NCZAS_01-02_2010

68
Bender pyta Tuska o „NCz!” Bender pyta Tuska o „NCz!” Podwójny noworoczny Podwójny noworoczny Rok XX Nr 1–2 (1024–1025) 2–9 stycznia 2010 Cena 7 zł w tym 7% VAT NUMER PODWÓJNY Rok XX Nr 1–2 (1024–1025) 2–9 stycznia 2010 Cena 7 zł w tym 7% VAT NUMER PODWÓJNY www.nczas.com INDEKS 366692 ISSN 0867-0366 Kierowcy zapłacą progresywnie Kierowcy zapłacą progresywnie

description

Podwójny noworoczny numer Najwyższego Czasu a w nim m. in. o niemieckich służbach specjalnych przejmujących rynek energetyki w Polsce.

Transcript of NCZAS_01-02_2010

Page 1: NCZAS_01-02_2010

INR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

Bender pyta Tuska o „NCz!”

Bender pyta Tuska o „NCz!”

PodwójnynoworocznyPodwójny

noworoczny

Rok XX

Nr 1–2(1024–1025)

2–9 stycznia 2010

Cena 7 zł w tym 7% VAT

NUMER PODWÓJNY

Rok XX

Nr 1–2(1024–1025)

2–9 stycznia 2010

Cena 7 zł w tym 7% VAT

NUMER PODWÓJNY

www.nczas.com

INDEK

S 36

6692

ISS

N 0

867-

0366

Kierowcyzapłacą

progresywnie

Kierowcyzapłacą

progresywnie

Page 2: NCZAS_01-02_2010

II NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010przygotował MACIEJ MADELSKI([email protected])

KALE

NDAR

Z PO

STĘP

OWCA

2010

ROK

ST

YCZE

Ń

MAR

ZEC

KWIE

CIEŃ

CZER

WIE

C

1. D

zień

Dom

eny

Publ

iczn

ej1.

rocz

nica

Rew

oluc

ji K

ubań

skie

j1.

Św

iato

wy

Dzi

eń P

okoj

u3.

Dzi

eń P

amię

ci Ofi a

r Reż

imu

Hitl

erow

skie

go9.

Dzi

eń L

igi O

chro

ny P

rzyr

ody

10. W

ielk

a Ork

iestr

a Św

iąte

czne

j Pom

ocy

11. D

zień

Spr

ząta

nia B

iurk

a11

. Dzi

eń W

eget

aria

n15

. Dzi

eń W

ikip

edii

16. Ś

wia

tow

y D

zień

Sol

idar

nośc

i z C

hory

mi n

a Astm

ę 17

. Dzi

eń D

ialo

gu C

hrześc

ijańs

ko-Ż

ydow

skie

go17

. Dzi

eń Ju

daiz

mu

17. p

oczą

tek

Tygo

dnia

Wal

ki z

Raki

em S

zyjk

i Mac

icy

17. u

rodz

iny

Mar

cina

Lut

era K

inga

18. p

oczą

tek

Tygo

dnia

Eku

men

iczn

ego

23. D

zień

bez

Tor

eb F

olio

wyc

h24

. Św

iato

wy

Dzi

eń Ś

rodk

ów S

połe

czne

go P

rzek

azu

25. D

zień

Pra

cow

nika

Han

dlu

25. O

góln

opol

ski D

zień

Sek

reta

rki i

Asy

stent

ki26

. Dzi

eń T

rans

plan

tacj

i27

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń P

amię

ci Ofi a

r Hol

okau

stu

28. D

zień

Och

rony

Dan

ych

Oso

bow

ych

28. D

zień

Zie

mni

aka

31. D

zień

Dia

logu

z Is

lam

em31

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń W

alki

z Trąd

em

1. D

zień

Pus

zysty

ch1.

Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń W

alki

prz

eciw

Zbr

ojen

iom

A

tom

owym

1. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Zni

esie

nia K

ary Śm

ierc

i1.

uro

dzin

y M

ichała

Gor

bacz

owa

3. u

rodz

iny

Jack

a Kur

onia

4. Ś

wia

tow

y D

zień

Wal

ki z

Wyk

orzy

styw

anie

m S

eksu

-al

nym

5. D

zień

Teś

ciow

ej5.

uro

dzin

y Ró

ży L

ukse

mbu

rg7.

Dzi

eń S

kruc

hy K

ości

oła R

zym

skok

atol

icki

ego

wob

ec In

nych

Koś

cioł

ów8.

Dzi

eń P

raw

Kob

iet i

Pok

oju

na Ś

wie

cie

8. ro

czni

ca M

arca

’68

10. Ś

wia

tow

y D

zień

Męż

czyz

n11

. Dzi

eń S

ołty

sa12

. Dzi

eń W

olnośc

i Sło

wa w

Inte

rnec

ie12

. uro

dzin

y ks

. Józ

efa T

ischn

era

14. Ś

wia

tow

y D

zień

Lic

zby

Pi15

. Św

iato

wy

Dzi

eń K

onsu

men

ta16

. Św

iato

wy

Dzi

eń P

racy

Soc

jaln

ej

17. D

zień

Pat

ryka

18. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Słońc

a19

. Dzi

eń W

ędka

rza

20. D

zień

bez

Mię

sa20

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń A

strol

ogii

20. Ś

wia

tow

y D

zień

Mło

dzieży

21. D

zień

Wag

arow

icza

21. D

zień

Wio

sny

w E

urop

ie21

. Dzi

eń Z

iem

i21

. Św

iato

wy

Dzi

eń W

alki

z Ra

sizm

em i

Dys

krym

ina-

cją R

asow

ą21

. Św

iato

wy

Dzi

eń L

eśni

ka22

. Św

iato

wy

Dzi

eń W

ody

23. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Met

eoro

logi

i24

. Św

iato

wy

Dzi

eń Z

apob

iega

nia G

ruźl

icy

26. D

zień

Jano

sika

26. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Pam

ięci

Zni

esie

nia T

rans

-at

lant

ycki

ego

Han

dlu

Nie

wol

nika

mi

27. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Tea

tru29

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń T

rzeź

woś

ci30

. Dzi

eń P

olsk

iego

Ate

izm

u31

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń S

olid

arnośc

i z T

ybet

em

1. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Pta

ków

5. D

zień

Grz

eczn

ości

za K

iero

wni

cą5.

Dzi

eń p

rzec

iw O

grod

om Z

oolo

gicz

nym

7. Ś

wia

tow

y D

zień

Zdr

owia

8. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Spr

zeci

wu

wob

ec G

MO

8. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Rom

ów8.

rocz

nica

złoż

enia

prze

z RP

wni

osku

o czło

nkos

two

w U

E11

. Dzi

eń W

alki

z Be

zrob

ocie

m12

. Dzi

eń C

zeko

lady

12. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Lotn

ictw

a i K

osm

onau

tyki

12. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Wal

ki z

Hał

asem

14. Ś

wia

tow

y D

zień

Lud

zi B

ezdo

mny

ch15

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń K

omba

tant

a17

. Dzi

eń M

ilcze

nia (

w p

roteśc

ie p

rzec

iw d

yskr

ymi-

nacj

i mni

ejsz

ości

seks

ualn

ych

LGBT

)18

. Dzi

eń D

ysle

ksji

18. E

urop

ejsk

i Dzi

eń P

raw

Pac

jent

a18

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń O

chro

ny Z

abyt

ków

18

. uro

dzin

y Ta

deus

za M

azow

ieck

iego

19. E

urop

ejsk

i Dzi

eń P

amię

ci H

olok

austu

19. r

oczn

ica P

owsta

nia w

Get

cie W

arsz

awsk

im20

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń M

arih

uany

22. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Zie

mi

22. u

rodz

iny

Wło

dzim

ierz

a Len

ina

23. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Dłu

bani

a w N

osie

23. p

oczą

tek

Tygo

dnia

Zdr

owia

Męż

czyz

ny23

. Św

iato

wy

Dzi

eń K

siążk

i i P

raw

Aut

orsk

ich

24. D

zień

Zw

ierząt

Lab

orat

oryj

nych

24. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

prz

eciw

ko W

iwise

kcji

25. D

zień

Alic

ji (ś

wię

to p

edofi

lów

)25

. Dzi

eń P

ingw

ina

26. D

zień

Służb

y W

ięzi

enne

j26

. Św

iato

wy

Dzi

eń W

łasn

ości

Inte

lekt

ualn

ej27

. Dzi

eń P

rzed

siębi

orcz

ości

27. Ś

wia

tow

y D

zień

Rys

unku

Grafi c

zneg

o28

. Świ

atowy

Dzień P

amięc

i Ofi a

r Wyp

adkó

w pr

zy P

racy

29. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Tań

ca30

. Św

iato

wy

Dzi

eń S

prze

ciw

u w

obec

Bic

ia D

ziec

i

1. Ś

wię

to L

udzi

Pra

cy1.

rocz

nica

wejśc

ia P

olsk

i do

Uni

i Eur

opej

skie

j2.

Dzi

eń P

amię

ci Ofi a

r Hol

ocau

stu2.

Dzi

eń W

alki

z H

omof

obią

i Se

ksiz

mem

5. D

zień

Rad

y Eu

ropy

5. u

rodz

iny

Kar

ola M

arks

a8.

rocz

nica

pow

stani

a „G

azet

y W

ybor

czej

”9.

Dzi

eń U

nii E

urop

ejsk

iej

9. D

zień

Zw

ycię

stwa n

ad F

aszy

zmem

15. D

zień

bez

Sam

ocho

du17

. Św

iato

wy

Dzi

eń p

rzec

iwko

Hom

ofob

ii 18

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń M

uzeó

w20

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń Pły

nów

do

Myc

ia N

aczyń

21. D

zień

Czy

nu P

arty

jneg

o22

. Dzi

eń P

raw

Zw

ierząt

23. Ś

wia

tow

y D

zień

Żół

wia

25. E

urop

ejsk

i Dzi

eń Sąs

iada

27. D

zień

Sam

orzą

du T

eryt

oria

lneg

o27

. Św

iato

wy

Dzi

eń W

yzw

olen

ia A

fryki

28. r

oczn

ica w

ynie

sieni

a krz

yży

ze Ż

wiro

wisk

a29

. Św

ięto

Pol

skie

j Szk

oły

30. D

zień

Rod

zici

elstw

a Zas

tępc

zego

30. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

bez

Sta

nika

31. Ś

wia

tow

y D

zień

bez

Tyt

oniu

MAJ

LUTY

1. D

zień

Gum

y do

Żuc

ia1.

Św

iato

wy

Dzi

eń C

hory

ch2.

Dzi

eń Ś

wist

aka

4. Ś

wia

tow

y D

zień

Wal

ki z

Raki

em6.

Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń W

alki

z O

kale

czan

iem

Żeń

skic

h N

arzą

dów

ciow

ych

6. ro

czni

ca O

krągłe

go S

tołu

7. Ś

wia

tow

y D

zień

Och

rony

Obs

za-

rów

Wod

no-Bło

tnyc

h9.

Dzi

eń B

ezpi

eczn

ego

Inte

rnet

u9.

Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń P

izzy

11. D

zień

Dok

arm

iani

a Zw

ierz

yny

Leśn

ej11

. Św

iato

wy

Dzi

eń C

hore

go12

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń D

ziec

i-Żołn

ierz

y12

. uro

dzin

y K

arol

a Dar

win

a14

. Dzi

eń C

hore

go n

a Epi

leps

ję14

. Eku

men

iczn

e Św

ięto

Cyr

yla i

M

etod

ego

14. W

alen

tynk

i

16. D

zień

Min

cerz

a16

. uro

dzin

y K

im D

zong

Ila

17. Ś

wia

tow

y D

zień

Kot

a20

. Św

iato

wy

Dzi

eń S

praw

iedl

iwoś

ci

Społ

eczn

ej21

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń Ję

zyka

O

jczy

stego

22. E

urop

ejsk

i Dzi

eń P

raw

Ofi a

r Pr

zestę

pstw

22

. poc

ząte

k Ty

godn

ia Ś

wia

dom

ości

Za

groż

eń zw

iąza

nych

z Za

burz

enia

mi

Odż

ywia

nia

23. O

góln

opol

ski D

zień

Wal

ki z

Dep

resją

27. A

ntyn

arko

tyko

wy Łańc

uch

Czy-

stych

Ser

c27

. Dzi

eń T

rans

Akc

ji (E

duka

cji o

Pr

oble

mac

h Tr

anss

eksu

alist

ów)

27. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Nie

dź-

wie

dzia

Pol

arne

go28

. Ogó

lnop

olsk

i Dzi

eń Z

drow

ia

i Spo

rtu

1. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

D

ziec

ka

2. ro

czni

ca w

ejśc

ia w

życi

e zno

-w

eliz

owan

ego

Kod

eksu

Pra

cy3.

Dzi

eń S

olid

arnośc

i Społe

czne

j5.

Dzi

eń S

zkoł

y be

z Prz

emoc

y5.

Św

iato

wy

Dzi

eń O

chro

ny

Środ

owisk

a 6.

Św

iato

wy

Dzi

eń N

atur

ystó

w9.

Dzi

eń P

owsz

echn

ego

Ube

z-pi

ecze

nia Z

drow

otne

go11

. Dzi

eń T

oler

ancj

i i S

połe

czne

j A

kcep

tacj

i wob

ec H

omos

eksu

-al

istów

i Le

sbije

k12

. Św

iato

wy

Dzi

eń S

prze

ciw

u w

obec

Pra

cy D

ziec

i15

. Eur

opej

ski D

zień

Wia

tru15

. roc

znic

a pow

stani

a Am

nesty

In

tern

atio

nal

16. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Po

moc

y D

ziec

iom

Afry

kańs

kim

17. r

oczn

ica l

ikw

idac

ji ap

ar-

thei

du

20. D

zień

Pro

moc

ji Zd

row

ia

Seks

ualn

ego

20. Ś

wia

tow

y D

zień

Mig

rant

a i

Uch

odźc

y21

. Dzi

eń M

uzyk

i Eur

opej

skie

j21

. Św

iato

wy

Dzi

eń H

uman

isty

21. Ś

wia

tow

y D

zień

Mod

litw

o

Pokó

j21

. Św

iato

wy

Dzi

eń D

esko

rolk

i22

. Dzi

eń K

ultu

ry F

izyc

znej

23. N

oc K

upał

y26

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

Miłośc

i do

Chło

pców

(św

ięto

pe

dofi l

skie

)26

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

Solid

arnośc

i z Ofi a

ram

i Tor

tur

26. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

W

spół

prac

y na

rzec

z Pok

oju

i D

emok

racj

i26

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

Wal

ki z

Nar

kom

anią

i N

iele

gal-

nym

Han

dlem

Nar

koty

kam

i

Euro

pejsk

i Rok

Wal

ki z

Biedą i

Wyk

lucz

eniem

Sp

ołec

znym

Międ

zyna

rodo

wy R

ok B

ioróżn

orod

nośc

iM

iędzy

naro

dowy

Rok

Zbl

iżeni

a Kul

tur

Rok

Dem

okra

cji L

okal

nej

Rok

Fryd

eryk

a Cho

pina

Deka

da E

duka

cji n

a tem

at Z

równ

oważ

oneg

o Ro

zwoj

u (2

005-

2014

)

Deka

da K

ości

i Sta

wów

(200

0-20

10)

Deka

da O

gran

iczan

ia M

alar

ii w

Kra

jach

Roz

wija

jący

ch się,

zwła

szcz

a w A

fryc

e (20

01-2

010)

Deka

da P

iśmien

nośc

i: Ed

ukac

ja d

la W

szys

tkich

(200

3-20

12)

Drug

a Międ

zyna

rodo

wa D

ekad

a Lik

wida

cji K

olon

ializ

mu

(200

1-20

10)

Międ

zyna

rodo

wa D

ekad

a Kul

tury

Pok

oju

i Nies

toso

wani

a Pr

zem

ocy d

la D

obra

Dzie

ci na

Cał

ym Ś

wiec

ie (2

001-

2010

)M

iędzy

naro

dowa

Dek

ada L

udnośc

i Tub

ylcz

ej n

a Św

iecie

(200

5-20

14)

Międ

zyna

rodo

wa D

ekad

a „W

oda d

la Ż

ycia

” (2

005-

2015

)

Page 3: NCZAS_01-02_2010

IIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

TYGODNIK KONSERWATYWNO-LIBERALNY

Najwyższy CZAS!Nr 1-2 (1024-1025) 2-9 stycznia 2010

Indeks 366692, ISSN 0867-0366

Założyciel: JANUSZ KORWIN-MIKKE

Redaktor Naczelny: TOMASZ SOMMER

Redaktor Prowadzący: MACIEJ KAJETAN SOŁDAN

Publicyści: Stanisław Michalkiewicz, Dariusz Kos, Marek Jan Choda-kiewicz (Waszyngton), Kataw Zar (Tel Awiw), Adam Wielom-ski, Marian Miszalski, Wojciech

Grzelak (Gornoałtajsk), Krzysztof M. Mazur, Marek Arpad Kowalski, Rafał Pazio, Tomasz Teluk, Marcin Masny, Robert Wit Wyrostkiewicz

Okładka: Radosław Watras

Opracowanie grafi czne i łamanie: Robert Lijka RLMedia

Korekta i adiustacja: Maciej Jaworek

Adres do korespondencji: ul. Mickiewicza 20/53,01-552 Warszawa,

E-mail: [email protected]

Strona internetowa: www.nczas.com

Sklep internetowy: www.nczas.com/sklepksiążki można zamawiaćtakże telefonicznie pod nr: 796 207 936

Wydawca:3S MEDIA SP. Z O.O. ul. Mickiewicza 20/53,01-552 Warszawa,NIP 113-23-46-954, REGON 017490790, Tel/fax. 0-22 831 62 38

Druk:Drukarnia Bałtycka Sp. z o.o.ul. Wosia Budzysza 780-612 Gdańskwww.drukarniabaltycka.com.pl

E-prenumerata: http://ewydanie.nczas.com/

Biuro reklamy: tel.: 606 88 88 82

Prenumerata:Prenumeratę pocztową prowadzi Redakcja. Koszt w prenumera-cie krajowej wynosi 219 złotych. Zamówienia dokonuje się po prostu poprzez wpłatę tej sumy na konto 63 1910 1048 2256 0156 5988 0003,podając jednocześnie dokładny ad-res, na który ma być wysyłane pismo. Prenumerata wysyłana priorytetem (teoretycznie powinna wszędzie do-cierać w środę) kosztuje 279 zł. Reklamacje dotyczące prenumeraty proszę zgłaszać pod nr: 796 207 936 lub na adres mailowy: [email protected] Sprzedaż i kolportaż za granicą wymagają pisemnej zgody Wydawcy.

Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania i redagowania nadesła-nych tekstów, nie zwraca materiałów nie zamówionych, nie ponosi odpowiedzialno-ści za treść ogłoszeń.Redakcja zastrzega sobie prawo do nieopłacania materiałów opublikowa-nych w internecie za wiedzą ich au-torów w przypadku opublikowania ich wcześniej niż dwa tygodnie po mo-mencie wydrukowania ich w tygodniku „Najwyższy CZAS!”.

Synergia 2010

FOT.

R. G

RA

D

OD REDAKTORA

LOGIKA FILMOWCAP. Andrzej Wajda wystąpił

w roli Autorytetu Absolut-nego, oświadczając: „Pod-czas Okrągłego Stołu Po-lacy pierwszy raz wykazali się rozumem!”...

...ale – pomijając kwestię, czy realizowanie planów bezpieki jest rzeczą rozum-ną – warto zapytać: czym wykazywali się Polacy, chodząc za PRL-u na fi lmy p.Wajdy?!

JKM

NR 1-2 (102

Rok 2009, delikatnie pisząc, nie był dla środowiska wolnościowego szcze-gólnie udany. Kompletnie przegrane wybory do unioparlamentu, dekom-

pozycja UPR (miejmy nadzieję, że odwracal-na), powstanie partii WiP, wreszcie, niezależna już od nas, przegrana irlandzkich przeciwników traktatu z Lizbony – to tylko niektóre zeszło-roczne porażki. Czasem odnoszę nawet nie-przyjemne wrażenie, że na-sze środowisko popycha do przodu już tylko siła inercji i przyzwyczajenia. I nie jest zbyt wielkim pocieszeniem fakt, że w podobnej sytuacji znajdują się także obie naj-większe polskie partie, bo one cały czas mają rzeczy w polityce najważniejsze – władzę i pieniądze.

Nie można też nie zauwa-żać, że do takiego stanu rzeczy w dużej mierze przyczyniają się wewnętrzne spory personalne, a także nieszczęśliwe usytuowanie organizacyj-ne niektórych osób, które decydują się na obej-mowanie określonych funkcji, by potem działać bardziej na szkodę niż dla pożytku środowiska.

W sumie jedyną optymistyczną rzeczą w obec-nej sytuacji jest świadomość, że sprawy idą tak źle, iż w nowym, 2010 roku możliwa jest już tylko poprawa. Aby jednak rzeczywiście popra-wa zaistniała, musi nastąpić wzrost aktywności oraz współpraca poszczególnych organizacji, których nie jest przecież mało. Być może warto by było nawet stworzyć coś w rodzaju federacji

wszystkich polskich organizacji konserwatyw-no-liberalnych – zarówno partii, stowarzyszeń, jak i think tanków, fundacji czy wydawnictw – by zadziałał efekt synergii i by całe środowisko jako grupa miało znacznie większą siłę prze-bicia. Bo trzeba brać pod uwagę fakt, że silny front wolnościowy potrzebuje trzech współpra-cujących ze sobą skrzydeł: tworzących myśl polityczną think tanków, realizujących ją do

tanków oraz organizacji pomagających zapewniać fi nansowanie. Bez stworze-nia takiego sytemu cała pra-ca to tylko harcownictwo i improwizacja.

Jest pretekst, by do takie-go spotkania różnych orga-nizacji doszło. Pod koniec marca planujemy zorga-nizowanie kilku imprez z okazji 20. rocznicy istnienia

naszego tygodnika. Jeśli pojawi się zaintereso-wanie, będzie można się spotkać i zastanowić nad utworzeniem luźnej, ale w jakiś sposób ustrukturyzowanej federacji konserwatywno-liberalnej. Już teraz zapraszam wszystkich za-interesowanych.

A my niedługo zaczynamy trzecie dziesięcio-lecie naszej działalności. W tym roku planuje-my znaczne nasilenie aktywności wydawniczej – być może uda się nam opublikować ok. 10 książek polskich autorów wolnościowych. Już teraz zapraszam do ich lektury i tradycyjnie ży-czę: Do siego roku!

TOMASZ SOMMER

JEDYNĄ OPTYMISTYCZNĄ RZECZĄ W OBECNEJ SYTUACJI JEST ŚWIADOMOŚĆ, ŻE SPRAWY IDĄ TAK ŹLE, IŻ W NOWYM, 2010 ROKU MOŻLIWA JEST JUŻ TYLKO POPRAWA

Page 4: NCZAS_01-02_2010

IV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

WASIUKIEWICZ

KTO CZYTAKTO CZYTA, NIE BŁĄDZIW „Gazecie Polskiej” Antoni Łepkowski napisał o polskim wy-

miarze sprawiedliwości: Pomiędzy dyskutantami brak sporu co do tego, że podstawową bolączką naszej Temidy jest przewle-kłość wszystkich postępowań sądowych. Gdybyśmy poradzili sobie z tą plagą sądownictwa, moglibyśmy odetchnąć i odtrąbić koniec kryzysu wymiaru sprawiedliwości. Problem w tym, że prawniczym korporacjom nadal nadają ton ludzie uformowa-ni w dobie Peerelu. Ze zrozumiałych względów taka skaza nie pozostaje bez wpływu ani na fachowość, mniejszą niż u prawni-ków wykształconych w dobie walki konkurencyjnej, ani na ła-twość akceptowania nowych, rewolucyjnych zasad procesowa-nia się przed sądami. (...) Gdy spojrzymy na liczebność naszej korporacji sędziowskiej i porównamy ją z odpowiednią liczbą sędziów na przykład w Izraelu, gdzie sądy działają nadzwy-czaj sprawnie, zrozumiemy, że reforma wymiaru sprawiedli-wości, zdejmująca z sędziów gros zajęć wykonywanych przez urzędników lub sekretarzy sądowych i usprawniająca proce-dury, sprawi, że zatrudnienie straci trzy czwarte osób obecnie zasiadających w sędziowskich togach. Dla wszystkich – także prokuratorów, radców i adwokatów – usprawnienie procedur oznaczać musi konieczność bardziej wydajnej i przede wszyst-kim bardziej profesjonalnej pracy, którą wymusi nieuchronny wzrost konkurencji na rynku usług prawnych. Nie będzie też można, tłumacząc się przed klientami, zrzucić wszystkiego na nieudolny system i niefachowych sędziów.

W „Arcanach” profesor Andrzej Nowak o postpolityce: Przy-pominam sobie, jak na początku 2009 roku minister Rostowski stwierdził, że Polsce nie zagraża w najbliższym czasie konfl ikt zbrojny, zatem można odłożyć na kilka lat program moder-nizacji polskich sił zbrojnych i zredukować budżet obrony do poziomu, który znamy z czasów saskich. Minister Finansów jest obywatelem brytyjskim. Teraz wyobraźmy sobie sytuację

odwrotną. W Zjednoczonym Królestwie Kanclerz Skarbu jest obywatelem polskim i mówi, że fi nansowanie fl oty brytyjskiej należy radykalnie obciąć, ponieważ Wielkiej Brytanii raczej nikt nie zaatakuje w najbliższych miesiącach. Otóż tego właśnie sobie wyobrazić nie mogę. (...) Niemiecki Trybunał Konstytucyj-ny rozpatrzył właśnie skargę na traktat lizboński. Skargę wnie-sioną przez grupę obywateli RFN, którzy uznali, że instytucje i prawo europejskie nie są lepszym zastępstwem dla niemieckich, ale mogą je, przynajmniej w niektórych ważnych aspektach, po-gorszyć. I Trybunał tę skargę przyjął, zalecając poprawki gwa-rantujące nadrzędność niemieckiego prawa. Znów odwróćmy sytuację: czy w polskim Trybunale znalazła się podobna skarga i czy możemy sobie w ogóle wyobrazić jej poważne rozpatrywa-nie? Zawieszam i to pytanie jako czysto retoryczne.

Złośliwości z rubryki „Z życia koalicji” w tygodniku „Wprost”: Człowiek taki zarobiony jest, że naprawdę nie wiadomo, do czego się zabrać. Wiec najlepiej się nie zabierać – koncypował Donald Tusk i przed świętami zajmował się głównie lanserką w mediach. Na ten przykład premier pofatygował się do Ja-niny Paradowskiej do Tok FM. Ech, jaka szkoda, że to radio! Zobaczyć Janinę i Donka to byłoby doprawdy niezastąpione przeżycie. Coś jak ten, no, jak on się nazywa... A, orgazm. Ale prawdziwy cymes to świąteczna okładka „Gali”, na której pod choinką siedzą sobie Tuskowie z córką i wnuczkiem (rodziców wnuczka do fotki nie dopuszczono, więc albo niewyjściowi są, albo – i to bardziej prawdopodobne – normalni i nie chcieli robić sobie obciachu). Matko, czego ten Photoshop [kompute-rowy program grafi czny] nie robi z człowiekiem! Donek ostatni raz tak wyglądał trzydzieści lat temu! I ile ma włosów! A swo-ja drogą, jeśli te sesje robiono jakieś półtora miesiąca przed świętami, to musiałoby znaczyć, że Tuskowie ubierają choinkę gdzieś tak na Święto Niepodległości. KL

Page 5: NCZAS_01-02_2010

VNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

W NUMERZE

ŚSWIAT

WSZYSTKIE KŁAMSTWA OŚWIĘCIMSKIE

KRAJ

PUBLICYSTYKA

FELIETON

INNE DZIAŁY

VI ■ Postęp w krajuVII ■ Niemiecka siatka – LESZEK SZYMOWSKIX ■ Spółdzielnie prawie uwolnione – RAFAŁ PAZIOXII ■ Tuska państwo totalne – DARIUSZ KOSXIV ■ Za rok w wolnej Polsce! – MARCIN MASNYXV ■ Swoboda dokręcana – DARIUSZ KOSXVII ■ Zamykanie oczu – JANUSZ KORWIN-MIKKEXIX ■ Wobec nadchodzącej kultury obo-zowej – KRZYSZTOF M. MAZURXX ■ Progresywne mandaty – MIROSŁAW BŁACHXXI ■ Dyktatura bez terroru? – MARIAN MISZALSKI

XXIII ● Postęp w świecieXXV ● Bliżej eurosocjalizmu – TOMASZ MYSŁEK XXVII●USA: Opowieść wigilijna Oba-my – PAWEŁ ŁEPKOWSKI

XXIX ● Chiny: Monsieur Butterfl y – OLGIERD DOMINO

XXXI ● Rosja: Komunista-wolnorynko-wiec – WOJCIECH GRZELAK

XXXII ● Zielone piekło – TOMASZ TELUK

XXXIII ● Niemcy: Więcej choinek, mniej piwa – TOMASZ MYSŁEK

XXXV ● Rosja: Argument kułaka – WOJCIECH GRZELAK

XXXVII ● Izrael: Święto dwóch króli – KATAW ZAR

XXXIX Postępy postępuXLIII Wszystkie kłamstwa oświę-cimskie – TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKIXLVII Podróże kształcą, czyli zapi-sujcie się do KRUS – JACEK KOBUSXLV Pokolenia prawicy – ADAM DANEK XLVI Podbój Korei – ANDRZEJ SOŁDANXLVIII Czy nierząd i cudzołóstwo są szkodliwe dla społeczeństwa? – MIROSŁAW SALWOWSKIXLIX Senator pyta premiera – RYSZARD BENDERLI Marks i Hitler nie są diabłami na-szych czasów – FILIP MEMCHEs LII Hans-Hermann Wielki – JAKUB WOZINSKILII Ewolucja – siła przypadku – MARCIN ADAMCZYKLVI Przegląd patologii i brzydoty – JAN BODAKOWSKI

XLI MAREK JAN CHODAKIEWICZ LX JANUSZ KORWIN-MIKKELXI STANISŁAW MICHALKIEWICZLXII ADAM WIELOMSKILXIII BARBARA BUONAFIORILXIII MAREK ARPAD KOWALSKI

LVIII Kącik kreacjonistycznyLVIII Czarna KsięgaLXIV Największe Głupstwo TygodniaLXIV SzachyLXV BrydżLXV W pajęczynieLXVI Film

BENDER PYTA PREMIERAPo grudniowym artykule w „NCz!” pod

tytułem „Rozbiór ściśle tajny” senator RP Ryszard Bender skierował oświadczenie do Donalda Tuska. Powołując się na infor-macje stanowiące tajemnicę dziennikarską, napisaliśmy mianowicie, że latem 2009 roku w Moskwie został podpisany tajny pakt wojskowy. Władze Rosji w pakcie tym zagwarantowały rządowi Niemiec, że jeśli Rosja podejmie decyzje o interwencji zbrojnej w Polsce, zatrzyma swoje wojska na linii Wisły i Sanu. Byłaby to współcze-sna realizacja paktu Ribbentrop-Mołotow. Senator Bender publicznie pyta: czy rząd polski wie o wspomnianym pakcie rosyj-sko-niemieckim i co o nim wie?

CZYTAJ NA STR. XLIX

KIEROWCY ZAPŁACĄ PROGRESYWNIE?

Pomysł posła Platformy Obywatelskiej ze Śląska jest tyleż prosty, co lewacki – tzw. mandaty progresywne, których wysokość, przy tym samym przekroczeniu prędkości, byłaby tym większa, im lepiej zarabiałby kierujący pojazdem. – Bogaci kierowcy po-winni płacić za łamanie przepisów więcej niż kierowcy biedni... No bo jaka to sprawie-dliwość, jeśli zarówno emeryt dostający na miesiąc tysiąc złotych, jak i bogacz zarabia-jący parędziesiąt tysięcy płacą 200-złotowy mandat – tłumaczy autor pomysłu poseł Henryk Siedlaczak. Rozumowanie godne takich klasyków jak Maks czy Lenin.

CZYTAJ NA STR. XX

Czy na pewno obozy koncentracyjne to niemiecki pomysł? Według historyka Władysława Konopczyńskiego, Rosjanie tworzyli je już w drugiej połowie XVIII wieku dla... Polaków – konfederatów barskich. Czekali w nich na zesłanie na Syberię.Ta „tradycja” przetrwała dwa wieki – do połowy XX stulecia. Rozwinęła ją następczyni Rosji carskiej – Rosja bolszewicka. Na masową skalę obozy koncentracyjne wyrastały w Związku Sowieckim już od początku istnienia tego państwa, od 1917 roku. Były nazywane GUŁAGIEM („Gławnoje Uprawlenije Isprawitielno-Trudowych Łagieriej i Kołonij”, czyli „Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy”).

KRAJ

CZYTAJ na str. XLII

Page 6: NCZAS_01-02_2010

VI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

POSTĘP W KRAJUPP

Krakowski oddział pio-nu prokuratorskiego IPN ogłosił wczoraj, że umarza śledztwo o zbrodnię wojen-ną „w stosunku do Adolfa Hitlera, Heinricha Himmlera i Ericha von dem Bacha Zelewskiego” wobec śmierci sprawców. Dotyczy-ło ono wysiedlania Polaków z dawnego powiatu wadowickiego w latach 1940-1942, czyli zbrodni wojennej, która się nie przedawnia, a prowadzone było od 2001 roku na wniosek trzech pokrzywdzo-nych. Przesłuchano 171 osób, w tym potomków wysiedlonych. Art. 17 kodeksu postępowania kar-nego, na który powołuje się IPN, mówi o umorzeniu śledztwa w przypadku śmierci oskarżonego. Ale ten sam artykuł precyzuje, że postępowania w pewnych przypadkach w ogóle się nie wszczyna – chodzi o oskarżonych, o których powszechnie wiadomo, że nie żyją, głównie postaci historyczne.

No dobra, ale jeśli Hitler jednak żyje gdzieś w Puszczy Amazońskiej?

Eurostat podaje również, że Polska po raz pierwszy znalazła się w

gronie sześciu największych gospodarek UE: nasz dochód narodowy liczony przy uwzględnieniu realnej siły nabywczej złotego był w 2009 roku większy niż dochód Holandii! Przed nami znalazły już tylko kraje tzw. wielkiej piątki, czyli państwa, których ludność jest wyraźnie większa niż Polski: Niemcy, Wielka Bry-tania, Francja, Włochy i Hiszpania.

Nieźle. I pomyśleć: gdyby jeszcze u nas była gospodarka wolnorynkowa...

JE Jolanta Fedak, ministerka pracy, potwierdziła, że jej resort pracuje nad po-mysłem, by umożliwić Polakom decydo-wanie o tym, kiedy chcą przejść na eme-ryturę. Zgodnie z nim, rząd lub parlament ustalałby, ile wynosi „minimalna godna emerytura”, a osoba, która wypracowała-by sobie świadczenia przekraczające ten pułap, mogłaby odejść z pracy niezależnie od wieku. Jej zdaniem, najważniejsze jest ustalenie, jak będzie wyglądała wypłata, i określenie kwoty oszczędności, która pozwoli na przejście na emeryturę, tak by osoba ta mogła się z niej utrzymać.

Ależ się rozszalała liberalnie minister-ka, no, no.

Prof. Władysław Bartoszewski, minister w kancelarii premiera i inicjator powo-łania Fundacji Auschwitz-Birkenau, poinformował, że Niemcy wyłożą 60 mln €uro na konserwację muzeum obozu Au-schwitz-Birkenau. Teraz najważniejszym problemem jest ochrona i monitoring Muzeum.

Może Niemcy znów powinni pilnować obozu?

Ponoć zleceniodawcą kradzieży napisu znad bramy obozu Auschwitz była szwedzka grupa neonazistowska lub kolekcjoner z tegoż kraju. Wg nowojor-skiego „Daily News”, neonazistowska grupa zamierzała sprzedać znak kolekcjo-nerowi, a pieniądze uzyskane z transakcji przeznaczyć na przeprowadzenie ataków terrorystycznych w Szwecji.

Uff, jak to dobrze. Teraz to Szwedzi będą oskarżani, że antysemityzm wyssali z mlekiem matki.

UE przeznaczy dla Polski 1,3 mld zł na rewitalizację stawów, naprawę dróg, mostów i chodników, budowę wiosek rybackich oraz inwestycje w agrotu-rystykę. Program skierowany jest do stowarzyszeń opartych na partnerstwie samorządu gminnego, przedsiębiorstw i osób fi zycznych. Kandydaci muszą speł-

niać warunek odpowiedniego „urybaczenia” obszaru, czyli liczby pracują-cych w rybac-twie na 1000 mieszkańców. Wskaźnik ten musi wynosić minimum 0,4.

A co z dotacja-mi do wędkar-stwa spławiko-wego?

MSWiA przedstawiło na swojej stronie internetowej projekt zmian w ustawie o zgro-madzeniach: przewiduje on m.in., że oprócz zwykłych zgromadzeń, które trzeba by zgłaszać naj-później cztery dni przed do urzędu gminy lub miasta (dziś są to trzy dni), można by było organi-zować zgromadzenia spontaniczne „w celu wspólnego wyrażenia stanowiska w związku z zaistniałym wydarzeniem nagłym i niemożliwym do wcześniejsze-go przewidzenia (...), którego odbycie w innym terminie byłoby bezcelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej”. O takim zgromadzeniu trzeba by uprzedzić komendanta powia-towego lub miejskiego policji.

Jak to było? Stan wojenny. Młody milicjant jedzie radiowozem ze starszym kolegą. W pewnym momencie widzi tłumek ludzi. Niewiele myśląc, wyskakuje z radiowozu i zaczyna pałować stojących, wołając: – Rozejść się, to nielegalne zgromadzenie! Zadowolony wraca do ra-diowozu. – I jak? – pyta kolegę. – Nieźle, tyle że to był przystanek autobusowy.

Fiskus zablokował konta PSL i domaga się zapłaty 18 mln zł (w tym połowa to odsetki) z powodu błędów w sprawozda-niu wyborczym z kampanii w 2001 roku. Podobno US nie godzi się na rozłożenie spłaty na raty, a władze PSL są przeko-nane, że za rygorystycznymi decyzjami urzędników skarbówki stoi PO, i nie ukrywają, że może się to odbić negatyw-

nie na ich relacjach z koalicjantem.Każdy ma swoją Samoobronę. Ani chybi

CBA już szykuje jakąś prowokację na wicepremiera Pawlaka.

P. Andrzej Olechowski zapowiedział, że wystartuje w wyborach prezydenckich jako kandydat niezależny. Jego zdaniem, polską politykę trzeba skierować na nowe tory, by nie była, jak obecnie, podporząd-kowana walce o władzę oraz by stworzyć alternatywną propozycję wobec pp. Do-nalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. P. Olechowski nie zamierza startować jako kandydat SD, mimo że z nim współ-pracuje.

A propos współpracowania. Mamy stosowny wierszyk wyborczy:

Każdy nań głosuje, kto ma dobry gust;naszym prezydentem będzie agent Must.

27 posłów domaga się powołania przy MSWiA specjalnego zespołu monitorują-cego strony pedofi lskie i homoseksualne. Chcą również, by ministerstwo ujawniło informacje na temat liczby wykrytych w ciągu ostatnich 10 lat przypadków pedo-fi lii, z wyszczególnieniem przypadków pedofi lii homoseksualnej.

Ale zaraz – z nazwiskami czy bez?

Krakowski oddział pio-nu prokuratorskiego IPNogłosił wczoraj, że umarza śledztwo o zbrodnię wojen-

Page 7: NCZAS_01-02_2010

VIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

Prenumerata wysyłana jest poprzez Pocztę Polską we wtorki. Prenumerata priorytetowa powinna docierać do adresatów krajowych we środy, natomiast zwykła po 3-4 dniach. Prenumerata zagraniczna priorytetowa dochodzi w ciągu 2-3 dni, na zwykłą trzeba czekać średnio 7-10 dni, a czasem nawet do 2 tygodni. W prenumeracie zwykłej krajowej numer zwykły kosztuje 4,20 złotego, a podwójny 6,30 złotego. Pieniądze prosimy wpłacić na nasze konto podane w poniższym kuponie z dopiskiem „Prenumerata 2010”.

Koszt prenumeraty: Ce na nu me ru po je dyn cze go: 4,20 z³; Ce na nu me ru po dwój ne go: 6,30 z³; Ce na za ca ³y rok 2010

nazwa odbiorcy

kwota

tytułem

3S Media Sp. z o.o.ul. Mickiewicza 20/5301-552 Warszawa

3S Media Sp. z o.o.01-552 Warszawa ul. Mickiewicza 20/53

Prenumerata tygodnika „Najwy¿szy CZAS!”

Prenumerata tygodnika „Najwy¿szy CZAS!” za 2010 rok

219 z³

219 z³ dwieście dziewiętnaście złotych

za 2010 rok

63 1910 1048 2256 0156 5988 0003 63 1910 1048 2256 0156 5988 0003219 z³

Prenumerata tygodnika„Najwy¿szy CZAS!”za 2010 rok

data podpisSłownie:

Do zap³aty:Pre nu me ra ta re dak cyj na jest wy sy ła na we wtor ki o godz. 13.00 pocz tą zwy kłą. Czas do tar cia za le ży od spraw noś ci Pocz ty Pol skiej SA.Uwaga: Na blankiecie proszê wpisaæ dok³adny adres pod który ma byæ wysy³ana gazeta

nr rachunku odbiorcy

nazwa zleceniodawcy

Superprezent – książka „Najlepsze Teksty Polskiej Prawicy – KONSERWATYZM” dla każdego Czytelnika, który wykupi prenumeratę przed upływem końca 2009 roku! OSTATNIA SZANSA!

Szanowni Państwo, oto cennik prenumeraty na 2010 rok. We wpłacie prosimy podać dokładne nazwisko i adres wraz z kodem pocztowym oraz numerem telefonu. Prosimy przypilnować Panie na poczcie, by na przelewie znalazły się kompletne informacje – dzięki temu unikniemy reklamacji.

Kraj: prenumerata zwykła – 219 złotych, prenumerata priorytetowa – 279 złotych; Europa, Rosja i Izrael: prenumerata zwykła – 409 złotych, prenumerata priorytetowa – 539 złotych; Stany Zjednoczone i Kanada: prenumerata zwykła – 439 złotych, prenumerata priorytetowa – 679 złotych; Australia i Oceania: prenumerata zwykła – 439 złotych, prenumerata priorytetowa – 959 złotych.

aaaaaaaaaaaa Prawiicy – skiej P

PRENUMERATA

2010

S i P ń t t ik t

UWAGA!

Page 8: NCZAS_01-02_2010

VIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Historia tego niezwykłego pre-cedensu zaczyna się 12 wrze-śnia 1997 roku w Warszawie, kiedy w Ministerstwie Skar-

bu Państwa powołano do życia spółkę STOEN Nieruchomości. Była to spółka skarbu państwa zależna od STOEN-u – państwowego potentata energetycznego. STOEN zajmował się dostarczaniem energii elektrycznej dla Warszawy i oko-lic. Rząd AW„S” zamierzał sprzedać STOEN. Aby to ułatwić, Ministerstwo Skarbu Państwa (którym kierował wów-czas Emil Wąsacz) zleciło przeprowadze-nie w spółce audytu i określenie jej war-tości. Okazało się, że spółka warta jest 4,5 miliarda złotych, z czego 3 miliardy warte są należące do niej nieruchomości, w tym 368 działek, sieci przesyłowe, słu-py i transformatory.

Zdefraudowane nieruchomościWartymi 3 miliardy złotych nierucho-

mościami na terenie Warszawy i okolic zarządzać miała właśnie spółka STOEN Nieruchomości. Jej dyrektorem zarzą-dzającym został Jarosław Maciej Woj-dal – w czasach PRL związany ze Służ-bą Bezpieczeństwa. W latach 90. Wojdal zajmował kierownicze stanowiska w spółkach skarbu państwa. W czerwcu 2000 roku Ministerstwo Skarbu Państwa podjęło kolejną, zaskakującą uchwałę. Wniosło aportem do spółki STOEN Nie-ruchomości cztery ogromne działki w Warszawie. Z dokumentów spółki wyni-ka, że wówczas ich łączna wartość wy-nosiła 17.968.000 złotych. Zarząd STO-EN-u zdecydował, że na tych działkach powstaną lokale mieszkaniowe i usługo-we. Realizacją inwestycji miał się zająć prezes Jarosław Wojdal. W wystawio-nym dla niego pełnomocnictwie znalazł się intrygujący zapis: „Prezes Zarządu STOEN Nieruchomości upoważniony jest do sprzedaży działek wniesionych aportem za cenę nie mniejszą niż cena gruntu”. W praktyce oznaczało to zgo-dę na wybudowanie lokali i sprzedanie

całości po cenie działek.

W paździer-niku 2001 roku wybory parla-mentarne wy-grał Sojusz Lewicy De-mokratycznej.

Emila Wąsacza zastąpił Wiesław Kacz-marek (kilka miesięcy później Wąsacz został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze i usłyszał zarzuty korup-cyjne). Dwa miesiące później Jarosław Maciej Wojdal, reprezentujący STOEN Nieruchomości, podpisał zaskakującą umowę z warszawską firmą Multis sp. z o.o. Spółka ta powstała 18 lipca 2001 roku, a jej założycielem i prezesem jest Waldemar Sielski – współzałożyciel i były wieloletni prezes Microsoft Pol-ska. Z akt rejestrowych spółki wynika, że kapitał założycielski Multisa wynosił 10,5 miliona złotych. – Pieniądze te za-robiłem ze sprzedaży akcji Microsoftu – powiedział nam Sielski. 21 grudnia 2001 roku Waldemar Sielski i Jarosław Maciej Wojdal spotkali się w kancela-rii notarialnej w centrum Warszawy i w imieniu swoich spółek podpisali akt notarialny, którego przedmiotem była budowa lokali użytkowych na działce przy ul. Sobieskiego. Na podstawie tego dokumentu STOEN Nieruchomości był zobowiązany do wybudowania na wspomnianym terenie lokali o łącznej powierzchni użytkowej 7032,2 m2, a na-stępnie do ich sprzedaży spółce Multis. Na parterze budynku miała mieścić się klinika ortopedyczna. Łączna cena lo-kali i działki miała wynosić 4.080.985 dolarów amerykańskich netto. Z doku-mentu wynika, że cena 1 m2 powierzch-ni użytkowej i biurowej wynosiła 424 dolary. Tymczasem wartość rynkowa powierzchni wynosiła 1010 $ za m2, a koszty inwestycyjne (koszty wybudo-wania biurowca) – 850 $ za m2. STOEN Nieruchomości musiał więc dopłacać do transakcji. Ponadto kolejne paragrafy określały kary należne za nieterminowe wykonanie prac. Po przeliczeniu oka-zało się, że każdy dzień zwłoki będzie kosztował STOEN Nieruchomości oko-ło 8 tys. dolarów kary na rzecz Multisa. Harmonogram spłat został dobrany w taki sposób, że największa rata płatności – 1,2 mln dolarów – miała zostać prze-kazana dopiero po odbiorze budynku. Umowa ta miała klauzulę niezrywalnej. Faktycznie uzależniła ona STOEN Nie-ruchomości od Multisa.

Ciepła posadkaKilka dni po podpisaniu aktu notarial-

nego Jarosław Maciej Wojdal w dziwny sposób zakończył pracę w spółce STO-EN Nieruchomości. – Po prostu prze-stał przychodzić do pracy – mówi jeden z dyrektorów spółki. Okazało się, że Wojdal porzucił pracę, a nową posadę bardzo szybko znalazł sobie w zarzą-

Niemiecka siatkaNajwiększą konkurencję dla służb rosyjskich dzia-łających na terenie Polski stanowi od lat wywiad nie-miecki. Jego największym sukcesem jest przejęcie kontroli nad polskim ryn-kiem energii elektrycznej i zasilanie swojego budżetu operacyjnego pieniędzmi polskiego płatnika.

LESZEK SZYMOWSKI

KONTRWYWIAD ALARMOWAŁ, ŻE RWE POWIĄZANE JEST Z NIEMIECKIM WYWIADEM. ABW JUŻ W 2005 ROKU OSTRZEGAŁA, ŻE SPRZEDAŻ STOEN-U TEJ SPÓŁCE DE FACTO OZNACZA UZALEŻNIENIE RYNKU ENERGII ELEKTRYCZNEJ OD NIEMIECKICH SŁUŻB SPECJALNYCH.

Page 9: NCZAS_01-02_2010

IXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJdzie Polskich Kolei Państwowych. Jego późniejsza ścieżka zawodowa pełna była stanowisk i funkcji, o których wielu biz-nesmenów może tylko marzyć. Był m.in. członkiem zarządu spółki Jagiełły Re-sidence, a w sierpniu 2007 roku został komandytariuszem w spółce Multis – tej samej, z którą w imieniu państwowej fi r-my podpisał niekorzystną umowę!

Problemy z budowąWojdal pozostawił spółce wyjątkowo

trudną do zrealizowania umowę z fi rmą Multis. Jego następcą na stanowisku pre-zesa został inż. Rajmund Pomianowski – wcześniej zatrudniony w spółce jako dy-rektor techniczny. Pomianowski od-powiedzialny był za realizację umo-wy z Multisem. – Ta umowa była nie tylko niekorzystna dla nas, lecz rów-nież niemożliwa do zrealizowa-nia w tak krótkim czasie – opowia-da Pomianowski. Jego celem stało się wówczas wy-powiedzenie lub zerwanie feral-nej umowy. – Od początku jednak sprzeciwiali się temu członkowie rady nadzorczej STOEN-u – mówi Pomianowski. – Było to niczym nieuzasadnione, bowiem każdy etap tej budowy przynosił dla nas określone straty.

Potwierdził to raport firmy PriceWaterho-useCoopers, któ-ra przeprowadziła audyt w spółce. W najważniejszym fragencie raportu czytamy: „Umowa notarialna zawarta w dniu 21.12.2001 pomiędzy STOEN Nieruchomości a Multis sp. z o.o. nosi cechy umowy zawartej z naruszeniem przepisów prawa (...). Konieczne wy-daje się powiadomienie prokuratury o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przez b. prezesa Zarządu przestępstwa niegospodarności i narażenia spółki na straty”. Rajmund Pomianowski w krótki czas później złożył w stołecznej proku-

raturze zawiadomienie o przestępstwie. – Nie miałem innego wyjścia – opo-wiada. – Gdybym tego nie uczynił, sam mógłbym później odpowiadać za nie-zgłoszenie przestępstwa.

Sprawa szybko się wydała. Pomianow-skiego wezwano na posiedzenie Rady Nadzorczej STOEN-u i udzielono mu ostrej reprymendy. – Członkowie rady mówili wprost, że nie mogę się wtrą-cać, że sprawa się nie wyda, bo jesteśmy kryci politycznie przez obóz Kwaśniew-skiego – opowiada Pomianowski, który walczył o to, aby zakończyć obowiązy-wanie niekorzystnej umowy. Gdy kil-kakrotnie nie chciał podporządkować

się decyzjom, wezwano go do centrali i zwolniono z pracy. Następcy Pomianow-skiego nie zdążyli z realizacją kontraktu i spółka musiała płacić karne odsetki. Była to kwota ok. 8 tys. $ dziennie (a więc 240 tys. $ miesięcznie) za zwłokę.

Ugoda u notariuszaW konsekwencji 22 października 2004

roku przedstawiciele STOEN Nierucho-mości i Multis zawarli notarialną ugo-dę. Na jej podstawie Multis przejął całą inwestycję na Stegnach i dodatkowo

otrzymał 5 mln dolarów odszkodowania. W zamian zrzekł się roszczeń wynika-jących z tytułu dalszych kar za zwło-kę. STOEN Nieruchomości dostał więc aportem ogromnej wartości działkę w Warszawie, zbudował na niej kilka apar-tamentowców i zapłacił 5 mln dolarów za to, że przejęła je inna spółka! Walde-mar Sielski mówi jednak, że drugi raz nie podpisałby tej umowy. – Nie wiedziałem, że SN nie dotrzyma terminów umowy – mówi. – Wpłaciłem tyle pieniędzy na tę inwestycję, straciłem nerwy i czas na kłótnie z tą spółką.

Sprawą zaczęli interesować się dzienni-karze, biznesmeni, a później kontrolerzy z Najwyższej Izby Kontroli. W sporzą-dzonym raporcie napisali, że umowa z grudnia 2001 roku była „wyraźnie nie-korzystna” i „nosiła cechy przestępcze”. Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Od 2004 roku trafi ło do niej łącznie pięć zawiadomień w związku z nieprawidłowościami przy prywatyza-cji STOEN-u. Jednak za każdym razem śledczy sprawę umarzali. – Prokuratorzy nie dopatrzyli się przestępstwa – uzasad-nia Mateusz Martyniuk, rzecznik stołecz-nej prokuratury.

Prywatyzacja gigantaDziałka na Stegnach to tylko przykład

defraudacji nieruchomości należących wcześniej do STOEN-u. Podobny był los pozostałych nieruchomości. Szereg niekorzystnych umów zawartych przez kierownictwo spółki doprowadziło do porozumień, w wyniku których kon-trahenci przejęli działki, zrzekając się roszczeń. To spowodowało, że w 2005 roku STOEN, pozbawiony nieruchomo-ści, wart był już nie 4,5 miliarda, a nie-całe 1,7 miliarda złotych. I za tę cenę STOEN został sprzedany niemieckiemu koncernowi energetycznemu RWE. Tak powstała firma RWE STOEN – dziś główny dystrybutor energii elektrycznej w Warszawie.

Co ciekawe, minister skarbu Wiesław Kaczmarek otrzymywał tajne notatki z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kontrwywiad alarmował, że RWE powią-zane jest z niemieckim wywiadem. ABW już w 2005 roku ostrzegała, że sprzedaż STOEN-u tej spółce de facto oznacza uzależnienie rynku energii elektrycznej od niemieckich służb specjalnych. Jed-nak rząd SLD zlekceważył te meldunki. W dodatku kontrwywiad ABW wska-zywał osobę z kierownictwa STOEN-u, która pracowała dla niemieckiego wy-wiadu (człowiek ten odegrał istotną rolę w przeprowadzeniu prywatyzacji). Po

Za 1,7 miliarda złotych STOEN został sprzedany niemieckiemu koncernowi energetycznemu RWE. Tak powstała fi rma RWE STOEN – dziś główny dystrybutor energii elektrycznej w Warszawie.

