Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa...

36
GÓRNO ŚLĄZAK Gazeta Związku Górnośląskiego MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 1 – 2 (32) / 2018 ISSN 2391‒5331 Fot. Dawid Fik

Transcript of Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa...

Page 1: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

GÓRNOŚLĄZAKGazeta Związku Górnośląskiego

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY NR 1 – 2 (32) / 2018 ISSN 2391‒5331

Fot. Dawid Fik

Page 2: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,
Page 3: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

3www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Bycie Ślązakiem to także obowiązkiW ostatnim czasie wstrząsnął nami wszystkimi reportaż doty-

czący neonazistów z Wodzisławia Śląskiego. W jego konse-kwencji, Kamil Durczok w jednym ze swoich felietonów napisał, że tu na Śląsku powinniśmy potępić tego typu zachowania i wyda-rzenia. Ale czy samo potępianie, choćby w najmocniejszych sło-wach użytych do  sformułowania najwznioślejszych oświadczeń, albo pikietowanie z użyciem najgłośniejszych szczekaczek i naj-większych transparentów wyeliminuje z przestrzeni publicznej neonazizm, nienawiść na tle na-rodowościowym, etnicznym, rasowym czy wyznaniowym? Nie, nie wyeliminuje.

Czy stać nas na zabranie głosu, gdy jakiś starzyk z rozrzewnieniem w głosie mówi przy swo-ich wnukach: „ja, za Adolfa to bół ordnung” i jest to wszystko, co ma do przekazania kolejnym pokoleniom w kwestiach historycznych? Wiem, dziadek nie ma złych intencji. Złą intencją by-łoby zarzucanie mu, że szerzy w ten sposób nazizm, ale czyż dzisiejszej młodzieży nie trzeba pewnych rzeczy tłumaczyć wprost jak krowie na pastwisku?

Żadnego z  pasażerów tramwaju nie było stać na  choć jedno słowo, gdy pewna elegan-cka pani ni stąd, ni zowąd zwróciła się do żony mojego przyjaciela (oboje pochodzą z Kirgi-zji) podróżującej z  ich kilkumiesięcznym dzieckiem: „ty  brudna szmato”. Nikt z  przechod-niów nie reagował, gdy w Czechowicach-Dziedzicach prawdziwi Polacy oblepiali bar mojego kolegi Egipcjanina napisami: „Polska dla Polaków” i  „Polska wolna od  islamu”. Nie znalazł się żaden odważny, aby obronić czarnoskórego gościa odwiedzającego mojego znajomego w Katowicach, gdy razem chcieli wejść do jednego z lokali na Mariackiej, a ochroniarz normal-nie wypłacił mu z liścia. I tak mógłbym pisać do rana…

Wśród cech, które od pokoleń były wyznacznikiem górnośląskiej tożsamości, Deklaracja Związku Górnośląskiego wymienia tolerancję i otwartość kulturową. Trzeba pracy u pod-staw. Trzeba uczyć najmłodszych tolerancji i otwartości. Trzeba mówić dzieciom, że inny nie znaczy obcy, ani gorszy.

Jako członkowie najstarszej i największej organizacji regionalnej na Śląsku staramy się wdra-żać te wartości nie tylko w naszych rodzinach, ale też naszej działalności społecznej, głównie w przedsięwzięciach dedykowanych młodzieży. Elementów tolerancji i wielokulturowości nie brakuje w Śląskim Turnieju Debat Oksfordzkich, na Olimpiadzie Wiedzy o Górnym Śląsku, czy też w całej masie mniejszych wydarzeń.

Wszyscy musimy ciągle uczyć się Śląska, ale tego najlepszego: wielokulturowego, otwar-tego, przyjaznego. Jeśli dobrze odrobimy tę lekcję, to z pewnością mniej będziemy musieli póź-niej protestować. q

Grzegorz Franki, Prezes Związku Górnośląskiego

Wydawca: Związek Górnośląski• www.zg.org.plRedaguje zespół:Grzegorz Franki (redaktor naczelny), Mirella Dąbek, Dawid Fik (fotografia),Sławomir Fudala, Łucja Staniczkowa,Anita Witek, Dawid Wowra.Stali współpracownicy:Sławomir Jarzyna, Krzysztof Kraus,Michał Materowski, Marcin Melon,Dariusz Nowak, Jacek Siegmund (rysynki),Kamila Ptaszyńska-Matloch, Krystian Węgrzynek.Adres redakcji: 40‒058 Katowice,ul. Pawła Stalmacha 17, tel. 32 251 27 25• [email protected]:Zwiazek Górnośląski• [email protected]: Kazimierz Leja • [email protected]: Drukarnia TOLEK Sp. z o.o.43‒190 Mikołow, ul. Żwirki i Wigury 1tel. 32 326 20 90 • www.tolek.com.plISSN 2391‒5331

W numerze między innymi…Tematy przewodnie wydania: Mysłowice – Tragedia Górnośląska – Pomoc dla Aleppo Nastał czas – wywiad z prezydentem

Mysłowic s. 4Mirella Dąbek: Mysłowiczanka

na europejskich salonach s. 6Nie bójcie się marzyć – wywiad

z M. Koźlikiem s. 7Anita Witek: Jestem silna s. 8Teresa Białucha: Przykład zakorzenienia

w środowisku s. 11Całe życie dla innych – wywiad z prezesem

Koła Brzezinka s. 12Upamiętnienie mysłowickiego obozu s. 13M. Dąbek: Ogród Róż splamiony krwią s. 14Obchody rocznicy Tragedii Górnośląskiej

s. 17 Śląskie – dzieciom z Aleppo – wywiad

z o. Alanem Ruskiem s. 18Sławomir Jarzyna: Wspomnienie z Aleppo

s. 21Związek Górnośląski powinien robić swoje –

wywiad z prezesem ZG s. 22oraz rubryki stałe…Co słychać w Domu Śląskim s. 24Szkubaczki – Kamila Ptaszyńska s. 26Po naszymu – Marcin Melon s. 27Dziedziczenie ustawowe a testament s. 28Gotyk w godce – Krystian Węgrzynek s. 29Ausdruki Jacka Siegmunda s. 29Posłowie – Po słowie, po trzy s. 30Moja Koszutka – Henryk Adler s. 31Emma s. 32Larmo s. 33

Był gotowy do drogiPoczty sztandarowe, delegacje i tłum przyjaciół, współpracowników i znajomych zgro-

madziły się przy trumnie śp. Jana Michalika przed kościołem pw. św. Antoniego. Obszerny kościół wypełnili wierni biorący udział we Mszy św. za spokój duszy Jana. Przybył Prezydent Miasta Chorzowa, zastępcy prezydenta, radni miasta, przedstawiciele Związku Górnoślą-skiego z Prezesem na czele. Przy trumnie stanęło 8 pocztów sztandarowych.

Świętej pamięci Jan przychodził na  msze św. nie tylko w  niedziele, ale często również i  w  tygodniu. Nie obnosił się ze swoją religijnością. Wszystko co czynił – czynił z my-ślą o drugim człowieku. Wtedy, gdy był zastępcą Prezydenta Chorzowa i wtedy, gdy pełnił obowiązki dyrektora w Cho-rzowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Zakładał Koło Klim-zowiec ZG, w  2014  r. reaktywował Koło Królewska Huta. Żył zawsze zgodnie ze swoim sumieniem, które kształtował według Dekalogu i Ewangelii.

W  piątek, 12 stycznia br. dzień rozpoczął Eucharystią w kościele św. Antoniego. W siedzibie Związku Górnoślą-skiego z prezesem Grzegorzem Franki układał plany na rozwój Związku w przyszłości. Je-chał samochodem do domu, gdy nagle serce się zatrzymało. Lekarze nie zdołali go zreani-mować.

Mszę św. koncelebrowało pięciu kapłanów, w tym kapelan Związku Górnośląskiego ks. prof. Arkadiusz Wuwer. Homilię wygłosił ks. proboszcz senior Jaromin Maria, który znał śp. Jana od wielu lat. Przypomniał wszystkim, jaki Jan był energiczny i uczynny. Podkreślił też, że był człowiekiem wiary. Talenty, które otrzymał od Boga- pomnażał dzieląc się z innymi.

Był gotowy do drogi na spotkanie z Panem Bogiem. W podzięce za dobro, które czynił w ziemskim życiu, przyszły tłumy śp. Janowi złożyć hołd.

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie! Jan Mieńciuk

Page 4: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

4 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Nastał czas na poprawę przestrzeni rekreacyjnej w Mysłowicach– mówi Edward Lasok, prezydent miasta

Panie Prezydencie, jako mieszkanka Mysłowic widzę pozy-tywne zmiany w naszym mieście. I co warto podkreślić nie tylko w centrum, ale również w dzielnicach. Za kilka miesięcy wybory samorządowe. Jak by Pan podsumował dotychczasowe trzy lata swojej II kadencji? Co w tym czasie udało się zrealizować?

Edward Lasok – Prezydent Mysłowic: Wykonaliśmy szereg inwestycji drogowych, nie sposób wymieniać wszystkich. Sporo zainwestowaliśmy w  oświatę. Oprócz tego staraliśmy się o  nowe miejsca pracy stwarzając przyjazną atmosferę dla rozwoju firm. Teraz nastał czas na poprawę całej przestrzeni rekreacyjnej: planu-jemy zagospodarowanie terenów sportowych, pozyskaliśmy ponad 13 milionów na rewitalizację największych mysłowickich parków, planujemy remont całościowy kąpieliska Słupna wraz z  budową miejskiego basenu krytego, realizujemy projekt Bike&Ride z siecią ścieżek rowerowych i centrum przesiadkowym.

Co jeszcze miasto planuje zrobić w tym roku?Przede wszystkim będziemy kontynuować zadania inwesty-

cyjne, zwłaszcza drogowe. Przedsięwzięcia rozpoczęte i nie skoń-czone będą zamknięte w  tym roku. Musimy także sfinalizować duże inwestycje m.in. modernizację ul. Orła Białego, Janowskiej, Batorego, Bocznej, a także Długiej w Dziećkowicach i Chrzanow-skiej w Brzezince. Przychodzi czas na inne zadania, związane z wy-poczynkiem i rekreacją. To ważna część budżetu, w którą wchodzić będzie Park Zamkowy, Promenada połączona z Trójkątem Trzech Cesarzy oraz Park Słupna. Ważną sprawą będzie także zaprojek-towanie cmentarza komunalnego oraz uporządkowanie infra-struktury społecznej, głównie w centrum. W projektowaniu znaj-duje się kolejne potężne zadanie – przebudowa układu kolejowego oraz komunikacji miejskiej od Słupnej do ul. Obrzeżnej Północ-nej. Przewidziana jest przebudowa wiaduktów przy ul. Portowej, Sułkowskiego, Krakowskiej i  Bytomskiej. Odrębny projekt doty-czyć będzie modernizacji wiaduktu na Obrzeżnej Północnej, który trzeba przygotować pod wymogi DTŚ. Całość będzie kosztować 400 mln zł. Po to więc prowadzimy rozmowy z GPW, żeby mia-sto mogło uwolnić się z gorsetu zobowiązań i partycypować finan-sowo w tych niezwykle ważnych zadaniach inwestycyjnych.

Wspomniał Pan, że miasto stwarza przyjazną atmosferę dla rozwoju firm. Czy zatem Mysłowice to atrakcyjne miasto dla in-westorów krajowych i zagranicznych? Czy posiada jakąś strate-gię ich przyciągania?

Siłą Mysłowic jest usytuowanie miasta w  centrum Górnoślą-skiego Okręgu Przemysłowego. Takie położenie zdeterminowało związek mysłowiczan z przemysłem górniczym i hutniczym. Prze-biegające przez miasto: autostrada A4 i droga ekspresowa S1, skra-cają czas dojazdu do  Warszawy, Wrocławia, Krakowa, Bielska--Białej, Cieszyna i in. W mieście znajduje się węzeł autostradowy Mysłowice – Brzęczkowice. Od  centrum Katowic miasto dzieli 15 minut jazdy samochodem, a drogę do Krakowa można poko-nać w ciągu trzech kwadransów. Kolejnym ważnym atutem świad-czącym o atrakcyjności miasta jest niewielka odległość od dwóch międzynarodowych lotnisk. W  grudniu ubiegłego roku przyjęli-śmy Lokalny Program Rozwoju Gospodarczego Miasta Mysłowice na  lata 2017‒2025, w którym wskazujemy sobie kierunki działa-nia tak, aby ułatwić przedsiębiorcom prowadzenie biznesu. To taka nasza strategia, gdzie jasno jest powiedziane, co  stworzymy nie tylko dla chcących prowadzić swój biznes w Mysłowicach, ale i dla tych, którzy zdecydują się u nas zamieszkać. Rozwój gospodarczy

miasta odbywa się bowiem na wielu płaszczyznach, a stworzenie takiego programu pozwoliło nam wskazać te wszystkie płaszczy-zny i określić działania, jakie musimy podjąć, żeby żyło nam się coraz lepiej. Trudno je wszystkie wymienić, ale to m.in. stworzenie Centrum Przedsiębiorczości i Kreatywności, tworzenie projektów dla dzieci i  młodzieży, budowanie współpracy pomiędzy bizne-sem a szkołami technicznymi, stworzenie miejsc aktywnego wy-poczynku, promocja i marketing miasta jako partnera inwestycyj-nego czy rozszerzenie programu ulg.

Mysłowice pozyskały ponad 13 milionów na  rewitaliza-cję największych mysłowickich parków. Przypomnijmy zatem, że we wrześniu 2017 roku miasto otrzymało 6 mln dofinanso-wania na kompleksowe zagospodarowanie terenu Promenady. Przy wkładzie własnym miasta, na terenach przed i za boiskiem Lechii 06 przeprowadzone zostaną prace o łącznej wartości po-nad 7 mln zł. Z kolei środki unijne w ramach zadania „Rewalo-ryzacja Doliny Czarnej Przemszy w Mysłowicach – etap I – Park Zamkowy” pokryją rewitalizację Parku Zamkowego. Proszę przybliżyć, co powstanie na tych terenach?

Na Promenadzie planujemy budowę m.in. placu zabaw, ogrodu kwiatowego, górki saneczkowej wybiegu dla psów czy miejsca do grillowania. Powstanie teren do gry w boule, badmintona, krę-gle. Odnowiony zostanie teren przy źródełku. Ważnym elemen-tem będzie budowa nowego układu ścieżek, ciągu pieszo-rowero-wego połączonego z planowaną ścieżką rowerową wzdłuż Czarnej Przemszy. Całość dopełni budowa nowego oświetlenia terenu. Po-nadto utworzone zostaną stawy retencyjno-filtracyjne ze  ścieżką edukacyjną. Natomiast prace w  Parku Zamkowym rozpoczną się od  uporządkowania zieleni – wycięte zostaną stare drzewa

Rozmowa „Górnoślązaka”

Foto: www.edwardlasok.pl

Page 5: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

5www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKi krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny, na którym odbywać będą się imprezy kulturalne. Ponadto zakła-damy budowę placów zabaw dla dzieci i boiska oraz ścieżek ro-werowych. Tutaj również powstanie nowe oświetlenie, co  wpły-nie na  poprawę bezpieczeństwa w  tym rejonie. Zostanie także zagospodarowany Plac Mieroszewskich, Plac Matejki oraz Skwer Starokościelny.

Promenada to nie tylko miejsce rekreacji, ale również miej-sce naznaczone krwią i  cierpieniem wielu niewinnych ofiar. Najpierw działało tu nazistowskie Policyjne Więzienie Zastęp-cze (1941‒45), a potem komunistyczny obóz pracy (1945‒46). Czy planuje się jakoś upamiętnić to miejsce kaźni?

Projekt rewitalizacji Promenady uwzględnia historyczny cha-rakter tego miejsca. Nawiązaliśmy współpracę z IPN, aby podjąć działania upamiętniające. Jest do dla mnie bardzo ważny element, którego nie można pominąć.

W  przyjętym Miejskim Planie Rewitalizacji Miasta na  lata 2016‒2020 przewidziano objęcie pełnym wsparciem dzielnice: Piasek, Stare Miasto oraz Centrum. Jakie działania podjęto w tym kierunku?

Głównym działaniem jest rewaloryzacja Doliny Czarnej Przem-szy, czyli wspomniane wyżej zadania inwestycyjne na  Promena-dzie i w Parku Zamkowym. Złożyliśmy wniosek o dofinansowanie usunięcia azbestu z budynku przy ul. Grunwaldzkiej 9 i  adapta-cję tego budynku na potrzeby Centrum Przedsiębiorczości i Kre-atywności, który obecnie jest w  trakcie oceny. Do  końca lutego zostanie również złożony wniosek o  dofinansowanie utworzenia na tym terenie 18 mieszkań socjalnych, wspomaganych i chronio-nych. Pozytywną ocenę formalną otrzymał także projekt dotyczący rozwoju szkolnictwa zawodowego w mieście. W Przedszkolu nr 8 w  dzielnicy Piasek przeprowadzono termomodernizację. Jeste-śmy w  trakcie postępowania przetargowego na  budowę nowego oświetlenia typu LED, część zlokalizowana jest właśnie na terenie objętym programem. Od trzech lat dofinansowujemy remonty za-bytków, dzięki czemu nową elewację zyskały kamienice przy ul. Wyspiańskiego 3 i ul. Starokościelnej 4. Na ul. Bytomskiej 18 i Słu-peckiej 9 ma powstać Klub Inicjatyw Lokalnych. Działania ożywia-jące Rynek też mają duży wpływ na życie mieszkańców tych dziel-nic na przykład organizowane cyklicznie w Kościele Ewangelickim koncerty chórów gospel.

Sporo kontrowersji wśród mieszkańców trzech dzielnic My-słowic – Brzezinki, Kosztów i  Dziećkowic budzi budowa no-wych kopalń. Tauron Wydobycie, do  którego należy Zakład Górniczy Sobieski, chce zagospodarować pokłady złoża Brze-zinka 1, z kolei druga spółka zamierza kopać w złożu Brzezinka 3. Na jakim etapie jest ta sprawa?

Na  chwilę obecną spółka Brzezinka 3 ubiega się o  konce-sję, a  spółka Brzezinka 1 już tę koncesję posiada, ale nie prowa-dzi wydobycia, lecz rozpoznanie. Po  rozpoznaniu musi opraco-wać plan ruchu zakładu, do którego możemy złożyć swoje uwagi. Zleciłem opracowanie oceny raportu oddziaływania na środowi-sko spółki Brzezinka 1 tak, abyśmy mieli pełną wiedzę i argumenty stawiając spółce warunki w  celu jak najlepszego zabezpieczenia mysłowiczan.

Druga sprawa związana z  górnictwem to  przejęcie przez miasto obiektów po nieczynnej kopalni „Mysłowice”. W stycz-niu na  terenie byłej KWK „Mysłowice” odbyło się spotkanie władz miasta z przedstawicielami Spółki Restrukturyzacji Ko-palń, podczas którego przeprowadzono wizję lokalną na  tere-nie pokopalnianych nieruchomości. Miasto jest zainteresowane przejęciem jednego z  najbardziej charakterystycznych obiek-tów – szybu Sas. Spółka Restrukturyzacji Kopalń zamierza wy-burzyć m.in. cechownię, basen z lampownią, łaźnię, kompleks sortowni oraz budynek magazynu głównego i  odzieżowego. Natomiast co  się stanie z  obiektami zabytkowymi, jak: wieża

szybowa Szybu Łokietek, elektrownia i  budynek warsztatu mechanicznego?

Podczas wizji lokalnej, w której uczestniczyłem oglądałem za-równo obiekty zabytkowe (w tym między innymi wieżę szybową Szybu Łokietek, elektrownię czy też budynek warsztatu mecha-nicznego), jak również te niewpisane do Ewidencji Zabytków i po-nownie wyraziłem wolę przejęcia szybu Sas. W najbliższym czasie zostanie podpisane stosowne porozumienie z SRK regulujące za-sady współpracy przy ewentualnym przejmowaniu obiektów po-kopalnianych. Podkreślam, że  obiekty zabytkowe znajdujące się na terenie byłej kopalni chronione są wpisem do Miejskiego Planu Zagospodarowania Przestrzennego oraz Gminnej Ewidencji Za-bytków i bez zgody Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków nie mogą być podejmowane żadne czynności związane z ich remon-tem, czy wyburzeniem. Jak dotąd SRK nie podjęło działań zmie-rzających do uzyskania takiego pozwolenia.

W ubiegłym roku została wprowadzona reforma oświaty. Jak Mysłowice sobie z nią poradziły?

W mojej ocenie miasto bardzo dobrze poradziło sobie z wpro-wadzeniem reformy oświaty. Żaden z  pracowników nie stracił pracy. Z przekształcenia Gimnazjum nr 1 powstała nowa Szkoła Podstawowa nr 4 na Bończyku, do Gimnazjum nr 2 została prze-niesiona Szkoła Podstawowa nr 7 i budynek przeszedł generalny remont. Wszystkie budynki zostały dostosowane do nowych za-dań. Ponadto w tym roku oddaliśmy do użytku nowe przedszkole w Kosztowach.

Panie Prezydencie, podczas ostatniego koncertu kolędowego w mysłowickim kościele pw. Nawiedzenia NMP powiedział Pan, że  orkiestra rozrywkowa KWK „Mysłowice-Wesoła” – Happy Big Band – to wizytówka Mysłowic. Czy miasto wspiera dzia-łalność zespołu?

Bardzo chętnie wspieramy orkiestrę i  nie ukrywam, że  jest to  dla nas bardzo ważny zespół. Orkiestra ta  podtrzymuje mu-zyczne tradycje Śląska i  Mysłowic. Podkreślić należy, że  zespół prezentuje bardzo wysoki poziom artystyczny. Uświetnia on wiele imprez miejskich, festynów czy świąt państwowych. Co roku mo-żemy wspólnie kolędować na jarmarku czy usłyszeć orkiestrę pod-czas koncertu noworocznego. Jestem dumny z  osiągnięć Happy Big Bandu oraz z  faktu, że  w  naszym mieście funkcjonuje tak wspaniała orkiestra i że możemy wspierać jej działalność.

A czy miasto planuje zorganizować w 2018 roku jakieś więk-sze imprezy sportowe i muzyczne?

Jak co roku w Parku Słupna odbędą się Dni Mysłowic oraz kon-cert ekumeniczny „Bądź jak Jezus”. Ponadto miejskie Dożynki i Jarmark na Rynku, Dzień Dziecka w Parku Słupna. Rok, w który właśnie weszliśmy upłynie nam pod znakiem obchodów 100-le-cia odzyskania przez Polskę niepodległości. Planujemy, żeby dzia-łalność mysłowickich instytucji sportu i  kultury mocno skupiła się na  tym fakcie. Poszczególne instytucje kultury przygotowują w związku z tym liczne atrakcje.

Dla mysłowiczan jedną z najważniejszych spraw jest bezpie-czeństwo. Jakie działania podjęło miasto w tym kierunku? Czy Mysłowice są miastem monitorowanym?

Jesteśmy w  trakcie wdrażania Inteligentnego Mysłowickiego Monitoringu Miejskiego w skrócie: IM³. Do końca marca br. na te-renie Mysłowic zamontujemy 40 kamer. Znajdą się one w 28 loka-lizacjach w mieście i skierowane zostaną m.in.: na ulice, wiadukty, przystanki, place zabaw czy tereny przy szkołach. Centrum moni-toringu zostanie zlokalizowane w nowo wybudowanej Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej przy ul. Mikołowskiej. Mon-taż 40 kamer inteligentnego monitoringu miejskiego to pierwszy etap tej inwestycji – docelowo miasto planuje rozbudowę systemu. Planujemy, że monitoring ruszy z początkiem kwietnia.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w zmianie wizerunku Mysłowic. q

Rozmawiała: Mirella Dąbek

Page 6: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

6 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Mysłowiczanka na europejskich salonach

Przez siedem lat uczyła się grać na  pianinie, jej słaboś-cią są  perfumy, jest opiekuńczą mamą trójki dzieci, nie przepada za zimą, zna język perski, jest odpowiedzialna

i  punktualna, nie miała okazji bawić się na  balu maturalnym z powodu stanu wojennego (1982).

Jest niesamowicie kompetentna i  pracowita, odpowiedzialna i  konse-kwentna w  działaniu. Przy tym bar-dzo dobrze wykształcona. Nic więc dziwnego, że  sukces polityczny był tylko kwestią czasu. Przeszła wszyst-kie szczeble kariery – od władz woje-wódzkich przez krajowe aż do europej-skich. Jeszcze w 2011 roku – jak mówili wtajemniczeni – marzyła o  karierze w strukturach unijnych. Trzy lata póź-niej została powołana na  stanowisko Europejskiego Komisarza ds. Rynku Wewnętrznego i Usług.

Szanowni Państwo, przedstawiamy Elżbietę Bieńkowską – najbardziej znaną mysłowiczankę w  świecie poli-tyki.

Elżbieta Bieńkowska urodziła się 4  lutego 1964 roku w  Katowicach. Jak podają ogólnodostępne źródła, ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica w Sosnowcu, a następnie orientalistykę (iranistyka) na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagielloń-skiego w Krakowie. Dlatego nie tylko doskonale mówi po an-gielsku, ale również po persku.

