Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o...

28
Odczytywanie na nowo

Transcript of Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o...

Page 1: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

O d c z y t y w a n i e n a n o w o

Page 2: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Mieczysław Tomaszewski

Page 3: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

O d c z y t y w a n i e n a n o w o

Rozmowy z Mieczysławem Tomaszewskim

Krzysztof Droba

Page 4: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

7 N o t a w s t ę p n a

9 K o r z e n i e i p o c z ą t k i 9 W Kruchowie, u dziadków 14 W Poznaniu, w kręgu domowym 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych

3 5 W r o z d w o j e n i u : m i ę d z y n a t u r ą a k u l t u r ą 35 Fascynacje botaniczne 38 Polesie. Wokół chaty leśnych ludzi 43 O lice ziemi. Idee „zielonych” avant la lettres 47 Fascynacje tatrzańskie 50 Peregrynacje wrześniowe

5 5 C z a s l e t a r g u i n a d z i e i 55 Marzelewo, nadleśnictwo 58 Bierzglinek, folwark 62 Kórnik, ogrody 63 Wanda

6 7 C z a s b u d o w a n i a m i m o   w s z y s t k o 67 Września, przedtakt 68 Bydgoszcz, „Arkona” i nie tylko 76 Rok Chopinowski 79 Pomorska Orkiestra Symfoniczna

S p i s t r e ś c i

Page 5: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

8 3 W K r a k o w i e 83 Polskie Wydawnictwo Muzyczne 94 Studia na muzykologii 103 Od PWSM do Akademii Muzycznej 112 Spotkania baranowskie

1 2 1 M u z y k a o d c z y t y w a n a n a   n o w o 121 Wątek chopinowski 125 Wątek beethovenowski 126 Wątek pieśni romantycznej 129 Wątek Pendereckiego 137 Wątek teorii dzieła muzycznego. Interpretacja integralna

1 4 7 Pr z e j ś ć s u c h ą n o g ą 147 Dzień jak co dzień w PRL 155 Utarczki i podchody z cenzurą 159 Dni stanu wojennego

1 6 5 W k r ę g u r o d z i n y 165 Dzieci, wnuki, prawnuki 169 Dom w Szczawie

1 8 1 A l f a b e t To m a s z a 181 Od Bacewiczówny do Zawodzińskiego

2 0 5 Wykaz prac Mieczysława Tomaszewskiego 205 Edycje książkowe 206 Rozprawy, studia i artykuły 212 Edycje źródłowe 212 Redakcja naukowa prac zbiorowych 212 Redakcja naukowa serii wydawniczych 212 Materiały multimedialne

2 1 3 I n d e k s n a z w i s k

2 2 1 S p i s i l u s t r a c j i

Page 6: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego
Page 7: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Na jednej z muzykologicznych wypraw, na które Profesor Mieczy‑sław Tomaszewski jeździ z Zespołem (co to jest Zespół, czytelnik dowie się z Rozmów) – na Światowym Kongresie Muzykologicz‑nym w Zurychu w lipcu 2007 – już po kongresowych wystąpie‑niach, na luzie, w wolnym czasie oczekiwania na powrotny samolot, Profesor zaczął opowiadać o swoim życiu. Koledzy z miejsca, że Profesor koniecznie powinien to spisać – „Nie, na pisanie wspo‑mnień szkoda mi czasu. No, chyba że w formie rozmowy”…

Mnie przy tym nie było. Po powrocie opowiedziano mi, że do rozmów wskazany zostałem ja. „Co, tak? Fantastycznie!” – zare‑agowałem Tomaszowym zwrotem. I zaczęły się podchody. Mniej więcej raz do roku pytałem Profesora, czy już nadszedł czas. Nie, ciągle tego czasu mu brakowało. Jeździł z referatami, wykładami po Polsce i świecie, wydawał kolejne książki, pracował nad monogra‑fią Pendereckiego, a już w roku Chopinowskim dosłownie każdy dzień miał wypełniony aktywnością na niezliczonych polach! Aż na horyzoncie pojawił się jubileusz Profesora. I wtedy wkroczyła prof. Teresa Malecka, stawiając sprawę kategorycznie, że dłużej czekać niepodobna. Jej determinacji Profesor w końcu – choć z oporami – uległ.

Spotykaliśmy się na rozmowach od stycznia 2011, dokładnie: 26, 27 i 28 stycznia, potem była przerwa spowodowana chorobą Profesora, następnie 17 i 18 kwietnia, 30 kwietnia i 1 maja, wreszcie 22 i 23 maja. Nagranych zostało w sumie dwadzieścia kilka godzin.

Jak rozumiałem swoją rolę rozmówcy? Przede wszystkim jako słuchacza sprzyjającego osobistej wypowiedzi, do którego Profesor zechce mówić w zaufaniu, bardziej prywatnie niż „profesorsko”.

N o t a w s t ę p n a

Page 8: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Mieczysław Tomaszewski jest niezaprzeczalnym autorytetem w środowisku, znanym z wystąpień na kongresach, sympozjach, seminariach, z wykładów na wielu polskich uczelniach, z działań edytorskich, z wieloletniej aktywności jako „genialny szerzyciel kultury” (określenie Marii Dąbrowskiej sprzed 60 lat!) i wreszcie, last but not least, ze swego imponującego dorobku naukowego w po‑staci książek. W każdej z tych domen ujawnia oryginalną, wyrazistą osobowość. Ale mało jest świadectw i nie tak wielu świadków jego prywatności. W naszych rozmowach chodziło więc o utrwalenie właśnie tego osobistego, prywatnego tonu. Tonu jedynego, tak jak jedyną w swoim rodzaju jest droga Profesora przez życie.

Tytuł Odczytywanie na nowo pochodzi od Profesora i wynika z jego postawy wobec muzyki, wobec dzieła muzycznego. Myślę, że „odczytywanie na nowo” może dotyczyć samego Mieczysława Tomaszewskiego – poprzez ten osobisty ton, który w Rozmowach dochodzi do głosu.

