiągnęła trzeci czas, co po skorygowaniu danych dało jej 6. pozycję. Dru-gi etap gdynianie zakończyli na miejscu siódmym. Oba etapy udało się także ukończyć Fry-

derykowi Chopinowi. Gorzej poszło Kapitanowi Głowackie-mu, który linię mety przekro-czył jedynie w drugim wyścigu. Z zawodów wycofać się nato-miast musiały Pogoria i Zawi-sza Czarny.

Z innych polskich jednostek podium w pierwszym etapie udało się zdobyć, płynącemu w klasie D, jachtowi Qeenian, i w drugim etapie w klasie C Da-rowi Natury, który zdobył pierw-sze miejsce oraz Gdańskowi upla-sowanemu ostatecznie na trzeciej pozycji w swojej kategorii.

Najlepiej spisała się jednak załoga polskiego jachtu Sharki, dowodzonego przez panią kapi-tan Magdę Makowską. To jej eki-

pie przypadło najważniejsze te-goroczne trofeum – Friendship Trophy – przyznawane załodze, która w opinii kapitanów, najbar-dziej przyczyniła się do budowa-

nia międzynarodowej przyjaźni i zrozumienia.

Pełne wyniki regat na stronie: www.sailtraininginternational.org

Flotylla największych żaglowców świata podczas parady wzdłuż trójmiejskich plaż

Regaty nadzorowała Straż Graniczna i…

pirat.

Rosyjski Sedov - największy żaglowiec szkoleniowy na świecie.

Najlepiej rozpoznawalny żaglowiec regat – niemiecki von Humboldt.Żaglowce zacumowane w Basenie Prezydenta nawet w nocy przyciągały niezliczone tłumy miłośników morskich podróży.

Chopin

Dar Młodzieży

Page 6: rs 08 2009

6 Sopot www.riviera24.pl

Sopot. Krystyna Łubieńska wśród odznaczonych

Srebrny medal Gloria Artis dla sopocianki

Najpopularniejsza sopocka aktorka Krystyna Łubień-ska znalazła się wśród pię-

ciu laureatów tegorocznej nagro-dy Gloria Artis. Prócz niej, z rąk ministra kultury Bogdana Zdro-jewskiego, Medale „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” otrzymali performer Krzysztof Wodiczko, pisarka Krystyna Koft a, prezes Fundacji Kultury Polskiej Rafał

Wystawa na stulecie Opery LeśnejW Muzeum Sopotu można

aktualnie oglądać wystawę pod nazwą „Opera Leśna 1909 – 2009”. Składają się na nią zarów-no przedwojenne jak powojenne pamiątki i nagrania. Można zo-baczyć fi lmy dotyczące sopockie-

go obiektu, a także posłuchać arii operowych i przebojów z Mię-dzynarodowych Festiwali Pio-senki. Wernisaż wystawy odbył się 12 lipca i był połączony z kon-certem zespołu „Locostar”. Wy-stawa będzie czynna do 30 paź-dziernika br. (bs)

Czytaj więcej na s. 7.

Odkryć sopocką PolonięMuzeum Miasta Sopotu

stworzyło stronę internetową do-tyczącą sopockiej Polonii z okre-su istnienia Wolnego Miasta Gdańska i czasów wcześniej-szych. Na stronie znajduje się opis badań konserwatorskich nad polonijnymi sztandarami, kopie materiałów archiwalnych, pamiątkowe zdjęcia, egzempla-

rze „Copockiej Gazetki Kąpielo-wej”, oraz wspomnienia żyjących świadków tamtych lat. Jest też zwiastun fabularyzowanego fi l-mu dokumentalnego „Polonia Sopocka”, który ma mieć swoją premierę we wrześniu br. Jak za-powiada dyrektor Muzeum Mia-sta Sopotu, pani Małgorzata Bu-chholz-Todorowska strona bę-dzie systematycznie rozbudowy-wana. (as)

Średniowieczni rycerze na GrodziskuW dniach 4 – 5 lipca Skansen

Archeologiczny w Sopocie będący oddziałem Muzeum Archeologicz-nego w Gdańsku zorganizował na sopockim grodzisku festyn histo-ryczny pod tytułem „Wehikuł cza-su”. Ideą festynu było odtworzenie życia ludzi, którzy zamieszkiwali

to miejsce od czasów epoki ka-miennej. Licznie zebranej publicz-ności prezentowano dzieła ówcze-snych rzemieślników, był targ nie-wolników, kupcy rzymscy, sło-wiańscy wojowie i średniowieczni rycerze. Patronat nad imprezą roz-toczył prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Festyn zakończył kon-cert muzyki folkowej. (bs)

Wnuczka kolekcjoneraSopocki kupiec i makler,

Friedrich Basner w ciągu kilku-dziesięciu lat gromadził w swym domu (przy obecnej ulicy Chro-brego 48) cenne obrazy oraz dzieła rzemiosła gdańskiego. Gdy w roku 1929 świat ogarnął kryzys Basner popadł w fi nanso-we tarapaty, a następnie z po-czątkiem lat trzydziestych XX zbankrutował. Musiał sprzedać sopocką kamienicę i powoli wy-przedawał swoje zbiory. Zmarł w biedzie nim wybuchła II wojna światowa. Jego córka Hildegard mieszkała w Sopocie do roku 1945. W roku 1975 spisała swoje wspomnienia, w tym ucieczkę z Wybrzeża przed nacierającą

w kierunku morza Armia Czer-woną. Monografi ę dotyczącą ro-dziny Basnerów kontynuowała jej córka Gundula Wollina, obec-nie mieszkanka Bawarii. W ubie-głym roku przekazała ona pa-miętnik matki, oraz pamiątki po dziadku do Muzeum Miasta So-potu. Książka jest obecnie przy-gotowywana do druku i będzie stanowiły niezmiernie ciekawy dokument dla badacza przeszło-ści Sopotu. Ile warte są owe zapi-ski można było się przekonać 18 lipca, podczas spotkania au-torskiego pani Wolliny w sopoc-kim Muzeum. Fragmenty wspo-mnień córki Friedricha Basnera czytała ulubienica sopockiej pu-bliczności, aktorka Krystyna Łu-bieńska. (as)

Jeszcze raz WagnerPo wspaniałym spektaklu

„Tristana i Izoldy” Ryszarda Wa-gnera w wykonaniu niemieckiej Opery z Chemnitz, Opera Leśna znów rozbrzmiewała muzyką tego kompozytora. Tym razem było to „Złoto Renu” w między-narodowej obsadzie. W głównych partiach wystąpili znakomici śpiewacy polscy, niemieccy, fi ń-scy. Orkiestrą dyrygował Anglik o sopockich korzeniach, Jan La-

tham Koenig. Wystawienie w Operze Leśnej w ciągu jednego sezonu dwóch oper Wagnera zda-je się przybliżać ideę odnowienia tradycji Festiwalu Wagnerowskie-go w Sopocie. Do tej wielkiej im-prezy przymierzają się władze miasta, Bałtycka Agencja Arty-styczna BART, oraz Opera Bałtyc-ka. Gorącym zwolennikiem takich festiwali jest Stanisław Daniel Ko-tliński, śpiewak operowy i mię-dzynarodowy impresario. (as)

Do końca sierpnia w Sopo-cie w ramach X Między-narodowego Festiwalu

Form Muzycznych Sopot 2009 można będzie posłuchać muzyki poważnej i etnicznej. Miejscem koncertów będą kościół ewange-licko-augsburski w Parku Połu-dniowym, Łazienki Południowe, oraz skwer Ks. Otto Bowiena.

Pod naszym patronatem Logo nasz patronat

Kalejdoskop Form Muzycznych

Inauguracja festiwalu nastąpi 15 sierpnia. Dzień ten zostanie poświęcony dwóm wielkim kom-pozytorom Janowi Sebastianowi Bachowi, oraz Felixowi Mendels-son-Bartholdy’iemu. W dniach 16 i 23 sierpnia zabrzmi muzyka żydowska. 22 sierpień to klasyka na jazzowo. 29 sierpień będzie dniem pieśni kabaretowych. Na-

tomiast na zakończenie festiwa-lu, 30 sierpnia z okazji przypada-jącej w dwa dni później 70 rocz-nicy wybuchu II wojny światowej odbędzie się koncert pod tytu-łem: „Serce w plecaku”, a w nim pieśni żołnierskie i partyzanckie.

Wszystkie koncerty rozpo-czynają się o godzinie 19.00. Ceny biletów: normalny – 30 zło-

tych, ulgowy – 20 złotych. Orga-nizatorem festiwalu jest Stowa-rzyszenie Przyjaciół Teatru Otwartego w Gdańsku. mecenat nad nim objął Urząd Miasta So-potu. Jednym z patronów me-dialnych jest miesięcznik „Rivie-ra”. (bs)

fot. k

mz

Sala wagnerowska nowej ekspozycji w Muzeum Miasta Sopotu

Skąpski oraz numizmatyk i bi-bliofi l Lech Kokociński. Uroczy-stość odbyła się 13 maja w War-szawie w siedzibie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowe-go. Minister Zdrojewski, wręcza-jąc odznaczenia powiedział, że te-goroczni laureaci to osoby, które podnoszą jakość życia nie tylko w kulturze, ale swoją otwartością, tolerancją i umiejętnością szuka-

nia wysokich standardów, budują coś dużo ważniejszego niż tylko ten własny kawałek zawodowego życia w kulturze.

Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” jest jednym z naj-bardziej prestiżowych polskich odznaczeń honorujących najwy-bitniejsze postacie świata kultu-ry i sztuki. (bs) Krystyna Łubieńska – sopocka laureatka Gloria

Artis

fot. k

mz

X Międzynarodowy Festiwal Kalejdoskop Form Muzycznych Sopot 2009

muzyka etniczna, muzyka poważna

PROGRAM

15 sierpnia (sobota) godz. 19.00 „Od Bacha do współczesności” – Koncert inauguracyjny

w programie: Johann Sebastian Bach, Felix Mendelssohn-Bartholdy wykonawcy: Liliana Górska – mezzosopran, Gedymin Grubba – organy, Anna Mikolon – fortepian

16 sierpnia (niedziela) godz. 19.00 Motywy żydowskie – koncert muzyki żydowskiej

w programie: Max Bruch, Ernst Bloch, Alexander Tansman oraz Jewish Folkson suite na kwartet smyczkowy w opracowaniu Matti Springera

wykonawcy: Anna Sawicka – wiolonczela, Jadwiga Lewczuk – fortepian, Kwartet ORANA w składzie: Tomasz Diakun – I skrzypce, Dariusz Prystasz – II skrzypce, Karol Jurewicz – altówka, Mariusz Mruczek – wiolonczela

22 sierpnia (sobota) godz. 19.00 Klasyka na jazzowo

w programie: przeboje muzyki klasycznej w opracowaniu na fortepian, gitarę, perkusję i kwartet smyczkowy m.in.: J. S. Bach, F. Chopin, E. Grieg, P. Lipski, W. A. Mozart, A. Piazzolla

wykonawcy: Paweł Lipski – fortepian, Marek Lipski – gitara basowa, Tomasz Waldowski – perkusja oraz kwartet smyczkowy w składzie: Grzegorz Gadziomski – I skrzypce, Leszek Dzierżęga – II skrzypce, Michał Trzcionkowski – altówka,

Wojciech Dutkiewicz – wiolonczela

23 sierpnia (niedziela) godz. 19.00 Shalom Alejchem – koncert muzyki żydowskiej (promocja płyty CD)

w programie: popularne pieśni żydowskie m.in.: „A idishe mame”, „Dona, dona”, „Hava nagila”, „Kinder – yorn”, „Mamele”, „Shalom Alejchem”, „Stetele Belz”, „Tumbalalayka”

wykonawcy: Darek Wójcik – śpiew & Pojln Klezmer Quartett w skladzie: Marta Nanowska – skrzypce, Piotr Lemańczyk – kontrabas, Wojciech Czapliński – klarnet, Andrzej Nanowski – fortepian

29 sierpnia (sobota) godz. 19.00 Kabaret w klasyce

w programie: pieśni kabaretowe Benjamina Brittena i Arnolda Schoenberga wykonawcy: Monika Fedyk-Klimaszewska – mezzosopran, Andrzej Nanowski – fortepian, Dariusz S. Wójcik – recytacja

30 sierpnia (niedziela) godz. 19.00 Serce w plecaku – koncert w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej

w programie: „Czerwone Maki na Monte Cassino”, „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, „Natalia”, „Marsz Mokotowa”, „Pałacyk Michla”, „Rozszumiały się wierzby płaczące”, „Serce w plecaku”, „Spoza gór i rzek...”, „Szumi dokoła las...”

wykonawcy: Monika Fedyk-Klimaszewska – mezzosopran, Jacek Szymański – tenor, Dariusz S. Wójcik – bas/recytacja, Andrzej Nanowski – fortepian

Miejsce koncertów: Ewangelicko – Augsburski Kościół pw. Zbawiciela (Łazienki Południowe)

Sopot, skwer ks. Otto Bowiena 5 Bilety w cenie 20 zł i 30 zł (do nabycia w Kościele Zbawiciela na 2 godziny przed każdym koncertem)

Dyrektor artystyczny: Dariusz S. Wójcik Prowadzenie koncertów festiwalowych: Stanisława Grażyńska i Dariusz Stanisław Wójcik

Organizator główny: Stowarzyszenie Przyjaciół Teatru Otwartego w Gdańsku Mecenat: Urząd Miasta Sopotu

Page 7: rs 08 2009

Rozmowa miesiącaNr 07(40) sierpień 2009 7O historii sopockiego amfi teatru, Wagnerze, chórach Armii Czerwonej, gwiazdach, multimediach

i karaoke rozmawiamy z dyrektor Muzeum Sopotu, panią Małgorzatą Buchholz-Todoroską.