W  1996 roku, za  namową ojca, ukończyła Krajową Szkołę Administracji Publicznej, a  dwa lata później studia podyplo-mowe w Szkole Głównej Handlowej. W tym samy roku objęła funkcję pełnomocnika wojewody ds. strategii rozwoju woje-wództwa. W latach 1999‒2007 była Dyrektorem Wydziału Roz-woju Regionalnego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Śląskiego. Była koordynatorem i negocjatorem zespołu tworzą-cego Regionalny Program Operacyjny Województwa Śląskiego na lata 2007‒2013, doprowadzając do przyjęcia tego programu w  grupie pierwszych pięciu programów regionalnych w  Pol-

sce. W  2007 roku objęła funkcję ministra rozwoju regional-nego w rządzie Donalda Tuska. W wyborach parlamentarnych w 2011 roku została wybrana na senatora jako bezpartyjna kan-dydatka z listy PO. Uzyskała ponad 48 tys. głosów. Pełniła funk-cję ministra rozwoju regionalnego do 2013 roku. W listopadzie

została wicepremierem i ministrem in-frastruktury i  rozwoju. We  wrześniu 2014 roku spełniło się jej marzenie. Została nominowana komisarzem Unii Europejskiej ds. rynku wewnętrznego, przemysłu, przedsiębiorczości oraz małych i  średnich przedsiębiorstw. Czym się zajmuje w  Brukseli? Należy do  następujących zespołów zadanio-wych: miejsca pracy, wzrost, inwesty-cje i  konkurencyjność; jednolity ry-nek cyfrowy; unia energetyczna, euro i  dialog społeczny, lepsze stanowienie prawa i sprawy międzyinstytucjonalne, budżet i zasoby ludzkie.

A  prywatnie? Elżbieta Bieńkowska z  domu Moycho ma  dwoje dorosłych dzieci: Michalinę i  Mateusza oraz kil-kunastoletnią Zosię. Jak przyznaje, nie lubi gotować. Jest to  dla niej udręka i strata czasu. Natomiast uwielbia jeść, przy czym nie jest zbyt wybredna. Zde-

cydowanie woli lato niż zimę, a jej miejscem na Ziemi są Bał-kany. Uwielbia odpoczywać na plaży. Kocha zwierzęta. Ma nie-wielu przyjaciół, ale za to takich „na śmierć i życie”. Jej babcia – Zofia Moycho z domu Pillipp – walczyła w powstaniu war-szawskim na Żoliborzu. Służyła w kobiecych służbach pomoc-niczych. Jej kuzynką jest znana aktorka – Anna Guzik i to ona przeprowadziła wywiad, z którego skorzystałam, pisząc o naszej słynnej mysłowiczance.

Mysłowiczanie mogliby dodać, ze jest wierna swojemu mia-stu, a tak zwana opinia publiczna pamięta ją z ciętego języka.

Dobrze, że możemy napisać o Elżbiecie Bieńkowskiej w „Gór-noślązaku”. q

Mirella DĄBEK

Oni rozsławili Mysłowice

Foto: Wikipedia

Jerzy Chromik 1931‒1987Miejsce urodzenia: Kosztowy. Trzykrotny rekordzista

świata w biegu na 3000 m z przeszkodami.Jerzy Chromik urodził się w Kosztowach (obecnie dzielnica

Mysłowic) w rodzinie kolejarskiej. Podjął naukę w szkole po-wszechnej polskiej, by po roku (1939) kontynuować ją w szkole niemieckiej, a w 1945 roku – na powrót w polskiej. W 1952 roku ukończył Liceum Mechaniczne w Zabrzu, tam też wstą-pił do Klubu Sportowego „Górnik” Zabrze, aby uprawiać lek-koatletykę. W 1966 roku obronił dyplom magistra inżyniera mechanika górniczego na Politechnice Śląskiej.

Sławę zdobył wygrywając w  1951 roku w  Ogólnopolskiej Spartakiadzie biegi na  5000  m oraz na  3000  m z  przeszko-

dami. Chromik był mistrzem Europy (1957) i trzykrotnym re-kordzistą świata (dwukrotnie: w  1955 oraz w  1958) w  biegu na  3000  m z  przeszkodami. Zwycięzca Crossu L’  Humanite w Paryżu (1959) i dwukrotnie Memoriału Kusocińskiego.

Odznaczony  m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odro-dzenia Polski (1964), kawaler medalu Kalos Kagathos (1985).

Zmarł w 1987 roku w Katowicach.

„Był najlepszy, był natchniony, w czasie biegu wpadał w trans”.

q

Jan Mulak

Page 7: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

7www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Nie bójcie się marzyćUrodził się Pan i wychował w Mysłowicach. Tam zaczął Pan

pracę dziennikarza. Jak to przebiegało?Moją przygodę z  dziennikarstwem zaczynałem jako nastola-

tek od nagrywania wywiadów, pisania reportaży i  relacji z miej-skich wydarzeń do parafialnej gazetki. Wtedy też zaczęła się rodzić moja miłość do radia. Słuchałem go dość często i zacząłem na do-mowym magnetofonie nagrywać własne audycje, prowadzone przez siebie listy przebojów. W wieku 15 lat trafiłem do młodzie-żowej rozgłośni internetowej, która nadawała też na jednym z ka-nałów ogłoszeniowych mysłowickiej kablówki. Studio mieściło się w  piwnicy II Liceum Ogólnokształcącego. Do  dziś, gdy tamtędy przejeżdżam, spoglądam w okna tej piwnicy z ogromnym senty-mentem. To był mój radiowy początek. W tamtym czasie moją in-spiracją był znany na Śląsku dziennikarz Marcin Janota, którego poznałem podczas prowadzenia różnorakich imprez scenicznych w  Miejskim Centrum Kultury. To  właśnie on wprowadził mnie po raz pierwszy do prawdziwego radia nadającego na falach FM i  opowiadał o  tajnikach swojej pracy. Odtąd radio stało się na-bierającym konkretnych kształtów marzeniem. Po  kilku latach spotkaliśmy się w oficjalnej mysłowickiej rozgłośni internetowej, w której prowadziłem wieczorne pasmo muzyczne oraz autorską niedzielną audycję. Pierwsza prawdziwa umowa, pierwsza prawdziwa praca, świetni lu-dzie. To sprawiało mi ogromną frajdę. Równolegle współpraco-wałem z rodzącą się wtedy my-słowicką telewizją internetową. Tam zaczęło kiełkować zamiło-wanie do dziennikarstwa sensu stricto, czyli do informacji.

Te młodociane doświad-czenia okazały się być ważnym etapem na  drodze do  rozpo-częcia pracy dziennikarza in-formacyjnego. Pracy już poważ-nej, bo takiej z której utrzymać trzeba rodzinę. W  2010 roku otrzymałem propozycję pracy w jednej z gliwickich rozgłośni, z  której z  ogromną radością skorzystałem. Dzięki zaufaniu, jakim mnie obdarzono, zostałem prezenterem informacji lokalnych. Po ponad roku pracy w Gliwi-cach nastąpił ogromny przełom, który zaważył na dalszym moim życiu: propozycja pracy w Warszawie. To już była naprawdę głę-boka woda. Przeskok z  realiów regionalnych do  ogólnopolskich początkowo mnie przerażał, ale stopniowo dzień po  dniu uczy-łem się spojrzenia bardziej globalnego na  politykę, sprawy spo-łeczne i kulturalne. I… spodobało mi się. Po pięciu latach pracy w jednej z ogólno-polskich stacji radiowych w  Warszawie, nastąpiła kolejna wielka zmiana. Od tego momentu pracuję w  Radiowej Jedynce gdzie przygotowuję i  przedstawiam Ak-tualności. Świadomość, że  mogę współ-tworzyć najważniejszy radiowy serwis informacyjny w  Polsce i  współpracować z  naprawdę świetnymi dziennikarzami, daje ogromną satysfakcję.

Czy mógłby Pan określić, co  z  tego, czego Pan się nauczył od rodziców, są-siadów, kolegów, nauczycieli w  My-słowicach, przydało się Panu w  karierze dziennikarza radia ogólnopolskiego?

Po pierwsze zupełnie nie traktuję mojej pracy jak kariery. Ka-riera kojarzy mi  się bardziej z  showbiznesem lub ewentualnie dziennikarstwem najwyższego szczebla, zarezerwowanym jedy-nie dla garstki najlepszych i  najbardziej znanych. Tymczasem przygotowywanie i  prowadzenie radiowego serwisu informacyj-nego to  po  prostu codzienna, trudna i  wymagająca praca obar-czona ogromną odpowiedzialnością za słowo. Praca mająca swoje trudy i swoje radości. Dla mnie jedną z tych ostatnich jest świa-domość pośredniczenia w  procesie poznawania przez słuchacza tego, co dzieje się tu i teraz. Świadomość, że moja słowa przymna-żają komuś wiedzy, wywołują w kimś refleksję, prowokują nowe wnioski – daje dużo radości. W tym wszystkim przydaje się wiele umiejętności, które wyniosłem z domu i ze szkoły: zainteresowa-nie światem, przenikliwość w obserwowaniu dziejących się proce-sów, zadawanie krytycznych pytań, empatia (bo za każdym, nawet najbardziej suchym newsem, kryje się żywy człowiek) i wreszcie osłuchanie się i  opatrzenie z  radiowymi i  telewizyjnymi progra-mami informacyjnymi. Ileż jako młody chłopak spędziłem na tym czasu! To wszystko teraz procentuje.

Czy w Warszawie wiedzą, że Pan jest Ślązakiem? Jak to jest przyjmowane przez środowisko dziennikarskie? Czy by-

cie Ślązakiem pomaga czy utrudnia zrobienie kariery w Warszawie?

Oczywiście, że wiedzą. Przy-znaję się do  tego z  dumą, ale bez udawanej powagi. Umiem się śmiać z  naszych regional-nych przywar, ale w  koleżeń-skich dyskusjach o  typowo ślą-skich problemach (historia, górnictwo, rodzina, praca, czy choćby zanieczyszczenie powie-trza) zawsze staram się stawać w  obronie Śląska, pokazywać jego piękno i  wyjaśniać śląski punkt widzenia. Czy bycie Ślą-zakiem utrudnia pracę w  War-szawie? Z  mojej perspektywy nie. Wydaje mi  się, że  w  ogóle pochodzenie spoza Warszawy

traktowane jest w  świecie medialnym w  stolicy raczej jako atut. To  tak, jakbyś znał również inne realia i  miał przez to  więcej do powiedzenia.

Kiedy myśli Pan: „Mysłowice” – co Pan czuje?Wdzięczność. To miasto to mój dom. A do domu wraca się za-

zwyczaj właśnie z  wdzięcznością. Bywam w  Mysłowicach kilka razy w roku z rodziną. Dla moich dzieci to miasto równa się dziad-

kowie. Dla mnie dodatkowo każda ulica, budynek, wszystko niesie ze  sobą wspo-mnienia i często też ludzi, których tu zo-stawiłem. Największy sentyment? Poza domem rodzinnym z  pewnością wielka neogotycka świątynia stojąca na  jakże symbolicznej granicy Śląska i  Zagłębia (Mysłowic i  Sosnowca) – mój parafialny kościół. Również I LO im. Tadeusza Koś-ciuszki i tuż obok Gimnazjum nr 2. Dwa miejsca, w których dojrzewałem. Piękne, ale i  trudne, niezapomniane czasy. Poza tym niezliczone ulice, domy, sklepy, place zabaw, szpital nr 2, w  którym dwa razy

leżałem, wspomniane już miejsca, w  których rozwijałem talenty i pracowałem na to, czym żyję teraz. I choć lokalne problemy nie-

Page 8: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

8 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKgdyś postrzegane przeze mnie jako tak istotne, z perspektywy życia w Warsza-wie straciły teraz nieco w moich oczach na tej istotności, to wciąż są moimi prob-lemami. Tak samo jak moim, i na zawsze moim, jest to miasto.

5 marca tego roku odbędzie się już XX finał Ogólnopolskiego Kon-kursu Krasomówczego im. Wojciecha Korfantego, który organizuje Zwią-zek Górnośląski. W  latach gimnazjal-nych i licealnych startował Pan w tym konkursie i  był Pan trzykrotnie lau-reatem. Pamiętam Pańskie wystąpie-nie na temat: Przyszłości nie należy się bać, do  przyszłości należy się przygo-tować. Rozpoczął Pan pokazując swój dowód osobisty, w posiadanie którego wszedł Pan zaledwie przed kilkoma dniami. Pan pamięta to?

Oczywiście, że pamiętam. Uściślę tylko, że to był temat mojego pierwszego występu w 2003 roku (V edy-cja konkursu) kiedy nie byłem jeszcze pełnoletni. Dowód osobisty – owszem – zaprezentowałem z mównicy, ale dwa lata później, w edycji VII. Wtedy temat brzmiał „Wolno Ci wszystko, wolno Ci także wybierać”. Cieszę się, że  ten za-bieg został zapamiętany. Tematem zaś VI edycji było, o  ile pamiętam, zdanie: „To  kwestia honoru”. Te trzy hasła za-pamiętałem nie tylko dlatego, że  koja-rzą mi się ze zwycięstwami w konkursie, ale dlatego, że każde z nich było dla mnie wtedy niezwykle ważne. Lęk przed nie-znaną przyszłością, przygotowanie się do dorosłości, kształtowanie się wartości mających być fundamentem przyszłych wyborów i  wreszcie wolność będąca wielkim przywilejem, ale tez ogromną odpowiedzialnością. To właśnie były zagadnienia aktualne w moim życiu. W tym kontekście konkurs ten uważam za wielkie błogosła-wieństwo. Ileż cennych myśli, wniosków i  dobrych postanowień

ukształtowało się we mnie w ciągu tych trzech lat uczestnictwa w nim, a później w ciągu ponad dekady zasiadania w jury. Z  całą pewnością Ogólnopolski Kon-kurs Krasomówczy był dla mnie i  jest wciąż niesamowitą przygodą, spotka-niem ze słowem, z  ludźmi, którzy mają coś do  powiedzenia. Konkurs ten jest niezwykłą okazją do zmierzenia się z sa-mym sobą, sprawdzenia siebie, doświad-czenia naprawdę wysokiej kultury słowa. Dla mnie był też impulsem do inwesto-wania w piękną mowę i do upewnienia się, że właśnie głosem i słowem chcę kie-dyś pracować. Dziś mogę się tym cie-szyć. Każdego dnia informuję słucha-czy o tym, co ważnego dzieje się wokół nich. Towarzyszę im, gdy jadą do pracy,

gdy z  niej wracają, podczas ich odpoczynku, często też podczas bezsennych nocy. To bardzo odpowiedzialne zadanie. Ale bardzo

satysfakcjonujące. Cieszę się, że odkry-łem swoje zawodowe powołanie. Wie-rzę, że każdy jest do czegoś powołany. Na każdego czeka jakieś zajęcie, jakieś niepowtarzalne miejsce. Trzeba je tylko odnaleźć.

Co by Pan radził nastoletnim my-słowiczanom, którym marzy się ka-riera ogólnopolska?

Powiedziałbym: spójrz głęboko w siebie i nazwij swoje marzenia. A po-tem na  nie pracuj. Wykorzystuj każdą sposobność do  rozwoju. A  gdy przyj-dzie czas, zasypuj swoimi CV setki miejsc i  skrzynek mailowych ważnych osób. W końcu ktoś je odnajdzie. I za-dzwoni. A  wtedy wyruszysz w  wyma-rzoną drogę. I będzie pięknie. q

Michał Koźlik – obecnie dziennikarz Polskiego Radia. W przeszło-ści zwycięzca V, VI i VII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Krasomów-czego im. Wojciecha Korfantego w Katowicach, a od 2006 roku czło-nek jury.

„Jestem silna”Opowieść o Ślązaczce, która po(d)biła stolicę

Drobna, niewysoka, zawsze uśmiechnięta. Emanuje ciepłem i pogodą ducha. Zagrała 41 ról filmowych, 8 dubbingowych i kilkadziesiąt teatralnych (w tym 25 w spektaklach Teatru

Telewizji). Jurorka w Tańcu z Gwiazdami w 2011 roku. Laureatka Złotej Kaczki w kategorii: Najlepsza Polska Aktorka (za film „Ska-zany na bluesa”). Nominowana do nagrody Polskiej Akademii Fil-mowej w  kategorii: Najlepsza główna rola kobieca. Zdobywczyni Poznańskich Koziołków za film „Sto minut wakacji”. Wielokrotnie nagradzana. Współpracowała z najsławniejszymi reżyserami – An-drzejem Wajdą, Agnieszką Holland, Magdaleną Łazarkiewicz, Janu-szem Kijowskim, Jerzym Zalewskim, Maciejem Dejczerem, Barbarą Borys-Damięcką, Agnieszką Glińską. Jednocześnie mówi o  sobie: „Nie mam, ani nie chcę mieć w sobie nic z gwiazdy. Jestem człowie-kiem wewnętrznie skromnym. I to jest właśnie coś, co mnie zdeter-minowało na całe życie. Bez względu na to, ile będę miała na koncie. Dla mnie najważniejszym to  pozostać wrażliwą”. Te  słowa nabie-rają szczególnej wartości w ustach osoby, która od lat żyje i pracuje w środowisku o nieco innych wartościach i przekonaniach…

Drogi Czytelniku, nie chcąc Cię dłu-żej trzymać w  niepewności uprzejmie informuję – dzisiejszą bohaterką „Por-tretów” (tym razem współczesnych, a nie historycznych) jest mysłowiczanka Jolanta Fraszyńska!

Zobaczmy więc, jak to  wszystko się zaczęło… Droga do  kariery rozpoczęła się w  Mysłowicach, w  rodzinnym domu, o którym aktorka mówi z miłością i senty-mentem: „Miałam rodzinę, której różnie się wiodło, ale nigdy nie zabrakło im poczucia humoru. Byli szale-nie energetyczni. Mieli szacunek do człowieka. Byli rzetelni wobec pracy i obowiązków. Poukładanie w myśleniu uporządkowało tych ludzi. Kierowali się pewnym systemem wartości. To była praca, sto-sunek do wiary, tradycji i rodziny. Odniesienie się do hierarchii. Ślą-zacy mają coś takiego, że zdeterminowało ich geograficzne położe-nie. Pewne rozdarcie pomiędzy Polską i Niemcami spowodowało,

Page 9: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

9www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKże musieli zbudować bardzo precyzyjną tożsa-mość. Babcia z dziadkiem, kiedy chcieli coś po-wiedzieć co nas miało nie dotyczyć, albo było tajemnicą, mówili po  niemiecku”. W  takim domu nasza bohaterka rosła i uczyła się życia.

Już jako dziecko Jolanta Fraszyńska prze-jawiała talent wokalny i  rozpoczęła występy w  grupie wokalno-tanecznej. Potem odnala-zła się w ruchu oazowym by wreszcie skończyć Studium Przedszkolne. Jednak nie tędy wiodła Jej życiowa droga – poszukiwania trwały aż do momentu, kiedy postanowiła zostać aktorką. Filia krakowskiej PWST mieściła się we Wroc-ławiu. Tam też, pewnie kierując się słowami Juliusza Cezara – „Veni, vidi, vici” – przybyła, zobaczyła (a  raczej pozwoliła się zobaczyć…) i  zwyciężyła, zda-jąc egzamin za pierwszym razem! Za rolę w przedstawieniu dyplo-mowym „Nasze miasto” otrzymała nagrodę jury i magazynu „Go-niec Teatralny” w czasie IX Przeglądu Przedstawień Dyplomowych Szkół Teatralnych w Łodzi. Nic więc dziwnego, że zaraz po skończe-niu studiów rozpoczęła pracę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, pod kierunkiem samego Jerzego Jarockiego. Zagrała wiele ról – od Ani z Zielonego Wzgórza do szekspirowskiej Julii.

Po siedmiu latach obfitych w nagrody i dobre recenzje Jolanta Fra-szyńska przeniosła się do Warszawy. Z typowym dla siebie dystan-sem i poczuciem humoru tak wspomina ten czas: „Kiedy przyjecha-łam do stolicy zaobserwowałam, że  ludzie trafiający do Warszawy mają w sobie pewnego rodzaju nieśmiałość. Taki rodzaj wrażliwo-ści, która nie daje człowiekowi spocząć na  laurach. Jest pewnego rodzaju ciśnienie, że człowiek nie jest spokojny, ma energię, a  jest jednocześnie skromny. Pamiętam to  różniło studentów wrocław-skich od warszawskich, że ci tutejsi byli zarozumiali, pewniejsi sie-bie”. W stolicy aktorka rozpoczęła pracę w Teatrze Dramatycznym, od razu podbijając serca publiczności rolą Jerri w „Niezidentyfiko-wanych szczątkach ludzkich” Brada Frasera (1998) w reż. Grzegorza Jarzyny. Wkrótce przyszły inne sukcesy, m.in. role w spektaklach re-żyserowanych przez Krystiana Lupę czy w  „Operze żebraczej” wg Vaclava Havla (1999), w reż. Piotra Cieślaka. Zagrała nawet mężczy-znę (Guildensterna) w szekspirowskim „Hamlecie” (1999) Krzysz-tofa Warlikowskiego. Obecnie współpracuje z różnymi scenami i re-żyserami, m.in. z Teatrem 6 piętro.

Pracy w teatrze towarzyszyły role filmowe, a właściwie pierwsze takie role wyprzedziły etatową scenę teatralną, bo już w 1989 roku zagrała w  filmie dyplomowym Andrzeja Mola „Powroty”. Jednak za  prawdziwy debiut kinowy aktorka uważa rolę w  „In  flagranti” (1991) Wojciecha Biedronia, gdzie zagrała studentkę doktora No-waka, literaturoznawcy (Bogusław Linda). Potem przyszły kolejne role,  m.in. u  Juliusza Machulskiego („Kiler-ów  2-óch”, „Pieniądze to nie wszystko”), u Patryka Vegi („Pitbull”), u Jana Kidawy-Błoń-skiego („Skazany na  bluesa”) czy u  Piotra Łazarkiewicza („Pora na czarownice”). Za rolę w filmie „Ławeczka” Macieja Żaka otrzy-mała nagrodę publiczności na festiwalu Lato Filmowe w Kazimie-rzu Dolnym w 2004 roku.

Niemniej sławy przyniosły Jolancie Fraszyńskiej role w polskich serialach, m.in. „Na dobre i na złe”, „Boża podszewka”, „Ekstrady-cja 3”, „M jak miłość”, „Licencja na wychowanie”, a ostatnio w nowej produkcji „Leśniczówka”.

Dysponując nie tylko wspaniałą aparycją, ale i walorami głoso-wymi Jolanta Fraszyńska była i jest często zapraszana do dubbingu. Tak więc słyszeliśmy Ją jako tytułową Mulan czy Mary Brown w Mi-siu Paddingtonie. Takie dokonania zawdzięcza nie tylko talentowi, ale i  ciężkiej pracy. „W  domu mi  powiedzieli, że  trzeba być pra-wym i pracowitym. Nikt mi tego nie wkładał do głowy, ale po pro-stu otaczali mnie ludzie, którzy tak się zachowywali” – mówi ak-torka. A o swojej karierze i sławie wyraża się jeszcze krócej: „(…) nie prowokuję, nie uczestniczę w życiu bankietowym, nie jestem cele-brytką. Mogę się nią stać, ale i tak będę aktorką”. Jednakże na aktor-

stwie nie kończy się działalność publiczna Jo-lanty Fraszyńskiej. Swoją popularność potrafi wykorzystać dla dobra publicznego jako am-basador kampanii społecznych: „Chronię życie przed rakiem szyjki macicy” i „Forum przeciw depresji” (aktorka przyznaje, że sama przeżyła ciężkie chwile nerwowego załamania). Pomaga dzieciom (SOS-Wioski Dziecięce) i  bezdom-nym zwierzętom (akcja „Wielcy Małym”, czyli jak mądrze adoptować psa).

W  życiu prywatnym Jolanta Fraszyńska przechodziła różne zawirowania. Jest matką dwójki dzieci – Nastazji i Anieli, a także dwu-krotną rozwódką. Mówi o  tym w  ten sposób: „Kiedy kończyły się moje dwa małżeństwa,

przeżywałam silny lęk przed tym, co stoi za podjęciem decyzji. Cza-iło się tam wszystko, co nieznane, niewyobrażalnie trudne, bo  łą-czy się ze stratą. Dwukrotnie poniosłam porażkę, która wiązała się ze  stratą bliskiego człowieka i  ojca moich dzieci w  sensie bezpo-średnim. Bo było to przecież burzenie rodziny, życia pod jednym dachem. Udało mi  się jednak nie tylko przez to przejść, ale także zachować dla dzieci wspaniałe relacje z  ich ojcami, co  jest w  tych porażkach najcenniejsze. Wiele osób sobie tego nie wyobraża – roz-wody kojarzą im się z pobojowiskiem. Jeżeli w tym nieszczęściu, ja-kim jest rozwód, miłość nie do  końca zostaje zabita i  można być na tyle otwartym i wielkim, żeby spojrzeć oczami tej miłości na dzie-cko, to wspaniale! Bo dziecko jest Bogu ducha winne, a w trakcie rozwodu dostaje największy łomot”.

