riviera 09 2009.indd-3

16
Rok IV Nr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE Marian Kołodziej nie żyje >> S. 7 Wyprawa na Kilimandżaro >> S. 8 Inżynierowie Polski Ludowej >> S. 10-11 Grassomania na półwiecze „Blaszanego bębenka” Günter Grass znów w Gdańsku Krzysztof M. Załuski W tym roku przypada okrągła, 50. rocznica wydania najsłynniej- szej powieści Güntera Grassa „Blaszany bębenek”. Równe 30 lat temu Sławomir Błaut do- konał polskiego przekładu tej książki. Z tej okazji, w dniach od 8 do 10 października, urodzony 16 października 1927 r. we Wrzeszczu pisarz a zarazem rzeźbiarz i rysownik, po raz ko- lejny gościł w rodzinnym Gdań- sku. Dla uczczenia tych rocznic władze miasta zorganizowały ob- liczony na cały miesiąc festiwal zatytułowany „Grassomania Tożsamość miejsca”. W jego ra- mach Teatr Wybrzeże wznowił na dużej scenie przedstawienia „Blaszanego Bębenka”. W wielu punktach miasta odbywały się także imprezy związane z twór- czością Grassa, oraz happeningi Redłowo leczy raka 61 milionów złotych ma kosz- tować blok operacyjny i oddział intensywnej terapii w Gdyńskim Centrum Onkologii na redłow- skim wzgórzu. Blisko trzy czwar- te tej kwoty wyłoży Urząd Mar- szałkowski. W nowym budynku znajdzie się pięć sal operacyj- nych. Jedna z nich ma być wypo- sażona w urządzenie do naświe- tlania, co umożliwi radioterapię już podczas wykonywania zabie- gu chirurgicznego. Część miesz- kalna ma mieć wysoki standard, pacjenci będą mieli do dyspozy- cji pokoje jedno lub dwuosobo- we z łazienkami. Nowy blok przyjmie pierwszych chorych w końcu roku 2012. (as) Będzie większy teatr Już w lutym przyszłego roku do Teatru Muzycznego w Gdyni wkroczą ekipy budowlane. Pla- nowana jest kompleksowa roz- budowa teatru. Nowa widownia pomieści 1070 widzów, o 400 wię- cej niż obecnie. Powiększone zo- stanie foyer, oraz zbudowana sala kameralna dla 300 widzów. Rozbudowa została tak zaplano- wana, aby w teatrze można było organizować konferencje i zjaz- dy, co nie jest bez znaczenia dla budżetu placówki. Koszt inwe- stycji wyniesie około 50 milio- nów złotych, która to kwota po- chodzić będzie z kasy miasta, oraz z Urzędu Marszałkowskie- go. (as) Günter Grass jest bez wątpienia jednym z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych, żyjących pisarzy niemieckich. W roku 1944 został wcielony do Waffen-SS, po wojnie wstąpił w szeregi Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. W 1993 r. otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska, w tym samym roku został doctorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego. Jest też Grass jedynym gdańskim laureatem literackiej Nagrody Nobla. Nic więc dziwnego, że każda jego wizyta w Gdańsku śledzona jest z taką uwagą zarówno przez media jak i przez wiernych miłośników twórczości mistrza z Wrzeszcza. mat: „Czym jest Blaszany bębenek dla różnych pokoleń”. Debatę po- prowadziła Kazimiera Szczuka. Grass mówił o fascynacji Niemców narodowym socjali- zmem w okresie III Rzeszy, o upadku ideologii totalitarnych XX wieku, o bankructwie neoli- beralizmu i swojej debiutanckiej powieści. Według noblisty „Bla- szany bębenek” to opowieść o utracie ojczyzny. – Po wojnie terytorium dzisiej- szej Polski opuściło 14 milionów niemieckich wypędzonych i ucie- kinierów. Musieli, podobnie jak przybysze z Wilna i Grodna, którzy osiedlali się w Gdańsku, zaczynać swoje życie od zera – powiedział. Grass przyznał także, że wypę- dzenia były dla niego i jego rodzi- ny straszliwą traumą, o której jego matka nigdy nie chciała mówić. On jednak, jako pisarz, mógł przy- wrócić ludziom coś, co wydawało się absolutnie utraconą historią. Grass wspomniał także o swo- jej służbie w oddziałach SS i II wojnie światowej. Zastanawiał się jak mogło dojść do tego, że Niemcy – naród oświecony i kul- turalny – potrafili doprowadzić do takiego barbarzyństwa. – Na to pytanie do dziś trudno znaleźć satysfakcjonującą odpo- wiedź – powiedział. – Całe społe- czeństwo, od mieszczaństwa po bur- żuazję, zostało uwiedzione przez na- rodowy socjalizmu. Skutki tego 12-letniego zauroczenia mają wciąż swoje konsekwencje w XXI wieku. Dlaczego młodzi ludzi wstępowali do Hitlerjugend? Ja, jako nastolatek, też dałem się temu zwieść i nie do- strzegłem, w jakim to szło kierunku, choć uważałem siebie za inteligent- nego chłopca” – powiedział. Odpo- wiedzi na te pytania, będę poszuki- wał do końca, aż do śmierci. >> Czytaj również na s. 11 i 14 z udziałem młodych poetów. Wiersze nadawane były przez megafony na peronach stacji SKM, oraz w centrum handlo- wym „Manhattan”. Dwiema naj- ważniejszymi imprezami z udzia- łem samego noblisty było otwar- cie stałej gdańskiej galerii, której pisarz podarował 18 swoich prac, oraz jego spotkanie autorskie w Dworze Artusa. Spotkanie to było połączone z prezentacją najnowszej książki pisarza zatytułowanej „Skrzynka” – wydanej właśnie przez Polnord- Wydawnictwo Oskar – a także z debatą młodych pisarzy na te- Gdynia fot. kmz fot. kmz Günter Grass i autor niemal wszystkich przekładów jego książek - Sławomir Błaut. Na zakończenie spotkania w gdańskim Dworze Artusa Günter Grass podpisywał swoją najnowszą książkę „Skrzynka”, którą właśnie wydało wydawnictwo Oskar.

description

 

Transcript of riviera 09 2009.indd-3

Page 1: riviera 09 2009.indd-3

Rok IV Nr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E

Marian Kołodziej nie żyje

>> S. 7

Wyprawa na Kilimandżaro

>> S. 8

Inżynierowie Polski Ludowej

>> S. 10-11

Grassomania na półwiecze „Blaszanego bębenka”

Günter Grass znów w GdańskuKrzysztof M. Załuski

W tym roku przypada okrągła, 50. rocznica wydania najsłynniej-

szej powieści Güntera Grassa „Blaszany bębenek”. Równe 30 lat temu Sławomir Błaut do-konał polskiego przekładu tej książki. Z tej okazji, w dniach od 8 do 10 października, urodzony 16 października 1927 r. we Wrzeszczu pisarz a zarazem rzeźbiarz i rysownik, po raz ko-lejny gościł w rodzinnym Gdań-sku. Dla uczczenia tych rocznic władze miasta zorganizowały ob-liczony na cały miesiąc festiwal zatytułowany „Grassomania – Tożsamość miejsca”. W jego ra-mach Teatr Wybrzeże wznowił na dużej scenie przedstawienia „Blaszanego Bębenka”. W wielu punktach miasta odbywały się także imprezy związane z twór-czością Grassa, oraz happeningi

Redłowo leczy raka61 milionów złotych ma kosz-

tować blok operacyjny i oddział intensywnej terapii w Gdyńskim Centrum Onkologii na redłow-skim wzgórzu. Blisko trzy czwar-te tej kwoty wyłoży Urząd Mar-szałkowski. W nowym budynku znajdzie się pięć sal operacyj-nych. Jedna z nich ma być wypo-

sażona w urządzenie do naświe-tlania, co umożliwi radioterapię już podczas wykonywania zabie-gu chirurgicznego. Część miesz-kalna ma mieć wysoki standard, pacjenci będą mieli do dyspozy-cji pokoje jedno lub dwuosobo-we z łazienkami. Nowy blok przyjmie pierwszych chorych w końcu roku 2012. (as)

Będzie większy teatrJuż w lutym przyszłego roku

do Teatru Muzycznego w Gdyni wkroczą ekipy budowlane. Pla-nowana jest kompleksowa roz-budowa teatru. Nowa widownia pomieści 1070 widzów, o 400 wię-cej niż obecnie. Powiększone zo-stanie foyer, oraz zbudowana sala kameralna dla 300 widzów.

Rozbudowa została tak zaplano-wana, aby w teatrze można było organizować konferencje i zjaz-dy, co nie jest bez znaczenia dla budżetu placówki. Koszt inwe-stycji wyniesie około 50 milio-nów złotych, która to kwota po-chodzić będzie z kasy miasta, oraz z Urzędu Marszałkowskie-go. (as)

Günter Grass jest bez wątpienia jednym z najwybitniejszych, a zarazem najbardziej kontrowersyjnych, żyjących pisarzy niemieckich. W roku 1944 został wcielony do Waffen-SS, po wojnie wstąpił w szeregi Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. W 1993 r. otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska, w tym samym roku został doctorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego. Jest też Grass jedynym gdańskim laureatem literackiej Nagrody Nobla. Nic więc dziwnego, że każda jego wizyta w Gdańsku śledzona jest z taką uwagą zarówno przez media jak i przez wiernych miłośników twórczości mistrza z Wrzeszcza.

mat: „Czym jest Blaszany bębenek dla różnych pokoleń”. Debatę po-prowadziła Kazimiera Szczuka.

Grass mówił o fascynacji Niemców narodowym socjali-zmem w okresie III Rzeszy, o upadku ideologii totalitarnych XX wieku, o bankructwie neoli-beralizmu i swojej debiutanckiej powieści. Według noblisty „Bla-szany bębenek” to opowieść o utracie ojczyzny.

– Po wojnie terytorium dzisiej-szej Polski opuściło 14 milionów niemieckich wypędzonych i ucie-kinierów. Musieli, podobnie jak przybysze z Wilna i Grodna, którzy

osiedlali się w Gdańsku, zaczynać swoje życie od zera – powiedział.

Grass przyznał także, że wypę-dzenia były dla niego i jego rodzi-ny straszliwą traumą, o której jego matka nigdy nie chciała mówić. On jednak, jako pisarz, mógł przy-wrócić ludziom coś, co wydawało się absolutnie utraconą historią.

Grass wspomniał także o swo-jej służbie w oddziałach SS i II wojnie światowej. Zastanawiał się jak mogło dojść do tego, że Niemcy – naród oświecony i kul-turalny – potrafi li doprowadzić do takiego barbarzyństwa.

– Na to pytanie do dziś trudno znaleźć satysfakcjonującą odpo-wiedź – powiedział. – Całe społe-czeństwo, od mieszczaństwa po bur-żuazję, zostało uwiedzione przez na-rodowy socjalizmu. Skutki tego 12-letniego zauroczenia mają wciąż swoje konsekwencje w XXI wieku. Dlaczego młodzi ludzi wstępowali do Hitlerjugend? Ja, jako nastolatek, też dałem się temu zwieść i nie do-strzegłem, w jakim to szło kierunku, choć uważałem siebie za inteligent-nego chłopca” – powiedział. Odpo-wiedzi na te pytania, będę poszuki-wał do końca, aż do śmierci.

>> Czytaj również na s. 11 i 14

z udziałem młodych poetów. Wiersze nadawane były przez megafony na peronach stacji SKM, oraz w centrum handlo-wym „Manhattan”. Dwiema naj-ważniejszymi imprezami z udzia-łem samego noblisty było otwar-cie stałej gdańskiej galerii, której pisarz podarował 18 swoich prac, oraz jego spotkanie autorskie w Dworze Artusa.

Spotkanie to było połączone z prezentacją najnowszej książki pisarza zatytułowanej „Skrzynka” – wydanej właśnie przez Polnord-Wydawnictwo Oskar – a także z debatą młodych pisarzy na te-

Gdynia

fot. k

mz

fot. k

mz

Günter Grass i autor niemal wszystkich przekładów jego książek - Sławomir Błaut.

Na zakończenie spotkania w gdańskim Dworze Artusa Günter Grass podpisywał swoją najnowszą książkę „Skrzynka”, którą właśnie wydało wydawnictwo Oskar.

Page 2: riviera 09 2009.indd-3

Kalendarium Imprez Kulturalnych15 października - 14 listopada 2009

Październik 15.10 g. 12 – 18 Kiermasz taniej książki – wszystkie książki w cenie już od 50 groszy – MBP,

Biblioteka Główna 16.10 g. 17.00 Finał Ogólnopolskiego Konkursu „Wspomnienia Rówieśników Rock’n’rollla –

Urząd Miejski w Sopocie – „Sopockie Korzenie” 16.10 g. 18.00 „Z bajką mile spędzamy chwile” zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci: dobre

maniery ułatwią ci życie, czyli savoir-vivre dla dzieci; wyświetlanie filmów retro; zaję-cia plastyczne z zastosowaniem różnych technik – MBP, Filia Nr 6

16.10 g. 19,00 „ Opowieści z Lasku Wiedeńskiego ”- M. Sitek- vocal, Stanisław Deja – piano – Cafe del Arte

17 – 18.10 Regaty Zamknięcia Sezonu – SKŻ 17.10 g. 17,00 „ Koncert na harfie” – Barbara Karlik- vocal & harfa – Cafe del Arte 17.10 g. 19.00 Drugi koncert IV odsłony koncert cyklu „Śladami Wielkich Polaków – Jana

Pawła II i Fryderyka Chopina”, scenariusz i reżyseria D. S. Wójcik, Sala Herbowa Urzę-du Miasta Sopotu

20.10 g. 16.00 „Wtorkowe czytanie” głośne czytanie tekstów literackich dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 7

20.10 g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 5 20.10 g. 20.00 Nowy cykl „Światła wielkiego miasta” projekcja Annie Hall, reż. W. Allen, USA,

1977, 93 min. – DKF Kurort 20.10 g. 10.00 – 16.00 Sesja poświęcona sopockiej pisarce St. Fleszarowej-Muskat w 20. rocz-

nicę śmierci – Urząd Miasta Sopotu do 31.12 Stały kiermasz taniej książki – MBP, Biblioteka Główna 22.10 g. 18.00 Pokaz filmu „Niewygodna prawda” – były wiceprezydent USA, Al Gore, opo-

wiada o zmianach klimatu – MBP, Filia Nr 6 23.10 g. 18.00 „Z bajką mile spędzamy chwile” zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci: dobre

maniery ułatwią ci życie, czyli savoir-vivre dla dzieci; wyświetlanie filmów retro, zaję-cia plastyczne z zastosowaniem różnych technik – MBP, Filia Nr 6

23.10 g. 19,00 „ Jan Paweł II – Tryptyk Rzymski” – monodram w wykonaniu Mirosława Samsela – Cafe del Arte

24.10 g. 18.00 „Sopot dla klimatu” – w programie wykłady i prezentacje: Emisje dwutlenku węgla a zmiany klimatu (dr hab. Jacek Piskozub) oraz Miasto przyjazne dla klimatu (dr Marcin Gerwin) – Urząd Miasta Sopotu, MBP

24.10 Turniej dzieci i młodzieży „Hodura Cup” – Fundacja Sportu i Rekreacji Edwarda Hodury 24.10 g. 17,00 „Japońskie fascynacje” – wieczór artystyczny: – Iwona Jędruch – gong, Ewa

Fukuoka- malarstwo – Cafe del Arte 25.10 g. 17.00 Biesiada Literacka z Krystyną Kurczab Redlich (dziennikarką i reportażystką) oraz

promocja książek „Głową o mur Kremla” i „Pandrioszka” – Urząd Miasta Sopotu, MBP 25.10 g. 17,00 „Sztuka mroku – reminiscencje” – opowiada Jarosław Kusza- reżyser teatral-

ny i i filmowy, koncert akustyczny: Iwona Jędruch – gong, akompaniament elektronicz-ny: Marcin Dobiś-Dobijański – Cafe del Arte

26.10 g. 17.30 „Słuchamy bajek i bawimy się” głośne czytanie dzieciom, różne zabawy i zaję-cia – MBP, Filia Nr 2

27.10 g. 16.00 „Wtorkowe czytanie” głośne czytanie tekstów literackich dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 7

27.10 g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 5 27.10 g. 20.30 Nowy cykl „Światła wielkiego miasta” projekcja – Sin City – Miasto grzechu,

reż. R. Rodriguez, F. Miller, Q. Tarantino, USA, 2005, 124 min. – DKF Kurort 30.10 g. 18.00 „Z bajką mile spędzamy chwile” zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci: dobre

maniery ułatwią ci życie, czyli savoir-vivre dla dzieci; wyświetlanie filmów retro; zaję-cia plastyczne z zastosowaniem różnych technik – MBP, Filia Nr 6

30.10 g. 19,00 „ Śladami Bardów” -piosenki : B. Okudżawy, G. Brassensa, W. Wysockiego i E. Stachury – Janusz Pierzak- śpiew przy akompaniamencie gitary – Cafe del Arte

Listopad 20092.11-12.12 „Zima w kuchni” wystawa książek i czasopism o tematyce kulinarnej – MBP, Filia Nr 8 2.11 g. 17.00 Spektakl kukiełkowy Teatrzyku „Pacynka” dla dzieci pt. „Żelazny Jan”, zajęcia

plastyczne – MBP, Biblioteka Główna 3.11 g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 5 3.11 g. 18.00 „Sopot w książkach Pawła Huelle” – spotkanie literackie z architekturą i historią

w ramach cyklu Sopot. Opowieści o domach i ludziach.- Urząd Miasta Sopotu, MBP 3.11 g. 20.30 Nowy cykl „Światła wielkiego miasta” projekcja – Miasto Boga, reż. F. Meirel-

les, Brazylia, Francja, 2002, 130 min. – DKF Kurort 4.11 g. 16.30 Spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki – MBP, Biblioteka Główna 6.11 g. 18.00 „Z bajką mile spędzamy chwile” zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci: dobre

maniery ułatwią ci życie, czyli savoir-vivre dla dzieci; wyświetlanie filmów retro; zaję-cia plastyczne z zastosowaniem różnych technik – MBP, Filia Nr 6

7.11 g. 18.00 Biesiada Literacka z Mariuszem Wilkiem – Urząd Miasta Sopotu, MBP 9.11 g. 18.00 Prelekcja „Stawowie – wciąż mało znane”. Wystąpią panie Anna Badowska

i Dorota Starościak, autorki strony internetowej o Stawowiu, miłośniczki dziejów tego miejsca – MBP, Filia Nr 5

10.11 g. 17.00 „Książka na piątkę” głośne czytanie dzieciom, zabawy plastyczne – MBP, Filia Nr 5 10.11 g. 20.30 Nowy cykl „Światła wielkiego miasta” projekcja – Casablanca, reż. M. Curtiz,

USA, 1942, 102 min. – DKF Kurort 13.11 g. 18.00 „Z bajką mile spędzamy chwile” zajęcia literacko-plastyczne dla dzieci: dobre

maniery ułatwią ci życie, czyli savoir-vivre dla dzieci; wyświetlanie filmów retro; zaję-cia plastyczne z zastosowaniem różnych technik – MBP, Filia Nr 6

14.11 „Rajdowy Puchar KAGER 2009” V – Automobilklub Orski

2 www.riviera24.plInformacje Urzędu Miasta Sopotu

Adres redakcji:81-838 Sopot, Al. Niepodległości [email protected]@gazeta.plwww.riviera24.pl

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Załuskitel. 058 553 93 09

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Adres do korespondencji:Riviera Literackaul. Mariacka 50/5280-833 Gdańsk

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Jedenasty Honorowy ObywatelPodczas koncertu w Domu

Zdrojowym w niedzielę 4 paździer-nika br. arcybiskup Tadeusz Gocłow-ski otrzymał tytuł Honorowego Oby-watela Sopotu. Laudację wygłosił Aleksander Hall. Tytuł Honorowego Obywatela był arcybiskupowi przy-znany już wcześniej, specjalną uchwałą Rada Miasta z 28 marca 2008 roku. W uzasadnieniu tej uchwały Rada podkreśliła, że Go-cłowski jest niekwestionowanym autorytetem Kościoła Katolickiego na Wybrzeżu Gdańskim, zaś sopo-

cianie są mu szczególnie wdzięczni za doprowadzenie w roku 1999 do wizyty papieża Jana Pawła II na Wy-brzeżu i mszy, jaka się odbyła na so-pockim Hipodromie.