Krzysztof Droba

N o t a w s t ę p n a

Page 9: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

K o r z e n i e i p o c z ą t k i

W Kruchowie, u dziadków

Prawie sześćdziesiąt lat związany jesteś na stałe z Krakowem. Teraz z tym już się nie spotykam, ale jeszcze w latach 70. słysza-łem, jak „u nas” – w Krakowie – mówiono o Tobie: poznaniak. Więc na początek poproszę Cię, Mieczysławie, o wyjaśnienie: jakie są Twoje korzenie, środowisko z którego wyrosłeś, tradycje rodzinne?Pochodzę z Wielkopolski, z Poznania – ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w młodości zastanawiał się nad tym. Zawsze czu‑łem się Polakiem. I nie potrafiłbym uszczegółowić, tak po kolei wymienić atrybutów swojego zakorzenienia, musiałbym dopiero pomyśleć nad tym.

Nie czułem żadnej odrębności Wielkopolski. Nigdy nawet nie używałem takiego zwrotu, że „pochodzę z Wielkopolski”. Nad‑rzędność czucia się Polakiem dominowała zdecydowanie. W żad‑nym wypadku nie czułem się kimś obcym na Kresach Wschodnich, czy w Warszawie, czy na Pomorzu. To wszystko była Polska. Wyrastałeś w atmosferze patriotycznej – wszechpolskiej. Niewątpliwie tak, ale nazwałbym ją raczej atmosferą „miłości oj‑czyzny”. Zwrot, z którym spotkałem się w pieśniach śpiewanych już w latach dziecięcych. Na przykład mam w pamięci i w uszach z tamtych czasów pieśń Święta miłości kochanej Ojczyzny…, starszą niż Boże coś Polskę i Jeszcze Polska. Słowa do niej napisał Ignacy Krasicki i wydał w „Zabawach Przyjemnych i Pożytecznych”.

Do szóstego roku życia spędzałem wakacje na wsi, przede wszystkim u  dziadków. Dziadek – ojciec matki, nazywał się Jan Czarnecki – był kierownikiem szkoły w  Kruchowie pod Trzemesznem. A z Kruchowem było tak, że nie wiadomo, czy to

Page 10: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

są już Kujawy, czy jeszcze Wielkopolska. Pamiętam spacery po lesie całą rodziną i śpiewanie pieśni z XIX ‑wiecznego, wydane‑go u Żupańskiego w Poznaniu, śpiewnika. Kiedy przypadkowo, po latach, trafiłem na ten śpiewnik w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu, u Kornela Michałowskiego, okazało się, że znam nie‑mal wszystkie pieśni w nim zawarte. I był to oczywiście śpiewnik ogólnopolski. W domu u rodziców, a także w domu stryja, Paulina Tomaszewskiego, gdzie bywaliśmy z okazji świąt i imienin, przy‑dawał się wydany we Lwowie śpiewnik Barańskiego Jeszcze Polska nie zginęła. Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego W dzień Bożego Narodzenia.Ale, tak czy inaczej, pochodzisz z Wielkopolski… Między Kujawami a Wielkopolską jest taki region, który się na‑zywa Pałuki. To Żnin, a przede wszystkim Wągrowiec. I stamtąd pochodziła moja babka, z rodziny Januchowskich. To byli ziemianie osiadli na takich małych folwarczkach. We wczesnym dzieciństwie odkryłem w domu dziadków wielką bibliotekę, której książki sy‑gnowane były nazwiskiem pradziadka: „Januchowski”. Odziedzi‑czyła ją babcia, a po niej moi rodzice. Notabene babcia była kuzynką Stanisława Przybyszewskiego. Mimo swojego „satanizmu” i fatalnej opinii pozostawał w kontakcie z moją rodziną. Właściwie tylko z jej częścią. Właśnie z tą częścią, z którą ja miałem do czynienia. Potem dowiedziałem się, że na fortepianie, na którym wówczas ćwiczyłem i grywałem u mojego wujostwa, wcześniej grywał Przybyszewski, wpadając do Poznania.

Wuj, Antoni Barciszewski, był przemysłowcem, właścicielem Akwawitu w Gnieźnie, a potem jakiejś fabryki wódek pod Pozna‑niem. Mieszkali w Poznaniu przy ulicy Libelta. Byli bezdzietni, a ja pochodziłem z rodziny ośmiodzietnej. Podobno, jak się później dowiedziałem, mieli wielką ochotę mnie usynowić. Stąd też oddali mi do dyspozycji długi czarny fortepian, który zdobił wielki salon w stylu belle époque. Stał tam również patefon z olbrzymią tubą i parę płyt z miniaturami z klasycznego repertuaru.

Dzięki wujostwu, już od wieku siedmiu, ośmiu lat stykałem się z „wielkim światem”, bo do wujostwa przyjeżdżali kontrahenci z Zachodu, szczególnie z Francji. Irena Barciszewska, jedna z dwu sióstr mojej mamy, była kształcona, tak jak to wówczas wypada‑ło, w Niemczech, w Dreźnie, jeśli się nie mylę. Moja matka też się tam zresztą uczyła. Perfekcyjna znajomość obcych języków, francuskiego w szczególności, stanowiła normę. To były pensjonaty dla panien z dobrego domu.

K o r z e n i e i p o c z ą t k i

Page 11: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Stanisława z Januchowskich Czarnecka, babka

Jan Czarnecki, dziadek, kierownik szkoły w Kruchowie

10|11

Page 12: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Druga siostra mojej matki, Helena, nie wyszła za mąż. Pro‑wadziła dom dziadków. Stała się swoistą ostoją rodziny, również ideową. Inicjowała i prowadziła wszystkie te śpiewy i zabawy, wy‑cieczki i wszelkie inne imprezy w Kruchowie, a potem w Miło‑sławiu, dokąd dziadkowie się przenieśli. W Kruchowie, co typowe dla wsi ówczesnej, życie intelektualne i kulturalne skupiało się wokół szkoły i nauczyciela. To tutaj kultywowana była tradycja świąt polskich, tych kościelnych i patriotycznych. A poza tym wieczorami schodzili się do dziadków miejscowy proboszcz i na‑uczycielka (nawet pamiętam jej imię, Danuta, trochę się w dziad‑ku podkochiwała), by grać w preferansa. Mam w oczach ten obraz: siedzą przy kwadratowym stoliku, pod lampą naftową wiszącą u sufitu, a dziadek od czasu do czasu siada do fortepianu i pod‑grywa. Najczęściej jakieś polskie pieśni.