Opera w muzeumKrzysztof M. Załuski

K.M.Z.: Tegoroczne lato upły-wa w Sopocie pod znakiem jubile-uszu Opery Leśnej. Od początku maja w dolnej części Monciaka możemy oglądać wystawę plene-rową na temat sopockiej sceny le-śnej. W lipcu przyszła kolej na cos poważniejszego. Czym różnią się te ekspozycje, przypomnijmy obie przygotowane przez Muzeum So-potu.

Małgorzata Buchholz-Todo-roska: 12 lipca w Muzeum Sopo-tu, mieszczącym się przy ulicy Poniatowskiego 8, otwarta zosta-ła wystawa zatytułowana „Opera Leśna w Sopocie 1909 – 2009”. Wystawa ta jest kontynuacją i uzupełnieniem prezentacji ple-nerowej, o której pan wspomniał. Tamta, prezentowana na sześciu ogromnych standach, ukazuje dokumentację głównie fotogra-fi czną leśnego amfi teatru. Nato-miast wystawa w Muzeum jest o wiele bardziej rozbudowaną, bardzo nowoczesną, multime-dialną prezentacją, która może zainteresować zarówno osoby starsze jak i młodzież. Przygoto-waliśmy też wiele niespodzianek i atrakcji dla dzieci.

Wystawa w Muzeum Sopotu podzielona jest na dwie części – pierwsza to historia Opery od roku 1909 do roku 1942, kiedy to po raz ostatni, przed końcem wojny na leśnej scenie odbył się muzyczny spektakl. Ta część wy-

stawy ilustrowana jest ogromną ilością archiwalnych zdjęć, uka-zujących przedstawienia, reali-zacje i scenografi e uświetniające leśne spektakle. Pracownicy Mu-zeum włożyli masę wysiłku, aby skatalogować wszystkie przed-stawienia i premiery, jakie w cią-gu tych 33 lat miały w Sopocie miejsce. Odwiedzający Muzeum meloman, ma do dyspozycji pe-łen rejestr artystów, a także wszystkie, skrupulatnie zweryfi -kowane informacje, które ukazy-wały się dotąd w różnych me-diach i książkach, a które nie do końca były wiarygodne.

Wspomniała pani, że poza hi-storyczną, suchą wiedzą w Mu-zeum znaleźć można coś wyjątko-wego.

Historyczną część prezentacji uatrakcyjniliśmy stanowiskiem, na którym, pośród wielkoforma-towych zdjęć imitujących orygi-nalną scenerię Opery Leśnej,

można wysłuchać w całości wszystkich 99 arii, które na de-skach Opery Leśnej odśpiewane zostały pomiędzy rokiem 1909 a 1942. Stało się to możliwe dzię-ki austriackiej wytwórni fono-grafi cznej, która udzieliła nam prawa do publicznego prezento-wania tych archiwaliów. Wśród nich znalazły się m.in. najdaw-niejsze przedstawienia wagne-rowskie, ale są też i te, które gra-no w Sopocie przed rozpoczę-ciem wagnerowskich realizacji.

Druga część wystawy, urzą-dzona na piętrze naszego Mu-zeum, ukazuje powojenną część historii sopockiej sceny leśnej. Naszą opowieść rozpoczynamy od pierwszych przedstawień z okresu Polski Ludowej, to zna-czy od propagandowych spekta-kli z gatunku śpiewających chó-rów Armii Czerwonej, imprez z okazji Dnia Dziecka albo ob-chodów Dni Morza. Ale odbywa-ły się tutaj także pierwsze insce-nizacje operowe przygotowane przez Bałtycką Operę w Gdań-sku, jak np. Halka Moniuszki

Osobną odsłonę stanowią so-pockie festiwale piosenki i naj-nowsze realizacje wagnerowskie z lat dwutysięcznych. Tę część wystawy podzieliliśmy na kilka segmentów. Jedną salę zajmują archiwalia dotyczące historii so-pockich festiwali, drugą inne przedstawienia – nie festiwalo-we. Trzecia sala poświęcona jest imprezom wagnerowskim, które powróciły do Sopotu po roku 2000. Ostatnia sala to „sanktu-arium” gwiazd i gwiazdeczek po-błyskujących na sopockich festi-walach piosenki, realizowanych przez różne stacje telewizyjne. Niewątpliwą atrakcją tej części prezentacji są stanowiska multi-medialne. W sali poświęconej historii festiwali sopockich do-stępnych jest ponad 4 godziny materiałów fi lmowych, udostęp-nionych nam przez TVP Gdańsk. Wśród nich znalazły się fi lmowe rejestracje festiwali, poczynając od 1964 aż po lata 90. Znajdzie-my tu występy takich artystów jak Conchita Bautista, Michaj Burano, zespół Golden Gates, Halina Kunicka, Anna Jantar czy Krzysztof Krawczyk. Poza reje-stracjami piosenek posiadamy także rozmowy, wywiady i fi lmy dokumentalne.

Co szczególnie poleciłaby pani zwiedzającym?

Dla mnie szczególnie intere-sujące są archiwalia z początku lat 60., czyli z czasów kiedy po-ziom sopockich festiwali był bar-dzo zróżnicowany. Prestiż wszystkich wieczorów festiwalo-wych podnosił znakomity konfe-ransjer Lucjan Kydryński. Dzięki tym materiałom można także prześledzić zmiany zachodzące

fot. k

mz

fot. k

mz fot

. kmz

fot

. kmz

fot. k

mz

Dyrektor Muzeum Sopotu Małgorzata Buchholz-Todoroska i... Krzysztof Krawczyk w sali festiwalowej

Wagnerowskie arie i półmrok robią wrażenie

W sali gwiazd każdy może stać się gwiazdą estrady

w festiwalowej scenografi i, w modzie, w stylu prezentacji i czy wreszcie w zwyczajach pre-zenterskich, poczynając od wspomnianego Lucjana Kydryń-skiego, kończąc na najmłodszych prezenterach lansujących się na scenie, jakby sami byli gwiazda-mi. Niezmiernie interesujące wy-daje mi się także stanowisko, na którym po naciśnięciu odpo-wiedniego klawisza można od-słuchać dowolny utwór muzyka, występującego na sopockim fe-stiwalu. Bardzo ciekawy jest tak-że fi lm dokumentalny o przygo-towaniach do pierwszego powo-jennego spektaklu wagnerow-skiego, pochodzący z 2003 roku, a także stanowisko karaoke po-mieszczone w Sali Gwiazd. Tutaj, „w towarzystwie” ulubionego wykonawcy, każdy może zaśpie-wać i tym samym stać się, jeśli nie gwiazdą sopockiego festiwa-lu, to z pewnością gwiazdką na-szej wystawy.

Proszę powiedzieć, do kiedy czynna będzie wystawa i komu ją zawdzięczmy?

Wystawa będzie czynna do końca października. Jej autorami są Dominika i Tomasz Gzowscy, którzy przygotowali nie tylko oprawę plastyczną, ale również scenariusz prezentacji multime-dialnych. Pomagali im w tym Nela Gzowska i Maciej Wojnicki. Materiały archiwalne opracowy-wał kustosz Muzeum Sopotu, pan Janusz Dargacz. Część z tych archiwaliów pochodzi ze zbiorów prywatnych kilku osób i są to, co

należy podkreślić zbiory rzeczy-wiście interesujące, zwłaszcza w części dotyczącej przedwojnia. Wystawa jest czynna codziennie do godziny dwudziestej. Wstęp kosztuje 5 i 3 złote, z tym, że bilet do Muzeum Sopotu upoważnia również do zwiedzenia Opery Le-śnej, w czasie kiedy nie odbywają się tam żadne imprezy. Cały ma-teriał prezentowany na wystawie jest również dostępny w sieci, na stronie www.muzeumsopotu.pl.

Page 8: rs 08 2009

8 Kultura i biznes www.riviera24.pl

Laureaci konkursu Artystyczna Podróż Hestii w Zielonej Bramie

i na Molo

Podwójna wystawa Ergo HestiiOd 31 lipca do końca sierpnia br. w salach Zielonej Bramy w Gdańsku można oglądać wystawę prac laureatów konkursu Artystyczna Podróż Hestii. W ramach tej wystawy eksponowane są dzieła zwycięzców wszystkich edycji tej „Podróży”, organizowanej i sponsorowanej przez sopockiego ubezpieczyciela Grupę Ergo Hestia od roku 2002 do dziś. Jak również prace nagrodzone w konkursie Grand Tour WKV z ubiegłego roku – hiszpańskiej wersji Artystycznej Podróży Hestii.

Konrad Franke

Równolegle z gdańską eks-pozycją na sopockim molo prezentowane są fo-

tografi czne reprodukcje dzieł młodych artystów z Polski i Hisz-panii. W październiku br. naj-cenniejsze prace zostaną zapre-zentowane w Hiszpanii, gdzie przewidziany jest cały szereg ich wystaw.

Przypominamy, bo już nie-jednokrotnie o tym pisaliśmy na łamach „Riviery”, że Artystyczna Podróż Hestii to coroczna edycja konkursu, w którym wyłaniany zostaje najzdolniejszy student IV lub V roku Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku (od bieżą-

cego roku konkurs został rozsze-rzony na wszystkie istniejące w Polsce wyższe szkoły plastycz-ne). Również od ubiegłego roku nawiązana została współpraca z Uniwersytetem w Walencji, gdzie powołano do życia iden-tyczny konkurs. Główną nagrodą, przyznawaną przez Ergo Hestia jest wyjazd laureata na miesięcz-ne stypendium do Nowego Jorku.

Wystawa w Zielonej Bramie reprezentuje wysoki poziom. Ta-

kich obrazów jak „Atomowa wiosna” Jakuba Rebelki (ubiegło-roczny laureat „Podróży Hestii”), „Upadek” Miłosza Wnukowskie-go (tegoroczny laureat), tryptyki Anny Kloc, czy rzeźba „Pegaz” Mariana Grzędy nie powstydził-by się żaden mistrz.

Pomysł Grupy Ergo Hestia nagradzania młodych artystów wysoko oceniła koordynatorka konkursu Renata Kozoń: Inicja-tywa Hestii nawiązuje do popu-

Sopot. Ergo Hestia ubezpieczyła ekspedycję na „Górę Światła”

Niepełnosprawni zdobyli Elbrus25 lipca br. w góry Kaukazu ruszyła wyprawa, której niewątpliwym bohaterem jest 21-letni Jan Mela. W wieku czternastu lat Mela został porażony prądem elektrycznym wysokiego napięcia. Skutkiem tego stracił rękę i nogę. Wypadek ten nie załamał chłopca, można by rzec, że stało się odwrotnie. Kalectwo wyzwoliło w nim nowe siły. Już w dwa lata później Jaś, w towarzystwie znanego sopockiego podróżnika Marka Kamińskiego wyruszył w swą pierwszą wielką wprawę. Idąc na jednej nodze i protezie drugiej zaliczył oba bieguny Ziemi. Był najmłodszym polarnikiem, który dotarł do serca Arktyki i Antarktydy. Teraz, wraz z grupą innych niepełnosprawnych, zdobył najwyższy szczyt w Europie – Elbrus. Wyprawa doszła do skutku między innymi dzięki Ergo Hestii, która w pełni ubezpieczyła członków tej niezwykłej ekspedycji.

Krzysztof M. Załuski

W ubiegłym roku, już jako dorosły mężczyzna Mela założył fundację o

nazwie „Poza Horyzonty”. Ma

uznawany jest za najwyższe wzniesienie Europy. Choć nie-którzy twierdzą, iż Kaukaz to już Azja i w takim razie najwyższym szczytem Europy byłaby Mont Blanc w Alpach.

W ataku na Elbrus, prócz Jana Meli bierze udział niewido-my od urodzenia Łukasz Żele-chowski (jest pierwszą niewidzą-cą osobą, która zdobyła ten szczyt) i walczący od 20 lat z ra-kiem Piotr Pogon. Do niepełno-sprawnych dołączyła także Ewa Nowak, pracownica Fundacji Brata Alberta, opiekująca się na co dzień najciężej upośledzony-mi dziećmi. Amatorów, jeśli tak można ich nazwać (w ubiegłym

Elbrus wyróżnia się charakterystyczną sylwetką o dwóch kopulastych wierzchołkach, odległych od siebie o ok. 3 km, zachodni liczy 5642 m n.p.m, wschodni – 5621 m n.p.m.