Arcybiskup Gocłowski jest je-denastym Honorowym Obywate-lem Sopotu od czasu, gdy miasto znalazło się w granicach Polski. Przed nim godność tę uzyskali między innymi Elżbieta Duńska-Krzesińska, złota medalistka Olimpiady w Australii w skoku w dal, Lech Wałęsa, Czesław Mi-łosz, profesorzy Władysław Barto-szewski i Roman Heising. (as)

Jacek Karnowski delegatem CLRAEW dniach 13-15 października

br. w Strasburgu obradował Kon-gres Władz Lokalnych i Regio-nalnych przy Radzie Europy – CLRAE. Delegatem Związku Miast Polskich był na tym kon-gresie prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Obrady miały na celu wybór sekretarza generalne-go CLRAE. Na spotkaniach robo-czych dyskutowano o proble-mach demokracji lokalnej w kra-jach europejskich. (as)

Polskie Davos w Sopocie? Od 19 lat w Krynicy Górskiej

odbywa się coroczne Forum Go-spodarcze. Jest to wielka, między-narodowa impreza, na którą zjeż-dżają głowy państw, sławni ekono-miści, biznesmeni z Polski, Europy i Azji. W bieżącym roku wygasła umowa, jaką organizator Forum – Instytut Studiów Wschodnich miał podpisaną z Krynicą. Czy ją przedłuży – oto jest pytanie? Roz-

strzygnie się to 23 października w Domu Zdrojowym w Sopocie, gdzie będzie obradować rada pro-gramowa Forum. Nie wykluczone, że podejmie ona decyzję o prze-niesieniu obrad Forum do Sopotu. Dla Trójmiasta taka decyzja ozna-czałaby olbrzymią szansę promo-cyjną. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski jest optymistą. Wierzy, że jego miasto będzie gościło zjazd ekonomistów. Czy tak się stanie dowiemy się już wkrótce. (as)

Demes 2009Sopot jest fi nalistą nagrody

biznesu sportowego „Demes 2009” w kategorii „Sport w mia-stach i regionach”. Pozostałymi fi -nalistami są Bydgoszcz, Łódź, Poznań i Warszawa. Uroczystość wręczenia pamiątkowych statu-etek odbędzie się 5 listopada w Centrum Olimpijskim PKOL w Warszawie. Przy ocenie po-

szczególnych kandydatów do na-grody punktowane były następu-jące osiągnięcia: 1. Wykorzystanie sportu w strategii promocji mia-sta; 2. Organizacja imprez sporto-wych z udziałem miasta; 3. Oferta sportowa dla mieszkańców; 4. Do-stępność infrastruktury sporto-wej; 5. Promocja sportu wśród społeczności lokalnej, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. (as)

Wykonawca mariny wyłoniony25 września br. wyłoniony zo-

stał zwycięzca przetargu na budowę przystani jachtowej przy sopockim molo, remont ostrogi i wzniesienie na głowicy mola budynku socjalne-go dla żeglarzy, wraz z restauracją. W przetargu wzięły udział cztery konsorcja. Najniższą cenę – 65 mi-lionów 643 tysiące – zaoferowało konsorcjum, w skład którego we-szły: Hudrobudowa S.A., Energopol

– Szczecin S.A., oraz Przedsiębior-stwo Robót Czerpalnych i Podwod-nych Sp. z o.o. Jeśli nie będzie prote-stów pozostałych oferentów prace budowlane mogą rozpocząć się już w październiku br. Zakończenie inwestycji jest przewidziane na wiosnę 2011 roku. Warto dodać, że kwota zaproponowana przez Hy-drobudowę i pozostałe fi rmy jest o ponad 7 milionów niższa niż za-kładał inwestor, czyli Urząd Miasta Sopotu. (as)

Hala finiszuje3 października prezydenci

Gdańska i Sopotu zaprosili wszyst-kich interesujących się postępami budowy Hali Sportowo-Widowisko-wej na granicy Sopotu i Gdańska na zwiedzanie obiektu. Był to już drugi otwarty dzień budowy. Licznie sta-wili się nań sportowcy, przede wszystkim siatkarze i koszykarze z obu miast, którzy już w przyszłym

sezonie jesienno-zimowym będą tu rozgrywali swoje mecze. Zwiedzanie połączone było z festynem rodzin-nym na terenie sopockiego Hipodro-mu. W jego ramach odbyły się liczne zawody sportowe dla dzieci, poczę-stunek w formie grilla, oraz koncert zespołu Blenders. Przy budowie hali pracuje obecnie ponad 250 osób z fi rm Budimex – Dromex S.A., oraz Asseco Systems S.A. (as)

Malczewskiego otwartaZakończył się trwający dwa

miesiące remont ulicy Malczew-skiego w Sopocie. Na czterysta me-trowym odcinku, od alei Niepod-ległości do bramy Cmentarza Ko-munalnego położona została nowa nawierzchnia jezdni. Zbudowano zatokę autobusową, chodniki po obu stronach ulicy, mury oporowe, przejście dla pieszych. Wymienio-

na została cała instalacja podziem-na i oświetlenie. 30 września nową ulicę otworzył prezydent Sopotu Jacek Karnowski, witając pierw-szego kierowcę, który wjechał na wyremontowaną trasę. Koszt in-westycji wyniósł nieco ponad 3 miliony złotych, z czego połowę pokrył budżet Państwa w ramach Narodowego Programu Przebudo-wy Dróg Lokalnych, a połowę wy-łożyło Miasto. (as)

Pamięci Polonii SopockiejPrzed wybuchem II wojny świa-

towej Polacy stanowili 10 do 12 % ludności Sopotu, czyli około trzech tysięcy osób. Środowisko to było niezwykle patriotyczne i aktywne. Przy dzisiejszej ulicy Chopina znaj-dował się nieistniejący już Dom Polski. Działały takie organizacje jak Towarzystwo Ludowe, Towarzy-stwo Śpiewackie „Lutnia”, Towarzy-stwo Polek. Patronowała im i wspie-rała ich działalność parafi a katolic-ka „Gwiazda Morza”. Dziś z tamtych ludzi żyją już tylko nieliczni.

Z okazji 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej, Muzeum Sopo-tu przy fi nansowym wsparciu Unii Europejskiej zorganizowało cykl imprez pod wspólną nazwą „Polo-

nia Sopocka”. Odbyły się koncerty pieśni patriotycznych, sesja nauko-wa poświęcona historii Domu Pol-skiego, w przygotowaniu jest książ-ka zawierająca wspomnienia przed-wojennych mieszkańców Sopotu. Powstał także prawie godzinny fa-bularyzowany fi lm dokumentalny przedstawiający losy sopockich Po-laków do roku 1939. Film pod tytu-łem „Polonia sopocka” na zlecenie Muzeum Sopotu zrealizowała So-pocka Wytwórnia Filmowa. Reży-serowała Joanna Gula-Cichocka. Prapremiera fi lmu odbyła się 1 paź-dziernika w sopockim Multikinie. Film był jeszcze wyświetlany w dniach 2 i 5 października i cieszył się dużym zainteresowaniem dzi-siejszych mieszkańców kurortu. Wstęp na projekcje był wolny. (bs)

Jubileusz Stowarzyszenia Szarych SzeregówOddział Morskiego Stowarzy-

szenia „Szarych Szeregów” został założony w roku 1994. Wstąpili do niego kombatanci organizacji har-cerskiej z czasów okupacji, wsła-wieni bohaterską walką z Niemca-mi w latach II wojny światowej. Do Oddziału Morskiego przystąpiło wtedy około stu osób. Dziś pozo-stało ich tylko 35. Wiek robi swo-je… Mimo 80-ki i więcej lat na karku byli harcerze i żołnierze Ar-mii Podziemnej wciąż pozostają

aktywni. 10 października obcho-dzili 15 rocznicę powstania Stowa-rzyszenia. Była msza w kościele Gwiazdy Morza w Sopocie, potem wspólne z byłymi żołnierzami Ar-mii Krajowej wspominki. Na spo-tkanie przybyli instruktorzy har-cerstwa z Białorusi, Litwy i Ukra-iny, z którymi byli żołnierze Sza-rych Szeregów od lat mają ścisły kontakt. Obecni byli także przed-stawiciele Oddziału Pomorskiego „Wspólnoty Polskiej”. Patronat nad jubileuszowymi uroczystościami objął Marszałek Województwa Po-morskiego Jan Kozłowski. (bs)

Sopot dla klimatu24 października br. o godzi-

nie 18.00 w sali nr 36 Urzędu Miasta Sopotu odbędzie się spo-tkanie z dwoma naukowcami. Z dr hab. Jackiem Piskozubem z Instytutu Oceanografi i PAN i z dr Marcinem Gerwinem. Ja-

cek Piskozub omówi zmiany kli-matyczne naszej Planety i wpływ jaki ma na nie emisja dwutlenku węgla. Natomiast Marcin Gerwin przedstawi rozwiązania jakie w związku z tymi zmianami na-leży zastosowań w Sopocie. Wstęp wolny. (as)

fot. k

mz

fot. k

mz

Delegatem Związku Miast Polskich na Kongresie Władz Lokalnych i Regionalnych był prezydent Sopotu, Jacek Karnowski.

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski jest już jedenastym Honorowym Obywatelem Sopotu od roku 1945. Nz. z profesorem Władysławem Bartoszewskim, który również nosi ten zaszczytny tytuł.

Page 3: riviera 09 2009.indd-3

Nr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009 Sopot 3

Przystanek będzie jak nowyPo Kamiennym Potoku i sta-

cji w Sopocie, przyszła kolej na remont przystanku SKM Sopot Wyścigi. W związku z tym pasa-

żerowie muszą korzystać z tym-czasowego wejścia na peron, któ-re znajduje się od strony stadio-nu „Ogniwa”. Remont potrwa do 20 grudnia br. (as)

Anna Jarosz odznaczona18 września 1989 roku ustano-

wiona została Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej. Grupę zało-życielską stanowili parlamentarzy-ści wybrani w częściowo wolnych wyborach z 4 czerwca 1989 roku. Fundacja miała wspierać rozwój demokracji i samorządności lokal-nej. Jej aktywistami stali się pra-cownicy samorządowi, radni, dziennikarze, nauczyciele, pracow-nicy małych i średnich przedsię-biorstw, a także ludzie zagrożeni bezrobociem. W ciągu 20 lat Fun-dacja rozrastała się, obejmując swym zasięgiem cały kraj. Dziś dys-ponuje 16 regionalnymi ośrodkami, wraz z ich fi liami, w których prze-szkolono prawie milion osób. Fun-dacja posiada 4 wyższe szkoły ad-ministracji publicznej, Polski Insty-tut Demokracji Lokalnej, oraz po-nad 70 klubów i forów branżowych. Realizowane są także programy słu-żące pomocą krajom ościennym: Ukrainie, Białorusi, państwom bał-kańskim.

Z okazji jubileuszu 20-lecia ist-nienia Fundacji prezydent RP Lech Kaczyński uhonorował najbardziej zasłużonych pracowników odzna-czeniami państwowymi. Znalazła się wśród nich Sopocianka – dyrek-tor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, pani Anna Jarosz. W imieniu Prezydenta Srebrny Krzyż Zasługi wręczył jej minister w Kancelarii Prezydenckiej – Paweł Wypych. (as)

Międzynarodowy Dzień Osób StarszychPrawie jedna czwarta miesz-

kańców Sopotu to osoby w wieku emerytalnym. Władze miasta z udziałem organizacji pozarzą-dowych starają się im pomóc, za-pewniając opiekę, oraz stwarzając różne możliwości aktywizujące ludzi już niepracujących.

1 października to Międzynaro-dowy Dzień Osób Starszych. So-pocki MOPS opracował program nazwany „Tęczowa Jesień”. Jego hasłem jest: „jakość opieki nad osobami starszymi, to jakość ich życia”. Zgodnie z tym programem MOPS zapewnia seniorom porad-nictwo psychologiczne i prawne, organizuje system dowozu posił-ku do domów, pomaga w robieniu zakupów i podczas spacerów, troszczy się o podwyższenie kwa-

lifi kacji personelu zajmującego się opieką środowiskową.

Już w roku 2010 przewidziane jest otwarcie Sopockiego Cen-trum Seniora przy ulicy Mickie-wicza. Będzie się tam mieścił dom pomocy społecznej, dzienny dom pobytu, oraz klub z kawiarnią in-ternerową. Ważną rolę w aktywi-zacji ludzi starych odgrywa So-pocki Uniwersytet Trzeciego Wie-ku. Przewiduje się także stworze-nie „mapy” barier architektonicz-nych, utrudniających osobom starszym i chorym poruszanie się po mieście. Bariery te będą sukce-sywnie likwidowane.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Starszych w Urzędzie Miasta uhonorowano dwie szcze-gólnie zasłużone opiekunki, od wielu lat zajmujące się osobami starymi i niepełnosprawnymi. (as)

Święto Miasta8 października minęła 108.

rocznica nadania Sopotowi przez cesarza Wilhelma II praw miej-skich. Z tej okazji w nowym Domu Zdrojowym odbyły się dwa kon-certy. W pierwszym, 4 październi-ka orkiestra Polskiej Filharmonii Kameralnej pod dyrekcją Wojcie-cha Rajskiego wykonała „Muzykę sztucznych ogni” G. F. Haendla i V Symfonię c-moll Ludwika van Beethovena. Drugi koncert miał miejsce cztery dni później, 8 paź-dziernika. W jego programie zna-lazły się wielkie przeboje polskiej muzyki rozrywkowej, a jako soli-

sta, z towarzyszeniem orkiestry PFK, wystąpił Janusz Radek. Na oba koncerty mieszkańcy Sopotu otrzymali tysiąc zaproszeń, które wydawał organizator, czyli Bałtyc-ka Agencja Artystyczna BART.

Koncerty były połączone z waż-nymi wydarzeniami: przyznaniem arcybiskupowi Tadeuszowi Go-cłowskiemu tytułu Honorowego Obywatela Sopotu, z wręczeniem dorocznych nagród Prezydenta Miasta w dziedzinie kultury i sztu-ki, oraz nauki – „Sopocka Muza”, a także nagrody Przewodniczące-go Rady Miasta za najlepszą so-pocką inwestycję. (as)

Zdrowe życie2 października br. w sali kon-

gresowej gdańskiej Akademii Wy-chowania Fizycznego i Sportu od-była się konferencja na temat „Rola szkoły w kształtowaniu zdrowego stylu życia”. Konferencję zorganizo-wał Urząd Marszałkowski Woje-wództwa Pomorskiego, Urząd Mia-sta Sopotu, AWFiS, oraz Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku i III Liceum Ogólnokształcące w Sopocie. Wygłoszono 7 referatów, których autorami byli: Małgorzata

Pobłocka – pełnomocnik prezyden-ta Sopotu do spraw uzależnień, prof. Tomasz Frołowicz z AWFiS w Gdańsku, dr Artur Ziółkowski z AWFiS, prof. Wojciech Drygas z Uniwersytetu Medycznego w Ło-dzi, dr nauk medycznych Monika Stołychwo-Gofron, inż. Hanna Zych wiceprzewodnicząca Sejmiku Woje-wództwa Pomorskiego i dr Anna Strzałkowska z Uniwersytetu Gdań-skiego. Ona też, po zakończeniu konferencji poprowadziła warsztaty dla nauczycieli. (as)

Śladami wielkich PolakówPod tym tytułem 17 paździer-

nika br. w Sali Herbowej Urzędu Miasta w Sopocie odbył się kon-cert poświęcony Janowi Pawłowi II i Fryderykowi Chopinowi. W programie znalazły się polone-zy, ballady, walce i nokturny Cho-

pina, oraz poematy „Wędrówka do miejsc świętych”, oraz „Magni-fi cat” Karola Wojtyły. Honorowy patronat nad koncertem objął prezydent Sopotu, Jacek Karnow-ski. Wystąpili Bogdan Kułakowski – fortepian, Dariusz S. Wójcik – bas, oraz Joanna Kreft -Baka i Da-riusz Szymaniak – recytacja.

Medale dla nauczycieliZ okazji Dnia Edukacji Naro-

dowej w Zespole Szkół Nr 1 w So-pocie odbyła się uroczystość, podczas której odznaczeni zosta-li najlepsi miejscowi nauczyciele. Medale Komisji Edukacji Naro-dowej otrzymała Felicja Góraj z Centrum Kształcenia Usta-wicznego i Małgorzata Szymań-ska z ZS Nr 1, zaś nagrodę Kura-tora Oświaty Województwa Po-morskiego Anna Adamczyk, Li-

dia Dysarz i Małgorzata Formel-la. 33 wyróżniającym się nauczy-cielom Prezydent Miasta Sopotu, Jacek Karnowski przyznał nagro-dy pieniężne w wysokości 3600 złotych każda. Sopot dofi nanso-wuje z budżetu różne dodatkowe lekcje: matematyki, języków ob-cych, żeglarstwa na ogólną kwotę ponad miliona złotych. Na re-monty i podniesienie standardu placówek miasto wyasygnowało w tym roku ponad 12 milionów złotych. (as)

Karetka jeszcze pojeździOd początku lipca br. ludzie

starsi i chorzy mogli w Sopocie bezpłatnie korzystać ze specjal-nego samochodu przystosowa-nego do przewozu osób niepeł-nosprawnych. Przewozy były opłacane z budżetu Miasta. Umowa była ważna do 30 wrze-śnia, lecz ze względu na duże za-

interesowanie tą formą pomocy władze Sopotu postanowiły przedłużyć ją do końca roku, oraz zabezpieczyć środki na ten cel w przyszłorocznym budżecie. Przypominamy, że transport można zamawiać telefonicznie w godzinach od 7.30 do 15.00 pod numerami telefonów 58 – 352-60-91 i 600-366-664. (as)

Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sopocie, pani Anna Jarosz odznaczona została Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Page 4: riviera 09 2009.indd-3

4 Sopot www.riviera24.pl

Sopot. Takiego sztormu nie było od 30 lat

Powiała „dwunastka”N

awałnica uderzyła 13 paź-dziernika. Trwała dwa dni. Według synoptyków

prędkość wiatru dochodziła do 120 km na godzinę. Na otwartym morzu fale miały po kilkanaście metrów wysokości, w Zatoce Gdańskiej niewiele mniej. Wiatr wiał od północy, co pogarszało sytuację. Sopockie plaże znalazły się pod wodą. Mocno ucierpiało molo. Morze zabrało deski i ba-rierki z głowicy, dewastacji uległy dolne pomosty, do reszty została rozbita boczna ostroga. Przez dwie doby, ze względu na bezpie-czeństwo molo było zamknięte dla spacerowiczów. Przewiduje się, że prowizoryczny remont po-mostu będzie kosztował około pół miliona złotych. Kapitalnego re-montu na razie nie będzie, ponie-waż już w październiku br. roz-pocznie się budowa mariny, czyli portu dla jachtów, usytuowanego przy bocznej ostrodze mola. Zbu-dowany w ramach tej inwestycji

falochron raz na zawsze zabezpie-czy przed sztormami najdłuższy drewniany pomost Europy.

Huragan dał się we znaki nie tylko Sopotowi. W Jelitkowie, na skutek tzw. „cofk i” wylał Potok Oliwski, zalewając część tamtej-szego parku. Na Dolnym Mieście w Gdańsku pchane wichrem wody Bałtyku spiętrzyły Motławę powodując zalanie kilku ulic. W całym Trójmieście wystąpiły

kłopoty z komunikacją. W Gdań-sku padające drzewa zablokowały niektóre linie tramwajowe. W Gdyni z tej samej przyczyny stanęły trolejbusy. SKM kursowa-ła z przerwami. W Rębiechowie odwołano część lotów. Na szczę-ście nie doszło do poważniejszych wypadków, nikt nie zginął, jed-nak walące się drzewa uszkodziły wiele parkujących pod nimi sa-mochodów. (kmz)

Sopot. Podsumowanie sezonu letniego

Kurort rekordowy Takiego najazdu turystów Sopot dawno nie przeżywał. Samo Orange Kino Letnie na molo przyciągnęło 62 tysiące widzów. A w ciągu dwóch wakacyjnych miesięcy kasy mola sprzedały 600.464 bilety, prawie 30 tysięcy więcej niż w tym samym czasie roku 2008 i 70 tysięcy więcej niż w roku 2007!

Tegoroczny sezon letni, mimo kryzysu światowego, a także nie najlepszej pogo-

dy okazał się dla Sopotu pomyśl-ny. Turystów i wczasowiczów było w lecie więcej niż w analogicz-nych okresach lat ubiegłych. Roz-miary najazdu na najbardziej znany w Polsce kurort można ocenić po ilości biletów sprzeda-nych osobom pragnącym prze-spacerować się po molo. Przekro-czenie 600 tysięcy sprzedanych w lipcu i sierpniu biletów stanowi swoisty rekord. A jego apogeum przypadło 15 sierpnia. Tego dnia na molo weszło z biletami 16.429 osób. Dla porównania rekord roku 2008, który przypadł na 9 sierpnia wyniósł 13.661 osób.

Sezon w tym roku rozpoczął się wcześnie, bo już 30 kwietnia, wraz z początkiem długiego ma-jowego weekendu. Impreza o na-zwie Sopot Ulica Sztuki przycią-gnęła tłumy, zarówno mieszkań-ców Trójmiasta, jak przybyszów z głębi kraju. Blasku Sopotowi do-dały też obchody stulecia Opery Leśnej, występy znakomitych ar-tystów, odnowienie tradycji festi-walu wagnerowskiego w leśnym amfi teatrze.

Trafi eniem w dziesiątkę oka-zało się „kino pod gwiazdami”, czyli Orange Kino Letnie, które w tym roku zostało zorganizowa-ne wspólnie z miastem Zakopane. Filmy na sopockim molo obejrza-ło 62 tysiące osób, 35 tysięcy na Krupówkach, a prawie 10 tysięcy

w wagonie fi lmowym pociągu re-lacji Sopot – Zakopane. Ogółem w obu kurortach i na łączącej je linii kolejowej odbyło się 453 se-ansów fi lmowych.

