KATOLICKI TYGODNIK ILUSTROWANY Cena 2 zł

16
UWAGA! CZYTAJ UWAŻNIE „RODZINĘ1* I Ty możesz wygrać TELEWIZOR 7. I. 19 6 2 Nr t (79)# ROK III WARSZAWA KATOLICKI TYGODNIK ILUSTROWANY Cena 2 zł

Transcript of KATOLICKI TYGODNIK ILUSTROWANY Cena 2 zł

UWAGA! CZYTAJ UWAŻNIE „RODZINĘ1*I Ty m o ż e s z w y g r a ć T E L E W IZ O R

7 . I. 1 9 6 2

Nr t (79)# ROK III

W A R S Z A W A

K A T O L I C K I T Y G O D N I K I L U S T R O W A N Y Cena 2 zł

EWANGELIANA PIERWSZĄ NIEDZIELĘ

PO TRZECH KRÓLACH

G DY Jezus m ia ł ju ż dwanaście lat, a rodzice w ed ług zw ycza ju p r z y ­byli do Jerozo lim y i po św iętach

wracali , Dziecię Jezus zostało w mieście, a rodzice tego nie zauw ażyl i . Sądząc, że był w t łum ie podróżnych, usz li cały dzień drogi, a p o tem zaczęli Go szukać w śród k re w n y c h i zna jom ych . Nie m o ­gąc Go jed na k znaleźć, wrócil i do Je ­rozolimy, żeby Go odszukać. Nareszcie po trzech dniach znaleźli Go w k ru ż ­ga nku św ią tyn i, ja k siedział wśród uczonych, słuchał i zap y ty w a ł ich. A ci, co słyszeli Go, zd u m iew a li się nad Jego mądrością i odpowiedziami. G dy Go więc rodzice zobaczyli, zdz iw il i się. A m atka ta k doń rzecze: Synu , dlaczegoś tak postąpił? Ojciec T w ó j i ja, zm a r ­twieni, s zuka liśm y ciebie. A On im r ze ­cze: Dlaczegoście m n ie szukali? Nie w ie ­dzieliście, że tam gdzie idzie o spraw y Ojca m ego m uszę być obecny? A le oni tego nie zrozumieli .

1 wrócił z n im i do N azaretu i by ł im posłuszny. M a tka Jego chowała to w szy s tk o w sercu swoim . Jezus zaś rósł w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludu. (Łuk. 2, 42-52)

My, Polacy, chlubim y się tym, że w nie­dzielę i św ięta nasze kościoły są pełne. Po­zornie jest się czym chlubić, ale w rzeczy­w istości n ie bardzo. Owszem, jest to zja­w isko bardzo piękne, ale n ie to decyduje0 w ierze, moralności, zbawieniu.

Kiedyś nasz w ielk i poeta St. W yspiański szukał dróg do w yzw olenia ojczyzny z n ie­w oli i w dramacie „w yzw olenie” napisał, że odrodzenie ojczyzny z n iew oli przyjdzie przez odrodzenie rodziny. To napisał czło­w iek, który rozumiał czym jest rodzina dla narodu.

Przez sakram ent m ałżeństw a pow staje chrześcijańska katolicka rodzina. W sakra­m encie m ałżeństw a zaw iera się tam cało­kształt obowiązków, jakie biorą na siebie ci młodzi ludzie i łaska stanu do ich w y­konania. D w oje młodych ludzi klęka przed ołtarzem i ślubuje sobie miłość, w ierność1 uczciw ość małżeńską. I jeszcze dodaje: Tak mi Boże dopomóż! Przysięgają, ślubu­ją sobie miłość. Czy to ludzie dziś dobrze rozum ieją? Czy ludzie wiedzą, co to jest w łaściw ie m iłość? M iłość — to słow o jest dziś tak wypaczone. Miłość to w ielka rzecz! To św ięta rzecz—m iłość to pośw ięcenie się, to ofiara! Gdy zabraknie m iłości — wtedy w yrastać zaczyna kąkol, wróg człow ieka— jednostki, wróg komórki społecznej — ro­dziny.

Życie n ie jest pląsem i cw ałow aniem . Zycie to dramat ludzi żyjących nieraz do 50, 60 czy 70 lat!

I dlatego trzeba się dobrze zastanowić zanim założy się rodzinę, zanim się ten krok uczyni, by nie w nieść do domu choroby, przekleństwa, by nie stwarzać now ej tra­gedii. Ślubuję ci m iłość — a ileż potem nie­naw iści? Skąd to płynie? Stąd, że nie ro­zum ie się, że miłość, to zdolność do poś­w ięcenia się, to zdolność do ofiary. Cza­sem rodzinę pojm uje się egoistycznie i dla­tego m ałżeństw a są n ieszczęśliw e. Sam olub­ni i egoiści nie mogą być szczęśliw i. Bo cóż

POZNAJ MSZĘ SW.1”BUDOWA KANONU

N ajg łów n ie jszą częścią Mszy św. jes t K a­non zaw ie ra jący konsek rac ję . W n astępu jący sposób m ożna by sobie uzm ysłow ić ca łą b u ­dow ę K anonu o raz jego przebieg.

W yobraźm y sobie, że p rzed nam i w znosi się w ysoka g ó ra -w fo rm ie stożka. Na szczycie je s t zbudow any o łtarz . N a górę w olno w ejść ty lko sam em u kap łanow i.

Na raz ie stoi k ap łan w otoczeniu wier.nych u podnóża góry z lew ej strony . W iern i odda­li m u dary ch leba i w in a w ty m zam iarze, by dokonał ofiary. I w łaśn ie kap łan zab ie ra ­jąc z sobą te d a ry ośw iadcza, że chce speł­nić ich życzenie, chce w stąp ić na górę do o łtarza .

I otóż w s tę p u je is to tn ie na górę, a lud w ierny ok rąża górę u je j stóp w św iętym m ilczeniu , śledząc baczn ie w szystk ie czynno­ści k ap łan a . K roczy k ap łan pod górę se rp en ­tynam i, za trzy m u jąc się jed n ak przy sześciu s tac jach , gdzie się m odli, sk łan ia głowę, sam się pochyla, to znow u podnosi i sk łada ręce, to żegna dary .

Doszedł w reszc ie k ap łan do o łtarza , a w te ­dy lud , k tó ry obszedł górę z lew ej s trony i za trzy m ał się w połow ie drogi u je j stóp, p ad a n a ko lana , bo w ie, że tam u góry do­ko n u je się p rzem ien ien ie i ofiara . Is to tn ie , po chw ili k a p ła n przy o łta rzu u k azu je lu ­dow i Dostacie św ięte, podnosząc je w ysoko ponad głowę.

K ap łan p rzygo tow u je się te raz do zejścia z góry. Schodzi ścieżkam i leżącym i z p ra ­w ej strony . L ud w sta je z k lęczek i posuw a się zw olna też ku p raw e j stron ie . I znow u k ap łan przy zejściu za trzy m u je się przy sze­ściu s tac jach . Zszedłszy z góry k ap łan , spo­ty k a jąc się te ra z z ludźm i u je j podnóża z p raw e j s trony , po k azu je im dary p rzem ie­niona. i ośw iadcza, że przez Jezusa, z Jezu ­sem i w Jezusie zosta ła Bogu oddana w szel­ka cześć i chw ała , n a co lu d radośn ie w oła: A m en — w znaczen iu : D obrze ta k się stało.

W tym obrazie ła tw o m ożna odróżnić n a ­stęp u jące sceny: 1. Z apow iedź k ap łan a , że pó jdzie złożyć ofiarę. B yło to u stóp góry z lew ej strony. 2. W ejście k ap łan a na górę z 6 stac jam i. 3. D okonanie o fia ry przy o łta ­rzu na szczycie góry. 4. Z ejście k ap łan a z góry z p raw e j strony , rów nież z 6 stac jam i.5. S po tkan ie się z ludźm i u podnóża góry z p raw e j strony .

P o rów naj z tek s tem ja k n iżej:

W s t ę p d o K a n o n u :Prefacja (Zapow iedź m ające j się odbyć ak ­

cji o fiarnej) „Ś w ięty” i „B łogosław iony”.K a n o n (akcja ofiarna)M odlitwa przed Konsekracją:I m o d litw a o fia ry jn a : o treśc i ogólnej

1. W spom nien ie o K ościele2. W spom nien ie o żyjących3. W spom nienie o św iętych w niebie.

II m odlitw a o fia ry jn a z p ro śbą o pokójIII m odlitw a o fia ry jn a ' z p ro śb ą o p rze­

m ienienie.Konsekracja:P rzeistoczen ie ch lebaP odn iesien ie H ostii św.P rzeistoczen ie w in aP odn iesien ie k ie licha z K rw ią N ajśw .M odlitwa po Konsekracji:IV m odlitw a o fia ry jn a : odnow ien ie pam ię­

ci o Jezusie,V m od litw a o fia ry jn a : p rzypom nien ie ofiar

starozakonnych ,VI m o d litw a o fia ry jn a : z p rośbą o K om u­

n ię św.4. W spom nien ie o zm arłych5. W spom nien ie o nas sam ych6. W spom nien ie o przyrodzie.

Zakończenie Kanonu:M ałe Podniesienie (stw ierdzenie , że akc ja

o fia rn a została dokonana).Z ob razu p rze jdźm y te raz do rzeczyw isto­

ści. P i e r w s z a s c e n a to tzw . P refac ja . Z n a jd u jem y się jak b y u stóp góry z lew ej s trony , jeszcze razem z kap łanem . P rzygoto­w u je on nas do tej n a jw ażn ie jsze j akcji m szalnej w zyw ając, byśm y w znieśli nasze serca: „W górę serca”, a gdyśm y pośw iadczy­li m u n aszą gotow ość, m ów iąc: „Mamyw zniesione do Pana”, zapow iada nam u ro ­czyście, czego m am y dokonać w te j części M szy św.: „Dzięki składam y Panu Bogu na­szem u”. Słow a te są rów noznaczne z tym : O ddajm y te raz nasz najg łębszy hołd Bogu przez złożenie ofiary! W iern i w tedy w o ła ją : „Godną i spraw iedliw ą jest rzeczą”, a w tedy pode jm u jąc o sta tn ią m yśl ludu , kap łan w d rug im śp iew ie rozp row adza ją : „Prawdziwie godną, spraw iedliw ą, słuszną i zbaw ienną jest rzeczą abyśmy...

W dalszym ciągu k ap łan p rzy tacza pobudki, d la k tó rych m am y Bogu dziękow ać. S tąd m a­m y aż p ię tnaśc ie P re fac ji. P re fac ja kończy się pochw ałam i: „Św ięty, Św ięty“ oraz „Błogo­sławiony".

się dzieje? Po paru latach, jeśli nie w cześ­niej, mają w szystkiego dosyć: i m ałżeństw a, i w spólnego życia, i m iłości, którą ślubow a­li — w szystko się rozbija — rozchodzą się— rozwód — już n ie ma rodziny. Stała się tragedia, popłynęły łzy, narzekania i zło­rzeczenia, poniew aż sponiewierano m iłość, niekiedy n ie odkryto jej nawet. Stało się tak, poniew aż nie starczyło hartu ducha, św iadom ości, że się jest katolikiem , dziec­kiem Bożym, Polakiem — szlachetnym i bo­haterskim . Z tych powodów — powiedzm y szczerze: niskich i egoistycznych — złam ało się przysięgę m ałżeńską, św iętość się pode­ptało, zostaw iło się jego, ją, a często i Bo­gu ducha w inne dzieci w przykrej i cięż­kiej sytuacji.

Do m ałżeństw a trzeba w ychow yw ać dzieci już od kolebki. Jak się to czyni? Jeżeli się dzieci nie rozpuszcza, n ie w yrabia się w nich egoizmu, to takie dzieci będą kiedyś um iały złożyć ofiarę, będą um iały kochać praw dziw ie. Takie dzieci będą zdolne w przyszłości do m ałżeństw a. Na polu rodzin­nym w yrośnie w ów czas pszenica a nie kąkol.

W ierność m ałżeńska. Dzisiaj ta w ierność jest czymś takim rzadkim! Dziś w iarność m ałżeńska to śm iech: trójkąty i w ielokąty m ałżeńskie. Jakaż w takich rodzinach at­mosfera — duch nieufności, życie staje się nieznośne. Pod jednym dachem m ieszkają na śm ierć i życie złączeni w rogow ie — tu

nie ma żadnych w ym ów ek: tylko ona, ty l­ko on — tak przysięgaliście przed ołtarzem. Trzeba w ięc być w iernym idei Bożej, gdyż w przeciwnym razie wyróść może zam iast pszenicy kąkol.

K ościół pokazuje nam w ew angelii na św ięto Rodziny w spaniały wzór do naśla­dowania: N ajśw iętszą Rodzinę z Nazaretu.

Pod opieką N ajśw . M atki i św . Józefa w zupełnym ukryciu w ychow ał się Jezus, Słońce spraw iedliw ości, zanim sw ym blas­kiem ośw iecił narody. N iew ątp liw ie jaśnia­ła w tej rodzinie w zajem na m iłość, św ię­tość obyczajów i pobożność, jednym sło­w em w szystko, co rodzinę może uszlachet­nić albo ozdobić.

Jeśli nasi ojcow ie będą jaśnieli w artoś­ciam i w yliczonym i w litanii do św. Jó­zefa, a matki odzw ierciedlą sw ym życiem cnoty Najśw . M aryii Panny — jeśli dzieci wkroczą na drogę naśladowań Jezusa Chrys­tusa w mądrości i posłuszeństw ie — w ów ­czas dźw ignie się w zw yż i ugruntuje w dobrem rodzina katolicka i polska. Dla lu­dzi w ierzących n ie ma lepszego wzoru do naśladowania, ani lepszej zachęty nad tę, jaką w idzim y w dzisiejszej ew angelii. Sko­ro Rodzina Nazareteńska szukała Jezusa w św iątyni — to jakżesz daleko bardziej na­leży zalecić tę praktykę naszym rodzi­nom, szukanie Jezusa, sprow adzenie Go do ognisk rodzinnych, do dom ostw, aby bło­gosław ił nam i był z nami.

M. PIJARSKI

P O W I T A N I E J E G O E M I N E N C J I KS. B I S K U P A - P R Y M A S ANA LOTNISKU OKĘCIE

10 grudnia 1961 r. w godzinach wie­czornych zgrom adzili się na warszawskim dworcu lotniczym członkow ie Kapituły Biskupiej: J. E. Ks. Bp Julian Pękala, ks. inf. dr Antoni Naumczyk, ks. dr Edward Bałakier, ks. kanclerz Tadeusz M ajewski, ks. kan. mgr Józef G abrysz, ks. kan. Ta­deusz Gotów ka, przedstawiciele S p o łe cz­nego Towarzystwa Polskich Katolików, S.Z.P.H . „Polkat" i innych instytucji Kościoła Polskokatolickiego, aby pow i­tać Sw ego N ajdostojniejszego A rcypa- sterza — Jego Eminencję Księdza Bisku­pa — Prymasa Dr. Maksymiliana Rodego, który w dniu tym pow rócił z New Delhi (India).

Ks. Biskup w ziq ł udział w III Zgrom a­dzeniu Światowej Rady Kościołów , które obradow ało w New Delhi w dniach od 18.X I.61 do 6.X II.61 r.

W imieniu W ydawnictwa Literatury Re­lig ijnej serdecznie witał Ks. Biskupa — Prymasa: ks. dyr. Edmund Krzywański, zaś w imieniu Redakcji tygodnika „Rodzina" ks. red. mgr Tadeusz G orgo l.

W imieniu zebranych przem ówił w ika­riusz generalny Archid iecezji W arszaw­skiej ks. inf. dr A . Naum czyk, po czym ks. kan. T. M ajewski w ręczył Eminencji od Zardządu S.T.P.K. biało-czerw one kwiaty.

T RAD YCJA p rzy jm u je , że było trzech m ędrców i n a d a je im im iona : K acper, M elch ior i B altazar-, choć tru d n o było­

by udow odnić, czy ty lu ich było i czy rze ­czyw iście ta k się nazyw ali. Is to ta tego św ię­ta n ie leży je d n a k w liczbie, an i im ionach m ędrców , lecz w podkreślen iu , że C hrystus p rzyszed ł do ca łe j ludzkości i w szystk ich bez w zględu na różnicę ra sy i języków p rag n ie zbaw ić.

P ism o św.. M at. II. 9-11, ta k op isu je sp o t­k an ie T rzech K ró li z Jezusem : „A o to gw iaz­da, k tó rą byli w idzieli na W schodzie, w yprze­dziła ich. aż za trzy m ała się n ad m iejscem , gdzie by ło Dziecię. A u jrzaw szy gw iazdę u ­rad o w ali się radośc ią b a rd zo w ielką. I w szed ł­szy w dom znaleź li D ziecię z M ary ją — M at­ką Jego i upad łszy pok łon ili się Jem u. A o­tw orzyw szy sk a rb y sw e o fia row ali M u d ary : złoto, kadzid ło i m irrę" .

