Miłość, kłamstwa i Lizzie

15
Część I

description

Już wkrótce nowa książka Rosie Rushton!!! Nie można tego przegapić!!!

Transcript of Miłość, kłamstwa i Lizzie

Page 1: Miłość, kłamstwa i Lizzie

Część I

Page 2: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 3 }

Page 3: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 3 }

Rozdział 1

Pierwsze kroki w nowym sąsiedztwie...(Jane Austen, Duma i uprzedzenie)

– Jak to? zeRwałaś z nim? ot tak sobie? Podczas wyjazdu ze szkolnym chórem? Upadłaś na głowę?

– moja głowa ma się lepiej niż kiedykolwiek – zapew-niła Lizzie, ciągnąc walizkę na kółkach przez szkolny dziedziniec w stronę parkingu. – Po prostu nic już nas nie łączyło.

– toby jest przecież takim uroczym facetem – powie-działa z wyrzutem Jane, jej starsza siostra. – Jest taki miły, spokojny, uczynny...

– Jest nudziarzem! – oświadczyła Lizzie, wpycha-jąc walizkę do bagażnika volkswagena polo ich matki i patrząc z satysfakcją na literkę P na tylnym zderzaku, oznaczającą, że samochód prowadzi początkujący kie-rowca. dwa tygodnie wcześniej zdała egzamin na pra-wo jazdy i wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.

– Lizzie, on za tobą szaleje – obstając przy swoim, Jane wśliznęła się za kierownicę i przekręciła kluczyk w stacyjce.

– Jasne. szaleje za mną jak żałosny, zaśliniony spaniel – Lizzie wzruszyła ramionami. zdjęła gumkę, którą ścią-

Page 4: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 4 } { 5 }

gnięty był jej koński ogon, i rozpuściła gęste kasztanowe włosy. – tylko sęk w tym, że ja nie jestem podobna do ciebie, Jane. nie jestem sentymentalna, nie mam mięk-kiego serca.

– akurat – wtrąciła sceptycznie Jane.– oczekuję od faceta czegoś więcej. nie tego, że za-

wsze mi przytaknie, cokolwiek powiem, i będzie mi w kółko powtarzał, że nie może beze mnie żyć.

Jane westchnęła i potrząsnęła głową.– większość dziewczyn pobiegłaby za nim na koniec

świata – powiedziała z naciskiem. założyła za uszy ko-smyki jasnych włosów i poprawiła przednie lusterko. – a ty go tak po prostu spławiasz.

– Przykro mi. – Lizzie zauważyła rumieniec na jej bladych zazwyczaj policzkach i zgadła, że Jane myśli o simonie, jedynym chłopaku, jakiego dotąd miała na poważnie, a skończyła już dziewiętnaście lat. kochała się w nim do szaleństwa, póki sześć tygodni temu nie wyszło na jaw, że nie tylko zaczął ją zdradzać, gdy tylko wyjechała z domu na studia, ale nawet umieścił jakieś idiotyczne wpisy na portalu myspace. – nie miałam na myśli...

– w porządku, to mnie już nie wrusza – zapewniła ją Jane niezbyt przekonywająco. – ale może chciałaś sama prowadzić?

– Jestem wykończona – powiedziała Lizzie – a godzi-ny szczytu w piątek to nie jest najlepsza pora do szlifowa-nia umiejętności.

– no dobrze – odezwała się znowu Jane. – więc kiedy zamierzasz powiedzieć o tym mamie?

– Ale o czym?– no przecież o tym, że zerwałaś z tobym, głuptasie –

odparła Jane, przyśpieszając przy wyjeździe ze szkolnego parkingu. wjechała na szosę prowadzącą w dół ku ob-

Page 5: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 4 } { 5 }

wodnicy miasteczka meryton1, teraz pękającej w szwach od natłoku pojazdów. – wiesz, jak bardzo go lubiła.

– Lubiła go za szlachetnie brzmiące nazwisko i za to, że jego ojciec ma posadę w rządzie – powiedziała Lizzie z gorzkim uśmiechem. – dobrze wiesz, jaka jest mama.