Awans w rankinguPopularność „Perły Bałtyku”

widać wyraźnie także w licznych rankingach internetowych. W jed-nym z nich 25 tysięcy osób ocenia-ło polskie miejscowości nadmor-skie. Kurorty były klasyfi kowane w dziesięciu kategoriach, a w każ-dej z nich można było uzyskać oce-nę od 1 do 5. W tym plebiscycie Sopot przesunął się z ubiegłorocz-nego 4 miejsca na trzecie, uzysku-jąc średnią ocenę 4,17 punktów. W czterech konkurencjach nasze miasto zajęło pierwsze miejsce. Były to: atrakcje na plaży, atrakcje poza plażą, baza gastronomiczna, życie nocne.

To życie nocne tętniło w tym roku wyjątkowo mocno, do czego w dużej mierze przyczyniła się za-budowa dolnej części Sopotu, z Multikinem, hotelem Sheraton, nowymi lokalami gastronomicz-nymi i Centrum Konferencyjnym. Dzięki temu w mieście odbywały się konferencje i kongresy bizneso-we, sezon przedłużył się na cały wrzesień, a niewątpliwym hitem stał się pobyt w Grand Hotelu pre-miera Rosji Władimira Putina, oraz spotkania głów państw Grupy Wyszehradzkiej.

Awans Sopotu do rangi najpo-pularniejszego kurortu Polski

podkreślił prezydent Miasta, Ja-cek Karnowski.

– Sopot od lat konsekwentnie realizuje swoją strategię rozwoju – mówił Karnowski. – Naszym celem jest całoroczny kurort z bo-gatą i na wysokim poziomie ofer-tą noclegową, gastronomiczną, kulturalną, sportową i rekreacyj-ną. Chcemy przyciągać wymaga-jących turystów i konkurować z innymi ośrodkami europejski-mi. Nowe centrum kongresowe i spa, hotel Sheraton oraz sale ki-nowe i gastronomiczne powodu-ją, że Sopot jest atrakcyjny przez cały rok i może rozwijać turystykę biznesową, oraz być centrum pre-stiżowych wydarzeń politycz-nych. Dbamy jednak także o to, co od lat stanowiło o atrakcyjności Sopotu, czyli plażę i ofertę letnich wydarzeń. Nowa przystań jachto-wa zabezpieczy największą so-pocką atrakcję, jaką jest niewąt-pliwie molo i umożliwi otwarcie Sopotu na turystów – żeglarzy z Polski i Europy.

Warto dodać, że już w najbliż-szych miesiącach swoje podwoje otworzy Dom Zdrojowy z salami wystawowymi, pijalnią wód mi-neralnych i centrum informacji turystycznej. A w następnych la-tach czeka nas budowa nowego dworca kolejowego i jego otocze-nia, oraz rewitalizacja Opery Le-śnej. To wszystko sprawi, że ku-rort nad Zatoką Gdańską stanie się jeszcze piękniejszy i bardziej atrakcyjny.

Sopot. Festiwal w „Sfi nksie”

Muzyka dla Pokoju i Tolerancji

Pod tym tytułem w dniach 2 października, oraz 4 i 5 grudnia 2009 odbędzie się X edycja festiwalu noszącego wcześniej nazwę „Muzyka przeciwko Nietolerancji i Przemocy”. Organizatorem festiwalu jest działające w Sopocie stowarzyszenie „Jeden Świat”.

Wszystko zaczęło się w roku 2000, gdy nie-znani sprawcy zdemo-

lowali samochód muzyka i dzia-łacza kulturalnego, aktualnie dy-rektora Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry’ego Okey Ugwu. Na wraku umieszczone zostały rasistowskie napisy. Wówczas to przyjaciele poszkodowanego zorganizowali koncert pod ha-słem: „Zbieramy na blacharza – pomożemy Larry’emu.” Koncert odbył się w klubie „Rock Cafe” w Gdańsku. Jego głównymi po-mysłodawcami byli Krzysztof Ski-ba i Paweł „Koñjo” Konnak. Larry Okey Ugwu podchwycił tę inicja-tywę organizując w sopockim klubie „Sfi nks” festiwal „Muzyka

Przeciwko Nietolerancji i Prze-mocy”. Festiwale odbywały się w różnych miejscach, między in-nymi w Gdyńskim Centrum Kul-tury, na sopockiej plaży, na Łysej Górze. Tegoroczny koncert odbył się ponownie w klubie „Sfi nks”. Wystąpiło w nim 8 trójmiejskich zespołów utożsamiających się z ideą pokoju i tolerancji.

Grudniowa część festiwalu będzie miała poważniejszy cha-

rakter. Odbędą się wykłady i dys-kusje. Udział w nich zapowie-dzieli między innymi ambasado-rowie Republiki Południowej Afryki, Angoli i Nigerii. Prócz głównego organizatora, czyli sto-warzyszenia „Jeden Świat”, festi-wal wspomagają Urząd Marszał-kowski, Nadbałtyckie Centrum Kultury, Chata Góralska „Koliba” w Sopocie, oraz fi rma Goetz Druk. (kmz)

Konkurs dla rówieśników rock and rolla

rozstrzygnięty

Sopockie Korzenie Fundacja „Sopockie Korzenie” działa zaledwie od roku, ale na swym koncie posiada już znaczne osiągnięcia. Jej powstanie było związane z przygotowaniami do obchodów 50-lecia rock and rolla, 30 rocznicy powstania ruchu o nazwie Muzyka Młodej Generacji, oraz uhonorowania „ojca chrzestnego” polskiego rocka – Franciszka Walickiego. Walicki otrzymał złoty medal „Gloria Artis” – najwyższe odznaczenie przyznawane przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Natomiast obchody rocznicowe zaowocowały dziesiątkami koncertów, wystaw i wydawnictw.

Fundacja zorganizowała również ogólnopolski kon-kurs pod hasłem „Wspo-

mnienia Rówieśników Roc-k’n’Rolla”. Jego zadaniem było podtrzymywanie tradycji, oraz dalsze popularyzowanie polskie-go rocka. Chodziło o ocalenie od zapomnienia faktów dotyczą-cych początków tego gatunku muzycznego, uratowania doku-mentów, zdjęć, nagrań, pamią-tek, wycinków prasowych. W konkursie wzięło udział 45 osób, w tym muzycy, plastycy, fotografi cy, dziennikarze, anima-torzy kultury, a nawet dzieci. Na-desłano wspomnienia, nagrania, rysunki, archiwalne fotografi e i pamiątki. Większość autorów pochodziła z kraju, ale byli też przedstawiciele Polonii z USA, Szwecji, Niemiec.

Jury, w którym zasiedli Woj-ciech Fułek, Marcin Jacobson, Wojciech Korzeniewski, Dariusz Szreter, Wiesław Śliwiński i Da-niel Wołek postanowiło nagro-dzić Stanisława Dudzika za po-chodzący z 1982 roku archiwalny zapis wideo z koncertu Czesława Niemena i zespołu Kombi w Sztokholmie. Drugą nagrodę otrzymał Roman Stinzing-

Wojnarowski i Andrzej Icha za książkę „Motława BEAT – Trój-miejska scena big-beatowa lat 60-tych”. Trzecie miejsce zajął Maciej Kraszewski za tekst „Skrócone kalendarium z mi-siem w tle”.

Przyznano również trzy równo-rzędne wyróżnienia, nagrody spe-cjalne oraz nagrodę pozaregulami-nową, ufundowaną przez patrona medialnego konkursu, redakcję „Polska – Dziennik Bałtycki

Wręczenie nagród nastąpiło 16 października w Urzędzie Mia-sta Sopotu. Tego samego dnia w Operze Leśnej odbył się grill

i jam-session, zorganizowany przez Bałtycką Agencję Artystyczną. Wystąpili muzycy z legendarnych zespołów: „Polanie”, „Takty”, „Zło-te struny”, „Meteory”.

Konkurs był współfi nansowa-ny z krajowego Programu Opera-cyjnego Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. Nagrody ufun-dował Marszałek Województwa Pomorskiego, Urząd Miasta So-potu, oraz Fundacja „Sopockie Korzenie”. Patronat nad Funda-cją sprawuje marszałek Woje-wództwa Pomorskiego Jan Ko-złowski i wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek. (kmz)

Ostatni weekend września upłynął w Sopocie pod znakiem festiwalu muzy-

ki alternatywnej – „Fląder Pop”.

Festiwal, który w ubiegłych la-tach odbywał się na sopockiej plaży, w tym roku został, ze względu na pogodę, przeniesio-

ny do sali klubu „Sfi nks”. Sobota, 26 września, była poświęcona muzyce reggae, w niedzielę do-minowały zespoły punkowe. (bs)

fot. K

rzys

ztof M

ystk

owsk

i / KF

P

Molo w Sopocie atakowane przez sztorm. Fale spowodowały uszkodzenia drewnianej konstrukcji.

Muzyka alternatywna w „Sfinksie”

Page 5: riviera 09 2009.indd-3

Nr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009 Sopot 5

Sopot. Już po raz siedemnasty ogrodnicy-amatorzy stanęli do konkursu

Najładniejsza posesja kurortuW

tym konkursie mogli wziąć udział wszyscy mieszkańcy Sopotu. Je-

dynym warunkiem było posiada-nie ogródka, choćby najmniejsze-go, oraz dostarczenie w regulami-

nowym terminie do Wydział In-żynierii i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Sopotu zgłoszenia, zawierającego fotografi ę uprawia-nego ogrodu. Do konkursu mogły stawać również wspólnoty miesz-

kaniowe, osiedla, szkoły, przed-szkola i inne instytucje.

Tak jak przez ostatnie szesna-ście lat, tak i tym razem konkurs „Na najładniejszą posesję w So-pocie” spotkał się z ogromnym zainteresowaniem sopockich ogrodników-amatorów. Do zawo-dów stanęło ponad 1000 rodzin, co pokazało, jak bardzo sopocia-nom zależy na pięknie swojego miasta. Po przejrzeniu zdjęć i do-konaniu wstępnej oceny, komisja, której przewodniczył prezydent miasta, Jacek Karnowski, przystą-piła do wyboru najpiękniejszych posesji w kategorii indywidualnej i w kategorii instytucji.

W tym roku komisja konkurso-wa nagrodziła następujące ogrody:

Kategoria – Posesje Indywidualne:I – nagroda, Joanna Ghulam, ul. Abrahama 20 – 1200 złII – nagroda, Ewa Oziewicz, ul. Kopernika 1/2 – 1000 zł III – nagroda, Grzegorz Świniar-ski, ul. Helska 17/3 – 800 zł

Wyróżnienia (nagrody w wysoko-ści 300 zł): 1. Barbara Brzykcy, Al. Niepodle-głości 642/6442. Danuta Hruzdowicz, Al. Nie-podległości 692/173. Wiesława Józefowicz, Al. Nie-podległości 692/45

Zwyciężczynią XVII edycji konkursu „Na najładniejszą posesję w Sopocie” została pani Joanna Ghulam, uprawiająca przydomowy ogród na ul. Abrahama 20.

W kategorii instytucji najpiękniejszym ogrodem mogą się poszczycić mieszkańcy Wspólnot Mieszkanio-wych przy ul. Wybickiego 43 i 43 a.

fot. k

mz

fot. k

mz

fot. k

mz

W sumie na nagrody indywi-dualne Miasto przeznaczyło 5700 zł. Instytucje startujące w konkur-sie otrzymały 10500 zł.

Uroczyste zakończenie i pod-sumowanie konkursu „Na najład-niejszą posesję w Sopocie” odbyło

się 17 października o godz. 12.00 w muszli koncertowej na sopoc-kim molo. Prócz nagród i dyplo-mów dla uczestników konkursu, Miasto przygotowało koncert mu-zyczny i poczęstunek dla wszyst-kich mieszkańców. (bs)

Sopot. Luksusy Sheratona: 182 pokoje, apartamenty, Club Longue, SPA, basen,

centrum konferencyjne, restauracje i bary.

Super-hotel gotowyJeszcze trzy lata temu był tutaj obskurny parking samochodowy. Dziś stoi super-luksusowy pięciogwiazdkowy hotel Sheraton. Wypełnił on lukę pomiędzy Domem Zdrojowym, a Grand Hotelem, stając się centralnym punktem reprezentacyjnego ciągu budynków usytuowanych po lewej stronie sopockiego mola. Obiekt należy do sieci Starwood Hotels & Resorts.

Sopocki Sheraton jest już szóstym hotelem sieci Star-wood Hotels & Resorts

w Polsce. Trzy znajdują się w Warszawie, po jednym w Kra-kowie i w Poznaniu.

Obiekt oddawany był do użytku etapami. Najpierw, w lip-cu 2008 roku, otworzył swoje podwoje sam hotel - od tej pory do dziś nocowało w nim blisko 48 tysięcy gości; jednym z nich był Polak, o którym dziś głośno w światowych mediach – Roman Polański. 1 czerwca br. otwarte zostało centrum konferencyjne. W ciągu pięciu miesięcy obsłu-żyło ono 194 konferencje. W naj-większej z nich uczestniczyło 450 osób. W sierpniu 2009 roku Sheraton mógł już zaprosić gości do restauracji InAzia i baru Ro-tunda, a z początkiem września do luksusowego SPA i piwnicy win Vinoteque. Aż wreszcie 25 września, w obecności prezy-denta Sopotu Jacka Karnowskie-go i wielu innych zaproszonych

4. Roman Rodziewicz, Al. Nie-podległości 692/57, 5. Anita i Roland Gründemann, Al. Niepodległości 865 a/66. Piotr Kopycki, ul. Mazowiecka 277. Barbara Ginter, ul. Okrężna 138. Krystyna Ramułt, ul. 23 marca 679. Ewa Gorzelańczyk, ul. 23 marca 67

Kategoria – Posesje Instytucji: I – nagroda, ex aequoWspólnota Mieszkaniowa, ul. Wy-bickiego 43 – 2000 zł Wspólnota Mieszkaniowa, ul. Wy-bickiego 43 a – 2000 złII – nagroda, Wspólnota Miesz-kaniowa, ul. Malczewskiego 11a – 1.600 złIII – nagroda, Wspólnota Mieszka-niowa, ul. Wejherowska 5 – 1400 zł

Wyróżnienia (nagroda w wys. 500 zł):Wspólnota Mieszkaniowa, ul. So-bieskiego 59 Wspólnota Mieszkaniowa, ul. So-bieskiego 61 Wspólnota Mieszkaniowa, ul. Za-cisze 11 a, Wspólnota Mieszkaniowa, ul. Ło-kietka 51 a – dWspólnota Mieszkaniowa, ul. So-bieskiego 63Wspólnota Mieszkaniowa, ul. So-bieskiego 65Wspólnota Mieszkaniowa, ul. Emi-lii Plater 3

osób obiekt został w całości od-dany do eksploatacji.

W hotelu znajdują się 182 luk-susowe pokoje, oraz 7 apartamen-tów, z których największy ma po-nad sto metrów kwadratowych powierzchni. Najdroższe jest piąte

piętro, niedostępne dla osób po-stronnych. Składa się nań 29 pokoi o podwyższonym standardzie, trzy apartamenty „executive”, aparta-ment „Premier”, oraz Club Longue.

Centrum konferencyjne She-ratona jest największym tego

typu obiektem w Trójmieście. Mieści się w przylegającym do hotelu Domu Zdrojowym i ma ponad 4 tysiące metrów kwadra-towych powierzchni. Największa sala może pomieścić do 650 osób, ale posiada ruchome ściany po-

zwalające podzielić ją na cztery mniejsze. Prócz niej w Centrum znajduje się wytworna sala balo-wa o powierzchni 360 metrów kwadratowych i 15 metrach wy-sokości, oraz siedem mniejszych sal konferencyjnych. Wszystkie sale dysponują nowoczesnym sprzętem audiowizualnym i są wyposażone w okna wpuszczają-ce światło dzienne.

Niewątpliwą atrakcją hotelu jest SPA usytuowane na po-wierzchni 2 tysięcy metrów kwa-dratowych. Prócz oferujących szeroki zakres zabiegów pielę-gnacyjnych i wypoczynkowych pomieszczeń znajduje się tam bi-blioteka, oraz kawiarnia z tara-sem widokowym na morze. W ciągu pierwszych paru tygo-dni działalności nowe sopockie SPA obsłużyło już ponad dwie-ście osób.

Część kulinarna Sheratona to restauracje Wave i InAzia, bary 512 i Rotunda, oraz piwni-ca win Vinoteque. Z nich naja-

trakcyjniejszą ofertę oferuje In-Azia i Vinoteque. Restauracja, jak sama nazwa wskazuje, na-stawiona jest na potrawy Dale-kiego Wschodu – kuchnię japoń-ską, chińską, fi lipińską i wiet-namską. W piwnicy natomiast można popróbować ponad trzy-stu różnych gatunków win naj-wyższej światowej klasy.

Sheraton na pewno nie jest hotelem dla przeciętnego klien-ta. Ceny pokoi wahają się od 318 do 643 zł. Chętni na nocleg w apartamencie typu Premier, z którego rozciąga się wspaniały widok na Zatokę Gdańską, mu-szą się liczyć z wydatkiem nawet 2670 zł. O wyjątkowości tego miejsca świadczy zresztą lista gości, jacy przewinęli się już przez jego apartamenty. Wystar-czy wymienić premiera Rosji Wła-dimira Putina, który właśnie tu konferował z premierem Donal-dem Tuskiem podczas uroczysto-ści związanych z 70-leciem wybu-chu II wojny światowej. (kmz)

Page 6: riviera 09 2009.indd-3

6 Gdańsk www.riviera24.pl

Wojewoda Pomorski wydał zezwolenie na budowę

Będą obwodnice GdańskaDroga przez Gdańsk, to droga przez mękę. Wiedzą o tym wszyscy trójmiejscy kierowcy. Przejazd ulicą Słowackiego w kierunku lotniska, wjazd do miasta od strony Warszawy, przejazd przez Wrzeszcz – długo można wyliczać newralgiczne punkty. W ciągu kilku lat sytuacja powinna jednak ulec zmianie. Sprawią to między innymi nowe obwodnice Gdańska.

Konrad Franke

Pierwsza z nich to Obwodni-ca Południowa o długości 19 kilometrów. Połączy

drogę krajową nr 7 z istniejącą Obwodnicą Trójmiasta i autostra-dą A1. Będzie miała swój począ-tek w Koszwałach, koniec na wiel-kim węźle drogowym w okolicy Straszyna. Przetarg na nią został już rozstrzygnięty, najkorzystniej-szą okazała się oferta konsorcjum fi rm Bilfi nger Berger i Wakoz. Firmy te zbudują obwodnicę za kwotę jednego miliarda 126 mi-lionów złotych. Inwestorem tej, jakże ważnej dla Gdańska inwesty-cji jest Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Polsce. 21 września wojewoda pomorski Roman Zaborowski wydał zezwo-lenie na budowę, która, jak zapo-wiedzieli wykonawcy, ruszy 15 października. Obwodnica bę-dzie miała cztery pasy ruchu, część pobiegnie na mającej trzy kilometry długości estakadzie po-nad Żuławami. Przewiduje się bu-dowę dziesięciu mostów i pięć bezkolizyjnych węzłów drogo-wych. Całość ma być ukończona przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej „Euro 2012”. Orien-tacyjny termin oddania drogi do eksploatacji to maj 2012 roku. W połączeniu z trasą Sucharskie-

go Obwodnica Południowa odcią-ży śródmieście Gdańska od ruchu tranzytowego z portu i do portu, a dzięki połączeniu z drogą krajo-wą nr 7 skieruje pojazdy jadące od Warszawy i Elbląga w kierun-ku Gdyni i Półwyspu Helskiego na istniejącą Obwodnicę Trójmiasta.

Jeszcze 20 lat temu Obwodni-ca Trójmiasta biegła przez lasy i pola. Dziś obrosła supermake-tami i osiedlami mieszkaniowy-mi, stając się w praktyce we-wnątrzmiejską trasą szybkiego ruchu. Ruch na niej jest zwielo-krotniony, wystarczy drobna kraksa, aby na czteropasmówce

tworzyły się wielokilometrowe korki. W przyszłości wspomóc ją ma Obwodnica Metropolitalna. Będzie ona dłuższa od Obwodni-cy Południowej i odpowiednio droższa. Jej koszt szacuje się na-wet na kilka miliardów złotych. Nowa trasa miałaby swój począ-tek na węźle Straszyna, łączącym Obwodnicę Trójmiejską, auto-stradę A1, oraz Obwodnicę Połu-dniową. Dalej trasa metropolital-na biegłaby łukiem w stronę Żu-kowa, omijając od południa lotni-sko w Rębiechowie i w okolicy Chwaszczyna wchodziłaby w Tra-sę Kaszubską, czyli drogę szyb-

kiego ruchu w kierunku Słupska i Szczecina.

Czy będzie zgoda na tak wielką (i drogą) inwestycję? Drogowcy zapewniają, że tak. Nowa obwod-nica nie tylko rozładowałaby tłok na Obwodnicy Trójmiasta, ale przybliżyła Pojezierze Kaszubskie Trójmiastu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to znaczy Generalna Dy-rekcja Dróg Krajowych i Autostrad znajdzie pieniądze na tę inwesty-cję, w ciągu dwóch lat zostałaby wytyczona trasa obwodnicy i moż-na by przystąpić do jej budowy. Pierwsze samochody przejechałby nią w roku 2015 lub 2016.