FOT.

R. L

IJK

A

Page 10: NCZAS_01-02_2010

X NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJprywatyzacji, gdy zmieniło się kierow-nictwo spółki, osoba ta otrzymała mniej ważne stanowisko i dużą podwyżkę.

Sprawa o tyle nabiera znaczenia, że od 2005 roku opłaty za prąd w Polsce sys-tematycznie rosną. Bezsilne są nawet interwencje Urzędu Ochrony Konkuren-cji i Konsumentów oraz Urzędu Regula-cji Energetyki. Mimo ich decyzji RWE STOEN systematycznie podnosi ceny prądu (jest to tym bardziej zaskakujące, że w innych krajach europejskich ceny te spadają). W grudniu 2009 roku przecięt-ny rachunek wzrósł o około 25 procent w porównaniu do końca ubiegłego roku. A wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek.

Fundacje, media, opinieRWE nie było jedyną instytucją rozpra-

cowywaną przez polski kontrwywiad. Od wielu lat ABW zwracała uwagę rzą-du na rosnące wpływy niemieckich fun-dacji i instytucji działających w Polsce. Chodziło głównie o instytucje sponsoru-jące stypendia, m.in. dla dziennikarzy. Dla przykładu: jedna z takich fundacji wśród grona swoich stypendystów ma dwóch dziennikarzy ogólnopolskiego pisma. Dziennikarze ci wyróżniali się wyjątkową napastliwością w atakowa-niu polityków opowiadających się za twardą polityką dyplomatyczną wobec Niemiec. Przykładem może być atak na senator Dorotę Arciszewską-Mie-lewczyk, która w latach 2005-2007 próbowała doprowadzić do uchwalenia ustawy unieważniającej przedwojenne księgi wieczyste na terenie dawnych Prus Wschodnich. Zaniechanie wpro-wadzenia tej ustawy doprowadziło do tego, że obywatele Niemiec mogą dziś w majestacie prawa przejmować domy i kamienice zamieszkane od końca wojny przez Polaków. Ironią historii jest to, że z pozwami najczęściej występują dzieci oficerów armii hitlerowskiej, którzy w czasie wojny mordowali Polaków i gra-bili polską ziemię. Ironią losu jest też to, że rząd Platformy Obywatelskiej, który obiecywał uregulować tę kwestię, zaraz po objęciu władzy o obietnicy tej zapo-mniał.

– Od czasów zimnej wojny charakter działań wywiadów zmienił się – uważa Konstanty Miodowicz, wieloletni szef kontrwywiadu UOP, dziś poseł PO i członek sejmowej komisji ds. służb spe-cjalnych. – Dziś tajne służby starają się osadzać w innych krajach tzw. agentów wpływu, dzięki którym można uzyski-wać korzystne decyzje polityczne.

LESZEK SZYMOWSKI

Uchwałę przyjmowano w zabójczym tempie. 17 grudnia odbyło się trzecie czytanie. Tego

samego dnia przedstawiono sta-nowisko Senatu, a już 18 grudnia projekt został znów przedstawio-ny Sejmowi. Zgodnie poparli go posłowie Platformy Obywatel-skiej oraz Prawa i Sprawiedli-wości. W tekście pojawiła się poprawka posłanki Lidii Staroń z PO, która uzyskała poparcie wielu posłów z klubu. Natomiast kluby Lewicy i Polskiego Stron-nictwa Ludowego sprzeciwiły się zmianom, twierdząc, że usta-wa nadal jest niekonstytucyjna.

Ułatwić uwłaszczenieZanim przyjęto ustawę, próbo-

wano ją uzupełnić poprawkami senackimi. Pierwszą z nich był zapis mówiący o tym, że nie-uzasadnione jest, aby spółdzielnia miesz-kaniowa uzyskiwała jakiekolwiek korzy-ści kosztem swoich członków. Była to poprawka najsilniej eksponowana już na poprzednich posiedzeniach Sejmu przez posłankę Lidię Staroń.

– Podstawową cechą spółdzielczości jest to, że członkowie się zrzeszają po to, żeby uzyskiwać wspólnie określone korzyści, wspólnie realizować określone cele. W związku z tym nie może być tak, aby spółdzielnia uzyskiwała jakiekolwiek korzyści kosztem swoich członków. To się po prostu kłóci z ideą spółdzielczości. Spółdzielnia nie ma i nie może mieć wła-snych interesów, które byłyby przeciw-

stawne interesom członków – mówiła na posiedzeniu 1 grudnia posłanka Staroń. – Chciałam podkreślić, że właściciela-mi spółdzielni są członkowie. Dlatego w imieniu grupy posłów Platformy Obywa-telskiej składam na ręce pana marszałka poprawkę do rządowego projektu, w przy-padku którego parlament podejmuje decy-zję ustrojową. Chodzi bowiem o to, czy spółdzielnie mieszkaniowe będą ewolu-owały w stronę państwa obywatelskiego, w stronę własności i będzie to rzeczywi-ście w zgodzie z ideą spółdzielczości, czy będą tkwiły jeszcze głęboko w dawnych czasach – dodała.

Według posłanki Staroń, wprowadzone

Na ostatnim w 2009 roku posiedzeniu Sejmu została uchwalona zmiana ustawy o spółdzielniach mieszkanio-wych. Zmiana dotyczyła określenia warunków fi nansowych, na podstawie których będą dokonywane przekształcenia spółdzielczych praw do lokali mieszkalnych w prawo wła-sności, co ma służyć zwiększeniu na rynku nieruchomości liczby lokali będących przedmiotem potencjalnego obrotu i stanowi realizację orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.

Spółdzielnie prawie uwolnione

RAFAŁ PAZIO

POSŁANKĘ Lidię Staroń znowu chcieli karać jej partyjni szefowie, bo za bardzo troszczy się o zwykłych obywateli

FOT.

R. P

AZI

O

Page 11: NCZAS_01-02_2010

XINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJrozwiązanie ma ułatwić uwłaszczenie. Władze klubu PO odstąpiły od ukara-nia koleżanki za to, że bez konsultacji z klubem złożyła w Sejmie projekt zmian w ustawie o spółdzielniach mieszkanio-wych. Projekt ten poparło 30 innych po-słów, którzy również musieliby być uka-rani. Donald Tusk musiał ustąpić. Warto przypomnieć, że klub PO już próbował ukarać posłankę Lidię Staroń za zapo-wiedź zmian w ustawie o ogrodach spół-dzielczych.

Lewica razem z PSLPrzedstawiciele Lewicy przypominali w

Sejmie, dlaczego Trybunał Konstytucyjny odrzucił wcześniejsze rozwiązania doty-czące spółdzielni mieszkaniowych.

Poseł Wiesław Szczepański mówił 18 grudnia podczas posiedzenia, że 17 grudnia 2008 roku Trybunał Konsty-tucyjny uznał część przepisów ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych za nie-konstytucyjne. Chodziło o przepisy do-tyczące przekształcenia formy własności mieszkania „za złotówkę” oraz obowiąz-ku karania prezesów, jeśli w ciągu trzech miesięcy nie przekształcą mieszkań. Try-bunał Konstytucyjny dał Sejmowi rok na dostosowanie prawa. 8 września do Sej-mu wpłynął projekt rządowy do kolejnego rozpatrzenia.

Klub Lewicy negatywnie odniósł się przede wszystkim do słynnej poprawki Lidii Staroń, która prawdopodobnie połą-czyła kluby PO i PiS.

– Proponuje się, aby spółdzielnia miesz-kaniowa nie mogła odnosić korzyści ma-jątkowych kosztem swoich członków, w szczególności z tytułu przekształceń praw do lokalu. Rodzi się pytanie: Od kiedy to podmiot gospodarczy ma działać non pro-fi t, czyli nie uzyskiwać żadnej korzyści? – pytał poseł Szczepański.

Wraz z Lewicą przeciw zmianie ustawy o spółdzielniach wystąpili posłowie PSL.

– Rząd przedłożył pod obrady Sejmu i Komisji Infrastruktury ustawę o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw, zgodną z orzeczeniem Trybunału Konsty-tucyjnego. Komisja Infrastruktury przyję-ła tę ustawę, uważając, że trzeba wykonać wyrok Trybunału Konstytucyjnego, tak jak jest on zapisany. W drugim czytaniu grupa posłów zgłosiła poprawki. Biuro Legislacyjne Kancelarii Sejmu zgłosiło uwagi do tych poprawek, mówiąc wy-raźnie, że są one niekonstytucyjne. Pol-skie Stronnictwo Ludowe nie głosowało za przyjęciem żadnej z tych poprawek; głosowaliśmy za ich odrzuceniem, bo nie będziemy brali udziału w tworzeniu nie-

konstytucyjnych ustaw – zapewniał poseł Józef Racki z PSL.

Akceptacja zamiast kary– Rząd zaproponował przepisy, które w

jego ocenie mają chronić prawa członków spółdzielni, zachować ich uprawnienie do przekształcania spółdzielczego prawa

w prawo własności, jak również podjął próbę uregulowania niektórych bardzo palących kwestii nie związanych wprost z treścią wyroku Trybunału Konstytucyjne-go – tłumaczył w imieniu rządu Donalda Tuska Piotr Styczeń, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury.

Wydaje się jednak, że pierwsza popraw-ka Senatu, którą tak ochoczo poparli po-słowie Prawa i Sprawiedliwości, w jakimś sensie zmusiła rząd do zmiany stanowi-ska. Jak się okazało, w samej Platformie powstała grupa nacisku, która postawiła rządowi warunki.

– Mamy dzisiaj do czynienia z projek-tem, który poszedł dalej, to znaczy zacho-wuje uprawnienia członków w taki spo-sób, że w niektórych sytuacjach przepisy, w szczególności dotyczące zasad prze-kształcania prawa lokatorskiego w prawo własności oraz prawa spółdzielczego wła-snościowego w prawo własności, musiały

ulec wzmocnieniu poprawką – tłumaczył minister Styczeń.

Według przedstawiciela ministerstwa in-frastruktury, zapis, że „Spółdzielnia miesz-kaniowa nie może odnosić korzyści ma-jątkowych kosztem swoich członków, w szczególności z tytułu przekształceń praw do lokali”, uzasadnia istnienie przepisów, które tylko z tytułu spłaty zobowiązań ciążących na lokalu oraz zadłużeń umoż-liwiają członkowi dokonanie przekształ-cenia prawa do lokalu spółdzielczego w prawo własności. Po drugie – brzmienie tej poprawki bardzo szeroko rozciąga się na wszystkie typy lokali, które znajdują się we władaniu spółdzielni lub co do których może istnieć roszczenie ze strony człon-ka lub osoby uprawnionej o przeniesienie prawa własności na jego rzecz. Wszystkie przeniesienia będą odbywały się zgodnie z zasadą, że spółdzielnia mieszkaniowa nie będzie mogła odnieść korzyści majątkowej jakimkolwiek kosztem swoich członków.

– Może to oznaczać, że spółdzielnia nie będzie mogła odnosić korzyści majątko-wych szeroko rozumianych, czyli rozumia-nych nie tylko jako związane z prawem do lokali – stwierdził minister Styczeń.

Zamieszanie wokół nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych może skutkować ponownym zakwestionowaniem ustawy przez Trybunał Konstytucyjny lub uwolnieniem przekształceń na szeroko ro-zumianym rynku spółdzielczym od ograni-czających je zapisów. Nie można wykluczyć żadnego scenariusza. W styczniu dojdzie do konkretnej interpretacji przepisów.

CZY OBROŃCY spółdzielczej nomenklatury w Trybunale Konstytucyjnym przywrócą pełnię fi nansowej władzy prezesów nad mieszkańcami spółdzielczych lokali?

WRAZ Z LEWICĄ PRZECIW ZMIANIE USTAWY O SPÓŁDZIELNIACH WYSTĄPILI POSŁOWIE PSL

Page 12: NCZAS_01-02_2010

XII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Na początku listopada „Najwyższy CZAS!” ostrzegał, iż Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, tajna policja, chce przejąć kon-

trolę nad NASK – instytucją przydziela-jącą polskie domeny i sprawującą techno-logiczną pieczę nad polską częścią sieci. To właśnie w NASK nastąpiło pierwsze, historyczne polskie połączenie interneto-we. W połowie listopada szefem NASK mianowano pułkownika ABW w czynnej służbie. W tym samym czasie rząd przy-gotował projekt zmian w ustawach dający tajnym specsłużbom prawo inwigilacji i cenzurowania internetu. Przypadek?

Domeny ABWPretekstem do przejęcia kontroli nad

NASK było odwołanie poprzedniego szefa tej jednostki naukowej po kontroli fi nansowej. Ministerstwo Nauki i Szkol-nictwa Wyższego ogłosiło konkurs na no-wego dyrektora. W ostatnim dniu konkur-su przedłużono go o kolejne dni. Działo się to wszystko w październiku, w czasie gdy wybuchła afera hazardowa. Gdy prze-dłużono konkurs, swą kandydaturę zgłosił ofi cer ABW, płk. Michał Chrzanowski, szef Departamentu Bezpieczeństwa Tele-informatycznego tej tajnej służby. Kandy-datów na nowego dyrektora NASK oce-niała pięcioosobowa komisja konkursowa

powołana przez ministra nauki i szkolnic-twa wyższego. ABW do komisji „wsadzi-ła” dwóch swoich ludzi, w tym podwład-nego płk. Chrzanowskiego. Ofi cjalnie reprezentowali ministerstwo nauki. Wyni-ki konkursu były w tej sytuacji do prze-widzenia. Komisja konkursowa za najlep-szą kandydaturę uznała oczywiście osobę czynnego ofi cera tajnej policji. Wyniki konkursu ogłoszono w połowie paździer-nika tego roku. Ostateczne słowo należało do minister nauki i szkolnictwa wyższego p.Barbary Kudryckiej. Ta zwlekała mie-siąc z mianowaniem. W tym czasie rozwi-jała się afera hazardowa, a premier Tusk ogłosił plan likwidacji hazardu m.in. w internecie. W rządzie trwały intensywne prace nad odpowiednią ustawą. Projekt zakładający inwigilację i cenzurę Sieci ogłoszono w tym samym mniej więcej czasie, co ostateczne postawienie na czele NASK ofi cera ABW. Minister Kudrycka powołała płk. Chrzanowskiego na dyrek-tora NASK 16 listopada tego roku. Od tej chwili NASK stał się de facto kolejnym departamentem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Trzeba sobie uzmysłowić, że polskie domeny internetowe przydzie-la teraz ABW. Kupując sobie adres inter-netowy, dajemy zarabiać specsłużbom. Korzystając z sieci radiowego dostępu do internetu stworzonej przez NASK, korzy-

ABW przejęła kontrolę nad NASK, najważniejszą insty-tucją polskiego internetu. Rząd przygotował projekt prawa cenzurującego treści w sieci, a służbom specjal-nym i policji dał możliwość śledzenia internautów i abo-nentów komórek. Czy pre-mier Donald Tusk buduje w Polsce państwo totalitarne na wzór „Roku 1984”? Czy też jest zwykłym pionkiem w wojnie razwiedek o jak najgłębszą kontrolę nasze-go życia?

KRAJ

ABW przejęła kontrolę nadd NASK, najważniejszą insty-tucją polskiego internetu

ROK 2010 ROKIEM INWIGILACJI

Tuska państwo totalne

DARIUSZ KOS

Page 13: NCZAS_01-02_2010

XIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

stamy z infrastruktury całkowicie kontro-lowanej przez tajną policję. NASK i ABW stały się jednością.

Cenzorzy z razwiedkiTymczasem w połowie listopada pre-

mier Tusk ogłosił, iż Urząd Komunikacji Elektronicznej będzie cenzurować inter-net i blokować te witryny, które specsłuż-by uznają za „strony niedozwolone” w myśl ustawy. A projekt zakłada, że będą nimi witryny z e-hazardem, pedofi lskie i propagujące faszyzm. O tym, jakie to kon-kretne witryny znajdą się w tym rejestrze, ma decydować ABW i policja. UKE ma prowadzić jedynie rejestr „usług i stron niedozwolonych”, a w ciągu sześciu go-dzin od wpisania danej strony do rejestru musi wysłać do dostawców internetu in-formację o tym. Ci z kolei natychmiast muszą zablokować dostęp do tej witryny. Oczywiście defi nicje, jakie strony interne-towe stanowią te zakazane, są rozmyte i nieostre. Projekt prawa wprowadza więc po prostu cenzurę, a ze specsłużb robi cenzorów. Jednak to nie wszystko. Do projektu wpisano przepisy umożliwiające śledzenie internautów, a właściwie ich ru-chu w Sieci bez wyroku sądu. W połowie grudnia dodano kolejne inwigilatorskie artykuły. Rząd Tuska chce, by policja bez zgody sądu mogła żądać od operatorów

danych każdego internauty, jego numeru PESEL czy e-maili. Policjant mógłby też sprawdzać, jakie strony internauta odwie-dzał. Dziś też o podobne dane może wy-stępować do operatorów komórkowych czy właścicieli portali, ale w większości przypadków dopiero z nakazem sądowym. Rząd takie przepisy tłumaczy „ochroną społeczeństwa przed skutkami niektórych negatywnych zjawisk”. Jak w PRL.

Co prawda tuż przed świętami minister Michał Boni zapowiedział, że rząd wy-cofa się z części przepisów, ale trzeba poczekać, bowiem to tylko zapowiedź, a konkretne artykuły nie zniknęły jeszcze z projektu ustawy. Według słów ministra Boniego, nie będzie nowych uprawnień policji do inwigilacji internautów, a stro-ny „propagujące faszyzm” nie będą blo-kowane, bowiem „trudno o jasną defi ni-cję”. ABW i policja nie będą nakazywać wpisania jakieś strony do rejestru witryn zakazanych. O tym będzie decydować tyl-ko sąd. Ostateczny kształt prawa poznamy w pierwszej połowie stycznia. Nie łudźmy się jednak, iż specsłużby tak łatwo odda-dzą nowe prerogatywy, które są na wycią-gnięcie ręki. Inwigilacja i cenzurowanie Sieci to zbyt łakomy kąsek, by z niego zrezygnować bez walki.

Permanentna inwigilacjaGdy wszyscy zajęci byli patrzeniem,

jak rząd Tuska walczy z hazardem, także w internecie pojawił się projekt rozpo-rządzenia, który wprowadza permanent-ną (dosłownie!) inwigilację posiadaczy telefonów komórkowych. Minister In-frastruktury musi wydać nowe rozporzą-

dzenie do nowelizacji prawa telekomuni-kacyjnego, które weszło w życie w lipcu tego roku. Dokument czeka już tylko na podpis ministra, a w treści rozporządze-nia są trzy słowa „oraz jego trwania”. Chodzi o lokalizację osoby, która właśnie wykonała połączenie telefonem komórko-wym. Operatorzy telefonii muszą zbierać i przechowywać dane o tym, kto do kogo zadzwonił oraz z jakiego miejsca doko-nano połączenia inicjującego rozmowę. Dotyczy to wszystkich posiadaczy komó-rek bez wyjątku. Jednak dopisanie trzech powyższych słów powoduje, że operato-rzy będą musieli śledzić każdy krok roz-mówców. Wszystkich bez wyjątku. Jeśli

Kowalski zadzwoni do Nowaka, to opera-torzy będą musieli zapisywać każdy krok tych dwóch i przechowywać te dane przez kilka lat. Gdy specsłużby i policja o te dane wystąpią, muszą je otrzymać. W ten sposób rząd Tuska wprowadził po prostu całkowitą inwigilację społeczeństwa, bo-wiem łatwiej jest zliczyć tych, co komó-rek nie mają.

Dziś także można śledzić osoby roz-mawiające przez telefon, ale tylko pod-słuchiwane, na co zgodę wydaje sąd. Projekt rozporządzenia nie przewiduje żadnego sądowego nadzoru nad danymi pochodzącymi z inwigilacji Polaków. Tajemnicą poliszynela jest to, że pracow-nikami departamentów przechowujących dane o połączeniach klientów oraz ich śledzących w fi rmach będących opera-torami telefonii komórkowej są wyłącz-nie byli pracownicy specsłużb i policji. W ten sposób różnego rodzaju tajne policje mają nieograniczony wgląd w nasze dane. Bez jakiejkolwiek kontroli. Z drugiej strony byli pracownicy jednej specsłużby pracujący u operatora ko-mórkowego niechętnie przekazują takie dane specsłużbom będącym w konfl ikcie z byłym pracodawcą. Po prostu jak ktoś był z ABW, to nie przekazał informacji ludziom z WSI i na odwrót. Do tego w czasach rządów PiS dochodziły animozje polityczne. Pozostały zresztą do dziś.

Wypowiedzieć wojnę zaufaniuJeśli więc nie chcesz być śledzony przez

specsłużby, to po prostu wyrzuć komór-kę, odłącz internet, przestań korzystać z komunikacji publicznej (przynajmniej

w Warszawie, bo nowe bilety okresowe mają zakodowany PESEL i pozwalają śledzić drogę użytkownika), zdemon-tuj satelitę, no i nie wychodź w ogóle z mieszkania, by nie namierzyła cię kamera miejskiego monitoringu, a jeśli posiadasz dom, od razu wypowiedz umowę z fi rmą ochroniarską i pozbądź się czym prędzej jej systemu czujek. Dziś trudno funkcjo-nować w świecie bez inwigilacji. Pytanie, czy można się przed nią obronić. Nawet jeśli nie do końca, to można wydać jej chociaż wojnę. Inaczej nasze dzieci będą żyły w „Roku 1984”, zbudowanym przez tych, dla których zaufanie to podstawa rządów miłości.

GDY WSZYSCY ZAJĘCI BYLI PATRZENIEM, JAK RZĄD TUSKA WALCZY Z HAZARDEM, TAKŻE W INTERNECIE POJAWIŁ SIĘ PROJEKT ROZPORZĄDZENIA, KTÓRY WPROWADZA PERMANENTNĄ (DOSŁOWNIE!) INWIGILACJĘ POSIADACZY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH

Page 14: NCZAS_01-02_2010

XIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Pisząc w poprzednim numerze o „chuzestańskim stepie” w kon-tekście inwazji na Iran, miałem na myśli Chorasan – wschodnią

prowincję graniczną, resztkę Wielkiego Chorasanu, którego częścią jest obecny Afganistan. Wielki Chorasan był przed wiekami kluczowym obszarem imperium perskiego, które w wieku XX przeżywało słabość, a nawet poddało się rozbiorowi sowiecko-angielskiemu, a potem od 1953 roku dominacji amerykańskiej. Niestety zamieszkały przez Arabów Chuzestan, stan (ostan) graniczący z Irakiem i kluczo-wy dla gospodarki naftowej, przez separa-tystów zwany Arabistanem, też może być kluczowym kierunkiem inwazji. Dzisiej-szy Iran, choć otoczony, jest jednak praw-dopodobnie niemożliwy do opanowania, podobnie jak zresztą Afganistan. Ponadto Iran dysponuje wpływami (i rakietami) nie tylko wokół Izraela, ale bardzo wie-lu miejscach na świecie. Wywiad irański nawiązał bliskie relacje ze wszystkimi siłami wrogimi wobec amerykańskiej he-gemonii. Trudno też przewidzieć, czy da się w ogóle myśleć o akcji w Iranie bez uprzedniego zabezpieczenia się w atomo-wym Pakistanie, na co z kolei trudno uzy-skać zgodę atomowych Chin. Oczywiście dotychczasowa symbioza Ameryki i Chin właśnie obumiera, bo Ameryka przestała kupować w Chinach, a Chińczycy już nie chcą amerykańskich papierów dłużnych za gotówkę. To oczywiście sprzyja ewen-tualnej konfrontacji obu mocarstw, także na arenie militarnej, a teatrów konfl iktu jest kilka – od Korei, poprzez spory gra-niczne indyjsko-chińskie w Himalajach, aż po Pakistan i postsowieckie republiki Azji Środkowej. Chiny są silnie zaanga-żowane nawet u wrót USA – na Kubie. Wypada powtórzyć uwagę sprzed roku, że polskie zaangażowanie w środkowow-schodnią awanturę może być ryzykowne niewspółmiernie do zysków. Na pewno operowanie korpusem ekspedycyjnym nie posłuży restaurowaniu polskiej suweren-ności.

A może jest ktoś w armii chętny do odbu-dowy wojska tu, w Polsce, a nie na odle-głych pustyniach?

W niewolę za długiObecne zadłużanie państwa na bardzo

niekorzystnych warunkach również pro-wadzi do dalszej wyprzedaży resztek su-werenności, podobnie jak w latach 70. i 80. Kto w elitach fi nansjery przejmuje

kontrolę nad Polską, tego nie wie zapewne nawet sam minister fi nansów i jego patroni, panowie Bielecki i Balcerowicz. Jednym z instrumentów tego procederu jest polityka stóp procentowych. Dlatego za kilka tygo-dni nowy skład Rady Polityki Pieniężnej będzie ważniejszy niż to, kto jest premie-rem. Bardzo skrupulatne przeegzaminowa-nie kandydatów jest zatem obowiązkiem posłów i mediów. Pytania muszą sięgać da-leko w przyszłość, bo efekty dysparytetów stóp i przesunięć fazowych w ich ewen-tualnym podnoszeniu (lub obniżaniu!) w roku 2010 wpłyną na nasze losy przez wie-le lat następnych. Ten rok będzie ważny, bo jest „oknem wyborczym”. Strategiczne ruchy w Europie muszą zacząć się jak naj-szybciej, bo w razie przedłużającego się kryzysu zbyt wysokie jest ryzyko sukcesu nowej sił politycznych. Nawet w szczycie prosperity ograniczone do kilku miast roz-ruchy sprowokowane przez wywiad izra-elski wprowadziły Sarkozy’ego do pałacu Elizejskiego. W kryzysie rozruchy na dużo większą skalę będzie mógł sprowokować niemal każdy. Byłoby nową jakością w dziejach Europy, gdyby i tu Pekin stał się czołowym rozgrywającym.

Jest doprawdy ciekawe, czy w niewypła-calnej Polsce znalazłaby się ekipa zdolna oprzeć się presji „rynków”.

Bez tarczy i mieczaPolska właśnie wyrzeka się własnej poli-

tyki zagranicznej. Dlatego wywiad – głów-ne narzędzie dyplomacji – można zlikwi-dować do szczętu. Ten proces właśnie trwa. Powstanie superpaństwa jednak wcale nie wywołuje takich samych efektów w Niem-czech, Francji i Wielkiej Brytanii. Wywia-dy tych państw rosną w siłę. Dwa miesiące temu Tomasz Sommer w emocjonalnym wstępniaku, apelując o stworzenie suwe-rennych służb, ukazał niepełny obraz, pi-sząc, że nie szpiegujemy Niemiec i Izraela. Polska wyrzekła się już dawno nawet osło-ny kontrwywiadowczej przeciw tym pań-stwom, częściowo zresztą już za rządów generałów. Nie mamy więc nie tylko mie-cza, ale i tarczy. Dlatego dyplomaci obcych państw oraz wysłannicy biznesu mają tak ogromną przewagę nad – pożal się Boże – aparatem ministra Sikorskiego i polskimi negocjatorami, choćby w rozpoczętych na nowo procesach prywatyzacyjnych. Dlate-go polska energetyka zostanie oddana za bezcen. A PZU?

I znowu pojawia się pytanie: czy jest w Polsce ktoś zdolny odbudować służby spe-cjalne i na jakiej kadrze miałby się oprzeć. Czy na harcerzach?

Czy Polska ma jeszcze kadrę zdolną od-budować niepodległe państwo?

Przez lata w świecie nagro-madziło się tyle materiału wybuchowego, że do zapo-bieżenia eksplozjom trzeba nie lada sapera. Na razie narastające napięcie nie sprzyja marzeniom o wolnej Polsce. Mimo to przypo-mnijmy sobie stare życze-nia, któreśmy sobie składali za komuny.

Za rok w Wolnej Polsce!

MARCIN MASNY

CZY POLSKIE wojsko ma istnieć tylko na pustyni?

FOT.

ww

w.d

efen

selin

k.m

il

Page 15: NCZAS_01-02_2010

XVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Część zaprojektowanych zmian przedstawiliśmy w poprzednim numerze „Najwyższego CZA-SU!”. Jednak zakres jest tak ob-

szerny, iż nie udało się napisać o wszystkim. Teraz skoncentrujemy się na wadach. Przy-pomnijmy, że projekt zakłada przejście z „kultury zaświadczeń” na „kulturę oświad-czeń”. Przedsiębiorcy bowiem będą składać pod rygorem odpowiedzialności karnej je-dynie oświadczenia, że np. nie zalegają z po-datkami, opłacają składki ZUS na czas czy są wpisani do KRS pod takim a takim nume-rem, a ich REGON to ten i ten. Urzędnicy w myśl projektowanej ustawy mają sami póź-niej sprawdzać, czy oświadczenia są zgodne z prawem. Tym samym nie trzeba będzie do wszelkich urzędowych spraw przedstawiać choćby wypisu z KRS. Niepotrzebne będą wszelkie urzędowe zaświadczenia. Likwi-dacji ulegnie reglamentowanie przez gminy punktów sprzedaży alkoholi, co de facto oznacza, iż zezwolenie na sprzedaż trunków uzyska każdy, kto o nie wystąpi. Zmniej-szone mają zostać kary dla przedsiębiorców w kodeksie karnym skarbowym i w innych ustawach. Wydłużono czas na dostarczanie dokumentów do ZUS i łatwiejsze mają być rozliczenia z tą instytucją.

Fikcja wolnościWszystkie projektowane zmiany mają

zostać uchwalone poprzez „ustawę o ograniczaniu barier administracyjnych dla obywateli i przedsiębiorców”. Kie-

rownictwo ministerstwa gospodarki mówi o swym projekcie „ustawa czyszcząca”, bowiem ma wyczyścić i uporządkować wszystkie przepisy dotyczące ograniczeń, barier w prowadzeniu działalności gospo-darczej i zbytecznych, urzędowych pro-cedur, niepotrzebnie wydłużających za-łatwienie sprawy. Zadanie tyleż ambitne, co niełatwe. Problem bowiem w tym, że to sami urzędnicy mieli zdefi niować, co jest potrzebną, a co zbyteczną procedurą, ograniczeniem czy reglamentacją przed-siębiorczości Polaków. Ministerstwo Go-spodarki – jak czytamy w obszernym, bo liczącym 187 stron formatu A4 (tyle, co średniej wielkości książka) uzasadnieniu do projektu ustawy – przeanalizowało 205 ustaw odnoszących się do prowadze-nia działalności gospodarczej. Z tego mi-nisterialni urzędnicy zidentyfi kowali 129 ustaw, które nakładają różnego rodzaju ograniczenia na konstytucyjną zasadę wol-nej przedsiębiorczości i ją reglamentują. W tym kompleksowym przeglądzie pra-wa doszli nawet do swoistego kuriozum, że aż 15 ustaw reglamentuje działalność wolnych zawodów. De facto więc kon-stytucyjna zasada wolności prowadzenia działalności gospodarczej, wyrażona w art. 20 Konstytucji RP, jest fi kcją. Nie ma takiej dziedziny przedsiębiorczości, która nie jest w jakiś sposób ograniczana. Na-wet wydawanie prasy podlega podwójnej regulacji, bowiem trzeba zarejestrować się jako przedsiębiorca, a potem prosić sąd o zgodę na wydawanie pisma.

Polskie prawo koncesjonuje sześć dzie-dzin prowadzenia przedsiębiorstwa. Zezwolenia trzeba uzyskiwać w aż 29 branżach i zawodach, a 22 ustawy regu-lują działalność przedsiębiorcy dopiero po wpisaniu go do specjalnego rejestru dzia-łalności regulowanej. Do tego dochodzą jeszcze licencje – dwie kategorie – i zgody – jedna. No i owe 15 wolnych zawodów, których działalność jest reglamentowana.

Zmniejszyć jak najmniejProjektowana „ustawa czyszcząca” ma

właśnie zamiar usuwać takie podwójne reglamentowanie tego samego biznesu. Jednak w odniesieniu do wydawania prasy tego nie robi. Co może świadczyć, iż w wielu branżach nadal będzie trzeba

Szykują się spore zmiany dla wielu przedsiębiorców. Resort gospodarki kierowa-ny przez Waldemara Pawla-ka zdecydował się na jedno-czesną nowelizację blisko 100 ustaw, likwidując część koncesji, zezwoleń i innych sposobów reglamentowania działalności gospodarczej. Planuje się także uwolnienie części zawodów, co już wy-wołuje protesty ich przed-stawicieli. Choć co prawda to nie liberalna rewolucja i daleko projektowi do słyn-nej „ustawy Wilczka” – dobre i to.

ZMIANY W PRAWIE GOSPODARCZYM

Swoboda dokręcana

DARIUSZ KOS

Czy PRZEDSIĘBIORCOM rzeczywiście będzie łatwiej?

Page 16: NCZAS_01-02_2010

XVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJuzyskiwać podwójne zgody. Takie „nie-dbalstwo” przy projektowaniu tej usta-wy jest zapewne wynikiem jej pisania w różnych zespołach. Nie sposób bowiem nie odnieść wrażenia, że część przepi-sów likwidujących koncesjonowanie przedsiębiorczości pisali czytelnicy „NCz!”, a cześć urzędnicy, którzy pra-ce przy tej ustawie traktowali jako karę i z niechęcią pozbywali się władzy nad obywatelem. Trudno bowiem dostrzec spójność w tym, iż w jednej dziedzinie likwiduje się w ogóle zezwolenia na

prowadzenie działalności gospodarczej, a w innej zamienia się je na wpis do re-jestru działalności regulowanej. Tego drugiego modelu jest więcej. Ustawa w większości przypadków zamienia jedy-nie wyższą kategorię reglamentacji na niższą. Oczywiście są przypadki, gdzie czytelnik „NCz!” postanowił zlikwi-dować wszelkie ograniczenia, jak np. w zawodzie pośrednika nieruchomości czy spedytora. Tych jest jednak zniko-ma liczba. Przeważa sposób myślenia taki jak zawarty w uzasadnieniu zmian w ustawach regulujących transport dro-gowy. Urzędnicy Ministerstwa Gospo-darki uznali, iż nie da się likwidować w tej dziedzinie licencji i zezwoleń, bowiem ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej są uzasad-nione dbaniem przez państwo o życie i zdrowie obywateli. Dlatego zmiany w transporcie drogowym dotyczą rzeczy drugorzędnych, choć też uciążliwych.

Odkręcanie przez dokręcenieDo tego, żeby nie było zbyt różowo,

projekt ustawy wprowadza obowiązek posiadania kas fiskalnych dla wszyst-kich, którzy teraz są z tego zwolnieni. Dlatego zobaczymy je w przychodni, gabinecie lekarskim czy u prawnika, a nawet w przedszkolu czy szkole. Obo-wiązek posiadania kas fiskalnych będą mieli nawet przedsiębiorcy prowadzący badania rynku i opinii publicznej oraz usługi związane z rekreacją, kulturą i sportem. Tym samym ziściła się prze-

powiednia władz UPR z 2004 roku, kiedy przestrzegały, iż wprowadzenie owych kas do taksówek spowoduje, że u lekarza i u prawnika także będziemy dostawali paragony fiskalne – to tylko kwestia czasu.

Projektodawcom udało się także utrudnić to, co miało być w teorii uła-twieniem. Chodzi o przekształcenie jed-noosobowej działalności gospodarczej w spółkę. Dziś tego nie można zrobić. Trzeba się po prostu wyrejestrować z gminy jako przedsiębiorca i założyć nową spółkę poprzez akt umowy spółki i wpis do KRS. Projekt „ustawy czysz-czącej” umożliwia takie przekształce-nie. I chwała za to. Jednak gdy wczytać się w szczegółowe przepisy regulujące tę kwestię, okazuje się, iż stwarzają one dodatkowe bariery biurokratyczne, za-miast je likwidować, jak w powyższym przykładzie kas fiskalnych. By móc przekształcić firmę w spółkę, przedsię-

biorca będzie musiał: sporządzić w for-mie aktu notarialnego plan przekształ-cenia, w którym musi być zawarta suma bilansowa majątku przedsiębiorcy; zło-żyć w formie aktu notarialnego oświad-czenie o typie spółki, kapitale i nazwi-skach członków zarządu nowej spółki; ustanowić notarialnie akt założycielski spółki; dokonać wpisu do KRS i wykre-ślenia się z rejestru przedsiębiorców. Do tego plan przekształcenia się w spółkę musi być poddany badaniu przez bie-głego rewidenta, którego wyznaczy sąd rejestrowy. Oznacza to, że łatwiejsze i szybsze jest obecne wyrejestrowanie się i założenie spółki od nowa, bowiem wy-maga to sporządzenia tylko jednego aktu notarialnego, zamiast zaprojektowanych trzech, i wyrejestrowania się w urzędzie gminy oraz w skarbówce i ZUS. Z no-wego „ułatwienia” nikt w takiej postaci nie będzie korzystał. Tym bardziej że Ministerstwo Sprawiedliwości w odnie-sieniu do spółek z o.o. chce w ogóle zre-zygnować z wymogu sporządzania aktu notarialnego założenia spółki i zastąpić go zwykłym formularzem.

Uwolnić zawody i leasingWręcz rewolucyjne zmiany szykują się

w prawie autorskim. Pobierać tantiemy będzie jedna organizacja, ustanowiona poprzez ustawę. Tylko ona będzie pobie-rać opłaty za np. granie muzyki w radiach. Także maksymalna stawka takich opłat zostanie określona.

Uwolniono zawody psychologa, spedy-tora i pośrednika nieruchomości. Projek-towana ustawa znosi obowiązek posiada-nia licencji dla takich pośredników i w ten sposób każdy będzie mógł świadczyć tego typu usługi po wpisaniu do KRS czy gminnego rejestru przedsiębiorców. Jedynym ograniczeniem będzie obowią-zek wykupienia zawodowego OC. Uwol-nienie zawodu spedytora już spotkało się z krytyką ze strony tej branży. A fi r-my spedycyjne już przygotowują się do protestów. Nie inaczej zapewne będzie z pośrednikami nieruchomości, którzy np. w Warszawie ustalili sobie sztywne stawki prowizji za swą działalność. Nie trzeba dodawać, że są one dość wysokie. Konkurencja cenowa w ogóle nie ist-nieje. W innych zawodach czy usługach ustawa likwiduje podwójne zezwolenia, jak np. w usługach detektywistycznych. Z kolei producenci alkoholi i wyrobów tytoniowych nie będą musieli starać się w Ministerstwie Rolnictwa o obowiąz-kowe wpisanie do rejestru działalności regulowanej, by móc prowadzić swój biznes. Wystarczy, że dostaną zezwole-

ŻEBY NIE BYŁO ZBYT RÓŻOWO, projekt ustawy wprowadza obowiązek posiadania kas fi skalnych dla wszystkich, którzy teraz są z tego zwolnieni

Page 17: NCZAS_01-02_2010

XVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Zamykanie oczunie na prowadzenie składu podatkowego. Obecnie potrzeba obu: i wpisu do reje-stru, i zezwolenia.

Dla zwykłych obywateli nowością bę-dzie wzięcie samochodu w leasing. Do tej pory mogli kupić tylko auto na kre-dyt. Ustawa o ograniczaniu barier zmie-nia ustawy podatkowe w ten sposób, by tzw. leasing konsumencki był opłacalny. W ten sposób będziemy mieć większą konkurencję między bankami a fi rmami leasingowymi. Teraz zwykły Kowal-ski przy kupnie samochodu zdany jest tylko na kredyt bankowy. Jeśli zmiany wejdą w życie będzie mógł wziąć auto, także używane, w leasing. Czym się to będzie różnic? Samochód leasingowany jest cały czas własnością fi rmy leasingo-wej, która tylko umożliwia korzystanie z niego osobie prywatnej. To fi rma opłaca ubezpieczenie, naprawy gwarancyjne itp. rzeczy. Po okresie leasingu można samo-chód odkupić.

Test prawicowościTrudno opisać wszystkie zaprojekto-

wanie ułatwienia. Jeśli ustawa przejdzie w tej formie po wyczyszczeniu tego, co raczej utrudni niż ułatwi działalność przedsiębiorców – będzie to jednak ja-kiś krok naprzód. Pytanie tylko, czy musi być tak malutki. Trzymajmy jed-nak kciuki i za to, bowiem urzędnicy in-nych resortów, których projekt pozbawia uprawnień do wpisów, wydawania zgód i zezwoleń mogą blokować zmiany, a nawet je unicestwić. Przykładem już wręcz wzorcowym jest to, co stało się z pierwszym projekt ustawy wprowa-dzającej tzw. pakiet Szejnfelda. Podczas konsultacji międzyresortowych urzęd-nicy wprowadzili ponad 600 poprawek, de facto likwidując wprowadzenie pro-jektu w życie. Obecny projekt ustawy o ograniczaniu barier w administracji jest jeszcze przed konsultacjami w innych ministerstwach. Trafił do tzw. konsul-tacji społecznych. Tam też może zostać częściowo poszatkowany. Trudno bo-wiem liczyć, by samorząd pośredników w obrocie nieruchomościami zgodził się na całkowite otwarcie dostępu do tego zawodu. Z kolei samorządy gminne będą sprzeciwiały się zabraniu im moż-liwości ustalania, ile sklepów handlują-cych alkoholami może w gminie działać i komu się te zezwolenia należą.

Ciekawe więc, jaki będzie ostateczny efekt zaprojektowanej ustawy i kto będzie najbardziej protestował. Będzie to też test dla opozycyjnego PiS na jego gospodar-czą prawicowość.

DARIUSZ KOS

Z tą drugą tezą całkowicie się zgadzałem do 1 grudnia. Obec-nie polska republiczka weszła w skład Unii Europejskiej – i to

Bruksela mogłaby ewentualnie zadecydo-wać, żeby wschodnie ziemie Polski oddać Federacji. UE ma zapędy iście imperial-ne, ale jeśli Kreml tupnie nogą, a z drugiej strony pomacha banknotami podlanymi ropą – to różnie może być. Sprzedać nas zawsze mogą. Na razie jednak Ukrainą rządzi (parę tygodni już tylko) amerykań-ski mianowaniec, a Białą Rusią bardzo niezależny p.Łukaszenka – więc groźba, że mój Józefów k. Otwocka zostanie ob-jęty programem „zbierania ziem ruskich”, wydaje się odległa.

Choć wcale nie musi być tak bardzo odległa. A drugie prawo Murphy’ego po-wiada: „Jeśli coś może pójść źle – to pój-dzie!”.

Na to jednak nie mamy już żadnego wpływu. Poza takim, że drażniąc Berlin, możemy spowodować, że wpływowe w Brukseli lobby niemieckie przekona fede-rastów, iż warto oddać pół Polski za dobre stosunki z Moskwą.

Przypominam, że Sowiety w 1955 roku oddały ćwierć Austrii, a w październiku 1990 roku ćwierć Niemiec – tylko dla polepszenia stosunków. Skoro nazywa-my często UE „Związkiem Socjalistycz-nych Republik Europejskich”, to dlaczego mamy sądzić, że UE nie jest zdolna do tego samego?

A może „Europa od Atlantyku po Ural” (i dalej...) – z Przedwiślańskim Krajem zarządzanym z Moskwy jako gwarantem trwałości tego związku? Tak jak Stalin dał

PRL-owi Ziemie Zachodnie – wymusza-jąc tym samym na PRL-u sojusz z ZSRS.

To były typowe dywagacje. Wracam do wypowiedzi p.Profesora, z którymi w większości się zgadzam. Jednak nie ze wszystkimi, a wybrzydzanie zacznę od tytułu.

Otóż jeśli niektórym politykom byłej III RP śniła się Polska od morza do mo-rza – to bardzo dobrze! Polityk, który nie myśli o ekspansji swojego państwa, to żaden polityk. P. Profesor mieszka w Anglii już 65 lat, więc na pewno zna bajkę śp. Karola L. Dodgsona (ps. „Le-wis Carroll”) o Krainie Czarów, gdzie obowiązywała zasada: „By pozostać w miejscu, musisz biec tak szybko, jak to jest możliwe”. Polityk musi myśleć, jak rozszerzyć zakres swojego władania – w przeciwnym razie jego państwo czeka los Francji ukrytej za linią Maginota. I dziwię się np. Szwajcarom, że w 1945 nie chcieli przyłączyć do Konfedera-cji Przedarulanii, Trydentu i Tyrolu (w tym i Tyrolu Południowego, czyli Gór-nej Adygi). Teraz za to płacą, bo jako mniejsze państwo są pod silniejszym naciskiem UE.

Państwo, jeśli chce przetrwać, musi marzyć o stworzeniu imperium. Oczywi-ście w tym celu trzeba przede wszystkim w dotychczas okupowanych ziemiach utrzymywać takie porządki, by ludność okolicznych krajów chciała się przyłą-czyć – i czekać cierpliwie na okazję.

Co obecnie starają się robić (na szczę-ście niezbyt udacznie) Niemcy.

P. Profesor twierdzi, że wejście do NATO gwarantowało III RP bezpieczeństwo. Nie

Tygodnik „PRZEGLĄD” nieoczekiwanie zamieścił wywiad nt. polityki zagranicznej III RP z bardzo poważnym czło-wiekiem, p.prof. Janem Ciechanowskim, legendą polskiej historiozofi i, którego książka o Powstaniu Warszawskim, wydana w Londynie, kursowała w podwójnym podziemiu: zakazana w PRL i tępiona przez „patriotyczną” opozycję typu „solidarnościowo-piłsudczykowskiego”. Wywiad został zatytułowany „Wciąż nam się śni Polska od morza do morza” i opatrzony podtytułem: „Jeżeli stale będziemy zadzierać z Rosją i Niemcami, to nie dziwmy się, że wielu poważnych Europejczyków mówi, że Polska jest państwem sezonowym”.

JANUSZ KORWIN-MIKKE

Page 18: NCZAS_01-02_2010

XVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJjest to prawda: nie gwarantowało – tyl-ko, zgoda, zwiększało je. Natomiast po wejściu do UE (a nawet jeszcze do WE) III RP straciła busolę i zaczęła „bać się Niemiec”. Zdaniem p.Profesora, RP po-winna włączyć się jak najściślej do „Trój-kąta Weimarskiego”...

I tu się całkowicie nie zgadzam! Po pierwsze: harmonia w Trójkącie mogłaby zapanować, gdybyśmy przyjęli rozwiąza-nia gospodarcze RFN i RF – czyli okrop-ności socjalizmu. Po drugie: jest prawdą, że „RFN nie chce ani zmiany granic, ani

powrotu wysiedlonych do Polski”. Jed-nak na miejscy ZSRS powstała FR, na miejscu PRL powstała III RP, a w wy-niku kryzysu gospodarczego na miejscu Republiki „Weimarskiej” – III Rzesza. Co się stanie, gdy obecny kryzys się po-głębi i na miejscu RFN powstanie inne państwo? Które wystąpi – bo kto je po-wstrzyma – z UE?

P. Profesor pisze o orientacji na USA: „To poważny błąd polskiej polityki za-granicznej. Owszem, podpisana niedaw-no umowa, która określa zasady pobytu amerykańskich żołnierzy w Polsce, ma znaczenie – ale nie łudźmy się, że jest to najistotniejszy gwarant naszej niepodle-głości i że to jakoś niebywale wzmacnia naszą pozycję w UE”, gdyż dla USA naj-ważniejszym państwem w tym rejonie są Niemcy. To prawda. Jednak p.Profesor myli pojęcia: w 1938 roku dla USA też najważniejszym państwem w tym regio-nie były Niemcy – ale gdyby Roosevelt wiedział, co nastąpi, to przysłałby do Polski ze dwie dywizje, trochę okrętów i udzielił nie tylko wysokiej pożyczki,

ale i wysokiej zapomogi na zbrojenia!! P. Profesor radzi nam utrzymywać

dobre stosunki z Izraelem... Moim zda-niem, nie powinniśmy utrzymywać – poza dyplomatycznymi i handlowymi – żadnych stosunków z Izraelem, tzn. nie powinniśmy wtrącać się w spory międzysemickie (oraz w inne egzo-tyczne...). Po prostu nasza chata z kra-ja, mamy własne problemy – Izrael ma swoje i życzę Izraelowi, by je pomyśl-nie rozwiązał. Dalej p.Ciechanowski zauważa słusznie, że po wejściu do UE

prowadzenie polityki „jagiellońskiej”, czyli utworzenie federacji z Białej Rusi, Litwy, Polski i Ukrainy (może i Nad-dniestrza?) przestało być aktualne – jak też i prowadzenie jakiejkolwiek poli-tyki zagranicznej sensu stricto. Trzeba to więc powtórzyć: „Wydawało się, że Polska może być liderem w regionie, że tak się dzieje, a tymczasem przesta-jemy nim być?” – pyta p.Paweł Dybicz, a p.Profesor odpowiada; „Do pewnego stopnia przestaliśmy, ale jest to skut-kiem naszego wejścia do Unii”. Otwar-cie powiedziane.

Skoro mówimy już o historii, to pa-miętajmy, ze śp. Józef Piłsudski mógł był uprawiać „politykę jagiellońską”, bo miał, jako agent niemiecki, dobre stosun-ki z Berlinem. Dlatego III RP – dopóki istniała – powinna była się zdecydować: prowadzimy politykę „piastowską”, opierając się na Rosji lub przynajmniej Międzymorzu – czy „jagiellońską”, opierając się na Niemczech. Izrael mógł prowadzić politykę antysyryjska, anty-jordańską i antyegipską wyłącznie dzię-

ki zaiste wyjątkowym stosunkom z USA – a i tak musiał ugodzić się najpierw z Królestwem Transjordanii (godząc się na przyłączenie do niego przedjordań-skiej części Palestyny i utworzenie Kró-lestwa Jordanii), a potem z Arabską Re-publiką Egiptu (oddając jej Synaj).

Zainteresowanie III Rzeczypospolitej Gruzją p.Profesor słusznie określa jako „niepoważne” – ale teraz nie ma już o czym pisać. Przejdźmy do sprawy zasad-niczej.

Otóż p.Profesor uważa, że polska repu-bliczka powinna dbać, by polityka rol-na, energetyczna, obronna i zagraniczna były wspólne – czyli jak najszybciej nie tylko formalnie, ale i praktycznie zejść do roli stanu USA. Dodaje: „Na NATO możemy jeszcze polegać, ale gdyby do-szło do utworzenia armii europejskiej pod przywództwem Unii, byłby to moc-ny argument we wspólnej polityce za-granicznej”.

Otóż to jest właśnie zasadnicze pytanie. JE Benedykt Hussein Obama za trzy lata przestanie być prezydentem Stanów; jego następcą zapewne zostanie Republikanin – i wtedy Bruksela wróci do idei utwo-rzenia armii europejskiej. Oczywiście wrogiej – pozostającemu pod hegemonią USA – Paktowi.

Czy wówczas Rzeczpospolita, posiada-jąca jeszcze przecież wojsko, które skła-dało przysięgę na wierność jej, a nie Unii, winna starać się wybić na niepodległość, opierając się na USA – czy też wraz z in-nymi państwami UE wystąpić z NATO i prowadzić pod hegemonią Niemiec poli-tykę antyamerykańską?

Ja lubię jasne odpowiedzi na proste py-tania – a takiej od p.Profesora nie otrzy-małem...

Zakończenie tego bardzo obszernego wywiadu świadczy o bezradności p.Pro-fesora. Pisze On: „Marszałek Piłsudski kiedyś powiedział, że Europa Zachod-nia jest parszywieńka. Można się z tym zgodzić, ale, jak powiedziałem, innej nie ma”. Dobrze – ale dlaczego trzeba się łączyć z parchatymi??? Parchy są zaraźliwe!!

P. Profesor innej możliwości nie widzi. Owszem, dostrzega możność rozpadu UE. I jaką daje nam radę na taką ewen-tualność? „I dlatego powinniśmy działać na rzecz wzmocnienia [UE], a nie głosić jakichś nierozważnych kasandrycznych wieści o zagrożeniu Polski laicyzacją, a całej Unii islamizacją”.

Jeśli nie jest to zamykanie oczu na rze-czywistość – to co to jest, panie Profeso-rze?

JANUSZ KORWIN-MIKKE

RZECZPOSPOLITA, wciąż jeszcze posiada wojsko, które składa przysięgę na wierność jej, a nie Unii.. Ale jak długo?

Page 19: NCZAS_01-02_2010

XIXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Owo dobro kultury to – jak wspomniano w pierwszym zdaniu – kilka powykręcanych metalowych rurek układają-

cych się w napis, przy czym takie same lub podobne napisy esesmani kazali wieszać w większości obozów koncentracyjnych, a stylistyka napisu w Oświęcimiu wyni-kała z fantazji obo-zowego kapo, Kurta Müllera, który żąda-ny kształt napisu miał narysować na ziemi. Wprawdzie żyjemy w czasach, kiedy za sztukę uchodzą jesz-cze bardziej kontro-wersyjne dzieła, a si-kanie obszczymurka na ścianę niektórzy gotowi nazywać in-stalacją artystyczną, ale zaangażowanie, zgiełk i egzaltacja towarzyszące kradzie-ży w Oświęcimiu skłaniają do pewnej refl eksji. Przede wszystkim do takiej, że

nawet polska policja, kiedy dostanie taki rozkaz podany podobno przez samego pre-miera, potrafi w ciągu kilku dni przetrząsnąć całą Polskę i odnaleźć kawałek metalu – i to, jak się okazało, już nawet pocięty na kilka kawałków oraz zakopany w ziemi. Nie-stety gdyby przykładowemu Kowalskiemu ukradziono najdroższy samochód, a na-wet cały dom, to można być prawie pewnym, że mógłby jedynie liczyć na umorzenie sprawy. Gdyby ukradziono jakiś prawdziwie zabytkowy i cenny obraz lub rękopis czy gdyby porwano lub nawet za-mordowano człowieka, skala poszukiwań i nagrody dla informatorów nie byłyby tak skuteczne jak w przypadku owego kawałka złomu zwane-go dumnie „dobrem kultury”. Bo doprawdy nawet bardzo się starając, trudno zrozumieć

przyczynę, dla której ten napis ma być traktowany prawie jak święta relikwia, gdyż przecież każdy zachowują-cy zdrowy rozsądek wie, że nie jest to żad-ne dobro kultury. Na tej samej zasadzie za dobro kultury można uznać knut, którym ubowcy sprawiali skórę schwytanym wro-gom reakcji lub szczypce służące im do

wyrywania paznokci.Skądś jednak wszy-

scy wiedzą, że krzy-że należy ściągać ze ścian budynków, ko-ścioły można okra-dać i profanować, gdyż przy wykrywa-niu sprawców takich przestępstw organy ścigania przyjmują raczej standardową, a nie nadzwyczajną

procedurę, a równocześnie skądś wiado-mo, które sprawy ocierają się o religię politycznej poprawności i w ich ściganiu i wykrywaniu uchodzi nawet ściąganie portek przez głowę. Pod koniec stycznia, dziesięć dni po tzw. Dniu Judaizmu, ma być uroczyście obchodzona kolejna rocz-nica wyzwolenia obozu i kto wie, czy goście przybyli na obchody nie będą mu-sieli padać na kolana przed autorskim po-mysłem kapo Müllera. Sam napis może nawet powędruje za kuloodporną szybę, a na jego miejsce wystawiać się będzie wykonaną naprędce kopię.