Żeby przejść przez trudne życiowe chwile potrzeba wiele siły. A  skąd czerpie ją  Jolanta Fraszyńska? Odpowiada na  to  pytanie opowiadając o  rodzinnym spotkaniu, w  którym uczestniczyły jej córki i  mama: „(…) po  prostu oglądałyśmy zdjęcia i  się śmiały-śmy. Wyszło z nas czterech coś, co jest budulcem naszego charak-teru – wielka nieokiełznana radość. Było super! Bo od kogo kobiety, które idą w życie, mają czerpać siłę? Tylko od matek i babek. Żałuję, że  w  Polsce jest dużo niedobrych emocji, że  rozwalają nas na  ło-patki małe rzeczy, że jesteśmy pamiętliwi. Że wolimy złapać się tego, co było, i to rozpamiętywać, miętolić w sobie, zamiast żyć. Zamiast być. Zamiast się cieszyć”.

Jolanta Fraszyńska postrzegana jest jako osoba radosna, ciepła, pełna wigoru, z szacunkiem do ludzi i świata. Z poczuciem humoru i  dystansem do  siebie. Otwarta na  nowe wyzwania i  to, co  przy-nosi świat. Gotowa na  zmianę. Życiowe doświadczenia nie ode-brały aktorce siły i pogody ducha – wręcz odwrotnie, wygląda na to, że Ją zahartowały i wzmocniły. Dlatego ma prawo do takiej refleksji: „Smakowanie teraźniejszości jest opcją najtrudniejszą, wymagającą konfrontacji ze  sobą, odpowiedzialności za  siebie w  konkretnym momencie. Niewielu to się udaje. Bo albo rozpamiętują przeszłość i w niej dłubią, albo się martwią o to, co będzie, albo czekają na to ‘lepsze’. A nie umieją sobie zorganizować tego w czasie, w którym są. I tak te chwile nam uciekają. Smutne. Gdyby ludzie nie trzymali się kurczowo przeszłości, musieliby wejrzeć w siebie, zobaczyć, co się dzisiaj dzieje z ich życiem. Bo co zostało wylane, jest wylane. Więc uczę się być ‘tu i teraz’, co przy moim temperamencie i zadaniowym charakterze nie jest proste”.

Na koniec jeszcze raz o kobiecej sile: „Zawsze mówiono o mnie „niepozorna, ale ma w sobie siłę”. A to była pozorna siła. Zewnętrzna twierdza, ale z miałkiego budulca. W tej chwili mam świadomość, że jestem silna”. Pani Jolanto – jest Pani nie tylko silna ale też piękna, mądra i utalentowana. Trzymamy kciuki i zapraszamy do częstszych odwiedzin rodzinnych stron. Powodzenia!

Cytaty pochodzą z  wywiadów z  Jolantą Fraszyńską: dla maga-zynu „Gala” oraz dla audiowizualni.pl (autor: Julia Popławska). q

Anita WitekFot. www.facebook.com/jolanta.fraszynska.33

Page 10: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

10 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Mysłowice w „Popiołach” Stefana Żeromskiego

Stefan Żeromski żywo interesował się Śląskiem i  Zagłę-biem. Odwiedzał huty, obserwował szybko rosnące mia-steczka i osady robotnicze, rozmawiał z  ludźmi, usiłował

nawet oddać ich język. Obserwacje te znalazły literacki wyraz w „Ludziach bezdomnych”, w „Przedwiośniu” w opowiadaniach i szkicach literackich. Nie wszyscy wiedzą, że i Mysłowice zna-lazły się w jego powieści. Chodzi o „Popioły”. Krzysztof Cedro i Rafał Olbromski chcąc się przedostać do oddziałów napoleoń-skich wędrują przez Śląsk i Zagłębie.

„[…] czyby nie można wynająć koni do Mysłowic? […]– Do Mysłowic jednym ciągiem, bez noclegu?… Sztuk drogi!

Nad samą polską granicą… […]Potem w skok pomknęli w kierunku Tarnowic. Idąc za radą

Ślązaka Rafał z  Cedrą wymknęli się z  karczmy na  piechotę, skoro tylko konie założono do sanek. […]

– Rychtyg my  taką bitwę zwojowali jak te pod Tarnow-skimi Górami. Prusaków my pobili, a teraz sami w nogi co pary w szkapach!

– Dobra i taka bracie! Bóg ci zapłać. Gdyby nie ty, zgniliby-śmy w lochach albo na szubienicy krukom na żer służyli. […]

Nad samym już wieczorem przypadli do Mysłowic. Tam już było bezpiecznie, gdyż w miasteczku i w majątku hrabiego Mie-roszewskiego stał oddział szaserów francuskich. Zaraz przy wjeździe ujrzeli żołnierzy w zielonych mundurach, w szerokich jak sto diabłów bermycach, z czerwonymi nochalami i z wąsem co się zowie. […] Wędrowcy poszli do dworu, gdzie mieszkał ko-mendant placu. […] Przed zachodem słońca wyszli obydwaj dla przyjrzenia się okolicy. Stojąc na wzgórzu widzieli przed sobą za  rzeczką Przemszą rozległe niziny leśne, które przedzielała fala wzgórz ginących w siwym oddaleniu. Słońce już gasło, a po-ziome jego rzuty złotem i czerwienią oblewały całą tę daleką, ja-łowcową niwę. Obydwaj młodzieńcy zadumali się patrząc w ten kraj pierwszy raz widziany, który mieli teraz przemierzyć krwa-wymi krokami. […] O zmierzchu zwiedzili kuźnice niemieckie, założone niedawno, i cichaczem wrócili do swojej stancyjki. q

Stefan Żeromski, „Popioły”, Warszawa 1964, t. 2, rozdz. Po drodze, s. 255

Mysłowice na fotografii

Mysłowice w literaturze

1. Fontanna św. Jana Chrzciciela2. Kapliczka św. Jana Chrzciciela (zwana Kapliczką Jarlików)3. Fasada kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej Fot. Dawid Fik

Stacja Emigracyjna, największa w Europie, przez którą wyjechało w świat do czasu wybuchu II wojny światowej 1,5 mln ludzi (w Mysłowicach zwana potocznie „przewiązką”) fot. Mariola Kapuściok

1 2

3

Page 11: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

11www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKKoło Brzezinka Związku Górnośląskiego

Przykład zakorzenienia w środowiskuKoło Brzezinka Związku Górnośląskiego powstało 5 czerwca

1990 roku z inicjatywy mieszkańców Brzezinki. Na pierw-sze spotkanie do przykościelnej salki katechetycznej przy-

szło 13 osób, które ze swojego grona wybrały władze Koła. Pierw-szym prezesem Koła Brzezinka wybrano Jerzego Moslera. Obecnie Koło liczy obecnie 74 członków.

Od  samego początku działalności Koło podejmowaliśmy sze-reg inicjatyw na rzecz mieszkańców Brzezinki oraz parafii. Już rok po  utworzeniu członkowie postanowili wspólnie pomagać przy budowie domu pogrzebowego przy naszym kościele.

Koło Brzezinka współpracuje z  Przedszkolem nr  1, SP  nr  10, a  do  niedawna z  Gimnazjum nr 4. Jesteśmy zapraszani do  tych placówek na  jasełka, konkurs „Gimgodki”, obchody Dnia Gór-nika gdzie mówimy o  zwyczajach naszego regionu, o  tradycjach w naszych domach, a nasi bardzo młodzi odbiorcy są bardzo za-interesowani śląskością. Świetnie godają i chcą godać, biorą udział w konkursach gwary i pieśni śląskiej, podpytują naszych członków o różne szczegóły związane z historią regionu, ze śląskim strojem.

Nasi członkowie Związku chętnie prezentują się w  śląskim

stroju, zawsze też przy okazji wydarzeń lokalnych i  parafialnych występują z pocztem sztandarowym. Wielkim orędownikiem po-wstania Koła był ks. proboszcz senior Paweł Bubalik, zawsze za-biegał, abyśmy byli obecni w życiu parafii i na jej tle wyróżniali się ubiorem – strojem śląskim.

W działalność naszego Koła wpisały się zadania, które wyko-nujemy cyklicznie, co roku. Porządkujemy i opiekujemy się  gro-

bami Powstańców Śląskich i żołnierzy z I i II wojny światowej któ-rzy spoczywają na naszym brzezińskim cmentarzu, uczestniczymy w  obchodach Tragedii Górnośląskiej, jesteśmy obecni na  uro-czystościach państwowych jak 3 Maja bądź 11 Listopada, kiedy to składamy kwiaty w miejscach pamięci narodowej.

Staramy się pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują. Kiedy była potrzebna pomoc dla powodzian, zorganizowaliśmy zbiórkę środków czystości, pościeli, ręczników, ubrań, sprzętu gospodar-stwa domowego i in. wśród mieszkańców dzielnicy, którzy chętnie i ofiarnie odpowiedzieli na nasz apel. Teraz w odpowiedzi na apel dyrektora MOPS-u staramy się w taki sposób wspomagać nocle-gownię mężczyzn w Mysłowicach.

Z  inicjatywy naszego Koła przy pomocy mysłowickiego MO-SIR-u  dwukrotnie przeprowadzono akcję rozprowadzenia dar-mowych jabłek dla mieszkańców i placówek miejskich w naszym mieście. Rozprowadziliśmy 60 ton jabłek w ramach propagowania zdrowego żywienia.

Corocznie przy wsparciu sympatyków Koła, Rady Dzielnicy organizujemy Spotkanie Wigilijne dla ludzi samotnych i  potrze-bujących na ok 50 osób oraz obdarowujemy paczkami świątecz-nymi tych, którzy nie są w stanie do nas przyjść ze względu na stan zdrowia.

Odwiedzamy także wraz z  wychowankami Przedszkola nr  1 pensjonariuszy w  Domu Pomocy Społecznej by  podzielić się opłatkiem i  złożyć życzenia świąteczne przy występie artystycz-nym w  wykonaniu dzieci. Aktywnie uczestniczymy we  wszyst-kich przedsięwzięciach Związku, a dwaj nasi członkowie pracują w  Zarządzie Głównym: Tomasz Kowalski jest odpowiedzialny za  współpracę z  ZHP i  dba o  sprzęt elektroniczny oraz Krzysz-tof Kowalski, który jest odpowiedzialny za  poczet sztandarowy Związku Górnośląskiego.

Długo można by wyliczać zadania, w których jesteśmy obecni, i które zrealizowaliśmy bądź realizujemy: ufundowanie i zadbanie o wystawienie ołtarza na uroczystości Bożego Ciała, uczestnictwo w  procesji w  strojach śląskich, niesienie feretronów przez nasze panie, wykonanie repliki sztandaru górniczego z 1927‒1937 roku, udział w koncercie ekumenicznym „Bądź jak Jezus” poprzez usta-wienie namiotu, gdzie przy okazji promujemy nasze Koło, współ-organizujemy „Festyn Farski”, kolędujemy wspólnie w  Panewni-kach. Wyjeżdżamy również na wycieczki, organizujemy majówki, andrzejki, śledzika…dużo tego. Spotykamy się również by święto-wać nasze większe i mniejsze jubileusze, na które zapraszamy gości.

Wszystko to, co robimy nie byłoby możliwe bez wsparcia i po-mocy. Mamy wielu życzliwych ludzi obok siebie, którym chciała-bym bardzo, z całego serca podziękować. Dziękuję Samorządowi Miasta Mysłowice i dyrektorom jednostek miejskich, Straży Miej-skiej, sponsorom, darczyńcom za  wsparcie naszych działań oraz wszystkim tym, którzy mają dla nas chociażby dobre słowo i któ-rzy nam kibicują. Bez nich nie moglibyśmy zrobić tak wiele. Dzię-kuję także członkom naszego brzezińskiego Koła za każdą pracę na rzecz naszej lokalnej społeczności.

Zapraszam wszystkich chętnych, zainteresowanych pracą na  rzecz naszego regionu do  współpracy, do  członkostwa w  na-szym Kole, bo do ZG może należeć każdy kto traktuje ten region jako miejsce do życia dla siebie, swoich dzieci i przyszłych pokoleń. q

Teresa Białucha Prezes Koła Brzezinka Związku Górnośląskiego

Podczas corocznych obchodów Dnia Górnika w Przedszkolu nr 1

Członkowie Koła Brzezinka ZG corocznie biorą udział w procesji Bożego Ciała

Page 12: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

12 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Pani Teresa Białucha, czyli Całe życie dla innych

Jest Pani prezesem Koła Brzezinka, aktywną radną, kochającą babcią, mamą, żoną. Która z tych funkcji jest dla Pani źródłem największej satysfakcji i radości?

Urodziłam się dawno temu w Mysłowicach i mieszkam w MOIM mieście do  dzisiaj. Tutaj ukończyłam szkołę podstawową, średnie wykształcenie zdobyłam w  Technikum Hutniczym, jestem więc z  wykształcenia technikiem-mechanikiem o  kierunku „aparatura kontrolno-pomiarowa”. Z  Mysłowicami związałam całe swoje do-tychczasowe życie, tutaj założyłam rodzinę, wychowałam i  wy-kształciłam dwoje moich dzieci. Nigdy nie myślałam o  wyjeździe z  moich rodzinnych stron, tutaj są  moje korzenie, moja rodzina, wspomnienia związane z  tym miejscem, tutaj jest moja Ojczyzna, moje miejsce na ziemi.

Teraz, kiedy dzieci wyfrunęły z  rodzinnego gniazda staram się pracować na  rzecz mojego miasta. Od  dwóch kadencji jestem radną Miasta Mysłowice, przewodniczącą Komisji Samorządności i  Przestrzegania Prawa, członkiem Komisji Gospodarki Miejskiej, Ochrony Środowiska i  Rolnictwa, Komisji Bezpieczeństwa, Rady Pożytku Publicznego, Rady Społecznej Szpitala nr 2.

Leży mi na sercu dobro mieszkańców naszego miasta i chciała-bym żeby każdemu dobrze się żyło w naszym mieście, by podejmo-wane decyzje i rozwiązania trudnych problemów zawsze były z ko-rzyścią dla mieszkańców. A proszę mi wierzyć, nie jest to proste.

Czym martwi się Pani Prezes Koła Brzezinka?Od  2007 roku jestem prezesem Koła Brzezinka Związku Gór-

nośląskiego liczącego obecnie 74 członków. Spotykamy się w każdą środę i czwartek miesiąca, natomiast grupa młodszych osób, pracu-jących zawodowo i nie mogących tak często uczestniczyć w spot-kaniach, w ostatni piątek miesiąca. Praca na rzecz Związku jest dla mnie wyzwaniem, ale również kołem napędowym. Współpracu-jemy z Przedszkolem nr 1, Szkołą Podstawową nr 10, parafią, Samo-rządem Miasta Mysłowice, a  naszym celem jest „obrona wartości kulturowych i  cywilizacyjnych Górnego Śląska, jak również dąż-ność do integracji społeczności regionu wokół jego wartości daw-nych i nowych” – jak mówi Deklaracja Związku Górnośląskiego.

Marzeniem moim i członków naszego Koła jest pozyskanie mło-dych. Młodzi ludzie są zapracowani, zagonieni nie mają zbyt wiele czasu na  pracę społeczną. Jest to  problem, który spędza mi  sen z oczu i ciągle zadaję sobie pytanie: jak pozyskać do Koła młodych, z nowymi, świeżymi pomysłami ludzi? Myślę, że czas mojej preze-sury dobiega końca, bo zaczynam już być trochę zmęczona życiem na wysokich obrotach, chciałabym jednak by pałeczkę prezesowania przejął ktoś, kto będzie miał wizję współtworzenia czegoś dobrego i pożytecznego dla innych.

Duże wparcie otrzymuję od mojej rodziny, męża, dzieci, mamy którzy wysłuchują moich „utyskiwań” doradzają, przejmują obo-wiązki domowe, wspomagają moje działania. Są również członko-wie mojego związkowego Koła, którzy tak naprawdę po tylu wspól-nie spędzonych latach, są moimi przyjaciółmi. Bez tych wszystkich osób nie zrobiłabym nic, byłoby to po prostu niemożliwe. Bardzo Im wszystkim dziękuję, dziękuję za wsparcie, każdą pomoc, każde słowo, gest, uśmiech, działanie.

Jest Pani kobietą spełnioną, szczęśliwą. Czego można Pani życzyć?

Jestem szczęśliwą, CHYBA spełnioną kobietą, bo  jednak ciągle chciałabym więcej, lepiej:). Jestem również babcią dwóch kocha-nych przeze mnie nad życie wnuków: Wojciecha 7 lat i Zofii 3 lata. Staram się poświęcać Im jak najwięcej czasu którego mi  brakuje, bo serce mają całe. Są moją radością, osłodą na każde zło bo przy nich każdy problem jakoś wydaję się mniejszy, mniej ważny. Moim marzeniem jest zobaczyć jak dorastają otoczeni miłością swoich ro-dziców i całej mojej rodziny, może doczekam.

Jesteśmy w przededniu Kongresu wyborczego  w Związku Gór-nośląskim. Czego oczekuje Pani od nowego prezesa, od zarządu?

Przed nami Kongres ZG na którym będziemy wybierać nowego Prezesa i co się z tym wiąże, tworzyć plan działania dla naszego sto-warzyszenia na następne lata. Statut ZG mówi, iż jesteśmy „orga-nizacją niezależną od władzy politycznej pragnącą stać się rzeczni-kiem wartości, aspiracji, dążeń oraz interesu Górnego Śląska w skali ogólnonarodowej, a naszym celem jest podtrzymywanie świadomo-ści mieszkańców regionu górnośląskiego, że są gospodarzami swej Małej Ojczyzny odpowiedzialnymi za dziedzictwo kultury, za boga-ctwo przyrody, za swą tożsamość”.

Starajmy się po  prostu realizować założenia statutowe, wypeł-niając zadania w  nim ujęte. Moje oczekiwania są  oczekiwaniami wszystkich członków ZG na  pracę w  regionie wytyczoną właśnie przez Statut i ciągle mam nadzieję, że Śląsk będzie postrzegany jako silny region z ludźmi ciężkiej, docenianej pracy, tworzącymi wize-runek Polaka a nie „ukrytej opcji niemieckiej”. Mam tylko taką na-dzieję, bo nadzieja umiera ostatnia.

Dziękuje za rozmowę. q

Rozmawiała: Łucja Staniczkowa

Prezes Koła Brzezinka – Teresa Białucha

Page 13: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

13www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Upamiętnienie mysłowickiego obozu

Jednym z najważniejszych zadań muzeów jest zachowanie pa-mięci o przeszłości. W Mysłowicach historię miasta możemy poznać w Muzeum Miasta Mysłowice. Placówka ta podjęła

inicjatywę stworzenia ekspozycji stałej prezentującej dzieje hit-lerowskiego Policyjnego Więzienia Zastępczego, działającego w latach 1941‒1945. Druga część wystawy ukaże tragiczny obraz komunistycznego obozu pracy, który funkcjonował w Mysłowi-cach w latach 1945‒1946. Powstanie wystawy jest jedną z form upamiętnienia ofiar obozu dwóch totalitaryzmów.

Do czasów współczesnych nie zachowały się budynki obozu. Przy Promenadzie, czyli w  pobliżu terenu dawnego obozu, znajduje się co prawda tablica, jednak znaczenie tego miejsca w  historii miasta i  regionu wymaga szerszego upamiętnienia tragicznych losów więźniów. Dzięki dodatkowym środkom fi-nansowym przekazanym przez Urząd Miasta Mysłowice w 2017 roku, było możliwe stworzenie makiety prezentującą teren oraz zabudowania obozowe. Prace nad nią były trudne, ponieważ nie zachowało się zbyt wiele materiałów archiwalnych dokumen-tujących wygląd budynków. Do dyspozycji było kilka fotogra-fii, z który zaledwie jedna pochodziła z okresu funkcjonowania

obozu – z  lat 40. XX wieku. Dodatkowo pozyskano materiały zgromadzone przez Oddział IPN w  Katowicach. Niezwykle cennym źródłem wiedzy o obozie są zachowane relacje byłych więźniów. Po porównaniu materiału ikonograficznego z opisem zawartym we wspomnieniach powstał kompletny obraz obozu. Stworzenie makiety powierzono krakowskiej firmie specjali-zującej się w tego typu projektach. Efekt prac zaprezentowano publicznie 11 stycznia br. w muzeum. Tym samym zakończono pierwszy etap zadania.

W roku bieżącym pracownicy muzeum zamierzają zrealizo-wać wystawę stałą, która będzie zatytułowana „Rosengarten – Ogród róż”. Pomimo ograniczonej ilości miejsca w  placówce,

zdołano wygospodarować taką przestrzeń, która pozwoli w spo-sób atrakcyjny opowiedzieć o  historii mysłowickiego obozu dwóch totalitaryzmów. Na wystawie znajdą się archiwalne foto-grafie, plany obozu, listy i karty pocztowe wysyłane przez więź-niów oraz dokumenty. W planach jest wykorzystanie w ekspo-zycji elementów multimedialnych. W  krótkim filmie zostanie przedstawiona historia obozu. Na  ekranie będą wyświetlane imiona i nazwiska osób zmarłych w tym miejscu. Nad wykazem osób pracują nasi muzealnicy. Wystawa pozwoli zwiedzającym poznać historię więzienia policyjnego oraz obozu pracy.

Poza tworzeniem wystawy muzeum zaangażowało się także w  kwestię związaną z  upamiętnieniem ofiar mysłowickiego obozu na terenie miasta. Już w 2015 roku dyrektor Adam Plac-kowski zaproponował postawienie muru pamięci w  miejscu, w  którym znajdował się obóz. Projekt ten został zawieszony, jednak obecnie jego zrealizowanie jest możliwe choć w  nieco zmienionej formie. Władze miejskie przystąpiły bowiem do re-witalizacji doliny Czarnej Przemszy, w której m.in. znajduje się teren dawnego obozu. Prace nad zagospodarowanie terenu zo-stały rozpoczęte. Udział w  nich bierze także Muzeum Miasta Mysłowice. Odbyły się wstępne konsultacje pomiędzy przedsta-wicielami władz miasta, dyrektorem Oddziału IPN w Katowi-cach, dyrektorem Muzeum Miasta Mysłowice oraz architektami pracującymi nad projektem zagospodarowania teren. Należy mieć nadzieję, że prace zakończą się godnym upamiętnieniem ofiar obozu w Mysłowicach. q

Muzeum Miasta Mysłowice

Muzeum Miasta Mysłowice

Makieta obozu w Mysłowicach

Adam Plackowski dyrektor muzeum Fot. Mariola Kapuściok

Page 14: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

14 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Ogród Róż splamiony ludzką krwią„Kiedy gęsta mgła – tak jak dzisiaj – spowija mysłowicką Pro-

menadę, ze strachem spoglądam tam, w tamtą dolinkę” – rozpo-czyna swoją opowieść 80-letni Pani Wilhelm. Nie chce ujawniać swoich personaliów. Minęły już 73 lata od  wydarzeń, których był świadkiem, ale strach pozostał do  dzisiaj. „Niy chca mieć ôstudy” – dodaje po śląsku. „Zawsze patrzę czy nie snują się tam jakieś postacie, bo  przecież najpierw był to  obóz nazistowski, potem komunistyczny. Naznaczony cierpieniem i krwią wielu niewinnych ludzi. Nasłuchuję czy nie dochodzą stamtąd jakieś głosy – krzyki, płacze i jęki torturowanych więźniów” – tłuma-czy.

Mysłowicka Promenada. Miejsce związane z  historią mia-sta. To tutaj od 1894 roku istniała Agentura Emigracyjna, którą prowadził spedytor kolejowy Max Weichmann. „Stację rejestra-cyjną dla wychodźców z Austrii, Galicji i Węgier” ulokowano początkowo w budynku kolejowym. Po kilku latach w sąsiedz-twie wybudowano kompleks baraków, w  których emigranci oczekiwali na  wyjazd do  Ameryki. Szacuje się, że  w  latach 1894‒1914 wyjechało przez Mysłowice z Europy 1,5 mln ludzi.

W  1941 roku baraki te zostały wykorzystane przez władze hitlerowskie, które utworzyły w  nim Policyjne Więzienie Za-stępcze. Przylgnęła do tego miejsca nazwa „Rosengarten”, czyli „Ogród Róż”. Nie wiadomo skąd się wzięła. Dr Wacław Dubiań-ski, autor publikacji „Obóz pracy w Mysłowicach 1945‒46” po-daje dwie jej wersje. Jedna mówi, że  przed wojną znajdowało się tam rosarium. Druga jest makabryczna. W  obozie istniał bowiem tzw. kołowrót, czyli wał nabity gwoździami, do  któ-rego przywiązywano więźnia. Kręcenie kołowrotem sprawiało, że  krew ofiary tryskała na  ściany tworząc wzór przypomina-jący płatki róż. W  czasach nazistowskich przez obóz przeszło ok. 20 tys. osób. Byli to przede wszystkim członkowie polskiego ruchu oporu, więźniowie polityczni, ale również kryminalni. Policyjne Więzienie Zastępcze funkcjonowało do  26 stycznia 1945 roku. Następnego dnia do  Mysłowic wkroczyła Armia Czerwona.