Hestia w Zumi.pl

Ułatwienia w ubezpieczeniu

Klienci zamierzający ubez-pieczyć się w sopockiej fi rmie Grupa Ergo Hestia

mają obecnie ułatwione zadanie. Z dniem 16 lipca wszystkie infor-macje dotyczące zawarcia umo-wy ubezpieczeniowej można znaleźć na stronie internetowej www.zumi.pl. Znajduje się tam

pełna oferta jaką oferuje Hestia, informacja o najbliższym punk-cie obsługi klienta Grupy, adres e-mail tego punktu, najwygod-niejsza droga dojścia, a także przejrzyste tabele o produktach majątkowych na życie i dla ma-łych i średnich przedsiębiorstw, prezentacje multimedialne itp.

larnej w XVII i XVIII wieku tra-dycji Grand Tour, kiedy to mece-nasi wysyłali młodych, zdolnych ludzi w podróż po świecie, dając im szansę na dokształcanie się i zdobywanie ciekawych do-świadczeń. Biorąc pod uwagę jak trudny start mają obecnie artyści zaraz po ukończeniu studiów, ufundowana przez sopockiego ubezpieczyciela nagroda jest dla nich bardzo przydatnym i cen-nym prezentem.

roku cała ta trójka niepełno-sprawnych zdobyła „Dach Afry-ki”, liczącą 5896 metrów górę Kliminadżaro), wspierają alpini-ści Klubu wysokogórskiego z Biel-ska Białej Bogdan Bednarz, Ma-rek Dudek i Paweł Ząbek.

Pierwszy atak na Elbrus miał miejsce w piątek 31 lipca. Z powo-du bardzo trudnych warunków atmosferycznych Jaś i jego towa-rzysze musieli zawrócić do bazy. Następnego dnia, 1 sierpnia, Jan Mela i Łukasz Żelechowski stanęli na szczycie „Góry Światła”. Speł-niły się ich marzenia, sami sobie, a także innym udowodnili, że sil-ną wolą i wytrwałością można pokonać każdą ułomność.

Wyprawa w tak wysokie góry wymaga ogromnych ilości spe-cjalistycznego sprzętu. Należą do niego narty, wyposażenie wspi-naczkowe, specjalnie dla alpini-stów przygotowana odzież, środki łączności itp. Wypożyczenie ta-kiego sprzętu nie może się obyć bez jego ubezpieczenia. W przy-padku śmiałków, którzy wyru-szyli na Kaukaz ubezpieczycie-lem tym jest sopocka Grupa Ergo Hestia. Bez niej, praktycznie, wy-prawa nie mogłaby się odbyć.

Pełna relacja z wyprawy na stronie: /www.klubpodroznikow.eu/component/fireboard/?fun-c=view&catid=33&id=2531

fot. k

mz

fot. a

rchiw

um

Zumi.pl to lider polskiego rynku w usługach lokalizacyj-nych. Serwis geolokalizacyjny umożliwia poszukiwanie i lokali-zowanie adresów i obiektów na mapach zwykłych i ortomapach. Z lokalizatora Hestii korzysta już 3,2 miliona użytkowników. (kf)

ona na celu rozbudzenie aktyw-ności ludzi niepełnosprawnych. Ma ich przekonać, iż kalectwo można przezwyciężyć realizując, zdawałoby się, niemożliwe do spełnienia marzenia o podró-

żach, czy też o działalności arty-stycznej.

Jednym z pierwszych zamie-rzeń Meli po założeniu fundacji było zdobycie góry Elbrus. „Góra Światała, jak poetycko nazywają

go mieszkańcy tych okolic, jest wygasłym od dawna wulkanem. Elbrus leży w zachodniej części Kaukazu. Wnosi się na wysokość 5642 metry nad poziomem mo-rza i przez większość geografów

Na sopockim molo prezentowane są reprodukcje dzieł młodych artystów z Polski i Hiszpanii.

Page 9: rs 08 2009

oraz wykład historyczny Krzysz-tofa Skiby pt. „To krasnoludki obaliły komunę”. Wystawa doku-mentuje słynne happeningi Po-marańczowej Alternatywy, które odbywały się w wielu miastach Polski i Europy w latach 1997- 2008. Ekspozycja odwiedziła już Wrocław, Łódź, Warszawę, Toruń i Olsztyn. 12 sierpnia dociera do Gdańska. Czynna będzie do koń-ca sierpnia. (ks)

. Więcej na stronie: www.po-

maranczowa-alternatywa.pl

Nr 07(40) sierpień 2009 Kultura 9Gdańsk. Kopernik na Starówce

Legenda Anny Schilling, czyli romans astronoma z siostrzenicą

W podziemiach kamienicy „Gotyk” przy ulicy Mariackiej 1 w Gdańsku otwarta została Izba Astronoma Mikołaja Kopernika. Składają się na nią sklep z toruńskimi piernikami oraz stała wystawa przedmiotów związanych z człowiekiem, który „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”.

Andrzej Stanisławski

W „Gotyku” można obej-rzeć kopię fundamen-talnego dzieła astrono-

ma „O obrotach ciał niebieskich”, kopię autoportretu Kopernika, którego oryginał znajduje się w katedrze w Strassburgu, roz-maite dokumenty pisane własno-ręcznie przez kanonika z From-borka, wiersz „Siedem gwiazd” jemu przypisany, oraz zrekon-struowaną skrzynię, należącą najprawdopodobniej do Anny van der Schilling, z którą Koper-nik był blisko zaprzyjaźniony.

Uroczystość otwarcia Izby Kopernika odbyła się 6 lipca br. w fi lii Gdańskiej i Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej przy ulicy Mariackiej 4. O związkach Ko-pernika z Gdańskiem, oraz jego związku z Anną Schilling opo-wiadali: profesor Andrzej Janu-szajtis, redaktor Grażyna Anto-niewicz, prezes PTTK w Gdań-sku Stanisław Sikora oraz Roland Józefowicz.

Kim był Kopernik wie każde polskie dziecko. Z Anną Schil-ling są pewne kłopoty. Biografo-wie wielkiego astronoma ustalili, że Anna urodziła się pod koniec XV wieku w Toruniu, a jej rodzi-cami byli tamtejszy burmistrz Henryk Krieger, oraz cioteczna siostra Kopernika. Anna wyszła za mąż za bogatego kupca holen-derskiego Arenda van der Schel-linga, zamieszkałego na stałe

w Gdańsku. po ślubie przeniosła się do miasta nad Motławą i uro-dziła swemu mężowi ponoć tu-zin dzieci.

Legenda głosi, że Anna była nie tylko bardzo piękną, ale tak-że wszechstronnie wykształconą kobietą. Między innymi intere-sowała się astrologią. Nic więc dziwnego, że olśniła ją postać wuja, żyjącego za pan brat z gwiazdami. Kopernik był w tym czasie kanonikiem we Frombor-ku, często gościł w Gdańsku i jego również pociągała uroda pięknej siostrzenicy. Pociągała tak bardzo, że zaproponował jej posadę u siebie w charakterze gospodyni.

Na 7 lat Anna przeniosła się do Fromborka. Opuszczając Gdańsk zabrała ze sobą sześcio-ro, czy siedmioro dzieci. Wyjazd odbył się zapewne w atmosferze skandalu, gdyż pan Arend po-szukał sobie innej towarzyszki życia.

We Fromborku było nie ina-czej. Wprawdzie Anna występo-wała jako siostrzenica Mikołaja, ale w maleńkim miasteczku ukrycie romansu kanonika z go-sposią ukryć się nie dało. Plotki musiały dotrzeć aż do kurii bi-

skupiej i w listopadzie 1538 roku biskup warmiński Dantyszek na-kazał Kopernikowi wydalenie Anny z Fromborka. Kanonik przeciągał sprawę jak długo mógł. „Pragnę wedle swych sił nie dopuścić do tego, bym się stał powszechną przyczyną zgorsze-nia” – pisał do biskupa. Minął jednak prawie rok, nim Anna opuściła kanonię. Zamieszkała z powrotem w Gdańsku, przy uli-cy Mariackiej, pod numerem 1.

Czy astronom odwiedzał ją jeszcze, czy korespondowali ze sobą? Na to brak dowodów. Nie zachował się żaden list Mikołaja do Anny, ani Anny do Mikołaja. Brak także portretu pani van der Schilling. Zatem opiewaną w le-gendzie jej wielką urodę musimy przyjąć na słowo. Musimy też wierzyć, że człowiek, który co-dziennie patrzył w gwiazdy, nie przyjąłby do swego domu i łoża kobiety, która nie byłaby gwiaz-dą wśród rówieśniczek. Jedyną pamiątką po gosposi astronoma są fragmenty skrzyni znalezionej podczas remontu w piwnicy domu przy Mariackiej 1. Jest na nich data: A.D 1539 i trudny do odczytania napis: „Anna Schil-ling…”.

Gdańsk. Major i Skiba otworzą w Jelitkowie

wystawę Pomarańczowej Alternatywy

Krasnoludki na plażyNarodowe Centrum Kultury oraz Fundacja Wspólnota Gdańska zapraszają na otwarcie wystawy plenerowej poświeconej happeningom Pomarańczowej Alternatywy. Otwarcie wystawy nastąpi 12 sierpnia o godz. 14.00 na plaży w Gdańsku Jelitkowie.

Podczas otwarcia wystawy obecny będzie pomysło-dawca i lider ruchu Walde-

mar „Major” Fydrych, który wspólnie z Krzysztofem Skibą i innymi aktywistami ruchu za-mierza rozdać pięćset czapek kra-snoludków. Aktywiści PA doko-nają także symbolicznych zaślu-bin krasnoludków z morzem. Na specjalnie przygotowanych karto-nach każdy będzie mógł namalo-wać swojego krasnoludka. Podczas otwarcia wystawy zaplanowano happening pt. „Topienie ideałów”

Sopot. Państwowa Galeria Sztuki pamięci

Edwarda Stachury

Sted po trzech dekadachZmarły tragicznie przed trzydziestu laty (24 lipca 1979 roku) poeta Edward Stachura był za życia legendą dla artystów swojego pokolenia, oraz dla wszystkich młodych miłośników poezji. Późniejsze zawirowania polityczne, oraz nie najlepsza aura dla sztuki i kultury cechująca lata osiemdziesiąte, zdawały się zapowiadać wygaśnięcie tej legendy. Tak się jednak nie stało.

Stachura jest wciąż żywy, czytany, naśladowany, ko-mentowany, śpiewany za-

równo na biwaku, jak na scenie estradowej. Także w Sopocie. To właśnie tu 22 sierpnia br. Pań-stwowa Galeria Sztuki organizu-je uroczystość ku czci poety. Na terenie Łazienek Północnych zo-stanie odsłonięty pomnik Sta-chury w formie głazu narzutowe-go z wyrytym cytatem: „Nie roz-dziobią nas kruki ni wrony”. Na-tomiast w dotychczasowej sie-dzibie Galerii (przed przepro-wadzką do nowego Domu Zdro-jowego) przy ulicy Marii Skło-dowskiej-Curie 10/12 otwarta zostanie wystawa Marka Wajdy: „Wyjątek czuły. Animacja prze-strzenna poświęcona Edwardowi

Stachurze z okazji 30 rocznicy jego śmierci”. Wernisaż wystawy będzie wzbogacony koncertem, w którym udział wezmą Jerzy Stachura Junior, Mirosław Czy-żykiewicz, Marek Gałązka i Jan Kondrak.

Druga część obchodów 30 rocznicy śmierci poety zapla-nowana jest na listopad br. Kon-

cert pod tytułem: „Stachura, dla przyjaciół Sted” odbędzie się już w nowej siedzibie PGS w Domu Zdrojowym w Sopocie. Wystą-pią: Jan Kondrak z Lubelską Fe-deracją Bardów, oraz Anna Cho-dakowska, Andrzej Garczarek, Marek Gałązka, Jerzy Stachura i Tomasz Woźniak. (bs)

Być może tak wyglądała Anna Schelling

fot. k

mz

Page 10: rs 08 2009

10 Historia www.riviera24.pl

Gdańsk sprzed sześciu dekad

Kuźnia socjalistycznych kadrW ponurych stalinowskich czasach wszystko co tkwiło tradycjami w Polsce przedwrześniowej wydawało się stokroć piękniejsze niż rzeczywistość jaką zgotowały nam postanowienia konferencji w Teheranie i Jałcie. To samo dotyczyło ludzi. Ci z przedwojnia byli szlachetniejsi, uczciwsi, mądrzejsi. Czy tak było w istocie? Czy naukowcy wykształceni w dwudziestoleciu międzywojennym, lub jeszcze dawniej, w czasach zaborów przewyższali wiedzą swych młodszych kolegów, którzy studia kończyli po roku 1945? Być może to tylko mit. Jednak sam fakt, iż legitymacją profesorów „starej daty” były dyplomy uczelni w Heidelbergu, Dorpacie, Zurychu, czy choćby w Petersburgu sprawiał, iż my, studenci z tamtych lat, patrzyliśmy na nich z nabożeństwem, jak na święte obrazy w kościele.

Stanisław Załuski

Politechnika Gdańska po-wstała z początkiem XX wieku i do roku 1939

z pewnością zdołała przyciągnąć wysokokwalifi kowaną kadrę na-uczycieli akademickich. Kadra ta jednak zniknęła w tragicznych dniach marcowych 1945 roku, zdmuchnięta wraz ze zdobyciem miasta przez Armię Czerwoną. Prawdopodobnie nie pozostał z niej na uczelni ani jeden czło-wiek. Tak więc w roku akademic-kim 1945/1946 Politechnika po-wstawała jakby na nowo.