Ci dosto jn icy ziem scy, uczeni i bogaci, k ie­dy po licznych tru d a c h znaleźli się p rzed

C hrystusem , upad li p rzed N im n a k a lan a chy ląc czoła p rzed n ieskończoną m ądrością Bożą. U stóp m ale j D zieciny złożyli n a jc e n ­n ie jsze dary . by podkreślić , że m a ją p rzed sobą Boga. C złow ieka i K ró la w jednej oso­bie. Z ich stro n y był to je d n a k w ie lk i a k t ■wiary, bo n ie posiadali p rzecież p rócz gw iaz­dy na n ieb ie żadnych innych dow odów bos­k iego pochodzenia ow in iętego w p ie luszk i N ie­m ow lęcia. W ia ra i pokora k aza ła im p o rzu ­c ić s tro n y ojczyste, by w n ieznanej k ra in ie uczcić p raw dziw ego Boga. T rzej K ró low ie uczą w spółczesnych ludzi, ludzi doby atom o­w ej, że p rzed B ogiem w ie lk a m ądrość chyli sw e sk ron ie oraz, że choć d roga do o d n a le ­z ien ia sieb ie w obliczu P a n a je s t dość t ru d ­n a i uc iąż liw a, je d n a k m ożliw a do osiągn ię­c ia d la w szystk ich . D obra w ola, pokora , a •przede w szystk im w iara , ta gw iazda p rzew od­n ia . m oże doprow adzić każdego d o o łta rza C hrystu sa d a jąc poznać słodycz i szczęście obocow ania z N im w cichej radości.

Ks. Z, M.

POD R Ę K Ę Z E Z B R O D N I A R Z A M I

N iektórych polityków cechuje „krótka pamięć". Do n ich należy gen. de Gaulle* kum ający się na codzień z odw etow cam i niem ieckim i z Bonn. W w yniku politycz­nego konkubinatu na osi Paryż-Berlin, in teresy Francji praktycznie stają się c o ­raz bardziej podporządkowane NRF. Ofi­cjalna polityka zagraniczna Francji d e Ga- u lle ’a w yw ołu je pow szechny sprzeciw ze stron y ' Francuzów, którzy n ie są w stanie zrozum ieć, dlaczego b. szef francuskiego ruchu oporu — gen. de G aulle prowadzi tak uległą politykę w obec NRF, będącej w rzeczyw istości tylko przedłużeniem zbro­dniczej polityki h itlerow skiej. Jakże złud­na jest w iara generała-prezydenta w sojusz z m ilitarystam i n iem ieckim i. Już chociażby dośw iadczenia historyczne nakazują dale­ko idącą ostrożność w stosunku do im pe­rialistycznej polityki odw etow ców n iem iec­kich. Ślepota polityczna gen. G aulle’a jest tym w iększa, że n ie dostrzega on jaw nych zupełn ie roszczeń niem ieckich rew izjoni­stów, coraz głośniej upom inających się o inkorporację A lzacji i Lotaryngii do obsza­ru NRF. Dawna zasada polityki n iem iec­kiej „Drang nach O sten“ — została uzupeł­n iona hasłem „Drang nach W esten“. Czło­nek rządu, którem u kanclerz Adenauer, m inister Seebohm, na zjeździe D eutsche Partei w K assel ośw iadczył, że uważa za konieczne przyw rócenie Rzeszy n iem iec­kiej granic sprzed traktatu w ersalskiego, czyli domaga się n ie tylko ziem utraco­nych po II w ojn ie św iatow ej na rzecz Polski, a le rów nież francuskiej A lzacji i Lotaryngii, duńskiego Szlezw iku, belg ij­skiego obszaru Eupen-Malm#dy.

Już w 1952 r. boński kanclerz Adenauer w ysunął prowokacyjny projekt „europeiza­cji" Francji. R ychło okazało się, że u pod­staw tego dążenia była chęć przyłączenia okręgu lotaryńskiego do Zagłębia Saary. W ślad za tą propozycją ze strony NRF nastąpiły dalsze kroki. Utworzono pronie­m ieck ie zrzeszenia polityczne — działające w NRF i na terenie Lotaryngii, które re­prezentow ały jednoznaczny program oder­w ania A lzacji i Lotaryngii od Francji. Gen. de G aulle jakby n ie dostrzega nie­bezpieczeństw a rew izjonizm u niem ieckie­go.

U podstaw adenauerow skiej polityki le ­gły bism arckow skie sny o potędze w ie l­kiej, zjednoczonej Rzeszy. D aw ał tem u w yraz niejednokrotnie sam rzym skokato­lick i kanclerz Adenauer, daw ali tem u w y­raz różni ludobójcy.

Morderca m ilionów Żydów A dolf Eich- mann na procesie toczącym się w stolicy państwa Izrael ośw iadczył cynicznie: cele, do których dążyłem ja, zorganizowany członek NSDAP — są aktualnym i celami mojej „nieszczęśliwej" ojczyzny — NRF. Ten w spółczesny Herod n ie zagłębiał się w tajniki dyplom acji n iem ieckiej, której celem jest odbudowanie obalonej potęgi germ ańskiej. W czorajsi najw ybitn iejsi do­wódcy hitlerow scy, tw órcy najbardziej krwiożerczej m achiny m ilitaryzm u pru­skiego, sprzęgniętego z H itlerem — są dzi­siaj m ilitarnym i lum inarzam i w naczel­nym dow ództw ie NATO.

Hitlerowski ludobójca, generał W erma­chtu A dolf (nom en-omen) Heusinger uja­w niony został jako notoryczny zbrodniarz w ojenny, który brał czynny udział przy opracow ywaniu p lanów agresyw nych na ZSRR, A nglię. Jugosławię, Grecję, B elgię, Szw ajcarię i... Francję.

Ten w ielokrotny ludobójca, dzisiaj w y­soki dostojnik w konstelacji NATO (Paktu Atlantyckiego) — jest... goszczony i hono­rowany w Paryżu, sto licy Francji, przeciw której opracował plan bandyckiej agresji...

Jaka była reakcja polityków z Zachodu na ujaw nione zbrodnie Heusingera? Zba­gatelizow ano zarzuty w ysunięte przeciw niem u. A zarzuty te obejm ują niem ały zestaw zbTodni gen. Heusingera. (O)

Ś w i ę t o o b j a w i e n i a p a ń s k i e g o

3

J

Jadą M ędrcy ze Wschodu,Trzej królowie — magowie.W okół lasy spiętrzone.Wokół pusta kraina.Mgły z Chaldei do linami płyną —

Rzecze p ierwszy:S m u te k we m nie i noc.Na nic w ró żb y magiczna moc.

Drugi odparł:Mądrość ksiąg — zw o dn iczy blask.

Trzeci milcząc,W zro k ku niebu wzniósł.W p a trzon y w brzask.

A ż tu gw iazda zabłysła Na Wschodzie...Świtało.Zaroiły się uliczki Jerozo lim y ja k co dzień.

— W ięc gdzie jes t on. król żydow ski , K ióry się narodził?A lb o w ie m u jrze liśm y C w iazdę Jego na Wschodzie.

Z a trw o ży ł się król Herod,Z n im Jerozolim a w szys tka .K to z przedn ie jszych kapłanów Prawdę w yzna?

Straszna wieść!Nieszczęsne miasta dzieje.

POKŁON

MĘDRCÓWJÓ ZEF BARANOWSKI

Więc to ty? Ziem io judzka.. . Betle jem ?

3

Szu m ia ł wiatr. Po dn iu p a rn y m zapadłzm ierzch.

Cisza w krąg , ja k spojrzeć w zd łu ż i wszerz

R zek ł p ierwszy: Spójrz, w yp rzedza nasgwiazda.

Niech i naszą m yś l w yprzedz i każdą.

Odparł drugi: m ądrość gw iazd odwieczna S p ływ a w e m nie światłością serdeczną.

Trzeci — u fn y , z dziecięcą prostotą:Serc tęsknota, droższa nad m oje złoto.

I u k lęk l i tr ze j królowie zdz iw ien i W szopie, w śród zm ursza łych ścian

w ieczornych cieni. Gdzie nad głową Dzieciątka jaśniała Aureola z gwiazd, jako śnieg biała.

1 ofiarowali M u dary,Jak przysta ło — z prostotą Mirrę — jako c z łow iekow i K adzidło — jako Bogu Zioto — jako królowi.

Z an im brzask w światłość dnia sięprzystroił,

Inną drogą wrócili do kra iny swojej.. .

ZW YCZAJE LUDOWE W ŚWIĘTO TRZECH KRDLIW kościele ka to lick im jednym

z najw ażn ie jszych i n a jb a rd z ie j uroczyście obchodzonych św iąt jes t św ięto T rzech K ró li, p rzy p a­dające na 6 stycznia. U roczystość

't a p rzypom ina h is to rię trzech m ędrców ze W schodu, ich szcze­gólną m ocną i n iezachw ianą w ia­rę. k tó ra pozw oliła, pom im o tru ­dów i przeszkód, do trzeć im do żłobka, do D zieciątka, z daram i. K ościół nazyw a to św ię to po g re­cku E p iphan ia czyli O bjaw ien ie . Bóg bow-iem o b jaw ił T rzem K ró ­lom św iatłość now ej W iary , a oni podążyli, by złożyć now o­narodzonem u D zieciątku ra ie z - ny hołd i o fiarow ać Mu dary : złoto, jak o d a r godny K ró la , k a ­dzidło, jako d a r Bogu i m irrę , p odarunek d la C złow ieka. P o d a­ru n k i te za razem były sym bola­m i ich m iłości, w ia ry i nadzi.

L iczne zw yczaje, dotyczące u­roczystości T rzech K róli docho­w ały się do dzisiejszego dn ia jeszcze w n iek tó rych w ioskach, zw yczaje o ryg ina lne i ciekaw e. Na K urp iach św ięcą kato licy w dzień Trzech K ró li gałązki ja łow ca w kościele, a po tem pali się je i oka­dza się n im i w n ę trze chałupy oraz s ta jn ię , by zabezpieczyć się w

nadchodzącym roku p rzed choro­bam i. W pew nych m iejscow oś­ciach P od lasia p iek ą gospodynie na ten dzień ciasto w ksz ta ł­cie rozm aitego rodzaju b a ra n ­ków lub sarenek , czy innych postaci zw ierzęcych.

W okolicy Ł ow icza chodzą w dzień T rzech K ró li z szppką ko­lędnicy po dom ach, przy czym śp iew ają m iędzy innym i i tak ą też kolędę:„T rzej K rólow ie p rzy jechali, o

gw iaździe się m iarkow ali. A ta gw iazda, śliczna pan i, z

jed w ab n y m i rękaw am i. Sw oje dary om iata ła , bo się

gości spdziew ała. Gąsicł biały w piecu pali, gęś

s iod ła ta piec om iata. K aczka dzika scodroki w ym yka” .

T u należy w yjaśn ić , że ..sco­droki", to znaczy pieniądze, k tó ­re ko lędnicy d o sta ją od gospo­darzy. do k tó rych przyszli z szopką i śpiew em .

W dzień T rzech K ró li piszą kato licy pow szechnie w całej P olsce k red ą św ięconą na d rzw iach trzy początkow e lite ­ry im on T rzech K róli, łącząc je k rzyżykam i: K + M + B.

W K rakow sk iem w czesnym rank iem tego d n ia p rzynoszą

chłopcy n a zagony gw iazdę ze słom y, ow ą gw iazdę, k tó ra by­ła p rzy b ita ponad drzw iam i w dzień w ig ilijny .

G dy ida do kościoła, k u p u ją od chłopców sp rzeda jących p rzed kościołem — kadzidło , um ieszczo­n e w p iękn ie ozdobionych koloro­w ych pudełeczkach . K adzid ło to sk łada się z żyw icy św ierkow ej i jałow ca.

W n iek tó ry ch okolicach P od la­sia w dn iu ty m chodzą chłopcy po kolędzie, p rzeb ran i za T rzech K róli i śp iew ają kolędy, lub

prow adzą odpow iednie dialogi, czasem śm ieszne i n a iw n e w sw ej treści.

W iele innych jeszcze zw ycza­jów zw iązanych z uroczystością T rzech K ró li spotykało się d aw ­niej w różnych stro n ach Polski. Z b iegiem jed n ak czasu zw y­czaje te g iną zw olna i z an ik a ­ją.

N iem niej jed n ak dzień T rzech K róli je s t n ad a l dn iem u nas bardzo uroczyście obchodzonym i otoczonym jeszcze w ieńcem sta ry ch i p ięknych zw yczajów .

n a• X q 3 3 z a 3 3 U 0 IU

-ja d o d bz jBłf qoXuza{BU i A uia\ l9usb{a\ a p n z o o d m piM O jza M I.WłU 91U|IS 5JB[ ‘XpBj>lXZjd 0}0 — IipUI q3BT§Tpj AA ZSnp G5( -MOjpSiYl BSfefBZDZSAZOO ‘UBIUIAZH T M O JpJO ip^U M B p n O{łJ0ld av b ie ta \ I s ą a iu Aasij ouBizptM tpX .iop( m ‘3is5pi qoXuzo.i tfz -bho z rS5isXz.id i A ąnjs iM opn j q3i5|;sAzsA\ n le u ra ru au B ^Ą -o d s ‘qoXu{eiifBS 'qDXujBrnXj uBA\Xuuqo sC bzo^m z a rzp ja iso j - tu i o Dfezsoad i Xua'zo s i ą o p ofetB uru iod^zjd ‘&ts ru o ią ^Cjjbuiz b a u o iu ja d o d Caf fel e u ia io d ^ za d a ia p ^ z jB iiso ‘pfes &isBA\Xqpo fezsnp pBN „ b s ^ j^ z o P ^S “ '.a p d iS a a \ Bqzazj05fSB>d Bu;XzoaBis 'd u ;s a t b u u ^ j s '^ o n a ^ s t Sis biubCb^ ‘BiuBSBjq -az.td i^ b az5(Bł ł s a t B iuB§e;q r B iuaiu.itoj(& izp ‘BruaiqppiA.n A\qłJ|B n o q o ‘B gog op qDBUUiXq i yDBAUtlPOiu ^ u i a iu qoi5i -IsA zsaiaift ‘u ia tg o g u iio m s p a z jd o§aofeto;s ‘BipiA\oiz:> feCBiMB^s -p a z jd a jo i^ i ‘qoB qzazj n jaiM m. za} oSa^B ta 'Xui«i i nqDSZJ§ m a p n z s o d z Ssis A uiB ^Ą ods a \osbzd qDXzsCaiUAVBp[BU p o

wopni qa/«ui3p n .Cjnuod aiqazj)od o i nqoazjS o runu*

„aiuazazsndpo A\oqoaz.io“ :itu z jq AJęiJ] ‘u iD isjo isody a rzpe iiis m Ą jba\ bz ‘Aib im "jjb ot aiqos Xuiimouio a ru caq o

. . 3 I N 3 Z D Z S n d a O

M Q H 0 3 Z a 9 M 3 z y 3 I M "

L JN Z9bl 'I 'L '»Mł,,JD« III

V□OZ El 13p a iz p D|p uA u iz p o y “ )|3łopoG

„V j n i i “ :D B S id c p A j a i e u a p a a d 0 3 (■„AuizpoH“ iuaumu

Sis BiuBZE>in a^bp po ampoSAi UA\p — izpaiM-udpo eiubi . speu u iu u a x■ laA io za izp a im a a ^ L u a i o ^a zfe is tf m o za ik*-*p i ą a A i n ^ id OT - A l

Xuz2^ is ^ jtii ^ajduiojf — mEU 20II «>U|(1 — I I

A U Z O A jS iO tn J3AVOJ — i qD^AVOZD9ZJ p o a S B U mUB.WOSOI AV

nnzpti aiuizsAY U3} ‘a is-inłi uo h .v\ isizpn i®jq aizp£q aiBA\.Ji£AV oimatuaznBuz tjai

a p z s i d o i ADitn b u u io m b u z u i h h s Az sw a i u p E i^ o p S is aiosCXzjC/<zj«i•,,ADiin EU

oM )suazo=>idZ3 a “ - n s J P 5iU 05J O3 0 ZSEU 5I9U13PO e A uiT izazsaiu iflZ

( s j n p o ) i ) „ A o n n y n O M i s ^ a z o a i d z a a '

w szystko. B yła prześliczna. Była także śpiew aczką, a le n ie śp iew ała w tea trze , ty lko w lesie. n ie w lesie pod nam iotem , n ie , a le w p raw dziw ym zielonym lesie; chodziła i śp iew ała d la w łasne j przyjem ności.

— T eraz id ą sam e kobiety, znow u m łoda kobieta! — zaw o ła­no z karety . I rzeczyw iście w yszła kob ieta m łoda i w y tw orna , d u m n a i śliczna. U rodziła się n a to, aby poskrom ić siedm iu b rac i śpiących, za raz m ożna to było po n iej poznać. Z abaw y u rządza ła w na jd łuższy dzień roku, aby goście m ieli dużo cza­su n a zjedzenie w szystk ich po traw . M ogła sobie n a to pozw o­lić. aby m ieć w łasny powóz, a le m im o to p rzy jecha ła w raz z innym i pocztow ą k are tą , chcia ła bow iem pokazać, że n ie jes t w cale d um na; n ie jeździła sam a, tow arzyszy ł jej m łodszy b ra t Lipiec.