Nie zawsze był na to czas, bo pracowało się w sadzie, przy owo‑cach, na przykład przy zbieraniu wiśni. Dziadek miał też piękną pasiekę, przy której obieganiu pomagałem już jako chłopiec sze‑ścioletni. Wychowywany byłeś przez dziadka?Jedynie latem. Chociaż czasem bywaliśmy tam też na święta. Stąd też mogłem poznać z bliska wiejskie zwyczaje i obrzędy, kolędo‑wanie, chodzenie z turoniem, dyngusy. Ten zwyczaj ostatni daleki był od znanego mi, ukradkowego skrapiania damy wodą kwiato‑wą. Pamiętam jak dziewczynę służącą u dziadków chłopcy ze wsi wraz z łóżkiem wynieśli pod pompę z wodą.

Z Kruchowa do dziś pamiętam stary, drewniany kościółek z od‑dzielnie stojącą dzwonnicą. Stał nad brzegiem jeziora, wąskiego i długiego. W dnie upalne ciotka Helena urządzała tu święto, za‑bawę wspólnej, rodzinnej kąpieli i pływania. Wzdłuż jeziora snuły się piaszczyste wydmy, a nad nimi, na urwisku, królowały dzie‑wanny. To jeden z pierwszych „botanicznych momentów” w moim życiu. Roślina rzeczywiście królewska: wysoka, stercząca, obsypa‑na żółtym kwieciem. I nazywająca się tak dźwięcznie: dziewanna!

A moje najpierwsze spotkania z botaniką miały miejsce, gdy dziadek zabierał mnie na spacery. Któregoś przedwiośnia szliśmy brzegiem pola z oziminą i zwrócił mi uwagę na drobne, ale piękne, gwiaździste, kruchoroślinne kwiaty barwy złotej. Nazwę zapamię‑tałem: złoć żółta. Dopiero znacznie później dowiedziałem się, że wśród botaników nosi nazwę Gagea lutea. To pierwszy kwiat, jaki utkwił mi w pamięci. Drugim były owe dziewanny, następnymi – fioletowe żmijowce i płożący się po pastwisku ostro żółty starzec.

K o r z e n i e i p o c z ą t k i

Page 13: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Pamiętam też spacery w poszukiwaniu grzybów. Grzybobranie było w Kruchowie także rodzinnym świętem. Cała rodzina wyru‑szała w las, z koszyczkami w ręku i ze śpiewem, który milkł wraz z wejściem w las. Już zaraz za szkołą zaczynały się wydmy i las, suchy, sosnowy. Na tych piaskach rosły pewnie maślaki?Maślaki przede wszystkim w sosnowym zagajniku, ale tam gdzie zaczynały się dęby, pojawiały się także prawdziwki, a pod brzoza‑mi – kozaki. Na bardziej podmokłym terenie rosły kanie, na które u nas mówiło się „sowy”. To były pierwsze lekcje grzybobrania. A grzyby się marynowało, prawdziwki suszyło, bo były obowiąz‑kowe na Gwiazdkę. Chociaż Wigilii w Kruchowie nie pamiętam, obchodziliśmy ją zawsze wszyscy razem, z rodzicami, w Poznaniu. W Kruchowie natomiast często spędzałem Wielkanoc. Zgodnie z tamtejszą tradycją dziadkowie nie nosili święconego do kościoła, tylko proboszcz, by je poświęcić, przyjeżdżał do szkoły.Nie w Wielką Sobotę, jak teraz, tylko w wielkanocną Niedzielę, przed uroczystym śniadaniem?Oczywiście. Zazwyczaj przychodziło wówczas do dziadków sporo osób z gospodarstw sąsiednich, mieszkanie było obszerne, dom duży, z wielką werandą obrośniętą dzikim winem. Mówię o starym budynku szkoły, do którego potem dobudowano nowy, z cegieł. Czy stoi do dziś?Nie wiem. Nigdy tam później już nie jeździłem.

Dziadkowie mieli służącą, Michalinę, już dobrze po 60 ‑tce, zgiętą prawie w pół. Choć niemowa, była dla całej naszej mło‑dzieży wyrocznią decydującą o tym, co wolno, czego nie wolno. Rozmawiało się z nią na migi, ale można się było doskonale do‑gadać. Traktowana była jak członek rodziny. Pamiętam, jak piekła olbrzymie chleby.Takie na zakwasie, długo trzymające świeżość?Tak. A lodówką była wykopana w ziemi ziemianka.W której przechowywano lód przez całe lato?Właśnie. Tam chodziło się na przykład po mleko. A z tego co jeszcze pamiętam, mocno przeżyłem kiedyś w Kruchowie pożar, który wybuchł w nocy, podczas burzy. I to w gospodarstwie tuż naprzeciw szkoły, po drugiej stronie drogi. Gdy się obudziłem, moje okno było całe czerwone od ognia. Ten obraz został mi w oczach do dziś. A w pamięci – taki chyba na wpół pogański zwyczaj chodzenia po domu z dzwonkiem loretańskim, by odpę‑dzić złe moce.