Przed wojną w Polsce były dwie szkoły politechniczne. W Warszawie i we Lwowie. Część naukowców ze Lwowa trafi ła do Wrocławia, niektórzy przybyli do Gdańska. Nową – starą uczelnię zasilili także uczeni z Warszawy, ci, którzy chcieli sprawdzić się w nowych warunkach na „Zie-miach Odzyskanych”, lub po pro-stu nie mogli znaleźć w zburzonej stolicy mieszkania. Nie wiem ja-kich metod użyły ówczesne wła-dze Gdańska, aby skompletować profesurę Politechniki, a także Akademii Medycznej, Wyższej Szkoły Pedagogicznej, oraz uczel-ni sopockich: Wyższej Szkoły Eko-nomicznej i Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. To pewne, że rekru-tacja kadry naukowej na te uczel-nie przyniosła dobre rezultaty.

szerokim kołnierzykiem „a la Słowacki”, z którego wyłaniał się potężny kark. Rektor wykładał matematykę. Miał tubalny głos, mówił wolno, jakby z namysłem. Dostojnym krokiem spacerował po podium, mocno akcentując słowa, od czasu do czasu zatrzy-mywał się przy tablicy, stawiając na niej jakiś wzór, czy znak.

Wykłady odbywały się dla dwóch wydziałów pierwszego roku: inżynierii lądowo-wodnej i elektrycznego. Ich miejscem była świeżo odremontowana wielka sala nr 201 na II piętrze głównego gmachu uczelni. Dla Turskiego matematyka była syn-tezą wszystkich nauk, obok fi lo-zofi i prawdziwą królową wiedzy. Profesor opuścił Gdańsk już w roku 1949, przenosząc się do sto-licy. Został potem rektorem Uni-wersytetu Warszawskiego i funkcję tę sprawował przez wiele lat.

Nie danym było mi wysłu-chać wykładów innego znakomi-tego uczonego, dziekana wydzia-łu inżynierii lądowo-wodnej, profesora Witolda Nowackiego, twórcy polskiej szkoły teorii sprężystości. Był on kierowni-kiem katedry statyki budowli i wytrzymałości materiałów. Nim przedmiot ten znalazł się w za-sięgu mojego rocznika, profesor, podobnie jak rektor Turski wy-kładał już w Warszawie.

Wierności Gdańskowi docho-wał Franciszek Otto, najdłużej, bo aż do 2000 roku żyjący mój profesor. Wykładał geometrię

Moi idoleW roku 1948, kiedy rozpoczy-

nałem studia, rektorem Politech-niki był profesor Stanisław Tur-ski. Mógł on samym wyglądem imponować słuchaczom. Ma-sywnej postury, na wykłady przychodził z reguły w rozpiętej pod szyją koszuli z wykładanym

wykreślną i był postrachem wszystkich studentów pozbawio-nych wyobraźni przestrzennej. Mówiło się, że kto zda egzamin u profesora Otto, ma już w zasię-gu wzroku dyplom inżynierski.

Podczas studiów zetknąłem się także z Romualdem Ceberto-wiczem, twórcą metody zeskala-nia gruntu. Metoda ta przyniosła

mu rozgłos, gdy dzięki jej zasto-sowaniu profesor uratował ko-ściół św. Anny w Warszawie, któ-ry zaczął osuwać się po skarpie podczas budowy tunelu na Trasie W-Z. Cebertowicz wykładał hy-drologię. Mimo zdobytej sławy, nie był dobrym pedagogiem. Mówił chaotycznie, monotonnie, wraz z wieloma kolegami ucieka-

Zebranie propagandowe z okazji Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, rok 1951

Aktywiści Związku Młodzieży Polskiej podczas jednej z kolektywnych wycieczek, rok 1955

Studentki Akademii Medycznej podczas zajęć z anatomii, rok 1955

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

Page 11: rs 08 2009

HistoriaNr 07(40) sierpień 2009 11

łem z prowadzonych przez niego zajęć. Jeszcze raz okazało się, że nie ma korelacji pomiędzy posia-daną wiedzą, a umiejętnością przekazywania jej innym.

Obie te cechy posiadał dzie-kan wydziału budownictwa wod-nego (po rozbiciu inżynierii na dwa odrębne człony: lądowy i wodny) profesor Wacław Bal-cerski. Podobnie jak profesor Turski miał dar wymowy, potra-fi ł porwać i zaciekawić słucha-cza. Był specjalistą od budowy zapór na zbiornikach wodnych i związanych z nimi elektrowni. Mówił zwięźle, konkretnie, słu-chając go trudno było nie marzyć o uczestnictwie w wielkich pla-nach przebudowy i unowocze-śnienia gospodarki wodnej w Polsce. Spod jego ręki wyszli przyszli budowniczowie zapory i elektrowni wodnej we Wło-cławku, dr inż. Leszek Biegała i inż. Janusz Bielakowski. Przed-wczesna śmierć profesora Bal-cerskiego była dla Politechniki Gdańskiej niepowetowaną stratą.

Nabitą salę miał zawsze wy-kładowca budownictwa ogólne-go, profesor Stanisław książę Pu-

zyna. Wykładał w sposób barw-ny, przystępny, zarazem, co wielu z nas szczególnie ekscytowało, jako jedyny z moich wykładow-ców pozwalał sobie na złośliwe wycieczki pod adresem polsko-sowieckiej rzeczywistości. Był przeciwny ustrojowi, ale nie Ro-sji. Z nostalgią wspominał Pe-tersburg sprzed pierwszej wojny światowej, gdzie studiował i sta-wiał pierwsze kroki jako inży-nier.

Kułacy, średniacy i biedniacy

Student, zwłaszcza pierwsze-go czy drugiego roku niewiele wie, co dzieje się za kulisami ży-cia naukowego uczelni. Tak więc trudno mi cokolwiek powiedzieć o represjach wobec pracowników Politechniki Gdańskiej. Na pew-no żaden z profesorów nie został aresztowany, bo tego nie dałoby się ukryć przed studencką społeczno-ścią. Wykładowców, zwłaszcza nauk ścisłych nie było kim zastą-pić i władze zmuszone były tole-rować bezpartyjnych naukow-ców na stanowiskach kierowni-ków katedr. Najpoważniejsze

kłopoty miał specjalista od bu-downictwa żelbetowego profesor Bronisław Bukowski. Było to związane z procesem działaczy Bratniej Pomocy Studentów Poli-techniki Gdańskiej w 1948 roku, której był on opiekunem. W pro-cesie tym zapadły drakońskie wyroki, profesor jednak uniknął odsiadki.

Taryfę ulgową (inaczej niż na uniwersytetach) stosowano także wobec studentów. Politechnika była wielkim młynem, który miał wyprodukować jak najwię-cej inżynierskiej mąki, a z tej mąki miały wyrosnąć zakłady przemysłu ciężkiego i zbrojenio-wego. Kwestie ideologiczne były więc na drugim miejscu, przy-najmniej na przełomie lat czter-dziestych i pięćdziesiątych ubie-głego wieku. Oczywiście na uczelni istniał Związek Młodzie-ży Polskiej, do którego teoretycz-nie powinien był należeć każdy student, ale nie było to rygory-stycznie przestrzegane. Do-świadczyłem tego na własnej skórze. Jakiś czas migałem się przed wstąpieniem do organiza-cji, wreszcie przyciśnięty przez

starostę roku przyszedłem na ze-branie Związku. Rozpoczęło się przepytywanie. Najważniejszą kwestią było pochodzenie rodzi-ców. Niebacznie wyznałem, że ojciec był rolnikiem. Natych-miast zażądano uściślenia. Jakie mieliście gospodarstwo? Duże, średnie, małe? Czy pochodzicie z kułaków, średniaków, biednia-ków? Ponieważ nikt nie zapytał o ilość posiadanych hektarów, nie musiałem kłamać. Porówna-łem nasze skonfi skowane na tzw. reformę rolną trzysta hektarów z fortunami Radziwiłłów, Potoc-kich, czy Zamoyskich i odpar-łem, że byliśmy średniakami, ta-kimi trochę biedniejszymi.

– Wpisać biedniak – zdecy-dował przewodniczący koła. I tak już zostało.

Moja przynależność do orga-nizacji nie trwała długo. W roku 1949 lub 1950 papież Pius XII rzucił klątwę na komunistów. Dowiedziałem się o tym z audy-cji polskiej radia BBC. Byłem wtedy wielkim skrupulantem re-ligijnym i przerażeniem napełni-ła mnie perspektywa smażenia się w piekle. Podczas spowiedzi w Kościele Garnizonowym we Wrzeszczu przy ulicy Matejki za-pytałem więc, czy przynależność do ZMP jest grzechem. Ksiądz zaniemówił, następnie wykrztu-sił formułkę rozgrzeszenia i bez słowa odprawił mnie od konfe-sjonału. Poniewczasie zdałem

sobie sprawę, że mógł mnie wziąć za ubeckiego prowokatora. Byłem jednak uparty i z kolei udałem się do przewodniczącego koła ZMP, tłumacząc, że zaległo-ści w nauce nie pozwalają mi na czynne uczestnictwo w działal-ności organizacji. Przewodni-czący próbował przekonywać, że nie muszę się tak bardzo an-gażować społecznie, wreszcie dał mi spokój. Zostałem skre-ślony z ewidencji i jakoś uszło mi to na sucho.

Brak „czujności klasowej” wynikał głównie z faktu, iż akty-wiści ZMP sami mieli ogromne kłopoty natury naukowej. Więk-szość z nich nie posiadała matu-ry. Po szkole podstawowej zostali kierowani na kurs przygotowaw-czy i bez egzaminu wstępnego przyjęci na studia. Ale w tym momencie taryfa ulgowa się koń-czyła. Ogromna większość wy-kładowców nie zamierzała wy-puszczać z uczelni niedouczo-nych inżynierów, nie czyniąc wyjątku dla „zasłużonych”. Akty-wistom rosły zaległości, zdepry-mowani „oblanymi” kolokwiami i egzaminami nie mieli głowy, aby nawracać niepokornych na „jedynie słuszną drogę wiodącą ku świetlanej przyszłości.”

Kolektywna randkaZ upływem czasu i krzepnię-

ciem ustroju śrubę zaczęto jed-nak przykręcać. Pierwszy sygnał

odnotowałem 16 października 1950 roku. Referat o zadaniach uczelni w Planie Sześcioletnim wygłosił kolega z naszego wy-działu, pełniący obowiązki pierwszego sekretarza komitetu uczelnianego PZPR, zarazem pełnomocnik rektora do spraw młodzieży. Sekretarz przedstawił nam zasady dyscypliny nauki. Za opuszczenie bez usprawiedliwie-nia dwóch dni w semestrze, stu-dent miał otrzymać ostrzeżenie. Nieobecność trwająca dłużej niż trzy dni powodowała skreślenie z listy studiujących. Uczyć mieli-śmy się kolektywnie, w grupach. Grupa była zobowiązana siedzieć obok siebie na wykładach i ćwi-czeniach, wieczorem wspólnie się uczyć w domu lub akademi-ku. Razem mieliśmy też chodzić do kina, teatru, czy na mecz. Ktoś naiwnie zapytał, co zrobić jeśli ma się dziewczynę student-kę innej uczelni, czy też uczenni-cę liceum. Sekretarz z poważną miną odparł, że dziewczynę na-leży wtedy przedstawić grupie i na daną okazję włączyć do ko-lektywu. Jego wywody zakrawały na groteskę, ale nikomu z nas nie było do śmiechu.

Na szczęście, jak zwykle w komunizmie słowa nie przy-stawały do rzeczywistości. Ani dyscyplina studiów nie stała się tak straszna, ani nikt nie musiał chodzić kolektywnie na randkę.

Aktywistki ZMP na molo

Narada przed zebraniem aktywu partyjnego, rok 1948

Studentka przegląda się w lusterku samochodu ciężarowego

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

Page 12: rs 08 2009

12 Trójmiasto czyta www.riviera24.pl

Opowiadanie podwodne

CzapkaKrzysztof Skiba

Po wielu latach badań i eks-perymentów naukowcom z laboratorium Urzędu

Ochrony Państwa udało się skon-struować czapkę niewidkę. Wy-nalazek wzbudził zrozumiałe za-interesowanie na całym świecie. Domagano się publicznej pre-zentacji czapki niewidki. Szef ze-

społu badawczego, który doko-nał wynalazku prof. Klemens Adrenalina udzielał setek wy-wiadów i był gościem niezliczo-nej ilości programów telewizyj-nych typu talk shows.

Na łamach prasy rozpoczął się spór pomiędzy matematyka-mi, fi zykami i psychologami. Spierano się o skutki społeczne, jakie może wywołać np. masowa produkcja czapek niewidek. Do Urzędu Ochrony Państwa zaczę-ły spływać masowo podania

o pozwolenia na kupno czapki niewidki. Nagle okazało się, że ludzi, którzy chcieliby zniknąć na jakiś czas jest bardzo dużo. Przeważały pary znudzone mał-żeńskim życiem. Sporą grupę stanowili przedsiębiorczy biz-nesmeni mający kłopoty z wy-miarem sprawiedliwości. Nie brakowało też drobnych oszu-stów i złodziejaszków, którym policja dreptała po piętach oraz uczniów i studentów, którym nie chciało się chodzić do szkoły. Fa-natycznymi entuzjastami i pro-pagatorami czapek niewidek okazała się sekta religijna „Na haju do raju”. Guru sekty – Zenon Prachdzioch publicznie oświad-czył, iż dzięki czapkom niewid-kom być może będzie można ob-cować z absolutem i zbliżyć się do tajemnicy istnienia.