– nie musisz mi tego tłumaczyć – przyznała Jane. – a tutaj, w nowym miejscu, przechodzi samą siebie. nigdy byś nie zgadła, co jej ostatnio strzeliło do głowy.

– no, mów – jęknęła Lizzie.– dwa dni po moim przyjeździe do domu z uczelni,

właśnie wtedy, kiedy wyjeżdżałaś, wyobraź sobie, wybra-ła się na spacer po miasteczku. Pukała do domów, żeby się przedstawić. wpadłabyś na to? a ja miałam nadzieję, że tutaj wreszcie się ustatkuje i przestanie zwracać na sie-bie uwagę.

– mama? – roześmiała się Lizzie. – Przestanie zwracać na siebie uwagę? to tak, jakbyś liczyła na to, że ojciec zostanie duszą towarzystwa.

ich ojciec należał do ludzi, którzy, gdyby tylko mogli, przeszliby przez życie w czapce niewidce.

– tak... a skoro już mowa o ojcu... och, nie! Źle skrę-ciłam! Jakbym zapomniała, że teraz mieszkamy gdzie in-dziej.

– dziwne, prawda? – westchnęła Lizzie. – Ja też nie przyszłam jeszcze do siebie po tych wszystkich zmia-nach.

Jak daleko tylko sięgały pamięcią, domem była dla nich połowa wolno stojącego, trzypiętrowego bliźniaka we wschodniej dzielnicy meryton, nieco już podupadłe-go. Jak nieustająco przypominała im matka, diabeł tam mówił dobranoc, a północny wiatr zawsze przywiewał smród z pobliskiej oczyszczalni ścieków w eckford. był

1 Fikcyjne miasto z powieści Jane austen Duma i uprzedzenie.

Page 6: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 6 } { 7 }

to dom rodzinny dziadków ze strony ojca. Powiedzieć o nim „nadgryziony zębem czasu” to byłby eufemizm. Przed długie lata spragniona oznak awansu społecznego matka Lizzie spędzała weekendy na oglądaniu wszystkich domów wystawionych na sprzedaż w promieniu dwudzie-stu mil od meryton, usiłując przekonać znudzonych pra-cowników biur kupna i sprzedaży nieruchomości, że jest świetnie rokująca klientką, a nie osobą, dla której stracą czas na próżno.

– nie rozumiem, po co ci to wszystko – mówił stęsk-niony mąż za każdym razem, kiedy zaczynała opowiadać ze wzruszeniem o oranżeriach w osiemnastowiecznych domach przy Hunters Park albo o kamiennych posadzkach i ciężkich dębowych meblach w ogromnych kuchniach nowych apartamentowców tuż przy nabrzeżu w Lower Grendon. – nie zapominaj, że mamy na utrzymaniu pięć córek, które musimy ubrać, nakarmić i wykształcić. szkoda czasu na mrzonki.

– Trzeba zawsze snuć marzenia, bo jeśli je porzucisz, nigdy się nie spełnią – nuciła w odpowiedzi matka Lizzie. nie tylko domy oglądała wprost nałogowo, lecz także musicale. ale gdy Lizzie miała po babce doskonały słuch, pani bennet raczej go po swojej matce nie odziedziczyła.

za każdym razem, kiedy jego żona wyruszała polować na okazyjne nieruchomości, pan bennet wzdychał, pod-nosił brwi i oddalał się do swojej kryjówki – która mieści-ła się w dawnym garażu – by obcować ze swoją kolekcją wydań angielskich poetów albo puszczać płyty z muzyką wagnera tak głośno, jak tylko mu na to pozwalała delikat-ność i dobre wychowanie.

ale pewnego dnia, dokładnie dwa dni po świętach wielkanocnych, wszystko się nagle zmieniło. Jak grom z jasnego nieba spadła na nich wiadomość o śmierci aloysiusa Hulla, który zapisał pani bennet cały swój mają-