Inną sprawą jest to, że wyzwolenie obozu koncentracyjnego wiązało się z popadnięciem w niewolę drugiego tota-litaryzmu, tym razem sowieckiego typu, który trwał kilkadziesiąt lat i podobno „się skończył”. Nawet gdyby było to prawdą, narodowy socjalizm – w ramach którego Niemcy zwalczali m.in. bezrobo-cie pod hasłem „Arbeit macht frei”, a gdy już zwalczyli bezrobocie, to zabrali się do mordowana mniej wartościowych na-rodów – oraz socjalizm międzynarodowy w wykonaniu Sowietów pozostawiły po sobie skutki, które prowadzą nas obecnie w objęcia trzeciego totalitaryzmu.

Prawica w Polsce, a także na świecie walczy, a część przynajmniej stwarza

Cała polska policja, a za rozgorączkowanymi medial-nymi newsami również całe społeczeństwo zostało po-stawione na nogi, gdyż kilku złodziei ukradło z bramy oświęcimskiego obozu-muzeum kawałek blachy układający się w napis „Arbeit macht frei”. Oddech wstrzymała nie tylko cała Polska, ale nawet część świata, o czym świadczyłyby np. telefony na najwyższym szczeblu z Izraela, przyna-glające do jak najszybszego odzyskania wspomnianego „dobra kultury”.

Wobec nadchodzącej kultury obozowej

KRZYSZTOF M. MAZUR

PRAWICA W POLSCE, A TAKŻE NA ŚWIECIE WALCZY, A CZĘŚĆ PRZYNAJMNIEJ STWARZA POZORY WALKI Z LEWICĄ, NIE PYTAJĄC, PO CO WŁAŚCIWIE LEWICA PODEJMUJE OKREŚLONE HASŁA I DZIAŁANIA

Page 20: NCZAS_01-02_2010

XX NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJpozory walki z lewicą, nie pytając, po co właściwie lewica podejmuje określone ha-sła i działania. Z pozoru takie postawienie sprawy wydaje się bezsensowne, gdyż wy-dawać by się mogło, że socjalizm buduje się dla socjalizmu, wierząc, że taki ustrój jest lepszy od innego, z krzyżami walczy się w imię tolerancji religijnej, homosek-sualna propaganda służy wolności sumie-nia, a narodową tożsamość i tradycję pod-ważać należy w imię walki z ksenofobią. Być może spora część różnych lewackich aktywistów nawet wierzy, że gdyby np. wyrugować Pana Boga oraz religię z tzw. sfery publicznej, to na świecie zmniejszy się liczba konfl iktów i wojen. Ale z takie-go przekonania wynika obarczenie Pana Boga odpowiedzialnością za zło na świe-cie, czyli – jak pisał C. S. Lewis – posa-dzenie Pan Boga „na ławie oskarżonych”. To samo dotyczy innych spraw, tj. socja-lizmu, politycznej poprawności, globalne-go ocieplenia, feminizmu (vide: parytety), gdyż te cząstkowe rozwiązania układają się w pewną spójną wizję ideologii, która ma zająć miejsce przekonań, na których zbudowana była nasza cywilizacja. Służą temu także nowoczesne technologie, po-zwalające skuteczniej kontrolować, a na-wet wpływać na decyzje. W okresie, kiedy Polacy będą pogrążeni w świątecznej nir-wanie, czyli pomiędzy Bożym Narodze-niem a Nowym Rokiem, Rada Ministrów ma przyjąć założenia do nowej ustawy o dowodach biometrycznych, bo okazuje się, że te dowody, które Polacy wymienia-li masowo zaledwie kilka lat temu, lada chwila okażą się „nieważne”. Ale oczywi-ście nowe dowody będą „za darmo” i aż wstyd, że po tylu latach uczenia się eko-nomii ktoś może publicznie powtarzać ta-kie androny (oczywiście, bo jakżeby ina-czej, koszty wymiany, tj. ponad 230 mln zł, zostanie sfi nansowany z budżetu UE). Czyli celem tych wszystkich działań jest zbudowanie nowego porządku, któremu służą nowe kultury budowane pieczoło-wicie w ramach starej cywilizacji, w tym ujawniająca się coraz wyraźniej kultura obozowa. Dociekanie faktów już ujęto w paragrafy negacjonizmu, zrównując to niemalże z propagowaniem ideologii faszystowskiej (co ciekawe, jakby w po-przek temu można obserwować nadzwy-czajny wysyp bogato wydanych publika-cji nt. kolejnych dywizji Wehrmachtu, ich uzbrojenia i kampanii), teraz jako dobra kultury każe się nam czcić obozowe na-pisy, za chwilę to samo będzie odnoszone do kawałków betonu z krematorium. Kto wie, jakie bałwany będziemy lepić za lat kilka lub kilkanaście.

KRZYSZTOF MAZUR

Do rabunku na drogach szykują się politycy z ugrupowań po-dobno liberalnych. Poseł Hen-ryk Siedlaczak z PO zapropo-

nował, by mandaty płacić w zależności od zarobków kierowcy, co zaprowadziło by „sprawiedliwość społeczną” na pol-skich drogach.

Pomysł posła platformy ze Śląska jest tyleż prosty, co lewacki – tzw. mandaty progresywne, których wysokość, przy tym samym przekroczeniu prędkości, byłaby tym większa, im lepiej zarabiałby kierujący pojazdem. – Bogaci kierowcy powinni płacić za łamanie przepisów więcej niż kierowcy biedni... No bo jaka to sprawiedliwość, jeśli zarówno emeryt dostający na miesiąc tysiąc złotych, jak i bogacz zarabiający parędziesiąt tysięcy płacą 200-złotowy mandat – tłumaczy autor pomysłu poseł Henryk Siedlaczak. Rozumowanie godne takich klasyków jak Marks czy Lenin. Chyba do takich wzorców nawiązuje kolega posła Hen-ryka, sosnowiecki poseł platformy Ja-rosław Pięta, bez żenady twierdzący, iż „idea warta jest przedyskutowania”. Czy idee „czerwonego Sosnowca” wciąż są żywe? Znamienne, iż podobne zdanie jak „liberalna” platforma ma „prawico-wy” PiS, którego jeden ze znanych poli-tyków, Jacek Kurski, stwierdza: „pomysł z kosmosu, ale sprawiedliwy”.

W takiej sytuacji nie zdziwiłbym się, gdyby złożona w Sejmie interpelacja po-sła Siedlaczaka zaczęła pomału nabierać złowrogiej realności.

Finlandyzacja PolskiAutor pomysłu zaprowadzenia spra-

wiedliwości społecznej na polskich drogach odwołuje się – jak to często z przepychaniem lewackich pomysłów w kolejnych krajach bywa – do przy-kładu Finlandii, gdzie od lat takie pro-gresywne mandaty funkcjonują. Dane o zarobkach kierowców potrzebne do wystawienia mandatu w odpowiedniej wysokości tamtejsi policjanci otrzymu-ją z centralnego rejestru podatkowego. W kraju tym bezrobotny za przekrocze-nie prędkości o 20 km/h zapłaci mini-malną stawkę 115 euro, natomiast po-tentat branży mięsnej Jussi Salonoja w 2004 roku za dwukrotne przekroczenie prędkości dostał mandat w wysokości 170 tysięcy euro (!). Progresywne man-

daty wprowadzono w Finlandii by-najmniej nie po to, by zwiększyć bez-pieczeństwo na drogach, co przyznaje nawet dziennik „Polska”, wprost pisząc o stawkach mandatów: „Górnej grani-cy nie ma, ale w praktyce biednych się oszczędza, a bogatych łupi”.

Głupota czy zawiśćTo jest właśnie jedyny powód zaprowa-

dzenia tej sprawiedliwości społecznej: łupienie ludzi bogatych, czyli bardziej pomysłowych, pracowitych i zaradnych, przez nową polityczno-urzędniczą kla-sę pasożytów żerujących na społeczeń-stwie okradanym pod postacią coraz to wymyślniejszych podatków. W Polsce nie jest to pierwszy tego rodzaju pomysł uderzający w kierowców, by przypo-mnieć słynny projekt opracowany w Ministerstwie Sprawiedliwości, który w maju 2007 roku czekał już tylko na pod-pis premiera, by skierować go do Sejmu. Zakładał on taką nowelizację kodeksu karnego, by za jazdę z 0,5 promila alko-holu lub więcej konfi skować jadącemu jego samochód! Dodajmy, iż tyle pro-mili we krwi można mieć już po wypi-ciu zaledwie dwóch 0,5 litrowych piw. Skonfi skowane auta miały być sprze-dawane na licytacjach. Pomysł ten od-woływał się więc do zasady stosowanej skutecznie również przez łysoli z bej-zbolami – zabrać, ile się da. Masz polo-neza – weźmiemy poloneza; masz nowe-go mercedesa – weźmiemy mercedesa, czyli wszystko, co masz. Ten pomysł na szczęście przepadł, ale jak będzie z po-mysłem posła Siedlaczka, nie wiadomo. W końcu żyjemy w kraju progresyw-nych podatków, gdzie ludziom bardziej pracowitym za zarobienie na podstawie umowy o pracę większych pieniędzy odbiera się już nie 19%, ale znacznie więcej kasy. Z drugiej strony wciąż zbyt dużo Polaków albo nie zauważa bandyc-kiego charakteru tych pomysłów, albo co gorsza ma podobną mentalność, skoro popiera taką sprawiedliwość społeczną. Można to było zauważyć na jednym z portali internetowych, który zrobił son-dę na temat pomysłu posła Siedlaczka – ku memu zaskoczeniu, w momencie jej oglądania 68% internautów poparło ten projekt. Głupota to tylko czy już zwykła zawiść?

MIROSŁAW BŁACH

Progresywne mandaty

Page 21: NCZAS_01-02_2010

XXINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJ

Chodzi o to, że na liście Wildsteina figuruje Krzysztof Marek Pie-siewicz z sygnaturą

001052/1726. Z tego moralnego – i nie tylko – niepokoju wyni-kają moje pytania: czy senator był szantażowany tylko ostatnio i tylko przez dziwki spod „Mar-riotta”, czy jeszcze przez kogoś? Czy bywał szantażowany wcześniej, jako se-nator lub adwokat, przez tajne służby? I przede wszystkim: czy teraz zrzeknie się także mandatu senatora? Na razie „Filozof” z Lublina i „Stokrotka” z ak-tywu stołecznego dają zaporowy odpór. Co do „Filozofa” – wprawdzie nie krąży po internecie żaden film, ale tu i tam sły-

chać uporczywe pytanie, czy ma jakieś miłe lub niemiłe wspomnienia z cze-skiej Pragi... Co do „Stokrotki” – padało już pytanie, czy poddała się lustracji, ale odpowiedź, zdaje się, nie padła...

Krzysztof Piesiewicz to utalentowany scenarzysta; widać po filmach Kieślow-skiego, że moralne niepokoje nie są mu obce. Chyba nie musi być politykiem? Trzeba brać przykład z Polańskiego: też utalentowany, też ma szczególne upodo-bania, ale do polityki się nie pcha! Pil-nuj, szewcze, kopyta!

Tymczasem w naszej młodej demo-kracji ludzie dziwnie zatracają umiar i skromność. Pchają się do polityki osob-niki nawet skądinąd utalentowane, ale akurat bez kwalifikacji potrzebnych w tej branży. Najlepszym przykładem jest sam Tusk. Wyobrażam sobie, że każde

liceum żeńskie byłoby szczęśliwe, ma-jąc tego magistra historii za profesora, a nastolatki przykładałyby się pilniej do tego nudnego w ich wieku przedmiotu, mając takiego pana od historii. A i on sam – czy nie byłby bardziej w swym żywiole, otoczony na przerwach ko-łem dorastających panienek, z którymi flirtowałby i które kokietowałby, ma się rozumieć, całkiem niewinnie? A tu diabli nadali, że zabrał się do polityki i akurat traf chciał, że „Bolek” potrzebo-wał posłusznego rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego... Ot, i korzenie całej póź-niejszej politycznej konkiety „Kongresu Aferałów”.

„Czym skorupka za młodu nasiąk-nie...” – więc po aferze hazardowej mamy kolejnego „spoconego kolesia”, eurodeputowanego Liska, co to „przele-wał z pustego w próżne, a sobie na kon-to”. Jeszcze PO nie zdążyła zamieść pod dywan „hazardu”, a już coś nowego (acz ze starego repertuaru)! Wygląda na to, że rozpoczął się festiwal afer, a zanim się skończy, Tusk „zdystansuje się” od całej PO...

Tak, tak – ludzie u nas nagminnie mi-jają się z powołaniem. Dług publiczny grozi już wariantem argentyńskim, w ochronie zdrowia bez zmian (to zna-czy coraz gorzej), drożyzna postępuje, resztówka socjalistyczna w gospodarce ma się coraz lepiej, podobnie biuro-kracja, suwerenność państwa przeputa-na... – a PO nic, ino konsekwentnie do bólu i śmieszności skupiona na swych

PIESIEWICZ A POLAŃSKI ■ TUSK JAKO PAN OD HISTORII ■ KOLEJNY SPOCONY KOLEŚ?... ■ WOJCIECHOWSKI, NARUTOWICZ, MOŚCICKI – „BOLEK”, „ALEK”, „CAREX”, „MUST”... ■ MNIEJSZA O BUDŻET – PIJAR WAŻNIEJSZY ■ BUDUJMY POMNIK OFIAR KRYZYSU!

Dyktatura bez terroru?

MARIAN MISZALSKI

Casus pascudeus senatora Platformy Obywatelskiej, Krzysztofa Marka Piesiewi-cza, skłania do moralnego niepokoju – i nie tylko.

TYMCZASEM W NASZEJ MŁODEJ DEMOKRACJI LUDZIE DZIWNIE ZATRACAJĄ UMIAR I SKROMNOŚĆ. PCHAJĄ SIĘ DO POLITYKI OSOBNIKI NAWET SKĄDINĄD UTALENTOWANE, ALE AKURAT BEZ KWALIFIKACJI POTRZEBNYCH W TEJ BRANŻY. NAJLEPSZYM PRZYKŁADEM JEST SAM TUSK.

KRZYSZTOF PIESIEWICZ to utalentowany scenarzysta. Chyba nie musi być politykiem?

Page 22: NCZAS_01-02_2010

XXII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KRAJgłównych celach: dożynaniu watahy i promowaniu Tuska na prezydenta. 40-milionowy naród stał się zakładni-kiem politycznego ambicjonera i kole-gów – sprawnych, owszem, w kręceniu swych własnych lodów na boku, ale przecież można kręcić całkiem dobre lody i poza polityką. Bo to nie brak uta-lentowanych krętaczy lodów, co to nie pchali się do polityki? Ci mi imponują: nie sztuka kręcić lody z pieniędzy po-datnika, w osłonie majestatu władzy – sztuka kręcić lody kosztem nienasyco-nej, pazernej władzy!

Przed wojną też mieliśmy utalentowa-nych obywateli, ale ci, którzy pchali się do polityki, nie kręcili lodów na boku.

Prezydent Stanisław Wojciechowski był wybitnym spółdzielcą, ale nigdy nie przydzielił sobie spółdzielczego mieszkania poza kolejnością. Prezy-dent Gabriel Narutowicz był wybitnym chemikiem, a nigdy nie starał się o kon-cesję na handel paliwami. Prezydent Ignacy Mościcki, też wybitny chemik, pod względem osobistej uczciwości bez zarzutu... Nie musieli podpierać się „świadczeniem usług konfidenckich”, żeby zaistnieć politycznie. Dziś na od-cinku prezydentury „Bolek”, „Alek”... – a w kolejce na najbliższe lata ustawiają się „Carex”, „Must”... Ktoś przed wojną powiedział złośliwie o Tuwimie, że tak bardzo „wgryzł się w polszczyznę, że aż przegryzł się na drugą stronę”. Nasz młody ustrój tak wgryzł się w demokra-cję spod okrągłego stołu, że aż przegryzł się nazad do PRL?

Krótko mówiąc: jeśli jeszcze nie je-

R E K L A M A

steśmy znów państwem policyjnego terroru, to na pewno jesteśmy już znów „państwem służbowym” partyjnych no-menklatur i wszystko jeszcze przed nami: pełzająca rewolucja.

Tyle naszego, co sobie nastawiamy po-mników w mitach i architekturze, nim się zacznie lizbońskie dokręcanie śruby... Co do mitów – jeden „pomnik” już powsta-je w postaci tezy: „»Solidarność« obaliła

komunizm”. Co do architektury – właśnie w Łodzi odsłonięto pierwszy w Polsce „Pomnik Ofi ar Komunizmu”. Szlachetna intencja, ale środki skromne – więc i po-mnik skromny, skromniutki. A przecież (nazwa zobowiązuje) ofi ar komunizmu były miliony! Nie czepiam się małostko-wo, ale dla upamiętnienia „ofi ar komuni-zmu” pomnik powinien być większy niż Pałac Kultury w Warszawie albo pałac Poznańskiego w Łodzi. Pomnik stanął

naprzeciwko byłej katowni UB-eckiej, gdzie dziś mieści się szkoła im. St. Wy-spiańskiego, poety od „miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór”. Bywają ofi ary powodzi, burzy, tsunami, lawin górskich. Piszemy im na tablicach: „Ofi ary lawiny... pioruna... powodzi”. Ale komunizm nie był kataklizmem przy-rody, tylko tworem ludzkim. Czemu więc jest to „Pomnik Ofi ar komunizmu” – a

nie „Pomnik Ofi ar Komunistów”? Żyjemy w czasach demokratycznego rozmywania od-powiedzialności, gdy protestuje się nie przeciw prze-stępcom, a przeciw „przestępczości” albo „przemocy”, to i są ofi ary ko-munizmu, a nie komunistów... Tylko patrzeć, jak jakiś chytry euro-lisek zgłosi projekt „Pomnika Ofi ar Kryzysu”! Ho, ho! Może zaraz zostanie „autory-tetem moralnym” na Unię Europej-ską? Kuszący był-by także „Pomnik Ofi ar Globalnego Ocieplenia” albo „Pomnik Ofi ar

Globalizacji”. Czy filantrop Soros nie mógłby ich sfinansować? A co z „Po-mnikiem Ofiar Nietolerancji, Ksenofo-bii i Antysemityzmu”? Takie pomniki powinny stanąć na wszystkich placach miast, miasteczek, osiedli i osad, jak UE długa (w długach...) i szeroka, a data powstania nowej UE byłaby okazją dla organizowania „spontanicznych ma-nifestacji” ludności. No a potem – jak za rewolucji francuskiej: szybciutko od „demokracji służbowej” do państwa policyjnego. Właśnie poseł Napieral-ski obwieścił, że „lewica ma wyłącznie przyszłość”. To już nie ma przeszłości? No tak – im więcej wymazanej prze-szłości, tym bardziej jest to przyszłość kusząca... Wszystko od nowa: krzyże zdejmować, pamięć zacierać, małych skrobać, starych gazować, prawdę gło-sować, podatki podnosić!

Przed „dyktaturą relatywizmu” prze-strzegł ostatnio Benedykt XVI, a czy dyktatura może obejść się bez terroru?

MARIAN MISZALSKI

DŁUG PUBLICZNY grozi już wariantem argentyńskim, w ochronie zdrowia bez zmian (to znaczy coraz gorzej), drożyzna postępuje, resztówka socjalistyczna w gospodarce ma się coraz lepiej, podobnie biurokracja, suwerenność państwa przeputana... – a PO nic, ino konsekwentnie do bólu i śmieszności skupiona na swych głównych celach: dożynaniu watahy i promowaniu Tuska na prezydenta.

FOT.

ww

w.p

rem

ier.g

ov.p

lPOMNIK DLA UPAMIĘTNIENIA „OFIAR KOMUNIZMU” POWINIEN BYĆ WIĘKSZY NIŻ PAŁAC KULTURY W WARSZAWIE ALBO PAŁAC POZNAŃSKIEGO W ŁODZI

Page 23: NCZAS_01-02_2010

XXIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

POSTĘP W ŚWIECIE

Izba poselska w Madrycie przyjęła nową, liberalną ustawę o przerywaniu ciąży, która pozwala na aborcję na życzenie do 14. tygo-dnia ciąży po ukończeniu 16 lat, a aż do 22. tygodnia będzie można usunąć ciążę w przy-padkach gwałtu, uszkodzenia płodu oraz za-grożenia życia lub zdrowia matki. Po przyjęciu przez Senat ustawa stanie się prawem.

Ale za to coraz głośniejsze są żądania, by zakazać zabijania byków na korridach.

EUROPAHiszpania od 1 stycznia objęła rotacyjne

kierownictwo w UE. Priorytetem ma być (na świecie) doprowadzenie do powsta-nia państwa palestyńskiego, żyjącego w pokoju z Izraelem oraz (wewnątrz Unii) równość obywateli, konkurencyjność i równowaga między krajami. P. Michał Moratinos, szef dyplomacji, zapewnił, że jego kraj nie będzie konkurował z nowymi władzami UE – jej prezydentem p.Hermanem van Rompuyem i szefową dyplomacji p.Katarzyną Ashton.

Nie będą konkurować? Też konkurencja – wart Pac pałaca...

Przyjęta w listopadowym referendum decyzja o zakazie budowy w Szwajcarii minaretów została zaskarżona do Euro-pejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu przez pochodzącego z Algierii muzułmańskiego działacza, p.Hafi da Ouardiriego. Uważa on, że zakaz budowy minaretów narusza Europejską Konwen-cję Praw Człowieka.

No to szacowny trybunał ma zgryz, szczególnie po niedawnym orzeczeniu w sprawie krzyży.

Serbia złożyła ofi cjalny wniosek o członkostwo w UE.

Kilka wieków oporu przeciw Imperium Otomańskiemu na nic. Teraz Turcy zajdą ich od strony Niemiec.

Światowy Kongres Żydów uznał za „niepożądaną i przedwczesną” decyzję JŚw. Benedykta XVI, która otwiera drogę do beatyfi kacji śp. Piusa XII.

Czy nie pora, by sprawami beatyfi kacji w Kościele rzymskokatolickim ŚKŻ zaj-mował się od początku do końca?

Francuska Unia na rzecz Ruchu Lu-dowego pracuje nad projektem ustawy, który zakłada całkowity zakaz noszenia burek w miejscach publicznych. Nie odnosi się on bezpośrednio do samych burek, tylko ma regulować kwestie chust zakrywających twarz. Zdaniem Partii Ko-munistycznej, propozycja „dolewa oliwy do ognia” w debacie nad tożsamością narodową i „nie pomoże kobietom, które skrywają się pod tymi materiałami”.

Całe szczęście, że nie zajęli się zbyt krótkimi spódniczkami paryżanek, nazbyt dużymi dekoltami i nadmiernie wysokimi obcasami, bo by tożsamość narodowa Francuzów mocno ucierpiała.

Turecka dyplomacja zakwestionowała zniesienie przez kraje strefy Schengen wiz dla obywateli Serbii, Macedonii i

Czarnogóry przy jednoczesnym utrzyma-niu obowiązku wizowego w stosunku do Turcji.

A było przegrywać pod Wiedniem?

P. Jerzy Papakonstantinou, grecki mini-ster fi nansów, zapowiedział, że rząd bę-dzie pracował na rzecz odnowy systemu podatkowego. Ma zwiększyć dochody budżetu i zwalczać wyłudzenia podat-kowe. Jest to część planu mającego na celu pomoc w wyjściu Grecji z kryzysu ekonomicznego, jednego z największych w UE, który niepokoi też eurokratów w Brukseli.

Krótko mówiąc: rząd zamierza zwięk-szyć podatki.

AMERYKAP. Beniamin Szalom Bernanke, szef

Fed, został wybrany przez Senacką Komisję ds. Bankowości na kolejną kadencję. Wcześniej został on wybra-ny Człowiekiem Roku przez magazyn „Time”. Komisja wybrała p.Bernankego stosunkiem głosów 16 do 7, a jej prze-wodniczący, WDost. Krzysztof Dodd, nie szczędził mu pochwał, mówiąc m.in., że jego „mądre przywództwo” oznacza pogodną przyszłość.

Czyli radosne tańce przy znanych utwo-

rach: „Szalom alejchem” oraz „Hawa nagila”.

Kanada odma-wia wiz czeskim Cyganom, więc Ci, którzy już tam zamieszkali i cze-kali na krewnych, setkami wracają do Czech.

Ciekawe, to nie mogła im tego wywróżyć jakaś Cyganka?

Senat USA prze-głosował w Wigilię Bożego Narodzenia reformę systemu opieki zdrowotnej, która ma dać ubez-pieczenie 30 milio-nom Amerykanów. Wszyscy Repu-blikanie głosowali przeciw. W zamian za zbudowanie większości lewe skrzydło Demokra-tów oraz JE Barack

Obama musieli zrezygnować z powołania państwowego ubezpieczyciela, który miał rywalizować z fi rmami prywatnymi. Teraz państwo ma dopłacać do ubezpieczeń dla uboższych oraz rozszerzyć darmowy program ubezpieczeń Medicaid dla naj-uboższych. Do ostatecznego uchwalenia ustawy droga jeszcze daleka.

Zwłaszcza że w tzw. międzyczasie szlag może trafi ć USA. Wystarczy przeczytać poniższą informację.

Senat podwyższył także pułap amery-kańskiego długu publicznego do 12,4 bln $. Rząd będzie mógł dzięki temu wyemitować dodatkowe obligacje skarbu państwa, które pokryją koszty działalno-ści rządu do około połowy lutego przy-szłego roku. I tutaj wszyscy senatorowie republikańscy głosowali przeciw.

No właśnie. I już co niektórzy próbują ratować się na własną rękę.

P. Dawid Heineman, republikański guber-nator stanu Nebraska, stwierdził w imieniu swoim i mieszkańców tego stanu, że nie chce wsparcia fi nansowego rządu, które w zamian za poparcie reformy służby zdrowia wywalczył dla tego stanu p.Beniamin Nel-son, senator demokratyczny.

Nebraska wystąpi z USA?

FOT.

WIK

IPE

DIA

Page 24: NCZAS_01-02_2010

XXIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

POSTĘP W ŚWIECIEJE Evo Morales, prezydent Boli-

wii, ogłosił, że po fiasku szczytu klimatycznego w Kopenhadze zorga-nizuje w kwietniu 2010 roku światową konferencję ruchów społecznych w sprawie zmian klimatycznych. P. Morales nie zgadza się z oskarże-niami ze strony Brytyjczyków, którzy odpowiedzialność za niepowodzenie konferencji zrzucają na Chiny, Wene-zuelę i Boliwię.

Czyli powinniśmy chyba pochwalić Moralesa? A także Chiny i Wenezuelę?

Wenezuelski rząd opublikował rezo-lucję, która ma na celu racjonalizację zużycia energii elektrycznej w kraju, m.in. w centrach handlowych, w go-dzinach między 11 a 21. Zmusza także zakłady przemysłowe, które zużywają więcej niż 5 megawatów miesięcznie, i inne przedsiębiorstwa zużywające więcej niż 2 megawaty do ograniczenia zużycia energii o 20%.

W Wenezueli energia jest dotowana, więc mieszkańcom oraz np. samorzą-dom nie opłaca się nawet gasić świateł w domach ani wyłączać latarni w ciągu dnia!

ŚWIATJE Barack Obama oraz przywódcy

Chin, Indii, Brazylii i RPA osiągnęli na szczycie klimatycznym w Kopen-hadze porozumienie, które będzie „historycznym krokiem naprzód”. Wg agencji dpa, porozumienie dotyczy weryfikacji działań podejmowanych przez Chiny i Indie w celu ochrony klimatu, a decyzje w sprawie celów dotyczących redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2020 roku zostaną podjęte w styczniu.

Na razie prawie cała Ameryka Północ-na jest sparaliżowana przez największe od wielu lat śnieżyce i mrozy!

Z powodu kryzysu Gazprom wydo-będzie w tym roku o 16% gazu mniej niż przed rokiem. Zapowiadany spadek wydobycia to 60% całego eksportu rosyj-skiego gazu do Europy Zachodniej

Zwolennicy globcia powinni chwalić pod niebiosa Gazprom!

Rosyjskie ministerstwo fi nansów sprzedało Bankowi Centralnemu Rosji 30 ton złota za 1 mld $, by złagodzić obecny kryzys budżetowy. Na razie nie wiadomo, co bank centralny zamierza zrobić z nabytym kruszcem, ale minister fi nansów oświadczył w październiku, że rząd rozważa sprzedawanie złota na ryn-

kach międzyna-rodowych w celu zasilenia budżetu.

Skądś na nowe pociski balistyczne muszą brać.

Rosja zrezygno-wała z eksporto-wania w stycz-niu ropy przez porty ukraińskie i wyraziła obawy, czy Ukraina bez problemów zapłaci za dostarczony jej gaz ziemny, co według Reutera sygnalizuje możli-wość powtórzenia się noworocznych sporów cenowych między Moskwą a Kijowem, zakłó-cających dostawy gazu do państw UE. Wg anality-ków, jest jednak mało prawdopo-dobne, by Rosja wzmogła obecnie naciski na Ukra-inę, bowiem pogarszałoby to szanse pro-rosyjskich kandydatów w styczniowych wyborach prezydenckich nad Dnieprem.

Czyli dla nas jedyny ratunek to jak najdłuższe wybory na Ukrainie. Najlepiej kilka tur, tak gdzieś do maja.

Wg timesonline.co.uk, najbliższa rodzina Osamy ibn Ladena ukrywa się w Iranie. Ponoć jedna z żon ibn Lade-na, sześcioro jego dzieci i 11 wnucząt mieszka niedaleko Teheranu, nie mając przy tym żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Obecnie rodzina stara się o wyjazd z Iranu, aby nawiązać kontakt z pozostałymi krewnymi.Żadnego kontaktu ze światem? A skąd

11 wnucząt???

JE Mahmud Ahmadineżad będzie się domagał rekompensaty za straty po-niesione przez Iran w czasie II wojny światowej. Nakazał on swoim urzędni-kom obliczyć straty, jakie poniósł Iran w czasie, kiedy stacjonowały tam wojska koalicji – ZSRS, USA i Wielkiej Brytanii. Do 1942 r. Iran był neutralny, ale już w sierpniu 1941 r. wkroczyły tam wojska brytyjskie i sowieckie, aby chronić irań-skie zasoby ropy przed hitlerowcami.

Czyżby teraz to Izrael koniecznie chciał

chronić irańskie zasoby ropy przed hitle-rowcami?

Pomimo kategorycznego sprzeciwu MinFinu, rząd Japonii przyznał 562 mld jenów (6,2 mld $) producentom ryżu, aby wyrównać straty tym, którzy w ciągu ostatnich kilku lat sprzedawali ryż poni-żej kosztów produkcji. Wsparci zostaną również farmerzy, którzy zdecydują się zmienić typ swoich upraw na soję lub pszenicę. Dotacje obiecano rolnikom podczas kampanii wyborczej Japońskiej Partii Demokratycznej i rząd zamierza dotrzymać obietnic, mimo iż wcześniej podjęto decyzję o nieobniżaniu podatku od paliwa – wbrew deklaracjom składa-nym podczas kampanii.

Zdaje się rząd chce zachęcać do wlewa-nia do baków sake zamiast benzyny.

Mieszkańcy Szanghaju nie godzą się na to, aby do szkół fi nansowanych z ich po-datków chodziły dzieci nowo przybyłych i najuboższych mieszkańców miasta, którzy podatków nie płacą. W 18-milionowym Szanghaju mieszka prawdopodobnie aż 5 mln migrantów ze wsi. Nie mają oni żadnych przywilejów socjalnych.

Cóż za wielki rynek dla prywatnego szkolnictwa!

Wg „New York Times”, JE Barack Obama nie zamknie więzienia w Guantánamo na Kubie w roku 2010, a najwcześniej w 2011. Prezydent już jesienią przyznał, że wyznaczony przez nie-go termin jest nierealny. Chociaż ponad 100 terrorystów przeniesiono do więzienia Thom-son w stanie Illinois, ponad 200 km na zachód od Chicago, to na przeniesienie pozostałych brakuje pieniędzy, a na przystosowanie obiek-tu do zaostrzonych standardów potrzeba pra-wie roku.

E tam, Obama boi się, że potem sam trafi do tego więzienia.

FOT.

ww

w.rn

w.n

l

Page 25: NCZAS_01-02_2010

XXVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

To deklarowane wsparcie opie-wa na ogromną kwotę 30 mi-

liardów dolarów rocz-nie do roku 2012. A do roku 2020 suma ta ma wzrosnąć do 100 miliar-dów dolarów rocznie (!). Czy ta skandaliczna de-klaracja zostanie kiedyś zrealizowana? Okaże się to oczywiście dopiero odpowiednio za trzy i 10 lat.

Jaką część tego „euro-klimatycznego” haraczu na rzecz zabobonów i ideologii światowej le-wicy zapłacą podatnicy polscy? Tego jeszcze nie wiadomo, bo podział ha-raczu między kraje UE ma nastąpić dopiero za parę miesięcy. Ale na podstawie różnych, jeszcze niepełnych informacji i przewidywań prasowych można spodziewać się kwoty co najmniej kilkudziesięciu lub stu kilkudziesięciu mi-lionów euro (kilkuset milionów złotych) rocznie. Kwoty obciążającej polskich po-datników i polskie przedsiębiorstwa prze-mysłowe. Ciekawe, jak na to zareagują za kilka lat polscy poddani eurokomuny? W tym szczególnie ci prywatni przed-siębiorcy czy rolnicy, którzy do tej pory przynależność naszego kraju do eurokoł-chozu, z racji różnych ułatwień ekspor-towych czy „środków UE”, raczej sobie chwalili? Czy w ogóle o tym haraczu, który będą płacić w różnych wyższych kosztach ukrytych, w tym w większych kosztach energii, będą coś wiedzieć?

Tymczasem niemal zerowe (pozytywne) efekty ogromnej konferencji w Kopenha-dze zirytowały nawet niektóre media le-wicowe – do tej pory przychylne „walce z globalnym ociepleniem klimatu” i po-dobnym neokomunistycznym wymysłom współczesnego eurolewactwa. Np. nie-miecki dziennik „Frankfurter Rundschau” skomentował 21 grudnia: „Kontynuowa-nie tego cyrku – kolejnych konferencji klimatycznych ONZ – nie ma sensu. Je-dyną szansą, jaka pozostała, jest to, że naj-

więksi ocieplacze i emitenci gazów na tej planecie w końcu muszą stać się pionie-rami [walki z ociepleniem klimatu] – na-wet w razie wątpliwości i także bez gwa-rancji, że do tej walki przyłączą się inni. 15 najbardziej uprzemysłowionych państw świata odpowiada bowiem za blisko 80 proc. światowej emisji dwutlenku wę-gla. Wszystkie te państwa podkreślały w Kopenhadze, jak ważna jest dla nich ochrona klimatu. Teraz politycy tych państw muszą to udowodnić czynami. A wyborcy muszą ich sprawdzać, żeby nie wybrać ich ponownie, jeżeli nic nie zro-bią”. Czy socdemokratyczny komentator z Frankfurtu miał też na myśli „wybor-ców” chińskich, rosyjskich, południowo-afrykańskich czy indyjskich?

Nowe kontrole i regulacje UETymczasem 19 grudnia agencje poda-

ły radosną nowinę, że ponad 50 tysięcy urzędników UE dostanie podwyżki płac „tylko” o 1,85 proc., a nie o 3,7 proc. – jak planowano wcześniej. Europejskich po-datników ma to kosztować ponad 130 mln euro w samym roku 2010. Tego samego dnia przewodniczący Komisji UE José Manuel Barroso zażądał dokonania „kon-troli jakościowej” fi nansów państw UE w celu „podwyższenia udziału wydatków

WIEŚCI Z UE – NOWE KONTROLE, NADZORY, REGULACJE I KOSZTY

Bliżej eurosocjalizmu

TOMASZ MYSŁEK

„Szczyt klimatyczny” ONZ w Kopenhadze okazał się ogromnie kosztownym, marnotrawnym i bezowoc-nym happeningiem kilku-nastu tysięcy biurokratów z Europy i innych konty-nentów. Ten sabat różnych, w większości czerwono-zielonych, zawodowych marnotrawców pieniędzy podatników uchwalił sobie, że globalnemu klimatowi nie będzie wolno ocieplić się o więcej niż 2 stopnie Celsjusza do roku 2050. Na szczęście ta liczna gromada budżetowych pasożytów świata nie zdołała uchwalić żadnych wiążących regulacji polityczno-prawnych. Udało jej się jednak, głównie pod wpływem władz niektórych państw UE, uchwalić dekla-rację, że państwa zamoż-ne, w tym należące do UE, zobowiązują się do wsparcia państw „rozwijających się” w „walce z ociepleniem kli-matycznym”. I z redukcją ich przemysłowej i innej emisji dwutlenku węgla.

Page 26: NCZAS_01-02_2010

XXVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATwspierających inwestycje i wzrost gospo-darki” w budżetach tych państw. Wraz z tą planowaną nową kontrolą władze UE wyciągają konsekwencje z ciężkiego kry-zysu fi nansowego i ogromnego zadłuże-nia Grecji. I pragną zapobiec powtórzeniu się kryzysu greckiego w innych krajach Europy. 18 grudnia szefowie rządów państw UE oświadczyli, że UE potrzebu-je „bardziej efektywnego i przejrzystego kierowania gospodarką” poszczególnych krajów. A „kontrolowanie i ocenianie narodowych polityk fi skalnych” ma „de-cydujące” znaczenie dla przyszłości Unii Europejskiej. Najwyraźniej zgodzili się na interwencje Brukseli i dalsze ograniczenie swej fi nansowo-politycznej suwerenności („Frankfurter Allgemeine Zeitung”).

Brukselscy komisarze pragną obowiąz-kowych wspólnych standardów fi nanso-wo-budżetowych dla poszczególnych kra-jów. Konkretne i szczegółowe propozycje mają zaprezentować w styczniu br., a decy-zje mają zapaść na początku lutego – pod-czas specjalnego „szczytu” UE. Komisarze i politycy UE zdają już sobie sprawę, że reguły tzw. Europejskiego Paktu Stabili-zacji, funkcjonujące od 1993 roku, nie są już wystarczające, aby zapobiegać gwał-townym wzrostom długów państw. Dowo-dzi tego dobitnie właśnie przykład Grecji. Optują więc za nowymi wymaganiami UE, za dodatkowymi regułami i kontrolami. Niektórzy ich doradcy, jak np. Jakob von Weizsäcker (z brukselskiego instytutu ba-dań gospodarki im. Bruegla), postulują, aby władzom UE umożliwić „punktowe interwencje” w wybrane dziedziny polityki gospodarczej i socjalnej najbardziej zadłu-żonych państw członkowskich UE.

19 grudnia weszło w życie nowe prawo telekomunikacyjne UE. Z jednej strony ma ono podobno istotnie wzmocnić prawa użytkowników telefonów czy internetu oraz ochronę danych klientów i fi rm. Ale z dru-giej strony wymaga ono od poszczególnych państw znacznie większych niż do tej pory regulacji i silnej kontroli całej branży teleko-munikacyjnej. W styczniu ma podjąć pierw-sze prace tzw. europejski urząd ds. teleko-munikacji. Ma on pilnować wprowadzania w całej Europie jednolitych regulacji i sku-piać przedstawicieli odpowiednich urzędów z poszczególnych krajów UE (dpa).

Symbolem tego nowego „europejskiego projektu” jest Herman van Rompuy z Bel-gii – nowo mianowany „przewodniczący Rady UE”. Ten radykalny eurofederasta i zwolennik skasowania wszelkich symboli narodowych na rzecz unijnych, jest też zwo-lennikiem możliwie największego ujednoli-cenia praw w krajach UE, licznych nowych regulacji, kontroli, interwencji władz UE

w poszczególnych krajach itd. A także wprowadzenia nowych, specjalnych po-datków na rzecz Unii od każdego „obywatela UE” i każdego przedsiębiorstwa w Europie.

Zakaz dłuższej pracy

Parlament Unii Euro-pejskiej najwyraźniej po-zazdrościł ww. projektów władzom wykonawczym UE, bo 17 grudnia uchwalił zakaz pracy dłuższej niż 48 godzin tygo-dniowo. Ten projekt przeforsowała oczy-wiście radykalna eurolewica, ale nie tylko socjaliści, zieloni czy różni komunistyczni „demokraci”. Eurodeputowani znaczną większością głosów uznali, że pod żadnym pozorem, nawet w przypadku dobrowolnej zgody obu stron, tydzień pracy nie może być dłuższy niż 48 godzin. Stanowisko europar-lamentu przewiduje też, że w zawodach, w których pracownik ma regularne dyżury, cały czas tego dyżuru (zarówno ten, w któ-rym pracownik jest w gotowości, jak i ten, w którym wykonuje zawód) musi być liczony do tygodniowego czasu jego pracy.

Gdyby ta bardzo „postępowa” propo-zycja weszła w życie, Polska musiałaby znacznie zmienić swoje prawo pracy. Na szczęście sporo wskazuje na to, że szan-se realizacji tego eurosocjalistycznego projektu są niewielkie. Bo wedle proce-dur UE, ostateczny kształt legislacji w tej dziedzinie musi być przyjęty wspólnie przez Parlament i Radę UE, czyli rządy państw. A na ww. zakaz dłuższej pracy na pewno nie wyrazi zgody Wielka Brytania i kilka innych krajów. Według informacji PAP, za zakazem pracy dłuższej niż 48 godzin tygodniowo głosowała większość eurodeputowanych z Polski, w tym więk-szość posłów z SLD, PSL i PiS.

Zgoda UE na dalsze wspieranie banków...

Komisja UE wyraziła zgodę na przedłu-żenie o kolejne sześć miesięcy planów wspierania wielkich banków, realizo-wanych w Niemczech, Francji i sześciu innych krajach UE. Pierwotnie te plany miały być ograniczone i obowiązywać tylko do końca 2009 roku. Komisarz UE ds. konkurencji Neelie Kroes podkreśli-ła, że dla „odciążenia sytuacji na rynku fi nansowym” prawdopodobnie będzie ko-nieczne dalsze wspieranie banków ze stro-ny budżetów państw UE. W listopadzie i grudniu 2008 roku np. rząd RFN wdrożył plan „ratowania banków” na ogólną kwo-

tę aż 480 mld euro (!). I przeznaczył około 400 mld euro na różne poręczenia kredy-towe oraz 80 mld euro na bezpośrednie wsparcie fi nansowe kilkunastu banków. Niewiele mniejsze kwoty i poręczenia kre-dytowe zaakceptowały władze Francji.

...i karanie rybakówRządy wszystkich państw UE zgodziły

się na początku grudnia, aby dotkliwie karać wszystkich tych rybaków, którzy przekraczają tzw. limity połowowe. Ryba-kom niepokornym grozi nawet dożywot-nia utrata wymaganych przez UE licencji. Nowe rozporządzenie UE przewiduje specjalny system punktów karnych dla ry-baków łamiących europrzepisy. Po popeł-nieniu określonej liczby wykroczeń i ze-braniu odpowiedniej liczby tych punktów ma to prowadzić do automatycznej utraty licencji – albo na kilka miesięcy, albo na zawsze. Wedle projektu UE, nowy system kontroli i wykorzystanie na wielką skalę satelitarnego systemu monitorowania stat-ków ma pozwolić na szybki przepływ in-formacji i dokładne śledzenie, kto, gdzie, kiedy i ile ryb złowił i jakiego gatunku.

Czy to oznacza, że już za kilka miesię-cy z polskich sklepów mogą zniknąć nie-które gatunki tradycyjnie spożywanych u nas ryb? Może nie znikną, ale na pewno będą droższe. Bo „regulacje” i przepisy UE oznaczają nie tylko europostęp, ale i powszechną drożyznę towarów i usług – zasadniczo największą na całym świecie.

Tylko dlaczego za to wszystko muszą pła-cić również ci Polacy i ich dzieci, którzy w czerwcu 2003 roku głosowali przeciwko „akcesji” naszego kraju do eurokomuny? Niech dodatkowo płacą tylko ci frajerzy i pokomunistyczni niewolnicy, którzy z przekonania bądź z głupoty głosowali „za Unią Europejską”. Niestety, utworzenie takiego sprawiedliwego systemu segrega-cji obywateli RP nie wydaje się możliwe. A w coraz bardziej socjalistycznej UE nie jest możliwe w żadnej mierze.

TOMASZ MYSŁEK

BĘDĄ DOTKLIWIE KARAĆ wszystkich tych rybaków, którzy przekraczają tzw. limity połowowe

FOT.

R. L

IJK

A

Page 27: NCZAS_01-02_2010

XXVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

Dla niejed-nego z nas taka wizyta, podobnie

jak dla dickensow-skiego Scrooge’a, byłaby wielkim prze-budzeniem. A jak taka przygoda wigi-lijna wyglądałaby dla prezydenta Baracka Husajna Obamy?

Duch LincolnaWyobraźmy sobie,

że w noc wigilijną Biały Dom nawiedza duch Abrahama Lincolna – człowieka, który w imię ideałów wolnościowych i w wyniku własnej, jakże nieudolnej polity-ki i chorobliwej ambicji wciągnął Stany Zjednoczone w najstraszniejszą, brato-bójczą wojnę, która pozostała w pamięci Amerykanów jako szczególna porażka ideałów leżących u podstaw powstania ich wielkiej republiki. Lincoln, kreowany przez historyków jankeskich na wielkiego wybawcę narodu, pojawiłby się Obamie w bardzo długich łańcuchach, których każde ogniwo symbolizowałoby jedno amerykańskie życie utracone w wojnie secesyjnej 1861-1865.

Co powiedziałby Lincoln Obamie? Przed czym mógłby go ostrzec? Na ba-zie własnych doświadczeń 16. prezydent USA ostrzegłby Obamę, że pcha Amery-kę do rozłamu, którego skutkiem może być wielka bratobójcza konfrontacja, taka jak ta z lat 1861-1865. Swoje spotkanie z obecnym gospodarzem Białego Domu duch Lincolna zakończyłby, pokazując ślad po kuli w głowie i dodając ironicznie i ostrzegawczo: sic semper tirannis.

Duch Przeszłych Świąt Bożego Narodzenia

Co ukazałby Obamie pierwszy duch z powieści Dickensa, Duch Przeszłych Świąt Bożego Narodzenia, który zjawił-

Wszyscy zapewne pamię-tamy wspaniałą „Opowieść wigilijną” Karola Dickensa – jedną z najmądrzejszych i najjaśniej bijących szcze-gólnym światłem dobra książek w dziejach ludz-kości. Wszyscy w wieczór wigilijny powinniśmy umieć wyobrazić siebie samych w miejscu Ebenezera Scrooge’a. Czego dowie-dzielibyśmy się o swoim postępowaniu od duchów Bożego Narodzenia, które nawiedziłyby nas w noc wigilijną?

by się po odwiedzinach Abrahama Lin-colna? Zapewne przeniósłby prezydenta do Chicago z roku 2007, kiedy młody senator rozdawał na lewo i prawo obiet-nice wyborcze natychmiastowego wypro-wadzenia wojsk amerykańskich z Iraku i Afganistanu. Obama miałby okazję po-słuchać naiwnego polityka, nie mającego najmniejszego pojęcia o kulisach władzy w Waszyngtonie. Duch pokazałby także prezydentowi gazety sprzed roku. Wów-czas notowania poparcia opinii publicznej dla Obamy były rekordowe. Zanim jesz-cze Barack H. Obama rozpoczął w pełni urzędowanie w Gabinecie Owalnym, czo-łowe dzienniki i tygodniki amerykańskie oceniały jego przyszłą prezydenturę na A+ (polska szóstka).

W poprawnych politycznie mediach wschodniego i zachodniego wybrzeża USA panował entuzjazm połączony z hi-sterią graniczącą z północnokoreańskim kultem Kim Ir Sena. „Obama here, Oba-ma there, Obama everywhere” („Obama tu, Obama tam, Obama wszędzie”) było powiedzonkiem odzwierciedlającym na-strój zeszłorocznego Bożego Narodzenia w USA.

Ale kto wysoko wchodzi, ten nisko i bar-dzo boleśnie spada. W ciągu roku notowa-nia popularności Obamy zaczęły lecieć na łeb, na szyję. Obietnice w sprawie wyco-fania wojsk amerykańskich spoza granic

STANY ZJEDNOCZONE

Opowieść wigilijna dla Obamy

PAWEŁ ŁEPKOWSKI

OBAMA jednak nie będzie drugim Scrooge’em

Page 28: NCZAS_01-02_2010

XXVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATUSA zostały złamane. Zamknięcie ośrod-ka więziennego w bazie Guantánamo na Kubie było nic nie wnoszącym aktem pro-pagandowym. Mimo setek miliardów do-larów wpompowanych w skorumpowaną gospodarkę w ramach tak zwanych pla-nów stymulacyjnych, jedynym efektem był stały, progresywny wzrost bezrobocia oraz spadek wzrostu gospodarczego i no-towań dolara.

Tymczasem podczas niedawnego, spe-cjalnego wydania świątecznego progra-mu prowadzonego przez Oprah Winfrey dla telewizji ABC prezydent wystawił sobie ocenę B+ (4+) za pierwsze 11 miesięcy sprawowanych rządów. Trze-ba przyznać, że pana prezydenta Obamę charakteryzuje niesamowita skromność! Kiedy podniecona i pełna zachwytu Oprah Winfrey spytała prezydenta, dla-czego nie wystawił sobie wyższej noty, Obama odpowiedział, że „jego rząd wciąż pracuje nad odpowiedzią na naj-większe wyzwania od czasu tych, jakie stanęły przed Franklinem Delano Ro-oseveltem”. Chyba wszystkie konie, psy i koty śmiały się z tego komentarza w wigilijną noc. W charakterystyczny dla siebie sposób Obama wysoko ocenił pra-cę swego rządu i jeszcze przyznał sobie zasługi w ustabilizowaniu gospodarki, sprawną organizację planu wyjścia Ame-rykanów z Iraku oraz naprawę wizerunku Stanów Zjednoczonych w oczach świata. Na końcu samochwalnej oracji dodał, że jego zdaniem to tylko część zadań, które udało mu się zrealizować.

Ludzie w Ameryce siedzieli przed tele-wizorami i przecierali oczy ze zdumienia.

Duch Obecnych Świąt Bożego Narodzenia

Jaki obraz ukazałby w tym roku Ba-rackowi Obamie Duch Obecnych Świąt Bożego Narodzenia? Rok temu Barack Husajn Obama tryskał humorem i sa-mozadowoleniem. Poparcie dla Obamy przed inauguracją wynosiło 70 procent. Na koniec grudnia 2009 roku poparcie dla Obamy kształtuje się na poziomie 45% „za” i 43% „przeciw”. W tych bada-niach nie chodzi o popularność jakiegoś konkretnego projektu, lecz o wyrażenie prostej sympatii i aprobaty dla prezyden-ta i kierowanego przez niego rządu. Spa-dek popularności o 25% w pierwszym roku rządów oznacza w praktyce, że przy tej skuteczności działań Obama nie ma najmniejszej szansy na reelekcję w 2012 roku. I to jest w zasadzie znakomita wia-domość dla całego świata. Jeszcze lepszą wiadomością jest fakt, że wraz ze spad-kiem notowań Obamy następuje wyraźny

wzrost notowań byłej gubernator Alaski – Sary Palin.

8 grudnia 2009 roku „Los Angeles Ti-mes” podał informację, że poparcie dla Sary Palin jako polityka i ewentualne-go kandydata Partii Republikańskiej na prezydenta wzrosło do 47%. Nikt już nie zamierza rzucać w nią zgniłymi po-midorami, wyzywając od niedouczonej mamuśki. Palin ma jasno określone, kon-serwatywne społecznie poglądy na świat i liberalne na gospodarkę. Wzrost jej popularności jest projekcją bankructwa afrykańskiego socjalizmu Obamy, który doprowadził na koniec 2009 roku do po-nad 10-procentowego bezrobocia.

Oliwy do ognia w nastrojach antyoba-mowskich dolewają dwa projekty legisla-cyjne, które mogą całkowicie odmienić amerykański rynek pracy.

Pierwszy to projekt ustawy zdrowotnej, która rodzi się w nadzwyczajnych bólach i wymaga nie lada przekupstwa politycz-nego establishmentu na Kapitolu.

Senatorowie wiedzą, że Obamie zależy na jak najszybszym wprowadzeniu refor-my zdrowotnej w USA, ponieważ będzie to jedyny element kampanii wyborczej, który uda się przynamniej połowicznie zrealizować. Niektórzy wykorzystują ten fakt do zbicia jak największego kapitału politycznego i fi nansowego. Przykładem może być demokratyczny senator Ben Nelson z Nebraski, który swoje popar-

cie dla ustawy uzależnił od zapewnienia ze stro-ny rządu federalnego, że wszystkie ponadnorma-tywne wydatki funduszu Medicaid dla stanu Ne-braska zostaną pokryte z kasy państwowej. Nawet taki kryptosocjalista jak senator Bernie Sanders ze stanu Vermont musiał do-stać odpowiednią „zachę-tę”, żeby zagłosować za kontrowersyjną reformą Obamy.