Nie ma  pewności kiedy mysłowicki obóz ponownie zaczął funkcjonować. Wiadomo, że jego pierwszy naczelnik – Tadeusz Skowyra – objął swoje stanowisko 8 lutego 1945 roku. Od tego momentu polskie władz komunistyczne szybko zaczęły zapeł-niać obozowe baraki. Najczęstszymi powodami zatrzymań był status Reichsdeutscha (obywatel niemiecki, który zamieszkiwał Rzeszę Niemiecką w  latach 1871‒1945, czyli byli nimi miesz-kańcy Górnego Śląska od  przedwojennej granicy w  Bytomiu w głąb Rzeszy), posiadanie I, II lub III grupy Deutsche Volksli-ste (DVL), współpraca z Niemcami lub przynależność do nie-mieckich organizacji (NSDAP, SS, SA, HJ, BDM), znęcenie się nad Polakami, denuncjowanie ich władzom niemieckim, służba w  Wehrmachcie czy w  Volkssturmie. Zdaniem dr  Wacława Dubiańskiego nierzadko zdarzało się, że  wykorzystywano sy-tuację do  osobistych porachunków. Wystarczyło wskazać mi-licjantom na ulicy posiadacza volkslisty, by nastąpiło aresztowa-nie. Za obozowe kratki można było również trafić na przykład za  nieoddanie radioodbiornika. Początkowo w  statystykach obozowych widniała kategoria „Polacy”, którą w czerwcu 1945 roku zmieniono na: „AK” lub „NSZ” (Narodowe Siły Zbrojne), czyli do  Mysłowic trafiała również opozycja antykomuni-

styczna. Aresztowania więźniów, któ-rzy rzadko byli informowani o przy-czynach zatrzymania, odbywało się na  podstawie wykazów milicyj-nych lub wydanych przez UB naka-zów osadzenia. Nakazy sądowe lub prokuratorskie pojawiły się dopiero w sierpniu 1945 roku.

Warto zauważyć, że Górnoślązacy, zamieszkujący przed 1939 roku au-tonomiczne województwo śląskie, musieli przyjąć jedną z  czterech grup niemieckiej listy naro-dowościowej. Zrobiło to ponad 90% mieszkańców, z czego 2/3 uzyskała wpis do III (osoby mające posiadać pochodzenie nie-mieckie, które uległy częściowej polonizacji). Przyjmowanie DVL zostało również zaakceptowane przez polski rząd emigra-cyjny. Jeszcze w czerwcu 1945 roku biskup katowicki Stanisław Adamski stwierdził, że rząd ów „przez radio kilkakrotnie pole-cił zapisywanie się do niemieckiej listy narodowej, a nie zdrady”.

„NAWET KRZAKI ZEŻARLI”„W kamienicy obok nas mieszkał 70-letni Müller, który zo-

stał zabrany do obozu dla volksdeutschów na Promenadzie” – opowiada 80-letni mysłowiczanin Edward Kramarczyk. „Było to ok. 2 km od naszego domu. Przez kilka dni, po lekcjach, czyli ok. godz. 13.00 chodziłem z bańką zupy do Müllera. Strażnik był opłacony przez żonę sąsiada. Do obozu prowadziła brama, obok niej stał mały budyneczek – stróżówka, dla otwierającego i za-mykającego polskiego żołnierza”. Czesław S. strażnik i wartow-nik tak opisał swoje miejsce pracy: „Byłem wyposażony w kara-bin maszynowy MG 42, kbk, rakietnicę i granaty. Na wieżyczce był ponadto zamontowany reflektor”.

Erwin Sommer widział, jak paczki dostarczane więźniom do obozu, strażnicy rzucali w tłum ludzi. Z kolei Agnieszka Ma-zurek, której ojciec był więźniem obozu, pamięta inny obrazek. Tłum kilkudziesięciu osób pod bramą z paczkami dla najbliż-szych i odmowne gesty strażników. Kiedy jednak ojciec zaczął pracować przy układaniu szyn, strażnicy za bimber lub papie-rosy, pozwalali go dożywiać.

„Pewnego, majowego dnia po  raz kolejny wybrałem się z  bańką zupy dla naszego sąsiada. Szedłem po  przeciw-nej stronie kościoła ewangelickiego, gdy zauważyłem dwuko-łowy wózek przykryty plandeką, który ciągnęło dwóch chłop-ców – 15‒16-letnich. Podeszła do  nich jakaś kobieta i  podała im bochenek chleba. Chłopcy go rozerwali i  szybko schowali za  koszule. Nagle zauważyłem polskiego żołnierza w  zielonej kurtce, który wyciągnął pejcz. Jeden z  młodzieńców uwolnił się z uprzęży i schował za wozem. Drugiemu to się nie udało. Żołnierz zaczął bić chłopaka. Ten początkowo bardzo wrzesz-czał, a potem zemdlał i upadł na ulicę. Obserwujący tę scenę lu-dzie zaczęli krzyczeć, a żołnierz wyciągnął pistolet i ostrzegaw-czo strzelił w powietrze. Wszyscy się rozeszli. Jeden ze stojących mężczyzn wziął leżącego na ulicy chłopaka i  jak piórko wrzu-cił go pod plandekę. Nie czekałem co będzie dalej tylko przy-śpieszyłem kroku w kierunku obozu”. Jak z kolei napisał w swo-jej publikacji dr Wacław Dubiański, powołując się na zeznania

Tragedia Górnośląska

Page 15: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

15www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

świadków, kontakt z więźniami w czasie przemarszu był utrud-niony. Zofia P. o mało co nie zginęła, kiedy próbowała poroz-mawiać z  ojcem. Więcej szczęścia miała Waltrauda Dittrich. Czasami mogła zamienić parę zdań z  ojcem prowadzonym w kolumnie do pracy. Wszystko zależało od strażników.

Dr Wacław Dubiański wspomniał również, że funkcjonariu-sze obozowi często zatajali fakt śmierci więźnia. Powód był jasny. Dalej odbierali paczki z  żywnością dla osadzonych. Edward Kramarczyk codziennie nosił bańkę z  zupą dla sąsiada Mül-lera. Po incydencie na ulicy dotarł do obozu. „Müller już czekał pod bramą. Dałem mu bańkę z zupą. Usiadłem na kamiennym schodku stróżówki. Pamiętam, że za bramą było czyściutko, nie było żadnej trawki. Zapytałem strażnika kto tu tak sprząta, a on odpowiedział: ‘Bo oni wszystko zeżrą. Nawet krzaki zeżarli’”.

Głodowe wyżywienie było przyczyną wielu zgonów. Śniada-nie składało się z kromki czarnego chleba, kubka czarnej kawy zbożowej lub ciepłej wody z mąką. Na obiad więźniowie otrzy-mywali zupę z brukwi z kawałkami zepsutych buraków, kaszę i  trochę warzyw, zupę z ziemniakami w  łupinach lub z obier-kami z ziemniaków. Kolacja składała się z kromki chleba i czar-nej kawy. Czasami w ogóle nie otrzymywali posiłku.

Warunki panujące w  obozie były dramatyczne. Począt-kowo prycze nakrywano szmatami, które wyrzucono gdy ule-gły zawszeniu. Od tej pory więźniowie spali na gołych pryczach. Tylko raz w ciągu dnia wyprowadzano ich do ubikacji. Dodat-kowe załatwianie się zależało od zgody strażników. Zatem nie-jednokrotnie za toaletę służył postawiony w więziennej celi ku-beł na odchody. Dwa-cztery razy dziennie organizowano apele. Czasami również nocą. Trwały one kilka godzin. Nie pozwalano się myć, a pojawiający się brud służył rozprzestrzenianiu się ro-bactwa – wszy i pcheł.

TRZASK ŁAMIĄCYCH SIĘ JAK GAŁĄZKI KOŚCIW licznych zeznaniach pojawił się również wątek bicia więź-

niów. Paweł Fuchs i Henryk S. stwierdzili, że nie widzieli aktów przemocy w stosunku do młodocianych. Natomiast byli świad-kami bicia starszych więźniów, słyszeli ich krzyki. Czasami nie było nawet pretekstu do takiego traktowania. Funkcjonariusze wywoływali więźnia na  korytarz i  z  nudów go katowali. Teo-dor B. zeznał, że widział śmierć osadzonego w wyniku skato-wania. Bardziej wstrząsająca jest relacja Georga Pielki, który opowiedział o  biciu stalowymi prętami i  pałkami. Jak stwier-dził: „Nie brakowało zmarłych i ciężko poranionych, ze złama-nymi rękami i potłuczonymi czaszkami, byliśmy traktowani jak

dzikie zwierzęta. Otrzymałem uderzenie kablem tak, że  pad-łem bez przytomności. (…). Nie wierzyłem, że wyjdę z tego pie-kła żywy. Mysłowice nie były obozem pracy, był to prawdziwy obóz zagłady dla niemieckich mężczyzn, kobiet i  młodzieży”. Emilia G. zeznała, że jeden z funkcjonariuszy chodził ciągle pi-jany i ciągle bił osadzonych. Robił to z zemsty. W czasie wojny został bowiem aresztowany przez Niemców. Ona sama została brutalnie pobita przez jedną ze  strażniczek. Helena S. pamię-tała duże rany na uszach matki, które powstały w wyniku zerwa-nia kolczyków Z okazji urodzin Hitlera polewano rozebranych więźniów zimną wodą. Zmuszeni byli do leżenia na podłodze, a strażnicy po nich chodzili. Musieli bić się nawzajem.

Świadkiem bicia był również Edward Kramarczyk. W ów ma-jowy dzień kiedy był świadkiem bicia na  ulicy szybko dotarł do  obozu. „W  międzyczasie przyjechał wózek ciągnięty przez obydwu chłopaków. Strażnik otworzył bramę, a wózek zatrzy-mał się za nią. Żołnierz odpiął jednego z chłopaków, a drugiego lał pejczem. Po krzykach bitego nastąpiła przeraźliwa cisza. Sły-szałem tylko świst pejcza w powietrzu. Chciałem stamtąd uciec, ale musiałem czekać aż Müller zje i odda mi bańkę. Po chwili żołnierz wszedł na piersi leżącego chłopaka i zaczął go deptać. Słychać było jakby łamanie gałązek. Po  chwili z  ust chłopaka buchnęła krew. To  samo spotkało drugiego chłopaka. Müller skończył jeść, a ja stamtąd uciekłem”. Oczywiście mały Edward opowiedział mamie co  widział. Matka stanowczo zabroniła: „Nikomu tego nie mów, bo z nami też tak mogą zrobić”.

Pierwszy raport statystyczny dotyczący zaludnienia obozu pojawił się dopiero na początku maja, a podawał stan na kwie-cień 1945 roku. Wynikało z niego, że znajdowało się w obozie 3489 więźniów, w tym 556 kobiet. Volksdeutsche stanowili 87%, natomiast Niemcy 10%. 276 osób to osoby powyżej 60 roku ży-cia. W czerwcu liczba więźniów wzrosła do 4 270 osób. Odno-towano 4160 volksdeutschów (w tym 656 Niemców), 69 Pola-ków należących do Narodowych Sił Zbrojnych. Najwyższy stan liczbowy pojawił się w  sierpniu 1945 roku. W obozie przeby-wało 5128 więźniów. Przetrzymywano tu również obcokrajow-ców – były to osoby z obywatelstwem czeskim (32 osoby, w tym 5 narodowości niemieckiej, austriackim (10 osób), holender-skim (3 osoby zatrzymane za brak dokumentów), jugosłowiań-skim (1 osoba) i rumuńskim (1 osoba) oraz dwaj Polacy z Zaol-zia, wracający jako żołnierze Wehrmachtu z niewoli sowieckiej). 1 grudnia 1945 roku odnotowano, iż w obozie przebywa sied-mioro dzieci do 1,5 roku.

Zbrodnia nie usprawiedliwia zbrodniNapis na pomniku:POLSKIM PATRIOTOM, WIĘŹNIOM POMORDOWANYM PRZEZ OPRAWCÓW HITLEROWSKICH W POLICYJNYM WIĘZIENIU ZASTĘPCZYM W LATACH 1941‒45.

GÓRNOŚLĄZAKOM REPRESJONOWANYM PRZEZ SŁUŻBĘ BEZPIECZEŃSTWA W OKRESIE WPROWADZANIA WŁADZY LUDOWEJ W LATACH 1945‒47.

SPOŁECZEŃSTWO MYSŁOWIC

Page 16: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

16 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKMysłowicki obóz dostarczył do  lipca 1945 roku górnictwu

2250 pracowników. Przemysł węglowy odczuwał bowiem brak robotników, co związane było z wywózkami mężczyzn do ZSRR. Ponadto pracowali m.in. w hucie „Baildon” i „Batory”, w zakła-dach porcelanowych w Katowicach-Bogucicach, czyścili Rawę, rozbierali lub odbudowywali mosty.

SPOD ROLWAGI WYSTAWAŁY RĘCE I NOGIPlatforma, czyli „rolwaga“ często pojawia się we wspomnie-

niach mysłowiczan. Pan Wilhelm w  czasie krótkiej rozmowy opowiedział o tym, co widział na ulicy. Szedł z mamą do sklepu, gdy zauważył rolwagę ciągniętą przez kilku więźniów. Spod plandeki bezwładnie zwisały wychudzone ręce i  nogi. Prze-chodnie z przerażeniem patrzyli na tragiczny pochód. Zainte-resowanie mysłowiczan nie spodobało się konwojującym straż-nikom. Jeden z  nich wyraźnie zdenerwowany zaczął strzelać w powietrze. Ku przestrodze.

O „rolwadze“ opowiadał również jeden ze strażników. Ciąg-nęło ją  i  pchało 8 więźniów. Zwykle wyjeżdżała o  północy. Na platformie znajdował się środek dezynfekujący, najprawdo-podobniej wapno. Paweł G., który był woźnicą, zeznał, że wyjąt-kowo dużo pracy było w poniedziałek, ponieważ w niedzielę nie chowano zmarłych. Ciała wywoził furmanką. Zwykle mieściło się na niej dziesięć trupów.

Ile obóz pochłonął ludzkich istnień? Szacuje się, że ok. 2281. Świadkowie zeznawali, że  każdego dnia wyjeżdżał wóz pełen zwłok. Z  ustalonych miejsc pochówku znane są  dwa cmenta-rze: przy parafii katolickiej (ul. Mikołowska, marzec – wrzesień 1945 roku) i ewangelickiej (ul. Oświęcimska, wrzesień 1945 – li-piec 1946 roku). W zeznaniach więźniów pojawiły się również inne miejsca – nekropolia żydowska oraz doły w lasach. Zda-niem dr  Wacława Dubiańskiego na  nekropolii katolickiej po-chowano ok.  1236 osób, na  ewangelickiej ok.  1  tys. osób. Po-nieważ prawdopodobnie władze obozowe nie odnotowywały wszystkich zgonów, liczba ofiar obozu może być jeszcze wyższa.

Jak wyglądało dokumentowanie pochówków na  cmenta-rzu ewangelickim? „W księgach metrykalnych nie zanotowano żadnego ze zgonów i pochówków, które miały miejsce w obo-zie” – mówi ks. proboszcz mysłowickiej parafii pw. Aposto-łów Piotra i Pawła dr Adam Malina. „I to niezależnie od tego, czy był to ewangelik, czy katolik. Wiązało się to również z tym, że po wejściu Armii Czerwonej wojsko zajęło na swoją siedzibę oba budynki parafialne przy ul. Powstańców, więc w  Mysło-wicach nie było miejsca dla ewangelickiego duchownego. Po-czątkowo obsługę duszpasterską zapewniał ksiądz ze  Święto-chłowic. Ale w  Mysłowicach oczywiście pozostali ewangelicy, a wśród nich też grabarz. I to właśnie on na cmentarzu otrzy-mywał jedyne dokumenty świadczące o pochówkach na miej-scowym cmentarzu. Była to  kartka formatu A5, taki przygo-towany naprędce formularz, w  który wpisywano podstawowe dane zmarłej osoby. Narodowości nie wpisywano. Byli to, jak później można było ustalić, Ślązacy, Niemcy, Polacy, a  nawet osoby innej narodowości. Wśród nich zdarzali sie nawet pol-scy powstańcy, którzy na skutek różnych okoliczności znaleźli się w złym miejscu w złym czasie. Dane osobowe często prze-kręcano, więc wiele wpisów było niepewnych. Na kilku kartach są też czytelne podpisy osób z administracji cmentarza. Do dnia dzisiejszego wszystkie te kartki są zachowane. Na początku lat 90. XX wieku zostały one spisane i zewidencjonowane, zrobiono też listę nazwisk z innymi danymi. Jest to ok. 820 pozycji”.

Ustaleniem listy zmarłych zajmowała się Oddziałowa Ko-misja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ka-towickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, ale jak się okazuje, że nie tylko ona. Proboszcz ks. dr Adam Malina poin-formował nas o pierwszych pracach. „Kilka lat później (po za-mknięciu obozu – przyp. aut.) jeden starszy pan, który był więź-niem w podobnym obozie w Jaworznie, po raz pierwszy dokonał porównania wszystkich istniejących list ofiar obozu. Pospraw-dzał jeszcze raz archiwalia naszej parafii i  parafii katolickiej, a także Urzędu Stanu Cywilnego. W ten sposób powstała pełna lista ofiar mysłowickiego obozu”. Obecnie Muzeum Miasta My-słowice, opierając się na wcześniejszych badaniach, w tym rów-nież z IPN, próbuje dokonać ostatecznych ustaleń w tej kwestii.

Wśród zmarłych były osoby w różnym wieku, zarówno męż-czyźni, jak i kobiety. Przynależność wyznaniowa nie decydowała o miejscu pochówku. Nikt nie zwracał na to uwagi. „Jeszcze dzi-siaj ludzie szukają informacji co  stało się z  ich bliskimi, choć najwięcej osób tym zainteresowanych było w latach 90.” – mówi nam ks. proboszcz dr Adam Malina. „Każdego roku kilka czy kilkanaście osób poszukuje informacji o swoim przodku, który na zawsze pozostał na mysłowickiej ziemi. I co ciekawe, ci lu-dzie do  dziś nie wiedzą jakie były losy ich bliskich. Wiedzą tylko, że zakończyli życie w Mysłowicach, ale nie mają świado-mości, gdzie zostali pochowani i jak zginęli.. Próbujemy im po-móc, wskazać na któryś z cmentarzy lub po prostu stwierdzić, że prawdopodobnie nie jest możliwe ustalenie tego faktu”.

ZDEWASTOWANA KWATERA – KOMU PRZESZKADZAŁA?

Na  mysłowickim cmentarzu ewangelickim została wydzie-lona kwatera upamiętniająca ofiary komunistycznego obozu. „Historia upamiętnienia tego miejsca jest bardzo długa. Wszystko zaczęło się po  przełomie 1989 roku” – tłumaczy ksiądz proboszcz dr Adam Malina. „Dosyć szybko odbyło się nabożeństwo ekumeniczne za  ofiary spoczywające na  naszym cmentarzu w dwóch mogiłach. Były władze miasta, dużo ludzi i wszystkim wydawało się, że szybko dojdzie do godnego upa-miętnienia tego miejsca. Stało się jednak inaczej. Po  drodze były różne pomysły jak to zrobić, ale dopiero przed kilku laty na cmentarzu pojawiły się granitowe krzyże. Pomysłodawcą ta-kiego upamiętnienia był Urząd Wojewódzki, który sfinansował prace, a  ich wykonawcą i  opiekunem miejsca jest mysłowicki Urząd Miasta. Według założeń była to pierwsza faza prac, druga miała polegać na ustawieniu obelisku z nazwiskami i imionami ofiar na drugiej mogile. Niestety, na razie w temacie cisza”.

Mimo, że cmentarz znajduje się przy jednej z głównych my-słowickich dróg, co  pewien czas zdarzają się jego dewastacje. W czerwcu ub. roku przewrócono kilka betonowych krzyży sto-jących na nagrobkach ofiar obozu, niektóre połamano. Znisz-czono też inne nagrobki.

„Dewastacje zdarzają się, niestety, ale raczej nie miały one takiego charakteru jak ostatnio. Niszczono płot cmentarny, i to wielokrotnie, kiedyś podpalono zabudowania znajdujące się na cmentarzu. Pomijając wczesne lata po II wojnie światowej, gdy zniszczono i skradziono wiele cennych nagrobków, to nie niszczono krzyży czy innych pomników. Wydaje mi się, że nie-stety, były to  chuligańskie wybryki, typowe, bez konkretnego celu” – mówi ks. proboszcz dr Adam Malina.

Obóz pracy w Mysłowicach zlikwidowano jesienią 1946 roku. 645 więźniów przekazano do Centralnego Obozu Pracy w Ja-worznie. 70-letni Müller nie przeżył obozowej gehenny. Zmarł

Page 17: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

17www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Obchody rocznicy Tragedii GórnośląskiejNiech obchody Dnia Pamięci Tragedii Górnośląskiej 1945

roku staną się dla nas przestrogą i lekcją, z której wyciągniemy właściwe wnioski, a tragiczne luki w historii naszej Śląskiej Ziemi niech się więcej nie pojawią. Niemiecki filozof Georg HEGEL powiedział: „Z historii narodów możemy się nauczyć, że narody niczego nie nauczyły się z historii”. Dzisiaj, stojąc w miejscu naznaczonym krwią i cierpieniem wielu niewinnych ofiar, powinniśmy zrobić wszystko, by te słowa nie znalazły potwierdzenia w historii żadnego narodu, żadnej społeczności – powiedziała prowadząca uroczystość Mirella Dąbek w imie-niu organizatorów uroczystości Śląskiej Ferajny. q

jeszcze w 1945 roku. Edward Kramarczyk jak zwykle przyniósł mu bańkę z zupą. Strażnik przy bramie poinformował go: „Nie przynoś juz Müllerowi zupy, on już niczego nie potrzebuje. Nie żyje”. q

W reportażu wykorzystano relacje naocznych świadków: pana Wil-helma, pana Edwarda Kramarczyka, wypowiedź ks. dr. Adama Maliny oraz fragmenty książki dr. Wacława Dubiańskiego Obóz pracy w Mysło-wicach 1945‒46, wyd. przez Urząd Miasta Mysłowice.

Mirella Dąbek

Delegacja ZG na obchodach Tragedii Górnośląskiej w Mysłowicach

Delegacja Związku Górnośląskiego na czele z prezesem Grzegorzem Franki i prezesem Koła Świętochłowice Romanem Penkałą w obecności pocztu sztandarowego Koła Świętochłowice uczciła 28 stycznia kolejną rocznicę Tragedii Górnośląskiej pod bramą obozu zagłady na Zgodzie

Prezydent Edward Lasok i duchowni katolickiego i ewangelickiego Kościoła co roku uczestniczą w obchodach Tragedii Górnośląskiej na Promenadzie w Mysłowicach

Groby pomordowanych Węgrów w MurckachKonsul Węgier, pani Adrienne Körmendy corocznie odwiedza groby Węgrów w murckowskim lesie i spotyka się z członkami Koła Murcki ZG

Page 18: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

18 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Śląskie – dzieciom z AleppoWywiad z Ojcem Alanem Ruskiem, proboszczem parafii św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia NMP w Katowicach--Panewnikach, kustoszem Kalwarii i kustoszem Panewnik.

Ojcze Alanie, podczas kolędowania Związku Górnoślą-skiego w Bazylice Panewnickiej, wspomniał Ojciec o udziale Zgromadzenia Franciszkanów w  pomocy migrantom. Na czym ta pomoc polega?

Już od 2 lat staramy się „przybyszów w dom przyjąć”. Zgod-nie z tą ewangeliczną zasadą roztoczyliśmy opiekę nad rodziną z  syryjskiego Aleppo. Przebywają w  Polsce od  października 2015 roku, a  w  Panewnikach od  2016 roku. Wspólnota „No-wej Ewangelizacji” w  Gubinie przyjęła chrześcijańską rodzinę z Aleppo, w skład której wchodzą: Fahed Jamal, (58 lat), archi-tekt, jego córka Rita Jamal (22 lat) i zięć Elias Zerz (25 lat), praw-nik. 26 lutego, już w Polsce, urodził się im syn Fadi. Ich pobyt przez półtora roku wspomaga włoska rodzina, z czego opłacamy czynsz za mieszkanie. Ponieważ w Gubinie nie mieli zbyt do-brych warunków do rozwoju i nauki języka polskiego zaprosi-łem ich do Panewnik. Syn Faheda, Giorgio jest franciszkaninem w Ziemi Świętej, stąd nasza znajomość.

Czy Polskę traktują jako kraj docelowy czy tranzytowy?Rodzina Faheda Jamala czuje się w  Polsce dobrze. Chcą

tu  zostać. Odnaleźli innych Syryjczyków, którzy tu  się osied-lili i założyli rodziny. Uczą się języka polskiego w Szkole Języka na Uniwersytecie Śląskim. W tym miejscu chciałem podzięko-wać władzom uczelni za przyjęcie ich na preferencyjnych wa-runkach. Elias już na tyle opanował język polski, że możemy się dobrze porozumiewać.