Page 7: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 6 } { 7 }

tek, niewiele mniej niż dwa miliony funtów. matka Lizzie nie miała pojęcia, kim był aloysius Hull, póki prawnik, będący wykonawcą testamentu, nie wyjaśnił w swoim liście, że zmarły był jej krewnym z drugiej linii w trze-cim pokoleniu (albo może z trzeciej linii w drugim po-koleniu?), zatwardziałym starym kawalerem. dożył dzie-więćdziesiątki w ogromnym domu zagubionym gdzieś w szkockiej głuszy. aloysius Hull nie miał żadnej bliskiej rodziny. Poznał panią bennet w dawnych czasach, kiedy jeszcze nazywała się alice Frognall, miała pięć lat i była czarującym dzieckiem, tak przynajmniej głosił testament. „Podzieliła się ze mną torebką landrynek, kiedy mnie od-wiedziła w towarzystwie swojej rodziny – wszyscy pozo-stali byli skończonymi idiotami.” Prawnik przeprosił, gdy zacytował to zdanie testamentu, i wyjaśnił, że prawo wy-maga przytoczenia woli zmarłego w pełnym brzmieniu. ale niepotrzebnie się sumitował. w ocenie swojej rodzi-ny alice zgadzała się ze zmarłym w całej rozciągłości.

– teraz możemy to zrobić! nareszcie nas na to stać! – zawołała matka Lizzie, kiedy już przestała wrzeszczeć, piszczeć i skakać z radości, biegać po kuchni i podsuwać list od prawnika pod nos każdemu z obecnych. – och, Harry, stać nas na to, naprawdę nas na to stać!

Rzuciła się w ramiona swojego zdezorientowanego męża i uścisnęła go ze wszystkich sił.

– na co nas stać? – zapytał, nieco zaczerwieniony z emocji. – na nowy samochód? na dobry odtwarzacz do płyt i kolumny głośnikowe? te, które ostatnio oglą-daliśmy?

– na kupno domu w Longbourn oaks! – zawoła-ła alice, a jej pulchne policzki pałały rumieńcem. – to wspaniały dom! wszyscy się nim zachwycają... tak, to wspaniały dom!

– Fajnie! – zawołała piętnastoletnia katie, której roz-

Page 8: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 8 } { 9 }

wój werbalny zatrzymał się na dość podstawowym pozio-mie, w związku z czym używała głównie równoważników zdań. Po części dlatego, że wydawały jej się bardziej swo-bodne od pełnych zdań, po części zaś dlatego, że Lydia, jej siostra bliźniaczka, rzadko kiedy pozwalała jej dojść do słowa.

– Fajnie? mamy zamieszkać w jakiejś zapadłej dziurze na pustkowiu? – wybuchnęła Lydia bez chwili zastano-wienia. – na miłość boską, katie, chyba upadłaś na gło-wę! nie ma mowy, żebym się stąd ruszyła. to by całko-wicie zrujnowało moje życie towarzyskie!

– może tam byłoby całkiem nieźle. Uprawialibyśmy ekologiczne warzywa i hodowali pszczoły... – oświadczyła siedemnastoletnia meredith. – mnie by to odpowiadało.

– tak, tobie by to odpowiadało – ucięła Lydia. – bo ty się z nikim nie zadajesz i obchodzi cię tylko sortowanie surowców wtórnych.

– dziewczęta, spokój! – przerwał Harry, ich ojciec. – na pewno nie roztrwonimy tego nagłego przypływu go-tówki na jakąś starą, zjedzoną przez korniki ruderę.

– nie mówię o żadnej ruderze, kochanie – zaprotesto-wała jego żona. – mówię o nowym osiedlu Priory Park, tym przy polach golfowych. kiedy tylko zobaczyłam ten dom, od razu wiedziałam, że byłby tym, czego nam trzeba.

– tym gorzej! – oświadczył Harry. – na pewno jest pretensjonalny i o wiele za drogi... – przyjrzał się żonie z niepokojem. – Co miałaś na myśli, kiedy powiedziałaś, że wiedziałaś od razu?

alice z triumfalną miną wyciągnęła z kuchennej szu-flady prospekt wydrukowany na kredowym papierze i podsunęła mu go pod nos.

– sam powiedz, czy to nie piękny dom. a kosztuje tylko dziewięćset tysięcy funtów. możemy sobie na nie-

Page 9: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 8 } { 9 }

go pozwolić. zostanie nam jeszcze mnóstwo pieniędzy.– dziewięćset tysię... nie ma mowy! – zawołał gwał-

townie Harry, raz tylko rzuciwszy okiem na kolorowe fotografie z okładki prospektu. – to nie jest miejsce dla ludzi takich jak my.