12|13

Page 14: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Uderza mnie to, że cały czas mówisz o Kruchowie i o dziadku, tak jakby Cię w Poznaniu w ogóle nie było. A przecież to tam był Twój dom rodzinny.Widzisz, dla mnie Polska to była wieś, przyroda ojczysta. Przy‑roda Wielkopolski, a potem Tatr, do których tęskniłem, zanim tam mogłem się wybrać. Przyroda Polesia, które poznałem z bli‑ska i pokochałem. Potem poznałem też morze; w lipcu roku 1939 przebywałem tam na obozie przysposobienia wojskowego.Polesie też zaliczasz do rodzimej przyrody?Oczywiście! Pięknie wydany w Poznaniu, u Wegnera, tom Polesie Antoniego Ossendowskiego, ilustrowany zdjęciami Jana Bułhaka, ukazał się w serii Cuda Polski.Ale przecież Poleszucy nie byli Polakami?Traktowałem ich trochę tak jak górali czy Kaszubów, którzy także byli odmienni wobec tego, co się uważało za „polskie”. W Wiel‑kopolsce mówiło się wprawdzie językiem ogólnopolskim, ale uży‑wało się także wielkiej ilości słów nieznanych w innych regionach Polski. Wiadro to na przykład węborek, biały ser pomieszany ze śmietaną nazywano gziczkiem. Niektóre pochodziły z języka niemieckiego, ale były mocno spolszczone, na przykład ryczka – mały stołek dla dzieci. A „zydel”?Nie. To brzmiało bardziej po niemiecku. A ryczkę, mimo że z nie‑mieckiego pochodzi, odczuwało się jako słowo polskie.Czy mówiłeś wielkopolską gwarą?Nie. W domu ojciec czuwał nad poprawnością mowy. Był prze‑cież nauczycielem.Czego uczył?Właśnie języka polskiego. Ale także skrzypiec. Wówczas rzadko zdarzało się, żeby ktoś uczył tylko jednego przedmiotu. Ojciec kształcił się w niemieckim seminarium w Paradyżu i tam opano‑wał grę na fortepianie i skrzypcach.To skąd miał uprawnienia do nauki języka polskiego?Nie wiem. Może od 1918 roku były organizowane jakieś kur‑sy dokształcające? W latach dwudziestych był ojciec nawet in‑spektorem przy kuratorium szkolnym w Poznaniu, ale wycofał się stamtąd do szkoły powszechnej. Wolał uczyć dzieci niż urzędo‑wać. Wszyscy zresztą w domu mówili poprawną polszczyzną. Nie mówiliśmy „kartofle”, tylko „ziemniaki”. Niemożliwe było powie‑dzieć „butersznytka”, co w Warszawie byłoby normalne.

W Poznaniu, w kręgu domowym

K o r z e n i e i p o c z ą t k i

Page 15: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Wejście do domu dziad‑ków w Kruchowie

Spacer rodzinny na Łyse Góry, od lewej – matka, od prawej – dziadek

14|15

Page 16: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Któregoś wieczoru na jeziorze doszło do pierwszego pocałunku. A muszę dodać, że do Kórnika przyjechałem lekko zauroczony, może nawet zakochany, w takiej kruchoroślinnej dziewczynie po‑znanej we Wrześni. Poczułem więc moralną potrzebę, żeby oświad‑czyć: „Ale ja Pani nie kocham”.I to powiedziałeś Wandzie przed pierwszym pocałunkiem?Po pocałunku. Nie chce mi się wierzyć, ale tak było. Wanda mi chyba tego nie zapomniała.

A przecież później zgodziła się być moją żoną. Najpierw ogło‑siliśmy wśród kórnickich przyjaciół zaręczyny, w najprawdziwiej romantycznym stylu i trybie, późną jesienią. Sytuacja ogólna za‑częła budzić nadzieję – Niemcy wycofywali się ze Wschodu i byli coraz mniej pewni siebie. Ślub nastąpił w Kórniku, 2 kwietnia 1945 roku, niedługo po ich wyjściu, ale jeszcze przed zdobyciem Berlina i końcem wojny. W czasie wojny Polakom w Warthegau nie było wolno udzielać ślubów, dlatego nasz był dość szczególny – zbioro‑wy. Byliśmy dziewiątą parą w czasie jednego ślubnego aktu.W kościołach nie wolno było udzielać ślubu?Akt kościelny był chyba wówczas zarazem aktem urzędowym. Może chcieli w ten sposób ograniczyć u Polaków przyrost natu‑ralny? Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.

Tego samego dnia ruszyliśmy pociągiem przez Jarocin do Wrze‑śni, gdzie mieliśmy zamieszkać, ale na Warcie nie odbudowano jeszcze mostu. Drogę stamtąd, od rzeki do miasteczka, kilkadziesiąt kilometrów, odbyliśmy więc pieszo.

A mieszkanie we Wrześni, które nam znaleźli przyjaciele, zaczę‑liśmy niebawem wypełniać niepróżnującym kochaniem…

C z a s l e t a r g u i n a d z i e i

Page 17: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Jeszcze więc nie skończyła się wojna, jeszcze Berlin nie został zdo‑byty, gdy zacząłem działać we Wrześni. W atmosferze, która była dziwna, bo nie spełniała naszych oczekiwań. Wszędzie odczuwało się obecność sowiecką, w starostwie urzędował radziecki pułkow‑nik. W tym urzędzie kierownikiem działu kultury został przyja‑ciel naszego domu, Marian Turwid. To on mi powierzył referat do spraw muzyki.Marian Turwid – kto to był?Wielkopolanin, regionalista z rzędu tych, którzy działają na wielu polach równocześnie. Był plastykiem wykształconym w Paryżu, na‑leżał do grupy kapistów, tych po Cezannie. Mieszkał we Wrześni i stąd pochodził, jego nazwisko rodowe brzmiało po poznańsku „Kaczmarek”. Przed wojną redagował pismo miejscowe, regionalne, „Wici Wielkopolskie”. Wspaniały człowiek, zadziwiająco renesan‑sowo wszechstronny. Wielokrotnie korzystałem z jego przychyl‑ności dla mnie. Jako jego referent miałem zupełnie wolną rękę. Nie pamiętam, żebym musiał cokolwiek z nim konsultować, po prostu działałem. To był czas, w którym cieszyliśmy się, że już nie ma Niemców. Z drugiej strony towarzyszyło poczucie, że nie o to chodziło… Polityka zaczęła rządzić wszystkim. Jedno było jednak jasne, że polska kultura musi się odrodzić. Swoją pracę zacząłem od ogłoszenia przez radiowęzeł naboru do chóru. Już w czerwcu odbył się pierwszy koncert z jego udziałem. Sam dyrygowałem, zresztą po raz pierwszy i jedyny. W programie znalazł się Krakowiak Nowowiejskiego, utwór polifoniczny, niełatwy, także pieśni patrio‑tyczne: Złamane berła, powalone trony, Wolności słońce pieści lazur. Sam też wykonałem wówczas parę utworów Chopina. A potem,

Września, przedtakt

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 18: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

zebrawszy kilka pań (pamiętam wśród nich Wandę Kaliszewską), które prywatnie uczyły muzyki, powołałem do życia szkołę muzycz‑ną. Ogłosiłem też wówczas konkurs pianistyczny dla młodzieży. A wreszcie, w auli jednej ze szkół zorganizowałem cykl wieczorów literacko ‑artystycznych z udziałem najwybitniejszych wówczas po‑znańskich artystów.