Kapelan „Solidarności”

w stanie spoczynku

Prałat odchodzi

Ksiądz Henryk Jankowski odszedł na emeryturę. Prałat liczy sobie 73 lata

i do księżej emerytury pozostały mu jeszcze dwa lata, jednak za-awansowana cukrzyca nie pozwa-la mu już na pełnienie obowiąz-ków duszpasterskich. Pożegnalne nabożeństwo odbyło się w sobotę 26 września. Długoletniego pro-boszcza kościoła św. Brygidy że-gnał metropolita gdański arcybi-skup Sławoj Leszek Głódź. W komplecie stawili się byli i obecni liderzy „Solidarności” od Mariana Krzaklewskiego po Janu-sza Śniadka, Jerzego Borowczaka i Romana Gałęzowskiego. Nie-obecny był emerytowany arcybi-skup Tadeusz Gocłowski i Lech Wałęsa. Zabrakło przedstawicieli władz państwowych.

Dla przyszłych pokoleń ksiądz Jankowski pozostanie w pamięci jako kapelan „Solidar-ności” z czasów wielkich straj-ków i stanu wojennego. A także jako człowiek, który podniósł z gruzów kościół św. Brygidy, czyniąc z niego jedną z najwspa-nialszych gdańskich świątyń. Nie

udało mu się niestety doprowa-dzić do końca swego największe-go przedsięwzięcia – bursztyno-wego ołtarza, który gdyby po-wstał, mógłby stać się najcen-niejszą wizytówką Gdańska, przyciągającą turystów nie tylko z Polski. Sędziwy prałat będzie nadal mieszkał w odbudowanym przez siebie domu parafi alnym przy św. Brygidzie. Obowiązki proboszcza przejmie ksiądz Lu-dwik Kowalski. (as)

Inauguracja roku akademickiego

Uniwersytetowi stuknęła czterdziestka

W nietypowy sposób świętowano inaugura-cję jubileuszowego –

40. roku akademickiego na Uni-wersytecie Gdańskim. Zamiast na uczelni, władze uniwersytetu ze-brały się 1 października przed Złotą Bramą, skąd uroczysty po-chód przeszedł do Dworu Artusa.

Uniwersytet Gdański to obecnie 33 tysiące studentów, 1700 pracow-ników naukowych i prawie 40 kie-runków z ponad 140 specjalnościa-mi. Wciąż otwierane są nowe kie-runku, takie jak kaszubistyka, czy lingwistyka stosowana. Przewiduje się studia w zakresie bioinformaty-ki, etnologii, krajoznawstwa i tury-

styki historycznej, religioznawstwa, wiedzy o teatrze. Uczelnia otrzyma-ła na swój rozwój 240 milionów złotych z funduszy Unii Europej-skiej. Kończy się właśnie budowa wydziału nauk społecznych, w listo-padzie rozpocznie się budowa wy-działu biologii, a za rok wydziału chemii. Kolejno, do roku 2013 mają powstać jeszcze gmachy wydziału matematyki, fi zyki i informatyki, Uniwersyteckie Centrum Sportu i Rekreacji, oraz dwa domy stu-denckie. Uczelnia przygotowuje się do przyjęcia Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. Zjazd ten odbędzie się w bieżącym roku aka-demickim. (bs)

Zjazd MłodopolakówW dniach 26-27 września

z dwumiesięcznym opóźnieniem byli działacze Ruchu Młodej Pol-ski świętowali dwudziestą rocz-nicę powstania tego Ruchu. Z ca-łego kraju zjechali do Gdańska działacze i sympatycy organiza-cji, która w końcu lat siedem-dziesiątych ubiegłego wieku ośmieliła się przeciwstawić pań-stwu komunistycznemu. W Dwo-rze Artusa prawie 60 osób otrzy-mało odznaczenia przyznane im przez prezydenta Lecha Kaczyń-skiego. Na Uniwersytecie Gdań-skim odbyła się konferencja na-

ukowa, w której uczestniczyli między innymi marszałkowie Sejmu i Senatu: Bronisław Ko-morowski i Bogdan Borusewicz. Listy gratulacyjne do młodopo-laków napisali premier Donald Ttusk i Lech Wałęsa. Na stadio-nie w Sopocie drużyna RMP pod wodzą posła Arkadiusza Rybic-kiego rozegrała mecz z „Resztą Świata”, której przewodził były premier Jan Krzysztof Bielecki. Wieczorem w salach sopockiego hotelu Sheraton odbył się ban-kiet, którego gospodarzem był były szef Telewizji Polskiej Wie-sław Walendziak. (as)

Yach Film po raz osiemnastyW ubiegłym roku pisaliśmy

z przykrością, że Festiwal Polskich Wideoklipów Yach Film, po 17 la-tach zamierza swą siedzibę prze-nieść z Gdańska do Łodzi. Powód był prozaiczny – kasa. Łódź była gotowa wyłożyć więcej pieniędzy niż Gdańsk. Do przenosin jednak nie doszło. Miasto sypnęło gro-szem, przeznaczając na Yacha 220 tysięcy złotych, czyli o 70 tysię-cy więcej niż w ubiegłych latach. Pomysłodawca, a zarazem dyrektor artystyczny festiwalu, Yach Paszkie-wicz, zdecydował, że impreza pozo-stanie w Gdańsku. Równocześnie nawiązał współpracę z Nadbałtyc-

kim Centrum Kultury, mającym duże doświadczenie w organizowa-niu tego typu imprez. W tym roku Yach Film trwał od 1 do 4 paździer-nika. Główne imprezy odbyły się w gdańskim kinie „Neptun”, ale także na Długim Targu i w kawiarniach na Głównym Mieście. Podczas niedziel-nej gali rozdane zostały nagrody. Grand Prix festiwalu zdobył teledysk Michała Dziakana „O energocyrku-lacji i szczęściu”. Wykonawcami byli hiphopowy artysta podpisujący się jako L.U.C., oraz Urszula Dudziak. Nagrodę za animację otrzymał tele-dysk Katarzyny Kijek i Przemysława Adamskiego, natomiast za innowa-cyjność nagrodzono utwór Marcina Pawełczaka i Dariusza Kuczery. (bs)

Dobra wiadomość dla mieszkańców OliwyKiedyś Oliwa miała swoją

przychodnię na rogu alei Grun-waldzkiej i ulicy Poczty Gdań-skiej. Przed kilku laty służba zdrowia opuściła stary budynek, nie dając nic w zamian. Od tej pory mieszkańcy Oliwy zmuszeni byli z każdą dolegliwością jeździć do przychodni w innych dzielni-

cach miasta. Po wielu monitach Nadmorskie Centrum Medyczne w Gdańsku zdecydowało się na budowę nowej przychodni. Po-wstanie ona i to w ekspresowym tempie, na działce przy ulicy Po-lanki 7. Budynek ma być gotowy już w końcu 2010 roku. Będą w nim przyjmowali pediatrzy i le-karze rodzinni, oraz lekarze wielu innych specjalności. (as)

Pożegnanie z GoldwasseremGoldwasser od zawsze był koja-

rzony z Gdańskiem. Receptę na li-kier wymyślił w końcu XVI wieku pewien Holender, zamieszkały w Gdańsku – do zaprawionego mie-szanką 20 rozmaitych ziół 40-pro-centowego alkoholu dosypał odrobi-nę płytek 23-karatowego złota. Li-kier zasmakował nie tylko miesz-kańcom Gdańska. Trafi ł również na dwory cesarskie i królewskie, pijała go caryca Katarzyna II, a wcześniej „Król-Słońce” – Ludwik XIV. Po II wojnie światowej Goldwasser był produkowany w Starogardzie Gdań-skim, a następnie w Poznaniu. W czerwcu br. poznańska gorzelnia zaprzestała jego produkcji. Resztki cennego trunku są jeszcze do naby-cia w niektórych sklepach. Miłośni-kom tego trunku i turystom pragną-

cym zafundować sobie wyskokową pamiątkę z Gdańska pozostał Gol-dwasser produkowany w Niem-czech. Niestety jest on dwukrotnie droższy od polskiego, a z Gdańskiem ma tak naprawdę niewiele wspólne-go. A szkoda, bo był tym Goldwasser dla Gdańska czym suszone kiełbaski Krakauer dla Krakowa. (bs)

fot. k

mz

Obwodnica Południowa rozpoczynać się będzie w okolicy wsi Koszwały, z istniejącą Obwodnicą Trójmiasta łączyć się będzie pod Straszynem, łączna jej długość wyniesie 19 kilometrów.

fot. W

ojtek

Jaku

bows

ki /K

FP

Ksiądz prałat Henryk Jankowski podczas poże-gnalnej mszy w kościele św. Brygidy w Gdańsku, 26.09.2009

Jubileusz Opery Bałtyckiej

3 października br. koncertem galowym Opera Bałtycka rozpo-częła jubileusz 60-lecia swego ist-nienia. N scenie wystąpili znako-mici artyści: Katarzyna Hołysz, Mikołaj Załasiński, Daniel Borow-ski. Orkiestrę i chór poprowadził José Maria Florencio. Przybyli na koncert goście mieli okazję wysłu-chać arii z wielu popularnych oper, oraz poematu symfonicznego „Step” Noskowskiego.

Na nowy sezon dyrekcja Opery zaplanowała 6 premier. Będą to w kolejności ich wystawienia: „Na-xos” Ryszarda Straussa, „Halka” Moniuszki, balet na podstawie muzyki Chopina pt. „Chopinart”, „Czarodziejski Flet” Mozarta, balet

Isadory Weiss „Oni” i na zakończe-nie sezonu „Makbet” Verdiego. Prócz premier przypominane będą opery i balety z dotychczasowego repertuaru teatru, między innymi „Mademe Butterfl y”, „Eugeniusz Oniegin”, „Rigoletto”. (as)

fot. W

ojciec

h Stró

żyk /

KFP

Inauguracja jubileuszowego sezonu artystyczne-go Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku.

fot. M

ateu

sz O

choc

ki / K

FP

26 września Uniwersytecie Gdańskim odbyła się konferencja naukowa „Korzenie Solidarności”. Był to jeden z punktów obchodów 30-lecia Ruchu Młodej Polski. Przybyli na nią m.in. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, Marszalek Sejmu Bronisław Komorowski i Wojciech Duda.

fot. a

rchiw

um

Page 7: riviera 09 2009.indd-3

Ludzie 7Sopot. Przeżyć starość w spokoju i komforcie

Wiecha nad Domem SenioraW niedzielę 18 października na Domu Seniora w Sopocie zawisła wiecha, oznaczająca zakończenie pierwszego etapu jednej z najważniejszych dla mieszkańców kurortu inwestycji. W uroczystości udział wzięli przedstawiciele sopockich władz, radni, kierownictwo i pracownicy wykonawcy – firmy Doraco, aktywiści Sopockiego Koła Związku Emerytów i Rencistów, a także zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej im. Adama Mickiewicza – najbliższego sąsiada Domu.

Krzysztof M. Załuski

Integralną częścią Domu Se-niora w Sopocie będzie Dom Pomocy Społecznej, stano-

wiący w praktyce luksusowy ho-tel dla osób w podeszłym wieku, niepełnosprawnych, nie dają-cych już sobie rady z codzienny-mi zakupami, sprzątaniem, przy-rządzaniem posiłków i innymi czynnościami koniecznymi dla człowieka pędzącego samotny tryb życia. Będzie to także miej-sce dla tych, którzy spragnieni są towarzystwa innych ludzi; towa-rzystwa, jakiego nie chcą, czy nie są w stanie zapewnić matce lub ojcu żyjące gdzieś daleko dzieci.

Hotel dla samotnychW Domu Seniora pensjona-

riusze będą mieli do dyspozycji jedno lub dwuosobowe pokoje, urządzone zgodnie z ich życze-niami, wyposażone w łazienki, toalety, przyciski alarmowe, umożliwiające wezwanie perso-nelu, odpowiednio szerokie drzwi, umożliwiające wjazd i wy-jazd osobom poruszającym się na wózkach. Wspólnymi po-mieszczeniami dla mieszkańców będą jadalnia, gabinet zabiego-wo-pielęgniarski, sala do ćwi-czeń rehabilitacyjnych, bibliote-

ka, czytelnia z codzienną i tygo-dniową prasą, dwie kawiarnie (normalna i internetowa), ku-chenka pomocnicza dla osób, które będą sobie chciały upitra-sić coś dodatkowego, pralnia, suszarnia, palarnia, kaplica, po-koje gościnne dla odwiedzają-cych. Kierownictwo Domu za-pewnia każdemu pensjonariu-szowi odzież i obuwie, usługi le-karsko-pielęgniarskie, oraz po-moc w załatwianiu rozmaitych spraw życiowych.

– Aktualne opłaty w domach opieki społecznej wahają się od 1750 do 2250 złotych miesięcznie – mówi wiceprezydent Sopotu, Wojciech Fułek. – Ustawowo od pensjonariusza nie można pobie-rać więcej niż 70 procent jego emerytury czy renty. Na przy-kład osoba mająca przychód w wysokości 1500 złotych, odda do wspólnej kasy 1050 złotych. Pozostałą część należności po-kryją osoby najbliższe: dzieci lub wnuki. Jeśli natomiast osób tych

nie będzie stać na wspomaganie matki czy ojca, obowiązek ten spadnie na gminę. Miasto Sopot do każdego pensjonariusza do-płaci więc miesięcznie przecięt-nie po 1350 złotych.

W sopockim Domu Seniora będzie mogło mieszkać jednora-zowo 83 pensjonariuszy. Pierw-szeństwo mają stali mieszkańcy miasta. Zainteresowanie jest duże. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej ma już w ewidencji kilkadziesiąt zgłoszeń od osób pragnących spędzić swe sędziwe lata w poczuciu bezpieczeństwa i wygody.

Centrum Aktywności Seniorów

Dom Seniora to tylko część kompleksu usytuowanego przy ulicy Mickiewicza.

– Całość nosi nazwę Centrum Aktywności Seniora – wyjaśnia wiceprezydent Fułek. – Prócz hotelu składać się ono będzie z domu pobytu dziennego,

ośrodka rehabilitacyjnego, oraz terenów rekreacyjnych. Prócz funkcji opiekuńczej, realizowa-nej przez Dom Pomocy Społecz-nej dla osób niezdolnych już funkcjonować indywidualnie, Centrum proponuje działania w zakresie edukacji, rozumianej jako pomoc psychologiczna w pogodzeniu się ze swym sta-nem fi zycznym i umysłowym, a także integrację w środowisku seniorów, oraz aktywizację po-przez inspirowanie aktywności życiowej, kulturalnej, a nawet sportowej.

Ośrodek będzie otaczał park o powierzchni 0,6 hektara. Znaj-dą się tam alejki do spacerowa-nia, miejsce do gier sportowych, z którego będą mogły korzystać także dzieci z okolicznych do-mów, oraz miejsca do odpoczyn-ku i rekreacji.

Otwarcie Centrum Aktywno-ści Seniora przewidziane jest na sierpień 2010 roku. Koszt robót budowlanych wyniesie 15 milio-

nów złotych, a koszt wyposaże-nia obiektu, to dodatkowo około 1,5 miliona złotych.

Osoby zainteresowane mogą zasięgnąć szczegółowych infor-

Gdańsk. Odszedł, ale zostawił po sobie 200 scenografi i teatralnych i dwa papieskie ołtarze

Marian Kołodziej nie żyje13 października kultura polska poniosła niezwykle ciężką stratę. W wieku 88 lat zmarł Marian Kołodziej – Honorowy Obywatel Miasta Gdańska, jeden z największych naszych scenografów, kultowa postać teatru.

Krzysztof M. Załuski

W czasie wojny Kołodziej był więźniem niemiec-kich obozów koncen-

tracyjnych. Do Auschwitz trafi ł z pierwszym transportem Pola-ków 14 czerwca 1940 roku. Po-tem były Groβ-Rosen, Buchen-wald, Sachsenhausen i Mauthau-sen. Z tamtego okresu pozostał mu obozowy numer: 432 i nad-ludzka wprost wrażliwość arty-styczna. Przeżył 5 lat nazistow-skiego piekła, by swoim dalszym życiem dać świadectwo człowie-czeństwa.

Po wojnie Marian Kołodziej studiował scenografię w kra-kowskiej Akademii Sztuk Pięk-nych. Po ukończeniu studiów osiadł w Gdańsku, gdzie związał się z Teatrem Wybrzeże. Scenie tej pozostał wierny do końca, chociaż zdarzało mu się praco-wać dla innych polskich teatrów

macji u pani Agnieszki Cysew-skiej, koordynatorki do spraw organizacji DPS w Sopocie, pod numerem telefonu 501-376-727.

fot. k

mz

18 października nad sopockim Domem Seniora zawisła wiecha, w sierpniu przyszłego roku wprowadzą się tutaj pierwsi lokatorzy.

m.in. dla Teatru Narodowego w Warszawie, Ateneum, Teatru na Woli, Teatru Śląskiego w Ka-towicach, czy Teatru Nowego w Łodzi. Realizował także sce-nografie do spektakli wystawia-nych za granicą. Miał w swym dorobku około 200 scenografii, w większości zrealizowanych dla Teatru Wybrzeże. Wiele z nich stanowiło wydarzenie artystycz-ne, jak choćby scenografia do „Tragedii o bogaczu i Łazarzu” z roku 1968.

Kołodziej współpracował z najwybitniejszymi polskimi re-żyserami m.in. z Kazimierzem Kutzem, Adamem Hanuszkiewi-czem, Józefem Szajną, Stanisła-wem Różewiczem, Zygmuntem Hübnerem, Marią Fołtyn, Stani-sławem Hebanowskim, Krzysz-tofem Babickim i wieloma inny-mi. Był także twórcą monumen-talnych ołtarzy wzniesionych podczas wizyt papieża Jana Paw-ła II na Wybrzeżu Gdańskim – na Zaspie w roku 1987 i na so-pockim hipodromie w roku 1999.

To właśnie one dały mu świato-wą sławę.

W ostatnich latach Kołodziej wrócił do obozowych wspo-mnień, stworzył m.in. cykl ry-sunków „Klisze pamięci”. Na sta-łe eksponowane są one we fran-ciszkańskim Centrum św. Mak-symiliana Kolbe w Harmężach pod Oświęcimiem. Do 20 wrze-śnia br. w Muzeum Narodowym w Gdańsku można było obejrzeć wystawę „Labirynty pamięci” stanowiącą część oświęcimskiej ekspozycji Kołodzieja. Szkice te z porażającą siłą dokumentują los obozowych więźniów i be-stialstwo ich oprawców.

Msza św. w intencji Artysty odbyła się 19 października br. w Bazylice Mariackiej w Gdań-sku. Nabożeństwo żałobne cele-brował arcybiskup Tadeusz Go-cłowski. Ostatnim życzeniem wiel-kiego scenografa było, aby jego prochy zostały rozrzucone ponad terenem obozu Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu.fot

. Łuk

asz G

łowala

/ KF

P

Marian Kołodziej na wernisażu wystawy „Wydarzyło mi się w Gdańsku” w gdańskim kościele św. Trójcy, 11 czerwca 2001 r.

Page 8: riviera 09 2009.indd-3

8 Biznes www.riviera24.pl

Polki atakują Dach Afryki, sopocka Ergo Hestia ubezpiecza ekspedycję

Wyprawa na KilimandżaroTa góra od zawsze budziła strach i podziw. Tubylcy nazywali ją „Górą złych duchów” lub Górą światła”. Niektóre plemiona oddawały jej boską cześć. Kilimandżaro – najwyższy szczyt Afryki, fascynacja wielu pokoleń artystów i podróżników – wznosi się samotnie pośród sawanny, niby olbrzymi ścięty u góry stożek. To na jego podbój 24 września br. wyruszyła z Polski 12-osobowa ekipa pań, których bagaże, oraz je same ubezpieczała Grupa Ergo Hestia.

Krzysztof M. Załuski

Nazwa Kilimandżaro pocho-dzi najprawdopodobniej z połączenia dwóch słów

języka ludów zamieszkujących ten rejon Afryki. „Kilima” oznacza „górę”, „Njiaro” – „karawanę”. Przed milionami lat był to wulkan, a właściwie trzy wulkany. Najwyż-szy krater ma 5895 metrów wyso-kości, licząc od poziomu morza i nosi nazwę Uhuru. Średni (5150 metrów n. p. m) zwie się Mawenzi, a najniższy (3940 m.) – Shira.

na tym, że mamy tu do czynienia ze wszystkimi strefami klima-tycznymi Ziemi – od tropikalnej, po arktyczną. Właśnie z uwagi na te zmienności wyprawa Polek była przedsięwzięciem ekstre-malnie trudnym i niebezpiecz-nym – zwłaszcza, że żadna z jej

Pierwsi Europejczycy na szczycie Uhuru stanęli 5 paź-dziernika 1898 roku. Byli nimi pochodzący z Lipska niemiecki kartograf, prof. Hans Meyer i jego przewodnik, Austriak Lu-dwik Purtscheller. 12 lat później Kilimandżaro zdobył pierwszy Polak, zoolog Antoni Jakubski. Opowiadaniem „Śniegi Kiliman-dżaro” rozsławił je także laureat literackiej nagrody Nobla i wielki miłośnik Afryki, Ernest Hemin-gway. Od roku 1973 najwyższy fragment góry, powyżej linii wiecznie zielonych lasów, został objęty ochroną, jako park naro-dowy. 36 lat temu Kilimandżaro zostało wpisane na listę świato-wego dziedzictwa UNESCO.