– właśnie że tak, i to jak na miarę – odparła alice. – siedem sypialni, salon, jadalnia i pokój gościnny.

– na co nam tyle pokoi? komu to potrzebne?– tobie, kochanie – powiedziała łagodnie matka

Lizzie. – w jednym z nich możesz zainstalować nagło-śnienie i urządzić sobie pokój muzyczny.

Jedyne momenty, kiedy alice bennet osiągała ten po-ziom subtelności, miały miejsce właśnie wówczas, gdy usiłowała zmanipulować swojego męża.

– no dobrze, ale ja... – zawahał się. najwyraźniej za-chwyciło go wyobrażenie opery „Pierścień nibelunga” odtwarzanej na cały regulator z dala od szczebiotu nasto-letnich córek.

– i pomyśl, mieszkalibyśmy tak blisko Lucasów – dorzuciła triumfalnie. Lucasowie przyjaźnili się z bennetami od lat, a emily była najbliższą koleżanką Lizzie. – nie zapominaj, że Geoff jest członkiem klubu golfowego w Longbourn oaks i mógłby cię tam wpro-wadzić.

Gdyby umiała na tym poprzestać, przeciągnęłaby męża na swoją stronę znacznie prędzej. ale niestety umiarko-wanie nie było mocną stroną alice.

– byłoby dość miejsca, żeby dziewczęta zapraszały na weekend koleżanki i nikt nie musiałby spać na podłodze – zakończyła z błogą miną.

– myślisz, że nie wystarczy mi jeszcze ta burza mło-dzieńczych hormonów, która i tak szaleje wokół? – jęk-nął. – alice, to nieodpowiedzialny pomysł i nigdy się na to nie zgodzę. Przede wszystkim, musiałbym jeździć do

Page 10: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 10 } { 11 }

pracy na drugi koniec miasta. dojazd byłby fatalny. to najgorsze miejsce z możliwych.

– to najlepsze miejsce dla ludzi z taką pozycją społecz-ną, jaka stanie się teraz naszym udziałem – powiedzia-ła alice. – w niedzielnym dodatku o nieruchomościach Sunday Times podawał, że Longbourn oaks jest w pierw-szej dziesiątce najbardziej pożądanych lokalizacji.

– myślisz, że to mną wstrząśnie?– tygodnik Home Hunter napisał: „nowoczesność

połączona z elegancją dawnych czasów” – przerwała mu niecierpliwie żona. – do dyspozycji mieszkańców są wszystkie atrakcje klubu Longbourn Country – basen, ja-cuzzi i tak dalej. Ruiny klasztoru Longbourn u jednego z krańców pola golfowego są jego wielką ozdobą... wiesz, spodobałoby ci się tam. Przecież pociąga cię historia...

– tak, to niesłychanie romantyczne! – wykrzyknęła Lydia, natychmiast zapominając o powodach, dla któ-rych nie może wyprowadzić się z miasteczka. – Pomyśl, to miejsce może być nawiedzane przez nieszczęśliwą du-szę jakiejś zakonnicy, która umarła z tęsknoty, rozłączona z ukochanym...

– Co tobie nie mogłoby się w żadnym razie przytra-fić – mruknęła meredith, piorunując siostrę tak surowym spojrzeniem, że jej gęste brwi zbiegły się ponad nosem. – widziałam wczoraj wieczorem, w jakim stylu podrywałaś Jake’a martina.

– Po prostu jestem pełna seksapilu, a tobie go niestety brakuje.

– wolę mieć w mózgu trochę szarych komórek, ale ty pewnie nawet nie wiesz, co to takiego.

– z tym całym mózgiem niewiele chyba możesz wskó-rać, jeśli chodzi o facetów, prawda?