B ył on silny, u b ran y w le tn i stró j, w słom kow ym kapeluszu. M iał m ało bagażu, gdyż byłoby to ta k ie uciąż liw e podczas u p a ­łów. Z ab ra ł z sobą ty lko czepek kąp ielow y i kostium kąp ie lo ­wy, a to n iew iele w ażyło.

Potem szła m atk a , pan i S ierp ień . P row adzia ła ona hurtow y han d e l ow ocam i, posiadaczka niezliczonej ilości beczek, obyw a­te lk a ziem ska w szerokiej k ryno lin ie ; była g ruba i ciepła, w szystk im się zajm ow ała, w łasnoręczn ie nosiła w pole w ieś­n iakom ca łe kufle p iw a.

— „W pocie tw ego czoła będziesz pożyw ał ch leb tw ó j1' — m ów iła — ta k nap isano w B ib lii; a le poza tym m ożna też ta ń ­czyć i obchodzić dożynki. — Była p rzed e w szystk im d ob rą go­spodynią.

Po tem w ysiad ł znow u m ężczyzna, z zaw odu m alarz, m istrz kolorów . L as m usia ł w iedzieć o jego przybyciu ; n a sk in ien ie m ala rza liście zm ien ia ły barw y , a le ta k p ięknie , jak on sobie życzył. W kró tce las s ta w a ł się czerw ony, żółty i brązow y. M istrz gw izdał ja k cza rn y szpak, by ł zręcznym robo tn ik iem i op la ta ł sw ój ku fe l p iw a b rązow o-zieloną gałązką chm ielu , co w yg lądało bardzo ozdobnie, a do ozdób m ia ł d ob re oko. S tan ą ł z dzbank iem pełnym farb , in n y ch pak u n k ó w n ie m iał.

Za n im podążał z iem ian in , k tó ry m yślał o siew ach, o orce i u p ra w ie ro li, a le tak że trochę o p rzy jem nośc i po low an ia ; m iał ze sobą pas i s trzelbę , a w kieszeni o rzechy: tra ch -tra ch ! M iał p rzeraź liw ie dużo pakunków , a m iędzy innym i ang ielsk i pług; m ów ił o gospodarstw ie w iejskim , a le n iew iele było słychać z tego. co m ów ił, gdyż zagłuszał go kaszel i w yc ie ran ie nosa — to nadchodzi L istopad.

M iał on k a ta r , ta k s tra szn y k a ta r , że zam iast ch u stk i używ ał p rześc ierad ła , a le pom im o k a ta ru m usiał p ilnow ać służby, żeby

jak pow iedział, by ła w dobrej kondycji. P rzezięb ien ie przejdzie, m ów ił, kiedy zab ierze się do rąb an ia drzew a, a m usiał je rąbać jak o m istrz d rw ali. W ieczory spędzał na w y rab ian iu d rew n ia ­ków do łyżew , gdyż w iedzia ł, że za parę tygodni będzie ten ro ­dzaj obuw ia bardzo poszukiw any.

W końcu szedł osta tn i pasażer. Była to m ała kobiecina z ro n ­dlem pełnym żaru ; m arz ła , ale oczy je j b łyszczały jak dw ie ja ­sne gw iazdy. D źw igała także doniczkę z m ałą choinką. M ów iła:

— Będę ją p ielęgnow ała i dbała o n ią tak , aby do w ieczora w igilijnego u ro s ła duża. aby sięgała od podłogi do sufitu , aby s ta ła ozdobiona zapalonym i św ieczkam i, złoconym i jab łkam i i w ycinankam i. Rondel z żarem grzeje jak piec. W yjm ę z torby książkę z baśn iam i i poczytam z niej głośno tak . że w szystk ie dzieci w pokoju ucichną, a la lk i ożyją; m ały w oskow y aniołek na sam ym szczycie cho ink i rozw in ie sk rzydełka błyszczącą po- złotką. sfru n ie z zielonego w ierzcho łka i u ca łu je w szystk ich w pokoju, m ałych i dużych, a także i ubogie dzieci, k tó re s to ją na dw orze i śp iew ają kolędę o G w ieździe nad B etlejem . •

— T eraz k a re ta może już w racać — pow iedzia ł w arto w n ik na w arcie. — Tuzin jest w kom plecie. N astępny w óz n iech zajeżdża.

— Proszę n a jp ie rw przepuścić tych d w u n astu — pow iedział k ap itan na w arcie. — Jednego po drugim . P aszporty za trzym uję; są w ażne ty lko n a przeciąg m iesiąca; po upływ ie tego czasu za­no tu je sobie na paszporcie, jak każdy z nich się zachow yw ał. F an ie S tyczeń, u p rze jm ie p rosim y w ejść!

I S tyczeń w szed ł do m iasta.K iedy up łyn ie rok, pow iem ci, co przyw iozło d w unastu po­

dróżnych, tobie, m nie i nam w szystk im . T eraz jeszcze nie w iem . a le i oni sam i jeszcze nie w iedzą — żyjem y przecież w t^k n ie ­zw ykłych czasach.

') Duńskie przysłowie — wyciągać leota z beczki u nas — kup o w ać kota w worku.

znaczy to samo co

HISTORIA KSIĄŻKIKSIĄŻKI W WOSKU

R zym ianie i G recy staroży tn i używ ali n a jp ie rw książek w os­kow ych. Tak, to n ie żarty . K siąż­ka w oskow a sk ład a ła się z k il­ku tab liczek d rew n ian y ch z 'p ły t­kim i w głęb ien iam i, w k tó re w le ­

w ano roztopiony wosk. K iedy w osk zastygł, pisało się po nim b rązow ą pałeczką, zw aną stu- lusem . Z aostrzany koniec pałecz­ki służył do p isan ia , a w łaśc i­w ie do w y d rap y w an ia lite r na w osku, d rug i koniec, p łask i i zaokrąglony, służył do zaciera-

L t

Mazna aU V U D Q i V U V p ‘C O —

:ojosam fliuvcnaidsvz ■Tnivmjvq Hmflzooio

a o ij v z bis ftw aiw zajft

■&}{Cvj.ho aisud Ai oi &2)o?tu b jo d s

•&3jfv f ip o jsn m cnomaiBam ncnp z Uzdo

■sbcn HuiuoiBo motl$dicn oBaumu\ z y

■sou vifowoH Z uvm]vq u3) jm iu aizpbq y

•oBaiąosflcn x%aui o\ nBatus az vuvcnivq o B a im a i^

oBamjaicn Hxuiqoj.zUlaiĄWOp

mftjoiu m Hzsvu p a z i j

W3NV/VUVfl Z VMV9VZ

A102(B.IJI ' C0A\‘ac itua is^ iM M Od 'a o ^ z o ą o a ®J-d ‘9 j u M O p zstN sa iM ‘J iu ia z o A l ■ s jszę f

■S3JP E tOUI O io„eiJZD SU O lS" MJBUIBJ

e u S B jp e [o lu D io sa iu in 'a A \n ? o tu ° ł 3 P ° ‘S z s o jd „ o j f z o a u o is " a i S c u a■ o u p n u

3 tUZSBJ}S IUI IS3 C DSt.W 'a iZ pS tU &ZP0110 3 tu /5I0 JIZS o a ’n 5I3 LYl UIIÓUIa ł 519UBZ3I051 [UB Ai j -Saioji tB łrn B ui 3 t n 'Ssisoias. z a z -id TO tetBA \A [dazjd ' , . b q b h '‘ ł s a t u ia łB i fes>.ttA.izoj te z sśu te u A p sf 'D ipsaA Y zoj B ^aiM O jzo ,<q -o jS o u i 03 ' 3IU z a i iu b ‘i to t i i3 iAvs ‘n ą n i J i ‘B u p i .CUJBUI 3 IN -M0 U10P 9 PSBU -B5|IP ( BafeZOII S3 IAI Oł łS3 f 'IS A BU UIEJiZSajUl ‘łB l 91 UIBW 'W S IO J rsJBO Z TUIB31UBZ3 I05l' 1 [UIBSa[03f Z DBMOpUOdSSJOJI O ZpjBq U litąEJB JO ip \ , 03fZ0 3 U - O l S " 3 UBHD0 J I I0 3 JZP BIP BUOZOBUZaZ-ld i t (n 5(itU B 3 IUIOS3 ZDZS B ‘^JU poS- , t ł ZSBM 9 B1/CZ0 & iqni o z p j s g • ,.X u izp o H ‘' teJlzoiu jai/Szo fejB^s r n a i s a f

i . . 0 ł i z 3 a N 0 i s “ a i o o a a

Z l S A M i r V I \ I Z O * M

■ fe}S B unM p 0tU SB JM .jrq X A \ j e 3 s z z A p g ' b u b m B fe c z p a iA Y O d p o — j ^ j ą o p u a t Z Q —

■aiujBją /fzjd Ą.igm op i[0izpsiAvod — ; A-iąop u a rz a —. iFtrs

-ouAzid od i i p p i p o§sz3 ^azsAąAzad Aoąo p qXq uir^j -a p s -so u ja rzpn[ ipp^SAZSM. e jp i ‘a iuu i B[p i a tq a p e ip ojunaBp -od ip tu i 'azBgeą r Ai.iodzssd ^Aąoso t sz A{Aq o ; zoo

■i u i Au-zccpod njseun.Yip 'iujBzs/iq/zad iaiADqo z suezi[Xp S i s { b l u a z j j - b z feuiBjq paz jd b ‘iu i B q o ip i5 { 5 i s o f e t s o f e j ; JiAzoAz 3 i q o s

i „uatiW^jBuiz qoi3{pzsAV bouojj ;X zpś:usid ‘Xuoz 'ei/Aoapz ‘e p - s S z d z s vC iuX zo/C^ — o a o i M O u i — i n ^ o y o S S A iO f j o H o a m j s S z o z ^ "

'315CBZ ĄAq Bos-CaiMi apiłs^zsM. 'op sa iu iz znC 5ts o j S o u i a tu Ca^śtAv ‘qoso aios -BUBAvp Caiu av o je ąa a r^ z jd ‘b ^ s b i u i feuiBaq p a z jd Sts b ; b u j ^ z j i b z BA\0;Z30d B}SJB3( Bł]pryW B^ZDOd B{BqD9CXZjd — .,,B1-B^-B;-BJX“

•fe;sBunAvp jiqA'Ai iBgaz ‘AA\oj;saA\iAs JOzaaiĄ^ o j { . t g n i j o j j o g 3 A \o (s i a i u B ; i / A o d b u o u o j s z j i s a a ^ — „ j B d J ! d T f a u jB S & g o { p o d o o u o o n z a — i,,3 & Q “ B z s p B u j a d n z ( T luiBpzBiMg atrersn i aussC oqaru ‘zoaiu ADfe[Bj{SBZj -j \ O .

H3i N z o a o o d i i i s v n i i i i o

•flsoj busoj.fi.cn ncnouz :Spoj b iąop flmatzpCviiz

‘flzsvj,%s bj/jsnd aizpB ‘tunj ‘3<apnjzp nziaim. Ctyąoaiu zoa’j

iHioą ‘flcn.oj.qbp ‘a zo zsn j ‘Hioq ftjftq o) ai^of

- a(vq yovsvzo noHucnvp o ‘R.J.OHS pSinvB op sjapDizq

atusoiflcn ntu azoqz og ‘luadom o pazud jsa f vCaizpvfi

•aiusoicn fatj/siją o bzjvp\i ‘zj.adojaiu ‘ n s io q 'zpaicnzpaipi

•Hcnomiz uas cn Hipt>dvz ‘aCiiuz ‘a z im ‘t y i n z o z s D f

— Łflcnoiqbp ‘Hxoq ‘azozsnj ‘aCv8 ‘D \ o d r t j S u s n z

D i n i zissaiiMoaVs hd^

nia tego, co nie było potrzebne lub źle napisane.

Tabliczki były łączone sznur­kiem przewleczonym przez n ie­w ielk ie otwory.

k s i ą ż k i - w s t ę g i

Chociaż w starożytnej Grecjii i Rzym ie pisano na tabliczkach

były podobne do sklepów z rol­kami papieru na półkach.

KSIĄŻKI BEZ SKÓRYW czasach, kiedy w Egipcie

pisano na papirusie, w Perga- m onie zaczęto w ypraw iać skóry z owiec i koźląt tak delikatne, że można było na nich bardzo

z wosku, to książki — podobnie jak w Egipcie — najczęściej prze­pisywano na zwojach papirusu. Przy czytaniu takiej książki by­ły zajęte obie ręce. L ew ą roz­w ijało się w stęgę papierusu z pałeczki, prawą zaś trzeba było naw ijać ją na drugą pałeczkę. Było to uciążliw e i niewygodne.

Papirusy, zw inięte w rolki, jak obecnie arkusze papieru, prze­noszono w specjalnych skrzyn­kach. Biblioteki w tych czasach

w ygodnie pisać. Od nazwy m ias­ta nazw ano je pergaminem. Moż­na było pisać na nim po obu stronach, a n ie jak na papiru­sie — tylko po jednej.

Teraz zaczęto coraz chętniej przepisywać książki na perga­minie. Zajm owali się tym za­konnicy w klasztorach — pisa­rze zwani kopistami.

Pergam in powoli w ypiera pa­pirus, jest przecież w ygodniejszy od pisania i znacznie trwalszy.

— Nazwisko? Zawód? — pytała warta tego, który w ysiadł pierw szy z dyliżansu.

— Niech pan zajrzy do paszportu — odrzekł człow iek. — Jajestem ... ja. — B ył to w ysoki drab w niedźw iedzim futrze i fu ­trzanych butach. — Jestem człow iekiem , w którym ludzie po­kładają w ielk ie nadzieje. Przyjdź jutro, dostaniesz noworoczny dar. Rzucam pom iędzy ludzi talary i szylingi, daję prezenty, w ydaję bale, całych trzydzieści jeden cali. gdyż w ięcej nocy nie mam już do rozporządzenia. Moje okręty zamarzły, ale w m oim biurze jest ciepło. Jestem kupcem i nazywam się Styczeń. Rachuję się tylko sam z sobą. ,

Potem szedł następny. B ył to żartowniś, dyrektor teatrów, maskarad i wszystkich m ożliwych rozrywek. Cały jego bagaż stanow iła jedna duża beczka.

— W czasie karnawałki w yciągniem y z tej beczki dużo w ię­cej niż kota1) powiedział. — Pragnę bawić się i aby inni baw i­li się w raz ze mną, gdyż żyję najkrócej z całej rodziny: będę m iał tylko dw adzieścia osiem dni. może mi jeszcze dodadzą jeden dzień; ale to w szystko jedno. Hura!

— Proszę tak głośno n ie krzyczeć! — pow iedział w artownik.— W łaśnie, że mogę krzyczeć, jestem książę Karnawał i po­

dróżuję pod nazw iskiem Luty!Aż tu idzie trzeci; w ygląda jak uosobienie postu, ale głowę

zadziera do góry, gdyż jest spokrewniony z „czterdziestoma m ęczennikam i1' i przepowiada pogodę. N ie jest to jednak tłu­sta posada i dlatego pości. Jedyną jego ozdobą jest bukiecik fiołków w butonierce, a le to przecież niedużo.

— No, Marzec, ruszaj! — zaw ołał do niego czwarty i pop­chnął go. — Marzec, w ejdź do środka w artowni! Czuję po za­pachu, że tam jest poncz. — Ale to n ie była prawda, czw arty podróżny chciał zrobić prim a aprilis, bo był to K w iecień, i żar­tem rozpoczynał sw oje życie. W yglądał bardzo w esoło, nic n ie robił, a le za to obchodził m nóstwo świąt. — Humor jest zm ien­ną rzeczą — m ówił. — Przynoszę to deszcz, to słońce, to w y­prowadzam, to wprowadzam ! Jestem pośrednikiem m ieszkanio­w ym i przedsiębiorcą pogrzebowym, potrafię śmiać się i p ła­kać. W kufrze niosę letn ie okrycia, a le byłoby niem ądrze, gdy­bym ich używ ał. Tak, to jestem ja. Kiedy chcę cię wystroić, kładę jedw abne pończochy i biorę mufkę.

Teraz z dyliżansu w ysiad ła dama.— Jestem panna Maj — powiedziała. Miała letnią sukienkę

i kalosze. Suknia jej była zielona, jak bukowe liście, a w e w ło ­sach miała sasanki, pachniała tak siln ie macierzanka, że aż w artownik kichnął. — Na zdrowie! — pow iedziała, i to był<)

2Y jes t pan kato lik iem ...? Tak, n a tu ra ln ie ! A o co chodzi, d la ­czego pan py ta?

Bo rozm ow a, ja k ą pan od dłuższego czasu p row adzi nie w skazu je w cale n a to, by n a le ­

żał pan do K ościoła kato lickiego.Ja k to — oburza się zapy tany — przecież

je s tt in ochrzczony i m ogę w yleg itym ow ać się m e try k ą ch rz tu . N iestosow ne i m ało grzeczne je s t w ięc tak ie py tan ie . P a n czuje się n ie ty lk o m ocno do tkn ię ty , a le n aw et obrażony.