Premierę czapki niewidki za-planowano bardzo starannie na sobotę wieczorem. Przed poka-zem działania czapki, który na-zwano „Czapka Niewidka Show” odbyły się występy artystyczne. Zaśpiewała Maryla Rodowicz i Edyta Górniak. Po artystkach na scenie pojawił się idol kobiet Krzysztof Ibisz. Prezenter opo-wiedział dwa dowcipy i zaprosił na scenę profesora Klemensa Adrenalinę. Profesor Adrenalina trzymał w rękach małe tekturo-we pudełko. Krzysztof Ibisz roz-począł odliczanie. – Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem…. Pu-bliczność zgromadzona w studiu telewizyjnym przyłączyła się gło-śno do odliczania. Gdy doszli do „jeden, zero, start” orkiestra za-grała tusz, a prof. Adrenalina otworzył pudełko i wyjął małą

czapkę z daszkiem typu dżokej-ka. Rozległy się burzliwe oklaski.

- Proszę nam powiedzieć jak działa czapka niewidka – spytał Ibisz.

– Wystarczy ją nałożyć i się znika. Gdy zdejmie się ją z głowy następuje ponowne pojawienie się. Niestety ze względu na waż-ny interes państwa nie mogę nic więcej o zasadzie działania, a tym bardziej o budowie czapki powiedzieć – zastrzegł się profe-sor.

– Czy mógłby pan zademon-strować na sobie działanie czap-ki? – uśmiechnął się prezenter.

- Ależ proszę bardzo – powie-dział profesor i nałożył czapkę. Po nałożeniu czapki prof. Adre-nalina zniknął. Niestety mimo długich próśb prezentera profe-sor nie pojawił się ponownie.

Znowu zaśpiewały znane artyst-ki, ale nawet wtedy profesor się nie pojawił. Wybuchł skandal i panika. Koledzy profesora wy-jaśniali, iż próbne znikania za-wsze kończyły się pojawianiem profesora. Minęło kilka dni a profesor jak zniknął tak znik-nął. Prasa atakowała UOP za kompromitację. – Jak można było dopuścić do pokazu nie-sprawnej czapki. Jesteśmy ośmieszeni przed całym światem – grzmiały największe tytuły.

Prawdziwy skandal wybuchł w tydzień po pokazie. Dzienni-karze odkryli, iż tuż przed pre-mierą czapki niewidki profesor Klemens Adrenalina pobrał ol-brzymią sumę pieniędzy z tajne-go konta UOP przeznaczonego na rozwój badań nad szalikiem samoduszącym.

Stanisław Załuski & Mirosław Stecewicz

Po obiedzie do Parku Miej-skiego w Turmo przyleciał spory Smok i usiadł przy

fontannie, wywijając długim ogonem, z którego sączył się dym. Smrodliwy, jak dym każde-go smoka. Bawiące się w pobliżu dzieci zaniemówiły z wrażenia. Następnie cofnęły się, aby z bez-piecznej odległości obserwować niezwykłego przybysza. Nikt się nie odzywał i cisza zdenerwowa-ła Smoka.

Bajki z Wyspu Umpli Tumpli

Smok piszący ogniem– Dlaczego nic nie mówicie?!

– zaryczał. – Jestem Smok, który pisze ogniem. Przyleciałem na wyspę Umpli Tumpli z bardzo daleka. Specjalnie, żeby się z wami pobawić.

Dzieci nadal milczały. Młod-sze powsadzały sobie nawet palce do ust, chcąc w ten sposób poka-zać, jak bardzo podziwiają Smoka piszącego ogniem. Tylko Ziózio, najodważniejszy ze wszystkich, zbliżył się do Smoka i powiedział:

– Bardzo cieszymy się z two-jej wizyty. I chętnie się z tobą po-bawimy. Tylko w co?

– Na przykład w ganianego – odparł Smok. – Ja będę uciekał, a ty mnie goń.

– Możemy – zgodził się Zió-zio. – Jestem pewny, że daleko nie uciekniesz.

Zaczęli się bawić. Smok po-mykał tu i tam, a Ziózio pędził za nim, usiłując go zaklepać. Był co-raz bardziej zziajany i zły. Wresz-cie skorzystał z okazji, gdy Smok pozwolił mu zbliżyć się na nie-wielką odległość i przydeptał wlokący się po ziemi ogon. Smok potknął się i wywinął koziołka. Następnie, stając ponownie na nogach, odwrócił się do Ziózia i pogroził mu łapą uzbrojoną w wielkie pazury.

– Tego nie było w umowie – powiedział. – Nie pozwalaj sobie za dużo, po pożałujesz!

Po czym rzucił się do uciecz-ki, pędząc tak szybko, że Ziózio, choć najlepszy biegacz w szkole, w żaden sposób nie mógł za nim nadążyć. Długo się nie zastana-wiając, gdy tylko smoczy ogon znalazł się w pobliżu jego buta, przydeptał go tak mocno, że Smok wywinął dwa kozły.

– Ty baranie! – ryknął przy-bysz zrywając się na nogi. – Spróbuj zrobić to jeszcze raz! Zobaczysz, jaka spotka cię kara!

Wszystko powtórzyło się od nowa. Smok uciekał jak strzała, a Ziózio gonił, wiedząc, że nie ma szans dogonić. Kiedy więc Smok zawrócił, przebiegając w niewielkiej odległości, jeszcze raz wysunął nogę w kierunku dy-miącego ogona Tym razem Smok przekoziołkował aż pięć razy.

– Co za dużo, to niezdrowo!

– wrzasnął. – Sam tego chciałeś! Czeka cię teraz przykra niespo-dzianka.

Potem, kołysząc się z łapy na łapę, odszedł w głąb parku. Tam rozwiną skrzydła i odleciał z wy-spy Umpli Tumpli. Ziózio zaczął rozglądać się za dziećmi, które gdzieś się zapodziały. Chciał po-chwalić się swoim zwycięstwem nad Smokiem piszącym ogniem. Wtem z głębi parku dobiegły go przeraźliwe krzyki:

– Zróbcie coś z tym Zióziem!– Co za smród! Wynoście się

stąd!– O, tu jest jeszcze jeden Zió-

zio!– Weźcie wiadra i szmaty,

trzeba wytrzeć po nim trawę!– Wezwijcie straż pożarną

z sikawką!– Co za potworny Ziózio”!

– Ohydny! Obrzydliwy!„Co to znaczy? – zaniepokoił

się Ziózio. – O czym oni mówią? Co nazywają moim pięknym imieniem? To bezczelność! No, ja już rozprawię się z nimi!”

Ruszył w kierunku głosów i nagle zatrzymał się przerażony. Oto nad trawnikiem wirowały dziesiątki, może setki wyrazów ZIÓZIO. Każda literka płonęła ogniem, a kiedy dotknęła traw-nika, ławki ogrodowej, czy pnia drzewa zamieniała się w dym, wydzielając przy tym okropny zapach siarki.

– Khe! Khe! – zakaszlał Zió-zio, wycierając łzy, które dym wycisnął mu z oczu. I zaraz po-tem przyrzekł sobie, że już nigdy nie będzie bawił się z żadnym smokiem. A przynajmniej z ta-kim, który umie pisać.

Recenzja. „Opowiadania podwodne” Krzysztofa Skiby

Gdański MrożekW poznańskim wydawnictwie „Zysk i S-ka” ukazała się książka Krzysztofa Skiby „Opowiadania podwodne”. Samego Skiby przedstawiać nie trzeba. Zna go chyba cała Polska. Z jego nazwiskiem nierozłącznie kojarzy się zespół „Big Cyc”, dla którego od przeszło dwóch dekad pisze przezabawne teksty. Skiba występuje na scenie, śpiewa, tańczy, prowadzi niezliczone imprezy plenerowe, festiwale i programy telewizyjne. Mniej natomiast znany jest jako autor „poważnej” literatury. Jestem przekonany, że po publikacji „Opowiadań podwodnych” Skiba błyskawicznie wejdzie do literackiej ekstraklasy.

Krzysztof M. Załuski

„Opowiadania podwodne” są już drugą (po zbiorze felietonów „Skibą w mur”) książką tegoż au-tora. Na tom składa się 66 mini opowiadań, z których ogromna większość była na przestrzeni ostatnich 20 lat publikowana w takich pismach jak tygodnik „Wprost”, „Gazeta Wyborcza”, „Lampa i Iskra Boża”, kwartalni-ki literackie „BruLion” i „B1”, magazyn anarchistyczny „A Cap-pella”, podziemny organ saty-ryczny „Przegięcie pały”, londyń-ski tygodnik „Cooltura” i oczywi-ście w „Rivierze”.

Cóż można powiedzieć o tych opowiadaniach? Chyba nie bę-dzie to przesadnym komplemen-tem dla ich autora, jeśli porów-namy je do tekstów Sławomira Mrożka. Zwłaszcza do tych z wczesnej fazy twórczości zna-

komitego dramaturga, zawartych w tomach „Słoń”, czy „Wesele w Atomicach”. Mrożek pisał swo-je groteski tuż po burzliwym przełomie 1956 roku, kiedy to, jak głosił Artur Sandauer „Ro-zum zdrożał, a odwaga staniała” i po dziesięciu latach stalinow-skiego terroru i ponuractwa zno-wu można się było śmiać.

Czytając opowiadania Skiby można się nie tylko śmiać, lecz nawet ze śmiechu pęknąć. Od czasów Mrożka sprzed pół wieku Polska nie miała pisarza, który

niu żartownisiów trudno odróż-nić autentyczny dowcip od pry-mitywnej wesołkowatości.

Od legionu wesołków odróż-nia Skibę fakt, iż jego utwory nie są pospolitą satyrą, lecz celują w to, co było największym atu-tem Mrożka – w groteskę. Bo jak inaczej można nazwać trawesta-cję Biblii z opowiadania „Słodko jest umrzeć za Marszałka”, czy historię proszku o nazwie „Plum”, zmieniającego wszyst-kich Europejczyków oraz Ame-rykanów w Polaków? Skiba kpi ze wszystkich. Z komunizmu i z kapitalizmu, z dyktatorów i demokratów, a nawet z obycza-jowych przywar rodaków. Co i raz dostaje się środowisku arty-stów różnych branż, pod nie-ustannym obstrzałem znajduje się Telewizja Polska. Humor Ski-by iskrzy niemal w każdym zda-niu. W opisach przyrody jak np. „Za oknem dyndała złowieszcza czerń, tak czarna jak interesy holdingu Zenek Export albo

potrafi łby tak znakomicie ukazać w groteskowej formie nasze życie polityczne, kulturalne, obyczajo-we, a nawet religijne. Skibie oczywiście trudniej jest zmusić do śmiechu czytelników niż Mrożkowi. Tamten pisał w cza-sach niesłychanie poważnych, kiedy każde wykrzywienie warg przyjmowano jako coś podejrza-nego ideologicznie. Obecnie śmiech jest wszechobecny, jak niegdyś narzekanie. Każdy arty-sta chce uchodzić za zabawnego, co powoduje, że w tym strumie-

i jeszcze czarniejsza”, lub: „Do klubu prowadziły kręte schody, a ich skrzypienie przypominało niektóre utwory Pendereckiego”.

W opowiadaniu z roku 1992 Skiba w proroczy sposób mówi o przyszłości Stoczni Gdańskiej: „W stoczni trwa strajk głodowy Aleksandra Kwaśniewskiego, który przyspawany do legendar-nej bramy śpiewa pieśni maryjne na przemian z Międzynarodów-ką. Popiera go dwanaście osób, czyli wszyscy pracownicy stocz-ni, która od dwóch lat produkuje kajaki i służy za muzeum”.

Tak cytować można by w nie-skończoność. Ale nie o to prze-cież chodzi. Lepiej natychmiast udać się do „Empiku”, nabyć i szybko przeczytać „Opowiada-nia podwodne”. Frajda gwaranto-wana!

Krzysztof Skiba „Opowiadania pod-wodne”, Wydawnictwo Zysk i S-ka Po-znań 2009, cena 29,90 zł, str. 196

Page 13: rs 08 2009

Nr 07(40) sierpień 2009 Trójmiasto czyta 13

Opowiadanie dla dorosłych

Niech błędy przykryje ziemia Krzysztof Maria Załuski

„Znowu tutaj jestem”, pomy-ślała przekraczając wczoraj bra-mę szpitala. „Ten sam śmierdzą-cy lizolem hall, ta sama portier-nia, ten sam labirynt korytarzy. Wszystko tak samo… Tylko wte-dy przywieźli mnie tutaj, żeby zabić mi dwoje dzieci. Teraz chcą zamordować to jedno.”

Nadja trzymała na rękach półroczną, nieprzytomną z wy-cieńczenia dziewczynkę. Dziecko zawinięte w czerwony wełniany szal i gruby kaptur wyglądało trochę jak krasnoludek. Zresztą w ten właśnie sposób Nadja do niego przemawiała:

– Krasnoludku, ty mój mały, nie umieraj, wytrzymaj jeszcze trochę.

Mówiła tak do niego i jadąc samochodem, i później, stojąc pod okienkiem izby przyjęć. Na-wet modląc się, myślała o Simon jako o krasnoludku.

Szpital miejski w Emmenhe-im był wyjątkowo brzydki. Jego ciężka, wciśnięta bezpośrednio w wulkaniczną górę, piaskowa bryła przygnębiała zarówno

kształtem jak i kolorem fasad. Niewiele przytulniejsze było nowe, pokraczne w swoim archi-tektonicznym nowatorstwie, sta-lowo-szklane skrzydło.