Jakie mają plany?Bardzo trudno znaleźć im pracę w zawodzie. Fahed jest ar-

chitektem. Urząd pracy zaproponował mu pracę przy kon-troli jakości na taśmie. Przy jego schorzeniu kręgosłupa będzie to niewykonalne. Zainteresował się jego sprawą prezydent Ka-towic, Marcin Krupa, który stara się znaleźć rozwiązanie w ra-mach obowiązujących przepisów. Elias jest prawnikiem – mówi w  języku arabskim, angielskim i  teraz polskim. Chętnie pod-jąłby pracę, w której przydatne byłyby jego umiejętności. W tej chwili pracuje jako wolontariusz w restauracji i uczy się przy-rządzać sushi.

Ojcze Alanie, proszę powiedzieć o  Waszym najnowszym przedsięwzięciu, akcji: „Śląskie dla dzieci w Aleppo”.

Obecnie w  Aleppo w  śródmieściu jest w  miarę normalnie. Natomiast obrzeża są  jednym wielkim gruzowiskiem. Szacuje się, że 25‒30 tys. dzieci to sieroty, których rodzice nie żyją lub zaginęli. Mieszkają u  krewnych, czasem w  rodzinach, które je przygarnęły, ale często na ulicy i w gruzach. Pilnie potrzebują opieki. Przeżywają traumę wywołaną wybuchającymi bom-bami, śmiercią widzianą z bliska i na co dzień, śmiercią najbliż-szych. Nie czują się bezpieczne. Franciszkanie w Aleppo doszli do przekonania, że miasto można odbudować, choć teraz rząd nie ma do tego głowy. Ale istnieje pilna, bardzo pilna potrzeba zajęcia się dziećmi. Chodzi o to, żeby pomóc im wyjść z trauma-tycznego stanu. Trzeba stworzyć miejsce, które dałoby im po-czucie bezpieczeństwa i  warunki do  tego, żeby wyeliminować strach z  ich świadomości. Miejsce, gdzie będą się uczyć, będą mogły coś zjeść, będą śpiewać, rysować, lepić, tańczyć – sło-wem robić to, co robią dzieci na całym świecie. Potrzebne jest boisko, basen, plac zabaw. Ta terapia psychologiczna jest ratun-kiem przed ich zdegenerowaniem. Franciszkanie przebywający w  Aleppo nie są  w  stanie sami tego zrobić. Potrzebne jest im wsparcie, świadomość, że ktoś na świecie żyje ich problemami, że wie, ze chce pomóc. Daje im to nadzieję na powodzenie tego przedsięwzięcia. Potrzebne jest również wsparcie materialne. W 2017 roku uczestniczyłem w zakończeniu akcji na Dolnym Śląsku „Dar serca dla Aleppo”. Uzbierano 1100 tys. na remont i doposażenie szpitala św. Ludwika w Aleppo. Już rok trwa akcja „Rodzina Rodzinie w Aleppo”. Teraz czas na zajęcie się dziećmi,

Pomoc dla Aleppo

Ojciec Firas Lutfi w otoczeniu dzieci z Aleppo rozmawia za pośrednictwem internetu z przedstawicielami instytucji, władz miasta, partii i Związku Górnośląskiego zgromadzonymi w Domu Parafialnym w Panewnikach

Fot. facebook.com

Page 19: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

19www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

ich nauką i przygotowaniem do funkcjonowania w normalnym życiu. Stąd pomysł stworzenie ośrodka terapii psychologicznej. Inicjatorem i organizatorem akcji, której oficjalna nazwa brzmi: „Psychological trauma treatment by means of art activities for the children of Aleppo” („LECZENIE psychologicznej traumy poprzez aktywność artystyczną dzieci w Aleppo”) jest ojciec Fi-ras Lutfi, przełożony Klasztoru Franciszkanów w Aleppo.

Co  konkretnie moglibyśmy zrobić dla powodzenia tego konkretnego przedsięwzięcia?

My, tutaj na  Śląsku, postawiliśmy sobie cel, żeby w  okresie od 31 stycznia do 4 czerwca, to jest w ciągu 125 dni, zebrać 3,5 mln złotych, które systematycznie, co miesiąc, będziemy prze-kazywać na  ośrodek terapeutyczny dla dzieci w  Aleppo, żeby budowa mogła się już rozpocząć. Pragnąłbym, żeby organiza-

cje, instytucje, osoby prywatne włączyły się każdy, jak może i jak umie. Zbiórki, imprezy charytatywne, okolicznościowe wydaw-nictwa… Pięknie byłoby nagrać płytę, na której dzieci ze Śląska śpiewałyby dla dzieci z Aleppo. Być może taką płytę wiele osób by kupiło jako cegiełkę, a i dzieci w Aleppo by się ucieszyły.

Jak Ojciec sądzi, czy to się uda?Mam wielką nadzieję. Polacy mają wielkie serca. Pamiętają

też, że podczas II wojny światowej Polacy znajdowali schronie-nie w państwach Bliskiego Wschodu, a w  samym Isfahanie18 tys. polskich dzieci otoczono opieką i dano możliwość uczenia się.

Czy można już wpłacać?Tak, za  pośrednictwem Caritas Archidiecezji Katowickiej

na  konto: 90 1516 1111 0000 9070 0011 6398 z  dopiskiem „DZIECI ALEPPO”. q

Rozmawiała: Łucja Staniczkowa

Ojciec Firas Lutfi, włoski franciszkanin ze Zgromadzenia Francisz-kańskiego w Aleppo, psycholog, kierownik i pracownik socjalny odwiedził 11 dzielnic Aleppo, a  w  nich: szkoły z  bezdomnymi przybyszami, rodziny mieszkające w namiotach, meczetach, nie-przystosowanych budynkach i nawet szpitalnych piwnicach. Po-zwoliło mu to zaobserwować skutki w psychice dzieci, które wiele cierpiały. Stwierdził urazy psychiczne, traumy, niektóre opuściły szkołę i zostały pozostawione same sobie, a jeszcze inne cierpiały na rozstrój nerwowy objawiający się agresją, depresją i strachem.Ojciec Firas Lutfi podał swój adres mailowy i telefon: [email protected] ; tel. kom. 00963 934 892525tel. 00963‒021‒2679503

„Psychological trauma treatment by means of art activities for the children of Aleppo”, czyli „LECZENIE psychologicznej traumy poprzez aktywność artystyczną dzieci w Aleppo”

„Największa trudnością okazał się brak poczucia bezpieczeń-stwa i stabilności psychologicznej, niezdolność do wyrażania po-trzeb, chęci zabawy, doświadczanie niewyjaśnionego lęku i  żalu, pragnienie dowiedzenia się ‘kim jestem’, pragnienie szczęśli-wego dzieciństwa” – taką diagnozę postawił zespół psychologów, który w ciągu pięciu miesięcy odwiedzał gruzowiska, podwórka, ulice, szkoły, rodziny, obserwując dzieci w Aleppo. Stwierdzono, że około 30 tys. dzieci. najczęściej sierot, ale nie tylko, potrzebuje pomocy materialnej, opieki medycznej i terapii psychologicznej.

Franciszkanie z klasztoru „Ziemia Święta” i pracownicy socjalni wybiorą dzieci w wieku 6‒8 lat, niezależnie od religii i wyznania, szukając ich w noclegowniach, drużynach harcerskich, szkołach.

„Wydarzenia w Syrii, to, czego dzieci były świadkami, przemoc, której doświadczyły (niektóre wychodziły za mąż w wieku 12 lat), lata przeróżnych niedoborów spowodowały u wielu dzieci urazy, zarówno fizyczne jak i psychiczne, których najczęstszymi sympto-mami są agresja, depresja dziecięca i lęk” – czytamy w uzasadnie-niu projektu. Dlatego franciszkanie w Aleppo podjęli się stworze-nia warunków do rehabilitacji dzieci. Zamierzają pracować także z ich rodzinami. Terapia będzie polegać na włączeniu dzieci do za-jęć muzycznych, plastycznych, fotograficznych, teatralnych, filmo-

wych, sportowych, które pozwolą im wypowiedzieć swój smutek lęk, samotność, nocne koszmary, nieszczęście.

Zajęcia artystyczne, to  rysowanie i  rzeźbienie oraz teatr, mu-zyka i kino.

Zajęcia kulturalne, to czytanie, gry symulacyjne, stymulowanie rozwoju intelektualnego.

Zajęcia psychologiczne, to sesje dialogowe, odbudowujące zdol-ności emocjonalne.

Organizatorzy wierzą, że ujawnią się talenty tych dzieci. Dlatego przewidzieli na koniec koncerty, wystawy, zawody, spektakle, dys-kusje, podczas których poczują smak sukcesu i własnej wartości.

W całości projekt ma trwać od 12 do 18 miesięcy.Aby uruchomić projekt „Leczenie psychologicznej traumy

przez zajęcia artystyczne dla dzieci z  Aleppo” klasztor „Ziemia Święta” w Al-Furgan potrzebuje:

a) dwóch busów do  transportu dzieci z  różnych dzielnic Aleppo i okolicy,

b) źródło energii słonecznej (solary).Ponadto konieczne są boiska i place zabaw, a także renowacja

i  przygotowanie budynku oraz renowacja i  rozbudowa basenu. Słowem – rzeczy podstawowe. q

Page 20: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

20 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKJulian Tuwim: Litania

Modlę się, Boże, żarliwie, Modlę się, Boże, serdecznie:Za krzywdę upokorzonych,Za drżenie oczekujących,Za wieczny niepowrót zmarłych,Za konających bezsilność,Za smutek niezrozumianych,Za beznadziejnie proszących,Za obrażonych, wyśmianych,Za głupich, złych i maluczkich,Za tych, co biegną zdyszaniDo najbliższego doktora,Za tych, co z miasta wracająz bijącym sercem do domu.Za potrąconych grubiańsko,Za wygwizdanych w teatrze,Za nudnych, brzydkich, niezdarnych,Za słabych, bitych, gnębionych,Za tych, co usnąć nie mogą,Za tych, co śmierci się boją.Za czekających w aptekachI za spóźnionych na pociąg.

ZA WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW ŚWIATAZa ich kłopoty, frasunki,Troski, przykrości, zmartwienia,Za niepokoje i bóle,Tęsknoty i niepowodzenia.Za każde drgnienie najmniejsze,Co nie jest szczęściem, radością,Która niech ludziom tym wieczniePrzyświeca jeno życzliwie. Modlę się, Boże, serdecznie, Modlę się, Boże żarliwie. ❦

Ojciec Firas Lutfi koordynator projektu w Aleppo

Fot. syriacharity.org

Page 21: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

21www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Wspomnienie z AleppoByłem w Syrii razem z Zespołem Pieśni i Tańca „Silesianie”

w 1995, 1997 i 1999 roku. To były trzy wyjazdy na międzynaro-dowy festiwal folkloru, który tam organizowano co 2 lata.

Gdy zobaczono nasz zespół w 1995, to mieliśmy od razu za-proszenie na następny i kolejny festiwal. Później podziało się źle w Syrii, było niebezpiecznie i skończyły się nasze wyjazdy.

Syria dla nas była bardzo atrakcyjna. Mieszkaliśmy w  róż-nych miastach: Damaszku, Bosrze oraz Aleppo. Jeździliśmy też do Palmir, gdzie na pustyni zwiedzaliśmy ruiny antycznego mia-sta. Osobiście najbardziej lubiłem Damaszek, a w nim ogromny, najstarszy na  świecie bazar podzielony na  część muzułmań-ską i chrześcijańską. Rano budził nas głos muezina rozbrzmie-wający z  wieży meczetu. Do  Aleppo jeździliśmy na  koncerty. Każdy z nich przyjmowany był z dużym aplauzem widzów.

Nie wiem, czy tak bardzo podobał się Syryjczykom nasz ro-

dzimy folklor, czy to  uroda naszych dziewcząt budziła takie ogromne emocje. Dla nas największym przeżyciem było spot-kanie z polskimi żołnierzami na wzgórzach Golan. Tysiące kilo-metrów od domu wjeżdżamy do bazy wojskowej, widzimy pol-ską flagę i radość naszych rodaków w mundurach, dla których spotkanie z nami też było miłą niespodzianką.

Co  do  Aleppo, wspominam je  jako duże, nowoczesne, jak na obecne warunki, syryjskie miasto. q

Wspominał: Sławomir Jarzyna

Występ Zespołu Pieśni i Tańca „Silesianie” podczas festiwalu folkloru w roku 1999 w amfiteatrze Cytadeli w Aleppo Fot. Jerzy Stasica

Cytadela na tle panoramy miasta Aleppo Fot. Jerzy Stasica

Fot. Jerzy Stasica

Związek Górnośląski włącza się w projekt „Śląskie dzieciom Aleppo”

Związek Górnośląski postanowił nagrać płytę – cegiełkę, na której znajdą się piosenki w wy-konaniu znakomitych śląskich zespołów. Z entuzjazmem do projektu odniosły się zespoły

dziecięce: „Gryfne Bajtle” ze Studzienic, „Ligocianie”, „Słoneczni”, zespoły studenckie „Kato-wiczanie”, „Silesianie” oraz Zespół Pieśni

i Tańca „Śląsk”.

Rozprowadzanie płyty rozpocznie się 3 marca 2018.

Page 22: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

22 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Związek Górnośląski powinien robić swojeRozmowa z prezesem Związku Górnośląskiego Grzegorzem Franki.

Koniec kadencji władz Związku Górnośląskiego to  także koniec Pańskiej kadencji jako prezesa. Jak Pan ocenia swoją działalność i działalność Zarządu Głównego, którym Pan kie-rował?

Moją działalność i  działalność Zarządu Głównego ocenią członkowie Związku Górnośląskiego, między innymi na naszym Kongresie. Oczywiście mam własne zdanie na ten temat, lecz ono z pewnością nie jest obiektywne. Z mojej perspektywy nie była to  łatwa kadencja, gdyż w  jej trakcie zmienił się nie tylko pre-zes, ale też znaczna część Zarządu. Mamy swoje sukcesy: jednym z nich jest właśnie „Górnoślązak”, ale też kontynuacja większo-ści imprez i konkursów, organizacja wystaw, w tym największej – Silesius, która prezentowana była w  wielu miejscowościach Górnego Śląska, ale trafiła też do Brukseli, gdzie nasz region po-kazaliśmy posłom Parlamentu Europejskiego, W  ramach pro-jektu „Dom Śląski” utworzyliśmy stałą Izbę Henryka Sławika odwiedzaną nie tylko przez młodzież szkolną. Niedawno odbył się wernisaż wystawy młodej adeptki sztuki fotografii, na który licznie przybyli studenci i  znakomici goście. Kontakty z  absol-wentami i  studentami wokół określonych projektów uwa-żam za  jedno z  najważniej-szych osiągnięć w  tej kaden-cji. Mówiąc o  młodych, warto przypomnieć szereg inicjatyw Związku Górnośląskiego skie-rowanych do  młodzieży licealnej i  gimnazjalnej. Śląski Turniej Debat Oksfordzkich wypromował świetnych dyskutantów i  za-czyna się liczyć na szczeblu ogólnopolskim. Laureaci Olimpiady Wiedzy o Górnym Śląsku korzystają z indeksów na Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet A. Mickiewicza w Poznaniu i oczywi-ście nasz, Śląski. Projekt „Dom Śląski” okazał się strzałem w dzie-siątkę. Zabytkowa willa przy Stalmacha 17 gościła organizacje śląskie, Radę Górnośląską, Towarzystwo Kresowian, Towarzy-stwo Turystyczno-Krajoznawcze, Koła i  Bractwa organizowały tu swoje uroczyste spotkania. To nie wszystkie imprezy, którym gościny udzielił Związek Górnośląski.

Ważnym osiągnięciem ustępujących władz ZG jest zdecydo-wana poprawa stanu finansowego. Z „zapaści finansowej” powoli wychodzimy na  prostą. Wielce przysłużyli się najemcy na  po-mieszczenia biurowe, których, mimo nadpodaży w Katowicach, udało się pozyskać. Dobrym pomysłem było także uruchomie-nie bursy studenckiej na poddaszu. Wiemy jednak, że utrzyma-nie zabytkowego obiektu jest bardzo trudne dla stowarzyszenia. Dbamy o niego, jak możemy, ale to duże obciążenie finansowe.

Stan finansów poprawił się na tyle, że możemy zatrudnić dwie osoby. Nieoceniony okazał się stażysta, pan Dawid Fik, profe-sjonalny fotograf. Zasadnicze środki na prowadzenie działalno-ści programowej pozyskujemy startując w konkursach ofert. Naj-większy nasz projekt to aplikacja w ramach Funduszu Inicjatyw Obywatelskich przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, który właśnie się zakończył. Wnioski do konkursów ofert skła-damy w Sejmiku (bezskutecznie), Urzędzie Miasta w Katowicach i Zabrzu. Każdy, kto składał z powodzeniem wniosek i go rozli-czał wie, ile to wymaga pracy i skrupulatności. Ale bez tego nie

moglibyśmy realizować naszych zadań programowych. Dlatego w tym miejscu chciałem podziękować wszystkim, którzy bezin-teresownie, bez fanfar pracują nad prawidłowym przebiegiem re-alizacji zadań.

Które z  tych działań uważa Pan za  najważniejsze, a  które za najbliższe sercu?

Wszystkie są ważne i wszystkie potrzebne, a co najistotniejsze – wszystkie udane! Najbliższa mojemu sercu była i jest wystawa Silesius. Dzięki wspólnej pracy kilku osób, a  szczególnie posła Marka Plury i dr Łucji Staniczek udało się w ciekawej formie po-kazać X wieków historii Śląska przez pryzmat kilkudziesięciu wy-bitnych postaci. Dla tych, którzy chcieli zapamiętać wystawę, dla tych, którzy jej nie widzieli i dla tych, którzy mało jeszcze wiedzą, jak wielki wkład wnieśli Ślązacy do nauki i kultury Europy wyda-liśmy książkę pt. „Silesius”. Publikacja ta może być znakomitym materiałem edukacyjnym, a równocześnie świetnym prezentem, także dla osób z zagranicy. Już wiemy, że konieczna jest kontynu-acja, cała seria zapoczątkowana tym pierwszym tomem.

Mówi się w Związku, że „Związek Kołami stoi”. Czy Pan się z tym zgadza?

Oczywiście! Związek two-rzą ludzie, którzy skupiają się w  kołach i  bractwach. Każdy jest potrzebny, każdy wnosi coś wartościowego. To  w  na-szych jednostkach organizacyj-

nych toczy się życie i  to  tam trwa praca u podstaw, tam kulty-wuje się nasze tradycje i wartości. To nasi członkowie pokazują młodszym pokoleniom Śląsk współpracując z  lokalną społecz-nością, ze szkołami i innymi stowarzyszeniami. Koło może liczyć na  wsparcie merytoryczne i  organizacyjne Zarządu Głównego. Zarząd może liczyć na Koła. I jeszcze się nie zawiódł.

Czy Związek Górnośląski ma przyjaciół?Mamy wielu przyjaciół i to nie tylko na Śląsku. I wciąż ich przy-

bywa! Cieszę się, że to ludzie różnych stanów, o różnych poglą-dach i kompetencjach. Naszymi przyjaciółmi są instytucje, które są partnerami w projektach. Od kilku lat jest to np. Regionalny Instytut Kultury (d. ROK), Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”, partne-rami naszych przedsięwzięć są Europosłowie: Marek Plura Jerzy Buzek, Jak Olbrycht. Także wiele miast i gmin chętnie współpra-cuje ze Związkiem Górnośląskim.

Często w  mediach wszelkiego typu członkowie Związku Górnośląskiego pokazują się w  strojach śląskich,  goda-jom po śląsku. Czy to nie anachronizm?

To po prostu przywiązanie do naszej tradycji, a może i moda. To akcentowanie tożsamości. Nasza godka jest językiem żywym, wciąż się zmieniającym i coraz częściej traktowanym poważnie. W  przestrzeni publicznej mowa śląska nie jest już traktowana jako język wiców i biesiad przy kuflu piwa i krupnioku. Zaś nasze stroje ludowe to coś, co wizualnie wyróżnia nas spośród innych grup etnicznych czy regionalnych. Nie mamy się czego wstydzić, a wprost przeciwnie: jesteśmy dumni z własnego dziedzictwa kul-turowego. Chciałem podkreślić, że Związek Górnośląski jest bo-daj jedyną organizacją, która w  tak skuteczny sposób promuję śląski strój, że jest to nie tylko widoczne, ale nawet jest inspiracją

Z życia Związku Górnośląskiego

„Najpierw porządek, potem demokracja”. Grzegorz Franki

Page 23: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

23www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKdla projektantów mody. Często z  ambony, z mównicy, podczas zgromadzeń słyszymy słowa pochwały i zachęty. W Panewnikach podczas dorocznego kolędowania ZG Koło Bogucice ubrało na-szego kapelana ks. prof. Arkadiusza Wuwera w specjalnie uszyty ornat stylizowany motywami śląskimi. Kiedy podczas finału Ślą-skiego Śpiewania – imprezy, która trwa już 25 lat (!) widzi się 800 uczestników dzieci, młodzież, seniorów w śląskich strojach, to nie tylko radość, to znak czasu, że strój śląski jest naszą dumą.

Prezes Związku Górnośląskiego Grzegorz Franki i sekretarz Koła Murcki ZG oddają cześć rozstrzelanym żołnierzom węgierskim w 1945 roku

Godka śląska też przeżywa swój renesans. Nie ma bodaj miej-scowości na Górnym Śląsku, w której nie odbywałaby się popisy w języku śląskim. Śląska mowa znalazła swoje miejsce w litera-turze. Modlitwa wiernych podczas mszy odmawiana po  śląsku to  już nie tylko domena nabożeństw Związku Górnośląskiego. W takim języku modlą się wierni podczas największych na Ślą-sku pielgrzymek do Piekar. To tez zasługa ludzi ze Związku Gór-nośląskiego.

Kolejna próba włączenia się Związku w  politykę nie po-wiodła się. Interesuje Pana polityka. Jak Pan sądzi, dlaczego tak się stało?

Jako Ślązacy, jako mieszkańcy tej ziemi, nie jesteśmy po pro-stu jeszcze gotowi na  poważny projekt polityczny. Bardzo nad tym ubolewam, ale wierzę, że mimo niepowodzeń idziemy jed-nak do  przodu. Przyczyn tego jest bardzo wiele, a  wśród nich na pewno nasza skomplikowana i nie przepracowana do końca historia. Być może młodsi od nas dojrzeją do tego, aby stworzyć silną formację regionalną, która zadba politycznie o Górny Śląsk. My powinniśmy pokoleniom, które idą za nami, nie tylko kibico-wać, ale przekazać swoje doświadczenia.

Czy spotkanie śląskich organizacji w  Kamieniu Śląskim spełniło Pańskie i Związkowe  oczekiwania?

I  tak i  nie. Dobrze, że  spotkaliśmy się w  tak szerokim gro-nie, w ekumenicznym duchu. To był pierwszy krok w kierunku pojednania Ślązaków o różnych poglądach, spojrzeniach na hi-storię i  współczesność, o  różnych wyborach tożsamościowych. I  to  mnie cieszy, ale mam świadomość, że  jedno spotkanie to  za mało. Mam nadzieję, że Kamień był dobrym początkiem i że przyjdzie taki dzień, kiedy wszyscy razem staniemy na Gó-rze Świętej Anny, a  to święte miejsce będzie nas – Górnośląza-ków – łączyć.

Jest Pan prezesem Związku Górnośląskiego od  lipca 2015 roku. A  od  2014 roku był Pan wiceprezesem. Wcześniej był Pan członkiem Koła Śródmieście. Jak patrzy na Związek Gór-nośląski szeregowy członek, a jak prezes Związku?

Dobre pytanie! Związek Górnośląski to spora liczebnie orga-nizacja. Skupia 1700 członków. Nasi członkowie mają swoje po-glądy na różne sprawy i własne oceny. Często się różnimy, co aku-rat jest pozytywne. Każdy członek ma prawo do własnego zdania, także prezes, ale różnica między tym „szeregowym” a prezesem jest taka, że ten drugi musi łączyć różne nurty myślenia wśród ca-łej społeczności, co nie zawsze jest łatwe. Dopomaga w tym chęć słuchania i rozmowy. Nie ukrywam, że tego się wciąż uczę.

Trudno przewidzieć wynik wyborów. Zapytam więc, w ja-kim kierunku poprowadziłby Pan Związek, gdyby Pan został prezesem na następną kadencję lub co by Pan poradził kolej-nemu prezesowi?

Prezes podczas wernisażu wystawy „Silesius” w Brukseli

Związek Górnośląski powinien robić swoje. Mamy doskonałą Deklarację programową, która mimo upływu czasu jest wciąż ak-tualna. Cele naszej organizacji są niezmienne, jednak sposoby ich realizacji muszą być zmienne, bo i świat wokół nas się zmienia. Powinniśmy zatem pozostać wierni naszym ideom, ale wciąż szu-kać nowych środków, by je wdrażać w życie. Powinniśmy się bar-dziej otwierać na innowacyjność w każdej dziedzinie: w eduka-cji, w technice przekazu elektronicznego, w sposobie rozumienia demokracji, w zarządzaniu. Powinniśmy się otwierać na innych – tych, którzy inaczej pojmują dobro Śląska (byle szczerze), tych, którzy nie są  Ślązakami i  nie chcą nimi być, tych, którzy mają inny odcień skóry. Dużo starsze pokolenie pamięta czasy, kiedy człowieka na Śląsku oceniało się nie za jego poglądy polityczne czy narodowość, ale za to czy jest porzomnym człowiekiem. My-ślę, ze młodym łatwiej o taką postawę. Dlatego ja nie będę usta-wał w pracy nad pozyskaniem młodych do Związku. Innemu pre-zesowi tez bym to radził. q

Rozmawiała: Łucja Staniczkowa

Z kapelanem Związku Górnośląskiego ks. prof. Arkadiuszem Wuwerem

Page 24: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

24 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Co słychać w Domu Śląskim?W styczniu 2018 r. odbyło się spotkanie organizacyjne Za-

rządu ZG w sprawie XXV Przegląd „Śląskiego Śpiewania”. To już 25 lat, gdy ZG wraz z Zespołem Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stani-sława Hadyny wspólnie organizuje ten regionalny przegląd. Jest nam niezmiernie miło, że cieszy się on coraz większym zainte-resowaniem odbiorców. Zadaniem Przeglądu jest pielęgnowa-nie tradycji śpiewaczych regionu śląskiego i prezentacja śląskich pieśni ludowych.