– Uspokójcie się, i to już! – ich matka nie miała wca-le ciasnych poglądów (matki pięciorga dzieci siłą rzeczy

Page 11: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 10 } { 11 }

muszą co nieco wiedzieć o sprawach seksu), lubiła jednak wierzyć, że jej dziewczynki żyją w świecie niewinnych wyobrażeń, jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie. Co może i było prawdą w odniesieniu do meredith – twier-dziła, że nigdy nie spotkała chłopaka, na którego byłoby warto spojrzeć drugi raz. ale nie w odniesieniu do Lydii, której pierwsze słowa wygłoszone po ukończeniu czter-nastu lat brzmiały: „Pocałuj mnie” i nic nie wskazywało na to, by w następnych miesiącach zmieniła zaintereso-wania.

– tak, skończcie te pożałowania godne dyskusje – po-parł matkę ojciec. – zastanówmy się raczej, co mogli-byśmy zrobić dzięki tym pieniądzom. na pewno warto byłoby odmalować dom. kupić nowe meble, może nawet pojechać na wakacje, na przykład do włoch. i wybrać się na różne przedstawienia operowe...

– biorąc pod uwagę – zaczęła lodowatym tonem mat-ka Lizzie – że to moja wielkoduszność w dzieleniu się landrynkami ze starym wujem przyniosła nam ten spa-dek, i że to ja jestem beneficjentką testamentu, sądzę, że powinnam mieć wpływ na sposób, w jaki wydamy te pie-niądze. Czy nie mam racji, mój drogi?

Cztery miesiące później wszystkie formalności były już załatwione i dom należał do rodziny bennetów. Przeprowadzka nastąpiła w dniu, kiedy Lizzie zdała ostat-ni z końcowych egzaminów.

– no i jak się udały występy chóru? – głos Jane prze-rwał jej rozmyślania, kiedy zbliżały się już do osiedla Priory Park. – oprócz tego, że złamałaś toby’emu serce?

– wyszło nieźle – odparła Lizzie, ignorując uwagę swojej siostry i rozpaczliwie usiłując wymazać z pamięci

Page 12: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 12 } { 13 }

dziką awanturę, którą jej chłopak – teraz już były chłopak – urządził przedostatniego wieczoru. – Pięć koncertów w ciągu siedmiu dni, więc czas mieliśmy raczej wypeł-niony. trzy razy śpiewałam solówki i całkiem zdarłam sobie gardło.

– Jaka szkoda! – uśmiechnęła się Jane. – mama już się próbowała podlizać tutejszemu pastorowi. obiecała mu, że będziesz śpiewać w kościelnym chórze.

– niechby wreszcie przestała narzucać mi swoje po-mysły! – wybuchnęła Lizzie. – maniakalnie wtrąca się do mojego życia! Chyba nie myśli na serio, że porzucę stary chór u św. Piotra dla nowego miejsca!

Lizzie była nie tylko najwspanialszym sopranem w swo-jej szkole, lecz także gwiazdą dziecięco-młodzieżowego chóru „Pełnym głosem”, w którym pomagała prowadzić próby, odkąd skończyła piętnaście lat. Udało jej się prze-konać pastora, że nie wszyscy chcą słuchać przedpoto-powych hymnów w wykonaniu starych kobiet, śpiewają-cych drżącymi głosami. kiedy jej myśli zwróciły się ku chórowi przy ich dawnym kościele św. Piotra w centrum meryton, pewien projekt, który kiełkował w jej umyśle już od tygodnia, nagle dojrzał i rozkwitł.

– słowo daję, Jane, masz szczęście, że wyjechałaś na studia i mama nie może już ciosać ci kołków na głowie dzień w dzień.

ale ledwie wypowiedziała te słowa, już ich pożało-wała.

– Przecież już w październiku będziesz mogła zrobić to samo, chyba że zdecydujesz się na rok przerwy i jakąś podróż przed studiami – odparła Jane, skręcając w boczną drogę prowadzącą do osiedla. – myślałaś już o tym, co będziesz robiła przez najbliższy rok?

– Jeszcze nic nie postanowiłam... trzeba przyznać, że niebrzydkie jest to miasteczko, prawda? – mruknęła

Page 13: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 12 } { 13 }

Lizzie, wskazując parę domów w rustykalnym stylu, oka-lających jeziorko, w którym pławiły się kaczki.

– nie zmieniaj tematu – powiedziała Jane. – nos ci się marszczy, a to znaczy, że coś jest nie tak. o co chodzi?