Jako pierwszy, z recitalem pianistycznym, wystąpił Zygmunt Lisicki, po nim – Franciszek Łukasiewicz, kierownik muzyczny poznańskiej rozgłośni, nazywany świętym Franciszkiem, później był Kwartet Polski w składzie: Jahnke, Witkowski, Szulc i Dan‑czowski. Były też oczywiście koncerty pieśni. Nie orientowałem się wówczas w sytuacji śpiewaków poznańskich, ale znałem Jerzego Młodziejowskiego, specjalistę od gór, który zarazem komponował i śpiewał. Zaproponował dwa wieczory, jeden z pieśniami Mo‑niuszki, drugi z Karłowiczem – on śpiewał, ja akompaniowałem. Młodziejowski nie był wokalnym profesjonalistą, ale trzeba pa‑miętać, że wtedy wszystko co polskie i co niosło pozytywne treści przyjmowano z entuzjazmem. Podczas wszystkich tych wieczorów sala była nieodmiennie pełna. I tak było do końca roku 1945.

Z nowym rokiem 1946 Turwid ściągnął mnie do Bydgoszczy. Ob‑jąłem funkcję sekretarza redakcji „Arkony”, pisma, którego parę pierwszych, jesiennych numerów już się pojawiło. Zrazu mieszka‑łem u Turwidów. W miesiąc później Turwid postarał się u woje‑wody o mieszkanie dla mnie. W lutym zjechała Wanda i niebawem urodziła pierwszą naszą córkę. Od tego momentu uświadomiłem sobie, że wszystko dostaję na kredyt: nie mam matury, jestem za‑ledwie licealistą, a już jestem sekretarzem redakcji pisma o szero‑kim zasięgu, obejmującym całą północną Polskę. Zresztą potem było podobnie. Redaktorem naczelnym PWM‑u zostałem bez magisterium. Musiałem szybko to nadrabiać. A jeszcze później, już w Akademii Muzycznej, kierowałem Katedrą nie mając doktoratu. Mogę powiedzieć, że ciągle dostawałem propozycje na wyrost, na kredyt.No więc najpierw zaległa matura. Kiedy?W czerwcu 1946 roku. Zblamowałem się z literatury polskiej na pytaniu o Lalkę Prusa. Ja jej po prostu nie czytałem. Zamurowało mnie, nie mogłem nawet zmyślać. Dostałem jakieś inne pytanie i maturę w końcu zdałem. Komisja była bardzo zdziwiona, a ja najadłem się wstydu – byłem już przecież sekretarzem „Arkony”.Przed wojną Lalka nie była obowiązkową lekturą szkolną?

Bydgoszcz, „Arkona” i nie tylko

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 19: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

„Arkona”, miesięcz‑nik ukazujący się w Bydgoszczy w latach 1945–1948

Marian Turwid, poeta i malarz, spiritus movens powojennego życia kul‑turalnego w Bydgoszczy, autoportret

Adam Grzymała‑‑Siedlecki, Bydgoszcz 1946, rys. M. Turwida

68|69

Page 20: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Chodziłem do liceum przyrodniczego i to tylko rok. Byłem oczy‑tany w poezji, w Żeromskim, Sienkiewiczu, w Prusie nie.

„Arkonę” tworzył zespół ludzi o dosyć odmiennej proweniencji, ale bardzo zżytych ze sobą. Spotykaliśmy się, choć niezbyt często, zarazem jako członkowie Klubu Artystyczno ‑Literackiego oraz oddziału Związku Literatów Polskich. Ponadto, czysto już towa‑rzysko spotykaliśmy się w dwu kawiarniach: w Cristalu, przy alei 1 Maja, i „u Kardasia”, przy tej samej ulicy, nieco dalej; ów Kardaś całe godziny na wpół jazzowo preludiował półgłosem na fortepianie, do dziś pamiętam ten miły rausz. Do grupy tej należał oczywiście Turwid, jako redaktor naczelny „Arkony”, Alfred Kowalkowski – po‑eta i tłumacz poezji francuskiej, doktor Jan Piechocki – regionalista, specjalista od historii Bydgoszczy i Pomorza. Od ludowej literatury był Władysław Dunarowski, a radiowiec Aleksander Dzienisiuk czuwał, by pismo mogło funkcjonować w ówczesnej sytuacji poli‑tycznej. Z radiem mieliśmy żywe kontakty właśnie przez kawiarnię. Tam przychodził na przykład Jeremi Przybora. Legendarny już człowiek radia.Tak. Moje kontakty z radiem były wówczas dość sporadyczne; pa‑miętam jedynie jakieś audycje o Feliksie Nowowiejskim i Raulu Koczalskim. Obie wspomnieniowe.

Do naszego grona dołączył jeszcze, choć nie był oficjalnym człon‑kiem redakcji „Arkony”, Adam Grzymała ‑Siedlecki. W Cristalu był ważną postacią. Zaproponował mi funkcję prywatnego sekretarza, a także podjęcie zajęć wprowadzających w problematykę muzyczną w prowadzonym przez siebie studium dramatycznym. Będąc sekre‑tarzem Grzymały, miałem za zadanie porządkować jego rękopisy. Sam przygotowywał wówczas spektakl Ludzie są ludźmi i pisał nową powieść; na jednej z „Śród literackich” – jemu poświęconej – czytał jej fragmenty. Akcja toczyła się w Petersburgu, tuż przed rewolucją. Niestety, powieści tej chyba nie dokończył. Szkoda, bo fragmenty, które czytał były fascynujące. W Cristalu słuchało się jego innych opowieści. Był legendą, to on przecież pisał pierwszą recenzję z We-sela Wyspiańskiego.