Polki na Dachu AfrykiDwunastoosobowa ekipa pol-

skich podróżniczek wystartowała z Warszawy 24 września br. Pięć dni później Polki zdobyły najwyż-szy szczyt Czarnego Kontynentu. Wszystkie są członkiniami Stowa-rzyszenia Kilimandżaro, propagu-jącego fi zyczną aktywność kobiet. Wśród nich znalazła się honorowa członkini Stowarzyszenia, Amba-sador Dobrej Woli UNICEF, a zara-zem aktorka, Małgorzata Forem-

wie 4 kilometrów kwadratowych. Trzy z nich dotarły do wysokości ostatniej bazy Kibo (4700 n. p. m.), pięć weszło na krawędź krateru Gil-man’s Point (5681 n. p. m.), trzy – w tym Małgorzata Foremniak – zdobyły najwyższy punkt masywu, Uhuru Peak (5895 n.p.m.). Grupę prowadził zaprawiony w takich eks-pedycjach alpinista, Leszek Cichy.

Bez ubezpieczenia ani rusz

Specyfi ka wypraw na Kili-mandżaro polega między innymi

uczestniczek nie jest zawodową alpinistką. Paniom groziły m.in. choroba wysokościowa i zwią-zane z nią powikłania zdrowot-ne. Małgorzata Foremniak i jej współtowarzyszki podczas wspi-naczki narzekały na przenikliwe zimno, bóle kolan i kręgosłupa.

niak, znana m.in. z serialu „Na dobre i na złe” oraz z programu te-lewizyjnego TVN „Mam talent!”.

Panie przebyły pieszo 160 kilo-metrów drogi, wiodącej przez pu-stynię, stepy, tropikalne lasy, wrzo-sowiska, tundrę, wieczne śniegi i lodowce, obejmujące obszar pra-

Na szczęście były to jedyne nie-dogodności, jakie spotkały dziel-ne Polki.

Uczestniczki wyprawy nie polegały jednak wyłącznie na szczęściu. Wiedząc, że podczas ataku na górę wielkości Kiliman-dżaro praktycznie wszystko może się wydarzyć, solidnie się ubezpieczyły. Ubezpieczenia wy-prawy podjęła się sopocka Grupa Ergo Hestia. Polisa obejmowała ewentualne koszty leczenia w Afryce, ratownictwo, następ-stwa nieszczęśliwych wypadków, ochronę cywilną, a także bagaż uczestniczek wyprawy: ich odzież, okulary, lornetki, sprzęt elektroniczny.

Nie pierwszy i nie ostatni raz

Przy tej okazji należy wspo-mnieć, że nie był to pierwszy przypadek roztoczenia przez He-stię opieki nad niezawodowymi alpinistami, atakującymi górskie

kolosy. W lipcu br. podobnym pa-kietem ubezpieczeń objęła wy-prawę niepełnosprawnego Jana Meli, który z grupą przyjaciół zdobył szczyt najwyższej góry Eu-ropy – Elbrus na Kaukazie.

Wyprawa członkiń Stowarzy-szenia Kilimandżaro trwała dwa tygodnie. Do kraju zdobywczy-nie „Dachu Afryki” wróciły 7 października. Przedtem odwie-dziły jeszcze tanzańską miejsco-wość Usa River, gdzie wizytowały sierociniec i szkołę. Polki prze-kazały dzieciom dary i nawiązały współpracę z miejscowymi wła-dzami. W przyszłości mają na-dzieję skutecznie pomagać tej i podobnym placówkom.

Sukces wyprawy sprawił, że działaczki Stowarzyszenia Kili-mandżaro planują już kolejne przedsięwzięcia mające na celu aktywizację kobiet. Być może so-pocki ubezpieczyciel, również te inicjatywy obejmie swoim pakie-tem asekuracyjnym.

Kilimandżaro – gorącym propagatorem jego piękna był laureat literackiej nagrody Nobla i wielki miłośnik Afryki, Ernest Hemingway.

Jedną z uczestniczek ekstremalnej wyprawy na „Dach Afryki”: była aktorka Małgorzata Foremniak.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

fot. a

rchiw

um

fot. a

rchiw

umfot

. arch

iwum

Page 9: riviera 09 2009.indd-3

Nr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009 Biznes 9Nowa polisa chroni nie tylko przed złodziejami

Ergo Hestia dla studentówJuż ponad 66 tysięcy polskich studentów skorzystało z programu wymiany międzynarodowej „Erasmuus”. Z pewnością będzie ich coraz więcej. Ale półroczny pobyt zagranicą, w nieznanym środowisku, nie zawsze bywa bezpieczny. O wypadek, lub kradzież nietrudno. Dlatego niezmiernie ważnym dla młodego człowieka jest posiadanie polisy ubezpieczeniowej. Taką polisę oferuje towarzystwo ubezpieczeniowe Grupa Ergo Hestia.

Bartek Sasper

Jak wynika z danych ONZ oraz Europejskiego Urzędu Staty-stycznego Eurostat, najwięcej

zagrożeń w krajach Unii Europej-skiej można oczekiwać w Wielkiej Brytanii, Austrii, Szwecji i Belgii.

Bez portfela, ale z polisą

Kradzież dokumentów, karty kredytowej albo pieniędzy we wła-snym kraju oznacza zwykle poważ-ną stratę fi nansową i spore kłopoty, jednak zagranicą taka przygoda może być prawdziwą katastrofą. Aby jej uniknąć wystarczy wykupić od-powiednią polisę ubezpieczeniową. Posiadając ją poszkodowany otrzy-ma informację gdzie i do kogo ma się zwrócić o wyrobienie nowych doku-mentów, oraz pomoc gotówkową potrzebną do pokrycia najpilniej-szych wydatków. Zdaniem eksper-tów posiadanie polisy podczas wy-jazdu na stypendium jest równie ważne, co zabranie ze sobą bagażu.

– Zagraniczny wyjazd na stypen-dium, to nie tylko pilna nauka, ale także wycieczki czy spotkania towa-rzyskie – mówi Małgorzata Sztabiń-ska, dyrektorka biura ubezpieczeń indywidualnych Ergo Hestii. – Polisa ubezpieczeniowa ochroni studenta we wszystkich takich sytuacjach. Po-kryje nie tylko koszty związane z nieszczęśliwym wypadkiem, ale zapewni także realną pomoc na przykład w przypadku kradzieży.

Polisa chroni studenta nie tylko, gdy znajduje się on w roli ofi ary, ale także jeśli sam stanie się sprawcą szkody. Pozwala na to opcja ubezpie-czenia od odpowiedzialności cywilnej w życiu prywatnym. Przykładowo, gdy ktoś uszkodzi nieumyślnie kom-puter będący własnością uczelni, lub zniszczy jakąś rzecz w akademiku,

dzięki wykupionej polisie nie będzie musiał zwracać kosztów naprawy.

Ubezpieczenie dla „Erasmusa” pokrywa również koszty leczenia i zapewnia pomoc w razie nieszczę-śliwego wypadku. W takiej sytuacji ubezpieczyciel ma obowiązek po-wiadomienia rodziny o zdarzeniu. Polisa dla 24-letniego studenta wy-jeżdżającego na półroczne stypen-dium zagraniczne jest zwykle dość kosztowna. Jednak w Ergo Hestii pa-kiet „Hestia Podróże” jest wyjątkowo tani. Kosztuje zaledwie 284 złote.

Jest co kraśćWyjeżdżając na pół roku za gra-

nicę student zabiera zwykle ze sobą sporo atrakcyjnych dla złodzieja przedmiotów. Obowiązkowo trzeba mieć ze sobą laptop i telefon ko-mórkowy. Do tego dochodzi aparat fotografi czny, kamera, sprzęt mu-zyczny z płytami DVD. Na miejscu student kupi, lub wypożyczy telewi-zor. Zdaniem ekspertów ubezpie-czenie od kradzieży czy zniszczenia mienia jest dla studenta atrakcyjne, ponieważ nie przekracza jego moż-liwości fi nansowych.

– Młodzi ludzie coraz częściej po-siadają wartościowe przedmioty – za-uważa Anna Szczerbuk z biura ubez-pieczeń indywidualnych Ergo Hestii. – Jednocześnie rośnie świadomość, że o bezpieczeństwo tych przedmio-

tów trzeba zadbać. Stąd coraz więcej studentów jest zainteresowanych ta-kimi ubezpieczeniami. Cena polisy jest w końcu niewielka w porównaniu do wartości rzeczy, które mogą być skradzione lub uszkodzone.

Pani Szczerbuk przypomina też, że studencką kieszeń uszczuplić mogą również wydatki związane ze szkodami wyrządzonymi osobom trzecim. Przede wszystkim właści-cielom wynajmowanego mieszka-nia, czy sąsiadom z dołu. Na przy-kład przez powódź wywołaną nie dokręconym kranem, czy też pory-sowanie podłogi lub ścian.

– Zainteresowanie polisą OC wzrasta z roku na rok o około 25 % – wyjaśnia. – Ludzie, a zwłaszcza stu-denci są świadomi, że mieszkając w wynajętym mieszkaniu mogą przy-padkowo wyrządzić szkodę, za którą trzeba by zapłacić. I wolą się ubezpie-czyć przed taką ewentualnością.

Wysokość składki zależy od miejsca zamieszkania (strefy regio-nalnej), sumy ubezpieczenia, oraz jego wartości. I tak na przykład stu-dent, który chce ubezpieczyć swój majątek ruchomy o wartości 5 ty-sięcy złotych, w mieszkaniu wyna-jętym w Gdańsku, zapłaci 38 zło-tych składki rocznej. Ubezpieczenie OC w życiu prywatnym, poza pa-kietem, na kwotę gwarancyjną 100 tysięcy złotych, kosztuje 45 złotych.

Nagroda dla Grupy Ergo Hestia za najlepszy

produkt ubezpieczeniowy

Sopocka oferta dla małego biznesu

W kolejnej edycji rankin-gu Turbiny Polskiej Gospodarki, przepro-

wadzonej przez redakcję „Gazety Finansowej” nagrodę za najlep-szy produkt ubezpieczeniowy otrzymała Ergo Hestia Sopot. W rankingu wyróżnienia były przyznawane w następujących ka-tegoriach: oprogramowanie, ubez-pieczenie, faktoring, samochód, windykacja, medycyna, karta pa-liwowa, telefonia i leasing. W uza-

sadnieniu werdyktu o przyzna-niu nagrody dla Hestii jurorzy napisali: „STU Ergo Hestia, to elastyczna formuła pakietów dla małych i średnich przedsię-biorstw (Moja Firma, Hestia Biz-nes), dopasowująca się do specy-fi ki działalności danego klienta, oraz indywidualne traktowanie klientów korporacyjnych i za-pewnienie im ponadstandarto-wych usług z zakresu szanowa-nia i minimalizacji ryzyka”.

– Ta nagroda potwierdza, że stworzyliśmy przejrzysty i dosto-sowany do potrzeb klienta produkt – mówi Damian Andruszkiewicz, dyrektor biura ubezpieczeń ma-łych i średnich przedsiębiorstw Ergo Hestii. – Bo standardem przy planowaniu zmian lub modyfi ka-cji naszej oferty stały się konsulta-cje z siecią agencyjną i samym klientem. Dzięki temu fi nalny pro-dukt spełnia oczekiwania tak do-radców, jak samych klientów. (bs)

Krzywy Domek – personalny sukces Urszuli

Wielochowskiej, dyrektor zarządzającej tym

jedynym w swoim rodzaju budynkiem

Sopocka przystań dla artystów i biznesu

Krzywy Domek wrósł już na dobre w krajobraz Sopotu. Nie ma chyba osoby, która będąc w tym najbardziej znanym nadbałtyckim kurorcie, nie zajrzałaby chociaż na moment do przedziwnego budynku, stojącego przy ul. Bohaterów Monte Cassino 48.

Alina Weryszko

Powodów, dla których warto, a nawet należy odwiedzić to miejsce, jest co najmniej

kilka. Po pierwsze – drugiej takiej

budowli nie ma nigdzie na świe-cie. Dowodzi tego chociażby ran-king internetowy najdziwniej-szych budowli świata, stworzony przez witrynę Villageofj oy.com, w który Krzywy Domek wyprze-dził tak sławne obiekty, jak Biblio-teka w Kansas City, czy Muzeum Guggenheima w Bilbao. Ale nie ma się czemu dziwić, bo przecież Krzywy Domek to rzeczywiście budynek niezwykły, wręcz ma-giczny, nie tylko w swej architek-turze, lecz także dzięki atmosfe-rze, jaka panuje w jego bajkowym wnętrzu, o czym można się prze-konać zaraz po przekroczeniu szeroko otwartych drzwi.

Kolejny powód, dla którego zwiedzając Sopot nie można w ża-den sposób pominąć Krzywego Domku, to fakt, że w ciągu ostat-nich paru lat stał się on prawdzi-wą przystanią dla ludzi kultury, sztuki i sportu. Wzdłuż alejek im. Agnieszki Osieckiej i Franciszka Walickiego mieszczą się restaura-cje, puby, nastrojowe kawiarenki, ekskluzywne butiki, a także świet-na księgarnia – antykwariat. Pierwsze piętro zajmuje centrum zdrowia i urody, stanowiące kom-pleks gabinetów różnej specjalno-ści, świadczących usługi na naj-wyższym poziomie. Na drugim dyskoteka, zaś na samej górze „Krzywego Domku” umieszczone zostały ekskluzywne, ustawne i eleganckie pomieszczenia prze-znaczone na biura. Znakomita wprost lokalizacja budynku po-woduje, że fi rmy pragnące posia-dać swoją siedzibę w prestiżowym miejscu, bardzo chętnie wynaj-mują tu powierzchnie biurowe.

Jego sukces, jej sukces„Krzywy Domek” od początku

istnienia był miejscem jedynym

w swoim rodzaju. Jednak dopiero od momentu, kiedy dyrektorem zarządzającym została pani Ur-szula Wielochowska, zasadniczo zmieniło się jego oblicze. To wła-śnie za wkład w promocję tego miejsca, za umiejętne łączenie biznesu z kulturą i sztuką, Urszula Wielochowska otrzymała w roku 2009 tytuł „Kobiety sukcesu”.

– Aby zostać kobietą sukcesu potrzeba talentu, ambicji, deter-minacji, czy czegoś jeszcze? – py-tam panią Urszulę.

– A może trochę szczęścia, przypadku i kobiecej wersji testo-steronu… – śmieje się pani Ur-szula. – Sukces w biznesie nie wyklucza promowania kultury, a kultura wiadomo potrzebuje wsparcia fi nansowego. Chciała-bym, aby „Krzywy Domek” stał się swoistym centrum kulturalno-rozrywkowym przeznaczonym dla mieszkańców Trójmiasta i przybywających do Sopotu go-ści. Stąd staranny dobór najem-ców lokali – zwierza się dyrektor Wielochowska. – Staram się przy-ciągać tu ludzi z inwencją twór-czą, z pasją, którzy mają pomysły

na konkretne imprezy; na promo-cje ciekawych książek, wystawy, koncerty, spotkania z wybitnymi ludźmi. Sami takie akcje też orga-nizujemy, przypomnę tylko kilka ostatnich: promocja ksiązki Gu-stawa Holoubka z udziałem pani Magdy Zawadzkiej, koncert Ma-cieja Zembatego, spotkanie z prof. Jerzym Bralczykiem, czy aukcja charytatywna na rzecz oddziału dziecięcego Wojewódzkiego Szpi-tala Reumatologicznego… Moim marzeniem jest, żeby Krzywy Do-mek stał się nie tylko miejscem, w którym mieszają się najróżniej-sze kultury świata, lecz był także przystanią, w której młodzi arty-ści znajdują łaskawą dla siebie przestrzeń.

Sklep „Formadecor”, posiada w swojej ofercie bogaty wybór mebli i dodatków pochodzących z Francji, Belgii i Holandii.

Urszula Wielochowska, dyrektor zarządzająca Krzywego Domku – dzięki jej pasji sopocki obiekt zyskał nowy wymiar.

Zaraża pasjąWygląda na to, że śladem pani

Urszuli postanowili pójść najem-cy lokali, prowadzący w „Krzy-wym Domku” swoje interesy. Na przykład księgarnia i antykwariat „Książka dla Ciebie” bardzo ak-tywnie włączyła się w program „Sopot Ulica Artystów 2009”. Z kolei sklep „Formadecor”, zaj-mujący się wyposażeniem wnętrz w dniach 8-9 października zorga-nizował w swoim salonie spotka-nie architektów trójmiejskich, związane z nową ofertą mebli i dodatków pochodzących z Fran-cji, Belgii i Holandii. Oferta pre-zentowana była na żywo.

Niewątpliwie sopocki „Krzy-wy Domek”, dzięki inwencji pani Urszuli Wielochowskiej, zyskał nowy wymiar i tym samym stał się jej personalnym sukcesem. Jednak jak sama podkreśla:

- Mój sukces zawodowy, jak każdy inny, jest możliwy tylko wtedy, gdy istnieje pasja i ludzie, którzy mają podobne zawodowe priorytety.

Butik Eter wabi klientki nie tylko znakomitej jakości towarem, lecz także fachową i sympa-tyczną obsługą.

fot. k

mz

fot. k

mzfot

. kmz

fot. k

mz

fot. a

rchiw

um

Studenci pochłonięci nauką często zapominają, że złodzieje tylko czekają na chwilę nieuwagi.

Page 10: riviera 09 2009.indd-3

10 Historia www.riviera24.pl

Gdańsk sprzed sześciu dekad

Inżynierowie Polski LudowejJeśli jeszcze żyją, mają po 80 lat. Na emeryturę przeszli wkrótce po powstaniu III RP. W ciągu kilkudziesięciu lat pracy w budownictwie lub przemyśle zdołali urządzić się na miarę tamtych czasów: mieszkanie lub domek na obrzeżu miasta, samochód jeszcze z peerelowskiej asygnaty, telewizor, meblościanka, emerytura pozwalająca na skromne, ale bezproblemowe przeżycie ostatnich lat. W wyborach głosują na SLD, nie lubią PO, ani tym bardziej PiS-u. Głęboko w szufladzie mają schowaną czerwoną legitymację PZPR, ale w rozmowach unikają wspomnień o partyjnej przeszłości. Podobnie temat ten pomijają milczeniem ich dzieci przy opracowywaniu nekrologów. Dyrektorzy, szefowie produkcji, projektanci, kierownicy działów – inżynierowie Polski Ludowej.

Stanisław Załuski

Dziś pierwszą i najważniej-szą czynnością absolwen-ta kończącego studia jest

napisanie takiego CV, które przedstawiłoby go jako człowie-ka inteligentnego, kreatywnego, gotowego wszystkie siły oddać fi r-mie, chcącej go zatrudnić. W po-łowie ubiegłego wieku wyglądało to inaczej. Nie człowiek szukał pracy, lecz praca człowieka.

Praca szuka człowiekaEgzamin na stopień inżyniera

zdałem 10 lutego 1953 roku i już następnego dnia musiałem sta-wić się w dziekanacie Wydziału Budownictwa Wodnego Poli-techniki Gdańskiej po odbiór dyplomu, oraz nakaz pracy. Teo-retycznie absolwenci wyższych uczelni nie mieli wyboru. Wyjeż-dżali tam dokąd ich skierowano, przy czym nakaz miał trzyletnią ważność, w tym czasie świeżo upieczony inżynier, czy też spe-cjalista innej branży nie miał prawa zmienić przedsiębiorstwa, w którym został zatrudniony, ani przedsiębiorstwo nie mogło go zwolnić. Przy pewnej dobie szczęścia można było trafi ć do fi rmy w rodzinnym mieście, pe-chowiec lądował na jakiejś „wiel-kiej budowie socjalizmu”, gdzie przysłowiowy diabeł mówił do-branoc.

Mnie się udało. Po prostu przypadek. Wcześniej, w ramach praktyki dyplomowej, spędziłem cztery miesiące na budowie za-pory wodnej w Goczałkowicach-Zdroju. Zapora miała przegro-dzić Wisłę, zabezpieczając Kra-ków przed wielką powodzią, po-dobną do tej, która w roku 1997 podtopiła Opole i Wrocław. Rów-nocześnie zbiornik był pomyśla-ny jako rezerwuar wody pitnej dla Śląska.

Po raz pierwszy moja noga stanęła wtedy na śląskiej ziemi i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się w uli-cach pokrytych pyłem węglo-wym, w horyzoncie wyostrzo-nym lancami kominów fabrycz-nych, w niebie wiecznie brud-nym, skąd słońce spoglądało niemrawo nie mogąc się przebić przez chmury dymów. Odbiera-łem Śląsk jako coś olbrzymiego, potężnego, nieskończonego, ni-czym afrykańska dżungla, ama-zońska selva. Nie był to jednak romantyczny podziw natury, lecz pracy: mrówczej, ciężkiej, wy-magającej poświęcenia i odwagi. Szacunek budził lud mieszkający w tak niesprzyjających warun-kach, na wyobraźnię działał nie-ustanny ruch i zgiełk, robotniczy potok sunący ku bramom kopal-ni i hut, ulicami miast, które zle-wały się ze sobą tak, że niepo-dobna było rozeznać gdzie jedno

się kończy, a drugie zaczyna. Po-jęcie katastrofy ekologicznej było jeszcze obce społeczeństwu, nie-wielu zdawało sobie sprawę, że ogniki pełzające po zboczach hałd, to znak śmierci, a nie życia. Na pierwszy plan wysuwało się uprzemysłowienie. Tony wydo-bytego węgla i odlanej surówki żelaza miały przynieść szczęście i bogactwo narodowi. Tak głosiły ówczesne media, a większość na-rodu wierzyła w słowo pisane i mówione.