– o nic – odparła Lizzie tak beztrosko, jak tylko potrafi-ła, bo ani myślała dawać wyraz dręczącym ją sprzecznym myślom i uczuciom. – Po prostu jestem zmęczona. i wy-daje mi się... Popatrz! tam! Przecież to chyba Lydia!

Jane zwolniła i spojrzała w okno.– Co ona u diabła tam robi? – zdumiała się.ich piętnastoletnia siostrzyczka, ubrana w najkrót-

sze na świecie dżinsowe szorty i wyszywaną cekinami bluzeczkę siedziała na murku obok cmentarnej bramy. obejmowała ramieniem szyję opalonego chłopaka z kró-ciutko ostrzyżoną, spłowiałą na słońcu czupryną. ich usta były złączone tak mocno, jakby ktoś je skleił superklejem do wszystkiego.

– Co to za facet? – spytała Lizzie, gdy Jane zatrzymała się na poboczu.

– nigdy w życiu go nie widziałam – odparła jej siostra. – trzeba ją chyba zawołać, jak myślisz?

– Jasne, że trzeba – kiwnęła głową Lizzie i otworzyła okno. – Lydia! Hej, Lydia!

Lydia obróciła się, zeskoczyła z murku i chwyciwszy chłopaka za rękę, pociągnęła go za sobą w stronę samo-chodu.

– siemanko! – zawołała radośnie. – Fajnie, że jeste-ście. Podrzucicie nas.

– Co?– Podrzucicie nas – powtórzyła Lydia ze spokojem. –

musimy się dostać do miasta, a rower denny’ego się ze-psuł. to jest właśnie denny, nawiasem mówiąc.

– Czy mama wie, gdzie jesteś i co robisz? – spytała Lizzie.– Lizzie! – Lydia zaczerwieniła się i rzuciła siostrze

Page 14: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 14 } { 15 }

mordercze spojrzenie. – nie jestem małym dzieckiem. a w ogóle, co cię to obchodzi? Podwieziecie nas, czy nie?

– nie – ucięła Jane. – Lizzie właśnie wróciła z wystę-pów i jest zmęczona.

– no to co? zawieziesz ją do domu, a potem wrócisz i zabierzesz nas...

– nic z tego, Lydia! – powiedziała stanowczo Jane.– bez łaski – powiedział denny beztrosko, spojrzaw-

szy przedtem na zegarek. Po czym popatrzył na Lydię. – możemy się spotkać potem na basenie w klubie, mała? Powiedzmy o siódmej?

– Pytasz się? marzę o tym, żeby cię zobaczyć w ką-pielówkach! – zachichotała Lydia, posyłając mu palcami pocałunek, po czym otworzyła tylne drzwi auta.

– Co to za facet? – spytała Lizzie, ledwie Jane ruszyła z miejsca.

– ojejku, Lizzie, znowu zaczynasz? – jęknęła Lydia, krzywiąc się. – ma dziewiętnaście lat. wystarczy?

– a jak długo się znacie? Gdzie go spotkałaś? – drążyła Jane.

– Po co te wszystkie pytania? – odpaliła Lydia, zbie-rając swoje długie włosy i spinając je kolorową gumką. – nie wsadzajcie nosa w moje sprawy.

wyłuskała z opakowania gumę do żucia i włożyła ją do ust.

– skoro już musisz wiedzieć, to poznałam go wczoraj – dorzuciła nie bez dumy. – mieszka...

– wczoraj? – wykrzyknęła Lizzie, gdy Jane skręcała w brukowany podjazd do ich domu. – a dzisiaj już się z nim migdalisz na całego. Lydia, zachowujesz się jak ostatnia wydra.

– nic podobnego. Rzecz raczej w tym, że nikt nie może mi się oprzeć – odparła Lydia ze śmiechem, nic sobie nie

Page 15: Miłość, kłamstwa i Lizzie

{ 14 } { 15 }

robiąc z oburzenia sióstr. – denny mówi, że umiem cało-wać jak...

– to nas nie interesuje – przerwała jej Lizzie.– Co cię ugryzło? Już stęskniona za tym świętoszkiem

tobym? Jakie to wzruszające!– Lydia...– Co?– zamknij się.