Ale reforma ochrony zdrowia nie jest jedyną niedźwiedzią przysługą wyświadczoną Ameryka-nom na koniec tego roku. Coraz większą dyskusję wywołuje projekt usta-wy reformy imigracyjnej zgłoszonej przez demo-kratycznego kongresmena Luisa Gutierreza z Illino-is. Zaproponowana przez kolegę Obamy ze stanu Illinois reforma polityki

imigracyjnej nie zadawala ani imigrantów, ani Amerykanów. Z jednej strony obiecu-je się legalizację pobytu osobom, które fi zycznie przebywają w grudniu tego roku w Stanach, z drugiej strony ta legalizacja jest kadłubowa i nie ma nic wspólnego z prawdziwą i konieczną amnestią dla 11 milionów ciężko pracujących ludzi, któ-rzy często od dziesięcioleci mieszkają nielegalnie w USA.

W oczach zdecydowanej większości obywateli amerykańskich wydanie po-zwolenia na pracę ponad 11 milionom lu-dzi (nikt do końca nie wie, ile osób prze-bywa w USA nielegalnie) może oznaczać katastrofalne pogłębienie i tak bardzo wy-sokiego już bezrobocia.

Duch Przyszłych Świąt Bożego Narodzenia

A co ukazałby Obamie duch Bożego Na-rodzenia, które dopiero nadejdzie? Miej-my nadzieję, że Barack Obama ujrzałby swoje ostatnie Boże Narodzenie w Białym Domu w 2012 roku. Jednak do radosnej daty końca prezydentury tego człowieka zostały jeszcze trzy lata, w czasie których może wydarzyć się dużo niedobrego.

Jestem przekonany, że dwie wspomnia-ne reformy społeczne: służby zdrowia i polityki imigracyjnej zakończą się osta-tecznie klęską i bankructwem. Obama w miarę upływu lat będzie zbliżał się do wizerunku i postawy doktora Roberta Ga-

CO UKAZAŁYBY OBAMIE duchy z powieści Dickensa?

Page 29: NCZAS_01-02_2010

XXIXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATbriela Mugabe, który zamienił mlekiem i miodem płynąca Rodezję w krainę nędzy, głodu i katastrofalnego bezhołowia nazy-waną Zimbabwe.

Niech nikogo nie zwodzi niewinny uśmiech Obamy. To człowiek bezwzględny przy realizacji swojej socjalistycznej uto-pii. Znamienna była w tym roku jego wy-powiedź na temat blogów internetowych. Według prezydenta Stanów Zjednoczo-nych, decentralizacja mediów prowadzić może do zakłamania faktów i manipulacji. Blogi internetowe są według Obamy nie-potrzebne i zagrażają korporacyjnej prasie (czytaj: reżimowej propagandzie). Dlatego w okresie kryzysu (czytaj: na stałe) rząd USA planuje wprowadzenie ulg podatko-wych dla prasy drukowanej (czytaj: me-diów lewicowych, poprawnych politycznie i popierających „jedynie słuszną linię dro-giego przywódcy”) kosztem – jak można się domyślać – opodatkowania prowadze-nia blogów internetowych.

Epilog z Iranem w tleHasłem kampanii wyborczej Obamy

było słowo „zmiana” i naiwny ten, kto wierzył, że to tylko slogan!

Co jeszcze pokazałby prezydentowi Duch Przyszłych Świąt Bożego Narodze-nia? Kilka dni temu brytyjski dziennik „The Times” doniósł, że w Iranie ukrywa się najbliższa rodzina Osamy bin Ladena. Natychmiast nasuwa się proste i może nieco naiwne pytanie: co robi sunnicka rodzina znanego terrorysty wahabickiego w szyickim Iranie? Tego już „The Times” nie podał. Wiadomo tylko, że żona i dzie-ci najbardziej poszukiwanego terrorysty świata żyją w pilnie strzeżonej kryjówce niedaleko Teheranu i nie mają kontaktu ze światem zewnętrznym.

Znamienne, że właśnie teraz i właśnie w Iranie brytyjscy dziennikarze odnaleźli rodzinę Osamy bin Ladena. W jaki sposób udało im się przechytrzyć służbę bezpie-czeństwa Republiki Islamskiej, pozostaje tajemnicą. Dla opinii publicznej świata wniosek z tego faktu ma być prosty i zro-zumiał: Iran jest powiązany z Al-Qaidą! Czy to wystarczający powód do wojny, której skutki pokazałby duch w noc wigi-lijną prezydentowi Obamie?

Na koniec tej opowieści wigilijnej Oba-my nie ma żadnej puenty. Obama nie bę-dzie drugim Scrooge’em – nawróconym grzesznikiem, który doznał iluminacji.

Każdy rok jego prezydentury będzie przynosił coraz większe rozczarowania i spadek popularności. Pozostały jeszcze trzy lata jego rządów. Oby nie było to o trzy lata za dużo.

PAWEŁ ŁEPKOWSKI

Cóż miał w ofercie polski szyfrant, co tak zaciekawiło skośnookich agentów? Chińczyków, ow-szem, mogły interesować depe-

sze polskiego wywiadu wojskowego, ale jak dowodzi „Dziennik Gazeta Prawna”, baczniejszą uwagę zwrócili na jego zna-jomość metod komunikowania się państw NATO oraz wiedzę o tzw. nielegałach, to jest agentach wysyłanych w świat bez dy-plomatycznego statusu.

Zaginięcie Zielonki ujawniono w maju 2008 roku. Ale przepadł jeszcze wcze-śniej. Chorąży wyszedł z domu w pierw-szy dzień Świąt Wielkanocnych. Kilka dni później jego zaginięcie zgłosiła policji jego żona. Jak donosiła prasa, przełożeni szyfranta przez dwa tygodnie nie wiedzie-li o zaginięciu człowieka, który dyspono-wał tak niebezpieczną wiedzą. Początko-wo służby wywiadowcze bagatelizowały sprawę. Przekonywały, że prawdopodob-nie popełnił on samobójstwo. Podobno mocno pogmatwało się mu życie osobiste i popadł w depresję. Potem zagadkę tego zniknięcia starano się wyjaśnić, utrzymu-jąc, że pewnie miał wypadek. Wreszcie za najbardziej prawdopodobny wariant przyjęto, że został wywieziony za grani-cę przez obce służby. Niemal do ostatnich dni nie wierzono w jego zdradę.

Trop chińskiTropy wiodące chorążego Zielonkę na

Daleki Wschód pojawiły się stosunkowo późno, ale są dzisiaj najpoważniejszą spe-kulacją tłumaczącą jego przepadnięcie. Zwłaszcza że zakłada się jego długoletnią współpracę z Chińczykami. Służba Wy-wiadu Wojskowego konsekwentnie odma-wia wszelkich komentarzy, a prokuratura wojskowa zasłania się dobrem przedłużo-nego o kolejne miesiące śledztwa.

Chiński wywiad nie jest specjalnie do-ceniany przez fachowców. W rankingach tajnych służb znajduje się on zawsze w

cieniu innych agencji wywiadowczych. Za profesjonalizm, motywację współpracow-ników i gotowość do poświęceń zawsze najwyżej stawiano izraelski Mosad. Dru-gie miejsce w tym rankingu – ze względu na nieograniczone fundusze i zdolności techniczne – przyznawano amerykań-skiej CIA. Na „pudło” łapało się także sowieckie KGB (obecna Służba Wywia-du Federacji Rosyjskiej). Doceniano jego bezwzględność i sukcesy w werbowaniu współpracowników. A przed Chińczykami stawiano jeszcze byłe NRD-owskie HVA, brytyjskie MI5 i MI6, wywiad francuski, zachodnioniemieckie BND, a nawet służ-by włoskie. Nie ma się więc co dziwić, że o agentach Mosadu, CIA czy KGB nakrę-cono kilometry taśmy fi lmowej i spisano miliony stron książek, a o agentach Gu-oanbu panuje kompletna cisza.

Tymczasem chiński wywiad jest niemal tak stary jak cała chińska cywilizacja. Dziś penetruje właściwie każdy kraj na świecie. Bezustannie poluje na informacje doty-czące nowoczesnych technologii, polityki i wojskowości. Ma z oczywistych powo-dów nieograniczone możliwości kadrowe, a przy obecnym boomie gospodarczym także fi nansowe. I odniósł szereg spektaku-larnych sukcesów. Przez cztery dekady w amerykańskiej Służbie Informacji o Zagra-nicznych Programach Radiowych i Telewi-zyjnych (agenda CIA) działał tłumacz Lar-ry Wu-Tai Chin. W 2003 roku aresztowano Katrinę Leung, pracownicę FBI zajmującą się swego czasu m.in. gromadzeniem fun-duszy dla Partii Republikańskiej. Do 2008 roku działał w koncernie Boeinga Chung Dongfan, który przekazał do Pekinu tajne materiały dotyczące promów kosmicznych oraz rakiet wynoszących satelity na orbitę okołoziemską. Agent Chi Mak zdobył twar-de dyski, na których były dane o cichych napędach do łodzi podwodnych. Tysiące zaś innych szpiegów codziennie zdobywa dane o nowych technologiach w przemy-

Tuż przed świętami niektóre polskie media zasugerowały, że zaginiony parę miesięcy temu szyfrant, chorąży Stefan Zielonka, zdradził ojczyznę i od lat kolaborował z chińskim wywiadem.

POLSKA-CHINY

Monsieur Butterfl y

OLGIERD DOMINO

Page 30: NCZAS_01-02_2010

XXX NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATśle, elektronice, komunikacji. Można śmia-ło przyznać, że to oni są motorem napędza-jącym rozwój chińskiej gospodarki.

IdyllaZ metodami działania chińskiego wy-

wiadu jest też związana najdziwaczniejsza love story, o której kiedykolwiek słysza-no. To historia francuskiego dyplomaty, który oszalał z miłości do przepięknej ko-biety, śpiewaczki chińskiej opery, i był na-wet przekonany, że mają razem dziecko. Potem, po blisko 20 latach szczęśliwego związku, doznał wstrząsu, jak-by kt oś zdzielił go obu-chem siekiery. „Kobieta”, którą kochał, w rzeczywistości była mężczyzną. I na dodatek szpiegiem, który cały czas wy-ciągał od Francuza państwowe tajemnice.

Połowa lat 60. ubiegłego wieku. Bernard Boursicot jest jeszcze żółtodziobem, ale nie-spodziewanie trafi ła mu się znakomita posada. W Pekinie właśnie wznawia działalność ambasada francuska. Jest to pierwsza placówka dyploma-tyczna państw zachodnich w Chinach od czasów wojny koreańskiej. Pewnego dnia 20-letni Boursicot napotyka w recepcji przepiękną gwiazdę opery pekińskiej, Shi Pei Pu. Chociaż kobieta nosi się z mę-ska, zaintrygowała młodego dyplomatę. Ale cóż się dziwić. Bernard jest Francuzem, ale o ars amandi nie ma zielonego pojęcia. Jak skrzętnie zapisy-wał w swym intymnym dzien-niczku, jego doświadczenia seksualne sprowadzały się do-tychczas wyłącznie do związ-ków z kolegami ze szkolnego internatu. Desperacko pragnął spotkać kobietę i zakochać się w niej na zabój. Uroków nocnego paryskie-go życia nawet nie liznął, bo nadarzyła mu się wyprawa do dalekiego Pekinu. I tam zaraz po przyjeździe fi glarnie uśmiechnę-ła się do niego atrakcyjna Chinka.

Przez parę tygodni Boursicot chodził otumaniony. Wreszcie tuż przed Bożym Narodzeniem 1964 roku, spotkał Shi po-nownie. Na okolicznościowym przyjęciu w ambasadzie. Okazało się, że ona nie tyl-ko śpiewa w pekińskiej operze, ale także uczy francuskich dyplomatów podstaw ję-zyka chińskiego. Jak zwykle ubrana była po męsku, ale przy lampce szampana wy-jaśniła Francuzowi, że musi się tak ubierać

z powodu woli surowego ojca, który chciał mieć syna, a tymczasem urodziła mu się córka. Niech przynajmniej ta odzieżowa mistyfi kacja sprawi, że pragnienia starego Chińczyka zostaną spełnione.

Wzruszony Francuzik całkowicie uwie-rzył w tę historyjkę. Zadurzył się po uszy. A kusicielka Shi Pei Pu użyła wszelkich sztuczek, by całkowicie owinąć go wokół palca. To nic, że do stosunków seksual-nych dochodzi bardzo rzadko, zawsze w pośpiechu i w kompletnych ciemnościach. Boursicot tłumaczy to sobie wielką nie-

śmiałością swej partnerki oraz „zacofa-niem” chińskiego wychowania.

Idylla kochanków trwała parę miesięcy. Ale gdzieś w połowie 1965 roku Shi zako-munikowała Bernardowi, że jest w ciąży. Znikła na długi czas, a gdy przyszła od-powiednia dla kobiet pora, pokazała ko-chankowi uroczego bobasa. Chłopczyka nazwała Shi Du Du, choć Bernard i jego rodzina woleli zwać go z europejska Ber-trandem. Naiwni nie wiedzieli, że malca kupiono od lekarza-położnika gdzieś w prowincji Sinkiang.

Tymczasem wydaje się, że pełnia szczę-ścia Bernarda nie ma granic. Posiadł wy-

strzałową kobietę, której zazdroszczą mu koledzy z ambasady, spłodził syna, a na dodatek awansował. Teraz zaczął pra-cować w sekcji zajmującej się nie tylko Chinami, ale cała Azją Południowo-Wschodnią. Jest cały czas w rozjazdach – a to do Sajgonu, to znów do Ułan Bator, Hanoi czy Seulu.

PropozycjaWraz z rewolucją kulturalną nadciągnę-

ły jednak czarne chmury. Rzekomo do-piero wtedy związkiem Francuza i Chin-ki zaczął interesować się chiński wywiad. I parę skutecznie odseparowano. Bo-ursicot umierał z tęsknoty i rozpaczy. I wówczas zjawił się znikąd niejaki Kang Sheng – człowiek chińskich tajnych służb. Zaoferował przysługę za przysłu-gę. Umożliwi miłosne schadzki, a w za-mian Francuz od czasu do czasu wyniesie z ambasady jakiś „papierek”. Postraszył przy tym europejskiego naiwniaczka, że życie Shi Pei Pu jest w niebezpieczeń-stwie.

Propozycja Shenga była z tych „nie do odrzucenia”, ale otwarcie trzeba przy-znać, że Bernard nie wahał się zbyt długo. Poszedł na współpracę. W latach 1969-1972 wyniósł z francuskiej ambasady w Pekinie, a później, od 1977 do 1979 roku, z palcówki w Ułan Bator przeszło pół ty-siąca tajnych dokumentów dyplomatycz-nych. W zamian mógł się sporadycznie widywać z kochanką i ich wspólnym syn-kiem.

W 1979 roku Boursicot powrócił do Francji. Trzy lata później udało mu się ściągnąć do Paryża Shi Pei Pu oraz syn-ka. Ale pobyt pod jednym dachem dy-plomaty i obywatelki komunistycznych Chin od razu zwrócił uwagę francuskiego kontrwywiadu. A że w Service de Docu-mentation Extérieure et de Contre-espion-nage (SDECE) nie pracują sami idioci, parę kochanków szybko aresztowano. Jeszcze w policyjnym areszcie Boursicot był święcie przekonany, że Shi Pei Pu jest kobietą, kiedy jednak przedstawiono mu zeznania „kobiety”, w jaki sposób ukry-wała swe męskie genitalia, by wywieść go w pole, załamał się kompletnie. Poderżnął sobie nawet gardło, ale cudem go odrato-wano. Za szpiegostwo na rzecz Chin pa-rze wlepiono po sześć lat więzienia. Nie posiedzieli jednak zbyt długo, bo w 1986 roku prezydent Franciszek Mitterrand uła-skawił ich w celu „polepszenia stosunków między obu państwami”. Bernard Bour-sicot dożywa swoich dni w domu opie-ki. Jego partner(ka) Shi Pei Pu zmarła w ostatni dzień czerwca 2009 roku.

OLGIERD DOMINO

CHIŃSKI WYWIAD JEST NIEMAL TAK STARY JAK CAŁA CHIŃSKA CYWILIZACJA. DZIŚ PENETRUJE WŁAŚCIWIE KAŻDY KRAJ NA ŚWIECIE. BEZUSTANNIE POLUJE NA INFORMACJE DOTYCZĄCE NOWOCZESNYCH TECHNOLOGII, POLITYKI I WOJSKOWOŚCI. MA Z OCZYWISTYCH POWODÓW NIEOGRANICZONE MOŻLIWOŚCI KADROWE, A PRZY OBECNYM BOOMIE GOSPODARCZYM TAKŻE FINANSOWE.

Page 31: NCZAS_01-02_2010

XXXINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

Uważany jest on za inspiratora reform gospodarczych, jakie przeprowadzono po rozpadzie Związku Sowieckiego. Ich

charakter, zakres, a zwłaszcza sposób przeprowadzenia przysporzyły Gajda-rowi wielu krytyków – zarówno z lewa, skąd zarzucano mu rzekome zmarnotra-wienie niewykorzystanego potencjału gospodarki sowieckiej, jak i z prawa, gdzie na przykład negatywnie przyjęto uwolnienie cen w warunkach gospodar-ki zmonopolizowanej. Co mówił o nim lud, który potracił oszczędności ciułane w bolszewickich bankach, lepiej nie po-wtarzać. O wiele więcej psów wieszano jednak na Gajdarze niż, powiedzmy, na Balcerowiczu.

Timur i jego drużynaGajdar był wnukiem dwóch znaczą-

cych pisarzy sowieckich: Pawła Bażowa i Arkadego Gajdara, autora kultowej w ZSRS powieści mło-dzieżowej „Timur i jego drużyna”. Rów-nież ojciec Jegora, ad-mirał, chętnie chwytał za pióro, a jego drugą żoną była córka Ar-kadego Strugackiego, znanego autora utwo-rów science-fiction. Zapewne to rodzinne uwikłanie w literaturę, w tym fantastyczną, sprawiło, że Galfryd Sachs, swego czasu doradca rosyjskiego premiera, zauważył po latach „kolosalną przepaść pomiędzy re-toryką reformatorów a ich rzeczywistymi działaniami”.

Jegor Gajdar prze-szedł frapującą ewolucję od członka partii bolszewickiej, poprzez ugrupo-wania, w nazwach których wyróżniał się przymiotnik „demokratyczny”, aż po Sojusz Sił Prawicy. Słynny dysy-dent Włodzimierz Bukowski szczerze dziwił się: „Jakim sposobem Gajdar, który całe życie przesiedział w redak-

Ojegorzyli, ogajdarzyli – takie powiedzenie weszło do języka rosyjskiego jakieś 15 lat temu. Znaczy ono tyle, co „oskubali do cna”, a ukute zostało od imienia i nazwiska Jegora Gajdara – ekonomisty, który przez sześć miesięcy w 1992 roku stał na czele rządu Federa-cji Rosyjskiej, a kilkakrotnie zajmował stanowisko wice-premiera.

cji pisma »Kommunist« albo w dziale ekonomicznym gazety »Prawda«, na-gle zrobił się znawcą wolnego rynku i demokratą? Wierzę, że czytał on jakieś książki o wolnym rynku (w tajemnicy przed swoimi zwierzchnikami), ale ni-gdy nie żył w kraju o gospodarce ryn-kowej. Stąd jego pomysły dziwacznych reform, prywatyzacji, która przerodziła się w zwykłe oszukaństwo. W rezulta-cie tacy jak on »demokraci« w ciągu dwóch lat zdyskredytowali to, o co my walczyliśmy przez lat trzydzieści”. Z kolei Włodzimierz Żyrynowski otwar-cie utrzymywał, że CIA dała Gajdarowi 50 milionów dolarów, aby przeprowa-dził prywatyzację i zniszczył gospodar-kę. Michał Chodorkowski w napisanej w więzieniu książce zauważa: „Nie sądzę, aby Gajdar i jego stronnicy zamierzali oszukać Rosję. Byli oni (...) szczerze przekonani o historycznej słuszności liberalizmu, o konieczności przeprowa-dzenia »liberalnej rewolucji« w zmęczo-nym kraju, który praktycznie nie zaznał dotąd wolności. Ale do tej rewolucji liberałowie, którzy nieoczekiwanie uzy-skali władzę, podeszli powierzchownie, wręcz lekkomyślnie”.

Przeciwnik PutinaNie brak jednak również stronników

rosyjskiego reformatora, wśród których wyróżnia się Anatol Czubajs, którego zdaniem z Gajdarem „tylko niewielu w świecie mogło równać się siłą intelek-tu, a także rozumieniem przeszłości, teraźniejszości i przyszłości”. Zwolen-nicy premiera z epoki Jelcyna twierdzą, że uchronił on Rosję przed rozpadem i wojną domową.

Jegor Gajdar był zaciekłym przeciwni-kiem Włodzimierza Putina. Przed trzema laty, kiedy przebywał w Irlandii, promu-jąc swoją nową książkę krytykującą poli-tykę Kremla, trafi ł do kliniki w Dublinie z objawami ciężkiego zatrucia. Niektó-rzy powiązali ten wypadek z zastrzele-niem dziennikarki Anny Politkowskiej i otruciem Aleksandra Litwinienki. Gajdar zmarł 16 grudnia 2009 roku, w 53. roku życia, w swoim moskiewskim mieszka-niu. Jako przyczynę jego śmierci podano obrzęk płuc, który został wywołany ata-kiem serca.

ROSJA

Komunista-wolnorynkowiec

WOJCIECH GRZELAK

JEGOR GAJDAR przeszedł frapującą ewolucję

Page 32: NCZAS_01-02_2010

XXXII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

Globalny szczebel biurokracji stanowiący o tym, ile ton ce-mentu może wyprodukować Polska. Dodatkowe podatki

dla rodzin wielodzietnych jako „prze-stępców klimatycznych”. Abor-cja i eutanazja jako narzędzie gwarantujące wzrost globalnej temperatury „nie więcej niż o 2 stopnie Celsjusza”. Indywi-dualne tachometry do samocho-dów osobowych ograniczające maksymalny ruch kołowy do 500 km miesięcznie. Biurokraci uznali, że na wprowadzenie zie-lonego totalitaryzmu jest jeszcze zbyt wcześnie.

To, co „spektakularnym fi a-skiem” nazywają ekofanatycy po konferencji klimatycznej w Ko-penhadze, jest dla posługującego się rozumem człowieka, zwy-cięstwem zdrowego rozsądku. W zasadzie coroczna konferencja COP15 mogłaby się nie odbyć. Po raz kolejny

zmarnowano miliony euro na popraw-nie polityczne bicie piany, o milio-

nach ton wyemitowanego CO2 nie wspominając.

Afera e-mailowaNie podpisano żadnego wią-

żącego dokumentu. Kraje bo-gate tanim kosztem wykupiły się od pomocy humanitarnej na

rzecz państw słabo rozwiniętych. Czym jest bowiem zobowiązanie

do redukcji emisji gazów cieplarnia-nych, skoro mało kto przestrzega usta-lenia Protokołu z Kioto? Czym jest wy-asygnowane pomocowe 30 mld dolarów do 2012, skoro uzależnione od pomocy

międzynarodowej reżimy domagały się kwoty 100 mld rocznie?

W kwestii formalnej nie zmieniło się dokładnie nic. Jednakże zaszły widoczne zmiany, jeśli chodzi o postrzeganie tzw. problemu zmian kli-matu. Niewątpliwie przyczyniła się do tego tzw. afera e-mailowa, nie będąca żadnym atakiem hackerów czy działa-niem rosyjskich służb specjalnych, jak sugerowali podejrzani, lecz zwykłym

Szczyt w Kopenhadze za-kończył się sukcesem. Realizacja wizji zielonego piekła: globalnego rządu, nakazowo-rozdzielczego systemu decydującego, kto, co, ile i gdzie może produ-kować, została odłożona w czasie.

odruchem uczciwości któregoś z na-ukowców.

Przy okazji wyszło na jaw, w jaki spo-sób „naukowcy” z głównego nurtu badań nad klimatem zmieniają się z uczonych w polityków i chcą światu narzucić swoją wizję przyszłości. Naukowcy z Rosji za-uważyli, że przesyłane do Wielkiej Bryta-nii wartości różnią się od wykazywanych przez pomiary. Okazało się bowiem, że ich koledzy z Hadley Research Unit do-bierali tylko te dane, które im odpowia-dały, np. wyższe temperatury z okolic wielkomiejskich. Wcześniej Brytyjska

Organizacja Meteorologiczna zapowie-działa weryfi kację pomiarów temperatur z ostatnich trzech lat, co nie skończy się prędzej niż w 2012 roku. Do tego czasu nie należy się więc spodziewać żadnego globalnego porozumienia w kwestii walki z tzw. ociepleniem klimatu.

Ekofanatycy w tym roku przekroczyli już wszelkie granice śmieszności. Pseudoeko-lodzy z nosami dłuższymi niż Pinokio z wy-piekami na policzkach mętnie tłumaczyli, że mimo iż pomiary wykazują w zasadzie brak globalnego ocieplenia, a naukowcy fałszowali pomiary temperatur, właściwie nie było to fałszerstwo, a globalne ocie-plenie i tak nam zagraża. Szczyt kompro-mitacji pobił jak zwykle król cieplarnianej hipokryzji, Al Gore, który powołując się na dane polskiego badacza, próbował dowieść na forum, że jeśli zaraz porozumienie kli-matyczne nie zostanie zawarte, to w 2012 roku roztopią się wszystkie lodowce i oce-any zaleją Himalaje.

Spektakularne fi askoNaturalnie wszyscy się bardzo przestra-

szyli, a najbardziej „aktywiści” z wio-dących organizacji typu Zielony Pokój, którzy natychmiast sięgnęli po kamienie. Paląc samochody i rozbijając witryny sklepów, próbowali powstrzymać ocie-

GLOBALNE OCIEPLENIE

Zielone piekło

TOMASZ TELUK

się rozumem człocięstwem zdroweW zasadzie coroczmogłaby się nie o

zmarnowano mnie polityczn

nach ton nie wspo

Afera Nie po

żącego gate tansię od po

rzecz pańsCzym jest

do redukcji emnych, skoro małolenia Protokołu z asygnowane pomodo 2012, skoro uz

międzydomagrocznie

W kzmieniło się dokzaszły widoczne z

EKOFANATYCY w tym roku przekroczyli już wszelkie granice śmieszności

Page 33: NCZAS_01-02_2010

XXXIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATplenie klimatu. Najbardziej wnikliwi su-gerowali, że planetę może uratować tylko ponowna lektura dzieł Karola Marksa, wprowadzenie dyktatury chłopów i robot-ników oraz wskrzeszenie Mao Tse Tunga i Che Guevary.

„Spektakularne fi asko” jest naturalnie „pierwszym i ważnym krokiem”, a więc „wspaniałym sukcesem” wszystkich przy-byłych na dwutygodniową konferencję w Kopenhadze. Największym sukcesem jest oczywiście przyjęta deklaracja, która przewiduje podjęcie wszystkich możli-wych działań, „aby średnia temperatura na Ziemi nie wzrosła o więcej niż 2 stopnie” w porównaniu z epoką preindustrialną.

Doszło więc do tego, że politycy, którzy posiedli unikalną moc przewidywania i modyfi kacji praw rynku (patrz: kryzys fi nansowy), wznieśli się już na wyższy poziom i obecnie są w stanie zmieniać prawa fi zyki. Po uregulowaniu tempera-tur prawdopodobnym kolejnym krokiem będą dekrety wprowadzające ujednolice-nie ciśnienia atmosferycznego, poziomu opadów, a nawet wysokości fal przybrzeż-nych, bo i te zaczęły sprawiać ostatnio sporo kłopotów.

W przyszłości państwom będzie przy-znawany nie tylko limit na emisję dwu-tlenku węgla, ale także limity na ilość do-puszczalnych trzęsień ziemi i wyładowań atmosferycznych, które, jak wiadomo, są coraz częstszą przyczyną nerwic, co nad-miernie obciąża i tak nadwyrężone już bu-dżety opieki zdrowotnej.

Jednym z głównych winowajców obec-nego braku porozumienia jest oczywiście Polska. Ten zaściankowy i antysemicki kraj, gdzie wszędobylskie krzyże perma-nentnie łamią podstawowe prawa człowie-ka, zasługuje na potępienie i międzynaro-dowy ostracyzm. Nieprzypadkowe jest też sprofanowanie obozu zagłady w Oświęci-miu (jak zauważyła policja – miejsca kul-tu religijnego) w przeddzień podpisania porozumienia klimatycznego.

Wyjaśnił to szef delegacji Sudanu, Lu-mumba Stanislas Di-Aping, przewod-niczący tzw. Grupy 77, skupiającej 130 państw rozwijających się. Lumumba Sta-nislas Di-Aping celnie zauważył, że ko-penhaskie ustalenia to holokaust, bowiem w wyniku porozumienia wielu Afrykanów czeka pewna śmierć.

Tak więc Polska po raz kolejny zapraco-wała na swój kiepski wizerunek za grani-cą. Nie dość, że rozpętała II wojnę świa-tową i wypędziła Niemców z ich domów, to jeszcze w wyniku wyuzdanej konsump-cji wody skazuje na śmierć z pragnienia mieszkańców Sudanu. Jak katolicy, to mordercy – i wszystko jasne.

Spędzano za to więcej czasu w domach. Zanotowano większą niż zazwyczaj sprzedaż świą-tecznych choinek i ozdób, a

także telewizorów plazmowych. A kil-ku niemieckich biskupów katolickich i ewangelickich napiętnowało w świątecz-nych kazaniach „stawianie ludziom coraz wyższych wymagań i zmuszanie ich do nadmiernego wysiłku”.

Przewodniczący katolickiego Episkopa-tu Niemiec, arcybiskup Robert Zollitsch, krytykował w kazaniu wygłoszonym we Fryburgu fakt, że nadmierne wymaga-nia edukacyjne stawia się już dzieciom. Wg jego opinii, wywiera się na nie zbyt dużą presję, aby dostały się do lepszych szkół. „Już najmłodsze dzieci widzą, że bez odpowiednich stopni nie otworzą się przed nimi pomyślne perspektywy w życiu i będą należeć do przegranych. A w życiu zawodowym ludzie znajdują się pod coraz większą presją, wymaga się od nich nad-ludzkich wysiłków i wysokich zarobków... Ale my, ludzie, nie jesteśmy śrubkami w maszynach... W życiu ważniejsze są relacje z Bogiem i innymi ludźmi, wzajemne kon-takty i wsparcie. Boże Narodzenie przypo-mina o tym, że miłość jest bezwarunkowa i nie zależy od tego, czym się ktoś wykazał” – mówił w homilii arcybiskup Fryburga. I krytykował społeczeństwo, które wciąż goni za sukcesem i karierą.

Pani biskup Margot Käßmann, od dwóch miesięcy przewodnicząca Rady Kościoła Ewangelickiego, przypomniała natomiast w kazaniu w Hanowerze o niedawnym dramatycznym samobójstwie bramkarza futbolowej reprezentacji RFN – Roberta Enkego: „Niedobrze się dzieje, gdy wszę-

dzie panuje atmosfera bezwzględności i od wszystkich wymaga się wciąż, żeby byli silni – bo to jest nieludzkie”. Słowa kry-tyki skierowała też pod adresem uczestni-ków „klimatycznej” konferencji ONZ w Kopenhadze: „Ta konferencja zakończyła się fi askiem, ponieważ zabrakło odwagi, a górę wziął egoizm. A jedynie wspólne działanie może uratować naszą planetę dla przyszłych pokoleń”. Käßmann wezwała też, aby w konfl ikcie afgańskim szukać rozwiązań „bardziej kreatywnych”. Oznaj-miła więc twórczo: „Za pomocą broni nie przywróci się pokoju w Afganistanie (...). Istnieją jeszcze inne formy rozwiązywa-nia konfl iktów”. I przypomniała: Przed 20 laty też się podśmiewano z modlitw i zapalonych świec w [kościołach ewange-lickich] NRD („Deutsche Welle”).

P. Käßmann oznajmiła również: „Nie możemy tolerować prześladowania chrze-ścijan w świecie – zwłaszcza w Korei Pół-nocnej, Chinach, Wietnamie, Indonezji, Iraku i Arabii Saudyjskiej. I zapowiedzia-ła, że 28 lutego zamierza zorganizować w całych Niemczech Dzień Prześlado-wanych Chrześcijan. Nadszedł już czas, aby upomnieć się o prawa chrześcijan – prześladowanych, mordowanych i po-zbawianych podstawowych praw w wielu krajach. Chrześcijanie są dziś najbardziej prześladowaną wspólnotą religijną świata – przypomniała Käßmann.

Akcje charytatywneOkazuje się też, że mimo „kryzysu”

Niemcy nadal chętnie pomagają innym i angażują się licznie w różne akcje charyta-tywne. Prezes Niemieckiego Czerwonego Krzyża (DRK), Rudolf Seiters, w związku

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia upłynęły w Niem-czech w trochę innej atmosferze niż w ostatnich latach. Wedle doniesień mediów, w ostatnich dniach przed Święta-mi i w samych dniach świątecznych było mniej niż dawniej masowych zakupów, picia piwa i wielkiej konsumpcji.

WIEŚCI Z NIEMIEC – W ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA

Więcej choinek, mniej piwa

TOMASZ MYSŁEK

Page 34: NCZAS_01-02_2010

XXXIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATz tym w Wigilię Bożego Narodzenia nie szczędził słów uznania wobec obywateli za ich szczodrość i „zaangażowanie spo-łeczne”. Na łamach gazety „Bild” stwier-dził: Kryzys nie wpłynął ujemnie na goto-wość niesienia pomocy. To zadziwiające, że tak wielu ludzi myśli o innych, choć sami muszą zaciskać pasa. Niemiecki Czerwony Krzyż nie narzeka na brak ochotników. Miliony charytatywnych wolontariuszy to „spoiwo trzymają-ce społeczeństwo” – mówił Seiters. Sam DRK ma po-nad 4 mln członków i 400 tys. wolonta-riuszy (!). A ponad 110 tys. niemieckiej młodzie-ży aktywnie zwalcza biedę wśród dzieci. Mimo tej do-brej sytuacji Seiters zabiega o wzmocnienie wolontaria-tu. I twierdzi: „Można sobie wyobrazić mniej biurokracji i np. uznanie naszego czasu pracy przez urzędy skarbowe”.

Szef DRK uważa też, że młodym lu-dziom pracującym ochotniczo w Czer-wonym Krzyżu czy innych organizacjach pomocy należałoby pomóc w uzyskaniu miejsca na uczelni czy też nawet przyznać im prawo pierwszeństwa w zatrudnieniu w sektorze publicznym. W tym roku DRK pozyskał aż 3,5 miliona dawek krwi – to 80 proc. zaopatrzenia w krew w Niem-czech. Prezes Czerwonego Krzyża stwier-dził więc z dumą: „Inne państwa byłyby szczęśliwe z tak wielkiego zaangażowa-nia obywateli w tej dziedzinie”.

Szpiedzy i terroryści też świętowali?

Tę świąteczną atmosferę zmąciło jednak, jak zwykle, kilka wydarzeń o znaczeniu politycznym. Od połowy grudnia trwa w Niemczech szeroko zakrojone śledztwo i nerwowa debata w sprawie tragicznych skutków ostrzelania przez niemieckie woj-sko w Afganistanie cywilnych obiektów. Do dymisji podał się już w związku z tym jeden minister, a zwolnionych ze służby zostało kilku urzędników i wojskowych.

23 grudnia, na mocy decyzji sądu, zo-stała zwolniona z więzienia śledczego znana terrorystka Frakcji Czerwonej Ar-mii (RAF) – Verena Becker. Jest ona od 32 lat podejrzana o udział w zabójstwie (w 1977 r.) prokuratora generalnego RFN Siegfrieda Bubacka, jego ochronia-rza i kierowcy. 57-letnia dziś Becker po dawnej odsiadce 12 lat została ponownie aresztowana w sierpniu br. A od 32 lat milczy w kwestii konkretnych sprawców tych i innych zabójstw RAF. Skierowa-

ła jednak do sądu skargę na to śledcze uwięzienie. I ta skarga została rozpatrzo-na pozytywnie. Sąd uznał bowiem, że nie ma mocnych dowodów świadczących o tym, iż Becker brała udział w zabój-stwach. „Frankfurter Rundschau” pisał w związku z tym o miłosierdziu państwa

wobec byłej terrorystki: „Sędziowie okazali w jej przypadku tyle samo miłosierdzia, co wobec innych prze-stępców [z RAF]. Oznacza to, że ich

absurdalna »wojna« z państwem już od dawna należy do

przeszłości, zbędna jest zatem szczegól-

na surowość. Państwo prawa poradzi sobie z byłymi wro-gami za pomocą zwykłych środków”. Ten optymizm

prasy socjaldemokratycz-nej kwestionują niektórzy

komen- tatorzy konserwatywni. Przypominają, że z przeszłości i zbrodni RAF pozostało jeszcze sporo zagadek do wyjaśnienia, a konkretni sprawcy kilku zamachów, zabójstw i podpaleń do dziś nie są znani. Zaś lewackie idee terrory-stycznej walki z „imperialistyczną” RFN jeszcze całkiem nie umarły.

Z kolei Urząd Ochrony Konstytucji ostrzegł w Wigilię niemieckie przedsiębior-stwa przed wzmożoną ostatnio aktywno-ścią obcych służb szpiegowskich. Jeden z dyrektorów Urzędu, Burkard Even, powie-dział prasie, że już w roku 2009 konkret-nym zagrożeniem były szpiegowskie ataki ze strony chińskiej i rosyjskiej. I ostrzegł, iż szczególnie w czasie gospodarczego kryzysu takie szpiegostwo może pociągnąć za sobą nieobliczalne skutki dla niemiec-kich przedsiębiorstw. Wg kontrwywiadu RFN, zagrożone są zwłaszcza branże, w których Niemcy odgrywają wiodącą rolę w świecie – jak przemysł motoryzacyjny, zbrojeniowy czy telekomunikacja.

Państwo inwigilacjiTrybunał Konstytucyjny RFN rozpatru-

je pisemną skargę 35 tysięcy obywateli, którzy zakwestionowali ustawę zobowią-zującą teleoperatorów do gromadzenia wszelkich danych telekomunikacyjnych, w tym wykazów połączeń telefonicznych i e-maili. Jest to największa zbiorowa skarga sądowa w historii RFN. Wyrok Trybunału w tej sprawie spodziewany jest wiosną br.

Obowiązująca od stycznia 2008 roku ustawa nakazuje przechowywanie przez sześć miesięcy wykazów wszelkich połą-czeń telefonicznych i internetowych. Obo-wiązkowi gromadzenia danych nie podle-gają ponoć same treści rozmów, SMS-ów

i e-maili. Operatorzy mają udostępniać uzyskane informacje władzom na potrzeby różnych śledztw. Już w marcu 2008 roku Trybunał ograniczył stosowanie ustawy. Orzekł, że dane telekomunikacyjne mogą być przekazywane władzom jedynie w przypadku dochodzeń w sprawach cięż-kich przestępstw – i za zgodą sądów.

Nowa ustawa od początku budziła wiel-kie zastrzeżenia licznych niemieckich or-ganizacji broniących praw obywatelskich i instytucji odpowiedzialnych za ochronę danych osobowych. 15 grudnia autorzy skargi podkreślili, że ich wniosek dotyczy „precedensowego przypadku nie mającej granic rejestracji codziennego życia oby-wateli – niewinnych i nie stwarzających żadnego zagrożenia”. A „traktowanie całe-go społeczeństwa jak potencjalnych prze-stępców oraz prewencyjna rejestracja ich kontaktów nie jest postępowaniem god-nym demokratycznego państwa prawa”. Szefowa partii Zielonych, Claudia Roth, oświadczyła przy tej okazji, że RFN, wpro-wadzając nowe przepisy, „już zmierza w kierunku państwa inwigilacji”. W wyniku prewencyjnego gromadzenia danych każ-dy obywatel automatycznie staje się podej-rzanym – uznała Roth i większość innych autorów sądowej skargi, w tym szereg działaczy współrządzącej obecnie FDP.

Sekretarz generalny FDP Christian Lindner zapowiedział więc parlamentarną inicjatywę na rzecz zmiany tych kontro-wersyjnych przepisów. Kilku polityków przypomniało mu więc, że obowiązek gromadzenia danych telekomunika-cyjnych wynika nie tylko z życzeń ro-dzimych służb śledczych, ale również z wyraźnej dyrektywy Unii Europejskiej w tej kwestii. Z kolei wg pełnomocnika ds. ochrony danych osobowych, Petera Schaara, niektórzy operatorzy gromadzą znacznie więcej danych, niż nakazuje ustawa – po to, aby uchronić się przed wysokimi karami fi nansowymi za niedo-pełnienie ustawowych wymagań. A spe-cjaliści nadal alarmują, że na podstawie tych danych władze państwa (i UE) mogą uzyskać znaczną wiedzę na temat zawo-dowego i prywatnego życia obywateli.

Należy więc przypuszczać, że niemiecki Trybunał anuluje przynajmniej część posta-nowień niebezpiecznej teleustawy. Niestety, na podobne co w Niemczech prawne ograni-czenia inwigilacji obywateli nie zanosi się w Polsce – już od miesięcy teleinwigilowanej i podsłuchiwanej przez różne tajne służby państwa (też na podstawie dyrektyw władz UE). I niemal nikt z parlamentarzystów czy wielkich mediów naszego kraju przeciw tej inwigilacji jakoś nie protestuje.

TOMASZ MYSŁEK

ć pasa. Niemieckie narzeka na brak y charytatywnychpoiwo trzymają-

w-d

młodzie-za biedę

tej do-abiega

wobec byłej terokazali w jej pmiłosierdzia, costępców [z RAF

pje

na surowporadzi gami zśrodkó

prasy

Page 35: NCZAS_01-02_2010

XXXVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

R ada Bezpieczeństwa Fede-racji Rosyjskiej zakończyła prace nad ostateczną redak-cją nowej doktryny wojennej.

W dokumencie tym Rosja rezerwuje sobie prawo do ataku uprzedzającego i użycia broni jądrowej wobec państw, które bę-dzie podejrzewać o agresywne zamiary. Szef rosyjskiego sztabu generalnego Mi-kołaj Makarow ujawnił, że wyraźnie spre-cyzowano, w jakich przypadkach jego kraj może to uczynić. – Po pierwsze: dla obrony własnej i swoich sojuszników w

przypadku zastosowania broni jądrowej przez przeciwnika. Po drugie: w przy-padku zagrożenia istnienia Federacji Ro-syjskiej. Obowiązująca dotąd doktryna, przyjęta w 2000 roku, zakłada sięgnięcie przez Moskwę po swój arsenał jądrowy tylko w odpowiedzi na odpalenie w jej kierunku uzbrojonych w ładunki nuklear-ne rakiet przeciwnika.

Kiedy nacisnąć guzik?Według Jerzego Bałujewskiego, który

kilka lata temu odszedł ze stanowiska szefa sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych, Rosja użyje broni jądrowej wyłącznie w wypadku zagrożenia jej egzystencji. – W końcu żadne państwo posiadające oficjalnie czy nieoficjalnie broń atomową nie wyklucza użycia tego

Obie wiadomości pojawiły się w rosyjskich serwisach w takiej samej kolejności: najpierw ta o „jądrowej pię-ści”, którą właśnie „Rosja pokazała światu”, a potem zaraz ta druga, jako uzupeł-nienie poprzedniej.

ROSJA

Argument kułaka

WOJCIECH GRZELAK

oręża – powiedział Bałujewski i jako przykład wymienił Stany Zjednoczone, które mają koncepcję globalnego ude-rzenia błyskawicznego, to znaczy pre-wencyjnego użycia swojej siły bojowej włącznie z głowicami jądrowymi.

Jednakże do nowego projektu niektó-rzy eksperci odnieśli się z rezerwą. Od-ważniejsi z nich napomknęli, że pojęcie „zagrożenia agresją” jest zbyt nieokre-ślone. Niedawno minęła 70. rocznica wybuchu Wojny Zimowej – jak ogólnie wiadomo, Związek Sowiecki, którego istnienie, z powodu zagrożenia przez imperialistyczną Finlandię, zawisło wówczas na włosku, zmuszony był do dokonania ataku uprzedzającego.

– W ZSRS istniała koncepcja kontrude-rzenia jądrowego. Oznaczało to, że jeśli tylko w naszą stronę poleciały rakiety agresora, to my także natychmiast po-winniśmy odpalić nasze. To znaczy „za-grożenie” rozumiano zupełnie dosłow-nie – oświadczył generał Wiktor Jesin, członek Sztabu Generalnego Federacji Rosyjskiej, który uważa, że straszyć potencjalnych agresorów nieokreśloną formą ataku jądrowego nie ma sensu i lepiej nie zmieniać dotychczasowej doktryny obronnej Rosji.

Jak zapewniają specjaliści od broni jądrowej i wywiadu, nie jest możliwe dokładne określenie momentu, w któ-rym należy przeprowadzić uderzenie nuklearne, opierając się jedynie na po-dejrzeniu przeciwnika o niecne zamiary. Ponadto, niezależnie od tego, co zosta-nie zapisane w doktrynie, ostateczna decyzja o użyciu broni jądrowej nale-ży do prezydenta Rosji, który zgodnie z konstytucją jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. – Nie wiadomo, czy Dymitr

BORYS KUSTODIEW, „Kułaczy bój na rzece Moskwie”

Page 36: NCZAS_01-02_2010

XXXVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATMiedwiediew uzna argumenty zwolen-ników zmian naszej doktryny – zauwa-żył Jesin, choć z kolei Mikołaj Makarow zapewnia, że jest to kwestia najbliższe-go czasu.

Kułak dobry i złyPięść (po rosyjsku kułak) jest mocno

wpisana w dzieje Rosji. Dość powszech-nie za carów używano jej do pouczania podwładnych. Jako termin i symbol ochoczo została podchwycona przez bolszewików, przy czym przez dłuższy czas zachowała ona także, na przykład w Armii Czerwonej, rolę instrumentu wychowawczego. Kiedy w Sowietach li-kwidowano kułaków, czyli pracowitych chłopów, równocześnie komuniści po-zdrawiali się gestem wzniesionej pięści. Ich ideowi krewniacy znad Renu witali się, jak wszyscy wiemy, bardzo podob-nie, tyle że rozwartą dłonią, akcentując wolę walki w sposób nawiązujący bar-dziej do tradycji karate niż pięściar-stwa. Przyjmować postawy zbliżone do bokserskich lubił szczególnie sekretarz generalny partii bolszewickiej Nikita Chruszczow. Do dzisiaj emblemat pięści chętnie jest używany przez wytrwałych bojowników przeciwko faszyzmowi, którzy nigdy więcej nie życzą sobie ta-kiej konkurencji.

„Kułaczy bój” był dawną rozrywką wschodnich Słowian. Współcześnie, kiedy w Rosji (i na Ukrainie) ten rodzaj „sportu” odradza się dzięki stowarzy-szeniom miłośników, przypisywane są mu wartości wychowawcze, szczególnie patriotyczne. Wolno jednak wątpić, czy istotnie szarpanina ta, w której na Rusi zaprawiali się już mali chłopcy, podob-nie jak ich rówieśnicy na całym świecie uwielbiający mocować się, wyrabiała jakąś szczególną „gotowość do obrony ojczyzny” – tak bowiem utrzymują ba-dacze dziejów „kułaczego boju”. Twier-dzą oni nawet, że zmagania w wydaniu wschodnim górowały nad boksem an-gielskim, w którym przepis dotyczący zakazu bicia leżącego wprowadzono do-piero w połowie XVIII wieku, podczas gdy na dżentelmeńskiej Rusi był on re-spektowany od niepamiętnych czasów, a może i dużo wcześniej. Reguły walki na pięści i sposoby zadawania ciosów były ponoć ściśle określone, w rzeczywistości jednak prawdopodobnie rozgrzani bójką „zawodnicy” tłukli się, jak popadło. Po-chodzący ze wsi Rosjanie w poważniej-szym wieku opowiadali mi o walkach toczonych podczas imprez towarzyskich: gdy bez wyraźniejszych powodów nad-chodził punk krytyczny, lewa strona zsu-

niętych stołów zwierała się z prawą w bezpardonowej bijatyce, a w ruch szły nie tylko ręce, ale także wszystko, co znalazło się w ich zasięgu.

Można dopatrzyć się w „kułaczym boju” jakiejś włościańsko-plebejskiej analogii zachodnich pojedynków: tak samo jak one był zwalczany – okresowo przez państwo i konsekwentnie przez Cerkiew.

Być może elegantsze było zakłuwanie się szpadami (które, nota bene, nasi antenaci pogardliwie nazywali „francuskimi roż-nami” i woleli bigosować się karabelami i szerpentynami), na pewno za to staroru-ska walka na nagie pięści, jeśli tylko do tego się ograniczała, powodowała mniej-szy upływ najlepszej w narodzie krwi.

Moskiewska gimnastyka Rasmussena

Zwykle trzeba uderzyć pięścią w stół, aby odezwały się nożyce. Moskwa udo-wodniła, że wystarczy tylko pokazać pięść, aby uzyskać taki sam efekt. Ten drugi news podany przez rosyjskie serwi-sy łącznie z informacją o zapisie w nowej

doktrynie wojennej dotyczył pierwszej wizyty w Moskwie sekretarza generalne-go NATO Andrzeja Fogha Rasmussena. 17 grudnia wygłosił on w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Mię-dzynarodowych wykład, w trakcie któ-rego obiecał, że pakt nigdy nie napadnie na Rosję. Nie pozostawił również wątpli-wości co do morale dowództwa sojuszu, kiedy wyraził przy tym skromną nadzieję, że Rosja nie będzie napadać na NATO.

Rasmussen zaproponował zbadanie możliwości integracji systemów obrony przeciwrakietowej Rosji, europejskich członków NATO oraz Stanów Zjedno-czonych. Jego zdaniem, realizacja takie-go projektu, oparta na wspólnej ocenie zagrożeń dokonanej przez wszystkich zainteresowanych, przyczyni się wydaj-nie do wzrostu bezpieczeństwa na naszej planecie.

– Wyzwania, przed jakimi stoi dzisiejszy świat – terroryzm, ekstremizm, handel bronią – są wspólne dla NATO i Rosji – uznał Rasmussen. – Dlatego musimy ra-zem je zwalczać.

– NATO nie zabiega aktywnie o nowych członków – wyjawił gensek paktu – nie-mniej polityka otwartych drzwi pozosta-nie priorytetem dla sojuszu. Rasmussen natychmiast uspokoił swoich rosyjskich słuchaczy, dodając, że wszelkie próby rozszerzenia NATO będą uwzględniały interesy Moskwy.

Gość z zachodu oświadczył, że sojusz uzyskał już „stabilne granice”, gdy przy-stąpiły do niego państwa sąsiadujące z Rosją. Zdaniem Rasmussena, Gruzja i Ukraina, które ubiegają się o członkostwo w NATO, tymczasem nie spełniają warun-ków niezbędnych do wstąpienia do paktu, dlatego kandydatury tych państw zostały odrzucone.

Możliwe, że były duński premier, który poglądy ekonomiczne ma całkiem trzeź-we, specjalnie, jak to mówią w Rosji, listił (kadził, podlizywał się) swoim moskiew-skim gospodarzom, pragnąc nakłonić ich do większego zaangażowania się w Afga-nistanie. Z pewnością jednak nie robił tego w stylu licującym ze stanowiskiem przywódcy politycznego najpotężniejsze-go sojuszu wojskowego świata. Tym bar-dziej że niczego konkretnego nie uzyskał.

Rosja wszakże uczciła wizytę natow-skiego dygnitarza, odpalając w Wigilię z Uralu na Kamczatkę rakietowy pocisk balistyczny, zdolny do przenoszenia gło-wic jądrowych na dystansach międzykon-tynentalnych, zwany „Wojewodą”, a w klasyfi kacji Paktu Północnoatlantyckiego oznaczany jako SS-18 „Satan”.

WOJCIECH GRZELAK

PIĘŚĆ (PO ROSYJSKU KUŁAK) JEST MOCNO WPISANA W DZIEJE ROSJI. DOŚĆ POWSZECHNIE ZA CARÓW UŻYWANO JEJ DO POUCZANIA PODWŁADNYCH. JAKO TERMIN I SYMBOL OCHOCZO ZOSTAŁA PODCHWYCONA PRZEZ BOLSZEWIKÓW, PRZY CZYM PRZEZ DŁUŻSZY CZAS ZACHOWAŁA ONA TAKŻE, NA PRZYKŁAD W ARMII CZERWONEJ, ROLĘ INSTRUMENTU WYCHOWAWCZEGO.

Page 37: NCZAS_01-02_2010

XXXVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIAT

A więc tak: nazajutrz po prze-sławnej klęsce poniesionej przez kurnikową ekspedycję karną hebrajski pisarz Dawid

Grossman, który zapłacił za awanturę wojenną Olmerta Lepkie Paluszki śmier-cią syna-żołnierza, poraził tropikalny ży-dostan dramatycznym przemówieniem, opartym na oskarżeniu „Nie ma króla w Jerozolimie”.

Czołowi notable żydowskiej siedziby narodowej: premier Beniamin Netan-jahu, któremu – w jaskrawym przeci-wieństwie do przesadnie pamiętliwego pismaka „NCz!” – kurnikowe media li-tościwie przemilczają próbę zwinięcia z siedziby szefa rządu sreber i kryształów, oraz Oszust Pokojowy Peres, piastujący reprezentacyjną funkcję prezydenta po zbereźniku Kacawie, świntuszącym na sekretarkach – wykorzystali aferę napi-

su z Auschwitz celem pokazania Grossmanowi, że na przekór jego żałobnym trenom jest król w Jerozolimie, a nawet dwóch. Malchotejnu ka-jemet we sore-ret („My, król, jesteśmy; my, król, rządzimy”) zabrzmiało dumnie ze sto-licy żydowskiej siedziby naro-dowej, po czym

odpalono kurnikowe elaboraty, nadzia-ne hebrajskim patosem jak koszerny karp rodzynkami.

Użyteczna afera Odrodzona żydowska monarchia uży-

ła incydentu z napisem do rozrachunku z wrogim światem, hołubiącym na pod-brzuszu hydrę antysemityzmu, a w cen-trum zmasowanego ataku znalazł się rząd RP, połajany ostentacyjnie z Jerozolimy za nieupilnowanie przed neonazistami hitlerowskiego hasła, przeobrażonego w mojżeszową świętość narodową.