Nadja pamięta, że kiedy była tu dziesięć lat temu, wulkan przyprószony był śniegiem, a krzewy winorośli, stężałe i jak-by martwe, przypominały zwoje kolczastych drutów.

Ale teraz było lato i wszystko wyglądało inaczej: i góra – zielo-na, nabrzmiała życiem, i powie-trze – pełne wiatru, światła i szu-mu owadów. A jednak Nadja, czując wszechobecną wegetację, potrafi ła myśleć jedynie o śmier-ci. Obiecała sobie, że jeśli jej dziecku coś się stanie, zapłacą za to wszyscy lekarze, którzy doty-kali krasnoludka…

Wiedziała już nawet, że bę-dzie ich zabijać wieczorami, po zakończonym dyżurze, na szpi-talnym parkingu, albo w windzie towarowej, w przerwie pomiędzy jednym a drugim zabiegiem. Bę-dzie działać z zaskoczenia. Poza-rzyna ich skalpelem, od tyłu, jak prosiaki, tak by nie widzieli jej twarzy i drżących ze strachu rąk…

W tym całym pośpiechu za-pomniała zabrać z domu zegar-

ka. I teraz nie miała pojęcia, któ-ra jest godzina. Za oknami było już ciemno. Korytarze opusto-szały i przypominały śliskie, lśniące jelita. I Nadja szła wła-śnie jednym z takich niekończą-cych się jelit. Sodowe lampy gdzieś pod sufi tem odmierzały jej kroki niby koraliki świetlnego różańca. Wodziła palcem po zimnej, pokrytej olejną farbą ścianie i wydawało jej się, że sły-szy ciągle krzyk Simon.

A potem wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku i patrzyła w ciemne okno, na oświetlony budynek kuchni, i na ścieżkę zni-kającą za pojemnikami na śmie-ci. I pomyślała, że być może wła-śnie w tym śmietniku dziesięć lat temu wylądowały jej dzieci. A później pomyślała jeszcze, że gdyby trzy dni temu ci rzeźnicy zrobili Simon wszystkie badania i stwierdzili, że dziecko ma pra-wie całkowicie zniszczoną barie-rę immunologiczną – z 7000 bia-łych ciałek krwi, które stanowią minimum obronne pozostało niecałe 900 – to dziś wszystko byłoby już w porządku…

„Ale oni musieli przetestować na moim krasnoludku jakieś świństwa. I teraz Simon jest umierająca”.

Sopockie co nieco

Rock a sprawa polska

Wojciech Fułek

Niedawna gdyńska wysta-wa i koncert poświęcony Franciszkowi Walickie-

mu pod hasłem „Rock zaczął się w Gdyni” wywołała tak gorące i burzliwe komentarze internau-tów oraz trójmiejskich muzyków i fanów rocka, że również ja nie mogę tej sprawy pominąć mil-czeniem.

Większość internetowych wpisów zarzuca wręcz pomysło-

dawcom fałszowanie historii pol-skiej muzyki młodzieżowej, głównie z uwagi na fakt, iż naro-dziny polskiego rock and rolla nierozerwalnie wiążą się z datą 24 marca 1959 roku oraz koncer-tem pierwszej, historycznej for-macji „Rhythm and Blues” z so-pocianinem Bogusławem Wy-robkiem w gdańskim klubie „Rudy Kot”. Zespół grywał póź-niej swoje letnie koncerty na so-pockich kortach, gdzie koncerto-wały kolejne „kolorowe” trój-miejskie zespoły – „Czerwono-Czarni” czy „Niebiesko-Czarni” i gdzie odkryto podczas takich koncertów talent 15-letniego Mi-chaja Burano. Rok 1961 to z kolei pierwsza, legendarna już plene-rowa scena rock and rollowa – sopocki „Non-Stop”, która gości-ła wszystkie największe gwiazdy polskiego big-beatu w trzech swoich kolejnych sopockich lo-kalizacjach i gdzie debiutował jako solista m.in. Czesław Nie-men, który wówczas był jeszcze Juliuszem Wydrzyckim.

Jubileusz 50-lecia narodzin polskiego rock’n’rolla, liczony od marcowego koncertu w gdań-skim „Rudym Kocie” pierwszy swój akord miał w Sopocie wraz z prezentacją pamiątkowych gul-denów sopockich z wizerunkiem elektrycznej gitary, które do koń-ca września br. pozostają w obie-gu na terenie Sopotu. Wyemito-wano też specjalną, numizma-tyczną edycję monet srebrnych – 50 guldenów sopockich, uświetniających ten jubileusz. Kolejny akcent obchodów to marcowe uroczystości w Gdań-sku z symbolicznym upamiętnie-niem „Rudego Kota” jako „izby położniczej”, w której przyszedł na świat polski rock and roll. Po-pularna nie tylko w kraju gdań-sko-sopocka marka odzieżowa „Reserved” wypuściła z kolei z okazji jubileuszu rock and rol-lową serię koszulek ze specjal-nym logo 50-lecia. Do obchodów jubileuszu przyłączył się również sopocki Krzywy Domek, gdzie nadano imię Franciszka Walic-

kiego wewnętrznej alejce (która symbolicznie łączy się teraz z Alejką Agnieszki Osieckiej) i gdzie wystąpił Wojtek Korda z zespołem. Kulminacyjnym punk-tem, związanym z pięćdziesię-cioleciem polskiego rocka będzie koncert, poświęcony pamięci Czesława Niemena podczas tego-rocznego Sopot Festiwal 23 sierp-nia w Operze Leśnej.

Moim zdaniem fakt, że to Trójmiasto było nie tylko miej-scem narodzin polskiego rocka, ale i prawdziwym zagłębiem rock and rollowym kilku pokoleń muzyków i ich fanów, powinno być powodem do wspólnej dumy, wspólnej radości i wspólnej pro-mocji wszystkich trzech miast. Ten rockowy wiatr od morza, który zaczął się w roku 1959 zmienił bowiem na zawsze pol-ską tzw. muzykę rozrywkową, wprowadzając na sceny chłop-ców i dziewczęta z elektrycznymi gitarami, którzy zawładnęli ser-cami młodych ludzi. Oczywiście nie było przypadkiem, iż big-be-

at, mocne uderzenie, narodziły się właśnie tutaj i stąd wyruszały kilka razy na podbój polskich scen muzycznych. Gdynia z pew-nością ma w tym również swój znaczący udział, choć trudno by-łoby obronić tezę, iż polski rock narodził się w tym mieście. Niech zatem muzyka rockowa będzie tym spoiwem, które zin-tegruje Trójmiasto jako kolebkę polskiego rock’n’rolla, a nie za-rzewiem kolejnego trójmiejskie-go konfl iktu. Możemy i powinni-śmy bowiem wspólnie wykorzy-stywać historyczne muzyczne dziedzictwo i rockową spuściznę dla promocji całego Trójmiasta, a nawet Pomorza, tworząc np. polskie rockowe Hall of Fame z fragmentami ekspozycji w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. Możemy i powinniśmy stworzyć np. turystyczną trasę „ścieżkami polskiego rocka”, która uwzględ-niałaby m.in. takie miejsca jak „Rudy Kot”, „Żak”, sopockie „Non-Stopy”, Opera Leśna, Grand Hotel (m.in. jako miejsce

„Zimowego Non-Stopu” i póź-niejszej „Musicoramy”), ekspo-zycję w Muzeum Gdyni itp. Po-traktujmy trójmiejską spuściznę mocnego uderzenia, Muzyki Młodej Generacji i Gdańskiej Sceny Alternatywnej jako dobro wspólne, które powinniśmy trak-tować z wdzięcznością dla lekce-ważonych przez lata „szarpidru-tów” i które nie może nigdy przez nikogo być zawłaszczone na wyłączność. I niech za dobry wzór artystyczno-kulturalnej trójmiejskiej współpracy posłużą m.in. takie przedsięwzięcia jak Festiwal Szekspirowski czy Festi-wal Dwa Teatry, które odbywają się w całym Trójmieście z pożyt-kiem dla wszystkich mieszkań-ców i ich uczestników.

Autor jest wiceprezydentem Sopotu, znawcą historii polskiego rocka i jazzu, autorem wydanej ostatnio ksiązki „Od huzarów śmierci do Eltona Johna – 100 lat Opery Leśnej w Sopocie.

Doktor Kühler wszedł do po-koju bez pukania. Nadja poznała go natychmiast. Wysoki i chudy, z tymi charakterystycznymi dla nich wszystkich długimi, fosfo-ryzującymi bielą zębami.

„Brakuje mu tylko czarnej czapki z trupią główką”, pomyśla-ła.

Doktor Kühler nie patrzył na nią, jakby nie istniała, albo jakby rzeczywiście była gorszym ga-tunkiem człowieka. Ignorował ją tak samo, jak wtedy 10 lat temu, kiedy przyjechała do tego szpita-la w szóstym miesiącu ciąży, pro-sto z obozu przejściowego dla przesiedleńców.

Nadja pamięta dokładnie, że to właśnie on, gdy poprosiła o zaświadczenie o niezdolności do pracy fi zycznej, wyrzucił ją za drzwi. Pracowała wtedy jako po-mywaczka – tak, ona, absolwent-ka moskiewskiej Akademii Me-dycznej, pracowała jako pomy-waczka… Tydzień później zaczę-ły się skurcze i nastąpiło rozwar-cie macicy. Mimo to doktor Kühler nadal kazał dojeżdżać jej rowerem do pracy w hotelowej kuchni. Gdyby odmówiła, Urząd Pracy wystąpiłby z wnioskiem o odebranie jej prawa do wszel-kich świadczeń socjalnych. Nie

pomogło wtedy tłumaczenie, że nie jest robotnicą, i że po urodze-niu bliźniaków nostryfi kuje dy-plom, a teraz nie może, bo jej mąż nie dostał jeszcze wizy wjaz-dowej do Niemiec i dlatego ona prosi, żeby doktor Kühler wysta-wił jej to zaświadczenie…

Ale doktor Kühler tylko na nią krzyczał:

– Studiować się takim za-chciało!

Nadja słuchała go na gineko-logicznym fotelu zupełnie onie-miała. Nie mogła wstać i wyjść. Mogła tylko udawać, że nic do niej nie dociera, że wcale się nie trzęsie, a to drżenie to z zimna; i że te łzy to też złudzenie… Wreszcie pozwolił jej wstać i wyjść… Dwa tygodnie później poroniła dwóch kilogramowych, jasnoowłosych chłopców. Uro-dziła ich prosto do szpitalnego śmietnika.

Kilka miesięcy później spo-tkała doktora Kühlera na szpital-nym parkingu, ukłoniła mu się i chciała powiedzieć, że właśnie nostryfi kowała dyplom, i że być może wkrótce podejmie pracę w tym szpitalu… Chciała mu to powiedzieć, ale nic mu nie po-wiedziała, bo doktor Kühler naj-wyraźniej jej nie pamiętał.

Uśmiechał się do Nadji, jak do pijanej dziwki, a gdy go wyminę-ła, wsiadł do swojego czarnego mercedesa.

„Z tą kanalią byłoby mi naj-trudniej”, myślała, patrząc jak le-karz chodzi po pokoju.

Wczoraj to właśnie on badał Simon.

Doktor Kühler kazał Nadji ro-zebrać dziecko, a potem przysta-wił do maleńkiego ciałka lodo-wato zimny stetoskop. Simon za-częła krzyczeć i dławić się szla-mem. Nadja zwróciła lekarzowi uwagę, powiedziała, że mógł tro-chę rozgrzać słuchawkę. Ale on nie zareagował. Podeszła więc, żeby zabrać mu córkę.

Jego asystenci byli jednak szybsi… Jeszcze na korytarzu słyszała skowyt dziecka. A póź-niej nie czuła już ani zastrzyku, ani kościstych palców sanitariu-szy, zaciśniętych na jej przedra-mionach.

Kiedy dzisiaj późnym połu-dniem Nadja się obudziła, ciągle jeszcze słyszała płacz Simon.

Ale to było jedynie złudzenie, jej córeczka zmarła poprzedniej nocy. Doktor Kühler przyszedł jej właśnie o tym powiedzieć.

Page 14: rs 08 2009

14 Stulecie Opery Leśnej www.riviera24.pl

Recenzja. „Od Huzarów Śmierci do Eltona

Johna” Wojciecha Fułka już w księgarniach

Fakty i legendy Opery Leśnej

Dzieje Opery Leśnej w Sopocie zawarte w książce „Od Huzarów Śmierci do Eltona Johna” to niewątpliwie najwybitniejsza pozycja w bogatym już dorobku Wojciecha Funłka, pisarza, autora tekstów piosenek i filmów dokumentalnych, na co dzień wiceprezydenta Sopotu. Po „Krótkiej historii nieskończoności”, której bohaterem było najdłuższe w Europie drewniane molo, Fułek napisał monograficzne dzieło drugiej ikony „Riwiery Północy” – Opery Leśnej.