W w ielu k ra jach , k tó re nazy w ają się k a ­to lickim i. a w szczególności u n as w P o l­sce, w y tw orzy ł się dz iw ny i jak iś w ykośla­w iony typ kato lika . N iek tó rym w y d a je się. że w ystarczy być ochrzczonym , w ystarczy pójść do kościo ła od czasu do czasu, w ziąć udzia ł w procesji Bożego C iała, a w ów czas n ik t m u n ie m oże niczego zarzucić, a tym bardzie j, że n ie jes t dobrym kato lik iem . A tym czasem je s t to k a to lik jedyn ie z m e try ­ki. W ielu chodzi do kościoła d latego, by n ie naraz ić się na złośliw e uw agi sąsiadów , inn i — ja k tw ie rd zą — dlatego, że n ie w ie­dzieliby, czy to je s t n iedziela , a są i tacy , k tó rzy id ą ta k ja k do te a tru posłuchać dob­rej m uzyki o rganow ej, kon tem plow ać p ięk ­ne rzeźby lub polichrom ię. Inn i w kościele, ja k na rew ii m ody, d em o n s tru ją sw oje s tro ­je, by ich podziw iano i zazdroszczono.

N ie b ra k tak że i tak ich , co to codziennie jeszcze p rzed kościelnym przychodzą do koś­cioła: jed n i z pobożności a d rudzy po p ro s­tu z p rzyzw yczajen ia .

C hrystus zak ład a jąc sw ój K ościół n ie ta ­kim i w iernym i chcia ł go zapełn ić. N ie w a l­czył także o ilość, a le o jakość.

C hrystus gan i w szystko, co trąc i fałszem , p ię tn u je źle zachow ujących się w św iątyn i, w y tyka w ad y kap łanom , n ak azu je żyć w ed ­ług p rzy k azań m iłości, a chw alić B oga w duchu i p raw dzie .

Kościół rzym skokato lick i poszedł na ilość, n a ilość pod każdym w zględem i d latego w jego budow ie tw o rzą się pow ażne rysy. K ościół ten n ie stw orzy ł sy lw etk i k a to lik a w ed ług w zorów ew angelicznych. N ie stw o­rzy ł d latego, że p rzedstaw icie le tego K oś­cio ła w R zym ie sta li się k a ry k a tu ra m i a­postołów , choć chcieli się uw ażać za zas­tępców sam ego C hrystusa . Jeś li oni odbie­

„DANA mi jest w szystka w ładza na niebie i na ziem i. Idąc tedy nauczajcie w szystkie ■narody, chrzcząc ie w im ię Ojca i Syna, i Du­cha Św iętego, ucząc je chować w szystko, com - kolw iek w am przykazał. A oto ja jestem z w am i po w szystkie dni, aż do skończenia św ia­ta" (Mat. 28, 18-20). Takie słow a, taki testa­m ent pozostaw ił Pan Jezus m ałej grupie apo­stołów , aby szli na cały św iat i g łosili nie sw oją, ale Jego naukę. Zrazu słabi, lęk liw i zam knęli się w w ieczerniku, czekając na Du­cha Pocieszyciela, którego obiecał im zesłać Syn Boży, a później otrzym awszy moc Ducha Św iętego z nieustraszoną odwagą, z m iłością na ustach i z w iarą w sercu w yruszyli na podbój św iata.

Poszli podbijać nie m ieczem ani ogniem , ale m iłością i prawdą, poszli brać dusze w n ie­w olę Boga-Człowieka, w n iew olą Serca Jezu­sowego, którego „jarzmo słodkie jest, a brze­m ię lekkie". Poszli nie do uprzyw ilejowanych, n ie do w ybrańców, ani do bogaczów i moż­nych, a le do w szystkich, do całego rodu ludz­kiego. I słuchali ich prostaczkowie i uczeni, możni i m ali tego św iata, słuchali i zdum ie­w a li się, bo nauka przez nich głoszona przy­ciągała, mimo że staw iała w ielk ie wym agania. Łaska Boża robiła sw oje, tysiące się naw ra­cało, tysiące pragnęło służyć prawdziwem u Bogu.

I siali apostołow ie ziarna prawd Bożych w szędzie. A gdy ręce ich strudzone opadały

gali od w łaściw ego w zoru i sta li się r a ­czej kupcam i i w ięcej św ieck im i w ład ca­mi niż duchow nym i, to jak że mogli odpo­w ied n io w ychow ać w spółw yznaw ców . Nic w ięc dziw nego, że m im o o lbrzym ich dóbr m a te ria ln y ch K ościół rzym skokato lick i n ie rozszerzy ł sw ej w ładzy n a cały św ia t, a re ­lig ia C hrystusow a, choć je s t p raw d z iw a i p iękna , posiada za ledw ie na około 3 m ilia r­dy ludzi ok. 800 m ilionów w yznaw ców .

K ościół rzym skokato lick i n ie usiłow ał za­pobiec w ojnom , a często n aw et do n ich prow okow ał, a zakony, tak ie ja k „K rzyża­cy". naw raca ły m ieczem i ogniem . Tenże K ościół n ie rozw iązał kw estii społecznej i n ie u su n ą ł nędzy i w yzysku. H asła rz u ­

bezwładnie, zastępow ali ich inni i tak po dzień dzisiejszy siejba Boża nie ustaje i nie ustanie nigdy, bo tak rozkazał Zbawiciel. Dziś m isję głoszenia K rólestw a Bożego przyjęli od apostołów kapłani. Spełniają posłannictwo Chrystusowe w kościele głosząc Słowo Boże i poza nim w szędzie tam, gdzie się znajdują, gdzie mają kontakt z żywnym człow iekiem .

Kapłani przez przyjęty sakram ent w szcze­gólny sposób zobowiązani są do pracy na n i­w ie Pańskiej, by jednych um acniać w wierze, a innych sprowadzać do K ościoła Chrystuso­wego. A le czyż w tej trudnej i m ozolnej pra­cy m ają pozostać sam i, czyż nie powinni rów nież liczyć na pomoc św ieckich? Prze­cież i św ieccy także uczestniczą w kapłań­s tw ie Chrystusowym w praw dzie w inny spo^_ sób, bo n ie m ają św ięceń, a w ięc nie posiada­ją kapłaństw a sakralnego, ale istotnie tkw ią w tym kapłaństw ie w szczepieni w Chrystusa przez inne Sakram enty św.

Wobec tego i przed św ieckim i jest w ielka m isja; praca nad rozwojem Kościoła naszego.

Jan Wiktor w sw ej książce „Zbuntowany", przedstawiającej życie parafialne i kłopoty m łodego kapłana, tak się wyraża o katolicy­zmie:. „Katolicyzm skostniał, strupieszał pod szkarłatem, a z Boga, sym bolu dobra, miłości, mądrości, harm onii, zrobił kukłę bezduszną, "lą i mściwą". N ie będziem y polem izować, że Bóg to n ie sym bol, ale Dobro, M iłość i Praw ­da, lecz zw rócim y uw agę na krytykę katoli­

cane przez papieży w encyk likach „Q uadra- gesim o an n o ” i „R erum novarum " pozosta­ły ty lko w sferze pobożnych życzeń i nie były n igdy zrealizow ane.

C hrześcijaństw o w niosło w życie w iele now ych i zdrow ych elem entów . W iele też św ia t cyw ilizow any re lig ii C hrystusow ej zaw dzięcza. P on iew aż jed n ak K ościół rzym ­skokato lick i z b iegiem czasu odszedł od n a u ­ki C hrystusa , m usi w rócić do źródeł chrys- tian izm u , jeżeli ma spełnić sw ą zbaw czą m isję na ziem i. Czy K ościół rzym ski zre­zygnow ał z po lityk i i sw oistego im p e ria ­lizm u — należy w ątpić.

(Dokończenie ną str. 15)

cyzm u. Czy to jest prawda? Istotnie, autor ma dużo racji w odniesieniu do katolicyzm u rzymskiego, bo ten m iał zapew ne na m yśli, ale n ie może się to odnosić do nas, nasz ka­tolicyzm nie jest skostniały ani strupieszały, bo jest czysty i n ie pokryty szkarłatem . Ale, aby był ciągle żyw y, w szyscy w ierni muszą być czynni, a daw ne prawdy podawać w no­wych, lepszych formach. „Chrystianizm nie należy do przeszłości — tw ierdzi Papini — ale przeszłość należy do niego. Jest on dla św iata czymś najbardziej dziew iczym i no­wym . Ewangelia, jako słow o, liczy ponad 1900 .lat, jako rzeczyw istość ma się dopiero naro­dzić".

My chcem y i n ie tylko chcem y, ale robim y w szystko, by rzeczyw iście przyszłość do nas należała. M ożemy tak m ówić, poniew aż idea naszego K ościoła jest żyw a i atrakcyjna.

Trzeba jednak, aby w szyscy i kapłani, i św ieccy czuli się odpow iedzialni za sw ój Ko­ściół. Katolik to człow iek, który zdecydow a­nie opow iadał się za Chrystusem, który sw o­im życiem , sw oim postępowaniem daje w y­raz tem u codziennie. Kapłan w szędzie dotrzeć nie jest w stanie; katolik św iecki m usi i po­w inien zastąpić go w w ielu wypadkach.

K atolik św iecki w in ien być w zorem miłości i uczynności w stosunku do każdego człow ie­ka. W szędzie, gdzie się znajduje, w biurze czy w fabryce, na roli czy w kopalni, na uczelni czy na ulicy w in ien pam iętać, że postaw ą sw o­ją daje w yraz sw ej przynależności do Chry­stusa.

Kościół Polskokatolicki przechodził różne ciężkie burze i ostał im się zw ycięsko, a to dlatego, że jest w nim Duch Boży, że jest za­pał i ofiarność, że w ierni są ow iani jedną ideą i m iłością Chrystusową, (m)

A P O S T O L S T W O Ś W I E C K I C H

r

icząca trzydz ieśc i k ilk a la t p a ra f ia K ościoła Polsko- ko tolickiego pod w ezw an iem N M P A n ie lsk ie j w Ko­sa rzew ie G órnym , b y ła w d n iach 30.X I. — 3.XII.1961 r. m iejscem , gdzie odby ły sie M isje św.. k tó re p row adził ks. k an c le rz T. M ajew sk i p rzy w spó łudz ia le księży -iziekanów : E. Ja k u b a sa i B. T ym czyszyna. Celem ich

było pogłęb ien ie w ia ry w Boga' i um ocn ien ie w ie rn y ch w id e­ologii naszego K ościoła.

W sobo tę po po łudn iu kościół w K osarzew ie zosta ł w ypełn io ­n y przez dzieci szkolne i m łodzież P o w ygłoszonych nau k ach now e pokolen ie polsk ich ka to lików p rzystąp iło do S ak ram en tu Pokuty .

W godzinach w ieczornych kościół zosta ł w ypełn iony po brzeg: sta rszym i, k tó rzy w ysłucha li w skup ien iu n au k o ra z p rzystąp ili d o Spow iedzi św.

W niedzie lę n a M szy św. ro ra tn ie j c a ła1 p raw ie p a ra fia p rzy­s tą p iła do K om unii św . B y ła to p raw d z iw a uczta duchow a kosa- rzew sk ich p a ra f ian .

Ks. kan c le rz T adeusz M ajew sk i po skończonej n au ce w se r­decznych słow ach p rzem ów ił do ks. proboszcza T adeusza B a­lickiego, k tó rem u p rzekaza ł odnow iona i od rodzona na duchu t a rafię.

Z akończen iem M isji św. było sp row adzen ie w n iedz ie lę 3 g ru ­d n ia br. re lik w ii pom ordow anych o fia r w obozie L ub lin — M aj­danek . T o też ks. T. B alick i, proboszcz p a ra f ii w K osarzew ie m iał, ja k to się zw yk le u nas m ów i, „ręce pe łne robo ty". Już poprzedn iego d n ia zo sta ła ozdobiona b ram a flag am i b ia ło -czer­w onym i. a na d rew n ian e j dzw onnicy zaw ieszono tra n sp a re n ty : „N igdy w ięcej w ojny". „Cześć pam ięci pom ordow anych na M aj- d a n k u “.

O godz. 14-tej ks. kan c le rz T. M ajew ski, ks. d z iek an Tym czy- szyn z L u b lin a i ks. T. B alick i p o p row adzili k o n d u k t żałobny od s tro n y Z ielonej, dokąd k a raw an p rzyw iózł p rochy w m e ta ­low ej trum ience .

Z e w szystk ich dom ów w ylęgali m ieszkańcy , bez w zględu n a w y znan ie i św iatopogląd, ab y oddać hołd pom ordow anym b rac iom i do łączyć s ię do ża łobne j p rocesji. U rn a z p rocham i w prow adzona zosta ła do kościoła i u s taw iona n a k a ta fa lk u . M ie­szkańcy K osarzew a i okolicznych w si tłu m n ie n ap e łn ili kościół, k tó ry w k ró tk im g rudn iow ym dn iu św iecił ja sn o od płonącyc i św iec. W śród p rzybyłych n ie z ab rak ło ró w n ież sz ta n d a ru Z w ią ­zku B o jow ników o W olność i D em okrację z K rzeczonow a. Przy byli rów nież księża z sąsiedn ich p a ra f ii: ks. proboszcz A. J a n ­kow sk i z Ż ółkiew ki, ks. proboszcz B azyli F u rm a n ik z M a d e jo ­w a i ks. proboszcz T. B iałobrzesk i z D ąbrów ki. K ap łan i po od­śp iew an iu w ilii, od p raw ili M szę św. przy trzech o łta rzach , a ks. k an o n ik T. M ajew sk i w ygłosił podniosłe kazan ie . T u n ad p ro ­cham i boha te rów , k siądz k an o n ik M ajew sk i p rzypom nia ł d n i i la ta cza rn e j i łzaw ej nocy ok u p ac ji h itle ro w sk ie j.

.... C ała P o lska k ilk an aśc ie la t tem u by ła jednym , w ie lk im o r­szak iem żałoby. S topa h itle row sk ich zb ro d n ia rzy d ep ta ła po k a rk ach n a jlep szy ch synów n aszej O jczyzny. W ielu z tych . k tó ­rzy w alczy li o w olność podzieliło losy n ieszczęśliw ych w obo­zach śm ierci: M ajd an k a . O św ięcim ia i w ie lu innych m iejsc kaźn i. W ielu z n ich , a tak ich by ły m iliony — w ychodziło na

ZYSTOSCI KOSARZEWSKIEw olność poprzez kom iny z p ieców k rem ato ry jn y ch . Ż ycie i k rew •polska w tym okres ie by ła chyba n a jta ń sz a na św ięcie.

W czasie tego s trasz liw ego k iw o to k u narodow ego n ik t n am n ie przyszedł z pom ocą. N ik t n ie w ypow iedział, ani jednego sło ­w a przeciw staw nego . „D obry paste rz życie sw e d a je za owce — pow iedzia ł Jezus! A gdzie był na jw yższy pasterz . ..ojcem św .“ r— zw any? G dyby te p ro ch y pom ordow anych naszych braci m o­gły przem ów ić, to byśm y się dow iedzie li ca łe j p raw d y : tylko p raw d y .

P ap ież P iu s X II ściskał d łoń k anc le rza Rzeszy H itle ra i b ło­gosław ił jeg o w eh rm ach to w i, k tó ry w sw ym pochodzie „D rang n ach O sten" n iszczy ł w szystko i- w szystk ich po drodze. L ecz ten sam papież n ie w ypow iedział an i jed n eg o słow a za bezbronnym n a ro d em polskim .

Do głodnych i sp ragn ionych szk ieletów ludzkich , poprzez d ru ­ty kolczaste obozów śm ierci nap e łn io n e energ ią e lek try czn ą przychodził C hrystus, k tó ry podnosił uc iśn ionych na duchu. R a­zem z Jezusem tys iące w ięźn iów szło do p iw nic w ie lkoczw art- kow ych...

W ielu n ie doczekało w olności. W ielu n ie w róciło do sw ych o j­ców. m atek, żon i dzieci. W ielu n ie w róciło do K osarzew a. Na­przeciw tem u w ielk iem u o rszakow i żałoby w yszedł Z baw iciel, wySźedł Jezus. P odobn ie ja k ongiś do m łodzieńca z N aim p rze­m ów ił; „Polsko tobie m ów ię w stań " . Do now ego życia, do pracy i w alki.

N a g ru zach i popio łach zaczęliśm y budow ać now e, lepsze i sp raw ied liw sze życie.

P ap ież P iu s X II — za raz po w o jn ie lito w a ł się n a d pokrzyw ­dzonym na ro d em ,.panów “, n a ro d em B ism arków i A denauerów

D latego m y, w ie rn i Bogu i naszej O jczyźnie, za naszego zw y ­cięskiego w odza i Z baw cę ob ra liśm y C h ry stu sa P a n a i w jego ręce p rzeb ite złożyliśm y sw'e losy.

Dziś k o m ie pochy lam y sw e czoła nad p ro ch am i p om ordow a­nych naszych b rac i, k tó rzy na o łta rzu O jczyzny złożyli sw e m łode życie.

N iech ci m ęczennicy w sta w ia ją s ię za n am i i p roszą Boga, a- by n igdy w ięcej n ie było w ojny , n igdy w ięcej M ajd an k a , abyśm y m ogli w spó ln ie budow ać nasz dom , k tó ry m jest nasza O jczyzna".