Obaj niepodzielni władcy Kurnika mieli swoje święto: hebrajskie media smakowa-ły z uznaniem bezceremonialne monarsze

Nie ma rady. Trzeba poko-nać odrazę i cofnąć się do wojny w Libanie rozpęta-nej przez Olmerta Lepkie Paluszki. Inaczej trudno będzie zrozumieć, dlaczego na wieść o kradzieży szyldu „Arbeit Macht Frei”, fi guru-jącego od 67 lat nad bramą obozu Auschwitz, w odległym syjonistycz-nym Kurniku tropikalnych Żydów rozpętała się burza niepoczytalnej histerii.

FAKSEM Z TEL AWIWU

Święto dwóch króli

KATAW ZAR

petycje samozwańczych strażników Za-głady, nakazujące domniemanym, opie-szałym obibokom znad Wisły „wszczęcie od zaraz śledztwa celem odzyskania na-pisu i przykładnego ukarania rabusiów, którzy odważyli się podnieść rękę na czo-łowy relikt Holokaustu”.

Przez długie dwa dni, podczas których los tablicy z Auschwitz pozostawał nie-znany, hebrajskie media darły szaty i łamy, cytując despotyczne reprymendy, parafowane przez monarchę Netanjahu od sreber i monarchę Peresa od pokoju. Dla podkreślenia ciężaru gatunkowego kurnikowych apeli przemilczano tsuna-mi uczuciowe, które przeszło równolegle nad Wisłą, a kierownictwo Jad Wasze-mu puściło w świat kuriozalną, obsce-niczną deklarację, że kradzież napisu „Arbeit Macht Frei” to achraza al mil-chama (wypowiedzenie wojny).

Perec wysłałby samoloty Zar nie ma wątpliwości, że gdyby kur-

nikowym ministrem obrony pozostawał nadal marokański głupek z miasta Sde-rot, Amir Perec, który pospołu z Olmer-tem Lepkie Paluszki i asem telawiwskiej giełdy, generałem-spekulantem Danem Halucem, przegrał był z Hezbollahem nieszczęsną kampanię w Libanie – kur-nikowe F-16 już by latały nad barakami obozu Auschwitz, jak to już swego cza-su uczyniły ze względów symboliczno-wspominkowych, przez co wystraszone oświęcimskie kury przez pół roku nie znosiły jajek.

Powrót do obozuKilkuosobowa grupa niedoholokausto-

wanych Żydów, mieszkańców przytułku w Hajfi e, panów i pań w wieku b’erech (mniej więcej) Oszusta Pokojowego Pe-resa, ale znacznie mniej żwawych od krzepkiego Oszusta z winy przebytych prześladowań, w gettach i obozach, chro-nicznego niedożywiania i niedomagań, utrudniających poruszanie się o własnych siłach, wyruszyła do obozu Auschwitz, żeby – jak zapowiedzieli na plazmie – „przeprowadzić na własną rękę wiary-godne śledztwo i trzymać wartę honoro-wą pod okaleczoną bramą”.

Wszechogarniająca żydostan histeria, uruchomiona na szczycie syjonistycznej monarchii narodowej przez królewski duet tropikalny, przyjęta została z dobro-dziejstwem inwentarza (w postaci rzecz-ników rządowych i parlamentarnych) przez hebrajskie media, które nie popu-ściły sobie dramatycznych nagłówków i równie dramatycznych komentarzy, po czym znalazła rekordowy oddźwięk na

SPRYTNE zagranie monarchy: Netanjahu pozbawia Ciporę (Kakadu) Liwni mrzonek o rządzeniu Kurnikiem i deklasuje opozycyjną Kadimę

Page 38: NCZAS_01-02_2010

XXXVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

ŚSWIATforach internetowych, stanowiących try-bunę elokwentnych tropikalnych Żydów. Gdyby Zar istotnie był niepoprawnym prześmiewcą i praktykującym sadystą, o co go pomawia Wikipedia, to by te fora cytował, ale Zar, zamiast dokuczać kur-nikowemu żydostanowi, wyrażającemu jak umie swoje nadzieje i obawy – woli używać klawiatury wiernego ThingPada do tropienia i piętnowania przestępczej sitwy trzymającej władzę w rządzie i w Knesecie w porozumieniu z wielkim ka-pitałem Kurnika i po jego myśli.

Kto na tym zyskał Według podejrzliwego pismaka

„NCz!”, śledzącego dla rozrywki i po-głębienia wiedzy żywą działalność kur-nikowych celebrytów rządowych, parla-mentarnych i finansowych, incydent ze skradzionym napisem przysłużył się mi-łościwie panującemu monarszemu tan-demowi, stadninie pochlebców na dwo-rze i w Knesecie tudzież rzeszy najętych doradców i strategów, bo zaaplikował żydostanowi niezbędna dawkę niepoko-ju. Nastraszonymi tropikalnymi Żydami łatwiej jest dyrygować przy pomocy 31 ministrów i 120 członków Knesetu, a zdrowo przestraszonych tropikalnych Żydów łatwiej jest namówić do posłu-szeństwa. Odpowiednio wystraszony tropikalny Żyd nie weźmie się także za zadawanie banalnych pytań w rodzaju „jakim cudem minister obrony Barak (będący, żeby było zabawniej, przywód-cą przaśnej Partii Pracy!) zdołał wysu-płać ze skarpetki 10 milionów dolarów na zakup superluksusowego aparta-mentu w szklanym wieżowcu Akirowa, wzniesionym w centrum Tel Awiwu dla żydowskich krezusów zza Oceanu?”.

Dlatego na wskroś cyniczne hebrajskie media, usłużne nadzianym właścicielom Kurnika (do których należą), wykorzy-stały kradzież w obozie Auschwitz, by wzbudzić grozę, ostrzec tropikalnych Żydów przed niebezpieczeństwem czy-hającym zza węgła na syjonistyczną sie-dzibę narodową. W dniach powszednich Kurnika w roli użytecznego straszydła, które krótko ale skutecznie zabrylowało na miejscowej scenie politycznej, głosząc o „zawładnięciu przez neonazistów sym-bolem Holokaustu przy cichej akceptacji antysemitów”– występują pogróżki Tehe-ranu. Ale Ahmadineżad zwykł się powta-rzać, obiecując Żydom pogrom rakietowy, lecz nie wysyłając rakiet, przez co jego skuteczność jako mobilizatora żydostanu pod sztandarem dwukrólewia – Netanjahu od sreber i kryształów, Oszusta od pokoju i milionera Baraka, co się do obu korono-

wanych głów przyłączył – maleje w za-straszającym tempie.

Skarb odzyskanyPo dwóch dniach podsycania histerii wo-

kół kradzieży napisu z Auschwitz kurniko-we media podały oszczędnie o przyłapaniu rabusiów i odzyskaniu zrabowanego sym-bolu XX wieku, po czym zamknęły hebraj-ska japę al raw baryjach (na kłódkę). Tylko dokuczliwy pismak „NCz!” nadal śledzi za rozwojem wydarzeń i próbuje rozszyfro-wać tożsamość „szalonego kolekcjonera”, który próbował ściągnąć sobie hitlerow-skie hasło, żeby je mieć na własność. Zaro-wi daleko wprawdzie do detektywa Filipa Marlowa, powołanego do życia przez Ray-monda Chandlera, bo Zar nie ma 40 lat, jak Marlowe, nie przepadają za nim kobiety i nie wykazuje (już) inklinacji do alkoholu, nie mniej to i owo odkrył, więc rozgląda się za właściwym bukmacherem, w Londy-nie bądź w Pernambuco celem postawienia miesięcznych dochodów na wskazanego przez siebie zamawiacza napisu.

Zar stawia na Hirschsona!Złodziej milionów Abraham Hirschson,

były kurnikowy minister skarbu, dostaje skrętu kiszek, oglądając w więziennym te-lewizorze wymyślony przez siebie Marsz Żywych, ciągnący do Auschwitz pod wodzą innego wodzireja. Niepotrzebna, głupia od-siadka z żelazem u nogi pozbawiła nieszczę-snego Hirschsona należnego mu przywileju postępowania na czele głęboko uczuciowe-go, dorocznego korowodu żywych między-narodowych Żydów tudzież odseparowała zdetronizowanego celebrytę pasożytującego na Zagładzie od kręcenia biznesu na biletach uczestnictwa w pochodzie. Tylko napis „Ar-beit Macht Frei”, pocięty na trzy kawałki, by nie wystawał spod pryczy, potrafi łby ulżyć wziętemu w dyby więźniowi Syjonu.

Inne ruchy w mediachTakoż więc kurnikowe media nie wspo-

minają już perypetii wokół napisu. Może

ze wstydu, że rozdmuchały żenujący incydent ponad mia-rę, a może zeszły z tematu odzyskanego symbolu epoki pieców z powodu tłoku na ła-mach, z winy braku czasu an-tenowego i wolnego miejsca na plazmie, wałkującej pery-petie żołnierza Gilada Szalita, tkwiącego od ponad trzech lat w niewoli Hamasu. Kurnik obiecał zapłacić za więźnia wolnością tysiąca terrorystów, ale nie dotrzymuje słowa, ule-gając sprzeciwowi jastrzębiej

połowy żydostanu. Oszust Pokojowy się nie wyraża, a Netanjahu chciałby odzyskać Szalita bez zwalniania terrorystów, „ma-jacych ręce zbroczone żydowską krwią”, ale przereklamowany wywiad Szabaku nie potrafi ustalić, gdzie Hamas trzyma jeńca, wobec czego akcja zbrojna jest niemożliwa do przeprowadzenia. Zresztą Kurnik zebrał fatalne doświadczenia po nieudanej próbie uwolnienia dzieci szkolnych w Maalot i po nauczce z odbijaniem żołnierza Nachszona, trzymanego przez terrorystów. Namierzono wówczas kryjówkę przy pomocy wyszuka-nego sprzętu i jednostka specjalna szefa sztabu przystąpiła do pokazowego ataku. Nie przewidziano tylko, że terrorysta strze-gący Nachszona zlikwiduje go, po czym zastrzeli także dowódcę komandosów.

Kurnik idzie na wojnę? Zamiast rabunku 14 żelaznych liter, bu-

dzącego palpitacje serca u bielszej, asz-kenazyjskiej części żydostanu (napisy zdobiące Auschwitz nie dotykają samopo-czucia osiadłych w Kurniku afrykańskich Żydów), zaradny Netanjahu zadbał o nową sensację, elektryzująca tropikalnych Żydów bez względu na kolor skóry, orien-tację polityczną i stopień dewocji mojże-szowej. Poinformował media, że zaprosił szefową kurnikowej opozycji parlamen-tarnej Ciporę (Kakadu) Liwni, że zapoznał ją z tajnymi dokumentami przedstawiają-cymi katastrofalne położenie Kurnika i zaproponował Ciporze, by Kadima pod jej przywództwem przystąpiła do koalicji z Likudem na takiej zasadzie, na jakiej opozycjonista Menachem Begin przyłą-czył się wraz ze swoim prawicowym Hej-rutem do rządu lewicowej partii Mapaj w przededniu wojny 1967 roku.

„Dramatyczna sytuacja państwa wymaga utworzenia rządu zagrożenia narodowe-go!” – trąbią na trwogę hebrajskie media, pozostawiając tropikalnemu żydostanowi prawo domyślania się, że Kurnik idzie na wojnę.

KATAW ZAR

GDYBY ministrem obrony był nadal głupek ze Sderot, Perec, kurnikowe F-16 już by latały nad niemieckim obozem Auschwitz

Page 39: NCZAS_01-02_2010

XXXIXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

POSTĘPY POSTĘPUPOSTĘPY POSTĘPU

12-letni uczeń jednej z brytyjskich szkół został zawieszony za nielegalne rozpro-wadzanie wśród kolegów... chipsów, które sprzedawał o 50 pensów drożej niż w sklepie. Złamał on po raz drugi zakaz sprzedaży na terenie szkoły tuczącego jedzenia. Przepis zaleciło brytyjskie ministerstwo edukacji, by przeciwdziałać problemowi nadwagi wśród młodzieży. Dyrektor szkoły przyznał, że na jej tere-nie grasuje kilku regularnych dealerów tuczących przekąsek.

Mafi a przekąskowa? Ostrzegamy: w czasach prohibicji w ten sposób narodziła się mafi a w USA!

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyjęła rozporządzenie nakazujące sta-cjom telewizyjnym kontrolę wszystkich reklam, by nie były głośniejsze niż pro-gramy, przy których są nadawane. Nowe przepisy mają wejść w życie za pół roku.

A żeby były trochę mądrzejsze to się da jakoś załatwić rozporządzeniem?

Tradycyjny wigilijny karp w tym roku po raz pierwszy ma specjalne prawne „przywileje”: żywy nie może przebywać w zbyt małym baseniku, nie może być przenoszony w foliowej reklamówce, a jedyną metodą jego uśmiercania może być mocne uderzenie w głowę. Bez-względnie nie może odbywać się to w obecności dzieci, więc w punktach sprze-daży powinny być wydzielone specjalne miejsca, gdzie karp będzie zabijany i patroszony. Osoba, która ma się tym zajmować, powinna mieć co najmniej wykształcenie zasadnicze zawodowe.

Magistrowie mile widziani. Mogą być po studiach medycznych, najlepiej po chirurgii.

Pociągi Tanich Linii Kolejowych nie mogą zatrzymywać się na stacji we

Wronkach i na wielu innych, które mają krótkie perony. Zgodnie z przepisami, pociąg nie może być dłuższy od peronu.

A nie mogą zatrzymywać się na raty?

Parlament w Barcelonie debatuje, czy tradycyjne hiszpańskie walki byków będą całkowicie zakazane w Katalonii. Ekolodzy i obrońcy praw zwierząt przez trzy lata zebrali w Katalonii ponad 127 tys. podpisów pod projektem całko-witego zakazu walk byków. Uznają je za bestialstwo i torturę zwierząt. Znaleźli sojuszników wśród lokalnych nacjona-listów, którzy domagają się większej niezależności Katalonii od Madrytu, a niektórzy nawet niepodległości. W przy-pływie uczuć narodowych i antyhiszpań-skich pięć lat temu rada miejska Barcelo-ny ogłosiła miasto „wolnym od korridy”, choć jej ówczesny burmistrz przestrzegał przed „potępianiem tych, którzy mówią innym od naszego językiem”.

Za jednym zamachem niech uchwalą zakaz spożywania wołowiny.

Mróz, który zatrzymał w przedświą-teczny weekend superszybkie pociągi Eurostar pod kanałem La Manche i spa-raliżował świąteczne plany 75 tys. osób, był gorącym tematem we Francji. JE Mikołaj Sarkozy zażądał od szefa Eurostar, by pociągi łączące Paryż i Brukselę z Londynem ruszyły we wtorek, a rząd zapowiedział, że przeprowadzi gruntowne śledztwo w sprawie awarii.

Szykuje się inwazja Francji na Wyspy Brytyjskie?

Gen. Antoni Cucolo, dowódca ame-rykańskich wojsk w północnym Iraku, zabronił żołnierkom zachodzić w ciążę. Nieposłuszne czeka sąd wojskowy, tak samo jak sprawców ciąż. Generał uważa, że ma misję do zrealizowania i ograni-

czoną liczbę żołnierzy, dlatego potrzebuje każdego z nich. Zakaz płodzenia dzieci dotyczy też małżeństw, które razem służą w Iraku.

Zaraz! A jak się obecność w Iraku przedłuży do np. 20 lat? Będą żołnierze jak się patrzy!

Szwedzka partia pn. Inicjatywa Femini-styczna lansuje nowe hasło – że feminist-ki są lepsze w seksie. Slogan ma zachęcić Szwedów do zapoznania się z ideologią tej partii i być może zagłosowania na nią w wyborach w przyszłym roku. Na razie partia ma marginalne poparcie i nie ma posłów w parlamencie.

Nie wiemy, jak w Szwecji, ale u nas feministki nijak nie kojarzą się z seksem, no, chyba że z mocno perwersyjnym.

Związek włoskich rolników indywidu-alnych Coldiretti szacuje, że na wigilijne kolacje oraz uroczyste obiady w Boże Narodzenie Włosi wydali w tym roku łącznie 2,8 mld euro. Włoskie potrawy świąteczne przygotowane wyłącznie z włoskich produktów coraz bardziej wy-pierają żywność z zagranicy.

Czyli oscypek nie ma szans. Ale to do-brze, będzie u nas tańszy.

Pakistański Sąd Najwyższy nakazał, aby władze tego kraju zezwoliły trans-westytom i eunuchom określać się jako oddzielna płeć. Ma to pomóc w prze-strzeganiu ich praw. Rząd Pakistanu ma wydać im specjalne dowody osobiste oraz podjąć kroki zapewniające, że nie będą oni prześladowani.

Specjalne dowody? Znaczy się z jednej strony chłop, a z drugiej baba? Na brodę Proroka!

Wg „China Daily”, 21 chińskich multi-milionerów zapłaciło po 10 tys. euro, by

Amerykańska fi rma Odyssey, szukająca podwod-nych skarbów, która niedawno wydobyła kilkana-ście ton srebrnych i złotych monet z hiszpańskiego statku „Las Mercedes”, który zatonął na początku XIX wieku, ma 10 dni na oddanie skarbu rządowi Hiszpanii. Monety przewożono w 1804 r. z Peru i innych hiszpańskich kolonii do Kadyksu, a u południowych wybrzeży Portugalii hiszpański kon-wój zaatakowali Anglicy i wielka fregata poszła na dno wraz ze skarbem. Hiszpania wypowiedziała wte-dy Anglii wojnę, a rok później w słynnej bitwie pod Trafalgarem admirał Horacy Nelson rozbił połączone fl oty Hiszpanii i Francji. Firma Odyssey Marine Explo-ration potajemnie wydobyła skarb na powierzchnię i przewiozła go do Gibraltaru, a stamtąd do USA.

Hm, a wiadomo, jaką trasą będzie teraz płynął ten skarb?

Page 40: NCZAS_01-02_2010

XL NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

POSTĘPY POSTĘPUPOSTĘPY POSTĘPUwziąć udział w balu w luksusowym hotelu Juan Wang Fu w Pekinie, na którym szukali żony wśród 22 mło-dych kobiet. Dziewczyny nie musiały

nic płacić za udział w balu. Zostały wybrane z uwzględnieniem różnych kryteriów. Niektóre były modelkami, inne wygrały konkursy piękności, a część „zwerbowano” w różnych miastach Chin.

Nie wiemy, czy sobie chłopaki znaleźli żony, ale na pewno nieźle się zabawili. Chiny, jak widać, modernizują się na całego.

Radni stolicy Meksyku jako pierwsi w Ameryce Łacińskiej przyznali pełne pra-wa małżeńskie parom homoseksualnym. Zmiana pozwoli związkom tej samej płci na adopcję dzieci, ubieganie się o wspól-ny rachunek bankowy, spadek i korzyści wynikające z ubezpieczenia małżonka. Decyzja wzywa do zmiany defi nicji mał-żeństwa w miejskim kodeksie cywilnym. Obecnie jest ono określane jako związek mężczyzny i kobiety. Nowe sformuło-wanie to „wolny związek dwojga ludzi”. Konserwatywna partia JE Filipa Caldero-na zobowiązała się do walki z legalizacją związków tej samej płci w salach sądo-wych. Decyzji radnych ostro sprzeciwił się meksykański Kościół.

Widok dwu wąsatych mariachis w szero-kich kapeluszach, całujących się w ichnim urzędzie stanu cywilnego – bezcenny.

Ks. Tymoteusz Jones, 41-letni duchow-ny z kościoła Świętego Wawrzyńca w Yorku (północna Anglia), podczas wygła-szania kazania stwierdził, że w pewnych przypadkach życiowych sklepowa kra-dzież jest akceptowalna. Jego zdaniem, kradzież z dużych sklepów sieciowych dla osób najsłabszych jest czasem naj-lepszym rozwiązaniem. Prosił też, by nie okradać małych fi rm rodzinnych, a duże przedsiębiorstwa.

To nic, że koszty będą ostatecznie prze-noszone na resztę klientów w postaci wyż-szych cen. Tak rodzi się teologia wyzwole-nia po angielsku.

JE Hugo Chávez, prezydent Wenezueli, chce zmienić nazwę najwyższego wodo-spadu świata Salto Angel, odkrytego przez amerykańskie-go pilota; życzy on sobie, by wodospad nazwano w języku lokalnych Indian Pe-

mon: Kerepakupai-Meru. P. Chávez ma nadzieje, że przynajmniej jego zwolennicy zastosują się do jego życzenia.

Jak to było? – Proszę bilet do Katowic. – Teraz nie ma Katowic, jest Stalinogród. – To proszę do Stalinogrodu. A ja se i tak pojadę do Katowic.

Kierowcy w Rzymie są na grani-cy wytrzymałości nerwowej z powodu gigantycznych korków, które w ostat-nich tygodniach stały się nie do zniesienia. Organi-zacja praw konsumentów Codacons skierowała wniosek do prokuratury przeciwko władzom miejskim i zażądała, aby ruchem w Wiecznym Mieście kierowało wojsko. W Rzymie samochody parkują w kilku rzędach, co bardzo ogranicza przejezdność ulic, a chaos pogłębiają organizowane niemal każdego dnia manifestacje i protesty, które zmuszają policję do ograniczania ruchu i zamyka-nia ulic.

U nas kiedyś armia kierowała ruchem. Owszem, był porządek, i to na tyle, że w pewnych godzinach w ogóle nie było ruchu. I komu to przeszkadzało?

Komisja Wyborcza Filipin zabroniła po-siadania broni w miejscach publicznych w okresie wyborczym, tj. od 10 stycznia do 9 czerwca 2010 roku. Tylko umundurowani funkcjonariusze policji będą mogli poruszać się z bronią palną. Zezwolenia, które posiadają osoby prywatne czy ochroniarze, zostają na okres wyborczy zawieszone.

I niech ktoś powie, że u nas obyczaje polityczne są brutalne.

Departament rolnictwa Guam zakazał wwożenia do kraju żywności wyprodu-

kowanej na Wyspach Mar-shalla, nawet na prywatny użytek. Aby bez problemów móc wwieźć na Guam wa-rzywa i owoce wyproduko-wane na Wyspach Marshal-la, należy teraz wykupić specjalną licencję, kosztują-cą 10 $. Nowa polityka ma na celu ochronę interesów miejscowych farmerów, sprzedających swoje wy-roby amerykańskim bazom wojskowym na Guam.

A co na to armia? Prze-

cież teraz przyjdzie jej płacić więcej za żywność.

Australijscy urzędnicy rady regionu Słoneczne Wybrzeże w stanie Queensland wpadli na pomysł ocenzurowania fi rmo-wych kartek świątecznych – usunęli z nich słowa „Boże Narodzenie”. Kartki wysy-łane do klientów przez samorządowców z owego regionu mówią o „życzeniach sezonowych” i „okazjonalnych”.

Tak się kończy nadmierne przebywanie na słońcu.

Australijski rząd zobowiązał od przy-szłego roku dostawców usług interne-towych do instalowania specjalnych fi ltrów. Władza w ten sposób zamierza „chronić” obywateli przed „materiałami kryminalnymi”, np. pornografi ą dzie-cięcą. Niewykluczone, że Nowa Zelan-dia pójdzie śladem Australii, do czego wzywa organizacja pozarządowa Fami-ly First, która uważa, że rząd powinien blokować strony zawierające pornografi ę dziecięcą, bestialstwo, przemoc seksual-ną wobec kobiet, a także „instrukcje dla przestępców i narkomanów”.

A co z ochroną przed różnymi postępo-wymi pomysłami?

Tajwańscy rolnicy walczą z zanieczyszczeniem środo-wiska, ucząc świnie korzy-stania z toalety: w ramach pi-lotażowego programu świnie w dużych hodowlach są uczo-ne załatwiania się w obrębie specjalnych pomieszczeń, przez co czyszczenie farm staje się znacznie prostsze, bardziej higieniczne i tańsze.

Rozumiemy, że obowiązkowego mycia raciczek po wyjściu z toalety także?

P. Chávez niej jego do jego

let do Katowic, szę do

k pojadę do

na grani-wej

-w

Tajwańscy rolnicy walczą z zanieczyszczeniem środo

Page 41: NCZAS_01-02_2010

XLINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

V KOLUMNA

Źródła przemocy w rodzinie

Jakiś czas temu pewien feministyczny komisarz po-litycznej poprawności (femi-kom-pol-pop) wprowa-dził na grunt polski „jedwabinizm” w zakresie stosun-ków wewnątrzrodzinnych. Według „Rzeczpospolitej”

(16 czerwca): „Czy ktoś, kto w czasie wojny wraz z kolegami zgwałcił ukrywającą się Żydówkę, po czym skatowaną odtran-sportował na gestapo, a potem opijał z kolegami swoje czyny – mógł być póź-niej dobrym i czułym mężem oraz ojcem? Zbrodnie [kazirodczego pedofi la] Fritzla, które niedawno wstrząsnęły austriackimi i polskimi mediami, miały swoje korzenie w hitleryzmie jego rodziców. W Austrii to zauważono. Związku między »jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije« albo obroną prawa do »klapsów« a kondycją moralną odziedziczoną po okrucieństwach wojny – nie potrafi my dostrzec. Dla naszego dobra warto rozważyć, czy wysoka tolerancja dla przemocy (słownej i fi zycznej) w naszym społeczeństwie nie ma swojego źródła właśnie w wojennej przeszłości”.

Femi-kom-pol-pop sugeruje więc, że po pierwsze – właściwie zło pochodzi głównie z Holokaustu. Po drugie – że genetycznie po rodzicach dziedziczy się odpowiedzial-ność za zbrodnie (a w tym i myślozbrod-nie, czyli poparcie zbrodniczej ideologii). Po trzecie – że bezpośrednia i pośrednia (odziedziczona) spuścizna zbrodni uze-wnętrznia się dalszymi zbrodniami, w tym i skierowanymi przeciw rodzinie, szcze-gólnie przemocą wobec kobiet. A po czwarte – co z powyższego wynika – ofi ary zbrodni Holokaustu nie mogą popełniać prze-mocy w rodzinie.

Skądinąd ciekawa jest kwestia źródeł przemocy. To prawda, że wojna zwykle radykalizuje uczestników, a tym bardziej masowy mord, jakim był Holokaust bezbronnych Żydów. To prawda, że typy patologiczne przemocą się podniecają i nakręcają jej spira-lę, nie potrafi ąc jej zatrzymać. Czekałem jednak, aż ktoś mery-torycznie odpowie na powyższe teorie, ale odezwał się jedynie Rafał Ziemkiewicz z polemicznym tekstem, którego tezy w do-bie moralnego relatywizmu można łatwo zbić, szczególnie że: a) był tylko po polsku i przekonywał tylko konserwatywnych Polaków, b) stał w zupełnej sprzeczności z liberalną wykładnią dominującą na Zachodzie.

A jak się ma sprawa Jedwabnego do przemocy w rodzinie? Po-mińmy na razie fakt, że komendant Auschwitz Rudolf Höß był wzorowym ojcem i kochającym mężem. Również odepchnijmy obecnie na bok cywilizacje pozachrześcijańskie, takie jak chiń-ska, której główny guru, Konfucjusz, powiada: „Bij żonę co-dziennie; jak ty nie wiesz za co, to ona będzie wiedziała”.

Spójrzmy jednak na statystyki przemocy w Izraelu. Jest to pań-

stwo spadkobierców ofi ar, powstałe z popiołów Holokaustu. We-dług polskiego femi-kom-pol-popu, w państwie żydowskim nie ma prawa być przemocy. Rzeczywistość jest inna.

W 1995 roku Ruth Geva, dyrektorka Wydziału Obsługi Infor-macji i Spraw Międzynarodowych Ministerstwa Policji Izraela, w raporcie „Zapobieganie przemocy (prześladowaniu w małżeń-

stwie) w Izraelu” („Preventing Violence (Spouse Abuse) in Israel”) pisała: „co-dziennie policja i gorące linie telefoniczne oraz schroniska dla bitych kobiet otrzymu-ją prośby o pomoc od ofi ar prześladowań i agresji. (...) W ciągu ostatnich czterech lat odnotowano 104 przypadki morderstw po-pełnionych na kobietach przez ich partne-rów lub chłopaków. Tylko w zeszłym roku (1994) było 19 takich przypadków”.

Janet Silver Ghent napisała w Jweekly.com (7 sierpnia 1998 r.), że „przemoc do-mowa w Izraelu rośnie. Według Izraelskiej Sieci Kobiet, rocznie około 200 tys. kobiet jest w tym kraju bitych. Prawie 40 tys. z nich trafi a na ostry dyżur. W zeszłym roku 15 ofi ar przemocy zmarło. Tylko około 2 tys. takich kobiet składa ofi cjalne skargi u władz albo szuka pomocy w takich in-stytucjach jak Jerozolimskie Schronisko dla Bitych Kobiet, które corocznie obsłu-guje 70 kobiet i 100 dzieci”. Według ofi -cjalnych statystyk, na „1,5 miliona dzieci 20 tys. jest corocznie molestowanych bądź bitych (abused), a około 230 z nich trafi a do dwóch szpitali organizacji Hadassah”.

W 2004 roku w opracowanej przez Kathleen Malley-Morrison publikacji „International Perspectives on Family Violence and Abuse: A Cognitive Ecological Approach” (Lawrence Earlbaum Associates, Inc., Publishers, Mahwah, NJ, 2004) Odelya Pago-vich podała, że około 200 tys. (11%) kobiet izraelskich doświad-czyło prześladowań fi zycznych i psychicznych (spousal abuse). Ponoć prawie 30% dzieci doznaje różnych form przemocy, a 31% kobiet podaje, że jako dzieci padły ofi arami rozmaitych form molestowania seksualnego. Na ponad 20 tys. dzieci, które zgłoszono jako ofi ary do władz, 33% zaznało „przemocy fi zycz-nej”, 31% „ostrego zaniedbania”, 29% „emocjonalnego prześla-dowania”, a 7% „molestowania seksualnego”.

Izraelskie feministki twierdzą, że wzrost liczby przypad-ków tych patologii wynika z kilku czynników. Jeden z nich to zmiany społeczne podminowujące tradycyjną pozycję ko-biety w rodzinie. Ale ważne są też, przynajmniej do pewnego stopnia, zmiany demograficzne. Po pierwsze – zjawili się So-wieci, którzy piją ostro, czego rezultatem jest przemoc (przy-kładowo: w jednym ze schronisk ponad 30% kobiet to post-Sowietki). Po drugie – przybyli Falasze, czyli Żydzi etiopscy, którzy wywodzą się z kultury patriarchalnej, nie dopuszcza-

NIE POTRAFIMY PONOĆ DOSTRZEC ZWIĄZKU MIĘDZY „JAK SIĘ ŻONY NIE BIJE, TO JEJ WĄTROBA GNIJE” ALBO OBRONĄ PRAWA DO „KLAPSÓW” A KONDYCJĄ MORALNĄ ODZIEDZICZONĄ PO OKRUCIEŃSTWACH WOJNY

Page 42: NCZAS_01-02_2010

XLII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

V KOLUMNAjącej do emancypacji kobiet. Obie gru-py imigranckie są słabo zintegrowane, kiepsko mówią po hebrajsku, a Falasze do tego często są niepiśmienni. Po trze-cie – konkluduje Pagovich: „Powstały z przemocy i czujący groźbę zewnętrznej przemocy Izrael nie jest wolny od prze-mocy w domu” („Born out of violence, and feeling a constant threat of external violence, Israel has not been free of vio-lence within the home” – str. 202). Czyli winna jest przemoc oraz – tak się suge-ruje – sam Izrael, a głównie chyba ide-ologia narodowa, syjonistyczna, z której czynu zbrojnego powstało to państwo.

Z tego wszystkiego mimo wszystko wyłania się nie prostacki „jedwabinizm”, a skomplikowany obraz społeczny, do którego należy dorzucić indywidualne patologie. Oczywiście powinniśmy być bardzo ostrożni w sprawie tych rapor-tów i konkluzji. Przecież niektórzy – jak pisze Pagovich – zaliczają do prześlado-wania (abuse) takie sprawy jak nakazy-wanie dzieciom posprzątania domu czy odrabiania lekcji bądź karanie ich za krnąbrność i nieposłuszeństwo na przy-kład zakazem wyjścia na dyskotekę czy wyjazdu na wycieczkę. Ponadto femini-styczna czujność powoduje, że kategorie „przemocy” stają się bardzo elastyczne. Na przykład w Izraelu „9 procent ko-biet stwierdziło, iż mąż straszył je, że je uderzy, 7% – że je uderzył, 6% – że rzucił w nie jakimś przedmiotem, 5% – że mąż zmusił je do stosunku wbrew ich woli, a 2% – że mąż starał się je udusić” (str. 195).

Najważniejsze jest nie to, że problem przemocy istnieje, ale że dyskusja na jego temat jest mocno przeideologizowa-na. I zmonopolizowana przez ideologów politycznej poprawności. W związku z tym bardzo trudno stworzyć prawne, po-lityczne i społeczne mechanizmy obrony ofi ar, bowiem zdrowa część społeczeń-stwa i elity konserwatywne słusznie podejrzewają, że nie o pomoc ofi arom chodzi, a o kolejne szantaże moralne i eksperymenty z zakresu inżynierii spo-łecznej, przepychane pod szczytnymi hasłami walki z „patriarchatem”, „fa-szyzmem”, „rasizmem” etc. Już nie wal-ka ras, a walka płci i pokoleń śni się po nocach nowoczesnym politrukom. Bo im chodzi o władzę. Wszędzie na świecie, w tym w Izraelu i Polsce. I znów po trupie tradycji mamy dojść do kolejnej utopii. Lewacy rozwalili gospodarkę, państwo, naród, solidarność, a teraz zabierają się za rodzinę.

MAREK JAN CHODAKIEWICZ www.iwp.edu

W Wikipedii czytamy: „Arbeit Macht Frei (niem. „praca czyni wolnym”) – niemiec-ka formuła wywiedziona

z rozpowszechnionego w tradycji prote-stanckiej cytatu z Ewangelii Jana (J 8, 32) Wahrheit macht frei (lit. »prawda czyni wolnym« czy – wedle Biblii Tysiąclecia – »prawda was wyzwoli«)”.

A więc za kaźnią więźniów stoi prote-stantyzm. Czy więźniowie o tym wiedzie-li, można powątpiewać. Zresztą który z niewolniczych pracowników miał czas i siłę, aby to analizować? Dla nich Arbeit macht frei było przede wszystkim jednym z elementów ich męczeństwa.

„Nauczyliśmy się go dobrze rozumieć”

Kazimierz Albin (nr 118) – jeden z pierwszych więźniów KL Auschwitz – w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpo-spolitej” mówił: „Pewnego dnia, było to w 1940 roku, wyszliśmy do pracy i brama była jeszcze »goła«. Wróciliśmy wieczorem i zobaczyliśmy ten napis, jak górował nad obozem. Nigdy nie zapomnę tego widoku. (...) Byliśmy porażeni cy-

nizmem Niemców. Napisali „praca czy-ni wolnym”, chociaż na własnej skórze przekonaliśmy się, że praca w Auschwitz była jedynie metodą uśmiercania więź-niów. Szybko więc ułożyliśmy takie po-wiedzonko: Arbeit Macht Frei durch den Schornstein, czyli „praca czyni wolnym [do wyjścia] przez komin”. [Napis – Red.] był stałym elementem mojego obozowe-go życia. Mijałem go dwa razy dziennie. Gdy moje komando wychodziło do pracy i gdy z niej wracało. Wkrótce, podobnie jak dla innych więźniów, napis stał się dla mnie symbolem tego miejsca. Symbo-lem piekła, jakie zgotowali nam Niemcy. Symbolem ich obłudy i okrucieństwa. Od kolegów, którzy przybywali do Auschwitz później, dowiedziałem się, że gdy po raz pierwszy przekraczali bramę obozu, wła-śnie ten napis wywoływał w nich najwięk-sze przerażenie”.

Oddajmy jeszcze głos dobrowolnemu więźniowi Auschwitz, rotmistrzowi Witol-dowi Pileckiemu (nr 4859, do obozu trafi ł 21 września 1940 r.): „Około 10 wieczór pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu (...). Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym mo-

Skradziono „Arbeit macht frei”. Chyba nigdy wcześniej po 1989 roku media na całym świecie nie mówiły tyle o Polsce. Oczywiście w niezbyt przyjaznym tonie. Nie mogło zabrak-nąć słów o polskim antysemityzmie. Zbeształ nas nawet premier Izraela Netanjahu. Odnaleziono „Arbeit macht frei”. – Uratowaliście reputację państwa – stwierdził bez żenady premier Tusk, wręczając za ten heroiczny czyn każdemu policjantowi zegarek. Ale nikt nie zastanowił się, skąd wła-ściwie wziął się ten złowrogi napis na bramie Auschwitz i że niekoniecznie pochodzi on z protestantyzmu.

TEGO NIE UCZĄ NA LEKCJACH HISTORII

Wszystkie kłamstwa oświęcimskie

TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI

Page 43: NCZAS_01-02_2010

XLIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

mentem, w którym kończyłem ze wszyst-kim, co było dotychczas na ziemi, i zaczą-łem coś, co było chyba gdzieś poza nią. (...) Zbliżaliśmy się do bramy, umieszczonej w ogrodzeniu drutów, na której widniał napis Arbeit macht frei. Później dopiero nauczy-liśmy się go dobrze rozumieć”.

Żydzi ginęli w BirkenauWikipedia podaje dalej: „W 1872 nie-

miecki prawicowy pisarz Lorenz Diefen-bach zatytułował swoją powieść wydaną w Wiedniu parafrazą hasła biblijnego: Arbeit macht frei. Hasło to stało się po-pularne w kręgach nacjonalistycznych. W latach trzydziestych XX wieku było używane przez propagandę nazistowską w Niemczech w programach zwalczania bezrobocia”.

Z tym trudno się nie zgodzić. Podobnie, jak z uwagą dotyczącą już czasów wojny, że napisy Arbeit macht frei zostały też „na rozkaz generała SS Theodora Eicke wy-korzystane przy bramach wejściowych do kilku niemieckich obozów koncentracyj-nych (Dachau, Gross-Rosen, Sachsenhau-sen, Theresienstadt, Flossenbürg)”, choć to Auschwitz jest dziś symbolem, a nawet synonimem zbrodni nazistów (bo Niem-ców już rzadziej) – i to tylko na Żydach.

Tylko czy Kazimierz Albin albo Witold Pilecki i tysiące innych, którzy przecho-dzili rano i wieczorem pod napisem Arbeit macht frei w Auschwitz byli Żydami? Czy zginęli w tym strasznym miejscu, nieprzy-padkowo nazywanym przez więźniów piekłem na ziemi, w ramach Endlösung? Tacy świadkowie są do dziś niewygodni dla przedsiębiorstwa Holokaust. Oskar Schindler – tak; Witold Pilecki – nie. W Auschwitz byli więzieni i ginęli tylko Żydzi. To pierwsze kłamstwo oświęcim-skie. Jeśli w ogóle wspomina się o mordo-waniu Polaków czy Cyganów, to ofi ary są

wrzucane do wspólnego kotła, określane-go terminem „inne narodowości”.

Funkcjonariusze owego kłamliwego przedsiębiorstwa zapominają o fakcie pod-stawowym: napis na bramie w Auschwitz z żydowską Zagładą nie ma nic wspólnego. Żydzi – w przeciwieństwie do Polaków – nie trafi ali do Auschwitz (choć zdarzały się wyjątki), nie pracowali niewolniczo w tym obozie (nie mogli zatem wychodzić rano do pracy i wracać z niej o zmierzchu), tylko od razu byli kierowani z rampy do komór ga-zowych. Takie unicestwianie Żydów doko-nywało się nie w Auschwitz, oznaczonym przez Niemców numerem I (Auschwitz I), ale w odległym o kilka kilometrów Birke-nau (Auschwitz II – Birkenau).

Dziś przybywające licznie do obozu ży-dowskie wycieczki pytają, dlaczego napis Arbeit macht frei nie znajduje się nad bra-mą wejściową do Birkenau. Na zdziwieniu jednak się kończy. Nad tym, aby młodzież z Izraela prawdy nie poznała, czuwają ofi cerowie Mosadu, który pilnują też, by przy „swoich” nie plątało się za dużo pol-skiej młodzieży. Auschwitz to Auschwitz (czasem, aby obarczyć winą Polaków, mówi się: Oświęcim, mimo iż miasto o tej nazwie znajduje się jeszcze kilka kilome-trów dalej). Mieszanie w głowach Żydom to skutek uboczny zakłamywania historii dla korzyści materialnych – żerowania na tragedii ofi ar.

Zaczęło się w Polsce...Ale czy na pewno obozy koncentracyjne

to niemiecki pomysł? Według historyka Władysława Konopczyńskiego, Rosjanie tworzyli je już w drugiej połowie XVIII wie-ku dla... Polaków – konfederatów barskich. Czekali w nich na zesłanie na Syberię.

Ta „tradycja” przetrwała dwa wieki – do połowy XX stulecia. Rozwinęła ją następ-czyni Rosji carskiej – Rosja bolszewicka.

Na masową skalę obozy koncentracyjne wyrastały w Związku Sowieckim już od po-czątku istnienia tego państwa, od 1917 roku. Były nazywane GUŁAGIEM („Gławnoje Uprawlenije Isprawitielno-Trudowych Ła-gieriej i Kołonij”, czyli „Główny Zarząd Poprawczych Obozów Pracy”).

Dodać trzeba, że Niemcy też tworzyli obozy koncentracyjne, choć później, bo niedługo przed pierwszą wojną światową, w swoich koloniach w Afryce. Tworzyli je też np. Hiszpanie, Brytyjczycy, Ame-rykanie, a w końcu – po pierwszej woj-nie – również Polacy. Z tymi Polakami to oczywiście kłamstwo komunistycznej propagandy. Miejsce Odosobnienia w Be-rezie Kartuskiej nawet przez chwilę nie było obozem koncentracyjnym. A propos komunistów coś jest jednak na rzeczy – Polacy, tyle tylko że sowieccy, razem z towarzyszami z NKWD faktycznie za-mykali w takich obozach Polaków-patrio-tów. To było jednak później – w ramach „wyzwolenia” po 1944 roku. Najczęściej jednak obozów nie budowali, ale przyspo-sabiali niemieckie katownie. Oświęcimski obóz zapełnił się AK-owcami i innymi „wrogami ludu” – to jeden z przykładów powszechnej wówczas praktyki.

Chociaż o „wyzwoleniu” też jeszcze słowo. Zacytujmy jeszcze raz Wikipedię: „Po wyzwoleniu obozu żołnierze radziec-cy załadowali napis Arbeit Macht Frei na wagon kolejowy, który miał jechać na wschód, jednak były więzień Eugeniusz Nosal (numer obozowy 693) oraz przy-padkowy furman przekupili pilnującego pociągu strażnika butelką samogonu i oryginalny napis ukryli w miejskim ma-gistracie. Kiedy tworzono Państwowe Muzeum w Oświęcimiu, napis wrócił na swoje miejsce przy bramie”. A więc jed-nak Sowieci wyzwalali – obozy (łącznie z ich sprzętami), miasta, fabryki, całą Pol-skę, szczególnie Kresy. Szkoda tylko, że tego słowa unikają nawet byli więźniowie Auschwitz – wielu z nich wkrótce trafi ło pod troskliwą opiekę swoich wyzwolicie-li. Dlatego lepiej by było, gdyby słowo „wyzwolenie” zatrzymać wyłącznie dla miejsc (w tym obozów), do których dotar-li alianci zachodni.

Rosyjscy inspiratorzySowiecki system obozów nie różnił od

nazistowskiego. Fatalne warunki, niewolni-cza praca ponad siły, rozbudowany system represji. No dobrze, powiedzieć można, że różna była ideologia dorobiona do tej for-my „pracy”. Ale czym różni się motto za-warte w słowach: Arbeit macht frei („praca czyni wolnym”), od innego hasła: Czierez trud k oswobożdieniu („przez pracę do

Page 44: NCZAS_01-02_2010

XLIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAwolności”). Ten drugi napis nie był prze-cież pomysłem niemieckim. Ktoś powie znowu: Bolszewicy wzięli go od nazistów, przerobili trochę, dostosowując do swoich potrzeb. To drugie kłamstwo oświęcim-skie. Jeśli taka wymiana myśli i doświad-czeń między oboma totalitaryzmami miała miejsce, to inspiracje szły w drugą stronę – od Rosjan do Niem-ców.

– To niemożliwe – żachnie się jakiś postę-powy historyk i badacz Zagłady, który będzie argumentował: oba sys-temy były śmiertelnymi wrogami i tylko czeka-ły na dogodny moment, aby zniszczyć się na-wzajem. – Ale prze-cież w dwudziestoleciu Niemcy i Rosja blisko ze sobą współdziałały, zarówno politycznie, gospodarczo, jak i mili-tarnie, czego dowodem układ w Rapallo z 1922 roku – stwierdzi ktoś dociekliwy. – Zgoda, ale po dojściu Hitlera do władzy stosunki zostały zamrożone – odparuje postępowiec. Zwień-czeniem nienawistnych pragnień dwóch państw była operacja Barbarossa. – A pakt Ribben-trop-Mołotow? – wtrąci znów ciekawski. – No dobrze, ale potem Rosja Stalina prze-lała najwięcej krwi w antyhitlerowskiej koalicji, tysiące żołnierzy Amii Czerwonej poległo na polskiej ziemi, wyzwalając nas od niemieckiego okupanta; dziś ich pro-chom należy się szacunek – łatwo wraca do głównego nurtu swoich rozważań po-stępowiec.

O tym „wyzwoleniu”, czyli zastąpieniu jednej okupacji przez drugą, już pisaliśmy. Teraz inna uwaga: ów pakt zawarty mię-dzy Ribbentropem a Mołotowem faktycz-nie był ofi cjalnym, poważnym traktatem międzynarodowym. Ale słowo pakt brzmi lepiej – jako coś mniej zobowiązującego, mniej ważnego. To w ramach bagatelizo-wania zbrodni sowieckich i tego, że Stalin jest współwinny wybuchu II wojny świato-wej, a nawet że bez jego „wsparcia” mogła ona w ogóle nie wybuchnąć.

Dziwne podobieństwoWbrew twierdzeniom postępowego histo-

ryka, również po 1933 roku kwitła wszech-stronna współpraca między Rosją a Niem-cami. Nie jest żadną tajemnicą, że Niemcy

szkolili się na sowieckich poligonach, te-stowali sowiecki sprzęt. Odwiedzali też sowieckie obozy koncentracyjne, podzi-wiając system GUŁAGU. Szukali wzorów i... je znaleźli. Przy okazji zobaczyli napis: Czierez trud k oswobożdieniu. Ciekawy, głęboki, dwuznaczny. Wystarczyło przeło-żyć go na niemiecki i wszystko fertig.

Wracając do idei. Celem obozów – za-równo niemieckich, jak i rosyjskich – była „reedukacja przez pracę”, czyli w prakty-ce wyniszczenie, zagłada, holokaust (nie tylko przecież żydowski, choć „naród wybrany” przywłaszczył sobie ten termin – był jeszcze polski, cygański, ormiań-ski...). Oba totalitaryzmy łączyła ta sama ludobójcza idea.

Więźniowie, którzy mieli „szczęście” trafić zarówno do obozu niemieckiego, jak i sowieckiego mogli nie wiedzieć o rzekomo protestanckim rodowodzie napisu Arbeit macht frei, ale na własne oczy dostrzegali dziwne podobieństwo z Czierez trud k oswobożdieniu. Podob-ne były nie tylko te dwa hasła, ale cała propaganda, włączając nawet plakaty. Wystarczy obejrzeć łotewski dokument „Soviet story” (jeden z najlepszych w ostatnich latach, pokazujący analogie i przenikanie się obu systemów), aby zobaczyć, jak przejmujący władzę w Niemczech Hitler był zapatrzony w Stalina, jak na bazie socjalizmu inter-nacjonalnego tworzył socjalizm naro-dowy. Dopiero gdy zrozumiał, że komu-nistyczne hasła w jego kraju nie porwą

mas, zmienił taktykę, zaczął tępić nie-mieckich komunistów i budować nieza-leżną ideologię.

Napis wykonał PolakNa koniec trzecie kłamstwo oświę-

cimskie – „polskie obozy koncentracyj-ne”. Jak to się ma do historii Auschwitz? 14 czerwca 1940 roku do nowo utwo-rzonego obozu koncentracyjnego przy-był transport 728 Polaków – więźniów politycznych z więzienia w Tarnowie. Byli to głównie młodzi ludzie, człon-kowie podziemnych organizacji nie-podległościowych, żołnierze kampanii wrześniowej 1939 roku, których aresz-towano, gdy próbowali przedrzeć się na Węgry, a stamtąd do Francji, by wstąpić do powstającej tam armii polskiej.

Obóz powstał zatem z myślą o eks-terminacji Polaków; pierwsze transpor-ty były wyłącznie polskie; to Polaków zmuszano do budowy baraków; przez długie miesiące Polacy byli jedynymi więźniami – potworny Holokaust Żydów miał miejsce później; do obozu deporto-wano w sumie około 150 tys. Polaków, a 75 tys. spośród nich zginęło (ofiar wśród Żydów, według ostatnich wiarygodnych badań, było około miliona).

Również napis na bramie w Auschwitz wykonał Polak. Aż dziw, że nikomu nie przyszło jeszcze do głowy, aby po-łączyć ten fakt z „polskimi obozami”. Jakże pięknie by pasowało.

Trzecie kłamstwo oświęcimskie wzbogaciłoby się o nowy element. I nie byłoby istotne, że Jan Liwacz, na wolności mistrz kowalstwa artystycz-nego, był w obozie więźniem nr 1010 i pracował pod batem niemieckiego kapo obozowej ślusarni, niejakiego Kurta Müllera.

Szczęśliwie na kalumnie o „polskich obozach” zaczęły po latach milczenia reagować polskie władze. Propagando-wa kampania doprowadziła do zmiany przez UNESCO oficjalnej nazwy obozu na „Były Niemiecki Nazistowski Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau”. A więc już nie Oświęcim, tylko Au-schwitz. Tej prostej w sumie zasady bardzo pilnują dziś polskie media, na-wet te postępowe. Szkoda jednak, że tak stanowczo nie zareagowano na ostatnie z oświęcimskich kłamstw – że napis „Arbeit macht frei” ukradli polscy antysemici. Jaki z tego morał? O prawdę historyczną musimy cały czas walczyć. Również po to, aby polski pre-mier nie musiał tłumaczyć się światu i wręczać zegarków.

TADEUSZ M. PLUŻAŃSKI

WIĘŹNIOWIE, KTÓRZY MIELI „SZCZĘŚCIE” TRAFIĆ ZARÓWNO DO OBOZU NIEMIECKIEGO, JAK I SOWIECKIEGO MOGLI NIE WIEDZIEĆ O RZEKOMO PROTESTANCKIM RODOWODZIE NAPISU ARBEIT MACHT FREI, ALE NA WŁASNE OCZY DOSTRZEGALI DZIWNE PODOBIEŃSTWO Z CZIEREZ TRUD K OSWOBOŻDIENIU.

Page 45: NCZAS_01-02_2010

XLVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

Problem dotyczy najczęściej wieku dwudziestego, to jest ostatnich z owego szeregu pokoleń. Dla wielu wzorcem po-zostaje tu pokolenie post 1914, rozkwitłe u schyłku drugiej i w trzeciej dekadzie XX wieku, ukształtowane w świecie wiel-kich napięć politycznych (a więc w duchu walki – w sensie dosłownym), na ruinach instytucji tworzących niegdyś sprawdzo-ny, konserwatywny porządek społeczno-polityczny, znajdujące ostatnią opokę tego porządku w narodzie – żywej wspólnocie ducha, ziemi i krwi, która trwa pomimo przemijania poszczególnych instytucji. To generacja Obozu Wielkiej Polski i zrodzo-nego zeń „potomstwa obozowego”: ONR, ONR-ABC, RNR, Stronnictwa Wielkiej Polski, Związku Młodych Narodowców – z jej ideałami autorytetu, hierarchii, karno-ści, dyscypliny, a zarazem dynamizmu (gr. dýnamis – „siła”). Pokolenie Jana Mos-dorfa, Stanisława i Bolesława Piaseckich, Karola Stefana Frycza, Henryka Rossma-na, Jana Korolca, Edwarda Muszalskiego, Juliusza Sas-Wisłockiego, Witolda No-wosada, Adolfa i Mariana Reuttów, Paw-ła Musioła, Wojciecha Wasiutyńskiego, Jana Zdzitowieckiego, Zygmunta Wojcie-chowskiego, Zdzisława Stahla, Tadeusza Gluzińskiego, Mieczysława Piszczykow-skiego, Klaudiusza Hrabyka, Ryszarda Piestrzyńskiego, Adama Doboszyńskiego, Michała Howorki, Jerzego Drobnika.

Owo pokolenie poprzedza jednak w po-rządku chronologicznym inne – pokolenie 1914. Ludzie urodzeni pod zaborami, z silnym i żywym zmysłem polskiej tradycji historycznej, która musiała być im ojczy-zną, ponieważ nie mieli ojczyzny w po-staci państwa – i dlatego byli przeniknięci marzeniem o własnym państwie, z czego wypływała stalowa wola jego stworzenia. Wola uzbrojona w moc, gotowość dzia-łania, manifestującą się w kulcie Czynu, na przekór atmosferze epoki mieszczań-skiego, liberalnego gadulstwa. Wrogowie zastanego porządku, konspirujący prze-ciw niemu, lecz noszący w sercach wizję porządku przyszłego, wyrastającą wprost z tradycji przedrozbiorowej Rzeczypo-spolitej, z jej wzorca kulturowo-politycz-nego, z pominięciem obcych inspiracji. To generacja piłsudczyków, pokolenie Walerego Sławka, Aleksandra Prystora, Ignacego Boernera, Adama Koca, Igna-cego Matuszewskiego, Tadeusza Schaet-zla, Bogusława Miedzińskiego, Edmunda Charaszkiewicza, Wiktora Tomira Drym-

Na historię Prawicy w Pol-sce składają się dzieje sze-regu różnych pokoleń. Po-koleń nie tylko w zwykłym znaczeniu, ale też – jeszcze bardziej – różnych pokoleń w sensie ideowo-politycz-nym. Pytanie o podstawy tożsamości polskiej odmia-ny Prawicy zawsze jest w istocie pytaniem o to, które z owych pokoleń najpełniej wcieliło w historię ponad-czasowe, fundamentalne dla niej normy i zasady.

mera, Juliana i Wacława Stachiewiczów, Tadeusza Hołówki, Henryka Józewskiego, Stanisława Józefa Paprockiego, Wacława Makowskiego, Romana Knolla, Tytusa Filipowicza, Michała Sokolnickiego, Jana Kowalewskiego, Adama Skwarczyńskie-go, Stanisława Cara.