Andrzej Stanisławski

Sławna nie tylko w Polsce le-śna scena o „kryształowej akustyce” skończyła w tym

roku sto lat swego istnienia. Owe sto lat, rok po roku, rejestruje w swojej książce Fułek. Należy podziwiać olbrzymią erudycję autora. Zgromadzony przez nie-go materiał faktografi czny jest imponujący, zarówno w war-stwie literackiej jak w zdjęciowej. Na kartkach książki oglądamy reprodukcje plakatów, biletów, fragmenty listów pisanych z So-potu sprzed wielu dziesiątków lat. Fakty, ludzie, zdarzenia – wszystko to napisane w przystęp-nej, można rzec atrakcyjnej for-mie. Monografi ę Opery czyta się niemal jak powieść sensacyjną, język jest prosty, klarowny – to książka dojrzałego prozaika, któ-ry w małym palcu posiada tajni-ki warsztatu literackiego.

Książka podzielona jest na sześć rozdziałów, z prologiem i epilogiem, oraz wstępem Pawła Huellego i fragmentami nigdy nie publikowanych powieści Fuł-ka i Huellego. Te sześć rozdzia-łów można by podzielić na dwie

Fragmenty najnowszej książki

Wojciecha Fułka

Narodziny Ostseebad Zoppot

Wojciech Fułek

W tym samym roku, w którym Rainer Ma-ria Rilke zapisywał

w wynajętym pokoju w Ostse-ebad Zoppot karty swojego dziennika i w natchnieniu ukła-dał strofy kolejnych wierszy, nadbałtyckie kąpielisko przeży-wało istny najazd kuracyjnych gości, zwabionych nie tylko ma-lowniczym położeniem miejsco-wości, ale i licznymi atrakcjami. Dom Zdrojowy tętnił życiem to-warzyskim i artystycznym, plaże i stylowe kompleksy łazienek z licznymi udogodnieniami (choć wciąż z rygorystycznym przestrzeganym podziałem na Damenbad, Herrenbad i Fami-lienbad) przyciągały tłumy spra-gnionych zażycia morskich ką-pieli, rozległe parki sprzyjały przechadzkom, zachwycały za-nurzone w ogrodowej zieleni liczne wille, którym uroku przy-dawały rozmaite wieżyczki, drewniane werandy, witraże i wymyślne wykusze oraz rzeźby.

Małe, przez większą część roku nawet dość senne, nadmor-skie miasteczko rozwijało się pod koniec XIX wieku wyjątko-wo szybko (…), zwłaszcza od chwili, kiedy w roku 1870 uzy-skało dogodne połączenie kole-jowe z pobliskim Gdańskiem, co z kilku godzin skróciło wyprawę do tego hanzeatyckiego miasta zaledwie do dwudziestu minut i pozwoliło zbudować mit świa-towego kąpieliska nad Bałty-kiem. Wiosną 1897 roku urucho-miono tu pierwszą elektrownię, a w maju wybudowano pierwsze korty tenisowe pod nadzorem specjalnie w tym celu sprowa-dzonego z Berlina zawodowego tenisisty i trenera Franza Mecha. Rok później na płaskim, trawia-stym terenie, zakupionym przez władze miasta Zoppot, przygoto-wano specjalny tor, przeznaczo-ny do wyścigów konnych. Już bowiem znacznie wcześniej or-ganizowano na terenie łąk daw-nego dworskiego majątku Karli-kowo słynne Hubertusy – biegi myśliwskie, oraz końskie goni-twy, w których ścigała się pruska kadra ofi cerska stacjonująca w Gdańsku. Jednak tory wyści-gowe i pierwsze stajnie powstały tu dopiero za sprawą ówczesnego dowódcy reprezentacyjnego Puł-ku Huzarów Śmierci, stacjonują-cego w koszarach w Langfuhr (Gdańsk-Wrzeszcz) pułkownika Augusta von Mackensena.

(…)Ostseebad Zoppot rozwijał

się tak szybko, że w tym czasie spełniał już wszystkie wymogi rygorystycznej pruskiej ordyna-cji dotyczącej miast i 8 paździer-nika 1901 roku cesarz Wilhelm II podpisał akt nadania praw miej-skich. To pierwszy krok na dro-dze do Weltbadu, bo tak nieba-wem zaczęto nazywać nadmor-ską miejscowość, w której rozlicz-ne rozrywki artystyczne i kultu-ralne zaczęły się przeplatać z za-wodami sportowymi. Tego roku, gdy najwyższy zwierzchnik Le-ibhusaren informował wszem i wobec w ofi cjalnym edykcie, iż „ma zamiar Krajowej Gminie So-pot w powiecie wejherowskim w Prusach Zachodnich pozwolić niniejszym w łaskawości swojej na przyjęcie ordynacji miejskiej”, na wodach zatoki odbyła się uro-czysta parada statków fl oty ce-sarskiej i carskiej, a jej rangę podkreślał osobisty udział cesa-rza Wilhelma II i cara Mikołaja II (skądinąd bliskich kuzynów). Morską paradę, w naturalnej sce-nografi i zatoki, z sopockiego mola podziwiały wtedy tysiące widzów. Czy mogli oni wówczas przewidzieć, że już niebawem wielkie sopockie widowiska przeniosą się na drugi koniec spacerowej osi, wytyczonej szpi-cą drewnianego stegu, a morska scenografi a zamieni się w leśną?

(…)W roku 1902 pierwszy w hi-

storii burmistrz Sopotu, doktor praw Volkmar von Wurmb, za-inicjował powstanie miejskiej orkiestry, utrzymywanej z bu-dżetu gminy. Organizatora, dy-rektora muzycznego i dyrygenta Richarda Modessa ściągnął aż z Gery. Trzydziestoczteroosobo-wa orkiestra nie tylko uświetnia-ła od tego czasu wszystkie ważne uroczystości, ale i regularnie koncertowała, nadając miastu nowy artystyczny wymiar. W ogrodzie zdrojowym, przy placu z fontanną koncerty odby-wały się regularnie od początku czerwca do 15 września, a oprócz orkiestry miejskiej koncertowała tam także, oczywiście z inicjaty-wy Mackensena, orkiestra kor-pusu muzycznego Huzarów Śmierci w wojskowych unifor-mach, budzących zachwyt zwłaszcza młodych panien.

(…)Zachowane do dzisiaj w ber-

lińskim archiwum coroczne miejskie sprawozdania relacjo-nują również dokładnie muzycz-ne życie w kurorcie, skoro może-my się z nich dowiedzieć, iż np. w roku 1905 w okresie od czerw-

ca do września odbyło się aż sto dwanaście popołudniowych kon-certów oraz dziewięćdziesiąt sześć przedpołudniowych, z któ-rych dwadzieścia pięć zorganizo-wano w Parku Północnym. Na razie głównym koncertowym miejscem Sopotu był oczywiście Dom Zdrojowy, oraz specjalna scena budowana co roku w Parku Zdrojowym. Liczba ponad dwu-stu koncertów w letnim sezonie potrafi zaimponować nawet obecnie, ale z pewnością już wte-dy muzyczne odgłosy docierały aż do leśnych ścieżek, którymi chętnie spacerowali kuracjusze, korzystając z uroków natury.

(…)W miejscu przyszłej sceny

operowej, w styczniu 1908 roku zbudowano kolejną miejską atrakcję – pierwszy tor sanecz-kowy, rozpoczynający się na Or-lim Wzgórzu; tor miał wysokość 101 metrów n.p.m. i długość 470 metrów. Różnica poziomów się-gająca 56 metrów pozwalała roz-winąć dość znaczne na owe czasy prędkości. Trasa toru przebiegała dokładnie w miejscu dzisiejszej sceny i widowni Opery Leśnej, a kończyła się w okolicach póź-niejszej restauracji i siedziby Bractwa Strzeleckiego (po wojnie – Hotel Parkowy, dziś Opera).

(…)28 września 1908 roku objął

urząd burmistrza Max Wold-mann, urodzony w Magdeburgu, już wcześniej mocno zaangażo-wany w prace i plany rozwojowe miasta. Po nagłej i niespodzie-wanej śmierci cenionego burmi-strza Johannessa Kollatha, to on pokonał trzech innych kandyda-tów do tego stanowiska, rozta-czając przed rajcami wizjoner-skie plany. Kiedy zajmował gabi-net swego poprzednika, miał za-

części. Pierwsze trzy zawierają dzieje leśnego amfi teatru od jego powstania w roku 1909 do roku 1945. W tym czasie w Operze rozbrzmiewała przede wszyst-kim muzyka Ryszarda Wagnera, nie na darmo Sopot zyskał mia-no „Bayreuth Północy”. Trzy na-stępne rozdziały, to dzieje Opery w latach istnienia PRL, kiedy po rozmaitych wahaniach i mniej lub więcej udanych próbach am-fi teatr został podporządkowany festiwalom piosenki.

Co ciekawe na oba te okresy decydujący wpływ wywarła poli-tyka. W latach 1909 – 1942 wy-stawiane w Sopocie opery Wa-gnera miały świadczyć o wielko-mocarstwowej pozycji Niemiec w Europie. Festiwale piosenki, to nieco nieudolna (jak wszystko

w PRL) chęć ukazania wyższości systemu komunistycznego nad „zgniłym kapitalizmem”; także w dziedzinie muzyki.

Fułek bardzo sugestywnie przedstawia owe dwie opcje. Przy czym uważny czytelnik może zauważyć dość wyraźnie zarysowaną w książce wyższość propagandy niemieckiej nad pol-ską. Ta pierwsza porywała tłumy, budziła entuzjazm. Druga wyż-szości piosenkarzy socjalistycz-nych nad kapitalistycznymi w żaden sposób nie potrafi ła udowodnić. Mimo iż kraje znaj-dujące się pod kontrolą ZSRR przysyłały swoich najwybitniej-szych wykonawców, zaś Zachód raczej drugi garnitur, to właśnie (z małymi wyjątkami) przybysze z „wolnego świata” stawali się ulubieńcami widowni. Oczywi-ście polscy włodarze Opery Le-śnej byli w gorszej sytuacji, mię-dzy innymi, z przyczyn ideolo-gicznych, musieli wykreślić z re-pertuaru dzieła jednego z najge-nialniejszych kompozytorów wszechczasów – Ryszarda Wa-gnera, którego dramaty muzycz-ne są jakby stworzone do tego, aby je wystawiać w sopockim amfi teatrze.

Dziś na szczęście oba te okre-sy: hitlerowski i komunistyczny mamy już poza sobą. W Operze Leśnej liczy się wyłącznie muzy-ka, bez ideologicznych podtek-stów. Początek XXI wieku poka-zał, że monumentalne dzieła Wagnera z powodzeniem mogą współżyć z festiwalami piosenki, z jazzem, popem, folkiem, balla-dą i innymi formami muzyczny-mi. I – jak pisze w epilogu Woj-ciech Fułek „jest to ostateczny tryumf mitu i legendy nad złymi duchami przeszłości”.

Wojciech Fułek, oraz gościnnie Pa-weł Huelle – „Od Huzarów Śmierci do Eltona Johna – 100 lat Opery Leśnej w Sopocie”. Gdański Kantor Wydawni-czy Krzysztof Grynder, Gdańsk 2009, str. 208

Oficer Huzarów śmierci

fot. a

rchiw

um

Page 15: rs 08 2009

Stulecie Opery LeśnejNr 07(40) sierpień 2009 15

ledwie czterdzieści lat, choć na zachowanych fotografi ach wy-gląda o wiele poważniej. (…) Jego nieco młodsza żona Gertru-da była śpiewaczką operową i trudno nie przypuszczać, że fakt ten odegrał niepoślednią rolę w kluczowych dla tej historii decyzjach burmistrza.

(…)Rok 1909 jest w naszej histo-

rii punktem zwrotnym. Zaczyna się wówczas zupełnie nowa opo-wieść. Główne role w niej odgry-wają ci sami aktorzy, których już poznaliśmy, ale ich kwestie uzu-pełnią nowe postacie, właśnie wkraczające na naszą scenę. Po-dobno pierwszy na pomysł urzą-dzenia w Sopocie teatru na wol-nym powietrzu wpadł urzędnik zakładu ubezpieczeń Max Gep-pert, lecz odegrał on w tej sztuce zupełnie nieistotną, drugoplano-wą rolę. Oddajemy mu honor i zapisujemy dla potomnych jego nazwisko w obsadzie, ale już wkracza na leśną scenę jeden z głównych bohaterów – Paul Walther Schaeff er, młody, trzy-dziestodwuletni muzyk, kapel-mistrz gdańskiego Teatru Miej-skiego przy Targu Węglowym. To on wczesną wiosną tego roku przemierzał piechotą leśne szlaki wzgórz morenowych między Gdańskiem i Sopotem, aby odna-leźć miejsce idealne na stworze-nie leśnego teatru. Nie był to zresztą pomysł autorski, gdyż podobne sceny w naturalnych warunkach powstawały wówczas na całym terenie Niemiec i cie-szyły się coraz większą popular-nością. Podczas jednej ze swych pieszych wędrówek (a wyruszał na nie zawsze z nieodłącznymi skrzypcami) spacerowymi szla-kami odkrył w otoczonej leśnymi wzgórzami Dolinie Prątki miej-sce, które zachwyciło go nie tylko malowniczym położeniem, ale i idealną wręcz akustyką. Takie-go miejsca właśnie szukał, aby muzyka mogła tu rozbrzmiewać z pełną siłą, dodatkowo wzmoc-niona leśnym echem i naturalny-mi odgłosami ptasich koncertów. Swoją wizją zaraził miłośnika muzyki i męża śpiewaczki opero-wej, nowego burmistrza Sopotu.