Wyjeżdżając z Goczałkowic do Gdańska na egzamin dyplo-mowy zapytałem dyrektora bu-dowy, czy mógłbym liczyć na za-trudnienie mnie na Zaporze. Odpowiedział, że nie ma sprawy i miło mu będzie widzieć byłego praktykanta w charakterze inży-niera. Tak więc moja przyszłość zdawała się być zaklepana i zwią-zana ze Śląskiem. Tymczasem w dziekanacie Politechniki na „giełdzie pracy” pojawił się przedstawiciel biura projektów „Prozamet” mającego swoją sie-dzibę w Gdańsku, kusząc absol-wentów wysokimi jak na tamte czasy zarobkami – około 1800 złotych miesięcznie na początek. Coś mnie podkusiło, aby zgłosić swoją ofertę. Poniewczasie zda-łem sobie sprawę, że „Prozamet to, jak sama nazwa wskazuje, projektowanie zakładów meta-lurgicznych, zatem biuro mające niewiele wspólnego z budownic-twem wodnym. Ale było już za późno. Podpisałem cyrograf i nie było możliwości odwołania się od wyroku. W perspektywie miałem trzy lata przymusowej pracy przy desce kreślarskiej

z suwakiem w ręku. Jedyne, co mi się udało wytargować, to przesunięcie czasu rozpoczęcia pracy. W „Prozamecie” miałem się stawić w poniedziałek 9 mar-ca 1953 roku.

Śmierć tyrana4 marca wieczorem, będąc

u jednego z kolegów usłyszałem

brać trochę rzeczy na nową dro-gę życia. Jak zwykle część nocy wypadło mi spędzić na dworcu w Iławie. Istniała tam świetlica z czasopismami polskimi i ra-dzieckimi, wypożyczalnia sza-chownic i warcabnic, oraz tzw. „kołchoźnik” na ścianie, czyli głośnik, przez który nadawano program I Polskiego Radia. Nad wszystkim czuwała kobieta, któ-ra potrząsała zapadających w drzemkę pasażerów, stanow-czym głosem przypominając, że spać wolno w poczekalni dwor-cowej, natomiast świetlica służy ukulturalnianiu podróżnych.

W owych czasach program radiowy rozpoczynał się o 5 rano, kończył o północy. Rano, po sy-gnale rozgłośni warszawskiej nadawano pieśń mającą wprawić ludzi pracy w dobry nastrój – ta-kie laickie „Kiedy ranne wstają zorze”. Tym razem pieśni nie było. Z głośnika popłynął Marsz żałobny Chopina. Kiedy muzyka umilkła dał się słyszeć głos do-bitny, zarazem tragiczny, przepo-jony prawdziwym lub udawanym bólem:

– Wczoraj, o godzinie 21.50 w Moskwie zmarł Józef Stalin.

I znowu marsz żałobny. W świetlicy nikt nie drgnął.

Nikt się nie odezwał. Żadnego szeptu, żadnego komentarza. Ty-ran nie żył, ale strach trzymał ludzi w ryzach.

Trzy dni spędziłem z rodzica-mi przy brzęczącym przez cały dzień odbiorniku. Program ra-diowy został przewrócony do góry nogami. Przez cały czas

komunikat radiowy. Spiker ła-miącym się głosem donosił o po-ważnej chorobie Chorążego Po-koju i Ojca wszystkich miłują-cych wolność narodów – Józefa Stalina. Ton komunikatu był jed-noznaczny. Zgodnie wyraziliśmy przekonanie, że być może Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili już nie żyje, a podawane co godzinę

komunikaty o stanie jego zdro-wia, mają na celu oswojenie lud-ności ZSRR i krajów zależnych z widmem śmierci dyktatora. Na Kremlu mogła się toczyć walka nie o jego życie, lecz o schedę po nim.

Następnego dnia wieczorem wyjechałem z Gdańska do Ostró-dy, zobaczyć się z rodzicami i za-

fot. a

rchiw

um

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

Pierwsze plany budowy zbiornika na Małej Wiśle pod Goczałkowicami podjęte zostały w roku 1947. Prace projektowe zakończono dwa lata później. W realizacji tego przedsięwzięcia uczestniczyli najwybitniejsi ówcześni specjaliści od gospodarki wodnej: hydrolodzy, hydrotechnicy i geologowie.

Jedno z pierwszych powojennych osiągnięć polskich inżynierów – dziesięciotysięcznik „Marceli Nowotko”; statek zwodowany został w Stoczni Gdańskiej 15 listopada 1955 r., jego budowę ukończono 31 października 1956 r.

Page 11: riviera 09 2009.indd-3

Historia KulturaNr 9 (42) 15 października – 14 listopada 2009 11Recenzja. Premiera „Skrzynki” Güntera Grassa

Pozostanie tylko wodaAndrzej Stanisławski

Ile książek czyta przeciętnie długo żyjący człowiek, który ponad telewizyjną sieczkę

i fi lmową sensację przekłada sło-wo zapisane na papierze? Tysiąc? Może dwa tysiące? A ile z tych tomów pozostaje trwale w jego pamięci, pomijając dziecięce wzruszenia związane z lekturą Kubusia Puchatka, „Tajemniczej wyspy” Vernego, wojennych pe-rypetii bohaterów Sienkiewicza i Dumasa? Pięć? Dziesięć?

Próbuję przywołać książki, które tkwią we mnie jako nieza-pomniane przeżycie intelektual-ne. Będzie to z pewnością „Stary człowiek i morze” Hemingway’a, „Dzikie palmy” Faulknera, „Gro-na gniewu” Steinbecka, „Prze-miana” Kafk i, wyprawy w stronę Guermantes Prousta, „Wojna końca światów” Llosy. Z polskich dzieł „Proszę państwa do gazu” Tadeusza Borowskiego, „Pierw-szy krok w chmurach” Marka Hłaski, późne opowiadania Iwaszkiewicza, opis dołu katyń-skiego i zagłada Kresów Wschod-nich w prozie niedocenianego, zapomnianego, a wreszcie wy-klętego Włodzimierza Odojew-skiego.

Czy do tych książek mógłbym dorzucić jakąś powieść jedynego Gdańszczanina, który został uhonorowany literacką nagrodą Nobla – Güntera Grassa? Myślę, że dziełem takim, wbrew pozo-rom, nie będzie najbardziej

gdański „Blaszany bębenek”, ani nawet „Psie lata” (zdaniem sa-mego Autora jego najważniejsza książka), ani „Rozległe pole”, lecz niepozorna, ostatnio napisana „Skrzynka”.

Recenzentka „Gazety Wybor-czej” nazwała „Skrzynkę” mi-gawkami rodzinnymi Grassa. Pozornie tak to wygląda. Bohate-rami tej niewielkiej objętościowo powieści jest ośmioro dzieci pi-sarza, zrodzonych przez jego żony i kochanki. To one – dziś już dorosłe kobiety i mężczyźni – snują opowieści o sobie, a przede wszystkim o swym sławnym ojcu. Ale to tylko wierzchnia warstwa książki. Pretekst do tego, co Grass chce nam powie-dzieć o świecie, na którym żyje-my. Prawdziwą bohaterką jest Maria (Maryjka, Maruszka), cza-rodziejka przybyła z niegdyś po-gańskiego Wschodu, który po II wojnie światowej znalazł się w granicach Polski. To ona, wraz z zaczarowanym staroświeckim aparatem fotografi cznym fi rmy Agfa, czyni cuda, przypomina czytelnikowi odeszłą w niepa-mięć przeszłość i odsłania przy-szłość.

Kluczową jak się wydaje sce-ną „Skrzynki” jest Wniebowstą-pienie, czy też Wniebowzięcie (przy pomocy wichru o sile 12 stopni w skali Beauforta) Ma-rii – Maruszki, symbolicznie na-wiązujące do mitu o Matce Chry-stusa. I ostatni wypstrykany podczas tej niebieskiej ucieczki fi lm, który wraz z aparatem spa-da na ziemię prosto z nieba. Na tych zdjęciach jest woda i tylko

woda. „Ani skrawka trzciny na niej, nic. Ani nawet tratwy, na której uratowałoby się paru lu-dzi”.

Literatura współczesna, zwłaszcza w Polsce, sama się ogranicza, jakby bała się mówić o rzeczach wykraczających poza „dom dzienny, dom nocny”. Grass nie ucieka od spraw naj-ważniejszych, decydujących o przetrwaniu lub zagładzie ludzkości. Jego wizja jest pesy-mistyczna. Przeżyją nas tylko szczury, zaś owocem działalności człowieka stanie się nowy potop. Woda, wszędzie tylko woda… Przesłania, jakie niesie nam „Skrzynka” niepodobna zapo-mnieć. To ono sprawia, że uro-dzonego we Wrzeszczu niemiec-kiego pisarza należy umieścić w panteonie najwybitniejszych postaci światowej literatury.

Günter Grass – „Skrzynka”, Polnord – Wydawnictwo „Oskar” Gdańsk 2009, ISBN 978-83-89923-45-5, s. 180, cena 20 złotych.

Sopot. Konkurs literacko-plastyczny Miejskiej

Biblioteki Publicznej

Zilustruj swoją ulubioną książkęF

ilia nr 7 Miejskiej Bibliote-ki Publicznej w Sopocie ogłosiło konkurs dla

uczniów szkół podstawowych i gimnazjów polegający na wy-konaniu ilustracji do wybranych utworów literackich. Prace kon-kursowe mogą być wykonane do-wolną techniką (kredki, farby, wyklejanki) w maksymalnej wielkości formatu A3. Każdy uczestnik może nadesłać jedną pracę plastyczną. Prace prze-strzenne, kopiowane, kalkowane, będące wiernym naśladownic-twem dzieł innych autorów, oraz wykonane przy pomocy technik

komputerowych będą dyskwali-fi kowane. Prace konkursowe są własnością Biblioteki, dlatego należy do nich dołączyć oświad-czenie o zrzeczeniu się na jej rzecz praw autorskich.

Prace należy składać w terminie do 6 listopada 2009 roku w Wypo-życzalni dla Dzieci i Młodzieży Filii nr. 7 w Sopocie przy ulicy Cieszyń-skiego 22, lub w każdym innym punkcie biblioteki sopockiej. Na od-wrocie pracy należy podać imię i nazwisko autora, wiek, adres za-mieszkania, nazwę szkoły i klasę, oraz tytuł utworu literackiego, któ-ry posłużył jako inspiracja.

Prace jury będzie oceniało w następujących kategoriach wie-kowych:- Uczniowie szkół podstawo-

wych z klas 0 – 3,- Uczniowie szkół podstawo-

wych z klas 4 – 6- Uczniowie gimnazjum

W każdej grupie wiekowej przyznawana będzie nagroda główna i dwa wyróżnienia.

Ogłoszenie wyników nastąpi 16 listopada br., a uroczystość wrę-czenia nagród odbędzie się o godzi-nie 17.00 27 listopada br. w Filii nr 7 Miejskiej Biblioteki Publicznej w So-pocie przy ulicy Cieszyńskiego 22.

nadawano muzykę poważną, przeplataną nic nie mówiącymi komunikatami z Moskwy. Wreszcie w sobotę 7 marca ogło-szono, że nowym gensekiem zo-stał Gieorgij Maksimilianowicz Malenkow. „Na jak długo?” pró-bowaliśmy dociekać, łudząc się, że naród rosyjski skorzysta z okazji i powstanie przeciwko dyktaturze. Najbliższe miesiące powinny były rozstrzygnąć, czy o potędze ZSRR decydował zło-wrogi geniusz Stalina, czy kolek-tywna siła partii. Rodzice nie doczekali odpowiedzi. Ja musia-łem na nią czekać 46 lat.

Personalne o szklanych oczach

„Prozamet” rozpoczynał pra-cę o 6.45, kończył o 14.45. W so-botę opuszczaliśmy biuro o dwie godziny wcześniej. Za trzyminu-towe opóźnienie otrzymywało się naganę. Trzydniowe niesta-wienie się do pracy oznaczało dyscyplinarne zwolnienie, oraz skierowanie sprawy do prokura-tora. Pracowaliśmy na Holmie (obecnie Ostrów), w biurowcu, w którym potem miała siedzibę dyrekcja Gdańskiej Stoczni Re-montowej. Dojazd, poprzez most łączący wyspę z ulicą Wiślną, za-pewniały dwa autokary, z któ-rych jeden rozpoczynał i kończył kurs na placu 1 Maja (obecnie Targ Sienny), drugi miał swój

przystanek przed dworcem we Wrzeszczu. Kto spóźnił się na au-tokar tracił szansę zdążenia na czas do pracy; taksówek na wy-spę nie wpuszczano. Most był strzeżony, wszyscy nasi pracow-nicy posiadali przepustki, ale chcąc Holm opuścić indywidual-nie, wychodząc służbowo, lub idąc do lekarza, trzeba było, prócz przepustki mieć zezwole-nie podstemplowane przez wy-dział kadr.

Po opuszczeniu autokaru in-żynierowie ustawiali się karnie w kolejce, aby podpisać listę obecności, oraz przełożyć meta-lowy znaczek z szafk i „nieobec-ny” do szafk i „obecny”. Nad pra-widłowym przebiegiem tej ope-racji czuwały pracownice działu kadr, które punktualnie o 6.45 zabierały listę i zamykały szafk i.

Nie wiem kim były owe per-sonalne. Czy pracowały na jed-nym, czy na dwóch etatach (dru-gi w bezpiece). Wszystkie były do siebie podobne, jak lalki Bar-bie. Młode, nawet przystojne. Dobrze ubrane, choć białe bluzki i czarne spódniczki mimo woli kojarzyły się z wojskowym mun-durem. Patrzyły na nas, wcho-dzących, bez uśmiechu, szkla-nym wzrokiem, właśnie jak lalki, nieobecne duchem, a przecież czujne, w każdej chwili gotowe zdemaskować wroga, sabotaży-stę, bumelanta. Nie cierpiałem

tych kobiet i bałem się ich rów-nocześnie, wiedząc, że w przy-padku potknięcia nie mogę li-czyć na odrobinę litości z ich strony.

Po rozłożeniu swoich rzeczy na biurku, lub stole kreślarskim, należało ponownie stanąć w ko-lejce, tym razem do kancelarii tajnej, skąd upoważnione pra-cownice (prawie tak niesympa-tyczne jak kadrowe) wydawały materiały, na podstawie których inżynier miał pracować. Wszyst-kie prowadzone przez nas pro-jekty były tajne, przy czym te najtajniejsze dotyczyły oczywi-ście sfery wojskowości. Wysta-wanie w kancelarii skracało fak-tyczny czas pracy o kilkanaście minut, tym naturalnie nikt się nie przejmował. Kolejną czynno-ścią, gdy obliczenia leżały już na biurku, a rysunki były przypięte do stołu kreślarskiego i każdy „szpieg imperialistyczny” mógł im się do woli przyglądać, a na-wet korzystając z chwilowej nie-obecności projektanta, fotogra-fować, było przyniesienie sobie herbaty. Handlowała nią sprzą-taczka, urzędująca na końcu dłu-giego korytarza. Nalewała wrzą-tek hojnie, po same wręby, a po-nieważ szklanki nie miały uchwytów, inżynierowie biegli do swych pokoi, trzymając je dwoma palcami za sam brzeżek, z twarzami wykrzywionymi bó-lem. Dziwne, że nikt nie wpadł na pomysł przyniesienia z domu spodka, co by go uwolniło od co-dziennego parzenia sobie rąk.

Potem można już było robić, na co miało się ochotę. Jeść, roz-mawiać, przeglądać codzienną prasę. Pracowaliśmy na akord, na każdy projekt inżynier, asy-stent i kreślarz mieli określoną pulę godzin i w przypadku jej przekroczenia straciliby premię. Nie pamiętam, abym słyszał o ta-kim przypadku. Pula musiała więc być przyznawana z zapa-sem, co wykorzystywano pozo-stając w biurze do późnego wie-czora i wyrabiając w ten sposób godziny nadliczbowe, płatne o 50 % więcej. Celowali w tym przede wszystkim starsi projek-tanci, żonaci i dzieciaci. Młodzi na ogół bardziej od wyższego za-robku cenili sobie wolność odzy-skiwaną po opuszczeniu siedziby „Prozametu”.

I tak toczyło się to inżynier-skie życie, w atmosferze szpie-gowskiej manii, pod czujnym okiem towarzyszki personalnej.

(dokończenie w następnym numerze)

fot. a

rchiw

um

fot. a

rchiw

um

5 marca 1953 roku zmarł Józef Stalin, gazety wpadły w histerię. Tyran nie żył, ale strach pozostał.

Zbiornik Goczałkowicki, położony na terenie gminy Goczałkowice-Zdrój, utworzony został na Wiśle w 1956 roku. Zajmuje powierzchnię 3200 ha. Jego pojemność wynosi 168 mln m3. Zbiornik zaopatruje w wodę pitną większą część Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego.

Page 12: riviera 09 2009.indd-3

z samego faktu tworzenia, może nawet swego rodzaju ironii i dy-stansu wobec otaczającego nas świata. Ale – broń Boże – nie ab-negacji czy gorzej: pogardy wobec dotychczasowych kanonów arty-stycznych (co często dostrzec moż-na wśród młodzieży bawiącej się w tzw. awangardę). Na to twórca „dech” jest stanowczo za mądry…

Autorem owych zadziwiają-cych „dech” jest Maciej Zabawa, młody gdański artysta, od kilku lat absolwent jednej z uczelni ar-tystycznych Poznania. Jeszcze w czasach studenckich wykoncy-pował on sobie jakby osobny, wła-ściwie nawet niepowtarzalny styl, dla którego trudno byłoby doszu-kać się czytelnych i konkretnych analogii. Kiedy na jednej z nie-dawnych wystaw oglądałem fan-tastyczne, groteskowe formy dzi-wacznych ryb, baśniowych stwo-rów, ni to wioseł, ni to bereł egzo-tycznych władców i sam diabeł wie czego tam jeszcze niejako

12 sztuka www.riviera24.pl

Wystawa Macieja Zabawy w Klubie Riviera Literacka

Zabawa w dechęGrzegorz Niewidomy

Człowiek to taki dziwny stwór, który lubi sobie wszystko układać, syste-

matyzować, a co najmniej – na-zywać. Kiedy więc pierwszy raz zobaczyłem te prace (i to w więk-szej ilości), również spróbowa-łem je na własny użytek jakoś nazwać. I tu sprawa przestała być prosta. Obrazy? Chyba nie do końca… Rzeźby? Płaskorzeźby? Też raczej nie. Niby wszystko się zgadza, ale ciągle brakuje jakie-goś dookreślenia. Za płaskorzeź-bą (czy szerzej: formą rzeźbiar-ską) przemawia materiał i kształt. Za malarstwem – to, że owe nie-zwykłe formy są właśnie Poma-lowane. Nie, jak się to z akade-mickim zadęciem powiada: poli-chromowane (co się już niejednej rzeźbie zdarzyło, od starożytności wychodząc), ale właśnie – malo-wane. I dopiero całość – forma i kolor – tworzy to, co można by określić mianem… no właśnie: jakim?

Maciej Zabawa Urodził się w 1981 r. w Gdańsku. Absolwent Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej w Pozna-niu, gdzie w 2007 r. uzyskał dyplom z malarstwa sztalugowego i ściennego u prof. Woj-ciecha Sadley’a. Uprawia malarstwo sztalugowe, zajmuje się ceramiką, rzeźbą, malar-stwem na jedwabiu, grafiką komputerową oraz projektowaniem znaków graficznych, publikacji itp. Obecnie mieszka i tworzy w Pruszczu Gdańskim, gdzie ma własną pra-cownię. Brał udział w wielu wystawach zbiorowych w kraju i za granicą, miał też kilka wystaw indywidualnych w Gdańsku, Poznaniu i innych miastach (ostatnio – w litew-skich Druskiennikach). Jest członkiem ZPAP i Gdańskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki. Więcej informacji o autorze znaleźć można na stronie www.maciejzabawa.pl.

Zapraszamy na wernisaż Macieja Zabawy 29. października 2009 r.godzina 19:00Wstęp wolnyKlub Pisarza „Riviera Literacka” Gdańsk, ul. Mariacka 52/52www.rivieraliteracka.eu

Sam autor tych niezwykłych prac ze względu na użyty materiał nazywa je – „przez pół drwiąco, przez pół serio” – po prostu „de-

chami”. I chyba wypadnie przy tej nazwie pozostać, bo faktycznie tworzywem są tu „dechy”. Deski, które dawniej mogły być fragmen-tami mebli, podłóg czy nawet przysłowiowych drzwi od stodoły, na których kiedyś tam mieli latać nasi lotnicy. Przemyślnie łączone, powycinane w najrozmaitsze

podświadomie czułem jakiś odle-gły związek ze sztuką totemiczną, z formami znanymi mi z kultur afrykańskich, oceanicznych, na-wet – ze sztuką północnoamery-kańskich Algonkinów, znanych ze

swego zamiłowania do szokują-cych zestawień form i barw. Ale myliłbym się setnie widząc tu ja-kiekolwiek proste nawiązania lub wręcz naśladownictwo. Nie je-stem zresztą pewien, czy sam twórca miał podobne skojarzenia. Sądzę jednak, że gdzieś w głębo-kich pokładach jego podświado-mości musiały zagnieździć się dalekie obrazy tego, co być może znalazł był kiedyś w podręczni-kach historii sztuki czy dziejach kultury światowej – także tej spo-za naszego niegdyś klasyczno-ko-

cassa. Wydaje się, że nasz młody artysta podąża tą samą – słuszną zresztą – drogą.