Pierwej niż te dwie płomienne genera-cje pojawia się wszelako jeszcze jedna – ostatnia, która miała szczęście żyć w prawdziwie konserwatywnym ustroju po-litycznym i społecznym – i w nim uczyła się arkanów służby dobru publicznemu. To pokolenie ante 1914, przesycone ideą ładu i oddane poszukiwaniom jego obiek-tywnie istniejących podstaw normatyw-nych. Przechowało go w swej pamięci, w której wyniosło go z walącego się w pożodze Wielkiej Wojny starego świata, przerzucając pomost ciągłości pomiędzy dawnymi, zachowawczymi wspólnotami politycznymi a niepodległym państwem polskim, którego pomiędzy nimi nie było. Dzięki temu rozwinęło bodaj najgłębiej ugruntowaną wizję prawicowego ustroju. To generacja konserwatystów, pokolenie Władysława Studnickiego, Władysława Abrahama, Michała Bobrzyńskiego, Ka-zimierza Władysława Kumanieckiego, Stanisława Starzyńskiego, Stanisława Es-treichera, Eustachego Sapiehy, Michała i Wojciecha Rostworowskich, Władysława Leopolda Jaworskiego, Stanisława Buko-wieckiego, Ignacego Czumy, Władysława Glinki, Antoniego Peretiatkowicza, Ma-cieja Starzewskiego, Stanisława Kutrze-by.

Dziedzictwo którego z tych pokoleń winno zostać uznane za najważniejsze i odgrywać przewodnią rolę dziś, kiedy po kilkudziesięcioletniej przerwie w histo-rycznym continuum zachodzi potrzeba uformowania w Polsce kolejnej genera-cji Prawicy, osieroconej, bo pozbawionej (przez komunę) bezpośrednich poprzed-ników?

Pytanie jest źle postawione – chyba że za prawidłową odpowiedź należy uznać: każdego. Wszelkie toczone o to spory po-zostają tyleż jałowe, co bezprzedmiotowe. Na przywołane tradycje polityczne, na-zwane tu pokoleniami, nie należy patrzeć w kategoriach wzajemnego wykluczania się czy konkurencyjności, ale raczej po-strzegać je jako części pewnej większej całości.

Tradycję często wyobraża się poprzez symbol korzeni. Historyczne polskie awatary Prawicy stanowią tedy korzenie: splecione ze sobą korzenie tego samego drzewa, z których wyrasta – lub powinna wyrastać – żywa, organiczna jedność.

Pokolenia Prawicy

ADAM DANEK

LUDZIE URODZENI POD ZABORAMI, Z SILNYM I ŻYWYM ZMYSŁEM POLSKIEJ TRADYCJI HISTORYCZNEJ, KTÓRA MUSIAŁA BYĆ IM OJCZYZNĄ, PONIEWAŻ NIE MIELI OJCZYZNY W POSTACI PAŃSTWA – I DLATEGO BYLI PRZENIKNIĘCI MARZENIEM O WŁASNYM PAŃSTWIE, Z CZEGO WYPŁYWAŁA STALOWA WOLA JEGO STWORZENIA

Page 46: NCZAS_01-02_2010

XLVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

AUTO-CZAS

Dążenie do rozprzestrzeniania wyścigów jest tak sil-ne, że w kalendarzu znalazła się koreańska prowincja Yeongam, gdzie budowa toru niedawno... przekroczyła półmetek. Gospodarze zapewniają, że wszystko idzie

zgodnie z harmonogramem i roboty zakończą 5 lipca; nieco pro-blemów może być jedynie z zakwaterowaniem kibiców!

Sezon 2010 to również zasadnicze zmiany w kilku istotnych elementach regulaminów i rozgrywek. Przedstawiony powyżej kalendarz oznacza zwiększenie liczby wyścigów z 17 do 19 (poza premierą w Korei odnotować trzeba powrót do Kanady, o czym zresztą mówiono w kuluarach od pewnego czasu). Chyba istotniejsze jest jednak zwiększenie do 13 (wobec dotychczaso-wych 10) liczby startujących zespołów, a więc aż 26 maszyn na torze (oczywiście o ile któryś z debiutujących nie wykruszy się w międzyczasie). Nie zobaczymy już bolidów w barwach BMW (w ich miejsce pojawi się Sauber) i Toyoty, Mercedes po przeję-ciu Brawna wystawia własne maszyny, zupełnie nowe są zespoły Lotus, Virgin Racing, Campos Meta i USF1.

Nowa punktacjaDuże kontrowersje wzbudza nowy system punktacji kierow-

ców. Zwycięzca wyścigu otrzyma 25 punktów (zamiast dotych-czasowych 10), pozostali szczęśliwcy „na pudle” odpowiednio: drugi – 20, trzeci – 15. Jako że startować będzie 26 kierowców, punktowane będą miejsca aż do dziesiątego, ale w specyfi czny sposób: od miejsca czwartego kolejno przypadać ma: 10, 8, 6, 5, 3, 2 i 1 punkt.

Niezwykle ważną zmianą jest zakaz uzupełniania paliwa pod-czas wyścigu. Najkrócej ujmując, oznacza to, że bolidy na stra-cie będą znacznie cięższe (zamiast dotychczasowych 80 litrów zbiorniki muszą pomieścić około 250 litrów), co wymusi niejako automatycznie zwrócenie bacznej uwagi na stan i zużycie opon i hamulców, pit-stopy będą krótsze (prawdopodobnie nawet ok. 4-5 sekund), no i oczywiście strategia (i szczęście) w doborze opon będzie miała zasadnicze znaczenie.

Wobec większej liczby kierowców podczas pierwszych dwóch sesji eliminacyjnych odpadać będzie każdorazowo osiem boli-dów, tak by w ostatniej, trzeciej części rywalizowało 10 najlep-szych.

Gdzie trafi Kubica?Z technicznych zmian wspomnieć trzeba jeszcze o tym, że

przednie koła będą węższe (245 mm zamiast 270 mm) i znikną na nich aerodynamiczne osłony (dla bezpieczeństwa, gdyż przy skróconych pit-stopach zbyt duże byłoby ryzyko ich niedokład-nego montażu). Do obsługi każdego zespołu w okresie wyścigu (czyli od eliminacji do samego wyścigu) może być zaangażowa-ne najwyżej 45 osób.

Nastąpiły także przetasowania wśród zespołów i kierowców. Większość miejsc jest już zajęta, choć nadal nie wiadomo, kto zasiądzie w bolidach nowej stajni USF1. Także Toro Rosso, Mercedes i Renault muszą jeszcze zdecydować, kogo zatrud-nią jako drugiego kierowcę. W tym kołowrotku nas najbardziej interesuje oczywiście, co zrobi Robert Kubica. Bardzo dawno zaangażował się w Renault, jednak zmiany własnościowe, któ-re nastąpiły ostatnio i nie wiadomo, jak wpłyną na standing zespołu w nadchodzącym sezonie, ponownie otworzyły roz-grywkę i Kubica może w rezultacie wystartować w zupełnie innych barwach.

Wielki showWyścigi Formuły 1 przeżywają prawdopodobnie zwrotny mo-

ment w swojej historii, a w nadchodzących sezonach wypra-cowana zostanie nowa ich jakość. Wymusi to – podobnie jak większość już wprowadzonych zmian – konieczność nowego spojrzenia na koszty tej gigantycznej machiny (w nowym sezo-nie budżet każdego zespołu jest ograniczony do 100 mln euro), a także na atrakcyjność zarówno z punktu widzenia widzów, jak i fi rm angażujących w ten biznes swoje pieniądze. Producenci samochodów tracą bezpośrednie zainteresowanie (już zniknęła Honda, Toyota, BMW), zastępowani przez prywatne zespoły o innych priorytetach. Wydaje się, że nowy szef Jean Todt, z racji swojej wieloletniej pracy w samym centrum wydarzeń na torze, będzie lepiej rozumiał nowe wyzwania oraz potrzeby zespołów. W tym kontekście symptomatyczne są wypowiedzi szefa Ferra-ri – Luki di Montezemolo. Stawia on podstawowe pytanie: jaki produkt chcemy sprzedawać? Dla niego Formuła 1 to ekstre-malne technologie, konkurencja i postęp. I jasne zasady. Zgoda na oszczędności, na optymalizację zużycia paliwa, emisji CO2 i odzyskiwanie energii (KERS to dobry pomyśl, lecz wykonanie było złe) – lecz nie kosztem zamrażania postępu np. rozwoju sil-ników. Albo sprawa jazd testowych w trakcie sezonu – przecież nonsensem jest zmuszanie kierowców do prowadzenia jazd w bolidach z poprzedniego sezonu, a więc istotnie różniących się od aktualnie używanych.

Powstają nowe pytania. Formuła 1 to wielki show – czy aby na pewno musi odbywać się w niedzielę o godzinie 14.00, gdy lu-dzie w wolnym czasie chętniej robiliby co innego? Po co jeździć przez bite dwie godziny, podczas gdy na ostatnich okrążeniach idzie zazwyczaj tylko o oszczędzanie silników? Czy bilety wstę-pu muszą kosztować tyle, co krótki urlop? Itd., itp. Wydaje się, że od właściwej odpowiedzi na te i wiele innych pytań – przez szefa FIA Berniego Ecclestone’a, szefów zespołów, ich sponso-rów, jak również zainteresowane media – zależeć będzie przy-szłość Formuły 1.

ANDRZEJ SOŁDAN

Co prawda dopiero zaczęła się zima, ale w światku Formuły 1 wszyscy żyją już nowym sezonem, który rozpocznie się za niecałe trzy miesiące wyścigiem w Bahrajnie nad Zato-ką Perską. FIA ogłosiła ofi cjalnie kalendarz imprez na przyszły rok, który – podobnie jak ubiegły – zakończy się w Abu Dhabi (a nie, jak wcześniej, tradycyjnie w Brazylii).

Podbój Korei

Page 47: NCZAS_01-02_2010

XLVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

J akieś półtora roku temu, latem, jechaliśmy razem po nawozy na moje ugory – klucząc moż-liwie jak najdzikszymi objaz-

dami, bo laweta, którą pożyczyłem za wstawiennictwem Radka, druha mego serdecznego, w pewnych punktach nie do końca zgodna była z prawem oku-pującej nas III RP, by nie rzec wręcz, że była całkiem lewa (co nota bene nie miało najmniejszego wpływu na jakość jazdy!). W pewnym momencie wjecha-liśmy najpierw w liściasty zagajnik, a zaraz potem po obu stronach wyboistej drogi pokazały się zmurszałe szczątki drewnianych ogrodzeń, za którymi pa-noszyły się bagienne zarośla. – O! Tu też mają wspólnotowe pastwisko – po-kazał Radek.

Innym razem druh mój serdeczny Ra-dek zaniemógł. Na oczy. Bolały go, a tu

robota w polu czeka, krowy trzeba kar-mić i doić – a jak to wszystko robić po omacku i jeszcze zwijając się z bólu? Zabrałem więc druha mego serdecznego Radka do samochodu (akurat przyszły jakieś honoraria, więc miałem na pali-wo) i pojechaliśmy – najpierw do War-ki. Miejscowa przychodnia nawet ma na stanie okulistę – ale przyjmuje on tylko przez kilka godzin w tygodniu i to nie były te godziny. Pojechaliśmy dalej, do

Podróże kształcą, a mnie najbardziej kształcą podró-że z druhem moim serdecz-nym Radkiem. Radek w młodości (tj. zanim musiał wziąć odpowiedzialność za potomstwo) zwiedził grun-townie całą okolicę i o każ-dym niemal skrawku pola potrafi opowiedzieć bardzo pouczające historie.

Białobrzegów, gdzie sytuacja się powtó-rzyła. Pozostało pojechać do Radomia – ale pacjent musiał wrócić do krów, bo już wypadała pora udoju. Skończyło się na ciemnych okularach, które mu poda-rowałem, a po kilku dniach dolegliwość sama przeszła.

Co wcale nie znaczy, że mieszkańcy wsi się nie leczą albo że do znachora chodzą! Znaczy się do innego znachora niż fundowany przez KRUS i NFZ. Tyle że aby się leczyć na wsi, trzeba mieć dużo wolnego czasu i końskie zdrowie.

Stąd też leczy się matka Radka – bo inaczej by jej płatny z KRUS urlop przepadł, więc na naświe-tlanie laserem nadwyrę-żonego ramienia codzien-nie do Białobrzegów dojeżdża. Szczegół, że równocześnie wstaje co rano o 5.30, by obrządzać krowy (Radek – czy to na skutek skłonności do zbyt długiego siedzenia w nocy i ciężkiej pracy oraz młodej żony, czy to z po-wodu jakichś zaburzeń

metabolicznych – nie jest w stanie na ogół wygrzebać się z łóżka przed 8.00, a bywa że i przed 9.00! Kilka razy zda-rzało mi się nawet przyjeżdżać po niego i budzić, gdy mieliśmy robić coś razem z samego rana – sam przyznał, że wsta-wanie o świcie jest o wiele bardziej eko-nomiczne, ale na swoją przypadłość nic poradzić nie umie...). Leczy się też nasz wspólny kolega Piotr, który co roku, zimą, do sanatorium przez KRUS fun-

Podróże kształcą, czyli... zapisujcie się do KRUS!

JACEK KOBUS

NALEŻĄC do KRUS, może nie będziemy lepiej leczeni, ale przynajmniej o wiele mniej za to zapłacimy

ZDECYDOWANIE NAJLEPIEJ JEST LECZYĆ SIĘ PLANOWO I WYŁĄCZNIE NA TAKIE PRZYPADŁOŚCI, KTÓRYCH LECZENIE NIE GROZI POWAŻNIEJSZYMI KONSEKWENCJAMI DLA ZDROWIA

Page 48: NCZAS_01-02_2010

XLVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAdowanego wyjeżdża, wzbudzając tym wielki podziw sąsiadów (bo zwykle taki przywilej co drugi rok wypada i zaiste obrotnym trzeba być, żeby to sobie poza kolejnością załatwić!).

Zdecydowanie najlepiej jest leczyć się planowo i wyłącznie na takie przy-padłości, których leczenie nie grozi poważniejszymi konsekwencjami dla zdrowia. Nie da się bowiem ukryć, że większość lekarzy, którzy tu trafiają, do wybitnych specjalistów nawet nie pró-buje się zaliczać (sam, postradawszy na początku mieszkania na wsi palec w głupim wypadku przy ładowaniu konia, musiałem przez miesiąc regularnie od-wiedzać miejscową przychodnię chirur-giczną i nikomu nie polecam: przyszyty palec zrósł się krzywo, więcej mam te-raz z nim kłopotu niż pożytku). W czym nie ma nic dziwnego: ludzi mniej niż w wielkim mieście, to i obrót mniejszy, więc tylko tych mniej zdolnych zado-walać musi i doświadczenia wolniej przybywa.

Skoro o KRUS mowa, nie sposób na koniec nie zaapelować: ludzie, zapisuj-cie się do KRUS! Tzw. składka, czyli obowiązkowa danina dla molocha, jest nie do porównania niższa niż minimalna w ZUS, instytucja jest przy tym przyja-zna i łatwo dostępna – wszędzie można wleźć i zapytać, a miłe panie zawsze po-mogą; formularze są przy tym naprawdę proste i jest ich ledwo kilka. Przy zgło-szeniu do KRUS pracownika jest miej-sce na numer PESEL lub na numer pasz-portu – ale nie ma na numer pozwolenia na pracę, z czego by wynikało, że w ten sposób KAŻDY może być w Polsce le-galnie „ubezpieczony”. Byle tylko nie podejmował pracy na podstawie umowy o pracę, ale od czego są umowy o dzie-ło na przykład? Po dwóch-trzech latach można też otworzyć działalność gospo-darczą i nadal pozostawać w KRUS – a ostatnio przeczytałem też o czymś takim jak „współpraca w prowadzeniu działal-ności gospodarczej”, pod co chyba da się włożyć absolutnie wszystko. To jaki jest sens, jeśli ktoś nie musi, bo np. pracuje „na państwowym”, pozostawać w ZUS i dawać się łupić okupantom? Jak ktoś nie ma wymaganego hektara, to ja mogę przecież dowolną liczbę pracowników zgłosić i zarejestrować... Że co, że jak wszyscy (którzy tylko mogą) tak zrobią, to cały system diabli wezmą i Rudowło-sy będzie musiał zgasić światło? Już gdzie jak gdzie, ale wśród Czytelników „NCz!” to chyba akurat nie powinno ni-kogo martwić?

JACEK KOBUS

A to wszystko właśnie w imię poglądu, iż jeżeli tylko coś jest czynione dobrowolnie i bez po-gwałcenia czyjejś wolności, to

jako nie przynoszące szkodę innym oso-bom winno być wyjęte spod ingerencji władz cywilnych.

Czy jednak owo przekonanie jest reali-styczne w stosunku do wielu przed- i po-zamałżeńskich działań w dziedzinie sek-su? Czy rzeczywiście można powiedzieć, iż dorośli, a współżyjący ze sobą dobro-wolnie ludzie co najwyżej szkodzą tylko sobie, a nie np. innym osobom? Przypatrz-my się zatem domniemanej prawdziwości tego przekonania na przykładzie dwóch popularnych nieprawości z tej sfery: nie-rządu (obcowania płciowego dwóch wol-nych osób płci przeciwnej) i cudzołóstwa (zdrady małżeńskiej).

Osobista sprawa?Powierzchownie rzecz biorąc, można

by powiedzieć, że w przypadku nierządu jeśli ktoś odnosi szkodę, to tylko osoby zaangażowane w ów niemoralny proce-der. W swym założeniu nierząd nie musi się bowiem wiązać ze zdradą względem osoby trzeciej (choć w rzeczywistości nieraz się z tym łączy, np. wówczas, gdy chłopak w tajemnicy współżyje z dwie-ma dziewczętami naraz, mówiąc obu, iż są one jego jedynymi partnerkami). Jako taki nierząd nie musi też zakładać jawnej nieuczciwości względem drugiej osoby (chociaż i w tym wypadku często z czymś takim mamy do czynienia, np. gdy mężczyzna uwodzi kobietę, wyzna-jąc jej miłość, tymczasem zaś głównym lub zgoła jedynym celem jego działania

stanowi ulżenie własnej pożądliwości). Wydaje się więc, iż zakładając, że żad-na ze stron nierządu nie dokonuje zdrady swego aktualnego partnera lub też nie jest wprowadzana w błąd bądź psycho-logicznie manipulowana (np. poprzez wspomniane wyżej wyznania gorącej miłości, mające ukrywać czystą żądzę uciech seksualnych), szkoda tej praktyki ogranicza się do faktu naruszenia przez jej uczestników prawa Bożego. Choć po-gwałcenie Bożych zasad moralnych jest zawsze złe, a co za tym idzie szkodliwe, to czy jest sens karania i represjonowa-nia owej nieprawości wówczas, gdy de-cydujące się na nią osoby dopuszczają się jej dobrowolnie, w pełni świadomie co do zamiarów i intencji drugiej strony, a swym działaniem nie naruszają dóbr in-nych osób? Innymi słowy: ludzie czynią-cy nierząd wydają się wyrządzać szkodę tylko sobie, a więc ich zło nie szkodzi społeczeństwu.

„Owoce” nierządu i cudzołóstwa

Tego rodzaju argumentacja przy bliż-szym przyjrzeniu się zarówno samej naturze, jak i prawdziwym owocom nierządu nie wytrzymuje jednak kryty-ki. Pomijając już fakt, iż tak naprawdę większość stosunków przedmałżeńskich jest dokonywana poprzez wprowadzanie w błąd lub manipulowanie drugą stroną, to nawet w wypadku pozostałej mniej-szości praktykowanie nierządu wiążę się z ogromnym ryzykiem zadawania szkód, ran i cierpień osobom, które nie są weń zaangażowane. Przyjrzyjmy się wszak bardzo ścisłym związkom pomiędzy

„Jeśli dwoje dorosłych ludzi dobrowolnie sypia ze sobą, to nie czynią innym krzywdy. Jest to więc ich prywatną sprawą – prawu, rządowi i społeczeństwu nic do tego!”. Ile razy sły-szeliśmy tego rodzaju hasła? Pewnie dziesiątki albo i setki. Przekonanie o nieszkodliwości dobrowolnie podjętych przez dorosłe osoby działań seksualnych stało się jednym z „do-gmatów” liberalnie nastawionej opinii publicznej. Owszem, nie kwestionuje się jeszcze prawa osób wierzących do nazy-wania niemałżeńskich aktów seksualnych mianem „złych” czy „niemoralnych”, jednak pomysły wprowadzenia karalno-ści przynajmniej pewnej części z nich z miejsca określa się jako „zamordystyczne” czy „totalitarne”.

Czy nierząd i cudzołóstwo są szkodliwe dla społeczeństwa?

MIROSŁAW SALWOWSKI

Page 49: NCZAS_01-02_2010

XLIXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

PO GRUDNIOWYM ARTYKULE W „NAJWYŻ-SZYM CZASIE!” POD TYTUŁEM „ROZBIÓR ŚCIŚLE TAJNY”

Senator Bender pyta premiera

Oświadczenie kieruję do pana Donalda Tuska, prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej.

Panie Premierze!Przed kilkoma tygodniami u wscho dnich granic Polski odbyły

się manewry wojsk rosyjskich i z nimi sprzymierzonych. Manew-ry, czego nie ukrywano, dotyczyły możliwości przeciwstawie-nia się ewentualnemu atakowi z kierunku zacho dniego, przede wszystkim z Polski. O manewrach ewidentnie wrogich wzglę-dem naszego kraju me dia podawały lakoniczne informacje. Pan mini ster obrony narodowej Bogdan Klich dość po wściągliwie je charakteryzował. Minister spraw zagranicznych alarmował władze Unii Europej skiej, że manewry antagonizują stosunki polsko-rosyjskie i wręcz zagrażają Polsce. Przywołały one sko-jarzenia z podobnymi manewrami wojsk sowieckich u granic Polski – manewrami, które po przedziły stan wojenny w naszym kraju.

Czy opinia publiczna mogłaby się dowiedzieć od pańskich mi-nistrów nieco więcej o wspomnia nych rosyjskich manewrach, o ich sile i zasięgu?

Panie Premierze!Tygodnik „Najwyższy CZAS!” w numerze z 12 grudnia 2009

roku podał zatrważająca wiado mość w tekście pod tytułem „Rozbiór ściśle taj ny”. Powołując się na informacje stanowiące ta jemnicę dziennikarską, ale według autora arty kułu i redakcji wręcz pewne, podaje fakt, który nie mieści się w głowie. Do-wiadujemy się miano wicie, że latem 2009 roku, co ma wynikać z mel dunku Agencji Wywiadu przekazanego nasze mu rządo-wi, w Moskwie został podpisany tajny pakt wojskowy. Władze Rosji w pakcie tym za gwarantowały rządowi Niemiec, że jeśli Rosja podejmie decyzję o interwencji zbrojnej w Pol sce, zatrzy-ma swoje wojska na linii Wisły i Sanu. Byłaby to współcze-sna realizacja diabelskiego paktu Ribbentrop-Mołotow w jego pierwotnej wersji z 23 sierpnia 1939 roku. Wojska rosyjskie doszłyby do Warszawy, ale okupowałyby wyłącznie jej część prawobrzeżną. W zaistniałej wówczas sy tuacji militarnej i poli-tycznej niezajęty przez Ro sjan obszar Polski tworzyłby de facto buforowe minipaństwo, państewko, protektorat niemiec ki od-dzielający Niemcy od Rosji. Z tekstu zamie szczonego w „Naj-wyższym CZASIE!” wynika, że o tym wszystkim wie polska Agencja Wywiadu.

Kieruję więc do pana premiera pytanie: czy rząd polski wie o wspomnianym pakcie rosyjsko-niemieckim z lata 2009 roku i co o nim wie? Taka in formacja należy się społeczeństwu i zwra-cam się o nią do pana premiera.

RYSZARD BENDER, SENATOR RZECZYPOSPOLITEJ POL SKIEJ

przedmałżeńskim seksem a prokreacją. Biologiczną oczywistością jest, iż seks

służy płodzeniu dzieci. Trudno jest też zaprzeczyć temu, iż aktywna seksualnie osoba po krótszym bądź dłuższym cza-sie zazwyczaj zostaje ojcem bądź mat-ką. Dotyczy to ogromnej większości tak związków małżeńskich, jak i niemałżeń-skich (oczywiście mam tu na myśli „he-teroseksualne” ich formy). Co więcej, realna perspektywa bycia rodzicem prę-dzej czy później stoi także przed parami, które regularnie stosują środki i metody antykoncepcyjne (żadne z nich nie są bowiem w 100 procentach skuteczne). Myślę, że nie trzeba szerokich wywo-dów, by udowodnić, iż najlepszym, a co więcej – jedynym dobrym miejscem, w którym powinny wychowywać się dzie-ci, jest kochający się dom, w którym mąż i żona są sobie całkowicie oddani, wierni i pełni zaufania. Im bardziej oddalamy się od tego tradycyjnego chrześcijańskie-go wzoru dobrego małżeństwa i rodziny, tym więcej mamy kłopotów z wychowa-niem dzieci. Jakie jednak realne perspek-tywy stoją przed dziećmi, które są po-czynane poza ramami małżeństwa? Oto kilka z nich:● Są mordowane przed narodzeniem. Tak

dzieje się zwłaszcza w przypadku dzie-ci nastolatek, prostytutek bądź będących

owocem całkowicie przygodnego seksu (uprawianego np. po dyskotece, wizycie w klubie nocnym, pubie etc.). Aborcja jest dokonywana dlatego, iż poczęte dziecko jest tu traktowane jako „przedwczesny” bądź „uboczny” efekt nierządu, którego najlepiej jest się pozbyć. ● Są mordowane po narodzeniu. Choć

tego rodzaju przypadki są znacznie rzad-sze niż aborcja, to jednak też się zdarzają. I co charakterystyczne, zazwyczaj mają one miejsce w przypadku konkubinatów, a nie małżeństw. Najczęściej mordercą dziecka w takim wypadku jest konkubent matki, dla którego malec jest intruzem i przeszkodą w „dobrej” rozrywce polega-jącej na upijaniu się etc. ● Są maltretowane po urodzeniu. Za-

zwyczaj zdarza się to też w ramach kon-kubinatów.● Dziecko rodzi się, jednak w ramach

małżeństwa, które już na swym starcie jest bardzo narażone na niestałość, sła-bość, a nawet rozpad. Małżeństwo takie jest bowiem najczęściej zawierane za względu na przedmałżeńską „wpadkę”, a co za tym idzie, osoby je tworzące w wielkiej mierze nie są jeszcze do niego przygotowane i dojrzałe. W krótkim bo-wiem czasie logika przyjemności i bra-ku odpowiedzialności, która stoi za nie-rządem, musi zostać (albo przynajmniej

powinna zostać) zastąpiona przez szereg często mało przyjemnych obowiązków. Nagle okazuje się, iż małżonkowie czę-ściej niż orgazmy będą przeżywać nocne wstawanie do płaczącego dziecka i wię-cej niż romantycznych kolacji będzie wą-chania kupek malca. Egoizm, hedonizm i nieodpowiedzialność, jaka kryje się za nierządem, muszą zostać więc zastąpione przez obowiązkowość, poświęcenie i od-danie. Zwłaszcza młodym mężczyznom, którzy przywykli do rozwiązłego życia, bardzo trudno nagle przestawić się na owe nowe tory. Dlatego też wielu męż-czyzn albo po pewnym czasie przestaje przykładać się do małżeńskich i rodzi-cielskich obowiązków, albo też zaczyna zdradzać swe żony, albo też defi nitywnie porzuca założoną przez siebie rodzinę. ● Są porzucane przez jedno lub oboje z

rodziców. Wychowują się zatem albo w niepełnej rodzinie (najczęściej bez ojca), albo w jakimś przytułku.

Oczywiście nie jest tak, iż wspomnia-ne wyżej „owoce” są wyłącznie następ-stwem nierządu i nie dotyczą w ogóle tradycyjnych małżeństw. Nie jest też tak, że dokładnie w każdym wypadku seks przedmałżeński kończy się w taki spo-sób. Bywają bowiem szczęśliwe małżeń-stwa, które poprzedzone były rozpustą, jak i małżeństwa, w ramach których do-

Page 50: NCZAS_01-02_2010

L NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAkonywane są aborcje i porzucane dzieci. Faktem jest jednak, że natura nierządu wybitnie sprzyja tym patologiom, zaś słabe, nieszczęśliwe i rozbite małżeństwa najczęściej są po prostu wynikiem wcze-śniejszego rozwiązłego życia (którego pewnych nawyków nie chce się porzucić także w małżeństwie).

A jak wyglądają „owoce” cudzołóstwa (czyli zdrady małżeńskiej)? Są takie same jak nierządu. Dodać można przy tym jeszcze, iż niewierność małżeńska praktycznie zawsze wiąże się z ranie-niem osób trzecich (choćby zdradzane-go małżonka), a w swej istocie stanowi jawną nieuczciwość i złamanie zawartej przez siebie umowy (zobowiązania do wierności).

Czy do utrzymania jest zatem twierdze-nie, iż jeśli nierząd i cudzołóstwo komuś szkodzą, to jedynie tym, którzy je prakty-kują, a zatem czyny te powinny być trak-towane jako całkowicie prywatna spra-wa osób je praktykujących? Każdy, kto pragnie bronić słuszności tej tezy, winien spojrzeć w oczy cierpiących, bo mordo-wanych, katowanych, porzucanych i za-

niedbywanych dzieci, które jakże często własną krwią lub łzami muszą płacić za „całkowicie prywatne” sprawy swych ro-dziców.

Jak seks przed- i pozamałżeński niszczy społeczeństwo

Za nierząd i cudzołóstwo płacą też całe społeczeństwa. Wedle badań przepro-wadzonych w USA, prawdopodobień-stwo popełnienia samobójstwa jest o 30 proc. wyższe wśród nastolatków, któ-re wychowały się bez ojca. Podobnie 90 proc. dzieci bezdomnych i uciekają-cych z domu, 3/4 nastoletnich narkoma-nów i 85 proc. młodocianych przestępców (w tym 72 proc. nieletnich morderców i 60 proc. gwałcicieli) wzrastało w rodzinie pozbawionej ojca. Z grzechami nierządu i cudzołóstwa połączona jest też niema-ła liczba morderstw, pobić, samobójstw (dokonywanych np. przez zazdrosnych mężów, konkubentów, kochanków etc.).

Jaskrawym przykładem tego, do ja-kich konsekwencji prowadzą nierząd i cudzołóstwo, może być rzeczywistość czarnej społeczności w USA. Obecnie

69 proc. czarnych dzieci nie pochodzi ze związku małżeńskiego, a 57 proc. nastolatków wychowywanych jest przez jednego z rodziców (najczęściej przez matkę). Szacuje się też, iż odpowiednio 43 proc. czarnych mężczyzn i 42 proc. kobiet nie żyło nigdy w małżeństwie. Ponad połowa morderstw i 42 proc. innych ciężkich przestępstw jest doko-nywanych przez kryminalistów wywo-dzących się z 13-procentowej czarnej społeczności. Ocenia się, iż 28,5 proc. czarnych chłopców trafi do aresztów i więzień. W dużych miastach czterech na 10 czarnoskórych mężczyzn w wieku od 17 do 35 lat przebywa w więzieniach.

Czy nierząd i cudzołóstwo winny być karane?

Jeżeli zatem nierząd i cudzołóstwo w tak wielkim stopniu ranią ludzi, którzy nie są w nie zaangażowani, to czy moż-na się choć trochę dziwić, iż przez wie-le wieków rządy różnych społeczeństw (tak chrześcijańskich, jak i niechrze-ścijańskich) prawnie karały te niepra-wości? Czy można się dziwić, iż nawet Magisterium Kościoła katolickiego ofi-cjalnie głosiło, iż niemałżeńskie pożycie seksualne winno być przez władze cy-wilne zakazywane i karane?

Pomysły prawnej delegalizacji i pena-lizacji tych czynów bardziej ukierunko-wane są na ochronę osób trzecich (dzie-ci, zdradzanych małżonków) i całego społeczeństwa (przed patologiami, któ-re są tym większe, iż bardziej przyzwala się na rozwiązłość seksualną) aniżeli na „uszczęśliwianie na siłę” tych, którzy pragną w nich tkwić. Gdyby np. nie-rząd owocował szkodami tylko wzglę-dem tych, którzy go czynią, to można by się zastanawiać, czy sensowne jest jego prawne zakazywanie. Jednak nie-prawość ta bardziej od dokonywanego, bezpośrednio tylko na własną szkodę samookaleczenia czy samobójstwa (któ-re zazwyczaj też są powstrzymywane za pomocą prawnego przymusu i siły) przypomina trzymanie we własnym domu groźnych materiałów wybucho-wych, mogących w każdej chwili eks-plodować i zniszczyć domy innych. Tylko ktoś o zupełnie krótkowzrocznym i nieodpowiedzialnym spojrzeniu może domagać się legalności trzymania takich materiałów np. w bloku mieszkalnym, tłumacząc to tym, iż przecież nie naru-sza się w ten sposób niczyjej wolności (bo trzyma się je we własnym domu, a nie zmusza kogoś, by przechowywał je u siebie).

MIROSŁAW SALWOWSKI RE

KL

AM

A

Page 51: NCZAS_01-02_2010

LINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

Otóż godzi się przypomnieć, że niemiecki narodowy socja-lizm nie zaczął się od obozów koncentracyjnych, ustaw no-

rymberskich i konferencji w Wannsee. Wcześniej nazizm przechodził niewinny, romantyczny okres. Martin Heidegger, Carl Schmitt czy Ernst Junger – wybitni intelektualiści europejscy, którzy w taki czy inny sposób poparli Hitlera – w naj-większych koszmarach nie mogli sobie wyobrazić tego, że swoimi wyborami po-litycznymi torują drogę do Auschwitz. Re-wolucja konserwatywna, przygotowująca ideowy grunt pod nazizm, była formacją dążącą do wydobycia Niemiec z kryzysu po klęsce w I wojnie światowej. W tym wszystkim chodziło o jedno – o dobro Niemców (tak jak komuniści zatroskani byli losem światowego proletariatu), a nie o unicestwienie tego czy innego narodu.

Jeśli Sławomir Sierakowski może sobie dzisiaj pozwolić na luksus chwalenia Lenina (prawie trzy lata temu „Krytyka Polityczna” wydała zbiór jego pism), to tylko dlatego, że historia uśmiechnęła się do komunistów, a nie do nazistów. A powody są dwa. Komu-nizm jest zsekularyzowaną herezją chrześci-jaństwa, natomiast nazizm – zsekularyzowa-

ną mutacją pogaństwa. Tak się składa, że to chrześcijaństwo, a nie pogań-

stwo wpłynęło znacząco na kształt nowożyt-

nej cywilizacji euro-

pejskiej – z prawami człowieka, postulatami wolności, równości, braterstwa.

Drugi powód dotyczy dziejów XX wie-ku. W II wojnie światowej sojusznikiem państw zachodnich stał się Związek So-wiecki, a nie III Rzesza. Wiemy dobrze, że wydarzenia mogły się jednak potoczyć inaczej – wojska niemieckie wspierane przez sojusznicze wojska brytyjskie oraz formacje kolaboracyjne z całej Europy zdobyłyby Moskwę. Ale potem nadeszłaby jakaś „odwilż” i z upływem czasu reżim hitlerowski by upadł (jak upadł realny so-cjalizm). Przy takim scenariuszu dzisiejsza europejska opinia publiczna byłaby jed-nak bardziej wyrozumiała wobec nazizmu (jako byłego sojusznika w wojnie z ZSRS) niż wobec komunizmu. A wysokonakłado-we gazety w Polsce zapraszałyby na swoje łamy redaktora naczelnego, ale nie „Kryty-ki Politycznej”, lecz czasopisma „Szczer-biec”. Cóż, historię piszą zwycięzcy.

Kultura antytotalitarnaNa tym można byłoby poprzestać, gdyby

nie to, że Sierakowski w pewnym sensie ma rację, gdy oburza się na porównywa-nie „Manifestu komunistycznego” z „Mein Kampf”, w czym lubują się prawicowi piew-cy wolnego rynku. XIX-wieczny kapitalizm nie był bajecznym stanem opisywanym w podręcznikach ideologów liberalizmu. Był natomiast zjawiskiem problematycznym, które krytycznej refl eksji poddawali nie tyl-ko twórcy „socjalizmu naukowego”. Pod-dawał je też – chociaż, rzecz jasna, z innej

pozycji – papież Leon XIII. Tak więc Marks i Engels to jeszcze nie Lenin, Trocki i Stalin.Spór o traktowanie „Mani-

festu komunistycznego” na równi z „Mein Kampf” ma jeszcze jeden ważny aspekt – teologiczny. Zderzają się tu bo-wiem dwie kultury, które debatę polityczną wynoszą na poziom religijny. Obrońcy „Manifestu komunistycznego” (do nich na-leży Sierakowski) reprezentują lewicową „kulturę antyfaszystow-ską”. Faszyzm to dla nich nie tyle realne zjawisko historyczne, ile iko-na zła, a nawet jego istota. Z kolei ci,

Marks i Hitler nie są diabłami naszych czasówSławomir Sierakowski jest ignorantem albo rżnie głu-pa. Do użycia takich słów skłania mnie jego opinia wyrażona niedawno na łamach „Rzeczpospoli-tej”: „Nie sposób myśleć o nazizmie bez Holokaustu, ale można wyobrazić sobie komunizm bez gułagu. Idea komunistyczna wyrasta z jednoznacznie pozytywnych intencji” („Łapać i wsadzać marksistów”, „Rz”, 10 grud-nia 2009 r.). Sierakowski zabrał głos w niekończącym się sporze o to, czy „Mani-fest komunistyczny” Mark-sa i „Mein Kampf” Hitlera podlegają symetrycznej ocenie. Zanim przejdziemy do samego sporu, warto odnieść się do kuriozalnej myśli redaktora naczelnego „Krytyki Politycznej”.

FILIP MEMCHES

ną mutacją pogaństwa. Tak się sto chrześcijaństwo, a ni

stwo wpłynęło na kształt n

nej c

ki Politycznej .

CHES

dawał je też –

rjtewporelikomleżylewiską”.realnena zła

SPÓR o Marksa i Hitlera to spór antykwaryczny

Page 52: NCZAS_01-02_2010

LII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAktórzy domagają się potępienia w równym stopniu Marksa i Hitlera, są reprezentantami prawicowej „kultury antytotalitarnej”. Dla nich ikonami zła są oba XX-wieczne tota-litaryzmy. Domagają się oni aktu sprawie-dliwości dziejowej i potępienia komunizmu w ten sam sposób, w jaki został potępiony nazizm. Do głosu dochodzi więc także hi-storyczny resentyment i chęć ostatecznego wyeliminowania z życia publicznego sił postkomunistycznych.

Wyjątkowy przypadek zalegalizowanego kłamstwa

Demonologia „antyfaszystowska” uznaje Holokaust za kluczowe, metafi zyczne wy-darzenie w dziejach świata. Po Holokauście wszystko powinno zostać przewartościo-wane. Uczucia patriotyczne, praktyki reli-gijne, przywiązanie do wszelkiej tradycji – to sprawy co najmniej podejrzane, skoro za ideą „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” stała zsekularyzowana wer-sja mitologii „krwi i ziemi”. Ale podobnie jest z demonologią „antytotalitarną”. Tutaj obok Holokaustu pojawiają się też inne kluczowe metafi zyczne wydarzenia, mię-dzy innymi Wielki Głód na Ukrainie czy zbrodnia katyńska. W cieniu podejrzenia znajdują się utopie społeczne i autorytarne metody rządzenia, bowiem zwrócone są one, tak jak bolszewicki terror, przeciw li-beralno-demokratycznemu kapitalizmowi.

To, że świadkowie zbrodni komunistycz-nych i nazistowskich mogli mieć poczucie spotkania z metafi zycznym złem, wydaje się zrozumiałe. Nie można jednak subiek-tywnych odczuć, które zrodziły się z do-świadczeń granicznych Aleksandra Soł-żenicyna czy Eliego Wiesela, rozciągać do rozmiarów prawdy obiektywnej czy wręcz dogmatu religijnego. Świat po Ko-łymie czy po Auschwitz nie jest inny niż świat istniejący wcześniej. Nie ma prze-cież takiego grzechu, który nie istniałby od początku rodzaju ludzkiego.

Tak więc komunizm i nazizm w sensie teologicznym oraz moralnym niczego no-wego nie dowiodły. One jedynie w brutal-ny sposób potwierdziły znaną już prawdę o ciemnej stronie natury ludzkiej, zwłaszcza to, że piekło jest dobrymi intencjami wy-brukowane. I tylko w tym kontekście moż-na potraktować marksizm jako wyjątkowy przypadek zalegalizowanego kłamstwa.

Jaki stąd wniosek? Zło należy rozpozna-wać w jego aktualnych formach. Dziś w Eu-ropie przed realnymi problemami stawiają nas współczesne demokracje, a nie reżimy, które zmiótł wiatr historii. Apokalipsa zaś dopiero przed nami. Dlatego spór o Marksa i Hitlera staje się sporem antykwarycznym.

FILIP MEMCHES

Tamto wydarze-nie zapocząt-kowało jedną z najbardziej

owocnych przemian in-telektualnych naszych czasów. Wkrótce Hans-Hermann Hoppe prze-niósł się do USA i w bardzo krótkim czasie wyrósł na prawdziwego lidera libertarianizmu oraz szkoły austriac-kiej.

Z okazji 60. urodzin Hoppego środowisko ekonomistów austriac-kich postanowiło wydać zbiór esejów poświęconych jego osobie i dorobkowi naukowemu pod nazwą „Pro-perty, Freedom and Society”. Na ponad 400 stronach zamieszczono 35 tekstów naukowców i publicystów z całego świata. Liczby te mówią wiele o sukcesie, którego autorem stał się także sam Hoppe. Jak wspo-mina prof. Walter Block, na początku lat 60. cały ruch libertariański liczył zaledwie stu kilkudziesięciu entuzjastów. Dziś, dzię-ki charyzmatycznej i niezłomnej postawie jego teoretyków, skupiony wokół ekonomii austriackiej libertarianizm ma swoich zwo-lenników na całym świecie – liczonych nie w dziesiątkach, ale w tysiącach. Ogromna w tym zasługa właśnie Hoppego, który jest ponoć bardziej popularny poza USA niż w swej nowej ojczyźnie (jego dzieła przetłu-maczone zostały na 21 języków). Wśród eseistów można zatem znaleźć Hiszpana, Belga, Litwina, Bułgara, Austriaków, Cze-chów, Anglików, Francuza, a nawet Polaka (fundatora oraz szefa ekspertów polskiego Instytutu Misesa – Mateusza Machaja).

Nie oznacza to bynajmniej, że Hoppe zyskał uznanie jedynie wśród libertarian. Kilka esejów w książce zostało napisa-nych nawet przez zdeklarowanych kon-serwatystów oraz klasycznych liberałów. Lista zasług Hoppego dla świata nauki jest bowiem na tyle długa, że czerpią z niej nawet osoby nie podzielające w stu pro-centach jego bezkompromisowych poglą-

dów. Wymieńmy zatem choćby najważniejsze jego osiągnięcia: teoria demokracji i procesów (de)cywilizacyjnych, etyka argumentacyjna, teoria imigracji, teoria transformacji krajów socjalistycznych, roz-winięcie teorii mono-polu, dóbr publicznych, ryzyka, socjologia opodatkowania czy też uściślenie metodolo-gicznych założeń eko-nomii i nauk w ogóle.

Hoppe dał się po-znać przede wszystkim

jako świetny mówca – jego wykłady cie-szą się ogromną popularnością na całym świecie. Równie dobrze znany jest także jego niemiecki akcent oraz zapożyczenia ze swego rodzimego języka (kilku auto-rów z rozbawieniem wspomina rozmowy z nim oraz jego zwroty w stylu: „Ja, ja, but you see...”). Ogromne wrażenie robią jego bezkompromisowe poglądy i odwaga w myśleniu. Po zaledwie kilku latach po-bytu w USA zdołał przekonać do swojej koncepcji etyki argumentacyjnej nawet samego Murraya Rothbarda. Nic więc dziwnego, że po śmierci tego ostatniego objął posadę redaktora naczelnego „Jour-nal of Libertarian Studies” oraz zajął jego miejsce w katedrze ekonomii Uniwersyte-tu Las Vegas.

Choć część tekstów ogranicza się jedy-nie do słów wdzięczności wobec prof. Hoppego, wiele z nich stanowi próbkę doskonałego warsztatu naukowego. Jeden z tekstów został napisany przez goszczą-cego niedawno w Polsce profesora Jesu-sa Huertę de Soto, który w błyskotliwy sposób wykazuje, że dzisiejszym spadko-biercą klasycznego liberalizmu jest anar-chokapitalizm. Założenia tego pierwszego okazują się mylne i stanowią próbę dowie-dzenia „kwadratury koła” (sformułowania de Soto).

Bardzo ciekawe uzupełnienie historii USA przedstawił Luigi Marco Bassani.

Jeszcze pod koniec lat 70. wydawało się, że niemiecka fi lozofi a wzbogaci się o kolejnego profesora szkoły frank-furckiej. Całkiem przypadkowo w rękach owego naukowca znalazła się jednak książka Ludwiga von Misesa.

Hans-Hermann Wielki

JAKUB WOZINSKI

Page 53: NCZAS_01-02_2010

LIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAW swym eseju o Abrahamie Lincolnie przedstawił dowody na to, iż ów bohater zbiorowej świadomości przyczynił się jedynie do stworzenia w Stanach pań-stwa na modłę europejską. Zniesienie niewolnictwa było dla niego jedynie pre-tekstem do zaprowadzenia silnej władzy centralnej. Jak pisze Bassani: „po wojnie secesyjnej nie było już zbyt wielu rzeczy, które nie byłyby opodatkowane”. Wielki w tym zresztą udział Francisa Liebera – Niemca, który, w przeciwieństwie do Hoppego, nie przyjął poglądów wolno-ściowych Nowego Kontynentu, lecz stał się głównym w XIX wieku propagatorem silnego, rozbudowanego państwa. Entu-zjastą etatystycznych pomysłów Liebera był właśnie Abraham Lincoln...

W innych esejach z tego zbioru Frank Van Dun kontynuuje swoją polemikę z legalizmem prawa własności, Walter Block rozważa sposoby pociągania do odpowiedzialności władców państw, Jörg Guido Hülsmann analizuje wpływ pie-niądza fi ducjarnego na czasową strukturę produkcji, Stephan Kinsella poszukuje rdzenia libertarianizmu, a James Yohe i Scott Kjar wykazują analogiczność cha-rakteru zarządzania spółką akcyjną do sposobu zarządzania państwem.

Jak można się dowiedzieć z książki, Hans-Hermann Hoppe planuje wydanie kolejnej pracy z zakresu etyki i epistemo-logii, rozwijającej zagadnienia obecne w jego uprzednich dziełach. Mimo ukoń-czonych 60 lat nadal jest bardzo aktywny i podróżuje po całym świecie z wykłada-mi i prelekcjami. Założone przez niego Freedom and Property Society rozwija się z roku na rok, a naukowy autorytet profesora nie słabnie. Wszystko to spra-wia, iż można mieć nadzieję na jeszcze wiele lat owocnej działalności Hoppego.

Jedną z najważniejszych lekcji, której udzielił współczesności Hoppe, jest po-stawa „antyintelektualnego intelektuali-zmu”. Polega ona na bezkompromisowej walce z utrzymywanymi przez państwo naukowcami, stosowaniu niemodnych metod naukowych oraz oddaniu praw-dzie – wbrew panującym trendom. Hop-pe wypowiedział wojnę pozytywizmowi, empiryzmowi, poststrukturalizmowi, sceptycyzmowi, postmodernizmowi, historycyzmowi czy też etycznemu re-latywizmowi. „Property, Freedom and Society” odsłania nam obraz zwycięskie-go w tej walce intelektualnego bohatera naszych czasów.

„Property, Freedom and Society”, red. Stephan Kinsella i Jörg Guido Hülsmann, Ludwig von Mises Institute, Auburn 2009.

Można w tym miejscu zwrócić uwagę, że być może pewne zagadnienia, które pragnęliby-śmy zbadać, jak przykładowo

ludzka psychika, są po prostu zbyt skom-plikowane, żeby opisujący je choćby z grubsza model matematyczny stworzyć. Być może. Ale jeżeli faktycznie tak jest, oznacza to, że nie da się też ich opisać w żaden inny sposób i zachowanie takich układów staje się całkowicie nieprzewi-dywalne.

W niniejszym eseju zajmę się dziedziną, która, owszem, jest jak najprawdziwszą nauką, czyli posiada stosowne modele matematyczne – ale fakt ten, pomimo sze-rokiego zainteresowania i kontrowersji, jakie owa dziedzina wzbudza, nie może się jakoś przebić do powszechnej świado-mości.

Wyobraźmy sobie, że istnieje zbiór obiektów, które z dostępnych w otaczają-cych ich środowisku zasobów potrafi ą, na podstawie zakodowanych w sobie instruk-cji, budować swoje, niekoniecznie nawet bardzo dokładne kopie, przekazując im ową instrukcję budowania następnych ko-pii. Po drugie: kopie budowane przez je-den określony obiekt są do niego bardziej podobne niż kopie budowane przez inne tego rodzaju obiekty. Po trzecie: podczas kopiowania instrukcji mogą zachodzić od czasu do czasu błędy, które są oczywiście

powielane przez kolejne generacje kopii. Obiekty mające te wymienione właśnie właściwości nazwijmy replikatorami. Czytelnicy zdążyli już się pewnie zorien-tować, że mowa będzie o organizmach żywych, które są jedynymi znanymi nam obiektami w pełni spełniającymi defi nicję replikatorów. Dlatego też w dalszej części wywodu, opisując replikatory, będziemy się posługiwać terminologią biologiczną, choć warto pamiętać, że pojęcie replika-tora jest szersze od pojęcia organizmu ży-wego.

Replikator zatem buduje swoje kopie, czyli się rozmnaża. Czyni tak na podsta-wie posiadanej instrukcji, zwanej geno-typem. W genotypie zapisane są szcze-gółowe przepisy dotyczące powstania i wzrostu samego replikatora (organizmu) oraz rodzaju i przebiegu replikacji. Spo-sób realizacji genotypu w świecie fi-zycznym, czyli kształt, budowa i wygląd replikatora, jego zachowania, zwłaszcza rozrodcze, oraz interakcje, w które re-plikator wchodzi ze swoim otoczeniem, w tym innymi replikatorami, nazywamy fenotypem. Genotyp podzielony jest na oddzielne instrukcje zwane genami, z których każda odpowiada za jakąś jedną wybraną cechę fenotypu. Istnieją także geny, w biologii zresztą wcale za geny sensu stricto nie uważane, które żad-nych cech fenotypowych nie kodują.

W każdej nauce jest tyle prawdy, ile jest w niej matematyki. To przypisywane Kantowi stwierdzenie uzmysławia pewną głęboką prawdę. Nauka o tyle jest nauką, o ile daje jakieś sensowne przewidywania wyników eksperymentów lub obserwacji. A takie przewidywania, które można później potwierdzić albo odrzucić, są właściwie niemożliwe bez zbudowania jakiegoś modelu danego zjawiska. Modelu matematycznego. Żadna nauka nie jest nauką, o ile nie po-siada testowalnych modeli matematycznych. Modele ma-tematyczne wykorzystuje się nawet w takich dziedzinach, których nikt by o podobną perwersję nie podejrzewał, np. w historii.

Ewolucja – siła przypadku

MARCIN ADAMCZYK

Page 54: NCZAS_01-02_2010

LIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAOczywiście instrukcja genetyczna nie jest jedynym czynnikiem kształtującym fenotyp. Nie mniej istotną rolę odgry-wają bowiem w tej materii czynniki śro-dowiskowe. Jednak tylko te cechy feno-typu, które zakodowane są w genotypie, dziedziczone są przez kolejne pokolenia replikatorów. Zaś cechy nabyte w trak-cie życia replikatora – wbrew twierdze-niom lamarkistów i ich komunistycznej proweniencji ideologicznych patronów – dziedziczone nie są. Zachodzące w dłuższym okresie czasowym zmiany

w dziedzicznych cechach fenotypu, a co za tym idzie zmiany w genotypie, nazywa się ewolucją. Ewolucja w tym kontekście to nie jakakolwiek zmiana, ale przekazywana z pokolenia na poko-lenia zmiana w rozkładzie cech fenoty-powych, czyli naprawdę w rozkładzie programujących je genów. W tym sensie ewoluują replikatory oraz np. ludzkie języki, które przynajmniej niektóre ce-chy replikatorów posiadają. Natomiast gwiazdy, planety i sam Wszechświat, chociaż zmieniają się w czasie i czasami pisze się o ich „ewolucji”, nie podlega-ją ewolucji w prawdziwym sensie tego słowa.

Poniżej podejmę próbę skonstruowania odpowiedniego modelu matematyczne-go opisującego tak rozumianą ewolu-cję. Postaram się zatem stworzyć teo-rię ewolucji. Oczywiście w nauce taka teoria, zwana od nazwiska naukowca, który jako pierwszy sformułował część

jej założeń, darwinizmem, od dawna istnieje i funkcjonuje, ale z trudnych do zrozumienia powodów jej istnienia nie chcą zauważać zarówno ci, którzy „dar-winizm” (czyli tak naprawdę to, co oni sami za darwinizm uważają) w sposób iście religijny czczą i wysławiają, jak i ci, którzy ów mityczny „darwinizm” zwalczają.