Buergemeister Max Wold-mann stał się od tej chwili gorą-cym orędownikiem idei budowy leśnej sceny, uznając, iż byłaby to kolejna atrakcja Weltbadu, przy-ciągająca tłumy gości. Rajcy miejscy uznali jednak, że priory-tetem jest budowa nowego Domu Zdrojowego i nie można topić pieniędzy w ryzykownych pro-jektach. Niedawno wybrany bur-mistrz nie posiadał jeszcze na tyle silnej pozycji, aby przeforso-wać swój wniosek o sfi nansowa-niu całej inwestycji z miejskich funduszy. Ale po jego usilnych zabiegach Rada zdecydowała w końcu o przeznaczeniu na ten cel pewnej, symbolicznej wręcz (2000 marek) kwoty z nadwyżki budżetowej. Rajcy mieli zapewne nadzieję, że zniechęci to burmi-strza do idei budowy leśnego amfi teatru w sytuacji, kiedy mia-sto czekają ogromne wydatki nie tylko na budowę monumental-nego, klasycystycznego budynku Domu Zdrojowego, ale i nowej siedziby miejskiej straży pożar-nej (istnieje i służy strażakom nieprzerwanie do dziś), ratusza (zbudowanego ostatecznie w la-tach 1910-1911), nowego zbiorni-ka wodociągowego i Gimnazjum Realnego (obecnie siedziba jed-nego z wydziałów Uniwersytetu Gdańskiego przy ul. Armii Kra-jowej). Zaplanowane środki nie pozwalały nawet na rozpoczęcie przygotowań do adaptacji leśnej polany na cele artystyczne. Paul Walther Schaeff er przekonał jed-nak burmistrza, iż warto w tej sprawie zaryzykować i zagrać va banque. Max Woldmann, stawia-jąc wszystko na jedną kartę i wrzucając do puli swoje stano-wisko i urzędniczą karierę, zde-cydował się zaciągnąć kredyt na częściowe sfi nansowanie budo-wy sceny w leśnej kotlinie. Duet ryzykantów-wizjonerów (choć znacznie więcej do stracenia w tym tandemie miał z pewno-ścią burmistrz) wsparł swoim autorytetem i nazwiskiem rów-nież generał August von Mac-kensen. Ten ostatni nie tylko uznał, że warto dla realizacji tej nieco baśniowej wizji stworzenia nowej sopockiej sceny w scenerii

leśnych wzgórz zaangażować się osobiście, ale i zadeklarować bezpośredni udział podległych mu żołnierzy w budowie obiek-tu. I w ten sposób po raz kolejny na sopocką scenę wkroczyli Hu-zarzy Śmierci. Elitarna pruska jednostka, podległa bezpośred-nio cesarzowi Wilhelmowi II, miała bowiem do odegrania w leśnej scenerii wyjątkową uwerturę. Gdyby nie tak aktywny i liczny udział gdańskich Leibhu-zaren, Opera Leśna na pewno nie powstałaby tak szybko.

(…)Huzarzy Śmierci pracowali

też wówczas nad wytyczeniem i przygotowaniem dróg dojazdo-wych do nowej sceny, przygoto-wali miejsce dla widzów (na wi-downi mieściło się wtedy około trzech tysięcy osób), założyli oświetlenie, zbudowali prowizo-ryczne garderoby dla wykonaw-ców i ogrodzili cały teren. Po czterech miesiącach intensyw-nych prac, pod koniec lipca 1909

roku, leśny teatr był gotowy na rozpoczęcie prób i przyjęcie pierwszych widzów. Nikt jednak z trójki naszych głównych boha-terów nie był chyba jeszcze do końca pewny, jak skończy się ta ich, nieco romantyczna, przygo-da z leśnym amfi teatrem. Po stu latach jedno nie podlega już dys-kusji. Gdyby nie trupie czaszki – znak rozpoznawczy Huzarów Śmierci generała Mackensena – narodziny Opery Leśnej stałyby pod wielkim znakiem zapytania. Nic więc dziwnego, iż sześć lat później ówczesny marszałek po-lny August von Mackensen ode-brał z rąk burmistrza Maxa Woldmanna tytuł pierwszego w dziejach kurortu Honorowego Obywatela Sopotu. A w jego oso-bie uhonorowano też bezimien-nych huzarów w czarnych mun-durach, którzy budowali hipo-drom i sopocką scenę. Jeden z leśnych traktów spacerowych nieopodal tej sceny, prowadzący z Sopotu do Oliwy, nazwano wte-

dy na cześć feldmarszałka Mac-kensenweg, jego imię nadano również dzisiejszej ulicy Tade-usza Kościuszki w samym sercu miasta, a w lesie oliwskim wyty-czono specjalny szlak o poetycz-nej nazwie Huzarskie Manowce.

A w naszej sztuce pod prze-wrotnym tytułem „Od śmierci do narodzin” pora na szczęśliwe za-kończenie, które – nieco para-doksalnie, ale zgodnie z głów-nym przesłaniem – przyniesie nowy początek. Trójka aktorów, grającej w niej główne role, przyjmuje zasłużone porcje braw i gratulacji, scenę zasypano kwiatami, a tłumnie zgromadze-ni widzowie myślami są już przy kolejnej inscenizacji w natural-nej leśnej scenerii. Nikt jednak nawet nie przeczuwa, że jest wła-śnie świadkiem narodzin nowej legendy.

Tytuł i wybór fragmentów pocho-dzą od redakcji

3 akt Śpiewaków Norymberskich Richarda Wagnera

Opera Leśna w latach 60. XX wieku

„Złoty Krzyż” Ignaca Brülla cieszył się wielką popularnością wśród sopockich kuracjuszy w roku 1910.

fot. m

ater

iały M

uzeu

m So

potu

fot. m

ater

iały M

uzeu

m So

potu

fot. m

ater

iały M

uzeu

m So

potu

Page 16: rs 08 2009

16 Sport www.riviera24.pl

było niezarchiwizowanych, pozbawionych jakiegokolwiek opisu. Tysiące godzin spędzone przed ekranem komputera, mrówcza, często niemalże detektywistyczna praca przyniosła jednak efekt – bo oto mamy trzeci już album „Fot. Kosycarz…” – niezwykłą, lecz jakże bliską opowieść o Gdańsku, Sopocie i Gdyni, powojenną historię Trójmiasta „pisaną” obiektywem ojca i syna – Zbigniewa i Macieja Kosycarzy.

Zdjęcia: Zbigniew i Maciej KosycarzRedakcja i opracowanie: Maciej Kosycarz Kosycarz Foto Press / KFP, Gdańsk 2008 ISBN 978-83-913709-5-7cena detaliczna 59 zł.

„FOT. KOSYCARZ – NIEZWYKŁE ZWYKŁE

ZDJĘCIA CZĘŚĆ III”Maciej Kosycarz pracował nad trzecią edycją albumu niemal rok. Przekopał setki tysięcy negatywów i zdjęć – zakurzonych, fascynujących, tajemniczych. Wiele z nich

Sopot. Zawody o Puchar Prezesa Grupy Hestia

Najlepsi deskarze na Zatoce Gdańskiej

W dniach od 16 do 19 lip-ca br. na Zatoce Gdań-skiej windsurfi ngowcy

zmagali się o Puchar Prezesa Grupy Ergo Hestia Sopot. zawo-dy były rozegrane w trzech kla-sach: Techno 293, RS:X i Racebo-ard. Na starcie stanęła cała pol-ska czołówka „deskarzy” z Martą Hlavaty, Przemysławem Miar-czyńskim, Maksem Wójcikiem. W zawodach uczestniczyli także zawodnicy z Białorusi, Czech, Li-twy, Rosji, Węgier, a nawet z da-lekiej Korei.

W klasie Raceboard zwycię-żył Paweł Frydrychowski z SKŻ Hestia Sopot, przed Grzegorzem Pińkowskim z Konina i Litwi-nem Gintautasem Bernotasem.

W klasie RS:X pań pierwsza była Agata Brygoła z AZS AWFiS Gdańsk, wśród panów tryumfo-wał Piotr Myszka również z AZS AWFiS, a najlepszym juniorem okazał się Tadeusz Hope z SKŻ Hestia Sopot.

Sopot. „Trzy mola” przed Mistrzostwami Polski

W walce z czasem i pogodą W dniach 18 i 19 lipca na wodach Zatoki Gdańskiej odbyły się zawody „Trzy mola”. Ich organizatorem był Uczniowski Klub Sportowy Navigo. Stanowią one preludium przed Mistrzostwami Polski Katamaranów, które odbędą się pod koniec sierpnia.

Bartek Sasper

Na zawody „Trzy mola” przybyło 35 jednostek pły-wających z Polski i Nie-

miec. Rozgrywano wyścigi w tych samych klasach, jakie są przewi-dziane na Mistrzostwa Polski.

W pierwszym dniu zaplanowa-no trzy wyścigi „up and down”, oraz wyścig długodystansowy na trasie Sopot-molo, Orłowo-molo, Sopot-molo, Brzeźno-molo, Sopot-molo. Przy wietrze o sile 2-3 stopnie w ska-li Beauforta rozegrano trzy krótsze wyścigi. Przed startem do wyścigu „Trzy mola” nadeszła burza i sę-dziowie musieli zawody odwołać.

W niedzielę pogoda również nie sprzyjała żeglarzom. Wiał silny wiatr zachodni, padał deszcz. Do-szło do wywrotek katamaranów, Na szczęście nikomu nic się nie stało i zawody zostały rozegrane zgodnie z planem. Odbył się także przełożo-ny z soboty wyścig „Trzy mola”.

W klasie Open zwyciężył Jacek

W dniach od 21 do 23 sierpnia w Sopocie roz-grywane będą katama-

ranowe Mistrzostwa Polski senio-rów i młodzieży, a także morskie Mistrzostwa klasy OK. Dinghy. Or-ganizatorem mistrzostw jest Uczniowski Klub Sportowy Navigo Sopot, działający pod auspicjami Polskiego Związku Żeglarskiego.

W Sopocie można będzie zoba-czyć katamarany wszystkich klas

do 6 metrów długości, oraz Finny i OK. Dinghy. Prezentowane będą nowe typy jednostek, skonstru-owane przez polskich inżynierów: Eksploder 20, Eksploder 18, czy Wingfox.

Zawody zostaną rozegrane w klasach Open TR, A-class, F-18, K-20, Topcat, Hobie Cat i Mło-dzież. W sumie w mistrzostwach uczestniczyć będzie około 80 jed-nostek pływających. Przewiduje

się dziesięć wyścigów. Początek za-wodów w piątek 21 sierpnia o go-dzinie 12.00, w sobotę o 11.00 i w niedzielę o 10.00. Uroczystość zakończenia mistrzostw odbędzie się w niedzielę 23 sierpnia o godzi-nie 17.00 w klubie Navigo.

Patronat nad zawodami sprawo-wać będzie prezydent Sopotu Jacek Karnowski, Urząd Morski w Gdyni, TVP Gdańsk, oraz czasopisma: Ri-viera, Żagle i Kuryer Sopocki. (bs)

Z wiatrem w zawody

Noetzel na katamaranie A-klasa Na-vigo (Bauhaus) Wingfox. W klasie F-18 pierwsi dotarli do mety Piotr Baryżewski i Marcin Badzio. W kla-sie A ponownie najlepszy był Jacek Noetzel, a w klasie K-20 Tymek Ben-dyk i Piotr Weltrowski. Wszyscy po-wyżsi zawodnicy reprezentowali UKS Navigo Sopot. jedynie w klasie Hobie Cat 16 tryumfowali zawodni-cy spoza Trójmiasta, Bartek Jani-szewski i Mateusz Komenda z PHCA Warszawa. W klasyfi kacji juniorów najlepsi okazali się Mateusz Koby-lański i Olaf Jersak z UKS Navigo.

Wyścig „Trzy mola” po przelicze-niu wygrał Jacek Noetzel na A-kasie UKS Navigo (Bauhaus) Wingfox przed Piotrem Baryszewskim i Mar-cinem Badzio na katamaranie F-18 i Piotrem Żebrowskim na A-kasie UKS Navigo. Bezwzględnie wyścig wygrali Wojtek Kaliski i Daniel Dołę-ga na Exsploderze 20.

Sponsorem zawodów była fi r-ma NDI S.A. i Miasto Sopot. rega-tom patronowali prezydent Miasta Sopotu i Urząd Morski w Gdyni. Jednym z patronów medialnych była „Riviera”.

W klasie Techno 293, w po-szczególnych konkurencjach (w zależności od wielkości żagla) zwyciężali: Karolina Lipińska – UKS Hals Sopot, Anttion Dzhava-

don z Mińska, Karolina Ejsmont z AZS Poznań, Adam Sosonowski – SKŻ Hestia Sopot, Hanna Idziak – SKŻ Hestia Sopot i Łukasz Bu-derski – SKŻ Hestia Sopot. (as)

fot. m

ater

iały p

romo

cyjne

Ergo

Hes

tia

fot. m

ater

iały p

romo

cyjne

Ergo

Hes

tia

fot. m

ater

iały p

romo

cyjn

e Erg

o Hes

tia

fot. m

ater

iały p

romo

cyjn

e Erg

o Hes

tia

fot. m

ater

iały p

romo

cyjn

e Erg

o Hes

tia

fot. m

ateria

ły UK

S Nav

igo