W „Arkonie” każdy miał swój dział. Ja miałem Kroniki. Równo‑cześnie, jako sekretarz redakcji, przedstawiałem projekty kolejnych numerów. Kopalnią materiału był Uniwersytet w Toruniu oraz „Środy literackie”. Te ostatnie dawały pewien wgląd w to, co się działo wówczas w Polsce, kto przeżył i po jakiej jest stronie. „Środy” stały się zewnętrznym przejawem naszej działalności. Odbywały się najpierw w sali hotelu Pod Orłem, potem w wyremontowanym

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 21: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Pomorskim Domu Sztuki. Sala mieszcząca dwieście, trzysta osób zawsze wypełniała się po brzegi. Moim zadaniem było organizowa‑nie. Robiłem to razem z Wandą – ona jeździła do Poznania i Łodzi, ja do Warszawy i Krakowa, żeby bezpośrednio zdobywać liczących się autorów, wybitnych, a dalekich od reżimowej ideologii. Niektóre ze „Śród” szczególnie utkwiły mi w pamięci. Jerzy Andrzejewski. Trudno było o nocleg, zatrzymał się więc u nas. Odstąpiłem mu swoje łóżko i przegadaliśmy pół nocy. Chciałem się dowiedzieć, dlaczego niegdyś autor Ładu serca – powieści programowo katolic‑kiej – występuje z pozycji ateisty? Twierdził, że został ateistą przez lekturę tekstów Tadeusza Zielińskiego, tego od kultury antycznej. Wojciech Żukrowski, podziwiany za Lotną, wówczas nastawiony wo‑jująco, antypartyjnie. Czytał fragment swojej nieukończonej powieści o karygodnych, destrukcyjnych działaniach władz, partii i UB na tak zwanych „ziemiach odzyskanych”. Trochę się bałem, że nas zamkną. Kazimierz Wyka był wówczas w sytuacji, w której się łamał. Mogę dokładnie przytoczyć jego słowa: „Innej rzeczywistości nie będzie”. Siedział na katedrze Uniwersytetu Jagiellońskiego jak u Pana Boga za piecem, ale kuszono go Instytutem Badań Literackich.

Próbowałem, ale bezskutecznie, ściągnąć z Krakowa Gałczyń‑skiego, który był wówczas, niestety, permanentnie niedysponowany, i Szaniawskiego. Pamiętam wizytę na Krupniczej 22, autor Dwu teatrów nie chciał się odrywać od pisanych właśnie opowiastek profe‑sora Tutki. Udało się natomiast sprowadzić Marię Dąbrowską, która przyjechała ze swą przyjaciółką, Anną Kowalską. Nie czytałem jej Nocy i dni, ale znałem książkę, którą Dąbrowska właśnie przetłuma‑czyła, mianowicie Dziennik Samuela Pepysa. Przeczytałem go – ze względu na wątki muzyczne – i powiedziałem Dąbrowskiej podczas spotkania w Cristalu jakiś komplement na temat tego tłumaczenia, co z kolei ona zanotowała w swoich Dziennikach. Zwróciła mi kiedyś uwagę na ten zapis Wisława Szymborska.Wywarłeś wtedy na Dąbrowskiej ogromne wrażenie! W swoim Dzienniku, pod datą 28 II 1951 pisze: „ten czarujący młody czło-wiek zna doskonale muzykologiczną stronę Dziennika Pepysa, py-tał mnie, jak sobie z tym dałam radę. Powiedziałam, że starałam się tłumaczyć z tej dziedziny to, co, jak mi się zdawało, dobrze i traf-nie rozumiałam. Ale zdjęła mnie trema, ile złego mogą znaleźć w moim przekładzie odpowiedni znawcy tylu poruszanych przez Pepysa dziedzin. Ten p. Tomaszewski powiedział mi komplement, jeden z tych, jakie człowiek najlepiej lubi, bo to jest radość, gdy ktoś zauważa własności szczególne naszej pracy. Zwrócił mianowicie

70|71

Page 22: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

uwagę na zdanie z utworu Tu zaszła zmiana, gdzie mówię: «cisza była tak wielka, że nakładała się jak tłumik na wszelką wrzawę miasta» – co ma jakoby świadczyć o mojej znajomości spraw mu-zyki”. Tam też Dąbrowska określa Ciebie jako „genialnego sze-rzyciela kultury”. Jakie to piękne określenie – szerzyciel kultury!

Na naszych „Środach” pojawił się też oczywiście Iwaszkiewicz; przyjechał z żoną Anną, która mnie olśniła. Zjawiskowa postać. Byłem zagorzałym czytelnikiem Iwaszkiewicza, nie wyobrażałem sobie wtedy lepszej prozy. Ale jeszcze większe wrażenie wywarła na mnie jego żona. Subtelna, skupiona w sobie, zamyślona. Na spotka‑nie z Jerzym Zawieyskim przyszło mnóstwo ludzi. Czytał sztukę, którą właśnie pisał i w której znacząca postać nosiła imię Moni‑ka. Był bardzo en vogue, dzięki sztukom „programowo” katolickim wystawianym aktualnie w Krakowie. Nocował też u nas. Wanda, wówczas przy nadziei, tak się przejęła, że to właśnie imię daliśmy naszej kolejnej córce. Zawiejski okazał się zarazem doskonałym aktorem, świetnie czytał. Kiedy przysłał wydrukowaną już całość sztuki, okazała się niestety raczej słaba.

Wandzie udało się sprowadzić z Poznania Zygmunta Szwey‑kowskiego.Muzykologa?Nie, jego ojca, ale wspominał, że ma syna, też Zygmunta, z inklina‑cjami muzycznymi i radził się, czy warto posłać go na muzykologię. Sam, jako profesor polonistyki, był specjalistą od Prusa.Tego Prusa, którego Ty nie czytałeś…Najważniejszy ośrodek intelektualny i artystyczny, z którego za‑sobów korzystały „Środy literackie” i „Arkona”, stanowił Toruń – Uniwersytet i Teatr. Dwie postacie wpisały się w pamięć szczególnie silnie: Konrad Górski i Karol Wiktor Zawodziński. Charakterem – antypody. Górski przyjeżdżał z kazaniem mędrca, proroka, z tekstem od początku do końca skonstruowanym według retorycznych zasad. Z absolutnym dziełem sztuki oratorskiej. Mówił wtedy o Mickie‑wiczu. Zawodziński – najwybitniejszy wersolog tamtych czasów. Miał kiedyś wykład nie o poezji. O Kraszewskim, bo była jakaś rocznica. Najpierw podał plan swojej wypowiedzi, a potem mówił – od dygresji do dygresji. Słuchało się tego z wypiekami na twarzy. W ciągu półtorej godziny nie wyszedł poza wstęp.