Zaznaczyć trzeba, że teoria ewolucji opisuje zjawisko ewolucji, czyli zgod-nie z podaną uprzednio defi nicją, zmianę rozkładu dziedzicznych (genotypowych)

cech replikatorów zachodzącą w czasie. I tyle. Teoria ta nie zajmuje się dochodze-niem, jak powstały pierwsze replikatory, nie zajmuje się budową i pochodzeniem Ziemi, Układu Słonecznego, i całego Wszechświata. Nie odpowie nam też na pytanie, dlaczego Wszechświat ma takie właściwości, jakie ma, dlaczego prawa fi zyki w nim obowiązujące są takie, a nie inne, chyba że uda się komuś wykazać – a takie próby są jak najbardziej serio podejmowane – że Wszechświat również jest replikatorem.

Przyjrzyjmy się teraz genom. Nie bę-dziemy wnikać, w jakiej fi zycznej posta-ci istnieją geny w organizmie, w jaki spo-sób instrukcje genetyczne są przekładane na cechy fenotypowe czy jak konkretnie geny się powielają przy rozmnażaniu – replikacji. Wystarczy nam, że określone geny odpowiadają za określone cechy fenotypowe i że w trakcie rozmnażania owe geny są powielane i przekazywane

kolejnemu pokoleniu replikatorów. Po-nieważ jednak nic na tym świecie nie jest doskonałe, w trakcie owego powielania i przekazywania genetycznej instrukcji zdarzają się błędy. Błędy takie w biologii są znane jako mutacje i istnieje w nauce pogląd, zwany mutacjonizmem, który właśnie mutacjom przypisuje rolę de-cydującego mechanizmu napędzającego ewolucję. Istnieje wiele różnych rodza-jów mutacji, ale nam wystarczy założe-nie, że mutacja zmienia wersję a danego genu, na wersję A (a => A). Prawdopo-

dobieństwo zajścia takiej mutacji wynosi PA. Jeżeli w danej populacji o łącznej liczebności danych genów N, co w przypadku orga-nizmów rozmnażających się bezpłciowo odpowiada liczebności osobników, ist-nieje już Na wersji genu a i NA wersji genu A, czyli zachodzi równość Na + NA = N, wtedy zmiana względ-nych ilości występowania tych dwóch wersji genu wynosiłaby

dNA = (N - NA) · PA

Oczywiście naiwnością byłoby oczekiwanie, że przypadkowe mutacje mogą działać tylko w jedną stronę. Gdyby tak było, to wcze-śniej czy później gen a zo-stałby wyparty przez wersję A całkowicie, tylko z po-wodu istnienia możliwości

mutacji. Byłby to mutacjonizm posunięty do skrajności. Najczęściej bywa tak, że możliwe są również mutacje wsteczne, zamieniające gen A z powrotem w jego wersję a. Niech prawdopodobieństwo ta-kiej wstecznej mutacji wynosi Pa. Wtedy nasze równanie mutacjonistyczne będzie wyglądać tak:

dNA = (N - NA) · PA - NA · Pa

Po podzieleniu stronami przez liczbę genów N otrzymamy względną częstość genu A Q, czyli ostateczną wersję równa-nia mutacjonistycznego:

(1) dQ/dt = (1 - Q) · PA – Q · Pa

Równanie to można rozwiązać albo nu-merycznie, poprzez podstawianie i ite-rację kolejnych wartości Q, albo wprost analitycznie. Zastosujemy ten drugi spo-sób, bo w miarę rozbudowy naszej teorii

WYKRES 1

Page 55: NCZAS_01-02_2010

LVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAewolucji utracimy w znacznej mierze ten luksus i zostaną nam tylko iteracje. Załóż-my rozsądnie, że prawdopodobieństwo zajścia mutacji w obie strony jest jednako-we (PA = Pa = P). Po odpowiednich podsta-wieniach, przekształceniach i całkowaniu otrzymujemy wzór:

(2) Q(t) = 0,5 · ((2Q0 - 1) · exp(-2Pt) + 1)

gdzie Q0 to początkowa częstość genu A. Jeżeli Q0 = 0, to równanie (2) zredukuje się nam do postaci:

(3) Q(t) = 0,5 · (1 - exp(-2Pt))

Z równań tych wynika, że mutująca po-pulacja dąży do pewnego stanu wysyce-nia, w której mutacje zachodzące w obie strony się równoważą. Możemy znaleźć ową równowagową częstość zmutowane-go genu Q, przyrównując równanie (1) do zera, co oznacza brak zmian Q. Otrzyma-my wtedy:

Qr = PA/(Pa+PA)

Przekształcając równanie (3), możemy określić czas t pokoleń, po jakim czę-stość zmutowanego genu, startując od zera, osiągnie określoną wartość Q.

t = -ln(1 - 2Q)/(2P)

Zauważmy, że zarówno Q równowagi, jak i czas dojścia do określonej czę-stości zależy wyłącznie od prawdopodobieństwa zajścia mutacji P. Tak jest oczywiście średnio. A średnia ma to do siebie, że możliwe są od niej odchy-lenia. Ponieważ mutacje są zdarzeniami losowymi, ta-kie odchylenia od średniej będą się oczywiście zda-rzać. Miarą takiego rozrzu-tu jest wielkość zwana od-chyleniem standardowym. Nie wdając się w detale, jest ono proporcjonalne do pierwiastka kwadratowego z wielkości populacji N, czyli wraz ze wzrostem populacji rośnie wolniej niż sama populacja. Im popula-cja większa, tym względne odchylenie od wartości średniej będzie mniejsze. Na poniższym wykresie przedstawiono wzrost częstości genu pod wpływem mutacji, czyli mutacjonizm – zarówno wartość średnią, jak i realną z uwzględ-

nieniem istnienia przypadkowych od-chyleń od średniej, przy założeniu, że wielkość populacji wynosi 1000 kopii genu. Czytelnik sam zechce obliczyć, jakie przyjęto prawdopodobieństwo wy-stąpienia mutacji P (wykres 1).

Oczywiście opisane przed chwilą przy-padkowe odchylenia od średniej nie do-tyczą tylko mutacji. Jeżeli w populacji istnieje już zmienność genetyczna, czyli istnieją różne warianty tego samego genu, to należy oczekiwać, że częstość tych wa-riantów w populacji nie pozostanie stała. W każdym następnym pokoleniu może się ona losowo zmienić w dowolną stronę i nie ma żadnej gwarancji, że w kolejnym ruchu powróci do stanu poprzedniego. Można to porównać do losowego rzutu monetą, w którym prawdopodobieństwo wypadnięcia orła lub reszki nie zależy od tego, jaki był wynik poprzedniego rzutu. Po pewnym więc czasie, częstość dane-go genu w populacji może przyjąć każdą wartość – z 0, czyli całkowitym wygi-nięciem, oraz 100%, czyli z wyparciem z populacji wszystkich innych wariantów danego genu, włącznie. Zjawisko to na-zywa się dryfem genetycznym i istnieje w nauce pogląd, zwany neutralizmem,

który właśnie dryfowi genetycznemu przypisuje rolę decydującego mechani-zmu napędzającego ewolucję. Podobnie jak w przypadku mutacji losowe od-chyłki od istniejącej częstości genu są proporcjonalne do pierwiastka kwadrato-wego z wielkości populacji, a ściśle: wy-noszą połowę tego pierwiastka i maleją

wraz ze wzrostem liczebności populacji. Na poniższym wykresie zaprezentowano przebieg ewolucji neutralnej dla pierwot-nej częstości równej 50% i różnych wiel-kości populacji (wykres 2).

Jak widać, im mniejsza populacja, tym szybciej dany gen zostanie w niej utrwa-lony bądź z niej usunięty. Jeżeli istnieje jakieś niezerowe prawdopodobieństwo mutacji, to wcześniej czy później w każdej skończonej populacji mutant ten wyprze poprzednie wersje genu. Ewolucja pod wpływem czystego przypadku jak najbar-dziej zatem zachodzi, chociaż jej tempo dla większych populacji jest bardzo wolne.

Omówiliśmy zatem dwa człony budo-wanej przez nas teorii ewolucji: muta-cjonizm i neutralizm. Oba opierają się na przypadku – przypadkowych mutacjach i przypadkowym dryfi e genetycznym. Jednak wbrew dominującej w niektórych środowiskach opinii, przypadek to nie to samo, co chaos. Zdarzeniami losowymi rządzą ścisłe matematyczne reguły i dlate-go możliwe jest – co właśnie uczyniliśmy – zbudowanie modelu matematycznego opisującego czysto przypadkową ewo-lucję. Ale przecież ewolucja to nie tylko przypadek. Gdyby tak było, to nie wiedzą-

cy nic o mutacjonizmie i neutralizmie Ka-rol Darwin nigdy by nie wstrząsnął nauką i społeczeństwem. Odkrył on jednak ist-nienie siły ewolucyjnej znacznie od neu-tralizmu i mutacjonizmu potężniejszej, a przy tym nie mającej nic wspólnego z losowością i przypadkiem.

MARCIN ADAMCZYK

WYKRES 2

Page 56: NCZAS_01-02_2010

LVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKA

Te biurokratyczne „dobra i usługi” (często epatujące wize-runkiem narządów płciowych) produkowane są dodatkowo

nie jako afi rmacja piękna i witalności, ale jako propaganda (instrument kreowania pożądanych przez lewicę postaw) wszel-kich patologii i brzydoty. Celem lewicy jest sterroryzowanie ludzi, a najłatwiej sterroryzować można chorych, zdemorali-zowanych, pozbawionych wrażliwości na piękno i prawdę.

Centrum Sztuki WspółczesnejJedną z instytucji lewicowej propagandy

jest Centrum Sztuki Współczesnej. Do połowy listopada ekstremalnych przeżyć dostarczała znudzonym inteligentom wysta-wa „Schizma”, prezentująca dorobek sztuki współczesnej początku lat 90. w III RP.

Pierwszym eksponatem, który gwałci zmysły widzów, jest instalacja Alicji Że-browskiej „Grzech pierworodny” z 1993 roku. W przejściu do sali eksponującej to dzieło wisi mała karteczka głosząca, że „rodziców i opiekunów dzieci prosimy o zapoznanie się z charakterem pracy, zanim zachcą przedstawić ją swoim podopiecz-nym”. Szczęściarz w wejściu do salki eks-pozycyjnej może minąć wychodzącą wy-cieczkę licealistek, na których obliczach maluje się obrzydzenie. Nie można im się dziwić. Jednym z elementów insta-lacji jest ekran, na którym wyświetlano fi lm. Cały ekran zajmowała owłosiona wagina. W waginę najpierw wpychano wibrator, potem wlewano czarną sub-stancję (błoto lub fusy), którą później wypłukiwano wodą. Drugi akt fi lmu pokazywał, jak wypychano z pochwy laleczkę Barbie. Trzeci przedstawiał ja-kiś przedmiot wyłaniający się z waginy. W okrągłej salce prócz monitora wisiały zdjęcia dokumentujące etapy wyłaniania się laleczki z pochwy.

Innym równie pełnym humanizmu dzie-łem sztuki była praca Katarzyny Kozyry (znanej z zarzynania i wypychania zwie-rząt). Na ogromnych fotografi ach naga, brzydka kobieta (szczodrze owłosiona pod pachami) wylegiwała się na czerwo-nym krzyżu lub czerwonym półksięży-cu (na dwu fotografi ach miała nogę, na dwóch nie).

Prace Artura Żmijewskiego wpisywały się w podobną konwencje naturyzmu, jak np. „Oko za oko”, gdzie widz ma okazje zobaczyć trzy zdjęcia, na każdym dwu

nagich panów – w tym jeden bez nogi. W wyciemnionej sali wyświetlany jest fi lm tego samego artysty „Berek”, przed-stawiający biegających gołych facetów w obdrapanej piwnicy.

Na wystawie można też zobaczyć inne „dzieła” (z klasycznymi motywami gołego faceta ze sznurkiem na szyi, gołej emeryt-ki ze sznurkiem na szyi, nagiej, brzydkiej kobiety): bardzo interesującą instalację przedstawiającą bałagan (z artystycznie rozsypanym kurzem i papierami), męż-czyznę, który wycinał sobie na ciele krzyż i swastykę, bardzo długie fi lmy z ględzą-cymi artystami i znudzonymi ich ględze-niem widzami w wieku emerytalnym.

Dowodem, że sztuka ta (sfi nansowana przez podatników) do mnie przemówiła, było to, że gdy korzystałem z ubikacji, za-stanawiałem się, czy przypadkiem nie sta-ję się elementem artystycznej instalacji, która będzie gdzieś eksponowana, albo czy przypadkiem nie niszczę jakiegoś strasznie drogiego dzieła sztuki.

ZachętaDo niedawna w murach Zachęty mia-

ła miejsce wystawa „Siusiu w torcik”. W jej ramach raz w tygodniu wyświe-tlany był pierwszy polski pedalski fi rm porno „Chłopcy fantomowcy”. Jak moż-na przeczytać na stronie internetowej dziennik.pl, „Kuratorem wystawy jest homoseksualny artysta Karol Radzi-szewski. W fi lmie nie ma żadnej cen-zury i dlatego można oglądać aktorów, którzy odbywają stosunki analne i oral-ne zakończone ejakulacją”. Część sal wystawowych podzielona była na małe, niskie, czarne, nieoświetlone pomieszcze-nia, między którymi były śluzy z dwoma rzędami ciężkich zasłon z grubej gumy. W salach wyświetlano schizofreniczne (pozbawione sensu, chore) fi lmy wideo, co dawało demoniczny efekt pogrążania się w szaleństwie lub piekle.

W lutym i marcu 2009 roku na wystawie „Performer” prezentowano prace Jerzego Grotowskiego i artystów nim zainspi-rowanych. Wśród pokazywanych „dzieł sztuki” nie dało się nie zauważyć zdjęć pe-nisów w stanie erekcji i ejakulacji czy wy-świetlanego z cyfrowego rzutnika fi lmu, na którym kilkumetrowy goły facet naj-pierw machał przyrodzeniem, a potem się odwracał, wypinał, dłońmi odchylał po-śladki i prezentował odbyt. Równolegle z wystawą dzieł polskiego „artysty” prezento-

Ekspozycje sztuki nowocze-snej są doskonałym przy-kładem tego, jak za pienią-dze ukradzione podatnikom (nie oszukujmy się, dobro-wolnie nikt by ich nie oddał, odebrane zostały przez zastraszenie i groźby) biuro-kracja produkuje „dobra i usługi”, których podatnicy nie chcą i nie potrzebują.

Przegląd patologii i brzydoty

JAN BODAKOWSKI

Page 57: NCZAS_01-02_2010

LVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAwano wystawę rysunków jego amerykańskich

kolegów – Paula McCarthy’ego i

Benjamina Weis-smana – „Seanse ro-

bótek ręcznych”. Ry-sownicy zza oceanu w

swoich pracach (w es-tetyce psychopatów lub

dworcowych szaletów z czasów PRL) skupili się

na eksponowaniu penisów, wagin, odbytów, krwi i kału. Na przełomie 2006 i 2007 w

Zachęcie odbyła się wystawa „Malarstwo polskie XXI wieku”, z której wynikało, że malarstwo współczesne w Polsce jest bardzo jednorodne. Były to głównie jed-nokolorowe blejtramy (bure lub w odbla-skowych kolorach), paski (kilka szerokich lub wiele), maźnięcia, pluśnięcia. Obra-zy kolorowe bez sensu, czasami dało się na nich rozpoznać jakiś kształt (twarze z poodcinanymi nosami, wydłubane oko, rozcięta krtań, smutne i chorowite nagie kobiety, rysunki z estetyki amerykańskie-go komiksu). Kilka z kilkuset (każdy z 60 twórców wystawiał kilka obrazów lub instalacji) aspirowało do miana profa-nacji. Jednak nie wiadomo, o co twórcy chodziło. Profanacja pozbawiona była sensownej treści (na tle wyrazów „Jezus złożony do grobu”, sylwetki martwego Jezusa i trzech dużych kotów – owieczka w otoczeniu bizantyjskich aniołów z na-pisem „Mała owieczko, nie zjadaj nas”). Fetyszem części twórców były napisy. Jeden z autorów pracowicie nabazgrał ty-siące białych cyferek na płótnie szarego koloru. Wiele obrazów to napisy graffi ti na jednorodnym tle. Oczywiście napisy nie niosą ze sobą żadnej treści. Malarstwo z Zachęty wywoływało uczucie smutku, zatrucia, zmęczenia, nudy i braku sensu. Uczucie to pogłębiają instalacje, składają-ce się z monitorów i odtwarzaczy DVD. Na monitorach widać było prace twórców nad dziełami (malarz zamalowuje białe blejtramy na czarno). Monitory jednej z instalacji niespodziewanymi rozbłyskami i piskiem wywoływały nudności. Na wy-stawie nie było nic pięknego, nic ukazują-cego, że twórcy mają jakikolwiek warsz-tat czy talent, nic ciekawego. Autorzy ewidentnie nie mieli nic do powiedzenia, ich dzieła ukazywały wszechogarniający

bezsens. Nuda i brzydota atakowała widza ze wszystkich stron.

Muzeum NarodoweZa sprawą nowego dyrektora kolejną

instytucją lewicowej propagandy stało się Muzeum Narodowe.

Niebawem w Warszawie odbędzie się Eu-roPride 2010 – największa w Europie para-da pederastów, lesbijek i transseksualistów. Prócz klasycznej manifestacji zboczeń na ulicach Warszawy, międzynarodowych orgii, propagandowych debat, imprezą to-warzyszącą ma być wystawa sztuki ho-moerotycznej „Sztuka queer dla War-szawy”, zorganizowana przez stołeczne Muzeum Narodowe. Wystawa będzie dotyczyć homoerotycznej sztuki dawnej i współczesnej, jej kuratorem ma być Paweł Leszkowicz z Uniwersytetu w Poznaniu. Zdaniem dyrekcji Muzeum, obowiązkiem tej placówki jest wypowiadanie się w waż-nych dla współczesności tematach.

Wystawa ta i zmiana koncepcji dotyczą-cej tego, czym ma być Muzeum Narodo-we, są owocem zmiany władz muzeum (nowym dyrektorem został Piotr Pio-trowski, a jego zastępczynią Katarzyna Murawska-Muthesius). Według nowego kierownictwa, przymiotnik „narodo-we” nie oznacza, że Muzeum zajmuje się prezentowaniem twórczości narodu (którego istnienie jako bytu jest proble-matyczne dla nowych władz placówki), ale to, że zbiory należą do narodu (pew-nie według tej defi nicji zbiory Muzeum Azji i Pacyfi ku nie dotyczą sztuki z rejonu Azji i Pacyfi ku, tylko należą do Azji i Pa-cyfi ku). Cel działalności Muzeum nowe władze widzą w uruchamianiu emocji i wyobraźni widzów, wyzwalaniu ich z ograniczeń, jakie im narzuciła wiedza.

Widocznym znakiem tego, że nowa dy-rekcja nie żartowała, była wystawa „In-terwencje” (jednoznaczny komunikat że kultura stała się przestrzenią walki kla-sowej, a muzea mają być bastionami nowej rewolucji), polegająca na umiesz-czeniu w galeriach Muzeum prezentu-jących poszczególne okresy malarstwa „dzieł sztuki nowoczesnej”, tak by było to zderzenie nowego ze starym, prowokacja. Prowokacja ta ma wywołać dyskusje nad tym, czym jest muzeum, czym jest historia sztuki, jak należy prezentować sztukę. Ma też obalać bariery i dać widzom możliwość interpretacji rzeczywistości, stać się zapro-szeniem do dyskusji między kolektywem kuratorskim wystawy a widzami. Bo fun-damentem nowego Muzeum ma być dia-log. Akcją „Interpretacje” rozpoczęto dys-kusję nad nową formą pokazywania stałej ekspozycji – formą, która ma odrzucić line-

arność. Według Muzeum, „Interwencje” (których inspiratorem był dyrektor) nie są tradycyjną wystawą, a raczej wspólną akcją kolektywu muzealnego.

W ramach „Interwencji” widz natyka się więc w galerii XVI i XVII-wiecznego ma-larstwa niderlandzkiego na ogromny plakat autorstwa wspomnianej już Katarzyny Ko-zyry. Plakat przedstawia półnagiego żula o mongoloidalnej twarzy, z obitym ryjem i dziarami. Naprzeciw plakatu stoi rzeźba umęczonego, ubiczowanego Jezusa, obok jest obraz przedstawiający zmartwychwsta-łego Jezusa ukazującego się Marii Mag-dalenie i tryptyk obrazujący męczeństwo Jezusa. Nie da się ukryć, że bluźniercze zestawienie poraża przede wszystkim swoim prostactwem (praktykowanym od lat przez pozbawionych talentu pacykarzy). W tej samej galerii półtorametrowe coś z klocków lego i kawał betonu pomalowa-nego na czerwono (ze złotymi kwadratami) otoczone są malarstwem przedstawiającym sceny biblijne (stojące obok cztery czarne fotele okazały się jednak tylko fotelami). W galerii malarstwa polskiego obok obrazu Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” mu-zealnicy umieścili półtorametrowy, drew-niany posąg japońskiego bożka. W sali z socrealizmem postawiono rzeźbę głowy z V wieku i wazy z XVI-XVIII wieku. Jedynie rzeźba zrobiona z deszczułek jakoś pasowa-ła do obrazu Chełmońskiego „Bociany”, na którym chłop z synem wpatrują się w lecą-ce ptaki. Plastikowy, czerwony fotel z 1959 roku ustawiono przed średniowiecznym oł-tarzem „Zwiastowanie Maryi”.

Plany Muzeum Narodowego na najbliższe lata też są ciekawe. W przyszłym roku bę-dzie można zobaczyć wystawę międzyna-rodowej sztuki współczesnej „Mediatorzy”. Jej atrakcja polegać będzie na tym, że prace artystów będą wystawiane w kon-tenerach (takich jakie mają robotnicy na budowach) przed bramą muzeum. Kolejna wystawa dotyczyć ma związków Chopina z Francją i sztuki emigracyjnej Polaków w Paryżu. Wystawą tą Muzeum chce się włączyć w debatę nad migracjami, tożsa-mością migrantów, transnarodową tożsa-mością artysty. W 2011 roku wystawą poli-tyczną ma być przygotowana przez samego dyrektora ekspozycja sztuki współczesnej „Demokracja”, dotycząca związków władzy i przemocy, uczestnictwa artystów w deba-cie publicznej, przejawów cenzurowania sztuki przez współczesne władze. Rok 2011 ma zakończyć wystawa Kubickich – zapo-mnianych awangardzistów związanych z międzynarodową lewicą lat 20. Ma być to przywrócenie polskiej sztuce artystów dotychczas wykluczonych przez katolicki, prawicowy reżim.

waryam

koM

Besm

bótsow

swotet

dwdwczzasa

na ekwaginNa p

LALKA BARBIE jest wdzięcznym tematem

dla współczesnych „artystów”

Page 58: NCZAS_01-02_2010

LVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PUBLICYSTYKAKĄCIK KREACJONISTYCZNY (34) PROWADZĄ: JUREK WASIUKIEWICZ I JERZY KRZĘTOWSKI

Kreacjonizm do wyboru, do koloru

PUBLICYST

W OSTATNIEJ Czarnej Księdze wyśmialiśmy

ministra Jacka Rostowskiego, któ-

ry we francuskiej telewizji publicznej wychwalał „liberalną politykę go-spodarczą” Platformy Obywatelskiej. Chociaż w połowie grudnia polityka zastygła w przedświątecznym bezru-chu, urzędnicy z Wiejskiej zdążyli nas utwierdzić w przekonaniu, że byliśmy zbyt spolegliwi w ocenie słów ministra gospodarki...

W ramach wigilijnego prezentu rząd ogłosił, że planuje zabezpieczyć „każdą rodzinę przed kataklizma-mi” i dlatego „poważnie rozważa wprowadzenie dopłat do ubezpie-czeń od klęsk żywiołowych”. Jak do-wiedziała się „Gazeta Wyborcza”, nad stosownym projektem pracują specja-liści resortu spraw wewnętrznych i ad-ministracji. Kierujący ministerstwem Jerzy Miller nie był w stanie określić, czy na rządową pomoc będą mogli li-czyć wszyscy obywatele.

Równocześnie Jacek Sońta z MSWiA stwierdził enigmatycznie, że resort analizuje „możliwość zapew-nienia powszechności ubezpieczeń bez wprowadzenia ich obowiązku” (?). Tradycyjnie jedno jest pewne: za „ochronę” ze strony rządu tak czy ina-czej zapłacimy wszyscy. Pocieszające jest to, że „z uwagi na wysoki stopień złożoności problematyki ubezpieczeń” pomysł wejdzie w życie nie wcześniej niż za pół roku...

Obok mikołajów z PO przed Święta-mi przypomniały o sobie dobre wróżki „polskiej liberalnej polityki gospodar-czej”. Trochę zapomniany prof. Jerzy Epaminondas Osiatyński (m.in. mi-nister fi nansów w rządzie Hanny Su-chockiej) zasugerował, aby Władza zwiększyła składkę rentową, wprowa-dziła 40-procentowy PIT i wywindo-wała wiek emerytalny na pułap 70 wio-sen. Na łamach „Pulsu Biznesu” były członek Unii Wolności zaproponował również zawieszenie na okres dwóch lat ustawowych sankcji za dług publiczny większy niż 55% PKB, bo hasło „im mniej państwa w gospodarce, tym le-piej” to „czysta demagogia”...

Mając na uwadze powyższe rady Pro-fesora, wypada nam wystosować apel w stylu byłego lidera lewicy: „Donaldzie Tusku, Janie Rostowski: Nie idźcie tą drogą! Nie idźcie tą drogą!”.

INKWIZYTOR

Jeżeli ktoś postanowi już bliżej zainteresować się kreacjoni-zmem, może w którymś momen-cie poczuć się jak mieszkaniec

PRL-u, który idąc do sklepu, nagle zo-staje przeniesiony w czasie i staje przed regałami współczesnego hipermarketu. W książce „Stworzenie a ewolucja. Trzy ujęcia z perspektywy chrześcijańskiej” (polskie wyd. Credo, 2008 r.) – która w swoim zamyśle ma być debatą pomiędzy kilkoma autorami prezentującymi różne poglądy naukowe, fi lozofi czne – przed-stawiony podział wydaje się jeszcze ła-twy i prosty: kreacjonizm młodej Ziemi i kreacjonizm progresywny (kreacjonizm starej Ziemi). Trzecie ujęcie to teistycz-ny ewolucjonizm. W dużym uproszcze-niu opisując, kreacjonizm młodej Ziemi reprezentują ci, którzy uznają, że wiek Ziemi powinno się liczyć w tysiącach lat. Kreacjoniści progresywni uważają, że Ziemia liczy sobie miliardy lat, czyli przyjmują powszechnie uznane nauko-we stanowisko w tej kwestii. Teistyczni ewolucjoniści to chrześcijanie uznający ewolucję. Nie ma więc człowiek spe-cjalnie problemu z wyborem „produktu” dla siebie.

Kiedy jednak sięgniemy do naukowej pracy „Spór ewolucjonizmu z kreacjo-nizmem” prof. zw. dr. hab. Kazimierza Jodkowskiego (publikacja do kupienia w Księgarni „Najwyższego CZASU!”), wybór „produktów” okazuje się dużo większy. W jednej z trzech swoich wła-snych klasyfi kacji prof. Jodkowski wy-mienia dwa podstawowe stanowiska kreacjonistyczne: kreacjonizm nauko-wy i kreacjonizm biblijny. Ale myliłby się ten, kto by oczekiwał, że tak prosto skończy się ten podział. Bowiem w ra-mach każdego z tych stanowisk podział ten następuje dalej. I tak na „półce” z kreacjonizmem naukowym możemy znaleźć m.in. „Kreacjonizm naukowy młodej Ziemi (Wszechświata) ze stwo-rzonym pozorem wieku” albo „Kre-acjonizm starej Ziemi (Wszechświata) mieszany co do formy stworzenia (pro-gresywny i typu fi at)”. Dla odmiany na

„półce” z „produktami” kreacjonizmu biblijnego mamy m.in. „Kreacjonizm biblijny starej Ziemi (Wszechświata) z dosłownym rozumieniem dni stwo-rzenia, które jednak miały miejsce nie-dawno” czy też „Kreacjonizm biblijny starej Ziemi (Wszechświata) z utoż-samieniem dni stworzenia z dniami, w których Bóg wyrzekł swoje »niech się stanie«”. No cóż, postanowiłeś może, Drogi Czytelniku, zostać kreacjonistą? Nikt Ci nie obiecywał, że będzie łatwo.Jeśli jednak nie zgadzasz się z teorią ewolucji, to już to wystarczy i możesz uważać się za kreacjonistę, gdyż wg prof. Jodkowskiego, „kreacjonizm jest [...] antyewolucjonizmem, wyklucza bo-wiem ideę ewolucji (przynajmniej bio-logicznej) – zarówno w jej ateistycznej, jak i teistycznej interpretacji – postulu-jąc szereg tzw. aktów specjalnego stwo-rzenia”.

W Polsce Kościół katolicki nie sugeru-je wyraźnie wiernym, jaką mają przyjąć postawę wobec kreacjonizmu i ewolu-cjonizmu, ku jakiej „odmianie” kreacjo-nizmu bądź ewolucjonizmu się skłaniać. Chociaż w „Stanowisku Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski wobec ewolucji” (2006) jest zaznaczone, że Kościół wyraźnie odrzuca tzw. ideolo-giczny ewolucjonizm, a z drugiej stro-ny również odrzuca kreacjonizm młodej Ziemi. Ciągle więc katolicy nie bardzo wiedzą, czy iść do „działu ewolucjo-nizm”, czy jednak pozostać w „dziale kreacjonizm” i tam znaleźć coś dla sie-bie. Tymczasem np. świadkowie Jehowy mają jasno powiedziane, że nie ewolu-cjonizm, ale kreacjonizm. I to bardzo konkretny. Jak pisze prof. Jodkowski o świadkach Jehowy: „Ich kreacjonizm ma oryginalny, nigdzie indziej wśród kreacjonistów niespotykany charakter: każdy dzień »tygodnia stworzenia« z Księgi Rodzaju rozumieją jako 7000 lat; ponieważ do zakończenia siódme-go »dnia« zostało nieco ponad 1000 lat, więc świat ich zdaniem istnieje blisko 41.000 lat”.

JUREK WASIUKIEWICZ

Page 59: NCZAS_01-02_2010

LIXNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

Za wszelkie pomyłki przepraszamy, prosimy o wyrozumiałość i nadsyłanie nam informacji o dostrzeżonych błędach.

LISTYBoże NarodzenieRadosnych świąt Bożego Narodzenia i ob-fi tości łask Bożych w Nowym Roku życzy

Krystyna Greń, wieloletnia czytelniczka.

Najserdeczniejsze życzenia świąteczne i noworoczne dla całej Redakcji, optymi-zmu w próbach łączenia nurtów Prawicy redaktorowi naczelnemu – panu Somme-rowi, czujnego nosa w dziennikarstwie śledczym red. Kosowi i żeby nie dał się dezinformować razwiedce, a przede wszystkim stalowych nerwów przy studio-waniu mediów głównego nurtu wszystkim redaktorom „NCz!”. Zdrowia i pomyślno-ści w Nowym Roku życzy

Marek Waśko z rodziną. Od Redakcji: Listów z życzeniami

otrzymaliśmy kilkadziesiąt. Prawie sto bożonarodzeniowych wpisów pojawiło się na nczas.com. Za wszystkie serdecz-nie dziękujemy! Ze swej strony dołoży-my wszelkich starań, aby jakość publi-kowanych tekstów była jeszcze wyższa. Przepraszamy również Czytelników, któ-rzy regularnie odwiedzają nasz portal za problemy techniczne, które w ostatnim czasie utrudniały lekturę. Gdy będziecie Państwo przeglądać tę rubrykę większość trudności powinna być już za nami. Zapra-szamy również do naszej nowej księgarni (www.sklep-niezalezna.pl). Staraliśmy się, aby jej obsługa była jak najprostsza a asortyment wyjątkowo atrakcyjny.

Prośba stałego Czytelnika Jestem Waszym stałym Czytelnikiem,

dlatego ośmielę się pisać z prośbą. Ostat-nimi czasy coraz modniejszy staje się „postcrossing”. Chodzi o wymianę kartek pocztowych na całym świecie. Jestem zało-życielem pierwszego polskiego forum o po-stcrossingu. Znajduje się ono pod adresem www.postcrossing.com.pl. Moją prośbą jest to, aby droga Redakcja zrobiła reklamę mojego forum (...). Z góry dziękuję.

Bruno Cybulski Od Redakcji: Ma Pan oryginalne hobby

(spodobała mi się zwłaszcza galeria pocz-tówek z PRL-u). Forum Pana Brunona polecamy wszystkim Czytelnikom, którzy kolekcjonują kartki pocztowe.

Uzupełnienie „Reglamentowanego przywracania swobody”

W artykule Dariusza Kosa z 19 grud-nia 2009 r. znalazło się takie stwierdzenie: „Uwolniono część zawodów, np. pośredni-ka nieruchomości, który tworzył wręcz qu-asi-korporacje poprzez wymóg posiadania licencji nadawanej przez zawodowy samo-rząd”. To konkretne zdanie wymaga sprosto-wania, ponieważ warunki uzyskania licencji

pośrednika w obrocie nieruchomościami określa ustawa o gospodarce nieruchomo-ściami, a licencje na wniosek zaintereso-wanych wydaje Ministerstwo Infrastruktu-ry po sprawdzeniu, czy zostały wypełnione niezbędne wymagania. Aby wykonywać zawód pośrednika, należy ukończyć wyższe studia oraz studia podyplomowe z zakresu gospodarowania nieruchomościami. Nie ma warunku ukończenia studiów podyplo-mowych w przypadku, gdy kandydat na po-średnika ukończył studia, które uwzględnia-ły w swoim zakresie minimum programowe określone przez resort infrastruktury dla studiów podyplomowych. Zakres tej wiedzy jest dostępny na stronie resortu. Ponadto do uzyskania licencji niezbędna jest półroczna praktyka w zakresie obrotu nieruchomościa-mi oraz potwierdzenie braku karalności za przestępstwo przeciwko mieniu. W Polsce licencji zawodowej nie nadaje zawodowy samorząd. Pośrednik może wykonywać swój zawód bez przynależności do jakich-kolwiek organizacji zawodowych. Nie jest też w żadnym akcie prawnym określona wysokość wynagrodzenia. Zwyczajowo jest to prowizja w wysokości 2,5 do 3 proc. od wartości nieruchomości, z tym, że ustalana jest każdorazowo w umowie o pośrednictwo z klientem. Niektórzy z klientów uważają, że prowizje są zbyt wygórowane. Na całym świecie honoraria pośredników wahają się od 3 do 6 czy 8 procent, w zależności od typu umowy i charakteru nieruchomości. I nie jest to wynik ogólnoświatowej zmowy, ale rzeczywiste wyliczenie kosztów operacji. Bo przecież pośrednik nie działa w próżni. Przed wszystkim najpierw musi otrzymać li-cencję zawodową, co łączy się z wieloletnim kształceniem i terminowaniem w zawodzie. Musi mieć wynajęte biuro, dostęp do kom-putera, telefonów, samochodu. Powinien dysponować narzędziami pracy w postaci specjalistycznego oprogramowania, syste-mów współpracy z innymi biurami, kalkula-torów kredytowych, najnowszych publikacji itp. Nieruchomości nie sprzedają się w ty-dzień czy miesiąc. Często na jedną transak-cję trzeba poświęcić wiele miesięcy, a nie znaczy to, że oferta w tym czasie jedynie „wisi” na stronie internetowej. Jest to okres zamieszczania reklam w prasie, w interne-cie, wykonywania dużej liczby telefonów i podejmowania innych czynności w celu zna-lezienia kontrahenta. Nie można również zapominać o tym, że jeśli wstawiamy swoją nieruchomość do biura o uznanej renomie, oznacza to, że fi rma ta na swoją markę pra-cuje już od pewnego czasu, za czym kryją się również wydatki w postaci stałego dokształ-cania pracowników, modernizacji sprzętu i oprogramowania. Standardy zawodowe dla pośredników wymagają, aby umowy z

klientami zawierane były na piśmie, i jeże-li pośrednik ma działać na rzecz obu stron transakcji – muszą one o tym wiedzieć i wyrazić na to zgodę. Licencja przyznawa-na jest konkretnej osobie, a nie fi rmie i nie wiąże się z zezwoleniem na wykonywanie działalności gospodarczej: obrót nierucho-mościami. Biuro nieruchomości może za-łożyć każdy – nie jest to bowiem działalność koncesjonowana. Znane są nam przypadki dużych sieciowych agencji, których właści-ciele nie mają licencji pośrednika. Ustawa jedynie wymaga, aby czynności zmierzające do zawarcia transakcji wykonywane były przez pośrednika z odpowiednimi kwalifi -kacjami i obowiązkowo ubezpieczonego od odpowiedzialności cywilnej. Taki system (wymagania kwalifi kacyjne) obowiązuje w Kanadzie, USA i wielu krajach Europy Za-chodniej. Tam, gdzie nie stawia się warunku ukończenia szkoły odpowiedniego szczebla, obowiązują niezwykle trudne egzaminy do-tyczące wiedzy na temat obrotu nierucho-mościami. Ma to na celu przede wszystkim bezpieczeństwo transakcji, ochronę konsu-menta – dokładnie mówiąc: ochronę jego majątku. Transakcje na rynku nierucho-mości dotyczą bowiem bardzo często całe-go i jedynego majątku rodzin. Bywają też skomplikowane pod względem prawnym i fi nansowym. Pamiętajmy też, że klient zgła-szający nieruchomość do sprzedaży ujawnia swoje dane osobowe, często stan rodzinny, pokaźny majątek oraz swoje możliwości fi -nansowe. Jest istotne, aby powiernicy takich informacji reprezentowali właściwy poziom wiedzy oraz etyki zawodowej.

Janusz Schmidt, rzecznik prasowy PFRN

Page 60: NCZAS_01-02_2010

LX NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

FELIETON

Słów parę o „parytetach”Pani Emilia Korczyńska poprosiła mnie o odpowiedź na

poniższe pytania – OK, odpowiadam! 1) Czy Pana zdaniem kobiety w Polsce są obecne w

polityce w znacznie mniejszym stopniu niż mężczyźni ze względu na stereotypy, które nie pozwalają im na „wybicie się” – czy dlatego, że nie ma aż takiej liczby kobiet, które chciałyby poświęcić się politycznej karierze?

Pytanie jest źle postawione. Nie będę tu wydziwiał nad „kobie-cą logiką”, bo podobne błędy popełniają powszechnie również mężczyźni.

Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie: „Czy Pana zdaniem mężczyźni w Polsce są obecni w pielę-

gniarstwie w znacznie mniejszym stopniu niż kobiety ze wzglę-du na stereotypy, które nie pozwalają im na wykształcenie się na pielęgniarkę – czy dla-tego, że nie ma aż takiej liczby mężczyzn, którzy chcieliby poświęcić się karierze pielę-gniarza?”

Otóż nie ma takiej liczby mężczyzn – wła-śnie dlatego, że stereotypy nie pozwalają im zajmować się pielęgniarstwem (czy macha-niem igłą z nitką). Ta alternatywa po prostu nie jest rozłączna – co więcej: w prawie 100% wypadków odpowiedź „tak” na drugi jej człon powoduje odpo-wiedź „tak” na pierwszy!

Tyle o błędzie logicznym. Druga kwestia: p.Korczyńska używa słowa „stereotyp” jakby

było to coś, co należy zwalczać. Tymczasem 99% stereotypów pozwala ludziom podejmować szybko i sprawnie rozmaite de-cyzje. Np. stereotyp, że z mokrymi włosami nie wychodzi się na mróz. Albo stereotyp, że duże ciężary powinien targać mężczy-zna. Inne stereotypy nie pozwalają facetom o wzroście 170 cm pchać się do koszykówki – itd.

2) Jakie jest Pana osobiste zdanie na temat parytetów na li-stach wyborczych i w ogóle?

Hmmm... Co znaczy „parytet” i „w ogóle”. Podejrzewam, że przez „parytet” p.Korczyńska rozumie numerus clausus dla mężczyzn – takuteńki jaki na niektórych przedwojennych uczel-niach obowiązywał Żydów, a za Gomułki kandydatów na stu-dia pochodzących z rodzin inteligenckich. Ponieważ nie znoszę d***kracji, to jestem za – a nawet poszedłbym dalej: proponuję, by dla Korwin-Mikków zarezerwować 99,99% miejsc na listach wyborczych. To jest dalszy krok w tym samym kierunku.

A „w ogóle” może oznaczać, że p.Korczyńska chce, by w mał-żeństwie było 50% kobiet; by ustawowo zagwarantować kobie-tom 49,5% miejsc w Sejmie (1% dla homosiów!) – i diabli wie-dzą, co jeszcze. Więc co mam odpowiedzieć?

3) (a) Wyobraźmy sobie sytuację: ma Pan do obsadzenia na liście wyborczej jeszcze jedno miejsce. Do wyboru ma pan rów-nie kompetentnych: kandydata i kandydatkę. Kogo Pan wybiera? Czy nie uważa Pan, że większość szefów partii w Polsce wybra-łaby w tym momencie mężczyznę, bo stereotypowo postrzegany jest jako bardziej kompetentny, nadający się do polityki, nawet jeśli nie przemawiają za tym jego kwalifi kacje? (b) Czy parytety nie są jedyną szansą dla zdolnych kobiet na zaistnienie w polity-ce? (c) Czy nie mogą przez to wzbogacić polskiej polityki?

(a) Znów sprzeczność. Najpierw p.Korczyńska podaje infor-mację, że ja wiem, iż tych dwoje kandydatów ma jednakowe

kwalifi kacje – a potem twierdzi, że większość ludzi wybrałaby mężczyznę, uważając, że ma większe kwalifi kacje... Coś tu nie sztymuje.

W rzeczywistości nie bardzo wiem, jakie kwalifi kacje ma mieć poseł – poza najważniejszą: nie będzie zmieniał barw partyjnych. Z tego punktu widzenia bardziej wierne są kobiety – i to może być przyczyna swego rodzaju nadreprezentacji kobiet na listach wyborczych. Jest ich tam bowiem procentowo znacznie więcej niż na zebraniach dla wyborców.

To znaczy – odróżnijmy: na zebrania, gdzie mówi się o polity-ce, przychodzi 5% kobiet. Na zebrania, gdzie poseł wyjaśnia, jak załatwić posadę dla dziecka – 75% kobiet...

Ta sytuacja jest jednak niemożliwa. Kwalifi kacji nie ma jak mierzyć – a gdyby się dawało, to szansa, że byłyby jednakowe, jest mniejsza niż prawdo-podobieństwo, że rzucona moneta stanie na sztorc... A poza tym szef partii w ogóle nie kie-ruje się kwalifi kacjami kandydata, lecz tym, kto zbierze więcej głosów. Ponieważ zaś wy-borcy chętniej głosują na mężczyzn (p.Domi-nika Sibiga zwróciła uwagę na to, że w ostat-nich wyborach prezydenckich jedyna kobieta, p.Henryka Bochniarzowa, zdobyła ok 0,5%

głosów – z czego wynika, że 99% wyborczyń wolało głosować na mężczyzn, choć p.Bochniarzowa to nie jakaś blondynka, ani feministka, tylko prezeska poważnej kongregacji przemysłow-ców i była ministerka) – to wybierze mężczyznę. Nie dlatego, że on tak chce – tak chce L*d.

(b) Oczywiście – nie! Kobiety przecież w polityce są.(c) Raczej zubożą – bo lepszy kandydat zniknie z listy. 4) Czy nie uważa Pan za słuszne domaganie się przez kobie-

ty reprezentacji w parlamencie? Do tej pory wszystkie decyzje dotyczące bezpośrednio kobiet – czasu pracy, urlopów macie-rzyńskich, alimentów – podejmowali prawie wyłącznie męż-czyźni. Koloniści brytyjscy w Ameryce zbuntowali się przeciwko nakładaniu nowych podatków bez reprezentacji w brytyjskim parlamencie w XVIII wieku; dziś mamy XXI wiek – czy kobiety w Polsce też nie mają prawa buntować się przeciw brakowi odpo-wiedniej reprezentacji?

A dzieci mają? A starcy po 75. roku życia mają? A idioci mają? Nie mają – a mimo to parlament jakoś tych grup nie krzywdzi, wręcz przeciwnie. Zwracam uwagę, że urlopy macierzyńskie przyznały kobietom czysto męskie parlamenty. A przyznanie kobietom jeszcze większych uprawnień spowoduje tylko to, że pracodawcy nie będą chcieli już w ogóle ich przyjmować. Chyba że za grosze.

5) Jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia parytetów na listach wyborczych? Liczba kobiet w parlamencie raczej spadnie – bo kartki głosujących na kobiety podzielą się między wiele kandydatek. Gdy na liście jest jedna – na ogół wchodzi...

A gdyby weszło ich więcej? P.prof. Małgorzata Fuszara, eks-pertka od tzw. gender studies, powiedziała niedawno: „kobiety, w większym stopniu zainteresowane kwestiami społecznymi, zwracają baczniejszą uwagę np. na ochronę zdrowia, oświatę i opiekę społeczną”. Ponieważ już wydajemy na to przez budżet zdecydowanie za dużo pieniędzy, nastąpiłoby drastyczne pogor-szenie się warunków dla gospodarki.

JANUSZ KORWIN-MIKKE

NIE BARDZO WIEM, JAKIE KWALIFIKACJE MA MIEĆ POSEŁ – POZA NAJWAŻNIEJSZĄ: NIE BĘDZIE ZMIENIAŁ BARW PARTYJNYCH.

Page 61: NCZAS_01-02_2010

LXINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

FELIETONON

Brakujące ogniwoW Boże Narodzenie świat został zaalarmowany wia-

domością, że jakaś kobieta rzuciła się na Benedykta XVI i nawet go przewróciła, bo podobno tak bardzo chciała go dotknąć. Czy rzeczywiście nie mogła

już bez tego dotknięcia wytrzymać, czy też tylko tak mówi, żeby uniknąć oskarżenia o usiłowanie zamachu, czy wreszcie ma fi oła – to nieważne. Ważniejsze, że ten incydent pokazuje, jakie nie-bezpieczeństwa, jakie ryzyka wiążą się z pragnieniem zbyt gwał-townego zbliżenia, zwanego niekiedy „pojednaniem”. Teraz świat opanowało gusło, że wszyscy muszą się ze wszystkimi przyjaźnić, a wiadomo, że jak ktoś pragnie przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej czy później wpadnie w złe towarzystwo. I rzeczywiście – na przykład Żydzi strasznie się martwią, czy, dajmy na to, papież Pius XII zostanie ogłoszony błogosławionym, czy nie. Chodzi im o to, że ich zdaniem Pius XII niedostatecznie się angażował w ra-towanie Żydów podczas wojny. Wiadomo bowiem – chociaż nie bardzo wiadomo skąd – że podstawowym obowiązkiem każdego człowieka jest bezgraniczne poświęcenie dla Żydów. Więc gdyby tak Pius XII, powiedzmy, rzucił się na Adolfa Hitlera i udusił go własnymi rękami, to być może Żydzi nie mieliby zastrzeżeń do jego beatyfi kacji, a tak mają – i to bardzo poważne. Inna rzecz, że beatyfi kacja nie jest aktem konstytutywnym, tylko deklaratoryj-nym; Kościół nie mianuje nikogo błogosławionym czy świętym, tylko to stwierdza. Błogosławionym człowiek się staje na pod-stawie łaski Boga, zatem pretensje Żydów z powodu planowanej beatyfi kacji Piusa XII są co najmniej dziwaczne, jeśli nie wręcz bluźniercze. A jednak Stolica Apostolska sprawia wrażenie, jakby się nimi przejmowała – bo właśnie dała do zrozumienia, iż beaty-fi kacja Piusa XII nie nastąpi przed ewentualną beatyfi kacją Jana Pawła II. Czy jednak Pan Bóg musi się przejmować takimi socjo-technikami, czy raczej może działać według Swego rozeznania? Jeśli zechciałby, dajmy na to, wcześniej uczynić „bardzo szczę-śliwym” papieża Piusa XII, to czyż nawet najbardziej wpływowi Żydzi mogliby Mu tego zabronić?

Logika podpowiadałaby, że w żadnym wypadku, ale w świetle dokumentu przedstawionego przed 10 laty przez Stolicę Apostol-ską nie jest to dostateczny argument. Dokument ów stwierdzał bo-wiem, że w przeszłości zdarzały się niewłaściwie interpretacje No-wego Testamentu, niekorzystne dla wyznawców judaizmu. Rzecz w tym, ze interpretowanie Nowego Testamentu jest podstawowym zadaniem Magisterium Kościoła, którego działanie odznacza się cechą nieomylności z powodu asystencji Ducha Świętego. Jeśli jednak w przeszłości zdarzały się niewłaściwe interpretacje No-wego Testamentu, to znaczy, że nie mamy już pewności, czy dzia-łaniom Urzędu Nauczycielskiego Kościoła można przypisać nie-omylność. Inna rzecz, że skoro takie rzeczy mogły zdarzyć się w przeszłości, to skąd mamy wiedzieć, czy na przykład wspomniany dokument mówi nam prawdę? Wygląda na to, że w dążeniu do zaprzyjaźnienia się z Żydami Stolica Apostolska zabrnęła w jakieś głupstwa, których następstwem jest sztorcowanie papieży przez różnych rabinów, że beatyfi kują czy kanonizują nie tych świętych, co trzeba. Kto z chłopem pije, ten z nim pod płotem leży – po-wiada przysłowie i cokolwiek by powiedzieć o Piusie XII, to za jego czasów żadnemu rabinowi nie przyszedłby do głowy nawet w gorączce pomysł sztorcowania papieża z powodu niewłaściwej kanonizacji. Pomijam już drobiazg, że z żydowskiego punktu wi-dzenia kanonizacje, podobnie jak wszelkie inne orzeczenia czy obrzędy katolickie, nie mają najmniejszego znaczenia, ale nawet stąd można wyciągnąć wniosek, że żydowska krytyka papieża z

powodu planowanej beatyfi kacji Piusa XII jest wyłącznie ele-mentem tresury zmierzającej do narzucenia żydowskiego punk-tu widzenia całemu światu. Dlaczego jednak świat, a zwłaszcza Kościół katolicki miałby przyjmować żydowski punkt widzenia – nie wiadomo, chyba żeby wziąć pod uwagę nadzieje niektórych kościelnych dygnitarzy, że w zamian za uległość i nadskakiwanie „prasa międzynarodowa” nie będzie wytykać im wstydliwych za-kątków z życiorysów.

I kiedy snujemy takie smętne rozważania, „Rzeczpospolita” doniosła o epokowym odkryciu. Chodzi naturalnie o pośrednie ogniwo gatunku ludzkiego. Oryginalności temu odkryciu dodaje okoliczność, że nie dokonał go przyrodnik, tylko bakałarz akade-micki – i to z gatunku dyletantów zwanych nie wiedzieć czemu „fi lozofami”. Nie wiedzieć czemu, bo żadne umiłowanie mądro-ści w ich przypadku nie wchodzi w rachubę. Przeciwnie – znani są raczej z tego, że zatruwają młode umysły swoim grafomań-stwem, które zresztą sprowadza się do zrzynania z innych baka-łarzy i rozdziobywania na coraz to mniejsze okruszynki cennych myśli kilku poważnych myślicieli. Ale do rzeczy.

Otóż pan prof. Jacek Hołówka, bakałarzujący w dziedzinie etyki, w artykule „Kiedy człowiek staje się człowiekiem” twierdzi, że „zarodek” nie jest człowiekiem, a co najwyżej będzie nim „dopie-ro po pewnym biegu wypadków”, zaś jednym z dowodów na to właśnie wskazujących jest to, że „płody” nie mają prawa do gło-sowania. To oczywiście podważa ich człowieczeństwo, chociaż nie bardzo wiadomo dlaczego, podobnie jak nie bardzo wiadomo, dlaczego „osoby w śpiączce zasługują na szacunek”, co pan prof. Hołówka stwierdza bez cienia wątpliwości. W ogóle nie wiado-mo, dlaczego właściwie nie tylko osoby w śpiączce, ale również i wszystkie inne miałyby zasługiwać na szacunek, ale mniejsza z tym, bo znacznie ciekawsze jest inne odkrycie naszego etyka. Oto powiada on, że „zarodki, z których miałyby wyrosnąć porzucone i niechciane dzieci, nie powinny być skazywane na życie (...), ale też nie powinny być bezceremonialnie traktowane jako odpady”. No dobrze, ale przecież dziecko może okazać się „niechciane” nie tylko w fazie życia płodowego, ale również po urodzeniu. Czy wte-dy już powinno być skazane na życie, czy też należałoby je jakoś ułaskawić? No a co z dorosłymi? Iluż dorosłych jest niechcianych na przykład przez swoich konkurentów do posad akademickich bakałarzy. Co z nimi? Chyba prof. Hołówka nie będzie utrzymy-wał, że okolicznością przesądzająca o człowieczeństwie jest czy-sto konwencjonalny fakt urodzenia – bo przecież na minutę przed urodzeniem „płód” nie różni się niczym istotnym od „człowieka” w minutę po urodzeniu. Chociaż diabli wiedzą – może i będzie utrzymywał, bo tu nie chodzi o żadną prawdę, tylko o ubraną w „naukowy” kostium propagandę na rzecz zapłodnienia w szklan-ce, na które ostatnio snobuje się Salon. Dla potrzeb tej propagan-dy prof. Hołówka postuluje obdarowanie „zarodków” i „płodów” ustalonym prawnie statusem specjalnym: jeszcze nie człowiek, ale już nie rzecz. Słowem: status brakującego ogniwa pośredniego. W przeciwnym razie mogłyby pojawić się niesamowite trudności z wyjaśnieniem, dlaczego właściwie „płody” nie zostały objęte ochroną praw człowieka, tak w Eurokołchozie niby rozbudowa-ną. Ale to tylko pozór, bo oto trochę kryzysu i już okazało się, że do pełni człowieczeństwa należy jeszcze być „chcianym”. A czy starsi i mądrzejsi nie przypiszą sobie aby prawa decydowania, kto jest „chciany”, a kto nie? Najwyraźniej rok 2010 może być począt-kiem nowej epoki.