S łow a kaznodziei pada ły w zastyg ły tłum ludzi, a n ie jed n a tw a rz ch o w ała s ię w d ło n ie i k ry ła sp ływ ające łzy. P o M szy św. p rochy p rzen iesiono do sa rko fagu w kościele, a ks. p ro­boszcz T. B a lick i czy ta ł n azw isk a tych kosarzew ian , k tó rzy zgi­nęli w M ajd an k u :

Śp. ks. Henryk Przastek> Leon Ciężkał, Andrzej Dziadosz, Igna­cy Dziadosz, M ichał Frant. Stanisław Flis, Jan Godoś, W ładysław Godoś, Józef Januszek, Jan Jamróz. A leksander K ieresiewicz, W acław Krawczyk, Jan K udrej i Jan Pawlak.

Jeszcze ra z p rzez w ie le se tek w ie rn y ch p o p łynę ła p ro śb a do B oga „W ieczny odpoczynek racz im d ać P an ie".

N a zakończen ie odby ło s ię sp o tk an ie z czy te ln ikam i w je d ­n y m z kosarzew sk ich dom ów , gdzie z ram ien ia red ak c ji p rzyby ł •red. J. C hodak. S po tkan ie , n a k tó ry m żyw o dysk u to w an o o sp raw ach „R odziny", p rzeb ieg ło w m iłej, p rzy jac ie lsk ie j a tm o ­sferze. D zielni kosarzew -ianie życzyli red ak c ji „ R o d z in y s tu ­p rocen tow ego zw iększen ia n ak ład u . Cho

P R ZY JŚC IE na św ia t M es­jasza poprzedzone zostało przy jśc iem św. Jan a . P an

Jezus narodził się, aby nam p ie l­g rzym om dać d a ry życia n ieb ie ­skiego, a n im i są m iłość Boga. ła sk a zbaw ien ia , oczyszczenie, p o jed n an ie i pokój.

A niołow ie zw iastu jący p rzy j­ście na św ia t Z baw iciela o zn a j­m ili to pastuszkom , m ów iąc: Nie bó jcie się, a lbow iem z w ia s tu je ­m y W am radość w ielką. Te sło­w a „nie bójcie się“ dotyczą i nas, Po laków i ka to lików , bo­w iem K ościół nasz św ięty p ro ­w adzący nas do szczęśliw ej p rzy ­szłości i w ieczności p ragn ie ty l­ko dobra każdego człow ieka.

B łogosław ione są drogi tych b rac i sióstr, k tó re w iodą ich do B etle jem , aby tam poznali tę P raw dę. ' A niołow ie betle jem scy zap rasza ją nas do żłóbka C hry ­stusow ego. N ie bądźm y w ięc giusi na w ołan ie Boże. T ylko przy żłóbku m ożem y u jrzeć sie­bie sam ych i w szystk ie p rz e ja ­w y tego św ia ta w e w łaściw ych

w ym iarach i w p raw dziw ym św ietle. Tam o b jaw ia się nam Bóg jako m iłość i m iłosierdzie d a jąc n am now ą nadz ie ję i d a ­ry do now ego życia. O bow iąz­k iem naszym je s t poznać god­ność sw oją i n ie zapom inać o tym , że jes teśm y członkam i C ia­ła M istycznego, k tórego głow ą je s t C hrystus. Jezus w y rw a ł nas z m ocy ciem ności p rzenosząc w Bożą św iatłość, w kró lestw o sw o­je.

Ż łóbek i Jezus — Dziecię zło­żone w żłóbku — uczą nas dobro ­ci, pośw ięcenia i pokory.

Jasność spo jrzen ia Bożej Dzie­ciny ucisza nasze n iespokojne serca. T am zapom inam y o do­znanych u razach i p ragn iem y Boga i życia w e w zajem nym za­u fan iu i życzliw ości.

T am uczym y się łagodzić n ie ­sp raw ied liw e sądy, tłu m ić u razy i złośliw e podejrzen ia . Je ś li szcze­rze pragn iem y, aby b łogosław ień­

stw o Nocy B etle jem sk ie j sp łynę­ło na nasze udręczone serca, roz­poczn ijm y od dzisiaj p racę nad u trw a len iem poko ju w ew n ę trz ­nego i s tw a rzan ia a tm osfery w zajem nej życzliw ości. W yciąg­n ijm y rękę do tego, kogo u n ik a ­liśm y z uw agi na zad raśn ię tą naszą am bicję . Z a in te resu jm y się ludźm i n iedo łężnym i — biednym i i n ie p rzechodźm y obok nich obojętn ie.

S tańm y się lepsi i bardz ie j sk łonn i uznaw ać w olę Boga, a O jciec nasz, k tó ry je s t w niebie, w ie lep iej, czego n am p o trzeba i czym nas obdarzyć. P rośm y Bo­ga o tę m iłość, k tó ra je s t dobro­cią. a w tedy zam ieszka w sercu naszym Bóg, a duch Jezusa przen ikać będzie nasze prace, c ierp ien ia , radości i całe nasze życie doczesne.

N iechaj Jezus od radza się w nas i zniszczy w nas starego człow ieka. B ow iem po to sta ł się Bóg człow iekiem , aby czło­w iek s ta ł się Bogiem .

JAKI JEST SENS Ż Y C I A

Ktoś powiedział , że życie ludzkie bez celu p o dob­ne jes t do okrę tu — widma, k tó ry zabłądził wśród p ię trzących się fal m orsk ich , do okrę tu , k tó ry nie posiada ju ż 2alogi, kapitana , s te rn ika ani s te ru , na k tó rym sterczą przegn i łe deski.

Są ludzie, k tó ry m przyświeca chęć zdobycia s ła­w y, popula rnośc i , k tó rzy chcieliby być „pępk iem świata*4. To jest ich cel. Ich sens życia. Są tacy,

POKŁON BŁONIOMRęce matczyne, ojcowskie — tyle rąk...Tym g r u b y m , s z o r s tk im n a p o lu ś p i e w a ł "Wiatr, Tym w io tk im , d ro b n y m n o s i łe m k w i a t y z łąk.

C hustam i wolała m a tk a sreb rn y ranek ,Z dalekich pól dochodziły k rzyk i wron.Było tak błękitnie, jes ienn ie i śpiewnie.Górą zaś szumiał i szumiał s ta ry klon.

Ręce rodzicielskie — cztery ręce...Te z p ręgam i ciężki r 2eźbil trud,A te w ąt le znaczyły dni i wiatr.Ręce jak gałązki zielone

zadrzewione w młodość mą— Na dłoniach tych już nabrzm iał s t r u m y k lat.

E CRYKAJĄC się z t rudnościam i dnia co- j dziennego, często zada jem y sobie py tanie :

1 czy wnrto żyć? P ró b u je m y odszukać sensi żvcia. Czasem nam sie to udaie. Ale czasem , p o t y k a m y się o nihilizm i „dochodzim y

.lo w n iosku" , że wszystko jes t bezsensem. Szczególnie tak się dzieje, k iedy nie m am y ż a d ­nych p e rspek tyw i żadnych nadziei na przyszłość.Ogarnia nas w tedy rozpacz i może naw et niejedenmyśli o samobójs twie. N aw iasem mówiąc, sa m o ­bó js tw a są zjawiskiem n iepokojącym . Według s ta ­ty s ty k Organizacji N arodów Z ednoczonych, na święcie popełnia się panad t rzysta tysięcy samo bó js tw rocznie, czyli wśród przyczyn zgonów s a m o ­bójstwo z a jm u je dw unas te miejsce P rzyczyny sa ­m obó js tw a są różne — zagadnienia bytowe, złe s a ­mopoczucie, względy ambicjonalne, kom prom itac je , choroby psychiczne

Sam obójs tw o jes t na pewno zjawiskiem n ienor­m alnym i to w każdym w yp ad k u — czy to popeł­nione ze s t rachem przed śmiercią, czy też nawet to wysoce moralne , k tó rem u przyśw iecają hasła al truizmu, popełnione, aby nie w ydać bliskich osób.

Ale przecież nie wszystk ich możemy sprowadzić do m ianow nika sam jbó js tw a. Najwięcej ludzi u ­m iera śmiercią n a tu ra lną , ginie w ka tas trofach .

Zycie jest n iepow tarza lne i od chwili poczęcia nosi w sobie za rodek śmierci

Jaki za tem jes t sens życia, k tó re pew nego dnia uleci.

Od nakreślenia sensu życia, zależy usta lenie d r a ­b iny wartości. Im wyższy szczebel będzie zajmowTał sens i cel, do którego będziemy podążać, tym wznioślejsze będą niższe szczeble drab iny , k tó re osiągać będziemy po drodze.

k tó rzy szuka ją wrygodnego życia, dobrobytu , a n a ­wet rozkoszy, tanich rozkoszy, tak ich jak ie m ożna n abyć na bazarze lub pod la tarnią.

Są i tacy, dla k tó rych życie m a swój sens, bo postawili sobie za cel dobro społeczne, pracę nad innym i i dla drugich, a jeżeli p rzy ty m są to ludzie w ierzący to także i w łasne zbawienie i zbawienie innych.

Wtedy jazz nie po trzebu je w ypełniać już pustk i życiowej. Wtedy nie będzie t rzeba gubić własnego

blicza P ra ca nad sobą i p r a c a dla innych wypeł-

Do skroni m atczyne p rzyłóż słowa, W czesnym j j rzykolysz ran k iem sw oją

młodość-Matko — między łąkam i bądź zdrowa W dalekiej wsi — na znój. n a dziś,, n a ju tro .

BR. GÓR ALIK-BOZANOWSK1

ni nasze życie Robaczywe myśl i odejdą w kąt . Okręt dostanie nowego kap i tana i sternika.

Szukam y sensu życia. Oto jego sens. Napiszcie do nas, co o ty m sądzicie Drodzy Czytelnicy.

A Brózda

PRZYCZYNACH i kulisach w ojny domo-

3| w e j w Hiszpanii pisze się os ta tn io wiele, I a to z okazj i dwudziestej p iątej rocznicy I w ybuchu b u n tu zorganizowanego przez

gen Franco przeciw legalnem u rządowi. Poniżej p ragnę dorzucić k ilka uw ag o

s tosunku zwycięskiego d y k ta to ra do h i t le ryzm u i do drugiej w ojny świa towej.

Dla nikogo nie jes t rzeczą ta jną , że h iszpański Caudillo zwycięstwo swe zawdzięczał przede wszyst­kim w szechstronnej pom ocy ze s trony Hitlera. Nic więc dziwnego, że niemiecki F u h re r znalazł w gen Franco oddanego p rzy jacie la — aż do śmierci. Z w y­cięski d yk ta to r gorąco poparł hit lerow ski na jazd na Polskę w e w rześniu 1939 r. i p rzez ca ły okres drugiej w o jny świa towej wspie rał faszystowskie Niemcy m ili ta rn ie , ekonomicznie i dyplomatycznie.

D ykta to rzy lubią przem awiać . Lubi to i gen. F r a n ­co. W czasie w o jny n ie jednokro tn ie zapewnia ł świat, że tylko zwycięstwo H itlera może zbawić Europę i oświadczał, że „Hiszpania, n igdy n ie b ę ­dzie p rzy jac ie lem k ra jó w , k tó re się nie k ie ru ją za­sadami katolicyzmu**. ') Katolicyzm zaś rozumiał i rozumie tak, j a k rozum ieją go n ies te ty jeszcze i te raz n iek tó rzy kato licy współcześni. Katolicyzm gen. Franco nie miał i nie m a n ic wspólnego ze spraw am i wiary. Jest to ty lko jedna z wielu od­mian całk iem świeckiej pulityki, a od innych o d ­mian różni się tym , że p ro g ra m dla niej nap isa ł Watykan. Demagogia m a to do siebie, że beztrosko rzuca szacowne słowa, by na iw nych wprow adzić w błąd. Przecież h itleryzm nie miał nic wspólnego z p raw dziw ym kato licyzmem, a jednak , zdaniem gen. Franco, po l i tyka Hitlera była opar ta na zasadach „k a to l icy zm u " i dlatego Hiszpania p o w in n a była pomagać p rzy zap row adzan iu tego „katolicyzmu** w Polsce i w innych k ra jach okupow anych przez Niemców — jeszcze przed na jazdem na Związek R a d z ie c k i .

W lipcu 1940, -w czwartą rocznicę w yb u ch u w o j­ny domowej w Hiszpanii, gen. Franco w mowie okolicznościowej w ychwala ł „n iem ieckie wojska prowadzące walkę, na k tórą dawno czekała Euro­pa i chrześcijaństwo** i oświadczył, że al ianci p rze­gral i już wojnę „zupełn ie i os ta tecznie“ . S p y ta j ­my, co by łoby z Polską, gdyby gen. F ra n co miał rację, co by łoby z chrześcijaństwem, gdyby „ch rze ­śc i jaństw o" faszys tow skie zwyciężyło?

W Liście z dn. 22 września 1940 r. F ra nco p isa ł do Hitlera: „Jeszcze raz p rag n ę P a n u podziękować za ofertę solidarności. Z apew niam o moim n iezm ien­nym i szczerym przyw iązan iu do P a n a osobiście

Ręka w rękę z Hitleremoraz do narodu niemieckiego, jaka też i do spraw y, za k tó rą P an walczy. Mam nadzieje , że w obron ie tej sp raw y odnow im y stare więzy p rzy jaźn i m ię ­dzy naszym i arm iam i" .

Pod koniec ro k u 1940, gdy Anglia by ła zupełn ie osamotniona, a hi t lerowskie lodzie podw odne n ę ­kały wszystkie s ta tk i hand low e dowożące Angli­kom żywność, wtedy F ranco oddał Niemcom do dyspozycji swoje por ty , w k tó rych p irac i Hit lera pobieral i paliwo i dokonywali n a p ra w uszkodzo­nych U-boatów.

26 lutego 1941 r. gen. F ra nco pisał do Hitlera: „Uważam , że przeznaczen ie h istoryczne złączyło P ana ze m n ą i z Duce (Mussolinim) w sposób n ie ­rozerwalny. Nigdy nie m usia łem b y ć o tym prze­konany , a j a k już n ie jednokro tn ie mówiłem, nasza wojna domowa od samego początku i w całym swoim biegu by ła tego n a j lepszym dowodem. I ja podzielam Pańsk i pogląd, że położenie Hiszpanii do obu s tronach Cieśniny zm usza la do n a jw ię k ­szej wrogości względem Anglii, p ragnące j u t r z y ­m ać tu kontrolę'*.

Mimo tak wielkiej przyjaźni , gen. F ra nco n ie p rzystąpił do wojny. Jest rzeczą zrozumiałą , że to zaczęło Hitlera niepokoić.

Celem usunięcia wszelkich obaw, gen, F ra nco w liście z dn. 26 lutego 1941 r. tak oto prosił Hitlera: ,,Nie powinien Pan w ątp ić w mą bezwględną lo jal­ność co do P ańsk ie j po li tyk i i pow iązan ia naszych narodow ych losów z losami Niemiec i Włoch. Z tą samą lojalnością p rzeds taw ia łem od początku tych negocjacji w aru n k i naszego położenia gospodarcze­go, k tó re są jedyną p rzyczyną faktu, że Hiszpania nie może jeszcze podać daty p rzystąp ien ia do woj- n y “ .

W mowie z 14 lutego wygłoszonej w sewillskim Alkazarze wobec licznie zgrom adzonych oficerów gen. F ranco oświadczył m iędzy innym i, że: „Od dwudzies tu lat Niemcy są obrońcą europejsk ie j cy­wilizacji" Z tego by wynikało, że nie ty lko słowo

„ka to l icyzm " i „chrześc i jańs tw o" ale i „cywiliza­cja" — w ustach faszystów m a znaczenie dem ago­giczne. Ten sam Franco , k tó ry do spółki z Hitle­rem bronił chrześc ijaństwa i cywilizacji, w paź­dzierniku 1943 r. gra tu lował serdecznie Ja p o ń czy ­kom za b ru ta lną ich napaść na śpiących A m ery ­kanów w Pearl Harhor. Widocznie uważał, że po ­stąpili według w ychw ala nych przez niego „zasad katolicyzmu".

A gdy wreszcie na jgor l iw szy „ob rońca chrześci­jańs tw a i cywilizacji europejskiej** popełnił s a m o ­bójstwo w piwnicach kancelari i Rzeszy, gen- F ra n ­co w sposób oficjalny wyraził swe głębokie u b o ­lewanie. Boleści jego wtórow ała h iszpańska hie­rarchia , k tó ra poleciła w e wszystk ich kościołach rzym skokato l ick ich odprawiać u roczyste n a b o żeń ­stwa żałobne „za spokój duszy śp. Adolfa". Żal z powodu śmierci Hit lera i przegran ia przez niego wTojny legł — w sercu Caudillo i jego ep iskopa­tu — bez w ątpienia szczery. W sercach P o laków na to m ias t nie budził żadnego zrozumienia, bo z klęski Hit lera m yśm y się mogli tylko cieszyć.

Nasze uczucia w tej sprawie może przecież z ro ­zumieć gnębiony lud hiszpański , p raw dziw ie k a to ­licki, odrzucający „ ka to l icyzm " gen. Franco, Lud ten n igdy nie zapomni n auk i , k tórą m u narzucał rzym skokato l ick i ep iskopat podczas rzezi w 1936 r : ; ,,B łogosławione n iech będą a rm a ty , jeśli w lejach, k tó re o twierają , zakw itn ie Ew angel ia" .2). Je s t to jedna z wielu zachw alanych przez gen. F ra nco i Hit lera „zasad ka to licyzm u", ale nie znajdzie u z n a ­nia w oczach prawdziwego katolika.