Byłby jednak w grubym błę-dzie ten, kto w „dechach” widziałby jedynie – nomen omen – zabawę formą, groteskę, grę w „wolne sko-jarzenia”, poszukiwania estetyczne itp. Znaczna część tych prac kryje w sobie głębszą refl eksję – jak choćby owo Oko Opatrzności umieszczone na słupie granicz-nym, które tak doskonale „wpaso-wało się” w temat wystawy Nasze Rocznice… w galerii GTPS (a bra-

sem, ciesząc oko kształtem, formą i kolorem „dech” poszukać w nich czegoś więcej niż tylko wrażeń stricte estetycznych.

Wystawę prac Macieja Zabawy obejrzeć można będzie od 29. paź-dziernika w Galerii „Riviera Lite-racka” w Gdańsku przy ul. Mariac-kiej 52. I zapewne nie będzie to czas stracony. Warszawscy bohate-rowie felietonów Wiecha, chcąc wyrazić swe uznanie, mawiali, iż coś jest „w dechę”. Tu w dechę jest i autor, i wnętrze, a przede wszyst-kim w dechę są – „dechy”…

turnowego, a dziś gadżetowo-pla-stikowego kręgu. Nasuwa się pro-ste porównanie: bez afrykańskich masek, polinezyjskich totemów i japońskiego drzeworytu pewnie nie byłoby sztuki Gauguina i Pi-

ły w niej udział największe sławy gdańskiej sztuki…). Taki też jest cykl dzieł z motywem krzyża, jakiś czas temu przygotowany przez ar-tystę na konkurs i wystawę Sacrum w Wadowicach. Warto więc cza-

kształty, malowane olejem lub akrylem, stały się po prostu dzieła-mi sztuki. Sztuki pełnej młodzień-czej fantazji, żywiołowości, radości

Page 13: riviera 09 2009.indd-3

sztuka 13Sopot. Nowa wystawa w Państwowej Galerii Sztuki

Okolice portretuArtystów biorących udział w wystawie „Okolice portretu”: Ewę Juszkiewicz, Wojciecha Koniuszka, Tomasza Kucharskiego, Jerzego Lisaka, Annę Waligórską, Marka Wrzesińskiego i Macieja Żywickiego, łączy pracownia prof. Macieja Świeszewskiego z Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, w której wszyscy studiowali. Dzieli natomiast różne podejście do klasycznego malarskiego tematu, jakim jest portret. Efekty tego, co łączy i co dzieli możemy zobaczyć na wystawie, o której wystawowym katalogu w następujący sposób pisze Miłosz Waligórski.

Miłosz Waligórski

Portret to taniec. Korowód wokół człowieka, szeregi podkreśleń, akcentów,

oznaczeń punktów kluczowych, namierzanie leżących w środku sensów. Znaki portretu składają się na obraz, przedstawienie, które dawniej miało górnolotne ambicje reprezentacji, z czasem, szczególnie od XX wieku, pokor-nie skupiło się na interpretacji. Cele – świat obiektywny, należą-cy do niego człowiek czy twarz, zastępująca całość – nie zmieniły się. Zmieniła się natomiast obec-ność twórcy w samym obrazie oraz hierarchia wartości elemen-tów wizerunku. Istnieją obiekty, będące raz podmiotem, raz przedmiotem, między którymi zachodzi próba komunikacji,

które starają się do siebie do-trzeć, postawić krok w metafi zy-kę i tam spotkać się bardziej, dzięki zmysłom – słowom, obra-zom – wyjść poza zmysły, prze-kroczyć siebie w kierunku dru-giego. Z tego marzenia bierze się portret. (…) Warto unikać grzę-zawiska bezruchu, zmieniać punk-ty widzenia, rzuty światła, dekora-cje, tańczyć wokół i wszystkie układy traktować jako uzupeł-nienie opisu, dopowiedzenie praw-dziwości poznawanego przedmio-tu. Tak przynajmniej zdają się są-

Sopot. Tegoroczni laureaci – Wojciech

Staroniewicz, Piotr Grzonkowski i Anna Reinert

Muzy wręczoneKrzysztof M. Załuski

8 października, w trakcie uro-czystego koncertu w nowym Domu Zdrojowym w Sopocie

zostały wręczone nagrody Prezy-denta Miasta w dziedzinie kultury i sztuki, oraz nauki – „Sopockie Muzy”. W dziedzinie kultury i sztu-ki nagrodę otrzymał Wojciech Sta-

„Okolice portretu”Ewa Juszkiewicz, Anna Waligórska, Wojciech Koniuszek, Tomasz Kucharski, Jerzy Lisak, Marek Wrzesiński i Marcin Zawicki. Państwowa Galeria Sztuki. Kuratorzy wystawy: Tomasz Kucharski i Marek WrzesińskiWystawa czynna od 21 października do 15 listopada 2009 r., od wtorku do niedzieli w godz. 11.00 – 18.00.

fot. k

mz

Tegorocznym laureatem Sopockiej Muzy w dziedzinie kultury i sztuki został „najbardziej melodyjny polski saksofonista” Wojtek Staroniewicz.

dzić młodzi artyści, wystawiają-cy swoje prace w Państwowej Ga-lerii Sztuki. Na ich obrazach na pierwszym planie często znajdu-je się samo medium, widoczne są pociągnięcia pędzla, podkłady, warstwy farby, plamy, zamazania itd. – w ich ramy wpisana jest niedoskonałość a warsztat por-tretującego staje się elementem przedstawienia. Akcenty rozło-żone są według osobistego klu-cza – w centrum znajdują się

różne atrybuty postaci, miś w dłoniach czy szczegół sukien-ki. Z tych obrazów można wyczy-tać następujący postulat: przez lata za pars pro toto człowieka uważano twarz, niech będzie, może tak być również dzisiaj – nadal można zaglądać w głąb du-szy przez oczy, można szczerze malować wymuskane Mona Lisy, ludzi z twarzą, ale można też próbować wychodzić i dochodzić innymi drogami, tak samo praw-

dziwymi, mimo że wiodącymi przez pępek, stopy, tułów, czy wykrzywioną w grymasie dolną szczękę. Zróżnicowanie nie musi być wrogiem jedności – powinno stać się jej integralnym kompo-nentem. W końcu czasem z klat-ki piersiowej da się wyczytać więcej niż z twarzy, a i znie-kształcona gębą bywa nie mniej prawdziwa niż przypudrowana buźka…

Wystawa „Okolice portretu” pokazuje, że niestandardowe ujęcia niekoniecznie służą roz-mywaniu wartości, relatywizacji znaczeń, manifestacji nowych, bezprecedensowych nurtów, prze-ciwnie, dowodzi, że zaskakująca perspektywa, spojrzenie z zapo-mnianych peryferii, z miejsc, które zunifi kowana kultura wy-płukuje z sensu, jest dobrym ćwiczeniem dla umysłu, przy-zwyczajonego do dualistycznego, zero-jedynkowego oglądu świa-

ta, i sposobem przywrócenia nam zapomnianych obszarów prawdy, warstw nagromadzo-nych wokół tajemnicy. (…)

roniewicz – jak go określił w lau-dacji Leszek Możdżer – „najbar-dziej melodyjny polski saksofoni-sta”. Staroniewicz, jako jedyny z polskich saksofonistów zakwali-fi kował się do półfi nału międzyna-rodowego konkursu improwizacji jazzowej w Waszyngtonie. Wystę-pował na Jazz Jamboree podczas warszawskich letnich dni jazzo-wych, współpracował z norwe-skim pianistą Helge Lienem, z Włodzimierzem Nahornym, oraz

z Polską Filharmonią Kameralną w Sopocie.

W dziedzinie nauki „Sopocka Muza” została przyznana dr hab. Piotrowi Grzonkowskiemu. Lau-dację wygłosił prof. Janusz Moryś. Dr Grzonkowski jest laureatem nagrody Prezesa Rady Ministrów za pracę „Zjawiska immunolo-giczne towarzyszące szczepie-niom przeciw wirusowi grypy u osób starszych”. Jako lekarz pro-muje on potrzebę szczepień prze-

ciwko grypie wśród słuchaczy Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Sopocie. W latach 2004–2006 pracował na Uniwersytecie Oks-fordzkim. Obecnie jest kierowni-kiem Zakładu Transplantologii Doświadczalnej na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.

Prezydent Sopotu przyznał także „Muzę” dla młodych twór-ców. Otrzymała ją Anna Reinert, absolwentka Wydziału Malar-stwa i Grafi ki Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Laudację omawiającą twórczość młodej artystki wygłosił wiceprezydent Sopotu Wojciech Fułek. Prace Anny Reinert były już ekspono-wane zagranicą: w Niemczech, Hiszpanii, Szwecji. W roku 2008 aplauz zwiedzających i krytyków wzbudziła jej wystawa w Pań-stwowej Galerii Sztuki w Sopocie zatytułowana „Wzory”.

Page 14: riviera 09 2009.indd-3

14 Trójmiasto czyta www.riviera24.pl

Opowiadanie dla dorosłych

Pogromca diabłaKrzysztof Maria Załuski

Muzyka ucichła i pary za-częły powoli schodzić z parkietu. Mężczyźni za-

trzymywali się przy barze i zama-wiali piwo. Kobiety szły prosto do stolików. Krępy chłopak o wyglą-dzie pastucha, chwiejąc się dyskuto-wał jeszcze z muzykami. Nachylał się nad perkusistą ubranym w czer-wony kubrak, machał mu przed twarzą szerokimi rękami i próbo-wał coś tłumaczyć. Muzyk śmiał się i poklepywał chłopaka po ramieniu. Wreszcie odepchnął go i tamten przewrócił się w zwoje kabli.

Sigmund chwilę go obserwo-wał, później przeniósł wzrok na kryształową kulę, która obracała się nad pustym parkietem.

– Mamo, chciałem z tobą poroz-mawiać… – powiedział nie patrząc na starą kobietę, siedzącą na prze-ciwko niego.

– Tak, synku. Po to przecież do przyjechałam… – uśmiechnęła się.

Sigmund poczuł na sobie wzrok jej wyblakłych oczu.

– Postanowiłem stąd wyjechać. Miałaś rację. To oni są synami dia-błami, przekonałem się – sięgnął po szklankę rumu, wypił kilka łyków i znowu spuścił wzrok. – Tylko, że…

Kobieta milczała, potem do-tknęła jego ręki.

– Boję się, mamo. Król Dawid, wiesz ten ich szef, on powiedział, że na każdego, kto zdradzi Rodzinę Niebieską, czeka diabeł i jego pie-kielny ogień.

– Oj, ty mój mały synku… – przerwała mu i wzięła jego rękę w swoje dłonie.

Tak właśnie wyobrażała sobie tę scenę, ten moment na, który czeka-ła prawie dziesięć lat, na który cze-kała odkąd jej syn przerwał studia i uciekł z Hamburga do Szwajcarii, do tej przeklętej sekty, prowadzonej przez jakiegoś hochsztaplera. Ko-bieta patrzyła teraz na syna: zagu-bionego, śmiesznego chłopaczka, który tak bardzo przypominał jej nieżyjącego męża: jego ojca. Oby-dwaj byli tacy sami: na pozór doro-śli, na pozór twardzi, a tak napraw-

dę zagubieni i nieodporni na prze-ciwności losu.

„Tak, obaj nigdy nie potrafi li przyznać się, że popełnili błąd, że jest inaczej, niż im się wydawało” – pomyślała.

– Zygmuś, diabła nie ma. Diabeł został wymyślony przez złych ludzi tylko po to by, gdy zabraknie już in-nych argumentów, straszyć nim niepokornych, myślących inaczej… Nie bój się nieistniejących upiorów.

Ale Sigmund bał się coraz bar-dziej… Sączył rum i czuł jak świat nabiera upiornych kolorów, jak wszystko, co do tej pory było sza-rawo-sine, co było płaskie, byle jakie, ale przez to przewidywalne, zaczyna powoli ożywać… Jego matka też jakby odmłodniała, jej włosy jeszcze przed chwilą siwe, płonęły teraz złotem, brązem, cie-kłą miedzą. Jej twarz pokryta była różem, złocistymi pudrami i brzo-skwiniowymi pomadami. Jej skó-ra połyskiwała, jakby padał na nią płomień piekielnego stosu, na którym spłonąć mieli niewierni i zdrajcy.

Milczeli kilka minut, ale dla Sig-munda to była wieczność.

– Wiesz, w alkoholu jest coś… – powiedział, żeby przerwać ciszę. – Nie wiem jak to nazwać. Nie wiem co to jest, ale to coś pozwala mi żyć. Bez tego świat straciłby dla mnie sens.

Z teki dyletanta

Blaszany bębenek według Nalepy

No i pięknie! Takiego przedsięwzięcia na deskach Teatru Wybrzeże nie było dawno, ale i okoliczności są niebanalne. Oto przy okazji 80. urodzin Güntera Grassa, na scenę przeniesiona została jego chyba najsłynniejsza powieść – Blaszany bębenek. Tak karkołomnego, ale i chwalebnego przecież, zadania podjął się Tadeusz Nalepa, działający na co dzień w Niemczech reżyser o świetnym, jak się okazało, wyczuciu literackim i szerokich horyzontach w myśleniu scenicznym.

Paweł Niewiadomy

Wszystko zaczyna się nad wyraz niepozornie. Na scenie – nagiej jak okład-

ka książki – pojawia się Ryszard Ronczewski, aby zabrać nas w fascy-nującą podróż w czasie do Wolnego Miasta Gdańska. Gdańska, który pod fasadą pięknych kamieniczek krył trudne problemy polityczne i społeczne. To tu krzyżowały się trudne losy Polaków, Niemców i Ży-dów, tu dawały o sobie znać rodzące się w dwudziestoleciu międzywojen-nym ideologie i tu wreszcie żyć przy-szło małemu Oskarowi Matzeratho-wi, który za nic nie chciał dorosnąć do zepsutego świata dorosłych. Jego los wypełnia się w dniu trzech uro-dzin. Odtąd jako wieczne dziecko będzie z właściwym sobie dystan-sem obserwował powoli dojrzewają-cy do destrukcji świat dorosłych…

Inscenizacja powieści Grassa nie mogła pozostać obojętna wobec opu-blikowanej niedawno biografi i pisa-rza, będącej spowiedzią człowieka uwikłanego w brutalne dzieje XX wieku. Wydaje się, że ta straszna i nielogiczna rzeczywistość ukazana może być tylko z perspektywy dziec-ka, młodego Oskara, który na próżno poszukuje w tym wszystkim jakiegoś porządku. Te nieudane próby dopro-wadzają do jedynego słusznego wnio-sku – nie można dorosnąć, nie można dać się w to wszystko wplątać.

Spektakl Nalepy podzielony jest na dwie części. Pierwsza przestawia bezpośrednie otoczenie Oskara.

Niezwykle oszczędna scenografi a jest tłem dla wyraźnie zarysowa-nych stosunków międzyludzkich. Bardzo zgrabnym zabiegiem jest operowanie obrotową sceną pod-czas niezwykle żywiołowych roz-mów bohaterów.

Kiedy po przerwie kurtyna znów przeniesie nas do dawnego Gdańska, będzie to już pogrążone w wojennym chaosie miasto, gdzie nikt nie czuje się do końca wolny. Rozpędzony wir porywa po kolei wszystkich. Sam zabieg przedsta-wienia wojny jako wielkiej dyskote-ki, gdzie wciąż zmieniają się świa-tła, muzyka i składy tańczących par, jest może mało oryginalny. Nie można jednak powiedzieć, że scena ta razi; szkoda po prostu, że nie mo-żemy spojrzeć na to jakoś inaczej.

Na pewno ciekawe jest zaanga-żowanie statystów, którzy idealnie wkomponowali się w spektakl. Szczęśliwie udało się tu uniknąć dy-sonansu między aktorami i „ludźmi na scenie”, jaki pojawił się w Wu-jaszku Wani czy H. Klaty. Było to o tyle trudne, że poprzeczka posta-wiona w Blaszanym bębenku przez Krzysztofa Matuszewskiego, czy

Grzegorza Gzyla, wyznacza już po-ziom dużo wyższy niż „ogólne roze-znanie w sztuce aktorskiej”. Na szczególne wyróżnienie zasługuje tu oczywiście Dorota Kolak. Jestem ciekawy, ile osób nabrała w scenie „monologu o kulach”. Ja osobiście jej nie rozpoznałem…

Wyjątkowo dobrze prezentuje się również debiutujący na gdań-skiej scenie Paweł Tomaszewski, którego Oskar z jednej strony urze-ka, z drugiej zaś opowiada o tru-dach dorastania i mierzenia się młodego człowieka z coraz bardziej skomplikowaną rzeczywistością.

Wady? Po raz kolejny w Teatrze Wybrzeże mamy do czynienia ze spektaklem, któremu brak jedno-znacznego zakończenia. Sztuka Nale-py przynajmniej cztery razy zdaje się zbliżać do spektakularnego końca i… ciągnie się dalej. Pełna patosu scena monologu Oskara przypominająca mickiewiczowską Wielką Improwiza-cję byłaby pewnie wspaniałym fi na-łem. Reżyser nie pozwala jednak swo-jemu dziełu się skończyć, zawsze jest jeszcze coś do dopowiedzenia.

Słuchajmy zatem, bo naprawdę warto.

Bajki z Wyspy Umpli Tumpli

Funio, Ziózio i maszyna

Stanisław Załuski & Mirosław Stecewicz

Po zakończeniu roku szkol-nego Ziózio i Funio wyje-chali na wieś do Dziadków.

Dziadkowie mieszkają na dru-gim końcu wyspy Umpli Tumpli, w domku stojącym niedaleko plaży, na skraju lasu. Dojechać tam nie łatwo. Nawet jedyna na wyspie lokomotywa Puff fo nie dociera do siedziby Dziadków, bo szyny kończą się znacznie wcześniej. Aby wyprawić sio-strzeńców na wakacje Ciocia Ti-tli musiała wynająć trzy delfi ny. Czekały one na pasażerów w Za-toce Wulkanicznej, w szeregu je-den za drugim, jak wagony przy peronie. Ziózio usiadł na pierw-szym, Funio zajął miejsce na drugim, a trzeci delfi n wziął na grzbiet ich bagaże. Pomknęli morzem, aż woda się zapieniła. Po godzinie byli na miejscu.

W chacie Dziadków żyje się inaczej, niż w Okrągłym Domu Cioci Titli. Nie ma tam prądu elektrycznego, gazu, ani łazienki. Myć trzeba się w miednicy albo na podwórku przy studni. W le-cie Dziadkowie wstają o świcie i kładą się spać razem ze Słoń-cem. A w zimowe wieczory roz-świetlają mieszkanie przy pomo-cy kopcącej lampy naft owej. Je-dzenie dla ludzi, psa Szczekacza, świnki Chrum-Chrum i krówki Jowity Babcia gotuje na płycie kuchennej, pod którą wesoło bu-

zują sosnowe i brzozowe polana. Za to wokół domku mnóstwo jest miejsca do gonitwy i gry w piłkę, oraz kryjówek do zabawy w cho-wanego.

W parę dni po przyjeździe wnuków, Dziadek wczesnym rankiem wypłynął na połów ryb. Ziózio i Funio wstali znacznie później, gdy łódź Dziadka była już tylko maleńką kropką na tle horyzontu. Obaj zjedli śniadanie: wiejski chleb z rzodkiewką z babcinego ogrodu i napili się świeżego mleka, prosto od krów-ki Jowity. Zamierzali iść na plażę, opalać się, ale Babcia ich zatrzy-mała.

– Moi kochani – powiedziała. – Dziadek zapomniał wczoraj narąbać drewek, a ja muszę brać się wkrótce za gotowanie obiadu. Na podwórku leży duży kloc. Weźcie piłę, siekierę i przygotuj-cie mi zapas paliwa.

Miny Ziózia i Funia trochę się wydłużyły. Bo jakże to: są na wa-kacjach i zamiast się bawić i wy-legiwać na piasku, mają praco-wać? Nie mogli jednak odmówić prośbie Babci, która dogadzała im jak mogła, karmiąc wiejskimi specjałami. Wzięli z komórki piłę i wyszli na podwórko.

– Trzeba coś wymyślić – po-wiedział Ziózio.

– Ale co? – zapytał Funio. – Coś, co by nam pomogło

naciąć drewek. Jakąś maszynę.Funio poprawił okulary na

nosie i rozejrzał się wokoło.– Maszyna, niezła rzecz. Ale

jaka ona ma być?– Nieważne jaka! Najważniej-

sze, żeby nam pomogła. I żeby każdy, kto na nią spojrzy wie-dział, że to nasze dzieło.

– Od czego mamy zacząć?– Oczywiście od nazwy – po-

wiedział z zapałem Ziózio. – Na-zwiemy ją naszymi imionami. Z twojego imienia weźmiemy pierwszą i drugą literkę i będzie „Fu!”. Potem z mojego weźmie-my trzy literki i maszyna będzie się nazywała „Fu-Zió!” Prawda, że to ładna nazwa?

– Może i ładna – bez przeko-nania rzekł Funio. – Ale dlaczego z twojego imienia mają być trzy literki, a z mojego tylko dwie?