STANISŁAW MICHALKIEWICZ

Page 62: NCZAS_01-02_2010

LXII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

PRO FIDE REGE ET LEGE

Dlaczego legitymizm jest chimerą?Świat polityki zawsze był zdomi-

nowany przez spory o głupoty. Lewactwo spiera się o rozumie-nie praw człowieka w pierwszej,

drugiej czy trzeciej generacji. Świat kon-serwatywny też cierpi na podobne pro-blemy. Nie jest to w sumie dziwne, gdyż spieranie się o rzeczy nieistniejące należy do kondycji ludzkiej.

Na polskiej prawicy trwa właśnie taki gorący spór z tzw. łódzką szkołą hiszpań-skiego tradycjonalizmu o legitymizm. Problem ten uważam za iście palący, gdyż jakieś 0,02% Polaków wie, co to takiego, kojarząc to z formułą Kongre-su Wiedeńskiego, gdy książę Metternich ogłosił zwołanie go pod hasłami „legity-mizmu i równowagi”. Ale to jeszcze nie koniec humorystycznego aspektu tego sporu. Problem nie dotyczy nawet legi-tymizmu w rozumieniu Metternicha, ale legitymizmu hiszpańskiego i jego... prak-tycznego przełożenia na polskie warun-ki. Trwają więc spory, jak przełożyć na polskie realia XXI wieku teorię prawną ugruntowaną na hiszpańskiej prawicy w wieku XIX.

Prawdę mówiąc, uważam legitymizm hiszpański (karlizm) za bardzo interesu-jące historyczne zjawisko XIX stulecia. To intelektualnie ciekawy nurt historycz-ny hiszpańskiej myśli politycznej, który uzasadniał 100 lat oporu tradycjonalistów przeciwko centralistycznej i laickiej mo-narchii w Madrycie, której odmówiono prawowitości ze względu na zmianę zasad dziedziczenia tronu. Jednak jestem bardzo odległy od tego, aby zasady legitymizmu generalizować.

Po pierwsze – pamiętajmy, że zasady legitymizmu karlistowskiego wcale nie są uniwersalne nawet w samej Hiszpanii. W gruncie rzeczy idea, że koronę dziedzi-czy najstarszy syn, z wykluczeniem kobiet, wcale nie jest hiszpańska, lecz francuska. Została ustanowiona w Hiszpanii wraz z zainstalowaniem się na tronie dynastii burbońskiej. Skoro zasada ta aż do XVIII wieku nie była w Hiszpanii znana, to jak można twierdzić, że obowiązuje zawsze i wszędzie? Legitymizm w tej postaci prak-tykowany był w Hiszpanii zaledwie przez 100 lat. Dlaczego więc akurat tę tradycję prawną mielibyśmy uznać za wzorcową, a inne za „heterodoksyjne” politycznie?

Po drugie – mam osobiście bardzo duże wątpliwości czy i ta zasada była na serio traktowana przez samych karlistów hisz-pańskich, skoro istnieli pretendenci po-siadający legitymistyczne prawa do tronu, których arbitralnie wykluczono z sukcesji, gdyż mieli nazbyt liberalne poglądy. Ja się zgadzam, że liberałów nie należy dopusz-czać do władzy, ale stanowi to dla mnie jaskrawe zerwanie z samą zasadą legity-mizmu, gdyż to nie Bóg – poprzez urodze-nie – ale ludzie decydują, kto ma, a kto nie ma prawa być królem.

Po trzecie – błędem jest przekonanie, że legitymizm stanowi rzeczywisty po-wód trwających przez sto lat powstań karlistowskich w Hiszpanii. Badacze hiszpańscy zwracają uwagę, że lud szedł zbrojnie do powstań nie z powodu za-sady dynastycznej, ale dlatego, że rząd był antyklerykalny. Lud bronił głów-nie prastarych przywilejów lokalnych (fueros), gdyż uniemożliwiały one rządo-wi centralnemu arbitralne nakładanie po-datków. Zniesienie fueros skutkowało ich wzrostem mniej więcej o 100%. Widać to w manifestach lokalnych przywódców karlistowskich, którzy szermowali wła-śnie obroną katolicyzmu i fueros, pod-czas gdy sprawa dynastyczna znajdowa-ła się zwykle gdzieś pod koniec tekstu. Pretendent był symbolem oporu wobec rządu i to nadawało mu „legitymizm” w odczuciu społecznym. Sztandar legity-mizmu wniósł do ruchu sam pretendent, a potem sprawę tę za kluczową uzna-ła myśl polityczna tworzona przez jego intelektualnych popleczników. Właśnie dlatego tak łatwo karliści pozbywali się pretendentów posądzanych o „libera-lizm” – traktowali zasadę dziedziczenia czysto instrumentalnie. Pretendent był na tyle legitymistyczny, na ile wykazy-wał kontrrewolucyjną gorliwość. Takie rozumowanie samo w sobie stanowi za-przeczenie świętej zasady legitymizmu o nienaruszalności porządku dziedziczenia zawartej w prawie salickim, które zostało do Hiszpanii przywiezione wraz z Bur-bonami.

Wszystko są to spory historyczne, które w sumie kompletnie nie mają nic wspól-nego z polskimi realiami ani wieku XIX, ani XX, ani XXI. Myśmy w Polsce żad-nego legitymizmu nigdy nie znali. Co

więcej, właśnie z zasady legitymizmu Metternicha wynikało, że na Kongresie Wiedeńskim nie odbudowano niepodle-głej Rzeczypospolitej. Skoro każdemu monarsze przypisano „legitymistyczne” prawo do posiadania państwa (nawet w okrojonych granicach), to sprawa polska była stracona, gdyż legitymistycznego władcy nie mogliśmy posiadać z racji tego, że przez stulecia byliśmy monar-chią elekcyjną. Próbą zbudowania ta-kiego „legitymizmu” było osadzenie na tronie cara Aleksandra jako Króla Pol-skiego. Nasi przodkowie jednak zbunto-wali się przeciwko tej „uzurpacji” już w roku 1830.

To jednak nie koniec sporu z łódzką szkołą hiszpańskiego tradycjonalizmu. Rzecz w tym, że szkoła ta popełnia kla-syczny błąd konstruktywizmu politycz-nego (charakterystyczny dla późnego Oświecenia francuskiego), polegający na przenoszeniu rozwiązań charakterystycz-nych dla pewnych krajów w danej epoce do innych krajów w innej epoce i przy występowaniu innych okoliczności. Nie dość, że legitymizm dziedziczenia tronu jest w Polsce rzeczą całkowicie obcą po śmierci ostatniego z Piastów, to spoty-kamy się z próbą przenoszenia formuły hiszpańskiego legitymizmu na polskie życie polityczne. Można tu na przykład spotkać pogląd, że legitymizm dynastycz-ny ma zastosowanie do przywództwa w... partiach politycznych i stowarzyszeniach, zgodnie z zasadą, że jak ktoś coś założył, to winien na zawsze tym czymś kierować i pełnić funkcję prezesa. Powinno się tak dziać nawet wtedy, gdy jest nieudolny i prowadzi swoją organizację na polityczne manowce. Zresztą, po co miałby się starać i zasługiwać na szacunek w oczach człon-ków, skoro i tak dzierży „legitymizm” funkcji prezesa czy przewodniczącego?

Czy ta doktryna przypadkiem nie jest sponsorowana przez braci Kaczyńskich? Wszak wedle niej, Jarosław jest „legi-tymistycznym” prezesem PiS, a Lech – „legitymistycznym” prezydentem RP.

ADAM WIELOMSKI

Page 63: NCZAS_01-02_2010

LXIIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

KĄCIK PRAWDZIWEJ KOBIETY

NAIWNY CYNIK

BARBARA BUONAFIORI

MAREK ARPAD KOWALSKI

Niedawno miałem możność wysłuchania bardzo inte-resującego referatu „Wraż-

liwość mirakularna w dobie kultury popularnej. Czy wciąż oczekujemy cudów? Kilka uwag o misteriach Męki Pańskiej”. Badaczka, mgr Kamila Baraniecka-Olszewska, podjęła temat religijności w Polsce.

Uważa się mianowicie, że cechą charakterystyczną polskiej religijności jest potrzeba niezwykłości, wręcz cudowności. Autorka sądzi jednak, że w polskiej re-ligijności – co pokazały jej badania – istnieją zjawi-ska innego rodzaju wrażliwości religijnej. Zjawiska te ujawniają się w misteriach Męki Pańskiej, których uczestnicy nie dopatrują się w nich cudowności, zaś owe misteria dotyczą innego rodzaju wrażliwości, która w znacznej mierze jest kształtowana przez du-cha dzisiejszych czasów. Postawy wobec misteriów Męki Pańskiej mają swoje własne fundamenty.

Od obecności na misteriach nie oczekuje się na przy-kład żadnych cudownych uzdrowień czy ujawnienia się jakiejś cudownej mocy sacrum. Natomiast uczest-nictwo w misteriach ma ludzi odmieniać duchowo, a to dzięki ich zaangażowaniu w przebieg wydarzeń. Jeśli więc misteria mają moc uzmysłowienia uczest-nikom mocy Bożej, to poprzez własną, indywidualną refl eksję uczestników nad tym, co obserwują i czego są świadkami, czyli przedstawianą w „widowisku” (jeśli można tak to nazwać) historią. Innymi słowy: misteria wyzwalają wrażliwość indywidualną, ta zaś zakłada konieczność tyleż aktywnego, co świadome-go wyboru poprzez równie aktywne i świadome zaan-gażowanie się w inscenizację wydarzenia.

W okresie Bożego Narodzenia byłem świadkiem

następującego zdarzenia. Wysze-dłem od znajomych i podążyłem na przystanek autobusowy, by

wrócić do domu. W pewnym momencie grupa cze-kających na autobus powiększyła się. Doszła dziew-czyna ubrana w długą szatę, z wielką lalką na ręku, przedstawiająca Maryję z Dzieciątkiem. Obok niej młody człowiek, też w długiej szacie, czyli św. Józef, a dalej kilka dziewcząt ze skrzydełkami na plecach, wyobrażających aniołki, i chłopcy w kożuchach od-wróconych futrem na zewnątrz – pastuszkowie. Była to grupa – jak można było wywnioskować z rozmów między nimi – odtwarzająca misterium Narodzenia Pańskiego. W pewnym momencie „św. Józef” odsu-nął na bok koleżankę grającą Matkę Boską, mówiąc: „Uważaj, Maryja, samochód” – bo ze sklepu znajdu-jącego się opodal za nami ruszył samochód dostaw-czy, chcąc wyjechać spod sklepu na jezdnię, stąd re-akcja kolegi zwracającego uwagę koleżanki na jadący samochód. Ale charakterystyczne były jego słowa. Zwrócił się do koleżanki, nie wymawiając jej praw-dziwego imienia, lecz właśnie „Uważaj, Maryja...”. Utożsamienie się z rolą, ale nie podczas misterium, lecz na ulicy, na przystanku autobusowym? Czy głę-boka wrażliwość religijna polegająca na użyciu tych słów w tym miejscu i czasie?

Kamila Baraniecka-Olszewska stawia na końcu py-tanie, czy przedstawione przez nią typy wrażliwości religijnej są istotne dla rozważań nad współczesną religijnością Polaków. Migawka, jaką tu wyżej przed-stawiłem, zdaje się podpowiadać, że tak właśnie może być. Dalsze pytanie to na ile to zjawisko może być nie jednostkowe, lecz bardziej powszechne.

Cuda i wiara

Jest to czynność odpowiedzialna. Wychowanie ja-łówki jest dość proste – a byk potrafi się rozsza-leć i nawet zabić swego pasterza lub opiekuna.

Z drugiej strony byk potrafi ciągnąć o wiele więcej. Potrafi też obronić. Trzeba go tylko odpowiednio wychować.

To my, kobiety, wychowujemy przyszłych Męż-czyzn. To my, kobiety, po swoich Mężczyznach ( a omawiamy między sobą ich cechy godzinami, prawda?) widzimy, jakie błędy popełniały nasze babki. I możemy te błędy naprawić.

Podstawowym błędem, moim zdaniem, jest to, że zamiast właściwie kierować ich popędami, usiłuje-my je tłumić. Powoduje to u Mężczyzn dwojakie skutki. U jednych następuje wybuchowa reakcja, przejawiająca się w brutalnym zachowaniu w sto-sunku do kobiet, w gwałtach i w przemocy. U dru-gich odwrotnie – nie potrafi ą nad kobietą panować, nie potrafi ą jej chronić, nie potrafi ą się nią opieko-wać. Owszem, pieluszki dziecku przewiną, ale czy tego właśnie oczekujemy od Mężczyzny?

To już lepiej byłoby wziąć sobie lesbijkę. Przewi-nęłaby chyba te pieluszki bardziej fachowo.

Dlatego chłopcy powinni być zachę-cani, by jak najczęściej i jak najostrzej ze sobą współzawodniczyli. Nie tylko w grach sportowych – zarówno fi zycz-

nych, jak i umysłowych. Również by tłukli się między sobą w sytuacjach, gdy nie ma prostej decyzji.

Jeśli chłopak przychodzi ze skargą, że inny chło-pak zabrał mu zabawkę, a nie jesteś pewna, jaka po-winna być decyzja, to odpowiadaj: „To mu ją sam odbierz, jeśli masz rację!”.

Chłopak musi nauczyć się walczyć o swoje. Wy-bity ząb czy siniaki, a nawet złamana ręka czy noga to nieuniknione koszty właściwej edukacji Mężczy-zny.

Natomiast (ale o tym już pisałam) należy surowo karać chłopca, który by dziewczynkę uderzył lub w złośliwy sposób jej dokuczał. Chłopak musi mieć wpojone, że nasza płeć nie może być przedmiotem agresji.

Czym innym jest sytuacja, gdy chłopak zaczepia dziewczynki w celu zwrócenia na siebie jej uwa-gi. Tu musisz być bardzo tolerancyjna. Chyba nie chcesz, by miał potem kompleksy i stał się impo-tentem?

I chyba swoją kobiecą intuicją bez żadnych trudno-ści odróżnisz od siebie te dwie sytuacje?

Hodowla Mężczyzny

Page 64: NCZAS_01-02_2010

LXIV NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

CZARNY KOŃ

Puchar Świata dla GelfandaREDAGUJE KATARZYNA RADZIEWICZ

ROZRYWKA

CZARNY KOŃ

IE

największeREDAGUJE KATARZYNA RADZIgłupstwotygodnia15 GRUDNIA – magiczna data dla reprezen-

tanta Izraela, 41-letniego Borysa Gelfanda. W Chanty-Mansyjsku zakończył się Puchar Świata i gracze mogli już spokojnie ode-tchnąć po trzech tygodniach ciężkiej pracy. W fi nale Gelfand grał z Rusłanem Ponoma-riowem. Pierwsze cztery partie grane tempem klasycznym zakończyły się remisem 2:2. Nie rozstrzygnęła wyniku również dogrywka w szachach szybkich – tu także padł remis (w czwartej partii Gelfand, prowadzący 4:3, zagrał Białymi ostro... i – jak zaraz zobaczy-my – przegrał). Ze zniecierpliwieniem wszy-scy czekali na partie błyskawiczne, w których zwyciężył 3:1 bardziej doświadczony Borys Gelfand. Ostateczny wynik: 7:5.

Gelfand – Ponomariow Chanty-Mansyjsk, 2009

Posunięcie CzarnychPo wymianie kilku fi gur przyszedł czas

na poważną decyzję: pozostać w rów-nowadze materialnej czy zamieszać w pozycji i liczyć na aktywność pary Goń-ców. Ponomariow odważył się i wybrał bramkę numer dwa: 25...G:b3 26.He4 d5 27.He2 Hd7. W tej chwili Borys Gelfand ma przewagę jakości, jednak pozycja się zaostrzyła. Połączone czarne pionki stały się poważnym zagrożeniem, które ciężko jest zneutralizować: 28.We1 Gc4 29.He3 d4 30.Hc1 Gd3 31.Ha3 Gh7. Gońce już zostały przygotowane do wspierania mar-szu piechurów, teraz wystarczy tylko do-prowadzić je do ostatniej linii: 32.Wa8 d3 33.Hc1 Hd5 34.Wae8 c4 35.Ha3 d2 36.Wd1 c3 37.Hf8+ Kg6 – i koniec ata-ku Gelfanda. Zwycięstwo Ponomariowa zbliża się z każdą chwilą: 38.Wc8 Hb3 39.Wc6 H:d1+ 40.Kh2 H:f3 41.g:f3 d1H. Wobec ogromnych strat materialnych nie było innego wyjścia jak poddać się.

Ivánka – LazarevićBelgrad, 1972

Czarne zaczynają i wygrywająObie panie to bardzo utytułowane arcy-

mistrzynie, które obecnie kończą już swoją karierę. Materialna przewaga należy teraz do Węgierki, Marii Ivánki-Budinsky, jed-nak Serbka może szybko odbić Wieżę. Py-tanie tylko, czy powstała pozycja nie będzie przypadkiem przegrana? Milunka Lazare-vić-Marković nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią, gdyż znalazła lepsze roz-wiązanie, które zagwarantowało jej zwycię-stwo (i I-II miejsce w turnieju...): 1...Wg8+! 2.Kh6 H:h2+. To było proste, ale co dalej po: 3.Wh5? Wieży już zabić nie można, nie widać też za bardzo, gdzie dać kolejnego szacha (3...Wg6+ 4.H:g6 hg6 5.Wf8×). Cóż więc począć? Proste. Poświęcić Hetmana: 3...Hd2+! 4.H:d2 Wg6×.

Samuel Loyd„250 Chess endgame puzzles”, 1858

Białe zaczynają i wygrywająOd wieków wiadomo, że dwoma Skocz-

kami nie da się zamatować Króla. Ale jeśli przeciwnik ma jeszcze swojego pionka, po-zycja staje się korzystniejsza. W tym przy-padku rozwiązanie problemu jest bardzo proste: 1.Sh3! Dwoma Konikami ciężko zamatować, a jednym to dopiero sztuka! 1...g:h3 2.Kf2 – i okazuje się, że nie ma wy-boru: 2...h2 3.Sg3×.

W tym tygodniu Nagrodę Kwaśnego Ogórka za Największe Głupstwo Tygodnia otrzymuje

p.Marcin Wrona – dziennikarz te-lewizji TVN, korespondent „Faktów” w Stanach Zjednoczonych – który rozbawił mnie wspaniałym stwier-dzeniem:

„W lipcu 2011 roku rozpocznie się ewakuacja wojsk USA z Afgani-stanu. Zostaną cywile, aby pomóc Afgańczykom w przejęciu kontroli nad ich państwem”.

Ja tylko bym prosiła, by szanowny redaktor zastanowił się przez chwilę: a jeśli ta pomoc okaże się nieskuteczna, jeśli Afgańczycy „nie przejmą kontro-li nad swoim państwem” – to kto ją przejmie?

Amerykanie już nie. Może Polacy? Oczywiście Afgańczycy. Ale ci Afgań-czycy, których chcą Afgańczycy – a nie ci, których chcą Amerykanie.

Innymi słowy: cywile mają właśnie przeszkodzić Afgańczykom w przeję-ciu kontroli nad ich państwem. Jak cy-wile pozostawieni przez Sowietów po 1949 roku w Polsce.

Ogórek! Ogóreczek! [a.f.]

Page 65: NCZAS_01-02_2010

LXVNR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

Nowy Rok zaczniemy od czegoś egzotycznego – mianowicie od końcówki granej na obydwu sto-łach przez tę samą drużynę w ten

sam kolor – i z takim samym wynikiem: 500 dla przeciwników. Razem 1000.

Było to w Mistrzostwach Indii i doty-czyło drużyny Indyjskich Kolei Państwo-wych. Oto to rozdanie:

Jak łatwo zauważyć, na linii WE idzie 5♠ – pod warunkiem, że grane jest z ręki naturalnej, czyli W (z uwagi na przebitkę Trefl ). Obrona szlemikiem w Kiery jest już nieopłacalna. Na żadnym stole nie za-grano jednak tego kontraktu.

W Klozecie N otworzył blokiem 2♥ (dwukolorówka: Kiery i młodszy), na co E spasował, a S skoczył na 4♥. Nie po-wstrzymało to oczywiście W, który zgło-sił 4♠. N zameldował teraz swoje Kara (co E skontrował), a S powiedział 5♥, które skontrował (?) W.

Ta kontra jest zrozumiała – jednak E powinien sobie zdawać sprawę z tego, że jego ♠KW i ♣AW to potęga, gdy part-ner samodzielnie zaryzykował 4♠ po par-tii. Winien więc znieść to w 5♠. Wytrzy-mał jednak kontrę – po czym zawistowali z partnerem optymalnie: ♠Król przejęty ♠Asem – i odwrót w atu. Jednak tylko bez trzech – za 500.

W Open wydarzyło się bardzo popularne nieszczęście. Otóż dziś niemal wszystkie pary grają „Texasem”...

„Texas” to konwencja polegająca na tym, że po silnym otwarciu partnera (w 99% wypadków tyczy to otwarcia 1BA lub 2BA) licytuje się kolory star-sze o oczko niżej: 4♦ oznacza Kiery, a 4♥ – Piki. Umożliwia to rozgrywanie z silniejszej ręki, co ma liczne zalety:

przeciwnicy nie znają honorów rozgry-wającego, pierwszy wist jest pod słab-szy stół.

Nieszczęście powstaje po interwencji przeciwników. Niektóre pary, nawet naj-wyższego lotu, nie ustalają precyzyjnie, kiedy gra się „Texasem”, a kiedy nie. Tu N spasował (?!? – ja otwieram z taką kartą 1♦), a E otworzył 1BA (14-17PC). Na co S wkroczył 2BA (dwukolorówka z Treflami), a W powiedział 4♥ w prze-konaniu, że partner za chwilę powie 4♠. Usłyszał jednak: pas – pas – pas...

Moja sympatia jest po stronie W: od-zywka 2BA nie powinna zmieniać znacze-nia licytacyj 4♦, 4♥ i 4♠. Jednak podobno WE uzgadniali: „Po wejściu wrogów nie gramy Texasem”.

Jak było – tak było. Niby: no double – no problem, ale zawszeć to po partii. Na szczęście przeciwnicy do końca nie połapali się, że było to nieporozumie-nie, wistowali jak pijane dzieci we mgle – i w końcu rozgrywającemu udało się po-lec tylko bez pięciu.

Z bloków warto odnotować ładną licyta-cje pp.Jarosława Świderskiego i Włodzi-mierza Starkowskiego w rozgrywkach o Puhar Polski:

P. Paweł Miechowicz otworzył 3♣ i po pasie N p.Świderski powiedział 3BA (któ-re przecież po naturalnym wiście w kolor starszy – lub w ♦Króla, co blokuje ten kolor – i podziale Trefl i wychodzi!) – jed-nak p.Włodzimierz Starkowski nie dał się wyblokować i powiedział 4♣, co partner zniósł oczywiście w 4♥. Swoje.

Kto powinien tu powiedzieć 5♣? Jed-nak E... Blokującemu nie wolno po raz drugi zabierać głosu bez szczególne-go układu. P. Świderski nie był jednak pewny, czy 4♥ idą...

JANUSZ MIKKE

Bloki i „Texas”ROZRYWKA

W PAJĘCZYNIE

10 6 A 8 7 5 2 A 10 8 6 5 3 -

A D 9 8 7 5 4 2 9 K K 10 5

K WK 4 3 D W 9 7 4 A W 8

3D W 10 6 2 D 9 7 6 4 3 2

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

NW E

S

A 7K 9 8 6 2 D W 6 D 5 3

5 4 7 5 10 4 A W 10 9 8 7 4

K W 6 3 A D 9 8 7 3 K 6 2

D 10 9 8 2 W 10 4 3A K 5 2-

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

♠♥♦♣

NW E

S

http://www.nask.pl/

W 1991 roku NASK podłączył Polskę do internetu. W swej obecnej formie organizacyjnej, jako jednostka badaw-czo-rozwojowa, działa od grudnia 1993 roku. Jest wiodącym polskim operato-rem sieci transmisji danych. Szkoda, że od niedawna kontrolowanym przez służby.

http://www.krus.gov.pl/

Idealny sposób na tanie ubezpiecze-nie. Zdaniem naszego autora, do Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społeczne-go może zapisać się niemal każdy. Nie popieramy obowiązkowych ubezpie-czeń, ale lepsze to niż ZUS. I znacznie tańsze!

http://www.globalsecurity.org/in-tell/world/china/mss.htm

Chiński wywiad Guoanbu jest niemal tak stary jak cała chińska cywilizacja. Dziś penetruje właściwie każdy kraj na naszym globie. Jest trzecią co do wiel-kości – po Stanach Zjednoczonych i Rosji – tego typu instytucją na świecie. Strukturę organizacyjną ma podobno zbliżoną do KGB.

Page 66: NCZAS_01-02_2010

LXVI NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

FILM

„AVATAR”, USA, 2009. Scenariusz i reżyseria: James Cameron. Wykonawcy: Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver, Stephen Lang, Giovanni Ribisi i inni. Dystrybucja: Imperial-Cinepix.

Wojnana Pandorze

Premierze fi lmu „Avatar” Jamesa Camerona, autora „Terminatora” i „Titanica”, towarzyszy wielki me-dialny zgiełk promocyjny i rekla-

mowy. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę, że twórca ten zrealizował przecież obrazy będące jednymi z największych hi-tów frekwencyjnych w historii kina. Okazał się także prekursorem wielu nowatorskich rozwiązań technicznych. Rekordowy bu-dżet „Avatara” również wzbudzał sensację i oczekiwania na zwrot wyłożonych pie-niędzy i zarobek. Cameron, także współ-producent fi lmu, wiedział jednak, co robi. Reżyser, od młodości wielbiciel literatury i kina fantastycznego (m.in. powieści Isaaka Asimova i Artura Clarka oraz ich ekrani-zacji), czekał z realizacją „Avatara” 15 lat. Na początku lat 90. XX wieku nie było bowiem technicznych możliwości wykre-owania na ekranie człekopodobnych istot i dzikiej przyrody na dalekiej planecie Pan-dora, jak to sobie wyobraził autor w scena-riuszu. Dziś metodami grafi ki komputero-wej można w kinie zrealizować wszystko. Odnosimy nawet wrażenie, że sztucznie wykreowani bohaterowie mogą na ekranie zastąpić żywych aktorów. Dlatego „Ava-tar” zupełnie nie przypomina dawniejszych fi lmów z gatunku fantastyki, powstających przecież przez cały wiek XX, od klasycz-nej „Podróży na księżyc” Meliesa. Kino fantastyczne, zwane dawniej science-fi ction, miało swoje wielkie osiągnięcia nawet wówczas, kiedy autorzy posługiwali się prymitywnymi efektami technicznymi, które bywały jednak bardzo pomysłowe i nowatorskie, a na ekranie miały niejedno-krotnie wymiar poetycki.

W „Avatarze” oglądamy istną orgię efek-tów komputerowych. Reżyser wykreował na ekranie dwa światy. Część akcji roz-grywa się w dalekiej przyszłości wśród lu-dzi w bazie na dalekiej planecie Pandora, gdzie przebywają zespoły naukowców i oddziały wojska. W drugiej części oglą-damy wirtualny świat fantastycznej krainy Pandory, zamieszkanej przez człowiekopo-dobne istoty. Do ludzkiej bazy przybywa zdemobilizowany i sparaliżowany marine Jake w celu poddania się biologicznemu eksperymentowi. Zostaje mu wszczepiony gen żyjących tam istot Na’vi. W ten spo-sób bohater zamienia się w Avatara, istotę fantastycznie sprawną fi zycznie z umysłem ludzkim. Po tym zabiegu zostaje wysłany do najbliższego tubylczego plemienia, ży-jącego w symbiozie z przyrodą i uprawia-jącą pogański kult bogini-matki w postaci wielkiego drzewa. Jake ma do spełnienia pewną złowrogą misję, zleconą mu przez wojskowego dowódcę bazy. Ma stać się kimś w rodzaju kosmicznego Wallenroda. W tym celu musi zaprzyjaźnić się z tubyl-cami, aby skłonić ich do opuszczenia zaj-mowanych przez nich terenów. Wojskowi będą mogli wówczas przejąć znajdujące się tam minerały, które przydadzą się na Zie-

mi jako źródła energii. Reszty można się domyślić. Jake w postaci Avatara poznaje córkę wodza plemienia i do tego stopnia zaprzyjaźnia się z tubylcami, że odmawia zakończenia swojej misji. Dochodzi do walki, jakiej nie widzieliśmy dotychczas na ekranie!

Ciekawe, że Cameron odwraca schemat dominujący dotychczas w kinie fanta-stycznym. Autorzy obrazów tego gatunku nieustannie przestrzegają przed wszelkimi eksperymentami medycznymi i biologicz-nymi na człowieku, godzącymi w konse-kwencji w ludzką tożsamość i godność. Ileż to razy widzieliśmy na ekranie wyhodowa-ne w tajnych laboratoriach (głównie woj-skowych) niszczące ludzkość groźne wiru-sy i cyborgi! Przestroga przed tego rodzaju eksperymentami i nadmiernym rozwojem techniki jest jednym z głównych tema-tów literatury i kina fantastycznego. Autor „Avatara” potraktował natomiast ekspery-ment genetyczny jako coś pozytywnego. Ponieważ rasa ludzka z nielicznymi wy-jątkami uległa degeneracji, a pozbawioną zieleni Ziemią rządzą cyniczne korporacje, to dobrze się stało, że zamieniony w Ava-tara Jake będzie mieszkał ze stojącymi wy-żej cywilizacyjnie plemionami na planecie Pandora i uprawiał pogański kult przyrody. Twórca nie walczy o Ziemię, tylko wysyła nas na daleka planetę! Cameron zrealizo-wał więc fi lm olśniewający technicznie, lecz pod względem wymowy ideologicz-nej absolutnie lewicowy i ekologiczny. A tymczasem konferencja w Kopenhadze na temat globalnego ocieplenia zakończyła się wielkim blamażem!

MIROSŁAW WINIARCZYK

JAKE MA DO SPEŁNIENIA PEWNĄ ZŁOWROGĄ MISJĘ, ZLECONĄ MU PRZEZ WOJSKOWEGO DOWÓDCĘ BAZY. MA STAĆ SIĘ KIMŚ W RODZAJU KOSMICZNEGO WALLENRODA.

Page 67: NCZAS_01-02_2010

LXVIINR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

LIPI

ECPA

ŹDZI

ERNI

K

LIST

OPAD

GRUD

ZIEŃ

1. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Star

szyc

h Lu

dzi

1. Ś

wiat

owy

Dzie

ń W

alki z

AID

S2.

Cha

nuka

2. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Upa

mięt

niają

cy

Znies

ienie

Niew

olni

ctwa

3. Ś

wiat

owy

Dzie

ń O

sób

Niep

ełnos

praw

nych

4. D

zień

Gór

nika

4. D

zień

Naf

tow

ca i

Gaz

owni

ka4.

Św

iatow

y D

zień A

lergi

i 5.

Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń W

olon

tariat

u na

rzec

z Ro

zwoj

u G

ospo

darc

zego

i Sp

ołec

zneg

o5.

Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń Po

moc

y Ci

erpiąc

ym6.

Dzie

ń O

dlew

nika

6. K

anad

yjsk

i Dzie

ń Pa

mięc

i i D

ziałan

ia pr

ze-

ciwko

Prz

emoc

y w

obec

Kob

iet6.

Mik

ołajk

i7.

Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń Lo

tnict

wa C

ywiln

ego

8. D

zień

„Biał

ego”

Gór

nika

8. D

zień

Kup

ca9.

Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń W

alki z

Kor

upcją

10. D

zień

Och

rony

Pra

w D

zieck

a10

. Dzie

ń Sp

ółdz

ielcy

10. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Praw

Czło

wiek

a11

. Dzie

ń Ch

ruśc

ika

11. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Solid

arnośc

i z

Kob

ietam

i i D

ziećm

i Afry

ki11

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń Te

renó

w G

órsk

ich

13. Ś

wiat

owy

Dzie

ń Te

lewizj

i dla

Dzie

ci14

. Dzie

ń Pi

sani

a Życ

zeń Św

iątec

znyc

h14

. Św

iatow

y D

zień

Dzie

cka w

Med

iach

17. D

zień

bez P

rzek

leństw

18. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Emig

rant

ów19

. Dzie

ń N

arod

ów Z

jedno

czon

ych

dla W

spół

-pr

acy

Połu

dnie-

Połu

dnie

20

. Dzie

ń Cz

ekist

y20

. Dzie

ń Ry

by (w

alki o

hum

anita

rne t

rakt

owa-

nie k

arpi

)20

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń So

lidar

nośc

i21

. Dzie

ń G

loba

lneg

o O

rgaz

mu

na rz

ecz P

okoj

u21

. uro

dzin

y Jó

zefa

Stal

ina

23. Ś

wiat

owy

Dzie

ń Sn

owbo

ardu

24. G

wiaz

dka

28. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Pocału

nku

31. D

zień

Poko

ju i

Wsp

ółpr

acy

Nar

odów

1. D

zień

Psa

1. Ś

wia

tow

y D

zień

Arc

hite

ktur

y2.

Św

iato

wy

Dzi

eń U

FO2.

Dzi

eń D

zien

nika

rza S

porto

weg

o3.

Dzi

eń S

półd

ziel

czoś

ci4.

rocz

nica

Pog

rom

u K

iele

ckie

go6.

Św

iato

wy

Dzi

eń P

ocał

unku

6.

Św

iato

wy

Dzi

eń „T

eraz

Dzi

eci”

7. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Spółd

ziel

czoś

ci9.

Św

iato

wy

Dzi

eń D

umy

Gej

owsk

iej

11. Ś

wia

tow

y D

zień

Lud

nośc

i14

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń N

iszcz

enia

Bro

ni14

. roc

znic

a Rew

oluc

ji Fr

ancu

skie

j15

. Dzi

eń b

ez T

elef

onu

Kom

órko

weg

o22

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń P

rac D

omow

ych

22. Ś

wię

to O

drod

zeni

a Pol

ski

24. D

zień

Pol

icja

nta

25. D

zień

Bez

piec

zneg

o K

iero

wcy

30. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Adm

inist

rato

ra S

ieci

K

ompu

tero

wej

31. D

zień

Pra

cow

nika

Ska

rbow

ego

SIER

PIEŃ

1. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Prz

yjaź

ni1.

poc

ząte

k Św

iato

weg

o Ty

godn

ia P

rom

ocji

Kar

mie

nia

Pier

sią2.

Św

iato

wy

Dzi

eń P

amię

ci o

Zagła

dzie

Rom

ów7.

Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń E

duka

cji i

Pra

w T

rans

wes

tytó

w7.

Św

iato

wy

Dzi

eń M

uszt

ardy

8. D

zień

Ant

ykle

rykała

8. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Org

azm

u9.

Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń L

udnośc

i Aut

ocht

onic

znej

10. D

zień

Prz

ewod

nikó

w i

Rato

wni

ków

Gór

skic

h12

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń M

łodz

ieży

13. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Lew

oręc

znyc

h13

. uro

dzin

y Fi

dela

Cas

tro14

. Dzi

eń E

nerg

etyk

a18

. Mię

dzyn

arod

owy

Dzi

eń L

atar

ni M

orsk

ich

19. Ś

wia

tow

y D

zień

Pom

ocy

Hum

anita

rnej

22. D

zień

Pra

cow

nika

Och

rony

23. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Pam

ięci

o H

andl

u N

iew

olni

kam

i i j

ego

Znie

sieni

u24

. Noc

Św.

Bar

tłom

ieja

25. D

zień

Tyn

karz

a28

. Dzi

e ń L

otni

ka29

. Dzi

eń S

trażn

ika M

iejsk

iego

30. D

zień

Dzi

ałko

wca

30. M

iędz

ynar

odow

y D

zień

Pam

ięci

Osó

b Za

gini

onyc

h31

. Dzi

eń B

loga

WRZ

ESIEŃ

1. D

zień W

etera

na

1. M

iędzy

naro

dowy

Dzień

Ruch

u Pańs

tw N

iezaa

ngaż

o-wa

nych

2. Ś

wiato

wy D

zień

Koko

sa8.

Międ

zyna

rodo

wy D

zień

Walk

i z A

nalfa

bety

zmem

9. Ś

wiato

wy D

zień

Urod

y10

. Świ

atowy

Dzień

Zapo

bie-

gani

a Sam

obój

stwom

11. O

góln

opol

ski D

zień

Odpo

wied

zialn

ej Sp

rzed

aży

Wyr

obów

Tyt

onio

wych

12. r

oczn

ica p

owoł

ania

rząd

u Ta

deus

za M

azow

iecki

ego

12. Ś

wiato

wy D

zień

Gum

y13

. Dzień

Prog

ram

isty

15. D

zień W

olne

go O

prog

ra-

mow

ania

15. E

urop

ejski

Dzień

Pros

taty

15. M

iędzy

naro

dowy

Dzień

Dem

okra

cji16

. Międ

zyna

rodo

wy D

zień

Ochr

ony W

arstw

y Oz

onow

ej19

. Dzień

Pajac

yka

19. D

zień Śr

odkó

w Sp

ołec

zne-

go P

rzek

azu

19. M

iędzy

naro

dowy

Dzień

Pira

ta20

. Ogó

lnop

olsk

i Dzień

Nauk

i20

. Świ

atowy

Dzień

Mlek

a21

. Dzień

bez E

misj

i Zan

ie-

czys

zczeń

21. D

zień

Spad

ochr

oniar

za21

. Mię d

zyna

rodo

wy D

zień

Poko

ju22

. Eur

opejs

ki D

zień

bez

Sam

ocho

du22

. Międ

zyna

rodo

wy D

zień

Kręc

onyc

h Wło

sów

23. E

urop

ejski

Dzień

Ochr

ony

Środ

owisk

a23

. Ogó

lnop

arty

jny

Czyn

Sp

ołec

zny

23. p

oczą

tek T

ygod

nia W

alki

z Oste

opor

ozą

23. Ś

wiato

wy D

zień

Mor

za24

. Międ

zyna

rodo

wy D

zień

Ucho

dźcy

24. Ś

wiato

wy D

zień

Sprząta

nia

26. E

urop

ejski

Dzień

Języ

ków

26. M

iędzy

naro

dowy

Dzień

Niesły

sząc

ych

26. Ś

wiato

wy D

zień A

ntyk

on-

cepc

ji26

. Świ

atowy

Dzień

Serc

a 27

. Świ

atowy

Dzień T

urys

tyki

28. D

zień

Kotan

a28

. Dzień

Praw

a do

Info

rmac

ji28

. Świ

atowy

Dzień W

alki z

e Wśc

iekliz

ną29

. Ogó

lnop

olsk

i Dzień

Gło-

ś neg

o Cz

ytan

ia30

. Dzień

Chło

paka

1. M

iędzy

naro

dowy

Dzień L

udzi

Stars

zych

1. M

iędzy

naro

dowy

Dzień M

uzyk

i1. Św

iatow

y Dzień P

rom

ocji W

egeta

rianiz

mu

1. Św

iatow

y Dzień U

śmiec

hu2.

Ogóln

opols

ki Dz

ień A

dopc

ji Zwi

erząt

2. Św

iatow

y Dzień P

taków

4. M

iędzy

naro

dowy

Dzień M

ieszk

alnict

wa4. Św

iatow

y Dzień D

zieci

5. M

iędzy

naro

dowy

Dzień N

aucz

yciel

i7.

Dzień

Prac

ownik

ów M

O i S

B8. Św

iatow

y Dzień A

kcji H

uman

itarn

ych

9. Dz

ień Z

nacz

ka P

oczto

wego

9. M

iędzy

naro

dowy

Dzień Z

wierząt

9. Św

iatow

y Dzień P

oczty

10. D

zień D

obro

czyn

nośc

i10

. Eur

opejs

ki Dz

ień pr

zeciw

Karz

e Śm

ierci

10. Ś

wiato

wy D

zień D

rzewa

10. Ś

wiato

wy D

zień Z

drow

ia Ps

ychic

zneg

o11

. Dzień Z

drow

ia i S

portu

12. D

zień B

ezpie

czne

go K

ompu

tera

12. D

zień L

udow

ego W

ojska

Pols

kiego

12. Ś

wiato

wy D

zień W

alki z

Reu

maty

zmem

14. D

zień E

duka

cji N

arodo

wej

14. Ś

wiato

wy D

zień N

orm

aliza

cji14

. Świ

atowy

Dzień W

zroku

15. Ś

wiato

wy D

zień M

ycia

Rąk

16. D

zień S

olida

rnoś

ci z W

alczą

cą B

iałor

usią

16. D

zień S

zefa

16. Ś

wiato

wy D

zień B

ojkotu

McD

onald

sa16

. Świ

atowy

Dzień W

alki z

Głod

em17

. Dzień W

alki z

Rak

iem P

iersi

17. Ś

wiato

wy D

zień S

prze

ciwu w

obec

Nęd

zy17

. uro

dziny

Ada

ma M

ichnik

a20

. Dzień M

isia K

oala

20. D

zień P

rzodo

wnika

Prac

y20

. roc

znica

pows

tania

Czerw

onyc

h Bry

gad

21. M

iędzy

naro

dowy

Dzień M

ediac

ji22

. Międ

zyna

rodo

wy D

zień B

ibliot

ek S

zkoln

ych

23. D

zień M

ola24

. Eur

opejs

ki Dz

ień W

alki z

Otył

ością

24. M

iędzy

naro

dowy

Dzień O

NZ24

. Świ

atowy

Dzień I

nfor

mac

ji na t

emat

Rozw

oju25

. Dzień P

sów

Wiel

oras

owyc

h25

. Święto

Wojs

kowy

ch Służ

b Inf

orm

acyjn

ych

26. Ś

wiato

wy D

zień D

onac

ji i T

ransp

lantac

ji27

. Świ

atowy

Dzień D

ziedz

ictwa

Aud

iowizu

alneg

o28

. Świ

atowy

Dzień O

dpoc

zynk

u od Z

szarg

anyc

h Nerw

ów30

. Dzień S

pódn

icy31

. Hall

owee

n31

. Świ

atowy

Dzień O

szczęd

nośc

i31

. Świ

atowy

Dzień R

eform

acji

31. Ś

wiato

wy D

zień R

ozrzu

tnośc

i

1. Ś

więt

o Zm

arły

ch1.

Św

iatow

y D

zień

Weg

an3.

Św

iatow

y D

zień

Męż

czyz

n7.

rocz

nica

Wiel

kiej

Socja

listy

czne

j Re

wol

ucji

Paźd

ziern

ikow

ej8.

Św

iatow

y D

zień

Radi

ografi i

9. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

Walk

i z

Fasz

yzm

em i A

ntys

emity

zmem

9. ro

czni

ca N

ocy

Kry

ształ

owej

9. Ś

wiat

owy

Dzie

ń G

ry W

stępn

ej9.

Św

iatow

y D

zień

Jakośc

i10

. Św

iatow

y D

zień

Mło

dzież

y10

. Św

iatow

y D

zień

Wol

nośc

i12

. Dzie

ń Śr

odow

isk T

wór

czyc

h 13

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń N

iewi-

dom

ych

14. D

zień

Czys

tego

Pow

ietrz

a14

. Dzie

ń Pa

mięc

i15

. Eku

men

iczne

Św

ięto

Bibl

ii15

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń U

wię-

zione

go P

isarz

a16

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń D

omin

a 16

. Św

iatow

y D

zień

Toler

ancji

17. D

zień

bez D

ługó

w17

. Dzie

ń Cz

arne

go K

ota

18. E

urop

ejski

Dzie

ń W

iedzy

o

Ant

ybio

tyka

ch18

. Św

iatow

y D

zień

Filo

zofi i

18. Ś

wiat

owy

Dzie

ń W

alki z

Pale

-ni

em T

yton

iu19

. Św

iatow

y D

zień

Toale

t20

. Pow

szec

hny

Dzie

ń D

zieck

a21

. Dzie

ń Pr

acow

nika

Soc

jalne

go21

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń Pa

mięc

i Ofi a

r Wyp

adkó

w D

rogo

wyc

h21

. Św

iatow

y D

zień

Telew

izji

21. Ś

wiat

owy

Dzie

ń Ży

czliw

ości

24. Ś

wiat

owy

Dzie

ń Tańc

a25

. Dzie

ń be

z Fut

ra25

. Dzie

ń K

oleja

rza

25. D

zień

Tram

waja

rza

25. M

iędzy

naro

dow

y D

zień

bez

Mięs

a25

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń El

imi-

nacji

Prz

emoc

y w

obec

Kob

iet25

. Św

iatow

y D

zień

Plus

zow

ego

Misi

a27

. Dzie

ń be

z Zak

upów

27. D

zień

Partn

erstw

a w R

odzin

ie29

. Międ

zyna

rodo

wy

Dzie

ń So

lidar

-nośc

i z N

arod

em P

alesty

ński

m30

. And

rzejk

i30

. Dzie

ń Be

zpiec

zeńs

twa K

ompu

-ter

oweg

o30

. Św

iatow

y D

zień

Walk

i z K

arą

Śmier

ci

przygotował MACIEJ MADELSKI

Page 68: NCZAS_01-02_2010

LXVIII NR 1-2 (1024-1025) 2-9 STYCZNIA 2010

Tom pierwszy antologii najlepszych tekstów NCZ!(1990-1996). Jest to zbior artykułów zwłaszcza tych autorów, którzy w naszym konserwatywno-liberalnym

świecie, szczególny akcent kła-dli i kładą na konserwatyzm.

CENA: 29 zł

Nieznane i niepublikowane do-tąd opisy krwawych prześlado-wań katolickich duchownychi świeckich w czasie Wielkiej

Rewolucji Francuskiej. Kolejna mocna porcja historii myśli

konserwatywnej!CE NA: 45 zł

Jest  to lektura obowiązkowa dlakażdego, kto zastanawia się nadprzyszłością gospodarki (a dziś,w czasie kryzysu, trudno o tymnie myśleć). Jest to najważniejs-

za praca na temat pieniądzai bankowości od 1912 roku.

CE NA: 89 zł

Książka opisująca historięnaszego wieku. Autor z nie-

zwykłą starannością pokazujeprzebieg historii oraz w nie-zwykle przystępny sposób

opisuję ją. Książkę czyta sięjak powieść!

CENA: 38 zł

Unikalny podręcznik dla przyszłych i obecnych ojców

– mężów – kochanków –narzeczonych! Korwin-Mikkeproponuje „zdrowe, konser-

watywne wychowanie” – żadnej antypedagogiki!!

CE NA: 29 zł

Opus ma gnum pa pie ża wol no -ścio wej eko no mii. Je śli chceszdo wie dzieć się jak na praw dę

dzia ła go spo dar ka i jak mo gła -by dzia łać gdy by nie so cja li -stycz ne ab sur dy, mu sisz się

z tą książ ką za po znać.CENA: 99 zł

Lektura obowiązkowa dlakażdego zwolennika

Wolnego Rynku! Prawdziwa Biblia

liberalna! Wydanie z dwoma płytami CD.

CENA: 37 zł

Kolejny niezwykle ciekawy numer Pro Fide.

Temat przewodni Sobór Watykański I

i sprawa nieomylności Papieża, oraz temat

Traktatu Reformującego.CE NA: 12 zł

Zbiór artykułów poświę-conych teorii inteligentnegoprojektu, która – według jej

zwolenników – jest naukowąalternatywą dla darwinows-kiej teorii ewolucji drogą do-

boru naturalnego.CE NA: 30 zł

Książka jest przejrzyście napi-sana, wyważona, autorzy kor-zystaja z wiedzy socjologicz-nej i mają na celu promowa-nie empatyczmnego trakto-

wania odmiennych światopo-glądów.

CE NA: 30 zł

„Zasadniczo istnieją tylko dwawyjaśnienia pochodzenia Ws-

zechświata, życia i człowieka –naturalizm i nadnaturalizm.” - pis-

ze prof. Jodkowski we wstepiemonografii wspartej na 1370 po-

zycjach bibliograficznych.CE NA: 30 zł

Książka jest przeglądemstanowisk uczonych wobecteorii inteligentnego projek-tu, w której skład wchodzi

koncepcja nieredukowalnejzłożoności, oraz głównych

tez Behe’ego. CENA: 30 zł

Stanisław Michalkiewicz wyjaśnia w pierwszym wywiad-

zie-rzece co to jest razwiedka, czym jest

„Żywa Cerkiew” i kapitalizmkompradorski oraz kim

są polscy żydofile. Musisz to wiedzieć!CENA: 29 zł

Autor „NCz!”

Tego jeszcze nie było! Pierwszy wywiad-rzeka

z Januszem Korwin-Mikkem pr-zeprowadzony przez

Tomasza Sommera. Jeśli chcesz dowiedzieć się kim na-prawdę jest JKM to jest to po-

zycja obowiązkowa.CENA: 29 zł

Autor „NCz!”

Jak ekofaszyści próbują zarobić na szantażu

globalnym ociepleniem?Kto stoi za zielonym terrorem?

Dlaczego Unia Europejska tak łatwo ulega szaleństwom

ekologów?

CE NA: 22 zł

Autor „NCz!”

Ro sja za czy na zno wu gro zić.Ale czym jest tak na praw dę dzi -siej sza Ro sja? Od po wiedź da je

w swo jej naj now szej książ ceWoj ciech Grze lak, któ ry chciał

w Rosji osiąść na sta łe, aleostatecz nie roz myślił się. Do -

wiedz się dla cze go!CENA: 28 zł

Pierw sza w Pol sce książ ka pre -zen tu ją ca w syn te tycz ny spo sóbfunk cjo nu ją ce w na szej rze czy -wi sto ści po li tycz nej uspra wie dli -wie nia wy mu sza nia po dat ków.Oczy wi ście wszyst kie są fał szy -

we. Sam sprawdź dla cze goi osądź, czy au tor ma ra cję.

CE NA: 19 zł

Czyżby Tomasz Teluk stracił wiarę w libertarianizm?

Drugie, poprawione wydaniejego książki o najbardziej rady-kalnych zwolennikach niczymnieograniczonej swobody tokrytyka wolnościowej idei!

Przekonaj się sam.

Naj waż niej sze dzie ło Mur rayaRo th bar da – naj wy bit niej sze go

ucznia Lu dwi ka von Mi se sa.Tom I CE NA: 29 złTom II CE NA: 29 złTom III CE NA: 39 zł

KSIĘGARNIA „NCz!”KSIĘGARNIA „NCz!”

Aby za ku pić książ kę za po śred nic twem na szej księ gar ni pro szę wpła cić na kon to 73 1500 1777 1217 7009 1480 0000 su mę od po wia da ją cą war to ści książ ki oraz w tre ści

prze ka zu po dać jej ty tuł oraz swój do kład ny ad res (z kodem pocztowym) i numer telefonu. Ce nę książ ki pro szę po więk szyć o koszt prze sył ki w wy so ko ści 9 zł. Książ ki wy sy ła ne

są pocztą. Na przy kład: T. Te luk, „Li ber ta ria nizm” – koszt 28 + 9 = 37. W przy pad ku jed no ra zo we go za mó wie nia wię cej niż 5 po zy cji z po wyż szej li sty – wy sył ka gra tis!

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆ

NOWOŚĆNOWOŚĆ

Autor „NCz!”

www.nczas.com

Gringo wśród dzikich plemion Wojciech Cejrowski 29 złPrawa człowieka i ich krytyka Adam Wielomski, Paweł Bała 25 złInterwencjonizm czyli władza a rynek Murray Rothbard 33 złEgalitaryzm jako bunt przeciw ludzkiej naturze Murray Rothbard 34 złUkryty ład David Friedman 33 złPlanowany chaos Ludwig von Mises 17 złKaprys historii Marcin Wolski 29 złCo widać i czego nie widać Frederic Bastiat 12 złBiurokracja Ludwig von Mises 15 złFronda nr 52 28 złBog, Biblia, Mesjasz ks. prof. W. Chrostowski 39 zł

NOWOŚCI

POZOSTAŁESpisek tęczowej koalicji Spenser Hughes 34 złDemokracja bóg, który zawiódł Hermann Hoppe 33 złEkonomia stosowana Thomas Sowell 32 złO szkodliwości podatku dochodowego Frank Chodorov 22 złSpór o globalizację Johan Norberg 29 złAborcja – trzy punkty widzenia Peter Kreft 15 złMity Wojny domowej Hiszpania 1936-39 Moa Pio 56 złW obronie Świętej Inkwizycji Roman Konik 20 złŚmierć Zachodu Patrick J. Buchanan 28 złKonserwatyzm, między Atenami a Jerozolimą Adam Wielomski 28 złDobry „zły” liberalizm Stanisław Michalkiewicz 25 złMitologia świata bez klamek Waldemar Łysiak 34 złProtector traditorum Stanisław Michalkiewicz 26 złPrezes Cezary Zawalski 24 złWykończyć bogatych! Patrick Jake 28 złFakty i mity w ekonomii Thomas Sowell 33 złOni wiedzą lepiej Thomas Sowell 29 złInflacja – wróg publiczny nr 1 Henry Hazlitt 25 złNiepoprawna politycznie historia USA Thomas Woods 27 złGwiazda i Krzyż Michael Jones 45 złLogika wystarczy Stanisław Michalkiewicz 29 zł

Najbardziej niepoprawna książ-ka o Unii Europejskiej na całymświecie! Powstała na podstawie

„Postępu w Europie” „Postępu Postępu” z „NCz!”.

Pośmiej się z nami z uniokratów!

CE NA 19 zł

Książ ka o ob ję to ści1 450 stron (dwa to my) za wie ra opi sy zbrod ni

z lat 1939-1945 do ko na nych przez

na cjo na li stów ukra iń skichna lud no ści pol skiej.

CE NA: 149 zł

Fantastyczny i niepowtarzalnypodręcznik wolnościowej eko-

nomii dla dzieci i młodziezy(zachwyci rownież niejednego

dorosłego...)! Do książki zostaładołączona polska i angielska

wersja audio na plycie CD!CE NA: 37 zł

CE NA: 28 zł

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

Autor „NCz!”

W KOMPLECIECE NA: 95 zł

UWAGA NOWOŚCI!UWAGA NOWOŚCI!

Autor „NCz!”