Posiadający ponad dwudziestoletnią tradycję Przegląd jest festiwalem różnorodności pod względem doboru repertuaru, kompetencji gwarowej i przygotowania strojów, a uczestników „Śląskiego Śpiewania” niezmiennie jednoczy zainteresowanie pieśnią śląską, chęć podtrzymywania tradycji muzycznej, ra-dość ze wspólnego śpiewania i słuchania pieśni.

W  2015 roku zawarto trójstronne porozumienie, które umożliwia rozwój konkursu na ogólnopolskiej platformie tele-wizyjnej.

Pragniemy w  tym roku, aby ta  XXV rocznica była okazją do spotkania wielkiej artystycznej rodziny miłośników śląskiej pieśni. Poziom artystyczny jest z roku na rok coraz wyższy.

Już dzisiaj zapraszamy do  wspólnego śpiewania podczas Przeglądu „Śląskie Śpiewanie”.

21 stycznia br. ZG udostępnił pomieszczenia i  umożliwił zorganizowanie ćwiczeń w Domu Śląskim.

Odbyło się tutaj szkolenie Sekcji Ewakuacyjnej Chorągwi Śląskiej ZHP – Wojewódzkiej Formacji Obrony Cywilnej. Były to zajęcia z ratownictwa, segregacji medycznej „TRIAGE” i ewa-kuacji w sytuacjach ciężkich, w tym przez szczelinę przeciwlot-niczą.

Dnia 23 stycznia w siedzibie ZG gościliśmy Pana dr. Marco Gutekunst – I Sekretarza Ambasady Republiki Federalnej Nie-miec w  Polsce, któremu towarzyszył poseł Marek Krząkała. Rozmawiano m.in. o  współpracy kulturalnej pomiędzy Ślą-skiem a regionami niemieckimi.

W styczniu odbyło się również pierwsze spotkanie organiza-cyjne nowej redakcji „Górnoślązaka”, podczas którego zaplano-wano pracę na rok 2018.

Parokrotnie odbyły się także spotkania Bractwa Oświato-wego gdzie omawiano plan działań nowy rok.

13 lutego w Domu Śląskim odbędzie się spotkanie pt. „Spot-kanie Autorytetów”, utrzymane w  kameralnym tonie, po-

Pierwsze „Spotkanie Autorytetów” w Domu Śląskim„Kompetencje samorządów lokalnych i regionalnych

w świetle prawa, a kultura pamięci i wartości” – taki był temat pierwszego z cyklu spotkań zaplanowanych jako okazja do wy-miany poglądów, opinii, refleksji osób uznanych za autorytety w danej dziedzinie. Choć utrzymane w kameralnej, przyjaciel-skiej atmosferze, pozwoliło na sformułowanie wniosków, które mogą stać się inspiracją do oficjalnego stanowiska Związku Górnośląskiego na temat ograniczania samorządności zagwa-rantowanych przez prawo.

Inicjatorką i gospodynią spotkania była prof. Irena Lipowicz, a na jej zaproszenie odpowiedzieli: prof. Joanna Rostropowicz (UO), prof. Andrzej Klasik (UE), wiceprzewodniczący Rady Miasta Katowice Jerzy Forajter, b.  marszałek Mirosław Sekuła oraz młodzi Ślązacy – prawnik dr Michał Śliwiok i ekonomista dr Marcin Baron. W spotkaniu aktywny udział wzięli przedsta-wiciele Zarządu Głównego: prezes Grzegorz Franki, rzecznik

Dawid Wowra, a w czasie niedyspozycji prof. Ireny Lipowicz wi-ceprezes dr Łucja Staniczkowa przejęła prowadzenie.

Temat kolejnego Spotkania Autorytetów zaplanowano w związku z trwającym Europejskim Rokiem Dziedzictwa Kul-tu ro wego. q

Fot.

Daw

id F

ik

dr Marco Gutekunst – I Sekretarz Ambasady Republiki Niemiec w Polsce wraz z posłem Markiem Krząkała i Prezesem ZG Grzegorzem Franki

Zajęcia z ratownictwa i segregacji medycznej organizowane w Domu Śląskim prowadzone dzięki współpracy z Sekcją Ewakuacyjną Chorągwi Śląskiej ZHP oraz jednego z członków Zarządu Głównego – Tomasza Kowalskiego

Page 25: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

25www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

SilesiusGdzie urodziła się Maria Cunitz, europejskiej sławy astro-

nomka żyjąca w XVII wieku, zwana „Śląską Ateną” , której imieniem nazwano jeden z kraterów na planecie Wenus? Kto powiedział o sobie: „Chwalę się tym, że odkryłem melodię ję-zyka polskiego”? Jakiego Ślązaka wymienia Leonardo da Vinci w swoim szkicowniku? O którym ze Ślą-zaków mówiono, że strzelił więcej bramek niż miał okazji? Dlaczego o Teodorze Ka-łuży, matematyku z Opola powiedziano, ze odkrył piąty wymiar Wszechświata? Kto był prekursorem Igrzysk Paraolimpij-skich?

Na te pytania i wiele innych, znajdzie czytelnik odpowiedź w najnowszej publi-kacji Związku Górnośląskiego.

Związek Górnośląski wydał ciekawą i potrzebną książkę pod tytułem „Silesius”. Tytuł taki sam, jak wystawy Europosła Marka Plury prezento-wanej  w Parlamencie Europejskim i kilku miastach na Śląsku, a obecnie zarządzanej przez Związek Górnośląski. Książka jest ciekawa dlatego, ze przedstawia 49 sylwetek wybitnych Śląza-ków żyjących na przestrzeni wieków: artystów, uczonych, wy-

nalazców, sportowców, organizatorów przemysłu, arystokratów, polityków i świętych. Czyni to w sposób zwięzły i przystępny. Na przedstawienie każdej sylwetki składają się: zdjęcie, krótka biografia, efektowne zdanie danej postaci lub o niej oraz rozsze-rzone podpisy w trzech językach: angielskim, francuskim i nie-

mieckim.Dlaczego książka jest pożyteczna? Wy-

dawca zakładał, ze odbiorcami będą wszy-scy, którzy są ciekawi, jak wielki wkład mają synowie śląskiej ziemi w dorobek na-ukowy i kulturowy Europy i  świata. Mó-wiąc „wszyscy”, mam na myśli uczniów i nauczycieli, młodzież i seniorów, huma-nistów i ścisłowców, Ślązaków i nie-Śląza-ków.

Jednak lektura pozostawia niedosyt. Dlaczego nie ma tu mistrza świata Janusza

Sidły?, pianisty światowej sławy Piotra Palecznego?, świętego Jana Sarkandra? i wielu innych… Jak zapowiedział prezes Grze-gorz Franki, potrzebny jest kolejny tom; ten pierwszy został wy-dany dzięki dotacji Urzędu Miasta Zabrze i wielkiej pracy wo-lontariuszy. q

Rozpoczęły się Podyplomowe Studia Wiedzy o Regionie!Województwo śląskie jako pierwsze w Polsce zajęło się sprawą sy-

stemowego wdrożenia edukacji regionalnej do szkół i przedszkoli. Za-rząd Województwa dla podkreślenia wagi, jaką przywiązuje do edu-kacji regionalnej podjął decyzję o  dofinansowaniu tych studiów. Związek Górnośląski aktywnie uczestniczy w tym projekcie obok Sej-miku Województwa Śląskiego i Uniwersytetu Śląskiego. Z ramienia ZG przedstawicielem jest dr  Krystian Węgrzynek, członek Bractwa Oświatowego ZG.

Kilka miast planuje wprowadzenie edukacji regionalnej jako przedmiotu nauczania. Potrzebni są  wobec tego nauczycie z  odpo-wiednimi kwalifikacjami. Na  Wydziale Filologicznym Uniwersy-tetu Śląskiego rozpoczęły się interdyscyplinarne studia przeznaczone

przede wszystkim dla nauczycieli, ale także dla pracowników placó-wek kultury czy samorządów. Kierownikiem PSWoR jest prof. Jolanta Tambor.

Ewenementem tych studiów jest program, który obejmuje 200 godzin, w tym 100 godzin akademickich (wykłady, seminaria) i 100 godzin zajęć w terenie. Ta druga część to propozycja Związku Gór-nośląskiego. Wychodzimy bowiem z  założenia, że  edukacja regio-nalna powinna być realizowana przede wszystkim w terenie. Słucha-cze PSWoR nie tylko poszerzą swoją wiedzę teoretyczną z  zakresu geografii i przyrody, literatury i  języka, historii i socjologii, dziedzi-ctwa kulturowego i sztuki, ale tez poznają metody pracy z uczniem w terenie i zapoznają się z ofertą edukacyjną placówek kultury w na-szym województwie. Przewidziano 7 wyjazdów w teren. Pierwszy za-planowano już na 17 lutego, czyli w dzień po uroczystej Inaugura-cji w Sali Sejmu Śląskiego. Obiekty Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, czyli m.in. Sztolnia Luiza, Bajtel Gruba, obiekty Muzeum Gliwickiego w  tym  m.in. Radiostacja Gliwicka, Muzeum Odlewni-ctwa, Willa Caro, zapoznanie z ofertą edukacyjną Domu Współpracy Polsko – Niemieckiej, a w Chorzowie – zajęcia w Parku Etnograficz-nym – to szkicowy program zwiedzania, który uzupełniają wykłady z  geologii i  literatury. Kolejny wyjazd, dwudniowy, zaplanowano na  23-24 marca na  Ziemię Częstochowską i  będzie obejmował wi-zytę w  synagodze w Lelowie, Jasną Górę w Częstochowie, a potem w śląskim Koszęcinie 10 godzin warsztatów wokalnych, tanecznych, kostiumowych, muzycznych z  instruktorami ZPiT „Śląsk”, a w dro-dze powrotnej zwiedzanie i zapoznanie się z ofertą edukacyjną Cen-trum Deportacji w Radzionkowie. W maju przewidziane są zajęcia na Ziemi Cieszyńskiej, potem na Ziemi Zagłębiowskiej i w samych Katowicach.

Na liście uczestników PSWoR jest 68 nauczycieli różnych przed-miotów we wszystkich typach szkół.

Będziemy naszych Czytelników informować o przebiegu studiów. (red.)

Edukacja regionalna

święcone kulturze pamięci, kulturze przyszłości, wartościom i prawu.

Inicjatorem wydarzenia jest Pani prof. Irena Lipowicz, współ-założycielka Związku Górnośląskiego.

Mamy nadzieję, że dokonana refleksja znakomitych i wybit-nych gości zapoczątkuje pogłębioną dyskusję na ten ważny te-mat. q

Izabela Wowra

Fot. www.facebook.com/regionpodyplomowe/

Page 26: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

26 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Szkubaczki

Witejcie moji roztomili. Toć nóm marznie na  polu w  tyn styczyń. Skuli tego ludzie bardzi jako w  lato siedzóm w dóma a nie smykajóm się tak po dziedzi-

nie. Bo kierymu by też się chciało wylazować z ciepłej chałpy kie je tak zima. Ni ma to jak se zrobić ciepłej herbaty a  posłuchać radija albo załónczyć to kolorowe pudło i obejrzeć co  tam słychać w  wielkim świecie. Co  po-nikiery rod czyto gazety a  żebyście mieli co  czytać to  jo Wóm napisała jako to  kiesi w cieszyńskim ludzie robili szkubaczki.

Musicie wiedzieć, że  szkubaczki były dy-cki w  zimie co  w  polu nie było tela roboty. Szkubaczki były u  gaździnej kiero miała dziołche na  wydaniu. Bo  zwyczaj kiesi był taki, że  kożdo dziołcha miała dostać wiano z dóma. Były to dycki dwie pierziny a cztyry zogłowki. Czasami też z piyrza usypywało się „kłónczoki” czyli poduszki gorsze, twarde, usypane ze stopek-stosin czyli z gorszego piyrza. Jak wydowała się dziołcha od bogatszego siedloka to taki pierziny i poduszki usypane były yno z  kwapu czyli z  puchu. Moja starka Hela mi wyrzóndzała, że jak kiery chłapiec szoł z dóma za robotóm a nie była mu w głowie żyniaczka też dostowoł jednóm pierzine.

U nos na Śląsku Cieszyńskim do usypanio -d o zrobiynio ta-kich pierzin używało się piyrza z podskubu z żywych gynsi abo ak się zabiło gynś trzeja było jóm oszkubać na sucho i taki piy-rzi trzimała gaździno z gazdóm na strychu w płóciynnych wor-kach przez cały rok.

Jak uż było po Trzech Królach czyli w miynsopuście kie dnia wyrażnie uż przibywało zapraszało się krewne, sómsiadki, ciotki i młode dziołchy na szkubaczki. Z tego co rozprowiała mi moja starka szkubaczki były od pyndziałku do strzody, bo we sztwor-tek nie godziło się szkubać zaś w  pióntek nikierym nie stoło za tym chodzić, bo baby miały swojóm robote w dóma.

Szkubaczorki zbiyrały się po  połedniu i  siadowały ku  stole na kierym była kupa piyrza do targanio. Przed tym, wczas rano gazda hajcowoł w piecu co by babóm nie było przi szkubaniu zima. Z  izby trzeja było powynoszać klamoty co by nie zawa-dzały a  narychtować na  postrzodku wielki stół i  emaliowane miski, co by miały do czego szkubać.

Jo Wóm muszym powiedzieć, że pamiyntóm eszcze taki szku-baczki. Kie moja ciotka wydowała swoji cery a moji kuzynki a jo jako mało dziołszka obzajtkowałach kole mamy kiero też szku-bała. Miałach może z sześć abo siedym roków. Kiery by pomy-śloł, że  tyn zwyczaj tak wartko bydzie zapómniany. Do dzisio widzym baby w roztomajtych dederónowych fortuchach z szat-kami na głowach co by  im się to piyrzi nie chytało we włosy. A mój starzik ś.p skludzoł z drewutni babóm gnotki pod nogi. Jak kiero baba było myjszo to  se klepeta dała na  tyn gnotek, miske wraziła do klina i  już się ji to  lepszy szkubało. Szkuba-czorki śpiywały starodowne pieśniczki ludowe, kościelne, żoł-nierski, rozprowiały co  się zdarziło na  dziedzinie, spóminały kogosi gdo uż je pod dornikiym, dzieliły się przepisami aji też plotkowały. A  nie brakowało też roztomajtych bojek o  utop-cach, nocznicach i inszych straszydłach. Wloz też nikiedy gazda

do  izby a  przinios jakisi nowiny i  hnet poszoł bo  chłop bab-skimu rzóndzyniu nie rozumioł. Na takich szkubaczkach było wiesioło. Na wieczór gaździno rychtowała swaczyne co by  się

baby posiliły. Były to  przeważnie kołocze, kreple. Była też warzónka abo miodula.

Moja starka eszcze mi  opowiadała o  do-szkubkach, to  je  zakóńczyni darcio piyrzo. W tyn dziyń dziołchy były lepszy obleczóne nie tak jak na  kożdy dziyń. Doszkubki sie odbywały w  ostatki a  to  skuli tego, że  przi-chodzilii chłapcy z  harmónijami a  i  była nieroz cało kapela. Szło se potańcować, po-skokać a  potym aji pozolycić. Bo  jak była jako szwarno dziołcha a  spodobała się ka-walerowi tyn jóm rod odkludził do dóm. Jak harmónijkorz pieknie groł trzeja było się mu odwdziyńczyć za  muzykę. Dziołchy uż też wiedziały o tym szumnym zwyczaju i miały ze  sobóm czynsto prziniesióne owoce jako

dary, kie bydzie „wybiyrani na kotasa”. A co to w tyn czas śpiy-wali?:

„Wyszołech na pole, wiatrziczek tam wiejeTeraz mi do na kotasa, co się rada śmieje.

Wyszołech na pole, zarżało zgrzybióntko.Teraz mi do na kotasa to piekne dziywczóntko

Wyszołech na pole, przedeszło mie kurczeTeraz mi do na kotasa ta Hanka Dordulcze.

Szełech do Sikory, spodech tam do żberateraz mi do na kotasa ta Heczkowa cera.

Haniczko, Haniczko mosz ty piekne liczko.Dejżysz mi też na kotasa choć jedno jabliczko.

Zuziczko, Zuziczko mosz piekny fortuszek.Dejżysz mi też na kotasa chocioż suchych gruszek.

Wyszołech na pole zakwitła pogankaTeraz nóm do na kotasa Jónkowo galanka.

(…) A Wy też gaździnki, dejcież na ty zwónkiSzak Wy też uzbiyrocie z masła ze śmietónki…

Wiycie rada słuchóm starki jak mi tak opowiado o tych hań-downych czasach. A były to czasy ganc insze jako teraz. Na szku-baczkach się ludzie spotkali a  podrzistali na  doszkubkach zaś potańcowali i byli radsi jako teraz. Na takich szkubaczkach po-znała się moja straka |Hela ze starzikiym Bolkiym. I zaś by szło pisać o zolytach o galaniyniu aji o wiesielu jako to kiesi wyglón-dało. Ale ni, uż tego dzisio styknie! Zaś cosi popiszym nastym-pnym razym co  bych się wartko Wóm nie zmierzła. Zdrowio Wóm życzym w tyn zimowy czas. q

Kamila Ptaszyńska-Matloch

Hań downi na dziedzinie

Page 27: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

27www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Sztyrnosty lutego to je Dziyń Świyntego Walyncinka. Beztōż bydzie dzisiej ô przoniu. Skuli tego pojadymy do… Niy, niy do Bierunio. Pojadymy do Wenecji.

Weneckie zolytyJa, to je prowda. Zolycić idzie bele kaj. Jak ftoś chce, to może wziōnć

swoji libsty do kina w Silesia City Center, abo fōndnōnć ji swaczyna w Paryżu. Może ji lajstnōnć nowe auto, abo dać ji gynsipympki. Egal. Jo żech prziszōł ku tymu, że moja libsta je wert tego, cobych jōm wziōn do Wenecji. Jak godocie, eli wasza libsta je  tela samo wert? Padocie, że rada by bōła, jakbyście jōm wziynli do gondole? Jak sie wom zdowo, że ja, to hnet sie bydziecie dziwować piyrszy roz. Piyrszy, ale, dejcie sie pedzieć, niy ôstatni.

Do  kerego przewodnika byście niy wejrzeli, na  zicher znojdzie-cie tako informacjo: „Chopie, dej sie pokōj, twoja libsta niy ma wert tyj gondole. Ani twoja, ani żodno inkszo! ” Jak taki karlus, kery swoji frelce fest przaje, to poczyto, to sie możno i znerwuje, nale dejcie sie pedzieć, trocha prowdy w tym je. Tako krōtko rajza gondolōm to niy ma toni szpas: za dwajścia minut poradzicie zabulić i ze sto euro. Ja, do gondole wlezie sześć ludzi, to i tonij wos wyjdzie, jak lajstniecie sie jōm z kimś inkszym, nale co to za romantyzm, kej ftoś, kogo niy zno-cie, siedzi wele wos? Skiż tego gondoliery cichtujōm na tych turystōw, kerym sie niy rozchodzi ô piyniōndze. Noj-czynścij sōm to  Hamerykony abo Chiń-czyki. Taki Hamerykon i tak zabuli, bo by-dzie myślōł: „Jeronie, katać jo żech ekstra przijechōł do  Europy, a  niy lajstna sie ta-kij rajzy gondolōm? Dyć mie stykać, pra? ” I zabuli, bo jemu sie zdowo, że we Wene-cji to je psinco wiyncyj, jak ino te gondole. I sam sie Hamerykon chachnie, bo Wenecja mo do zaoferowanio mocka wiyncyj, jak ino te gondole. I tukej turysta ze Ślōnska bydzie miōł przewoga nad Hamerykonym, bo by-dzie wiedziōł kaj udać te piyniōndze, kere prawie uszporowōł.

Trzeba ôd razu pedzieć, że  po  Wenecji nojlepij drałować piechty, bo wtynczos noj-wiyncyj sie zoboczy. Ino przōdzij trzeba sie spaczeć jakoś porzōndno mapa, na  keryj poradzicie znojść niy ino nojwiynksze mu-zea i pałace, nale tyż i małe uliczki, kerych labiryntym je cōłko Wenecja. Ja, to  je pro-wda, tukej sie idzie stracić. Egal, wiela razy byście tukej niy rajzowali, zawdy sie kajś stracicie. Ino, że  te tracynie sie je  blank… fajne. Bo bez cufal idzie wlyźć w keroś eka, na kero żeście piyrwyj niy dali pozōr i ôroz przidziecie ku  tymu, że  to  je  nojfajniejszo eka na świecie. Ftedy ôwdy kukniecie na ke-roś chaupa i przidziecie ku tymu, że kożdo z  nich mo fest ôszkrobane mury, choby sam nojgorsze lōmpy i  cha-chary miyszkały. Ja, ja, jakby ftoś wom ino pokozōł te ôszkrobane chaupy, to by żodyn z wos niy pedziōł, że to je Wenecja, kożdy by sie wetnōł, że to je kajś na Lipinach abo w Bytomiu. Ino, że te ôszkrobańce to  je  tyż elymynt weneckigo klimatu. No i  jeszcze jedne: kej ciśniesz bez tyn wenecki labirynt po ciymoku, to żeś blank niy ma wylynkany. Bo  sam sie niy ma  czego lynkać, chobyś trefił modych karlusōw pić wino kajś na placu, to żodyn z nich nawet na ciebie niy wejrzy.

We Wenecji ciynżko znojść normalne chaupy, tam kożdy miyszko w kerymś pałacu. Wiynkszość z tych pałacōw ôd downa noleży do noj-bogatszych familii weneckich i ciyngiym mianujōm sie tak, jak miano-wały sie te familie. Ino, dejcie sie pedzieć, te ich „familoki” sōm blank inaksze, jak te nasze. Niy stykłoby placu, coby ôpisać kożdy z wene-ckich pałacōw. Na  zicher trzeba pedzieć ô Ca’ d’Oro – Złotyj Chau-pie i Pałacu Dożōw. Doże weneckie mieli rajn dwa wiynziynia. Jedne mianowało sie Pozzi i  hań trzimali nojgorszych gizdōw lagramyn-ckich. Gizdōw, kere mieli wiyncyj piyniyndzy, zawierali we wiynziyniu, kere mianowało sie Piombi. Hań siedziōł miyndzy inkszymi (a niysko-

rzyj poradził stamtōnd pitnōnć) nojbardzij chyba uwożany pisorz i za-wolocz wenecki, Giacomo Casanova, ô kerego zolytach słyszōł kożdy na cōłkim świecie. W inkszych pałacach ciyngiym idzie trefić spominki po ludziach, kere tam miyszkali. Niymiecki kompozytor Richard Wag-ner bez cōłki rok miyszkōł w Ca’ Vendramin Calergi. Trzinostego lu-tego 1883 przijechōł do  niego z  byzuchym inkszy epny kompozytor, Giuseppe Verdi – i  prawie w  tyn som dziyń Wagnerowi sie umarło. Po siyniach Palazzo Grassi loto frelka, kero sto lot nazod bezma ftoś hań zgwōłcił. Kej byście mieli mocka piyniyndzy i  chcielibyście sie lajstnōnć taki pałac, dejcie pozōr, cobyście bez cufal niy kupili sie Ca’ Dario, kery je  tońszy, nale ino skiż tego, co  je… przeklynty. Kożdy, fto hań miyszkōł, gibcij eli niyskorzyj, abo musiōł pitać z  Italje, abo bankrutowōł, abo umiyrōł. Niy roz muster tego umiyranio bōł blank maszketny, jak choby u  Kita Lamberta, managera „The Who”, kery śleciōł ze schodōw zaroz po tym, jak ino przekludził sie do Ca’ Dario.