Przyjechał też do Bydgoszczy Stefan Srebrny, niedościgniony tłu‑macz tragedii Ajschylosa i Sofoklesa, Wilam Horzyca, Józef Maśliń‑ski, ten z wileńskich, Miłoszowskich Żagarów. Horzyca namawiał mnie na pracę u niego, miałbym terminować przy Maślińskim jako

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 23: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Szafarnia w ziemi dobrzyńskiej nazywanej „okolicą Chopina”. W latach 1824 i 1825 spędzał tu Chopin u Dziewanowskich wakacje, odwiedzając kilkanaście dworów okolicznych

Festiwal Chopinowski w Szafarni zainicjowany jesienią 1949 roku. Przy fortepianie Stanisław Szpinalski

72|73

Page 24: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

sekretarz teatru. Odmówiłem, bo łączyło by się to ze zbyt częstymi pobytami w Toruniu. A poza tym w teatrze nie brakło szczególnie urodziwych aktorek, więc czułem, że……mogłoby Cię to odciągnąć w złą stronę?No tak. I tak, jako ówczesny wojewódzki referent do spraw mu‑zyki i teatru, jeździłem na każde przedstawienie do Horzycy. To była jedna z najciekawszych wówczas polskich scen. To tutaj Ire‑na Sławińska zaraziła się Norwidem. Fenomenalną aktorką była żona Maślińskiego, Irena. Grała Puka w Śnie nocy letniej i Eury‑dykę w Anny Świrszczyńskiej Orfeuszu. Pozostał mi w uszach jej refreniczny zaśpiew: „Chciałabym być syreną i uwodzić mężczyzn”. Ewenementem stały się Szaniawskiego Dwa teatry. Ale Toruń to także przeniesiony z Uniwersytetu Stefana Batorego wydział sztuki. Z Bronisławem Jamonttem, malarzem jakby zasłuchanym w Jacoba van Ruisdaela, i Tymonem Niesiołowskim, wykształconym w Pa‑ryżu kapistą. Ich obrazy ilustrowały „Arkonę”. Wierszy dostarczali nam młodzi poeci prezentowani na „Środach”, tacy jak żagarysta Aleksander Rymkiewicz czy Bogdan Ostromęcki – nazwiska pełne nadziei. Nie została natomiast zaproszona na nasze „Środy” ani jedna osoba z łódzkiej „Kuźnicy”…A ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”?Także nikt. Wtedy jeszcze nie odkryłem Gołubiewa, a nazwisko Hanny Malewskiej było mało nośne.A Kisielewskiego?Miałem go w planie na rok 1949. Chciałem, by wziął udział w cyklu wieczorów literackich poświęconych Chopinowi. Obok Iwaszkiewi‑cza, Stromengera, Broszkiewicza, Mycielskiego. Ale jego obecność jakoś nie zapisała mi się wówczas w pamięci. Po maturze podejmujesz studia, kiedy?W 1947 roku. Zapisałem się na polonistykę, oczywiście w Toru‑niu. Była wówczas niezwyczajnie silna, chyba najsilniejsza w Pol‑sce. Z Górskim, Zawodzińskim… Na drugim roku Zawodziński zaproponował mi asystenturę.Znów awansem.Musiałem odmówić. Przestraszyłem się, że nie podołam. Zawodziń‑ski mnie paraliżował. Heinego cytował z pamięci, po niemiecku, Byrona po angielsku, Lopego de Vegę po hiszpańsku, Wiktora Hugo po francusku, Dantego po włosku, Puszkina po rosyjsku… Przykła‑dy tyczące się wersyfikacji sypał z rękawa w owych pięciu, sześciu językach. To jemu zawdzięczam wejście w wersyfikację, fascynację tym aspektem poezji. A tak się złożyło, że właśnie „dzięki” Zawo‑

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 25: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

dzińskiemu zlikwidowali nam „Arkonę”. Numer z jego tekstami pochwaliły londyńskie „Wiadomości”. Więc „Arkonę” zamknęli, a do Bydgoszczy przyjechał Jerzy Putrament, sekretarz generalny Związku Literatów Polskich, i mnie ze związku wyrzucił. Otóż każdego roku, w listopadzie, wszystkie czasopisma miały obowiązek publikować zeszyty poświęcone kulturze „wielkiego brata”. Wydru‑kowaliśmy piękny esej Zawodzińskiego o Tiutczewie i Boratyńskim, dwóch poetach filozofach. Chociaż Rosjanie, nie byli oni dobrze notowani. Widać było, że zastosowaliśmy unik. A co się stało z Turwidem?Przez cały czas funkcjonował jako dyrektor liceum plastycznego.Jego nie odwołali?Nie.To po 1949 roku musiał być socrealistą.Nie był i nie musiał. Wystarczyło, że się jawnie nie sprzeciwiał. Co innego, gdyby teraz właśnie miał zostać mianowany owym dyrek‑torem; z pewnością „legitymacja” którejś z partii by mu się wówczas przydała. Był to rok, kiedy objąłem funkcję dyrektora i kierownika artystycznego Pomorskiej Orkiestry Symfonicznej. Partia nie miała tu nic do powiedzenia, bo orkiestra stanowiła agendę Pomorskiego Towarzystwa Muzycznego. Wybierało kolegium. A wracając do Twoich studiów… Uniwersytet w Toruniu to było mocne środowisko. Poza wspomnia‑nymi: Tadeusz Makowiecki, ten od związku muzyki ze słowem, z filozofów Tadeusz Czeżowski i Henryk Elzenberg, dwóch asy‑stentów Konrada Górskiego: Irena Sławińska, zajęta nowożytnym dramatem, i Czesław Zgorzelski, pracujący nad wczesną liryką Mickiewicza. Chodziłem na seminarium tego ostatniego. Ale po dwóch latach musiałem przestać jeździć do Torunia. Pociągi ciągle się spóźniały, czasami wracałem z wykładów w środku nocy. Zrezy‑gnowałem także dlatego, że nie chciałem zdawać starocerkiewnego. Nie czułem, by mi to było kiedykolwiek potrzebne. Nie stawiłem się na egzaminie, bo byłem nieprzygotowany, nie miałem czasu na wku‑wanie. Dlatego też nigdy nie nauczyłem się cyrylicy, czego żałuję.Nie miałeś zdolności językowych?Nie. Chociaż niemiecki opanowałem, czytając jedynie leksykon Riemanna, ze słownikiem. Co może ciekawe, nie nauczyłem się niemieckiego podczas wojny.A jakich języków uczyłeś się w gimnazjum?Francuskiego i łaciny. Dlatego też, zdając na muzykologię, wybra‑łem francuski. Łacinę też zdałem z marszu. Przed wojną z łaciny

74|75

Page 26: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

udzielałem nawet korepetycji. Cyrylica natomiast zdawała mi się być do niczego nie potrzebna.Kiedy zrezygnowałeś ze studiów polonistycznych?Podczas drugiego roku studiów, w 1948.