– Nie bądź drobiazgowy! – rozzłościł się Ziózio. – Jestem większy i silniejszy, więc należy mi się więcej literek. Zresztą dwie, trzy – różnica niewielka. Najważniejsze, że będzie wiado-mo, co ta maszyna ma robić. Będzie sapać: „Fu-Fu-Fu!” i bę-dzie zgrzytać zębami o drewno: „Zió-Zió-Zió!”. I każdy będzie wiedział, że to maszyna do piło-wania.

W ten sposób na podwórku Babci powstała maszyna do piło-wania. Obaj chłopcy sapali: „Fu-Fu-Fu!”, a piła zgrzytała: „Zió-Zió-Zió!” Takiej zabawy nigdy nie mieliby w mieście. Tak się rozochocili, że całkiem zapo-mnieli o plaży. Do południa przygotowali dla Babci zapas drewek na cały miesiąc. Zaś obiad ugotowany na tych drew-kach smakował im tak, jak nie smakował jeszcze nigdy w życiu.

– Jak możesz tak mówić? Świat sam w sobie jest taki piękny – mat-ka patrzyła jak Sigmund szpera po kieszeniach marynarki, jak śmieje, mruczy coś pod nosem i wreszcie wyjmuje drewniany krzyż, całuje go, a na koniec wsuwa w płomień świecy.

– Ja mogę tak mówić, bo wiem co mówię… Gdybyś przeszła to co ja, też byś mogła. O tym chciałem ci właśnie powiedzieć – w jego oczach błyskał teraz płomień z krzyża.

Twarz Sigmunda tężała, stawała się obca i martwa, taka jak kiedyś, gdy wracał do domu kompletnie za-ćpany – wtedy, gdy jego matka bała się, że pewnego razu zamiast syna pod ich domem zjawi się policja, albo zadzwoni telefon, i ktoś powie, że jedyny mężczyzna jej życia nie żyje… I tak samo wyglądał, kiedy wrócił z odwyku narkotykowego, i kiedy parę miesięcy później zaczął pić; i gdy po jakiejś pijackiej burdzie wylądował na oddziale intensywnej terapii z pękniętą czaszką.

Sigmund rzucił krzyż do popiel-niczki.

– Tak, po tych wszystkich latach wiem, że Król Dawid i jego ludzie to tacy sami oszuści, jak politycy, któ-rzy w imieniu szatana rządzą tym światem. Ale wiem też, że diabeł istnieje, że przybiera najprzeróż-niejsze postacie. I wiem także, że trzeba go zabić.

– Wrócisz ze mną do Hambur-ga, prawda? – przerwała mu.

– Tak wrócimy… Już wystarczy tego koszmaru. Trzeba zabić diabła, trzeba uwolnić od niego świat! – podniósł szklankę do ust. – Trzeba zacząć nowe życie.

Kobieta uśmiechnęła się i przy-taknęła głową, ale zaraz poczuła się jak współuczestnik tego szaleństwa. Potem jednak pomyślała, że hipo-kryzja to jedyny sposób, aby zabrać syna do domu, i że najprawdopo-dobniej ta chwila jego zwątpienia to ostatni, dogodny moment. W koń-cu świat zbudowany jest na hipo-kryzji. Wszystko nią jest: i religia, i polityka, i nauka, nawet miłość.

Uśmiechnęła się więc jeszcze raz i spojrzała w jego oczy, które te-raz były już całkiem nieobecne.

– Chodź stąd, synku. Może po-każesz mi okolicę? – powiedziała. – Bardzo ciekawa jestem jak wygląda ta twoja szwajcarska wioska.

– Naprawdę chcesz chodzić po wsi nocą? – zapytał. – Przecież i tak nic nie zobaczymy…

– Zobaczymy. Czasem po ciem-ku widać więcej niż w ciągu dnia.

– Mamo, co ty mówisz?– Nic, chcę zobaczyć tą wieś –

powiedziała, śmiejąc się.I wtedy Sigmund pomyślał, że

to są znaki, że to zapowiedź osta-tecznego starcia, o którym mówił mu Król Dawid. Tak, diabeł nie cofa

się przed niczym; diabeł zabija naj-bliższych, aby wejść w ich ciała.

– Chodźmy – powiedział i prze-puścił matkę przodem.

Na zewnątrz powietrze pach-niało skoszoną trawą. Noc była bez-księżycowa, więc widział matkę je-dynie w świetle sodowych latarni. Miała teraz srebrne włosy, jak anioł. Pachniała jednak dymem tytonio-wym, winem i czymś, co mogło być siarką.

Kiedy doszli do końca wsi i skręcili w pola, Sigmund uderzył matkę nożem w szyję. Kobieta upadła. Z jej ust przez chwilę wy-dobywał się metaliczny charkot. I to też był znak, że diabeł jest w niej, i że broni się przed śmier-cią. Więc Sigmund uderzył ją no-żem jeszcze kilka razy. Uderzał dopóki diabeł uwięziony w ciele matki nie przestał rzęzić. A potem mężczyzna zaciągnął ciało w krza-ki i zaczął się modlić. Gdy skoń-czył, podziękował jeszcze raz Bogu za siłę i wiarę. Na koniec wrócił do restauracji.

Sigmund nie czuł już strachu. Nie przerażała go nawet krew dia-bła, którą miał na rękach i ubraniu. Śmiało patrzył na dwóch wysokich osiłków, którzy ciągnęli przez par-kiet pijanego pastucha. W chwilę później orkiestra zaczęła grać jeden z tych koszmarnych podalpejskich szlagierów.

Page 15: riviera 09 2009.indd-3

rozmaitościfelieton 15Sopockie co nieco

Ani słowa o polityce…

Wojciech Fułek

Dawno, dawno temu, kiedy w Sopocie rzeczywistość opisywała tylko jedna,

skromna, ale dla mnie do dziś nie-odżałowana „Gazeta Miasta Sopot” (prowadzona przez mojego przyja-ciela Wojtka Kassa, dziś kustosza pamięci Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Leśniczówce Pra-nie), napisałem felieton pod tytu-łem „Polityka nas przenika”. Dziś przenika ona do naszego codzien-nego życia jeszcze bardziej, nie tyl-ko zresztą za pośrednictwem gazet, radia, telewizji i internetu. Jesteśmy codziennie wręcz bombardowani taką ilością informacji politycz-nych, iż trudno się od nich uwolnić. Trwa nieustająca kampania wybor-cza, mająca od dawna charakter ba-talii wojennej, w której padają kolej-ne ofi ary, pojawiają się nowe „gwiazdy” politycznego pola bitwy, aby za chwilę zapaść w niebyt. Służ-by specjalne rzucają na stół swoje teczki, szpiegowskie gadżety i ta-śmy z podsłuchów, przystojni agen-ci uwodzą kolejne panie, a „ciemny lud” – używając sformułowania Jac-ka Kurskiego, który nie lubi płacić mandatów za szybką jazdę, zasła-niając się immunitetem – ma na końcu „tylko” kupić ten towar w dość atrakcyjnym opakowaniu, ale z wątpliwej jakości zawartością.

*

Partie zażarcie walczą o nasze głosy nie przebierając w środkach, a mnie ta walka przypomina po-wiedzenie z „czasów słusznie mi-nionych”: „tak walczą o pokój, aż leje się krew”. Partyjna krew leje się bowiem strumieniami, niczym ke-czup w fi lmowych horrorach, poli-tyczny trup ściele się gęsto, a ja wzdy-cham do paru chwil odpoczynku od bieżącej polityki i wszystkich jej przejawów. Zastanawiam się, czy w ogóle możliwe byłoby życie bez partii, ich sloganów, wojennej fra-zeologii, wyborczych podchodów i niespełnionych obietnic? Czy by-libyśmy bardziej szczęśliwi bez przenikającej nas polityki? A może wprowadzić do naszych mediów – tak choćby na próbę – dzień wolny od polityków? Wyobraźcie sobie program telewizyjny bez informa-cji o „wojnie na górze” lub „wojen-ce na dole”, bez udziału gadających partyjnych głów, bez napuszonych komentarzy i dygresji, bez analiz

dziennikarzy i publicystów (zresz-tą z reguły mających swoje bardzo wyraźne partyjne preferencje), dzień bez afer, bez „kwitów”, „pa-pierów”, „przecieków” i nagranych taśm… Jeden dzień, podczas któ-rego nikt nie powie nawet słowa o polityce. A co, nie wolno poma-rzyć?

*

Nadmierne upolitycznienie i upartyjnienie polskiego życia pu-blicznego – w przekonaniu wielu osób – zaszło już nieco za daleko i może warto byłoby się zastanowić, jak można upuścić nieco powietrza z tego rozdętego balonu. Bo oto po-wraca do nas jako farsa dawno prze-brzmiałe – jak się wydawało – stwierdzenie: „dobry fachowiec, ale bezpartyjny”. A osób bezpartyjnych (co nie znaczy przecież, że pozba-wionych poglądów ekonomicznych, gospodarczych, społecznych, czy też w końcu – właśnie politycznych) jest przecież nie tylko w naszym społe-czeństwie zdecydowana większość. Jeśli słyszę, iż na partyjne lokalne spotkania przychodzi 15-20 osób, to niemal każdy z nas – wraz ze swoimi przyjaciółmi i rodziną – stanowi siłę często znacznie większą. I to przecież najczęściej aktywne osoby bezpar-tyjne stanowią motor większości cennych społecznie i obywatelsko działań oraz inicjatyw. Organizacje pozarządowe, stowarzyszenia, lokal-ne komitety, fundacje, niesformali-zowane nawet ruchy obywatelskie – to one wnoszą do naszego życia ożywczy powiew bezinteresowności i niezwykle cenne pomysły. To rów-nocześnie miejsca, gdzie dokonuje się – w prawdziwym rozumieniu tego słowa – integracja lokalnych społeczności. To wspólne projekty i cele, a nie partyjne strategie, najbar-dziej cementują ludzi i uczą ich współdziałania, współpracy i wza-jemnej pomocy. Jestem przekonany, iż najwięcej można osiągnąć nie oglądając się na różnice zdań i poglą-dów, ale poszukując tego, co łączy, a nie dzieli. Czy warto w drugim człowieku widzieć wyłącznie poli-tycznego wroga czy przeciwnika? Może warto w nim czasami dostrzec swojego sąsiada i sprzymierzeńca w jakiejś konkretnej sprawie?

Na koniec zdradzę jednak pe-wien sekret. Mam taką jedną swoją ulubioną partię, której je-stem członkiem. Bez legitymacji, bez deklaracji i sformalizowa-nych struktur. Ale z tej przyna-leżności jestem z kolei niezwykle dumny i wszędzie się nią chwalę. Moją osobistą partią był bowiem i jest wyłącznie Sopot oraz jego mieszkańcy. To dzięki nim mogę wypełniać kolejne białe karty w księdze sopockiej historii i dzięki nim mam odpowiedni dystans do polityki, o której już więcej ani słowa…

Autor jest wiceprezydentem Sopotu

Edward Stachura i SopotW przedostatnim numerze „Riviery” pisaliśmy o wystawie, koncercie

i kamieniu poświęconym pisarzowi i poecie Edwardowi Stachurze, którego 30 rocznicę śmierci obchodzimy w tym roku. Ten cykl wydarzeń zorganizo-wała Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, również po to, aby ocalić sopockie ślady autora „Siekierezady” i „Całej jaskrawości”. Stąd na pamiątkowym ka-mieniu w Parku Północnym cytat, pochodzący przecież nie tylko z piosenki Steda „Nie rozdziobią na kruki”, który stanowił jednocześnie tytuł jego autor-skiego recitalu, przygotowanego w latach 70-tych przez sopocką Bałtycką Agencję Artystyczną.

W związku z realizacją cyklu otrzymaliśmy list od najbliższej rodziny pi-sarza z podziękowaniami dla pomysłodawców i organizatorów tego przed-sięwzięcia, jego tekst publikujemy poniżej. (red)

PodziękowaniePragniemy tą drogą podziękować Panu Wiceprezydento-

wi Sopotu Wojciechowi Fułkowi oraz Panu Markowi Gałąz-ce za spełnienie marzeń naszego brata Edwarda Stachury.

Brat często wspominał, że chciałby, aby gdzieś stanął ka-mień z jego nazwiskiem. Dzięki Panów inicjatywie, przy wsparciu mieszkańców Sopotu, taki kamień odsłonięto w Parku Północnym.

Dziękujemy również za zorganizowanie w Państwowej Galerii Sztuki wystawy i wspaniałego koncertu w trzydzie-stą rocznicę Jego śmierci.

Z wyrazami szacunkuEliana Skórzyńska

Jan Stachura

Café del Arte

Program Imprez Artystycznych od 23 października do 20 listopada 2009 r.

23.10 PIĄTEK g. 19,00 – „Tryptyk Rzymski” – Jana Pawła II, monodram w wykonaniu Mirosława Samsela, aktora – absolwenta PWST w Krakowie *

24.10 SOBOTA g. 17,00 – „ Japońskie fascynacje – mity i legendy Japonii” – wieczór artystyczny i wystawa: Ewa Fukuoka- malarstwo, Iwona Jędruch – muzyka,

-Mirosława Truchta – Nowicka – lalki. Kurator wystawy – Elżbieta Śliwińska *

25.10 NIEDZIELA g. 16,00 – „ Sztuka mroku – reminiscencje” – opowiada Jarosław Kusza – twórca nowego gatunku artystycznego, reżyser teatralny i filmowy. „Muzyka

Sztuki Mroku” koncert akustyczny: Iwona Jędruch – gong, akompaniament elektroniczny: Marcin „Dobiś” – Dobijański *

28.10 ŚRODA g. 19,00 – „Hunger Pangs”- zespół Off Quart Tet – zespół polsko-duński, Tomasz Dąbrowski – trąbka, Morten, Christian Haxholm- kontrabas,

Rasmus Shmidt Nielsen- perkusja, Marek Kądziela- gitara *

30.10 PIĄTEK g. 19,00 – „ Śladami Bardów” -piosenki: B. Okudżawy, G. Brassensa, W. Wysockiego i E. Stachury – Janusz Pierzak- wokal, przy akompaniamencie gitary*

6.11 PIĄTEK g. 19,00 – Recital autorski Lecha Miądowicza pt. „Mam Gdańsk i trochę nie mam” (wokal, gitara, klarnet, saksofon) z udziałem Hanny Małas (piano).

W programie ballady, wiersze, fraszki i aforyzmy oraz standardy muzyki jazzowej i rozrywkowej *

7.11 SOBOTA g. 17,00 – Z cyklu „Muzyka świata.: „ Ukraińska noc” – Włodzimierz Bielokur -„Sopocki Wołodia” – wokal, gitara ukraińska – dumki

oraz żartobliwe piosenki ukraińskie *

11.11 ŚRODA g. 17,00 – Wieczór patriotyczny: „ Rozkwitały pąki białych róż”- Lech Miądowicz - wokal, gitara – poezja, piosenki legionowe oraz wspólne śpiewanie

ze śpiewnikami *

13.11 PIĄTEK g. 19,00 – Z cyklu „Muzyka świata”, koncert „ Romanse rosyjskie i piosenki francuskie”, wykonawcy: Ewa Dorawa-Jurkiewicz – wokal,

Andrzej Kijewski – wokal,

Ewa Pralicz- akompaniament, piano *

14.11 SOBOTA g. 17,00 – Z cyklu „Muzyka świata” pt.: „ Odesskie motywy”– Włodzimierz Bielokur -„ Sopocki Wołodia” – wokal, gitara ukraińska- wesołe piosenki

klezmerskie przeplatane anegdotami z życia ciekawych ludzi.

20.11 PIĄTEK g. 19,00 – Z cyklu „Muzyka świata”, koncert pt.: „ Historia tanga”- Trio Sopot: Anna Sawicka – wiolonczela, Elżbieta Rosińska – akordeon, Małgorzata

Skorupa – skrzypce, Prowadzenie i recytacja – Kamila Nehrebecka *

NIEDZIELE od g. 16,00

OD PONIEDZIAŁKU DO CZWARTKU

od g. 19,00 – „ Muzyka w tle ”- na pianinie gra: Ewa Pralicz (Jeśli w kalendarium nie ma innego wydarzenia w tym samym terminie)

Uwaga! Z przyczyn losowych i niezależnych od lokalu program może ulec zmianie

Wstęp w cenie 20 zł (w tym 8 zł konsumpcja)

Rezerwacja stolików ważna do g.18,30. Prosimy o wcześniejsze przybycie.

Café del Arte

Sopot, ul. Monte Cassino 53/Krzywy Domek/ parter- trzeci lokal po prawej stronie

Tel. 58 55 55 160, www.cafedelarte.pl, www.myspace.com/cafedelarte, [email protected]

Page 16: riviera 09 2009.indd-3

16 Sport www.riviera24.pl

Sopoccy żeglarze nagrodzeni

Spotkanie władz Miasta ze sportowcami1

8 października prezydent So-potu Jacek Karnowski spotkał się z działaczami i zawodnika-

mi Sopockiego Klubu Żeglarskiego, oraz Uczniowskiego Klubu Sporto-wego Navigo. Podczas spotkania podsumowano tegoroczny sezon że-glarski. Prezydent wręczył też naj-lepszym zawodnikom upominki i okolicznościowe dyplomy.

Osiągnięcia sopockiego sportu żeglarskiego są imponujące. Żaden zrzeszający wodniaków klub w Pol-sce nie może się pochwalić taką ilo-ścią tytułów mistrza kraju, Europy, świata. Wystarczy wymienić Prze-mysława i Jarosława Miarczyńskich, Martę Hlavaty, Jacka Piaseckiego, Agnieszkę Bielską, Natalię Wójcik czy Annę Gałecką. To oni rozsławiają polski windsurfi ng na akwenach

„FOT. KOSYCARZ – NIEZWYKŁE ZWYKŁE

ZDJĘCIA CZĘŚĆ III”Maciej Kosycarz pracował nad trzecią edycją albumu niemal rok. Przekopał setki tysięcy negatywów i zdjęć – zakurzonych, fascynujących, tajemniczych. Wiele z nich było niezarchiwizowanych, pozbawionych jakiegokolwiek opisu. Tysiące godzin spędzone przed ekranem komputera, mrówcza, często niemalże detektywistyczna praca

wszystkich kontynentów. Nie można też zapominać o utalentowanej mło-dzieży, która goni starszych o kilka lat mistrzów. Nazwiska Hanny Idziak, Joanny Hensche, Maji Dziar-nowskiej, Łukasza Buderskiego, Ma-teusza Hope, Pawła Tarnowskiego, czy Kamila Zwolaka znaczą już spo-ro w światku windsurfi ngowców.

Doskonale prezentują się także zawodniczki i zawodnicy Uczniow-skiego Klubu Sportowego Navigo, specjalizujący się w katamaringu. Tu wymienić trzeba przede wszystkim Jacka Noetzela, który położył ogromne zasługi dla rozwoju tej dziedziny sportu w Sopocie. Obok niego sukcesy odnoszą Jakub Kopy-łowicz i Adam Skomski, oraz junio-rzy: Marcin Badzio, Olaf Jersek, Ma-teusz Kobylański. (as)

24 września niecodzienną lek-cję przeżyli uczniowie Gim-nazjum nr 2 w Sopocie. W ra-

mach zajęć wychowania fi zyczne-go 27-osobowa grupa przepłynęła jachtem „Norda” z Gdyni do mola w Sopocie. Rejs trwał około trzech godzin i był pierwszym etapem

rocznego szkolenia żeglarskiego. Prócz rejsu uczniowie będą mieli zajęcia z windsurfi ngu, żeglowania na katamaranach, ratownictwa, teorii nawigacji, bezpieczeństwa na morzu. Na razie program nauki żeglarstwa w szkołach nie sporto-wych obejmuje dwie grupy 25 i 27

osobowe z klas I gimnazjów nr 2 i 3. Planowane jest rozszerzenie tego programu na wszystkie so-pockie szkoły. Koszt nauki żeglo-wania wyniesie w tym roku szkol-nym około 50 tysięcy złotych i w całości zostanie pokryty przez Gminę Miasta Sopotu. (as)

27 sierpnia br. międzynarodo-wa grupa młodzieży, oraz zna-nych podróżników spłynęła

kajakami z Baraniej Góry Wisłą ku Bałtykowi. Wyprawa nosiła nazwę

Ekspedycja Wisła i miała na celu promowanie aktywności młodych ludzi, oraz zwrócenie uwagi na pro-blemy środowiska naturalnego. Or-ganizatorem był Instytut Marka Ka-

mińskiego. Po miesiącu uczestnicy Ekspedycji dotarli do Trójmiasta. 30 września w Urzędzie Miasta So-potu spotkał się z nimi wiceprezy-dent miasta Paweł Orłowski. (as)

Gimnaziści na morzu

Ekspedycja Wisła

fot. k

mz

Na zakończenie spotkania sopoccy sportowcys fotografowali się z przedstawicielami władz miasta i działaczami klubów SKŻ i Navigo.

przyniosła jednak efekt – bo oto mamy trzeci już album „Fot. Kosycarz…” – niezwykłą, lecz jakże bliską opowieść o Gdańsku, Sopocie i Gdyni, powojenną historię Trójmiasta „pisaną” obiektywem ojca i syna – Zbigniewa i Macieja Kosycarzy.

Zdjęcia: Zbigniew i Maciej KosycarzRedakcja i opracowanie: Maciej Kosycarz Kosycarz Foto Press / KFP, Gdańsk 2008 ISBN 978-83-913709-5-7cena detaliczna 59 zł.