Jak ftoś niy ma  rod autom, kere rajzujōm bele kaj i  maraszōm luft, zaroz do pozōr, że we Wenecji autōw niy ma. Rajzować idzie ino

piechty, abo gondolōm. Kej ftoś sie wy-biero blank w inkszo tajla Wenecje, to idzie lajstnōnć sie vaporetto – wodno taksōwka. Takie vaporetto weźnie wos tyż na  keroś z  wysp, kere sōm na  wschōd ôd Wenecje. Na zicher żeście słyszeli ô wyspie Murano, to je ta, kaj richtujōm uwożane szkło, z ke-rego cicidła idzie lajstnōnć sie w  kożdym weneckim sklepie. Ino, jak już bydziecie ku-pować, to dejcie pozōr, eli te „original Mu-rano glass” je  richtich oryginalne. Gańba pedzieć, ale jo żech sie tak roz chachnōł i żech lajstnōł mojij freli zauszniczki z ory-ginalnego murańskigo szkła, ino żech niy wejrzōł, co  ze  zadku stoi, że  to  je  zrichto-wane bez Chińczykōw. Drugo wyspa, za-roz za Murano, mianuje sie Burano (trzeba dować pozōr, co padajōm do wos szafnery w tym vaporetto, cobyście niy wylyźli na in-kszyj wyspie). Fōrt zoboczycie cōłko raja małych bōntnych chaupek, kożdo jedna in-kszo. Te kolory to skuli tego, coby ryboki fōrt daleko pokapowali sie, kero chaupa je  ôd nich. Jak bydziecie mieć już za  tela larma i tulmy w samyj Wenecji, to tako rajza na je-dyn dziyń na Burano to bydzie to, ô co wom sie rozchodzi. Sam idzie sie poalować, tukej niy znojdziecie cōłkij tulmy turystōw, bo, jak żech już pedziōł przōdzij, mocka z nich my-

śli, że Wenecja to je ino plac świyntego Marka i gondole. Nale my już wiymy, że niy ino.

Wenecja mo tyż swoje utropy, kerych niy zoboczysz zaroz, jak ino hań przijedziesz. Przōdzij godali my, że niykere chaupy wyglōndajōm choby w Bytomiu i  ino stoisz i sztaunujesz, kej te pierōństwo śleci ci sie na gowa. I bydziesz miōł tukej recht, bo ekologi ciyngiym wajajōm, co  hnet Wenecji już niy bydzie. Ludzi fest nerwujōm epne ôkrynty. Co  chwila keryś z  nich sztopnie wele portu, coby robić larmo i  ma-ras. Turysty filujōm na  ta  boroka Wenecja, robiōm knipse, nale żo-dyn niy zabuli ani jednego euro, bo ône ani niy ślezōm na ziymia. Skiż tego takich „turystōw” we Wenecji rade niy majōm. Niydowno poru Chińczykōw lajstło sie ôbiod podle Placu Świyntego Marka, za kery za-bulili wiyncyj jak tysiōnc euro. Na zicher ober niy bōł rod turystōm. Chińczykōw je  wiyncyj jak Ślōnzokōw, nale możno lepij wejrzyjcie we menu, zaczym wybierecie sie tukej ôbiod.

Z  Pyrzowic abo Wrocławio fligry furgajōm do  samyj Wenecje, do Mediolanu, skōnd idzie wziōnć cug, abo do Bolonii, kero jest fest blisko. To co? Mocie już idyjo, kaj weźniecie Wasze frele na bezrok? q

Po naszymu

Rys.

Jace

k Si

egm

und

Page 28: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

28 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Dziedziczenie ustawowe a testament, na czym polega różnica? Część pierwsza

W  niniejszym artykule, omówię krąg spadkobierców ustawowych oraz kolejność powoływania ich do  dziedziczenia. Dzie-dziczenie to  nabycie praw majątkowych po  zmarłym, a  także obowiązków mająt-kowych. Ustawowo spadek można dziedzi-czyć w całości lub w części. Całość spadku można dziedziczyć ustawowo, w  sytua-cji gdy spadkobierca nie powołał swoich spadkobierców (nie został sporządzony te-stament), albo gdy osoby powołane od-rzucą spadek, lub gdy osoba powołana nie będzie mogła być spadkobierca (np.  zo-stała uznana za  niegodną). Spadkobierca może być uznany przez sąd za niegodnego, jeżeli umyślnie ukrył lub zniszczył testa-ment spadkodawcy, podrobił lub przerobił jego testament albo świadomie skorzystał z  testamentu przez inną osobę podrobio-nego lub przerobionego. Może również zo-stać uznany za  osobę niegodną, jeśli pod-stępem lub groźbą nakłonił spadkodawcę do sporządzenia lub odwołania testamentu albo w  taki sam sposób przeszkodził mu w  dokonaniu jednej z  tych czynności. Ko-lejną przesłanką do  uznania spadkobiercy za osobę niegodną dziedziczenia, będzie sy-tuacja kiedy dopuścił się on umyślnie cięż-kiego przestępstwa na szkodę spadkodawcy.

W  pierwszej kolejności powołane są z ustawy do spadku dzieci spadkodawcy oraz jego małżonek – dziedziczą oni w częś-ciach równych. Jednakże część przypada-jąca małżonkowi nie może być mniejsza niż jedna czwarta całości spadku. Jeżeli dziecko spadkodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by  mu przypadał, przypada jego dzieciom w  częściach rów-nych. Zasadę tę  stosuje się odpowiednio do dalszych zstępnych.

W  przypadku gdy brak jest zstęp-nych spadkodawcy, ustawowo powo-łani do spadku są jego małżonek i rodzice. Udział spadkowy każdego z rodziców, które dziedziczy w  zbiegu z  małżonkiem spad-kodawcy, wynosi jedną czwartą całości spadku. W  sytuacji gdy ojcostwo rodzica spadkodawcy nie zostało ustalone, udział spadkowy matki spadkodawcy, dziedziczą-cej w zbiegu z jego małżonkiem, wynosi po-łowę spadku. Jeżeli jedno z rodziców spad-kodawcy nie dożyło otwarcia spadku, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada rodzeństwu spadkodawcy w częściach rów-nych. Jeżeli którekolwiek z rodzeństwa spad-

kodawcy nie dożyło otwarcia spadku pozo-stawiając zstępnych, udział spadkowy, który by mu przypadał, przypada jego zstępnym. Podział tego udziału następuje według za-sad, które dotyczą podziału między dalszych zstępnych spadkodawcy. Jeżeli jedno z  ro-

dziców nie dożyło otwarcia spadku i  brak jest rodzeństwa spadkodawcy lub ich zstęp-nych, udział spadkowy rodzica dziedziczą-cego w zbiegu z małżonkiem spadkodawcy wynosi połowę spadku. W braku zstępnych i małżonka spadkodawcy cały spadek przy-pada jego rodzicom w  częściach równych. W chwili gdy małżonek spadkobiercy, który dziedziczy ustawowo z jego rodzicami oraz rodzeństwem, małżonkowi przypada po-łowa spadku.

Dziedziczyć ustawowo mogą również dziadkowie zmarłego, w  sytuacji gdy brak małżonka, rodziców, rodzeństwa i  zstęp-

nych rodzeństwa spadkodawcy cały spadek przypada dziadkom spadkodawcy; dziedzi-czą oni w  częściach równych. Jeśli któreś z dziadków spadkodawcy nie dożyło otwar-cia spadku, udział spadkowy, który by  mu przypadał, przypada jego zstępnym. Jeśli zmarły dziadek nie ma  zstępnych, udział spadkowy, który by  mu przypadał, przy-pada pozostałym dziadkom w  częściach równych.

Jeśli zmarły był przysposabiającym, przysposobiony dziedziczy po nim, a także po jego krewnych, tak jak by był jego dzie-ckiem a  przysposabiający i  jego krewni dziedziczą po  przysposobionym tak, jak by przysposabiający był rodzicem przyspo-sobionego. Przysposobiony nie dziedziczy po  swoich rodzicach biologicznych i  ich krewnych, a osoby te nie dziedziczą po nim.

Warto na koniec wskazać, kwestię dzie-dziczenia ustawowego w  przypadku sepa-racji lub rozwodu. Zgodnie z  Kodeksem cywilnym, jeżeli spadkodawca wystąpił o  orzeczenie rozwodu lub separacji z  jego winy małżonka, a  żądanie to  było uzasad-nione, małżonek zostaje wyłączony z dzie-dziczenia. Wyłączenie małżonka od dziedzi-czenia następuje na mocy orzeczenia sądu. Wyłączenia żądać mogą pozostali spadko-biercy ustawowi powołani do  dziedzicze-nia w zbiegu z małżonkiem. Termin do wy-toczenia powództwa wynosi sześć miesięcy od dnia, w którym spadkobierca dowiedział się o otwarciu spadku, nie dłużej jednak niż jeden rok od otwarcia spadku.

Niejednokrotnie sprawy spadkowe do-tyczą kwestii rodzinnych, co  może być za-rzewiem do różnych konfliktów. Z doświad-czenia adwokata Dariusza Nowaka oraz adwokata Michała Materowskiego z LAW & TAX Kancelarii Adwokackiej w Katowicach wynika, że  wiele spraw jest rozpatrzonych przez Sąd w konsekwencji niewiedzy stron, co do jej praw i obowiązków, zaś później po-woływanie się na  tę  okoliczność jest nie-skuteczne. Zatem warto znać swoje prawa, dlatego w Świętochłowicach, Związek Gór-nośląski prowadzi Punkt Nieodpłatnej Po-mocy Prawnej, na podstawie umowy z Mia-stem Świętochłowice, gdzie można uzyskać poradę, która będzie niezwykle istotna dla naszej sprawy.

adw. Michał Materowski LAW & TAX Kancelaria Adwokacka

Materowski Nowak s.c.

Ignorantia iuris nocet – Nieznajomość prawa szkodzi

Bezpłatne porady prawne… na łamach „Górnoślązaka”!

Masz pytania do prawnika?Zgłoś problem,

a my postaramy się udzielić odpowiedzi na naszych

łamach.

Pytania prosimy przesyłać na [email protected]

Page 29: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

29www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Gotyk w godceKiedy popatrzy się na  okładkę ostatniego tomiku jedno-

aktówek po  śląsku, to  ciśnie się na  usta sakramentalne: Kaj my to som? Na angielskim smyntorzu? W śląskim średniowie-czu? Abo konsek dalyj?

Czy to  aby nie znaczy, że  śląska literatura ciągle się roz-wija? Z  jednej strony Teatr Górnośląski Mariana Makuli zo-stał w połowie zeszłego roku zawieszony, z drugiej w listopadzie odbyła się I  Katowicka Runda Teatralna, na  którą publicz-ność waliła drzwiami i  oknami? Może po  pierwszym głodzie na sztukę popularną, przyszła kolej na coś bardziej wyrafinowanego?

Już porównanie okładki pierwszego zbioru jednoaktówek zatytułowanych Bysuch z  Rajchu (2012) z najnowszym mogłoby na to wskazywać: pstrokate kolory opakowań niemieckich maszke-tów i proszku Persil z jednej, a złowieszczy pałacyk zatopiony w  monochromatycznym tle z  drugiej. Pomysłodawcy i  jurorzy tego konkursu – Miro-sław Neinert, Ingmar Villqist, Robert Talarczyk – też podchodzili do początków z dużą dozą scep-tycyzmu. Ten ostatni przekornie wówczas pisał: „Jednoaktówka po śląsku… Brzmi to dość egzo-tycznie i chyba mało zachęcająco. Trochę jak pod-rzędna potrawa w przydrożnym barze dla tirowców”.

A  jednak przedsięwzięcie trzeba uznać za  udane. Nieprze-rwanie od  początku dekady w  każdy pierwszy piątek grudnia

na scenie katowickiego Te-atru Korez odbywa się uro-czysty finał konkursu. Jury wyłania dziesięć najlep-szych utworów – trzy zo-stają nagrodzone, a siedem – wyróżnionych. Dzieła laureatów zostają przeczy-tane ze sceny, co dla licznie

zgromadzo-nej publicz-ności sta-nowi główną atrakcję wieczoru. W ten sposób poznałem histo-rie wymyślone i prawdziwe, komiczne i tragiczne, ciekawsze i mniej zajmujące. W tych krótkich dia-logach zawarto epizody z  czasów wojen husy-ckich, życia Wojciecha Korfantego czy ery Gór-nika Zabrze.

Odnoszę wrażenie, że  jurorzy chcą przede wszystkim promować różnorodną tematykę i nowe nazwiska, ale widzom – wnoszę po reak-cjach – i  mnie osobiście najbardziej przypadają

do gustu teksty Marcina Melona. Właśnie z jednoaktówek wyło-nił się nasz rodzimy Sherlock Holmes (Komisorz Hanusik i War-szawiok) i  to  on powołuje do  życia całkiem szekspirowskiego bohatera (Afera Makbecioka). W grudniu 2017 nagrodzony zo-stał utwór pod frapującym tytułem Łysek z pokładu Idy kontra oszkliwe zembioki, który odwołuje się nie tylko do noweli Mor-cinka, ale i Wehikułu czasu H.G. Wellsa. Tekst, który znajduje się w najnowszym tomiku nosi tytuł Rodzina Adamskich (abo gotyk w  godce) i  jest oczywiście nawiązaniem do  serii amery-kańskich horrorów The Adams Family. Tytułowi bohaterowie mają szczególne upodobanie – porywają dobrze odżywionych obywateli w celach zdecydowanie… konsumpcyjnych: „Trocha chudy. Możno trza go bydzie pofutrować? Jedna kitka, drugo kitka… Jakby ino Lojzik niy boł taki przepadzity. A możno ro-lady zrobiemy? (…) Toć, że zrobiemy rolady! Yntliś som my tra-dycyjno ślonsko rodzina, pra?”. I takich smakowitych konsków znajdziemy dużo więcej w tej jednoaktówce anglisty i regiona-listy z Tychów.

Oczywiście trafić tu można na inne warte uwagi sztuki: jest i  nostalgiczno-ikoniczne Stracili się Irka Widery i  naturali-styczno-hrabalowskie Świniobici Grzegorza Sztolera. Ponadto i w tej publikacji, i we wcześniejszych pojawiają się nazwiska by-najmniej nie anonimowe w artystycznym światku naszego re-gionu: Krystian Gałuszka, dyrektor Miejskiej Biblioteki Pub-licznej z Rudy Śląskiej (Atlanty), Aleksander Lubina, założyciel Klubu Twórców Górnośląskich Karasol (Erwin i Ponbóczek) czy Joanna Sodzawiczny, szef świetnego Teatru Naumionego z Or-nontowic (Różaniec).

Udało się zatem pomysłodawcom konkursu zgromadzić pod jednoaktówkowym szyldem wiele górnośląskich osobowości, które mozolnie wyciosują gotyk z godki. Czy… może już wkro-czyliśmy w renesans? q

Krystian Węgrzynek

Gotyk w godce. Jednoaktówki po śląsku, red. Waldemar Szymczyk, Imago Public Relations, Katowice Miasto Ogrodów, Katowice 2017.

Kultura

Okładka książki

UWAGA! KONKURS!

Śląskie ausdrukiW kolejnych numerach zamieszczamy rysunki Jacka Siegmunda ilustrujące śląskie zwroty,

powiedzenia, porzekadła, jednym słowem: ausdruki. Zapraszamy do odpowiedzi, jak ten ausdruk

powiedzielibyśmy po polsku i w jakiej sytuacji się go używa.

Najciekawsze odpowiedzi wydrukujemy. Wśród prawidłowych odpowiedzi rozlosujemy

nagrody książkowe.

Odpowiedzi należy nadsyłać na adres: [email protected]; w temacie należy wpisać: ausdruki,

a w treści należy podać imię, nazwisko, wiek i miejscowość.

Dziś kolejny ausdruk: Trzim się trowy!

Rys. Jacek Siegmund

Page 30: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

30 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

GodkaJednym z  moich wielkich marzeń

– tych politycznych i  tych prywatnych zarazem – jest objęcie ochroną języka śląskiego i  umożliwienie jego pełnego rozkwitu.

Żeby do  tego doszło od  wielu mie-sięcy pracuję nad ustawą o  języku ślą-skim. Oczywiście nie pracuję nad nią sama, ale korzystam z  wiedzy wybit-nych specjalistów – naukowców, pub-licystów, artystów – i  doświadczenia

polityków wszystkich ugrupowań, którzy chcą się w  ten projekt zaangażować.

Przez ostatnie dwa lata poznałam wiele niezwykłych osób, dla których kwestia tożsamości i ochrony języka śląskiego jest na tyle ważna, że nie oglądając się na okoliczności, sami codziennie pra-cują nad jego rozwojem i zarażają pasją do godki. To właśnie ich determinacja i zaangażowanie stanowiły dla mnie źródło motywa-cji w pracy sejmowej.

Zależało mi, żeby dyskusja nad językiem śląskim nie toczyła się jedynie za zamkniętymi drzwiami urzędów czy uniwersytetów, ale żeby mógł się w nią włączyć każdy. Dlatego zainicjowałam serię de-bat „Kiedy umrze ślonsko godka? ”, które budziły emocje od Rudę po Rybnik i od Katowic po Warszawę. Dzięki nim usłyszałam dzie-siątki inspirujących historii o osobistych walkach o możliwość po-sługiwania się godką, o inicjatywach społecznych, które nie miały prawa się udać, ale się udały… Wiem, z  rozmów prowadzonych z uczestnikami po debatach, że otworzyły one oczy wielu scepty-kom. Pozwoliły dostrzec w godce prawdziwy, żywy język, który nie służy jedynie do opowiadania rubasznych dowcipów i prezento-wania przepisów na golonkę – język literatury pięknej i pięknego mówienia o uczuciach.

Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Coraz więcej Polaków do-strzega piękno godki, popiera jej ochronę i zwiększenie nakładów na edukację o godce i w godce. Wierzę, że w końcu uda się przegło-sować w Sejmie ustawę uznającą śląski za język regionalny. Szaf-nymy to! q

Monika Rosa

Dyplomatyczna klęska…Sarkastycznie można by  powie-

dzieć, że polskiej dyplomacji udało się rzecz niespotykana – połączenie ca-łego świata w  krytyce przeciwko Pol-sce. Nawet Ukraina, która ma przecież nieporównywalnie gorszą antysemicką przeszłość podczas II wojny światowej – uzyskała wsparcie Izraela czy Stanów Zjednoczonych w  krytyce nowelizacji ustawy o IPN-ie.

Sformułowanie „polskie obozy śmierci” powinno być karane (ale czy sensowniejsze nie byłoby domaganie się np. 100 tys. dolarów na rzecz Muzeum Auschwitz, niż kary więzienia, której przecież żaden sąd nie orzeknie wobec swojego obywatela?). W przyjętej przez Sejm ustawie niestety nie ma słów o karaniu za  to określenie. Są za  to bardzo ogólnikowe sformułowania, które można zinterpretować tak, że mówienie o ja-

kichkolwiek haniebnych postawach Polaków w  czasie wojny bę-dzie mogło być ścigane.

Oczywiście obozy koncentracyjne postawiło i  prowadziło na  ziemiach polskich niemieckie państwo nazistowskie. Podkre-ślamy heroizm tych Polaków, którzy z narażeniem życia ratowali żydowskich sąsiadów w  czasie II wojny światowej, ale docenia-jąc tych „Sprawiedliwych wśród narodów świata” musimy pamię-tać, że ta postawa była tak piękna, bo wyróżniała się na tle innych – zarówno przygniatającej większości, która zachowała bierność, a  szczególnie tych, którzy z  żydowskich współobywateli ściągali haracz za życie czy nieraz zabijali, by przejąć ich majątek.

To, że o takich wydarzeniach nie mówiło się zbyt wiele, nie zna-czy, że tego typu historii nie można by odnaleźć w wielu polskich wioskach i miasteczkach. Historii, jaka by nie była, nie należy za-kłamywać, ale wyciągać z niej wnioski. q

Tomasz Głogowski

Posłowie – po słowie, po trzy

Dlaczego polityka prorodzinna rządu PiS jest niepełna?

Rząd PiS zmniejszył o  połowę fi-nansowanie z budżetu państwa składek na  ubezpieczenia społeczne za  nianie zatrudnione na podstawie tzw. umowy uaktywniającej. Do tej pory składki fi-nansowane były z  budżetu państwa od  podstawy wynoszącej pełne wyna-grodzenie minimalne. Po  nowelizacji ustawy, która weszła w  życie z  dniem 1 stycznia 2018 roku, z budżetu finan-sowane jest jedynie 50% kwoty składek

minimalnego wynagrodzenia. Resztę kosztów zatrudnienia po-nieść muszą rodzice zatrudniający nianie oraz same nianie.

Polityka prorodzinna rządu PiS ma charakter czysto propagan-dowy! Regularnie likwiduje się dobrze działające programy wpro-

wadzone za rządów PO – PSL, zastępując je jedynie szumnym pro-gramem 500+, który niestety, nie dość wystarczająco motywuje mamy do  pozostawania na  rynku pracy. Tym samym kobiety te skazane będą na głodowe emerytury w wieku senioralnym.

Przypomnę, że  za  rządów koalicji PO – PSL wprowadzona w życie została ustawa o opiece nad dziećmi do lat 3, która gwaran-towała polskim rodzinom do wyboru cały wachlarz form opieki nad dziećmi do trzeciego roku życia, a w tym: żłobki, kluby dzie-cięce, instytucję opiekuna dziennego, a także przywróciła formalny charakter instytucji niani. Tym sposobem, nianie zostały „wyciąg-nięte” z szarej strefy, a państwo zaczęło odprowadzać za nie składki na ubezpieczenia społeczne, co w konsekwencji gwarantowało im w przyszłości prawo do wyższej emerytury. q

Ewa Kołodziej

Page 31: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

31www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAKMoje Katowice, moja Koszutka…

Część II: Wśród przyjaciółCóż znaczą najbardziej ekskluzywne instytucje, budynki, in-

frastruktura, bez tchnienia Bożego i  co  za  tym idzie wy-pełnienia tej tkanki ludźmi z  ich wielkością, ambicjami,

marzeniami i pasją czynienia sobie „ziemi poddanej”? Bez histo-rii i ludzkich losów nie będzie radości istnienia, nie będzie czaru wspomnień.

W  drugiej części artykułu „Moje Katowice, moja Koszutka” pragnę skupić się na  ludziach, którzy tu się rodzili, rozwijali, za-kładali rodziny byli i są nadal „solą tej ziemi”. Jak przeżyłem swe lata, z  kim się spotykałem, kto i  co  mnie kształtowało pragnę przekazać ewentualnemu czytelnikowi. Moi dziadkowie, ro-dzice i  rodzeństwo pierwsze kroki kierowali zawsze do kościoła. To  właśnie wspomniani już Ojcowie Misjonarze Oblaci Maryji Niepokalanej byli pionierami rozwoju społecznego i  duchowego na  terenach pól uprawnych, przemysłowych, wysypiskach i  hał-dach, jednym słowem rozrastających się Katowic po  1922 roku, które wtedy stały się stolicą Województwa Śląskiego.

Bardzo dobrze zapamiętałem Ojca Na-pierałę, OMI, który pierwszy prowadził budowę klasztoru i  kaplicy a  także Ojca Teofila Nandzika, OMI. Obaj na czas bu-dowy znaleźli gościnę u  Ojców Boni-fratrów, którzy już mieli swoje miejsce od 1974 roku, Konwent i Szpital w Bogu-cicach”. „Polska Zachodnia” z 17.06 1935 r. informowała o nowym kobiecym oddziale w  bogucickim szpitalu. Poświęcenia od-działu żeńskiego dokonał właśnie o. Teo-fil Nandzik, były przełożony katowickiego domu Ojców Oblatów. Niestety, w  cza-sie okupacji hitlerowskiej, 19  listopada 1939 roku, o. T. Nandzik oznajmił, iż musi opuścić klasztor i  szpital. Tuż za  klasz-torem O. Oblatów mieściła się willa prof.  Oktawiana Popowicza, który z  ro-dziną zagościł na  Koszutce w  1935 roku. Był on dziekanem Wydziału Górniczego Politechniki Śląskiej. Doskonale dbał o swój ogród, w którym rosły piękne róże i  mieściły się ule. Jego żona Edyta była mistrzynią Polski w  jeź-dzie figurowej na  lodzie. Z  ich synem Andrzejem uczęszczałem do szkoły, był pracownikiem naukowym w GIG-u, przyjaźnił się z Kukuczką i odbył z nim wiele wspólnych wypraw w Himalaje. Po przeciwnej stronie ulicy znajdowała się willa państwa Łowiń-skich. Pani Wanda Jordan-Łowińska była harcmistrzynią i odwie-dzała nas często na obozach harcerskich w Stójkowie. Jej mąż Ma-rian Łowiński, harcmistrz, zginął w 1940 roku w Katyniu. Oboje byli bardzo zasłużeni dla Harcerstwa Polskiego na Górnym Śląsku w latach 1920‒39. Ich syn Michał był moim przyjacielem ze szkoły i harcerstwa, a córka Michała prowadzi dziś przychodnię „Ewan-med”, która cieszy się znakomitą opinią pacjentów. Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się willa, którą właścicielka przeznaczyła na dom opieki, a wykonawcą testamentu uczyniła pana Szymań-skiego – opiekuna ludzi starszych i chorych. Losy willi były nieco inne niż przewidywał testament. Otóż przez wiele lat mieściło się tu  Górnośląskie Towarzystwo Literackie, którego prezesem był przez wiele lat niedawno zmarły znakomity literat, poeta, dzia-łacz społeczny Tadeusz Kijonka. Budynek Miejskiego Ośrodka Po-mocy Społecznej był żłobkiem, ale kiedy mieszkańcy nieco nabrali lat, wystawiono go na  sprzedaż. Znalazł się klient – bankowiec. Sam brałem udział w staraniach, by udaremnić sprzedaż z prze-znaczeniem budynku na  bank. Przychylnie spojrzał na  problem

ówczesny prezydent Katowic, pan Jerzy Śmiałek. Pamiętam, jak podczas otwarcia pogodnie powiedział „To może ja tu znajdę też miejsce”. Pan Szymański wyraził zgodę na odstąpienie z wykona-nia testamentu, gdyż zasadniczy postulat został spełniony. W tej willi mieszkał również znakomity muzyk Michał Banasik, z któ-rym byłem w  wielkiej przyjaźni. Do  dziś wspominamy jego ge-nialne improwizacje organowe. Dziś jeszcze brzmią mi w uszach zagrane przez niego akordy „Bogurodzicy”. Melomanom chciałem przypomnieć znany duet fortepianowy „Banasik – Zubek”.