Byłeś na sławetnym zjeździe w Łagowie?Nie. Byłem tam w 1949 roku, ale z innej okazji. Na obozie przygo‑towawczym do Konkursu Chopinowskiego.Czyli nie uczestniczyłeś w tych ideologicznych dyskusjach, byłeś skupiony na jubileuszu Chopinowskim?Tak. Rok ten był cezurą w moim życiu, bo moje zainteresowanie literaturą przeniosło się na muzykę. Od roku Chopinowskiego się zaczęło. Włączono mnie w ogólnopolski plan obchodów jubileuszu za sprawą Edmunda Rudnickiego.Tego przedwojennego szefa muzycznego Polskiego Radia, z tak pięknie zapisaną kartą w czasie wojny?Tak, tego. Wspaniały człowiek! Mówiliśmy na niego Edzio‑‑Mundzio. On mnie wciągnął w przygotowywanie roku Chopi‑nowskiego na Pomorzu, delegował do organizowania wszelkich imprez związanych z tą rocznicą. Robiliśmy to w trójkę: wspólnie z Wandą i jej przyjaciółką, a żoną Mariana Turwida, Zofią. Pa‑miętam ze sprawozdania, że zorganizowaliśmy około 150 spotkań z Chopinem. Nie tylko w Bydgoszczy, również w Toruniu, Wło‑cławku, Inowrocławiu, Grudziądzu i w paru miejscowościach po‑mniejszych. Zasadą było: najlepsza muzyka, grana przez najlepszych wykonawców, na najlepszych instrumentach. Najlepszy fortepian w województwie był wówczas w domu partii w Toruniu. Pojechałem tam, by go uzyskać dla naszych działań. Szef partii nie zgodził się. Na co ja ostro: „To partię kultura nie obchodzi?”. Dodałem jeszcze kilka podobnych zdań. „Jesteście lepszym rewolucjonistą niż my – usłyszałem – Powinniście wstąpić do partii! Takich nam potrzeba!”. I fortepian mi wydał.Za to, że wstąpisz do partii?Nie, to zostało powiedziane retorycznie. Ale uznał, że myślę „jak należy”. Trafiali się, jak widać, acz rzadko, partyjni ideowcy. Zorga‑nizowałem ekipę: na samochodzie ciężarowym jechał ów zdobyczny bechstein, ze stroicielem oczywiście, a w samochodzie osobowym – pianista, śpiewaczka i prelegent. Wymieniałem się w tej funkcji z Florianem Dąbrowskim.

Centrum stanowiła Bydgoszcz; tu miało miejsce „żywe wyda‑nie Chopina dzieł wszystkich”. Niełatwo było rozdzielić te „dzieła

Rok Chopinowski

C z a s b u d o w a n i a m i m o w s z y s t k o

Page 27: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Podpisywanie egzemplarza wersji ozdobnej Chopina, Lesko 2010

Prezentacja przez autora i współwydawcę Bogdana Szymanika biografii ikonograficznej Chopin, edycja wspólna PWM i wydawnictwa BOSZ

76|77

Page 28: Odczytywanie na nowo - bosz.com.pl na nowo.pdf · 24 Fortepian wkracza na scenę 29 Raz jeszcze o sprawach rodzinnych ... Kolędy śpiewaliśmy także według zbioru Barańskiego

Projekt graficzny Władysław Pluta

Zdjęciaarchiwum prywatne Mieczysława Tomaszewskiego, archiwum NIFC, archiwum PWM SA, archiwum Akademii Muzycznej w Poznaniu, archiwum Akademii Muzycznej w Krakowie, archiwum PAP, archiwum NAC, archiwum BOSZ, Fotoliafotograficy: Monika Bajkowska, Piotr Barącz, Włodzimierz Boldireff, Stani‑sław Chmiel, Włodzimierz Echeński, Jakub Jagiełło, Mieczysław Karłowicz, Jakub Kinel, Jacek Kubiena, Piotr Markowski, Zbigniew Panów, Wojciech Ple‑wiński, Maciej Sochor, Stanisław Szlęzak, Bartosz Szymanik

Redakcja merytorycznaKrzysztof Droba, Andrzej Mądro

Redakcja wydawniczaMaria Więckowska ‑Bielatowicz

Koordynacja prac redakcyjnychAnna Chudzik

KorektaKatarzyna Serwa

Indeks nazwiskMaria Więckowska ‑Bielatowicz, Katarzyna Klimas

DTPJakub Kinel, Agnieszka Rymarowicz, BOSZ

Przygotowanie zdjęć do drukuKrzysztof Zgłobicki

DrukOZGraf Olsztyńskie Zakłady Graficzne S.A.

Printed in Poland

Wydanie pierwsze Kraków – Olszanica 2011

31‑027 Krakówul. Św. Tomasza 43 tel. +48 421 31 88fax +48 422 23 43www.amuz.krakow.pl

31‑111 Krakówal. Krasińskiego 11atel. +48 12 422 70 44 (centrala)faks + 48 12 422 01 74e‑mail: [email protected] (PWM)978‑83‑224‑0932‑9

38‑722 Olszanica 311Biuro: 38‑600 Leskoul. Przemysłowa 14tel. +48 13 469 90 00faks +48 13 469 61 88e‑mail: [email protected] (BOSZ)978‑83‑7576‑147‑4