Mgr F OCHOCKI

')Cytaty o p a r te na zbiorze d o kum en tów o współ­p racy Hiszpanii 7. pańs tw am i Osi. ogłoszonych prze2 Dep. S tanu USA.

-) R. G arandy , L ‘Eglise. le co m m u n ism e et les chre tiens, Par is 1949.

TFU -RCZO ŚĆ!M otto:Plagia t za DlaElatem. za plagiatem Dlagiat. a za tym plagiatem — ieszcze 1eden... Dlagiat...

W W arszaw ie działa S tu d en ck i Teatr S a ty ryc zn y } Jego droga roz­w o jow a i dorobek s tanowią na w e t tem a ty prac dok torsk ich i m a g i­sterskich. Może i słusznie. STS, do n iedaw na odgryw ał niemałą rolę w życ iu ku l tu ra ln y m stolicy, a zw łaszcza w życ iu m łodz ie ży akadem ickie j . S T S reprezen tow ał pionierską scenę, śmiałe fo r m y re­żyserii , c iekaw e ujęcie in terpre ta ­cji. K ażdy program był rewelacją, rewelacją zaskakującą, n ie jedno­krotnie szokującą.

A to l i w tym że sa m y m S T S zo­stał w y s ta w io n y sp ek tak l Osiec­kie j i Jareckiego pod fa scyn u ją ­cym ty tu łe m „O skarżeni" . S p e k ­takl spotkał się z zachw ycającą oceną ze strony k r y ty k ó w teatral­nych. k tórzy z d u ży m uznan iem podchodzili do „twórczości“ m ło ­dych adeptów pióra. Podkreślano szeroki w achlarz dokum entac j i , inte ligencję i tw ó rczy poziom autorów, którzy, ja k się n ies te ty okazu je z listu drukow anego przez p. W andę Falkow ską na lamach dw u ty g o d n ik a „Prawo i Ż ycie“ dopuścili się „pożyczek" z je j f e ­lie tonów dru ko w a n ych na łamach popularnego tygodnika „Prze­kró j"

O ddaję glos p. F alkow skie j , k tó ­ra tak opisuje swoje w rażenia z bytności na w id o w isk u Osieckiej i Jareckiego:

...słychać było jakieś tupanie (jedna pani, która zna autorów, w ytłu m aczy ła mi, że to m a być tupot nóg oskarżonych) — a po­tem pojaw ili się sami oskarżeni, w cieleni w postacie: Jano w sk ie j i S iemiona. P oczą tkow o słucha­łam uw ażn ie i m yśla łam , że śnię. To przecież bohaterowie moich reportaży przem aw ia l i teraz ze sceny, w praw ia ją c m n ie w m ie ­szane uczucia. S łysza łam w l a­s n e reportaże, w streszczeniu oczywiście i p rzys tosow ane do potrzeb sceny...

. . .odkryłam także fra g m en ty reportażu M a r ty M ik la szew sk ie j i A n d rze ja Dobrzyńskiego.. .

...w czasie p rze rw y dow iedzia ­łam się, że .. .autorzy korzystali z oryg ina lnych ak t sądow ych i z prasy prawnicze j.

■ :.w programie było p iękne podziękow an ie dla adw okatów , którzy dopomogli au torom w zbieraniu m ateria łów .

Po co napraw dę ta k się t ru ­

dzić, skoro k o m p le ty tygodn i­ków są w ka żd e j bibliotece...

Psują się obyczaje — pisze w „Frawie i Z y c iu “ p. W. F a lko w ­

ska — oj, psują! W naszym d z ienn ikarsko -li terack im świc- cie coraz to s łyszy się o takich, n a z w i jm y „pożyczka ch“. Z tym , że „pożycza jący“ na ogół d ow ia ­du je się o nich ostatni. N a w e t d z ięku ję im się nie m ówi, choć nie sądzę, żeby im to w y s ta r ­czało".

P. W anda F a lkow ska w sposób n iedw uznaczny w y tk n ę ła autorom „O skarżonych“ — plagiat. Plagiat jes t n ic zym in n y m ja k p r z y w ła ­szczeniem . A przyw łaszczen ie jest ścigane z m ocy prawa, jako prze ­stępstwo. Jak i epitet u zysku ją Osiecka i Jarecki w św ie t le listu p. W an d y F alkow skie j , zam iesz ­czonego na łamach „Prawa i Ż y ­cia" ?

T ak się jakoś uk łada w naszym życiu ludzi pióra, że raz po raz,

ktoś kogoś chw yta za rękę na p la­giacie, czyli po prostu m ów iąc na... kradzieży. Nie jest to w praw d zie kradzież k ieszonkow a — ale p r z y ­właszczenie twórczego dorobku. Różni Azderbale , Drozdowscy... można by m no żyć nazw iska przy- w laszczycieli , k tórych na leży n a ­zwać po m ie n iu .

W yda je m i się, że jes t dz iw nie niezrozum iała tolerancja korpora­cji za w o d o w y ch w obec tych, k tó ­rzy naruszają praw a autorskie. W e r d y k ty Sądów Z w ią zk u L itera ­tów i S tow arzyszen ia D z ienn ika ­rzy zaw iera ją nad w yra z dużo n ie ­z rozum ia łych „okoliczności łago­dzących”, które nie s tanowią ha­m ulca dla n iem ora lnych „twór- ców ‘‘-plagiatorów, ale per saldo ogólnie zachęcają, tak, zachęcają do plagiowania. W naszych sto­sunkach plagiator k rąży bezkarnie pc redakc jach . jes t d ru k o w a n y — m im o że jes t zdyshonorow any.

ADAM KŁOS

S ar t re3a odwiedził k iedyś młody człowiek, z p rośbą o ocenę jego u tw orów dram atycznych . Sar tre p rzejrzał jedną ze sz tuk i powiedział:

— Niestety, to b ardzo złe. Nie widzę w tym utworze n aw e t zapowiedzi n a przyszłość.

Kiedy młody człowiek opuszczał już m ieszka­nie, Sar t re wyszedł za n im n a schody:

^ - Halo. chciałem p a n u ty lko jeszcze dodać,że kiedy byłem w p ana wieku, powiedziano mi

"♦j to samo.

^ Pew ien n iezbyt zdolny d ram a tu rg powiedziałdo Ibsena:

- Sąd publiczności jest m i zupełnie obojętny, ty — Oczywiście — odparł Ibsen — inaczej dawno

już przes ta łby p an pisać.

Duchowny k w es ta rz prosił Moliera o da tek na klasztor.

— Z a wiele m am długów — odpowiedział pisarz.— Bogu w inien jesteś więcej , niż wrs2ystkim

sw ym wierzycielom - rzekł zakonnik .— Oczywiście, ale Bóg nie na lega tak n a t a r ­

czywie.

-*■

Ludwik Solski, gdy ukończył 8(1 lat, wśród de­pesz g ra tu lacy jnych otrzymał również list od pewnego w ybitnego lekarza, k tó ry p roponow ał zabieg odmładzający.

S o l s k i o d d e p e s z o w a l l e k a r z o w i :„Zgłosić się, gdy będę stary**.

Sara B ernard g ra ła w jednej ze sz tuk rolę żebraezki. W chwili, gdy w ypowiadała słow£. „ Ju ż nie m am siły chodzić... Um ieram z gło- du. ..“ — nag le spostrzegła na swej ręce złotą bransoletę, k tórą zapom niała zdjąć przed w ejś­ciem na scenę. Spotrzegli to również n a widow ­ni i ktoś zawołał :

- Sprzedaj bransoletę!- . ..Próbow ałam — odpar ła n iespeszona a k t o r ­

ka — ale okaza ła się fałszywa...

F ra n c Fiszer powiedział k iedyś:— Zam knijc ie w pokoju ki lLu se rdecznych

przyjaciół i powiedzcie im. że ten, k tó ry prze­żyje innych, o trzym a milion... a zobaczycie co się stanie.

D ZIEŃ 27 listopad 1961 r., z n a tu ­ry nie różni sit; niczym od mi­nionych jes iennych poniedział­

ków. Udaję się do Klubu L itera tu ry i Muzyki, mieszczącego sic przy ul. Kościuszki fl 10, albowiem w n im ma się odbyć spo tkan ie a r ty s tów scen wrocławskich ze społeczeństwem miasta. Pom im o źe prasa nie opubli­kowała tego wydarzenia , to jednak salka klubowa zaczęła wypełn iać się mieszkańcami Wrocławia Dokładnieo wyznaczonym czasie, przywitał ze­b ranych wysoki szatyn, k tó rego przed­stawił se k re ta rz Zarządu Okręgu Związku Zawodowego P racow ników K ultu ry i Sztuki p. Wycisk.

Po in au g u racy jn y m przemówieniu a r ty s ty Opery Wrocławskie j p L. Mi­ki, w ywiązała się tow arzyska rozm o­wa a r tys tów z publicznością

Artyści opowiadali o życiu zakuli­sowym, o sw oje j ciężkiej pracy i p rzeżyciach wew-netrznyeh. z sali p a ­dały pytania , na k tóre chętnie i s k r u ­pulatnie odpowiadal i .

Po zakończeniu spo tkan ia , pod­szedłszy do pana Ludwika Miki, o ­wego szatyna o zam yślonym spo jr /e niu. zadałem mu kilka pytań.

Lecz ze względu na późną godzinę odłożyliśmy naszą rozmowę do środ>. Do Opery przyszedłem kilkanaście m inut przed rozpoczęciem się spek ­taklu pt. S traszny Dwór“ .

Po zajęciu miejsca obok pani Mi­kowej, sk ie rowałem do je j małżonka p y ta n i a :

— Kto jes t in ic ja torem tego p ie rw ­szego w Polsce kroku a r ty s tów scen wrocławskich ku społeczeństw a? Kto jes t jego o rganiza torem i jak im ce­lom ma on przyświecać?

— Ten pom ysł zrodził się dość d a w ­no w moim umyśle, lecz nie został

G W I A Z D Y Z S T Ę P U J Ą I I Z I E M I Ęzrealizowany wcześniej, ponieważ wy­magał szczegółowego przemyślenia — mówi skrom nie pan L Mika

— Organizatorem tow arzysk ich spo t­kań a r tys tów ze społeczeństwem jest Zarząd Sektora T ea t ra lno -A r tys tycz­nego przy Zarządzie Okręgu ZZPKiSz. we Wrocławiu.

A propos idei, zależy nam na zbli­żeniu dwu światów do siebie, w celu zapoznania widza z ciężką pracą a r ty s ty , z ieeo odpowiedzialnością, j a ­ka na nim spoczvw:a. Spotykając się / nim w tow arzysk ie j pogawędce bę­dziemy mogli przeprowadzać so n d o ­wanie opinii publicznej odnośnie na szych sp°ktak]i . by dać jej to czcgo żąda od ar tys ty i sztuki. W dwu go­dzinnym spo tkaniu w KJubie, k tóre b idzie sie odbvw’ać w jeden poniedzia­łek każdego miesiaca. oprócz o/lpo- wiadań n-\ pytania i opow iadan iu o nasze i pracy . uczestnik naszych spo t­kań będzie móel usłyszeć i zobaczyć uryw ki ról naszych artystów, w k tó ­rych biorą udział. To wszystko przy czyni sie do popularyzacji ak to rów oraz większego zain teresow ania się sztuka sceniczna.

Na m oją prośbę, by opowiedział cośo swoje j pracy , in ter loku tor odpowie­dział :

— W Operze Wrocławskie j p r acu ję od dziesięciu lat. Śpiewam w dzie­sięciu operach i dwóch opere tkach. Oprócz Drący ar tys tycznei pas jonuję się p racą społeczną I wszystko, co

wiąże sie z problemami Dolnego Śląs­ka jest dla mnie bardzo ważne

Po chwili dodaje.— Jes tem członkiem Naczelnych

Władz Związkowych w Warszawie, i członkiem Stowarzyszenia Polskich A rtystów T ea tru i Filmu w Polsce

P rz e ryw a m y rozmowę, bowiem k u r ­tyna podnosi się do góry. Podczas p rzerw y zadają mu pytanie.

— Co było najw ażn ie jszym p rzeży ­ciem w pańskim życiu?

— N ajw iększym przeżyciem — w spo­mina — bvło poznanie się z panną Wandą Szczepaniak i zawarcie z nią związku małżeńskiego. Jest ona rów ­nież solistką Opery W rocławskie j — dodaje.

— Jak się układa współżycie p a ń ­stwa? - zapytałem.

— Idealn ie — odrzekł i dodał— Siedem lat je s te śm y szczęśliwi.

.Jesteśmy zgodnym małżeństwem , cze­go zazdroszczą mi koledzy.

Pani Wanda, k tó ra pilnie p rzysłu­chiwała się naszej "ozmowie, w u ś ­miechu p rzy taknęła głową, dodając.

— Tak, to prawda Je s teśm y szczęś­liwi, i lepszego szczęścia w pożyciu naszym nie p ragn iem y .

Na zakończenie naszej rozmowy, proszę pana L Mikę, by opowiedział jakąś h is to ry jkę ze sceny.

— W sztuce cperow ej „Rigoletto** gra łem księcia. Przed wejściem na scenę wyczułem b rak połowy wąsa.

A ponieważ nie miałem czasu na p rzyk le jen ie go, śp iew ając sta łem profi lem do publiczności . W pew n y m m om encie wchodzi h rab ina Czeprano, do k tóre j m usiałem się odwrócić. W tym czasie dwaj panowie , k tó rzy weszli na scenę, wybuchnęl i g łośnym śmiechem Okazało się, iż chodziło tuo zakład, howiem jeden twierdzi ł , że stoję profi lem z pow odu b raku poło­w y wąsa. a drugi był przeciwnego zdania.

Po tym opowiadaniu a r ty s ty , p a ń ­stwo Mikowie wychodzą. A po s k o ń ­czeniu się opery, w ychodzę w m iesza­ny w rzekę tłumu.

M J. HEGGE.NBESGER

Z I E M I A

L U B U S K A

PRZYKRE CHWILE W MIŁEJ OPRAWIE

Dobrze wychowany człow iek za­wsze i w szędzie stara się ściśle za­chować przyjęte ogólnie dobre

obyczaje. Jest to zadanie dosyć trudne, szczególnie jeśli ktoś znajdzie się w ob­cym kraju. A wiadomo przecież, że co kraj, to obyczaj...

W Japonii np. gość w chodzący do ob­cego mieszkania w obuwiu, uważany bę­dzie za i le wychowanego. W Europie patrzy się kosym okiem na amerykański zw yczaj siadania z nogami w yciągn ięty­mi i podniesionym i, nieraz nawet opar­tymi o stół. C o prawda wiadomo, że sia­danie z uniesionymi wyżej nogami ma w pływ na lepszy krw ioobieg, a tym sa­mym łatwiej usuwa zm ęczenie, ale u nas nikt nie zrobi tego w towarzystwie. W ia­domo, że każdy niemal obyczaj ma nie­raz bardzo o d leg ły początek, którego źródła nie znamy albo o którym już da­wno zapomnieliśmy.

Kto dziś pomyśli na przykład o tym, że zasłanianie ust przy ziewaniu nie jest wymysłem czy dobrq manierą „cyw ilizo­wanego okresu". W dalekiej bowiem przeszłości zasłanianie ręką ust w czasie ziewania miało na celu... zam knięcie do­stępu złym duchom (demonom). Jednak

warto ten zw yczaj p ielęgnow ać i obecnie zw łaszcza gd y otwierając ,,na oścież" usta, trudno pochwalić się zdrowym, w y­pielęgnowanym uzębieniem.

Również zw yczaj częstowania gościa szklaneczką wina ze świeżo odkorkow a- nej butelki wym aga, aby częstujący na­lał najpierw trochę wina do sw ojego kie­liszka, a następnie do kieliszków gości. Przecież w świeżo odkorkow anej butel­ce m ogą się na wierzchu znajdow ać dro­bne cząsteczki korka. C h cąc więc za­dośćuczynić dobrym obyczajom , postę­puje się właśnie w ten soosób, aby spra­w dzić we własnym kieliszku czy tak się przypadkiem nie stało.

A więc znowu praktyczna strona zw y­czaju. A przecież pochodzi on z czasów, kiedy to gość miał się upewnić, że wino jakim go częstują, nie jest zatryte. Zw y­czaj trucia przez poczęstunek winem nie­pożądanych gości w dawnych, zam ierz­chłych czasach, był bowiem dość częsty.

Z tego samego okresu pozostał także inny zw yczaj, a mianowicie, żeby nie sia­dać w towarzystwie plecami do gości. Zw yczaj zresztą logiczny — przecież z tą „stroną m edalu" nikt rozmowy prowa­dzić nie będzie... Tymczasem w minio­

nych wiekach b yło to tylko zabezp ie­czenie się przed ewentualną napaścią. U godzenie zatrutym nieraz sztyletem przeciwnika w plecy było jedną z wielu metod usunięcia n iew ygodnego wroga.