Koszutka – dzielnicą ludzi wybitnychWielu wybitnych ludzi pochodzi właśnie z  tej dzielnicy Kato-

wic: profesorowie z Akademii Ekonomicznej, Akademii Muzycz-nej, Uniwersytetu Śląskiego, Politechniki Śląskiej. Profesor Ta-deusz Ginko, wilnianin, deportowany na  Syberię gdzie odkrył oprócz swoich zainteresowań medycznych zdolności artystyczne

– rzeźbiarskie, literackie i  rysunkowe. Jako wysokiej klasy medyk mieszkał z ro-dziną w  tzw. galeriowcu. Na  ścianach jego mieszkania nie było wolnego miej-sca, wszystkie zajęte przez obrazy, doo-koła ustawione były rzeźby, które nazywał „strugadłami”. Kiedy w  ramach Dusz-pasterstwa Ludzi Pracy zorganizowali-śmy mu wystawę, zapełniłyśmy pracami całą salę im. de Mazenoda, w mieszkaniu w dalszym ciągu nie było pusto. Pozostała po  nim rodzinna relikwia, którą miałem w rękach – pamiętnik dla mającego naro-dzić się dziecka. Pani dr Łucja Glinko, nie-zwykle zasłużona dla kultury wieloletnia naczelnik wydziału kultury Urzędu Woje-wódzkiego. Kiedy podczas dorocznej kon-ferencji naukowej zorganizowanej przez Muzeum Historii Katowic została jednym z prelegentów otrzymała owacyjne brawa za  przedstawienie na  nowo miejsca kul-tury na Górnym Śląsku.

Pan prof. Kornel Gibiński, pochodzący z krakowskiego wybitny nie tylko medyk, ale organizator nowo-czesnych metod leczenia. Co najważniejsze, niezwykle szlachetny i  przyjazny dla pacjentów człowiek. Wszyscy spotykaliśmy się po niedzielnej Mszy św. w kancelarii parafialnej po odbiór „Tygo-dnika Powszechnego” (Boże, co  to  było za  wspaniałe pismo, już nikt nie żyje z tych, których mam w pamięci: Gołubiew, Kisielew-ski, Turowicz, Starowiejska-Morszczynowicz, Zawiejski, Kozłow-ski, Henelowa i wielu, wielu innych). Zawsze znalazła się chwila na  wymianę myśli podczas spotkania przyjaciół. Niech mi  wy-baczą ci, których nie wymieniam, ale wiek i  artykuł mają swoje ograniczenia.

W kancelarii parafialnej zaczęła się także moja znajomość z pa-nem prof.  Henrykiem Góreckim. Najbardziej spektakularne na-sze spotkanie miało miejsce z okazji 70 rocznicy jego urodzin. Pa-miętam, że uroczystość odbyła się w Sali Sejmu Śląskiego. Razem z prezydentem Piotrem Uszokiem, wiceprezydentem Józefem Ko-curkiem poszliśmy złożyć życzenia i wręczyć piękny bukiet jubi-latowi. Miałem też swój własny upominek i  kiedy Henryk mnie zobaczył, ku zdumieniu obecnych, bardzo serdecznie mnie wyści-skał. Życzliwie uśmiechnął się też, gdy zobaczył mnie na koncer-cie w stylu jazzowym. To było piękne i wzruszające! W Jego inten-cji ks. Franciszek kardynał Macharski odprawił Mszę u Oblatów

Józef Kompała – słynny hokeista i hokejowy sędzia

Page 32: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

32 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAKi wygłosił słowo Boże o przyjaźni, twórczości i przemijaniu, które do dziś pozostaje w moim sercu.

Prof. Tadeusz Wilczok – druh serdeczny z harcerstwa i szkol-nych zabaw. Nasze drogi na wiele lat się rozeszły, ale każde przy-padkowe spotkanie było serdeczne i  przyjacielskie. Jako Rektor Uniwersytetu Medycznego dobrze się zapisał w  pamięci studen-tów, kolegów i wykładowców. Dlatego, zu-pełnie spontanicznie, koledzy, przyjaciele, personel medyczno-uczelniany zamówili Mszę św. w intencji śp. Tadeusza. Katedra była pełna, a Arcybiskup Damian Zimoń dziękował wszystkim za udział i pamięć.

Chciałem też przywołać osoby, których nie znałem osobiście, a  które ze  wszech miar warto przypomnieć.

Edward Makula – pilot szybowcowy, samolotowy i  śmigłowcowy; mistrz (1963 r.) i wicemistrz (1960) świata w kla-sie otwartej, czterokrotny mistrz Pol-ski (1957‒78), siedmiokrotny rekordzi-sta świata, zdobywca medalu Lilienthala. Mieszkał z  rodzicami w zwykłym bloku przy ul. Katowickiej.

Józef Kompala – wybitny sportowiec, hokeista, sędzia hoke-jowy, mieszkający dziś w Krefeld. Grał w GKS Katowice do 1958 r. Josef „JuppKompalla grał w Bundesepublik od 1958 r. do 1969 r. Zagrał w 139 meczach. Potem zajął się zawodowo sędziowaniem i dostąpił największych zaszczytów w hokeju światowym. Sędzio-wał na olimpiadach, mistrzostwach świata, w tym finałowe mecze o mistrzostwo CSSR-Russland. Obecnie jest zapraszany jako gość honorowy, był w Katowicach w 2015 r. w maju i w Moskwie. Wspa-niały i szlachetny człowiek, przyjaciel z ławy szkolnej i harcerstwa. Już najwyższy czas do niego napisać, a najlepiej wysłać mu „Gór-noślązaka”. Teraz sędzią hokejowym jest jego córka Nicole.

Nie zdobyli światowej sławy, ale są  ludźmi nadprzeciętnymi, niezwykłymi. I moimi przyjaciółmi. Stanisław Wodnicki – znako-mity wychowawca akordeonistów, Alojzy Lysko – literat niepospo-lity, twórca i popularnych bajkowych opowiadań, i historycznych opracowań. Leszek Jęczmyk – zdobywca zaszczytnego tytułu „Ślą-zaka Roku” w konkursie „Godomy po naszemu”.

Osobne wspomnienie dedykuję na-uczycielom, którzy w  trudnych warun-kach materialnych, jeszcze trudniejszych warunkach społeczno- politycznych rea-lizowali swoje powołanie:

Pani Erika Kopiecówna – wielki ta-lent pedagogiczny. Stanu wolnego, gdyż przed wojną nauczycielki obowiązywał celibat. Chyba, ze  małżonkiem był wy-sokiej rangi mundurowy! Pan Klimek – krótko nas uczył, był człowiekiem wyjąt-kowym, starał się poznać każdego ucznia i znał nas po  imieniu. Nigdy nie podno-sił głosu zawsze miał pedagogiczną cierp-

liwość. Z szacunkiem i miłością wspominam także pana Bernarda Jędrysika, który zawsze miał dla nas dobre słowo poza lekcjami, panią Kalusową, organizatorkę pracowni chemicznej, wielkiego pedagoga, pana Maksymiliana Wesołego, matematyka, panią Lew-kową – lwowian kę, polonistkę, później wykładowcę na uniwersy-tecie. Ciężko jej było z nami Ślązakami, ale zawsze miała dla nas dobre wychowawcze słowo.

Wszyscy wymienieni pedagodzy, niezależnie od tego skąd po-chodzili, uczyli mnie i  innych patriotyzmu. I  nauczyli! Na  na-szym sztandarze szkolnym poświęconym w  1947  r. jest tekst „Bogurodzicy”.

Wszystkich, których być może pominąłem, przepraszam.Pozdrawiam, Szczęść Boże! q

Henryk Adler

SłońW skarbcu opowieści arabskich znajduje się ta o słoniu i derwi-

szu. Trudno określić, który z nich jest głównym bohaterem.Król, surowy, gniewliwy i nieznoszący sprzeciwu miał ulubio-

nego słonia. Pozwalał swemu pupilkowi na wszystko. Słoń skwa-pliwie korzystał z  nieograniczonej wolności. Cóż, kiedy równo-cześnie deptał pola wieśniaków, niszczył zasiewy i dojrzałe plony. Wieśniacy długo milczeli. Jednak już całkowicie zdesperowani po-stanowili to zmienić. Żaden z nich nie miał odwagi zwrócić uwagi królowi, że  powinien ukrócić samowolę słonia-ulubieńca. Udali się więc do derwisza i prosili:

– Ty  umiesz tak pięknie mówić, pomóż nam. Ubłagaj króla, żeby uwiązał słonia.

Derwisz nie był zachwycony. Z jednej strony bał się porywczo-ści króla, który mógł uznać jego prośbę za zuchwalstwo i wtrącić do lochu, a z drugiej strony wiedział, że wieśniacy mają rację i było mu ich żal.

– Dobrze – powiedział – Wstawię się za wami u króla, ale pój-dziecie ze mną i będziecie mnie wspierać.

– Oczywiście! Przecież to nasza sprawa! Będziemy cię wspierać!.Przed obliczem króla stawiła się cała delegacja. Król nieznoszą-

cym sprzeciwu tonem zapytał, z jaką sprawą przychodzą. Derwisz opanował lęk i zaczął:

– Twój słoń, panie, przechadza się wszędzie, po  polach i sadach…

Król gniewnym głosem zawołał:

– I co z tego?Derwisz obejrzał się na wieśniaków, ale zamiast zachęty, wspar-

cia, dodania odwagi i argumentów, zobaczył ich spuszczone głowy. Oni pragnęli tylko jednego – uciec jak najprędzej.

Derwisz poczuł się osamotniony. Uszła z  niego cała odwaga, za to pojawiło się zwątpienie.

Nie stracił jednak mądrości. I kiedy król grzmiącym głosem po-naglił go:

– No więc?!Derwisz odpowiedział:– No więc pomyśleliśmy, że milej by mu było przechadzać się

w towarzystwie słonicy, bo biedak jest taki samotny…– Jesteś mędrcem! Oczywiście, masz rację! Zaraz sprowadzę dla

niego towarzyszkę, żeby razem chodzili na spacery…Każda społeczność potrzebuje lidera. Poprowadź nas! Powiedz,

co  mamy zrobić! Ty  jesteś taki odważny, bystry, nikogo się nie boisz! Z tobą zwyciężymy! A my ukryjemy się za twoimi plecami. Schowani przeczekamy burzę, gniew, trudności, zabezpieczywszy sobie dogodny odwrót, szybką ucieczkę. Idź, walcz za nas i dla nas.

Trudno o liderów. Jeszcze trudniej o powodzenie, zwycięstwo, gdy lider musi walczyć w pojedynkę. Na Śląsku w szczególności.

„Gęby za lud krzyczące – sam lud pozamyka,/Ręce za lud wal-czące – sam lud poobcina…” Znamy, to znamy, Panie Adamie!

Emma

Emma

Wśród przyjaciół – Stanisław Wodnicki, Alojzy Lysko, Leszek Jęczmyk

Page 33: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

33www.zg.org.pl GÓRNOŚLĄZAK

Czego możemy nauczyć się od wrogich?

Ewangeliczny nakaz miłości siebie samego jest bez wątpienia czymś powszechnie akcepto-wanym. I choć w rzeczywistości może ciężko

kochać samego siebie, znając się niemalże na wylot, to  jednak świadomość potrzeb w  tym zakresie nie podlega dyskusji, nie ulega wątpliwości.

Ewangeliczny nakaz miłości Boga jest z  kolei czymś jeszcze powszechnie akceptowanym, choć kościelne statystyki spadają. Kochać Boga jest ła-two, choć Go nie widać. Wszak jest On ponad nami. Co prawda taki obraz nie mieści się w  modnych ostatnio interpretacjach (nie są  one wymysłem czasów, lecz aktualizacją wcześniej ist-niejących), ukazujących Boga jako przyjaciela, lecz przecież raz po raz ujawnia się w nas skłonność do pragnienia widzenia Go jako wszechmocy i wszechsiły. (Czy można kochać kogoś, kogo się lęka, to już temat do innego czasopisma i dla innego autora). Boga – pozornie wbrew słowom Jezusa – kochać jest łatwo. Tak, jak łatwiej kochać tych, co daleko i tych, którzy już odeszli. Prościej jest kochać na dystans – tak kochać, by nie naruszać swojej strefy komfortu. To trochę tak, jak łatwo jest współczuć w Europie ginącym na morzu uchodźcom, bo jedno kliknięcie w myszkę lub pilota i można z modułu współczucia przełączyć się na moduł rozrywki.

Nie będzie to jednak tekst o uchodźcach, lecz o wrogich. Tych pierwszych mamy daleko, choć zajmują w wyobraźni pierwszo-planowa miejsce na mapie strachów i straszków. Tych drugich za to zawsze mamy u siebie – na pęczki.

Wrogiego bowiem zawsze ma się u siebie. Stoi sobie tuż, przy, obok. Stoi i patrzy, kiedy by tu pożreć, nadgryźć, uszczknąć co-kolwiek z  dobrego samopoczucia, przekonania o  swojej/włas-nej racji, o własnej sile, mocy, sprawczości. Czyha. Dybie. Za-wsze gotowy do  skoku, agresji, grabieży. Klasyka przypadku: wpadam na pomysł, lecz nim zdążę się z nim przebić do ogółu, wrogi pierwszy dociera do potencjalnych odbiorców z przeka-zem, że to emanacja zła, inkarnacja, że śmierdzi z daleka i że nie warto ruszać, a popierać czy włączać się – broń cię, Boże i Wszyj-scy świenci aniołowie i patryjarchowie także. Wrogiego ma się tak blisko, jak tylko się da – wrogiego ma się w sobie. Nie tyle, żeby być wrogiem samego siebie (choć autoagresywne tenden-cje i auto opresyjne zachowania robią kariery równie zawrotne, co autoimmunologiczne choroby) – bo w końcu kochamy sie-bie samych. A wrogi oblepia byt przez wrogiego nękany szczel-nie. Obłapia go, okleja mazią nienawiści, rozpyla wokół ofiary ten charakterystyczny, delikatny swąd o  siarkowym bukiecie, by subtelnie rozgłaszać: „Nie tykaj się tego”. Wrogi zawsze zadba o to, by iść przed ofiarą i szeptać: „Nieczysty! Nieczysty! ”. (Tak w  czasach Jezusa trędowaci musieli krzyczeć, by  do  nich nie podchodzić, co miało chronić ludzi przed zarażeniem). Wrogi

zawsze nas wyręczy w  pozyskiwaniu negatywnego elektoratu.

Najgorszym z  wrogich jest zawsze bliski. W  su-mie wrogi jest w  ogóle bliski. Wrogi bliski i  bliski wrogi zna doskonale słabości, zresztą mocne strony także. Znajomość słabości pozwala mu celnie atako-wać, umiejętnie podkładać nogi, skutecznie kolpor-tować plotki lub szczerą prawdę (to drugie gorsze!), by  kontrastować na  naszym czarnym, zmazanym,

zbrudzonym tle, by w oczy ludziom poświecić własnym przykła-dem, świętością z cokołu uczynionego z cnót i świetlanych cech charakteru. Niestety, niełatwo ludziom znaleźć prawdę wśród zapętlonych narracji. Wrogi zawsze wpisze się idealnie w naj-mniejszą niespójność (a nie jesteśmy w stanie zaprogramować i  utrzymać totalnej spójności siebie). Wyciągnie ją  na  światło dzienne i wykorzysta do cna.

Ewangeliczny nakaz miłości bliźnich nie jest bowiem czymś powszechnie akceptowanym. Wrogich kochają w  najlepszym wypadku pożyteczni idioci i ludzie chorzy (w obu przypadkach ciężko dopatrzyć się ich winy – są  po  prostu albo głupi, albo godni współczucia z racji choroby). Co do zasady jednak wro-gich kochają frajerzy, życiowe przegrywy. Miernoty, słabizny. Ci wszyscy, do których grona na co dzień nie chcielibyśmy należeć, bo jak to tak, frajerzykiem być? Oj-nie-nie-nie.

Jak kochać bliźnich, wiedział tylko Jezus, bo „umiłowawszy, do końca umiłował”. A nikt z nas nie jest Jezusem. Ani nawet Szczepanem. Ani Dobrym Łotrem. Ani Tereską. Ani drugą Te-reską. Ani Faustyną. Ani Popiełuszką. Ani Wojtyłą, ani Wyszyń-skim.

Od wrogich płynie dla nas jednak najcenniejsza nauka. Taki trochę zakład Pascala: czy warto zaryzykować miłość nieprzyja-ciół? Ich miłowanie może nas pozornie osłabiać, bo publiczność lubi, gdy sprawiedliwy karci niesprawiedliwego. Tylko że wyko-rzystując mechanizm wrogiego, wpada się w jego retorykę, a na-stępnie – podpada pod zakwalifikowanie w zbiór wrogich. Tylko czy – no właśnie – splątani w gąszczu wrogich narracji odbiorcy dostrzegą naszą szlachetność. (To nie jest pytanie).

Dlatego pamiętać trzeba tylko o jednym brutalnym prawie. Jak wrogich nienawidzimy, tak i nas nienawidzić będą. I to już nieważne, czy to prawda, że niekoniecznie „najgorzej być do-brym”. q

Krzysztof Kraus

Autor jest katowickim samorządowcem, przewodniczącym rady dzielnicy Osiedle Witosa oraz Prezesem Górnośląskiego Bractwa Kul-turalnego Związku Górnośląskiego. W  latach 2015‒2017 był sekreta-rzem redakcji „Górnoślązaka”. Pracuje w Regionalnym Obserwatorium Kultury RIK w Katowicach.

Larmo

Page 34: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

34 www.zg.org.plGÓRNOŚLĄZAK

Strój ludowy jako kostium scenicznyŚwięto Teatru w Zespole „Śląsk”

Corocznie Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” organizuje Święto Teatru. W tym roku współorganizatorem tego kulturalno-edu-kacyjnego przedsięwzięcia jest Śląskie Kuratorium Oświaty.

Święto Teatru, które odbędzie się 26 marca 2018 roku. Do udziału w zapraszamy nauczycieli ze szkół i placówek oświa-towych oraz instruktorów teatralnych pracujących z dziećmi i młodzieżą. Podstawowym celem tego artystycznego spotkania jest integracja środowisk kulturalnego i oświatowego w pracy na rzecz dzieci i młodzieży.

Tegoroczne Święto Teatru, które zostanie zainaugurowane konferencją metodyczną Strój ludowy jako kostium sceniczny, odbędzie się w siedzibie Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Sta-nisława Hadyny. To jedna z cyklu konferencji poświęconych organizacji przedstawień scenicznych z wykorzystaniem róż-nych środków wyrazu sprzyjających podnoszeniu jakości pro-jektów realizowanych przez nauczycieli. Organizator zakłada, że spotkania nauczycieli i instruktorów z profesjonalnymi przed-stawicielami świata kultury: reżyserami, scenografami, akto-rami, pracownikami technicznymi w celu wypracowywania jak najlepszych metod pracy z uczniem, będą miały charakter cy-kliczny. Każda edycja będzie poświęcona innemu zagadnieniu niezbędnemu do prawidłowego przygotowania przedstawienia na scenie.

W bieżącej edycji uwagę skierujemy na prawidłowe wykorzy-stanie stroju ludowego jako kostiumu scenicznego. Omówione zostaną kwestie związane z różnicami pomiędzy strojem ludo-wym a kostiumem scenicznym, prawidłowymi zasadami orga-

nizacji widowiska oraz praktycznym użyciem rekwizytu w orga-nizacji przedstawień szkolnych.

Konferencja Strój ludowy jako kostium sceniczny26 marca 2018 r., siedziba Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”

im. Stanisława Hadyny w KoszęcinieProgram:Godz. 10:00 RozpoczęcieGodz. 10:15 Koncert edukacyjny w wykonaniu artystów Baletu Ze-społu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny.Godz. 11:00 Przerwa kawowaGodz. 11:30 Wykład dr Marii Lipok-Bierwiaczonek – członkini Rady Programowej Zespołu „Śląsk”: „Urok kwiecistego wianka. Strój ludowy i kostium sceniczny – refleksje etnografa”Godz. 12:15 Michaił Zubkov – choreograf oraz pedagog baletu Ze-społu „Śląsk”: „Podstawowe zasady kompozycji przedstawień teatral-nych”Godz:13:00 ObiadGodz. 14:00 Piotr Hankus – pedagog Zespołu „Śląsk”, aktor, kierow-nik amatorskich zespołów artystycznych „Strój ludowy na scenie-prak-tyczne zastosowanie, warianty zastosowań a autentyczność przekazu”Godz. 16:00 Zakończenie.

Szczegółowe informacje: www.zespolslask.pl

Pokoje do wynajęcia dla studentówZwiązek Górnośląski w Katowicach przy ul. Stalmacha 17 posiada wolne pokoje do wynajęcia. Media (woda, prąd, CO oraz Wi-Fi) w cenie czynszu. Pokoje znajdują się na poddaszu w zabyt-

kowej willi Kocura. Doskonała spokojna lokalizacja pomiędzy AWF i UŚ w odległości kilku minut od dworca kolejowego, Pałacu Młodzieży i przystanków autobusowych. Standard średni.

Kontakt: [email protected], telefon: 32 251 27 25

O G Ł O S Z E N I E W Ł A S N E W Y D A W C Y

Page 35: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,
Page 36: Gazeta Związku Górnośląskiego GÓRNO LąZAK 5 i krzewy, a w ich miejsce nasadzona zostanie nowa zieleń. Powsta-nie także ogród sensoryczny dla najmłodszych oraz plac centralny,

fitnesssiłownia

zajęcia tanecznewynajem obiektów

dbamy o damy

organizacja wydarzeń

Chcesz spędzić aktywnie czas, wyjść z domu, spo-tkać się z ludźmi i przy oka-zji zadbać o swoje zdrowie i samopoczucie? Nawet je-żeli wiosna życia już dawno za Tobą, Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji ma dla Ciebie ciekawą propozycję.

Kameralnie, komfortowo, indywi-dualnie – prowadzone w Mysło-wicach zajęcia są skierowane dla pań, którym zależy właśnie na za-bawie i sportowej aktywności.

- Proponujemy zajęcia o różnej in-

tensywności i różnym charakterze. Zapraszamy na halę widowiskowo-sportową przy ul. Bończyka oraz na Wesołą. Każda z pań znajdzie tam coś dla siebie. Nasz program został tak przygotowany, by damy mogły uczestniczyć w różnorod-nych, bardzo ciekawych zajęciach. Zajęcia prowadzimy w kameral-nym gronie, tak by każda uczest-niczka mogła poprawnie ćwiczyć pod okiem trenera – mówi Paweł Gawęda, zastępca dyrektora MO-SiR Mysłowice.

Dbamy o damy to program pełen różnorodnych zajęć sportowych, który już od dłuższego czasu daje mysłowiczankom sposobność ku

temu, by mogły poruszać się i za-dbać o swoją kondycję. W ramach zajęć „Dbamy o Damy” panie mogą uczestniczyć w takich zajęciach sportowych jak: pilates, pilates na piłkach, tabata, BPU (ćwicze-nia koncentrujące się na takich obszarach jak brzuch, pośladki i uda), step, latino solo oraz zdro-wy kręgosłup.

Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Mysłowicach pomyślał więc tak-że o seniorkach – to właśnie dla nich rozszerzono częstotliwość zajęć odbywających się pod na-zwą “zdrowy kręgosłup”. Starsze osoby niejednokrotnie krępują się korzystać z siłowni, gdzie ćwiczy

głównie młodzież. Zajęcia „zdro-wy kręgosłup” to odpowiedź na ich potrzeby – nie tylko pomogą za-dbać o zdrowie, ale też nabrać sił i energii. To także przyjemna forma spędzenia wolnego czasu i okazja do spotkania z mysłowiczanami w swoim wieku.

Panie chcące uczestniczyć w zaję-ciach mogą wybrać różne warianty wejściówek. Tygodniowy karnet uprawniający do uczestnictwa we wszystkich zajęciach kosztuje 25 złotych. Miesięczna wejściówka kosztuje natomiast 85 złotych, można też skorzystać z biletu na jednorazowe wejście w cenie 10 złotych.

Zajęcia dla Pań w Mysłowicach. MOSiR zaprasza na „Dbamy o Damy”

Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Mysłowicach, ul. Bończyka 32z, 41-400 Mysłowice tel. (32) 31-71-802 | www.mosir.myslowice.pl | facebook.com/mosir.lubie.to