Tak samo zw yczaj podawania ręki przy powitaniu miał na celu przekonanie, że gość lub gospodarz nie posiadają w rę­ce sztyletu.

Również nasze staropolskie ,,na zdro­wie" lub „sto lat" czyli wspólne spełnia­nie toastów także ma swój podyktowany potrzebą początek. O byczaj rów nocze­snego chwytania za kielich pochodzi z Danii, z czasów kiedy to wino p iło się z ciężkich, metalowych pucharów, które trzeba było oburącz podnosić do ust. A wiadomo, g d y w szyscy rycerze i dw o­rzanie trzymali w obu rękach puchar z winem, nie m ogli oni w tym właśnie mo­mencie w yjąć szabli lub sztyletu, aby przy okazji sprzątnąć swego rywala, wroga lub przeciwnika.

Pielęgnując dawne, choć zmienione obyczaje, pamiętajmy o ich dzisiejszym znaczeniu i potrzebie. Przyczyniają się one do tego, że przykre i trudne chwile życiow e uzyskują bardzo m iłą, potrzeb­ną oprawę. (M)

WIADOMOŚCI Z KOŚCIOŁA POWSZECHNEGO

MODLITWA O JEDNOŚĆ - POMOSTEM MIĘDZY W YZNANIAMI

W dniach od 18 do 25 stycznia 1962 roku oć lędzie się w e w szy s tk ic h Kościołach chrześcijańskich doroczna m od li tw a o je d ­ność chrześcijaństwa. „Jedność w p ra w ­dzie i miłości ku czci Bożej, w e w sp ó ln ym św iadec tw ie i s łużbie“ — oto hasło tego­rocznego Tygodnia Ś w ia to w e j M odlitwy. Z roku na rok coraz w ięce j Kościołów bierze udzia ł w t y m Tygodniu . „Ja jes tem w pośrodku w as jako ten, co służy" (Ew. św. Łuk . 22,27) — słowa te są tem a tem nadchodzącego Tygodnia Św ia to w e j M od­li twy. T em a t ten łączy się z tem atem „służba“ 3-go Plenarnego Z grom adzenia Rady E ku m en iczne j w N ew-Delhi. Do tej m o d li tw y w łącza się także kolo m od li tew ­ne rzym skokato lick ie , grupujące się w o k o ­ło O. Michalon w Lyonie, następcy O. Pa­w ła Couturier, k tóry po stronie r z y m s k o ­ka tolickiej po raz p ie rw szy zaniechał mo- d łi tw y o „powrót oddziełonych chrześcijan na łono R zym u " . „Wszelkie moce u m ys łu i woli nie zdołały pokonać dzielących przeszkód. Bóg jeden m oże rozwiązać za ­mieszanie, w ja k im zn a jd u je się chrześ­cijaństwo". Rzeczą is totną jes t nie sama m o ­d l i t w a l e c z przede w szy s tk im pytanie: Jak m ożem y poprzeć dążenia do jedności w ty m miejscu, gdzie m ieszkam y? Gdzie należy szukać przeszkód i trudności ha­m ujących współpracę? Gdzie są „najczul­sze "miejsca" grożące roz łam em ?

LEKARZ R A D Z I

W pierwszych tygodniach pa urodzeniu niemowlę śpi 20—22 godzin na dohe; l~-2-miesięczne sypial S — 20 gadzin; 6-miesięczne 15—16 godzin. Dziec­ku rocznemu wysta rcza 14 godzin w zupełności.

Dziecko bezwzględnie musi sypiać samo. Musi mieć swoje łóżeczko koszykowe łub metalowe. Wó­zek nie może służyć do spania, tylko do spacerów. W pokoju, w k tó rym śpi niemowie, jeśli sie do tego cd początku je przyzwyczai, można w y k o n y ­wać norm alne czynności , norm alnie rozmawiać, p a ­lić światło. Wszelkie jed n ak krzyki i hałasy — źle w pływ ają na sen dziecka, a często występując , mogą sie odbić u jemnie na systemie nerw ow ym dziecka

Pokój, w któ rym sypia n iemowie musi być przy­n a jm nie j dwa razy dziennie dobrze wywietrzony. Należy sie też pow s trzym yw ać od palenia pap ie ro­sów5 przy dziecku do końca l roku jego życia.

Ze spaceram i dzieci urodzonych wiosna i la tem nie ma kłopotu. W ciepłe, hezwietrzne dni już 2- tygodniowe dzieci można wywozić na spacer. Z a­czy n am y od godziny spaceru, szybka przedłużając czas pobytu dziecka na dworze do kilku godzin na dohę. Jeśli tylko to możliwe, w lecie i późną wic sną, nawet na jm nie jsze dzieci pow inny w ięk­sza część dnia spędzać na dworze, w ogródku, na halkonie, lub choćby przy o tw artym oknie Pa­miętać jednak należy' by wózek z dzieckiem u ­mieszczać w* półcieniu, a n igdy w pełnym słońcu,

oraz by dziecko hyło odpowiednio lekko u b rane gdyż łatwo niemowlęta ulegają przegrzaniu, co b y ­wa przyczyna wielu schorzeń

Trudnie jsza sprawa jes t z dziećmi urodzonymi jesienią lub 2 imą. ale i ich nie wolno nam pozba­wiać świeżego powietrza W zimowe dni już nawet 4-tygodniowe niemowlęta t rzeba przyzwyczajać do spacerów Zaczynam y od „w ie trzen ia4* dziecka przy o tw artym oknie Dziecko ub ieram y ciepło, jak na dw Ó T i u s taw iam y z łóżeczkiem 2 m od otwartego okna na 15 minut. Na drugi dzień odległość zm niejszamy o rn. a czas wietrzenia p rzedłuża­my do 20 m inu t p o s tę p u ją c tak przez kilka dni „podsuwamy** dziecko do samego okna. a czas wietrzenia przed łużam y do 3 kw adransy . Po takim wstępnym „ t ren in g u 4-, jeśli nie ma w ia tru i t em ­pera tu ra jest nie niższa niż —5 st. C' w yjeżdżam y po raz pierwszy z naszym niemowlęciem na p rau dziwy spacer. Ter pierwszy spacer nie powinien jednak t rw ać dłużej niż pól godziny a najlepiej, by odhywal się w godzinach między 12—U

Spacery pow inny odtąd stać się regułą, tak jak karm ien ie , czy kąpiel codzienna. W dniach gdy po­goda nie pozwala na wyjazd , u rządzam y dziecku

w ietrzen ie1' przy oknie szeroko o tw artym .

Dzieci powyżej 6 miesięcy mogą przebyw ać na powietrzu naw et przy tem pera tu rze —8 st C., o ile nie ma wiatru.

Pam ię ta jm y o tem, że powietrze chroni dziecko przed krzywicą, har tu je , uodparnia na choroby za­kaźne i je s t ogromnie w ażnym czynnikiem dla j e ­go prawidłowego rozwoju. Nie ską pm y mu tego przez źle pojętą troskliwość!

Dr A. M.

PORADY

PRAWNEPAN JÓZEF BABICZ Z ZAGANIA napisał list

do Redakcji „Rodziny" p ro s 2ąc o poradę p ra w n ą w spraw ie n as tępu jące j :

P a n Józef m a 67 lat ł p racu je w Składzie Opa­lowym od 195G r. W roku 1961 otrzymał wypowie­dzenie u m ow y o p racę , lecz dzięki in terw encji Związku Zawodowego w ym ów ienie zostało cofnięte 28.VII.1961 r. Pan Józef Babicz nie pisze o m o ty ­wach wypowiedzenia um ow y o pracę. Zdawało się, że sprawa jes t załatwiona. Tymczasem, po up ły­wie zaledwie trzech miesięcy, nowy k ie row nik składu zwrócił znowu uwagę na P a n a Józefa i mial się wyrazić, że Pan Józef Babicz z powodu przekroczenia 67 ro k u życia nie może pełnić f u n k i i dozorcy sk ładu opalowego, przy czym w y ­raził opinię, że on potrzebuje człowieka o pełnej kondycji fizycznej, k tó ry mógłby, obok pełnienia obowiązków dozorcy, w yładow yw ać również i w ę­giel. Oprócz tego m an k am en tu , pracodaw ca nie jest zadowolony z osoby Pana Józefa , ponieważ „w trąca się nie do swoich spraw*'.

Pan Józef Babicz jes t zdania, że k ierow nik nie ma racji, ponieważ on p racu je uczciwie i s u m ie n ­nie. i dzięki tym zaletom cha rak te ru P an Józef ma pełne poparc ie do tej p ra c y ze s t rony władz powiatowych. Gdyby p raco d aw ca pozbawił Pana Józefa p racy dozorcy mienia, groziłaby m u — jak pisze — śmierć głodowa, ponieważ jest sam jedeni nie ma nikogo, kto mógłby n im zaopiekować się w tak kry tyczne j chwili.

Poza tym Pan Józef m a p ew n e k o n k re tn e za rzu ­ty pod ad rese m swego p racodaw cy, a mianowicie , że: to leru je n a swoim teren ie pew nego kolejarza, rzekomo człowieka nieuczciwego; lest człowiekiem aspołecznym, ponieważ zmusza go do pójśc ia „ ta m skąd przyszed ł1'. Gdy Pan Józef grozi zło­żeniem skargi, pan kierownik poleca m u składać skargi naw et do osób nie m a jących nic wspólnego z PoLską. a stojących na wysokich szczeblach pańs tw ow ych poza g ran icam i k ra ju , a n a w e t do szefa par tii. Pan Józef kończy list z p rośbą o w skazanie m u właściwej drogi do za ła tw ien ia sp ra ­wy.

Drogi Pan ie Józefie. Pań sk a sprawa n ie je s t co p raw d a odosobniona. P ra sa k i lkak ro tn ie poruszała już problem niewłaściwego s to sunku n iek tó rych pracodaw ców do swoich pracowników. Jeszcze na n iek tó rych stanow iskach k ierowniczych są ludzie, k tó rzy nie m ają legitymacji społecznej do p ias to­w ania takiej funkcji. Dlatego jest dużo n ie s p ra ­wiedliwości , a s tąd i skarg ludzi pokrzywdzonych.

W świetle obowiązujących przep isów P ra w a P r a ­cy, p racodaw ca ma pełne praw o doboru p raco w n i­ków i w ypow iadan ia u m ow y o pracę, w różnych uzasadn ionych p rzypadkach . O p racy P ana Józefa w iem y tylko jednos tronn ie , nie znam y innych oko­liczności, na k tó re Pan nie zw raca uwagi, zda­n iem Pana są one nieszkodliwe, a w’ rzeczy sam ej mogą dyskw alifikować P ana jako pracow nika do­zorującego mienie państwowe. Jeśl i okoliczności , zdaniem Pana, nie zachodzą do w ym ówienia m u u m o w y o pracę, rad z im y zwrócić się o pom oc do Zw. Zaw. a przed tym zasięgnąć opinii Rady Z a ­kładowej, P odstaw ow ej Organizacji P a r ty jn e j , p rzedstaw ia jąc im zarzu ty przeciwko k ie row niko­wi, o k tó rych Pan pisze w liście.

Poza tym, i uwagi na Pana podesz ły wiek, może Pan ubiegać sie o uzyskanie ren ty starcze j, lub r en ty inwalidzkiej. Może P an również s ta rać się o umieszczenie P a n a w Domu Starców.

Tyle co do rad z naszej s t rony . G dyby okolicz­ności podane p rzez P a n a by jy słuszne i nje było­by zarzutów ze s t rony p raco d aw cy do stylu Pana p racy , zachow ania się podczas służby itd., nie wi­dzimy p ods ta w do w ym ówienia u m ow y O pracę. K ons ty tuc ja w PRL g w aran tu je każdem u obyw ate­lowi p raw o do p racy . Jeżeli nie ma P a n 25 lat p rzep racow anych w zakładzie p racy : pańs tw ow ym , spółdzielczym lub p ry w a tn y m , ma Pan p raw o do p racy w dalszym ciągu, pełniąc obowiązki dozo r­cy, o ile — jak W'yżej podkreś l i l iśm y — p raco d aw ­ca nie ma p rzeciw panu k o n k re tn y ch zarzu tów od­nośnie zan iedbyw ania przez P a n a obowiązków do­zorcy lub innych zarzutów', k tó rych nie jes te śm y w stanie wyliczyć. Życzym y Panu powodzenia w p racy i w załatwieniu p o m yślnym sp raw y . Może­m y Pana zapewTiić, że przy poparciu tych samych czynników pańs tw ow ych i społecznych, dzięki k tó ­ry m Pan uzyskał pracę, sp raw a P a n a będzie po­myślnie załatwiona. Jeśli zajdzie potrzeba służy­my Pan u Józefowi dalszą p o radą praw ną.

Mgr JÓZEF A. MIŁASZEWICZ

Państwu Ludwikowi i Katarzynie

Barlog, 23 Av!ington Str., Manche­

ster N.H., USA, za hojng ofiarę na

budowę Katedry i Seminarium Du­

chownego składamy serdeczne „Bóg zapłać".

MATKO! PAMIĘTAJ O DZIECKU!

Chcesz swemu dziecku zrobić miły, pożyteczny prezent, kup książkę w ydang przez W LR pt. „D ziecię z Betlejem" — zbiór opowiadań i legend. Tylko 8 zł za 1 egzem plarz.

W każdej katolickiej rodzinie powinna być ksigżka „Przez M aryję do Jezusa" cena 10 zł.

W śród tych, którzy zamówig w w ksigżki na zamieszczonym poniżej kuponie rozlosowane będa nagrody:

# TELEWIZOR# APARAT FOTOGRAFICZNY

% PLATER# KOMPLET KSIĄŻEK WLR I INNE

C ZY TE LN IK U ! M A SZ SZA N SE!

W yciąć! W ypełn ić! W ysłać na nasz adres!

K U P O N D O L O S O W A N I A

Z a m a w ia m ................

W y s y ł a m p rz e k a z e m zt

A d re s

N a zw is k o i imię .

Zakończenie konkursu dnia 25 stycznia 1962 r. Decyduje data stempla pocztow ego. Kto nadeśle największą ilość za łączonych kuponów, ma naj­więcej szans. (W RL, Warszawa, W ilcza 31).

Konkurs przedłużyliśm y na życzenie Czytelników .

Dla P.T. Czytelników

Tygodnika „ R O D Z I N A ”Wydawnictwo Literatury Religijnej

poleca następujące książki:

1) Ziarna Boże — konferencje religijne — 16,002) Przez Maryję do Jezusa — rozważania maryjne — 10,003) O Kościele Jezusa Chrystusa — 3,004) Katechizm Kościoła Polskokatolickiego — 6,005) Dziecię z Betlejem — 8,006) Zbuduję Kościół mój — 4,007) Wierzę w Kościół Katolicki — 4,008) Zarys dziejów papiestwa — 20,009) Od celibatu do cudzołóstwa — 3,00

10) Biblijne podstawy papiestwa rzymskiego — 4,00U ) Sakrament Chrztu św. — 4,5012) Sakrament Pokuty — 4,5013) Sakrament Bierzmowania — 4,5014) Sakrament Eucharystii 4,50

mówienia realizujemy po uprzednim wysłaniu należności przekazempocztowym lub blankietem na konto PKO W -wa Nr 1-14-147290 na nasz adres: W LR W -wa, ul, W ilcza 31.

ROZMOWY Z CZYTELNIKAMI

PANI ROMA Z. Z KOŚCIERZYNA napisa ła ILst doedakcji 1 postawiła tyLko 7 pytań . Aby na w szys t­

kie py tan ia odpowiedzieć, trzeba byłoby poświęcić wszystkie ko lu m n y , .Rodziny" , a inni czytelnicy co? Pani Romo trzeba być sprawiedliwą.r

Gdyby Pani n ao raw d e od ro k u czytała uw^ażnje „Rodzinę" to na oewno nie zadaw ałaby Pan i n ie­k tó rych pytań.

O Piotrze, k tó ry według nauk i Kościoła rzy m ­skiego ma być opoką, na której jes t zbudow any Kościół — zostało szczegółowo w y jaśn ione w b ro ­szurze pt. „Bibli jne podstaw y paDiestwa** ks. dr. A. Naum czyka oraz w broszurze pt „ Z b u d u ję kościół m ó j“ ks. E. N arbu t ta . Gdy Pan i poświęci pa rę go­dzin i te dwie broszurj- przeczyta , to n a pewno sama się utwierdzi , źe dogmat nieomylności p ap ie ­ża to logiczny absurd , k tó ry t a k i e w N ow ym Te­stamencie nie m a żadnego uzasadnienia,

S tygm aty , o k tó rych Pan i py ta na leży zaliczyć do pew nych zjawisk organicznych, k tóre współczesna medycyna w Rzymie, w New Yorku i na Krym ie potrafi w y jaśn ić i ma In ma wspólnego z in g e ren ­cją sił nadprzyrodzonych .

2e język staros łowiański by ł u ży w an y w liturgii w pańs tw ie w ie lkom oraw skim , do k tórego należa­ła po łudniowa część Polski na 10(1 lat przed p r z y ­jęciem Chrztu św. przez Mieszka — to sp ra w a jes t powszechnie znana.

Ostatnie hadania n au k o w e i w ykopaliska całko­wicie to potwierdziły.

Pyta Pani czy kanłani nas i r e k ru tu ją się ty lko z h. kapłanów Kościoła rzymskiego'? Za czytanie • -Rodziny** „dwója** Pani Romo. Przez cale lato ogłaszaliśmy, że p o t rzebu jem y k a n d y d a tó w do Wyższego Sem inar ium Duchownego i n a wydział fi lozoficzno-teologiczny Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Chylicach k. Warszawy. W jednym z ostatnich num erów „Rodziny*4 było około 60 zdjęć naszych a lu m n ó w na całych dwóch stronach. Nie wszystkie twarze byJy ascetyczne i do Igna­cego Loj oli czy Alfonsa Ugouri podobne, ale wszyscy zdrowi na duszy i na ciele i po skończe­niu szkoły średniej p ragną zostać polskokatolieki- mi kap łanam i, aby Kościół Chrystusow y w' Polsce budować.

Pyta Pani, dlaczego w kioskach „R u c h u “ nie m a „P os łann ic tw a" . W kioskach „R u c h u '4 w ogrom nej większości siedzą obywatele , k tó rzy wprawdzie ciężko p racu ją , ale polski chlebek jedzą czasem nawet z masłem, ale duszę m a ją w a tykańską . Po prostu piszą dn „ R u c h u 11, że ,.PosłannictW’a “ czy „R odziny" ludzie nie k u p u ją i po p rze trzym aniu w ukryciu odsyłają z powrotem. Proszę z a p re n u ­m erow ać w prost z W ydawnictwa. P y ta Pan i o pro- hoszcza z Gdyni — cóż m ożem y napisać O ile n am wiadomo jest zdrowy, zadowolony, fu n k c je dusz­pasterskie spełnia ku zadowoleniu w iernych , za „ojcem św." nie tęskni i tyle. Resztę p roszę pytać osobiście. Ul. W arszaw ska 7.

Czytała Pani. że w W atykan ie jest na jwiększe muzeum sztuki pornograficznej i czy to jes t p r a w ­da Nic w tej materii powiedzieć nie możem y, bo pornograf ią nie in te resu jem y się nie ty lko w W a­tykanie, ale n aw et w Polsce. Za mało m a m y eta­tów w redakcji . P rz y d a łb y się taki specjal ista od

JESTEM KATOLIKIEM( D o k o ń c z e n i e z e s t r o n y 7 )

Dlatego też Kościół nasz. Kościół Polsko- katolicki, Kościół C hrystusow y p ragnie przede w szystk im w ychow ać praw dziw ego katolika, ka to l ika nie z m etryk i ale z czy­nu, by przez niego i jem u podobnych s two­rzyć inne, lepsze w arun k ] bytow ania czło­wieka na ziemi. Ś w ia t inny, jak my go, chrześcijanie , nazy w am y — pogański podzi­w ia naszą religię, ale n ies te ty odw raca się od jej w yznaw ców , bo nie widzi realizo­w ania w prak tyce tego, co ta religia głosi, a przede w szystk im miłości bliźniego.

Kościół nasz, jak zaznaczył J.E.Ks. P ry ­mas Bp Rode w kazaniu na Boże Ciało,

pornografi i , ktoś w rodzaju ojca P irożyńsk iego On kiedyś w kościele rzeźbionym aniołkom pew ne elementy m łotkiem poodbijał, bo by ły n ieprzykry-te,

W „Rodzinie1' r e p rodukow a liśm y m alow id ła Mi­chała Anioła i jeszcze do nich wrócimy. Uf! Z m ę ­czyłem się; to mi P an i Roma p rzysporzy ła robo ty j ale i tak mile pozdrawiam , bo cenię kobiety, k tó re myślą I czegoś szukają .

Bardzo miły ]ist napisa ł do r e d ak c j i P. JÓZEF ZIOŁKOWSKJ z RZESZOWA i nazwał go listem.otwartym**, dal wyraz swoje j radości k iedy się

dowiedział z Rodziny, że tyle k le ry k ó w m a m y w Sem inar ium Duchownym. My też się cieszymy, że nasi czytelnicy to dostrzegają. Twierdzim y zawsze, że żywy człowiek jes t nosicielem każdej idei Dla­tego z sa tysfakc ją zamieszczamy część jego listu, aby nasi a lum ni cieszyli się z nami, że ktoś o n ich pamięta.

Kiedy wziąłem do ręki ,3 o d z i n ę ‘‘ i zobaczyłem tyle nowych „ a lu m n ó w '1 (kandydatów) do s tanu duchownego, to se rce poczęło mi bić z radości , że Kościół Po lskokato licki w zrasta do potęgi wielkiej, na czele z Dr. B d. M aksym ilianem Rode i z k ap ła ­nami, którzy m ają pieczę nad ludem w iernym i Kościołem.

Kościół Polsko katolicki, to jest j ed n a wielka ro­dzina, k tó ra je s t w*yznawczynią Jezusa C hry s tu sai Jego Matki. Kto kocha Jezusa i Matkę Bożą — nie zginie na wieki. To jest je d n a s t rona - s trona r a ­dości.

Bracia alumni, nie zrażajcie się tym, bo kogo C hrystus kocha, tego doświadcza. Ale k iedy w stą ­piliście w progi Sem inar ium Kościoła Po lskokato- lickiego — to bądźcie dum ni z tego, że możecie cierpieć dla spraw’y Jezusa C hrystusa . Bracia alumni, nie zrażajcie się tym, że może przed w am i zostały zam knię te drzwi rodzinnego domu. Dlate­go, że wasi krew ni są w yznaw c am i Kościoła r z y m ­skoka to lickiego i należą do Rzymu. Ale bądźcie dobrej myśli, i p rzygotow ujcie się do tego wielkie­go S ak ram en tu , ja k im jes t kapłaństwo.

A kiedy o trzym acie święcenia k ap łańsk ie z rąk Najprzewielebniejszego Ks. Dr. Bp. Maksymiliana Rodego, to idźcie śmiało przez św ia t głosząc Ewangelię Jezusa Chrystusa czystą i świętą, T ak jak Chrystus powiedział : „Kto was słucha, to m nie słucha. A kto w am i gardzi , to i m ną gardzi".

K iedy będziecie kap łanam i, to bądźcie tak im i j a k życzy sobie Jezus Chrystus. A kto spojrzy n a was, to j ak b y spojrzał na Jezusa Chrystusa, Ale zaw ­sze bądźcie wierni Kościołowi Po lskokąto lick iem ui Jego b iskupom. A w tedy spełnic ie zadanie ze swego kap łańs tw a, k tó re przyjęl iście ze św iado­mością.

Drodzy b rac ia alumni, bądźcie 100-procentowymi kato likam i, żeby Kościół Polskokatolicki nie za ­wiódł się na was, lecz żeby miał ch lubę, że ma praw dziw ych kapłanów, k tó rzy staną na s tanow i­sku Kościoła Jezusa Chrystusa 1 będą b ron ić za ­sad w ia ry świę tej i Kościoła.

Bracia a lum ni, kiedy będziecie kap łanam i to nie patrzc ie na tych, co źle czynią i w yc iąga ją ju d a - szowskie ręce do mamonę św ia ta przy różnych sp raw ach , jak : pogrzeby, ś luby itp., aie okażciemiłosierdzie, tak jak Chrystus okazywał, A w tedy będziecie nap raw dę praw dziw ym i kapłanami,

Dziękujem y serdecznie za miły list P. CZESŁA­WOWI GRUCHALE z GDAŃSKA Jego list p rzek a ­zaliśmy Ks. Kanclerzowi Grabiance, k tó ry się b a r ­dzo ucieszył. Księża to jak kob ie ty lubią k om ple­m enty , bo to n iby słodkie p las te rk i n a serce.

P ozdraw iam y serdecznie.

1 KRZYŻÓWKA

m a w ażną m isję do spełn ien ia , a spełn i ją . jeś li każdy k a to lik na codzień, na każdą godzinę będzie żył w ed ług p rzy k azań Bos­kich, będzie rea lizow ał nak azy naszej w ia ­ry.

M ożem y i m usim y być p rzyk ładem d la innych! A w czym ? — W dobroci, m iłości, spraw ied liw ości. Z m ien ia jąc częściowo sło­w a C h ry stu sa P a n a m ożna pow iedzieć: — P o tym pozna ją , że jes teśm y K ościołem P o lskokato lick im , jeśli m iłość m ieć będzie­m y jed n i do d rug ich , jeśli ta k — ja k chce C hrystu s P an — n aw e t n iep rzy jac ió ł bę­dziem y m iłow ać.

Jeś li p ie rw si ch rześc ijan ie z odw agą m o­gli um ierać za sw e p rzekonan ia , to m y m ie j­m y odw agę żyć i postępow ać po ch rześc i­jańsku .

K S . M G R Z. M Ę D R E K

7 3 4 5

A k7 6

A k$ ,o

A 1U . .1 1 7 U

'5 'w

1 r r•7 J 1V r

- ■ ■ -

C-Cer

POZIOMO: 1) pub l iczna zbiórka pieniędzy na jak iś okreś lony ceł, 3) miara pojemności, 7) o k rę t wojenny szybszy od pancern ika ale słabiej opancerzony , 9) sosna ta t r zań sk a , 10) znaw ca win, 11) uczucie p rzes trachu , t rw o ­ga, 14) ani zwycięs two, ani porażka, IG) m ie­szkaniec Mazowsza, tan iec albo a p a r a t r a ­diowy, 17) im preza a r ty s tyczna złożona z kilku różnych num erów , 18) imię a u to r a p o ­wieści „K a n a d a p a c h n ą c a żywicą, 19) n ie ­wielki u tw ór literacki,

PIONOWO: 1) o rk ies t ra ludowa, 2) n a j ­ruchliwsza część słonia, 4) rezu l ta t , 5) stoli­ca Turcji, fi) p rzem yt , 7) uzgodnienie sprzecz­nych poglądów osiągnię te w drodze w za­jem n y ch ustępstw , 8) kościółek w minia turze , 12) ka l iska Wisła, 13) sk lepione pomieszcze­nie pod kościołem, 15) m agazyn , 16) n iedo­bór kasowy.

Rozwiązania należy nadsy łać w terminie 10-dniowym od daty ukazan ia się n u m e ru pod adresem redakc j i z dopiskiem na k o p e r ­cie „Krzyżówka**. Wśród Czyte lników, k tó ­rzy nadeślą praw id łow e rozwiązania, rozlo­sowana zostanie kom isy jn ie nagroda:

KOMPLET ^S IĄ Ż E K WLR

ROZWIĄZANIE KRZYŻÓWKI Z NR 43

POZIOMO: Sabena, Ochota, am ant , obelisk, pętelki, Homer , Kochanowski, order, tonacja, sz tygar, twarz , a rk an a , marzec. PIONOWO: ska rpa , bractwo, Natal, Czechow, osiem, A n ­k ara , kon iu n k tu ra , huragan , kucharz , Pol­

ka, Balzac, datek, nitka.

N ‘jrode - wazonik do kw iatów - wyloso- w i(j dla d. IRENY MACHNIK, R ydułtowy ul. Krz. ^kTWicka 27, pow. Rybnik.

S T Y C Z E Ń

N 7 I niedziela po Objawieniu Pańskimśw . Juliana, św . LucjanaWsch. sł. 7.44; Zach. 15.42

P 8 św . M arc janny , św. S ew erynaW 9 św . Ju lia n aS 10 św. J a n a , św . A gatonac U św . M aty ldy , św . H onoratyp 12 św. C zesław a, . św. B enedyk ta ,s 13 św. B ogum iła, św . W eron ik i

W ydawca: W ydawnic two L i te ra tu ry Religijnej . R edaguje Kolegium. Adres red ak c j i i adm in is t rac j i : W arszawa, ul. Wilcza 31. Tel. 8-97-84; 21-74 98.Zamówienia i p rzedp ła ty n a p re n u m e ra tę p rzy jm o w an e są w te rm in ie do dn ia 15 m iesiąca poprzedza jącego ok res p re n u m e ra ty przez: Urzędy Poczto­we, l is tonoszy o raz Oddziały i D elega tury „R uchu" . Można również zam ów ić p r e n u m e ra tę do k o n u jąc w p ła ty na konto PKO N r 1-14-147290 - Centra la Kol­por tażu P ra sy i W ydaw nictw ,,Ruch“ W arszawa, ul. S re b rna 12. N a o d w ro c ie b lan k ie tu należy podać ty tu ł zam aw ianego czasopisma, czasokres p re n u ­m era ty o raz ilość zam aw ianych egzemplarzy. Cena p re n u m e ra ty : kw ar ta ln ie - zł 26, półrocznie - zł 52, rocznie - zł 104. Cena p re n u m e ra ty za granica jes t o 40% wyższa od ceny podanej wyżej. P rz edp ła ty na tę p r e n u m e ra tę p r z y jm u je na ok resy kw ar ta lne , półroczne i roczne P rzedsiębiorstw o Kol­

p o r tażu W ydaw nictw Z agran icznych „ R u ch " w Warszawie, ul. Wilcza 46 aa pośredn ic tw em PKO W arszawa. Konto Nr 1-14-147290.Z ak łady W klęs łodrukow e RSW „ P ra sa " , W arszawa, ul. Okopowa 58/72. Zam. 1936. S-4 9

Natasza i Piotr BezuchowKOŚCIÓŁ POLSKOKATOLICKI JEST KOŚCIOŁEM

JEZUSA CHRYSTUSA

Kościół Polskokatollcki jest Kościołem Katolickim . W K ościele tym: 1) katolickie są zasady wiary, 2) katolickie środki laski nadprzyrodzonej, czyli Sakram enty św ., 3) katolicka zw ierzchność duchowna, będąca A postolską w nieprzerw anej lin ii sukcesyj­nej.

Kościół Polskokatolicki prowadzi w ier­nych do Boga drogą E w angelii, w olnej od ludzkich dodatków i posługuje się w litur­gii zrozum iałym dla nich językiem pol­skim.

Biskupi K ościoła Polskokatolickiego mają w ażną sukcesję apostolską, zaś kapłani w ażne św ięcenia, a co za tym idzie, w ażne są w K ościele Polskokatolickim Msza św.i Sakram enty św.

K ościół Polskokatolicki zachow ując czy­stą naukę Jezusa Chrystusa zaw artą w P iś­m ie św., Tradycji oraz orzeczeniach i u­chw ałach Soborów Powszechnych, aż do Trydenckiego w łącznie, czci Matkę N aj­św iętszą i Św iętych Pańskich, uczy sw ych w iernych m iłości Boga, szacunku dla bliź­nich i ukochania Ojczyzny.

Odrzucamy tylko dogm at o n ieom ylno­ści papieża i prym acie jurysdykcyjnym biskupów rzym skich. Każdy człow iek, na­w et i papież, m oże się m ylić. Przypisyw a­n ie zatem nieom ylności papieżow i jest nie tylko niezgodne z Pism em św ., lecz sprze­c iw ia się zdrowem u rozsądkowi.

Kościół Polskokatolicki w PRL dzieli się pod w zględem adm inistracyjnym na: a) archidiecezję w arszaw ską, b) diecezję w ro­cław ską i e) d iecezję krakowską.

Najwyższym Z wierzchnikiem Kościoła P olskokatolickiego jest Prym as — J. Em. Ks. Biskup Prof. Dr M aksym ilian Rode, rezydujący w W arszawie.

W O J N A I POKÓJ

H elena Kuriagina (Anita Ekberg), Andrzej Bolkoński (Mel Ferrer) i Piotr Bezuchow

(Henry Fonda).

— to w span ia ły film zrealizow any przez am e­rykańsk iego reżysera K inga V idora w edług w ielk iej epopei Lwa T ołsto ja. N ie będzie­m y pisać o s tosunku film u do książki. K ażdy m usi sam p rzeczy tać tę jed n ą z najw iększych pow ieści św iata . O bejrzen ie film u n a pew no d o tego zachęci.

..W ojna i pokój" pow sta ł przy w spółpracy z w ioską w y tw ó rn ią C itte C ina P on ti La- u ren tiis w 1956 r. Z djęcia p len e ro w e rea lizo ­w ane zostały w Jugosław ii. B ra ły w nich u ­dział liczne w łosk ie jed n o s tk i w ojskow e. O ro z ­m iarach nak ład u p racy św iadczyć m oże fak t. że d la ak to rów i s ta ty stó w przygo tow ano oko­ło 100 tysięcy kostium ów . D ekoracje p rzed ­staw ia jące X IX -w ieczną M oskwę, zap ro ­jek to w an e przez w łoskiego p la s ty k a M ario C h iari, n ie sp ra w ia ją w rażen ia m ak ie ty — m usiały się przecież palić jak p raw dziw e dom y.

D oskonała .iest obsada film u N atasze R osto­w ą gra, jak b y stw orzona do te j roli. A udrey H epburn. A ndrzeja B olkońskiego k reu je jej m ałżonek Mel F erre r. P io tr B ezuchow — to

[znany w szystk im z film u ..D w unastu g n iew ­nych lu d z i”, znakom ity a k to r H enry Fonda. W pozostałych ro lach w y stęp u ją A nita Ek­berg, V itto rio G assm an. M illy V itale , O skar K om olka, M ai B ritt i inni.

Pier\vs2\ hal Nataszy

Książę Bolkoński przed bitw ą

Parada w ojskow a w M oskwie